Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Wigilijny cud - niewytłumaczalne uzdrowienie
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:43, 30 Gru 2009    Temat postu: Wigilijny cud - niewytłumaczalne uzdrowienie

Tracy Hermanstorfer w Wigilię wraz z mężem przebywała na sali porodowej, czekając na narodziny dziecka. - Nagle u kobiety doszło do zatrzymania akcji serca oraz oddechu - powiedział dr Stephanie Martin, lekarz specjalista szpitala w Colorado Springs. Niemowlę po urodzeniu nie dawało żadnych oznak życia. Niespodziewanie, po chwili, dziecku zaczęło bić samodzielnie serce, a matka w niewytłumaczalny sposób zaczęła oddychać - opisuje serwis internetowy telegraph.co.uk.
>>>>>
Tracy Hermanstorfer była wraz z mężem w szpitalu, gdy zaczęła odczuwać senność. - Ona dosłownie przestała oddychać, a jej serce się zatrzymało – relacjonuje mąż. Lekarze i pielęgniarki rozpoczęli akcję reanimacyjną, zaintubowano ją, ale nic to nie pomogło. - Trzymałem ją za rękę, gdy nagle zdałem sobie sprawę, że już jej nie ma. Moje życie nagle się zawaliło - mówi mężczyzna.

Po cesarskim cięciu, część zespołu przeniosła kobietę do sali operacyjnej, podczas gdy inni zajęli się ratowaniem dziecka, któremu dano imię Coltyn. Lekarze stwierdzili, że dziecko jest martwe.
Exclamation Exclamation Exclamation Exclamation Exclamation Exclamation
- Wziąłem niemowlę na ręce i po chwili zaczęło oddychać – opowiada Hermanstorfer.

Dr Martin, który w tym momencie ratował życie Tracy Hermanstorfer, powiedział, że "nagle, funkcje życiowe kobiety wróciły, zanim jeszcze przeniesiono ją do sali operacyjnej". Szacuje, że jej serce nie biło ok. 4 minut. Lekarz oznajmił, że nie może wyjaśnić ani zatrzymania akcji serca ani jej odzyskania.

Pan Hermanstorfer tłumaczy cała sytuację interwencją Boga. - Mogłem wszystko w jednej chwili stracić, ale w ciągu półtorej godziny to, co miało mi być odebrane, oddano mi. Musiała w tym brać udział ręka Boga, oboje jesteśmy wierzący, ale w tej sytuacji nawet niewierzący nie potrafią wyjaśnić, jak to się stało. Nie ma innego wytłumaczenia, to był Boży cud - dodał Hermanstorfer.
Wink Wink Wink Wink Wink Wink Wink Wink
Warto przytoczyc takie wydarzenie!Dzieje sie wiele takich tylko trzeba je dostrzegac.Tym bardziej jesli prowadza ludzi do Boga.To On ostecznie decyduje o wszystkim.Nawet gdy dziecko rodzi sie zdrowe bez problemow i klopotow to tez jest Jego wola...
A cuda sa nieustannym znakiem zwroconym do nas:
Nie musisz we Mnie wierzyc bez zadnych dowodow!Ja pokazuje ci sie CODZIEN!Tylko patrz!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:39, 27 Gru 2011    Temat postu:

Lukas Eberle / Der Spiegel

Cud z Amstelveen

Oto historia niezwykłej kobiety: Holenderka Monique van der Vorst połowę swojego życia spędziła na wózku inwalidzkim. Od roku znowu może chodzić, a jej przypadek wywołał ogromną sensację, nie tylko medyczną. Rozpoczęła bowiem zawodową karierę sportową.

Unosi hantle ponad wysokość ramion, fizjoterapeuta założył 60-kilogramowe ciężarki, to więcej, niż sama waży. Monique van der Vorst, delikatna, blondynka o półdługich włosach, ugina powoli kolana. Jej uda drżą pod ciężarem, już po kilku próbach bolą mięśnie, ale młoda kobieta ćwiczy dalej. Lubi trening siłowy nóg, przez długi czas były one tą częścią jej ciała, z którą nic nie mogła zrobić, ponieważ jej w ogóle nie czuła.

Historia 27-letniej Monique van der Vorst jest opowieścią o niezwykle silnej kobiecie. Być może to również opowieść o cudzie, jak pisały gazety w jej ojczyźnie. Holenderka ze sparaliżowanymi nogami połowę swego życia przesiedziała na wózku inwalidzkim. Jeszcze w 2008 roku startowała jako niepełnosprawna kolarka na igrzyskach paraolimpijskich, jeździła na rowerze poruszanym siłą rąk. Lecz pewnego ranka latem 2010 roku odzyskała nagle czucie w nogach. Krótko potem mogła już wstać z wózka i zacząć chodzić.

Przypadek ten wywołał ogromną sensację, i to nie tylko z medycznego punktu widzenia. Monique van der Vorst rozpoczęła bowiem drugą karierę sportową. Nie jeździ już rowerem ręcznym, lecz bierze udział w wyścigach kolarskich, właśnie podpisała kontrakt zawodowy.

Monique mieszka w Amstelveen, na południe od Amsterdamu, i w Holandii jest sławną osobistością. W swojej rodzinnej miejscowości Nieuwerkerk aan den IJssel jej imieniem nazwano główny plac. Miała trzynaście lat, kiedy straciła władzę w nogach. Po operacji doznała uszkodzenia nerwu, od tej pory mogła poruszać się wyłącznie na wózku.

Sport pomógł jej uporać się z kalectwem. Trenowała na handbike’u, rowerze, na którym pedałuje się rękami. Zdobyła trzykrotnie mistrzostwo świata. W 2008 roku stan jej zdrowia znacznie się pogorszył – podczas wypadku drogowego doznała poważnych obrażeń pleców.

Kiedy obudziła się ze śpiączki, miała niekompletne porażenie poprzeczne. Rdzeń kręgowy nie był jednak przecięty na całej szerokości. Cztery miesiące później zawodniczka wzięła udział w paraolimpiadzie w Pekinie. Przywiozła z niej dwa srebrne medale – w wyścigu ulicznym i w jeździe na czas. Rok później w Holandii otrzymała tytuł "Niepełnosprawnej Sportsmenki Roku".

Na 2012 roku van der Vorst zaplanowała swoje największe zwycięstwo: chciała zdobyć złoty medal na igrzyskach paraolimpijskich w Londynie. Ten plan musiała jednak porzucić, bo wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. W marcu 2010 roku rowerzysta trenujący na Majorce najechał od tylu na jej handbike. Kobieta trafiła do szpitala. Jej organizm zaczął wtedy kompletnie wariować: nie była w stanie podnieść ramion, nie mogła żuć, cierpiała na skurcze. – Moje nogi drżały, jak gdybym była poddawana elektrowstrząsom. W końcu mogłam już tylko leżeć na brzuchu, było to coś w rodzaju stanu między życiem a śmiercią – wspomina.

Po zaskakująco krótkim czasie jej organizm jednak się zregenerował. – Pewnego ranka poczułam mrowienie w lewej stopie. Było to bolesne i dziwne wrażenie, tak, jakby ktoś nacisnął guzik restartu – opowiada. Zaczęła ćwiczyć, za pomocą różnych urządzeń wzmacniała swoje mięśnie. I w którejś chwili zrobiła, bardzo ostrożnie, trzy małe kroki przy łóżku – pierwsze od trzynastu lat spędzonych na wózku inwalidzkim.

Od tamtego dnia nie odzyskała już spokoju. Dzwonili do niej reporterzy z całego świata, chcieli wiedzieć, jak to możliwe, że wydarzył się taki cud. W kwietniu 2012 roku ukaże się książka opisująca jej historię, jej tytuł brzmi: "Chodzę". Zainteresowało się nią również Hollywood, cud z Amstelveen ma zostać sfilmowany.

Jak to się stało, że Monique van der Vorst znowu może chodzić, nikt do dzisiaj nie wie. Ona sama uważa, że jej wyzdrowienie może mieć coś wspólnego z owym wypadkiem na Majorce. – Niewykluczone, że wywołał on jakieś procesy – mówi. Być może istnieje coś takiego jak przekorna reakcja organizmu.

Specjaliści, tacy jak na przykład Roland Thietje, szef hamburskiego Centrum Porażeń Poprzecznych i przewodniczący komisji medycznej w Niemieckim Związku Sportowców Niepełnosprawnych, uważają to za zupełnie wykluczone. – Poprzednie uszkodzenie rdzenia kręgowego nie może zostać naprawione przez kolejne – twierdzi Thietje. Pacjenci z porażeniem poprzecznym mają jednak spore szanse na to, że owe zaburzenie neurologiczne ustąpi samoistnie w ciągu trzech pierwszych lat od zachorowania. – Z chorych, którzy mają silną muskulaturę i są sportowcami, ponad 50 procent powraca do zdrowia – dodaje Roland Thietje.

To mogłoby być jedno wyjaśnienie. Kolejne dałoby się być może znaleźć w aktach choroby, te jednak Monique van der Vorst trzyma pod kluczem, to jej sprawa prywatna. Lekarz, który prowadził jej terapię, nie ma już prawa udzielać żadnych wywiadów.

I tak powstały różne pogłoski i domysły. Czy to rzeczywiście był cud? Może ona nie była wcale tak ciężko upośledzona, a więc to niespodziewane wyzdrowienie nie jest wcale taką wielką sensacją?

Monique van der Vorst uskarża się na te plotki. – Nie udawałam sparaliżowanej i nie usiadłam jako trzynastoletnie dziecko dobrowolnie na wózku – zżyma się. – To przecież nie ma żadnego sensu.

Siedzimy w przepełnionej restauracji, Monique mówi o swoim nowym życiu, nowej pewności siebie, od kiedy znowu może się poruszać. – Stałam się nagle o siedemdziesiąt centymetrów wyższa – zauważa. Jest wesoła, rozbawiona, choć wiele miejsc w jej ciele wymaga jeszcze naprawy. Jej prawa noga jest silniejsza niż lewa. Kobieta nieco utyka. Ma siłę, ale brakuje jej koordynacji ruchowej. I nie czuje na ziemi swoich stóp.

Od roku van der Vorst jeździ intensywnie na rowerze. Startowała w trzech wyścigach amatorskich i zauważyła ją holenderska profesjonalna grupa kolarska Rabobank. Drużyna kobieca należy do najlepszych na świecie. Van der Vorst wystąpi w wyścigu punktowym u boku mistrzyni olimpijskiej Marianne Vos. Jeroen Blijlevens, szef zespołu, ceni wysoko nową zawodniczkę, jest przekonany o jej dużych zdolnościach. – Monique ma charakter, ukształtowany przez konieczność niestannego przezwyciężania trudności. Czegoś takiego nigdy jeszcze nie widziałem. Inne zawodniczki mogłyby się od niej uczyć – stwierdza.

W drodze powrotnej z restauracji sportsmenka opowiada o sztuczkach, jakie robiła na swoim inwalidzkim wózku. Potrafiła na przykład balansować na jednym kole. Pokazuje swoje ręce – są silne i wielkie jak talerze. – Wiele się napracowały, były kiedyś również moimi nogami – mówi Monique van der Vorst. Ręce – dodaje – zawsze będą jej przypominać poprzednie życie, spędzone na wózku. Rower z ręcznym napędem już w międzyczasie sprzedała.

>>>>>

Faktycznie naprawa kregoslupa czy czegokolwiek przez powtorny wypadek jest absurdem logicznym i nie ma sensu ...
Kazdy kolejny wypadek pogarsza a nie polepsza .
faktycznie wyglada na cud !

Monique van der Vorst, fot. LatinContent/Getty Images/FPM


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:38, 24 Sty 2012    Temat postu:

Przypadkiem wygrał fortunę. Marzy o nerce

Miesz­ka­niec stanu Wi­scon­sin w Sta­nach Zjed­no­czo­nych przy­pad­ko­wo wy­grał ponad 14 mi­lio­nów do­la­rów, gdy omył­ko­wo za­grał w inną grę, niż zwy­kle. For­tu­na może pomóc mu w trans­plan­ta­cji nerki, któ­rej od lat po­trze­bu­je.

Zwy­cięz­ca, Na­po­le­an Elvord, re­gu­lar­nie brał udział w lo­te­rii Po­wer­ball. Ostat­nio omył­ko­wo kupił kupon na Me­ga­bucks i wy­grał 14 mln 300 tys. do­la­rów. Oswo­je­nie się z in­for­ma­cją o szczę­ściu, jakie go spo­tka­ło, za­ję­ło mu trzy dni. Pra­cow­ni­cy sta­cji ben­zy­no­wej w Ma­di­son, gdzie Elvord kupił szczę­śli­we losy, na­mó­wi­li go, by ich nie zwra­cał, bo jeśli okaże się, że wy­grał, na­gro­da nie zo­sta­nie mu przy­zna­na.

Zwy­cięz­ca nie za­mie­rza prze­zna­czać pie­nię­dzy na luk­su­so­we sa­mo­cho­dy i domy. Scho­ro­wa­ny we­te­ran, który od pię­ciu lat jest dia­li­zo­wa­ny, za­mie­rza wy­ku­pić ubez­pie­cze­nie zdro­wot­ne, które umoż­li­wi mu prze­szczep nerki. Chce też wró­cić do swo­je­go ro­dzin­ne­go mia­sta w sta­nie Texas. Na po­czą­tek wy­pła­cił 10,2 mln dol. (6,87 mln dol. po od­ję­ciu po­dat­ku).

>>>>

No i znowu pytanie cud czy ,,przypadek'' . Co to niby jest przpyadek ? Czy aby nic nieznaczace pojecie majace wyeliminowac Boga ???


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:30, 30 Sty 2012    Temat postu:

Mateusz Zimmerman

Zagadkowe fatum. Jak oni przeżyli?

Dla 17-letniej dziewczyny to był prawdziwy cud. Choć straciła swoich bliskich, sama uszła z życiem w niewytłumaczalny sposób. Historii „cudownie ocalonych” z katastrof jest więcej. Oto kilka z nich.

Przypomina o nich niedawna rocznica niewiarygodnego przypadku Vesny Vulović. Stewardesa jugosłowiańskiego samolotu, który 40 lat temu eksplodował nad Czechosłowacją, spadła bez spadochronu najprawdopodobniej z wysokości ponad 10 tys. metrów. Mimo licznych złamań i czasowego paraliżu, odzyskała w końcu pełnię zdrowia. Ta historia do dziś budzi kontrowersje – szereg dziennikarzy kwestionuje ustalone okoliczności wypadku, w tym m.in. wysokość, na której do niego doszło. Ale sprawa Vesny Vulović przypomina również, że w historii katastrof lotniczych czy morskich zdarzają się ocalenia, których nie sposób racjonalnie wyjaśnić.

Zagubiona w dżungli

„Po kabinie latały bożonarodzeniowe prezenty i wszyscy krzyczeli. Aż nagle: zupełna cisza” – wspomina po latach tę straszną chwilę Juliane Koepcke. To wówczas, jako 17-latka, wypadła z samolotu, który wybuchł nad peruwiańską dżunglą po uderzeniu pioruna (1971).

Uderzenie o ziemię złagodziły najwyraźniej drzewa: Juliane wylądowała – nadal zapięta w fotel – w samym środku leśnej dziczy. Ze złamanym obojczykiem, wstrząśnieniem mózgu, spuchniętym okiem i oczywiście licznymi drobniejszymi ranami. Ale chodzić mogła. Jak na upadek z wysokości ok. 3 tys. metrów – to było niebywałe.

Zaczęła szukać matki, która siedziała w samolocie obok niej. Bez skutku. Wśród pojedynczych ciał pasażerów i szczątków samolotu znalazła trochę słodyczy. Zdecydowała się szukać pomocy. Doszedłszy do strumienia, szła w dół jego biegu (pamiętała rady ojca: „cywilizacja zawsze jest w dole rzeki”).

Szła w jednym bucie, brodziła na przemian w błocie i w wodzie. Nocą nie mogła spać, bo gryzły ją owady (zaczęły się gnieździć w ranach poharatanej ręki). Dziewiątego dnia swojej wędrówki przez dżunglę znalazła schronienie w nadrzecznym szałasie. Tam znaleźli ją drwale, którzy mogli wreszcie dać jej coś do jedzenia i opatrzyć rany.

Znalazła się dwa dni po tym, jak przestano już szukać ewentualnych ocalałych z katastrofy samolotu. Kiedy wróciła do zdrowia, poszła śladami rodziców: zaczęła studiować biologię, by wkrótce wyspecjalizować się w… nietoperzach z peruwiańskiej dżungli.

Uznany reżyser Werner Herzog w 2000 r. nakręcił dokument o losach Juliane Koepcke. Nie chodziło mu tylko o opowiedzenie jej niesamowitej historii. Otóż mało brakowało, a Herzog w 1971 r. wsiadłby do tego samego co Koepcke samolotu. Podróżował wtedy po Ameryce Południowej, przygotowując się do kręcenia filmu "Aguirre, gniew Boży”. W ostatniej chwili odwołał jednak rezerwację na lot.

Listy od Cecelii

To była jedna z największych tragedii amerykańskiego lotnictwa cywilnego. Zginęło 156 osób, z czego pięcioro na ziemi. Jak do niej doszło? W sierpniu 1987 r. samolot linii Northwest Airlines leciał ze stanu Michigan do Kalifornii. Miał międzylądowanie nieopodal Detroit.

Kiedy startował do dalszego lotu, piloci najprawdopodobniej nie dopilnowali właściwego położenia klap, a dodatkowa awaria elektroniki sprawiła, że systemy pokładowe ich o tym nie ostrzegły. Samolot wprawdzie oderwał się od ziemi, ale błyskawicznie stracił sterowność. Jedno skrzydło złamał o latarnię, drugim przeorał dach pobliskiej wypożyczalni samochodów, po czym roztrzaskał się o wiadukt nad międzystanową autostradą.

Ratownicy dotarli do szczątków mając pewność, że nie będzie już kogo ratować. Nieoczekiwanie znaleźli wśród nich dziecko. Czteroletnia Cecelia Cichan straciła w wypadku rodziców i starszego brata. Przygarnęła ją rodzina z Alabamy, trzymając z dala od mediów, oczywiście żywo zainteresowanych losami „jedynej ocalałej”.

Cecelia Cichan na temat tragedii nie wypowiadała się publicznie. Wiadomo jednak, że jako nastolatka korespondowała z rodzinami innych ofiar wypadku w Detroit.

Dlaczego większość "jedynych ocalałych” z katastrof lotniczych stanowią dzieci?

Myślała, że mama wylądowała bez niej…

Nikt nie umie wytłumaczyć, dlaczego większość "jedynych ocalałych” z katastrof lotniczych stanowią dzieci. Jednym ze stosunkowo niedawnych przykładów jest Bahia Bakari. W czerwcu 2009 r. 12-letnia wówczas Bahia, mieszkająca na co dzień w Paryżu, leciała wraz z matką do rodziny na Komory. W Jemenie przesiadły się do airbusa tamtejszych linii lotniczych.

Samolot zbliżał się do lotniska, ale z nieznanych przyczyn przerwał podejście i rozbił się o wody Oceanu Indyjskiego. Poszukiwania przeciągały się, bo władze Komorów nie dysponowały odpowiednim sprzętem i apelowały do właścicieli prywatnych jednostek o wzięcie udziału w akcji. To załoga jednego z takich statków wypatrzyła dryfujące na powierzchni oceanu ciała oraz resztki samolotu.

Jednego z kawałków kadłuba uczepiła się uratowana Bahia. Ledwie utrzymywała się na powierzchni przy wysokich falach – prawie nie umiała pływać, a przed katastrofą nie zdążyła założyć kamizelki. Wiele razy zakrztusiła się słoną wodą, pomieszaną z paliwem lotniczym.

Myślała, że wypadła z samolotu, bo… zbyt mocno przycisnęła głowę do szyby. I że jej matka – która „wylądowała bez niej” – skarci ją za niezapięcie pasów. Bahia miała podwójne szczęście w nieszczęściu: przeżyła bowiem nie tylko samą katastrofę samolotu, ale również kilkanaście godzin na morzu pełnym rekinów (tuż po wodowaniu słyszała ponoć krzyki, ale potem ucichły).

Następnego dnia po uratowaniu dziewczynka wracała już do Paryża rządowym samolotem. Miała złamaną miednicę i obojczyk. Odwiedził ją w szpitalu prezydent Sarkozy, a francuski dziennikarz spisał jej wspomnienia. Podobno Steven Spielberg zaproponował jej, że nakręci film oparty na tym wydawnictwie, ale odmówiła. „To by było zbyt przerażające” – miała wyjaśnić.

Ostatnie wakacje z rodzicami

Kilkaset metrów od ogona rozbitego samolotu – jedynej większej części, którą dało się po katastrofie rozpoznać na pierwszy rzut oka – jeden z ratowników znalazł żywego chłopca. Ten nadal był zapięty w fotel. - Holland, Holland – miał powtarzać ledwo przytomny 9-latek Ruben van Assouw, kiedy błyskawicznie trafił do szpitala. Miał wstrząśnienie mózgu i połamane w wielu miejscach nogi. - Nie wiem, jak tu trafiłem. Chciałbym się umyć, ubrać i wyjść – wymamrotał przez telefon dziennikarzowi.

Do tej katastrofy doszło na lotnisku w Trypolisie, miesiąc po wypadku polskiego Tu-154 w Smoleńsku – o czym warto wspomnieć, bo przebieg był dość podobny. Kapitan Airbusa A330, należącego do linii Afriqiyah, przy podejściu do lądowania najprawdopodobniej zbyt późno wyłączył autopilota. Poderwać samolotu już nie zdołał – maszyna ze 104 osobami na pokładzie roztrzaskała się kilkaset metrów od pasa startowego.

Większość pasażerów feralnego lotu pochodziła z Holandii. Chłopiec wraz z rodzicami i starszym bratem wracali do rodzinnego Tilburga z Johannesburga. Pojechali do RPA, bo rodzice Rubena chcieli uczcić 12-i-pół-rocznicę swojego małżeństwa (holenderski zwyczaj). Byli na safari, robili sobie zdjęcia ze zwierzętami, a matka chłopca publikowała kronikę podróży na swoim blogu...

Tylko Ruben miał powrócić do rodzinnego Tilburga. Przyjechali do niego wujek i ciocia, pod których opiekę najpewniej trafił. To od nich musiał się dowiedzieć, że jego rodzice i starszy brat zginęli w katastrofie. - Mamy nadzieję, że media uszanują naszą prywatność – powiedzieli tylko dziennikarzom, lądując wraz z chłopcem na lotnisku w Eindhoven.

„Widziałem morze w płomieniach”

Paquito Osabel, 42-letni Filipińczyk, uszedł z życiem z katastrofy innej niż poprzednie – ta wydarzyła się na morzu, a on nie był jedynym uratowanym. Jednak okoliczności pozwalają mówić o nim jak o „cudownie ocalałym”. Chciał zdążyć do rodziny przed Bożym Narodzeniem (1987). Wsiadł wraz z siostrą i trzema jej córkami na pokład promu "Dona Paz”, który płynął z wyspy Leyte do stolicy kraju Manili.

Na statek, który zgodnie z przepisami mógł zabrać 1,5 tys. pasażerów, weszło najprawdopodobniej ponad 4 tys. ludzi! Większość z nich to były rodziny z dziećmi. Jeden z pasażerów wspominał: - Na pokładzie był taki tłok, że przy nabrzeżu okręt przechylał się na jedną stronę. Rejs do Manili zaczął się rano i miał trwać dobę.

Ale późnym wieczorem w "Donę Paz” uderzył inny statek – tankowiec "Vector”, załadowany blisko 9 tys. baryłek ropy i pochodnych. Wbił się w burtę akurat na wysokości maszynowni. Doszło do olbrzymiej eksplozji i pożar w kilka chwil rozprzestrzenił się po zatłoczonym promie.

Jedni pasażerowie uciekali przed pożarem w głąb statku, więc kiedy zaczął tonąć, znaleźli się w pułapce. Inni skakali za burtę. Ale i to nie oznaczało ratunku. - Kiedy wyjrzałem przez okienko, zobaczyłem morze w płomieniach – mówił Paquito Osabel. Doszło do zapłonu ropy, która wyciekała z uszkodzonego tankowca i miejsce katastrofy zmieniło się w gorejące jezioro. Oba statki poszły na dno w kilka godzin po zderzeniu.

Z ponad czterech tysięcy ludzi (pasażerowie „Dony Paz” i załogi obu okrętów) uratowało się dwadzieścia kilka osób, w większości tych, którzy w chwili kolizji znajdowali się na otwartych pokładach. Mieli ciężkie poparzenia (wśród nich Osabel), a zanim ich wyłowiono, godzinami musieli pływać pomiędzy setkami zwęglonych ciał. Śledztwo wykazało, że tylko jeden z oficerów promu był na mostku w chwili zderzenia. Pozostali członkowie załogi, jak zeznał jeden z ocalałych, siedzieli przy piwie albo oglądali telewizję. Dokumentaliści z National Geographic Channel określili tragedię "Dony Paz” mianem "azjatyckiego Titanica”.

>>>>>

Oczywiscie nie ma przypadkow sa tylko znaki Boże . Ktore trzeba odczytac . Kto ma zginac zgninie kto nie ma zginac nie zginie . Bóg wybiera najlepszy moment bo co ci po dlugim zyciu gdyby po smierci mialo byc gorzej . To lepiej umrzec wczesniej aby po smierci bylo lepiej . To jest cel czlowieka ! Wiem ze nie idzicie go nie dotykacie - musicie zaufac . Ale Komu - Bogu ! A zatem Istocie nieskonczenie dobrej . Ktora nigdy nikogo nie oszukiwal bo nie potrafi ! Tak ! Bóg nie chce oszukiwac to malo . Bóg nie potrafi . Co znaczy ze nie ma takiej mozliwosci aby oszukal . A mimo to nie wierza Mu i podejrzewaja nieustannie ze cos chce im zabrac . Tacy sa ludzie . Ale wlasnie Bóg jest Miłością i stad tak dobrze z Nim byc - to jest niebo :O)))

Juliane Koepcke, fot. Forum


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:31, 26 Lut 2012    Temat postu:

Była martwa przez 45 minut. Przywrócił jej życie

49-letnia Lorna Baillie z Wielkiej Brytanii miała zawał serca. Lekarze przez trzy godziny próbowali uratować jej życie, jednak kobieta zmarła. 49-latka zszokowała lekarzy i swoją rodzinę, kiedy po 45 minutach bycia martwą nagle ożyła. Pomogło jej w tym czułe wyznanie męża - czytamy na dailymail.co.uk.

Kiedy rodzina Baillie zgromadziła się w szpitalu, aby pożegnać zmarłą, nagle wydarzył się cud. Mąż kobiety wyszeptał, że ją kocha. Chwilę po tym wyznaniu syn kobiety zauważył, że jej cera zaczyna ponownie nabierać rumieńców, jednak pielęgniarka zapewniła, że to efekt uboczny leczenia, jakiemu 49-latka była poddawana. Rodzina jednak nie chciała w to uwierzyć i wezwała lekarza. Kiedy ten zbadał kobietę okazało się, że można wyczuć jej puls, została więc skierowana na oddział intensywnej opieki. - W pewnym momencie tata powiedział "Lorna wróć, kocham cię". I ona po prostu wróciła - relacjonuje 31-letnia córka kobiety.

Dyrekcja szpitala zapewniła, że wyśle swoich lekarzy na dodatkowe szkolenia. Nie udało się jak dotąd sprawdzić, czy kobieta faktycznie umarła, czy do całego incydentu doszło z winy lekarza, który przedwcześnie orzekł zgon.

>>>>

Szok ! Tak wielka jest sila miłości . Czlowiek nie tylko mowi slowami ale bardziej dusza . Dusza do duszy . Stad modlitwa . I to jest polaczenie bez slow ! Tak Bóg urzadzil . Stad tyle mowy o potrzebie modlitwy ...
Rzecz jasna milosc jest postawa Kościoła .
Tutaj mamy wiec wspanialy przyklad potegi milosci !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:04, 29 Cze 2012    Temat postu:

Wielka Brytania: obudził się ze śpiączki, gdy usłyszał głos narzeczonej

31-let­ni Bry­tyj­czyk, Ma­thew Tay­lor, obu­dził się po 10 mie­sią­cach śpiącz­ki, gdy w te­le­fo­nie usły­szał głos swo­jej dziew­czy­ny. Na­rze­czo­na męż­czy­zny prze­by­wa­ła wtedy w In­do­ne­zji, gdyż z Wysp zo­sta­ła de­por­to­wa­na po skoń­cze­niu wizy - in­for­mu­je dailymail.​co.​uk.

Ma­thew za­padł w śpiącz­kę po wy­pad­ku mo­to­cy­klo­wym, w wy­ni­ku któ­re­go do­znał pęk­nię­cia czasz­ki. Le­ka­rze mó­wi­li, że nigdy się nie obu­dzi. Jed­nak głos jego dziew­czy­ny Andy Nurul do­pro­wa­dził do cudu.

W cza­sie wy­pad­ku Tay­lor prze­by­wał w In­do­ne­zji. Jego ro­dzi­na spro­wa­dzi­ła go do Wiel­kiej Bry­ta­nii wraz z jego na­rze­czo­ną. Jed­nak gdy wiza dziew­czy­ny się skoń­czy­ła zo­sta­ła ona zmu­szo­na do opusz­cze­nia szpi­ta­la i zo­sta­ła de­por­to­wa­na.

Le­ka­rze nie po­tra­fią wy­ja­śnić, jak to moż­li­we, że chło­pak, któ­re­mu nie da­wa­no żad­nych szans obu­dził się ze śpiącz­ki. Ma­thew uczest­ni­czy obec­nie w te­ra­pii i, jak przy­zna­ją le­ka­rze, jego po­stę­py są za­dzi­wia­ją­ce.

>>>>

I znów potęga miłości ! Naprwde Bóg tak to wszystko stworzyl ! A On jest SAMĄ MIŁOŚCIĄ ! Ludzie niestety zadowalaja sie byle czym wiec nie doswiadczaja tej potegi . A NIE MA NIC PONAD MIŁOŚĆ !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:04, 25 Lip 2012    Temat postu:

Matka wskrzesiła córkę. Wierzą, że to był cud

Dla 31-let­niej Jen­ni­fer Law­son ten po­ca­łu­nek miał być jej ostat­nim po­że­gna­niem z umie­ra­ją­cą córką. Le­ka­rze już wcze­śniej uprze­dzi­li ją, że dziew­czyn­ka umie­ra i nie da się jej już pomóc. Kiedy le­ka­rze odłą­czy­li dziew­czyn­kę od re­spi­ra­to­ra, a matka po­ca­ło­wa­ła ją w czoło, stało się coś nie­prze­wi­dy­wal­ne­go - dziew­czy­na za­czę­ła sama od­dy­chać. To był cud - po­da­je ser­wis dailymail.​co.​uk, przy­ta­cza­jąc słowa matki.

Pro­ble­my ze zdro­wiem 14-mie­sięcz­nej Alice za­czę­ły się ponad mie­siąc wcze­śniej. To wtedy za­cho­ro­wa­ła na zło­śli­wą po­stać za­pa­le­nia opon mó­zgo­wych, któ­re­go skut­ki były ka­ta­stro­fal­ne. Cho­ro­ba spo­wo­do­wa­ła nie­wy­dol­ność nerek i przy­ku­ła dziec­ko do łóżka. Le­ka­rze mu­sie­li też pod­łą­czyć Alice do re­spi­ra­to­ra i ją dia­li­zo­wać.

Kilka dni temu le­ka­rze nie mieli już złu­dzeń. Dziew­czyn­ka była w tak złym sta­nie, że po­sta­no­wi­li odłą­czyć ją od apa­ra­tu­ry pod­trzy­mu­ją­cej życie, a także na­mó­wić matkę, by od­da­ła or­ga­ny dziec­ka do prze­szcze­pu. - Byłam oszo­ło­mio­na. Po­wie­dzie­li mi, że moja córka umrze tego ranka. Pró­bo­wa­łam sobie wy­tłu­ma­czyć, że ona już nie żyje, że obok mnie leży tylko jej małe ciało, ale to nie dzia­ła­ło - opo­wia­da w roz­mo­wie z "Daily Mail".

Ko­bie­ta wspo­mi­na też naj­waż­niej­sze chwi­le tego dnia, kiedy że­gna­jąc się z córką, po­ca­ło­wa­ła ją w czoło. To po nim, jak twier­dzą naj­bliż­si dziec­ka, wy­da­rzył się cud. Po odłą­cze­niu re­spi­ra­to­ra, dziew­czyn­ka za­czę­ła sama od­dy­chać. To był cud - po­da­je dailymail.​co.​uk.

>>>>

Taka jest sila MIŁOŚCI ! Oczywiscie to nie matka to Bóg wszak my nie potrafimy wskrzeszac Bóg moze WSZYSTKO :O)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:37, 10 Sty 2013    Temat postu:

Ekskluzywne wakacje pomogły jej wyjść ze śmiertelnej choroby

Terminalnie chora na raka kobieta wydała wszystkie swoje oszczędności, aby podarować córkom najlepsze chwile ich życia. Zaplanował już swój pogrzeb i napisała pożegnalny list. Po ekskluzywnych wakacjach, na które zabrała rodzinę cudownie ozdrowiała.

W 2009 r. u 37-letniej Brytyjki Lisy Russell zdiagnozowano raka płuc, niezwykle rzadkiego u osób w jej wieku. Lekarze oznajmili, że nie kwalifikuje się on do operacji, ale chemioterapia może dać jej kolejnych 18 miesięcy życia.

Wiedząc, że w trakcie leczenia straci włosy, kobieta znalazła sponsora, która zapłacił za ogolenie przez nią głowy 4 tys. funtów, które przekazała następnie Christie Hospital w Manchesterze, gdzie była leczona.

Obiecała sobie również, że zrobi wszystko, aby stworzyć piękne wspomnienia swoim dwóm córkom, 13-letniej Chloe i 8-letniej Georgii. Razem z mężem Antonim, wydała ponad 11 tys. funtów na wakacje w Bułgarii, Turcji i na Lanzarote.

Zebranie pieniędzy na ekskluzywne wyjazdy przysporzyło jej sporo trudności. Lisa, niezdolna do pracy, przebywał głównie w szpitalu, a jej mąż Antoni, pracując jako elektryk nie zarabiał wiele. Para postanowiła jednak zrobić wszystko, aby dotrzymać danego słowa. - Nie dbasz o pieniądze, gdy umierasz. Nie chciałam, żeby ich wspomnienia wiązały się tylko ze szpitalem. Chciałam, żeby były to szczęśliwe, beztroskie chwile - powiedziała w wywiadzie dla "Daily Mail".

Zbieranie pieniędzy i podróże zajęły jej kilkanaście miesięcy. Powoli zbliżała się do daty śmierci wyznaczonej przez lekarzy. Kontynuowała badania kontrolne co trzy miesiące, ale bez zmiany perspektywy. W kwietniu ubiegłego roku - trzy lata po rozpoznaniu - znowu poszła na rutynową biopsję i otrzymała zdumiewającą wiadomość. Okazało się, że guz skurczył się tak bardzo, że lekarze nie mogli go znaleźć.

- Nie mogłam w to uwierzyć. Moja "kara śmierci" została zniesiona - wspomina kobieta. - Nikt nie mógł przewidzieć, że tak będzie. Powiedziałam do męża: "Dzięki Bogu, mamy jeszcze kilka funtów" - dodaje ze śmiechem.

Rzecznik szpitala powiedział, że cały personel trzyma za Lisę kciuki. - Oczywiście zawsze istnieje ryzyko, że rak wróci, ale bardzo o nią dbamy.

...

Faktycznie . Dzieki Bogu . On decyduje nie lekarze !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:21, 17 Sty 2013    Temat postu:

Przed śmiercią ocalił ich sen. "To boska interwencja"

Brytyjscy robotnicy, którzy mieli wczoraj od samego rana pracować w dźwigu, w który uderzył helikopter, cudem uniknęli śmierci. Mężczyźni spóźnili się do pracy po raz pierwszy od momentu jej podjęcia.

Richard Moule i Nicki Biagioni powinni byli znajdować się w kabinie operatora dźwigu, gdy wydarzyła się tragedia. Nisko lecący helikopter zahaczył o maszynę budowlaną i doszło do wybuchu. Szczątki urządzeń spadły na ziemię.

Do wypadku, który miał miejsce koło godziny dziewiątej czasu polskiego doszło w londyńskiej dzielnicy Vauxhall. Policja twierdzi, że "helikopter przebił się przez dźwig, jakby ten wykonany był z kartki papieru".

- Mój kolega i ja mieliśmy tam być o siódmej rano, ale obaj zaspaliśmy - powiedział 31-letni ojciec dwójki dzieci, Richard Moule w wywiadzie dla "Daily Mail". - To był pierwszy raz, od momentu podjęcia tej pracy trzy lata temu. Po prostu obudziłem się za późno. Nazwijmy to boską interwencją.

W momencie kiedy doszło do wypadku, mężczyzna wsiadał na swój motocykl, który na co dzień parkuje w podziemnym garażu. - Nie słyszałem wybuchu. O zaistniałej sytuacji dowiedziałem się kiedy uruchomiono alarm i zaczęto ewakuować ludzi. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem to zadzwoniłem do mojej żony Stephanie i powiedziałem jej, że wszystko jest w porządku. Gdy wróciłem do domu, mocno mnie uścisnęła - opowiadał wzruszony mężczyzna.

30-letni Biagioni, który jest głównym operatorem również spóźnił się ponad godzinę. Przyjaciele twierdzą, że zazwyczaj to kilkuletni synowie budzą ojca do pracy, ale tym razem i oni pospali dłużej.

Burmistrz Londynu poinformował na konferencji prasowej, że w katastrofie zginęły dwie osoby, 9 zostało rannych, stan jednej z nich jest krytyczny. Pozostałe osoby mają lekkie obrażenia.

Konstrukcja budynku, na którym znajdował się dźwig nie jest naruszona. BBC poinformowało, że helikopter "wbił się w ziemię". Według świadków, na miejscu wypadku widać było wielki słup dymu. Po upadku maszyna stanęła w płomieniach.

Służby ratownicze informacje o katastrofie dostały tuż po godzinie 9 polskiego czasu. Pobliska stacja kolejowa została zamknięta, ale ruch pociągów nie został wstrzymany. Stację Vauxhall otwarto ponownie po godz. 12 polskiego czasu.

Jak podała Sky News, na miejscu z ogniem walczyło 88 strażaków.

....

Faktycznie . Trudno to inaczej nazwac niz ratunek z nieba . To Bóg decyduje o dniu przejscia . Jakie to piekne . Bo od Boga !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:26, 13 Cze 2013    Temat postu:

Nigeria: Przeżył ponad dwa dni na dnie oceanu. "To był cud!"
29-letni Harrison Okene.

Okrętowy kucharz Harrison Okene przeżył dwa dni pod wodą po tym jak holownik, na którym się znajdował, zatonął u wybrzeży Nigerii. Na pokładzie było dwanaście osób, nurkowie znaleźli dziesięć martwych ciał. - Myślałem, że to koniec - powiedział Nigeryjczyk, którego uratowano po 60 godzinach pobytu pod powierzchnią.

Okene znalazł schronienie w wypełnionym powietrzem pomieszczeniu, które tylko w części było wypełnione wodą. Oprócz toalety było to jedyne miejsce, w którym mógł się schronić. Bez jedzenia i wsparcia przeżył tam dwa dni zanim uratowali go południowoafrykańscy nurkowie.

- Było całkiem ciemno. Myślałem, że to koniec. Byłem pewien, że woda zaleje również ten pokój, ale na szczęście tak się nie stało - powiedział Okene, którego skóra zaczęła odchodzić po wielu godzinach pobytu w słonej wodzie. Skóra była też jego jedynym pożywieniem.

Po 60 godzinach pobytu pod wodą nurkowie zdumieni tym, że zobaczyli jeszcze kogoś żywego, wydostali 29-latka ze statku.

Kolejne 60 godzin Nigeryjczyk spędził w komorze dekompresyjnej, gdzie ciśnienie w jego ciele wróciło do normy. Gdyby miał bezpośredni dostęp tylko do powietrza z zewnątrz, mógłby zginąć.

Kucharz uznaje, że finał jego niezwykłej historii należy rozpatrywać w kategoriach "cudu", ale wspomnienia wciąż nie dają mu spać. Nie wie też, czy wróci do zawodu na statku.

- Kiedy śpię, nieraz mam wrażenie, że tonę. Wtedy budzę się i zaczynam krzyczeć. Nie wiem też, co sprawiło, że woda nie wdarła się do pokoju, w którym przebywałem. Modliłem się do Boga. Wierzę, że On to zrobił. To był cud! - zakończył Okene.

!!!!

To oczywiste ! On decyduje kiedy !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:33, 17 Cze 2013    Temat postu:

Mężczyzna spadł z 15. piętra i przeżył

O niesamowitym szczęściu może mówić pewien 20-letni Brytyjczyk. Mężczyzna wypadł z 15. piętra i przeżył.

Do wypadku doszło w Auckland w Nowej Zelandii. Tom Stilwell, który nie mógł dostać się do swego mieszkania na 14. piętrze apartamentowca, poszedł do sąsiadki mieszkającej piętro wyżej, aby przejść z jej balkonu na swój.

Próba się jednak nie udała i mężczyzna spadł na dach sąsiedniego domu, niższego o 13 pięter. Stilwell połamał żebra, ma pęknięty kręgosłup i obrażenia wewnętrzne. Zawieziono go do szpitala w stanie krytycznym, ale po kilku godzinach jego stan znacząco się poprawił.

...

Bóg czuwa nad osobami nie uzywajacymi rozumu . A powinni go uzywac . Po to jest !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:47, 01 Sie 2013    Temat postu:

Czekał na przeszczep, a serce mu wyzdrowiało

Zachodnifot.ThinkstockphotosŻeby wyzdrowieć potrzebował transplantacji serca, którego pracę przez 650 dni zastępowała mu komora wspomagania krążenia. I choć się nie doczekał przeszczepu, dziś Rafał Jaracz może już opuścić szpital - informuje "Dziennik Zachodni".

Jakim cudem? - 75 proc. sukcesów medycyny ma źródło w głowie pacjenta. To on musi chcieć wyzdrowieć - mówi Jaracz, który dziś wychodzi ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu i wraca do domu w Jeleniej Górze.

Nie można się załamywać - podkreśla i relacjonuje, że gdy dobierała się do niego depresja, wsiadał na rower stacjonarny i jechał; w ten sposób pokonał w szpitalu prawie 3,5 tys. km.

Z dnia na dzień czułem się coraz lepiej, poprosiłem więc lekarzy o badania przy wyłączonej pompie - opowiada Jaracz. Okazało się, że mięsień sercowy wrócił do normalnych rozmiarów (z powodu choroby był znacznie powiększony), no i zaczął się dobrze kurczyć.

Lekarze ostatecznie zdecydowali więc o odłączeniu pacjenta od komory, którą sam czule nazywał "Azorkiem" i odesłaniu go do domu - relacjonuje "DZ".

>>>>

Nic nie staje sie bez woli Boga ! Zadna ,,natura"...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:54, 06 Sie 2013    Temat postu:

Szwecja: dziecko przeżyło wypadek samochodowy chwilę po urodzeniu

Dziewczynka, która przyszła na świat w aucie w drodze do szpitala w środkowej Szwecji, chwilę później przeżyła wypadek samochodowy. Ani noworodkowi, ani jego rodzicom i rodzeństwu nic się nie stało - podał portal BBC News.

Ojciec dziecka, Mokhles Raheema, wiózł ciężarną żonę, która zaczęła rodzić, i dwoje starszych dzieci do szpitala w Gaevle. Gdy akcja porodowa wyraźnie przyspieszyła i dziecko pojawiło się na świecie, rozkojarzony kierowca stracił panowanie nad samochodem i wjechał do rowu.

Auto dachowało cztery razy. Później świeżo upieczony ojciec zobaczył na tylnym siedzeniu przytomną żonę i dwoje dzieci. Brakowało nowo narodzonej dziewczynki, która spadła z siedzenia. - Podniosłem ją i trzymałem przed sobą. Płakała - mówił Raheema w szwedzkiej telewizji.

Przejeżdżający obok kierowca wezwał pogotowie, które zabrało całą rodzinę do szpitala. Noworodek jest w stabilnym stanie, reszta rodziny również nie ucierpiała w wypadku. Raheema przy okazji przeprosił w telewizji przyjaciela za to, że zniszczył pożyczone od niego auto.

>>>>

Kolejny cud ! Ale przejscia !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:27, 13 Sie 2013    Temat postu:

Przemysław Henzel
Zdradzono tajemnicę "księdza-anioła"
Kim jest tajemniczy "ksiądz-anioł"?

Ten ksiądz pojawił się dosłownie znikąd, by pomóc 19-letniej dziewczynie. – To był prawdziwy cud – mówią świadkowie tego wydarzenia. Falę pytań wywołały tajemnicze zdjęcia, wykonane na miejscu wypadku.

"To był cud"

Amerykańskie media ustaliły tożsamość "księdza-anioła", czyli tajemniczego duchownego, który, dosłownie znikąd, pojawił się na miejscu poważnego wypadku samochodowego w stanie Missouri. Okazał się nim być Patrick Dowling z diecezji Jefferson City. Duchowny modlił się wraz z 19-letnią Katie Lenz, która ucierpiała w wypadku na drodze w pobliżu niewielkiej miejscowości Center. Kobieta siedziała przez godzinę uwieziona w samochodzie, w który wcześniej, z niewiadomych jeszcze powodów, uderzył inny pojazd.

Historią tajemniczego księdza od kilku dni żyją całe Stany Zjednoczone. – To cud – mówi Raymond Reed, dowódca strażaków z New London, którzy przybyli na miejsce wypadku. – Można powiedzieć, że to był anioł, którego nam zesłano jako księdza, albo ksiądz, który stał się aniołem. Zresztą, sam nie wiem, ale to jest już nieważne – dodał w rozmowie z telewizją KHQA.

Rozgrzeszenie i wspólna modlitwa

Do wypadku w pobliżu Center doszło w ostatni czwartek. Na miejsce natychmiast przybyły ekipy ratowników, dość szybko zjawił się tam także "ksiądz-anioł". Duchowny ujawnił swoją tożsamość już w piątek we wpisie w jednym z internetowych serwisów poświęconych religii katolickiej, ale komentarz ten został zauważony dopiero teraz. Duchowny wyjaśnił w swoim wpisie, że, po uzyskaniu pozwolenia szeryfa, podjechał tak blisko, jak mógł, do rozbitego samochodu Lenz, udzielił 19-latce rozgrzeszenia, po czym pomodlił się wraz z nią.

Następnie Dowling, w rozmowie z dziennikarzami tłumaczył, że był tylko jedną z osób obecnych na miejscu wypadku, które starały się pomóc kobiecie. – Proszę, pamiętajcie, że było tam wielu ludzi, którzy modlili się o zdrowie Katie – podkreślił. – Ja sam byłem prawdopodobnie częścią odpowiedzi na ich modlitwy – dodał.

80 tajemniczych zdjęć na miejscu wypadku

Ojciec Dowling tłumaczył, że wracał z mszy drogą, na której doszło do wypadku. – Po krótkiej modlitwie odsunąłem się od wraku samochodu, by zrobić miejsce medykom, którzy następnie zanieśli Katie do helikoptera. Gdy maszyna wystartowała, wróciłem do samochodu i odjechałem – tłumaczył.

Dowling jest z pochodzenia Irlandczykiem, urodził się w mieście Kilkenny. W 1982 roku wyświecono go na księdza w Missouri. Obecnie zajmuje się posługą dla więźniów i Latynosów.

Falę spekulacji na temat "księdza-anioła" wzmagał fakt, że na miejscu wypadku zrobiono 80 zdjęć, ale na żadnym z nich nie pojawił się tajemniczy duchowny.

>>>>

Oto sila modlitwy . Niby ,,nic nie robil tylko sie modlil" ... I tego chce Bóg . ON DZIAŁA ! Wy ,,tylko" sie modlicie ...

No i father Dowling ! Skad my to znamy ? Oczywiscie Chcesterton ! A kuku !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:33, 13 Sie 2013    Temat postu:

Opiekunka uratowała 20 dzieci

Przytomność właścicielki pewnego przedszkola w USA uratowała życie 20 dzieciom. Jak się okazało, w placówce ulatniał się tlenek węgla. Kobieta wyczuła czad i zarządziła ewakuację. Co jest o tyle niezwykłe, że czad nie ma zapachu.

>>>>

Oprocz czlowieka czuwa Bóg ! I jak czlowiek slucha Jego glosu ostrzeze !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:47, 19 Sie 2013    Temat postu:

Cud! Leżał w rowie 5 dni i żyje

To prawdziwy cud, że ten mężczyzna przeżył. Ryszard Świątkowski (67 l.), potrącony przez samochód, z obrażeniami na całym ciele, przez pięć dni nieprzytomny przeleżał w przydrożnym rowie. Teraz dochodzi do siebie w szpitalu. – Dziękuję Bogu, że dał mi drugie życie – mówi.

Pan Ryszard to mieszkaniec Linii w woj. zachodniopomorskim. W sobotę przed dwoma tygodniami jechał swoim skuterkiem na pogrzeb do sąsiedniej wsi. Żona spodziewała się, że mąż wróci do domu wieczorem. Jednak nie wrócił ani wieczorem, ani rano. Gdy nie było go w niedzielę, mocno zaniepokojona kobieta zawiadomiła policję. Rozpoczęły się poszukiwania.

W środę późnym wieczorem do drzwi mieszkania żony pana Ryszarda zapukali funkcjonariusze policji. Powiedzieli, że mąż się znalazł i że jest w szpitalu. Znaleziono go w rowie i miał wiele obrażeń: połamane żebra, odbite płuca, sińce na głowie i całym ciele. Prawdopodobnie został potrącony przez samochód. Gdy go znaleziono, był nieprzytomny.

Lekarze uważają, że tylko cudem tak poważnie ranny człowiek, bez picia i jedzenia przeżył pięć dni, leżąc w rowie. – To cud. Pacjent leżał w tzw. pozycji bezpiecznej, która umożliwiła mu drożność dróg oddechowych – mówi dr Jerzy Sieńko, chirurg za szpitala w Pyrzycach. A sam pan Ryszard? Niestety, nie pamięta, co się z nim stało. – Dziękuję Bogu, że dał mi drugie życie – powtarza tylko. – Ale skuterem już więcej nie pojadę...

>>>>

Ale historia !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:13, 22 Gru 2013    Temat postu:

Włochy: cud narodzin i medyczny rekord w Neapolu

Maria waży zaledwie 1,9 kg, a lekarze mówią o "cudzie narodzin"

Prawdziwy cud narodzin - tak lekarze z Neapolu mówią o przyjściu na świat dziewczynki, której matka od 4 miesięcy jest w śpiączce po postrzale z broni palnej. Uważa się nawet, że ze względu na długość ciąży w tym stanie, to rekordowy przypadek na świecie.

Kiedy 25-letnia mieszkanka Pignano na południu Włoch, Carolina Sepe, została w sierpniu ciężko zraniona w głowę w rezultacie strzału z broni palnej oddanego z bliskiej odległości, była w 15. tygodniu ciąży.

Strzały oddał do całej jej rodziny sąsiad, a powodem sprzeczki była stłuczka samochodowa. W rezultacie strzelaniny zginął wtedy ojciec kobiety, której mózg zdaniem lekarzy już nie funkcjonuje i nie daje nadziei na poprawę.

Od chwili strzelaniny do narodzin dziecka minęło 117 dni. Tak długo lekarzom z neapolitańskiego szpitala Cardarelii udało się utrzymywać ciążę kobiety.

Dziewczynka, której ojciec nadał imię Maria, urodziła się 19 grudnia, w siódmym miesiącu ciąży. Waży 1,9 kilograma. Lekarze przyznali, że przez cztery miesiące życia płodowego dziewczynka ze względu na stan matki przeszła setki badań i poddawana była cały czas złożonym terapiom. Cesarskie cięcie przyspieszono, by dziecko nie musiało dalej przyjmować lekarstw, które podawane są cały czas jej matce.

Stan dziecka określa się jako dobry. Przez cały czas normalnie się rozwijało. „To niebywały, nadzwyczajny rezultat” – powiedzieli neonatolodzy z Neapolu. Podkreśla się, że to pierwszy na świecie przypadek narodzin dziecka, którego matka przez większość ciąży była w stanie śpiączki.

Włoskie media przytaczają przypadki, opisane przez światową literaturę medyczną. Według tych danych poprzedni rekord długości utrzymania ciąży w stanie śpiączki to 107 dni. Na Węgrzech w tym roku ciężarna kobieta była w śpiączce także od 15 tygodnia, tak jak matka Marii, ale jej dziecko urodziło się po 90 dniach.

....

Bardzo piekne .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:21, 24 Sty 2014    Temat postu:

Auto przejechała po kobiecie i dziecku. Cudem przeżyli. Zobacz film

Anapolis, Brazylia. Kobieta i chłopiec omal nie zginęli pod kołami samochodu, który – dosłownie – przejechał po ich ciałach. Przebieg wypadku zarejestrował uliczny monitoring. Rozpędzony samochód uderza w inne zaparkowane auto, a to - pozostawione zapewne na jałowym biegu - jadąc tyłem uderza w 56-letnią kobietę idącą z kilkuletnim wnukiem. Oboje dostają się pod koła, chłopiec na chwilę całkowicie znika pod toczącym się z impetem samochodem. Dwa koła przejeżdżają przez tułów kobiety. Trudno uwierzyć, ale skończyło się na lekkich obrażeniach i strachu.

....

To Bóg decyduje kto ma pojsc na tamten swiat i kiedy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:41, 10 Maj 2014    Temat postu:

Maria Neal wybudziła się ze śpiączki po tym, jak mąż zagrał ulubione piosenki z ich ślubu

48-letnia Maria Neal z Wielkiej Brytanii wybudziła się ze śpiączki po tym, jak jej mąż zaczął grać przy jej szpitalnym łóżku jej ulubione piosenki z ich ślubu.

Neal zasłabła nagle w dniu 46. urodzin swojego męża. Trafiła do szpitala już w bardzo złym stanie. Została podłączona do aparatury podtrzymującej życie. Lekarze starali się przygotować psychicznie rodzinę na najgorsze. Okazało się, że zły stan pacjentki wymusza na lekarzach przetransportowanie jej do innej placówki. Neal przeszła operację mózgu, po której pozostawała w stanie śpiączki. Nawet po kilku dniach jej stan się nie zmieniał i nadal była nieprzytomna.

Przez cały czas przy łóżku Neal czuwali jej bliscy: mąż i czworo dzieci. Starali się wybudzić ukochaną mamę i żonę ze śpiączki. Udało się to dopiero jej mężowi. Steve zaczął grać dwa ulubione utwory z ich ślubu, od którego minęło już... 21 lat. Maria zaczęła delikatnie poruszać ręką. Było to wielkie zaskoczenie, zarówno dla najbliższych jak i lekarzy. Powoli bowiem wybudzała się ze śpiączki.

...

Sila milosci jest wielka ... A jak polaczymy milosc do osoby z miloscia do rzeczy to sie poteguje ! I widzimy jak wazny dla kobiet jest slub ! Nieporownywalnie do przezyc mezczyzn z tej okazji ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:43, 15 Cze 2014    Temat postu:

Ja tu dziękczynnie i świadectwowo

Salcia
11.06.2014 11:08

Może niektórzy z Szanownych pamietają.
Najpierw zakładałam wątek modlitewny o Piotrze , ojcu 6 dzieci, który prawie oślepł i wydarzył się cud- wszystko wróciło ku dobremu, i tylko lekarzom szczęki opadały. Później ich rodzinę dotknęła choroba mamy tych dzieci i żony Piotra. Wyrok był :rak i to taki bez dobrych rokowań. Szturm ruszył nie tylko tu. I co, przed chwilką dowiedziałam się, że nie ma wątpliwości, po leczeniu i operacji ( choć były sygnały poważne, , że się może nie udać ) wszystko zniknęło, wszystko ok
Nie wiem, jak w tych okolicznościach radzą sobie ateiści, ale ja katoliczka proszę Was katolików- podziękujcie Bogu za cuda, które działa pośród ludu.

na szczęście coraz bliżej zycia wiecznego

[link widoczny dla zalogowanych]

Tak cuda dzieja sie caly czas ! Bóg sie nie meczy SmileSmileSmile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:05, 15 Lip 2014    Temat postu:

Cud na budowie w Świnoujściu? Mężczyzna przeżył upadek z siódmego piętra

O niesamowitym szczęściu może mówić robotnik pracujący na budowie bloku w Świnoujściu. Mężczyzna, wykonujący prace na dachu budowanego bloku, spadł z wysokości siódmego piętra. Upadek - choć potencjalnie śmiertelny - zakończył się jedynie nie­groźnymi obrażeniami.

..

Bóg określa miejsce i czas ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:40, 31 Paź 2014    Temat postu:

Po przypadkowym uderzeniu w głowę odzyskała wzrok

Dziennik "Metro" podaje, że kobieta, która oślepła w wieku 11 lat, cudownie odzyskała wzrok. Przypadkowo uderzyła głową o stolik i... zaczęła widzieć.

Mieszkanka Auckland, Lisa Reid, straciła wzrok w wyniku nowotworu. Przez 13 lat była niewidoma. Pewnego razu, pochylając się nad psem przewodnikiem, uderzyła głową o stolik. Gdy obudziła się rano - widziała.

W wielu wywiadach Lisa Reid zaznaczała, że nikt nie wie, jak to się stało, że wzrok powrócił. Teraz wspiera nowozelandzką fundację pomagającą osobom niewidomym.

>>>

Pamietajcie ze Bóg dziala poprzez ,,przypadek" . Wezmy taka ,,teorie chaosu" . Dla nas nie widac sensu przypadki chaos ... Ale gdyby ktos mial potezny mozg czy jakis inny ,,komputer" obliczeniowy TO NIE BYLO BY PRZYPADKOW ! Wszystko by obliczyl i przewidzial ! Jest Ktoś PONAD wszelkie komputery . Bóg . On wie wszystko . I tu tez wiedzial ze to nastapi . Dlatego dylemta Bóg czy przypadek jest nonsensem . WYNIKA Z NIEZROZUMIENIA !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:55, 13 Lis 2014    Temat postu:

Cud na sali operacyjnej? Kobieta przez 45 minut nie miała pulsu, a potem ożyła
Serce kobiety zaczęło bić w chwili, gdy lekarze już mieli stwierdzić zgon -

Kobieta przez 45 minut nie miała pulsu, a potem ożyła - podaje wptv.com. Jak podkreślają komentatorzy, dla wielu to, co wydarzyło się w szpitalu na Florydzie, można nazwać cudem.

40-letnia Ruby Graupera-Cassimiro przeszła zabieg cesarskiego cięcia. I chociaż wydawało się, że wszystko przebiegło bez komplikacji, nagle serce kobiety stanęło. Przyczyną był zator, spowodowany przedostaniem się płynu owodniowego do krwioobiegu.

Zespół lekarzy i pielęgniarek przez 45 minut reanimował 40-latkę, wydawało się jednak, że bezskutecznie. Załamana rodzina była przekonana, że kobieta zmarła, a medycy zamierzali już oficjalnie stwierdzić śmierć, gdy serce Ruby zaczęło bić. W stosunkowo krótkim czasie kobieta całkowicie wróciła do zdrowia.

- Zdarzyło mi się widzieć w czasie mojej pracy jako lekarza bardzo niewiele rzeczy, które można nazwać niewytłumaczalnymi lub cudami. Kiedy usłyszałem tę historię, to było pierwsze, co przyszło mi na myśl – podkreśla szef zespołu lekarskiego dr Anthony Dardano.

- Bóg sprawił, że właściwi ludzie byli we właściwym miejscu – komentuje natomiast sama 40-latka, której udało się powrócić do życia.

>>>

Ostatecznie Bóg decyduje .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:06, 20 Lis 2014    Temat postu:

Utknęła w zaspie. Przyjęła poród. "Bóg nam zesłał tę położną"

Szczęście w nieszczęściu - tak najkrócej można opisać to, co przydarzyło się pewnej parze z Buffalo w stanie Nowy Jork. Ciężarna Bethany Hojnacki urodziła córeczkę na komendzie straży pożarnej, bo nie mogła się dostać na czas do szpitala. Wszystko przez ekstremalne opady śniegu, które sparaliżowały miasto.

Poród przebiegł bez problemów. Gdy małżeństwo próbowało przedrzeć się do szpitala, na swojej drodze spotkało położną. - Zaczęliśmy rozmawiać i wtedy ona usłyszała jak mówimy o tym, że moja żona spodziewa się lada chwila dziecka. Powiedziała, że jest położną. To nie był przypadek. Ona przyjęła poród. To nasz anioł stróż - relacjonował całe zdarzenie Jared Hojnacki, mąż Bethany.

Tego samego wieczoru państwo Hojnacki spotkali drugą pielęgniarkę, która zajęła się ich nowo narodzonym dzieckiem. - Spotkaliśmy jeszcze jednego anioła - inną uwięzioną przez śnieg pielęgniarkę. Miała na imię Stacy. Spotkaliśmy ją w bazie straży pożarnej, gdzie utknęliśmy na całą noc i nie mogliśmy dostać się do szpitala. Wtedy podeszła do nas ona i powiedziała, że jest pielęgniarką, a jej specjalizacją jest opieka nad noworodkami - dodał szczęśliwy ojciec.

Fala zimna zaatakowała północne stany USA. Najcięższa sytuacja ma miejsce w Buffalo w stanie Nowy Jork. Miasto dotknęły potężne śnieżyce i zawieje. Na drogach panują katastrofalne warunki. Widoczność spadła niemal do zera, a służby nie nadążają z odśnieżaniem ulic. Zaspy sięgają nawet 1,7 metra. Wielu kierowców zmuszonych było do porzucenia swoich aut, które utknęły w śniegu. Zamknięto autostrady oraz szkoły. Synoptycy spodziewają się dalszych opadów śniegu - do piątku ma spaść kolejny metr.

...

Tak Bóg nie pozwoli zginac kiedy nie trzeba . Zawsze kogos zesle . Zwazcie, ze osoba ta ma tez zasluge w niebie bo pomogla Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:09, 22 Lis 2014    Temat postu:

Co za szczęście! Przeżył upadek z 11. piętra

O prawdziwym szczęściu i cudzie może mówić pewien mężczyzna z San Francisco w Stanach Zjednoczonych. Pracownik firmy zajmującej się myciem okien w wieżowcach przeżył upadek z 11-piętrowego budynku.

Lokalna telewizja informuje, że poszkodowany runął na dach i szybę wolno jadącego samochodu. To właśnie prawdopodobnie dzięki temu przeżył. Po upadku był przytomny, ale odniósł poważne obrażenia. Trafił już do szpitala.

- Usłyszałem ogromny huk i zobaczyłem rozpryskujące się szkło - relacjonował jeden ze świadków zdarzenia.

Nie wiadomo dokładnie, czy mężczyzna spadł z dachu budynku, czy też z platformy zawieszonej nieco niżej. Kierowcy samochodu nic się nie stało.

...

Nie ma przypadkow . To wszystko znaki Boga .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:48, 04 Gru 2014    Temat postu:

Zagraniczne media piszą o 2-letnim Adasiu. "To cud, że przeżył"

"To prawie niemożliwe. Mały Adam z Polski przeżył mimo spędzenia nocy na mrozie", "Temperatura ciała dziecka spadła do około 12 st. Celsjusza, ale są szanse, że wszystko skończy się dobrze" - tak światowe media opisują historię 2-latka z Małopolski, który wyszedł w nocy z domu w samej piżamie i spędził kilka godzin na mrozie.

Brytyjska stacja BBC News opisując historię Adasia podkreśla, że do tej pory najbardziej wychłodzona osoba, która przeżyła miała 13,7 st. Celsjusza. Tak było w przypadku kobiety ze Skandynawii. - Z kolei ciało Adasia, kiedy trafił z rodzinnych Racławic do szpitala w Krakowie, miało tylko 12,7 st. Celsjusza. Takiego przypadku medycyna nie znała - wyjaśniają brytyjscy dziennikarze i zauważają, że stan chłopca się poprawia.

Z kolei huffingtonpost.com zauważa, że w nocy, kiedy dziecko wyszło z domu, temperatura spadła do -7 st. Celsjusza. Amerykanie zastanawiają się, jak to możliwe, że dziecko przeżyło tyle godzin na mrozie. - To wręcz cud, bo serca chłopca biło zaledwie raz na kilkadziesiąt sekund. Lekarzom udało się już przywrócić właściwą temperaturę ciała. Są szanse, że wszystko skończy się dobrze - dodają komentatorzy portalu.

Branżowy serwis medicalxpress.com skupia się natomiast na metodach zastosowanych przez polskich lekarzy ze Szpitala Jana Pawła II w Krakowie przy udzielaniu pomocy Adasiowi. Portal opisuje wykorzystane w tym przypadku krążenie pozaustrojowe ECC. - Wszystko dzięki aparatowi, który krew z organizmu wzbogaca w tlen i podgrzewa. To pozwala na stopniowe ogrzewanie ciała i pobudzanie do pracy wszystkich narządów - tłumaczy portal.

...

Ostatecznie wszystko w rekach Boga Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:40, 12 Gru 2014    Temat postu:

Cud na drodze? Kobieta wyszła cało z koszmarnego wypadku

Kobieta miała niesamowite szczęście, że udało jej się wyjść cało z tego koszmarnie wyglądającego wypadku. Jej samochód został zmiażdżony i zakleszczony pomiędzy dwoma ciężarówkami - podaje "Metro".

Świadkowie wypadku w Colchester początkowo byli przekonani, że w zdarzeniu brały udział tylko dwa samochody. Zupełnie nie zauważyli auta osobowego zakleszczonego pomiędzy nimi. 27-letnia kobieta uwięziona w osobówce została odwieziona do szpitala. Jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

To cud, że kobiecie udało się wyjść cało z tego wypadku - informuje "Metro" - [link widoczny dla zalogowanych]

Sierżant Damon Bainbridge powiedział, że w swojej karierze nie widział podobnego przypadku. Wyjście cało z takiej kraksy było praktycznie niemożliwe. Owszem, zdarzały się przypadki wyciągnięcia żywych ludzi, jednak ofiary do końca życia pozostawały kalekami.

51-letni kierowca jednej z ciężarówek, który w trakcie wypadku był pod wpływem alkoholu i narkotyków, został aresztowany pod zarzutem stworzenia niebezpieczeństwa na drodze i spowodowanie wypadku.

>>>

Bóg dziala nie tylko nadzwyczajnie ale i za pomoca natury . On wie kiedy cos sie zawali czy zalamie i moze tak ulozyc ze sie spoznicie albo pojdziecie wczesniej . Wszystko po to aby wam pomoc isc do nieba oczywiscie ! A nie tylko przedluzyc zycie .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:29, 20 Sty 2015    Temat postu:

Cud na autostradzie w USA: mężczyzna został zmiażdżony przez dwie ciężarówki, nic mu się nie stało

Cudem wydaje się to, że ten mężczyzna przeżył. 27-letni Kaleb Whitby był jedną z osób, których auta uczestniczyły w ogromnym karambolu, do jakiego doszło w weekend w stanie Oregon w USA. Mężczyzna został zakleszczony pomiędzy dwiema ciężarówkami. Niewiarygodnym jest, że doznał zaledwie kilku zadrapań i potłuczeń, a po uwolnieniu przez strażaków, od razu stanął na nogi i pomagał innym poszkodowanym - pisze "The Washington Post".

Do wypadku doszło w bardzo gęstej mgle i w warunkach oblodzenia na autostradzie międzystanowej nr 84 w stanie Oregon. W karambolu brało udział 26 samochodów i niemal 100 osób. Kilkanaście z nich zostało rannych, jednak na szczęście nikt nie zginął.

Zdjęcie mężczyzny uwięzionego pomiędzy zmiażdżonymi autami, które obiegło świat, zrobił Sergi Karplyuk - jeden z kierowców biorących udział w karambolu. Fotografia przedstawia Kaleba Whitby'ego uwięzionego w kabinie swojego auta, zmiażdżonego przez wielkie naczepy ciężarówek. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ofiara nie miała żadnych szans na wyjście cało z dramatycznie wyglądającej sytuacji. Okazało się jednak, że mężczyzna ocalał. Co więcej, nie stało mu się nic poważnego.

Man survives being sandwiched between 2 semis in Oregon pileup on interstate. [link widoczny dla zalogowanych] pic.twitter.com/JS4wZjuaTR
— KLTV 7 (@KLTV7) styczeń 19, 2015

Jak później opowiadał kierowca, on sam zbyt późno zorientował się, że przed nim w poprzek drogi stoi ciężarówka, która najprawdopodobniej kilka chwil wcześniej wpadła w poślizg. Whitby nie zdążył wyhamować i uderzył swoją półciężarówką w bok naczepy tira. Mężczyzna przeżył uderzenie, ale chwilę później zobaczył, że zbliżają się do niego światła kolejnego auta. - Zastanawiałem się, czy to już mój koniec i zacząłem się modlić - relacjonował. Moment później uderzyła w niego kolejna ciężarówka.

Sergi Karplyuk, prowadzący samochód ciężarowy, który zgniótł auto Kaleba, był przekonany, że zabił tego, w kogo uderzył. Wysiadł ze swojej kabiny i ostrożnie zbliżał się do plątaniny metalu przed sobą, spodziewając się znalezienia okaleczonych zwłok. Mężczyzna jednak ogromnie się zdziwił. - Zobaczyłem głowę, która... nagle zaczęła mówić - opowiadał potem Karplyuk reporterowi "The Washington Post". - Był tak spokojny, że aż nie mogłem w to uwierzyć. Dopytywałem go kilka razy, czy jest pewien, że nic mu nie jest - relacjonował kierowca. Jak powiedział, ostry manewr, który wykonał w ostatnim momencie przed uderzeniem i który spowodował, że ciężarówka uderzyła w Kaleba bokiem, najprawdopodobniej uratował temu ostatniemu życie.

Pół godziny później mężczyzna został uwolniony przez strażaków. Zdążył jeszcze pomóc innym ofiarom karambolu, zanim pozwolił sobie udzielić pomocy lekarskiej. Gdy później odwieziono go do szpitala, okazało się, że potrzebował jedynie dwóch opatrunków... na palcu.

Saturday morning crash on I84 in Oregon. Man crushed in pickup walks away... [link widoczny dla zalogowanych] pic.twitter.com/ell3PjR6YH
— Dale Randolph (@News_ByTweet) styczeń 19, 2015

Driver survives with just scratches his truck's demolishing by two semis in Oregon pileup - [link widoczny dla zalogowanych] pic.twitter.com/2yazL9nmn3
— CBS News (@CBSNews) styczeń 18, 2015

4 injured in massive Interstate 84 crash in eastern Oregon - [link widoczny dla zalogowanych] pic.twitter.com/cmfAKmwYMs
— KOMO News (@komonews) styczeń 18, 2015

...

Sami widzicie . To Bóg decyduje kiedy odchodzimy i bardzo dobrze !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:10, 25 Sty 2015    Temat postu:

Portugalia: muzułmanie, żydzi i katolicy modlili się wspólnie w meczecie

Muzułmańska wspólnota Portugalii przyjęła w meczecie w Lizbonie katolików i żydów na wspólne modły o pokój po zamachach w Paryżu na francuski tygodnik satyryczny "Charlie Hebdo" i żydowski sklep. Modlić się razem będą także w sobotę i w niedzielę.

- Fraza "Pokój z wami" jest wspólna dla trzech religii - powiedział imam lizbońskiego meczetu David Munir.

Przewodniczący muzułmańskiej wspólnoty w stolicy Portugalii Abdul Vakil wyraził sprzeciw wobec "tolerancji dla tragicznych wydarzeń" na początku stycznia w Paryżu.

"My tutaj nie manifestujemy, wolimy zebrać się razem w obliczu Boga" - wyjaśnił po modlitwie, zwracając uwagę, że wśród obecnych w meczecie są również hindusi.

"Nie po raz pierwszy modlimy się razem. W 2007 roku przyjmowaliśmy tu w meczecie nawet dalajlamę" - przypomniał.

Przewodniczący gminy żydowskiej Jose Ulman Carp jest zdania, że w Lizbonie "z pewnością bardziej niż gdzie indziej wspólnoty religijne zawarły prawdziwe przyjaźnie".

W sobotę wspólne modły odbędą się w synagodze w Lizbonie. W niedzielę trzy wspólnoty religijne są zaproszone do kościoła ojca Joao Nogueiry, proboszcza parafii w dzielnicy Campolide w stolicy Portugalii.

W tym głównie katolickim kraju liczącym ponad 10 mln mieszkańców mieszka 50 tysięcy muzułmanów i tysiąc żydów.

7 stycznia doszło w Paryżu do zamachu terrorystycznego na redakcję tygodnika "Charlie Hebdo"; zginęło wtedy 12 osób. Łącznie w Paryżu w zamachach zginęło 17 osób.

...

Tak dobiega koniec owocnego tygodnia .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:13, 25 Sty 2015    Temat postu:

Gdańsk: artyści pomagają gdańskiej synagodze

"Skrzypek bez dachu" – pod takim hasłem odbędą się w niedzielę w gdańskiej Nowej Synagodze koncerty, z których dochód przeznaczony zostanie na remont zabytku. Przed około trzema miesiącami w synagodze zarwała się część stropu.

Zbudowana w okresie międzywojennym Nowa Synagoga jest dziś jedyną bożnicą w Gdańsku. Po wojnie służyła jako szkoła, dopiero kilka lat temu cały obiekt przejęła gdańska Gmina Wyznaniowa Żydowska. Zabytek wymaga remontu, a najpilniej – naprawy dachu, którego nieszczelność była najprawdopodobniej przyczyną niedawnego zarwania się części sufitu.

W niedzielę imprezę, z której dochód zostanie przeznaczony ma remont dachu organizuje gdańska Fundacja Kultury Zbliżenia powołana m.in. w celu popularyzacji kultury żydowskiej. - W synagodze mamy swoją siedzibę. Wspólnie z Gminą chcemy, aby było to pewnego rodzaju centrum kultury, w którym będą odbywały się ciekawe imprezy nie tylko z obszaru kultury żydowskiej. Tymczasem stan techniczny budynku jest taki, że musimy podjąć się jakiejś próby ratowania go – mówi prezes zarządu Fundacji Marek Brand.

Na niedzielną imprezę złożą się występ Teatru Zielony Wiatrak oraz koncerty: muzyki klezmerskiej w wykonaniu zespołu Zagan Acoustic, jazzowego zespołu Ignacy Wiśniewski Trio i duetu Maja Miro i Maria Ka, któremu towarzyszyć będzie pokaz filmów jidysz. Wszyscy artyści, którzy wezmą udział w imprezie, zrzekli się honorariów.

W jak złym stanie jest dach Nowej Synagogi jej gospodarze przekonali się pod koniec października ub.r., kiedy to niespodziewanie oberwał się fragment stropu w jednym z pomieszczeń obiektu. Po dotarciu na strych nad tym pomieszczeniem (wcześniej dostęp do części poddasza był utrudniony), okazało się, że zalega tam duża ilość gruzu pozostała najprawdopodobniej po ostatnim – przeprowadzonym w latach 50., remoncie obiektu.

Jak powiedział Michał Rucki wiceprzewodniczący gdańskiej Gminy Wyznaniowej Żydowskiej, najprawdopodobniej to właśnie nacisk zalegającego na strychu przez 60 lat gruzu spowodował zarwanie się części stropu. - Sądzimy, że gruz nasiąkł woda, która zaczęła przeciekać przez coraz bardziej nieszczelny w ostatnim czasie dach i strop nie wytrzymał tego ciężaru – powiedział Rucki.

Gruz ze strychu synagogi został już usunięty, a strop prowizorycznie zabezpieczony. Prace te wykonali więźniowie z Zakładu Karnego w Gdańsku-Przeróbce, którzy od kilku lat pomagają gminie żydowskiej. „Osadzeni wynieśli z poddasza około 20 ton gruzu” – powiedział Rucki dodając, że przeprowadzenie tych prac było możliwe dzięki pomocy gdańskich artystów, którzy już w pod koniec listopada ub.r. zorganizowali w synagodze pierwszy charytatywny koncert. - Dzięki trzem tysiącom złotych pozyskanych z tej imprezy mogliśmy zamówić pojemniki i wywieźć gruz usunięty przez więźniów – powiedział Rucki.

Dodał, że specjaliści, którzy w ostatnim czasie oglądali dach, orzekli, że wymaga on kapitalnego remontu, w tym wymiany dachówek i wielu drewnianych elementów konstrukcyjnych. - Nie tylko dach, ale cały budynek wymaga remontu, bo ostatnie większe prace były tu przeprowadzane w latach 50. ub.w. Potrzeby są duże, jednak zacząć trzeba od generalnego remontu dachu, którego koszt bardzo wstępnie oszacowano na 500 tys. zł – wyjaśnił Rucki dodając, że gmina żydowska złożyła w magistracie wniosek o dofinansowanie tego zadania z puli przeznaczonej na ochronę zabytków.

Nowa Synagoga znajduje się przy ul. Partyzantów w gdańskiej dzielnicy Wrzeszcz. Została ona oddana do użytku w 1927 r. W mieście działały wówczas też inne bożnice, w tym zbudowana w końcu XIX wieku, w historycznym centrum miasta, tzw. Wielka Synagoga, jednak Żydzi z Wrzeszcza chcieli mieć też bożnicę bliżej miejsca swojego zamieszkania (przepisy religijne zabraniające Żydom podróżowania w święta, utrudniały im dostęp do oddalonej o kilka kilometrów Wielkiej Synagogi).

W 1938 r. - pod naciskiem niemieckich władz, gdańscy Żydzi sprzedali im swoje nieruchomości w mieście w zamian za zgodę na emigrację. Wielka Synagoga została wówczas zburzona, a Nową Synagogę przeznaczono na magazyn. Po wojnie w bożnicy we Wrzeszczu ulokowano szkołę muzyczną, ale kilkanaście lat temu Gmina Wyznaniowa Żydowska odzyskała formalnie obiekt, przez jakiś czas – do momentu, gdy dla placówki nie znaleziono nowego miejsca, użytkowała go wspólnie ze szkołą. - Dopiero przed kilkoma laty przejęliśmy cały budynek - dodaje Rucki.

...

Takie posuniecia to realny ekumenizm .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy