Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Janusz Korczak ...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Polska wzorem dla Świata.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:49, 28 Wrz 2012    Temat postu: Janusz Korczak ...

Wiadomości: Top »
"Po drugiej stronie okna" - o wizji ulepszania świata Janusza Korczaka.

O idei przebudowy świata, której przez całe życie hołdował wybitny pedagog Janusz Korczak opowiada książka Anny Czerwińskiej-Rydel "Po drugiej stronie okna" skierowana do młodych czytelników. W sierpniu tego roku minęła 70. rocznica śmierci Starego Doktora.

"Wzywam o prawa dziecka. Może ich jest więcej, ja odszukałem trzy zasadnicze: prawo dziecka do śmierci, prawo dziecka do dnia dzisiejszego, prawo dziecka, by było tym, kim jest" - pisał Janusz Korczak (Henryk Goldszmit) w broszurze "Jak kochać dziecko".

To właśnie bezgraniczna miłość Starego Doktora do dzieci sprawiła, że poświęcił im on całe swe życie. Już w młodości zaczął interesować się losem najbiedniejszych i najbardziej bezbronnych.

Jako młody chłopiec miał łagodne usposobienie, a jego ulubioną zabawą było układanie klocków. - Babciu, ja cały świat układam z moich klocków - mówił do babci Emilii, która nazywała wnuczka "filozofem".

Mały Henryk marzył jednak o innej profesji - chciał być lekarzem i pisarzem. Obiecał sobie, że będzie zmieniał świat na lepsze. Był wrażliwy na ludzką niedolę, widział rzeczywistość w jaskrawych barwach.

Pewnego razu zwierzył się babci, że wymyślił plan przebudowy świata. - Bo wszystkiemu winne są pieniądze. Trzeba je wyrzucić. Wtedy nie będzie dzieci brudnych, obdartych i głodnych, z którymi nie wolno się bawić (...). I wszyscy będą wreszcie tacy sami. Dorośli i dzieci. Bogaci i biedni. Polacy i Żydzi - argumentował.

Po okresie nauki w gimnazjum Henryk zdecydował się na rozpoczęcie studiów medycznych. Chciał zostać pediatrą, aby poświecić się pracy z najmłodszymi. Jako student wiele z nimi przebywał, czytał im bajki, słuchał ich opowieści i zwierzeń - dzieci mu ufały. Henryk często ubolewał nad niedolą najmłodszych, starał się zrobić wszystko, aby poprawić ich los. Zwłaszcza tych najbiedniejszych.

Jako student medycyny i wychowawca kolonijny Korczak był zwolennikiem edukowania poprzez rozrywkę. Kłótliwym dzieciom proponował zabawę w sąd; głównymi bohaterami poszczególnych rozpraw byli oczywiście jego podopieczni.

Po uzyskaniu dyplomu ukończenia studiów medycznych Korczak zdecydował się podjąć wymagającą osobistego poświęcenia pracę jako lekarz w żydowskim szpitalu dla dzieci na ul. Śliskiej w Warszawie.

Szybko zdobył serca małych pacjentów i ich rodziców. "Matki powtarzały sobie, że doktor Korczak przyjdzie do dziecka i w dzień, i w nocy, a jak ktoś jest biedny, to za wizytę nie weźmie pieniędzy. Wzywały go więc, a on chodził, badał, leczył, uczył, jak karmić, jak ważyć - a przede wszystkim - jak kochać. Bo to interesowało go najbardziej" - pisze Czerwińska-Rydel.

Niedługo później poznał Stefanię Wilczyńską, wychowawczynię dzieci, z którą przyszło mu pracować aż do śmierci. Dla Wilczyńskiej Korczak był "bratnią duszą" przypominającą dużego chłopca z bródką i w okularach bez reszty oddanego zabawom z najmłodszymi.

Niebawem Korczak zamieszkał razem z dziećmi w Domu Sierot przy ul. Krochmalnej - "białym domu w szarej Warszawie". Aby jego najmłodsi lokatorzy przestrzegali "reguł mieszkaniowych" skorzystał z wcześniejszego doświadczenia dziecięcych sądów.

"Jeżeli ktoś zrobił coś złego, najlepiej mu przebaczyć. Jeżeli zrobił coś złego, bo nie wiedział, to już wie teraz. Jeżeli zrobił coś złego nieumyślnie, będzie w przyszłości ostrożniejszy. Jeżeli robi coś złego, bo mu się trudno przyzwyczaić, będzie się starał. Jeżeli zrobił coś złego, bo go namówili, już się nie będzie słuchał" - głosił opracowany przez pedagoga kodeks sądu koleżeńskiego.

W stosunku do podopiecznych zachowywał się jak ojciec. Robił wszystko, aby zapewnić im właściwy rozwój psychiczny oraz fizyczny; dbał o higienę dzieci, mierzył je i ważył, obcinał im włosy i paznokcie.

Wdrażał w życie oryginalne metody wychowawcze. Pewnego razu, gdy wezwano go do bójki dwóch chłopców, doświadczony pedagog odpowiedział: "Chłopcy muszą się bić (...). Trzeba tylko pilnować, żeby nie posuwali się za daleko. Podstawianie nogi jest nierycerskie, reszta - jak najbardziej".

Nawet po wybuchu wojny we wrześniu 1939 r. Korczak zachował spokój i dobry humor. Bawił się z dziećmi w zabawę wojenną polegającą na schodzeniu - na czas bombardowań - do schronu. Miał jednak wiele zmartwień, gdyż w Domu Sierot brakowało jedzenia. Co dzień Stary Doktor w mundurze oficera Wojska Polskiego wyruszał na ulice Warszawy z dużym workiem mając nadzieję na zdobycie pożywienia dla dzieci. Miał ich wówczas na wychowaniu prawie dwieście.

Po utworzeniu przez Niemców getta w Warszawie w 1940 r. wychowankowie Domu Sierot musieli zamieszkać w granicach zamkniętej dzielnicy żydowskiej, początkowo na ul. Chłodnej, następnie na ul. Śliskiej. Stary Doktor pracował także w przytułku na ul. Dzielnej.

Był już wówczas bardzo schorowany. Mimo piekła okupacji, wszechobecnej śmierci, którą można było spotkać codziennie na stołecznych ulicach, Korczak do końca wierzył w zapewnienia Niemców, że nie zlikwidują Domu Sierot.

Bardzo się jednak pomylił. 5 sierpnia 1942 r. wraz ze swymi wychowankami powędrował na Umschlagplatz, skąd odjeżdżały pociągi do Treblinki. Podczas transportu brał dzieci na ręce i przysuwał do niewielkiego okna, za którym można było ujrzeć inny, lepszy świat. - Dziecku potrzebny jest ruch, powietrze, światło - zgoda, ale i coś jeszcze. Spojrzenie w przestrzeń, poczucie wolności - otwarte okno - mówił niegdyś Stary Doktor.

Książka "Po drugiej stronie okna. Opowieść o Januszu Korczaku" ukazała się w serii "Biografie słynnych Polaków" nakładem wydawnictwa Muchomor.

>>>>

Wielki czlowiek w skali swiata a jeden z najwiekszych w Izraelu . I oczywiscie w Polsce . Nie trzeba zreszta mowic . Zycie swiadczy . Swiety czlowiek . Przeciez jego czyn nie jest czym innym niz czyn św. Maksymiliana ! :O)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:24, 04 Mar 2013    Temat postu:

Polski franciszkanin otrzymał Order Uśmiechu

Mieszkający w USA 93-letni polski franciszkanin o. Łucjan Królikowski został odznaczony w niedzielę Orderem Uśmiechu. Międzynarodowe wyróżnienie otrzymał na wniosek pierwszoklasistów ze Szkoły Kultury i Języka Polskiego w Bridgeport w stanie Connecticut.

Uroczystość udekorowania sędziwego duchownego miała miejsce w bazylice św. Stanisława w Chicopee, w stanie Massachusetts, gdzie obecnie mieszka.

- Jestem bardzo wzruszony tą uroczystością, która skupia serca polskie i daje człowiekowi impuls, ażeby tę resztę swojego życia oddać Bogu i Ojczyźnie - powiedział o. Królikowski.

Wręczając franciszkaninowi order członek kapituły orderu w USA Chester Lobrow, wskazał na niezwykłość dokonań o. Królikowskiego, który opiekował się przez całe lata i przygotował do samodzielności 150 dzieci oraz porównywał go do Janusza Korczaka.

- Dbając o siebie i swoich najbliższych nie dostrzegamy, że są obok nas nieraz dzieci niechciane, pozbawione uśmiechu, czyjegoś serca. Warto się w tym miejscu zatrzymać - dać coś z siebie. Warto być dobrym, tak jak o. Łucjan - powiedział Lobrow.

Niedzielna ceremonia zgromadziła ok. 400 osób. Jej częścią było m.in. wypicie przez kawalera orderu bez skrzywienia się soku wyciśniętego z cytryny.

- Nigdy jeszcze nie widziałem tak wspaniałego uśmiechu. Ojciec Łucjan rozpromienił nim nas wszystkich" - zapewnił Tomek Moczerniuk przybyły na uroczystość specjalnie ze stanu New Jersey.

Łucjan Królikowski urodził się w roku 1919 w Nowym Kramsku. Jako student filozofii we Lwowie został w roku 1940 aresztowany przez NKWD i wywieziony na Syberię. Po zwolnieniu skończył Szkołę Podchorążych Artylerii w Kirgistanie po czym trafił na Bliski Wschód. Po studiach teologicznych w Libanie służył w armii gen. Andersa, gdzie był kapelanem. Później znalazł się pośród byłych zesłańców syberyjskich w polskim obozie w Tanzanii.

Po likwidacji obozu przebywające w nim dzieci miały zostać przewiezione do komunistycznej wówczas Polski. Aby temu zapobiec, o. Łucjan przemycił 150 sierot oraz półsierot najpierw do Włoch i Niemiec, a ostatecznie do Kanady. Kiedy zostały tam rozmieszczone w różnych szkołach opiekował się nimi do aż pełnoletniości.

Franciszkanin jest autorem książek "Pamiętnik sybiraka i tułacza", "Skradzione dzieciństwo" oraz "Miłość mi wszystko wyjaśniła. Przygody ducha".

W uznaniu za zasługi o. Łucjan otrzymał w roku 2007 Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Przyznano mu też honorowy tytuł Przyjaciela Szkoły Kultury i Języka Polskiego w Bridgeport.

Order Uśmiechu, który otrzymało dotąd 945 osób jest jedynym odznaczeniem przyznawanym wyłącznie na wniosek dzieci. ONZ nadała mu rangę międzynarodową.

Do grona Kawalerów Orderu Uśmiechu należą m.in.: Jan Paweł II, Dalajlama XIV, Matka Teresa z Kalkuty, Irena Sendlerowa, Anna Dymna, prof. Zbigniew Religa, Irena Santor, ks. Jan Twardowski, królowa Szwecji Sylwia oraz król Arabii Saudyjskiej Abd Allah ibn Abd al-Aziz as-Saud.

...

Ten ostatni dostal za sfinansowanie leczenia dziecka . Ta dynastia bynajmniej nie zasluzyla .
Ale nad wychowaniem polskich dzieci i żydowskich oczywiscie czuwa z nieba Janusz Korczak ! Sam przeciez doswiadczylem :0)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:35, 24 Mar 2015    Temat postu:

73. rocznica likwidacji żydowskiej ochronki dla dzieci

Pamięć około stu żydowskich sierot z lubelskiej ochronki, rozstrzelanych w marcu 1942 r. przez hitlerowców, uczcili mieszkańcy Lublina. Przeszli oni w Marszu Pamięci trasą, którą Niemcy poprowadzili żydowskie dzieci na śmierć.

- Nie znamy nazwisk ani imion tych dzieci, ale wiemy, z relacji świadków, w jakich okolicznościach zginęli, co się wtedy wydarzyło. Chcemy o nich przypomnieć, chcemy, żeby pamięć o tej ochronce była w świadomości lublinian. Los dzieci, tych najbardziej niewinnych i bezbronnych ofiar wojny, jest szczególnie poruszający - powiedziała Agnieszka Zachariewicz z Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN, który jest organizatorem obchodów.

W Ośrodku młodzież lubelskich szkół uczestniczyła w zajęciach warsztatowych, podczas których zaprezentowano m.in. relacje świadków tamtych wydarzeń.

Marsz Pamięci rozpoczął się przy ul. Grodzkiej na Starym Mieście, w miejscu, gdzie niegdyś znajdowała się żydowska ochronka (sierociniec), a obecnie mieści się tam młodzieżowy dom kultury. Uczestnicy marszu przeszli do miejsca w dzielnicy Tatary, gdzie dzieci zostały rozstrzelane. Tam odczytano wiersz Arona Cejtlina "Imiona żydowskich dzieci". Następnie uczniowie, na białych kamykach wypisali imiona m.in. te, które wymienione są w wierszu i kamyki złożyli w miejscu egzekucji żydowskich sierot. - To nawiązanie do żydowskiej formy upamiętniania zmarłych – dodała Zachariewicz.

Żydowska ochronka w Lublinie mieściła się w dwupiętrowym budynku przy ul. Grodzkiej. Było tam dziewięć sypialni, dwa pokoje stołowe, sala rekreacyjna. Dzieci z sierocińca chodziły do szkół powszechnych, mniejsze uczęszczały do przedszkola, które zorganizowano na miejscu.

Nie wiadomo dokładnie, ile osób w czasie wojny przebywało w ochronce. Według relacji świadków w budynku przeznaczonym dla 30 osób, mogła być nawet ponad setka dzieci w wieku od kilku miesięcy do 10 lat. Były tam też osoby starsze i chore. Wielu rodziców umieszczało dzieci w tym sierocińcu w nadziei, że tam będą bezpieczne.

Do egzekucji żydowskich dzieci z ochronki doszło prawdopodobnie 24 marca 1942 r. w czasie likwidacji getta w Lublinie. Wszystkie dzieci wywieziono samochodami ciężarowymi lub poprowadzono pieszo poza miasto, na łąki (obecnie teren dzielnicy Tatary) i zamordowano. Z dziećmi zginęły też trzy opiekunki, które nie chciały opuścić swoich podopiecznych: Anna Taubenfeld, Hanna Kupperberg i panna Rechman.

Po wojnie ekshumowane ciała żydowskich sierot złożono we wspólnej mogile na nowym kirkucie. Na budynku dawnej ochronki umieszczona została tablica informacyjna w języku polskim i jidysz.

Ośrodek Brama Grodzka Teatr NN od wielu lat w rocznicę likwidacji ochronki organizuje Marsze Pamięci, a także inne działania edukacyjne służące upamiętnianiu żydowskich dzieci. W poprzednich latach młodzież uczestniczyła w akcji pisania listów do dzieci z ochronki i w malowaniu Murali Pamięci - graffiti na murach szkół znajdujących się w pobliżu miejsca, gdzie niegdyś naziści dokonali egzekucji żydowskich dzieci.

Przed wojną wśród ponad 110 tys. mieszkańców Lublina 40 tys. stanowili Żydzi. Dzielnica żydowska, w której hitlerowcy utworzyli getto, rozciągała się wokół Zamku.

Akcja likwidacji getta rozpoczęła się w nocy z 16 na 17 marca 1942 r. Hitlerowcy wypędzali ludzi z domów. Zniedołężniałych i chorych zabijali na miejscu. Pierwszy transport wywiezionych stąd Żydów do obozu zagłady w Bełżcu liczył ok. 1,5 tys. osób. Do połowy kwietnia 1942 r., naziści wywieźli do Bełżca ponad 26 tys. osób.

Po wywiezieniu mieszkańców getta do obozów zagłady, ponad 200 budynków - domy, synagogi, kamienice - zburzono. Dzielnica nigdy potem nie została odbudowana. Obecnie na tym miejscu jest Plac Zamkowy.

...

Nie tylko Korczak oczywiscie prowadzil ochronke . Byl wzorem dla innych .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:29, 05 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
75 lat temu Janusz Korczak ze swoimi wychowankami trafił do obozu zagłady w Treblince
75 lat temu Janusz Korczak ze swoimi wychowankami trafił do obozu zagłady w Treblince

Dzisiaj, 5 sierpnia (08:39)

75 lat temu (5 lub 6 sierpnia 1942 roku) Janusz Korczak, jego współpracowniczka Stefania Wilczyńska oraz 192 wychowanków Domu Sierot zostali wywiezieni do obozu zagłady w Treblince. Naoczny świadek tych wydarzeń Nachum Remba pisał: "Na czele pochodu szedł Korczak. Nie! Tego obrazu nigdy nie zapomnę. To nie był marsz do wagonów, to był zorganizowany, niemy protest przeciwko bandytyzmowi! (...) Były to pierwsze żydowskie szeregi, które szły na śmierć z godnością, ciskając barbarzyńcom spojrzenia pełne pogardy. (...) Gdy Niemcy zobaczyli Korczaka, pytali: Kim jest ten człowiek?". W ślad za nimi poszły dzieci z innych sierocińców i domów opieki, razem z opiekunami i wychowawcami.
Janusz Korczak
/archiwum /PAP

Wielokrotnie opisywana i przedstawiana w filmach scena pochodu jest kwestionowana przez innych świadków. Inną relację przytacza Joanna Olczak-Ronikier, autorka wydanej w 2011 r. książki "Korczak. Próba biografii". "Naoczny świadek zapamiętał tę scenę tak: Korczak, bardzo już chory i wyczerpany, ledwie powłóczył nogami, dzieci, sparaliżowane przerażeniem, szły w całkowitej ciszy.
Państwowe Sanatorium Gruźlicy Kostno-Stawowej im. doktora Janusza Korczaka
/ PAP /PAP

Prof. Jacek Leociak z Centrum Badań nad Zagładą Żydów PAN podkreśla: "uważam, że Janusz Korczak mógł nie dojechać żywy do Treblinki. Prawdopodobne - uwzględniając bardzo zły stan jego zdrowia - zmarł z wycieńczenia podczas morderczej podróży". Jak wyjaśnił, w kwietniu 1942 r. Korczak pisał do swojej wieloletniej współpracowniczki Natalii Zandowej przedstawiając swój stan zdrowia: "przyjść nie mogę, bo jestem stary, zmęczony, słaby i chory. (...) bolała głowa, bolały plecy i nogi, i ręce, i kaszel męczył, (...) zmęczyłem się, ale w nocy nie wypocząłem. Wiecie, jak źle jest, kiedy coś boli, kiedy z trudem człowiek wstaje i chodzi - kiedy mu zimno i ma dreszcze, i kaszle".

Profesor tłumaczył, że w "Pamiętniku" pedagog wracał do wspomnianych wątków, do zmęczenia, do mozołu ubierania się co rano, do trapiącego go kaszlu, złamanego zęba, który kaleczy język. Doktor Mordechaj Leński, który badał Korczaka w getcie, wspominał: "Był wychudzony, policzki miał pokryte czerwonymi plamami, oczy płonęły. Mówił szeptem, oddychał z trudem. Prześwietlenie ujawniło wodę w klatce piersiowej. Dr Korczak nie przejął się tym. Zapytał, do jakiego miejsca dochodzi wysięk. Gdy się dowiedział, że woda nie doszła jeszcze do czwartego żebra, machnął ręką".
"W każdym wagonie, który dojeżdżał do Treblinki były trupy"

W czerwcu 1942 r. Janusz Korczak poddał się operacji zaniedbanego wrzodu w okolicach łopatki. Stella Eliasbergowa wspominała, że miesiąc później był w bardzo złym stanie. Osłabione serce, nogi i stopy miał tak spuchnięte, że musiał kłaść się na parę godzin do łóżka - tłumaczyła.

Trzeba pamiętać, że (podróż) to była wielogodzinna gehenna jazdy w wagonie zapełnionym do niemożliwości, gdzie przebywało nawet 150 osób. Podłoga była wysypana niegaszonym wapnem, na którą ludzie załatwiali swoje potrzeby fizjologiczne. Wszystko się gotowało. W każdym wagonie, który dojeżdżał do Treblinki były trupy. Wielu ludzi próbowało się ratować, wyskakiwać z wagonów; część z nich zastrzelili strażnicy ukraińscy znajdujący się na dachach pociągów - mówi profesor Jacek Leociak.

Janusz Korczak (Henryk Goldszmit) - lekarz, działacz społeczny, wychowawca, pedagog - urodził się 22 lipca 1878 lub 1879 r. w Warszawie, w rodzinie żydowskiej. Od 1905 r. pracował w Szpitalu dla Dzieci im. Bersohnów i Baumanów w Warszawie, kierował Domem Sierot dla dzieci żydowskich, który istniał od 1912 do 1942 r. Współtworzył także Nasz Dom dla dzieci polskich. Swoje poglądy na temat pedagogiki zawarł przede wszystkim w dziełach "Jak kochać dziecko", "Prawo dziecka do szacunku" i "Momenty wychowawcze".

Wśród jego utworów skierowanych do dzieci najbardziej znane to: "Król Maciuś Pierwszy", "Król Maciuś na bezludnej wyspie", "Bankructwo małego Dżeka", "Kajtuś czarodziej" i "Kiedy znów będę mały".

Był autorem powieści o tematyce społecznej takich jak "Dzieci ulicy" czy "Dziecko salonu", a także innych utworów, m.in. "Koszałków opałków", "Sam na sam z Bogiem" oraz dramatów, z których zachował się tylko jeden: "Senat szaleńców", wystawiony w teatrze Ateneum przez Stefana Jaracza w 1931 r.

(ug)
RMF FM/PAP

...

Korczak oczywiscie nie zmarl po drodze tylko tak jak dzieci. O czym wiemy z objawien Anny...

Bóg dał mi tę łaskę, że mogłem być z nimi do ostatniej chwili i dlatego mogłem oddać je wszystkie w Jego wyciągające się ku nam przebite dłonie — przygotowane, więc ufne i oczekujące zapowiedzianego przeze mnie Spotkania.

Jeden z najbardziej wstrzasajacych fragmentow...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:45, 22 Lip 2018    Temat postu:

140 lat temu urodził się Janusz Korczak - pedagog, pisarz, lekarz i działacz społeczny
Janusz Korczak. Fot. PAP/CAF/archiwum
Janusz Korczak. Fot. PAP/CAF/archiwum
140 lat temu, 22 lipca 1878 r., w Warszawie urodził się Henryk Goldszmit (według różnych źródeł w roku 1879), powszechnie znany jako Janusz Korczak, pedagog, pisarz, lekarz i działacz społeczny, prekursor walki o prawa dziecka i uznanie jego podmiotowości; twórca zakładów wychowawczych „Dom Sierot” i „Nasz Dom”, autor powieści dla dzieci „Król Maciuś I”, „Bankructwo Małego Dżeka”, „Kajtuś czarodziej”.

W 1891 r. rozpoczął naukę w rosyjskim gimnazjum filologicznym na warszawskiej Pradze. Pięć lat później, jeszcze w czasach gimnazjalnych, zadebiutował w tygodniku humorystyczno-satyrycznym „Kolce”, jako autor humoreski „Węzeł gordyjski”, dotyczącej wychowania dzieci. Z pismem tym współpracował do 1904 r. ogłaszając w nim około 250 tekstów.

W 1898 r. przygotował na konkurs literacki im. Ignacego Paderewskiego dramat „Którędy?”, który podpisał pseudonimem „Janasz Korczak”, zaczerpniętym z tytułu powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego „Historia o Janaszu Korczaku i pięknej miecznikównie”. W tym samym roku po ukończeniu gimnazjum rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego.

W 1899 r. pojechał do Szwajcarii, aby dokładnie zapoznać się z myślą i działalnością Johanna Heinricha Pestalozziego, twórcy nowożytnego systemu i metody nauczania początkowego, zwanego ojcem szkoły ludowej. Po powrocie do kraju w 1900 r. został słuchaczem tajnego „Uniwersytetu Latającego”, na którym wykładali wybitni uczeni polscy, m.in. Jan Władysław Dawid, Józef Krzywicki i Wacław Nałkowski. W okresie tym poznawał warunki życia warszawskiej biedoty z Powiśla, Starego Miasta i Ochoty, szczególnie interesując się losem dzieci. Owocem tych doświadczeń był cykl artykułów zamieszczonych w „Wędrowcu” pt. „Dzieci i wychowanie”.

W 1901 r. ukazała się jego pierwsza powieść „Dzieci ulicy”. Rok później rozpoczął działalność w „Towarzystwie Czytelni Bezpłatnych”.

W 1905 r. po otrzymaniu dyplomu lekarza rozpoczął pracę w Szpitalu dla Dzieci im. Bersonów i Baumanów w Warszawie przy ulicy Śliskiej 51, który przeznaczony był dla pacjentów wyznania mojżeszowego. Leczył bezpłatnie.

W tym samym roku w związku z trwającą wojną rosyjsko – japońską został zmobilizowany jako lekarz wojskowy i wysłany na Daleki Wschód. W 1906 r. po powrocie z frontu ukazała się jego powieść „Dziecko salonu”, krytykująca mieszczańskie metody wychowawcze, która przyniosła mu rozgłos i uznanie. Poziom i zakres opieki medycznej, jakim objęci byli ludzie niezamożni, budził w nim oburzenie. Wielokrotnie dawał tego świadectwo na łamach prasy.

W 1912 r. po siedmiu latach opuścił szpital i został dyrektorem Domu Sierot, wybudowanego u zbiegu ulic Krochmalnej i Karolkowej przez opiekujące się żydowskimi dziećmi w Warszawie Towarzystwo „Pomoc dla Sierot”, którego członkiem był od trzech lat. Razem ze Stefanią Wilczyńską, pełniącą funkcję naczelnej wychowawczyni, pracowali w nim bez wynagrodzenia.

Dom Sierot pod zarządem Korczaka stał się miejscem wyjątkowym, w którym każdy z wychowanków był „gospodarzem, pracownikiem i kierownikiem”, a dziecięca społeczność działała „na zasadach sprawiedliwości, braterstwa, równych praw i obowiązków”.

Po wybuchu I wojny światowej w 1914 r. został powołany do wojska rosyjskiego i służył jako ordynator polowy szpitala wojskowego na Ukrainie.

W połowie 1917 r. przyjechał do Kijowa i podjął pracę lekarza pediatry w przytułkach dla dzieci ukraińskich oraz psychologa w polskim przedszkolu.

W czerwcu 1918 r. wrócił do Polski i wkrótce współtworzył w Pruszkowie wraz z Marią Falską „Nasz Dom”, placówkę przeznaczoną dla dzieci polskich.

W latach 1919-1920 wziął udział w wojnie polsko-sowieckiej w randze majora, pracując jako lekarz w wojskowych szpitalach epidemicznych. W 1920 r. zaraził się tyfusem. Pielęgnowała go w domu matka, która sama zapadła na tyfus i zmarła.

W tym samym roku ukazała się najważniejsza praca pedagogiczna Korczaka „Jak kochać dzieci”.

W 1921 r. możliwa stała się realizacja jego planów związanych z koloniami letnimi dla dzieci z Domu Sierot. Towarzystwo „Pomoc dla Sierot” otrzymało bowiem w darze ziemie z budynkami w gminie Wawer, które przeznaczyło na ten cel. Kolonia zwana „Różyczką” służyła również uczniom i wychowankom innych placówek wychowawczych.

Z czasem Korczak założył przy Domu Sierot fermę rolną, która pomagała mu utrzymać dzieci. Była ona także warsztatem szkoleniowym, gdzie mogły one uczyć się ogrodnictwa i rolnictwa. W okresie tym prowadził aktywną działalność wykładową m.in. na kursach dla wychowawców. Zaproszony przez Marię Grzegorzewską rozpoczął również współpracę z Państwowym Instytutem Pedagogiki Specjalnej.

W 1926 r. założył pierwsze i jedyne w swoim rodzaju czasopismo dla dzieci i młodzieży „Mały Przegląd”, które ukazywało się do 1939 r. W 1935 r. rozpoczął współpracę z Polskim Radiem, w którym pod pseudonimem „Stary Doktor” prowadził audycje dla dzieci. Trwała ona z przerwami do września 1939 r.

Od początku niemieckiej okupacji aktywnie szukał wsparcia finansowego dla Domu Sierot.

Na jesieni 1940 roku prowadzony przez Janusza Korczaka na Krochmalnej Dom Sierot został przeniesiony do getta, na Chłodną 3. Podczas przeprowadzki niemieccy żandarmi skonfiskowali kilka worków kartofli i Korczak próbował interweniować w tej sprawie u władz. Nie tylko nie odzyskał zapasów, ale za brak opaski z gwiazdą Dawida trafił na dwa miesiące do więzienia na Pawiaku. Gdy wrócił na Chłodną, ze wszystkich sił próbował zorganizować życie w sierocińcu na dawnych zasadach - odbywały się lekcje, przedstawienia amatorskie, odczyty dla wychowanków, posiedzenia dziecięcego sądu, ukazywała się gazetka, obchodzono żydowskie święta. Tak też się działo, kiedy po zmianie granic getta na jesieni 1941 sierociniec przeniesiono na ulicę Sienną 16.

Zachowanie normalności było jednak bardzo trudne. Korczak, co sobotę ważył dzieci, przerażało go, jak szybko chudły. W Domu Sierot było już dwieście dzieci, bo w ciągu kilku miesięcy przyjęto 30 nowych wychowanków. Do Starego Doktora codziennie zgłaszali się rodzice, chcący powierzyć mu swoje dzieci i w ten sposób ratować je przed śmiercią głodową. Korczak musiał im odmawiać, bo nie był w stanie wyżywić większej liczby osób. Codziennie pielgrzymował po urzędach i domach prywatnych usiłując załatwić jedzenie, opał i pieniądze na utrzymanie Domu Sierot. Jego asystent, Igor Newerly wspominał, że poznał wtedy inne oblicze Korczaka, który "sterany, rozdrażniony, podejrzliwy, gotów był zrobić piekielną awanturę o beczkę kapusty, worek mąki...".

Newerly pisał, że Korczak, choć nie był jeszcze stary, był w tym okresie bardzo schorowany. W warunkach getta zaniedbane dolegliwości dawały boleśnie znać o sobie: miał problemy z sercem, dlatego lekarze nie zdecydowali się na operację przepukliny, która bardzo mu dokuczała. Miał kłopoty z pęcherzem, puchły mu nogi, z trudem chodził, łatwo się męczył. Najgorsza jednak była depresja - na oczach Korczaka efekty pracy jego życia się rozpadały.

W lutym 1942 roku Korczak zajął się Głównym Domem Schronienia na Dzielnej, gdzie zwożono z ulic getta porzucone i osierocone dzieci. Pracownicy tej instytucji nie panowali nad sytuacją - najmłodsze dzieci leżały w brudzie, zimą zamarzały. Korczak chciał, korzystając ze swojego autorytetu i doświadczenia, zreorganizować działalność zakładu, zdobyć środki na jedzenie. Mimo rozpaczliwych starań działo się tam coraz gorzej, dzieci powoli umierały z głodu nie mając nawet sił, aby płakać. "Korczak zdecydował, że nie będzie karmić niemowląt, by uratować dzieci, które już mają świadomość tego, że żyją" - pisał Ludwik Hirszfeld. Przed takimi dylematami lekarze w getcie stawali codziennie - czy ratować dzieci, czy ludzi starszych, mniej czy bardziej chorych, skoro oczywiste było, że lekarstw i żywności w żaden sposób nie wystarczy dla wszystkich.

Krąży niepotwierdzona opowieść, że Korczak, tuż przed wejściem do wagonów, został rozpoznany przez Niemców i że proponowano mu ocalenie pod warunkiem, że zostawi dzieci, a on odmówił. "Stał się personifikacją bohaterstwa, chociaż na pewno nie czuł się bohaterem. Uważał, że wypełnia swój obowiązek, podobnie jak setki ludzi w getcie, zwłaszcza lekarzy i pedagogów odpowiedzialnych za los innych" - pisze Olczak-Ronikier.

W lipcu 1942 roku dzieci z Domu Sierot wystawiły "Pocztę" Rabindranatha Tagore'a - dramat o umierającym chłopcu. Sztuka miała premierę 15 lipca. Kilka dni później, 22 lipca, w dzień 63 lub 64 urodzin Starego Doktora (jego ojciec zaniedbał wyrobienia metryki, Korczak nie znał roku swojego urodzenia) rozpoczęła się w getcie wielka akcja wywózki mieszkańców do komór gazowych Treblinki. 23 lipca prezes Judenratu warszawskiego getta Adam Czerniaków popełnił samobójstwo połykając cyjanek, po tym, jak Niemcy próbowali wymusić na nim zgodę na wywiezienie sierocińców. Korczak, choć świadomy, jaki los czeka jego wychowanków, w tych ostatnich dniach dbał o to, aby zajęcia w Domu Sierot toczyły się wedle zwykłego planu. Wydaje się, że miał mimo wszystko jakąś nadzieję - wiadomo, że 2 sierpnia starał się o przydział węgla dla sierocińca na zimę.

W ostatnich miesiącach życia, od maja do sierpnia 1942 roku Korczak prowadził pamiętnik, w którym opisał swoje życie i doświadczenie życia w getcie. W ostatnim zapisku z 4 sierpnia zastanawia się, czy jego głowa w oknie jest dobrym celem dla niemieckiego wartownika po drugiej stronie ulicy. Nie wiadomo, czy mieszkańcy Domu Sierot ruszyli w drogę na Umschlagplatz 5 czy 6 sierpnia. 5 sierpnia wysiedlono inne sierocińce z getta, ale przyjęto, opierając się na diariuszu Abrahama Lewina, że Dom Sierot wysiedlono dzień później. Wiadomo jednak, że 5 sierpnia 1942 roku świeciło słońce, a dzień później lał deszcz. Wszyscy świadkowie pochodu Korczaka z dziećmi na Umschlagplatz zapamiętali, że panował obezwładniający upał, więc Joanna Olczak-Roniker, autorka najnowszej biografii Korczaka, skłonna jest przyjąć, że działo się to 5 sierpnia.

W wielu relacjach powtarzają się te same motywy - uśmiechnięte dzieci idące czwórkami pod zielonym sztandarem Króla Maciusia I, śpiewające "Choć burza huczy wokół nas". Władysław Szpilman zapisał, że dzieci były ubrane w najlepsze ubrania, radosne, bo przekonane, że jadą na wieś, pochód prowadził chłopiec grający na skrzypcach, a Korczak niósł na rękach dwoje najmłodszych. Ostatnią drogę Domu Sierot opisał także poeta getta Władysław Szlengel w wierszu: "Kartka z dziennika +Akcji+":

"Dziś widziałem Janusza Korczaka,

Jak szedł z dziećmi w ostatnim pochodzie,

A dzieci były czyściutko ubrane,

Jak na spacer niedzielny w ogrodzie.

Janusz Korczak szedł prosto na przedzie

Z gołą głową, z oczami bez lęku,

Za kieszeń trzymało go dziecko,

Dwoje małych sam trzymał na ręku".

Tak naprawdę wyglądało to jednak inaczej. Wiadomo, że Korczak był już wtedy tak chory i osłabiony, że ledwie chodził, na pewno nie był w stanie nieść dzieci na rękach. Marek Rudnicki, który widział ten pochód, zapamiętał: "Atmosferę przenikał jakiś ogromny bezwład, automatyzm, apatia. (...) Była straszliwa, zmęczona cisza. Korczak wlókł nogę za nogą, jakiś skurczony (...) Dzieci początkowo czwórkami, potem jak popadło, w pomieszanych szeregach, gęsiego. Któreś z dzieci trzymało Korczaka za połę, może za rękę, szły jak w transie". Oszukiwanie dzieci, że jadą na wycieczkę na wieś było też sprzeczne z zasadami Korczaka. W styczniu 1942 roku zapisał, jakby antycypując przyszłość: "Nie róbcie dzieciom niespodzianek, jeśli nie chcą. Powinny wiedzieć, zawczasu być uprzedzone, czy będą strzelali, czy na pewno, kiedy i jak. Trzeba się przygotować przecież do długiej, niebezpiecznej podróży".

Krąży niepotwierdzona opowieść, że Korczak, tuż przed wejściem do wagonów, został rozpoznany przez Niemców i że proponowano mu ocalenie pod warunkiem, że zostawi dzieci, a on odmówił. "Stał się personifikacją bohaterstwa, chociaż na pewno nie czuł się bohaterem. Uważał, że wypełnia swój obowiązek, podobnie jak setki ludzi w getcie, zwłaszcza lekarzy i pedagogów odpowiedzialnych za los innych" - pisze Olczak-Ronikier. Zapamiętano poświęcenie Korczaka, ale podobnie zachowali się inni. Swoich wychowanków nie opuścili w drodze do komór gazowych m.in. współpracownica Korczaka Stefania Wilczyńska, Aron Koniński z internatu na Mylnej, nieznana z imienia pani Broniatowska z internatu dla dziewcząt i wielu innych ludzi, z których większość miała możliwość szukania dla siebie ratunku.

Przyjmuje się, że Korczak, Stefania Wilczyńska i ich wychowankowie zginęli w Treblince 6 sierpnia 1942 roku. Ale i to nie jest pewne. Niektórzy badacze uważają, że Korczak był zbyt chory i słaby, aby przeżyć transport do obozu zagłady i zmarł w wagonie pociągu wiozącego ich do Treblinki.

...

Zginal razem z dziecmi na pewno. Wiadomo z objawien zatem nie mieszajcie.
Wielki czlowiek. Doktor Judym ale juz w wymiarze XX wieku! Nieporownywale poswiecenie do tych XIX wiecznych wzorcow! Rzeczywistosc przerosla sztuke.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Polska wzorem dla Świata. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy