Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:18, 02 Lut 2017 Temat postu: Kobiecość. |
|
|
gosc.pl → Poczytalnia → Obudzić swoją kobiecość
Obudzić swoją kobiecość
Ludwika Kopytowska
dodane 02.02.2017 14:11
Aneta Ciężarek
Marta Dzbeńska-Karpińska Fotografia
zobacz galerię
Zapytałam kiedyś moją przyjaciółkę: "Beatko, czy ty nigdy nie chodzisz w spodniach?" A ona tak na mnie spojrzała i powiedziała: "Anetko, a czy kiedyś widziałaś Matkę Bożą w spodniach?" Wywiad z Anetą Ciężarek, założycielką sklepu dla kobiet: "Twe sukienki. Sklep bez spodni".
Ludwika Kopytowska: Wchodzę w internet, a tu taka strona "Twe sukienki. Sklep bez spodni", czyli co, dżinsów tam nie kupię?
Aneta Ciężarek: (śmiech) No i jak pani zdaniem to wygląda?
Zdziwiłam się. Bez spodni, a więc nie dla panów. Co to za taki sklep dziwny?
Nie z tej epoki.
Dlaczego?
To teraz takie dziwne - promowanie kobiecości, spódniczek, sukienek. Jest problem, bo jest ogromny bunt w kobietach. Ja to sama przeżyłam. Zanim założyłam pierwszą spódnicę minęły trzy lata, od momentu kiedy zrozumiałam, kim tak naprawdę jestem - kobietą. Pamiętam, jak moja serdeczna koleżanka, kiedy chodziłam jeszcze na spotkania Akademii Obrońców Życia w Krakowie, zawsze pięknie wyglądała. Zawsze. Zwyczajnie, nie jakaś elegancka pani. Choć matka kilkorga dzieci, zawsze chodziła w sukienkach albo w spódnicach. Delikatna biżuteria, bardzo delikatny makijaż, minimalny, ale zawsze przyciągała wzrok. I kiedyś ją zapytałam: "Beatko, czy ty nigdy nie chodzisz w spodniach?" A ona tak na mnie spojrzała i powiedziała: "Anetko, a czy kiedyś widziałaś Matkę Bożą w spodniach?"
Niby takie infantylne, ale to zdanie odmieniło moją kobiecość. Oczywiście nie byłam w stanie sobie wyobrazić Matki Bożej w spodniach. I od tej pory zaczęłam się zmieniać. I trzy lata po tym wydarzeniu założyłam pierwszą spódnicę. Kupowałam i przymierzałam wcześniej spódnice, bo do sukienek miałam jeszcze duży dystans, ale w końcu ją założyłam i pokazałam się w niej publicznie. I to było bardzo trudne.
Dlaczego?
Był we mnie bunt, taki bunt nastolatki, chociaż byłam już kobietą dojrzałą. Ale nie mogłam przyjąć do wiadomości, jak kobieta może założyć spódnicę. I to samo się objawia, kiedy rozmawiałam z innymi kobietami, dokładnie to samo jest.
Skąd taki bunt?
Zostałyśmy mocno skażone. Komuś chyba bardzo na tym zależy, żeby kobiety nie były kobiece. Ta siła zła, która objawia się także poprzez atak na rodzinę, życie, kobiety, seksualność, skromność. Wydaje mi się, że tu chodzi o to, aby zrównać płcie. Kobiety są teraz bardziej męskie: krótkie włosy, spodnie, koszula męska. Wiele kobiet tak się nosi.
Jakby Pani powiedziała, że kobieta nie powinna nosić krótkich włosów i męskich koszul, to by Panią feministki zjadły na miejscu.
Nie tylko feministki, bo katoliczki też.
Katoliczki też?
Często większość konfliktów mam właśnie z kobietami chrześcijankami, katoliczkami. To jest taki pierwszy bunt, który się u tych osób pojawia - wygoda. To jest najważniejsze. Są takie komentarze, że Maryja przecież żyła dwa tysiące lat temu, a teraz mamy XXI wiek i Jej strój jest po prostu słaby. Poza tym kobiety mówią: "Jak ja mogę nosić spódnice, kiedy ja mam dzieci w domu?" Wiem, że można, bo znam świadectwa kobiet i matek, które noszą. Kobiety też uważają, że nie mają figury do spódnic, że wszystkie niedoskonałości będzie widać. Ale zawsze można przecież coś fajnego dopasować i ubrać. Dlatego powstał nasz sklep.
Wychodzimy do kobiet w każdym wieku, mamy różne rozmiary. Zauważyłam, że kobiety mają problem z zaakceptowaniem swojej figury. Jedna urodziła dzieci, no i tu trochę za dużo. Ale mają też problem z małymi rozmiarami, jak 34, nie mogą znaleźć żadnej ładnej sukienki czy spódnicy skromnej, przede wszystkim. Wszystko to, co mamy w sieciówkach odkrywa nas - duże dekolty, odkryte ramiona, za krótkie. Jedna z pań powiedziała na naszym ostatnim evencie: To jest fantastyczne miejsce, wy tu macie wszystko w jednym.
Jak to się stało, że powstał ten sklep?
Właściwie to nie był mój pomysł. To był pomysł dany z nieba, ja to tak nazywam. Dokładnie pamiętam datę i godzinę, kiedy to było. To był 28 maja 2016 roku w samo południe, w sobotę. To chyba była odpowiedź na moje modlitwy, ponieważ ja bardzo pragnę wrócić do Polski. Od dłuższego czasu modliłam się o to, co mogłabym robić w Polsce, czym mogłabym się zająć. Tym bardziej, że jestem działaczką w obronie życia poczętego, aktywną osobą, więc to chyba była ostatnia rzecz, o której pomyślałam, że będę się zajmowała. Ja to tak nazywam "szmatkami". Nie byłam w stanie tego zaakceptować przez kilka tygodni, albo i miesięcy. No jak to, mam się zajmować szmatkami? Trochę to było dla mnie takie... Nie wiem, no dobra, jestem kobietą, ale to takie...
Babskie?
Takie babskie, takie infantylne wręcz, prawda? Wszystkie kobiety lubią ładne rzeczy i ładnie się ubierać.
Ale wszystko tak naprawdę zaczęło się od Matki Bożej Łaskawej, Patronki Warszawy i Strażniczki Polski, której jestem czcicielką i jestem upoważniona do misji apostolskiej. Trzy lata temu w sanktuarium Matki Bożej Łaskawej poznałam pisarkę panią Ewę Storożyńską, która napisała książkę "Matka Boża Łaskawa, a cud nad Wisłą". Tak się zaczęła moja przygoda z Matką Bożą. Myślę, że to jest głównie Jej zasługa. Ona po prostu w jakiś sposób mnie wybrała, bo ja nie wiem, czym na to zasłużyłam.
I właśnie wtedy taka myśl do mnie przyszła, poczułam w sobie: "Aneta, przecież ty możesz założyć sklep z sukienkami". To była właśnie ta sobota, 28 maja. I zaraz automatycznie druga myśl: "Zadzwoń do Emilki". To moja przyjaciółka w Warszawie. I tak zrobiłam. To się działo jakoś poza mną, nie kontrolowałam tego. Wykonałam telefon do Emilki i mówię do niej: "Tak bardzo chcecie, żebym wróciła do was, żebyśmy razem byli i działali, i wpadłam na taki pomysł". Emilka była cudowna, była tak zafascynowana pomysłem, że zaczęła działać niemal natychmiast. Od maja do września powstało logo, pomysł, strona internetowa, fanpage na facebooku.
Od maja do września kupowałam rzeczy w Norwegii i wysyłałam kurierem do Polski, woziłam w walizkach. Tony rzeczy. Nasze przyjaciółki w Warszawie zorganizowały we wrześniu konferencję "Być kobietą urzekającą" i tam po raz pierwszy zaprezentowałyśmy nasze stroje. W listopadzie był kolejny event w takiej uroczej herbaciarni. Następny event był w styczniu tego roku i przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Przyszły tłumy kobiet. Wtedy właśnie powstał pomysł, że będziemy tworzyć klub dla dam połączony ze sklepem.
Klub dla dam, nieźle to brzmi.
(śmiech) Właśnie, organizujemy eventy w takich ładnych stylowych apartamentach, ponieważ jeszcze nie mamy możliwości otworzyć sklepu stacjonarnego. Takie apartamenty wynajmujemy na Starym Mieście w Warszawie i tam przez cały dzień trwają takie spotkania, przy kawie i herbacie. Na miejscu jest stylistka, pani, która robi bardzo delikatny makijaż, fryzurę. My preferujemy skromność. Kobiety były zachwycone.
Myślę, że mamy wszystkie taką potrzebę przebywania. Nie tak, że idziemy na zakupy i jesteśmy traktowane jak rzecz. Tu jest coś więcej. Panie pisały do nas w mailach, bo zapisy na spotkania odbywają się mailowo, i pytały się, czy mogą u nas zostać cały dzień, od tej 12-tej. do 18-tej.
Chciały po prostu sobie "pobyć".
Pobyć, odpocząć. To jest bardzo ważne, ja sama mam z tym problem. Nasze życie nabrało takiego tempa, że jesteśmy ciągle zalatani i tylko załatwiamy sprawy. A tu możemy usiąść, napić się kawy, porozmawiać, bez telefonu i internetu.
Na evencie były mamy z dziećmi, co nam absolutnie nie przeszkadza, jesteśmy jak najbardziej za. Na przykład była mama z dwójką cudownych dziewczynek, 7 i 5 lat. Dziewczynki były zachwycone. Mnóstwo pięknych pań, wszystkie w spódniczkach, sukienkach. Były zachwycone tą kobiecością. Pani stylistka zrobiła mamie maseczkę, a dziewczynki dostały krem do rąk, żeby też się mogły posmarować. Czuły się takie docenione, jak takie małe kobietki. Były ciasteczka, była czekolada... To było cudowne.
Nasz sklep jest misją. To nie jest biznes. Dla mnie osobiście jest to taki bilet powrotny do ojczyzny. W moich modlitwach była prośba, że jeżeli wrócę, chciałabym mieć taką pracę, w której mogłabym służyć Panu Bogu i ojczyźnie. To był taki warunek, taki mój kontrakt z Panem Bogiem (śmiech). I ten sklep to chyba była właśnie ta odpowiedź. Ja jestem bardzo upartą osobą i jeżeli wiem, że coś jest zgodne z moim sumieniem, idę "po trupach". Wiem, że jest taka potrzeba kobiecości i dlatego nasz sklep jest głównie misją. Na przykład, to nie jest tak, że "O, jak ja przyjdę do sklepu, to muszę zaraz coś kupić, a mój budżet mi nie pozwala". Nie. Mam taki apel do pań: proszę przyjść, pobyć z nami, porozmawiać, odpocząć, a te panie, które mają problem z założeniem sukienki czy spódnicy, po prostu przymierzyć. Wystarczy, że kobieta zobaczy jak wygląda i poczuje się inaczej. A później może zmieni zdanie i do nas wróci po porady?
Wydaje mi się, że dotknęła tutaj Pani ważnego aspektu psychologicznego, bo kiedy kobieta coś przymierza ładnego, to od razu inaczej się czuje. Ogląda siebie, jak ładnie wygląda i jej wygląd buduje ją też od środka.
Dokładnie mogę to powiedzieć z własnego doświadczenia. Najpierw nosiłam krótkie spódniczki, nie mini, ale krótkie, jednak wciąż czułam niedosyt. Coś było jeszcze źle, źle się czułam, one były za krótkie, ograniczały ruchy, trzeba się było poprawiać. Gdy pierwszy raz założyłam spódnicę na gumce uszytą przez moją koleżankę.... Może to teraz tak nieładnie zabrzmi, takie chwalenie się, ale kiedy zobaczyłam się w lustrze, to proszę mi wierzyć, nie mogłam wyjść z podziwu jak ja pięknie wyglądam. Ja nigdy czegoś takiego nie nosiłam, nawet nie przymierzałam. I właśnie kiedy nosimy takie luźne spódnice, my w nich nie idziemy, my płyniemy. Inaczej mówimy, inaczej się zachowujemy, nasza kobiecość nie jest ograniczona. Jesteśmy takie... wolne. Wolne, a jednocześnie zakryte, tajemnicze. I odkąd zaczęłam się tak ubierać nigdy nie spotkałam się ze spojrzeniem mężczyzny, w którym wyczułabym erotykę, pożądanie, seksualność. Teraz spojrzenia mężczyzn wyrażają szacunek i taki... podziw.
Ciekawe spostrzeżenie. Czy oprócz przymierzania i kupowania ubrań są jeszcze jakieś inne atrakcje podczas spotkań?
W naszym sklepie oprócz eventów zapraszamy też gości, na przykład ostatnio była u nas Marta Cywińska, doktor nauk humanistycznych i tłumaczka literatury francuskojęzycznej. Zrobiła nam piękny wykład o kobiecości, przeczytała nam wiersz po francusku... To było niesamowite przeżycie. Na 8-9 marca planujemy kolejne wydarzenie w Warszawie na Starówce: "Dzień Kobiet w sukience". Naszym gościem specjalnym będzie pani Zofia Pilecka - jeszcze nie potwierdziła na 100 proc. swojej obecności, ale liczę, że przybędzie. Poprosiłam panią Zofię, aby opowiedziała nam o swojej cudownej mamie Marii, żonie Rotmistrza Pileckiego. Reakcja pani Zofii była taka: "Łał, moja mama naprawdę była damą."
Nie wiem, kto to powiedział, ale bardzo mi się to podoba: "Jakie kobiety, takie narody". To jest mocne, ale taka jest prawda. Odkąd ja się zmieniłam, od momentu mojego nawrócenia, kiedy zaczęłam żyć w stanie łaski uświęcającej i odkryłam swoją kobiecość zrozumiałam, jaką siłę Pan Bóg daje siły kobietom. Ile my tak naprawdę możemy zrobić. I to nie tylko dla naszych bliskich, ale dla całego społeczeństwa. Jesteśmy odpowiedzialne za wychowanie przyszłych pokoleń. I to nie tylko matki, ale i my kobiety, które jesteśmy niezamężne, singielki, przyjaciółki. Ciąży na nas wielka odpowiedzialność. To nie są żarty, kiedyś za to wszystko odpowiemy.
I jeszcze jedną rzecz chciałam powiedzieć na koniec: większość kobiet uważa, że liczy się to, co mamy w sercu, a nie to jak wyglądamy. Nieważne, że ja wchodzę w dresie do kościoła, ważne jest, że Pan Bóg wie, co ja mam w sercu. To jest bzdura. Ludzie nie mają świadomości, gdzie wchodzą i do kogo. Kiedy byłam latem na Mszy świętej, i to w Polsce, nie w Norwegii, pół Mszy przepłakałam.
Dlaczego?
Kobiety ubrane były jak na plażę, wszystko było widać... Albo kobieta w spodniach na Mszy świętej - to w ogóle nie wygląda. Dlatego my poprzez nas sklep chcemy zachęcić kobiety do tego, aby spróbować inaczej, że można inaczej. Zachęcić nawet do całkowitego zrezygnowania ze spodni.
Duchowość jest najważniejsza, ja tego nie neguję. Często ludzie mnie źle odbierają i mówią, że to próżność inwestowanie w swój wygląd. Ale ja uważam, że naszą duchowość musimy jakoś uzewnętrznić. Za wzór obrałam sobie Maryję.
Aneta Ciężarek to działaczka pro life od 12 lat mieszkająca w Norwegii. Wspiera polską lekarkę Katarzynę Jachimowicz w walce o prawo do klauzuli sumienia. Ostatnio wystąpiła w programie Jana Pospieszalskiego "Warto rozmawiać" u boku redaktora "Gościa Niedzielnego" Jarosława Dudały.
Zobacz galerię zdjęć ze styczniowego eventu "Kobieta w sukience".
...
Na dodatek w Polsce jest po prostu problem sowieckosci. Komuna tak topornie wyrownala wszystko ze i kobiety oczywiscie do mezczyzn sprasowala. Komunie potrzebny byl jednolity robol. I niestety mimo ze po 27 latach wrocila kolorowosc to w glowach zostalo. Nawiasem mowiac wyjatkowo debilne sa pouczenia debili z Zachodu ze mamy zrownywac kobiety w sytuacji gdy problemem jest zrownanie. Komunizm byl kompletnie męską dewiacją. Swiat bez kobiet. Czolgi armaty wojna itd. Nic z kobiecosci. Trzeba w Polsce wrecz uczyc roznicy plci.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:02, 09 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
gosc.pl → Wiadomości → Franciszek: Kobieta wnosi harmonię, czyniącą świat pięknym
Franciszek: Kobieta wnosi harmonię, czyniącą świat pięknym
KAI
dodane 09.02.2017 12:48
Michał Anioł, Stworzenie Ewy
„Bez kobiet, nie ma w świecie harmonii” – powiedział papież podczas porannej Eucharystii w Domu Świętej Marty. Swoją homilię skoncentrował Ojciec Święty na postaci kobiety w nawiązaniu do opisu zawartego w pierwszym czytaniu z Księgi Rodzaju (Rdz 2, 18-25) opisującego stworzenie kobiety i małżeństwo pierwszych rodziców.
Franciszek kontynuując swoją refleksję na temat stworzenia przypomniał, że Bóg utworzył wszelkie rodzaje zwierząt, ale mężczyzna nadal odczuwał samotność. Wówczas Pan wyjął jedno z jego żeber i uczynił kobietę, którą mężczyzna uznał na ciało ze swego ciała. „Ale zanim ją zobaczył, wymarzył ją” – podkreślił papież, dodając, że aby zrozumieć kobietę, najpierw ją trzeba wymarzyć.
Ojciec Święty skrytykował postrzeganie kobiety jedynie w sposób funkcjonalny, zaznaczając, że niesie ona w sobie wielkie bogactwo: wnosi harmonię w dzieło stworzenia. „Są sobie równi, żadne nie przewyższa drugiego” – podkreślił Franciszek. Dodał, że kobieta uczy nas nie tylko harmonii, ale także czułości, miłowania, sprawia, że świat jest piękny.
Następnie papież wskazał na zjednoczenie małżeńskie, które wymaga cierpliwości i rozwijania miłości każdego dnia. Przypomniał małżonków obchodzących 60 rocznicę ślubu, których zapytał o to, kto miał więcej cierpliwości. Zgodnie odpowiedzieli, że są zakochani w sobie. „To oznacza jedno ciało” – podkreślił Ojciec Święty.
Franciszek zaznaczył, że wyzyskiwanie osoby jest szkodą wyrządzoną rodzajowi ludzkiemu, ale wyzyskiwanie kobiety jest czymś więcej: zniszczeniem harmonii, jaką Bóg pragnął obdarzyć świat. Nawiązując do ukazanej w dzisiejszej Ewangelii (Mk 7,24-30) postaci Syrofenicjanki, poganki proszącej Jezusa, żeby z jej córki wyrzucił złego ducha, papież podkreślił odwagę tej kobiety.
„Ale kobieta to więcej: kobieta jest harmonią, jest poezją, jest pięknem. Bez niej świat nie byłby tak piękny, nie byłby harmonijny. A ja lubię myśleć - ale coś osobistego - że Bóg stworzył kobietę, abyśmy wszyscy mieli matkę” – zakończył swoją homilię Ojciec Święty.
...
Wlasnie. Mylenie roli plci jest bardzo zle i szkodzi czlowiekowi. To ze kobiety nie sa takie same to nie jest nierownosc tylko natura.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:27, 04 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Święto bez rajstop i goździka
baja
dodane 04.03.2017 13:04 Zachowaj na później
Agnieszka Napiórkowska, kierownik "Gościa Łowickiego", i s. Anna Maria Pudełko AP
Magdalena Gorożankin /Foto Gość
zobacz galerię
Wystartowaliśmy! IV Diecezjalny Dzień Kobiet w Skierniewicach, który organizuje redakcja "Gościa Łowickiego", właśnie się rozpoczął. Przyjechało kilkaset pań.
Sala skierniewickiego Centrum Konferencyjno-Rozrywkowe „Maraton”, w której jest 500 miejsc, od rana wypełniała się kobietami, które zjechały ze wszystkich stron diecezji. W oczy rzucały się od razu m.in. białe habity sióstr niepokalanek z Szymanowa oraz kolorowe kwiaty własnego pomysłu i wykonania, przypięte do odświętnych ubrań pań z Międzyborowa. Zewsząd było słychać radosne okrzyki powitań - znak, że panie są tutaj nie pierwszy raz i zdążyły się już zaprzyjaźnić.
- Cieszymy się bardzo, że jest aż nas tyle. Dziękujemy tym, które nie tylko same przyjechały, ale zabrały ze sobą mamy, córki, babcie, sąsiadki… - witała zebrane kobiety s. Anna Maria Pudełko, apostolinka, współorganizatorka święta. - Od początku towarzyszy nam hasło: „Jestem kobietą - Lubię to!”, w tym roku rozszerzone dodatkowo o biblijne przypomnienie: „Cała piękna jesteś!”. Zachwyćmy się na nowo sobą!
Marek Pastusiak, wiceburmistrz Rawy Mazowieckiej, która również włączyła się w organizację święta, witał uczestniczki: - Szanowne panie, cudowne dziewczyny! Pozwólcie, że od wszystkich panów złożę wam najserdeczniejsze życzenia! „Jestem kobietą i lubię to”… i lubcie to, że jesteście kobietami! Bo wasi mężowie i synowie, wasi mężczyźni, ci duzi i ci mali, potrzebują tego, żebyście były prawdziwymi kobietami. Bo przez swoją kobiecość pozwalacie im dorastać, to wy wychowujecie tych chłopców i poprzez to, że jesteście właśnie takie, że jesteście matkami, żonami, siostrami, pozwalacie nam, facetom, stawać się mężczyznami. Przed 4 laty, gdy przyszły do mnie organizatorki tego święta, miałem sceptyczne spojrzenie, ale teraz muszę powiedzieć, że jestem pod wielkim wrażeniem tego, co robicie.
Kobiety powitała także Magdalena Kaba, Królowa Róż z Kutna: - Jestem bardzo wdzięczna, że kolejny raz mogę z wami świętować. Przez wiele miesięcy dawały mi siłę wspomnienia z ubiegłego roku. Może nie widać, ale mam 22 lata. Nie jestem już więc nastolatką, ale też jeszcze nie w pełni mentalnie 100-proc. kobietą. I to właśnie tu chciałabym się nią stawać. Kobiecość to nie makijaż ani fryzura. To miłe słowo, ciepło, radość z pierwszych kwiatów w ogrodzie, to łzy wzruszenia przy słuchaniu nocnej audycji radiowej. Drogie panie, patrzę na was i widzę, jak chciałabym wyglądać za kilka lat. Widzę wasze mądre, dobre oczy. Nie zmieniajcie się! Dla dziewczyn takich jak ja, jesteście wspaniałym wzorem.
Konferencję w tym roku wygłosiła dla uczestniczek DDK Maria Miduch, biblistka i wykładowca języka hebrajskiego. - Rabini mówią, że mężczyzna zgrzeszył inaczej niż kobieta, ale w tym samym czasie. Kobieta zerwała jabłko, a mężczyzna nie ochronił jej przed tym zranieniem, grzechem. I od tego czasu w kobiecie jest taka rana - cierpi z powodu obojętności - tłumaczyła. - I od tego czasu kobieta stara się zasłużyć na uznanie. Ale to nigdy nie jest tak, że nasze zranienie jest tylko naszym zranieniem. Grzech, który się wydarzył, zaburzył też jedność między kobietą a mężczyzną. Zawsze więc będzie między nimi jakieś „rozminięcie”. Ono nie będzie wynikać ze złej woli. Kobiety, mając to zranienie w sobie, będą często uzależniały swoją wartość od tego, czy jest przy nich mężczyzna czy nie, czy środowisko je docenia czy nie. I to jest podszept Złego! Temu, który zwiódł Ewę, ciągle zależy na tym, żebyśmy nie miały świadomości, jakie jesteśmy piękne, dobre i co jesteśmy w stanie zrobić. Bo on chce zniweczyć zamiary Stwórcy. A Bóg się przecież nie myli, mówiąc, że wszystko, co stworzył, jest bardzo dobre. Wszystko, co stworzył przed człowiekiem, było „tylko” dobre. Dopiero po stworzeniu człowieka, Bóg powiedział, że to „bardzo dobre”.
Prelegentka przypomniała paniom, że Bóg zapowiedział już szatanowi, że zapłaci za to, iż zwiódł kobietę. I że to kobieta będzie wykonawcą tej „zapłaty”. - Bóg w kobiecie widzi ratunek dla tego, co zostało popsute. Zły chce odebrać kobiecie to, co ona ma od Boga. A ma od Niego to podobieństwo do Boga - piękno, dobro. A tych darów nie da się odebrać. Pan Bóg nie odbiera tego, co daje. Ale można przekonać kogoś, że nie ma tego, co dostał. Że jest nic nie wart. Można wsączyć w czyjeś serce kłamstwo. Dlatego - po pierwsze - trzeba się nauczyć rozpoznawać głos, który mówi, że jestem do niczego i na nic nie zasługuję. Już na wstępie można stwierdzić, że to nie jest głos Pana Boga, tylko Złego. Bóg daje wszystko z łaski. I to nieprawda, że stajemy się piękne i dobre dlatego, że zrobiłyśmy wystarczająco dużo dobrych uczynków. Nie. Jesteśmy piękne i dobre, bo takimi nas stworzył Bóg. A my możemy z tą łaską współpracować - mówiła.
Zacząć można w każdym momencie. - To właśnie po grzechu Bóg mówi do Ewy, jaką ma dla niej wspaniałą misję. Wtedy, kiedy ona „zawaliła”! - zwróciła uwagę M. Miduch.
Na koniec zadała uczestniczkom kilka „zadań domowych”. Pierwsze: wziąć kartkę i napisać wszystko to, „co z nami jest nie tak”. A potem z tą kartką pójść na modlitwę. - I te wszystkie rzeczy trzeba będzie ubrać w „Bożą biżuterię”, zanurzyć w krwi Chrystusa, a potem tę kartkę podrzeć i wyrzuć - instruowała. - Po drugie: napisać i nosić ze sobą w portfelu czy notesie karteczkę ze słowami: „O, jak piękna jesteś, przyjaciółko moja!”. To mówi Bóg! Więc komu ufam? Bogu czy jakimś podszeptom, które chcą mnie zniszczyć? - pytała. - I trzecie: na lusterku napisać sobie: „Obraz Boga”.
Po konferencji przyszedł czas na świadectwa, o których będziemy pisać w kolejnej relacji z IV DDK. TUTAJ.
...
Niestety powiewa PRL to wtedy dawali g(w)ozdziki. A rajstopy byly luksusem ktiry trudno dostac bylo w sklepie. Najwyzej toporme rajtuzy. Silnie to nadal tkwi.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:05, 04 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Kobieta radą na hejt
baja
dodane 04.03.2017 13:48
Jedno ze świadectw dała dziennikarka TVN24 Brygida Grysiak
Magdalena Gorożankin /Foto Gość
zobacz galerię
Niezmiennie mocnym punktem IV Diecezjalnego Dnia Kobiet w Skierniewicach były świadectwa, których ze wzruszeniem wysłuchało ok. 500 zgromadzonych kobiet.
Brygida Grysiak, dziennikarka TVN24, autorka książek (m.in. „Wybrałam życie”), zaczęła od tego, że ma dość gładkie życie, które nie stawia przed nią dramatycznych wyborów, takich jak przed jej bohaterkami. - My bardzo lubimy oceniać innych i siebie nawzajem. Lubimy się porównywać. I nie chodzi tylko o strój, zasobność portfela, mężów - mówiła. - Ja musiałam zostać matką, żeby zdać sobie sprawę, jak fantastyczną jestem kobietą. Bycie matką spowodowało, że już nie muszę wszystkiego rozumieć. I to nie mój mąż pomógł mi odkryć moją kobiecość, tylko moje dzieci! Wcześniej siebie nie znałam i nie rozumiałam, a teraz świetnie się rozumiem i świetnie się ze sobą czuję.
Szybko jednak przypomniała, że „to nie jest tak, że my wszystkie, piękne i dobre, mamy cudowne życie”. - Bohaterki „Wybrałam życie” przeżywają ogromne dramaty. Ale ocaliła je miłość - opowiadała.
- Wyjątkowe kobiety mnie „prześladują”, a to też buduje moją kobiecość - zaznaczyła B. Grysiak. - Kobiety nie tylko „książkowe”. Jedna z nich to Rita z Aleppo. To jest dziewczyna, która ma w oczach wszystko - piekło wojny, sieroty, którymi się opiekuje, ginących przyjaciół… Ale to też jest piękno. Druga to doktor Helena Pyz. Chora, niepełnosprawna kobieta na wózku inwalidzkim, która od 30 lat leczy w Indiach chorych na trąd, zbiera dzieci z ulicy, karmi je, towarzyszy im. Tam zobaczyła, że jej samotność jest pełna ludzi i pełna miłości. Jest piękną starszą kobietą, która w oczach ma taką miłość… Marzyłabym, żeby mieć za 20 lat taki ogień w oczach.
Na koniec dziennikarka przypomniała, że nigdy nie wiemy, w którym momencie naszego życia Pan Bóg nas znajdzie, i… na którym kanale telewizyjnym się to stanie. - My, kobiety, nie wspieramy się wzajemnie. Nie znoszę obmawiania za plecami, nigdy w tym nie uczestniczę. Człowiek robi głupie rzeczy, gdy go coś boli albo się czegoś boi - przestrzegała. - Żyjemy w strasznie dziwnych czasach, świat zwariował. Ale nie łudźmy się, to nie świat zwariował, to ludzie zwariowali. Wydaje mi się, że kobieca wrażliwość daje nam siłę do tego, by powiedzieć temu „stop”. Nienawiść nie jest odpowiedzią, żaden „hejt” tego nie zmieni i nadstawianie drugiego policzka ma sens. Tylko w nas, kobietach, jest na to rada. Tę nienawiść, hejt i podziały mogą zażegnać tylko kobiety, ze swoją wrażliwością, ciepłem i rozsądkiem wypływającym z piękna i dobra.
Swoim wzruszającym świadectwem podzieliła się z uczestniczkami DDK także Grażyna Zielińska, przedsiębiorca, autorka książek. - Mam 54 lata, jestem córką, żoną, mamą, babcią. Pan Bóg dał mi bardzo barwne życie, postawił na mojej drodze wspaniałych ludzi. I dał mi dużo więcej, niż sobie wymarzyłam - przedstawiła się. - Kilkanaście lat temu byłam na tzw. szkole przetrwania w Górach Stołowych. Goprowcy przygotowali nam ekstremalne zadania - chodzenie po pionowych zboczach gór, nad przepaściami, po linach… Ja jestem takim „bojącym dudkiem”, w dzieciństwie bałam się nawet trzepaka, a na te liny mnie jakoś tak pchało… Kolega zrobił mi zdjęcie nad przepaścią. „Co za zdjęcie!” - pomyślałam. - „Nadawałoby się na okładkę mojej książki”, choć przecież nigdy nie zamierzałam napisać żadnej książki. Ono obrazuje wszystko, co później chciałam w niej przekazać. Że jestem zawieszona nad przepaścią, że wystarczy - pyk! - tę linę i wszystko może się odwrócić. I na tym zdjęciu w tle jest maleńki kościół. Byłam wychowana w przykładnej katolickiej rodzinie, ale wiara była „modlitwą do obrazka” - mówiła.
- W pewnym momencie zaczęłam tracić wzrok. Najpierw w jednym oku, potem w drugim. Lekarze diagnozowali stwardnienie rozsiane. Ale do końca nie wiedzieli, co to jest naprawdę. Wyszłam ze szpitala na własną prośbę. Mój świat runął. Wystraszyłam się, że nie zdążę wychować moich dzieci, że nie będę mogła jeździć po świecie, tańczyć, że mąż mnie na pewno zostawi… - zwierzała się. - W chorobie spotykały mnie bardzo trudne chwile. Ból był tak silny, silniejszy od torbieli w zębach czy bóli porodowych, miałam wręcz zachwianie woli życia… Chciałam skończyć z bólem za wszelką cenę. Blisko mojego domu był dworzec PKP, żałowałam, że tory nie przechodzą pod moim oknem, bo miałam duże problemy z chodzeniem… - mówiła, a niektóre panie ukradkiem ocierały łzy.
- Niedawno miałam Wielki Czwartek. Po całym dniu pracy poszłam do kościoła, bardzo zmęczona. Już tam czułam, że moje nogi zaczynają drżeć. Ale udało mi się dotrwać do końca, a potem wyszłam z niego, suwając nogami o pół długości buta. W pewnym momencie stanęłam. Zawołałam do mojego Anioła Stróża: „I co ja mam teraz zrobić?! Nie mam telefonu komórkowego. Aniołku, co ja mam robić? Czołgać się w tym błocie?”. Mieszkałam dosłownie trzy domy dalej. Anioł pomógł. Pojawiła się sąsiadka… - opowiadała pani Grażyna.
- Gdy postawiono mi diagnozę, wpadłam w depresję. Ale, Bogu dzięki, udało mi się w miarę szybko otrząsnąć. I wtedy powiedziałam sobie: „O, nie, jeśli nawet mi zostało niewiele życia, to tę resztę wykorzystam do cna”. Wtedy skończyłam studia, najpierw magisterskie, potem doktoranckie, założyłam własną firmę, dzisiaj szkolę ludzi… Jestem dumna z tego, co robię. A swoją siłę odkryłam w chorobie - podkreśliła. – I swoją pierwszą książkę napisałam dla ludzi cierpiących na SM [stwardnienie rozsiane - przyp red.], żeby powiedzieć im, że z tą chorobą można żyć. Tylko trzeba nauczyć się tego, że choroba nie może nami zawładnąć w całości. Trzeba jej pozwolić iść obok nas, choć czasem trzeba się z nią spotkać. Gdy zaczynałam pisać książkę, myślałam, że Pan Bóg mnie ukarał, ale gdy ją kończyłam, wiedziałam, że choroba to dar. Gdy zaczynałam pisać drugą książkę, wiedziałam już, że choroby nie pochodzą od Boga, a gdy ją kończyłam, wiedziałam, że nie pochodzą od Boga, ale od Złego, a Pan Bóg tylko je dopuszcza, żeby wyprowadzić z nich dobro.
Pani Grażyna opowiedziała wiele wstrząsających chwil ze swojego życia, zmagania się z chorobą i uczynienia z niej sposobu do… służenia innym. Wzruszające było również to, że świadectwa heroicznej kobiety słuchali wpatrzeni w nią z troską mąż, córka, wnuczka i tata…
Po świadectwach przyszedł czas na przerwę przy kawie, herbacie, pysznych ciastach, upieczonych przez panie z Międzyborowa i Skierniewic (z parafii Niepokalanego Poczęcia NMP), oraz ciepłej zupie.
Co o kobietach w Biblii mówi Bóg? - konferencja Marii Miduch - TUTAJ
...
Niebywale wysoka wartosc tych wypowiedzi.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 23:23, 04 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Madonna od popaprańców
baja
dodane 04.03.2017 14:58 Zachowaj na później
Koncert Marcina Stycznia wzbudził prawdziwy aplauz wśród kobiet
Magdalena Gorożankin /Foto Gość
zobacz galerię
Gdy już uczestniczki IV Diecezjalnego Dnia Kobiet nieco posiliły się po świadectwach, przyszły kolejne wzruszające momenty - koncert Marcina Stycznia, pieśniarza, gitarzysty i dziennikarza z Warszawy.
Po przerwie najpierw nadszedł jednak czas na podziękowania dla naszych sponsorów, partnerów, dobrodziejów oraz na niespodziankę dla uczestniczek, którą przygotował jeden z nich...
Organizacja wielkiego święta dla 500 kobiet nie byłaby możliwa bez firm El-In, Mirbud, TPU Twój Punkt Ubezpieczeń, Bunny Print, sieci aptek św. Stanisława Edyty Sukiennik, NZOZ "Kopernik", a także naszego partnera medialnego - Radia Victoria, które prowadzi w tym roku transmisję na żywo IV DDK.
W tym roku dołączyło do naszych organizatorów Biuro Podróży "Arka Travel", które od razu zaskoczyło panie niezwykłym prezentem. Żaneta Dziewiątkowska-Klimkiewicz, szefowa biura, ogłosiła, że wśród uczestniczek IV Diecezjalnej Pielgrzymki Kobiet, którą "Gość Łowicki" zorganizuje już 27 maja w Szymanowie, zostanie wylosowana darmowa pielgrzymka do Fatimy, w 100. rocznicę objawień Maryi pastuszkom z Cova da Iria.
W święcie kobiet uczestniczy od kilku lat kilka samorządów, a osobiście w DDK biorą dziś udział Marek Pastusiak, wiceburmistrz Rawy Mazowieckiej, Grzegorz Janeczek, burmistrz Głowna, oraz Jarosław Chęcielewski, wiceprezydent Skierniewic.
- Bardzo się cieszę, że kolejny raz DDK zawitał do Skierniewic. "Kobieta" to znaczy bardzo wiele, znaczy coraz więcej. Kojarzy nam się z łamaniem męskich serc, ale także z pięknem, dobrocią i - coraz częściej - z siłą i wytrwałością. Mogę zaświadczyć, że to właśnie kobiety są mózgiem działalności stowarzyszeń, firm. Są patronkami ogniska domowego. Życzę wam szczęścia, opieki i troski najbliższych oraz... jak najczęstszego odwiedzania Skierniewic - mówił wiceprezydent Skierniewic.
Z niezwykłym entuzjazmem uczestniczki przyjęły prawie godzinny koncert Marcina Stycznia, warszawskiego pieśniarza, gitarzysty i dziennikarza. Swoje piosenki autorskie oraz oparte na tekstach Karola Wojtyły przeplatał opowieściami o tym, jak powstały. Wielki aplauz towarzyszył "Madonnie od popaprańców". M. Styczeń napisał tę piosenkę, zainspirowany słowami swojego przyjaciela Ernesta Brylla, który tak nazywa swoją żonę, goszczącą w ich otwartym domu wielu ludzi, z różnymi historiami życiowymi. Na zakończenie koncertu bard zaśpiewał specjalnie dla Emilki Grzegorzewskiej, która rok temu, dokładnie podczas III DDK świętowała z nami swoje 18. urodziny.
Potem przyszedł czas na prezenty dla pań. Od pierwszej edycji DDK uczestniczki otrzymują zawsze pamiątki, które mają im przypominać wspólnie spędzony czas i być inspiracją do codziennych działań. Tym razem były to: lusterka z napisem: "Cała piękna jesteś", perły hodowlane oraz List Jana Pawła II "Rosarium Virginis Mariae", a także - oczywiście - róże.
...
Poparancow jest masa. I wlasnie Nasza Matka za zycia nie brzydzila sie najgorszymi tym bardziej pomaga teraz. Niejeden zbrodniarz uratowal sie od piekla bo Ją jakos szanowal mimo ze nikogo nie szanowal.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:00, 05 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Gromadźcie perły i skarby
baja
dodane 04.03.2017 18:58
Ordynariusz łowicki bp Andrzej F. Dziuba i ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny "Gościa Niedzielnego"
Marcin Kowalik /Foto Gość
zobacz galerię
Kulminacyjnym punktem IV Diecezjalnego Dnia Kobiet w Skierniewicach była Msza św. pod przewodnictwem bp. Andrzeja F. Dziuby, ordynariusza łowickiego, w kościele św. Jakuba Apostoła.
- Kobiety zawsze były obecne przy Jezusie Chrystusie - mówił na wstępie Eucharystii ks. Jan Pietrzyk, proboszcz parafii. - Maryja nazywała siebie pokorną służebnicą Pańską, a przyjęła na siebie trudną rolę matki, żony i opiekunki rodziny. Chcemy prosić przez Jej wstawiennictwo, aby wypraszała potrzebne łaski dla wszystkich kobiet świętujących tutaj swój dzień.
Razem z biskupem ordynariuszem Eucharystię sprawowali także m.in.: ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny "Gościa Niedzielnego", ks. Stanisław Banach, diecezjalny duszpasterz kobiet, i ks. Wiesław Kacprzyk, asystent diecezjalny "Gościa Łowickiego".
W liturgii słowa kobiety wysłuchały w całości fragmentu Pieśni nad Pieśniami, z której zaczerpnięte było hasło tegorocznego DDK: "Cała piękna jesteś", oraz Ewangelii o drogocennej perle.
Homilię wygłosił bp Dziuba. - Człowiek od samego początku swego istnienia zawsze wrażliwie patrzy na otaczający go świat. Zawsze dostrzega i pyta - jak mówił psalmista - o Stwórcę tego świata, o Stwórcę nieba i ziemi. I człowiek zachwyca się światem, widzi jego piękno, dostrzega, iż Bóg naprawdę wszystko stworzył dobre. A skoro dobre, to prawdziwe i piękne - mówił. - W dziele stworzenia spełnia się to wielkie ludzkie poszukiwanie prawdy, dobra i piękna. Idealnie jest, gdy wszystkie te trzy wartości spotykają się razem. Człowiek zaczyna wierzyć w Stwórcę, a więc nawiązywać z Nim kontakt. Bóg stworzył człowieka z ludzkim sercem i zdolnościami umysłu, a przede wszystkim ze zdolnością miłości. Jako najpiękniejsze swoje dzieło. A jako dowód piękna stworzenia człowieka, Bóg, który jest ojcowski i macierzyński, zapragnął rozdzielić matkę i ojca, a przez to pokazać coś niezwykłego - umiejętność odkrywania piękna drugiego człowieka. Umiejętność zachwytu drugim człowiekiem, umiejętność bycia oczarowanym. Piękno człowieka wskazuje na piękno Stwórcy. Ale Bóg chce, żeby ludzie obdarowywali się nawzajem pięknem. Piękno bez prawdy i dobra bywa zwodnicze i złudne. Prawdziwe piękno jest trwałe, niezmienne, nie znika z wieczornym mrokiem. Ale piękno może "zwieść człowieka spojrzeniem swych oczu, jednym paciorkiem naszyjnika". Pragnienie piękna powinno być zawsze tak cudowne jak ogród, które przywołuje ogród rajski - tłumaczył pasterz diecezji.
- Serce człowieka najpełniej rozpoznaje wewnętrzne piękno, które sprawia, że zewnętrzne piękno staje się autentyczne i szczere. Maryja potrafiła w pełni znaleźć ukryty skarb i wybraną perłę. Ona potrafiła szukać w życiu tego skarbu i z wielu pereł wybrać najważniejszą, a równocześnie z wielu innych zrezygnować - nauczał bp Dziuba. - Stąd potrzeba szukania i potrzeba wybierania. Potrzeba szukania piękna i wybierania w tym, co jest piękne.
- Kiedy po raz czwarty przypominamy sobie dzisiaj: "Jestem kobietą - Lubię to!", dobrze, że koncentrujemy się właśnie na pięknie. To ważne, byście, panie, lubiły piękno i byście czasem potrafiły zrezygnować z jakiegoś piękna na korzyść tego najważniejszego - mówił ordynariusz. - A na pewno największym pięknem jest wasze powołanie. Niech Matka Najświętsza, która uczy nas umiejętności bycia piękną, a jednocześnie bycia ciągle pełną wiary, stanie się dla każdego z nas tym szczególnym drogowskazem, tym znakiem, który najpełniej wskazuje drogę ku królestwu niebieskiemu. Chcemy Jej dziękować za szczególny dar przeżywania piękna, nie zapominając o prawdzie i dobru, nie zapominając o harmonii tych trzech wartości. Byśmy kiedyś doświadczyli pełni tych wartości w królestwie niebieskim. A dzisiaj gromadźmy perły i skarby, a szczególnie dar piękna, dar samego Boga. Niech oczarowane będą nasze serca, niech ogród naszego piękna będzie życiodajny, niech drzewo naszego życia przepełnione będzie pięknem, które niech raduje wszystkich spotykanych na drogach naszego życia. Ale pamiętajmy, byśmy to wszystko budowali razem z Bogiem w atmosferze naszej wiary, nadziei i miłości - zaapelował pasterz.
- Bardzo się cieszę, że mogę tutaj być - mówił na koniec Eucharystii ks. Gancarczyk, szef GN. - Odkąd pamiętam, zawsze z tatą chodziłem na pielgrzymki mężczyzn do Piekar Śląskich. Mama chodziła na swoje. Bo ten podział był wyraźny. Dla mnie te pielgrzymki stanowe były oczywiste, ale w pewnym momencie przyszła refleksja, dlaczego one są osobno i trochę się buntowałem. Dzisiaj już nie mam żadnej wątpliwości, że takie pielgrzymki są potrzebne. Choćby z jednego powodu - żyjemy w takich czasach, kiedy zaczyna być kwestionowana różnica między mężczyzną a kobietą. A Bóg stworzył nas mężczyzną i kobietą. Takie pielgrzymki, jak wasza, podkreślają tożsamość kobiety. Kiedy kobiety się zbierają w Imię Jezusa czy mężczyźni zbierają się w Imię Jezusa, to to spotkanie nigdy nie jest przeciwko komuś. Bardzo się cieszę, że "Gość Niedzielny" ma w tym swój udział. Niech te wspólne spotkania kobiet z Bożym błogosławieństwem się rozwijają i z błogosławieństwem księdza biskupa też.
Wzruszającym momentem na zakończenie Eucharystii była, jak co roku, modlitwa Litanią Chwały. - Dziś chcemy Boga chwalić za to piękno, którym Bóg obdarzył nas w momencie poczęcia - mówiła s. Anna Maria Pudełko AP. - Prawdziwe piękno jest jak płomień świecy - subtelne, delikatne, ciepłe. Dlatego każda z pań może zabrać taki płomyczek sprzed ikony naszej Matki.
- Jezu, w IV Diecezjalnym Dniu Kobiet, bądź uwielbiony! - dodał ostatnie zawołanie do Litanii Chwały bp Dziuba.
...
Najwazniejsze aby wszystko bylo szczere i nie sztuczne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 18:32, 05 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Róż, tusz i już!
Grzegorz Brożek
dodane 05.03.2017 14:50
Majka Klimontowska (w środku) jest zadowolona z trzech dni spędzonych na rekolekcjach.
Grzegorz Brożek /Foto Gość
zobacz galerię
Wizażystki pojawiły się na rekolekcjach w sobotnie popołudnie. Przecież piękno zewnętrzne jest emanacją najwyższego Piękna.
Która z kobiet nie zastanawiała się, czy jest piękna? Czy może się komuś podobać? Z jednej strony jest świat z wyretuszowanymi modelkami, z drugiej - hasła, że ważniejsze jest piękne wnętrze niż uroda. Chcesz się podobać, ale nie chcesz być próżna? Chcesz być piękna, ale nie sztuczna? Jak to zrobić, żeby wydobyć swoje zewnętrzne i wewnętrzne piękno? Komu i dlaczego warto się podobać? Kto w tym wszystkim jest najważniejszy?
Tak organizatorzy zapraszali dziewczęta na trzydniowe rekolekcje, które zakończyły się 5 marca w willi „Pogoń” w Krynicy-Zdroju. Poprowadził je ks. Marcin Baran z Wydziału Duszpasterstwa Młodzieży tarnowskiej Kurii.
- Właściwie jednak te rekolekcje dla dziewcząt prowadziły same dziewczęta, kobiety. Nikt tak dobrze nie zrozumie drugiej kobiety, jak inna kobieta - twierdzi ks. Marcin.
- Bałam się tych rekolekcji, bo zastanawiałam się, jak wytrzymam trzy dni wśród samych dziewczyn, ale pomyślałam, że zaczął się Wielki Post, więc to może jest okazja, by czegoś posłuchać, zastanowić się nad życiem, bo cały czas studia praca, nie ma czasu żeby się zatrzymać i wyciszyć. Dziś cieszę się, że tu jestem - mówi Majka Klimontowska z Korzennej.
Jeśli spodziewały się ciągłego widoku księdza na ambonie, to trochę zostały zaskoczone.
- Na mnie ogromne wrażenie zrobiło spotkanie z Magdą Kluczyńską z Poradni Rodzinnej w Bochni. Stanęła przed nami młoda, atrakcyjna kobieta. Jak zaczęła opowiadać, jaką ma relację z Jezusem, jak to procentuje w małżeństwie - to mogła nie kończyć, tak się jej dobrze słuchało. Myślę, że kiedy słucha się świadectwa normalnej dziewczyny, to można uwierzyć, że takie życie jest możliwe w przypadku każdej z nas. Mówiła o trudach, chorobie dziecka, jak potrafiła na tyle Bogu zaufać, by powiedzieć Mu „jak je weźmiesz do siebie, to przyjmę to od Ciebie”. Nie każda z nas byłaby gotowa dziś na to, by tak powiedzieć, ale to też daje mi poczucie, że Bóg nie zrzuca na nasze ramiona w życiu więcej niż jesteśmy w stanie unieść. Oczywiście, jeśli dbamy o relacje z Jezusem. Z Panem Bogiem po prostu można przenosić góry - twierdzi Kasia Wąsik z Limanowej.
W rekolekcjach wzięło udział 30 dziewcząt w wieku od 16 roku do 28 roku życia.
- To w większości studentki, ale są te z osoby pracujące. Wiele z nich w tym wieku ma problem, bo skończyły studia, pracują, ale nie znalazły w życiu radości, pasji i czują się niespełnione - mówi ks. Baran.
Nie zawsze związane jest to z tym, że nie założyły rodziny. Czasem problem jest bardziej elementarny. Jaki?
- Nie mają poczucia, że są wartościowe. Czują się nieważne, niewiele znaczące. Tymczasem poczucie własnej wartości, pewność siebie jest bardzo ważna - mówi ks. Marcin.
Może także dlatego pojawiły się w sobotnie popołudnie na rekolekcjach wizażystki. Doradzały jak się ubrać, jak dobierać dodatki, jak efektywnie i efektownie korzystać z kosmetyków do makijażu. Bo trudno nie zgodzić się z obserwacją, że piękno zewnętrzne jest emanacją najwyższego Piękna.
W życiu duchowym także potrzebujemy kosmetyków. Jako że człowiek nie jest z natury zły, toteż czasem potrzebuje niewiele, by oczyścić się z tego, co tłumi blask Piękna i Prawdy.
- Takim duchowym wizażem, makijażem, narzędziem służącym do kształtowania duszy są rzeczy, które w skarbcu Kościoła znajdują się cały czas od wieków. Okazało się, że dziewczyny skorzystały z okazji i adoracja Najświętszego Sakramentu trwała do późnych godzin nocnych. Spowiadałem i rozmawiałem z uczestniczkami do 2-3 nad ranem. To są realne owoce rekolekcji, efekt nawiązania relacji z Jezusem - tłumaczy ks. Marcin.
...
Kobiety sa niesmiale i maja wiecej kompleksow. CZEGO NIE WIDAC! Bo szolbiznes to babochlopy. Jakby tak przebadac te kobiety co sa na wizij to by wyszedl ponad przecietny poziom cech meskich. To nie sa wzory dla kobiet.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:37, 29 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
Szymon Majewski: Mój syn pije!
Szymon Majewski | Apr 28, 2017
Comment
Share
Comment
Czyli mój pierwszy powrót „na rauszu”.
T
ak długo byłem w harcerstwie, że musiałem się w pewnym momencie „odharcerzyć”. Miałem już dziewiętnaście lat i w końcówce liceum zacząłem wirować towarzysko.
Na drodze to pełnego „zbaciarzenia” stała jednak moja Mama! Oj, niewinny ci ja byłem, jak jakiś łabądek. Jak tylko impreza zaczynała toczyć z górki i budziły się demony, Szymek brał nogi za pas albo strategicznie unikał alkoholu.
Mama kochała mnie bezkrytycznie, bezstresowo i nadwrażliwie. Miała gołębie serce, które po rozwodzie jeszcze się nadwątliło, pracowała ciężko w służbie zdrowia – i jak z tym wszystkim miałby synuś pójść imprezowym szlakiem! Nigdy! Wystarczyło, że się nie uczyłem…
Do dziś, a stuknie mi już w czerwcu okrągła pięćdziesiątka mam na swoim koncie dwa upicia się: jedno w okolicach dwudziestki, drugie pięć lat później! I to tyle! Więcej grzechów nie pamiętam…
Nie dawało rady. Nawet dzieci moich nie opiłem z teściem jak należało, a namawiał bardzo.
Prawdą jest, że alkoholu nie lubię. Niech nikt mi nie mówi, że wódka jest pyszna (znam takich), wina to dla mnie jakieś „kwasigruchy”, po piwie chce się spać. Cenię sobie odlot wewnętrzny wynikający z mojej energii i chęci zabawy. Cóż, a może po prostu siedzi we mnie wciąż ten skaut?
Read more: Szymon Majewski: Wszystkie słoiki mojej Mamy
I tak zresztą w związku z tym, że śmigam w szołbiznesie ciągle jeszcze jestem podejrzewany o bycie zakładnikiem różnych substancji.
I ta moja Mama!!!
Kochani, jak ja miałem się upijać, gdy w domu czekała na mnie wylękniona mama i reagowała nadwrażliwie, jak się spóźniałem nawet o trzy minuty. A jak raz przyszedłem do domu „zawiany”, „na cyku”, „na rauszu” i po zajrzeniu do kieliszka, to do dziś pamiętam Mamy reakcję!
Zresztą co to było za napicie się?! Jakieś dwa lub trzy kieliszki paździerzowego wina z Rafałem i Tulczykiem! Ot co.
Pamiętam ten dzień, stanąłem w przedpokoju, musiałem mieć coś w oczach, albo raczej mój oddech, przedarł się z przedpokoju do kuchni i zaniepokoił Mamę. Moje ciało próbowało przyjść mi na ratunek i pilnowało chwiejnie swoich granic. Mama wysunęła głowę z kuchni, spojrzała na mnie, po czym cofnęła się, usiadła na krzesełku chowając twarz w ręce i powiedziała:
– Mój syn pije.
Koniec! To był wyrok! Wolałbym, żeby w moją stronę poleciała ścierka, wałek albo weki ze śliwkami.
– Mój syn pije.
To brzmiało jak diagnoza choroby alkoholowej w ostatnim „mysim” już stadium.
To była cała moja Mama, kochająco-katastrofizująca. Pamiętam, że potem starałem się z reguły nie narażać jej na „załamania kuchenne” i wybiegać te mikre procenty, zanim wróciłem do domu…
...
Bardzo dobre. Widac ze sila kobiet nie jest fizyczna.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 8:38, 01 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Świętość: Boży copyright i sposób na wieczną młodość
Marta Klimek | Maj 31, 2017
fot. Marcin Jończyk
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
O Maryi jako kobiecie-liderce, o skarbach ukrytych wewnątrz nas, o życiu szczęśliwym i o tym, że nie wolno się zgadzać na własne dziadostwo – opowiada w wywiadzie s. Anna Maria Pudełko.
M
arta Klimek: Cieszę się, że spotykamy się w maju, miesiącu Maryi. Chociaż w tym roku maj dość późno się obudził. Zna Siostra sposób, by mimo pogody maj mieć zawsze w sercu?
S. Anna Maria Pudełko*: Maj w sercu może trwać cały rok. I jak to z majem bywa, zazwyczaj jest dużo słońca, ale czasami są też burze – nagłe, gwałtowne, jednak tak szybko jak przychodzą, tak odchodzą. W historii z Panem Bogiem jest podobnie, bo Jego Miłość głęboko raduje, uszczęśliwia, ale jest też wymagająca.
On nie zabiera z naszej drogi trudności czy nawet kryzysów. Stąd też te burze. Właśnie tak jak w przyrodzie, jak w maju, są trudne momenty, ale jeśli potrafimy je dobrze przeżywać, mają określony czas, zaczynają się i kończą, a maj trwa – po prostu. Bo To jest coś bardzo głębokiego, a nie emocja. Ta głęboka radość to pewność bycia kochaną przez Boga, pewność bycia Jego, bycia bardzo bezpieczną. Właściwie to jest źródło wszystkiego.
Jak szukać tego źródła? Jak szukać maja i tej pewności bycia kochaną?
Podstawowym źródłem tej pewności jest Słowo Boże. Biblia to nie jest jakaś tam książka. Biblia to list, który Bóg napisał – specjalnie dla mnie i dla Ciebie. To słowo, które ma moc dawania życia. Jeśli wierzę – dzieje się dla mnie tu i teraz. I nieustannie przekonuje mnie, kim jestem dla Boga, jak ważna dla Niego jestem.
Wydaje mi się, że każdy człowiek tylko z tego może czerpać swoją wartość. Jestem dla Boga tak ważna, że On zechciał dla mnie umrzeć. A to, co zewnętrzne – moje zdolności, umiejętności, moje role społeczne, tytuły naukowe… – dzisiaj jest, jutro tego nie ma. To jest ważne, ale nie najważniejsze, a niestety wiele osób tylko na tym opiera swoją wartość.
Do tego popycha nas dzisiejszy świat. Trudno się od tego oderwać.
Jest trudno, ale mamy na szczęście coś takiego w naszym sercu – taką tęsknotę, głód. To jest właśnie głód Boga. Nawet jeżeli ten świat pociąga nas do tego, co zewnętrzne i mówi: „Wartościowa jesteś tylko wtedy, gdy tak się zachowujesz, tak się ubierasz, tak postępujesz, jesteś w takim środowisku…”. Bzdura, kompletna bzdura. Wszystko mamy wewnątrz nas.
Czytaj także: Kuchenne przemyślenia. Niebo pomiędzy garnkami
I mamy żyć w świecie jako chrześcijanki, które mają temu światu coś do zaoferowania. O wiele bardziej niż ten świat nam. Mamy skarby wewnątrz siebie – każda z nas. Jeśli w to uwierzymy, będziemy mogły z tego świata mądrze korzystać. A nie stawać się takie, jak świat chce, bo wtedy zaczynamy siebie tracić, zaczynamy siebie negować i przekreślać.
Trudno przekonać świat, że właśnie to, co wewnętrzne i głębokie, jest atrakcyjne.
Ale my nie musimy świata przekonywać. Kiedy jesteśmy głęboko osadzone w sobie, to świat się zaczyna dziwować: „Co Ty robisz, że jesteś szczęśliwa? Skąd masz tyle energii? Skąd ten entuzjazm życia?”. Ludzie mogą chcieć poznać tę prawdę, ale mogą też z nami walczyć. Tu potrzeba pewnej dojrzałości, pewnej wolności wewnętrznej, której nie osiąga się na starcie, na dzień dobry. Ale wiem, że to jest możliwe.
Czego wzorem może być dla nas Maryja.
Jest, najpiękniejszym wzorem.
W swoich rozważaniach do Litanii loretańskiej pisze Siostra, że „Nie ma takiego odcinka w życiu kobiety, w którym Maryja nie mogłaby nam czegoś ukazać, czymś zachwycić, czegoś poradzić!”. Spoglądanie na Nią, jako wzór w życiu duchowym czy nawet rodzinnym wydaje się dość naturalne, ale jak przenieść Jej przykład choćby na życie zawodowe? Maryja przecież nie musiała robić kariery.
Musimy realnie patrzeć na kontekst kulturowy i społeczny, w jakim żyła Maryja, ale możemy znaleźć jakieś podobieństwa. Dla mnie Jej piękną odsłoną jest Maryja już po zmartwychwstaniu, obecna w Wieczerniku. To nie była obecność zawodowa, ale stwórzmy sobie taką metaforę: Jezus wstępuje do nieba; w Wieczerniku są zgromadzeni różni ludzie – apostołowie, uczniowie, kobiety, krewni Jezusa… – grupy, które naturalnie nie za bardzo były ze sobą. Każdy tam miał swoje wizje, nawet tego, co będzie dalej. I Maryja ich wszystkich gromadzi.
Dla mnie Ona jest tam cudownym przykładem kobiety-liderki. Nie patrzy na to, co tych ludzi dzieli, ale znajduje punkty, które mogą ich połączyć i tworzy wspólnotę. Przez te dziesięć dni oczekiwania na Ducha Świętego Ona tworzy klimat rodzinności, domu. Dla mnie to jest wspaniała kobieta, matka, tutorka, liderka, „szefowa firmy”: ma jakiś potencjał ludzki, który mądrze zagospodarowała.
Czyli nawet tu może być dla nas wzorem?
Maryja może być doskonałym wzorem, bo Ona jest nie tylko wzorem miłości, delikatności, subtelności, ale także ogromnej odwagi i siły. Kobiety, która jest bardzo zdecydowana. Już przez sam fakt, że zgodziła się być Matką Boga. Podjęła to ryzyko, i wiedziała, że będzie miała wszystkich przeciwko sobie, włącznie z Józefem, który był kompletnie zdezorientowany.
Czytaj także: Kult maryjny – dziecinny, mało męski, niepoważny? Nic z tych rzeczy!
Ona była w sytuacji wielkiej niepewności, co będzie dalej, czy w ogóle ten związek przetrwa. Czyli mamy młode małżeństwo, które od samego początku ma mnóstwo problemów. Naprawdę nie ma takiego miejsca, w którym nie mogłybyśmy się przeglądać w życiu Maryi. Ona była młodą dziewczyną, ona była nastolatką, narzeczoną, żoną, matką, wdową, konsekrowaną – Ona to wszystko łączy w sobie, więc naprawdę można się od Niej tego uczyć.
Na co dzień pomaga Siostra w rozeznawaniu powołań. Powołanie często kojarzy nam się wyłącznie z powołaniem zakonnym, duchownym, a przecież każda z nas ma powołanie.
Każdy człowiek powołanie ma i nie ma człowieka bez powołania. To jest tak, że każde życie człowieka jest powołaniem i całe życie człowieka jest powołaniem. To nie znaczy, że ja raz coś odkryję i to jest koniec. Każdy nowy etap mojego życia pokazuje mi powołanie w powołaniu, czyli ja pogłębiam, ja ciągle odkrywam coś nowego, ja się nieustannie rozwijam, dlatego to jest takie pasjonujące.
Pierwsze powołanie, to jest powołanie do życia, sam fakt, że istnieję. Ja mogę przyjąć życie albo je odrzucić. Mogę ucieszyć się sobą, taką jaka jestem albo mogę się ciągle negować i ciągle poprawiać. A świętość polega na tym, że ja przyjmuję siebie.
„Świętość to Boży copyright”?
Dokładnie, drugiej takiej jak Ty i ja nie będzie. Po co ja mam poprawiać Pana Boga? Bo ja chcę być wyższa, niższa, szczuplejsza, grubsza, włosy takie czy siakie… Oczywiście, czasami kobieta może się ładnie poprawić. Ale nie po to, żeby zmienić się całkowicie, ale żeby wydobyć to piękno, które w sobie ma. I to jest pierwsze powołanie – zgoda na siebie i zgoda na siebie w tej najlepszej wersji.
Czyli nie zgadzam się na swoje dziadostwo. Nie mówię „Panie Boże, taką mnie stworzyłeś, taką mnie masz”. Nie. Zgadzam się na siebie, ale podejmuję moje wady, walczę z nimi i się zmieniam, przekraczam siebie.
Mówi Siostra również o trosce o ten fizyczny aspekt naszej kobiecości – o ciele, dbaniu o siebie, modzie. To jest właśnie jeden z tych obszarów życia, który mnie samej trudno odnieść do przykładu Maryi.
A mnie się wydaje, że Maryja była zawsze bardzo piękna i bardzo zadbana. I to nie znaczy, że teraz mamy nosić długie spódnice i welony, bo chcemy być takie jak Maryja. Absolutnie nie! Mamy być ubrane z gustem, ze smakiem, z tą nutką tajemniczości i piękna, bardzo gustownie i jednocześnie skromnie, czyli bez prowokacji.
Wydaje mi się, że możemy dbać o to wszystko – o figurę, kondycję makijaż, ale to nie jest cel. To ma być tylko pomoc do tego, aby być jeszcze bardziej sobą, jeszcze bardziej piękną. Zawsze kiedy mylimy środek z celem, to gdzieś się gubimy.
Wracając do powołania, często podkreśla Siostra, że powołaniem każdej kobiety jest macierzyństwo. A co z kobietami, które tych dzieci nie mają? Nie mogą ich mieć albo nie znalazły właściwego mężczyzny. Czy one też mają tę misję macierzyńską?
Jak najbardziej. Każda kobieta jest stworzona do tego, by być matką. Jest jedna bardzo ważna rzecz: nie chodzi o to, byśmy miały dzieci, ale chodzi o to, byśmy były matkami.
Są kobiety, które biologicznie nie mogą mieć dzieci, ale to nie znaczy, że nie mogą rozwijać w sobie tego macierzyńskiego serca. Ile razy, razem ze swoimi mężami decydują się na adopcję. I to jest piękne macierzyństwo.
Inne decydują się po prostu na bycie dla drugiego człowieka. Wcale nie jest powiedziane, że kobiety, które nigdy nie założyły rodziny przegrywają swoją macierzyńskość. Macierzyństwo polega na tym, że ja świadomie przeżywam moją troskę wobec innych osób, że wobec drugiego człowieka podejmuję tę odpowiedzialność i pomagam mu się rozwijać. Jest wiele zawodów służebnych – asystentki, pielęgniarki, terapeutki. Jak bardzo można być macierzyńskim, np. pomagając innym ludziom odbudować ich życie. To może być bardzo radosne i bardzo satysfakcjonujące.
Nazywanie tego macierzyństwem nie jest zbyt trudne dla kobiet, które nie są biologicznie matkami?
Wydaje mi się, że to zależy od tego, jak kobieta „przepracuje” stratę własnego dziecka. Ja też nie mam dzieci, a czuję się matką bardzo głęboko i macierzyństwo jest dla mnie radością. Nie mam dzieci z wyboru, bo podjęłam drogę życia konsekrowanego. Co nie znaczy, że ten wybór nie był bolesny, bo zawsze marzyłam o mężu i piątce dzieci (śmiech).
Czytaj także: Dlaczego Maryję nazywamy wspomożycielką wiernych?
I pamiętam, że jako młoda dziewczyna droczyłam się z Jezusem i mówiłam: „Wiesz co? I nigdy nie dostanę laurki na Dzień Matki? To mnie boli”. I muszę powiedzieć, że odkąd skończyłam 40 lat, co roku dostaję życzenia na Dzień Matki od osób, którym pomagałam i którym towarzyszę. Jakoś naturalnie. Dla mnie to wielki zachwyt, że Pan Jezus mi mówi: „A widzisz, a widzisz!”.
Słuchając Siostry, naprawdę można zobaczyć ten wzór Maryi. Kiedy Siostra powiedziała, że skończyła 40 lat, miałam ochotę zapytać, czy naprawdę 40? Bo tego nie widać.
W tym roku 45. Tak, tak, już jestem na etapie Matki Bożej z Wieczernika (śmiech). To też jest piękne w mojej historii z Maryją, że Ona rosła razem ze mną. Jak byłam młodziutką dziewczyną, to tak Ją sobie właśnie wyobrażałam jako narzeczoną Józefa, jako taką ach, taką zakochaną, taką szukającą Boga. Potem jak już miałam 25-30 lat, to wyobrażałam Ją sobie, jako młodą mamę w Nazarecie.
A teraz, jak sobie policzyłam, to w wieczerniku Maryja miała jakieś 45-47 lat, więc zaczyna się nowy etap w Jej życiu. Także Maryja nie zawsze jest taka młodziutka. Młodziutka wiekiem, ale myślę, że sercem zachowała tę rześkość do końca, bo była bez grzechu, więc nie była obciążona.
I to jest sposób na wieczną młodość kobiety.
Chyba tak – świętość to jest sposób na wieczną młodość kobiety.
*S. Anna Maria Pudełko – apostolinka, psychopedagog powołania. Prowadzi rekolekcje i warsztaty dla osób konsekrowanych, małżeństw i kobiet. Autorka cyklu Taka jak Ty dla Stacji 7 i rozważań Litanii Loretańskiej „Kobieta w pełni szczęśliwa”.
...
Zawsze wnetrze wazniejsze niz cialo. To oczywiste.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:46, 05 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Zdjęcie młodej matki w depresji poporodowej obiegło sieć
Cerith Gardiner | Czer 05, 2017
© Kathy DiVincenzo | Facebook
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Po lewej, życie jak z bajki, jakie często widzimy na portalach społecznościowych. Po prawej rzeczywistość. Młoda matka poruszyła poprzez zdjęcia problem, który dotyka wielu kobiet, na całym świecie.
Jeśli masz dzieci, są szanse – i tego ci życzymy – że masz za sobą jako mama wspaniałe dni. Kiedy np. udało ci się nie tylko posprzątać stół po śniadaniu i wyprawić starsze dzieci do szkoły, ale też zdążyłaś się uczesać i umalować.
Ale masz też za sobą także trudne momenty, które pogarszają ci nastrój i dają poczucie porażki. Zwłaszcza, gdy o ósmej rano oglądasz w sieci zdjęcia przyjaciółek, też młodych mam, i podziwiasz ich doskonałe życie. Zastanawiasz się, jakim cudem ich domy są tak wysprzątane, jak tym „supermamom” udaje się zawsze tak nieskazitelnie wyglądać i dlaczego ich dzieci nie wszczynają ciągle kłótni, jak twoje.
Czytaj także: Przestań żyć w Instagramowej iluzji
Zapominamy często, że te zdjęcia to tylko iluzja idealnego życia, momenty spokoju wśród chaosu. Jak przypomina Kathy Di Vincenzo w swojej ostatniej publikacji na Facebooku, mamy tendencję do dzielenia się na portalach społecznościowych tylko najlepszymi momentami z życia i ukrywania tego, co się nie udaje. Mimo to, właśnie wtedy, kiedy czujemy się najgorzej powinniśmy trudności dzielić z innymi i prosić o pomoc tych, którzy mogą nam ją okazać.
Kathy Di Vicenzo zdecydowała się podzielić dwoma zdjęciami, które pokazują dwa skrajnie różne scenariusze. Jeden, w którym wszystko jest pod kontrolą, uśmiechnięta mama bawi się ze swoim dzieckiem. I drugie, na którym wszystko jest odwrotnie. Ta ostatnia wersja jest często rzeczywistością wielu matek, cierpiących na depresję poporodową lub matek wyczerpanych, które usiłują to ukryć.
Czytaj także: Macierzyństwo za mgłą. Kiedy masz ochotę uciec
W publikacji na Facebooku młoda mama wyjaśnia:
Drażnią was te zdjęcia? Mnie też. Ale posłuchajcie mnie. Maj jest miesiącem profilaktyki depresji poporodowej, i jako osoba, której to dotyczy mam wrażenie, że nadszedł czas, by pokazać, jak to naprawdę wygląda, a nie tylko dzielić się tą częścią życia, która jest «warta Facebooka».
Bo dla młodej mamy utrzymywanie tej fasady i przekonywanie wszystkich, że wszystko jest OK staje się nie do wytrzymania. Dodaje: „Dwa razy bardziej się staram, by próbować ukryć rzeczywistość, ponieważ boję się, że te zdjęcia będą dla was szokiem. Boję się, że pomyślicie, że jestem słaba, szalona, że jestem okropną matką… I wiem, że nie jestem w tym osamotniona, nie tylko ja tak myślę”. I ma rację, nie jest sama. Amerykańskie centrum kontroli i profilaktyki chorób szacuje, że średnio 15 procent Amerykanek cierpi z powodu depresji poporodowej, to oznacza ok. 600 000 kobiet dotkniętych nią co roku. „Musimy przestać zakładać, że okres po narodzinach dziecka jest jedną wielką radością i szczęściem” – mówi Kathy.
Ma nadzieję, że doda odwagi innym młodym mamom, by publikowały w mediach społecznościowych swoje historie. I pokazuje innym matkom, że nie tylko one się z tym zmagają. „I jeśli nikt ci tego nie mówi: robisz wspaniałą robotę jako mama. Jesteś kochana i tego warta. Nie jesteś sama”.
Wsparcie od ojców
Kathy Di Vicenzo daje dowód odwagi odkrywając swoje „prawdziwe życie” przed fanami na Facebooku i całym światem przy okazji, inspiruje także ojców, by wspierali matki. Ta publikacja ośmieliła jednego z fanów, Brocka A. Haralsona, napisał: „Gratuluję ci, jesteś odważną kobietą. Nie tylko dlatego, że przeszłaś ten trudny okres, ale także dlatego, że uczciwie i otwarcie o tym opowiedziałaś, mimo że narażałaś się na negatywną ocenę innych”.
Ron Ankney dorzucił w komentarzu: „Porozmawiaj ze swoim mężem i pozwól mu sobie pomóc”. Przyznaje, że czasem trudno mu być dobrym ojcem i wsparciem dla żony, ponieważ czuje się przytłoczony tymi wszystkimi nowymi obowiązkami. „Pierwszy raz, kiedy trzymasz na rękach swoje dziecko, to czujesz się jak uderzony gromem, a to może zachwiać nawet silnym mężczyzną” – tłumaczy. Uważa, że pod wpływem presji mężczyźni mogą się izolować. Prosi, by matki otworzyły się na swoich mężów i rozmawiały z nimi: „Dzielcie się dobrymi momentami, ale także tym, co was przeraża, zniechęca w stosunku do nas. Bądźcie otwarte i uczciwe albo wasz związek na tym ucierpi”. Kończy tak: „Nie matkujcie nam, jesteśmy silniejsi niż wam się wydaje i możemy być tym księciem w zbroi, którego potrzebujecie”.
Czytaj także: John Legend o depresji poporodowej: „Wiele kobiet czuje się samotnie”
Każdy moment jest dobry, by mówić o problemie depresji poporodowej. Oczywiście, dzieci są błogosławieństwem, nawet jeśli nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, zwłaszcza gdy wskakują o piątej rano do naszego łóżka, ale dla niektórych matek macierzyństwo nie jest proste.
Rada dla bliskich i przyjaciół młodej mamy: spróbujcie spojrzeć poza zdjęcia zamieszczane na portalach społecznościowych i bądźcie czujni na oznaki depresji poporodowej u matki.
Wesprzyjcie albo po prostu wysłuchajcie i jeśli uznacie, że to konieczne, poproście o profesjonalną pomoc. W końcu – co ważne – przypominajcie mamom, że są naprawdę super.
Artykuł ukazał się angielskiej wersji portalu Aletaia.
...
To porownywanie sie z innymi... Wiem ze to socjologiczne ale to moze zadreczyc...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 9:17, 06 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Czy twoja córka ma szansę na Nobla z fizyki?
Joanna Kiszkis | Czer 06, 2017
Courtney Rust/Stocksy United
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Może ta mała, która właśnie kolejny raz wygrała z tobą w kółko i krzyżyk, dostanie kiedyś Nobla. Nie odbieraj jej szans na starcie.
J
uż 6-letnie dziewczynki uważają, że są mniej inteligentne od chłopców – do takiego wniosku doszli autorzy badań, opublikowanych ostatnio w czasopiśmie „Science”.
Wszyscy wiemy, i mówi się o tym od wielu, wielu lat, że ciągle zbyt mało kobiet zajmuje się naukami ścisłymi. W powszechnym mniemaniu te „trudniejsze” dziedziny, matematyka, fizyka, technologia, ba, nawet filozofia, to domeny zarezerwowane dla mężczyzn. Mało tego: ponad 95 proc. pytanych pań nie słyszało nigdy o żadnej kobiecie-naukowcu poza Marią Skłodowską-Curie.
Czytaj także: 10 fantastycznych wynalazków kobiet, o których prawdopodobnie myślicie, że są autorstwa mężczyzn
Kobiety a nauki ścisłe
A przecież już ponad sto lat temu wybitny polski fizyk, Marian Smoluchowski, mówił: „Powinny nareszcie zniknąć wszelkie zewnętrzne przeszkody, owe śmieszne przesądy, owe przestarzałe poglądy, które zamykają dostęp kobietom do niektórych instytucyj naukowych, które im utrudniają kształcenie się, pracę naukową, dostęp do katedr uniwersyteckich”. W wykładzie, wygłoszonym w 1912 roku w Związku Naukowo-Literackim we Lwowie, diagnozował też powody, dla których tak mało kobiet zajmuje się nauką. Mówił o „mniej korzystnem” położeniu kobiet, które pozostają „niewolnicami drobnych, codziennych obowiązków” i będą zawsze zajęte „tym zawodem, w którym mężczyzna konkurencji jej czynić nie potrafi”.
Amerykańscy autorzy wspomnianego wyżej badania nie podają przyczyn, dla których w głowach dziewczynek między 5. a 6. rokiem życia rodzi się przekonanie, że chłopcy są bystrzejsi – mimo że wcześniej wcale tak nie myślą. Ustalili tylko ponad wszelką wątpliwość, że tak właśnie się dzieje.
Jakie są skutki? Już w tym wieku dziewczynki zaczynają stronić od gier i zabaw „dla bystrzaków”. I mimo że nic nie wskazuje, jakoby rzeczywiście miały sobie z nimi nie poradzić, same odcinają sobie szanse na rozwój takich zdolności. I ten stereotyp ma wpływ na ich dalsze życie, możliwości, karierę.
Czytaj także: Szukasz idealnego pracownika? Zatrudnij mamę!
Kobiety a wiara w siebie
Wygląda na to, że my, kobiety, po stu latach od trafnej diagnozy profesora Smoluchowskiego nie tylko nadal jesteśmy w położeniu „mniej korzystnem”, ale i że same się w nim, od wczesnego dzieciństwa, umieszczamy.
Kto nam w tym „pomaga”? Czy to choroba, niesiona w genach z pokolenia na pokolenie, z babek na matki i z matek na córki?
A może tę niedobrą robotę robi przekonanie, że dziewczynki – i kobiety – powinny być przede wszystkim skromne, nie przechwalać się, znać swoje miejsce w szeregu? Może stąd bierze się to nasze wieczne ustępowanie, cicha i wytrwała praca za kulisami wielkich zdarzeń?
Jasne, są wyjątki – ale to wciąż wyjątki.
A przecież matki wiedzą o swoich dzieciach wszystko, umieją rozpoznać ich zdolności i upodobania bardzo wcześnie. Myślę, dziewczyny – obecne i przyszłe mamy – że powinnyśmy uważniej przyglądać się córkom.
Bo może ta mała, która właśnie kolejny raz wygrała z tobą w kółko i krzyżyk, dostanie kiedyś Nobla. Nie odbieraj jej szans na starcie.
...
Tak tylko ze nie ma po co wpychac kobiet do dziedzin im odleglych. Gdyby kobiety mialy masowy ped do okryc i wynalazkow to zadne obyczaje by nie zapobiegly. Jednak to glownie mezczyzni wyruszali odkrywac nie dlatego ze kobietom bylo zabronione tylko mezczyzna jest nastawiony na zewnatrz kobieta na wnetrzne. Stad okupacja przez kobiety takiej dziedziny jak psychologia. A nie np informatyki. Nikt im nie nakazuje przeciez. NATURA!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 13:18, 22 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Kobiecość, czyli klucz do piękniejszego świata. Również męskiego
Zyta Rudzka | Czer 22, 2017
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Prawdziwa harmonia świata jest tam, gdzie nie tylko szczerze zachwycamy się swoją kobiecością czy męskością, ale też potrafimy się ze sobą spotkać.
K
obieta nie jest od zmywania naczyń. Kobieta wprowadza do świata harmonię – te słowa papieża Franciszka są chętnie przypominane. Tylko co tak naprawdę oznaczają dla nas i dla mężczyzn?
Słynne słowa padły w czasie mszy św. odprawionej w kaplicy Domu św. Marty. Papież podkreślił, że to kobieta „uczy nas głaskać, czule kochać i czyni świat czymś pięknym”. Kobiecość to „bogactwo poezji i piękna. Jeżeli krzywdzimy kobietę, „niszczymy harmonię, jaką Bóg zechciał nadać światu”.
Rozważania papieża na temat kobiecości, choć utrzymane w poetyckich tonach, niosą ze sobą całkiem praktyczne i terapeutyczne korzyści dla małżeństw.
Kobiecość – jest moc!
Kobiecość w wymiarze żony, matki jest zachwycająca i jednocześnie trudna do uchwycenia. Zazwyczaj chodzi spać najpóźniej, wstaje najwcześniej i jeszcze w tym galopie do przedszkola zatrzyma się i pokaże dziecku przebiśnieg, a pomiędzy wieczornym gotowaniem, likwidowaniem bałaganu i rozmowami przez telefon, zauważy, że ktoś tam w kącie chce być pogłaskany i już go przytula. Kobiecość, nawet jak stoi na „ostatnich nogach”, to zawsze stoi po stronie najbliższych.
Mężczyźnie trudno dostrzec nadzwyczajność kobiecości, bo „obsługuje” ona zwyczajność ich życia.
„Wypijmy za błędy”, mówią mężczyźni i zaczynają opowiadać o swoich kobietach. Często spotykam się z męskimi „listami krzywd” wyrządzonymi przez kobiety:
Najpierw matka. Była nadopiekuńcza, czegoś nie nauczyła, nie przekazała, przed czymś nie ostrzegła.
Potem żona: daje za mało swobody lub nie wytrzymuje konkurencji z tą niby kiepską matką, bo gorzej gotuje i w domu jest zawsze bałagan.
Córka. Sama sobie winna, że dorasta. Już nie chce ze mną oglądać Radwańskiej, pyskuje i nosi krótkie sukienki.
I to ma być ta cudowna kobiecość?! I, że niby harmonia? Przecież łatwiej i bezpieczniej posłać jej wiązankę krytyki, obwinić za wszystko i zatrzasnąć się w swoim szorstkim, męskim świecie. Kobiecość, jak wszystko, bywa niedoskonała i właśnie to jest w niej piękne.
Dlatego zamiast nieustannie skupiać się na tym, czego dla ciebie nie zrobiłam, w czym nawaliłam, dobrze jest wspólnie zobaczyć, co ci daję, co dla ciebie robię i co jeszcze fajnego możemy na tym wspólnie zbudować.
Czytaj także: 5 minut codziennej walki o małżeństwo – dołączysz?
Kobiecość to dla mężczyzn wyzwanie.
Jestem pracowita, zaradna, potrafię zadbać o dom i o swoją pracę zawodową. Zarabiam i gdybym chciała mogłabym wychować dziecko sama. Ale wiem, że silna i niezależna kobiecość nie zagraża mężczyźnie, który zna swoją wartość. A ja znam twoją wartość. Dlatego jestem właśnie z tobą.
Nie musisz udowodnić, że masz nade mną przewagę, żeby poczuć się macho. Nie buduj swojego poczucia wartości na ciągłym udowadnianiu swojej przewagi. To strata energii, którą można spożytkować nie na niszczącą rywalizację, ale na budowanie.
Mądry mężczyzna nie walczy z kobietą, ale szuka w niej dopełnienia. Wie, że kobieta może ofiarować mężczyźnie znacznie więcej, niż tylko uznać jego dominację.
Mężczyźnie potrzeba właśnie tej męskiej odwagi, by uznać bogactwo kobiecości.
Warto się przyjrzeć, czy tradycyjnie pojmowana męskość zawsze jest dobrą siłą. Być może więcej ma wspólnego z brakiem wrażliwości wobec matki, żony, siostry czy córki? Może czasami mężczyzna mówi czy robi coś takiego, czym zniechęca bliskich do siebie, powoduje ból, cierpienie, uległość i wycofanie. I to do niego wraca.
Ta odwieczna potrzeba udowodnienia, że jest samcem alfa – krzywdzi jego samego.
Jeżeli mężczyzna odczuwa potrzebę narzucenia swojej wizji świata kobiecie, to znaczy że sam w tym świecie nie do końca dobrze się czuje.
Świat jest pełen sfrustrowanych, zmęczonych i depresyjnych hipermęskich wojowników.
Trudno być głęboko i niezakłamanie szczęśliwym facetem mając niestabilne i trudne relacje z żoną. To niezaspokojenie emocjonalne czy seksualne, można dobrze ukrywać, ale po co? Czy on jest „taki męski” oznacza – on jest w środku taki samotny, niespokojny i gniewny.
Trudno cieszyć się z harmonii świata, jeżeli nie ma się tej harmonii w sercu.
Czytaj także: Czy jest tu jakiś książę z bajki?
Może warto wreszcie coś zrobić dla siebie jako człowieka, a nie tylko mężczyzny. Zobaczyć w żonie kogoś, kto jednak gra w jednej drużynie. Nie opłaca się stawiać na obcesowe izolacyjne czy faulujące zachowania. Lepiej podjąć trening wewnętrznego uporządkowania emocji i myśli.
Twoja żona może ci nie tylko w tym kibicować, ale też ci w tym pomóc. Nie chodzi o nieustanne przyglądanie się sobie, ale o to minimum uważności, by zobaczyć coś więcej niż tylko swoje twarde męskie ego. Zyskać inną perspektywę, skupić się na tym, co piękne. Docenić, co bezbronne.
Harmonia jest tam, gdzie potrafimy się spotkać.
I droga do tej harmonii, o której mówił papież, nie wiedzie przez wyniszczające domowe wojenki, udowadnianie przewagi, demonstrowanie agresji i władzy w rodzinie, ale na wspólnym szukaniu z kobietą tego, co obydwojgu służy.
Kobiecość to zaproszenie dla mężczyzn do wejścia w świat przyjemnych emocji.
Myślę, że prawdziwa harmonia świata jest tam, gdzie nie tylko szczerze zachwycamy swoją kobiecością czy męskością, ale też potrafimy się ze sobą spotkać. Ze swoimi uczuciami, które są takie same niezależnie od płci. I właśnie dlatego warto pracować nad tym, by przekazywać to, co czuję. A przede wszystkim – wiedzieć, co ja właściwie czuję!
Przestać celebrować cechy tradycyjnie uznane za męskie: jak oschłość, nieczułość, chłód.
Jeżeli mężczyzna doceni to, co składa się na archetyp kobiecości, czyli wrażliwość, empatia, ciepło, opiekuńczość – i dopuści je również do swojego repertuaru – wtedy da sobie szansę na lepsze życie, a jego poczucie maczyzmu nic na tym nie straci.
W tym sensie, kobiecość to klucz do piękniejszego świata. Również męskiego.
...
Oczywistym jest ze mieszanie plci jest bardzo szkodliwe. Nawet dobrze nie wiemy jak ale na pewno. Chocby przez wzrost patologii spolecznych w wyniku zlego wychowania dzieci.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:16, 30 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Kiedy największym wrogiem kobiety jest kobieta…
Sofia Gonzalo | Czer 30, 2017
© Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Uwaga! Krytyka między kobietami może boleć bardziej niż myślisz. Takie nękanie innych kobiet ma swoja nazwę. To „wollying”, od słów: woman + bullying (znęcanie się)
K
tóra kobieta nie była nigdy krytykowana przez inne kobiety? I która nigdy nie plotkowała o innej? Takie nękanie innych kobiet ma swoja nazwę. To „wollying”, od słów: woman + bullying (znęcanie się).
Siostry mojego męża krytykują mnie nieustannie. Widzę na ich twarzach pogardę. W czasie rodzinnych spotkań robią wszystko, byle tylko ze mną nie rozmawiać. Za każdym razem, kiedy je widzę, czuję się jakbym nie była nic warta…
Agresja, czyli broń obosieczna
Jeśli jest coś, co charakteryzuje płeć piękną to jest to intuicja. I ona nie zawodzi w większości przypadków, gdy kobieta czuje się źle traktowana przez inne kobiety. Niezależnie od tego, jakiego rodzaju to agresja, zawsze przynosi negatywne skutki, dotyczy to zarówno osoby atakowanej, jak i inicjatorki nękania.
Najwięcej szkód wyrządza nastolatkom. Według badań Tracy Vaillancourt z uniwersytetu w Ottawie, nastolatki, które dotyka przemoc psychiczna, nękanie psychiczne, mogą bardzo długo mieć problem z samooceną i zaufaniem do siebie.
O zjawisko „wollyingu” zapytaliśmy psychologa Pedro Martíneza, dyrektora terapeutycznego z centrum leczenia uzależnień Neurosalus w Madrycie.
Czytaj także: Przemoc w szkole: jak szybko ją rozpoznać?
Jak unikać krytyki innej kobiety, kiedy uczestniczymy w takiej „obmawiającej” rozmowie?
Pedro Martínez: Broniąc jej i wyrażając naszą opinię. To zachowania mogą być krytykowane, ale nie osoby, zwłaszcza nie w sposób obraźliwy. Kiedy znajdujemy się w takiej sytuacji, do nas należy ustalenie granic i nieprzekraczanie czerwonej linii w opiniach i sądach na temat innych.
W naszym społeczeństwie, wszyscy mamy do czynienia z dyskredytowaniem innych, nie zdając sobie sprawy, że możemy wpływać na ich życie. Pomniejszanie i krytyka innych osób są lepiej postrzegane niż obrona ich praw. Nie wystarczy chronić się mówiąc, że takie jest społeczeństwo i każdy powinien zajmować się sobą. Jeśli nie zdamy sobie sprawy z faktu, że nasze indywidualne dobre samopoczucie zależy od dobrego samopoczucia ogółu, wcześniej czy później padniemy ofiarą tego systemu. Dajmy dowód odwagi demaskując i odrzucając psychiczne nękanie.
Co robić, kiedy padamy ofiarą takiego zachowania?
Pedro Martínez: Przede wszystkim, nie zwlekając prośmy o pomoc: zamknięcie się, izolacja uniemożliwia rozwiązanie problemu, a w tej sytuacji potrzebujemy wsparcia i pomocy otoczenia. Jeśli to początek nękania, radzę natychmiast zmobilizować ludzi wokół. Pierwszą reakcją wobec psychicznej przemocy jest często postawa obronna, karanie siebie: ofiara usprawiedliwia to złe traktowanie robiąc sobie wyrzuty i unikając innych.
Jeśli nie reaguje od początku rozmawiając o sytuacji z bliskimi, nękana kobieta izoluje się i może odczuwać negatywne emocje, niepewność, będzie podatna na ataki, z którymi długo nie będzie mogła sobie poradzić.
Gdy nękanie trwa już jakiś czas, kobieta musi dać dowód odwagi i determinacji. Odwagi, by powiedzieć o tym, co się dzieje innym i jak cierpi. Determinacji, by zacząć walczyć i pokazać „prześladowczyniom”, że się ich nie boi, pokazać pewność siebie w kontaktach z tymi, którzy źle ją traktują. Pamiętajmy, że prześladowczynie karmią się właśnie poczuciem niepewności i brakiem pewności siebie, które widzą u swojej ofiary.
Czytaj także: Jola Szymańska: Historia (nie)jednej toksycznej znajomości
Jakie skutki „wollying” ma u kobiet, które cierpią z jego powodu?
Pedro Martínez: Ten typ zachowań wynika ze złego traktowania, nękania, psychicznej przemocy… Można więc się spodziewać, że ofiara będzie miała inne powiązane z tym symptomy: rozchwianie emocjonalne, brak wiary w siebie, zły obraz siebie, poczucie niepewności, słabości, strachu, odrzucenia, samotności, niezrozumienia etc. Na dłuższą metę, to doświadczenie powoduje stan charakterystyczny dla stresu pourazowego, zwiększając ryzyko specyficznych fobii, niepokoju, zaburzeń odżywiania i osobowości.
A dla kobiety, która krytykuje albo nęka inną?
Pedro Martínez: Z drugiej strony, nękająca zachowuje się w ten sposób, by chronić się przed tą raną, której jest autorką: krytyką, dyskredytacją, odrzuceniem… To z kolei prowadzi do obsesyjnego kontrolowania tej swojej przewagi nad innymi: dbanie o wizerunek, nadmierna chęć podobania się tak mężczyznom jak kobietom, bycie matką i małżonką doskonałą i jeszcze chce być doskonałą profesjonalistką… Wystawianie się bez przerwy na takie wymagania może wyzwolić symptomy psychopatologiczne, stres, niepokój, obsesje w sprawach związanych z wizerunkiem i społeczną rywalizacją.
Jak może pomóc nam modlitwa?
Pedro Martínez: Jako psycholog wiem, że u osób wierzących modlitwa może działać jak „ćwiczenie wzmacniające psychicznie” i łagodzić niepokój i depresję. Może rozwijać empatię, ale też zdolności intelektualne. Modlitwa pomaga zmniejszyć efekty stresu. W sytuacjach nękania, o których tu mówimy, oprócz szukania wsparcia wśród bliskich i u specjalistów, bardzo pomaga modlitwa – ten moment wewnętrznego pokoju, ważny, bo poczuć się silniejszym i mieć więcej wiary w siebie, by móc stawić czoła takim negatywnym sytuacjom.
Czytaj także: Moja córka nie jest terrorystką…
Artykuł ukazał się w hiszpańskiej edycji portalu Aleteia
...
Tak jak w fizyce te same bieguny sie ODPYCHAJA!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 10:21, 21 Sie 2017 Temat postu: |
|
|
Magda Frączek: Twarde kobiety
Magda Frączek | Sier 21, 2017
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Kochają. Poświęcają się nie dla idei, lecz dla konkretnych ludzi i są w tym niezastąpione. Co tak naprawdę o nich wiemy?
N
ie wiem, czy to do końca komplement, ale ostatnio często je spotykam. Twarde kobiety. Robią coś, o czym służby mundurowe mogą tylko pomarzyć – przemieniają świat, na okrągło.
Ktoś mógłby nazwać je super bohaterkami, ale w tym, czego doświadczają, słowo „super” brzmi jak telewizyjny banał. One są po prostu twarde. Biorą życie za mordę. Są jak himalaiści zdobywający ośmiotysięczniki dnia powszedniego.
Same stawiają czoła wyzwaniom
Wyrastają z głębokiego poczucia odpowiedzialności, którą obdarzyło je życie. Poświęcają się nie dla idei, lecz dla konkretnych ludzi i są w tym niezastąpione. Nie potrzebują z tego tytułu słodkich pochlebstw i wzruszania się nad tym, jak bardzo to, co robią jest niesamowite.
Potrzebują wsparcia. Przypilnowania dziecka, aby mogły zjeść obiad. Pożyczenia kilku stów na opłacenie wycieczki syna. Gorącej modlitwy i słowa pokrzepienia. Czasem potrzebują zwykłego milczenia, przymknięcia się, gdy widzisz, że nie rozumiesz ciężaru, który dźwigają.
Twarde kobiety. Może czasami zbyt twarde. Nie potrafiące wyhamować po tygodniu ogarniania życia w pojedynkę. Płaczące w łazience, aby nie pokazać słabości przy ludziach, którzy mogliby wdeptać je w ziemię.
Proszące o pomoc zawsze „chwilę za późno”, ponieważ wgrały w siebie, że same muszą stawiać czoła wyzwaniom. Że to wstyd kolejny raz prosić o pomoc.
Twarde kobiety całe życie uczą się nie spychać swoich potrzeb na drugi plan i chyba tak naprawdę nigdy nie osiągają tej sztuki.
Czytaj także: Każda mama to Wonder Woman!
Sylwia. Mama nieuleczalnie chorej córeczki
Poznałam ją, gdy byłam z synem w szpitalu. Ona po przeciwnej stronie sali, kilka lat ode mnie starsza, codziennie w dżinsach i T-shircie, włosy spięte w kucyk. Przesiaduje przy łóżeczku cały dzień, kładzie się na 6 godzin, później wraca. Nieufna wobec nieznajomych. Wzrok napięty, ciało naprężone, gotowe odeprzeć każdy atak. Nie wzbudza we mnie sympatii.
Po jakimś czasie dowiaduję się, że okruszek, którego tak starannie dopatruje, jej córeczka, cierpi na nieuleczalną wadę wrodzoną. Podpięta do respiratora, przeciska krótkie oddechy, wytrwale walcząc o życie. Sylwia znosi nie tylko chorobę dziecka, ale – delikatnie mówiąc – szorstkość szpitalnego personelu. Przeraża mnie absurdalność tej sytuacji. Zamiast wsparcia, codziennie wgniatana jest w samotność. Traktowana co najmniej protekcjonalnie. Nie ukończyła studiów medycznych, więc co może wiedzieć? Ma zajmować się dzieckiem i przyjmować werdykty „służby” medycznej.
Diagnoza goni diagnozę, a ona mówi, że powierzyła córkę Maryi. Że nie prosi o cuda, chce po prostu z nią być.
Przestała być żoną. Przestała być Sylwią. Oddała się całkowicie. Oczekiwała normalnego życia, ale ono zabrało ją na drogę krzyżową bez ustalenia długości trasy.
Po kilku dniach wychodzę ze szpitala. Sylwia usiłuje pożegnać nas z uśmiechem. Głupio mi. Wiem, że w tym miejscu się nie żyje. Tu się wariuje, dlatego trzeba założyć zbroję.
Czytaj także: Henio żył rok. To był najpiękniejszy rok w naszym życiu
Julia. Samotna mama
Pracuje na dwie zmiany – dom i praca zawodowa. Niby nic takiego, społeczeństwo od dawna traktuje samotne macierzyństwo jak zjawisko naturalne. Samotne ojcostwo – to coś wyjątkowego! I nie piszę tego z przekąsem. Prawdą jest, że nad mamą nikt za bardzo się nie roztkliwia. Wiadomo – matki zawsze dają radę. A tym bardziej te polskie.
Nic więc dziwnego, że Julia codziennie staje na wysokości zadania. Budzi dom, wyprawia dzieci do szkoły i idzie do pracy. Po pracy ogarnia mieszkanie, załatwia urzędowe formalności, robi zakupy, odbiera dzieci ze szkoły, odrabia lekcje, kładzie spać.
Gdy potrzeba naprawi drzwi od kuchennej szafki lub przygotuje rodzinną imprezę na dwadzieścia osób.
Mogłaby dorabiać w Ikei, tyle razy sama składała ich meble. Nikt nie pyta, jak godzi ze sobą te wszystkie porządki. Nikt, dopóki coś nie zaczyna się sypać. Zdrowie, finanse, a najlepiej wszystko naraz.
Chciałoby się, aby choć raz ktoś przejął pałeczkę. Podał herbatę albo zamiast niej wyjaśnił szkolne napięcie między nauczycielką a synem. Chciałaby dostać od życia kilka dni „odbarczenia”. Nie mówimy tu o wolnym w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie. Chodzi o rozłożenie trudu życiowego na pół. Albo chociaż na jedną czwartą.
Gdy kończę rozmawiać z Julią, wracam do mojego życia. Nie jest bajkowe, ale wiem, że dla niej figuruję na liście tych spod szczęśliwej gwiazdy. To nie żadna pretensja. To wniosek wysnuty „tak na chłopski rozum”, z którym w pełni się zgadzam. Czasem chciałabym pożyczyć jej mojego męża. Chciałabym, aby zawiózł ją do pracy albo wniósł ciężkie siaty na piąte piętro. Byłoby to jak najbardziej humanitarne zachowanie. W wykonaniu mojego planu przeszkadza jedynie tych kilkaset kilometrów, które nas dzieli.
Czytaj także: Segritta dla Aletei: Maryja była heroską. Każda matka jest!
Elżbieta. Mama adoptowanej dziewczynki
Od ponad dziesięciu lat wychowuje adoptowaną córkę. Ktoś powiedziałby – piękny gest! Nie przeczę, adopcja to wspaniały temat na artykuł albo kazanie. Bo z wierzchu każdy przejaw miłosierdzia wygląda poetycko. Gdybyś jednak weszła na chwilę do domu Elżbiety, uciekłabyś po kilku godzinach, najwyżej dniach.
Karolina, córka Elżbiety nosi na sobie rany, których nie zaleczy kilka sesji u terapeuty. Kłopoty, w które się pakuje też nie są standardowe. Są dni, w których Elżbieta zazdrości innym matkom ich „tragicznych” rozmów o znalezieniu paczki papierosów w spodniach syna czy późniejszym powrocie córki do domu po weekendowej imprezie.
Na życie Elżbiety składają się skomplikowane terminy takie jak „osobowość borderline” albo „alkoholowy zespół płodowy”. Jej serce jest oparciem dla połamanego jak drzewa po huraganie dziewczęcego świata. Od zarania po dzień dzisiejszy. To na Elżbietę spadają skutki odtrącenia i zdruzgotania Karoliny przez innych dorosłych. Jest jej jedynym workiem treningowym.
Najbardziej boli ją bezsilność i to, że nikt tak naprawdę nie rozumie jej macierzyństwa. W biologicznym rodzicielstwie robisz to, co możesz i pozwalasz dziecku odejść we własną stronę. Ono wie, gdzie jest jego dom rodzinny. Jego wewnętrzny GPS, nawet przy pięćsetnej zmianie trasy, zaprowadzi go do domu.
W rodzicielstwie Elżbiety od początku robi się rzeczy niemożliwe. Bo jak załatać rozszarpanego człowieka? Człowieka, który nie ma wtłoczonego kochającego domu w swoim sercu? Nikt oprócz Boga nie wynalazł takich nici.
Zdarzają się dni, w których Elżbieta czuje, że Bóg wkłada igłę w jej ręce. Swoimi miękkimi ramionami przytula doświadczone ciało swojej nastolatki. Przyciąga ją do serca i reperuje jeden fragmencik małym szwem. Innym razem, stanowczym głosem wyznacza jej granice. Paradoksalnie, ryzykując wiele, rozpruwa ścieg nieufności wobec dorosłych.
Czytaj także: Rodzice Marysi: Adopcja to nie „osiągnięcie”. To miłość [reportaż]
Permanentna walka o przetrwanie
To nie jest tak, że Twoja lub moja kobiecość pozbawiona jest problemów, ale powiedzmy sobie szczerze – niektóre z nas dźwigają ciężary, o których samo myślenie powoduje ból. Obok nas żyją kobiety trwające w stanie permanentnej walki o przetrwanie, i to nie dlatego że lubują się w masochistycznych mechanizmach obronnych, ale dlatego że inaczej nie mogłyby wytrzymać swojego życia.
Codziennie rano wstają, zakładają hełmy i idą w bój. Zastanawia mnie w tym wszystkim jeden fakt: dlaczego najczęściej robią to same?
Nie trzeba szukać daleko. Wystarczy rozejrzeć się po naszych rodzinach, wspólnotach, miejscach, gdzie pracujemy. Wszędzie je spotykamy lub przynajmniej o nich słyszymy. Nie dajcie sobie wmówić, że „wszystko u nich dobrze”, ponieważ są dobrze ubrane lub co gorsza, same tak o sobie mówią. Każdy potrzebuje czasem, aby się nim zaopiekować, szczególnie, jeśli nie ma w jego życiu nikogo, kto robiłby to na zawołanie.
Czytaj także: Męczennice czy szczęśliwe kobiety? Matki dzieci niepełnosprawnych
Jak możemy pomóc?
Jak rozmiękczyć spękaną ziemię ich życia? Myślę, że zawsze chodzi o małe rzeczy.
To ich – jak mawia Gandalf – zło boi się najbardziej: umycia okien, zaprowadzenia dzieci do szkoły, zaproszenia do kina, wypożyczenia domku letniskowego na wakacje, zapytania o zdrowie, ofiarowania Eucharystii w konkretnej intencji, finansowego wsparcia, zrobienia obiadu, spokojnej rozmowy, wysłuchania, przypomnienia o dawno odkładanej wizycie u lekarza.
Myślę, że warto ośmielić się i jako pierwszej wyjść z inicjatywą. Otworzyć w sobie tę gotowość na zasadzie pewnej wymiany – nigdy nie wiadomo, kto z takiej sytuacji wyjdzie bogatszy! Bo jak ostatnio sobie to jeszcze wyraźniej uświadomiłam, nie trzeba wychodzić daleko, aby na coś się przydać.
Często najbardziej potrzebującymi osobami pod słońcem są nasze siostry, przyjaciółki, z którymi chodzimy na kawę lub koleżanki z pracy. Znasz je. Codziennie mówisz im „cześć”, mijasz je w korytarzu, czytasz wpisy na Facebooku. Dajmy im pić.
„Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma. Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody”. (Mt 10, 40-42)
...
Kobiety nie maja byc ani strachliwe ani niezaradne...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:40, 21 Sie 2017 Temat postu: |
|
|
„Projekt Lady” dał mi sporo do myślenia
Anna Salawa | Sier 21, 2017
Prowadząca program Małgorzata Rozenek, fot. REPORTER
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Wielki dekolt i obcisła mini nie zawsze oznacza: „niech mnie ktoś przeleci...", często to krzyk: „niech mnie ktoś zauważy i pokocha!”.
W
stydziłam się i to bardzo. Bo jak mężowi wytłumaczyć, że wciągnął mnie „obciachowy reality show”? Dziwnie się czułam, kiedy opowiadałam, że to całkiem mądry program, a w odpowiedzi słyszałam, że wszystko jest wyreżyserowane, chodzi tylko o kasę i sławę.
Faktycznie „Projekt lady” (ojej, przyznałam się do tego publicznie…) zawiera w sobie wszystkie elementy dobrego telewizyjnego show – jaskrawi bohaterowie, pełne emocji zwroty akcji i wyciskające łzy z oczu human story. Mi jednak ten z pozoru naiwny program dał sporo do myślenia.
Dla niewtajemniczonych: w urokliwych Radziejowicach 13 zbuntowanych dziewczyn toczy walkę o tytuł pierwszej damy. Bez komórek, z dala od swoich środowisk, zamknięte w jednym domu i ubrane w eleganckie mundurki przechodzą swoją życiową przemianę. W tym czasie uczą się dobrych manier pod okiem Ireny Kamińskiej, trenerki etykiety biznesu, tańczą z Agustinem Egurolą, chodzą do teatru, mają praktyki w znanych korporacjach, odbywają warsztaty z coachem – jednym słowem robią wszystko, z czym do tej pory nie miały do czynienia.
Czytaj także: Samodyscyplina – jaki ma wpływ na poczucie wolności?
Każdy ma swoją historię
Naukowcy od lat spierają się o to, ile z tego kim jesteśmy to kwestia genów, a ile to wypadkowa tego, co nas spotkało w życiu. Przyjmuje się, że nawet 40% nas zależy od tego, co przekazali nam nasi przodkowie, ale ciągle pozostaje te większe 60%.
A na nie składa się wychowanie i środowisko w jakim dorastaliśmy. Jak pisze Dorothy Law Nolte, znana amerykanka psychoterapeutka zajmująca się terapią rodzinną, „dziecko akceptowane, uczy się kochać. Dziecko otaczane aprobatą uczy się lubić siebie. Dziecko traktowane uczciwie uczy się prawdy i sprawiedliwości”. A co jeśli w procesie naszego wychowania zabrakło wielu tych elementów?
Na początku programu oglądamy pełne agresji, nie umiejące się zachować bohaterki. Śledząc kolejne odcinki okazuje się, że Kaja dorastała w bidulu, Roksana jako nastolatka trafiła z młodszą siostrą do ośrodka wychowawczego, gdzie przez złe towarzystwo uzależniła się od dopalaczy, Daria ciągle wspomina brak mamy w swoim życiu – ile dziewczyn tyle historii, a w każdej z niej przeplata się jeden wspólny mianownik: brak kochającej się rodziny.
Nikt z nas nie rodzi się zły. Coś nas tylko bardziej lub mniej pcha na tę gorszą drogę. Może warto poczekać do kolejnego odcinka, zanim się kogoś zupełnie przekreśli?
Czytaj także: Masz niskie poczucie własnej wartości? Postaw na wrażliwość i autentyczność
„Nie oceniaj po okładce” kontra „jak cię widzą, tak cię piszą”
11 sekund. Tyle według psychologów potrzebujemy, żeby wyrobić sobie o kimś zdanie. Czy to dobrze? Nie! Czy to sprawiedliwe? Nie! Czy tak się dzieje? Niestety tak. W jednym z odcinków został przeprowadzony na dziewczynach pewien test. Przed programem ich zdjęcia pokazano grupie studentów, którzy mieli napisać, kogo przedstawia fotografia.
A ponieważ dziewczyny prezentowały się dość wulgarnie, tak też zostały ocenione. Świadomie kreowały swój krzykliwy wizerunek, ale kiedy usłyszały bardzo negatywną opinię na swój temat większość z nich była zszokowana, że tak oceniają je inni. Wielki dekolt i obcisła mini nie zawsze oznacza: „niech mnie ktoś przeleci…”, często to krzyk: „niech mnie ktoś zauważy i pokocha!”.
Szkoda, że często źle odczytujemy te komunikaty…
Nauczyciel potrzebny… od urodzenia
Autorzy książki „Rewolucja w uczeniu” twierdzą, że 50% zdolności do nauki rozwija się w ciągu pierwszych czterech lat życia. Skoro tak, to w tym czasie potrzebujemy najlepszych na świecie nauczycieli: czyli mądrze kochających nas rodziców.
Co więcej, autorzy tej publikacji twierdzą nawet, że kraje mogłyby oszczędzić miliony złotych, które wydają na więzienia, ośrodki opiekuńcze i resocjalizacyjne, gdyby wcześniej przeznaczyły odpowiednie środki na edukację rodziców. Można z tym polemizować, ale bezdyskusyjny jest fakt, że aby mądrze żyć, potrzebujemy mądrych przewodników.
W programie „Projekt lady” taką rolę pełni głównie Tatiana Mindewicz-Puacz, zawodowy coach i trener. Prowadzone przez nią szkolenia mają na celu uczyć dziewczyn akceptacji siebie, uporania się z trudną przeszłością, radzenia sobie z emocjami, a przede wszystkim wiary w swoje możliwości. I to, co mnie najbardziej uderzyło, to że takie słowa, jak: dasz radę, jesteś piękna, masz swoją wartość – wypowiadane do kogoś szczerze i z empatią, mają niesamowitą moc sprawczą i bardzo zmieniają dziewczyny (przynajmniej tak to wygląda w telewizji;).
Czytaj także: W pułapce perfekcjonizmu. Jak przestać się wpędzać w ciągłe poczucie winy
Ewolucja nie rewolucja!
Pomimo całej sympatii do programu, niestety nie wierzę w rewolucyjne metamorfozy. Żeby coś prawdziwie zmienić w życiu potrzeba ciężkiej pracy i nieustannych małych kroczków do przodu. Wierzę natomiast, że na drodze przemian dobrze jest mieć obok siebie Najlepszego Sojusznika.
Tak, jak to jest w programie 12 kroków wychodzenia z nałogów, gdzie bardzo silny akcent postawiony jest na Pana Boga, jako Tego, który pomaga wyjść z każdego życiowego dołka. I tego dziewczynom życzę: aby na drodze do swojego szczęście spotkały tego, który Sam jest Drogą i Szczęściem.
...
Kobiety ubrane jak prostytutki to nie chec zeby oblesny typ je przewrocil i zgwalcil tylko chec zwrocenia na siebie uwagi. I najczesciej pycha ze sie na mnie gapią. Seksu w ogole w tym nie ma... I trzeba miec swiadomosc tego...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 9:01, 22 Sie 2017 Temat postu: |
|
|
Co mężowie powinni wiedzieć o „uzależnieniu” ich żon od smarfona
Cerith Gardiner | Sier 22, 2017
Sturti/iStock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Mama na pełny etat wyjaśnia, dlaczego częste korzystanie z telefonu – choć może wydawać się mocno przesadzone – jest w rzeczywistości niezbędne.
S
ą duże szanse, że czytasz te słowa na swoim najlepszym cyfrowym przyjacielu: smartfonie. Niezależnie od tego, czy siedzisz teraz w samochodzie czekając, aż zabłocony synek skończy trening piłki nożnej, czy może chwytasz kilka dodatkowych minut, by połknąć kawę między spotkaniami – te skrawki czasu spędzone na czytaniu albo pisaniu z kimś są bardzo cenne.
Uzależnienie czy zdrowa odskocznia?
Dzięki tym gadżetom kieszonkowych rozmiarów jesteśmy w stanie szybko (i łatwo) wskoczyć i wyskoczyć z naszego „społecznościowego” życia. Wciąż pozostajemy jednak w kontakcie ze znajomymi, rodziną i resztą świata, próbując jednocześnie wypełniać niezliczone role tak dobrze, jak tylko umiemy.
Oczywiście, jest także druga strona medalu: możemy tak bardzo pogrążyć się w naszych telefonach, że zasłonią one prawdziwe życie. Dla wielu z nas wyjście z domu bez komórki jest źródłem palpitacji. W którym miejscu przebiega granica?
Czytaj także: Co mi dało odcięcie od sieci na kilka dni?
Czas spędzany przez dorosłych przed ekranem telefonu jest przedmiotem dyskusji w niemal każdym amerykańskim domu. Dla przykładu weźmy Jessicę (mamę trójki dzieci na pełen etat) i jej męża, który zaniepokoił się jej „uzależnieniem” od smartfona. Jessica postanowiła więc napisać do niego poruszający list otwarty, w którym wyjaśniła swoją zażyłość z telefonem:
„Trajektoria mojego czasu czuwania – jako mamy na pełny etat – jest inna. Nie rozmawiam z dorosłymi regularnie, jeśli w ogóle, a moim jedynym towarzystwem jest maluch, który uczy się chodzić, drugi – ząbkując. I jeszcze pies”. Jessica wyjaśnia, w jaki sposób jej nowe życie w domu doprowadziło ją do poczucia samotności i izolacji. „Nawet kiedy rozmawiam stojąc w kolejce do kasy, czuję się tak dobrze”.
Internetowe wsparcie
Mamy w internetowych grupach wsparcia naprawdę rozumieją, przez co przechodzę.
Mimo że spędzanie czasu z dziećmi jest jednocześnie przywilejem i błogosławieństwem, wszyscy potrzebujemy czasu z innymi. Kobiety z wirtualnych grup wsparcia dla mam dodawały Jessice otuchy, tłumacząc np., że wypluwanie warzywnych (i z taką miłością przygotowanych) posiłków jest u dzieci całkowicie normalne. Podpowiadały też, jak pozbyć się markerowej twórczości artystycznej ze ściany.
Jak mówi, „internetowe grupy mam były moją ostatnią deską ratunku… Te kobiety zmieniły moje życie, mimo że nie spotkałyśmy się na żywo. One naprawdę rozumiały, po jakiej ścieżce idę”.
To są korzyści, których jej pracujący mąż może nie być świadomy – on po prostu nie wie, jak czuje się mama w domu przez cały dzień. „To, z czego nie zdajesz sobie sprawy… to… jak trudno było mi przystosować się do tego nowego życia, nowej roli i jak nieadekwatnie do tego czasami się czuję. Miło jest usłyszeć, że robię coś dobrze i potrzebuję, by mówił mi to ktoś obcy – z mojej wirtualnej wioski”.
Czytaj także: Facebookowe grupy wsparcia dla małżeństw coraz popularniejsze!
Używam telefonu, by uciekać od rzeczywistości czy raczej pomóc sobie przez nią przebrnąć?
Z jej punktu widzenia smartfon nie jest uzależnieniem, ale antidotum. Jessica przystosowuje się do ery, w której tak często nie możemy widzieć na żywo naszych krewnych, przyjaciół i mentorów, wciąż jednak czując ich wsparcie lub przyjmując od nich rady. Co więcej, pracujące mamy mogą podobnie odbierać zalety płynące z korzystania ze smartfona – telefony pozwalają im być blisko dzieci nawet, jeśli nie ma ich fizycznie.
Może nie powinnyśmy tak szybko oceniać mam, w zamian za to wykorzystując czas na refleksję o własnej zażyłości z telefonem? Zadaj sobie pytanie: używam telefonu, by uciekać od rzeczywistości czy raczej pomóc sobie przez nią przebrnąć?
...
Kobiety sa nastawione na sluchanie stad nienormalne przyklejenie do telofonu i widok czesty telefon przy uchu na ulicy w trakcie poruszania sie. Mezczyzni pewnie predzej grają w cos...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 11:02, 05 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
Wszystko na ich głowie? Kobiety mają dosyć
Mathilde de Robien | Wrz 05, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Wyczerpanie psychiczne coraz bardziej doskwiera kobietom. Myślą o każdej, nawet najdrobniejszej rzeczy. Nieustannie monitorują wszystko, aby skoordynować codzienny grafik każdego członka rodziny. 24 godziny na dobę.
M
owa tutaj o całej tej niezauważalnej pracy, dzięki której wszystko w rodzinie funkcjonuje jak należy. Dzielenie się obowiązkami to jedno, a wszystkie drobne sprawy, o których bez przerwy kobiety myślą, to drugie.
Na przykład o tym, że kończy się papier toaletowy i musi być dopisany do listy zakupów, że trzeba ustalić w przychodni termin szczepienia, kupić bilety kolejowe na wakacyjne wojaże, poszukać czarno-białego garnituru na bal absolwentów, przedłużyć zapisy dzieci na zajęcia pozalekcyjne w nowym roku szkolnym…
Czytaj także: Matki też cierpią na syndrom wypalenia zawodowego!
Cały dom na jednej głowie?
Żeby móc się zająć tymi wszystkimi rzeczami, czy nawet zlecić je komuś, najpierw trzeba o nich pomyśleć. Takie jest przesłanie komiksu, jaki Emma zamieściła na swojej stronie.
Błyskawicznie rozprzestrzenił się on na Facebooku: często wyłącznie kobieta myśli o wszystkim, podczas gdy jej partner spokojnie czeka na prośbę o pomoc, przekonany, że jego rola ogranicza się do wykonywania zleconych zadań. W ten sposób kobieta staje się „managerem domowego ogniska”.
Zjawisko to zostało opisane w 1996 roku przez socjolog Susan Walzer w publikacji zatytułowanej Thinking About The Baby. Na podstawie wywiadów przeprowadzonych z 23 parami, które zostały rodzicami w ciągu ostatnich 12 miesięcy stwierdza, że to na kobietach spoczywa ciężar wychowania dziecka i dbania o dom, zarówno w wymiarze psychicznym, emocjonalnym, jak i intelektualnym. Badaczka utrzymuje, że kobiety w większym stopniu niż ich partnerzy zajmują się koordynacją i podziałem zadań, a także bardziej troszczą się o ognisko domowe. Nawet jeżeli w danej parze obowiązki są dzielone po równo, to kobieta ustala listę niezbędnych punktów do realizacji.
Zanim zaczęto poruszać ten problem we Francji, stał się on głośny w Stanach Zjednoczonych, kiedy w grudniu ubiegłego roku Ellen Seidman, matka trojga dzieci, zmieściła na swoim blogu wiersz doskonale wpisujący się w omawiany temat:
„To ja zauważam, że …”. Dalej brzmi on tak: „…skończyła się pasta do zębów, a także płyn do płukania jamy ustnej o smaku gumy do żucia oraz nić dentystyczna”. „To ja zauważam, że … nie ma już batonów zbożowych, łakoci na podwieczorek, suszonych owoców, warzyw, ani innych przekąsek, które ratują nam życie”.
A następnie wymieniała wszystkie te stresujące myśli, które każdego dnia poszerzają w kobiecej głowie listę rzeczy do zrobienia.
Czytaj także: Podzielmy się obowiązkami – oboje zyskamy
Poczucie wyczerpania nie zawsze jest takie samo – zależy od etapu życiowego
Kobieta wydaje się skazana na przeciążenie psychiczne w każdym momencie dorosłego życia: czy to w narzeczeństwie, czy też jako młoda lub bardziej doświadczona mama.
30-letnia Camille, matka dwojga małych dzieci, opowiada:
Jeszcze zanim wyszłam za mąż i zostałam mamą, odczuwałam na sobie ten mechanizm w drobnych sprawach, takich jak zakup pasty do zębów, dbałość o wystrój mieszkania… odnoszę wrażenie, że mężczyźni mają tendencję do przyjmowania biernej postawy od momentu wejścia w uczuciową relację.
Przyznaje jednak, że nie przeszkadzało jej to przed narodzinami pierwszego dziecka.
Emma opisuje błędne koło, w które wpadają młode matki. Podczas gdy tata wraca do pracy zaledwie po 2 tygodniach od porodu (i to w tych uprzywilejowanych krajach), matka musi zmierzyć się z całą gamą spraw do załatwienia, które składają się na niemowlęcą codzienność. Kiedy ona wraca do pracy, woli nadal wykonywać obowiązki związane z opieką nad dzieckiem niż cedować je na ojca … zwyczajnie dlatego, że robiła je już wcześniej.
W trakcie ciąży siłą rzeczy cały ciężar psychiczny spada na matkę, ponieważ to ona nosi w sobie dziecko. Ona umawia się na badania USG, jest prowadzona przez ginekologa, … – dodaje Camille. Kiedy przebywa na urlopie macierzyńskim, jako że cały swój czas może poświęcić dziecku, ustala się pewien rytm: jest czas na zakup ubranek, przygotowanie posiłków, wizyty u pediatry.
Ojciec jednak nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo jest to absorbujące. W rezultacie mama nie znajduje zrozumienia.
„Po narodzinach mojego drugiego dziecka, przerósł mnie ciężar obowiązków, byłam tak bliska wypalenia, że marzyłam o powrocie do pracy”. A to właśnie przez powrót do pracy sytuacja jeszcze bardziej się zaognia, ponieważ matka jest przytłoczona ilością obowiązków domowych i zawodowych.
Według Camille „pomimo wszystko staramy się udźwignąć ten ciężar, aby mieć poczucie więzi z dzieckiem. Tymczasem trzeba umieć odpuścić, jak najwcześniej podjąć odpowiednie kroki, aby po powrocie do pracy nie pogrążyć się całkowicie”.
Czytaj także: Czy męża da się w ogóle wychować?
Jak sobie poradzić z ciężarem psychicznym?
Klucz to potrafić odpuścić, zanim poczujesz się kompletnie wyczerpana. Wśród męskiej części internautów pojawiają się następujące głosy: „Jeżeli kobietom zależy na tym, by nasza rola nie ograniczała się tylko i wyłącznie do wykonywania poleceń, być może powinny one przestać zwracać nam uwagę, kiedy robimy coś bez konsultacji z nimi, że należy robić to inaczej lub że w ogóle nie należało tego robić… To oczywiste, że nie postępujemy tak, jak kobiety, ale nie ma co tego roztrząsać, to nasz sposób postępowania i kropka. Kiedy człowiek nie słyszy nic innego poza tym, że coś robi się tak, a nie inaczej, pozostaje mu tylko czekać na instrukcje.” Ci, którzy nie mogą się pod tym podpisać, ręka do góry.
Isabelle Nicolas, specjalistka od terapii dla par potwierdza wagę, jaką ma umiejętność zostawiania sobie wzajemnie przestrzeni do działania: „Nie chodzi o wyznaczanie obowiązków, tylko o przekazanie pałeczki i pozwolenie drugiemu na działanie. Jeżeli druga strona nie robi wszystkiego tak, jak byśmy chcieli, to trzeba ugryźć się w język”.
Jej zdaniem kobiety nie są skazane na samodzielne dźwiganie tego ciężaru i mogą poszukać sposobu na dzielenie go z partnerem:
Rodzina i związek to dwie dorosłe osoby, które tworzą pewien system. Nic automatycznie nie wskoczy na swoje miejsce. Jeżeli ktoś oczekuje, że wszystko samo jakoś się zgra, to się rozczaruje, i koniec końców ciężar wszystkich obowiązków spocznie na jednej osobie. Naprawdę trzeba świadomie rozdzielić to obciążające poczucie odpowiedzialności za dom i dążyć do tego, by każdy z małżonków kontrolował swoją działkę.
Czytaj także: Dowód na to, że warto pozwolić mężowi zająć się dziećmi po swojemu
Rodzinna burza mózgów
Niczym w korporacji mamy usiąść i odbyć brainstorming (burzę mózgów), aby wdrożyć konkretny system – optymalny dla naszego związku. Może on naturalnie ewoluować w zależności od sytuacji zawodowej czy osobistego rozwoju męża czy żony. Można, dla przykładu, w jednym momencie odpowiadać za zakupy, a w innym przejąć kwestię zajęć pozalekcyjnych dzieci.
Podstawą sukcesu tak współpracującego duetu jest kontrola nad danym obszarem od A do Z, a to obejmuje również fazę ogarniania go umysłem przed przystąpieniem do realizacji zadań. Isabelle przestrzega jednak przed postrzeganiem swojego poletka w jako wyłącznie prywatnej sprawy: „Choć jedno z nas za coś odpowiada, zawsze należy pytać współmałżonka o zdanie, aby nie czuł on się jak intruz we własnym domu”.
Według Isabelle, proponowany system ma większe szanse powodzenia jeżeli każdy z małżonków do listy obowiązków zawodowych dopisze w swoim terminarzu te rodzinne. Warto również uwzględniać ogólny kalendarz domowy, gdzie zanotowane są zadania obydwu stron, aby w przypadku jakiegoś naszego zebrania w pracy o nieludzkiej porze, współmałżonek był uprzedzony i mógł się zorganizować.
Istotne jest także i to, by nie trzymać się kurczowo takiego systemu, który się nie sprawdza. Jeżeli dla jednej ze stron okazuje się on niewygodny albo irytujący, trzeba go przeformułować, zanim sprawy wymkną się spod kontroli. Poza tym warto pamiętać, że jeżeli coś nam nie odpowiada, a nie dajemy żadnych sygnałów, to sami jesteśmy sobie winni.
Na koniec dodaje: „Zarządzanie ramię w ramię domowym ogniskiem jest niesamowicie budujące: wzbudza wzajemny podziw! To takie piękne móc liczyć na współmałżonka, przyglądać się z zachwytem jak przyczynia się do rozwoju najważniejszego projektu naszego wspólnego życia!”. Isabelle zostawia nas ze przepięknym zdaniem, które jej mąż lubi powtarzać przyjaciołom oraz napotkanym parom narzeczonych: „Ja nie pomagam mojej żonie, ja, wraz z nią, zarządzam naszym domem”. Weźmy sobie te słowa do serca …
Czytaj także: Mąż nie pomaga mi w domowych obowiązkach
Artykuł ukazał się w hiszpańskiej edycji portalu Aleteia
...
Tak kobiety biora na siebie wszystko. Widze to.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:04, 10 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
Kobieto, tkwi w Tobie wielka wartość! Odkryj ją – śpiewa Małgorzata Hutek
Mateusz Stolarski
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Utwór zespołu NewBorn Trio „Jestem” to kwintesencja mądrej, dojrzałej kobiecości.
N
ewBorn Trio nagrało utwór „Jestem” adresowany… tylko do kobiet. No dobrze, to trochę przesada. Przecież słuchałem „Jestem” już kilka razy. A jestem mężczyzną. I to w dodatku takim, który nie jest fanem jazzowania. Tymczasem polecam Wam gorąco właśnie taki utwór. Dlaczego piszę więc, że to piosenka tylko dla kobiet?
Nie da się ukryć, że NewBorn Trio to kobiecy skład. Nie da się też zaprzeczyć, że słowa piosenki są wyraźnie od i dla kobiet. Ale przekaz, jaki niosą, jest dla każdego. Zarówno dla panów, jak i pań.
NewBorn Trio obala błędne przekonania
zbyt blisko byłam, by móc zobaczyć
że ja to ja, a ty to ty
gdy odeszłam, to ujrzałam
jak wielka wartość we mnie tkwi
Tak często naszej wartości szukamy w innych. Opieramy się na nich. Przywiązujemy się tak ściśle, że zapominamy, jak myśleć i pragnąć. Tak często wynika to z lęku przed odrzuceniem. Chcemy czuć naszą wartość, ale nie w sobie, tylko w innej osobie. To ona nadaje nam godność i znaczenie. Tymczasem to bzdura!
odpowiedzialność za decyzje swe
wciąż zrzucałam na innych, bo
nie ufałam sobie samej
nie wierzyłam w swój własny głos
Większość z nas zgodzi się z tym, że bez zaufania nie zbuduje się z nikim trwałej relacji. No właśnie! Dotyczy to też zaufania do siebie samej/samego – że me pragnienia mogą dobre być, że będąc sobą nie krzywdzę Cię. I choć może wydawać się to banałem – jest prawdą. Historia, którą śpiewa Małgorzata Hutek w „Jestem”, jest prawdziwa. I w dodatku jest to opowieść o wielu z nas.
Skąd wziął się ten skład NewBorn Trio? Przynajmniej jedna z artystek jest dobrze znana czytelnikom Aletei. Małgorzata Hutek pojawiała się już na naszym portalu niejednokrotnie. Tym razem postanowiła zebrać jazzujące kobiece trio i wspólnie z utalentowaną Agą Derlak (fortepian) oraz energiczną Dominiką Kierpiec-Kontny (wiolonczela) chcą muzycznie wyrazić swoją odkrywaną na nowo kobiecość.
Czytaj także: Tak trudno znaleźć męża? Rozmowa z Małgorzatą Hutek
Prosty przepis na szczęście
dziś już wiem, że skarb jest we mnie
kochając siebie – pokocham cię
To właśnie jest sendo tego kawałka. Póki nie pokochasz siebie, nie pokochasz innych. Taka prawda, którą wypowiada sam Jezus: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mk 12,31). Tymczasem dzisiaj tak często serwuje się nam dwie skrajności. Świat mówi: kochaj siebie aż do pogardzania innymi, Ty jesteś najważniejsza/najważniejszy. A z drugiej strony tak wiele naszych doświadczeń mówi nam: nie znaczysz nic, jesteś „trybikiem” w „wielkiej machinie świata”. Musisz się podporządkować.
Tymczasem Małgorzata, Aga i Dominika dają nam przepis na dobre życie. Prosty przepis, choć niełatwy. Kochaj siebie po to, aby potrafić pokochać innych!
Czytaj także: Czuć się bezpiecznie w rękach Boga. Muzyczna modlitwa ufności
Song: "Jestem" | Singer: NewBorn Trio
NewBorn Trio
NewBorn Trio (Hutek/Derlak/Kierpiec) to trzy wspaniałe kobiety, niezwykłe artystki, charyzmatyczne osobowości sceniczne. Jest to najnowszy projekt wokalistki i kompozytorki Małgorzaty Hutek. Pianistka jazzowa Aga Derlak, wiolonczelistka Dominika Kierpiec-Kontny i wokalistka Małgorzata Hutek spotkały się razem, aby językiem jazzu i improwizacji dać wyraz swojej nowonarodzonej, świadomej kobiecości. Artystki łączy przyjaźń, a różnią doświadczenia muzyczne. Każda z nich podążała własną drogą, lecz właśnie różnorodność i otwarcie na nowe środki muzycznego wyrazu świadczą o wyjątkowości zespołu.
...
Ciekawa tematyka.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 8:22, 19 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
Elsa, Fiona, Merida Walcząca? Jaką księżniczką jesteś w oczach Twojej córki
Natalia Białobrzeska | Wrz 19, 2017
Fabrice Lerouge/Getty Images
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Czy wiesz, że dla 91% dziewczynek – przed dwunastym rokiem życia – mama to najlepsza powiernica? Co widzi, kiedy się w Tobie przegląda?
P
ierwszą rzeczą, której nauczyłam moje dzieci to uśmiech. Kiedy robię make-up, moja dwudziestosześciomiesięczna córka odrywa się od zabawek, staje obok mnie, bierze pędzelek do różu i mizia nim po policzkach. Ilekroć zarzucam na ramię torebkę, tylekroć zaczynamy wielkie poszukiwania małej, różowej torebki córy. Gumki do włosów i spinki odeszły w niepamięć, teraz hitem sezonu są rozpuszczone włosy, bo mama takie nosi. Do tańca nie potrzebuję lustra, bo mam kogoś, kto powtarza krok za krokiem.
Czytaj także: Mama i jej córki – cykl pięknych zdjęć, które musisz zobaczyć!
Dzieci uczą się przede wszystkim przez naśladowanie
Zatem pierwsze lekcje z kobiecości dajemy córkom już na samym starcie. Działamy jak kalki, odbijamy w nich siebie. Za naście lat ten wzór poddany zostanie surowej krytyce. Zanim to jednak nastąpi możemy cieszyć się bezinteresownie nadaną rolą: „mama – moja księżniczka”.
Warto przy tym wiedzieć, którą królewnę z bajki przypominamy najbardziej. Bo choć każda jest kobietą piękną, to również każdą odróżniają charakterystyczne cechy. Czy warto je w sobie pielęgnować, a może utemperować? O tym zdecyduj sama.
Czytaj także: „Chcę być jak moja mama”. Najpiękniejsze, co możesz usłyszeć od dziecka
Elsa
©Disney | MoviestillsDB
Elsa, „Kraina Lodu”
Jesteś odpowiedzialną i twórczą kobietą. Masz w sobie moc, która jednocześnie jest twoją słabością, bo od czasu do czasu tracisz nad nią kontrolę. Wiesz, że zbyt często rykoszetem dostaje twoje dziecko lub mąż. Z poczucia winy przybierasz pozę nieprzystępnej, a najbliżsi czują twój chłód. Jesteś świadoma, że tylko praca nad emocjami, zaakceptowanie siebie ze wszystkimi zaletami i wadami, wypełni cię spokojem, a siłę pozwoli przekierować ku dobru i szczęściu wszystkich domowników. Masz w sobie ogromny potencjał. Wykorzystaj go!
Fiona
©DreamWorks SKG | MoviestillsDB
W dzieciństwie doświadczyłaś źle pojętej miłości i troski rodziców. Nie byłaś dziewczynką wyjętą z żurnala, co – jak się szybko dowiedziałaś – miało znaczenie dla najbliższych. Jesteś kobietą niezwykle rodzinną i zaradną. Jednak twoje kompleksy przysłaniają ci szczęście, które masz tuż pod nosem. A etykietki hamują przed działaniem. Tymczasem koło twojego boku maszeruje ktoś równie nieidealny i kochający cię po uszy! Doceń to, co osiągnęłaś: wyrwałaś się z wieży oczekiwań, wygrałaś ze smokiem lęków, jesteś nietuzinkowa i to czyni cię wyjątkową!
Merida
©Disney/Pixar | MoviestillsDB
Jesteś typem niezależnej chłopczycy. Nie lubisz, kiedy ktoś mówi ci co masz robić i jak masz żyć. Bo ty podążasz za sercem i marzeniami. A to czasami kończy się bólem głowy całej twojej familii. Na szczęście masz w sobie ducha walki. Jesteś pozytywnie uparta i dążysz wytrwale do celu. To dlatego, gdy trzeba stajesz w obronie najbliższych, nawet jeśli twoim największym wrogiem są twoje strachy. Drzemie w tobie niekwestionowana siła, ale może czasem warto posłuchać innych?
Twoja dorastająca córka chce być właśnie taka jak ty, więc mam nadzieję, że zdążyłaś polubić siebie jeszcze bardziej. To jak, pamiętasz, gdzie leżą wasze korony?
...
Zdecydowanie dziewczynki nie beda wzorowac sie na mezczyznach a jak musza bo nie ma wokol innych wzorcow to bardzo niedobrze...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:22, 23 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
Szymon Majewski: Dwie Panie M., czyli Mama kontra Żona. A pośrodku ja
Szymon Majewski | Wrz 22, 2017
East News/Getty Image
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Tu musiało dojść do kolizji. Bo oto nagle zderzyły się dwa światy. Dwie różnie komety spotkały się na mojej satelicie.
O ile do tej pory na mojej Drodze Mlecznej krążyła z troską moja Mama Maria, było cicho jak w Kosmosie, o tyle — gdy nagle w naszą atmosferę wleciało cudowne ciało niebieskie, czyli moja przyszła Żona Magda — wybuch był blisko.
Moja Mama nie żyje od dziesięciu lat, ale często z moją Żoną wspominamy ten czas i te słodkie mamino-żonine potyczki.
Dwie panie łączyło jedno. Obie były zakochane we mnie po uszy. Jedna biorąca mnie z całym inwentarzem – moja Mama. I druga, nie biorąca mnie z inwentarzem, bo go nie miałem (no, może rower), krytyczna i próbująca mnie trochę ulepić – Żona Magda.
A w czym Żona będzie lepić? W mężu, który według Mamy jest rzeźbą doskonałą, skończoną! Wszak to rzeźba, na której widnieje jej podpis. Moja kochana Mama nawet mój bałagan uważała za cechę wielkiego artysty i zapowiedź geniuszu! Moja Żona odwrotnie – jako zapowiedź przyszłych kłopotów i potykania się o rzeczy.
Czytaj także: Szymon Majewski: Pokochać i polubić, jak się nie da pewnych cech zgubić
Archiwum prywatne
Synek, według mojej Mamy, miał się nie przemęczać, bo jak go tu męczyć, skoro on chorowity?
A według mojej Żony, synek to Pan Mąż, który, jak trzeba, to się męczy dla niej i dla dzieci.
Stąd od czasu do czasu, gdy panie się spotkały, dochodziło do genialnych dialogów.
Mama Maria:
– Szymon, czy ty się wysypiasz? Wyglądasz na zmęczonego. Wiesz, że nie możesz się męczyć.
(Tu nastąpiła bezcenna mina mojej Żony.)
Magda odpowiadała:
– Oj, nic mu nie będzie. Duży jest. Wyśpi się w niedzielę.
(Tu mina Mamy.)
I odzywałem się ja:
– Jest OK. Śpię dużo. Tylko dziś coś źle spałem.
Błąd! To uruchamiało inny czuły punkt Pani M., czyli Mamy: zdrowie synka! Dialog więc toczył się dalej.
Pani Mama:
– Źle spałeś, może za dużo jesz na noc? Co ty w ogóle jesz?
(Mina Żony.)
Magda:
– Szymon zjadł golonkę. Sam chciał. Prosił, to kupiłam.
(Mina Mamy.)
I ja:
– Tak, nie powinienem…, ale miałem ochotę.
Wtedy Mama rzucała pocisk w powietrze:
– Szymon, powinien uważać. Szymon ma delikatną wątrobę.
Adresat pocisku był jeden. Moja Żona. To do jej kuchni wpadał granat, więc jak przystało na wojenkę, Żona znowu odpowiadała miną.
Podczas naszych spotkań min było tyle, że tworzyło się całe pole minowe, które ja musiałem rozbrajać.
Czytaj także: Twój mąż i Twoja matka się nie dogadują? Podpowiadamy, jak rozwiązać konflikt
Archiwum prywatne
Innym razem, siedząc na kanapach, moja Żona musiała wysłuchiwać kolejnej tyrady:
– Wiesz, Szymek jest ogólnie wątły, słaby i szybko się męczy. Najważniejszy jest wypoczynek, nie może się przepracowywać.
A tymczasem wokoło biegała dwójka małych dzieci, burczało wstawione pranie, a ja – wychowując je z Żoną i pracując – męczyłem się!
Moja Żona grała w Realu, Mama w Nierealu.
Real Żony to były dzieci, dom, remont.
Niereal Mamy: dziecko Szymek męczy się domem i remontem.
O ile moja Mama u nas w domu była w trudniejszym położeniu, bo wiadomo, że grała nie na swoim terenie, o tyle u siebie, w małym mieszkanku na Ochocie, odzyskiwała rezon.
Tu dochodziło do wojny Kotleta Smażonego ze Szpinakiem Blanszowanym z dodatkiem Sera Halumi.
Pierwszy strzał padał przy jedzeniu.
– Jedz , bo nic nie jesz. Odbuduj siły, wzmocnij się, jedzenie matki może mało finezyjne, ale zupa to zupa, a kotlet to kotlet.
„Finezyjne” było szpilką wbita w upodobania kulinarne mojej Żony.
Podając ciasto, Mama jakby chciała osłodzić gorycz tego, co padało za chwilę:
– Pamiętaj, że twój pokój zawsze tu jest, tu jest twój dom.
Ja wtedy, widząc minę Żony, śpieszyłem z ustami pełnymi kotleta:
– Uhm… Jest tu… i tam, ale bardziej jednak już tam niż tu… Eh…
Ale gdzie jest przecież dom synka? Tam, gdzie jego samochód. Na potwierdzenie moja Mama nagle wnosiła blaszaną straż pożarną:
– A to ulubiony samochodzik Szymka, straż pożarna, która nie spada ze stołu.
A przy stole siedział jej syn, ojciec dwójki dzieci, który właśnie przyjechał ulubionym samochodzikiem, 12-letnią Fiestą z dwoma fotelikami dla dzieci.
Czytaj także: Mężczyzna z odciętą pępowiną
Archiwum prywatne
Pojedynek rozgrywał się też w sferze werbalnej, każda z Pań M. inaczej wymawiała moje imię. Moja Żona –twardo, po partnersku, namaszczając mnie na rycerza: Szymon, Szyyymon.
Moja Mama, która tego rycerza wychowała, wolała:
– Szymeek… Szymuś, synuś, synku.
Pamiętam, że wracając od mamy, wsiadałem do naszej Fiestki jako Szymuś i miałem dwadzieścia minut, by wysiąść jako Szymon.
Czasem się udawało.
Pozdrawiam wszystkich Grzegorzów, Marków, Stefanów, którzy dla Mam zawsze będą Grzesiami, Mareczkami i Stefankami.
Jakoś trzeba, Panowie, się w tym odnaleźć.
....
Miedzy kobietami tez relacje ukladaja sie roznie gdy chodzi o syna/meza ktory jest ta sama osoba.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 2:05, 25 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
Do czego została stworzona kobieta?
Magda Frączek | Wrz 25, 2017
fot. Beata Synkiewicz
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Agnieszką Banaś – śmiało można tak powiedzieć – zrewolucjonizowała duchową mapę Krakowa. Nam opowiada, jakie imię ma kryzys wieku średniego, co sprawia, że chce jej się tańczyć i dlaczego woli żarty swoich dzieci od gonitwy za wielkim sukcesem.
A
gnieszka Banaś przeniosła na krakowski grunt Program 12 kroków dla chrześcijan i stworzyła lokalne ognisko Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar. Kiedyś liderka i działaczka katolicka, dziś przede wszystkim współtwórczyni Centrum Pomocy Psychologicznej i Duchowej „Manresa” na Małym Rynku przy Jezuitach. Prywatnie mama Mikołaja i Filipa.
Magda Frączek: Chciałabym zapytać Cię o głód życia. Czujesz go?
Agnieszka Banaś: Dla mnie to część kobiecości. Życie jest czymś, co pulsuje. Nie mam na myśli gorączkowego biegania za nowościami. Czasem pulsuje, gdy tylko siedzę i patrzę w horyzont. Kiedy przestaję być głodna życia – a przez życie rozumiem głód Boga, głód ludzi, głód ciekawości świata – popadam w jakiś rodzaj niebytu. To dla mnie droga do tego, aby stać się matroną. Nie chciałabym nią być.
Bóg szanuje wolność
To rodzi kolejne pytanie. Do czego została stworzona kobieta? Do czego Ty zostałaś stworzona?
Do dawania życia, do pielęgnowania życia, z tym że rozumiem to bardzo szeroko, nie tylko dosłownie. W ogóle myślę, że Bóg, gdy coś wymyśla, nie jest czarno-biały, zadaniowy, „zero-jedynkowy”.
A jaki jest?
Teraz?
Tak. Chodzi mi o dzień dzisiejszy.
Teraz w moim życiu Bóg jest Kimś, kto bardzo szanuje moją wolność. Jest Kimś, kto kiedy trzeba, dmucha w ledwo tlący się płomień mojego życia. Czasem jest Kimś, kto robi krok w tył i mówi: „Zobacz, co się stanie, jeśli tego podmuchu nie będzie”.
Doświadczam też, że jest Kimś, kto myje mi nogi. Mój ostatni weekend był mordorem, szeolem. Zadałam Bogu pytanie: „A co by było, gdybym od Ciebie odeszła? Czy to jest tylko tak, że ja mam walczyć o Ciebie w moim życiu, czy Ty naprawdę jesteś Kimś, kto pójdzie za człowiekiem, będzie go szukał?”.
Odpowiedział?
Tak. Przez muzykę. Rano otwieram drzwi taksówki i słyszę słowa piosenki: „Będę walczył, będę się o ciebie bił”. Jak mężczyzna, którego potrzebuję, a którego nie mam w życiu. Z drugiej strony, Bóg ma też kobiecą twarz, czułą, dobrą.
Kiedy spotkałaś takiego Boga?
Mam przed sobą taką książkę, Trzy nawrócenia. Przełamać duchowy kryzys Reginalda Garrigou-Lagrange. Wpadła mi w ręce kilka lat temu, kiedy nie wiedziałam jeszcze, że życie duchowe, tak jak całe życie człowieka, ma pewne cykle. Obracałam się w środowisku charyzmatycznym, gdzie w jakiś sposób, głoszona była „ewangelia sukcesu”. Bóg był tym, który uzdrawia, który wyjmuje człowieka ze wszystkich kłopotów. Był kimś, kto stoi z wyciągniętym w moją stronę cudownym palcem i od mojej wiary ma zależeć, czy – szeroko rozumiany – sukces, także duchowy, stanie się moim udziałem.
Kiedy po motylkach nawrócenia przyszło pierwsze zderzenie się z życiem, coś zaczęło się rozjeżdżać. Z jednej strony było życie we wspólnocie, w kościele, na rekolekcjach, z drugiej zupełnie coś innego w domu. Zobaczyłam, że niezależnie od tego, ile bym nie siedziała czy stała z wyciągniętymi w górę rękami, pewne rzeczy nie zmieniają się. Że potrzeba, aby coś się zintegrowało. Nie wiedziałam tylko, że żeby to się stało, trzeba przejść przez kryzys.
Czytaj także: Madonna z poziomką. I dwa kobiece archetypy, których nie unikniemy
fot. Agnieszka Banaś
Olśnienia
Czasami potrzebny jest kryzys
Odnosisz się do jakiegoś konkretnego kryzysu?
Chodzi mi o coś, co psychologia opisuje jako kryzys wieku średniego. Coś co Jung nazwał „południem życia”, Jan od Krzyża czy św. Teresa jako „noc ciemną”.
Ty też znalazłaś na to swoją nazwę?
Tak. Potrzebowałam znaleźć na to swoje określenie. Tak zrodziła się Gienka (śmiech). Gienka jest kimś, kto mi uprzykrza życie. Kiedy do niego wkroczyła nie była jeszcze Gienką, ale Genowefą Wielką Melancholią. Kimś, o kim napisał Dante w Boskiej Komedii:
W życia wędrówce, na połowie czasu,
Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu.
Jak ciężko słowem opisać ten srogi
Bór, owe stromych puszcz pustynne dzicze,
Co mię dziś jeszcze nabawiają trwogi.
Brzmi to tak, jakbyś trochę rozpracowała ten kryzys.
Stoisz na środku życia, na jakimś bezimiennym, bezludnym lądzie. To jest Genowefa. Gienką jest wtedy, kiedy przychodzi myśl, że może by dać nogę i nawiać na Jamajkę z jakimś rastamanem, pobujać się w rytm reagge, popijając mleko kokosowe z kokosa (śmiech). Dzisiaj mogę już to sobie obśmiać.
Jak myślisz, czego dotyka kryzys wieku średniego?
Dotyka przede wszystkim takich egzystencjalnych, najtrudniejszych, ogólnoludzkich pytań dotyczących przemijania i śmierci. Fajnie się mówi, zwłaszcza będąc chrześcijaninem, o wartości śmierci, o tym jak to będzie po śmierci, o tym, jak wspaniałe i bohaterskie są przykłady chrześcijan oddających życie… Gdy jednak przychodzi się z tym zmierzyć biologicznie, nie jest łatwo. Przechodzi się wielką falę rozczarowania.
Poczekaj. Przeniosłaś do Krakowa Program 12 kroków, który stał się drogą uzdrowienia dla kilkuset osób. Przez lata byłaś liderką dużej wspólnoty. Współzałożyłaś Manresę, jedno z najprężniej działających miejsc niosących ludziom duchową i psychologiczną pomoc. Ty mówisz o rozczarowaniu, a ja widzę tu wielkie, grube sukcesy.
Wymieniłaś te rzeczy, a ja tak naprawdę długo zastanawiałam się, dlaczego chcesz robić ze mną wywiad. To wszystko o czym mówisz to czas przeszły. To się już dokonało. Codzienna praca nie polega na udzielaniu wywiadów, szukaniu nowych rozwiązań, fajerwerkach. Obecnie zastanawia mnie coś innego: Jak szukać napędu w niesamowicie rutynowej, powtarzającej się rzeczywistości?
Znalazłaś już coś?
Kilka razy doświadczyłam tego, co to znaczy być „tu i teraz”, nie martwić się o dzień jutrzejszy. Doświadczyłam, że Bóg jest właśnie w tej, obecnej chwili. Mam na myśli mistyczne chwile, pełne niewyobrażalnego pokoju. W pierwszej fazie życia bardzo często omija się tę możliwość, biegnąc do jakiegoś celu. Teraz to, co najbardziej lubię to rozmowy z moimi dziećmi. Dużo się od nich uczę, są doskonałym lustrem moich wad. I choć nie robią tego finezyjnie, są facetami (śmiech), rezonuje to we mnie, jest źródłem śmiechu. Często zamieszczam na Facebooku te nasze dialogi.
Lubię też uwieczniać chwile. W sobie i na zdjęciach. Chodzi mi o chwile jedności, stopienia ze Stworzycielem, z przyrodą, obrazem, muzyką, człowiekiem, zwierzęciem. Te zachwyty nad światem miałam od dziecka, później, wskutek trudnych doświadczeń umarło. Teraz znów ożywa. Pomaga mi w tym medytacja chrześcijańska. Droga, którą odkryłam niedawno.
Czytaj także: Jedno słowo kontemplacji. Czym jest medytacja chrześcijańska?
fot. Agnieszka Banaś
Niepowtarzalna powtarzalność
Celem jest droga
Prowadzisz kilka grup 12 kroków. Zastanawiam się, jak pracuje Ci się teraz, z perspektywy odkryć, o których opowiadasz? Cały program trwa przecież prawie 2 lata, nie jest miejscem, gdzie doświadcza się natychmiastowych rozwiązań.
Celem kroków jest zobaczenie, że sama droga jest celem. Na początku chce się od razu wiedzieć, gdzie on jest. To jest przecież bardzo ludzkie. Doświadczam cierpienia i szukam ulgi w cierpieniu.
Sama pamiętam swoje problemy rodzinne. Pamiętam, jak przychodziłam szukać pomocy w moich problemach małżeńskich, które po latach zakończyły się rozwodem. Nie tego oczekiwałam. Chciałam wszystko już, a tu się okazało, że cała droga dopiero przede mną. Że Bóg odpowiada mi na, wydawałoby się, poboczne i nieistotne pytania.
Pamiętam kobietę, do której przyszłam z prośbą, aby pomogła mi wyjść z kryzysu małżeńskiego. Pytam ją: „Co ja mam zrobić? Powiedz mi!”. Odpowiedziała mi: „Agnieszka, co sprawia, że chcesz tańczyć?”. „O co ona mnie pyta?”, myślę.
Potrzebowałam kawałka czasu, aby to zrozumieć. Aby odpowiedzieć sobie, co sprawia, że tętni we mnie życie. Zupełnie o tym zapomniałam.
O jaki więc rodzaj drogi, kroków chodzi?
Chodzi o przewartościowanie siebie, swojej wiary. Jezus nie powiedział: „Czcijcie mnie”. On powiedział: „Naśladujcie mnie”. Bóg ma twarz mojego bliźniego. Bóg ma twarz bezdomnego, chorego. Bóg jest w ekspedientce w sklepie. Bóg jest we mnie. Bóg jest w moich dzieciach.
Jesteś kobietą noszącą na sobie trud samotnego rodzicielstwa.
Pamiętam, gdy pewnej mroźnej zimy zamarzło coś w rurze od gazu. A że mam pralkę pod piecem gazowym, kiedy już odmarzło, zaczęła się lać woda i zalewać ją. Nową pralkę. Na niedomiar, tego dnia miałam jeszcze sesję na uczelni. Wiem jak to jest, kiedy staje się przed kompletnym ograniczeniem. Widzę, jak przez te lata utwardziłam się. Czasem ta twarda skóra ciąży. Przy totalnym zmęczeniu jest chęć, aby ją zrzucić i urealnić myśl o ucieczce z Jamajczykiem (śmiech). Mam momenty, w których chciałabym komuś przekazać ten plecak, który niosę.
W tym wszystkim chodzi chyba najbardziej o to, aby nie zgubić dobra. Czasem na krokach proponuję, aby kupić sobie sznureczek i koraliki. Lub tak jak Aurora z drugiej części Czułych słówek, sporządzić album swojego życia. Każdy koralik czy zdjęcie niech symbolizuje dobrą rzecz, dobrą osobę, dobre miejsce, za które możemy być wdzięczni. To jest to praktykowanie uważności, bycia „tu i teraz”. Bo to też nie jest tak, że ja przez cały czas byłam sama. Spotkałam wielu ludzi, którzy mi pomogli.
Odpowiedziałaś sobie na pytanie, które zadała Ci tamta kobieta? Wiesz, co sprawia, że chcesz tańczyć?
Kiedy mogę pomagać ludziom odnaleźć nadzieję. Kiedy mogę iść z kimś przez kawałek jego drogi. To wyróżnienie, gdy ktoś mi w tym ufa. Wtedy szybciej bije mi serce. Czasem gubię to. Po to są te koraliki, aby przypominać.
Agnieszka, cykl rozmów, które otwiera nasz wywiad nazywa się „Pokój Kobiet”. Na koniec chciałabym Cię zapytać właśnie o to, co jest Twoim pokojem?
Odpowiem Ci na to pytanie fragmentem Biegnącej z wilkami, Clarissy Pinkola Estes: „Pośród niewiedzy, ciemności, nieomal ślepoty, jest przy mnie Coś, jakaś nieokreślona obecność dotrzymuje mi kroku. Czy idziemy w prawo czy w lewo, towarzyszy nam, towarzyszy nam, wspiera, toruje drogę”. I tak. To Bóg jest moim pokojem.
...
Kobieca aktywnosc oczywiscie jest inna z natury.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 8:32, 26 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
Mówisz córce, że jest piękna? To za mało!
Catherine Kauder | Wrz 26, 2017
Peathegee Inc/Getty Images
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
W jednym z badań poproszono studentów obu płci o wypełnienie testu matematycznego. Uczestnicy musieli to zrobić w przebieralni, mając na sobie jedynie kostium kąpielowy. Dziewczynom to zadanie poszło gorzej niż mężczyznom. Wiesz dlaczego?
Moja córka poszła do 6 klasy. Podczas uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego zauważyłam coś niepokojącego. Wszystkie dziewczynki, które nas otaczały wyglądały podobnie.
Gdzie nie spojrzałam, widziałam dziewczyny o prostych, długich i lśniących włosach. Przygotowanie takich fryzur musiało zająć im albo nawet profesjonalnemu styliście przynajmniej 45 minut.
Czytaj także: Piękno nie potrzebuje Photoshopa!
Tak jak wszyscy
Większość z nich miała 11-12 lat. Dla mojej córki przygotowanie się do wyjścia oznaczało po prostu związanie kręconych włosów w kucyk. Na szczęście nie zwracała uwagi na pokaz fryzur na korytarzu. Jednak ja zaczęłam się zastanawiać. Skąd wszystkie dziewczynki wiedziały, że muszą uczesać się tak samo? Wyglądały nie tylko identycznie, ale też… idealnie. Czy tak rozumieją piękno?
Rozumiem, że to etap, kiedy dziewczyny próbują wypracować swój styl, eksperymentując z ubraniami, włosami, akcesoriami czy nawet makijażem. Muszą stawiać czoła presji otoczenia i oczekiwaniom rówieśników na temat własnego wyglądu. Oczekiwania te dotyczą wszystkiego: fryzury, cery, ciała i strojów.
Porównywanie się do innych może jednak pochłonąć zbyt wiele energii. Rozprasza i koniec końców może obniżyć samoocenę. W jednym z badań poproszono studentów obu płci o wypełnienie testu matematycznego. Uczestnicy musieli to zrobić w przebieralni, mając na sobie jedynie kostium kąpielowy. Dziewczynom to zadanie poszło gorzej niż mężczyznom. Młode kobiety były zbyt przejęte swoim wyglądem i miało to negatywny wpływ na stopień ich koncentracji.
Czytaj także: 5 nawyków, które czynią Cię nieszczęśliwą
Porozmawiaj z Nią
Jak pomóc dziewczynom poczuć się pewnymi siebie ze względu na to, jakie są, a nie z powodu ich wyglądu? Istnieje zdecydowanie lepszy sposób niż zakazywanie oglądania telewizji, czytania kolorowych magazynów czy przeglądania Internetu, z których czerpią te idealne wzorce. Eksperci podpowiadają, że najlepszym pomysłem jest rozmowa.
Wspólne oglądanie telewizji jest dobrym wstępem do rozmowy z nastolatkami. Dowiesz się, co twoja córka myśli i jak reaguje na otaczającą ją rzeczywistość – mówi dr Julia V. Taylor, wykładowca na Uniwersytecie w Wirginii oraz autorka książki, mającej pomóc nastolatkom poczuć się dobrze w swojej skórze „The Body Image Workbook for Teens”.
Jeśli Twoja córka chciałaby na przykład obejrzeć rozdanie nagród MTV Video Music Awards, dołącz do niej. Jeżeli oburzają cię roznegliżowane stroje, powstrzymaj krytykę i zapytaj, co ona o tym sądzi. Wsłuchaj się też w tekst piosenki, którą lubi i puszcza na okrągło. Spróbuj poznać jej zdanie i jej świat. Może Wam to pomóc w rozmowie o tym, co aktualnie dzieje się w szkole lub w gronie przyjaciół.
Rodzice powinni rozmawiać z nastolatkami o tym, co się u nich dzieje, by ich zrozumieć, a nie po to, aby krytykować i zawstydzać – dodaje Taylor.
Czytaj także: Cud zwykłej rozmowy
Ciągłe porównywanie się do innych…
Dziewczynki szukają inspiracji w serwisach społecznościowych. Nie tylko u gwiazd, ale także u swoich rówieśniczek. Ciągle przeglądają dokładnie obrobione zdjęcia dobrze bawiących się internetowych koleżanek w strojach kąpielowych. Bardzo łatwo może je to wpędzić w kompleksy i zepsuć samopoczucie.
W dzisiejszym świecie, gdzie zawsze wszyscy są „online”, ciągłe porównywanie się do innych na portalach społecznościowych kreuje nierealistyczne standardy.
Kto z nas nie miał takiego dnia, w którym nie chciał iść do szkoły z powodu pryszcza? My, wchodząc za próg własnego domu, zostawaliśmy poza zasięgiem obcych spojrzeń. Z powodu wszechobecności serwisów społecznościowych dzisiejsze pokolenie nie ma już tego komfortu.
Dziewczyny mają znacznie więcej okazji do myślenia o swoim wyglądzie – mówi dr Lisa Damour, psycholog kliniczny i autorka poradnika „Untangled: Guiding Teenage Girls Through the Seven Transitions Into Adulthood” („Rozwikłane: siedem przemian prowadzących do dorosłości”).
Czytaj także: Chcesz poprawić swoją samoocenę? Mamy na to 4 sposoby!
Zdjęcia koleżanek w sieci
Damour sugeruje, aby rozmawiać z córkami na temat zdjęć koleżanek, które widzą w Internecie, zadając im proste pytania:
– Jak myślisz, dlaczego to opublikowała?
– Jak sądzisz, ile czasu musiało jej zająć przygotowanie się do tego zdjęcia.
Kiedy odpowie na te pytania łatwiej będzie jej zrozumieć idee wstawiania takich zdjęć do Internetu.
Warto także wytłumaczyć córkom, że to, co widzą w różnych mediach, niekoniecznie jest prawdą: – Nie warto porównywać się z gwiazdami z ekranu czy codziennych pisemek, ponieważ ich zdjęcia to najczęściej efekt pracy grafików komputerowych, a nie odbicie prawdziwego wyglądu – pisze Anna Czajkowska, pedagog i trener rozwoju.
Czytaj także: 10 cech osobowości, które czynią kobietę naprawdę piękną
Zastanów się, jak ty komentujesz swój wygląd
Niestety, nie zawsze wina leży tylko po stronie mediów lub przyjaciół córki, bywa, że także po stronie rodziny. Rodzice i rodzeństwo powinni zdawać sobie sprawę, że ich komentarze na temat jedzenia lub wagi mogą mieć ogromny wpływ na nastawienie dziewczyny do swojego ciała.
Gdy ktoś w rodzinie powtarza, że „nie może jeść węglowodanów” lub że „czuje się grubo”, dziewczynki szybko myśl podchwycą. Przeistacza się to w ich wewnętrzny dialog ze sobą, czy są tego świadome, czy nie – dodaje Taylor.
Mary Beth Towery, matka dwóch nastolatek i autorka bloga kulinarnego „Real Family Real Food” („Prawdziwa rodzina – prawdziwe jedzenie”), uważa, że o wiele lepsze jest traktowanie sposobu odżywiania się jako wyboru, a nie listy zakazów i ograniczeń.
Nie chcę demonizować jedzenia ani nauczyć moje córki obsesji na jego temat – mówi Towery.
Rozkoszowanie się słodką przekąską od czasu do czasu jest o wiele lepsze od życia w przeświadczeniu, że to coś zabronionego i zjedzenie jej to chwila naszej słabości, za którą musimy odpokutować.
Takiej samej rady można udzielić, gdy mówimy o wyglądzie. Jeżeli ciągle się krytykujesz i marudzisz, co byś chciała w sobie zmienić, musisz być świadoma, że córka to słyszy. Z drugiej strony eksperci ostrzegają, że ciągłe powtarzanie córkom, że są piękne też nie jest dobre. W zamyśle może i ma to okazać wsparcie, ale w ten sposób jeszcze bardziej podkreślamy znaczenie wyglądu.
– Zamiast pustych komplementów dotyczących wyglądu lepiej rzeczowo porozmawiać. Zapytać chociażby, o czym myśli – komentuje Lyn Mikel Brown, wykładowca na Colby College w Waterville w Maine, oraz autorka książki „Powered by Girl” („W dziewczynach siła”).
Nauczenie córki skupiania się na swoich umiejętnościach i zainteresowaniach może jej bardzo pomóc w budowaniu pewności siebie. Zachęć ją do brania udziału w różnych przedsięwzięciach, w których poczucie własnej wartości jest zależne od osiągnięć, a nie od wyglądu.
– Uprawianie sportu zawsze dziewczynom bardzo pomaga. Ich ciała nie są wtedy traktowane jako obiekty, ale służą do osiągnięcia czegoś – mówi Damour.
Najważniejsze to pomóc córce odnaleźć miejsca i ludzi, którzy będą w niej widzieć ją samą, a nie tylko jej piękne włosy czy smukłą talię.
...
Juz od dziecka trzeba mowic, ze piekno to dusza.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:16, 28 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
Jola Szymańska: Dlaczego warto być brzydką, jak Meryl Streep
Jola Szymańska | Wrz 28, 2017
fot. Marek Straszewski
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Podczas przesłuchania do filmu „King Kong” 25-letnia Meryl Streep usłyszała, że jest „za brzydka”. Podobnie i równie paradoksalnie oceniamy często własne życie.
A
meryki nie odkryję, ale trudno uciec od tego faktu: my, kobiety, mamy ze sobą problem. Ze sobą, z oczekiwaniami wobec siebie i z własną ambicją.
Czujemy się w obowiązku być piękne. Choć czasem wstydzimy się być mądre.
Vogue na wózku inwalidzkim
Nie tak dawno graficzka Katherine Young zaprojektowała własne projekty okładek największych kobiecych magazynów.
Jej numer „Vanity Fair” miałby dotyczyć łapania życiowego balansu i depresji poporodowej, w jej „Vogue” przeczytalibyśmy wywiad z niepełnosprawną Jessicą Jewett i zestawienie najlepszych malarzy malujących ustami i stopami. „InStyle” inspirowałby do pozbywania się uprzedzeń, szczególnie wobec własnego ciała.
I needed to see a woman like Jessica Jewett when I was growing up. What is so truly inspirational about Jessica is her willingness to share all her talents. She is an amazingly talented artist, author, and intuitive. “I’m an artist who happens to have a disability, not a disabled woman who happens to be an artist. I never let my disability define my worth.” Jessica uses her mouth to create artwork and growing up she was invited to teach art and show the other students how to make art like her. She was able to show them that different wasn't that different at all. Now, she shares her life online through social media, spreading understanding and awareness of her disability Arthrogryposis. She is showing all of us that different isn't that different at all. Arthrogryposis found in about 1 in 3,000 live births and has no known cure and no predictable cause. I had a disabled parent growing up and didn’t understand the differences. I didn't know where to look to understand what was possible. I needed to see a woman like Jessica Jewett when I was growing up. Who did you need to see? #ShowMoreWomen #DoBetter #herstory #empowerwomen #supportwomen #feminism #graphicdesign #graphicdesigner #womeninart #womenindesign #passionproject
A post shared by Katherine Young (@katersbonneville) on Sep 7, 2017 at 5:47am PDT
Przy każdym projekcie graficzka przytacza historię konkretnej kobiety – żywej, prawdziwej i nieprzystającej do plastikowych okładek kobiecych magazynów. I podkreśla, że żałuje, że nie poznała ich, kiedy dorastała.
A kogo poznała? Kogo my poznajemy dorastając, dojrzewając i tracąc wszelkie marzenia o własnej wartości?
Uroda, potencjał i inne tragedie
Jedna z moich koleżanek regularnie oczyszczała swoją listę obserwowanych profili na Instagramie. Opowiadała mi, jak bardzo ją one dołują. Wizyty na przyjęciach, drogie ciuchy, sesje zdjęciowe… głowa mała.
Słuchałam jej i zastanawiałam się, dlaczego sama nie mam z tym kłopotu? Obserwuję przecież te same blogerki i gwiazdy, ale zamiast się dołować, podpatruję ich sposoby na dobre ujęcia.
Czytaj także: Jola Szymańska: List do kobiety, którą chcę się stać
Autodestrukcyjny detal
Niestety, szybko zrozumiałam swój błąd. Może i nie dołuje mnie czyjaś uroda, ale dołuje mnie cudza pomysłowość i pracowitość, kiedy samej mnie na nie nie stać. Nie dołuje mnie ładne selfie w fancy miejscu, ale dołują mnie nowe filmiki mądrej i bezlitośnie trafiającej w sedno vlogerki.
A kiedy zaczyna mnie dołować to, zaraz dochodzi też uroda, doświadczenie, sukcesy, uznanie i milion dopowiedzianych przez moją autodestrukcyjną wyobraźnię przymiotów.
Prawdopodobnie dlatego, że wydaje mi się, że królowa życia może być tylko jedna, a kobieta może być albo gwiazdą, albo jej szarą przyjaciółką.
Pokaż swój IG, powiem ci kim jesteś
Będę trzymać się tezy, że życie nieatrakcyjne to życie nieumiejętnie zaprezentowane. Atrakcyjnie można przedstawić wszystko. Od narkotykowego ciągu przez noce w spoconych klubach, aż po poród i niedzielny spacer. To wszystko można także przedstawić jako porażkę.
Patrząc na świat oczami Instagrama zapominamy, że sami go tworzymy. Go, czyli świat. Ale w zasadzie także go, czyli Instagrama. Przede wszystkim tworzymy jednak ją – własną głowę.
Głowę, którą odbieramy świat, Instagrama, drogie zegarki i pachnący liściami wieczór w ogrodzie, który skądinąd też może urosnąć do rangi nieosiągalnego miernika wartości mojego życia.
Czytaj także: Sukienki, które uczą wolności. Wizyta w pracowni Marie Zélie
Meryl na niepogodę
Dwa lata temu Meryl Streep opowiedziała w talk show Grahama Nortona o przesłuchaniu do filmu „King Kong”. Usłyszała na nim, że jest „za brzydka”. Podkreśliła, że choć teraz się z tego śmieje, jako 25-latce nie było jej do śmiechu ani trochę.
Prawdopodobnie poczuła się tak jak ja, sporo moich koleżanek i cała masa kobiet uzależniających swój potencjał od atrakcyjności. Nie tylko tej fizycznej.
Ale wiecie, tak sobie myślę, bądźmy takie „brzydkie” jak Meryl Streep. Bądźmy nudnymi nerdami, nieumalowanymi marzycielkami i fankami rodzinnych przyjęć pod miastem.
Przecież to od nas zależy okładka i treść naszego życia.
Czytaj także: Jola Szymańska: Z pamiętnika kiepskiej narzeczonej
..
Brak wybitnej urody ma tez duze plusy.
1. Gdy sa pochwaly dla kobiety nie sa one za wyglad ani nie maja na celu uwodzenia. Czyli pewnosc wlasnych osiagniec.
2. Kobieta nie jest traktowana jak obiekt seksualny. Tylko jak ,,normalny czlowiek".
3. Nie musi ciagle myslec o wygladzie aby nie stracic prestizu pieknej.
4. Starosc czyli utrata urody tak nie boli gdy jej nie bylo. Nie zalujesz straty tego czego nie bylo.
...
Ogolnie zwykly wyglad pozwala na NORMALNE zycie...
Wbrem pozorom to samo dotyczy mezczyzn! Ryzyko pychy zachwytu nad soba tez tu istnieje.
Stad Bóg wiekszosci nie daje wybitnej urody dla ich dobra. Wiekszosc ludzi na skutek grzechu pierworodnego jest ZDEFORMOWANA!!! Tak jak teraz wygladacie to tak nie mialo byc! W Raju bylibyscie cudem pieknosci. Sa objawienia mowiace ze nawet po wygnaniu z Raju ludzie wygladali ,,jak greckie posagi" czyli rzezby idealnych ludzi tworzone przez greckich mistrzow nie przedstawiajace nikogo konkretnego bo takich idealow nie bylo a polaczenie idealnych czesci ciala...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:43, 03 Paź 2017 Temat postu: |
|
|
Kto się boi miłości?
Zyta Rudzka | Paźdź 03, 2017
Unsplash | CC0
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Dla silnej kobiety miłość nie jest utratą niezależności, ale dopełnieniem jej wewnętrznej siły.
Z
nam wiele kobiet, które w sztuce unikania miłości doszły do perfekcji. Pragną kochać i być kochane, deklarują, że chcą założyć rodzinę, ale jak tylko pojawia się ktoś, z kim mogłyby te marzenia zrealizować – to już ich nie ma. Uciekają.
I jeszcze wmawiają sobie, że to nie tyle ucieką przed miłością, ile biegną po rozum do głowy.
Nie zamierzam tracić dla niego głowy!
Ja się nie tyle dystansuję, ile staram się być obiektywna. On wczoraj wydawał się jakby bardziej interesujący, a dziś mówił już tylko o pracy, a ja szukam mężczyzny, dla którego rodzina byłaby wszystkim.
To egoista – myślał tylko o tym, jak zrobić na mnie wrażenie. Nie interesuje go moje życie. Opowiadałam mu o chrzcinach siostrzeńca, a on nawet nie zapytał, jak ma na imię.
Efekt jest taki, że zamiast mieć w sobie ciekawość, żeby go poznać, sama produkujesz argumenty, że to jednak nie Ten. Przestajesz rozmawiać, zaczynasz być niedostępna emocjonalnie.
I kiedy on chce się umówić na spacer, natychmiast włączasz komputer i musisz coś zrobić na jutro. Nie odbierasz telefonów, nie odpowiadasz na SMS-y, grasz ciszą – a niech się sam zniechęci. A kiedy jemu naprawdę zależy i nie odpuszcza, potrafisz być niesprawiedliwa, złośliwa czy agresywna.
Nie musisz być świadoma, że budujesz dystans.
Czytaj także: A co, jeśli mój współmałżonek zmieni się po ślubie?
Lęk przed bliskością
Jaki lęk? Przecież mam mnóstwo przyjaciół, mówimy sobie wszystko. A miłość? Jakoś nie mam szczęścia. Wiadomo, jacy są faceci. A jaka jesteś ty?
Jeżeli miłość jest ślepa, to lęk przed miłością jeszcze bardziej mąci ostrość widzenia.
Zaczynasz tracić z oczu to, co jest dla Ciebie najważniejsze. Niezależnie od tego, kim jesteś i kim chcesz się stać.
Wyobrażając sobie same złe rzeczy związane z miłosnym przywiązaniem – rezygnujesz z Dobra.
Miłość nie jest powodem do lęku, ale zaproszeniem do rozwoju, do realizowania samej siebie jeszcze bardziej: Jako człowiek, kobieta, żona, wreszcie – matka.
Jak przestać się sabotować?
Ulgę przynosi zrozumienie, że ty sama masz duży udział w tym, że Ci się nie udaje w miłości. Że to nie ludzie chcą mnie wykorzystać, zranić, nadużyć mojego zaufania, ale ja sama tak bardzo trzymam się swoich lęków, że narzucam dystans. Skazuję się na porażkę. Odmawiam sobie ważnych spotkań.
Nie jesteś gotowa, by zaufać? Na to nigdy nie ma dobrego momentu.
Czytaj także: Co daje wewnętrzną siłę? 10 odpowiedzi, które pomogą Ci zrozumieć siebie
Lęk przed miłością nie wygasza pragnienia bycia kochaną
Lepiej się zastanowić, czy nie robię czegoś takiego, co zamyka mnie na bliskość?
Może jak ktoś mówi mi komplementy, okazuje zainteresowanie, to staję się ostra i nieprzyjemna. A to już nie jest przejaw niezależności, tylko braku wrażliwości. Nie liczę się z uczuciami drugiej osoby, ale także sabotuję swoje własne pragnienia. Dobrze jest wiedzieć, dlaczego boisz się zaufać.
Nowa miłość otwiera dawne cierpienia. Byłaś źle kochana jako dziecko. Ale przecież – dałaś radę. Kiedyś już ufałaś i zawiodłaś się. Ale – przeżyłaś. Boisz się, że to uczucie Cię pochłonie. Twoja mama też miała ambicje, a musiała przerwać pracę i zająć się dziećmi. Ale ty przecież idziesz swoją drogą. No i przecież zmieniamy się. Miłość również nas odmienia. W piękny sposób. Być może sama będziesz chciała zostać w domu i poświęcić się macierzyństwu.
Łatwo pomylić bliskość z zależnością
Oczywiście, kiedy założysz sobie, że możesz polegać tylko na sobie i sama dla siebie jesteś jedynym oparciem – to jakby łatwiej Ci się żyje. Masz wszystko pod większą kontrolą. Nie musisz negocjować, rezygnować, walczyć o swoje. Ale czy nie patrzysz tylko na to, ile tracisz, a nie widzisz to, co możesz zyskać? Nie buduj muru prewencyjnej samoobrony.
Czujesz się niezależna i silna, i taka chcesz pozostać. Jeżeli myślisz o miłości z kpiącym niedowierzaniem, z lekceważeniem, z podejrzliwością – to właśnie na taką miłość się narażasz.
Ale przecież fundamenty więzi budować trzeba na szacunku, wzajemnej uważności na swoje indywidualne potrzeby, trosce, życzliwym poczuciu humoru, wtedy jest szansa, że powstanie coś dobrego, zdrowego i stabilnego.
Nie demonizuj miłości.
Nie musi boleć, zawiera w sobie potencjał wolności. Bliskość to przestrzeń między dwojgiem ludzi, którą można wypełnić tak, jak pragniemy.
Nie warto się zrażać. Bo on jest inny. Bo on mnie nigdy nie zrozumie. A skąd wiesz?
Czytaj także: Szymon Majewski: Pokochać i polubić, jak się nie da pewnych cech zgubić
Bliskość to nie zagrożenie, ale szansa
Podziel się przykrymi wydarzeniami. Druga osoba nie musi ich tak samo poczuć. Ważne, że powie – musiało być ci ciężko. Albo weźmie cię za rękę. A potem ty się zainteresujesz, co go bolało, może nadal coś przeżywa. Co mu się nie udało?
Ludzie chcą sobie coś bezinteresownie podarować, pragną przeżywać czyste i ważne uczucia. Popełniają błędy, ale dobra bliskość to również taka, w której czasami zdarzają się złe rzeczy. Bliskość to coś żywego, to proces, zmiana – bywa, że ktoś nas rani, my sprawiamy ból, odreagowujemy – ale traktujemy się poważnie, czule, umiemy przeprosić, wybaczyć, zadośćuczynić.
To jest najlepsze w miłości, że masz świadomość, że potrafisz doskonale dać sobie radę bez tej osoby, ale właśnie tego teraz już nie chcesz. Wiesz, że ta Twoja pojedyncza siła wzmacnia więź, a nie ją osłabia.
Bliskość to nie zagrożenie, ale szansa.
Na bogatsze życie, na spełnienie marzeń o założeniu rodziny, macierzyństwie, o pracy ramię w ramię z kimś, komu ufasz.
Dlatego zamiast wyobrażać sobie najgorsze, może tak po prostu ucieszyć się tym, że pojawia się ktoś ważny i może miłość zaraz się nam przydarzy. A kiedy pojawią się pierwsze problemy z bliskością – to wtedy będziemy je rozwiązywać. Podobno, co dwie głowy to nie jedna.
...
Strach przed bólem. Trudno sie dziwic.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:07, 04 Lis 2017 Temat postu: |
|
|
Moje wymiary to… 2202 zabójstw kobiet. Nietypowy protest kandydatek na Miss Peru
Aleksandra Gałka | 04/11/2017
Cute Girl Videos - Captura Youtube
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Pretendentki do tytułu najpiękniejszej kobiety Peru zadały kłam krzywdzącym stereotypom, jakie krążą na temat pięknych kobiet starających się o tytuł miss. Zaskoczyły zgromadzonych intrygującym protestem…
W
ybory miss w Peru odbyły się 29 października. Wzięły w nim udział 23 piękności. Choć wybory miały charakter krajowy, to kilka dni później dowiedział się o nich cały świat.
Podczas etapu, w którym kandydatki powinny zdradzić swoje wymiary, zaczęły recytować liczby, które wcale nie ilustrowały ich gabarytów.
Każda z nich wypowiadała liczbę, jaka wiązała się z przemocą wobec kobiet. Dane odnosiły się do całego kraju, bądź regionów, z których pochodziły kandydatki.
Moje wymiary to…
Wyświetlano równocześnie na ekranach materiały wizualne, które dotyczyły przypadków przemocy.
Pierwsza z kandydatek powiedziała:
Nazywam się Camila Canicoba i reprezentuję region Limy. Moje wymiary to: 2202 zgłoszone zabójstwa kobiet w ciągu ostatnich 9 lat w moim kraju.
Kolejna dziewczyna pochodziła z regionu Cajamarca:
Moje wymiary to: więcej niż 80 proc. kobiet w moim mieście cierpi z powodu przemocy.
Następna finalistka oświadczyła z kolei:
Nazywam się Luciana Fernandez i reprezentuję miasto Huánuco. Moje wymiary to: 13 tys. dziewczynek doświadcza przemocy seksualnej w naszym kraju.
Inna z kandydatek przypomniała, że w Peru z powodu przemocy seksualnej co 10 minut umiera jedna dziewczyna.
Kolejna pretendentka do tytułu najpiękniejszej Peruwianki dodała, że 70 proc. kobiet doświadcza molestowania seksualnego na ulicy.
Czytaj także: Była miss idzie do zakonu. „Nie ma się czego bać”
Contestants turned the Miss #Peru event into a protest highlighting violence against women. pic.twitter.com/79Jopiw8v2
— Traveller Assist (@TravellerSOS) November 3, 2017
Zaskoczona publiczność
Reżyserzy spektaklu zaskoczyli zarówno zgromadzoną publikę, jak i widzów przed telewizorami. Wszyscy spodziewali się lekkiej, przyjemnej rozrywki. Tymczasem publiczność na początku wydawała się skonsternowana. Dopiero później rozległy się brawa.
Organizatorka konkursu Jessica Newton w rozmowie z agencją informacyjną AFP wyznała:
Niestety, jest wiele kobiet, które nie wiedzą o tym i sądzą, że są odosobnionymi przypadkami.
Dodała także, że spośród 150 kandydatek w Peru, które wzięły udział w konkursie, pięć było ofiarami przemocy, włączając w to nawet gwałt.
Czytaj także: Była Miss Niemiec będzie uczyć religii! „Moja wiara jest dla mnie fundamentem”
Pomysły na walkę z przemocą wobec kobiet
W kolejnym etapie, w którym pyta się zazwyczaj o hobby, sposoby na spędzanie czasu czy plany na przyszłość, prowadzący zapytali kandydatki o to, co zrobiłyby, by walczyć z przemocą.
Zwyciężczyni plebiscytu na najpiękniejszą okazała się Romina Lozano. Zdradziła, że chciałaby stworzyć bazę z nazwiskami napastników. Wierzy, że pozwoli to na ochronę siebie.
Przemoc wobec kobiet jest ogromnym problemem w krajach Ameryki Południowej. Według danych organizacji zajmującej się bezpieczeństwem obywatelskim (Observatory of Citizen Security of the Organisation of American States) Peru znajduje się na drugim miejscu rankingu z najwyższymi statystykami brutalnych aktów wobec kobiet w Ameryce Południowej. Wyprzedza je tylko Boliwia.
W minionym roku dziesiątki tysięcy kobiet demonstrowało w stolicy Peru – Limie oraz w innych miastach, by wezwać władzę do zatrzymania podobnych procederów.
Czytaj także: Moja żona została zgwałcona. Aborcja nie wchodziła w grę
Źródło: BBC, Radio Zet
,..
Niestety to zjawisko jest od wiekow. A niestety gwalt byl ,,naturalnym prawem zwyciezcy". Zwyciezamy to rabujemy i gwalcimy. A to przeciez ktos byl rabowany i gwalcony nie mury czy drogi...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:36, 05 Lis 2017 Temat postu: |
|
|
Jennifer Aniston, co zrobisz ze swoją urodą?
Jessica Rey | 05/11/2017
Fot. Kevin Winter/Getty images
Jennifer Aniston na premierze filmu „Z ust do ust” 15 grudnia 2005 w Hollywood.
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Wypaczone standardy piękna – napisała Jennifer Aniston w tekście dla Huffington Post odnosząc się do tego, jak w mediach są przedstawiane kobiety. Dotknęła problemu głębszego niż uprzedmiotowienie kobiecych ciał. Nie chodzi o to, że nie czujemy się piękne – my nie czujemy się „normalne”.
O
statnio coś się dzieje w sprawie piękna. Nie chodzi o to nieosiągalne piękno, które widzimy w reklamach, ale to prawdziwe. O piękno osoby unikalnej i nie do zastąpienia, o fakt, że nieważne są nasze kształty, rozmiar, wiek, karnacja czy kolor włosów, bo WSZYSTKIE jesteśmy piękne.
Bruno Mars śpiewa: „You’re amazing, just the way you are” („Jesteś cudowna taka, jaka jesteś”). Dove przypomina nam o różnicach, które czynią nas pięknymi. A Colbie Callat przekonuje w swojej piosence: „You don’t have to change a single thing. You don’t have to try so hard” („Nie musisz nic zmieniać. Nie musisz aż tak się starać”).
I oto na łamach Huffington Post jedna z najsłynniejszych gwiazd włącza się w tę dyskusję. Aktorka Jennifer Aniston daje wyraz swojej frustracji, pisząc:
Sposób, w jaki pokazują mnie media, odzwierciedla to, jak widzimy i pokazujemy kobiety w ogóle, przykładając do nich miarę jakichś wypaczonych standardów piękna.
Wypaczone standardy piękna
Natychmiast zareagowałam: „Tak! DAWAJ, DZIEWCZYNO! Powiedz, jak jest naprawdę!”. To, co napisała Jennifer jest mi bardzo bliskie, tak bardzo, że pierwszy rozdział mojej książki „Decent Exposure”, poświęciłam wsparciu działań całkowicie sprzecznych z naszym wypaczonym postrzeganiem piękna. Jednak książka może trafić tylko do stosunkowo wąskiego grona odbiorców. Tymczasem działania na rzecz piękna potrzebują głosu kogoś tak popularnego jak Jennifer.
Niewiele wiem o Jennifer Aniston, ale czytałam, że próbuje zachować swoje prywatne życie dla siebie i unika tabloidów. Podziwiam jej upór, bo to trudne w dzisiejszym świecie.
Wiadomo, że wielu celebrytów zrobi niemal wszystko, by zwrócić na siebie uwagę i chętnie pozuje paparazzim i plotkarskim portalom. Jennifer pisze w Huffington Post:
Newsy z życia celebrytów odczłowieczają nasze spojrzenie na kobiety, skupiając się wyłącznie na ich wyglądzie zewnętrznym, a tabloidy zamieniają to w zabawę i spekulacje.
Okładki czasopism również sprawiają, że oceniamy wartość kobiet w niewłaściwy sposób. Nie biorę tabloidów do ręki, jednak i mnie dotyka ta zniekształcona percepcja piękna, którą się karmimy. To wypaczone widzenie stało się dla nas „normą”.
Czytaj także: Jola Szymańska: Dlaczego warto być brzydką, jak Meryl Streep
Retuszowane zdjęcia i filtry urody
To prawda, ale nie cała. Popatrzcie na reklamy, na okładki pism i rozkładówki, na których wyretuszowane w Photoshopie modelki i aktorki nie przypominają już samych siebie. Albo weźmy „filtry urody” na Snapchacie…
Jennifer Aniston może odmawiać współpracy z tabloidami, nie ma jej w mediach społecznościowych, ale chętnie pojawia się na okładkach niezliczonych pism. Mówi: „Dziewczynki przyjmują do wiadomości, że nie będą ładne, dopóki nie staną się niewiarygodnie szczupłe, że nie będą warte naszej uwagi, jeśli nie będą wyglądać jak modelki albo aktorki na okładkach pism”. Czy nie zdaje sobie sprawy, że bierze w tym udział?
Happily married and taking new risks with her career, megastar #JenniferAniston is soaring. Go to the link in our bio to see her April cover shoot and interview by @LauraBrown99 on BAZAAR.com. Aniston wears @Versus_Versace, photographed by @StudioAkrans, styling by @JuliaVonBoehm.
A post shared by Harper's BAZAAR (@harpersbazaarus) on Mar 10, 2016 at 5:00am PST
Na hasło „okładka z Jennifer” Google przywołuje masę zdjęć z niewiarygodnie chudymi supermodelkami.
Nie mam nic przeciwko supermodelkom ani niewiarygodnie chudym kobietom (sama jestem chuda, cokolwiek bym jadła, całe życie traktowano mnie z tego powodu protekcjonalnie, ale to inny temat). Okładkowe zdjęcia Jennifer z pewnością przeszły retusz w Photoshopie. Czy odchudzano ją, nie wiem. Ale jej skóra jest nieskazitelna, na twarzy nie ma ani jednej zmarszczki, żaden włos na jej głowie nie wymyka się spod kontroli. Jennifer widziałam osobiście tylko raz, jest naprawdę przepiękna, ale w prawdziwym życiu nikt nie wygląda jak wyretuszowany.
Takie okładki pism również przyczyniają się do „wypaczonej oceny kobiet”, odrzucanej przez Jennifer. Nie biorę tabloidów do ręki, jednak i mnie dotyka ta zniekształcona percepcja piękna, którą się karmimy. To zniekształcone widzenie stało się dla nas „normą”.
Czytaj także: Koniec magii Photoshopa. Nowe prawo we Francji
Normalnie, czyli naturalnie
normalnie
„tak jak powinno być; też: zwyczajnie, przeciętnie, naturalnie”
(Słownik języka polskiego PWN)
„Standardowe” wymiary modelki to 180 cm i 53 kg. „Wzór” to nieskazitelność: brak zmarszczek, tłuszczu, skaz, blizn i rozstępów.
Ten wizerunek idealnego piękna otacza nas zewsząd: jest w tabloidach i ekskluzywnych magazynach, w telewizji, w mediach społecznościowych, pojawia się nawet wtedy, gdy chcemy sprawdzić pocztę online. Jeśli modelki, które ciągle widzimy, są uważane za normalne, to jak my wypadamy na tym tle?
Nie chodzi o to, że nie czujemy się piękne – my nie czujemy się normalne. Jak mówi Cady Heron w „Mean Girls”: Myślałam, że można być tylko chudym albo grubym. Okazuje się, że ciało może mieć o wiele więcej niedoskonałości”.
Jak wspomniałam, jestem chuda, a jem więcej, niż ktokolwiek z moich znajomych. Nawet w dziewiątym miesiącu ciąży ważyłam mniej niż 60 kg. Ale ponieważ mam zmarszczki mimiczne od śmiechu, po karmieniu piersią noszę stanik mniejszy o dwa rozmiary, a moja sylwetka ma kształt prostokąta, nie klepsydry, społeczeństwo może nie uznawać mnie za piękną czy choćby normalną.
Czytaj także: 10 cech osobowości, które czynią kobietę naprawdę piękną
Wartość kobiety nie jest sumą jej poszczególnych zalet i części ciała
Czy ludzie sądzą, że Jennifer Aniston jest w ciąży tylko dlatego, że zjadła hamburgera na lunch? Oczywiście, że nie. Wierzę też, że niektórzy mogą być zdziwieni, jeśli jej prawdziwe (niepoddane zabiegom w Photoshopie) ciało jest inne niż to, które oglądają na okładkach GQ. A są tacy, którzy robią sensację z byle czego, niestety.
Nie wiem, czy Jennifer albo któraś z modelek ma jakikolwiek wpływ na to, jak będzie wyglądać ostateczna wersja zdjęcia w czasopiśmie.
Kiedy robię casting na modelki dla Rey Swimwear, mówię im, że nie używamy Photoshopa do poprawiania ich ciał. Retuszujemy tło, światło itd., ale nie odchudzamy ich, nie wyszczuplamy ud, nie wygładzamy twarzy. Jednak większość firm używa Photoshopa. Pamiętam jedną z reklam, do której pozowałam, nie rozpoznałam w niej siebie, tak wygładzono mi twarz, że wyglądała na plastikową. Zobaczyłam gotowe zdjęcie w piśmie, kiedy już zostało opublikowane. Nikt się ze mną wcześniej nie konsultował.
Wolę myśleć, że Jennifer ma większą kontrolę nad ostateczną wersją swoich zdjęć niż ktoś taki jak ja. Jeśli tak jest, rzucam jej wyzwanie: niech od dziś pozwala na publikację nieretuszowanych fotografii na okładkach pism i w reklamach. Zachęcam ją do tego dla jej dobra i dla dobra wszystkich dziewczyn. Jennifer, możesz coś z tym zrobić – wszyscy cię słuchają i oglądają, bez względu na to, czy ci się to podoba, czy nie. Pokaż dziewczynom, jak naprawdę powinniśmy oceniać wartość kobiet.
Wartość kobiety nie jest sumą jej poszczególnych zalet i części ciała. Pięknymi i wyjątkowymi czyni nas to, co nas różni. Jesteśmy pięknymi ludźmi, bo tak zostaliśmy stworzeni.
I tak jak zapytałam podczas jednego z moich ostatnich wykładów (The Evolution of the Swimsuit, „Ewolucja kostiumu kąpielowego”), teraz także pytam Jennifer: „Co zrobisz ze swoją urodą?”.
...
Zdecydowanie kobiety sa pod presja wygladu. Strach ze moga byc wymienione na ,,nowszy model" chocby w pracy. Nie zaraz w malzenstwie. A najgorsze jest przedstawianie ich jako obiektu seksualnego. Kobieta to coś co sluzy do ,,seksu"... Im wiecej feminizmu tym wiecej i tego! Paradoks pozorny bo feminizm szkodzi kobietom.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:34, 09 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
Ewa Chodakowska mówi „nie” przemocy domowej: staję w obronie kobiet!
Anna Malec | 09/01/2018
Ewa Chodakowska/Facebook
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
„Trenerka wszystkich Polek” zdaje sobie sprawę z zasięgu swojej strony, dlatego ma nadzieję, że ktoś ją usłyszy, a swoje fanki zachęca, by udostępniały jej post i by razem stanęły w obronie kobiet.
Po stronie kobiet
Mężczyzna powinien kochać, pielęgnować, doceniać – napisała na portalu społecznościowym Ewa Chodakowska. Trenerka przyznaje, że dostaje tysiące maili od kobiet, które doświadczają przemocy domowej – czy to fizycznej, czy emocjonalnej. Postanowiła więc zabrać głos w tej sprawie i głośno powiedzieć „nie”. „To problem, na który nie możemy się zamykać” – napisała 7 stycznia na swoim fanpage’u.
Zapewnia, że pierwszy, ale nie ostatni raz porusza ten temat. Ma świadomość, że to nie jest problem jednego domu, ale sprawa, która dotyczy wielu kobiet.
„Trenerka wszystkich Polek” zdaje sobie sprawę z zasięgu swojej strony, dlatego ma nadzieję, że ktoś ją usłyszy, a swoje fanki zachęca, by udostępniały jej post i by razem, ramię w ramię, stanęły w obronie kobiet.
Czytaj także: Ewa Chodakowska z różańcem w dłoni: „Zawsze ze mną”
To nie Twoja wina!
„Brak reakcji to przyzwalanie na krzywdę” – napisała Chodakowska. Jak mówi, krew gotuje się jej w żyłach i mimowolnie zaciskają się pięści, kiedy słyszy, że kobieta ma być ładna, by seks nie był przymusem, czy że powinna być katoliczką, by wiedziała, gdzie jest jej miejsce.
„Ile jest takich par, gdzie mąż – psychopata – schowany za palcem dobrych przykładów, dobrych manier, wysokiej kultury osobistej, okazuje się być zwykłym POTWOREM wyzutym z cech człowieczeństwa!!
POTWOREM maltretującym psychicznie, a nierzadko fizycznie swoją żonę… Bandytyzm… Zwyrodnialstwo!!” – wykrzyczała Chodakowska.
Jeśli możesz, uciekaj!
Trenerka z całą mocą podkreśla, że żadna kobieta nie ma obowiązku trwać w toksycznych relacjach, przyzwalać na bestialstwo i jednostronne spełnianie cudzych oczekiwań.
Prosi swoje fanki, by o przemocy mówiły głośno i wyraźnie, by nie pozwalały na to, aby ten problem pozostał w czterech ścianach, niewypowiedziany. Prosi też, by dziewczyny zaczęły szukać pomocy. „To nie jest Twoja wina. Nie baw się w wybawcę. To jest temat dla specjalistów” – napisała.
Dodaje też, że nie będzie siedziała cicho, kiedy komuś słabszemu dzieje się krzywda. Jak mówi, jest katoliczką, szanuje siebie, i dlatego wie, że jej miejsce jest przy mężczyźnie, który „kocha bliźniego swego, jak siebie samego”.
„Jeśli możesz, uciekaj! Mam nadzieje, że każdego oprawcę dosięgnie sprawiedliwość!!! I niech będzie miarodajna, adekwatnie do krzywd, jakie wyrządził swoim ofiarom!” – napisała.
O skali problemu niech świadczy 14 tys. komentarzy, które w ciągu dwóch dni pojawiły się pod jej postem.
Czytaj także: Przemoc domowa. Dlaczego na to pozwalałam?
To wcale nie jest proste
Ewa Chodakowska nie po raz pierwszy reaguje na problemy, z którymi przychodzą do niej kobiety. Stała się nie tylko tą, która motywuje do zdrowego stylu życia i zrzucenia nadmiarowych kilogramów, ale też tą, której zaufały miliony kobiet.
Choć przyznaje, że jest to dla niej duże emocjonalne obciążenie, wspiera kobiety także w sprawach, które ze sportem nie mają wiele wspólnego.
4 lata temu, w programie Magdy Mołek „W roli głównej” przyznała ze łzami w oczach, że dostaje mnóstwo listów, z często dramatycznymi historiami, które decyduje się dźwigać.
Na pytanie o to, jak sobie z tym radzi, odpowiedziała: „Nie wiem, jak to zabrzmi, ale chodzę w niedzielę do kościoła”. Przyznała też, że nie raz zdarza jej się płakać nad tekstem tych historii. Ma poczucie, że jest jedyną osobą, z którą skrzywdzona kobieta ma ochotę nawiązać kontakt. „To wszystko przechodzi gdzieś przeze mnie i to wcale nie jest takie proste” – powiedziała.
Jak dodała, to dla niej ogromny zaszczyt, że kobiety się przed nią otwierają, jednak nie dałaby rady nosić tych ciężarów, gdyby się nie modliła.
***
Jeśli doświadczasz przemocy, skontaktuj się z Ogólnopolskim Pogotowiem dla Ofiar Przemocy w Rodzinie
[link widoczny dla zalogowanych]
...
Zdecydowanie. Zreszta wyrosniety byczek mkze byc z 5 razy silniejszy od kobiety wiec szans nie ma zadnych. Bicie slabszego jest oczywiscie niemeskie. W ogole meskosc to wnetrze. Nawet Conan z literatury to przede wszystkim pewnie typ osobowy u ktorego sila fizyczna jest tylko czescia osobowosci. Podstawa tej osobowosci jednak jest prostota nie sila.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:28, 10 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
Kobiety żyją dłużej, bo są bardziej odporne w kryzysowych sytuacjach
Kobiety żyją dłużej, bo są bardziej odporne w kryzysowych sytuacjach
1 godz. 4 minuty temu
O tym, że kobiety żyją przeciętnie dłużej niż mężczyźni, doskonale wiemy. Współcześnie różnica między oczekiwaną długością życia kobiet i mężczyzn sięga w rożnych krajach nawet kilku lat. Zdaniem duńskich i amerykańskich naukowców efekt wiąże się z większą odpornością kobiet na trudne sytuacje, najsilniej zauważalną jeszcze w dzieciństwie. Jak pisze na swej stronie internetowej czasopismo "Proceedings of the National Academy of Sciences" kobiety zdobywają nad mężczyznami przewagę nie w czasach normalnych, ale kryzysowych.
Według badań, kobiety zdobywają nad mężczyznami przewagę nie w czasach normalnych, ale kryzysowych
/CTK/J.M. Guyon /PAP
Badacze pod kierunkiem prof. Virginii Zarulli z University of Southern Denmark i prof. Jamesa Vaupela z Duke University przeanalizowali historyczne zapisy dotyczące śmiertelności z okresu ostatnich 250 lat w kilku społecznościach dotkniętych epidemiami chorób, czy poważnymi klęskami głodu. Wśród badanych zapisów były dane dotyczące niewolników na wyspie Trynidad i w Stanach Zjednoczonych na początku XIX wieku, ofiar głodu w Irlandii, Szwecji i na Ukrainie w XVIII, XIX i XX wieku, ofiar epidemii odry na Islandii w latach 1846 i 1882.
Najbardziej skrajny przypadek spadku oczekiwanej długości życia zanotowano w Liberii, gdzie w XIX wieku władze Stanów Zjednoczonych przesiedliły część wyzwolonych niewolników. Brak odporności na występujące tam tropikalne choroby sprawił, że w ciągu pierwszego roku zmarło ponad 40 procent z nich. Większość urodzonych wtedy dzieci nie przeżyło nawet dwóch lat. Inny podobnie dramatyczny przypadek miał miejsce w Irlandii. W połowie XIX wieku w związku z głodem wywołanym przez zarazę ziemniaczaną, zmarło tam półtora miliona osób, a oczekiwana długość życia spadła o 15 lat.
We wszystkich analizowanych przypadkach okazało się, że dziewczynki są bardziej odporne, niż chłopcy i mają większe szanse przetrwania w takich właśnie krytycznych sytuacjach, jak głód, czy epidemie. W takich warunkach decydujące znaczenie mają prawdopodobnie czynniki biologiczne. Okazało się, że nawet w sytuacji, kiedy śmiertelność jest bardzo wysoka, dziewczynki przeżywają od 6 miesięcy do 4 lat dłużej niż chłopcy. W przypadku dzieci urodzonych na Ukrainie w czasie głodu w 1933 roku oczekiwana długość życia dziewczynek wynosiła 10,85 lat, chłopców - 7,3 roku. Różnica sięgała więc nawet 50 procent.
Gdy podzielono dane na grupy wiekowe okazało się, że kobiety mają przewagę właśnie ze względu na większą odporność tuż po urodzeniu. Nie mają tu znaczenia jeszcze czynniki społeczne, skłonność do ryzykownych zachowań czy przemocy, muszą decydować geny i biologia. Naukowcy nie wykluczają, że istotne może być znaczenie żeńskiego hormonu - estrogenu, o którym wiadomo, że zwiększa aktywność układu odpornościowego.
Grzegorz Jasiński
...
Mniejszy stopien agresji zmniejsza prawdopodobienstwo wypadku ale przeciez nie to nabija statystyke. Na co umieraja mezczyzni? Zawaly itd. Te wczesne zgony chyba decyduja.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:33, 30 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
„Piękna” nie musi oznaczać „sexy”
Zrinka Peters | 30/01/2018
Shutterstock
Udostępnij 51 Komentuj 0
Nie chcę, by moja córka dorastała w przekonaniu, że jej wartość jako kobiety polega na jej fizycznej atrakcyjności.
Kiedy wybrałam się z moją 13-letnią córką kupić jej nowe dżinsy, uderzyło mnie, jak bardzo w ciągu ostatnich kilku lat zmienił się nasz styl.
Stroje księżniczek i kolorowe ciuszki z Justice już jej nie kuszą. Moja córeczka, jako dziecko nauczane w domu, jeszcze niedawno czuła się świetnie w falbaniastych spódnicach, które zakładała prawie codziennie. Dziś chodzi do publicznej szkoły i czuje, że musi się dopasować do rówieśników. Na modowej liście jej marzeń są biustonosze i majtki z PINK oraz wszystko z Hollistera, Abercrombie i Aeropostale.
Dyktat sexy stylu
Skóra mi cierpnie, kiedy wchodzę do tych sklepów, w których chude jak patyki, zbyt młode modelki o smutnych oczach gapią się na mnie z reklam, eksponując swoje nowiutkie mini-krągłości. Pytam sprzedawczynię, czy są jakiekolwiek dżinsy, które nie byłyby „superskinny” i zostawiły choć trochę miejsca na oddech szczupłemu ciałku mojej nastolatki.
Uprzejmie odpowiada mi, że w sklepie nie znajdę nic innego, ale być może online będą jakieś „boyfriend jeans”. Córka wzdycha i wybiera najmniej obcisłe spodnie z tych, które są w sklepie. Trochę łatwiej znaleźć nam topy, ale wszystkie są z bardzo cienkich materiałów i rozmawiamy o tym, że trzeba będzie nosić pod nimi podkoszulki, żeby nie było widać biustonosza.
Jęczę w duchu i zastanawiam się, dlaczego nie da się uszyć dziewczęcej bluzki z materiału, który byłby wystarczająco ciepły i zasłaniał bieliznę, tak jak dla chłopców.
Czytaj także: Moda na zakrywanie – naturalna potrzeba czy wyrachowany trend?
Gdzie kupić normalne ubrania?
Szukamy sukienki lub spódniczki, jaką można by założyć do kościoła, i znów nie ma żadnej, która nie wyglądałaby groteskowo krótko na jej długich nogach. Wiem, że na temat skromności można mieć różne opinie i nie upieram się przy spódnicach do kolan, ale błagam – pokażcie mi coś, co nie odsłania całej pupy przy pochyleniu się albo byle powiewie leciutkiej bryzy. Dajcie mi coś do wyboru! Może tę – zaraz, to bielizna? Ekspedientka zapewnia, że nie. Wychodzimy ze sklepu i decydujemy, że poszukamy przez internet.
Zastanawiam się, kiedy do tego doszło. Kiedy te urocze, wygodne, wystarczająco skromne ubrania, które łatwo było wyszukać dla 8-, 10-latki, przekształciły się w owe hiperseksualne fatałaszki?
Dlaczego musimy z takim trudem szukać czegoś, co jednocześnie nie wyglądałoby, jak wyjęte z szafy Waltonsów? [„The Waltons” – popularny amerykański serial o wielodzietnej rodzinie z czasów Wielkiego Kryzysu – przyp. tłum.]. Czegoś „ładnego”, ale nie „sexy”.
Czytaj także: Zaskakujące znaczenie skromności
Skąd ta presja sprzedawców, by tak podkreślać seksualność nastolatek?
Rozmawiamy z córką o dbaniu o siebie i o urodzie, o tym, że jej fizyczna atrakcyjność jest dobrą rzeczą, ale że to tylko część tego, kim jest – i nie najważniejsza. Rozmawiamy o tym, o ile ważniejszy jest jej charakter, dobroć i inteligencja. Rozumie to.
Ale zaczynam myśleć, że powinnyśmy porozmawiać o czymś subtelniejszym, o tej szarej strefie różnicy między „urodą” a „seksownością”. Różnicy, która wyraża się nie tylko długością spódnicy, ale postawą i intencją.
Styl i uroda, które wyrażamy poprzez sposób ubierania i wygląd zewnętrzny, to najmilsza rzecz w byciu kobietą. Ale wydaje się, że często „piękna” i „sexy” to dwie strony medalu, a nasze córki mogą sądzić, że jedno bez drugiego nie istnieje. Mantra „piękna = sexy” powtarzana jest tak często, że chyba każdy już w nią uwierzył.
Ale to nieprawda.
Czytaj także: Czy uroda i dbałość o wygląd mogą być grzechem?
Być sexy ?
Jeśli nasze córki chcą być „sexy”, może im się to dramatycznie nie udać, kiedy zaczną porównywać się do opracowanych w Photoshopie zdjęć aktorek i modelek Victoria’s Secret. „Być sexy” – to przygnębiający cel dla nastolatki, zwłaszcza, gdy wciąż jeszcze są sprawdziany z matematyki, zajęcia pozaszkolne i tyle filmów do oglądania wieczorami.
Nie chcę zawstydzać ani obwiniać nastolatek. Przecież przyjmują tylko to, czym my, dorośli, je karmimy.
Nie chcę jednak, by moja córka dorastała w przekonaniu, że jej wartość jako kobiety polega na jej fizycznej atrakcyjności. Boleśnie zawodzimy nasze dziewczynki, jeśli taką wagę przykładamy do seksualnej atrakcyjności w tak młodym wieku. Nie umiemy im pokazać, że ich wartość nie polega na zdolności przyciągania spojrzeń. Każda kobieta ma tę zdolność, jeśli zdejmie odpowiednią ilość ubrań.
Jeżeli chcemy, by nasze córki uświadomiły sobie swoją wartość jako ludzkie istoty, jeśli naprawdę chcemy więcej szacunku i równego traktowania dla kobiet, dlaczego kupujemy nastolatkom ubrania rozpraszające uwagę każdego przechodnia? Patrzę na was, gatki odsłaniające pupę. Dlaczego tyle markowych sklepów karmi tę hipokryzję, dostarczając nam prowokujących reklam, obcisłych dżinsów, skąpych sukieneczek i przezroczystych bluzek?
Jesteście ładne, dziewczynki. Nie – jesteście absolutnie piękne! Jesteście mądre, bystre i zdolne, i macie lśnić wewnętrznym pięknem.
Czytaj także: Mówisz córce, że jest piękna? To za mało!
Artykuł pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia.pl
...
OCZYWISCIE! Sexy to znaczy wzbudzajace podniecenie cielesne ktore prowadzi do kopulacji! Gdzie tu piekno? Toz cos brzydkiego tez moze podniecac seksualnie. A zboczencow wrecz podniecaja rzeczy ohydne!
Piekno natomiast to doznasnie estetyczne. Niekiedy moze owszem budzic podniecenie. Wreszcie zobacze ten pierkny.. Itd. Ale to nie jest podniecenie seksualne!
A juz seksowne dzieci to pedofilia. Nie ma o czym mowic oprocz prokuratora.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:14, 03 Lut 2018 Temat postu: |
|
|
Poruszające przesłanie” Julii Roberts to fake. Dlaczego wierzymy we wszystko co teoretycznie mówią celebryci?
Pola Madej-Lubera | 03/02/2018
Steve Granitz / WireImage
Udostępnij 2 Komentuj 0
Te same słowa wypowiadane przez mamę, męża czy koleżanki nie robią na nas takiego wrażenia jak wtedy, gdy padają z ust gwiazdy ekranu. Dlaczego?
Od kilku dni w Internecie krąży zdjęcie pozbawionej makijażu Julii Roberts opisane jako „dogłębnie poruszający przesłanie”. Obok niego kilkuzdaniowe wyznanie aktorki:
„Perfekcjonizm wyglądu zewnętrznego stał się chorobą ludzkości. Kobiety nakładają na twarze tony makijażu, by ukryć niedoskonałości. Pozwalamy sobie wstrzykiwać botoks, głodujemy, by osiągnąć idealne kształty. Za wszelką cenę chcemy siebie naprawić, ale nie da się naprawić czegoś, czego nie widać. To nasze dusze potrzebują pomocy. Nadszedł czas, by sobie to uświadomić. Jak możemy oczekiwać, że ktoś nas pokocha, jeśli same siebie nie kochamy? Zacznijmy budowanie relacji od swojego wnętrza. Nie ma znaczenia, jak wyglądamy, ważne jest to, co do siebie czujemy. Publikuję dziś swoje zdjęcie bez makijażu. Wiem, jak wyglądam, wiem, że mam zmarszczki, ale dzisiaj chcę popatrzeć głębiej. Chcę zajrzeć w swoją duszę, zauważyć swoje prawdziwe Ja, to kim jestem naprawdę. Chciałabym, byście i wy dostrzegły i uszanowały swoją najgłębszą i najprawdziwszą istotę, pokochały siebie takimi, jakimi jesteście”.
Chcemy gwiazd myślących jak my?
W ciągu kilku godzin posypały się setki udostępnień, i tysiące zachwyconych komentarzy internautek. Do entuzjastek wpisu dołączyły nawet polskie modelki i gwiazdy, m.in. Aleksandra Nieśpielak.
Portale „Dobre wiadomości” i „Likemag” promujące ten post z pewnością zanotowały ogromny ruch na stronach.
Nikt z komentujących nie wysilił się jednak, by wykonać dwa – trzy kliknięcia więcej, i sprawdzić źródło „poruszającego apelu”. Okazuje się, że wbrew zapewnieniom nie pochodzi ono z Instagrama Julii Roberts, bo aktorka takiego oficjalnego konta nie posiada. To co podpisano jako jej konto, to w rzeczywistości… profil jakiejś zwykłej dziewczyny. Kto zagłębił się w poszukiwaniach dalej, ten zorientował się że Julia Roberts nigdy nie wypowiedziała słów które jej się przypisuje.
W połowie pochodzą one piosenki Beyonce pod tytułem „Pretty Hurts”. Pierwsze kilka wersów o „perfekcjonizmie który jest chorobą ludzkości” to nawet nie parafraza, ale dosłowny cytat z wokalistki!
To nie koniec. „News” z Julią Roberts, który w naszym internecie robi furorę od kilku dni, oryginalnie opublikowano co najmniej trzy lata temu. Analogiczne notatki powołujące się na fikcyjne konto aktorki krążyły na zagranicznych portalach od 2014 roku. Jak to możliwe, że kobiety na całym świecie zakochały się w spreparowanej wiadomości, w słowach które pochodzą z piosenki, i nigdy nie padły z ust Julii Roberts?
Media potrzebują znanych nazwisk
Posiłkowanie się celebrytami dla wzmocnienia przekazu medialnego, to stary mechanizm. Medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Maciej Mrozowski w rozmowie z portalem natemat.pl tłumaczy:
Media potrzebują dużo surowca, tak przynajmniej twierdzą medialni marketingowcy. A celebryci to najlepszy surowiec, łatwy do przerobienia zarówno przez producentów, jak i widzów.
Każdego dnia jesteśmy bombardowani nieprecyzyjnymi czy wręcz fałszymi informacjami, które dla większej wiarygodności pojawiają się obok nazwisk znanych osób, postrzeganych jako eksperci.
Kilka miesięcy temu Informacyjna Agencja Radiowa powołując się na Janusza Gołębia, członka polskiej wyprawy na K2, podała informację o „Wietrze wiejącym z prędkością 500 kilometrów na godzinę”. Informację przedrukował m.in. portal TVP info. Artykuł wisi w Internecie od jesieni, a Pan Janusz Gołąb nie ma możliwości poproszenia o korektę, bo właśnie wspina się z resztą drużyny w Karakorum. Tymczasem na ziemi żaden synoptyk nie zanotował wiatru z taką prędkością, a portal 8a.pl którego Janusz Gołąb jest felietonistą, z oburzeniem dementuje te informacje jako kompletne bzdury.
Julia ambasadorką naturalności
Media wykreowały fake news z Julią Roberts, bo nawet oczywiste słowa o akceptowaniu niedoskonałości brzmią inaczej jeśli wygłasza je ikona piękna. Dlaczego kobiety na całym świecie uwierzyły, że to co przypisuje się„Pretty Woman” to prawda?
Aktorka jest wzorem piękna, do którego wiele kobiet chciałoby dążyć. Gdy widzimy jak powoli zaczyna się starzeć i postanawia to zaakceptować, czujemy, że mamy sprzymierzeńca który pomaga nam pokochać własne niedoskonałości. Cieszymy się, że ktoś znany i zamożny, kto może pozwolić sobie na dowolne poprawianie urody, wybiera naturalność. Julia Roberts to w końcu twarz wielu kosmetycznych marek takich jak Lancome.
Czytając zapewnienia, że „Nie ma znaczenia, jak wyglądamy, ważne jest to, co do siebie czujemy” zyskujemy ambasadora w podejściu, które wielokrotnie same reprezentujemy z braku innej możliwości. Nie warto jednak zachwycać się celebrycką „ideologią naturalnego piękna” bez głębszej refleksji.
Ten nowy trend to niekoniecznie potrzeba powrotu do wartości takich jak autentyzm, ale kolejny sposób na dalszą karierę dla kobiet z showbiznesu, które zbliżają się do czterdziestki lub już ją przekroczyły. To nie przypadek, że Julia Roberts zaraz po skończeniu 45 lat zaczęła staranniej kreować swój publiczny wizerunek: w filmie „Sierpień w hrabstwie Osage”, pokazała się we flanelowym szlafroku, bez makijażu.
Złośliwi uważają, że to „nowy sposób na Oskara” – będąc ikoną piękna oszpecić się, by pokazać swój aktorski warsztat. Ten „patent” wykorzystała przecież eks-modelka Charlize Theron w filmie „Monster”, i Nicole Kidman w „Godzinach” (każdy z nas pamięta jej doklejony nos).
Roberts bez makijażu idealnie wpasowała się w kampanię luksusowej francuskiej marki „Givenchy”, której twarzą została w 2014 roku. Wątpliwe jednak by Ricardo Tisci, który wymyślił kampanię, chciał promować autentyzm i nideidaelne kanony piękna. Chodziło raczej o złamanie konwencji, które w świecie mody zawsze robi duże wrażenie. Julia Roberts w kampanii Givenchy pojawiła się nie tylko bez makijażu, ale także bez uśmiechu, który jest jej znakiem rozpoznawczym.
...
Sluszne przeslanie ale zla metoda. Falsz nie moze byc wzorem jakiegoko!wiek dobra. Ale oczywiscie ile czasu zmarnowaly te kobiety na wyglad ktorego i tak nie zyskaly. A mogly by w tym samym czasie podniesc wyzej swoje wnetrze! Co jest lepiej widziec? Madra saruszke czy glupia babe z naciagnieta skora i wymalowana? Ktoras wyglada jak manekin nieokreslonego wieku?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|