Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:32, 09 Maj 2013 Temat postu: Zbrodnie Brytanii . |
|
|
Tysiące ofiar "seksualnego sadyzmu". Sprawę ukrywano przez 60 lat
Brytyjski rząd wypłaci odszkodowania uczestnikom powstania Mau Mau w Kenii w latach 1952-1960. Londyn zgodził się na wypłatę pieniędzy obywatelom swojej byłej kolonii po 60 latach milczenia, gdy zaczęto ujawniać dokumenty dotyczące szokujących praktyk ówczesnych brytyjskich władz.
Celem powstania Mau Mau było wywalczenie niepodległości przez Kenię pozostającą pod kolonialną zwierzchnością Wielkiej Brytanii. W trwających do 1960 roku walkach zginęło ok. 20 tysięcy Kenijczyków i 200 Brytyjczyków. Londyn, który w tym czasie zmagał się z komunistyczną insurekcją w Malezji, stosował drastyczne środki przeciwko kenijskim nacjonalistom walczącym o niepodległość, obawiając się, że rebelia może rozlać się na sąsiednie państwa afrykańskie.
Z ujawnionych dokumentów brytyjskiego rządu wynika, że kolonialne władze posiadały pełną wiedzę na temat przemocy stosowanej wobec rebeliantów. W latach 50., w specjalnych obozach, przetrzymywano bez procesu ponad 70 tysięcy osób podejrzewanych o wspieranie zbrojnej insurekcji w Kenii.
Osoby internowane cierpiały głód, były bite i zmuszane do quasi-niewolniczej pracy. Odmawiano im także opieki medycznej; powstańcy byli także wykorzystywani seksualnie, a następnie okaleczani w sadystyczny sposób. Eksperci podkreślają, że "seksualny sadyzm" był świadomie stosowany przez władze jako broń w trwającej wojnie domowej.
Jednym z torturowanych w ten sposób był Husajn Onjango Obama, dziadek prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy. Z zeznań złożonych przez jego żonę wynika, że brytyjscy żołnierze wbijali w jego ciało szpilki i zmiażdżyli mu genitalia, próbując zdobyć zeznania na temat kenijskich organizacji konspiracyjnych.
Amerykański prezydent w swoich wspomnieniach napisał, powołując się na źródła rodzinne, że po opuszczeniu więzienia jego dziadek był "wychudzony, brudny i zbyt przerażony", by od razu mówić o tym, co go spotkało. Do swojej śmierci skarżył się na bóle, nie mógł się także samodzielnie poruszać.
Arthur Cram, sędzia pracujący w stolicy Kenii, Nairobi, już w latach 50. porównał metody Brytyjczyków do metod stosowanych przez Gestapo w czasie II wojny światowej. Również ówczesny prokurator generalny kolonii Eric Griffith-Jones prywatnie przyznawał, że nadużycia wobec osób przetrzymywanych w obozach przypominały warunki znane z nazistowskich Niemiec i Związku Radzieckiego.
Opinie tego typu były nadsyłane do brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych, które latami tuszowało sprawę nadużyć wobec kenijskich powstańców.
Władze w Kenii twierdzą, że odszkodowania od brytyjskiego rządu powinno otrzymać 50 tysięcy osób formalnie uznanych za weteranów powstania Mau Mau.
....
Poniewaz w Polsce panuje ignorancja i zachwyt zachodem a media na dodatek podtrzymuja te brednie mamy obraz dobrych cywilizowanych Anglosasow . Coz za nonsens . Anglosasi po Niemcach to najwieksi zbrodniarze zadna tam Rosja . Ja zaliczamy do ludow dzikich i prymitywnych a te traktujemy jak dzieci . Niedojrzale . Tymczasem najwiekszych zbrodni dokonal cywilizowany zachod . Bo cywilizowany ni oznacza dobry .
Zbrodnie w Kenii byly wyjatkowo bezsensowne bo i tak Brytania tracila imperium . Mozna powiedziec zyskali pietno zbrodni za darmo ! Bo Kenie musieli oddac . Najprosciej bylo pokojowo . Ale tak wyglada biznes z diablem . Dusza za nic ... Dzis zreszta wielu robi takie biznesy .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:15, 02 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Gazeta Bankowa
Akcja: polskie złoto
Zdaniem niektórych ekspertów, nadszedł czas na sprowadzenie do Polski całego polskiego złota.
Trwa akcja "Oddajcie Nasze Złoto", która ma na celu skłonienie rządu i prezesa Narodowego Banku Polskiego (NBP) do sprowadzenia do kraju polskiego złota, które jest przechowywane w Banku Anglii (Bank of England). List intencyjny w tej sprawie, podpisany przez prezesa Mennicy Wrocławskiej został przekazany premierowi Donaldowi Tuskowi i prezesowi Narodowego Banku Polskiego prof. Markowi Belce.
Apel o powrót
Według danych NBP, Polska posiada 103,93 tony złota, z czego ogromna większość - 98,03 tony znajduje się w Londynie, w skarbcu Banku Anglii (banku centralnego Wielkiej Brytanii). Narodowy Bank Polski podaje, że pozostała część wchodzącego w skład rezerw dewizowych kruszcu (około 4,9 tony) znajduje się w jego skarbcu w Warszawie.
W sierpniu 1939 r. Bank Polski posiadał złoto o wartości 463 mln zł (zapas złota warty 100 mln zł znajdował się już za granicą). W pierwszych dniach po wybuchu II wojny światowej blisko 80 ton złota zostało wywiezione z kraju, aby uchronić je przed okupantem, a pozostała część została na terenach Rzeczypospolitej. Historię jego transportu opisało wielu autorów, powstał nawet film fabularny produkcji polsko-rumuńskiej pt. "Złoty pociąg".
Polskie złoto przez Rumunię przetransportowano do Afryki. Stamtąd w 1944 r. - zgodnie z decyzją polskiego rządu na uchodźstwie - część kruszcu skierowano do Anglii, a resztę do Kanady i Stanów Zjednoczonych. Po wojnie złotem dysponował rząd Bieruta. Najwięcej zapasów sprzedano albo przeznaczono na spłaty długów, na zakupy i inne wydatki.
W latach 90. Polska ponownie zaczęła kupować złoto za granicą. W 1998 r. za prezesury Hanny Gronkiewicz-Waltz Narodowy Bank Polski kupił ok. 77 ton złota.
Obecnie polskie złoto stanowi 5 proc. rezerw walutowych NBP. Dla porównania - złoto Stanów Zjednoczonych stanowi 75 proc. rezerw tego kraju, a Niemiec - 72 proc. rezerw walutowych. Polska płaci Bankowi Anglii za przechowywanie złota w jego skarbcu, ale Narodowy Bank Polski nie zdradza, jakie są to kwoty, powołując się na tajemnicę bankową.
Twórcy akcji "Oddajcie Nasze Złoto" to głównie ekonomiści, którzy domagają się dokonania inwentaryzacji całości naszego złota - znajdującego się w Polsce i poza krajem, oraz sprowadzenia go w całości do kraju. Uważają bowiem, że w sytuacji gdy na świecie spada zaufanie do pieniądza i do banków, warto mieć swoje złoto "w domu". Akcja jest otwarta dla internautów, którzy mogą się w nią włączyć za pośrednictwem strony internetowej oddajcienaszezloto.pl. Pod specjalnym listem intencyjnym o sprowadzenie złota "do domu", skierowanym do prezesa NBP prof. Marka Belki podpisał się Piotr Wojda, wiceprezes Mennicy Wrocławskiej i przedstawiciel inicjatorów akcji. Partnerami akcji są m.in. Instytut Misesa i Stowarzyszenie Koliber.
- W apelu prosimy o zaudytowanie ilości i jakości polskiego złota poza granicami kraju i tego, znajdującego się w skarbcu NBP oraz, co najważniejsze o sprowadzenie całości złota do kraju - mówi Piotr Wojda.
- Złoto od wieków było albo pieniądzem albo gwarantem stabilności waluty. Jest prawdopodobne, że będące w Polsce złoto przyczyni się do wzrostu stabilności polskiego złotego - mówi prof. Witold Kwaśnicki z Instytutu Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Wrocławskiego, który przyłączył się do apelu.
Wędrówka złota
Polska nie jest pierwszym krajem, który podjął działania w zakresie sprowadzenia do swego kraju zasobów złota. W 2011 roku prezydent Wenezueli Hugo Chavez (nieżyjący już) rozpoczął wycofywanie krajowych rezerw złota z zagranicznych banków. Najwięcej zagranicznych aktywów złota Wenezueli znajdowało się właśnie w Anglii. Publiczne powitanie w kraju pierwszego transportu sztabek przywiezionych z kilku europejskich krajów odbyło się z wielką pompą, choć prezydent Chavez nie zdradził, ile ton złota wówczas przyjechało.
Zazwyczaj na zmianę lokalizacji złota należącego do poszczególnych państw wpływają zagrożenia związane z wojną oraz sytuacją gospodarczą na danym terytorium. Wybuch II wojny światowej sprzyjał lokowaniu złota w skarbcach Stanów Zjednoczonych.
W latach zimnej wojny także niemiecki Bundesbank uznał, że bezpieczniej będzie przechowywać złoto poza granicami kraju. Obecne kierownictwo banku zdecydowało, że dokona relokacji niemieckiego złota, by do końca 2020 roku mieć w kraju połowę swoich rezerw tego szlachetnego metalu. Druga połowa ma pozostać w partnerskich bankach centralnych Anglii i Stanów Zjednoczonych. Z Nowego Jorku do Frankfurtu ma powrócić około 300 ton złota, a z Paryża całość rezerw niemieckiego złota - 374 tony. Do końca 2012 roku w banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku (Fed) znajdowało się 45,3 proc. niemieckiego złota. We Frankfurcie tylko 30,6 procent.
W Holandii, Austrii, Rumunii i Ekwadorze temat sprowadzenia złota z zagranicy jest przedmiotem gorącej dyskusji społecznej oraz parlamentarnej.
Ze wszystkich państw na świecie najwięcej złota posiadają Stany Zjednoczone (8133,54 tony). Na drugim miejscu są Niemcy (3391,3 tony), na trzecim - Międzynarodowy Fundusz Walutowy (2814 ton). Polska zajmuje 36. miejsce.
Twórcy akcji "Oddajcie Nasze Złoto" podkreślają, że ideą przedsięwzięcia jest zabezpieczenie w kraju kruszcu, który pomimo spadków cen rynkowych ma coraz większą wartość na świecie. Jak podkreśla Piotr Wojda, sprowadzenie złota do kraju ma znaczenie zwłaszcza teraz, w dobie światowego kryzysu walutowego, bo właśnie złoto będące fizycznym składnikiem majątkowym jest antidotum na słabości dzisiejszego systemu finansowego, opartego na wirtualnym pieniądzu i kredytach.
Popyt na złoto
Od 2008 r. na świecie wzrosła sprzedaż złota inwestycyjnego. W 2012 roku odnotowano rekordowy popyt na złoto, który osiągnął wartość 236,4 mld dolarów amerykańskich. Z kolei od początku 2013 roku notuje się spadek popytu na inwestycyjne złoto. W pierwszych trzech miesiącach obniżył się on aż o 50 proc. W 2011 roku banki centralne kupiły 456,8 ton złota. W 2012 r. - 534,6 tony, najwięcej w ciągu ostatnich 50 lat. Obroty na światowym rynku złotego kruszcu są szacowane na 3,2 biliona dolarów. To suma zakupów czystego złota dokonana przez jubilerów, inwestorów kupujących monety i sztabki, banki centralne, fundusze typu ETF oraz przemysł - m.in. elektroniczny i dentystyczny.
- W 2000 roku złoto kosztowało około 300 dolarów za uncję, a obecnie ceny kształtują się w granicach 1400 dolarów za uncję (31,1 grama). Złoto wraca na wzrostową ścieżkę - wyjaśnia rzecznik Mennicy Wrocławskiej Marcin Lenar.
Choć od początku roku rynkowa cena złota obniżyła się o około 17 proc., to zdaniem ekspertów nie musi to oznaczać drastycznych obniżek cen w całym roku. - Prognozy dalszych obniżek cen złota są wynikiem spekulacji zarówno funduszy, jak i firm, które handlują kontraktami na złoto - wyjaśnia Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK-ów.
W wydobyciu i produkcji złota na świecie przodują Chiny, ale ten kraj także kupuje duże jego ilości. Ludowy Bank Chin posiada rezerwy walutowe o wartości 3,3 biliona dolarów, zaś złota - 1054 tony, co stanowi zaledwie 2 proc. rezerw finansowych kraju. W 2012 r. najwięcej złota kupiły: Turcja (164,3 tony ) i Rosja (74,8 tony). Brazylia i Filipiny kupiły po 33,6 ton złota.
- Złoto kupują przede wszystkim banki centralne krajów rozwijających się, które posiadają bardzo niskie udziały tego kruszcu w rezerwach walutowych - mówi Jan Mazurek, ekspert ds. rynków kapitałowych Business Centre Club. - Banki centralne lub przywódcy krajów, które podjęły decyzje o trzymaniu złota u siebie zapewne kierowały się troską o bezpieczeństwo i koniecznością racjonalnej dywersyfikacji składników rezerw - dodaje.
Apele i prawne blokady
Na temat rezerw złota Stanów Zjednoczonych krąży wiele plotek. Ron Paul, senator Partii Republikańskiej, domaga się dokonania publicznego audytu zgromadzonych w skarbcach rezerw złota. Głos polityka popiera coraz więcej Amerykanów. Z kolei eksperci podkreślają w swoich wypowiedziach, że audyt ma na celu sprawdzenie, czy znajdująca się w nim ilość złota jest zgodna z oficjalnymi deklaracjami. Inwentaryzacji złota będącego majątkiem Stanów Zjednoczonych domagają się również m.in. działacze Tea Party - popularnego ruchu społecznego, którzy ponadto opowiadają się za powrotem do parytetu złota.
Z kolei organizacja GATA (Gold Anti-Tust Action Commite; Stowarzyszenie Przeciwko Kartelowi na Rynku) walczy nie tylko o upublicznienie zasobów złota Fedu, ale także wszystkich banków centralnych i sprawdzenie, czy złoto nie zostało sprzedane lub pożyczone prywatnym instytucjom finansowym.
Według informacji przedstawicieli Narodowego Banku Polskiego, polskie złoto znajdujące się w Banku Anglii jest systematycznie audytowane przez niezależnego, zewnętrznego audytora. - Na życzenie NBP angielski bank centralny przedstawia szczegółową listę wszystkich sztab złota, będących w posiadaniu NBP wraz z ich numerami. Dodatkowo Bank Anglii po każdej transakcji potwierdza zmianę zasobów złota NBP - podaje biuro prasowe NBP.
Jeszcze w latach 90. frank szwajcarski był w stu procentach wymienialny na złoto. Szwajcaria zerwała ze standardem złota po wejściu do Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Część jej rezerw złota także znajduje się w Stanach Zjednoczonych. Grupa utworzona przez członków Szwajcarskiej Partii Ludowej dąży do zablokowania sprzedaży rezerw złota z Narodowego Banku Szwajcarii, zgromadzenia w kraju rezerw złota znajdujących się za granicą i wprowadzenia do konstytucji zapisu, która zobowiązywałaby bank centralny kraju do utrzymywania 20 proc. rezerw walutowych w złocie.
- Podobną zasadę należałoby wprowadzić w Polsce po sprowadzeniu złota do kraju. Rezerwy złota nie powinny spaść poniżej określonego pułapu w stosunku do papierowej waluty - twierdzi Piotr Wojda. Dodaje, że należałoby doprowadzić do takiej sytuacji, żeby został wypracowany model ochrony złota, głównie przed zakusami polityków. - Przy obecnym niskim zaufaniu społeczeństwa do klasy politycznej wydaje się to niezbędne - twierdzi.
Opinie:
* Maciej Bitner, ekonomista Wealth Solution
* - Czas złotej hossy zdecydowanie mamy już za sobą. Inwestycje w złoto nie przynoszą znaczącego zwrotu, a zmienność ceny złota porównywalna jest ze zmiennością cen akcji. Dlatego wraz z blednącą pamięcią o kryzysie inwestorzy indywidualni będą wracać do tradycyjnych aktywów. Nieco inaczej wygląda to z perspektywy banków centralnych. Rezerwy złota są jednym ze sposobów na zwiększanie wiarygodności i bezpieczeństwa waluty kraju, szczególnie na wypadek wysokiej inflacji.
* Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, politolog
* - Myślę, że warto byłoby symbolicznie sprowadzić do kraju część naszego złota, aby pokazać, że Polska jest krajem stabilnym i nieobawiającym się żadnego ataku ze strony najeźdźcy, pewnym i pewnym siebie. Ale zalecałbym dla ostrożności ulokowanie np. 2/3 złota w Londynie czy w skarbcu Fox Knox w Stanach Zjednoczonych.
* Jan Mazurek, ekspert ds. rynków kapitałowych Business Centre Club
* - Dziś obniża się wiarygodność największych potęg ekonomicznych, zawłaszczane są depozyty bankowe, kreuje się pusty pieniądz, państwa na równi ze spekulantami manipulują na rynku walutowym, rośnie niepewność polityczna na świecie. Złoto jest częścią rezerw walutowych, a te warto mieć blisko siebie, aby w razie konieczności móc nimi swobodnie dysponować. Myślę, że o sprowadzeniu złota decydowały też względy sentymentalne.
Ewa Tylus
>>>>
Wasi ukochani Brytyjczycy nie tylko zdradzili i pozwolili Stalinowi zamordowac trupa ale jeszcze go okradli ! To naprawde ohydny kraj . Wy tylko nie znacie jego historii . Oczywiscie to nie znaczy ze kazdy mieszkaniec to bydlak . Ale ich panstwowosc to koszmar . W jestescie zafiksowani na Rosje ktora tez jest upiorem ale to nie tlumaczy robienia z zachodnich bandziorow idealu swietosci .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 22:06, 24 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Jacek Bartyzel
Richard Topcliffe – elżbietański „łowca księży” i oprawca katolików
Trwająca długo, bo aż czterdzieści cztery lata (1558-1603), epoka panowania Elżbiety I Tudorówny była definitywnym zakończeniem procesu protestantyzacji Kościoła Anglii, zapoczątkowanego schizmą od Rzymu dokonaną w 1534 roku przez jej ojca – Henryka VIII. Oznaczało to również wyjątkową brutalną w środkach dekatolicyzację społeczeństwa angielskiego, w szczególności zaś martyrologię księży katolickich i udzielających im pomocy w działalności duszpasterskiej katolików świeckich.
Jak słusznie zauważa w swojej najnowszej książce (Myśl polityczna reformacji i kontrreformacji, t. 1. Rewolucja protestancka, Warszawa 2013) prof. Adam Wielomski, wyznawany przez świecką (królewską) zwierzchność Kościoła anglikańskiego erastianizm oznaczał traktowanie katolicyzmu nie w kategoriach teologicznych – jako „herezji”, lecz w politycznych – jako zagrażającej jedności i suwerenności królestwa Anglii doktryny służącej interesom obcego i wrogiego mocarstwa, tj. papieskiego Rzymu. W konsekwencji, bycie rzymskim katolikiem („papistą”) stało się za panowania Elżbiety równoznaczne ze zdradą stanu. Każdy zaś ksiądz katolicki, wyświęcony po wejściu w życie (1559) nowego aktu o supremacji władcy nad Kościołem, podlegał karze śmierci z mocy prawa po upływie czterdziestu dni pobytu na ziemi angielskiej. Egzekucje przeprowadzano zazwyczaj ze szczególnym okrucieństwem, każąc ofiarom długo cierpieć zanim umrą.
Zważywszy, że z chwilą wstąpienia na tron – po swojej starszej siostrze Marii Katoliczce – Elżbiety katolicy stanowili jeszcze znaczną większość narodu angielskiego, złamanie ich oporu nie byłoby możliwe, gdyby nie zastosowano tak drakońskich a zarazem przebiegłych środków. Najważniejszym z nich było zorganizowanie pierwszej w dziejach nowoczesnej policji politycznej, wynajdującej i stosującej pełny repertuar służb specjalnych, „udoskonalony” dopiero przez XX-wieczne systemy totalitarne, a więc: inwigilację, gromadzenie danych osobowych, szpiegostwo, prowokację, propagandę i dezinformację, aresztowania prewencyjne, przeszukania domostw prywatnych, lustracja korespondencji, karne ekspedycje w terenie, wreszcie wyrafinowane metody inwestygacji i torturowania. Organizatorem i bezpośrednim kierownikiem (spymaster) tych służb specjalnych Elżbiety I był sekretarz stanu sir Francis Walsingham (1532-1590), zaś ogólny nadzór sprawował nad nimi kanclerz William Cecil, lord Burghley (1520-1598), jednakowoż ze wszystkich funkcjonariuszy tej służby szczególnie wyróżnił się pod każdym względem – od gorliwości po inwencję – „łowca księży” (priest-hunter) Richard Topcliffe (1531-1604), będący w latach 1582-1599 oprawcą w co najmniej 50 znanych przypadkach.
Należy zaznaczyć, że teoretycznie procedura stosowania tortur była w renesansowej Anglii nielegalna. Jednakowoż znaleziono (John H. Langbein) 81 oficjalnych zezwoleń na ich stosowanie w latach 1540-1640. Inni badacze w oparciu o inne dokumenty, jak słynny Dziennik z Tower, czy znane i opisane przypadki ich dokonania bez braku stosownego dokumentu, podwyższają tę liczbę do około 165 – 175. Z pracy Jamesa Heatha (Torture and English Law, Westport 1982) wynika jednoznacznie, że prawdziwy zalew przypadków stosowania tortur nastąpił po przejęciu przez Koronę najwyższej władzy duchownej i po zerwaniu z Rzymem, oraz że ten rodzaj kary zawsze stosowano z prerogatywy monarchy, stanowiącej jej usprawiedliwienie.
Z owych 81 oficjalnych zezwoleń, aż 54 przypadają na czasy panowania Elżbiety I oraz dotyczą około 90 osób. Nie będzie żadną przesadą powiedzieć o szczególnym okrucieństwie i zawziętości Elżbiety (przedstawianej do dziś, zwłaszcza w kulturze popularnej, jako rzekome uosobienie łagodności i religijnej koncyliacyjności, co kontrastuje z „czarną legendą” jej katolickiej siostry Marii, nazywanej „bloody Mary”). Była ona osobiście odpowiedzialna za barbarzyńskie represje wobec katolików po tzw. powstaniu północnym w 1569 roku. Kiedy w 1583 roku jej agenci aresztowali w Szkocji jezuitę, o. Williama Holta, domagała się od Szkotów (którzy jednak zignorowali to żądanie, ku jej irytacji), aby go poddano torturom. W 1586 roku zażądała specjalnych tortur podczas egzekucji jej niedoszłego zabójcy, sir Anthony’ego Babingtona, czyli pozbawienie go najpierw wnętrzności, potem poćwiartowanie i dopiero na końcu powieszenie (tymczasem normalną praktyką kata było upewnić się, że skazańcy nie żyją i dopiero potem wypruwać im wnętrzności); gdy po zamęczeniu w ten sposób pierwszych siedmiu uczestników spisku Babingtona tłum domagał się coraz głośniej litości, Elżbieta wycofała się, ale jednocześnie kazała ogłosić, że to ona w swoim miłosierdziu pragnie, by najpierw ich zgładzić. Z krwiożerczością „królowej ludu” kontrastuje wyraźnie powściągliwość obu „absolutystycznych” Stuartów, niechętnych stosowaniu tortur, co potwierdzają liczby: za panowania Jakuba I wydano tylko siedem zezwoleń na nie (w tym trzy dotyczyły uczestników spisku prochowego), a za panowania Karola I zaledwie dwa, w dodatku kaci nie otrzymywali wolnej ręki w procedowaniu.
Bardzo wymowny dla postępowania Elżbiety jest pewien epizod, przywodzący też na myśl tę scenę z szekspirowskiego Króla Leara, w którym Goneryla i Regana wypędzają na pustkowie (oślepiwszy go uprzednio) Gloucestera z jego własnego domu, z którego gościny korzystały. W 1578 roku królowa odbywała obchód wschodniej Anglii, zatrzymując się między innymi w domu niejakiego Rockwooda (papisty) w Euston Hall w Suffolk, który był „daleko poniżej godności Jej Wysokości”. Mimo to, na pożegnanie „łaskawie” podała gospodarzowi swą szlachetną dłoń do ucałowania, ale wtedy lord szambelan (hrabia Sussex) spytał, jak on, ekskomunikowany papista, „śmie myśleć sobie, iżby miał prawo starać się tu być w ogóle obecny, on, który nie jest godzien towarzyszyć jakiejkolwiek chrześcijańskiej osobie”. Następnie, pod pretekstem, że brakuje jakiegoś talerza, ludzie królowej przeszukali stodołę i tam od razu „znaleźli” w stogu siana obraz Matki Boskiej, zresztą wspaniale wykonany. „Jej Wysokość kazała wrzucić go w ogień, który od razu na jej oczach szybko rozniecili wieśniacy, ku jej zadowoleniu i radości wszystkich zebranych z wyjątkiem jednego lub dwóch, którzy pili zatrute mleko bożka”, zaś gospodarz został zakuty w dyby i wysłany do miejskiego więzienia w Norwich.
Uczestnikiem tego zdarzenia i autorem cytowanego wyżej opisu był właśnie Topcliffe. Urodził się on 14 listopada 1531 roku, w zamożnej i szlacheckiej rodzinie z Lincolnshire. Jego podzielona na 16 pól tarcza herbowa (której zazdrościł mu sam Cecil) świadczyła o co najmniej kilku pokoleniach arystokratycznych przodków, w tym rodzin Neville’ów i Percych po kądzieli. Wśród przodków miał też Katarzynę Parr, ostatnią żonę Henryka VIII. Do służby królowej dołączył zapewne w 1558 roku, a państwowej – w 1569 roku. Podczas powstania północnego zwerbował i na własny koszt wyposażył oddział w sile 30 jeźdźców. W dokumentach procesowych z 1589 roku jest przedstawiany jako „osobisty służący Jej Wysokości” (Esquire for the Body to Her Majesty).
Jego rola łowcy księży i inwestygatora zaczęła się w 1582 roku. „Jest teraz – pisał pewien katolik – nowy oprawca obsługujący łoże tortur, który znacznie przerasta poprzedniego [Thomasa Nortona] – Mr. Topcliffe”. W swoją działalność angażował się całą duszą: tropił, aresztował, przesłuchiwał i torturował, czasem w swoim domu, czasem w Tower lub Bridewall. Nadzorował procesy i egzekucje, zachowując się przy tym niezmiernie hałaśliwie. Jego działalność w latach 1588-1595 da się prześledzić niemal dzień po dniu. Jako że z około 50 przypadków stosowanych przezeń tortur, tylko 19 było usankcjonowanych oficjalnymi zezwoleniami rady królewskiej, należy sądzić, że miał dużą swobodę działania i działał w oparciu o inny, ogólny rodzaj zezwolenia, bez jakichkolwiek ograniczeń terytorialnych na obszarze całego królestwa, otrzymany niewątpliwie od samej królowej. Dysponował pismami z pieczęcią (zachowało się kilka takich dokumentów), dającymi okazicielowi prawo żądania pomocy miejscowych władz w poszukiwaniu każdej osoby, ilekroć uznał to za konieczne, wchodzenia do wszystkich domów, do których uważał za stosowne wejść, zatrzymywania wszystkich podejrzanych, zarówno na czyjeś ziemi jak poza nią, przeszukiwania i przejmowania wszelkiego rodzaju listów, pism, papierów, książek i wszystkich innych podejrzanych przedmiotów. Przesłuchiwanemu ojcu Thomasowi Pormont powiedział, że „nie obchodzi go rada królewska, ponieważ ma swą władzę od królowej”. Wyznał nawet, że królowa pozwoliła mu dotknąć swoich piersi, nóg i brzucha, pytając: „Czyż nie są to ramiona, nogi i ciało króla Henryka?”, a także podarowała mu białe, lniane pończochy. Chyba była to prawda, bo wiadomo, że Elżbieta kiedyś, i to w późnym wieku, rozebrała się przed ambasadorem Francji. Potem, chcąc zmusić księdza do odwołania tego, co powiedział w trakcie procesu, kazał mu jeszcze przed egzekucją stać przez dwie godziny na drabinie w samej koszuli w zimny poranek lutowy.
Jednym z największych sukcesów Topcliffe’a było wytropienie i aresztowanie jezuickiego księdza, apologety i poety „metafizycznego”, o. Roberta Southwella (1561-1595). Okoliczności tego zdarzenia znamy z jego własnej, chełpliwej, relacji. W niedzielę w nocy, 25 czerwca 1592 roku, Topcliffe wraz z oddziałem swoich ludzi i przy udziale sędziego pokoju, niejakiego Barnesa, włamał się do posiadłości Uxendon Roberta Bellamy’ego w parafii Harrow-on-the-Hill, około 10 mil na północ od Londynu. Tam, zgodnie z przewidywaniami, znalazł duchownego, którego aresztował i zabrał ze sobą do Londynu, gdzie uwięził go we własnym domu sąsiadującym z więzieniem Gatehouse w Westminsterze. Nazajutrz, po krótkim przesłuchaniu więźnia napisał list do królowej informujący o tym fakcie oraz o zamiarze podania Southwella torturom. Odpowiedź królowej nie zachowała się, lecz ponieważ następnego dnia więzień został podany torturom powodującym głębokie obrażenia wewnętrzne, można założyć, że zgodę uzyskał. Jak zauważa trafnie Frank Brownlow (Richard Topcliffe: człowiek Elżbiety a reprezentacja władzy w „Królu Learze”, [w:] Szekspir. Teoria lancasterska – domysły i fakty, redaktorzy naukowi Tomasz Kozłowski, Krzysztof Kozłowski, Warszawa 2012, s. 406), list ten, którego obszerne fragmenty niżej przytaczamy) „został napisany zaskakująco bezceremonialnym, a wręcz nieformalnym stylem. Przyprawiające o dreszcze przemieszanie brutalnej szczerości, gorliwości, chełpienia się własnym sukcesem i złowieszczej żartobliwości wskazują na długotrwałą znajomość, a nawet przyjaźń z adresatką”.
26 czerwca 1592 roku Topclif do K/Mości, w sprawie przesłuchania księdza, który nie chce wyznać swojego imienia
Do Waszego Najwspanialszego Majestatu i Wielkiej mojej Łaskawości Monarchini w wielkim pośpiechu.
Najłaskawsza Monarchini, mając (w moim mniemaniu) ojca Roberta Southwella, jezuitę, w moim lochu w Westminster Church Yard, zabezpieczyłem go, by nie miał możności ruchu lub się nie okaleczył, przez nałożenie mu na ręce pary kajdan i tam mogę go trzymać zarówno przed widokiem innych, jak i możliwością rozmowy z kimkolwiek poza Nicolasem, strażnikiem w Gatehouse, i moim sługą. (…)
Ośmieliłem się (po odrobinie snu) przesłać wynik tego zamkniętego przesłuchania wiernie spisanego, w którym głupio i podejrzanie odpowiadał, i znając w pewien sposób naturę i postępowanie tego człowieka, chciałbym prosić, by Wasza Wysokość zechciała łaskawie spojrzeć na moją skromną opinię, którą czuję się w obowiązku przedstawić.
Skoro obecnie go mamy, dobrze będzie natychmiast zmusić go, by odpowiadał prawdziwie i wprost, tak by jego odpowiedzi okazały się prawdziwe, gdy udzielane pospiesznie. Po to, by będąc głęboko pogrążony w swojej zdradzieckości, nie miał czasu kluczyć lub uciec się do innych sposobów w zwyczajnym więzieniu. Stanie prosto lub pod ścianą (co przewyższa wszystko inne i nie powoduje ran) będzie ostrzeżeniem. Jeśli jednak życzeniem Waszej Wysokości będzie znać każdą rzecz w jego sercu, wtedy stanie pod ścianą ze stopami na ziemi i rękoma wyciągniętymi w górę przy ścianie, tak wysoko, jak potrafi je unieść, jakby robił figurę w trenchmore, zmusi go, żeby powiedział wszystko, i prawda zostanie w następstwie dowiedziona.
1.Jego odpowiedź na pytanie o hrabinę Arundel
2. i to, że ojciec Parsons rozszyfrował go.
Być może zadowoli Waszą Wysokość, jeśli zważy, że nigdy dotąd nie pojmałem tak znaczącego człowieka; jeśli będzie właściwie wykorzystany.
(…)
Tak więc pokornie oddając się instrukcjom Waszej Wysokości w tej sprawie bądź w jakiejkolwiek służbie, której towarzyszy niebezpieczeństwo, kończę, aż otrzymam Waszą wolę. Tu w Westminster, z ojcem duchowym będącym pod moją pieczą, tego poniedziałku, 26 czerwca 1592 roku.
Waszej Wysokości Wierny Sługa
Jak widać, Topcliffe kierował się tym samym przekonaniem, co wieki później śledczy stalinowscy – że nie ma ludzi niewinnych, są tylko źle przesłuchani. Mimo to, przeliczył się w tym wypadku: o. Southwell wytrzymał straszne tortury i nie wydał żadnego żadnego ze swoich konfratrów ani nie powiedział nic obciążającego hrabinę Arundel. Przeniesiony do więzienia w Westminsterze, a następnie do Tower, spędził tam jeszcze dwa i pół roku, aby 21 lutego 1595 roku, w dzień po procesie, zostać powieszonym w Tyburn. Został beatyfikowany w 1886 roku przez papieża Leona XIII i kanonizowany (pośród 40 męczenników Anglii i Walii) w 1970 roku przez Pawła VI.
Historycy protestanccy, nie mogąc usprawiedliwić Topcliffe’a, skłonni są przedstawiać go jako postać wyjątkową, sadystę niemającego odpowiednika pośród innych sług królowej Elżbiety. Chociaż jego okrucieństwo jest niewątpliwe, nie wydaje się, aby można było sprowadzić jego działalność do psychopatycznych cech charakteru. Sam nie uważał się za zbrodniarza i ubolewał nad swoją złą reputacją: w liście do Roberta Cecila z 17 stycznia 1594 albo 1595 roku pisał: „I z tego właśnie płynie nasz [komisarzy] smutek, a mój w szczególności. Że często się o nas mylnie sądzi, iż jesteśmy okrutni. Bóg jednak widzi wszystko”. Uważał się za człowieka, który poświęcił życie i fortunę królowej – i tak rzeczywiście było, bo chociaż był hojnie wynagradzany, doprowadził się ostatecznie do ruiny, finansując agentów (podobnie jak Walsingham) z własnych środków. Niespożyta energia i szczery entuzjazm, jaki wykazywał w swoim tropicielskim i katowskim fachu płynęły w ostateczności z pobudek „wyższych”, ideowych – głębokiej i zaciekłej nienawiści do religii rzymskokatolickiej oraz jej kapłanów i wiernych.
Jacek Bartyzel
....
Takie byly poczatki potwornosci w tym kraju . Najpierw odrzucenie Kościoła a pozniej coraz wieksze bagno moralne . To mniej wiecej czasy Iwana Groznego . Jak widac przekonanie o wyjatkowej zbrodniczosci Rosji jest nieuzasadnione w tej epoce . Na tle Polski owszem ale nie na tle zachodu !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:34, 29 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Wielka Brytania: aborcje na dzieciach z rozszczepieniem wargi
Wystarczy podejrzenie, że dziecko ma wadę rozwojową taką jak rozszczep wargi, by dokonać w Wielkiej Brytanii aborcji – alarmują obrońcy życia. Na Wyspach trwa obecnie gorąca dyskusja o ograniczeniu stosowania tzw. późnych aborcji w stosunku do nienarodzonych dzieci, u których wykryto wadę genetyczną. 90 proc. takich przypadków kończy się zabiciem dziecka.
Tymczasem, jak ujawnia brytyjski dziennik „The Telegraph”, przyczyną aborcji i to nawet w 40. tygodniu życia płodowego dziecka, może być w tym kraju wada kosmetyczna. Parlamentarna komisja ponadpartyjna pod kierownictwem Fiony Bruce z Partii Konserwatywnej uznała w raporcie, że regulacje, które pozwalają na późne aborcje w oparciu o niepełnosprawność, są „przestarzałe i mogą sprowadzać się do dyskryminacji”.
Rodzicom sugeruje się, że aborcja takich dzieci jest jedynym rozwiązaniem, nie mówiąc o innych opcjach. W ekstremalnych przypadkach decyzje o aborcji dzieci podejmuje się na podstawie wykrycia takich wad jak rozszczepienie wargi i podniebienia lub tzw. stopy końsko-szpotawej, polegającej na deformacji stopy. Współczesna medycyna łatwo sobie już radzi z takimi przypadkami i po urodzeniu dziecko mogłoby uzyskać pożądany wygląd. Następuje to dzięki interwencji chirurga plastycznego dokonanej w okresie od 3 do 8 miesiąca życia dziecka.
W Wielkiej Brytanii prawo pozwala na aborcję na żądanie do 24. tygodnia życia dziecka. Gdy istnieje jednak przypuszczenie, że dziecko urodzi się z poważną nieprawidłowością fizyczną lub psychiczną, aborcja jest legalna do czasu urodzenia się dziecka. Nieprecyzyjna definicja „nieprawidłowości” oznacza, że dzieci „mniej doskonałe” mogą być arbitralnie skazywane na śmierć.
Z wadą tą urodziło się wielu wybitnych aktorów, sportowców czy naukowców, w tym także niemiecki filozof i guru lewicy Jürgen Habermas.
Źródło: KAI
....
Zbrodnie tego kraju sa wielkie i do dzis trwaja ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:17, 31 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
BoE pośredniczył w sprzedaży zrabowanego złota
Brytyjski bank centralny BoE (Bank Anglii) odegrał kluczową rolę, pośrednicząc w sprzedaży rezerw złota Czechosłowacji zagrabionych przez Niemców po zajęciu tego kraju we wrześniu 1938 roku – wynika z dotąd niepublikowanych dokumentów z przełomu lat 40. i 50.
BoE postąpił tak, mimo iż brytyjski rząd zamroził aktywa Czechosłowacji w Wielkiej Brytanii – donosi "Daily Telegraph".
W marcu 1939 roku bazylejski bank BIS (Bank of International Settlements, będący rodzajem banku centralnego dla banków centralnych) zwrócił się do Banku Anglii, by przepisał rezerwy złota z konta czechosłowackiego banku centralnego na konta Reichsbanku – banku centralnego Rzeszy.
Rezerwy te – ok. 2 tysięcy sztab złota wycenianych w marcu 1939 roku na 5,6 mln funtów (w dzisiejszych cenach 736,4 mln funtów, ponad 1 mld USD) - BoE "upłynnił" następnie w Belgii, Holandii i Londynie. W czerwcu 1939 roku BoE dokonał dwóch dalszych sprzedaży czechosłowackiego złota dostarczonego mu przez Reichsbank na ponad 800 mln funtów w Nowym Jorku, nie czekając na aprobatę ministerstwa finansów.
Dyrektorem zagranicznego działu BoE i prawą ręką ówczesnego prezesa BoE Montagu Normana był prezes BIS - Niemiec Otto Niemeyer.
Z dokumentów BoE wynika też, iż Norman udzielał niejasnych odpowiedzi na pytania ministra finansów Johna Simona, gdy ten w maju 1939 roku w reakcji na doniesienia brytyjskiej prasy pytał go, czy bank wciąż przechowuje czechosłowackie złoto. W ocenie historyków Norman popierał hitlerowskie Niemcy aż do czasu wybuchu wojny z Wielką Brytanią.
BIS został ustanowiony w 1930 roku jako instytucja niepolityczna, mająca ułatwić rozliczenia niemieckich reparacji wojennych nałożonych na ten kraj po klęsce w I wojnie światowej. Według oficjalnej historii BoE Norman twierdził, że musiał postąpić, jak postąpił, ponieważ wszelkie inne działania byłyby złamaniem układu pokojowego z Niemcami z 1919 roku.
...
Tak jak teraz owczesne elity nie kierowaly sie zasadami w polityce tylko biznesem .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:57, 25 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Ukrywana masakra w Indiach. Dziesiątki tysięcy ludzi zginęły w Hajdarabadzie
Indyjskie władze do dziś milczą na temat masakry sprzed lat, w której zginęły dziesiątki tysięcy niewinnych ludzi - pisze BBC News. Niektórzy oskarżają kolejne rządy wręcz o celowe ukrywanie zbrodni, w rezultacie czego większość indyjskich obywateli nie ma o niej najmniejszego pojęcia.
Pierwsze lata po drugiej wojnie światowej były niezwykle burzliwym okresem w historii Indii. Kolonialne imperium Wielkiej Brytanii pękało w szwach i jej "perła w koronie", jaką były Indie Brytyjskie, w 1947 roku podzielono na dwa niepodległe państwa - Pakistan i Indie.
Podziałowi towarzyszyły wielomilionowe przesiedlenia muzułmanów i hinduistów oraz pogromy na tle religijnym, w których zginęło nawet 500 tys. osób. Ale rok po tych dramatycznych wydarzeniach w środkowych Indiach doszło do przerażającej masakry, która po dziś dzień owiana jest mgłą tajemnicy - ujawnia BBC News.
Zbuntowane księstwo
Do masowych zbrodni doszło w muzułmańskim księstwie Hajdarabad - podobnych księstw w czasach kolonialnych było kilkaset; pod rządami Brytyjczyków cieszyły one się dużą autonomią. Ale 1947 roku niemal wszystkie zgodziły się wejść w skład Indii. Inaczej było w przypadku Hajdarabadu, którego władca, noszący tytuł nizama, nalegał na zachowanie niezależności.
Jak podkreśla BBC News, decyzja ta rozsierdziła zdominowane przez hinduistów władze w Nowym Delhi, które nie mogły dopuścić myśli o niepodległym muzułmańskim państwie w sercu Indii. Pretekstu do siłowego rozprawienia się z Hajdarabadem dostarczyły brutalne działania zbrojnych milicji spod znaku radykalnej islamskiej organizacji Razakar, które terroryzowały tamtejszą ludność hinduską.
To wystarczyło indyjskiemu premierowi Jawaharlalowi Nehru, by we wrześniu 1948 roku wydać armii rozkaz pacyfikacji krnąbrnego księstwa. Wojsku bez większych problemów udało się rozbić słabe siły nizama, ale po szybkim zwycięstwie do Nowego Delhi zaczęły docierać niepokojące wieści o masowych mordach, gwałtach i grabieżach dokonywanych na muzułmanach.
Władze wysłały do Hajdarabadu niewielką komisję pod przewodnictwem deputowanego Pandita Sunderlala, która miała zbadać doniesienia o pogromach. Z raportu, jaki przygotował Sunderlal, a który nigdy nie został oficjalnie opublikowany, wyłania się wstrząsający obraz zbrodni. Zapisy dokumentu przytacza BBC News.
Dziesiątki tysięcy zabitych
Komisja przemierzyła kraj wzdłuż i wszerz, odwiedzając dziesiątki wiosek. Według zebranych relacji naocznych świadków, w wielu miejscach to armia inspirowała, a czasami nawet zmuszała hinduską ludność do zbrodni na wyznawcach islamu. A w niektórych przypadkach żołnierze "brali sprawy w swoje ręce" i sami dopuszczali się masowych morderstw. Choć Sunderlal zaznacza, że nie wszyscy brali udział w tym festiwalu przemocy i w licznych sytuacjach wojsko wywiązywało się ze swoich obowiązków, chroniąc muzułmanów.
"W wielu miejscach pokazywano nam studnie pełne gnijących zwłok. W jednej z nich naliczyliśmy 11 ciał, w tym martwą kobietę tulącą do piersi małe dziecko" - pisał Sunderlal w osobistych notatkach dołączonych do raportu.
Według raportu w pogromach zginęło od 27 tys. do nawet 40 tys. osób. Gabinet Nehru nigdy jednak nie dopuścił do oficjalnej publikacji dokumentu. Jak podkreśla BBC News, powody tej decyzji są owiane tajemnicą, aczkolwiek nietrudno się domyślić, że nagłośnienie raportu mogłoby być przysłowiową iskrą rzuconą na beczkę prochu, doprowadzającą do wybuchu nowej fali przemocy religijnej.
Ogromna większość indyjskich obywateli nie ma żadnej wiedzy o dramatycznych wydarzeniach sprzed ponad pół wieku, mimo że raport Sunderlala jest dostępny dla każdego w bibliotece w muzeum poświęconym pamięci premiera Nehru w Nowym Delhi. O masakrze nie ma jednak choćby jednej wzmianki w szkolnych podręcznikach i rzadkie apele o uświadomienie społeczeństwa, pozostają bez odzewu. Strach przed zaognieniem kruchych relacji między muzułmanami i hinduistami wciąż okazuje się silniejszy.
>>>>
I tak wyglada brytyjska prpoaganda . A jaka byla prawda ? INDIE BYLY KOLONIA BRYTANII !!! RZADZILI TAM NAMIESTNICY LONDYNU !
I gdy tamtejsze ludy zaczely aspirowac do wolnosci co wymysilili imperailisci brytyjscy ? To co zawsze imperialisci . Ludobojstwo ! Napuszczac muzzulmanow na hinduistow i na odwrot . Dziel i rzadz . Jak nastapi ludobojstwo wszyscy sie wystrasza i Indie zostana kolonia ...
Oczywiscie ciemne ludy ( z winy Brytanii) nietrudno napuscic i rozpoczela sie masakra . A Brytyjczycy pokazywali . Patrzcie jaka dzicz . Tak londynska ... Brytyjczycy to drugie miejsce na podium zbrodni po Niemcach .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 17:24, 24 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Brytyjczycy przyznali w telewizji, że zabijali cywilów
Brytyjscy żołnierze należący do tajnej jednostki uderzeniowej wyznali w wywiadzie telewizyjnym, że podczas walki z irlandzkimi terrorystami zabijali na zlecenie rządu nieuzbrojonych cywilów.
Jednostka Military Reaction Force (MRF) została powołana do życia w okresie najbardziej zażartych starć z Irlandzką Armią Republikańską. W jej skład weszło około czterdziestu żołnierzy, którzy zostali zwerbowani z innych oddziałów.
Zadaniem grupy było wykrywanie i eliminowanie celów związanych z bojówkami IRA. W tym celu komandosi przemierzali w przebraniu ulice Belfastu, podróżując nieoznakowanymi samochodami. MRF oficjalnie rozwiązano w 1973 roku. Jej członkowie, którzy zabrali teraz głos w mediach, twierdzą, że mimo radykalnych metod zdołali ocalić życie tysięcy obywateli.
?????
Chyba zabijaniem nieuzbrojonych cywilow nie uratowali nikogo ? Oczywiscie metody IRA byly ohydne i godne potepienia ale skrytobojstwo . Co to nie mozna bylo ich aresztowac i skazac ?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:53, 23 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
170 lat temu ukazała się "Opowieść wigilijna" Dickensa
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia 1843 roku ukazała się "Opowieść wigilijna" Karola Dickensa. Książka zapewniła autorowi tytuł "człowieka, który wynalazł Boże Narodzenie", jak określa go brytyjska prasa.
Opowieść rozpoczyna sie pewnego zimnego i ciemnego dnia Bożego Narodzenia. Główny bohater, Ebenezer Scrooge, właściciel jednego z londyńskich kantorów, słynie ze skąpstwa, jedyną cnotą jest dla niego bogactwo, a miarą wartości człowieka - zasobność portfela. W kantorku Scrooge’a pracuje Bob Cratchit, ojciec licznej rodziny, który zarabia u niego grosze ledwie wystarczające na utrzymanie. Marznie przy pulpicie i marzy o tym, by rozpalić w kominku, jednak szef, z oszczędności, nie godzi się na to. Świąteczną atmosferę próbuje wprowadzić do życia swego wuja Fred, siostrzeniec Scrooge'a, zapraszając go na kolację, ale wuj odmawia, sądzi, że krewniak czyha na jego majątek.
"Sam nie obchodzę świąt Bożego Narodzenia i nie stać mnie na to, abym umilał życie próżniakom. Wesołych świąt. Też mi pomysł! Jakie masz prawo być wesołym? Jakie masz do tego podstawy? Taki biedak!" - te kwestie Scoorge'a weszły do księgi najsławniejszych angielskich cytatów.
Wigilijnego wieczora Scrooge brutalnie wyrzuca za drzwi ludzi kwestujących na posiłki dla ubogich i wysyła kancelistę do domu bez zapłaty. Kiedy zasypia w swoim zimnym (bo oszczędza na ogrzewaniu) mieszkaniu, we śnie nawiedzają go duchy. Jako pierwszy pojawia się Jakub Marley, zmarły siedem lat wcześniej wspólnik Scrooga, który, jak się okazuje, cierpiąc płaci za swoje skąpstwo i brak empatii wobec bliźnich. Potem Ebenezera odwiedzają kolejne duchy: Dawnych Świąt Bożego Narodzenia, Duch Obecnych Świąt i Duch Świąt Przyszłych. Pokazują one bohaterowi sceny z jego życia przeszłego, teraźniejszego i przyszłego. Przypominają czas dzieciństwa, kiedy Scrooge był delikatnym, bardzo samotnym, chłopcem, zastraszonym przez ojca pijaka, oprowadzają po mieszkaniach ludzi, których on sam skrzywdził, otwierają przed nim drzwi przytułków, szpitali, więzień, gdzie siedzą dłużnicy. Duch przyszłości zaś pokazuje mu, że jeżeli nadal będzie tak skąpy i nieczuły, umrze samotnie i nikt nie będzie przychodził na jego grób.
Rankiem Scrooge budzi sie odmieniony wewnętrznie. Cieszy się, że życie dało mu szansę naprawienia błędów, idzie do siostrzeńca na świąteczne śniadanie, pracownikowi posyła na obiad indyka. Po spotkaniu z duchami staje się innym człowiekiem, rozumiejącym, że pieniądze mogą dać szczęście tylko wtedy, jeżeli umiesz się nimi dzielić.
Książeczka Dickensa ukazała się w czasach, gdy w Anglii wzrastało zainteresowanie dawnymi tradycjami obchodzenia Bożego Narodzenia, jednocześnie pojawiły się zwyczaje zupełnie nowe. Królowa Viktoria, z pochodzenia Niemka, przyczyniła się do rozpowszechnienia zwyczaju ubierania bożonarodzeniowego drzewka, w tym okresie pojawiły się też pierwsze świąteczne kartki pocztowe. Obrazy biedy i nieszczęścia zawarte w "Opowieści wigilijnej" to dość realistyczne opisy rzeczywistości angielskiej w epoce rewolucji industrialnej. Setki tysięcy wieśniaków musiało wówczas szukać pracy w powstających jak grzyby po deszczu nowoczesnych fabrykach, jednak warunki ich pracy i życia wołały o pomstę do nieba.
Dickens doświadczył okrucieństwa kapitalizmu na własnej skórze. W 1824 roku jego ojciec został uwięziony za długi, a 12-letni Karol musiał porzucić szkołę i iść do pracy w fabryce pasty do butów, aby dołożyć się do utrzymania siedmiorga rodzeństwa. Pracował tam także po uwolnieniu ojca, ponieważ położenie rodziny było bardzo niewesołe. Pisarz, mający za sobą doświadczenie biedy i ciężkiej pracy, interesował się położeniem najbiedniejszych, zwłaszcza dzieci. Na początku 1843 roku Dickens wizytował kornwalijskie kopalnie cyny, gdzie był świadkiem pracy dzieci w nieludzkich warunkach. Zjawisko pracy zarobkowej najmłodszych było w tym czasie w Anglii tak powszechne, że w lutym 1843 roku parlament przygotował specjalny raport na ten temat. Dickens, poruszony losem małych pracowników, planował pierwotnie napisanie pamfletu obnażającego hipokryzję bogatych, ale zrezygnował z tego pomysłu. Zamiast tego powstała "Opowieść Wigilijna".
Dickens zaczął ją pisać we wrześniu 1843 roku, skończył w pierwszych dniach grudnia. Pisarz był wtedy w bardzo trudnej sytuacji finansowej, miał długi, jego żona spodziewała się kolejnego dziecka i bardzo liczył na wpływy z nowego opowiadania. Pierwszy nakład liczył 6 tys. egzemplarzy, każdy kosztował pięć szylingów. "Opowieść wigilijna" nie przyniosła Dickensowi spodziewanych zysków, ale okazała się jego wielkim sukcesem pisarskim. Powszechnie zachwycano się tą książką, czytelnicy reagowali bardzo emocjonalnie, odnotowano nawet wypadki, gdy właściciele zakładów pracy po lekturze godzili się na dni wolne dla pracowników, przyznawali im podwyżki. "Opowieść wigilijna" doczekała się ogromnej liczby adaptacji scenicznych i około 30 ekranizacji. Do dziś dnia pozostaje najbardziej znana opowieścią nawiązująca do tradycji Bożego Narodzenia.
Charles Dickens, przyszedł na świat dokładnie 7 lutego 1812 r. w brytyjskim Landport. Jego ojciec pracował jako urzędnik admiralicji. Dwanaście lat po narodzinach syna trafił do więzienia za nieuregulowane długi. Pozbawiona źródeł utrzymania rodzina szybko popadła w nędzę. Młody Dickens, by pomóc bliskim, zatrudnił się w fabryce pasty do butów, którą potem zamienił na urząd sądowy. Jednocześnie sam się uczył i próbował pisać. W połowie lat 30. XIX w. zasłynął jako autor zbioru "Szkice Boza". Tuż potem, w 1836 r., ukazał się pierwszy odcinek jego powieści "Klub Pickwicka". Gdy w 1837 r. publikowano ostatni odcinek serii, nie było wątpliwości, że Dickens napisał bestseller.
Sukces sprawił, że 25-letni wówczas Charles postanowił na dobre zająć się działalnością literacką. W kolejnych latach wydał słynnego "Olivera Twista" (1837-1838), a tuż potem powieści "Życie i przygody Nicholasa Nickleby" (1838-1839), "Magazyn osobliwości" (1840-1841), "Barnaba Rudge" (1841) i "Martin Chuzzlewit" (1843-1844). Do swojej śmierci w 1870 r. Dickens wydał jeszcze dziesięć powieści, wśród nich m.in. słynnego "Davida Copperfielda". Dziś uznaje się go za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli powieści społeczno-obyczajowej w XIX-wiecznej Wielkiej Brytanii.
....
Tak kapitalizm brytyjski to byl koszmar ! Obozy pracy .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:33, 29 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Sąd za grzebanie w śmieciach
35-letni projektant stron internetowych oraz dwóch jego kolegów stanie przed brytyjskim sądem za grzebanie w śmieciach. Są podejrzani o złamanie przepisów prawa przeciw włóczęgostwu z 1824 roku.
Pracujący jako freelancer Paul May został wraz z dwoma kolegami przyłapany na wyjmowaniu jedzenia ze śmietnika należącego do jednego z londyńskich supermarketów. Jak pisze The Guardian, May najpewniej będzie się tłumaczył w sądzie, że ukradzione pomidory, grzyby, ser i ciasteczka potrzebne mu były dla zaspokojenia głodu i nie wiedział, że łamie prawo.
W areszcie wszyscy trzej mężczyźni spędzili 19 godzin. Prokurator odmówił odstąpienia od zarzutów, o co zabiegali ich obrońcy. Wytłumaczył, że za przeprowadzeniem procesu przemawia ważny interes społeczny.
Panowie staną przed sądem jeszcze w lutym.
....
Tak ! Rezim w Brytanii nie pozwalal ubogim jesc ze smietnikow ! A w 1824 byly tlumy nedzarzy .To naprawde kraj o upiornej historii .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:02, 01 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Londyn: trafi do sądu, bo grzebał w śmieciach
Brytyjczycy usłyszeli zarzuty kradzieży produktów o wartości 33 funtów
35-letni Brytyjczyk, wraz z dwoma kolegami, stanie przed brytyjskim sądem zagrzebanie w śmieciach. Mężczyzna złamał prawo ustanowione w 1824 roku - donoszą brytyjskie media.
Co padło łupem "złodziei"? Przeterminowana żywność, która wcześniej została wyrzucona przez pracowników marketu. Mężczyźni zabrali m.in.: pomidory, ser i ciastka. Brytyjczycy usłyszeli zarzuty kradzieży produktów o wartości 33 funtów.
Brytyjskie media przewidują, że 35-letni Paul May i jego koledzy będą tłumaczyć w sądzie, że wzięli jedzenie, bo byli głodni. Prawdopodobnie będą też przekonywać, iż sięgając do kontenera na śmieci po wyrzuconą żywność, nie zrobili nic nielegalnego i nieuczciwego.
Media na Wyspach wskazują na absurdalność całej sytuacji. Po pierwsze, złamanie prawa dotyczy przepisu o włóczęgostwie z 1824 r. Po drugie, chodzi o kradzież śmieci, a po trzecie, w Wielkiej Brytanii supermarkety wyrzucają tony dobrego, świeżego jedzenia.
....
Widzimy sadystyczny brutalizm Brytanii . Natomiast jak to jest w normalnych krajach ? Jesli cos wynosicie na smieci to stwierdzacie tym samym ze POZBYWAM SIE TEGO zatem tracicie prawo wlasnosci dobrowolnie . Kazdy zatem moze przyjsc i sobie wziasc . Smietnik to miejsce gdzie leza rzeczy darmowe i niczyje . W normalnych krajach .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:06, 11 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Jake Wallis Simons | Daily Telegraph
Atomowa hańba Brytanii
Gdy wybuchła bomba, John Hall nie miał na sobie odzieży ochronnej. Młodemu szeregowemu RAF oraz jego kolegom kazano jedynie odwrócić się od grzyba atomowego i zasłonić twarze rękami.
Hall opowiadał później, że jego dłonie "prześwietliło jak na zdjęciu rentgenowskim" i zobaczył zarys własnych kości.
Było to w 1958 roku, u szczytu zimnej wojny. Hall, 19-letni żołnierz obsługi naziemnej RAF, stacjonował wraz ze swym oddziałem na Wyspie Bożego Narodzenia u północnowschodnich wybrzeży Australii, gdzie Brytyjczycy przeprowadzali próby nuklearne. Zadanie Johna polegało na odkażaniu bombowców, które przelatywały przez atomową chmurę, by zebrać próbki do analiz.
Między 1952 a 1962 rokiem Wielka Brytania i USA zdetonowały ponad 40 ładunków jądrowych w powietrzu w regionie Australii i Oceanii. Na działanie promieniowania narażonych zostało 21 tysięcy brytyjskich żołnierzy, z których wielu w momencie eksplozji ubranych było tylko w polowe mundury. Obecnie żyje jeszcze około trzech tysięcy spośród nich.
Hall odegrał skromną rolę, ale wiedział, że ma ona strategiczne znaczenie. By oddalić widmo otwartej wojny ze Związkiem Sowieckim, Zachód musiał opracować nuklearny środek odstraszania.
Odbywający swą służbę w pyle i piekącym skwarze Hall przyczynił się zatem pośrednio do zakończenia zimnej wojny. Nie wiedział jednak, że wielu żołnierzy wykonujących tego typu zadania później ciężko zachoruje i przedwcześnie umrze. On sam zmarł w wieku 53 lat po długoletniej walce z białaczką włochatokomórkową, schorzeniem diagnozowanym w Wielkiej Brytanii u zaledwie 200 osób rocznie.
Nie podejrzewał, że jego dzieci – podobnie jak potomstwo setek weteranów prób jądrowych – urodzą się z deformacjami i innymi rzadkimi przypadłościami. Według naukowców promieniowanie może powodować dziedziczne genetyczne uszkodzenia oraz anomalie. Starszy syn Halla, 50-letni dziś Colin, ma zdeformowane dłonie, a młodszy, 44-letni Ian, urodził się bez mięśni łydek.
U innych dzieci weteranów nuklearnych testów występują przewlekłe choroby układu mięśniowo-szkieletowego, deformacje stóp, pęcherza i genitaliów, wady rozwojowe serca, upośledzenie słuchu, rozszczep kręgosłupa oraz szereg innych zaburzeń. Wielu żołnierzy zrezygnowało z posiadania dzieci, obawiając się, że mogłyby one odziedziczyć genetyczne schorzenia.
Pojawiają się również doniesienia, że w rodzinach potomków weteranów znacznie częściej przychodzą na świat dzieci martwe bądź ze śmiertelnymi w skutkach deformacjami. Pochodząca z takiej rodziny kobieta urodziła niedawno dziecko, które miało głowę przyrośniętą do jednego z ramion i nie przeżyło dwóch dni.
Z badań przeprowadzonych w 1999 roku przez socjolog Sue Rabbitt Roff z University of Dundee wynika, że aż 39 procent spośród 2261 dzieci weteranów testów nuklearnych urodziło się z poważnymi schorzeniami. Dla porównania, ten sam odsetek dla całej Wielkiej Brytanii wynosi około 2,5 procent.
John Hall nie mógł o tym wiedzieć w 1958 roku. Z pewnością też nie przyszłoby mu do głowy, że brytyjski rząd – w przeciwieństwie do władz innych krajów Zachodu – będzie uporczywie odmawiał tysiącom weteranów prób jądrowych oraz ich rodzinom prawa do odszkodowania, a nawet formalnego uznania ich statusu.
Zamiast tego ministerstwo obrony wolało wydać ponad 4 miliony funtów, by zablokować roszczenia setek poszkodowanych żołnierzy oraz ich krewnych.
Reprezentująca ich organizacja, Brytyjskie Stowarzyszenie Weteranów Testów Nuklearnych (BNTVA) od wielu lat prowadzi kampanię w tej sprawie. Z wysłanego ostatnio przez premiera Davida Camerona listu wynika jednak jasno, że stanowisko rządu nie zmieniło się.
”Rząd docenia poświęcenie wszystkich wojskowych, którzy uczestniczyli w brytyjskim programie prób jądrowych, i jest im za to wdzięczny - napisał Cameron - ale… przyznanie weteranom testów nuklearnych wyjątkowych przywilejów z tytułu tej służby, przy jednoczesnym pominięciu innych żołnierzy wykonujących specjalistyczne zadania, wprowadziłoby niesprawiedliwy podział. Mogę zatem jedynie powtórzyć, że nie będę zgłaszał tej sprawy w Izbie Gmin”.
Coraz silniejsze dowody przemawiające za tym, że wystawienie na działanie promieniowania zaszkodziło nie tylko weteranom, ale także ich dzieciom i wnukom, najwyraźniej nie przekonują premiera.
List Camerona adresowany był do deputowanego Johna Barona, patronującego BNTVA.
- To ogromny wstyd, że traktujemy naszych weteranów w taki sposób - podkreśla Baron. - Nie rozumiem, dlaczego premiera nie stać na to, by odwdzięczyć się za ofiarną służbę tych ludzi, których z roku na rok jest coraz mniej.
Początkowo BNTVA zwróciło się do władz z prośbą o sprawdzenie, czy narażenie na promieniowanie w latach 50. mogło wpłynąć na zły stan zdrowia wojskowych w późniejszym okresie. Przeprowadzona w 2011 roku specjalna kontrola doprowadziła do zapewnienia lepszej opieki zdrowotnej weteranom, którzy ucierpieli na skutek promieniowania.
Zdaniem działaczy BNTVA to jednak zdecydowanie za mało. Organizacja apeluje do rządu o ustanowienie dobroczynnego funduszu w wysokości 25 miliona funtów, z którego pokrywano by koszty leczenia weteranów prób jądrowych oraz ich rodzin.
- Nie żądamy odszkodowań, bo wówczas rząd musiałby wziąć na siebie odpowiedzialność - zaznacza Baron. - Prosimy jedynie o dobrowolne wyasygnowanie puli na opiekę zdrowotną dla najbardziej potrzebujących.
Przypadek Wielkiej Brytanii, która odmawia weteranom testów nuklearnych szczególnego wsparcia, jest odosobniony. USA, które przeprowadzały wraz z Brytyjczykami próby atomowe na Wyspie Bożego Narodzenia i w innych rejonach świata, przeznaczyły 130 milionów dolarów na opiekę medyczną i pomoc dla weteranów prób jądrowych. Byli żołnierze otrzymują jednorazową wypłatę 79 tysięcy dolarów, drugą o tej samej wysokości na leczenie chorób pochodnych, jak również mogą liczyć na darmową opiekę zdrowotną. Francja wyasygnowała prawie 10 milionów euro i gwarantuje weteranom jednorazową zapomogę o przeciętnej równowartości 47 tysięcy funtów. Australia zobowiązała się wyłożyć w ciągu 20 lat 90 milionów funtów, które trafią do weteranów, ich małżonek oraz pozostających na utrzymaniu dzieci.
Obecna sytuacja prowadzi do licznych rażących niekonsekwencji. Wdowa po Pacie Spackmanie, brytyjskim lotniku, który zachorował na raka krtani po przelocie przez radioaktywne chmury atomowe, w 2010 roku otrzymała 47 800 funtów od amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości. Brytyjskie władze twierdziły, że przyczyną nowotworu wcale nie musiało być napromieniowanie, i odmówiły przyznania kobiecie renty dla wdów poległych żołnierzy.
Co więcej, w 1993 roku Wielka Brytania zgodziła się dobrowolnie zapłacić Australii 20 milionów funtów, by zaspokoić roszczenia związane ze zgonami lub chorobami spowodowanymi przez skażenie, za które odpowiadają Brytyjczycy. Mimo to władze brytyjskie nie chciały uznać żądań własnych obywateli.
Żaden z pracowników ministerstwa obrony nie udzielił nam komentarza. Stanowisko resortu najprawdopodobniej jest jednak zgodne z werdyktem Sądu Najwyższego, który orzekł w 2012 roku, że weterani prób jądrowych nie mają prawa do zadośćuczynienia.
Ponad tysiąc byłych wojskowych walczyło przez dwa lata przed sądami dwóch instancji o odszkodowania od ministerstwa obrony. Sędziowie zaopiniowali, że od pojawienia się problemów zdrowotnych minęło zbyt wiele lat, by roszczenia mogły zostać uznane.
- Ten rząd woli marnować pieniądze na walkę z weteranami, niż przeznaczyć je na współpracę z nimi - wskazuje Neil Sampson, prawnik reprezentujący byłych żołnierzy. - Niekiedy w życiu mamy do czynienia z jawną niesprawiedliwością. Najlepszym przykładem jest postawa rządu w tej sprawie.
W ostatnich dwóch latach lekarze i biegli sądowi zaczęli częściej przyznawać, że zgony weteranów mogły mieć związek z oddziaływaniem promieniowania.
Najbardziej jednoznaczny werdykt wydał w 2012 roku koroner okręgu Derby i South Derbyshire, który badał przyczynę śmierci Dereka Heapsa, byłego żołnierza pułku Royal Engineers.
”Sekcja zwłok wykazała, że Derek Frank Heaps cierpiał na nieuleczalną chorobę, która mogła być spowodowana przez wystawienie na działanie silnego promieniowania jonizującego” - czytamy w treści orzeczenia.
”Derek Frank Heaps przebywał na wyspie Malden Island [inne miejsce testów na Pacyfiku] dzień po zdetonowaniu nad nią bomby atomowej, jak również obserwował eksplozję innego ładunku nuklearnego z samolotu”.
Synem Dereka jest Nigel Heaps, prezes BNTVA. - Tata był dumny, że udało się stworzyć nuklearny środek odstraszania, który zapewnił pokój na świecie - wspomina Nigel. - Ale poczuł się ogromnie zawiedziony, gdy jego własny kraj nie chciał mu pomóc. Jako syn weterana prób jądrowych cały czas żyję w stresie. Czy sam zaczynam powoli psuć się od środka? Co będzie z moimi dziećmi?
Według niektórych szacunków mutacje genetyczne mogą utrzymywać się nawet przez 20 pokoleń. Liczba żyjących weteranów testów nuklearnych zmniejsza się, ale ich dzieci i wnuki będą nieść brzemię ich poświęcenia na rzecz kraju.
Ten problem nie zniknie – a zdaniem wielu osób nadeszła najwyższa pora, by wreszcie zajął się nim rząd.
>>>
Szok bo w tych latach juz bylo wiadomo ze promieniowanie to smierc .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:48, 23 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Raport: Wielka Brytania nadal eksportuje broń i sprzęt wojskowy do Rosji
Wielka Brytania kontynuuje eksportowanie broni i sprzętu wojskowego do Rosji - wynika z raportu brytyjskiego parlamentu opublikowanego dzisiaj, dwa dni po tym jak premier Wielkiej Brytanii David Cameron skrytykował Francję za sprzedaż Rosji okrętów typu Mistral.
Z raportu, na który powołuje się agencja AFP, wynika, że wciąż obowiązuje 251 licencji wystawionych przez brytyjski rząd, pozwalających na sprzedaż dóbr kontrolowanych na łączną kwotę 132 mln funtów (167 mln euro).
Te licencje eksportowe pozwalają na sprzedaż karabinów snajperskich, amunicji do broni lekkiej, kamizelek kuloodpornych, sprzętu kryptograficznego, łączności wojskowej i noktowizorów - sprecyzowano w raporcie.
Jedynie 31 licencji zostało zawieszonych lub cofniętych.
Premier Cameron oświadczył w poniedziałek, że w związku z kryzysem na Ukrainie żaden kraj UE nie powinien sprzedawać Rosji sprzętu wojskowego. Dodał, że po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu nad wschodnią Ukrainą, w Wielkiej Brytanii "nie do pomyślenia" byłoby coś takiego, jak sprzedanie Rosji przez Francję okrętów desantowych typu Mistral.
Zawarty przez Moskwę z Paryżem w 2011 roku kontrakt wartości 1,2 miliarda euro przewiduje kupno dwóch okrętów desantowych Mistral. Francja zdecydowała się zrealizować ten kontrakt mimo potępienia Rosji za jej działania na Ukrainie oraz mimo nacisków USA. Jest to pierwszy tak duży kontrakt na import sprzętu wojskowego zawarty przez Moskwę od upadku ZSRR.
....
Potwory jak zwykle . Pamiętajcie że chwalą się obłudą .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:08, 31 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Abdel Hakim Belhaj ma prawo skarżyć Wielką Brytanię za nielegalne wydanie go Libii
Wbrew stanowisku rządu w Londynie, tamtejszy sąd apelacyjny uznał, że libijski polityk Abdel Hakim Belhaj może wytoczyć Wielkiej Brytanii sprawę z oskarżenia o udział w nielegalnym wydaniu go reżimowi pułkownika Kadafiego. Belhaj twierdzi, że był torturowany, a w jego przesłuchaniach miał udział brytyjski wywiad. Dziś chce jedynie symbolicznego odszkodowania w wysokości 1 funta.
Sprawa ujrzała światło dzienne 3 lata temu, kiedy Belhaj wkroczył do Trypolisu na czele powstańców i został komendantem wojskowym libijskiej stolicy. Niedługo potem udzielił brytyjskim mediom serii wywiadów, w których ujawnił, że w 2004 r. otrzymał od Wielkiej Brytanii obietnicę azylu politycznego, ale w drodze do Londynu został wraz z żoną aresztowany w Tajlandii, wydany CIA, a następnie Kadafiemu.
Belhaj ma pretensje do Anglików o to, że podczas śledztwa w Libii kilkukrotnie jego celę odwiedzali przedstawiciele brytyjskiego wywiadu MI6. Starali się oni za pośrednictwem Libijczyków wycisnąć z niego zeznania przeciwko obywatelom libijskim, którzy schronili się w Wielkiej Brytanii.
48-letni Abdel Hakim Belhaj - obecnie przywódca libijskiej partii Al-Watan - podkreśla, że nie żywi niechęci do Wielkiej Brytanii. Jednak jak powiedział dziennikowi "The Guardian", absolutnie ufa angielskiemu wymiarowi sprawiedliwości i domaga się jedynie przeprosin oraz odszkodowania w wysokości jednego funta.
>>>
To byl jakis plugawy biznes ... Ohyda ! Pamietajcie BRYTANIE NIE MA HONORU TYLKO INTERESY ! Zreszta jak wielu innych ... Znawu honoru to panstwa nie maja ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:26, 10 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Wielka Brytania zwolennikiem "zjednoczonej Hiszpanii"
Wielka Brytania chce zjednoczonej Hiszpanii, jest przeciwko katalońskiemu referendum. Wczoraj separatystom z Katalonii udało się zdobyć ponad 80 procent poparcia dla odłączenia do Hiszpanii, miało to jednak wyłącznie symboliczne znaczenie, bo hiszpański rząd nie uznał plebiscytu.
Brytyjski premier David Cameron, który w swoim kraju doświadczył szkockiego referendum, powiedział, że jego kraj popiera jedność Hiszpanii. Szef brytyjskiego rządu dodał, że tego typu plebiscyty powinno się organizować w ramach konstytucji i obowiązującego prawa, a nie poza nimi.
W niewiążącym katalońskim referendum uczestniczyło 2 miliony 300 tysięcy osób. Zdecydowana większość - 82 procent - opowiedziała się za stworzeniem przez Katalonię niepodległego państwa.
....
I tak postepowala Brytania . 97 % ludzi bylo za a oni nie . A jak podskakuja wyslac okrety i wymordowac . Imperium zla .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:49, 20 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Grecy modlą się o zwrot marmurów z Partenonu
Setki Greków czuwały pod Muzeum Akropolu, paląc świeczki i modląc się o zwrot marmurów Elgina. Ten pokojowy protest miał poruszyć Brytyjczyków, w których muzeum znajduje się połowa z zabytkowych marmurów.
- Teraz to zaledwie połowa zabytku. Ktokolwiek przyleci do Grecji lub do Wielkiej Brytanii, będzie mógł zobaczyć jedynie jego część. Szkoda, że tak się stało - mówi była minister spraw zagranicznych Grecji.
Muzeum Brytyjskie odmawia oddania Grekom zabytku, o co mieszkańcy Aten starają się od 1833 roku. Podkreślają, że ten zabytek jest wizytówką ich miasta i narodowym skarbem.
Starania Greków wspiera też część Brytyjczyków, którzy już kilkukrotnie byli bliscy oddania marmurów, do czego ostatecznie nie doszło.
...
Tak sobie grabili .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:05, 02 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Brytyjczycy wiedzieli o Katyniu. MSZ publikuje dokumenty
Brytyjczycy od początku wiedzieli o zbrodni katyńskiej, lecz to ukrywali. Tak wynika z dokumentów udostępnionych dziś przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Pochodzą one z lat 1942-1980 i częściowo były już znane historykom.
Dokumenty, które były przechowywane w brytyjskim Archiwum Narodowym, ukazują reakcje administracji tego kraju na mord dokonany przez Sowietów na polskich oficerach. Znalazły się wśród nich także polskie i amerykańskie noty, pisma czy memoranda, które były kierowane do władz brytyjskich. Dodatkowo udostępnione zostały materiały niemieckie z okresu II wojny światowej (przechwycone przez wywiad brytyjski lub przejęte przez Brytyjczyków po zakończeniu działań zbrojnych w 1945 r.).
Niektóre z dokumentów były już odtajnianie i udostępniane historykom. Do tej pory bardzo rzadko wykorzystywano archiwalia na przykład z lat 50. Materiały z czasu wojny ujrzały natomiast światło dzienne już w latach 70. i od tego momentu brytyjskie Archiwum Narodowe stale upublicznia kolejne kolekcje dokumentów "katyńskich". Ostanie odtajnienie miało miejsce 31 grudnia 2014 roku, kiedy to udostępniono materiały z 1980 i 1981 roku.
15 kwietnia 1943, depesza Owena O’Malleya w sprawie odkrycia grobów katyńskich - Materiały prasowe
15 kwietnia 1943, depesza Owena O’Malleya w sprawie odkrycia grobów katyńskich
MSZ upublicznia również materiały wcześniej publikowane, tak aby prezentowany zbiór w możliwie pełny sposób odzwierciedlał działania brytyjskie w sprawie zbrodni katyńskiej. Ponadto niektóre materiały ukazywały się w niszowych, trudno dziś dostępnych wydawnictwach – umieszczenie w ich na stronach internetowych ministerstwa sprawi, że będą one łatwo dostępne dla wszystkich zainteresowanych czytelników.
Jak czytamy na stronie MSZ, opublikowany zbiór, można podzielić na trzy chronologiczne grupy. Pierwsza z nich ukazuje działania brytyjskie w czasie wojny i w okresie tuż po jej zakończeniu. Druga część to materiały z lat 50., które ilustrują stanowisko Wielkiej Brytanii wobec tzw. komitetu Maddena, który został powołany przez Kongres USA w celu wyjaśnienia zbrodni katyńskiej. Z kolei trzecią grupę stanowią materiały z lat 70. dotyczące działań Foreign Office wobec inicjatywy budowy w Londynie pomnika upamiętniającego zamordowanych oficerów.
Katyń
- W zasadzie od początku byli świadomi, że to ZSRR jest odpowiedzialny. Mieli dokumenty przekazywane zarówno przez stronę polską, jak i własny wywiad przechwytujący depesze niemieckie, z których to jasno wynikało. Posiadali też raporty niemieckiej komisji lekarskiej, która była w Katyniu i materiały obecnych tam dziennikarzy. Także władze brytyjskie dysponowały pełnią wiedzy na ten temat, jednak Churchill zdecydował, że nie będą się angażować w wyjaśnianie tej sprawy i utajnił dokumenty - dodaje historyk resortu Piotr Długołęcki.
Dodał, że istotnym dokumentem jest m.in. wielostronicowy raport brytyjskiego ambasadora przy rządzie polskim Owena O'Malleya z 1943 r. - Jasno z niego wynika, że to ZSRR odpowiada za tę zbrodnię. Brytyjczycy zignorowali jednak wszystkie apele i prośby, by sprawę wyjaśniać i zrobili wszystko, aby ją wyciszyć. Nie skorzystali też w czasie procesów norymberskich z pomocy polskiego rządu emigracyjnego przekazującego materiały mogące pomóc wyjaśnić sprawę Katynia, która ostatecznie nie została tam poruszona - relacjonował historyk.
Dokumenty z lat 50. są związane z przyjazdem członków Komitetu Maddena, którzy zwrócili się do Brytyjczyków o wsparcie. - Reakcja jest więcej niż sceptyczna, urzędnicy mnożą trudności, twierdzą że może dojść do zamieszek, oskarżeń o zniesławienie związane z zeznaniami. Nie przekazują dokumentów, nie pomagają w odnalezieniu świadków np. jednego z brytyjskich żołnierzy, który był w 1943 r. w Katyniu. Mieszkał on w latach 50. w RPA, posiadał dokumenty, dowody rzeczowe i zgodził się zeznawać, jednak Brytyjczycy nie przekazali tego Komitetowi. Drugim epizodem jest rozmowa ambasadora brytyjskiego z szefem MSZ dotycząca wyjazdu przedstawicieli Komitetu. Obaj martwili się, by sprawie nie nadać zbytniego rozgłosu - mówił Długołęcki.
...
To oczywiste . Chyba nikt nie ma zludzen ... To bylo twarde imperium swiatowe nie naiwne dzieci .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 23:20, 20 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Białe zawsze w cenie. Mieszkańcy Indii mają obsesję na punkcie koloru skóry
Tomasz Augustyniak
20 kwietnia 2015, 11:06
Mimo prawie siedmiu dekad wolności Indie ciągle zmagają się z kolonializmem. Najwięcej jest go w głowach ich mieszkańców.
Żeby przekonać się o sile kolonialnych uprzedzeń w kraju świętych krów wystarczy być zaproszonym na wesele w Radżastanie, posłuchać radia w Madrasie albo otworzyć gazetę w Kalkucie. Na niektórych przedstawieniach w bombajskich teatrach poczujemy się zupełnie jak w Londynie, a z ulicznych bilbordów będą na nas patrzyły europejskie twarze. Mieszkańcy Indii są przekonani, że wszystko co białe, a zwłaszcza wszystko, co brytyjskie, jest najlepsze na świecie. Z tego przekonania wynika chęć naśladowania zachodnich trendów, ale również traktowanie z wyższością ludzi, którzy źle mówią po angielsku i tych o ciemniejszej karnacji.
O panujących tu uprzedzeniach dobrze wiedzą zarówno turyści, jak i mieszkańcy sąsiadujących z Chinami północno-wschodnich stanów Indii i afrykańscy imigranci, którzy w takich miastach jak Delhi nie mogą liczyć na równe traktowanie. Mieszkańcy kraju, który przez ponad czterysta lat był przedmiotem kolonialnych wpływów do dziś często czują się gorsi od dawnych kolonistów i starają się do nich upodobnić. Nawet poprzez zmianę koloru skóry.
Ciemne jest piękne
W latach 70. ubiegłego wieku Unilever wypuścił na indyjski rynek pierwszy krem wybielający. Dziś środki rozjaśniające skórę, często reklamowane przez znanych aktorów, można znaleźć na półkach w każdym większym sklepie. Na ulicznych billbordach, w telewizyjnych reklamach i filmach bardzo rzadko widuje się osoby o ciemnej karnacji. Rozjaśnianie fotografii gwiazd jest standardową praktyką w największych gazetach i portalach internetowych. Nic dziwnego, że wielu odbiorców tych mediów jest przekonanych, że żeby odnieść życiowy sukces, trzeba mieć twarz o tak jasnym odcieniu, jak to tylko możliwe. To przekonanie znajduje odbicie nie tylko w wyborach konsumenckich, ale także na rynku pracy, a nawet w rodzinach.
Do zalet, którymi musi się odznaczać przyszły małżonek lub małżonka, oprócz dobrego wykształcenia, braku nałogów i religijności, należy posiadanie jasnej skóry. Doskonale widać to w prasowych ogłoszeniach matrymonialnych, w których zapewnia się, że młody chłopak albo młoda dziewczyna taką właśnie mają. Przyszli dziadkowie chcą mieć piękne, białe wnuki i niechętnie przyjmują do rodziny kogoś z genami, które by tego nie gwarantowały. Wśród pracowników instytucji, które mają się kojarzyć z elegancją i luksusem, próżno szukać ciemnoskórych. Nie ma ich w bankach, galeriach handlowych, a nawet na pokładach samolotów.
Indyjska obsesja na tym punkcie stała się tak dużym problemem, że doczekała się piętnujących ją akcji. Organizatorzy kampanii "Ciemne jest piękne" zwalczają przekonanie, że wartość człowieka należy mierzyć odcieniem jego skóry. Kampanię wsparła aktorka Nandita Das, która przyznała, że makijażyści na planie rozjaśniali jej twarz za każdym razem, kiedy miała grać wykształconą kobietę z wyższych sfer. - Przemysł filmowy przez bardzo długi czas wręcz gloryfikował jasną skórę. Ale to tylko odbicie uprzedzeń obecnych w społeczeństwie - powiedziała telewizji Al-Dżazira.
Z białym za pan brat
Hauz Khas Village to osiedle w południowej części Delhi. Chociaż indyjska stolica, podobnie jak większość południowoazjatyckich miast, nie jest wymarzonym miejscem dla imprezowiczów, to właśnie tutaj ściąga ich najwięcej. Są tu eleganckie butiki, puby i restauracje o zachodnim szyku i warszawskich cenach. W weekendy wąskie uliczki wypełniają się tłumem rozmawiających "hingliszem" dwudziestoparolatków i rodzin z dziećmi. Białych twarzy jak na lekarstwo, a jeśli gdzieś można je zobaczyć z całą pewnością, to za... barami.
Melanie pochodzi z Francji i w jednej z uliczek rozdaje ulotki, kusząc napływające tłumy specjalnymi ofertami. Wiele osób odwiedzi knajpę, w której pracuje tylko dlatego, że jest Europejką. W tym czasie jej chłopak zaczyna przygotowywać drinki. Oboje zarobią więcej, niż lokalni pracownicy i więcej, niż zapłacono by im w Paryżu.
- Obcokrajowcy przyciągają klientów, więc opłaca się ich zatrudniać - uważa Sajan Singh Chawla, właściciel firmy organizującej imprezy i bywalec Hauz Khas Village. Biali tancerze, barmani i kelnerzy pojawiają się więc nie tylko w pubach, ale także na prywatnych imprezach dla dzieci i dorosłych oraz na weselach. Na tych ostatnich zatrudnia się ich po to, żeby zaimponować gościom. Do standardowego weselnego repertuaru, oprócz tańczących europejskich artystów i lokajów witających wchodzących gości, należą tzw. żywe stoły. To białe kobiety ubrane w krynoliny, do których przyczepia się elastyczne półki, a następnie ustawia na nich napoje i przekąski.
Organizatorzy miewają i bardziej ekstrawaganckie fantazje. Pewien fotograf wspomina o weselu, na którym blondynka w czarnej baletowej sukience wisiała głową w dół nad barem na specjalnej uprzęży i nalewała gościom szampana. - Inna kobieta, prawie naga, stała w sztucznym basenie z systemem rurek przywiązanych do rąk i zmieniała pozy. Nazywali ją żywą fontanną - opowiada. Uczestnicy wesel bogaczy mówią też o wynajmowaniu dziewczyn o zachodnim wyglądzie, które udają przyjaciółki panny młodej. - Matka pęka z dumy mogąc powiedzieć, że jej córka ma białą przyjaciółkę z dzieciństwa - mówi znająca takie rodziny przedsiębiorczyni.
Język to siła
Symbolem wysokiego statusu może być także język. Trzydzieści lat temu po angielsku mówili tylko najlepiej wykształceni mieszkańcy kraju. Chetan Bhagat, indyjski autor bestsellerów, wspominał niedawno, że już sama znajomość tego języka świadczyła wtedy o przynależności do elity. To dla tych kilku procent społeczeństwa były zarezerwowane najlepsze stanowiska, a przywileje automatycznie dziedziczyły ich dzieci.
Ale kiedy lata 80. minęły, w Indiach rozwinęły się sieci telewizji kablowych, pojawiły się telefony komórkowe, internet, a liczba szkół z wykładowym angielskim wzrosła. Prości ludzie wiedzieli, że znajomość języka jest biletem do lepszego życia, więc zaczęli się go uczyć. Policjanci, kierowcy, pracownicy stacji benzynowych, kelnerzy w małych restauracjach i pracownicy call centers rozumieją dziś język Szekspira, choć trzy dekady temu było to nie do pomyślenia. "Jak to? Wszyscy nie tylko rozumieją ale i rozmawiają po angielsku? Jak śmią?" - drwił pisarz w jednym ze swych felietonów.
Popularne prywatne stacje radiowe we wszystkich największych miastach nadają dziś po angielsku. Do dobrego tonu, nawet wśród niższej klasy średniej, należy kupowanie anglojęzycznych gazet. Choć w Bollywood filmy powstają w języku hindi, mało prawdopodobne, żeby pracę dostał tam aktor, który umie się dogadać tylko w tym języku. Po angielsku rozmawiają najważniejsi politycy, celebryci i biznesmeni. Czasami dzieje się to z konieczności, bo mieszkańcy Indii posługują się kilkudziesięcioma językami i często ci z północy nie rozumieją tych z południa. Ciągle jednak ludzie są oceniani na podstawie poziomu swojej znajomości angielskiego i akcentu. Im mniej przypomina indyjski, tym lepiej.
Trudne życie przybysza
Europejscy turyści, których miejscowi proszą o pozowanie do wspólnych zdjęć, rzadko zdają sobie sprawę z powodów tych próśb. Takie podejście do białych jest połączone z silnym, choć nie zawsze w pełni uświadomionym, kompleksem niższości. Powszechne jest przekonanie, że wszyscy biali są bogaci, a stąd tylko krok do naciągania i kradzieży.
Imigranci z Afryki traktowani są z kolei z pogardą, posądzani o prowadzenie agencji towarzyskich i handel narkotykami. W rzeczywistości większość Afrykanów przyjeżdża do Indii na studia z powodu przystępnych cen i ułatwień wizowych. Co pewien czas głośno jednak o atakach na nich, a zabójstwo w Delhi pochodzącego z jednego z północno-wschodnich stanów mężczyzny spowodowało protesty przeciwko patrzeniu na ludzi przez pryzmat ich skóry.
Niestety mentalność ludzi niełatwo zmienić. Na całym subkontynencie rocznie kupuje się setki ton produktów rozjaśniających, reklamy z jasnoskórymi modelami można zobaczyć wszędzie, a drwiny z czarnych zdarzają się nawet w dobrym towarzystwie. Niewykluczone, że Indie będą potrzebowały jeszcze wielu dziesięcioleci, żeby oswoić się z własnym kolorem.
...
Straszne i przerażające. Ludom kolonialnym okupanci wpajalali przekonanie,że są bostwami. Dzięki temu osłabiali ich chęć oporu. I niestety ludy te mają do dziś niewolniczą mentalność. JAK MOŻNA UWAŻAĆ ŻE BRYTANIA TO SZCZYT CYWILIZACJI?! Toż po Niemcach drudzy najgorsi na Świecie! Gigantyczne zbrodnie. Ale niestety ludy te poniosły olbrzymie straty w świadomości i na duszy! Tak kolonializm to potworność...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:04, 01 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
The Telegraph
Rzeźby z Partenonu zostają w Londynie
Amal Alamuddin Clooney - THANASSIS STAVRAKIS / AFP
Amal Clooney nie pozwie rządu Wielkiej Brytanii. Muzeum Brytyjskie nadal będzie opiekować się cennymi marmurami partenońskimi w imieniu całej ludzkości.
Grecja pogodziła się z faktem, że prawowitym właścicielem słynnych marmurów Elgina jest Muzeum Brytyjskie. Taki wniosek nasuwa się po decyzji rządu w Atenach o wycofaniu się z pomysłu domagania się zwrotu rzeźb z ateńskiego Partenonu na drodze prawnej.
REKLAMA
Grecki rząd zaskakująco szybko poinformował o rezygnacji, bo już w 48 godzin po tym, jak Amal Clooney i jej współpracownicy z londyńskiej kancelarii prawnej Doughty Street Chambers dostarczyli Atenom 150-stronicowy raport, w którym przyznali, że szanse sukcesu w brytyjskim sądzie oceniają na 15 proc., i radzili, by Grecja kontynuowała walkę w Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości. Grecki rząd najwyraźniej zinterpretował tę informację jako ostrzeżenie, że kampania nie ma szans.
Rząd Syrizy z pewnością zdaje sobie sprawę z reputacji i ogromnego doświadczenia brytyjskich sądów w rozstrzyganiu międzynarodowych sporów prawnych, w tym także tych, w których w grę wchodzą interesy Wielkiej Brytanii i brytyjskich instytucji. Nic zatem dziwnego, że doszedł do wniosku, iż trybunał międzynarodowy prawdopodobnie wydałby takie samo orzeczenie. Wobec tego, Nikos Xydakis, grecki minister kultury, poinformował, że Grecja rezygnuje z domagania się zwrotu marmurów na drodze prawnej, a skoncentruje się na zabiegach "politycznych i dyplomatycznych".
Nieszczęsny Partenon
Rozwiązanie wydaje się oczywiste, zwłaszcza że wbrew obiegowej opinii, lord Elgin nie zrabował, a w sposób całkowicie legalny uratował marmurowe rzeźby i płaskorzeźby partenońskie. Proces systematycznego niszczenia Partenonu rozpoczął się w V wieku, gdy grecki Kościół nakazał usunąć niektóre rzeźby z tympanonu starożytnej świątyni Ateny. W 1687 roku Wenecjanie oblegający miasto wysadzili część świątyni, powodując ogromne zniszczenia bezcennych dzieł sztuki. Gdy na początku XIX wieku do Aten przyjechał hrabia Elgin, ambasador brytyjski w Imperium Osmańskim, okupujący Grecję Turcy próbowali wytapiać ołów z kolumn i przerabiać go na pociski, a na rzeźbach doskonalili strzelanie do celu.
110f0f8b-510d-461b-a783-77f943d34b69 Amal Alamuddin Clooney oraz minister kultury i sortu Grecji Konstantinos Tasoulas podczas wizyty w Partenonie - YORGOS KARAHALIS / AFP
Amal Alamuddin Clooney oraz minister kultury i sortu Grecji Konstantinos Tasoulas podczas wizyty w Partenonie
Elgin jechał do Aten z zamiarem sporządzenia szkiców i gipsowych odlewów rzeźb, lecz gdy na własne oczy zobaczył rozmiar zniszczenia (brakowało około 40 proc. rzeźb), wystarał się u władz tureckich w Atenach o odpowiednie zezwolenie i przewiózł do Wielkiej Brytanii tyle fragmentów świątyni, ile zdołał. Doprowadzony do bankructwa, w 1816 roku zmuszony był sprzedać zbiory brytyjskiemu rządowi, ten zaś przekazał je Muzeum Brytyjskiemu. Od tamtej pory muzeum udostępnia zwiedzającym z całego świata najlepiej zachowane rzeźby, płaskorzeźby i kolumny z Partenonu.
W przesyconej emocjami debacie na temat marmurów Elgina zapomina się o tym, że Muzeum Brytyjskie to instytucja o randze światowej, muzeum uniwersalne, opowiadające historię dokonań kulturowych całej ludzkości od zarania dziejów. Pod tym względem dokonania departamentu sztuki starożytnej Grecji zasługują na największe uznanie. Brytyjscy eksperci, wraz z kolegami z Nowego Muzeum Partenonu w Atenach, tworzą sieć muzealników, którzy ściśle ze sobą współpracują, dzieląc się wiedzą i pasją do kultury klasycznej z miłośnikami sztuki z całego świata.
Tak się składa, że w Muzeum Brytyjskim, placówce najchętniej odwiedzanej przez turystów w Wielkiej Brytanii, obecnie oglądać można największą wystawę rzeźby starożytnej Grecji. Bezcenne eksponaty pochodzące zarówno z zasobów muzeum, jak i wypożyczone z muzeów na całym świecie ilustrują ewolucję greckiej idei piękna i ludzkiego ciała. Największą ozdobę wystawy stanowią marmury z Partenonu dłuta Fidiasza, które potwierdzają mistrzostwo, jakie w złotym okresie klasycznym osiągnęła ateńska rzeźba starożytna.
Muzea czynią świat lepszym
Najwyższy czas wykorzenić z naszej świadomości powszechne przekonanie, że eksponaty w muzeum są własnością państwa, w którym powstały. Gdyby tak było w istocie, należałoby opróżnić muzea na całym świecie z artefaktów, które placówki zakupiły lub otrzymały w darze. Także Ateny musiałyby zwrócić imponującą kolekcję sztuki egipskiej, chińskiej, islamskiej i południowoamerykańskiej.
110f0f8b-510d-461b-a783-77f943d34b69 Rzeźby z Partenonu na ekspozycji w Londynie - AFP
Rzeźby z Partenonu na ekspozycji w Londynie
Oczywiście ten pomysł jest absurdalny. Muzea swoją dogłębną wiedzą specjalistyczną niezaprzeczalnie czynią świat lepszym. To przede wszystkim ośrodki edukacyjne, ubogacające nas wszystkich. Fakt, że połowę zachowanych marmurów z Partenonu można oglądać w Atenach, a resztę w Londynie, Berlinie, Monachium, Würzburgu, Kopenhadze, Watykanie czy — dzięki Muzeum Brytyjskiemu — w petersburskim Ermitażu, gwarantuje, że znacznie więcej ludzi może obcować z geniuszem, dzięki któremu starożytni Grecy przekuwali surowy, zimny kamień w ciepłe, pełne życia ciało.
Niewątpliwie w historii ateńskiego Partenonu rozpoczął się nowy rozdział. Po zbyt wielu latach obalono przekonanie, że lord Elgin w porozumieniu z brytyjskim parlamentem nielegalnie zawłaszczył greckie marmury. Debata wreszcie przybierze mniej dramatyczny ton, gdy wszyscy pogodzą się z faktem, że to kwestia polityki, a nie zrabowanych artefaktów.
Tragedia, jaką jest zrównanie z ziemią stanowiska archeologicznego na wzgórzu Nimrud, czy zniszczenie Mosulu i innych pereł bliskowschodniej kultury potwierdza, że światowej dziedzictwo nie przetrwa bez należytej opieki. Opiekując się marmurami, partenońskimi Muzeum Brytyjskie wyświadcza wielką przysługę całej ludzkości.
...
Brytyjczycy to ukradli dla siebie nie dla ludzkosci. A ze przypadkiem uratowali to juz skutek uboczny. Gdyby ukradli w 1939 Warszawe to tez by ocalala. Z czego nie wynika ze kradziez jest w porzadku. Widzicie co wyprawiali Brytyjczycy w czasach imperium.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:14, 19 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Kontrowersyjny gest Elżbiety II. Pałac Buckingham zapowiada śledztwo
Królowa Elżbieta II - Getty Images
Pałac Buckingham zapowiedział dochodzenie mające ustalić, jaką drogą do mediów trafił nakręcony w latach 30-tych film, ukazujący 7-letnią królową Elżbietę II, unoszącą rękę w nazistowskim pozdrowieniu. 17-sekundowy film opisał wczoraj i zamieścił w Internecie sensacyjny brytyjski dziennik "The Sun".
Filmik nakręcił przypuszczalnie ojciec Elżbiety, przyszły król Jerzy VI. Obok niej i jej siostry, 3-letniej wówczas księżniczki Małgorzaty, pojawia się na nim ich matka i brat Jerzego VI, późniejszy Edward VIII. Wszyscy unoszą rękę w nazistowskim pozdrowieniu.
REKLAMA
"The Sun" twierdzi, że publikacja filmu nie jest wymierzona w królową, która jako dziecko nie mogła sobie zdawać sprawy ze znaczenia tego gestu. Dowodzi jednak, jak wcześnie nazistowskie sympatie przejawiał Edward VIII, który odwiedził nawet Hitlera rok po swojej abdykacji w 1936 roku.
Pałac Buckingham chce teraz dociec, jaką drogą "The Sun" uzyskał archiwalny filmik. Jeśli nakręcił go Jerzy VI, film musiał się znaleźć w archiwach królewskich, którymi opiekuje się Brytyjski Instytut Filmowy. Jeśli jednak kamera należała do Edwarda VIII, film trafił do jego archiwów w Paryżu, gdzie mieszkał po wojnie wraz z księżną Windsoru, Wallis Simpson. Po jej śmierci w 1986 roku wyposażenie pałacu sprzedano na aukcji.
...
Dziecku podnieśli rękę... Ale to nie pierwszy skandal tego typu. Zachód ukrywa jak nazizm go fascynował.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:25, 12 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Marnowanie jedzenia. Wielka Brytania niechlubnym liderem w Europie
Środa, 12 sierpnia 2015, źródło:PAP
fot.WP.PL / Shutterstock/Minerva Studio
Spośród wszystkich europejskich nacji Brytyjczycy wyrzucają do kosza największe ilości produktów nadających się do spożycia - wynika z badań, których wyniki publikuje naukowy magazyn "Environmental Research Letters".
Statystyczny Brytyjczyk marnuje rocznie 152,4 kg produktów nadających się do spożycia - najwięcej spośród obywateli europejskich państw. Dla porównania, statystyczny mieszkaniec Rumunii wyrzuca w ciągu roku do kosza 44,4 kg dobrego jedzenia.
Z wcześniejszego badania przeprowadzonego przez Institution of Mechanical Engineers (brytyjskie stowarzyszenie inżynierów mechaników), przedstawiającego problem w ujęciu pieniężnym, wynika, że przeciętne brytyjskie gospodarstwo domowe pozbywa się w ciągu roku dobrego jedzenia o wartości 480 funtów.
W brytyjskich domach do kosza trafia m.in. 45 proc. zakupionych ziemniaków, 41 proc. owoców, 23 proc. mięsa, 17 proc. jajek, 13 proc. jogurtów, 7 proc. mleka - i 5 proc. alkoholu.
Zdaniem dr Jennifer Baxter z Institution of Mechanical Engineers, za taki stan rzeczy odpowiedzialne są m.in. super- i hipermarkety, które nadużywają promocji opierających się na zasadzie "kup jeden produkt, a drugi taki sam otrzymasz gratis". Tego typu akcje sprawiają, że konsumenci kupują więcej jedzenia niż potrzebują.
Eksperci wskazują też na mylący wydźwięk informacji "Najlepiej spożyć przed...", umieszczanej na opakowaniach wielu produktów. Większość konsumentów jest przekonana, że po upływie wskazanej daty dana rzecz nie nadaje się już do zjedzenia.
Tymczasem sformułowanie to wskazuje jedynie na datę minimalnej trwałości, po upływie której żywność wciąż jest bezpieczna, pod warunkiem, że przestrzega się wskazówek dotyczących jej przechowywania, a opakowanie jest nienaruszone. Tego rodzaju oznaczenia pojawiają się głównie na produktach mrożonych, chłodzonych i suszonych, jak makarony czy ryż.
...
Brak zaskoczenia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 12:14, 19 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
The Telegraph
Zagadka tożsamości Kuby Rozpruwacza rozwiązana?
Ilustracja w jednej z londyńskich gazet z 1888 r., przedstawiająca policjantów nad ciałem jednej z ofiar Kuby Rozpruwacza - Getty Images
Zapaleni detektywi, amatorzy i profesjonaliści, od blisko 130 lat nie ustają w próbach ustalenia prawdziwej tożsamości Kuby Rozpruwacza. Brytyjski badacz w swojej nowej książce dowodzi, że sprawcą zabójstw przypisywanych tajemniczemu seryjnemu mordercy był Francis Craig. Taki wniosek nasunął mu się po ustaleniu prawdziwego nazwiska ostatniej ofiary – własnej żony Craiga.
Brytyjskie władze zgodziły się na ekshumację szczątków ostatniej "kanonicznej" ofiary Kuby Rozpruwacza. Według autora nowej książki, May Jane Kelly była żoną słynnego brytyjskiego seryjnego mordercy.
REKLAMA
Po dokładnej analizie najnowszej teorii na temat Kuby Rozpruwacza, brytyjskie ministerstwo sprawiedliwości zapowiedziało, że zezwoli na pierwszą w historii ekshumację szczątków jego ofiary.
Jej autor, dr Wynne Weston-Davies, przedstawił brytyjskim władzom dowody, z których wynika, że Mary Jane Kelly, prostytutka z East Endu, była jego stryjeczną babką. W swojej książce "The Real Mary Kelly: Jack the Ripper’s Fifth Victim and the Identity of the Man that Killed Her" (Prawdziwa Mary Kelly. Piąta ofiara Kuby Rozpruwacza i tożsamość jej zabójcy) dowodzi, że została zamordowana z zemsty przez wzgardzonego męża.
Podążając tym tropem dr Weston-Davies doszedł do wniosku, Francis Spurzheim Craig, mąż jego stryjecznej babki, był Kubą Rozpruwaczem. Craig w 1888 roku, w czasie gdy doszło do zbrodni, miał 51 lat i jako reporter relacjonował śledztwa policyjne i rozprawy toczące się w sądach londyńskiego East Endu. Mieszkał przy Mile End Road w ubogiej dzielnicy Whitechapel, o siedem minut spaceru od miejsca, gdzie popełniono pierwszą zbrodnię.
Zdaniem dr Westona-Daviesa, Craig, dysponujący dogłębną znajomością metod stosowanych przez policję w tamtych czasach, zamordował jeszcze cztery kobiety, by ukryć swoje prawdziwe intencje - chciał zabić żonę, która przynosiła mu wstyd, bo potajemnie powróciła do prostytucji zaledwie kilka miesięcy po ich ślubie w 1885 roku.
Jedyny portret mordercy
Autor liczy, że analiza materiału genetycznego pozyskanego podczas ekshumacji przynajmniej częściowo potwierdzi jego teorię. Badaczowi udało się nawet ustalić jak wyglądał Kuba Rozpruwacz – odnalazł być może jedyny jego portret.
Na szkicu z dochodzenia w sprawie morderstwa jednej z wcześniejszych ofiar Rozpruwacza widać m.in. reportera – wiele wskazuje, że to właśnie Craig - siedzącego przed ławą sędziowską i relacjonującego przebieg przesłuchania w sprawie o morderstwo, które być może sam popełnił.
- Jedynym sposobem, by udowodnić, że ostatnią ofiarą Rozpruwacza była moja stryjeczna babka, jest ekshumacja szczątków Mary Jane Kelly – twierdzi dr Weston-Davies, były chirurg. – Spróbujemy pozyskać DNA z jej kości lub zębów i porównamy je z DNA mojego brata i moim. Z tego, co mi wiadomo, jesteśmy jej jedynymi żyjącymi krewnymi.
Brytyjskie ministerstwo sprawiedliwości po trwającej sześć miesięcy analizie jego badań, we wrześniu ubiegłego roku udzieliło dr Westonowi-Daviesowi odpowiedzi. Urzędnicy zaznaczyli, że jego odkrycie wymagało "gruntownego rozważenia" i zapewnili, że udzielą zgody na ekshumację, jeśli spełni dwa proste wymogi formalne.
Poproszono o dostarczenie pisma z laboratorium, które jest w stanie przeprowadzić testy DNA i powiadomienie opinii publicznej o planowanej ekshumacji – stosowna informacja ma wisieć obok grobu przez trzy miesiące.
Kluczem do rozwikłania zagadki tożsamości Kuby Rozpruwacza były dokumenty odkryte cztery lata temu w Archiwach Narodowych w Kew w południowo-wschodnim Londynie. Dr Weston-Davies natrafił na papiery rozwodowe, z których wynika, że jest spokrewniony z Elizabeth Weston Davies – tak naprawdę miałaby nazywać się Mary Jane Kelly - i Francisem Craigiem.
- Gdy 10 lat temu zaczynałem badać historię mojej rodziny, o Kubie Rozpruwaczu wiedziałem tyle, co przeciętny zjadacz chleba – mówi. – Mój ojciec, który zmarł w 1996 roku, nigdy nie chciał mówić o swoich krewnych, powtarzał tylko, że byli "złymi ludźmi".
Pudło dokumentów
- W 2011 roku przeczesując bazę danych Archiwów Narodowych w poszukiwaniu dokumentów, w których wymienia się nazwisko Weston Davies, natrafiłem na tylko jedno nazwisko, Weston Jones. Miałem je zignorować, ale z ciekawości poprosiłem o udostępnienie dokumentu.
- Dostałem pudło dokumentów prawnych, wśród których znalazłem pozew rozwodowy i oświadczenie pod przysięgą. Dotyczyły mojej krewnej, która zmieniała nazwisko na Weston Jones, by udawać wdowę, gdy będzie wychodzić za mąż. W tamtych czasach nie było to nic nadzwyczajnego. Choć nie była mężatką, to miała spore doświadczenie seksualne.
- I tak zacząłem odkrywać niesamowitą historię kobiety, która poślubiła mężczyznę dużo od niej starszego, nazwiskiem Francis Craig. Ich małżeństwo przetrwało kilka miesięcy, a potem wszystko się popsuło – tłumaczy dr Weston-Davies. – Minęło kilka lat, zanim dostrzegłem związek z Kubą Rozpruwaczem - dodaje.
- Poprosiłem o akt zgonu Francisa Craiga, a potem dotarłem do raportów z przesłuchań w sprawie jego śmierci. I to była kolejna sensacja. Odkryłem, że popełnił samobójstwo, podcinając sobie gardło, dokładnie tak, jak ginęły ofiary Rozpruwacza.
Francis Craig pracował dla gazety "Bucks Advertiser", ale nie miał szczęścia jako dziennikarz. Kilka lat wcześniej jego kariera gwałtownie przyhamowała po tym, jak konkurencyjna gazeta bezceremonialnie ujawniła, że dopuścił się plagiatu, przepisując słowo w słowo raporty z "The Daily Telegraph".
Nowa teoria odkrywa nie tylko tożsamość Rozpruwacza, ale z całkiem sporym prawdopodobieństwem jego twarz – na szkicu przedstawiającym przesłuchanie świadka.
- Jest taki szkic z przesłuchania świadka w sprawie zabójstwa Annie Chapman. Widać na nim mężczyznę siedzącego w ławie, zarezerwowanej dla prasy. Moim zdaniem jest wielce prawdopodobne, że to Francis Craig. Byłby to jedyny wizerunek Kuby Rozpruwacza, jaki przetrwał.
- Reporter z ilustracji jest bardzo podobny do ojca Francisa, znanego pisarza i frenologa, który przeprowadził się do zachodniego Londynu i obracał w kręgach tamtejszej bohemy, przyjaźniąc się m.in. z Williamem Morrisem – tłumaczy badacz. - Wiemy, że Francis mieszkał w dzielnicy East End i zajmował się relacjonowaniem spraw sądowych. Jest bardzo prawdopodobne, że to on pisał o śledztwie w sprawie Chapman.
"Drogi szefie"
Badacze sprawy od początku zastanawiali się, dlaczego zabójca wysyłał słynne listy – to one dały początek pseudonimowi "Kuba Rozpruwacz" – do Centralnej Agencji Prasowej przy Old Bailey, zamiast do jakiejś gazety o zasięgu krajowym, co w oczach zwykłego człowieka musiało wydawać się bardziej praktycznym i oczywistym rozwiązaniem.
Dr Weston-Davies uważa, że Craig był autorem listu "Drogi szefie" i innych oraz że wysłanie ich do agencji informacyjnej było dla niego naturalnym wyborem. Jako dziennikarz, który od czasu do czasu sprzedawał swoje teksty za pośrednictwem agencji, Craig wiedział, że to najpewniejszy sposób, by ich treść trafiła na łamy każdej gazety w kraju, zapewniając mu jeszcze lepszy kamuflaż.
Co więcej, w listach dopatrzono się amerykanizmów, a tak się składa, że Craig jako młody człowiek spędził w USA kilka lat.
Craig był dziwnym człowiekiem. Na podstawie raportów opisujących jego osobliwe nawyki, autor doszedł do wniosku, że cierpiał na zaburzenia schizotypowe. - Mój przyjaciel psychiatra uważa to za najbardziej prawdopodobną diagnozę – mówi dr Weston-Davies.
Elizabeth – albo Mary Kelly, bo pod takim imieniem figuruje w dokumentach w przepastnym archiwum sprawy Rozpruwacza – została pochowana w zbiorowej mogile, dlatego przed przystąpieniem do ekshumacji należy spełnić nieco więcej obowiązków biurokratycznych.
Przede wszystkim obok mogiły przez trzy miesiące będzie wisieć informacja dla innych rodzin z ostrzeżeniem, że może dojść do zakłócenia spokoju wiecznego ich bliskich.
- Wiem, że już wcześniej zgłaszano wnioski o zgodę na ekshumację, ale wszystkie zostały odrzucone – mówi dr Weston-Davies. – Wydaje mi się, że tym razem to kwestia naszego pokrewieństwa. Jestem z nią skoligacony, dlatego po miesiącach deliberacji dostałem zgodę władz. Ministerstwo sprawiedliwości już mnie poinformowało, że wyda pozwolenie. Oczywiście muszę jeszcze spełnić różne wymogi biurokratyczne, ale wierzę, że ekshumacja jej zwłok pozwoli raz na zawsze rozwiązać zagadkę Rozpruwacza.
- Przeprowadzę ekshumację w zależności od reakcji na książkę. Jeśli ktoś wcześniej udowodni mi, że Mary Kelly to nie Elizabeth, to oczywiście procedura nie będzie mieć sensu. W przeciwnym razie liczę, że zdobędziemy dowód w postaci DNA, który potwierdzi moją teorię.
Od miłości do nienawiści
Morderstwa w Whitechapel rozpoczęły się trzy lata po rozpadzie małżeństwa Craiga i Mary Jane/Elizabeth. – Istnieją dowody, że spędził sporo czasu, szukając jej na East Endzie, wynajmował nawet prywatnych detektywów – mówi autor. – Jego początkowy cel, odzyskanie jej uczuć, zamienił się w nienawiść.
Dr Weston-Davies w swojej książce przypomina inne historyczne przypadki, kiedy to urażeni mężczyźni mordowali zupełnie niewinnych, obcych ludzi, by zemścić się na jednej osobie. Zwykle powodem było odrzucenie.
Autor dowodzi, że to Craig zabił Mary Jane/Elizabeth w listopadzie 1888 roku, w ciasnym pokoiku na Miller’s Court w slumsie Whitechapel.
Zabójstwo było wyjątkowo brutalne. Po poderżnięciu gardła morderca zmasakrował jej ciało i twarz, zamieniając ją - w przeciwieństwie do wcześniejszych ofiar – w trudną do rozpoznania masę krwawej tkanki.
- Bardzo się przyłożył do tego, żeby nie dało się ustalić jej prawdziwej tożsamości – mówi dr Weston-Davies. – W East Endzie Elizabeth była znana tylko z pseudonimu. Zmasakrował jej twarz, by przyjaciele i krewni jej nie rozpoznali, gdy policja opublikuje zdjęcie twarzy. Nie chciał, żeby ją z nim połączono.
- Craig poświęcił sporo czasu, by usunąć jej serce i inne narządy – mówi dr Weston-Davies, który z wykształcenia jest chirurgiem. – Serca nigdy nie znaleziono, choć policja wszczęła poszukiwania rano, natychmiast po przybyciu na miejsce. Moim zdaniem to szokujące okaleczenie zwłok ma wymiar symboliczny. Ona zabrała mu serce, więc on też jej odebrał.
Kuba Rozpruwacz - chronologia zdarzeń
31 sierpnia 1888 - Pierwsza ofiara Rozpruwacza
Mary Ann Nicholls, pierwsza ofiara Rozpruwacza, zostaje zamordowana przy ulicy Buck’s Row w ubogiej dzielnicy Whitechapel.
8 września 1888 - Druga ofiara
Ciało Annie Chapman, drugiej ofiary, zostaje znalezione na podwórzu domu przy ulicy Hanbury Street 29.
30 września 1888 – Podwójne morderstwo
Rozpruwacz jednej nocy zabija dwie kobiety. Jeszcze ciepłe zwłoki Elizabeth Stride zostają odnalezione w Dutfield’s Yard przy Berners Street (dziś Henriques Street) przed pierwszą w nocy. Niespełna godzinę później na Mitre Square Rozpruwacz morduje swoją czwartą ofiarę, Catherine Eddowes.
30 września 1888 - List "Drogi szefie"
Nazajutrz do agencji informacyjnej przychodzi list zaczynający się od słów "Drogi szefie", którego autor podpisuje się jako Kuba Rozpruwacz. Uważa się, że rzeczywiście napisał go londyński seryjny morderca.
9 października 1888 - Rozpruwacz rusza w drogę?
Gazeta "The Liverpool Echo" donosi, że otrzymała list, z którego wynika, iż Rozpruwacz zamierza uderzyć w Dublinie. Następnego dnia gazeta informuje o drugim liście, który odwołuje wcześniejszą zapowiedź i zapewnia, że "czyściciel z Whitechapel" wybiera się do Nowego Jorku.
9 listopada 1888 – Piąte, najbardziej brutalne morderstwo
W ciasnym pokoiku w slumsie Whitechapel zostaje zamordowana piąta kobieta, Mary Jane Kelly - zdaniem autora nowej książki za tym pseudonimem ukrywała się Elizabeth Weston Davies.
1913 - Kuba Rozpruwacz, bohater literacki
Brytyjska powieściopisarka Marie Belloc Lowndes publikuje "The Lodger", powieść opartą na morderstwach Rozpruwacza. Przenoszona pięć razy na srebrny ekran – w tym w wersji niemej przez Alfreda Hitchcocka – zapewnia Rozpruwaczowi stałe miejsce w literaturze popularnej.
1965 – Podejrzani
Pisarz Tom Cullen ujawnia, że z notatek inspektora Melville’a Macnaghtena ze Scotland Yardu wynika, iż głównym podejrzanym był Montague John Druitt.
1974 - Kolejna książka, kolejny podejrzany
Donald Bell dowodzi, że Kubą Rozpruwaczem był Neill Cream.
1975 - Rozpruwacz tematem badania na szeroką skalę
Donald Rumbelow, historyk kryminalny i były oficer londyńskiej policji publikuje książkę "The Complete Jack the Ripper", w której podsumowuje dotychczasowe teorie.
1987 - Publikacja notatek detektywa
"The Daily Telegraph" jako pierwszy publikuje notatki głównego inspektora Donalda Swansona, detektywa zajmującego się sprawą Rozpruwacza, który uważał, że mordercą był polski Żyd Aaron Kośmiński.
1990 – Autorzy kryminałów szukają mordercy
Swoją teorię publikuje Jean Overton Fuller, pisarka uważa, że Rozpruwaczem był znany artysta Walter Sickert. Patricia Cornwell, autorka powieści kryminalnych, wydaje miliony funtów, próbując udowodnić winę Sickerta.
1995 - Pojawia się nowy podejrzany
Autorzy Stewart Evans i Paul Gainey odkrywają w antykwariacie list od nadinspektora Johna Littlechilda, który w 1913 sugerował, że Rozpruwaczem jest Frances Tumblety.
2011 - Policja chroni swoich informatorów
Scotland Yard wygrywa sprawę w sądzie i zachowuje prawo do nieupublicznienia archiwów zawierających szczegóły śledztwa, w tym nazwiska informatorów z czasów wiktoriańskich, którzy dostarczyli policji wielu cennych informacji związanych z Rozpruwaczem. Policja przekonuje, że należy za wszelką cenę chronić dane informatorów.
2014 - Badania DNA rozwiewają nadzieje
Russell Edwards twierdzi, że rozwiązał zagadkę tożsamości Kuby Rozpruwacza i udowodnił winę Kośmińskiego – w książce "Naming Jack the Ripper" pisze, że ustalił sprawcę na podstawie badań genetycznych materiału DNA ze znalezionego na miejscu zbrodni szala Catherine Eddowes. Eksperci ds. analizy kryminalistycznej DNA obalają jego tezę, tłumacząc, że oparta jest na błędnej metodologii.
2015 - Nowa teoria
Wynne Weston-Davies w książce "The Real Mary Kelly" dowodzi, że ostatnia z kanonicznych ofiar Rozpruwacza, Mary Jane Kelly, naprawdę nazywała się Elizabeth i była jego stryjeczną babką, Rozpruwaczem zaś był jej mąż, Francis Craig, z którym żyła w separacji.
...
Ohydna sprawa.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:59, 24 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Ostatnia wiedźma Albionu
Kamil Nadolski
Dziennikarz Onetu
Helen Duncan - Wikimedia Commons
Dziewięć miesięcy więzienia. Taki wyrok usłyszała przed sądem w Londynie Helen Duncan, ostatnia kobieta sądzona w Wielkiej Brytanii za czary. Dla jasności – w 1944 roku.
"Przyślijcie mi raport, dlaczego ustawa o czarownicach z 1735 roku została użyta w nowoczesnym systemie prawnym" - oburzał się Winston Churchill w oficjalnym liście skierowanym do sędziów Centralnego Sądu Kryminalnego w Londynie. Był styczeń 1944 roku. W czasie, gdy uwaga polityków skierowana była na działania niemieckich wojsk w Europie, mieszkańcy Wielkiej Brytanii żyli czymś zupełnie innym. Głównym tematem ulicznych rozmów był proces Helen Duncan – Szkotki, którą oskarżono o... odprawianie czarów. Znany z porywczości premier nie przebierał w słowach, nazywając całą sprawę "farsą". "Jaki był koszt sprowadzenia świadków z Portsmouth oraz zajęcia tymi błazeństwami sądu przez dwa tygodnie" - pytał. Jednak nawet on nie był w stanie wpłynąć na decyzję sędziów. Helen Duncan była ostatnią kobietą w Wielkiej Brytanii, która trafiła do więzienia za czary.
REKLAMA
Medium od gazowych duchów
Victoria Helen McCrae Duncan urodziła się 25 listopada 1897 roku w niewielkim szkockim miasteczku Callender, niedaleko Stirling. W domu, w którym dorastała, panowała bieda, toteż już od najmłodszych lat musiała pracować i pomagać w utrzymaniu gospodarstwa. W wieku szesnastu lat wyjechała do pracy do Dundee, gdzie zachorowała na gruźlicę. Wyjazd wyszedł jej jednak na dobre, tam bowiem zdobyła doświadczenie zawodowe w fabryce chemicznej i poznała swojego przyszłego męża, Henry'ego Duncana, stolarza i weterana wojennego, z którym w 1916 roku wzięła ślub.
Najprawdopodobniej to on zaszczepił w młodej kobiecie zainteresowania spirytyzmem, na punkcie którego ówczesna Europa dosłownie zwariowała. Miało to niewątpliwy związek z setkami tysięcy zabitych żołnierzy w czasie I wojny światowej. Zrozpaczone rodziny za wszelką ceną chciały się skontaktować ze swoimi bliskimi, co zgodnie z przyjętymi wyobrażeniami mogło im umożliwić tylko medium. Również Helen twierdziła, że odkryła w sobie dar kontaktowania się ze zmarłymi. Mało tego, przekonywała, że potrafi zmusić duchy do ukazania się. Na urządzanych przez nią seansach zmarli mieli pojawiać się w postaci ektoplazmy, czyli zmaterializowanej energii duchowej.
W latach dwudziestych Helen porzuciła rodzinne strony i wraz z mężem ruszyła w spirytystyczne tournée po całej Wielkiej Brytanii. Wieści o jej zdolnościach niosły się lotem błyskawicy. Ludzie opowiadali sobie niestworzone historie na temat przeżyć, których mieli doświadczyć właśnie za pośrednictwem seansów. Wiązało się to z konkretnymi zyskami. Klienci płacili krocie za obietnicę porozumienia się z duchem najbliższej osoby. Działalność pani Duncan nie wzbudzała niczyich podejrzeń aż do lat 30. Wtedy specjaliści zaczęli baczniej przyglądać się działalności szkockiego medium.
Jako pierwsze zainteresowało się nią Londyńskie Towarzystwo Spirytystyczne, które w 1931 roku przeprowadziło własne badania naukowe. Skupiono się przede wszystkim na właściwościach słynnej ektoplazmy, która w rzeczywistości okazała się... gazą używaną przez serowarów do odcedzania serwatki. Suchej nitki na Helen nie pozostawił również Harry Price, dyrektor Krajowego Ośrodka Badań Psychicznego (National Laboratory of Psychical Research), którego raport brzmiał podobnie. Duncan jest oszustką. W tamtych czasach spirytyzm traktowano bardzo poważnie, dlatego w 1934 r. szkocki sąd uznał ją winną fałszywego podawania się za medium oraz zakłócania porządku publicznego.
5edb2cb4-5625-4169-8082-bf1d8ba81083 Helen Duncan podczas seansu. "Ektoplazma" okazała się zwykłą gazą - Wikimedia Commons
Helen Duncan podczas seansu. "Ektoplazma" okazała się zwykłą gazą
O jeden seans za dużo
Naturalną konsekwencją sądowego postanowienia powinna być dyskwalifikacja Duncan w oczach jej klientów. Tak się jednak nie stało. Nadal otaczali ją ludzie, którzy bezkrytycznie wierzyli w jej nadprzyrodzone zdolności. Wraz z wybuchem II wojny światowej usługi medium znów cieszyły się ogromną popularnością, szybko wróciła więc do biznesu. Pośród setek spotkań, które odbyła, szczególnie jedno zaważyło na jej życiu.
W listopadzie 1941 roku Helen prowadziła seans spirytystyczny w Portsmouth, na południu Anglii. Tam też, według relacji świadków, miał się jej ukazać duch marynarza z pancernika HMS Barham, który oświadczył zgromadzonym, że jego okręt zatonął. Problem w tym, że według oficjalnych informacji okręt pływał po Morzu Śródziemnym i miał się dobrze. Wiadomość o jego zatopieniu u wybrzeży Egiptu przez niemieckiego U-Boota, dosłownie kilka dni wcześniej, była objęta tajemnicą wojskową. Admiralicja brytyjska nie spieszyła się z upublicznieniem informacji o śmierci 861 marynarzy, by nie obniżać morale swoich żołnierzy (swoją drogą komunikat w tej sprawie wydano dopiero w styczniu 1942 r.). Pojawiło się pytanie, skąd Helen Duncan miała takie informacje.
Klienci spirytystki nie mieli wątpliwości – medium skontaktowało się z duchem. Brytyjski kontrwywiad twardo stąpał jednak po ziemi i zaczął podejrzewać Szkotkę o szpiegostwo. Zdaniem agentów tajne informacje mieli jej przekazywać Niemcy. Przez kolejne dwa lata trwało wobec niej tajne śledztwo. Każde posuniecie spirytystki śledzili agenci. Bez skutku. Nie znaleźli jakiegokolwiek dowodu na szpiegostwo. W 1943 roku, gdy alianci zaczęli przygotowywać plany lądowania w Normandii, uznano jednak, że jej seanse mogą stanowić zagrożenie (zwłaszcza że podobno znaleźli się świadkowie, którzy twierdzili, że Duncan przewidziała zatonięcie również innych okrętów). Na wszelki wypadek kontrwywiad postanowił działać. Na początku stycznia 1944 roku Helen została aresztowana pod naciąganym zarzutem włóczęgostwa.
Farsa stulecia
Nie był to jedyny postawiony jej zarzut. Duncan oskarżono również o szpiegostwo na rzecz Niemiec, za co groziła kara śmierci przez powieszenie. Na szczęście dla niej Centralny Sąd Kryminalny w Londynie oddalił zarzuty, nie znajdując ku nim najmniejszych dowodów. Sam proces przeszedł do historii jako jeden z najbardziej absurdalnych w nowożytnej Anglii. Przesłuchano 44 świadków i nie znaleziono nic. Aby zatrzymać Helen przez jakiś czas w więzieniu, postanowiono jednak uciec się do fortelu. Na światło dzienne wyciągnięto jeden z reliktów brytyjskiego prawa, ustawę do walki z czarownicami z 1735 r. (Witchcraft Act).
W obronę Helen Duncan zaangażował się sam Winston Churchill, zdając sobie sprawę z kuriozalności zaistniałej sytuacji. Nawet premier nie wskórał jednak niczego
W obronę Helen Duncan zaangażował się sam Winston Churchill, zdając sobie sprawę z kuriozalności zaistniałej sytuacji. Nawet premier nie wskórał jednak niczego. Brytyjski kontrwywiad był nieubłagany. Helen skazano na dziewięć miesięcy więzienia. Skazaną odwieziono do więzienia Halloway prosto z sali rozpraw. Tym samym Helen Duncan przeszła do historii jako ostatnia kobieta, która za czary trafiła do więzienia. Nie była jednak ostatnią skazaną. Za czary skazano jeszcze Rebeccę Jane Yorke, gdyż podobnie jak Helen, przekazywała informacje o osobach walczących na froncie, co zakwalifikowano jako wywoływanie paniki w społeczeństwie. W jej przypadku karę ograniczono jednak do grzywny, gdyż uznano, że z racji wieku (72 lata) i złego stanu zdrowotnego, nie jest w stanie odbywać kary.
Po wyjściu z więzienia Duncan dalej prowadziła seanse, choć pobyt za kratami przypłaciła poważnym uszczerbkiem na zdrowiu. Po odsiedzeniu wyroku również policja nie dawała jej spokoju. W grudniu 1956 r. funkcjonariusze wpadli nagle do pokoju, w którym odbywał się seans, brutalnie wyrywając kobietę z transu. Zaraz po tym incydencie zmarła.
Przez lata mnożyły się spekulacje na jej temat. Skąd mogła wiedzieć o zatonięciu HMS Barham? Pojawiły się pogłoski, iż mogła usłyszeć je gdzieś w formie plotki, ale wszystko to domysły. O przywrócenie dobrego imienia Szkotki, walczyły zarówno jej córka, jak i wnuczka. Ustawę do walki z czarownicami zniesiono dopiero w 1951 roku. Z kolei w 2008 roku złożono w szkockim parlamencie petycję, w której domagano się rehabilitacji wszystkich osób skazanych za czary. Ustawa objęłaby kilkaset osób skazanych na podstawie ustawy o czarach z 1735 rok. Nie przyniosła żadnych skutków.
....
Ostatni proces na Zachodzie o czary. Wielka Brytania 1944. A co ciekawe ona NAPRAWDE miala kontaktyz szatanem. Te duchy co ,,wywoluja" spirytysci to oczywiscie zle duchy. Szatani.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:18, 01 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Brytyjski premier: nie wypłacimy odszkodowań za handel niewolnikami
David Cameron - JUSTIN LANE / PAP
W trakcie wizyty na Jamajce brytyjski premier David Cameron oświadczył, że jego rząd nie zamierza wypłacać odszkodowań za rolę, jaką Wielka Brytania odegrała w handlu niewolnikami w regionie karaibskim - poinformowało BBC.
- Mam nadzieję, że jako przyjaciele którzy wspólnie tyle przeszli od tych najciemniejszych czasów możemy odejść od tego bolesnego dziedzictwa i kontynuować budowanie na rzecz przyszłości - powiedział Cameron w parlamencie Jamajki składając w tym kraju wizytę jako pierwszy brytyjski premier od 14 lat.
REKLAMA
W 2014 roku przywódcy państw karaibskich zatwierdzili 10-punktowy plan wyegzekwowania odszkodowań od praktykujących niegdyś niewolnictwo krajów europejskich. Przywódcy ci zaznaczyli, że chodzi tu nie tylko o niewolnictwo i ludobójstwo, ale także utrzymywanie przez sto lat segregacji rasowej i cierpienia wyzwoleńców. Ich zdaniem, region nadal musi się borykać ze skutkami niewolnictwa.
Karaibskie rządy oceniają, że stosowne odszkodowania mogłyby sięgnąć bilionów dolarów, a niektóre z nich lansują w związku z tym koncepcję umorzenia długów - zaznacza BBC.
...
,,Chlubna" przeszlosc wychodzi.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 0:20, 10 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Indyjscy biznesmeni pozywają brytyjską królową. Żądają zwrotu klejnotu
akt. 9 listopada 2015, 04:52
Grupa indyjskich biznesmenów i ludzi filmu wytacza sprawę sądową brytyjskiej królowej Elżbiecie II, żądając zwrotu słynnego diamentu Koh-i-noor (wym kohi-nur). Jego wartość wycenia się na 100 milionów funtów. Można go obecnie oglądać w skarbcu królewskim w londyńskim zamku Tower.
Indie nie po raz pierwszy zgłaszają pretensje do diamentu, twierdząc, że trafił on do Londynu nielegalnie, jako łup kolonialny. Tym razem nie skończy się jednak na apelach i sprawa trafi do angielskiego sądu, a może również do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości.
Ugrupowanie pod nazwą "Góra Światła", bo tak tłumaczy się nazwa Koh-i-Noor, wydało już instrukcje swoim adwokatom w Londynie. Podstawą prawną roszczeń będzie analogia z brytyjską Ustawą o Holokauście, która nakłada obowiązek zwrotu wszelkiego zagrabionego mienia żydowskiego.
Koh-i-Noor to jeden z największych diamentów na świecie - pierwotnie ważył 186 karatów, czyli ponad 37 gramów. W 1850 roku Kompania Wschodnioindyjska otrzymała go w ramach traktatu po pokonaniu i przyłączeniu Pendżabu, potem podarowano go królowej Wiktorii, doszlifowano i obecnie waży 109 karatów. Po raz pierwszy pojawił się w źródłach pisanych w 1306 roku z adnotacją, że mogą go nosić jedynie Bóg lub kobiety, zaś mężczyznom przyniesie tylko nieszczęście.
...
Wzieli go rozbojem. I jeszcze oslawiona potworna Kompania Wschodnioindyjska. Nie ma zadnych moralnych podstaw do legalnego posiadania klejnotu INNEJ CYWILIZACJI KTORY JEST ICH DZIEDZICTWEM KULTUROWYM! Np. gdyby Brytyjczycy zagrabili z Polski miecz Szczerbiec. Ten od koronacji Krolow Polski... Niedopuszczalne. Co innego gdyby kupili jakis zloty miecz ktore byly na sprzedaz czy klejnot.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:16, 14 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Geneza młodzieżowej rewolty w RPA
akt. 14 lutego 2016, 08:50
• Rewolta kapsztadzkich studentów przeciwko pomnikowi Cecila Rhodesa, piewcy brytyjskiego imperium i pogromcy Afryki, stała się początkiem młodzieżowego buntu
• Młodzież RPA zbuntowała się przeciwko południowoafrykańskim elitom i porządkom, zaprowadzonym po upadku apartheidu
Kiedy przed rokiem studenci uniwersytetu w Kapsztadzie zażądali, by sprzed gmachu uczelni usunąć pomnik jej fundatora, Cecila Rhodesa, nikt w RPA nie przypuszczał, że ich lokalny protest przerodzi się w ogólnokrajowy ruch południowoafrykańskiej młodzieży, niezadowolonej z przemian, jakie zaszły w Południowej Afryce od obalenia przed trzydziestoma laty apartheidu.
Rhodes był jednym z chorążych XIX-wiecznych brytyjskich podbojów kolonialnych. Zbił fortunę na handlu złotem i diamentami na południu Afryki (założył koncern De Beers), a majątek uczynił go jednym z najważniejszych polityków brytyjskiego imperium w Afryce. Marzył o budowie linii kolejowej z Kairu do Kapsztadu, która połączyłaby wszystkie brytyjskie posiadłości kolonialne w Afryce. Przewodząc Brytyjskiej Kompanii Południowoafrykańskiej, rozszerzył panowanie Wielkiej Brytanii na terytoria dzisiejszych Botswany, Zimbabwe i Zambii, nazwane na jego cześć Rodezją. Na przełomie XIX i XX wieku został premierem brytyjskiej kolonii w Kraju Przylądkowym, który Brytyjczycy odebrali pierwszym białym osadnikom, Burom. Kresem jego kariery było wywołanie przez niego pierwszej z wojen burskich.
Przed śmiercią (jego mogiła znajduje się na terytorium dzisiejszego Zimbabwe) ufundował stypendium, dzięki którym studenci z całego świata mieli pobierać nauki na brytyjskim uniwersytecie w Oksfordzie, by zdobywszy najlepsze wykształcenie mogli stać się w przyszłości dobrymi przywódcami w swoich krajach (jeden ze stypendystów, Amerykanin Bill Clinton został prezydentem USA). Podarował uniwersytetowi kapsztadzkiemu swoją posiadłość ziemską w Groote Schuur u podnóża Góry Stołowej.
Wiosną ubiegłego roku studenci z alma mater Rhodesa uznali go jednak nie za dobrodzieja, ale za rasistę i zbrodniarza, który dziś niechybnie sądzony byłby przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze. W kwietniu zmusili uniwersyteckie władze do usunięcia pomnika Rhodesa, a ich akcja protestacyjna wywołała lawinową reakcję w całym kraju. Na zawołanie "Rhodes musi runąć" do protestu przyłączyli się studenci z Johannesburga, Pretorii, Grahamstown, Durbanu i Port Elizabeth. Obalano posągi Rhodesa, ale dostało się też pomnikom innych bohaterów południowoafrykańskiej historii - brytyjskich monarchów, burskich przywódców i generałów, a nawet Mahatmy Gandhiego. "Gdyby stał gdzieś pomnik prezydenta Zumy, młodzi buntownicy próbowaliby go obalić w pierwszej kolejności" - napisał w redakcyjny komentarzu tygodnik "Mail and Guardian".
W październiku pomnikowa wojna z uniwersytetów wylała się na ulice południowoafrykańskich miast. Studenci protestowali przeciwko planowanym przez władze podwyżkom czesnego. Przed gmachami rządu i parlamentu w Pretorii i Kapsztadzie (oba miasta dzielą rolę stolicy) doszło do rozruchów z policją. Władze wycofały się z pomysłu podwyżek, ale obawiając się konfrontacji ze studentami, prezydent Zuma odmówił wystąpienia na ich wiecu przed siedzibą władz. Podczas studenckich marszów natychmiast pojawiły się hasła "Zuma musi upaść!".
W listopadzie studenci johannesburskiego uniwersytetu Witwatersrand wymusili też na władzach uczelni, by wykłady i zajęcia odbywały odtąd w języku angielskim, a nie - jak dotąd - afrykanerskim.
Październikowe i listopadowe młodzieżowe wystąpienia były największymi w Południowej Afryce od 1976 r., kiedy bunt czarnoskórej młodzieży przeciwko nauce w języku afrykanerskim wywołał powstanie przeciwko apartheidowi.
W młodzieżowym buncie uczestniczy pierwsze pokolenie mieszkańców Południowej Afryki, którzy urodzili się po upadku apartheidu i pierwszych wolnych wyborach z 1994 r. Apartheid jest dla nich jedynie przeszłością i nie czują się dłużnikami rządzącego Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC), który walce z apartheidem przewodził.
"Dawne zasługi i kombatancka przeszłość rządzących nie mają dla młodych większego znaczenia - uważa południowoafrykański historyk Tinyiko Maluleke. - Młodzi rozliczają rządzących za ich niespełnione obietnice, brak kompetencji, pazerność, korupcję. Tu nie o pomniki idzie, ale o to, że mimo obalenia apartheidu tak naprawdę niewiele się u nas zmieniło".
Prawie trzydzieści lat po upadku apartheidu najważniejszym skutkiem zalecanej przez Nelsona Mandelę polityki pojednania narodowego stało się uwłaszczenie dawnych przywódców ruchu wyzwoleńczego, którzy z partyzantów, więźniów politycznych i związkowców przemienili się w ministrów, dyrektorów, prezesów, członków rad nadzorczych. Czarnoskórzy zyskali prawo głosu, ale nawet rządowe statystyki wskazują, że sytuacja gospodarcza znacznej części społeczeństwa jest dziś gorsza niż za czasów apartheidu, a Południowa Afryka, obok Brazylii i Indii stała się krajem najgłębszych na świecie przepaści między nieliczną bogatą elitą i biedakami, stanowiącymi ogromną większość społeczeństwa.
"Wojna z pomnikami toczy się o te niedokończone sprawy" - napisał tygodnik "Mail and Guardian", a południowoafrykański komentator Stephen Grootes uważa, że młodzieżowy bunt jest dowodem fiaska mandelowskiej utopii Tęczowego Ludu. Za symbol pokoleniowej wojny może posłużyć fakt, iż jednym z przywódców studenckiej rewolty jest Kgotsi Chikane, syn pastora Franka Chikane, jednego z przywódców ruchu antyapartheidowskiego.
Nie przypadkiem przeciwko obalaniu pomników Rhodesa w Południowej Afryce a także przeciwko żądaniom studenckich buntowników występują zgodnie przedstawiciele starszego pokolenia - obecny prezydent Jacob Zuma, przywódca ANC i były więzień polityczny, ostatni biały prezydent kraju Frederik W. de Klerk, następca Desmonda Tutu, anglikański arcybiskup Njongonkulu Ndungane, a nawet Barney Pityana, jeden z założycieli Ruchu Świadomości Czarnych i towarzysz Steve'a Biko, a dziś przeciwnik Zumy i ANC.
PAP
...
Ta ponura postac jest nie do obrony. Pomniki Rhodesa do muzeow historii. Pomniki sa dla bohaterow. Nie mowie zeby niszczyc ale ta postac nie moze byc uczczona.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:25, 15 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Unia Europejska "dąży do stworzenia superpaństwa"
jak/
2016-05-15, 06:31
Skomentuj
2
Boris Johnson, były burmistrz Londynu i jeden z konserwatywnych polityków, głównych zwolenników wyjście Wielkiej Brytanii z UE udzielił wywiadu, w którym zarzucił Unii, że dąży - tak jak kiedyś Napoleon i Hitler - do stworzenia superpaństwa.
PAP/EPA/STR
Biznes
Szefowa MFW: Brexit zaszkodziłby giełdom i...
Świat
Sondaż: referendum ws. Brexitu spowoduje...
"Próbowali to już uczynić Napoleon, Hitler i różni inni ludzie, ale efekt był zawsze tragiczny" - powiedział Johnson w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika "Telegraph" (wydanie niedzielne). Dodał: "Unia Europejska to kolejna próba, realizowana jedynie innymi metodami".
Jego zdaniem Unii brakuje autorytetów, powszechnie szanowanych i rozumianych. Brakuje także "prawdziwej lojalności wobec idei europejskiej". UE cierpi również na "ogromny deficyt demokracji".
Johnson powiedział, że UE popełniła wiele katastrofalnych błędów, które z jednej strony doprowadziły do napięć między państwami członkowskimi, a z drugiej - do znacznego wzmocnienia pozycji Niemiec, które według Johnsona "przejęły" włoską gospodarkę i "zniszczyły" Grecję.
Według najnowszego sondażu w toczącej się obecnie debacie na temat wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, większość Brytyjczyków uważa za znacznie bardziej wiarygodnego Borisa Johnsona niż premiera Davida Camerona, który opowiada się za pozostaniem kraju w UE.
Boris Johnson wskazywany jako potencjalny następca premiera Camerona, jeśli w czerwcowym głosowaniu Brytyjczycy zdecydują się opuścić Unią Europejską.
Referendum w sprawie dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w UE odbędzie się w czwartek, 23 czerwca.
PAP
...
Tak ich ucza... Gdzie Hitler gdzie Stalin. Porownywanie wybitnej choc oczywiscie zadufanej w sobie osobowosci Napoleona do ponurego zbrodniczego monstrum w rodzaju Hitlera to historyczny obled. Jakbyscie gdzies slyszeli takie ,,madrosci" to od razu odrzucajcie. Nie ma zadnych podobienstw socjologicznych. To juz predzej owczesne Imperium Brytyjskie pozerajace swiat i mordujace ludy rdzenne mozna porownac z Hitlerem. Adolf ich podziwial i chcial takiego imeprium jak oni.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:22, 16 Cze 2016 Temat postu: |
|
|
Żenujący spektakl. Angielscy kibice rzucali cygańskim dzieciom monety i drwili z walki o nie
po/dro/
2016-06-16, 14:00
Skomentuj
1
Fani reprezentacji Anglii, którzy we francuskim Lille czekają na czwartkowe spotkanie Anglia-Walia, postanowili urozmaicić sobie czas naśmiewając się z cygańskich dzieci. Gdy maluchy podeszły do nich żebrząc o kilka euro, kibice zaczęli rzucać pieniądze na ziemię. Następnie śmiali się z tego, jak dzieci walczą o to, które jako pierwsze dobiegnie do turlającej się po chodniku monety.
Twitter.com/Slippin' Jimmy
Sport
UEFA: 150 tys euro kary dla Rosji i...
Podczas rozgrywanych obecnie we Francji piłkarskich mistrzostw Europy o angielskich kibicach jest niemal tak głośno jak o Rosjanach.
Obie grupy wielokrotnie starły się już między sobą zarówno podczas meczu jak i na ulicach. W wyniku zamieszek wiele osób zotało rannych, a w środę jeden z angielskich kibiców zmarł.
9 lipca, czyli jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem imprezy, brytyjscy kibice starli się z mieszkańcami Marsylii. Do bójek sprowokować miały przyśpiewki nawiązujące do terrorystycznego ataku, do którego doszło jesienią we Francji - "ISIS, gdzie jesteś?" - śpiewane przez Anglików.
Tym razem o Brytyjczykach jest głośno w sieci z innego powodu. Na portalach społecznościowych pojawiło się bowiem wiele filmików, pokazujących, jak kibice z wysp zabawiają sie kosztem dzieci.
Wielu z nich jest wyraźnie pod wpływem alkoholu i nawet reakcja kobiety, która zwraca im uwagę, zdaje się nie mieć wpływu na ich zachowanie.
polsatnews.pl
...
To sa potwory. Jaki duch prowadzil brytyjski kolonializm? Zły oczywiscie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 14:20, 05 Wrz 2016 Temat postu: |
|
|
Londyn spłonął jak przed 350 laty. Ognisty spektakl nad Tamizą
wyślij
drukuj
pch,az | publikacja: 05.09.2016 | aktualizacja: 09:46 wyślij
drukuj
350 lat temu spłonął średniowieczny jeszcze, drewniany i kryty strzechą Londyn (fot.PAP-EPA-WILL OLIVER)
Ogniste widowisko w rocznicę wielkiego pożaru. Nad Tamizą płomienie strawiły replikę XVII-wiecznego Londynu. Konstrukcję wzniesiono na specjalnej barce.
Wielki pożar sprzed 350 lat. Interaktywna wystawa w Londynie
Londyn obchodzi rocznicy wielkiego pożaru miast w iście imperialnym przytupem. Ta inscenizacja to kulminacja 4-dniowego festiwalu London's Burning, „Londyn płonie”, w 350. rocznicę katastrofy, która przeszła do historii jako Wielki Pożar Londynu.
Na Tamizie pomiędzy mostami Blackfriars i Waterloo na barce ustawiono 120-metrową replikę XVII-wiecznego Londynu. O godz. 20:30 podłożono ogień. Widowisko można było „na żywo” oglądać na YouTubie.
Wielki pożar Londynu
Pożar Londynu wybuchł w piekarni we wschodniej części miasta. Szalał przez cztery dni. Drewniana zabudowa miasta błyskawicznie zajęła się ogniem. Spłonęło 13 tys. domów czyli 2/3 powierzchni miasta. Bez dachu zostało 100 tys. Londyńczyków. Liczba ofiar jest nieznana. Żywioł zabił większość londyńskich szczurów, które były odpowiedzialne za trwającą od 1665 roku epidemię dżumy.
Narodziny nowoczesnego miasta
Po pożarze rozpoczęła się odbudowa miasta. Narodziło się nowoczesne miasto, z cegły, według standardowych projektów słynnego architekta Christophera Wrena. Pożar zrodził stałą straż pożarną i system ubezpieczeniowy. Miał też ciemną stroną - prześladowania katolików i obcokrajowców podejrzanych o jego wywołanie.
Do dziś widomą pamiątką po nim jest ponad 60-metrowa kolumna opodal London Bridge i nowa, barokowa katedra św.Pawła wzniesiona na miejscu zawalonej, gotyckiej świątyni. BBC, Londonek.net, IAR, Mirror
...
Tak to nie zart, taka byla propaganda. Katolicy podpalil bo papież im kazał! Jak za Nerona. Historia Brytanii i Rosji to jest horror.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 2:12, 03 Lis 2016 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Świat
Historyczna latarnia Guya Fawkesa wróciła do kolebki brytyjskiej demokracji
Historyczna latarnia Guya Fawkesa wróciła do kolebki brytyjskiej demokracji
Wczoraj, 2 listopada (23:00)
Latarnia Guya Fawkesa ponownie znalazła się w brytyjskim parlamencie. Po raz pierwszy od 1605 roku, kiedy to miała zostać użyta do wysadzenia budynku w powietrze. Dziś ma charakter symboliczny.
Wiersz "Remember, remember, the 5th of November" zna od dziecka każdy Brytyjczyk. Opowiada historię Guya Fawkesa, który stojąc na czele katolickiego spisku, chciał wysadzić w powietrze parlament - kontrolowany przez protestów.
Aresztowano go w podziemiach Izby Lordów, gdy zamierzał podpalić lont prowadzący do 36 beczek z prochem.
Dziś historyczna latarnia Guya Fawkesa powróciła do kolebki brytyjskiej demokracji, a posłowie mogą sobie z eksponatem zrobić zdjęcie.
Wśród polityków nie wywołuje ona już strachu, raczej zachwyca, bowiem latarnia, która o mało nie zmiotła z powierzchni ziemi budynku parlamentu, została odrestaurowana dzięki wsparciu loterii narodowej. Na podobne cele przeznaczono w tym roku pół miliona funtów.
Guy Fawkes oraz inni spiskowcy zostali za swą zdradę osądzeni i straceni. Po śmierci ich ciała zostały poćwiartowane, a ich szczątku umieszczone przy wjazdach do Londynu, jako ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń.
(j.)
Bogdan Frymorgen
...
Oczywiscie prostacka prowokacja aby mordowac katolikow. Remember 5 November. Kretynski wierszyk ale wchodzacy w podswiadomosc. Glupie? Prymitywne ale jak widac przez stulecia chwytalo i co najgorsze odciagalo ludzi od Boga! Bo przeciez Brytyjczycy to kompletni ateisci dzieki takim idiotyzmom. Jak Ruscy zupelnie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:33, 19 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Prymasi anglikańscy na 500-lecie Reformacji: Okazja do pokuty za podziały
KAI
dodane 19.01.2017 15:12
Posąg Marcina Lutra, Hannover, Niemcy
Novanto / CC 2.0
Wspominanie Reformacji powinno prowadzić nas do pokuty za doprowadzenie do podziałów - napisali anglikańscy prymasi: Justin Welby z Canterbury i John Sentamu z Yorku we wspólnym liście na rozpoczęty 18 stycznia Tydzień Powszechnej Modlitwy o Jedność Chrześcijan.
- Reformacja była zarówno procesem odnowy, jak i podziału wśród chrześcijan Europy. W tę [500.] rocznicę wielu chrześcijan pragnie dziękować za otrzymane wielkie błogosławieństwa, jak głoszenie Ewangelii łaski, dostępność Biblii we własnym języku czy uznanie powołania świeckich do służby Bogu w świecie i w Kościele. Wielu przypomni również wyrządzoną 500 lat temu jedności Kościoła szkodę, która nadal trwa, rzucając wyzwanie jasnemu przykazaniu Jezusa o jedności w miłości - napisali duchowni.
Dodali, że w tych „burzliwych latach” chrześcijanie rywalizowali ze sobą „do tego stopnia, że wielu doświadczało prześladowań, a nawet śmierci z rąk innych, którzy twierdzili, że podążają za tym samym Panem”. To „dziedzictwo nieufności i rywalizacji” towarzyszyło później „niezwykłemu globalnemu rozszerzaniu się chrześcijaństwa w następnych stuleciach”.
Zdaniem obu arcybiskupów wspominanie Reformacji powinno sprawić, że „powrócimy do tego, co reformatorzy chcieli postawić w centrum życia każdej osoby, a więc zaufania Jezusowi Chrystusowi”. Powinien to więc być „rok odnowy zaufania Chrystusowi i tylko Jemu”, a także „pokuty za naszą część” winy za spowodowanie podziałów. Ta pokuta „powinna łączyć się z działaniem na rzecz spotykania innych Kościołów i umacniania stosunków z nimi”.
Reformacja będzie upamiętniona podczas najbliższego posiedzenia Synodu Kościoła Anglii, na którym możliwe jest wypowiedzenie wyraźnej prośby o przebaczenie za przemoc, do jakiej doszło po schizmie anglikańskiej w XVI w. Londyński „The Guardian” przypomniał, że reformacja w Wielkiej Brytanii, rozpoczęta niedługo po wystąpieniu Marcina Lutra z 1517 r., doprowadziła do gwałtownych prześladowań. „W samej tylko Anglii zostało zajętych ponad 800 klasztorów, opactw i domów zakonnych, zniszczono biblioteki, utracono rękopisy, skonfiskowano skarbce i dzieła sztuki. Tysiące ludzi zostało powieszonych, poćwiartowanych lub spalonych z powodu swych przekonań religijnych” - napisał brytyjski dziennik.
Jednak Catherine Pepinster, była szefowa katolickiego tygodnika „The Tablet” zauważyła, że Reformacja była kwestią polityczną, a nie tylko sprawą dysput teologicznych. Dlatego nie jest pewna, czy „prośba o przebaczenie byłaby najwłaściwszym krokiem”.
...
Reformacja oprocz wymienionych zbrodni w Anglii miala tez przyczyne w Henryku VIII czy pomylilem numer? Chodzilo o zagrabienie majatkow Kosciola oczywiscie. Przeciez nie o religie. O religii to mysla tylko swieci reszta sex kasa wladza. Tylko klamia ze o religie chodzi jak islamisci... Ksieza nigdy od ludu sie nie roznili zreszta...
A w Anglii to wyjatkowa perwersja byly Henio co to zmienial zony na lepszy model za pomoca kata i nie rozumial o co chodzi papiezowi? Na Kosciol place, do kosciola chodze, nie rozwodze sie bo przeciez co chwila jestem wdowcem? I taka kara na mnie? ,,Skrzywdzony"...
Cos ohydnego...
Oczywiscie winne byky grzechy spoleczenstwa. Te potwornosci nie spadly z kosmosu. Dobrzy ludzie sie nie awanturuja az do mordowania blizniego!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|