Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:48, 16 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
MG: Opłata reprograficzna od smartfonów i tabletów to 'nadmierne doregulowanie'
- Ministerstwo Gospodarki (MG) przekazało Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego (KiDN) uwagi dotyczące propozycji rozszerzenia listy przedmiotów objętych opłatą reprograficzną. W opinii MG ujęcie w znowelizowanym rozporządzeniu także smartfonów i tabletów byłoby nadmiernym doregulowaniem przepisów prawa, podało ministerstwo.
?W opinii MG wprowadzenie proponowanych zmian wymagałoby m.in. dokonania zmian Ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Resort gospodarki stoi na stanowisku, że charakter proponowanej zmiany wymaga przeprowadzenia transparentnego procesu zmian legislacyjnych, w sposób uwzględniający racje wszystkich zainteresowanych stron" - czytamy w komunikacie.
Zdaniem MG należy również zwrócić uwagę na wpływ proponowanych zmian na obrót gospodarczy w Polsce.
"W opinii resortu gospodarki wprowadzenie ewentualnych zmian w tym zakresie wymaga szczegółowego uzasadnienia ekonomicznego i oszacowania wpływu na inne gałęzi gospodarki w ramach oceny skutków regulacji" - czytamy dalej.
Projekt nowelizacji ustawy zakłada rozszerzenie listy urządzeń objętych opłatą reprograficzną o smartfony i tablety.
...
Co to za belkot ? Co to jest oplata reptograficzna ? To od czego ja placimy ? TO JEST SKANDAL ! NAWET NIE WIEMY NA JAKICH ZLODZIEI ROBIMY ! PTZYPADKIEM SIE WYDALO JAK ZROBILI SKOK NA TABLETY I TELEFONY ! PRZECZYTALI ZE RYNEK ROSNIE TO JUZ DAWAJ KRASC ! SZOK ZE ROBIA TO ZA POMOCA PANSTWA !
A WY NIE SIEDZCIE CICHO ! SA WYBORY TO ZADAJACIE OD ROZNYCH P OSLOW WSADZENIA ZAIKSU ZA KRATY ! ILE ONI JUZ UKRADLI ? JAK TO MOZE ZE BYC ZE GRUPA OBLESNYCH KOLESI ZBIERA KASE ZA NIC I JESZCZE JAK UMIERA JAKIS TWORCA BEZ TESTANENTU ONI Z AUTOMATU MAJA PRAWO DO JEGO UTWOROW ! SKANDAL NIEBYWALY !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:32, 20 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Środowisko księgarskie przygotowało projekt ustawy o jednolitej cenie książkiPoniedziałek, 20 października 2014, źródło:ISBnews
Warszawa, 20.10.2014 (ISBnews) - Środowiska związane z rynkiem książki - autorzy, wydawcy i księgarze - przygotowały projekt ustawy o jednolitej cenie książki. Projekt nakłada na wydawców i importerów książek obowiązek ustalenia jednolitej ceny książki przed wprowadzeniem jej do obrotu, poinformował prezes Polskiej Izby Książki (PIK) Włodzimierz Albin.
"Jednolita cena książek jest stosowana w wielu krajach UE. Pierwszą ustawą tego typu była francuska ustawa Langa przyjęta w roku 1981. Do dzisiaj podobne rozwiązania wprowadzili Niemcy, Hiszpanie, Holendrzy czy Włosi. Rozwiązanie to wspiera interesy wszystkich podmiotów związanych z rynkiem książki - autorów, księgarzy, bibliotekarzy i wydawców. Ale głównym beneficjentem są czytelnicy, którzy dzięki niemu mają dostęp do większej i lepszej jakościowo oferty wydawniczej" - powiedział Albin podczas konferencji prasowej.
Projekt uwzględnia m.in., że cena nowości musi być stosowana przez okres 12 miesięcy przez wszystkie podmioty prowadzące sprzedaż książki nabywcy końcowemu, tj. podmiotowi kupującemu książkę w celu innym niż jej dalsza odsprzedaż, w szczególności w ramach prowadzonej przez siebie działalności gospodarczej.
Jak podano na konferencji, polski rynek książki stanowi niespełna 3% wartości rynku europejskiego - 637 mln euro wobec 22,5 mld euro w 2012 roku, podczas gdy liczba ludności Polski stanowi 7,5% całej ludności Unii Europejskiej. Biblioteka Narodowa odnotowała na koniec 2013 roku rekordową liczbę ponad 38,3 tys. wydawców, z których jednak niespełna 300 uzyskuje łącznie 98% przychodów ze sprzedaży książek. Ponadto w naszym kraju wzrasta liczba wydawanych tytułów, natomiast maleje łączny oraz średni nakład książek.
Jak wskazano, w kraju działa 1850 księgarń, jednak w ciągu ostatnich pięciu lat ich liczba zmniejszyła się o blisko 700 placówek, czyli o ok. 30%. Statystyki te obejmują placówki sieciowe oraz księgarnie niezależne, głównie zlokalizowane w mniejszych miejscowościach.
Szef Polskiej Izby Książki podkreślił, że w dwóch krajach (Wielka Brytania i Szwecja) przeprowadzono deregulację rynku książki. Bogatą Szwecję stać na różne formy dotowania rynku książki, więc negatywne procesy, takie jak spadek czytelnictwa, likwidacja sieci księgarni, spadek jakości wydawnictw, są spowolnione.
"Odmiennym przykładem jest Wielka Brytania. Po pierwszych 10 latach po deregulacji (1996) nastąpiły zmiany w strukturze dystrybucji - wzrosły udziały dużych sklepów sieciowych, internetu, hipermarketów oraz sprzedaży pocztowej i klubowej - natomiast znacznie spadły udziały niezależnych sprzedawców. W latach 2010-2012 sprzedaż internetowa książek (realizowana w ponad 80% przez firmę Amazon) osiągnęła prawie 38-proc. udział i nadal ma trend wzrostowy. Zmalały udziały wszystkich pozostałych uczestników rynku książki, w tym nastąpiła marginalizacja niezależnych księgarni (tylko 3,4% sprzedaży w 2012 r.)" - wskazał Albin.
Dodał, że podobne zmiany mają dzisiaj miejsce w Polsce. Dzisiaj księgarnie sprzedają ok. 40% wszystkich książek. Internet sprzedaje 25%. Sklepy wielkopowierzchniowe odpowiadają za sprzedaż 16%.
...
Znow podejrzane . Wszyscy zyskuma a najbardziej czytelnik ??? KTO ZATEM DOKLADA ! WSZYSCY ZYSKUJA Z WYJATKIEM CZYTELNIKA ZAPEWNE O co chodzi poza kasa ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:33, 20 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Środowisko księgarskie przygotowało projekt ustawy o jednolitej cenie książkiPoniedziałek, 20 października 2014, źródło:ISBnews
Warszawa, 20.10.2014 (ISBnews) - Środowiska związane z rynkiem książki - autorzy, wydawcy i księgarze - przygotowały projekt ustawy o jednolitej cenie książki. Projekt nakłada na wydawców i importerów książek obowiązek ustalenia jednolitej ceny książki przed wprowadzeniem jej do obrotu, poinformował prezes Polskiej Izby Książki (PIK) Włodzimierz Albin.
"Jednolita cena książek jest stosowana w wielu krajach UE. Pierwszą ustawą tego typu była francuska ustawa Langa przyjęta w roku 1981. Do dzisiaj podobne rozwiązania wprowadzili Niemcy, Hiszpanie, Holendrzy czy Włosi. Rozwiązanie to wspiera interesy wszystkich podmiotów związanych z rynkiem książki - autorów, księgarzy, bibliotekarzy i wydawców. Ale głównym beneficjentem są czytelnicy, którzy dzięki niemu mają dostęp do większej i lepszej jakościowo oferty wydawniczej" - powiedział Albin podczas konferencji prasowej.
Projekt uwzględnia m.in., że cena nowości musi być stosowana przez okres 12 miesięcy przez wszystkie podmioty prowadzące sprzedaż książki nabywcy końcowemu, tj. podmiotowi kupującemu książkę w celu innym niż jej dalsza odsprzedaż, w szczególności w ramach prowadzonej przez siebie działalności gospodarczej.
Jak podano na konferencji, polski rynek książki stanowi niespełna 3% wartości rynku europejskiego - 637 mln euro wobec 22,5 mld euro w 2012 roku, podczas gdy liczba ludności Polski stanowi 7,5% całej ludności Unii Europejskiej. Biblioteka Narodowa odnotowała na koniec 2013 roku rekordową liczbę ponad 38,3 tys. wydawców, z których jednak niespełna 300 uzyskuje łącznie 98% przychodów ze sprzedaży książek. Ponadto w naszym kraju wzrasta liczba wydawanych tytułów, natomiast maleje łączny oraz średni nakład książek.
Jak wskazano, w kraju działa 1850 księgarń, jednak w ciągu ostatnich pięciu lat ich liczba zmniejszyła się o blisko 700 placówek, czyli o ok. 30%. Statystyki te obejmują placówki sieciowe oraz księgarnie niezależne, głównie zlokalizowane w mniejszych miejscowościach.
Szef Polskiej Izby Książki podkreślił, że w dwóch krajach (Wielka Brytania i Szwecja) przeprowadzono deregulację rynku książki. Bogatą Szwecję stać na różne formy dotowania rynku książki, więc negatywne procesy, takie jak spadek czytelnictwa, likwidacja sieci księgarni, spadek jakości wydawnictw, są spowolnione.
"Odmiennym przykładem jest Wielka Brytania. Po pierwszych 10 latach po deregulacji (1996) nastąpiły zmiany w strukturze dystrybucji - wzrosły udziały dużych sklepów sieciowych, internetu, hipermarketów oraz sprzedaży pocztowej i klubowej - natomiast znacznie spadły udziały niezależnych sprzedawców. W latach 2010-2012 sprzedaż internetowa książek (realizowana w ponad 80% przez firmę Amazon) osiągnęła prawie 38-proc. udział i nadal ma trend wzrostowy. Zmalały udziały wszystkich pozostałych uczestników rynku książki, w tym nastąpiła marginalizacja niezależnych księgarni (tylko 3,4% sprzedaży w 2012 r.)" - wskazał Albin.
Dodał, że podobne zmiany mają dzisiaj miejsce w Polsce. Dzisiaj księgarnie sprzedają ok. 40% wszystkich książek. Internet sprzedaje 25%. Sklepy wielkopowierzchniowe odpowiadają za sprzedaż 16%.
...
Znow podejrzane . Wszyscy zyskuma a najbardziej czytelnik ??? KTO ZATEM DOKLADA ! WSZYSCY ZYSKUJA Z WYJATKIEM CZYTELNIKA ZAPEWNE O co chodzi poza kasa ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:48, 21 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Każdy z nas jest złodziejem
Znakomity amerykański pisarz SF Philip K. Dick opisał w powieści "Raport mniejszości" świat, w którym policja zaczyna zatrzymywać ludzi, którzy nic jeszcze nie zrobili, ale - zgodnie z przewidywaniami grupki jasnowidzów - dopiero mają popełnić przestępstwo. Ludzie ci są następnie zamykani w więzieniu, gdzie w stanie przypominającym hibernację mają trwać po wsze czasy.
Dick w "Raporcie mniejszości" genialnie ujął absurd tych działań prewencyjnych, w ramach których ktoś ponosi karę za czyn, który dopiero ewentualnie może popełnić. To tak jakby każdy kierowca miał raz w miesiącu prewencyjnie zapłacić mandat, bo choć nie złamał żadnego innego przepisu, to kiedyś na pewno złamie. Albo i nie, ale przynajmniej budżet zarobi. Lub jakby każdy podatnik był prewencyjnie raz do roku karany przez urząd skarbowy specjalnym domiarem, bo co prawda żadnych przychodów nie zataił, ale przecież mógłby zataić. A może nawet zatai w przyszłości.
Absurd, prawda? Tymczasem identyczny przepis już obowiązuje, a w dodatku jego nowelizacja dostała właśnie zielone światło od rządu. Już wkrótce od wielu z nas będzie w majestacie państwa pobierany prewencyjny haracz, tak na wszelki wypadek, gdybyśmy kiedyś mieli okazać się złodziejami.
A skoro haracz, to musi być zorganizowana grupa, zajmująca się jego wymuszaniem. W tym wypadku grupa jest świetnie zorganizowana i haracze wymusza już od wielu lat. Nazywa się Związek Autorów i Kompozytorów Scenicznych, czyli ZAIKS. Jego działalność w wielu aspektach nie różni się od działalności gangów. Karki działające w imieniu gangsterów przychodzą na przykład do małego punktu usługowego i żądają określonej sumy za miesięczną „ochronę”, czyli po prostu za to, żeby zakład nie poszedł z dymem, a jego właściciel nie skończył w czarnym worku w kostnicy.
Inspektorzy ZAIKS–u robią w zasadzie to samo: przychodzą do punktu usługowego (szczególnie upodobali sobie salony fryzjerskie lub kosmetyczne) i jeśli tylko usłyszą jakąkolwiek muzykę, żądają haraczu za jej „publiczne odtwarzanie”. Uzasadnienie jest takie, że przecież dzięki tej muzyce chętniej do salonu przychodzą klienci, a więc i właściciel punktu więcej zarabia. Co prawda żaden mędrek z ZAIKS–u nigdy nie udowodnił istnienia jakiegokolwiek powiązania między liczbą klientów, poziomem ich zadowolenia i dochodami właściciela lokalu a grającą tam muzyką, ale kto by się takimi drobiazgami przejmował. Z karkiem, działającym w imieniu gangu, nie ma dyskusji. Z inspektorem ZAIKS–u również. Chyba że ktoś ma dość ikry, żeby takie indywiduum wziąć za kołnierz i wywalić za drzwi.
Ogólnie rzecz biorąc ZAIKS zachowuje się podobnie jak większość stowarzyszeń autorów (dotyczy to głównie twórców muzyki i filmów), którzy wiecznie narzekają na piractwo, ale nie robią nic, żeby zapobiegać mu poprzez niższe ceny. Posługują się wyłącznie batem, ale nie marchewką.
Od lat w przypadku sprzętu, umożliwiającego rejestrację utworów w postaci elektronicznej, istniała tak zwana opłata reprograficzna, będąca właśnie wspomnianym haraczem. Dotyczyło to choćby odtwarzaczy wideo. Teraz, za zgodą rządu, opłata ma zostać poszerzona o kolejne urządzenia, bo przecież mamy postęp technologiczny. Ma mianowicie objąć smartfony i tablety. Nie trzeba być geniuszem ekonomii, żeby stwierdzić, że całe to obciążenie zostanie przerzucone po prostu na klientów. I taka zresztą jest natura opłaty reprograficznej: jest ona karą za piractwo, wymierzaną przed czynem, na wszelki wypadek, i obejmującą każdego.
To oczywiście bardzo wygodne - ukarać gremialnie wszystkich a priori za winy niewielkiego procenta. Jest z tego całkiem spora kasa, a wysiłek znikomy. Nie trzeba dochodzić, kto naprawdę popełnił wykroczenie, zgłaszać sprawy policji, wysyłać swojego przedstawiciela do sądu. Po prostu nakłada się haracz na wszystkich, również tych krystalicznie uczciwych, którzy nic złego nigdy nie zrobili. A wszystko po to, żeby "zabezpieczyć interesy artystów".
Nie bardzo tylko rozumiem, dlaczego akurat interesy tej grupy mają być zabezpieczone w tak wyjątkowy sposób, łamiący jedną z podstawowych zasad prawa: nie można karać za czyn niepopełniony. Rzecz jasna, przedstawiciele ZAIKS-u powiedzą, że opłata reprograficzna to nie jest żadna kara, to jednak robienie z nas idiotów. Jedyne podobne rozwiązania, jakie przychodzą mi do głowy, to wojenne reparacje, które obciążały całe państwa i wszystkich ich obywateli, choćby nigdy nie mieli w ręku karabinu, lub wszelkiego rodzaju zbiorowe kary, również stosowane w czasie wojny przez agresorów i okupantów.
Powie ktoś, że taką naturę mają w ogóle podatki. Zgoda - płacimy wszyscy na sądy, choć zetknie się z nimi tylko niewielka część spośród nas; płacimy na budowę dróg, którymi nigdy nie pojedziemy albo na urzędy, z których pomocy nigdy nie skorzystamy. Z naszych podatków żyją również rozliczne grupy interesu, finansowane w specjalny sposób przez państwo. Na przykład górnicy, których socjalne przywileje z wczesnymi emeryturami na czele są zwyczajnym skandalem.
Jest jednak zasadnicza różnica: we wszystkich tych przypadkach podatki trafiają do budżetu i w jakiś jednak sposób służą wspólnocie, którą tworzy państwo. Możemy mieć rozliczne uwagi co do sposobu wydawania tych pieniędzy, ale wydają je ludzie wybrani w demokratycznych wyborach. Ponadto żaden z podatków nie ma charakteru kary za ewentualne przestępstwo.
Opłata reprograficzna natomiast jest sankcjonowana przez państwo, ale płynie do prywatnych stowarzyszeń prywatnych osób, stanowiących niewielką grupę spośród wszystkich obywateli. I – czego by nie twierdził ZAIKS – ma charakter kary prewencyjnej. Nie sposób więc porównywać jej z podatkami.
Niektórzy wskazują również, że przecież podobny mechanizm jest stosowany w wielu miejscach. Na przykład hipermarkety w swoją marżę wkalkulowują koszt towarów zniszczonych lub ukradzionych przez niewielką przecież część klientów – a płacą wszyscy. Owszem – tyle że do kupowania w tym czy innym hipermarkecie nikt nas nie zmusza. Istnieje pomiędzy nimi konkurencja. Możemy wybrać ten, gdzie ceny są najniższe albo w ogóle w nich nie kupować. Natura opłaty reprograficznej jest taka, że nie mamy wyboru w ogóle. Musi ona być odprowadzona od każdej sztuki sprzedanego w Polsce towaru danego typu, zatem pod tym akurat względem przypomina podatki – głównie VAT.
Jak to możliwe, że opłatą reprograficzną nie zajął się jeszcze rzecznik praw obywatelskich albo że nie trafiła ona do Trybunału Konstytucyjnego – prawdę mówiąc, nie pojmuję. Niezależnie od tego, że to bandyckie rozwiązanie jest stosowane w wielu państwach (co w żadnym stopniu nie świadczy o jego słuszności), jego zgodność z polską konstytucją wydaje się wątpliwa.
Pozostaje uznać, że skoro już ZAIKS nałoży na nas wszystkich kolejna karę za piracenie, to chyba możemy poczuć się zwolnieni z zakazu kopiowania utworów. Skoro jest już kara, to niech przynajmniej będzie miała uzasadnienie.
Specjalnie dla WP.PL, Łukasz Warzecha
...
Tak to skandal ! Jedyny przypadek gdzie placimy POTENCJALNA KARE ZA POTENCJALNE PRZESTEPSTWO ! Czyli domyslnie ,,kradniemy" i domyslnie ponosimy kare ! Horror ! Ale jakos obroncy praw czlowieka nie sa tym zainteresowani bardziej podnieca ich pilnowanie aby wypuszczeni zwyrodnialcy czasem nie byli obserwowani przez policje bo to straszne naruszenie praw czlowieka .
TO CO WYRABIAJA NA SWIECIE ZAIKSY PRZEKRACZA WSZELKIE NORMY ! ACTA SOPA KUPA I CO JESZCZE ? ILE RAZY TRZEBA IM PLACIC ZA TO SAMO !
Przypominam jednak ze kopiowanie NIGDY NIE BYLO KRADZIEZA ! Kazdy moze isc do biblioteki i przepisac ksiazke . Zreszta notatki to odwieczna metoda nauki . Ze teraz sa skanery ? A co to za roznica ? Piora czy skaner nie zmienia oceny moralnej . Nie ma tu zadnej kradziezy .
Jest za to kradziez ZAIKSOW ! Nie wiedzialem ze jak kseruje moje dokumenty place na zbojow bo rzekomo moje dokumenty to ich wlasnosc intelektualna ! I aparat panstwa ich wspiera ! To oni mnie okradaja .
Niestety nie za bardzo jest sprawiedliwe ze skoro ZAIKS kradnie to ja juz za nic nie musze placic . Bo bierze ZAIKS a tworzy tworca . Ale drodzy tworcy mnie to nie interesuje . Skoro taki ,,uklad" to nie macie prawa wymagac kolejnych oplat za to samo . Ja nie mam obowiazku oplacac kazdego po kolei kto sobie wymysli jakas oplate i ustawi ustawke . A cymbaly w sejmie przeglosuja nie czytajac bo tak kaze partia ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:49, 21 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Każdy z nas jest złodziejem
Znakomity amerykański pisarz SF Philip K. Dick opisał w powieści "Raport mniejszości" świat, w którym policja zaczyna zatrzymywać ludzi, którzy nic jeszcze nie zrobili, ale - zgodnie z przewidywaniami grupki jasnowidzów - dopiero mają popełnić przestępstwo. Ludzie ci są następnie zamykani w więzieniu, gdzie w stanie przypominającym hibernację mają trwać po wsze czasy.
Dick w "Raporcie mniejszości" genialnie ujął absurd tych działań prewencyjnych, w ramach których ktoś ponosi karę za czyn, który dopiero ewentualnie może popełnić. To tak jakby każdy kierowca miał raz w miesiącu prewencyjnie zapłacić mandat, bo choć nie złamał żadnego innego przepisu, to kiedyś na pewno złamie. Albo i nie, ale przynajmniej budżet zarobi. Lub jakby każdy podatnik był prewencyjnie raz do roku karany przez urząd skarbowy specjalnym domiarem, bo co prawda żadnych przychodów nie zataił, ale przecież mógłby zataić. A może nawet zatai w przyszłości.
Absurd, prawda? Tymczasem identyczny przepis już obowiązuje, a w dodatku jego nowelizacja dostała właśnie zielone światło od rządu. Już wkrótce od wielu z nas będzie w majestacie państwa pobierany prewencyjny haracz, tak na wszelki wypadek, gdybyśmy kiedyś mieli okazać się złodziejami.
A skoro haracz, to musi być zorganizowana grupa, zajmująca się jego wymuszaniem. W tym wypadku grupa jest świetnie zorganizowana i haracze wymusza już od wielu lat. Nazywa się Związek Autorów i Kompozytorów Scenicznych, czyli ZAIKS. Jego działalność w wielu aspektach nie różni się od działalności gangów. Karki działające w imieniu gangsterów przychodzą na przykład do małego punktu usługowego i żądają określonej sumy za miesięczną „ochronę”, czyli po prostu za to, żeby zakład nie poszedł z dymem, a jego właściciel nie skończył w czarnym worku w kostnicy.
Inspektorzy ZAIKS–u robią w zasadzie to samo: przychodzą do punktu usługowego (szczególnie upodobali sobie salony fryzjerskie lub kosmetyczne) i jeśli tylko usłyszą jakąkolwiek muzykę, żądają haraczu za jej „publiczne odtwarzanie”. Uzasadnienie jest takie, że przecież dzięki tej muzyce chętniej do salonu przychodzą klienci, a więc i właściciel punktu więcej zarabia. Co prawda żaden mędrek z ZAIKS–u nigdy nie udowodnił istnienia jakiegokolwiek powiązania między liczbą klientów, poziomem ich zadowolenia i dochodami właściciela lokalu a grającą tam muzyką, ale kto by się takimi drobiazgami przejmował. Z karkiem, działającym w imieniu gangu, nie ma dyskusji. Z inspektorem ZAIKS–u również. Chyba że ktoś ma dość ikry, żeby takie indywiduum wziąć za kołnierz i wywalić za drzwi.
Ogólnie rzecz biorąc ZAIKS zachowuje się podobnie jak większość stowarzyszeń autorów (dotyczy to głównie twórców muzyki i filmów), którzy wiecznie narzekają na piractwo, ale nie robią nic, żeby zapobiegać mu poprzez niższe ceny. Posługują się wyłącznie batem, ale nie marchewką.
Od lat w przypadku sprzętu, umożliwiającego rejestrację utworów w postaci elektronicznej, istniała tak zwana opłata reprograficzna, będąca właśnie wspomnianym haraczem. Dotyczyło to choćby odtwarzaczy wideo. Teraz, za zgodą rządu, opłata ma zostać poszerzona o kolejne urządzenia, bo przecież mamy postęp technologiczny. Ma mianowicie objąć smartfony i tablety. Nie trzeba być geniuszem ekonomii, żeby stwierdzić, że całe to obciążenie zostanie przerzucone po prostu na klientów. I taka zresztą jest natura opłaty reprograficznej: jest ona karą za piractwo, wymierzaną przed czynem, na wszelki wypadek, i obejmującą każdego.
To oczywiście bardzo wygodne - ukarać gremialnie wszystkich a priori za winy niewielkiego procenta. Jest z tego całkiem spora kasa, a wysiłek znikomy. Nie trzeba dochodzić, kto naprawdę popełnił wykroczenie, zgłaszać sprawy policji, wysyłać swojego przedstawiciela do sądu. Po prostu nakłada się haracz na wszystkich, również tych krystalicznie uczciwych, którzy nic złego nigdy nie zrobili. A wszystko po to, żeby "zabezpieczyć interesy artystów".
Nie bardzo tylko rozumiem, dlaczego akurat interesy tej grupy mają być zabezpieczone w tak wyjątkowy sposób, łamiący jedną z podstawowych zasad prawa: nie można karać za czyn niepopełniony. Rzecz jasna, przedstawiciele ZAIKS-u powiedzą, że opłata reprograficzna to nie jest żadna kara, to jednak robienie z nas idiotów. Jedyne podobne rozwiązania, jakie przychodzą mi do głowy, to wojenne reparacje, które obciążały całe państwa i wszystkich ich obywateli, choćby nigdy nie mieli w ręku karabinu, lub wszelkiego rodzaju zbiorowe kary, również stosowane w czasie wojny przez agresorów i okupantów.
Powie ktoś, że taką naturę mają w ogóle podatki. Zgoda - płacimy wszyscy na sądy, choć zetknie się z nimi tylko niewielka część spośród nas; płacimy na budowę dróg, którymi nigdy nie pojedziemy albo na urzędy, z których pomocy nigdy nie skorzystamy. Z naszych podatków żyją również rozliczne grupy interesu, finansowane w specjalny sposób przez państwo. Na przykład górnicy, których socjalne przywileje z wczesnymi emeryturami na czele są zwyczajnym skandalem.
Jest jednak zasadnicza różnica: we wszystkich tych przypadkach podatki trafiają do budżetu i w jakiś jednak sposób służą wspólnocie, którą tworzy państwo. Możemy mieć rozliczne uwagi co do sposobu wydawania tych pieniędzy, ale wydają je ludzie wybrani w demokratycznych wyborach. Ponadto żaden z podatków nie ma charakteru kary za ewentualne przestępstwo.
Opłata reprograficzna natomiast jest sankcjonowana przez państwo, ale płynie do prywatnych stowarzyszeń prywatnych osób, stanowiących niewielką grupę spośród wszystkich obywateli. I – czego by nie twierdził ZAIKS – ma charakter kary prewencyjnej. Nie sposób więc porównywać jej z podatkami.
Niektórzy wskazują również, że przecież podobny mechanizm jest stosowany w wielu miejscach. Na przykład hipermarkety w swoją marżę wkalkulowują koszt towarów zniszczonych lub ukradzionych przez niewielką przecież część klientów – a płacą wszyscy. Owszem – tyle że do kupowania w tym czy innym hipermarkecie nikt nas nie zmusza. Istnieje pomiędzy nimi konkurencja. Możemy wybrać ten, gdzie ceny są najniższe albo w ogóle w nich nie kupować. Natura opłaty reprograficznej jest taka, że nie mamy wyboru w ogóle. Musi ona być odprowadzona od każdej sztuki sprzedanego w Polsce towaru danego typu, zatem pod tym akurat względem przypomina podatki – głównie VAT.
Jak to możliwe, że opłatą reprograficzną nie zajął się jeszcze rzecznik praw obywatelskich albo że nie trafiła ona do Trybunału Konstytucyjnego – prawdę mówiąc, nie pojmuję. Niezależnie od tego, że to bandyckie rozwiązanie jest stosowane w wielu państwach (co w żadnym stopniu nie świadczy o jego słuszności), jego zgodność z polską konstytucją wydaje się wątpliwa.
Pozostaje uznać, że skoro już ZAIKS nałoży na nas wszystkich kolejna karę za piracenie, to chyba możemy poczuć się zwolnieni z zakazu kopiowania utworów. Skoro jest już kara, to niech przynajmniej będzie miała uzasadnienie.
Specjalnie dla WP.PL, Łukasz Warzecha
...
Tak to skandal ! Jedyny przypadek gdzie placimy POTENCJALNA KARE ZA POTENCJALNE PRZESTEPSTWO ! Czyli domyslnie ,,kradniemy" i domyslnie ponosimy kare ! Horror ! Ale jakos obroncy praw czlowieka nie sa tym zainteresowani bardziej podnieca ich pilnowanie aby wypuszczeni zwyrodnialcy czasem nie byli obserwowani przez policje bo to straszne naruszenie praw czlowieka .
TO CO WYRABIAJA NA SWIECIE ZAIKSY PRZEKRACZA WSZELKIE NORMY ! ACTA SOPA KUPA I CO JESZCZE ? ILE RAZY TRZEBA IM PLACIC ZA TO SAMO !
Przypominam jednak ze kopiowanie NIGDY NIE BYLO KRADZIEZA ! Kazdy moze isc do biblioteki i przepisac ksiazke . Zreszta notatki to odwieczna metoda nauki . Ze teraz sa skanery ? A co to za roznica ? Piora czy skaner nie zmienia oceny moralnej . Nie ma tu zadnej kradziezy .
Jest za to kradziez ZAIKSOW ! Nie wiedzialem ze jak kseruje moje dokumenty place na zbojow bo rzekomo moje dokumenty to ich wlasnosc intelektualna ! I aparat panstwa ich wspiera ! To oni mnie okradaja .
Niestety nie za bardzo jest sprawiedliwe ze skoro ZAIKS kradnie to ja juz za nic nie musze placic . Bo bierze ZAIKS a tworzy tworca . Ale drodzy tworcy mnie to nie interesuje . Skoro taki ,,uklad" to nie macie prawa wymagac kolejnych oplat za to samo . Ja nie mam obowiazku oplacac kazdego po kolei kto sobie wymysli jakas oplate i ustawi ustawke . A cymbaly w sejmie przeglosuja nie czytajac bo tak kaze partia ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:59, 21 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Dobre wieści dla gapowiczów. Kary dla jeżdżących bez biletu są bezpodstawne
Kary dla gapowiczów są bezpodstawne, bo regulaminy przewozu osób wydają nieuprawnione podmioty. Może to być źródłem roszczeń ukaranych pasażerów - podaje "Gazeta Prawna".
Jak wynika z regulaminów przewozu osób i bagażu w komunikacji miejskiej, pasażer ma m.in. obowiązek kasowania biletów od razu po wejściu do pojazdu. Regulamin określa również zasady kontroli pasażerów, w tym nakładania mandatów. Takie postanowienia mogą być wprowadzane jedynie zarządzeniem prezydenta miasta, burmistrza lub wójta. Tymczasem przeważnie decydują o tym w uchwale radni, którzy wedle prawa mają kompetencje jedynie do uchwalania ogólniejszych przepisów porządkowych. W efekcie, wprowadzane w ten sposób zasady są nieważne w świetle prawa.
- Rada gminy jest uprawniona do wydawania przepisów porządkowych w zakresie ochrony życia, zdrowia i mienia osób korzystających z publicznego transportu zbiorowego oraz zapewnienia porządku, spokoju i bezpieczeństwa publicznego w czasie przejazdów. Z kolei w regulaminie przewozu osób określa się warunki obsługi podróżnych, odprawy oraz przewozu osób i bagażu, a także wskazuje się podmiot właściwy do przyjmowania skarg i reklamacji wynikających z realizacji usług w tym zakresie - wyjaśnia Marcin Bielesz, rzecznik prasowy wojewody lubelskiego, w rozmowie z "Gazeta Prawną".
Lublin jednym z tych nielicznych polskich miast, w którym kwestie przewozów komunikacją miejską są właściwie uregulowane. Tymczasem w Warszawie, Bydgoszczy, Gdańsku, Łodzi i Rzeszowie uchwały nadal zawierają niedozwolone postanowienia. Władze narażają się w ten sposób na spore skutki finansowe, bo pasażer może wejść na drogę sądową i uniknąć np. płacenia kary za przejazd bez biletu.
W ustawach można znaleźć m.in. zasady kontroli biletów przez przewoźnika albo osoby przez niego upoważnione. Art. 33a ustawy z 15 listopada 1984 r. określa, iż prawo przewozowe daje możliwość nałożenia mandatu karnego i przekazania pasażera policji, jeżeli odmówi on zapłaty i nie będzie chciał pokazać dokumentu tożsamości. Nie ma tam jednak ani słowa o tym, ze pasażer musi skasować bilet zaraz po wejściu do pojazdu (taki z kolei zapis istnieje w regulaminie korzystania z komunikacji miejskiej).
Pasażer może liczyć na zwrot pieniędzy po zapłaceniu kary, licząc od dnia wprowadzenia regulaminu, który okazał się nieważny. Z drugiej strony miasto może się bronić, że pasażer, wchodząc do autobusu lub tramwaju, zawiera umowną, cywilnoprawną umowę z przewoźnikiem. W takiej sytuacji jedynie sąd może rozstrzygnąć, kto ma rację.
...
No ta kary za podkradanie przejazdow nielegalne . Kary ZAIKSU za nic legalne . Macie ,,prawo" ! Totalne zbojectwo ,
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:19, 29 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Artyści apelują do marszałka Sejmu o walkę z piractwem internetowym
W Polsce kradzież utworów w internecie jest zjawiskiem powszechnym - alarmują artyści, którzy w tej sprawie podpisali list do marszałka Sejmu podczas konferencji "Piractwo internetowe katem polskiej kultury".
W liście do Radosława Sikorskiego twórcy m.in. Marek Dutkiewicz, Robert Janowski i Marek Kościkiewicz, zwrócili się z prośbą "o zwiększenie nacisku na aktywności legislacyjne zmierzające do szerszego zabezpieczenia interesów twórców, aktorów i ludzi kultury, którzy prowadzą nierówną walkę ze środowiskiem piratów".
Straty spowodowane czerpaniem nielegalnych zysków z pracy środowisk twórczych - jak podkreślili artyści - odciskają piętno zarówno na gospodarce, jak i kulturze.
"Liczymy, że w najbliższym czasie uda się podjąć kroki legislacyjne, które staną się skutecznym mechanizmem ograniczającym piractwo i będą wyraźnym sygnałem dla osób i instytucji zaangażowanych w kulturę i sztukę, że państwo polskie wspiera ich na froncie walki o poszanowanie ich pracy oraz własności twórczej i intelektualnej" - podkreślono w liście do marszałka Sejmu.
W rozmowie z PAP przewodnicząca sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO) zapewniła, że posłowie zajmą się każdą wartościową próbą rozwiązania problemu piractwa internetowego.
- Apel artystów ma sens. Potrzebujemy takiej propozycji. W Polsce w świadomości społecznej niestety utarło się przekonanie, zwłaszcza wśród młodych ludzi, że internet, to pole wolności. Poza tym nieszczęście polega na tym, że użytkownicy nielegalnych treści nie zawsze wiedzą, że są piratami - zauważyła Śledzińska-Katarasińska.
Jej zdaniem jednym z rozwiązań problemu piractwa internetowego powinno być odcięcie możliwości finansowania portali z nielegalnymi treściami przez reklamodawców. Podczas konferencji "Piractwo internetowe katem polskiej kultury" jej organizatorzy, m.in. z kancelarii prawnej Glass-Brudziński, zaprezentowali raport ukazujący zależności między piractwem a finansowaniem kultury. Wynika z niego, że roczna strata dla polskiej gospodarki z powodu piractwa internetowego to ok. 600 mln zł, a 250 mln zł wynoszą straty Skarbu Państwa.
- Piractwo bezpośrednio ogranicza finansowanie kultury, głównie masowej, która cieszy się największą popularnością i przynosi piratom największe zyski. Każdy nielegalnie udostępniony film, czy utwór to pieniądze, które nie trafiły do wytwórni, dystrybutorów, aktorów i muzyków - zwrócił uwagę prawnik Wojciech Bojarski, który zaprezentował raport.
Przypominając dane m.in. z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego za 2013 r. raport głosi, że w Polsce 52 proc. internautów korzysta z nielegalnych źródeł. Np. procent widzów korzystających z darmowego ściągania filmów przynajmniej raz w tygodniu w Polsce wynosi 45 proc., natomiast w Niemczech - 16 proc., Francji - 19 proc., a w Wielkiej Brytanii - 20 proc.
W Polsce regulacje prawne, które mają ograniczać piractwo internetowe - jak tłumaczył Bojarski - istnieją tylko teoretycznie. "Bo faktycznie ani prokuratury, ani sądy cywilne w wielu sprawach związanych z prawami autorskimi nie chcą podejmować działań, zwłaszcza jeśli chodzi o piractwo" - zauważył prawnik. W jego ocenie, sprawy dotyczące ochrony praw autorskich są przez polski wymiar sprawiedliwości lekceważone.
Raport głosi np., że w Polsce za pośrednictwem serwisów oferujących nielegalny dostęp do treści wideo dochodzi rocznie do 400-500 mln odtworzeń filmów. Podano w nim, że np. film "Wałęsa. Człowiek z nadziei" w reż. Andrzeja Wajdy obejrzało nielegalnie 460 tys. osób., przy czym liczba sprzedanych biletów do kin wyniosła 956 tys.
Wśród najważniejszych przyczyn piractwa internetowego autorzy raportu wymieniają m.in. poczucie niskiej szkodliwości społecznej u osób, które korzystają z nielegalnych źródeł, nieumiejętność rozróżniania źródeł legalnych i nielegalnych, a także słaba oferta np. filmowa lub muzyczna ze źródeł legalnych. Ich zdaniem, przyczyną piractwa jest również możliwość finansowania serwisów oferujących nielegalny dostęp do treści przez pośredników płatności oraz reklamodawców, a także wszechobecne poczucie bezkarności.
...
UWAGA ZLODZIEJE ATAKUJA ! A CIULOM W SEJMIE WISI ONI MAJA DIETY KOSZTY WZROSNA TO SOBIE PODNIOSA ! WY ZAPLACICIE !
JA NIE OGLADALEM FILMU WAJDY I W OGOLE CO MYSLE O PRODUKCJI FILMOWEJ W ,,TYM KRAJU" NIERAZ PISALEM ! TYLKO CHORY UMYSLOWO BY TO KOPIOWAL ! KOPIOWANIE NIGDY NIE BYLO ZADNYM PIRACTWEM O ILE KTOS WLAMYWAL SIE DO PRYWATNEK KORESPONDENCJI ITP ! NATOMIAST BRANIE JAK TO SIE NAZYWA ? REPRO CO ? JEST PIRACTWEM ! LENIN ZLODZIEJSTWO TEZ NAZWAL EKSPRIOPRIACJA ! KRADNIJ KRADZIONE ! TRZEBA CZUJNYM BO MNOSTWO ZLODZIEI ZAGLADA NAM DO KIESZENI A NAJLEPIEJ JAKBY KRADLO PANSTWO I PRZELEWALO IM NA KONTA ! ,,ARTYSCI" SIE ZNALEZLI ! BO COS TAM NAGRYWAJA ! MYSLAL BY KTO ! NA YOUTUBIE JEST MNOSTWO LEPSZYCH OD NICH I TO DARMO ! NIKT ICH ARTYSTAMI NIE NAZYWA I TANTIEM NIE DOSTAJA ! TFU !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:38, 29 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Branża oponiarska chce, by wymiana opon na zimowe była obowiązkowa
Jesteśmy ostatnim krajem w Europie z takim klimatem, w którym nie ma zakazu jazdy na oponach letnich zimą - wskazują przedstawiciele przemysłu oponiarskiego. Przypominają, że dopasowane do pory roku ogumienie zwiększa bezpieczeństwo jazdy, zwłaszcza teraz, kiedy jest niższa temperatura lub kiedy droga jest oblodzona i przykryta śniegiem. Dlatego wzorem naszych sąsiadów także w Polsce wymiana opon na zimowe powinna być obowiązkowa - przekonuje Piotr Sarnecki, dyrektor generalny Polskiego Związku Przemysłu Oponiarskiego.
...
No tak robimy ustawke i kasa dla nas . Tak to oni ustawiaja ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:24, 04 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Współzałożyciel Pirate Bay zatrzymany na granicy Tajlandii i Laosu
Współzałożyciel popularnego portalu wymiany plików Pirate Bay, Hans Fredrik Lennart Neij, został zatrzymany na granicy tajlandzko-laotańskiej na podstawie wydanego przez Interpol nakazu aresztowania - poinformowała we wtorek tajlandzka policja.
Neij, który używa pseudonimu TiAMO, został zatrzymany na przejściu granicznym w prowincji Nong Khai, na północnym wschodzie Tajlandii.
W 2009 r. szwedzki sąd skazał Neija, a także pozostałych twórców szwedzkiej platformy wymiany plików Pirate Bay, na kary grzywny i więzienia w związku z naruszeniem praw autorskich m.in. Sony Universal Music oraz EMI. Uciekł z kraju po wyjściu z aresztu za kaucją.Według przedstawiciela policji Chartchaia Eimsaenga 36-letni Szwed mieszkał w Laosie od 2012 roku i w tym czasie 30 razy podróżował do Tajlandii. Neij ma dom na turystycznej wyspie Phuket. Na tajlandzkim koncie oszczędnościowym przechowuje 5 mln bahtów (153 tys. dolarów).
...
Znowu rezim brutalnie atakuje . Juz zniszczyli megaupload I KTO ZAPLACI LUDZIOM ZA STRACONE PLIKI ?! ICH PRACE !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:14, 06 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
"Wałęsa" na celowniku antypiratów - nawet pół miliona internautów może spodziewać się wezwań do zapłaty
Wałęsa - człowiek z nadziei
Prawie pół miliona polskich internautów może dostać w najbliższych miesiącach wezwania do zapłaty odszkodowania za naruszenie praw autorskich przez udostępnienie nielegalnej kopii filmu "Lech Wałęsa. Człowiek z nadziei". - donosi serwis forsal.pl.
Pobierałeś z pomocą sieci peer-to-peer (np.torrent) lub udostępniałeś najnowszy film Andrzeja Wajdy? Może to właśnie do ciebie zapuka niedługa policja - o przygotowywanych zawiadomieniach do prokuratury na łamach forsal.pl informuje mecenas Artur Glass-Brudziński, którego kancelaria przejęła sprawy prowadzone w imieniu producentów filmowych od Kancelarii Anny Łuczak.
Internauci już donoszą o wezwaniach do zapłaty z kancelarii Glass-Brudzińskiego, a więc jest to jedynie informacja o "rozszerzeniu działalności" kancelarii, która zajmuje się ochroną również takich polskich filmów, jak: Katyń, Bez Wstydu, Miasto 44, Drogówka, Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł, Być jak Kazimierz Deyna i Obława.
Czytelnik serwisu Dziennik Internautów otrzymał wezwanie do zapłaty za domniemane pobranie filmu Drogówka. "Prokuratura Rejonowa w Pruszkowie prowadzi postępowanie karne w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa..." - tak rozpoczyna się pismo, które operując prawniczym żargonem ostrzega przed konsekwencjami, o ile adresat nie uiści dobrowolnej zapłaty kwoty 470 PLN.
Cybertrolling - przypadek niemiecki
W Niemczech na początku tego roku zakończyła się głośna sprawa kancelarii, która masowo rozsyłała wezwania do zapłaty internautom, którzy oglądali materiały na pirackich serwisach - wykorzystywanie prawa jako narzędzia do zarabiania nazywano wprost, cybertrollingiem. Ostatecznie uznano, że oglądanie utworów za pośrednictwem nielegalnych źródeł nie podlega penalizacji. Ile osób uiściło opłatę "dla świętego spokoju" (tym bardziej że niemiecka kancelaria reprezentowała również filmy pornograficzne) nie wiadomo.
Polska ustawa o prawie autorskim jasno mówi, że korzystanie upublicznionych materiałów chronionych prawem autorskim samo w sobie nie jest karalne - co oczywiście nie znaczy, że zasługuje na pochwałę. Wobec coraz łatwiejszego dostępu do filmów, seriali i muzyki z legalnych źródeł, w których wiele treści otrzymujemy w niskiej cenie, a często nawet za darmo trudno uzasadniać wspieranie stron o ewidentnie przestępczym charakterze, czyli zarabiających na cudzej własności dzięki reklamom bądź z bezpośrednich wpłat od internautów, nie zdających sobie sprawy z ich nielegalnego charakteru.
Zasadnicza różnica pojawia się wśród użytkowników sieci peer-to-peer, takich jak np. torrent - gdzie pobierając dane, jednocześnie je udostępniamy - a więc uczestniczymy w procederze publicznego rozpowszechniania utworów chronionych prawem autorskim.
Jak to działa?
Każdy, kto dołącza do pobierania danego pliku (lub samemu go udostępnia) uzyskuje listę adresów IP komputerów, z którymi nasza maszyna nawiązuje połączenie. W ten sposób w krótkim czasie łatwo pozyskać pokaźnych rozmiarów pulę adresów IP. Po odsianiu z niej tylko tych, które dotyczą interesującego nas obszaru (Polski) można doprowadzić do uruchomienia postępowań karnych. Doprowadzenie procesu sądowego do końca to w takim wypadku spore wyzwanie, bo trzeba by było wskazać i udowodnić winę konkretnej osobie. Znacznie łatwiej jest wykorzystać możliwość, jaką otwiera rozpoczęte postępowanie i zażądać od dostawców usług internetowych danych osobowych ich klientów powiązanych z numerami IP. Kolejnym krokiem jest rozesłanie pism z wezwaniem do zapłaty - najczęściej kwoty kilkuset złotych - oraz groźbami konsekwencji w przypadku zignorowania żądania.
Choć podobne postępowanie nie jest nowością również w polskiej sieci, to konkretnych danych dostarczyła dopiero sprawa kancelarii Anny Łuczak, która reprezentowała producentów polskich filmów: Obława, Czarny czwartek, Last minute, Drogówka i Być jak Kazimierz Deyna. Z nieoficjalnych informacji dostarczonych przez największych dostawców internetu wynikało, że otrzymali oni żądania udostępnienia danych osobowych kilkudziesięciu tysięcy swoich klientów.
Nie wiadomo ile osób, które otrzymało wezwanie do zapłaty, natychmiast uiściło opłatę, natomiast niemało w pierwszym odruchu sprawdziło co "google" może im powiedzieć na ten temat a większy "ruch w interesie" zaobserwowali także prawnicy udzielający porad adresatom. Do dzisiaj brak też informacji o postępowaniach sądowych toczących się przeciwko tym, którzy wezwanie po prostu zignorowali.
Cybertrolling czy nie?
Granica przebiegająca między zwalczaniem piractwa za pomocą narzędzi prawa, a traktowaniem go jako okazji do łatwego zarobku z punktu widzenia przepisów może być rozmyta i dlatego wymaga podejścia racjonalnego.
Wielka Brytania, która po fiasku gróźb i kar podjęła próbę porozumienia zawartego przez polityków, dostawców internetu oraz przedstawicieli przemysłu rozrywkowego. Na mocy podpisanego w lipcu dokumentu już od przyszłego roku obywatele, którzy wymieniają się chronionymi materiałami, będą dostawać listy o charakterze edukacyjnym. Czy to pomoże? Czas pokaże - inne systemy jak na razie zawodzą.
Inna sprawa, że jak dotąd, mimo starań, nie udało się wykazać związku przyczynowo-skutkowego, w którym ukaranie przyłapanych na pobieraniu z torrentów internautów przełożyłoby się na większe zyski producentów filmowych. A może polscy twórcy liczą, że dzięki takim działaniom, na przyszłe produkcje Polacy będą chcieli wydać jeszcze więcej?
Warto wspomnieć, że zamknięty piracki serwis Kinomaniak.tv, według danych policji zarabiał 300 tys. zł miesięcznie - co powinno być dość jasną informacją dla producentów i dystrybutorów, że wbrew obiegowym opiniom, internauci jednak są gotowi sięgnąć do portfeli... kiedy uznają, że warto.
...
Kto to robi ? Zreszta prawnie nie wygrali by . Bo udowdnijcie ze obejrzeli caly ? Wszystko mozna sciagnac aby sie zapoznac . Nawet gry jak nie wersji demonstracyjnej . Towar mozecie obejrzec . Jakkolwiek jest rzecza nieetyczna jesli nie jestescie biedakami ogladac najnowsze filmy sciagajac . Od tego sa kina . Jesli tak bardzo chcecie obejrzec to znaczy ze produkt powinien byc wspierany . A jesli tylko dla formalnosci chcecie obejrzec to poczekajcie jak bedzie w TV . Oczywiscie jesli tylko chcecie sie zorientowac czy wam pasuje mozna sciagnac . Jesli nie pasuje to chyba widac na poczatku to nie ogladacie do konca . Wtedy w porzadku .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:47, 06 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Nie mają litości dla polskich internautów. Dopadną każdego, który piratuje
Nie mają litości dla tysięcy Polaków, którym zdarzyło się oglądać pirackie kopie filmów. Każdy pirat w końcu może dostać pozew.
"Dziennik Gazeta Prawna" opublikował wywiad z Arturem Glass-Brudzińskim, prawnikiem z kancelarii, która od kilku lat tropi internautów korzystających z programów do ściągania nielegalnych plików. Najbardziej znaną akcją kancelarii było wyszukanie osób, które obejrzały w internecie film „Drogówka”. Na podstawie numerów IP udostępnionych przez operatorów telekomunikacyjnych namierzono ok. 30 tys. osób.
Jak przyznaje Artur Glass-Brudziński, część internautów może nie zdawać sobie sprawy, że łamie prawo. Zdaniem prawnika, nie ma to jednak większego znaczenia:
- Prawo zostało złamane. Znaczna część na pewno o tym wie, ale ze względu na sankcję ciężko się do tego przyznać. Druga kwestia to fakt, że kara jest odłożona w czasie, a ludzka pamięć jest zawodna.
Prawnik podkreśla, w tępieniu piractwa ważniejsza od wysokości kary jest jej nieuchronność:
- Nie postulujemy zaostrzania kar. Wręcz przeciwnie wiemy doskonale, że ostrzejsze kary nie działają odstraszająco. Jedynie, co pomaga, to świadomość jej nieuchronności. Jedyną zaś karą, która w przypadku piractwa naprawdę zadziała, to kara finansowa. Nam nie zależy na tym, by posadzić pół Polski w więzieniu, ale by chronić prawa i interes, by ograniczyć proceder piractwa i by nasi klienci odzyskali przynajmniej część poniesionych w ten sposób strat – wyjaśnia Glass-Brudziński.
Prawnik przypomina równocześnie, że nie jest nielegalne oglądanie filmów umieszczonych na YouTube lub na serwisach streamingowych. Problem mają tylko ci internauci, którzy ściągają pliki na swoje komputery przy pomocy specjalnych programów (np. poprzez torrenty).
Glass-Brudziński ujawnił, że do tej pory jego firma rozesłała zawiadomienia aż do 100-150 tys. osób:
- A to nie uwzględniając jeszcze "Miasta 44" i "Lecha Wałęsy, człowiek z nadziei". W przypadku tego drugiego filmu zawiadomienie do prokuratury właśnie jest przygotowywane, a to będzie oznaczało kolejne dziesiątki tysięcy osób podejrzanych o złamanie prawa – dodaje mecenas.
...
Nzjgorszy typ prawnika . Zgodne moze z prawem ale nie z etyka . Tu sie przypomina zapomniany biznes ... ŁAPACZE NKEWOLNIKÓW ! BYLI TACY ! Fachowcy o tropienia zbieglych niewolnikow ! ONI TYLKO PILNOWALI PRAWA ! A zlapany niewolnik to mu tam zdzierali skore batami za kare ... Ale wszystko zgodnie z prawem . DLA KASY ! Nie za darmo . To nie sa idealisci bynajmniej ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:05, 25 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Krakowscy policjanci zlikwidowali wytwórnię nielegalnych płyt
Nawet pół miliona złotych stracili producenci filmów i gier przez pirata komputerowego z Krakowa. Mężczyzna w swoim mieszkaniu w Bronowicach założył wytwórnie nielegalnych płyt. Teraz grozi mu do pięciu lat więzienia.
- Zabezpieczyliśmy linię produkcyjną, twarde dyski, nagrywarki i prawie 2000 płyt. Na nich były gry i filmy, które były nielegalnie skopiowane, a następnie sprzedawane - mówi Mariusz Ciarka z małopolskiej policji.
Jak dodaje Ciarka, w Polsce karane jest nie tylko sprzedawanie pirackich płyt, ale też ich posiadanie. Osoba która ściągnie z internetu albo kupi na giełdzie nielegalną grę czy film może odpowiedzieć za naruszenie praw autorskich, za co grozi grzywna, a w skrajnych przypadkach nawet więzienie - od roku do pięciu lat.
...
Jak mozna sciagnac piracka plyte . Czym sie rozni od niepirackiej i skad ja mam to wiedziec ! Skoro jest identyczna . Stuknijcie sie . Mozna tylko kupic .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:00, 28 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Jednolita cena uratuje księgarnie?
Polska Izba Książki liczy, że jeszcze w tej kadencji Sejmu uda się wprowadzić stałą cenę książki. Miałaby ona obowiązywać przez rok od premiery we wszystkich punktach prowadzących sprzedaż – informuje "Gazeta Wyborcza".
"W wielu europejskich krajach istnieje taka ustawa i wspiera tradycyjne księgarnie" – mówi Krzysztof Olesiejuk, współwłaściciel firmy dystrybucyjnej FK Olesiejuk.
"Ustawa ta przypomina zmowę cenową. Normalnie ustalanie cen jest niezgodne z prawem. Takich samych praw mogą zaraz domagać się producenci samochodów czy ubrań" – ocenia Edward Baranowski, prezes wydawnictwa Dragon i Troy Dystrybucja.
...
To jest przestepstwo ekonomiczne zwane kartelem . Za to sa kary . Owszem panstwo moze regulowac to czy tamto w interesie spolecznym ale czy tumjest interes ?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:52, 08 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
"Zielony proszek" prof. Greli pomógł złamać amerykański monopol
"Zielony proszek", katalizator opracowany przez zespół prof. Karola Greli, pomógł złamać monopol firmy z USA, która blokowała rozwój koncernom chemicznym. Dzięki katalizatorom uzyskiwać można cenne związki (leki, dodatki do biopaliw) ze związków prostszych.
Prof. Karol Grela z Wydziału Chemii Uniwersytetu Warszawskiego i Instytutu Chemii Organicznej PAN jest tegorocznym laureatem Nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.
Opracowany przez zespół prof. Greli "zielony proszek" to katalizator reakcji metatezy olefin. Ta dosyć skomplikowana nazwa nie odstręcza firm, m.in. farmaceutycznych czy chemicznych. One na podobne substancje czekały od lat i teraz chętnie z nich skorzystają.
- Dzięki naszym katalizatorom np. z taniego oleju palmowego czy z oleju rzepakowego, który zawiera kwas oleinowy, można otrzymać dodatki do biopaliw, albo inne cenne związki, z których produkuje się lakiery, środki powierzchniowo czynne lub inne pożyteczne produkty - tłumacz prof. Grela.
W przemówieniu podczas rozdania Nagród FNP prof. Grela stwierdził, że po raz pierwszy mechanizm reakcji metatezy olefin został zaprezentowany dawno - ponad 40 lat temu i od tego czasu wiele się w tym obszarze nauk zdarzyło. Dlatego, gdy prof. Grela wybierał metatezę olefin jako temat habilitacji, obawiał się, że duża część najważniejszych momentów w historii tej reakcji już minęła. - Byłem świadomy, że się spóźniłem - powiedział naukowiec i przyznał, że mimo to postanowił spróbować swoich sił w tym obszarze badań.
- Nie spóźniłem się jednak na moment, gdy metateza wchodziła do przemysłu i na moment, kiedy udało się złamać monopol amerykański w tej technologii - zaznaczył.
Wyjaśnił, że kiedy zaczynał swoje badania, katalizatory metatezy olefin można było kupić tylko od jednej firmy z USA, która dyktowała niekorzystne warunki. Dlatego też np. przemysł farmaceutyczny starał się unikać metatezy w produkcji nowych substancji.
- Dzięki wysiłkom kolegów z Europy, a także moich cudownych współpracowników, w tej chwili sytuacja jest zupełnie inna i metateza znajduje swoją drogę do przemysłu. Myślę, że to jest jedno z moich ważniejszych osiągnięć - ocenił profesor.
Dodał, że opracowane przez jego zespół katalizatory są już produkowane przez kilka przedsiębiorstw i są dostępne na rynku.
- Kupują je firmy produkujące chemiofarmaceutyki, środki ochrony roślin, lub zajmujące się tzw. fine chemicals - związkami chemicznymi do różnych zastosowań. Firmy jednak niechętnie informują, do czego dokładnie wykorzystują nasze katalizatory - przyznał prof. Grela.
...
Brawo ! Trzeba lamac monopole !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:16, 09 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
7,5 mln Polaków korzysta z pirackich materiałów w sieci
Z internetowych serwisów oferujących nielegalny dostęp do treści wideo korzysta regularnie ok. 7,5 mln Polaków wynika z szacunków IAB Polska.
Jak podaje serwis Wyborcza.biz, to użytkownicy pirackich treści stanowią 94 proc. osób poszukujących wideo w sieci. Z szacunków PwC przedstawionych w poniedziałek podczas kongresu zorganizowanego przez walczące z piractwem stowarzyszenie Sygnał wynika, że wartość PKB utraconego w wyniku piractwa wideo w sieci wyniosła w ub.r. 500700 mln zł, a średnioroczne tempo wzrostu piractwa w Polsce w latach 201318 może wynieść 2954 proc.
„Dane są przerażające dla całego biznesu” komentował Maciej Stec, członek zarządu Cyfrowego Polsatu. Nadawcy telewizyjni i inni właściciele udostępnianych nielegalnie materiałów wideo mogą wysłać pirackiemu serwisowi wezwanie o zaprzestanie rozsyłania sygnału, wezwać dostawcę usług internetowych do usunięcie wskazanych treści, złożyć zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa lub dochodzić swoich praw w sądzie cywilnym.
...
Naprawde wam sie zdaje barany ze gdybyscie ludzi przycisneli prawnie to byscie od nich dostali 500 mld ? Przemnozyli ilosc klikniec przez fikcyjna cene i wyszly biliony . Imbecyle . NA TYM POLEGA ERA INTERNETU ZE WARTOSC KLIKNIECIA WYNOSI ZERO STAD MAMY MASOWY DOSTEP DO WSZYSTKIEGO ZA DARMO ! TYLKO IM ZAL SCISKA CHCIELI BY WYDUSIC KASE KTOREJ NIE MA ! JEST WIRTUALNA !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 20:53, 14 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Scenariusz najnowszego Bonda skradziony przez hakerów
Najnowszy film o Bondzie ma prawdziwego pecha. Zanim rozpoczęto pierwsze zdjęcia agentowi 007 skradziono samochody, teraz brytyjskie media informują, że północnokoreańscy hakerzy wykradli... scenariusz filmu.
O wykradzeniu wczesnej wersji scenariusza najnowszego filmu o Bondzie poinformowały władze wytwórni Sony Pictures. Eksperci nie mają wątpliwości, że za włamaniem stoją północnokoreańscy hakerzy, którzy chcą w ten sposób zmusić wytwórnię do wycofania komedii o spisku na życie przywódcy reżimu Kim Dzong Una.
Wcześniej hakerzy ujawnili część e-maili, jakie wymieniali między sobą producenci filmu: przedstawiciele Sony Pictures i MGM. Wynikało z nich, że film jest niezwykle drogi: Jonathan Glickman dyrektor MGM ocenił go na 300 mln dolarów. To oznacza, że będzie to najdroższy film o agencie 007 w historii.
Na pewno informacja o wykradzeniu scenariusza nie będzie w smak tym, którzy zainwestowali ogromne kwoty w jego produkcję. Kto bowiem zechce obejrzeć film, którego scenariusz może przeczytać w sieci?Rzecznik studia zapewnia jednak, że produkcja Bonda - wbrew doniesieniom niektórych mediów - nie zostanie wstrzymana z powodu kradzieży scenariusza.
Cyberatak na Sony miał miejsce 25 listopada. Jego efektem było ujawnienie tysięcy kompromitujących e-maili i dokumentów, a także pięciu filmów.
...
O I TO JEST KRADZIEZ DOBR INTELEKTUALNYCH ! A nie sciaganie plikow filmu ktory juz dawno sie ukazal z sieci . To absurd .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:13, 16 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Sony domaga się od mediów niszczenia danych ujawnionych przez hakerów
Grupa Sony Pictures Entertainment wynajęła kancelarię Davida Boiesa, jednego z najskuteczniejszych amerykańskich adwokatów, w celu powstrzymania publikacji poufnych dokumentów i firmowej korespondencji, które zostały wykradzione w wyniku niedawnego ataku hakerskiego.
W liście wysłanym m.in. do czołowych amerykańskich mediów, w tym dzienników “The Wall Street Journal” i “The New York Times” oraz agencji Bloomberg News, Boies napisał, że są one zobowiązane do zniszczenia wszelkich, będących w ich posiadaniu, wewnętrznych dokumentów i korespondencji grupy Sony. W razie niezastosowania się do pisma adwokat zapowiedział podjęcie stosownych kroków prawnych.
Trzy tygodnie temu grupa hakerów występująca pod nazwą Strażnicy Pokoju przeprowadziła atak na serwery Sony Pictures Entertainment. Hakerzy wykradli i częściowo upublicznili około 100 terabajtów danych, w tym informacje o pracownikach i ich numerach ubezpieczeń społecznych, szczegóły kontraktów z aktorami i twórcami kinowymi, a nawet scenariusze planowanych filmów (m.in. o przygodach Jamesa Bonda, "Spectre").
Wczoraj Strażnicy Pokoju zapowiedzieli, że przygotowują "świąteczny prezent" dla Sony ma nim być upublicznienie kolejnej porcji wykradzionych danych.
...
I to jest kradziez dobr intelektu nie ogladanie filmow czy piosenek dawno juz znanych . Ale wlasnie kradziez czegos co jest czyjes i tego nie chce upublicznic . Przywrocmy slowom ich znaczenie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:14, 17 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Młodzi dentyści chcą limitów przyjęć na stomatologię
Młodzi stomatolodzy uważają,że kształconych jest za dużo lekarzy dentystów w stosunku do zapotrzebowania
Niemal wszyscy adepci stomatologii oraz młodzi dentyści opowiadają się za zmniejszeniem limitu przyjęć na wydziale lekarsko-dentystycznym – wykazał sondaż "Trudne początki, czyli dentyści na progu kariery".
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz uważa, że limity przyjęć w odniesieniu do kierunku lekarsko-dentystycznego nie powinny jedynie wzrastać. Takie jest też stanowiska prezydium NRL.
Sondaż w listopadzie 2014 r. przeprowadził portal infoDENT24.pl pod patronatem Polskiego Towarzystwa Studentów Stomatologii. Objęto nim 921 młodych dentystów oraz studentów stomatologii.
82,6 proc. badanych uważa, że studentów stomatologii kształci się w kraju stanowczo zbyt dużo. Z tego powodu aż 97,4 proc. ankietowanych opowiedziało się za wprowadzeniem limitów przyjęć na wydziale lekarsko-dentystycznym.
Młodzi stomatolodzy nie chcą czasowego zawieszenia rekrutacji na studia, choć takie rozwiązanie sugeruje część doświadczonych dentystów. Sprzeciw wobec takiego właśnie rozwiązania wyraziło 81,7 proc. ankietowanych, w tym 62,3 proc. zdecydowanie.
Prezes NRL Maciej Hamankiewicz uważa, że tak zdecydowane opinie dotyczące ograniczenia przyjęć na wydziały lekarsko-dentystyczne wynikają z tego, że co roku wzrasta liczba studentów przyjmowanych na pierwszy rok studiów stomatologicznych. W stosunku do roku akademickiego 2011/2012 proponowany limit tych przyjęć w tym roku był wyższy o 127 miejsc, a w stosunku zaś do roku akademickiego 2004/2005 - aż o 554 miejsca. W ciągu dekady limit przyjęć na pierwszy rok stomatologii zwiększył się o 77 proc.
Prezydent Polskiego Towarzystwa Studentów Stomatologii lekarz dentysta Jakub Łada uważa jednak, że rynek stomatologiczny w Polsce jest już mocno nasycony.
- Kształconych jest za dużo lekarzy dentystów w stosunku do zapotrzebowania. To zdecydowanie nie ułatwia absolwentom wydziałów lekarsko-dentystycznych dobrego startu zawodowego, gdyż muszą zmagać się z ogromną konkurencją, nie wspominając o braku doświadczenia. Proces ten szczególnie jest widoczny w miastach uniwersyteckich, w których część młodych lekarzy decyduje się pozostać i rozpocząć pracę w zawodzie. W mniejszych miejscowościach, nie jest to aż tak widoczne – podkreśla Łada.
Prezes NRL Hamankiewicz argumentuje, że zawód lekarza dentysty jest nadal bardzo atrakcyjny i popyt na takie wykształcenie nie maleje. - Liczba kandydatów na jedno miejsce na wydziałach stomatologicznych jest wyższa niż na lekarskich. Na przykład w Gdańsku o indeks stomatologiczny w 2014 r. walczyło 36 kandydatów (we Wrocławiu rekordowa liczba – 52 kandydatów), a na kierunek lekarskim o jedno miejsce starało się 18 osób - podkreśla.
Według Hamankiewicza, "potrzeby lecznicze w zakresie chorób jamy ustnej są tak ogromne, że nawet gdyby było dwa razy więcej lekarzy dentystów, wszyscy mieliby co robić".
Uczestnicy ankiety sprzeciwiają się wprowadzeniu opłat za naukę zawodu dentysty. Tylko niespełna 12 proc. respondentów uważa, że częściowa odpłatność za studia dobrze uregulowałaby liczbę studentów, a jeszcze mniej, bo zaledwie 7,3 proc., opowiedziało się za wprowadzeniem pełnej odpłatności za naukę.
94,6 proc. ankietowanych chciałoby przywrócenia stażu podyplomowego, zlikwidowanego przez ministerstwo zdrowia. Prawie wszyscy ankietowani (92,7 proc.) godzą się na to, żeby przynajmniej częściowo opłacać z własnej kieszeni kształcenie podyplomowe. 47,4 proc. badanych przystałaby na wprowadzenie takiej odpłatności za kształcenia specjalizacyjne, o ile tylko odpowiadałoby ich oczekiwaniom.
Opłaty za kształcenie specjalizacyjne nie powinny być jedynie znaczące. 44,4 proc. pytanych przeznaczyłaby na ten cel od 3 do 25 tys. zł. Kwoty powyżej 100 tys. zł gotowych jest zapłacić zaledwie 20 spośród 916 ankietowanych.
>>>
Nastepni od monopolu ! Oni oczywiscie maja byc tymi KTORZY SKONCZA a nie tymi obcietymi z limitu . TO JEST PODLOSC I KRADZIEZ !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 23:36, 18 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Empik przyznaje: Chcieliśmy, żeby Facebook skasował bojkot
Z Facebooka zniknął profil wzywający do bojkotowania sklepów Empik z powodu uczestnictwa w reklamach tej sieci handlowej Adama Darskiego „Nergala” oraz Marii Czubaszek. Firma potwierdza, że domagała się od Facebooka usunięcia strony, którą zdążyło polubić niemal 40 tys. osób. Równocześnie Empik odrzuca oskarżenia o cenzurę.
Profil „Świątecznych zakupów nie robię w Empiku” działał przez kilkanaście dni, zdobywając sporą popularność. Zniknął na początku grudnia. Katoliccy aktywiści zarzucili Empikowi, że w ten sposób uprawia cenzurę. Firma wyjaśnia w odpowiedzi, że nie mogła pozwolić na szarganie swojego dobrego imienia:
- Proszę się nie dziwić naszej reakcji i zgłoszeniu do Facebooka oraz postępowaniu samego Facebooka (który przychylił się do wniosku), skoro profil zawierał obraźliwe, znieważające, wprowadzające w błąd i niezgodne z prawdą informacje, naruszające dobra osobiste i prawa do znaku towarowego. Empik jest orędownikiem wolności słowa dopóki wszystko odbywa się legalnie, w poszanowaniu prawa – mówi nam Monika Marianowicz z Empiku.
Serwis parezja.pl zasugerował na swoich łamach, że Empik na skutek protestów wycofał się z wykorzystywania wizerunków Darskiego oraz Czubaszek, bo plakaty z dwójką celebrytów zniknęły z niektórych salonów sieci. Firma zapewnia, że nic takiego nie miało miejsca:
- Kampania jest kontynuowana (zarówno w TV, prasie, jak i w salonach Empik). Zgodnie z planem miała przebiegać z różnym natężeniem na poszczególnych platformach. W ostatnich dniach część plakatów tzw. generycznych (wyłącznie z hasłami reklamowymi) zniknęła z salonów, żeby zrobić miejsce na materiały promocyjne, które komunikują konkretne produkty i premiery – mówi nam rzeczniczka Empiku.
Sieć ruszyła ze swoją kampanią reklamową na początku listopada. Akcja bojkotu nabrała rozpędu po ostrej wypowiedzi arcybiskupa warszawsko-praskiego Henryka Hosera. Zwierzchnik stołecznej diecezji zabrał głos w sprawie Empiku dzień po pojawieniu się w internecie nawoływań do bojkotu. Na antenie Radia Warszawa arcybiskup stwierdził, że nie można tolerować desakralizacji Bożego Narodzenia.
Firma zaznacza, że jej reklamy nie odnoszą się wprost do Bożego Narodzenia, a kampania jest neutralna światopoglądowo.
- Chcemy stanowczo podkreślić, że nie zgadzamy się na zarzuty rzekomego promowania przez Empik aborcji i satanizmu. To wprowadzanie w błąd opinii publicznej. W kampanii nie promujemy żadnych postaw, idei, przekonań, ale w sposób neutralny prezentujemy ofertę produktową, inspiracje na prezenty - przekonuje rzeczniczka sieci.
...
EMPIK ZAMKNAL KONTO ? W JAKIM TRYBIE ?! SZOK !!! TO SA KRYMINALISCI ! SATANIZM TO NIE PRZYPADEK U NICH !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:47, 05 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Wykorzystanie mapy konturowej, a prawo autorskie
"Planujemy stworzyć katalog reklamowy i w elementach jego logo chcemy umieścić kontur mapy Polski i woj. lubuskiego. Czy potrzebujemy na to specjalnej zgody? Rozumiemy, że prawo autorskie na to pozwala?"
W pierwszej kolejności należy uporządkować pewne kwestie. Zgodnie z art. 1 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. Tak prawo autorskie definiuje utwór. Musi to być zatem przede wszystkim przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze. Z kolei w art. 1 ust. 2 ww. ustawy, ustawodawca wymienił, używając sformułowania "w szczególności", te utwory, które mogą być przedmiotem prawa autorskiego. Wśród tych utworów znajduje się także utwór kartograficzny.
Definicja utworu kartograficznego - prac kartograficznych mieści się w ustawie Prawo geodezyjne i kartograficzne. Zgodnie z tą definicją, zawartą w art. 2 pkt 2 tejże ustawy, przez prace kartograficzne rozumie się wykonywanie map topograficznych, map ogólnogeograficznych oraz kartograficznych opracowań tematycznych i specjalnych. Z powyższej definicji wynika więc, że utwory kartograficzne to przede wszystkim mapy, zarówno topograficzne, ogólnogeograficzne, ale także np. administracyjne. Mając na względzie wskazane pojęcia, należy mieć na uwadze, że także pliki graficzne zawierające jedynie obrys kraju, np. kontur Polski czy też województwa mogą być co do zasady przedmiotem prawa autorskiego.
Biorąc pod uwagę wskazaną na wstępie definicję przedmiotu prawa autorskiego - tj., że ma to być przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze - należy się zastanowić, czy rzeczywiście każda mapa (w tym taka tylko konturowa) będzie utworem w rozumieniu prawa autorskiego. Moim zdaniem nie każda. Utworem będzie tylko taka mapa, która jest przejawem działalności twórczej o indywidualnym charakterze. W doktrynie i orzecznictwie podnosi się, że utwór powinien stanowić rezultat działalności o charakterze kreacyjnym. Nie będzie zatem takim działaniem kreacyjnym mapa będąca jedynie tylko prostym odzwierciedleniem rzeczywistego stanu powierzchni. Aby mapa była utworem nie może być rezultatem schematycznego działania człowieka, polegającego jedynie na odtworzeniu danego obszaru, niemalże rutynowego. Chodzi tutaj o taką sytuację, w której możemy oczekiwać, że każdy z nas, przynajmniej teoretycznie, tworząc taka mapę, działałby podobnie i w konsekwencji mapa będąca rezultatem jego działań była podobna. Natomiast to, co świadczy o indywidualnym charakterze mapy, to grafika, dobór kolorów, oprawa.
Natomiast proszę mieć na uwadze, iż element graficzny musi być istotnym elementem mapy. Z doktryny wynika także, że mapy o dużych skalach mogą podlegać ochronie prawa autorskiego z uwagi na występujący czynnik interpretacyjny co do zastosowanego odwzorowania powierzchni. Sąd Najwyższy wypowiedział się w wyroku z dn. 12.05.2005 r., sygn. akt: III CK 588/04, że mapa Polski z zaznaczonym dojazdem do firmy, która złożyła na nią zamówienie, nie jest utworem i nie podlega ochronie przewidzianej w prawie autorskim. W tym wyroku SN zwrócił uwagę na brak tego kreatywnego, twórczego charakteru mapy dojazdowej. Mając na względzie to, co napisałam, nie można więc zdecydowanie i jednoznacznie twierdzić, że na gruncie obowiązujących przepisów prawa, każda mapa jest utworem w rozumieniu prawa autorskiego.
Niemniej jednak, jeżeli są jakiekolwiek wątpliwości w tym zakresie, należy zachować daleko idącą ostrożność i uzyskać zgodę autora na wykorzystanie jego utworu, czyli w naszym wypadku mapy, w celu wyeliminowania ryzyk związanych z dochodzeniem przez autora mapy roszczeń przysługujących mu na gruncie prawa autorskiego. Art. 17 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych wyraźnie wskazuje, że jeżeli ustawa nie stanowi inaczej, twórcy przysługuje wyłączne prawo do korzystania z utworu i rozporządzania nim na wszystkich polach eksploatacji oraz do wynagrodzenia za korzystanie z utworu. Korzystanie z utworu bez zgody uprawnionego stanowi naruszenie praw autorskich.
W Państwa wypadku podstawą do korzystania z utworu, nie może być także art. 23 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, zgodnie z którym bez zezwolenia twórcy wolno korzystać z już rozpowszechnionego utworu, ale tylko w zakresie użytku osobistego. Zamieszczenie utworu na stronie internetowej nie jest jednak moim zdaniem użytkiem osobistym, tym samym istnieje ryzyko uznania, iż prawa twórcy zostaną naruszone. Na korzystanie z utworu, twórca może udzielić licencji, czyli upoważnienia do korzystania z utworu na polach eksploatacji z określeniem zakresu, miejsca i czasu trwania tego korzystania.
Dagmara Rutkowska – radca prawny
Contrahendo Kancelaria Prawnicza Warszawa
[link widoczny dla zalogowanych]
Podstawa prawna:
Ustawa z dn. 04.02.1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych - Dz.U. z 2006 r. Nr 90, poz. 631 z późn. zm.
Ustawa z dn. 17.05.1989 r. Prawo geodezyjne i kartograficzne - Dz.U. z 2010 r. Nr 193, poz. 1287 z późn. zm.
...
Ale odlot ! Za chwile historia bedzie przedmiotem praw autorskich . Mapy sa odwzorowaniem faktow a fakty nie sa wlasnoscia niczyja . Tylko mapy z ksiazek fantastycznych sa kreacja autorow .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:49, 05 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Reforma prawa autorskiego w planach prac KE na 2015 rok
Komisja Europejska zamierza zaproponować w 2015 r. reformę unijnych przepisów o prawie autorskim, aby dostosować je do rozwoju nowych technologii. Przepisy te będą częścią szerszej inicjatywy, dotyczącej stworzenia wspólnego rynku cyfrowego w UE.
Plan pracy na ten rok, który Komisja przedstawiła w połowie grudnia, wymienia pakiet w sprawie wspólnego rynku cyfrowego jako jedną z 23 inicjatyw, z którymi KE wyjdzie w przyszłym roku. "Pakiet - oprócz innych propozycji legislacyjnych - będzie obejmować modernizację prawa autorskiego" - poinformowano w dokumentach KE.
Prace nad nowymi uregulowaniami w tej sprawie rozpoczęła już poprzednia Komisja Europejska, która od lutego do marca 2014 r. przeprowadziła konsultacje społeczne na temat przeglądu europejskich przepisów prawa autorskiego pod kątem ich dostosowania do cyfrowej rzeczywistości. W ciągu miesiąca konsultacji nadeszło blisko 20 tys. odpowiedzi oraz informacji zarówno od konsumentów, jak i twórców oraz producentów czy nadawców z 11 krajów UE, w tym Polski.
Jedno z wyzwań, przed którymi stać będzie Komisja reformując prawo autorskie, to brak dostępu do niektórych treści on-line, np. nagrań wideo przez organizacje zarządzające prawami autorskimi w poszczególnych krajach. Według raportu z konsultacji społecznych ogromna większość użytkowników wskazała, że „regularnie napotykają na ograniczenia w dostępie (do treści on-line) ze względu na geograficzną lokalizację ich adresu IP”.
Na problem ten zwrócił uwagę niedawno wiceprzewodniczący KE ds. jednolitego rynku cyfrowego Andrus Ansip. "Jedną z konkretnych spraw, którą trzeba się zająć, jest skończenie z blokowaniem dostępu (do treści) on-line dla użytkowników ze względu na miejsce ich zamieszkania. To cel reformy prawa autorskiego i pozbycia się nieuzasadnionych ograniczeń w transferze i dostępie do zasobów cyfrowych" – powiedział Ansip w Parlamencie Europejskim pod koniec listopada.
Inaczej ten problem widzą twórcy, producenci filmów czy też nadawcy. Zdania, czy potrzebna jest harmonizacja unijnych przepisów w tej sprawie, są bardzo podzielone. Z kolei kraje UE, które odpowiedziały na ogłoszone przez KE konsultacje, uważają, że ograniczenia w transgranicznym dostępie do niektórych treści on-line nie stanowią większego problemu, jednak rządy są gotowe dyskutować na temat zmian przepisów, jeśli byłoby to potrzebne.
Inny problem dotyczy tego, jak z punktu widzenia prawa autorskiego traktować publikowanie linków do treści internetowych. Użytkownicy sieci uważają, że „linkowanie” w żadnym wypadku nie powinno być uznawane za naruszenie praw autorskich, z kolei twórcy są zdania, że przynajmniej w niektórych wypadkach prawa autorskie powinny być tu chronione.
Propozycja utworzenie unijnego rejestru praw autorskich nie spotkała się z przychylnością twórców, którzy wzięli udziału w konsultacjach społecznych. Także organizacje zarządzające prawami autorskimi czy kraje członkowskie nie uważają takiego rejestru za niezbędny, choć rządy mogą rozważyć stworzenie wspólnej bazy danych, w której rejestracja byłaby dobrowolna.
Reforma prawa autorskiego w UE ma – oprócz dostosowania do nowych technologii – zapewnić też, że twórcy będą otrzymywać sprawiedliwe wynagrodzenie za swoje dzieła. Zarówno twórcy, jak i organizacje zarządzające prawami autorskimi jak i użytkownicy internetu są zdania, że potrzebne są unijne przepisy regulujące sprawę tantiem.
Tymczasem nadawcy, producenci i wydawcy nie widzą takiej potrzeby. Większość z nic wskazała w konsultacjach publicznych, że „twórcy są odpowiednio wynagradzani dzięki istniejącym przepisom i praktykom we wszystkich sektorach przemysłu kreatywnego” – wynika z raportu KE. Również kraje członkowskie wolą rozwiązywać tę kwestię we własnym zakresie, zamiast pracować nad przepisami unijnymi.
Projekt reformy unijnych przepisów o prawie autorskim ma być gotowy w tym roku. W grudniu przywódcy państw UE zalecili Komisji Europejskiej, by do czerwca 2015 r. przedstawiła pakiet propozycji, dotyczące ustanowienia wspólnego rynku cyfrowego, którego częścią mają być przepisy o prawie autorskim
!!!
UWAGA ZNOWU SZYKUJA ATAK NA WOLNOSC ! ACTA SOPA KUPA ! TYRANI NIE ODPUSZCZA !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:38, 21 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
KE wyda 0,5 mln euro na walkę z piractwem internetowym
Komisja Europejska chce przeznaczyć 500 tys. euro na podniesienie świadomości dotyczącej wartości własności intelektualnej oraz szkód wynikających z podrabiania i piractwa. Wnioski o dofinansowanie można składać do końca marca 2015 r.
Inicjatywa ta ma zwiększyć świadomość na temat wartości praw własności intelektualnej i związanych z nimi korzyści, a także szkód wynikających z naruszania tych praw" - podkreśla Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które w środę poinformowało o nowym przedsięwzięciu. Dodało, że cel ten ma być realizowany m.in. poprzez udział zainteresowanych stron, przedstawicieli środowisk opiniotwórczych i mediów.
Przewidziany budżet projektu to 500 tys. euro. Z pieniędzy tych mogą skorzystać m.in. fundacje i organizacje pozarządowe, ale także władze publiczne lub uczelnie. Podmioty te muszą być zarejestrowane w jednym z państw członkowskich co najmniej dwa lata.
W dokumencie Komisji Europejskiej, które jest zaproszeniem do składania wniosków na "wsparcie finansowe dla działań z zakresu podnoszenia świadomości na temat wartości własności intelektualnej" czytamy, że celem inicjatywy jest "zapoznanie obywateli Unii Europejskiej z tematyką własności intelektualnej i wartością takiej własności oraz poinformowanie o zagrożeniach wynikających z podrabiania i piractwa". Komisja poprzez finansowe wsparcie zamierza również przedstawić skutki własności intelektualnej dla codziennego życia obywatela Unii Europejskiej i zmienić mentalność w kwestii własności intelektualnej, a szczególnie podrabiania i piractwa.
Pieniądze mogą być wydane na działania dotyczące mediów i mediów społecznościowych, produkcję i upowszechnianie materiałów audiowizualnych, publikacji, organizację imprez, targów, wystaw, szkoleń itp., a także na działania informacyjno-rozrywkowe (debaty, programy dla młodzieży, quizy, programy muzyczne).
Wnioski o dotację należy składać do 31 marca 2015 r. Więcej informacji dostępnych jest na stronie internetowej Urzędu Harmonizacji Rynku Wewnętrznego.
W ubiegłym roku artyści m.in. Marek Dutkiewicz, Robert Janowski i Marek Kościkiewicz alarmowali w liście do marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego, że w Polsce kradzież utworów w internecie jest zjawiskiem powszechnym. Apelowali m.in. o prace legislacyjne, które zabezpieczą interesy twórców, aktorów i ludzi kultury. Wspólnie z organizatorami konferencji "Piractwo internetowe katem polskiej kultury" przedstawili także raport, z którego wynika, że roczna strata dla polskiej gospodarki z powodu piractwa internetowego to ok. 600 mln zł.
Przypominając dane m.in. z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego za 2013 r. raport głosi, że w Polsce 52 proc. internautów korzysta z nielegalnych źródeł. Np. procent widzów korzystających z darmowego ściągania filmów przynajmniej raz w tygodniu w Polsce wynosi 45 proc., natomiast w Niemczech - 16 proc., Francji - 19 proc., a w Wielkiej Brytanii - 20 proc.
Raport głosi też, że w Polsce za pośrednictwem serwisów oferujących nielegalny dostęp do treści wideo dochodzi rocznie do 400-500 mln odtworzeń filmów. Podano w nim, że np. film "Wałęsa. Człowiek z nadziei" w reż. Andrzeja Wajdy obejrzało nielegalnie 460 tys. osób., przy czym liczba sprzedanych biletów do kin wyniosła 956 tys.
Wśród najważniejszych przyczyn piractwa internetowego autorzy raportu wymieniają m.in. poczucie niskiej szkodliwości społecznej u osób, które korzystają z nielegalnych źródeł, nieumiejętność rozróżniania źródeł legalnych i nielegalnych, a także słaba oferta np. filmowa lub muzyczna ze źródeł legalnych. Ich zdaniem, przyczyną piractwa jest również możliwość finansowania serwisów oferujących nielegalny dostęp do treści przez pośredników płatności oraz reklamodawców, a także wszechobecne poczucie bezkarności.
...
Znowu ACTA ! ZLODZIEJE NIE SPIA ! JESZCZE ZADAJA SAMI IM PLACILI HARACZ ! To jest Zahut ! Uczciwego nazywaja zlodziejem a zlodzieja okradanym . Prawa intelektualne ma ten kto intelekt stworzyl czyli Bóg . Wy nie macie zadnej zaslugi co do waszego intelektu .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:09, 21 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
PE chce reformy i ujednolicenia prawa autorskiego
Sprawozdawczyni PE Julia Reda chce, by napisy „ten materiał wideo jest niedostępny w danym kraju” znikły z oferty online. Pojawiają się one obecnie, gdy np. w Brukseli przeglądamy polskie portale informacyjne i chcemy uruchomić jakieś nagranie filmowe.
Blokowanie dostępu do treści online ze względu na lokalizację użytkowania jest obecnie codziennością. Te bariery, stojące na drodze rozwoju wspólnego rynku cyfrowego, mają usunąć nowe przepisy prawa autorskiego, które obecnie przygotowuje Komisja Europejska.
Parlament Europejski przygotował projekt raportu na temat dotychczas stosowanych w Unii przepisów, czyli dyrektywy z 2001 r., nad którym teraz będą pracować komisje. Dyrektywa zostawia, zdaniem europosłanki z niemieckiej Partii Piratów Julii Redy odpowiedzialnej za raport, zbyt duży margines swobody państwom członkowskim. Jest zbyt wiele wyjątków i derogacji, co skutkuje nieprzejrzystością.
Partia Piratów opowiada się między innymi za wolnością internetu.
„Przepisy są tak nieprzejrzyste i tak różne w krajach członkowskich, że trudno je śledzić” - podkreślała na poniedziałkowym spotkaniu z dziennikarzami w Brukseli Julia Reda.
Użytkownicy, biznes, ale też instytucje publiczne nie mają jasności, co jest zgodne z prawem, a co nie w różnych państwach członkowskich. W pewnych krajach członkowskich trzeba mieć wiedzę na temat okoliczności śmierci autora bądź jego spadkobierców, by prawidłowo stosować prawo autorskie.
“Jeśli jadę na wakacje do Francji, do Paryża, i robię zdjęcie wieży Eiffla, by zamieścić je na Facebooku, to o tym, czy jest to zgodne z prawem czy nie, decyduje pora zrobienia zdjęcia” - powiedziała Reda. W przypadku najsłynniejszej wieży świata prawa autorskie chronią nie tyle sam obiekt, ile jego nocne oświetlenie.
Zgodnie z dyrektywą z 2001 r. państwa członkowskie mogą stosować niektóre zasady i wyjątki od reguły opcjonalnie i dlatego tzw. wolność panoramy, czyli właśnie swobodne korzystanie z "wizerunku" publicznie dostępnych budowli, ale także naturalnych krajobrazów czy elementów natury, nie jest zagwarantowana we wszystkich krajach.
Wolność panoramy sprawia, że budynki w przestrzeni publicznej mogą być fotografowane i następnie upubliczniane bez uprzedniej zgody ich właścicieli. W Polsce prawo zapewnia taką możliwość. Podobne regulacje prawne istnieją także w Niemczech i Austrii. Takie rozwiązanie widzi europosłanka dla całej UE w przyszłych przepisach, dlatego raport nawołuje do pełnej harmonizacji przepisów prawa autorskiego.
Julia Reda zwróciła uwagę, że nie wszyscy są zwolennikami zmian w prawie autorskim. Najbardziej zainteresowani utrzymaniem status quo są producenci, nadawcy i organizacje zarządzające prawami autorskimi. Użytkownicy, ale też twórcy chcą nowego, wspólnego dla UE prawa, które rzeczywiście zharmonizowałoby gąszcz różnych przepisów obowiązujących w 28 krajach.
Komisja Europejska ma zaproponować, najprawdopodobniej we wrześniu 2015 r., reformę unijnych przepisów o prawie autorskim. Chodzi o ich dostosowanie do warunków cyfrowej rewolucji. Przepisy te będą częścią szerszej inicjatywy dotyczącej stworzenia wspólnego rynku cyfrowego w UE, jednej z 23 inicjatyw KE w bieżącym roku.
Nowe przepisy dotyczące prawa autorskiego przygotowywała już poprzednia ekipa KE, która przeprowadziła na początku zeszłego roku konsultacje społeczne w tej sprawie. Propozycja Komisji miała ujrzeć światło dzienne latem 2014 r. Dokument został nawet przedłożony do wewnętrznej konsultacji, ale KE nie zdecydowała się na zaprezentowanie propozycji reformy prawa autorskiego przed komisyjną „zmianą warty” w listopadzie zeszłego roku. Dossier cyfrowe otrzymał niemiecki komisarz Guenther Oettinger i to on jest obecnie odpowiedzialny za przygotowanie propozycji.
Raport został we wtorek zaprezentowany w europarlamencie komisji prawnej. Skupia się on na niedociągnięciach przepisów z 2001 r. w kontekście cyfrowej rewolucji. Został przygotowany w kilka tygodni, tak by eurodeputowani mogli nanieść swoje poprawki, przegłosować je w komisjach i przyjąć na sesji plenarnej w maju br., zanim pojawi się nowy projekt przepisów o unijnym prawie autorskim KE. W podobnym czasie ma się pojawić zapowiadana przez wiceprzewodniczącego KE Andrusa Ansipa strategia Jednolitego Rynku Cyfrowego.
Choć dokument Parlamentu nie będzie wiążący dla przygotowującej legislację KE, stanowić będzie ważne źródło informacji na temat tego, jakie stanowisko PE może zająć w przyszłych negocjacjach dotyczących już konkretnych przepisów prawnych.
Reda podkreśliła, że ponieważ wynagrodzenie twórców jest coraz bardziej zależne od ich pozycji negocjacyjnej względem dostawców usług online czy innych pośredników, będzie jej zależało na tym, by w nowych przepisach wzmocniona została pozycja twórców.
„By zapewnić konkurencję i nie dopuścić do monopolizacji rynku, trzeba wprowadzić zasadę neutralności i zachęcić do stosowania otwartych formatów” - powiedziała w poniedziałek w Brukseli eurodeputowana. W tej chwili mamy np. w książkach elektronicznych różne formaty niekompatybilne z nośnikami konkurencji - przypomniała.
Raport opowiada się także za tym, by popularnego linkowania stron nie uznawać za naruszanie praw autorskich, a także umożliwić cytowanie utworów muzycznych i audiowizualnych bez przymusu stosowania praw autorskich.
“Nikt nie zrezygnuje z oglądania filmu tylko dlatego, że widział kilka sekund filmu w kiepskiej rozdzielczości (...). Potrzebujemy tu podejścia zdroworozsądkowego” - podkreśliła Reda.
Raport zwraca uwagę na niedogodności w udostępnianiu cyfrowych wersji książek przez biblioteki. W tej chwili nie są udostępniane online, lecz jedynie na czytniku na miejscu w bibliotece. To bardzo ważne kwestie dla środowisk akademickich, istotne dla edukacji i całego kontekstu społecznego związanego z kulturą czytania.
„Nie sądzę, by zmiany w prawie autorskim załatwiły wszystkie problemy, ale na pewno pomogą w niektórych przypadkach. Mam konkretne przykłady publicznych nadawców, którzy robią dwujęzyczne kanały, np. ARTE, pokazywane we Francji i Niemczech (...). W przypadku stacji telewizyjnej wystarczy dostać licencję w kraju, w którym się nadaje, a w innych krajach ludzie mogą oglądać to przez satelitę. Natomiast jeśli przekazuje się coś przez internet, jest to bardziej skomplikowane, potrzebne są licencje we wszystkich krajach, w których można odbierać ten program” - zaznaczyła europosłanka.
„Jedna z podstawowych zasad, którą się kieruję w tym raporcie, to ta, by jakiekolwiek prawa mające zastosowanie offline miały takie same zastosowanie w wersji online. (...) Np. jeśli raz kupiłam fizyczny egzemplarz artykułu akademickiego, mogę z nim zrobić, co chcę” - powiedziała Reda.
Restrykcje, które wprowadza np. I-Tunes, ograniczając dysponowanie kupioną kopią dzieła do pięciu komputerów, nie służą konsumentom. Ale restrykcje takie uderzają też w samych producentów. „Mam wrażenie, że np. przemysł muzyczny już zauważył, iż takie restrykcje działają przeciwko nim” - dodała eurodeputowana.
Kolejnym postulatem jest neutralność technologiczna, tak by nie trzeba było zbyt często aktualizować przepisów.
„To będzie ciężka walka” - podsumowała Julia Reda. Ale wygląda na to, że jako przedstawicielka partii spoza mainstreamu jest już zaprawiona w bojach. Niektórzy lobbyści byli przeciwni jej kandydaturze na sprawozdawcę tego istotnego raportu, kierując protesty zarówno do jej frakcji Zielonych w europarlamencie, jak i popierających jej kandydaturę Socjalistów.
...
Taa . Teraz wciskaja kit a pozniej znow wyskoczy ACTA .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:24, 21 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Producenci nie chcą opłaty reprograficznej – trwa akcja „Nie płacę za pałace”
Projekt rozszerzenia opłaty reprograficznej na takie urządzenia jak smartfony czy tablety napotyka rosnący opór producentów i dystrybutorów sprzętów, które miałyby być nią objęte. Rozpoczęli oni kampanię, mającą na celu zwrócenie uwagi na brak transparentności w finansach ZAiKS. Stowarzyszenie twórców kontratakuje sugerując, że to manipulacja.
Producenci sprzętu elektronicznego rozpoczęli w tym tygodniu kampanię „Nie płacę za pałace”, która ma zwrócić uwagę opinii publicznej na to, że ich zdaniem ZAiKS nie dość dobrze gospodaruje środkami, które już ma, a domaga się kolejnych opłat. Liderem akcji został Marcin Węgrzynowski - fryzjer, który wygrał sprawę sądową z ZAiKS.
ZAiKSowi stawiane są zarzuty, że na koncie ma miliard złotych, których nie jest w stanie rozdysponować pomiędzy twórców, a tymczasem średnia pensja w Stowarzyszeniu Autorów ZAiKS wynosi około 10 tys. złotych miesięcznie. Poza tym Związek Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego (ZIPSEE) sugeruje, że pieniądze z opłat pobieranych obecnie od sprzętu czy przedsiębiorstw idą na pałace (pałac w Janowicach za 4,6 mln zł z przeznaczeniem na Dom Pracy Twórczej) czy wystawne kolacje zamiast na wypłaty dla twórców.
ZIPSEE straszy też, że wprowadzenie opłaty reprograficznej w projektowanym obecnie kształcie podwyższy ceny smartfonów i tabletów o około 100 złotych za sztukę, a sama opłata jest przestarzała.
- Coraz więcej krajów europejskich dyskutuje na temat opłaty reprograficznej. Finlandia kilka miesięcy temu na wniosek obywatelski zniosła ją uznając, że jest to przeżytek. W 2014 r. Wielka Brytania podtrzymała swoją decyzję o niewprowadzaniu opłaty reprograficznej, a Lucy Neville-Rolfe (Minister Własności Intelektualnej w Rządzie Jej Królewskiej Mości) argumentowała to tym, że „rząd nie wierzy, iż brytyjscy konsumenci będą tolerować opłatę reprograficzną, która jest nieefektywna, biurokratyczna i niesprawiedliwa dla tych, którzy płacą za treść" - czytamy w komunikacie prasowym akcji „Nie płacę za pałace”.
Argumenty ZIPSEE, przybrane chwytliwym hasłem, spotykają się ze znacznym odzewem internautów, którzy chętnie popierają akcję. Wśród licznych komentarzy pojawiają się choćby głosy o konieczności likwidacji ZAiKS czy sprzeciw przeciwko nowemu podatkowi.
Opłata reprograficzna nie jest jednak podatkiem, przynajmniej w świetle prawa. ZAiKS zaś broni się, zwracając uwagę na fakt, że w Polsce ceny sprzętu, który miałby być nią objęty, już obecnie są wyższe niż w państwach, w których te urządzenia podlegają opłacie. Stowarzyszenie podawało niedawno, jako przykład, ceny sprzętów firmy Apple, które w Polsce są przynajmniej o kilka procent wyższe niż np. w Niemczech czy Francji, a więc w krajach, które nie słyną z niskich podatków. Co więcej, proponowana w Polsce wysokość opłaty reprograficznej od smartfonów i tabletów jest niższa niż we Francji i Republice Federalnej Niemiec. ZAiKS daje więc do zrozumienia, że po nałożeniu jej na smartfony czy tablety ich ceny nie powinny wzrosnąć, bo importerzy i tak dużo na nich zarabiają.
- Dla ZIPSEE odnoszenie się do spraw niezwiązanych bezpośrednio z legalnym kopiowaniem i opłatami za czyste nośniki jest użyteczną przykrywką, pozwalającą uchylić się od odpowiedzi na zasadnicze pytanie - dlaczego producenci i importerzy sprzętu sprzeciwiają się przekazywaniu twórcom przyznanej im w myśl prawa unijnego i polskiego rekompensaty za kopiowanie utworów na własny użytek? Tego typu odwracanie uwagi publicznej od meritum sprawy jest metodą na zmanipulowanie odbiorcy i osiągnięcie własnych, wyłącznie komercyjnych celów. Działania te wymierzone są w sposób świadomy przede wszystkim w twórców – co odbija się negatywnie na całej polskiej kulturze. Kulturze, o którą i tak w polskich realiach trzeba walczyć. Czy jako społeczeństwo możemy sobie pozwolić na atak na ludzi kultury ze strony wąskiej grupy producentów i importerów, reprezentującej wyłącznie handlowe interesy? – napisał ZAiKS w odpowiedzi na prośbę Wirtualnej Polski o komentarz do akcji „Nie płacę za pałace”.
Stowarzyszenie nie odniosło się jednak w swojej odpowiedzi do zarzutów dotyczących wysokości zarobków czy wydatków innych niż wypłaty dla twórców.
Maksymalna wysokość opłaty reprograficznej w Polsce wynosi 3 proc. ceny urządzenia. Obecnie objęte są nią m.in kasety VHS, czyste płyty CD czy kserokopiarki. Rząd chce do tej listy dodać urządzenia, które umożliwiają odtwarzanie (i kopiowanie) muzyki czy filmów, czyli także tablety i smartfony.
...
WALCZMY ZE ZLODZIEJAMI I PIRATAMI Z ZAIKSU ! A RZAD KTORY ICH WSPIERA TEZ MOZNA OBALIC !
Zlodzieje . Na naszych oczach zmienia sie swiat ! Wchodzi bezplatnosc ! Stare rojenia komunistow staja sie faktem ! Tylko nie droga zbrodni rewolucji a dobrowolnej wspolpracy ! Gospodarka staje sie bezpieniezna . Duzo rzeczy bierzemy za darmo i zreszta wrzucamy darmo aby inni brali . Choc pieniadz nie zniknie to wiekszosc ekonomii przeniesie sie do internetu a zatem np. nie trzeba budowac gmachow bankow skoro sa w internecie i tak ze wszystkim . Gospodarka NIEMATERIALNA WIRTUALNA ! W znacznej czesci nieodplatna . Spolecznosciowa ! Demon pieniadza znacznie zostal poskromiony co cieszy
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:56, 29 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Współzałożyciel The Pirate Bay: nasza walka o wolność internetu - przegrana
Walka o wolność internetu została przegrana na rzecz korporacyjnej i rządowej kontroli - ocenił w Berlnie podczas Transmediale współzałożycieli The Pirate Bay Peter Sunde.
Sunde, współzałożyciel jednej z największych stron pośredniczących w wymianie plików w systemie P2P, publicznie zabrał głos drugi raz od listopada 2014 r., gdy opuścił szwedzki areszt.
Zdaniem współzałożyciela The Pirate Bay, skończył się czas wolnego internetu, który - jak mówił - został podporządkowany interesom wielkich korporacji (Facebook, Google, Amazon), stając się jednocześnie przestrzenią nadzoru nad obywatelami, prowadzonego przez agencje rządowe.
Sunde krytykował przede wszystkim działalność amerykańskiej administracji, odnosząc się m.in. do informacji ujawnionych prze Edwarda Snowdena. Negatywnie ocenił także strategie gigantów technologicznych, wywodzących się z USA, obliczoną na czerpanie zysków z obrotu danymi na temat swoich użytkowników.
Współzałożyciel The Pirate Bay podkreślał także, że w wyniku innowacji technologicznych ludzie stali się "cyborgami - istotami będącymi zawsze on-line". Jego zdaniem, w związku z tym trudno jest oddzielić pracę i czas wolny, sferę prywatną od publicznej.
Aktywista dystansował się jednocześnie od ruchów społecznych walczących o wolność w internecie, które były szczególnie aktywne podczas protestów przeciwko porozumieniom ACTA i SOPA, twierdząc, że marsze i dołączanie do wydarzeń na portalach społecznościowych, to o wiele za mało.
Wystąpienie Sundego wpisało się w motto tegorocznej edycji festiwalu - capture all (gromadzenie wszystkiego lub raczej wszystkiego tego, co się da). Goście oraz uczestnicy wydarzenia (artyści, krytycy, naukowcy) mają krytycznie odpowiedzieć na postępującą tendencję do gromadzenia danych, śledzenia użytkowników, ale także dobrowolnego sprowadzania kolejnych obszarów naszego życia do zbiorów danych - aktywności fizycznej, informacji o podróży, relacji towarzyskich, przekonań itp. Jest to obecnie możliwe dzięki takim rozwiązaniom jak technologie ubieralne, media społecznościowe czy geolokalizacja.
28. edycja Transmediale odbywa się w Berlinie w dniach 28.01-2.02. Weźmie w niej udział kilka tysięcy uczestników i gości. Jest to jeden z największych festiwali tego typu na świecie.
...
Fatalnie zescie sie nazwali . Ja to sie boje u was sciagac bo piratem nie jestem . Trzeba bylo free bay . Albo bezpieczna przystan . TO ONI SA PIRATAMI ! To sa brutalne gangi . Koncerny polaczone z wladza biliony dolarow i malo im ! 80 najbogatszych ma 50 % majatku swiata i sa ,,okradani z ich praw autorskich" przez piratow czyli chy a reszte ludzi . Powinni miec 100 % wszystko . To i tak by podejrzewali ze jeszcze cos ,,nielegalnie" macie i ukrywacie przed nimi .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 12:17, 02 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Lekarze bez Granic: eksplozja cen nowoczesnych szczepionek
Szczepionki chronią przed coraz większa liczbą zakażeń, jednak ich ceny poszybowały w górę, przez co nie są dostępne dla ludności wielu krajów, głównie tych najbiedniejszych - alarmuje w raporcie "The Right Shot" organizacja Lekarze bez Granic. W Polsce część nowoczesnych szczepionek jest zalecanych, ale nie są refundowane z budżetu.
Międzynarodowa organizacja pozarządowa Lekarze bez Granic (M,decins Sans Fronticres) wyliczała, że w latach 2001-2014 aż 68 razy wzrosły koszty zaszczepienia jednego dziecka wszystkimi dostępnymi obecnie preparatami ochronnymi. Głównym tego powodem są wysokie ceny preparatów nowej generacji wprowadzonych w ostatnich latach.
W 2001 r. były jedynie dostępne szczepionki m.in. przeciwko gruźlicy, tężcowi, krztuścowi, odrze, dyfterytowi oraz polio. W ostatnich 15 latach liczba wszystkich preparatów ochronnych zwiększyła się dwukrotnie. Obecnie dostępne są również szczepionki przeciwko pneumokokom, różyczce, Haemophilus influenzae typu B, rotawirusom oraz wirusom brodawczaka ludzkiego (HPV).
Majątek na szczepienia
Rohit Malpani z organizacji Lekarze bez Granic podkreśla, że nowe szczepionki są znacznie droższe, ale wzrosły również ceny niektórych starych preparatów. Na przykład szczepionka przeciwko tężcowi jest o 127 proc. droższa niż 15 lat temu.
Specjalista zwraca również uwagę, że szczególnie kosztowne jest szczepienie przeciwko wywołującym groźne zapalenie płuc pneumokokom. W krajach o mniejszych przychodach przypada na nie aż 45 proc. kosztów wszystkich szczepień.
Producenci szczepionek ich wysokie ceny tłumaczą dużymi kosztami ich opracowania i produkcji. Przykładem jest preparat chroniący przed pneumokokami, który jest jednym z najbardziej zaawansowanych i skomplikowanych produktów biologicznych, jakie dotąd opracowano - napisała w oświadczeniu do organizacji Lekarze bez Granic firma Pfizer.
Malpani twierdzi jednak, że powinna być większa transparentność ze strony firm farmaceutycznych co do faktycznych kosztów produkcji szczepionek. Dodaje, że w ceny tych produktów są mocno zróżnicowane w poszczególnych krajach. Przykładowo, te chroniące przed pneumokokami są w Maroku i Tunezji droższe niż we Francji.
Raport "The Right Shot Report: Bringing Down Barriers to Affordable and Adapted Vaccines" wylicza, że Pfizer jedynie ze sprzedaży szczepionek przeciwko pneumokokom w latach 2010-2013 uzyskał 15,9 mld USD. W tym samym okresie GlaxoSmithKline sprzedało preparaty chroniące przed rotawirusami za 3 mld USD. Z kolei firma MSD za sprzedaż szczepionek przeciwko wirusom brodawczaka ludzkiego uzyskała 8 mld USD w ostatnich siedmiu latach.
W Polsce bez refundacji
W Polsce wszystkie trzy szczepionki, przeciwko pneumokokom, rotawirusom i wirusom brodawczaka ludzkiego są zalecane, ale państwo ich nie refunduje.
Podczas VI Ogólnopolskiego Dnia Szczepień, które w połowie grudnia 2014 r. odbyło się w Warszawie, dyrektor departamentu matki i dziecka ministerstwa zdrowia Dagmara Korbasińska powiedziała, że nie ma wciąż na to środków z budżetu.
- Na wszystkie szczepienia obowiązkowe, refundowane przez państwo, ministerstwo zdrowia przeznacza ogółem prawie 130 mln zł, tymczasem koszty pełnej refundacji szczepionek chroniących przed pneumokokami mogłyby wynieść nawet 280 mln zł. Gdyby je włączono do obowiązkowego kalendarza szczepień, wydatki na ten cel musiałyby się zwiększyć nawet kilkukrotnie - powiedziała.
Prof. Ewa Bernatowska z kliniki immunologii Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie podkreśliła podczas VI Ogólnopolskiego Dnia Szczepień, że Polska jest jedynym krajem w Unii Europejskiej, w którym u wszystkich dzieci do drugiego roku życia szczepionki przeciwko pneumokokom nie są jeszcze refundowane.
...
Macie rzekome ,,prawa intelektualne" . A tu jeszcze i malo ACTA SOPA KUPA ! BEDZIE DROZEJ I BEDZIE BO CHCIWOSC NIE MA GRANIC ! A oni zawsze beda sie tlumaczyc . Zreszta i zlodzieje z Kremla tez sie wytlumacza dlaczego musza krasc dla dobra ludu . To jest swiat szatana . Brak Boga brak zasad Ewangelii . Trzeba je wprowadzic .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:36, 02 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Haker opracował darmowe narzędzie do walki z profilowanymi reklamami
AdNauseam, czyli rozszerzenie przeglądarki Firefox pozwalające zwiększyć anonimowość użytkowników internetu, pokazał w Berlinie haker-artysta Daniel C. Howe. Narzędzie ukrywa reklamy, generując jednocześnie w tle tysiące losowych kliknięć w banery reklamowe.
Narzędzie utrudnia ciasteczkom tworzenie indywidualnych profili użytkowników, wykorzystywanych w marketingu internetowym.
Daniel C. Howe, związany obecnie z City University of Hongkong, zaprezentował swój pomysł na festiwalu Transmediale w Berlinie. Prezentacja wpisywała się w jeden z głównych tematów tegorocznej edycji - zanikanie prywatności użytkowników internetu, śledzenie w cyberprzestrzeni oraz handel informacjami na ten temat.
Narzędzie AdNauseam można zainstalować jako rozszerzenie przeglądarki Firefox. Odpowiada ono za blokadę okienek reklamowych, ukrywając je przed wzrokiem użytkownika. Równocześnie w tle wchodzi ono w interakcję ze wszystkimi banerami i okienkami, które w przeciwnym razie wyświetliłyby się w przeglądarce.
Zdaniem Howe’a taki model korzystania z internetu utrudnia narzędziom śledzącym (np. ciasteczka) utworzenie indywidualnego profilu użytkownika, który jest zwykle wykorzystywany do wyświetlania internautom starannie wyselekcjonowanych reklam.
AdNauseam pozwala także na wizualizację zbiorów wszystkich reklam, z którymi wchodzi ono w interakcję - dzięki zachowywaniu historii kliknięć. Dzięki temu użytkownik może przekonać się, jak dużą przestrzeń każdej strony internetowej zajmują reklamy i banery, niezwiązane bezpośrednio z jej treścią.
"Narzędzia śledzące naszą aktywność stają się coraz doskonalsze. Równocześnie trudno korzystać z pełnej funkcjonalności mediów społecznościowych i wyszukiwarek, zachowując pełną anonimowość” - mówił przy prezentacji Daniel C. Howe. „Proponuję więc strategię +zaciemnienia+ naszej cyfrowej aktywności poprzez generowanie ogromnych ilości przypadkowych danych. Takie założenie przyświecało nam podczas tworzenia AdNauseam” - tłumaczył.
Badacz, określający się też jako artysta-haker, zajmuje się problemem prywatności w sieci od kilkunastu lat. Odpowiada m.in. za narzędzie TrackMeNot generujące w tle losowe zapytania kierowane do wyszukiwarek, co także utrudnia opracowanie indywidualnego profilu użytkownika. Plug-in współpracuje z przeglądarkami Chrome i Firefox, według danych Howe’a został on pobrany ponad milion razy.
Niemiecka filozofka i dziennikarka Mercedes Bunz podkreśla znaczenie działań Howe’a. "Nie możemy oddać kontroli nad technologią korporacjom oraz agencjom rządowym. Sama krytyka także nie wystarczy. Powinniśmy szukać sposobów na obejście ograniczeń i zagrożeń wynikających z innowacji technologicznych - tworzyć narzędzia i rozwiązania zapewniające nam niezależność w cyfrowym świecie” - mówiła.
28. edycja Transmediale odbywa się w Berlinie do 2 lutego; bierze w niej udział kilka tysięcy uczestników i gości. Jest to jeden z największych festiwali tego typu na świecie.
...
Ciekawe . Przypomne ze hakerzy to osoby ktore łamią zabezpiezpieczenia . Ale dla sztuki . Sztuka dla sztuki . Nie zeby krasc . Czy to etyczne ? Zalezy jesli lamia i informuja to sa poniekad pozyteczni bo wykrywaja slabe strony . Gdyby nie oni zrobili by to goscie dla kasy i np. obrabowali bank . Jesli haker wykrywa slabe miejsce i informuje to w istocie dziala na wasza korzysc . Nieprawda ? Za darmo ! Oczywiscie nie powinien podgladac tresci bo moga byc mocno prywatne . Tylko same wejscie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 21:05, 04 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Tysiące polskich internautów z wezwaniami do zapłaty za rzekome pobieranie pornografii
Lex Superior - tysiące polskich internautów z wezwaniami do zapłaty za rzekome pobieranie pornografii - czasopismo.legeartis.org © Creative Commons
Pod koniec stycznia w sieci zaczęły pojawiać się wpisy osób, które otrzymały przedsądowe wezwanie do zapłaty 750 złotych z kancelarii Lex Superior. Opłata miałaby być polubownym odszkodowaniem za naruszenie majątkowych praw autorskich do polskich produkcji pornograficznych. Najprawdopodobniej jest to nowa odsłona cybertrollingu, w której pisma wysyłane są na oślep, także do tych osób, które są całkowicie ze sprawą niezwiązane.
Kancelaria Prawa Własności Intelektualnej Lex Superior - nie mylić z kancelarią prawną - rozsyła pisma do internautów z wezwaniem do zapłaty zaledwie od kilku dni (wpis użytkowniczki ForumPrawne.org pojawił się 29 stycznia), ale już widać, że liczba adresatów jest znaczna, a wielu z nich wprost mówi o pomyłce. Masowy charakter rozsyłanych przez spółkę z o.o. Lex Superior pism oraz straszenie wszczęciem postępowania, o ile nie przystanie się na ugodę, wystarczają, by określić działania firmy jako cybertrolling - a im dalej w las, tym robi się ciekawiej.
Pokrótce o cybertrollingu - to kolokwialne określenie działania, w którym przepisy prawa, wymagające często pracy organów ścigania, stają się wprost narzędziem do zarabiania. Niektórzy oszuści wykorzystują zapisy o ochronie praw autorskich jako pretekst do wysłania profesjonalnie wyglądających pism z żądaniem zapłaty za kradzież własności intelektualnej. Co więcej, pisma te bardzo często trafiają do przypadkowych osób, które na oczy nigdy nie widziały rzeczonego materiału. Oszuści polegają na efekcie skali i zastraszeniu. Wiele osób, żeby nie mieć kłopotów, nawet jeśli są niewinne, płacą żądane kwoty - w tym przypadku 750 zł.
Przypadek Lex Superior jest też o tyle ciekawy, że po raz pierwszy na polskim gruncie wezwania rozsyła firma dysponująca "prawami majątkowymi do eksploatacji szeregu utworów audiowizualnych", którymi - jak wynika z informacji dostarczanych przez internutów - są produkcje pornograficzne z serii "podrywacze". Rzecz jasna utwory w tym "gatunku" zasługują na równą ochronę jak wszystkie inne. Problem w tym, że rozsyłanie wezwań, na których widnieje nie tylko nazwa konkretnego pliku, ale też adresy serwisów jednoznacznie wskazujących na ich charakter, łatwo można odczytać jako kolejny, po straszeniu rozprawą, środek "zachęcający" do szybkiej ugody. W końcu kto chciałby, żeby na światło dzienne wypłynął fakt, że w kręgu jego zainteresowań są materiały pornograficzne.
Wątpliwości budzi jednak rozsyłanie wezwania w formie zwykłych listów (nie poleconych). Brakuje w nich sygnatur uruchomionych postępowań, a rzekome naruszenia miały miejsce jeszcze w roku 2013. Wyjaśnienia można wprawdzie uzyskać pod wskazanym numerem telefonu i niektórym internautom udało się dodzwonić do sekretariatu firmy, ale ostrożnie, bo to numer z podwyższoną opłatą, wynoszącą 2 złote za minutę, a jednej z internautek przyszło czekać na odebranie telefonu... półtorej godziny. Praktyka raczej nietypowa w sektorze usługowym.
Dostałeś pismo od Lex Superior? Co dalej?
W internecie nietrudno znaleźć wpisy osób, które otrzymały podobne pisma. Na szczęście w ślad za poradami "zwykłych internautów" idą również bardziej profesjonalne komentarze prawników. Jeśli czujesz się niewinny, nie daj się zastraszyć pismem zapełnionym niezrozumiałymi, zagmatwanymi sformułowaniami, a w razie wątpliwości zasięgnij porady prawnej, która kosztuje mniej niż ugoda, której zawarcie jest jednocześnie przyznaniem się do winy i nie gwarantuje ochrony przed dalszymi roszczeniami.
Na koniec pozostaje jeszcze wątpliwość dotycząca sposobu pozyskiwania i gromadzenia danych. Jako zwykła firma, Lex Superior ma obowiązek rejestracji każdej bazy danych osobowych i rzeczywiście, do GIODO wpłynął 21 stycznia 2015 roku wniosek o zarejestrowanie zbioru "Abonenci IP naruszycieli", który wciąż czeka na ocenę zgodności przetwarzania danych osobowych z zasadami ich ochrony. Niezależnie od decyzji, wiele osób, których dane znajdują się w tym zbiorze, już dostało wezwanie do zapłaty - ciekawe ilu już zapłaciło?
...
Widzicie ich ? Sa cwani bo im sie zdaje ze ,,kazdy to sciaha" wiec bedzie sie bal ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:20, 09 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
The Economist
Nowa arystokracja Ameryki
Bogacze przekazują swoim dzieciom majątek, którego nie można roztrwonić w ciągu kilku nocy w kasynie. Jest on też dużo bardziej przydatny niż bogactwo i odporny na podatek od spadku. To umysł -
Stany Zjednoczone dorobiły się dynastii, których majątkiem jest intelekt. Ale dziedziczone w nich przywileje mają bardzo materialny wymiar.
Kiedy kandydaci do republikańskiej nominacji prezydenckiej wejdą w sierpniu na podium, by wziąć udział w swej pierwszej debacie, może się wśród nich znaleźć trzech pretendentów, których ojcowie także startowali w wyborach prezydenckich, i ktokolwiek wygra, niewykluczone, że będzie w przyszłym roku rywalizować z żoną byłego prezydenta. To zaskakujące, że kraj zbudowany na zasadzie wrogości do dziedziczonego statusu jest tak tolerancyjny wobec dynastii. Ameryka nigdy nie miała królów ani lordów i może dlatego wydaje się niekiedy mniej czuła na oznaki wapnienia własnych elit.
Thomas Jefferson rozróżniał naturalną arystokrację prawych i utalentowanych, która jest dla narodu błogosławieństwem, i sztuczną arystokrację opartą na bogactwie i urodzeniu, która powoli zostanie przez nie zdławiona. Sam Jefferson był skrzyżowaniem obu tych typów – błyskotliwy prawnik, który odziedziczył po swoim teściu 11 tys. akrów i 135 niewolników – ale wprowadzone przez niego rozgraniczenie okazało się trwale. Kiedy wyzyskiwacze zgromadzili fortuny, które wzbudziły zawiść w europejskich książętach, połączenie ich własnej filantropii, rozrzutności ich dzieci i działań antymonopolowych władz federalnych sprawiło, że Amerykanie nigdy nie poczuli na własnej skórze, jak to jest żyć w kraju, gdzie elita może się bezpiecznie reprodukować.
Największy majątek dziedziczny
Teraz zaczynają to odkrywać, ponieważ dzisiejsi bogacze przekazują swoim dzieciom majątek, którego nie można roztrwonić w ciągu kilku nocy w kasynie. Jest on też dużo bardziej przydatny niż bogactwo i odporny na podatek od spadku. To umysł.
Kapitał intelektualny napędza gospodarkę opartą na wiedzy, toteż ci, którzy mają go więcej, dostają pokaźniejszy kawałek tortu. A jest on coraz częściej dziedziczny. W porównaniu z poprzednimi pokoleniami dużo więcej inteligentnych i odnoszących sukcesy mężczyzn żeni się z inteligentnymi, odnoszącymi sukcesy kobietami. Jak wynika z niektórych szacunków, takie "kojarzenie selektywne" zwiększa nierówność o 25 proc., bo gospodarstwa domowe dwojga ludzi z tytułem akademickim zwykle mają dwa duże źródła dochodu.
Małżeństwa ludzi wykształconych płodzą inteligentne dzieci i wychowują je w stabilnych domach – tylko 9 proc. matek, które ukończyły college, jest niezamężnych, podczas gdy wśród kobiet, które nie skończyły liceum, aż 61 proc. Tacy rodzice niezmordowanie stymulują swoje potomstwo: dzieci osób pracujących zawodowo do momentu, gdy skończą cztery latka, słyszą o 32 mln słów więcej niż dzieci, których rodzice są na zasiłku. Małżonkowie przenoszą się do drogich dzielnic z dobrymi szkołami, wydają pieniądze na lekcje fletu i pociągają za odpowiednie sznurki, by dziecko dostało się do pierwszorzędnego college’u.
Uniwersytety kształcące amerykańską elitę wyszukują utalentowany narybek ze wszystkich środowisk. Inteligentne biedne dzieci, którym się uda dostać do Ligi Bluszczowej (skupiającej elitarne uczelnie amerykańskie – przyp. Onet), mają szansę na całkowite zwolnienie z czesnego. Tymczasem studenci z klasy średniej muszą zaciągać ogromne kredyty, by pójść do college'u, zwłaszcza jeśli zależy im na studiach podyplomowych, które są obecnie warunkiem koniecznym wielu atrakcyjnych posad.
Popyt na szare komórki
Wzmocniła się zależność między dochodami rodziców a powodzeniem dzieci na studiach, gdyż inteligentni ludzie bogacą się i mogą sobie pozwolić na nauczyciela języka mandaryńskiego dla córki, a jednocześnie wykształcenie ma większe znaczenie niż kiedyś, bo wzrósł popyt na szare komórki. Młody absolwent college’u zarabia o 63 proc. więcej niż człowiek z wykształceniem licealnym, jeśli obaj pracują na pełny etat – a poza tym absolwent liceum ma na ogół dużo mniejsze szanse na dostanie pracy. Dla osób na szczycie piramidy, które z najlepszych uniwersytetów trafiają prosto na najlepsze posady, potencjalne zyski są większe niż kiedykolwiek.
Nie są to zjawiska typowe tylko dla Ameryki, ale tu trend ten uwidacznia się najwyraźniej. Wynika to częściowo stąd, że przepaść między bogatymi i biednymi jest tu większa niż gdziekolwiek indziej na świecie – do problemu tego Barack Obama kilkakrotnie nawiązał w swoim orędziu o stanie państwa 20 stycznia. Innym powodem jest to, że tutejszy system edukacyjny faworyzuje zamożne osoby w większym stopniu niż w którymkolwiek innym bogatym kraju.
Dzięki finansowaniu punktowemu w konkretne społeczności Stany Zjednoczone są jednym z zaledwie trzech państw rozwiniętych, gdzie rząd wydaje więcej na szkoły w obszarach bogatych niż biednych. Tutejsze opłaty za studia wzrosły od 1980 roku 17 razy szybciej niż średnie wynagrodzenia, po części po to, by pokryć koszty bezcelowej biurokracji i luksusowych budynków. I wiele uniwersytetów udziela "dziedzicznych" preferencji, dając podczas rekrutacji pierwszeństwo dzieciom absolwentów.
Rozwiązanie nie polega na tym, by zniechęcić bogate osoby do inwestowania w swoje potomstwo, tylko na tym, by dużo bardziej pomagać inteligentnym dzieciom, które nie miały szczęścia do zamożnych rodziców. Zaczynać trzeba już we wczesnym dzieciństwie, kiedy mózg jest najbardziej plastyczny i odpowiednia stymulacja odnosi największy skutek. Nic nie zastąpi rodziców, którzy rozmawiają ze swoimi dziećmi i czytają im książki, ale mogą pomóc dobre przedszkola, zwłaszcza w przypadku rodzin mających największe trudności, a Ameryka wypada tu słabo jak na międzynarodowe standardy.
Marnuje się zbyt wiele talentów
Wiele szkół jest w szachu jednej z sił najbardziej opornych nagradzaniu według zasług: związków zawodowych nauczycieli, które sprzeciwiają się jakimkolwiek sugestiom, że dobrych nauczycieli należy premiować, a złych zwalniać. Aby naprawić ten problem, jak również skandalicznie niesprawiedliwe finansowanie, system powinien stać się jednoczesnej bardziej i mniej lokalny. Na poziomie państwowym należy stworzyć system finansowania zależnego od liczby uczniów, faworyzujący biednych. Dolary powinny iść za uczniem, poprzez znaczne poszerzenie programu voucherów i szkół społecznych finansowanych z pieniędzy publicznych. W ten sposób dobre szkoły, które przyciągają więcej uczniów, będą się rozwijać, a złe będą zamykane lub przejmowane. Związki i ich sojusznicy z Partii Demokratycznej będą lamentować, ale eksperymenty w takich miastach jak doświadczony przez los Nowy Orlean pokazały, że zasada wyboru szkoły działa.
I wreszcie, amerykańskie uniwersytety potrzebują zastrzyku merytokracji. Tylko garstka, na przykład Caltech, przyjmują uczniów wyłącznie na podstawie wyników w nauce. A powinny wszystkie. (…)
Rozluźnienie zależności między urodzeniem i powodzeniem wzbogaciłoby Amerykę – w tej chwili marnuje się zdecydowanie zbyt wiele talentów. Mogłoby to również bardziej skonsolidować społeczeństwo. Jeśli Amerykanie będą podejrzewać, że gra jest ustawiona, może ich podkusić do zagłosowania na demagogów z prawicy lub lewicy – szczególnie jeśli alternatywą będzie następna Clinton lub kolejny Bush.
>>>
Skutki przestepczych ustaw o ,,ochronie praw intelektualnych" ! Nowy feudalizm . Musicie odrabiac panszczyzne na nierobow . Co ja mowie ! PAN MUSIAL DBAC O LUD KTORY ODRABIAL PANSZCZYZNE ! CI NIE MUSZA ! Jak macie pozar to ich nie obchodzi A PAN MUSIAL POMOC CHLOPU ! Taka roznica !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:27, 10 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Eksperci krytyczni wobec ekonomii dzielenia się
Nie mamy obecnie do czynienia z typowym kapitalizmem; w wyniku rozwoju technologii cyfrowych, pozwalających na nowe formy komunikacji między ludźmi wkraczamy w coś znacznie gorszego - centralnie zarządzaną ekonomię dzielenia się - mówili eksperci w Berlinie.
Eksperci podczas panelu w Berlinie odnieśli się do ewolucji, jaką przechodzi ekonomia, w ramach której pojawiła się nowa forma wymiany dóbr, czyli ekonomia dzielenia się (shared economy).
Ich zdaniem firmy takie jak Uber czy Airbnb, przeniosły logikę WEB 2.0 - dzielenia się treściami w internecie - do naszego świata, oferując pośrednictwo w kojarzeniu ze sobą ludzi chcących odpłatnie podzielić się swoją nieruchomością (Airbnb) czy samochodem (Uber). Badacze i artyści krytycznie oceniają ten trend, poddając w wątpliwość przede wszystkim strategie marketingowe firm z branży ekonomii dzielenia się, które ukrywają monopolistyczny aspekt ich działalności.
“Ludzie nie rozumieją, że Uber czy Air BnB to nie Wikipedia - przestrzeń, gdzie jednostki dobrowolnie i nieodpłatnie wymieniają się wiedzą. Start-upy te pośredniczą de facto w obrocie nieruchomościami, pieniędzmi i własnością. Są po prostu nowym wcieleniem firm logistycznych, które dostosowały się do realiów cyfrowego świata” - tłumaczy Trebor Scholz z nowojorskiej New School.
Eksperci wskazywali także na to, że alternatywne formy wymiany dóbr i kapitału pozostają obecnie poza państwową kontrolą, co może rodzić liczne nadużycia i praktyki monopolistyczne. Sukces Google’a czy Facebooka wskazuje na to, że w biznesie opartym na globalnej wymianie danych często jeden gracz przejmuje wszystko.
“Firmy takie jak Uber kierują się logiką outsourcingu - przenosząc na pracowników całe ryzyko i koszty pośrednie prowadzenia biznesu. Nie chroni ich więc prawo pracy, nie mogą także liczyć na gwarancję długoterminowego zatrudnienia. Już wkrótce może okazać się również, że zmonopolizują one całe segmenty rynku, niszcząc lokalną ekonomię - nie będzie już firm taksówkarskich - będziemy mieli do czynienia z globalnym Internet Explorerem ulic“ - dodaje Scholz.
Pomimo obaw ekspertów co do długofalowego społecznego odziaływania firm spod znaku ekonomii dzielenia się, Uber i Air BnB wzbudzają obecnie ogromne zainteresowanie inwestorów. Pierwsza z firm została najwyżej wycenionym start-upem ubiegłego roku. W grudniu była warta 41 miliardów dolarów.
...
Bo nazwa typu sowieckiego . Jakie to dzielenie sie jak to sa koncerny ? Ekonomia dzielenia sie jest wtedy gdy nie ma kasy tak np. ci co robia dodatki do gier za darmo i dziela sie w internecie . A nie jakies koncerny ! Uwazajmy bo rozni kombinuja jak tu zarobic pod haslem ,,dzielenia sie" . Chyba zyskiem miedzy akcjonariuszy ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|