Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Dzieje Indonezji .

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:32, 09 Gru 2011    Temat postu: Dzieje Indonezji .

Holandia przeprasza za masakrę sprzed 64 lat

Ho­lan­dia for­mal­nie prze­pro­si­ła In­do­ne­zyj­czy­ków za jedną z naj­więk­szych ma­sakr, ja­kich do­pu­ści­ła się w swej hi­sto­rii ko­lo­nial­nej. Cho­dzi o wy­mor­do­wa­nie miesz­kań­ców wsi Ra­wa­ge­de przed 64 laty, pod­czas in­do­ne­zyj­skiej wojny o nie­pod­le­głość.

- W imie­niu rządu ho­len­der­skie­go prze­pra­szam za tra­ge­dię, do któ­rej do­szło 9 grud­nia 1947 roku w Ra­wa­ge­de - po­wie­dział dzi­siaj ho­len­der­ski am­ba­sa­dor Tje­erd de Zwaan na zor­ga­ni­zo­wa­nej tam uro­czy­sto­ści rocz­ni­co­wej. Ra­wa­ge­de znaj­du­je się w pro­win­cji Jawa Za­chod­nia i obec­nie na­zy­wa się Ba­long­sa­ri. In­do­ne­zja była ko­lo­nią ho­len­der­ską przez pra­wie 150 lat. Ho­len­drzy zre­zy­gno­wa­li tam z am­bi­cji ko­lo­nial­nych do­pie­ro w 1949 roku, po la­tach krwa­wych walk. W Ra­wa­ge­de żoł­nie­rze ho­len­der­scy po­szu­ki­wa­li w 1947 roku jed­ne­go z in­do­ne­zyj­skich bo­jow­ni­ków o nie­pod­le­głość. Gdy miesz­kań­cy nie chcie­li ujaw­nić jego kry­jów­ki, Ho­len­drzy usta­wi­li ich pod ścia­ną i roz­strze­la­li. Zgi­nę­ło wtedy 431 ludzi.

Dwa lata temu ro­dzi­ny ofiar tam­tej ma­sa­kry po­zwa­ły rząd ho­len­der­ski. We wrze­śniu br. sąd w Hadze orzekł, że na­le­żą im się od­szko­do­wa­nia. Ich wy­so­kość jest jesz­cze ne­go­cjo­wa­na.

>>>>>

Tak kolonializm byl hańbą . Ale pamiętajmy ze obecna Indonezja tez jest imperium kolonialnym . Jawa brutalnie kolonizuje reszte ... W Timorze nastapilo ludobojstwo typu hitlerowsko-czerwonokhmerskiego 1/3 ludnosci wybili . Okupuja polowe Nowej Gwinei ...
Tak wiec nie sa to niewinne owieczki ... Holendrzy byli mniejszym (dużo) złem ale zlem...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:30, 12 Wrz 2013    Temat postu:

Holandia przeprasza za masakry w Indonezji sprzed ponad 60 lat

Władze Holandii formalnie przeprosiły za masakry, których wojska tego kraju dopuściły się ponad 60 lat temu w okresie walki Indonezji o niepodległość. Holandia, które nie chciała stracić swej kolonii, krwawo tłumiła dążenia niepodległościowe.

Ambasador Holandii w Dżakarcie Tjeerd de Zwaan zwrócił się dziś do wdów ofiar z południowego Sulawesi (dawniej Celebes), przepraszając za ekscesy swojego kraju w latach 1945-1949, podczas indonezyjskiej wojny o niepodległość.

De Zwaan poinformował, że rząd Holandii zgodził się wypłacić dochodzącym sprawiedliwości w holenderskich sądach wdowom ofiar z Sulawesi i Rawagede 20 tys. euro odszkodowania.

Rawagede (obecnie Balongsari) to mała wioska w prowincji Jawa Zachodnia, gdzie w grudniu 1947 roku wojska holenderskie zabiły 431 chłopców i młodych mężczyzn.

Indonezja, która była kolonią holenderską przez prawie 150 lat, ogłosiła niepodległość 17 sierpnia 1945 roku, ale Holandia odmawiała jej uznania aż do 1949 roku.

Dzisiejsze wystąpienie ambasadora to kolejne formalne przeprosiny Holandii za działania jej wojsk w Indonezji. W grudniu 2011 roku ambasador de Zwaan przepraszał już za masakrę w Rawagede.

>>>

Tak to konieczne .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:37, 17 Mar 2014    Temat postu:

"Scena Zbrodni". Dokumentalista z USA ujawnił przerażający mechanizm ludobójstwa w Indonezji

W Indonezji 1965 rok był wyjątkowo krwawy. Armia generała Suharto i paramilitarne oddziały cywilów zamordowały wówczas około miliona osób. Po latach na na trop zbrodniarzy trafił amerykański dokumentalista Joshua Oppenheimer. W swoim filmie przedstawił oprawców, którzy nieraz z dumą opowiadali o swoich "wyczynach". Niektórzy z nich chwalą się nawet własnymi pomysłami, dzięki którym tryby maszyny ludobójstwa były jeszcze sprawniejsze.

Ujęcie pierwsze. Pokój przesłuchań. Biurko i krzesła zatopione w półmroku, który przecina ostry jak brzytwa snop światła z małej lampki. Nierówne starcie: kilku śledczych kontra jeden podejrzany. Zza broczących krwią ran na jego twarzy wyraźnie widać twarz pooraną zmarszczkami. Jeden z funkcjonariuszy przyciska mu nóż do gardła i nerwowo zmusza do zeznań. Pozostali przyłączają się do tortur tylko słowami: krzyczą, grożą, złorzeczą.

Ujęcie drugie. Środek lasu, mnóstwo zieleni, płytki grób. Dwóch bohaterów: otyły mężczyzna w kobiecym przebraniu i z wyzywającym makijażem oraz staruszek z poprzedniej sceny. Pierwszy wycina kawałek ciała drugiego, jak się okazuje wątrobę. Najpierw sam jej kosztuje, po chwili siłą wciska ją do ust ofiary.

Ujęcie trzecie. Chaos, krzyki i płacz rozdzierają gęste od dymu i płomieni powietrze. Zza języków ognia, bezlitośnie liżących wszystko, co stanie im na drodze, wyłania się niewyraźny obraz bitych mężczyzn, płaczących dzieci, uciekających w popłochu i przeraźliwie zawodzących kobiet. W tej przerażającej scenie tylko jedna postać pozostaje spokojna. To ten sam starszy mężczyzna, tym razem w kowbojskim kapeluszu. Przechadza się powoli między ofiarami i sprawcami, przygląda im uważnie, choć nic nie mówi widać wyraźnie, że analizuje każdy detal.

Cięcie. Martwi powstają, ofiary i sprawcy czule się obejmują albo klepią jeden drugiego po plecach, częstują się papierosami. "Uf, to tylko fikcja, sceny z jakiegoś surrealistycznego filmu" chciałoby się odetchnąć z ulgą. Ale nie można, bo to inscenizacja prawdziwego dramatu - masakry indonezyjskich komunistów. W ciągu sześciu miesięcy armia generała Suharto i paramilitarne oddziały cywilów zamordowały około miliona osób. CIA określiła te wydarzenia jedną z największych zbrodni XX wieku.

Rysa w "perfekcyjnym" planie

Rok 1965 był dla Indonezji wyjątkowo trudny. Prezydent Ahmed Sukarno, rządzący krajem od 20 lat, a więc od wyzwolenia kraju spod japońskiej okupacji, powoli, acz systematycznie, skręcał w lewo. Oczarowany "czerwoną doktryną" już wcześniej, bo w 1957 roku, tuż po stłamszeniu rebelii podsyconej przez CIA, wprowadził tzw. demokrację sterowaną, opartą na trzech filarach: nacjonalizmie, islamie i komunizmie. Pod jego ochronnym parasolem Komunistyczna Partia Indonezji (PKI), jedna z największych na świecie, żwawo przygotowywała reformę rolną. Zyskiwała też coraz większy wpływ na losy państwa, zwłaszcza po decyzji prezydenta o powołaniu tzw. Piątej Siły, czyli lewicowej milicji.

Decyzje Sukarno wpędzały Indonezyjczyków w coraz większe tarapaty: gospodarka kulała, zaczynało brakować nawet jedzenia, a mówiąc o inflacji trzeba było dodawać przedimek hiper. Jednocześnie kraj był spychany na margines areny międzynarodowej, zwłaszcza po zaostrzeniu konfliktu z Wielką Brytanią o Malezję i wystąpieniu Indonezji z ONZ w styczniu 1965 roku.

Zachodni decydenci od końca lat 50. przyglądali się sytuacji Indonezji z rosnącym niepokojem. Gdy stało się jasne, że ciężka czerwona kotara zawisła nad wyspiarskim państwem, postanowili działać. Już w 1964 roku CIA opracowała plan rozniecenia konfliktu pomiędzy armią a PKI. Do Indonezji popłynęła rzeka pieniędzy, najnowszych technologii i broni ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Wydawało się, że dni tamtejszych komunistów są policzone. Pozostał jednak jeden, ale bardzo istotny szczegół: w ocenie zachodnich biurokratów wojsko nie kwapiło się do "ostatecznego rozwiązania kwestii komunistycznej". I wtedy Edward Peck, zastępca Sekretarza Stanu USA, wpadł na genialny pomysł: gdyby marksiści spróbowali przeprowadzić zamach stanu, wojsko nie miałoby wyjścia.

W tym miejscu historia urywa się - a właściwie tylko jej zakulisowa część. Oficjalna wersja brzmi tak: 30 września 1965 roku grupa wojskowych powołała organizację G30S (skrót od Gerakan 30 September, czyli Ruch 30 Września). O świcie następnego dnia dwutysięczny oddział opanował Lapangan Merdeka, główny plac w stolicy, wraz ze znajdującą się na jego terenie rozgłośnią radia RRI. Z odbiorników w całym kraju popłynął komunikat: powołana właśnie Rada Rewolucyjna przejmuje władzę w kraju i roztacza ochronę nad prezydentem, przeciwko któremu prawicowi generałowie we współpracy z CIA knują spisek. Według przywódców G30S, Rada Generałów planowała przeprowadzić zamach stanu 5 października i odsunąć Ahmeda Sukarno od władzy.

Jednocześnie sześciu wysokich rangą generałów zostało uprowadzonych i wywiezionych do budynku w pobliżu bazy sił powietrznych na obrzeżach Dżakarty. Zanim zostali zamordowani, byli rzekomo brutalnie torturowani i okaleczani. Rzekomo, bo wielu historyków uważa, że informacje o okrucieństwie sprawców były raczej wymysłem szerzonej później propagandy antykomunistycznej.

Przywódcy G30S nie przewidzieli, że jeszcze tego samego dnia na czele armii stanie dotychczas trzymający się na uboczu generał Hadżi Muhammad Suharto. I że przy wsparciu zachodnich agencji wywiadowczych, utopi Indonezję w morzu krwi.

Początek Nowego Porządku

Czternaście godzin później wydawało się, że jest już po wszystkim: o godzinie 21 generał Suharto ogłosił w eterze, że przejmuje dowodzenie nad armią, zniszczy kontrrewolucjonistów i ochroni prezydenta. Zachód tylko na to czekał. Jeszcze tego samego dnia wiadomość dotarła do ambasady amerykańskiej w Dżakarcie, a stamtąd - do Białego Domu. Jankesi zacierali ręce, choć nie bez obaw: według CIA istniało ryzyko, że armia zadowoli się jedynie wymierzeniem sprawiedliwości mordercom generałów, "a to doprowadzi do umocnienia władzy Sukarno". Tym razem amerykański wywiad się pomylił: armia generała Suharto za punkt honoru postawiła sobie zmiecenie komunistów z powierzchni ziemi.

Już następnego dnia po nieudanym "zamachu stanu", jak przedstawiła wydarzenia propaganda Suharto, ruszyła fala aresztowań. 5 października, w dniu procesji pogrzebowej zamordowanych generałów, kontrolowane przez armię media rozpętały wojnę propagandową przeciwko komunistom. Prasa oskarżała ich o próbę obalenia prezydenta i pogrążenia kraju w odmętach wojny domowej, na murach w całym kraju pojawiały się kolejne slogany zachęcające do rozprawienia się z "czerwoną zarazą", a wszyscy oficerowie o lewicowych poglądach zostali uwięzieni i straceni.

Przywódcy partii próbowali przeciwstawić się oskarżeniom, ale nikt ich już nie słuchał. Pod koniec października PKI i zaprzyjaźnione z nią organizacje zostały zdelegalizowane, a armia w odezwie do narodu wezwała, by Indonezyjczycy spełnili swój obywatelski obowiązek i donieśli na wszystkich znajomych, członków rodziny i współpracowników o lewicowych odchyleniach. Los komunistów i - jak się miało lada moment okazać - wielu inteligentów, chińskich imigrantów i członków związków zawodowych, został przesądzony. "Z precyzji, z jaką przeprowadzane były ataki, można było wyraźnie wywnioskować, że celem nie było pojmanie (komunistów), ale ich wymordowanie" - zauważa Dahlia Gratia Setiyawan, doktorantka Uniwersytetu w Kalifornii, na stronie magazynu online "Inside Indonesia".

Na Jawie, Bali, a nieco później również i Sumatrze, z inicjatywy armii formowały się obywatelskie oddziały paramilitarne, które postanowiły wziąć sprawy we własne ręce. "Jak woda wdzierająca się do kolejnych miast, wściekłość na PKI rozprzestrzeniała się wszędzie i była iskrą do zabijania" - pisał jeden z najwybitniejszych indonezyjskich literatów i poetów, Putu Oka. Do marca 1966 roku, gdy pożoga zaczęła wygasać, w masakrach zginęło, według większości historyków, około miliona ludzi. Kolejne półtora, może nawet dwa miliony zmarły w więzieniach z głodu lub w wyniku tortur. Rok później generał Suharto przejął oficjalnie władzę w państwie, rozpoczynając erę Ordre Baru (Nowego Porządku) - jednej z najbardziej bezwzględnych i najdłuższych dyktatur na świecie.

Strach przed wszędobylską bezpieką skutecznie zamykał usta ofiarom, które przeżyły masakrę, rodzinom tych, którzy zostali zamordowani i naocznym świadkom. W atmosferze nagminnego łamania praw człowieka, krwawego tłumienia antyrządowych demonstracji, szerzącego się w zastraszającym tempie wirusa korupcji, a przede wszystkim - rozkręconej na całego spirali propagandowej, tragedia z przełomu 1965 i 1966 roku została niemal doszczętnie wymazana z kart indonezyjskiej historii. Dopiero od niedawna najmłodsze pokolenia Indonezyjczyków strzepują grubą warstwę kurzu, kłamstw i strachu, które pokrywały je przez kilka dekad. Spory w tym udział ma amerykański reżyser Joshua Oppenheimer.

Dumni zabójcy

Oppenheimer po raz pierwszy o największej zbrodni w historii Indonezji usłyszał w 2001 roku w czasie pracy nad filmem dokumentalnym o grupie robotników, którzy próbowali powołać związek zawodowy. To zadanie okazało się nad wyraz karkołomne, bo musieli stawić czoła niezwykle silnemu przeciwnikowi: własnemu lękowi. Oppenheimer odkrył bowiem, że bali się oni, iż zostaną posądzeni o komunistyczne inklinacje i tak jak ich rodzice i dziadkowie zostaną aresztowani lub zamordowani. Wielu z nich prosiło reżysera, by zastukał do drzwi ich sąsiadów, którzy prawie cztery dekady wcześniej brali udział w masakrze. Mówili na przykład: - Czy mógłbyś dowiedzieć się, czy moja matka została zamordowana? Zaginęła 40 lat temu i nigdy nie dowiedzieliśmy się, co się stało.

Oppenheimer zgodził się wcielić w rolę posłańca i odkrył, że podczas gdy władze od lat nabierają wody w usta, sami sprawcy nie mają najmniejszego problemu z opowiadaniem o tym, co robili przed laty. Jak wspominał w jednym z wywiadów reżyser, po zaledwie kilku minutach rozmowy proponowali: - Mogę cię zabrać w tam (gdzie zabijałem) i pokazać, jak to robiłem.

A później, już w miejscu kaźni setek, może tysięcy ludzi, pluli sobie w brody, że nie wpadli na pomysł, by wziąć maczety albo któregoś ze znajomych, by odegrał rolę ofiary. - Mogłem rozmawiać z nimi otwarcie, bo byli z tego dumni - wspominał Oppenheimer w wywiadzie dla "Interview Magazine".

Jednym ze sprawców, którzy chętnie podzielili się swoją historią, był Anwar Congo, staruszek wspomniany na wstępie i główny bohater filmu dokumentalnego "Scena zbrodni". Już w jednej z pierwszych scen prowadzi ekipę filmową na dach budynku, w którym obecnie znajduje się sklep z tanimi torebkami. - Było tu pełno krwi. Za dużo krwi. Zostawał po niej straszy smród. Więc znalazłem sposób, by nie było tyle krwi. Mogę pokazać? - chwali się Anwar i pokazuje, jak zgładził kilkaset osób: podczas gdy ofiara klęczy, on oplata jej szyję drutem przywiązanym do metalowego słupa, a później mocno ciągnie za jego drugi koniec, zakończony kawałkiem drewna. Taka garota w wersji "zrób to sam". Chwila nerwów i już, po sprawie. Po dokonaniu pokazowego "mordu" przychodzi czas na chwilę refleksji. Anwar opowiada, że nie może spać, ma koszmary. Dlatego pije alkohol, pali marihuanę, łyka ekstazy, słucha muzyki i dużo tańczy. - Napiję się, odlecę i czuję się świetnie - przekonuje.

W dalszej części filmu wraca wspomnieniami do 1965 roku. Wraz z grupą kolegów handlowali na ulicy biletami na amerykańskie filmy gangsterskie. Gdy armia wezwała obywateli do rozprawienia się z komunistami, nie wahali się. Adi, kolega Anwara, wspomina dziewczynę, z którą akurat wtedy randkował. Jej ojciec był Chińczykiem. Ze śmiechem opowiada, jak go dźgnął nożem: - Wpadł do kanału, dostał jeszcze cegłą i utonął.

Redaktor gazety, w siedzibie której przesłuchiwał podejrzanych o konszachty z komunistami, wyjaśnia z kolei, że to, co mieli oskarżeni do powiedzenia, nie miało większego znaczenia. - Zmienialiśmy ich zeznania, żeby ich pogrążyć - mówi. I dodaje, że najgorszą robotę odwalali Anwar i spółka. - Po co brudzić sobie ręce i zabijać? - pyta retorycznie.

I wtedy w głowie Oppenheimera rodzi się nietypowy pomysł: a może by tak sprawcy zgodzili się na "sentymentalną" podróż w czasie i odegrali sceny mordów, przesłuchań i tortur? Głównym bohaterem i drugim reżyserem zostaje Anwar. Siwe włosy farbuje na ciemny brąz, by wyglądać bardziej wiarygodnie, i ciągle podsuwa propozycje. Mówi: - Załóż dżinsy, ja zwykle zabijałem w dżinsach. Do zabijania ludzi trzeba założyć grube spodnie. Albo: - Bądź bardziej okrutny, my byliśmy okrutni.

Adiemu nie podoba się ten realizm. - Jeżeli ten film się ukaże, to obali propagandę o okrucieństwie komunistów i pokaże prawdę o nas - denerwuje się.

Śródtytuł

Do dziś Jawa i Bali są pokryte tysiącami masowych grobów, których nikt jeszcze nie odkrył. Katharine McGregor, która wykłada historię Azji Południowo-Wschodniej na Uniwersytecie Melbourne, wylicza, co sprawcy robili z ciałami ofiar: wrzucali je do rzek i studni, zakopywali w lasach i na plantacjach kauczuku albo chowali w jaskiniach. Wiele osób wiedziało, gdzie znajdują się masowe groby, ale za dyktatury Suharto jakiekolwiek rozmowy na ten temat były zabronione. - Nawet dzisiaj wciąż panuje obawa przed dzieleniem się tą wiedzą z kimkolwiek - stwierdza historyczka.

Te czekające wciąż na odkrycie zbiorowe mogiły to tylko wierzchołek góry lodowej. Dopiero niedawno Narodowa Komisja Praw Człowieka orzekła, że masakra sprzed pół wieku była zbrodnią przeciwko ludzkości. Historyk z Uniwersytetu Indonezji J. J. Rizal przekonuje w rozmowie z "Jakarta Globe": - Rząd musi zdobyć się na odwagę i powołać zespół śledczych, by ściągnęli zasłonę milczenia z tej tragedii i pokazali, co wydarzyło się naprawdę.

Wątpliwym jest jednak, by nastąpiło to w najbliższym czasie, bo w Indonezji jest zbyt wiele osób, którym nie zależy na odkryciu prawdy. Sprawcy, zwłaszcza ci wysoko postawieni, musieliby spojrzeć w oczy potomkom swoich ofiar i przyznać, że popełnili niewybaczalny błąd. - Zabijanie to najgorsze, co możesz zrobić. Ale jeśli dostaniesz za to wystarczająco dużo pieniędzy, nie wahaj się i po prostu to zrób. Później będziesz musiał znaleźć wymówkę, żeby móc dalej żyć. Rząd dał (mordercom) tę wymówkę w postaci propagandy, a oni się jej uchwycili jak tonący brzytwy - wyjaśnia w "Scenie zbrodni" Adi. Najprawdopodobniej więc słowa Woltera: "Nie wolno zabijać. Dlatego wszystkich morderców dosięga kara. Chyba że zabijają tysiącami i przy dźwiękach fanfar", w Indonezji nie prędko się zdezaktualizują.

Aneta Wawrzyńczak dla Wirtualnej Polski

...

Dobrze dobrze ale tu mi wychodzi falsz . Zanim sie oburzycie to moze sie douczcie kim byli maoisci ... Suharto wymordowal najbardziej zbrodnicza w danej chwili partie swiata . Gdy maoisci doszli do wladzy w Kambodzy wymordowali 1/3 narodu . Na Indonezje bylo by to 50 mln !!! Nie ma oczywiscie dowodu na to ze i tu tak by bylo ale komuna to wszedzie masakra . To Azja nie ma zmiluj . A jak jeszcze komuna to juz stosy trupow . Oczywiscie nie chodzi o poparcie takiego sposobu likwidacji komuny ale miejmy swiadomosc ze to nie byl mord na ruchu wolnosciowym tylko wrecz przeciwnie . TRZEBA OBIEKTYWIZMU ! Indonezja dzis nie przypomina Korei Polnocnej a moglaby .
Tak straszny komunizm i z dodaniem azjatyckiego sadyzmu . Azja potrzebuje chrzescijanstwa . Jak chleba aby zakonczyc takie potwornosci .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:23, 29 Mar 2016    Temat postu:

30 lat krwawego terroru (ludobójstwo w Indonezji)
Katarzyna Pawlicka
Dziennikarka Onetu
Według szacunków podczas ludobójstwa na wyspach zamordowano od 500 tys. do prawie miliona ludzi - PANASIA / AFP

Maczeta przypomina wydłużony tasak. Jej podstawowym przeznaczeniem jest ścinanie trzciny cukrowej i wyrąbywanie ścieżek w gęstej dżungli. W latach 1965-66 w Indonezji wykorzystywano ją jako podstawowe narzędzie zbrodni. Według szacunków podczas ludobójstwa na wyspach zamordowano od 500 tys. do prawie miliona ludzi. Sprawcy do dziś nie doczekali się kary.

Indonezja lat 50. to kraj rozproszony nie tylko geograficznie, ale przede wszystkim światopoglądowo, politycznie i religijnie. Prezydent Sukarno, świadomy zagrożenia płynącego z rozbicia młodego państwa (Republikę Indonezji ogłoszono w sierpniu 1945 roku), robił wszystko, by utrzymać względny pokój między zwalczającymi się siłami. W tym celu wdrożył system demokracji sterowanej – alternatywę dla, niesprawdzających się do tej pory, rozwiązań przeszczepionych z zachodu. Trzema filarami nowego ustroju miały być: nacjonalizm, komunizm i religia – wedle Sukarno gwaranty porozumienia ponad podziałami.
REKLAMA
REKLAMA


Szybko okazało się, że utopijne plany prezydenta nie mają zbyt wiele wspólnego z burzliwą rzeczywistością. Konflikt między rządem i armią nacjonalistów a, rosnącą w siłę, Indonezyjską Partią Komunistyczną (PKI), zaczął narastać. W tym samym czasie autorytet Sukarno, dotychczas najważniejszej osoby w państwie, sukcesywnie malał. Przyczyniły się do tego m.in. poważne problemy w sektorze rolniczym – konsekwencja antyzachodniego radykalizmu przywódcy, który na pierwszym miejscu stawiał ideologię, nie zaś palące kwestie ekonomiczne.

To właśnie proponowana reforma rolna okazała się zapalnikiem w sporze między armią i PKI. Rewolucyjny program komunistów (popieranych głównie przez ludzi młodych i wykształconych) zakładał laicyzację, nacjonalizację oraz, między innymi, sprawiedliwy podział gruntów. Ostatni punkt wzbudzał największe kontrowersje, szczególnie wśród przywódców szkół religijnych, do których należały największe połacie ziemi. "Sprawiedliwy podział" oznaczał bowiem dla nich utratę majątku. Narażeni na potężne straty byli także przedstawiciele drugiej grupy najbogatszych – wysocy rangą oficerowie – członkowie opozycyjnej względem partii armii.
Brzemienne w skutki porwanie

W 1965 roku PKI liczyła 3,5 mln członków, co dawało jej pozycję największej partii komunistycznej w niekomunistycznym kraju. Wraz z siłą ugrupowania rosły obawy jego przeciwników: części armii oraz grup muzułmańskich i katolickich opowiadających się przeciwko laicyzacji. Swoją pomoc dla kraju wycofały Stany Zjednoczone – z jednej strony obrażane przez Sukarno, z drugiej trwające w stanie zimnej wojny z komunistycznym ZSRR, od którego Indonezja kupowała broń.

30 września 1965 roku doszło do porwania 7 najbardziej zasłużonych generałów Indonezyjskich Sił Zbrojnych (TNI). Jednemu z nich udało się uciec. Pozostałych zabito strzałem w tył głowy. Ciała wrzucono do starego szybu we wschodniej Dżakarcie. Ruch 30 września (bo tak nazwali się zamachowcy) w wydanym wkrótce oświadczeniu przekonywał, że jego działanie miało na celu „uchronienie prezydenta Sukarno przed przewrotem szykowanym przez CIA i nacjonalistycznych generałów”. Ci ostatni winą za zabójstwa niemal natychmiast obarczyli członków Indonezyjskiej Partii Komunistycznej. Tak brzmiała oficjalna wersja rządowa, której nie sposób w pełni obalić nawet dziś.

Na wyspach rozpoczął się tymczasem kilkumiesięczny, niekontrolowany mord.
Mordować szybko i skutecznie

Zdania historyków wypowiadających się na temat zamachu z 30 września nadal są podzielone. Są tacy, którzy sprzyjają wersji obciążającej PKI. Inni jako winnego wskazują, popierającego terror, Suharto – prawicowego generała, który w marcu 1967 roku oficjalnie przejął fotel prezydenta. Pojawiają się też głosy zwracające uwagę na możliwe spory wewnętrzne w siłach zbrojnych. Jedno jest pewne – nie zachowały się żadne dokumenty umożliwiające jednoznaczny osąd w tej sprawie.

Według Benedicta Andersona – amerykańskiego historyka i politologa – za Ruchem 30 września i zamachem na generałów stał sam Suharto. Badacz, otwarcie dzielący się swoją tezą, został objęty ponad 30-letnim zakazem wjazdu na wyspy.

Już kilka dni po zamachu, podporządkowana armii i dyktaturze Suharto prasa rozpoczęła nagonkę na komunistów. Ruszył także proces "rekrutacji". Przeciwni PKI generałowie wydali rozkaz, by z więzień wypuścić pozbawionych skrupułów morderców. W zamian za wolność, jedzenie i niewielkie wynagrodzenie, mieli zająć się eksterminacją członków partii komunistycznej. Siepaczy szukano także wśród członków organizacji islamskich i chrześcijańskich, naturalnie wrogich partii. Pod pretekstem walki z ateizmem szkolono ich do skutecznego i szybkiego mordowania.

Suharto i jego poplecznicy wytworzyli w kraju atmosferę ciągłego zagrożenia i terroru. By zachęcić obywateli do masowego zabijania sąsiadów czy bliskich, uciekali się do politycznych sztuczek i zagrywek. Jedną z nich była plotka o rzekomo sporządzonych przez PKI listach, które miały zawierać nazwiska wrogów przeznaczonych do likwidacji. Postawieni pod ścianą Indonezyjczycy sięgali po maczetę ze świadomością, że jeśli tego nie zrobią, czeka ich śmierć. Niebagatelne znaczenie miał też aspekt ekonomiczny: mordom na członkach partii towarzyszyła często bezpardonowa grabież.
97fb2c3d-b02e-4e7c-9319-b8aa8a5ae946 ADEK BERRY / AFP

Ryba pełna ludzkich szczątek

Na manipulację armii najbardziej podatni okazali się mieszkańcy terenów wiejskich. To na nich dochodziło do największych masakr. Pod względem ich ilości przodowały 3 wyspy archipelagu: Jawa, Bali i Sumatra. Na terenie tej pierwszej krwawe żniwa trwały jeszcze w 1969 roku.

W pamięci świadków zapisało się wiele drastycznych obrazów z tego okresu. Jednym z mocniejszych są głowy komunistów nabite na pale i ustawione symetrycznie wzdłuż głównej drogi. Natalia Laskowska – autorka książki "Indonezja" – w wywiadzie dla magazynu "Kontakt" podkreśla, że ludzkie szczątki znajdowano w złowionych rybach. Był to skutek wyrzucania ciał do morza lub rzek.

Członkowie PKI, ich rodziny i zwolennicy byli wyciągani siłą z własnych domów, zatrzymywani na ulicy lub, wskutek donosów, demaskowani w kryjówkach. Tymczasowy areszt (podczas którego skazani byli narażeni na największe okrucieństwo) i nieuchronną śmierć poprzedzały brutalne tortury mające na celu wydobycie informacji o innych zaangażowanych. Mordów najczęściej dokonywano w lasach, ciała natomiast składowano w masowych grobach – często wykopanych przez same ofiary.

Paradoksalnie, szybka śmierć była najlżejszą ze stosowanych kar. Niezrzeszonych sympatyków partii czekały wieloletnie zsyłki do kolonii karnych (np. na wyspę Maluku). Po latach rządów sceptycznie nastawionego do zachodu Sukarno, armia wraz ze swoim przywódcą próbowała naprawić relacje z zagranicznymi inwestorami i koncernami. W tym celu założono obozy pracy przymusowej, w których umieszczano komunistów. Należała do nich m.in. plantacja kauczuku – pozyskiwany na niej materiał trafiał do amerykańskiego Goodyeara produkującego opony.
Propaganda "Nowego Porządku"

11 marca 1966 roku, kiedy ludobójcze działania zaczęły wygasać, generał Suharto zamknął dotychczasowego prezydenta w areszcie domowym i przejął całą władzę w państwie. Dla Indonezji rozpoczął się trwający ponad 30 lat okres dyktatury, tzw. "Nowego Porządku". Jej głównym celem było podtrzymanie trwałej nienawiści do komunistów.

Rządy Suharto zakończyły się dopiero w 1998 roku. Do tego czasu wszyscy obywatele oskarżeni o sprzyjanie PKI poddawani byli nieustannym i bolesnym represjom do trzeciego pokolenia włącznie. I tak np. dzieci i wnuczęta "rewolucjonistów" z 1965 otrzymały karę zakazu wykonywania prestiżowych zawodów. Były konsekwentnie izolowane od reszty społeczeństwa, pozbawiane majątku oraz traktowane jako element zepsuty i zbędny.

Dodatkowe piętno stanowiły specjalne legitymacje "ET" (Eks Tahanan-Politik) wydawane wszystkim byłym więźniom politycznym zamiast dowodów osobistych. Dokument miał służyć weryfikacji – jego posiadacz nie mógł pełnić żadnych funkcji publicznych (w tym służyć w wojsku, pracować w oświacie lub urzędach państwowych). Dowody osobiste dla komunistów oraz ich rodzin zostały wydane dopiero w 2005 roku.

Podczas rządów Suharto istotną rolę propagandową odgrywał, nakręcony w 1984 roku, film "Zdrada PKI". Wyświetlany w publicznej telewizji przy okazji wszystkich świąt państwowych, a także podczas specjalnych pokazów edukacyjnych dla dzieci i młodzieży, utrwalał uznawaną przez armię wersję wydarzeń. Winni całemu złu mieli być tylko i wyłącznie zamachowcy z Indonezyjskiej Partii Komunistycznej.
Ofiary wielkich patriotów

Dziś najczęściej mówi się o 500 tys. ofiar ludobójstwa. Dane te traktować należy jedynie jako szacunkowe, bowiem przez cały okres „Nowego Porządku” władza zajmowała się niszczeniem obciążających ją dokumentów i wymazywaniem krwawych zajść ze świadomości obywateli. Do 1998 roku nikt nie prowadził ekshumacji masowych grobów (zajęto się tym dopiero niedawno). Zgon prezydenta Suharto (27 stycznia 2008 roku) – winnego śmierci setek niewinnych ludzi – został uczczony żałobą narodową. Do końca traktowany był przez większość obywateli jak wielki patriota i wspaniały przywódca.

Żaden z oprawców działających w latach 60. na usługach armii nie poniósł zasłużonej kary. Wielu z nich do końca życia cieszyło się nieposzlakowaną opinią, przywilejami i dostępem do władzy. Do tej pory ich wpływy w Indonezji są bardzo duże – prawicowa organizacja Pemuda Panacasila, która zrzesza m.in. członków obecnego rządu, powstała z inicjatywy niegdysiejszych morderców. Wśród wielu mieszkańców archipelagu pokutuje legenda jakoby zbrodnia dokonana na komunistach była niezbędnym elementem walki o wolność i demokrację.

Dużo dla pamięci o ludobójstwie zrobił Joshua Oppenheimer – amerykański reżyser, autor dwóch filmów dokumentalnych poświęconych sprawie. Pierwszy z nich, "Scena zbrodni" z 2012 r., pokazuje zdarzenia 1965 roku z perspektywy oprawców – pozbawionych poczucia winy, uśmiechniętych, pewnych swego. Drugi, "Scena ciszy" z 2014 r., jest historią opowiedzianą przez ofiary, które konfrontują się ze swoimi katami. Wielokrotnie nagradzany obraz trafi do polskich kin 22 kwietnia.

...

Poradzili sobie z komuna maczetami... Wymordowani to byli maoisci wiec ich metodami sobie z nimi ,,poradzili". To jest dziki kraj...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy