Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Lichwy nie ma, są tylko kosmiczne odsetki
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:34, 22 Lis 2014    Temat postu:

Gazeta Finansowa

Rekordowe kary za kursowy skandal

Znamy już kary za manipulację kursami walutowymi, której w ubiegłym roku dopuszczali się pracownicy największych banków świata. Sześć podmiotów zapłaci w sumie 4,3 mld USD na rzecz regulatorów rynku finansowego w USA, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii.

Potajemna działalność traderów najwięcej, bo 1,02 mld USD, kosztowała Citigroup. O 6 mln grzywny mniej musi zapłacić JP Morgan. Pozostali winni nadużyć to: UBS (800 mln USD kary), grupa Royal Bank of Scotland (634 mln USD), HSBC Holdings (618 mln USD), Bank of America (250 mln USD) oraz Barclays, który negocjuje ugodę z odpowiednim organem.

Złodziejska "Drużyna A"

Dochodzenie amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości, Rezerwy Federalnej i brytyjskiego Urzędu ds. Poważnych Oszustw trwa, można więc spodziewać się kolejnych wezwań do zapłaty za machinacje, które miały doprowadzić do strat w wysokości 5,3 biliardów dolarów.

Śledczy ujawnili ich dowody, publikując zapisy rozmów prowadzonych przez spekulantów na czatach o nazwach typu "Trzech muszkieterów" lub "Drużyna A". Duża ilość używanych tam wulgaryzmów i całkowity brak skrupułów traderów wzajemnie gratulujących sobie zysków kosztem klientów mogą szokować. Brytyjski Urząd Nadzoru Finansowego (FCA) zakończył badanie manipulacji kursami ponad dwa razy szybciej niż w ujawnionej dwa lata temu podobnej sprawie Liboru, jednak nie wszystkim spodobało się nieujawnienie liczby osób uprawnionych do odszkodowania.

Jak karać?

Dyrektor Departamentu Usług Finansowych stanu Nowy Jork (DFS) Benjamin Lawsky skrytykował działania FCA jako zbyt łagodne. Prawdopodobnie z tego powodu Barclays, mimo że podlega DFS, wolał poddać się śledztwu Brytyjczyków. Inne banki miały jeszcze więcej szczęścia, ponieważ zostały zmuszone jedynie do "dokonania przeglądu" swoich praktyk. Wśród 30 takich instytucji jest m.in. drugi największy gracz na rynku międzynarodowej wymiany walutowej - Deutsche Bank. Przed grzywną uchronił się także Credit Suisse.

Wypowiadający się dla Bloomberga londyński prawnik Stevie Loughrey nie bez racji twierdzi, że kary za brak kontroli nad bankami w ich obecnym wymiarze nie zapewniają poszkodowanym odpowiedniej rekompensaty, a rzeczywiste zadośćuczynienie pokrzywdzonym klientom wymagałoby od regulatorów znacznie większego wysiłku. Być może adekwatnym rozwiązaniem byłyby indywidualne pozwy przeciw konkretnym oszustom. Jak na razie w rezultacie wykrycia niedozwolonych praktyk zwolniono, zawieszono lub skłoniono do rezygnacji z pracy ponad 30 traderów.

Niechlubny rekord

Początkowo śledztwo dotyczyło jedynie manipulacji kursem walut, z czasem zostało rozszerzone o przypadki wykorzystywania tajnych informacji i pobierania wygórowanych prowizji przez działy sprzedaży usług. Kary wyznaczone przez FCA są rekordowo wysokie. To także pierwszy przypadek, w którym regulator zawarł ugodę z grupą banków. Do tej pory najwyższa zasądzona przez FCA grzywna wynosiła 160 mln funtów (243 mln USD). Otrzymał ją szwajcarski bank UBS za manipulację wysokością oprocentowania depozytów i kredytów na rynku międzybankowym w Londynie.

Musiał on zwrócić 134 mln franków szwajcarskich zarobione dzięki, jak określono to w werdykcie, "poważnym naruszeniom" zasad rynku walutowego. UBS musiał także zgodzić się na ograniczenie maksymalnej wysokości wynagrodzeń swoich ekspertów od wymiany zagranicznej i metali szlachetnych. Tamtejszy urząd kontrolny Finma wciąż prowadzi dochodzenie w sprawie 11 pracowników banku. Wbrew oficjalnym deklaracjom o gotowości do współpracy z odpowiednimi organami niewykluczone, że podobnym restrykcjom wraz z postępem śledztwa zostanie poddany Barclays.

Cień Liboru

Minęły dwa lata od rozstrzygnięć w kwestii manipulacji stopą procentową kredytów na londyńskim rynku - zwaną w skrócie Libor. Jest ona używana w transakcjach, których całkowita wartość opiewa na 300 biliardów USD. Do tej pory dwanaście firm otrzymało w sprawach związanych z Liborem i jego pochodnymi kary w wysokości ponad 6,5 mld USD, z czego około 1,5 mld USD przypadło na sam UBS. Afera zwróciła uwagę na konieczność przyjrzenia się stawkom stosowanym przez handlowców w różnych branżach - od naftowej do obrotu kamieniami szlachetnymi.

Jak mówi przewodniczący amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych (CFTC) Aitan Goelman, w morzu przepływającej przez rynki gotówki trudno dostrzec nieprawidłowości w kursach walutowych. Jednak bez ustalanych codziennie stawek wymiany pieniądza jednego kraju na inny nie działałyby np. fundusze emerytalne. Dlatego każdy przypadek manipulacji nimi ma wymierny wpływ na całość światowej gospodarki i podważa zaufanie do systemu, którego wszyscy jesteśmy elementem. Patrząc na korespondencję bohaterów afery, chyba nawet nie przeszło im to przez myśl.

dr Kordian Kuczma

...

Malych zlodziei wsadzaja duzym sie klaniaja . Ta prawda jest odwieczna .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:25, 23 Gru 2014    Temat postu:

Padł ofiarą hakerów. Stracił 100 tysięcy złotych
Katarzyna Nylec

Padł ofiarą hakerów. Stracił 100 tysięcy złotych

100 tysięcy złotych zniknęło z konta przedsiębiorcy z Piekar Śląskich. - Straciliśmy z żoną wszystkie oszczędności życia, a bank nie poczuwa się do odpowiedzialności - załamuje ręce pan Stanisław. Bank nie ma sobie nic do zarzucenia. - Nie ma dowód potwierdzających, że przelewy były nieautoryzowane - bronią się przedstawiciele Eurobanku.

Stanisław Biskup z Piekar Śląskich od kilkunastu lat prowadzi biuro doradztwa podatkowego. W sierpniu chciał zapłacić przelewem rachunek za telefon. Podczas próby wykonania transakcji system informował go, że dane są błędne. Trzecia próba zakończyła się niepowodzeniem. Postanowił więc zalogować się na drugie konto, które posiada w innym banku. Operacja powiodła się bez żadnych problemów.

Po pracy wrócił do domu. Spodziewał się, że konto Eurobanku zablokowano z powodu trzykrotnych nieudanych prób logowania. Uruchomił domowy komputer, z którego od razu zalogował się na konto. Z przerażeniem odkrył, że z konta zniknęło 100 tysięcy złotych! - Zgromadziliśmy na nim z żoną wszystkie oszczędności życia. Ktoś tego samego dnia wykonał trzy przelewy na dwa konta - wspomina ofiara oszustów.

Tego samego dnia telefonicznie złożył reklamację i powiadomił o sprawie policję. - Co zastanawiające, wieczorem pracownik bank zadzwonił do mojej żony, która jest współwłaścicielem konta, by potwierdzić jej dane. Tłumaczono to "działaniem prewencyjnym". Kpią sobie z nas chyba. Prewencja kilka godzin po dokonanym włamaniu? Przecież od kilku godzin nie mieliśmy już pieniędzy na koncie! - denerwuje się mężczyzna.

Od tamtej pory trwa wymiana korespondencji między poszkodowanym klientem a bankiem. Eurobank wystąpił nawet do pana Stanisława z prośbą o udostępnienie dysku. - Zaproponowali przeprowadzenie własnej ekspertyzy, ale z wiadomych względów nie wyraziłem na to zgody. Komputer oddałem policjantom - wspomina.

Przedstawiciele banku sugerowali nawet, że odpowiedzialne za tę sytuację jest złośliwe oprogramowanie zainstalowane na komputerze mężczyzny. Piekarzanin zapewnia: - Mój prywatny laptop posiada aktualny program antywirusowy z włączoną zaporą, bo z racji wykonywanego zawodu przykładam do tego szczególną wagę.

Dochodzenie w sprawie pod nadzorem prokuratury prowadzi piekarska policja. - Dysk trafił do badań. Ustalamy kto dokonanych przelewów i kto jest właścicielem kont bankowych, na które te pieniądze przelano - wyjaśnia Dagmara Wawrzyniak, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Piekarach Śląskich.

Tymczasem bank nie widzi podstaw do oddania Biskupom pieniędzy. - Nie ma dowodów potwierdzających, że kwestionowane przelewy były nieautoryzowane. Klient nie umożliwił bankowi wykonania analizy swojego komputera. Bank nie otrzymał też kopii ekspertyzy policyjnej tego komputera ani pisemnej odmowy wydania tej ekspertyzy klientowi. Bank ustalił natomiast, że kwestionowane przez klienta transakcje zostały zatwierdzone przez prawidłowe wskazanie tokena oraz że nie zostały złamane zabezpieczenia informatyczne banku - przekonuje Anna Kula z Eurobanku.

...

To tak sobie moze zniknac kasa ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:23, 31 Gru 2014    Temat postu:

Pozew zbiorowy przeciwko bankowi Credit Agricole

Pozew zbiorowy przeciwko bankowi Credit Agricole prawomocnie przyjęty przez sąd okręgowy we Wrocławiu. Wszystkie osoby, które w latach 2004 - 2009 zaciągnęły tam kredyt hipoteczny i musiały podpisać ubezpieczenie niskiego wkładu własnego, będą miały możliwość odzyskania zapłaconych składek. Wraz z odsetkami.

Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów przyznał nam rację. Stwierdził, że zapisy, w umowie ubezpieczenia były niekorzystne dla klientów banku - podkreśla prawnik Krzysztof Jaworski, reprezentujący poszkodowanych. Chodziło o takie rozwiązania, w których płatnikiem ubezpieczenia był kredytobiorca, a uposażonym bank.

Pierwsza rozprawa już w nowym roku. Klienci mogą jeszcze przyłączać się do pozwu zbiorowego. Z kolei podpisujący umowy z bankiem powinni sprawdzać ich zapisy w Rejestrze Klauzul Niedozwolonych na stronie UOKIK.

...

Kolejne pomysly bankow .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:07, 28 Sty 2015    Temat postu:

„Przez franka nie śpię po nocach”
Julia Wizowska
Dziennikarka Onetu

- Klienci, którym doradziłem fundusz inwestycyjny, stracili pieniądze. Strasznie się przejmowałem. Tak samo teraz z frankiem – doradca finansowy opowiada o kredytach w walucie, zadłużeniu w bankach i nacisku na Szwajcarów.

Trudno znaleźć doradcę finansowego, który chciałby porozmawiać o franku. Większość nie odpowiada na wiadomości z propozycją wywiadu. Inni się rozłączają, gdy pada pytanie o zarzuty klientów. Kolejni proszą o czas do namysłu i już nigdy się nie odzywają. Albo chcą razem z rzecznikiem prasowym ułożyć odpowiedzi na pytania. „Franek” jest teraz tematem drażliwym. Doradcy finansowi, na których spadł grad krytyki, unikają go jak mogą. Zgadza się na rozmowę jeden. Jak mam pana podpisać, pytam. - Z imienia i nazwiska, Michał Asman – mówi. - Nie będę chował głowy w piasek.

Półtora do jednego

„Jestem prekursorem, który wprowadził sposób porównywania kredytów walutowych ze złotowym. Ten sposób skutecznie praktykuję już od 1999 r.” – tak prezentuje siebie na portalu zawodowym. W zawodzie, jak zdradza w rozmowie, znalazł się przez przypadek. Przyszedł do niego, specjalisty od samochodów, kolega i spytał, czy warto brać kredyt na auto. Zaczął badać: rynek, giełda, hossa, bessa. Aż się wciągnął. Obliczał kursy, badał tabelki, kreślił zależności walut. - Do 2003 roku byłem za kredytami w euro. Klientom mówiłem: słuchajcie, Polska nie ma nic wspólnego z frankami, bo zależy on od gospodarki szwajcarskiej. Polska ma się dostosowywać do europejskiej waluty – opowiada.

Jednak niedługo potem na polskie salony wkroczył frank. Postanowił go zbadać. - Zrobiłem analizę kursu franka od 1996 roku, żeby sprawdzić, jak Szwajcarzy utrzymywali swoją walutę w stosunku do euro. Zauważyłem, że obojętnie, ile euro kosztuje w stosunku do dolara, między frankiem a euro jest zawsze ten sam stosunek – mniej więcej półtora do jednego. Mówiłem wtedy: Szwajcarzy manipulują swoim kursem w stosunku do euro. Jeśli waluta za bardzo zyskiwała, to obniżali stopy procentowe, jeśli spadała – podwyższali. W ten sposób utrzymywali kurs franka w stałym pasmie wahań – mówi. Kilka miesięcy temu miał, jak to nazywa, przeczucie. Spojrzał na wykres kursu franka i pomyślał sobie: ci Szwajcarzy to coś kombinują. - Miałem rację – chwali się teraz. Ale też smuci. - Przez tego franka to po nocach spać nie mogę. Dlaczego? Bo sam się oszukałem na ich opinii – mówi.

Boom

W 2008 roku na swoim blogu opublikował obliczenia. Porównał kredyt we frankach ze złotówkowym. Wyszło mu, że szwajcarska waluta przez cały okres kredytowania musiałaby kosztować 3,3696 zł, by kredyt walutowy zrównał się ze złotówkowym i przestał się opłacać. Pisał, że to niemożliwe. W 2014 roku opublikuje tekst pt. „Frank szwajcarski jest najbardziej ryzykowną walutą świata!!!” .Wtedy jednak, w czasach boomu na hipotekę we „franciszkach”, uważała tak większość ekspertów finansowych. Nie ma obaw. Bez ryzyka. Brak konsekwencji. - Zawsze uważałem, że Szwajcarzy nigdy nie odpuszczą swojej waluty. Ale kto się spodziewał, że po kryzysie finansowym nastąpi konflikt na Ukrainie? Albo że Rosja będzie miała problemy? Ja się nie spodziewałem. Ekonomiści się nie spodziewali. Banki również. Gdybym wiedział, że Szwajcarzy odpuszczą walutę, nie pozwoliłbym brać kredytów we frankach – tłumaczy się.

Nazywa siebie pośrednikiem między tymi, co kredyt biorą, a tymi, co udzielają. W okresie boomu na franki przychodzili do niego klienci, głównie z poleceń, i mówili: chcę hipotekę w szwajcarskiej walucie. Bo kredyt tańszy. Oprocentowanie niższe. Raty mniejsze. - Niektórzy w ogóle nie chcieli słyszeć o innej walucie niż frank. A ja najbardziej się denerwuję, gdy ktoś traktuje mnie jak sprzedawcę. Wolałbym, by człowiek przyszedł do mnie ze swoją umową z bankiem, sprawdziłbym. Doradził, czy warto brać kredyt gotówkowy, czy potrzebne jest ubezpieczenie. Ludzie natomiast przychodzą do mnie, kiedy już namieszają w swoich portfelach. Zgłasza się kobieta: zarabia 3 tys. zł, tyle samo oddaje na raty i pyta, co robić. Albo małżeństwo: mają jeden kredyt, drugi i jeszcze się zastanawiają, czy w jakimś funduszu pieniędzy nie zainwestować. Bo ludzie chcą szybko. Nie, że dobrze, oszczędnie. Szybko. A potem chodzą i płaczą. Wtedy klienci mi mówili: chcemy we franku, bo to bezpieczna waluta. A ja do franka podchodziłem jak do euro. No, bo frank jest przywiązany do euro. Więc na chłopski rozum: jeśli kurs euro może się wahać, to dlaczego frank nie? – mówi.

Czy doradziłby swoim znajomym i rodzinie kredyt we franku? - Ależ doradzałem. Siostra moja ma. Co prawda, chciała potem przewalutować. Mają też znajomi, sam im załatwiałem. Ale nikt teraz nie ma do mnie pretensji. Bo to nie jest tak, że chciałem ich oszukać, wciskając franka, tylko sam święcie wierzyłem w to, co mówiłem – dodaje.
Banki i giełda

Powtarza: spać nie mogę po nocach, denerwuję się przez tego franka, sam się na nim oszukałem. Opowiada, jak kiedyś doradził klientom, by wpłacili gotówkę na fundusz inwestycyjny. Po roku stracili kilka tysięcy. Chodził wtedy sam nieswój. W końcu postanowił, że przejmie stery nad pieniędzmi i odzyska, co klienci stracili. A teraz ten frank. Nie śpi, około północy wysyła maila. „Wszystko wskazuje na to, że miałem rację” - pisze. Wkleja przetłumaczony w translatorze Google'a fragment anglojęzycznego artykułu o presji wywieranej na szwajcarskie banki. - Opinia światowa powinna wpłynąć na Szwajcarię. Bo jeśli nikt z tym nic nie zrobi, to będzie jak w latach 70., kiedy frank zyskał na wartości i już na tym poziomie został. Gdy sytuacja się uspokoi, trzeba będzie zmusić szwajcarskie banki do przywrócenia poprzedniego kursu waluty – mówi.

Czyta zagraniczne artykuły o kryzysie franka. Przekłada je w internetowym tłumaczu. Dowiaduje się, że oprócz Polaków banki szturmują także Hiszpanie. - A tak naprawdę, za tą sprawą nie stoją banki, tylko agencje rankingowe i rynki walutowe. Bo to one manipulują rynkiem. Teraz przeczytałem, że przez wahania kursu franka zwiększyła się liczba transakcji, czyli kłopoty waluty przyciągnęły inwestorów. I czemu nikt nie krytykuje banku szwajcarskiego namawiającego do zakupu ich waluty i robienia transakcji? - pyta.

Rzadziej pojawia się w mediach. Publikuje na blogu, ale ostatnio ktoś w komentarzach napisał, żeby i bloga zamknąć. - Chyba komuś nadepnąłem na odcisk - uważa. Może dlatego, że publikuje prawdę, zastanawia się. A pisze, że to nie kredytobiorcy powinni się obawiać, tylko ci, co inwestują w szwajcarską walutę. Albo że Szwajcarzy manipulują kursem franka do euro. - Szwajcarom zawsze było na rękę, że na świecie uważało się ich walutę za bezpieczną. Bo czy kryzys, czy nie, nikt nie wypłaca pieniędzy z ich banków – mówi.

Zarobek

Gdy kurs franka skoczył w połowie stycznia, kredytobiorcy wpadli w panikę. Posypały się oskarżenia. Doradców obwiniano o naciąganie na kredyty w walucie, banki – o czerpanie zarobku z różnicy w kursie. - Jeśli bank pożycza w walucie, to w walucie przyjmuje rozliczenia. I jest mu wszystko jedno, czy waluta akurat kosztuje 2 zł, czy 3 zł, czy może 5 zł. Gdyby kredytów udzielał we frankach, a raty przyjmował w złotówkach, szybko zbankrutowałby – mówi. To na czym zarabiają banki? - Na marży. A ona jest stała. Porównywalna dla kredytów złotówkowych i walutowych – wyjaśnia. A doradcy finansowi na czym zarabiają? - Nie wiem jak inni - mówi. - A pan? - pytam. Śmieje się. Zmienia temat.

- Najlepszym rozwiązaniem dla "frankowiczów" jest teraz wydłużenie okresu kredytowania – mówi. Czy państwo powinno zainterweniować w obronie kredytobiorców? - Nie ma co robić paniki - mówi. Trzeba odczekać dwa czy trzy miesiące i zobaczyć. - Ale powiem pani jedną rzecz – zagaja. - Dziś dzwonili do mnie znajomi, którym pomogłem wziąć kredyt we frankach. Powiedzieli: słuchaj, jeśli się zsumuje wszystkie raty i porówna je z kredytem w złotówkach, to i tak okazuje się, że płacimy mniej. To by dowodziło, że miałem rację: w ciągu kilkudziesięciu lat nieraz wystąpią wahania kursu. Raz kredyt we frankach będzie tańszy, raz droższy, ale w najgorszym wypadku wyrówna się ze złotówkowym. I wie pani co, po tym telefonie to się uspokoiłem.

...

W bankach tez sa ludzie . I maja sumienie . I to nie jest tak ze jak ludzie straca to oni sa zachwyceni . Sumienie gryzie . Bez Boga NIGDZIE SOBIE NIE PORADZA !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:01, 05 Lut 2015    Temat postu:

Radio Rzeszów

Klienci banku stracili ponad 550 tysięcy złotych - trwa śledztwo

Klienci banku stracili ponad 550 tysięcy złotych - trwa śledztwo - Shutterstock
Prokuratura Rejonowa w Łańcucie wszczęła dziś śledztwo w sprawie malwersacji w punkcie kasowym Banku Spółdzielczego w Husowie w powiecie łańcuckim. Klienci Banku stracili ponad 550 tysięcy złotych. Poszkodowanych jest 19 osób, którzy mieli na swoich kontach od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych - poinformował Polskie Radio Rzeszów prokurator Krzysztof Ciechanowski.

Prokuratura łączy fakt malwersacji z samobójczą śmiercią kasjerki punktu w Husowie. Kobieta w miniony piątek przeszła na emeryturę, a samobójstwo popełniła w poniedziałek. Była jedynym pracownikiem punktu, mieszkanką tej wioski, tak jak wszyscy poszkodowani.

Osoby, które do tej pory były przesłuchiwane w charakterze świadków twierdzą, że kasjerka wystawiała im potwierdzenia wpłat. Nie wiadomo co mogło się stać z pieniędzmi, kobieta bowiem nie żyła ponad stan. Prokuratura nie chce ujawniać więcej szczegółów, ze względu na dobro śledztwa, które znajduje się na początkowym etapie.

...

Znow fajne wiez ci z ban kuf .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:14, 24 Lut 2015    Temat postu:

Prof. Witold Modzelewski: Janusz Piechociński mi groził

Spotkałem się z groźbami - powiedział były wiceminister finansów prof. Witold Modzelewski w wywiadzie na antenie TVN24. - [Janusz Piechociński] powiedział, że jeśli będę występował przeciwko bankom, to on mnie o coś oskarży - stwierdził. PSL zapewnia, że Modzelewskiemu "nic nie grozi".

Prof. Modzelewski uściślił, że słowa padły podczas spotkania w studiu TVP Info, a groźba "oskarżenia" pojawiła się dwukrotnie. Modzelewski w programie "Jeden na jeden" zarzucił rządowi zaangażowanie po "jednej stronie" w sprawie frankowiczów. Ostatnio krytykował postępowanie rządu w sprawie pomocy kredytobiorcom, zauważając w jego działaniu zbieżność z interesami banków, zamiast próby ulżenia frankowiczom. Dodał, że nie oskarża wicepremiera, ale zaznaczył, że słowa zostały "publicznie powiedziane".

Wiceprzewodniczący Rady Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego Stanisław Żelichowski powiedział na antenie TVN24, że nie sądzi, żeby Modzelewskiego ktoś straszył. Obiecał wyjaśnić w rozmowie z Modzelewskim, czego ten się obawia i zapewnił, iż nic mu nie grozi. Janusz Piechociński obiecał odnieść się do zarzutów po wtorkowym posiedzeniu rządu.

Kłopoty frankowiczów

Szacuje się, że Polacy spłacają ponad pół miliona kredytów denominowanych we franku szwajcarskim. Wielu ma ogromne kłopoty z terminowym spłacaniem rat. Pomysły dot. pomocy frankowiczom nie brakuje.

Najpierw pojawiła się propozycja Komisji Nadzoru Finansowego podzielenia kredytu i ryzyka walutowego między banki a klientów. Później światło dzienne ujrzał prezydencki pomysł utworzenia funduszu zadłużeniowego.

Propozycja nadzoru nie zadowala jednak wszystkich kredytobiorców. Cześć kredytobiorców podkreśla, że ich rata po przewalutowaniu na złotówki będzie jeszcze wyższa. Dodają też, że głównym problemem są niedozwolone zapisy, które znalazły się w umowach kredytowych, a nie finansowa pomoc dla klientów banków.

Swój pomysł przedstawiła też prezydencka administracja. Chodzi o fundusz zadłużeniowy. Pomysł padł podczas spotkania Bronisława Komorowskiego oraz ministra finansów Mateusza Szczurka. Po tym spotkaniu prezydencki minister Olgierd Dziekoński podkreślił, że konieczne są systemowe rozwiązania, które ułatwią zadłużonym wakacje kredytowe.

!!!

To bnksterzy i ZSL ida razem ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:53, 03 Mar 2015    Temat postu:

Pracownicy BNP Paribas Bank Polska wszczęli spór zbiorowy z bankiem

W trakcie negocjacji prowadzonych z zakładowymi organizacjami związkowymi dotyczących planowanej redukcji zatrudnienia w związku z połączeniem BNP Paribas Bank Polska z Bankiem Gospodarki Żywnościowej, trwających od 10 lutego 2015 roku, jak dotąd nie zostało osiągnięte porozumienie. Pracownicy wszczęli spór zbiorowy, poinformował bank w komunikacie.

"W związku z tym, że bank w dniu 2 marca 2015 roku, poinformował organizacje związkowe działające w banku o nieuwzględnieniu zgłoszonych żądań, zgodnie z art. 7 ust. 1 ustawy z dnia 23 maja 1991 r. o rozwiązywaniu sporów zbiorowych (Dz. U. z 1991 r., Nr 55, poz. 236, ze zm.), między bankiem a jego pracownikami został wszczęty spór zbiorowy (ze skutkiem od dnia wystąpienia przez organizacje związkowe działające w banku z żądaniami wobec banku)" – czytamy w komunikacie.

Zarząd banku dołoży należytej staranności, aby osiągnąć porozumienie z organizacjami związkowymi w celu zaoferowania godziwej rekompensaty pracownikom objętym planem redukcji zatrudnienia, podano także.

BNP Paribas Bank Polska podał, że 27 lutego 2015 roku dwie organizacje związkowe działające w banku formalnie wystąpiły z żądaniami w tej sprawie. Żądania organizacji związkowych obejmują: prawo do dodatkowych odpraw pieniężnych dla pracowników, z którymi nastąpi rozwiązanie stosunku pracy w ramach grupowego zwolnienia lub odpowiednio w razie konieczności rozwiązania przez pracodawcę stosunku pracy z pracownikiem indywidualnie z przyczyn niedotyczących pracowników, oraz prawo do premii restrukturyzacyjnej dla wszystkich pracowników.

Kilka dni temu „Rzeczpospolita" podała, że według jej informacji nawet 23% załogi łączonych banków niebawem może otrzymać wypowiedzenia od swojego pracodawcy. Oznacza to, że pracę straci 1900 osób spośród 8271 zatrudnionych. Zmiany obejmą również zmniejszenie liczby placówek o 118., tj. o 19% obecnej sieci. Banki nie komentowały tych doniesień.

Na początku grudnia 2013 roku grupa BNP Paribas i grupa Rabobank ogłosiły podpisanie umowy dotyczącej przejęcia pakietu 98,5% akcji BGŻ za kwotę 4,2 mld zł.

25 lutego także akcjonariusze BNP Paribas Bank Polska oraz Banku BGŻ przyjęli uchwały wyrażającą zgodę na połączenie.

BGŻ jest uniwersalnym bankiem komercyjnym od lat zajmującym miejsce wśród największych banków w Polsce. Specjalizuje się w finansowaniu rolnictwa, gospodarki żywnościowej oraz infrastruktury regionalnej.

BNP Paribas Bank Polska należy do grupy BNP Paribas, wiodącej europejskiej instytucji finansowej o międzynarodowym zasięgu. Grupa BNP Paribas prowadzi działalność w zakresie m.in. bankowości detalicznej, korporacyjnej, inwestycyjnej oraz zarządzania aktywami i majątkiem.

...

Strajk w banku ! Rzadkosc !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:08, 03 Mar 2015    Temat postu:

Banki bezkarnie skubią klientów

Chociaż banki zdzierają z nas coraz więcej z tytułu opłat i prowizji, nadzór finansowy temu nie przeciwdziała. A przychodzi nam już płacić nawet za wypłatę swoich pieniędzy w bankomatach – informuje „Gazeta Polska Codziennie”.

W tym roku czeka nas fala podwyżek, bo banki będą chciały zrekompensować sobie spadające przychody z tytułu niższych stóp procentowych, niższej sprzedaży kredytów hipotecznych, wprowadzeniu ujemnych stóp LIBOR. I chociaż prowizje i opłaty w bankach w Polsce należą do najwyższych w Europie, to prowizyjne eldorado trwa latami, a banki są bezlitosne w ściąganiu haraczy. Ponadto zaczynają wprowadzać opłaty za pobieranie pieniędzy w bankomatach. Aby klienci nie zorientowali się, jak są oskubywani, banki rozbudowały tabele opłat i prowizji do kilkustronicowych broszur zapisanych drobnym makiem.

Banki są bezkarne, bo polskie przepisy nie zawierają katalogu opłat i prowizji, jakie bankowcom wolno pobierać.

...

Super fajnie ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:35, 12 Mar 2015    Temat postu:

Witold Modzelewski krytykuje propozycję banków

Utworzenie funduszy - stabilizacyjnego i restrukturyzacji - nie zmienia sytuacji dłużników hipotecznych - uważa były wiceminister finansów Witold Modzelewski. Prawnik, który sprzyja kredytobiorcom, negatywnie ocenia propozycje przedstawione przez banki.

Modzelewski uważa, że propozycja sektora bankowego prędzej czy później wywoła reakcję władzy, która jego zdaniem chciała nakłonić sektor bankowy do samodzielnego uregulowania sprawy. Według prawnika władza została zignorowana.

Gość Polskiego Radia 24 zaznacza, że pomysł Związku Banków Polskich na rozwiązanie problemu kredytów w obcych walutach, odbije się negatywnie na samych bankach. Największym długookresowym problemem banków, może być utrata zaufania. Banki detaliczne niszczą swój wizerunek, rzetelnego i godnego zaufania partnera.

Jedno z proponowanych rozwiązań, zakłada utworzenie specjalnego Funduszu Wsparcia Restrukturyzacji Kredytów Hipotecznych. To forma pomocy dla wszystkich osób spłacających kredyty zaciągnięte na mieszkanie. Chodzi o osoby które mają przejściowe problemy ze spłacaniem zadłużenia z powodów losowych. Bankowcy chcą też utworzyć Sektorowy Fundusz Stabilizacyjny, który dopłacałby do rat kredytowych w sytuacji znaczącego umocnienia się szwajcarskiej waluty.

...

Wladza nieograniczona rodzi pyche i egoizm .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:40, 16 Mar 2015    Temat postu:

Co zrobić, aby po śmierci bank oddał pieniądze naszym bliskim?
Jarosław Sadowski

Szacuje się, że na kontach bankowych osób zmarłych może zalegać nawet 15 mld zł. Aby taki los nie spotkał naszych oszczędności warto stworzyć spis instytucji finansowych, który poinformuje naszych spadkobierców gdzie powinni ich szukać.

Expander zachęca również do składania w bankach dyspozycji na wypadek śmierci, co znacznie ułatwi naszym bliskim odzyskanie pieniędzy tam ulokowanych. Jeśli natomiast nie mamy wysokich oszczędności warto rozważyć zabezpieczenie rodziny za pomocą ubezpieczenia na życie.

Pieniądze zmarłych zalegają w bankach z prostej przyczyny – nie zgłaszają się po nie spadkobiercy. Czasami dana osoba po prostu nie miała nikogo bliskiego, kto mógłby domagać się spadku. Niejednokrotnie zdarza się jednak tak, że spadkobiercy są, ale po prostu nie wiedzą o istnieniu danego konta. Nikt nie pyta przecież wszystkich możliwych instytucji czy prowadziły jakieś produkty finansowe zmarłego. Zgłaszają się głównie do tych, których dokumenty znajdą w jego mieszkaniu. Na przestrzeni lat umowy mogą jednak ulec zniszczeniu.

Spis instytucji finansowych

W ostatnim czasie pojawił się pomysł, aby pieniądze zmarłych, po które nikt się nie zgłosił do banku, były przekazywane organizacjom pozarządowym. Jeśli wolimy jednak, aby oszczędności po śmierci trafiły do naszych bliskich, powinniśmy stworzyć spis wszystkich posiadanych produktów finansowych. Warto w nim uwzględnić w jakich instytucjach posiadamy lokaty, konta bankowe, ubezpieczenia na życie, jednostki funduszy inwestycyjnych, obligacje, akcje oraz inne aktywa. Co ważne, taka lista może być pomocna także dla nas samych. Dla przykładu jeśli mamy kilka rachunków, czasami zdarza się, że o niektórych zapominamy. To zwykle kończy się problemami wynikającymi z zaległości w regulowaniu opłat za konto czy kartę. Spis powinien więc uchronić nas przed takim zagrożeniem. Najlepiej, aby zawierał on przynajmniej nazwy instytucji z usług których korzystamy.

Dyspozycja na wypadek śmierci

Oprócz poinformowania spadkobierców gdzie mają szukać naszych oszczędności, możemy również ułatwić im szybkie przejęcie pieniędzy. Standardowo bank wypłaci oszczędności zmarłego dopiero wtedy, gdy rozstrzygnięte zostanie postępowanie spadkowe. Starając się o wypłatę nasi bliscy będą musieli przedstawić w banku odpis prawomocnego postanowienia sądu o stwierdzeniu nabycia spadku albo wypis zarejestrowanego aktu poświadczenia dziedziczenia, sporządzony przez notariusza. Zanim jednak uda się te dokumenty uzyskać może minąć nawet ponad pół roku.

Możemy jednak sprawić, że bank będzie miał obowiązek przekazać nasze oszczędności wskazanym przez nas osobom bez potrzeby czekania na decyzję sądu. W tym celu należy w banku złożyć tzw. dyspozycję na wypadek śmierci. Trzeba jednak mieć na uwadze kilka rzeczy. Po pierwsze, wyznaczona przez nas osoba lub osoby i tak same muszą zgłosić się do banku i poinformować o naszej śmierci. Po drugie, za pomocą takiej dyspozycji pieniądze można przekazać wyłącznie swojej rodzinie (małżonkowi, wstępnym, zstępnym i rodzeństwu). Po trzecie, ograniczona jest też kwota. Suma wypłat dla wszystkich wskazanych przez nas osób nie może przekroczyć 20-krotności przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw bez wypłat nagród z zysku. Obecnie taki maksymalny limit wynosi więc ok. 78 tys. zł.

Ubezpieczenie na życie

W kontekście śmierci problemem wielu młodych rodziców może być jednak brak oszczędności, które mogliby zostawić swoim dzieciom. Nierzadko po prostu nie zdążyli jeszcze odłożyć zbyt wiele. Rozwiązaniem ich problemu jest ubezpieczenie na życie. Dzięki niemu ochrona w postaci wysokich świadczeń jest zapewniona od razu, zaraz po rozpoczęciu opłacania składek lub kilkumiesięcznym okresie karencji. Warto też dodać, że nie należy obawiać się tego, że wydając środki na ochronę pozbawiamy się możliwości gromadzenia oszczędności. Na rynku funkcjonują bowiem ubezpieczenia dające nie tylko ochronę, ale również gwarantujące zwrot wpłaconych pieniędzy w przypadku, gdy ubezpieczony nie umrze w określonym terminie. Dla przykładu 30-latek może ubezpieczyć się na kwotę 200 000 zł płacąc co miesiąc np. 173,92 zł. Jeśli po dwudziestu latach nadal będzie żył, ubezpieczyciel odda mu jego pieniądze, czyli 41 740 zł (20 lat * 12 miesięcy * 173,92 zł). Może też wybrać zwykłe ubezpieczenie bez zwrotu, ale z niższą składką wynoszącą np. 69,22 zł.
Ubezpieczenie na życie może też być dobrym zabezpieczeniem bliskich jeśli spłacamy kredyt hipoteczny. Jeśli jest to kredyt we frankach to nasi bliscy mogą być zmuszeni nawet do odrzucenia spadku, ponieważ wysokość zadłużenia niejednokrotnie przewyższa wartość mieszkania. Również i ten problem pozwala rozwiązać ubezpieczenie na życie. Jego zaletą jest to, że świadczenie wypłacone wskazanej przez nas osobie nie wchodzi w skład masy spadkowej. Dlatego nawet jeśli nasza rodzina będzie zmuszona do odrzucenia spadku, to i tak będzie mogła zatrzymać pieniądze z ubezpieczenia.

...

Widzicie o ile rzeczy trzeba sie na tej Ziemi martwic . Dzien w dzien .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:16, 27 Maj 2015    Temat postu:

Pomyłka, która może cię drogo kosztować
Aleksandra Brodziak
Dziennikarz Onetu

- Shutterstock

Wpisujesz dane odbiorcy, numer konta i robisz przelew. Okazuje się jednak, że doszło do pomyłki i zamiast zapłacić ratę hipoteczną, zasiliłeś konto obcej osobie. Co wtedy? Wtedy możesz mieć problem, bo bank wcale nie musi ci pomóc. Mało tego, czasami „obdarowany” niekoniecznie ma ochotę zwrócić pieniądze. Jedynym wyjściem jest wówczas skierowanie sprawy do sądu.

Pani Barbara zamierzała wpłacić ratę hipoteczną do banku. - Nigdy nie robię przelewów przez internet, bo nie za specjalnie umiem to robić. Co miesiąc dokonuję wpłaty przekazem. I tak też było trzy miesiące temu. Spieszyłam się do lekarza i chciałam szybko załatwić wszystkie bankowe sprawy. Niestety, pomyliłam się z jedną cyfrą i pieniądze zamiast do banku trafiły na jakieś obce konto. Było to w sumie 1400 zł. Dowiedziałam się o tym dopiero wtedy, gdy przyszło upomnienie za ratę – opowiada 48-letnia kobieta.
REKLAMA


Poprosiła bank o pomoc, ten się zgodził, choć z dużymi oporami, bo uważał, że to oczywista pomyłka klienta, nie placówki. Cała procedura też trwała dość długo. - Okazało się bowiem, że odbiorca przelewu wydał już pieniądze i nie miał z czego zwrócić. Bank stwierdził, że nic więcej zrobić nie może. Bałam się, że jedyne, co mi pozostało, to oddanie sprawy do sądu. Byłam załamana, bo wiedziałam, że to kolejny wydatek. Nie dość, że musiałam zapłacić ratę raz jeszcze, to trzeba byłoby wydać kolejne pieniądze na rozprawę. Przecież nie jestem milionerką i nie stać mnie na to. Na szczęście stał się cud i po wielu tygodniach dostałam z powrotem swoje pieniądze – opowiada pani Barbara.

Kliknąć łatwo, cofnąć trudno

Niestety, podobnych przypadków jest dużo więcej. W każdym banku bez wyjątku. W roztargnieniu, często mechanicznie wpisujemy numer konta, nie sprawdzając czy zgadzają się wszystkie cyfry. Moment nieuwagi może nas sporo kosztować. I pieniędzy, i nerwów. W przypadku pani Barbary pomyłka zakończyła się happy endem, choć kilka tygodni niepewności obfitowały w zdenerwowanie i obawy.

Nie zawsze jednak wpisanie błędnego numeru powoduje komplikacje. Czasami system informuje, że nie istnieje konto o określonej sekwencji liczb i można od razu sprostować pomyłkę. Gorzej, gdy numer konta istnieje, wówczas przelew z naszego banku na to konto wyjdzie. System bankowości elektronicznej weryfikuje bowiem tylko poprawność numeru, nie sprawdza natomiast, czy zgadzają się dane i adres.

Nawet jeśli zdarzy się nam pomyłka, ale ją szybko zauważymy, nie wpadajmy od razu w panikę. W niektórych bankach, można taki przelew cofnąć. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy mBank. - W sytuacji, gdy klient przeleje pieniądze na niewłaściwe konto, ma możliwość szybkiego cofnięcia takiego przelewu, jeśli nie został on jeszcze wykonany przez bank, to znaczy w sytuacji, jeśli środki nie zostały przekazane na rachunek odbiorcy. Może to zrobić samodzielnie z poziomu serwisu transakcyjnego bankowości elektronicznej (w zakładce „operacje zaplanowane” dostępna jest opcja anulowania przelewu) lub za pośrednictwem call center – informuje Marta Rutkowska z biura prasowego mBanku. Zawsze jednak w momencie, gdy przelew został już przekazany z banku klienta do odbiorcy, anulowanie go nie jest już możliwe.
Za błędy trzeba płacić. Ile?

Nie wszystkie banki spieszą z pomocą. Te, które jej odmawiają, zazwyczaj powołują się na orzeczenie Sądu Najwyższego z grudnia 2008 roku, które mówi, że bank ma obowiązek wykonać zlecenie zgodnie z jego przeznaczeniem oraz zasadami pożycia społecznego. Nie mają więc prawnego obowiązku odzyskiwania źle przelanych pieniędzy.

Za błędy trzeba płacić

- Odpowiedzialność za poprawne wypełnienie przelewu spoczywa na kliencie. Bank identyfikuje odbiorcę po numerze konta i nie ma obowiązku kontroli zgodności numeru konta z nazwą odbiorcy na przelewie. Reguluje to ustawa o usługach płatniczych – wyjaśnia Paweł Mróz, dyrektor Biura Bankowości Detalicznej Deutsche Bank Polska.

Co wtedy, gdy na cofnięcie przelewu jest za późno? - Bank zazwyczaj oferuje pomoc klientowi, gdy ten zgłosi się z prośbą o pomoc w odzyskaniu płatności. Nie jest to jednak reklamacja, bo nie ma do niej podstaw, a jedynie dyspozycja. Wówczas bank podejmuje komunikację z bankiem odbiorcy w tej sprawie. Z kolei bank odbiorcy zwróci płatność pod warunkiem uzyskania zgody na wyksięgowanie środków z rachunku odbiorcy lub na mocy zapisów umownych, które mogą regulować takie działania – wyjaśnia Paweł Mróz z Deutsche Banku.

Co więcej, za taką pomoc może pobrać opłatę. Według bankowców, wdrożenie dodatkowej procedury z winy klienta wymaga dodatkowej pracy banku. Przykładowo mBank pobiera 100 zł, Deutsche Bank 60 zł. Ale tylko wtedy, gdy pieniądze wrócą na konto klienta. - Bank nie ma jednak prawa bez zgody właściciela konta ingerować w środki, które znajdują się na jego rachunku – twierdzi Marta Rutkowska z mBanku. Oznacza to, że jeśli „obdarowany” powie „nie”, bank nie może go zmusić do oddania pieniędzy.

Dyspozycję do banku w związku z pomyłką w przelewie klient może zgłosić w ciągu 13 miesięcy od momentu zaistnienia okoliczności. Po tym czasie osoba, na konto której trafiły pieniądze, może ich już nie posiadać. Wówczas, nawet gdy sprawa trafi do sądu, ten może uznać, że brak jest podstaw do uznania reklamacji czy dyspozycji.

Gdy obdarowany nie chce oddać

„Kto bez podstawy prawnej uzyskał korzyść majątkową kosztem innej osoby, obowiązany jest do wydania korzyści w naturze, a gdyby to nie było możliwe, do zwrotu jej wartości" - tak mówi kodeks cywilny. Oznacza to więc tyle, że osoba przypadkowo „obdarowana” ma obowiązek zwrotu nieoczekiwanej wpłaty, bo jest to bezpodstawne wzbogacenie. W rzeczywistości nie zawsze jednak chce. Wszak przecież nie prosiła o taki prezent. Co wtedy?

- Jeżeli więc występuje problem z odzyskaniem pieniędzy od osoby, do której przez omyłkę trafiły, to sprawa może mieć kontynuację w sądzie z powództwa cywilnego. Banki jednak nie są stroną w takiej sprawie – twierdzi Paweł Mróz. Klient musi więc sam walczyć o zwrot pieniędzy.

- Często jednak, gdy bank nie chce pomóc, albo wyczerpał swoje możliwości, klient rezygnuje z dalszej walki o swoje pieniądze. Często słyszę, że sąd to ostateczność, bo każdy proces generuje koszty i że dla kilkuset złotych nie warto się denerwować – mówi Tomasz Okulicki z kancelarii radców Legis. - Szkoda, że dziś niektóre banki ustawiają się tyłem do klienta. O wiele większym zaufaniem cieszą się te, które nie muszą czegoś, a robią, aniżeli te, które ściśle trzymają się przepisu – podkreśla.

Jak radzą eksperci – by nie dochodziło do takich sytuacji – należy wykonywać przelewy w spokoju, sprawdzać wielokrotnie dane odbiorcy i poprawność konta.

- Po takiej przygodzie jaką miałam, dziś sprawdzam każdy przekaz wiele razy – zapewnia pani Barbara. - Pieniądze to jedno, a duży stres to drugie. Nigdy w życiu nie chciałabym powtórki z podobnej sytuacji – reasumuje.

...

Super . Jeszcze bank moze powiedziec ze to go nie obchodzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:18, 03 Cze 2015    Temat postu:

Pożyczasz w sieci? Możesz stracić majątek
Aleksandra Brodziak
Dziennikarz Onetu
- Shutterstock

Masz dług? Nie szukaj pomocy w internecie. Krzysztof tak właśnie zrobił. Nie dość, że nie spłacił swoich zobowiązań, to je powiększył i stracił mieszkanie.

46-letni Krzysztof miał dwie niespłacone pożyczki. W sumie 20 tys. zł. Gdy stracił pracę, nie miał na bieżące opłaty, nie mówiąc o zobowiązaniach bankowych. Zaczęły się problemy.
REKLAMA

Pojawiły się upomnienia i telefony z banków. Oba wkrótce wypowiedziały umowę. Inne nie chciały pożyczyć, bo jego historia w BIK przestała być imponująca. Krzysztof, bojąc się komorników, w desperacji próbował pożyczyć pieniądze od znajomych. Raz się udało, innym razem nie. Wpadł na pomysł, by swoją historię opisać w internecie. Błyskawicznie otrzymał odpowiedzi od firm oferujących chwilówki. Wziął dwie, ale nie udało mu się spłacić ich na czas. Zadłużył się więc dodatkowo. Gdy po raz drugi zaufał „doradcom” z sieci, zgłosiła się firma, która pośredniczy w pożyczkach od prywatnych osób. Zdecydował się. Zastawem było 2-pokojowe mieszkanie.

Wierzyciel wkrótce nieruchomość zabrał, bo Krzysztof spóźnił się z ratami. Jego dług nie tylko się nie zmniejszył, to jeszcze stracił dach nad głową. - A wystarczyło poszukać pracy, dogadać się z bankiem i dziś nie pamiętałbym, że miałem 20 tys. zł do zapłacenia. Teraz mam ponad 35 tys. zaległości, windykatorów na karku, nie mam mieszkania i próbuję na nowo ułożyć swoje życie na wygnaniu – mówi Krzysztof, który od kilku miesięcy pracuje na „czarno” w zakładzie pakującym warzywa, w Anglii.

Internet – pomoc szybka i łatwa?

- Obecnie 2,38 mln Polaków nie płaci swoich zobowiązań terminowo. Zdecydowana większość popadła w problemy finansowe z przyczyn od siebie kompletnie niezależnych. Kryzys na rynku, który spowodował problemy w prowadzonej działalności gospodarczej, utrata pracy, choroba osoby najbliższej – mówi prawnik Karolina Jakubowska z Kancelarii Prawnej Lexperto. Według niej szukanie rozwiązania powyższych problemów na forach internetowych niesie ze sobą dwa główne zagrożenia.

- Po pierwsze, osoby udzielające się na forach nie są profesjonalistami, nie mają wiedzy w zakresie finansów i prawa. Udzielenie przez innego użytkownika forum błędnej informacji, co do sposobu postępowania, zwłaszcza w przypadku kiedy przeciwko osobie zadłużonej toczy się już postępowanie sądowe albo egzekucyjne, może mieć bardzo negatywne konsekwencje, jak np. brak możliwości złożenia środka odwoławczego – wyjaśnia druga prawnik tej kancelarii, Magdalena Miland.

- Po drugie, osoby udzielające się na forach to często przedstawiciele osób albo firm udzielających pożyczek prywatnych, albo tzw. chwilówek – dodaje. Podkreśla, że osoby takie wykorzystując strach i desperację osoby zadłużonej, oferują pozornie korzystne i szybkie wyjście z sytuacji - pożyczkę. Szybko, łatwo, bez formalności, bez BIK, dyskretnie. Jednak bardziej uważna lektura warunków kredytowania sprawia, że zachwyt mija. Przy takich pożyczkach rzeczywista roczna stopa oprocentowania wynosi nawet kilka tysięcy procent (sic!).

Co to znaczy dla pożyczającego? - Że pożyczając nawet drobną sumę, np. 300 zł, pożyczkodawca zażąda zwrotu np. 30 tys. zł. To nie jedyne niebezpieczeństwo skorzystania z oferty pożyczki prywatnej. Coraz częściej pożyczkodawca oferuje nam pożyczkę, jednocześnie żądając dodatkowego zabezpieczenia jej spłaty poprzez przeniesienie do czasu zwrotu pożyczki własności mieszkania dłużnika na własność pożyczkodawcy. Jest to tzw. przewłaszczenie na zabezpieczenie. A zatem w chwili udzielenia pożyczki pożyczkodawca staje się właścicielem nieruchomości pożyczkobiorcy. W przypadku nieterminowej spłaty pożyczki - pożyczkobiorca traci swoją nieruchomość. Nie jest do tego nawet konieczne postępowanie sądowe ani egzekucyjne – wyjaśnia zawiłości prawne przedstawicielka Lexperto.

Surowe banki i „pomocne” parabanki

- Od dłuższego czasu ze zgrozą obserwuję, że zaostrzenie polityki udzielania kredytów bankowych powoduje także gwałtowny wzrost sektora bardzo drogich pożyczek pozabankowych. Klienci, którzy mają stosunkowo niewielkie poślizgi w spłatach, albo kiedyś je mieli - powyżej 30 dni, czasem ok. 60 dni, dziś nie mają właściwie szans na pomoc. Rozwiązaniem byłby tu tani kredyt konsolidacyjny, być może także z zabezpieczeniem na nieruchomości dłużnika. W ten sposób wszyscy byliby szczęśliwi i udałoby się uniknąć wielu tragedii. Bank ma klienta, sprzedał produkt, być może nie najtańszy, bo i ryzyko większe (choć to oczywiście zysk dla banku), a klient nie popadałby w dalsze problemy finansowe – twierdzi Łukasz Białkowski, właściciel kancelarii finansowej, który od ponad 11 lat zajmuje się pomocą osobom zadłużonym.

Jak wyjść z pętli zadłużenia?

Według raportu InfoDług przygotowanego przez BIG InfoMonitor łączna kwota zaległych płatności klientów podwyższonego ryzyka, odnotowanych w Rejestrze Dłużników BIG oraz w BIK, na koniec grudnia 2014 roku wyniosła 40,94 mld zł. Kwota zadłużenia zmniejszyła się na przestrzeni ostatnich trzech miesięcy o ponad 613 mln zł. Nie oznacza to, że jest dużo lepiej. Nadal w bazie znajduje się 2,38 mln klientów podwyższonego ryzyka i o 1,1 mld wzrosło zadłużenie w stosunku do 2013 roku. Najbardziej zadłużona osoba w Polsce ma aż 117,5 mln długu.

- Skoro jednak tacy ludzie nie mają szans na finansowanie bankowe, a często popadają w klasyczną pętlę zadłużenia, odwracają się od sektora bankowego i dalej szukają finansowania, by opłacić zaległości, które z czasem stają się coraz większe – wyjaśnia Białkowski. - Zaciąganie takich pożyczek to nic innego jak przedłużanie agonii. Zawsze powtarzam, skoro nie stać kogoś na pożyczkę bankową, to w jaki sposób chce spłacić pożyczkę oprocentowaną 1500 proc. RRSO? Matematyki nie da się oszukać, bo na spłatę można przeznaczyć tylko tyle, ile ma się w portfelu – podkreśla.

Co nagle, to po diable

Kamil Trembacz z Grupy eBroker radzi, by o kłopotach w pierwszej kolejności poinformować bank. Pierwszym krokiem powinno być czasowe zawieszenie rat.

Radzi, by nie korzystać z chwilówek w momencie, kiedy już mamy „nóż na gardle". - Jeżeli dziś brakuje nam 500 zł na ratę kredytu, to po skorzystaniu z szybkiej pożyczki, za miesiąc będziemy musieli mieć 500 zł na spłatę kolejnej raty oraz ok. 600 zł na spłatę chwilówki. Suma zobowiązań na ten czas wzrośnie jednorazowo ze stałych 500 zł na 1100 zł. Po dwóch miesiącach takich prób okaże się, że mimo znikomej spłaty zobowiązania wobec banku, wygenerowaliśmy nowe zadłużenie na kwotę ok. 1750 zł, z wysokimi odsetkami i bardzo krótkim terminem spłaty. Tak wygląda początek pętli kredytowej – wyjaśnia.

- Jest duże prawdopodobieństwo, że ktoś, kto przez dłuższy czas nie był w stanie regularnie płacić swoich zobowiązań, będzie robił to nadal. Osoby udzielające pożyczek prywatnych zazwyczaj nie liczą na to, że odzyskają swoje pieniądze. Zależy im głównie na przejęciu rzeczy, którą klient przedstawi jako zabezpieczenie. Może to być np. samochód, ale pożyczkodawcy nastawieni są przede wszystkim na nieruchomości – podkreśla.

Dodaje jednocześnie, że Polacy nagminnie nie czytają umów, co wykorzystują firmy zajmujące się pośredniczeniem między pożyczkobiorcami a prywatnymi pożyczkodawcami. - Tego typu umowy w większości przypadków skonstruowane są w ten sposób, że pożyczający zawsze jest wygranym. Pożyczkobiorca albo będzie płacił wysokie raty, albo będzie zmuszony oddać przedmiot będący zabezpieczeniem pożyczki – podsumowuje.

Wsparcie dla zadłużonych

Na pomoc dłużnikom, którzy w efekcie zostają wykluczeni przez system bankowy i system prawny, od kilku lat przychodzi Stowarzyszenie Program Wsparcia Zadłużonych. Jak twierdzi jego prezes Roman Pomianowski, ludzie w tarapatach finansowych, szczególnie zagrożeni działaniami windykacyjnymi, egzekucją komorniczą, działają pod ogromną presją. Szukają desperacko pomocy w sposób możliwie najprostszy – nie wychodząc z domu, bo z jednej strony wstyd, np. rozmawiać z bliskimi, znajomymi, ale także w sposób najtańszy. W Polsce brakuje profesjonalnego systemu powszechnego, dostępnego doradztwa i nie chodzi bynajmniej tylko o porady prawne. Mamy bowiem sytuację dość paradoksalną – wąską specjalizację, z którą spotykają się poszukujący pomocy – idą do prawnika i rozmawiają wąsko o problemach prawnych, idą do psychologa i to samo – wąska specjalizacja. Dłużnikowi potrzeba szerszej perspektywy i pomocy, bo problem jest bardzo złożony i wielopłaszczyznowy – wyjaśnia Pomianowski.

Stowarzyszenie Program Wsparcia Zadłużonych od ponad 4 lat proponuje trudną, ale konstruktywną strategię: możliwe wczesne rozpoznanie, akceptację problemu i zadaniowe oraz kompleksowe podejście do problemu. Stawiamy na edukację, nie tylko dłużników, ale ich otoczenia, często najbliższych oraz doradztwo – interdyscyplinarne - psychologa, prawnika, doradcy windykacyjnego, specjalisty od spraw upadłości konsumenckiej, a także doradcy finansowego w zakresie budżetu domowego. Ściśle współpracujemy ze Wspólnotą Dłużników Anonimowych, a w przygotowaniu mamy aktywne działania mediacji pozasądowych pomiędzy dłużnikiem a wierzycielem - wylicza prezes, prowadzący jednocześnie blog, na którym szeroko wyjaśnia psychologię zadłużenia.

>>>

Lichwa was tylko wykonczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:40, 12 Cze 2015    Temat postu:

Frankowicze protestowali przed sejmem. "Nie oczekujemy pieniędzy od państwa"
Michał Fabisiak
akt. 12 czerwca 2015, 15:54
Przed gmachem polskiego parlamentu odbył się dziś protest osób zadłużonych we frankach szwajcarskich. - Chcemy przekazać społeczeństwu, że nie oczekujemy od państwa żadnej pomocy finansowej. Nasz podstawowy postulat dotyczy tego, aby w Polsce przestrzegane było prawo - tłumaczył Wirtualnej Polsce Piotr Dembny ze stowarzyszenia Pro Futuris, które było organizatorem protestu.



Zdaniem Dembnego w umowach kredytowych frankowiczów są zapisy uznane prawomocnymi wyrokami sądów za niewiążące. - Banki nie respektują tych wyroków, dlatego chcemy przedstawić nasz problem parlamentarzystom, bo odnosimy wrażenie, że nie wiedzą albo nie chcą wiedzieć na czym on polega - tłumaczył rozmówca WP.

Do manifestujących wyszli m.in. parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości oraz Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

Manifestacja była również odpowiedzią na informację o samobójstwie mężczyzny, który targnął się na swoje życie. Zrobił to, bo nie mógł spłacić kredytu. O śmierci samobójcy jako pierwsze poinformowało Radio Zet. Do tragedii doszło w Bielsku-Białej. Samobójca, 35-letni ochroniarz, zastrzelił się podczas pracy, gdy pilnował jednostki wojskowej. Do tego czynu skłoniła go zła sytuacja finansowa, co potwierdziła prokuratura. Mężczyzna zostawił żonę i 6-letnią córkę. Rodzina odziedziczyła po nim również dług.

Matka zmarłego powiedziała Radiu ZET, że winę za śmierć jej syna ponosi bank, który kilka miesięcy temu zagroził rodzinie eksmisją. Jak dowiedziała się "Rzeczpospolita" w związku z samobójstwem bank wstrzymał egzekucję długu. Jego wartość wynosi obecnie około 400 tys. złotych.

Od 2008 roku wartość franka szwajcarskiego wzrosła dwukrotnie. Zdaniem posiadaczy kredytów, obniżka stóp procentowych oraz likwidacja tak zwanych spredów nie wpłynęła znacząco na wysokość rat.

...

SKOKI SKOIKI a tu widzicie co sie dzieje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:30, 15 Cze 2015    Temat postu:

Częste płacenie za granicą kartą to rozrzutność
Niedziela, 14 czerwca 2015, źródło:Newseria.pl
fot.WP.PL / fot: sxc.hu



Korzystanie za granicą ze standardowej, przypisanej do konta karty rozliczeniowej, której walutą jest złoty, może być kosztowne. Podobnie jak wypłata gotówki z bankomatów. Do ceny przewalutowania, po niekoniecznie korzystnym kursie, dochodzi często prowizja za te operacje, co może zwiększyć ich koszty nawet o kilkanaście procent. Dlatego planując zagraniczne wakacje, lepiej zawczasu pomyśleć o koncie walutowym i dołączonej do niego karcie oraz na wyjazd dodatkowo wziąć ze sobą również trochę gotówki.

- Najwygodniej i najtaniej jest płacić za granicą kartami walutowymi - przekonuje Michał Szafrański, autor bloga "Jak oszczędzać pieniądze". - Karta taka może być wydana przez polski bank do rachunku, który jest prowadzony w euro czy dolarach. Mając ją, nie poniesiemy opłat za przewalutowanie.

Jak wynika z rankingu przygotowanego przez portal ekontobankowe.pl, rachunki walutowe są prowadzone przez większość działających w Polsce banków. Różnią się oprocentowaniem, kosztami za: prowadzenie, kartę płatniczą, przelewy, korzystanie z bankomatów oraz rodzajem udostępnianej waluty, wysokością spreadów (kosztów przewalutowania), koniecznością posiadania konta osobistego w konkretnej instytucji finansowej, bądź jej brakiem.

- Gdy jadę do kraju, w którym pieniądzem rozliczeniowym jest euro, to płacę kartą w tej właśnie walucie - tłumaczy Szafrański. - Jeżeli jest to inny kraj, np. Chorwacja, to wtedy prowadzę rozliczenia w dolarach, dlatego że organizacja MasterCard także rozlicza się z moim bankiem w amerykańskiej walucie. Dzięki temu nie ponoszę dodatkowych opłat za przewalutowanie.

Jak podkreśla, najmniej korzystnym rozwiązaniem jest płacenie polską kartą debetową rozliczaną w złotych. Takie transakcje bank za każdym razem przeliczy na krajową walutę po swoim, niezbyt korzystnym dla użytkownika, kursie. Dodatkowo pobierze od tego prowizję. Oznacza to uszczerbek dla budżetu w wysokości od 3 do 11 proc. Jak podkreśla ekspert, korzystanie ze zwykłej karty może być uzasadnione przy krótkich wyjazdach. Wybierając się na dłuższy wypoczynek, lepiej jednak posługiwać się kartami walutowymi, podpiętymi do kont walutowych. Warto pomyśleć, jak proponuje bloger, o założeniu konta w kantorze internetowym.

- Kupując walutę w wirtualnym kantorze, praktycznie nie przepłacamy - mówi ekspert. - O ile w dużych polskich bankach zdarza się, że spread jest dosyć wysoki, to w kantorach internetowych, w przypadku euro, zazwyczaj nie przekracza kilku groszy - argumentuje.

Kosztowne będzie także korzystanie z bankomatów. Często doliczana jest do tego prowizja - stała kwota lub procent transakcji. Niektóre banki wprawdzie oferują taką możliwość bez prowizji, ale kurs bankowy może nie być korzystny dla klienta.

- Jeżeli za granicą zamierzamy pobierać pieniądze z bankomatu, to trzeba wcześniej dowiedzieć się, ile za taką operację bank nam dodatkowo policzy - wskazuje autor bloga "Jak oszczędzać pieniądze". - Koszty takich operacji w niektórych bankach sięgają nawet 6-7 proc., co w połączeniu z na przykład z wysoką prowizją za wypłatę pieniędzy z bankomatu może zwiększyć wartość zagranicznych zakupów nawet o kilkanaście procent - ostrzega Michał Szafrański.

Dobrym rozwiązaniem może być również kupienie obcej waluty przed wyjazdem w kantorze stacjonarnym lub internetowym. Takie operacje warto z kolei planować z pewnym wyprzedzeniem i wymieniać pieniądze, gdy kurs jest najbardziej korzystny.

- Jeżeli jedziemy do kraju, w którym jest inna waluta rozliczeniowa, warto mieć przy sobie także uniwersalną, czyli euro lub dolara, aby na miejscu wymienić ją na lokalną. To w szczególności jest polecane, gdy planujemy odwiedzić kilka krajów - przekonuje Michał Szafrański. - Moja optymalna polityka walutowa, gdy wybieram się na wakacje, wygląda tak, że przede wszystkim zabieram zawsze trochę gotówki, na przykład 500 euro. Jeżeli jadę do kraju, w którym walutą rozliczeniową jest euro, to płacę kartą walutową w euro. Jeżeli to jest inny kraj, wtedy płacę kartą walutową rozliczaną w dolarach.

...

Uważajcie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:25, 17 Cze 2015    Temat postu:

Dziennik Gazeta Prawna": banki płacą hakerom za milczenie

Banki płacą okup hakerom - Shutterstock

Przestępcy regularnie i z sukcesem atakują systemy informatyczne instytucji finansowych. Te często zgadzają się na okup i zamiatają sprawę pod dywan – czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej".

Zdaniem cytowanych przez gazetę ekspertów, sektor bankowy nie jest wystarczająco przygotowany na ataki cyberprzestępców. Te zdarzały się i zdarzają na całym świecie, ale zaatakowane instytucje nie zawsze się do tego przyznają. Na ogół dogadują się z przestępcą i sprawa zostaje zamieciona pod dywan.
REKLAMA


Nieraz też banki wynajmują innych hakerów, by wyśledzili atakującego.

...

Ja dziekuje ale jadro ciemnosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:13, 24 Cze 2015    Temat postu:

Kiedy banknot jest wart tylko połowę nominału?
Aleksandra Brodziak
Dziennikarz Onetu

Zniszczone banknoty - Jakub Kamiński / PAP

- Gdy poszłam do banku, żeby wymienili przedarty na pół banknot, pani w okienku stwierdziła, że nie przyjmie, bo mają takie zasady. Kazała mi udać się do siedziby NBP, albo skleić i wydać w warzywniaku – opowiada Maria Grójec z Wrocławia. Tymczasem banki mają obowiązek przyjąć uszkodzone pieniądze.

- Poszłam do jednego z banków przy mojej ulicy i okazało się, że nie wymienią banknotu, bo, jak powiedzieli, za dużo w tym korowodów. Nie przyjmują więc i koniec - opowiada. - W innym banku i jeszcze kolejnym chcieli wymienić, ale tylko za połowę wartości, czyli za 25 zł. Kupiłam więc taśmę za 99 groszy i skleiłam. Gdy zrobiłam zakupy i płaciłam nim w kasie, nikt nie robił problemów. Teraz sprawdzam zawsze każdy nominał. W tej historii najbardziej denerwuje mnie postawa banków. I to różnych. Kochają nas, gdy zanosimy im pieniądze, ale gdy mamy problem, zupełnie nas ignorują – podkreśla.
REKLAMA


Panu Tomaszowi uszkodzony banknot o nominale 100 zł wyskoczył z bankomatu. W banku, do którego należał tenże bankomat, nie chcieli wymienić. Klient był jednak uparty. Wrócił do domu, wyszukał informacje na stronie NBP, wydrukował odpowiednie przepisy i znów udał się do oddziału.

- Najpierw pracownik banku stwierdził, że te informacje, które przyniosłem są już nieaktualne, ale gdy zagroziłem, że zaraz zadzwonię do NPB i zapytam, przyjął inną linię obrony. Stwierdził, że to nie ich banknot i nie muszą wymieniać – opowiada o zdarzeniu. - W końcu, po długich rozmowach, interwencji rożnych ważnych osób z banku udało mi się dopiąć swego. Ale przecież w tym wszystkim nie chodzi o to, by się użerać ze sobą, ale żeby sobie pomóc. Ja nie żądałem od banku rzeczy niemożliwej. Chciałem tylko, by wywiązali się ze swoich obowiązków, ale jak się okazało, dla niektórych to zbyt trudne– dodaje.

Kiedy bank ma obowiązek wymienić pieniądze?

Podobnych historii jest całkiem sporo, wystarczy prześledzić fora internetowe. Każdy przypadek jest podobny, tylko tłumaczenia banków inne. Jakie? A to, że mają swoje procedury i nie przyjmują uszkodzonych banknotów, a to że wymiany dokonuje tylko NBP i tylko tam należy się udać, a to że nie mają takiego obowiązku. Tyle tłumaczeń, ile przypadków. Klienci albo dają za wygraną, albo zaczynają być awanturującymi się klientami.

Tak jak było to w przypadku Stanisława Kusia. - Dwa dni chodziłem do banku, miałem czas i postanowiłem nie odpuścić. Najpierw byłem grzeczny, potem upierdliwy, na koniec zwyczajnie arogancki i wrzeszczący. Wreszcie zszedł do mnie sam dyrektor, wysłuchał i nakazał wymienić 100 zł na nowe – opowiada. - Gdyby nadal pracownicy upierali się, że nie chcą tego zrobić, zażądałbym pisemnej odmowy przyjęcia banknotu z uzasadnieniem i pieczątką dyrekcji. Dziś ludzie nie są tacy głupi, jak się bankom wydaje. Wejdą na internet, poczytają, dowiedzą się co i jak, a potem domagają się swojego. Co prawda moja sprawa to drobnostka, ale jeśli odpuszczę w tak drobnej kwestii, to większe problemy po prostu zaczną mnie przerastać – dodaje.

Każda sprawa ma jednak dwie strony medalu. Czasami bywa i tak, że to klienci nie mają racji. Przynoszą pieniądze wyprane, porwane i nie nadające się do identyfikacji. Nie przyjmują do wiadomości, że bank ich nie wymieni, nie przyjmie i nie wypłaci nawet części wartości nominalnej. Kiedy więc bank obowiązany jest wymienić zniszczony banknot?

- Za banknoty zniszczone uznaje się banknoty postrzępione, naddarte, podklejone, przerwane, nadmiernie zabrudzone, zaplamione, odbarwione lub uszkodzone w inny sposób, w tym również wskutek umieszczenia na nich trwałego napisu, nadruku, rysunku lub innego znaku – wylicza Joanna Majer-Skorupa, zastępca rzecznika prasowego ING Banku Śląskiego S.A.

- Za monety zniszczone uznaje się monety oraz ich elementy - rdzeń i pierścień - mające w szczególności uszkodzenia typu mechanicznego, wytarte, o zmienionej barwie, skorodowane, w tym również uszkodzone wskutek umieszczenia na nich trwałego napisu, rysunku lub innego znaku – podsumowuje.

Specjalistka PKO BP, Joanna Fatek, wyjaśnia z kolei, że banknot, który zachował od 45 do 75 proc. pierwotnej powierzchni, zostanie wymieniony za połowę jego wartości nominalnej. - Banknot, który zachował ponad 75 proc. powierzchni, a także banknot przerwany bądź poplamiony, bank wymieni za jego pełną wartość nominalną – wyjaśnia.

Ekspertyzy i rozpoznania

Kiedy natomiast musimy pogodzić się ze stratą banknotów? Głównie wtedy, gdy pojawiają się wątpliwości, co do autentyczności pieniędzy albo gdy nie można rozpoznać nominału.

- W przypadku gdy przedstawiony do wymiany banknot lub moneta budzą wątpliwości co do autentyczności, wówczas są one jest zatrzymywane, sporządzany jest protokół zatrzymania fałszywych znaków pieniężnych i przekazywany wraz z zakwestionowanym banknotem/monetą na policję, która zleca przeprowadzenie ekspertyzy. Wykonuje ja Narodowy Bank Polski – twierdzi rzeczniczka ING Banku Śląskiego.

Nie ma też szans na wymianę banknotu, którego nominału nie można rozpoznać albo w jednym kawałku zachowało się mniej niż 45 proc. jego pierwotnej powierzchni. Bank nie musi go wymieniać, jednak na wniosek klienta może przekazać do NBP. W jakich sytuacjach dokładnie? W przypadku banknotów zawilgoconych, zbutwiałych i kruszących się oraz banknotów przerwanych na kilka części, i gdy wszystkie części nie stanowią 100 proc. pierwotnej powierzchni banknotu. Również w przypadku monet, gdy te są pogięte, obcięte, przedziurawione albo opiłowane.

Wówczas NBP może określić – pod warunkiem, że się da - wartość takiego pieniądza i za pośrednictwem banku wypłacić określoną kwotę klientowi. Narodowy Bank może też przekazać decyzję o odmowie wymiany, ale pismo w tej sprawie musi zawierać uzasadnienie.

Bank nie może odmówić

- Wymiana uszkodzonych banknotów w placówkach banku odbywa się zgodnie z wytycznymi ustalonymi przez odpowiednie ograny nadzorcze. Kwestia ta została szczegółowo uregulowana rozporządzeniem Prezesa NBP w sprawie zniszczonych znaków pieniężnych z 2013 roku – wyjaśnia Marta Rutkowska z biura prasowego mBanku.

- Zgodnie z rozporządzeniem: zużyte lub uszkodzone banknoty i monety Narodowego Banku Polskiego można wymienić na nowe w kasie dowolnego banku działającego w Polsce. Czyli bank nie może odmówić przyjęcia takiego banknotu – dodaje. Oznacza to, że nie musimy być klientami banku, by żądać wymiany waluty.

Jak informuje z kolei Europejski Bank Centralny, uszkodzone lub zniszczone banknoty euro (np. nadpalone, rozdarte lub zużyte w stopniu uniemożliwiającym rozpoznanie) spełniające pewne kryteria (np. fragment banknotu nie może być mniejszy niż 50 proc. całości) są wymieniane na nowe przez krajowe banki centralne obszaru euro. Banknoty celowo zniszczone lub uszkodzone nie podlegają wymianie. Wymiana jest z reguły bezpłatna. Opłata przewidziana jest jedynie w przypadku banknotów przypadkowo uszkodzonych w urządzeniach zabezpieczających przed kradzieżą.

...

Nie chce sie. Wymienia się zawsze ponad 50% w jednym kawałku. Nikomu raczej równo się nie podrze. Dwa równe to by musieli badać czy nie brakuje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:58, 13 Lip 2015    Temat postu:

Ktoś wypłacił pieniądze z konta mieszkanki Konina... na Filipinach
Zenon Kubiak
13 lipca 2015, 14:44
Mieszkanka Konina zauważyła, że z jej konta zniknęło 1400 zł. Kwotę wypłacono na Filipinach. Być może ktoś założył w bankomacie nakładkę do skanowania kart, ale policja nie wyklucza innych możliwości.

Na komendę policji w Koninie zgłosiła się kobieta twierdząca, że ktoś musiał włamać się na jej konto i wypłacić stamtąd pieniądze.

- Łączne straty to 1400 zł, ale spora część tej sumy to opłata za przewalutowanie, ponieważ pieniądze wypłacono na Filipinach – wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską Marcin Jankowski, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Koninie.

Okoliczności kradzieży wskazują, że kobieta mogła paść ofiarą tzw. skimmingu polegającego na instalowaniu przez złodziei w bankomatach urządzeń skanujących pasek magnetyczny kart, dzięki którym zdobywają dostęp do konta jej właściciela. Są to najczęściej nakładki instalowane na oryginalnych urządzeniach, które na ogół są niezauważalne dla użytkownika. W ten sposób na początku marca z kont 13 mieszkańców Poznania skradziono 27. tys. zł.

- Gdyby rzeczywiście do zdobycia danych użyto nakładki w bankomacie, poszkodowanych powinno być więcej, a zgłosiła się do nas tylko ta pani. Sprawdzaliśmy też wskazany przez nią bankomat, ale niczego nie znaleziono. Być może jednak ktoś sam usunął taką nakładkę – mówi Jankowski.

Niezależnie od tego, czy w tym przypadku doszło do skimmingu czy nie, warto dokładanie obejrzeć bankomat, zanim zdecydujemy się wprowadzić do niego swoją kartę i wypłacić pieniądze.

...

Takie numery.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:38, 01 Sie 2015    Temat postu:

Irlandia: bankierzy trafią do więzienia - pierwsi od początku kryzysu

Irlandia: bankierzy trafią do więzienia - pierwsi od początku kryzysu - Shutterstock

Sąd w Irlandii skazał na kary więzienia trzech byłych pracowników banku Anglo Irish, obwinianego za przyczynienie się do kryzysu finansowego w kraju. Za kraty trafią jako pierwsi przedstawiciele sektora bankowego od początku kryzysu w 2008 roku.

Dubliński sąd uznał trzech eksbankierów za winnych zmowy w celu ukrycia rachunków bankowych powiązanych ze szwagrem byłego szefa Anglo Irish Banku, Seana Fitzpatricka, oraz zmowy w celu oszukania urzędu podatkowego.
REKLAMA


Były dyrektor ds. operacyjnych Tiarnan O'Mahoney został skazany na trzy lata więzienia, były sekretarz spółki Bernard Daly na dwa lata, a była asystentka menedżera Aoife Maguire - na półtora roku.

Zdaniem sędziego wszystko wskazuje na to, że oskarżonymi kierowała lojalność wobec przełożonych oraz że nie wzbogacili się na swych nieuczciwych praktykach. Jednocześnie sędzia zaznaczył, że dopuścili się oni "znaczącego i umyślnego oszustwa".

Po raz pierwszy od wybuchu kryzysu finansowego w Irlandii do więzienia trafią przedstawiciele branży bankowej, oskarżanej o wydatne przyczynienie się do zapaści gospodarczej kraju.

W kwietniu ub. roku dwaj wysocy rangą bankowcy zostali skazani za udzielanie nielegalnych pożyczek i niezgodne z prawem pomaganie inwestorom, jednak sąd nie pozbawił ich wolności, argumentując, że do nielegalnych działań zostali nakłonieni przez zatrudniający ich bank.

W 2008 r. Irlandia popadła w finansowe kłopoty jako drugi po Grecji kraj strefy euro. Wyspę doprowadziło na skraj bankructwa zadłużenie prywatnych gospodarstw domowych, czemu sprzyjały kredyty, w tym budowlane, rozdawane lekkomyślnie przez banki w okresie boomu gospodarczego.

Gdy bańka na rynku nieruchomości pękła, rząd musiał zagwarantować wypłatę depozytów ludności, żeby uniknąć upadku instytucji kredytowych. Na ratowanie samego Anglo Irish Banku państwo wyasygnowało prawie 30 mld euro.

Pogrążona w trudnej sytuacji finansowej Irlandia w 2010 r. uzyskała od UE i MFW trzyletni pakiet pomocowy w wysokości 85 mld euro. Pod koniec 2013 r. kraj oficjalnie wyszedł z programu.

...

Prosze bardzo. Niespodzianka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:45, 10 Sie 2015    Temat postu:

Bank omyłkowo przelał klientom pieniądze. Teraz już ich nie chce
Poniedziałek, 10 sierpnia 2015, źródło:Sebastian Ogórek, Money.pl
fot.WP.PL / zrzut ekranu ze strony orangefinanse.com
To chyba pierwszy tego typu przypadek w historii polskiej bankowości. Bank Orange Finanse dwukrotnie wypłacił swoim klientom pieniądze. Do błędu się przyznał, ale części swoich pieniędzy już nie chce. Kto zdążył je wydać, nie musi ich zwracać bankowi.


- Pod koniec czerwca na moje konto wpłynęło niecałe 300 zł od Orange Finanse. To była premia, za to że przez pół roku płaciłem ich kartą. Zdziwiłem się, gdy identyczna kwota wpłynęła miesiąc później. Pomyślałem, że może premię wypłacają w ratach i stąd drugi przelew. Pieniądze zacząłem więc wydawać - mówi Wirtualnej Polsce Wojciech.



Kilka dni później bank sczyścił jego konto do zera. Ponieważ z niecałych 300 zł, zostało tam już tylko 220 zł, więc tylko tyle Orange ściągnął z rachunku. I wysłał w bankowości elektronicznej list:

"Informujemy, że w czerwcu został wypłacony zwrot w ramach promocji "Klienci Orange zyskują więcej w Orange Finanse". W lipcu zwrot został wypłacony ponownie, w związku z czym Bank dokonuje anulowania błędnie wypłaconych kwot. Na Twoim rachunku nie ma wystarczających środków, dlatego Bank pobierze dostępną kwotę, a pozostała część zwrotu zostanie anulowana".



Co to oznacza? Jeśli klient zdążył wydać w kilka dni pieniądze, to bank ich już nie ściąga z rachunku. Jak poinformowało nas biuro prasowe banku, w ten sposób zarobić mogło nawet kilkaset osób.

- Było to incydentalne zdarzenie związane z rozliczaniem plików w systemie informatycznym banku, które samodzielnie wykryliśmy - mówi Wirtualnej Polsce Kinga Wojciechowska-Rulka z mBanku, do którego należy marka Orange Finanse.

Jak dodaje, bank rzeczywiście chcąc naprawić swój błąd, przyjął zasadę, że nie wchodzi klientom na debet. Jeśli ktoś więc wydał przelane pieniądze i nie miał zbyt dużo środków na koncie, to mógł zarobić nawet 600 zł. Tyle bowiem wynosił maksymalny zwrot. Bank nie chciał nas poinformować, ile stracił na proklienckim reakcji.

- To rzeczywiście dość nietypowe zachowanie. Należy się za nie pochwała bankowi. Przypominam sobie, że przed rokiem nieco podobna sytuacja była z tabletami. BNP Paribas miał je rozdawać za założenie konta. W pewnym momencie stwierdził, że tablety się skończyły. Dopiero wściekli klienci i bunt opisywany w mediach sprawił, że bank rozdał je wszystkim spełniającym warunki promocji. W przypadku Orange Finanse nie dość, że klienci zarobili, to jeszcze zrobiono to bez szumu medialnego - mówi Paweł Majtkowski, główny analityk z Centrum Finansów Aviva.

Jak dodaje, bank zachował się ostrożnie, bo gdyby wszedł klientom na debet, mogłoby to wywołać szereg problemów, np. związanych z odsetkami karnymi. Poza tym nawet niewielkie niespłacane zadłużenie zostałoby odnotowane w BIK i mogło zablokować klientom zaciągnięcie kredytu.

Dlaczego jednak bank dopuścił do takiej pomyłki? Majtkowski wyjaśnia, że choć bankowość internetowa wydaje się nam procesem w pełni zautomatyzowanym, to jednak gdzieś tam zawsze stoi człowiek. I jego zdaniem, to on musiał widocznie źle wprowadzić dane do systemu, przez co ten dwukrotnie przelał pieniądze na konta klientów.

...

Bez przesady. Jak bank sie pomyli na moja niekorzysc to chce zwrotu. I odwrotnie tez. Ja dziekuje za zasde ze ,,juz poszlo"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:30, 25 Sie 2015    Temat postu:

"Skrajnie Oszukani" kontra bankowy gigant
Maciej Stańczyk
Dziennikarz Onetu

"Skrajnie Oszukani" kontra bankowy gigant - Shutterstock

"Skrajnie Oszukanym" nie podoba się to, że gigant obciążył hipoteki ich mieszkań na bagatela 12,4 mln złotych, ich zdaniem niezgodnie z prawem. Dlatego oddali sprawę do sądu. Jedną bitwę już wygrali – doprowadzili do upadłości dewelopera. Być może już pod koniec sierpnia okaże się, czy wygrają wojnę z bankowym gigantem.

Jest ich kilkudziesięciu. Mieszkają w Ząbkach, a na rozprawy do warszawskiego sądu przychodzą w jednakowych, białych koszulkach, na których wydrukowany jest kontur domu opatrzony dużym napisem "Skrajnie Oszukani". To ich znak rozpoznawczy.

Na sali rozpraw z jednej strony są oni, wsparci przez krakowską kancelarię adwokacką i Miejskiego Rzecznika Konsumentów z Warszawy. Po drugiej stronie gigant – PKO Bank Polski, w tej sprawie występujący w charakterze pozwanego. "Skrajnie Oszukanym" nie podoba się to, że gigant obciążył hipoteki ich mieszkań na bagatela 12,4 mln złotych, ich zdaniem niezgodnie z prawem. Dlatego oddali sprawę do sądu. Jedną bitwę już wygrali – doprowadzili do upadłości dewelopera. Być może pod koniec sierpnia okaże się, czy wygrają wojnę z bankowym gigantem.

Tło

"Garden Plaza" to kameralne osiedle wybudowane w okresie budowlanej hossy przez lokalnego dewelopera. Cicho tu i spokojnie. Osiedle to raptem sześć niewysokich bloków podzielonych na tzw. kwartały. Każdy z trzech kwartałów to dwa budynki, oznaczone kolejnymi literami alfabetu. Adres – ulica Skrajna 32, Ząbki.

W jednym z budynków wchodzących w skład ostatniego kwartału C mieszkanie ma Monika Stanny, jedna z liderek "Skrajnie Oszukanych". - Podpisaliśmy przedwstępną umowę z deweloperem w 2007 roku – mówi Monika Stanny. - Nieruchomość nie była wtedy obciążona żadnymi wierzytelnościami, a na jej budowę deweloper nie zaciągał kredytu, tylko finansował ją z wpłat dokonanych przez nas. Wszyscy, na długo przed otrzymaniem aktów notarialnych, przelewaliśmy na konto dewelopera minimum 95 proc. wartości mieszkania. Zgodnie z umowami mieliśmy otrzymać mieszkania wolne od jakichkolwiek obciążeń – opowiada Stanny.

Mieszkania w kwartale C deweloper sprzedawał od 2006 roku, wtedy była tu tylko tzw. dziura w ziemi. Wcześniej stawiał poprzednie kwartały. Na jeden z nich (dokładnie kwartał A) zaciągnął kredyt na częściowe finansowanie inwestycji. Było to na początku 2007 roku. Według pozwu, który Miejski Rzecznik Konsumentów w Warszawie skierował do sądu w imieniu "Skrajnie Oszukanych" (i umów kredytu inwestorskiego, który jest jednym z dowodów w tej sprawie) to właśnie hipoteki nieruchomości z kwartału A miały być zabezpieczeniem hipotecznym kredytu.

"Nieruchomość przeznaczona na budowę budynków E i F (kwartał C – red.) nie była i nie miała być przedmiotem jakiegokolwiek zabezpieczenia hipotecznego banku" - czytamy w pozwie.

Monika Stanny: Proszę więc wyobrazić sobie nasze zdziwienie, kiedy w 2009 roku, z wpisów w księdze wieczystej, dowiedzieliśmy się, że hipoteki naszych mieszkań obciążone są przez bank na kwotę ponad dwunastu milionów złotych.

Umowa

Dokładnie chodzi o 12,4 mln złotych. Skąd ta kwota? Okazuje się, że w sierpniu 2008 roku bank z mającym coraz większe problemy finansowe deweloperem zawarł tzw. umowę restrukturyzacyjną. Zażądał w niej dodatkowego zabezpieczenia – ponad 12 mln hipoteki na nieruchomości skorelowanej z kwartałem C. W ten sposób obciążonych zostało kilkadziesiąt mieszkań, których budowę finansowali przyszli lokatorzy.

- Już od 2009 roku próbowaliśmy interweniować w banku, ale na początku w ogóle nikt nie chciał z nami rozmawiać, zasłaniając się tajemnicą bankową, tłumacząc, że nie jesteśmy stroną w sprawie – wspomina Monika Stanny. - Chcieliśmy dowiedzieć się, jak to możliwe, że sami finansowaliśmy budowę, a później dostaliśmy mieszkania z "brudną" hipoteką. Dlaczego nie są one zwalniane z tego obciążenia, skoro nasze umowy przedwstępne były zawarte wcześniej, niż umowa restrukturyzacyjna między bankiem a deweloperem.

- Umowy zawierane przez osoby indywidualne z deweloperem nie oznaczają przekazania im na własność nieruchomości – jest to obietnica dokonania takiej czynności prawnej. Rzeczywiste przekazanie własności następuje w momencie podpisania aktu notarialnego. Do tego czasu jedynym właścicielem pozostaje deweloper, który posiada pełnię praw do dysponowania nieruchomością, w tym obciążania ją hipoteką – tłumaczy Roman Grzyb z PKO BP, odpowiadając na nasze pytania dotyczące sprawy "Skrajnie Oszukanych". - Kwestie zwalniania lokali spod obciążenia hipotecznego zostały uregulowane w umowie z deweloperem. Choć deweloper jest w upadłości, Bank jest zobowiązany do zachowania w tajemnicy bankowej wszelkich informacji dotyczących realizacji bądź braku realizacji postanowień umowy – odpowiada dalej Roman Grzyb.

Pozew

Zdeterminowani lokatorzy zaczęli pukać od drzwi do drzwi, prosząc o pomoc w rozwiązaniu sprawy. Ich pisma trafiły m.in. do Komisji Nadzoru Finansowego, Ministerstwa Skarbu, Najwyższej Izby Kontroli, Prokuratury Generalnej, do członków rady nadzorczej banku, a interpelację w ich sprawie złożył poseł Jacek Sasin. "Skrajnie Oszukani" zgłosili się też do Miejskiego Rzecznika Konsumentów w Warszawie. I to właśnie Małgorzata Rothert pod koniec 2013 roku wytoczyła powództwo przeciw bankowi.

"Wystąpienia do Banku o uwolnienie mieszkań konsumentów z obciążenia hipotecznego nie przyniosły rezultatu. Bank oświadczył, że wykreślenie hipotek ustanowionych na jego rzecz będzie możliwe po wpłacie znacznej kwoty proporcjonalnej do metrażu mieszkania. Konsumenci nie mogą przystać na takie rozwiązanie, bowiem: w całości sfinansowali budowę swoich mieszkań jeszcze przed powstaniem hipoteki PKO BP, posiadają pisemne - niezrealizowane do dziś - zobowiązanie Banku do nieobciążania ich lokali. Ponadto hipoteka PKO BP została - wedle ich przekonania - ustanowiona z wadą prawną" - czytamy w komunikacie Miejskiego Rzecznika Konsumentów.

Oferta

Nie można jednak powiedzieć, że bank nie robił nic, by rozwiązać sprawę polubownie. Dla przykładu, w kwietniu 2013 roku, czyli jeszcze przed tym, jak pozew trafił do sądu, PKO BP skierowało ofertę do lokatorów ze Skrajnej. Była to propozycja uwolnienia hipotek spod obciążenia po wcześniejszej wpłacie na rzecz banku określonej sumy – chodziło o niecałe 1,2 tys. złotych za metr kwadratowy.

Monika Stanny: Takich propozycji było kilka. Za każdym razem oferta była niższa, przy kwocie 300 złotych za metr kwadratowy cztery osoby zdecydowały się z niej skorzystać, jednak większość z nas postanowiła walczyć do końca.

- Bank również jest poszkodowany przez dewelopera. Mimo to zaproponował wpłatę, która tylko w ograniczonym stopniu pokryłaby jego straty – właśnie w celu zminimalizowania skutków działalności dewelopera również po stronie jego klientów – odpowiada Roman Grzyb z PKO BP i przypomina, że aktualna oferta banku wynosi już tylko 200 złotych za metr kwadratowy mieszkania.

Oznacza to, że np. lokator zajmujący 40 metrowe mieszkanie musi dopłacić 8 tys. złotych. Ludzie są jednak zdeterminowani i nie chcą płacić. Twierdzą, że po pierwsze kredyt był udzielony na inną nieruchomość, po drugie bank na jednej wierzytelności ustanowił dwie hipoteki co nie jest zgodne z prawem, a po trzecie bank zobowiązał się bezwarunkowo wystawić oświadczenia o zwolnieniu spod obciążenia.

Nie jest prawdą, że bank przyjął na siebie zobowiązanie do bezwarunkowego wystawiania oświadczeń o zwolnieniu lokali spod hipoteki – przekonuje Roman Grzyb. "Skrajnie Oszukani" uważają inaczej i pokazują wspominaną wcześniej umowę restrukturyzacyjną zawartą między bankiem a deweloperem, a dokładnie jej paragraf 7 (pkt 1) pod którym widnieje takie zobowiązanie. Wychodzi jednak na to, że dopiero sąd rozstrzygnie te wątpliwości. Kolejny termin rozprawy wyznaczony jest na 28 sierpnia i niewykluczone, że już wtedy usłyszymy wyrok.

Deweloper

"Skrajnie Oszukani" mają na swoim koncie już jedną wygraną batalię sądową. Długo trwały przepychanki z coraz mniej wydolnym finansowo deweloperem. Termin zakończenia budowy bloków wchodzących w skład kwartału C wciąż był przekładany. W końcu zdesperowani ludzie wzięli sprawy w swoje ręce. W 2010 roku postanowili zawiązać wspólnotę i wykończyć blok (nie było m.in. barierek na korytarzach I balkonach, niektóre mieszkania nie miały drzwi) we własnym zakresie. Zebrali niemal 800 tys. złotych i utworzyli tzw. fundusz celowy na zakończenie budowy. Udało im się to na początku grudnia 2010 roku, kiedy nadzór budowlany dokonał odbioru budynku. Dzień później do sądu trafił wniosek o ogłoszenie upadłości dewelopera skierowany przez lokatorów ze Skrajnej.

Te 800 tys. złotych funduszu celowego potraktowane było jako nasza pożyczka dla dewelopera. Kiedy nie oddał pieniędzy złożyliśmy wniosek o ogłoszenie upadłości – wspomina Monika Stanny.

Po czterech miesiącach do wniosku dołączył też bank. W maju 2011 roku sąd ogłosił upadłość dewelopera. Na Skrajnej żyją teraz nadzieją na kolejne pozytywne wiadomości z sądu.

...

Takie numery.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:42, 26 Sie 2015    Temat postu:

Niemieckie i amerykańskie koncerny finansowe grożą Polsce. Poszło o ustawę o pomocy "frankowiczom"
25.08.2015

Commerzbank podał w komunikacie, że wprowadzenie ustawy w życie naruszy umowę Polski i Niemiec w sprawie popierania i wzajemnej ochrony inwestycji.

"W razie przyjęcia ustawy Commerzbank AG rozważy podjęcie dalszych kroków i działań prawnych, zgodnie z postanowieniami wskazanej umowy" - podano między innymi w komunikacie.

W oświadczeniu Commerzbank (kontrolujący między innym mBank) stwierdził, że rząd polski zachęcał banki do udzielania kredytów walutowych, co miało być środkiem wsparcia dla polityki mieszkaniowej władz. Według komunikatu, projekt ustawy lekceważy prawa i obowiązki wynikające z umów kredytów hipotecznych, denominowanych w walutach obcych, uzgodnione między mBankiem a kredytobiorcami.

W podobnym tonie wydała oświadczenie amerykańska grupa General Electric, właściciel między innymi banku BPH. Podała w oświadczeniu, że zamierza dochodzić pełnej rekompensaty za wszelkie szkody spowodowane przyjęciem ustawy o restrukturyzacji walutowych kredytów mieszkaniowych.

!!!

SZOK! Wreszcie sie ujawnili. Taka role odgrywaja w Polsce!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:31, 09 Wrz 2015    Temat postu:

Portugalska policja pacyfikuje manifestację klientów bankrutującego banku

- AFP

Funkcjonariusze policji użyli gazu pieprzowego przeciwko klientom banku BES, którzy w środę protestują na ulicach Lizbony. Manifestanci domagają się zwrotu środków zdeponowanych w papierach wartościowych upadającego banku.

Lizbońska policja użyła gazu pieprzowego w centrum miasta po tym, gdy około 300-osobowa grupa manifestantów sforsowała barierki ustawione przed siedzibą Novo Banco, spółki, która powstała w ub.r. na bazie Banco Espirito Santo (BES). Doszło do przepychanek z funkcjonariuszami policji.
REKLAMA


Manifestanci zapowiedzieli, że w środę przemaszerują ulicami stolicy i wezmą udział w kolejnych protestach pod innymi oddziałami Novo Banco, a także siedzibą Narodowego Banku Portugalii (BdP).

Zmiana nazwy na Novo Banco była konsekwencją problemów finansowych, w jakie popadł BES w minionym roku, a także aresztowania jego prezesa Ricardo Salgado. Jeden z najbardziej wpływowych portugalskich przedsiębiorców został zatrzymany w lipcu ub.r. pod zarzutem przestępstw podatkowych i prania brudnych pieniędzy. Przed zmianą nazwy BES miał ponad 3,5 mld euro straty.

3 sierpnia ub.r. Portugalia znacjonalizowała bankruta poprzez Narodowy Bank Portugalii, który wsparł rodzimy bank kwotą 4,9 mld euro. BdP poinformował równocześnie, że instytucja zostanie podzielona na dwie części: "mocny" finansowo Novo Banco z depozytami i "zdrowymi" aktywami oraz BES z "toksycznymi" aktywami. Tym samym akcjonariusze posiadający problematyczne papiery wartościowe zostali pozbawieni możliwości wypłaty środków. Dodatkowo BES postawiono w stan likwidacji.

W ciągu ostatniego roku poszkodowani klienci banku zorganizowali kilkanaście manifestacji oraz akcji okupacyjnych w oddziałach Novo Banco na terenie całego kraju, a także pod lizbońską siedzibą BdP.

“Narodowy Bank Portugalii pozostaje współodpowiedzialny za naszą szkodę, gdyż to on nabył BES. Dotychczas nikt z jego kierownictwa nie zdobył się jednak na dialog z nami. Spodziewamy się, że także dzisiaj zostaniemy zignorowani” - powiedział PAP Luis Marques ze Stowarzyszenia Poszkodowanych Posiadaczy Papierów Wartościowych (AOIEPC).

Marques dodał, że manifestanci bezskutecznie próbowali spotkać się również z przedstawicielami rządu Pedra Passosa Coelho, a także władzami Novo Banco. Przyznał, że organizację akcji protestacyjnych utrudnia rozproszenie na świecie klientów poszkodowanych przez BES.

“Ponad 7,5 tys. poszkodowanych mieszka poza granicami Portugalii. Wielu z nich to obywatele Francji z portugalskimi korzeniami, dlatego protesty będą kontynuowane także za granicą. Na 26 września zaplanowaliśmy manifestację pod paryskim przedstawicielstwem Novo Banco” - ujawnił Marques.

Novo Banco ma zostać sprzedany przez Lizbonę do końca tego roku. W sierpniu br. rząd Passosa Coelho odrzucił ofertę chińskiej firmy Anbang, zapowiadając otwarcie negocjacji z amerykańskim funduszem inwestycyjnym Apollo oraz chińską spółką Fosun.

...

Widzicie jak pada zachodni bożek mamon.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:29, 11 Wrz 2015    Temat postu:

Banki skarżą się do KE na polską ustawę o "frankowiczach"

- AFP

Komisja Europejska otrzymała listy od banków, które są zaniepokojone polskim projektem ustawy dotyczącej kredytów we frankach szwajcarskich - dowiedziała się w piątek PAP ze źródeł unijnych.

Według informacji PAP listy do Komisji w sprawie polskiej ustawy wysłały dwa banki obecne na polskim rynku: Commerzbank i Raiffeisen. Banki obawiają się, że planowane przepisy naruszają unijną swobodę przepływu kapitału. Jeśli ustawa zostanie ostatecznie przyjęta, to KE będzie musiała się jej przyjrzeć, by odpowiedzieć na zastrzeżenia banków.
REKLAMA


W piątek rzeczniczka KE Lucia Caudet potwierdziła, że Komisja otrzymała listy od banków w sprawie projektów ustaw o kredytach frankowych - nie tylko w Polsce, ale także w Chorwacji; rząd chorwacki w czwartek przyjął projekt ustawy przewidującej przewalutowanie kredytów zaciągniętych we frankach szwajcarskich na chorwacką kunę.

"Uważnie śledzimy sytuację związaną z kredytami hipotecznymi w Chorwacji, a także w Polsce. Zdajemy sobie sprawę z trudności spowodowanych aprecjacją franka szwajcarskiego. Ochrona narażonych na trudności konsumentów jest ważnym celem naszej polityki. Faktycznie, otrzymaliśmy listy od kilku banków" - powiedziała Caudet na konferencji prasowej.

Zastrzegła, że kwestionowane przepisy to na razie projekty, dlatego jest zbyt wcześniej na to, by KE się do nich ustosunkowała.

"Mogę jednak przypomnieć, że w warunkach wspólnego rynku działania podejmowane przez rządy krajów członkowskich muszą być zgodne z prawem UE, w tym z zasadą swobody przepływu kapitału" - podkreśliła Caudet.

Działania rządów, które grożą ograniczeniem swobody przepływu kapitału, "muszą być uzasadnione nadrzędnym interesem, proporcjonalne i zrównoważone" - dodała.

Projekt ustawy "o frankowiczach" przygotowany został przez klub PO. Wpłynął do Sejmu w lipcu. Miał pomóc w rozwiązaniu problemów posiadaczy hipotecznych kredytów walutowych (głównie frankowych), którzy znaleźli się w trudnej sytuacji zwłaszcza po wzroście kursu franka w styczniu br.

Projekt przewidywał, że kredytobiorca mógłby ubiegać się w swoim banku o przewalutowanie posiadanego kredytu hipotecznego w walucie obcej, czyli m.in. w szwajcarskim franku. Przewalutowanie miałoby następować po kursie z dnia sporządzenia umowy restrukturyzacyjnej i polegać na wyliczeniu różnicy między wartością kredytu po przewalutowaniu a kwotą zadłużenia, jaką posiadałby w tym momencie kredytobiorca, gdyby w przeszłości zawarł z bankiem umowę o kredyt w polskich złotych. Bank miał umarzać część tej kwoty. Jeżeli natomiast różnica byłaby wartością ujemną, to nie podlegałaby umorzeniu, ale stanowiła zobowiązanie kredytobiorcy w całości.

Ustawa została gruntownie zmieniona podczas sejmowego głosowania 5 sierpnia. W pierwotnej wersji projektu koszty przewalutowania miały być dzielone pół na pół - na kredytobiorców i banki. Jednak posłowie niespodziewanie przegłosowali poprawkę SLD, która 90 proc. tych kosztów przerzuca na banki.

Senat na początku września wniósł do ustawy m.in. poprawkę przywracającą pierwotny zapis, że koszty przewalutowania kredytów frankowych w połowie miałyby płacić banki, a w połowie kredytobiorcy. Teraz ma rozpatrzyć ją Sejm.

Do 21 marca 2016 r. państwa unijne mają wdrożyć przyjętą niedawno dyrektywę w sprawie kredytów hipotecznych. Przewiduje ona powszechne prawo do przewalutowania lub alternatywnych działań służących ograniczeniu ryzyka walutowego. Zgodnie z dyrektywą kredytobiorca powinien zostać ostrzeżony, jeśli wysokość raty lub suma zaległego kredytu zmienia się o ponad 20 proc. ze względu na wahania kursów walut. Przed podpisaniem umowy o kredyt klient będzie musiał zostać ostrzeżony przed potencjalnym ryzykiem towarzyszącym kredytom w walutach obcych.

...

Korzysci z UE. Banksterzy w Polsce sa bezkarni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:48, 25 Wrz 2015    Temat postu:

Klienci domagają się od banku zwrotu opłat. Kolejny pozew grupowy
Marek Muszyński
Dziennikarz

- Shutterstock

W piątek do Sądu Okręgowego w Warszawie został złożony pozew grupowy 450 osób ws. ubezpieczeń niskiego wkładu własnego przeciwko Bankowi Millennium. Kredytobiorcy chcą odzyskać 3,5 mln zł pobranych od nich opłat.

Kredytobiorcy hipoteczni domagają się zwrotu opłat pobranych przez bank na tak zwane ubezpieczenie niskiego wkładu własnego. Obowiązywało one osoby, które zaciągając kredyt hipoteczny, nie miały 20 proc. wkładu własnego, umożliwiając im wzięcie kredytu mimo braku zabezpieczenia.
REKLAMA


Sama konstrukcja ubezpieczenia rodzi wątpliwości. – Kredytobiorcy płacili za te ubezpieczenia, choć jedynym ubezpieczonym i uposażonym był bank. Co więcej, w ubezpieczeniach nie był wyłączony regres względem kredytobiorcy, co oznacza, że w wypadku gdyby doszło do wypłaty odszkodowania przez towarzystwo ubezpieczeniowe, to może ono dochodzić tych pieniędzy z powrotem od kredytobiorcy. Mimo że to właśnie kredytobiorca poniósł koszty tego ubezpieczenia – mówi Zbigniew Drzewiecki z kancelarii Drzewiecki & Tomaszek, która złożyła pozew.

Pozywający zarzucają bankowi, że z opłat uczynił sobie dodatkowe źródło przychodów. Jak się okazuje, tylko część opłaty za ubezpieczenie trafiała do ubezpieczyciela. – Większość tych środków zatrzymywał bank – mówi Drzewiecki. – Ani o braku regresu, ani o tym, gdzie wędrują opłaty, bank nie poinformował klientów – zarzuca adwokat.

Jak dotychczas 450 kredytobiorców domaga się od banku 3,5 mln zł, ale suma ta może wzrosnąć, zanim zamknięta zostanie możliwość przyłączania się kolejnych osób do pozwu w II fazie postępowania.

Wsparciem dla pozwu są zwycięskie sprawy zakończone prawomocnym wyrokiem. – Sam znam kilka takich spraw przeciwko Millennium – mówi Drzewiecki.

Szerzej znana jest sprawa klientki MultiBanku, która nie pozwoliła na pobranie kolejnej opłaty przez bank i sprawę wygrała w dwóch instancjach. Pierwszą opłatę zapłaciła – została ona sfinansowana zwiększonym kredytem przy jego zaciąganiu. Po 5 latach bank zażądał kolejnej opłaty za kolejny okres ubezpieczenia. Nie zgodził się jednak dostarczyć polisy ubezpieczenia, a powołał się tylko na klauzulę umowy kredytowej, która przewidywała, że kredytobiorca zgadza się na ponoszenie kosztów ubezpieczenia, które wykupi bank. Klauzula ta jednak została wcześniej zakwestionowana przez UOKiK, który uznał, że kredytobiorca nie powinien ponosić kosztów ubezpieczenia w przypadku, gdy nie jest stroną umowy ani uposażonym. Rację przyznał klientce sąd w dwóch instancjach, podkreślając, że działania banku rażąco naruszały interes konsumenta i były sprzeczne z dobrymi obyczajami.

Ubezpieczenia stały się źródłem przychodów. I nadużyć

Po tym, jak Sejm nałożył ograniczenie opłat związanych z kredytem na banki, sektor zaczął szukać innych źródeł dochodów. Stały się nimi m.in. ubezpieczenia. A prowizje za ich sprzedaż sięgają nawet 95 proc. opłat wnoszonych przez klientów jako składka. Sprzedaż ubezpieczeń zaczęła przybierać ogromne rozmiary, przynosząc bankom miliardy złotych, co prowadziło do nadużyć.

Na szybko rosnącą branżę bancassurance zwrócił uwagę Rzecznik Ubezpieczonych, do którego napływały skargi klientów. Pierwszy raport wytykający błędy i nadużycia pojawił się w 2007 roku, a aneks do niego przygotowano w 2012 roku. W rezultacie pojawiły się pierwsze odpowiedzi – najpierw ZBP przygotował zestaw dobrych praktyk w zakresie bancassurance, a następnie KNF wydała rekomendację U dotyczącą ubezpieczeń.

Właśnie ta rekomendacja nakazuje bankom m.in. informowanie klientów o warunkach zawieranych polis także w przypadku, gdy kredytobiorca nie jest stroną umowy, a tylko finansuje składkę. W czerwcu tego roku Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uznał, iż niedozwolonym postanowieniem umownym, czyli klauzulą abuzywną, jest postanowienie, które upoważnia do pobierania przez bank od klientów środków tytułem zwrotu kosztów ubezpieczenia niskiego wkładu, skoro w przypadku tego ubezpieczenia to bank jest uprawniony do otrzymania odszkodowania jako uposażony.

...

Sami widzicie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:52, 28 Wrz 2015    Temat postu:

Szwajcaria prowadzi śledztwo ws. zmowy banków na rynku metali szlachetnych

- Reuters

Szwajcarskie władze poinformowały w poniedziałek o rozpoczęciu śledztwa wobec siedmiu wielkich banków, w tym HSBC, Barclays i Deutsche Bank, podejrzanych o nielegalne ustalanie cen metali szlachetnych.

Szwajcarski urząd ds. ochrony konkurencji (COMCO) poinformował o istnieniu przesłanek, że siódemka banków zawierała zmowy cenowe prowadzące do ustalania kursów na rynku metali szlachetnych: złota, srebra, platyny i palladu.
REKLAMA


Wstępne śledztwo w tej sprawie rozpoczęto już w lutym. Dochodzenie ma się zakończyć w 2017 r. i dotyczy dwóch szwajcarskich banków: UBS i Julius Baer a także banków: HSBC, Barclays, Morgan Stanley, Deutsche Bank i Mitsui.

AFP przypomina, że w sierpniu Komisja Europejska poinformowała o śledztwie ws. potencjalnych działań sprzecznych z zasadami wolnej konkurencji na rynku metali szlachetnych w Europejskim Obszarze Gospodarczym, czyli terytorium UE oraz Islandii, Liechtenstainu i Norwegii. Swoje analogiczne dochodzenia, dotyczące nielegalnej działalności wielkich banków na rynku metali szlachetnych, prowadzą też władze amerykańskie.

...

Znowu banksterzy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:06, 30 Wrz 2015    Temat postu:

Rząd namawia senatorów do poprawienia ustawy, likwidującej BTE
Środa, 30 września 2015, źródło:PAP
Limity kosztów sądowych w sprawach o roszczenia bankowe powinny dotyczyć tylko relacji banków z konsumentami, a nie wszystkich transakcji międzybankowych - o przyjęcie takiej poprawki do ustawy likwidującej BTE zaapelował w środę do senatorów wiceminister sprawiedliwości Jerzy Kozdroń.


Senat rozpatrywał w środę nowelizację prawa bankowego, likwidującą Bankowy Tytuł Egzekucyjny. W myśl ustawy banki, by dochodzić swoich praw wobec klientów, będą musiały korzystać z pełnej drogi sądowej.



W Sejmie posłowie niespodziewanie przegłosowali poprawkę do ustawy, zgłoszoną przez Genowefę Tokarska (PSL), choć komisja rekomendowała jej odrzucenie (o to również wnosił rząd). Chodzi o kwestię kosztów sądowych. Zgodnie z poprawką, w sprawach o roszczenia wynikające z czynności bankowych opłata stosunkowa wynosi 5 proc. wartości przedmiotu sporu lub przedmiotu zaskarżenia, jednak nie mniej niż 30 zł i nie więcej niż 1000 zł. Zgłaszając ją w czasie drugiego czytania, Tokarska wyjaśniła, że dotyczy ona tylko dolnej i górnej granicy opłaty.

Podczas środowej debaty w Senacie o zmianę tego zapisu apelował do senatorów wiceminister Kozdroń. Przekonywał, że "poprawka złożona przez jednego z posłów poszła za szeroko". Obejmuje bowiem w efekcie koszty wszystkich czynności bankowych. "Przyznawalibyśmy ulgi bankom w sytuacji, kiedy między sobą będą się procesowały, gdy będą występowały przeciw dużym podmiotom" - argumentował Kozdroń.

Poprawkę, będącą odpowiedzią na jego apel złożył szef senackiej komisji budżetu i finansów Kazimierz Kleina (PO). Poprawka zakłada, że limity opłat bankowych obowiązywałyby w transakcjach "dokonanych z udziałem konsumentów".

Kleina powiedział PAP, że poprawka ogranicza obniżenie opłat tylko do zwykłych kredytobiorców, osób fizycznych. Zdaniem senatora zapewne zostanie zaakceptowana przez cały Senat, skoro o jej poparcie prosi rząd.

BTE to dokument stwierdzający istnienie wymagalnej wierzytelności banku wobec osoby, która dokonała z nim czynności bankowej (np. udzielony kredyt), lub która ustanowiła na rzecz banku zabezpieczenia takiej wierzytelności. Jeśli dana osoba nie wywiązuje się z umowy, bank wystawia BTE. Klauzulę wykonalności nadaje takiemu dokumentowi sąd i jest on wówczas podstawą wszczęcia egzekucji komorniczej.

W kwietniu br. Trybunał Konstytucyjny zakwestionował jednak konstytucyjność tego instrumentu. TK uzasadniał, że uprawnienie banków do wystawiania BTE narusza zasadę równego traktowania. Sędziowie wskazali, że bank i jego klient posiadają wspólną cechę - są stronami prywatnoprawnego stosunku zobowiązanego, który oparty jest na zasadzie prawnej (formalnej) równości i autonomii woli stron. Dlatego też "powinny mieć równe co do zasady możliwości obrony swych praw i interesów wynikających z zawartej umowy".

W orzeczeniu sędziowie odroczyli zarazem termin utraty mocy zakwestionowanych przepisów aż do 1 sierpnia 2016 r. Tłumaczyli to umożliwieniem bankom "zakończenia spraw w toku oraz wydania przez ustawodawcę odpowiednich przepisów intertemporalnych".

Aby wykonać wyrok TK, swoje projekty ustaw złożyli posłowie PO oraz SLD. Przewidywały one uchylenie przepisów dotyczących wystawiania BTE. PiS swój projekt złożyło jeszcze przed wyrokiem TK. Projekty te różniły się w zasadzie wyłącznie terminem wejścia zmian. Projekt PO zakładał, że będzie to 1 sierpnia 2016 r., z kolei PiS i SLD proponowały w swoich projektach, że powinno to być 14 dni od wejścia w życie ustawy. W sejmowej komisji powstał projekt, będący kompilacją trzech projektów klubowych.

W ubiegłym tygodniu Sejm uchwalił w końcu ustawę likwidującą BTE, przesądzając, że wejdzie w życie 14 dni od dnia ogłoszenia. W myśl ustawy brak możliwości wystawiania tytułów egzekucyjnych spowoduje konieczność prowadzenia przez banki postępowania egzekucyjnego w postępowaniu sądowym. Ma to zapewnić dłużnikom tych instytucji prawo do merytorycznego rozstrzygnięcia sprawy przez sąd.

...

Znowu jakies kombinacje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:00, 05 Paź 2015    Temat postu:

Opłaty za prowadzenie konta w górę. Tak banki drenują nasze kieszenie
Niedziela, 4 października 2015, źródło:PAP
fot. / Piotr Jedzura/REPORTER
Banki coraz więcej nas kosztują. Bardzo mocno rosną opłaty za prowadzenie rachunków - wyliczył NBP.


Jak wyliczył NBP, opłata za prowadzenie rachunku bankowego dla klientów detalicznych w polskich bankach wyniosła w pierwszym półroczu 4,09 zł. Natomiast w końcu ubiegłego mroku było to 3,30 zł. Jak policzył NBP, jest to wzrost o 23,94 proc.



Opłata za realizację polecenia przelewu w oddziale - tutaj średnia opłata w czerwcu 2015 wynosiła 6,59 zł i w stosunku do grudnia 2014 r. uległa podwyższeniu o 3,94 proc.

Wzrosła też opłata za realizację przelewu przez telefon - średnia opłata w czerwcu wyniosła 2,81 zł, co stanowi wzrost o 6,04 proc.

Z kolei opłata za realizację przelewu za pośrednictwem i internetu utrzymała się w na tym samym poziomie i wynosi 0,09 zł.

...

Banksters paradise.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:23, 11 Paź 2015    Temat postu:

Demonstracja przeciw "bankowemu bezprawiu"
akt. 10 października 2015, 20:03
Przeciwko "bankowemu bezprawiu" wobec osób, które zaciągnęły kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich - protestowali uczestnicy sobotniej manifestacji przed Pałacem Prezydenckim. Demonstrantów poparli politycy różnych ugrupowań opozycyjnych.



Manifestację zorganizowało stowarzyszanie "Stop Bankowemu Bezprawiu". W przekazanej na ręce prezydenckiego ministra Macieja Łopińskiego petycji znalazły się postulaty m.in. likwidacji bankowego tytułu egzekucyjnego (BTE) i wstrzymania egzekucji prowadzonych na jego podstawie, przewalutowania kredytów po kursie z dnia wypłaty, administracyjnego usunięcia klauzul niedozwolonych w umowach z bankami oraz ograniczenia odpowiedzialności dłużników do wartości nieruchomości.

Szef stowarzyszenia i jednocześnie kandydat PiS w nadchodzących wyborach Maciej Pawlicki przypomniał, że prezydent Andrzej Duda w kampanii wyborczej obiecał, że w ciągu pierwszych trzech miesięcy prezydentury doprowadzi do uchwalenia ustawy, która rozwiąże problem frankowiczów. - Andrzej Duda spotkał się z nami w środę. Zapowiedział od przyszłego tygodnia bardzo intensywne prace zespołu ekspertów nad tym, żeby ta ustawa ujrzała światło dzienne w tym trzymiesięcznym terminie - relacjonował Pawlicki.

- Namawiamy prezydenta Dudę, mimo że termin, który nam obiecał to jest 6 listopada, żeby jeszcze przed wyborami pojawiła się jeśli nie cała ustawa to założenia do tej ustawy, żeby każdy z nas mógł podjąć decyzję, wysłuchawszy stanowiska kandydatów, czy oni chcą tę ustawę poprzeć - zaapelował Pawlicki.

Z kolei kandydat Zjednoczonej Lewicy Krystian Legierski powiedział, że sprawą "każdego przyzwoitego polityka" jest zajęcie się ludźmi, którzy mają przed sobą widmo egzekucji komorniczej i utraty dachu nad głową. Obiecał też, że jeśli lewica dojdzie władzy, to przystąpi do prac, które doprowadzą do przewalutowania kredytów po kursie z dnia wypłaty, umorzenia egzekucji toczonych w oparciu o BTE (uznany przez TK za niekonstytucyjny, w tym tygodniu parlament zakończył prace nad ustawą likwidującą BTE) oraz ograniczenia odpowiedzialności wyłącznie do nieruchomości, które zostały kupione na kredyt. O potrzebie wprowadzenia takich rozwiązań w przyszłej kadencji Sejmu mówił też poseł PiS Henryk Kowalczyk.

Lider ugrupowania Kukiz '15 w Paweł Kukiz zwrócił uwagę, że na manifestacji pojawili się ludzie z lewicy, prawicy i centrum. - Co nas łączy? A to, że jesteśmy wszyscy ofiarami neokolonializmu. Co nas również wszystkich łączy? Ano głupota, że pozwalamy na to, żeby od prawie trzydziestu lat gnębił nas antyobywatelski system - powiedział Kukiz.

Stwierdził, że "chrzani" obietnice polityków. - Ja chcę systemu, że oni muszą coś zrobić, a nie obiecywać - mówił. Dodał, że dopóki nie zmieni się konstytucji i relacji władza-obywatel, naród nie odbierze obcym korporacjom i bankom władzy we własnym kraju.

Natomiast poseł SLD Wincenty Elsner (nie kandyduje w nadchodzących wyborach), którego organizatorzy nazwali tym, który w kończącej się kadencji zrobił dla frankowiczów najwięcej, mówił, że słabe jest państwo, które przegrywa w starciu z wielkimi korporacjami bankowymi. - Tak dalej być nie może, że łapa bankierów, światowej finansjery jest silniejsza niż ręka 460 posłów w polskim Sejmie, bo tak się stało w ostatnim czasie - podkreślił.

Współpracujący z PiS prawnik i doradca podatkowy prof. Witold Modzelewski ocenił natomiast, że sprawa frankowiczów to test państwa. - Jak tu przegramy, to kto inny uwierzy, że warto występować w interesie dobrej sprawy - powiedział.

Na transparentach można było przeczytać m.in. "Bank upadnie, bo kradnie", "Banki - strefa skażona", "Polska to kraj dla oszustów", "LiCHFa", "Stop bankowym POrządkom", a także "Prezydencie obiecałeś".

Organizatorzy planowali przemarsz sprzed Pałacu Prezydenckiego do Sejmu. Zrezygnowali jednak z tego, bo - jak tłumaczyli - kończył się czas, na jaki zgłosili zgromadzenie.

Prezydent Duda mówił w kampanii wyborczej, że należy przewalutować kredyty we frankach, tak, aby były spłacane po kursie z dnia ich zaciągnięcia. Spotkał się też wówczas z przedstawicielami ruchu "Stop Bankowemu Bezprawiu".

W lipcu do Sejmu wpłynął przygotowany przez PO projekt ustawy "o frankowiczach". Miał pomóc w rozwiązaniu problemów posiadaczy hipotecznych kredytów walutowych (głównie frankowych), którzy znaleźli się w trudnej sytuacji zwłaszcza po wzroście kursu franka w styczniu br. W wiele przypadkach wartość hipoteki jest niższa niż wartość kredytu. Ustawa została uchwalona na początku sierpnia, później zajął się nią Senat. Jednak Sejm - którego ostatnie posiedzenie w tej kadencji już się odbyło - nie odniósł się do senackich poprawek do ustawy.

...

Jak widzicie SKOKI to maly problem...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:41, 21 Paź 2015    Temat postu:

Największy niemiecki bank myli się w zerach

- AFP

Pracownik londyńskiej filii Deutsche Banku przelał przez pomyłkę na konto amerykańskiego funduszu hedgingowego 5,3 mld euro. Bank tłumaczy, że to błąd przy pisaniu na klawiaturze. Eksperci dopytują się, czy na pewno?

Transakcja miała dojść do skutku w czerwcu, informują brytyjskie i amerykańskie media. Pracownik Deutsche Banku w Londynie miał niechcący wypełnić za dużo zer, przygotowując niebagatelną sumę 5,3 mld euro na konto amerykańskiego funduszu hedgingowego. Prawidłowe byłoby przelanie sumy pomniejszonej o kilka zer.
REKLAMA


Omyłkowe miliardy wróciły

Jak twierdzi bank, pieniądze wylądowały najpierw na tymczasowym koncie i następnego dnia zostały ściągnięte z powrotem. Bank podkreśla, że nikt nie poniósł szkód - podaje brytyjska gazeta "Financial Times". Dziennik informuje, że osoba odpowiedzialna za błąd pracowała dopiero od niedawna w wydziale handlu dewizami.

Deutsche Bank miał ten incydent zgłosić specjalnemu urzędowi nadzoru w USA, Europie oraz Wielkiej Brytanii.

W przypadku transakcji z tzw. funduszami hedgingowymi banki zwykle zbierają różne transakcje całego dnia i przelewają całą sumę po zakończeniu handlu na konto funduszu. Fundusze hedgingowe są formą funduszów inwestycyjnych, które wykorzystują różne techniki inwestycyjne, uznawane za mocno spekulacyjne, m.in. transakcje arbitrażowe, krótkiej sprzedaży i inne. Fundusze te szukają możliwości zysku niezależnie od tendencji rynkowych.

Jak to możliwe?

Incydent, który według niemieckiego banku był jedynie przeoczeniem, prowokuje zdaniem ekspertów pytanie, dlaczego przy tak dużej sumie nie zafunkcjonowała zasada czterech oczu. Normalnie każda transakcja jest sprawdzana przez dodatkowego pracownika. Wprawdzie błędy są na porządku dziennym, jednak przy tak dużej sumie jest to zastanawiające, oceniają esperci.

Deutsche Bank na razie nie komentuje tych doniesień. Kilka dni temu niemiecki bank ogłosił nową strategię i strukturę koncernu. M.in. najważniejszy dział firmy, czyli bankowość inwestycyjna zostanie rozbita na dwie części. Komentatorzy uważają, że jest to próba poprawienia imagu tej części biznesu, która jest obciążonja wieloma skandalami i uchodzi za spekulacyjną.

Róża Romaniec

...

Takie numery.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:24, 28 Paź 2015    Temat postu:

Łatwiejszy dostęp spadkobierców do kont zmarłych. Ustawa podpisana

bank, banki - Shutterstock

Ułatwienie spadkobiercom dostępu do rachunków bankowych osób zmarłych - to cel ustawy, którą podpisał prezydent Andrzej Duda. O podpisaniu nowelizacji Prawa bankowego, ustawy o SKOK i ustawy o ewidencji ludności poinformowała w środę jego kancelaria.

Projekt ustawy był inicjatywą legislacyjną Senatu. Jej podstawowym celem było uregulowanie problematyki rachunków nieaktywnych – tzw. "rachunków uśpionych". Nowela miała spowodować, jak głosi uzasadnienie, "określenie wpływu śmierci posiadacza rachunku bankowego na zawartą umowę rachunku bankowego, ułatwienie dostępu do informacji o rachunkach spadkobiercom i zapisobiorcom ich posiadacza". Analogiczne przepisy mają dotyczyć rachunków w bankach, jak i w Spółdzielczych Kasach Oszczędnościowo-Kredytowych.
REKLAMA


Senator Mieczysław Augustyn (PO) w toku prac nad inicjatywą senacką mówił, że powodem jej przygotowania były sygnały napływające do senatorów, że spadkobiercy nie mogą uzyskiwać informacji o kontach osób zmarłych - z uwagi na tajemnicę bankową, a tym samym nie mają dostępu do tych środków. Zgodnie bowiem z obecnym stanem prawnym, dyspozycje wobec konta wygasają w chwili śmierci właściciela.

Zgodnie z senacką inicjatywą, banki i SKOK-i będą miały obowiązek informowania przy zakładaniu rachunku o możliwości wskazania osób uprawnionych do konta na wypadek śmierci. Niezwłocznie po uzyskaniu informacji o śmierci posiadacza rachunku, banki i SKOK-i będą zawiadamiać wskazane przez posiadacza rachunku osoby o możliwości wypłaty określonej kwoty.

Ustawa wprowadza tzw. centralną informację o rachunkach, za pośrednictwem której posiadacz rachunku lub spadkobierca będzie mógł uzyskać informację o wszystkich rachunkach danej osoby w bankach lub SKOK-ach.

Banki i SKOK-i będą też miały obowiązek ustalać, czy właściciel konta żyje. Po pięciu latach od dokonania ostatniego obrotu bank lub SKOK będzie miał obowiązek wystąpienia do szefa MSW o udostępnienie danych z rejestru PESEL umożliwiających ustalenie, czy posiadacz rachunku żyje.

Zgodnie z ostatecznie przyjętymi zapisami ustawy, środki z rachunków osób zmarłych oraz "rachunków uśpionych" nie będą przekazywane do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, jak chcieli pierwotnie senatorowie, ale będą pozostawać w tych bankach, w których się znajdują. Centralną informację o rachunkach będzie prowadzić Krajowa Izba Rozliczeniowa S.A., czyli spółka prawa handlowego, będąca własnością grupy banków i ZBP.

Banki będą też informowały gminy m.in. o dacie powzięcia informacji o śmierci posiadacza rachunku, dacie wydania ostatniej dyspozycji, wysokości środków pieniężnych, zgromadzonych na rachunkach oraz o kwotach wypłat z rachunku. Waloryzacja środków na "martwych kontach" będzie dotyczyć tylko umów wygasających, ale nie tych rozwiązanych.

Ustawa ma wejść w życie 1 lipca 2016 r.

...

Warto wiedziec.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy