Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:57, 28 Gru 2017 Temat postu: Święci Chorwacji. |
|
|
Św. Leopold Mandić – męczennik konfesjonału: Nie potrafiłem wzbudzić żalu u penitenta [Wszyscy Świetni]
Szymon Hołownia | 28/12/2017
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Metodę miał genialnie prostą. Żalu za grzechy i dobrej intencji dopatrywał się już chociaż w tym, że ktoś zdecydował się przyjść do konfesjonału i uklęknąć. Przyszedłeś, a więc czujesz, że coś jest nie tak…
Żałujesz? Żałuję. Nie potrzeba niczego innego. To wystarcza, żeby stać się dobrym, być nim dzień po dniu. A jeśli znowu upadnę? A nie mógłbyś umrzeć, zanim upadniesz?
– św. Leopold Mandić.
Leopold (w świeckim życiu: Bogdan) Mandić urodził się w 1866 r. w przepięknym, malowniczym mieście Herceg Novi, leżącym u wejścia do Zatoki Kotorskiej. Z pochodzenia był Chorwatem. Choć całe dorosłe życie spędził we Włoszech, zawsze niósł ze sobą w sercu swoje rodzinne strony, w których żyjący obok siebie ludzie wierzyli w Boga na miliard różnych sposobów (ponad dwie trzecie ludności wyznawało prawosławie, jedna piąta – islam, katolików było tam pewnie jedynie tylko około pięciu procent).
Jedność chrześcijan
Mając 16 lat zdecydował się wstąpić do kapucynów (zrobił to w Udine, na północy Włoch). Od samego początku zakonnej drogi nie opuszczało go przekonanie, że jego powołaniem jest staranie się o jedność chrześcijan. Wciąż powtarzał, że jego przeznaczeniem jest Wschód, był gotów poświęcić wszystko by – powiedzmy to sobie wprost – jak największą liczbę prawosławnych przekonać do wiary katolickiej.
Dziś patrzymy pewnie na to mądrzejsi o cały XX wiek, Sobór Watykański II, historię wojen światowych, wojenek etnicznych i religijnych, dramaty rozgrywające się jeszcze nie tak dawno na Bałkanach, Ukrainę. Wiemy (większość z nas chyba już wie), że budowanie jedności nigdy nie może polegać wyłącznie na próbach zapisania „tamtych” do naszego klubu.
Oni też mają swoje racje, prawa, tradycję – będąc na ich miejscu, też nie bylibyśmy skłonni ot tak ich porzucić. Rzecz więc nie w tym, żeby się zwerbować, ale żeby się spotkać. I spotykać tak długo, aż zrozumiemy, że liczy się nie strój ani sposób, w jaki maszerujemy oraz to jakie śpiewamy przy tym pieśni, ale wspólny kierunek.
Czytaj także: Św. Franciszek Salezy: Ewangelia naprawdę ma moc obronić się sama [Wszyscy Świetni]
Męczennik konfesjonału
Opatrzność jednak zaproponowała mu inną drogę realizacji intuicji, że najważniejszym zadaniem w życiu księdza jest godzenie ludzi z Bogiem i przed Bogiem. Święty Leopold Mandić znany jest bowiem przede wszystkim jako męczennik konfesjonału, w którym spędził prawie pięćdziesiąt lat.
Próbował zajmować się w zakonie innymi rzeczami: wykładać, głosić kazania, wychowywać młodzież, trochę pisać. Parę razy wyrwał się na bałkańskie misje. Ostatnia trwała miesiąc. Po tym czasie otrzymał pismo przełożonego, który prosił go, by jednak wracał do Padwy. Naciskał biskup, naciskały środowiska twórcze miasta, profesorowie, studenci, księża, ale też „zwykli” ludzie.
Przełożony o. Leopolda składając mu tę propozycję nie do odrzucenia, przypomina mu w liście świętego Antoniego, który też bardzo chciał płynąć na misje do Afryki, ale uparty wiatr stale zawracał statek z powrotem do włoskich wybrzeży. Tak to czasem bywa w życiu ludzi, którzy zdecydowali się oddać lejce swego życia Panu Bogu, że jedyną ich modlitwą staje się: „co zrobisz, jak nic nie zrobisz”.
„Nie potrafiłem wzbudzić żalu u penitenta”
Ojciec Leopold do końca życia będzie nawet po kilkanaście godzin dziennie spędzał w małej spowiednicy, opierając się o słowo przekazane mu kiedyś przez jedną z osób, które wyspowiadał: „Jezus mnie zobowiązał, by powiedzieć ojcu, że każda dusza, której ojciec towarzyszy w spowiedzi jest ojca Wschodem”.
Jakim spowiednikiem był o. Leopold? Ludzie wychodzili od niego nie tylko „moralnie oczyszczeni”, ale radośniejsi, spokojniejsi, z jasnym spojrzeniem, optymistyczni, pełni zapału. Nie miało dla niego zupełnie żadnego znaczenia, czy u spowiedzi nie było się pięć dni, czy pięćdziesiąt lat. Idąc zupełnie w poprzek ówczesnych spowiedniczych trendów – o. Leopold bardzo rzadko (jeśli nie w ogóle) odmawiał człowiekowi rozgrzeszenia. Gdy zapytał go o to jeden z jego braci, odpowiedział:
Niestety, tak! Kiedy byłem młody, w pierwszych latach kapłaństwa odmówiłem trzy lub cztery razy rozgrzeszenia. Ale było to przez mój brak doświadczenia i dlatego, że nie potrafiłem wzbudzić żalu u penitenta.
Jasne, bywali tacy, którzy oskarżali go w związku z tym o nadmierne poluzowanie norm, o patologiczną pobłażliwość, on jednak wiedział i robił swoje. Przychodzili więc do niego ludzie nawet ze środowisk często stroniących od Kościoła, bojących się w nim jakiejś swoistej niedelikatności, nieumiejętności zrozumienia złożoności ludzkiego życia, zbyt prostych i kategorycznych osądów.
Czytaj także: Kobieta w sukni uszytej z całunu. Służebnica Boża Catherine de Hueck Doherty [Wszyscy Świetni]
Wystarczy, że przyszedłeś do konfesjonału
Metodę miał genialnie prostą. Żalu za grzechy i dobrej intencji dopatrywał się już chociaż w tym, że ktoś zdecydował się przyjść do konfesjonału i uklęknąć. Wystarczył mu taki drobiazg, pomijany przez wielu jego kolegów po fachu, wyczekujących na to aż z ust człowieka popłyną słowa. Przyszedłeś, a więc wiesz, czujesz, że coś jest nie tak, że coś powinno się zmienić. Może nie masz siły, może nie wiesz jak, ale to są rzeczy, które trzeba czasem zostawić Duchowi Świętemu.
Jego (ojca Leopolda) świadomość własnych ograniczeń była wręcz wstrząsająca. „Jestem naprawdę człowiekiem do niczego, jestem nawet śmieszny” – mawiał. Do niskiego (135 cm) wzrostu dołączyła się niepełnosprawność związana prawdopodobnie z RZS (reumatoidalnym zapaleniem stawów), chroniczne zapalenia spojówek i przekrwienie oczu, a przede wszystkim wada wymowy.
Nigdy nie pokazywał zmęczenia czy znużenia. Wszystkim powtarzał, by – niezależnie od tego, co robią, do jakiej klasy należą, co dzieje się w obecnie w ich życiu – najlepiej codziennie przyjmowali komunię.
Boży prąd w spowiedzi
W dniu śmierci (umarł w 1942 roku na raka układu pokarmowego) interesowało go tylko jedno: czy będzie mógł odprawić Eucharystię, przyjąć Jezusa. Co też było przecież realizacją jego pragnienia łączenia ludzi: przecież w Eucharystii spotykamy się wszyscy, niezależnie od majątku, poglądów politycznych, ilości lektur, wizji.
Nie zostawił po sobie żadnych książek, fundacji, organizacji dobroczynnych. Jedynym i wystarczającym dowodem jego świętości stało się dobro, które zostawił w ludziach.
Odkąd o nim usłyszałem, próbuję westchnąć do niego zawsze, gdy mam iść do spowiedzi – to oczywiste. Nie po to, by lała się tam retoryczna słodkość, ale by pojawił się w niej Boży prąd. By usłyszeć właśnie te słowa: „Żałujesz? Żałuję. Nie potrzeba niczego innego. To wystarcza, żeby stać się dobrym, być nim dzień po dniu. Jeśli znowu upadnę? A nie mógłbyś umrzeć, zanim upadniesz?”.
Czytaj także: Bł. Franz Jägerstätter: Nie ma takiej ceny, za jaką można sprzedać sumienie [Wszyscy Świetni]
Jest to tekst Szymona Hołowni z cyklu realizowanego dla Aletei, zatytułowanego: Wszyscy Świetni – Wszyscy Święci. Codziennie (zapraszamy na profil FB). Więcej nieoczywistych historii świętych znajdziesz w książce „Święci pierwszego kontaktu”.
...
Piekna postac. Warto poznac duchowosc Chorwacji bo to obok Polski jeden z najlepszych krajow swiata.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 22:34, 17 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
Jak czteroletnia Rita zjednoczyła mieszkańców byłej Jugosławii
Łukasz Kobeszko | 17/01/2018
Anid Knežević/Facebook
Udostępnij 20 Komentuj 0
Dziewczynka zmagająca się z ciężką chorobą serca stała się w ostatnim czasie bohaterką podziwianą nie tylko w rodzinnej Chorwacji, ale w całym regionie. Przeczytajcie historię małej Rity, która obudziła najpiękniejsze uczucia u wszystkich ludzi dobrej woli.
Chorwaci i mieszkańcy krajów byłej Jugosławii po raz pierwszy mieli okazję poznać Ritę Knežević przed niemal rokiem. Dziewczynka trafiła do szpitala z bardzo ciężką chorobą mięśnia sercowego. W tak młodym wieku, jedyną możliwością uratowania jej życia jest transplantacja lub wszczepienie tzw. sztucznego serca – mechanizmu zastępującego pracę niewydolnego organu.
Po długim czasie obserwacji i oczekiwaniach na możliwość transplantacji od zmarłego dawcy, kardiolodzy w Zagrzebiu zdecydowali się na drugie z tych rozwiązań. Na początku stycznia matka Rity napisała na swoim Facebooku, że córka znajduje się w ciężkim stanie bezpośredniego zagrożenia życia i konieczna będzie szybka operacja.
Czytaj także: Mogę posłuchać, jak bije w Tobie serce mojej córki? [WIDEO]
Rita Knežević. Miłość silniejsza od polityki
Internauci śledzili losy Rity już w poprzednich miesiącach, niemniej odzew użytkowników portali społecznościowych po tym wpisie przeszedł wszelkie oczekiwania. Tysiące ludzi zapewniało o podejmowanej w intencji wyzdrowienia dziewczynki modlitwie różańcowej, postach i uczestnictwie w Eucharystii. Wsparcie modlitewne okazywali nie tylko Chorwaci i Słoweńcy, ale również prawosławni Serbowie oraz muzułmanie z Bośni i Kosowa.
Rodzina Kneževićów otrzymała też setki zwyczajnych słów pociechy i życzliwości. Reportaże o zmagającej się z bardzo ciężką chorobą czterolatce wyemitowała znaczna część stacji telewizyjnych i portali internetowych w regionie. To, co przez lata nie udawało się politykom, stało się faktem za sprawą małej dziewczynki. Ciężko doświadczeni i skłóceni przez niedawne konflikty zbrojne mieszkańcy byłej Jugosławii chociaż na chwilę zjednoczyli się w chęci pomocy Ricie.
Dawca serca – transplantacja
5 stycznia kardiolodzy w Centrum Klinicznym w Zagrzebiu rozpoczęli operację wstawienia sztucznego mechanizmu zastępującego pracę mięśnia sercowego, a rzesza ludzi jeszcze intensywniej modliła się o łaskę zdrowia dla Rity. Gdy operacja już się kończyła i lekarze zakładali szwy, do Zagrzebia nadeszła pilna informacja o znalezieniu powypadkowego dawcy serca w Austrii. Podjęto błyskawiczną decyzję o kolejnej operacji.
W tym czasie nowe serce dla Rity sprowadzono helikopterem należącym do chorwackiego rządu z Wiednia. „Liczyła się każda minuta. O 8:30 rano nasza ekipa była już w stolicy Austrii, o 9:00 ustaliliśmy wszystkie detale, a w południe serce było już w szpitalu w Zagrzebiu” – powiedziała chorwackim mediom Mirela Bušić, ogólnokrajowa koordynatorka programu transplantacji kardiologicznej.
Czytaj także: W święta „podzielimy” się z innymi… naszą córeczką
Operacja serca dziecka
Dziewczynka pozostała na sali operacyjnej, gdzie następnego dnia rozpoczęto kolejny, bardzo skomplikowany i trwający niemal 12 godzin zabieg transplantacji. Zakończył się on sukcesem. Rita dobrze zniosła operację i wkrótce odzyskała świadomość w obecności swojej mamy.
ierujący zabiegiem kierownik kliniki, prof. Ante Ćorušić dobrze ocenił jego przebieg i podkreślił, że po tak skomplikowanej interwencji medycznej kluczowe będą nadchodzące dni. Specjalista podkreślił, że transplantacje serca u tak małych dzieci są bardzo rzadko podejmowanymi zabiegami.
Modlitwa, która zmienia życie
Dina Knežević, matka Rity przyznała, że choroba jej córki stanowiła ogromny przełom duchowy w jej życiu, pozwalający przewartościować stosunek do wiary. Przedtem, nie była specjalnie praktykująca, a informując na Facebooku o stanie zdrowia dziecka oczekiwała nie tyle masowego odzewu modlitewnego od nieznajomych, co zwykłego wsparcia od najbliższych.
Tuż po operacji napisała na swoim profilu: „Moi drodzy, dzisiaj otrzymałam od Boga Miłość. Teraz, gdzie tylko się da, będę świadczyć o tym, co nas spotkało. Zmienił się mój stosunek do życia i wiary, chcę stać się lepszą osobą. Módlcie się nawet za tych, do których żywicie urazy. Wybaczajcie sobie nawzajem! Jeżeli sami oczekujemy od Boga przebaczenia, to tym bardziej sami przebaczajmy!”.
Matka dodała, że tuż po operacji Rita zmówiła sama „Ojcze nasz”, którego nauczyła się niedawno oraz często powtarza słowa „Przyjdź, Panie Jezu”.
Źródła: dnevnik.hr, jutarnji.hr, bitno.net
...
Przygladajmy sie Chorwacji gdyz stantad poplynie swiatlo od Boga na Slowian Poludniowych. Medjugorie chyba jest przygotowaniem choc nke bede wyprzedzal orzeczen bo to trzeba zbadac. Ta dziewczynka to tez znak nadejscia WRESZCIE braterstwa tych ludow!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|