Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Dzieci pracują !!!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:12, 11 Cze 2011    Temat postu: Dzieci pracują !!!

Dramatyczne dane dotyczące pracy dzieci

Ponad 115 milionów dzieci na świecie, to jest ponad 7 proc. wszystkich pracujących nieletnich, jest zatrudnionych przy pracach zagrażających ich życiu lub zdrowiu - ogłosiła Międzynarodowa Organizacja Pracy (MOP).

W opublikowanym w Genewie raporcie MOP stwierdziła, że przedsiębiorcy chętnie zatrudniają dzieci, ponieważ ich praca jest tania, a są one "bardziej uległe i łatwiejsze do zdyscyplinowania niż dorośli", co gwarantuje wyższe zyski.

Raport podkreśla, że wykonywanie prac związanych z wysokim ryzykiem kalectwa lub utraty życia jest szczególnie niebezpieczne dla dzieci, z natury słabszych fizycznie i mniej doświadczonych.

Najwięcej nieletnich zatrudnia się w rolnictwie, rybołówstwie, posługach domowych, górnictwie, przy robotach ziemnych i sprzedaży obnośnej.

Wszystko to sprawia, że - jak wynika z informacji pochodzących z całego świata - proporcja procentowa wypadków przy pracy jest znacznie większa wśród dzieci niż wśród dorosłych.

Sprawozdawczyni ONZ, Gulnara Shahinian, która jest autorką raportu w sprawie "współczesnych form niewolnictwa na świecie", napisała, że w różnych krajach naszego globu była świadkiem, jak "przedsiębiorcy pozbawieni skrupułów wykorzystują drobną budowę dziecięcego ciał i zręczne palce do wykonywania pewnych prac w ciasnych, nie umocnionych studniach i wykopach górniczych".

Dzieci zmuszone są do posługiwania się "substancjami wysoce toksycznymi przy wydobyciu złota, co naraża ich zdrowie na nieodwracalne szkody".

Według cytowanego raportu MOP, również zbyt długie dniówki robocze sprawiają, że dzieci częściej niż dorośli są ofiarami wypadków przy pracy.

W ostatnich latach liczba zatrudnionych w wieku od 5 do 15 lat zmalała, jednak zatrudnionych w wieku 15-17 lat wzrosła o 20 proc.

Międzynarodowa Organizacja Pracy na swej dorocznej konferencji w Genewie, w której uczestniczą 193 kraje, wezwała rządy, aby dokonały zmian w ustawodawstwie w celu otoczenia nieletnich większą ochroną przed wyzyskiem pracodawców.

>>>>>

Oczywiscie to straszne ... Niestety czesto to jedyna szansa na przezycie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:55, 18 Cze 2011    Temat postu:

Szokujące dane nt. śmiertelności dzieci w Afryce

Badania przesiewowe ciężarnych kobiet mogłyby ocalić życie setek tysięcy dzieci - informuje pismo "The Lancet Infectious Diseases".

Kiła (syfilis) zabija rocznie 500 000 nienarodzonych dzieci i noworodków, głównie w krajach Afryki subsaharyjskiej.

Analiza - przeprowadzona przez naukowców z University College w Londynie na podstawie 10 wcześniejszych badań dotyczących 41 tys. kobiet - wykazała, że testy i stosowanie antybiotyków mogłyby zmniejszyć liczbę ofiar śmiertelnych o ponad połowę.

Zdaniem brytyjskich ekspertów, badania takie są tanie i skuteczne, podobnie jak leczenie penicyliną - wystarczy jedna jej dawka, podana przed 28 tygodniem ciąży. Koszt badania jednej kobiety to 1,44 dolara. Można by je połączyć z testami na obecność wirusa HIV.

Kiła, choroba przenoszona drogą płciową, powoduje początkowo owrzodzenia i wysypkę, a z czasem poważnie uszkadza serce, mózg, oczy i prowadzi do śmierci. Może być także przekazywana z matki na dziecko (kiła wrodzona).

Choć większość krajów prowadzi odpowiednie badania przesiewowe ciężarnych kobiet, nie dotyczy niektórych biednych regionów. Co roku zachodzi w ciążę około dwóch milionów kobiet zrażonych kiłą. W ponad 2/3 przypadków wiąże się to z poważnymi komplikacjami - martwymi urodzeniami, zgonami noworodków oraz niską wagą urodzeniową.

>>>>>

Ba ale tamtejsze rezimy sa zajete tlumieniem protestow ludnosci a nie takimi ,,bzdurami'' jak zdrowie dzieci...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:33, 14 Paź 2011    Temat postu:

50 mln indonezyjskich dzieci bez tożsamości

W In­do­ne­zji ponad 50 mln dzie­ci nie ma aktu uro­dze­nia, co unie­moż­li­wia im cho­dze­nie do szkół pu­blicz­nych, czy ko­rzy­sta­nie z opie­ki me­dycz­nej - wy­ni­ka z ra­por­tu UNI­CEF, cy­to­wa­ne­go dzi­siaj przez agen­cję EFE.

Dzie­je się tak - jak twier­dzi UNI­CEF - z po­wo­du luk praw­nych, biedy, igno­ran­cji, pro­ble­mów biu­ro­kra­tycz­nych i skom­pli­ko­wa­nych pro­ce­dur ad­mi­ni­stra­cyj­nych w In­do­ne­zji. We­dług da­nych in­do­ne­zyj­skie­go mi­ni­ster­stwa ds. ko­biet i dzie­ci, pro­blem do­ty­ka więk­szość nie­let­nich w kraju. UNI­CEF ob­li­cza, że około po­ło­wy dzie­ci do lat pię­ciu nie zo­sta­ło za­re­je­stro­wa­nych w urzę­dach.

Z po­wo­du braku praw­nej toż­sa­mo­ści tych dzie­ci po­wsta­je ry­zy­ko, że będą one mu­sia­ły w przy­szło­ści zdo­by­wać nie­le­gal­ne do­ku­men­ty, a już teraz są na­ra­żo­ne na nad­uży­cia i okru­cień­stwo; mogą np. paść ofia­rą han­dla­rzy żywym to­wa­rem. Prawo in­do­ne­zyj­skie daje ro­dzi­com na za­re­je­stro­wa­nie dziec­ka 60 dni od jego uro­dze­nia. Za nie­zgło­sze­nie na­ro­dzin grozi kara o rów­no­war­to­ści ok. 80 euro, co jest sumą nie do za­pła­ce­nia dla bied­nych ro­dzin.

>>>>>

To jest dopiero horror ! Urzedasi nie zarejestrowali i juz jest 50 mln kandydatow na niewolnikow !!! Koszmar !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:02, 04 Maj 2012    Temat postu:

Niewolnicza praca dzieci na plantacjach trzciny cukrowej

Czer­wo­na cza­pecz­ka chłop­ca ma­ja­czy wśród zie­lo­nych upraw trzci­ny cu­kro­wej. Ścina ją na bo­sa­ka przez sie­dem go­dzin dzien­nie, w mor­der­czym fi­li­piń­skim upale. Dante Cam­pi­lan ma 14 lat i pra­cu­je na plan­ta­cji od kiedy skoń­czył sie­dem lat. Mówi, że to bar­dzo cięż­ka praca i że wo­lał­by cho­dzić do szko­ły.

Trzy­na­sto­let­ni Alvic James ukoń­czył tylko jedną klasę szko­ły pod­sta­wo­wej, a potem po­szedł do pracy.

Dante pra­wie całą swoją dniów­kę, nieco ponad trzy do­la­ry, od­da­je matce.

- Kiedy do­ro­snę, chciał­bym stąd wy­je­chać, mówi. Ale rze­czy­wi­stość jest tutaj i jego ma­rze­nie może po­zo­stać nie­speł­nio­ne.

>>>>

Niestety takie sa realia na swiecie . Wiecej ludzi ma tak niz jak na zachodzie . Za 60 $ miesiecznie ...
Te kraje musza sie ekonomicznie podniesc !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:57, 26 Lut 2013    Temat postu:

Dzieci-górnicy pracują w szczurzych kopalniach

W stanie Meghalaya w północno-wschodniej części Indii dzieci pracu­ją w kopalniach węgla kamiennego nazywanych szczurzymi norami. Chociaż prawo krajowe zabrania zatrudniania osób poniżej czterna­stego roku życia, a w przemyśle wy­dobywczym poniżej osiemnastego, w tej części Indii obowiązuje prawo zwyczajowe.

Dzieci-górnicy pracują w szczurzych kopalniach

Prawo zwyczajowe umożliwia wła­ścicielom ziem na zakładanie kopal­ni węgla kamiennego i zatrudnia­nie w nim niepełnoletnich pracow­ników.

....

Ludy ktorych nie wychowal Kościół sa bardzo okrutne ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:06, 18 Mar 2014    Temat postu:

Tysiące ataków na szkoły na świecie - dzieci płacą krwią za naukę

Mają rozjaśniać ciemność, poszerzać horyzonty, dawać nadzieję na lepszą przyszłość. Zamiast tego stają się miejscami kaźni, zamieniają w magazyny broni i źródła nieletnich rekrutów. Według najnowszego raportu, w ostatnich latach na całym świecie dokonano blisko 10 tysięcy ataków na placówki edukacyjne - od podstawówek po uczelnie. Dla terrorystów i żołnierzy w 30 krajach są one stałym celem. A prognozy nie napawają optymizmem.

- Nauczyciele krzewiący zachodnie nauki? Zabijemy ich! Zabijemy ich wszystkich! - zapowiadał w opublikowanym w lipcu 2013 roku nagraniu Abubakar Shekau, przywódca nigeryjskiej bojówki Boko Haram. Nikt nie miał wątpliwości, że planuje zrobić to, co mówi: tylko w ciągu wcześniejszych siedmiu miesięcy jego organizacja zamordowała 30 nauczycieli i zniszczyła też 50 szkół. - Zachodnia edukacja jest zakazana - tak tłumaczy się w języku hausa nazwę tej grupy. W oczach jej członków obce wpływy korumpują Nigerię i prowadzą ją ku zagładzie. Szczególnym źródłem dekadencji mają być świeckie szkoły, które wpuszczają w swe progi kobiety i szerzą tak "wywrotowe" twierdzenia jak teoria ewolucji. Właśnie za to Boko Haram regularnie równa je z ziemią.

Nocą 27 lutego terroryści zaatakowali liceum w Buni Yadi w północno-zachodniej części kraju. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, podpalili wszystkie budynki, w tym internat ze śpiącymi uczniami w środku. Chłopców, którzy zdołali wyskoczyć przez okna, zabijali bronią palną lub nożami. Dziewczynkom dawali wybór: przeżyjecie, jeśli rzucicie naukę i wyjdziecie za mąż. Część uczennic wzięli w niewolę; łącznie zamordowali 59 osób. W marcu nigeryjski rząd uznał, że zagrożenie dla dzieci jest zbyt wielkie i zamknął kilka dużych szkół w trzech najbardziej niebezpiecznych stanach.

Nigeria nie jest jedynym miejscem, w którym pęd do wiedzy okupuje się śmiercią. Według najnowszego raportu Globalnej Koalicji na rzecz Ochrony Szkolnictwa przed Atakiem (GCPEA), między 2009 a 2013 rokiem do zbrojnej agresji na placówki edukacyjne doszło w aż 70 krajach. W 30 z nich zdarza się to bardzo często, czasem niemal codziennie. Winowajcami są nie tylko terroryści i partyzanci, ale także gangsterzy, prorządowe bojówki oraz żołnierze i służby bezpieczeństwa - i to nierzadko w państwach, których nie opisuje się na co dzień jako bandyckie.

Dekady milczenia

O tym, że szkoły bywają celami ataków, wiadomo było od dawna. Aktywiści i reporterzy dokładnie opisywali wyniszczanie systemu edukacji przez talibów w Afganistanie, a zachodni obserwatorzy wyliczyli, że w czasie jedenastoletniego konfliktu w Sierra Leone zrujnowano 80 proc. miejsc nauki. Globalna skala tego zjawiska pozostawała jednak nieznana. Brakowało danych, badań terenowych i, być może przede wszystkim, zainteresowania. W 2007 roku UNESCO (Organizacja Narodów Zjednoczonych do Spraw Oświaty, Nauki i Kultury) opublikowała pierwszy raport na temat strat, jakie w wyniku wojen ponosi szkolnictwo na świecie. Uaktualniony trzy lata później dokument był rzetelnym sprawozdaniem, ale miał swoje ograniczenia - w jego tworzeniu brała udział tylko jedna agenda ONZ.

Dopiero pod koniec zeszłego miesiąca światło dzienne ujrzał raport przygotowany przez szeroką koalicję organizacji humanitarnych i obrońców praw człowieka, m.in. UNHCR, UNESCO, UNICEF, Save the Children . Rewelacje zawarte w "Education under attack 2014" ("Edukacja pod ostrzałem 2014") wyraźnie pokazują, że świat staje się coraz bardziej niebezpiecznym miejscem dla uczniów i nauczycieli.

Cena: śmierć

W październiku 2010 roku setki osób - głównie dzieci w wieku szkolnym i ich rodziców - czekało przed budynkiem ministerstwa edukacji w Mogadiszu na ogłoszenie listy odbiorców zagranicznych stypendiów naukowych. Nagle zamachowiec-samobójca siedzący z ciężarówce wyładowanej kotłami z benzyną odpalił swój śmiercionośny ładunek. Zabił ponad sto osób.

W marcu 2013 roku podburzony tłum dwustu buddyjskich nacjonalistów ruszył na muzułmańską szkołę w Meiktili w Birmie. Nauczyciele, usłyszawszy o zbliżającym się zagrożeniu, zabrali uczniów w głąb dżungli. Po spaleniu placówki, napastnicy rzucili się w pogoń za uciekinierami. Używając tępych przedmiotów i ognia, zamordowali 32 dzieci i czterech opiekunów.

Między 2009 a 2013 rokiem doszło do prawie 9600 takich napadów.

W tym samym okresie zdecydowanie najbardziej niebezpiecznym państwem okazał się Afganistan - pod Hindukuszem miało miejsce ponad 1100 ataków na szkoły. Były one ostrzeliwane z broni maszynowej lub granatników, wybuchały przed nimi żywe bomby i samochody-pułapki, a uczniowie i nauczyciele padali ofiarą regularnych porwań i morderstw.

W sąsiednim Pakistanie ekstremiści - szczególnie lokalni talibowie - zniszczyli 838 szkół. W styczniu 2014 roku uwagę mediów przyciągnęła historia 15-letniego Aitzaza Hasana, który rzucił się na mężczyznę próbującego wysadzić się pod jego szkołą. Chłopiec zginął, ale swym bohaterskim czynem ocalił kolegów - w budynku znajdowało się blisko 2000 uczniów. Wiele wcześniejszych zamachów kończyło się jednak znacznie tragiczniej.

Innymi ciężko doświadczonymi państwami był Jemen, Wybrzeże Kości Słoniowej, Irak, Izrael i Palestyna, Libia, Meksyk oraz Kolumbia. W każdym z nich placówki edukacyjne zaatakowano co najmniej 500 razy. W kolumbijskich szkołach życie straciło aż 140 nauczycieli, a prawie 1100 otrzymało groźby śmierci. Także jemeńscy fundamentaliści wyjątkowo często kierowali swą nienawiść przeciwko studentom - tylko między lutym a październikiem 2011 roku zabili ich 73. Kongijskie dzieci były z kolei szczególnie zagrożone uprowadzeniem z klas lekcyjnych i przymusowym wcieleniem w szeregi jednej z wielu grasujących po wschodzie kraju partyzantek. Podobny los spotkał setki ich rówieśników z Somalii. Human Rights Watch opisuje, że gdy pewnego razu islamiści z al-Szebaab zajechali pod jedną w podstawówek, przerażeni uczniowie uciekali, tratując się i wyskakując z trzeciego piętra. Za stawianie oporu fanatycy nierzadko karali ich obcięciem dłoni, a niektórych przypadkach - dekapitacją.

Indyjska armia nagminnie wykorzystuje za to budynki szkolne jako koszary i magazyny na broń podczas swoich kampanii przeciwko maoistowskim partyzantom. Obecność wojska naraża te obiekty na dodatkowe ataki.

Ogromny stopień destrukcji w szkolnictwie pociągnęła za sobą też wojna w Syrii. Obie strony konfliktu bez oporów zamieniają szkoły w ufortyfikowane punkty obronne, a raport GCPEA podaje, że w wyniku walk do początku 2013 roku zniszczono blisko 2500 podstawówek, liceów i uniwersytetów. Prawie 1900 zostało przekształconych w schrony dla przesiedleńców, a niemal tysiąc wykorzystywano jako areszty lub miejsca tortur. Ponad dwa miliony uczniów w wieku od 6 do 15 lat nie mogło kontynuować nauki.

Dlaczego?

Dostęp do edukacji jest jednym z podstawowych praw człowieka, a większość konwencji dotyczących międzynarodowego prawa humanitarnego i kryminalnego wyraźnie zakazuje agresji przeciwko instytucjom edukacyjnym. Dla wielu zbrodniarzy nie ma to jednak żadnego znaczenia.

Atakując szkoły, napastnicy upokarzają lokalne władze i uwidaczniają ich słabość. Wysyłają tym samym wyraźny sygnał: nikt nie jest bezpieczny. Używając strachu jako broni, partyzanci, terroryści, a czasami - na przykład w Sudanie - reżimowi żołnierze zmuszają cywilów do posłuszeństwa. To podstawowa motywacja kryjąca się za napaściami na szkoły. Ale nie jedyna.

Jak wylicza GCPEA, wiele ataków tłumaczonych jest ideologią. Zamachowcy niszczą instytucje, które w ich mniemaniu szerzą wartości obce, a nawet wrogie miejscowym zwyczajom - tak jak edukacja kobiet w plemiennych regionach północnego Pakistanu, "zachodnie" szkolnictwo w muzułmańskiej części Nigerii czy buddyzacja terenów zamieszkałych przez malajskich muzułmanów na południu Tajlandii.

W innych przypadkach chodzi o pozbycie się ludzi, którzy stanowią przeszkodę dla realizacji zamierzonych celów. Na kolumbijskiej prowincji nauczyciele cieszą się wielkim autorytetem i są jednymi z niewielu osób, które potrafią przekonać młodzież do trzymania się z dala od komunistycznych partyzantów, prawicowych bojówek czy karteli narkotykowych. Eliminując ich, przestępcy ułatwiają sobie drogę do pozyskiwania kolejnych dusz. W Meksyku gangsterzy z kolei często porywają uczniów prywatnych placówek dla okupu.

Niekiedy kalkulacja jest jeszcze prostsza - walczące strony wykorzystują dzieci jako żywe tarcze, licząc, że przeciwnik nie odważy się uderzyć na szkołę. Od Strefy Gazy po Filipiny takie założenia prowadziły do tragedii.

"W krajach, w których napaści na szkoły ciągną się od lat, setki tysięcy dzieci tracą dostęp do edukacji. Niesie to potężne konsekwencje psychologiczne dla nich, a także spowalnia rozwój całych społeczeństw. Ataki na szkolnictwo wyższe opóźniają dodatkowo wykształcanie się pluralizmu politycznego, odpowiedzialnych rządów i otwartej demokracji", piszą autorzy raportu. Według opublikowanego przez UNESCO w 2011 roku sprawozdania dla Sekretarza Generalnego ONZ, konflikty zbrojne pozbawiają możliwość nauki aż 28 milionów uczniów na całym świecie. A to i tak ostrożne wyliczenia.

Prawo sobie...

W 2011 roku Rada Bezpieczeństwa przyjęła rezolucję nr 1998, która pozwala jej na zaliczanie ataków na szkoły i szpitale do poważnych wykroczeń przeciwko prawom dzieci podczas konfliktów zbrojnych, a w rezultacie - na nakładanie dodatkowych sankcji wobec winnych. Organizacje międzynarodowe nakłaniają też rządy do wprowadzenia do swoich kodeksów tzw. Zasad z Lucens, zawierających zalecenia na temat nietykalności szkół. Dwa lata temu przyjął je Sudan Południowy, który zakazał żołnierzom używania placówek edukacyjnych w celach wojskowych. Nie przeszkodziło to im jednak w tym, by w styczniu zrabować magazyny z pomocą przeznaczoną dla uczniów. Widok południowosudańskich piechurów z niebieskimi tornistrami UNICEF-u na plecach mógł budzić wesołość, ale w rzeczywistości stanowił smutne potwierdzenie tego, jak niewiele w obliczu wojny znaczą zapisy prawne.

Czasami skuteczniejszą metodą okazywały się negocjacje prowadzone przez lokalnych pośredników. - W Nepalu specjalne komitety uzgodniły z maoistowskimi rebeliantami, że szkoły pozostaną "strefami pokoju". W Republice Środkowoafrykańskiej miejscowym księżom udawało się nakłonić buntowników do przeniesienia walk w inne rejony - wylicza Diya Nijhowne, dyrekorka GCPEA. Ale takie sukcesy to tylko kropla w morzu potrzeb.

- Talibowie myśleli, że mogą mnie uciszyć. Myśleli, że mogą zmienić moje cele i stłamsić moje ambicje. Ale nie zmienili we mnie nic, oprócz tego, że strach i brak nadziei umarły, a narodziły się siła i odwaga - mówiła przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ nastoletnia Malala Yousafzai, którą w październiku 2012 roku postrzelili w głowę i szyję pakistańscy islamiści. Miało to być karą za to, że na blogu prowadzonym dla BBC opowiadała się za edukacją dziewczynek. Malala przeżyła zamach, wróciła do zdrowia i zyskała światową sławę jako ikona walki o nieskrępowany dostęp do edukacji. Cena, jaką zapłaciła za prawo do nauki, była bardzo wysoka. Niestety, dla tysięcy dzieci każdego roku jest jeszcze wyższa.

Michał Staniul, Wirtualna Polska

...

Dzieci sa slabe to zwyrodnialcy je niszcza .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:54, 31 Paź 2014    Temat postu:

"Zamiatanie chodnika - 1zł. Robienie zakupów - 2 zł". Tak 12-latkowie zarabiają na wymarzone rowery

Trzech dwunastolatków ma ogromną pasję - kochają jeździć na rowerach. Najbardziej upodobali sobie modele przeznaczone do zjazdów. Niestety, taki sprzęt jest bardzo kosztowny, dlatego postanowili na niego zarobić.

Eryk, Natan i Kuba rozwiesili w Krakowie ogłoszenia: "Sąsiedzka pomoc w realizacji marzeń". Proponują, że wyrzucą śmieci, odśnieżą auta i zamiotą chodnik. Podają przy tym warunki (m.in.: gdzie mogą robić zakupy i wolne terminy) oraz ceny usług. Trzeba przyznać - wszystko jest profesjonalnie przygotowane.

Zdjęcie ogłoszenia zrobił użytkownik portalu Wykop. Z miejsca stało się hitem sieci. Bardzo kibicujemy młodym i życzymy wytrwałości... a później cieszenia się wymarzonymi "góralami"!

>>>

Tym razem pozytywny przyklad .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:44, 16 Cze 2015    Temat postu:

„Niewidzialne dzieci”
Magdalena Zagała
dziennikarka, autorka reportaży TV
x, fot. UNICEF Polska

150 mln dzieci na świecie zmuszanych jest do pracy. Najmłodsze, które trafiają do zakładów przemysłowych, kopalń, fabryk odzieżowych mają zaledwie 5 lat. Ubóstwo jest też przyczyną zawierania wczesnych i wymuszonych małżeństw. Szacuje się, że 700 mln kobiet na świecie zostało wydanych za mąż, kiedy były małymi dziewczynkami.

Dzieci są bezbronne. Nie sprzeciwiają się, nie potrafią walczyć o swoje prawa. Są bardzo chętnie zatrudniane przez pracodawców, bo w wielu krajach praca dzieci jest nadal powszechnie akceptowana. Najmłodsi „pracownicy” mają 5 lat, najstarsi zaledwie 14 lat.

Montują podzespoły elektroniczne, pracują w nielegalnych, odkrywkowych kopalniach, na wysypiskach śmieci, wyrabiają tkaniny, papierosy, zapałki, w fabrykach szyją odzież, robią zabawki. Chłopcy często stają się przemytnikami, trafiają do gangów, samozwańczych bojówek, gdzie uczą się walczyć, zabijać ludzi. Dziewczynki jak niewolnice pracują w gospodarstwa domowych.

W państwach Afryki Subsaharyjskiej narodziny zdrowego, silnego dziecka traktuje się jak dobrą inwestycję. Kiedy tylko maluch podrasta i staje się choć trochę samodzielny od razu pomaga w gospodarstwie, a z czasem dziecko zmuszane jest do coraz cięższej pracy, by w końcu „ruszyć w świat” za pracą. Według danych 1 na 4 dzieci w Afryce pracuje w warunkach zagrażających zdrowiu i życiu. W Azji ten wskaźnik utrzymuje się na poziomie 12 proc.

Pracę najmłodszych determinują: skrajna nędza, brak pracy dla dorosłych członków rodziny, często śmierć jednego z rodziców dziecka spowodowana epidemią HIV/AIDS, nierówności społeczne, a także społeczna akceptacja dla pracy dzieci.

Dzieci nie są objęte obowiązkiem edukacyjnym. Z danych ONZ wynika, że w Afryce żyje 64 proc. dzieci niemających dostępu do szkoły. Wśród nich 2/3 stanowią dziewczynki. Albo pracują w polu, albo już w wieku 5 lat są oddawane na służbę jako „małe gosposie”. Kiedy dorastają stają się obiektami seksualnymi dla synów czy ojca rodziny, w której służą. Kiedy zachodzą w ciążę są wyrzucane.

Pracujące dzieci zatrudnienie znajdują także w domach publicznych. Dziewczynki są pierwszym ofiarami doświadczającymi przemocy seksualnej, zdecydowanie liczniejszymi niż chłopcy, choć organizacje pozarządowe alarmują, że ofiarami seksprzemysłu w Azji, krajach Ameryki Południowej i w Afryce powszechnie stają się też małoletni chłopcy.

Ucieczką przed biedą, kultywowanym wciąż anachronizmem są wczesne i wymuszane małżeństwa. 700 mln kobiet na świecie zostało wydanych za mąż jako dzieci, wynika z najnowszych danych UNICEF. W krajach afrykańskich na przykład w Etiopii i Nigerii, a także krajach Azji Południowej małe dziewczynki wydaje się za mąż w wieku 7, 8 lat. W niektórych regionach Indii połowa zamężnych kobiet ma mniej niż 15 lat, podobnie w Ameryce Łacińskiej.

Pozbawione wolności osobistej, niewykształcone, wykluczone z życia społecznego i zawodowego młode kobiety doświadczają przemocy małżeńskiej. Są wykorzystywane seksualnie, bite, kiedy tylko próbują się buntować. Mają mniej niż 15 lat, kiedy zachodzą w pierwszą ciążę. Komplikacje podczas ciąży i porodu są główną przyczyną zgonów młodocianych matek. Dzieci urodzone przez nastoletnie dziewczynki częściej cierpią z powodu niedożywienia i są o 60 proc. bardziej narażone na śmierć w pierwszym roku życia.

Praca dzieci, skazywanie małoletnich dziewczynek do życia w małżeństwach z mężczyznami kilkanaście lat starszymi od nich są praktykami karygodnymi, utrwalają archaizmy, wpędzają wspólnoty je kultywujące w błędne koło ubóstwa. Jak wyzwolić się z biedy bez wykształcenia? Dokąd przed nią uciec, kiedy jest się w ciąży w wieku 15 lat?

***

Z danych UNICEF wynika, że do 2020 r. nadal 100 mln dzieci będzie zmuszanych do pracy. Ze względu na wzrost liczby ludności na świecie, wczesne i wymuszone małżeństwa nieletnich dziewczynek - pomimo pomocy wielu organizacji pozarządowych, promowaniu programów edukacyjnych w najbiedniejszych rejonach świata - utrzymają się przez najbliższe kilkanaście lat na tym samym poziomie, co obecnie.

>>>

Niestety...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:52, 26 Lip 2018    Temat postu:

Bez nich nie byłoby smartfonów - bez dzieci, które pracują w kopalniach w...

Chcemy świata z elektrycznymi samochodami - bo to lepsze dla środowiska. Chcemy smartfonów - bo to wygodniejsze i lepsze dla nas, ludzi. Niestety, za te produkty płacą dzieci.Wspomógł biedną dziewczynke..

..i opowiada że nie każde dziecko w Wietnamie ma luksus jak na zachodzie i niestety ale muszą pracować i płacić podatki

.

Te kraje bez Boga i moralnosci nie maja,, problemu" z praca dzieci w kopalniach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:36, 08 Lip 2019    Temat postu:

Z kołyski do… fabryki lub kopalni. Najniebezpieczniejsze zawody wykonywane dawniej przez dzieci
189281
Rewolucja przemysłowa zmieniła świat – choć nie zawsze na lepsze. Dla milionów dzieci oznaczała nędzę i konieczność szukania zatrudnienia. Mali robotnicy masowo zaludnili fabryki, kopalnie oraz dachy angielskich domów, a zadania, jakie wykonywali, nie miały nic wspólnego z bezpieczeństwem i higieną.
Osiemnastoletni górnik z dziesięcioletnim stażem? „Emerytowany” kominiarz świętujący szesnaste urodziny? Pracownica fabryki wracająca po 13-godzinnej zmianie, by… pobawić się lalką? To, co dziś brzmi jak wyjątkowo ponury żart, dla XVIII- i XIX-wiecznych angielskich dzieci stanowiło szarą codzienność. Jak konstatuje w książce „Dzieci rewolucji przemysłowej” Katarzyna Nowak:
Potęga przemysłowej Anglii budowana była małymi rączkami, które szybko zmieniały szpule nici, czyściły wąskie gardła kominów, ciągnęły wózki z węglem w ciemnościach kopalń. (…) Praca zarobkowa dzieci stała się normą wraz z gwałtownym rozwojem przemysłu, który potrzebował taniej siły roboczej, i wraz z ubożeniem rodzin, które nie były w stanie utrzymać się tylko z pensji rodziców.
Z perspektywy ówczesnych pracodawców najmłodsi stanowili idealny „motor postępu”. Płaciło się im niewiele lub wcale, łatwo było ich sobie podporządkować – jeśli nie po dobroci, to siłą, a w razie wypadku bądź śmierci z wycieńczenia, bez problemu dało się ich zastąpić. I to właśnie z tego powodu małym robotnikom często zlecano najtrudniejsze oraz najbardziej niebezpieczne zajęcia. W jakich zawodach „specjalizowały” się dzieci? I co im groziło?
Niewolnicy podziemnego świata.
Nawet dziś pracę górników uznaje się za jedną z najtrudniejszych i obarczonych największym ryzykiem. Dwieście lat temu położenie ludzi zarabiających na chleb wydobywaniem spod powierzchni surowców przedstawiało się jeszcze gorzej. Pewien komisarz badający w 1833 roku warunki w kopalni węgla w Worsley zanotował ze zgrozą, iż: „najcięższa praca w najgorszym pomieszczeniu najpodlejszej fabryki jest łatwiejsza, mniej okrutna i demoralizująca niż praca pod ziemią”.
Domena publiczna
Dzieci szczególnie chętnie zatrudniano w kopalniach. Zdjęcie poglądowe
A im głębiej wwiercały się korytarze, tym sytuacja stawała się bardziej dramatyczna. W sięgających dwóch kilometrów poniżej powierzchni ziemi wąskich, poziomych tunelach trzeba było pracować w kucki lub na leżąco. Tymczasem drobnym, zwinnym dzieciom zdecydowanie łatwiej było się tam pomieścić – dlatego właściciele kopalni chętnie zatrudniali młodych adeptów sztuki wydobywania węgla.
Mniej wysiłku wymagało też przetransportowanie ich na dół – nieletni były lżejsi, więc dawało się spuścić ich na linie. Część małych górników zapewne nawet nie zdawała sobie sprawy, że czyha tam na nich śmierć. A ta przychodziła na wiele sposobów: od eksplozji lampy gazowej, przez zawalenie korytarza i utonięcie, po potrącenie wagonikiem. W XIX wieku w kopalni węgla w Yorkshire szyby otwierały już pięciolatki! Dla tak małych dzieci przebywanie pod ziemią było nie tylko niebezpieczne, ale i traumatyzujące. Tak pierwsze dni pracy małych górników opisuje Peter Kirby:
Z początku małe ofiary wprowadzane do kopalni walczyły i krzyczały z przerażenia w ciemność, lecz znaleźli się ludzie dość brutalni, by zmusić dzieci do uległości. Po kilku próbach stawały się one potulne i apatyczne, gotowe oddać się każdemu niewolniczemu zajęciu, jakie im narzucano.
Praca zawodowa najmłodszych bardzo często miała bowiem charakter niewolniczy – zwłaszcza, gdy „zatrudnienie” otrzymywały sieroty. Pracodawca ograniczał się wówczas do zapewnienia małym podwładnym absolutnego minimum potrzebnego do przetrwania. Dzieci otrzymywały więc skromne posiłki, dach nad głową (często nieszczelny) oraz łóżko, które musiały dzielić z innym nieletnim robotnikiem. O pensji mogły co najwyżej pomarzyć.
W labiryncie londyńskich kominów
Równie niebezpieczne, co schodzenie głęboko pod ziemię, było wspinanie się po dachach oraz wnętrzach kominów. I również tę pracę – z uwagi na jej specyfikę – ochoczo zlecano dzieciom.
Tragedia, jaka wydarzyła się w 1666 roku, gdy Londyn stanął w płomieniach, nauczyła mieszkańców miasta, jak ważne jest bezpieczeństwo przeciwpożarowe. Z tego powodu wprowadzono nowe regulacje: odtąd kominy budowano wąskie i kręte, co miało zapobiegać szybkiemu rozprzestrzenianiu się ognia. W takiej formie wymagały jednak częstszego czyszczenia. I choć kominiarze mieli do dyspozycji wiele rodzajów szczotek (w tym mechaniczną), uważano powszechnie, że najlepiej do tego celu nadaje się… mały, zręczny chłopiec.
„Żywą szczotkę” trzeba było odpowiednio przygotować do pracy: dzieciom wbijano gwoździki w stopy, by szybciej się wspinały. Zazwyczaj podczas pierwszych dni maluchy zdzierały w ciasnym labiryncie skórę z łokci i kolan – żeby skóra stwardniała, wcierano w nią więc sól. Dopiero w 1788 roku uchwalono prawo, na mocy którego chlebodawcy musieli zapewnić kominiarczykom odpowiednią odzież „ochronną”. Zakazywało też ono zatrudniania w zawodzie dzieci poniżej ósmego roku życia.
Domena publiczna
Mali chłopcy byli – przynajmniej zdaniem XIX-wiecznych Brytyjczyków – doskonałym materiałem na kominiarzy. Zdjęcie poglądowe.
Z przestrzeganiem tych zapisów bywało jednak różnie. Tym bardziej, że wewnątrz komina najlepiej było przemieszczać się nago. Mało kto zdawał sobie wówczas sprawę, iż konsekwencją takich praktyk jest ciężkie i wyjątkowo nieprzyjemne schorzenie – rak moszny, który rozwijał się w ciągu kilku lat po „przejściu na emeryturę”. Następowało to już w wieku nastoletnim, dojrzewający chłopcy zwyczajnie przestawali się bowiem mieścić w otworach o wielkości 22 na 34 centymetry – o ile oczywiście udało im się dożyć do tego czasu.
Mali kominiarze skupiali się raczej na bieżących zagrożeniach. A tych nie brakowało. Jak opisuje w swojej książce Katarzyna Nowak: „wąskie przejście czy nagły skręt to pułapka. Jeśli [dziecko – przyp. M.P.] utknie i zabraknie mu powietrza, umrze ‒ wysłany za nim chłopiec raczej nie zdąży go uwolnić, nim się udusi”.
Szaleni kapelusznicy
W porównaniu do innych „dziecięcych” zawodów praca kapelusznika wydawała się obciążona zdecydowanie mniejszym ryzykiem. Ostatecznie młodemu czeladnikowi, odesłanemu na przyuczenie do warsztatu, w którym wytwarzano nakrycia głowy, nie groziła śmierć przez uduszenie, utopienie bądź zmiażdżenie. Czyhało za to na niego inne niebezpieczeństwo – tym bardziej złowrogie, że… niewidoczne.
Tak jak kominiarze cierpiący na raka moszny, również producenci kapeluszy mieli swoją chorobę zawodową – powiedzenie, że ktoś jest szalony jak kapelusznik nie wzięło się bowiem znikąd! Po kilku latach pracy z łatwością dało się poznać specjalistę w tym fachu po zaczerwienionych palcach, drżeniu rąk, nerwowym zachowaniu, zniszczonych włosach i paznokciach oraz brakujących zębach.
Wszystko to stanowiło ponury efekt uboczny zatrucia rtęcią, która w wiktoriańskich pracowniach służyła do filcowania wełny. A że do wykonywania tego prostego w gruncie rzeczy zadania nie trzeba było specjalnych kwalifikacji, często na wdychanie oparów toksycznego pierwiastka narażeni byli terminujący u mistrza uczniowie. W skrajnych przypadkach dochodziło do poważnych zaburzeń neurologicznych, a nawet śmierci.
Domena publiczna
Do pracy trafiały najczęściej dzieci z przytułków lub biedniejszych rodzin. Zdjęcie poglądowe
Kapelusznictwo nie było jedyną „działką” przemysłu tekstylnego, w której zatrudniano dzieci. Setki tysięcy nieletnich znalazło pracę w fabrykach włókienniczych, przędzalniach wełny itp. Był to ciężki kawałek chleba. Maluchy spędzały przy maszynach po 13–14 godzin dziennie. Dopiero w 1802 roku ograniczono długość zmiany do 12 godzin dziennie, a po kolejnych trzech dekadach – do 9. Minimalny wiek zatrudnionych – 9 lat – ustanowiono dopiero w 1874 roku; podniesiono go do 11 niemal 20 lat później. Wcześniej niejednokrotnie zdarzało się, że przy taśmie produkcyjnej stały przedszkolaki.
Najmłodsze, zaledwie 5- czy 6-letnie, zajmowały się sprzątaniem i czyszczeniem urządzeń – przeważnie nawet ich przy tym nie wyłączano, więc nietrudno było o wypadki. Starsze pilnowały wrzecion, wymieniały szpule nici i wykonywały inne proste, niewymagające kwalifikacji czynności. Ich zatrudnieniu w fabrykach sprzyjała mechanizacja pracy i podzielenie procesu produkcyjnego na części – nie trzeba już było uczyć robotnika całej skomplikowanej serii zadań. Wystarczyło krótko przeszkolić go w wykonywaniu jednej konkretnej czynności.
Fabryki koszmarów
Dzieci wykonujące pracę ponad siły, bite i głodzone, pozbawione opieki oraz wolnego czasu ciężko chorowały. Cierpiały z powodu niedowagi, zahamowania wzrostu, krzywizny kręgosłupa. A i tak ich praca w fabrykach włókienniczych była – w porównaniu do losu małych robotników z warsztatów garncarskich czy hut szkła – całkiem bezpieczna.
Przy rozgrzanych do czerwoności piecach trudno było oddychać, temperatura była nieznośnie wysoka, co skutkowało problemami z oczami i dolegliwościami płuc. Do tego dochodziły oparzenia, rany cięte (szczególnie w przemyśle szklarskim) i ogólne przemęczenie. Nikt się tym jednak szczególnie nie przejmował – przecież nie można było ot tak zrezygnować z jednej piątej pracowników, tylko dlatego, że nie ukończyli jeszcze 13 roku życia. Tak w książce „Dzieci rewolucji przemysłowej” opisuje los nieletnich robotników w wiktoriańskiej Anglii Katarzyna Nowak:
Domena publiczna
Praca w fabrykach i zakładach wytwórczych niosła ze sobą groźbę wypadków i poważnych chorób. Zdjęcie poglądowe
Dzieci chorują. Zła dieta, tragiczne warunki higieniczne i ciężka praca doprowadzają je na skraj wyczerpania. Jeśli któreś padnie przy pracy i po kilku kopnięciach nie jest w stanie się podnieść, wsadza się je na taczkę i wiezie do baraków. Jeśli przeżyje – wraca do pracy. Jeśli nie – wyprawia się szybki pochowek.
Właścicieli fabryki nie frasuje to specjalnie. Takie są warunki i jeśli chcą coś w tym biznesie osiągnąć, muszą działać zgodnie z zasadami sztuki. Jeśli czegoś jest w nadmiarze w dziewiętnastowiecznej Anglii, to właśnie dzieci. Taniej więc sprowadzić nowe, niż wyleczyć te już schorowane.
Jak zauważa Eric Hobsbawm: „Wielka rewolucja lat 1789–1848 stanowiła nie tyle triumf «przemysłu» jako takiego, ile przemysłu kapitalistycznego”. Ten zaś nastawiony był przede wszystkim na zysk – za wszelką cenę. A że przyszło ją zapłacić akurat dzieciom? Cóż, w wielu krajach również dziś dorosłym nieszczególnie to przeszkadza. Bo choć Europa i Ameryka Północna przerwały ten haniebny proceder, to wciąż co dziewiąte dziecko na świecie zamiast do szkoły codziennie idzie do pracy.
Maria Procner - Redaktor i publicystka, autorka tekstów popularnonaukowych. Absolwentka dziennikarstwa i psychologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Była redaktor prowadząca magazynów „Świat Wiedzy Historia”, „Świat Wiedzy Ludzie” oraz „Świat Wiedzy Sekrety Medycyny”.

...

To sa falty! Marksizm zerowal na tej patologii! Kapitalizm i marksizm pizostaja w dialektycznym zwiazku nawzajem sie napedzajac! Trzeba wyjsc z tego kręgu! Brytania to spoleczenstwo niewolnicze. Skutek odrzucenia chrzescijanstwa w XVI wieku.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:59, 18 Gru 2019    Temat postu:

Przy wydobyciu kobaltu w Kongo pracują tysiące dzieci

Kobalt jest niezbędny m.in. do produkcji akumulatorów do aut elektrycznych, laptopów czy telefonów. W Kongo przy wydobyciu kobaltu pracują dzieci. Wchodzą do kopalni bez kasku, zabezpieczenia, wyposażeni tylko w latarkę i narzędzia. Wydobywają kobalt, posługując się dłutami i zwykłymi hakami.

...

Tak wyglada libertariznizm w praktyce. Zadej opieki panstwa zadnych regulacji. Ray!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy