Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:27, 27 Gru 2017 Temat postu: Dzieje Szkocji. |
|
|
Mistrz olimpijski na 400 metrów, któremu wygrać pomógł sam Bóg
Stefan Czerniecki | 27/12/2017
AP/FOTOLINK
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Jako świecki misjonarz w Chinach uczył dzieci. Wychowywał w wyznawanych przez siebie wartościach. Prawdopodobnie mało który z jego podopiecznych wiedział, z kim ma do czynienia. Boga i drugiego człowieka kochał dalece ponad siebie. Po śmierć w obozie. Poznajcie Erica Liddella.
Jest zima roku 1924. W Paryżu za kilka miesięcy mają odbywać się ósme letnie Igrzyska Olimpijskie. Do startu w zawodach szykuje się kończący powoli studia dwudziestodwuletni Eric. Jest szybki niczym wiatr. Bije konkurencję o głowę. Jest przy tym niezwykle pokorny i… – ku zdumieniu wielu kolegów-biegaczy – bardzo pobożny. Na kilka miesięcy przed startem dowiaduje się, że kwalifikacje do biegu na jego koronnym dystansie 100 metrów mają odbywać się w niedzielę.
Niedziela dla Boga i rodziny
I tu dzieje się coś nieprawdopodobnego. Eric… odmawia startu w wyścigu, do którego przygotowywał się przecież tyle lat. Ma jednak argument. Twierdzi, że dla niego niedziela jest świętym dniem. Poświęconym Bogu i rodzinie. Nie weźmie udziału w biegu.
Na kilka miesięcy przed igrzyskami podejmuje więc decyzję o zmianie konkurencji. Teraz będzie przygotowywał się do biegu na dystansach 200 oraz 400 metrów. Te kilka miesięcy wystarczą, aby zdobył w nich odpowiednio brązowy i złoty medal. W biegu na 400 metrów ustanowi jednocześnie rekord świata. Odcinek 400 metrów przebiegnie w 47,6 sekundy.
Czytaj także: Jak ks. Popiełuszko „zoperował” mojego tatę
Podczas finałowego biegu zostawia konkurencję daleko w tyle. Gdy dziennikarze zapytają go, jakim cudem udało mu się wygrać z taką przewagą, odpowie z wrodzoną sobie nieśmiałą radością w głosie: „To bardzo proste. Pierwsze 200 metrów biegłem tak szybko, jak tylko potrafiłem. Drugie 200 metrów: już z Bożą pomocą, biegłem jeszcze szybciej”.
Ostatni wyścig w życiu
Za kilka lat weźmie udział w jeszcze jednym wyścigu. Jak się później okaże: w swoim ostatnim. Już w obozie internowania w Chinach, gdzie okupujące kraj wojska japońskie umieszczą wszystkich, pozostałych w kraju białych. Staje w szranki z młodym kapitanem obozu. Bieg nie będzie już o olimpijski medal. O coś znacznie więcej. O możliwość transportu do obozu leków dla umierającego kolegi Erica.
Jeśli wygra, kapitan obozu wyłączy elektryczność w drucianym ogrodzeniu i przymknie oko na transport z zewnątrz leków dla przyjaciela Erica. Dla niego to ostatnia deska ratunku. Pozbawiony jakichkolwiek warunków do treningu, odwodniony i głodny. Osłabiony, chory i przemęczony przymusową syzyfową pracą w obozie Eric staje do pojedynku. Ma 42 lata. Jego wypoczęty, przygotowany i dobrze odżywiony rywal 20 lat mniej.
Eric biegnie boso. Wygrywa. Na koniec pada na zaśnieżoną metę, plując z wycieńczenia krwią. Nie przeszkodzi mu to, aby dalej organizować obozowe życie. Szukać dodatkowych źródeł pożywienia, nauczać dzieci (przed wojną pracował w Chinach jako nauczyciel i wychowawca), łagodzić spory, dawać nadzieję, modlić się. Pozostawać dobrym duchem wśród więźniów. Zwykle uśmiechniętym. I przebaczającym śmiertelnemu wrogowi. Także wówczas, gdy ten go oszuka, nie dotrzyma umowy, zabije przyjaciela. Dalej oddający go Bogu.
Czytaj także: Tragedia w pustelni i walka do końca – takie historie budują tożsamość
Nie opuścił obozu
Gdy za kilka miesięcy kapitan złoży mu propozycję wyjścia z obozu w ramach zorganizowanej przez Winstona Churchilla wymiany więźniów, Eric zrzeknie się tego przywileju na rzecz ciężarnej żony zmarłego przyjaciela. On sam zostanie. Pomimo tego, że w Kanadzie oczekuje go żona z trójką dzieci. Wolał oddać życie za drugiego. Ufał, że żona zrozumie.
Umrze w tym samym obozie w Weixian. Na pięć miesięcy przed kapitulacją Japonii.
Dziś właśnie o nim. O Ericu Liddell. Człowieku, którego historię i wybory warto wspomnieć, gdy będziemy się bić z myślami, czy iść po pietruszkę do sklepu w najbliższą niedzielę, czy jednak nie. Czy wziąć kolejne zlecenie na dzień święty, czy może lepiej spędzić ten czas w kościele na mszy, a potem z rodziną na wspólnym obiedzie. I gdy będziemy myśleć o tych, którzy nas po prostu nie lubią. Albo źle nam życzą.
Lepiej sprawdzić się jeszcze teraz. Zawczasu. Póki nie musimy stawać w trudniejszych sytuacjach.
...
Wielki bohater Szkocji.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|