Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 13:08, 11 Sie 2011 Temat postu: 70 lat hańby Karty Antlantyckiej ! |
|
|
Mija 70 lat od podpisania Karty Antlantyckiej
Cele polityki Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii podczas II wojny światowej oraz podstawy powojennych stosunków międzynarodowych określała podpisana 12 sierpnia 1941 roku Karta Atlantycka. W tym roku mija 70 lat od tego wydarzenia. Na początku II wojny światowej Stany Zjednoczone nie opowiedziały się po żadnej ze stron konfliktu, jednak z czasem wobec rosnącej siły III Rzeszy i ekspansji Japonii w Azji, polityka ta zaczęła ulegać zmianie. Już pod koniec 1939 roku Kongres wyraził zgodę na sprzedaż aliantom uzbrojenia przez firmy amerykańskie, a na początku 1941 roku przyjęto ustawę umożliwiającą prezydentowi udostępnienie broni lub informacji każdemu krajowi, pomoc któremu uzna za istotną dla interesów USA.
W dniach 9-12 sierpnia 1941 roku na Atlantyku, u wybrzeży Nowej Fundlandii na pokładzie brytyjskiego pancernika "Prince of Wales" ("Książę Walii") odbyło sie spotkanie prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta z premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchillem, podczas którego podpisali wspólną deklarację zawierającą cele polityki obu krajów w czasie II wojny światowej i podstawy powojennych stosunków międzynarodowych. Od miejsca zawarcia dokument, który podpisano 12 sierpnia, a proklamowano dwa dni później, nazwano Kartą Atlantycką.
W Karcie znalazło się osiem postanowień dotyczących "wspólnych zasad w polityce państwowej". Sygnatariusze deklarowali, że nie dążą do zysków terytorialnych i nie życzą sobie zmian w tej dziedzinie sprzecznych z życzeniami krajów, których dotyczą. Dokument uznał prawo wszystkich narodów do wyboru formy własnego rządu, podkreślił chęć przywrócenia niepodległości krajom jej pozbawionym oraz zapewnienia równego dostępu o światowego handlu i surowców wszystkim państwom.
Sygnatariusze wyrazili wolę dążenia do współpracy pomiędzy narodami na polu gospodarczym, by zapewnić polepszenie warunków pracy, rozwój ekonomiczny i dobre warunki społeczne. Zaznaczyli także pragnienie by, po ostatecznym pokonaniu III Rzeszy, zapanował pokój zapewniający narodom bezpieczne życie, wolne od lęku i nędzy. Morza i oceany miały być otwarte dla wszystkich, a sygnatariusze podkreślili wiarę, iż wszystkie narody świata w przyszłości wyrzekną się przemocy.
Podczas międzynarodowej konferencji, która odbyła się 24 września 1941 roku w Londynie Kartę Atlantycką podpisali członkowie koalicji antyhitlerowskiej m.in. Australia, ZSRR, emigracyjne władze Polski ( którym żeby było smiesznie anglo-amerykanie cofnęli uznanie ! Ot tak cofnęli !) Belgii, Luksemburga, Francji, Norwegii, Czechosłowacji i Grecji oraz Jugosławia i Kanada.
Postanowienia dokumentu nie zostały nigdy przez sygnatariuszy zrealizowanych. ZSRR m.in. prowadził politykę ekspansji gospodarczej i terytorialnej. Państwa nadbałtyckie nie odzyskały niepodległości, nastąpił rozwój zbrojeń oraz konflikty wojskowe z udziałem Związku Radzieckiego i Stanów Zjednoczonych.
Do postanowień Karty Atlantyckiej odnosiła się również podpisana rok później Deklaracja Narodów Zjednoczonych, poprzedzająca powstanie w 1945 roku Organizacji Narodów Zjednoczonych.
>>>>>
Tak to byla jedna z najbardziej haniebnych kart ludzkosci ! Mord zalozycielski ONZ ! Czegoz tam nie bylo ! Wolnosci rownosci braterstwa dobrobytu ... Sam towarzysz Stalin podpisal ! Efektem byl glod niewola i rozliczne cierpienia jakie rozlal komunizm... Pokazuje to nam jakie sa realia... I aby nie miec zludzen co do tego swiata ...Jego wolnosci rownosci itp. Tylko Bóg jak jeszcze raz powtarzam ! Czy mieszkacie na wsi czy pracujecie w ONZ natkniecie sie na to samo... Ludzie sa grzszni i ZAWODZA ! Niezaleznie gdzie sa to zawsze ludzie ... Tylko Bóg nie zawodzi i oczywiscie Nasza Matka ! :O)))) Królowa Polski ! To w koncu Ona nas oswobodzila nie zadne Brytanie czy Ameryki nie mozwiac o ,,zachodach'' ktorych kult uprawiacie ... I ostateczne wyzwolenie tez bedzie przez Nią ! Na to czekamy )))
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:33, 02 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Kershaw: zginął, bo znał prawdę o Katyniu
Raoul Wallenberg, szwedzki dyplomata, który podczas wojny uratował nawet 100 tys. węgierskich Żydów, zginął w radzieckim gułagu, ponieważ znał prawdę na temat Katynia - pisze Alex Kershaw w książce "Misja Wallenberga", która właśnie trafia do polskich księgarń.
Książka "Misja Wallenberga. Pojedynek z Eichmannem o życie 100 000 Żydów" brytyjskiego dziennikarza Alexa Kershawa przedstawia historię Raoula Wallenberga, szwedzkiego dyplomaty, który od lipca 1944 roku pełnił funkcje sekretarza szwedzkiej ambasady w węgierskim Budapeszcie. W tym czasie istniała tam jeszcze licząca ponad 200 tys. osób gmina żydowska, jedno z ostatnich większych skupisk Żydów w Europie Środkowej. Niemal w tym samym czasie, co Wallenberg do Budapesztu przybył SS-Obersturmbannfuerer Adolf Eichmann - nazistowski urzędnik odpowiadający za sprawne przeprowadzenie eksterminacji europejskich Żydów.Wallenberg, który jeszcze przed wojną prowadził interesy z węgierskimi Żydami, wykorzystał swoje stanowisko w ambasadzie neutralnej, choć sprzyjającej Niemcom Szwecji do ratowania budapeszteńskich Żydów. Działając z ramienia Komisji do Spraw Uchodźców Wojennych powołanej przez Roosevelta, nastawionej początkowo na ratowanie osób znanych i znaczących, nie uzgadniając tego z przełożonymi rozszerzył działanie komisji na wszystkich węgierskich Żydów. Wydawał ratujące życie szwedzkie paszporty, kupował na rzecz ambasady i Czerwonego Krzyża domy i budynki, w których ukrywały się setki uciekinierów, przekupywał niemieckich oficerów i przedstawicieli faszystowskiego węgierskiego rządu. Ryzykując własnym życiem wyciągał ludzi z pociągów śmierci, wydając im na dworcu gwarantujące ochronę dokumenty. Na jesieni i w zimie 1945 roku, kiedy węgierscy faszyści - Strzałokrzyżowcy - niemal, co noc przeprowadzali egzekucje Żydów nad brzegami Dunaju, wyławiał wraz z wolontariuszami te ofiary, którym udało się przeżyć strzelaninę. Szacuje się, że działalność Wallenberga uratowała od śmierci około 100 tysięcy węgierskich Żydów.
Wallenberg utrzymywał dyplomatyczne stosunki z każdym, z kim można było targować się o kolejne uratowane życie: z Eichmannem, z węgierskim rządem Horthyego, Strzałokrzyżowcami. Te kontakty stały się jedną z przyczyn tragedii szwedzkiego dyplomaty, który został aresztowany przez patrol sowiecki 13 stycznia 1945 roku w Budapeszcie pod zarzutem współpracy z Niemcami i szpiegostwa na rzecz USA. Niedługo potem został przewieziony do Moskwy na Łubiankę, a potem do więzienia Lefortowskiego. Od współwięźniów wiadomo, że jeszcze wiosną 1947 roku przebywał w moskiewskim więzieniu, potem najprawdopodobniej trafił do gułagu w Workucie. Jego dalszy los pozostaje nieznany. O Wallenberga upominała się właściwie tylko jego najbliższa rodzina, natomiast szwedzki rząd nie podjął żadnych działań, a ówczesny szwedzki sekretarz generalny ONZ oświadczył, że nie będzie wywoływać trzeciej wojny światowej z powodu jednej zaginionej osoby.
Alex Kershaw przywołuje tezę węgierskiego historyka Christiana Ungvaryego o tym, że Wallenberg zginął, ponieważ był jednym z niewielu osób znających prawdę o Katyniu. W grupie dwunastu lekarzy wchodzących w skład Międzynarodowej Komisji Lekarskiej, która wiosną 1943 roku z ramienia Niemców udała się do Katynia, był węgierski biegły medycyny sądowej prof. Ferenca Orsosa. Po przeprowadzonej ekshumacji Orsos wysłał do Budapesztu sprawozdanie oraz dowody zbrodni (m.in. czaszkę jednego z zamordowanych oficerów), które wskazywały na NKWD, jako sprawcę mordu. Zostały one zdeponowane w skarbu Głównego Węgierskiego Banku Kredytowego i znajdowały się tam do wkroczenia Sowietów, którzy zabrali je wraz z prywatnym archiwum profesora do Moskwy. Samego Orsosa poszukiwała od lutego 1944 roku specjalna jednostka NKWD, jako rzekomego zbrodniarza wojennego. Bezskutecznie, bo przebywał on już w tym czasie w Szwajcarii. Ze zgromadzonymi przez Orsosa materiałami miał się zapoznać Wallenberg. Rosjanie ścigali także inne osoby, które zapoznały się z dowodami zgromadzonymi przez Orsosa m.in. kapitana lotnictwa Zoltan Miko, członka węgierskiego ruchu oporu, który został rozstrzelany przez NKWD w sierpniu 1945 r.
Wszelkie podejmowane przez rodzinę starania o ustalenie losu Raoula Wallenberga okazały się bezskuteczne. Jego rodzice popełnili samobójstwo w 1979 roku, a przed śmiercią zobowiązali rodzeństwo Raoula do walki o prawdę, co najmniej, do 2000 roku zakładali, że do tego czasu Wallenberg może jeszcze żyć. Siostra i brat Wallenberga nadal czekają na otwarcie rosyjskich archiwów licząc na odnalezienie jakichś informacji.Książka "Misja Wallenberga. Pojedynek z Eichmannem o życie 100 000 Żydów" ukazała się nakładem wydawnictwa Znak.
>>>>>>
Z tym wudawnictwem to ostroznie bo maja haniebne ,,osiagniecia''...
Ale widzicie tutaj co sie wyprawialo... Radzieccy jako ,,zbrodniarzy'' wojennych mordowali i tepili swiadkow swoich zbrodni... W sumie nie nowosc ! Chodzi mi tylko o to ze zachod takich zbroil i z nimi ,,budowal nowy lad swiata'' totez rezultat jakim byla zimna wojna nie dziwi...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Pią 18:35, 02 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:40, 07 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
8 listopada mija 25. rocznica śmierci Wiaczesława Mołotowa, przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych ZSRR. Radziecki polityki był sygnatariuszem sojuszu z III Rzeszą tzw. paktu Ribbentrop-Mołotow. Podpisywał również uchwały z 5 marca 1940 r., na mocy których dokonano zbrodni katyńskiej.
Mołotow zasłynął wieloma nieprzychylnymi wypowiedziami pod adresem Polski. - Rządzące koła Polski niemało się pyszniły "trwałością" swego państwa i "potęgą" swej armii. Jednakże wystarczające okazało się krótkie uderzenie w Polskę ze strony naprzód armii niemieckiej, a potem Armii Czerwonej, aby nic nie zostało z owego poczwarnego bękarta (powszechny blad tlumaczenia - prawidlowo PORONIONY PŁÓD ) Traktatu Wersalskiego, który żył kosztem niepolskich narodowości. "Tradycyjna polityka" bezdogmatycznego lawirowania i gry pomiędzy Niemcami i ZSRR okazała się niewypłacalną i całkowicie zbankrutowała.
Młody działacz
Wiaczesław Mołotow (wł. Skriabin) urodził się w 1890 roku w rodzinie kupieckiej. W wieku 16 lat został członkiem Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji, a rok później został aresztowany i zesłany do Wołogdy. Po odzyskaniu wolności pojechał do Petersburga, gdzie rozpoczął naukę w Instytucie Politechnicznym. W tym czasie rozpoczął też pracę w "Prawdzie", pierwszej legalnej gazecie bolszewickiej do której pisał artykuły.
W pierwszych dniach rewolucji lutowej należał do wyróżniających się działaczy. W marcu 1917 r. wchodził w skład Komitetu Centralnego oraz Komitetu Wykonawczego Rady Piotrogrodzkiej, był również członkiem redakcji "Prawdy".
Po powrocie przywódców partii bolszewickiej z zesłania i emigracji pozycja polityczna Mołotowa uległa osłabieniu. W 1918 r. objął kierownictwo Rady Gospodarki Narodowej Regionu Północnego. Rok później nadzorował odbudowę gospodarki na Powołżu, a następnie został skierowany na Ukrainę.
Współpracownik Stalina
W latach 1921-1934 był sekretarzem KC. Od 1921 r. zastępcą, a od 1926 r. członkiem Biura Politycznego KC WKP(b). W latach dwudziestych należał do najbliższych współpracowników Stalina, biorąc udział u jego boku w walce z opozycją trockistowską, a następnie zinowiewowską. W 1930 r., po dymisji Aleksieja Rykowa, został przewodniczącym Rady Komisarzy Ludowych.
W latach 1937-1938 brał aktywny udział w masowych represjach, będąc inicjatorem wielu aresztowań, m.in. w aparacie Rady Komisarzy Ludowych. Niejednokrotnie osobiście obok nazwisk osób aresztowanych dopisywał adnotacje oznaczające natychmiastowe rozstrzelanie. Od maja 1939 r. pełnił dodatkowo funkcję komisarza spraw zagranicznych.
Po wybuchu II wojny dekretem z 29 listopada 1939 r. wszystkim osobom, które w dniach 1 i 2 listopada 1939 r. mieszkały na terenach wcielonych do ZSRR, nadane zostało sowieckie obywatelstwo. - Od chwili zawarcia 23 sierpnia sowiecko-niemieckiego paktu o nieagresji położony został kres nienormalnym stosunkom, jakie od szeregu lat istniały pomiędzy Związkiem Sowieckim i Niemcami. Zamiast wrogości, we wszelki sposób podgrzewanej przez niektóre państwa europejskie, przyszło zbliżenie i ustalenie przyjaznych stosunków pomiędzy ZSRR i Niemcami. Dalsze polepszenie tych nowych dobrych stosunków znalazło swój wyraz w niemiecko-sowieckim traktacie o przyjaźni i granicy pomiędzy ZSRR i Niemcami, podpisanym 28 września w Moskwie - mówił delegatom obecnym na V Nadzwyczajnej Sesji Rady Najwyższej ZSRR w 1939 roku.
Kariera po wojnie
W maju 1941 r. na stanowisku przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych zastąpił go Stalin. Mołotow został jego pierwszym zastępcą. Podczas wojny był zastępcą przewodniczącego Państwowego Komitetu Obrony oraz członkiem Kwatery Głównej. Po 1945 r. utracił swoją pozycję i został zdymisjonowany ze stanowiska komisarza spraw zagranicznych.
Po śmierci Stalina Mołotow ponownie objął kierownictwo Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W 1956 r. przeciwstawił się Chruszczowowi, chcąc pozbawić go przywództwa w partii. Odsunięty na drugi plan, objął funkcję ambasadora w Mongolii, a następnie został przedstawicielem ZSRR w Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. W 1961 r. wykluczony z KPZR i emerytowany. Członkostwo w partii przywrócił mu w 1985 r. Konstantin Czernienko.
Wiczesław Mołotow zmarł 8 listopada 1986 roku w Moskwie.
>>>>>
Szalal obrazal Polske i co ? Umarl ??? I co teraz ? Czy zalapal sie chciaz na czysciec ??? Tacy to sa ,,zwyciezcy'' .. Prawdziwi zwyciezcy to nasi bohaterowie np. z AK sa teraz w niebie :O)))[/img]
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:21, 22 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
Ale hanba :
"Zgromadzenie Generalne ONZ przyjęło zainicjowaną przez Rosję rezolucję, która zakazuje wybielania nazizmu oraz fałszowania historii II wojny światowej.
Zgodnie z najnowszą rezolucją wszelkie próby "rewizji" historii wojennej, decyzji norymberskich czy wybielania byłych nazistów będą uznane za złamanie karty ONZ i zasad, którę są podstawą tej instytucji.
Rezolucję poparło 120 krajów, przeciwko były 22 państwa (w tym kraje nadbałtyckie). Państwa nadbałtyckie są przeciwne nowej rezolucji, twierdząc, że jeszcze gorsze od okupacji niemieckiej były czasy niewoli radzieckiej, które nastąpiły po wojnie."
>>>>>
I mieli racje ! Co za haniebna decyzja ... ĆWOKI Z ONZ JEŚLI ROSJA COŚ ZGŁASZA TO JEST ZŁE !
Co to ma niby znaczyc :
wszelkie próby "rewizji" historii wojennej, decyzji norymberskich będą uznane za złamanie karty ONZ i zasad, którę są podstawą tej instytucji.
?????
A dzialania Rosji w Czecznii to nie sa zlamaniem co DEBILE ? A w Syrii ???
I jakiej to historii nie wolno ,,rewidowac'' ? Tej zapisanej przez radzieckich ???
SKANDAL !
Wiec przypomnijmy jacy tam byli ,,prawnicy'' ... Ktorych decyzji nie wolno powazac :
Sędziowie
Ilona Nikitczenko (Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich)
Aleksander Wołczkow
Związek Radziecki:
Roman Rudenko - główny oskarżyciel
J.W. Pokrowski - zastępca głównego oskarżyciela
Młodsi oskarżyciele: M.J.Raginski, L.R.Szenin, N.D.Zoria, L.N.Smirnof, D.S.Kariew, F.G.Dienisow, I.A.Ozol, W.W.Kuchin
Co to za kolesie :
Np. Rudenko :
Roman Andriejewicz Rudenko, – w latach 1953–1981 prokurator generalny Związku Radzieckiego. Oskarżyciel w procesie szesnastu, a także główny oskarżyciel z ramienia ZSRR w procesie norymberskim.
Proces szesnastu – pokazowy proces polityczny przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, przeprowadzony w dniach 18–21 czerwca 1945 r. w Moskwie.
Najwieksza hanba II wojny porownywalna z Katyniem !!!!
Stalin ,,sądził'' Polaków ...
Porwanie przywódców Polski Podziemnej
Wicepremier J. S. Jankowski spotkał się jeszcze dwukrotnie z płk Pimienowem, aby ustalić plan rozmów. Miały one dotyczyć głównie stanowiska polskiego wobec władz ZSRR, uzgodnień jałtańskich oraz sytuacji na zapleczu frontu. Pimienow oświadczył przewrotnie, że władze sowieckie, widząc brak oparcia Rządu Tymczasowego w społeczeństwie, pragną porozumienia z szerszym przedstawicielstwem Polaków. Ponadto zaproponował poszerzenie delegacji polskiej o przedstawicieli różnych partii, co zostało przyjęte. Polscy przywódcy pozytywnie odnosili się do idei porozumienia, natomiast uspokojenie zaplecza frontu uzależniali od zwolnienia aresztowanych i zesłanych do łagrów oficerów i żołnierzy AK. 28 marca Polacy mieli się spotkać w willi w Pruszkowie przy ul. Pęcickiej 3 (obecnie ul. Armii Krajowej) z gen. I. Sierowem. W rzeczywistości owa willa była lokalną siedzibą NKWD. Rząd RP na uchodźstwie był poinformowany o mających się odbyć rozmowach. Przysłał nawet rodzaj instrukcji: Rozmowy te wykorzystajcie przede wszystkim celem złagodzenia kursu w kraju i zaniechania terroru oraz deportacji.
Już 27 marca przybyli do Pruszkowa: delegat rządu i wicepremier na kraj J. S. Jankowski, ostatni Komendant Główny AK, obecnie pełniący funkcję Komendanta Głównego organizacji "NIE" gen. L. Okulicki, przewodniczący Rady Jedności Narodowej Kazimierz Pużak (przedstawiciel PPS "Wolność, Równość, Niepodległość") oraz pełniący funkcję tłumacza Józef Stemler-Dąbski, jednocześnie wiceminister Departamentu Informacji Delegatury RP na Kraj. Następnego dnia dojechali pozostali uczestnicy planowanych rozmów: Antoni Pajdak (PPS-WRN), Stanisław Jasiukowicz, Kazimierz Kobylański, Zbigniew Stypułkowski i Aleksander Zwierzyński ze Stronnictwa Narodowego, Józef Chaciński i Franciszek Urbański ze Stronnictwa Pracy, Adam Bień, Kazimierz Bagiński i Stanisław Mierzwa ze Stronnictwa Ludowego oraz Eugeniusz Czarnowski i Stanisław Michałowski ze Zjednoczenia Demokratycznego.
Wszyscy oni zostali podstępnie aresztowani przez NKWD i następnego dnia wywiezieni na Okęcie, skąd odlecieli specjalnym samolotem do Moskwy.
Polscy przywódcy podziemni spędzili początkowo prawie 3 miesiące w więzieniu NKWD na Łubiance, gdzie byli intensywnie przesłuchiwani i "przygotowywani" do pokazowego procesu. Ujawnili fakt istnienia organizacji "NIE", jej genezę i zadania. W preparowaniu "procesu" władzom sowieckim chodziło jedynie o szybkie przyznanie się oskarżonych do zarzucanych przewinień. J. Stalin wychodził bowiem ze słusznego założenia, że przywódcy zachodni nie będą dochodzili prawdy i zadowolą się przyznaniem się podsądnych do win, nie wnikając, czy jest to prawda, czy nie.
Proces rozpoczął się 18 czerwca. Odbywał się według wzorów sowieckich, które nie miały jakiegolwiek związku z rzeczywistym procesem sądowym w demokratycznym państwie. Był on zarazem jawnym pogwałceniem międzynarodowych umów, które nie uznają sądzenia władz państwowych jednego państwa przez organa sądowe innego państwa na mocy jego przepisów prawnych. Opierał się jedynie na przepisach umowy z 26 lipca 1944 r. pomiędzy PKWN a rządem ZSRR o pasie przyfrontowym i ochronie tyłów frontu oraz zaakceptowanej przez Rząd Tymczasowy uchwały z 22 lutego 1945 r. o pasie przyfrontowym. Sprawa jednego z polskich przywódców, socjalisty A. Pajdaka, została wyłączona z procesu z powodu ciężkiej choroby więźnia.
Sam proces wyglądał następująco: po przywiezieniu Polaków z Łubianki rozmieszczono ich na podium, w dwóch rzędach krzeseł. Przed więźniami, twarzą w twarz, stanęli strażnicy. W rękach trzymali karabiny z nastawionymi bagnetami. Na sali obecni byli m.in. urzędnicy ambasady amerykańskiej i brytyjskiej oraz dziennikarze. Sądowi przewodniczył gen. Wasilij Ulrich, pełniący funkcję przewodniczącego Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR. W latach 1936-1938 w tej samej sali przewodniczył on sądom, które skazywały masowo na śmierć tysiące starych bolszewików tępionych w wielkiej czystce Stalina. W składzie sądzącym znajdowali się też: gen. mjr Nikołaj Afanasjew, generalny prokurator wojskowy ZSRR i Roman Rudenko, który reprezentował potem ZSRR w procesie norymberskim.
[link widoczny dla zalogowanych]
Tacy ,,prawnicy'' reprezentowali radzieckich . I teraz nie wolno podwazac ich dzialan ! To kremlowska swolocz wymyslila ...
A jakie byly skutki takich ,,sadow'' ???
16 października 1946 Joachim von Ribbentrop został stracony przez powieszenie.
W pierwszej kolejnosci skasowali Ribbentropa bo wiadomo :
Zdjecie mowi samo za siebie Ribbentrop byl niebezpiecznym swiadkiem wiec go zlikwidowali ...
Wilhelm Keitel
Co on zrobil ???
Podpisał m.in. rozkazy dotyczące traktowania jeńców radzieckich oraz Rosjan na terenach okupowanych (6 czerwca 1941 roku podpisał tzw. Kommissarbefehl, czyli rozkaz rozstrzeliwania radzieckich komisarzy). 7 grudnia 1941 roku feldmarszałek Wilhelm Keitel podpisał specjalny dekret Adolfa Hitlera o nazwie Nacht und Nebel (pol. Noc i Mgła) nakazujący represje (aresztowania i umieszczania w obozach koncentracyjnych) członków opozycji antyhitlerowskiej działających w okupowanych państwach Europy Zachodniej – w wyniku akcji dokonano wymordowania ok. 7000 osób.
?????
Brzmi groznie . Ale miejcie swiadomosc ze takich jak on byly MASY !!!!
Ale jak to sie stalo ze podpisywal ?
w lutym 1938 został szefem Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (Oberkommando der Wehrmacht, OKW).
>>>>
Ano i sie wyjasnilo ! Siedzial w sztabie glownym i podpisywal co kazali ...
Jak na hitlerowca to slaba wina . Tam byli tacy co mordowali a nie tylko podpisywali . Koles wojne przesiedzial w sztabie ...
Ale zwram uwage w NACZELNYM !!!! Przez jego rece przechodzily najwazniejsze dokumenty ! I dlatego go radzieccy skasowali ! WIEDZIAL ZA DUZO ! Mogl zeznawac ! To mu wyciagneli te podpisy ! Dajcie mi czlowieka a paragraf sie znajdzie jak uczyl radzieckich Wyszynski ...
Alfred Jodl
W 1946 został osądzony przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze i skazany za udział w planowaniu wojny na karę śmierci.
>>>>>
Tu jeszcze lepszy odlot ! Za planowanie wojen powiesili ! Za samo planowanie ! Tak by mozna powiesic kazdego niemieckiego oficera bo kazdy robil to co wynikalo ze sluzby ...
A co robil Jodl :
Od sierpnia 1939 roku był szefem oddziału operacyjnego zarządu sztabu Wehrmachtu, a następnie szefem sztabu dowodzenia w Oberkommando der Wehrmacht. Od tego momentu był głównym autorem planów militarnych III Rzeszy, oraz bliskim doradcą Hitlera.
>>>>>
A wiec znal wszelkie tajemnice ! Zeby planowac trzeba miec orientacje o wszystkim ! Nie musze mowic jak byl grozny dla Stalina z taka wiedza !
Alfred Rosenberg (ur. 12 stycznia 1893 w Rewalu (obecnie Tallinn), Estonia, stracony 16 października 1946 w Norymberdze) –
w czerwcu 1941 Rosenberg, trochę niespodziewanie, został powołany przez Hitlera na stanowisko Ministra Rzeszy do spraw okupowanych Terytoriów Wschodnich (Reichministerium für die Besetzten Ostgebiete albo Ostministerium)
>>>>>
Twn to dopiero moglby opowiedziec co sie dzialo w k-raju Stalina - urodzony w Rosji znal rosyjski od dziecka . Stanowczo trzeba go bylo skasowac ...
Oczywiscie byli tez zbrodniarze ... Ci zreszta nie byli bynajmniej niewinnymi ... Tylko ze takich byla masa w Niemczech !
Ale widzicie tutaj o co chodzi . Radzieccy likwidowali swiadkow swoich zbrodni a teraz ONZ zabrania o tym mowic bo taka uchwale zglosili radzieccy !
DOSC TEGO ! ROZWIAZC ONZ I POWOLAC JAKAS NORMALNA OGRANIZACJE ! Co za dno ! Prawdy zabraniaja mowic !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 15:39, 23 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
65. rocznica śmierci gen. Leopolda Okulickiego
24 grudnia 1946 r. w moskiewskim więzieniu w niewyjaśnionych okolicznościach zmarł gen. Leopold Okulicki – uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, kampanii 1939 r. i Powstania Warszawskiego, ostatni Komendant Główny AK, skazany w tzw. procesie szesnastu.
Okoliczności śmierci gen. Okulickiego pozostają do dziś niejasne. Władze sowieckie utrzymywały, że zgon Okulickiego nastąpił w wyniku paraliżu i ataku serca. Nie można jednak wykluczyć, że Okulicki został zamordowany. W wigilię Bożego Narodzenia 1946 r. Adam Bień, inny skazaniec w „procesie szesnastu”, widział jak funkcjonariusze NKWD wyprowadzali Okulickiego z celi – możliwe, że na egzekucję. „Zazwyczaj skazańca brało pod ręce dwóch strażników, a trzeci zabijał go strzałem pistoletowym w tył głowy (...). Śmierć Okulickiego przypadła na okres akcji masowej likwidacji więźniów politycznych w ZSRR” - pisali Janusz Kurtyka i Jacek Pawłowicz („Generał Leopold Okulicki 1898-1946”).
Leopold Okulicki urodził się 12 listopada 1898 r. w Bratucicach koło Bochni.
W 1913 r. wstąpił do Związku Strzeleckiego, a dwa lata później do 3. Pułku Piechoty Legionów. Walczył m.in. w bitwie pod Kostiuchnówką (4-7 lipca 1916 r.).
Po kryzysie przysięgowym w lipcu 1917 r. został wcielony do armii austriackiej, z której uciekł w 1918 r. Został członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej (POW). 31 października 1918 r. brał udział w rozbrajaniu żołnierzy austriackich stacjonujących w Krakowie.
W listopadzie 1918 r. wstąpił do Wojska Polskiego. Po wybuchu polsko-ukraińskich walk o Lwów wałczył w składzie 4. Pułku Piechoty Legionów w okolicach Przemyśla oraz przełamywał ukraińską blokadę wokół Lwowa.
Od maja 1919 r. brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Uczestniczył w walkach m.in. w rejonie Wołkowyska, pod Lidą i Mołodecznem oraz w bitwie nad rzeką Berezyną. Był kilkakrotnie ranny. Za odwagę na froncie został odznaczony Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari i trzykrotnie Krzyżem Walecznych.
W latach 20. i 30. XX w. Okulicki poświęcił się pracy sztabowej. Od 1935 r. był członkiem Sztabu Głównego Wojska Polskiego, gdzie m.in. opracowywał plany wojny z ZSRS i Niemcami.
We wrześniu 1939 r. Okulicki pełnił obowiązki delegata Sztabu Naczelnego Wodza przy dowództwie obrony Warszawy. Nie tylko organizował zbrojny opór przeciw wojskom niemieckim, ale również brał bezpośredni udział w walkach o stolicę, za co został odznaczony Złotym Krzyżem Virtuti Militari.
Po kapitulacji Warszawy (27 września 1939 r.) wstąpił do konspiracyjnej Służby Zwycięstwu Polski, którą przemianowano później na Związek Walki Zbrojnej. Okulicki sprawował funkcję komendanta łódzkiego okręgu ZWZ, następnie – będąc komendantem ZWZ we Lwowie - organizował konspirację na terenach okupowanych przez ZSRS.
O ówczesnej działalności Okulickiego w ten sposób pisali Kurtyka i Pawłowicz: „Zadania, jakie postawiono przed Okulickim, sprowadzały się do stworzenia aparatu dowodzenia na całym terenie okupacji i rozbudowania go na poziomie okręgów, rozszerzenia, a właściwie stworzenia, sieci wywiadu, zorganizowania systemu łączności radiowej i kurierskiej z Warszawą”.
W nocy z 21 na 22 stycznia 1941 r. Okulicki został aresztowany przez NKWD. Przeszedł kilkumiesięczne, wyczerpujące śledztwo; NKWD bezskutecznie proponowało mu współpracę.
W sierpniu 1941 r., na mocy amnestii po podpisaniu układu Sikorski-Majski, Okulicki opuścił więzienie i wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych organizowanych w ZSRS. Od marca 1942 r. dowodził 7. Dywizją Piechoty, którą sformowano w Uzbekistanie. W sierpniu 1942 r. ewakuował się z ZSRS do Persji.
W lipcu 1943 r. wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie pracował w londyńskim Sztabie Naczelnego Wodza. W czasie pobytu na Wyspach Brytyjskich organizował polską konspirację; wziął udział w przeszkoleniu spadochronowym dla cichociemnych przygotowującym do przerzutu do Polski.
Okulicki został zrzucony do Polski w ramach operacji „Weller 29”, którą przeprowadzono w nocy z 21 na 22 maja 1944 r. Po przedostaniu się do okupowanej Warszawy rozpoczął działalność w strukturach Komendy Głównej AK. Był zwolennikiem objęcia Warszawy planem „Burza” i autorem planu odbicia stolicy z rąk niemieckich przed nadejściem wojsk sowieckich.
Podczas Powstania Warszawskiego, we wrześniu 1944 r. Okulicki objął obowiązki szefa sztabu KG AK. 1 października 1944 r., dzień przed kapitulacją powstania, nowy Naczelny Wódz gen. Tadeusz Bór-Komorowski mianował Okulickiego komendantem głównym AK.
Po klęsce powstania Okulicki trafił do obozu w Pruszkowie, skąd udało mu się przedostać w okolice Częstochowy i rozpocząć pracę nad rekonstrukcją struktur akowskich.
19 stycznia 1945 r. Okulicki wydał rozkaz o demobilizacji AK. „Polityka prowadzona przez Okulickiego (...) miała na celu uchronienie jak największej liczby żołnierzy AK przed przyszłymi represjami NKWD i zachowanie szkieletu organizacyjnego pod nową okupację” – pisali Kurtyka i Pawłowicz („Generał Leopold Okulicki 1898-1946”).
27 marca 1945 r. został podstępnie aresztowany przez NKWD w Pruszkowie, do którego przybył na pertraktacje z przedstawicielem dowództwa 1 Frontu Białoruskiego - gen. płk. Iwanowem (ps. Iwana Sierowa, szefa kontrwywiadu wojskowego SMIERSz). Wraz z Okulickim Sowieci aresztowali 15 innych przywódców Polskiego Państwa Podziemnego.
Zatrzymanych działaczy polskiego podziemia niepodległościowego przewieziono do moskiewskiego więzienia, a następnie, 21 czerwca 1945 r., osądzono w pokazowym procesie – tzw. procesie szesnastu - przed Kolegium Wojskowym Sądu Najwyższego ZSRR.
Gen. Okulicki został skazany na 10 lat więzienia; zmarł półtora roku po procesie, 24 grudnia 1946 r., na Łubiance w Moskwie.
>>>>
Takie sa potworme poacztki ONZ i relaizacji ich ,,zasad'' . Geneza ONZ jest plugawa skoro glownym zalozycielem byl Stalin - nie moze byc inaczej ...
Ale dla Polski to tylko chwała chwała i chwała ! Tak Polacy szli do nieba !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:48, 24 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Cytowska-Siegrist: polityka Roosevelta wobec Polski była niegodziwa
Prezydent Franklin D. Roosevelt ofiarował Związkowi Sowieckiemu polskie ziemie wschodnie za obietnicę, że ZSRS przystąpi do przyszłej ONZ i rozpocznie wojnę z Japonią - twierdzi dr Ewa Cytowska-Siegrist, autorka książki "Stany Zjednoczone i Polska 1939-1945".
- W obiegowej opinii istniało przekonanie, że Roosevelt był nieuczciwy wobec Polski, że ją skrzywdził. Moja książka daje temu przekonaniu podstawy merytoryczne - mówiła Cytowska-Siegrist podczas spotkania autorskiego w Warszawie.
Publikacja jest wynikiem wieloletnich badań prowadzonych przez autorkę, współpracowniczkę Instytutu Historii PAN, w archiwach amerykańskich. Opisuje m.in. takie sprawy, jak stosunek Roosevelta do sprawy Katynia, polskich granic wschodnich i powojennej przyszłości Polski.
Roosevelt miał wizję powojennego porządku światowego z udziałem Związku Sowieckiego i był przekonany, że stanie się on państwem demokratycznym. - Staram się udowodnić w mojej książce, że Roosevelt zrobił pewien "deal" ze Stalinem: ofiarował mu już w 1943 roku nasze ziemie wschodnie za obietnicę, że Związek Sowiecki przystąpi do przyszłej Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz rozpocznie wojnę z Japonią - powiedziała Cytowska-Siegrist. W jej opinii współpraca Roosevelta ze Stalinem była w stosunku do Polski niegodziwa i szkodziła polskim interesom.
Zwróciła także uwagę na przypadki ginięcia w Departamencie Stanu USA ważnych dla sprawy polskiej dokumentów polskich, brytyjskich i amerykańskich, m.in. w sprawie poszukiwań polskich oficerów, spośród których cześć odnaleziono w grobach katyńskich. Jak powiedziała badaczka, te zaginięcia były działaniami celowymi, jednak trudno zidentyfikować sprawców.
Oceniając premiera gen. Władysława Sikorskiego, który spotykał się z Rooseveltem, Cytowska-Siegrist powiedziała: "Nie był politykiem, lecz żołnierzem, walczącym »o wolność naszą i waszą« . Ciężko mu było przestawić się na tok myślenia +coś za coś+, a taka zasada obowiązuje w polityce". Przypomniała, że gdy ważyły się losy amerykańskiej pomocy wojskowej dla Związku Sowieckiego, rząd polski potwierdził, że w ZSRS panuje wolność religijna, co w dużej mierze przełamało niechęć społeczeństwa amerykańskiego do udzielenia takiej pomocy. - Nie dość, że polski rząd skłamał, to jeszcze nic w zamian nie otrzymał - zauważyła Cytowska-Siegrist.
Książkę "Stany Zjednoczone i Polska 1939-1945" opublikowało wydawnictwo Neriton.
....
Oczywiscie nie sa to sensacyjne nowosci . Ale wielu ludzi nie wie . Stad ma te ksiazke aby sie dowiedziec .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:09, 24 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Sojusz Churchilla ze Stalinem - biesiada na Kremlu
Wizyta brytyjskiego premiera Winstona Churchilla na Kremlu i jego rozmowy z Józefem Stalinem w 1942 roku nie szły dobrze, ale obaj liderzy scementowali antyhitlerowski sojusz nocną biesiadą w prywatnych apartamentach generalissimusa. Wiadomość o tamtym spotkaniu zawarta jest w odtajnionych dokumentach brytyjskiego Cabinet Office, czyli odpowiednika Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w Polsce.
"Trudno sobie wyobrazić większą okropność niż bankiet na Kremlu, ale chcąc nie chcąc trzeba to przetrzymać" - napisał w sprawozdaniu podsekretarz stanu w brytyjskim MSZ Alexander Cadogan, który towarzyszył Churchillowi podczas wizyty w Moskwie w sierpniu 1942 roku.
Pierwsze rozmowy Churchill-Stalin nie kleiły się. W końcu brytyjski premier poprosił Stalina o spotkanie w cztery oczy. Churchill stawił się na Kremlu o siódmej wieczorem i do pierwszej w nocy stamtąd nie wrócił. Cadogana zawezwano wówczas do apartamentów Stalina, ponieważ o czwartej nad ranem na premiera miał czekać samolot.
Cadogan zastał Churchilla, Stalina i ministra spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesława Mołotowa siedzących za stołem zastawionym wyszukanymi potrawami, wśród których było pieczone prosię. Było też mnóstwo butelek z alkoholem.
"Churchill, który narzekał na lekki ból głowy, postąpił mądrze, poprzestając na konsumpcji stosunkowo nieszkodliwego musującego kaukaskiego wina" - napisał w swym sprawozdaniu Cadogan. "Spotkanie było radosne jak dzwony weselne" - dodał dyplomata, który uznał zakończoną o trzeciej nad ranem rozmowę za duży sukces dyplomatyczny.
"Dwaj wielcy przywódcy nawiązali kontakt i znaleźli wspólną płaszczyznę. Z pewnością Winston był pod wrażeniem (Stalina - red.) i sądzę, że odczucie Stalina było podobne. Stworzono warunki, w których informacje wymieniane między nimi będą miały dodatkowy wymiar" - napisał Cadogan w konkluzji swego sprawozdania.
Z innego odtajnionego dokumentu wynika, że w 1948 roku Wielka Brytania była przeciwna wywoływaniu antykomunistycznego powstania w państwach Europy Środkowej i Wschodniej, którym ZSRR narzucił komunistyczne rządy. Amerykanie rozważali wywołanie takiego powstania, inspirując i finansując działające na Zachodzie grupy politycznych uchodźców. Brytyjczycy upatrywali w tym ryzyka wybuchu trzeciej wojny światowej.
Ówczesny rząd laburzystów doszedł do wniosku, że najlepszym sposobem powściągnięcia Amerykanów jest przekonanie ich do wspólnych działań mających na celu sabotaż i antykomunistyczną propagandę. W ten sposób w krajach podporządkowanych Moskwie dochodziłoby do napięć, a ZSRR zamiast zagranicznej ekspansji musiałby zajmować się problemami wewnętrznymi.
Ówczesny sekretarz Partii Pracy ds. stosunków międzynarodowych Denis Healey przekonał Hectora McNeila, sekretarza stanu w brytyjskim resorcie spraw zagranicznych, że nie należy antykomunistów w Europie Środkowej i Wschodniej utrzymywać w przeświadczeniu, iż Zachód im pomoże.
Moskwa najprawdopodobniej wiedziała o tych rozdźwiękach między Waszyngtonem a Londynem, ponieważ prywatnym sekretarzem McNeila był podwójny agent Guy Burgess, członek szpiegowskiej siatki zwanej "piątką z Cambridge".
Komórki zachodnich służb wywiadowczych w Polsce i innych krajach obozu komunistycznego zostały zlikwidowane w latach 40., a ich członków skazano w pokazowych procesach.
Inne odtajnione akta rzucające ciekawe światło na drugą wojnę światową dotyczą m.in. przekupienia hiszpańskich generałów, by skłonić Hiszpanię do zachowania neutralności w konflikcie z Hitlerem, planów zamachów na wysoko postawionych funkcjonariuszy III Rzeszy w przededniu inwazji na Normandię oraz aresztowania w Madrycie wysoko postawionego funkcjonariusza brytyjskiego wywiadu w przebraniu kobiecym.
Brytyjskie służby wywiadowcze miały też na podsłuchu telefon Edwarda VIII na krótko przed jego abdykacją w grudniu 1936 roku. Działały także w USA z myślą o przeciwstawieniu się tendencjom izolacjonistycznym i propagandzie proniemieckiej, ponieważ w interesie Wielkiej Brytanii było przystąpienie przez USA do wojny przeciw Niemcom.
>>>>
Jak widzicie Brytyjczycy NIE BYLI BYNAJMNIEJ NAIWNI CZY NIEDOINFORMOWANI co do Kremla ! Zreszta majac mnostwo Polakow to bylo niemozliwe . Ich polityka byla po prostu strachliwa . Bali sie Hitlera straszliwie ! Stad godzili sie niemal na wszstko dla Stalina .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:32, 03 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Przemysław Henzel | Onet
Caddick-Adams: Polska została zdradzona w haniebny sposób
- Polacy walczący o Monte Cassino pokazali, że są najlepszymi wojownikami spośród wszystkich armii alianckich. Niemcy po tej bitwie zaczęli bać się Polaków. Z kolei Stalin na wieść o polskim zwycięstwie wpadł w furię, bo wiedział, że ten triumf podniesie ducha Polaków i zaprzeczy kłamstwom sowieckiej propagandy - mówi Peter Caddick Adams, autor książki "Monte Cassino. Piekło dziesięciu armii". Brytyjski historyk podkreśla, że pomimo ogromnej daniny krwi polskich żołnierzy, mocarstwa zachodnie haniebnie zdradziły Polaków. - Jestem rozgoryczony z powodu tego, jak Wielka Brytania potraktowała was po wojnie. To był wynik polityki lewicowego rządu Clementa Attlee'ego, który zastąpił Winstona Churchilla na stanowisku premiera - dodaje w rozmowie z Onetem.
Książka "Monte Cassino. Dziesięć armii, jedno zwycięstwo" ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Znak. Brytyjski historyk Peter Caddick-Adams opisuje w niej działania wojenne prowadzone przez aliantów, które po pięciu miesiącach zaciekłych walk doprowadziły do zdobycia strategicznie położonego klasztoru i otworzyły im drogę na Rzym. Kluczowe znaczenie dla zwycięstwa nad wojskami III Rzeszy w tej bitwie miał udział 2. Korpusu Polskiego pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Caddick-Adams w rozmowie z Onetem podkreśla, że Polacy, znajdujący się w tragicznej sytuacji geopolitycznej, walczyli pod Monte Cassino o wolność swojego kraju, o prawo do istnienia Ojczyzny. Polskie zwycięstwo, które przypieczętowało klęskę Włoch i Niemiec w II wojnie światowej, nie zapobiegło jednak "zachodniej zdradzie", czyli oddania Polski w ręce Józefa Stalina.
Z Peterem Caddickiem-Adamsem rozmawia Przemysław Henzel.
Bitwa o Monte Cassino przesądziła o losie Włoch i przypieczętowała upadek III Rzeszy. Zacięta bitwa o ten strategiczny punkt, w której udział brali żołnierze 10 państw, trwała ponad pięć miesięcy. Który moment bitwy zdecydował ostatecznie o klęsce Niemców?
Niewątpliwie było to zdobycie samego klasztoru, co nastąpiło 18 maja 1944 r.. Klasztor stał się symbolem niemieckiej obrony w czasie II wojny światowej we Włoszech. Jego zdobycie przez polskich żołnierzy miało ogromne znaczenie dla Wielkiej Brytanii i Francji, jako że kraje te, jako pierwsze, 3 września 1939 roku wypowiedziały wojnę Niemcom. Ta operacja wojskowa pokazała wszystkim, że Polska potrafi walczyć i wygrywać dla samej siebie, a polska armia dorównuje armii niemieckiej. To była ważna wiadomość dla polskiego rządu na uchodźstwie i Polaków rozsianych po całym świecie.
Niemcy stanowili zaporę nie do przejścia dla innych armii. Dlaczego zadanie zdobycia Monte Cassino powierzono właśnie Polakom?
Aliantom w ciągu pierwszych miesięcy walk nie udało się zdobyć klasztoru. Oddziały z Francji, Wielkiej Brytanii, Indii, Nowej Zelandii i Stanów Zjednoczonych nie zrealizowały tego celu z różnych powodów. Generał Harold Alexander, Naczelny Dowódca Sił Sojuszniczych w basenie Morza Śródziemnego, widział już wcześniej polskich żołnierzy w akcji i wiedział, że były to prawdopodobnie najtwardsze oddziały walczące po stronie aliantów; jeśli ktokolwiek mógł zdobyć klasztor, to byli to właśnie Polacy
Bitwa o Monte Cassino była bardzo bardzo ryzykowna dla polskich sił zbrojnych. Zacięte walki groziły przecież unicestwieniem 2. Korpusu, co byłoby na rękę zarówno Niemcom, jak i Związkowi Radzieckiemu.
To prawda, ryzyko dla Polaków było ogromne. Gen. Władysław Anders miał pełną świadomość, że ewentualna zagłada 2. Korpusu pasowałaby zarówno Hitlerowi, jak i Stalinowi. Ale generał był dzielnym żołnierzem, a decyzja dotyczącą przyjęcia tego zadania zajęła mu tylko kilka sekund, bo wiedział, że zdobycie Monte Cassino będzie zauważone na całym świecie jako ogromny triumf Polski. I tak w rzeczy samej się stało - gazety odnotowały zajecie klasztoru jako zwycięstwo Polaków, a nie aliantów.
Do gen. Andersa z wnioskiem o wzięcie udziału w IV bitwie o Monte Cassino alianci zwrócili się w marcu 1944 roku. "Uświadomiłem sobie, jak ważne będzie zdobycie Monte Cassino dla (...) Polski, ponieważ raz na zawsze stanowić będzie odpowiedź na wszystkie sowieckie kłamstwa, że Polacy nie chcieli walczyć z Niemcami. Zwycięstwo doda ruchowi oporu w Polsce nowej odwagi i okryje polskie siły zbrojne chwałą". Czy zwycięstwo w tej bitwie mogło zaprzeczyć kłamliwej propagandzie sowieckiej na temat Polski, która nasilała się w ostatnich dwóch latach wojny?
W dniu 14 kwietnia 1943 r. Niemcy poinformowali świat o odkryciu miejsca zbrodni w Katyniu, gdzie bandyci na usługach Stalina wymordowali polskich oficerów, urzędników i intelektualistów. Kierownictwo Związku Radzieckiego odrzuciło te doniesienia, twierdząc, że jest to niemiecka propaganda. Gen. Anders wiedział jednak, że ponad 20 tysięcy Polaków zostało uznanych za "zaginionych" i był pewien, że stało się to za sprawą Sowietów. On sam był torturowany przez NKWD podczas pobytu w więzieniu Moskwie; wiedział, że Polska musi być ważnym sojusznikiem państw Zachodu, by móc ostrzec Churchilla i Roosevelta przed prawdziwymi zamiarami Stalina, a dla Polski wywalczyć prawo, by po wojnie była traktowana z należnym jej szacunkiem.
Jak wyglądała koordynacja działań pomiędzy wszystkimi jednostkami biorącymi udział w bitwie? Warunki geograficzne terenu sprzyjały obrońcom, a dla atakujących stanowiły ogromną trudność, której nie rekompensowała nawet przewaga technologiczna.
Czwarta bitwa o Monte Cassino była, w pewien sposób, bitwą liczb i logistyki. Niemcom kończyło się zaopatrzenie, nie mogli także liczyć na posiłki, bo Hitler całą swoją uwagę poświęcał rozwojowi wydarzeń na froncie wschodnim. Alianci mieli za to mnóstwo wojennego materiału, ale, niezależnie od warunków pogodowych, brakowało im żołnierzy, co było kluczowym powodem niepowodzeń w walkach przeciwko Niemcom w poprzednich miesiącach.
Co zdecydowało o zwycięstwie Polaków o Monte Cassino? Który moment tej bitwy był najważniejszy w sensie wojskowym?
Myślę, że Polacy byli w stanie lepiej zrozumieć Niemców, dzięki czemu mogli rozgryźć ich sposób walki, taktykę, poza tym znali także ich język. Warto podkreślić także, że Polacy walczyli honorowo - nienawidzili Niemców, ale jednak brali jeńców do niewoli. Francuzi i Hindusi, uzbrojeni w maczety, nieraz dekapitowali albo okaleczali niemieckich jeńców. A to, w jaki sposób walczy się na wojnie, pokazuje także, jakim jest się narodem. Ironią tej bitwy było to, że Polacy, głęboko wierzący katolicy, prowadzili zaciętą walkę o górską drogę prowadzącą do klasztoru świętego Benedykta.
Czy zwycięstwo należy przypisać także duchowi bojowemu Polaków, którzy byli najciężej doświadczeni przez wojnę i podwójną okupację Niemiec i ZSRR?
Bez wątpienia! Opowieści o polskich cierpieniach na Syberii i wędrówka Polaków, którzy opuścili łagry, do wolności w Iranie, albo walki żołnierzy z Brygady Karpackiej prowadzone na afrykańskiej pustyni nie są niestety zbyt dobrze znane w Wielkiej Brytanii i dlatego starałem się do tego odnieść także w mojej książce. Jeden z polskich weteranów opowiedział mi o duchu Polaków walczących o Monte Cassino. Gdy jego oddziałowi zabrakło amunicji, żołnierze zaczęli rzucać kamieniami w Niemców, śpiewając polskie pieśni narodowe, aż do chwili, gdy dotarło do nich zaopatrzenie. Takie męstwo zadziwiło nawet elitę niemieckich spadochroniarzy. W przeciwieństwie do Brytyjczyków, Kanadyjczyków czy Amerykanów, Polacy walczyli o wolność swojego kraju, o prawo do istnienia Ojczyzny. To dawało im tę niezwykłą wolę walki, którą podziwiali inni alianci.
Jakie znaczenie dla zmagań wojennych mieli dowódcy - gen. Harold Alexander i gen. Albert Kesselring?
Gen. Alexander był bardzo miłym człowiekiem, ale w moim odczuciu była bardziej dyplomatą, a nie typem twardego generała, był jednak niezbędny do utrzymania jedności sił koalicji. Kesselring był za to bezwzględnym zabójcą, bardzo zdolnym i przebiegłym. Jeśli chodzi o innych alianckich dowódców, to gen. Oliver Leese, z 8. Armii Brytyjskiej, był zaledwie cieniem gen. Montgomery'ego, gen. Mark Clark z 5. Armii amerykańskiej miał obsesję na punkcie własnego wizerunku, podczas gdy gen. Bernard Freyberg z Nowej Zelandii zapomniał o strategicznym celu, koncentrując się na zniszczeniu sił niemieckich spadochroniarzy, którzy pokonali go na Krecie w 1941 roku.
Jak ocenia Pan rolę generała Andersa?
Generał Anders w 1944 roku pełnił dwie role. Po pierwsze, po tragicznej śmierci gen. Władysława Sikorskiego, którego samolot rozbił się 4 lipca 1943 w Gibraltarze, gen. Anders stał się ojcem wszystkich Polaków na emigracji. Po drugie, miał dowodzić polskimi siłami zbrojnymi w boju o Monte Cassino, a później przewodzić Polakom na uchodźstwie. Generał został zapamiętany, jako człowiek zapewniający swoim ludziom wielkie duchowe wsparcie, a także jako wielki przywódca wojskowy.
Jakie były wojskowe konsekwencje zwycięstwa Polaków pod Monte Cassino?
Gen. Alexander po bitwie nie mógł wyjść z podziwu dla Polaków, bo przekonał się, że to oni byli najlepszymi wojownikami spośród wszystkich armii alianckich. Z kolei Stalin, na wieść o polskim zwycięstwie, wpadł w furię, bo wiedział, że ten triumf podniesie ducha Polaków, których kraj chciał sobie podporządkować. Jeśli chodzi o Niemców, to zaczęli oni bać się Polaków, bo ci pokazali się w walce od najlepszej, profesjonalnej, strony.
Czy Polacy mogli liczyć na wykorzystanie swojego zwycięstwa w sensie politycznym? Wysłano ich do walki, gdy los ich ojczyzny decydował się podczas konferencji z udziałem tzw. Wielkiej Trójki. Czy zwycięstwo pod Monte Cassino stwarzało możliwość zmiany stanowiska aliantów odnośnie losów Polski?
Decyzje polityczne, które w swej istocie służyły zdradzeniu Polski, zostały niestety już podjęte. Generał Anders miał nadzieję, że będzie mógł wpłynąć na strategię aliantów. Gen. Alexander, zachował się bardzo lojalnie wobec gen. Andersa i w czasie konferencji w Jałcie w lutym 1945 roku potwierdził, że Polska dostanie się pod radziecką dominację. Poinformował o tym Andersa osobiście, udając się do jego kwatery. Przeprosił, i, jak się wydawało, dzielił smutek Andersa, gdy polscy oficerowie wybuchli płaczem na wieść o jałtańskiej zdradzie.
Ogromna ofiara krwi złożona przez polskich żołnierzy pod Monte Cassino nie zapobiegła "zachodniej zdradzie" czyli oddania Polski w ręce Stalina. Czy alianci zachodni brali pod uwagę wkład Polski w działania zbrojne w trakcie II wojny światowej, podejmując decyzje polityczne?
Niestety nie. Wiele decyzji zostało już podjętych w Teheranie w 1943 roku, podczas konferencji z udziałem z udziałem Churchilla, Roosevelta i Stalina. Musimy pamiętać, że od lipca 1944 Stalin kontrolował Wojsko Polskie, które miało wziąć udział w inwazji na wschodnią część Niemiec, wraz z oddziałami Armii Czerwonej. Alianci uważali, że wspieranie tylko samego Andersa byłoby, w pewien sposób, odmawianiem Wojsku Polskiemu jego dokonań na froncie. Oznaczało to, że, do pewnego stopnia, Stalin był w stanie manipulować strategią aliantów zachodnich. Churchill, w ostatniej fazie wojny, próbował doprowadzić do pewnego odwrócenia decyzji podjętych podczas konferencji w Jałcie, ale jego sojusznik Roosevelt zmarł w kwietniu 1945 roku, a on sam został zastąpiony na stanowisku premiera po wyborach w lipcu 1945 roku. W kręgach brytyjskich i amerykańskich toczyła się wielka debata, dotycząca powojennych losów Polski, ale wielu urzędników brytyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych miało poglądy lewicowe i prokomunistyczne, działali tam także szpiedzy w rodzaju Guya Burgessa, Donalda Macleana i Kima Philby'ego; ci ludzie cieszyli się na samą myśl o tym, że kontrolę nad większością terytoriów na południu i wschodzie Europy będą sprawować komuniści.
Władze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii zawiodły Polaków, oddając ich ojczyznę w ręce Stalina. Również los polskich żołnierzy walczących pod brytyjskim dowództwem, którzy po wojnie osiedlili się w Wielkiej Brytanii, nie był łatwy. Dlaczego brytyjskie władze traktowały Polaków w taki sposób?
Ja sam byłem niemile zaskoczony postawą Brytyjczyków wobec polskich sojuszników po zakończeniu wojny. Z badań, jakie przeprowadziłem, wynika, że odpowiedź na to pytanie tkwiła w haniebnej polityce lewicowego rządu Clementa Attlee'ego, który w lipcu 1945 roku zastąpił Winstona Churchilla na stanowisku premiera. Attlee, a także bardzo lewicowe brytyjskie związki zawodowe, początkowo uważały Stalina za wybitnego człowieka i posłusznie podążały za sowieckimi kłamstw na temat Polski i Polaków. To było haniebne i niewybaczalne. Szczególnie absurdalna była praktyka komunistycznych związków zawodowych, których władze w latach 1945-1950 instruowały swoich członków, by ci traktowali Polaków osiadłych w Wielkiej Brytanii jako "neofaszystów", którzy kradną miejsca pracy Brytyjczykom. To była swoista "logika" polegająca na automatycznym utożsamianiu osób o poglądach antykomunistycznych z sympatykami faszyzmu.
Jeszcze w 1978 roku brytyjski rząd Partii Pracy odmawiał uznania odpowiedzialności Sowietów za zbrodnię katyńską i odmówił udziału swoich przedstawicieli w odsłonięciu pomnika Ofiar Katynia w Londynie. Sytuację tę zmieniło dopiero wyborcze zwycięstwo Partii Konserwatywnej i objęcie urzędu premiera przez Margaret Thatcher w 1979 roku. Brytyjczycy zapomnieli już jednak o wkładzie Polaków w rozszyfrowanie tajemnic kodu Enigmy, czy o udziale polskich pilotów w bitwie o Anglię. Dopiero w ostatnich latach Wielka Brytania odkrywa, jak istotny wkład wniosła Polska w zwycięstwo aliantów w II wojnie światowej. Ja, osobiście, jestem rozgoryczony z powodu tego, jak potraktowaliśmy was po wojnie. Niestety, Wielka Brytania znów wykazuje oznaki tego samego geostrategicznego "osłabienia " lub "zaprzeczenia", odmawiając uznania inwazji Rosjan na Ukrainę za otwartą agresję. Mam nadzieję, że tym razem będziemy w stanie dokonać zadośćuczynienia i okażemy Polsce mocne wsparcie w konflikcie z Rosją, by uniemożliwić Putinowi realizację jego planów.
Pod Monte Cassino pod dowództwem gen. Alexandra walczyli żołnierze aż 26 narodowości. Jakie ma to odniesienie do tworzonych obecnie międzynarodowych koalicji wojskowych, które uczestniczą teraz w działaniach zbrojnych np. w Afganistanie?
We współczesnych operacjach wojskowych, takich jak te w byłej Jugosławii, Iraku i Afganistanie, średnia liczba partnerów koalicyjnych służących razem w jednym czasie wynosiła 22. Jako oficjalny historyk NATO na Bałkanach i naoczny świadek operacji zbrojnych sił koalicyjnych w Iraku i Afganistanie, gdzie miałem zaszczyt służyć u boku polskich żołnierzy, wiem jak trudno jest pogodzić różne "narodowe" potrzeby takich koalicji, podczas walki przeciwko wspólnemu wrogowi. Dlatego też odnajduję wiele podobieństw pomiędzy sytuacją we Włoszech w latach 1944-1945, a współcześnie prowadzonymi operacjami zbrojnymi.
>>>
Takie to bylo wyzwolenie ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:29, 05 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Mateusz Zimmerman | Onet
Gwałt w czasach Wielkiej Krucjaty. Ciemna strona wyzwolenia
Przez lata o tym nie mówiono: armia, która przyniosła Francji wolność od władzy nazistów, zachowywała się momentami nie jak wyzwoliciele, lecz jak zdobywcy. W sferze seksu także.
W przeddzień inwazji w Normandii każdy amerykański żołnierz otrzymał kopię odezwy swojego głównodowodzącego. Generał Dwight Eisenhower pisał: "Przystępujecie do Wielkiej Krucjaty, do której szykowaliście się przez wiele miesięcy. Oczy świata zwrócone są na was. Prośmy wszyscy Wszechmogącego, aby pobłogosławił temu wielkiemu i szlachetnemu przedsięwzięciu".
Latem 1944 r. doszło w istocie do dwóch inwazji: najpierw na północy, potem na południu. We Francji znalazły się dwa miliony alianckich żołnierzy, w większości Amerykanów. Sprzymierzeni posuwali się z opóźnieniami, ale i tak w ciągu paru miesięcy praktycznie całe siły niemieckie zostały zepchnięte na tzw. linię Zygfryda. Francja była wolna – ale szybko się okazało, że relacje między wyzwolonymi a wyzwolicielami są dalekie od idylli.
Po pierwsze: wolność dotkliwsza niż okupacja
Paradoksem "Wielkiej Krucjaty" było to, że wielu Francuzów odczuło ją bardziej dotkliwie niż samą niemiecką okupację. Ponad 30 tys. francuskich cywilów zginęło w wyniku zarówno alianckich bombardowań przed samą inwazją, jak i już podczas działań na lądzie.
Z czasem front zaczął się oddalać od wybrzeża, ale żołnierzy wojsk inwazyjnych ciągle przybywało. Stopniowo zaczęto odnotowywać w Normandii coraz więcej przypadków gwałtów – miejscowe kobiety zgłaszały setki takich zdarzeń. W aktach zachowały się tylko imiona i inicjały ofiar. I tak np. na początku sierpnia 1944 r. trzech Amerykanów zgwałciło niejaką Germaine O., a jeden ze sprawców uczestniczył wkrótce również w gwałcie na Catherine M. Kwiaciarkę z Cherbourga zgwałciło czterech czarnoskórych żołnierzy.
Gdyby polegać na szacunkach armii amerykańskiej, trzeba by było uznać te przypadki za margines. Ale zliczano tylko te, które znalazły finał w postaci oskarżenia przed sądem wojskowym. I tak w sierpniu i wrześniu 1944 r. dwie amerykańskie armie stacjonujące we Francji odnotowały: 47 rabunków, 21 morderstw, 18 napadów i 67 gwałtów oraz usiłowań gwałtów. Do lipca 1945 r. amerykańskie władze wojskowe odnotowały 169 gwałtów. Nieznacznie wyższej liczby doliczyli się wojskowi śledczy – prawdopodobnie dlatego, że kilka gwałtów zbiorowych kwalifikowali jako osobne zdarzenia.
Ale te liczby prawdopodobnie nic nie mówią o skali zjawiska. Z ujawnionych już w XXI wieku danych lokalnych wynika, że w samym tylko departamencie Manche (w tzw. Dolnej Normandii) doszło w tym czasie do ponad 200 gwałtów. Z szacunków amerykańskiego socjologa i kryminologa J. Roberta Lilly (zamieszczonych kilka lat temu w książce "Taken by Force: Rape and American GIs in Europe During WWII") wynika, że w latach działań w Europie (1942-45) amerykańscy żołnierze dopuścili się ok. 14 tys. gwałtów, z czego ok. 3,5 tys. przypadło na rok ich walk i stacjonowania we Francji (1944-45).
Po drugie: złe czyny bez złych proporcji
Jak pisze Norman Davies, "żołnierze wszystkich armii popełniają gwałty. I każda armia niechętnie się do tego przyznaje". Zjawisko, które kładzie się cieniem na legendzie wyzwolenia Francji, musimy widzieć we właściwych proporcjach.
Podczas sześciotygodniowej rzezi Nankinu na przełomie 1937 i 1938 r. żołnierze japońscy dokonali 20-80 tys. gwałtów, w dodatku bestialsko przy tym mordując kilkaset tysięcy ludzi. Żołnierze z Maroka walczący pod francuską flagą tylko w 1944 r. we Włoszech zgwałcili ok. 7 tys. kobiet. Trudno zliczyć gwałty dokonywane przez żołnierzy Wehrmachtu na podbijanych przez nich terenach – "rasowa czystość", która miała zabraniać kontaktów seksualnych ze Słowiankami czy Żydówkami, w warunkach wojennych okazywała się pustym hasłem.
Poza jakąkolwiek skalą pozostaje marsz Armii Czerwonej w głąb Niemiec i późniejsza okupacja tego kraju – brutalny gwałt, indywidualny i zbiorowy, był dla niemieckich kobiet nie tyle zagrożeniem, co doświadczeniem powszechnym. Ofiarą padło według różnych szacunków od kilkuset tysięcy do dwóch milionów Niemek.
Kolejny paradoks polegał więc na tym, że gwałtów we Francji było dużo więcej niż armia amerykańska kiedykolwiek chciała przyznać. A jednocześnie ta armia zachowywała się statystycznie… bardziej poprawnie niż inne. Dla francuskich kobiet, które stawały się ofiarami, nie było to jednakowoż żadne pocieszenie.
Po trzecie: obietnica seksualnego spełnienia
Tuż przed poprzednią rocznicą inwazji w Normandii amerykańska badaczka Mary Louise Roberts wydała książkę "What Soldiers Do: Sex and the American GI in World War II France". Na uwagę zasługuje jedna głównych tez tej książki: żołnierze wojsk inwazyjnych zachowywali się we Francji jak seksualni zdobywcy, bo… tego nauczyła ich armia.
Roberts przekonuje, że oficjalnie żołnierzy motywowano właśnie tak, jak to robił generał Eisenhower: mieli być "rycerzami dobra w walce ze złem", wyzwolić Europę spod buta hitlerowskiej tyranii. Jednak bardziej dyskretna propaganda wojenna kusiła ich wizją erotycznej przygody. Już w 1945 r. (parę miesięcy po zakończeniu wojny) korespondent magazynu "Life" pisał, że w głowach żołnierzy utrwalano wizerunek Francji jako "40-milionowego domu uciech, którego mieszkańcy przez cały dzień jedzą, piją i uprawiają seks".
Wojenna gazeta "Stars and Stripes" publikowała przydatne "rozmówki" dla walczących w Europie. "Die Waffen niederlegen! Hände hoch!" – tyle żołnierze musieli rozumieć po niemiecku. Ale po francusku uczono ich nieco innych zwrotów: "Masz piękne oczy", "Masz męża?". "Rodzice są w domu?". Prostych żołnierzy przekonywano, że gdy już przegonią Niemców, Francuzki powitają ich z otwartymi ramionami i na tym bynajmniej nie poprzestaną.
Żołnierze, którzy np. w sierpniu 1944 r. przedefilowali przez wyzwolony Paryż, mieli prawo w taką bajkę uwierzyć. "Jeszcze nigdy w życiu nie miałem policzków tak ubrudzonych szminką!" – zanotował jeden. Na Petit Palais pojawił się wielki znak informujący o tym, gdzie amerykańscy żołnierze mogą zdobyć prezerwatywy. W Pigalle prostytutki obsługiwały ponoć 10 tys. klientów dziennie.
Ale tak rozumiana "nagroda" za wojenny trud mogła spotkać nielicznych. Na ogół miejscowi okazywali wdzięczność za wyzwolenie kraju, ale robili to "tylko" w granicach rozsądku. Jak to ujął pewien paryżanin, nikt nie zamierzał "na widok Amerykanów czynić znaku krzyża – a cóż dopiero mówić o oddawaniu im własnych córek jako towarzyszek uciech?".
Mieszkańcy wielu francuskich miast i miasteczek z konsternacją wspominali, że przed wojną amerykański turysta, który szukał kobiety, pytał o właściwą dzielnicę. Teraz żołnierze nagabywali na ulicach "wszystko, co nosiło spódnicę" – w tym żony idące z mężami i matki spacerujące z dziećmi. Mieszkaniec Cherbourga zanotował: "Gdy byli tu Niemcy, musieli się chować mężczyźni. Kiedy przyszli Amerykanie, musieliśmy ukrywać kobiety".
Po czwarte: armia nie sprzyja, armia pobłaża
Prawdopodobnie za ok. trzy czwarte wszystkich gwałtów we Francji odpowiadali żołnierze nie jednostek frontowych, ale oddziałów pomocniczych. W pewnym sensie uprawnione jest twierdzenie, że jedni żołnierze w walce o wyzwolenie Francji narażali swoje życie na froncie, a inni psuli ich reputację na tyłach.
Dowództwo Wolnych Francuzów wysłało skargę do Eisenhowera – ten wydał odpowiednie rozkazy, polecił nie lekceważyć, przykładnie karać itd. Ale jeśli wierzyć wspomnianym amerykańskim badaczom: za gwałty karano głównie w celu utrzymania dyscypliny wśród własnych oddziałów, a nie dla odstraszania potencjalnych sprawców czy zadośćuczynienia poszkodowanym.
Oficjalne statystyki były zaniżone także dlatego, że pokrzywdzone kobiety często rezygnowały z wnoszenia zarzutów – były świadome, że zwierzchnicy sprawcy na ogół będą skłonni raczej tuszować sprawę niż zidentyfikować i ukarać winnego. W praktyce amerykańska armia nie zrobiła wiele, aby falę gwałtów na Francuzkach powstrzymać. Czy mogła coś zrobić?
Nieoficjalnie miejscowe władze namawiały dowódców, aby ci zezwolili na otwieranie domów publicznych przy jednostkach. W ten sposób można by było przynajmniej spróbować "zarządzać" napięciem seksualnym żołnierzy i ci mieliby mniejszą skłonność, by posuwać się do gwałtów. Poza tym zapobieganie chorobom wenerycznym i ich leczenie spadłoby na amerykańskich lekarzy wojskowych. Ale tego Amerykanie nigdy nie zrobili – obawiali się, że gdyby "polityka rozwiązłości" została oficjalnie uhonorowana, byłby to cios dla wizerunku armii.
Po piąte: czarnoskórzy nie walczą, ale gwałcą
Oficjalne statystyki armii wskazywały na zastanawiającą prawidłowość. Spośród ponad 150 amerykańskich żołnierzy w jakikolwiek sposób ukaranych za gwałt ok. 130 stanowili czarnoskórzy. Karano ich też surowiej: spośród 29 rozstrzelanych za to przestępstwo (skazywano też na powieszenie, ale i na ciężkie roboty) 25 to byli Afroamerykanie.
Mary Louise Roberts twierdzi, że amerykańska armia – podczas II wojny światowej ciągle przecież zdominowana przez segregację rasową – szukała w ten sposób kozłów ofiarnych. Gwałt na miejscowych miał się kojarzyć właśnie jako przestępstwo rasowe, a lokalne francuskie władze po cichu miały na to przyzwalać.
Ta praktyka wydaje się jeszcze bardziej haniebna w innym kontekście: czarnoskórzy w amerykańskiej armii mogli służyć praktycznie tylko w jednostkach transportowych lub pomocniczych. Poza pojedynczymi oddziałami właściwie nie mieli żadnych szans na wzięcie udziału w wojnie z bronią w ręku. Nierzadko amerykańskie wojsko traktowało lepiej niemieckich lub włoskich jeńców wojennych niż czarnoskórych szoferów czy mechaników we własnych szeregach.
O ile wojenną hańbę związaną z gwałtami czarnoskórym łatwo można było przypisać, o tyle wojennej chwały nikt nie chciał z nimi dzielić.
Po szóste: jestem Amerykaninem i robię, co mi się podoba
Cytowany już reporter "Life" pisał, że żołnierze czasem eksportowali do Europy rodzimą demokrację w specyficznym wydaniu: "Jestem Amerykaninem i mogę robić, co mi się podoba". I robili. Ciągle domagali się alkoholu, robili dużo hałasu, jeździli po nocach dżipami willysa – ale przede wszystkim wspominano ich seksualną obsesję.
W Reims czy Rouen skarżono się na "bandytów w mundurach", którzy wdzierali się nocami do domów, czasem z bronią w ręku, aby "zabawić się z paniami". W Paryżu napaści, strzelaniny i bójki stały się tak częste, że władze rozważały wprowadzenie godziny policyjnej. Sama stolica Francji zaczęła być określana mianem: lean, mean sex machine – była stałym miejscem wycieczek podczas przepustek, a kiedy żołnierz trafiał do takiego miasta na 48 godzin, to raczej nie po to, by odwiedzić Luwr.
Najgorzej było w Hawrze, który w 1945 r. stał się portem dla amerykańskich jednostek opuszczających kontynent. Burmistrz Hawru pisał do dowodzącego w regionie pułkownika, że mieszkańcy miasta nie mogą iść do parku ani na cmentarz, bo gdziekolwiek obrócić głowę – wszędzie widać amerykańskiego żołnierza, który zabawia się z prostytutką.
Pół biedy, gdy chodziło o seks za obopólną zgodą. Mieszkańcy miasta musieli organizować drużyny uzbrojonej samoobrony, które miały przychodzić z pomocą napastowanym kobietom.
Po siódme: kto ratuje księżniczkę Mariannę…
"Spodziewaliśmy się przyjaciół. Przyjechali dumni aroganci, zachowujący się jak zdobywcy" – mówił pewien Francuz o amerykańskich żołnierzach. To, jak "zdobywcy" traktowali francuskie kobiety, idealnie łączyło się z ich stosunkiem do francuskich mężczyzn. Kompleksy działały tu w obie strony.
Dla wielu Francuzów okupacja niemiecka nie była dramatem. Ci zaś, którzy z nią walczyli, mieli bolesną świadomość, że bez Amerykanów wyzwolenia by nie było. A ci nie pozwalali im o tym zapomnieć. Często dochodziło do sytuacji, w której żołnierz w mundurze Wolnych Francuzów był wyrzucany z baru w swoim rodzinnym mieście, bo tam akurat świetnie się bawili amerykańscy żołnierze. Czy sojusznicy musieli tak traktować sojuszników? Armia Stanów Zjednoczonych nie zrobiła wiele, by zadbać o ocieplenie tych relacji.
Dla porównania: gdy siłom amerykańskim przyszło korzystać z gościny Brytyjczyków, dołożono starań, aby żołnierze poznali gospodarzy i ich zwyczaje. Odwiedzali angielskie domy i jedli posiłki z miejscowymi, testowano też program wymiany oficerów między dwiema armiami. Anglicy w Afryce i we Włoszech dali się też poznać jako odważni żołnierze i godni zaufania towarzysze broni.
"Jeszcze nigdy w życiu nie miałem policzków tak ubrudzonych szminką!" – notował jeden z amerykańskich żołnierzy
Amerykanie nauczyli się też szacunku do Niemców – tych bowiem poznali jako twardych, nieustępliwych i dobrze wyszkolonych przeciwników. Do Francuzów mieli za to stosunek w najlepszym razie pobłażliwy, a nierzadko pogardliwy.
Wielu z nich wiedziało o Francji niewiele ponad to, że parę lat wcześniej błyskawicznie padła pod niemieckim naporem. Żartowano, że podbój zajął Niemcom trzy dni, a i to tylko dlatego, że się rozpadało. Krążyły inne lekceważące dowcipy: – Ilu Francuzów potrzeba, żeby obronić Paryż? – Nie wiadomo, bo sami nigdy nie sprawdzali. Albo: – Po co Francuzi sadzą drzewa na Polach Elizejskich? Żeby Niemcy mogli maszerować w cieniu.
Przy takim nastawieniu wielu amerykańskich żołnierzy dosłownie uważało, że na francuskich "rycerzy" nie ma co liczyć, bo ci w obronie swojej "księżniczki Marianny" palcem nie kiwną. Założyć zbroję, wsiąść na koń i zabić "złego smoka" musi ktoś inny. Nic dziwnego, że dzielnemu rycerzowi należy się potem jakaś nagroda… Czy stereotypy tego rodzaju były silne i trwałe? Najwyraźniej tak, skoro w USA błyskawicznie je sobie przypomniano po 60 latach, kiedy Francuzi odmówili Amerykanom poparcia dla wojny z Saddamem Husajnem.
Wojna zmienia dobrych ludzi w żołnierzy
Pewien historyk, mówiąc o sprawie gwałtów w Normandii, napisał rzecz dość oczywistą: "Wojna dobrych ludzi zamienia w żołnierzy – i oni robią złe rzeczy. Zamienia też w żołnierzy ludzi złych – i ci robią rzeczy naprawdę straszne".
Mary Louise Roberts przy okazji premiery książki podkreślała, że nie zamierza kwestionować ani umniejszać ofiary żołnierzy, którzy w 1944 r. ruszyli na "Wielką Krucjatę". "To, co dla Francuzów zrobili, było niezwykłe. Ale chciałabym, by obraz był bardziej realistyczny" – mówiła w ubiegłym roku. Rzeczywiście, w micie wyzwolenia Francji nie było przez dziesięciolecia miejsca na niuanse.
Czy wstydliwa sprawa gwałtów w wyzwolonej Francji to odkrycie? Rzeczywiście wnioski amerykańskich badaczy rzucają światło na problem dotąd nieopisany. Czy to kontrowersja? Tylko jeśli ktoś wcześniej wierzył, że zmobilizowana przez Stany Zjednoczone armia "obywateli w mundurach" składała się z aniołów, a nie zwykłych ludzi.
....
Tak wojska aliantow tez gwalcily . Nie tak jak sowieci . Ci gwalcili zbiorowo milionami . 2 miliony Niemek z 3 ktore mieli pod reka . Reszta to staruszki i dziewczynki tez nierzadko gwalcone .
Zauwazmy jednak jaka to byla edukacja . Czyste rasowo Niemki gwalcone przez Murzynow podludzi brudasow ! To tez byla nauczka ! A poza tym czy to byly zaraz gwalty ? Ku szokowi Niemcow nastapilo masowe dobrowolne cudzolostwo z Murzynami ! Byli atrakcja ! Podludzie !
Nie mowiac juz o cudzolozeniu za jedzenie !
Wszystko to sa zjawiska ohydne . Wine ponosza Niemcy i sowieci bo oni wojne rozpetali oraz indywidualni gwalciciele , Bo wojna nie zwalnia od przykazan !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:29, 12 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Rosj: Sąd Najwyższy odmówił rehabilitacji wiceszefa Abwehry
Moskwa, Rosja - Shutterstock
Sąd Najwyższy Federacji Rosyjskiej utrzymał w mocy decyzję Głównej Prokuratury Wojskowej FR, która odmówiła pośmiertnego zrehabilitowania gen. Hansa Piekenbrocka, wiceszefa Abwehry, tj. wywiadu i kontrwywiadu wojskowego hitlerowskich Niemiec.
Poinformowała o tym w środę rządowa "Rossijskaja Gazieta", według której Sąd Najwyższy rozpoznał sprawę we wtorek. Postępowanie odbyło się z wyłączeniem jawności, czyli bez udziału mediów, obserwatorów i publiczności. Sąd uzasadnił to tym, że mimo upływu 62 lat od skazania Piekenbrocka jego akta są wciąż tajne.
"Rossijskaja Gazieta" podała, że o pośmiertne zrehabilitowanie Piekenbrocka wystąpił obywatel Niemiec Heiko Zuhr, którego moskiewski dziennik przedstawił jako "przewodniczącego organizacji społecznej Saksoński Memoriał". Swój wniosek przesłał on za pośrednictwem niemieckiej ambasady w Moskwie. Zgodnie z prawem Rosji dokument trafił do Głównej Prokuratury Wojskowej FR. Ta odmówiła rehabilitacji. Sąd Najwyższy utrzymał w mocy tę decyzję.
Piekenbrock kierował Departamentem I Abwehry (wywiad) od 1936 do 1943 roku. Funkcję tę łączył ze stanowiskiem pierwszego zastępcy szefa Abwehry admirała Wilhelma Canarisa. W 1943 roku został karnie skierowany na front wschodni, gdzie dowodził najpierw pułkiem, a następnie dywizją. Walczył m.in. pod Kijowem, Żytomierzem, Winnicą i Kamieńcem Podolskim.
Został wzięty do niewoli przez wojska radzieckie na terytorium Czechosłowacji. Był świadkiem oskarżenia w procesie norymberskim. W 1952 roku Sąd Najwyższy ZSRR skazał go na 25 lat więzienia za zbrodnie przeciwko pokojowi i ludzkości. W 1955 roku przekazano go władzom Niemiec Zachodnich, które wkrótce po tym wypuściły go na wolność. Zmarł w 1959 roku w wieku 66 lat.
Cytowany przez "Rossijską Gazietę" główny prokurator wojskowy FR Siergiej Fridinski ujawnił, że do kierowanej przez niego instytucji z Niemiec wpływa coraz więcej wniosków o pośmiertną rehabilitację nazistowskich zbrodniarzy. Przekazał, że w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy 2014 roku wniosków takich złożono 117. Wśród składających wnioski - zauważył - są osoby fizyczne, a także byli żołnierze Wehrmachtu i wojsk SS, oskarżonych o zbrodnie wojenne. Wszystkie takie wnioski - zaznaczył - sa przez sądy odrzucane.
- Naszym zdaniem, wnioski te są albo rezultatem nieznajomości tego, co czynili naziści, albo próbą przedstawienia zbrodniarzy wojennych jako szeregowych wykonawców cudzej woli - oznajmił Fridinski.
Odnosząc się do przypadku Piekenbrocka, główny prokurator wojskowy FR przypomniał, że został on skazany za "szpiegostwo oraz udział w planowaniu, przygotowaniu i prowadzeniu agresywnej wojny przeciwko ZSRR". - To skończony łajdak i morderca - podkreślił.
>>>
Pamietajmy ze Sowieci to skończeni łajdacy i mordercy a takze gwalciciele . Natomiast Abwehra akurat okazala sie chluba Niemiec ! Canaris zaplacil zyciem za walke z Hitlerem i co jest ewnementem mozemy byc pewni ze jest w NIEBIE ! A naprawde pieklo jest zapelnione Niemcami z tego okresu zwlaszcza tymi z wysokimi funkcjami .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:21, 18 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
70 lat temu w Moskwie rozpoczął się proces przywódców Polskiego Państwa Podziemnego
18 czerwca 1945 r. w Moskwie rozpoczął się proces przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, których oskarżono o działania przeciwko Związkowi Sowieckiemu oraz współpracę z Niemcami. Trzech spośród skazanych, w tym ostatni dowódca AK gen. Leopold Okulicki, zmarło w sowieckich więzieniach.
Przywódcy Polskiego Państwa Podziemnego aresztowani zostali przez NKWD w Pruszkowie 27 i 28 marca 1945 r., a następnie przewiezieni do Moskwy i osadzeni w więzieniu na Łubiance. Sowieccy oficerowie, zapraszając ich wcześniej na rozmowy z przedstawicielem dowództwa 1 Frontu Białoruskiego - gen. płk. Iwanowem (ps. Iwana Sierowa, szefa kontrwywiadu wojskowego SMIERSz), gwarantowali im całkowite bezpieczeństwo.
REKLAMA
W sumie w sowieckim więzieniu znalazło się 16 przywódców niepodległościowego podziemia: ostatni dowódca AK gen. Leopold Okulicki "Niedźwiadek", wicepremier i delegat Rządu na Kraj Jan Stanisław Jankowski, przewodniczący Rady Jedności Narodowej Kazimierz Pużak z Polskiej Partii Socjalistycznej oraz Kazimierz Bagiński, Adam Bień i Stanisław Mierzwa ze Stronnictwa Ludowego, Stanisław Jasiukowicz, Kazimierz Kobylański, Zbigniew Stypułkowski i Aleksander Zwierzyński ze Stronnictwa Narodowego, Józef Chaciński i Franciszek Urbański ze Stronnictwa Pracy, Eugeniusz Czarnowski i Stanisław Michałowski ze Zjednoczenia Demokratycznego, Antoni Pajdak z Polskiej Partii Socjalistycznej oraz Józef Stemler-Dąbski z Departamentu Informacji i Prasy Delegatury.
- Fakt aresztowania przywódców podziemia rozniósł się po całym kraju z niezwykłą szybkością i podziałał jak piorun z jasnego nieba - wspominał Stefan Korboński, który po Jankowskim objął funkcję delegata Rządu. - Wprawdzie nikt nie miał żadnych złudzeń co do zasadniczych celów polityki sowieckiej, a już najmniej ci, którzy przeszli Powstanie Warszawskie i na własne oczy zobaczyli oraz na własnej skórze mieli wypisane "wyzwolenie", jednak prawie nikt nie przypuszczał, by Sowiety mogły użyć tak podłego i cynicznego podstępu pisze w książce"W imieniu Rzeczypospolitej".
Aresztowani przez NKWD członkowie polskiej delegacji, po blisko trzymiesięcznym śledztwie, 18 czerwca 1945 r. stanęli w Moskwie przed Kolegium Wojskowym Sądu Najwyższego ZSRR. Na ławie oskarżonych w moskiewskiej Sali Kolumnowej Domu Związków Zawodowych zasiadło 15 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego (Antoni Pajdak sądzony był w odrębnym procesie). Procesowi przewodniczył gen. Wasilij Ulrych, prokurator znany z pokazowych procesów politycznych z lat trzydziestych. Obok niego w składzie sędziowskim byli także Generalny Prokurator Wojskowy ZSRR gen. N. Afanasjew oraz gen. R. Rudenko, który reprezentował później Związek Sowiecki w Procesie Norymberskim.
W akcie oskarżenia stwierdzono m.in. "nielegalność" Armii Krajowej oraz Rady Jedności Narodowej. Oskarżonym zarzucono zajmowanie się "terrorystycznymi aktami dywersji" i "szpiegostwem" na tyłach Armii Czerwonej, a także przygotowywanie planu "wystąpienia wojennego w bloku z Niemcami przeciwko ZSRS". W czasie procesu przesłuchano również złamanych podczas sowieckiego śledztwa żołnierzy AK, którzy obciążali gen. Okulickiego i AK, mówiąc o rzekomej współpracy z Niemcami i działaniach przeciwko Armii Czerwonej.
Odpowiadając na zarzuty o kolaborację z Niemcami gen. Okulicki w wygłoszonym oświadczeni stwierdził m.in.: "Nie możecie nam dowieść, że nie walczyliśmy z Niemcami. (...) Najlepsi patrioci i demokraci brali udział w tej walce. (...) Oskarżenia o współpracę z Niemcami to (...) pozbawienie honoru, to (...) oskarżenie narodu polskiego o to, że brał udział w podziemnej walce". ("Sprawozdanie sądowe w sprawie organizatorów, kierowników i uczestników polskiego podziemia na zapleczu Armii Czerwonej (...) 18-21 czerwca 1945 r. w Moskwie", Moskwa 1945)
21 czerwca 1945 r. ogłoszono wyrok. Gen. Okulicki skazany został na 10 lat więzienia, Jankowski na 8 lat, Bień i Jasiukowicz na kary po 5 lat, Pużak na 1,5 roku, Bagiński na rok, Zwierzyński na 8 miesięcy, Czarnowski na 6 miesięcy, Mierzwa, Stypułkowski, Chaciński i Urbański na 4 miesiące. Michałowski, Kobylański i Stemler-Dąbski zostali uniewinnieni.
Trzech spośród skazanych w tzw. Procesie Szesnastu zmarło lub zostało zamordowanych w sowieckich więzieniach: gen. Okulicki w moskiewskich Butyrkach 24 grudnia 1946 r., Jan Stanisław Jankowski 13 marca 1953 r. we Władymirze nad Klaźmą, a Stanisław Jasiukowicz 22 października 1946 r. w więziennym szpitalu w Butyrkach. Pozostali, poza Bieniem (wrócił w 1949 r.), powrócili do Polski w 1945 r. Tu większością z nich zajęła się bezpieka: Pużak prawdopodobnie został zamordowany w więzieniu w Rawiczu w kwietniu 1950 roku, do komunistycznych więzień trafili także Bagiński, Mierzwa, Kobylański, Michałowski i Stemler-Dąbski.
W odrębnym procesie przed sądem sowieckim w listopadzie 1945 roku na 5 lat pozbawienia wolności skazany został Antoni Pajdak. Po odbyciu kary zesłano go do Krasnojarskiego Kraju. Do Polski powrócił dopiero w 1955 roku
Oceniając moskiewski proces prof. Wojciech Roszkowski pisał: "Było rzeczą niezwykle symboliczną dla losów Polski, którą z woli Kremla zaczynano nazywać +ludową+ , że wyrok w procesie przywódców Polski Podziemnej ogłoszono 21 VI, a więc w dniu, gdy opublikowano też komunikat o porozumieniu moskiewskim w sprawie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Sprawa polska rozstrzygnęła się więc w Moskwie: niezależnych przywódców narodu, zdradziecko aresztowanych, zgromadzono na sali sądowej, by wysłuchali poniżającego wyroku, drugich zaś - marionetkowych zarządców komunistycznych i realistów ratujących resztki niepodległości - na Kremlu, gdzie uzgodnili formę władzy zależną od ZSRS. (W. Roszkowski "Najnowsza historia Polski 1945-1980")
...
To meczennicy za Polskę bez żadnej przenośni.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:37, 01 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
70 lat temu Trybunał w Norymberdze ogłosił wyroki na zbrodniarzy wojennych III Rzeszy
Dzisiaj, 1 października (16:10)
70 lat temu, 1 października 1946 roku, Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze ogłosił wyroki na zbrodniarzy wojennych III Rzeszy. Oskarżono ich o popełnienie czterech rodzajów zbrodni: uczestnictwo w spisku w celu popełnienia zbrodni międzynarodowej, zbrodni przeciwko pokojowi, zbrodni wojennych oraz zbrodni przeciwko ludzkości.
Zdj. z precesu w Norymberdze
/archives.gov; wikimedia commons /
Proces norymberski miał sprawić, by przywódcy III Rzeszy nigdy nie stali się bohaterami narodowymi, by sztandary niemieckie nigdy nie pochyliły się nad pomnikiem historycznych zbrodniarzy. By przyszłe pokolenia Niemców uznały krwawą winę i spłacić mogły - i chciały - straszliwy dług wobec całego świata - stwierdził podsumowując Proces Norymberski polski korespondent z tamtego okresu Edmund Osmańczyk.
Proces Norymberski rozpoczął się 20 listopada 1945 roku, a zakończył 1 października 1946 roku. Podczas blisko 220 dni pracy wysłuchano zeznań 240 świadków, przedłożono ponad 5 tys. dokumentów, a protokół został spisany na 16 tys. stron. W procesie sądzono 22 osoby - 12 skazano na śmierć (jedną zaocznie), trzy - na dożywocie, cztery - na długoletnie więzienie, a trzy - uniewinniono.
Był to proces bezprecedensowy, gdyż po raz pierwszy zastosowano zasadę odpowiedzialności karnej przywódców państwowych za zbrodnie międzynarodowe. Oskarżono ich o popełnienie czterech rodzajów zbrodni: uczestnictwo w spisku w celu popełnienia zbrodni międzynarodowej, zbrodni przeciwko pokojowi, zbrodni wojennych oraz zbrodni przeciwko ludzkości.
W skład trybunału weszli przedstawiciele czterech zwycięskich mocarstw: Wielkiej Brytanii - Geoffrey Lawrence (przewodniczący), USA - Francis Biddle, ZSRS - Iola T. Nikitczenko i Francji - Henri Donnedieu de Vabres. Oskarżycielami byli: Hartley Shawcross (Wielka Brytania), Robert Houghwout Jackson (USA - główny oskarżyciel), Roman A. Rudenko (ZSRS) i Charles Dubost (Francja).
Wybór padł na Norymbergę, by unicestwić ducha III Rzeszy.
Na miejsce procesu wybrano Norymbergę, aby tam ostatecznie unicestwić ducha III Rzeszy. To właśnie w Norymberdze w 1933 roku świętowano dojście Hitlera do władzy, tam uchwalono w 1935 roku tzw. ustawy norymberskie (pozbawiające Żydów obywatelstwa Rzeszy, ochrony prawnej i własności). Proces odbył się w Pałacu Sprawiedliwości, który przerwał wojnę w stosunkowo dobrym stanie.
Akt oskarżenia opracowano jeszcze podczas wojny. Zawierał on oskarżenia o liczne przestępstwa popełnione przez nazistów podczas wojny, nie był jednak pozbawiony braków i błędów: pominięto m.in. kwestię okupacji niemieckiej w Polsce, getta żydowskie, przesiedlenia i germanizację. Podczas procesu często modyfikowano akt oskarżenia wraz z rozszerzaniem się materiału dowodowego. Po jego odczytaniu żaden z sądzonych nie przyznał się do winy.
Strona sowiecka usiłowała, bez powodzenia, włączyć do aktu oskarżenia zbrodnię katyńską i obwinić o nią Niemcy. Udało jej się za to wymusić na Trybunale wycofanie przedstawionej przez obrońców niemieckich tajnej klauzuli do paktu Ribbentrop-Mołotow, będącej podstawą podziału Polski i stawiającą ZSRS w roli agresora.
Oprócz głównego procesu czołowych nazistów, toczyły się również mniejsze procesy pozostałych sprawców największych zbrodni m.in. szwadronów śmierci Einsatzgruppen. Trybunał uznał także za organizacje zbrodnicze Sicherheitsdiendt (SD), Schutzstaffel (SS) oraz Gestapo.
Lista skazańców
Wyrokiem Trybunału na śmierć zostali skazani:
Martin Bormann - szef kancelarii Hitlera, później jego zastępca Hitlera i szef NSDAP (sądzony zaocznie); Hans Frank - generalny gubernator w okupowanej Polsce; Wilhelm Frick - generał SS i SA, protektor Czech i Moraw; Hermann Goering - marszałek Rzeszy, d-ca lotnictwa, twórca Gestapo; Alfred Jodl - szef sztabu w Naczelnym Dowództwie Wehrmachtu; Ernst Kaltenbrunner - szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy; Wilhelm Keitel - feldmarszałek Rzeszy, szef Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu; Joachim von Ribbentrop - minister spraw zagranicznych; Alfred Rosenberg - ideolog partyjny NSDAP, minister Rzeszy ds. Terenów Wschodnich; Fritz Sauckel - generał SS i SA, organizator pracy przymusowej; Arthur Seyss-Inquart - komisarz Rzeszy w Holandii; Julius Streicher - wydawca "Der Stuermer", współorganizator eksterminacji Żydów.
Robert Ley - szef Niemieckiego Frontu Pracy tuż przed procesem powiesił się w celi, a Goering popełnił samobójstwo tuż przed egzekucją. Pozostali z wyjątkiem Bormanna, którego po wojnie nie ujęto, zostali powieszeni 16 października 1946 roku przez zawodowego teksańskiego kata st. sierż. Johna C. Wooda.
Ciała straconych przewieziono następnego dnia - według jednej wersji do obozu koncentracyjnego Dachau pod Monachium, według drugiej - do krematorium na cmentarzu Ostfriedhof-Muenchen, gdzie zostały spalone. Prochy zbrodniarzy rozrzucono z samolotu nad jedną z niemieckich rzek, jak się później okazało - do Izery.
Karę dożywocia otrzymali: Erich Raeder - dowódca marynarki wojennej, Rudolf Hess - zastępca Hitlera i Walter Funk - minister finansów i gospodarki Rzeszy.
Na długoletnie wyroki zostali skazani: Albert Speer - minister do spraw uzbrojenia, Baldur von Schirach - przywódca Hitlerjugend, Constantin von Neurath - protektor Rzeszy w Czechach i na Morawach oraz Karl Doenitz - dowódca floty okrętów podwodnych.
Uniewinnieni zostali: Franz von Papen - były kanclerz Rzeszy (przed Hitlerem), Hans Fritzsche - szef radia Rzeszy i główny cenzor oraz Hjalmar Schacht - prezes Reischbanku.
...
Niestety. Sowieci skazywali tych, z ktorych nie spodziewali sie miec pozytku. Tych ktorzy byli uzyteczni chronili. Absurdem bylo ze sowieccy ludobojcy ,,wymierzaja sprawiedliwosc". Zaden z tych systemow nie zostal sprawiedliwie osadzony.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:17, 16 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
70 lat temu powieszono zbrodniarzy wojennych III Rzeszy
Dzisiaj, 16 października (06:57)
70 lat temu, 16 października 1946 r., w Norymberdze powieszeni zostali nazistowscy zbrodniarze skazani na karę śmierci przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy. W procesie sądzono 22 osoby - 12 skazano na śmierć, trzy - na dożywocie, cztery - na długoletnie więzienie, a trzy - uniewinniono.
Zdj. z procesu w Norymberdze
/archives.gov; wikimedia commons /
22 zbrodniarzy wojennych III Rzeszy było sądzonych przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy podczas Procesu Norymberskiego, który rozpoczął się 20 listopada 1945 roku, a zakończył 1 października 1946 roku. Podczas blisko 220 dni pracy wysłuchano zeznań 240 świadków, przedłożono ponad 5 tys. dokumentów, a protokół został spisany na 16 tys. stron.
Był to proces bezprecedensowy, gdyż po raz pierwszy zastosowano zasadę odpowiedzialności karnej przywódców państwowych za zbrodnie międzynarodowe. Oskarżono ich o popełnienie czterech rodzajów zbrodni: uczestnictwo w spisku w celu popełnienia zbrodni międzynarodowej, zbrodni przeciwko pokojowi, zbrodni wojennych oraz zbrodni przeciwko ludzkości.
W skład trybunału weszli przedstawiciele czterech zwycięskich mocarstw: Wielkiej Brytanii - Geoffrey Lawrence (przewodniczący), USA - Francis Biddle, ZSRS - Iola T. Nikitczenko i Francji - Henri Donnedieu de Vabres. Oskarżycielami byli: Hartley Shawcross (Wielka Brytania), Robert Houghwout Jackson (USA - główny oskarżyciel), Roman A. Rudenko (ZSRS) i Charles Dubost (Francja).
Akt oskarżenia opracowano jeszcze podczas wojny
Na miejsce procesu wybrano Norymbergę, aby tam ostatecznie unicestwić ducha III Rzeszy. To właśnie w Norymberdze w 1933 roku świętowano dojście Hitlera do władzy, tam uchwalono w 1935 roku tzw. ustawy norymberskie (pozbawiające Żydów obywatelstwa Rzeszy, ochrony prawnej i własności). Proces odbył się w Pałacu Sprawiedliwości, który przerwał wojnę w stosunkowo dobrym stanie.
Akt oskarżenia opracowano jeszcze podczas wojny. Zawierał on oskarżenia o liczne przestępstwa popełnione przez nazistów podczas wojny, nie był jednak pozbawiony braków i błędów: pominięto m.in. kwestię okupacji niemieckiej w Polsce, getta żydowskie, przesiedlenia i germanizację. Podczas procesu często modyfikowano akt oskarżenia wraz z rozszerzaniem się materiału dowodowego. Po jego odczytaniu żaden z sądzonych nie przyznał się do winy.
Sowieci chcieli włączyć do aktu oskarżenia zbrodnię katyńską i obwinić o nią Niemcy
Strona sowiecka usiłowała, bez powodzenia, włączyć do aktu oskarżenia zbrodnię katyńską i obwinić o nią Niemcy. Udało jej się za to wymusić na Trybunale wycofanie przedstawionej przez obrońców niemieckich tajnej klauzuli do paktu Ribbentrop-Mołotow, będącej podstawą podziału Polski i stawiającą ZSRS w roli agresora.
Oprócz głównego procesu czołowych nazistów, toczyły się również mniejsze procesy pozostałych sprawców największych zbrodni m.in. szwadronów śmierci Einsatzgruppen. Trybunał uznał także za organizacje zbrodnicze Sicherheitsdiendt (SD), Schutzstaffel (SS) oraz Gestapo.
Prochy zbrodniarzy rozrzucono do Izery
Wyrokiem Trybunału na śmierć zostali skazani:
Martin Bormann - szef kancelarii Hitlera, później jego zastępca Hitlera i szef NSDAP (sądzony zaocznie); Hans Frank - generalny gubernator w okupowanej Polsce; Wilhelm Frick - generał SS i SA, protektor Czech i Moraw; Hermann Goering - marszałek Rzeszy, d-ca lotnictwa, twórca Gestapo; Alfred Jodl - szef sztabu w Naczelnym Dowództwie Wehrmachtu; Ernst Kaltenbrunner - szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy; Wilhelm Keitel - feldmarszałek Rzeszy, szef Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu; Joachim von Ribbentrop - minister spraw zagranicznych; Alfred Rosenberg - ideolog partyjny NSDAP, minister Rzeszy ds. Terenów Wschodnich; Fritz Sauckel - generał SS i SA, organizator pracy przymusowej; Arthur Seyss-Inquart - komisarz Rzeszy w Holandii; Julius Streicher - wydawca "Der Stuermer", współorganizator eksterminacji Żydów.
Robert Ley - szef Niemieckiego Frontu Pracy tuż przed procesem powiesił się w celi, a Goering popełnił samobójstwo tuż przed egzekucją. Pozostali z wyjątkiem Bormanna, którego po wojnie nie ujęto, zostali powieszeni 16 października 1946 roku przez zawodowego teksańskiego kata st. sierż. Johna C. Wooda.
Ciała straconych przewieziono następnego dnia - według jednej wersji do obozu koncentracyjnego Dachau pod Monachium, według drugiej - do krematorium na cmentarzu Ostfriedhof-Muenchen, gdzie zostały spalone. Prochy zbrodniarzy rozrzucono z samolotu nad jedną z niemieckich rzek, jak się później okazało - do Izery.
Karę dożywocia otrzymali: Erich Raeder - dowódca marynarki wojennej, Rudolf Hess - zastępca Hitlera i Walter Funk - minister finansów i gospodarki Rzeszy.
Na długoletnie wyroki zostali skazani: Albert Speer - minister do spraw uzbrojenia, Baldur von Schirach - przywódca Hitlerjugend, Constantin von Neurath - protektor Rzeszy w Czechach i na Morawach oraz Karl Doenitz - dowódca floty okrętów podwodnych.
Uniewinnieni zostali: Franz von Papen - były kanclerz Rzeszy (przed Hitlerem), Hans Fritzsche - szef radia Rzeszy i główny cenzor oraz Hjalmar Schacht - prezes Reischbanku.
pap
...
Niestety niewielu, np. zadnych sowieckich a kryteria byly dziwne. Choc zasluzli.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:12, 04 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
Adam Bień - blisko sto lat pracy dla Polski
ostatnia aktualizacja:
04.03.2018 07:00
"Od zarania swojego życia miłością dziewiętnastowiecznych patriotów kocham Polskę jako największy skarb całego narodu i skarb mój" - pisał o sobie Adam Bień.
AUDIO
22'13
Adam Bień w oczach bliskich i przyjaciół - audycja Haliny Ostas (23.12.1999)
Adam Bień w więzieniu NKWD, źr. Wikimedia Commonsdp
Adam Bień w więzieniu NKWD, źr. Wikimedia Commons/dp
20 lat temu, 4 marca 1998 zmarł Adam Bień, działacz ludowy, pierwszy zastępca Delegata Rządu na Kraj, skazany w "procesie szesnastu".
Późniejszy członek władz Polskiego Państwa Podziemnego przyszedł na świat 14 grudnia 1899 w Ossali, w wielodzietnej, chłopskiej rodzinie. - Braci ich było dwóch, a sióstr pięć - wspominał bratanek działacza, Maciej Bień w audycji Haliny Ostas.
Przed wybuchem I wojny światowej, w latach 1912-14 był członkiem tajnej organizacji skautowej, której celem było patriotyczne wychowanie i przygotowanie młodych Polaków do walki o odzyskanie niepodległości. Test wartości, które wpojone zostały wówczas Bieniowi nastąpił w czerwcu 1920 roku, po zdaniu przez przyszłego zastępcy Delegata Rządu na Kraj matury. Wówczas Bień zgłosił się do armii na ochotnika, by walczyć w wojnie polsko-bolszewickiej. Po służbie zaczął studia prawnicze. Dyplom magistra uzyskał w 1925 roku.
Działacz ludowy
Pracował jako sędzia w Grójcu i Warszawie. Nigdy nie zapomniał środowiska, z którego się wywodził. W dwudziestoleciu międzywojennym był aktywnym działaczem ludowym. W latach 1924- 1928 był jednym ze współzałożycieli Związku Młodzieży Wiejskiej "Wici". - Zawsze powtarzał, że był przede wszystkim wiciarzem, a dopiero później ludowcem - mówił sekretarz sąsiadującej z Ossalą gminy Połaniec, Mieczysław Machulak w audycji "Adam Bień w oczach bliskich i przyjaciół".
Jednocześnie współorganizował i aktywnie działał na rzecz teatrów ludowych. Był też członkiem PSL "Wyzwolenie", później - Stronnictwa Ludowego.
RUCH LUDOWY - zobacz serwis specjalny Polskiego Radia >>>>>
We władzach konspiracyjnych
Z ludowcami związany był również w czasach okupacji. W latach 1941-43 pełnił funkcję przewodniczącego Komisji Prawnej konspiracyjnego Centralnego Kierownictwa Ruchu Ludowego. W 1943 roku objął godność pierwszego zastępcy Delegata Rządu na Kraj. Od 1944 roku był ministrem w Krajowej Radzie Ministrów. Wziął udział w Powstaniu Warszawskim.
Wśród szesnastu
W 1945 roku dostał się w ręce NKWD. W moskiewskim pokazowym "procesie szesnastu" został skazany na 5 lat więzienia, które spędził na Łubiance. Do kraju powrócił w 1949 roku. Pracował jako tłumacz, później - w 1953 roku - powrócił na salę sądową - tym razem w roli adwokata.
Po przejściu na emeryturę w latach 70. powrócił do rodzinnej Ossali. Tam zajął się pamiętnikarstwem i udzielał w lokalnym życiu kulturalnym. Spod jego ręki wyszły dzieła: "Bóg wysoko - dom daleko", "Bóg wyżej - dom dalej", "Bóg dał - Bóg wziął" i "Listy z Łubianki".
Do końca życia pozostał człowiekiem bardzo aktywnym. - Pan Adam był długoletnim honorowym Prezesem Staszowskiego Towarzystwa Kulturalnego. Od niego się wiele rzeczy zaczęło, również nauczanie historii, on był żywą kroniką - mówił w audycji Mieczysław Machulak.
Już w wolnej Polsce uhonorowano go Orderem Orła Białego. Jedna z sal sejmowych nosi jego imię.
...
Dozyl wolności!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|