Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135862
Przeczytał: 65 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:49, 27 Gru 2010 Temat postu: Wojna Secesyjna ! |
|
|
W jednym z amerykańskich muzeów odszyfrowano niedostarczoną adresatowi wiadomość z czasów wojny secesyjnej. Aby złamać kod, poproszono o pomoc ekspertów CIA i US Navy. Co krył w sobie tajemniczy list?
Dokument trafił kilkadziesiąt lat później do muzeum. Dopiero rok temu zaczęto prace nad jego odszyfrowaniem. - Nareszcie się udało – ekscytują się od kilku dni amerykańskie serwisy podając tę wiadomość za The Associated Press.
W 2009 roku kustosz Catherine M. Wright opiekująca się zasobami Muzeum Konfederacji w Richmond postanowiła zbadać, co znajduje się w fiolce podarowanej w 1896 roku przez jednego z uczestników walk o Vicksburg. Po ekspertyzie miejscowy konserwator sztuki stwierdził, że w środku znajduje się kula karabinowa oraz dobrze zachowany meldunek składający się z sześciu linijek zaszyfrowanego tekstu. Pracownicy muzeum bezskutecznie próbowali odczytać zbiór przypadkowych liter. W końcu zwrócili się o pomoc do emerytowanego łamacza kodów z CIA oraz kryptologa pracującego dla US Navy.
Ekspertowi CIA praca nad złamaniem szyfru zajęła kilka tygodni. Okazało się, że dowódca Konfederatów użył szyfru Vigenère'a, stosunkowo prostego, jeśli zna się klucz, ale przy zachowaniu pewnych reguł podczas kodowania, niemożliwego do złamania. Na szczęście Konfederaci używali podobnego kodu wielokrotnie, co pomogło z jego złamaniu. Interpretację eksperta CIA potwierdził specjalista z US Navy.
Ostatnią zagadką była znaleziona w fiolce kula karabinowa. Zdaniem pracowników muzeum, miała pomóc kurierowi szybko zatopić przesyłkę w rzece w razie, gdyby wpadł w ręce wrogów.
>>>>>>>>
147 lat temu kurier Konfederacji spieszył do zdesperowanego generała Johna C. Pembertona
dowodzącego obroną oblężonego miasta Vicksburg.
Miasto było okrążone ze wszystkich stron!
Także z wody!Ostrzał był straszliwy poniewaz miasto lezy nad rzeka Missisipi ktora byla NAJWIEKSZA AUTOSTRADA USA tej epoki!I jeszcze Jankesi mieli Z GÓRKI!Rzeka plynie na poludnie!Caly przemysl USA produkowal amunicje natychmiast wrzucali na statki i pod Vicksburg.A ci co pryplynelo to wystrzelali ŁUBUDU! I nastepny transport ŁUBUDU!!!
Hiroszima i Nagasaki tamtych czasow!Jankesi zawsze tak prowadza wojny ze przeciwnika zmiataja z powierzchni ziemi.To nie wojna to eksterminacja!
Miasto umierało z głodu ale NIE PODDAWAŁO SIĘ.Tak wielka byla determinacja Konfederatów!Jeden z największych patriotyzmów w dziejach świata!A na zachodzie bez precedensu!W zadnym kraju zachodnim masy ludnosci nie byly nigdy gotowe poswiecic WSZYSTKIEGO za ojczyzne!A tu prosze!Na pewno wzor dla wszystkich!
Konfederaci to na pewno jeden z najmocniej uksztaltowanych narodow zachodu!
A co z tym kurierem?
W kieszeni miał szklany pojemniczek z zaszyfrowanym listem. Nadawcą był dowódca Konfederatów stacjonujących po zachodniej stronie rzeki Missisipi. Kurierowi udało się szczęśliwie dotrzeć na granice miasta, ale ze zgrozą spostrzegł, że powiewa nad nim flaga wrogiej Unii.
Poddanie Vicksburga było punktem zwrotnym wojny secesyjnej. Kurier nie miał już po co i komu doręczyć listu.
Wiadomość była dla generała Johna C. Pembertona brzmiała:
„Nie licz na pomoc”
No taka wiadomosc to ja dziekuje!
– informowano go, że nie dostanie żadnych posiłków, może liczyć wyłącznie na siebie. List wysłano w dniu, w którym Pemberton poddał się generałowi Grantowi. W mieście sytuacja była tak dramatyczna, że ostatni pozostający przy życiu obrońcy zjadali psy i koty, a gdy tych zabrakło gotowali zupę na… kleju do tapet. Pemberton chcąc ocalić im życie, zdecydował się złożyć broń, nie czekając na list od stacjonujących w pobliżu oddziałów. Było to 4 lipca 1863 roku. Wspomnienie tej klęski sprawiło, że mieszkańcy miasta przez dziesięciolecia nie obchodzili hucznie Święta Narodowego.
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
W opinii historyków, odszyfrowana właśnie wiadomość stanie się bezcenną pamiątką, jednak militarnie nie miała ona znaczenia. Nawet gdyby dotarła do adresata, nie zmieniłaby losów wojny secesyjnej. Mogłaby go tylko wprawić w jeszcze gorszy humor, o ile to w ogóle było możliwe.
>>>>>>
Wiadomosc oznaczala faktycznie ze MOZESZ SIE PODDAC ! I takie miala znaczenie.Chodzilo o to aby wiedzial ze nie bedzie pretensji a to jest wazne na wojnie.
Zdobycie miast przecielo na pol Konfederacje jak widac na obrazku:
Konfederaci utracili 33 tys. ludzi . Zreszta ich zwolnili na parol ze nie beda walczyc wdalszym ciagu. Mialo to na nich rzucic podejrzenie ze zdradzili. A oni i tak walczyli pozniej.Chodzilo o to aby uniknac obozow...
Jeniec w obozie w tej wojnie wygladal tak:
Lincoln zabronil wymiany jencow aby Konfederaci stracili mezczyzn.A Jankesi kupowali najemnikow z biedoty Europy wiec im nie brakowalo.Nastepnie Lincoln oglosil blokade Konfederacji i nie bylo specjalnie co jesc.To poludniowcy stwierdzili ze skoro my glodujemy to mamy jeszcze karmic jencow?Na to Jankesi tez przestali karmic w odwecie...Skutki widac na obrazku...
Wiec nie dziw ze robili wszystko aby uniknac takich ,,obozow jenieckich''...
W ogole nie bylo specjalnego sensu przy braku ludzi zamykac 33 tysiecy na stracenie.A jak juz zamkneli to trzeba bylo wyslac na pomoc armie...
A bylo kogo wyslac bo Lee przeprowadzil nieudana ofensywe na Waszyngton w tym czasie.Trzeba bylo zrobic ofensywe na Vicksburg i odrzucic Granta!!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135862
Przeczytał: 65 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 23:31, 12 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Wojna secesyjna nadal dzieli Amerykanów
W 150 lat po wybuchu wojny secesyjnej, najbardziej krwawej i najważniejszej wojny w dziejach USA, konflikt ten nadal zdaje się dzielić Amerykanów - inaczej oceniany jest na północy niż na południu kraju.
W wojnie, która rozpoczęła się 12 kwietnia 1861 r. od ataku sił Konfederacji na fort Sumter w Karolinie Południowej, zginęło około 625 tys. żołnierzy - mniej więcej tyle, ile we wszystkich pozostałych wojnach prowadzonych przez USA, z dwiema wojnami światowymi włącznie.
Z sondażu przeprowadzonego na krótko przed 150. rocznicą wojny secesyjnej przez ośrodek badania opinii Pew Research Center okazało się, że większość Amerykanów - dokładnie 56 procent - uważa, iż ma ona dziś znaczenie także dla obecnego życia publicznego. 39 procent jest natomiast zdania, że ma ona dziś znaczenie głównie historyczne, bez odniesień do współczesności.
Sondaż pokazał znaczne różnice w opiniach na temat głównej przyczyny wojny. 48 procent respondentów uważa, że chodziło głównie o prawa stanów, i tylko 38 procent - że o problem niewolnictwa.
Podobne rezultaty przyniósł sondaż przeprowadzony przez ośrodek Harris Interactive. Wśród białych Amerykanów ankietowanych w tych badaniach aż dwie trzecie wyraziło pogląd, że stany Południa oderwały się od Unii, aby bronić zasady "praw stanów", a nie niewolnictwa.
Pogląd, że w wojnie chodziło raczej o wolność stanów, a nie o niewolnictwo, jest znacznie bardziej rozpowszechniony na południu USA.
Wojna wybuchła, kiedy po wyborze Abrahama Lincolna na prezydenta (1860) stany Południa, gdzie gospodarka oparta była na niewolniczej pracy Murzynów na plantacjach, oderwały się od Unii, ogłaszając powstanie Skonfederowanych Stanów Ameryki.
Lincoln potępiał niewolnictwo i zapowiadał, że nie dopuści, by instytucja ta została wprowadzona w nowych stanach na zachodzie USA. Kiedy pierwszych siedem stanów Południa proklamowało secesję, ogłosił, że jest ona nielegalna i że będzie bronił integralności kraju.
W sondażu Pew Research Center 56 procent Amerykanów powiedziało, że flaga Konfederacji - symbol niewolniczego Południa (niebieski krzyż św. Andrzeja z gwiazdami oznaczającymi 13 stanów) - nie wywołuje w nich żadnych emocji. 30 procent wyznało, że wywołuje ona reakcję negatywną, a 9 procent - pozytywną.
Z badań opinii publicznej wynikałoby, że w ciągu ostatnich 10 lat nieco osłabły sentymenty wobec Konfederacji.
W sondażu Gallupa w 2001 roku 50 procent Amerykanów oceniło, iż jest stosowne, by politycy chwalili przywódców Konfederacji z czasów wojny secesyjnej, a 40 procent uznało takie pochwały za niewłaściwe.
W najnowszym sondażu, przeprowadzonym w tym roku, już tylko 36 procent uznało pochwały przywódców Konfederacji za niestosowne.
>>>>>
W sumie co ciekawe swiadomosc jest duza i prawidlowa... Faktycznie znaja ten fragment historii!!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135862
Przeczytał: 65 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:02, 15 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Nieśmiertelne "Przeminęło z wiatrem"
Opowieść o losach Scarlett O'Hary sprzedała się w setkach milionów egzemplarzy, a film na jej podstawie stał się najbardziej kasowym przebojem w Hollywood. I chociaż od jej powstania minęło 75 lat, nadal zachwyca czytelników na całym świecie.
Małe mieszkanko, które wynajmowała na parterze przy Peachtree Street w centrum Atlanty, nazywała "śmietnikiem". Margaret Mitchell zawsze umiała dobierać słowa. Klitka jest tak mała, że kuchenny stół stoi w sypialni. Na dębowym stoliku ustawionym pod oknem w kącie salonu napisała jedną z największych amerykańskich powieści. To tu przez 10 lat uderzała w klawisze używanego przenośnego Remingtona, tworząc "Przeminęło z wiatrem".
W czerwcu amerykańskiemu klasykowi o losach Scarlett O'Hary i Rhetta Butlera, z wojną secesyjną i upadkiem Starego Południa w tle, stuknęło 75 lat. Wygląda na to, że w przeciwieństwie do Rhetta, wciąż nas to obchodzi.
Z okazji tej rocznicy Atlanta History Center, opiekujące się mieszkaniem Margaret Mitchell, przygotowało specjalną wystawę "Atlanta's Book: The Lost »Gone With the Wind« Manuscript" (Książka Atlanty: Zaginiony rękopis "Przeminęło z wiatrem"), poświęconą dziełu jej życia. Wśród licznych eksponatów znalazły się cztery rozdziały powieści, w tym ostatni, od którego Mitchell zaczęła pracę nad "Przeminęło z wiatrem". Powiększone strony rękopisu zdobią ściany; oczywiście są też słynne ostatnie słowa powieści wypowiedziane przez Scarlett, "Mimo wszystko, życie się dzisiaj nie kończy".
Muzeum wypożyczyło oryginał od biblioteki w Pequot w stanie Connecticut, która na początku lat 50. odkupiła go od wydawnictwa Macmillan, gdzie publikowała Mitchell. Biblioteka w Pequot już wcześniej wystawiała te fragmenty, ale aż do tej pory nie było pewności, że to, co ma w swoim posiadaniu, to fragment jedynego istniejącego rękopisu.
– Oprócz pierwszego szkicu powieści Mitchell dostarczyła wydawnictwu Macmillan tylko jedną kopię rękopisu i ta wersja bez większej korekty poszła prosto do druku – wyjaśnia Ellen Brown, współautorka książki "Margaret Mitchell's »Gone With the Wind«: A Bestseller's Odyssey From Atlanta to Hollywood". – To niesamowite uczucie trzymać w dłoni fragment rękopisu, a zwłaszcza ten słynny ostatni rozdział. W końcu to jeden z najcenniejszych literackich artefaktów Ameryki.
Mitchell, młoda reporterka z Atlanty, pisała powieść dwa razy. Pierwsza niedokończona wersja to zbiór szkiców rozdziałów, przechowywany w kilkunastu tekturowych teczkach. Oryginał, nad którym pracowała 10 lat, nosił tytuł "Manuscript of the Old South" (Rękopis Starego Południa), a Scarlett miała na imię Pansy. Gdy wydaniem książki zainteresowało się wydawnictwo Macmillan, autorka przepisała i poprawiła szkic, dodała kilka nowych rozdziałów, wycięła parę scen, a całość przearanżowała.
Muzeum-mieszkanie Mitchell zwiedziły w tym roku tabuny gości. Wśród nich były też panie z Roswell w stanie Georgia, zrzeszone w Red Hat Society. Gdy padło pytanie o to, kto czytał powieść, wszystkie podniosły rękę. I nic dziwnego. "Przeminęło z wiatrem" przetłumaczono na 35 języków. Przez te 75 lat na całym świecie sprzedano setki milionów egzemplarzy. Powieść zdobyła Nagrodę Pulitzera, a zanim na ekrany weszła wersja filmowa – nagrodzona 8 Oscarami – na całym świecie książkę wydaną w 16 językach kupiło 2 mln czytelników. Do dziś w USA co roku sprzedaje się 75 tys. egzemplarzy.
Autor: Craig Wilson
Źródła: Los Angeles Times
>>>>>
O tak ,,Przeminęło z wiatrem'' . Największa powieść napisana w USA ! A wiecie dlaczego ? Bo jest to dramat ! O zniszczeniu południa !
Przypomnijmy ze najwieksza tragedia USA NIE BYLA II WOJNA SWIATOWA !!! Tylko Wojna Secesyjna ! Na ponad 30 milionow ludzi zginelo ponad 600 tys czyli 2 % ludnosci - dzis musialo by zginac 6 MILIONOW aby osiagnac taka skale... Tymczasem jak wiemy w USA zginie 1 zolnierz i juz chca sie wycofywac z wojny ! A tu tylu !
Ksiazka zatem jest dramatem... Nieznanym w USA bo Poludnie PRZEGRAŁO !!! Nie bylo zadnego ,,sukcesu po ameryknasku'' ... Byla totalna kleska ... Zreszta co ciekawe Jankesi zawsze zadaj TOTALNE KLESKI ! Przypomnijmy... III Rzesza byla ZDEPTANA Japonia podobnie ZDEPTANA ! Tak samo rezim Husjana... I Talibowie... Podobnie w Wietnamie choc Jankesi nie wygrali to komunizm tamtejszy do tej pory sie nie podniosl po laniu jakie dostal.. Jak Jankesi z kims prowadza wojna to jest to jatka calkowita ... Pierwszym takim TOTALNIE ZRUJNIOWANYM KRAJEM BYLO POLUDNIE !!! Mezczyzni zgineli plantacje byly SPALONE inwentarz zjedzony !!! Kobiety wycinaly ,,buty'' z dywanow - bielizne z firanek a suknie z zaslon ...
Katastrofa poludnia byla niewyobrazalna a po niej nastapila OKUPACJA !!!
Nie trzeb mowic co sie dzialo w sercach patriotów na południu !
Totez ta ksiazka jest KRZYKIEM POŁUDNIA !
Ja wiem ze Hollywood ze romanse - zrobiono z tego jeden z romansow o ,,damach''... I faktycznie lud calego swiata tak to odbiera...
Od razu moge poinformowac mezczyzn z calego swiata...
TO NIE JEST KSIĄŻKA ,,DLA KOBIET'' . Jesli zaczeliscie ogladac filmy wokol tej ksiazki i to byly ,,romanse'' i po 15 minutach przestaliscie ogladac na zawsze... TO NIE MACIE POJECIA O TEJ KSIAZCE !!!
To ksiazka o wojnie a wiec nic z romansu... Pisana przez kobiete ale tam jest ciagla walka ...
Zadaje ona klam teorii ze ,,kobiety nie potrfia pisac powiesci'' ... Owszem mezczyzni maja uzdolnienia ,,konstrukcyjne'' ktore sa potrzebne zarowno w architekturze jak powiesci i stad wiekszosc architektow i pisarzy to mezczyzni ale nie kazda ksiazka musi byc konstrukcja... i nie kazdy mezczyzna zreszta jest wybitnym konstruktorem tez tylko ze 3 % ...
Sa jednak jeszcze inne wartosci...
I tutaj Margaret Mitchell wykazala co potrafi...
Jest to wiec POEMAT NARODOWY POŁUDNIA !
A nie jakas tam powiesc...
Wbrew propagandzie postepu Południe miało mocne wartości...
A oczywiscie przekreslanie wszystkiego ,,bo niewolnictwo'' jest absurdem... Wszak Grecja Rzym TO TEZ NIEWOLNICTWO i jakos nikt nie przekresla kultury antycznej... W dodatku niewolnictwo duzo brutalniejsze bo jednak poludniowcy to byli jacys chrzescijanie...
Poza tym kapitalizm XIX wieku to niby co raj ? Tez bestialstwo ...
Trzeba zatem oceniac wedle kryteriow epoki ...
Faktycznie niewolnictwo bylo abusurdem ale przypomne ze wlascicieli niewolnikow bylo 33 % mieszkancow poludnia . Czyli 67 % nie mialo ANI JEDNEGO NIEWOLNIKA ! I ci biedacy NAJBARDZIEJ CHCIELI WALCZYC !!! Czyli faktycznie byla to walka o niepodleglosc ...
Przyczyna zreszta byla walka o stanowisko prezydenta... Wygral Lincoln na ktorego NIE GLOSOWALO POLUDNIE i na odwrot - nikt z polnocy nie glosowal na kandydat poludnia ! Kampania byla ostra i po niej nie dalo juz sie yc w jednym kraju... Zreszta znamy to dobrze gdy kamapnai wyborcza doprowadza ludzi do szalenstwa z ktorego nie ma odwrotu... Niewolnictwo bylo istotnym ale pretekstem...
Faktycznie jednak trzeba swtwierdzic odmiennosc cywilizacji...
Gdy polnoc byla krajem handlarzy i fabrykantow - poludnie bylo krajem feudalno-arystokratycznym a murzyni byli ,,chlopami'' Ameryki ...
To rodzilo calkowita odmiennosc cywilizacji i wrecz brak zrozumienia... Gdy na polnocy liczyl sie biznes to na poludniu honor...
Dzielo Margaret Mitchell znakomicie to pokazuje - nie bede mowil - trzeba przeczytac ZE ZROZUMIENIEM czyli analitycznie - co mowi nam ponizszy fragment o spoleczenstwie a nie tylko traktowac ksiazke jako rozrywke...
Zreszta to ze mozna ja czytac jako dzielo i jako rozrywke jest charkterystyczne dla wybitnych dziel - cos jak Tolkien czy Lewis ... Tak powinno byc z kazdym dzielem ...
:O))))
A tutaj dom Margaret Mitchell a Atlancie - znkomity przyklad jak popsuc architekture. Maly historyczny domek obudowac wiezowcami ! Fotograf stara sie jak moze nie popsuc widoku i obcina te koszmarki ale i tak wlaza w kadr ! TAK NIE NALEZY BUDOWAC !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135862
Przeczytał: 65 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:26, 21 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Pod sztandarami Północy i Południa. Polacy na wojnie secesyjnej.
Polska Zbrojna
W wojnie secesyjnej brało udział wielu europejskich emigrantów. Nie zabrakło w niej także Polaków, którzy walczyli pod sztandarami obu stron konfliktu - pisze miesięcznik "Polska Zbrojna".
W XIX wieku nasilał się napływ emigrantów do Stanów Zjednoczonych. Do Nowego Świata w poszukiwaniu szczęścia ruszali Niemcy, Francuzi, Skandynawowie, a przede wszystkim uciekający przed klęską głodu Irlandczycy.
Imigranci w rozpoczynającej się w 1861 roku wojnie widzieli szansę na udowodnienie swojego przywiązania do nowej ojczyzny. Chętnych do służby nie brakowało. Pod sztandarami Unii powstawały całe jednostki o charakterze narodowym. Często tworzono także oddziały złożone z przedstawicieli różnych nacji. Wówczas rozkazy trzeba było wydawać w kilku językach. Generał major Franz Siegel, weteran Wiosny Ludów w Niemczech, podawał komendy po niemiecku, następnie były one tłumaczone na angielski na użytek oficerów, potem ponownie na niemiecki i... węgierski - dla szeregowców i podoficerów.
Atak z klasą
W armii Unii nie zabrakło także Polaków. W tym czasie w Ameryce Północnej żyło nie więcej niż trzydzieści tysięcy naszych rodaków (wielka imigracja znad Wisły rozpoczęła się dopiero kilka lat później, po powstaniu styczniowym). Wielu z nich uciekło za ocean po zakończonych klęską powstaniach narodowych.
Włodzimierz Krzyżanowski, inżynier wcześniej pracujący przy rozbudowie amerykańskiej kolei, zgłosił się do armii dwa dni po wybuchu wojny. Początkowo otrzymał stopień szeregowca, kiedy jednak udało mu się w rekordowym tempie skrzyknąć całą kompanię polskich ochotników (był to jeden z pierwszych oddziałów Unii), mianowano go pułkownikiem i nakazano zwerbowanie całego pułku. Krzyżanowskiemu nigdy nie udało się stworzyć jednostki złożonej w stu procentach z Polaków. Czterystu zwerbowanych przez niego rodaków początkowo działało jako niezależny batalion, a potem zostało połączonych z wielonarodowym Morgan Rifles. W ten sposób powstał regularny 58 Pułk Piechoty z Nowego Jorku. Poza Polakami w jednostce znaleźli się także Duńczycy, Francuzi, Niemcy, Włosi, a nawet Rosjanie. Mimo to pułk bardzo często określano jako Polish Legion.
58 Pułk Piechoty brał udział w licznych bitwach. Pod Cross Keys Polacy w ciężkim boju powstrzymali natarcie konfederatów. Dowódcy innych jednostek chwalili te działania i mówili, że atak został przeprowadzony z klasą. Polscy żołnierze dobrze spisali się także w bitwie pod Bull Run. Krzyżanowski dowodził już wówczas całą brygadą wojsk Unii, w tym zwerbowanymi przez siebie wcześniej rodakami. Polish Legion uczestniczył także w najważniejszej bitwie tej wojny - pod Gettysburgiem. W ciągu czterech lat istnienia pułk stracił 127 żołnierzy, z czego 32 zmarło w wyniku ran zadanych przez nieprzyjaciela, a 95 z powodu chorób i złych warunków.
Po zakończeniu wojny pułkownik Krzyżanowski został mianowany przez Abrahama Lincolna generałem. Prezydent zamierzał awansować Polaka znacznie wcześniej, ale senat na to się nie zgodził. Polski weteran zajmował stanowiska gubernatorskie w kilku kolejnych spacyfikowanych stanach Południa. Uczestniczył też w rokowaniach z Rosją w sprawie zakupu Alaski przez Stany Zjednoczone.
W służbie Konfederatów
Po drugiej stronie barykady Polaków było znacznie mniej niż w szeregach Unii. Jedną z ciekawszych postaci wśród konfederatów był pułkownik Gaspard Tochman, weteran powstania listopadowego, który za udział w bitwie pod Białołęką został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Był dobrym znajomym prezydenta Konfederacji Jeffersona Daviesa i bez trudu namówił go do stworzenia dwóch polskich pułków w Luizjanie. Problem polegał na tym, że w całym stanie mieszkało zaledwie 196 Polaków. W skład 13 Pułku Ochotników z Luizjany wchodzili zatem głównie Francuzi, Niemcy i Włosi. Ich dowódcą został jednak Polak - weteran Wiosny Ludów na Węgrzech Walery Sulakowski, a jednostkę nazwano polską brygadą. Drugi z postulowanych pułków w ogóle nie powstał. Z braku rekrutów sformowany został jedynie polski batalion, w którego składzie znalazło się nie więcej niż trzydziestu Polaków.
Stworzona przez Sulakowskiego jednostka ruszyła na front. Żołnierze jednak nie byli zbyt zdyscyplinowani. W czasie postoju w Grand Junction w Tennessee oblegali sklepy z alkoholem. Kiedy dowódca nakazał ich zamknięcie, żołnierze wszczęli awanturę, pobili strażników i grozili oficerom pułku. Zbuntowane wojsko najpierw otoczyło miejski hotel, w którym stacjonowali ich dowódcy, a później wdarło się do środka.
Wtedy do akcji wkroczył Sulakowski. Pułkownik z zimną krwią zastrzelił z rewolweru jednego z buntowników. Drugiemu wypalił prosto w twarz, ale ten uniknął śmierci. "Po chwili wstał, wypluł ząb i uciekł" - relacjonował jeden ze świadków. W bojowym zapale Sulakowski zabił też przez pomyłkę jednego z lojalnych wobec kadry sierżantów. Co gorsza, stało się to na oczach żony zabitego, która akurat przyjechała w odwiedziny. Interwencja wszakże przyniosła skutek: bunt udało się ugasić, a z jednostki usunięto najbardziej zadziorną kompanię.
Sulakowski żelazną ręką wyegzekwował dyscyplinę. Zapracował sobie w tym czasie na takie określenia, jak: "despotyczny", "okrutny" i "absolutnie bezlitosny". Oficerowie innych pułków lubili oglądać go w akcji, kiedy musztrował podkomendnych. Po pierwsze, byli ciekawi, jakie stosuje metody. Po drugie, śmiali się, kiedy słyszeli, jak z dziwnym akcentem wydaje komendy.
Metody Sulakowskiego były skuteczne. Przez kolejne lata pułk wziął udział w kilkunastu bitwach. Stracił jednak niemal trzystu z ponad tysiąca ludzi. W momencie kapitulacji pod Appomattox, w kwietniu 1865 roku, jednostka liczyła zaledwie dwóch oficerów i 25 szeregowych. W tym czasie w armii nie było już Sulakowskiego. Pułkownik wzorem Tadeusza Kościuszki zajął się pracami fortyfikacyjnymi na rzecz Konfederacji.
Maciej Szopa, "Polska Zbrojna"
>>>>
Istotnie ! Gdzie nie walczyli Polacy !?
(fot. Polska Zbrojna / Library of Congress)
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135862
Przeczytał: 65 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:54, 03 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
150. rocznica bitwy pod Gettysburgiem
3 lipca mija 150. rocznica bitwy pod Gettysburgiem, którą wielu historyków uważa za punkt zwrotny amerykańskiej wojny secesyjnej.
To właśnie wtedy inicjatywę przejęły całkowicie wojska Unii, a armia gen. Lee została zmuszona do odwrotu i już nigdy więcej bezpośrednio nie zagroziła Waszyngtonowi. Wolność odzyskało 4 mln niewolników.
Była to również najbardziej krwawa bitwa tamtego okresu. Podczas jej trwania zginęło prawie 50 tys. żołnierzy. Polegli zarówno członkowie Unii, jak i Konfederacji.
W 1913 roku, w 50. rocznicę tego zdarzenia odbyło się największe spotkanie weteranów w historii. Na polach pod Gettysburgiem, na których rozegrała się bitwa, spotkali się sędziwi żołnierze walczący po obu stronach barykady.
....
Tak to bitwa przelomowa . Jedna z najglupszych w historii zachodu . Bo oczywiscie komunie nic nie dorowna w glupocie . Armia Czerwona zapisala rekordy glupoty .
Ale tutaj kretynizm szokuje . Upada mit generala Lee . Nie byl on wybitnym strategiem .
Wystarczy obejrzec mape . Na skutek znakomitych dzialan dowodcow Konfederacji Jankesi znalezli sie w okrazeniu . Co robic ? Oczywiscie zamknac kociol i zmiazdzyc Jankesow i tak mowili oczywiscie generalowie Konfederacji .
A gen . Lee NIE !
Mial ,,lepszy" pomysl . A mianowicie ... Atak czolowy pod gore na sam srodek Jankesow !!! Gdzie staly dziala i tlumy z karabinami . A rozkaz to rozkaz !
Wiec Konfederaci ruszyli do ataku czolowego . A tam lawina ognia i stali . Oczywiscie padali calymi szeregami . Niewielu dotarlo do celu . Tylko po co ?
Widzac stosy lezacych Konfederaci zalamali sie ! I odstapili ! Od okrazonego wroga ! Zaden wrog lepiej by nie wymyslil . To byl koniec Konfederacji .
Lee powinien byc zdjety za niekompetencje . Ale mial legende mistrza . Kto zatem byl autorem sukcesow Konfederacji ? Wielu zdolnych generalow a najbardziej Stonewall Jackson . To byl najwiekszy chyba dowodca w historii USA . W tej bitwie nie bral udzialu bo ... juz nie zyl zastrzelony przez ... swoich ! Glupcy stali na warcie i strzelali do kazdego poruszajacego sie . Ale to juz inna historia .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135862
Przeczytał: 65 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:29, 23 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Gubernator Karoliny Południowej zaapelowała o usunięcie flagi Konfederacji sprzed budynku parlamentu
Flaga Konfederacji zniknie sprzed budynku parlamentu w Columbii? - PAP
Gubernator Karoliny Południowej Nikki Haley zaapelowała o usunięcie flagi Konfederacji sprzed budynku parlamentu stanowego w stolicy stanu Columbii mówiąc, że jest to "symboli, który dzieli". Prezydent Obama weźmie udział w pogrzebie jednej z ofiar masakry w Charleston.
- Nadszedł moment, w którym możemy powiedzieć, że ta flaga, chociaż jest integralną częścią naszej przeszłości, nie reprezentuje przyszłości naszego wielkiego stanu - powiedziała Haley na konferencji prasowej w Columbii odległej o ok. 161 km od Charleston.
REKLAMA
Haley, która jest republikanką, oświadczyła też, że sądzi, iż "usunięcie symbolu, który nas dzieli pozwoli nam pójść naprzód".
Podobny pogląd wyraził biały burmistrz Charleston Joseph Riley. - Flaga Konfederacji już od dawna uważana jest za symbol nienawiści. Jest kawałkiem historii i jej miejsce jest w muzeum – powiedział.
Flaga skonfederowanych stanów Południa, które walczyły ze stanami Unii podczas Wojny Secesyjnej (1861-65) powiewała przed gmachem parlamentu Karoliny Południowej przez ubiegłe 50 lat, ale już od pewnego czasu coraz głośniej domagano się jej usunięcia.
Usunięcia flagi domagają się zwłaszcza czarnoskórzy mieszkańcy stanu, którzy traktują ją jako symbol rasizmu i niewolnictwa, które istniało w stanach Południa. W sobotę kilka tysięcy osób zebrało się przed gmachem parlamentu żądając usunięcia flagi.
Natomiast zwolennicy flagi Konfederacji, którzy często umieszczają ją przed swoimi domami, na koszulkach, lub na zderzakach samochodów, argumentują, że jest ona symbolem historii i kultury Południa a także wyrazem pamięci ok. 480 tys. poległych podczas Wojny Secesyjnej żołnierzy skonfederowanych stanów.
Sprawa nabrała dodatkowej wymowy po niedawnej masakrze w kościele w Charleston podczas której 21-letni Dylann Roof zastrzelił 9 Afroamerykanów. Przed dokonaniem tej zbrodni Roof umieścił w sieci swoje zdjęcia z flagą Konfederacji. Prowadzący śledztwo traktują tę zbrodnię jako "popełnioną z nienawiści" oraz jako "akt terroryzmu". Badane są jednak także wątki wskazujące, że Roof popełnił ją z powodu nienawiści do Afroamerykanów.
Biały Dom poinformował, że prezydent Barack Obama, pierwszy Afroamerykanin na tym stanowisku, uda się w piątek do Charleston, gdzie wygłosi przemówienie pożegnalne na pogrzebie jednej z ofiar masakry, pastor Clementy Pinckney, która była także senatorem stanowym. (PAP)
...
Ta flaga ma znaczenie historyczne. Tonie biorą ją psychole mordercy, w Doniecku, nie zmienia historii. A jakby mordowali pod flagą USA to co? Zlikwidować?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135862
Przeczytał: 65 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:05, 20 Lut 2018 Temat postu: |
|
|
W USA usuwają kolejne konfederackie pamiątki. Teraz wzięli się za pomnik żołnierzy poległych w wojnie secesyjnej
NEWS | 19.02.2018 | Autor: Aleksandra Zaprutko-Janicka
Konfederacki pomnik w Savannah (fot.Daniel Mayer, lic. GNU FDL)
fot.Daniel Mayer, lic. GNU FDL Konfederacki pomnik w Savannah (fot.Daniel Mayer, lic. GNU FDL)
Od zakończenia wojny secesyjnej minęło ponad 150 lat, w Stanach Zjednoczonych to jednak nadal drażliwa kwestia. Od pewnego czasu Amerykanie prowadzą własną wersję „dekomunizacji”. Zamiast pamiątek po komunie usuwają jednak monumenty poświęcone konfederatom.
Dla przypomnienia, w latach 1861–1865 w Ameryce toczyła się wojna domowa pomiędzy Stanami Zjednoczonymi (zwanymi Północą, lub Unią) i Skonfederowanymi Stanami Ameryki (zwanymi Południem, lub Konfederacją), które usiłowały stworzyć własne państwo. Jedną z głównych przyczyn wojny był abolicjonizm – konfederaci otwarcie wyrażali w swojej deklaracji secesji obronę niewolnictwa.
Uznając rację czarnoskórych amerykanów, którzy nazywają upamiętnianie obrońców niewolnictwa rasizmem, władze wielu stanów decydują się na usuwanie pomników. Latem wybuchły na tym tle zamieszki w czasie wiecu białych nacjonalistów w Charlottesville w stanie Wirginia, w których zginęła jedna osoba. Teraz kolejne miasto decyduje się na likwidację konfederackiego monumentu.
W Savannah w stanie Georgia znajduje się wykonany z piaskowca 143 lata temu pomnik żołnierzy Południa poległych w czasie wojny secesyjnej. Monument ma 14 metrów wysokości i zwieńczony jest figurą żołnierza konfederatów z brązu, a u jego stóp stoją dwie figury oficerów. Prawo stanu Georgia zabrania usuwania pomników, zatem władze Savannah musiały podejść do problemu nieco inaczej. Zamiast niszczyć pomnik, zmienią go i po kilku znaczących poprawkach pozostanie on na swoim miejscu.
Konfederacki pomnik w Savannah (fot. domena publiczna)
fot.domena publiczna Konfederacki pomnik w Savannah (fot. domena publiczna)
Przede wszystkim od 2018 roku monument ma upamiętniać wszystkie ofiary amerykańskiej wojny domowej. Konfederacki żołnierz na szczycie pozostanie, jednak oficerowie zostaną usunięci i przeniesieni na cmentarz (w pierwotnym projekcie pomnika ich nie było – pojawili się dopiero po 35 latach). Zmieniona zostanie także tablica na monumencie, która ma odtąd głosić: „Ten pomnik został wzniesiony pierwotnie w 1875 roku poległym konfederatom, przeprojektowany w 1879 i w 2018 roku ponownie poświęcony wszystkim poległym w amerykańskiej wojnie domowej”.
Dokładna data, kiedy poprawki zostaną wprowadzone nie została jeszcze upubliczniona..
...
Istotnie obroncy niewolnictwa to brzmi paskudnie. Jednak czy mordercy India brzmi dobrze? Toz cala historia ,, zdobywania dzikiego zachodu" jest do potepienia. Caly kraj by trzeba wymazac.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135862
Przeczytał: 65 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 11:44, 20 Sie 2018 Temat postu: |
|
|
Wojna secesyjna: Południe idzie na wojnę
Michał Leda, Cezary Namirski, Dawid Stasiak, 20.08.2018
Wojna secesyjna było przedsmakiem walk toczonych już nie stricte przez władze zwaśnionych krajów i utrzymywane z ich majątków armie, ale przez całe narody – przez ogół populacji, stosownie i proporcjonalnie do wieku, płci i roli społecznej. Amerykańska wojna domowa stała się przedsmakiem przyszłych, światowych konfliktów, w których granica między wojskowym a cywilem rozmyła się, a większości walk nie stanowiły sporadyczne, walne bitwy (choć nadal to takie zbierały największe żniwo), lecz pomniejsze potyczki, toczone na całej długości frontu. Był to kryzys, który zdefiniował współczesne i znane nam Stany Zjednoczone, wraz z nowoczesną, amerykańską koncepcją państwowości, która instytucjonalnie i kulturowo rozlała się po dzisiejszym świecie.
Fronty amerykańskiej wojny domowej stały się też sceną debiutów wielu technologii wojskowych, takich jak karabiny maszynowe, skuteczne łodzie podwodne, czy okręty pancerne. W ostatnich latach konfliktu dało się również dostrzec zwiastuny ponurej rzeczywistości wojny okopowej, którą kojarzymy przede wszystkim z Pierwszą Wojną Światową. Charakterystyczną cechą Wojny Secesyjnej było także to, że toczona była przez dwa całkowicie demokratyczne kraje. Korzyści strategiczne lub realne cele operacyjne zawsze były w większym lub mniejszym stopniu podporządkowane wpływowi, jaki mogły wywrzeć na opinię publiczną toczone bitwy i prowadzone kampanie. Wiele beznadziejnych z militarnego punktu widzenia ataków przeprowadzanych było pod presją takiego rodzaju, aby tylko opinia publiczna odebrała wynik walki jako zwycięstwo. Za zwycięzcę opinia publiczna uważała zaś zwykle tę stronę, która opuszczała pole bitwy jako druga.
Z tego powodu wojna rozstrzygnęła się tak naprawdę w przeważającej części we wschodnim teatrze działań, gdzie trudno było osiągnąć wymierne korzyści strategiczne, lecz gdzie stolice obu krajów znajdowały się praktycznie na linii frontu, więc to tam spoczywały oczy opinii publicznej zarówno Północy, jak i Południa. Natomiast zachodni teatr działań, gdzie armie federalne niemal od samego początku wojny czyniły ogromne postępy i gdzie znajdowała się duża część południowego zaplecza przemysłowego i rolnego, nie był przez głos ludu szczególnie doceniany.
Problemy Konfederacji
Skonfederowane Stany Ameryki były państwem o krótkim żywocie, które przez cały czas swego istnienia toczyło wojnę o przetrwanie. W momencie ogłoszenia secesji Południe stanęło przed ogromnymi wyzwaniami o wszelakiej naturze. Ich aspekt militarny, wbrew pozorom, czyli fizyczna obrona swojej niepodległości przed wojskami federalnymi, wcale nie był bezkonkurencyjnie największym lub najważniejszym z nich. Stany południowe zmuszone były błyskawicznie powołać nowy rząd i stworzyć podeń podstawę prawną w postaci konstytucji.
Jeszcze większym problemem było stworzenie odpowiedniej, lojalnej nowej władzy administracji na ogromnym terytorium i przede wszystkim zgromadzenie ogromnego budżetu, który pozwoli sfinansować prowadzone na obszarze połowy kontynentu działania wojenne. Konieczne było zmobilizowanie populacji i zbudowanie tożsamości narodowej, która wzbudziłaby wystarczająco dużo lojalności w obywatelach nowej Ameryki, by pozwolić im przetrwać wojenne trudy. Rząd Konfederatów musiał nie tylko zapanować nad problemami wewnętrznymi, ale również osiągnąć uznanie na arenie międzynarodowej, co z uwagi na znajdującą się wówczas w odwrocie na całym świecie, a wciąż obecną na Południu instytucję niewolnictwa wymagało ogromnego wysiłku dyplomatycznego.
Czerwień – stany Konfederacji; błękit – stany Unii; jasny błękit – stany Unii (Wikimedia Commons/CC-BY-SA.3.0)
Najdotkliwsze problemy leżały najpewniej w gospodarce kraju - południowe stany były swego czasu największym producentem bawełny na świecie. Towar ten był wówczas niezwykle cenny z uwagi na rozwijający się w skali globalnej przemysł włókienniczy. O ile „Król Bawełna” był ogromnym atutem, który mógł dostarczyć ekonomicznego bodźca do interwencji europejskich mocarstw w wojnę z Unią, o tyle blokada morska narzucona przez marynarkę federalną odcinała Konfederację jednocześnie od podstawowego źródła zarobku, jak i od tak potrzebnych towarów importowanych. Gospodarka Południa była wysoce nieautonomiczna. Przez koncentrację na bawełnie uprawiano za mało żywności, przez co populację kraju szybko dosięgnął nasilający się aż do końca wojny głód. Na Północy produkcja i uprawa praktycznie wszystkich zasobów przewyższała zdolności Południa kilkakrotnie lub kilkunastokrotnie.
Największe braki południowcy odczuwali w zakresie produkcji przemysłowej, a zwłaszcza zbrojeniowej. W momencie ogłoszenia secesji na Południu istniał tylko jeden zakład zbrojeniowy z prawdziwego zdarzenia i zlokalizowany był w Wirginii – na linii frontu. Nie wydawało się prawdopodobne, aby południowy przemysł stoczniowy był w stanie zwodować okręty, których potrzebowała marynarka wojenna Konfederacji. Brakowało odpowiedniej infrastruktury kolejowej. Brakowało nawet papieru pod druk gazet i pieniędzy, co utrudniało prowadzenie wysiłków propagandowych i umacnianie tożsamości narodowej południowców. Konfederacja musiała od podstaw zbudować swój system fiskalny i bankowy, bita musiała być nowa moneta. Na Północy mieszkało ponad dwukrotnie więcej ludzi, niż na Południu. W dodatku więcej niż trzecią część populacji Południa stanowili czarni niewolnicy, ze strony których biali południowcy nieustannie obawiali się buntów.
W tych warunkach właściwie od podstaw sformowana musiała zostać armia zdolna bronić niepodległości południowych stanów na szerokim froncie i przy nieustannym zagrożeniu od strony morza. Patrząc na mnogość problemów, przed którymi stało raczkujące państwo, wydaje się nieprawdopodobne, że nie upadło ono w ciągu kilku pierwszych miesięcy swego istnienia, już nie myśląc o fakcie, że stawiało waleczny opór przez 4 lata i kilkakrotnie niemal obroniło swą niepodległość.
Mobilizacja Południa
Południe dysponowało jednak kilkoma strategicznymi atutami. Przez fakt opierania gospodarki w dużej mierze o pracę niewolniczą i idącą za tym ścisłą hierarchię społeczną, możliwe było zwerbowanie większości zdolnych do noszenia broni mężczyzn wolnej populacji do armii. Z tej przyczyny, mimo że wolna populacja Północy wynosiła blisko 22 miliony, wobec niewiele ponad 5,5 miliona wolnych ludzi na Południu, a zatem w obliczu 4-krotnej przewagi demograficznej wroga, Konfederacja w ciągu całej wojny wystawiła do walki dokładnie 1 żołnierza na każdych 2 żołnierzy Unii. Praktycznie co piąty wolny mieszkaniec Południa wstąpił do armii. Jest to bezprecedensowy w nowożytnej historii sukces mobilizacyjny. Ponadto, najbardziej agresywna i skora do ucieczki część populacji niewolniczej została również zmobilizowana do celów militarnych, a konkretnie do prac technicznych, logistycznych i inżynieryjnych na rzecz wojsk Konfederacji. W niektórych miejscach, np. w okupowanym przez wojska federalne Nowym Orleanie, nawet południowe kobiety słały do rządu Konfederacji prośby o uzbrojenie ich i sformowanie damskiego regimentu.
Przez panujący ustrój społeczny Konfederacja zdołała znacznie szybciej i w znacznie większym stopniu zmobilizować swoją populację do wojny, przez co przewaga wojsk federalnych w początkowych etapach konfliktu wcale nie była tak widoczna. Obraz niekończących się fal świetnie wyekwipowanych żołnierzy w niebieskich mundurach nacierających na garstkę wygłodzonych, wyczerpanych i pozbawionych nadziei żołnierzy Południa tyczy się tak naprawdę tylko ostatnich miesięcy wojny.
Grupa żołnierzy Konfederacji
Żołnierzom Konfederacji od początku doskwierało więcej braków, niż ich północnym rywalom, ale szybka mobilizacja Południa, połączona ze stosunkowo dużym czasem, jakiego potrzebował północny przemysł by przewaga materialna Unii stała się wyraźnie odczuwalna na polu bitwy, niwelowała tę strategiczną przewagę rządu federalnego. Pozwoliło to także na uchwycenie początkowej inicjatywy i próbę przejęcia militarnej kontroli nad wahającymi się stanami, takimi jak Missouri, czy rolniczy stan Kentucky. Zajęcie tego ostatniego znacznie ułatwiłoby zaopatrywanie wojsk Konfederacji w żywność i zniwelowałoby klęski głodowe w ośrodkach miejskich.
W pierwszych latach wojny agresja, z jaką działało wielu dowódców wojsk Konfederacji, skłoniła niektórych oficerów Unii do wręcz paranoicznego przeceniania liczb, jakimi dysponowali ich przeciwnicy. Np. generał George B. McClellan przygotowując się do swojej wiosennej ofensywy z 1862 r. doszedł do wniosku, że potrzebuje nie mniej niż 200 tysięcy w pełni wyszkolonych i uzbrojonych żołnierzy, by mieć jakiekolwiek szanse na pokonanie niespełna 50 tysięcy Konfederatów walczących w północnej Wirginii pod dowództwem generała Josepha Johnstona. W zachodnim teatrze działań agresywne rajdy stosunkowo szczupłych sił, jakimi dowodził generał Albert S. Johnston, zmyliły dowódców Unii co do liczebności wojsk Konfederacji w obszarze i utrzymały spokój na tym froncie przez kilka miesięcy.
Niemałym atutem był także fakt, że Konfederacja prowadziła wojnę obronną, co oznaczało że wojska rebeliantów musiały po prostu stawiać opór tak długo, aż opinia publiczna lub władze Północy dojdą do wniosku, że cena za ujarzmienie Południa jest zbyt wielka. Znacznie łatwiej było dla Konfederacji podtrzymać morale żołnierzy i wysokie liczby napływających ochotników, skoro wojnę prowadzili w obronie kraju, niż dla Unii, która musiała najechać, opanować i okupować nieprzyjazne, rozległe obszary zbuntowanych stanów, w których pokonana na polu walki milicja szybko przekształcała się w oddziały partyzanckie nękające maszerujące kolumny posiłków z Północy i federalne linie zaopatrzeniowe.
Wojna nie wybuchła też o zniesienie niewolnictwa, lecz o przywrócenie integralności przedwojennych Stanów Zjednoczonych i aż do proklamacji emancypacji z 1863 r. Konfederacja nie toczyła „moralniejszej” wojny, niż Unia, a z uwagi na fakt prowadzenia przez południowców wojny obronnej nietrudno było przedstawić Północ jako agresora, co w początkowych fazach konfliktu ułatwiało Konfederatom pozyskanie sympatii na arenie międzynarodowej.
Północ przedstawiała oczywiście ten konflikt (poniekąd zgodnie z realiami) jako rebelię, jednakże jak państwo, które budowało swój autorytet na woli wolnej swojej populacji, i które powstało w skutek rewolucji mogło poważnie „skarżyć się” innym narodom na bunty na własnym terytorium? W oczach europejskich władz Ameryka padła po prostu ofiarą własnych ideałów. Monarchowie Starego Kontynentu pragnęli także uniknąć inspirowania podobnych ruchów rebelianckich we własnych krajach, dlatego zwykle unikali zdecydowanych deklaracji w kwestii wojny secesyjnej i tyczyło się to zarówno Północy, jak i Południa. Jednak najważniejsze mocarstwa, tj. Wielka Brytania i Francja, sympatyzowały z Konfederatami.
Atutem była oczywiście również produkcja bawełny. Rola Południa w światowym przemyśle włókienniczym była tak wielka, że możliwość interwencji mocarstw europejskich w wojnę nie była wówczas mrzonką, ale scenariuszem realistycznym. Posiadanie realnego interesu w konflikcie przez Wielką Brytanię lub Francję mogłoby popchnąć te kraje do więcej niż tylko symbolicznej pomocy. Marynarka federalna była początkowo zbyt słaba, by prowadzić skuteczną blokadę rozległych wybrzeży Konfederacji i właściwie to nie sama blokada, lecz dopiero przechwycenie południowych portów pozwoliło w sposób znaczący odciąć rebeliantów od handlu z zagranicą. Uprawiana na Południu bawełna była cenną walutą, za którą Południe mogło kupić broń, żywność i dobra przemysłowe niezbędne do prowadzenia wojny.
Oddział konfederatów
Południowi dowódcy, jak i szeregowi żołnierze, wykazywali się również statystycznie większymi umiejętnościami i ofiarnością, co w dużej mierze wynikało z faktu, że wojskowi Ci prowadzili wojnę w obronie swojego kraju. Charakterystycznym elementem szarży Konfederatów był tzw. „rebel yell”, czyli odgłos dzikiego wycia, jaki dobiegał ze strony nacierającej tyraliery południowców. Żołnierze federalni wielokrotnie wspominali w swoich listach, że dźwięki te wywoływały duże wrażenie grozy, co akcentował również sam wygląd rebeliantów. Konfederacji nigdy nie udało się wykształcić jednolitych mundurów dla wszystkich swoich wojsk, a tych, które ustalić zdołano, nie było możliwości, żeby dostarczyć żołnierzom w wystarczającej liczbie. Dlatego większość żołnierzy Konfederacji nosiła pojedyncze elementy mundurów naniesionych na ich osobiste, chłopskie stroje. Dodawało to południowcom wizualnej dzikości, która doskonale pasowała do ich charakterystycznego wycia. Oficerowie stanów południowych często walczyli w doskonale znanym im terenie i przede wszystkim mogli liczyć na wsparcie swojej ludności.
Południe mogło się również poszczycić kilkoma błyskotliwymi generałami i wieloma takimi, którzy byli po prostu kompetentni. Szczególnie w początkowych etapach konfliktu kontrastowali oni z niekompetencją znacznej części oficerów Unii, mimo że kontrast ten konsekwentnie malał z biegiem czasu. Wielu z nich (generałów Południa) zginęło jednak w pierwszych etapach wojny, a do najboleśniejszych strat należały takie osobistości, jak Albert S. Johnston albo generał Thomas „Stonewall” Jackson. W istocie ponad połowa wszystkich generałów Konfederacji zginęła podczas walk.
Przewaga materialna Północy
Dysproporcja produkcji oraz wydobycia widoczna była już od początku wojny i wraz z jej przebiegiem stawała się tylko coraz bardziej wyraźna. Północ wytwarzała przed wybuchem walk ponad 90% wszystkich dóbr przemysłowych, a jedynie 3% przemysłu zbrojeniowego zlokalizowane były w stanach Południa. Północ uprawiała więcej niż dwa razy tyle zbóż, co Południe. Stany Skonfederowane wydobywały w skali przedwojennej Ameryki tylko 6% żelaza. Tylko co 10-ty okręt handlowy przypadł Konfederacji. Ponad 80% banków zlokalizowana była na Północy. Gospodarka Południa w żadnej dziedzinie (oprócz uprawy bawełny i tytoniu) nawet nie zbliżała się do potencjału stanów północnych. Brakowało też na Południu zintegrowanej i gęstej sieci kolejowej, która umożliwiłaby sprawną relokację wojsk i tym samym zniwelowanie przewagi liczebnej nieprzyjaciela. Tak naprawdę na Południu nie istniała sieć kolejowa sensu stricto, ponieważ południowcy używali kilkunastu różnych szerokości torów. Rolę tę w pewnym stopniu mogły pełnić okręty rzeczne, ale również ich brakowało.
Powyższe różnice szybko uległy jednak zmniejszeniu, ponieważ mimo liberalnego gospodarczo ustroju, władze Konfederacji na drodze administracyjnej szybko przekierowały gospodarkę Południa na wojenne tory i zwiększyły jej autarkiczność. Rząd Stanów Skonfederowanych nie mógł postąpić inaczej, jak tylko samodzielnie sfinansować budowę potrzebnych zakładów, ponieważ niezbędny przemysł wcześniej po prostu nie istniał, a trudna sytuacja ekonomiczna Południa (za którą odpowiedzialność rząd Konfederacji ponosił jednak prawdopodobnie większą od sił zbrojnych USA) wykluczała wykształcenie się takiego przemysłu zbrojeniowego na drodze wolnej przedsiębiorczości. Inaczej rzecz się miała na Północy, która dysponowała potencjałem przemysłowym względnie zdecydowanie większym i militaryzacja gospodarki odbywała się tam na drodze publicznych zamówień, na które reagowali zwyczajnie przemysłowcy.
Przemysł zbrojeniowy Południa to w niemałym stopniu zasługa Josiaha Gorgasa, szefa Biura Zaopatrzenia Konfederacji. Pod jego energicznym zarządem władze konfederackie i stanowe rozpoczęły szybką industrializację bawełnianych stanów. Malutkie miasteczka targowe potrafiły przemienić się w kwitnące ośrodki przemysłowe. W wielu miastach Południa wybudowane zostały zakłady chemiczne, prochownie, odlewnie dział i fabryki broni. Rozbudowano i założono kolejne kopalnie żelaza, które dostarczały surowców potrzebnych zbrojeniówce. W Auguście (stan Georgia) powstała prawdopodobnie druga największa wówczas na świecie fabryka prochu, która działała aż do ostatnich dni wojny. J. Gorgas poszukiwał też alternatywnych źródeł saletry. Dzięki jego błyskotliwości i energii oraz staraniom ogółu oficerów Biura Zaopatrzenia, armiom Konfederacji aż do samego końca praktycznie nigdy nie brakowało broni i amunicji, mimo że brakowało im zasadniczo wszystkiego innego.
Szybkość z jaką niemal od zera zbudowany został przemysł zbrojeniowy Konfederacji zasługuje na niemałe uznanie i jest jedną z najważniejszych przyczyn, dla których państwo to zdołało tak długo podtrzymywać swój wysiłek wojenny. Budzący równie wielki podziw może być fakt, że Konfederaci zdołali już w marcu 1862 zwodować swój pierwszy okręt pancerny CSS „Virginia”. Właściwie sam fakt, że w ogóle okręt tego typu został skonstruowany przez skromny przemysł stoczniowy Południa robił wrażenie.
Najpoważniejsze błędy Stanów Skonfederowanych
Powyższe sukcesy zostały jednak stłumione goryczą porażek na innych polach. Południowcy zadziwili osiągnięciami w mniej więcej tylu dziedzinach, w ilu wzbudzili politowanie. Potencjał największego atutu Południa, jakim była bawełna, został właściwie natychmiast zmarnowany. W momencie wybuchu walk marynarka federalna była siłą dalece nie wystarczającą do zrealizowania ciążącego na niej zadania, tj. wprowadzenia szczelnej blokady morskiej Konfederacji (przede wszystkim w celu zakłócenia podstawowego źródła bogactwa Południa, czyli handlu bawełną). Południowcy jednak samodzielnie wyręczyli w tej misji północnych marynarzy, kiedy kilka miesięcy po ogłoszeniu secesji wprowadzili embargo na eksport bawełny (sic!). Nie była to jednak decyzja władz (przynajmniej nie formalna), lecz spontaniczny zryw południowych kupców. Gromadzone dla europejskich kontrahentów zasoby tego surowca zostały podpalone, by wywołać zapotrzebowanie na rynkach europejskich. Południowcy wykazali się ogromną pychą w ocenie wpływu, jaki mogli wywrzeć na świat poprzez bawełnę, jaką mu dostarczali.
Na Południu wierzono, że wystarczy po prostu odciąć Europę od dostaw surowców dla przemysłu włókienniczego i świat szybko zatańczy dla Konfederacji. Europejskie mocarstwa przychylne południowej sprawie nie miały jednak zamiaru interweniować z tego powodu. Francja nie chciała samodzielnie podjąć się wojny ze Stanami Zjednoczonymi i jej udział był całkowicie uzależniony od decyzji Brytyjczyków w tej sprawie. Wielka Brytania zaś zdołała przed wojną zgromadzić duże zapasy bawełny, które pozwoliły jej funkcjonować normalnie zanim nie zostały znalezione nowe źródła dostaw surowca. Przez zapotrzebowanie, jakie wywołali południowcy embargiem, Wielka Brytania stała się nagle posiadaczem ogromnego majątku w bawełnie, który pozwolił jej osiągnąć zyski poprzez handel swoimi rezerwami. Wojna Wielkiej Brytanii z Unią niosła natomiast za sobą to ryzyko, że utracona zostałaby Kanada, a Royal Navy poniosłaby ogromne straty w walce z marynarką USA. Ponadto, Wielka Brytania importowała żywność ze stanów północnych. Brytyjczykom w tym momencie po prostu nie opłacało się wojować z Unią. Sytuację, w której Londyn był najbardziej skłonny zainterweniować nie wywołał „King Cotton”, lecz konflikt dyplomatyczny spowodowany zatrzymaniem przez okręt wojenny Unii brytyjskiego statku handlowego z dwoma obywatelami Południa na pokładzie, płynącymi z misją dyplomatyczną do Europy. Południowcy zostali aresztowani, a Brytyjczycy zareagowali oburzeniem i natychmiast skierowali do Kanady kontyngent kilkunastu tysięcy żołnierzy, którzy w razie potrzeby mieli zająć Nowy York. Rząd Republikanów zażegnał jednak kryzys oficjalnymi przeprosinami i zwolnieniem aresztowanych.
Południowcy niemal natychmiast zmarnowali swoją najcenniejszą kartę. Do 1862 eksport bawełny do Europy został niemal całkowicie zatrzymany. Potencjał tego surowca ukazał się np. w 1863 roku, kiedy rząd Konfederacji zdołał poprzez zastaw swoich zasobów bawełny załatwić sobie znaczną pożyczkę. Gdyby władze Konfederacji od momentu wybuchu wojny gromadziły możliwie jak największe zapasy swojego narodowego skarbu, mogłyby zapewnić sobie zarówno dobre źródło finansów (każda pożyczka jest lepsza od drukowania pieniędzy i spowodowanej tym inflacji), jak i upewnić się, że europejskie mocarstwa rzeczywiście miałyby realny interes w zwycięstwie Południa. Nadzieje, jakie południowcy pokładali w potędze „King Cotton” okazały się mrzonką.
Finansowa ruina Południa to w dużej mierze wina Christophera C. Memmingera, Sekretarza Skarbu Konfederacji. Memminger lubował się w gromadzeniu budżetu poprzez druk papierowych pieniędzy, które zalewały rynek i spowodowały ogromną inflację. Zjawisko to miało miejsce również na Północy, ale na znacznie mniejszą skalę. Ponadto, odpowiednik Memmingera na Północy, czyli Salmon P. Chase (Sekretarz Skarbu Stanów Zjednoczonych) był człowiekiem pomysłowym i elastycznym. Potrafił finansować wysiłek wojenny rządu federalnego w wieloraki i zbalansowany sposób, unikając dzięki temu druku pieniędzy na skalę taką, jak czynił to rząd w Richmond. Trzeba jednak zaznaczyć, że możliwości pozyskiwania pieniędzy do budżetu poprzez podatki były w stanach północnych zdecydowanie wyższe, niż na Południu.
Nie rozgrzesza to jednak Memmingera z innych błędów, takich jak dopuszczenie by przedsiębiorcy z Północy wycofali swoje depozyty z południowych banków, lub fakt, że rezerwy twardej waluty nie zostały ewakuowane z mennicy w Nowym Orleanie, zanim miasto nie zostało zdobyte przez wojska federalne. Błyskotliwość wielu generałów Konfederacji kontrastowała z rażącymi wadami południowego systemu dowodzenia. Jak to ujął historyk T. Harry Williams, sytuację tę najlepiej ilustruje wymiana meldunków między biurem prezydenta Jeffersona Davisa, a sztabami generałów Bragga, Lee i Beauregarda podczas wiosennej operacji Overland, prowadzonej przez północną Armię Potomacu w roku 1864 przeciwko stolicy Konfederacji. Bragg był dowódcą operującej na zachodzie Armii Tennessee, Lee dowodził Armią Północnej Wirginii odpierającą ofensywę na Richmond, zaś Beauregard dowodził siłami broniącymi wschodniego wybrzeża Konfederacji, a w szczególności linii zaopatrzeniowych na południe od stolicy. Na tym odcinku frontu panował spokój, podczas gdy na wojska Lee nieugięcie napierał przeciwnik dysponujący dwukrotną przewagą liczebną. Generał Lee nieustannie słał meldunki w których prosił o wsparcie. Beauregard unikał bezpośredniej odpowiedzi na pytania jakiej pomocy mógł mu udzielić, natomiast Bragg i Jefferson sprzeczali się który z nich powinien decydować w tej sprawie. Mimo że każdy z wymienionych miał wyższą rangę od Beauregarda, żaden z nich nie pomyślał by po prostu wydać mu rozkaz do marszu na pomoc Armii Północnej Wirginii.
Omawianie błędów militarnych zostawimy jednak na późniejsze artykuły. Ostatecznie to właśnie na polu bitwy rozstrzygnęły się losy Stanów Skonfederowanych, ponieważ Konfederacja mogła zawrzeć korzystny dla siebie pokój z Północą tylko albo poprzez złamanie poparcia społecznego dla wojny w stanach Unii, albo poprzez interwencję europejskich mocarstw, albo też przez mieszankę jednego i drugiego. Do osiągnięcia tych celów konieczne było pasmo kluczowych zwycięstw militarnych. Konfederacja kilkakrotnie była bliska osiągnięcia tego celu, lecz armii federalnej ostatecznie zawsze udawało się przerwać zwycięską passę Południa. O błyskotliwych zwycięstwach Konfederatów we wschodnim teatrze działań, jak i ich problemach na froncie zachodnim pomówimy w kolejnych pracach.
...
Istotnie Poludnie bylo ogarniete szalenstwem ale to tez i klimat. W koncu cieplo tam jest. Nalozone na siebie embargo dzis brzmi oblednie ale takie sa fakty. Zniszczyli sobie ekonomie. Gdyby nie to wojna trwala by dluzej. A wtedy spoleczenstwu Polnocy wojna mogla by sie znudzic. Wygrac raczej nie mogli. 22 miliony Bialych kontra 5,5 miliona Bialych to 4 do jednego. Przewaga ekonomii tez 4 do 1 bo Poludnie bylo biedniejsze ale jak odliczyc bawelne to 5 do 1 czy 6 do 1. Kraj szeroki otwarty. I jeszcze wybitny przywodca Lincoln. Poludnie nie mialo takiego. Lee to wojskowy! Zreszta nie potrzebowali bo entuzjazm u nich byl szalony. JEDYNY WYPADEK W HISTORII STANOW ZE LUDZIE SZLI NA WOJNA Z RADOSCIA MASOWO! NIEBYWALE! POLUDNIOWCY CHCIELI ISC NA WOJNE! Nie widac jednak szans. Bo bez entuzjazmu ale Lincoln stworzyl dwukrotnie wieksza armie 700 tys kontra 350 tys. A uzbrojna 4 razy lepiej. Entuzjazmem sie nie wygra. Mozna z dzikim wrzaskiem rzucac sie na wroga ale jak poleci grad kul to juz sie wyrownuje. A straty byly porownywalne. Jesli poludnie mobilizuje 350 tys a polnoc 700 tys i obie strony traca po 300 tys. To armia poludnia liczy sobie 50 tys. A Polnocy 300 tys. Poludnie nie ma juz skad brac ludzi. A Polnoc wykorzystala ledwie polowe Bialych. Taka byla ,,mechanika" tej wojny. Poludniu zabraklo ludzi. Jakkolwiek by nie wygrywali to... W wygranej bitwie polnoc i poludnie tracily po 20 tys. ludzi mniej wiecej. Czyli po 10 wygranych bitwach poludnie tracilo 200 tys. Absurd. Bo wygrane tez ich oslabialy. Zwyciestwo na ogol zreszta oznaczalo praktycznie wycofanie przeciwnika o 5 km. Chwilowy spadek morale. I artykuly w gazetach. Wiec coz to za sukces?
Mogli tylko wydluzac wojne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135862
Przeczytał: 65 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:35, 20 Sty 2022 Temat postu: |
|
|
Robert E. Lee. Najbardziej znienawidzony przez lewicę człowiek w USA
Generał Robert E. Lee. Bohater Południa w wojnie secesyjnej, wybitny dowódca. Jego pomniki są od miesięcy obalane w całych Stanach Zjednoczonych. Kim jest najbardziej znienawidzona postać historyczna w USA? 19 stycznia przypada kolejna rocznica urodzin generała Lee.
Robert Edward Lee urodził się 19 stycznia 1807 roku w Stanford Hall i stanie Wirginia w Stanach Zjednoczonych. Jego ojcem był Henry Lee, a matką Ann Hill Carter. Ojciec oraz wielu członków rodziny Lee walczyło w czasie amerykańskiej wojny o niepodległość.
W 1825 roku Robert Lee wstąpił do Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych, gdzie odznaczał się bardzo dobrymi wynikami. Był lubiany przez kolegów, choć podobno wzbudzał także zazdrość wielu swoich szkolnych towarzyszy – był wysoki, przystojny, o ciemnych włosach i brązowych oczach i wyprostowanej sylwetce. Nazywano go nawet „modelem z marmuru”.
W 1831 roku Robert Lee poślubił Mary Ann Custis, która była prawnuczką żony prezydenta Georga Washingtona (pierwszy mąż Marthy Washington nazywał się Custis). Para doczekała się siódemki dzieci. Dla Roberta Lee pośrednie związki rodzinne z Washingtonem miały wielkie znaczenie. Pierwszy prezydent USA był dla niego zawsze wzorem do naśladowania.
Kariera wojskowa i wojna secesyjna
W lipcu 1829 roku Robert Lee wstąpił do Korpusu Inżynierów w stopniu podporucznika. W wojsku rozwijał swoją karierę i stopniowo awansował (na porucznika w 1836 roku i kapitana dwa lata później).
Na froncie Lee miał okazję wykazać się w 1846 roku, kiedy Stany Zjednoczone wypowiedziały wojnę Meksykowi (maj 1846). Robert Lee służył w jednostce, która brała udział w zdobyciu Mexico City. Lee odznaczył się wieloma sukcesami, co pozwoliło na szybki awans na pułkownika.
W marcu 1861 roku część stanów południowych dokonało secesji i utworzyło Skonfederowane Stany Ameryki (Konfederacja). Artyleria konfederatów zbombardowała Fort Sumter 12 kwietnia 1861 roku, co uważa się za początek wojny secesyjnej.
18 kwietnia Robert Lee otrzymał propozycję dowodzenia armią Stanów Zjednoczonych, która miała stłumić bunt na południu. Lee odmówił twierdząc, że choć sprzeciwia się secesji i jest za jednością USA, to nie może sprzeciwić się woli swoich pobratymców z południa.
Wkrótce objął dowodzenie nad armią w stanie Wirginia, która ogłosiła secesję 7 maja. Odznaczył się w pierwszych wojennych potyczkach. W sierpniu był już trzecim najwyższym rangą generałem armii konfederackiej.
Od marca 1862 roku Robert Lee służył jako jeden z bliższych doradców prezydenta Stanów Południowych, Jeffersona Davisa w Richmond. Kilka miesięcy później, z powodu ran odniesionych przez głównodowodzącego armii Południa Josepha Johnstona, Robert Lee przejął jego obowiązki. Początkowo nie spotkało się to z aplauzem wielu mieszkańców zbuntowanych stanów.
Pomimo sceptycznego podejścia do jego osoby, Lee szybko udowodnił, że jest dowódcą zdolnym i zamierza zrobić wszystko, aby poprowadzić swoich ludzi do zwycięstwa. Zaczął szybko zyskiwać popularność.
Bitwa pod Gettysburgiem
Generał Lee zreorganizował Armię Północnej Wirginii, główną siłę Południa. Pod koniec sierpnia 1862 roku zwyciężył w drugiej bitwie pod Bull Run. Na początku września armia Południa prowadzona przez Lee przekroczyła Potomac, ale po klęsce w bitwie nad Antientam, konfederaci wrócili na swoją stronę rzeki. Mimo końcowej porażki Konfederacja wyszła z walk ze wzmocnionymi morale, co przełożyło się na zwycięską bitwę po Fredericksburgiem 13 grudnia 1862 roku.
Robert Lee jeszcze wielokrotnie potwierdził swoją reputację świetnego dowódcy. Kolejny raz w czasie tryumfu pod Chancellorsville w dniach 1-4 maja 1863 roku. Lee stał się na Południu prawdziwym idolem. Jego nazwisko z trwogą powtarzano na Północy.
Seria zwycięstw nie trwała jednak wiecznie. Armia Potomacu przerwała ją w czasie bitwy pod Gettysburgiem, uważanej za przełomowy moment wojny secesyjnej. Bitwa pod Gettysburgiem zakończyła się 3 lipca 1863 roku. Następnego dnia Lee wycofał się za Potomac. Generał wziął na siebie całą odpowiedzialność za porażkę. Podczas wycofywania miał powiedzieć: „Nieważne, to wszystko moja wina – to ja przegrałem tę walkę”.
Pomimo to wielu mieszkańców Południa nie uważało wówczas Gettysburga za punkt zwrotny czy katastrofę. Wszyscy nadal wierzyli w umiejętności Lee. Następna wielka kampania wojny secesyjnej zaczęła się wiosną 1864 roku. Naprzeciwko generała Lee stanął kolejny dowódca armii Północy, Ulysses Grant.
Dalsze miesiące przyniosły jednak stopniowe wycofywanie konfederatów. 9 kwietnia 1865 roku w Appomattox Court House generałowie Lee i Grant spotkali się, aby ustalić warunki poddania się Południa. Chociaż wielu mieszkańców Północy uważało, że Lee powinien być traktowany jak zdrajca, generał Grant, zgodnie z życzeniem prezydenta Lincolna, zastrzegł, że wszyscy konfederaci, w tym Lee, podpiszą zwolnienie warunkowe i wrócą do swoich domów. Wojna secesyjna dobiegła końca.
Po wojnie
W sierpniu 1865 roku Robert Lee został dyrektorem Washington College w Lexington w stanie Wirginia. Lee zrewidował program nauczania, dodając kursy z nauk ścisłych i inżynierii do tradycyjnej oferty z przedmiotów klasycznych. Uczelnia cieszyła się dużą popularnością, a studenci przybywali doń z różnych stanów.
Pomimo (nadal) dość bojowych nastrojów w stanach południowych, Lee nigdy publicznie nie krytykował władz w Waszyngtonie. Wychodził z założenia, że Południe dołożyło wszelkich starań, aby zrealizować swoje zamierzenia, a teraz musi zmierzyć się ze wszystkimi konsekwencjami swojej porażki. Generał Lee przez kilka lat po wojnie dążył do pojednania z Północą, jednak dla większości mieszkańców północnych stanów pozostał „zdrajcą” – czego konsekwencje widać w Ameryce do dzisiejszego dnia.
Robert Lee zmarł 28 września 1870 roku z powodu wielu dolegliwości fizycznych, także dawnych wojennych urazów.
Już krótko po śmierci generał Lee stał się ikoną. Jego dom w Arlington zamieniono na muzeum, w całych Stanach Zjednoczonych zaczęto stawiać jego pomniki. W XXI wieku trend zaczął się odwracać. Zwłaszcza w ostatnich latach Robert Lee prezentowany jest przede wszystkim jako przedstawiciel „białej supremacji” i właściciel niewolników. Jego posągi były (i są) masowo obalane w czasie rozruchów marksistowskiej organizacji Black Lives Matter. Dla amerykańskiej lewicy generał Robert Lee jest symbolem „białej Ameryki”, która zbudowała swoją siłę na tzw. „systemowym rasizmie”.
Jednak sam Lee – choć faktycznie posiadał niewolników (kto bogatszy ich jednak w USA wówczas nie posiadał?) – był zdania, że „niewolnictwo jako instytucja jest moralnie i politycznie zła”. Twierdził też, że wyzwolenie czarnych wyniknie raczej z „łagodnego wpływu chrześcijaństwa, niż burz i nawałnic”, mając na myśli, że żadna gwałtowana rewolucja nie doprowadzi tak naprawdę niewolników do wolności. Jednak, kiedy rewolucja poszukuje wrogów, kto dziś o tym pamięta?
...
Bez watpienia jedna z jasniejszych postaci na tle HANIEBNEJ historii USA. Bezdyskusyjnie mrocznosc historii USA nie jest wymyslem lewakow. Tylko ze lewactwo jest najmroczniejsza karta tej historii.
Oczywiscie postac ciezka do czczenia bo trudno za wzor dawac dowodce strony dazacej do utrzymania niewolnictwa. To jest masakrycznie ciezkie. Problem w tym ze patrzac osobiscie dowodcy poludnia byli wspanialymi jak na ten kraj ludzmi! A przeciwni byli degeneratami i glupkami. Najwybitniejszym wodzem Polnocy byl Lincoln. Nie zmienia to faktu ze sprawa o ktora walczyli moralnie jest jednoznaczna i chocby po dobrej stronie byly kanalie to nadal ona ma slusznosc.
Co do wojskowej strony to czolowy atak na umocnione pozycje wroge ktory OPŁYWAŁ WRECZ W NADMIAR LUF I ZAOPATRZENIA I NIE MIAL CO ROBIC Z AMUNICJA byl abberacja militarna. Moze byl jakims przejawem honoru? Dzentelmeni atakuja twarza w twarz? Tez pamietajmy mentalnosc epoki w ktorej byl honor dzis nieznany.
Czyli oceniajac historycznie odrozniajmy osobe od sprawy jesli osoba zachowywala sie przyzwoicie nawet bedac po nieslusznej stronie oddajmy jej to. Przecisz rosyjskich oficerow ktorzy z szacunkiem traktowali powstancow stawia sieza wzor! I slusznie. Bo osoba zawsze stoi ponad ideologia.
Co ciekawe Bóg ocenia czy jesli podjal sie walczyc po stronie poludnia robil to z czystymi intencjami godnie i uczciwie! Bynajmniej Konfederaci z automatu nie ida do piekla!
Starczy twarz obejrzec widac ze osoba niezwykle uczciwa.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|