Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:16, 21 Sty 2010 Temat postu: Lichwy nie ma, są tylko kosmiczne odsetki |
|
|
Agora nieustannie opiewa wielkie sukcesy okraglostolowcow z Baalem ,Kornasiewicz Lewandowskim itp na czele ktorzy z takim sukcesem ,,sprywatyzowali'' banki:
Mimo ustawy antylichwiarskiej oprocentowanie kredytów ratalnych i gotówkowych sięga u nas prawie 70 procent - alarmuje "Metro".
Urzędnicy, którzy mogliby to zmienić, odpowiadają, że byłaby to zbyt duża ingerencja w działalność banków. Problem jest poważny, bo wartość towarów kupionych na raty wynosi obecnie prawie 15 miliardów złotych. Równie drogie jak kredyty ratalne są pożyczki gotówkowe. Z danych Expandera wynika, że w większości polskich banków rzeczywiste oprocentowanie rocznego kredytu na 3 tys. zł przekracza 30 proc., np. w BOŚ, Banku Pocztowym i BPH wynosi 40 proc., w Eurobanku czy BNP Paribas Fortis - nawet 57 proc., a w Getin Banku przekracza 60 proc.
"Metro" zapytało więc Komisję Nadzoru Finansowego, która nadzoruje funkcjonowanie banków w Polsce, o to, jak wysoko mogą być oprocentowane kredyty.
- W Polsce istnieje zakaz lichwy, który określa maksymalne nominalne oprocentowanie kredytów. Nie może ono przekraczać czterokrotności stopy lombardowej ustalanej przez NBP, czyli aktualnie 20 proc. - tłumaczy Marta Chmielewska-Racławska z KNF.
I przyznaje, że banki stosują się do tego wymogu, ale na dodatkowe opłaty, prowizje czy ubezpieczenia, które często kilkakrotnie zwiększają rzeczywisty koszt kredytów, KNF nie ma wpływu. A to oznacza, że wprowadzona kilka lat temu ustawa antylichwiarska jest martwa - konstatuje gazeta.
>>>>
Caly kraj jest martwy...
Zeby okreslony element mogl byc przy zlobie trzeba bylo kraj zamordowac zwyczajem bolszewickim bo zwywy i zdrowy kraj by odrzucil chorobe:
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:30, 24 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Banki nie przesyłają informacji o spłaconych kredytach
Banki nie przesyłają na czas informacji o spłaconych kredytach do BIK - Biura Informacji Kredytowej. Do Generalnego Inspektora Ochrony danych Osobowych napływa coraz więcej skarg od klientów, którzy nie mogą wziąć kolejnej pożyczki lub dokonać zakupu na raty, bo figurują w BIK jako dłużnicy.
Generalny Inspektor Ochrony danych Osobowych Wojciech Rafał Wiewiórowski powiedział, że prawo dobrze reguluje te kwestie, ale nie jest przestrzegane.
Jak zaznacza GIODO - problem dotyczy nie tylko dużych banków, ale także niewielkich instytucji finansowych. Wojciech Rafał Wiewiórowski powiedział, ze Biuro Informacji Kredytowej w ostatnim czasie dołożyło ogromnych starań, aby poprawić jakość wpisów i znacznie udoskonaliło sposób przechowywania w przetwarzania danych dotyczących klientów.
Natomiast zastrzeżenia dotyczą przede wszystkim działań sektora bankowego w tej kwestii.
>>>>
Banksterzy . Typowy przyklad !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:56, 07 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Legalna lichwa
Ustawa o kredycie konsumenckim sprawiła, ze lichwa stała się w Polsce całkowicie legalna. Jeżeli tylko firma się do tego przyzna, państwo pozwoli jej działać.
Efektem globalnego kryzysu finansowego jest m.in. to, że sektor bankowy objęto w wielu krajach ściślejszą kontrolą. Ale jak widzimy np. po polskim podwórku, nie jest ona do końca skuteczna. Kryzys finansowy oraz tzw. Rekomendacja T wydatnie utrudniły dostęp do bankowej pożyczki. Sprawia to, że wiele osób nie ma większego wyboru i musi korzystać z usług instytucji parabankowych, w których dużo łatwiej o pieniądze. To, że taka usługa jest na ogół droższa niż pożyczka z banku, nie ma w przypadku nagłej potrzeby większego znaczenia. Podobnie jest z depozytami – wciąż wiele osób woli zaryzykować (przykład Amber Gold) niż zarobić mniej na pewniejszej lokacie w banku. Tymczasem tylko w drugim kwartale br. oszczędności Polaków wzrosły o 10 miliardów złotych i przekroczyły barierę 1 biliona złotych. Jeśli odejmiemy od tego środki otwartych funduszy emerytalnych (które trafią do nas dopiero po przejściu na emeryturę), odłożone mamy 761 miliardów złotych. Największą pulę stanowią depozyty bankowe (ok. 497 mld zł). Jest zatem o co kruszyć kopie. Przykładów tego, jak rożni „cudotwórcy” chcą dobrać się nam do portfela, nie brakuje.
Finroyal jak Amber Gold
Po głośnym upadku Amber Gold depozytariusze powinni być dużo ostrożniejsi. I większość zapewne dwa razy się zastanowi, komu powierzy swoje pieniądze. Ale wciąż jeszcze nie wszyscy. Bo na lep ogłoszeń o odsetkach znacznie wyższych niż w banku (czasem nawet wypłacanych z gory) i ucieczce przed podatkiem Belki wciąż łapie się wielu – na przykład klienci firmy Finroyal, ktora (wszystko na to wskazuje) jest kolejną piramidą finansową.
Szef Finroyal i właściciel FRL Capital Limited Andrzej K. oskarżony jest w dwóch procesach: w Poznaniu i Szczecinie – czyli klasyczna powtórka z Marcina P. Andrzej K. miał dopuścić się oszustw w firmach Finance Group Polska (ponad tysiąc poszkodowanych klientów na kwotę ok. 500 tys. złotych) i Karls & Swenson. Z Finroyal jest jeszcze gorzej – klienci zaczynają mieć problemy z wypłaceniem swoich pieniędzy (chodzi o 1,5 miliarda zł od kilkunastu tysięcy osób – stan na początek września br.). I najprawdopodobniej ich już nie zobaczą. Idźmy dalej.
Flexworld i afrykańskie złoto
Flexworld pojawił się w Polsce w 2008 roku (niby jako partner potężnej instytucji o kapitale zakładowym 300 milionów dolarów). Firmą od pewnego czasu interesuje się polska i niemiecka policja, bo Flexworld zdążył oszukać kilka tysięcy osób w Polsce i Niemczech na przynajmniej kilkanaście milionów euro. Spółka oferowała pośrednictwo w uzyskaniu atrakcyjnych pożyczek bez żadnych zaświadczeń i nabyciu imiennych akcji Flexworld Inc., inwestującego w bezpieczne fundusze oraz projekty w postaci kopalni złota i diamentów w Afryce czy kurortów turystycznych na Karaibach (na Dominikanie). Dzięki dźwigni finansowej spółka kusiła 60-procentową dywidendą. Dla uwiarygodnienia swoich intencji podawano, że nad wszelkimi transakcjami czuwa kancelaria prawna i notariusz – przypomina skarbiec.pl. Tylko w Polsce w ten sposób oszukano ok. 2 tys. naiwnych, którzy wpłacali od dwóch do kilkuset tysięcy euro. Szefem tego biznesu jest niejaki Gordon Bartosik- -Schmidt (obywatel Niemiec mający polską żonę).
Pożyczkowa lichwa
Powszechnie znany Provident należy do notowanej na londyńskiej giełdzie międzynarodowej grupy finansowej International Personal Finance i działa na pięciu rynkach Europy: w Polsce, Czechach, Słowacji, Rumunii i na Węgrzech. Był pierwszą firmą oferującą pożyczki udzielane w domu klienta w tym rejonie Europy. Na swoich stronach internetowych spółka napisała, że jej celem jest dostarczanie prostych, rzetelnych i dostępnych produktów finansowych. Ale czy rzeczywiście tak było i jest? Niezupełnie. Provident bazuje na braku zdolności kredytowej osób potrzebujących pożyczki i udziela jej na bardzo wysoki procent. Jeśli uznamy za parabanki również firmy pożyczkowe, to Provident byłby największą z nich (działa od 15 lat na polskim rynku, miał ok. 3,5 miliona klientów). Pieniądze pożycza w ponad 80 oddziałach w kraju – bez udokumentowanego dochodu można pożyczyć od 300 do 5 tysięcy zł.
Alicja Kopeć, dyrektor działu prawnego Providenta, uważa, że istotne jest wprowadzenie czytelnego podziału między parabankami a firmami pożyczkowymi, które działają legalnie, nie gromadząc depozytów i zawierając zgodne z prawem umowy ze swoimi klientami. (...) Przedstawicielka Providenta ma rację. Od strony prawnej wszystko jest jak najbardziej legalnie. Niestety wygląda na to, że polskie prawo zalegalizowało lichwę.
Popularna Encyklopedia Powszechna
wydana w Warszawie w 2002 roku podaje: „lichwa – przestępstwo uregulowane według kodeksu karnego, polegające na wyzyskiwaniu przymusowego położenia innej osoby przez zawarcie umowy nakładającej na tę osobę obowiązek świadczenia rażąco niewspółmiernego w porównaniu ze świadczeniem wzajemnym”. O ile w Polsce od momentu wprowadzenia ustawy o kredycie konsumenckim nie jest to przestępstwo, o tyle reszta definicji zgadza się. Provident wyzyskuje to, że wielu Polaków nie może wziąć kredytu w banku, bo nie spłacają już zaciągniętych zobowiązań. Nakłada też na nich świadczenia rażąco odbiegające od standardu rynkowego. Jako przykład niech posłuży pożyczka 5 tys. zł na 19 miesięcy. Osoba decydująca się na kredyt w Providencie zapłaci co tydzień 120 zł, co daje miesięcznie 480 zł. Po 90 tygodniach odda Providentowi 10 tys. 800 zł. Do porównania wybrałem Bank Pocztowy. W porownywarce kredytowej nie miał najkorzystniejszej oferty, ale podobnie jak Provident proponuje klientom bardzo łatwy dostęp do swoich punktów. Miesięczna rata wynosi 300 zł, więc po 19 miesiącach (90 tygodniach) oddamy bankowi 5 tys. 700 zł. Jak z tego wynika, w banku można wziąć kredyt oprocentowany w skali 19 miesięcy na poziomie 14 proc., podczas gdy Provident pobiera za ten sam okres 116 proc. Jest więc to oferta spełniająca słownikową definicję lichwy – dla osoby w przymusowym położeniu i „nakładająca na tę osobę obowiązek świadczenia rażąco niewspółmiernego w porównaniu ze świadczeniem wzajemnym”. W Polsce obowiązuje wprawdzie ustawa antylichwiarska określająca maksymalną wysokość oprocentowania kredytu, ale tylko oprocentowania, a to nie jedyny koszt, jakim firmy pożyczkowe obciążają pożyczającego. Provident każe sobie płacić dodatkowo za przygotowanie oferty, zabezpieczenie i obsługę domową. Dzięki temu oferta Providenta jest zgodna z prawem. Oprocentowanie jest zgodne z ustawą antylichwiarską, ubezpieczenie i marża są zgodnie z ustawą o kredycie konsumenckim wliczane w RRSO i dodatkowo jest wyszczególniona opłata domowa. Ukazuje się tu cała istota polskiego prawodawstwa w zakresie kredytów. Brzmi ono mniej więcej tak...
Róbcie, co chcecie, byle byście wszystko opisali
Rząd i UOKiK zachowują się jak strażnicy status quo nie wnikający, czy działania lichwiarskie są społecznie dobre czy złe, a jedynie czy są zgodne z prawem. Tak właśnie można odczytać odpowiedź na interpelację posła Dariusza Seligi w sprawie Providenta, którą przygotował Mirosław Sekuła, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów. Pisze on po prostu, że wszystko jest zgodne z prawem, chociaż korzystanie z takich ofert powoduje popadanie w spiralę zadłużenia (pełna odpowiedź na stronie [link widoczny dla zalogowanych] xsp?key=59DE4E15).
W podobnym duchu odpowiedział na pytania „Gazety Bankowej” UOKiK: „W ciągu ostatnich dwóch lat wpłynęło do nas kilka skarg dot. Provident. Dotyczyły kosztów pożyczki – pisze Agnieszka Majchrzak, starszy specjalista w Biurze Prasowym Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. – Klienci skarżyli się na opłaty około kredytowe - opłatę za pobieranie pożyczki w domu, ubezpieczenie, które zdaniem pożyczkobiorców są za wysokie. Obowiązująca ustawa o kredycie konsumenckim nie określa max kosztu kredytu – jej przepisy pozwalają jedynie określić całkowity koszt kredytu (wzór rrso). Rzeczywista roczna stopa oprocentowania (RRSO) to oficjalne, wymagane przepisami, wyliczenie służące konsumentowi do porównania kosztów kredytów oferowanych przez rożne instytucje finansowe. Do RRSO nie mają zastosowania żadne ograniczenia, dlatego może znacznie przekraczać odsetki nominalne (np. RRSO może wynieść 1000 proc.). Uwzględnia się w nim nie tylko oprocentowanie pożyczanych pieniędzy, lecz także część pozostałych kosztów kredytu (w tym prowizje). Nierzadko bowiem zdarza się tak, że mimo niższego nominalnego oprocentowania rzeczywiste koszty kredytu są wyższe niż w ofercie konkurencyjnej instytucji finansowej.
Oprocentowanie (4-krotność wysokości stopy kredytu lombardowego NBP) jest więc jedynie elementem RRSO (…). Stara ustawa przewidywała ograniczenie wysokości pobieranych opłat i prowizji. Zgodnie z art. 7a starej ustawy łączna kwota wszystkich opłat, prowizji oraz innych kosztów związanych z zawarciem umowy (np. opłaty przygotowawczej) nie mogła przekraczać 5 proc. kwoty udzielonego kredytu. Górny limit opłat nie odnosił się jednak do niektórych znaczących wydatków związanych z kredytem konsumenckim – chodziło m.in. o koszty ubezpieczenia kredytu oraz koszty stanowienia zabezpieczeń jego spłaty. Kosztów tych nie uwzględniało się przy obliczaniu pięcioprocentowego górnego limitu opłat i prowizji, dlatego w praktyce poziom 5 proc. był omijany – stąd zmiana w nowej ustawie dot. zniesienia tego poziomu i wprowadzenie formularza informacyjnego”. Z tej odpowiedzi wynika, że ponieważ poprzednia ustawa była niedoskonała i firmy pożyczkowe wyłączały część kosztów z oprocentowania, ustawodawca postanowił w ogóle zwolnić się z obowiązku zapobiegania lichwie. Ogłosił, że koszty można wymyślać dowolnie, byleby informować o nich. W ten sposób mamy w Polsce legalną lichwę.
Leszek Sadkowski, Maciej Goniszewski
<<<<
Tak lichwy u nas niet . Jak u radzieckich ... Oczywiscie najlepszym sposobem na lichwe nie sa przepisy tylko duza ilosc bankow zwalaszcza spoldzielczych czy lokalnych ... Tam sa najnizsze odsetki ... Ale oczywiscie nie ma idealow . Zawsze znajada sie ludzie nieodpowiedzialni ktorzy chca zyc na kredyt nawet gdy trzeba pozyczac od mafii na 100 % miesiecznie . Widocznie muisza czuc adrenaline . Czlowiek madry stosuje po prostu zasady Ewangelii . DO SZCZESCIA NIE TRZEBA WIELE . Tu wzorem jest Maryja - najszczesliwasza ze wszystkich a w jakich warunkach On mieszkala ? kazdy moze obejrzec ,,domek'' swietej rodziny jaki jest malutki w Italii . I BYLA SZCZESLIWA ! Zadnych palacow zadnych kredytow ... OTO WZOR !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:38, 11 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
98-latka skompromitowała bank, wysłała niesamowity list
98-letnia kobieta z Wielkiej Brytanii napisała do swojego banku list, w którym w ironiczny sposób wyraziła opinię na temat jego działalności. Zawarła w nim wiele opinii, które podzielają chyba wszyscy korzystający z bankowych usług.
Dyrektor placówki, nie mogąc uwierzyć w treść wiadomości, opublikował ją w "The Times". A list staruszki natychmiast stał się hitem internetu, zyskując ogromną popularność i wywołując dyskusję na temat działalności banków. 98-latka napisała bowiem tak:
Szanowni Państwo,
Piszę aby podziękować za niezrealizowanie mojego czeku, którym zamierzałam zapłacić mojemu hydraulikowi w zeszłym miesiącu.
Z moich kalkulacji wynika, że 3 nanosekundy musiały dzielić moment otrzymania przez was mojego czeku do momentu wpłynięcia pieniędzy na moje konto, które miały go pokryć. Odwołuję się tutaj do zlecenia automatycznego przelewu, który otrzymuję - przyznam szczerze - od 38 lat.
Jestem pełna uznania dla was, za stworzenie debetu na moim koncie w wysokości 30 funtów jako kary za kłopoty spowodowane przez wasz bank.
Moja wdzięczność sprawiła, że jeszcze raz przemyślałam sobie sposób zarządzania moimi finansami. Zauważyłam, że muszę osobiście odbierać wszystkie listy i telefony od was, ale ilekroć ja próbuję się skontaktować z wami, czeka mnie żmudna konfrontacja z bezosobową, automatyczną, pozbawioną emocji jednostką, którą stał się wasz bank. Od teraz to ja, podobnie jak wy, chcę współpracować wyłącznie z osobami z krwi i kości. Raty za moją hipotekę i pożyczki nie będą już dłużej płacone z automatycznego przelewu - będę przynosić je do waszego banku w formie czeku, zaadresowane imiennie z zachowaniem poufności do pracownika banku, którego wy wybierzecie. Musicie to zrobić, gdyż zgodnie z prawem pocztowym otworzenie koperty przez osobę nieautoryzowaną jest przestępstwem.
Do niniejszej wiadomości załączam aplikację do kontaktu ze mną, którą musi wypełnić wasz pracownik chcący do mnie zadzwonić. Przykro mi, że zawiera ona aż 8 stron, ale muszę wiedzieć o nim przynajmniej tyle, ile bank wie o mnie.
Koniecznie zwróćcie uwagę, że wszystkie kopie jego historii medycznej muszą być podpisane przez adwokata. Tak samo informacje o jego sytuacji finansowej muszą być (przychody, wydatki, aktywa, pasywa) odpowiednio udokumentowane. Wasz pracownik będzie zobligowany do posiadania numeru PIN, który będzie musiał podawać podczas rozmów ze mną. Naprawdę żałuję, że nie może mieć mniej niż 28 cyfr, ale, ponownie, wzoruję się tutaj na liczbie naciśnięć przycisków wymaganej do dostępu do moich usług bankowych przez telefon. Jak mówią, naśladownictwo jest najszczerszą formą pochlebstwa.
Pozwólcie mi jednak wyrównać szanse jeszcze bardziej. Kiedy będziecie do mnie dzwonić, musicie wybrać odpowiedni numer:
1. Umówienie się na spotkanie
2. Zaległe płatności
3. Przekierowanie połączenia do mojego salonu, jeżeli akurat tam będę
4. Przekierowanie połączenia do mojej sypialni, jeżeli akurat będę spała
5. Przekierowanie połączenia do WC, gdybym akurat oddawała się naturze
6. Przekierowanie połączenia na mój telefon komórkowy, gdyby nie było mnie w domu
7. Pozostawienie wiadomości na moim komputerze (wymaga hasła dostępu, które przekażę podczas autoryzacji kontaktu)
8. Powrót do menu głównego i ponowne odsłuchanie opcji 1-8
9. Ogólne skargi i pytania, które zostaną nagrane na pocztę głosową.
Przy okazji możecie sobie posłuchać relaksującej muzyki, która będzie grała podczas trwania połączenia.
Niestety, ale - ponownie was naśladując - muszę pobierać od was opłaty, związane z pokryciem nowej funkcjonalności zintegrowanej w moim telefonie.
Życzę Szczęśliwego, nawet jeżeli z mniejszymi zyskami, Nowego Roku.
Wasz Klient.
Pojawiają się głosy, że list może nie być prawdziwy i jest to jedynie próba skompromitowania placówki. Nie zmienia to jednak faktu, że ktoś, kto zdobył się na tego typu żart, w bardzo przejrzysty sposób przedstawił wszelkie zarzuty, jakie na co dzień mają do swoich banków ich klienci.
>>>
No tak banksterzy ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:39, 20 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Bankowca upadek z wysoka
Przyzwyczaili się do kosmicznych zarobków, eleganckich strojów, drogich domów, restauracji i luksusowych podróży. Aż nagle słyszą, że już nie są potrzebni. Jak radzą sobie na bezrobociu niegdyś odnoszący sukcesy finansiści?
Transakcje za miliardy zawierają, jakby w grę wchodziły dziesięciofuntowe banknoty. Jeżdżą taksówkami, nie metrem i nie wybierają restauracji pod kątem przystępności cen. Jeśli coś im się spodoba, po prostu to kupują. Jeśli mają problem, płacą komuś, by go rozwiązał. A jakie to uczucie, stracić to wszystko w jednej chwili? Kiedy firmowa przepustka przestaje nagle działać i ochrona odprowadza cię do działu kadr, gdzie jesteś proszony o opuszczenie budynku bez uporządkowania biurka?
Od recesji z 2008 roku taki los spotkał 132 tysiące pracowników sektora finansowego. I spotyka dalej. W zeszłym roku Barclays ogłosił likwidację 3700 miejsc pracy. W ostatnim kwartale zeszłego roku w City ubyło ok. 25 tys. posad, a w tym kwartale spodziewanych jest 18 tys. zwolnień. Niektórzy mówią o rzezi w branży. A co z jej ofiarami?
- Nie było żadnego ostrzeżenia, żadnej złej opinii, żadnych oznak rozczarowania moimi wynikami, żadnego poczucia kryzysu w firmie - mówi Luke Morley, Amerykanin, który przeprowadził się do Londynu w 2011 roku, by pomóc zakładać fundusz hedgingowy. Zwolniono go we wrześniu. - Było krótkie: “Proszę opuścić biuro" i tyle. Żadnej odprawy, żadnych rekomendacji. Nie wolno mi było nawet zabrać rzeczy z biurka. Byłem w szoku.
Teraz żyje z oszczędności, ale te nie starczą mu na długo. Próbuje znaleźć inną pracę w finansach, jak dotąd bez skutku. - Siedzę w nowym kraju, w nowym mieście, bez pracy, bez rekomendacji i bez pieniędzy. Nie miałem pojęcia, jak drogi jest Londyn. To nie jest łatwe miasto. Ludzie są chłodniejsi niż się spodziewałem. (…)
Jamiego Troughtona, innego pracownika funduszu hedgingowego, zwolniono w 2011 roku. Jest po pięćdziesiątce i akceptuje, że dla mężczyzny w jego wieku nie ma pracy. Ale po 30 latach w finansach nie wie, co robić dalej. Dostał roczną odprawę i ma spore oszczędności. - Ale przez jakiś czas nie obniżałem standardu życia, ponieważ trochę straciłem kontrolę i poczucie celu. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że oszczędności topnieją. Większość wydatków jest stała, jak czesne za szkołę i ubezpieczenie. Przestałem jeździć taksówkami i przykręciłem ogrzewanie.
Lekarz Jamiego niedawno zdiagnozował u niego depresję. W dniu, w którym rozmawiamy, cały ranek spędził w łóżku, na Twitterze. Nie jest w stanie otwierać poczty, więc raz w tygodniu przychodzi pomóc mu siostra. - Jak zmienię żarówkę, to czuję, że tego dnia coś osiągnąłem - mówi. A co z wizytami u headhunterów i szukaniem posady przez znajomych? - Nie mam nadziei - mówi. Niechętnie myśli o antydepresantach, ze względu na wpływ, jakie mogą mieć na jego życie seksualne. - Ale siostra mówi, że moja dziewczyna będzie musiała się zdecydować: czy woli mnie w depresji, czy jako impotenta.
Charlotte Saunders dwa razy w ciągu 10 lat obserwowała, jak jej mąż przechodzi podobny cykl. Najpierw zwolniono go w 2002 roku, potem w 2012. - To przerażające. Wydaje się, że jest w tym pewien wzór. Najpierw okres załamania i szoku, kiedy nic się nie robi, trzeba dojść do siebie fizycznie i psychicznie. Człowiek czuje się, jakby stał przed plutonem egzekucyjnym. Potem trzeba się pozbierać.
Poprzednim razem wszystkie ich dzieci zostały dopiero co przyjęte do szkoły z internatem i mieli olbrzymi kredyt hipoteczny, czyli zobowiązania finansowe o przytłaczającym rozmiarze. Charlotte, po raz pierwszy odkąd została matką, znalazła sobie pełnoetatową pracę. Mimo to tylko miesiąc dzielił ich od zajęcia domu przez bank, a oszczędności praktycznie się wyczerpały, kiedy Robert zdołał znaleźć inną posadę w City.
Kiedy więc w zeszłym roku stracił pracę, wszystkie tamte koszmary wróciły. - Człowiek czuje się tak, jakby dostał w splot słoneczny. Budzi się co rano, jakby nie żył - mówi żona. Charlotte nauczyła się już oszczędzać na zakupach spożywczych. Rodzina zrezygnowała z wakacji, wyjść do restauracji i teatru, wszystkich dodatkowych wydatków. - Byłam zaskoczona, do jakiego stopnia najważniejsze w życiu są zdrowie, rodzina i przyjaciele. Wszystko inne nie czyni aż tak wielkiej różnicy - mówi kobieta.
Dodaje, że oba okresy bezrobocia męża były prawdziwymi lekcjami życia dla ich dzieci, dziś prawie już dorosłych. - Mówiłam im: nie bierzcie wielkich kredytów hipotecznych, nie miejcie wielu dzieci i nie wysyłajcie ich do drogich szkół. Nie powinniście myśleć za dużo o luksusowych wakacjach i szybkich samochodach, bo przerażenie, że nie macie czym za nie zapłacić jest znacznie większe niż radość z ich posiadania.
Ostatnio, po ośmiu miesiącach bezrobocia Robert znowu znalazł zatrudnienie w City i Charlotte czuje, że może odetchnąć. Lecz takie lęki bardzo źle odbijają się na małżeństwie. - To prawdziwy test dla związku. Gdybyśmy nie byli ze sobą naprawdę szczęśliwi, znaleźlibyśmy się na krawędzi - zauważa.
James Stevenson jest psychoterapeutą, który zna wszystkie blaski i cienie pracy - i braku pracy - w City. Ma wielu pacjentów, którzy nie stracili zatrudnienia, ale zamartwiają się przy każdym niepowodzeniu takim jak niższa premia albo gorsza ocena okresowa. - Zwłaszcza mężczyźni wiążą swoje poczucie własnej wartości z pieniędzmi i władzą. Często rodzice wpajają im przekonanie, że muszą być najlepsi, stają się więc perfekcjonistami. Na ogół daje im to wczesny awans, ale z wiekiem ich pozycja staje się nie do utrzymania. To często osoby zależne do opinii innych. Chcą być postrzegane jako potężne, bogate czy mądre. Muszą zaakceptować, że istnieje poczucie “ja" niezwiązane z zewnętrzną nagrodą w formie premii czy pochwały zarządu.
Kobietom, jak sądzi, łatwiej zdywersyfikować źródła poczucia własnej wartości. Nie skupiają się wyłącznie na karierze, ale czerpią satysfakcję również z bycia w udanym związku czy z bycia dobrą matką. Mężczyźni z kolei, jeśli szukają gdzie indziej, to na ogół wyznacznikiem stają się dla nich sukcesy sportowe albo aktywność seksualna - a obie te sfery z wiekiem bledną. Wtedy, jeśli stracą pracę, ich perfekcjonizm się wali, a spod spodu wyłania się jego przeciwieństwo - poczucie całkowitego braku wartości. I nadchodzi załamanie - tłumaczy terapeuta.
Nie wszyscy w City są tak psychicznie nieodporni i niektórym udaje się ponownie znaleźć pracę w finansach. Wielu zgłasza się do biura Amandy Smithson z firmy headhunterskiej Blackwood Group. - Zawsze istnieje wątpliwość: dlaczego zwolniono akurat tę osobę - mówi. - Dlaczego nie kogoś innego? Ale jeśli zwolnieni pracownicy są częścią całego zespołu, który zredukowano, na ogół udaje się coś dla nich znaleźć.
Niektórzy jednak dochodzą do wniosku, że wcale tego “czegoś" nie chcą i zaczynają całkiem nowe życie. Tak zdecydował 50-letni dziś Oliver Preston, który stracił pracę w Lehman Brothers w 1995 roku. Tak naprawdę nigdy nie chciał pracować w City - nauczyciele sugerowali mu szkołę artystyczną - ale ojciec nalegał na studia i karierę w bankowości. Tym więc zajmował się przez 10 lat, aż wezwano go do działu kadr. - Wtedy byłem zaszokowany. Dwa tygodnie wcześniej zawarłem transakcję na miliard funtów i cały parkiet zgotował mi owację na stojąco. A potem usłyszałem: chcemy być zrezygnował.
Czekało na niego kilka ofert z innych banków, ale najpierw miał spotkanie z człowiekiem z firmy specjalizującej się w aktywizacji zawodowej, wynajętej przez Lehman Brothers, by pomóc mu poradzić sobie ze zmianą. Oliver od zawsze był z zamiłowania rysownikiem-amatorem i na drugie spotkanie przyniósł swoje portfolio. - Czy zdaje sobie pan sprawę, że za każdym razem kiedy mówimy o City, patrzy pan w podłogę, a kiedy rozmawiamy o rysowaniu - w górę? - zapytał go rozmówca. - Proszę się poważnie zastanowić, co chce pan robić dalej.
Posłuchał tej rady. Postawił sobie cel: przez rok wydrukować swoje karykatury w “Timesie", “Spectatorze" i “Punchu". Dopiął swego. Zrobił też to, o czym wcześniej tylko marzył: wyprowadził się z Londynu, kupił psa, przesiadywał w kawiarniach wymyślając śmieszne rysunki i jadał niespieszne lunche z ojcem.
Nie było łatwo. Szacuje, że osiągnięcie stabilizacji finansowej zajęło mu siedem lat i czasami zastanawiał się nad powrotem do City. Teraz jednak ma firmę wydawniczą produkującą pocztówki, został prezesem muzeum karykatury i stać go, by wraz z rodziną od stycznia do marca mieszkać w Szwajcarii. - Jestem milion razy szczęśliwszy - deklaruje. - W Lehman czułem się, jakbym był w pociągu, z którego nie mogłem wysiąść, poza moją kontrolą. Płacą ci pieniądze, potem więcej pieniędzy, kupujesz mieszkanie, potem dom i za każdym razem mocniej się zadłużasz. Gdy wysiadłem z tego pociągu, pomyślałem: Dzięki Bogu!
Z tego pociągu wysiadła też Laura Brown. Dziś 28-latka uczy ekonomii w Cardinal Pole Catholic School na East Endzie. W poprzednich pracach, dla dwóch kolejnych banków, “tylko robiłam bogatych ludzi bogatszymi, robiłam pieniądze z pieniędzy". - Zdałam sobie sprawę, że chcę zamiast tego wzbogacać ludzi biednych - tłumaczy. Przez rok, oprócz posady w City, pracowała też w barze, by zaoszczędzić na kursy dla nauczycieli. Przyznaje, że przy 80-godzinnym tygodniu pracy to nie był łatwy czas.
Teraz zarabia połowę tego, co w City, zamieniła mieszkanie na tańsze, w mniej prestiżowej dzielnicy. Ale to, co straciła finansowo, odbiła sobie zwiększoną satysfakcją z życia. - Jestem dużo szczęśliwsza sama ze sobą - mówi. - Zyskałam zupełnie nową perspektywę. Kiedy dziś spotykam ludzi motywowanych przez pieniądze, nie mam z nimi wiele wspólnego. Wcześniej było inaczej, ale teraz zwyczajnie mnie nudzą. Nie uważam, że wszystko muszę od razu kupić. I uwielbiam to!
Mary Ann Sieghart
....
Widzicie jak prozna jest pogon za bogactwem . Miliarder wydaje miliony jak zwykly czlowiek dziesiatki ! Nie ma z tego zadnej wiekszej przyjemnosci ! To tylko cyfry ! Stad pogon za zerami jest glupota .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:06, 21 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Kod: | Drobna czcionka statystycznym przybliżeniem kredytowej rzeczywistości
Banki oczekują, że przeciętny klient przyjdzie w najbliższym czasie po kredyt gotówkowy na 14,7 tys. zł spłacany przez cztery kolejne lata - wynika z analizy przykładów reprezentatywnych publikowanych przez instytucje finansowe.
Nowelizacja ustawy o kredycie konsumenckim, która weszła w życie pod koniec 2011 r. wymusiła na bankach konieczność umieszczania w reklamach kredytów gotówkowych tzw. przykładów reprezentatywnych, po to aby potencjalni klienci mieli możliwość zapoznania się z warunkami pożyczek znacznie bardziej zbliżonymi do rzeczywistości. Zmiana ta miała wyeliminować reklamy prezentujące warunki dostępne wyłącznie dla niewielkiego grona konsumentów o ponadprzeciętnych dochodach oraz wysokiej zdolności i wiarygodności kredytowej. Przykład reprezentatywny, który miał zastąpić reklamy z gatunku "oprocentowanie od 5,9 proc." ma przedstawiać warunki, na jakich bank spodziewa się zawrzeć co najmniej dwie trzecie umów kredytowych.
Przedstawiany przez instytucje finansowe przykład reprezentatywny jest więc wyłącznie szacunkiem, sporządzonym chociażby na podstawie danych historycznych. Niemniej, przybliża on warunki na jakich klienci różnych banków zaciągają zobowiązania finansowe. I tak na przykład kwota kredytu waha się od 4,1 tys. zł do 30 tys. zł, okres kredytowania wynosi od roku do przeszło blisko siedmiu lat, a rzeczywista roczna stopa oprocentowania (RRSO) sięga od 12 do nawet 36,4 proc.
Przeciętny kredytobiorca - szacując na podstawie przykładów reprezentatywnych - zaciągnie w najbliższym czasie 14,7 tys. zł zobowiązania, które będzie spłacał przez cztery kolejne lata. Rzeczywiste oprocentowanie wyniesie 23,09 proc. przy oprocentowaniu nominalnym na poziomie 14,27 proc. RRSO według szacunków banków będzie więc o 0,87 pkt proc. wyższe niż wynosiło średnie oprocentowanie nowych umów kredytowych zawieranych w styczniu br. według danych Narodowego Banku Polskiego.
Dla porządku warto jednak dodać, że mediana przykładów reprezentatywnych wskazuje wartość kredytu zbliżoną (13,6 tys. zł) do średniej, ale znacznie dłuższy okres jego spłaty (57 rat). Analiza szacunkowych parametrów umów sporządzonych przez banki prowadzi także do wniosku, że dwie trzecie kredytów zostanie udzielone z ubezpieczeniem.
Przykłady reprezentatywne kredytów gotówkowych bank kwota kredytu liczba rat oproc. nominalne prowizja ubezpieczenie RRSO miesięczna rata
Alior Bank 28 500 zł 59 12,70% 0% 5045 zł 24,19% 652 zł
Alior Sync 28 000 zł 58 15,50% 0% 4872 zł 27,89% 689 zł
Bank BPH 10 616 zł 65 16,96% 0% 0 zł 18,63% 252 zł
Bank Pocztowy 17 520 zł 80 11,49% 3% 0 zł 13,28% 314 zł
BGŻ 17 642 zł 60 15% 0% 2642 zł 25,13% 420 zł
BNP Paribas 30 000 zł 60 8,90% 3,99% 0 zł 12,01% 662 zł
BZ WBK 14 031 zł 43 17,99% 4,2% 1531 zł 32,92% 447 zł
Credit Agricole 4100 zł 24 18,33% 5% 334 zł 36,42% 232 zł
Eurobank 13 800 zł 49 16% 0% 2502 zł 31,17% 385 zł
Getin Bank 13 400 zł 56 17,90% 0% 0 zł 19,50% 355 zł
ING Bank Śląski 5312 zł 32 14% 0% 459 zł 21,37% 200 zł
Invest Bank 10 002 zł 24 14,50% 0% 0 zł 19,88% 482 zł
mBank 8550 zł 36 12,63% 8% 507 zł 24,74% 328 zł
Meritum Bank 23 948 zł 57 19,90% 5% 0 zł 26,60% bd.
Millennium 12 006 zł 60 15,20% 5% 0 zł 18,90% 287 zł
Pekao 8000 zł 30 17,89% 0% 0 zł 19,39% 333 zł
PKO BP 15 000 zł 60 11,99% 2% 2604 zł 24,34% 334 zł
Raiffeisen Polbank 5000 zł 12 0% 9% 0 zł 19,23% 417 zł
Źródło: Open Finance, stan na 21 marca 2013 r.
Wprowadzenie konieczności publikowania przez banki przykładów reprezentatywnych w reklamach miało wyeliminować pojawianie się złudnych ofert. Zadanie to zostało jednak zrealizowane wyłącznie częściowo. Reprezentatywny przykład w większości przypadków znalazł się zapisany malutką czcionką dopiero na samym dole promowanej oferty. Mimo to, lektura treści opisu narzuconego ustawą na banki może przynieść konsumentom wiele nowych informacji. Przykładowo Bank Pocztowy informuje, że warunkiem otrzymania kredytu z oprocentowaniem na poziomie 11,49 proc. i 3-proc. prowizją wymaga przystąpienia do dobrowolnego ubezpieczenia (płatnego 19 zł miesięcznie) lub poręczenia dwóch innych osób fizycznych. Z opisu reprezentatywnej oferty w Invest Banku można się dowiedzieć natomiast, że koszt prowadzenia rachunku w okresie kredytowania wyniesie 15 zł miesięcznie. Meritum Bank małą czcionką informuje z kolei, że kredyt z oprocentowaniem "od 5,9 proc." według reprezentatywnego przykładu oprocentowany będzie jednak na 19,9 proc. w skali roku, a do tego bank pobierze 10 zł miesięcznie opłaty operacyjnej za obsługę zadłużenia. Nie mniej ciekawym przypadkiem jest Alior Sync - bank promuje swoją ofertę hasłem "rata tylko 17 zł za każdy 1000 zł pożyczki". Tymczasem z reprezentatywnego przykładu (28 tys. zł na 58 miesięcy) wynika, że na każdy tysiąc złotych pożyczki przypada nie 17 zł raty, a znacznie więcej, bo 24,61 zł. |
I znowu mala czcionka . Banksterzy nie odpuszczaja .
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Czw 22:16, 21 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:59, 17 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Zaskakująca przyczyna kryzysu. "Zażywają kokę"
Nauczyciel akademicki twierdzi, że bankierzy są uzależnieni od kokainy i to stało się bezpośrednim powodem kryzysu gospodarczego - podaje serwis independent.co.uk. - Zażywają kokę i wciągają nas w sam środek niezłego bałaganu - powiedział prof. David Nutt.
Prof. Nutt, znany z wypowiadania kontrowersyjnych poglądów, dodał, że uzależnienie czyni ich "zadufanymi" i pozwala na podejmowanie większego ryzyka.
Neuropsychofarmakolog z londyńskiego Imperial College uważa, że kokaina to idealny środek odurzający dla "kultury ekscytacji i wiecznego »więcej i więcej«".
W 2005 roku profesor został zwolniony ze stanowiska doradcy rządowego ds. narkotyków po tym, jak stwierdził, że zażywanie ecstasy jest tak bezpieczne jak jazda konna oraz że ecstasy i LSD są mniej szkodliwe, niż alkohol.
!!!!
Wreszcie ktos sie odwazyl ! WYDALO SIE !
Jesli dodamy do tego cudzolozenie oraz uprawianie zboczen to macie komplet przyczyn !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:06, 19 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Gdy zaginie przelew
Expander
Przelewy stały się dla nas codziennością. Możemy dokonywać ich praktycznie z każdego miejsca na świecie przy pomocy komputera lub nawet telefonu. Ich zaletą jest oszczędność czasu, wygoda i bezpieczeństwo. Zdarza się jednak, że w wirtualnej przestrzeni wysłane pieniądze nie docierają do odbiorców. Nie oznacza to jednak, że przepadną. Expander podpowiada co zrobić, gdy przelew nie trafi pod właściwy adres i uspokaja, że transakcje nie giną w systemach bankowych.
Obecnie coraz więcej banków oferuje przelewy natychmiastowe, dzięki którym pieniądze trafiają na rachunek adresata w kilka sekund, nawet jeśli jest to weekend. Gdy pieniądze wysyłamy w ramach jednego banku, dzieje się podobnie i właściwie błyskawicznie pojawiają się one na wskazanym przez nas koncie. Gdy operacja dotyczy kont w różnych bankach, zwykle przelew dociera najpóźniej następnego dnia roboczego. Nic więc dziwnego, że tak bardzo polubiliśmy tę wygodną formę płatności. Sporadycznie zdarza się jednak, że przelewy nie trafiają na odpowiednie konto. Dlaczego tak się dzieje?
Gdy wyślemy przelew na zamknięte konto
Przyczyną jest zwykle błąd osoby, która zleca przelew. Nie polega on na wpisaniu niewłaściwego numeru konta, ponieważ systemy bankowe są tak zabezpieczone, że nie dopuszczają do tego. W numerach rachunków znajdują się bowiem cyfry kontrolne i w razie pomyłki system natychmiast wyświetla komunikat o błędzie. Nie jest to jednak system doskonały - Przykładowo pozwala on wysłać przelew na rachunek, który kiedyś funkcjonował i został zamknięty. Zdarza się to wtedy, gdy nie wiemy o tym, że odbiorca zmienił konto bankowe - mówi Jarosław Sadowski, Główny Analityk firmy Expander.
Taka sytuacja może być bardzo stresująca, zwłaszcza jeśli dotyczy dużej kwoty. Okazuje się jednak, że nie trzeba obawiać się o swoje pieniądze - Banki nie przyznają starych numerów rachunków nowym klientom. Nie ma więc obawy, że pieniądze wysłane na stare konto trafią do nieznanej nam osoby. W takiej sytuacji bank, który otrzymał przelew kierowany na zamknięte konto, po prostu odsyła pieniądze zleceniodawcy. Maksymalnie w ciągu 4 dni powinny one wrócić na nasz rachunek -tłumaczy Jarosław Sadowski z firmy Expander.
Co zrobić, by odzyskać pieniądze?
Sytuacja komplikuje się wtedy, gdy pieniądze nie wracają w ciągu kilku dni. Przyczyną może być nadal aktywne konto w systemie bankowym, które teoretycznie zostało zamknięte. Może się tak stać zarówno z powodu błędu pracownika banku jak i niedopełnienia wymaganych formalności przez klienta.
Co mnożna zrobić jeśli wysłaliśmy przelew, odbiorca twierdzi, że to konto zamknął, a pieniądze nie wróciły na nasze konto? - Przede wszystkim warto poprosić go, aby skontaktował się z bankiem i aby sprawdził, czy jego konto rzeczywiście zostało zamknięte. Być może pieniądze czekają na niego na jego starym rachunku, który z jakiegoś powodu nadal istnieje - mówi Jarosław Sadowski, Expander.
Ostatecznie zawsze możemy złożyć reklamację w banku, z którego wysłaliśmy przelew. Wyjaśnienie sprawy będzie wtedy leżało, bo jego stronie. Pieniądze na szczęście nie znikają bez śladu i ostatecznie udaje się ustalić co się z nimi stało. Jedyny problem polega na tym, że może minąć trochę czasu zanim uda się je odzyskać, dlatego przed wysłaniem przelewu na dużą kwotę zawsze warto upewnić się czy odbiorca nie zmienił konta bankowego.
>>>
Warto wiedziec !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:16, 26 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Michał Sadrak | Open Finance
Stopy spadają, a gotówki jak były drogie, tak dalej są
Pożyczając we własnym banku 5 tys. zł po roku przyjdzie oddać średnio o 582,2 zł więcej. Pomimo rekordowo niskich stóp procentowych, to o 2,4 proc. więcej niż rok wcześniej.
Obniżka stopy referencyjnej do poziomu 3,25 proc. z perspektywą kolejnych cięć wskazywałaby, że obok kredytów mieszkaniowych powinny tanieć także kredyty gotówkowe. Wprawdzie część banków obniżyła ich oprocentowanie nominalne, ale nie oznacza to jeszcze faktycznego spadku kosztu szybkich pożyczek. Wszak nie od dziś sposobem instytucji finansowych na zwiększenie przychodów jest dodawanie do kredytów prowizji i ubezpieczeń, których wysokość w żaden sposób nie zależy od poziomu stóp procentowych.
Trzyosobowa rodzina o łącznych dochodach 5 tys. zł netto, która zdecyduje się na 5 tys. zł kredytu spłacanego w formie dwunastu stałych miesięcznych rat zapłaci za pożyczkę we własnym banku od 306 do 911 zł. Przeciętny koszt rocznego kredytu wynosi 582,2 zł. Dla porównania, rok wcześniej znajdował się on na poziomie 568,8 zł, zaś w połowie 2012 r., kiedy stopa referencyjna wynosiła 4,75 proc., przykładowa pożyczka kosztowała średnio 556,8 zł.
W zdecydowanej większości banków oprocentowanie kredytów gotówkowych jest stałe, co znaczy, że spadek stóp procentowych nie zmniejszył kosztu zadłużenia także w przypadku umów już zawartych. Banki dokonały koniecznych obniżek tylko dla pożyczek w przypadku których oprocentowanie nominalne przekraczało ustawowy limit (czterokrotność stopy lombardowej NBP) znajdujący się aktualnie na poziomie 19 proc.
Najtańszy roczny kredyt na 5 tys. zł w przygotowanym przez Open Finance rankingu oferuje Eurobank, któremu po roku klienci będą musieli oddać 306 zł więcej ponad to co pożyczyli. Na drugim miejscu znajduje się o 40 zł droższa oferta Getin Banku. Trzeci zaś jest Meritum Bank, w którym całkowity koszt kredytu podliczono na 362 zł. W grupie instytucji, które każą sobie płacić nie więcej niż 400 zł znalazł się także Bank Millennium.
Najwięcej za kredyt przyjdzie zapłacić klientom mBanku, gdzie całkowity koszt rocznej pożyczki na 5 tys. zł wynosi 911 zł. Bank pobiera aż 8 proc. prowizji, co stało się możliwe w wyniku zmian w ustawie o kredycie konsumenckim. Wcześniej bowiem obowiązywał 5-proc. limit. Równie wysoką prowizją (9 proc.) obciąża klientów Raiffeisen Polbank. Lecz jednocześnie nie pobiera on odsetek, więc całkowity koszt nowatorskiej oferty znajduje się poniżej średniej.
Warto zwrócić uwagę, że każdy z pięciu banków, który zdecydował się zaprezentować ofertę z ubezpieczeniem znajduje się w drugiej połowie stawki. Jest więc to najlepszy obraz wpływu dodatkowej polisy na cenę kredytu.
Danych do rankingu nie przesłały Bank BPH, Citi Handlowy, Invest Bank oraz Toyota Bank. Z kolei Alior Bank nie podaje oferty ze względu na promocję "Gwarancja najniższej raty", w której zapewnia, że przebije propozycję innych banków (dotyczy wyłącznie kredytów z ubezpieczeniem).
Kod: | Oferta rocznych kredytów gotówkowych na 5 tys. zł dla klientów wewnętrznych
bank oprocentowanie nominalne prowizja ubezpieczenie miesięczna rata RRSO całkowity koszt kredytu
Eurobank 11,1% 0% - 441,1 zł 11,7% 305,7 zł
Getin Bank 8,7% 1,99% - 445,4 zł 13,3% 345,2 zł
Meritum Bank 9,9% 0% - 446,8 zł 15,7% 362,0 zł
Millennium 7,9% 3% - 447,8 zł 14,4% 373,1 zł
ING Bank Śląski 16% 0% - 453,7 zł 17,2% 444,9 zł
BPS 16,9% 0% - 455,8 zł 18,3% 469,4 zł
VW Bank direct 11,95% 3% - 457,5 zł 19,0% 489,4 zł
Raiffeisen Polbank 0% 9% - 458,3 zł 21,4% 495,0 zł
Pekao 18,45% 0% - 459,5 zł 20,0% 513,7 zł
Alior Sync 18,50% 0% - 459,8 zł 20,2% 518,1 zł
BGŻ 15% 0% 154,6 zł 465,2 zł 23,0% 583,0 zł
BOŚ 17,49% 3% - 471,3 zł 26,1% 656,0 zł
BNP Paribas 12,99% 3,99% 111,2 zł 475,3 zł 26,4% 703,7 zł
Nordea Bank 15,99% 5% - 476,3 zł 29,2% 728,3 zł
MultiBank 13,13% 4% 112,3 zł 474,8 zł 27,9% 733,2 zł
BZ WBK 17,99% 5% - 485,1 zł 32,3% 793,5 zł
PKO BP 15,99% 1% 272,7 zł 483,0 zł 32,1% 796,0 zł
Credit Agricole 13,09% 5% 196,1 zł 486,7 zł 34,1% 839,9 zł
mBank 15,63% 8% - 489,0 zł 35,3% 911,0 zł |
Założenie: rodzina 2+1 o łącznych dochodach 5 tys. zł netto (brak innych zobowiązań kredytowych).
Źródło: banki
Okres rozliczeń podatkowych sprawia, że jeszcze przez najbliższy miesiąc-dwa banki przyjmować będą formularze PIT, jako potwierdzenie dochodów potencjalnego kredytobiorcy. I tak na przykład BNP Paribas oraz BZ WBK honoruje deklaracje podatkowe wyłącznie do końca kwietnia. Nawiasem mówiąc, w pierwszym z nich po weekendzie majowym oferta pożyczek ulegnie zmianie. Do 31 maja formularz PIT ułatwi zaciągnięcie kredytu w Banku BGŻ i PKO BP, a do końca czerwca w Getin Banku i Raiffeisen Polbanku.
>>>>
Wysokie stopy to wynik bandyckiej prywatyzacji . Po prostu struktura wlasnosciowa jest koszmarna . Kolonialna . Bank musi zarobic na oszczedzajacych na siebie i na zagranicznego wlasciciela i na ,,normy UE".
Nie ma to akurat nic wspolnego z RPP .
Poziom stop bankowych a poziom stop RPP to inna dziedzina ! Powiazana ALE NIE TAK JAK WAM SIE ZDAJE . Ze jak RPP 3 to banki tez 3 . Tak nie ma . W Polsce mamy wielokrotnie zlozona patologie . Stopy RPP to JEDNA patologia . Banki KOLEJNA ! I nie trzeba tego mylic .
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Pią 18:24, 26 Kwi 2013, w całości zmieniany 10 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:44, 07 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Ubezpieczyciele uciekają od szkód
Firmy ubezpieczeniowe, desperacko broniąc zysków, odmawiają uznania roszczeń za śmierć bliskich w wypadkach - czytamy w "Pulsie Biznesu".
Gazeta wyjaśnia, że przyznanie prawa do otrzymania zadośćuczynienia zależy od tego, na który z dwóch przepisów powołają się osoby poszkodowane. Jeśli wybiorą niewłaściwy, to ubezpieczyciel, w którym sprawca wypadku miał wykupioną polisę OC komunikacyjnego, nie uzna roszczenia. I to mimo korzystnego dla poszkodowanych wyroku Sądu Najwyższego. Według kancelarii odszkodowawczych - czytamy w "Pulsie Biznesu" - zjawisko to ma masowy charakter.
Ubezpieczyciele z automatu odmawiają uznania roszczenia, jeśli poszkodowani starają się dochodzić go na podstawie artykułu 448 kodeksu karnego, który mówi, że "chodzi o naruszenie dobra osobistego jakim jest życie w pełnej rodzinie". W jego wypadku prawo działa wstecz i dotyczy wszystkich nieprzedawnionych spraw. Dla ubezpieczycieli to olbrzymi problem finansowy, bo nie mają rezerw, z których mogliby pokrywać te szkody. Często sprawy dotyczą polis, które zostały już rozliczone. Dlatego każdy taki przypadek uderza w ich wynik finansowy, obniżając i tak kiepską rentowność segmentu OC komunikacyjnego.
Więcej na ten temat - w "Pulsie Biznesu".
...
Mamy nowa profesje . Oprocz banksterow UB ezpiekow .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:19, 10 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Dlaczego bank przypomina urząd?
Banki stosują metodę mimikry wobec klientów, bo to zwyczajnie im się opłaca.
Jak wiadomo, firmy państwowe i wielkie korporacje łączy bardzo wiele: brak zaangażowanych właścicieli, polityka nad fachowością, rozrastająca się biurokracja. To, co je odróżnia, to podejście do klienta na poziomie komunikacji. Przynajmniej werbalnie klient w firmie prywatnej ma się czuć najważniejszą osobą, nawet jeśli uzyskuje marnej jakości usługi za wysoką cenę.
Tymczasem od tej generalnej zasady wyjątkiem wydają się banki. Ich polityka komunikacji z klientami przypomina bardziej podejście prokuratury niż firmy świadczącej usługi. Oto kilka zwrotów z pisma, jakie otrzymał jeden z klientów banku: "wypowiedzenie umowy", "przekazanie do BIG Pana danych osobowych oraz informacji o zobowiązaniu", "wszczęcie postępowania egzekucyjnego w stosunku do Pana", "czynności mogą zablokować Pana starania o produkty kredytowe w innych instytucjach finansowych".
Cóż mogło wywołać tak gwałtowną i ostrą reakcję banku? Wyłudzenie? Zaległości w spłatach kredytu? Otóż nie. Klient nierozważnym działaniem doprowadził do powstania niedozwolonego zadłużenia na łączną kwotę 16,60 zł, za co bank dodatkowo doliczył 40 złotych kary.
Czy tak wielkie działania są potrzebne? Czy nie można by na przykład tak: "z przykrością informujemy, że zauważyliśmy wystąpienie niedozwolonego salda. Niestety zgodnie z umową zmuszeni jesteśmy naliczyć karę umowną…". Niby to samo, a jednak.
Warto też zaznaczyć, co było owym nierozważnym działaniem klienta. Otóż klient nie dopilnował, by bank zamknął jego konto, co skutkowało naliczeniem opłaty za jego prowadzenie. Jak się później okazało, opłaty te wynikały z błędów w systemie bankowym i zarząd Alior Banku zdecydował o automatycznym anulowaniu kar i opłat. Samo wydarzenie już zostało okrzyknięte jedną z największych wpadek PR roku, co musi być dotkliwe dla jednego z najmłodszych polskich banków, który pozycjonuje się jako ten, który prezentuje "wyższą kulturę bankowości". Wielkie oburzenie u klientów zostało wywołane w niemałej części przez prawniczy ton wypowiedzi banku, zupełnie zresztą niepotrzebny. To nie jest odosobniony przykład. Inne banki w podobnych sytuacjach nie szczędzą prawniczej nowomowy i równie chętnie aplikują klientom wygórowane kary umowne.
Inny przykład to mBank, który kilka razy w miesiącu zmienia swoje regulaminy, a wprowadzane nowe przepisy są nieprzejrzyste i zawiłe. Mimo próśb klientów na blogu banku nie pojawiają się wyjaśnienia i interpretacje wprowadzanych zmian, co skutkuje tym, że w komentarzach klienci nie szczędzą krytycznych uwag. Wydawać by się mogło, że bankowi do niedawno postrzeganego jako jeden z najnowocześniejszych banków w Polsce, powinno zależeć na wizerunku organizacji przyjaznej klientowi. Tymczasem słaba jakość i duża liczba zmian w przepisach do złudzenia przypomina system legislacyjny w Polsce.
Pojawia się zatem uzasadnione pytanie: dlaczego banki zachowują się w ten sposób? Jedną z odpowiedzi jest taka, że obsługa i wgląd w finanse człowieka daje bardzo wymierną nad nim władzę. Co ciekawe, sektor bankowy daleki jest od monopolizacji, bowiem co jakiś czas na rynek wchodzi nowy bank z nowymi, niezwykle atrakcyjnymi ofertami. Gdyby zatem bank wraz z produktami i usługami zaoferował ludzkie podejście do klienta, to mogłoby to zaowocować istotną przewagą konkurencyjną, zwłaszcza że wpadki komunikacyjne nie pozostają niezauważone. Grupy społecznościowe, organizacje konsumenckie czy choćby niestrudzona działalność Macieja Samcika powodują, że banki muszą ze wstydem publicznie tłumaczyć się i wycofywać ze swoich wcześniejszych poczynań. Czy zatem banki działają nieracjonalnie, wiedząc, że ich działania nie pozostaną niezauważone?
Być może jednak istnieje uzasadnienie dla takiej strategii. W jaki sposób bankowi może opłacać się złe traktowanie klientów, biorąc pod uwagę potencjalne konsekwencje? Odpowiedzi należy szukać w teorii ewolucji, a konkretnie - w często stosowanej przez organizmy żywe metodzie mimikry. Polega ona na tym, że wiele gatunków upodabnia się do innych organizmów, które są znacznie bardziej niebezpieczne. Wzbudzany w ten sposób respekt przynosi znaczące im korzyści.
Zatem do czego banki starają się upodobnić? Odpowiedź jest prosta - do urzędów i innych elementów aparatu państwowego. Dekady dominacji państwa i biurokracji doprowadziły do powszechnego przekonania o niemocy obywatela wobec machiny urzędniczej. Takie same podejście klienta do banku dawałoby tym ostatnim znaczący komfort. Klient godzący się na wszelkie zmiany warunków, popędzany monitami będzie z fatalizmem akceptował nowe opłaty i inne metody wyciągania przez banki pieniędzy. W ten sposób bank poprzez upodobnienie się do znacznie groźniejszego drapieżnika zapewnia sobie powolność i bezradność klientów. Czy taka jest prawda - nie sposób stwierdzić. Jednak jeśli tak jest, to jedyną bronią nas jako klientów jest aktywny brak zgody na takie traktowanie i zmiana banku, gdy zostaniemy niewłaściwie potraktowani. Tylko konkurencja i groźba utraty klienta może zmienić podejście korporacji bankowych do nas - klientów.
Tomasz Kasprowicz
>>>
Po prostu widac kto ma wieksza wladze ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:13, 24 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Nie przepłacaj za pobranie gotówki z bankomatu
Przed wakacyjnym wyjazdem warto sprawdzić, z których bankomatów możemy korzystać bez uiszczania dodatkowej opłaty. Z informacji zebranych przez Expandera wynika bowiem, że za pobranie 500zł z maszyny innego banku, możemy zapłacić nawet 20zł. W części banków jednak, nawet z najtańszym kontem, będziemy mogli bezpłatnie pobrać pieniądze we wszystkich bankomatach w Polsce i na świecie.
Wakacyjne wyjazdy mają uwolnić nas od codziennych kłopotów. Nierzadko jednak, w czasie urlopu natrafiamy na liczne powody do zdenerwowania: wysokie ceny w popularnych kurortach czy trudności z dostępem do pieniędzy. - Problemem stają się nawet tak prozaiczne czynności jak np. znalezienie bankomatu. Natomiast jeśli już uda nam się do niego dotrzeć, to często jest to maszyna należąca do innego banku. Skorzystanie z niego oczywiście wiąże się z dodatkowymi kosztami - twierdzi Jarosław Sadowski, Główny Analityk firmy Expander.
Nawet 20 zł za wypłatę z bankomatu
Najwięcej może nas kosztować wypłata z obcego bankomatu, jeśli prowizja jest naliczana jako procent wypłacanej kwoty. - Posiadacze Eurokonta Net w Banku Pekao za korzystanie z bankomatów nie należących do banku lub Euronetu muszą zapłacić 4% wypłacanej kwoty, jednak nie mniej niż 6 zł. Jeśli wypłacą więc 500 zł to prowizja wyniesie aż 20 zł. - mówi Jarosław Sadowski, Expander.
Nie wszyscy posiadacze tanich kont muszą jednak obawiać się prowizji za korzystanie z obcych bankomatów. W niektórych, klienci mogą bowiem za darmo korzystać ze wszystkich bankomatów w Polsce (np. ING BŚ) lub nawet na całym świecie (np. Alior Banku, Deutsche Banku). Może się też zdarzyć, że za darmo możemy korzystać ze wszystkich bankomatów w kraju, ale ich liczba jest ograniczona. Dla przykładu posiadacze konta Comfort Direct w Raiffeisen Polbank nie płacą za wykonanie pierwszych sześciu wypłat w miesiącu. W Toyota Banku darmowe są za to pierwsze 3 wypłaty
w miesiącu.
Jak wypłacać bezprowizyjnie
Jeśli bank nie daje nam możliwości korzystania ze wszystkich bankomatów to prowizja nie jest naliczana jedynie w wybranych maszynach. Co ciekawe nie zawsze muszą to być wyłącznie bankomaty należące do banku, którego jesteśmy klientem. - Klienci mBanku, Multibanku, Inteligo, Credit Agricole i PKO BP mogą bezpłatnie korzystać m. in. z bankomatów BZ WBK. Przed wyjazdem na wakacje warto więc dokładnie sprawdzić, które bankomaty są, a które nie są dla nas bezpłatne - radzi Jarosław Sadowski, Expander.
Aby móc korzystać ze wszystkich bankomatów, w części banków zazwyczaj należy zamienić konto na droższe. Jednak nie zawsze jest to konieczne. - W BGŻ, mBanku i Inteligo można do konta dokupić usługę pozwalającą na bezprowizyjne wypłaty ze wszystkich bankomatów. Polega ona na tym, że co miesiąc płacimy jedną prowizję wynoszącą 4 - 5 zł. W zamian możemy jednak dowolną ilość razy dokonywać wypłat ze wszystkich bankomatów w Polsce. Taką usługę możemy aktywować np. na okres wakacji, a później z niej zrezygnować - twierdzi Sadowski, Expander.
>>>>
Znowu skubia ! Trzeba uwazac !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:21, 29 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Lichwa w majestacie prawa
Niektóre firmy pożyczają pieniądze nawet na kilkanaście tysięcy procent w skali roku. Ustawa antylichwiarska jest powszechnie omijana, alarmuje "Dziennik Polski".
- W Polsce lichwa jest na porządku dziennym, a zafundowali ją nam posłowie nowelizując w roku 2011 prawo o kredycie konsumenckim, twierdzi Krzysztof Oppenheim, finansista i komentator wydarzeń gospodarczych. Przypomina, że dwa lata temu usunięto z ustawy zapis mówiący o tym, iż łączna kwota wszystkich opłat, prowizji oraz innych kosztów nie może przekraczać 5 proc. udzielanego kredytu.
Wprawdzie w kodeksie cywilnym pozostał zapis ograniczający wysokość odsetek do czterokrotności tzw. stopy lombardowej NBP (obecnie stopa ta wynosi 4 proc.), ale zniesiono ograniczenia w ustalaniu dodatkowych kosztów kredytu lub pożyczki. Od razu skorzystały z tego niebankowe firmy pożyczkowe. Rozwinęły rynek "chwilówek" i innych bardzo drogich produktów finansowych. Kto korzysta z ich usług? - Osoby, które nie mogą liczyć na kredyt w normalnym banku.
Uchwalenie prawa drobiazgowo regulującego działanie firm pożyczkowych nie jest więc wykluczone. Do uzgodnień międzyresortowych ma trafić projekt ustawy wprowadzający maksymalny limit tzw. rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania (RRSO). Uniemożliwi to pobieranie zawyżonych opłat i prowizji, twierdzi wiceminister finansów Wojciech Kowalczyk.
....
Koszmar . Uwazajcie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:42, 16 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Instytucje finansowe żądają zwrotu prowizji od współpracowników, jeśli klienci zrezygnują z umowy. Każą im oddawać pieniądze, nawet gdy już ich nie zatrudniają - czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
Gazeta pisze, że firmy działające w branży finansowej i ubezpieczeniowej znalazły sposób na nielojalnych współpracowników, którzy po zdobyciu klienta przestają się nim interesować. By płacić agentom tylko za przyciągnięcie stałych klientów, stosują klauzule przewidujące obowiązek zwrotu prowizji w razie rozwiązania umowy przez nabywcę ich produktów.
"Dziennik Gazeta Prawna" zapytał prawników, co sądzą o takich praktykach.
"Wiele zależy od szczegółowej treści umów agencyjnych, ale także tych zawartych z klientami, jednak przepisy wprost przewidują obowiązek zwrotu tylko wtedy, gdy już na początku wiadomo, że klient nie wywiąże się z umowy, a zleceniodawcy nie można przypisać odpowiedzialności za jego odejście" - zaznacza adwokat Karolina Schiffter z Kancelarii Raczkowski i Wspólnicy.
W jej ocenie wątpliwości budzi żądanie zwrotu całości prowizji, gdy umowa z klientem obowiązuje już przez pewien czas i bank osiągnął z tego tytułu korzyści.
...
Kolejne osiagi banksterow .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:57, 07 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
„Kluby Bandytów” i „Kartele” manipulują rynkiem walutowym?
W czerwcu agencja informacyjna Bloomberg donosiła, że niektórzy bankowi traderzy tuż przed codziennym fixingiem manipulują kursami walutowymi i tym samym uzyskują dodatkowe przychody. W kolejnych miesiąca sprawa nabrała przyśpieszenia, gdyż włączyły się w nią nadzory finansowe z wielu krajów, a na nagłówki gazet trafiły nazwy największych instytucji finansowych.
Przypominając całą sprawę (opisywaną również przeze mnie w czerwcu) zacytuję dwa akapity z poprzedniego artykułu, które pozwolą na zrozumienie całego procesu hipotetycznej manipulacji.
Kursy na rynku walutowym są notowane w sposób ciągły (24h na dobę) jednak do wyceny niektórych instrumentów (kontraktów terminowych, funduszy inwestycyjnych itp.) używane są tak zwane fixingi czyli stałe kursy publikowane, w zależności od waluty, raz na pół godziny czy też na godzinę przez WM/Reuters (joint venture pomiędzy WM Company and Thomson Reuters).
Bloomberg w artykule „Traders Said to Rig Currency Rates to Profit Off Clients” dokładnie tłumaczy jak manipulacja może wyglądać. Kurs fixing ustalany jest na podstawie notowań obejmujących okres 60 sekund (30 sekund przed i 30 sekund po wyznaczeniu kursu). „Gdy jeden z traderów otrzymuje zlecenie o godzinie 15.30 (na pół godziny przed najważniejszym fixingiem dnia ) by sprzedać 1 miliard euro w zamian za franki szwajcarskie i kurs ma być rozliczony na podstawie fixingu z godziny 16.00 to ma on dwa cele: sprzedać swoje euro po najwyższej cenie do czasu ustalenia fixingu oraz spowodować by kurs EUR/CHF był na fixingu jak najniżej by wtedy odkupić tę samą ilość euro już od swojego klienta po kursie z fixingu. Jeżeli różnica pomiędzy kursem referencyjnym (czyli fixingiem) a tym po którym trader sprzedał walutą ze swojego portfela będzie wynosić jedynie dwa punkty bazowe, również nazywane pipsami (np. 1.2345 i 1.2343; przeliczając to na kurs franka do złotówki byłaby to różnica pomiędzy kursem 3.4545 i 3.4552 – czyli 0.07 grosza – przyp. aut.) to trader na takiej transakcji zarobi aż 200 tys franków.
Według kolejnych doniesień Bloomberga (szeroka analiza w artykule z 28 sierpnia „Currency Spikes at 4 P.M in London Provide Rigging Clues) powyższa sytuacja jest możliwa gdyż np. fundusze akcyjne lokują aktywa klientów zagranicą (inwestor z USA powierza w zarządzanie dolary, ale środki są inwestowane na rynku europejskim w euro). Fundusze by wycenić wartość jednostki muszą zabezpieczać pewne pozycje na rynku walutowym i robią to najczęściej ostatniego dnia miesiąca, a kurs jest rozliczany o 16.00 czasu londyńskiego.
Nieuczciwy trader może wykorzystać tę sytuację w następujący sposób – np kupuje daną walutę na własny rachunek (a raczej na rachunek banku, który powierza mu pewną sumę w zarządzenie) lub kontaktuje się z innymi traderami (mającymi podobne pozycje) i wspólnie, wymieniając ze sobą poufne informacje starając się by „fixing” był dla nich jak najbardziej korzystny (a przez dla klienta startny).
Z kolei The Wall Street Journal w artykule „Curency Probe Widnes as Major Banks Suspend Traders” twierdzi, że niektórzy pracownicy banków mogli nawet tworzyć specjalne „chat roomy” (wbudowane między innymi w terminale finansowe – przyp. aut), gdzie wymieniali miedzy sobą niejawne informacje i żartowali na temat ich wpływu na kursy walutowe. „WSJ” pisze, że regulatorzy zainteresowali się „chat room'ami” o ciekawie brzmiących nazwach - „The Bandits' Club” oraz „The Cartel”.
Ostatnie tygodnie to wyraźne przyśpieszenie działalności organów nadzorczych. Według Financial Times („Timeline of the growing currency probe”) na początku października szwajcarski nadzór finansowy włączył się zbadanie transakcji przeprowadzanych na rynku walutowym. Po kliku dniach Royal Bank of Scotland zdecydował się przekazać kopie wiadomości które przekazywali między sobą traderzy. W połowie października w dochodzenie włączył się nadzór z Hong Kongu, natomiast pod koniec zeszłego miesiąca swoje śledztwo rozpoczął amerykański departament sprawiedliwości. Za to początek listopada przynosi zawieszenia kliku traderów z banku Barclays (włączając w to szefa traderów w Londynie), a Citigroup, JPMorgan oraz HSBC potwierdzają, ze współpracują z regulatorami.
Mimo szerokiego dochodzenia na razie nie zostały postawione nikomu żadne zarzuty. Należy jednak zauważyć, że sprawa dotycząca manipulacji LIBORem trwałą klika lat, a kary które zostały nałożone na banki przekraczały 3 miliardy dolarów. Trudno stwierdzić czy w tym wypadku konsekwencje dla branży finansowej będą tak dotkliwe, jednak kolejny raz, za sprawą ograniczonej liczby osób, zaufanie (i tak już bardzo wątłe) do banków zostało nadszarpnięte.
Marcin Lipka
Analityk Cinkciarz.pl
...
To jest zlodziestwo . I nie zdziwcie sie jak w niebie ujrzycie zlodzei ktorym Bóg przebaczyl a nie bedzie tam ,,renomowanych" bankierow .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:03, 13 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
KNF ostrzega: przestępcy wyłudzają dane osobowe, a potem kredyty
Dane osobowe przekazane np. osobom prowadzącym przez internet rzekomą rekrutację do pracy w domu mogą posłużyć do przestępstw, m.in. związanych z wyłudzaniem kredytów bankowych - ostrzega Urząd Komisji Nadzoru Finansowego w środę w komunikacie.
W związku z tym urząd zaleca bezwzględne chronienie swoich danych osobowych.
UKNF wskazał, że od pewnego czasu napływają do tej instytucji sygnały wskazujące na znaczne ryzyko związane z zakładaniem rachunków bankowych, bądź uzyskiwaniem kredytów bankowych z wykorzystaniem informacji wyłudzonych od obywateli, głównie przez internet. Chodzi o tzw. phishing, który polega m.in. na wysyłaniu do użytkowników bankowości internetowej fałszywych maili z prośbą o podanie danych autoryzacyjnych lub umieszczaniu w mailach linku z przekierowaniem do fałszywej strony internetowej banku.
Jednym z mechanizmów zgłaszanych przez poszkodowanych tym procederem jest gromadzenie podstawowych danych osobowych, adresów, numerów dowodów tożsamości w ramach procesu rzekomej rekrutacji do pracy "w domu". Potencjalnie fałszywi pracodawcy wymagają podania tych informacji i dokonania przelewu drobnej kwoty (np. 1 zł) na wskazany przez nich rachunek bankowy.
"Tym sposobem na podstawie wyłudzonych danych osobowych próbują założyć rachunki bankowe bądź pozyskać kredyty, a w niektórych przypadkach, jako mechanizm weryfikacji tożsamości wykorzystywane są przez banki właśnie przelewy pochodzące z innego rachunku bankowego danej osoby" - napisano w komunikacie.
UKNF wyjaśnił, że tym samym pokrzywdzony staje się dłużnikiem banku z tytułu uzyskanego kredytu. Poza tym w przypadku założenia rachunku bankowego z wykorzystaniem jego danych osobowych, przez rachunek ten mogą być transferowane pieniądze pochodzące z przestępstw.
"W związku z powyższym, niezmiernie istotne jest zwrócenie uwagi na konieczność nieujawniania w sytuacjach wzbudzających jakiekolwiek wątpliwości swoich danych, w szczególności tych zapisanych w dowodzie osobistym" - podkreśla UKNF.
Urząd wskazał, że bardzo niebezpieczne może być też przeprowadzanie na zlecenie nieznanych osób operacji przelewu środków z wykorzystaniem własnego rachunku bankowego (często w zamian za wynagrodzenie). Osoba, która dokonuje takiej transakcji, nie wie bowiem, czy środki nie pochodzą z przestępstwa, ani tym bardziej, w jakim celu są one przekazywane.
Szczególnie niebezpieczne jest dokonanie wypłaty otrzymanej kwoty przelewu i następnie przekazanie jej za pośrednictwem banku lub instytucji płatniczej. "W przypadku, gdyby rzeczywiście przekazywane środki pochodziły z przestępstwa, jakakolwiek styczność z nimi, a w szczególności przyjęcie ich na własny rachunek bankowy, może zostać uznane za samoistne przestępstwo bądź współudział w przestępstwie" - ostrzega urząd.
Urząd zaleca, by przy korzystaniu z bankowości internetowej zachowywać odpowiednie standardy bezpieczeństwa. Brak stosowania się do tych zasad stwarza znaczne zagrożenia, np. dostępu do rachunku osób nieuprawnionych. Zdarza się, że użytkownicy bankowości internetowej nieświadomie wchodzą na fałszywe strony bankowe lub reagują na prośby o podanie mailem danych osobowych i danych do logowania. "Zastosowanie się do takich poleceń może spowodować nawet całkowitą utratę zgromadzonych na rachunku środków" - ostrzega UKNF.
"W razie zaistnienia symptomów opisanych powyżej konieczne jest przekazanie szczegółowych informacji do banku bądź instytucji płatniczej prowadzącej rachunek, które są zobowiązane w zakresie swojej działalności do powiadamiania o przestępstwie odpowiednich organów państwa" - sugeruje UKNF.
....
Zaraz cos tu smierdzi ! To banksterzy pozyczaja na ,,dane" nie na DOKUMENT ?! Toz jest to jawny wspoludzial w oszustwie ! Przychodzi koles bez dokumentow i pozycza ? Toz kretyn by sie zorientowal ! KTO POZYCZA BEZ DOKUMENTOW SAM JEST WINIEN I TRACI !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:18, 31 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
"Fakt.pl": Spowiedź bankowca: tak oszukiwałem klientów
Liczyły się tylko pieniądze. Robiłem wszystko, żeby zdobyć ich jak najwięcej - w rozmowie z Faktem przyznaje ze skruchą 37-letni mężczyzna, który przez długie lata był pracownikiem największych polskich banków. Teraz jak najszybciej chce o tym wszystkim zapomnieć. - Żyłem z oszukiwania ludzi. W końcu powiedziałem sobie: dość.
Oszuści czają się na nas na każdym kroku. Aż trudno w to uwierzyć, ale ich ofiarą możemy paść nawet... w banku. Jakby nie było bank to instytucja zaufania publicznego. Tyle, że jak mówi nam skruszony sprzedawca, dla pracowników banków klient jest łakomym kąskiem. I wielu bankowców jest w stanie zrobić naprawdę wiele, by wyciągnąć od niego jak najwięcej pieniędzy. Bo jakby nie było, ich zarobki zależą od tego, jak dużo produktów bankowych, często drogich i niepotrzebnych, uda się wcisnąć nic nieświadomemu klientowi.
- W banku można naprawdę dobrze zarobić - zdradza były bankowiec. - Trzeba działać bez skrupułów, a pieniądze będą się mnożyć błyskawicznie. A wszystko dzięki prostym sztuczkom i naiwności klientów, którzy bezgranicznie ufają pracownikom banków.
- Najwięcej można zarobić na kartach kredytowych, jednak nie jest łatwo namówić na nie ludzi. Klienci często boją się, że szybko wpadną w gigantyczne długi. Jest na to bardzo prosty sposób. Kłamałem, że karta kredytowa jest obowiązkowa przy założeniu konta w banku. Jeśli ktoś już na pierwszy rzut oka wydawał mi się naiwny, pozwalałem sobie na więcej. Wciskałem ludziom karty kredytowe i mówiłem, że to zwykła karta płatnicza.
Prawdziwą żyłą złota dla bankowców są jednak kredyty. - Mało który klient wczytuje się w umowę kredytową, ludzie rezygnują już po kilku pierwszych stronach, dlatego mogłem wmówić im dosłownie wszystko. Normą było ubezpieczenie - zdradza były bankowiec.
- Tłumaczyłem, że jest po prostu konieczne. Zdarzało mi się też wcisnąć emerytowi ubezpieczenie od utraty pracy. Aż trudno uwierzyć, jak ludzie potrafią być naiwni. Lista pułapek, jakie bankowcy zakładają na klientów polskich banków jest długa: zatajanie wysokich opłat i prowizji, podsuwanie do podpisu dokumentów in blanco, sprzedawanie ryzykownego funduszu inwestycyjnego, jako lokaty. Pracownicy banków głównie czają się na emerytów, którzy nieraz powierzają im oszczędności całego życia. Ale potrafią - jak widać - oszukać każdego.
..
Nawrocenie zawsze niezwykle cieszy ! )))
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:25, 29 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Julia Wizowska | Onet
Kochanie, kredyt zostawiam tobie
Onet
O tym, że żaden urząd stanu cywilnego nie wiąże tak mocno jak bank, przekonali się Marek i Kasia. Byli już małżonkowie, którzy po rozwodzie chcieli podzielić mieszkanie kupione na kredyt.
Specjaliści alarmują: liczba rozwodów w Polsce wciąż się zwiększa. W 2013 r. rozwiodło się ponad 64 tys. par. Z nich 15,6 tys. par z najkrótszym stażem małżeńskim (to o połowę więcej niż w 1990 r.) oraz 17 tys. ze stażem ponad 20 lat (trzykrotnie więcej niż 20 lat wcześniej). Tyle że w obecnych czasach, gdy większość z rodzin ma zaciągnięty kredyt hipoteczny, nie wystarczy rozwieść się, by zamknąć rozdział wspólnych zobowiązań finansowych. Trzeba jeszcze załatwić sprawę z bankiem. A to jest czasem trudniejsze niż sam rozwód. Zwłaszcza, gdy frank szwajcarski drożeje.
Nie zwalnia z kredytu
- Umowa o kredyt hipoteczny zawarta z bankiem w czasie trwania małżeństwa nie przestaje obowiązywać w przypadku rozwodu czy podziału majątku - wyjaśnia Marcin Zadrożny, aplikant adwokacki. Oznacza to, że mimo orzeczonego rozwodu byli małżonkowie w dalszym ciągu wspólnie odpowiadają przed bankiem. Bo dla instytucji finansowej nie ma znaczenia, czy para jest wciąż razem. Ważne jest, że razem się zadłużała.
Nie wiedział o tym były mąż Kasi. Albo nie chciał wiedzieć. A może wiedział, ale się tym nie przejmował. Fakty są jednak takie, że po niemal pięciu latach małżeństwa oświadczył, że odchodzi do innej. Pakuje się do walizki, a całą resztę majątku zostawia - niech już jej będzie - byłej żonie. Tyle że razem z dobytkiem zostawił Kasi długi.
- Sprawa była o tyle dla mnie trudna, że on po rozwodzie po prostu zniknął. Zmienił numer telefonu, wyprowadził się. Zupełnie nie obchodziło go to, że zostały nam do załatwienia sprawy, których nie rozstrzygnął sąd - mówi Kasia.
Sąd nie nakazuje
Wśród tych spraw była właśnie ta dotycząca nieruchomości. Mieszkanie pary kupione zostało na kredyt. Przez trzy lata małżeństwo sumiennie spłacało raty. Ale dla jednej osoby mieszkanie było za duże, rata zaś zbyt wysoka. Kasia chciała przeprowadzić podział wspólnego, z byłym mężem majątku, po czym wynająć dla siebie mniejszy lokum. Ale były małżonek nawet nie myślał o tym, by godzić się na przejęcie długu. Kasia liczyła więc na to, że sąd rozstrzygnie sprawę. Ale tak się nie stało.
Jak tłumaczy Marcin Zadrożny, sąd z urzędu nie dokonuje podziału majątku rozwodzącej się pary. Może to jednak zrobić na wniosek jednego z małżonków. Jednak z zastrzeżeniem: drugi małżonek musi wyrazić zgodę na zaproponowany podział. W przeciwnym razie sąd nie dokona podziału majątku w wyroku orzekającym rozwód.
Niezależnie jednak od wyroku sądu dług ciąży na obojgu także po rozwodzie. Jeśli nawet sąd wskaże, który z małżonków ma spłacić dług (albo w jakiej wysokości odpowiada za niego każde z byłych małżonków), to bank wcale nie musi kierować się wskazówką sądu. Jeśli jeden z małżonków nie wywiąże się z zobowiązań, bank może domagać się spłaty od drugiego.
Nie spłaca rat
Z taką sytuacją spotkała się Ilona. Kobieta złożyła pozew rozwodowy z orzeczeniem o winie męża. Jak twierdzi, małżonek niejednokrotnie ją zdradzał. Ale gdy jeszcze związek małżeński tryskał szczęściem, para zaciągnęła kredyt na dom. Oboje zarabiali nieźle: on z 7 tys. zł miesięcznie, ona 5 tys. zł. Po kilku latach stało się tak jak się stało i kobieta wniosła sprawę o rozwód.
- Sąd wskazał byłego męża jako osobę, która ma spłacać kredyt, bo on ma większą zdolność kredytową. Ja się wyprowadziłam, mi to było na rękę. Umówiliśmy się, że dom przypada byłemu mężowi, a ja otrzymuję zwrot wydatków - opowiada Ilona. Po jakimś czasie kobieta dostała z banku pismo informujące o tym, że raty kredytu hipotecznego nie są spłacane, a ona jest współkredytobiorcą, więc podjąć się spłacania musi ona. - Mój były miał kłopoty finansowe w firmie, więc ostatnie o czym pamiętał, była spłata kredytu. Tym bardziej, że kredyt był zaciągnięty we frankach szwajcarskich. Przez to wysokość rat koszmarnie urosła! - żali się Ilona.
Kłopoty z frankami
Kredyty w szwajcarskiej walucie wywołały ostatnio nie lada zamieszanie. Kilka lat temu klienci masowo wybierali hipotekę we frankach. W rzeczywistości kredyty udzielane były w złotych, ale spłacano je w przeliczeniu do aktualnego kursu obcej waluty. A ten był bardzo korzystny - frank kosztował niewiele ponad 2 zł.
Obecnie za szwajcarską walutę trzeba zapłacić nawet półtora raza więcej. Skutkiem tego wysokość zadłużenia hipotecznego wielu osób przekracza wartość kupionego mieszkania. Kredytobiorcy są oburzeni. Kredyty w obcej walucie ma dziś ponad 700 tys. Polaków. Z nich kilka procent - a niedługo może być więcej - nie spłaca zadłużenia. Część zamierza złożyć przeciwko bankom pozew, jak zrobił to pan Tomasz Sadlik.
Sadlik oskarża Raiffeisen Bank o to, że w trakcie udzielania kredytu placówka nie poinformowała go rzetelnie o ryzyku związanym z zadłużeniem w obcej walucie. W rezultacie, po sześciu latach spłacania rat, mężczyzna ma dług dwukrotnie wyższy, niż w momencie podpisywania umowy z bankiem. Dlatego domaga się anulowania umowy kredytowej albo przewalutowania jej na złote. Sąd rozpatruje sprawę.
Nie da się przenieść
Kredyt w obcej walucie przysparza także niemałych kłopotów osobom rozwodzącym się. Gdyby Kasia odnalazła kontakt z byłym mężem, a on zechciałby przedyskutować kwestię zadłużonej nieruchomości, mieliby przed sobą teoretycznie dwie opcje: przepisać dług i mieszkanie na jednego z małżonków albo sprzedać nieruchomość i z uzyskanych pieniędzy spłacić kredyt.
Jeżeli jedno z byłych małżonków chce przepisać dług na siebie, to może to zrobić w myśl przepisów kodeksu cywilnego. Zgodzić się na to musi drugi małżonek i bank. - W praktyce wygląda to tak, że byli małżonkowie prowadzą negocjacje z bankiem co do przejęcia długu przez jednego z nich, w rezultacie czego dochodzi do zawarcia aneksu do umowy kredytowej - wyjaśnia Marcin Zadrożny.
Jednak bank nie zawsze się zgadza. Przyczyną odmowy może być mała zdolność kredytowa drugiego małżonka albo... wysoka kwota kredytu zaciąganego w obcej walucie.
Może wynająć?
- Po trzech latach spłacania mam oddać bankowi ponad 400 tys. zł - mówi Kasia. Kobieta chciała mieszkanie sprzedać, konsultowała się w tej sprawie z bankiem. - To jest jednak niemożliwe, bo, po pierwsze, potrzebuję zgody byłego męża, Marka, a po drugie, specjaliści ocenili wartość mieszkania na 250 tys. zł. Nawet po sprzedaniu go nie starczy pieniędzy na spłacenie całości kredytu - wyjaśnia klientka. Bank nie wyraził więc zgody na sprzedaż nieruchomości. Zwłaszcza, że zdolność kredytową Kasia ma. Ale jeśli frank szwajcarski będzie drożał, zdolność kredytowa kobiety będzie malała.
Z kolei, kiedy Iwona otrzymała z banku powiadomienie o zaległych ratach, wpadła na pomysł, by wynająć zadłużony dom. Marcin Zadrożny zaznacza, że w takim wypadku należy mieć zgodę wszystkich właścicieli nieruchomości. A mąż Iwony się zgodził. Jest tylko jeden problem. - W tym momencie rata wynosi 8,5 tys. zł. A wynajmiemy cały dom maksymalnie za 4 tys. zł. Musielibyśmy też ponieść koszty wynajęcia dwóch mieszkań, do których się przeprowadzimy. Nie opłaca się - mówi Iwona. Pewnie będzie musiała wynająć dom "na części", choć zrobi to niechętnie. - Dostaliśmy propozycję wynajęcia garażu na warsztat samochodowy. I od robotników, co pracują w okolicy, na zamieszkanie w dwóch pokojach. Ale wynajmowanie kawałków domu, który był budowany dla rodziny, to takie poniżające! - mówi kobieta. Płacenie rat, dwukrotnie wyższych od zakładanych na początku, jest jednak niemożliwe.
Dlatego kobieta również rozważa wniesienie sprawy z bankiem do sądu. Jeżeli Tomasz Sadlik wygra, będzie miała otwarte drzwi. Ona i wielu innych zadłużonych w obcej walucie.
...
Banksterzy was zwiaza nierorezwalnym wezlem ... kredytowym . A nawet szubienicznym ... Widzicie tu potwornosci zachodu . Wezel malzenski sluzy im do ... wyduszania kasy ... Dlatego jak zachod cos mowi typu prawa autorskie ocieplenie gender seksedukacja ... TO ZAPAMIETAJCIE ZE ZAWSZE CHODZI O KASE ! POD SZCZYTNYMI HASLAMI BRUDNE INTERESY
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 23:01, 27 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Ewelina Potocka | Onet
Nieuczciwe kantory. Zaniżają ceny, bo… mogą
Jeśli nie doszło do wprowadzenia w błąd klienta, transakcja w kantorze jest wiążąca
Co zrobić, gdy nieuczciwi właściciele kantorów celowo zaniżają ceny walut? Najlepiej wymienić pieniądze w innym kantorze. Jednak nie zawsze jest to możliwe. Przekonał się o tym nasz Czytelnik.
Pan Jakub z Gdańska zajmuje się obsługą grup międzynarodowych. Często zdarza mu się spacerować z zagranicznymi gośćmi po centrum miasta. Niedawno jego uwagę zwrócił fakt, że niektóre kantory na ul. Długiej drastycznie zaniżają ceny walut.
"Jako że było już po godzinie 18:30, na ul. Długiej otwarte były tylko dwa kantory. Jeden po prawej stronie od Złotej Bramy, zaraz za restauracją Green Way. Drugi kawałek dalej, po lewej stronie koło lodów Soprano. Zanim zdążyłem zareagować, kilka osób zdążyło wymienić (na szczęście drobne sumy) pieniądze. Kurs kupna euro we wspomnianym kantorze wynosił 3,15 zł! Próbowałem zainterweniować już po wymianie i poprosić o zwrot wymienionych pieniędzy. Niestety bez skutku. Następnego dnia nie dałem za wygraną i spróbowałem dowiedzieć się, o co chodzi. Jednak na próby dociekania, dlaczego w kantorze kurs jest o ponad 1 zł niższy niż średni kurs tego dnia w innych miejscach, kasjer odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem: "Bo taki mamy kurs", pisze w liście do redakcji nasz Czytelnik.
Negatywny wizerunek
Rzeczywiście, wybrane kantory zaniżają kursy walut według własnego widzimisię. Dzieje się tak jednak w każdym dużym mieście w Polsce, szczególnie w miejscach, gdzie pojawia się wielu zagranicznych turystów.
"Niestety, takie oszukańcze praktyki powodują niechęć wśród zagranicznych turystów odwiedzających Gdańsk. Stereotyp Polaka - złodzieja wraca do świadomości odwiedzających nas gości, co niestety może odbyć się niekorzystnie nie tylko na wizerunku miasta, Polski, ale również na mniejszej ilości gości z zagranicy w przyszłości" - dodaje pan Jakub.
- Nie mamy na to wpływu. Takie są prawa wolnego rynku. Niewiele więcej mogę w tej sprawie powiedzieć - rozkłada ręce Antoni Pawlak, rzecznik prasowy Prezydenta Gdańska.
- A czy takie praktyki wpływają na wizerunek Gdańska? - dopytujemy.
- Nie sądzę - odpowiada krótko Antoni Pawlak.
Zaniżanie jest legalne
O komentarz poprosiliśmy eksperta z Federacji Konsumentów.
- Kantory mogą swobodnie kształtować kursy wymiany walut. Wynika to ze swobody zawierania umów - nikt drugiej strony nie przymusza do zawarcia transakcji w danym kantorze - tłumaczy Piotr Czepulonis, prawnik z Federacji Konsumentów.
I dodaje: - Naruszeniem może być za to przedstawianie oferty mogącej wprowadzać w błąd, np. nieodpowiadające rzeczywistości wartości na tablicy wymiany walut. Osoba wprowadzona w błąd może się uchylić od skutków zawartej transakcji, a zatem żądać zwrotu przekazanej w kantorze waluty.
Problem jednak w tym, że na tzw. koziołkach wystawionych na deptaku kantory te podają średni kurs walut danego dnia. Dopiero po wejściu do lokalu z elektronicznej tablicy odczytujemy, że waluta skupowana jest o wiele taniej niż w innych kantorach. Informacja jest więc podana, a ci, którzy jej nie doczytają, tracą na wymianie.
- O ile nie doszło do wprowadzenia w błąd klienta, transakcja jest wiążąca i nie można się z niej wycofać - uzupełnia Piotr Czepulonis.
....
Handel pieniadzem zawsze prowadzil do chciwosci ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 1:34, 05 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Gazeta Bankowa
Kredyt do śmierci i jeszcze dłużej
Polski nadzór finansowy wspiera banki i tym samym umywa ręce od pomocy kredytobiorcom.
Procesy sądowe frankowiczów zwróciły uwagę na problem ochrony systemowej konsumentów usług finansowych w Polsce, a także na problem upadłości konsumenckiej. Jak podała Krajowa Rada Komornicza, w roku 2013 z powodu niespłacanych długów wystawiono na licytację ponad 8 tysięcy mieszkań i 3 tysiące domów. To ponad dwukrotnie więcej niż w roku 2012. Niektórzy zdesperowani bankruci szukają sprawiedliwości w sądach, inni w pomocy społecznej. Najmniej jest takich, którzy korzystają z instytucji, jaką jest upadłość konsumencka, ale nie tylko dlatego, że bywa mylnie kojarzona z windykacją. Dodatkową przeszkodą jest silne zawężenie prawa pod względem podmiotowym - osób, wobec których można ogłosić taka upadłość, jak i pod względem przedmiotowym (w grę wchodzi wyłącznie upadłość likwidacyjna). Kryterium upadłości w Prawie upadłościowym i naprawczym jest nieostre - mieszczą się w nim okoliczności "wyjątkowe" i "niezależne od dłużnika".
- Wobec iluzoryczności instytucji prawnej "upadłości konsumenckiej" dług będzie ciążył na kredytobiorcy aż do jego śmierci. W polskim systemie prawnym po śmierci kredytobiorcy jego dług może obciążyć dzieci i rodzinę. Przykro to powiedzieć, ale stosunki prawne w tym zakresie prowadzą często do zjawiska "przemocy finansowej". Część sektora finansowego generuje zyski, wykorzystując ludzkie nieszczęścia i wyzyskując przymusową sytuację. Wątpliwe jest istnienie w Polsce: równowagi sił pomiędzy wierzycielem i dłużnikiem, sprawiedliwej odpowiedzialności za problem braku możliwości spłacania długu. Państwo wspiera prawnie stronę silniejszą. Ciężar i koszty sądowego dochodzenia sprawiedliwości są przerzucone na słabszego - mówi Stanisław Adamczyk, makler, niezależny badacz rynku finansowego, autor analizy "Społeczna odpowiedzialność sektora bankowego z perspektywy kredytów w CHF udzielanych w latach 2004-2008". Uważa on, że część banków może być współodpowiedzialna za problemy ze spłatą kredytów we frankach szwajcarskich osób, które zawierały umowy w okresie największej popularności tego produktu.
- Jeśli dojdzie do zdarzeń losowych uniemożliwiających spłatę kredytu, a bank komorniczo przejmie nieruchomość, to różnica pomiędzy wartością zobowiązania frankowego a kwotą uzyskaną ze sprzedaży nieruchomości i dotychczasowymi spłatami, na mocy BTE będzie egzekwowana z innego majątku kredytobiorcy - dodaje.
Bankowy tytuł egzekucyjny został ustanowiony po to, aby chronić interesy wierzycieli (banków) i przyspieszyć windykację na wypadek niespłacania długu. Jest to jaskrawy przykład asymetrii sił. A co z konsumentami?
Rząd planuje znowelizować dotychczasowe Prawo upadłościowe i naprawcze i przyjąć nową regulację - Prawo restrukturyzacyjne. Projekt założeń projektu ustawy Ministerstwo Sprawiedliwości przekazało do konsultacji społecznych. Zakłada on "udrożnienie" postępowania upadłościowego i poszerzenie kręgu podmiotów, które będą mogły skorzystać z nowych przepisów. Może to zmniejszyć skalę "wypychania na margines" życia społecznego osób, które w przeszłości podjęły błędne decyzje finansowe. W projekcie zapisano, że "w postępowaniu obejmującym likwidację majątku dłużnika przy likwidacji mieszkania upadłemu zostanie na jego wniosek wydzielona kwota odpowiadająca przeciętnemu czynszowi najmu lokalu mieszkalnego za okres od 12 do 24 miesięcy".
Jak wynika z dokumentu, zmiany mają "zmierzać do uregulowania sytuacji ekonomicznej konsumenta w sposób, który umożliwi mu powrót do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie (tzw. nowy start)". Wygląda więc na to, że zdesperowani dłużnicy otrzymaliby "deskę ratunku" od państwa. Ustawodawca proponuje też wprowadzenie możliwości tymczasowego pokrywania kosztów postępowania przez Skarb Państwa w przypadku, gdy majątek dłużnika ani jego bieżące wynagrodzenie nie wystarczają na pokrycie tych kosztów. Takie są założenia projektu, który po konsultacjach społecznych w styczniu został skierowany pod obrady Rady Ministrów. Do Sejmu ma trafić jesienią.
Nie wszyscy wierzą w dobre intencje autorów zmian. Niektórzy z ubolewaniem zauważają, że "dopiero jak problemu nie udało się ukryć, rząd zaczął wykonywać jakieś pozorowane ruchy". Jak to się stało, że po całych latach ignorowania problemu frankowych kredytobiorców teraz dopiero pojawiają się próby zmiany prawa czy wypełniania obowiązków przez nadzór finansowy? Niektórzy obserwatorzy przypominają o zbliżających się wyborach. Projekt ma wyciszyć niesprzyjające nastroje społeczne, markując działania podjęte na rzecz pomocy kredytobiorcom. Jednak zdaniem ekspertów czytając ten akt, nie można oprzeć się wrażeniu, że jest on tworzony tak naprawdę do ochrony nie tyle dłużnika, ile banku, który tego kredytu udzielał.
Zapytany przez "Gazetę Bankową" Związek Banków Polskich niestety nie udzielił odpowiedzi na pytanie o swoje zaangażowanie w konsultacje prawne przy tworzeniu projektu, Komisja Nadzoru Finansowego również. O ile postawa ZBP może być zrozumiała, pytanie o to, kogo chroni polski nadzór finansowy, wciąż powraca. Co robiła KNF podczas boomu na kredyty frankowe, ostrzegany dwukrotnie o wysokim ryzyku przez Szwajcarski Bank Narodowy? Tak i teraz, już po czasie, KNF dogląda raczej interesu banków i ich akcjonariuszy niż kredytobiorców. W Polsce brakuje silnego, niezależnego politycznie, niedziałającego z pozycji konfliktu interesów organu chroniącego wyłącznie interesy konsumentów usług finansowych.
Należy tu podkreślić, że na rynkach rozwiniętych istnieją wyspecjalizowane agendy rządowe, których wyłącznym celem jest ochrona konsumenta przed siłą gigantycznych korporacji wykorzystujących stosunki finansowe do generowania nadprzeciętnych zysków. Najlepszym przykładem są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, gdzie po kryzysie "sub-prime" wywołanym w 2008 r. m.in. właśnie przez agresywne "sprzedawanie" kredytów hipotecznych osobom gorzej sytuowanym i nieposiadających wystarczającej wiedzy finansowej powołano Biuro ds. Ochrony Finansowej Konsumenta (Bureau of Consumer Financial Protection).
Na ten dość specyficzny sposób rozwiązania problemów dłużnika w postaci dofinansowania do wynajmu zwrócili uwagę obserwatorzy dość tajemniczo wprowadzanego Funduszu Mieszkań na Wynajem Banku Gospodarstwa Krajowego. Pytany przez "Gazetę Bankową" kilka miesięcy temu Piotr Kuszewski z BGK dość mgliście tłumaczył, skąd posiada pewność popytu i sukcesu tego przedsięwzięcia. Oczywiście jest to wynik tajemnych badań rynkowych. Powstaje pytanie, czy wyniki tych badań były jedynym gwarantem, czy też czasem nie był to plan, według którego zapotrzebowanie 20 tysięcy wyeksmitowanych dłużników spotka się z możliwością wykorzystania pustych 20 tysięcy mieszkań pod skrzydłami BGK (za pieniądze Skarbu Państwa), przynajmniej na najbliższe 24 miesiące planowane w ustawie - aż do wyborów.
Co po tych dwóch latach? W projekcie mowa jest o tym, że "interes wierzyciela nie będzie naruszony, ponieważ osoby fizyczne zachowują zdolność do dalszej pracy zarobkowej oraz do spłaty swoich zobowiązań na dalszych etapach życia". Powstaje tu kluczowe pytanie: dlaczego profesjonalny przedsiębiorca może zbankrutować i uciec w ten sposób przed długami, a nieprofesjonalna osoba fizyczna takiej szansy nie ma? Dlaczego odmawia się prawa "drugiej szansy" osobom, które znalazły się w tarapatach finansowych przez czynniki leżące poza ich kontrolą? Być może w Polsce warto się zastanowić nad instytucją "bankructwa strategicznego", która sprawnie funkcjonuje w części stanów USA.
W Polsce działa już kilka stowarzyszeń łączących klientów banków, którzy czują się pokrzywdzeni po tym, jak wzięli kredyt we frankach szwajcarskich i nie mogą ich spłacić. W swoich procesach przeciwko bankom frankowicze podnoszą przede wszystkim, że banki nie informowały ich o ryzyku, jakie towarzyszyło kredytowi, do którego wzięcia byli zachęcani (bądź robiły to niedostatecznie). Dziś, z pewnym opóźnieniem wkraczać zaczyna w ten temat nadzór. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ukarał niedawno dwa banki: PKO BP i Getin Noble Bank za niewłaściwą politykę informacyjną wobec klientów, z którymi zawierały umowy na ryzykowne produkty. Kary nie dotyczą tylko kredytów w obcej walucie, ale też produktów ubezpieczeniowo-oszczędnościowych (polisolokaty). Niewykluczone, że może właśnie wybucha bunt klientów wobec banków, które dopuściły się nieuczciwych praktyk rynkowych. Wydaje się, że klienci właśnie "obudzili się" i nabierają odwagi do walki z większymi od siebie - bankami. Po aferach finansowych WGI (toczy się od 7 lat) i Amber Gold przyszła kolej na baczne przyglądanie się bankom.
Mimo tego nadal słychać opinie, że katastrofa części frankowiczów jest "medialną propagandą". Nie jest to prawdą. Niektórzy z nich nie tylko spłacali raty kredytu w kwotach, których się nie spodziewali, a nawet stracili swój dom i wciąż muszą spłacać kredyt na jego zakup. W szczytowym zaś okresie powodzenia frankowych kredytów w Polsce faktycznie mieliśmy do czynienia z propagowaniem tych kredytów przez banki i zachęcaniem przez bankowych specjalistów sprzedaży do zawierania umów na produkt, który okazał się ryzykowny dla klienta. Jednocześnie zadziwiająco mało skutecznie informowano o związanych z nimi niebezpieczeństwach.
UOKiK tłumaczy, że każdy klient ma prawo do poznania istotnych cech produktu. Kluczową sprawą w przypadku oburzonych frankowiczów jest to, czy klienci byli świadomi ryzyka, jakie brali na siebie przy okazji zawierania umowy na frankowy kredyt.
- Jeśli konsument nie inwestował znaczących kwot na rynku finansowym i nie ma choć niewielkiego doświadczenia, może nie objąć swoim umysłem ryzyka takiego produktu. Czasami nawet tego ryzyka nie rozumie, gdy mu to ryzyko krótko wytłumaczymy - mówił Stanisław Adamczyk na seminarium naukowym w jednej z warszawskich szkół wyższych, gdzie prezentował swoją analizę. - Finansistom wydaje się, że wszyscy tak jak oni powinni być świadomi ryzyka walutowego - mówił wtedy.
Niespłacanie długów w bankach jest oczywiście także problemem dla samych wierzycieli. Na egzekucji komorniczej majątku w kredycie komornik zarabia nawet do 15 proc. jego wartości. Jest to stratą zarówno dla dłużnika, jak i banku.
Komisja Nadzoru Finansowego pod koniec ubiegłego roku opublikowała raport, w którym uznała za nieuzasadnioną ewentualną możliwość przewalutowania kredytów denominowanych we franku szwajcarskim na złotówki według kursu z dnia udzielenia kredytu. W raporcie tym napisano, że "łączna strata sektora bankowego z tytułu przewalutowania (różnica pomiędzy wynikiem zrealizowanym na koniec czerwca br. a wynikiem, jaki powstałby po przewalutowaniu) wyniosłaby 44,4 mld zł, przy czym poszczególne banki poniosłyby straty w wysokości od 0,1 mld zł do blisko 7,0 mld zł".
W raporcie Komisja stanęła wyraźnie po stronie banków, broniąc gigantycznych zysków ich zagranicznych akcjonariuszy. Jednym z argumentów KNF przeciwko przewalutowaniu kredytów jest "nierówne traktowanie klientów posiadających kredyt walutowy i złotowy" i straty dla polskiego państwa z tytułu konieczności dofinansowania "stratnych banków". Jest to błędne rozumowanie. Dlaczego państwo polskie ma gwarantować zyski i ceny akcji właścicieli banków? W gospodarce rynkowej przedsiębiorcy powinni płacić za swoje błędy. Szczególnie powinni za błędy zapłacić właściciele banków udzielających kredytów we franku, a nieinformujących o ryzyku kursowym zgodnie z najwyższym poziomem staranności zawodowej. W publikacji nie rozważano, co można zrobić z problemami klientów frankowych.
Do tej pory nadzór finansowy nie zauważał nierówności w pozycjach klient - bank przy zawieraniu umów na kredyty we franku szwajcarskim, a teraz reaguje na katastrofę finansową co najmniej nieadekwatnie. W mediach natomiast dyskutuje się na temat tego, czy państwo powinno pomagać frankowiczom. Sugeruje się również, że taka pomoc odbywałaby się kosztem podatników, którzy musieliby ponosić skutki ryzyka "kilku tysięcy frankensteinów".
Jest to typowy zabieg socjotechniczny. Za przewalutowanie kredytów we franku szwajcarskim nie zapłaciliby podatnicy, tylko akcjonariusze banków. Ich zapłata (czyli strata) nastąpiłaby wskutek spadku notowań ceny akcji na GPW lub innych giełdach, na których są notowane. Konieczność tworzenia dodatkowych rezerw na straty - z tytułu unieważnienia klauzul walutowych doprowadziłaby do "wyparowania części kapitału własnego" i wówczas - wobec spadku wskaźników wypłacalności - banki musiałyby zostać dokapitalizowane. Na pewien okres musiałby zmienić się kierunek przepływu strumieni pieniężnych, a w związku z tym banki i akcjonariusze zapomnieliby o sowitych dywidendach i trzeba byłoby przeprowadzić emisję akcji, aby podwyższyć kapitał. Wówczas Skarb Państwa mógłby nabyć znaczący pakiet ich akcji po korzystnej cenie. Ziściłoby to w pewnym stopniu postulaty części ekonomistów dotyczące "repolonizacji banków".
Ewa Tylus, Anna Raciniewska
...
Ochrona jest glownie bidnych bankow ... zagranicznych ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 22:41, 05 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Restrukturyzacja a`la Chuck Norris. Czyli: jak bank może zniszczyć Ci życie.
Czy banki działające w Polsce powinny przestrzegać przepisów prawa? Choć pytanie wydaje się niedorzeczne dla osób spoza branży finansowej, bankowcom wydaje się, że są poza prawem.
No bo przecież taki na przykład Kodeks Cywilny, a więc najważniejszy akt prawny regulujący stosunki społeczno-ekonomiczne powstał w 1964 roku. Czyli prawie trzydzieści lat zanim na dobre pojawiły się w Polsce banki (w obecnej formie). Skoro tak – wydumali sobie niektórzy bankowcy – to nas on nie dotyczy… Czy to oznacza, że wobec niekompetencji, czy też nieodpowiedzialności banków jesteśmy bezbronni? Czy banki w swojej działalności mogą nie stosować się do prawa, które stanowią zapisy Kodeksu Cywilnego? Z pewnością tak być nie powinno. Ale w praktyce – spotykam się z tym co dzień.
Poniższe zarzuty wobec banków to efekt moich obserwacji branży, w której działam już ponad 20 lat. Dla lepszego zobrazowania problemu, w niniejszej publikacji odniosę się do porównania zawodu bankowca z innym zawodem publicznego zaufania: z lekarzem. W tym celu wykorzystam m.in. opracowanie znalezione w Internecie pt. „Odpowiedzialność karna, cywilna i zawodowa lekarza”, autorstwa doktora nauk medycznych magistra prawa Tomasza Jurka.
Lekarz słono płaci za błędy zawodowe. A co z błędami bankowców?
Nikt nie ma wątpliwości, jakie znaczenie ma dla życia i zdrowia pacjenta ma fachowa opieka medyczna. Za błędy medyczne lekarzowi grozi nawet odpowiedzialność karna. W cytowanym opracowaniu znalazłem m.in. tradycyjną definicję błędu (autorstwa Bolesława Popielskiego), którą można zastosować do każdej dziedziny:
„Błędem jest postępowanie (działanie bądź zaniechanie) wbrew podstawowym, powszechnie uznawanym zasadom współczesnej (aktualnej) wiedzy w danej dziedzinie.”
Spróbujmy przenieść powyższe na grunt bankowy. Jakie szkody może swojemu klientowi wyrządzić bank, poprzez nieprofesjonalne działanie; w tym: za ewidentny błąd zawodowy? Takim błędem z pewnością będzie wpakowanie klienta na minę w postaci toksycznego kredytu własnej produkcji (patrz: opcje walutowe, kredyt we frankach przy bardzo niskim kursie tej waluty wobec złotówki). Ale także wykazanie się pełną ignorancją przy ewentualnej restrukturyzacji zadłużenia. W ten sposób tysiące porządnych Polaków stało się bankrutami, a wielu przedsiębiorców musiało ogłosić upadłość (co było ze szkodą także dla ich pracowników i kontrahentów). Upadłości firm powodują również istotne straty dla gospodarki, a co za tym idzie - dla Skarbu Państwa. Pragnę zauważyć, że Kodeks Cywilny przewidział pewne działania szkodliwe społecznie, które z całą pewnością można przypisać bankom. Jednak, w praktyce, zdecydowana większość sporów sądowych klientów z bankami rozstrzygana jest na korzyść instytucji finansowych.
Trefne produkty banków
W jednej ze swoich publikacji pt. „Bank: przyjaciel, czy śmiertelny wróg przedsiębiorcy” (była też publikowana na WP.pl) wymieniam trzy najbardziej toksyczne produkty kredytowe banków. Są nimi wymienione wcześniej opcje walutowe i kredyty we frankach oraz kredyty w rachunku bieżącym udzielane podmiotom gospodarczym na 12 miesięcy. Intuicja podpowiada, że jeśli kredytobiorca, biorąc jeden z tych produktów, poniósł znaczące straty (być może nawet zbankrutował) pomimo przykładnego wywiązywania się z umowy kredytowej, to winą za powyższe należy obciążyć bank. Obecnie jednak całe piwo musi wypić klient, a nie bank – co przeczy podstawowej zasadzie bezpieczeństwa konsumenta. Czy coś na ten temat znajdziemy w Kodeksie Cywilnym? Oczywiście, że tak! Cytuję poniżej stosowne, obowiązujące obecnie zapisy K.c.:
„ Odpowiedzialność za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny Art.449`1 1. Kto wytwarza w zakresie swojej działalności gospodarczej (producent) produkt niebezpieczny, odpowiada za szkodę wyrządzoną komukolwiek przez ten produkt. (…) 3. Niebezpieczny jest produkt nie zapewniający bezpieczeństwa, jakiego można oczekiwać, uwzględniając normalne użycie produktu. (…)”
Nie znalazłem nigdzie dopisku „nie dotyczy banków”… Trzymając się wprost cytowanych powyżej zapisów: jeśli spłacamy kredyt zgodnie z umową i po pewnym czasie – wskutek wadliwości tego kredytu - wpadamy w ogromne problemy finansowe, z których nie da się wyjść i których nie mogliśmy przewidzieć – wina leży po stronie „producenta”, czyli banku. Dlaczego ten oczywisty fakt nie jest brany w Polsce pod uwagę? Bankowość to bodajże jedyna dziedzina gospodarki, gdzie winą za wady fabryczne towaru obciąża się wyłącznie klienta. Jak więc banki odżegnują się od winy się w opisanej sytuacji? Zawsze w ten sam sposób:
przecież widziały gały, co brały…
W ten sposób może się jednak wyłgać każdy producent trefnego towaru – klient przecież zakupu dokonał z własnej, nieprzymuszonej woli. Każdy produkt może mieć wady ukryte, ale zawsze odpowiada za nie producent, a nie konsument. Poza sytuacją, kiedy „producentem” jest bank.
Przejdźmy do kolejnego tematu, w którym bankom można dużo zarzucić. Mam na myśli restrukturyzację. Bankowcy uganiają się za klientami, którym można wcisnąć jakiś produkt kredytowy. Atakują z każdej pozycji, na dodatek udając wielką sympatię wobec upatrzonej ofiary. Stosunek pracowników tego banku, do klienta, który ma potem problem ze spłatą zobowiązania – a może się to zdarzyć niemal każdemu – ulega gwałtownemu ochłodzeniu. Bo kredyt trzeba spłacać i basta; bardzo rzadko pracownik banku „pochyla się” nad sytuacją klienta, aby mu pomóc znaleźć rozwiązanie. A tym rozwiązaniem jest fachowo przeprowadzona restrukturyzacja zadłużenia.
Procedury – wielka miłość i tarcza banków
Jak więc powinna wyglądać restrukturyzacja? Najprościej opisane jest tego typu działanie na stronie internetowej jednego z banków (nazwijmy go „Bankiem X”).
Cytuję: „Co zrobić jeśli masz problem ze spłatą kredytu? Bank – w wyniku ustaleń prowadzonych z kredytobiorcą – może proponować różne rozwiązania warunków spłaty kredytu, mające na celu jak najlepsze ich dopasowanie do możliwości klienta”.
Pięknie brzmi, nieprawdaż? Problem jest w tym, że ten sam bank ma w nosie problemy klienta i jeśli ten zgłasza się z prośbą o „dopasowanie spłaty kredytu do bieżących możliwości”, Bank X mówi – NIE, zasłaniając się „obowiązującym procedurami” lub „aktualną polityką”. Tylko, czy ukochane przez banki „procedury” mogą być sprzeczne z prawem polskim? Chodź odpowiedź jest oczywista to jak na razie, na to pozwalamy.
Jak faktycznie wyglądają „ustalenia prowadzone z kredytobiorcą”, mającym problem ze spłatą kredytu w banku, o którym mowa powyżej? Jest to
restrukturyzacja a`la Chuck Norris
Znacie ten kawał? Pan Bóg postanowił stworzyć świat w siedem dni. Chuck Norris dał mu trzy… Podobnie wygląda procedura bezwzględnej, „przyspieszonej” restrukturyzacji w Banku X. Nawet przy znaczących kwotach kredytu w rachunku bieżącym (może to być kredyt nawet na kilkaset tysięcy złotych), udzielonego przez ten bank przedsiębiorcy, Bank X daje kredytobiorcy na spłatę zobowiązania maksimum 24 miesiące. Nie bacząc na to, że może to doprowadzić do upadłości firmę, którą prowadzi kredytobiorca. Na dodatek bank ten w okresie restrukturyzacji znacząco podnosi marżę kredytu, nawet o 50%.
Jak się z tego typu działania tłumaczą pracownicy banku?
Sorry, takie mamy procedury…
Tu muszę nadmienić, że podobne sposoby „restrukturyzacji” można też znaleźć w paru innych bankach, Bank X nie jest tu niechlubnym wyjątkiem… Przeanalizujmy opisane działanie pod kątem zgodności z prawem polskim.
Zarzut numer 1. Opisane działanie banku jest niezgodne z Ustawą o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Cytuję:
„Art. 16. 1. Czynem nieuczciwej konkurencji w zakresie reklamy jest w szczególności: (…) 2) reklama wprowadzająca klienta w błąd i mogąca przez to wpłynąć na jego decyzję co do nabycia towaru lub usługi;”
Przecież potencjalny kredytobiorca, mając pełną wiedzę, w jaki sposób przeprowadzana będzie restrukturyzacja przez kredytodawcę, mógłby wybrać inny bank. Na przykład PKO BP, który niemal zawsze idzie klientom na rękę, współpracując z nimi aktywnie przy ustalaniu zasad restrukturyzacji dopasowanej do możliwości kredytobiorcy. Podobnie, bardzo przyjaźnie do swoich klientów nastawione są niedoceniane w Polsce banki spółdzielcze.
Zarzut numer 2. Opisane działanie banku jest niezgodne z zasadami współżycia społecznego. Jest to czyn niezgodny z prawem, o czym mówi Kodeks Cywilny. Cytuję:
„Art. 5. Nie można czynić ze swego prawa użytku, który by był sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony.”
Jak to rozumieć? Przytoczę tu komentarz znaleziony w Internecie. Autora nie znam, ale trudno się nie zgodzić z jego opinią:
„Jest rzeczą oczywistą, iż od odpowiedzialności za szkodę nie może być zwolniony jej sprawca, tylko dlatego, że będzie powoływał się na przysługujące mu prawo podmiotowe i na działanie w ramach tego prawa, jeżeli działanie to było sprzeczne ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem prawa lub z zasadami współżycia społecznego.”
Niefachowo przeprowadzona restrukturyzacja może zakończyć się dla danej firmy katastrofą: upadłością firmy, utratą źródła dochodu przez przedsiębiorcę oraz jego pracowników, a nawet - bankructwem rodziny osoby (osób) prowadzących tę firmę. Nastąpi to w sytuacji, kiedy przedsiębiorca utraci płynność finansową z powodu zbyt wysokich obciążeń, związanych z obsługą kredytu po restrukturyzacji.
Zarzut numer 3. Opisane działanie banku jest ewidentnym błędem zawodowym, działaniem niezgodnym z wiedzą bankową.
Co na temat technik restrukturyzacji mówi aktualna wiedza bankowa? Tu pozwolę sobie oddać głos dr Krzysztofowi Czerkasowi, który jest niewątpliwie jednym z najwybitniejszych praktyków i zarazem teoretyków polskiej bankowości. W opracowaniu „Finansowanie inwestycji komercyjnych w Polsce”, autorstwa Krzysztofa Czerkasa, czytamy: „Restrukturyzacja przez bank kredytu może przybrać wiele form zależnych od specyfiki konkretnego projektu i formy prawnej przedsiębiorstwa. W ramach restrukturyzacji kredytu bank może zaproponować nowe warunki spłaty zadłużenia. Nowe warunki spłaty zadłużenia wobec banku mogą przewidywać: • Odroczenie terminu spłaty całości lub części należności bez jej redukcji; • Zmianę sposobu spłaty kredytu; • Obniżenie oprocentowania; • Zawieszenie naliczania odsetek od dnia podpisania porozumienia o restrukturyzacji zadłużenia i deklarację umorzenia, pod warunkiem spłaty przez kredytobiorcę bankowi pozostałej części zadłużenia; • Redukcję części lub całości odsetek; • Rezygnację z naliczania i dochodzenia odsetek za okres postępowania egzekucyjnego.”
Czy w tej sytuacji tego typu działanie banku – na dodatek wykonywane z pełną świadomością - nie powinno być tak samo karane, jak ma to miejsce przy błędach lekarskich?
To jeszcze nie koniec zarzutów wobec sposobu „restrukturyzacji” przeprowadzanych przez niektóre banki. Jak się okazuje, nie dość, że bank narzuca kredytobiorcy wyłącznie „przyspieszoną restrukturyzację”, której klient może nie przetrzymać, to na dodatek chce na nieszczęśniku więcej zarobić. Jak? Podnosząc znacząco oprocentowanie w stosunku do ustaleń zawartych w umowie kredytowej. Możemy w tej sytuacji postawić kolejny, bardzo poważny zarzut kredytodawcy: bank osiąga dodatkowy dochód w sposób nieuprawniony, tj. wykorzystując sytuację przymusową kredytobiorcy. A jest to także czyn niezgodny z prawem.
Zarzut numer 4. Opisane działanie banku ma znamiona wyzysku, zwanego potocznie „lichwą”.
Cytuję kolejny artykuł z Kodeksu Cywilnego:
„Art. 388. Przesłanki wyzysku § 1. Jeżeli jedna ze stron, wyzyskując przymusowe położenie, niedołęstwo lub niedoświadczenie drugiej strony, w zamian za swoje świadczenie przyjmuje albo zastrzega dla siebie lub dla osoby trzeciej świadczenie, którego wartość w chwili zawarcia umowy przewyższa w rażącym stopniu wartość jej własnego świadczenia, druga strona może żądać zmniejszenia swego świadczenia lub zwiększenia należnego jej świadczenia, a w wypadku gdy jedno i drugie byłoby nadmiernie utrudnione, może ona żądać unieważnienia umowy.”
Podaję jeszcze definicję „przymusowego położenia” w odniesieniu do kredytobiorców. „Przymusowe położenie „Przymusowe położenie jest sytuacją, w której kredytobiorca nie ma możliwości zawarcia umowy na dogodnych, równych warunkach. Przymusowa sytuacja może być wywołana poprzez naglący termin lub jakąś ważną okoliczność osobistą.” Opisane powyżej techniki z zakresie restrukturyzacji, wynikające ze stosowanych przez niektóre banki „procedur” to podawanie tonącemu brzytwy miast koła ratunkowego. Na dodatek – jest to czyn dokonywany z pełną świadomością. Być może tak sobie bankowcy kombinują: gość pewnie nie przetrzyma długo, to przynajmniej trochę jeszcze na nim zarobimy, dopóki nie padnie…
Jak długo będziemy na to pozwalać?
Czy maksyma znana z medycyny: „Primum non nocere”, nie powinna mieć zastosowania we wszystkich branżach, w tym przede wszystkim w przypadku wykonywania zawodu publicznego zaufania?
Krzysztof Oppenheim
Nieruchomości Boża Krówka
...
Tak . Szokujace jest to ze cwaniacy z bankow oszukuja zwyklych ludzi i ... wszystko w porzo !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:15, 01 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Wrobieni w kredyt
Każdego roku w całej Polsce setki osób dostają wezwania do spłaty pożyczek, których nigdy nie zaciągali. Niestety wrobić kogoś w kredyt nadal jest u nas dziecinnie łatwo.
Jelenia Góra. Pan Wojciech i Pani Stefania o tym, że mają do spłacenia jakieś kredyty dowiedzieli się od komornika, który stanął u ich drzwi. Jak się okazało bez ich wiedzy ktoś zaciągnął na ich nazwiska cztery pożyczki. Jedną na 12 tys. zł na pana Wojciecha, pozostałe trzy opiewające na 23 tys. zł na jego partnerkę. Pożyczki zaciągnięte były w Bielawie, Katowicach, Gdańsku i Mysłowicach, choć w części tych miejsc jeleniogórzanie nigdy nawet nie byli. I choć początkowo wyglądało to jak głupi żart, sytuacja wcale zabawna nie jest. Sprawa trafiła do sądu. - Walczymy, ale udowadnianie, że nie jesteśmy wielbłądami jest trudne i absurdalne - skarży się pan Wojciech.
Opole. O niezapłaconym kredycie na kwotę blisko 10 tys. zł pan Mariusz także dowiedział się od komornika. Okazało się, że na jednym z popularnych serwisów aukcyjnych ktoś zakupił elektronikę na raty, podając w formularzy jego imię, nazwisko, PESEL i numer dowodu osobistego. Tylko adres się nie zgadzał, ale tym mało kto się przejął. Na podstawiony adres przychodziły przesyłki, a z czasem monity z banku i wezwania do zapłaty, które oszuści wyrzucali do kosza. Gdy doszło do wszczęcia postępowania egzekucyjnego o zaciągniętym kredycie dowiedział się prawdziwy właściciel nazwiska.
Lublin. W podobnej sytuacji znalazł się pan Eliasz, rezydent jednego z lubelskich domów opieki społecznej, choć w jego przypadku windykator zdążył już zająć konto bankowe. Poruszający się na wózku emeryt zapewnia, że w życiu żadnej pożyczki nie zaciągał, a mimo to decyzją e-sądu został wezwany do zapłaty 1300 zł. Mężczyzna i jego bliscy są zbulwersowani całą sprawą.
To tylko trzy historie, które w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy zostały nagłośnione przez media. Wszyscy bohaterowie padli ofiarą naciągaczy. Niestety jak się okazuje wzięcie pożyczki na czyjeś nazwisko jest dziecinnie proste. Wystarczy imię, nazwisko, PESEL i numer dowodu. W jeszcze gorszej sytuacji znajdziemy się, gdy zgubimy dowód tożsamości, a ten wpadnie w nieodpowiednie ręce. Każdego roku w całej Polsce setki osób dostaje wezwania do spłaty pożyczek, których nigdy nie zaciągali.
Od strony prawnej...
Co w sytuacji gdy zostaniemy już postawieni przed faktem dokonanym, a do naszych drzwi zapuka komornik? Czy kiedy np. zgubiliśmy dowód osobisty, a nie zgłosiliśmy tego faktu policji czy bankowi, jesteśmy na straconej pozycji? Czy szanse na obronę mamy tylko wtedy gdy dopełniliśmy wszelkich formalności? Niekoniecznie. - Z punktu widzenia podejmowania czynności formalnych w celu obrony naszych praw nie ma to istotnego znaczenia - uspokaja mecenas Maciej Krakowiński z Kancelarii Adwokackiej. - Wcześniejsze zawiadomienie policji ułatwi nam udowodnienie, że to nie my zaciągnęliśmy kredyt - tłumaczy i szczegółowo wyjaśnia, co należy w takiej sytuacji zrobić.
- W obydwu przypadkach najpierw trzeba ustalić u komornika, jaki tytuł wykonawczy jest podstawą egzekucji komorniczej. Chodzi o bankowy tytuł egzekucyjny nadany przez sąd na podstawie ksiąg bankowych, który umożliwia egzekwowanie roszczeń przez komornika. Obronę można podjąć przez złożenie do sądu pozwu o pozbawienie tytułu wykonawczego wykonalności, w którym będziemy kwestionować zawarcie przez nas umowy kredytu, a co za tym idzie obowiązku zapłaty określonej sumy pieniędzy. W pozwie należy również sformułować wniosek o wstrzymanie egzekucji, ewentualnie wnieść o zawieszenie postępowania egzekucyjnego. Na nasz wniosek sąd powoła biegłego grafologa, który zweryfikuje autentyczność podpisów - objaśnia mecenas.
Czytaj dalej na stronie 2: złodzieje tożsamości...
- Można również złożyć zażalenie na postanowienie o nadaniu klauzuli wykonalności. Tutaj termin wynosi siedem dni od momentu, w którym dowiedzieliśmy się o fakcie jej nadania. Drugim krokiem może być zawiadomienie prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Wszczęcie postępowania będzie istotnym sygnałem dla sądu i komornika, świadczącym o braku zaciągnięcia przez nas kredytu - tłumaczy Krakowiński.
Statystyki mówią same za siebie. W ubiegłym roku udaremniono 6 286 prób wyłudzeń kredytów na łączną kwotę 308,1 mln zł. Tylko w czwartym kwartale ub.r. takich prób było 1 860 (80,1 mln zł) - czytamy w raporcie InfoDOK Związku Banków Polskich. Rekordzista chciał wyłudzić w woj. łódzkim 5,1 mln zł. W sumie od 2008 r. udało się udaremnić przestępstwa o wartości 2 mld zł, których próbowano dokonać przy pomocy fałszywych dokumentów.
Złodzieje tożsamości
- Dzięki coraz powszechniejszej praktyce szybkiego zastrzegania utraconych dokumentów w bankach, wykorzystywanie cudzej tożsamości do wyłudzenia kredytu jest zdecydowanie trudniejsze. Pamiętajmy, że liczba oszustw poza systemem bankowym jest nadal wielokrotnie wyższa niż tych, które dotyczą samych banków - powiedział Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich na konferencji poświęconej wyłudzeniom.
Powód jest jeden: poziom zabezpieczeń. Choć w bankach jest on znacznie wyższy i trzeba się namęczyć, by wyłudzić kredyt na czyjeś nazwisko (często ten proceder wymaga zaangażowania osób trzecich, pełniących rolę tzw. słupów), nie oznacza to, że jest to niewykonalne. Za przestrogę niech posłuży przypadek 41-latka z Gdyni, którego policja zatrzymała w maju zeszłego roku.
Jak się okazało oszust kradł dane podobnych do siebie mężczyzn, a potem podszywając się pod nich, wyrabiał sobie dowody osobiste w urzędach na terenie całej Polski. Na ich podstawie zaciągał pożyczki, wyłudzając w ten sposób ponad 500 tys. zł. Pracownikom, którzy ich udzielali trudno było się doszukać podstępu w legalnie wydanym i nie wzbudzającym wątpliwości dokumencie tożsamości. Wpadł, kiedy wyrabiał kolejny dowód w Kielcach. Był na tyle zaskoczony, że nie potrafił odpowiedzieć na pytanie o nazwisko. Okazało się, że do swojego procederu wykorzystywał kilkadziesiąt tożsamości mężczyzn z całego kraju. Policjanci znaleźli u niego 115 dowodów osobistych wystawionych na 47 nazwisk.
W jaki sposób pozyskiwał dane? Tu wykazywał się perfidią. Dawał w lokalnej prasie ogłoszenia o pracę, szukając mężczyzn fizycznie podobnych do siebie. Następnie w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej udawał, że podpisuje z nimi umowę wstępną, spisując wszystkie dane z dowodów osobistych. W dalszej kolejności upodabniał się do ludzi z dowodów i wyrabiał sobie na ich dane dokumenty tożsamości.
To jeden ze sposobów. Jeszcze łatwiej jest wziąć kredyt z parabanku, zwłaszcza na stosunkowo małe kwoty, gdzie pracownicy niezbyt szczegółowo sprawdzają klientów. Kolejny "numer" to dokonywanie zakupów przez internet, jak miało to miejsce w przypadku poszkodowanego z Opola. Jak więc możemy się zabezpieczyć? Jest kilka sposobów.
Nie daj się oszustom
W przypadku zgubionego dokumentu tożsamości w pierwszej kolejności powinniśmy ten fakt zgłosić. W tym celu powiadamiamy urząd gminy, prosząc jednocześnie o wyrobienie nowego dokumentu. Jeśli mamy podejrzenie, że został on skradziony, zgłaszamy ten fakt policji. Aby zwiększyć bezpieczeństwo klientów, Związek Banków Polskich uruchomił ogólnopolską bazę danych, z której korzystają banki oraz wiele innych firm, które podłączyły się do systemu, np. operatorzy telekomunikacyjni, wypożyczalnie samochodów czy hotele. W systemie Dokumenty Zastrzeżone zarejestrowało się już ponad 1,3 mln użytkowników.
Dokumenty można zastrzec w każdej placówce swojego banku, a ten przekazuje informację wszystkim instytucjom zrzeszonym w systemie. Od 1 stycznia 2014 r. działa również jeden, wspólny numer do zastrzegania kart kredytowych. Klienci banków, którzy utracą swoją kartę mogą ją zablokować dzwoniąc pod 828 828 828. Numer działa przez całą dobę, zarówno w Polsce jak i poza granicami kraju.
Jeśli nie zgubiliśmy dokumentu tożsamości, a chcemy sprawdzić czy przypadkiem nikt na nasze nazwisko nie zaciągnął kredytu w banku lub SKOK-u, mamy prawo raz na pół roku zamówić bezpłatny raport na swój temat w Biurze Informacji Kredytowej. Należy jednak pamiętać, że nie dotyczy on instytucji parabankowych.
Należy przede wszystkim zwracać uwagę na to gdzie i komu powierzamy nasze dane. Niestety nadal częstą praktyką jest zostawianie dowodów pod zastaw w ośrodkach np. sportowych czy wypożyczalniach. Jeśli trafimy na nieuczciwą osobę możemy mieć kłopoty. - Dane osobowe są obecnie cennym towarem - przestrzega Wojciech Wiewiórowski, generalny inspektor ochrony danych osobowych.
>>>
Z drugiej strony SPRAWDZIC TOZSAMOSC OSOBY BIORACEJ KREDYT TEZ LATWO ! Dlaczego banksterzy nie wnikaja ? Bo nie zalezy im na tym !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:41, 06 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Kontrowersyjny bankowiec z Holandii znaleziony martwy
Schmittmann był krytykowany za swoją pracę w ABN Amro -
Były topowy bankowiec z Holandii został znaleziony martwy w swojej posiadłości w miejscowości Laren. W domu policja odkryła także zwłoki jego żony oraz córki. Z ustaleń funkcjonariuszy wynika, że doszło tam do "rodzinnej tragedii".
Jan Peter Schmittmann jest w Holandii postacią kontrowersyjną. 57-letni biznesmen był krytykowany za wzięcie wysokiej odprawy po upadku, a następnie nacjonalizacji banku Abn Amro.
Mężczyzna wraz z rodziną zostali odnalezieni martwi w swoim domu przez starszą córkę. Ta powiadomiła o dramacie policję. Z przekazanych przez funkcjonariuszy informacji wynika, że prowadzone są już czynności w celu ustalenia co tak naprawdę zdarzyło się w mieszkaniu holenderskiego biznesmena. Policja wykluczyła, że na śmierć rodziny mogły wpłynąć pieniądze, które kilka lat temu otrzymał Schmittmann.
...
I tyle mu przyszlo z tej kasy . Dlatego nigdy nie zazdrosccie im kasy . To sa biedni ludzie w niewoli chciwosci . Co z jego dusza teraz ??? Modlitwa post jalmuzna w jego intencji .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:11, 22 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
dr Maciej Krzak | Biznes.pl
Ryzykowne instytucje udające banki, czyli bankowość cienia
Reuters
Rola banków w gospodarce stopniowo słabnie od lat, gdyż wielkie przedsiębiorstwa już od dawna zastępują pożyczki bankowe poprzez emisje obligacji na rynku finansowym. Taka forma zewnętrznego finansowania jest tańsza od bankowego.
Jednak także małe i średnie firmy zaczynają omijać banki, a nawet zdarza się to konsumentom. Pomaga im w tym bankowość w cieniu: oprócz niższych kosztów obsługi pożyczek mogą liczyć na większą przychylność instytucji parabankowych.
Proces wydaje się przyśpieszać po globalnym kryzysie finansowym lat 2007-09, a przyczyną jest splot dwóch czynników. Pierwszym są nowe regulacje w sektorze bankowym, których celem jest zapewnienie jego większego bezpieczeństwa, ale podwyższają one koszty operacji, więc pogarszają jego pozycję konkurencyjną. Drugi to bezpośrednia konkurencja ze strony finansowych instytucji niebankowych. Te procesy zachodzą w trzech obszarach, z których dwa stanowią kanon klasycznej bankowości: udzielanie kredytów i dokonywanie płatności. Trzecim jest handel instrumentami finansowymi. Skoncentrujmy na się na pierwszym elemencie.
Nie istnieje jednoznaczna definicja bankowości w cieniu i łatwiej jest określić, czym nie jest niż czym jest. Termin ukuto pierwotnie, aby opisać działalność różnych struktur stworzonych przez wielkie banki, aby obejść regulacje bankowe i móc obracać mało zrozumiałymi i skomplikowanymi instrumentami, wykreowanymi w procesie sekurytyzacji, czyli przekształcania zwykłych pożyczek w instrumenty o standardowej wielkości, którymi można handlować. Financial Stability Board (FSB - Rada Stabilności Finansowej) [i] zalicza do bankowości w cieniu dowolny rodzaj pośrednictwa finansowego, który ma miejsce poza systemem bankowym, jest zatem bardzo pojemna.
Wydawałoby się, że bankowość w cieniu, od której zaczął się globalny kryzys finansowy w 2007 r. powinna stracić na znaczeniu po jego zażegnaniu. To wszak przez takie operacje w tarapatach znalazły się tak szacowne instytucje, jak Citigroup, Royal Bank of Scotland, Fortis czy Commerzbank. Nic jednak bardziej mylnego; rozwija się świetnie. W dużej mierze zawdzięcza to nowym regulacjom narzuconym na banki komercyjne, które mają sprawić, że będą bezpieczniejsze niż dotąd.
Na przykład, nowe zasady księgowania mają utrudnić przerzucanie ryzykownych aktywów do struktur nie włączonych do bilansów banków, takich jak SIV albo SPV [ii], a ściągały one środki z rynku finansowego poprzez emisje krótkoterminowych bonów komercyjnych po czym kupowały instrumenty pochodne oparte na różnego rodzaju kredytach w tym przede wszystkim hipotecznych. Teoretycznie były one oddzielnymi bytami od banków, ale w trakcie kryzysu bardzo szybko okazało się, że mogą przetrwać jedynie dzięki zastrzykom funduszy z macierzystych banków, które ostatecznie zostały zmuszone do ich przejęcia, aby swoim imieniem zagwarantować wypłacalność środków i powstrzymać nawałnicę wyprzedaży ich zobowiązań. Skala tych ratunków była tak ogromna, że same banki popadły w problemy z wypłacalnością, a świadomi tego klienci pozbywali się obligacji i akcji tych banków. Co ważniejsze, banki muszą teraz utrzymywać znacznie więcej kapitału w relacji do aktywów - notabene, proces dokapitalizowania nie zakończył się jeszcze w Europie (o czym pisałem tydzień temu). To oznacza, że mogą pożyczać mniej środków. W związku z nowymi regulacjami pojawiły się także silne bodźce do ograniczania długoterminowych kredytów, gdyż nowe regulacje wymagają ich przynajmniej częściowego finansowania długoterminowymi depozytami, a od nich trzeba płacić wyższą stopę procentową niż od depozytów krótkoterminowych, nie mówiąc już o nieoprocentowanych rachunkach bieżących.
Życie nie znosi próżni. Na opuszczony przez banki teren wkroczyły instytucje parabankowe, np. zarządzania aktywami, należące do dużych towarzystw ubezpieczeniowych, które bez pośrednictwa banków udzielają kredytów przedsiębiorstwom. Towarzystwa ubezpieczeniowe, a szczególnie fundusze emerytalne, mają długoterminowe zobowiązania, bo odkłada się w nich na starość. Nie są regulowane jak banki, bo nie ubiegają się o licencje bankowe. Posunęły się one dalej i pośredniczą między inwestorami z wolnymi funduszami a firmami, które potrzebują kredytów a za usługi pobierają prowizję. Do tej grupy należą coraz popularniejsze pożyczki zwane P2P, tzn. między podobnymi firmami. Ryzyko ponosi wtedy kredytodawca. Bezpośrednie udzielanie sobie kredytów rozwija się szybko, choć startuje z niskiej bazy; pojawiły się strony internetowe, gdzie dopasowuje się kredytodawców i kredytobiorców. Największa z nich, Lending Club, zdołała w 2013 udzielić pożyczek na kwotę 4 mld USD, dwukrotnie więcej niż w 2012.
FSB szacuje, że wszystkie formy pożyczania pieniędzy przez bankowość w cieniu stanowią około jednej czwartej wszystkich aktywów finansowych, podczas gdy w bankach jest ich połowa całości. Te dane nie obejmują firm ubezpieczeniowych i funduszy emerytalnych, a wtedy wolumen pożyczek w bankowości w cieniu zbliży się do wolumenu w bankach.
Paradoksalnie, instytucjom regulacyjnym pasują bezpośrednie pożyczki pod pewnymi względami, obie strony bowiem zawierają kontrakt między sobą, zatem inwestorzy będą musieli wziąć stratę na siebie w wypadku niewypłacalności dłużnika. System finansowy nie byłby nią obciążony. Pośrednik jedynie administruje portfelem kredytów imieniu inwestorów za co pobiera opłatę, ale nie ponosi ryzyka kredytowego w odróżnieniu od banku, który przecież zawiera oddzielne umowy z oszczędzającymi (depozyt) i pożyczkobiorcami (kredyt), kiedy pośredniczy między nimi. Statystyki wskazują również, ze formy bankowości w cieniu, które najbardziej martwią regulatorów czyli kredytowanie przy pomocy różnych pozabilansowych wehikułów, powoli zanikają. Sugeruje to, że system finansowy jest regulowany we właściwym kierunku pod względem okiełznania ryzyka, ale czy tak jest istotnie okaże się dopiero z czasem.
[i] FSB powołano do życia w kwietniu 2009 jako następcę Financial Stability Forum, które zostało założone przez ministrów finansów i prezesów banków centralnych G7, zrzeszającej największe rozwinięte gospodarki świata.
[ii] SIV - Special Investment Vehicle, SPV - Special Purpose Vehicle. Tak na ogół określano twory, przy których pomocy banki pozbywały się kredytów hipotecznych w procesie ich sekurytyzacji.
...
FSB Nazwa mowi sama za siebie . Granica miedzy powazna bankowoscia a piramidami finansowymi juz dawno sie zatarla .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:35, 05 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Raport: praca w banku to stres .
Praca w banku jest źródłem stresu, który wywołują: wielozadaniowość, złe relacje z przełożonymi, rotacja na stanowiskach - uważają pracownicy banków przebadani na zlecenie m.in. Solidarności. Niemal co trzeci ankietowany korzystał z pomocy psychologa.
Wyniki badań pracowników banków przedstawiono w czwartek na konferencji zorganizowanej w siedzibie śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
Raport powstał m.in. na zlecenie Krajowego Sekretariatu Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ Solidarność. Badania były prowadzone od października ubiegłego roku do maja tego roku, na terenie całego kraju. Na pytania odpowiadało ok. 1,1 tys. osób zatrudnionych w bankach, w których znajdują się zakładowe i międzyzakładowe organizacje związkowe, głównie "S".
- Ponad 90 proc. badanych pracowników banków odpowiedziało, że praca jest dla nich dużym źródłem stresu - powiedział autor raportu dr Mateusz Warchał z firmy specjalizującej się w psychologii pracy i doradztwie. Dodał, że wśród czynników stresogennych wymieniali m.in. wielozadaniowość, pogorszenie relacji przełożony-podwładny, fluktuację zatrudnienia, brak identyfikacji z firmą oraz duże naciski na efekty finansowe.
Badani wskazywali, że w związku ze stresem w pracy 80 proc. z nich odczuwało dolegliwości psychosomatyczne a ok. 30 proc. skorzystało z porad psychologów i lekarzy psychiatrów. Wśród innych oznak trudnej sytuacji w pracy wymieniano zmęczenie, brak satysfakcji i motywacji do pracy. Tylko 2 proc. - jak poinformował autor raportu - oceniło atmosferę w pracy jako "dobrą" (pozostali ocenili ją jako "poprawną" lub "złą").
Jak mówił Warchał, celem raportu jest zwrócenie uwagi pracodawców na ten problem. - Sektor usług i banków kładzie szczególny nacisk na wyniki finansowe, stąd inwestor czy pracodawca też są zestresowani i tego stresu nie unikniemy. W tym wypadku tracą jednak obie strony, ponieważ przedłużający się stres, jeśli jest zbyt silny i długo się utrzymuje, może prowadzić do wyniszczenia organizmu i chorób oraz zmniejszenia efektywności w pracy - powiedział.
Według uczestników konferencji sytuacja pracowników branży bankowej zaczęła się zmieniać wraz z nadejściem kryzysu ekonomicznego. - Od momentu kiedy mamy do czynienia z kryzysem światowym, sytuacja pracowników bankowości pogorszyła się znacznie. Wcześniej takich skarg na standardy pracy nie było aż tyle - powiedział PAP przewodniczący Krajowego Sekretariatu Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ Solidarność Alfred Bujara.
Zdaniem dyrektora zespołu prasowego Związku Banków Polskich dr. Przemysława Barbricha, pracownicy sektora bankowego lubią swoją pracę a banki dbają o pracowników. - Oczywiście, jak przy każdego rodzaju pracy jaką wykonujemy, jest ona związana z określonym stresem i na pewno ten kryzys panujący w USA czy w Europie - bo nie w Polsce, w której nie mamy do czynienia z kryzysem - może wpływać na jakąś niepewność wśród pracowników. Nie przesadzałbym jednak, że w porównaniu z innymi branżami ten stres w bankowości jest większy - powiedział.
Barbrich dodał, że w środowisku bankowym od bardzo długiego czasu utrzymywany jest stały poziom zatrudnienia a praca w sektorze bankowym należy do jednej z "najbardziej stabilnych na rynku". - Jeśli nawet zdarzają się fluktuacje, to one wynikają raczej z konsolidacji na rynku bankowym (łączenia się banków), wtedy część pracowników, która w danym momencie traci pracę najczęściej znajduje ją w innych instytucjach - bankowych, gospodarczych, czy samorządowych - dodał Barbrich.
W raporcie pracownicy bankowości wskazali też dobre strony pracy w tej branży, są to m.in.: podnoszenie kwalifikacji zawodowych, liczne szkolenia.
Organizatorami konferencji, podczas której zaprezentowano raport "Stres w bankach", są: region śląsko-dąbrowskiej Solidarności, Krajowy Sekretariat Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ Solidarność, Centrum Badawcze Społecznego Dialogu Pracy Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
...
Jak widzicie banki to nie biznes dla pracownikow . Tylko dla zarzadow i wlascicieli .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:37, 07 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
W. Brytania: pierwszy bankier przyznał się do manipulacji stopą Libor
Wysoki rangą pracownik jednego z brytyjskich banków przyznał się do uczestnictwa w manipulacjach mających na celu zaniżanie lub zawyżanie międzybankowej stopy procentowej LIBOR - poinformowała telewizja BBC. To pierwszy taki przypadek w Wielkiej Brytanii.
LIBOR (London Interbank Offered Rate) to stopa procentowa oferowanych depozytów i kredytów na rynku międzybankowym w Londynie. Jest wyznaczany dla różnych walut np. dolara, franka, jena i w wielu przypadkach stanowi podstawę do ustalania oprocentowania kredytów. Dlatego też pełni istotną rolę w światowym systemie finansowym.
Źródła informacji nie zdradzają tożsamości bankiera ani nazwy banku, w którym był on zatrudniony.
Ujawniony przypadek przyznania się jednego z bankierów do manipulowania wskaźnikiem jest pierwszym w Wielkiej Brytanii. Wcześniej do udziału w manipulacjach przyznało się dwóch bankierów w USA.
W raporcie z września 2012 roku brytyjski rząd oszacował, że wartość transakcji zawartych w powiązaniu ze stopą LIBOR mogła wynieść 800 bln funtów.
Według niektórych źródeł, manipulacje stopą LIBOR mogły mieć miejsce nawet od początku lat 90. XX wieku. Afera ujrzała światło dzienne w 2012 roku, a pierwszą ofiarą stał się Bank Barclays, który musiał zapłacić łącznie ponad 400 mln dolarów kar nałożonych przez brytyjskie i amerykańskie władze.
W kolejnych miesiącach śledztwo w sprawie manipulacji zaowocowało karami nałożonymi na szereg innych banków i instytucji finansowych, m.in. UBS, RBS, Deutsche Bank, JP Morgan czy Lloyds.
...
I to sa wlasnie banksterzy .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:45, 24 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Reporter Polski
Lichwa
Pan Jan, 78-letni mężczyzna, 13 lat temu podżyrował sąsiadce pożyczkę - 700 złotych. Trzy miesiące później dostał wezwanie do zapłaty. Sąsiadka terminowo wpłaciła bowiem tylko pierwszą ratę. Kolejne dwie wpłacone zostały po terminie. Okazało się, że pożyczkodawca naliczał 7 proc. odsetek dziennie za każdy dzień zwłoki w spłacie pożyczki, a kwota, która wpłynęła od sąsiadki pana Jana została zaksięgowana jako odsetki, a nie spłata kapitału. W konsekwencji – komornik zajmował z emerytury pana Jana i jego sąsiadki po ok. 300 zł miesięcznie. Mimo to – dług nie malał, lecz powiększał się. Po kilku latach spłaty przedstawiono p. Janowi, że jego dług wobec firmy – pożyczkodawcy wynosi blisko 100 tys. złotych. Wierzyciel zażądał licytacji mieszkania i eksmisji starszego pana.
...
Tak jak przed wiekami . Co ja mowie gorzej .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:13, 04 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Pobicie wiceszefa KNF związane ze sprawą SKOK Wołomin?
Dwóch spośród trzech mężczyzn podejrzanych o ciężkie pobicie wiceszefa Komisji Nadzoru Finansowego Wojciecha Kwaśniaka zostało aresztowanych - dowiedziała się PAP w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Mokotów. Według nieoficjalnych informacji Radia ZET pobicie miało związek z decyzjami prezesa KNF względem SKOKU Wołomin.
- Trzem mężczyznom postawiono zarzuty związane z pobiciem zastępcy przewodniczącego KNF. Dwaj z nich zostali tymczasowo aresztowani. Bliższych informacji na ten moment nie mogę udzielić - powiedział szef mokotowskiej prokuratury Paweł Wierzchołowski.
Śledztwo w tej sprawie trwa od kwietnia 2014 roku. Trzej mężczyźni pod koniec października usłyszeli zarzuty czynnej napaści na funkcjonariusza publicznego oraz naruszenia ciała. Grozi za to od roku do lat 10 pozbawienia wolności.
Śledczy nie ujawniają innych szczegółów sprawy. Według nieoficjalnych informacji Radia ZET pobicie Kwaśniaka w maju tego roku miało związek z decyzjami prezesa KNF względem SKOKU Wołomin - w trakcie audytu przeprowadzonego przez Komisję wyszło na jaw, że SKOK Wołomin miał udzielać kredytów pod zastaw działek o znacznie niższej wartości niż kwota pożyczki. Później te kredyty nie były spłacane.
- Śledztwo jest kontynuowane, w tym tygodniu wykonywane będą kolejne czynności dowodowe. Mając na uwadze dobro niniejszego śledztwa oraz konieczność zapewnienia prawidłowego toku postępowania na obecnym etapie żadne dodatkowe informacje dotyczące tej sprawy nie będą udzielane" - powiedział PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak.
Pod koniec października sąd aresztował prezesa SKOK Wołomin Mariusza G. i wiceprezesa Mateusza G. Mężczyźni zostali zatrzymani na polecenie Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wlkp. W ramach śledztwa w sprawie działania na szkodę kierowanej przez nich firmy. Usłyszeli zarzuty działania na szkodę SKOK Wołomin oraz działania w zorganizowanej grupie przestępczej w latach 2009-14, której celem było uzyskiwanie pożyczek i kredytów z tej kasy przez podstawione osoby. Grozi im do ośmiu lat więzienia.
Według śledczych za wiedzą podejrzanych podstawione osoby przedkładały podrobione zaświadczenia o zatrudnieniu i wysokości zarobków oraz akty notarialne stanowiące zabezpieczenie pożyczek i kredytów na nieruchomościach o znacznie zawyżonej wartości. To pozwalało uzyskiwać wysokie kredyty i pożyczki. Według prokuratury w ten sposób podejrzani są współodpowiedzialni za zaciągnięcie ponad 200 pożyczek na łączną kwotę ponad 300 mln zł, czym działali na szkodę SKOK Wołomin.
Podejrzani nie przyznali się do winy i zaprzeczyli, aby brali udział w tym procederze. Sprawą tzw. słupów, czyli osób, na które wyłudzano pożyczki ze SKOK Wołomin zajmuje się Prokuratura Warszawa–Praga.
Członkowie zarządu SKOK Wołomin zatrzymani
47-letni Mariusz G. i 35-letni Mateusz G. są kolejnymi podejrzanymi w śledztwie dot. działalności zarządu tej kasy. Postępowanie prowadzi od kilku miesięcy Prokuratura Okręgowa w Gorzowie. W kwietniu gorzowski sąd aresztował wiceprezes SKOK Wołomin Joannę P. i mężczyznę związanego z tą instytucją. Oboje nadal przebywają w areszcie.
Joanna P. usłyszała wówczas zarzut działania na szkodę firmy, natomiast druga z osób – Piotr P. ma zarzut udziału w wyłudzaniu kredytów. Obojgu zarzucono też udział w zorganizowanej grupie przestępczej, Piotr P. dodatkowo jest podejrzany o kierowanie grupą. Aktualnie zarzuty w tej sprawie usłyszało 41 osób.
Śledztwo zostało wszczęte w maju 2013 roku, po tym jak podczas innego postępowania dot. wyłudzenia kredytów z gorzowskiego oddziału PKO ustalono, że wielomilionowe kredyty wyłudzano także ze SKOK Wołomin. Dotychczas w tym śledztwie prokuratura ustaliła, że kredyty SKOK Wołomin wypłacał na podstawie nierzetelnej dokumentacji, przez co osoby zarządzające firmą działały na jej szkodę.
...
Co to za banksterzy ?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:17, 04 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Banatrix - mBank i Związek Banków Polskich ostrzegają przed wirusem, który podmienia numer konta bankowego
Cyberprzestępczość - Reuters
Banatrix to nowa odmiana złośliwego oprogramowania, którego działania wymierzone są w klientów banków korzystających z bankowości internetowej. Jego zadaniem jest podmiana numerów kont bankowych, jakie pojawią się w przeglądarce internetowej uruchomionej na zainfekowanym komputerze - w ten sposób może dojść do przelania środków na rachunek podstawiony przez przestępców.
Nowe zagrożenie dokładnie opisał na początku września CERT Polska, opisując je jako ewolucję oprogramowania VBKlip i nadając roboczą nazwę Banatrix. Praca VBKlip polegała na podmianie numeru konta bankowego skopiowanego do schowka np. za pomocą komendy ctrl+c - w ten sposób internauta chcący wykonać przelew, kopiował dane z faktury i do danych przelewu wklejał już podstawiony przez hakerów numer.
Banatrix nie opiera się już na schowku systemowym Windows, a zamiast tego przeczesuje zawartość aktualnie wyświetlanej w przeglądarce internetowej strony [link widoczny dla zalogowanych] (zagrożenie dotyczy wszystkich przeglądarek działających w systemie Windows). Jeśli trojan znajdzie ciąg cyfr odpowiadających numerowi konta bankowego, podmienia je na podstawione.
Banatrix - czy jestem zagrożony?
Realność zagrożenia potwierdził komunikat Związku Banków Polskich z dnia 7 października, a wczoraj swoich klientów ostrzegał przed nim mBank. Na szczęście od czasu zweryfikowania zagrożenia 41 z 55 antywirusów już jest w stanie je wykryć. Ze strony użytkownika wskazane jest uważne sprawdzanie danych przy zatwierdzaniu operacji kodem zabezpieczającym. Jeśli na tym etapie zauważymy, że numer konta został podmieniony, mBank zachęca do skorzystania ze swojej infolinii (0801300800 lub 0426300800), a CERT do zgłaszania zdarzenia wraz z podaniem podstawionego numeru konta bankowego - prawdopodobnie założonego przez przestępców na podstawioną osobę - informacja o tym i zablokowanie go pozwoli na uchronienie mniej ostrożnych internautów.
...
Uwazajcie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136443
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:07, 18 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Gazeta Bankowa
Bankructwo cywilizowane
Państwo wbrew stanowisku banków ułatwia konsumentom totalnie zadłużonym ogłoszenie kontrolowanej upadłości.
Pani Katarzyna z Podkarpacia samotnie wychowująca niepełnosprawnego nastoletniego syna, w 2008 r. zaciągnęła kredyt w wysokości 80 tys. złotych na mieszkanie, denominowany we frankach szwajcarskich. Dziś jej zadłużenie przekroczyło 140 tys. zł, a ona nie jest już w stanie go spłacić, bo straciła pracę w jedynym większym zakładzie w swojej okolicy. Na pomoc banku kobieta nie ma co liczyć, bo to tam namówiono ją na franka, ale liczy na nowe przepisy o upadłości konsumenckiej, które pozwoliłyby jej wyrwać się z pętli długów i zacząć życie od nowa.
- Gdyby ta pani żyła w Stanach Zjednoczonych albo w Wielkiej Brytanii, prawdopodobnie bank zabrałby jej mieszkanie, za to ona zostałaby bez długu. Ale żyje w Polsce, więc może stracić mieszkanie, a gdy będzie ono mniej warte niż dług, kredyt i tak będzie musiała spłacić. Takie jest prawo, które lepiej zabezpiecza interesy banku niż klienta - mówi Paweł Dobrowolski, ekonomista biorący udział w pracach nad nowelizacją ustawy o upadłości konsumenckiej. - Nowe prawo upadłościowe było konieczne. Bo mamy w miarę nowoczesny system kredytowy, pozwalający konsumentowi zadłużać się. Jednak do tej pory, gdy ten konsument stawał się niewypłacalny, zderzał się z XIX-wiecznymi w swej istocie przepisami o upadłości konsumenckiej, których celem było karać dłużników i likwidować ich majątek, by jak najpełniej zaspokoić wierzycieli. To absurd, który de facto szkodził państwu - dodaje ekonomista.
Ciasna furtka do upadłości
Otwarta pięć lat temu furtka dla Polaków do formalnego ogłoszenia upadłości konsumenckiej okazała się bardzo ciasna i niewielu zdołało przez nią przejść. Na kilka tysięcy złożonych w sądach wniosków formalnie "zbankrutowało" ledwie 60 osób. Bo szansę na przychylny wyrok sędziego miał tylko ten, kto po pierwsze dysponował własnym majątkiem nieobciążonym hipoteką, i po drugie - komu garb długów wyrósł z powodów od niego niezależnych, czyli np. ciężkiej choroby albo oszustwa, którego padł ofiarą. W drodze inicjatywy poselskiej zaproponowano zmianę przepisów, które w praktyce kompletnie się nie sprawdzały.
- W porównaniu do starej ustawy to rewolucja - mówi mec. Adam Sójka z poznańskiej kancelarii upadłośćkonsumencka.pl. - Ponad 90 proc. osób zgłaszających się do naszej kancelarii w celu przeprowadzenia procesu upadłościowego według starych przepisów, nie spełniało jej warunków. Głównie chodziło o wymóg posiadania majątku. Innymi słowy dłużnik, aby móc ogłosić upadłość, musiał posiadać własny majątek na pokrycie niemałych opłat związanych z postępowaniem upadłościowym oraz z tzw. ubóstwem masy. Gdy dłużnik nie miał takiego majątku, albo miał np. nieruchomość, ale z hipoteką, sąd z automatu oddalał wniosek bankruta - dodaje mec. Sójka. - To był grzech główny starej ustawy, który czynił z niej fasadę. Nieżyciowych było jeszcze kilka innych warunków, w tym długi okres planu spłaty i nieuchronność utraty dachu nad głową. Przez to wielu dłużników spychanych było na margines życia społecznego, do szarej strefy, a w najlepszym wypadku na emigrację. Nie korzystał na tym nikt, ani państwo, ani obywatel, no może jedynie wierzyciele - dodaje prawnik.
Ustawodawca usunął więc zaplątanym w długi obywatelom największe kłody spod nóg na drodze do odzyskania wypłacalności. Do tego uproszczone zostały procedury, kilkukrotnie obniżono opłatę sądową, a w wyjątkowych sytuacjach będzie można ją umorzyć. - Ta zmiana prawa oznacza duży postęp, ale nie naprawia wszystkiego - uważa Dobrowolski. - Banki wciąż mają znaczną przewagę nad polskim klientem, przede wszystkim w kwestii ryzyka. To klient ponosi ryzyko wzrostu oprocentowania kredytu, spadku wartości mieszkania. Klient staje się swoistym bankowym niewolnikiem. Przykład? Zadłużona w banku para rozwodzi się i mimo deklaracji, że jedno z małżonków przejmuje dług, bank może nie zwolnić z długu współmałżonka. Ba, sędzia da rozwód, nawet kościół, ale nie bankier. Ten woli mieć obie osoby na haczyku - dodaje ekonomista.
To duży problem i też wymaga zmian. Ale na to potrzeba czasu, bo opór bankowej materii wciąż jest duży i na kompleksowe zmiany, adekwatne do dzisiejszych czasów, nie ma jeszcze zgody. Dzięki dawkowaniu zmian w prawie upadłościowym, projekt gładko przeszedł przez parlament. Ustawa trafiła na stół Prezydenta RP, który podpisał ją na początku września, co oznacza, że po trzech miesiącach, czyli jeszcze w tym roku, zacznie ona obowiązywać. A więc jeszcze przed Bożym Narodzeniem szansę na upadłość konsumencką uzyska każdy niewypłacalny dłużnik, o ile "nie zadłużył się ponad swe możliwości z rażącej niedbałości bądź z premedytacją".
Bankom nie w smak
Zmiana przepisów o konsumenckiej upadłości bulwersuje środowisko bankowe. Związek Banków Polskich skrytykował wiele zapisów. Za nieuzasadnione uznał skrócenie maksymalnego okresu wykonywania planu spłaty wierzycieli przez dłużnika z pięciu do trzech lat. To swoisty okres próby - przekonywali parlamentarzystów przedstawiciele ZBP. - Zadłużony konsument wywiązując się w tym czasie z zobowiązań ma przekonać o swojej solidności. Dopiero rezultatem tego ma być umorzenie niewykonanych zobowiązań - grzmieli obrońcy starych przepisów. Ale trudno w tym nie dostrzec prostej kalkulacji ekonomicznej wierzycieli. Wszak przez pięć lat można "wycisnąć" z dłużnika większą kwotę niż w ciągu trzech. Finansistom nie spodobało się też dwukrotne wydłużenie (do 24 miesięcy) okresu pokrywania z funduszu masy upadłości czynszu na wynajem mieszkania dla dłużnika, w przypadku gdyby jego dotychczasowe mieszkanie zostało sprzedane na spłatę długów, co pod rządami nowej ustawy wcale nie będzie takie oczywiste. Banki i firmy pożyczkowe obawiają się, że doprowadzi to do zbyt dużego "uszczuplenia masy upadłości" i powiększenia ich straty.
Ale to nie wszystko. Ułatwienie konsumentom procesu bankrutowania oznacza dla banków więcej pracy i być może spadek zysków. Teraz bankowcy wnikliwiej będą musieli prześwietlać klientów, którzy przyjdą pożyczyć pieniądze. To oznacza wzrost kosztów i prawdopodobny spadek liczby udzielonych kredytów. Zresztą nowe prawo upadłościowe odbije się na puli już udzielonych kredytów. Eksperci zapowiadają, że w najbliższym roku wzrośnie liczba niespłacanych kredytów hipotecznych, więc banki pod presją liberalizacji prawa upadłościowego, zechcą się ich pozbywać, żeby ograniczyć straty. A ponieważ wiele kredytowanych mieszkań już dziś jest mniej warta niż kredyt, za jaki kupili je kredytobiorcy, masowa wyprzedaż upadłościowa może te spadki jeszcze pogłębić.
Przedstawiciele banków i firm pożyczkowych zaproponowali, aby umożliwić zadłużonemu konsumentowi zawarcie układu z wierzycielami już na samym początku postępowania. Zdaniem bankierów pozwoliłoby to zmniejszyć wydatki ponoszone w toku upadłości i uniknąć uszczuplenia funduszów masy upadłości. Ale taka propozycja nie przekonuje zwolenników liberalizacji. Zawieranie układu na wczesnym etapie postępowania upadłościowego może nie być korzystne dla dłużników, bo takie układy bez ingerencji sądów mogą skończyć się zawarciem "porozumienia" pod dyktando największego wierzyciela, którym jest zazwyczaj bank. Jak to w praktyce może działać, przekonała się Magdalena Hodak. Jej bank dążył do podpisania "ugody", która de facto podwyższała jej zobowiązanie, pod presją licytacji jej domu za trzy czwarte wartości - o 15 proc. kosztów komorniczych.
W sukurs bankom i firmom pożyczkowym idzie prof. dr hab. Feliks Zedler, kierownik Katedry Prawa Prywatnego SWSP, twórca starej ustawy o upadłości konsumenckiej. W wywiadach prasowych podkreśla niebezpieczeństwa związane z liberalizowaniem konsumenckiego prawa upadłościowego, twierdząc, że umarzanie kosztów postępowania będzie dużym obciążeniem dla budżetu państwa, a tym samym dla kieszeni podatników. Poza tym, zdaniem prof. Zedlera, nowe prawo upadłościowe stwarza okazję do nadużyć i zamieni postępowanie upadłościowe wobec osób fizycznych w "umarzalnię zobowiązań". - Może też sprzyjać kształtowaniu się w części społeczeństwa nieodpowiedzialnych postaw w sprawach finansowych - ostrzega prof. Feliks Zedler.
Obaw tych nie podziela pani Katarzyna z Podkarpacia. - Po pierwsze, oddłużenie nie jest dostępne dla lekkomyślnego dłużnika, po drugie, nie wszystkie długi są zawinione przez dłużnika i nie można dodatkowo go za nie karać. Szczególnie dzieci, które w tym kraju długi dostają w spadku - przekonuje pani Katarzyna.
Jest jeszcze jeden argument. Wątpliwy przykład, jaki daje państwo, kiedy samo bezkarnie zadłuża się ponad miarę, a obywatelowi nie pozwala…
Longina Grzegórska-Szpyt
...
Tracicie dom A ODSETKI I TAK TRZEBA PLACIC !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|