Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:12, 06 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Rynek Zdrowia
Szczepienia bardzo szybko zmieniają epidemiologię
- Syda Productions / Shutterstock
Co warto wziąć pod uwagę przed podjęciem decyzji o wprowadzeniu nowego szczepienia do Programu Szczepień Ochronnych, zwanego potocznie kalendarzem szczepień? Między innymi na to pytanie odpowiada prof. nadzw. CMKP, dr hab. n. med. Teresa Jackowska, kierownik Kliniki Pediatrii Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego w Warszawie.
W profilaktyce czynnej, jaką są szczepienia, należy wziąć pod uwagę kilka aspektów - epidemiologię danej choroby, jej inwazyjność, czyli jak groźna jest dla człowieka, oraz na pewno też względy ekonomiczne, czyli korzyści zdrowotne w stosunku do poniesionych kosztów.
REKLAMA
Należy podkreślić, że szczepienia bardzo szybko zmieniają epidemiologię danej choroby i jak są już w obowiązkowym, czyli powszechnym kalendarzu szczepień, natychmiast zapomina się o chorobie, której zapobiegają.
Przykład? Szczepienie przeciwko błonicy czy śwince. Obecnie błonica w ogóle nie występuje w Polsce, a świnka sporadycznie. Mogę podać kilka takich przykładów. Mało kto wówczas pamięta, że o powodzeniu takiego projektu decydowała często determinacja wielu osób i konsekwencja w działaniu. Jeśli wyszczepialność, czyli liczba osób zaszczepionych przeciwko chorobie spada, trzeba zdawać sobie sprawę, że choroba może powrócić (przykład - ponowny wzrost zachorowań na odrę), a korzyści z wprowadzonego szczepienia można w ogóle nie zaobserwować.
Najważniejszą składową takiego procesu jest podjęcie decyzji o objęciu szczepieniem wszystkich osób, dla których szczepienia są wskazane. Równie istotne jest również zwrócenie uwagi na zastosowanie odpowiednich schematów wprowadzanych szczepień. Przy masowych szczepieniach można zredukować liczbę dawek (przykład szczepienia przeciwko pneumokokom).
Szczepienia masowe redukują zapadalność
na choroby powodowane przez konkretny czynnik etiologiczny, redukują nosicielstwo, a tym samym wpływają na przenoszenie choroby pomiędzy osobami, ograniczając ją. W przypadku, gdy duży procent populacji jest zaszczepiony i tym samym staje się odporny na infekcje, to obserwujemy odporność populacyjną, czyli korzyści dla osób nieszczepionych. I stąd możemy słyszeć czasami zdanie: "nie zaszczepiłem się i nie zachorowałem".
Tak, to prawda, ale musimy wiedzieć, że im większa jest liczba osób zaszczepionych, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo, że ci, którzy nie są odporni, będą narażeni na kontakt z osobami chorymi, mogącymi ich zarazić. Po raz pierwszy zjawisko odporności zbiorowiskowej zaobserwowano ponad sto lat temu właśnie w przypadku odry. Kiedy znaczna liczba dzieci stała się odporna na odrę, to liczba nowych zakażeń spadła nawet wśród nieszczepionych dzieci.
Czego w takim razie możemy oczekiwać od szczepień populacyjnych?
Przede wszystkim, że będą one bezpośrednio chroniły osoby zaszczepione. Ale przy masowych szczepieniach efekty takiego programu nie będą ograniczały się tylko do ochrony osób zaszczepionych. Niezwykle istotne też jest, że będą bezpieczne.
Można to przedstawić na przykładzie szczepienia przeciwko groźnej bakterii Streptococcus pneumoniae (pneumokok), kiedy "szczepiąc małych, możemy ochronić też dużych". Są dowody na to, że zaszczepienie dzieci znacznie obniżyło zachorowania u niezaszczepionych osób starszych. Obserwacje te pochodzą zarówno z krajów, gdzie od wielu lat szczepienia są integralną częścią powszechnego kalendarza szczepień, ale mamy też polskie dane z Kielc.
Pneumokoki naturalnie występują w górnych drogach oddechowych człowieka i mogą być wyizolowane z nosogardła u od 5 do 90% zdrowych osób. Poziom bezobjawowego nosicielstwa jest różny dla poszczególnych grup wiekowych. Szacuje się, że nosicielstwo w grupie dzieci w wieku szkolnym może być na poziomie 20-60%. Największe jest u dzieci przebywających w zbiorowiskach, domach dziecka, żłobkach, przedszkolach. Redukcja nosicielstwa w wyniku populacyjnych szczepień wpływa bezpośrednio na redukcję krążących w środowisku serotypów tej bakterii, przy jednoczesnym ograniczeniu ekspozycji w innych grupach wiekowych.
W Polsce te same obserwacje co na świecie zostały potwierdzone w Kielcach, w pierwszym mieście, w którym w 2006 roku wprowadzono szczepienia przeciw pneumokokom szczepionką PCV7 dla wszystkich tam mieszkających dzieci od 2. miesiąca życia. Środki na sfinansowane tego projektu zostały przeznaczone z funduszu samorządowego. Już w pierwszym roku po wprowadzeniu programu zaobserwowano zmniejszenie o 65% hospitalizacji z powodu zapalenia płuc u najmłodszych dzieci. W 2010 roku, czyli cztery lata później, stwierdzono 82,9% spadek zapadalności na zapalenie płuc w grupie dzieci poniżej drugiego roku życia.
W 2013 roku wykazano, że jedynie 6,5% dzieci zaszczepionych szczepionką tam stosowaną (PCV13) jest nosicielami opornych na penicylinę szczepów pneumokoka. Natomiast w populacji nieszczepionej (Ostrowiec Świętokrzyski) nosicielstwo tych szczepów wynosiło aż 50%. Ponadto zaobserwowano zjawisko odporności zbiorowiskowej, wyrażone spadkiem zapadalności na zapalenia płuc o 43,5% w populacji nieszczepionych osób powyżej 65. roku życia.
Zatem przykład Kielc potwierdza fakt, iż szczepienia wszystkich dzieci - poczynając od 2. miesiąca życia - to jedyna skuteczna metoda zapobiegania inwazyjnej chorobie pneumokokowej, zarówno biorąc pod uwagę aspekty epidemiologiczne, jak i zdrowia publicznego.
Co jeszcze jest niezmiernie istotne, jeśli myślimy o poszerzeniu kalendarza szczepień?
Dane epidemiologiczne są także źródłem informacj i o najczęściej występujących serotypach w różnych regionach świata. Umożliwiają one dokładną analizę serotypów odpowiedzialnych za zapadalność na inwazyjną chorobę pneumokokową oraz śmiertelność, która towarzyszy zakażeniom pneumokokowym. Jest to niezmiernie istotne, ponieważ mamy ponad ponad 90 serotypów tej bakterii. Nie wszystkie są tak samo zjadliwe i oporne na antybiotyki.
Badania pokazują, że za blisko 62% przypadków inwazyjnej choroby pneumokokowej na świecie odpowiada kilkanaście serotypów. Rodzaj i częstość występowania serotypów są różne w zależności od grupy wiekowej pacjentów i obszaru geograficznego. Jak pokazuje analiza występowania serotypów w Europie w 2012 roku, około 60% przypadków inwazyjnej choroby pneumokokowej u dzieci poniżej 5. roku życia, a ponad 70% u dzieci w wieku 5-14 lat byłoby pokryte przez serotypy zawarte w szczepionce PCV 13.
W Polsce, gdzie nadal dla większości dzieci szczepienia przeciw pneumokokom nie są w obowiązkowym kalendarzu szczepień, mamy bardzo interesującą sytuację. Analizując dane pochodzące z Krajowego Ośrodka Referencyjnego ds. Diagnostyki Bakteryjnych Zakażeń Ośrodkowego Układu Nerwowego (KOROUN), k tóre już od wielu lat przedstawiają sytuację epidemiologiczną w Polsce, widzimy wysoką śmiertelność z powodu inwazyjnych zakażeń pneumokokowych u dorosłych już od 25. roku życia.
Najnowsze dane z 2014 roku pokazują bardzo wysoką śmiertelność z powodu inwazyjnej choroby pneumokokowej u osób powyżej 65. roku życia (46,5%). Dlatego też dodatkowe korzyści związane ze szczepieniem populacyjnym wydają się ogromnym osiągnięciem i są niezwykle ważne.
Dane epidemiologiczne z 2014 roku pokazują, że wśród serotypów pneumokoków odpowiedzialnych za inwazyjną chorobę pneumokokową w Polsce dominują serotypy 3, 14 i 19A. Serotyp 3 w 2014 roku był wiodącą przyczyną śmiertelności z powodu inwazyjnej choroby pneumokokowej. Raport KOROUN z 2014 roku pokazuje, że stwierdzone serotypy u dzieci poniżej 2. roku życia były obecne w dostępnych szczepionkach (w 74,4% w szczepionce PCV13 i 48,7% w PCV10). Podobne różnice występowały u dzieci poniżej 5. roku życia i u wszystkich chorych badanych w KOROUN w 2014 roku.
Dane dotyczące zakażeń pneumokokowych są niedoszacowane
Należy podkreślić, że polskie dane dotyczące zakażeń pneumokokowych są niedoszacowane. Wpływa na to wiele czynników, takich jak: zbyt rzadkie wykonywanie posiewów krwi, fakt, że często zakażenia inwazyjne są poprzedzone zakażeniem zlokalizowanym np. w obrębie górnych dróg oddechowych, które było już leczone antybiotykami, co w większości przypadków nie pozwala na wyhodowanie czynnika etiologicznego zakażenia. W związku z tym w obecnej sytuacji w Polsce należy mówić o wykrywalności inwazyjnej choroby pneumokokowej, a nie o zapadalności i właśnie te dane dostępne są w badaniach KOROUN.
Niezależnie od faktu niedoszacowania liczby zakażeń pneumokokowych, albo raczej właśnie dlatego, najlepszym sposobem ograniczenia zachorowalności, śmiertelności i liczby zakażeń wywoływanych przez pneumokoki byłoby wprowadzenie masowych szczepień przeciw pneumokokom, których celem powinno być uodpornienie zaszczepionych dzieci, oraz poprzez zjawisko odporności populacyjnej ochrona osób starszych nieszczepionych.
Takie podejście jest istotnym elementem zdrowia publicznego i umożliwi realizację zarówno celów zdrowotnych, jak i ekonomicznych.
Autor: Jacek Janik
...
Przy tanich masowych szczepieniach nie ma problemu. Zaczyna sie przy drogich na rzadkie choroby. Gdy w Polsce trudno zalatwic prosta operacje...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:19, 13 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Eksperci: połowa guzów neuroendokrynnych wykrywana za późno
U połowy pacjentów z guzami endokrynnymi (NET), rzadkimi nowotworami, które rozwijają się przeważnie w układzie pokarmowym, prawidłowa diagnoza jest stawiana dopiero w stadium zaawansowanym – przypominają eksperci w ramach kampanii edukacyjnej "NET to wyzwanie".
- W przypadku nowotworów neuroendokrynnych największe wyzwanie stanowi sama diagnoza. To problem stojący zarówno przed lekarzami, jak i samymi pacjentami. Jeśli świadomość istnienia choroby jest niska, szansa na jej wyrycie również maleje – zaznacza prof. Jarosław B. Ćwikła, prezes Stowarzyszenia Pacjentów i Osób Wspierających Chorych na Guzy Neuroendokrynne.
REKLAMA
Dlatego zakrojona na wiele lat kampania "NET to wyzwanie" ma na celu edukowanie społeczeństwa na temat możliwości wcześniejszego wykrywania guzów neuroendokrynnych. Jest to o tyle istotne, że pojawiają się nowe, skuteczne możliwości ich leczenia.
NET wywodzą się z komórek mogących produkować hormony i inne związki aktywne biologicznie - tzw. komórek neuroendokrynnych, które są obecne w gruczołach wydzielania wewnętrznego, ale też rozsiane w całym organizmie. Aż 70 proc. z nich rozwija się w obrębie układu pokarmowego – w żołądku, trzustce, jelitach. Nowotwory te rozwijają się powoli i często niezauważenie.
- Choć guzy neuroendokrynne NET to nowotwór, nie powodują wyniszczenia organizmu tak, jak to bywa w przypadku choroby nowotworowej. Pacjenci nawet w zaawansowanym stadium choroby na pierwszy rzut oka wyglądają na zdrowych ludzi – mówi prof. Beata Kos-Kudła, przewodnicząca Polskiej Sieci Guzów Neuroendokrynnych.
Nawet jeżeli guzy NET dają objawy, to często przypominają one inne choroby, co bardzo utrudnia diagnostykę. Najczęstszy guz neuroendokrynny, tzw. rakowiak (który jest aktywny hormonalnie) powoduje biegunki, bóle brzucha, uderzenia gorąca i nagłe zaczerwienienia twarzy, zmiany skórne. Dlatego jest on mylony z zespołem jelita drażliwego, objawami menopauzy, a nawet z nerwicą. Guzy zlokalizowane w oskrzelach mogą z kolei dawać objawy naśladujące astmę.
Eksperci szacują, że postawienie diagnozy NET zajmuje obecnie od 5 do 7 lat. Dlatego około połowa pacjentów trafia do specjalisty – onkologa lub endokrynologa – gdy choroba jest w zaawansowanym stadium rozwoju i dała przerzuty.
Zgodnie ze statystykami do tej pory w Polsce odnotowano ponad 2 tys. zachorowań na guzy NET, jednak według specjalistów wiele przypadków pozostaje niezdiagnozowanych i nie jest właściwie leczonych.
Organizatorzy kampanii zwracają uwagę, że nowotwory NET można wykryć np. przy okazji badań profilaktycznych związanych z chorobami układu pokarmowego, np. USG brzucha, które każdy powinien wykonać przynajmniej raz na dwa lata.
Według prof. Kos-Kudły w leczeniu NET najlepsze efekty dają operacje chirurgiczne. Jednak, gdy nie da się całkiem usunąć guza, lekarze stosują metody mogące zmniejszyć jego masę, co poprawia jakość życia chorych. W tym celu stosuje się przede wszystkim terapię hormonalną w postaci analogów somatostatyny. Z ostatnich badań klinicznych wynika, że pozwala to nie tylko opanować objawy choroby, ale też wyraźnie zmniejsza ryzyko jej postępu lub zgonu u pacjentów z guzem neuroendokrynnym trzustki lub jelita. W rezultacie żyją oni wiele lat i mogą prowadzić aktywne życie.
Kampania "NET to wyzwanie" jest organizowana przez Stowarzyszenie Pacjentów i Osób Wspierających Chorych na Guzy Neuroendokrynne oraz Polską Sieć Guzów Neuroendokrynnych. Więcej na temat nowotworów NET można się dowiedzieć na stronach internetowych [link widoczny dla zalogowanych] oraz [link widoczny dla zalogowanych]
...
Obecnie postep sprawil ze w ogole wiemy o tym.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:03, 16 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
WHO: nadal mylnie uważa się, że antybiotyki leczą przeziębienia i grypę
- Shutterstock
Większość osób nadal jest przekonanych, że antybiotyki stosuje się w leczeniu przeziębienia oraz grypy – wykazało opublikowane w poniedziałek badanie Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).
Sondaż internetowy przeprowadzono na przełomie września i października 2015 r. wśród ponad 9,7 tys. osób w 12 krajach, m.in. w Chinach, Indiach, Afryce Południowej i Meksyku (w Europie wykonano je w Serbii i Rosji). Okazją do tego był rozpoczynający się 16 listopada Światowy Tydzień Wiedzy o Antybiotykach.
REKLAMA
64 proc. ankietowanych stwierdziło, że antybiotyki są przydatne w leczeniu przeziębienia i grypy, choć infekcje te są wywoływane przez wirusy, a nie bakterie, na które mogą działać te leki. W przypadku grypy antybiotyki są używane jedynie w leczeniu powikłań bakteryjnych tego zakażenia.
32 proc. badanych uważa, że kuracje antybiotykami można przerwać jak tylko nastąpi poprawa samopoczucia, co również nie jest prawdą. Leczenie tymi lekami powinno być kontynuowane, gdyż przedwczesne jego przerwanie sprzyja powstawaniu antybiotykooporności zakażeń bakteryjnych. Takie oporne na antybiotyki bakterie trudno potem zwalczyć.
Dyrektor WHO dr Margaret Chan alarmuje, że oporność zakażeń bakteryjnych na antybiotyki zdarza się coraz częściej we wszystkich regionach świata i jest jednym z największych zagrożeń zdrowotnych.
Badanie wykazało, że 64 proc. ankietowanych zdaje sobie sprawę z zagrożenia, jakim jest oporność bakterii na antybiotyki. Nie wie jednak, w jaki sposób można temu przeciwdziałać. Tymczasem najlepszym sposobem jest ograniczenie nadużywania tych leków.
Dr Keiji Fukuda z WHO twierdzi, że najpilniejszym zadaniem jest zwiększenie wiedzy o antybiotykooporności. Badanie ujawniło, że wciąż jest wiele mitów i przesądów dotyczących stosowania antybiotyków.
...
Ja nie bralem od 10 lat. Zatem pewnie nawet slaby na mnie mocno dziala.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:21, 17 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Klinika z Poznania światowym pionierem transmisji operacji krtani i szyi
Klinika z Poznania światowym pionierem transmisji operacji krtani i szyi - Shutterstock
Cykl internetowych transmisji operacji krtani i szyi wykonywanych w ośmiu europejskich szpitalach organizuje Klinika Otolaryngologii i Onkologii Laryngologicznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Mają to być pierwsze takie prezentacje na świecie.
Klinika od sześciu lat transmituje w internecie wykonywane u siebie operacje onkologiczne i otologiczne. W ich trakcie zoperowanych zostało kilkudziesięciu pacjentów. Poznański ośrodek jest pomysłodawcą i głównym organizatorem zaplanowanej na początek grudnia I Europejskiej Sesji Internetowej "Chirurgia Laryngologiczna Live".
REKLAMA
W ramach tego przedsięwzięcia, w internecie transmitowane będą operacje krtani i szyi, wykonywane w ośmiu europejskich szpitalach. Ich przebieg będzie na bieżąco omawiany przez moderatorów – goszczących w Poznaniu ekspertów z całej Europy.
Jak powiedział szef poznańskiej kliniki, prof. Witold Szyfter, po raz pierwszy w historii, polski ośrodek podjął się koordynowania takiego przedsięwzięcia. W sesji uczestniczyć będą dwie kliniki z Barcelony, kliniki z francuskiej Marsylii, z Genui we Włoszech, niemieckiego Essen, z Luksemburga, z Leiden w Holandii, oraz z Poznania.
Organizatorzy spodziewają się udziału kilkunastotysięcznej widowni medycznej z całego świata. Udział w transmisji jest bezpłatny.
- Do tej pory nasza klinika aktywnie uczestniczyła w ok. 20 sesjach live chirurgii usznej, ale pokazów operacji krtani i szyi nikt dotąd nie robił. To wynikało z aktywności specjalistów chirurgii usznej. Wśród nich przed laty znaleźli się pasjonaci nowoczesnych technologii, którzy zapoczątkowali takie pokazy. My zaproponowaliśmy Europejskiemu Towarzystwu Laryngologicznemu przygotowanie podobnych pokazów w zakresie operacji krtani i szyi – powiedział Szyfter.
Europejskie kliniki biorące udział w sesji pokażą w sumie 16 operacji
- Dzięki nim, lekarze z całego świata będą mogli poznać różne techniki operacyjne. Alternatywą dla takich pokazów są bardzo kosztowne kursy. W przypadku sesji live, lekarze mogą poszerzać swoją wiedzę, siedząc przed laptopem we własnej dyżurce lekarskiej – powiedział prof. Szyfter.
Jak dodał, tego typu transmisje są bardzo cenione przez lekarzy z takich krajów, jak Indie, Iran, Syria, Pakistan czy Chiny.
- Z Poznania transmitowana będzie operacja raka krtani, wykonywana przy pomocy częściowego usunięcia krtani od zewnątrz. Podczas sesji pokazywane będą nie tylko operacje nowotworów. To będzie również bardzo szeroka patologia niezłośliwa: różnego rodzaju operacje fonochirurgiczne, szczególnie ważne dla osób posługujących się głosem zawodowo – wyjaśnił prof. Szyfter.
Przedsięwzięcie organizowane jest dzięki współpracy z Poznańskim Centrum Superkomputerowo-Sieciowym (PCSS), które koordynuje techniczną stronę transmisji.
Jak podkreślił prof. Szyfter, dotychczasowe doświadczenie kliniki i PCSS to blisko dwadzieścia internetowych sesji chirurgii, skierowanych do polskich lekarzy. Obie instytucje wspólnie uczestniczyły także czterokrotnie w światowych sesjach chirurgii usznej, organizowanych przez Uniwersytet w holenderskim Utrechcie.
Dotąd przekazy na żywo z Kliniki Otolaryngologii i Onkologii Laryngologicznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu mogło oglądać przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy osób na całym świecie. Pierwsza tego typu sesja odbyła się w 2009 r. Wiele transmitowanych z Poznania operacji onkologicznych i otologicznych było wykonywanych po raz pierwszy w Polsce lub na świecie.
...
Brawo!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:10, 17 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
W Krakowie przeprowadzono operację jednoczesnego przyszycia dwóch dłoni
W Krakowie przeprowadzono operację jednoczesnego przyszycia dwóch dłoni - Nonwarit / Shutterstock
Operację jednoczesnego przyszycia dwóch dłoni 24-letniemu mężczyźnie z województwa łódzkiego przeprowadzono w krakowskim Szpitalu Specjalistycznym im. L. Rydygiera. - Ręce pacjenta są ciepłe. Mamy nadzieję, że wszytko będzie dobrze – mówiła prowadząca zabieg chirurg dr Anna Chrapusta.
Ręce młodego mężczyzny na wysokości nadgarstków odcięła gilotyna do cięcia rur. W nocy z poniedziałku na wtorek został on przetransportowany do działającego przy Szpitalu im. L. Rydygiera Małopolskiego Centrum Oparzeniowo-Plastycznego, które zajmuje się replantacją kończyn górnych.
REKLAMA
- Niestety pogoda uniemożliwiła transport lotniczy pacjenta. Po jego dotarciu do Krakowa, musieliśmy działać bardzo szybko i bardzo sprawnie. Zabieg od momentu identyfikacji struktur koniecznych do zespolenia trwał 10 godzin – mówiła dr Chrapusta, ordynator Oddziału Chirurgii Plastycznej i Rekonstrukcyjnej i Oddziału Oparzeń.
Do operacji przystąpiły równolegle dwa zespoły chirurgów, anestezjologów, pielęgniarek i instrumentariuszek. Jak powiedziała PAP dyrektor Szpitala im. L. Rydygiera ds. lecznictwa Bożena Kozanecka była to pierwsza w Polsce próba replantacji obu rąk jednocześnie.
- Ręce mężczyzny są w tej chwili ciepłe. Ale do momentu, kiedy w piątej dobie odstawiam podawane pacjentowi leki wspomagające krążenie i ukrwienie kończyn, jest element niepewności. Cieszę się dopiero, kiedy mogę wypisać pacjenta do domu. Ciepłe ręce i palce tuż po replantacji, to iskierka nadziei, że wszystko będzie dobrze – mówiła dr Chrapusta. 0 Zespoliliśmy wszystkie potrzebne ścięgna, główne naczynia tętnicze i odpowiednią liczbę żył oraz obydwa główne nerwy – dodała.
Jeśli nie będzie przeciwwskazań anestezjologicznych mężczyzna jeszcze we wtorek wieczorem oraz w środę trafi do komory hiperbarycznej, by stężony tlen wspomógł utlenienie tkanek, które przez kilka godzin były martwe.
Małopolskie Centrum Oparzeniowo-Plastyczne, Replantacji Kończyn z Ośrodkiem Terapii Hiperbarycznej, w strukturach którego znajdują się Oddział Chirurgii Plastycznej i Rekonstrukcyjnej, Oddział Oparzeń oraz poradnie specjalistyczne, współpracuje z innymi wiodącymi ośrodkami chirurgii ręki w Polsce. W ramach ogólnopolskiego dyżuru przyjmuje pacjentów z różnych regionów, wymagających replantacji i rewaskularyzacji kończyn górnych.
...
Brawo.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:17, 17 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Eksperci: wcześniakiem nie przestaje się być po opuszczeniu szpitala
Eksperci: wcześniakiem nie przestaje się być po opuszczeniu szpitala - Shutterstock
Walka o zdrowie i życie wcześniaków nie kończy się wraz z wypisaniem ich ze szpitala; dzieci te jeszcze przez wiele lat potrzebują kompleksowej opieki wielu specjalistów – przypominają eksperci z okazji Światowego Dnia Wcześniaka, który przypada 17 listopada.
W Warszawie na spotkaniu zorganizowanym w ramach jego obchodów specjaliści zwracali uwagę, że dbanie o rozwój wcześniaków jest szczególnie istotne w obliczu zmian demograficznych i związanego z nimi starzenia się polskiego społeczeństwa. W Polsce co roku 26 tys. maluchów rodzi się przed terminem. Większość z nich, dzięki dobrze zorganizowanej opiece, ma szansę nadrobić zaległości rozwojowe w stosunku do rówieśników urodzonych o czasie.
Prof. Ewa Helwich, konsultant krajowy w dziedzinie neonatologii, przypomniała, że wcześniaki, czyli dzieci urodzone między 22. a 37. tygodniem życia, są narażone na szereg problemów zdrowotnych. Ze względu na niedojrzałość narządów i układów maluchy te mogą mieć m.in. powikłania oddechowe, neurologiczne, takie jak zaburzenia słuchu, problemy ze wzrokiem (a w przyszłości padaczkę, wodogłowie czy mózgowe porażenie dziecięce), problemy z sercem, mają też większe ryzyko poważnych infekcji, np. wirusem RS. Ponad 50 proc. z nich musi przebywać w szpitalu dłużej niż osiem tygodni.
Jednak po wypisaniu do domu wcześniak, zwłaszcza jeśli urodził się przed 30. tygodniem ciąży lub z masą ciała poniżej 1,5 kg, powinien co najmniej do trzeciego roku życia pozostawać pod kompleksową opieką wielu specjalistów – neonatologa, okulisty, neurologa, pulmonologa, otolaryngologa lub audiologa, kardiologa, fizjoterapeuty.
- Narodowy Fundusz Zdrowia finansuje powypisową opiekę specjalistyczną i obserwację dzieci urodzonych jako wcześniaki do momentu, aż one skończą trzeci rok życia. To jest dużo, ale my chcielibyśmy ocenić jeszcze gotowość szkolną oraz funkcjonowanie tych dzieci w późniejszych latach – powiedziała prof. Maria Katarzyna Borszewska-Kornacka, prezes Polskiego Towarzystwa Neonatologicznego. Wcześniaki są bowiem zagrożone zaburzeniami natury poznawczej i emocjonalnej, a w związku z tym mogą mieć problemy z uczeniem się, zaburzenia koordynacji wzrokowo-ruchowej, nadpobudliwość psychoruchową, problemy z mową.
- Mimo znacznych postępów dotyczących opieki szpitalnej nad wcześniakami, wciąż bardzo utrudniony jest dostęp do poszczególnych lekarzy specjalistów po okresie hospitalizacji. Rodzice dzieci przedwcześnie urodzonych często muszą czekać wiele tygodni, a nawet miesięcy, żeby dostać się na wizytę. Zdarza się, że dojeżdżają po 150 km na każdą taką konsultację. To jest szkodliwe zarówno z medycznego, jak i ludzkiego punktu widzenia – tłumaczyła prof. Helwich. W jej ocenie, jest to trudne do zaakceptowania, zwłaszcza że od kilku lat gotowy jest program, w ramach którego zaplanowano powołanie do życia blisko 30 ośrodków kompleksowej opieki nad wcześniakami w całej Polsce. Dzięki temu specjalistyczne konsultacje dla wcześniaków można by organizować znacznie sprawniej. Koordynatorami tej opieki byliby neonatolodzy, ponieważ to oni najlepiej znają powikłania wcześniactwa i są świadomi potrzeb tej grupy dzieci. Prof. Helwich zaznaczyła, że program wciąż czeka na wdrożenie przez resort zdrowia, mimo że nie wymagałoby to dodatkowych nakładów finansowych, a jedynie pewnych zmian organizacyjnych.
Podczas spotkania eksperci wyrazili swoje zaniepokojenie o losy programu, zwłaszcza że na mocy rozporządzenia ministra zdrowia z 23 października 2015 r. neonatologia została usunięta z listy priorytetowych dziedzin medycyny. Konsekwencją tego będzie mniejsza liczba lekarzy robiących specjalizację neonatologiczną, a już obecnie odczuwalny jest ich niedobór, przekonywała prof. Borszewska-Kornacka.
Wśród istotnych problemów w zakresie opieki nad wcześniakami w Polsce neonatolodzy zwrócili również uwagę na konieczność rozszerzenia programu immunizacji maluchów przeciwko wirusowi RS, który stanowi dla nich bardzo duże zagrożenie, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym.
...
Trzeba opieki.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:16, 20 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Zabrze: pierwsze operacje endometriozy z użyciem noża plazmowego
Zabrze: pierwsze operacje endometriozy z użyciem noża plazmowego - Andrzej Grygiel / PAP
Dwie pierwsze operacje usunięcia ognisk endometriozy z wykorzystaniem noża plazmowego przeprowadzono w Centrum Zdrowia Kobiety i Dziecka Szpitala Miejskiego w Zabrzu. Metoda jest bezpieczna i pozwala pacjentce szybciej wrócić do zdrowia.
Endometrioza to choroba polegająca na rozrastaniu się komórek endometrium – błony śluzowej macicy - poza jamą macicy. Powoduje to ból, również w trakcie współżycia, niepłodność lub problemy z utrzymaniem ciąży, bolesne i nieregularne miesiączki, ale też przewlekłe zmęczenie, zaburzenia perystaltyki jelit, zaburzenia depresyjne.
REKLAMA
- Endometrioza to ogromny problem dla pacjentek. Jakość życia i normalne funkcjonowanie jest absolutnie niemożliwe w ich sytuacji. To są kobiety zdeterminowane, którym ktoś musi pomóc – powiedział podczas czwartkowej konferencji prasowej w Zabrzu kierownik oddziału położniczo-ginekologicznego, patologii ciąży, ginekologii onkologicznej i endokrynologii ginekologicznej zabrzańskiego szpitala prof. Jerzy Sikora.
- Dotychczas nóż plazmowy w Polsce był wykorzystywany w laryngologii i okulistyce, od dziś w pełnym zakresie jako standardowe leczenie będzie wykorzystywany w ginekologii, w ciężkich stanach ginekologicznych dla kobiet, jakim jest endometrioza – powiedział prezes szpitala, ginekolog dr Mariusz K. Wójtowicz.
Wójtowicz i Sikora zoperowali w czwartek dwie pacjentki chorujące na endometriozę – 44-latkę i 35-latkę, które cierpiały m.in. z powodu przewlekłych bóli podbrzusza, zaburzeń perystaltyki jelit, zaburzeń snu, przewlekłych stanów zapalnych w miednicy małej. Obie przeszły wcześniej zabiegi usunięcia zmian endometrialnych innymi metodami.
- Nóż plazmowy jest znakomitym narzędziem do operacji usuwania ognisk endometriozy. To precyzyjne narzędzie, bezpieczne i bezkrwawe. Po zastosowaniu noża plazmowego nie występują obrzęki ani rany analogiczne do tych po użyciu tradycyjnego skalpela – podkreślił dr Wójtowicz.
- Plazma daje możliwość bardzo bezpiecznego operowania, bo ustawiając moc urządzenia i odległość do tkanki możemy ciąć i koagulować, rozdzielając tkankę jedną od drugiej. Jeśli dojdzie do krwawienia, urządzenie zamyka naczynia. Posługiwanie się plazmą powoduje, że pacjentki znakomicie się goją, bardzo szybko wracają do formy – dodał prof. Sikora.
Pierwszą operację przeprowadzono laparoskopowo, drugą przy otwarciu powłok brzusznych. Zabiegi przebiegły zgodne z planem. Zabrzańscy specjaliści szkolili się wcześniej w tej dziedzinie w Rouen we Francji.
Nóż plazmowy po raz pierwszy został użyty w 2001 r. w Stanach Zjednoczonych. Wytwarza on plazmę gazu w wyniku zjawiska silnej jonizacji argonu. Na końcu narzędzia powstaje ok. 2-centymetrowy strumień plazmy - silnie zjonizowanych cząstek argonu.
Plazma dezintegruje operowaną tkankę na poziomie molekularnym. To pozwala na usuwanie lub redukcję tkanki oraz tamowanie ewentualnych krwawień. Koblacja zachodzi w temperaturze od 40°C do 70°C. Jest to temperatura zbliżona do ciepłoty ludzkiego ciała, dzięki czemu podczas zabiegu nie dochodzi do poparzeń.
Jak poinformował dziennikarzy prof. Sikora, w Polsce na endometriozę choruje ok. 1 mln kobiet, ze względu na niespecyficzne objawy i trudności w diagnostyce nie wszystkie o tym wiedzą. Największa grupa chorych to kobiety w wieku od 31 do 50 lat. Przyczyny choroby nie są do końca znane, wiadomo jednak, że powstaje w wyniku defektu immunologicznego, ponieważ układ odpornościowy organizmu powinien niszczyć tkankę występującą poza właściwym miejscem.
- Na endnometriozę cierpiała Marylin Monroe – była powodem jej problemów z małżeństwami, uniemożliwiła jej posiadanie dzieci, zmieniła jej życie. To był czas, kiedy nie było wiadomo, jak to leczyć - konserwatywnie czy operacyjnie. Skończyło się podawaniem różnych leków przeciwbólowych łącznie z narkotycznymi, jaki był koniec – wiemy – powiedział prof. Sikora.
...
Pieknie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:00, 23 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
24-latek, któremu lekarze przyszyli obie dłonie czuje się dobrze
KRAKÓW PRZYSZYCIE DWÓCH DŁONI (Sylwester Ordon) - PAP
24-latek, któremu lekarze z Krakowa przyszyli obie dłonie czuje się dobrze i może poruszać palcami. Czeka go teraz rehabilitacja. - Dziękuję wszystkim lekarzom i pielęgniarkom, którzy się mną zajęli - mówił pan Sylwester.
Operację przeprowadzono w krakowskim Szpitalu Specjalistycznym im. L. Rydygiera, w nocy z 16 na 17 listopada. Była to pierwsza w Polsce replantacja obu dłoni jednocześnie. Ręce młodego mężczyzny na wysokości nadgarstków odcięła maszyna do cięcia blachy. Sylwester Ordon pochodzi z małej miejscowości Bogdałów-Kolonia w woj. wielkopolskim. Był pierwszy dzień w pracy.
REKLAMA
- Dla nas to był szok – wspomina wypadek jego mama Dorota Ordon. - Martwiłam się, o to, żeby syn jak najszybciej dotarł do szpitala, żeby nie minął czas, w którym można przyszyć ręce. Liczyłam każdą minutę – mówiła. Jak dodała jest bardzo wdzięczna dr. Karolowi Krajewskiemu, który pełnił dyżur w Szpitalu w Turku i błyskawicznie podjął decyzję o przetransportowaniu syna do ośrodka replantacyjnego w Krakowie.
- Musieliśmy walczyć z czasem, działać szybko i precyzyjnie – mówiła podczas konferencji prasowej dr Anna Chrapusta, ordynator Oddziału Chirurgii Plastycznej i Rekonstrukcyjnej i Oddziału Oparzeń. Zabieg od momentu identyfikacji struktur koniecznych do zespolenia trwał 10 godzin. Przy stole operacyjnym stanęły jednocześnie dwa zespoły chirurgów, anestezjologów, pielęgniarek i instrumentariuszek. Zespolone zostały wszystkie potrzebne ścięgna, tętnice, żyły oraz nerwy: pośrodkowy i łokciowy.
- Po tym zabiegu czuję się dobrze. Na drugi dzień już ruszałem palcami, Wierzyłem, że się uda, bo mówili mi, że w tym szpitalu można to zrobić. Nie traciłem nadziei – powiedział pan Sylwester. - Chcę podziękować wszystkim lekarzom i pielęgniarkom, którzy się mną zajęli, całemu szpitalowi – dodał.
Pacjent rusza już palcami. Lekarze są ostrożni w rokowaniach. - Intensywną rehabilitację zaczniemy za mniej więcej pięć tygodni – mówiła dr Chrapusta. - Po pół roku będziemy mogli powiedzieć coś więcej, głównie jeśli chodzi o ocenę powrotu czucia – dodała.
Być może już w czwartek pan Sylwester opuści szpital. - Cieszę się, że i tym razem miałam chody u Pana Boga i się udało – mówiła dr Chrapusta.
Pytana o to, czy wcześniej przeprowadzono w Polsce zabieg jednoczesnego przyszycia dwóch kończyn lekarka przypomniała, że ok. 27 lat temu jej mistrzowie Maria i Tadeusz Łyczakowscy przeprowadzili pomyślnie replantację dwóch stóp u 2,5-latki.
Małopolskie Centrum Oparzeniowo-Plastyczne, Replantacji Kończyn z Ośrodkiem Terapii Hiperbarycznej, w strukturach którego znajdują się Oddział Chirurgii Plastycznej i Rekonstrukcyjnej, Oddział Oparzeń oraz poradnie specjalistyczne, współpracuje z innymi wiodącymi ośrodkami chirurgii ręki w Polsce. W ramach ogólnopolskiego dyżuru przyjmuje pacjentów z różnych regionów kraju.
Jak podała dr Chrapusta tylko w 2014 r. w ramach tego ogólnopolskiego dyżuru replantacyjnego w Krakowie przeprowadzono ok. 90 replantacji i rewaskularyzacji kończyn górnych. Dodała, że tej formy działania lekarzy – którzy dyżurują dobrowolnie – do tej pory nie udało się usankcjonować. - Nie mamy wsparcia żadnej instytucji, ani NFZ, ani ministerstwa. Żadna instytucja rządowa, pomimo wielokrotnych próśb, nie zainteresowała się tym – mówiła dr Chrapusta.
- W naszym szpitalu mamy ten system zorganizowany w sposób wydaje się perfekcyjny, tylko dzięki życzliwości dyrekcji, która zgadza się na inwestowanie, na bycie w gotowości całego zespołu – podkreśliła chirurg. - Wszystkie ośrodki replantacyjne borykają się z tym samym problemem: nie mamy płacone za pacjenta, którego operujemy w trybie ostrego dyżuru. Każda operacja w tym trybie, tak ciężka, kosztowna, wymagająca niewiarygodnego wysiłku, nie wiąże się z tym, że ten pacjent będzie uwzględniony poza planem w rozliczeniach z NFZ. Inny pacjent, który jest w planowej kolejce musi przejść na kolejny rok – wyjaśniła.
...
Pieknie
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:39, 23 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Dr Anna Chrapusta: żeby osiągać sukcesy, trzeba mieć dobre układy z Panem Bogiem
Magda Wrzos
Redaktor Onet Wiadomości
Dr Anna Chrapusta - Fot. Adam Golec/AG / Agencja Gazeta
- Ręce są ciepłe, pacjent zaczyna się uśmiechać - mówi w rozmowie z Onetem dr Anna Chrapusta, ordynator Oddziału Chirurgii Plastycznej i Rekonstrukcyjnej oraz Oddziału Oparzeń Szpitala im. L. Rydygiera w Krakowie, która tydzień temu w czasie jednej operacji przyszyła pacjentowi obie ucięte dłonie. Zegar tykał, ale całą odpowiedzialność wzięła na siebie. – Chirurgia jest jak wojsko, ja rządzę, reszta słucha - mówi. Czy chirurg oszukuje Pana Boga? - Żeby osiągać sukcesy w tej dziedzinie, trzeba mieć dobre układy z Panem Bogiem - twierdzi.
Czy pierwszy zabieg replantacji obu rąk w Polsce można już uznać za sukces?
REKLAMA
Tak. Operacja odbyła się tydzień temu, pierwsze doby były decydujące, ale przestaliśmy już wspomagać krążenie pacjenta lekami. Udało się, dłonie są ciepłe. Pacjent może poruszać wszystkimi palcami rąk, oczywiście w zakresie, w jakim mu pozwolimy. Modyfikujemy też szyny, aby pomóc mu w późniejszej rehabilitacji. Jeśli ta doba nie przyniesie niespodzianek, możemy myśleć o wypisaniu go do domu. Nie mogę jednak absolutnie zagwarantować, że nikt wcześniej nie podjął prób replantacji obu rąk jednocześnie.
W jakim stanie psychicznym jest dziś ten 24-latek?
Teraz - całkiem dobrym. Pierwsze dwa dni były trudne, dopiero po nich przespał całą noc. Nic nie mówił, dopóki nie pokazałam mu filmów i zdjęć moich pacjentów, którzy po replantacji rąk poruszają palcami, zginają kciuki. To był przełom. Dziś nasz pacjent powoli zaczyna się uśmiechać.
Jak długo będzie trwała rehabilitacja?
Co najmniej pół roku. Wszystko będzie zależało od tego, czy będzie wymagał wtórnych korekcji chirurgicznych. Ma odtworzone wszystkie ścięgna, po dwie tętnice, nie ma zastoju żylnego. Pytanie, co będzie z nerwami? Obydwa są dziś zrekonstruowane. Nie odtworzyliśmy tylko małego nerwu, który odpowiada za czucie na grzbietowej powierzchni palców. Nie jest to priorytet, a czasu było niewiele. Jeżeli nerwy sobie poradzą, to - przy zakresie ruchów, jakie ma dziś pacjent - jest nadzieja, że obejdzie się bez wizyty na stole operacyjnym i wystarczy sama rehabilitacja.
Możliwy jest w ogóle powrót do całkowitej sprawności?
Nigdy nie można o tym mówić. Jeśli udaje się nam przywrócić sprawność w 45-50 procentach, to jest sukces. Możliwe, że da się więcej, ale nie chcemy robić dziś zbyt wielkich nadziei.
Okoliczności wypadku były dramatyczne, a zabieg wyjątkowo trudny, również ze względu na kłopoty logistyczne. Ile czasu minęło od momentu wypadku, w którym gilotyna do cięcia rur obcięła pacjentowi obie dłonie, do momentu, gdy znalazł się na stole operacyjnym?
Pochodzący z województwa łódzkiego pacjent nie mógł niestety dotrzeć do szpitala Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym, więc ten czas wydłużył się. Od momentu odebrania telefonu do rozpoczęcia zabiegu minęło dokładnie pięć godzin. Ruszyliśmy, gdy tylko pacjent przekroczył próg szpitala. W przypadku dwóch rąk pięć godzin to dużo. Czas tykał zdecydowanie szybciej niż w przypadku doszywania jednej kończyny.
Od czego rozpoczęliście operację?
Z moją najmłodszą asystentką wzięłam na blok operacyjny amputowane ręce do identyfikacji struktur, by zaznaczyć, gdzie mamy zespolić je z przedramionami i w którym miejscu. Następnie, gdy dwójka moich asystentów przygotowała z anestezjologiem pacjenta, rozpoczęliśmy drugi etap – identyfikacji w obrębie kikutów i replantacji.
Co było najtrudniejsze?
Decyzja o replantacji obu rąk jednocześnie. Gdybyśmy przyszywali jedną rękę i zaopatrywali kikut jednej ręki, byłby to rutynowy zabieg, jakich przeprowadzamy kilkanaście rocznie. Tu ryzyko było większe, również ze względu na krwawienie pacjenta.
W jakim stanie był ten mężczyzna tuż przed operacją?
Jego stan był ciężki, ale trudno jest określić utratę krwi, bo zachodzi zjawisko centralizacji krążenia – naczynia krwionośne obkurczają się na obwodzie, by zaoszczędzić życiowo ważne narządy: serce, płuca, nerki, wątrobę. W trakcie takiego zabiegu musieliśmy jednak stale dostarczać pacjentowi płyny i krew.
Jak dużo krwi?
10 jednostek, czyli około 2,5 litra. To też nie jest całkiem obojętne dla organizmu. Przypomnę, że swojej krwi człowiek ma ok. 5 litrów. Pamiętajmy jednocześnie, że decyzja o ratowaniu rąk nie mogła być podjęta w przypadku zagrożenia życia pacjenta.
Pacjent po przyszyciu obu dłoni: nie traciłem nadziei
Bywa, że życie jest zagrożone jeszcze po replantacji?
Tak, zdarzały się nawet zawały po przyszyciu palców. Jak to w medycynie, każdy pacjent to nowe wyzwanie, może przynieść niespodziankę.
Decyzja o operowaniu obu rąk była łatwiejsza, dzięki temu, że ten mężczyzna był młody i zdrowy?
Na pewno. Ale przyszywamy często palce nawet osobom, które dawno przekroczyły wiek 70 lat. Łatwiej podejmować mi trudne decyzje, przede wszystkim mając do pomocy wybitnych anestezjologów.
Pani odpowiedzialność była jednak w tym przypadku nieporównywalnie większa niż przy "standardowych" operacjach?
Tak. Udało mi się na szczęście szybko ściągnąć z domu pomocników. 24-letni Michał Lis ledwo skończył studia we Wrocławiu, ale u mnie na wolontariacie jest już dwa lata. Rok starsza Marta Lechowicz dopiero otrzymała prawo do wykonywania zawodu. To bardzo zdolna dziewczyna, którą obserwowałam długo na bloku operacyjnym i zaproponowałam pracę na naszym oddziale, ale dopiero na dniach otworzyła specjalizację z chirurgii plastycznej. I moja przyszłość - Maciek Stala, również młody człowiek, przed trzydziestką, ale już ponad dwa lata pomaga w moim zespole replantacyjnym.
To bardzo młodzi pomocnicy.
Owszem, byłam jedynym specjalistą przy zabiegu. Cała odpowiedzialność spoczywała więc na mnie. Co więcej, przy replantacji jednej kończyny, musiałam nadgonić, by w odpowiednim momencie zacząć operować drugą. Moi pomocnicy musieli mi ją jak najlepiej przygotować, żebym mogła sprawnie działać.
Ile osób liczył cały zespół?
Kilkanaście osób. Nas czworo, dwóch anestezjologów, trzy instrumentariuszki i pielęgniarki. Przy tym zabiegu musieliśmy zmodyfikować normalny system pracy. Szpital im. Rydygiera, dzięki życzliwości dyrekcji, pozwolił nam na zorganizowanie dyżurów replantacyjnych według innego wzorca. Pod telefonem jest dla nas anestezjolog, chirurg, pielęgniarki. To są dodatkowe koszty, których nie pokrywa NFZ. Dostajemy tyle samo pieniędzy, bez względu na to, czy przy replantacji spędzimy kilka, czy kilkanaście godzin.
Ta operacja trwała 10 godzin. Był czas na przygotowania?
Nie. To była bardzo szybka operacja. Gdy Maciek zapytał, czy siądziemy na trzy minuty w dyżurce, by opracować plan, odpowiedziałam, że nie ma czasu. Jest jeden plan – ja rządzę, wy słuchacie. Jak w wojsku. Chirurgia jest najbardziej zbliżona do wojska - jeśli nie ma dowódcy, który musi być bezwzględnie słuchany, nic się nie uda.
Adrenalina i poczucie odpowiedzialności wystarczają, by przetrwać taki maraton?
Adrenalina była tak duża, że po całym dniu na nogach i replantacji, którą skończyłam o godz. 10, poszłam jeszcze na wykład z chirurgii plastycznej. Miałam prawie 20 osób, z czego tylko trzy z Małopolski. Reszta specjalnie przyjechała, nie mogłam ich zwieść tylko dlatego, że przyszywałam w nocy dwie ręce.
Jak długo w sumie pani nie spała?
Około 32 godzin. Potem, gdzie nie siadłam, to już spałam.
Pierwsze doświadczenia zdobywała pani doktor w szpitalu w Prokocimu pod okiem Marii i Tadeusza Łyczakowskich.
Tak, to moi pierwsi mistrzowie, wybitni specjaliści z zakresu mikrochirurgii, którzy prawie 30 lat temu przeprowadzili pierwszy w Polsce zabieg replantacji kończyn. To były dwie ucięte kosiarką nogi 2,5-letniej dziewczynki. Jedno zajęło się jedną kończyną, drugie drugą - o tyle moim mistrzom było więc łatwiej niż mnie (śmiech). Ta dziewczynka ma dziś 30 lat, jest z moimi mistrzami w kontakcie, zaprosiła ich nawet na swój ślub.
Zżywa się pani ze swoimi pacjentami?
Przy takich wielogodzinnych operacjach, potem podczas długiej rehabilitacji zawsze w jakiś inny sposób związujemy się ze swoimi pacjentami. To są szczególne przypadki.
Na dyżur przyjechał kaleki pacjent i dwie ręce. Pani znów stworzyła całość. Nie ma pani wrażenie, że trochę oszukuje Pana Boga?
Nie. To Pan Bóg mi pomaga! Tak naprawdę, żeby osiągać sukcesy w tej dziedzinie, trzeba mieć dobre układy z Panem Bogiem, chirurgia uczy pokory. Czasem robimy wszystko idealnie i nie wychodzi. Wydaje się to wtedy wręcz niemożliwe. Musi być coś więcej oprócz wiedzy i umiejętności. Trzeba mieć też dużo szczęścia.
Pani to szczęście ma?
Na razie tak! Oby tak było zawsze.
Małopolskie Centrum Oparzeniowo-Plastyczne w szpitalu im. Rydygiera działa od 2012 r. Ile zabiegów replantacji wykonano tylko w tym roku?
Operowaliśmy około 160 w średnim i ciężkim stopniu oparzonych pacjentów. Statystyki replantacji jeszcze nie są pełne, ale w ubiegłym roku udanych zabiegów replantacji i rewaskularyzacji (gdy kończyna nie jest zupełnie odcięta – red.) wykonaliśmy 57. Wszystkich zabiegów tzw. ostrej ręki było natomiast 90.
Ostrej ręki?
Tym hasłem nazywamy wszystkie zabiegi przyszywania rąk podczas ostrych dyżurów. Dla Małopolski pełnimy go przez 31 dni w miesiącu, a ogólnopolski dyżur mamy w każdy poniedziałek i czwartek. Ponadto, jako jedyni w Małopolsce pełnimy dyżur oparzeniowy 24h/dobę. W całej Polsce jest takich ośrodków pięć.
Pani największe zawodowe marzenie?
Z roku na rok mamy coraz więcej pacjentów poparzonych z całej Polski. Niestety, nie mamy gdzie leczyć najmłodszych. Dzieło mojego największego mistrza prof. Jacka Puchały – Dziecięce Centrum Oparzeniowe w Prokocimiu – nie istnieje. Moim obowiązkiem jest odbudować taki ośrodek w Krakowie. Walczymy o nowy budynek na ten cel. Potrzebujemy około 30 mln-40 mln złotych. Bez pieniędzy obiecanych z Urzędu Marszałkowskiego nie możemy zacząć. W 2017 r. chcielibyśmy otworzyć plastykę dziecięcą dla dzieci do pięciu lat, bo tej grupy wiekowej nie mogę operować, a następnie dziecięcą oparzeniówkę.
...
Bardzo madrze. Bóg moze wszystko wyleczyc ale zostawia miejsce do zaslugi ludziom
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:53, 24 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Pudełka życia dla seniorów wielką pomocą dla ratowników i lekarzy
Zenon Kubiak
24 listopada 2015, 13:56
Pudełko z informacją o stanie zdrowia seniora i lekach, jakie przyjmuje, to wielka pomoc dla lekarza czy ratownika medycznego, który ma mu udzielić pomocy. W Poznaniu można je otrzymać bezpłatnie.
Karetka pogotowia często jest wzywana do starszej osoby, która mieszka samotnie. Z kimś, kto źle się czuje lub stracił przytomność, kontakt jest utrudniony lub niemożliwy, a w tej sytuacji lekarzowi czy ratownikowi medycznemu czasem trudno jest ustalić, co się dokładnie stało i jak może najszybciej pomóc.
Wielkim ułatwieniem dla udzielających pomocy może być pudełko życia. To niewielkie pudełko w kształcie słoika, w którym każdy senior powinien umieścić informacje o swoim stanie zdrowia.
- Ma ich dostarczyć specjalna ankieta. Składa się ona z dwóch części. Tę kluczową, medyczną, mówiącą o przebytych chorobach, operacjach, zażywanych lekach czy alergiach, wypełnia lekarz. Informacje zawarte w ankiecie zostaną wykorzystane przez służby ratunkowe w sytuacji konieczności przeprowadzenia sprawnej akcji ratunkowej. Dla uwiarygodnienia danych zgromadzonych w medycznej części ankiety, niezbędny będzie również podpis lekarza rodzinnego – wyjaśnia na swojej stronie Urząd Miasta Poznania.
Pudełko najlepiej trzymać w lodówce, gdzie służbom medycznym najłatwiej będzie je odnaleźć. W umieszczonej w środku ankiecie można też wpisać dane osób, które należy powiadomić, jeśli trafi się do szpitala.
Pudełka życia są bezpłatne, dlatego jeśli ktoś próbuje je sprzedawać, ma się do czynienia z oszustwem. Pudełka można otrzymać w Centrum Inicjatyw Senioralnych przy ul. Mickiewicza 9, Centrum Informacji Miejskiej przy ul. Ratajczaka 44 oraz Centrum Informacji Turystycznej na Starym Rynku.
Ankiety i formularz, w które trzeba wpisać dane na temat swojego stanu zdrowia można pobrać ze strony Centrum Inicjatyw Senioralnych.
Szczegółowe informacje na temat Poznańskiego Pudełka Życia można też uzyskać telefonicznie, pod numerem telefonu 61 847 21 11.
...
Trzeba pomagac lekarzom i sobie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:12, 29 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Białostocki wynalazek umożliwi diagnozę na podstawie tęczówki oka
Urządzenie skanujące oko ma być zintegrowane z aplikacją na smartfon i tablet - Getty Images
Postawienie wstępnej diagnozy na podstawie tęczówki oka ma umożliwić lekarzom wynalazek studentów Politechnik Białostockiej i Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku - Eyescan. Urządzenie skanujące oko ma być zintegrowane z aplikacją na smartfon i tablet.
Eyescan to odpowiedź na brak narzędzia diagnostycznego, które pozwalałoby lekarzom pierwszego kontaktu już we wczesnym stadium choroby określić, do jakiego specjalisty skierować danego pacjenta - powiedział jeden z twórców projektu Marcin Joka.
REKLAMA
Wynalazcy - studenci Politechniki Białostockiej i Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku - szukali takiego rozwiązania do diagnozy, które nie ingerowałoby w ludzkie ciało.
- Szukaliśmy odpowiedzi na pytanie, jaka ludzka tkanka, oprócz krwi, pozwalałaby na znalezienie powiązań jakiś chorób z organami - i znaleźliśmy tęczówkę - powiedział współtwórca wynalazku. Badacze odwołali się w ten sposób do irydologi, czyli nauki zajmującej się badaniem tęczówki oka i dna oka, którego celem jest ocena aktualnego stanu zdrowia.
Pierwszym krokiem do skonstruowania wynalazku było przeanalizowanie tęczówki i stworzenie prototypu aplikacji, która analizuje obraz tęczówki oka i pokazuje zmiany w tej tęczówce, jak przebarwienia czy zmiany strukturalne. Efektem - jak mówił Joka - jest porównanie tej analizy z mapami irydologicznymi, pokazującymi jakie narządy i układy znajdują swoje odzwierciedlenie w określonych miejscach na powierzchni tęczówki. - Wynik tej analizy pozwala oszacować czy w organizmie dzieje się coś złego już na wstępnym etapie rozwoju choroby - dodał.
Eyescan ma składać się ze specjalnego urządzenia, które będzie skanowało oko. Następnie dane będą analizowane i wysyłane do tzw. chmury (czyli wirtualnej bazy danych), a za pomocą aplikacji lekarz będzie w stanie odebrać je i odczytać wstępną diagnozę. Będą tam wypisane m.in. zmiany jakie zaszły w organizmie oraz lista potencjalnych chorób.
Na obecnym etapie wynalazku stworzony jest prototyp oprogramowania do analizowania obrazu tęczówki. Kolejnym krokiem - jak powiedział Joka - będzie konstrukcja urządzenia do skanowania oka w odpowiednich warunkach oświetleniowych, ale - jak dodał - na to potrzebne są środki finansowe.
W ocenie autora, proponowane rozwiązanie jest innowacyjne, bo - jak podkreślił - "do tej pory technologicznie było dosyć trudne, by na podstawie zdjęcia oka móc przeanalizować pewne powiązania między tęczówką a resztą ciała". Jego zdaniem jest to też szybka i tania metoda wstępnej diagnozy.
Joka mówił, że wynalazcy konsultowali swój pomysł z lekarzami. Część z nich - jak dodał - jest zainteresowana takim rozwiązaniem. Mówił, że w Polsce lekarze są podzieleni co do skuteczności irydologii, ale np. w Stanach Zjednoczonych czy Niemczech zaczyna być to wprowadzane do normalnej praktyki lekarskiej.
Projekt Eyescan został wyróżniony w tegorocznym konkursie "Technotalenty" na innowacyjne rozwiązania młodych ludzi z województwa podlaskiego.
...
Znakomicie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:57, 01 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Infowire.pl
Co trzecie biuro „choruje”, a pracownicy wraz z nim
Doskwiera ci zmęczenie? Skarżysz się na złe samopoczucie? Powraca zapalenia gardła? Niewykluczone, że przyczyna tkwi w niekorzystnym mikroklimacie pomieszczeń, w których przebywasz – to może być syndrom chorego budynku (SBS).
Zespół dolegliwości zwany SBS dotyczy 30% nowych i odnawianych budynków na świecie – informuje Światowa Organizacja Zdrowia. Występuje w biurowcach mających otwarte przestrzenie, budynkach użyteczności publicznej, ale też mieszkaniach. Co go wywołuje? Zbytnia szczelność pomieszczeń, a także brak odpowiedniej wentylacji, który prowadzi do powstania grzybów i pleśni oraz wzmaga stany alergiczne.
...
Warto wiedziec.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:34, 01 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Białystok: powstał podręcznik o opiece medycznej pacjenta odmiennego kulturowo
Białystok: powstał podręcznik o opiece medycznej pacjenta odmiennego kulturowo - Shutterstock
Podręcznik, który ma przygotowywać pielęgniarki i lekarzy do właściwej opieki medycznej pacjenta odmiennego kulturowo wydał Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Książka ma trafić na wszystkie oddziały w białostockich szpitalach.
Rozpoczęła się promocja książki "Pacjent odmienny kulturowo". Jej wydanie wsparły Uniwersytet Medyczny w Białymstoku i miasto Białystok.
REKLAMA
- Podręcznik jest odpowiedzią na potrzeby dzisiejszych czasów, gdy lekarze i pielęgniarki coraz częściej zajmują się pacjentami z różnych kultur i religii - powiedziała pomysłodawczyni i redaktorka podręcznika, prodziekan wydziału nauk o zdrowiu UMB prof. Elżbieta Krajewska-Kułak. Dodała, że każdy pacjent wymaga indywidualnego podejścia, które będzie respektowało jego wyznanie i tradycje.
- Pracownicy ochrony zdrowia i studenci powinni znać i rozumieć wszystkie czynniki kulturowe danej społeczności i odpowiednio je wykorzystywać w organizacji codziennej opieki nad pacjentem, aby nikogo nie urazić i postępować etycznie - mówiła Krajewska-Kułak. Jak zauważyła, podręcznik jest potrzebny, bo nie na wszystkich wydziałach Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku są oddzielne przedmioty dotyczące podejścia do pacjenta odmiennego kulturowo. A ta wiedza - jak dodała - powinna być uzupełniana systematycznie.
Profesor mówiła, że w codziennej praktyce lekarskiej personel medyczny staje przed dylematami etycznymi. - Lekarze mimo dobrej woli, nie zawsze rozumieją i znają tradycje innych kultur czy religii - dodała. Jako przykład podała świadka Jehowy, który nie zgadza się na przetoczenie krwi i nie chce poddać się temu zabiegowi. - Nie zawsze lekarze to do końca rozumieją. Z jednej strony chcą walczyć o zdrowie pacjenta, z drugiej - nie mają świadomości, że dla tego pacjenta taki zabieg jest niezgodny z ich wyznaniem - mówiła Krajewska-Kułak.
Innymi przykładami, jakie przywołała są m.in. pacjent Rom, przy którym przez cały pobyt w szpitalu czuwa jego rodzinna czy wyznawca islamu, któremu nie można podać nic lewą ręką, bo w tej kulturze jest ona uważana za nieczystą. - W swojej pracy musimy być wrażliwi na te różnice - dodała Krajewska-Kułak.
Autorzy podręcznika rozdzielają kwestie opieki nad pacjentem muzułmaninem, Żydem, świadkiem Jehowy, buddystą, a nawet katolikiem i prawosławnym. Można też tu znaleźć informacje m.in. o prawach pacjenta odmiennego kulturowo, barierach w komunikacji z zagranicznym pacjentem czy komunikacji międzykulturowej.
...
Tez trzeba umiec...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:13, 03 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Polski płyn do przechowywania narządów do przeszczepu
Płyn do przemywania i przechowywania narządów pobieranych do przeszczepów opracowali naukowcy związani ze Śląskim Uniwersytetem Medycznym w Katowicach. Jak podkreślają, polski produkt w niczym nie ustępuje importowanym, a jest o połowę tańszy.
Płyn Biolasol jest przezroczystym, bezbarwnym lub lekko żółtym roztworem, przeznaczonym do przemywania i przechowywania serca, wątroby, trzustki i nerek.
- Po pobraniu stosuje się płyn do przepłukania i schłodzenia narządu. Skład spowalnia negatywne procesy zachodzące w tym narządzie, stabilizuje go – wyjaśnił twórca płynu prof. Florian Ryszka z produkującej go firmy Biochefa.
Preparat stosował już z powodzeniem prof. Lech Cierpka, konsultant krajowy w dziedzinie transplantologii klinicznej i ordynator oddziału chirurgii ogólnej, naczyniowej i transplantacyjnej Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego im. A. Mielęckiego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.
- Jest bardzo dobry, nie widzimy żadnej różnicy jeśli chodzi o skuteczność płukania i prezerwacji w porównaniu ze znacznie droższymi preparatami importowanymi. Jeśli uda się ten środek wypromować, to będzie polski sukces – podkreślił prof. Cierpka.
>>>
Brawo.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:15, 07 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Prof. Wiesław Nowiński w "Ustalmy Jedno – Świat": Polskie Centrum Neurotechnologiczne to nadzieja dla chorych
Kamil Turecki
Redaktor Onet Wiadomości
Prof. dr hab. inż. Wiesław Nowiński jest autorem najdokładniejszych na świecie komputerowych map mózgu, które służą leczeniu m.in. choroby Parkinsona i udaru mózgu. - Chcę w Polsce utworzyć Polskie Centrum Neurotechlogiczne. To nadzieja dla chorych – powiedział gość Kamila Tureckiego w programie "Ustalmy Jedno – Świat".
Polski naukowiec pracujący w Singapurze w Agency for Science, Technology and Research jest laureatem wielu prestiżowych światowych nagród, III edycji konkursu "Wybitny Polak" i autorem wielu patentów. Wśród nich są m.in. komputerowe mapy mózgu. - Do tej pory stworzyliśmy 35 różnych komercjalnych wersji atlasu mózgu – przyznał prof. Nowiński.
Jak tłumaczył w programie "Ustalmy Jedno - Świat", mają one wiele zastosowań, ale przede wszystkim chodzi o zastosowanie kliniczne, a zatem pomoc chorym. - Z punktu widzenia medycznego, pierwszym zastosowaniem była choroba Parkinsona. Atlas ma o wiele lepszą rozdzielczość niż wszelkie inne formy skanowania. Pozwala to na przykład śledzić proces leczenia – podkreślił profesor, który dodał, że mapy mózgu wykorzystuje się także w przypadku leczenia powikłań udaru mózgu. - Atlas pozwoli nam specyfikować obszary, które są już stracone, które są na etapie ryzyka. Potrafi też określić, jakie są struktury i funkcje - powiedział gość Kamila Tureckiego.
W tej chwili mamy atlas chorób neurologicznych, który działa w ten sposób, że w dowolnej części mózgu symuluje uszkodzenie i atlas wówczas daje znak, jaka to będzie choroba i jakie będą symptomy. Kolejny kierunek to zastosowanie chirurgiczne i radiologiczne. Ponadto, prof. Nowiński zamierza się także skupić na rynku gier. – To może też mieć walor edukacyjny dla laików – tłumaczy w rozmowie z Kamilem Tureckim.
Prof. Nowiński ma zamiar także stworzyć nowy atlas z myślą o chorobie Alzheimera. - To sprawa czasu i finansowania - podkreślił naukowiec, który w Polsce chce utworzyć Polskie Centrum Neurotechnologiczne. - To nadzieja dla chorych - dodał. Prace, które wykonywał zagranicą, chce wykonywać w Polsce. - Plany są ogromne. Przede wszystkim chcę kontynuować współpracę z najlepszymi naukowcami i szpitalami, tyle że w kraju – powiedział.
...
Cenne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:51, 10 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Licealiści z Gdyni wymyślili rewolucyjny lek. "Wiek nie jest przeszkodą"
Katarzyna Kołodziejska
Dziennikarka Onetu
18-latkowie pracują nad rewolucyjnym lekiem - Shutterstock
Mają po 18 lat. Na co dzień uczą się w ogólniaku, a w wolnych chwilach pracują nad... lekiem na antybiotykoodporność. Piątka 18-stolatków, pod okiem naukowców, odkryła gen odporności na antybiotyki.
Marcin, Olga, Olgierd, Filip i Natalia uczęszczają do III Liceum Ogólnokształcącego w Gdyni im. Marynarki Wojennej RP. Ich pasją jest nauka. Dlatego, po lekcjach, pracują w laboratorium udostępnionym przez Pomorski Park Naukowo-Technologiczny. Tu też, pod okiem starszych kolegów, odkryli nowy gen odporności na antybiotyki, nawet te ostatniej szansy. - Pomimo młodego wieku zdajemy sobie sprawę z korzyści, które płyną z posiadania praktycznej wiedzy i zdobywania doświadczenia od najwcześniejszych etapów kariery naukowej. Dzięki wsparciu naszego liceum oraz Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego, który udostępnia nam zaawansowane laboratorium, mamy szanse realizować nasz projekt - mówi Olga Grudniak, wicedyrektor naukowy w projekcie TPDT.
REKLAMA
Badania sfinansuje fundusz Black Pearls VC. - Zdecydowaliśmy się wesprzeć ich działania, przyznając stypendium na sfinansowanie badań naukowych i program mentoringowy. Chcemy pokazać, że wiek nie jest przeszkodą w realizacji zaawansowanych projektów - tłumaczy Marcin Kowalik.
Projekt badawczy licealistów z Gdyni ma szansę rozwiązać światowy problem antybiotykoodporności. Według szacunków w 2050 roku patogeny odporne na współczesne terapie antybiotykowe będą powodem ponad 10 milionów zgonów rocznie, czyli więcej, niż powodują nowotwory.
...
Brawo
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:30, 12 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Ręka z drukarki 3D dla dziecka. Tak działa plastikowa kończyna
11 grudnia 2015, 19:44
Syn nauczył się ostatnio wiązać nawet sznurowadła. W przyszłości może będzie mógł chwycić szklankę czy sztućce - powiedział w programie Wirtualnej Polski #dziejesienazywo Krzysztof Waściński, ojciec Dawida, który korzysta z dziecięcej protezy ręki wydrukowanej w 3D. Gość Agnieszki Kopacz wyjaśniał, jak działa sztuczna ręka i jaki ma wpływ na życie syna.
Akcję drukowania dłoni w 3D prowadzi w Polsce Fundacja Splotu Ramiennego "Otwarte Ramiona". Jej przedstawicielka Marlena Ciborowska podkreślała, że dzieci same mogą wybrać kolor lub wzór protezy. - Same wymyślają projekty i mogą nawet mieć swoje imię na tej ręce. Przestają się wstydzić, a rówieśnicy zaczynają im zazdrościć - tłumaczyła.
Ciborowska powiedziała, że zainteresowanie projektem jest bardzo duże. - Dzieci, które mają niewykształcone kończyny górne rodzi się rocznie ok. 200, a nasz program obejmuje osoby w wieku od 4 do 18 lat. Na przestrzeni ostatnich lat jest więc ich dużo - dodała przedstawicielka fundacji.
...
Znakomite.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:33, 24 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
życiu
Psycholog: święta na liście najbardziej stresujących wydarzeń w życiu - Shutterstock
Święta, zwłaszcza takie jak Boże Narodzenie, znajdują się na liście najbardziej stresujących wydarzeń w życiu – przypomniała psycholog Małgorzata Godlewska z Uniwersytetu SWPS. Jej zdaniem stres świąteczny można jednak skutecznie łagodzić.
- Okres świąt Bożego Narodzenia kojarzy nam się na ogół z radością, spokojem, ciepłem rodzinnym i tak też jest przedstawiany w mediach. Jednak, wiele osób zwraca uwagę na to, że święta są dla nich czasem umiarkowanie, a nawet bardzo stresującym. Potwierdzają to badania i analizy psychologiczne - święta znajdują się na liście najbardziej stresogennych dla nas wydarzeń - powiedziała psycholog społeczny Małgorzata Godlewska z Uniwersytetu SWPS.
REKLAMA
Listę 43 najbardziej stresujących wydarzeń życiowych przedstawili już w 1967 r. dwaj psychiatrzy amerykańscy - Thomas H. Holmes i Richard H. Rahe - na łamach pisma "Journal of Psychosomatic Research". Na podstawie ich badań duże święta, takie jak Boże Narodzenie, sklasyfikowano na 42. miejscu (przed drobnymi wykroczeniami). Za najważniejsze wydarzenie stresujące badacze uznali śmierć współmałżonka – przyznali mu 100 punktów w stworzonej przez siebie skali. Późniejsze analizy potwierdziły ich wyniki, wykazano ponadto, że na podstawie liczby punktów uzyskanych przez daną osobę w ostatnim roku można przewidywać ryzyko wystąpienia u niej choroby.
- Święta są źródłem stresu, ponieważ na przygotowanie się do nich poświęcamy dużo czasu, energii, wydajemy więcej pieniędzy. Poza tym, kiedy spotykamy się przy stole w dużym gronie krewnych, z którymi widujemy się jedynie przy specjalnych okazjach, mogą padać różne niewygodne pytania, których sami sobie nie chcemy zadawać. To także nas stresuje - tłumaczyła Godlewska. Stresujemy się również tym, że będziemy musieli rozmawiać o polityce, religii, czyli o drażliwych tematach, które – jak pamiętamy z naszych wcześniejszych doświadczeń - kończą się albo kłótniami, albo nieprzyjemną atmosferą przy rodzinnym stole.
Według psycholog do odczuwanej w związku ze świętami frustracji mogą przyczyniać się też schematy narzucane przez społeczeństwo, w tym przez media, które kreują obraz pięknych, rodzinnych świąt, przy suto zastawionym stole, gdzie wszyscy są uśmiechnięci, wyglądają na zadowolonych i zrelaksowanych. - Wtedy zaczynamy mieć poczucie, że również my powinniśmy dążyć do tego standardu, że nasze święta dokładnie tak powinny wyglądać - oceniła Godlewska.
Zaznaczyła, że utrudnieniem w tym wypadku jest perfekcjonizm. - Perfekcjoniści stawiają sobie bardzo wysoko poprzeczkę i do świąt chcą się przygotować jak najlepiej – wszystko musi być idealne. Niechętnie korzystają też z pomocy innych, a przecież nie jesteśmy w stanie przygotować wszystkiego idealnie, zwłaszcza sami - wskazała psycholog.
Zwróciła też uwagę, że święta mogą być szczególnie stresujące dla osób samotnych. - Samotność sama w sobie jest źródłem stresu. A ponieważ święta są uważane za cudowny rodzinny czas, może być wówczas odczuwana jeszcze mocniej - wyjaśniła. Zastrzegła, że chodzi tu zarówno o fizyczny brak partnera (np. z powodu jego śmierci, czy po prostu niepowodzenia w poszukiwaniach), jaki i samotność wynikającą z braku duchowego i mentalnego porozumienia z mężem, partnerem czy ogólnie rodziną.
- Święta często są okazją do refleksji nad swoją sytuacją życiową. Ludzie na co dzień bardzo zabiegani, zajęci pracą, obowiązkami, odsuwający myśli o swojej samotności, mają nagle czas, by zastanowić się nad jej przyczynami, nad swoimi potrzebami, czy też przypominać sobie zdarzenia, które doprowadziły do samotności. A to może być źródłem silnego stresu - tłumaczyła Godlewska.
Dlatego, jej zdaniem, bardzo ważne jest byśmy na osoby samotne zwracali szczególną uwagę w okresie świąt. - Jeśli jest to starsza samotna osoba, która nie ma już bliskiej rodziny, to warto, by ludzie z jej otoczenia, np. sąsiedzi, wykonali w jej kierunku nawet drobny życzliwy gest. Natomiast, młode osoby, którym nie jest dobrze z samotnością, mogą spróbować nie koncentrować się na tym w okresie świąt, ale poszukać nowych kontaktów, a nawet nietypowo spędzić święta, bo to czasem może zaowocować nowymi znajomościami - wymieniała Godlewska.
Z kolei, aby złagodzić stres związany z przygotowaniami do świąt, warto rozdzielić zadania na poszczególnych członków rodziny, a nawet zaangażować dzieci czy dalszych krewnych. - Jeśli mama, teściowa czy babcia proponują nam pomoc w przygotowaniach warto z niej skorzystać. Nie upierać się przy robieniu wszystkiego po swojemu, idealnie, perfekcyjnie, ponieważ będąc w ciągłym biegu, nie zdążymy przed świętami wyhamować i nie będziemy w stanie cieszyć się nimi z rodziną - wyjaśniła specjalistka.
Jeśli boimy się niewygodnych pytań przy rodzinnym stole, warto przygotować sobie na nie wcześniej odpowiedzi, przemyśleć reakcje. Można też przygotować listę tematów, na które chcielibyśmy rozmawiać, które są interesujące, a jednocześnie nie są drażliwe. - Omijajmy tematy polityczne i religijne, bo one zazwyczaj wywołują silne i skrajne emocje, a to nie sprzyja spokojnej, rodzinnej atmosferze - podsumowała Godlewska.
..
Te przygotowania to koszmar. Dajcie sobie luz!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:37, 27 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Studencki pomysł na błyskawiczne zbadanie grup krwi
Jak błyskawicznie zbadać grupę krwi? - wk1003mike / Shutterstock
Studenci zaprojektowali urządzenie, które grupę krwi np. osoby rannej, określi w zaledwie trzy minuty. Wynalazek przyda się zwłaszcza wtedy, gdy poszkodowanych jest wyjątkowo wielu, np. w wypadkach. Niski koszt produkcji pozwoli na jego kupno nawet niezamożnym placówkom. Autorzy wynalazku reprezentują krakowskie i warszawskie uczelnie, ale na pomysł wpadli będąc jeszcze uczniami Technikum Elektronicznego w Połańcu.
"Blood Analyser" to projekt urządzenia służącego do wstępnego określenia grupy krwi. - Chcielibyśmy, aby nasze urządzenie było montowane w karetkach pogotowia ratunkowego, aby już kilka chwil po wypadku ratownicy medyczni mogli poznać grupę krwi. Oczywiście, jeżeli podanie krwi będzie konieczne. Dzięki temu już z karetki można poinformować szpital, że jest potrzebna konkretna grupa krwi. Jeżeli szpital nie będzie posiadał odpowiedniej grupy, odpowiednio wcześniej można rozpocząć proces poszukiwania krwi w innych placówkach - powiedział jeden z autorów wynalazku - Joachim Jakubas.
REKLAMA
Wynalazek najbardziej sprawdzi się w sytuacjach, kiedy poszkodowanych będzie wielu, np. przy dużych wypadkach komunikacyjnych. - Wtedy dzięki temu, że urządzenie może szybko wykonywać analizy, będzie można uzyskać informacje o grupie krwi dużej liczby pacjentów w stosunkowo krótkim czasie - zaznaczył Jakubas.
Na pomysł urządzenia wpadł wspólnie z dwoma kolegami: Grzegorzem Koperem i Marcinem Markowskim. Dziś każdy z nich jest studentem innej uczelni (Wojskowej Akademii Technicznej, Politechniki Krakowskiej i Akademii Górniczo-Hutniczej), ale idea urządzenia narodziła się, kiedy uczyli się w Technikum Elektronicznym w Połańcu. - Jesteśmy kierowcami i każdy z nas kiedyś był świadkiem wypadków samochodowych. W ostatnim roku na polskich drogach zginęło ponad 3 tys. osób. To były czynniki, które zmotywowały nas do pracy nad czymś, co pomoże ratować ludzi - wyjaśnił Jakubas.
- Nasze urządzenie wykorzystuje metodę optoelektroniczną do określenia grupy krwi. W analizatorze zainstalowane są probówki, w których należy umieścić krew pobraną od poszkodowanego wraz z antygenami. W pierwszej znajduje się wyłącznie krew, ponieważ pomiar z tej probówki jest traktowany jako punkt odniesienia - tłumaczył.
Urządzenie automatycznie sprawdzi, w której probówce nie zachodzi proces aglutynacji, czyli zlepiania się obcych cząstek i powstawania ich większych skupisk, wykorzystywany przy oznaczaniu grup krwi. W studenckim analizatorze proces ten sprawdzany jest poprzez pomiar przepuszczalności światła emitowanego przez diodę laserową. - Pomiar najbardziej zbliżony do pomiaru z pierwszej probówki jest traktowany jako poprawny. Na tej podstawie urządzenie pokaże na wyświetlaczu zidentyfikowana grupę krwi - opisał rozmówca.
Ze wspomnianych trzech minut, pierwsza jest potrzebna, aby zaszedł proces aglutynacji, a dwie kolejne, aby urządzenie mogło wykonać precyzyjnie wszystkie pomiary. - Rozważamy też możliwość zasilania naszego urządzenia z akumulatora, aby urządzenie mogło być stosowane w każdym miejscu i każdych warunkach - dodał Jakubas.
Młodzi wynalazcy szacują, że koszt produkcji urządzenia będzie oscylował w granicach tysiąca złotych. - Dzięki temu może trafić do ośrodków zdrowia i placówek, które nie mogą sobie pozwolić na zakup drogiej, profesjonalnej aparatury. Mamy nadzieję, że w przyszłości nasze urządzenie będzie stosowane w placówkach w najbiedniejszych państwach świata, aby tam podnieść poziom opieki medycznej - deklaruje wynalazca.
Na razie studenci mają makietę, która w prosty sposób pokazuje ideę działania urządzenia. Pracują nad prototypem i coraz bardziej precyzyjnymi metodami pomiarowymi. Są też w trakcie uzyskiwania odpowiednich zezwoleń na przeprowadzenie wszystkich testów na krwi.
Za analizator studenci otrzymali już m.in. pierwsze miejsce w konkursie "Młody Wynalazca 2015". Ich praca zdobyła też złoty medal na Światowych Targach Wynalazczości, Badań Naukowych i Nowych Technologii Brussels Innova i nagrodę specjalną Stowarzyszenie Wynalazców Francuskich.
Mimo nagród, na razie nie ma firm czy instytucji zainteresowanych wdrożeniem wynalazku. - Myślę, że potrzebujemy jeszcze trochę większego rozgłosu. Teraz rozważamy możliwości komercjalizacji tego projektu i na pewno w najbliższej przyszłości będziemy oferowali możliwość współpracy instytucjom, które są powiązane z tą dziedziną - zapowiedział Joachim Jakubas.
...
Brawo!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:29, 12 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Wrocław: Chirurdzy wszczepili stymulator, który przywróci funkcje cewce moczowej
11 stycznia 2016, 15:50
• Wrocławscy neurochirurdzy wszczepili pacjentowi stymulator
• Sprzęt ma przywrócić funkcje cewce moczowej
• To pierwsza taka operacja w Polsce
• Pacjent miał uszkodzony stożek rdzenia kręgowego
• Takie stymulatory są już stosowane, ale przy innych wskazaniach
Jak powiedział w poniedziałek na konferencji prasowej neurochirurg Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu dr Paweł Tabakow, wszczepienie pacjentowi elektrostymulatora do trzeciego nerwu krzyżowego spowoduje u niego tzw. odwracalną modulację neuronów.
- Pacjent po wypadku miał uszkodzony stożek rdzenia kręgowego, co spowodowało zaburzenia w unerwieniu dolnych dróg moczowych i dolnego odcinka jelita. Z tego powodu miał problemy z trzymaniem moczu i kału, jak i zaburzenia erekcji. Dzięki elektrostymulatorowi można doprowadzić do odwracalnej modulacji neuronów i przywrócenia czucia oraz funkcji - mówił lekarz.
Tabakow podkreślił, że tego typu stymulatory są już stosowane, ale przy innych wskazaniach np. w jednostce chorobowej zwanej pęcherzem nadreaktywnym, ale dotąd nie zastosowano jej u pacjenta z uszkodzonym stożkiem rdzenia kręgowego.
- Na świecie istnieje wiele przypadków pacjentów, którzy zyskali na tej metodzie. Jednak w Polsce po raz pierwszy zastosowaliśmy ją ze wskazania wynikającego z uszkodzenia stożka rdzenia kręgowego. Dlatego ze względu na wskazanie ten zabieg jest unikalny - powiedział neurochirurg Krzysztof Chmielak.
Konsultantem wykonanej w poniedziałek operacji był fiński urolog dr Martti Aho, który od wielu lat zajmuje się wykorzystaniem metody neuromodulacji w urologii.
- Największym atutem tej metody jest fakt, że nie można nią zaszkodzić pacjentowi. Wszczepiając stymulator niczego mu nie zabieramy, a możemy tylko poprawić jego funkcje - powiedział dr Aho.
Szef kliniki neurochirurgii szpitala prof. Włodzimierz Jarmundowicz podkreślił, że poprawa funkcji u pacjenta może wynieść około 60-70 proc.
- Jeśli po trzech tygodniach potwierdzimy poprawę na takim poziomie to obecnie umieszczone na zewnątrz ciała źródło energii do stymulatora zostanie na stałe wszczepione pod skórę. To zakończy leczenie - dodał profesor.
Jarmundowicz zaznaczył, że choć obecnie taki zabieg nie jest refundowany przez NFZ, to szpital chce kontynuować tego typu leczenie "by w przyszłości być gotowy do takich zabiegów".
Koszty przeprowadzonej operacji pokryła fundacja i wyniosły one około 30 tys. zł.
W 2014 r. zespół neurochirurgów USK pod kierunkiem prof. Jarmundowicza i dra Tabakowa dokonał operacji, dzięki której po raz pierwszy na świecie pacjentowi z przerwanym rdzeniem kręgowym przeszczepiono glejowe komórki z opuszki węchowej w mózgu. Dzięki temu pacjent z przerwanym rdzeniem kręgowym - Dariusz Fidyka - zaczął chodzić z pomocą sprzętu ortopedycznego.
USK we Wrocławiu jest największym i najnowocześniejszym szpitalem na Dolnym Śląsku, jedynym posiadającym 23 kliniki. W niektórych dziedzinach jest liderem na skalę ogólnopolską.
Naukowcy z USK jako pierwsi na świecie zregenerowali w tym roku przecięty rdzeń kręgowy. Prowadzą także badania nad wczesnym wykrywaniem choroby Alzheimera oraz wiele innych projektów, współpracując z ośrodkami w Polsce i na świecie. USK zatrudnia ponad 2700 lekarzy.
...
Pieknie!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:26, 14 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Pierwsza taka operacja w Polsce. Kobiecie uczulonej na nikiel wszczepiono specjalną endoprotezę stawu łokciowego
Zenon Kubiak
14 stycznia 2016, 13:47
• Starsza kobieta złamała rękę w stawie łokciowym - to skomplikowany uraz
• Przeprowadzenia operacji podjęli się lekarze ze szpital im. Wiktora Degi w Poznaniu
• Pacjentka potrzebowała specjalnej endoprotezy - sprowadzono ją ze Stanów Zjednoczonych
Ortopedyczno-Rehabilitacyjny Szpital Kliniczny im. Wiktora Degi w Poznaniu uchodzi za jedną z najlepszych placówek tego typu w Polsce. Operuje się tu zarówno dorosłych, jak i dzieci i to nie tylko z Poznania, ale z całej Polski. To właśnie tu w maju 2015 r. zoperowano chłopca ze złożoną deformacją stawu biodrowego, w wyniku której miał jedną nogę krótszą o 7 cm. Wcześniej takie operacje wykonywano jedynie w Stanach Zjednoczonych.
Kolejną pionierską operację przeprowadzono tutaj 14 stycznia.
- Trafiła do nas 74-letnia pacjentka z Bydgoszczy, która przed rokiem poślizgnęła się i upadła, doznając skomplikowanego złamania w stawie łokciowym. To rzadki i bardzo skomplikowany uraz. Na dodatek okazało się, że kobieta jest uczulona na nikiel, więc trzeba było opracować dla niej specjalną endoprotezę bezniklową, wykonaną ze stopu tytanu i stali chromowo-niklowej. Sprowadzono ją ze Stanów Zjednoczonych - wyjaśnia dr Paweł Surdziel, lekarz, który przeprowadził operację.
Zanim pacjentka trafiła do Poznania, szukała pomocy w innych placówkach, ale dopiero lekarze ze szpitala im. Degi podjęli się przeprowadzenia operacji, jakiej wcześniej w Polsce nikt nie przeprowadzał.
- Mamy wybitnych specjalistów o bardzo dużym doświadczeniu, dlatego trafiają do nas pacjenci z całej Polski. Szkoda tylko, że nie idą za nimi pieniądze – mówi Witold Bieleński, dyrektor szpitala. – Koszt zamówienia, wykonania i sprowadzenia tej endoprotezy jest oczywiście wysoki, a ponieważ kontrakt na ten rok mamy z NFZ nawet niższy niż przed rokiem, oznacza to, że wykonamy mniej operacji, niż moglibyśmy, gdyby były na to pieniądze – dodaje.
Pacjentka po operacji zostanie w szpitalu jeszcze kilka dni, po czym wróci do domu, ale czeka ją jeszcze intensywna rehabilitacja.
- Mamy nadzieję, że dzięki tej operacji pacjentka nie tylko nareszcie przestanie odczuwać ból, ale też odzyska sprawność – mówi dr Surdziel.
...
Pieknie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:32, 21 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Poznań: lekarze wszczepili najmniejszy rozrusznik serca na świecie
Poznań: lekarze wszczepili najmniejszy rozrusznik serca na świecie - Thinkstock
Najmniejszy na świecie rozrusznik serca wszczepili dzisiaj pacjentowi lekarze z poznańskiego szpitala. Nową technologię zastosowali dziś po raz pierwszy w naszym kraju lekarze z Poznania i Zabrza.
Jak powiedział dzisiaj dr hab. n. med. Przemysław Mitkowski z I Kliniki Kardiologii Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego w Poznaniu, wszczepione urządzenie ma wielkość 24 mm, ok 6 mm średnicy, waży 1 gram, jest o 90 mniejsze i lżejsze od zazwyczaj stosowanych rozruszników.
REKLAMA
- Najważniejsza różnica, poza wielkością, to brak klasycznej elektrody, która jest zawsze najsłabszym elementem wszystkich systemów do elektroterapii. Ona w trakcie życia pacjenta ugina się każdego dnia 100 tys. razy. Zawsze jest ryzyko, że ulegnie złamaniu, że izolacja ulegnie uszkodzeniu, że dojdzie do zakażenia – powiedział Mitkowski.
Jak dodał, urządzenie nowego typu, które ma wielkość zwykłej tabletki, jest wprowadzane poprzez nakłucie żyły udowej, a nie, jak to się zwykle robi, poprzez nacięcie skóry w okolicy podobojczykowej. - Urządzenie wprowadzane jest do prawej komory serca, tam jest zaczepiane i tam zostaje. Nie ma żadnej części, które wychodzi poza serce – wyjaśnił.
Nowa technologia, która zastępuje klasyczny stymulator jednojamowy, jest zdecydowanie droższa od dotychczas stosowanej. Mitkowski wyjaśnił jednak, że są przypadki, w których może być niezastąpiona.
- Pierwsze zabiegi, które dziś robimy, dotyczą chorych, u których teoretycznie można użyć klasycznego układu, chodzi o to, by zdobyć niezbędne doświadczenie. Będzie to przede wszystkim stymulator wszczepiany chorym, u których nie ma możliwości stosowania klasycznego urządzenia. To osoby z niedrożnościami żylnymi, chorzy, którzy mieli już zakażenia układu, oraz chorzy z wysokim ryzykiem wystąpienia powikłań – podkreślił.
Pierwsze urządzenie zastosowano u mieszkańca Poznania w wieku ponad 70 lat. Cała operacja przebiegła przy znieczuleniu miejscowym; pacjent cały czas był przytomny. Lekarze zaplanowano na czwartek i piątek kolejne zabiegi. Podobną operację zaplanowano też w Zabrzu.
- Razem z kolegami z Zabrza przygotowywaliśmy się przez kilka miesięcy do zastosowania tej nowej technologii. Umówiliśmy się, że jednego dnia zabiegi zostaną przeprowadzone jednocześnie w Śląskim Centrum Chorób Serca i w naszej klinice – wyjaśnił Przemysław Mitkowski.
Jak dodał, jutro zabieg zostanie przeprowadzony u 80-letniej pacjentki, dla której wszczepienie rozrusznika nowego typu jest właściwie jedyną możliwością leczenia.
...
Brawo!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 1:00, 22 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Naukowcy badają wirusa Zika. To przez niego dzieci rodzą się z małogłowiem?
oprac.Małgorzata Gorol
21 stycznia 2016, 09:58
• W Brazylii zanotowano diametralny wzrost przypadków małogłowia u dzieci
• Władze uważają, że ma to związek z zakażeniami wirusem Zika
• Roznoszą go zainfekowane komary
• Wirus rozprzestrzenił się także na inne kraje regionu
• Eksperci oceniają, że wkrótce dotrze do USA
• Rośnie też ryzyko dla Europy, gdzie wirus może dotrzeć z podróżującymi
W 2014 r. w Brazylii urodziło się 147 dzieci z mikrocefalią - wadą rozwojową, która oznacza, że obwód głowy, a tym samym mózgu, jest mniejszy. Nie tylko więc wygląd takiego dziecka będzie odbiegał od normy, ale w przyszłości także jego zdolności intelektualne. W 2015 r. noworodków z małogłowiem było już 3,530. Takie dane podaje amerykański dziennik "Washington Post", powołując się na brazylijskie ministerstwo zdrowia.
W tym samym roku, według różnych szacunków, od 400 tys. do 1,5 mln Brazylijczyków zaraziło się wirusem Zika, który jeszcze do niedawna nawet nie występował w Ameryce Południowej.
Zdaniem brazylijskich władz to nie jest przypadek i obie sprawy się łączą. Co gorsza, wirus się rozprzestrzenia.
Groźny niegroźny wirus
Zika nie jest jakimś nowym wirusem. Przeciwnie, niemal 70 lat temu naukowcy odkryli go u zakażonej małpy w lasach Ugandy. Przez całe lata medycy nie przywiązywali jednak do niego szczególnie dużej wagi. Po pierwsze, objawy nie są wyjątkowo ciężkie. To gorączka, wysypka, bóle stawów, czasem mięśni, może pojawić się zapalenie spojówek. Co więcej, jak podaje Centers for Disease Control and Prevention, czyli amerykański rządowa agencja zajmująca się monitorowaniem chorób, tylko jedna na pięć zakażonych wirusem Zika osób będzie miała objawy choroby. Zazwyczaj ustępują one po kilku dniach, do tygodnia.
(fot. WP)
Po drugie, pierwsze przypadki zakażenia ludzi były pojedyncze i początkowo ograniczały się do państw afrykańskich. Potem jednak potwierdzono jego występowanie w Azji. O masowej infekcji głośno było dopiero w 2007 r., gdy objawy gorączki Zika pojawiły się u pacjentów w Mikronezji, a jeszcze kilka lat później w Polinezji Francuskiej.
Najwyraźniej jednak wirus Zika znalazł drogę także do Ameryki Łacińskiej i może nie być taki niegroźny, jak początkowo sądzono. W mediach opisujących pandemię Zika w Brazylii przewija się szczególnie jedna teoria, jak wirus dotarł do tego kraju. Zgodnie z nią mógł "przyjechać" wraz z kibicami podczas Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w 2014 r., które odbywały się w Brazylii.
Dodatkowo, wirus może się łatwiej rozprzestrzeniać przez globalne ocieplenie. Wszystko przez to, że wirusa przenoszą zainfekowane tropikalne komary. Ta sama odmiana owadów odpowiada też za roznoszenie dengi czy wirusa czikungunji. Teraz walczą z nim Brazylijczycy, ale nie tylko. Sporo o Zika piszą w ostatnim czasie media z USA, bo wirus szybko rozprzestrzenia się po krajach Ameryki Łacińskiej i Środkowej. Ekspert Instytutu Infekcji i Odporności Człowieka przy Uniwersytecie w Teksasie Scott Weaver, z którym rozmawiał serwis Vox, ocenił nawet, że wiosną lub latem Zika pojawi się także w USA - najpewniej na Florydzie lub w Teksasie.
Przyczyna małogłowia?
Właściwie już teraz zanotowano pierwsze przypadki zakażenia, ale póki co u osób, które wcześniej podróżowały na południe. CNN podał przed kilkoma dniami informację o narodzinach na Hawajach dziecka z mikrocefalią, u którego wykryto wirus. Jego matka, będąc jeszcze w ciąży, była w Brazylii.
I to właśnie przez diametralny wzrost przypadków małogłowia u noworodków w Brazylii ten przez dekady ignorowany wirus zaczął budzić coraz większy strach. Jak opisuje "The Washington Post", brazylijskie władze uważają, że to Zika może być odpowiedzialny za poważne wady u dzieci. Dziennik podkreśla jednak, że CDC oraz Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) "nie znalazły jeszcze ostatecznie połączenia między Zika a mikrocefalią". Ale faktycznie odkryto wirus w mózgach dwojga dzieci, które zmarły krótko po porodzie.
CDC wydało więc specjalne rekomendacje dla ciężarnych, które planują podróż w regiony występowania wirusa Zika. Eksperci rządowej agencji uważają, że najlepiej taką wizytę po prostu przełożyć, w innym wypadku można jedynie chronić się przed ugryzieniami komarów. Na razie bowiem nie ma ani szczepionki przeciw wirusowi, ani leku na gorączkę Zika. Na stronach CDC można jedynie przeczytać, że chorym zaleca się wypoczynek, przyjmowanie płynów, a ból można uśmierzyć np. paracetamolem. Odradza się z kolei aspirynę i inne niesteroidowe leki przeciwzapalne, dopóki nie zostanie wykluczone, że przyczyną objawów może być denga - ostrzega amerykańska agencja.
Może się jednak okazać, że wirus Zika jest groźny nie tylko dla ciężarnych i kobiet, które chcą się starać o dziecko. Eksperci sprawdzają bowiem, czy zakażenia nie wiążą się także z innymi chorobami neurologicznymi w tym zespołem Guillaina-Barrégo.
Our best ally against the #Zika virus: a #transgenic mosquito from @Oxitec [link widoczny dla zalogowanych] pic.twitter.com/rRg7qxkd0I
— Manuel Fuertes (@manuel_fuertes_) styczeń 20, 2016
Co z Europą?
Rozprzestrzenianiu się wirusa w Ameryce Południowej i na południowym Pacyfiku nie lekceważy się także w Europie. Ostrzega przed nim Europejskie Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC), ale i rodzimy Sanepid. Eksperci ECDC oceniają, że ryzyko lokalnej transmisji wirusa przez gatunek komarów, który go roznosi, jest w sezonie zimowym w Europie bardzo niskie. Rośnie jednak niebezpieczeństwo, że wirus może pojawić się na Starym Kontynencie wraz z podróżującymi wracającymi z regionów, gdzie panuje pandemia.
ECDC, podobnie jak amerykańskie CDC, w przypadku wirusa Zika stawia na prewencję. Osoby, które jadą do krajów, gdzie zanotowano zakażenia wirusem, powinny po prostu unikać pogryzienia przez komary. Co istotne, chronić należy się szczególnie w dzień, bo to wtedy roznoszące wirusa owady są najgroźniejsze.
...
Trzeba badac.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:18, 24 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Szczecin: technologia 3D pomaga pacjentom z chorobami nerek
Urolodzy ze Szpitala Klinicznego Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie drukują nerki w technologii 3D. Jako pierwsi w Polsce tworzą silikonowe modele organów swoich pacjentów, dzięki którym możliwe jest szczegółowe zaplanowanie operacji.
Trójwymiarowe odwzorowanie w skali 1:1 pozwala dowiedzieć się o chorobie więcej niż z obrazu tomograficznego - mówi doktor Adam Gołąb. - Na wygenerowanej nerce z guzem możemy przeprowadzić próbny zabieg, który następnie powtórzymy podczas prawdziwej operacji na żywym pacjencie - tłumaczy urolog.
REKLAMA
Kolorowe nerki z drukarki 3D służą nie tylko przygotowaniu lekarzy do trudnych zabiegów operacyjnych, ale również studentom do celów edukacyjnych. - Silikonowe narządy pomagają także w komunikacji z pacjentami. To idealna forma do przekazywania informacji o ich chorobie, planowanym leczeniu czy możliwych powikłaniach - podkreśla doktor Gołąb.
Szczecińscy lekarzy zakupili drukarkę 3D za swoje prywatne pieniądze. Ich pracą zainteresowali się chirurdzy naczyniowi, którzy chcieliby wykorzystać trójwymiarowy druk w przygotowaniu do operacji tętniaków.
...
Znakomite.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:03, 26 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
50. rocznica udanego przeszczepienia nerki w Polsce
26 stycznia 2016, 05:25
• Mija pół wieku od pierwszego udanego przeszczepienia nerki w Polsce
• Dokonał tego 26 stycznia 1966 roku zespół lekarzy pod kierunkiem prof. Jana Nielubowicza i Tadeusza Orłowskiego w Warszawie
• Biorczynią była 18-letnia Danusia Milewska
- W sercach osób po przeszczepie szczególne miejsce zajmuje pierwsza pacjentka, która zdecydowała się na pionierską w tamtych czasach operację - mówi Robert Kęder prezes Polskiej Federacji Pacjentów Dialtransplant.
Dyrektor Poltransplantu prof. Roman Danielewicz powiedział, że od czasu pierwszego przeszczepu nastąpił ogromny postęp, jednak w naszym kraju wciąż największym problemem jest brak narządów do przeszczepów. Chodzi zarówno o nastawienie społeczeństwa do transplantologii, jak i stosunek lekarzy do tej formy leczenia.
W ubiegłym tygodniu prezydent Andrzej Duda podpisał oświadczenie woli, w którym wyraził zgodę na pobranie po śmierci narządów do transplantacji. Zaapelował też do Polaków, aby rozważyli taką decyzję.
W ubiegłym roku przeszczepiono w Polsce około 1500 narządów.
...
Wtedy to szczyt nowoczesnosci. Tak niedawno. 1965! Wtedy na nerki sie umieralo nieodwolalnie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:46, 27 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Wirus zika dotarł do Skandynawii
akt. 27 stycznia 2016, 10:14
• Zarażone wirusem matki rodzą dzieci z mikrocefalią
• Lekarze wykryli wirus w Danii i Szwecji
Groźny dla nienarodzonych dzieci wirus dotarł do Skandynawii. Według lekarzy, wirus zika, przenoszony przez jeden z gatunków komarów, może być odpowiedzialny za uszkodzenia płodów. Zarażone wirusem matki rodzą dzieci z mikrocefalią - wadą rozwojową, charakteryzującą się małymi wymiarami mózgoczaszki i w konsekwencji opóźnieniem w rozwoju.
Czytaj też: Naukowcy badają wirusa Zika. To przez niego dzieci rodzą się z małogłowiem?
Do tej pory problem dotyczył przede wszystkim krajów Ameryki Łacińskiej. Teraz o wykryciu obecności wirusa poinformowali lekarze w Szwecji i Danii. W obu przypadkach chodzi o osoby, które wróciły właśnie z Ameryki Łacińskiej.
U młodego Duńczyka, który niedawno wrócił z wycieczki do Brazylii i Meksyku, stwierdzono obecność niebezpiecznego wirusa Zika. Wirus przenoszony jest przez komary i kojarzony ze wzrostem przypadków małogłowia wśród niemowląt w Ameryce Łacińskiej.
- U duńskiego turysty, który podróżował po Ameryce Południowej i Środkowej, zdiagnozowano zakażenie wirusem Zika - poinformował we wtorek późnym wieczorem szpital w Aarhus, drugim co do wielkości duńskim mieście.
W środę profesor Lars Ostergaard powiedział, że mężczyzna w wieku ponad 20 lat miał gorączkę oraz cierpiał na bóle głowy i mięśni. Pacjent wkrótce ma jednak opuścić szpital. Według Ostergaarda ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa w Danii jest niewielkie, gdyż gatunek komara roznoszący wirus Zika nie występuje w kraju.
W ostatnich dniach pojawiły się doniesienia o stwierdzeniu obecności tego wirusa u europejskich turystów, którzy przebywali w Ameryce Południowej; chodzi o trzech Brytyjczyków i 10 Holendrów. Przedstawiciele służby zdrowia przewidują, że w Europie najpewniej będzie coraz więcej takich przypadków, biorąc pod uwagę skalę występowania wirusa w Ameryce Południowej i częstotliwość zagranicznych podróży.
Wirus Zika nie powinien jednak stanowić zagrożenia w zimniejszych krajach. Nie są one wystarczająco ciepłe, by rozmnażały się w nich przenoszące wirusa komary z gatunku Aedes aegypti.
Zika u niektórych zarażonych wywołuje gorączkę i wysypkę. Nie ma na niego szczepionki, można leczyć jedynie objawy. Wirusa wykryto w 1947 roku w Ugandzie i wziął on swą nazwę od lasu w tym kraju. Teraz rozprzestrzenia się głównie w krajach Ameryki Łacińskiej. U 80 proc. ludzi zarażenie przebiega bezobjawowo, co sprawia, że wiele kobiet w ciąży nie wie, czy się zaraziło. Komary Aedes aegypti oprócz Zika przenoszą również dengę i żółtą gorączkę.
U kobiet ciężarnych wirus może przedostać się do płodu, wywołać wady wrodzone, w tym mikrocefalię (małogłowie) i doprowadzić do śmierci dziecka.
Wirus Zika może być przenoszony przez krew, ale był też obecny w spermie. Według ekspertów potrzeba jednak dodatkowych dowodów, by potwierdzić, że jest on przenoszony drogą płciową.
Obecność wirusa stwierdzono ostatnio w ok. 20 krajach, a największe ogniska odnotowano w Brazylii, Kolumbii, Salwadorze, Panamie i Republice Zielonego Przylądka. Najbardziej dotkniętym krajem jest Brazylia, gdzie od października 2015 roku wykryto 3,9 tys. przypadków małogłowia u niemowląt i 49 zgonów niemowląt, które miały wady wrodzone. W pięciu przypadkach potwierdzono obecność wirusa Zika.
Przedstawiciele władz Kolumbii, Ekwadoru, Salwadoru i Jamajki zalecili ostatnio kobietom, by nie zachodziły w ciążę, dopóki nie uda się ustalić dodatkowych informacji na temat wirusa. Władze USA ostrzegają kobiety w ciąży, by unikały krajów, gdzie wykryto wirusa Zika.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ostrzegła w poniedziałek, że wirus Zika prawdopodobnie rozprzestrzeni się na wszystkie kraje obu Ameryk oprócz Kanady i Chile. WHO zaleca, by kobiety, które zamierzają udawać się w rejony, w których roznoszony jest wirus, skonsultowały się z lekarzem przed podróżą i po powrocie do kraju.
IAR,
PAP
...
Sytuacja ciagle sie zmienia. Trzeba monitorowac.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:24, 31 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
HAE – ultra rzadka choroba leczona w Krakowie
W Polsce zarejestrowanych jest 320 osób chorujących na HAE - Shutterstock
Centrum Alergologii Klinicznej i Środowiskowej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie prowadzi szkolenia dla lekarzy z całej Polski w zakresie rozpoznawania i leczenia ultra rzadkiej choroby - Wrodzonego Obrzęku Naczynioruchowego (HAE).
Choroba po raz pierwszy została zdiagnozowana w naszym centrum i tu jest leczona - poinformowała kierownik Centrum Alergologii Klinicznej i Środowiskowej Szpitala Uniwersyteckiego prof. Ewa Czarnobilska.
W Polsce zarejestrowanych jest 320 osób chorujących na Wrodzony Obrzęk Naczynioruchowy (HAE).
Centrum wystąpiło również z wnioskiem o wydzielenie i zorganizowanie specjalnego ośrodka zajmującego się tą chorobą. - Mamy duży problem, ponieważ HAE nie jest chorobą alergiczną i nie ma opracowanych procedur ich wyceniania. W efekcie badania pacjentów z obrzękiem naczynioruchowym zadłużają nasze centrum. Dlatego zależy nam na wydzieleniu specjalnego ośrodka i opracowaniu procedur leczenia tej rzadkiej choroby – powiedziała prof. Ewa Czarnobilska.
Obrzęk naczynioruchowy często mylony jest z alergią. Pacjenci cierpiący na tę chorobę na co dzień funkcjonują niemal zupełnie zwyczajnie - do momentu aż nagle któraś część ich ciała nie zacznie gwałtownie puchnąć. Ponieważ lekarze nie mogą znaleźć przyczyny, a organizm nie reaguje na podawane leki, chory zazwyczaj trafia do alergologa, ale lekarstwa przeciw alergii również nie przynoszą skutku. Dopiero szczegółowa analizy krwi wykazuje brak w niej jednego z białek, co prowadzi do powstawania obrzęków.
- Chory puchnie nagle, kilka razy w miesiącu. Najczęściej są to obrzęki dłoni i stóp, ale również twarzy czy języka, które mogą prowadzić do uczucia duszności. Występuje też obrzęk krtani, który może bezpośrednio zagrażać życiu. Wtedy należy jak najszybciej podać leki, które w razie ataku pacjent może też samodzielnie sobie zaaplikować - mówi prof. Ewa Czarnobilska.
Każdy pacjent zdiagnozowany w Centrum Alergologii Klinicznej i Środowiskowej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie otrzymuje tzw. paszport, w którym jest wpisana choroba i stosowane w niej leki. Przy leczeniu HAE stosowane są trzy leki, każdy z nich kosztuje po kilka tysięcy złotych, ale wszystkie są refundowane.
Do krakowskiego centrum kierowani są chorzy z całego kraju. Powinni oni mieć jednak możliwość otrzymania pomocy blisko miejsca zamieszkania, dlatego w krakowskiej placówce zostali przeszkoleni lekarze z kilku ośrodków w Polsce.
- Kiedy u pacjenta zaczyna się obrzęk, nie dojedzie do nas na czas z drugiego końca Polski. Bardzo często zdarzało się tak, że zdiagnozowani przez nas chorzy mieli przy sobie lekarstwa, ale lekarze, do których trafili, obawiali się im je podać. Dlatego w ramach wolontariatu wyszkoliliśmy lekarzy, którzy się na to zgodzili, i stworzyliśmy sieć ośrodków, w których nasi chorzy mogą otrzymać specjalistyczną pomoc – powiedziała prof. Czarnobilska. - Dlatego zależy nam na wydzieleniu i zarejestrowaniu ośrodka – dodała.
...
Znakomicie!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 11:12, 03 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Wirus zika może przenosić się drogą płciową
3 lutego 2016, 07:20
• Pierwszy przypadek zakażenia wirusem zika drogą płciową
• Do zakażenia doszło w Stanach Zjednoczonych w Teksasie
• Wirus zika przenoszony jest głównie przez komary
• WHO ogłosiła, że zika stwarza zagrożenie międzynarodowe
• Wzrasta liczba przypadków małogłowia w Brazylii, w wyniku zakażenia wirusem zika
Przypadek zakażenia wirusem zika drogą płciową potwierdziło amerykańskie Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom. Do zakażenia doszło w Teksasie. Nosiciel sam nie podróżował do krajów, w których rozprzestrzenia się wirus zika. Został zainfekowany po kontakcie seksualnym z osobą, która przebywała w Wenezueli, gdzie wirus jest obecny.
To pierwszy przypadek zarażenia się tym wirusem na terytorium Stanów Zjednoczonych. Jak sprecyzowano, zarażona osoba nie podróżowała do kraju, gdzie stwierdzono występowanie wirusa, ale odbyła stosunek seksualny z osobą, która wróciła z Wenezueli i tam się nim zaraziła.
Wirus zika jest przenoszony głównie przez komary z rodziny Aedes aegypti, ale naukowcy rozważali możliwość, że wirus jest przekazywany drogą seksualną. Komary Aedes aegypti występują na południu USA, ale dotychczas nie zgłoszono tam przypadku zarażenia się wirusem od ugryzienia tego owada. W 2015 roku udokumentowano w USA 30 przypadków zarażenia; wszystkie osoby zaraziły się przez ugryzienie komara poza granicami USA.
Zika stwarza międzynarodowe zagrożenie
W poniedziałek WHO ogłosiła, że zika stwarza międzynarodowe zagrożenie. Ostatni taki komunikat organizacja wydała w 2014 roku w związku z epidemią eboli, która w krajach Afryki Zachodniej zabiła ponad 11 tys. osób. WHO szacuje, że w przyszłym roku na świecie może być ok. 4 mln osób zarażonych wirusem zika na kontynentach amerykańskich, nie wydała jednak zaleceń w sprawie ograniczenia podróży czy wymiany handlowej.
Jak podkreśla szefowa WHO Margaret Chan, "potrzebna jest skoordynowana międzynarodowa odpowiedź", by zmniejszyć zagrożenie w dotkniętych krajach oraz zmniejszyć ryzyko w innych częściach świata. Najważniejsza ma być ochrona kobiet w ciąży i ich dzieci przed ugryzieniem przez tropikalne komary. Przyspieszone mają być też prace nad szczepionkami i lekami oraz nad tępieniem komarów.
Dwa lata temu WHO podobny status nadała epidemii eboli w Afryce. Organizację krytykowano wtedy, że zrobiła to za późno.
Wzrosła liczba powiązanych z ziką przypadków małogłowia w Brazylii
W Brazylii liczba powiązanych z wirusem zika podejrzewanych i potwierdzonych przypadków małogłowia u noworodków wyniosła pod koniec stycznia ponad 4000, czyli o około 350 przypadków więcej niż tydzień wcześniej - poinformowało ministerstwo zdrowia tego kraju.
Według stanu na 30 stycznia takich przypadków było 4074, a tydzień wcześniej - 3718. Spośród 4783 zgłoszonych od października 2015 roku podejrzeń małogłowia (mikrocefalii) badania pozwoliły wykluczyć 709 przypadków - przekazał resort zdrowia we wtorek czasu miejscowego. Osiem na 10 przypadków małogłowia stwierdzono w biednej, północno-wschodniej części kraju, gdzie Zikę odkryto po raz pierwszy w maju ubiegłego roku. Jedna trzecia potwierdzonych zarażeń przypadła na stan Pernambuco.
Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) na razie nie ma dowodów potwierdzających zależność między wzrostem liczby przypadków mikrocefalii a wirusem zika, a zweryfikowanie takiego związku może potrwać od sześciu do dziewięciu miesięcy.
Wcześniej we wtorek prezydent Brazylii Dilma Rousseff zapowiedziała, że brazylijscy i amerykańscy naukowcy będą wspólnie pracować nad jak najszybszym wynalezieniem szczepionki, by powstrzymać rozprzestrzenianie się niebezpiecznego wirusa, dotychczas stwierdzonego w 28 krajach obu kontynentów amerykańskich.
WHO wyraziła obawę, że zika może rozprzestrzenić się także na Afrykę i Azję. Zdaniem organizacji jednym z głównych problemów jest brak niezawodnych testów, które pozwalałyby stwierdzić, czy ktoś jest zarażony. Niepewne wskazania tłumaczą niedokładne szacunki władz w Brazylii, które mówią o 500 tys. do 1,5 mln ludzi zarażonych ziką. U 80 proc. osób zarażenie przebiega bezobjawowo lub objawia się tylko lekką gorączką, bólem głowy i stawów czy zaczerwienieniem skóry.
Wirus zika jest znany od 1947 roku, gdy został odkryty w Ugandzie, ale jeszcze do zeszłego roku uważano, że nie ma poważnych skutków dla zdrowia. Naukowcy podejrzewają, że zika jest powiązany ze wzrostem przypadków mikrocefalii u noworodków oraz z występowaniem rzadkiego schorzenia znanego jako zespół Guillaina i Barrego, który u osób z osłabionym układem odpornościowym może wywoływać paraliż, a w skrajnych przypadkach śmierć. Na zikę nie wynaleziono dotąd szczepionki. U kobiet ciężarnych wirus może przedostać się do płodu, wywołać wady wrodzone (np. mikrocefalię) i doprowadzić do śmierci dziecka.
PAP
...
Ciagle nowe wirusy...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:44, 03 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Katowice: pacjentowi po całkowitym przeszczepie twarzy odbudowano uzębienie
Paweł Pawlik
Dziennikarz Onetu
Grzegorz Galasiński na wizycie fot. Prodenta (2) - Materiały prasowe
Grzegorz Galasiński, 35-latek, któremu w 2013 roku przeszczepiono twarz, przeszedł kolejny pionierski zabieg. Tym razem specjaliści wszczepili pacjentowi implanty zębowe w szczęce pobranej od zmarłego dawcy. To pierwszy tego typu zabieg na świecie. Choć wykonano go w maju 2014, dopiero teraz lekarze mogą mówić o pełnym sukcesie.
Grzegorz Galasiński z Dolnego Śląska, wiosną 2013 roku uległ na budowie ciężkiemu wypadkowi. Większą część twarzy mężczyzny amputowała maszyna do cięcia kostki brukowej. Mężczyzna wymagał natychmiastowej interwencji chirurga. Pierwszego na świecie przeszczepu twarzy dla ratowania życia pacjentowi i jednocześnie pierwszej takiej operacji w Polsce dokonał w maju 2013 roku zespół prof. Adama Maciejewskiego z gliwickiego Centrum Onkologii. Pionierska operacja okazała się sukcesem i dawała nadzieję panu Grzegorzowi na powrót do zdrowia.
REKLAMA
Był to jednak dopiero początek drogi. Po przeszczepie twarzy przyszły następne operacje, w tym będąca medycznym wyzwaniem rekonstrukcja uzębienia. Zabieg o tyle ryzykowny, że nigdy wcześniej nie wykonywany w szczęce przeszczepionej od dawcy, a do tego w żuchwie zespolonej aż z 10 kawałków.
Zadania podjął się zespół specjalistów: dr Bartosz Nowak i dr Maciej Nowiński z Prodenta Clinic w Katowicach, we współpracy z dr Krzysztofem Gronkiewiczem i technikiem Arturem Nitkiewiczem. Zabieg przeprowadzono pod koniec maja 2014 roku w Centrum Onkologii w Gliwicach, ponad rok po przeszczepie twarzy i zaraz po kolejnym zabiegu rekonstrukcyjnym, wykonanym przez zespół prof. Adama Maciejewskiego. Jednak dopiero teraz, ponad 1,5 roku od zabiegu, specjaliści mogą mówić o pełnym sukcesie. Istniało bowiem ryzyko, że implanty się nie przyjmą.
– Możemy już odetchnąć z ulgą. Wszczepione implanty zrosły się z przeszczepioną szczęką i zrekonstruowaną żuchwą, a pacjent od kilku tygodni ma nowe zęby. Na ten efekt czekaliśmy dość długo. Istniało bowiem ryzyko, że organizm odrzuci tytanowe śruby i nie zrosną się one z kością. Ponadto cały czas musieliśmy monitorować stan pacjenta pod kątem potencjalnych infekcji – mówi dr Maciej Nowiński, specjalista chirurgii szczękowo-twarzowej z Prodenta Clinic.
Jak wskazują specjaliści, nikt wcześniej na świecie nie podjął się próby wszczepienia implantów, a następnie wykonania odbudowy protetycznej na uprzednio przeszczepionej szczęce, pobranej od zmarłego dawcy, do tego u pacjenta z wyłączonym układem odpornościowym. – Takiego przypadku nie było w żadnej fachowej literaturze. To było jak lot na Marsa, trzeba było wszystko zaplanować od podstaw – podkreśla dr Nowiński.
Rekonstrukcja trwała 1,5 godziny. W tym czasie dentyści musieli wszczepić aż 12 tytanowych implantów, po sześć w zespoloną żuchwę i w przeszczepioną szczękę. W tym celu użyli sprowadzonych z USA implantów Biomet 3i, które mają specjalną powłokę osseointegracyjną, która przyspiesza proces zrastania się tytanu z kością.
Okres gojenia się i zrastania po zabiegu trwał rok, choć zwykle jest to ok. 6 miesięcy. Dopiero po tym czasie odsłonięto implanty. Wtedy do pracy przystąpili protetycy. – Z racji tego, że tradycyjne korony i mosty okazały się za dużym obciążeniem dla pacjenta, wykonano dwie protezy zamocowane na specjalnych belkach. Stworzyło je centrum frezowania w Walencji, jedno z najlepszych na świecie – mówi dr Krzysztof Gronkiewicz, specjalista protetyk.
Dziś, po ponad 1,5 roku od pierwszego zabiegu stomatologicznego można mówić o pełnym sukcesie. Pan Grzegorz może wyraźniej mówić, jeść i uśmiechać się.
...
Pieknie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 12:33, 10 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Komórki macierzyste pomogą w regeneracji mięśni nóg
9 lutego 2016, 07:15
Komórki macierzyste, uczestniczące w tworzeniu różnych tkanek organizmu, mogą pomóc w leczeniu rozmaitych dolegliwości. Naukowcy z UW chcą wykorzystać je do regeneracji uszkodzonych mięśni nóg. U jednego pacjenta proces regeneracji mógłby potrwać około miesiąca - mówi dr Edyta Brzóska-Wójtowicz.
Komórki macierzyste to najbardziej podstawowe, pierwotne komórki organizmu, które biorą udział w tworzeniu różnych innych tkanek. Mają zdolność do nieskończonej liczby podziałów. Każda komórka macierzysta tworzy wtedy kolejne komórki macierzyste. Mogą one też przekształcać się w komórki innego rodzaju: od komórek skóry, po komórki wątroby czy mózgu. Dzięki temu z komórek macierzystych można hodować inne wyspecjalizowane komórki i zastąpić nimi chore narządy czy tkanki. Istnieje wiele typów komórek macierzystych, które różnią się między sobą np. właśnie zdolnością do tworzenia innych tkanek czyli różnicowania się w komórki innych typów.
Takie komórki można znaleźć praktycznie w całym organizmie, choć najwięcej znajduje się ich w szpiku kostnym, krwi oraz tkance tłuszczowej czy mięśniowej. Bardzo dobrym ich źródłem jest też tzw. krew pępowinowa.
Obecnie naukowcy na całym świecie szukają możliwości wykorzystania komórek macierzystych w medycynie. Jedną z metod jest przeszczepianie pacjentowi jego własnych, wyizolowanych komórek macierzystych. To sytuacja idealna, w której nie istnieje ryzyko odrzucenia przeszczepu organu lub komórek macierzystych od innego dawcy.
Badania nad wykorzystaniem komórek macierzystych w terapii prowadzone są także w Polsce. W Zakładzie Cytologii Wydziału Biologii na Uniwersytecie Warszawskim tą tematyką zajmuje się dr Edyta Brzóska-Wójtowicz, laureatka programu L'Or,al Polska Dla Kobiet i Nauki. Współpracuje ona z zespołem naukowców, którzy badają możliwość regeneracji mięśni szkieletowych przy wykorzystaniu niemięśniowych komórek macierzystych.
- Mówiąc najprościej próbujemy skłonić własne komórki macierzyste pacjenta, który ma uszkodzone mięśnie szkieletowe, do udziału w regeneracji jego włókien mięśniowych - mówi dr Edyta Brzóska-Wójtowicz.
W każdym zdrowym mięśniu szkieletowym znajduje się pewna pula komórek macierzystych. W chwili, gdy tkanka mięśniowa zostanie uszkodzona, komórki te aktywują się do działania. Najpierw dokonują przemiany w komórkę mięśniową, a potem łączą się ze sobą, aby odtworzyć całe włókno mięśniowe. "Proces ten może jednak zostać zaburzony w wyniku większych urazów mechanicznych, procesu starzenia się organizmu lub takich chorób jak: cukrzyca, nowotwór i różne miopatie, czyli choroby, w których włókna mięśniowe z różnych powodów nie funkcjonują prawidłowo, co objawia się osłabieniem mięśni" - opisuje dr Brzóska-Wójtowicz. - Wtedy trzeba zmobilizować komórki z innych partii organizmu, aby zregenerowały uszkodzony mięsień - dodaje.
Naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego do regeneracji mięśni szkieletowych znajdujących się w nogach pacjentów chcą wykorzystać komórki macierzyste ze szpiku kostnego lub tanki tłuszczowej. Obecnie sprawdzają skuteczność obydwu rodzajów komórek.
W procesie regeneracji pomogą cytokiny, czyli specjalne białka, którymi naukowcy ostrzykują uszkodzone fragmenty tkanki mięśniowej. Na komórkach macierzystych znajdują się specjalne białka, które - jeżeli zwiążą się z podawanymi cytokinami- pomogą zasiedlić uszkodzone miejsca komórkami macierzystymi. - Ten mechanizm naturalnie występuje podczas regeneracji tkanek, a my chcemy aby był bardziej efektywny w wypadku zaburzeń tej regeneracji - zaznacza w rozmowie z PAP dr Brzóska-Wójtowicz.
Badania dr Edyty Brzóski-Wójtowicz to nadzieja m.in. dla ofiar wypadków, w których doszło do uszkodzenia mięśni. - U myszy takie uszkodzone tkanki leczone komórkami macierzystymi regenerują się po 14 dniach. U ludzi potrwa to oczywiście dłużej i będzie zależało od wielkości uszkodzenia. Mówiąc ogólnie proces regeneracji mięśni mógłby potrwać około miesiąca - opisuje rozmówczyni PAP.
Szybkość regeneracji tkanki zależy w dużej mierze od tego w jakiej jesteśmy kondycji, jak działa nasz układ odpornościowy, na co chorujemy. Zdolności regeneracji zmniejszają się też z wiekiem. - Nasze badania prowadzimy od kilkunastu lat. Teraz realizujemy projekty, które mają na celu już wdrożenie wyników badań. Szacując bardzo optymistycznie wdrożenie całej metody mogłoby nastąpić za 10-20 lat - zastrzega rozmówczyni PAP.
PAP
...
Ciekawe badania....
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|