Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:08, 15 Sie 2011 Temat postu: Globalna gospodarka światowa ... |
|
|
Globalna gospodarka światowa ... i jej problemy ...
Dzis na czolo wysuwa sie tzw . raj-tnig ...
Co to jest ? Taki sobie ranking panstw robiony po to aby ludzie z roznych firm mieli orientacje ... Firmy te nie moga rzecz jasna we wlasnym zakresie zbadac 200 panstw i jeszcze uaktualniac to co chwila stad maja do dyspozycji firmy rajtingowe.
One ustalaja na podstawie swoich parametrow pozycje kraju uzywajac literek plusow minusow itp.
Tylko 17 państw ma najwyższą ocenę zdolności kredytowej AAA.
Najlepiej z nich oceniane są: Norwegia, Szwecja, Niemcy, Holandia, Kanada, Singapur i Wyspa Man. Pełna lista państw na mapce.
Niewiele gorszą zdolność kredytową ocenianą jako AA mają: Chiny, Kuwejt, Hiszpania(!), Japonia i Arabia Saudyjska
[link widoczny dla zalogowanych]
>>>>>
Agencji jest duzo ale tylko trzy sa oceniane jako ,,prestizowe''...
Sa to :
Standardowi i Biedni - nie mieli kasy na biznes to zrobili rejting i ciemny lud to kupil...
Agencja Witch (wiadomo Witcher itp ) oni mieszaja wode z piaskiem mącą wrzucają dusy i wróżą z fusów ... Rezultaty maja tez odpowiednie ...
No i Agencja Mody . Z moda im nie wyszlo to rajtinguja. Z jakim skutkiem ?
Agencja Mody niech sie zajmuje moda bo rjatingiem jak sie zjaeli to byla katastrofa ...
>>>>>
I tak to wyglada ! W sumie zabawa . Nigdy nie moga trafic ... ale ciemny lud na nich patrzy jak na bostwo ... Bo sa ,,duze i z USA''...
Nie wiadomo dlaczego USA ze 100 % dlugu maja AAA a Bulgaria z ZEREM dlugu gdzies sie telepie ... Chyba na zasadzie ze jak USA sa duze to bardziej pewne a jak maly kraj to nie ... Taki ,,rajting'' to sobie moze zrobic kazdy chlop ze wsi ... No ale on nie ma prestizu i nie dostanie za to tyle kasy ...
I tak to wyglada ta niby wspaniala globalna ekonomia co nam tak dawali za wzor ... Wszystko wisi na wlosku...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Pią 15:18, 03 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 12:36, 16 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Na razie nie widać, żeby Polsce groziły kłopoty ( No bo są ukryte )
Polska The Times
- Dzisiaj blisko 90 proc. biznesu skupia się na ich ratingach. Zmonopolizowały rynek - uważa Piotr Kuczyński. Z analitykiem o kryzysie rozmawia Anna Ziobro.Dlaczego na świecie są tylko trzy agencje ratingowe uznawane przez rządy? Dodatkowo wszystkie są w Stanach Zjednoczonych?
To ma uzasadnienie historyczne. Były po prostu pierwsze. Razem z nimi powstała lista najbardziej wiarygodnych agencji zatwierdzona przez amerykańskie władze. Dzisiaj blisko 90 proc. biznesu skupia się na ich ratingach. Zmonopolizowały rynek.
Tylko jedna agencja Standard & Poor's obniżyła rating USA.
Warren Buffett z grupą biznesmenów powiedział, że obniżenie ratingu USA jest oceną polityczną. Twierdzi, że to gra na linii wytyczonej przez odłam amerykańskich republikanów z Tea Party. Zgadzam się z nim, bo utrata najwyższej wiarygodności przez Stany tuż przed wyborami to cios dla Obamy. Mało jest w tym uzasadnienia ekonomicznego.
Co dziwi najbardziej w obniżeniu ratingu Stanom?
Jak może mieć obniżony rating kraj, który emituje pieniądz rezerwowy i którego może drukować, ile chce? Jak USA mogą mieć taki rating jak Belgia? Przecież Belgia w każdej chwili może się rozpaść na dwie części, nie ma rządu i ma ponad sto procent zadłużenia! Obniżenie ratingu USA to absurd.
>>>>>
Rajting Belgii to absurd ... Zreszta przeciez jak sie rozpadna to podziela dlug na dwie czesci ... skoro nawet sowiecki dlug dzielili... Oczywiscie ze USA moga miec obnizony rajting . Wszak chodzi tu o zdolnosci platnicze ... Skoro juz maja 100% PKB a przeciez w perpektywie jest 130 % JUZ PEWNE bo nie zejda z 10 % deficytu do 0 w przyszlym roku zatem przez kilka lat TO MUSI ROSNAC nawet jak beda redukowac deficyt... jak oni moga miec AAA jak Singapur ??? A dlaczego Bulgaria nie ma AAA choc nie ma dlugu ? To sa absurdy ... A pieniadz rezerwowy mozna stracic ...
Z czego wynika zawodność analiz ratingowych?
Żeby dostać rating, trzeba najpierw za niego agencji zapłacić. I to oceniany płaci. Jest to tak samo moralnie wątpliwe jak uzyskiwana później ocena. Pojawiają się bowiem pytania, dlaczego Enron, Madoff mieli najwyższe notowania i nie dali rady na rynku, czemu azjatyckie tygrysy w 1997 r. miały do końca bardzo wysokie ratingi? Tak samo było z Hiszpanią i Grecją, które cieszyły się wysokimi notami.
>>> No bo byly w euro ! Wiec z automatu... Nas tez chcieli wepchnac w euro zeby miec rajting...
Agencje są mało wiarygodne. Niestety, tak jest w prawie, w statutach i regulaminach różnych funduszy - szczególnie emerytalnych - które muszą się posługiwać właśnie tymi ratingami, by mogły inwestować w określone klasy aktywów. Zawodzi polityka agencji.
>>>> Zachod ukrecil sobie bucz na siebie ... Uwierzyli w rajtingi a pozniej na podstawie wiary wpisali w satuty koniecznosc rajtingow co mialo dawac bezpueczenstwo . Efekt widac ...
Jak wypowiadają się na obniżenie ratingu USA dwie pozostałe agencje?
Z wieloma zastrzeżeniami podtrzymały one najwyższy rating Stanów Zjednoczonych.
Pojawiła się propozycja stworzenia europejskiej agencji ratingowej sponsorowanej przez Komisję Europejską. To dobry pomysł?
Zamienił stryjek siekierkę na kijek. Są zarzuty, że jeśli ta agencja powstanie, to znajdzie się pod naciskiem polityków. Z drugiej strony, mogłaby powstać instytucja oceniająca ratingi, ale powołana przez kraje UE.
>>>> Wtedy Grecja ma AAA :O))))
Czy ratingi mają wpływ na gospodarkę światową? Po obniżeniu wiarygodności kredytowej USA na rynku obligacji i w walutach zawrzało.
To zbieżność w czasie. Wydawałoby się, że przełożyło się to na obniżkę akcji w Stanach i nastąpi katastrofa. Faktycznie jednak obniżenie ratingu nie miało najmniejszego znaczenia. Gdyby miało, obligacje USA powinny potanieć, a zdrożały. Jedyną niekorzyścią ratingu jest tylko obniżenie reputacji S&P.
???? No jak widac to sie zmienia z dnia na dzien ... Po dlugich ,,czarnych seriach'' n agieldach nie powiemu juz ze ten rajting to na nic nie wplynal ...
Polska cieszy się dobrym ratingiem. Czy wraz z kryzysem to się zmieni?
Na razie nie widać, by Polsce zagrażały kłopoty. Popyt na polskie obligacje jest bardzo duży.
???? Dobrym ? Nie slyszalem aby bylo AAA ????
We Francji krąży plotka mówiąca o obniżeniu poziomu wiarygodności kredytowej.
Agencje ratingowe nie potwierdziły tej pogłoski. Uważam jednak, że skoro Stany nie mają najwyższej wiarygodności kredytowej, nie widzę powodu, dla którego Francja ma mieć tak wysoką. Francja powinna mieć obniżony rating. Agencje upierają się jednak, że tego nie zrobią.
>>>> Generalnie te rajtingi sa nie taki jak powinny :O))))
Prezydent Sarkozy mimo wszystko za kilka dni ma ogłosić plan redukcji deficytu budżetu.
Takie działanie doprowadzi do recesji. Rynki finansowe zaczęły wymagać od państw redukcji deficytu i zadłużenia. Kiedy kondycja gospodarcza świata jest niepewna, redukowanie wydatków przyśpieszy przyjście recesji. A gdy będzie recesja, to przychody budżetów się zmniejszą. Redukcje wydatków zadziałają odwrotnie niż zamierzenia Sarkozy.
>>>> Bo powinni wyjsc z euro i dopiero pozniej naprawiac ... Tak to coz oni naprawia ? Euro ???
W ciągu niespełna dwóch tygodni o ponad 20 proc. spadła wartość akcji.
To rozłożony na raty krach giełdowy. Rynki wpadły w histerię.
Drastycznie drożejący frank szwajcarski wpłynie na polską gospodarkę?
Szwajcarska waluta nie ma najmniejszego znaczenia dla naszej gospodarki. To tylko medialny obłęd. Wielu z tych, którzy zaciągnęli kredyt we frankach, dziwi się, że rząd przed wyborami chce im pomóc. Nikt nie upominał się o to.
>>> Kolesie z sejmu zyja w nierealnym swiecie mediow i zadje im sie ze to jest rzeczywistosc ... Tymczasem ,,kurs franka'' jest w Polsce podobny jak ,,kurs jena'' ... Wynika z przeliczen kursu swiatowego na zlote i jest fikcja statystyczna bo nikt tych frankow na oczy nie widzial...
Co stanie się z euro i polskim złotym?
Jeśli taka sytuacja potrwa kilka tygodni, nie będzie to miało wpływu na gospodarkę. Giełdy nie zawsze przekładają się na gospodarkę. Będzie źle, gdy zaburzenia na giełdzie utrzymają się przez kilka miesięcy.
Sposobem jest obniżanie stóp procentowych i dodrukowywanie pieniędzy.
Nie ma recepty na to, co należy teraz robić. Jeśli politykom się uda, to dobrze. Pewne jest to, że gdy turbulencje się utrzymają, gospodarki Stanów i europejskie czeka recesja.
Jakieś prognozy dla złotego?
Jeśli będzie w Europie widmo recesji, słaby złoty pomoże Polsce w większej konkurencyjności naszego eksportu.
>>>>>
Oczywiscie . Juz raz tak bylo ... Zreszta w Polsce problemem sa absurdalnie wysrubowane stopy % w wyniku ,,tradycyjnego'' po 89 schladzania gospodarki... Problemem nie beda rajtingi czy kursy a po prostu kulawa gospodarka z zanikajacym wzrostem PKB ... Rajtingi to na razie nie nasz problem ... Co cieszy ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:20, 02 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Rzeczpospolita Cały świat tonie w gigantycznych długach
Rządy na całym świecie są zadłużone na 33 biliony euro . W tym roku Europa musi spłacić aż 19 proc. długów.
Ubiegłoroczny kryzys w całej rozciągłości obnażył stan światowych finansów. Powszechne były problemy ze sprzedażą kolejnych transz obligacji, zwłaszcza przez najbardziej zadłużone kraje Europy, ale też takie potęgi jak Niemcy. Niestety, wszystko wskazuje na to, że spirala zadłużenia będzie się nakręcać jeszcze bardziej. Rządy na całym świecie zadłużone są obecnie na około 33 biliony euro. Z tej kwoty ponad jedna trzecia to dług krajów europejskich. W tym roku będą one musiały wykupić obligacje i bony skarbowe za ponad 1,9 biliona euro.
Oznacza to, że w 2012 roku w Europie trzeba spłacić ponad 19 proc. wszystkich długów. Niemal 60 proc. tej kwoty przypada na trzy największe państwa: Niemcy, Francję i Włochy. W Polsce w tym roku do wykupu będą obligacje i bony za niespełna 27 mld euro. Ten współczynnik (14,4 proc.) jest na jednym z niższych poziomów w Europie.
– Tak potężnych długów jeszcze nie było – przyznaje Mirosław Gronicki, były minister finansów. Ale natychmiast dodaje: – Aktywa finansowe całego systemu światowego są ponad 100 razy wyższe.
Jego zdaniem dług w świecie narósł między innymi z powodu zbyt rozbudowanych systemów świadczeń społecznych.
Wykup długów w praktyce odbywa się na zasadzie tzw. rolowania. Rządy emitują kolejne obligacje na wykup starych. Problem w tym, że w obecnych warunkach rynkowych ta zamiana będzie bardzo droga. Można szacować, że z powodu wzrostu rentowności papierów skarbowych w Europie zamiana starych obligacji na nowe będzie kosztować około 100 mld euro. Największy problem będą miały peryferyjne kraje strefy euro, gdzie rentowność papierów skarbowych wzrosła najbardziej.
Na to, że poziom zadłużenia światowego znacznie przekroczył granice rozsądku, zwraca uwagę prof. Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP: – Kończy się czas modelu rozwoju gospodarczego opartego na corocznym wzroście długu. Czeka nas cała dekada powolnego zmniejszania zadłużenia w poszczególnych krajach – przewiduje ekonomista i zwraca uwagę, że oznacza to spore cięcia w wydatkach publicznych. Chodzi tu m.in. o wydatki socjalne czy wydłużanie wieku emerytalnego. Poważne reformy strukturalne wprowadzają lub zapowiedziały Portugalia, Włochy czy Hiszpania.
<<<<<
Tak stad te problemy ze sprzedaza obligacji bo wszyscy chca je sprzedac - jest tego mnostwo na rynku i w mysl zasad ekonomii duza podaz obniza cene . Czyli trzeba palcic olbrzymie odsetki ( czyli sprzedawac bardzo tanio ) za obligacje . Czeka nas ogolne bankructwo ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 23:07, 12 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
W obronie agencji ratingowych
W ostatnim czasie w prasie ekonomicznej dominowały artykuły przedstawiające trzy największe agencje ratingowe ( Standard&Poor's , Fitch i Moody's ) jako niszczycielskie machiny, których celem jest sianie niepewności na rynkach. Po (domniemanym) spowodowaniu kryzysu subprime w 2007 roku, te trzy amerykańskie firmy miały realizować kolejny ambitny plan - dalsze pogrążanie Europy w kryzysie zadłużenia, doprowadzając w efekcie do rozpadu strefy euro lub całej Unii Europejskiej. Cel ów miał być osiągnięty za pomocą skoordynowanej akcji, polegającej na obniżce ratingów krajów członkowskich UE , co spowodowałoby wzrastającą nieufność wobec rządów oraz wzbudziłoby panikę na rynkach. Europa nie mogłaby rolować swojego zadłużenia poprzez emisje obligacji , a dodrukowywanie euro doprowadziłoby do "zniszczenia" euro jako środka płatniczego.
>>>> Przypomina to belkot radzieckich ze im spisek zachodu zniszczyl wspanialy Zwiazek Radziecki ...
Tymczasem prawda nie jest tak oczywista.
Jak to było z tym kryzysem subprime ...
Prawdą jest, że agencje nie przewidziały kryzysu subprime z 2007 roku - co więcej, do ostatniej chwili podtrzymywały wysokie oceny nie tylko firmom, ale całym krajom. Te błędne oceny doprowadziły do wielkiego zamieszania na samym początku załamania finansowego z 2007 roku. Należy jednak pamiętać o tym, że błędy w ocenach dokonywanych przez te instytucje wynikały m.in. z "mętnego" systemu rachunkowego który pozwalał firmom na manipulowanie wynikami finansowymi. Agencje ratingowe dokonują oceny na podstawie informacji udzielanych dobrowolnie przez firmy, które zapłaciły za usługę publikacji ratingu - informacje te często były fałszowane (lub przekazywane były tylko wybiórcze pozytywne informacje o spółce lub kraju). Działania agencji nie były jednak przyczyną kryzysu. Główne dwie globalne praprzyczyny kryzysu finansowego subprime to (po pierwsze) utrzymywanie zbyt niskich stóp procentowych i (po drugie) presja polityczna na udzielanie kredytów osobom bez odpowiedniej wiarygodności finansowej. Ten mix zachęcał obywateli oraz przedsiębiorstwa do nadmiernego zadłużania się, a w efekcie do nadmuchania kredytowej bańki, której pęknięcie doprowadziło do kryzysu bankowego. Nie należy jednak wymagać, aby agencje ratingowe (lub jakiekolwiek inne instytucje) były zdolne do przewidywania nadchodzących kryzysów - gdyż te, tak jak większość zjawisk społecznych są nie do przewidzenia.
Czy obecnie agencje dążą do zniszczenia strefy euro?
Przypisywanie agencjom ratingowym celu zniszczenie strefy euro również jest błędne. W momencie gdy dany kraj prowadzi nieodpowiedzialną politykę fiskalną, doprowadzając do chronicznego deficytu budżetowego oraz wzrostu długu publicznego (kraje PIIGS), braku porozumienia przy ustalaniu budżetu (USA), naturalną koleją rzeczy jest weryfikacja oceny. W tym przypadku rola agencji przypomina rolę lekarza, którego obowiązkiem jest informowanie pacjenta o tym, że trawi go śmiertelna choroba, a jedynym sposobem na uzdrowienie go są bolesne zabiegi. W tym wypadku pacjentem jest kraj, chorobą jest złą sytuacja gospodarczo-finansowa, zabiegami -niepopularne reformy, a lekarzem - agencje ratingowe. Nie jest również prawdą, że w ostatnim czasie agencje obniżają oceny niezależnie od przeprowadzanych reform. Często przytaczany przykład Węgier jest tutaj błędny - wprawdzie kraj ten uruchomił szereg zmian, walcząc z kryzysem, jednak model węgierski okazał się błędny i stosowany na dłuższą metę może okazać się zabójczy dla gospodarki.
???? A niby jakie to ,,bledy'' ??? Wegry akurat sa przykladem bestialstwa rajtingowcow IDACEGO REKA W REKE Z BRUKSELA !!! Klamstwem nie jest to ze one niszcza . Klamstwem jest ze niszcza UE !
Z kolei ostatnia zmiana oceny kredytowej (na pozytywną) Islandii - kraju określonego mianem pierwszego bankruta kryzysu bankowego z 2008 roku - wynika z poprawiających się wyników gospodarczych, uzyskanych dzięki ambitnie przeprowadzonym reformom. Warto zaznaczyć, że ostatnie obniżki wynikają również ze zmiany polityki oceniania, jaką przyjęły agencję. Wyciągnęły lekcję z kryzysu z 2007 roku i zaczęły uważniej i surowiej wystawiać oceny. Na koniec należy również podkreślić fakt, że fiasko projektu strefy euro działałoby na niekorzyść praktycznie wszystkich.
????? To fiasko juz JEST !!!!
Potrzebne zmiany
Obecny system nie jest idealny. Tak jak ambitne reformy są potrzebne zadłużonej Europie, tak odważne zmiany są potrzebne samym agencjom ratingowym. Należy zacząć od zmiany obecnych regulacji, które zlikwidują obecny kartel "wielkiej trójcy" i doprowadzą do zwiększenia konkurencji na rynku oceny wiarygodności kredytowej. Walka o klientów zmusiłaby agencje do oferowania lepszego produktu - czyli lepszej oceny badanego podmiotu. Zweryfikowany powinien zostać również model finansowania samych agencji - docelowo zminimalizowana zależność między emitentem obligacji a agencją. Wreszcie, oceny nie powinny być przyznawane tylko na podstawie matematycznego modelu, ale również na podstawie oceny eksperckiej. Nie należy jednak podkładać zbyt wielkich nadziei w skutkach tych zmian - oceny wiarygodności kredytowej to temat bardzo drażliwy. Praktycznie zawsze znajdzie się ktoś "pokrzywdzony" przez agencje, kto zarzuci im bezpodstawny "atak". Można tylko dążyć do tego, aby oceny te były możliwie jak najuczciwiej wystawiane - i nie należy od agencji oczekiwać zdolności do przepowiadania przyszłości.
>>>>
Sprawa jest oczywista i nie ma co macic ... Prawda jest ze rajtingowcy nie sa obiektywni i stosuja kumpelskie metody rajtingowania ... USA np. maja sytuacje podobna do Italii pod wzgledem parmetrow dlugi i deficytu . I co ? AAA ! A Italia duzo gorzej . Widzimy ze USA dostaja AAA za nic bo to kumple . Kolejni kumple to Bruksela . Ci tez AAA ...
Wyjatkowym i rekordowo bezczelnym klamstwem sa nikczemne brednie euro-towarzyszy jakoby oni byli ,,ofiara'' ... Ofiara ktora cigale miala AAA ! Dopioero jak im obnizyli o JEDNO OCZKO !!!
JEDNO !
Takim bankrutom ! To wrzask jak oni sa krzywdzeni ...
Chamstwo i bezczelnosc Brukseli nie ma granic i dobrze ze padaja ...
Natomiast rajtingowcy nie maja litosc dla nie kumpli . Europa Wschodnia ma zalosne rajtingi mimo ze sytuacja jest lepsza niz na zachodzie . Wegry to przyklad wyjatkowo skandaliczny . Ale to nie kumple wiec rajtingi w dol ...
Sytuacje pogarszaja lokajskie pseudorzady ponizajace sie na zachodzie i ,,potwierdzajace'' zachodnim obleśom rzekoma nizsza jakosc Europy Wschodniej ...
Sytuacja jest wiec jasna i nie ma co bronic rajtingowcow . Trzeba jednak znac zasady rajtingowania . I wiedziec ze porownywanie rajtingu Polski do USA nie ma sensu bo im zawyzaja sztucznie Polsce zanizaja . Porownanie jest absurdem . Mozna porownywac kraje miedzy soba w regionie to juz bardziej ...
Poza tym w ogolnym belkocie zanika prawda taka ze to nie rajtingi decyduja ale procenty jakie trzeba placic od dlugu . I jesli rajting jest AAA a jeden kraj sprzedaje obligacje po 0.5 % a drugi po 5.0 % to to swiadczy o ocenie rynku mimo ze rajting jest niby taki sam ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:20, 14 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Przyznawanie ratingu – krok po kroku …
Skąd potrzeba na agencje ratingowe?Rynki kapitałowe są obecnie przeogromne. Inwestor chcący ulokować swój kapitał w papiery dłużne państw/przedsiębiorstw powinien skrupulatnie przeanalizować kondycję finansową danego podmiotu, zanim zdecyduje się zainwestować swoje pieniądze. Problem w tym, że przy obecnej liczbie podmiotów, w które mógłby zainwestować, a które powinien wcześniej szczegółowo przebadać, nie starczyłoby mu to życia. Właśnie ta potrzeba rynków finansowych (czyli wszystkich inwestorów) do uzyskiwania porównywalnej oceny ryzyka kredytowego dała początek agencjom ratingowym.
Czym jest agencja ratingowa i jak działa?Agencja ratingowa to firma zajmujące się oceną wiarygodności kredytowej podmiotów pożyczających pieniądze (firmy oraz państwa). Dokonuje jej na podstawie danych uzyskiwanych od klienta – czyli podmiotu, który sam zgłosił się wcześniej do tej instytucji z prośbą o przyznanie ratingu. Klientem jest więc przykładowo firma, która chce wyemitować obligacje i liczy na to, że wysoka ocena zachęci inwestorów do ulokowania pieniędzy właśnie w tę spółkę. W wyniku oceny obligacjom przyznawany jest rating – czyli miara ryzyka związana z inwestycją w oceniane papiery dłużne. Metody wyliczenia danego ratingu nie są znane inwestorom – agencje wykorzystują skomplikowane modele finansowe do oceny ryzyka kredytowego. Oceny zazwyczaj są przyznawane w skali alfabetycznej (np. AAA oznaczającej stabilną sytuację badanego podmiotu - czyli niskie prawdopodobieństwo bankructwa/ niewywiązania się z finansowych zobowiązań). Im niższy rating, tym (w założeniu) mniej stabilna kondycja finansowa badanego podmiotu– czyli wyższe prawdopodobieństwo straty pieniędzy przez inwestora.
Wszystkie trzy główne agencje mają inne skale inwestycyjne.
Przykładowo Standar&Poors ma następującą:
Oceny inwestycyjne – pozytywne (podmioty, których – według oceny agencji – ryzyko jest na poziomie akceptowalnym):
… ale dlaczego wszyscy przejmują się tym, że akurat ta firma coś wyliczy?
Inwestorzy są bardzo wyczuleni na wystawiane przez agencje ratingi. Ich obniżenie (lub podniesienie) powoduje często skokowy odpływ inwestycji od danego podmiotu lub ich przypływ. Wiele rządów w Europie prawnie zakazuje funduszom inwestycyjnym typu OFE inwestować w podmioty, których ratingi są na poziomie śmieciowym (poniżej BBB).
Obniżenie ratingu do poziomu śmieciowego powoduje nagły odpływ kapitału od podmiotu – może to w konsekwencji doprowadzić do utraty finansowej płynności, gdyż podmiot nie może wówczas rolować swojego zadłużenia poprzez dalszą emisję obligacji.
Kamil Pruchnik
Współpracownik Forum Obywatelskiego Rozwoju
1 Na kilka dni przed rozpoczęciem kryzysu, Islandia jako kraj oraz wszystkie banki islandzkie miały jedne z najwyższy ratingów. Ostatni Kryzys Finansowy - Wybrane zagadnienia, K.Piecha, 2011.
2 Zrozumieć Kryzys Finansowy, J.B.Taylor, 2010.
3 Wielki Szort - Mechanizm Maszyny Zagłady, M.Lewis, 2011
4 Radość na północy: S&P podnosi rating Islandii, Forsal, 2011.
>>>>
Tak to brzmi w teorii . Niby takie ,,naukowe'' . W parktyce sa znajomosci koneksje kumplowanie . Swoim sie daje wysoko obcym nizej itp. itd. Dlatego liczy sie glownie % jaki trzeba placic od obligacji a nie sam rating . Wszak i Hiszpania miala AAA i Norwegia tez a to nieporownywalne kraje . Z drugiej strony Polska jest duzo nizej niz USA a kraj ten ma olbrzymi DWUKROTNIE wyzszy dlug i DWUKROTNIE wyzszy deficyt i ma AAA bo agencje sa w USA i tam maja kumpli . I to jest praktyka i to trzeba wiedziec bo to wazniejsze niz teorie ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:39, 05 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Steen Jakobsen
Rosnąca nierówność bogactwa i zarobków zagraża globalnej gospodarce
W zeszłym roku odwiedziłem 16 krajów. Każdy jest inny pod względem działających tam systemów i kultur, jednak istnieje jedna cecha wspólna – nierówność społeczna. Zdałem sobie sprawę z tego, że prawdziwym przegranym rozpoczętego w 2008 r. kryzysu finansowego jest klasa średnia.
Jej siła nabywcza została zasadniczo rozwodniona przez wysokie ceny energii i surowców oraz niskie ceny siły roboczej. Taka sytuacja ma swoje korzenie w globalnej akcji drukowania pieniądza. Od lat 80-tych ubiegłego wieku – a szczególnie w ciągu ostatnich 36 miesięcy – poziom lewarowania znacznie wzrósł, a jednocześnie decydenci obniżyli koszt kapitału. Jesteśmy obecnie na etapie zerowych stóp procentowych i na zdecydowanie zbyt wysokim poziomie lewarowania. Ten problem jest realny! Politycy uwielbiają drukować pieniądze. Takie operacje nie mają wpływu na budżet ani bilans, dzięki czemu decydenci nie są z nich rozliczani. Bankom centralnym powierza się najtrudniejszą pracę, czyli ciche zarządzanie kryzysem, podczas gdy politycy wzajemnie się oskarżają. W najlepszym razie jednak, wyglądają oni śmiesznie, w najgorszym zaś, jakby zostali kompletnie oderwani od rzeczywistości.
Powyższe kwestie wydawać się mogą zaskakujące jedynie dla tych, którzy nie zdają sobie sprawy z faktu, że obecnie globalne rynki, akcja kredytowa i wzrost gospodarczy są uzależnione od interwencji rządowych. Podejście wolnorynkowe nie ma wielu zwolenników – mało tego, zostało zastąpione teorią, według której brak interwencji skutkować będzie jeszcze większym pogorszeniem się sytuacji. Powiedzcie to zwykłym ludziom, a szczególnie bezrobotnym w całej Europie. Z ich punktu widzenia, świat jest w gorszej kondycji niż w 2008 r., co w zeszłym tygodniu zostało potwierdzone rekordową, 10,7-proc. stopą bezrobocia.
Pseudoeksperci głoszą teorie o niekontrolowanym kapitalizmie i polityce wolnorynkowej. Tylko gdzie? Żaden rynek nie stosuje obecnie zasad kapitalizmu. Rynki europejskie utrzymują się na powierzchni wyłącznie dzięki interwencjom rządowym. Rząd i sektor publiczny we wszystkich globalnych gospodarkach, łącznie z Niemcami, USA, Rosją i Chinami, odpowiadają za ponad 50 proc. PKB.
Kluczową bronią polityków w obliczu kryzysu w dalszym ciągu jest gra na czas. To jednak nie potrwa wiecznie. Mało tego, znacząco pogłębi nierówność społeczną. Źródłem sprawiedliwości zarobkowej i majątkowej jest równe prawo do kapitału i pracy. Obecnie, jedynie przeciążone banki i rządy mają nieograniczony dostęp do kapitału. Innymi słowy, rządy zjadają coraz większy kawałek ciasta, zostawiając rynkom prywatnym jedynie okruchy. Niestety nie jest to jedynie kwestia odcięcia rynków prywatnych od kapitału. Rząd fatalnie zarządza zasobami, cenami i wartością. Alokacji dokonać może jedynie wolny rynek. Właśnie teraz tego doświadczamy. W dzisiejszym świecie keynesowski model „rządowej interwencji” w połączeniu z rynkiem na wpół kontrolowanym odnosi dramatyczną porażkę. Co ciekawe, wielu obecny kryzys nazywa szaleństwem kapitalizmu. Ja bym jednak nazwał to raczej szaleństwem rządów i polityków.
W skali globalnej mamy dzisiaj rekordowe oszczędności w sektorze prywatnym i rekordowe wydatki w sektorze publicznym. Z ekonomicznego punktu widzenia rozwiązanie jest jedno: zamiast podwyższać podatki i zniechęcać regulacjami inwestorów do podejmowania ryzyka, co tylko bardziej ogranicza rynki, należy zaangażować kapitał prywatny. Nie dość, że jest on obecnie wypierany przez kapitał publiczny, to nowe przepisy wręcz jeszcze bardziej demotywują inwestorów. Ten wyścig ma fatalny finisz. Musimy inwestować w edukację, uwolnić rynki i konkurencję, zapewnić trójstronne porozumienia dotyczące edukacji, wynagrodzeń i godzin pracy. To jest droga do równości.
>>>>
Owszem to co jest teraz to nie wolny rynek . Tylko jakie sa skutki ? Rzekome regulacje przez wladze maja utrzymywac gospodarke na powierzchni bo bez nich by sie zawalila ??? Gdzie niby ? W Grecji czy Hiszpanii ??? Majstrowanie przez UE w kierunku budowy eurokolchozu POGRAZA kolejne kraje . Co niby utrzymuje euro ??? Chyba tylko kurs na katastrofe ...
W gospodarce regulowanej zawsze koncerny beda gora bo przeciez Bruksela nie bedzie sie kierowala interesami warsztatu samochodowego pana Cześka tylko zawsze jakichs molochow bankowych ubezpieczeniowych itp. Po pierwsze maja duza sile po drugie jest to niby ,,prestizowe'' ... A rzecz jasna ustawianie prawa pod najbogatszych zwieksza nierownosci . Np. ACTA . Komu zwiekszy dochody koncernom i bogaczom . Bo przeciez nie sprzataczkom ...
Tak trzeba wolnego rynku tylko NAPRAWDE WOLNEGO ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:53, 17 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Gospodarki potrzebują delikatnej ręki ogrodnika
Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby geografia cały czas opierała się na wierze, że świat jest płaski. Lub astronomowie cały czas myśleli, że Ziemia jest w centrum wszechświata. A teraz wyobraźcie sobie konsekwencje podobnie błędnych teorii kierujących naszymi decyzjami w obszarze ekonomii.
Właśnie w takim miejscu znajdujemy się obecnie, ponieważ cały czas patrzymy na gospodarkę według zasad, które były aktualne w XIX w. w okresie rozwoju przemysłu. Przemysłowa metafora ma związek z rewolucją w nauce i przemyśle, które nastąpiły w okresie Oświecenia i tłumaczyły funkcjonowanie świata w kategoriach redukcjonistycznych i mechanistycznych. To wszystko cały czas odbija się na sposobie, w jaki postrzegamy funkcjonowanie najbardziej złożonych systemów.
Taki kierunek myślenia nie bierze pod uwagę rewolucji naukowej, która miała miejsce na przestrzeni ostatnich 40 lat i zmieniła sposób naszego rozumowania. Ta nowa złożona nauka pozwala rozumieć rozmaite zjawiska, takie jak trzęsienia ziemi, rozprzestrzenianie się zaraz, powstanie Facebooka, czy naturę ekonomii.
Okazuje się, że zjawiska te – do których w szczególności zaliczają się gospodarki rozwinięte – nie są ani proste, ani przewidywalne i wydajne jak maszyny. Są niezwykle złożone i adaptują się do różnych warunków, podobnie jak ekosystemy. Podlegają takim samym związkom przyczyno-skutkowym i siłom ewolucji.
Zaadaptowanie tych zasad do polityki gospodarczo-społecznej wymaga głębokich zmian w sposobach naszego myślenia – z XIX-wiecznego myślenia maszynowego na myślenie ogrodnicze XXI wieku.
Obecnie, określając rolę rządu w gospodarce, nie możemy już traktować decydentów jak mechaników, którzy majstrują przy silnikach, ustawiając różne jego elementy. Zamiast tego, musimy traktować rząd jak ogrodnika, który sadzi, plewi, nawozi i nawadnia.
Ogrodnicza perspektywa zmieniłaby wiele z najbardziej powszechnych obecnie przekonań w obszarze regulacji, podatków i wydatków.
REGULACJE
Najbardziej powszechnym założeniem w ekonomii jest to, że rynki są całkowicie wydajne i potrafią się same naprawiać. Zgodnie z tą teorią, ich regulowanie jest zbędną ingerencją w sprawny mechanizm kreacji bogactwa. Jednak gospodarka już nie potrafi się już sama regulować, podobnie jak nie potrafi tego robić ogród. Przepisy powinny kultywować użyteczne działania, plenić szkodliwe i pomagać gospodarczemu ekosystemowi w adaptacji. Mądre regulacje pomagają społeczeństwom zamieniać dżungle w kwitnące ogrody: wszędzie, gdzie funkcjonują wydajne prywatne firmy, istnieje również wysoce uregulowana gospodarka. Z kolei tam, gdzie regulacji brak, powszechna jest bieda.
PODATKI
Według powszechnej teorii o wydajności rynków, podatki są ekstrakcją zasobów z rynku pracy.
W rzeczywistości dobrze zaprojektowany system podatkowy, do którego każdy się dokłada i każdy czerpie z niego korzyści, dystrybuuje podstawowe składniki odżywcze w gospodarczym ogrodzie i gwarantuje zdrowy rozwój całego ekosystemu. Poszczególne części ogrodu, w których wyrastają najlepsze owoce, powinny być źródłem większości nasion.
Ogrodnicza gospodarka eksponuje fałszywość polityki, która obniża podatki najbogatszym Amerykanom, ponieważ są „kreatorami miejsc pracy”. Praca jest konsekwencją organicznych związków przyczynowo-skutkowych pomiędzy konsumentami i firmami. To liczna klasa średnia, którą stać na kupowanie dóbr, kreuje miejsca pracy, a nie większe bogactwo bogaczy.
WYDATKI
Słowa „wydatki” oznacza likwidację pewnej wartości i większość Amerykanów uważa, że dokładnie właśnie to robi z ich podatkami rząd. Jednak wydatki rządowe nie powinny być postrzegane jako destrukcyjne lub szkodliwe, ponieważ są nieustannym procesem, który dystrybuuje pieniądz. Wydawanie podatkowych dolarów na edukację, ochronę zdrowia, drogi oraz badania i rozwój jest tym samym, co rozrzucanie składników odżywczych po całym ogrodzie.
Relacje między przepisami, wydatkami i podatkami a zamożnością trudno pojąć, jeśli rozumujemy w sposób charakterystyczny dla maszyn. Ale wszystko staje się znacznie prostsze, jeśli spojrzymy na nie przez pryzmat ogrodu. Takie podejście jest bardzo prokapitalistyczne i prorozwojowe. Zwyczajnie zakłada, że gospodarka, w której źle się dzieje, jest jak ogród pełen chwastów. To także teoria, która wymaga od rządów znacznie większej elastyczności i szybszych reakcji niż obecnie.
Jesteśmy ogrodnikami, a nie mechanikami. Rynki bez nadzoru, źle opodatkowane bogactwo i niedofinansowana administracja rządowa nigdy nie stworzą zdrowego i bogatego społeczeństwa. Polityka gospodarcza powinna mieć to na uwadze.
Autorzy: Nick Hanauer i Eric Liu
Nick Hanauer jest założycielem Second Avenue Partners, firmy venture capital z Seattle. Eric Liu jest pisarzem i byłym doradcą gospodarczym prezydenta Billa Clintona. Obaj są współautorami książki pt. „The Gardens of Democracy”
>>>>
Owszem . Wszystko jest potrzebne . Takze podatki takze rzad i takze JAKIES regulacje czyli prawo . Jednakze pomysl ze biurokracja ,,madrze'' ureguluje rynki ktore same tego nie potrafia to powrot do marksizmu . I nie chodzi tu o zamykanie ust w dyskusji tpu ,,jestescie komunstami'' .
Ale co bylo podstawa komunizmu ? Oprocz rzecz jasna wrogosci do Boga bo w marksizmie to jest absolutna podstawa zrodlo jego zbrodniczosci ?
To co glosil marksizm to twierdzenie ze kapitalizm wprowadza chaos i trzeba stworzyc system ,,mądrej regulacji'' ekonomii ...
Typowa demagogia . Kazdy system jest tak ,,mądry'' jak ludzie ...
Kto niby ma byc tym madrym ? Marks ? Ale on nie przedstawil sposoby madrej regulacji ! Mowil o nim a nie podal go ! To dopiero madrosc ! Co powinno byc to kazdy powie . Ale jak to zrobic ???
Sluszne postulaty niekoniecznie sa madre ... Haslo typu : Lepiej aby wszyscy byli bogaci niz aby byli biedni i bogaci wydaje sie sluszne . Tylko problem tkwi w tym ze slowo bogactwo jest wzgledne . I dzis biedak w USA ma lepiej niz dawniej cesarz . Dla ktorego byle wrzód byla udreka nie mowiac o operacji wyrostka czy innych bolach ktorych nie potrafili wyleczyc ! Mogl sie upic albo znarkotyzowac i to wszystko ! Ale trudno aby ciagle byl na haju . Teraz medycyna blyskawicznie rozwiazuje ten problem a nawet nzacznie powazniejsze .Czyz to jedno chocby nie stawia wyzej bytowania obecnego biedaka na zachodzi niz wszyszystkich bogaczy 1000 ? Ba 300 lat temu ! Jeszcze w 1712 coz to byla za wiedza ?
Stad trzeba zawsze patrzec realnie . Regulacje ? No mamy UE . Tu sa same regulacje ... Regulacja na regulacji . Wszystkie ,,madre'' i co ??? Ue jest w NAJGORSZEJ SYTUACJI NA SWIECIE .
Niestety wniosek jest prosty . To te regulacje sa przyczyna . O ile istotnie sa kryzysy . To ,,madrzy regulatorzy'' przeksztalcaja je w ostaeczne kleski ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:41, 13 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Kreatywna księgowość robi zawrotną karierę
W dziedzinie regulacji rynku energetycznego mało jest tak dobitnych przykładów porażki rządowych regulatorów jak przypadek Enronu. Przed bankructwem Enron zatrudniał 22 tys. osób i ogłaszał obroty rzędu ok. 101 mld dol w 2000 r.
Z końcem roku 2001 okazało się, że zgłaszana sytuacja finansowa była wynikiem zinstytucjonalizowanego i systematycznego oszustwa księgowego, zaplanowanego z całą precyzją. Adam Fularz – 7 września 2006 r. Enron zbył swój ostatni składnik majątku – spółkę Prisma Energy International. Gdy krytycy zarzucali firmie pod koniec lat 90. XX w., że pływa w stratach, firma przyjęła strategię walki z krytykami za pomocą księgowych i prawników oraz ostro ścierała się z mediami finansowymi.
Nie mów! Nie pytaj!
Enron wznosił się w górę dzięki sprawnemu PR-owi i marketingowi. Czasopismo „Fortune” przyznawało tytuł „America’s Most Innovative Company” Enronowi przez sześć kolejnych lat: od 1996 do 2001 r. Wydmuszka znalazła się też na liście „100 najlepszych pracodawców w USA” tego samego tytułu w roku 2000. Biura Enronu opływały w luksusie. Firma była wychwalana za wydajne zarządzanie aż do okresu odkrycia korporacyjnego oszustwa. Pierwszy analitykiem, który odkrył karty Enronu był Daniel Scotto. Opublikował on alarmujący raport „Enron: All stressed up and no place to go” w sierpniu 2001 r., zachęcając do zbycia udziałów za wszelką cenę. Jego dokument został skrytykowany przez bank BNP Paribas, jego ówczesnego pracodawcę, jako nierozsądna rekomendacja. Daniela Scotto zwolniono z posady analityka w BNP Paribas. Enron był znany z płacenia wysokich opłat bankowych na rzecz bankierów inwestycyjnych. Zdaniem Scotto, analityka z 30-letnim stażem, motto Wall Street powinno brzmieć „Nie mów! Nie pytaj!”.
Efekt domina
Jak później odkryto, wiele ze składników majątku Enronu fizycznie nie istniało albo było w całości oszustwem. Długi i straty zostały ukryte w jednostkach tworzonych „offshore” (fundusze inwestycyjne oferujące doradztwo podatkowe i rachunkowe), w enklawach podatkowych i nie ujawniano ich w firmowych dokumentach finansowych. Zawiłe transakcje finansowe z podmiotami zależnymi pozwalały Enronowi ukryć niedochodowe części z bilansów, a także raportów przedsiębiorstwa. Winny ukrywaniu matactw, księgowy koncernu Arthur Andersen, musiał zejść z rynku, tracąc reputację. Firma została uznana winna zarzutu „obstruction of justice” (utrudnianie działalności) i niszczenia ważnych dokumentów: przemielenia około tony dokumentów związanych z aferą Enronu. Ten werdykt został później obalony przez Sąd Najwyższy USA – U.S. Supreme Court. Obwiniani, jak David Duncan, księgowy Arthur Andersen’a, w dużej mierze uniknęli sankcji. W wyniku procesów skazano 16 osób z Enronu oraz 5 innych. Wyroki sięgały np. 24 lat. Arthur Andersen został pozbawiony przez U.S. Securities and Exchange Commission prawa do praktyki w audycie i stracił licencje CPA, co uniemożliwiło przedsiębiorstwu wykonywanie podstawowej działalności (choć dziś znów jest to możliwe). Firma audytorska sprzedała większość amerykańskich operacji na rzecz KPMG, Deloitte&Touche, Ernst & Young oraz Grant Thornton LLP. W przypadku 4 innych audytów Arthura Andersena: takich firm jak WorldCom (bankructwo nawet większe niż Enronu), także okazało się, że oskarżenia wobec niego nie były bezpodstawne. Uruchomiony został efekt domina, ujawniono masę skandali księgowych oraz korporacyjnych. Z Andersena pozostało jedynie ramię konsultingowe, przebranżowione na Accenture. Wobec firmy toczy się około 100 spraw z powództwa cywilnego, w sprawach Enronu i podobnych. Zdarzały się przypadki niewyjaśnionych śmierci świadków sprawy (wątek NatWest Three). Główny oskarżony – Kenneth Lay, CEO Enronu, także umarł, wedługraportu koronera na zawał serca. Inny głównodowodzący koncernu odbywa wyrok 24 lat więzienia.
Z dala od jupiterów
Gdy spojrzymy bliżej, praktyka gospodarcza okazuje się pełna skandali księgowo-korporacyjnych. Przewijają się nazwy wszystkich czołowych firm audytorskich. Także Lehman Brothers miał problemy z ujawnieniem inwestorom szczegółów transakcji Repo 105, w czym pomogła mu firma adytorska Ernst & Young. Standardy księgowe US GAAP okazywały się mieć luki i dziury, sprytnie wykorzystywane przez nieuczciwe firmy audytorskie. AIG okazało się manipulować swoje raporty na ponad 1 mld dol. Lista wykrytych skandali jest przypuszczalnie tylko niewielkim fragmentem praktyk, które toczą się z dala od jupiterów mediów. Dzisiejsi ekonomiści poświęcają swoje książki tematyce pompowania bilansów korporacji czy statystyk narodowych (por. niemiecki czołowy ekonomista Max Otte). Wraz z amerykanizacją europejskiego systemu księgowego, poprzez np. dopuszczenie mniej restrykcyjnych zasad księgowych, pozwalających już bardziej legalnie pompować zyski finansowe, także Europa walczy dziś z amerykańską bolączką, mając jednocześnie mniej doświadczenia w wykrywaniu podobnych manipulacji oraz słabsze, bo narodowe instytucje. Zaś termin „kreatywna księgowość” zrobił zawrotną karierę po tym, jak według krytyka sztuki Davida Ehrensteina, po raz pierwszy użyto tego sformułowania w firmie „The Producers” Mela Brooksa z 1968 r. I prawdopodobnie jeszcze częściej będziemy o nim słyszeć, ponieważ kreatywna księgowość jest coraz bardziej legalna. Autor jest wolnorynkowym ekonomistą szkoły ordoliberalnej, specjalistą z zakresu ekonomiki transportu. Działa w Instytucie Liberalnym.
>>>>
Nic nowego . To juz mamy w Biblii jak zarzadca robil ksiegowosc .
Daltego smiesza mnie gady o ,,renomowanych firmach audytorskich''...
Te Andersony Lehmany Bradersy Goldmany Sachsy sa tak samo renomowane jak budki z hamburgerami . Zreszta w tych budkach mozna znalezc czesto ( bo nie mowia bynajmniej ze zawsze ) wiecej uczciwosci ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:16, 03 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
The Guardian
Wielka Czwórka pod obstrzałem
Przedsiębiorstwa przepłacają za niższej jakości audyty prowadzone przez firmy księgowe z tzw. Wielkiej Czwórki, ogłosiła brytyjska Komisja ds. Konkurencji [ang. Competition Commission]. Jako powód podano brak konkurencji na rynku firm audytorskich.
Dokonawszy analizy przeprowadzonych przez KPMG, PwC, Ernst & Young i Deloitte audytów w 90 proc. najbardziej wiarygodnych firmach giełdowych, Komisja ds. Konkurencji stwierdziła, że audytorzy są "niewystarczająco niezależni od kierownictwa firm oraz niewystarczająco sceptyczni podczas prowadzenia audytów".
Mimo że komisja nie znalazła dowodów na zmowę pomiędzy firmami z Wielkiej Czwórki, to stwierdziła, że konkurencja na rynku jest ograniczona. W efekcie "firmom proponuje się wyższe ceny, niższą jakość i mniejszą innowacyjność", niż miałoby to miejsce na bardziej konkurencyjnym rynku.
Komisja poddała krytyce "ciepłe relacje" panujące między audytorami i wyższą kadrą kierowniczą firm z londyńskiego City, która często sama wywodzi się z Wielkiej Czwórki. Urzędnicy wyższej rangi z Wielkiej Czwórki zasiadają także w zarządach wielu firm.
Komisja stwierdziła, że audytorom bardziej zależy na usatysfakcjonowaniu zarządu, który decyduje, którą firmę audytorską zatrudnić, niż na spełnieniu oczekiwań akcjonariuszy. To może skończyć się prezentowaniem rachunków firmy w fałszywie korzystnym świetle - ostrzegła komisja.
Na te zarzuty natychmiast zareagowała firma Ernst & Young. - Zdecydowanie nie zgadzamy się z Komisją ds. Konkurencji, kiedy ta mówi, że rynek audytorski nie służy akcjonariuszom - oświadczyła firma i skrytykowała komisję za to, że nie wspomniała o roli niezależnych dyrektorów w zarządach.
- Uważamy, że nieco surowa, czarno-biała charakterystyka roli i wpływu dyrektorów finansowych oraz ich motywów nie odzwierciedla prawdziwego świata, w którym funkcjonujemy - oświadczyła firma. - W dodatku uważamy, że konkurencja pomiędzy firmami audytorskimi jest zdrowa i silna, i że są na to dowody.
Komisja ds. Konkurencji nie chce rozbijać czterech wymienionych firm księgowych, które posiadają w swojej ofercie także szeroki zakres usług pozaaudytorskich, lecz jak stwierdziła, poszukuje sposobów na ograniczenie ich kontroli nad największymi brytyjskimi firmami. Wśród tego rodzaju sposobów mógłby się znaleźć zakaz zamieszczania w bankowych dokumentach kredytowych klauzuli dopuszczających do działania "tylko Wielką Czwórkę" oraz zapewnienie akcjonariuszom większego wpływu na wybór firm audytorskich. Firmy musiałyby też korzystać z usług różnych audytorów i zapraszać inne firmy do przetargów na usługi związane z księgowością.
Firma Grant Thornton, która podejmuje wysiłki w celu wejścia na rynek audytów, z zadowoleniem przyjęła orzeczenie komisji. "Inwestorzy systematycznie zgłaszają obawy dotyczące zbyt długich okresów umów z audytorami oraz braku różnorodności wśród firm świadczących usługi audytorskie, które są zatrudniane przez firmy z indeksu FTSE 350. Wstępne wnioski Komisji ds. Konkurencji potwierdzają, że potrzeby akcjonariuszy i inwestorów nie są obecnie spełniane w najlepszy sposób oraz że istnieją inne firmy, które są wystarczająco kompetentne, by rywalizować na rynku."
Do zleconego w 2011 roku śledztwa doprowadziło po części dochodzenie brytyjskiej Izby Lordów. Wykryto wtedy, że notowane na giełdzie firmy, których roczne raporty muszą być podpisane przez audytorów, korzystają z usług tych samych firm księgowych średnio od 48 lat - choć Wielka Czwórka kwestionuje tę liczbę. Istnieją obawy, że z czasem audytorzy stają się mniej sceptyczni wobec tego, co mówią im ich wieloletni klienci.
Oburzenie wywołał także fakt, że firmy księgowe stwierdziły znakomitą kondycję banków tuż przed tym, jak te banki musiały być ratowane przez podatników podczas kryzysu finansowego.
Komisja zbadała takie kwestie jak przepaść pomiędzy Wielką Czwórką a firmami średniego szczebla oraz bariery uniemożliwiające rozwój mniejszych firm. Komisja cytuje też przypadek firmy Arthur Andersen, która upadła, ponieważ była zamieszana w skandal z Enronem, jako dowód na to, że wielkość firmy nie jest gwarancją jej stabilności.
Dochody Wielkiej Czwórki z audytów i doradztwa znacznie przekraczają te, na które mogą liczyć jej mniejsi konkurenci. W roku finansowym 2011 dochody z audytów czterech największych firm mieściły się w widełkach od 403 do 893 mln funtów. Dla porównania, największy dochód firmy średniego szczebla wyniósł 133 mln funtów. Wielka Czwórka utrzymuje jednak, że konkurencja jest silna, wskazując na istnienie presji na obniżanie cen za jej usługi.
Unia Europejska sporządziła projekt ustawy, który przewiduje obowiązkową zmianę lub rotację firm audytorskich co sześć lat, a nawet ustanowienie limitu udziałów w rynku. Amerykańskie ciała nadzorujące rynek audytorski również planują wprowadzenie rotacji firm audytorskich.
Josephine Moulds
....
Zachodni ,,wolny rynek" . Gdzie nie spojrzysz monopol i zlodziejstwo . W rajtingu tez cztery firm i z USA ! Z tym ze rajting to zabawa a tu niby powazna sprawa . Widzimy jak powazna . Cztery firmy nie maja szans audytowac porzadnie calego swiata .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:00, 21 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Sektor finansowy jest za duży?
Ostatnie trzy dekady przyniosły potężny wzrost udziału sektora finansowego w globalnym PKB. Czy jest to proces niekorzystny, czy też obawy spod znaku Occupy Wall Street są przesadzone?
Udział usług finansowych w tworzeniu amerykańskiego PKB wzrósł z 4,9 proc. w 1980 r. do rekordowych 8,3 proc. w 2006 r. Kryzys finansowy zatrzymał proces finansjalizacji gospodarki, ale tylko na moment - już w 2010 r. padł nowy rekord: na finanse przypadło 8,4 proc. PKB. Co ciekawe, udział zysków instytucji finansowych we wszystkich zyskach osiągniętych w USA na koniec 2010 r. wyniósł aż 35 proc., co w stosunku do 1980 r. oznacza ponad trzykrotny wzrost. Wysokie zyski firm przekładają się też na wyższe pensje pracowników. W 1980 r. w usługach finansowych zarabiało się mniej więcej tyle samo, co w innych branżach. W 2006 r. pensje finansistów były o 70 proc. wyższe. Najwięcej zyskali najlepsi pracownicy - ich zarobki są kilkukrotnie wyższe niż te, którymi cieszą się profesjonaliści pracujący w innych branżach.
Dlaczego więcej dla finansistów?
Warto sięgnąć do literatury dociekającej powodów tego zjawiska. Niedawne badanie uczonych z Harvardu (Greenwood-Scharfstein) wskazuje na dwa. Pierwszym był wzrost wpływów z opłat za zarządzanie różnego rodzaju aktywami. Drugim (równie ważnym czynnikiem) były procesy związane z kredytowaniem gospodarstw domowych. Przyjrzyjmy się bliżej tym dwóm obszarom, które - według badania - łącznie odpowiadają za 75 proc. wzrostu udziału sektora finansowego w PKB.
Roczna suma opłat za zarządzanie aktywami finansowymi wzrosła z kilku powodów. Po pierwsze wartość aktywów finansowych, którymi obraca się na rynkach od 1980 r., potroiła się w relacji do PKB. Ponadto w 1980 r. jedynie 25 proc. akcji będących w posiadaniu gospodarstw domowych była zarządzana przez profesjonalistów pobierających za to opłaty. Do 2007 r. odsetek ten wzrósł do 53 proc. Zmianom tym nie towarzyszył istotny spadek procentowych opłat pobieranych przez fundusze za aktywne zarządzanie. Wprawdzie w 1980 r. średnia roczna opłata w funduszach akcji w USA wynosiła 2,19 proc., a w 2007 r. tylko 1 proc., dynamicznie rozwinął się jednak segment inwestycji alternatywnych, gdzie opłaty są dużo wyższe. Do funduszy hedgingowych i private equity, które pobierają za zarządzanie aktywami średnio około 4 proc., napłynęło ponad dwa biliony dolarów. Przeniesienie się części inwestorów do pasywnych funduszy ETF, które charakteryzuje niska opłata za zarządzanie, nie wpłynęło na razie znacząco na obraz sytuacji.
Społeczne korzyści z opłat?
Jak oceniać tę ekspansję profesjonalnego zarządzania? Ogólnie działalność managerów inwestycyjnych przynosi społeczeństwu korzyści, choć niektóre jej aspekty budzą pewne zastrzeżenia. Do pożytków z profesjonalnego zarządzania z pewnością należy dywersyfikacja. Odsetek zagranicznych akcji w portfelach Amerykanów wzrósł z 2 proc. w 1980 r. do 27,2 proc. w 2007 r. Zważywszy na to, że spółki z USA stanowią prawie połowę globalnego portfela akcji, przeciętny amerykański inwestor jest całkiem przyzwoicie zdywersyfikowany. W Polsce daleko nam do tego, gdyż udział funduszy zagranicznych wynosi u nas zaledwie 2,7 proc., a krajowa giełda stanowi przecież znikomą część globalnego rynku.
Lepsze zarządzanie ryzykiem inwestycyjnym szło w parze ze zwiększeniem partycypacji w rynku - w 2007 r. aż 51 proc. gospodarstw domowych posiadało akcje, to o 60 proc. więcej niż 20 lat wcześniej. Dzięki temu, że inwestorów jest więcej i ponoszą mniejsze ryzyko, firmom łatwiej jest sprzedać akcje, tańszy jest więc dostęp do kapitału. Jest to szczególnie istotne w przypadku finansowania ryzykownych przedsięwzięć, gdzie szczególnie pożyteczną rolę spełniają fundusze private equity.
Nieco trudniej jest wytłumaczyć wysokie opłaty pobierane przez fundusze hedgingowe. Wiele z nich nie tylko prowadzi operacje mało zyskowne dla klientów, lecz także nie zawsze korzystne społecznie. Przykładowo inwestycja w to, by uzyskać lepsze od rynkowych prognozy wyników firmy na kilka dni przed tym, nim jej sprawozdanie finansowe zostanie opublikowane, nie przynosi większego pożytku. Kosztowne odkrywanie informacji, która i tak zaraz będzie publicznie dostępna, z punktu widzenia społecznego nie ma sensu. Pozwala jednak funduszowi zarobić więcej niż konkurencja. Powyższy przykład jest oczywiście mocno wystylizowany, a działania funduszy hedgingowych w rzeczywistości są dużo bardziej skomplikowane, zaś ich wpływ na rynek trzeba najpierw lepiej rozumieć, nim zacznie się je potępiać.
Zarabianie na kredytach
Prostszy chyba do wyjaśnienia jest rozrost sektora finansowego, związany z ekspansją kredytu dla gospodarstw domowych. Większe wpływy z tytułu udzielania pożyczek wynikały z rosnącego zapotrzebowania na finansowanie zakupu nieruchomości. Kredyt dla gospodarstw domowych wzrósł z 48 proc. PKB w 1980 r. do 99 proc. PKB w 2007 r. Były to głównie pożyczki hipoteczne, a w pewnym stopniu także karty kredytowe, które jednak bardziej zastępowały archaiczną formę zakupów na raty. Coraz większa część zasobów gospodarki była więc przeznaczana na przygotowanie i obsługę kredytów hipotecznych, gdyż o wiele więcej osób niż w poprzednich dekadach zdecydowało się sfinansować w ten sposób zakup nieruchomości.
Częściowo popyt na nowe domy był uzasadniony względami demograficznymi (liczba gospodarstw domowych wzrosła o 42 proc.) oraz większą zamożnością społeczeństwa, pozwalającą niektórym jego członkom utrzymywać więcej niż jeden dom. Jednak można podejrzewać, że ulgi podatkowe wspierające zakup nieruchomości na kredyt oraz niskie stopy procentowe Rezerwy Federalnej także przyczyniły się do wielkiego boomu na rynku nieruchomości z lat 2000 - 2006. Subsydia na zakup nowych domów wspierały zatem pośrednio rozrost sektora finansowego i zarobki jego pracowników.
Ciemna strona ekspansji
Ciemną stroną ekspansji kredytowej na rynku nieruchomości był oczywiście kryzys finansowy z lat 2008 - 2009. W tym przypadku rzeczywiście trudno twierdzić, że sektor finansowy wykazał się jakąś szczególną społeczną użytecznością. I tu można jednak argumentować, że zasadniczym problemem nie była skala prowadzonej działalności, lecz sposób jej finansowania. Wiele instytucji zachowywało się tu nieodpowiedzialnie, finansując zbyt ryzykowne jak na nie projekty, gdyż skłaniały je do tego różnego rodzaju (oficjalne i nieoficjalne) gwarancje rządowe. Zamiast ograniczenia wielkości sektora finansowego powinno się raczej pragnąć mocniejszej dyscypliny i przejrzystszych reguł tak, by ryzyko ponosili wyłącznie ci, którzy zgłaszają taką chęć. Innymi słowy, naczelne zadanie stojące przed tym sektorem powinno być lepiej wypełniane. W pewnym sensie więc finanse powinny być bardziej, a nie mniej rozwinięte.
Maciej Bitner
Autor jest głównym ekonomistą Wealth Solutions
....
Rozrost patologicznego sektora finansow to jest juz orgia ! I ten rak jeszcze rosnie ! Koszmar . Epidemia !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:59, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Nie płacą podatków, bo mogą
Tworzą skomplikowane łańcuch spółek córek. Same sobie sprzedają i od siebie kupują, do tego jeszcze koniecznie trzeba być zarejestrowanym w raju podatkowym i o płaceniu podatku można zapomnieć. Praktyka jasno pokazuje, że duży - jeżeli chodzi o podatki - może więcej.
Podobno w życiu są tylko dwie pewne rzeczy - śmierć i podatki. Okazuje się, że w kwestii opodatkowania to chyba nie zawsze jest to tak pewne. Ostatnie tygodnie obfitują w wysyp informacji o wielkich międzynarodowych koncernach, które podatków zwyczajnie nie płacą, albo płacą - tylko bardzo niskie.
W Wielkiej Brytanii rozgorzała właśnie dyskusja o tym, które duże firmy unikają płacenia podatków. Barney Jones, były dyrektor sprzedaży w Google, był na tyle miły, że postanowił podzielić się wiedzą na temat swojego byłego pracodawcy z brytyjskimi władzami. Były dyrektor przekazał podobno 100 tys. maili, które jego zdaniem dowodzą, że firma unikała płacenia podatków.
Co ciekawe, jak podają różne źródła, Google w 2011 roku na Wyspach zapłacił podatek w wysokości 3,4 mln funtów, podczas gdy firma w tym samym czasie zarobić miała 3,4 mld funtów. Skąd tak niski podatek? Żyjący z reklam Google przesyła wygenerowane w Europie zyski do swojej spółki córki w Irlandii (tam podatek CIT jest aż o 11 proc. niższy niż w Wielkiej Brytanii). Irlandzka spółka musi korzystać z technologii Google i płaci za tę wspaniałą możliwość innej spółce córce, tym razem w Holandii. Ta z kolei prawie całość tego oddaje innej irlandzkiej spółce córce, która tylko w Irlandii zarejestrowana jest formalnie, bo w rzeczywistości zarejestrowana jest na Bermudach, a tam podatku dochodowego już nie ma.
Jest z tym trochę zachodu, ale jak pokazuje przykład potentata z branży IT, jest to dość opłacalne. Na podobne mechanizmy, mniej lub bardziej wysublimowane, decydują się praktycznie wszystkie duże międzynarodowe korporacje, a nie płacenie podatków dziś nazywa się ładnie optymalizacją podatkową.
Oprócz Google ostatnio wspomina się w podobnym kontekście Amazona, który w Europie zarejestrowany jest w innym raju podatkowym - w Luksemburgu. Jednak nie tylko w Europie mamy problem z egzekwowaniem podatków od tych największych. Amerykanie właśnie odkryli, że Apple może ukrywać przed ich fiskusem nawet 102 mld dolarów. Tak wynika z raportu przygotowanego przez ośrodek badawczy CTJ (Citizens for Tax Justice).
- Analiza raportów finansowych koncernu Apple jasno pokazują, że ten prawie nie płaci podatków dochodowych w żadnym z państw, w których w sumie zgromadził na rachunkach 102 mld dolarów. Oznacza to, że majątek firmy był przenoszony "na papierze" z krajów gdzie był generowany do rajów podatkowych - czytamy w raporcie.
W mediach za oceanem właśnie zaczyna się ostra dyskusja. Sprawa Apple jest dość świeża, a pikanterii sprawie dodaje fakt, że Tim Cook, czyli prezes koncernu i następca legendarnego Steva Jobesa, ma się stawić przez komisją Kongresu, a chodzi o reformę systemu podatkowego. W kontekście opublikowanego raportu Cook będzie miał utrudnione zadanie. No i jak tu teraz wytłumaczyć, że podatek, którego nie płacimy jest za wysoki? Według raportu zaległy podatek od Appla mógł wynieść nawet 35 mld dolarów (34,5 proc).
- Dziś wygląda to tak, że jak mamy sprowadzić zyski do kraju, to musimy zapłacić 35 proc. podatek, a to bardzo dużo. Oczywiście nie mówimy, żeby było to 0 proc., ale jakiś bardziej racjonalny poziom - mówił przed paroma dniami Cook w jednym z wywiadów.
Jak donosi inny raport przygotowany przez JP Morgan, ponad 1000 amerykańskich firm przepuszcza przez raje podatkowe łącznie nawet 1,7 bln dolarów.
Czy zatem optymalizacja podatkowa to zwykłe oszustwo? Co nie jest zabronione, jest dozwolone. Duże koncerny, dążące do maksymalizacji zysków, z pewnością nie zrezygnują z tego procederu. To najzwyczajniej bardzo się opłaca. Inną sprawą jest, że budzi to ogromne kontrowersja, szczególnie w czasach kryzysu, gdy łatwo przypiąć jest tu łatę z napisem "oszustwo".
...
Czyli najbogatsi placa najmniej a pozniej przoduja w rankingach . Polska musi tak dzialac aby globalnych koncernow sie pozbyc . Niech je biora do siebie glupcy .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:03, 04 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
20 proc. globalnych dochodów trafia do kieszeni 3 proc. najbogatszych
W 131 krajach świata 20 proc. globalnych dochodów rodzin trafia do kieszeni 3 proc. najbogatszych osób; tyle samo przypada 54 procentom najuboższej ludności świata. To wyniki badań ogłoszonych w piątek przez Instytut Gallupa.
Wg tego najstarszego instytutu badania opinii społecznej na świecie "nierówność w dziedzinie dochodów występuje najbardziej jaskrawo w krajach Afryki na południe od Sahary i we wschodniej Azji, zwłaszcza w Chinach".
Margines błędu w wynikach swych badań Instytut określa jako 1,4 do 4,7 punktów procentowych.
W Ameryce Łacińskiej, która stopniowo zmniejsza dysproporcje w podziale dochodów, 56 procentom ludności, czyli najuboższym, przypada 20 proc. dochodów, podczas gdy 20 proc. dochodów trafia do 2 proc. najbogatszych.
Według Gallupa nierówność w podziale dochodów jest mniejsza we Wspólnocie Niepodległych Państw: 20 proc. dochodów rozdziela miedzy siebie 6 proc. najbogatszych, a 46 proc. dochodów - 46 proc. najuboższych.
.....
HEHEHE ALE WAS OSZUKALI RADZIECCY ! TOZ TAM SA STRASZNE ROZNICE ! NIE WLICZYLI SZAREJ STREFY NIEWIELKIE 60 % PKB .
W Stanach Zjednoczonych i Kanadzie 20 procentami globalnych dochodów gospodarstw domowych dzieli się 4 proc. najbogatszych obywateli i podobną sumą dochodów - 54 proc. najbiedniejszych.
Według Gallupa w Europie do 5 proc. najbogatszych trafia piąta część całości dochodów i identyczna pula dochodów - do 48 proc. najuboższych.
...
Generalnie na zachodzie bogaci maja wieksza rownosc . Wystarczy porownac Latynosow z Anglosasami w Ameryce .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:13, 20 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
85 najbogatszych osób ma tyle, co 3,5 mld.
Wąska elita multimiliarderów licząca 85 osób zgromadziła tyle bogactwa, co 3,5 mld najbiedniejszych, stanowiących połowę ludności świata - ogłosiła organizacja Oxfam w raporcie opublikowanym w przededniu dorocznego Światowego Forum Ekonomicznego w Davos.
Oxfam, zajmujący się pomocą charytatywną, głównie w Afryce, oszacował, że łączny majątek 85 najbogatszych ludzi w świecie, wynosi 1,7 biliona USD. Ogółem 1 proc. ludności świata zgromadził bogactwo szacowane na 110 bln USD.
Najbogatszym człowiekiem świata jest Meksykanin Carlos Slim Helu - potentat telekomunikacyjny, którego majątek magazyn "Forbes" wycenił na 73 mld USD. Na drugim miejscu jest Bill Gates z 67 mld USD. Na liście najbogatszych są też inwestor finansowy Warren Buffet (53,5 mld USD), współzałożyciel Google’a Larry Page (23 mld USD), a także spadkobierczyni rodzinnej fortuny L’Oreal, Liliane Bettencourt (30 mld USD) - najbogatsza kobieta świata.
70 proc. ludności świata żyje w krajach, w których przepaść między najbogatszymi i najbiedniejszymi pogłębiła się w ostatnich 30 latach - zaznacza Oxfam.
Raport potępia zgubne skutki systematycznie powiększającego się rozziewu między nieliczną grupę superbogatej elity, a biedniejącymi setkami milionów ludzi, wskazując, że może to wywołać społeczny bunt przeciwko nierówności i korupcji, zwłaszcza ze strony ludzi młodych, nie widzących dla siebie przyszłości.
"Tak duża koncentracja zasobów ekonomicznych w rękach małej grupy ludzi jest dużym zagrożeniem dla spójności i stabilności społeczeństw" - podkreślono.
Organizacja apeluje do uczestników rozpoczynającego się w środę dorocznego Forum Ekonomicznego w Davos, by poparli progresywny system podatkowy, płacili pracownikom pensje, z których można wyżyć i nie nadużywali wpływów ekonomicznych w życiu politycznym.
"Nie wygramy walki z nędzą, jeśli nie uporamy się z rosnącą społeczną nierównością" - powiedziała mediom dyrektorka Oxfam Winnie Byanyima.
....
Oto skutki globalizacji .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 22:08, 25 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
dr Maciej Krzak | Biznes.pl
Grzechy finansistów
Rzadko zdarza się, żeby prezesi banków centralnych zabierali głos na temat ogólnej filozofii kapitalizmu i podziału dochodów. Wyłom uczynił Mark Carney, prezes Banku Anglii, notabene Kanadyjczyk.
Warto zapoznać się z jego poglądami na ten temat.[1] Prezes Carney ostro wypowiedział się przeciw fundamentalizmowi rynkowemu w finansach, przez co rozumie hołdowanie luźnej regulacji, wiarę, że bąbli spekulacyjnych nie da się w porę dostrzec i że rynki zawsze osiągają stan równowagi. Przypominam, że tę pierwszą "doktrynę" wyznawał przed kryzysem Bank Anglii. Z kolei Alan Greenspan przeszedł do historii, m. in. za pogląd, że bąblom spekulacyjnym nie należy przeciwdziałać, gdyż nie jest łatwo je zidentyfikować, a podniesienie stóp procentowych i inne działania mogą wyzwolić tendencje recesyjne. Natomiast, kiedy bańki spekulacyjne pękną, należy łagodzić ich skutki. Widać, że post-kryzysowa filozofia ulega zmianie.
Carney opisuje w przemówieniu wiele nagannych praktyk. Ograniczę się do wskazania tych związanych z sektorem finansowym: uprzywilejowanej pozycję banków zbyt dużych, aby upaść ze względów na ryzyko krachu całego systemu bankowego albo wręcz finansowego i to nie tylko w kraju, ale i poza jego granicami z racji powiązań i operacji; wynagradzania na podstawie krótkoterminowych wyników banku; manipulowania rynkami dla korzyści banku i samego siebie oraz wykorzystywania przewagi informacyjnej ze szkodą dla klientów a dla korzyści banków.
I tu - uwaga - prezes Banku Anglii wskazuje na niesprawiedliwy podział dochodów, do którego takie patologie prowadzą. Przy czym posuwa się dalej podkreślając, że ten niesprawiedliwy podział owoców prowadzi do erozji zaufania do kapitalizmu jako sprawiedliwego społecznie ustroju, więc niszczy kapitał społeczny - ludzie przestają sobie ufać i współpracować. Nie waha się stwierdzić, że może to wywołać nawet wstrząsy ustrojowe.
Carney zastanawia się, co banki centralne mogą uczynić, aby "sprawiedliwości stało się zadość". Jego zdaniem, mogą one oddziaływać na sprawiedliwy podział korzyści wprowadzając reformy systemy finansowego. Skoro jako jedną z najważniejszych patologii wymienia uprzywilejowaną pozycję instytucji zbyt dużych, aby pozwolić im upaść (TBTF), należy je "rozbroić", zapewniając dyscyplinę rynkową, tzn. za ich upadek powinni finansowo odpowiadać przede wszystkim akcjonariusze, a po nich nabywcy obligacji tych instytucji finansowych. Pisałem o tym w cotygodniowym komentarzu dla Biznes.pl, że TBTF korzystają z niezasłużonych subsydiów w postaci niższego kosztu finansowania dzięki niższym odsetkom, które płacą od złożonych w nich depozytów (przeczytaj więcej) oraz wdrażanych projektach, aby pozbyć się ich problemu (przeczytaj więcej).
Ogromne gaże finansistów budziły sprzeciw już przed globalnym kryzysem finansowym, ale niesmak budziły niemal równie potężne kwoty wypłacanych odpraw bankierom, którzy odeszli podczas niego w niesławie. Tym bardziej, że banki zostały uratowane za pieniądze podatników, którym wyjaśniano, że lepiej jest tak uczynić, gdyż koszt upadku tych banków był jeszcze wyższy. Okazało się, że zyski są prywatne, ale straty są społeczne, zatem nastąpił niesprawiedliwy podział ryzyka i korzyści, który zwiększył nierówności dochodowe i podminowuje poczucie zaufania społecznego.
Bankierzy wynagradzani za krótkoterminowe rezultaty banków, podejmowali zbyt dużo ryzyka w operacjach długoterminowych, bo ewentualna wpadka nie obciążała ich premii. Bank Anglii przyjął kodeks, w którym przewiduje się odroczenie wypłaty premii przez dłuższy czas i w dodatku znaczna część ma być przekazana w akcjach, aby bodźce były zorientowane na długookresowe wyniki. Istnieje zatem możliwość jej zredukowania a nawet odebrania, gdyby okazało się, że wcześniejsze decyzje spowodowały marne wyniki.
Zdaniem Carney’a, standardy etyczne muszą dotrzeć do traderów. Skandale w bankowości, np. manipulacja stawką LIBOR przez banki czy działania "walenia londyńskiego", ujawniają, że uwzględniają oni jedynie wpływ swoich działań na własne wynagrodzenia, a powinni także brać pod uwagę ich wpływ na prawomocność systemu, w którym funkcjonują. Aby tak się stało, ich zwierzchnicy, którzy mogli zidentyfikować ryzyko i nim kierować oraz wychwycić niedozwolone praktyki, powinni również finansowo odpowiadać za czyny podwładnych, a zatem otrzymać część premii z odroczeniem. Od nich bowiem wymaga się, aby ugruntowali kulturę organizacji, która wzbudza zaufanie społeczeństwa. Zdaniem Carney’a, finanse mają zobowiązania społeczne i powinny kierować się wysokimi standardami etycznymi. Stawia retoryczne pytania, komu mają one służyć, czy tylko sobie, realnej gospodarce czy społeczeństwu oraz przed kim odpowiedzialny jest finansista, czy przed samym sobą, swoją firmą czy całym systemem finansowym?
Bankowość jest rodzajem pośrednictwa finansowego i ma połączyć oszczędzających z pożyczkobiorcami w realnej gospodarce. Tymczasem przed kryzysem nowe instrumenty, które miały pomóc zaspokajać potrzeby kredytowe i zabezpieczać przed ryzykiem, szybko przekształciły się w narzędzia spekulacji. Liczyły się wyłącznie wyniki finansowe, a satysfakcja klientów już nie. Nowe zasady mają to zmienić.
Zaskakuje mnie i zarazem cieszy refleksja prezesa Banku Anglii. Wskazuje bowiem, że wprowadzane i dyskutowane reformy regulacyjne, których celem jest uchronienie świata przed kolejnym globalnym kryzysem finansowym z powodu ekscesów finansistów, goniących za zyskiem, mają też głębszy, społeczny sens. Chodzi w nich również o to, aby kapitalizm w krajach wysokorozwiniętych zawrócił ze ścieżki, na której wyklucza coraz więcej ludzi; rosną rozpiętości dochodowe, równość szans słabnie i pogarsza się poczucie sprawiedliwości międzypokoleniowej. Marc Carney pragnie budować kapitalizm inkluzyjny, a mówiąc po ludzku - ustrój sprawiedliwości społecznej. Gdzie to kiedyś słyszałem w odniesieniu do innego ustroju, więc obawiam się o losy jego przesłania.
Maciej Krzak
[1] Marc Carney, "Inclusive capitalism: creating a sense of the systematic", przemówienie na konferencji nt. Inclusive Capitalism, 27 maja 2014, Londyn
...
Bardzo ciekawe . Widzicie teraz dlaczego tam Polacy emigruja . Skoro taki jest prezes banku . Gospidarka rynkowa jest dla ludzi ! Tych zwyklych ! To co jest dla banksterow wyzyskiwaczy i inhych to jest gospodarka monopolisyyczna . Zaprzeczenke rynkowej .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:33, 06 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Raport: w 80 proc. ponadnarodowych firm brak przejrzystości
Reuters
Niemal 80 procent wielkich ponadnarodowych firm nie składa odpowiednich raportów finansowych ani nie informuje o swoich staraniach o wykorzenienie korupcji - stwierdza opublikowany w środę w Berlinie raport organizacji Transparency International (TI).
Wśród wymienionych w raporcie firm znalazły się: Apple, Samsung, Google, Shell, Gazprom, Philip Morris, Pfizer, Coca-Cola, Nestle, Inditex, Disney i News Corp.
Firmy, które nie spełniają wymagań TI ws. raportów finansowych i działań antykorupcyjnych, to przede wszystkim włoski koncern naftowy Eni i brytyjski Vodafone, norweski państwowy koncern Statoil, australijska spółka górnicza BHP Billiton oraz hiszpański bank Santander.
Na końcu listy TI uplasowały się chiński Bank of Communications, japoński producent Honda i Bank Chin.
"Potrzebna jest większa przejrzystość ze strony ponadnarodowych firm, których potęga w świecie gospodarki rywalizuje z największymi krajami. Za większą siłą ekonomiczną powinna iść większa odpowiedzialność" - stwierdził w towarzyszącym raportowi oświadczeniu szef TI Jose Ugaz.
Według Transparency International jedynie trzy wielonarodowe spółki udzielają wystarczających informacji na temat swoich zarobków, podczas gdy 90 proc. pozostałych odmawia podania informacji o płaconych za granicą podatkach, a 54 pomija milczeniem temat swoich zarobków za granicą.
...
I widzicie jak to dziala ! Rozboj w bialych rekawiczkach . Ktos w koncu stoi za zbrodniami w Afryce . Ktos odbiera te krwawe surowce .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:22, 07 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Szczurek o sprawie LuxLeaks: trzeba tępić nieuczciwą konkurencję
Przypadki nieuczciwej konkurencji, niedozwolone wsparcie państwa powinny być bezwzględnie tępione - oświadczył minister finansów Mateusz Szczurek odnosząc się do informacji o umożliwianiu przez Luksemburg płacenia korporacjom zaniżonych stawek podatkowych.
Według wyników dziennikarskiego śledztwa, opisanych w czwartek przez około 40 europejskich gazet, w latach 2003-2012 ponad trzysta firm, w tym Pepsi, Apple, Amazon, czy Ikea zawarło z władzami Luksemburga tajne umowy, dzięki którym płaciły one bardzo niskie podatki. Z materiałów zamieszczonych na stronach Międzynarodowego Konsorcjum Dziennikarstwa Śledczego (ICIJ) wynika, że co najmniej 16 z przedsiębiorstw było powiązanych z Polską.
- Budżet Polski traci na każdej firmie, która nie płaci podatku w Polsce, to jest jasne - powiedział polskim dziennikarzom w Brukseli Szczurek. Jak zaznaczył, nie popiera rozwiązań, które umożliwiają płacenie podatków poza krajem, gdzie prowadzi się działalność.
Przyznał, że niektóre skomplikowane struktury mające na celu unikanie płacenia podatków lub płacenia ich na bardzo niskim poziomie są legalne. Dodał zarazem: "firmy, które to stosują, muszą pamiętać, że państwo dostarcza im infrastrukturę do działania, zapewnia bezpieczeństwo prawne, bezpieczeństwo do działania, egzekwowania kontraktów, czy też bezpieczeństwo geopolityczne i każdy, kto żyje w Polsce i prowadził działalność gospodarczą w Polsce tam też powinien płacić podatki".
Przyznał przy tym, że nie jest wielką niespodzianką, że także kraje UE konkurują między sobą, tworząc czasem nawet luki w systemie, umożliwiające płacenie bardzo niskich stawek podatkowych.
- Tego rodzaju konkurencja podatkowa jest widoczna nie tylko w Luksemburgu, również w innych krajach. Nie jest to rzecz pożądana, a jednocześnie bardzo, bardzo trudna do uregulowania na poziomie europejskim w związku z tym, że do jakichkolwiek zmian w tej dziedzinie potrzebna jest jednomyślność - powiedział Szczurek.
Jak mówił, przypadki, w których firmy płacą niższe podatki niż powinny, mogą być bardzo różne. Zaznaczył, że może w ich wyniku dojść do złamania zasad uczciwej konkurencji i niedozwolonego wsparcia państwa. Przypomniał, że takimi przypadkami będzie się zajmowała komisarz ds. konkurencji Margarethe Vestager.
- Tego rodzaju przypadki muszą być tępione z jak największą bezwzględnością, bo tak, jak nam nie wolno wspierać wybranych przedsiębiorstw, tak samo przez preferencyjne traktowanie podatkowe (...) nie powinno to być robione w innych krajach. Zaburza to konkurencję, a uczciwe warunki konkurowania to jest kluczowy element wspólnego rynku - podkreślił szef resortu finansów.
Jak z wynika z ustaleń ICIJ, wskutek praktyk korporacji międzynarodowych państwa, gdzie przedsiębiorstwa te osiągały zyski, straciły miliardy euro niezapłaconych podatków.
Dziennikarskie dochodzenie, które nazwano Luxemburg Leaks (LuxLeaks) pokazuje, że w proceder zaangażowanych było co najmniej 16 firm związanych z Polską, ale baza danych jest cały czas uaktualniana. Wśród nich są: Abris Capital Partners (do funduszu należy m.in. firma kurierska Siódemka oraz FM Bank PBP), Eurobank EFG, Deutsche Bank, Goodman Group (dostarczył powierzchnie logistyczne dla Amazona), skandynawski bank SEB, a także różnego rodzaju fundusze inwestycyjne.
..
O taki ekonomiczny pakt Robbentrop Molotow .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:35, 19 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Wielkie firmy często płacą więcej swym prezesom niż fiskusowi
Pensje prezesów kilku największych amerykańskich firm przewyższają kwoty, jakie zarządzane przez nich firmy wydają na podatki - wynika z raportu opublikowanego we wtorek przez amerykański think tank Institute for Policy Studies (Instytut Studiów Politycznych).
7 z 30 największych firm USA, wśród których znalazły się takie giganty jak Ford, Boeing, General Motors czy JP Morgan, wydały w 2013 roku więcej na pensje dla swoich prezesów niż na podatki.
Siedem badanych przedsiębiorstw zdeklarowało w 2013 roku łączny dochód rzędu 74 mld dol., od którego nie odprowadziły ani dolara do amerykańskiego fiskusa. Co więcej, po odliczeniu kosztów uzyskania przychodu otrzymały jeszcze prawie 2 mld dol. tytułem zwrotu podatku - głosi raport, który nie uwzględnia podatków płaconych przez te firmy za granicą.
W tym samym czasie średnia pensja prezesów tych koncernów oscylowała wokół 17,3 mln dol. rocznie.
Prezes Boeinga James McNerney zarobił w 2013 roku 23,3 mln dol., a jego firma otrzymała 82 miliony zwrotu podatku.
Autorzy raportu zwracają przy tym uwagę na "poważne luki" w amerykańskim systemie podatkowym.
Rzecznik prasowy giganta telekomunikacyjnego Verizon Bob Varettoni komentując raport ocenił, że prezentowane dane są "niedokładne".
"Podatek dochodowy płacony do budżetu federalnego (przez Verizon) znacznie przewyższa pensję prezesa" - powiedział Varettoni agencji AFP.
Rzecznik Forda Christian Baker zapewnił, że jego przedsiębiorstwo zapłaciło wszystkie należne podatki, przyznał jednak, że Ford skorzystał z ulg podatkowych należnych mu w związku ze stratami poniesionych podczas kryzysu 2008 roku.
Grupa bankowa Citigroup zapewniła, że stosuje się do wszystkich przepisów podatkowych, a w 2013 roku zapłaciła fiskusowi 95 milionów dolarów głównie z tytułu podatku od nieruchomości. General Motors i JP Morgan odmówiły komentarza.
...
To sa bandyci i zlodzieje kradna biliony bo nieplacenie podatkow w takiej skali TO BEZCZELNA GRABIEZ ! JAKI ONI ODSTEK PLACA ? 0 .00O1 % ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:59, 03 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Standard & Poor's zapłaci 1,38 mld USD za błędne ratingi
W ramach ugody sądowej agencja ratingowa Standard & Poor's (S&P) wypłaci władzom USA 1,38 mld dolarów jako odszkodowanie za świadome zawyżanie prezentowanych im ocen walorów hipotecznych - poinformował we wtorek właściciel S&P, spółka McGraw Hill.
Zawarta z ministerstwem sprawiedliwości USA ugoda dotyczy ocen wydawanych w latach 2004-2007, kiedy to nieustannie rosły notowania oferowanych przez banki papierów wartościowych opartych na wierzytelnościach hipotecznych. Jak się okazało, aprobowane przez agencje ratingowe rynkowe ceny tych walorów były znacznie zawyżone, co legło u podstaw kryzysu finansowego z 2008 roku.
Poza ministerstwem sprawiedliwości USA z cywilnoprawnymi pozwami przeciwko S&P w tej sprawie wystąpiły także prokuratury generalne 19 stanów i stołecznego Dystryktu Kolumbia, jak również kalifornijski fundusz emerytalny pracowników sektora publicznego Calpers. Ich opiewające na łącznie 5 mld roszczenia uzasadniano świadomym zaniżaniem przez S&P faktycznego poziomu ryzyka inwestycyjnego związanego z nabywaniem przedstawionych do oceny walorów.
W ramach ugody znacznie zmniejszono wysokość żądanych rekompensat - ostatecznie ministerstwo sprawiedliwości i władze stanowe otrzymają po 687,5 mln dolarów, a Calpers 125 mln. Jak się wskazuje, powstała w ten sposób łączna kwota 1,38 mld dolarów jest i tak mniejsza od odnotowanych w 2013 roku wpływów S&P czyli 2,27 mld dolarów.
...
Wladze USA trzymaja rejtingowcow za morde dlatego maja sztucznie wysokie rajtingi w sytuacji gdy kraj jest bankrutem .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:26, 25 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Brychczyński: dziwne metody zatrudniania pilotów
- Kilka tygodni temu został ogłoszony raport o dziwnych metodach zatrudniania pilotów - mówi ekspert lotniczy Grzegorz Brychczyński. - Pojawiają się obawy, że coraz rzadziej korzysta się na świecie z dawnej sprawdzonej procedury tzw. ścieżki kariery zawodowej pilotów - dodaje.
Samolot tanich niemieckich linii Germanwings, który leciał z Barcelony do Duesseldorfu, rozbił się dziś na południowym wschodzie Francji. Na pokładzie było 144 pasażerów i sześciu członków załogi. Na miejscu katastrofy nie znaleziono nikogo żywego. Eksperci zastanawiają się, co mogło być przyczyną katastrofy.
- Zwróćmy uwagę: to są tanie linie lotnicze. Kilka tygodni temu powstał raport o dziwnych metodach zatrudniania pilotów. Twórcy tego raportu stwierdzili, że w tanich liniach nie zatrudnia się pilotów przez pracodawcę, tylko zatrudnia się firmę. Bo pilot stanowi firmę dla pracodawcy - mówi Brychczyński.
- Zginęła w świecie dawna, dobra procedura w poważnych liniach lotniczych, że tam była ścieżka kariery zawodowej, że pilot siedział na prawym fotelu i uzyskiwał hierarchię starszeństwa w szeregu pilotów latających dla danej linii - dodaje ekspert. Zdaniem Brychczyńskiego zmianie powinien również ulec sposób szkolenia pilotów.
24-letni Airbus A320 wystartował o godzinie 9.55. Rozbił się o godz. 11.20 na wysokości ok. 2 tys. metrów n.p.m., w miejscowości Meolans-Revel w Alpach francuskich. Samolot zniknął z radarów niedaleko miejscowości Barcelonnette.
...
Maksymalna taniosc moze byc zgubna .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:32, 21 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Polacy na Greenpoincie - polonijne biznesy znikają z Brooklynu
21 czerwca 2015, 10:10
Na nowojorskim Brooklynie jest coraz mniej polonijnych sklepów, zakładów usługowych i firm. Milionowe ceny domów i rosnące czynsze wypłoszyły polonijną klientelę. W polskich sklepach na Greenpoincie pojawili się hipsterzy.
Polonijne firmy nie dadzą się porównać z nowojorskimi kolosami, ale dostarczają polskich przysmaków, oferują obsługę po polsku, a często też konkurencyjne ceny. Problemy zapoczątkowały zamachy na World Trade Center - zwróciła uwagę Ewa Szymanik, współwłaścicielka księgarni "Literackiej". Manhattan zaczęło opuszczać sporo ludzi, a leżący za rzeką Greenpoint przyciągał bliskością do prestiżowej dzielnicy.
- W rezultacie wzrosły ceny wynajmu, a Polacy zaczęli wracać do ojczyzny lub osiedlać się w Europie. Nasiliło się to w 2008 r. w związku z recesją. W maju 2014 roku ruch niemal u nas zamarł. Nawet przed Bożym Narodzeniem nie było klientów - zauważyła właścicielka księgarni.
Uzasadniała to faktem, że nie ma zmiany pokoleń, bo ustała imigracja z Polski. Teraz, podkreśla, zostały tylko dwie księgarnie: "Literacka" i "Polonia", choć w najlepszych czasach było ich siedem.
"Odebrali nam piękny Greenpoint"
Podobnymi spostrzeżeniami dzieli się z PAP Małgorzata Jóźwiak, właścicielka salonu piękności i spa "Luksus". - Odebrali nam piękny Greenpoint. Daliśmy się wyprzeć. Nowe biznesy nie są na kieszeń Polaków - ocenia Jóźwiak.
Z mapy Greenpointu zniknęły pierwsze dwa polonijne zakłady: fryzjerski "Eve Beauty Salon", kosmetyczny "Profile" i kilkanaście innych. - Pozostało tylko kilka salonów założonych głównie przez osoby będące zarazem właścicielami budynków. Podczas gdy kiedyś przychodzili do mnie w 70 proc. rodacy, teraz mam sześć, siedem polskich klientek - wyjaśnia właścicielka.
"Biznes jest słaby"
Licencjonowany biegły księgowy Leon Fuks z CPA P.C rozlicza m.in. podatki od 37 lat. Ma dobry wgląd w polonijne biznesy.
- Coraz lepiej zarabiają rentierzy. Za wynajem pomieszczenia wielkości 80-90 m kw. w dobrej lokalizacji trzeba płacić na Greenpoincie 6-7 tys. dolarów na miesiąc. Biznes jest słaby. Ludzie wyjeżdżają lub idą na emeryturę. W ostatnich latach straciłem 25 proc., a może 30 proc. starych biznesów - szacuje księgowy.
Także w opinii Bogdana Bachorskiego, wiceprezesa Pulaski Association of Business and Profesional Men Inc., wysokie czynsze prowadzą do likwidacji wielu firm polonijnych.
- Ubywa przy tym polskich klientów. Jeszcze parę lat temu na głównych ulicach Greenpointu, jak Manhattan Avenue lub Nassau Avenue, na 10 przechodzących ludzi było 9 Polaków, teraz nie ma chyba więcej niż dwóch - twierdzi Bachorowski.
Zwraca uwagę, że domy na 3-6 rodzin, które pięć lat temu kosztowały ok. 800 tys., obecnie kosztują 2,5 mln lub więcej. Na Manhattan Avenue sprzedano niedawno budynek za 9 mln. Za przeciętne mieszkanie trzeba płacić od 2000 do 3200 dolarów - podsumowuje polonijny biznesmen.
"Polonijny rynek pracy wysechł"
Kurczenie się polskiej klienteli odczuwają polskojęzyczne media. Zbigniew Semczyk, właściciel zajmującego się m.in. zbieraniem ogłoszeń Polish Home Service, wylicza, że kiedyś miał blisko 30 agencji, które się reklamowały całymi latami. Teraz zostały tylko cztery.
- 90 proc. tych firm zakończyło działalność. Polonijny rynek pracy wysechł. Część ludzi wyjechała do Polski, część na Florydę, a nowi nie przyjeżdżają - tłumaczy Semczyk. W jego przekonaniu przynajmniej połowa polonijnych firm zniknęła z rynku usługowego w Nowym Jorku.
W ostatnich latach przestała działać m.in. jedna z ikon Greenpointu, sala bankietowa Polonaise Terrace, oraz wiele polonijnych restauracji oraz jadłodajni. - Wolę leżeć na brzuchu, niż pracować na rentiera - skwitował jeden z byłych restauratorów.
Niegdyś przed świętami do niektórych polonijnych delikatesów trzeba było stać w kolejce godzinami. Dziś brakuje klientów. Zniknęły więc m.in. popularny Staropolski, Europa Delhi, sklep ze słodyczami Wedla, a także masarnia Podlasie. Ich losy podzieliła większość agencji pośrednictwa pracy, sklepy odzieżowe, butiki itp. Nie utrzymał się nawet sprzedający telefony komórkowe Tmobil.
Hipsterzy zastąpili polonijnych klientów
Na początku czerwca po 35 latach został zamknięty sklep Eagle Provisions z polskimi oraz europejskimi wyrobami i piwem z całego świata. "New York Times" ubolewał, że część Brooklynu, South Slope, straciła ostatnią autentyczną kiełbasę.
Współwłaściciel sklepu Richard Zawisny zapewnił jednak PAP, że polonijnych klientów zastąpili u niego hipsterzy, a firmę musiał sprzedać, bo nie mógł znaleźć nowego wspólnika. Niemniej przyznał, że gdyby miał otworzyć coś nowego w tej samej lokalizacji, to "byłby mniejszy biznes".
...
To chyba trend światowy. KONCENTRACJA I MONOPOLIZACJA! Mali i średni padają.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:14, 11 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Miliarderzy swoje majątki zawdzięczają nieruchomościom
Bartosz Turek
Analityk rynku nieruchomości
- Shutterstock
25 miliardów dolarów – taką fortunę zgromadził Lee Shau Kee, najbogatszy spośród osób, które majątek zbudowały na rynku nieruchomości. Co ciekawe, miliarderów powiązanych z rynkiem nieruchomości jest aż 11-krotnie więcej niż tych związanych z wydobyciem gazu i ropy.
Nieruchomości są nie tylko preferowaną formą lokowania kapitału przez najbogatszych ludzi na świecie, ale też sporo fortun stworzonych zostało dzięki działalności deweloperskiej, zakupom ziemi czy budynków. Taki wniosek płynie z analizy listy najbogatszych ludzi na świecie, którą przygotował Forbes. Z tego zestawienia wynika bowiem, że nieruchomości były głównym źródłem majątku dla aż 157 z listy 1828 miliarderów z całego globu.
REKLAMA
4df2e434-968c-42a9-9d2c-2b703fcaaa85
Nieruchomości na trzecim miejscu
Dane przeanalizowane przez Lion’s Bank pokazują, że najwięcej fortun zbudował szeroko pojęty sektor inwestycji. Jemu to aż 186 osób zawdzięcza majątki o wartości przynajmniej miliard dolarów. Niezmienne od lat w gronie osób, które miliardy zarobiły właśnie dzięki inwestycjom znaleźć można takich znanych inwestorów jak: Warren Buffet, George Soros czy John Paulson. Wiele fortun miliarderzy zawdzięczają też handlowi i branży modowej. Dzięki nim właśnie 64,5 mld dolarów zgromadził Amancio Ortega, po ponad 40 mld dolarów mają na koncie Christy i Jim Waltonowie (jedni ze spadkobierców twórcy sieci sklepów Wal-Mart). Podobny majątek zgromadziła też Liliane Bettencourt z rodziną (L’Oreal), a ponad 30 mld dolarów ma Bernard Arnaulf z rodziną (LVMH, czyli koncern Louis Vuitton Moët Hennessy).
Na trzecim miejscu pod względem liczebności miliarderów uplasowała się branża nieruchomości. Zbudowała ona majątki 157 miliarderów na całym świecie. To ponad 11-krotnie lepszy wynik niż zanotowany przez branżę związaną z ropą i gazem – powszechnie kojarzoną ze sporym bogactwem. Paradoksalnie jednak branża paliwowa zbudowała majątki tylko 14 światowych krezusów – wynika z danych Forbes za 2015 r. Co ciekawe, jest to niewielki wynik nawet na tle osób związanych ze sportem lub hazardem – z tych branży pochodzi odpowiednio 20 i 24 światowych miliarderów.
4df2e434-968c-42a9-9d2c-2b703fcaaa85
Najdłużej na miliard każą czekać samochody, media, sport i logistyka
Co nadmiernie nie dziwi, najszybciej swoje fortuny zbudowali krezusi z branży technologicznej. Statystyczny miliarder z tego grona (liczącego 148 osób) na swój majątek pracował niecałe 54 lata. Na czele w tym gronie znajduje się oczywiście Bill Gates właściciel Microsoftu i najbogatszy człowiek na świecie z majątkiem wycenianym na prawie 80 mld dolarów. Najmłodszymi „technologicznymi” miliarderami są twórcy aplikacji Snapchat pozwalającej na szybkie udostępnianie zdjęć i filmów. Dzięki niej właśnie 25-letni Evan Spiegel i o rok starszy Bobby Murphy mają już na kontach łącznie 3 mld dolarów. Starszy od nich 31-letni Mark Zucherberg (twórca portalu Facebook) jest już właścicielem majątku wycenionego na ponad 33 mld dolarów, co daje mu 16 miejsce wśród najbogatszych ludzi świata.
Relatywnie szybko wzbogacali się też inwestujący w surowce i wydobycie oraz telekomy. W tych grupach przeciętny wiek miliardera to odpowiednio 57 i 58 lat. Najbogatszy człowiek, który zajął się metalurgią – Vladmir Potanin - ma 54 lata i ponad 15 mld dolarów. Jego rówieśnik Patrick Drahi, który zajął się telekomunikacją zdążył w tym samym czasie zgromadzić 16 miliardów, a starszy od niego o 14 lat Carlos Slim Helu ma zbudowany w branży telekomunikacyjnej majątek wart ponad 77 mld dolarów, czyli niewiele mniej niż numer jeden - Bill Gates.
Statystycznie rzecz biorąc wyraźnie starsi są krezusi, którzy swoje pieniądze czerpią z branży sportowej, logistycznej, samochodowej lub mediów. Najbogatsi z tych grup mają przeciętnie 67 – 69 lat.
Najgrubsze portfele w telekomach i IT
Nie mniej ciekawe jest jak duże majątki udało się zgromadzić miliarderom z poszczególnych branż. Właścicielami największych fortun są miliarderzy z branży telekomunikacyjnej. W tej grupie średni majątek to 6,5 mld dolarów. Na drugim miejscu są najbogatsi, którzy zbudowali swoje majątki inwestując w technologie (średnio po 5,4 mld dolarów). W przypadku mody i handlu średnia to 4,9 mld. Dla porównania najniższe majątki mają osoby, których główną branżą jest wydobycie ropy i gazu (średnio 1,8 mld dolarów). Na drugim miejscu uplasowali się miliarderzy, którzy zbudowali swoje majątki w branży sportowej (średnio po 2,3 mld dolarów na osobę). Na tym tle krezusi z branży nieruchomości plasują się trochę poniżej średniej dla wszystkich miliarderów. Przeciętny majątek szacowany jest w tym przypadku na 3,4 mld dolarów na głowę.
Najwięcej fortun powstało na nieruchomościach z USA, Chin i Hongkongu
Na liście krezusów, którzy swoje majątki zbudowali na nieruchomościach najwięcej jest mieszkańców Azji. Na 157 miliarderów z tej grupy aż 30 pochodzi z Chin, a kolejnych 24 z Hongkongu i po 9 z Indii i Singapuru.
Listę najbogatszych dzięki nieruchomościom otwierają: Lee Shau Kee z Hongkongu, Wang Jianlin z Chin i Donald Bren z USA. Według Forbes są oni właścicielami fortun o wartości odpowiednio 24,8 mld dolarów, 24,2 mld dolarów i 15,2 mld dolarów.
Pomimo dynamicznie rosnącej w ostatnim czasie liczby azjatyckich miliarderów, wciąż najwięcej nieruchomościowych bogaczy znaleźć można w USA. Jest ich tam bowiem 33 (na 157). Z przeciętnym majątkiem na poziomie 3,5 mld dolarów na osobę wyprzedzają wciąż graczy z rynku chińskiego legitymujących się średnim majątkiem na poziomie 3 mld dolarów. To wyraźnie mniej niż wynik najbogatszych z Hongkongu, którzy jednak często swe majątki budowali dłużej niż Chińczycy. W efekcie 24 miliarderów z Hongkongu może się pochwalić średnim majątkiem w kwocie 5,5 mld dolarów.
Amerykański sen w praktyce
Ciekawy jest też fakt, że w gronie 10 najbogatszych osób, których majątki budowane były na rynku nieruchomości, 6 osób zawdzięcza majątek swoim własnym dokonaniom. Ich często nieszablonowe historie pokazują, że zdobycie fortun wymagało często niemałej odwagi i determinacji. Na przykład 89-letni Cheng Yu-tung, którego majątek szacowany jest na 14,4 mld dolarów, urodził się w biednej rodzinie, a jego ojciec był pracownikiem sklepu z jedwabiem. Cheng Yu-tung jako 15-latek opuścił rodzinne miasto i w trakcie wojny chińsko-japońskiej zamieszkał w Makau, zarabiając na życie pracując w sklepie z biżuterią. Kilka lat później wziął ślub z córką właściciela sklepu. Małżeństwo to zostało zaaranżowane przez ojców wiele lat przed narodzinami Cheng Yu-tunga i jego żony. W wieku 31 lat odziedziczył biznes związany z handlem złotem. Wtedy też zaangażował się na rynku nieruchomości, a w latach 60-tych, gdy rynek nieruchomości dotknęło spowolnienie, Cheng Yu-tung skupił ogromne połacie ziemi. W ten sposób stworzył podwaliny pod biznes deweloperski, dzięki któremu jest dziś jednym z najbogatszych ludzi na świecie.
Długą drogę na szczyt odbył też Sheldon Solow, którego majątek jest szacowany na 3,6 mld dolarów. Urodził się w 1929 r. w Brooklynie, a jego ojciec był murarzem. Sheldon edukację zakończył na liceum, bo nowojorskiego uniwersytetu nie udało mu się ukończyć. W 1972 r. był jedynie właścicielem skromnej firmy budowlanej. Mimo to postawił wszystko na jedną kartę i zaczął budowę 50-piętrowego biura na Manhattanie. Dziś jest to wciąż jeden z najbardziej pożądanych budynków biurowych w Nowym Jorku, co zawdzięcza między innymi pięknemu widokowi na Central Park. W marcu 2015 r. za wynajem stopy kwadratowej w tym budynku zapłacono 200 dolarów. To odpowiada kwocie prawie 2153 dolarów za metr kwadratowy rocznie, czyli przy dzisiejszym kursie - kwocie 8104 zł za wynajem metra kwadratowego biura rocznie.
Autorzy: Bartosz Turek (Lion’s Bank), Klaudia Klimkowska (Idea Bank)
...
Ano właśnie jakiś handelek obracanie kasa i inne manipulacje. To największe fortuny. A ci produkują wymyślają czyli produktywni to im ciężko. Cwaniacy jak zwykle wypływają.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:10, 22 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Eksperci: gospodarstwa rodzinne mogą nie sprostać konkurencji rolnictwa z USA
Piątek, 22 stycznia 2016, źródło:PAP
Negocjowana między UE a USA umowa o powołaniu strefy wolnego handlu może negatywnie wpłynąć na życie na wsi w Polsce i Europie, małe i średnie gospodarstwa rodzinne mogą nie sprostać konkurencji wielkoobszarowego rolnictwa z USA - ocenili eksperci uczestniczący w debacie o TTIP.
Dorota Metera z Zielonego Instytutu podkreśliła podczas piątkowego seminarium w Warszawie o przewidywanym wpływie TTIP na polskie rolnictwo, że upadek małych i średnich gospodarstw z powodu spadku cen na produkty rolne "nie stanie się od razu".
"Po prostu te małe gospodarstwa stracą możliwości zbytu, ponieważ rynek nie będzie zainteresowany małymi ilościami, tylko masowymi. W związku z tym grozi nam konieczność odejścia z rolnictwa części ludzi, bo nie będzie dla nich pracy, i wyludnianie się wsi. To już też obserwujemy nie tylko w Polsce, ale także w Europie" - zauważyła Metera.
Jak podkreśliła, w UE i USA działają zupełnie inne modele rolnictwa. W Europie -tłumaczyła - rolnictwo jest wielofunkcyjne, oparte na gospodarstwach rodzinnych, zapewniające produkcję żywności, ale i zaspokajające potrzeby mieszkaniowe, rekreacyjne, turystyki, świadczenia usług dla środowiska. W Ameryce tymczasem dominuje rolnictwo przemysłowe.
Jako przykład wskazała średni obszar gospodarstwa: w Unii Europejskiej wynosi on 14 ha (w Polsce 10 ha), tymczasem w USA - 95 ha.
Różnice w podejściu do produkcji rolnej dotyczą także innych kwestii, m.in. znakowania w UE żywności i pasz modyfikowanych genetycznie (w USA tego obowiązku nie ma), stosowania hormonów w produkcji mięsa i mleka (zakazanych w Europie), stosowania w USA chlorowanej wody przy myciu kurczaków w ubojniach (w UE można używać tylko czystej wody), czy stosowania przez Amerykanów antybiotyków w uprawach jabłek i gruszek (w UE niedopuszczalne).
Jak dodała ekspertka, USA stoją na stanowisku, że nadmierne znakowanie towarów może stanowić przeszkodę w handlu.
"Mamy do stracenia przede wszystkim te systemy certyfikowanej żywności wysokiej jakości, ponieważ w Unii Europejskiej wiemy, co jemy, czego nie można powiedzieć o żywności amerykańskiej" - podkreśliła Metera.
"Możemy utracić te systemy dobrostanu zwierząt, czym się też szczycimy, że jako ludzie humanitarnie traktujemy zwierzęta. Jeżeli się na to zgodzimy (na akceptację standardów amerykańskich), to odstąpimy od zakazu wielu substancji chemicznych i hormonów, które bez wątpienia są szkodliwe dla zdrowia i są zabronione do stosowania w Unii Europejskiej" - zauważyła.
"Żywność wysokiej jakości, którą lubimy, którą się szczycimy, może być wyparta przez tańszą żywność przemysłową i wysokoprzetworzoną. A jeżeli chodzi o zasoby genetyczne - grozi nam utrata własnej hodowli roślin i zwierząt, ponieważ będziemy mieli tylko odmiany wysokowydajne, będące własnością firm nasiennych i hodowlanych" - przestrzegała.
Minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel przedstawiając główne założenia programu dla rolnictwa podkreślił konieczność uczestnictwa we wszystkich rozmowach dotyczących TTIP, a także w ramach Światowej Organizacji Handlu (WTO). Jego zdaniem Polska do tej pory zbyt miękko podchodziła do tych problemów.
W ogłoszonym przez resort "Programie Działań Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi na lata 2015-2019" podkreśla się, że porozumienie TTIP oznacza praktycznie dążenie do deregulacji, wzmocnienia gwarancji inwestycyjnych i monopoli opartych na tzw. prawach własności intelektualnej, co - jego zdaniem - stanowi zagrożenie także dla rolnictwa europejskiego.
"Należy doprowadzić do zrezygnowania z deregulacji standardów zabezpieczających i służących interesom publicznym (jak ochrona praw konsumenckich i polityki zdrowotnej, ochrona środowiska, w tym jego rewitalizacja, dobrostan zwierząt, zdrowa żywność i ekologicznie zrównoważone praktyki rolnicze, przepisy o oznaczaniu produktów)" - czytamy w dokumencie.
"Regulacje nie mogą być +harmonizowane+ przez przyjmowanie ich najniższego wspólnego poziomu. W szczególności traktat handlowy TTIP nie powinien uniemożliwiać państwom promowania zrównoważonego ekologicznie rolnictwa oraz ochrony tradycyjnego rolnictwa rodzinnego" - podkreślano.
Jak podkreślono wszystkie regulacje funkcjonowania gospodarki, warunki handlu, normy dotyczące wyrobów i produkcji "muszą pozostać w rękach państw UE oraz demokratycznie kontrolowanych instytucji". "Polska powinna dążyć do ochrony wrażliwego sektora rolnego i zabezpieczenia standardów jakości produktów rolnych" - ocenia ministerstwo.
Brytyjski niezależny publicysta Glen Moody podczas swojego wystąpienia zwracał uwagę, że negocjacje dotyczące umów takich jak TTIP, TPP (porozumienie o wolnym handlu w obszarze Pacyfiku) oraz CETA (układ o wolnym handlu między UE a Kanadą) prowadzone są za zamkniętymi drzwiami, a gdy zostają zawarte i ogłaszane opinii publicznej, nic już nie można w nich zmienić.
Wskazał też - powołując się na dane amerykańskiego departamentu rolnictwa - że USA szacuje iż po wejściu TTIP w życie eksport produktów rolnych z USA do UE wzrośnie o 5,5 mld dolarów, podczas gdy z UE do USA - o 0,8 mld USD.
Podkreślił też, że USA umowa przyniesie korzyści globalne, podczas gdy Unia Europejska straci w handlu rolnym z innymi stronami 0,25 proc., a import produktów spożywczych do UE wzrośnie o 0,5 proc.
Negocjacje w sprawie utworzenia strefy wolnego handlu w obszarze transatlantyckim (TTIP) trwają od czerwca 2013 roku. Na koniec lutego w Brukseli zaplanowano 12. rundę rozmów. Seminarium w Warszawie zorganizował Instytut Globalnej Odpowiedzialności, organizacja pozarządowa zaangażowana w budowę równowagi między krajami rozwiniętymi a rozwijającymi się.
...
Rynek na ktorym znikna miliony gospidarstw a zostanie kilka koncernow rolnych NIE JEST WOLNY! Dlatego trzeba zlikwidowac wielkie ,,wspolne" rynki typu UE bo one niszcza wolny rynek.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:00, 28 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Komisja: kryzys w Irlandii był winą banków, regulatorów rynku i rządu
Parlamentarna komisja śledcza przedstawiła raport dotyczący przyczyn kryzysu finansowego w Irlandii w 2008 roku. Był on winą banków, regulatorów sektora i rządu, a presja ze strony Europejskiego Banku Centralnego pogorszyła sytuację - głosi dokument.
W 2010 roku okazało się, że irlandzki sektor bankowy był na krawędzi kompletnego krachu i utrzymywał się dzięki funduszom irlandzkiego banku centralnego i Europejskiego Banku Centralnego (EBC). Dublin został zmuszony do przyjęcia od EBC i europejskich partnerów pakietu pomocowego, tak zwanego bailoutu.
Przed Irlandią o taki pakiet musiała się zwrócić Grecja, a po niej - Portugalia i Cypr.
"Ustaliliśmy, że nie było jednej osoby czy jednej instytucji (winnej kryzysu) ani pojedynczej złej decyzji. Był to skutek wielu lat zaniedbań; i nie był to spisek zawiązany w ciemnym pokoju" - powiedział szef komisji śledczej Ciaran Lynch.
"A to, co teraz mnie martwi, to fakt, że jeśli nie zmienimy kultury, to jest prawdopodobne, że zdarzy się to ponownie" - dodał Lynch podczas konferencji prasowej.
Raport wyjaśnia, że banki zawiniły przekraczając limity przyznawania kredytów i nie zwracając uwagi na to, jakim było to zagrożeniem dla systemu finansowego. Regulatorzy rynku zawiedli, ponieważ mieli wobec banków zbyt "łagodne" podejście - nie zdołali zatem zapobiec załamaniu.
Bank centralny zawinił, ponieważ nie ocenił skali ryzyka, gdy rząd podjął długoterminowe zobowiązania dotyczące wydatków, licząc na sfinansowanie ich z boomu w sektorze budowlanym, który nie mógł trwać w nieskończoność - konkluduje komisja.
Deputowani ustalili, że Dublin nie miał innego wyjścia niż skorzystać z międzynarodowego bailoutu; oskarżyli jednak EBC o to, że wywierał na Irlandię zdecydowanie zbyt dużą presję.
Na miesiąc przed rozpoczęciem prac komisji śledczej EBC przekazał Dublinowi dokumentację i korespondencję Jean-Claude'a Tricheta, ówczesnego szefa Banku, z ministrem finansów Irlandii, by wykazać, że presja była konieczna, ponieważ "istniało ryzyko negatywnego efektu rozlewania się kryzysu na system finansowy Irlandii", zagrażającego jego stabilności, jak i "ryzyko rozlania się (kryzysu) na inne kraje Europy".
Eksperci finansowi ostrzegali wówczas, że wypłacalność irlandzkich banków jest najpilniejszą kwestią dla Brukseli, ponieważ kryzys ten rozszerzy się na banki w innych państwach Unii Europejskiej.
Według irlandzkiej komisji śledczej UE - wywierając zbyt duże naciski - zmusiła rząd do ratowania irlandzkiego systemu bankowego i zadłużenia się w takim stopniu, że z czasem Dublin musiał przyjąć wart 85 mln euro pakiet pomocowy od EBC, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i strefy euro.
>>>
A rajtingowcy to gdzie?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:58, 28 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Afera Volkswagena. Koncern nie chce dać odszkodowań Europejczykom
Czwartek, 28 stycznia 2016, źródło:Sebastian Ogórek
fot. / Jacek Bereźnicki
Polski klient gorszy niż amerykański? Tak uważa Volkswagen. Koncern zupełnie inaczej traktuje posiadaczy nadmiernie trujących aut z Europy i z USA. Powód? Bo w Stanach Zjednoczonych były... inne reklamy.
Afera spalinowa, która wybuchła kilka miesięcy temu spowodowała, że do salonów napraw za oceanem trafić ma kilka milionów aut. Koncern VW musi w części z nich przeprogramować komputery, w innych wymienić części. Akcja naprawcza właśnie rusza.
W związku z tymi problemami koncern zdecydował, że każdy posiadacz trującego auta w USA dostanie rekompensatę. VW obiecał Amerykanom 500 dolarów w gotówce oraz kolejne 500 dolarów na dowolne zakupy u dilerów tej sieci. Do tego dorzucono trzyletnie bezpłatne ubezpieczenie assistance. Jednocześnie nie zamyka to klientom VW drogi do pozwów sądowych.
W Europie niemiecka firma już tak łaskawa nie jest. Kilka dni temu w sprawie nierównego traktowania klientów z różnych kontynentów rozmawiała komisarz europejska ds. rynku wewnętrznego i usług Elżbieta Bieńkowska. VW nadal nie chce jednak zmienić zasad rekompensat.
"Sytuacja w USA i Kanadzie nie jest porównywalna z sytuacją na innych rynkach" - oświadczył koncern po spotkaniu.
- Argumenty o tym, że porządek prawny w USA i UE jest różny nie są zadowalające. Europejski konsument tego nie rozumie. Zaapelowałam do Volkswagena o porównywalne traktowanie Europy i USA. Jeszcze przed świętami usłyszałam, że nie ma mowy o odszkodowaniach. Tydzień temu koncern obiecał przygotować jakąś propozycję - powiedziała Bieńkowska w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Rzecznik polskiego oddziału Volkswagena w rozmowie z Wirtualną Polską tłumaczy, że zmiany w traktowaniu klientów wynikają... z odmiennej komunikacji marketingowej prowadzonej na różnych rynkach.
- Rzeczywiście rekompensaty wypłacane w USA są stosunkowo wysokie, ale tam były inne normy spalania. Poza tym auta były tam sprzedawane jako "clean diesel" i tak komunikowano je klientom. W Europie takich działań marketingowych nie było - mówi Tomasz Tonder.
Przedstawiciel VW przypomniał, że właśnie rusza proces naprawczy w Polsce. Na pierwszy ogień idą auta z silnikami 2.0. Później mają być poprawiane te o pojemności 1,6 TDI.
- Celem akcji jest utrzymanie zużycie paliwa oraz maksymalnej mocy i prędkości na niezmienionym poziomie - mówi Tonder. Czy to się uda? Nie wiadomo.
Razem z akcją naprawczą UE kończy prace nad nowymi przepisami, które zwiększą kontrolę nad producentami samochodów. Umożliwią też karanie za auta już dopuszczone do ruchu. Kara za sfałszowanie danych ma wynieść nawet 30 tys. euro za jeden pojazd.
W Polsce kilka kancelarii prawnych szuka chętnych do procesów zbiorowych przeciwko Volkswagenowi. Liczą, że w ten sposób uda się załatwić odszkodowania za fałszerstwa koncernu.
...
Bo w USA jest duza kasa. Kapitalisci tylko to licza.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 2:12, 10 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Świat
Sąd: Urządzenia udaremniające w samochodach Nissana
Sąd: Urządzenia udaremniające w samochodach Nissana
Wczoraj, 9 lutego (19:37)
Południowokoreański sąd uznał, że japoński koncern motoryzacyjny Nissan korzystał z tzw. urządzeń udaremniających (defeat device) w samochodach Qashqai. Nieuczciwe praktyki zarzucały producentowi władze w Seulu.
Zdj. ilustracyjne
/CHRISTOPHER JUE /PAP/EPA
W zeszłym roku Nissan złożył pozew przeciwko ministerstwu środowiska Korei Południowej, które zarzucało koncernowi manipulacje wynikami emisji spalin w samochodach Qashqai z silnikami Diesla. Na producenta nałożono jednocześnie karę w wysokości ok. 280 tys. dolarów. Resort środowiska wstrzymał też sprzedaż tego modelu i nakazał wycofanie 814 egzemplarzy sprzedanych w okresie od listopada 2015 roku do maja 2016.
Japoński producent domagał się cofnięcia decyzji rządu - przypomina agencja prasowa Yonhap. Nissan przekonywał, że nie stosował w swych samochodach nielegalnych urządzeń udaremniających.
W czwartek sąd administracyjny Seulu podkreślił, że Nissan korzystał z urządzeń udaremniających, które wyłączały podczas normalnej jazdy system ograniczania emisji spalin. Prowadziło to do nadmiernego wytwarzania tlenków azotu.
Uzasadnione jest przekonanie, że w tym przypadku samochody otrzymały homologacje dzięki fałszywym i nielegalnym metodom - podkreślił sąd w komunikacie.
Według agencji Yonhap Nissan rozważa "wszelkie kroki" ws. czwartkowej decyzji sądu, którą uważa za "godną ubolewania".
Władze Korei Południowej przeprowadziły testy na 20 samochodach wyprodukowanych przez różne firmy, po tym jak wyszło na jaw, że manipulacji wynikami emisji spalin dopuszczał się w niektórych modelach Volkswagen.
Poddany badaniu w Korei Południowej Nissan Quashqai z silnikiem Diesla produkowany jest w fabryce koncernu w mieście Sunderland w Wielkiej Brytanii. Jednostka napędowa (Diesel 1.6 l) tego samochodu jest dostarczana przez partnera Nissana - francuską firmę Renault.
....
Czyli co? ,,Wszyscy to robia"?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 5:29, 21 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Świat
Wchodzi w życie kontrowersyjna umowa handlowa CETA
Wchodzi w życie kontrowersyjna umowa handlowa CETA
Wczoraj, 20 września (22:00)
Po siedmiu latach negocjacji, w czwartek wchodzi w życie unijno-kanadyjska umowa o wolnym handlu - CETA. Otwiera ona nowe możliwości handlowe dla unijnych, w tym polskich przedsiębiorstw, ale nie brak też zagrożeń.
Protest przeciwko CETA w Berlinie (zdj. z lutego 2017 r.)
/BERND VON JUTRCZENKA /PAP/DPA
Na skutki funkcjonowania porozumienia trzeba będzie poczekać, ale już teraz wiadomo, że będzie ono generowało oszczędności i zwiększało konkurencję. Skorzystają na tym konsumenci po obu stronach Atlantyku.
Negocjatorzy unijni starali się zabezpieczyć interesy newralgicznych europejskich sektorów (np. wprowadzając kontyngenty na import wołowiny), ale nie można wykluczyć, że znajdą się europejskie przedsiębiorstwa, które nie wytrzymają konkurencji z kanadyjskimi.
Od czwartku CETA znosi cła na 98 proc. produktów (linii taryfowych), którymi UE handluje z Kanadą. Z szacunków Komisji Europejskiej wynika, że unijne przedsiębiorstwa zaoszczędzą dzięki temu 590 mln euro rocznie. Taka jest bowiem wartość ceł płaconych za towary z UE wywożone do Kanady.
Nadszedł czas, by nasze przedsiębiorstwa i obywatele w jak największym stopniu skorzystali z tej okazji i by wszyscy zobaczyli, jak nasza polityka handlowa może przynosić wszystkim wymierne korzyści - podkreślił w specjalnym oświadczeniu szef KE Jean-Claude Juncker.
Umowa CETA (Comprehensive Economic and Trade Agreement) wchodzi na razie w życie tymczasowo. Po tym, jak z trudem została zaakceptowana na poziomie europejskim (przez sprzeciw belgijskiego regionu - Walonii), teraz musi zostać jeszcze zaakceptowana przez parlamenty krajów członkowskich. Proces ten może zająć kilka lat, a jego wynik wcale nie jest pewny.
Na razie europejscy i kanadyjscy przedsiębiorcy będą mogli nieco odetchnąć dzięki zmniejszeniu biurokracji związanej z eksportem i importem. KE podkreśla, że największe korzyści odniosą mniejsze firmy, których nie stać na zatrudnianie ekspertów albo pośredników pomagających w przejściu przez procedury. Małe przedsiębiorstwa zaoszczędzą czas i pieniądze, na przykład unikając podwójnych wymagań w zakresie badania produktów, długotrwałych procedur celnych i wysokich kosztów prawnych.
"Sytuacja eksporterów wkrótce się zmieni"
CETA da też firmom z UE dostęp do zamówień publicznych w Kanadzie - nie tylko na szczeblu federalnym, lecz także na poziomie prowincji i gmin. To najlepszy dostęp do przetargów, jaki kiedykolwiek oferowano przedsiębiorstwom spoza Kanady.
Sytuacja naszych eksporterów wkrótce się zmieni. Tymczasowe wejście w życie umowy pozwala unijnym przedsiębiorstwom i obywatelom rozpocząć od razu czerpanie z niej korzyści. To pozytywny sygnał dla światowej gospodarki - oświadczyła unijna komisarz ds. handlu Cecilia Malmstroem.
Jak przekonuje, CETA pomaga UE kształtować proces globalizacji i przepisy regulujące handel światowy. Choć o umowie faktycznie jest głośno, a Kanada to duży (obszarowo) kraj, to nie należy przeceniać jej znaczenia. Ograniczeniem dla wymiany handlowej może być niewielka stosunkowo liczba ludności. W Kanadzie żyje bowiem nieco ponad 35 mln ludzi, czyli mniej niż w Polsce.
KE podkreśla, że umowa zapewnia konsumentom większy wybór, przy jednoczesnym utrzymaniu europejskich standardów, ponieważ jedynie produkty i usługi, które są w pełni dostosowane do wszystkich unijnych regulacji, mogą zostać wprowadzone na rynek unijny. "CETA nie zmieni sposobu, w jaki UE reguluje bezpieczeństwo żywności, w tym kwestii dotyczące produktów genetycznie modyfikowanych lub zakazu wykorzystywania wołowiny z hodowli opartej na stosowaniu hormonów" - podkreśla Komisja.
Mimo tych zapewnień nie brak krytycznych głosów pod adresem porozumienia. Kanada ma słabsze standardy dotyczące bezpieczeństwa i oznaczania żywności niż UE, a także przemysłowe rolnictwo dużo bardziej zależne od pestycydów i upraw GMO - zaznaczył Kees Kodde z holenderskiego oddziału Greenpeace.
Zadowolenie z wejścia w życie porozumienia wyrażają europosłowie, którzy nad nim pracowali. Ta umowa to najbardziej zaawansowany traktat gospodarczy i handlowy wynegocjowany przez UE. Promuje najlepsze praktyki z obu stron, zarówno UE, jak i naszego bliskiego sojusznika, Kanady - oświadczył łotewski europoseł, który był odpowiedzialny za CETA w PE, Artis Pabriks (EPL).
UE i Kanada podpisały CETA 30 października 2016 r., po zgodzie państw członkowskich. 15 lutego ratyfikował ją Parlament Europejski, później, w maju, zrobiła to strona kanadyjska. Otworzyło to drogę do tymczasowego stosowania, gdy tylko Kanada przyjęła wszystkie niezbędne przepisy wykonawcze.
Umowa zostanie w pełni wdrożona, kiedy wszystkie państwa członkowskie UE dokonają jej ratyfikacji zgodnie ze swoimi wymogami konstytucyjnymi. Na obecnym etapie (tymczasowego stosowania) nie stosuje się zapisów CETA dotyczących rozwiązywania sporów na linii państwo-inwestor. Gdy umowa zacznie w pełni obowiązywać, nowy system sądów ds. inwestycji zastąpi obecny mechanizm rozstrzygania sporów, który istnieje w wielu dwustronnych umowach handlowych wynegocjowanych w przeszłości przez rządy państw członkowskich UE.
(mn)
...
Jak UE cos zrobi to na pewno jest katastrofa.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 10:34, 04 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
Bitcoin: nowe złoto czy wielkie oszustwo?
Aleš Žužek | 04/01/2018
Antana | CC BY-SA 2.0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
W różnych częściach świata ludzie popadają w gorączkę bitcoina. Jednak tylko czas może pokazać, czy rzeczywiście jest to waluta przyszłości.
Na świecie coraz więcej ludzi kupuje bitcoiny, licząc na łatwy zysk, który uda się zbić z dnia na dzień.
Wzrost ich wartości przyciąga wielu hakerów, którzy próbują włamać się w wirtualne portfele i wykraść bitcoiny.
Kilka dni temu wirtualny portfel NiceHash – firmy z siedzibą w Słowenii – padł ofiarą hakerów. Skradziono z niego bitcoiny, które w tamtym czasie warte były ponad 70 milionów dolarów. Kradzież została uznana za największą defraudację w historii tego niewielkiego kraju.
NiceHash jest największym rynkiem tzw. kopania wirtualnych walut. Kopanie oznacza pozyskiwanie bitcoinów za pomocą rozwiązywania algorytmów, które powiązane są z transakcjami.
Czytaj także: Czy jesteś wiernym zarządcą? Co Biblia mówi o finansach
W 2010 roku bitcoin wart był zaledwie kilka centów…
W 2009 roku, kiedy to tajemniczy człowiek z Japonii Satoshi Nakamoto wprowadził pierwszy program wymiany bitcoin, kryptowaluta nie miała właściwie żadnej wartości. Od tego czasu jej wartość rosła, obfitując w bardzo częste wahania. Jeszcze w listopadzie poprzedniego roku osiągnęła średni kurs liczący ponad 700 dolarów.
… z kolei w tym roku jej wartość wzrosła do blisko 20 tysięcy dolarów.
Poprzedniej jesieni wartość bitcoinów wzrosła kolosalnie. W ostatnich tygodniach przekroczyła magiczną granicę 10 tysięcy dolarów, osiągając kilka dni temu pułap ponad 17 tysięcy dolarów. Obecnie (3.01.2017) kosztuje ponad 15 tysięcy dolarów.
Ci, którzy zakupili bitcoiny za zaledwie kilka centów w 2010 roku czy choćby nawet za kilka dolarów w 2011 oraz sprzedali je, korzystając ze skoków na wartości, dzisiaj są milionerami. Z kolei ci, którzy kupili walutę Nakamoto jeszcze w ubiegłym roku i sprzedali ją teraz, zyskali dziesięciokrotnie więcej.
Podobnie jak w erze gorączki złota, opowieści o tym, jak stać się bajecznie bogatym w ciągu jednej nocy, w zasadzie od zera, przyciągają tłumy ludzi, którzy masowo kupują bitcoiny. Oczekują, że wkrótce także i oni zyskają status milionerów.
Czy to waluta przyszłości?
Podejście do bitcoinów i innych kryptowalut jest bardzo zróżnicowane. Entuzjaści wierzą, że jest to waluta przyszłości, która zdominuje tradycyjne jednostki monetarne i skończy całkowicie z banknotami.
Kolejna przyczyna, dla której wielu ludzi pasjonuje się bitcoinami i innymi kryptowalutami to przekonanie, że tradycyjna bankowość nie jest już dłużej potrzebna.
Z drugiej jednak strony krypto-oponenci twierdzą, że bitcoin jest niczym innym, jak tylko oszustwem i powinien być zakazany. Czas pokaże, oczywiście, choć dziś możemy uznać, że bitcoiny oraz pozostałe kryptowaluty są wciąż dalekie od wyparcia „rzeczywistego” pieniądza.
Wirtualne złoto? Cóż, raczej wirtualne inwestycje spekulacyjne…
Pytanie, czy kryptowaluta taka jak bitcoin jest nowym rodzajem złota dla młodszego pokolenia, rodzajem wirtualnego złota. Prawdopodobnie, ale równie prawdopodobnie może się okazać, że wcale tak nie jest. Dlaczego? Podczas gdy kupowanie złota jest wciąż stałą, długoterminową inwestycją, bitcoinom do tego daleko. Głównie z powodu dużych wahań na wartości oraz przyszłości, która jest mocno niepewna.
Na razie bitcoiny to inwestycja głównie spekulacyjna, zwabiająca ludzi, którzy chcą stać się bogaci z dnia na dzień. Kupują bitcoiny, mając nadzieję, że ich cena wzrośnie i zdołają sprzedać je za duże kwoty. Może być jednak tak, że bitcoiny okażą się gigantyczną przepełnioną bańką, bądź bańką, która gwałtownie wybuchnie i rozzłości tym jej właścicieli. Wówczas nie będzie to wcale pierwszy taki przypadek.
Jak Tulipomania w XVII wieku?
Możemy doszukiwać się analogii i pokusić się o pewne porównanie do „tulipomanii” z 1636 roku w Holandii. Powszechnie postrzeganej jako pierwsza zarejestrowana bańka spekulacyjna. W XVII wieku tulipany holenderskie stały się ważnym symbolem statusu społecznego, a wraz z upływem czasu ich cena rosła. Wprowadzono formalne rynki typu futures (kontrakt terminowy, według którego przedmiot sprzedawany jest po ściśle określonej cenie i w określonym terminie), a przedmiotem tychże spekulacji stały się rzadkie cebulki tulipanów.
Zostały wyprzedane z wyprzedzeniem, choć nie były nawet jeszcze dostępne. Handlowali nimi wszyscy członkowie społeczeństwa: szlachta, obywatele, kupcy, pokojówki i służebnicy, żeglarze… Ludzie byli gotowi sprzedać swoje domy i ziemie, aby kupić tulipany. Wszyscy oczekiwali, że ich ceny bardzo wzrosną. Tymczasem, bańka tulipanowa pękła, a wielu właścicieli kwiatowych cebulek po prostu zbankrutowało.
Czytaj także: Można zarabiać mało i żyć w obfitości. W czym tkwi prawdziwe bogactwo?
Artykuł pojawił się w słoweńskiej edycji portalu Aleteia
...
Czasowe zauroczenia ,,instrumentami finansowymi". Zrodlem wartosci jest praca A NIE MACHINACJE!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:11, 28 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
Hakerzy znaleźli nowy sposób na przeprowadzanie cyberataków
Dzisiaj, 28 stycznia (08:31)
Nawet dobrze zabezpieczona potężna firma czy instytucja może paść ofiarą hakerów - coraz częściej włamują się oni do nich nie bezpośrednio, lecz za pośrednictwem słabiej chronionych partnerów biznesowych - przestrzegają informatycy śledczy. Podkreślają, że "hakowanie na trzeciego" to coraz poważniejszy problem.
Nawet dobrze zabezpieczona potężna firma czy instytucja może paść ofiarą hakerów - coraz częściej włamują się oni do nich nie bezpośrednio, lecz za pośrednictwem słabiej chronionych partnerów biznesowych - przestrzegają informatycy śledczy. Podkreślają, że "hakowanie na trzeciego" to coraz poważniejszy problem.Zdjęcie ilustracyjne/Paweł Pawłowski /RMF FM
Według szacunków brytyjskiej firmy ubezpieczeniowej Beazley, w pierwszej połowie ubiegłego roku około 30 proc. wszystkich wycieków danych było związanych z takim działaniem. Z kolei według badania amerykańskiej firmy Soha Systems wynika, aż 63 proc. ankietowanych firm wskazało bezpośrednio lub pośrednio na ten rodzaj ataków jako przyczynę wycieku danych.
Ofiarami hakerów padły m.in. sieć handlowa Target, Philips, Netflix, czy Amerykański Urząd Podatkowy. Także w Polsce zdarzyło się, że poprzez zainfekowanie serwerów Komisji Nadzoru Finansowego cyberprzestępcy prawdopodobnie próbowali włamać się do polskich banków.
Rynek cyberbezpieczeństwa w 2017 roku wart był - według szacunkowych danych - około 120 miliardów dolarów. Duże firmy i korporacje starają jak najlepiej zabezpieczyć się przed cyberatakami. Z kolei cyberprzestępcy stale szukają jak najłatwiejszej drogi realizacji swoich działań. Skoro nie mogą włamać się bezpośrednio do firmy mającej być ofiarą ataku, robią to poprzez zewnętrznych dostawców. Są to zwykle mniejsze przedsiębiorstwa i nie są tak dobrze chronione.
Obecne cyberataki poprzedzone są wielotygodniowym cybernetycznym rozpoznaniem celu i to zarówno systemów bezpieczeństwa, jak i jego otoczenia biznesowego, a nawet poszczególnych pracowników - wyjaśnił Sebastian Małycha, prezes laboratorium Mediarecovery, które wykonuje badania na zlecenie organów ścigania, firm i osób prywatnych.
Bezpieczeństwo IT skupia się przede wszystkim na zagrożeniach zewnętrznych. To na tego typu systemy jest wydawanych najwięcej pieniędzy, a i sami specjaliści uznają je za najbardziej możliwe. Według informatyków śledczych, nie odpowiada to jednak współczesnym zagrożeniom. Jak obrazowo mówią specjaliści, przypomina to budowę potężnej twierdzy, z murami obronnymi i fosą, a jednocześnie brakiem kontroli wozów dostarczających zaopatrzenie.
W opinii specjalistów, także przed tym można się obronić, korzystając z rozwiązań, które pozwalają monitorować, kontrolować i rejestrować każde działanie w ramach systemów informatycznych prowadzone przez zewnętrznych kooperantów w tzw. sesjach zdalnych.
Systemy takie, jak Wheel Systems Fudo, pozwalają wręcz na podgląd w czasie rzeczywistym wszystkich operacji wykonywanych przez współpracowników zewnętrznych - wyjaśnił Małycha. Dzięki temu w każdej chwili można przerwać "hakowanie na trzeciego", jeśli osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo uznają, że mają do czynienia z cyberatakiem.
...
Bandytyzm tez sie ,,rozwija" technicznie...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:05, 26 Lis 2018 Temat postu: |
|
|
Gotówka stanowi już tylko 1% obrotu w szwedzkiej gospodarce
Szwecja szybko zbliża się do momentu, w którym gotówka całkowicie zniknie z obiegu. Jest to wyjątkowa sytuacja, która sprawia, że niektórzy szwedzcy politycy i ekonomiści zastanawiają się, czy kraj nie jest zbyt szybko transformowany do bezgotówkowej przyszłości. Obszerny Artykuł w New York Times EN
KOMENTARZE (1) : najstarszenajnowszenajlepsze
len13 3 godz. temu +4
Brak gotówki to jedna z najgorszych rzeczy jakie mogą się przytrafić społeczeństwu. Przykład:
W Polsce zniesiono gotówkę. Pan Andrzej prowadzi działalność gospodarczą od 10 lat. W lipcu tego roku urzędnik skarbówki pod naciskiem na wyniki stara się doszukać przestępstwa skarbowego i decyduje się zablokować Andrzejowi konta. Śledztwo skarbówki trwa już 3 miesiąc, ale nie odnajdują żadnego dowodu. Obecnie Pan Andrzej znajduje się w sytuacji bez wyjścia ponieważ nie jest w stanie zapłacić za adwokata, nie jest w stanie pożyczyć pieniędzy na życie.
Pan Andrzej stracił podstawowe prawo jakim jest prawo do obrony.
...
Albo masz oszczednosci to udowodnij skad! Szukaj teraz dowodow. Fiskus blokuje konto i plac czynsz...
Poza tym awaria systemow i nie wiadomo kto ile mial! To szalenstwo likwidowac gotowke! To jest najprostszy sposob ktory pojmuje nawet prostak. Natomiast karta... Wiesz jak to dziala? Ile tam jest itd? Nie wiesz! A numerki w reku kazdy policzy nawet powoli ale da rade.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:07, 07 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Polska agencja zatrudnia do fabryki Muska. Będzie tam pracować 23 tys. osób
Należący do Elona Muska koncern Tesla zwerbował wrocławską firmę Bergman Engineering do szukania pracowników dla berlińskiej fabryki. Jak już opisywaliśmy w Business Insiderze, firma Muska poszukuje Polaków, choć szło do tej pory raczej opornie.
KOMENTARZE (6) : najstarszenajnowszenajlepsze
dirtyHorse 3 godz. temu+3
jak potrzeba wybudować fabrykę w dobrej lokalizacji to się buduje pod Berlinem.
jak potrzeba ciężkopracujących za *** pieniądze to się dzwoni po Polaka.
fakt, nie opinia
...
No bo główny rynek jest w Niemczech ale najlepsi pracownicy w Polsce. Nie można mieć pretensji że ktoś od biznesu robi biznes! Mieliśmy Optimusa i co? Zajmijmy się syfem który mamy w kraju dzięki waszym głosowaniom a nie czekajmy na obcych ,zbawcow'.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|