Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:39, 06 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
Jak zdiagnozować autyzm? Ważne odkrycie naukowców
Jak zdiagnozować autyzm? Ważne odkrycie naukowców
Dzisiaj, 6 marca (15:30)
Badanie rezonansowe mózgu dziecka może pomóc we wczesnym rozpoznaniu ryzyka autyzmu - piszą na łamach czasopisma " Biological Psychiatry" naukowcy z University of North Carolina School of Medicine. Wyniki ich badań wskazują, że u nawet 70 procent dzieci, u których autyzm zostanie później zdiagnozowany, już w wieku pół roku można zauważyć zwiększoną objętość płynu mózgowo-rdzeniowego. To odkrycie może nie tylko przyczynić się do wcześniejszej diagnozy, ale - jak liczą autorzy pracy - powinno pomóc także w poszukiwaniach terapii autyzmu.
Zdj. ilustracyjne
/ fotototo /PAP/DPA
Wyniki badań, prowadzonych w kilku ośrodkach naukowych pod kierunkiem psychiatry prof. Josepha Pivena z UNC School of Medicine pokazały, że wiele dzieci, u których w wieku dwóch lat zdiagnozowano autyzm, miało już w wieku 6 miesięcy powiększoną objętość płynu mózgowo-rdzeniowego. Okazało się przy tym, że im większy jest wykazywany metodą obrazowania rezonansu magnetycznego (MRI) nadmiar płynu, tym silniejsze są późniejsze objawy tego zaburzenia.
Płyn mózgowo-rdzeniowy w obrazie MRI jest łatwo widoczny, co może sprawić, że będzie dogodnym markerem autyzmu na długo przed tym, jak pojawią się pierwsze objawy - mówi Piven. Spodziewamy się też, że nasze odkrycie wskaże możliwy, potencjalny cel terapii dla osób dotkniętych autyzmem - tłumaczy. Wiemy, że płyn mózgowo-rdzeniowy jest bardzo ważny dla zdrowia i poprawnej pracy mózgu, nasze dane wskazują, że u znaczącej liczby dzieci jego przepływ jest zaburzony - dodaje pierwszy autor pracy, dr Mark Shen z Carolina Institute for Developmental Disabilities (UNC). Nie spodziewamy się, że u każdego dziecka mechanizm powstawania tych zaburzeń jest taki sam, ale uważamy, że nieprawidłowy przepływ płynu może być istotny - podkreśla.
Obrazy mózgu dziecka w wieku pół roku. Po prawej, mózg dziecka, u którego w wieku 2 lat zdiagnozowano autyzm
/Carolina Institute for Developmental Disabilities (UNC-Chapel Hill) /materiały prasowe
Jeszcze w minionej dekadzie płyn mózgowo-rdzeniowy uznawano przede wszystkim za warstwę ochronną między mózgiem a czaszką, niekoniecznie istotną dla samego rozwoju mózgu i jego prawidłowego funkcjonowania. Potem jednak odkryto, że płyn ma istotne znaczenie dla odprowadzania produktów przemiany materii, w tym promujących procesy zapalne białek. Po raz pierwszy o możliwym znaczeniu jego objętości dla przewidywania autyzmu poinformowano w 2013 roku. Doniesienia te były jednak oparte o wyniki badań na bardzo małej próbce 55 dzieci, z których 10 potem cierpiało na autyzm. Tym razem zbadano 343 dzieci, z których 221 uznano za silnie zagrożone autyzmem ze względu na wcześniejszy rozwój tego zaburzenia u ich rodzeństwa.
Gdy porównano obrazy MRI dla dzieci, u których potem zdiagnozowano autyzm i tych, u których podobne objawy się nie pojawiły, okazało się, że objętość płynu mózgowo-rdzeniowego w wieku pół roku była u tych pierwszych przeciętnie o 18 procent większa. Zwiększoną objętość płynu obserwowano u nich także w wieku 12 i 24 miesięcy. U dzieci, u których rozwinęły się najcięższe objawy autyzmu, objętość płynu w wieku pół roku była nawet o 24 procent większa niż u ich normalnie rozwijających się rówieśników.
Obecnie autyzm diagnozuje się w wieku dwóch lub trzech lat, kiedy dziecko zaczyna już charakterystycznie się zachowywać. Nie ma wciąż żadnych wczesnych, biologicznych markerów zaburzenia. Jeśli faktycznie okaże się, że zakłócenie przepływu płynu mózgowo-rdzeniowego może być takim markerem już w wieku pół roku, może to zwiastować istotny przełom. Na razie dokładność diagnozy sięga około 70 procent, ale dla pediatry i to może być istotnym sygnałem. Poza tym pojawiają się nadzieje, że mechanizm będzie można w jakiś sposób skorygować i nie dopuścić, by objawy w ogóle się rozwinęły. Na ile to uzasadnione nadzieje, nie sposób jednak na razie przewidzieć.
(mpw)
Grzegorz Jasiński
...
Cenne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:21, 07 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
Nie antybiotykiem ją, to... pentamidyną
Nie antybiotykiem ją, to... pentamidyną
36 minut temu
Są szanse na skuteczną walkę z niektórymi, odpornymi na antybiotyki bakteriami. Naukowcy z McMaster University w Kanadzie pokazali, że zastosowanie środka przeciwgrzybiczego, pentamidyny wraz z antybiotykiem pozwala dobrać się do skóry nawet bakteriom uznawanym przez Światową Organizację Zdrowia za największe obecnie zagrożenie. Pisze o tym w najnowszym numerze czasopismo "Nature Microbiology".
Rysunek pokazujący zmiany powierzchni bakterii E. coli pod wpływem pentamidyny
/McMaster University /materiały prasowe
Walkę z odpornymi na antybiotyki bakteriami Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała w ubiegłym tygodniu za "krytyczny priorytet", podkreślając, że stanowią one poważne zagrożenie dla zdrowia publicznego. Wydaje się, że publikowana w tym tygodniu praca Kanadyjczyków to odpowiedź wyjątkowo na czasie.
Szukaliśmy substancji, które mogą tym bakteriom zaszkodzić i mamy wrażenie, że coś takiego znaleźliśmy - mówi prof. Eric Brown z McMaster's Michael G. DeGroote School of Medicine. Jego zespół skoncentrował się na bakteriach Gram-ujemnych, odpornych nawet na antybiotyki ostatniej szansy, takie jak kolistyna. Bakterie te wywołują groźne przypadki zapalenia płuc, zapalenia opon mózgowych, zakażenia ran pooperacyjnych, czy ogólne zakażenia organizmu.
Bakterie Gram-ujemne są otoczone ścianą komórkową, która jest nieprzepuszczalna dla wielu skutecznych w innych wypadkach antybiotyków. Grupa prof. Browna postanowiła poszukać substancji, która mogłaby strukturę tej ściany naruszyć i w ten sposób ułatwić ich zniszczenie. Te bakterie to faktycznie twardy orzech do zgryzienia, ale udało nam się znaleźć cząsteczkę, która narusza strukturę ich ściany komórkowej i umożliwia wniknięcie antybiotyków - tłumaczy Brown.
Badano w sumie aż 1440 leków. Okazało się, że pożądane działanie może mieć jeden ze środków przeciwgrzybiczych, pentamidyna. Ta cząsteczka jest w stanie naruszyć zewnętrzną błonę komórkową nawet najbardziej odpornych bakterii, w tym trzech z pierwszych miejsc listy WHO: Acinetobacter baumannii, enteriobakterii, a także pałeczki ropy błękitnej.
Skuteczność tej złożonej terapii potwierdzono na razie na myszach, w przypadku dwóch pierwszych bakterii wywołujących u człowieka groźne zakażenia szpitalne. Częściową skuteczność wykazano też w przypadku pałeczki ropy błękitnej. Są szanse, że podobna taktyka, choć może z wykorzystaniem innego leku, będzie działać też na inne groźne drobnoustroje.
Grzegorz Jasiński
....
Cenne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:52, 08 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
Wielki sukces polskiej kliniki okulistycznej
Wielki sukces polskiej kliniki okulistycznej
46 minut temu
Lubelska Klinika Okulistyki Ogólnej SPSK1 w Europejskiej Sieci Referencyjnych Okulistycznych Chorób Rzadkich! To wyjątkowo prestiżowe wyróżnienie dla placówki kierowanej przez prof. Roberta Rejdaka - jedynej z Polski, która znalazła się w gronie najlepszych klinik na kontynencie.
Prof. Robert Rejdak
/RMF FM
Koordynatorem projektu Europejskich Sieci Referencyjnych Okulistycznych Chorób Rzadkich "ERN-EYE (European Reference Network) Rare Eye Diseases" jest prof. Helene Dolfus ze Strasburga. W skład tej sieci będzie wchodzić 30 szpitali z całej Europy.
Projekt dotyczy chorób rzadkich z zakresu neurookulistyki i chorób siatkówki. Takich przypadków jest rocznie najwyżej kilkanaście w Polsce - niektórzy okuliści mają okazję zetknąć się z nimi raz w życiu, albo wcale - mówi prof. Rejdak. Ich leczenie jest wyjątkowo trudne, często wymaga wdrożenia eksperymentalnych terapii - dodaje. Do postawienia diagnozy potrzeba wielu badań, w tym genetycznych. Leczenie wymaga zespołu lekarzy i jest multidyscyplinarne.
Zgodnie z założeniami sieci, chorzy z Polski mają po wstępnym rozpoznaniu trafiać do Lublina jako jedynej kliniki referencyjnej w kraju. Dzięki specjalnej sieci komputerowej oraz kontaktom bezpośrednim ze specjalistami z Europy, choroby mają być konsultowane na najwyższym poziomie.
W każdej chwili będziemy mogli przesłać wyniki badań, uzyskać konsultację, wskazówki, a w razie potrzeby nawet skierować pacjenta na leczenie zagraniczne do konkretnej, specjalizującej się w konkretnym przypadku kliniki okulistycznej - mówi prof. Rejdak.
Skorzystają na tym przede wszystkim pacjenci, bo diagnoza będzie szybsza - stawiona nie po miesiącach, ale najwyżej kilku tygodniach.
Oczywiście działa to w dwie strony. My również będziemy konsultować przypadki z całej Europy - dodaje prof. Rejdak.
Dzięki wejściu do sieci lubelska klinika zyskuje nowe możliwości również w zakresie wymiany specjalistów i szkoleń.
(mal)
Krzysztof Kot
...
Brawo!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:07, 10 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
Pierwszy taki w Polsce przeszczep krzyżowy nerek
Pierwszy taki w Polsce przeszczep krzyżowy nerek
Dzisiaj, 10 marca (14:52)
Pomiędzy Warszawą i Szczecinem został po raz pierwszy w Polsce przeprowadzony u dwóch par przeszczep krzyżowy nerek od żywych dawców niespokrewnionych. Obie operacje się powiodły – poinformował dyrektor Instytutu Transplantologii WUM prof. Artur Kwiatkowski.
Dawca - Aurelia Miszczak (P) i biorca - Adam Miszczak (L) z córkami Karoliną Ciszewską (2L) i Pauliną Łentek (2P) w szczecińskim szpitalu
/Marcin Bielecki /PAP
Obie operacje wszczepienia nerek odbyły się we wtorek, równolegle w Warszawie i Szczecinie. W stolicy przeprowadzili je specjaliści Instytutu Transplantologii oraz Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus w Warszawie (pod kierunkiem prof. Kwiatkowskiego oraz dr. Rafała Kieszka). W Szczecinie wykonał je zespół pod kierunkiem ordynatora oddziału nefrologii i transplantacji nerek Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego prof. Marka Myślaka oraz dr. Tomasza Śluzara z oddziału chirurgii ogólnej i transplantacyjnej tego samego szpitala.
Narządy pobrane od dawców zostały bezpłatnie przewiezione samolotami rejsowymi LOT przez upoważnione do tego osoby. Przygotowaliśmy wersję awaryjną na wypadek, gdyby warunki pogodowe nie pozwalały na transport drogą lotniczą. Wtedy z obu miast miałyby być wysłane karetki, które spotkałyby się w połowie drogi między Warszawą oraz Szczecinem, i wymieniłyby się nerkami ofiarowanymi przez dawców - powiedział prof. Kwiatkowski. Chodziło o to, żeby po usunięciu nerek ich transport do czasu wszczepienia nie trwał dłużej, niż sześć godzin.
Specjalista poinformował PAP, że przygotowania do zabiegu trwały kilka miesięcy. Zaczęło się od tego, że do Instytutu Transplantologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego zgłosiła się para z okolic Lublina. Żona cierpiała na niewydolność nerek i była dializowana, a jej mąż zadeklarował, że odda jej swoją nerkę. Nie mógł być jednak dawcą dla żony z przyczyn immunologicznych (niezgodności grup krwi, przeciwciała anty HLA u biorcy - PAP).
Według prof. Kwiatkowskiego w bazie Instytutu jest już ponad 30 par, które chcą się wymienić nerkami z powodu niezgodności immunologicznej. Tym razem najlepiej udało się dopasować pary z Lublina oraz tę, która została zgłoszona ze Szczecina. W przypadku pary szczecińskiej sytuacja była odwrotna: to mąż potrzebował nerki, a chciała mu ją ofiarować jego żona - powiedział specjalista.
Postanowiono, że tym razem przeszczep krzyżowy odbędzie się w dwóch miastach, a nie jak do tej pory - wszystkie operacje w Warszawie. Wcześniej w 2015 r. w stolicy przeprowadzono transplantację krzyżową u dwóch par, w których mężczyźni chcieli oddać nerkę swym partnerkom, ale nie mogli tego zrobić z powodu niezgodnej grupy krwi lub próby krzyżowej, który wykazała, że nie można między nimi wykonać przeszczepu.
Prof. Kwiatkowski powiedział, że obie operacje wszczepienia nerek w Warszawie i Szczecinie się powiodły. U obu biorców, kobiety i mężczyzny, normalizują się parametry nerkowe - zapewnił. Dawca z Lublina, od którego pobrano nerkę w Warszawie, ma opuścić szpital w piątek, a jego żona, która otrzymała nerkę od kobiety ze Szczecina - najpóźniej w najbliższy poniedziałek.
"Mieliśmy duże wątpliwości co do takiego przeszczepu"
Droga do przeszczepu była długa i trwała ponad rok - wyznała Aurelia Miszczak, która przekazała swoją nerkę mężczyźnie z Lublina. Nasza operacja była o tyle nietypowa, że nasze nerki latały między szpitalami samolotem. Mieliśmy duże wątpliwości co do takiego przeszczepu, obawialiśmy się, że narządy mogą w jakiś sposób ucierpieć podczas transportu. Lekarze przekonali nas. Okazało się, że nasze nerki zaczęły od razu pracować, jeszcze na stołach operacyjnych - powiedziała wzruszona dawczyni.
Moja choroba ujawniła się cztery lata temu. Przez trzy lata miałem dializy, musiałem jeździć do szpitala w Choszcznie trzy razy w tygodniu. Dializa trwała cztery godziny. Przez ostatni rok czekałem na transplantację. Teraz otrzymałem drugie życie - powiedział Adam Miszczak, biorca ze Szczecina. Jak dodał, po operacji ma pozytywne wyniki medyczne, wróciło też dobre samopoczucie.
2 tys. chorych na krajowej liście biorców
W tej chwili na krajowej liście biorców jest ok. 2 tys. chorych. Szacujemy, że rocznie we wszystkich 20 ośrodkach w Polsce przeszczepiamy ok. tysiąca nerek pobranych ze zwłok. W krajach rozwiniętych 50 proc. organów zyskuje się od dawców żywych. Jeśli zwiększymy o połowę nasze możliwości, wówczas zapewnimy organy wszystkim potrzebujących pacjentom - powiedział w rozmowie z PAP dr Tomasz Śluzar z Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Szczecinie.
Mamy nadzieję, że podobnych przeszczepów będzie wkrótce więcej. Jesteśmy przygotowani do tego, żeby wymienić się nerkami z dowolnym miastem w kraju, a nawet w całej Europie, np. z Pragą, Paryżem czy Amsterdamem - powiedział prof. Kwiatkowski. Dodał, że Instytut Transplantologii WUM otrzymał już takie propozycje m.in. z Czech i Holandii, a nawet z Ohio w USA.
W Stanach Zjednoczonych przeszczepy krzyżowe wykonuje się jednocześnie nawet u kilkudziesięciu par, a nerki przewożone są często samolotami. Wymaga to jednak koordynacji wielu ośrodków transplantologicznych. W Europie w tak dużej skali jeszcze nie przeprowadzono tych operacji. Największy ośrodek w tego rodzaju zabiegach jest w Rotterdamie.
Prawo w Polsce dopuszcza przeszczepy od żywych dawców niespokrewnionych. Według art. 13 Ustawy Transplantacyjnej musi być to jednak uzasadnione "szczególnymi względami osobistymi".
(mal)
RMF24-PAP
...
Ciekawe...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 9:37, 17 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
gosc.pl → Wiadomości → Doktorat honoris causa z medycyny dla... papieża
Doktorat honoris causa z medycyny dla... papieża
PAP
dodane 16.03.2017 15:48
Joanna Juroszek /Foto Gość
Decyzję o przyznaniu papieżowi Franciszkowi tytułu doktora honoris causa w dziedzinie medycyny podjęły władze uniwersytetu w Salerno na południu Włoch. W uzasadnieniu wysłanym do papieża podkreślono, że jest on „lekarzem dusz”.
O decyzji uczelni poinformowali w czwartek jej rektor profesor Aurelio Tommasetti i dziekan wydziału medycyny Mario Capunzo podczas sympozjum na temat humanizacji medycyny i opieki medycznej, które odbyło się w Baronissi w regionie Kampania.
W przytoczonym przez włoskie media komunikacie, jaki został wysłany do Watykanu napisano, że uniwersytet postanowił przyznać papieżowi doktorat honoris causa za jego „powszechnie uznane zdolności jako lekarza dusz” oraz za to, że jest „znawcą potrzeb osób najsłabszych i najbiedniejszych, najbardziej oczekujących miłosierdzia Bożego i ludzkiej solidarności”.
Nie ma jeszcze reakcji Watykanu na tę inicjatywę.
...
Bardzo madre.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:23, 22 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
gosc.pl → Wiadomości → Papież Franciszek nie przyjmie doktoratu honoris causa
Papież Franciszek nie przyjmie doktoratu honoris causa
PAP
dodane 21.03.2017 20:27
Papież Franciszek, Kraków, ŚDM
Henryk Przondziono /Foto Gość
Papież Franciszek nie przyjmie doktoratu honoris causa z medycyny, który postanowił przyznać mu uniwersytet w Salerno na południu Włoch - podały we wtorek lokalne media. Powołały się na odpowiedź z Watykanu od sekretarza stanu kardynała Pietro Parolina.
Jak podkreśla "Corriere del Mezzogiorno" na swojej stronie internetowej, kardynał Parolin wyjaśnił, że "papież nie przyjmuje odznaczeń". Przypomniano jednocześnie, że Franciszek uczynił wyjątek, przyjmując w maju zeszłego roku Nagrodę im. Karola Wielkiego.
Ponadto, jak zauważono, Watykan uznał za "nietakt" to, że wcześniej inicjatorzy przyznania doktoratu honoris causa nie skonsultowali sprawy ze Stolicą Apostolską.
Decyzję o przyznaniu Franciszkowi tytułu doktora honoris causa w dziedzinie medycyny ogłosili 16 marca rektor uniwersytetu w Salerno profesor Aurelio Tommasetti i dziekan wydziału medycyny Mario Capunzo.
W komunikacie, jaki został jednocześnie wysłany do Watykanu, napisano, że uczelnia postanowiła wyróżnić w ten sposób papieża za jego "powszechnie uznane zdolności jako lekarza dusz" oraz za to, że jest "znawcą potrzeb osób najsłabszych i najbiedniejszych, najbardziej oczekujących miłosierdzia Bożego i ludzkiej solidarności".
...
Trzeba pytac czy papiez przyjmie. Pamietajcie ze gdyby zaczal przyjmowac. Tysiace nagrod by mu dali dla autoreklamy! To tez musza brac pod uwage.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:37, 23 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
Odkryto zaskakującą rolę płuc. Szansa na leczenie groźnych chorób
Odkryto zaskakującą rolę płuc. Szansa na leczenie groźnych chorób
1 godz. 56 minut temu
Płuca pełnią istotną, nieznaną wcześniej rolę w procesie wytwarzania krwi - przekonują na łamach czasopisma "Nature" badacze z University od California w San Francisco. Badania prowadzone na myszach pokazały, że w ich płucach powstaje większość istotnych dla procesu krzepnięcia płytek krwi, a znajdujące się tam komórki macierzyste mogą wspomagać procesy krwiotwórcze zachodzące w szpiku kostnym. Zdaniem autorów pracy, podobny mechanizm powinien występować także u człowieka. Odkrycie rzuca nowe światło na ewentualne współzależności chorób płuc i krwi, w obu przypadkach może pomóc w tworzeniu nowych metod terapii.
Kadr z nagrania wideo naukowców z San Francisco
/_ /YouTube
Nasze odkrycie sugeruje, że rola płuc jest bardziej wyrafinowana, niż przypuszczaliśmy - nie służą one tylko do oddychania, ale okazują się także partnerem w wytwarzaniu istotnych elementów krwi - mówi współautor pracy prof. Mark R. Looney, pulmunolog z UCSF. To, co dostrzegliśmy u myszy, wskazuje przy tym, że u człowieka ta rola może być taka sama - dodaje.
Badacze z San Francisco wykorzystali rozwiniętą przez siebie metodę mikroskopii dwufortonowej do monitorowania zachowania pojedynczych komórek w naczyniach krwionośnych płuc żywych myszy. Badając oddziaływania między układem immunologicznym zwierząt, a płytkami krwi krążącej w ich płucach, dostrzegli zaskakująco dużą populację wytwarzających płytki megakariocytów. Ich obecność już obserwowano w płucach już wcześniej, ale wydawało się, że wytwarzają płytki krwi głównie w szpiku kostnym. Teraz okazało się, że jest inaczej.
Kiedy odkryliśmy liczne megakariocyty, najwyraźniej dobrze zadomowione w płucach, zdaliśmy sobie sprawę, że musimy pójść tym tropem dalej - mówi współautorka pracy dr Emma Lefrançais. Dokładniejsze badania pokazały, że megakariocyty wytwarzają w płucach myszy, w ciągu godziny, ponad 10 millionów płytek krwi, zwanych również trombocytami, co oznacza, że - wbrew dotychczasowemu przekonaniu - ponad połowa tych komórek powstaje właśnie w płucach, a nie w szpiku kostnym.
Na tym jednak nie koniec - okazało się bowiem, że w płucach można także znaleźć zaskakująco dużą populację komórek macierzystych krwi. I komórki te dość swobodnie mogą przemieszczać się między płucami i szpikiem kostnym. Potwierdzono to serią eksperymentów, w którym myszom zmodyfikowanym tak, by ich megakariocyty i trombocyty emitowały zielone fluorescencyjne światło, przeszczepiano płuca innych myszy lub płuca zawierające świecące megakariocyty myszy, których organizm wytwarzał zbyt mało płytek. Okazało się, że świecące na zielono komórki były w stanie migrować w obie strony między płucami i szpikiem kostnym, a wtedy, gdy trafiły do szpiku, mogły dać początek różnym składnikom krwi, nie tylko płytkom.
To fascynujące, że megakariocyty mogą pokonywać całą drogę ze szpiku kostnego do płuc, by właśnie tam wytwarzać płytki krwi - mówi współautorka pracy, dr Guadalupe Ortiz-Muñoz. Być może płuca okażą się takim idealnym bioreaktorem do wytwarzania trombocytów, albo ze względu na mechaniczne działanie krwi, albo inne mechanizmy, których jeszcze nie rozumiemy - dodaje.
Wyniki tych badań nasuwają podejrzenia, że komórki macierzyste mogą być jeszcze bardziej aktywne, niż się do tej pory wydawało. Mamy coraz więcej dowodów na to, że komórki krwiotwórcze nie ograniczają się do jednego miejsca, ale wędrują z biegiem krwi - dodaje Looney. Być może taka wyjazdowa edukacja w różnych organach ciała jest normalnym elementem ich dojrzewania - ocenia
Badacze są przekonani, że to odkrycie pomoże nie tylko w leczeniu przypadków trombocytopenii, czyli niedoboru płytek krwi, ale też rzuci nowe światło na procesy chorobowe w samych płucach. Może mieć także znaczenie w transplantologii.
(ph)
Grzegorz Jasiński
...
Znakomicie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 12:20, 25 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Mogą uratować życie. Aplikacje, które wykrywają arytmię serca
11 godzin temu Zdrowie
Arytmię serca, w tym grożące udarem mózgu migotanie przedsionków, można wcześniej wykryć dzięki aplikacjom na telefon.
Na migotanie przedsionków cierpi co najmniej 600-700 tys. Polaków.
Prof. Maria Trusz-Gluza z Katedry i Kliniki Kardiologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach podkreśla, że jednym z najgroźniejszych powikłań migotania przedsionków jest niedokrwienny udar mózgu.
Aż 61% dotkniętych nimi osób umiera w ciągu roku. Inne groźne powikłania tej arytmii to zawał i niewydolność serca.
Aplikacja na migotanie przedsionków
Objawami migotania przedsionków są osłabienie i zmęczenie, kołatanie serca, zawroty głowy, omdlenie, niepokój i lęk. Trzeba wtedy zmierzyć tętno.
Kierownik Kliniki Kardiologii Interwencyjnej i Zaburzeń Rytmu Serca Katedry Chorób Wewnętrznych i Kardiologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi prof. Andrzej Lubiński przekonuje, że w monitorowaniu migotania przedsionków pomocne mogą być bezpłatne smartfonowe aplikacje.
Dodaje, że jest ich wiele, ale zaleca te, które są rekomendowane przez europejskie i amerykańskie towarzystwa kardiologiczne.
Organizatorzy konferencji "Arythmix" zwrócili uwagę na takie na aplikacje jak Heart Rate Plus, Instant Heart Rate, Runtastic Heart Rate Monitor.
Pomiar jest łatwy i szybki. Polega na przyłożeniu palca do obiektywu aparatu fotograficznego i flesza oraz przytrzymaniu go w tej pozycji przez kilkanaście sekund.
Eksperci twierdzą, że takich rozwiązań będzie więcej, co pozwoli lepiej monitorować zaburzenia rytmy serca i wcześnie je wykrywać.
Im wcześniej zastosujemy leczenie, tym lepsze będą tego efekty.
...
Znakomicie
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:45, 25 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Towarzyszy chorobie nowotworowej. Groźny niedobór
21 godzin temu Zdrowie
Średnio każdego roku u około 140 tys. Polaków diagnozuje się chorobę nowotworową. Światowa Organizacja Zdrowia alarmuje, że do 2030 roku zachorowalność na nowotwory zwiększy się aż o 75%, a więc na raka będzie chorowało 22,2 mln ludzi.
Obecnie w Polsce około 350 tys. pacjentów choruje onkologicznie, a w ciągu najbliższych 10 lat liczba ta może wzrosnąć do 600 tys.
Ponieważ podczas rozwoju choroby może dojść do niedoboru białka w organizmie człowieka, ważne jest, aby zadbać o dostarczanie tego składnika odżywczego w naszej diecie podczas choroby.
Dlaczego dostarczanie białka jest tak istotne w chorobie nowotworowej?
Białka pełnią wiele ważnych funkcji: budulcową, regulującą i transportującą, wchodzą w skład enzymów, które są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania komórek, tkanek czy narządów.
Biorą udział m.in. w trawieniu pokarmów, przekazują informacje pomiędzy narządami, ponadto stanowią budulec m.in. dla przeciwciał.
Chory, podczas choroby nowotworowej, częstokroć przyjmuje mniej posiłków, zatem energia, która jest potrzebna do prawidłowego funkcjonowania organizmu, pozyskiwana jest z białek - najpierw z tych wchodzących w skład mięśni, później z innych narządów.
Kiedy dojdzie do niedoboru białka, m.in. spada nasza odporność, co sprawia, że jesteśmy bardziej podatni na infekcje.
W czasie trwania choroby nowotworowej odpowiedni poziom białka w organizmie jest szczególnie ważny, również dlatego, że działanie wielu leków w terapii nowotworowej uzależnione jest od ilości białek.
Większość leków cytostatycznych transportowana jest właśnie z ich pomocą, stąd też działanie w dużej mierze zależy od poziomu białka.
Ten składnik jest także istotny w prawidłowym przebiegu radioterapii, ponieważ jego niedobór może mieć wpływ na skuteczność napromieniowania oraz działania niepożądane.
Białko ma także znaczenie w przypadku zabiegu operacyjnego ze względu na to, że u chorego z niedoborami składników odżywczych, znacznie częściej może dojść do powikłań po zabiegu.
Jak zadbać o prawidłowy poziom białka?
Dieta powinna być bogata we wszystkie składniki odżywcze i dostarczać organizmowi odpowiednie ilości kalorii.
Ponieważ chory ma mniejszy apetyt i często z trudem przyjmuje posiłki, istotne jest, aby dietę pacjenta wzbogacić o preparaty odżywcze, które są bogate w energię i białko.
Pacjent onkologiczny powinien pamiętać także, aby jego menu było urozmaicone i pełnowartościowe.
...
Dosc oczywiste jak choroba to ubytek bialka.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 8:10, 28 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
gosc.pl → Wiadomości → Elektronami w raka piersi - powstał polski akcelerator do radioterapii
Elektronami w raka piersi - powstał polski akcelerator do radioterapii
PAP
dodane 28.03.2017 07:50
Aparat do radioterapii
Ntligent / CC-SA 3.0
Dotąd tylko dwie firmy na świecie wytwarzały - stosowane głównie w terapii raka piersi - akceleratory elektronów do radioterapii śródoperacyjnej. Teraz taką aparaturę nowej generacji opracowali polscy badacze - mówi kierownik projektu dr Agnieszka Syntfeld-Każuch.
"Radioterapia śródoperacyjna znana jest w Polsce od ponad 10 lat. Stosuje się ją już w kilku ośrodkach onkologicznych w kraju" - mówi w rozmowie z PAP dr Syntfeld-Każuch z Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ) w Świerku, kierownik projektu, w ramach którego powstał akcelerator IntraLine.
Podczas operacji chirurgicznej, stosowanej w terapii raka piersi, lekarz usuwa guz, ale nie jest w stanie stwierdzić, czy w loży, tj. miejscu po wyciętym guzie, nie znajdują się nadal komórki nowotworowe. Dlatego operację chirurgiczną łączy się z radioterapią - lożę po wycięciu guza, jeszcze w czasie operacji, napromieniowuje się wiązką rozpędzonych elektronów.
Chirurg umieszcza w ciele pacjentki stalowy aplikator obejmujący cały obszar, który ma być zbombardowany rozpędzonymi cząstkami. Podczas napromieniania elektrony o dużych energiach niszczą komórki, których nie był w stanie usunąć skalpel. Dzięki temu redukuje się możliwość nawrotu choroby nowotworowej. Kształt i parametry wiązki można ustawić tak, by podczas napromieniania jak najmniej ucierpiały zdrowe tkanki. Poza tym elektrony - w porównaniu z innym rodzajem promieniowania stosowanego w radioterapii, fotonami X - nie wnikają głęboko w ciało.
Dr Syntfeld-Każuch twierdzi, że na świecie istnieją obecnie dwie firmy - w USA i we Włoszech - które produkują tego typu urządzenia do elektronowej radioterapii śródoperacyjnej. "My chcemy być trzecim producentem" - deklaruje. Zaznacza, że w Polsce powstał już demonstrator akceleratora. W projekcie, oprócz NCBJ, uczestniczyło również Wielkopolskie Centrum Onkologii oraz dwie prywatne firmy.
Polakom potrzeba jeszcze tylko kilku miesięcy, by przeprowadzić testy i zebrać wszystkie niezbędne certyfikaty. A wtedy NCBJ będzie już mogło startować z IntraLine w przetargach organizowanych np. przez polskie szpitale.
Syntfeld-Każuch mówi o przewagach polskiego akceleratora. Zaznacza, że choć urządzenie jest duże - waży ponad tonę - to jest ono mobilne - można je łatwo przemieszczać i ustawiać. Dzięki temu w czasie operacji nie będzie trzeba manipulować stołem terapeutycznym z leżącą na nim pacjentką, ale wystarczy zbliżyć do niej akcelerator.
W polskim urządzeniu - w porównaniu do urządzeń obecnych na rynku - zwiększono zakres ruchów zrobotyzowanego ramienia i głowicy do napromieniania - dzięki temu będzie można łatwiej ustawić urządzenie tak, by elektrony trafiały w dokładnie wyznaczony obszar. "To lekarze, którzy na co dzień pracują z urządzeniami tego typu i znają ich niedogodności, doradzali nam, jak poprawić sterowność głowicy" - zaznacza Syntfeld-Każuch.
IntraLine wyposażono w kamery - m.in. w głowicy akceleratora - które ułatwią lekarzowi dokładniejsze ustawienie aplikatora, a tym samym kontrolę nad przebiegiem napromieniania i stanem pacjentki. To o tyle istotne rozwiązanie, że ze względu na powstające podczas terapii promieniowanie, w sali podczas operacji pozostać może jedynie sama pacjentka.
Dr Syntfeld-Każuch zapewnia, że przygotowanie urządzenia do operacji będzie bardzo szybkie - powinno na to wystarczyć kilka minut. A to również ma znaczenie dla przebiegu operacji. Samo napromieniowanie trwa najwyżej dwie minuty, a zabiegu zwykle nie trzeba powtarzać.
Badaczka z NCBJ zaznacza, że polscy naukowcy i inżynierowie opracowali samodzielnie sporą część elementów tworzących urządzenie. Zwraca przy tym uwagę, że w urządzeniu nie jest używany żaden materiał radioaktywny - źródłem elektronów jest działo elektronowe. Elektrony te są grupowane, rozpędzane i precyzyjnie trafiają w wyznaczone przez lekarza miejsce.
"Sercem akceleratora jest struktura przyspieszająca" - opowiada badaczka i dodaje: "Niewiele jest zespołów na świecie, które potrafiłyby wyprodukować ten kluczowy element urządzenia". Zaznacza, że akcelerator będzie emitował elektrony o energii 4-12 MeV (megaelektronowoltów).
Innowatorzy chcą najpierw wypuścić urządzenie na rynek polski, a dopiero z czasem szukać klientów z zagranicy.
Projekt IntraDose - w ramach którego powstał akcelerator - współfinansowany był ze środków Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
...
Znakomicie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:13, 29 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Sukces wrocławskich lekarzy: Usunięto przeciwciała, które odrzucały przeszczep
1 godz. 1 minuta temu
Dwadzieścia dwa lata temu przeszedł przeszczep serca. Leki zmniejszające ryzyko odrzucenia zniszczyły mu nerki. Od czterech lat trwały starania o ich zamianę. Mimo blisko stu pięćdziesięciu prób zgodności, żaden organ nie nadawał się do przeszczepu. 56-letni Tomislav Pranić był skazany na śmierć. Życie uratowali mu lekarze z Wrocławia, którzy zastosowali rzadką terapię odczulania – usunięcia przeciwciał, które odrzucały przeszczep, dzięki czemu dawcą nerki mogła zostać żona.
Pan Tomislav i jego żona
/Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu /
Tomislav Pranić, z pochodzenia Chorwat, mieszka niedaleko Bolesławca na Dolnym Śląsku. Uciekł z byłej Jugosławii w czasie wojny. Dwadzieścia dwa lata temu wskutek powikłań po grypie miał przeszczepione serce.
Pan Tomislav przez wiele lat był leczony lekami immunosupresyjnymi. Te leki uszkodziły nerki i doprowadziły do ich niewydolności. Potem przez cztery lata był leczony nerkozastępczo w programie hemodializ, które znosił bardzo źle. Mężczyzna odczuwał silny ból. Nie mógł wstać, nie mógł samodzielnie przejść pięćdziesięciu metrów. Cztery razy w tygodniu przez ponad cztery godziny musiał być dializowany. Szybko został zgłoszony do przeszczepu. Wszyscy dawcy byli odrzucani. Również próba krzyżowa z żoną była zła. Po bardzo skomplikowanych badaniach immunologicznych dowiedzieliśmy się, że klasa przeciwciał pacjenta jest taka, którą powinno dać się łatwo usunąć. Zdecydowaliśmy się na odczulenie i przeszczep od żywego dawcy - mówi Dorota Kamińska z Kliniki Nefrologii i Medycyny Transplantacyjnej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
Proces odczulania trwa około tygodnia. Taki zabieg musi być zaplanowany. Przeszczepów od zmarłego dawcy nie da się zaplanować, dlatego w tej sytuacji ważne było by znaleźć osobę gotową oddać organ. Żyjący dawca, niekoniecznie rodzinny, jest jedynym rozwiązaniem dla takich pacjentów. W przypadku 56-latka dawcą została jego żona.
Nie miałam żadnych wątpliwości. Wiedziałam, że w którymś momencie przeszczep nerki będzie konieczny. Nie widziałam jednak szansy, żeby ten pomysł zrealizować. Tutaj we Wrocławiu okazało się, że mogę być dawcą. Jesteśmy najlepszym przykładem, że przeszczepy, nawet te skomplikowane, ratują życie i warto do nich dążyć - mówi Katarzyna Pranić, żona pacjenta i dawca nerki.
Pacjentów w podobnej sytuacji jest wielu. Próbujemy znaleźć dla nich rozwiązanie. Szukamy przeszczepów krzyżowych, próbujemy także wykonywać badania czy ich także można odczulić - dodaje doktor Dorota Kamińska.
Dziś para czuje się dobrze. Pan Tomislav i jego żona planują upragnione wakacje, oczywiście w Chorwacji.
Przy tej okazji lekarze podkreślają, że przeszczepów od żywych dawców w Polsce jest wciąż za mało. To zaledwie 4 proc. takich zabiegów, czyli około pięćdziesięciu rocznie - przyznają specjaliści z USK we Wrocławiu. Procedura odczulania mogłaby pomóc, muszą się jednak znaleźć także chętni dawcy.
APA
Bartek Paulus
...
Brawo! Trzeba leczuc nerki ike sie da! Wiemy ze brak dawcow zatem usuniecie tylko w ostatecznosci.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 7:51, 30 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Przyjmowanie tego składnika zmniejsza ryzyko zachorowania na raka
15 godzin temu Zdrowie
Zgodnie z badaniami przeprowadzonymi przez Uniwersytet Creighton we współpracy z Uniwersytetem Kalifornijskim w San Diego, wysoki poziom witaminy D w organizmie może zmniejszyć ryzyko rozwoju raka.
W trwającym 4 lata badaniu wzięły udział 2 303 zdrowe kobiety po menopauzie w wieku ponad 55 lat, pochodzące z 31 okręgów w Nebrasce.
Uczestniczki losowo przydzielono do grupy, która codziennie przez 4 lata przyjmowała 2 000 jednostek witaminy D3 i 1 500 mg wapnia lub identyczne dawki placebo.
Dawka witaminy D3 była około trzy razy wyższa od zalecanej, czyli 600 j.m. dla dorosłych w wieku 70 lat i 800 j.m. dla osób powyżej 71. roku życia.
Skutki suplementacji
Okazało się, że kobiety otrzymujące witaminę D3 i suplementy wapnia obarczone były o 30% mniejszym ryzykiem raka.
Dalsza analiza pokazała, że stężenie witaminy D we krwi, zwłaszcza 25-hydroksywitaminy D, 25 (OH) D, było znacząco niższe u uczestniczek, u których w trakcie badania rozwinął się rak.
Większość komórek w organizmie potrzebuje witaminy D do prawidłowego działania. Bez odpowiedniej jej ilości normalnie funkcjonujące komórki mogą się przekształcić w komórki nowotworowe.
Następne newsy »
Dodał(a): Hailie
...
Witaminy sa zdrowe.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:46, 30 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Fabryka krwi to już nie science fiction. Naukowcy planują produkcję
19 godzin temu Świat
Naukowcy z uniwersytetu w Bristolu opracowali metodę, która może zrewolucjonizować medycynę. Udało im się opracować sposób pozyskiwania na masową skalę krwi z komórek macierzystych szpiku kostnego. Jeśli krew pozytywnie przejdzie badania testowe, rozpocznie się produkcja.
Zespół z uniwersytetu w Bristolu odtworzył naturalny proces produkcji krwi z komórek macierzystych szpiku kostnego.
Na początku masowo wytwarzana będzie krew rzadkich grup, ponieważ procedura jest bardzo droga. Testy ruszają jeszcze w tym roku.
Używana do tej pory technika była mało wydajna, ponieważ wyspecjalizowane komórki szpiku mogą się dzielić określoną liczbę razy.
Badacze nauczyli się tak je stymulować, by dzieliły się w nieskończoność.
Dotychczasowe rezultaty badań
Do tej pory bioinżynieriom z Bristolu udało się uzyskać nową metodą kilka litrów krwi.
Prof. David Anstee z zespołu badawczego wyjaśnił, że laboratoryjna krew nie zastąpi krwi pozyskiwanej od dawców w stacjach krwiodawstwa.
Będą więc przede wszystkim produkowane rzadkie grupy krwi.
Jak do tej pory zapotrzebowanie na krew znacząco przewyższa jej podaż. Regularnie pojawiają się apele, by ochotnicy oddawali tę najcenniejszy, życiodajny płyn.
Krew i jej składniki podawane są głównie osobom, które utraciły swoją własną krew w wyniku wypadku albo zabiegu operacyjnego, osobom z zaburzeniami krzepnięcia, po oparzeniach i urazach, a także pacjentom z chorobami rozrostowymi i nowotworami, w trakcie i po chemioterapii.
Następne newsy »
Dodał(a): Hailie
...
Znakomicie!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:15, 01 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
Jedzenie orzechów może zapewnić elastyczne tętnice i zdrowe serce
Zdaniem międzynarodowego zespołu badaczy, jedzenie orzechów ziemnych pomaga w ochronie przed chorobami układu sercowo-naczyniowego, które mogą prowadzić do ataków serca i udaru mózgu.
Penny Kris-Etherton, profesor ds. Żywienia Uniwersytetu Pensylwania, stwierdziła, że mężczyźni z nadwagą i otyłością, ale mimo wszystko zdrowi, którzy jedli około 85 g orzechów ziemnych z posiłkiem o wysokiej zawartości tłuszczu, mieli obniżoną ilość lipidów we krwi.
W poprzednich badaniach wykazano, że po posiłku następuje skok poziomu tłuszczów we krwi. Taki skok może zwiększyć ryzyko chorób sercowo-naczyniowych, co jest główną przyczyną zgonów na całym świecie.
"Zwykle tuż po posiłku tętnice stają się nieco sztywniejsze, ale jeśli zjemy orzechy ziemne, może to zwiększać elastyczność naczyń krwionośnych" – powiedziała prof. Kris-Etherton.
Orzeszki ziemne dodawane do posiłku mogą obniżyć ryzyko sztywnienia tętnic (123rf)
Zmniejszenie sprężystości tętnic może ograniczyć dostępność tlenku azotu, co sprawia, że tętnice nie rozszerzają się tak jak powinny.
Z biegiem czasu usztywnienie tętnic może ograniczyć przepływ krwi w całym ciele i spowodować, że serce będzie pracować cięższej, zwiększając ryzyko poważnych problemów zdrowotnych, w tym niewydolności serca.
Według naukowców, którzy opublikowali swoje odkrycia w aktualnym wydaniu "Journal of Nutrition", spożywanie orzechów ziemnych pomaga utrzymać elastyczność tętnic poprzez hamowanie typowego wzrostu stężenia trójglicerydów po jedzeniu.
7 zdjęć
5 superfoods na zdrowe serce
Aby zapobiec chorobom serca, należy unikać niezdrowej żywności i jeść pokarmy bogate w składniki odżywcze, takie jak potas, witamina E, błonnik pokarmowy...
Badacze poddali analizie 15 zdrowych osób z nadwagą i otyłych. Uczestnicy jedli posiłek zawierający 85 g zmielonych orzechów ziemnych w postaci koktajlu. Grupa kontrolna była karmiona koktajlem o podobnej jakości odżywczej, ale bez dodatku orzechów. Następnie naukowcy pobrali próbki krwi od badanych w celu pomiaru stężenia lipidów, lipoprotein i insuliny po 30, 60, 120 i 240 minutach.
Do pomiaru przepływu krwi pacjenta użyto urządzenia ultrasonograficznego.
PYTANIA I ODPOWIEDZI LEKARZY NA TEN TEMAT
Zobacz odpowiedzi na pytania osób, które miały do czynienia z tym problemem:
Czy masło orzechowe jest zdrowe? - odpowiada mgr Magdalena Rapacka
Spożywanie orzeszków ziemnych na diecie - odpowiada mgr Agnieszka Biernat
Zmiany skórne i biegunka po zjedzeniu orzeszków - odpowiada dr n. med. Irena Markiewicz-Bendkowska
Wszystkie odpowiedzi lekarzy
Okazało się, że u osób, które spożyły mączkę z orzechów ziemnych, stwierdzono obniżenie poziomu trójglicerydów o 32 proc. w porównaniu do grupy kontrolnej.
Zdaniem naukowców 85 g orzechów ziemnych to około trzy średniej wielkości porcje. Chociaż w badaniu wykorzystano produkt zmielony, badacze wskazują, że jedzenie całych orzechów ziemnych może spowodować taką samą reakcję.
Marta Pawlak,
..
Znakomicie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:51, 01 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
Polska lekarka wynalazła skuteczny lek na kaca!
4 godziny temu Kraj
Potworny ból głowy, suchość w gardle i wielkie pragnienie – takie katusze przeżywa o poranku ten, kto poprzedniej nocy wypił o jeden kieliszek alkoholu za dużo... Ale jest szansa, że wszystkie te dolegliwości zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki! Wszystko dzięki odkryciu polskiej doktor z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Dr Katarzyna Koziak zdradza, że wynalazła rewolucyjny preparat zwalczający kaca.
Jak dodaje, zrobiła to zupełnie przypadkiem przy okazji badań nad komórkami naczyń krwionośnych!
– Wszystkie istniejące na rynku specyfiki zwalczające kaca uzupełniają wypłukane przez alkohol witaminy i elektrolity. Mój lek zawiera zaś substancję, która tak przyśpiesza trawienie, że wywołujący złe samopoczucie aldehyd octowy jest błyskawicznie usuwany z organizmu – tłumaczy dr Koziak.
Produkt, który wygląda jak zwykła oranżada, był już testowany na ochotnikach.
– Muszę przyznać, że jego działanie jest rewelacyjne. Ciągle zgłaszają się do nas nowe osoby z prośbą o więcej! – mówi dr Koziak.
Badaczka podkreśla, że specyfik nie tylko zmniejszy skutki działania alkoholu, lecz także pozytywnie wpłynie na cerę i paznokcie. Niewykluczone, że wynalazek pojawi się w sprzedaży jeszcze w tym roku. Cena nie jest na razie znana.
Następne newsy »
Dodał(a): fastcake
...
Nie wiem czy to propagowac bo jak pijactwo sie dowie to rzuci sie na flachy.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:44, 04 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
Nowy, zaskakujący sposób na traumę
Nowy, zaskakujący sposób na traumę
1 godz. 3 minuty temu
Medycyna coraz lepiej zdaje sobie sprawę z konieczności ograniczenia ilości przepisywanych pacjentom antybiotyków, ponieważ ich nadużywanie może doprowadzić do epidemii chorób wywoływanych przez odporne na antybiotyki bakterie. Najnowsze wyniki badań naukowców z Zurychu i Londynu wskazują tymczasem na możliwość wykorzystania antybiotyku w zupełnie innej dziedzinie. Jak pisze w najnowszym numerze czasopismo "Molecular Psychiatry", doksycyklina może pomóc w leczeniu zespołu stresu pourazowego (PTSD).
Zdj. ilustracyjne
/ Dominic Lipinski/ PA /PAP
Badacze z University College London i University of Zurich odkryli włąśnie, że popularny antybiotyk, doksycyklina może zaburzać tworzenie się w mózgu negatywnych skojarzeń związanych z traumatycznymi przeżyciami. To otwiera szanse zarówno wykorzystania doksycykliny w szczególnych okolicznościach do zapobiegania tak zwanemu zespołowi stresu pourazowego, jak i zwiększenia skuteczności jego terapii.
Te wnioski to owoc bardzo rygorystycznie prowadzonych badań z udziałem 76 zdrowych ochotników. W pierwszym etapie eksperymentu części z nich podano doksycyklinę lub placebo, po czym przyzwyczajano ich do kojarzenia konkretnego koloru na ekranie komputera z... bolesnym impulsem elektrycznym. Na ekranie pojawiały się kolory niebieski lub czerwony i przy jednym z nich badani mieli 50 procent szans, że otrzymają bolesny impuls. Kolory pojawiały się w przypadkowej sekwencji, w sumie badani byli rażeni prądem 160 razy. To wystarczało, by jeden z kolorów zaczął im się kojarzyć z przykrym doświadczeniem.
Tydzień później ochotnicy przeszli drugą fazę eksperymentu, podczas której nie podawano im juz żadnych leków, nie rażono też prądem. Tym razem pojawieniu się dowolnego, "dobrego" lub "złego" koloru towarzyszył głośny dźwięk. Reakcję lękową badano obserwując mruganie oczami, instynktową reakcję na zagrożenie. Poziom traumy związanej z pierwszą częścią eksperymentu oceniano porównując reakcje lękową na dźwięk pojawiający się przy okazji "złego" i "dobrego" koloru. Okazało się, że reakcja lękowa u osób, którym podawano doksycyklinę, była nawet o 60 procent słabsza, co wskazuje, że antybiotyk w istotnym stopniu zakłócił tworzenie się w mózgu negatywnego skojarzenia. Inne wskaźniki zdolności poznawczych, w tym pamięć sensoryczna, czy poziom uwagi, nie ulegały przy tym zmianie.
Gdy mówimy o ograniczeniu pamięci lękowej, nie mamy na myśli wyrzucenia z pamięci tego, co się stało - tłumaczy współautor pracy, prof. Dominik Bach (UCL i University of Zurich). Uczestnicy nie zapominają, że bolesne impulsy elektryczne towarzyszyły czerwonemu kolorowi na ekranie, zapominają jednak, by na widok czerwonego ekranu instynktownie się bać. Uczenie się lęku wobec zagrożeń jest istotnym mechanizmem przetrwania, ale nadmierny lęk w oczekiwaniu na to, co może się wydarzyć, prowadzi do poważnych zaburzeń, jak PTSD - dodaje.
Odkrycie opiera się na wcześniejszych obserwacjach, że mózg potrzebuje do tworzenia wspomnień tak zwanych enzymów macierzowych znajdujących się poza komórkami nerwowymi. Nadczynność tych enzymów powiązano też wcześniej z pewnymi chorobami autoimmunologicznymi i nowotworowymi. To właśnie do walki z tymi chorobami testowano blokującą aktywność enzymów doksycyklinę. Kolejnym etapem badań był eksperyment związany z PTSD.
Wykorzystanie doksycykliny do zapobiegania PTSD z natury może ograniczyć się tylko do wyjątkowych sytuacji, traumatycznych przeżyć zwykle przecież nie da się przewidzieć. Znacznie większe nadzieje można wiązać z metodami terapii PTSD, zakładającymi wyobrażanie sobie podobnych sytuacji, czyli tak zwaną rekonsolidację. Są szanse, że antybiotyk pomoże sprawić, że terapie, potrzebne choćby żołnierzom czy ofiarom wypadków, staną się bardziej skuteczne.
(mpw)
Grzegorz Jasiński
...
Trzeba istotnie znalezc cos zamiast antybiotykow bo widzimy ze bakterie ,,lubia" sie uodpornic...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 8:23, 05 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Twoje zdrowie w Faktach RMF FM
Tętniak - tykająca bomba w organizmie
Tętniak - tykająca bomba w organizmie
Wczoraj, 4 kwietnia (20:04)
Aktualizacja: Wczoraj, 4 kwietnia (23:11)
Tętniak to tykająca bomba w organizmie. To choroba, która może początkowo nie dawać żadnych objawów. Czasami objawy są mylące. Wiele osób dowiaduje się, że ma tętniaka dopiero wtedy, kiedy pęka. Co więcej, tętniaki mogą powstawać we wszystkich tętnicach.
Do najgroźniejszych tętniaków należy tętniak mózgu (zdj.ilistr.)
/ JACOPIN /PAP/EPA
Tętniak jest patologicznym poszerzeniem światła naczynia, najczęściej tętniczego - wyjaśnia dr Wojciech Chrobak, neurochirurg z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 4 w Bytomiu. Do najbardziej niebezpiecznych należy tętniak mózgu. Występuje u ok. 1-5 procent populacji. Do krwotoku z pękniętego tętniaka dochodzi u poniżej 10 pacjentów na 100 tysięcy mieszkańców.
Nie ma typowych objawów tętniaka mózgu. Większość pacjentów zgłasza bóle i zawroty głowy - mówi dr Chrobak. Takie objawy mogą towarzyszyć wielu innym chorobom. Dopiero kiedy tętniak pęka, pacjent odczuwa najsilniejszy w życiu ból głowy. Dochodzi wówczas do znacznego wzrostu ciśnienia śródczaszkowego i stąd ten bardzo silny ból - wyjaśnia neurochirurg. Dodaje, że specyficzny jest tętniak łączący tętnicy tylnej, który rosnąc może ucisnąć na trzeci nerw czaszkowy. Powoduje to zaburzenia ruchomości gałki ocznej, opadanie powieki. To jest jeden z nielicznych tętniaków mózgu, który daje wczesne objawy, przed krwotokiem. Trzeba wówczas szybko przeprowadzić diagnostykę obrazową mózgu - wyjaśnia.
Tętniaki mózgu wykrywa się przeprowadzając badania angio-TK i angio-MRI. To są badania drogie, które nie spełniają kryteriów badania przesiewowego, ale jeżeli pacjent ma przewlekłe bóle i zawroty głowy i nie ma innej przyczyny, powinien w pewnym momencie przejść takie badanie - mówi neurochirurg. Jeśli wykaże ono obecność tętniaka, lekarze decydują, czy trzeba go leczyć, czy obserwować (jeśli np. jest niewielki) i redukować ryzyko pęknięcia. Można to zrobić rzucając palenie i kontrolując ciśnienie tętnicze. Kiedy dochodzi do pęknięcia tętniaka, część osób umiera od razu.
Nie wszystkich da się uratować, a każdy pacjent, który przeżyje krwotok, nosi jakieś piętno. Spektrum jest olbrzymie: od stanu wegetatywnego, porażenia, niedowładu po zaburzenia pamięci, koncentracji, bezsenność, depresję czy jąkanie się - wylicza dr Chrobak.
Tętniaki leczy się techniką mikrochirurgiczną (zakłada się specjalny "klips" na szyję tętniaka, wyłączając go z krążenia) lub wewnątrznaczyniową (przez tętnice udową wprowadza się do światła tętniaka specjalne spirale i zamyka go od środka).
Macie pytania dotyczące tętniaków? W środę od godz. 10:00 i 12:00 odpowie na nie chirurg naczyniowy, dr Tomasz Ruciński z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 4 w Bytomiu. Dzwońcie pod nr tel. 12 200 00 10.
Tętniaki mogą się kryć we wszystkich naczyniach, które są w człowieku. Bardzo często lokalizują się w aorcie brzusznej. Wykrycie takiego tętniaka jest zdecydowanie prostsze - wystarczy zrobić USG.
Lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 4 w Bytomiu przeprowadzili ostatnio darmowe badania dla mieszkańców województwa śląskiego. W ciągu kilku godzin zbadali prawie 700 osób. U 43 wykryli tętniaka aorty brzusznej.
Przeważnie pacjent nie wie, że ma tętniaka. Najczęstsze objawy to bóle brzucha, bóle okolicy lędźwiowej promieniujące do pachwin. One pojawiają się, kiedy tętniak albo już pękł albo zagraża pęknięciem. Dlatego ważne są badania przesiewowe, które pozwalają wykryć problem wcześniej - mówi dr Tomasz Ruciński, chirurg naczyniowy ze WSS nr 4 w Bytomiu.
Kto jest najbardziej narażony na tętniaka? Jakie objawy powinny nas zaniepokoić? Kiedy należy zwrócić się do specjalisty? M.in. o tym przeczytacie w środowym dodatku "Zdrowie" do dziennika "Fakt".
80 procent chorych z pękniętym tętniakiem aorty brzusznej umiera. U niektórych osób, szczególnie szczupłych, da się wyczuć tętniaka między pępkiem a łukiem żebrowym - podkreśla dr Ruciński. Wśród czynników ryzyka wymienia: obecność choroby w rodzinie, palenie papierosów, przewlekłą obturacyjną chorobę płuc (chorzy często kaszlą i dochodzi do wzrostu ciśnienia w jamie brzusznej). Wśród osób, u których lekarze z Bytomia wykryli podczas ostatnich badań tętniaka, dwie kwalifikują się do operacji. Pozostali powinni być pod obserwacją.
W takich przypadkach, kiedy tętniak nie jest duży, modyfikujemy czynniki ryzyka, przede wszystkim nadciśnienie. Pacjent nie powinien palić , nie może dźwigać zbyt dużych ciężarów, musi unikać wszystkich czynności, które powodują wzrost ciśnienia w jamie brzusznej, łącznie z zaparciami. To ze swojej strony robi pacjent. My tętniaka kontrolujemy. Jeżeli osiąga powyżej 5 centymetrów, zastanawiamy się nad ewentualnym leczeniem operacyjnym - mówi dr Ruciński.
Anna Kropaczek
...
Tak czy inaczej trzeba ufac Bogu. Przeciez jesli nadchodzi najlepszy czas abyscie odeszli z tego Swiata to co za roznica z jakiego powodu? Bóg uzywa roznych okazji...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:38, 05 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Polska
Stenty również w żyłach. Twórca metody operuje w Lublinie
Stenty również w żyłach. Twórca metody operuje w Lublinie
Wczoraj, 4 kwietnia (16:13)
Światowej sławy chirurg naczyniowy, twórca metody leczenia zakrzepicy żył głębokich przy pomocy specjalnych stentów dr Peter Neglen operuje w szpitalu klinicznym nr 1 w Lublinie. To wiodąca placówka w Polsce stosująca tę metodę. Dzięki niej żyły odzyskują drożność, a skuteczność oceniania jest na ponad 90 procent. Doktor Neglen uczestniczył w 4 zabiegach.
Dr Peter Neglen przy stole operacyjnym
/foto: Spsk 1 Lublin /
REKLAMA
Najtrudniejszy zabieg przeprowadzono u 31-letniego mężczyzny z Gniezna. Zmagał się z bólem, rany na nodze nie chciały się goić. Farmakologia w jego przypadku była mało skuteczna. W przypadku tego pacjenta mamy problem z napływem krwi, odcinkową niedrożnością żyły udowej wspólnej. Niektórzy pacjenci z tego rodzaju sytuacją mogą wymagać otwartego zabiegu. Będziemy się starali się uniknąć czyszczenia żyły metodą chirurgiczną, bo metoda stentu znacznie zmniejsza ryzyko komplikacji - mówił przed zabiegiem dr Peter Neglen.
Stentowanie żył jest podobnym zabiegiem do tego, który znamy w przypadku kardiologii i udrażniania tętnic wieńcowych. Technika jest znacznie mniej inwazyjna w porównaniu do tradycyjnej metody chirurgicznej, gdzie operacja jest rozległa a gojenie trwa długo. Po nacięciu żyły i zdiagnozowaniu miejsca, w którym doszło do zwężenia, wprowadzany jest do niego stent. W większości przypadków pacjent następnego dnia po zabiegu może iść do domu. Ulga odczuwalna jest niemal od razu.
Do zabiegów kwalifikujemy pacjentów, u których nie pomaga leczenie zachowawcze, czyli za pomocą leków - mówi dr Jan Jakub Kęsik z Kliniki chirurgii naczyniowej i angiologii Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie, który operował razem z dr Neglenem.
Dolegliwości bólowe są ogromne, pacjenci nie mogą normalnie funkcjonować. Do tego ciągle towarzyszy im opuchlizna, często owrzodzenie kończyn, które nie chcą się goić - mówi dr Kęsik. - Jedyną szansą jest przywrócenie normalnego przepływu krwi w kończynach poprzez wszczepienie stentów. Daje to ponad 90 procentową skuteczność potwierdzoną wieloletnimi obserwacjami na całym świecie, gdzie zabiegi tą metodą liczone są już w dziesiątkach tysięcy - dodaje.
Niestety w Polsce robi się ich niewiele. W Lublinie przez 2 lata tylko blisko 60. Dlaczego, skoro są tak skuteczne? Ponieważ są drogie. Stenty do stosowania w żyłach kosztują pięć razy więcej, niż te do tętnic. Refundacja ze strony NFZ, jeśli wystarczy jeden stent, jeszcze w miarę pokrywa rzeczywiste koszty szpitala. Przy bardziej skomplikowanych przypadkach, gdzie trzeba ich wszczepić dwa, czy trzy niestety generują szpitalowi straty. Dlatego ta metoda jest mało rozpowszechniona.
(j.)
Krzysztof Kot
..
Cenne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:17, 08 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
Antydepresant i środek przeciwbólowy – złe połączenie
Uważaj! Coraz więcej pacjentów przyjmuje leki przeciwdepresyjne. Są uznawane za bezpieczne i nieuzależniające, ale mogą wchodzić w interakcje z innymi medykamentami.
Na rynku jest osiem grup leków i ok. 20 substancji czynnych wykorzystywanych w terapii depresji. Duża liczba leków przeciwdepresyjnych umożliwia dobranie odpowiedniego specyfiku do konkretnego pacjenta, co można określić "terapią szytą na miarę”.
- Jeśli występują działania niepożądane, mają one przeważnie charakter łagodny. Zwykle występują one w trakcie pierwszych 10-14 dni leczenia. Najczęściej są to łagodne zaburzenia czynności przewodu pokarmowego (nudności), bóle głowy o niewielkim nasileniu, nadmierna potliwość niepokój. Czasami wskazane jest włączenie dodatkowego leczenia, np. przeciwlękowego. To jest ten okres, który pacjent musi przetrwać. Po upływie tego czasu - jest już tylko i wyłącznie lepiej – mówi dr hab. Ewa Bałkowiec-Iskra, z Katedry Farmakologii Doświadczalnej i Klinicznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
To musisz wiedzieć:
Prowadzisz zdrowy styl życia? To za mało, żeby uniknąć raka. Nowe wyniki badań
Trzeba jednak być ostrożnym, bo leki przeciwdepresyjne z grupy inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny – SSRI, do których należą escitalopram, citalopram, sertralina, paroksetyna, fluoksetyna oraz fluwoksamina, wchodzą w interakcje z innymi preparatami, które wpływają na metabolizm serotoniny (jeden z neuroprzekaźników). Przykładem takiego leku jest na przykład tramadol - środek przeciwbólowy z grupy opioidów, ale też sumatriptan, stosowany w leczeniu migreny, i antybiotyk linezolid.
- Dlatego to tak bardzo ważne, by pacjenci, którzy stosują te leki, mówili lekarzom, co biorą. W trakcie zażywania tramadolu, sumatriptanu, linezolidu oraz leków przeciwdepresyjnych może dojść do wystąpienia zespołu serotoninowego - mówi dr hab. Ewa Bałkowiec-Iskra z Katedry Farmakologii Doświadczalnej i Klinicznej WUM.
Zespół serotoninowy objawia się pobudzeniem psychoruchowym, zaburzeniami świadomości, gorączką, drżeniem mięśniowym. Dochodzi do niego mniej więcej w przypadku 1-2 proc. pacjentów, którzy pomieszają leki, jednak brak jest dokładnych danych dotyczących częstości jego występowania.
To musisz wiedzieć:
Co się dzieje w twoim ciele, gdy łykasz tabletkę
Czy można pić alkohol przyjmując leki przeciwdepresyjne?
- Okazyjnie (np. raz na miesiąc) jest to dopuszczalne, ale na pewno niezalecane. W praktyce w przypadku sytuacji wyjątkowych, np. wesela, zaleca się odstawienie leku na 3-4 dni (przeważnie dzień wcześniej, w dniu wesela i dzień po). W każdej takiej sytuacji pacjent powinien skonsultować się z lekarzem i upewnić, co robić – mówi dr hab. Bałkowiec-Iskra.
Warto również pamiętać, że ziołowe specyfiki zawierające dziurawiec także mogą wchodzić w interakcje z środkami przeciwdepresyjnymi. Dlatego, jeśli bierzemy leki i chcemy przyjmować jakieś inneśrodki, należy skonsultować się z lekarzem. Będzie on wiedział, co podać, żeby pomóc pacjentowi. Stosowanie medykamentów na własną rękę może wyrządzić szkodę.
W ogóle samoleczenie ziołami przy depresji nie jest dobrym pomysłem. Wiele interakcji ziół z lekami nie zostało opisanych, nie wiadomo, kiedy i w jakim nasileniu oraz formie występują.
- Wiele przypadków nie jest opisywanych w literaturze, nie jest też zgłaszanych do Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, stąd nasza wiedza na temat interakcji leków jest bardzo niepełna. Wiemy jednak, że przypadki ostrych stanów spowodowanych przyjmowaniem leków bez kontroli lekarskiej zdarzają się, dlatego nie warto poprawiać specjalisty, który zalecił nam leczenie. Gdy mamy potrzebę uzupełnienia terapii, trzeba skontaktować się z lekarzem - podsumowuje dr hab. Bałkowiec-Iskra.
...
Trzeba czytac. Kilka silnych lekow moze wejsc w taka reakcje ze bedzie zapaść. Jak byscie umierali wrecz.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 7:49, 13 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Polska
Czekał 600 dni na przeszczep serca. Pomogły polskie protezy
Czekał 600 dni na przeszczep serca. Pomogły polskie protezy
1 godz. 25 minut temu
Prawie 600 dni czekał na przeszczep serca w szpitalu, teraz jest już po operacji i będzie mógł wrócić do domu. Pan Marcin doczekał transplantacji wspomagany polskimi mechanicznymi protezami serca. Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu na blisko dwa lata stało się jego domem.
Pan Marcin z żoną
/archiwum /RMF FM
Marcin Drab ma 32-lata, jest zawodowym kierowcą. W październiku 2014 roku zachorował na grypę. Pojawiły się powikłania - mężczyzna ciągle kaszlał, miał duszności. Jego stan się pogarszał. Badania wykazały zapalenie mięśnia sercowego. Kilka razy trafiał do szpitala. Początkowo, z powodu innych chorób, nie kwalifikował się do przeszczepu serca. Wreszcie został przyjęty do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Tu lekarze zdecydowali o mechanicznym wspomaganiu pana Marcina protezami serca.
W sierpniu 2015 roku lekarze wszczepili pacjentowi protezę serca stworzoną w Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii im. prof. Zbigniewa Religii. Raz było lepiej, raz gorzej. Miałem dwa mikroudary, ale na szczęście wszystko powoli wracało do normy - opowiada pan Marcin. 20 miesięcy czekał na dawcę. 15 marca 2017 roku dostał nowe serce. Dzisiaj czuje się dobrze. Nie mam duszności, nie męczę się. Rewelacja! - mówi pacjent.
Święta Wielkanocne spędzi już w domu, z rodziną. Jest bardzo wdzięczny lekarzom ze Śląskiego Centrum Chorób Serca. Ten szpital przez niemal dwa lata był jego domem. Niewiele mógł robić. Codziennie była rehabilitacja: rowerek, spacerek po korytarzu. Na więcej nie mogłem sobie pozwolić - mówi 32-latek.
Pan Marcin jest rekordzistą. Nie mieliśmy wcześniej pacjenta, który z naszymi protezami tak długo czekał na przeszczep - mówi dr Jan Sarna, dyrektor Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii im. prof. Zbigniewa Religii. Zaznacza, że nie chodzi tu jednak o rekordy i wyścigi. Jeżeli znajdzie się dawca po 5 dniach, to chwała Bogu! Jeśli znajdzie się po 5 miesiącach, to też chwała Bogu! Najważniejsze, żeby pacjent był zdrowy - kwituje dr Sarna.
Zapowiada, że wkrótce na rynek wprowadzone zostaną protezy Religa Heart nowej generacji, zrobione według najnowocześniejszych technologii. Specjaliści z fundacji pracują też nad stworzeniem protezy serca dla dzieci. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będziemy gotowi do tego, żeby wystąpić do komisji bioetycznej o zgodę na zastosowanie tych protez u dzieci - mówi dr Jan Sarna. Na razie jedyne dostępne protezy serca dla dzieci są bardzo drogie.
(az)
Anna Kropaczek
...
Brawo!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 13:59, 13 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
Nowotwory są w większości efektem zwyczajnego pecha, twierdzą naukowcy
autor: Darmor (2017-04-13 11:20)
Kategorie:
badania
zdrowie
nowotwór
choroby
nauka
rak
Źródło: 123rf.com
Badanie naukowe przeprowadzone przez zespół naukowców z Johns Hopkins Kimmel Cancer Center głosi, że aż 66% mutacji powodujących nowotwory to efekt losu i posiadania pecha.
Całość teorii wyszła z serii matematycznych obliczeń, które miały na celu przewidzieć sposób w jaki DNA się kopiuje, przy okazji porównania ich do analiz danych dotyczących nowotworów. Mutacje te dotyczą każdego, niezależnie od wagi, przyjmowanych używek, ilości ruchu w życiu jak i naszego otoczenia. Nie mają wiele wspólnego ze zdrowym trybem funkcjonowania.
„Badaliśmy powiązania pomiędzy liczbą normalnych komórek macierzystych a możliwością wystąpienia 17 typów nowotworów w 69 krajach świata,” napisali naukowcy w swoim tekście. „Dane wykazały silną korelację pomiędzy występowaniem chorób nowotworowych a poprawną ilością komórek macierzystych w każdym z tych krajów, niezależnie od środowiska.”
Dla kontrastu tylko 29% nowotworów jest wyraźnym skutkiem przyczyn środowiskowych, a jedynie o 5% da się mówić jako o dziedzicznych.
Rewelacje przedstawione przez autorów badania nie są tak naprawdę niczym nowym – potwierdzają jedynie tezy wysunięte w pracach badawczych z 2015 roku. Większość nowotworów to efekt zwyczajnego pecha i mechanizmu działania replikacji DNA, co sprawia, że tak naprawdę nie jesteśmy w stanie znacząco zminimalizować szans na uniknięcie tej choroby.
...
Dokladnie tylko 29% moze jakos powiedziec ze moglo zapobiec postepowaniem a i to wat90pliwa liczba. Nowotwory zsyla szatan patrz ksiega Hioba. Juz wtedy wyjasniono wszelkie choroby. To jest rodzaj cierpienia wynikly z grzechu pierworodnego.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:18, 14 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
Gigantyczny 15-kilogramowy guz usunięty z brzucha 3-letniej dziewczynki
3 godziny temu Świat
Ta dziewczynka dostała drugą szansę na życie po tym, jak z jej brzucha usunięto guz ważący prawie 2 razy więcej od niej.
3-letnia Sohana z Indii cierpi na nowotwór zwany nerczakiem złośliwym. Obok nerek dziewczynki wyrósł ogromny 15-kilogramowy guz.
Przez wielkie wymiary guza, mała Sohana nie była w stanie chodzić, jeść i normalnie funkcjonować. Lekarze twierdzą, że był to największy guz jaki kiedykolwiek widziano u tak małego dziecka.
Rodzina dziewczynki jest zbyt biedna i nie była w stanie pokryć kosztów leczenia. Organizacja charytatywna Manasvita dowiedziała się o pogarszającym się stanie dziecka - wysokiej gorączce, rozstroju żołądka i niedożywieniu i pokryła koszty chemioterapii oraz zabiegu usunięcia guza.
Ryzykowna operacja
Operacja, która była bardzo ryzykowna dla życia Sohany przebiegła pomyślnie. Przeprowadzono ją w szpitalu MP Birla w Satnie w Indiach.
Po usunięciu guza dziewczynka waży zaledwie 8 kilogramów, co oznacza że guz był prawie dwa razy cięższy od niej.
- To cud, że Sohana przeżyła tą operację. Jej stan był naprawdę krytyczny. Teraz życiu dziecka nie zagraża już niebezpieczeństwo, ale będzie poddana chemioterapii - powiedział dr. Sanjay Maheshwari, który operował dziewczynkę.
Lekarze pełni optymizmu twierdzą, że Sohana wróci wkrótce do zdrowia.
Następne newsy »
Dodał(a): szila
...
Cenne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 13:24, 15 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
Antybiotyk pomoże osobom z zespołem stresu pourazowego
Doksycyklina to jeden z częściej przepisywanych antybiotyków. Pomaga w walce z trądzikiem, zwalcza zakażenia górnych dróg oddechowych, układu moczowego oraz układu pokarmowego. Najnowsze badania pokazują, że ten popularny antybiotyk może znacznie więcej. Autorzy pracy opublikowanej w piśmie "Molecular Psychiatry" dowodzą, że lek może pomóc osobom cierpiącym na zespół stresu pourazowego.
Fot. Shutterstock / Emily C. McCormick
Zespół stresu pourazowego (posttraumatic stress disorder, PTSD) to termin dotyczący szerokiego zakresu objawów psychologicznych, jakie mogą rozwinąć się u osób, które oświadczyły traumatycznego wydarzenia lub były jego świadkiem. To zaburzenie jest formą reakcji na wydarzenie tak stresujące, że przekracza zdolności danej osoby do radzenia sobie i adaptacji. Zespół stresu pourazowego dotyczy zazwyczaj osób, które doświadczyły działań wojennych, zamachu terrorystycznego, katastrofy, wypadku komunikacyjnego, kataklizmu lub były ofiarami napaści, gwałtu, uprowadzenia, tortur, uwiezienia w obozie koncentracyjnym.
Osoba dotknięta PTSD cierpi z powodu lęku, uczucia wyczerpania, poczucia bezradności, prześladują ją wspomnienia traumatycznego wydarzenia i koszmary senne o tematyce związanej z doznaną traumą. Unika sytuacji kojarzących się z traumą (na przykład po wypadku samochodowym unika jazdy samochodem). U niektórych objawy utrzymują się latami, prowadząc do trwałej zmiany osobowości.
Jak wykazali naukowcy z University College w Londynie oraz uniwersytetu w Zurychu, doksycyklina zaburza tworzenie w mózgu negatywnych skojarzeń związanych z traumatycznymi przeżyciami.
Badania przeprowadzono na grupie 76 zdrowych ochotnikach. Podczas pierwszej sesji podawano im albo doksycyklinę, albo placebo. Następnie 160 razy pokazywano im na ekranie komputera kolor niebieski lub czerwony (w przypadkowej kolejności) – wyświetlaniu jednego z kolorów towarzyszył w połowie przypadków wstrząs elektryczny.
Tydzień później badanym nie podano antybiotyku ani placebo, natomiast pokazywano im te same kolory. Tym razem zamiast wstrząsu elektrycznego pojawiał się głośny dźwięk. Jednocześnie naukowcy dokonywali pomiaru poziomu stresu, rejestrując mruganie – typową reakcję na nagłe zagrożenie.
Jak się okazało, w porównaniu z reakcją osób otrzymujących placebo reakcja lękowa była o 60 proc. słabsza u osób, którym w pierwszej części eksperymentu podawano doksycyklinę. Sugeruje to, że lek znacznie tłumił powstawanie negatywnie zabarwionych wspomnień. Natomiast inne wskaźniki zdolności poznawczych – jak pamięć sensoryczna i poziom uwagi – nie zmieniły się.
Jak tłumaczy główny autor badań, prof. Dominik Bach z uniwersytetu w Zurychu, pod wpływem leku uczestnicy eksperymentu nie zapominali, że wstrząs elektryczny pojawiał się przy czerwonym ekranie. "Zapomnieli" natomiast o instynktownym odczuwaniu lęku na widok czerwonego ekranu.
Jak działa doksycyklina? Antybiotyk blokuje działanie tak zwanych enzymów macierzowych, które biorą udział w tworzeniu wspomnień, chociaż znajdują się poza komórkami nerwowymi. Nadczynność tych enzymów może wywoływać niektóre choroby autoimmunologiczne i nowotwory – doksycyklinę zastosowano już wcześniej w ich leczeniu.
Zdaniem autorów doksycyklina może zarówno pomóc w zapobieganiu stresowi pourazowemu, jak i zwiększyć skuteczność jego leczenia obecnie stosowanymi metodami.KO/PAP
| PAP
..
Znakomicie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 9:26, 21 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
Raporty specjalne
Interia
Mam dziecko
Zdrowie
Zdrowa cebula
Zdrowa cebula
Zdrowie| Wtorek, 18 kwietnia (12:51)
O naturalnych metodach leczenia mówi się naprawdę dużo. Dzięki nim możemy zwalczyć początkową fazę przeziębienia, możemy też szybciej poradzić sobie z chorobą.
Syrop z cebuli zrobisz w bardzo prosty sposób /©123RF/PICSEL
Lekarze coraz częściej podnoszą alarm - zażywamy za dużo antybiotyków.
Tymczasem możemy wzmocnić nasz organizm bardzo prostymi metodami. Warto się sięgnąć po zwykłą cebulę, której właściwości już takie zwykłe nie są.
Bogata w witaminę C, cynk, siarkę i żelazo nazywana jest, podobnie jak czosnek naturalnym antybiotykiem.
Oto przepis na syrop dla całej rodziny:
Obierz cebulę, następnie zetrzyj na tarce.
Dodaj miód, najlepiej lipowy (mniej więcej tyle, ile było startej cebuli), następnie ogrzej całość do 60° C.
Odsącz przez gazę i wyciśnij.
Taki syrop warto pić 2 - 4 razy dziennie po jednej łyżce po posiłku.
...
Cenne!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:16, 22 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
Jazda na rowerze zmniejsza niebezpieczeństwo chorób serca i nowotworów
Jazda na rowerze zmniejsza niebezpieczeństwo chorób serca i nowotworów
1 godz. 37 minut temu
Codzienna jazda rowerem znacznie zmniejsza niebezpieczeństwo chorób serca i nowotworów - to ustalenia szkockich uczonych z uniwersytetu w Glasgow.
Zdj. ilustracyjne
/Lech Muszyński /PAP
Naukowcy przeprowadzili badania w grupie ponad 250 tys. ludzi w średnim wieku, biorąc pod uwagę ich wiek, styl życia i miejsce zamieszkania. Nawet krótki intensywny wysiłek na rowerze - pod warunkiem, że wykonywany regularnie - zmniejsza ryzyko raka o 45 proc., a chorób serca o 46 proc. Uczeni ustalili także, że ewentualność przedwczesnej śmierci, nawet z uwzględnieniem wypadków na drogach, maleje dla rowerzystów w granicach 41 proc.
Według sporządzonego raportu, intensywna jazda na rowerze na krótkich dystansach jest bardziej korzystna dla zdrowia niż chodzenie pieszo. Uczeni uważają, że wyniki ich badań mogą być podstawą do stworzenie większej liczby ścieżek rowerowych. Mają one pośredni związek ze zdrowiem człowieka.
Zaledwie 7 proc. Brytyjczyków dojeżdża do pracy na rowerze. W takich miasta jak Londyn to jeden z najpopularniejszych środków przemieszania się po mieście. Dzięki tzw. autostradom rowerowym, mieszkańcy brytyjskiej stolicy mogą sprawnie i stosunkowo bezpiecznie korzystać z rowerów. Do nieszczęśliwych wypadków najczęściej dochodzi na rondach i ruchliwych skrzyżowaniach. Zdarza się też, że rowerzyści stają się ofiarami agresji ze strony kierowców.
(az)
Bogdan Frymorgen
...
Warto wiedziec.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:33, 25 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
Na ból złamanego serca pomoże... placebo
Na ból złamanego serca pomoże... placebo
50 minut temu
Placebo może pomóc uleczyć złamane serce - przekonują naukowcy z University of Colorado w Boulder. Wyniki ich badań pokazują, że ból odrzucenia odczuwamy tak samo realnie, jak ból fizyczny i podobnie jak w jego przypadku możemy sobie pomóc. To oznacza, że osobie przekonanej o jego działaniu pomoże nawet placebo. Pisze o tym w marcowym numerze czasopismo "Journal of Neuroscience".
zdj. ilustracyjne
/McPHOTO /PAP/EPA
Badacze z UCBoulder twierdzą, że postać owego placebo nie jest szczególnie istotna, ważne byśmy byli przekonani o jego skuteczności. Ogólnie mogą pomóc wszelkie działania, które poprawiają nam humor. Mimo złego samopoczucia po rozstaniu, mimo czasem nawet depresji, nie warto z nich rezygnować, nasz organizm bowiem chętnie i w tej sprawie daje się oszukiwać. W przypadku badań prowadzonych w Kolorado pomagał... zwykły spray do nosa.
Rozstanie z bliską osobą jest jednym z najsilniejszych, negatywnych emocjonalnie przeżyć, jakich możemy doswiadczyć, często może nawet prowadzić do pojawienia się problemów psychologicznych - mówi pierwsza autorka pracy, dr Leonie Koban - Wyniki naszych badań pokazały, że placebo może w skuteczny sposób ten ból odrzucenia redukować.
Do udziału w eksperymencie zaproszono 40 osób, które w ciągu minionych sześciu miesięcy doświadczyły takiego niefortunnego i niechcianego rozstania. Ochotników poproszono, by przynieśli ze sobą zdjęcie swojego byłego lub byłej, a także zdjecie bliskiego przyjaciela lub przyjaciółki. W trakcie ekspertymentu z wykorzystaniem aparatury funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fNMR) pokazywano im zdjęcia byłych partnerów, aktualnych przyjaciół lub poddawano fizycznemu bólowi w postaci przykładanej do przedramienia sondy o podwyższonej temperaturze. W każdym przypadku badani mieli określać w skali od 1 do 5 jak sie czują, gdzie 1 oznaczało bardzo źle, 5 - bardzo dobrze.
Okazało się, że rejony mózgu, które były aktywne w odpowiedzi na ból rozstania czy ból fizyczny, choć nieidentyczne, były jednak do siebie bardzo podobne. Jak podkreśla profesor psychologii i neurologii z CU Boulder, Tor Wager samo to daje osobom ze złamanym sercem bardzo istotną informację - ich ból jest z neurochemicznego punktu widzenia całkiem realny.
Przed drugim etapem eksperymentu wszystkim uczestnikom podano spray do nosa. Połowie powiedziano, że to silny środek uśmierzający emocjonalny ból, połowie - zgodnie z prawdą - że to zwykły roztwór soli fizjologicznej. Okazało się, że pod wpływem tego "środka uśmierzającego" badani nie tylko odzczuwali na widok swoich ex znacząco mniejszy dyskomfort, ale ich mózg wykazywał nieco inną aktywność. Osłabła aktywność rejonów wcześniej najsilniej odczuwajacych odrzucenie, wzrosła w obrębie sterującej emocjami grzbietowo-bocznej części kory przedczołowej. U osób, które po placebo czuły się najlepiej, zauważono też zwiększoną aktywność w rejonie tak zwanej istoty szarej okołowodociągowej (PAG), która steruje wydzielaniem w mózgu zarówno przeciwbólowych neuroprzekaźników opioidowych, jak i enzymów szczęścia jak dopamina. Eksperyment nie pozwalał potwierdzić, że to właśnie placebo odpowiada za wydzielanie tych substancji, ale zdaniem autorów pracy jest to bardzo prawdopodobne.
Wydaje się, że pozytywne oczekiwania wpływają na aktywność kory przedczołowej, która z kolei steruje działaniem rejonów odpowiadajacych za wydzielanie opioidów lub dopaminy - mówi Wager - Sam fakt, że robimy coś dla siebie, że angażujemy się w coś, co daje nam nadzieję, ma na nas wpływ. I substancje chemiczne w ewentualnym leku nie są już tak istotne.
Coraz wyraźniej widać, że oczekiwania i przewidywania mają bardzo silny wpływ na nasze przeżycia, na to co odczuwamy - dodaje Koban - Jeśli ktoś cię ostatnio rzucił, robienie czegokolwiek w co wierzysz, że pomoże ci poczuć się lepiej. Sprawi, że... faktycznie poczujesz się lepiej.
Grzegorz Jasiński
...
Ale to tylko niedojrzala milosc uczuciowa. Zranienia duchowe nie sa tak proste.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:18, 28 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
Warto się martwić. Dobrze nam to robi
42 minuty temu
Martwisz się, że się martwisz? Nie martw się. Przynajmniej nie bardzo. Zamartwianie się, oczywiście w odpowiedniej dawce, wcale nie musi ci szkodzić. A nawet - może się przydać. Takie, z pozoru tylko zaskakujące tezy formułuje w swoim najnowszym artykule naukowym prof. Kate Sweeny z University of California w Riverside. W pracy opublikowanej na łamach czasopisma "Social and Personality Psychology Compass" Sweeny pisze, że niepokój wcale nie musi mieć na nas destrukcyjnego wpływu. Wręcz przeciwnie. Przyzwyczailiśmy się tylko negatywnie o nim mysleć.
Zamartwianie się ma swoje dobre strony /UC Riverside /materiały prasowe
Mimo swej negatywnej reputacji, nie każde obawy są dla nas destrukcyjne, czy bezużyteczne - przekonuje Sweeny. Mają działanie motywujące i działają na nas jak rodzaj emocjonalnej osłony. W swoim artykule pisze, że niepokój ma kluczowe znaczenie dla motywowania nas do podejmowania ochronnych działań i unikania nieprzyjemnych czy groźnych sytuacji. Nasze obawy mają też znaczenie dla procesu podnoszenia się z traumatycznych przeżyć, przygotowania i planowania działań w odpowiedzi na zewnętrzne okoliczności, wreszcie wychodzenia z depresji. Okazuje się, że osoby przyznające się do odczuwania większego niepokoju... lepiej radzą sobie w pracy czy szkole, w odpowiedzi na stresujące wydarzenia chętniej poszukują informacji i skuteczniej rozwiązują problemy.
Oczywiście najprostsze pożytki wynikające z różnego rodzaju obaw są łatwe do wykazania. Obawiamy się skutków wypadku, wiec zapinamy w samochodzie pasy, martwimy, się, że zapadniemy na raka skóry, więc smarujemy się na słońcu kremami z filtrem, lękamy się raka piersi, wiec poddajemy się badaniom profilaktycznym. Okazuje się przy tym, że motywacyjny wpływ niepokoju w niektórych przypadkach przekłada się na nasze działania w bardziej zróżnicowany sposób - mówi Sweeny. Kobiety, które deklarują umiarkowane obawy przed rakiem są bardziej skłonne do poddania się badaniom profilaktycznym, niż te, których niepokój w tej sprawie jest niski, albo bardzo duży. Wygląda na to, że zarówno brak, jak i nadmiar niepokoju może zakłócić naszą motywację. Istotny jest taki poziom leku, który motywuje, ale nie paraliżuje.
Sweeny twierdzi, że niepokój jest dla nas sygnałem, że sytuacja jest poważna i wymaga działania, pomaga nam dokonać właściwej oceny sytuacji i podjąć niezbędne decyzje. Obawy sprawiają, że powód niepokoju nie znika nam z oczu i mobilizuje do podejmowania działań, choćby po to, by... pozbyć się powodów do niepokoju. Nawet jeśli okoliczności sprawiają, że nie możemy uniknąć przykrych wydarzeń, niepokój motywuje nas do podjęcia działań przygotowujących nas na zły obrót wypadków - podkreśla Sweeny. W tym przypadku obawy się przydają, bo sprawiają, że aktywnie myślimy nad planem B.
Nikt nie lubi się martwić jednak, jak przekonuje autorka pracy, niepokój zapewnia nam swoisty bufor przed emocjami towarzyszącymi złym wydarzeniom. Spodziewamy się, że coś się nie uda, że przydarzy się coś złego, jeśli to faktycznie przyjdzie, reagujemy spokojniej, jeśli jednak nie przyjdzie... jesteśmy cali szczęśliwi. Ciągłe przygotowywanie się na najgorsze wydaje się uciążliwe, ale okazuje się dla nas samych korzystne. W ten sposób pesymistyczne podejście do życia ogranicza rozczarowanie związane z niepowodzeniami, a zwiększa radość, gdy złe prognozy się nie potwierdzą. Autorka pracy podkreśla, że nie należy przesadnie martwić się na zapas, ale lepiej przez lekki niepokój zadbać o siebie, niż z powodu beztroski wpaść w kłopoty. Cóż, Kłapouchy z opowieści o Kubusiu Puchatku z pewnością, by się z tym zgodził...
Grzegorz Jasiński
....
Kazde cierpienie ma sens.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:47, 05 Maj 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
18-latek opracował biustonosz, który wykrywa raka piersi
18-latek opracował biustonosz, który wykrywa raka piersi
Dzisiaj, 5 maja (11:35)
To może był najbardziej rewolucyjna zmiana w świecie bieliźniarskim od czasu zrzucenia gorsetów i zaprojektowania pierwszego biustonosza. Tym bardziej, że rak piersi jest jednym z najważniejszych problemów zdrowotnych kobiet nie tylko w Polsce. Julian Rios Cantu z Meksyku zaprojektował biustonosz, który „wykrywa” wszelkie znaki mogące świadczyć o rozwijaniu się nowotworu.
zdj. ilustracyjne
/McPHOTOs /PAP/EPA
Julian Rios Cantu ma 18 lat. Do opracowania biustonosza wykrywającego nowotwór piersi zainspirowała go choroba jego mamy, która musiała poddać się mastektomii.
Cantu z trójką przyjaciół założył firmę, która wykorzystuje umieszczone w bieliźnie biosensory do wykrywania raka. Jak przekonuje 18-latek, jest to bardziej wiarygodne niż metoda samobadania piersi. O której zresztą kobiety często zapominają.
Biustonosz nazywa się Eva i jest szczególnie polecany kobietom, które mają zwiększone genetyczne ryzyko zachorowania na raka.
"Badanie" przez biustonosz jest, według 18-letniego wynalazcy, szybsze, łatwiejsze, tańsze i mniej inwazyjne niż mammografia, na którą czasami trzeba czekać miesiącami.
W miseczce biustonosza umieszczonych jest bowiem 200 biosensorów, które rejestrują najmniejsze zmiany temperatury czy kształtu piersi. Wystarczy nosić taką bieliznę godzinę lub półtorej tygodniowo, żeby biustonosz "zarejestrował" zmiany.
Julian Rios Cantu za swój wynalazek dostał najwyższą nagrodę przyznawaną studentom prowadzącym własną firmę - Global Student Entrepreneur Awards (GSEA).
(j.)
Independent
...
Znakomicie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:01, 05 Maj 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
Największy na świecie laser rentgenowski już działa. Mamy w nim swój udział
Największy na świecie laser rentgenowski już działa. Mamy w nim swój udział
1 godz. 22 minuty temu
Największy na świecie rentgenowski laser zaświecił po raz pierwszy. O uzyskaniu błysku poinformowało oficjalnie międzynarodowe konsorcjum European XFEL, które zbudowało, i będzie operatorem, tego najnowocześniejszego i najpotężniejszego liniowego akceleratora na świecie. Aparatura oficjalnie ruszy we wrześniu - to właśnie wtedy rozpoczną się pierwsze eksperymenty. Emitowane przez European XFEL promieniowanie X pozwoli badać cząsteczki i materiały z bezprecedensową rozdzielczością. Pomoże też w badaniach procesów biochemicznych.
Pierwszy błysk lasera promieniowania X, zarejestrowany w European XFEL
/DESY /materiały prasowe
European XFEL (European X-ray Free Electron Laser) to europejski laser rentgenowski działający na swobodnych elektronach. Jego promieniowanie będzie miliardy razy silniejsze, niż to osiągane dotychczas w synchrotronach. Przy długości fal promieniowania porównywalnych z rozmiarami atomu urządzenie umożliwi badania nanoświata w skali dotychczas nieosiągalnej. Zdaniem naukowców, pozwoli to między innymi na analizę procesów biochemicznych i mechanizmów chorób w skali cząsteczkowej, przyspieszy też poszukiwania nowych metod terapii, zwiększając skuteczność działania leków i ograniczając ich efekty uboczne. Urządzenie będzie też niezwykle cennym instrumentem do badań różnego rodzaju materiałów.
Urządzenie, zbudowane w podziemnym tunelu w centrum badawczym DESY w Hamburgu, ma 3,4 kilometra długości, z czego 2,1 kilometra przypada na sam akcelerator. To tam paczki elektronów przyspieszane są do prędkości bliskiej prędkości światła, by trafić do liczącego 210 metrów tunelu, w którym generowane są błyski promieniowania X. Układ 17290 odpowiednio ustawionych stałych magnesów wprawia tam wiązkę elektronów w osobliwy slalom. Na każdym zakręcie dochodzi do emisji twardego promieniowania X o bardzo wysokiej częstości i stopniowo rosnącym natężeniu.
Aparatura będzie generować ponad 27 tysięcy błysków promieniowania na sekundę, podczas gdy dotychczasowe urządzenia nie przekraczały 120 impulsów na sekundę. Taka częstotliwość impulsów i olbrzymie natężenie wiązki pozwoli na równoczesne prowadzenie wielu eksperymentów, przy czym rozmiary próbek będą mogły być mniejsze niż dotychczas, a czas eksperymentu będzie znacznie krótszy. Dotychczas pracujące na świecie lasery promieniowania X są dosłownie zasypane wnioskami o czas eksperymentalny. Nowa aparatura pomoże czas oczekiwania na dostęp do wiązki znacznie skrócić.
Tunel akcelera6tora
/DESY/D. Nölle /materiały prasowe
Budowę European XFEL udało się dokończyć w granicach planowanego budżetu na poziomie 1,22 miliarda euro. 58 procent kosztów pokryły Niemcy, 27 procent - Rosja, a pozostałą kwotę wpłaciło 9 innych zaangażowanych w projekt państw, wśród nich Polska. Jak informuje koordynujące polski wkład Narodowe Centrum Badań Jądrowych (NCBJ) 29 marca Polska, jako pierwszy z udziałowców, wpłaciła ostatnią ratę swoich zobowiązań gotówkowych, wynoszących łącznie 8,75 miliona euro. W ramach rzeczowego wkładu o wartości 19 milionów euro wykonano już ponad 96 procent prac.
W ramach tego wkładu technicy i naukowcy z Instytutu Fizyki Jądrowej PAN w Krakowie opracowali między innymi specjalistyczne procedury i oprogramowanie służące do przeprowadzania pomiarów parametrów pracy nadprzewodzących rezonatorów pola wysokiej częstotliwości wchodzących w skład akceleratora oraz jego kompletnych modułów przyspieszających. Przeprowadzono też testy rezonatorów i zestawów magnesów nadprzewodzących służących do ogniskowania i sterowania wiązką elektronową. Wydział Mechaniczno-Energetyczny Politechniki Wrocławskiej, Wrocławski Park Technologiczny, firmy Kriosystem z Wrocławia oraz KATES z Olsztyna zaprojektowały i wykonały między innymi linię kriogeniczną do transportu ciekłego helu. NCBJ opracowało, wykonało i przetestowało ponad tysiąc anten usuwających z przyspieszającego pola elektromagnetycznego szkodliwe częstotliwości, kilkaset anten diagnostycznych montowanych w rezonatorach nadprzewodzących oraz około stu absorberów służących eliminacji propagowania się niepożądanych częstotliwości.
Na razie European XFEL dał pierwsze impulsy promieniowania X o długości fali 0,8 nanometrów z częstością jednego impulsu na sekundę. Zarejestrowano je jeszcze przed tunelem, który ma generować błyski i kierować je do aparatury pomiarowej. Teraz prace będą zmierzały do uruchomienia kolejnych stanowisk badawczych tak, by we wrześniu pierwsze dwie z planowanych sześciu instalacji pomiarowych były gotowe.
(ph)
Grzegorz Jasiński
...
To cieszy.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135915
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:29, 08 Maj 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Polska
Pierwsza taka operacja w Polsce. Zastosowano gwóźdź z silnikiem napędzanym polem magnetycznym
Pierwsza taka operacja w Polsce. Zastosowano gwóźdź z silnikiem napędzanym polem magnetycznym
26 minut temu
Pierwsza w Polsce operacja wydłużenia kości za pomocą gwoździa z silnikiem napędzanym polem magnetycznym odbyła się dziś w Warszawie. Przeszedł ją instruktor narciarstwa, którego kość udowa po wypadku samochodowym skróciła się o pięć centymetrów. Teraz kość będzie wydłużać się o milimetr dziennie, a za 50 dni wróci do normalnego rozmiaru. Operację przeprowadził doktor Konrad Słynarski, założyciel polskiego oddziału Towarzystwa Artroskopii Kolana i Medycyny Sportowej oraz współtwórca Polskiego Towarzystwa Artroskopii.
Zdjęcie ilustracyjne
/Krzysztof Kot /RMF FM
Wyjątkowość operacji związana jest z zastosowaną technologią, która oparta jest na metalowym gwoździu wkładanym do środka kości. W pręcie znajduje się silnik, który napędzany jest polem magnetycznym. Zaaplikowana metoda pozwala przez pierwsze kilka tygodni o milimetr dziennie - lub więcej - powiększać osadzony w kości gwóźdź, wydłużając stopniowo zarazem kończynę oraz korygując zaburzoną oś mechaniczną.
W przypadku pierwszego pacjenta, który przeszedł tę operację w Warszawie, doszło do skrócenia kości udowej wraz z zaburzeniem jej kształtu na skutek wypadku samochodowego. Poszkodowany jest instruktorem narciarstwa z wieloletnim stażem, który chciałby jak najszybciej wrócić na stok narciarski. Zdecydowałem się na operację ze względu na swoją pasję, jaką jest narciarstwo, bo nie ukrywam, że to jest coś, co mnie napędza w życiu - mówił pan Przemysław, instruktor narciarstwa, przed planowaną operacją. Chciałbym dalej jeździć na nartach, a przede wszystkim uczyć i zarażać innych moją miłością do dwóch desek - dodał.
Do tej pory zabiegi wydłużania kości zarówno w Polsce, jak i na świecie, wymagały stosowania zewnętrznego stelaża, który pacjent musiał nosić przez kilka tygodni po operacji. Całość związana była z wysokim ryzykiem powikłań, pojawienia się zakażeń oraz uszkodzeń mięśni tkanki podskórnej, będących efektem stosowania stelaża przez długi okres po wykonanym zabiegu.
Pierwsza w Polsce operacja wydłużenia kości za pomocą gwoździa z silnikiem napędzanym polem magnetycznym odbyła się w Warszawie.
/Michał Dobrołowicz /RMF FM
Technologia, która została zastosowana podczas operacji jest małoinwazyjna, a co najważniejsze zewnątrz jest niewidoczna dla pacjenta, zwiększając przy tym jego komfort po zabiegu - mówi doktor Konrad Słynarski. Gwóźdź jest włożony do środka kości, wydłużając powoduje korekcje zaburzeń dotyczących kształtu oraz długości kości - tłumaczy. Ten gwóźdź jest ryglowany na dwóch końcach. Pacjent musi teraz przykładać specjalny magnes, który pacjenci otrzymują od nas do domu w specjalnej walizce. Codziennie odbywają się trzy sesje z wykorzystaniem magnesu - dzielimy ten milimetr na trzy mniejsze odcinki. U pacjenta, który ma 5-centymetrową korekcję, powiększanie kości będzie trwało około 50 dni. Maksymalna długość, jaką możemy w ten sposób uzyskać, to 8 centymetrów. Czasami możemy to przyspieszać, żeby uzyskać rozciągnięcie kości zanim ona zastygnie. W środku tej kości tworzy się nowa tkanka - kostnina - i ona musi stwardnieć jak lawa, która wylewa się i zastyga. Po zastygnięciu rozciąganie nie jest już możliwe - tłumaczy lekarz.
(łł)
Michał Dobrołowicz
....
Znakomicie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|