Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Rozpad nauki w Polsce.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:40, 15 Kwi 2015    Temat postu:

Resort nauki zachęca do podpisywania Europejskiej Karty Naukowca

Zasady określające m.in. zakres obowiązków i uprawnienia naukowców zawiera Europejska Karta Naukowca. Do tej pory podpisało ją zaledwie 16 polskich instytucji, dlatego resort nauki rozpoczyna kampanię zachęcającą do jej podpisywania i wdrażania jej zasad.

- Zaczynamy dużą kampanię promowania Europejskiej Karty Naukowca, której częścią integralną jest "Kodeks postępowania przy rekrutacji pracowników naukowych". Dla nas wdrażanie tych dokumentów jest bardzo ważne, bo mamy bardzo wiele sygnałów, że warunki pracy czy rozwoju kariery naukowej nie wszędzie spełniają te kryteria, których byśmy oczekiwali - powiedziała w dziś podczas konferencji prasowej minister nauki i szkolnictwa wyższego prof. Lena Kolarska-Bobińska.

Europejska Karta Naukowca została przygotowana w 2005 r. przez Komisję Europejską. Ustanawia ogólne zasady określające zakres obowiązków i uprawnienia pracowników naukowych, a także ich pracodawców i grantodawców. Zawiera ona zobowiązania np. do zapewnienia naukowcom stabilnych warunków zatrudnienia, ale też warunków umożliwiających godzenie życia zawodowego z rodzinnym, wspierania mobilności naukowców. Określa również zasady dostępu do szkoleń naukowych, doradztwa zawodowego, a także procedury rekrutacji na wiele stanowisk, czy ocenę pracy naukowca z punktu widzenia całego spektrum jego obowiązków.

Przez 10 lat istnienia Karty podpisało ją 1200 uniwersytetów i organizacji naukowo-badawczych z 35 krajów. Wśród nich znalazło się jedynie 16 organizacji z Polski. Podpisanie dokumentu - jak podkreśliła w środę minister nauki - ma duże znaczenie praktyczne. Już teraz m.in. w niektórych konkursach unijnego programu Horyzont 2020 stosowanie zasad zawartych w Karcie jest obowiązkowe, dlatego podpisanie tego dokumentu może ułatwić pozyskiwanie unijnych grantów.

Te instytucje, które podpiszą Kartę i będą stosowały zawarte w niej zasady mogą się również ubiegać o znak HR Excellence in Research, przyznawany przez Komisję Europejską. Do tej pory otrzymało go zaledwie pięć instytucji z Polski: Instytut Chemii Fizycznej PAN w Warszawie, Instytut Genetyki Roślin PAN w Poznaniu, Międzynarodowy Instytut Biologii Molekularnej i Komórkowej w Warszawie, Instytut Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego w Warszawie oraz Fundacja na rzecz Nauki Polskiej. - Znak dodaje prestiżu instytucjom naukowym, a również przyciąga naukowców z zagranicy. To dowód, że warto związać się z taką instytucją, bo w niej są przestrzegane zasady Karty - podkreśliła minister Kolarska-Bobińska.

- Taki znak to przede wszystkim prestiż i wizerunek wiarygodnego pracodawcy na rynku europejskim i światowym. Nasz instytut zawsze starał się rekrutować również naukowców z zagranicy. Na portalu ogłoszeń pracy dla naukowców - Euraxess - instytucje, które posiadają to logo są nim oznakowane, co stwarza lepsze szanse na zatrudnienie jak najlepszych naukowców - mówiła dziś wicedyrektor Międzynarodowego Instytutu Biologii Molekularnej i Komórkowej prof. Marta Miączyńska.

Jednostki naukowe, które podpiszą Kartę i będą ubiegały się o przyznanie znaku HR Excellence in Research, muszą określić, które elementy systemu zarządzania i polityki kadrowej są spójne z zasadami Karty. - Na tej podstawie przygotowują strategię i plan działania ukierunkowany na zdobycie znaku. Potem te dokumenty trzeba przesłać Komisji Europejskiej, która musi je zaakceptować - wyjaśniła minister nauki.

Jej resort chcąc zachęcić jednostki naukowe i poszczególnych badaczy do podpisywania obu dokumentów, podjął działania upowszechniające wdrażanie zarówno Europejskiej Karty Naukowca, jak i Kodeksu postępowania przy rekrutacji pracowników naukowych. Minister wysłała już w tej sprawie list do rektorów uczelni i kierowników jednostek naukowych. - Zwróciliśmy się też do Narodowego Centrum Nauki i Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, Polskiej Akademii Nauk, Polskiej Komisji Akredytacyjnej, a także Komitetu Ewaluacji Jednostek Naukowych o propozycje działań mających implementować kartę - powiedziała Kolarska-Bobińska.

Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych już zadeklarował, że osiągnięcie znaku będzie premiowane i włączone do systemu ocen jednostek naukowych. Również NCN uwzględni w swoich programach grantowych posiadanie logo HR Excellence in Research. - Chcemy, aby cały system spójnie zaczął działać w nowym roku akademickim - zadeklarowała minister nauki.

>>>

Kpiny. Po sobie widze ze bycie naukowcem najlepiej wychodzi poza systemem nawet uczelnianym. Nawet te ukladziki na uczelniach szkodza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:34, 21 Kwi 2015    Temat postu:

Skandal na Politechnice Wrocławskiej. Sześciu pracowników na ławie oskarżonych
Michał Dzierżak
21 kwietnia 2015, 10:13
Prokuratura skierowała do sądu we Wrocławiu akty oskarżenia w sprawie 10 osób, w tym sześciu pracowników naukowych Politechniki Wrocławskiej, dopuszczających się wyłudzenia z grantów naukowych ponad 1,75 mln złotych. Ponadto trzech oskarżonych przypisywało sobie autorstwo cudzych prac.

Prokurator Okręgowy w Legnicy skierował do Sądu Okręgowego we Wrocławiu akty oskarżenia przeciwko dziesięciu osobom, w tym sześciu pracownikom Wydziału Elektroniki Politechniki Wrocławskiej. Od 2005 do 2013 r. dopuścili się oszustw przy rozliczaniu sześciu projektów naukowych, wyłudzając około 1,75 mln złotych. Za głównego inicjatora procederu prokuratura uznała 66-letniego Adama J., profesora politechniki, kierownika Zakładu Sztucznej Inteligencji i Projektowania Algorytmów w jednym z instytutów.

- Proceder polegał na pozyskiwaniu z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego przez Adama J. i jego „zespół” środków na prace badawcze z zakresu informatyki, które w rzeczywistości nie były wykonane. Oskarżeni w ramach realizacji grantów zawierali umowy-zlecenia na wykonanie prac cząstkowych z doktorantami, studentami lub przypadkowymi osobami, niemającymi żadnych kwalifikacji do wykonywania prac naukowych objętych umową – mówi Liliana Łukasiewicz z Prokuratury Okręgowej w Legnicy.

Pracownicy naukowi wiedzieli, że prace te są wykonane nierzetelnie lub w ogóle nie zostały wykonane, a mimo to rozliczali przyznane środki w raportach końcowych. Wyliczono, że przez kilka lat tego procederu wyłudzili ponad 1,7 mln złotych. Sześciu kierownikom projektów naukowych prokuratura postawiła zarzut oszustwa.

- Organizatorem procederu był Adam J., profesor Politechniki. Z racji zasiadania w różnych gremiach naukowych miał on dużą wiedzę na temat tego, jak grant zdobyć, znał też osoby mające wpływ na podejmowanie decyzji rozstrzygających o ich przyznaniu. Często J. pozyskiwał dla projektu osoby z dużym dorobkiem naukowym, wpisywane jako jego uczestnicy na etapie rozstrzygania konkursu. Po przyznaniu grantu osoby te „znikały”, a na wykonanie prac cząstkowych podpisywano umowy z figurantami – dodaje Łukasiewicz.

Adam J. oraz pozostali kierownicy projektów naukowych, którzy służbowo podlegali J. – Maciej L., Tomasz K., Mateusz G., Radosław R. oraz Andrzej K. – usłyszeli zarzuty oszustwa, za które grozi od roku do 10 lat pozbawienia wolności. Wobec profesora J. wymiar kary zaostrzono z uwagi na to, że w ocenie prokuratura uczynił on z wyłudzania stałe źródło swojego dochodu. Grozi mu zatem do 15 lat więzienia.

Wśród oskarżonych znalazły się także żony dwóch pracowników naukowych – Agnieszka K. i Maria R. Mając świadomość nieuczciwości działań podpisały one umowy na wykonanie prac cząstkowych, które ostatecznie wykonane nie zostały. Usłyszały zarzuty pomocy w oszustwie za co mogą spędzić za kratkami od 6 miesięcy do nawet 8 lat.

Ponadto Adam J., Maciej L. i Tomasz K. dopuścili się łącznie sześciu plagiatów, polegających głównie na przywłaszczaniu sobie autorstwa fragmentów cudzych prac magisterskich. W tej sprawie oskarżono również dwie inne osoby, dopuszczające się tego przestępstwa – 67-letnia Zofia P. oraz 31-letni Bartosz T. Grozi im do 3 lat więzienia.

>>>

I to jest kradziez dobr intelektualnych jesli zarzuty sie potwierdza, nie sciagnie z internetu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Wto 18:34, 21 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:57, 27 Kwi 2015    Temat postu:

Wrocław: Winda absurdu na uniwersytecie. Miała służyć niepełnosprawnym, ale "zabrakło wyobraźni"
Tomasz Pajączek

W trosce o seniorów oraz osoby niepełnosprawne w głównym gmachu Uniwersytetu Wrocławskiego wybudowano windę. Inwestycja nie została jeszcze oddana do użytku, ale nawet gdyby było inaczej – osoby poruszające się na wózkach i tak nie mogłoby z niej skorzystać, bo do windy prowadzą... schody. I tak jest przy każdym z trzech wejść.

Paweł Parus, szef wrocławskiego Klubu Kibiców Niepełnosprawnych, gdy zobaczył nową inwestycję wybudowaną na dziedzińcu głównego gmachu Uniwersytetu, był mocno zdumiony. – Przede wszystkim droga jest bardzo skrzętnie ukryta przed osobami niepełnosprawnymi, ponieważ żeby tu wjechać, trzeba najpierw pokonać dwie bramy, a dojście do windy jest nieoznaczone – zaznacza Parus.

Winda z barierami nie do pokonania

Brak oznakowania można jakoś zrozumieć, bo dźwig nie został jeszcze włączony i na razie nikt z niego nie korzysta. Gorzej, że nawet gdyby osoba poruszająca się na wózku chciała do niego wsiąść – nie miałaby na to najmniejszych szans, bo do windy prowadzą schody. I tego faktu wytłumaczyć i usprawiedliwić już się nie da.

– Dla osoby niepełnosprawnej dostęp do tego dźwigu jest kompletnie niemożliwy. Winda, która startuje od szóstego czy siódmego schodka jest bezsensem – mówi krótko Paweł Parus. – Widać, że zabrakło tutaj konsultacji ze środowiskiem osób niepełnosprawnych – dodaje.

Przedstawiciele uczelni zapewniają, że konsultacje były. Miał w nich uczestniczyć m.in. poseł Sławomir Piechota. Ale patrząc na niemal gotową inwestycję – aż trudno w to uwierzyć.

– Ten projekt został modelowo zepsuty i teraz kolejnymi nakładami finansowymi trzeba pewnie będzie go naprawić, montując jakiś system podjazdu – twierdzi Parus. – To jest aż niepojęte, że w XXI wieku, gdzie tak wiele mówi się o otwartości, o dostępności, o tym, że miasto i obiekty są bez barier, napotykamy na taki cud, no bo to jest cud – uważa Parus.

– Ręce opadają, bo to ciężko nazwać jakimikolwiek cenzuralnymi słowami. Żeby dostać się do windy, potrzebowalibyśmy podjazdu albo czterech silnych mężczyzn, którzy wnieśliby osobę na wózku po schodach – mówi Marta Wolszczyniak, która działa w stowarzyszeniu pomagającym osobom niepełnosprawnym i sama też ma problemy z poruszaniem się.

W miejscu schodów wybudują podjazd

– Rozumiem rozgoryczenie osób z niepełnosprawnościami, proszę jednak pamiętać, że pierwotny projekt był szerszy i miał kosztować aż milion złotych, na co nas w tym momencie nie stać – wyjaśnia Bogumił Dudczenko z biura rektora Uniwersytetu Wrocławskiego.

Wiadomo, że pierwotna koncepcja zakładała likwidację portierni w bramie prowadzącej do windy i budowę w jej miejscu podnośnika. – W dalszej przyszłości przebudujemy przedsionek i zamontujemy tam podnośnik – obiecuje Dudczenko.

Na razie jednak uczelnia chce zająć się budową podjazdu do windy na zewnątrz budynku. – To jest nasz priorytet. Umowę z wykonawcą chcemy podpisać w maju – przekonuje Dudczenko. W ten sposób być może jeszcze w tym roku z nowej inwestycji będzie można skorzystać. Bez przeszkód.

Za dodatkowy podjazd trzeba jednak będzie zapłacić w granicach 60 tysięcy złotych. A już teraz na budowę dźwigu wraz z przebudową dziedzińca wydano dwa miliony złotych. Zdaniem Pawła Parusa to pieniądze wyrzucone w błoto, bo gdyby winda od początku startowała z poziomu zero, żaden podjazd nie byłby potrzebny.

W tej sytuacji to jedyne wyjście, by dźwig stał się użyteczny także dla niepełnosprawnych.

...

Wyksztalciuchy myśleć nie muszą bo majo dyplomy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:18, 07 Lip 2015    Temat postu:

Uczelnie zarabiają na rekrutacji? "Nie powinno być tej opłaty"
Michał Fabisiak
akt. 7 lipca 2015, 14:58
Matura zdana, czas iść na studia. Na uczelniach właśnie wystartowała rekrutacja przyszłych żaków. Aby wziąć w niej udział trzeba wnieść opłatę. Ta praktyka od lat krytykowana jest przez studentów. Zdaniem żaków, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska opłata należy się tylko uczelni, na której dany kandydat podjął naukę. - Uważam, że jeśli nie dostaniemy się na dany kierunek lub ostatecznie wybraliśmy inną szkołę, to powinniśmy otrzymać zwrot wpłaconych pieniędzy - tłumaczy Wirtualnej Polsce Karol, student dziennikarstwa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Co roku ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego wydaje rozporządzenie, które określa maksymalne wysokości opłat rekrutacyjnych. - Ostateczna kwota ustalona w konkretnej uczelni może być niższa - wyjaśnia Wirtualnej Polsce Łukasz Szelecki, rzecznik prasowy MNiSW. W roku akademickim 2015/2016 te opłaty wyglądają następująco: 150 zł dla kierunków artystycznych lub architektonicznych, 100 zł dla kierunków ze wstępnym egzaminem sprawnościowym oraz 85 zł dla pozostałych.

W praktyce wygląda to tak, że kandydaci rekrutują najczęściej na kilka kierunków. - Nie miałem pewności, gdzie mnie przyjmą, więc aplikowałem na dwie uczelnie warszawskie i na jedną z Krakowa - wspomina Karol. Dlatego wymienione wcześniej kwoty należy pomnożyć przez liczbę kierunków. I tak Karol na rekrutację wydał 240 zł. Jeszcze więcej zapłacił Jakub, który złożył dokumenty aż na pięć kierunków. - Chciałem studiować politologię, ale nie byłem pewien, na którą uczelnie mnie przyjmą, więc na wszelki wypadek złożyłem dokumenty w kilka miejsc. Wszędzie musiałem zapłacić, a w pierwszym etapie rekrutacji przyjęła mnie tylko jedna uczelnia. Wyrzuciłem, więc w błoto prawie 400 zł - wspomina student politologii na UW.

Co studenci sądzą o takim systemie opłat? - Dla mnie jest to zwykłe oszustwo i żerowanie na studentach, którzy mają nadzieję dostać się na dany kierunek. To nieuczciwe, że ktoś pobiera bezzwrotną opłatę w sytuacji, gdy nie oferuje nic w zamian - mówi Karol. Wtóruje mu Jakub, który uważa, że tego typu opłaty są zbędne, zwłaszcza na uczelniach publicznych. - Państwo gwarantuje konstytucyjnie bezpłatny dostęp do wiedzy i kształcenia, więc nie rozumiem, dlaczego dostęp do tej wiedzy obarczony jest zapłatą pieniędzy - mówi student politologi na UW. I dodaje, że przy obecnym niżu demograficznym, uczelnie w pewien sposób powinny zabiegać o studenta, ponieważ w przeciwieństwie do uczelni z roku na rok jest ich coraz mniej.

Mieszko, który w tym roku wybiera się na studia uważa, że opłaty rekrutacyjne to dla przyszłego żaka kolejny duży wydatek. - Młody człowiek, który zamierza kształcić się w dużym mieście za samo wynajęcie pokoju i kaucję musi na wstępie wydać ok. 1500zł. Opłaty rekrutacyjne to nieuzasadnione koszty. Nie wszystkich na nie stać, a każdy składa dokumenty na więcej niż jeden kierunek, ponieważ nie ma pewności czy dostaniemy się na ten wymarzony - tłumaczy tegoroczny maturzysta. Jego zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby uiszczanie opłaty rekrutacyjnej dopiero po otrzymaniu pozytywnego wyniku rekrutacji dla kandydata. - Każdy przyszły student zapłaciłby wówczas tylko raz. Inaczej uczelnie niestety bogacą się naszym kosztem - mówi Mieszko.

Jeszcze inne rozwiązanie proponuje Agata, studentka Uniwersytetu Warszawskiego. - Moim zdaniem powinien istnieć wspólny dla wszystkich szkół wyższych, ogólnopolski numer konta, na który dokonywana byłaby opłata. Po zakończeniu procesu rekrutacyjnego uiszczone pieniądze trafiałyby do uczelni, na którą zdecydował się kandydat - tłumaczy studentka UW. Podobnie uważa Karol. Z kolei Kuba jest zwolennikiem całkowitej likwidacji opłat.

O sprawę pobierania opłat rekrutacyjnych zapytaliśmy ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego. Do tematu odniósł się rzecznik prasowy resortu MNiSW. - Opłata rekrutacyjna, którą pobierają uczelnie publiczne, pokrywa koszty ponoszone podczas rekrutacji na studia. Do ustalenia jej wysokości zobowiązany jest rektor - wyjaśnia Szelecki. I dodaje, że opłata nie może przekraczać kosztów czynności związanych z przyjmowaniem na studia na danym kierunku i określonym poziomie kształcenia.

Ta argumentacja nie przekonuje Agaty. - Skoro uczelnia jest publiczna to rozumiem, że pieniądze na swoją działalność dostaje od państwa, także na rekrutacje kolejnych studentów. Skąd w takim razie ta opłata? - mówi wzburzona studentka. I dodaje. - Nie rozumiem dlaczego mam płacić uczelni, z którą łączy mnie jedynie to, że złożyłam u nich podanie rekrutacyjne, a później zrezygnowałam z nauki tam bądź się nie dostałam? Mam zapłacić 85 zł praktycznie za nic? - pyta studentka UW.

...

Jak ma być dobrze skoro uczelnie dają zły przykład. Sprawdzenie jednej pracy więcej nie kosztuje 150 zł...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:51, 11 Gru 2015    Temat postu:

Kolejna burza na znanej uczelni. "Pracownik to zwierzę, ma się łasić"
Przemysław Dubiński
8 grudnia 2015, 09:11
W zeszłym tygodniu Wirtualna Polska opisała sprawę nieprawidłowości podczas przyznawania doktoratów na warszawskiej ASP. Po tej publikacji zgłosiła się do nas dr Joanna Gruba, która opowiedziała nam jak wygląda proces nadawania habilitacji na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Chodzi dokładnie o Wydział Nauk Pedagogicznych, któremu Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów z powodu szeregu uchybień ograniczyła uprawnienia do nadawania stopnia doktora oraz doktora habilitowanego.

Joanna Gruba skończyła studia na Wydziale Pedagogiki i Psychologii na Uniwersytecie Śląskim, gdzie z wyróżnieniem obroniła doktorat. W międzyczasie otrzymała również kilka znaczących nagród. Habilitację zdecydowała się jednak robić na Wydział Nauk Pedagogicznych w Toruniu. Czemu podjęła decyzję o kontynuowaniu kariery niemal na drugim końcu Polski?

- Jestem szczęśliwą żoną i matką. Nigdy nie poświęciłabym mojej rodziny w zamian za habilitację. Niech to wystarczy za komentarz - mówi absolwentka Uniwersytetu Śląskiego, która po złożeniu papierów na UMK w Toruniu spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem. - Początki były obiecujące. Nie wzięłam jednak pod uwagę, że to całe środowisko zna się na wylot i wzajemnie popiera. W międzyczasie ktoś "życzliwy" wystawił mi w Toruniu "laurkę" - opowiada.

Początek drogi i pierwsze przeszkody

3 kwietnia 2013 roku dr Gruba złożyła komplet dokumentów do Centralnej Komisji, która według obowiązujących przepisów powinna zostać powołana w terminie do 6 tygodni. W tym przypadku Komisję powołano jednak dopiero 3 września 2013 r., czyli po 22 tygodniach. W jej skład weszło siedmiu członków będących ekspertami pracującymi na różnych uczelniach w całej Polsce.

Pierwsze kłopoty rozpoczęły się jeszcze przed wystawieniem recenzji. - Zanim dostałam pierwszą z nich z dziekanatu WNP w Toruniu, mój mąż, który prowadzi znane wydawnictwo, odebrał wymowny telefon. Zadzwonił do niego jeden z recenzentów pracujących na UMK i stwierdził: "Niestety, nie mogę przepuścić pana żony. I co my z tym zrobimy?". To pytanie było dość jednoznaczne... - opowiada dr Gruba. - Wówczas wiedziałam już, że moja habilitacja wisi na włosku - dodaje.

Według prawa recenzenci mieli 6 tygodni na wystawienie oceny pracy habilitacyjnej. Tymczasem w przypadku dr Gruby trwało to aż 19 tygodni i zgodnie z przewidywaniami doktorantki wszystkie oceny były negatywne.

- Po przeczytaniu pierwszej recenzji przeżyłam szok. Dostałam ją tuż przed Świętami Bożego Narodzenia w 2013 roku. Wówczas wiedziałam już, że kolejne negatywne oceny są tylko kwestią czasu. Gdy w końcu je dostałam, to nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że są nieuczciwe, a przede wszystkim nierzetelne - przekonuje. Co dokładnie zarzuca ludziom oceniającym jej pracę?

- Pierwsza recenzja zawierała liczne błędy zarówno formalne, jak i merytoryczne, sformułowania nieprawdziwe, a także liczne błędy językowe, w nazwiskach i tytułach publikacji. Pan profesor nie ocenił jednego z głównych moich osiągnięć i aż 11 razy nieprawidłowo przepisał tytuł mojego głównego osiągnięcia. Mylił nazwiska (np. zamiast Grabias pisał Grabiał, zamiast Szymoniuk, Szymaniuk) oraz pojęcia (stygmatyzmu z sygmatyzmem czy determinizmu z determinacją) - wylicza dr Gruba.

W kolejnych recenzjach również miało roić się od błędów. Druga miała zawierać liczne błędy ortograficzne oraz stwierdzenie, że jedno z osiągnięć oceniła "na pierwszy rzut oka".

Ostatnia recenzja zdaniem naszej rozmówczyni również pozostawiała sporo do życzenia. - Mylenie tytułów, "rzucanie okiem" i błędy ortograficzne okazały się "bułką z masłem" w porównaniu z tym, co przeczytałam w ocenie ostatniego profesora. Już w pierwszych słowach otwarcie przyznał on, że nie ocenił wszystkich osiągnięć, bo... ich po prostu nie dostał. Nie przeszkodziło mu to jednak w wystawieniu negatywnej oceny. A co by było, gdyby otrzymał wszystkie "materiały"? Zmieniłby zdanie? - pyta retorycznie nasza rozmówczyni.

"Dr Gruba otrzymała trzy negatywne recenzje, także naprawdę trudno tutaj mieć jakikolwiek wątpliwości co do decyzji rady" - odpiera zarzuty zespół rzecznika prasowego UMK.

Walka na wszystkich frontach

Habilitantka mając poczucie niesprawiedliwości zwróciła się z prośbą o zajęcie stanowiska do rektorów macierzystych uczelni (UMK, UW oraz WSP w Łodzi) profesorów oceniających jej pracę. - We wszystkich przypadkach umyli oni ręce od sprawy - opowiada nasza rozmówczyni. - Recenzje są podstawą całego postępowania habilitacyjnego. Wszyscy mogą się bronić - bandyci, mordercy, złodzieje - ale habilitant nie. Nie może odnieść się do swojej recenzji, która według prawa jest święta. Mój przypadek jest tego najlepszym przykładem - dodaje.

23 marca 2014 roku ukazała się Uchwała Rady Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu o odmowie nadania stopnia doktora habilitowanego dr Joannie Gruba. Nasza rozmówczyni zwraca uwagę, że składała się ona wyłącznie z przekopiowanych negatywnych opinii z recenzji. - Wygląda na to, że nikt tej Uchwały przed publikacją nie przeczytał. Nawet nie rzucił na nią okiem - przekonuje Gruba, która 5 maja 2014 r. złożyła odwołanie od decyzji do Centralnej Komisji.

Przytoczyła w nim aż sześć uchybień formalo-prawnych postępowania habilitacyjnego. W tym m.in. naruszenie obowiązujących zasad w zakresie podejmowania decyzji przez organ kolegialny oraz naruszenie zasady obiektywizmu i niezależności w formułowaniu oceny dorobku naukowego habilitantki poprzez uchybienie w zakresie wymogów art. 18 a ust 12 ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym, polegające na upublicznianiu kolejno pełnych treści oddawanych recenzji.

- W odpowiedzi Centralna Komisja odniosła się tylko do jednego z zarzutów, a i w tym przypadki trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z mataczeniem. Stwierdzono bowiem, że moja recenzja była widoczna w internecie przez 1 dzień, podczas gdy w rzeczywistości przez ponad 9 dni. To było kłamstwo ze strony Centralne Komisji. Mam na to dowody. W świetle prawa nie jest jednak ważne ile wisiała, ponieważ w ogóle nie powinna się tam pojawić. Na resztę zarzutów nikt mi nie odpowiedział. Jak widać, władza może wszystko - komentuje orzeczenie Centralnej Komisji dr Gruba.

- W tej sytuacji mogę powiedzieć, że CK dołożyła wszelkich starań by zbadać tę sprawę. Zwykle w takich przypadkach powołuje się jednego recenzenta. Tymczasem w przypadku dr Gruby było powołanych dwóch. Oni nie znaleźli przesłanek by kontestować decyzje Rady Wydziału. Ich opinie były dla tej pani skrajnie niekorzystne - mówi prosząca o zachowanie anonimowości osoba z otoczenia Centralnej Komisji. Nie potrafił on nam jednak wytłumaczyć dlaczego CK odniosła się tylko do jednego z sześciu wytkniętych przez habilitantkę uchybień. - Jeżeli są jakiekolwiek wątpliwości, to teraz rozstrzygnie je sąd. Poczekajmy na jego decyzję - dodaje.

Czubek góry lodowej?

W czasie, kiedy na UMK odbywało się postępowanie habilitacyjne dr Joanny Gruby, kontrolę na Wydziale Nauk Pedagogicznych przeprowadziła Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów, która stwierdziła szereg uchybień. Wnioski płynące z raportu były druzgocące dla uczelni. Stwierdzono m.in. nadanie stopnia doktora habilitowanego na podstawie "niespójnej liczby głosujących", a w innym przypadku na podstawie podania "zawyżonej liczby publikacji".

W efekcie kontroli i nagannej oceny Wydziałowi Nauk Pedagogicznych ograniczono uprawnienia do nadawania stopnia doktora oraz doktora habilitowanego. Nie cofnięto jednak, przyznanych według CK z naruszeniem przepisów, habilitacji.

- Centralna Komisja nie ma prawa do cofnięcia tych habilitacji, mogła jedynie nałożyć sankcje na wydział. One były dotkliwe i mogę zapewnić, że UMK je odczuło. Jeżeli chodzi o sprawy personalne, to są one w gestii uczelni, a dokładniej wydziału, który na podstawie naszej kontroli może wyciągać konsekwencje wobec swoich podwładnych - mówi osoba z otoczenia Centralnej Komisji. - W tym przypadku nie zgłoszono sprawy do prokuratury, gdyż uznano, że uczelnia sama powinna uporać się z nieprawidłowościami - przekonuje.

Władze UMK nie zdecydowały się jednak cofnąć habilitacji wspomnianym w raporcie osobom. Co więcej, jedna z nich robi karierę na uczelni.

- Osoba, która otrzymała stopień doktora habilitowanego na podstawie sfałszowanego głosowania została pełnoprawnym członkiem Rady Wydziału, a później głosowała w mojej sprawie. Gdy skierowałam do Ministerstwa Kultury pytanie: dlaczego nie odebrano tej pani habilitacji, to w odpowiedzi usłyszałam, że wydział został ukarany ograniczeniem uprawnień habilitacyjnych - nie kryje oburzenia Gruba. - Sprawa na UMK wyszła na jaw, bo ktoś uczciwy z Rady Wydziału UMK w końcu nie wytrzymał i doniósł do CK o nieprawidłowościach na wydziale. Gdyby nie ten fakt, nikt by się o tym nie dowiedział. Prawdopodobnie jest to wierzchołek góry lodowej - dodaje.

Gdy skierowaliśmy do UMK pytania odnośnie tego czy wobec osób odpowiedzialnych za uchybienia zostały wyciągnięte konsekwencje służbowe, a osoby które skorzystały na nieprawidłowościach straciły uzyskane stopnie, w odpowiedzi przesłano do nas pismo o treści:

"W związku z pytaniami dotyczącymi nieprawidłowości w zakresie nadawania tytułów na Wydziale Nauk Pedagogicznych informujmy, że rektor UMK uruchomił w tej sprawie procedurę kontrolną".

W rozmowie telefonicznej zapewniono nas, że na poziomie rektoratu nikt nie wie o żadnych działaniach, które zostały podjęte w stosunku do osób, które dopuściły się uchybień. - Wydziały mają jednak swoistą autonomię - zaznacza Ewa Walusiak-Bednarek z biura prasowego UMK. - Mogę jedynie potwierdzić, że rektor podjął działania wyjaśniające w tej sprawie. Wiedział również o ograniczeniu wynikającym z raportu kontroli CK. Nie mogę i nie chcę nic więcej powiedzieć, by nie stwierdzić czegoś, co byłoby dla nas niekorzystne. W związku z pana pytaniami na UMK mamy spore zamieszanie i dobrze, ale nic więcej nie mogę powiedzieć - kończy.

W opinii dr Gruby przykład z Torunia nie jest odosobniony, a podobne praktyki mogą być stosowane również na innych polskich uczelniach państwowych.

- Jeżeli człowiek chce być niezależny, to nie ma tam czego szukać. "Pracownik to zwierzę, ma się łasić" - oto motto obowiązujące na państwowych uczelniach. Byłam na dwóch, ale jestem przekonana, że na innych jest podobnie. Proszę mi wierzyć, że ludzie mający władzę w tym środowisku bardzo ją wykorzystują. Dla wielu z nich nie liczy się wiedza czy ambicje, tylko układy. Wciąż wyciekają jednak nowe sprawy. Wydaje mi się, że coraz więcej osób ma dość tego feudalizmu i zaczynają z tym walczyć - przekonuje Gruba i kończy - Te wszystkie patologie decydują później o standardach w polskiej nauce. Obecnie zajmujemy 150. miejsce w światowych rankingach. To najlepiej pokazuje skalę nieprawidłowości.

Sprawa znalazła swój finał w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie. Joanna Gruba złożyła w nim odwołanie od decyzji Centralnej Komisji. Pierwsza rozprawa ma rozpocząć się w marcu 2016 roku.

...

Cale szczescie ze jestem poza tym srodowiskiem. Nauka obecnie mozna sie znakomicie zajmowac w internecie Smile Na szczescie Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:34, 16 Gru 2015    Temat postu:

Dziekan WNP odpowiada na zarzuty: biorę na siebie pełną odpowiedzialność
Przemysław Dubiński
15 grudnia 2015, 11:25
W artykule Kolejna burza na znanej uczelni. "Pracownik to zwierzę, ma się łasić" Wirtualna Polska przedstawiła historię dr Joanny Gruby, która wytknęła nieprawidłowości podczas procesu nadawania habilitacji na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Chodziło dokładnie o Wydział Nauk Pedagogicznych. - Od strony prawnej oraz formalnej nie mam do siebie żadnych zastrzeżeń i wiem, że nie zostało złamane prawo. Biorę na siebie pełną odpowiedzialność dochowania procedur - odpiera zarzuty w rozmowie z WP dziekan wydziału dr hab. Piotr Petrykowski, prof. UMK.

Przeczytaj także: Kolejna burza na znanej uczelni. "Pracownik to zwierzę, ma się łasić"



Dr Joanna Gruba, która zgłosiła się do WP ze swoją sprawą, zarzuca prowadzonemu przez pana Wydziałowi Nauk Pedagogicznych, że w przypadku jej habilitacji wystawiliście recenzje zawierające błędy merytoryczne (mylenie pojęć i nazwisk) oraz ortograficzne. Miały się w nich pojawić również stwierdzenia: "rzuciłem okiem", "nie widziałem wszystkich materiałów", które mogą świadczyć o pobieżnej i niedokładnej ocenie dorobku habilitantki.

Dziekan dr hab. Piotr Petrykowski, prof. UMK: W tych recenzjach rzeczywiście zdarzyły się literówki i błędy językowe. Wynikało to z niedokładnej korekty, ale takie rzeczy się niestety przytrafiają i to nie tylko u nas. Jest to jednak coś, co nie ma wpływu na merytoryczną ocenę pracy. Być może były pomyłki dotyczące przekręcenia tytułu, jednak zawartość treści odnosiła się do właściwej publikacji i tego pani dr Gruba nie podważa.



Może jednak świadczyć o pospiesznym sporządzeniu recenzji. Ponadto pojawiły się też zarzuty dotyczące merytorycznych zagadnień tj. brak wglądu do wszystkich materiałów.

- Zarzut niepełnego wglądu do materiałów jest zupełnie chybiony. Wszyscy recenzenci dostali bowiem komplet dokumentów, co sami potwierdzili. W tym przypadku recenzent oparł się na wersji elektronicznej, a w papierowej pani dr Gruba dołożyła kilka tekstów. W tym kontekście recenzent mógł nie mieć dostępu do wszystkich materiałów przed wystawieniem swojej opinii.



Czy nie uważa pan jednak, że powinien dostać wszystkie materiały, gdyż mogło to mieć później wpływ na wystawioną przez niego ocenę?

- Dosyłaliśmy recenzentowi materiały, o które prosił. Być może nie ze wszystkimi się zapoznał. Ze względu na odmienną subdyscyplinę pedagogiki, którą się zajmuję, ciężko mi jest w pełni ocenić dorobek pani Gruby. Z całą pewnością mogę stwierdzić jednak, że zarzuty zawarte w recenzji w pełni wystarczały do sformułowania negatywnej oceny. Recenzent musiał zająć się wybranymi przez habilitanta oraz istotnymi dla oceny pracami. To zostało zrobione. Z innymi mógł się zapoznać, ale nie musiał. Co więcej wszystkie zarzuty trzech recenzentów odnosiły się do tych samych elementów.



Jeden z recenzentów stwierdził również, że "rzucił okiem" na dorobek.

- Proszę zwrócić uwagę na fakt, że Centralna Komisja powołała do oceny pracy dr Gruby siedem osób, których dorobek jest zbieżny z tematem habilitacji i jako dziekan muszę przyjąć, że są kompetentni w tym zakresie. Oni zapoznali się z dorobkiem habilitantki i ocenili go negatywnie. Co do tego niefortunnego stwierdzenia "rzuciłem okiem", to sam z własnego doświadczenia wiem, że należy się wystrzegać tego typu kolokwializmów. Lepiej np. użyć terminu pierwsze czytanie, które wymagało kolejnych czytań. To stwierdzenie nie budzi żadnych wątpliwości.



Pojawia się również zarzut, że pierwsza recenzja dr Gruby została upubliczniona w internecie jeszcze przed wydaniem opinii reszty recenzentów. To z kolei mogło mieć wpływ na ich decyzję.

- Rzeczywiście trafiła ona zbyt wcześnie, na kilka godzin, na stronę. Jednak nie jest prawdą, że wisiała tam kilka dni. Dowody, w postaci zrzutów ekranu, które pokazuje dr Gruba, są niewiarygodne i nie mają żadnej wartości dowodowej. Centralne Komisja badała tę sprawę bardzo wnikliwie i nie znalazła żadnych uchybień z naszej strony. Ponadto wszyscy recenzenci zgodnie stwierdzili na piśmie, że nie znali treści pierwszej recenzji, która została upubliczniona na stronie. Nie mam podstaw, by nie wierzyć tym sześciu osobom. Trzeba również podkreślić, że wówczas nieprecyzyjny był zapis rozporządzenia ministerstwa o terminie upubliczniania recenzji.



Pojawia się również zarzut, że Uchwała Rady Wydziału składała się z przekopiowanych negatywnych opinii recenzji.

- I tu dotykamy rzeczywistego wierzchołka góry lodowej. Dr Gruba procedurę habilitacyjną rozpoczęła w tzw. nowym trybie. Zarzuty, które stawia, odnoszą się do starego trybu oceny, który ma się do nowego, jak – kolokwialnie mówiąc - samochód do samolotu. W tym przypadku uzasadnienie składa się z fragmentów recenzji, jako merytoryczne udokumentowanie zarzutów. Jest to zawarte w Kodeksie Postępowania Administracyjnego. Rada Wydziału nie dokonuje oceny merytorycznej, a jedynie formalnej, opierając się na wnikliwej analizie dokonanej przez komisję.



Dr Gruba ma jednak odczucie, że jej recenzje zostały nierzetelnie ocenione i wskazuje, że nie może się bronić.

- To, że habilitant w nowym trybie nie ma możliwości do przedstawienia swoich racji, to jest prawda. Wynika to z ustawy i nic nie możemy na to poradzić. Jest jednak tryb odwoławczy i można zwrócić się do Centralnej Komisji. W tym przypadku powołano dwóch superrecenzentów, którzy potwierdzili zasadność naszej decyzji. To daje już w sumie dziewięć osób, które wystawiły negatywną ocenę.



W tym momencie pojawia się jednak zarzut, że całe środowisko doskonale się zna i wzajemnie popiera...

- Oczywiście, że się wzajemnie znamy, trudno jest jednak formułować na tej podstawie zarzuty. Spotykamy się na sympozjach oraz zjazdach i jest to naturalne. Jako dziekan dr Grubę poznałem dopiero, gdy złożyła wniosek o postępowanie habilitacyjne. Wiem natomiast, że już wcześniej iskrzyło pomiędzy nią, a jej byłą uczelnią. Rozmawiałem z tamtejszym dziekanem i zwrócił on mi uwagę, że dr Gruba naruszyła pewne procedury wewnątrz uczelniane.



Nasza rozmówczyni zwraca jednak uwagę, że w czasie, kiedy na UMK odbywało się jej postępowanie habilitacyjne, to kontrolę na Wydziale Nauk Pedagogicznych przeprowadziła Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów, która stwierdziła szereg uchybień.

- Proszę zwrócić jednak uwagę, że kontrola dotyczyła lat 2009-2012, czyli czasu, gdy obowiązywały stare reguły habilitacji. Tymczasem dr Gruba rozpoczęła proces w toku nowych procedur. Tego nie da się porównać i znów wróciłbym tu do wspomnianego "samochodu i samolotu".



Wnioski płynące z raportu CK są jednak bardzo niekorzystne dla Wydziału Nauk Pedagogicznych. W ich wyniku ograniczono uprawnienia do nadawania stopnia doktora oraz doktora habilitowanego.

- Dr Gruba weszła w posiadanie protokołu CK w sposób bezprawny i upubliczniła go. W tej sprawie złożyłem już wniosek do prokuratury. Jeżeli mówimy jednak dokładnie o tym dokumencie, to mogę po kolei odpowiedzieć na sformułowane w nim twierdzenia.



Stwierdzono m.in. nadanie stopnia doktora habilitowanego na podstawie podania "zawyżonej liczby publikacji".

- Centralna Komisja w tym piśmie popełniła rażące błędy i właśnie, jako Rada Wydziału oficjalnie się do nich odniesiemy. Jeżeli chodzi o zawyżoną liczbę publikacji, to ten zarzut jest zupełnie nieprawdziwy. W starych procedurach nie było bowiem wymogu minimalnej liczby publikacji niezbędnych do uruchomienia procedury habilitacyjnej. W nowych przepisach taki wymóg jest. CK zastosowała natomiast nowe wymogi do starego postępowania, co było bezprawne.



W raporcie jest też mowa o nadaniu stopnia doktora habilitowanego na podstawie "niespójnej liczby głosujących". Pada nawet zarzut sfałszowania głosowania.

- Jedyną osobą, która mogła sfałszować to głosowanie, byłem ja. Rzeczywiście w momencie głosowania nie było na sali takiej liczby osób, jaka była na liście podpisanej w momencie rozpoczęcia obrad. Dwie osoby opuściły salę obrad wcześniej, ale zgłosiły to. Jest to dopuszczalne i podkreślam, że została zachowana liczba kworum.



Skoro jest to dopuszczalne, to dlaczego zostało wytknięte przez CK jako złamanie przepisów?

- Jest to dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Proszę zwrócić uwagę, że CK stwierdziła "niespójność". Jeden z członków Rady Wydziału w trakcie posiedzenia stwierdził, że liczba osób obecnych na sali jest inna od liczby oddanych głosów. Przy czym liczba oddanych głosów była zgodna z liczbą osób podpisanych na liście obecności, którą sporządza się w momencie rozpoczęcia obrad. Ja taką ważność stwierdziłem i choćby mnie „szarpano”, to nie wycofam się z tej decyzji. Liczba osób uprawnionych do głosowania była wystarczająca do podjęcia uchwały. Jednak faktycznie dwie osoby przed głosowaniem opuściły salę i oddały na moje ręce głos. Prawo tego nie zabrania. Co więcej poinformowałem o tym członków Rady Wydziału i zapytałem, czy ktoś wnosi zastrzeżenia. Nikt nie wniósł jednak wniosku formalnego, co oznacza, że wszyscy członkowie zaakceptowali głosowanie. To zostało zaprotokołowane



Wskazuje pan, że CK się myli, tymczasem są to eksperci i na podstawie ich opinii ograniczono Wydziałowi Nauk Pedagogicznych uprawnienia do nadawania stopnia doktora oraz doktora habilitowanego. W protokole z dnia 4 listopada 2014 roku pada stwierdzenie o sfałszowaniu głosowania. Później CK zmieniła to na "niespójność".

- Znam opinię eksperta, który na zlecenie CK analizował tę sytuację. Ta osoba bardzo rzetelnie zbadała sprawę i z całą stanowczością stwierdziła, że nie można mówić o sfałszowaniu, a jedynie o "niespójności". Już tłumacze skąd się to wzięło. W trakcie posiedzenia Rady Wydziału okazało się, że musimy uzupełnić listę obecnych na sali o jedną osobę, która kilka tygodni wcześniej uzyskała habilitację. Tu mogę przyznać się do błędu, gdyż zgodziłem się by w trakcie kolokwium przynieść nową listę, zamiast poprosić wspomnianą osobę o dopisanie się do tej pierwszej. Stąd się wzięła niespójność, która została przeze mnie wyjaśniona CK na piśmie.



Czy wobec krytycznej oceny CK obu osobom, co do których stwierdzono nieprawidłowości, nie powinny zostać cofnięte habilitacje?

- Nie. Naszym zdaniem zarzuty CK są bezpodstawne i dlatego podjąłem działania, które mają na celu ich uchylenie. W sensie merytorycznym nie było żadnych podstaw do nienadania stopnia doktora habilitowanego. Jedynym organem, który mógł wystąpić o uchylenie tych przewodów, była CK. Jednak nie wystąpiła o jej uchylenie.



Jednak w rozmowie z CK poinformowano mnie, że taka decyzja leży w gestii uczelni.

- Myślę, że rozmawiał pan z prawnikami CK, którzy moim zdaniem byliby świetnymi kandydatami na sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Jest wiele zastrzeżeń do ich działalności i wiem o wielu procesach dotyczących błędów formalnych.



Czy w związku z tym zamieszaniem ma pan sobie coś do zarzucenia?

- Od strony prawnej oraz formalnej nie mam do siebie żadnych zastrzeżeń i wiem, że nie zostało złamane prawo. Tym bardziej wynik głosowania nie został sfałszowany. Mogę się co prawda tłumaczyć, że było to moje pierwsze kolokwium habilitacyjne jako dziekana, ale nie zamierzam podnosić tego argumentu. Biorę na siebie pełną odpowiedzialność dochowania procedur.



Dr Gruba przygotowała pismo do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa podczas przeprowadzania przewodów habilitacyjnych przez Radę Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu. Jakby się pan ustosunkował do tego działania?

- Pewną słabością prawa jest to, że każdy może napisać podejrzenie o popełnieniu przestępstwa. Jeżeli dr Gruba złoży takie zawiadomienie, to się z nim zmierzę. Gdyby okazało się, że są tam sformułowania, które zniesławiają mnie, wydział lub uczelnię, to wystąpię do sądu i będę dochodził swoich praw. W przypadku tej pani nic nie jest mnie już w stanie zaskoczyć.

...

Tu mamy odpowiedz srodowiska.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:23, 08 Sty 2016    Temat postu:

Problemy prywatnej uczelni wyższej w Poznaniu. Studenci mają płacić czesne na konto komornika
Janusz Ludwiczak
Dziennikarz Onetu

Problemy finansowe prywatnej uczelni wyższej w Poznaniu - Onet

Wyższa Szkoła Techniczno-Humanistyczna "Kadry dla Europy" w Poznaniu ma problemy finansowe. Uczelnia od dawna nie płaci pensji wykładowcom. Z powodu zaległości odcięto ogrzewanie i prąd w budynku, a na dodatek konto uczelni zajął komornik. Studenci otrzymali pisma, zgodnie z którymi pieniądze za czesne mają wpłacać na konto komornika.

– W Sylwestra otrzymałem list od komornika, w którym poinformowano nas, że mamy przelewać pieniądze na konto komornika, a nie uczelni. Od miesięcy szkoła nie płaci wykładowcom, już zmieniło nam się kilku. W grudniu w budynku uczelni odłączony został prąd, odwołano nam zajęcia. Wszyscy z roku obawiamy się o przyszłość, że nie będziemy mogli ukończyć uczelni – mówi Bartek, student uczelni proszący zachować anonimowość.
REKLAMA


Od dwóch dni próbowaliśmy skontaktować się z kanclerzem lub rektorem uczelni. W budynku przy ul. Starołęckiej, który wynajmowany jest od miasta, nikogo nie zastaliśmy. Również nikt nie odbierał od nas telefonów. Nie otrzymaliśmy także odpowiedzi na e-mail.

Na stronie uczelni oraz na profilu uczelni na Facebooku pojawił się komunikat:

"W związku z otrzymanymi przez studentów naszej Uczelni pismami prosimy Państwa o wstrzymanie się z wszelkimi działaniami, ponieważ zgodnie z informacjami z kancelarii prawnej pisma zostaną anulowane. Za powstałe zamieszanie i związany z tym niepokój Władze Uczelni przepraszają. Jednocześnie zapewniamy, że Uczelnia działa w normalnym trybie i nie ma jakiegokolwiek zagrożenia związanego z ukończeniem studiów".

W najbliższy weekend studenci zaoczni będą mieli zajęcia, jednak ze względu na brak ogrzewania w budynku przy Starołęckiej wykłady i ćwiczenia zostały przeniesione do obiektu przy Zwierzynieckiej, w którym mieściła się Wyższa Szkoła Handlu i Usług.

Prywatna uczelnia, która powstała w 2005 roku początkowo nazywała się Wyższa Szkoła Zawodowa "Kadry dla Europy". Początkowo działała w wynajmowanym od Uniwersytetu Ekonomicznego budynku przy ul. Mansfelda. Trzy lata temu uczelnia zmieniła właściciela i nazwę. Równocześnie placówka przeniosła się do budynku po Zespole Szkół Chemicznych przy ul. Starołęckiej 36.

...

Od razu jasno w nazwie co daje dyplom.
KADRY DLA EUROPY! NA ZMYWAKI SmileSmileSmileSmileSmileSmileSmileSmileSmileSmileSmile

Wiktor : jaka uczelnia? To kpiny nazywać tego typu przedsiębiorstwo "uczelnią'. To jest najnormalniejszy podmiot gospodarczy, który ma przynosić ZYSK, DOCHÓD właścicielowi, a nie WIEDZĘ studentowi. Fakt , że za ten układ ( pieniądze / niby nauka ) otrzymuje się tzw. "dyplom" ukończenia jakiejś tam szkółki. I najgorsze to, że państwo wiedząc o takim układzie toleruje takie kryminogenne zjawisko i honoruje się takie papierki.

~Mirek : Placimy teraz cene za przemiany po '89 roku. Kiedy konczylem szkole srednia, to z mojej klasy (28 uczniow) na studia wybralo sie tylko 8 osob. Reszta wiedziala ze studia nie sa dla bo nie dadza sobie rady. Teraz proporcje sa inne - z klasy 28 uczniow na studia nie idzie 8 osob. Wyzsze wyksztalcenie z tytulem magistra zostalo sprowadzone do dna. Na wielu pseudouczelniach prace licencjackie dotyczyly np def. weksla - 8 stron. Totalne dno. Na studiach zaocznych jest jeszcze gorzej. Wykladowcy z uczelni panstwowych jezdza sobie na wycieczki do szkol prywatnych. Egzaminy - aby zdalo jak najwiecej osob zanizano zaliczenie do nawet 35% i student mial zdany egzamin. Wazne zeby placil.

...

Ooo definicje weksla. W encyklopedii mam dwa zdania. A ten zrobil 8 stron! Filozof !
Faktycznie liczy sie jednak tresc. Odkrycia naukowe ktore publikuje zajmuja pol strony. Co nie znaczy ze sa laniem wody. Specjalnie pisze krotko bo ludzie nie maja czasu czytac. Udawanie naukowosci na 500 stronach lania wody jest gorsze niz nieuctwo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:40, 21 Sty 2016    Temat postu:

Rynek pracy. Potrzebujemy więcej majstrów niż magistrów
Piątek, 2 października 2015, źródło:PAP
fot.WP.PL / Przemysław Jach
Firmy walczą o młodych z fachem w ręku, a nie z dyplomem wyższej uczelni - donosi "Gazeta Wyborcza".


- Pracodawcy potrzebują ponad 400 tys. absolwentów zawodówek i techników - szacuje Łukasz Kozłowski, analityk z organizacji Pracodawcy RP.

Gdyby te osoby nagle się znalazły i zostały zatrudnione, to według Kozłowskiego szybciej byśmy się rozwijali, nasze PKB wzrosłoby o 1,4 proc.

Firmy kuszą zawodowców wyższymi pensjami. - Młodzi zaraz po szkole zawodowej lub technikum mogą zarobić od 3 tys. zł (stolarz) do nawet 4,5 tys. zł brutto (tokarz) - policzyła agencja pośrednictwa pracy Work Service.

...

Tym bardziej jak widzimy poziom magistrow typu Petru. Zreszta on juz pewnie doktor.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:55, 22 Sty 2016    Temat postu:

Szczecin: student wyrzucony z akademika za antyislamskie naklejki
Alicja Wirwicka
Dziennikarka Onetu

Szczecin: student wyrzucony z akademika za antyislamskie naklejki - Alicja Wirwicka / Onet

Student Uniwersytetu Szczecińskiego został wyrzucony z akademika za antyislamskie naklejki, które przykleił m.in do drzwi pokoju studentek z Turcji. Grozi mu również usunięcie z uczelni.

Sprawę zgłosiły poszkodowane studentki zaniepokojone naklejkami, które pojawiły się na ich drzwiach. Sprawcę "żartu" udało się ustalić w przeciągu kilkunastu minut dzięki zamontowanym na terenie akademika kamerom. Chłopak rozklejał w akademiku naklejki z napisem "stop islamizacji Europy".
REKLAMA


Zachowaniem studenta natychmiast zajął się kierownik Osiedla Domów Studenckich. - W tej chwili zbieramy dokumentację w tej sprawie. To pierwszy taki przypadek w naszych domach studenckich - mówi Kazimierz Świrgoń.

Jak mówi Onetowi Julia Poświatowska, rzeczniczka Uniwersytetu Szczecińskiego, podjęto decyzję o natychmiastowym usunięciu studenta z akademika. Ponadto sprawą zajmuje się prorektor US do spraw studenckich.

Zostanie wszczęte postępowanie wyjaśniające przez rzecznika dyscyplinarnego – mówi Poświatowska. - Jeśli chodzi o same naklejki to nie był atak spersonalizowany. Jednak to, co budzi nasz zdecydowany sprzeciw to fakt, że te naklejki zostały umieszczone w przestrzeni prywatnej studentek z Turcji. Nie w pokojach, ale na drzwiach prowadzących bezpośrednio do ich pokoi – tłumaczy.

Władze Uniwersytetu traktują zachowanie studenta jako naruszenie zasad współżycia w Domu Studenckim oraz naruszenie miru domowego. - Jesteśmy zbulwersowani tym, co się wydarzyło, absolutnie nie zgadzamy się na takie zachowania – mówi Poświatowska.

W piątek student ma spotkać się z rektorem ds. studenckich US, dr. Jackiem Buką, który chce poznać jego stanowisko w tej sprawie. Sprawa może zostać umorzona, jednak w najgorszym dla studenta wypadku zostanie on relegowany z uczelni.

...

~bastian : I teraz dla porównania druga sytuacja... Ukraińscy studenci z Przemyśla. Fotografujący się z flagą Bandery. Oddający hołd mordercy Polaków. Co dostali za swój wybryk? Było ich 9. Najsurowsza kara dla 4 z nich to zawieszenie w prawach studenta na 1 semestr i utrata pomocy materialnej na kilka miesięcy. Reszta rzecz jasna dalej studiuje na koszt polskiego podatnika. Dostaje kasę z kieszeni polskiego podatnika i mają się dobrze. Tak wygląta to porównanie. CZy ci rektorzy i profesorkowie są normalni?

lll.

ODWALILO WAM! Rozklejal kulturalne haslo ,,stop islamizacji". A moze chcecie islamistow? Zle robil ze na drzwiach studentek. Ale to sie UPOMINA! Przeciez nie rozklejal hasel ,,brudasy do gazu". Mlody czlowiek popelnia bledy. KOMPLETNY BRAK MYSLENIA U KADRY NAUKOWEJ KTORA MA MYSLEC OBOWIAZKOWO! Widze to samo co na Zachodzie. Temat tabu. Widac zepsucie mozgow przez Wyborcza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:04, 10 Lut 2016    Temat postu:

Jarosław Gowin: powiedziałem o jedno zdanie za dużo
10 lutego 2016, 09:05
• Powiedziałem o jedno zdanie za dużo - tak Jarosław Gowin skomentował swoją wypowiedź na temat dziadka lidera KOD
• Blisko 800 przedstawicieli środowiska akademickiego wyraziło sprzeciw wobec wykorzystywania przez niego w debacie odniesień do pochodzenia rodzinnego
• Gowin wyraził nadzieję, że osoby, które podpisały się pod listem do niego, będą też protestowały przeciwko wypowiedziom np. Janusza Palikota

Wicepremier, minister nauki pytany w zeszłym tygodniu w TVN24, czy nie oburza go nakreślanie związku między przeciwnikami zmian, a aparatem komunistycznym, powiedział: "Kiedy patrzę na tysiące ludzi, którzy manifestują w kolejne soboty, podczas tych protestów organizowanych przez KOD, to myślę sobie, że ogromna większość z tych ludzi kieruje się dobrą wolą. Są tam też jednak tacy, i myślę, że to oni nadają ton, którzy bronią swoich interesów. Jeśli przyjrzeć się biografiom tych ludzi, ich korzeniom rodzinnym, to, przykro mi, ale zaskakująco często okazuje się, że ta ciągłość istnieje".

Dopytywany, czy ma na myśli lidera KOD Mateusza Kijowskiego, minister odparł, że tak. Jak doprecyzował, chodzi o dziadka Kijowskiego, który "był związany z komunistycznym aparatem represji".

Gowin pytany w środę w radiu RMF FM o swoją wypowiedź, przyznał, że powiedział "o jedno zdanie za dużo". - Nie dlatego, że to było zdanie nieprawdziwe, tylko dlatego, że minister nie powinien w ogóle wchodzić w takie dywagacje - zastrzegł. Jak dodał, nikogo nie obciążał, a jedynie zwracał uwagę na zjawisko opisane w nauce - tzw. "resortowych karier". - Moim błędem było ilustrowanie tej generalnej i słusznej tezy jakimkolwiek przykładem - powiedział minister.

Gowin wyraził nadzieję, że osoby, które podpisały się pod listem do niego, będą też protestowały przeciwko wypowiedziom np. Janusza Palikota. - Jeżeli (tych nazwisk) nie znajdę (na listach protestu), to się nie przejmę - podkreślił minister.

Pytany, czy przeprosi Kijowskiego, Gowin powiedział: "Rozliczam się przed moim sumieniem. Wielkim problemem Polski jest to, że nie było w Polsce dekomunizacji, zamazane zostały kryteria dobra i zła w odniesieniu do czasów komunizmu".

"Ze szczerą przykrością i najgłębszym niepokojem wysłuchaliśmy pańskiej wypowiedzi z 2 lutego br. dotyczącej uczestników obywatelskiego sprzeciwu wobec trybu i kierunku zmian ustrojowych wprowadzanych w naszym kraju przez partię rządzącą. Stwierdził pan w niej, jakoby istniały związki rodzinne między organizatorami protestów, w szczególności panem Mateuszem Kijowskim, a osobami należącymi do 'komunistycznego aparatu represji'. Wskazywał Pan na ciągłość ze środowiskami, które instalowały w Polsce komunizm" - napisali w niedzielę przedstawiciele środowiska akademickiego w liście otwartym do Gowina.

Członkowie społeczności akademickiej wyrazili "kategoryczny sprzeciw wobec wykorzystywania w debacie publicznej, a zwłaszcza politycznej, odniesień do pochodzenia rodzinnego osób biorących w niej udział".

"Zarówno treść, jak i formę tych odniesień uważamy za wysoce niestosowną. Protestujemy przeciwko formułowaniu oskarżeń w schemacie insynuacji, aluzji i niedopowiedzeń. Prowadzi to do przeniesienia dyskusji z poziomu merytorycznego na poziom personalny i emocjonalny. Jesteśmy przekonani, że to właśnie ze środowiska akademickiego, do którego pan także należy, powinien płynąć przykład prowadzenia debaty o sprawach państwowych i obywatelskich w sposób rzeczowy, kulturalny i przede wszystkim przyzwoity, bez naruszania godności osób o odmiennych poglądach" - czytamy w liście.

Akademicy przekonywali, że "tradycją akademicką jest odnoszenie się w dyskusji naukowej, światopoglądowej i politycznej do argumentów rozmówców, a nie do ich życiorysów i pochodzenia". Uważamy, że panu, jako członkowi wspólnoty akademickiej i ministrowi sprawującemu pieczę nad nauką polską, ciąży szczególna odpowiedzialność za przestrzeganie i pielęgnowanie tej tradycji - ocenili akademicy.

Pod listem podpisało się do tej pory 796 członków społeczności akademickiej; zbieranie podpisów jeszcze trwa.

PAP

...

Nie wiem co mial na mysli Gowin. Jesli chcial zwrocic uwage na geneze srodowisk KODu to jego prawo. Zreszta powiedzial ze masy to pewnie szczere osoby aleci ,,na czele"! I nie powiedzial tego sam tylko ciagniety przez media.
A ZASADA DEMOKRACJI JEST ZE NIE UKRYWA SIE FAKTOW OSOB PUBLICZNYCH! MUSIMY WIEDZIEC Z JAKICH SRODOWISK SIE WYWODZA! Wynurzenia ,,naukowcow" sa zalosne i pokazuja ze nie rozumieja na czym polega demokracja. Jak sie pisze JAKAKOLWIEK BIOGRAFIE TO SIE ZACZYNA OD ADAMA I EWY JESLI SIE DA! Tego ,,naukowcy" oczywiscie nie wiedza. Widac ich poziom.
W tym przypadku akurat kazdego myslacego zainteresuje z jakich to ,,demokratycznych" srodowisk wywodza sie przywodcy ,,obroncow demokracji". Srodowisko Wyborczej to potomkowie UBekow i SBekow ktorzy mordowali Polakow i WIDAC TA NIENAWISC DO POLSKI U POTOMKOW! Michnik ma ja w stopniu oblednym. I TO JEST WNIOSEK NAUKOWY! Psychologicznie jest jasne ze rodzice przekazuja dzieciom nie tylko jedzenie i ubranie ALE I EMOCJE DAZENIA! Jakiez to dazenia przekazal koles dziecku ktory ,,w pracy" torturowal ludzi z AK? I dziecko dziedziczy zlo, jest moralnym kaleką. Biblia mowi o pokoleniu Kaina KTOREGO NIE DALO SIE NAPRAWIC! DEGENERACJA MOZE BYC NIEODWRACALNA! Czy trzeba tlumaczyc naukowo ze cos mozna RWALE USZKODZIC! Jedyne oczyszczenie to potop.
I nie jest to dziadek z Wehrmachtu gdzie rozstrzeliwali za niepojscie w szeregi. To bylo swinstwo. Wysokim prokuratorem czy ,,oficerem" SB nie bylo sie z przymusu. Tylko z zadzy wladzy nad ludzmi.
A juz dawno stwierdzilem ze dyskutowac z nimi nie ma sensu gdyz klamia i oszukuja. To samo jest niby dla nich zle gdy robi nie swoj a gdy swoj to w porzadku. JAKIE ARGUMENTY TUTAJ DECYDUJA? O czym z nimi dyskutowac? Niestety wielu oslow mysli ze jak otrzymaja patent akademicki to z automatu sa madrzy. A sa tylko osłami patentowanymi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:32, 15 Lut 2016    Temat postu:

Spór naukowców ws. słów J. Gowina o "resortowych dzieciach"
Jacek Gądek
Dziennikarz Onetu
Jarosław Gowin - Jacek Marczewski / Agencja Gazeta

Kilkuset naukowców skupionych wokół Akademickich Klubów Obywatelskich im. Lecha Kaczyńskiego broni Jarosława Gowina (Polska Razem) przed innymi akademikami, którzy Gowina skrytykowali. Powód? Minister nauk mówił o Mateuszu Kijowskim jako o "resortowym wnuku".

Gowin mówił 2 lutego na antenie TVN24, że dziadek Mateusza Kijowskiego, przywódcy Komitetu Obrony Demokracji, "był związany z komunistycznym aparatem represji". Wicepremier dodawał wtedy, że istnieje pewien historyczny związek między dużą częścią tych, którzy protestują – w tym Kijowskiego – przeciwko rządom Prawa i Sprawiedliwości a środowiskiem komunistycznym. Gowin podawał ten przykład, broniąc tezy Jarosława Kaczyńskiego, że "jeżeli zanalizować sposób ataku (na rząd PiS – red.), to łatwo tam odnaleźć czasy twardego stalinizmu".

W kilka dni później Gowin wyraził żal z powodu swoich słów o dziadku Kijowskiego, ale dodawał zarazem, że "nie może przymknąć oczu na fakt, że istnieje pewna ciągłość w wielu przypadkach między ludźmi dawnego systemu a inicjatorami protestów KOD". Podkreślał też, że "z faktami się nie dyskutuje" i odsyłał do akt zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej. Na krytykę odpowiedział stryj Mateusza Kijowskiego, Janusz Kijowski. Podkreślał on, że dziadek Mateusza Kijowskiego to "żołnierz kampanii wrześniowej '39, partyzant BCh, potem AK, podoficer w szturmie na Wał Pomorski i na Berlin, ranny pod Kołobrzegiem, represjonowany w czasach stalinowskich, od zawsze związany z partią ludową, jedyną, jaka istniała w PRL, czyli z ZSL, zmarły w 1983 roku po chorobie wywołanej wprowadzeniem stanu wojennego". Gowin nie wycofał się ze swoich stwierdzeń.

Akademicy krytycznie o słowach Gowina

Jako że Jarosław Gowin jest wicepremierem, ministrem nauki, to część środowiska akademickiego zwróciła się do niego z krytycznym listem otwartym. Kilkaset osób ze stopniami naukowymi "ze szczerą przykrością i najgłębszym niepokojem" przyjęła słowa Gowina nt. przodków Mateusza Kijowskiego. – Stwierdził pan, jakoby istniały związki rodzinne między organizatorami protestów, w szczególności panem Mateuszem Kijowskim, a osobami należącymi do "komunistycznego aparatu represji". Wskazywał pan na "ciągłość ze środowiskami, które instalowały w Polsce komunizm", przywołał pan koncepcję "resortowych dzieci i wnuków" – pisali. I wyrazili "kategoryczny sprzeciw wobec wykorzystywania w debacie publicznej, a zwłaszcza politycznej, odniesień do pochodzenia rodzinnego osób biorących w niej udział". Zaprotestowali też przeciwko "formułowaniu oskarżeń w schemacie insynuacji, aluzji i niedopowiedzeń".

Odpowiedź naukowców skupionych wokół Akademickich Klubów Obywatelskich

Na ten list do Gowina odpowiedzieli inny przedstawiciele środowiska akademickiego skupionego wokół Akademickich Klubów Obywatelskich im. Lecha Kaczyńskiego, które sprzyjają Prawu i Sprawiedliwości. Kilkuset akademików twierdzi, że środowiska liberalna "utrudniały proces odradzania się demokratycznych zasad funkcjonowania życia publicznego w Polsce np. poprzez blokowanie reprywatyzacji, dekomunizacji i lustracji, przez milczącą akceptację aferalno-korupcyjnego związania uczestników życia politycznego i gospodarczego, wyprzedaż majątku narodowego". – We wszystkich tych procesach brali udział członkowie PRL-owskich służb i "resortowe dzieci" – piszą w swoim liście.

I dodają, że "do standardów cywilizacyjnych należy rozróżnienie między rodzinną odpowiedzialnością zbiorową a kształtowaniem idei, postaw, poglądów, wzorców zachowań i realizacją wspólnych interesów w środowiskach rodzinnych". –Oczywistym elementem wiedzy socjologicznej jest wpływ środowiska rodzinnego, organizacyjnego, zawodowego na kształtowanie ideowych postaw, poglądów, wzorców zachowań oraz na interesy grupowe członków rodzin. Doskonale dokumentują to opracowania socjologiczne i historyczne, ale przede wszystkim powszechna znajomość dróg życiowych licznych członków komunistycznej nomenklatury, ostatnio znakomicie przedstawionych w publikacjach poświęconych "resortowym dzieciom" – przekonują następnie.

Zdaniem skupionych wokół AKO naukowców "ciągłość interesów grupowych »resortowych dzieci« (…) jest rzeczywistością polskiego życia społecznego": – Ponad 20 lat temu ta wspólnota interesów zablokowała dekomunizację i lustrację, niezwykle ważne procesy, które mogły oczyścić polskie życie publiczne.

Obrońcy Gowina są przekonani, że wypowiedzi ministra są "zrozumiałe i oczywiste", a społeczeństwo "trafnie odczyta, co jest walką o tracone uprzywilejowane pozycje". Z kolei krytycy ministra podkreślali: – Tradycją akademicką jest odnoszenie się w dyskusji (…) do argumentów rozmówców, a nie do ich życiorysów i pochodzenia. Uważamy, że na panu (Gowinie – red.), jako członku wspólnoty akademickiej i ministrze (…) ciąży szczególna odpowiedzialność za przestrzeganie i pielęgnowanie tej tradycji.

...

Oczywista sprawa jest ze nauka bada kasty klany rodowody itp. Patologia jest ze po 89 u nas tym sie NIE ZAJMUJA! Bo duza czesc tzw. ,,naukowcow" jest dokladnie z tych samych srodowisk.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:35, 17 Maj 2016    Temat postu:

Raport NIK: uczelnie publiczne zawyżały opłaty
ml/
2016-05-17, 08:14
Skomentuj
0
Uczelnie publiczne nie zawsze prawidłowo ustalały wysokość opłat za usługi edukacyjne. Nierzetelnie szacowano koszty nauki na studiach niestacjonarnych, a opłaty rekrutacyjne zawyżano - wynika z raportu NIK o opłatach na uczelniach. Kontrolerzy szacują, że uczelnie w niedozwolony sposób zarobiły 900 tys. zł. Zdaniem szefa resortu nauki, Jarosława Gowina skala nieprawidłowości jest "znikoma".
Polsat News

Kraj
NIK o nieprawidłowościach dotyczących...

Kraj
NIK krytycznie o prowadzeniu dokumentacji...

W komunikacie NIK przypomniano, że dotacje z budżetu państwa nie pokrywają kosztów postępowania rekrutacyjnego. Dlatego uczelnie muszą je pozyskiwać we własnym zakresie. Ustalając opłatę rekrutacyjną rektorzy uczelni powinni się jednak kierować zapisami ustawy, zgodnie z którymi wysokość tej opłaty powinna obejmować faktyczne koszty niezbędnych czynności rekrutacyjnych.



Tymczasem - według NIK - część uczelni ustalała wysokość opłat rekrutacyjnych bez sporządzenia odpowiedniej kalkulacji kosztów. W efekcie opłaty pobierane od kandydatów na studia bywały zawyżane.



Izba zgłosiła też zastrzeżenia do sposobów wydawania środków pozyskanych z opłat rekrutacyjnych (także tych pobranych nienależnie). Stwierdziła również kłopoty ze zwalnianiem studentów z opłat. Uczelnie co prawda wypełniły ustawowy obowiązek określenia warunków zwolnień, ale przyjęte zasady w praktyce ograniczały lub utrudniały skorzystanie z tych zwolnień.



Najwyższa Izba Kontroli zwróciła się do ministra nauki i szkolnictwa wyższego o określenie ramowego wykazu niezbędnych elementów, które należy uwzględniać przy ustalaniu opłaty za postępowanie związane z przyjęciem na studia.



Odpowiedź Gowina



Wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin powiedział, że do raportu NIK podchodzi "w sposób powściągliwy", bo skala nieprawidłowości wytknięta przez organ kontrolny jest "naprawdę niezwykle znikoma". Zapowiedział, że zwróci się do uczelni wyszczególnionych w raporcie o odniesienie się do stawianych zarzutów.



- Jeżeli ktoś chciałby mnie namawiać, żebym ja zwiększył kontrolę na uczelniach, to mówię zdecydowanie - nie, dlatego, że i tak uczelnie poddane są bezustannym kontrolom - powiedział Gowin w Krakowie. Jak przypomniał, raport dotyczy okresu poprzedzającego rządy PiS.



Z kolei wnioski NIK skierowane do rektorów szkół wyższych dotyczą rzetelnego określania wysokości opłat za postępowanie związane z przyjęciem na studia na danym kierunku i określonym poziomie kształcenia.



W ocenie NIK należy dostosować wewnętrzne regulacje uczelni dot. zwalniania z opłat studentów. Chodzi o to, by nie blokować wsparcia studentów, którym pomoc jest potrzebna.



"Nieetyczna polityka uczelni"



- Uczelnie napychają swoje budżety pieniędzmi zwykłych studentów - skomentował rzecznik prasowy Niezależnego Zrzeszenia Studentów Tomasz Leś. - Rektorzy powinni pamiętać, że edukacja w Polsce jest bezpłatna, a opłaty za studia niestacjonarne powinny być naliczane sprawiedliwie tak, aby każdy młody człowiek niezależnie od stanu majątkowego miał dostęp do rynku szkolnictwa wyższego - zaznaczył.



Leś zwrócił uwagę na wysokie koszty utrzymania dla osób, które studiują w miejscu innym niż rodzinne. Według niego ważne powinno być wyrównanie szans osób z małych miejscowości i z wielkich ośrodków. - Niestety nieetyczna polityka uczelni często w tym nie pomaga. Potrzebujemy mobilizacji całego środowiska: kadry akademickiej, ministerstwa, studentów, aby zwalczyć patologie, o których mówi Najwyższa Izba Kontroli - dodał.



Ustalenia kontrolerów NIK



Raport NIK pokazał, że bez sporządzenia odpowiedniej kalkulacji kosztów ustalano wysokość opłaty za postępowanie związane z przyjęciem na studia np. na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego (UJK) w Kielcach (w latach 2014/2015 - 2015/2016) i na Uniwersytecie Ekonomicznym (UE) w Poznaniu (do roku akademickiego 2013/2014). Na tych uczelniach przyjęto maksymalną stawkę, 85 zł, wynikającą z wydawanych corocznie rozporządzeń resortu nauki. P



Ponadto na UE w Poznaniu, Politechnice Wrocławskiej i AWF w Warszawie, koszty procesu rekrutacji były nierzetelnie kalkulowane i rozliczane, co stanowiło naruszenie przepisów ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym - ustalili kontrolerzy.



Pobierając od kandydatów na studia zawyżone opłaty rekrutacyjne, skontrolowane uczelnie uzyskały w latach akademickich 2014/2015 i 2015/2016 prawie 900 tys. zł dodatkowych, nienależnych przychodów - ustaliła NIK. Wskazała też m.in., że opłata rekrutacyjna pobrana przez AWF w kontrolowanym okresie obejmowała testy sprawności fizycznej, których ostatecznie nie przeprowadzono.



W części wypadków pieniądze z opłat rekrutacyjnych uczelnie przeznaczyły na zadania, których - zdaniem NIK - nie można uznać za czynności niezbędne w procesie rekrutacji.



W komunikacie NIK zwrócono również uwagę, że od 2005 r. (kiedy egzamin maturalny zastąpił egzamin wstępny na studia) uczelnie nie ponoszą dodatkowych kosztów związanych z przygotowaniem i przeprowadzaniem egzaminów wstępnych.



Skontrolowane uczelnie generalnie zapewniły studentom studiów niestacjonarnych I i II stopnia warunki kształcenia porównywalne ze studiami stacjonarnymi na wybranych do badania kierunkach studiów. Jednakże dwie skontrolowane uczelnie (UJK w Kielcach i UE w Poznaniu) nierzetelnie sporządzały kalkulację kosztów kształcenia na studiach niestacjonarnych: nie doszacowały tych kosztów lub zawyżały opłaty.



NIK stwierdziła również, że cztery uczelnie nieskutecznie egzekwowały od studentów nieuiszczone opłaty za świadczone usługi edukacyjne. W efekcie w latach 2012-2015 część należności (ponad 1,2 mln zł) uległa przedawnieniu.



Kontrolę przeprowadzono w pięciu uczelniach (AWF w Warszawie, Politechnikach Warszawskiej oraz Wrocławskiej oraz na Uniwersytetach: Ekonomicznym w Poznaniu i Jana Kochanowskiego w Kielcach) pomiędzy czerwcem a wrześniem ub. r.



PAP

...

Moralność naukoli jest straszna i coraz gorsza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:25, 22 Cze 2016    Temat postu:

"Zaraźliwy proceder ignorowania prawa". Raport nt. konkursów na polskich uczelniach
Jan Kunert/dro/
2016-06-22, 18:31
Plik z warunkami konkursu na stanowisko asystenta w jednej z katedr, opatrzony nazwiskiem pracującej tam już osoby, to tylko jeden z przypadków, na który trafili eksperci Watchdog.edu.pl. W ramach badania "Otwarte i uczciwe konkursy na stanowiska nauczycieli akademickich - reguła czy wyjątek?" sprawdzili 492 postępowania konkursowe z trzech lat na 55 uczelniach w Polsce.
Polsat News

Kraj
Uniwersytet Warszawski przed "Jagiellonką"....

Rozrywka
Wrocław z tytułem Światowej Stolicy Książki...

W przypadku sześciu uczelni, które nie udostępniły informacji publicznej eksperci wystąpili do sądu. Przykłady i wnioski przedstawia liczący 190 stron raport.



Nie ma w nim sprawy z ostatnich dni - konkursu na stanowisko asystenta w Zakładzie Glottodydaktyki Instytutu Filologii Germańskiej wrocławskiego uniwersytetu. To eksperci Watchdog.edu.pl zauważyli, że nazwa piliku z ogłoszeniem o konkursie - na stronie ministerstwa nauki i szkolnictwa wyższego - jest taka sama jak nazwisko jednej z doktorantek w katedrze.



Odwołany konkurs



Jak ustalili, kandydaci musieli się wykazać znajomością specjalistycznego oprogramowania do tłumaczenia, z którym owa doktorantka nie ma problemu - o czym poinfomowała na swoim profilu w serwisie LinkedIn.



Gdy przypadek ten opisali na fanpage'u na Facebooku, konkurs został odwołany.



- Z powodu niewłaściwego przygotowania od strony formalnej konkurs odwołał dziekan Wydziału Filologicznego - wyjaśnił portalowi polsatnews.pl dr Jacek Przygodzki, pełnomocnik rektora ds. kontaktu z mediami.



Jak powiedział, nazwisko pracownicy w nazwie pliku pojawiło się omyłkowo, choć przyznaje, że wzorowano się na jej kwalifikacjach.



- W trakcie budowania warunków konkursu na poziomie Instytutu odwoływano się do kompetencji i umiejętności, jakie powinna mieć osoba poszukiwana, na przykładzie doktorantki zajmującej się tą problematyką - tłumaczył. Podkreślił, że konkursy organizowane przez Uniwersytet Wrocławski są otwarte dla wszystkich, którzy posiadają wymagane kwalifikacje, a procedury konkursowe były wielokrotnie sprawdzane "przez instytucje kontrolne".



"Procedury uwierają uczelnie"



"Wiedza o tym, że procedury konkursowe uwierają uczelnie, jest w środowisku akademickim powszechna" - głosi raport Watchdog.edu.pl. Zdaniem jego autorów, konieczne jest przerwanie "wysoce szkodliwego i zaraźliwego" procederu ignorowania prawa i wprowadzenie wielu zmian.



Uważają m.in., że w komisji konkursowej powinien zasiadać co najmniej jeden ekspert niepowiązany z uczelnią, statut szkoły powinien przewidywać możliwość wniesienia odwołania od rozstrzygnięcia komisji, a protokoły z rekrutacji powinny być publikowane w internecie.


"Należy wystrzegać się też takiego kształtowania treści ogłoszenia o konkursie, która mogłaby sugerować, że został on sprofilowany pod konkretnego kandydata. Uczelnie powinny ustalić i ujawnić, jakie umiejętności i osiągnięcia są premiowane w ramach otwartych konkursów - zalecają autorzy dokumentu.

polsatnwews.pl

...

Wszystko po znajomosci. Nie wiadomo w ogole skad jeszcze taki prestiz tych tytulow naukowych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:15, 18 Lip 2016    Temat postu:

Dantejskie sceny na AWF. Nocne czekanie i komitet kolejkowy
wyślij
drukuj
do, bz | publikacja: 18.07.2016 | aktualizacja: 10:32 wyślij
drukuj
(fot. TVP Info)
Poznańska AWF przeżywa oblężenie. Chętnych na tamtejszy wydział fizjoterapii jest mnóstwo. Zainteresowanie kierunkiem nie dziwi, ale metoda przyjęcia na studia jest kontrowersyjna – decyduje kolejność zgłoszeń. Setki chętnych od trzech dni czekały przed budynkiem.

Jak studiować to tylko w Warszawie. Absolwenci UW najlepiej zarabiają
– Ludzie powinni być przyjmowani na studia na podstawie wyników ze świadectwa, a nie na zasadzie: kto pierwszy, ten lepszy – powiedziała TVP3 Poznań jedna z osób, które chcą rozpocząć naukę na wydziale fizjoterapii poznańskiej AWF.

Rodzina dowozi jedzenie

Setki osób zebranych przed budynkiem akademii żyją nadzieją, że dostaną się na wymarzony kierunek. Dlatego od trzech dni koczują w kampusie, aby nie wypaść z gigantycznej kolejki. Powstał nawet komitet kolejkowy, który pilnuje porządku.

– Rodzina dowozi mi jedzenie. Nocuję w rozbitym niedaleko namiocie – powiedział jeden z czekających.

– Decyzję o sposobie rekrutacji podjął senat AWF – powiedziała TVP3 Poznań Agata Ważydrąg, specjalista ds. PR AWF.
#wieszwiecej | Polub nas
TVP Info

...

Absurd. Myslenie calkowicie zaniklo! A moze to chitry plany? Kto silniejszy i sie dopcha i przezyje w namiocie? W koncu ma byc sprawny fizycznie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:35, 18 Lip 2016    Temat postu:

Kolejki przed poznańską AWF. Minister nauki chce wyjaśnień rektora
wjk/
2016-07-18, 18:20
Minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin zwrócił się do rektora poznańskiego AWF o wyjaśnienia ws. zasad tegorocznej rekrutacji na uczelnię. Zdaniem Gowina rekrutacja na zasadzie pierwszeństwa stanowi "zaprzeczenie dbałości o wysoką jakość kształcenia".
PAP/Tomasz Gzell

Kraj
RPO interweniuje ws. opłat rekrutacyjnych. To...

Kraj
Raport NIK: uczelnie publiczne zawyżały...

Zgodnie z decyzją Senatu poznańskiej Akademii Wychowania Fizycznego im. Eugeniusza Piaseckiego, w tym roku akademickim o przyjęciu na kierunki: turystyka i rekreacja, dietetyka i fizjoterapia, decydowała kolejność zgłoszeń. Kandydaci na studia przed budynkiem uczelni „koczowali" od kilku dni. Niektórzy z nich spali w namiotach.



Gowin w liście skierowanym w poniedziałek do rektora poznańskiej uczelni prof. dr hab. med. Jerzego Smorawińskiego podkreślił, że informacje o przebiegu tegorocznej rekrutacji na studia "przyjął z zaniepokojeniem".



Gowin: sytuacja budzi moje daleko idące wątpliwości



Wskazał, że wprawdzie "ustalenie zasad, warunków oraz trybu rekrutacji pozostaje w zakresie autonomii uczelni i Ministerstwo dotychczas nie ingerowało w te procesy, tym niemniej sytuacja, jaka ma miejsce w bieżącym roku w kierowanej przez Pana Uczelni, budzi moje daleko idące wątpliwości”.



Szef resortu nauki zaznaczył ponadto, że zasada pierwszeństwa przy składaniu przez kandydatów dokumentów na studia, bez względu na wyniki egzaminów maturalnych „nie pozwala na pozyskanie najlepszych merytorycznie kandydatów, a poprzez to stanowi zaprzeczenie dbałości o wysoką jakość kształcenia”.


- Nieprzeprowadzenie pełnej procedury rekrutacyjnej uwzględniającej wyniki egzaminu maturalnego i zastąpienie jej tzw. wolnym wstępem na studia jest praktyką, która musi być oceniona negatywnie. Przyjęta w uczelni procedura jest krzywdząca dla maturzystów, którzy uzyskali bardzo dobre wyniki egzaminu dojrzałości, pozbawia uczelnię możliwości właściwego doboru kandydatów na studia i promuje osoby, które odpowiednio wcześnie rozpoczęli oczekiwanie w kolejce, a także są wyrazem braku szacunku dla kandydatów - napisał w liście minister.



W związku z zaistniałą sytuacją, szef resortu nauki zwrócił się z prośbą do rektora poznańskiego AWF o wyjaśnienia ws. rekrutacji i przedstawienie stanowiska uczelni, oraz o informacje na temat zapewnienia bezpieczeństwa kandydatom czekającym od kilku dni na terenie kampusu na złożenie dokumentów rekrutacyjnych.

Specjalistka ds. PR z poznańskiego AWF Agata Ważydrąg powiedziała, że poniedziałkowa rekrutacja "przebiegała sprawnie". - Mimo, że rekrutacja rozpoczęła się dziś o godz. 8, to na terenie kampusu przyszli studenci pojawili się o wiele, wiele wcześniej. Osoby te stworzyły jednak swoją listę, na którą się wpisywali. Dzięki temu udało się zachować spokój i dobry przebieg całego procesu rekrutacyjnego. Do godz. 12 dokumenty złożyło 471 studentów - powiedziała.



"Wyłącznie na wybranych kierunkach"



Podkreśliła także, że zasada "pierwszeństwa" obowiązywała wyłącznie na wybrane kierunki. Na inne, jak np. sport, wychowanie fizyczne czy taniec w kulturze fizycznej, nie tylko należało w odpowiednim czasie złożyć dokumenty, ale również mieć odpowiednie, udokumentowane osiągnięcia sportowe.



- Senat uczelni podjął decyzję o takich zasadach rekrutacji w maju 2015 roku, kierując się danymi dotyczącymi spadku liczby studentów w Polsce. Brano wtedy pod uwagę m.in. dane GUS-u, które mówiły o tym, że liczba studentów drastycznie spada, prawie o 64 tys. w przeciągu roku - mówiła Ważydrąg.



Zapewniła ponadto, że zmiana sposobu rekrutacji w żaden sposób nie wpłynie na jakość kształcenia w AWF. - Aby ukończyć np. fizjoterapię, nadal trzeba będzie, już w trakcie pierwszych trzech lat, odbyć 2,9 tys. godzin zajęć teoretycznych i praktycznych. Wiedza studentów, już na pierwszym roku, także zostaje zweryfikowana; studenci muszą zdać egzaminy m.in. z anatomii, biologii medycznej, czy biochemii - zaznaczyła.



Poza resortem nauki, zasady tegorocznej rekrutacji krytykowali jednak nawet sami kandydaci na studia. - Moim zdaniem nie jest to dobry pomysł i obniża to tylko poziom uczelni, bo teraz każdy się może dostać. Uważam, że zrobili to tylko w celach zarobkowych, bo każda zapisana osoba musiała przecież wpłacić 85 zł podczas procesu rekrutacyjnego. Uczelnia nie powinna tak obniżać swoich progów, tylko realizować swój cykl nauczania i jej też powinno zależeć by mieć jak najlepszych studentów - powiedział Karol Robak.



PAP

...

Namioty koczownicy. Cywilizacja turańska. Witamy w Azji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:14, 21 Lip 2016    Temat postu:

Cztery dni w kolejce po indeks. Ruszyła rekrutacja na dietetykę poznańskiej AWF
mr/
2016-07-21, 08:22
Zabrali ze sobą prowiant, rozbili namioty i czekali. Mowa o młodych ludziach, którzy chcą studiować na poznańskiej Akademii Wychowania Fizycznego. O przyjęciu na uczelnię nie decydują oceny, a kolejność zgłoszeń. Ci, którzy nie dostali się w poniedziałek na fizjoterapię, postanowili zostać pod szkołą do czwartku. Po kilkuset godzinach oczekiwania pierwsi zostali przyjęci na dietetykę.


Kraj
Rektor AWF: rekrutacja była sprawna i...

Kraj
Kolejki przed poznańską AWF. Minister nauki...

W czwartek o godzinie 8 rozpoczęła się rekrutacja na dietetykę. Helena Bręczewska jest dwunasta na liście i ma nadzieję, że władze uczelni będą listę brać pod uwagę.



Od czterech dni



Dietetyka nie jest jednak pierwszym wyborem Heleny. - Przyszłam tutaj w niedzielę po godzinie 20, chciałam studiować fizjoterapię. Byłam 232 na liście na 150 miejsc. Nie dostałam się - przyznała w rozmowie z Polsat News.



Kilka osób, którym tak jak jej nie udało się dostać na fizjoterapię, postanowiło stworzyć listę i czekać na przyjęcia na dietetykę. Mimo, że był poniedziałek i wiedzieli, że rekrutacja ruszy dopiero w czwartek.



I tak, w poniedziałek rano lista była prawie pełna. Młodzi ludzie, którzy starali się dostać na jedno ze 108 miejsc pocieszali się faktem, że rektor uczelni zapowiedział, że rozważa możliwość zwiększenia liczby miejsc dla kandydatów.



Nie zniechęciły ich także biwakowe warunki, w którym przyszło im koczować pod budynkiem AWF. Młodzi ludzie cieszyli się, że uczelnia czekającym starała się pomóc, udostępniając łazienki i prysznice. - Przywieźli nam nawet pizzę i kiełbasę, udostępnili wodę - powiedziała Helena.



"Szybko", "sprawnie" i "bez zakłóceń"



Minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin zwrócił się do rektora poznańskiego AWF o wyjaśnienia ws. zasad tegorocznej rekrutacji na uczelnię. "Rekrutacja na kierunki poznańskiej AWF, gdzie obowiązywała kolejność zgłoszeń, była przeprowadzona w sprawny sposób, kandydaci na studia byli i są bezpieczni" - poinformował w środę w wydanym oświadczeniu rektor uczelni prof. Jerzy Smorawiński odnosząc się do poniedziałkowej rekrutacji na fizjoterapię.



Prof. Smorawiński dodał, że decyzja o takim sposobie rekrutacji została podjęta ze względu na doświadczenia lat ubiegłych, kiedy to "duża liczba studentów, zrekrutowanych na podstawie punktów z przedmiotów zdawanych na maturze, nie podjęła studiów w naszej uczelni".


"Powodem było złożenie dokumentów na kilku różnych kierunkach w jednym czasie. Uczelnia otrzymywała taką informację we wrześniu, przed rozpoczęciem zajęć, co powodowało konieczność kolejnych naborów. Rady Wydziałów wzięły pod uwagę również dane dotyczące demograficznego niżu i spadku ilości kandydatów na uczelniach"- napisał rektor.



Polsat News

...

To ten cyrk trwa?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:46, 21 Lip 2016    Temat postu:

Rektor AWF: rekrutacja była sprawna i bezpieczna
prz/
2016-07-20, 19:20
Rekrutacja na kierunki poznańskiej AWF, gdzie obowiązywała kolejność zgłoszeń była przeprowadzona w sprawny sposób, kandydaci na studia byli i są bezpieczni - poinformował w środę w wydanym oświadczeniu rektor uczelni prof. Jerzy Smorawiński.
PAP/Jakub Kaczmarczyk

Kraj
Kolejki przed poznańską AWF. Minister nauki...

Jak podkreślił, decyzję o tym, by o przyjęciu na niektóre kierunki decydowała kolejność zgłoszeń podjął Senat Akademii Wychowania Fizycznego im. Eugeniusza Piaseckiego; uchwała w tej sprawie trafiła do resortu nauki i do dnia rozpoczęcia rekrutacji nie została zakwestionowana.


Po tym, jak media podały w poniedziałek, że w związku z przyjętą metodą prowadzenia rekrutacji, kandydaci na studia przez wiele dni „koczowali” przed budynkiem, zareagował minister nauki i szkolnictwa wyższego.


Zdaniem ministra Jarosława Gowina, rekrutacja na zasadzie pierwszeństwa stanowi „zaprzeczenie dbałości o wysoką jakość kształcenia”. Szef resortu nauki poprosił rektora o wyjaśnienia w tej sprawie.


Rekrutacja w cztery godziny


W wydanym w środę oświadczeniu prof. Smorawiński napisał, że decyzja o takim sposobie rekrutacji została podjęta ze względu na doświadczenia lat ubiegłych, kiedy to „duża liczba studentów, zrekrutowanych na podstawie punktów z przedmiotów zdawanych na maturze, nie podjęła studiów w naszej uczelni”.


„Powodem było złożenie dokumentów na kilku różnych kierunkach w jednym czasie. Uczelnia otrzymywała taką informację we wrześniu, przed rozpoczęciem zajęć, co powodowało konieczność kolejnych naborów. Rady Wydziałów wzięły pod uwagę również dane dotyczące demograficznego niżu i spadku ilości kandydatów na uczelniach” - napisał rektor.


Prof. Smorawiński podkreślił, że rekrutacja została zorganizowana i przeprowadzona wyjątkowo sprawnie - cały proces z udziałem 500 osób zabrał cztery godziny. Ich dokumenty były przyjmowane na ośmiu stanowiskach jednocześnie.


"Bez zakłóceń"


„Proces rekrutacji oraz wcześniejszego gromadzenia się kandydatów na studia i ich oczekiwanie przebiegły bez większych zakłóceń, a osoby oczekujące pilnowały własnych miejsc w kolejce do rekrutacji. Nie było zdarzeń, które wymagałyby interwencji służb porządkowych” - podkreślił rektor.


W czwartek i w poniedziałek zaplanowane są rekrutacje na kolejne kierunki. Rektor zapowiedział, że uczelnia rozważa możliwość zwiększenia liczby miejsc dla kandydatów na fizjoterapię i dietetykę.


Ministerstwo negatywnie o rekrutacji


Szef resortu nauki w skierowanym w poniedziałek do rektora piśmie zaznaczył, że zasada pierwszeństwa przy składaniu przez kandydatów dokumentów na studia, bez względu na wyniki egzaminów maturalnych „nie pozwala na pozyskanie najlepszych merytorycznie kandydatów”.


„Nieprzeprowadzenie pełnej procedury rekrutacyjnej uwzględniającej wyniki egzaminu maturalnego i zastąpienie jej tzw. >>wolnym wstępem na studia<< jest praktyką, która musi być oceniona negatywnie. Przyjęta w uczelni procedura jest krzywdząca dla maturzystów, którzy uzyskali bardzo dobre wyniki egzaminu dojrzałości, pozbawia uczelnię możliwości właściwego doboru kandydatów na studia" - napisał w liście minister.


Jak dodał, metoda taka promuje osoby, które odpowiednio wcześnie rozpoczęły oczekiwanie w kolejce i jest wyrazem "braku szacunku dla kandydatów”.


Zasady rekrutacji krytykowali także sami kandydaci na studia. - Nie jest to dobry pomysł i obniża to tylko poziom uczelni, bo teraz każdy się może dostać - powiedział jeden z kandydatów.



PAP

...

A rektor na to ze wszystko wporzo. Jemu nic niczego nie zaklocalo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:55, 16 Wrz 2016    Temat postu:

Pracownicy naukowi z Wrocławia wyłudzili co najmniej 265 tys. zł. Były prorektor politechniki zatrzymany
pr/kan/
2016-09-16, 17:14
Poza prorektorem policjanci z wydziału do walki z korupcją zatrzymali kilku innych pracowników naukowych Wydziału Mechanicznego Politechniki Wrocławskiej. Pieniądze były przeznaczone na dofinansowanie tzw. grantów naukowych i pochodziły z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Polsat News

Kraj
Wrocław: zaprezentowano szkielet nosorożca...

Czynności w tej sprawie od dwóch lat prowadzili policjanci z dolnośląskiej komendy. Śledztwo nadzoruje Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu.



Według dotychczas zebranych materiałów i dowodów pracownicy naukowi politechniki posługiwali się fałszywymi dokumentami, dzięki którym wyłudzili pieniądze z ministerstwa. Szczegółów nie ujawniono ze względu na dobro śledztwa.



Prokurator zastosował wobec podejrzanych środki zapobiegawcze w postaci poręczenia majątkowego oraz zakazu uczestniczenia w projektach związanych z grantami. Policja nie wyklucza kolejnych zatrzymań.



dolnoslaska.policja.gov.pl

...

Ohoho!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:43, 18 Sty 2017    Temat postu:

Protest naukowców po kontrowersyjnym artykule
oprac.Adam Jabłoński
akt. 18 stycznia 2017, 18:39
Ponad 4 tysiące osób podpisało już petycję skierowaną do redakcji "Rzeczpospolitej". To reakcja na zamieszczony na łamach magazynu "Plus Minus" artykuł "Czy ludzie niezrównoważeni psychicznie powinni być przyjmowani na uczelnie wyższe". Według autorów petycji, jest to jawna dyskryminacja i nawoływanie do selekcji na polskich uczelniach.



W opublikowanym 5 stycznia artykule autor, dr hab. Piotr Nowak, posłużył się przykładem studenta z zespołem Aspergera. W swojej publikacji Nowak użył w jego kontekście określeń: "niepoczytalny", "chory psychicznie" i "wariat" oraz opowiedział się za potrzebą "ograniczonej dyskryminacji" takich osób w przestrzeni publicznej.

- Do życia między ludźmi wystarczy ostrożność i zdrowy rozsądek. Osoby niezrównoważone są pozbawione obu tych cech, dlatego, odnosząc się do nich z sympatią i ze zrozumieniem dla ich dysfunkcji społecznej, należy trzymać się od nich z daleka" - podsumował swój tekst prof. Nowak, który jest wykładowcą filozofii na Uniwersytecie w Białymstoku oraz zastępcą redaktora naczelnego kwartalnika filozoficznego "Kronos".

Użyte w tekście sformułowania wzbudziły stanowczy protest środowisk pracujących na co dzień z osobami ze spektrum autyzmu. - Stanowczo protestujemy przeciwko promowaniu w "Rzeczpospolitej" postaw nie tylko dyskryminujących osoby ze spektrum autyzmu, ale wręcz nawołujących do jawnej selekcji studentów na polskich uczelniach - czytamy w petycji do redakcji "Rzeczpospolitej".


ZOBACZ PETYCJĘ

Petycji towarzyszy list otwarty naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego: prof. Ewy Pisuli i mgr. Joachima Kowalskiego. - Jako ludzie wyrośli w poszanowaniu sprawiedliwości i wolności drugiego człowieka uważamy, że artykuł prof. Nowaka nawołuje do segregacji i dyskryminacji osób z doświadczeniem chorób psychicznych lub niepełnosprawności, czemu z całą mocą się przeciwstawiamy - napisali naukowcy.


- Wśród osób z zespołem Aspergera, także w Polsce, są naukowcy, wykładowcy akademiccy, lekarze, inżynierowie, osoby wszelkich profesji, nierzadko pełniące ważne i użyteczne społecznie funkcje. Do swoich sukcesów zawodowych i życiowych dochodziliśmy wysiłkiem własnym, czasem ze wsparciem najbliższych i osób, które wierzyły/wierzą, że niezależnie od ścieżki rozwojowej ‐ jesteśmy wartościowymi ludźmi, którzy mogą wnieść istotny wkład w rozwój naszego państwa - czytamy w petycji, której autorka, dr Joanna Ławicka sama ma zespół Aspergera.

Dr Joanna Ławicka, pedagog specjalny i prezes Fundacji Prodeste powiedziała w rozmowie z PAP, że artykułem "osobiście dotkniętych" poczuło się bardzo wiele osób. Podkreśliła także, że nie przypomina sobie podobnego manifestu w polskiej publicystyce. - Rozumiem, że zadaniem czasopism jest budzenie refleksji, także w oparciu o kontrowersyjne poglądy. Są jednak pewne granice prowokacji a jedną z nich jest dobro innych osób - powiedziała dr Ławicka.

Jej zdaniem, autor ekwiwalentnie używa kolokwialnych obelg z terminami medycznymi, które także dowolnie miesza. - Wszystko po to, by uzasadnić tezy, których wydźwięk bardzo mocno przywołuje na myśl klasyczną eugenikę, w myśl której osobnikom "o dodatnich cechach genetycznych", w tym wypadku "zdrowym i zrównoważonym studentom" należy stwarzać korzystne warunki, pozbawione nierozumnych, szalonych i niezrównoważonych studentów z zespołem Aspergera - uważa dr Ławicka.

Redaktor naczelny "Rzeczpospolitej", Bogusław Chrabota odnosząc się do sprawy, powiedział, że redakcja dziennika "nie podpisuje się" pod poglądami autora tekstu. - Jeśli jest taka wola czytelników, to ja oczywiście nie boję się przeprosić"- podkreślił Chrabota dodając jednak, że on sam daleki jest od przekonania, że artykuł dr. Nowaka narusza jakieś elementarne normy czy nawołuje do nienawiści.


- Jesteśmy otwarci na publikację tekstów konfrontujących jego tezy, co zrobimy - oświadczył Chrabota - Przygotowujemy publikacje, które będą w kontrze do jego tez. Natomiast tekst wydał nam się ciekawy, poruszający. Natomiast absolutnie nie podpisujemy się pod zarzutami, że jest to stanowisko redakcji - jest to wyłącznie prywatne stanowisko tego pana, które zostało upublicznione na łamach "Rzeczpospolitej" w ramach wolności słowa i w ramach wolności debaty publicznej - dodał

PAP

...

Zalezy jaka choroba i w jakim natezeniu. Jak ktos ma arachnofobie to moze byc fizykiem ale nie entomologiem. Co tu ma do rzeczy dyskryminacja. Wstyd tak pieprzyc bez sensu. Slowa maja okreslone znaczenie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:31, 04 Lip 2018    Temat postu:

Czy osoba mająca poważny problem ze swoją osobowością może być nauczycielem?
PODOBA CI SIĘ TO CO ROBIMY? WESPRZYJ PROJEKT MAGNA POLONIA!
2 lipca 2018 3


Na twitterze rozgorzała gorąca dyskusja, czy człowiek z bardzo poważnymi zaburzeniami osobowości może być nauczycielem akademickim.

... Gdyby ci z powaznymi zaburzeniem nie mogli to by trzeba wyrzucic 90%. To środowisko powaznie zaburzone.

Marcin „Antyfacet” Boronowski, jak sam siebie nazywa, ubiera się w damskie ciuszki i wygaduje dziwaczne rzeczy. Najwyraźniej nie przeszkadza to jednak władzom Uniwersytetu Wrocławskiego, które to tolerują.

– Antyfacet to jest postać, która podważa męski gender, czyli męską rolę stereotypową. Zwłaszcza tą jej prymitywną postać macho, którego zachowania i zainteresowania są przewidywalne, dość ograniczone, prymitywne. Uważam, że to obraża rozum i moją godność, gdybym pozwolił, gdyby coś takiego było programem moim na całe życie, regulującym moje zachowania i moją formę. A podważam to nie tylko na sposób abstrakcyjny, również w sposób fizyczny ubierając się w rzeczy zabronione, które są przyjemniejsze, ładniejsze, higieniczniejsze. (…) Nie wierzę po prostu w damskość czegokolwiek – opowiada o sobie w opublikowanym w internecie materiale filmowym.

... Belkot oblakanego.

Kiedyś było rzeczą oczywistą, że pracownik wyższej uczelni, podczas zajęć ze studentami, winien być stosownie ubrany. Jak podkreślają internauci, zachowanie i ubiór „antyfaceta” nie przydaje Uniwersytetowi Wrocławskiego powagi.

"takie będą rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie"

....

Na szczescie to nie naukowiec tylko lektor jak rozumiem. Uczy angielskiego po prostu. Sa to zajecia dodatkowe nie nalezace do profilu uczelni. Cos jakby zrobic zajecia z baletu. Nie beda one przeciez dzialalnoscia naukowa.

Jednak powaga miejsca zobowiazuje. Ten pan wyglada po prostu obleśnie. Przekracza mozliwosci tolerancji. O ile nie chodzi o jakies mundury. To jednak tutaj mamy normy przekroczone kilkakrotne. Pijany menel w rowie wyglada wrecz z godnością.

Uniwesytet Wroclawski znany jest z patologii. To juz nie pierwsza afera. Uczelnie przestaly byc miejscami powaznym. Juz dawno nie traktuje ich powaznie.

A tu jest jeszcze cos innego. To jest przenoszenie patologii z USA. Bo to nie jest nasz rodzimy pomysl. Na szczescie! Tak jak gospodarka w Polsce jest w obcych rekach tak i uczelnie sa obce umyslowo. To nie jest umyslowosc polska. I to jest straszne. Co widac na obrazku. Trzeba wrocic do nauki polskiej. Takiej jak Koneczny Czekanowski i wielu wielu innych.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:37, 11 Lip 2018    Temat postu:

"Wykładowca nadużywa władzy" - absolwenci piszą do rektora Akademii Teatralnej

PIOTR JAGIELSKI dzisiaj 14:35
FACEBOOK | 11
TWITTER | 0
E-MAIL
KOPIUJ LINK 14SKOMENTUJ
"Wykładowca regularnie dopuszcza się nadużywania władzy, jaką daje mu zajmowana na Akademii pozycja. Zarzuty wobec niego są bardzo poważne i obejmują przemoc psychiczną, groźby użycia przemocy fizycznej" - napisali absolwenci warszawskiej Akademii Teatralnej w liście otwartym do rektora uczelni Wojciecha Malajkata. Apelują do niego o pomoc w rozwiązaniu "patologicznej sytuacji".
Gmach Akademii Teatralnej w WarszawieFoto: Karolina Misztal/Reporter / East News
Gmach Akademii Teatralnej w Warszawie
14
‹ wróć
Absolwenci warszawskiej Akademii Teatralnej apelują do rektora Wojciecha Malajkata o pomoc w rozwiązaniu "patologicznej sytuacji" na Wydziale Reżyserii
Piszą o wykładowcy, który "dopuszcza się nadużywania władzy". Wśród zarzutów stawianych pedagogowi są m.in. przemoc psychiczna i groźby użycia przemocy fizycznej
Wśród sygnatariuszy listu są m.in. Monika Strzępka, Aneta Groszyńska, Małgorzata Wdowik, Tomasz Cyz, Agnieszka Glińska i Tomasz Szczepanek
"Od wielu lat studenci i studentki Wydziału Reżyserii doświadczają nękania ze strony jednego z pedagogów" - piszą autorzy listu otwartego. Wśród zarzutów, jakie stawiają wykładowcy są m.in. przemoc psychiczna, groźby użycia przemocy fizycznej, zastraszanie, manipulację, "molestatorskie zachowania" wobec kobiet, obelgi i poniżanie studentów, wykonywanie obowiązków zawodowych pod wpływem alkoholu.

REKLAMA
Jak podkreślają podpisani pod listem absolwenci uczelni, zachowanie wykładowcy "wywarło głęboki, krzywdzący i traumatyzujący wpływ na całe pokolenia osób studiujących na wydziale. Sprawa jest świetnie znana osobom ze środowiska Akademii". Pod pismem podpisało się 24 absolwentów i absolwentek Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza m.in. Monika Strzępka, Aneta Groszyńska, Tomasz Cyz, Agnieszka Glińska, Agata Baumgart, Tomasz Szczepanek, Małgorzata Wdowik, Wojciech Faruga i Barbara Wiśniewska.

- W grudniu zwołane zostało spotkanie studentów z dziekanem, rektorem, prodziekanem i panią prawnik. Zostaliśmy na nie zaproszeni, jako absolwenci. Na spotkaniu było siedem roczników, które skarżyły się na zachowanie tego profesora, ale także na zachowanie innych wykładowców i ogólnie niski poziom edukacji - powiedziała Onetowi reżyserka Małgorzata Wdowik, która podpisała się pod listem do rektora.

- Padały słowa o tym, że część profesorów przychodzi na zajęcia pod wpływem alkoholu, że zajęcia są merytoryczne. W czerwcu studenci napisali na grupie w mediach społecznościowych, którą z nimi dzielimy, że ten oto pan został wybrany do Rady Senatu jako reprezentant wydziału. To nas rozgniewało. Rektor obiecywał nam zmiany, a okazało się, że to czcze gadanie. Gdy studenci pytali rektora czy ten wykładowca będzie prowadził z nimi zajęcia w przyszłym roku, usłyszeli, że "nie da się do tego nie doprowadzić" - podkreśla.

Swój list absolwenci kierują do rektora Akademii Wojciecha Malajkata. Apelują o pomoc w "zakończeniu nagannych praktyk, jakie od lat mają miejsce na Wydziale". Pismo, podkreślają, jest wyrazem solidarności z obecnymi studentkami i studentami uczelni oraz formą sprzeciwu wobec przemocy instytucjonalnej.


- Studenci się boją. Gdy jesteś w tej szkole, jesteś w niej całą dobę i nie widzisz świata poza nią. Ta dziwna hierarchia wartości, jaka tam panuje wydaje się jedyną istniejącą. Łatwo jest kogoś zastraszyć. Padł pomysł, byśmy - jako absolwenci - wsparli młodszych kolegów. I nie wchodzić w tę narrację, od zawsze panującą w szkole, zgodnie z którą ta sprawa powinna "zostać na uczelni". Chcieliśmy, by wyszło to poza szkołę - akademia to instytucja publiczna.

Zauważyli, że kolejne roczniki studentów oddawali ankiety, w których opisywali nadużycia i niestosowne zachowania. "Według naszej wiedzy władze Wydziału nigdy nie zareagowały na bulwersującą zawartość ankiet, bagatelizując także bezpośrednio zgłaszane uwagi i skargi. Jak wynika z wielu relacji studentek i studentów, uciszane są wszelkie próby walki o dobre praktyki w obrębie uczelni, studenci i studentki wyrażający niezgodę na opisane powyżej zachowania są regularnie zastraszani, sugerowano i sugeruje się możliwe problemy, wynikające ze złożenia skargi, utrudnianie dalszych studiów, a także startu w życiu zawodowym" - dodano.

Ostatnia próba interwencji studentów ws. wykładowcy miała miejsce w grudniu 2017 r. Obecnie przedstawiciele studentów Akademii złożyli wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. "Dobro Akademii jest wspólną sprawą naszego środowiska i głęboko wierzymy, że rozwiązanie sprawy na Wydziale Reżyserii stanie się priorytetową dla obecnych władz szkoły" - wyrażają nadzieję sygnatariusze listu.

Ich pismo nie trafiło jeszcze do rektora Malajkata, który obecnie przebywa na urlopie. Przedstawiciele Akademii Teatralnej zapowiedzieli, że odniosą się do pisma absolwentów w najbliższym czasie.

...

Jeden w sukience drugi agresywny. To sa ludzie z problemami duchowymi. Brak wiary niechodzenie do Kościoła i psychika w proszku...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:26, 26 Lip 2018    Temat postu:

Na tytuł profesorski może liczyć osoba o nienagannym życiu. Tyle że liczy się nie tylko zawodowe, ale i prywatne.

Tytuł profesora w Polsce będzie tylko dla moralnych, także w życiu prywatnym

...

Wreszcie. Dla osob wybitnie zdolnych ale moralnie upadlych starczy doktorat. Profesor na zbolparadzie przebrany za kobiete to ohyda do kwadratu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:43, 01 Sie 2018    Temat postu:

W ciągu sześciu lat wynagrodzenie rektora Politechniki Opolskiej wzrosło ponaddwukrotnie. Natomiast profesorom, adiunktom czy pracownikom administracji obniżono wynagrodzenie, wskazując na złą sytuacją ekonomiczną uczelni. Związek Zawodowy poprosił o interwencję ministra nauki i szkolnictwa wyższego.
W zeszłym tygodniu pisaliśmy o liście otwartym do prof. Marka Tukiendorfa, rektora Politechniki Opolskiej, pod którym podpisało się prawie 100 osób, w tym byli rektorzy uczelni: prof. Jerzy Skubis i prof. Piotr Wach. Pismo dotyczy zwolnionego dyscyplinarnie prof. Pawła Frącza i odwołanych ze stanowisk dyrektora i wicedyrektora Instytutu Elektroenergetyki i Energii Odnawialnej prof. Dariusza Zmarzłego i dr. Sebastiana Boruckiego. Uczelnia tłumaczy, że działania te mają związek z wynikiem audytu przeprowadzonego w wydziale, w którym naukowcy pracują, a który wykazał nadużycia przy organizowaniu delegacji służbowych.
Dysproporcja w wynagrodzeniach?
Wygląda na to, że to dopiero początek konfliktu rektora PO z pracownikami. W środę 1 sierpnia Związek Zawodowy Pracowników Politechniki Opolskiej, którego szefem jest prof. Paweł Frącz , wysłał pismo do Jarosława Gowina, ministra nauki i szkolnictwa wyższego z apelem o podjęcie działań mających na celu „przywrócenie norm akademickich i normalnych zasad współżycia na uczelni”. – W czasie gdy ze względu na trudną sytuację ekonomiczną uczelni większość jej pracowników musiała pogodzić się z obniżką i tak skromnych pensji, pobory pana rektora wzrosły ponaddwukrotnie, do kwoty 33 600,00 zł miesięcznie – czytamy w piśmie.

...

To sie pacynek trafil! On po prostu ma talent i nie bedzue sie ze swo8ch dochodow tumaczyl...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:34, 20 Sie 2018    Temat postu:

Historia o tym jak własna uczelnia mnie oszukała...
Pod koniec czerwca obroniłam licencjat. Oficjalnie skończyłam studia I stopnia. Ucieszyłam się z tego powodu, bo uczelnia, na której studiowałam doprowadziła mnie na terapię. Owa uczelnia to Wydział Filologiczny na Uniwersytecie Łódzkim. Skończyłam filologię hiszpańską połączoną z językiem angielskim. Brzmiało fajnie. Te studia jednak to był koszmar. Większość wykładowców była nieprzyjemna, właściwie to mieli w *** jakiekolwiek sprawy prywatne studenta (choroba, cokolwiek). A, i zasady, regulaminy studiów również, bo przecież wykładowca jest alfą i omegą. Wytrwałam jednak te trzy lata z nadzieją, że nigdy tam nie wrócę, nie zrobią mi już żadnej krzywdy i będę mogła rozpocząć wymarzone studia na ILS w Warszawie. Ukończenie filologii hiszpańskiej według sylabusa kierunku miało mi to zapewnić. Okazało się, że nie... Założenia studiów były takie: przychodzisz do nas z angielskim na poziomie B2 (matura rozszerzona) i możesz nie znać hiszpańskiego, a my w trzy lata podnosimy ci angielski do C1 oraz hiszpański od podstaw do również C1. I co z tego wyszło? A no to, że na dyplomie mam jakieś totalne bzdury. W jednej części w suplemencie jest napisane, że znam hiszpański na C1, a angielski na poziomie "minimum B2" (co to w ogóle jest to minimum?). W drugiej części jest napisane, że oba języki znam w mowie i w piśmie na poziomie B2. Super, co? Pytałam w dziekanacie czy nie zaszedł jakiś błąd, bo nie jest możliwe, że zakończyłam studia z poziomem B2 z angielskiego, z poziomem, z którym przyszłam na te studia. Uznano, że błędu w dyplomie nie ma, więc oficjalnie przyznali się do tego, że niczego nas nie nauczyli. Super! Fajnie wiedzieć, że nie spełnili swojej roli. Jest jednak jeden dowód, który pokazuje, że znam angielski na C1. W pierwszym semestrze na trzecim roku cały mój rok pisał egzamin z angielskiego (narzucony od góry i zaplanowany od dawna), którego poziom to C1 (tak jest napisane w rubryce egzaminu w USOSie). Nikogo ten egzamin nie obszedł, bo babka w dziekanacie uznała, ze pewnie nasz lektor z angielskiego zrobił błąd i dostarczył złe informacje, ale według niej ten egzamin nic nie wnosi, a szczególnie nie może mówić o poziomie językowym studenta. Nie, w ogóle, egzamin, który przypominał formą certyfikat advanced nie może przybliżyć orientacyjnej sylwetki językowej studenta. Zrobili to dla funu. Skierowałam maila do swojego lektora z angielskiego, skoro ma być odpowiedzialny za ten błąd. Niestety nie ma z nim kontaktu. Nie ma z nikim kontaktu, bo jest przeklęty sierpień. Spinam tak, bo na lingwistykę stosowaną na UW wymagana jest znajomość tych dwóch języków (hiszpański i angielski) na poziomie C1 i wymagany jest dowód w postaci dyplomu bądź certyfikatu. Certyfikatu nie robiłam, bo przecież uczelnia zapewniała, że nas wypuści z angielskim na C1, więc nie widziałam potrzeby, aby dodatkowo wydawać na to pieniądze. I tak zostałam oszukana. Mogę sobie pomarzyć o studiach w tym roku przez błąd durnej uczelni, do którego się nie chcą przyznać. Przykre jest nie dostać się na uczelnię przez błąd starej uczelni, a nie twój. Naprawdę nie wiem, co robić. Myślałam o Rzeczniku Praw Studenta, ale czy w pół miesiąca jestem w stanie wygrać z uczelnią i dostać poprawiony dyplom bądź jakieś zaświadczenie o tym, czego rzeczywiście się nauczyłam przez trzy lata studiów?

...

Szok! Kryminalisci. WYOBRAZACIE SOBIE! WYDALI CERTYFIKAT ZE NICZEGO JEJ NIE NAUCZYLI! A ROZUMIEM STUDIA PLATNE!
Widzicie ,,dobroc" ateistow. Naukole w Boga nie wierza tylko w ewolucje. I to sa skutki. To naprawde patologia. Nauka podlega zelaznej zasadzie entropii i dewolucji. Profesor przed wojna a ,,profesor" teraz... W ogole dno.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:30, 28 Sie 2018    Temat postu:

Podjęcie decyzji zajęło śledczym trzy miesiące – Profesorowie od myśli Marksa nie propagowali komunizmu, a poszerzali wiedzę – przyznaje prokuratura. I kończy sprawę słynnej konferencji naukowej, na którą wysłała policję. Decyzja o odmowie wszczęcia dochodzenia nie rozwiewa jednak wszystkich wątpliwości w działaniu śledczych.
Pozostają pytania, dlaczego wyjaśnianie sprawy trwało tak długo, dlaczego zdecydowano się wysłać policję na naukową konferencję Uniwersytetu Szczecińskiego, która odbywa się od lat i wreszcie na jakich dowodach oparł się prokurator badający sprawę, skoro ani on, ani policja nie wysłuchali wykładów.
– Nie możemy na razie mówić o szczegółach postępowania – mówi prokurator Joanna Biranowska-Sochalska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
Potwierdza jednak nasze ustalenia, że po trzech miesiącach zapadła decyzja o odmowie wszczęcia dochodzenia. Prokuratura Rejonowa Szczecin-Zachód uznała, że nie tylko naukowcy zajmujący się myślą Karola Marksa nie popełnili przestępstwa szerzenia komunizmu, ale spotkali się, aby poszerzać wiedzę naukową. I powołuje się na konstytucyjną zasadę wolności nauki.
– Zapadła decyzja o odmowie wszczęcia dochodzenia z uwagi na brak znamion czynu zabronionego. Przedmiotem postępowania było podejrzenie popełnienia przestępstwa, które miało polegać na publicznym propagowaniu totalitarnego ustroju państwa podczas konferencji naukowej. W wyniku przeprowadzonych czynności nie zostało potwierdzone to podejrzenie. Uznano, iż przedmiotem tej konferencji nie było propagowanie systemu totalitarnego. Konferencja była zorganizowana w celu poszerzenia wiedzy naukowej, także z uwzględnieniem wynikającej z konstytucji zasady wolności nauki – wyjaśnia prokurator Biranowska-Sochalska.
Decyzja o odmowie wszczęcia dochodzenia zapadła kilka dni temu. Nie jest jeszcze prawomocna. Zaskarżyć ją może osoba, która doniosła na naukowców. Na razie tego nie zrobiła. Do dzisiaj nie wiadomo kim jest.
Przerwana konferencja
Sprawa odbiła się szerokim echem nie tylko w świecie nauki. W połowie maja w ośrodku Uniwersytetu Szczecińskiego w Pobierowie zorganizowano konferencję naukową z okazji dwusetnej rocznicy urodzin Karola Marksa. Przybyło kilkudziesięciu naukowców, w tym profesorowie polskich uczelni.Konferencję zakłóciła wizyta policjantów wysłanych na polecenie szczecińskiej prokuratury. Spisali organizatorów, zrobili zdjęcia czasopism lewicowych.
– Powiedzieli, że mają sprawdzić, czy nie jest tu prowadzona działalność antynarodowa. To zastraszenie środowiska i zapowiedź świata pod dyktaturą – komentował prof. Jerzy Kochan z US, organizator konferencji.
Naukowców za najście policji przeprosił minister spraw wewnętrznych i administracji, a rektor Uniwersytetu Szczecińskiego uznał wizytę funkcjonariuszy za naruszenie autonomii uczelni i złamanie prawa. Zaprotestowali także rektorzy uczelni wyższych. Sprawę opisały nawet amerykańskie gazety. Prokuratura zapewniała, że policjanci prawa nie złamali, a sprawę trzeba było wyjaśnić, bo ktoś złożył skargę.

...

Towarzysze naukowcy poszerzali... wiedze.. o Marksie? To teraz juz maja szeroka...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:32, 27 Wrz 2018    Temat postu:

Profesor Nadzwyczajny UW - przekroczona granica chamstwa?

Profesor UW chce publicznie szykanować dziewczynę na innym Uniwersytecie, bo jej ojciec nazwał go chamem. Żeby było zabawniej, wyzwisko „cham” padło w odwecie za .... wyzwisko „cham” ze strony Matczaka. Kwintesencja samozwańczej elity.

...

Juz dawno bylo buractwo od 1944...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:39, 01 Paź 2018    Temat postu:

Prof. Środa o leśnictwie - nauka jest szkodliwa

[...] leśnictwo. Jestem głęboko przekonana, że to ślepa uliczka nauki, która opierając się na rzekomej wiedzy, demoluje przyrodę. Leśnicy mają za sobą autorytet nauki, racje oparte na badaniach, a przede wszystkim na kalkulacji zysków, których na pewno nie mają ekolodzy hobbyści-sentymentaliści.

...

Takie patologie jak Środa maja tytul prof. Naprawde ,,nauka" u nas to kuriozum...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:29, 16 Paź 2018    Temat postu:

Afera: "uczelnia" w Poznaniu nie ma nawet jednoznacznej nazwy ani rektora

Nie wiadomo, jak się nazywa uczelnia, nie wiadomo kto jest rektorem. Nie wiadomo kiedy powstała, nie wiadomo, gdzie są rzekome kampusy za granicą. Dziekani zniknęli. Absolwenci dostają certyfikaty zamiast dyplomów. A ostatnio nawet o to trudno. Studentami byli głównie imigranci ze Wschodu.

...

Smieciowych pseudouczelni bylo na pęczki po 89.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:37, 19 Paź 2018    Temat postu:

Płatek w akcji. "to nie są żadni pedofile, to są normalni mężczyźni"

"profesorka" Płatek: "większość ludzi którzy wykorzystują dzieci do seksu to nie są żadni pedofile, to są normalni męzczyźni"

..

No jasne gwalcenie dziecka to sama ,,normalnosc". Platek to kolejne kuriozum z tytulem...
Tak wygladaja teraz ,,uczelnie".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:11, 08 Kwi 2019    Temat postu:

Uniwersytety wolne od marksizmu - demonstracja Towarzystwa Studentów...

Uniwersytety wolne od marksizmu - demonstracja Towarzystwa Studentów Polskich - Warszawa, sobota, 6 kwietnia 2019 r.\n\nHasła organizatorów były tak nośne, że skandowali je nawet \"antyfaszyści\"
KOMENTARZE (Cool : najstarszenajnowszenajlepsze

danielrobakowski 3 godz. temu 0
Uczelnie są przesiąknięte są lewacko-tęczowymi debilizmami. Ale co tam studia skoro te środowiska wprowadzić chcą marksizm już w przedszkolach bo jakich postaw uczyć ma latarnik? Chyba nie uwierzyliście, że będzie uczyć 4 latków tolerancji?
udostępnij

6a6b6c 9 godz. temu +1
Tumany...
udostępnij

ukradlem_ksiezyc 15 godz. temu +8
Na pewno za 53589405 razem się uda. A kto by się przejmował milionami ofiar tej zbrodniczej ideologi.

...

UBecy Sbecy uczelniani i ich dzieci nadal tlocza komunizm do glow! Skandal! Jednak musicie wiedziec ze to jest sterowane odgornie przez NWO poprzez system grantow! To nie jest spontaniczne! Syjon nie odpuszcza!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 2 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy