Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Radziecki styl życia ...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:45, 10 Lip 2011    Temat postu: Radziecki styl życia ...

Czechosłowaccy agenci inwigilowali Austriaków

Tajne służby bezpieczeństwa komunistycznej Czechosłowacji, StB, miały wielu agentów wśród Austriaków, w tym austriackich celników i pograniczników - pisze czeski dziennik "Lidove Noviny".

Gazeta powołując się na badania słowackiego Instytutu Pamięci Narodowej (UPN) podkreśla, że niektórzy obywatele Austrii sprzedawali też władzom w Pradze informacje o uciekinierach i mieszkańcach austriackiego pogranicza.

- Odkryliśmy, że dla służb informacyjnych komunistycznej Czechosłowacji pracowały dziesiątki Austriaków - powiedział cytowany przez "LN" szef wydziału dokumentacji UPN, Lubomir Morbacher.

Z archiwów wynika - dodaje dziennik - iż większość współpracowników nie podzielała ideologii, lecz kierowała się chęcią zysku. Sumy, które otrzymywali w zamian za udzielone informacje, opiewały jednorazowo na tysiące szylingów (dziś równowartość kilkudziesięciu euro).

Gazeta powołuje się na przykład celnika z austriackiego posterunku granicznego przylegającego do bratysławskiej dzielnicy Petrżalka, który z StB spotkał się 52 razy, przekazał około 165 informacji i otrzymał za to 39 tysięcy szylingów.

Zwerbowani Austriacy pomagali też komunistycznej bezpiece w udaremnianiu prób ucieczek z Czechosłowacji i przekazywali wieści o tych, którym ucieczka się powiodła. Z pomocą tych informacji StB mogła szantażować rodziny uciekinierów, które pozostały w kraju - piszą "Lidove Noviny". Inni za kilka tysięcy szylingów podejmowali się także przewiezienia tych, którzy już przekroczyli granicę, z powrotem na teren Czechosłowacji.

Współpracownicy StB w Austrii pomagali również eliminować "słabe punkty" wzdłuż czechosłowacko-austriackiej granicy, którą w okolicach Bratysławy w latach 80. XX wieku wielu ludzi przekraczało nielegalnie. Według dziennika mieli swój udział w śmierci 42 osób, które zginęły przy próbie przejścia granicy państwa.

>>>>>

Widzimy tutaj jak mowilem specjalizacje ...
Bulgarskie KGB zajmowalo sie Turcja. Czechoslowackie Austria.
NRDowskie Niemcami Zachodnimi a PRLowskie Polonia w USA ...
Taka jest radziecka przebieglosc ... Wysylali agentow tam gdzie mieli najlepsze ,,srodowisko'' i mocne ,,wtyki''...



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Pon 14:32, 05 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:08, 02 Lis 2011    Temat postu:

Czym zajmowali sie radzieccy ? Rozprzestrzenianiem zła na świecie jak mowila Nasza Matka w Fatimie . Takze w Afryce :

Atomowy "Potwór", który nigdy nie został użyty.

Broń atomowa miała być ich straszakiem. 20 lat starali się zdobyć bombę jądrową. W końcu się udało. Mieli własne złoża uranu i technologię niezbędną do budowy broni nuklearnej. Pierwszą bombę, jaką stworzyli, nazwali "Potworem" - ważyła trzy tony i nigdy nie została użyta. Oto historia jedynego kraju, który zdobył atomową potęgę, by potem szybko się jej pozbyć.

Gdy w połowie lat 70. ubiegłego wieku do Angoli przybyły wojska kubańskie wspierane przez instruktorów z ZSRR, NRD, Rumunii i Korei Północnej, bezpieczeństwo Republiki Południowej Afryki gwałtownie się pogorszyło. Wtedy właśnie władze kraju uznały, że posiadanie broni atomowej może powstrzymać ekspansję radziecką w tym rejonie kontynentu. RPA planowała wykorzystać ten najgroźniejszy rodzaj uzbrojenia jako swego rodzaju straszak.

Odstraszanie zamierzano przeprowadzić w trzech etapach. Faza pierwsza miała polegać na rozpowszechnianiu informacji, że być może RPA posiada broń nuklearną oraz podawanie tego w wątpliwość. W fazie drugiej zamierzano poinformować niektóre mocarstwa, na przykład USA, że RPA dysponuje taką bronią. W fazie trzeciej, gdyby nie usunięto zagrożenia poprzez nacisk mocarstw na Angolę (i wspomagający ją Układ Warszawski), zakładano przeprowadzenie eksplozji podziemnej. Te plany zostały zaaprobowane w kwietniu 1978 roku przez premiera Balthazara Johannesa Vorstera i ministra obrony Pietera Willema Bothę.

RPA była w tej korzystnej sytuacji, że dysponowała zarówno złożami uranu, jak i techniką niezbędną do zbudowania broni jądrowej. Już w 1948 roku powołana została w tym kraju agencja do prowadzenia badań atomowych. W 1965 roku Stany Zjednoczone dostarczyły RPA pierwszy reaktor nazywany Safari-1. Pomocą chętnie służył też Izrael, który miał duży udział w wyprodukowaniu broni jądrowej w Afryce Południowej.

W RPA wydobywano uran samodzielnie, a do jego wzbogacania stosowano technologię gazową. Pełną umiejętność pozyskiwania takiego uranu osiągnięto w marcu 1977 roku. Zajmujący się tym zakład zatrudniał około 250 osób. Nie obyło się bez problemów - dziwna reakcja autokatalizacyjna spowodowała zatkanie filtrów fluorku uranu, co groziło katastrofą. Zakład został zamknięty na wiele miesięcy, ale od tej pory zwracano szczególną uwagę na filtry uranowe i zagrożenie wyeliminowano. Kłopoty związane były również z niską wydajnością zakładu, ale i tak mógł on wytworzyć 60–90 kilogramów wzbogaconego uranu rocznie.

Z pomocą Izraela

W latach 70. tajna współpraca między RPA a Izraelem stała się jeszcze bardziej intensywna. Była prowadzona pod przykrywką jawnej kooperacji w dziedzinie zbrojeń konwencjonalnych. Dokładne dane na ten temat nie są znane, ale wiadomo o przesłaniu przez RPA do tego kraju 300 ton rudy uranu. W owym czasie na terytorium RPA przebywało wielu izraelskich naukowców, w tym "izraelski Oppenheimer" - Ernst David Bergmann.

Między 1974 a 1977 rokiem południowoafrykańska agencja atomowa przeprowadziła wszystkie prace niezbędne do zbudowania najprostszej bomby typu działo. W konstrukcji tej materiał rozszczepialny jest podzielony na dwie części: "pocisk" i "cel". Wstrzelenie "pocisku" w "cel" powoduje uzyskanie masy nadkrytycznej i rozpoczęcie reakcji łańcuchowej. Tego typu bombę zrzucono na Hiroszimę. Opracowano wówczas wszystkie balistyczne i fizyczne programy komputerowe niezbędne do wykonania obliczeń i przeprowadzono testy materiałowe.

Czytaj również: Katastrofa atomowa była o włos

W 1976 roku w ośrodku w Pelindabie odbyła się pełnoskalowa próba urządzenia typu działo, bez zastosowania właściwego ładunku. Test zakończył się sukcesem - urządzenie było zdolne do zapoczątkowania reakcji łańcuchowej. W połowie 1977 roku agencja atomowa wyprodukowała pierwsze kompletne prototypowe urządzenie atomowe, które nazwano Potwór. Ważyło 3 tony i nie nadawało się do użytku bojowego.

Na pustyni Kalahari rozpoczęto wiercenie dwóch szybów kilkusetmetrowej głębokości. Miały posłużyć jako miejsce próbnych podziemnych eksplozji. Republika Południowej Afryki poinformowała rząd USA, że zamierza przeprowadzić próbę jądrową w sierpniu 1977 roku. Amerykanie naciskali jednak, aby odstąpiła od tego zamiaru. Wymiana informacji między obu krajami nie była oczywiście upubliczniana. Dopiero gdy radziecki satelita szpiegowski wykrył przygotowania, a rząd ZSRR poinformował o tym Stany Zjednoczone, tajemnicy nie dało się już utrzymać. Nastąpił bardzo silny nacisk dyplomatyczny na RPA ze strony Stanów Zjednoczonych, ZSRR i Francji.

Eksplozji nie będzie

W tej sytuacji władze południowoafrykańskie zrezygnowały z przeprowadzenia próbnej eksplozji. Mimo to, rok później w RPA wyprodukowano mniejsze urządzenie atomowe. Było przygotowane do szybkiego przetransportowania na pustynię Kalahari, gdyby zgodnie z planem odstraszania przewidzianym w fazie trzeciej zaistniała konieczność wywołania wybuchu.

Do sierpnia 1979 roku w RPA wytworzono przynajmniej 55 kilogramów wzbogaconego do około 80% uranu. Ta ilość wystarczała do zasilenia drugiego urządzenia nuklearnego, które ukończono w 1980 roku, o nazwie Melba. Z jego użyciem przeprowadzono test zerowej mocy, czyli taki wybuch atomowy, w którym emituje się mikroskopijną ilość energii. Był to prawdopodobnie jedyny prawdziwy test w całym programie. W tym samym czasie rozpoczęto wzbogacanie uranu w nowym zakładzie, nazywanym "Z", który był nowocześniejszy niż poprzedni, noszący kryptonim "Y").

W 1979 roku projekt budowy broni nuklearnej przekazano państwowej korporacji zbrojeniowej Armscor. Nowy ośrodek badawczy zbudowano 15 kilometrów na wschód od Pelindaby. Podjęto tam prace nad uzyskaniem litu-6 i trytu, niezbędnych do stworzenia dalszych generacji broni atomowej; typu implozyjnego i termojądrowego. Badano też zdolność trytu jako wzmacniacza istniejących bomb (wzrost skuteczności do 100 kiloton). Dziś RPA oferuje gotowe soczewki z materiałów wybuchowych do wykorzystania komercyjnego i wojskowego, co wskazuje niezbicie, że kraj ten opanował technologie niezbędne do skonstruowania bomby typu implozyjnego.

Tajemniczy błysk

22 września 1979 roku na Oceanie Indyjskim miało miejsce dziwne wydarzenie. Amerykański satelita szpiegowski Vela zaobserwował podwójny błysk na bardzo dużej wysokości. Podejrzewa się, że był to wybuch atomowy o mocy około trzech kiloton. Potwierdził to w 1994 roku komandor marynarki RPA Dieter Gerhardt (uwięziony w 1983 roku za szpiegostwo na rzecz ZSRR), były dowódca bazy morskiej w Simon’s Town. Powiedział on, że ów podwójny błysk wywołał przeprowadzony przez RPA i Izrael test pod nazwą "Operacja 'Feniks'". Był on zaplanowany jako czysty (bez śladów radioaktywnych), i liczono, że nie zostanie odkryty.

W kwietniu 1982 roku zakończono w RPA budowę pierwszego pocisku nadającego się do wykorzystania jako broń. Mógł on być przenoszony przez samolot. Miał długość 180 centymetrów i średnicę 65 centymetrów. Ważył około tony, z czego 55 kilogramów przypadało na wzbogacony do 90% uran-235. Bomba miała moc około 10-18 kiloton. Była to prymitywna, przestarzała i nieefektywna energetycznie, ale pewna w działaniu konstrukcja. Jako reflektor neutronów zastosowano w niej wolfram.

Środkiem dostarczenia bomby miały być bombowce typu Canberra B12. Później przewidywano użycie zmodyfikowanego bombowca typu Buccaneer (wyposażonego w rewolwerową komorę bombową). Embargo na części zamienne do tego typu samolotów bardzo utrudniało jednak utrzymanie ich w zdolności operacyjnej. Te wszystkie problemy związane z bezpieczeństwem i obsługą spowodowały, że dopiero w 1987 roku broń atomowa weszła do wyposażenia sił zbrojnych RPA.

W 1975 roku ministerstwo obrony RPA zainteresowało się możliwością zakupu rakiet Jerycho. Szef sztabu RPA podkreślał, że miałoby to sens tylko wtedy, gdyby można je było uzbroić w głowice atomowe. Wkrótce ministrowie obrony Izraela Szymon Peres i RPA Pieter Willem Botha spotkali się w Szwajcarii. Botha podkreślił, że jego kraj jest zainteresowany zakupem rakiet, jeśli będą wyposażone "we właściwy ładunek". Peres podobno odpowiedział, że "właściwy ładunek" jest dostępny w trzech rozmiarach.

Współpraca między RPA a Izraelem rozwijała się. W latach 80. oba kraje prowadziły badania rozwojowe nad środkami przenoszenia w postaci rakiet balistycznych. Izrael właśnie wprowadził do uzbrojenia pocisk Jerycho-1 i opracowywał Jerycho-2 o większym zasięgu - 1,5 tysiąca kilometrów. Afryka Południowa włączyła się do projektu rodziny rakiet Jerycho-2. Wspólnie opracowano rodzinę pocisków RSA (Republic of South Africa) - typów od 1 do 4. Rakieta RSA-4 była prawdopodobnie zdolna dostarczyć ładunek o masie 700 kilogramów do dowolnego miejsca na ziemi. Opracowano jeszcze rakietę typu RSA-5B przeznaczoną do badań kosmicznych i wynoszenia satelitów na orbitę. Program produkcji pocisków zdolnych do przenoszenia broni atomowej zarzucono w 1992 roku, prawdopodobnie zanim osiągnął stadium użytkowe.

Rząd mówi "stop"

W grudniu 1989 roku rząd RPA podjął decyzję o zaprzestaniu produkcji broni jądrowej. Do tego momentu zbudowano siedem urządzeń atomowych, z czego cztery lub pięć nadawało się do bojowego wykorzystania. Nad całym programem pracowało od 100 do 300 osób, z czego jedną połowę stanowił personel bezpieczeństwa, a drugą naukowcy. Program pochłonął około 310 milionów dolarów (według wartości z 1990 roku). Po uwzględnieniu kosztów wydobycia i wzbogacenia uranu mógł osiągnąć wartość pięciu miliardów dolarów.

Pojawiają się głosy, że nagłe zarzucenie projektu broni nuklearnej nie było suwerenną decyzją RPA. Kiedy prezydent Frederik Willem de Klerk odszedł od polityki apartheidu i podzielił się władzą z czarną większością, zachodnie mocarstwa zaczęły się obawiać, że w RPA rządy przejmie Afrykański Kongres Narodowy. Wiadomo zaś było, że organizacja ta jest powiązana z Libią, Kubą, Irakiem, Iranem oraz Koreą Północną. Istniało niebezpieczeństwo uzyskania broni nuklearnej przez jedno z tych państw. Od RPA zażądano więc likwidacji broni nuklearnej, zanim do władzy dojdzie czarna większość.

Tak czy inaczej, w 1994 roku inspektorzy MAEA (Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej) stwierdzili, że Republika Południowej Afryki nie dysponuje bronią atomową. W prasie światowej pojawiają się jednak od czasu do czasu pogłoski, że instalacje nie zostały zdemontowane, lecz wywiezione do Izraela.

Złodzieje uranu

Najnowsze wydarzenia dopisały niepokojący rozdział do historii południowoafrykańskiego programu budowy broni atomowej.

Grupa kilku (prawdopodobnie czterech) "technicznie zaawansowanych" napastników 8 listopada 2007 roku wdarła się do ośrodka Pelindaba. Wyłączyli wiele elementów systemu bezpieczeństwa, między innymi ogrodzenie pod napięciem 10 tysięcy woltów. Zastrzelili strażnika i uciekli tą samą drogą, którą weszli. Podobno ukradli około 250 kilogramów wzbogaconego uranu. Kim byli napastnicy i co się stało z ukradzionym materiałem, do dzisiaj nie wiadomo.

Krzysztof Pławski dla "Polski Zbrojnej"

>>>>

Widzicie jak wygladal swiat w czasach radzieckich i jak dobrze ze juz z tym koniec ... Dzieki glownie Solidarności zreszta w wymiarze ziemskim a w wiecznym oczywiscie dzieki Bogu ! To grzechy ludzi sciagnely ten koszma . To czystosc Boga go zlikwidowala!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:30, 05 Mar 2012    Temat postu:

Radzieckie osiaganiecia na gruncie stylu i mody tez nie mialy rownych sobie w swiecie :

Inna Osinowskaja / Wiedomosti

Sowiecki szyk

Suk­nie z ba­weł­nia­nych ręcz­ni­ków, ko­szu­le nocne w roli wie­czo­ro­wych kre­acji i złote pan­to­fel­ki – tak ubie­ra­no się w ZSRS.

W po­ło­żo­nym na po­łu­dnio­wych obrze­żach Mo­skwy mu­zeum-re­zer­wa­cie "Ca­ry­cy­no" otwar­to wy­sta­wę "Moda za że­la­zną kur­ty­ną". Więk­sza część eks­po­na­tów to stro­je ko­bie­ce: prze­wa­ża­ją kre­acje ar­ty­stek które, z racji za­wo­du i sławy, miały moż­li­wość, a w pew­nym sen­sie rów­nież po­win­ność "le­piej wy­glą­dać" (zna­la­zły się tu kre­acje ba­let­nic Ga­li­ny Uła­no­wej, Olgi Le­pie­szyń­skiej i Mai Pli­siec­kiej, ak­tor­ki i śpie­wacz­ki Lud­mi­ły Gur­czen­ko). Są tam jed­nak rów­nież przed­mio­ty cał­kiem dziś ano­ni­mo­we, a zna­czą­ce, jak choć­by dwu­czę­ścio­wy ze­staw (skó­rza­ne pan­to­fle do­pa­so­wa­ne do ka­lo­szy-wa­lo­nek na pod­nie­sio­nym ob­ca­sie), pro­du­ko­wa­nych w la­tach 30. przez fa­bry­kę "Czer­wo­ny trój­kąt". Re­tro­spek­ty­wą ob­ję­to lata 1920-1990: na wy­sta­wie zna­la­zło się ponad ty­siąc eks­po­na­tów, w tym sporo zdjęć ar­chi­wal­nych, rocz­ni­ki cza­so­pism po­świę­co­nych mo­dzie oraz fla­ko­ny po per­fu­mach, któ­rych nazwy dziś mówią coś tylko naj­star­szym don Ju­anom ("Ka­mien­ny kwia­tek", le­gen­dar­ny "Ta­li­zman" przy­ozdo­bio­ny wi­ze­run­kiem olim­pij­skie­go misia z roku 1980 czy "Pa­miąt­ka z Mo­skwy", wy­pusz­czo­na na rynek w przed­dzień Świa­to­we­go Fe­sti­wa­lu Mło­dzie­ży i Stu­den­tów w roku 1957). – Umie­ści­li­śmy nasze zbio­ry w 24 sa­lach – część w ga­blo­tach, część na obi­tych sza­rym plu­szem po­stu­men­tach. W wy­stro­ju do­mi­nu­je kolor szary – jako na sym­bol izo­la­cji spo­łe­czeń­stwa, ży­ją­ce­go za że­la­zną kur­ty­ną – mówi pro­jek­tant­ka eks­po­zy­cji Mila Wwie­den­ska­ja.

Więk­sza część eks­po­na­tów po­cho­dzi ze zbio­rów hi­sto­ry­ka mody Alek­san­dra Wa­si­lie­wa. – Tak duża wy­sta­wa na ten temat zor­ga­ni­zo­wa­na zo­sta­ła w Rosji po raz pierw­szy – mówi ko­lek­cjo­ner. – Za­le­ża­ło nam na po­ka­za­niu, jak ubie­ra­no się w kraju, który już nie ist­nie­je; jak ko­bie­ty o sta­tu­sie "gwiazd" ra­dzi­ły sobie w cza­sach to­tal­ne­go nie­do­bo­ru i w ogóle, jak da­wa­no sobie radę w ZSRS. Wy­sta­wa rze­czy­wi­ście świet­nie do­ku­men­tu­je za­rad­ność osób zde­spe­ro­wa­nych: kre­acje szyte "z fi­ra­nek" nie są, jak się oka­zu­je, tylko ele­men­tem "czar­nej le­gen­dy" skoro wśród wielu prze­ró­bek na wy­sta­wie zna­la­zła się let­nia su­kien­ka uszy­ta z im­por­to­wa­nych z Ban­gla­de­szu ba­weł­nia­nych ście­re­czek ku­chen­nych (lata 70.) i strój wie­czo­ro­wy prze­ro­bio­ny z ce­re­mo­nial­nej riasy – bo­ga­to wy­szy­wa­ne­go od­po­wied­ni­ka su­tan­ny, no­szo­ne­go pod­czas uro­czy­stych pro­ce­sji przez du­chow­nych pra­wo­sław­nych (lata 20.).

To, że eks­po­na­ty roz­miesz­czo­no w po­rząd­ku cza­so­wym, po­ma­ga prze­śle­dzić ewo­lu­cję mody w ZSRS. – W la­tach dwu­dzie­stych i trzy­dzie­stych w mo­dzie ko­bie­cej cią­gle jesz­cze do­mi­nu­je u nas mo­der­nizm, pod­czas, gdy na Za­cho­dzie kró­lu­je w tym cza­sie art déco. Ten ostat­ni styl wy­ma­ga­ła jed­nak kosz­to­wych do­dat­ków i ma­te­ria­łów do­brej ja­ko­ści, na które nawet w cza­sach NEPu nie było szans – ko­men­tu­je ku­ra­tor­ka wy­sta­wy Irina Ko­rot­kich. – Lata po­wo­jen­ne to epoka "łupów wo­jen­nych", tro­fiej­nych sukni przy­wo­żo­nych z Nie­miec i ziem Eu­ro­py Środ­ko­wej. Mi­li­tar­na mo­der­ni­za­cja... Ten "wiel­ki skok" spra­wił, że wiele przy­wie­zio­nych woj­sko­wy­mi trans­por­ta­mi przed­mio­tów wy­ko­rzy­sty­wa­no nie­zgod­nie z prze­zna­cze­niem; na wy­sta­wie zna­la­zła się czar­na, ko­ron­ko­wa ko­szu­la nocna ob­szy­ta białą ko­ron­ką, we­dług Iriny Ko­rot­kich nie­rzad­ki strój wie­czo­ro­wy żon dy­plo­ma­tów ra­dziec­kich, które na­rzu­ca­ły na to krót­kie, fu­trza­ne bo­ler­ko, bu­dząc sen­sa­cje na pre­mie­rach. Rów­no­cze­śnie po­stę­po­wa­ła za­paść rze­mio­sła, a co za tym idzie – spa­dek ja­ko­ści wy­ko­na­nia. – W la­tach 70. coraz czę­ściej spo­ty­ka­my się z krzy­wy­mi szwa­mi, marsz­cze­niem ma­te­ria­łu, źle ob­rę­bio­ny­mi man­kie­ta­mi – wy­mie­nia kon­ser­wa­tor odzie­ży Ta­tia­na Cze­men­dria­ko­wa, współ­or­ga­ni­zu­ją­ca wy­sta­wę.

Do mu­zeum tra­fi­ły na czas wy­sta­wy eks­po­na­ty szcze­gól­nie rzad­kie, nie­czę­sto opusz­cza­ją­ce sejfy, w tym pan­to­fle, w któ­rych wy­stę­po­wa­ła Lubow Or­ło­wa ze skóry i srebr­ne­go bro­ka­tu. – Cała gar­de­ro­ba ar­tyst­ki prze­pa­dła, za­cho­wa­ła się tylko para butów – wzdy­cha Alek­san­der Wa­si­liew. – Do na­szych cza­sów za­cho­wa­ła się rów­nież, ku zdu­mie­niu zwie­dza­ją­cych, ob­szy­ta pió­ra­mi eg­zo­tycz­nych pta­ków pe­le­ry­na Alis­sy Ko­onen (le­gen­dar­na ak­tor­ka mo­skiew­skie­go MChAT i Te­atru Ka­me­ral­ne­go, za­mor­do­wa­na w wię­zie­niu pod­czas czy­stek roku 1937 – przyp. Onet) (…).

Prze­trwa­ła za to – i w więk­szo­ści po­ka­za­na zo­sta­ła na wy­sta­wie – ko­lek­cja, na­le­żą­ca do Ga­li­ny Uła­no­wej (około 140 przed­mio­tów), jed­nej z nie­wie­lu "ko­biet ra­dziec­kich", któ­rej w sza­fach wi­sia­ły kre­acje i to­reb­ki od Guc­cie­go. Co roku na wio­snę gwiaz­da otrzy­my­wa­ła też od jed­ne­go ze swo­ich za­chod­nich wiel­bi­cie­li nowe rę­ka­wicz­ki Diora. Maja Pli­siec­ka, inna gwiaz­da ba­le­tu ra­dziec­kie­go, in­spi­ro­wa­ła sa­me­go Pier­re’a Car­di­na, który pro­jek­to­wał dla niej za­cho­wa­ne w jed­nym, je­dy­nym eg­zem­pla­rzu suk­nie: za­cho­wał się strój ba­lo­wy z pe­le­ryn­ką i fal­ba­ną z żół­te­go je­dwa­biu wy­szy­wa­ne­go w wiel­kie, sre­brzy­ste kwia­ty.

Więk­szość kre­acji oby­wa­tel­ki ZSRS, nawet te cie­szą­ce się naj­więk­szą sławą, szyły po­kąt­nie, u ano­ni­mo­wych, nie pła­cą­cych po­dat­ku i uni­ka­ją­cych roz­gło­su kraw­co­wych, czę­sto z efek­tow­nych, lecz ta­nich ma­te­ria­łów. W sza­fie ak­tor­ki Ałły Par­fa­niak zna­la­zła się zie­lo­na su­kien­ka w stylu new-lo­ok (ukłon w stro­nę stylu wcze­sne­go Diora, cie­szą­ce­go się nie wie­dzieć czemu za­wrot­ną po­pu­lar­no­ścią w epoce Chrusz­czo­wa) ze sztucz­nej or­gan­zy, inna diva zde­cy­do­wa­ła się na suk­nię ze sztucz­ne­go plu­szu (…). Zda­niem Iriny Ko­rot­kich wcie­le­niem "ra­dziec­kie­go stylu pa­te­tycz­ne­go", który zdo­mi­no­wał modę i ar­chi­tek­tu­rę lat 50. była ba­let­ni­ca Olga Le­pie­szyń­ska, żona szefa szta­bu Armii Czer­wo­nej i in­spi­ra­cja nie­zli­czo­nej licz­by żon na­czel­ni­ków de­par­ta­men­tów mi­ni­ster­stwa prze­my­słu cięż­kie­go. Łą­czy­ła syn­te­tycz­ne tka­ni­ny z na­tu­ral­nym płót­nem, byle mieć oka­zję do za­de­mon­stro­wa­nia za­moż­no­ści i dys­ku­syj­ne­go smaku: gło­śny był jej płaszcz w "car­skim" stylu: ze zło­to­gło­wiu, ob­szy­ty na rę­ka­wach i koł­nie­rzu fu­trem z norek, spod któ­re­go bły­ska­ły pan­to­fel­ki z po­zła­ca­nej skóry.

>>>>>

Woda toaletowa z toalety woszebijki (młotki do bicia wszy ) i tym podobne gadżety . To wynalazki nie majace sobie rownych w swiecie mody i urody ... Bo wszystko co radzieckieg jest łuczsze i bolsze . Bez porownania z czymkolwiek na swiecie ...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:38, 29 Maj 2012    Temat postu:

Ambasada RP ostrzega kibiców z Rosji: nie eksponować symboli ZSRR.

Ambasada RP w Federacji Rosyjskiej przestrzegła kibiców z Rosji przed eksponowaniem symboli ZSRR podczas pobytu w Polsce przy okazji piłkarskich mistrzostw Europy.

Ambasada poinformowała też, że strona rosyjska nie zwracała się do Polski o dodatkową ochronę dla reprezentacji Rosji. Wyraziła również przekonanie, że 10 czerwca w Warszawie nie będzie żadnych antyrosyjskich akcji.

Mówił o tym na spotkaniu z rosyjskimi dziennikarzami w Moskwie zastępca ambasadora RP w Rosji Jarosław Książek. Wypowiedzi dyplomaty zrelacjonował na swojej stronie internetowej dziennik "Sport-Express".

- Myślę, że do koszulek z napisem "ZSRR" nikt się przyczepiać nie będzie. Natomiast wizerunek sierpa i młota przyrównywany jest w Polsce do faszystowskiej symboliki i jest prawnie zakazany - oświadczył Książek, wyrażając nadzieję, że do żadnych poważnych incydentów na tym tle nie dojdzie.

Dyplomata dodał, że "jeśli chodzi o trybuny, to przepisy UEFA precyzyjnie określają, co wolno wnosić i jakie hasła wywieszać".

Książek wyraził pogląd, że 12 czerwca "w zasadzie wszystko powinno być normalnie", gdyż zgodnie z polskim prawem takie akcje, jak ta planowana w Warszawie przez kibiców z Rosji, są dopuszczalne. Polskie media podały w poniedziałek, powołując się na przedstawicieli rosyjskich kibiców, że planują oni 12 czerwca, w dniu rosyjskiego święta państwowego, zorganizować marsz na Stadion Narodowy, gdzie odbędzie się mecz Polska-Rosja.

Dyplomata przekazał, że na podstawie danych, którymi dysponuje polska placówka, żadne większe manifestacje na 10 czerwca w Warszawie nie są planowane. Według Książka, antyrosyjskie nastroje w związku z katastrofą smoleńską są coraz słabsze.

Dyplomata oznajmił, że strona rosyjska nie zwracała się do Polski o dodatkową ochronę dla reprezentacji Rosji. - Wszystkie służby będą pracować w normalnym trybie - zapewnił.

Książek podał też, że według przewidywań placówki Polskę podczas Euro 2012 odwiedzi co najmniej 20 tys. kibiców z Rosji. Dyplomata radził również, by rosyjscy kibice przyjeżdżali jak najwcześniej, gdyż w ostatnich dniach przed turniejem na granicy mogą powstać długie kolejki. Zachęcał także, aby w okresach między meczami reprezentacji Rosji kibice jeździli po Polsce. - W Polsce jest wiele ciekawych miejsc - przekonywał.

>>>>

Tak jest towarzysze . My tu sierpa i mlota nie lubimy . Sa to symbole obrzydliwe i nie wiadomo co sie moze zdarzyc . Wiec jestescie w Polsce zachowujcie sie jak ludzie nie jak radzieckie malpy ...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:24, 31 Maj 2012    Temat postu:

Rosjanie grożą Polsce "czerwonym protestem" na Euro 2012.

Rosjanie grożą Polsce "czerwonym protestem". Rosyjskie ministerstwo sportu i związek kibiców nie rozumieją obowiązujących w naszym kraju przepisów, zakazujących używania symboli Związku Radzieckiego.

>>>>>>

Wiele rzeczy nie rozumieja . To kraj zwyrodnialy . Nie wiedza dlaczego nie nosi sie zbrodniczych symboli nie robi kupy w salonie . Nie wiedza do czego sluzy sedes ... Praktycznie radzieccy nic nie wiedza ...

Szef rosyjskich kibiców zapowiedział, że może wezwać 50 tysięcy Rosjan jadących do na Euro 2012, aby wszyscy ubrali się w czerwone koszulki z sierpem i młotem.

>>>>

Slyszycie ! TAMTEJSZE MINISTERSTWO NAMAWIA DO LAMANIA W POLSCE PRAWA ! To sa dwie opcje . Nie dac im wiz . Obedziemy sie bez kiboli z Rosji albo bedzie mordobicie .

Chodzi między innymi o czerwone flagi z sierpem i młotem. Zbadanie tej sprawy i złożenie oficjalnego protestu zapowiedział w rozmowie z portalem Life News minister sportu Witalij Mutko.

>>>>

Nie macie co protestowac . Ten zapis w Polsce jest szeroko znany . Zakaz uzyzwanai smboliki itd. TU JEST WSZYSTKO JASNE ! Wlasnie specjalnie na okazje gdy jakies zorganizowane bydlo typu hiterowsko-stalinowskiego chcialo takie rzeczy robic jak wladze Kremla . To specjalnie jest zakaz .

Niedawno zastępca polskiego ambasadora w Moskwie Jarosław Książek miał na spotkaniu z dziennikarzami ostrzegać, że za używanie radzieckiej symboliki można w Polsce trafić do aresztu. J

Temat szybko podchwyciły rosyjskie media, a szef Wszechrosyjskiego Zjednoczenia Kibiców Aleksandra Szprigina już zdążył oświadczyć, że to absurdalne przepisy w odniesieniu do rosyjskich sympatyków piłki nożnej.

>>>>

Przede wszystkim to debilami sa goscie ktorzy laza z takimi symbolami . Nikt normalny niczego takiego by nie wlozyl .

- My inaczej traktujemy radzieckie symbole, nasi ojcowie i dziadowie walczyli z faszystami i między innymi wyzwalali tę Polskę - tłumaczy Szprigin.

>>>>

No tak widzimy jaki syf oni maja w glowie chocby po wypowiedziach ...

Szef rosyjskich kibiców zapowiedział, że może wezwać 50 tysięcy Rosjan jadących do Polski na Euro 2012, aby wszyscy ubrali się w czerwone koszulki z sierpem i młotem. - Niech nas wszystkich aresztują - dodał.

>>>>

Moga wam przywalic . Areszt to bylby ratunek .

Minister sportu Witalij Mutko ostrzega Warszawę, że "upolitycznione zakazy" mogą doprowadzić do nieprzewidywalnych skutków. Mutko skrytykował nie tylko antyradzieckie przepisy obowiązujące w Polsce, ale również propozycje zmiany hotelu dla reprezentacji Rosji.

>>>>

Kolejny cymbal ktory bredzi ...

Rosyjskie ministerstwo uspokaja kibiców

Rosyjskie MSZ oficjalnie uspokaja jednak kibiców wybierających się do Polski, że nikt nie trafi u nas do aresztu za noszenie koszulki z sierpem i młotem.

>>>>

Nie uspokajajcie jak nie rozumiecie ...

Resort spraw zagranicznych wnikliwie zbadał sprawę i poinformował, że nikt nie będzie w Polsce nękał kibiców z powodu symbolów ZSRR.

>>>>

Ja bym na ich miejscu nie ,,uspakajal'' bo to sie zle skonczy ...

Ot i widzicie sowiecka swolocz . Chca przyjechac umazani w kale i nie rozumieja o co chodzi z czystoscia . Komunizm TO NIE BYL PRZYPADEK ! Lud radziecki podziwial Stalina bo wzial za morde i wyrzynal mliony . To byl gosc ! Stad Stalin to nie byla bestia wsrod barankow . To byla logiczna konsekwencja ,,miejscowej kultury''...
Stad ten kraj musi roztac rozerwany . Na strzepy ... Oni z kultu zła nie chac zrezygnowac .

Tak Piłsudski to z nimi potrafil rozmawiac :O)))



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:00, 01 Cze 2012    Temat postu:

Rosja: komentarze prasy ws. rosyjskiego marszu w Warszawie

"Czy nasi przej­dą przez War­sza­wę?" - pyta w środę w ty­tu­le rzą­do­wa "Ros­sij­ska­ja Ga­zie­ta", ko­men­tu­jąc in­for­ma­cje pol­skich me­diów o pla­no­wa­nym przez ki­bi­ców z Rosji prze­mar­szu uli­ca­mi War­sza­wy pod­czas Euro 2012 w dniu meczu z Pol­ską.

Ro­syj­ski dzien­nik za­zna­cza, że in­for­ma­cja­mi o takim mar­szu dys­po­nu­ją tylko pol­skie media. - Ani sami ki­bi­ce, ani war­szaw­skie wła­dze ich nie po­twier­dza­ją - prze­ka­zu­je "Ros­sij­ska­ja Ga­zie­ta". Po­wo­łu­jąc się na źró­dło w urzę­dzie mia­sta, dzien­nik za­zna­cza, że "teo­re­tycz­nie" taka ma­ni­fe­sta­cja jest do­pusz­czal­na.

"Ros­sij­ska­ja Ga­zie­ta" radzi ki­bi­com z Rosji, by byli ostroż­ni w swo­ich wy­po­wie­dziach. - A już na pewno nie po­win­ni prze­no­sić fut­bo­lo­wej kon­fron­ta­cji na war­szaw­skie ulice - pod­kre­śla.

>>>>

Tak . Sluszna rada . Niech nie prowokuja i nie sluchaja Ministerstwa Sporu i Prowokacji . No chyba ze chca 24 godziny spedzac w hotelu pod ochrona ze strachu przed wyjsciem na ulice . A taki przyjazd nie mialby sensu prawda ?

Dzien­nik oce­nia, że "nie ba­cząc na to, że nie ma wnio­sku od or­ga­ni­za­to­rów, media (w Pol­sce) tra­dy­cyj­nie za­czę­ły pod­sy­cać na­mięt­no­ści: ro­syj­ski marsz na pol­skich uli­cach?!". "Ros­sij­ska­ja Ga­zie­ta" od­no­to­wu­je w tym kon­tek­ście, że za fa­na­mi z Rosji "ujął się" pre­mier Do­nald Tusk.

>>>>

Wiadomo Tuski agent ruski . Przede wszystkim to radzieccy tradycyjnie prowokuja ...

- Szef pol­skie­go rządu nie­przy­pad­ko­wo pu­blicz­nie po­sta­wił krop­kę w dy­wa­ga­cjach o moż­li­wych na­stęp­stwach na­pły­wu Ro­sjan na mecze Euro 2012. W ostat­nich dwóch-trzech ty­go­dniach nasi pił­ka­rze i ki­bi­ce stali się nie­mal głów­ny­mi bo­ha­te­ra­mi pol­skich me­diów i naj­mod­niej­szym te­ma­tem na po­li­tycz­nych sa­lo­nach. Tylko le­ni­wi nie oce­nia­li, czy nasi ki­bi­ce fut­bo­lo­wi sta­no­wią za­gro­że­nie dla bez­pie­czeń­stwa miesz­kań­ców i gości pol­skiej sto­li­cy - pisze rzą­do­wy dzien­nik.

"Ros­sij­ska­ja Ga­zie­ta" przy­po­mi­na, że pol­ska mi­ni­ster spor­tu i tu­ry­sty­ki Jo­an­na Mucha "na dwa ty­go­dnie przed roz­po­czę­ciem mi­strzostw za­pro­po­no­wa­ła stro­nie ro­syj­skiej, by zmie­ni­ła hotel, wy­bra­ny przez se­lek­cjo­ne­ra Sbor­nej Dicka Ad­vo­ca­ata jesz­cze w marcu". - Pol­ska prasa pi­sa­ła o tym, że pani mi­ni­ster wkro­czy­ła na bar­dzo grzą­ski grunt, su­ge­ru­jąc, iż za­miesz­ka­nie przez na­szych fut­bo­li­stów obok Pa­ła­cu Pre­zy­denc­kie­go może mieć nie­przy­jem­ne kon­se­kwen­cje - po­da­je dzien­nik.

>>>>

Chciala was uchronic przed atakiem debile . Jak tam przejdzie sekta smolenska kazdego 10tego z zapalonymi pochodniami to nie wiadomo co sie stanie . Chcecie ryzykowac ? Ale tumny . Nie pojmuja ...

"Ros­sij­ska­ja Ga­zie­ta" pod­kre­śla, że "obec­nie przed­sta­wi­cie­le wszyst­kich sił po­li­tycz­nych za­pew­nia­ją, iż Ro­sja­nie mogą czuć się w pełni bez­piecz­nie".

>>>> O ILE BEDA SIE ROZSADNIE ZACHOWYWAC !

Ro­syj­ski dzien­nik za­zna­cza, iż "nie na­le­ży są­dzić, że dzien­ni­ka­rze w Pol­sce nie mówią o Ro­sja­nach ni­cze­go do­bre­go". - Jedna z naj­gło­śniej­szych hi­sto­rii ostat­nich dni to re­zy­gna­cja ro­syj­skich ki­bi­ców z wy­na­ję­cia pod Ro­syj­ski Dom w War­sza­wie hali kon­cer­to­wo-spor­to­wej Tor­war. Wła­śnie tam w 2010 roku od­by­wa­ły się po­że­gna­nia z ofia­ra­mi ka­ta­stro­fy pod Smo­leń­skiem. Z tego po­wo­du w ostat­niej chwi­li ro­syj­scy fani z wła­snej ini­cja­ty­wy od­stą­pi­li od za­mia­ru uru­cho­mie­nia tam Ro­syj­skie­go Domu, w któ­rym od­by­wa­ły­by się im­pre­zy roz­ryw­ko­we. Po­la­cy byli wdzięcz­ni za wraż­li­wość i zro­zu­mie­nie - in­for­mu­je "Ros­sij­ska­ja Ga­zie­ta".

>>>>

Jest to gest ale na rzecz sekty smolenskiej . Bez przesady . Jak to jest dom do masowych imprez to nie ma problemu . Przeciez w Polsce pogrzeby chrzty i sluby odbywaja sie w tych samych lokalach ! Nikt nie robi problemu ze raz stypa raz disko . To tylko smolenskie swiry ...
To nie o to chodzi . Tu chodzi o propagowanie symboliki sowieckiej . To prowokacja wobec Polski .

O tak to moga byc nie widze tu sierpow i mlotow. Jedni na bialo drudzy na czerwono i napis Rosja . Wszystko w porzadku :
Ro­syj­scy ki­bi­ce, fot. AFP -JO­NA­THAN NA­CK­STRAND


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:45, 22 Cze 2012    Temat postu:

Litwa: kara dla kierowcy za sierp i młot na tablicy rejestracyjnej

50-let­ni Li­twin musi za­pła­cić 500 litów (145 euro) kary za umiesz­cze­nie na ta­bli­cy re­je­stra­cyj­nej swego sa­mo­cho­du sier­pa i młota. Sym­bo­le ko­mu­ni­stycz­ne są na Li­twie od 2008 roku za­ka­za­ne.

Na karę grzyw­ny ska­zał 50-let­nie­go męż­czy­znę sąd w Wil­nie, przy­po­mi­na­jąc, że sym­bo­le ko­mu­ni­stycz­ne są trak­to­wa­ne przez li­tew­ski wy­miar spra­wie­dli­wo­ści tak samo jak sym­bo­le fa­szy­stow­skie.

Par­la­ment li­tew­ski za­bro­nił w 2008 roku pu­blicz­ne­go de­mon­stro­wa­nia flag, her­bów, sym­bo­li i mun­du­rów na­zi­stow­skich Nie­miec, ZSRR oraz Li­tew­skiej So­cja­li­stycz­nej Re­pu­bli­ki Ra­dziec­kiej.

Za pu­blicz­ne uży­wa­nie sym­bo­li ra­dziec­kich i na­zi­stow­skich, ta­kich jak jak swa­sty­ka, czer­wo­na ra­dziec­ka gwiaz­da oraz sierp i młot, grozi grzyw­na w wy­so­ko­ści od 500 do 1000 litów. Za­ka­za­ne jest też śpie­wa­nie pod­czas zgro­ma­dzeń hymnu Związ­ku Ra­dziec­kie­go i od­twa­rza­nie hymnu hi­tle­row­skich Nie­miec.

Ka­ra­ne nie jest wy­ko­rzy­sty­wa­nie sym­bo­li w mu­ze­ach, w dzia­łal­no­ści oświa­to­wej i na­uko­wej, w han­dlu an­ty­ka­mi, a także je­że­li są to sym­bo­le obec­nie ist­nie­ją­cych państw. Prze­pi­sy nie prze­wi­du­ją też kar dla uczest­ni­ków II wojny świa­to­wej, któ­rzy z róż­nych oka­zji wkła­da­ją mun­du­ry ra­dziec­kie.

>>>

Ci to sie przynajmniej nie patyczkuja ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:31, 21 Wrz 2012    Temat postu:

Felix Bohr
Der Spiegel
Agenci zamiast dysydentów

Przez dzie­siąt­ki lat rząd za­chod­nio­nie­miec­ki wy­ku­py­wał za mi­liar­dy marek więź­niów po­li­tycz­nych z NRD. Nie­zna­ne do­tych­czas do­ku­men­ty ujaw­nia­ją, że dawał się przy tym po­tęż­nie oszu­ki­wać: do RFN tra­fia­li czę­sto w ów spo­sób szpic­le i kry­mi­na­li­ści.

Po dru­giej stro­nie gra­ni­cy nie­miec­ko-nie­miec­kiej wrę­cza­no im ka­nap­ki, owoce cy­tru­so­we i pa­pie­ro­sy. W radiu grała mu­zy­ka ta­necz­na. Setki uwol­nio­nych je­sie­nią 1965 roku ener­dow­skich więź­niów prze­jeż­dża­ły au­to­ka­ra­mi firmy Re­ichert przez przej­ście gra­nicz­ne w Her­les­hau­sen. Po dwu­go­dzin­nej po­dró­ży tra­fia­li do obozu dla uchodź­ców nie­da­le­ko Gießen.

Bilet na wol­ność był dość drogi. Rząd za­chod­nio­nie­miec­ki mu­siał wydać na każ­de­go pa­sa­że­ra 40 ty­się­cy marek. Pie­nią­dze te wy­pła­ca­ne były Nie­miec­kiej Re­pu­bli­ce De­mo­kra­tycz­nej w kawie, kau­czu­ku i ole­jach ro­ślin­nych.

Mię­dzy 1963 a 1989 ro­kiem rząd Re­pu­bli­ki Fe­de­ral­nej Nie­miec wy­ku­pił w ten spo­sób z wschod­nio­nie­miec­kich za­kła­dów kar­nych 31 775 więź­niów. Reżim NRD-owski otrzy­mał za to z Za­cho­du to­wa­ry o war­to­ści 3,4 mi­liar­da marek. Po­li­ty­cy w Bonn chcie­li uwol­nić więź­niów z przy­czyn hu­ma­ni­tar­nych i okre­śli­li tę akcję mia­nem: "Sta­ra­nia szcze­gól­ne". Rząd w Ber­li­nie Wschod­nim z kolei mówił o "udo­god­nie­niach dla ludzi". Osoby uwol­nio­ne w 1965 roku wi­ta­ne były w obo­zach przez ofi­cje­li, a potem do­sta­wa­ły po sto marek i talon na dal­szą po­dróż.

Po nie­któ­rych z nich szyb­ko jed­nak za­gi­nął na Za­cho­dzie wszel­ki ślad. Wró­ci­li po­ta­jem­nie do swego kraju - z któ­re­go rząd Nie­miec Za­chod­nich wła­śnie ich wy­ku­pił - i oka­za­ło się, że w rze­czy­wi­sto­ści nie byli oni by­naj­mniej kry­ty­ka­mi re­żi­mu SED (So­cja­li­stycz­nej Par­tii Jed­no­ści Nie­miec, rzą­dzą­cej w NRD). Spe­cja­li­ści Fe­de­ral­ne­go Urzę­du Ochro­ny Kon­sty­tu­cji do­szli w każ­dym razie do wnio­sku, że nie­któ­rzy z NRD-owskich więź­niów tak na­praw­dę re­ali­zo­wa­li wła­sny plan.

Przy­by­sze są "ab­so­lut­nie po­dej­rza­ni i budzą wąt­pli­wo­ści", na­pi­sał w 1968 roku jeden z pra­cow­ni­ków Urzę­du Ochro­ny Kon­sty­tu­cji. "Rze­czy­wi­sta licz­ba tych, któ­rzy wcze­śniej dzia­ła­li na rzecz Mi­ni­ster­stwa Bez­pie­czeń­stwa Pań­stwo­we­go [Stasi – przyp. Onet], oraz tych, któ­rzy przy zwol­nie­niu do­sta­li za­da­nie do wy­ko­na­nia, jest z pew­no­ścią wyż­sza niż po­da­no". Rząd fe­de­ral­ny za­pła­cił więc mi­liar­dy za uwol­nie­nie więź­niów po­li­tycz­nych, a do­stał rów­nież agen­tów i szpic­lów.

Wnio­sek taki wy­ni­ka z 442 nie­zna­nych do­tych­czas do­ku­men­tów. Po­zwa­la­ją one po raz pierw­szy uzy­skać do­kład­ny wgląd w życie we­wnętrz­ne władz za­chod­nio­nie­miec­kich, które brały udział w wy­ku­py­wa­niu więź­niów w la­tach 1962-69. Akta te ze­bra­ła ba­dacz­ka El­ke-Ur­sel Ham­mer.

Ujaw­nia­ją one dy­le­mat, przed jakim sta­nął rząd RFN pod­czas swo­ich ro­ko­wań z wschod­nio­nie­miec­ka dyk­ta­tu­rą. Dla Bonn było jasne, że wraz z każdą płat­no­ścią wspie­ra reżim, który szpie­gu­je i gnębi wła­snych oby­wa­te­li. Wie­dzia­no rów­nież o so­cja­li­stycz­nym sa­mo­wol­nym wy­mia­rze spra­wie­dli­wo­ści i o nie­ludz­kich wa­run­kach pa­nu­ją­cych w wię­zie­niach po dru­giej stro­nie muru. Tor­tu­ro­wa­no tam ludzi psy­chicz­nie, trzy­ma­no ich w izo­la­cji i zmu­sza­no do cięż­kiej pracy. Rząd za­chod­nio­nie­miec­ki miał jed­nak bar­dzo ogra­ni­czo­ny wpływ na wybór więź­niów, któ­rych reżim SED gotów był uwol­nić.

Do­ku­men­ty do­wo­dzą, jak da­le­ce Ber­lin Wschod­ni wy­ko­rzy­sty­wał cięż­kie po­ło­że­nie rządu w Bonn. Lu­dzie SED pod­bi­ja­li ceny i oprócz dy­sy­den­tów wy­sła­li na Za­chód nie­jed­ne­go szpie­ga, ra­bu­sia czy in­ne­go prze­stęp­cę, któ­rych Bonn wcale nie chciał.

Wykup więź­niów roz­po­czął się w 1963 roku. Dwa lata wcze­śniej dyk­ta­tu­ra par­tii so­cja­li­stycz­nej od­gro­dzi­ła te­ry­to­rium swo­je­go pań­stwa, a jego go­spo­dar­ka znaj­do­wa­ła się w sta­nie sta­gna­cji. W za­kła­dach kar­nych prze­by­wa­ło około 12 ty­się­cy więź­niów po­li­tycz­nych.

Pierw­szych ośmiu, sta­ra­niem rządu RFN i dzię­ki po­śred­nic­twu wschod­nio­ber­liń­skie­go ad­wo­ka­ta Wol­fgan­ga Vogla oraz jed­ne­go z jego za­chod­nio­nie­miec­kich ko­le­gów, mogło opu­ścić wię­zie­nia we wrze­śniu 1963 roku. Akcję tę na­le­ży po­trak­to­wać jako "po­czą­tek no­wych moż­li­wo­ści", za­no­to­wał Lu­dwig Reh­lin­ger z Fe­de­ral­ne­go Mi­ni­ster­stwa do spraw Ogól­no­nie­miec­kich.

Już kilka mie­się­cy póź­niej Reh­lin­ger mu­siał za­de­cy­do­wać, któ­rzy z więź­niów wcho­dzą w ra­chu­bę przy ko­lej­nym wy­ku­pie. W Bonn zna­nych było bli­sko 7 ty­się­cy przy­pad­ków. Które z nich więc wy­brać? Wnio­ski Reh­lin­ge­ra oka­za­ły się roz­cza­ro­wu­ją­ce. "Ko­niec koń­ców" – za­pi­sał 8 kwiet­nia 1964 roku – spo­rzą­dze­nie list prze­bie­gło "dosyć do­wol­nie".

Nie­któ­rzy więź­nio­wie zo­sta­li po­trak­to­wa­ni w uprzy­wi­le­jo­wa­ny spo­sób. Kiedy Stasi aresz­to­wa­ła bra­tan­ka ów­cze­sne­go za­chod­nio­nie­miec­kie­go mi­ni­stra spraw za­gra­nicz­nych He­in­ri­cha von Bren­ta­no, w akcję włą­czył się ko­le­ga szefa re­sor­tu, Erich Mende, od­po­wia­da­ją­cy za spra­wy ogól­no­nie­miec­kie. Po­le­cił, by mi­ni­ste­rial­ny bra­ta­nek zna­lazł się na li­ście.

Pod­czas pierw­szej wiel­kiej ope­ra­cji oswo­ba­dza­nia więź­niów, jaka od­by­ła się w lipcu 1964 roku, rząd w Bonn chciał, by NRD wy­pu­ści­ła 800 ska­zań­ców po­li­tycz­nych, zwłasz­cza tych od­by­wa­ją­cych długą karę, ma­ją­cych do od­sie­dze­nia jesz­cze co naj­mniej pięć lat. Za każ­de­go z nich pła­cił 40 ty­się­cy marek. Ber­lin Wschod­ni otrzy­mał w sumie 32 mi­lio­ny marek w na­tu­rze, w tym 200 ton masła.

Nie­miec­ka Re­pu­bli­ka De­mo­kra­tycz­na nie miała jed­nak za­mia­ru uwol­nić wszyst­kich więź­niów, któ­rych wska­za­ło Bonn. Za­trzy­ma­ła setki z nich i w ten spo­sób uczy­ni­ła z całej akcji nie­prze­rwa­ny han­del. "Nie da się za­prze­czyć, że ra­dziec­ka stre­fa oku­pa­cyj­na z po­wo­dów po­li­tycz­nych i eko­no­micz­nych stara się za­mie­nić ope­ra­cję zwal­nia­nia więź­niów w stały biz­nes", za­uwa­żył radca mi­ni­ste­rial­ny Reh­lin­ger w stycz­niu 1967 roku.

Za­ła­twia­niem in­te­re­su zajął się Ko­ściół ewan­ge­lic­ki. Po­ta­jem­nie otrzy­my­wał pie­nią­dze z mi­ni­ster­stwa i za­ma­wiał to­wa­ry w za­chod­nio­nie­miec­kich fir­mach. "Krąg osób wta­jem­ni­czo­nych" nie może być "za­kre­ślo­ny zbyt sze­ro­ko", po­wie­dzia­no w Fe­de­ral­nym Mi­ni­ster­stwie do spraw Ogól­no­nie­miec­kich.

Ze wzglę­du na owe ukry­te ma­chi­na­cje nie wia­do­mo, jak da­le­ce rząd Nie­miec Za­chod­nich po­zwo­lił się prze­chy­trzyć. Stasi wy­mie­nia­ło kon­kret­ne licz­by – ilu więź­niów zo­sta­ło wy­pusz­czo­nych – lecz to, czy od­po­wia­da­ły one praw­dzie, rząd RFN mógł skon­tro­lo­wać je­dy­nie wy­ryw­ko­wo. W nie­któ­rych przy­pad­kach pła­cił nawet za osoby, które i tak miały po­zo­stać w wię­zie­niach jesz­cze tylko przez parę ty­go­dni. I mimo że Bonn pier­wot­nie chcia­ło uwol­nie­nia tylko tych, któ­rzy mieli do od­sie­dze­nia jesz­cze wiele lat, reżim wschod­nio­nie­miec­ki od 1966 roku pro­po­no­wał coraz wię­cej osób z krót­ki­mi wy­ro­ka­mi – oczy­wi­ście za zwy­kłą staw­kę.

Urzęd­nik Reh­lin­ger skar­żył się mi­ni­ster­stwu na owe nie­god­ne sza­chraj­stwa i ma­chi­na­cje stro­ny NRD-owskiej. "Pod po­zo­rem po­my­le­nia na­zwisk przed­sta­wia się do zwol­nie­nia więź­niów, któ­rych nie żą­da­li­śmy", pisał. Pro­wa­dzą­cy ne­go­cja­cje peł­no­moc­nik Ber­li­na Wschod­nie­go przed­kła­dał mu listy "tak zwa­nych współ­spraw­ców, któ­rzy – jak udo­wod­nio­no – wcale nimi nie byli".

W tym samym cza­sie pra­cow­nik Fe­de­ral­ne­go Mi­ni­ster­stwa do spraw Wy­pę­dzo­nych kry­ty­ko­wał, że grupa zwol­nio­nych osób nie skła­da się już wy­łącz­nie z więź­niów po­li­tycz­nych, lecz są w niej rów­nież "ele­men­ty kry­mi­nal­ne".

Aby w ogóle do­stać jesz­cze ja­kichś więź­niów po­li­tycz­nych, Bonn mu­sia­ło jed­no­cze­śnie wy­ku­pić wielu in­nych. Od­po­wie­dzial­ny dy­rek­tor Fe­de­ral­ne­go Urzę­du Ochro­ny Kon­sty­tu­cji po­in­for­mo­wał o trzech ak­cjach, trwa­ją­cych od sierp­nia 1966 do wrze­śnia 1968 roku: "Wśród 717 zwol­nio­nych znaj­do­wa­ło się za­le­d­wie 112 ‘spraw­ców po­li­tycz­nych". Ra­port koń­czył się peł­nym re­zy­gna­cji wnio­skiem, "że ra­dziec­ka stre­fa oku­pa­cyj­na wy­ko­rzy­stu­je hu­ma­ni­tar­ne dzia­ła­nia rządu fe­de­ral­ne­go jako mile wi­dzia­ne źró­dło do­cho­dów".

Z więź­niów wy­ku­pio­nych do 1969 roku NRD wy­pu­ści­ła na Za­chód w końcu je­dy­nie 60 pro­cent. Rząd w Bonn nie wy­cią­gnął z tego jed­nak żad­nych kon­se­kwen­cji. Nie chciał ry­zy­ko­wać, że Ber­lin Wschod­ni zre­zy­gnu­je z han­dlu i tym samym za­mknie drogę uciecz­ki na wol­ność.

Tak oto NRD-owskie tajne służ­by mogły w 1970 roku cie­szyć się skry­cie, że za akcję sprzed roku wpły­nę­ło "16 mi­lio­nów marek za­chod­nich czy­ste­go zysku", jak od­no­to­wa­no w ak­tach. Stasi znów wci­snę­ło Niem­com za­chod­nim wszyst­kich moż­li­wych więź­niów jako rze­ko­mych ska­zań­ców po­li­tycz­nych. Rok póź­niej stało się jesz­cze bar­dziej bez­czel­ne. Umie­ści­ło na li­ście na­zwi­ska 45 ludzi, któ­rzy dawno już zo­sta­li zwol­nie­ni z wię­zień, i do tego jesz­cze 102 w ogóle nie­ist­nie­ją­cych osób. Rząd za­chod­nio­nie­miec­ki za­pła­cił.

>>>>

Tak sie robi biznes z diablem . PLACILI ZA AGENTOW IM NASYLANYCH !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:51, 15 Lis 2013    Temat postu:

Sondaż FOM: większość Rosjan woli rodzime kino z czasów ZSRR

Zainteresowanie kinem jest w Rosji duże - 81 proc. Rosjan co najmniej raz w tygodniu ogląda filmy w telewizji, a 42 proc. robi to prawie co dzień, przy czym niemal połowa (45 proc.) preferuje filmy z czasów ZSRR - wynika z opublikowanego w czwartek sondażu.

Przeprowadziła go Fundacja Opinia Publiczna (FOM).

18 proc. woli filmy współczesnej kinematografii rosyjskiej i zaledwie 14 proc. wybiera filmy zagraniczne. Pozostali nie mają sprecyzowanego zdania.

Filmy radzieckie są cenione zwłaszcza za to, że "nie ma w nich przemocy, że są miłe i dobre, uduchowione i napawają nadzieją" - wynika z odpowiedzi na jedno z tzw. otwartych pytań sondażu. Rosyjskie filmy współczesne są, zdaniem ich zwolenników, realistyczne, a filmy zagraniczne ludzie lubią za to, że są bardziej widowiskowe i sensacyjne. Te filmy cieszą się największą popularnością w grupie ludzi od 18 do 34 lat.

Rosjanie oglądają filmy głównie w telewizji. Większość ankietowanych (66 proc.) nigdy lub prawie nigdy nie chodzi do kina. Raz na pół roku idzie tam 16 proc., jedynie 5 proc. ankietowanych filmy na dużym ekranie ogląda raz w miesiącu.

Telefoniczny sondaż Fundacja Opinia Publiczna przeprowadziła wśród dorosłych respondentów w 320 miastach i 160 osadach. Statystyczny błąd nie przewyższa 3,8 proc.

...

Istotnie to moze szokujace ale kino radzieckie choc siermiezne i nudne bylo moralne ! Nie to co zachodni porno syf .

Mi najbardziej utkwil film ,,Bataliony proszą o ogień" na motywach powiesci Jurija Bondariewa w reżyserii Władimira Aleksandrowicza Czebotariewa . Czy to bylo tlumaczone na polski ?Tak ! O widze sporo jego ksiazek ! Musze przeczytac . Od razu mowie ze warto ten film powtorzyc wPolscd niech sie mlodziez uczy o tej wojnie bo to niemal autobiografia autora !!!

[link widoczny dla zalogowanych]

Bombardowanie trwało czterdzieści minut.Potem przestali.Pułkownik Gulajew, ogłuszony i wpędzony przez wybuchy do rowu przy stacji, przeciągnął dłonią po zakrwawionym karku - dostał odłamkiem- zaklął i uniósł głowę.

...

Od razu jest ostro !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:48, 01 Sty 2016    Temat postu:

Rosja: pieniądze straciło 136 niedoszłych Dziadków Mrozów i Śnieżynek


Tuż przed Nowym Rokiem bajkowe wątki wykorzystują w Rosji nie tylko organizatorzy licznych świątecznych imprez, lecz także przestępcy. W Petersburgu oszukali oni 136 osób, które bardzo pragnęły dorobić jako Dziadkowie Mrozowie i Śnieżynki.

Za pracę w Nowy Rok i Boże Narodzenie, obchodzone przez prawosławnych według kalendarza juliańskiego 7 stycznia, potencjalni aktorzy mieli otrzymać po 100 tysięcy rubli (ok. 1350 dolarów). Warunkiem było wykupienie stroju za jedyne 4,5 tysiąca rubli (ok. 60 dol.)
REKLAMA


Po uiszczeniu tej kwoty chętnych do wcielenia się w postać Dziadka Mroza lub Śnieżynki kierowano do biura po stroje i dalsze dyspozycje. Gdy taka osoba przyjeżdżała pod wskazany adres, okazywało się, że biuro jest zamknięte.

W policji, jak piszą w piątek rosyjskie media, poinformowano, że takim sposobem oszukano 136 osób. Wśród ofiar oszustów znaleźli się mężczyźni i kobiety, studenci i ludzie starsi.

Dziadek Mróz i Śnieżynka, postaci z rosyjskiego folkloru, zostały spopularyzowane w ZSRR, gdy religijne święto Bożego Narodzenia zastąpiono świeckimi obchodami Nowego Roku. To właśnie Dziadek Mróz wręczał dzieciom we wszystkich republikach radzieckich prezenty na Nowy Rok.

...

Rosja jest krajem świętego Mikołaja zatem walka z nim byla dla bolszewikow jednym z frontow. Niestety w Rosji juz nawet nie wiedza ze to byl ich patron...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:06, 26 Lip 2018    Temat postu:

Tak szykowano się do "wojny o pokój" czyli nuklearnej III wojny światowej. W piwnicach schrony, na dachach punkty obserwacyjne, szkoły jako szpitale i głowice jądrowe w tajnych bazach pod radzieckim zarządem...

...

Szykowanie wojny o pokoj to podstawowy cel komuny. Po to istnial ten kraj. Oczuwiscie pokoj po takiej wojnie byly calkowity bo nie bylo by juz ani ludzi ani przyrody.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:44, 27 Lis 2019    Temat postu:

Najbardziej niebezpieczne żarty. Tak szydzono z bolszewików w Rosji sowieckiej

„Nowy lokator wprowadza się do pokoju. Ściany są puste, za wyjątkiem jednego gwoździa. Wszędzie dookoła leżą oprawione zdjęcia Lenina i Trockiego. »Nie mam pojęcia« – mamrocze – »którego z nich powiesić, a którego postawić pod ścianą«. Obywatele porewolucyjnej Rosji szybko nauczyli się,...

KOMENTARZE (2) : najstarszenajnowszenajlepsze

tr0llk0nt0 1 godz. temu 0
#heheszki

W sowieckiej Rosji ogłoszono konkurs na najlepszy dowcip polityczny. Przewidziano nagrody:
- pierwsza nagroda - 10 lat łagru,
- dwa wyróżnienia po 5 lat.
udostępnij

Szlifiarz 1 godz. temu via Wykop Mobilny (Android) 0
Pracownik partyjny próbuje wyjaśnić staruszce, jak będzie wyglądał komunizm. "Będzie mnóstwo wszystkiego” – mówi – "jedzenia, ubrań, wszystkich rodzajów towarów. Będzie pani mogła podróżować za granicę”.

"Och!" - odpowiedziała staruszka - "Zupełnie jak za Cara!"

..

Taki to ,wspanialy' system...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136434
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:02, 28 Sie 2020    Temat postu:

Historia - było minęło, wróciło O tym, jak Rosjanie skopiowali produkt Nintendo i podbili nim serca dzieciaków epoki PRL-u! coldseed · 28 sierpnia 2020 05:12 12 051 81 22
« nowszylosujstarszy »
Ależ ta gra była frustrująca... Kura radośnie sr#ła jajkami, a naszym zadaniem było je łapać. Co parę chwil nielot zwiększał tempo produkcji, więc trzeba było się skupić. Plop, plop, plop! I znowu skucha! Ten mały gadżet wyrabiał nie tylko refleks, ale i cierpliwość. Ponadto był symbolem statusu społecznego. Kiedy podstawówkowa gówniarzeria szpanowała gadżetami opatrzonymi napisem Электроника, najczęściej słyszanym hasełkiem było „Daj zagrać...”.

Nie tylko ruskie jajka - takie cuda można było dorwać na polskich bazarach - PPE.pl

Należałem do elity. Podczas gdy wszyscy bawili się „ruskimi jajkami”, ja jeden dostałem od znajomego rodziny, co to w USA mieszkał, praktycznie identyczną konsolkę z napisem Game & Watch. Gdybym wiedział, jaka jest historia mojej gierki, to pewnie z wielką pogardą i niekrytą radością wyzywałbym moich rówieśników od plebsu jarającego się nikczemnymi podróbami. Bo tak właśnie było – zabawki firmy Elektronika były niczym innym, jak radzieckimi zrzynkami produktów, które do Polski w tamtym okresie nie miały prawa dotrzeć, przynajmniej oficjalnymi kanałami.
Zanim do naszych kieszeni trafiły takie cuda jak Game Boy czy Game Gear, szlak dzisiejszym potentatom branży konsolowej przetarła firma związana z rynkiem zabawkarskim, czyli Mattel. Producent lalki Barbie i resoraków Hot Wheels w 1976 roku wypuścił do sklepów cudeńko o nazwie Auto Race.



Zaopatrzone w pamięć o zawrotnym rozmiarze pół kilobajta ustrojstwo to było jedną z pierwszych, jeśli nie pierwszą elektroniczną kieszonkową zabawką. Rozrywka polegała na jeździe samochodzikiem (w tej roli mała diodka LED) i omijaniu przeszkód (w tych rolach małe diodki LED). Ta pieruńsko droga jak na tamte czasy zabawka (gra kosztowała 24 dolary) odniosła wielki sukces zagranicą. Ach, jaka szkoda, że mieszkające za żelazną kurtyną dzieci nie miały możliwości mieć tego gadżetu w swoich łapkach… Czy aby na pewno?
W okresie tzw. zimnej wojny Rosjanie bardzo namiętnie uprawiali tzw. inżynierię wsteczną. Proces ten polegał na wnikliwym badaniu danego produktu, rozbieraniu go na czynniki pierwsze, ustaleniu zasad jego działania, a następnie skopiowaniu wszystkiego od samych podstaw. Zjawisko to powszechne już było podczas wojny, ale prawdziwy jego rozkwit to właśnie czasy zimnowojenne. Radzieccy inżynierowie bez cienia zażenowania klonowali wszystko, co tylko się dało – od samochodów, przez wszelkiej maści urządzenia elektroniczne, aż po samoloty. I tak na przykład Rosjanie mieli swój klon legendarnego bombowca Boeing B-29 (Tu-4).



Podrobili też nawet Concorde’a (z dość marnym skutkiem – dwie z czternastu wyprodukowanych maszyn roztrzaskały się, zabijając załogę). Jeśli zaś chodzi o sprzęt elektroniczny, to rosyjscy adepci programowania mogli pobawić się komputerem Agat – wyjątkowo lichym, acz bardzo popularnym w sowieckich szkołach klonem Apple II.



W czasie II wojny światowej i w pierwszych latach po zakończeniu konfliktu, Rosjanie skupieni byli na kopiowaniu wynalazków militarnych, z czasem jednak zaczęli też podrabiać inne produkty. Zapotrzebowanie na nowoczesne gadżety codziennego użytku sprawiło, że w zakładach należących do radzieckiego Ministerstwa Przemysłu Elektronicznego zaczęła działać firma Электроника (Elektronika), która od samego początku istnienia skupiała się na kalkowaniu osiągnięć zachodnich i azjatyckich potentatów tej branży. Znamienitym przykładem tej za nic mającej sobie prawa autorskie praktyki był chociażby pierwszy w ZSRR odtwarzacz kaset VHS. Elektronika VM-12 to nic innego, jak zbudowany na podzespołach sprowadzonych z Japonii bliźniaczy brat magnetowidu Panasonic/National NV-2000.





Firma podrabiała też kalkulatory, a nawet całe komputery. Ot, chociażby sprzęt o nazwie Elektronika VI-201 – był to bezpośredni klon ZX Spectrum! W zakładach należących do tej firmy produkowano też podróbki dysków twardych Seagate (mieszczący 5 MB danych Electronics MC 5401), a nawet gramofony – taki Electronics B1-01 to radziecki odpowiednik Thorens TD-125.
Wkrótce przyszedł więc i czas na przemysł zabawkarski. Jako że zachodnie pacholęta bawiły się już pierwszymi „komputerami” mieszczącymi się w kieszeniach, radzieccy inżynierowie stanęli na głowach, aby sprawić, żeby również i socjalistyczna młodzież mogła czerpać radość z takich wynalazków. I tak też w ręce rosyjskich pracowników Ministerstwa Przemysłu Elektronicznego wpadł wspomniany Auto Race. Wyprodukowany w 1984 roku (czyli 8 lat po premierze swojego protoplasty) klon legendarnego gadżetu Mattel różnił się nieco od swojego pierwowzoru. Przede wszystkim inna była obudowa tej zabawki. Zrezygnowano też z diodek LED, a zamiast tego skorzystano z lamp elektronowych. Sama rozgrywka była jednak identyczna, chociaż ponoć działanie tego ustrojstwa było nieco bardziej toporne niż oryginalnego sprzętu Mattel.



Innym, tym razem praktycznie identycznym (przynajmniej z wyglądu) klonem zabawki ze zgniłego Zachodu był Lunokhod Electronics MI-11. I trzeba przyznać, że także i tym razem twórcy tego urządzenia popisali się niezwykłym talentem do wybierania idealnego kandydata do podrobienia. Gadżet ten był bowiem kopią pojazdu Big Trak – szalenie popularnego artykułu z niespotykanym jak na tamte czasy interfejsem, pozwalającym tenże samochodzik zaprogramować do wykonywania różnych czynności.

https://www.youtube.com/watch?v=SgEkpcPC2I8
Rosjanom udało się podrobić rozwiązania zastosowane w Big Traku. No, powiedzmy – radziecki Lunokhod posiadał tańszy i mniej sprawny sensor ruchowy, przez co frajda z zabawy tym autkiem była znikoma.



Jak już wspomniałem – inżynierowie z Rosji mieli zmysł do brania sobie za cel łamania praw autorskich produktów, które były prawdziwym strzałem w dziesiątkę i z miejsca zdobywały ogromną popularność. I tak też stało się z kolejną zabawką, która zawojowała całą wschodnią Europę. Zanim przejdziemy do konkretów, wypada jednak przytoczyć historię oryginału, który później został w zakładach Elektroniki rozbebeszony, przeanalizowany i skopiowany.

Pod koniec lat 70. Gunpei Yokoi - projektant zatrudniony w związanej wówczas z branżą klasycznych „manualnych” zabawek firmie Nintendo - jadąc pociągiem zauważył upiornie znudzonego biznesmena, który walczył ze zmęczeniem bawiąc się swoim… kalkulatorem. Naciskający guziki mężczyzna zainspirował Yokoi do opracowania malutkiego, przenośnego urządzenia z ekranikiem LCD. Zaopatrzony w kilka guzików gadżet miał być przenośną, kieszonkowa gierką, ale również i zegarkiem oraz budzikiem.
W 1980 roku miała miejsce premiera Game&Watch. Urządzenie, które posiadało 4-bitowy procesor i 2 do 4 przycisków szybko stało się wielkim hitem.



W ciągu kolejnych 11 lat wyprodukowano 60 wersji tego gadżetu. To na tych przenośnych tabliczkach równocześnie z grami na NES debiutowali tacy bohaterowie, jak wąsaty Mario, Donkey Kong czy Link z Legend of Zelda! Łącznie zakupiono ponad 43 miliony tych zabawek, a wielki, komercyjny sukces Game&Watch sprawił, że w 1989 roku zadebiutował następca tej serii, czyli Game Boy!



Radzieccy inżynierowie dość szybko, bo już w 1983 roku zdołali całkiem wiernie odtworzyć produkt Nintendo. Co ciekawe – zabawki te produkowane były nie tylko w Rosji, ale też na Ukrainie, Białorusi i innych państwach bloku wschodniego. Ja swego czasu miałem na przykład grę o kucharzyku, która to została stworzona w Czechosłowacji.



Wiele tych urządzeń było wiernymi klonami produktu Nintendo. Do tego stopnia wiernymi, że Rosjanie nie rezygnowali nawet z oryginalnych bohaterów, którzy pojawiali się w pierwowzorze. W najstarszych wersjach radzieckich gierek mogliśmy pograć Myszką Mickey albo Donkey Kongiem! Dopiero później polskie dzieciaki dostały wspomniane „Jajeczka”, w których na miejscu wspomnianego gryzonia z bajek Disneya podstawiono Wilka z serialu „Nu, pogodi!”.


Oryginał Nintendo


Podróbka Elektroniki


Klon podróbki Elektroniki

Podobnie jak w japońskim odpowiedniku, każde urządzenie zawierało tylko jedną grę. Był jednak pewien wyjątek, z którym sam osobiście nigdy się nie spotkałem (kto wie? Może to cudeńko nie dotarło do nas?). Mowa o gadżecie Elektronika IM-26. Była to pierwsza i jedyna maszyna z tej serii, która posiadała wymienny ekranik, dzięki czemu można było odpalić na niej aż sześć różnych programów!



Zanim zaczniemy się zachwycać pomysłowością radzieckich projektantów, przypominam, że mamy do czynienia z firmą znaną z notorycznego podrabiania zagranicznych tworów. I tu nie było inaczej. IM-26 to prymitywny klon Digi Casse – produktu wydanego w 1984 roku przez Bandai.



Równocześnie z wydawaniem kolejnych klonów Game&Watch Eektronika wypuszczała na rynek całą gamę innych podróbek – od wszelkiej maści gierek inspirowanych zachodnimi tworami, aż po konsolę ze słynnym „Pongiem”. Warto też wspomnieć, że produkty radzieckiego giganta trafiały nie tylko do rąk klientów zza wschodniej strony żelaznej kurtyny. Gros z tych gadżetów skierowanych było też na rynek „europejski”, np. do Hiszpanii.
Na koniec mała niespodzianka – chociaż czasy się zmieniły i od prawie 30 lat Związek Radziecki nie istnieje, słynny wytwórca całej gamy artykułów z tamtej epoki nie pozwala o sobie zapomnieć! Niektóre modele zegarków produkowanych dekady temu przez Elektronikę w dalszym ciągu, z lekkimi modyfikacjami, są tworzone przez znajdujące się w Mińsku przedsiębiorstwo Integral.



Tymczasem w Nowosybirsku fabryka SEMIKO nadal konstruuje kolejne wersje kalkulatorów Elektroniki, a od 2006 roku wznowiono produkcję telewizorów tej firmy. Pod jej banderą produkuje się też urządzenia informacyjne wykorzystywane w rosyjskich autobusach!

...

O tak! Od razu mi sie rzucilo w oczy ze na radzieckich rzekomo gierkach nie śmiga wilk i zając tylko... Myszka Miki ;0))))) Kradziez byla ordynarna i toporna. Kazdy zreszta wiedzial o tej calej ichniej ,tjechnice' ze zachodnia.

Co do tych pstrykaczy to ja tez nie mialem w reku. Tez zetknalem sie z oryginalem zachodnim gdy kolega PÓŁARAB Z LIBANU! Tak takie mialem znajomosci. W Łodzi uczyli jezykow roznych obcokrajowcow i stad rozne rasy nie sa dla mnie zadna nowoscia. Pozyczyl mi cos gdzie Indianie atakowali fort i sie im dawalo po glowach czy strzelalo?! Łapanie jajek mnie interesowalo choc byly na bazarach! Oczywiscie to byly zabawki. Czas prawdziwych gier to u mnie przyszedl z Heroes III gdzie akurat duza role odgrywaja Rosjanie tym razem juz chlubną...

Takoje ustrojstwo!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy