Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:45, 27 Paź 2010 Temat postu: Święci Murzyni! |
|
|
Najwyzszy czas aby wreszcie Murzyni dostali wlasciwe wzorce...
Teraz jest to prawdziwa tragedia...Wzorem dla Murzynow swiata sa gangsterzy z USA z niejakim Barackiem na czele...KOSZMAR!
Przy takich wzorcach nic dziwnego ze Afryka tonie w morzu krwi...
Tymczasem jest z kogo brac przyklad...
Jednym z nich jest święty Benedytk z Filadelfii zwany Benedyktem z Palermo a u anglosasow Benedykt Święta Kotwica (the Moor).
Zdaje sie od tego ze tak mocno trzymal sie Boga.
Zyl w latach 1526-1589...
Urodzil sie w Italii ale w rodzinie murzynskich ... NIEWOLNIKOW...
Tutaj ktos moze znow uwazac jaki to straszny los.Ale pamietajmy ze niewolnik nie decyduje o sobie!Wiekszosc jego zlych czynow IDZIE NA KONTO PANA!Dlatego jest to bardzo prosta droga do nieba...
Zreszta juz w dziecinstwie zostal wyzwolony!Zapewne niemaly udzial byl w tym nauki Ewangelii ktora skruszyla sumienia wlascicieli.
Od dziecka byl abrzo pobozny...
Spotykal sie oczywiscie z przesaldowaniem z powodu koloru skory.
Ale kiedys uslyszal slowa pd franciszkanina.
-Dzis jestes biednym Murzynem w przyszlosci dokonasz wielkich rzeczy.
I Benedykt zapragnal zostac franciszkaninem...
I zostal.A po smierci poprzednika zostal nawet Superiorem zakonu!
Byl to zakon ekstermalny.Np. zarzadzili POST NIEUSTANNY!
Gdy sie Papież Pius IV dowiedzial wydal zarzadzenie aby zaprzetac takich praktyk jako przesadzonych...Zrobiono reorganizacje franciszkanow i Benedykt wyladowal w Palermo.Tam pracowal w kuchni!To chyba apropo tych nieustajcych postow i byl bardzo szczesliwy.Pojawiali sie aniolowie aby pomoc mu gotowac.
Wiec mial niebo na ziemi...
Znow zaczal awansowac na gwardianina pozniej superiora...
Protestowal bo nie chcial stanowisk ale wola Boga!
Nastepnie zostla Mistrzem nowicjuszy czyli nauczycielem nowych kandydatow.
Jako ulubieniec Boga powiedzial kiedy umrze i tak tez odszedl!
Jest patronem Mosji Afryki a takze Murzynow z USA gdzie go czcza a nie jakichhs gangsterow...
I tak widzimy ze mimo woli szedl w gore az doszedl do nieba!
I tak trzymac!
W Polsce jest zupelnie nieznany moge tylko podac po angielsku:
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Sob 14:32, 04 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:28, 20 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Zdjęcie czarnoskórego policjanta ratującego sympatyka Ku-Klux-Klanu obiegło sieć
Zdjęcie czarnoskórego policjanta ratującego sympatyka Ku-Klux-Klanu obiegło sieć - twitter.com/RobGodfrey/
"To zdjęcie jest niezwykłym przykładem człowieczeństwa" - napisał Rob Godfrey ze sztabu gubernatora Karoliny Południowej, publikując fotografię czarnoskórego policjanta pomagającego sympatykowi Ku-Klux-Klanu, który zasłabł podczas manifestacji. Wpis na Twitterze udostępniono ponad 4 tys. razy.
W Columbii starły się demonstracje sympatyków "białej Ameryki" z afroamerykańskimi demokratami. Powodem starć było usunięcie flagi Konfederacji sprzed budynku parlamentu w Karolinie Południowej. Pięć osób aresztowano, a siedem trafiło do szpitali, głównie z powodu udarów spowodowanych wysokimi temperaturami.
REKLAMA
Na zdjęciu, które obiegło sieć, widzimy czarnoskórego policjanta, Leroya Smitha, który podtrzymuje słaniającego się na nogach protestującego. Mężczyzna był sympatykiem Ku-Klux-Klanu i miał na koszulce swastykę. Funkcjonariusz odprowadził go w zacienione miejsce i podał wodę.
Zdjęcie natychmiast wzbudziło zainteresowanie amerykańskiej opinii publicznej. W ekspresowym tempie udostępniono je ponad 4 tys. razy.
...
Absolutnie wspaniałe! Pójście z słowami Jezusa. Milujcie nieprzyjaciół!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:08, 13 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Papież o pierwszym błogosławionym i męczenniku z RPA
Papież o pierwszym błogosławionym i męczenniku z RPA - TIZIANA FABI / AFP
Papież Franciszek przypomniał wiernym o losie prześladowanych na świecie chrześcijan. Oddał hołd pierwszemu błogosławionemu z RPA - nauczycielowi Benedyktowi Samuelowi Daswie, zamordowanemu w 1990 r., uznanemu za męczennika.
Podczas spotkania na południowej modlitwie Anioł Pański Franciszek mówił o niedzielnej beatyfikacji Daswy, która odbyła się w prowincji Limpopo w RPA. Ten świecki nauczyciel, a potem dyrektor szkoły podstawowej sprzeciwiał się pogańskim obrzędom i odmówił wyrzeczenia się wiary katolickiej.
REKLAMA
Nie zgodził się na opłacenie czarownika, którego starszyzna wezwała, by odnalazł winnego gwałtownych burz i piorunów. Tłumaczył, że nie pozwala mu na to wiara katolicka. Wkrótce potem został brutalnie zamordowany podczas zasadzki, zastawionej przez miejscową bandę.
Papież powiedział wiernym, że Samuel Benedict Daswa został zamordowany za wierność wobec Ewangelii. - W swoim życiu okazywał zawsze wielką spójność zajmując odważnie chrześcijańską postawę i odrzucając zwyczaje doczesne i pogańskie - dodał Franciszek.
- Jego świadectwo dołącza do świadectwa tylu naszych braci i sióstr, młodzieży, starszych ludzi, dzieci - prześladowanych, wypędzanych, zabijanych za to, że wyznają Jezusa Chrystusa - podkreślił papież zwracając się do tysięcy wiernych zebranych na placu Świętego Piotra.
...
Wspaniale swiadectwo wiary. Wzor podejscia do czarow ktore przeciez i Polsce maja swoich opetanych.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 8:14, 20 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
Św. Mojżesz Rozbójnik. „Najgłupszy ze wszystkich egipskich mnichów”
Łukasz Kobeszko | Wrz 19, 2017
Public Domain
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Oto niezwykła historia ojca pustyni Mojżesza Etiopczyka, która jest dowodem na to, że Bóg daje szansę nawet największym grzesznikom. On skorzystał ze swojej szansy. A Ty?
G
dyby współczesnym psychologom przyszło badać człowieka, jakim był żyjący na przełomie IV i V w. Mojżesz Etiopczyk (nazywany również Murzynem, Rabusiem bądź Nubijczykiem), zaliczyliby go do kategorii zdemoralizowanych przestępców, o wątłych nadziejach na resocjalizację. Wystarczyłoby mniej szczęścia i zmarłby w lochu lub zginął w porachunkach. Bóg jednak napisał prostą historię na krzywych liniach jego życia.
Bójki i awantury
Biologicznych rodziców nigdy nie poznał. Jako sierotę wychowywali go niewolnicy na folwarku bogatego urzędnika rzymskiego w Etiopii. Szybko narzucono mu obowiązek ciężkiej pracy.
Czytaj także: Był uzależniony od opium, nie przyjmował sakramentów. A i tak został świętym
Cechował się wysokim wzrostem i atletyczną budową ciała. Był niezwykle sprawny fizycznie, stąd budził powszechny strach. Od młodości miał agresywny charakter – w ten sposób rekompensował sobie brak rodziny, status człowieka pozbawionego wolności i pracę za miskę pożywienia. Wszczynał bójki i awantury.
Był brutalny w stosunku do kobiet, nagabywał je i składał niedwuznaczne propozycje. Gdy jeszcze nie osiągnął pełnoletności, śmiertelnie pobił jednego z pracowników folwarku. Aby uniknąć niechybnej kary, salwował się ucieczką do Egiptu.
Gangster z Egiptu
Trakty łączące Etiopię z Egiptem były wówczas jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc. Na długotrwałe podróże stać było nielicznych, głównie bogatych, stąd pustynne szlaki przyciągały przestępców.
Mojżesz szybko znalazł kompanów, z którymi podjął się rabowania i napadania na podróżnych. Wkrótce został hersztem grupy, liczącej kilkunastu przestępców. Zdobyte pieniądze zbójnicy najczęściej przepijali w gospodach lub domach publicznych.
Były niewolnik słynął zresztą z upodobania do trunków i jeżeli pojawił się w jakiejś karczmie, było niemal pewne, że pod ich wpływem wywoła awanturę. Swoim okrucieństwem „gang Mojżesza” budził powszechny lęk.
Noc, która zmieniła wszystko
Pewnej nocy, Mojżesz długo nie mógł zasnąć. Nagle stwierdził, że musi zmienić życie o 180 stopni. Jako dziecko został, co prawda, ochrzczony, ale nigdy nie praktykował wiary. Zostawił swoich kolegów i ruszył w stronę jednego z najbliższych klasztorów. Tam zaczął walić w drzwi.
Mnisi, widząc z kim mają do czynienia, pomyśleli, że to napad i wkrótce nadciągnie reszta gangu. Zamiast otworzyć, odprawili liturgię i przyjęli Eucharystię, oczekując śmierci.
Czytaj także: Strategia Jezusa. Przychodzi do grzesznika i mówi: Potrzebuję cię!
Mojżesz nie dawał jednak za wygraną – do świtu kołatał w bramę. W końcu, gdy poczuł zmęczenie, usiadł. Nastało południe i największy upał – bandyta bez wody i cienia, szybko omdlał. Mnisi w końcu otworzyli drzwi. Igumen klasztoru zapytał Mojżesza, czego chce. Ten wydusił z siebie tylko trzy słowa: „Wyspowiadaj mnie, ojcze!”.
Sakrament spowiedzi trwał do nocy. Po jego zakończeniu, Mojżesz poprosił o przyjęcie do klasztoru. Mnisi byli jednak ostrożni – aby sprawdzić rzeczywiste intencje skruszonego łotra, zlecili mu najpierw najbardziej uciążliwe i wstydliwe prace. Wszystkie obowiązki spełniał bez szemrania, czasami nawet w nocy.
Nie jestem godny dostąpić ołtarza
Po kilku latach, nawrócony mnich otrzymał błogosławieństwo na życie pustelnicze. Wiodących samotny tryb życia mnichów odwiedzali licznie wierni prosząc o poradę. Mojżesz niechętnie ich udzielał, często mówiąc, że jest „najgłupszym ze wszystkich egipskich mnichów”. Tym, którym udało się namówić go na rozmowę, wspominał, jak ciężko jest po tak grzesznym życiu walczyć z powracającymi pokusami i złymi myślami.
W końcu, wspólnota klasztoru zadecydowała, że niesamowity mnich otrzyma święcenia kapłańskie. Aby jeszcze raz sprawdzić, czy podoła powołaniu, w dzień święceń inni mnisi głośno mówili, że nie jest godny bycia duchownym. Podczas liturgii Mojżesz uklęknął przed ikonostasem i zwrócony twarzą do współbraci rzekł: „Nawet nie domyślacie się, jak bardzo nie jestem godny dostąpić ołtarza, ale i przestąpić progu świątyni!”.
Po tych słowach, mnisi rozpłakali się i nawrócony przestępca przyjął sakrament.
Przez następne lata widziany był głównie, jak odprawia msze święte i spowiada wiernych, a w nocy bije pokłony przed ikonami. Miał opinię łagodnego i delikatnego spowiednika. Paradoksalnie, wraz ze wszystkimi współbraćmi poniósł męczeńską śmierć z rąk zbójców, którzy napadli klasztor około 405 r.
...
Nie paradoks a logiczny final! Poniosl meczenstwo od takich jakim juz przestal byc. Za nich! On ich rozumial! To jest krzyż! Wspanialy swiety patron Murzynow zwlaszcza w USA ze wzgledow oczywistych. Absurdalny ,,styl" gangsta sieje wsrod nich olbrzymie spustoszenie. TU MAJA WZOR PRAWDZIWY!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 23:34, 03 Lis 2017 Temat postu: |
|
|
Marcin de Porres. Mulat z nieprawego łoża, który został św. Franciszkiem Ameryki Południowej
Elżbieta Wiater | 03/11/2017
Fr Lawrence Lew OP/Flickr | CC BY-NC-ND 2.0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Potrafił wyczuć, że ktoś go potrzebuje. Zachowały się relacje, że przychodził w środku nocy do ojców, którzy nagle zachorowali i nie mieli siły nawet zawołać o pomoc. Podobno w celu udzielenia pomocy zdarzało mu się przechodzić przez zamknięte drzwi.
Kiedy czytam o św. Marcinie, czuję głębokie współczucie na myśl o bólu, jaki musi rodzić w synu odrzucenie przez ojca. Jednocześnie jestem pełna podziwu co do tego, jak sobie z tym doświadczeniem poradził i jakie owoce to zrodziło w jego życiu.
Marcin de Porres: syn bez ojca
W księgach metrykalnych przy jego imieniu nie ma podanego nazwiska ojca, a był nim szlachcic, Jan de Porres. Nie chciał on, żeby kojarzono go z czarnoskórą kochanką, bo marzyła mu się kariera polityczna. Marcin jako Mulat, do tego z nieprawego łoża, nie mógł liczyć w życiu na zbyt wiele.
Ojciec łożył na jego wychowanie i naukę zawodu. Syn mógł wykorzystać poczucie winy ojca i wymuszać na nim coraz większe kwoty. Mógł też podjąć próbę udowodnienia rodzicielowi, jak duży błąd popełnił, odrzucając syna i w tym celu wybić się za wszelką cenę. Wybrał jednak trzecią drogę.
Czytaj także: Badana przez Inkwizycję, reformatorka Kościoła i przewodniczka duchowa. Św. Teresa naprawdę Wielka
Odzyskane nazwisko
Pomogło mu to, że poznał dominikanów i postanowił do nich wstąpić. Ich charyzmat, którego początkiem było miłosierdzie, odpowiadał jego współczującemu sercu. Jedyny problem polegał na tym, że w XVI w. z zasady nie przyjmowano do zakonu osób z nieprawego łoża. Marcin uprosił więc, żeby przynajmniej mógł zostać służącym w klasztorze.
Kiedy te wieści dotarły do pana de Porres, ten uniósł się dumą. Syn to syn, nawet jeśli urodzony przez kochankę i o zdecydowanie ciemniejszej karnacji. Zrobił braciom awanturę, dał Marcinowi nazwisko i nagle okazało się, że chłopak może nawet sięgnąć po kapłaństwo.
Ten jednak odmówił – wolał zostać bratem konwersem, czyli dominikaninem bez święceń kapłańskich. Nadal wykonywał prace fizyczne, ale należał już do zakonu. I trzeba przyznać, że na tej zmianie bardziej zyskał ten ostatni.
Dominikanin – miłosierny, mądry i pokorny
Marcin wkrótce stał się słynny w mieście i poza nim z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, był niesłychanie hojny wobec ubogich i troskliwie opiekował się chorymi, także tymi spoza klasztoru. Nawet więcej – potrafił wyczuć, że ktoś go potrzebuje.
Zachowały się relacje, że przychodził w środku nocy do ojców, którzy nagle zachorowali i nie mieli siły nawet zawołać o pomoc. Podobno w celu udzielenia pomocy zdarzało mu się przechodzić przez zamknięte drzwi.
Po drugie, prowadził tak głębokie życie duchowe, że pomimo braku wykształcenia stał się duchowym doradcą wielu ludzi. Furta, na której najczęściej można go było spotkać, stała się czymś w rodzaju skrzyżowania rozmównicy z gabinetem terapeuty. Miał tam przychodzić nawet biskup Limy.
Mimo rosnącej popularności Marcin de Porres pozostał pokorny. Kiedy jego klasztor popadł w potężne długi, wpadł na oryginalny pomysł wsparcia go finansowo. Otóż dogonił przeora idącego negocjować odłożenie spłaty pożyczki i zaczął nalegać na przełożonego, żeby ten go… sprzedał. W końcu był czarnoskóry i pracowity, zyskana kwota mogła wesprzeć wspólnotę a on sam może zyskałby pana, który potrafiłby go „wreszcie przymusić do porządnej służby”. Oczywiście do sprzedaży nie doszło, ale świadectwo hojnego serca i miłości do zakonu pozostało.
Fr Lawrence Lew OP/Flickr | CC BY-NC-ND 2.0
Święty Franciszek Ameryki Południowej
Obraz dobroci Marcina de Porres pozostałby niepełny bez wspomnienia o jego współczuciu wobec zwierząt. Był założycielem pierwszego znanego schroniska dla nich i do klasztoru sprowadzał nie tylko chorych nędzarzy, ale także ranne zwierzaki.
Zachowała się opowieść o kogucie ze złamaną nóżką, który codziennie sam przychodził do klasztoru na zmianę opatrunku, a także o psie, którego brat skarcił za wdawanie się w uliczne bójki a następnie pielęgnował, dopóki czworonóg nie odzyskał pełni sprawności.
Ta opiekuńczość miała też niezbyt ciekawe skutki. Dokarmiane przez Marcina myszy tak się rozpleniły, że przeor zagroził ich eksterminacją. Brat, nie chcąc do niej dopuścić, zwołał je wszystkie i wyprowadził z domu. Podobno nie wróciły tam, dopóki żył ich dobroczyńca.
Czytaj także: Matt Talbot. Walczysz z jakimś nałogiem? Poznaj zwycięską historię „patrona alkoholików”
Rana, z której płynęło miłosierdzie
Odrzucenie, jakiego doświadczył Marcin, w jego życiu stało się źródłem miłosierdzia, bo znając ból opuszczenia, nie był w stanie przejść obojętnie obok potrzebujących. I tak uwierające ziarenko wewnętrznego cierpienia stało się źródłem dobra.
...
Wprawdzie Mulat ale ,,Murzyni" amerykanscy to faktycznie Mulaci w roznym stopniu. Ameryki to mieszanka. Zatem idealny patron dla nich.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:04, 08 Lut 2018 Temat postu: |
|
|
[Wszyscy Świetni]
Elżbieta Wiater | 08/02/2018
Wikipedia | Domena publiczna
Udostępnij 98 Komentuj 0
Panie chciały mieć piękne służące, a wtedy krzykiem mody był tatuaż bliznowy. Aby go otrzymać, nacinano na ciele wzór i wcierano w rany sól, aby rany jątrzyły się i po zagojeniu powstały wypukłe blizny. Na ciele Bakhity wykonano ponad sto nacięć.
Kiedy miała siedem lub osiem lat, zwabiono ją podstępem i porwano. Nigdy potem już nie spotkała swoich rodziców i rodzeństwa. Samo porwanie i dwudniowy forsowny marsz, który miał po nim miejsce, były początkiem piekła.
Czytaj także: Siostra Anna Bałchan: Najgorzej jest z osobami złowionymi na miłość
Na początku jeszcze próbowała uciekać, nawet z powodzeniem, ale została znów oszukana i sprzedana. To, co ją czeka w przyszłości, mogła zobaczyć podczas trwającej kilka dni drogi na targ ludzkim towarem. Była świadkiem bicia, upokarzania i krzyków, wszystkiego, co może służyć złamaniu drugiego człowieka i przemienieniu go w przedmiot; mówiące narzędzie, jak starożytni Rzymianie określali swoich niewolników.
Bakhita w niewoli
Pierwsi właściciele traktowali ją dobrze, dopóki nie uraziła brata swojej właścicielki. Ten pobił ją do nieprzytomności, a kiedy wydobrzała, została sprzedana. Trafiła do rodziny muzułmańskiego generała. Jego teściowa i żona znęcały się nad niewolnikami, bito ich bez powodu i karano dla kaprysu. Bakhita wspominała później: „Nie zagoiły się jeszcze pozostałości jednych ciosów, kiedy już kolejne spadały na pobliźnione ciało”.
Do tego panie chciały mieć piękne służące, a wtedy ostatnim krzykiem mody był tatuaż bliznowy. Aby go otrzymać, nacinano na ciele wzór i wcierano w rany sól, aby rany jątrzyły się i po zagojeniu powstały wypukłe blizny. Na ciele Bakhity wykonano ponad sto nacięć.
Po „zabiegu” rzucono ją na łóżko, gdzie leżała w gorączce przez najbliższe dni. Pozostali służący byli tak zawaleni pracą przez wymagające właścicielki, że nie mieli czasu nawet na to, żeby podać jej wodę, więc umierała nie tylko z bólu, ale też z pragnienia. Na szczęście jej organizm okazał się na tyle silny, że przeżyła.
Droga ku wolności
Wszystkie te wydarzenia działy się w drugiej połowie XIX wieku w Sudanie. Na tamtych terenach w 1881 roku wybuchło powstanie przeciw muzułmanom. Generał sprzedał większość niewolników, ale Bakhitę zachował, i ewakuował rodzinę do Chartumu. Tam Sudanka została sprzedana włoskiemu konsulowi, Calisto Legnaniemu.
Europejczyk traktował Bakhitę jak pozostałych, płatnych służących: otrzymywała regularne, smaczne posiłki, nie bito jej, nie stawiano absurdalnych wymagań. Ledwo mogła uwierzyć w taką zmianę. Bóg miał jednak dla niej większe niespodzianki.
Czytaj także: Grzegorz Peradze. Zamęczony w Auschwitz święty ksiądz i naukowiec [Wszyscy Świetni]
Europa i wolność
Kiedy konsul wrócił do Włoch, dał niewolnicę w prezencie rodzinie Michelich. U nich została opiekunką ich nowonarodzonej córeczki, Alice, i świetnie odnalazła się w tej roli. Razem z dziewczynką trafiła, podczas jednego z wyjazdów pani Micheli, do klasztoru kanosjanek.
To tam po raz pierwszy od dziesiątek lat była traktowana jako równa pozostałym i poznała bliżej chrześcijaństwo. Wiele pomógł jej na drodze wiary także Illuminato Checchini, zarządca dóbr rodziny, do której należała. On pierwszy powiedział jej o Chrystusie i dał krucyfiks. Bakhita jeszcze wtedy nie do końca wiedziała, co on oznacza. Jednak widok rozciągniętego na krzyżu ciała głęboko dotykał jej serca.
Chrzest
Zapisała się do katechumenatu u kanosjanek i tam odkryła, że przybity do krzyża Skazaniec jest panem wszechświata – El Parone. Zapragnęła Mu służyć z całą gorliwością.
Kiedy przyszła po nią właścicielka, odmówiła opuszczenia klasztoru. Walka o wolność Bakhity otarła się o sąd, ale ostatecznie orzeczono w 1889 r., że Sudanka jest wolna, gdyż na terenie Włoch niewolnictwo zostało zniesione.
W następnym roku przyjęła chrzest, a dwa lata później rozeznała, że chce wstąpić do kanosjanek. W zgromadzeniu przeżyła ponad czterdzieści lat. Siostry nazywały ją aniołem drobnych ofiar, bo nikt tak jak ona nie potrafił unikać krytykowania kogokolwiek (zawsze znalazła wymówkę dla drugiej osoby) i służyć z dobrocią. Współcześnie pewnie powiedzielibyśmy, że podniosła wręcz do rangi sztuki wyobraźnię miłosierdzia.
Sieć Bakhita
Zmarła w 1947 r., a kiedy siostry rozebrały jej ciało, żeby je umyć, odsłoniła się mapa blizn, do tej pory ukrywanych. Były niemym dowodem, że s. Józefina przeszła przez piekło, choć jednocześnie duchowo pozostała wolna. Jej imię, oznaczające w rodzimym języku szczęściarę, okazało się prorocze.
Nosi je obecnie sieć pomocy ofiarom handlu żywym towarem – Sieć Bakhita. Wszyscy potrzebujący informacji lub pomocy, mogą skorzystać ze strony stowarzyszenia. Tam też można znaleźć tekst nowenny do świętej, do odmawiania nie tylko przed 8 lutego.
...
Po prostu to wspaniałe!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|