Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:09, 11 Cze 2017 Temat postu: We wspólnocie czyli komunii! |
|
|
Kiedyś myślałem: Kościół ma bardzo słabą ofertę i pojawię się w nim, jak się zestarzeję
Katarzyna Matusz | Czer 11, 2017
Kamil Zbozień/Facebook
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Znacie RTCK? To poznajcie też Kamila Zbozienia – męża, ojca, przedsiębiorcę, współtwórcę „RTCK – rób to co kochasz”.
K
atarzyna Matusz: Co jest dziś największą walką dla mężczyzny? Z czym najbardziej się zmagasz?
Kamil Zbozień: Zmagam się z tym, żeby być tu i teraz. Być szczęśliwym w tej właśnie chwili. Jeżeli wychodzę z domu do pracy, to chcę być w pracy szczęśliwy. Kiedy wracam do domu, chcę pracę zostawiać przed progiem. Będąc przedsiębiorcą pracuję cały czas. Jak przychodzę do domu mam różne myśli, że może bym sprawdził statystyki, popatrzył, jak idą nasze projekty. Ksiądz Stryczek nazywa to metodą abażurową. Być tu i teraz – o to chodzi. To jest największa walka.
Jaką rolę odgrywa w Twoim życiu rodzina?
Rodzina to dla mnie radocha. Jak przychodzę z pracy i otwieram drzwi, to jest wyścig, kto będzie pierwszy: czy starsza, trzyletnia Łucja, czy młodsza Róża. Przychodzę zmęczony, wchodzę do domu i jestem zalany niesamowitą radością. (śmiech)
Za co najbardziej cenisz Kasię, swoją żonę?
Moja żona mobilizuje mnie do wyzwań, do życia. Robi to swoją obecnością, postawą, byciem, szczerością, prawdziwą opinią na mój temat. Jeden z moich ulubionych obrazów, to ta chwila, gdy Denzel Washington odbiera Oskara za film „Training Day” i dziękuje żonie za to, że jest dla niego nieustanną inspiracją, wiem, co on ma na myśli.
Czytaj także: 10 powodów, dla których warto być we wspólnocie małżeńskiej
A co to znaczy być dobrym mężem?
Zawsze się zastanawiam co to znaczy być dobrym mężem (śmiech). Dobry mąż to taki, z którym żona jest szczęśliwa.
Co chcecie przekazać swoim córkom?
Najważniejsze, żeby miały dobry, żywy kontakt ze Stwórcą, z Bogiem. Jeśli to będą miały, to jestem przekonany, że wszystkie inne sprawy im się ułożą.
Zatem, kim jest dla Ciebie Bóg?
Jest tak nieskończony, że tych opisów jest nieskończona ilość. Dzisiaj jest dla mnie największym kibicem, w tych sprawach, z którymi się zmagam. Wiem, że nie ma osoby, która kibicuje mi tak jak On.
W jaki sposób mówić innym o Bogu?
W swojej wspólnocie mamy „zakaz ewangelizacji”. Najpierw mamy dawać przykład swoim życiem i jak ktoś zobaczy, że my jesteśmy szczęśliwi, zada pytanie. I wtedy mówisz, że to właśnie dlatego, że Stwórca jest na pierwszym miejscu, On to wszystko ogarnia, to z Nim warto współpracować. Czasami może być taka sytuacja, że ktoś nie zapyta nigdy, a warto byłoby do niego pójść, ale kiedy stoi za tym świadectwo życia, to jest to dużo mocniejsze.
Jak odnajdujesz się we współczesnym kościele?
Jestem związany z kościołem kolejowym u Jezuitów w Nowym Sączu, tu wspólnot jest kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt. I super tu się odnajduję. Nasze grupy dobierane są na zasadzie podobieństw. W naszej męskiej wspólnocie jest m.in. mój brat Arkadio i Andrzej Tokarz, jeden z najszybszych Polaków w bieganiu, dobrze się dogadujemy. Kiedyś miałem takie patrzenie, że Kościół ma bardzo słabą ofertę, że pojawię się w nim, jak się zestarzeję. Okazało się to totalną nieprawdą, szczególnie w tym miejscu, w którym jestem, tu jest bardzo rozwinięte życie wspólnotowe.
Czytaj także: Można zarabiać mało i żyć w obfitości. W czym tkwi prawdziwe bogactwo?
Co daje bycie we wspólnocie?
Jeżeli jestem we wspólnocie, to łatwiej mi trwać. To jeden z kluczowych elementów. Pan Jezus mówi w Ewangelii: „Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity…”. Pan Jezus kilkanaście razy mówi o trwaniu. Słyszałem, że jak mówi coś dwa razy to jest to ważne, a tu jest kilkanaście razy o tym mowa. To ma dla mnie niesamowite znaczenie.
Strach, lęk – pojawia się czasami w Twoim życiu? Jak sobie z nim radzisz?
Dopada mnie regularnie. I nie wydaje mi się, żebym był wyjątkiem. Mój sposób radzenia sobie z lękiem to jest relacja ze Stwórcą. To On jest miłością, a miłość usuwa lęk. To jest jedyna droga. Czasami zastanawiam się, jak radzą sobie osoby, które nie mają Jego. Ludzie czasami życie sobie odbierają z niemocy, a jest taka prosta wskazówka. Momenty strapienia mogą trwać kilka dni, trzymanie się Stwórcy jest bardzo istotne. On kocha każdego, pomaga każdemu, a ludzie z tego nie korzystają.
Co jest największym darem Boga dla Ciebie?
On sam. On zapewnia nieskończone dary bardzo konkretne, to rodzina, praca. Wiesz, uwielbiam to, co robię. Uwielbiam chodzić do pracy, a potem wracać do domu. Jak Stwórca jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na właściwym miejscu.
*RTCK – rób to co kochasz – Grupa młodych ludzi, która wspiera innych w tym, aby mogli robić to, co kochają. Specjalizują się w organizacji konferencji i wydawaniu audiobooków. Zapraszają najlepszych mówców, znanych i cenionych w Polsce kaznodziejów oraz specjalistów z szeroko rozumianej dziedziny rozwoju człowieka; prawdziwych pasjonatów życia. RTCK to wydawnictwo, agencja artystyczna oraz producent odzieży i gadżetów, które mają przypominać o wartościach i inspirować do lepszego życia.
...
Wspolnoty... Jest ich duzo ale wcale nie duze! Bo ludzie sa rozni i musza sie dopasowac.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:07, 13 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Jean Vanier: Na zamachy reagujmy po chrześcijańsku
Mathilde Rambaud | Czer 13, 2017
FRANCOIS GUILLOT / AFP
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Sekret pokoju polega na tym, by odkryć, że potrzebuję innych. Być człowiekiem pokoju, to znaczy przyjąć kogoś obcego, innego i zacząć z nim po przyjacielsku i otwarcie rozmawiać.
M
athilde Rambaud/Aleteia: Skończył Pan 87 lat, całe życie poświęcił osobom słabszym, niepełnosprawnym. Jak radzi Pan sobie z własną słabością?
Jean Vanier*: Jestem zmęczony, ale wszystko w porządku! Lubię być zależny od innych, to genialne… To bardzo dobra rzecz – potrzebować innych, być prowadzonym, podtrzymywanym, by nie upaść, wyciągać rękę.
Być całkowicie autonomicznym i nie potrzebować nikogo – to smutne. Tak mówię dziś, ale być może to się zmieni! Nie wiem, co przyniesie mi przyszłość. Słabość mi nie przeszkadza tak bardzo, boję się za to cierpienia i bycia uciążliwym.
Mawia Pan, że ludzie „oczekują nadziei”. Nawet jeden z podtytułów pańskiej konferencji wygłoszonej w Paryżu to: nadzieja na przyjęcie słabości. W jaki sposób słabość może być źródłem nadziei?
W takich sytuacjach mam ochotę zapytać ludzi: Jak przeżywaliście zamachy w Paryżu z 13 listopada 2015? Były dla was wezwaniem? Czy okazją, by się wycofać w zniechęcenie, strach, niepewność? Pytanie o nadzieję tak naprawdę brzmi: czy jesteśmy chrześcijanami? Czy raczej pozwolimy się osaczyć niepewności i wątpliwościom?
Czytaj także: Jean Vanier odznaczony Legią Honorową. Order wręczył mu premier Francji
Dla mnie to może łatwiejsze, mieszkam na wsi, z dala od Paryża. Wierzę w siłę społeczności, w trzymanie się razem i wzajemne wspieranie. Trzeba tworzyć społeczności, w których moglibyśmy dzielić się trudnościami, słabościami i otrzymywać wsparcie, podtrzymywać się, czerpać siłę z tego, że jesteśmy razem i mamy wspólną misję.
Świat się zmienia w szalonym tempie. Przeżyliśmy wiele dobrych lat i nagle stajemy wobec sytuacji trudniejszej ekonomicznie, finansowo, politycznie, na wszystkich poziomach. Ludzie są pełni obaw. W tej sytuacji mamy wszyscy swoją rolę do odegrania: działajmy razem i nie traćmy czasu na smutek i niepewność!
W bożonarodzeniowym liście zwrócił się Pan z apelem, byśmy wszyscy byli budowniczymi pokoju. Gdzie szukać tych budowniczych w naszym społeczeństwie w kontekście tak brutalnych wydarzeń, jak zamachy?
Znam wiele osób, może prostszych, biedniejszych, które są bardzo otwarte na innych. Im lepiej nam się powodzi, tym bardziej boimy się stracić to, co posiadamy. Sekret pokoju polega na tym, by odkryć, że potrzebuję innych. Być człowiekiem pokoju, mężczyzną czy kobietą, to znaczy przyjąć kogoś obcego, innego i zacząć z nim po przyjacielsku i otwarcie rozmawiać.
Jak być otwartym na innych w naszej zabieganej i pełnej stresu codzienności? Dla mnie być budowniczym pokoju, to po prostu być otwartym na innych. Na innego, który może wyznaje inną religię, inną wiarę, ale jest istotą ludzką. Wszyscy ludzie potrzebują, by na nich patrzeć z uśmiechem.
Myśli Pan, że typ życia wspólnotowego, jaki prowadzą wspólnoty Arki mógłby się sprawdzić też w innych społecznościach, np. w domach opieki nad osobami starszymi?
Tak. I to już się zaczęło. Kilku animatorów próbuje zgromadzić ludzi i tworzyć wspólnoty. Podejmuje się próbę, by przywracać do życia osoby, które przeżyły załamanie i chcą na nowo żyć w społeczności, pomiędzy innymi różnymi od siebie osobami. Taka sytuacja pomaga nam się rozwijać, wzrastać.
Myślę, że jednym z „pozytywnych” skutków zamachów, które miały miejsce w Paryżu w listopadzie 2015 było to, że ta sytuacja nas zobowiązała do postawienia pytania o przyszłość, jaką chcemy budować. Wiele osób wie, że trzeba znaleźć w życiu coś innego niż tylko dobrą pracę i zarabiać dużo pieniędzy. Sądzę, że jest coraz więcej osób, które „przebudziły się” i zadają sobie pytania o sens „życia razem” czy „bycia razem”.
Czytaj także: Dorota myje nogi bezdomnym. Bierze miskę z wodą, mydło i idzie
Na przykład to, że są wolontariusze, którzy śpią z bezdomnymi w kościołach – to jest budujące. Sytuacja się zmienia i jestem pewny, że to się będzie rozwijać. Bieda staje się jednocześnie bardziej widoczna, co obliguje nas wszystkich, nie tylko chrześcijan, by postawić sobie nowe pytania. Jesteśmy braćmi i siostrami. Żebrak, którego spotykam jest moim bratem lub siostrą.
Jeśli miałby Pan zostawić jakiś najważniejsze przesłanie, jak ono by brzmiało?
Ufaj w to, że możesz odkryć swoją drogę prawdy. Nawet nie podejrzewasz, jak jesteś piękny! Ludzie być może stracili zaufanie do polityki, ale najgorsze, że stracili zaufanie we własne siły, nie wierzą w siebie, nie wierzą, że są w stanie zmieniać rzeczywistość.
* Jean Vanier – twórca dwóch chrześcijańskich ruchów skupionych wokół osób z niepełnosprawnością umysłową: L’Arche (Arka) oraz „Wiara i Światło”. Ich domy i wspólnoty (gdzie pełnosprawni razem z niepełnosprawnymi żyją na stałe wspólnie) licznie rozprzestrzeniły się po całym świecie, działają także w Polsce. Vanier uznawany jest za jednego z największych duchowych proroków i nauczycieli naszych czasów.
Tekst opublikowany we francuskiej edycji portalu Aleteia
..
Kolejna wspolnota.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:20, 14 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Strefa Zero: Ci, którzy modlą się inaczej, nie są wrogami
Jola Szymańska | Czer 14, 2017
Materiały prasowe
Komentuj
0
Udostępnij
Komentuj
0
– Spotkajmy się w punktach stycznych i pozwólmy zagoić się ranom – mówi o drodze do jedności chrześcijan Krzysztof Demczuk, lider wspólnoty Metanoia. Właśnie zakończyła się kolejna Strefa Zero, zatytułowana „Connected”. Ponoć to proroczy tytuł.
Ś
wieccy, księża i pastorzy w jednym miejscu. Modlący się za siebie nawzajem. Szanujący i usługujący sobie. A do tego wpatrzeni w Słowo Boże. Czy to jakaś wariacja na temat biblijnej Apokalipsy? Nie. To wydarzenia z ostatniego weekendu.
Jedno jest Ciało i jeden Duch
Strefa Zero to dwudniowa konferencja, organizowana przez wspólnotę Metanoia z Jaworzna. Konferencja, której organizatorzy biorą słowa św. Pawła całkiem serio. I wierzą, że „Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie” (Ef 4,4). Dlatego celem spotkania jest budowanie jedności Kościoła i wyposażanie chrześcijańskich liderów.
Widać, nie jest to wiara bez pokrycia. Do Jaworzna przyjechali katolicy i protestanci nie tylko z całej Polski, ale też m.in. z USA, Szwecji czy Brazylii. Wszyscy w nadziei na spotkanie z Chrystusem i… braćmi w wierze.
Katolicy i protestanci. Czy to wypada?
Czy katolicy i protestanci mogą modlić się razem? Cytując papieża Franciszka: nie tylko mogą, ale powinni to robić. Na szóstej Strefie Zero usłyszeliśmy ich wspólne wezwanie do serdecznej relacji.
„Kiedy Krzysztof zaprosił mnie na Strefę, uznałem że chcę koło niego tutaj stanąć. I jestem wdzięczny za to, że organizujecie to wydarzenie” – mówił podczas swojej konferencji pastor Piotr Gąsiorowski z Ewangelicznego Kościoła Metodystycznego, dodając: „Chciałbym Wam dzisiaj umyć nogi”.
„Podział Kościoła jest ludzkim grzechem i sukcesem szatana” – podkreślał pastor. „Remedium na niego nie jest samozwańcza rewolucja, ale konsekwentna wierność Ewangelii i ufność Bogu. Chrystus działa przez prawdę i posłuszeństwo. Kochajmy i budujmy, On zajmie się resztą” – powtarzali kolejni mówcy.
Konferencjom towarzyszyły modlitwy uwielbienia, a w niedzielę konferencyjna wspólnota spotkała się na wspólnej mszy świętej. W organizacji wydarzenia bardzo pomogło wsparcie diecezji sosnowieckiej, na czele z biskupem Grzegorzem Kaszakiem.
Wyzwanie ks. Hockena
Na spotkanie nie dojechał jednak bardzo oczekiwany mówca i duchowy ojciec wielu chrześcijańskich liderów – ks. dr Peter Hocken. Wybitny teolog i historyk Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej oraz ruchu zielonoświątkowego jeszcze tydzień wcześniej na zaproszenie papieża Franciszka świętował w Rzymie pięćdziesiątą rocznicę ruchu charyzmatycznego w Kościele katolickim.
Niestety rano, 10 czerwca, podczas powitania gości organizatorzy otrzymali wiadomość o jego śmierci.
Czytaj także: 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu – ekumenizm z miłości do Boga
Jedność chrześcijan?
„Ks. Hocken bardzo cieszył się, że dożył wydarzenia, w których katolicy i protestanci spotykają się w atmosferze miłości i szacunku” – mówił zszokowany nagłą informacją lider Metanoi.
31 października minie dokładnie pięćset lat od ogłoszenia przez Marcina Lutra słynnych 95 z Wttenbergi. Choć dziś w Kościele katolickim przyznaje się, że wiele postulatów reformatora było słusznych, rozłam stał się jednak faktem. W późniejszych latach – nie bez udziału czynników politycznych – doszło do silnej polaryzacji w podejściu do struktury kościelnej, liturgii, dogmatów, a przede wszystkim, do siebie samych.
Przez pięć wieków mieliśmy jednak szansę dojrzeć do pokochania swego bliźniego.
Poglądy a miłość Jezusa
Ponowna jedność chrześcijan wydaje się dziś nie tylko możliwością, ale też zadaniem. „Kiedy jesteśmy podzieleni, nie możemy być silni” – mówił na Strefie Zero lider Metanoi.
Zwracał on też uwagę na debaty internetowe, w których chrześcijanie różnych wyznań zamiast się błogosławić, nawzajem się opluwają. „Gdyby widzieli to niewierzący, stwierdziliby, że jesteśmy żałośni. Dlatego Jezus wzywa nas do jakości w miłości i przebaczeniu”.
Ci, którzy modlą się inaczej nie są twoimi wrogami. Niewierzący też nie są wrogami. Wrogiem jest tylko szatan, któremu zależy na naszych sporach – Krzysztof Demczuk
Nie tylko on zwracał uwagę, że kwestie teologiczno-doktrynalne nie powinny blokować naszego szacunku i otwartości na drugiego człowieka. „Jaka szkoda, że jesteśmy dziś dużo bardziej znani z tego, jakie mamy poglądy, niż z miłości Pana Jezusa” – mówił Karol Sobczyk. Przypominał, że zgromadziła nas wokół Niego nie nasza rodzina, teologia czy same z siebie wersety biblijne, ale Boża miłość, do której wciąż powinniśmy w pokorze wracać.
Jakość dla Oblubienicy
Strefa Zero to profesjonalne, międzynarodowe wydarzenie, w którym nie ma miejsca na bylejakość. I to także bardzo wyróżnia ją na tle wielu innych katolickich konferencji.
„To wynik lat szkolenia ludzi i naszego doświadczenia – mówi Krzysztof Demczuk. Pierwszą Strefę organizowało piętnaście osób. Dziś jest ich sto. – Kultura wdzięczności, szacunku i pracy jest dla nas bardzo ważna. W końcu Ciało Chrystusa to Oblubienica. Skoro Dawid i Salomon nie znali umiaru w hojności dla Boga, my też chcemy chwalić Go tak jak możemy najlepiej”.
Lek na niepokoje
O dziwo, jedność chrześcijan wciąż wielu z nas niepokoi. Jak przekonywać nieprzekonanych? Krzysztof Demczuk nie używałby do tego słów: „Zaprosiłbym ich, żeby mogli doświadczyć tego spotkania, tej atmosfery miłości i szacunku. Żeby zobaczyli, jak ludzie różnych denominacji potrafią sobie nawzajem usługiwać”.
Kolejna Strefa Zero już za rok. Czy do tego czasu jedność przestanie być kontrowersją, a stanie się pragnieniem całego Kościoła? Niewykluczone. Szczególnie, jeśli sami się w nie włączymy.
...
Rozne drogi sa jak widac. Do Boga jest ciekawie. Odwrotnie jest zawsze nudno i tak samo. Nalog zlo patologia pieklo. A do Boga kazdy inny. Sam sie dziwie nad soba
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 10:25, 21 Sie 2017 Temat postu: |
|
|
Po co być we wspólnocie? Msza w niedzielę nie wystarczy?
Dominika Frydrych | Lu 21, 2017
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Moją wspólnotą jest Kościół. Po co przynależność do konkretnej grupy? – słyszę czasami. Proste. Na przykład po to, żeby wiedzieć, komu kroić cytrynę w plasterki, a komu wciskać ją prosto do herbaty.
Kościół w tramwaju, Kościół na mszy
Mniej więcej dwa lata temu, jeżdżąc co rano tą samą trzynastką, często widywałam mężczyznę z kilkuletnią córką. On w garniturze, ona na różowo, z plecakiem w księżniczki na kolanach. Obydwoje trochę przysypiali. Zawsze gdy mijaliśmy kapliczkę na Limanowskiego, mężczyzna robił znak krzyża. Nigdy nie zamieniliśmy słowa, czasem tylko uśmiech, jeśli siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Nieważne, i tak obydwoje czuliśmy, że jesteśmy z jednej wspólnoty, gdy widziałam, jak on robi znak krzyża, a on widział, jak przeglądam w telefonie Pismo Święte. Była między nami więź.
Wspólnotowość Kościoła jako całości nie przejawia się tylko w sympatycznych, przelotnych spotkaniach z wierzącymi nieznajomymi. Najmocniej ujawnia się oczywiście podczas liturgii. Co nas wtedy podzieli? Gdy stajemy razem przed ołtarzem, możemy być sobie całkiem obcy, pochodzić z różnych państw i nie znać języków, w których mówimy, a mimo to bardzo prawdopodobne, że wszyscy poczujemy się u siebie. Bo dotkniemy sedna – wyznamy tę samą wiarę i przyjmiemy tego samego Jezusa.
Tylko że kiedyś trzeba wysiąść z tramwaju. A każda Eucharystia skończy się rozesłaniem.
Jak pokochać tłum?
Jezus zostawił jasne wskazanie: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”. Mówił to do małej grupy, która od pewnego czasu żyła razem. I była zbiorem tak nieprawdopodobnie różnych osobowości, że tylko sam Bóg mógł wpaść na to, by spróbować je połączyć.
Apostołowie są niepewni, wybuchowi, kłócą się o to, kto z nich jest największy i zasadniczo niewiele rozumieją z nauk Mistrza. A On nie ułatwia. Zaprosić jednego ze znienawidzonych wtedy celników? Nie objawiać wszystkiego wszystkim, tylko wyróżnić trzy osoby, które zobaczą więcej cudów niż inni? Proszę bardzo. A pod koniec ziemskiej misji umyć apostołom nogi i powiedzieć wprost, że od teraz powinni umywać nogi sobie nawzajem. Że ludzie mają rozpoznawać ich w świecie, jako Jego uczniów, po ofiarnej miłości, która jest między nimi.
Szczerze mówiąc, gdyby moją wspólnotą była wyłącznie wspólnota całego Kościoła, ten apel szybko zmieniłby się w abstrakcję. W podręczny słownik górnolotnych katolickich frazesów. Dopiero kiedy wchodzę do konkretnej grupy, a w niej stopniowo poznaję ludzi z całym ich pakietem cech, szczególnie tych trudnych, gdy pojawiają się problemy i próbujemy je razem rozwiązywać, gdy ujawniają się moje ograniczenia, gdy mogę dać coś z siebie albo gdy razem robimy coś dla innych – tak, wtedy mogę uczciwie przyznać, że rzeczywiście staram się spełniać wezwanie Jezusa.
Oczywiście, nie chodzi o to, żeby zamykać się we własnym gronie i tworzyć getta ludzi z danego miejsca albo skupionych wokół lidera czy duszpasterza. To byłaby już raczej sekta. Chodzi o praktykowanie miłości, które może powoli realizować się wobec konkretnych osób, a nie anonimowego tłumu.
Zresztą, izolowanie się od reszty świata odpada. Bo prawdziwa wspólnota nigdy długo nie usiedzi w miejscu. Jeśli jest skupiona na Jezusie, zaraz będzie ją gdzieś gnało, żeby nieść dalej to, co jej członkowie dostają podczas modlitwy i od siebie nawzajem – nagle będzie modlić się za innych, ewangelizować albo działać charytatywnie. Nie wytrzyma długo w stagnacji. Inaczej uschnie.
Po co mi wspólnota? Po co ja wspólnocie?
Co czwartek prowadzimy otwarte spotkania. Czasem jest konferencja, zawsze msza i wielbienie, raz w miesiącu adoracja w ciszy. Często można poprosić o modlitwę wstawienniczą. Pewnego kryzysowego razu nie daję rady. Bo Bóg kolejny dzień milczy. Odpuszczam. Uwielbianie teraz jest za trudne. Podchodzę do dwóch osób ze wspólnoty, mówię krótko co i jak. Niosą moją modlitwę. Kolega dzieli się kilkoma myślami. Następnego dnia dodaje jeszcze kilka. I zapewnia o wsparciu. Jakiś czas później wraca do tego i pyta, czy wszystko w porządku. Jego słowa okazały się prorocze. Sama nie wiem, czy ważniejsze jest to, czy jego dyskretna troska.
Po co mi wspólnota? Bo na wiarę w pojedynkę jestem za słaba. Jasne, że wszystko zaczyna się i kończy na osobistym spotkaniu z Jezusem. Ale jeśli mam wokół siebie ludzi, którzy na co dzień stawiają Go w centrum i próbują żyć według Jego Słowa, jeśli trwamy w przestrzeni sakramentów, Duch działa przez takie relacje. I dzięki nim buduje wiarę. A gdy pojawią się schody – bo pojawiają się zawsze – wsparcie od wspólnoty jest nieocenione. W bardzo prostych rzeczach. Modlitwa. Rozmowa. SMS. Materialna pomoc. Kawa bez cukru albo herbata z plasterkiem cytryny, bo tak właśnie lubię. W całej mojej słabości nagle czuję się o wiele mocniejsza.
Prawdziwa zabawa zaczyna się jednak wtedy, gdy pytanie o to, po co mi wspólnota zamienia się w inne: co ja mogę dać? I tak to się rozkręca, zupełnie naturalnie. Po prostu jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Czy to jest łatwe? I tak, i nie. Nie, bo czasem lęki, słabości czy wady wygrywają z nawet najlepszymi chęciami. Tak, bo chcemy Go naśladować, a pomaga nam w tym sam Duch.
Czy każdy musi być we wspólnocie?
Na pewno nie chodzi o to, żeby wszystkich namawiać do takiej samej wspólnoty. Kościół złożony wyłącznie z grup Odnowy albo kółek różańcowych byłby nieznośnie nudny! Ale, jak określił to czeski ksiądz, Tomáš Halík, Kościół jest jak pałac z nieskończoną liczbą komnat. W tym sensie byłaby to wspólnota wspólnot. Całość ogarniająca wszystkie członki w jedno Ciało.
Zmuszanie kogokolwiek do czegokolwiek mija się z celem. Możliwe, że komuś wystarczy na przykład podstawowa wspólnota – czyli rodzina. Kilkuosobowa, bezpieczna przestrzeń bycia ze sobą, modlitwy i dzielenia się wiarą? Super! Ale mimo wszystko, otwartość nie jest złym pomysłem. Bo może w parafii, nawet jeśli nie ma odrębnej wspólnoty, jest po prostu kilka takich rodzin? Albo gdzieś w okolicy jest grupa, która studiuje Słowo Boże, pomaga bezdomnym czy modli się charyzmatycznie?
Jeśli pojawia się nieśmiała myśl, że to chyba coś dla mnie, nie warto tego gasić. Lepiej spróbować. I pozwolić innym, żeby robili ci herbatę taką, jak lubisz.
...
Wspólnota ubogaca... czyli daje to czego nie mozna zyskac samotnie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:00, 10 Paź 2017 Temat postu: |
|
|
„Obraz nieba na ziemi”. Wspólnoty L’Arche, gdzie ludzie żyją zgodnie z najpiękniejszymi wartościami
Joanna Szubstarska | 10/10/2017
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Na co dzień w Arce nie dzielimy siebie na my-oni. We wspólnocie odkryłam przyjaźń z osobami z niepełnosprawnością. Byłam tym tak zafascynowana, że sama zaczęłam się bardzo zmieniać.
Rozmowa z Aleksandrą Nawrocką, jedną z założycieli drugiego w Polsce domu wspólnoty L’Arche (czyt. larsz, fr. arka).
Joanna Szubstarska: Dlaczego zaangażowała się Pani w pomoc osobom z niepełnosprawnością intelektualną?
Aleksandra Nawrocka: W młodości temat osób z niepełnosprawnością nie leżał w obszarze moich zainteresowań. Zaczęło się od zaproszenia, jakie otrzymałam od przyjaciół, aby poznać wspólnotę Wiara i Światło. We wspólnocie odkryłam przyjaźń z osobami z niepełnosprawnością. Byłam tym tak zafascynowała, że sama zaczęłam się bardzo zmieniać.
Czytaj także: Jean Vanier odznaczony Legią Honorową. Order wręczył mu premier Francji
Kiedyś byłam raczej zamknięta, niełatwo wchodziłam w relacje. W osobach z niepełnosprawnością – moich nowych przyjaciołach – dostrzegłam otwartość i to, że darzą wielką uwagą mnie i innych, że okazują, jak bardzo jesteśmy dla nich ważni i nas potrzebują. To było coś tak nowego, inspirującego i budującego. Zaczął układać mi się „obraz nieba na ziemi” – obraz wspólnot, w których ludzie żyją zgodnie z takimi wartościami, jak uczciwość, oddanie, przyjaźń, miłość, wzajemna służba.
Zanim założyła Pani wspólnotę w Poznaniu, przebywała Pani w pierwszej polskiej wspólnocie Arka w Śledziejowicach pod koniec lat 80., odbyła Pani także staż w Canterbury. Jak powstawała wspólnota w Poznaniu?
Pewnego razu na obóz Wiary i Światła zaprosiliśmy też dwóch siedemnastoletnich chłopców z dużego domu pomocy. Obaj byli z niepełnosprawnością intelektualną i poruszali się na wózkach inwalidzkich. Ksiądz proboszcz małej wsi przyjął nas wszystkich na swojej plebanii. To było coś niezwykłego, tym bardziej, że na koniec obozu zaproponował, że zaprosi Marka i Roberta także na Boże Narodzenie i zapytał, czy spośród nas młodych byliby chętni, by przyjechać razem z nimi, ponieważ obaj byli bardzo niesamodzielni. I tak kilkoro z nas spędziło czas Bożego Narodzenia pierwszy raz razem z Markiem i Robertem.
Potem spotykaliśmy się podczas kolejnych świąt. Organizowaliśmy wakacje i weekendy w domach i mieszkaniach różnych naszych znajomych. Pragnęłam tak żyć nie tylko od święta do święta, ale na co dzień, dlatego w 1988 roku zdecydowałam się zamieszkać w Śledziejowicach, gdzie już funkcjonowała Arka – pierwsza wspólnota założona w naszym kraju w 1981 roku. Po dwóch latach wróciłam do Poznania i we współpracy z L’Arche International, razem z przyjaciółmi zaczęliśmy konkretnie działać w kierunku zawiązania wspólnoty w Poznaniu.
Było we mnie przekonanie, że są podstawy, aby wspólnotę założyć, ponieważ wokół było wiele osób chętnych do pomocy: czy to poświęcające swój czas, czy oferujące własne mieszkanie na pobyty i spotkania z osobami z niepełnosprawnością, czy też świadczące pomoc materialną.
Czy dzisiaj, po wielu latach zaangażowania w L’Arche, może Pani powiedzieć, na czym polega relacja z osobami z niepełnosprawnością?
W L’Arche mówimy o byciu razem, towarzyszeniu, wzajemnej pomocy. Na co dzień w Arce nie dzielimy siebie na my-oni. Jesteśmy tu razem z osobami, które samodzielnie nie radzą sobie w zwykłych czynnościach życiowych, które nie posiadają takich zdolności i umiejętności, dlatego potrzebują drugiego człowieka.
Czytaj także: Nastolatek z zespołem Downa, który uratował dziewczynkę przed utonięciem
Rzeczywiście, osoby z niepełnosprawnością potrzebują pomocy: przy higienie, pielęgnacji, podawaniu leków, zmianie opatrunku, w gotowaniu, sprzątaniu, a nawet poruszaniu się. Taką pomoc możemy im dać, ale jednocześnie od tych właśnie Osób otrzymujemy przyjaźń i uwagę, uczą nas one wybaczać oraz być otwartymi i tego, jak możemy poprawić swoją i innych jakość życia. Można powiedzieć, że uczymy się od nich tego, co w życiu jest najważniejsze – budowania prawdziwych relacji z drugim człowiekiem, umiejętnego zaangażowania się w przyjaźń i obdarowania miłością i dostrzegania jej – i to jest ta wzajemna pomoc. Powiem szczerze, że relacji międzyludzkich uczyłam się i uczę nadal właśnie od osób z niepełnosprawnością.
Czym różni się działalność L’Arche w naszym kraju i w innych ośrodkach w Europie Zachodniej?
W polskich wspólnotach bardzo mocny jest duch wiary, czego nie obserwuje się już często w krajach Europy Zachodniej. Osoby z niepełnosprawnością intelektualną w naszych wspólnotach, w Polsce czy innych krajach, są w centrum i pełnią ważną rolę. We wszystkich wspólnotach w Polsce są już lub powstają domy, w których osoby z niepełnosprawnością intelektualną mieszkają na stałe, do końca życia.
Nasze wspólnoty tworzą także miejsca dodatkowe, np. w Poznaniu jest mała pracownia dla osób, które nie znalazły miejsca w pracowniach warsztatów terapii zajęciowej, ponieważ potrzebują szczególnej uwagi. Wspólnota w Śledziejowicach ma bardzo dobrze rozwinięty warsztat terapii zajęciowej oraz dom środowiskowy, w których w ciągu dnia przebywa kilkadziesiąt osób spoza domów wspólnoty.
We Wrocławiu, obok dwóch domów, są mieszkania chronione dla 12 osób, w których samodzielnie mieszkają osoby i którym świadczona jest w sposób dyskretny pomoc ze strony asystenta. W Warszawie natomiast dom powstaje dopiero teraz, ale wspólnota od kilku lat prowadzi punkt wsparcia, tzn. asystenci wspólnoty chodzą do osób z niepełnosprawnością intelektualną – które mieszkają samodzielnie lub z rodzinami – i udzielają, zgodnie z potrzebami, wsparcia.
W Poznaniu także zaczęliśmy realizować taki projekt. W ostatnich latach pojawiły się grupy inicjujące powstawanie nowych wspólnot: w Gdyni, w Bielsku-Białej, w Szczecinie i niewielkiej miejscowości pod Białymstokiem.
...
Tylko w Polsce duch wiary jest obecny.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:16, 18 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
Pod Krakowem powstaje Osiedle Fatimskie. „Tu chodzi o tworzenie prawdziwej wspólnoty”
Katolicka Agencja Informacyjna | 18/03/2018
OSIEDLE FATIMSKIE
Materiały prasowe
Udostępnij Komentuj
Na podkrakowskiej wsi Krzywaczka realizowana jest niezwykła inwestycja – Osiedle Fatimskie. Zgodnie z założeniami pomysłodawcy, ma to być przestrzeń tworzenia dobrych relacji sąsiedzkich, opartych na wierze w Boga.
Pomysłodawcą stworzenia Osiedla Fatimskiego jest Andrzej Sobczyk, znany ze Stowarzyszenia Rafael producent i dystrybutor filmów chrześcijańskich w Polsce. Jak przyznaje, idea stworzenia „osiedla z wartościami” kiełkowała w nim już od czasów młodzieńczych.
Myślałem wtedy o tym, by stworzyć otoczenie ludzi, którzy na co dzień będą dla siebie wzmocnieniem. Ta myśl ewoluowała, bo pojawiły się plany założenia rodziny i coraz bardziej widziałem potrzebę tego, żeby mieć sensownych sąsiadów – nie takich, z którymi widzi się raz na miesiąc, ale takich, z którymi tworzy się prawdziwe i pełne szczerości więzy międzyludzkie oparte na chrześcijańskim fundamencie – mówi Sobczyk.
Podkreśla, że drugą siłą napędową było pragnienie zadbania o dobre środowisko do wychowywania dzieci, których sam ma dwójkę.
Widzimy współcześnie, że nasze pociechy coraz bardziej wychowują się same, bez rówieśników. Widzę, jak dzieci spędzają czas samotnie np. przed komputerem. A czy nie lepiej było kiedyś, gdy bawiliśmy się grupą „na trzepaku”? Stwórzmy więc takie możliwości dzisiaj! – zachęca.
Czytaj także: Jak wspólnie urządzić mieszkanie i się nie pozabijać?
Ogródki, fontanna, plac zabaw i kapliczka
Mimo wielu początkowych trudności, jak ocenia Sobczyk, dzięki modlitwie wielu osób, udało się znaleźć odpowiednią 3-hektarową działkę, problemem była jednak jej cena. Ale i temu udało się sprostać, gdy w ciągu jednego dnia znalazł się zachwycony pomysłem inwestor, który zadeklarował, że wybuduje osiedle.
Obecnie w trakcie ukończenia są trzy budynki. Pierwsze domy mają mieć wielkość 143 m kw. i 173 m kw. Jednak zgodnie z zamysłem twórców, następne mają być dopasowane do potrzeb osób, które chciałyby włączyć się w tworzenie tej sąsiedzkiej wspólnoty.
Poza domami, na terenie osiedla znajdą się ogródki działkowe przynależące do każdego domu. Z kolei na części wspólnej inwestycji przewidziano altanę, boisko, fontannę, plac zabaw, a w wyciszonym fragmencie działki – kapliczkę z parkiem różańcowym.
Chcemy zainicjować powstanie dobrego środowiska, ale nie środowiska zamkniętego. Tę inwestycję oddaliśmy w Boże ręce i mamy nadzieję, że rozwinie się ona we właściwym kierunku, zgodnie z pragnieniami serc ludzi, mających podobne wartości. Tu chodzi o tworzenie prawdziwej wspólnoty, a to osiedle jest do tego narzędziem – podsumowuje Andrzej Sobczyk.
Krzywaczka, w której powstaje osiedle, ma charakter podmiejski. Bardzo dużym atutem jest lokalizacja nowego osiedla – na lekkim wzniesieniu, obok niewielkiego lasu, około 300 m od drogi E7 i około 2 km od Zakopianki. Szczegółowe informacje o inwestycji dostępne są na stronie internetowej [link widoczny dla zalogowanych]
...
Wspólnoty sa cenne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:56, 15 Maj 2018 Temat postu: |
|
|
Ks. Strzelczyk: Zalała nas cała gama słownictwa i praktyk protestanckich. O schizmę nietrudno
Dawid Gospodarek i Katolicka Agencja Informacyjna | 15/05/2018
RUCHY CHARYZMATYCZNE
Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Problem w tym, że zalała nas cała gama słownictwa i praktyk z różnych wspólnot zielonoświątkowych i protestanckich, które nie pokrywają się z terminologią klasycznej duchowości – powiedział w wywiadzie dla KAI ks. dr Grzegorz Strzelczyk.
Dawid Gospodarek (KAI): Dlaczego wydaje się, że teologowie nie interesują się zjawiskiem ruchu charyzmatycznego, który pochłania przecież coraz większe rzesze katolików?
Ks. Grzegorz Strzelczyk: Teologowie „szkolni” przez długi czas w ogóle ignorowali sprawę wymiaru charyzmatycznego. Można było przejść seminarium nie dowiedziawszy się na ten temat kompletnie niczego. Teraz bywa i odwrotnie – zdarzają się rozcharyzmatyzowani przełożeni. Brakuje wyważonej refleksji.
Pierwsza rzecz, którą jako teologowie musimy zrobić, to się zmierzyć z kwestią relacji między osobistym doświadczeniem duchowym oraz jego opisem i tym, jak ten opis ma się do wiary Kościoła. Trzeba się pogodzić z tym, że ludzie doświadczają, w związku z tym potrzebują interpretacji tych doświadczeń. Nie abstrakcyjnej, tylko prosto wyjaśniającej, co im się dzieje…
Czytaj także: Ks. Strzelczyk: Mamy zalew rzeczy na granicy ezoteryzmu ubranego w narrację katolicką
KAI: To nie wydaje się skomplikowane.
Problem w tym, że zalała nas cała gama słownictwa – ale i praktyk – z różnych wspólnot zielonoświątkowych i protestanckich, które nie pokrywają się z terminologią klasycznej duchowości. W związku z tym wydaje się, że mamy do czynienia z nowymi zjawiskami i trzeba znaleźć nowe interpretacje. Jednak to nie do końca jest prawdą. Zadaniem teologów jest m.in. pokazanie tego, że mamy do czynienia z rzeczami, które w tradycji katolickiej już dawno były ponazywane, są pewne zasady korzystania z nich itd.
KAI: Czyli edukacja.
Tak. Również teologowie powinni pilnować formacji liderów we wspólnotach charyzmatycznych. Jest mnóstwo takich zadań przyziemnych, które trzeba zacząć podejmować. Oczywiście, to oznacza, że trzeba opuścić kanapę i zacząć słuchać ludzi i tego, czego doświadczają. Jeśli tego nie zrobimy, to nie realizujemy naszej misji.
KAI: Co jeszcze mogą robić teologowie?
Tłumaczyć, pisać bardziej publicystycznie niż naukowo. Wskazywać, że np. pewne doświadczenia w Kościele już zostały zbadane i omówione – zwłaszcza w ramach szeroko rozumianej tradycji duchowości zakonnej. Mamy np. klasyczne nauczanie o „łaskach darmo danych” – bo tak św. Tomasz nazywał charyzmaty – jednak jest ono kompletnie nieznane także wielu liderom wspólnot charyzmatycznych.
Kolejna rzecz, którą teologowie mogą zrobić, to prywatne napominanie swoich kolegów (księży i świeckich), którzy w przypływie charyzmatycznej gorliwości idą na ślepo za intuicjami płynącymi wprost z doświadczenia i zaczynają opowiadać głupoty. Wreszcie powinni sygnalizować biskupom, że mamy do czynienia z poważnym problemem duszpasterskim, a w niektórych miejscach nawet doktrynalnym.
KAI: A konkretna ocena pewnych niepokojących zjawisk?
Tak, w którymś momencie biskupi poproszą o recenzję. Wtedy trzeba będzie dokonać krytycznej oceny nauczania niektórych liderów, księży, niektórych bardzo zaangażowanych w tym nurcie osób. I nazwać czasami rzeczy po imieniu, tzn. powiedzieć „Uwaga, tutaj mamy do czynienia z rzeczami, które nie są spójne z nauczaniem katolickim”.
KAI: Jak Ksiądz się odnajduje w tej rzeczywistości?
Bardziej czy mniej, ale sam od wielu lat utożsamiam się z doświadczeniem charyzmatycznym, natomiast to mnie nie zwalnia z myślenia. I martwi mnie, że pojawia się coraz więcej dziwactw związanych z absolutyzacją jednostkowych doświadczeń, bezkrytycznym przekonaniem, że to, co nam się zjawia w świadomości na modlitwie, to jest jeden do jeden przemowa Boga, itd. Ekscesy zdarzają się – w mojej ocenie – coraz częściej.
KAI: Kiedy modlitwa staje się takim ekscesem?
Mamy np. gigantyczny problem z magicznym traktowaniem różnych praktyk religijnych, w tym modlitwy – nie tylko w nurcie charyzmatycznym. Właściwie każdą rzecz, w której Bóg wzywa do nawrócenia, przebiegły człowiek potrafi zmienić w praktykę magiczną.
Na przykład praktykę „dziewięciu pierwszych piątków miesiąca”. W ten sposób neutralizujemy wezwanie do nawrócenia, a wytwarzamy rytuał, który ma nam zagwarantować zbawienie. Niedawno na jednym z dużych portali z treściami religijnymi pojawił się wywiad z pewną szlachetną zakonnicą. Mówiła o tym, że według pewnych prywatnych objawień określonego dnia w roku Bóg odpuszcza wszystkie winy i kary za grzechy w sposób wyjątkowy, nie tak, jak w inne dni.
KAI: Taka jest treść tych objawień.
Nie. Zostało objawione wezwanie do nawrócenia. A nie czary, które można odprawić tego określonego dnia. Jeżeli cofa się wymiar intelektualny wiary, to cofa się zrozumienie objawienia publicznego. Musimy pamiętać, że Bóg objawił się w Chrystusie i to jest miara wiary.
Kościół nie po to ma teologię, żeby utrzymywać teologów na posadach, tylko żeby zachować nienaruszoną pamięć o pierwotnym doświadczeniu, które pozostaje kryterium dla doświadczeń kolejnych. W związku z tym, jeżeli cofa się nam wymiar intelektualny, to zaczynamy mieć poważne kłopoty. Bo doświadczenie podlega interpretacji. Jeśli interpretacje puszczone są samopas, bez odniesienia do rdzenia wiary (dogmatu), to możemy zacząć rozmijać się z prawdą.
Czytaj także: Czy tradsi i charyzmatycy mogą się lubić? Sprawdziliśmy to. Na żywo!
KAI: Dlaczego doświadczenie jest takie problematyczne?
Kiedy na Soborze Watykańskim II powstawała Konstytucja o Objawieniu Bożym, pracowano nad kwestią związaną z tym, w jaki sposób pogłębia się, rozwija Objawienie. W pierwotnym projekcie, nad którym debatowano na obradach, ten punkt był formułowany tak, że pogłębienie następuje poprzez doświadczenie duchowe wierzących. Paru przenikliwych ojców soborowych zwróciło uwagę na to, że to trzeba skorygować.
Bo to nie doświadczenie, które jest ślepe, jest samo w sobie motorem, tylko jego zrozumienie. Tak został skorygowany do postaci dzisiejszej, która brzmi: „Ex intima spiritualium rerum quam experiuntur intelligentia” – poprzez głębokie zrozumienie rzeczy duchowych, których doświadczają. To jest niuans, ale wyraźnie pokazujący czujność ojców Vaticanum II. Nie wolno wyłączyć elementu zrozumienia z doświadczenia.
To też pokazuje nasz problem. Jeśli wyłączymy element intelektualny z naszego doświadczania, to i tak ktoś nam dostarczy jakąś interpretację (czasem nasza własna podświadomość). Ale to już może nie być interpretacja katolicka. To jest niezwykle delikatna rzecz.
KAI: Czyli problemem jest, że do takich wspólnot lgną ludzie niezbyt zainteresowani refleksją teologiczną?
Nie, oni nie muszą być zainteresowani głębszą refleksją teologiczną, bo to nie jest obowiązek wiernych w Kościele. Oni są zainteresowani głębszym zjednoczeniem z Bogiem, i słusznie. Przy czym mają prawo oczekiwać, że we wspólnocie kościelnej to ich pragnienie zostanie wsparte, oparte na fundamencie zdrowej nauki, a nie poprowadzone na manowce.
Pierwszy problem jest taki, że księża, którym się powierza wspólnoty charyzmatyczne, jako że sami nie bardzo się w tym doświadczeniu odnajdują, po prostu się nie angażują. W związku z tym są tylko pasterzami nominalnymi, a za wspólnoty i za nauczanie w nich faktycznie odpowiedzialni są świeccy. I teraz ci świeccy, którzy są często rozgrzani, pełni dobrej woli, sami sobie stają się żeglarzami i okrętami, sami się formują, co może przynosić różne efekty.
KAI: Skąd ci świeccy czerpią inspiracje do swojej formacji?
Czasami, jako że nie mają fachowego wsparcia od strony katolickiej, zaczynają ściągać różne rzeczy od wspólnot niekatolickich i zaczyna się zamieszanie. Do tych wspólnot przenikają nie tylko pewne praktyki, ale też elementy doktrynalne, np. myślenie w kategoriach predestynacyjnych albo przeświadczenie o absolutnym zepsuciu człowieka po grzechu. To nie jest nauka katolicka.
KAI: Pierwszym problemem są więc księża niewywiązujący się ze swoich obowiązków wobec wspólnoty. A drugim?
Księża odpowiedzialni za wspólnoty, którzy z kolei są na drugim końcu, czyli ci „odjechani” – zwykle chodzi o postawienie własnego doświadczenia nad nauczaniem Kościoła. I za nimi „odjeżdżają” wspólnoty. Czasem jest to efekt tego, że jak nikt się nie chce zająć jakąś wspólnotą, to się posyła tam ochotnika. Niekoniecznie po rozeznaniu tego, czy on się do tego nadaje i czy jest wystarczająco stabilny i ogarnięty.
Kolejny problem jest związany z tym, że jak już pasterz daje symptomy niezrównoważenia w nauczaniu, to bywa, że brakuje reakcji. Nie reakcji biskupa, bo biskup o tym się dowiaduje prawie zawsze na końcu, tylko jego współbraci. Braterskiego napomnienia brakuje, czyli: „Chłopie, ogarnij się, bo zaczynasz opowiadać głupoty”.
KAI: Skoro problemy są z duszpasterzami, to sprawa jest dość poważna. Przecież ostatni sobór w tej kwestii nakłada na nich istotne zadanie.
Sobór Watykański II w nauczaniu o charyzmatach mówi, że sąd o ich prawdziwości i o sposobie wprowadzania w życie należy do pasterzy Kościoła. Czyli bez decyzji kompetentnego przełożonego kościelnego nikt nie powinien żadnym charyzmatem publicznie posługiwać.
Jeżeli prezbiter zaczyna ogłaszać proroctwa, należy najpierw zapytać, czy on ma zgodę swojego biskupa na posługiwanie tym charyzmatem, swojego przełożonego, a wcześniej jeszcze, czy ten charyzmat został w ogóle rozeznany przez kogokolwiek innego niż on sam. Bo sami sobie nie rozeznajemy charyzmatów. Ale niestety mamy samozwańczych proroków, samozwańczych uzdrawiaczy, którzy są dopuszczani do posługi i do nauczania bez żadnej weryfikacji choćby tylko zdolności do rozróżniania co jest dogmatem w Kościele katolickim, a co nie jest.
Czytaj także: Czy katolicy potrzebują ewangelizacji? Rozmowa z Marcinem Zielińskim
KAI: Takie osoby bez misji kanonicznej publikują książki (z imprimatur!), prowadzą rekolekcje, dla wielu stanowią autorytet kościelny…
Tu pojawia się pytanie, w którym momencie przebudzi się odpowiedzialność pasterzy Kościołów lokalnych. Mam nadzieję, że wkrótce.
KAI: Przecież dzieje się dużo: tłumy ludzi przychodzą na charyzmatyczne spotkania, dokonują się uzdrowienia, pojawiają się proroctwa…
Pamiętam poprzednią falę charyzmatyczną, sprzed dwudziestu lat. Też tak było. Pamiętam, że po następnych dziesięciu latach z tych wspólnot, które miały po dwieście, po pięćset osób, zostawało sześć, dziesięć.
KAI: Jak to się stało?
Kwestią jest to, co ich gromadzi. Dojrzała wiara czy specyficzne doświadczenie, potrzeba emocjonalnego przeżycia czegoś? Przeżycie emocjonalne może prowadzić do dojrzałej wiary, jeżeli za nim idzie systematyczna, porządna, nieefektowna formacja. My często mamy już w tej chwili do czynienia z sytuacjami, że ludzie jeżdżą z eventu na event, bo potrzebują placebo, potrzebują się lepiej poczuć. Czy z tego będzie dojrzała wiara? Wątpię.
Plagą wielu parafii jest to, że jest dwadzieścia zaangażowanych osób, które są w trzydziestu grupach. Wydaje mi się, że na eventach charyzmatycznych robi się nam już podobnie. Na wszystkich są ci sami ludzie. Jeżdżą po Polsce za charyzmatykami i są wszędzie. Jest siedemdziesiąt spotkań, ale w nich uczestniczy podobny zestaw ludzi.
..
Zdziczala duchowosc jest grozna. Zawsze sprawdza sie zrownowazenie. Nie szukanie doznan mocy. Cuda sensacje. To nie jest dobra droga. Bóg daje cuda gdy trzeba a nie dla podkrcenia atmosfery.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:42, 21 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Dr Mary Healy: Przy modlitwie o uzdrowienie nie mówcie, że ktoś ma za mało wiary
Weronika Pomierna | 27/06/2018
STREFA ZERO FESTIWAL
fot. Katarzyna Filipowska | Wspólnota Metanoia
Udostępnij
„Czasem wspólnoty zbyt mocno koncentrują się na uzdrowieniu: co tydzień modlą się o uzdrowienie, ale tylko w obrębie swojej grupki. Wtedy dar uzdrawiania zaczyna stopniowo zanikać. Jezus powiedział: głoście Ewangelię i te znaki będą wam towarzyszyć! Jeśli nie głosisz Ewangelii, to nie oczekuj, że będziesz widzieć wiele uzdrowień”.
Dr Mary Healy* przyjechała do Polski na konferencję Strefa Zero, która w dniach 16-17 czerwca 2018 roku odbyła się w naszym kraju już po raz siódmy.
Weronika Pomierna: „Św. Katarzyna z Sieny uzdrawiała zarażonych dżumą oraz wskrzesiła z martwych swoją własną matkę”. Przeciętny katolik czyta takie zdanie i myśli: To dopiero musiała być superbohaterka.
Mary Healy*: Święci uważali się za zwykłych ludzi. Byli jednak tak blisko Boga, że wiedzieli, że On działa z mocą. Jeśli chcemy ich naśladować, to powinniśmy nie tylko kochać Boga, ale też stawiać śmiałe kroki w wierze. Gdy uczysz się chodzić, zaczynasz od małych kroków. Pewnie zajmie Ci trochę czasu zanim ktoś po Twojej modlitwie wstanie z wózka. Są ludzie, którzy widzą takie cuda od razu, ale zazwyczaj zaczynasz od zrobienia małego kroku.
Czytaj także:
Wielkanocny cud. Lekarze odłączyli chłopca od aparatury, a on „zmartwychwstał”
Do tego potrzebna jest wiara! A co, gdy nam jej brakuje?
Jeśli otaczasz się ludźmi, którym brak wiary w znaki i cuda, to Twoja wiara raczej nie wzrośnie. Ale jeśli przebywasz z tymi, którzy mają większą wiarę niż ty, jeśli czytasz codziennie Pismo Święte, odkrywasz, kim jest Jezus, to Twoja wiara wchodzi na nowy poziom. Wiara jest zaraźliwa! Byłam na konferencjach osób mających ogromną wiarę w uzdrowienie, m.in. Randy’ego Clarka oraz Damiana Stayne’a. Dzięki temu moja wiara w cuda wzrosła!
Pierwszy cud, którego doświadczyłaś?
To było na wyjeździe misyjnym z Randym do Brazylii. Już pierwszego wieczora mieliśmy modlić się za ludzi. Przez wiele lat cierpiałam na ostre migreny. Byłam padnięta po długim locie i znowu złapał mnie ból głowy i oczu. Gdy podeszła do mnie pierwsza osoba, zapytałam: „O co chciałabyś, żebym się pomodliła?”. Usłyszałam: „Cierpię na silne bóle głowy i oczu”.
Cóż za ironia.
Dokładnie wiedziałam, co ona czuje! Pomodliłam się krótko i ku mojemu zdziwieniu ból zupełnie zniknął. Podeszła kolejna osoba: „O co chciałabyś, żebym się pomodliła?”. „Cierpię na migreny”. Pomodliłam się i… ból znowu zniknął. Potem podeszła trzecia osoba, znowu z migreną! I to samo: została uzdrowiona!
Podczas gdy Ciebie nadal bolała głowa! Nie miałaś pretensji do Pana Boga?
Nie, szybko zrozumiałam, że On chce mnie czegoś nauczyć w tej sytuacji. Później osoby z teamu pomodliły się za mnie. Ból nie zniknął natychmiast, ale… następnego dnia! Potem już nie wrócił. W Brazylii modliłam się też za chłopca, który nie widział ostro, czytając z bliskiej odległości.
„Byłeś u lekarza?”, zapytałam. Okazało się, że nie było go na to stać. Po modlitwie spytałam, czy jest lepiej. „Nie wiem”, odpowiedział. „Sprawdźmy!”. Znajomi podali mi Biblię o najmniejszej czcionce, jaką kiedykolwiek widziałam. Ledwo co mogłam przeczytać ten tekst. A chłopiec bez problemu przeczytał całą stronę!
Jeśli chcesz widzieć cuda, to nie módl się tylko tam, gdzie ludzie polegają na sobie i stać ich na dobrych lekarzy! Jedź tam, gdzie mieszkają prawdziwi biedacy! Zobaczysz więcej cudów i twoja wiara wzrośnie! Celem wyjazdu, w którym uczestniczyłam, nie było uzdrowienie samo w sobie, ale to, aby ludzie doświadczyli zbawienia, które jest w Jezusie. Widzieli, że On uzdrawia i działa z mocą. Bardzo wielu oddało Mu wtedy swoje życie.
Zobaczcie galerię zdjęć z konferencji Mary Healy i Strefy Zero:
STREFA ZERO FESTIWALGaleria zdjęć
Czy uzdrowienie to Boży plan na ewangelizację?
Oczywiście! Jezus nigdy nie powiedział, że uczniowie powinni głosić Ewangelię wyłącznie za pomocą słów. Mówił: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! (Mt 10:”. Już na początku podkreślał, że uczniowie powinni głosić Ewangelię za pomocą słów oraz znaków i cudów, które potwierdzają słowa.
Uzdrowienia i inne cuda zawsze towarzyszyły wielkim falom ewangelizacji i odnowy. Tak było, gdy św. Patryk ewangelizował Irlandię, św. Augustyn z Canterbury Anglię oraz gdy św. Franciszek Ksawery wyruszył do Indii. Czasem wspólnoty zbyt mocno koncentrują się na uzdrowieniu: co tydzień modlą się o uzdrowienie, ale tylko w obrębie swojej grupki. Wtedy dar uzdrawiania zaczyna stopniowo zanikać. Jezus powiedział: głoście Ewangelię i te znaki będą wam towarzyszyć! Jeśli nie głosisz Ewangelii, to nie oczekuj, że będziesz widzieć wiele uzdrowień.
Czytaj także:
Bóg znów zadziałał przez Maryję. Kolejne uznane uzdrowienie w Lourdes
A co, jeśli modlimy się wytrwale, a uzdrowienie nie przychodzi?
Nigdy nie można dać komuś odczuć, że ma za mało wiary. Jeśli tak robisz, to zostawiasz go z ciężarem choroby i dokładasz do tego drugi: ludzie czują się winni. Czasem może to być prawda: i oni mogą mieć słabą wiarę i my, którzy się modlimy.
Ale nie mamy prawa oceniać ich, tylko Bóg może to robić. Ważne, jak prowadzi się modlitwę. Odradzam mówienie: Pomodlę się teraz za Ciebie i zostaniesz uzdrowiony! Nie możesz im tego zagwarantować. Nie wiesz tego.
Co zatem powiedzieć?
Na przykład: „Czy chciałbyś, abym pomodlił się za Ciebie w imieniu Jezusa? Bardzo często, gdy modlimy się w ten sposób za ludzi, Pan Jezus ich uzdrawia”. Nie dajesz im wtedy gwarancji bez pokrycia. Jeśli nic się nie wydarzy, ważne jest, aby dać się prowadzić Duchowi Świętemu. Tu nie ma gotowych formułek. Wszystko zależy od konkretnej sytuacji.
Ludzie powinni czuć się po modlitwie podbudowani i zachęceni. Powinni doświadczyć z Twojej strony szacunku i troski. Jeśli nie zostali od razu uzdrowieni, zachęć ich: „Nie bój się prosić w przyszłości o modlitwę o uzdrowienie. Czasem manifestuje się ono dopiero po pewnym czasie”. Sama widziałam takie przypadki.
A co z myśleniem, że choroba to krzyż, który mam nieść?
Wiele osób błędnie rozumie tę kwestię. Bóg nie chce w bezpośredni sposób choroby. Ona nigdy nie była Jego planem dla ludzi. Pojawiła się na świecie z powodu grzechu. Jak Jezus traktował chorobę? Jako zło do pokonania. Nigdy jako coś, co jest dobre samo w sobie.
To prawda, Bóg potrafi wyciągnąć z choroby dobro, jeśli Mu zaufamy. Może oczyścić nasze serca, uczynić nas bardziej świętymi. Możemy ofiarować cierpienie w intencji innej osoby, złączyć je z cierpieniem Jezusa. Ale nie można z tego wyciągać wniosku, że jeśli jestem chora, to dlatego, że Bóg chce, żebym była chora. Gdy jesteś chora, to idziesz do lekarza.
Św. Franciszek Salezy mówił, że mamy szukać zdrowia, że to jest nakaz od Boga. Pragnienie bycia zdrowym jest dobrym pragnieniem. Jeśli poważnie chora osoba nie idzie do lekarza, to jest z nią coś nie w porządku. Wyobrażasz sobie lekarza, katolika, który stawia diagnozę „rak” i mówi: „Przepraszam, ale nie będę pani leczyć, bo będzie lepiej, jeśli będzie pani nieść ten krzyż”. Żaden lekarz by tak nie zrobił, bo jego powołaniem jest leczyć ludzi.
Jeśli złamiesz nogę, to nie mówisz: „To będzie bardziej święte, jeśli zostawię tę nogę tak jak jest i będę nieść ten krzyż”. Każdy kierownik duchowy powiedziałby: „Proszę natychmiast jechać na pogotowie, żeby lekarz włożył nogę w gips!”. Dlatego nie mamy wątpliwości, aby iść do lekarza w szpitalu, ale mamy takie opory, aby zwrócić się do duchowego lekarza, który uwielbia uzdrawiać swoje dzieci?
Czytaj także:
Ks. Strzelczyk: Zalała nas cała gama słownictwa i praktyk protestanckich. O schizmę nietrudno
*Dr Mary Healy – jest profesorem w Głównym Seminarium Biblijnym w Detroit. Usługuje jako międzynarodowy mówca poruszając tematy związane z ewangelizacją, uzdrowieniem i życiem duchowym, w ścisłym odniesieniu do Pisma Świętego. Jest głównym redaktorem Katolickiego Komentarza Biblijnego i autorką jego dwóch części: Ewangelii Św. Marka i Listu do Hebrajczyków. Inne książki autorstwa dr Mary to: „Mężczyźni i kobiety są z raju” i „Uzdrowienie. Boża miłość nie zna granic”. Dr Healy jest przewodniczącą Doktrynalnej Komisji ds. Międzynarodowej Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej w Rzymie. W 2014 roku papież Franciszek odznaczył ją jako jedną z pierwszych trzech kobiet, które usługiwały w ramach Papieskiej Komisji Biblijnej.
...
Bardzo cenna nowa forma duchowosci.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 10:18, 22 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Marcin Zieliński dla Aletei: Biblia jest bardzo życiowa
Katarzyna Szkarpetowska | 12/07/2018
MARCIN ZIELIŃSKI
Kamil Szumotalski/ALETEIA
Marcin Zieliński podczas rekolekcji "Jezus na Stadionie", 2017.
Udostępnij 636
Bóg odpowiada zawsze, ale nie zawsze w taki sposób, jaki my uważamy za najlepszy – mówi Marcin Zieliński, lider skierniewickiej wspólnoty „Głos Pana”.
Katarzyna Szkarpetowska: Marcin, jak to jest z atrakcyjnością Słowa Bożego? Bo my niby wiemy, że ono ma moc, że prostuje ścieżki, jest źródłem inspiracji, a mimo to bardzo często sięgamy po nie bez entuzjazmu. Bez większej wiary w to, że ma realny wpływ na nasze życie. Jak myślisz, co jest tego przyczyną?
Marcin Zieliński: Dzisiejsze tempo życia to sprawia. Żyjemy w świecie półśrodków – wszystko ma być pachnące, kolorowe, powabne, dynamiczne, co przekłada się na to, że wiara, a co za tym idzie – czytanie Słowa, kojarzy się z czymś archaicznym. A takie wcale nie jest. Słowo Boga jest żywe, skuteczne i fascynujące, kiedy ożywia je dla nas Duch Święty. Dopóki jednak będziemy głosili archaicznego Boga, ludzie nie będą chcieli o Nim słuchać. Brakuje więc chyba głoszenia Słowa Bożego w taki sposób, który zachęciłby człowieka do tego, żeby sam po nie sięgnął. Pamiętam jedno zdanie znajomego księdza, który powiedział do młodzieży: „Jeśli my, księża, naszym głoszeniem nie fascynujemy was Bogiem, to chcę was dziś za to przeprosić”.
Czyli ważny jest przekaz. To, co słyszymy z ambony, powinno poruszać nasze serca.
Takie jest moje doświadczenie. Ja tak zacząłem czytać Biblię – słyszałem głoszenie księdza, który mówił o Bogu w taki sposób, że ja wiedziałem, że ten kapłan mówi o kimś, kogo poznał. Jezus jest Słowem. Jego treść się nie zmienia. Ale zmienia się forma. I jest bardzo ważna. Przekaz musi być dostosowany, dlatego uważam, że dobrą rzeczą jest to, co dzieje się chociażby w internecie – że powstaje coraz więcej tematycznych kanałów, portali; że pojawiają się coraz lepsze przekłady Biblii. Niedawno na przykład widziałem Pismo Święte w okładce w kolorze… różowym – wersja dedykowana paniom. 🙂
Ostatnio jest dość głośno o Biblii Audio.
Dla mnie to mistrzostwo świata! Świetne rozwiązanie dla osób, które spędzają sporo czasu w samochodzie i nie mają możliwości, by sięgnąć po Słowo Boże w wersji papierowej. Sam ostatnio ją kupiłem i słucham w drodze.
Czytaj także:
Czeczot: dla mnie Biblia Audio to nie jest „projekt pobożny” [wywiad]
Ty często mówisz o tym, że aby zachęcić młodego człowieka do sięgnięcia po Słowo, trzeba dać mu doświadczenie Boga.
Tak, bo uważam, że jeżeli człowiek spotka Boga, doświadczy Jego miłości, to nie będzie miał wątpliwości, że warto regularnie czytać Słowo Boże. Będzie czuł, że ono jest bliskie jego sercu i będzie chciał się nim karmić. A jeżeli zabieramy się za czytanie o kimś, kogo nie znamy, z założenia będzie to nudne. To tak jak z naszymi międzyludzkimi relacjami – możemy o kimś dużo czytać w internecie, ale dopiero kiedy spotkamy go „na żywo”, kiedy usiądziemy z nim przy jednym stole i napijemy się herbaty, coś się w nas zapala i chcemy poznawać go dalej. Dlatego tak ważne jest, by zapraszać młodych na spotkania ewangelizacyjne, na których możemy dać im doświadczenie Pana Boga, a nie suchą teorię.
Gdy prowadzę seminaria wiary dla młodzieży, to po każdym takim seminarium proszę młodych, by na kartce papieru napisali, co im się podobało i co by zmienili. W przypadku pytania o zmiany najczęściej pojawiająca się odpowiedź to: „Za mało spotkań. Chcemy więcej!”. A to, co się podoba, to – okazuje się – prostota i jasność głoszenia Słowa i świadectwa. Bo dzieląc się świadectwem, dzielimy się tak naprawdę własnym doświadczeniem. To już nie jest teoria, ale życie.
Jeśli nawet poczujemy się zachęceni, by po Słowo Boże sięgnąć, może pojawić się pytanie: ale jak to powinno wyglądać?
Tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę ze Słowem Bożym, dopiero poznają Boga, zachęcam, aby sięgnęli najpierw po Nowy Testament, bo uważam, że nie da się zrozumieć Biblii inaczej, niż patrząc na całość przez pryzmat miłości Boga do człowieka, a o tym jest Ewangelia – o miłości Jezusa. O doświadczeniu tej miłości. Dobrą praktyką jest zaczynać ze Słowem Bożym dzień – wstajesz rano, otwierasz Biblię na dziesięć minut i czytasz, rozważasz. I wszystko, co potem przychodzi do ciebie w ciągu dnia, przychodzi przez pryzmat Słowa, które rozważałaś.
Spotkanie ze Słowem Bożym można potraktować jak długoterminową formę pracy nad sobą?
Jak najbardziej. Mogą nam w tym pomóc na przykład roczne plany czytania Biblii – Słowo Boże jest rozpisane na 365 dni i codziennie rozważamy jeden fragment. Po roku takich rozważań łatwo zaobserwujemy, że zrobiliśmy progres i jesteśmy dużo bliżej Boga.
Czytaj także:
Ks. Węgrzyniak: W ten sposób bez problemu przeczytasz całe Pismo Święte
Co ma w nas do zrobienia Duch Święty, gdy sięgamy po Pismo Święte?
Duch Święty jest nazwany Nauczycielem. Jest napisane, że On nam przypomni wszystko, co powiedział Jezus, będzie nas uczył i tłumaczył nam Słowo. Bo owszem, mamy Magisterium Kościoła – Kościół dba o to, byśmy dobrze Biblię rozumieli – ale jest też w naszym życiu duchowym przestrzeń na osobiste rozważanie Słowa Bożego. Na osobistą interpretację tego, jak Słowo dotyka nas w historii naszego życia. Dlatego nie możemy, otwierając Biblię, bać się poprosić: „Duchu Święty, przyjdź i wytłumacz mi to, czego nie rozumiem”.
Co Tobie daje regularne czytanie Pisma?
Biblia jest bardzo życiowa. Modlitwa Słowem Bożym daje mi wiele pokoju i radości. Pamiętam, na studiach miałem egzamin z pływania – to było pływanie w jeziorze – a ja orłem w tej dyscyplinie nie byłem (śmiech). Pojechałem na obóz, podszedłem do egzaminu, jednak nie powiodło się. Oblałem. Następnego dnia miałem mieć poprawkę. Wiedziałem, że jeśli i tym razem się nie uda, to za rok będę musiał ponownie przyjechać na obóz i wtedy jeszcze raz podejść do egzaminu. Wieczorem, gdy już leżałem w łóżku, otworzyłem Pismo Święte, a mój wzrok zatrzymał się na słowach z Psalmu 18: „Sięgnął z wysokości, pochwycił mnie, wyciągnął z wód wielkich” (śmiech). Psalmista modlił się o to, aby Pan przyszedł mu z pomocą, ponieważ zalewała go potęga morskich fal. A ja naprawdę byłem wtedy zestresowany (śmiech). Uczepiłem się więc tych słów jak deski ratunku i zacząłem się nimi modlić. I przyszedł spokój. Następnego dnia zaliczyłem egzamin.
Bywa też tak, że sięgamy po Słowo z konkretną intencją, z myślą, że ono będzie dla nas pocieszeniem, że położy kres jakimś naszym wątpliwościom czy niepokojom, a w odpowiedzi dostajemy coś zupełnie innego. Albo mamy poczucie, że Bóg nam nie odpowiedział.
Bóg odpowiada zawsze, ale nie zawsze w taki sposób, jaki my uważamy za najlepszy. Nasz sposób nie zawsze jest tym, przez który On chce nas pobłogosławić, a nam po prostu trudno jest to zaakceptować. I myślę, że też dlatego Pan Bóg te sposoby dotarcia do nas zmienia – bo gdyby nie zmieniał, ufalibyśmy bardziej sposobom niż Jemu. Pan Bóg chce nas zbawić od szufladek i schematów, do których my tak bardzo lubimy się przywiązywać.
...
Kazdy przezywa to inaczej jednak nie zyjemy sami stad wspolnoty.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:01, 30 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
W Polsce ciągle wzrasta aktywność wiernych świeckich. Przybywa wspólnot, inicjatyw ewangelizacyjnych, spotkań modlitewnych i uwielbieniowych. Coraz większą rolę pełnią młode małżeństwa.
Pobudzenie charyzmatyczne w Pobudzenie charyzmatyczne w Polsce
...
Wspaniale!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:45, 15 Sie 2018 Temat postu: |
|
|
Jak odróżnić słowo pochodzące od Pana od moich myśli? Jak rozpoznać proroctwo?
Obraz Weronika Pomierna | 25/07/2018
Udostępnij
„Nie polecam kończyć proroctwa zwrotem: To mówi Pan” – mówi Jeff Eggers. Jak słuchać Boga, żeby usłyszeć konkretne słowo? I jak dziś rozumieć dar prorokowania?
Kliknij tutaj, by przejrzeć galerię
Jeff Eggers przyjechał do Polski na konferencję Strefa Zero, która w dniach 16-17 czerwca 2018 roku odbyła się w naszym kraju już po raz siódmy.
Weronika Pomierna: Ponoć zadajesz Bogu sporo pytań. I to konkretnych. Czy to w tym tkwi klucz do tego, aby lepiej słyszeć głos Boga?
Jeff Eggers*: Konkretne pytania przynoszą na ogół konkretne odpowiedzi. Niektórzy ludzie nie słyszą nic od Boga, ponieważ pytają w tak ogólny sposób, że nawet nie zauważyliby odpowiedzi, gdyby do nich przyszła.
No tak. Mówimy: „Mów do mnie, Panie!”.
Bóg mógłby odpowiedzieć: „Dziecko, której z setek miliardów informacji, które są nieustannie przede mną, mam ci udzielić?”. Mam pięcioro dzieci i gdy chcą mnie o coś poprosić, nie mówią mi: „Tato, mam na myśli nieokreśloną potrzebę na niesprecyzowaną aktywność”. Raczej mówią: „Tato, czy możesz podwieźć mojego kolegę do domu?”.
Czytaj także: Dr Mary Healy: Przy modlitwie o uzdrowienie nie mówcie, że ktoś ma za mało wiary
Wielu chrześcijan nie słyszy głosu Boga. Nie umiemy słuchać?
W Biblii jest napisane, że Bóg stworzył „ucho, co słyszy” oraz „oko, co widzi” (Księga Przysłów 20,12). Zostaliśmy stworzeni jako istoty duchowe, które mogą słyszeć Jego głos. Popatrz na Jezusa. On powiedział, że robi coś, bo widział, że robi to Ojciec i mówi coś, bo słyszał to od Ojca. Jezus powiedział, że Jego owce będą rozpoznawać Jego głos.
Świat robi co może, żeby go zagłuszyć.
To prawda, ale kiedy się wyciszymy, nauczymy obserwować i słuchać, wtedy usłyszymy Go. Bóg pragnie, żebyśmy nie tylko uczyli się Go słyszeć, ale abyśmy również zachęcali innych poprzez dzielenie się słowami zachęty, które kieruje do nich Jezus. Abyśmy dzielili się Jezusem i Jego myślami z tymi, którzy nie wierzą.
Kiedy posługując słowem proroczym dzielisz się z kimś sekretami jego serca, to wówczas Bóg, o którym sądzą, że jest odległy lub w ogóle nie istnieje, staje w samym centrum ich życia. I nagle okazuje się, że Jezus zaczyna do niego pasować!
Jak wygląda to w praniu?
Kilka lat temu posługiwałem w Polsce. Przyleciałem ze Stanów i byłem naprawdę zmęczony. Obok mnie w pociągu siedziała kobieta. Nagle poczułem, że Bóg chce jej coś powiedzieć. To było jak delikatny szept, który usłyszałem w swoim wnętrzu. Otworzyłem zeszyt i zacząłem rozmawiać z Bogiem o niej.
Pytałem Pana: „Gdybyś siedział teraz obok niej, co chciałbyś Jej powiedzieć? Jakie jest marzenie jej życia? W czym jest dobra?”. Pan odpowiadał za pomocą obrazów i słów. Robiłem notatki i zapisałem trzy kartki! Przedstawiłem się jej jako wierzący w Jezusa, któremu zdarza się otrzymywać od niego słowa na temat innych ludzi i powiedziałem, że dał mi On również kilka słów dla niej.
Zapytałem, czy chciałaby je poznać. Widziała, jak robiłem notatki więc od razu zapytała: „Czy to wszystko o mnie?”. Potem przez kilka minut opowiadałem jej, że naprawdę podoba się Bogu i ma On jej wiele do powiedzenia. Dzieliłem się sercem i marzeniami Boga dla niej. Dotknąłem trafnie kilku ważnych dziedzin z jej życia.
Zobaczcie galerię zdjęć z konferencji Jeffa Eggersa i Strefy Zero:
Musiała być zszokowana!
Miała w oczach łzy i zanim rozstaliśmy się powiedziała: „Zawsze myślałam, że Bóg jest gdzieś daleko i że tak naprawdę nie interesuję Go ani ja, ani szczegóły mojego życia. Nie wiedziałam, że Mu na mnie zależy i że jest tak blisko”. Choć nie przyjęła wtedy Jezusa jako swojego Pana, to na dziesięciostopniowej skali ewangelizacji spotkanie to przesunęło ją o kilka punktów, otwierając jej serce na Ewangelię. A wszystko dlatego, że zadałem Bogu kilka pytań na jej temat.
Łatwo odrzucić słowo Boga i powiedzieć: „To przecież moje własne myśli”.
Prorokując, zawsze mierzysz się z tym pytaniem. Pomaga praktyka. Stopniowo uczysz się umiejętności słuchania. Wolałbym zaryzykować i zacząć prorokować niż milczeć i pozwolić, aby nie zrealizowało się to, co Bóg chciał uczynić. Na początku musisz się odważyć. A potem poprosić o informację zwrotną.
„Czy to, co powiedziałem ma sens?”. Jeśli usłyszysz: „Tak, to dotyczy mnie”, masz większą pewność, aby zrobić to po raz kolejny. Nadal uczysz się jednak.
Nie polecam kończyć proroctwa zwrotem: „To mówi Pan”. Oznacza on, że wszystkie wypowiedziane słowa pochodzą od Boga. Lepiej powiedzieć: „Wydaje mi się, że Pan chce Ci to powiedzieć”. Wtedy zostawiasz tej osobie wolność. Bóg w swojej mądrości powołuje nas do tego, byśmy prorokowali, aby ludzi zbudować, zachęcić i pocieszyć (1 Kor 14, 3-5). Jeśli chcemy kogoś błogosławić, to nawet jeśli coś niewłaściwie rozeznamy, to i tak dajemy zachętę.
Odpowiedzialność leży też po stronie osoby, która otrzymuje słowo prorocze.
Św. Paweł mówi, że nie mamy gardzić proroctwem, ale je badać i zachowywać to, co dobre. Nie każda myśl, która przychodzi nam do głowy, pochodzi od Boga. Nie każde słowo prorocze jest od Niego. Jestem tylko człowiekiem i mogę się pomylić. Muszę obserwować siebie w sytuacjach związanych z posługą. Jeśli jestem zmęczony, łatwiej mi o pomyłkę. Chcę i muszę być odpowiedzialny przed innymi za to, co prorokuję. Prawdziwe słowo prorocze musi być zgodne z Pismem Świętym. Jeśli słowo wzywa cię do zrobienia czegoś, co nie jest zgodne z Pismem Świętym lub doktryną, powinno być odrzucone.
Prawdziwe słowo prorocze wspiera swoim świadectwem twojego ducha. Może ono dotyczyć czegoś albo wzywać nas do czegoś, czego jeszcze nawet nie znamy, ale coś w naszym wnętrzu mówi „tak”. Musimy też rozdzielić, która część słowa jest na teraz, a która na potem.
A co ze słowem, które wydaje się dotyczyć dalekiej, niesprecyzowanej przyszłości?
Spisujemy je, modlimy się nad nim i ufamy Panu, że wypełni je na swój sposób i w swoim czasie. Kiedyś podeszła do mnie w kawiarni kobieta i powiedziała, że prorokowałem nad nią 3 lata wcześniej. To, co usłyszała, brzmiało dla niej bez sensu. Powiedziałem jej, że widzę ją jako rozjemcę, którego Bóg używa, by przynieść uzdrowienie i pojednanie między posługującymi.
Zaskoczyło ją to. Była osobą świecką, bez autorytetu we wspólnocie. Trzy lata później jej wspólnota organizowała konferencję, w czasie której pojawiła się kwestia pojednania skonfliktowanych liderów i to właśnie ją poproszono, aby poprowadziła tę część i pomogła im pojednać się. Bóg wypełnił to słowo sprzed 3 lat w ciągu kilku godzin.
On jest tak dobry, że z góry przygotowuje nas na sytuacje trudne jak i łatwe. Swoją drogą, jak dobrze, że prorokując, nie próbowałem wyjaśniać jej w jaki sposób to słowo się wypełni. Trzeba pamiętać, że my jesteśmy tylko posłańcami. To Bóg wypełnia słowo.
Mówisz, że prorokowaniu towarzyszy zarówno prostota jak i tajemnica.
Prorokowanie jest wynikiem prostego komunikowania się pomiędzy członkami rodziny. Bóg mówi jednemu dziecku, aby poszło i pobłogosławiło drugie, wypowiadając konkretne słowa zachęty. Dostaje ono proste przesłanie od swojego Taty. Dziecko dostrzega w nim tylko czubek góry lodowej. Dzieli się tym słowem, ale dla człowieka, który je otrzymuje to może być słowo życia, ponieważ daje mu nadzieję. To słowo mówi mu, że jego Tata słyszy i widzi, słucha z uwagą jego modlitwy i jest bardzo blisko.
Czytaj także: Co jest pierwszą przyczyną deformacji wiary? Bp Czaja o pentekostalizacji w Kościele
*Jeff Eggers – ma za sobą ponad 40 lat doświadczenia w służbie – zarówno jako pastor, jak również lider Kościoła. Od 2004 do 2014 służył jako „misjonarz modlitwy wstawienniczej” w międzynarodowym Domu Modlitwy w Kansas City w stanie Missouri. W tym czasie Jeff posługiwał także w zespole Proroczego Przywództwa, gdzie został mianowany liderem zespołów posługujących proroctwem i uzdrowieniem. Jednocześnie nauczał w ramach różnych programów stażowych oraz w Szkole Biblijnej IHOP. Jest autorem książki „Proroczy jak Jezus”. Opisuje w niej dar proroctwa z perspektywy przyjaźni z Jezusem oraz sługi Ciała Chrystusowego. Wiele podróżuje głosząc konferencje i seminaria, zarówno w Stanach jak i zagranicą. Obecnie posługuje jako Dyrektor Domu Modlitwy w Arroyo Grande w Kalifornii.
...
Tak dziala Bóg przez wspolnoty.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 11:01, 16 Wrz 2018 Temat postu: |
|
|
Jak miłość teoretyczną zamienić na faktyczną? Duchowa mądrość Jeana Vaniera
Redakcja | 10/09/2018
Shutterstock
Udostępnij 52
Nazywany czasem „Matką Teresą w spodniach”, a czasem „prorokiem naszych czasów" - Jean Vanier. Zaglądamy do głębokiej myśli założyciela słynnych wspólnot: Arka (L’Arche) oraz Wiara i Światło.
Kliknij tutaj, by przejrzeć galerię
Jean Vanier 10 września skończył 90 lat. Jest filozofem, pisarzem, znanym autorytetem moralno-religijnym oraz założycielem dwóch międzynarodowych ruchów o charakterze wspólnotowym: „L’Arche” oraz „Wiary i Światła”. W centrum tych ruchów są osoby z niepełnosprawnością intelektualną.
Czytaj także:
„Dziś będę szczęśliwy”. Jak dobrze odpoczywać? Złote myśli papieża Jana XXIII
Wspólnoty z niepełnosprawnymi w centrum
137 wspólnot „L’Arche” istniejących w 35 państwach oraz 1600 wspólnot Wiary i Światła w 80 krajach to autentyczne centra przemiany dokonującej się w ludziach. Żyją we wspólnocie z osobami upośledzonymi umysłowo od 46 lat, znany jest jako głęboko zaangażowany obrońca osób ubogich i słabych w naszym społeczeństwie.
W kilka lat po powstaniu „Arki”, Jean Vanier wraz z Marie-Hélène Mathieu powołał kolejny ruch wspólnot „Wiara i Światło”, skupiający w swoich wspólnotach osoby zdrowe oraz niepełnosprawnych i ich rodziny, niemieszkające jednak pod wspólnym dachem, ale w jednej parafii, dzielnicy czy mieście. Tworzą one środowisko, koncentrujące się wokół najsłabszych.
„Wiara i Światło” działa w Polsce: mamy u nas ponad 150 wspólnot tego ruchu. Poza tym w Polsce działają trzy wspólnoty „L’Arche”: w Śledziejowicach k. Krakowa, w Poznaniu i we Wrocławiu. Tworzona jest wspólnota w Warszawie.
Jean Vanier o miłości
Kilka dekad życia i pracy we wspólnotach to też niepowtarzalne doświadczenie uczące, czym jest miłość w praktyce, na co dzień. Jean Vanier napisał o tym wiele książek i udzielił setek wywiadów.
...
Bardzo cenne wspolnoty.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:15, 30 Wrz 2018 Temat postu: |
|
|
Kurs dla Liderów Wspólnot Charyzmatycznych – ruszają zapisy!
Redakcja | 26/09/2018
KURS LIDERÓW WSPóLNOT CHARYZMATYCZNYCH
Lucas Clara/Unsplash | CC0
Udostępnij 2
Ruszyły zapisy na kurs dla Liderów Wspólnot Charyzmatycznych, który odbędzie się w Tyńcu. Poprowadzą go m.in. Jim Murphy, Christof Hemberger i Michell Moran (wcześniejsza przewodnicząca ICCRS, znana w Polsce z rekolekcji przed ŚDM).
W dniach 17-24 lutego, na terenie Opactwa Benedyktynów w Tyńcu, w najstarszym istniejącym klasztorze w Polsce – miejscu dziedzictwa wiary chrześcijańskiej – odbędzie się wyjątkowa konferencja. Wyjątkowa nie tylko ze względu na formułę, ale także ze względu na wykładowców, którzy ją poprowadzą.
Kurs dla Liderów Wspólnot Charyzmatycznych w Tyńcu
Na zaproszenie Chrześcijańskiej Fundacji Głos na Pustyni do Krakowa przyjadą przedstawiciele ICCRS, czyli Światowej Koordynacji Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej, powołanej przy watykańskim organie Papieskiej Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia. Będą to Jim Murphy (przewodniczący ICCRS), Christof Hemberger (wiceprzewodniczący ICCRS), Michell Moran (wcześniejsza przewodnicząca ICCRS, znana w Polsce z rekolekcji przed ŚDM; pracująca obecnie nad nowymi strukturami zrzeszającymi cały katolicki świat charyzmatyczny CHARIS), aby poprowadzić Kurs dla Liderów Wspólnot Charyzmatycznych (Leadership Training Course – LTC). Pomysł ten zrodził się z pragnienia młodych katolickich liderów, którzy chcą wzrastać w swoim powołaniu i uczyć się od wybitnych liderów charyzmatycznych oraz czerpać z ich bogatego doświadczenia.
Kurs LTC jest skróconą jednotygodniową formą 3-tygodniowego programu szkoleniowego, prowadzonego w Instytucie Formacyjnym dla Liderów ICCRS w Rzymie. Wizja, która przyświeca Światowej Koordynacji Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej, to kształtować liderów z całego świata, przygotowując ich do służenia Kościołowi przy użyciu charyzmatów; stworzyć ogólnoświatową wspólnotę mężczyzn i kobiet, dając im wspólne doświadczenie i zrozumienie tego, czym jest formacja liderów i służba Kościołowi, aby każdy z nich mógł służyć swoimi talentami i darami Ducha Świętego.
Kulminacyjny punkt kursu to wieczór ewangelizacyjny
Celem kursu jest wyposażenie nowych liderów w potrzebną wiedzę teoretyczną i praktyczną oraz zachęcenie i wzmocnienie liderów, którzy już od dłuższego czasu pełnią służbę przywódczą w Kościele. Oprócz wykładów i warsztatów uczestnicy będą brać udział w codziennej Eucharystii, adoracji i uwielbieniu. Będzie to również czas wspólnej modlitwy, budowania relacji między liderami z różnych wspólnot z całej Polski i krajów sąsiednich. Kurs ma charakter międzynarodowy.
Kulminacyjny punkt kursu to wieczór ewangelizacyjny. Będzie to duże wydarzenie przygotowane specjalnie z myślą o mieszkańcach Krakowa. Wspólne uwielbienie, dzielenie się Ewangelią, koncert, posługa modlitewna – a wszystko to poprowadzone przez liderów biorących udział w szkoleniu oraz wykładowców ICCRS.
Prace nad przygotowaniami kursu trwają już od kilku miesięcy. Wspólnota Głos na Pustyni podjęła na jego rzecz współpracę z Koordynacją Odnowy w Duchu Świętym, a także ze wspólnotami: Metanoia, Głos Pana, Diakonia Świętej Rodziny, Chefsiba, wspólnotą Dom w Ramionach Ojca, Wspólnotą Modlitewno-Ewangelizacyjną Abba oraz organizacją Fundacja 24/7. Metropolita krakowski, abp Marek Jędraszewski, objął honorowy patronat nad tym wydarzeniem.
*Szczegółowe informacje o mówcach, programie kursu, wymaganiach i zapisach można znaleźć na stronie.
Termin: 17-24 lutego 2019
Miejsce: Opactwo oo. Benedyktynów w Tyńcu
Skrzynka kontaktowa: [link widoczny dla zalogowanych]
...
Tak to musi byc kontrolowane. Jak ogladam w internecie to 99% tych ,,charyzmatykow" to opetani. Zwlaszcza fala z USA! To horror! Dotyka ludzi a ci zaczynaja sie rzucac i tarzac po podlodze! I to pokazuja jako co? Dowod na co? Chyba na opetanie. I ten syf wlewa sie do Polski! Ci ,,pastorzy" nawijaja po polsku! Czego tu chca? A przede wszystkim wy! Czego wy oczekujecie? Chciecie sie potarzac po podlodze? Powyć poszczekać? To takie super?
Szokuje mnie jak mozna taki syf z USA sviagac do Polski! W ogole szokuje mnie ze ktos na tym kraju sie wzoruje!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 10:55, 21 Paź 2018 Temat postu: |
|
|
Jak można wejść do kościoła, patrzeć na krzyż i sobie ziewać?!
Jarosław Kumor | 12/10/2018
JEZUS NA KRZYŻU
Shutterstock
Udostępnij 76
Radość i wielbienie Boga, skądinąd piękne i wartościowe, bez przyjęcia nauki o krzyżu mogą się okazać jałowe i nietrwałe. Takie wyparcie krzyża z formacji wspólnot widać już powoli również w Polsce.
W czasach studenckich miałem tzw. „fazę” na słuchanie znanych polskich kaznodziejów i rekolekcjonistów. Oczywiście pierwsze skrzypce grał ks. Piotr Pawlukiewicz. Byli też o. Karol Meissner, ks. Mirosław Maliński, ks. Marek Dziewiecki…
Ich głoszenia słuchało się przyjemnie, nawet jeśli mówili o nieprzyjemnych sprawach. Aż tu w końcu huknął pewnego dnia z głośników ks. Stanisław Orzechowski. Mówił do studentów na temat krzyża. Temat niepopularny, mimo że bez krzyża nie byłoby zmartwychwstania i chrześcijaństwa. Taki paradoks.
Czytaj także:
Kręcą „Orzecha”. Powstaje film o charyzmatycznym duszpasterzu z Wrocławia
Krzyk „Orzecha”
Przejąłem się zwłaszcza jednym wątkiem z jego nauczania. Ks. „Orzech” autentycznie wrzasnął: „Jak można wejść do kościoła, patrzeć na krzyż i sobie ziewać?!”. Stwierdził, że krew go zalewa, gdy coś takiego widzi, a ja pomyślałem: dobrze, że nie studiuję we Wrocławiu, bo ziewnąć mi się zdarzy, a ks. Stanisław to postawny człowiek i nie wiadomo, jak by się to dla mnie skończyło.
Niewyspany student to standard, ale nie zmienia to faktu, że słusznie ks. „Orzech” się oburzał. Od tamtej pory patrzę na krzyż zupełnie inaczej. Jakoś mi nie powszednieje, a gdy włączy się opcja: ziewanie, szybko przywołuję się do porządku, przypominając sobie tego bardzo doświadczonego już wtedy kapłana, który był tak prawdziwy w swoim przejęciu tym, jak traktujemy krzyż, jak nie zauważamy jego doniosłości i głębi.
Ksiądz Orzechowski wiedział, co robi. Ktoś mógł poczuć się dotknięty jego ekspresją, ale ja dziękuję za nią Bogu, bo był to genialny nośnik treści. Treść była krótka i zwięzła: krzyża nie można lekceważyć. Bez krzyża nie ma prawdziwej wiary. Krzyż należy adorować.
Krzyż na marginesie?
Obecnie, nieco już rzadziej, też zdarza mi się posłuchać tzw. „znanych” kaznodziejów. O krzyżu usłyszałem ostatnio ponownie w jednej z wypowiedzi pracującego w Anglii ks. Piotra Glasa. Dzielił się swoimi obawami. Jak twierdził, na Zachodzie temat krzyża – zwłaszcza w charyzmatycznych wspólnotach – jest praktycznie nieobecny. Liczy się wyłącznie uwielbienie, śpiew, radość, fakt, że jesteśmy zbawieni.
Jednak, jak mówił, ta radość i wielbienie Boga, skądinąd piękne i wartościowe, bez przyjęcia nauki o krzyżu, w dłuższej perspektywie mogą się okazać jałowe i nietrwałe. Takie wyparcie krzyża z formacji wspólnot widać już według ks. Glasa powoli również w Polsce.
Zestawiłem te spostrzeżenia z własnymi obserwacjami i trudno mi się nie zgodzić. Mam wrażenie, że wspomniany wcześniej ks. Orzechowski wiedział, co robi również dlatego, że zwłaszcza młodym ludziom, którym duszpasterzował, łatwo jest nie tylko fizycznie, ale też duchowo ziewać na widok krzyża.
Czytaj także:
Jak wytrwać godzinę na adoracji? Praktyczne wskazówki
Naśladować Ukrzyżowanego
Dobrze, że ks. „Orzech” krzyczał. Wyrwał mnie z letargu, w którym krzyż jest znanym, opatrzonym i bezrefleksyjnie przyjmowanym do wiadomości symbolem. To jest właśnie duchowe ziewanie na jego widok: przychodzę do Kościoła, by odbębnić swoje, bez postawy miłości nie tylko wobec Boga, ale też wobec bliskich. Jakież to jest lekceważące w stosunku do Boga, który ukochał mnie do końca, dał życie za mnie!
Łatwo przechodzi mi przez gardło, że powinienem naśladować Jezusa. Ale kiedy ktoś doprecyzuje, że mam Go naśladować również jako ukrzyżowanego, to już nie jest tak prosto. Tamten krzyk pozwolił mi się ogarnąć.
Po prelekcji ks. „Orzecha” nie potrafiłem już ziewać na widok krzyża, ale tylko fizycznie. Po prostu nie dało się. To był dobry wstęp, by po czasie wszedł mi też w duchową krew brak duchowego ziewania. Zacząłem autentycznie dostrzegać w krzyżu ofiarę, miłość, wyrzeczenie. W cieniu tych wartości zacząłem się czuć jakoś bezpiecznie i siłą rzeczy zacząłem je wprowadzać w swoje życie.
Bez krzyża nie ma zmartwychwstania. W moim życiu nie ma go bez osobistej ofiary, daru z siebie. Czasami potrzeba, by ktoś na mnie huknął, by dobrze to zrozumieć.
...
Wlasnie narasta problem tych ,,zielonoświętnych"... Czyli tych co wciskaja sie do Kościoła od heretykow z oblednymi wyskokami. I widzimy ze krzyz zaczyna zanikac! To pokazuje do czego te ruchu daza! Do jakiejs wszechreligii! Bo bez krzyza to w ogole o co w tym chodzi? O kontakty z duchami i ekstazy? To beda zle duchy! Nie ma krzyza nie ma sensu. Proste.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:28, 13 Cze 2019 Temat postu: |
|
|
Zapowiadają walkę z grzechami. Mężczyźni z mieczami w kościele
Mężczyźni z mieczami w kościele zapowiedzieli walkę z grzechami. Sceny jak ze średniowiecza albo filmu? Być może, ale miały miejsce chwilę temu.
Nietypowa sytuacja miała miejsce w bazylice Niepokalanej Wszechpośredniczki Łask w Niepokalanowie w województwie mazowieckim. Było to zaprzysiężenie Wojowników Maryi. Mężczyźni autentycznie wystąpili podczas uroczystości z mieczami w rękach. Wszystkiemu przewodniczył salezjanin ks. Dominik Chmielewski.
Filmowe zaprzysiężenie
Według tamtejszych statystyk w mieście pojawiło się ok. 2 tys. mężczyzn, którzy zostali przyjęci do ugrupowania.
Całość zdecydowanie robiła piorunujące wrażenie.
Być Wojownikiem Maryi to znaczy walczyć pod sztandarem Niepokalanej z szatanem, grzechem i swoimi słabościami na wszystkich polach swojego życia. Ogromnie wzrasta nasza miłość do Kościoła, do sakramentów, do Eucharystii, spowiedzi i adorowania Pana Jezusa. Jesteśmy zakochani w Matce Bożej. To wielka pomoc dla mężczyzn, którzy w dzisiejszym świecie są zatruwani fałszywymi wzorami męskości. Naszym celem jest pomoc mężczyznom w przywracaniu ich tożsamości - mówiła dla tygodnika „Niedziela” Piotr Hubert Kowalski, lider warszawskiego regionu Wojownicy Maryi.
Podczas zaprzysiężenia z mieczami w ręku mężczyźni deklarowali walkę z wrogami zbawienia i obronę Kościoła Katolickiego.
dendrofag 1 dzień 6 godz. temu -243
No i bardzo dobrze. Pora żeby męska postawa wróciła do Kościoła.
Ostatnio dominuje obraz katolika jako ciepłej kluchy-pacyfisty. A przecież katolicy nigdy tacy nie byli. Potrafili modlić się całą noc na różańcu, a później wsiąść na konie i rozwalić największą armię islamską jaka zagrażała Europie, zabijając wielu wrogów i przepędzając resztę tam skąd przypęłzli.
...
Wlasnie! Obraz chrzescijanina pacyfisty to wymyslil szatan. Męstwo jest cnotą chrześcijańską. I brawo! Wreszcie normalne wspolnoty!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:31, 25 Gru 2020 Temat postu: |
|
|
Zakon Rycerzy Jana Pawła II utworzył chorągiew na Podkarpaciu
Opublikowano: 25 grudnia 2020 13:01
W Nowej Dębie powstała nowa Chorągiew Zakonu Rycerzy św. Jana Pawła II. Katolickiego stowarzyszenia zrzeszającego mężczyzn, będącego podziękowaniem za pontyfikat papieża Polaka.
W Nowej Dębie (powiat tarnobrzeski) powstała nowa Chorągiew Zakonu Rycerzy św. Jana Pawła II. Stowarzyszenie powstało w 2011 r. i zrzesza mężczyzn wiary katolickiej. Zakon ma własną regułę, którą zatwierdził arcybiskup Henryk Hoser. Stanowi ona:
umacnianie wiary i rozwijania katolickiej duchowości osób świeckich w tym zwłaszcza duchowości męskiej;
rozwijanie wrażliwości i dzieł miłosierdzia w tym w szczególności w zakresie godności i pełnej ochrony życia ludzkiego;
rozwijanie wzajemnej pomocy bratniej Rycerzy;
wspieranie duchowieństwa w każdej dziedzinie ich kapłańskiej posługi;
dbanie o rozwój patriotyzmu i miłości ojczyzny.
W niedzielę 13 grudnia do Zakonu dołączyli kolejni bracia. Na oficjalnym fanpage'u Zakonu Rycerzy św. Jana Pawła II czytamy:
- Mimo pandemii i ograniczeń, mimo potwornej nagonki na naszego Patrona - św. Jana Pawła II. Pomimo neobolszewickiej nagonki na Kościół i walki z Kościołem istnieją ludzie, którzy widzą w Kościele sens, a w nauczaniu św. Jana Pawła II światło rozwoju. Pamiętajmy w modlitwie o naszych nowych Braciach. Módlmy się o rozwój Zakonu poza granicami, gdzie prowadzone są poważne działania do budowy przyczółków Zakonu Rycerzy św. Jana Pawła II.
...
Prosze! Kolejna meska wspolnota!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:49, 28 Mar 2021 Temat postu: |
|
|
W Łomży powstaje wspólnota Wojowników Maryi
ŁOMŻA
To wspólnota, która ma pobudzić do pobożności mężczyzn z parafii Bożego Ciała i całej Łomży. Już dziś (19.03) odbędzie się inaugurujące spotkanie łomżyńskich Wojowników Maryi.
Kim są Wojownicy Maryi? W sieci czytamy, że jest to Maryjna wspólnota męska, która zawiązała się podczas odbywających się cyklicznie otwartych spotkań formacyjnych dla mężczyzn, odbywających się w Lądzie. Na spotkania organizowane przez Wojowników Maryi, zarówno ogólnopolskie jak i regionalne, zapraszani są mężczyźni w wieku 18-50 lat. By stać się Wojownikiem Maryi, trzeba przejść przez formację podczas cyklicznych, organizowanych przez wspólnotę spotkań zarówno ogólnopolskich jak i regionalnych. Po uprzedniej weryfikacji należy przystąpić do uroczystego zawierzenia tzw. Pasowania Mieczy, które odbywa się raz w roku.
Taka właśnie wspólnota powstaje również przy parafii pw. Bożego Ciała w Łomży. Inauguracja ruchu odbędzie się podczas dzisiejszej (19.03) Mszy świętej o godz. 18:00, której przewodniczyć będzie biskup Tadeusz Bronakowski.
"Na tę Eucharystię zapraszamy wszystkich mężczyzn wraz z rodzinami, którzy pragną przystąpić do wspólnoty Wojowników Maryi. Po Mszy świętej odbędzie się w kościele krótka konferencja inaugurująca, na której zostaną wygłoszone świadectwa. Następnie będzie miała miejsce tradycyjna piątkowa adoracja prowadzona przez ks. Bartosza i nowopowstałą wspólnotę" - czytamy w gazetce parafii pw. Bożego Ciała.
...
Bardzo pieknie idziemy do przodu!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:18, 31 Sie 2021 Temat postu: |
|
|
Wojownicy Maryi rozpoczęli rok formacyjny
29 sierpnia 2021 | 01:32 | mir | Jasna Góra Ⓒ Ⓟ
Sample
Ogólnopolskie Spotkanie Wojowników Maryi odbyło się na Jasnej Górze. To rozpoczęcie roku formacyjnego. Wojownicy Maryi to jedna z bardziej dynamicznie rozwijających się wspólnot w Polsce, powstają także grupy zagranicą np. w Stanach Zjednoczonych. Należą do niej mężczyźni, którzy poprzez świadectwo życia chcą ukazywać piękno wiary i miłość do Kościoła.
W ramach spotkania na jasnogórskim szczycie m.in. odbyła się 18.30 modlitwa różańcowa, a o 19.00 sprawowana będzie Eucharystia.
Wojownicy Maryi to wspólnota założona przez mężczyzn w Lądzie, ich spotkania odbywają się cyklicznie. Opiekunem ruchu jest salezjanin ks. Dominik Chmielewski. 5 lat temu było ich kilkudziesięciu, obecnie ok. tysiąca pasowanych na Wojownika, w tym kapłani. Czynnie zaangażowanych jest ok. 2, 6 tys. mężczyzn.
Jacek Gawlik, lider częstochowskiej grupy, wyjaśnia, że dla Wojownika bardzo ważna jest relacja z Maryją, którą buduje przez nabożeństwo pierwszych sobót miesiąca, codzienny różaniec, czy zawierzenie Jezusowi przez Jego Matkę. – Nie wyobrażamy sobie, aby inaczej rozpocząć rok formacyjny, nasze zmagania z naszymi grzechami, naszymi niedomaganiami. To jest dla nas ważne i dlatego przyjeżdżamy z naszymi rodzinami, aby nas tez wspierały w tym dziele stawania się lepszymi mężami, lepszymi ojcami. Zauważył, że we wspólnotach Wojowników jest sporo mężczyzn po różnych niepowodzeniach życiowych, niektórzy „wybrnęli z trudnych sytuacji”, stając się przykładnymi mężami i ojcami.
Andriej Brekec pochodzi z Ukrainy, ale od 18 lat mieszka w Polsce. Od dwóch lat jest we wspólnocie. Jak zauważył trafia się do niej albo z miłości do Matki Bożej albo „przez ból, cierpienie, niepowodzenia”. W jego przypadku była to nagła utrata pracy.
– Kiedy usłyszałem o Wojownikach Maryi i mając więcej czasu wybrałem się do kościoła bł. Władysława z Gielniowa na Ursynowie. Kiedy zobaczyłem kilka tysięcy rozmodlonych facetów z różańcami w ręku, zrobiło to na mnie ogromne wrażenie” – opowiada Andriej.
Andriej przyjechał też podziękować Matce Bożej za swojego niedawno zmarłego tatę. – To był pierwszy facet, którego widziałem na klęczkach, patrzyłem, jak nieraz w nocy modlił się różańcem. To był dla mnie wzór.
– Modlimy się, by być oparciem dla własnych rodzin, dla Ojczyzny i Kościoła – podkreślają Wojownicy Maryi.
By zostać Wojownikiem Maryi, niezbędne jest regularne uczestnictwo w spotkaniach ogólnopolskich oraz regionalnych. Po dwuletniej formacji i rekolekcjach opartych na „Traktacie o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” św. Ludwika Marii Grignion de Montfort mężczyźni przystępują do Pasowania Mieczy, co nazywane jest aktem zawierzenia Maryi. Wojownicy twierdzą, że miecz jest symbolem walki z grzechem i złem w sobie. Jak podkreśla Jacek Gawlik, miecz Wojownika nie ma nic wspólnego z militariami, jest symbolem walki duchowej.
Do wspólnoty należą mężczyźni między 18. a 50. rokiem życia.
...
Dzieki takim ludziom swiat istnieje! Gdyby zabraklo ludzi naprawde oddanych Bogu to zostala by tylko patologia. Swiat patologiczny stracil by racje bytu i Bóg by go szybko zakonczyl! Swiat istnieje ze wzgledu na nieliczna mniejszosc.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:42, 06 Lis 2021 Temat postu: |
|
|
Wojownicy Maryi przeszli ulicami Bydgoszczy. Na czele różańca biskup i salezjanin
Maciej Czerniak
6 listopada 2021, 14:07
Marszowi przewodniczył biskup Krzysztof Włodarczyk. W pochodzie brał udział ks. Dominik Chmielewski opiekun duchowy wspólnoty Wojowników Maryi.
Ulicami Bydgoszczy przeszedł marsz w ramach Ogólnopolskiego Różańca Mężczyzn. Zgromadzenie, któremu przewodniczył nowy bydgoski biskup, ks. Krzysztof Włodarczyk rozpoczęło się na Starym Rynku, a uczestnicy przeszli ulicami miasta pod Bazylikę Mniejszą pw. św. Wincentego a Paulo.
W marszu wzięło udział około 3 tys. osób. To nie tylko bydgoszczanie, ale również członkowie Męskiego Różańca z Kołobrzegu, Szczecina, z Polic, Nowego Sącza. Byli również przyjezdni z województwa warmińsko-mazurskiego i m.in. z Wrocławia.
Pochodowi, oprócz biskupa, jak informują organizatorzy błogosławił również ks. Dominik Chmielewski, salezjanin. To opiekun duchowy wspólnoty Wojowników Maryi. To to maryjne męskie zgromadzenie, które - jak czytamy w informacjach na stronie wojwownicymaryi.pl - zawiązało się podczas odbywających się cyklicznie w Lądzie otwartych spotkań formacyjnych dla mężczyzn.
...
Bardzo piekna wspolnota bez omdlen nakladania rak i innych odlotow! Absolutna normalnosc! Bo Bóg po to stworzyl normalnosc aby w niej zyc!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:45, 24 Sty 2022 Temat postu: |
|
|
Można nim zostać tylko w wieku 18-50 lat, więc jak ktoś jest 40+ to trzeba się śpieszyć.
4
wykop
"Mężczyzna: Prorok, Kapłan i Król" to hasło spotkania Wojowników Maryi w Łodzi
allmilczar 2 godz. temu
Ja się serio chcę zapisać. Jakieś namiary?
Na zdjeciu.
Tak to jest wysoki poziom duchowosci poniewaz ,nic sie nie dzieje'. Nie bylo zadnej ,imprezy' zadne stadiony!
Zima mroz a tu olbrzymi tlum idzie i odmawia Różamiec! Nic sie nie dzieje a potem Msza czyli to co jest co dzien! Nie ma uzdrowien nie ma nakladania rak nie ma widowiskowych upadkow w ,Duch św.'. Nic nie ma! Nuda!
A tlum rosnie. Dwa lata temu gdy bylem 1000 dzis trudno policzyc? 5 6 czy 7 tys? Samych zaprzysiezonych bylo 3500 ale byli tez tacy co uslyszeli ze bedzie i przyjechali nie bedac zrzeszeni.
Nic sie nie dzieje a tlum rosnie. BO DUCHOWOSC NIE POTRZEBUJE MATERIALNEGO WYRAZU! MOZE NIC SIE NIE DZIAC W MATERII BO DUCH JEST POZA NIA! Rozne paraprotestanckie ruchy opieraja sie na psychice nie na duszy stad ,atrakcyjne imprezy' i widowiska z padaniem krzyczeniem tanczeniem. To obled opetanie. A tu marsz i modlitwa. Nic czego nie masz na co dzien! I Gromady rosna bo czuja ze to jest dobre ze niczego lepszego nie ma. Bóg sam wystarczy. Matka wskaze bezblednie droge.
I oczywiscie gdy wrocilem mimo ze ,nic sie nie dzialo' odczulem wielka radosc ducha bo to bardzo go umocnilo. A Bóg dal odczuc jak wielka byla radosc w Niebie ze to sie wydarzylo! Kompletnie pod prąd tego co wyrabiaja ludzie teraz na swiecie! I tak trzeba! Robic to co dobre wbrew nawet wszystkim!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 23:47, 25 Sty 2022 Temat postu: |
|
|
To pierwsi w Lublinie i archidiecezji lubelskiej rycerze św. Jana Pawła II. W niedzielę podczas mszy w kościele przy ul. Biskupa Mariana Fulmana ośmiu mężczyzn złożyło uroczyste ślubowanie. – Staramy się być żywym pomnikiem Jana Pawła II – podkreślił prowincjał Polski zakonu ...
8
wykop
Pierwsi rycerze Jana Pawła II
....
Ciekawe ze lawinowo narasta olbrzymia liczba roznych wspolnot wojownikow.
Przypominam ze zasada Kościoła jest pluralizm czyli olbrzymia liczba roznych wspolnot. Bo ludzie sa rozni. Kazdy czlowiek to wszechswiat. Kościół nigdy nie tworzy duzych jednolitych molochow dlatego trwa. Jedne wspolnoty wygasaja inne powstaja. Zywa natura i to jest dobre.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:49, 18 Sty 2023 Temat postu: |
|
|
Wojownicy Maryi na ulicach.
Bydgoszcz: Wojownicy Maryi przeszli ulicami miasta
W Bydgoszczy doszło do kolejnego spotkania Wojowników Maryi.
Ponad 5 tys. mężczyzn z całej całego regionu, z różańcem w ręku przemaszerowała ze Starego Rynku do Bazyliki p.w. św. Wincentego a Paulo w Bydgoszczy. Grupie przewodził ich opiekun, ks. Dominik Chmielewski. Tym razem miało ono charakter formacyjny, dlatego do miasta przyjechało tysiące mężczyzn z różnych zakątków Polski, a nawet Europy.
...
I pięknie. Widzimy tu jak dojrzali już mężczyźni dostrzegli bezsens konsumpcjonizmu i odkryli prawdziwą wartość czyli duchowość. Tu czesto są nie tylko po prostu wierzacy od dziecka ale wręcz przeciwnie! Z rodzin obojętnych na duchowość! Tacy którzy mocno zniszczyli sobie życie i dopiero dzięki Maryi wyszli na prostą!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Śro 19:06, 14 Cze 2023, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 11:14, 03 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
„Bogurodzica” w ORLEN Arenie. Wojownicy Maryi przyjechali do Płocka.
By stać się Wojownikiem Maryi, trzeba przejść przez formację podczas cyklicznych, organizowanych przez sektę spotkań zarówno ogólnopolskich, jak i regionalnych, oraz po uprzedniej weryfikacji, przystąpić do uroczystego zawierzenia tzw. Pasowania Mieczy, które odbywa się raz w roku.
...
Oczywiście! Po prostu znaleźli sens życia. Poza Bogiem go nie ma. Do tego trzeba dojrzeć. Stad są to dojrzali mężczyźni. Którzy próbowali bez Boga i wychodzili głównie syf. Oczywiście są tam też młodzieńcy którzy zawsze byli wierzący i po prostu odkryli wspólnotę i powiedzieli sobie ,to jest to!'! To nie jest wspólnota nowo nawróconych! W żadnym wypadku. Jednak nawraca i wielu przez nią odkryło Boga pierwszy raz w życiu.
A każdy oczywiscie Go odkrywa na nowo co dzień!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Śro 19:05, 14 Cze 2023, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:03, 14 Cze 2023 Temat postu: |
|
|
Masowe pasowanie na Wojowników Maryi. Wspólnota rośnie w siłę.
W Rumi (woj. pomorskie) odbyło się spotkanie Wojowników Maryi z rodzinami. Ponad 6 tys. osób z całej Polski z różańcami i transparentami maszerowało ulicami miasta. Pasowano 364 nowych wojowników.
...
Hoho 364! Kto by się spodziewał że aż tak to urośnie! Widzicie że to nie ludzka ręka za tym stoi!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:36, 05 Sie 2023 Temat postu: |
|
|
Mistrzostwa Polski w Piłce Nożnej Wojowników Maryi
Na Podkarpaciu rozegrano Pierwsze Mistrzostwa Polski w Piłce Nożnej Wojowników Maryi w Przemyślu, w ramach I Memorialu im. Wojciecha Kajpusta. Turniej wygrali wojownicy z Łodzi.
...
O no proszę! Wygrali ci z Łodzi!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:20, 06 Sie 2023 Temat postu: |
|
|
W Olsztynie powstała nowa chorągiew rycerska. Ich orężem nie jest miecz
OLSZTYN
26 lipca 2023
Parafia św. Józefa w Olsztynie stała się miejscem świeżo utworzonej chorągwi Zakonu Rycerzy Świętego Jana Pawła II. Inspiracją dla tej grupy były słowa, które wypowiedział Święty Jan Paweł II w 1997 roku podczas Mszy św. w Kaliszu, mówiąc, że cały świat to „arena bitwy o życie”.
Głęboko rozumiane przez nowych członków Zakonu słowa zapoczątkowały formację współczesnych rycerzy — ludzi z silnymi wartościami, nieugiętych, kierujących się szacunkiem do drugiego człowieka i pokorą w dążeniu do prawdy.
“Świadectwo Życiem”: misja nowych Rycerzy
Bogusław Tomaszewski, jeden z członków nowej chorągwi, podkreśla, że formacja che dawać świadectwo życiem, co oznacza wychodzenie poza obszar prywatnej strefy komfortu. Jak twierdzi, Bóg nie wezwał nas do życia, abyśmy się bali i ukrywali w ostatnich rzędach kościoła. Zostaliśmy powołani do bycia świadkami Jego miłości. Rycerz przyznaje, że istnieje wiele zagrożeń dla wiary i więzi łączących małżonków. Uważa, że mężczyźni zgromadzeni w Zakonie powinni stawić czoła tym wyzwaniom, bronić wartości chrześcijańskich, bronić jedności rodzin i ciągle rozwijać się, dążąc do doskonałości w cnotach Bożych.
Inwestytura
W ceremonii inwestytury, czyli przyjęcia do Zakonu brał udział jego generał, Krzysztof Wąsowski. Jak zaznacza Mariusz Sapiela, inny członek nowej chorągwi, przełożony mocno podkreślał, że przystępujący do formacji mężczyźni są ostatnim pokoleniem, które pamięta św. Jana Pawła II z osobistych doświadczeń. Przy tej okazji podkreślał, jak ważne jest to, aby nie pozwolić na zapomnienie dziedzictwa zostawionego przez św. Jana Pawła II.
Różaniec jako miecz
Jak wspomina Radosław Przystup, dzień przysięgi jest niezwykle znaczący dla każdego rycerza. To moment, w którym klękają przed ołtarzem, unosząc rękę w geście przyrzeczenia wierności Bogu i Ojczyźnie. Po złożeniu przysięgi, każdy z nich otrzymuje symbol swego rycerskiego zobowiązania — nie jest to jednak tradycyjny miecz. W ich rękach znajduje się różaniec, uznawany przez nich za najpotężniejszą broń, jaką może dzierżyć mężczyzna.
...
Widzimy jak ostatnio mnożą się takie wspólnoty! Fenomen! Najwyższa forma walki to walka duchowa bo duch góruje nad wszystkim!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:29, 19 Sie 2023 Temat postu: |
|
|
Ślubowanie Żołnierzy Chrystusa 2023
15 sierpnia w sanktuarium Matki Bożej Łaskawej Żołnierze Chrystusa odnowili swoje ślubowanie. W ich szeregi wstąpiło też ok. 30 nowych osób.
...
Pięknie! To ci co się ich przestraszyli lewacy jak szli niszczyć kościoły z tuskowcami i TVNem. Myśleli że jak kościół to stare babcie to odwaga u nich budowała. A tu jak ich zobaczyli to miny zrzedły. ŁO MATKO(oczywiście nie Boża raczej Ziemo) BEDO NAS ZABIJAC RÓŻAŃCAMI! Bo lewak od razu ma na myśli to co sam by robił gdyby miał takie coś w ręku.
Rzeczywiście zaskakuje wygląd bo to nie są delikatni chłopcy pod opieką mamusi tylko tacy jacyś wyrośnięci. Rzeczywiście wygląd wojska i to weteranow! Matka traktuje to na poważnie. Wręcz nabierają męskiego wyglądu! Często wcześniej byli w patologii a to bardzo nie męskie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 10:31, 28 Wrz 2023 Temat postu: |
|
|
Wojownicy Maryi w Łomży. Tysiące mężczyzn przeszło ulicami miasta
Wojownicy Maryi to Maryjna wspólnota męska, która związała się w Lądzie podczas cyklicznych spotkań formacyjnych dla mężczyzn. Założycielem wspólnoty jest ks. Dominik Chmielewski. Warto dodać, że do naszego miasta przyjechali wierni z całej Polski.
...
Jest to umacnianie ducha. Człowiek jest zmienny i musi stale w sobie wszystko utrwalać dobro też.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:20, 07 Gru 2023 Temat postu: |
|
|
Wojownicy Maryi wyjdą na ulice. Polityczne zmiany przynoszą niebezpieczeństwo
Katolickie organizacje na czele z Wojownikami Maryi zapowiedziały na niedzielę Pokutne Procesje Różańcowe, które mają się odbywać w miastach w całej Polsce. Celem akcji jest protest wobec politycznych zmian, które - zdaniem organizatorów - zagrażają życiu w początkowej fazie.
Katolickie organizacje na czele z Wojownikami Maryi zapowiedziały na niedzielę Pokutne Procesje Różańcowe, które mają się odbywać w miastach w całej Polsce.
"Zwracamy się więc do Maryi w szczególnym czasie, gdy jako naród spoglądamy w bardzo niepewną przyszłość.
Pokutne Procesje Różańcowe mogą odbyć się także w miastach w całej Polsce, ale nie podano na ten temat szczegółowych informacji.
...
Tak jest tragedia i to nie na skutek jakiejś pomyłki wyborczej tylko miliony ludzi odchodzi od Boga i pakuje się w satanizm a potem wybory wyglądają tak jak wyglądają czyli tragicznie. To jest problem moralny i duchowy!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:06, 01 Mar 2024 Temat postu: |
|
|
We Wrocławiu powstaje właśnie pierwsza wspólnota Młodych Wojowników Maryi. W szeregi tej organizacji mogą wejść chłopcy od momentu przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej do 18. roku życia
...
No proszę dla chłopców. Bardzo potrzebne!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Pią 12:07, 01 Mar 2024, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|