Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:12, 29 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Gazeta Współczesna
Ksiądz Andrzej Godlewski, czyli "Proboszczo" rapujący w parafii w Łomży
Ksiądz Godlewski, czyli "Proboszczo" - Gazeta Współczesna
Każda metoda ewangelizacji jest dobra, nawet tak nietypowa, jak rapowany utwór w wykonaniu proboszcza. Znany z niecodziennych pomysłów Ks. Andrzej Godlewski przeobraził się w rapera "Proboszczo".
- Jestem proboszczem łomżyńskiej parafii. Skupiam ludzi wokół siebie, każdy z nich coś potrafi - rapuje proboszcz parafii pw. Krzyża Świętego w Łomży. Ks. Godlewski ten numer zaprezentował podczas Festynu Rodzinnego z okazji Dnia Dziecka i 18 rocznicy powstania parafii. Utwór w wykonaniu kapłana (produkcją i realizacją muzyczną zajął się Łukasz Sienicki) cieszy się teraz ogromną popularnością w sieci. Opinie internautów są w większości pozytywne.
REKLAMA
- To jest super. "Proboszczo", gratulacje, ciągle młody duchem, oby tak dalej - pisze internautka Ola na stronie parafii. - Nasz Super Proboszcz nie tylko z 2004 roku, ale przez wszystkie 18 lat. Wielkie gratulacje za wspaniałe dzieła, jakie mają miejsce w tej parafii - dodaje kolejna komentująca Ewa Nadolna.
Przypomnijmy, że ks. Andrzej Godlewski w 2004 r. otrzymał honorowy tytuł "Proboszcza Roku" w ogólnopolskim konkursie zorganizowanym przez Katolicką Agencję Informacyjną oraz Redakcję Katolicką TVP.
Kapłan wielokrotnie zaskakiwał parafian ciekawymi inicjatywami. Ostatnio pisaliśmy o rozdawanym przez niego wiernym cudownym leku Rosarium, czyli 59 cudownych granulkach z krzyżykiem - w ten sposób namawiał do odmawiania Różańca.
A o czym rapuje proboszcz, a raczej "Proboszczo"? O trudach budowania kościoła: "18 lat z górką ten kościół buduję, a dobrze wiecie wszyscy, że to trochę kosztuje". Kapłan przyznaje, że zadanie wybudowania kościoła w polu było olbrzymim wyzwaniem. Pomogła modlitwa do imiennika - św. Andrzeja. Dziś dzieło jest juz niemal skończone. A ksiądz nie osiada na laurach.
...
I to jest prawidłowe.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:58, 09 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Episkopat: każdy obywatel ma obowiązek uczestniczenia w wyborach
Episkopat: każdy obywatel ma obowiązek uczestniczenia w wyborach - Thinkstock
Każdy obywatel – wierzący w szczególności – ma prawo i obowiązek uczestniczenia w zbliżających się wyborach parlamentarnych 25 października, podkreślają w komunikacie biskupi polscy.
Przypominają w nim jednocześnie słowa papieża Franciszka z adhortacji "Evangelii Gaudium", że "odpowiedzialne obywatelstwo jest cnotą, a uczestnictwo w życiu politycznym jest obowiązkiem moralnym".
REKLAMA
Hierarchowie przypominają też, że "Kościół mocą swej misji oraz zgodnie ze swą istotą nie powinien wiązać się" z żadną partią lub "systemem politycznym, gospodarczym czy społecznym" oraz że "właściwe posłannictwo, jakie Chrystus powierzył swemu Kościołowi, nie ma charakteru politycznego, gospodarczego czy społecznego" ("Gaudium et spes").
Biskupi zachęcają jednocześnie wszystkich wiernych i każdego z osobna do głosowania w zgodzie z własnym sumieniem, "wrażliwym na dobro wspólne i stojącym na straży życia każdego człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci".
Hierarchowie zwracają się też do wszystkich wiernych z prośbą o modlitwę w intencji ojczyzny.
...
PRAWO NIE OBOWIAZEK! I PROSZE TU NIE MIESZAC! PRAWO JEST JASNE I NIE POTRZEBA TU ODKRYC! Kto nie rozumie polityki nie glosuje I ROBI DOBRZE! Gdyby wszyscy niekompetentni nie poszli na wybory bylby niemal raj w kraju! Ciemne masy idace tlumnie na bezmyslne glosowanie TO JEDEN Z NAJWIEKSZYCH KOSZMAROW NIE TYLKO W POLSCE! Przez takich mamy Barracka Hollandea itp. potworki.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:32, 20 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Apel kard. Dziwisza w Krakowie. "Problemów nie rozwiązuje się na ulicy"
Apel kard. Dziwisza w Krakowie. "Problemów nie rozwiązuje się na ulicy" - PAP
Hierarcha przemawiał na Rynku podczas tradycyjnego składania świątecznych życzeń. Przestrzegał, że uliczne demonstracje mogą pogłębiać podziały i prowadzą do obniżenia poziomu życia politycznego.
Metropolita krakowski stwierdził, że jest rzeczą naturalną, że zmieniają się ekipy rządzące. - Jeżeli ktoś chciał autentycznie służyć, a nie panować, nie powinien przeżywać zbyt głęboko goryczy przegranych wyborów i nie powinien przeszkadzać tym, którzy realizują nowe, nakreślone cele, jeżeli oczywiście są one słuszne i służą całemu społeczeństwu - ocenił.
REKLAMA
Hierarcha zwrócił się także do obecnej większości sejmowej. ,,Równocześnie, jeżeli ktoś po wygranych demokratycznie wyborach przejął władzę i dodatkowo nie musi się nią formalnie dzielić, powinien z tym większą odpowiedzialnością sprawować tę władzę, liczyć się z wrażliwością pluralistycznego społeczeństwa" - powiedział.
Kard. Dziwisz mówił, że z niepokojem obserwuje pogłębiające się podziały w społeczeństwie. - Liderzy polityczni nie biorą zawsze pod uwagę wrażliwości i potrzeb całego społeczeństwa - zauważył.
Na zakończenie hierarcha zwrócił się polityków wszystkich stronnictw, którzy kierują się wiarą chrześcijańską i poczuciem przynależności do Kościoła. - Przeżywamy Rok Święty Miłosierdzia. Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Od ćwierć wieku żyjemy w wolnej Polsce. Czy jesteście gotowi choć trochę pozbyć się wzajemnych uprzedzeń i nie pogłębiać podziałów partyjnych, bo one z kolei antagonizują niepotrzebnie nasze społeczeństwo? - zapytał kardynał Dziwisz.
...
Brawo! I to jest wlasciwa postawa duchownego wobec partyjniactwa.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:11, 25 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Pasterki - ważne głosy polskiego Kościoła
akt. 25 grudnia 2015, 03:55
• Prymas Polski abp Wojciech Polak: Sukces, władza i siła nie są miarą udanego życia
• Kard. Kazimierz Nycz: obowiązkiem chrześcijan jest miłość Boga i bliźniego
• Metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz: deficyt dobra, miłości i solidarności
• Abp Gądecki: potrzebna ogromna modlitwa w intencji pokoju w ojczyźnie
• Bp Guzdek: Boże Narodzenie jest znakiem niezwykłego zaufania Boga do ludzi
• Głódź: rodziny - ogniskiem wiary, miłości i polskiej tożsamości
Sukces, władza i siła nie są miarą udanego życia i nie prowadzą do zwiastowanej w Słowie Bożym radości - mówił w piątek w Gnieźnie w trakcie pasterki prymas Polski abp Wojciech Polak. Jak dodał, historia betlejemskiej nocy jest wezwaniem do solidarności.
Hierarcha przestrzegał przed podejrzliwością i nieufnością w naszym życiu osobistym i społecznym, zauważył, że zachowanie takie "zatruwa nasz wspólny dom".
Prymas wezwał wiernych, by potrafili zobaczyć potrzeby, słabości i trudności otaczających ich ludzi, potrafili zainteresować się nimi i konkretnie im pomóc.
- Nie otworzy się na zapowiadaną nam dziś w Słowie Bożym i zwiastowaną radość i wesele także i ten, kto wciąż jeszcze uważa, że jedyną miarą udanego życia jest sukces, posiadana władza, siła czy manifestowana przewaga nad innymi - powiedział abp Polak.
- Hodując i podsycając w swym sercu uczucie rywalizacji i przekonanie, że jest się o niebo lepszym od innych, udowadniając to na każdym kroku, wpada się niestety w otwartą pułapkę podejrzliwości i nieufności. Niestety, wciąż tak dużo tych złych uczuć w naszym życiu osobistym i społecznym. Tak dużo tych postaw i takiego zachowania, które dosłownie zatruwa nasz wspólny dom - dodał prymas.
Jak wskazał, postawy takie jątrzą i eskalują "niepotrzebne podziały, wzajemne oskarżenia i pustkę".
Prymas powiedział, że historia betlejemskiej nocy przypomina o obojętności, z jaką spotkali się Józef i Maryja, dla których nie było miejsca w gospodzie, o okrucieństwie Heroda, dla którego nowo narodzony król żydowski stał się pretekstem do masowego mordu, i o wygnaniu, "a więc o konkretnych uchodźcach znanych nam z imienia, o Maryi, Józefie i Jezusie, uciekających przed prześladowaniami do pobliskiego Egiptu".
- Ta święta noc mówi nam jednak nade wszystko i przypomina o solidarności. Tej, której twórcą jest sam Bóg, solidarny przecież z nami w swoim Synu i - jak to wyraził papież Franciszek - odpowiedzialny za nas aż do końca, aż do ofiarowanego nam zbawienia, do okazanego w Jezusie Chrystusie wielkiego miłosierdzia i przebaczenia - powiedział prymas.
- Bóg nie jest wobec nas obojętny. Jest z nami solidarny. I wzywa nas dziś, każdą i każdego nas, na miarę naszego powołania i zadania, które przed nami w życiu postawił, by pójść tą samą drogą: drogą miłości, solidarności i pokoju - dodał abp Polak.
Kard. Kazimierz Nycz: obowiązkiem chrześcijan jest miłość Boga i bliźniego
Miłosierdzie jest ważne zarówno w wymiarze lokalnym, państwowym jak i międzynarodowym - wskazywałpodczas pasterki hierarcha.
Metropolita warszawski odprawił mszę św. pasterską w parafii pw. św. Marii Magdaleny na warszawskim Wawrzyszewie.
Kardynał nauczał, że dzień Bożego Narodzenia to czas łamania się opłatkiem, będący wyrazem przebaczenia, dobroci i miłości; a udział w mszy jest dopełnieniem wieczerzy wigilijnej i świąt.
"Dzisiaj szczególnie uroczyście brzmią polskie kolędy. Dzisiaj szczególnie radośnie śpiewamy kolędę +wśród nocnej ciszy+; śpiewamy +chwała na wysokości Bogu a na ziemi pokój ludziom dobrej woli. () To są słowa, które wyśpiewali aniołowie wtedy kiedy w ciszy betlejemskiej nocy w stajni narodził się Zbawiciel świata, ten który przyszedł by dać ludziom pokój" - mówił kardynał.
Metropolita warszawski wskazywał, że narodziny Jezusa Chrystusa wynikające z miłości Boga do człowieka, są największym objawieniem Boskiego miłosierdzia.
Kardynał wskazywał, że miłosierdzie potrzebne jest na każdym poziomie międzyludzkich relacji - rodzinnych, sąsiedzkich, państwowych i międzynarodowych. Miłość wobec bliźnich powinna objawiać się troską m.in. o rodziny, osoby starsze, samotne.
Hierarcha podkreślał, że papież Franciszek nieustannie mówi o miłosiernej miłości - o ludziach potrzebujących pomocy; o świecie niesprawiedliwie podzielonym na tych, którzy żyją w bogactwie i tych, którzy umierają z głodu.
- Papież otwiera oczy nam wszystkim na to co jest obowiązkiem chrześcijanina, dla którego największym przykazaniem jest przykazanie miłości Boga i miłości bliźniego; budzi nas z pewnego letargu do którego świat się przyzwyczaił - mówił.
Wskazywał, że świat pełen jest dziś konfliktów, nie tylko w Afganistanie, Afryce, ale także blisko nas, na przykład na Ukrainie; a ich skutki mają realny wymiar, np. w postaci wyzwania jakim są uchodźcy.
Kardynał przypominał, że rok liturgiczny 2015/2016 ogłoszony został przez papieża Franciszka Rokiem Miłosierdzia. Rok ten rozpoczął się on od uroczystości Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny 8 grudnia i potrwa do Niedzieli Chrystusa Króla Wszechświata 20 listopada przyszłego roku.
Metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz: deficyt dobra, miłości i solidarności
Metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz podczas Pasterki w Katedrze na Wawelu mówił, że w wielu obszarach życia społecznego i politycznego widoczny jest "deficyt dobra, miłości i solidarności".
"Nie powinniśmy się godzić i przyzwyczajać do takiego stanu rzeczy, do permanentnych niechęci i uprzedzeń istniejących między stronnictwami politycznymi" - podkreślił.
W homilii kard. Dziwisz przypomniał, że w całym Kościele obchodzony jest Rok Święty Miłosierdzia. "W zamyśle Ojca Świętego Franciszka jest to odpowiedź na duchową kondycję naszego świata, w którym zbyt często do głosu dochodzi nienawiść, przemoc i w którym toczy się regularna wojna światowa "w odcinkach" mówi Ojciec Święty, w różnych częściach świata" - powiedział metropolita krakowski.
Jak zauważył, "świat staje się bezwzględny, nieczuły, niemiłosierny" i "pogłębia się przepaść między światem ludzi sytych a tych przymierających głodem".
"Również w naszych rodzinach brakuje często zrozumienia, delikatności, szacunku, przebaczenia, pojednania i miłości" - mówił kard. Dziwisz. Dodał, że doświadczenie miłosierdzia ze strony Boga powinno nas prowadzić do okazywania sobie wzajemnie miłosierdzia i że taka postawa stanowi istotę chrześcijańskiego życia.
Kardynał podkreślił, że znakiem nadziei w Kościele i świecie są młodzi, którzy marzą o świecie bardziej sprawiedliwym i solidarnym. Dodał, że zapoczątkowane przez Jana Pawła II Światowe Dni Młodzieży, których kolejna edycja odbędzie się w Krakowie to "przywilej, a jednocześnie zaproszenie, byśmy gościnnie otwarli nasze domy i serca na przyjęcie młodych chrześcijan z całego świata".
"Pragniemy podzielić się z nimi naszym doświadczeniem wiary, naszą polską kulturą, w której wyrósł inicjator Światowych Dni Młodzieży, Papież Młodych, Papież Rodzin, Papież Bożego Miłosierdzia" - zapewnił metropolita krakowski. Dodał, że chcemy zaprosić również tych, "którzy nie znają Chrystusa, którzy szukają sensu swego życia".
Kard. Dziwisz przekazał życzenia dla Ojca Świętego Franciszka, zapewniając, że cała Polska i Kraków czekają na niego, oraz dla papieża - seniora Benedykta XVI.
"Panu Prezydentowi i wszystkim sprawującym władzę na różnych szczeblach życzymy mądrości, rozwagi i wrażliwości, by dobrze pełnili swoją służbę, troszcząc się odpowiedzialnie o dobro wspólne, o dobro naszych rodzin, o dobro mniej uprzywilejowanych i ubogich" - mówił metropolita krakowski.
Abp Gądecki: potrzebna ogromna modlitwa w intencji pokoju w ojczyźnie
W naszej chrześcijańskiej ojczyźnie mocno brakuje pokoju - powiedział w piątek w Poznaniu w trakcie homilii wygłoszonej podczas pasterki metropolita poznański, abp Stanisław Gądecki. Jak dodał, potrzebna jest "ogromna modlitwa" w tej intencji.
Hierarcha podkreślił, że każdy człowiek jest wezwany do stawienia czoła wielu niepokojącym problemom współczesnego świata: od zagrożenia terroryzmem do stanu upokarzającego ubóstwa, od rozprzestrzeniania broni do epidemii i wyniszczenia środowiska naturalnego.
"Przede wszystkim jednak, każdy z nas jest powołany, by zwyciężać razem z Chrystusem +tajemnicę nieprawości+, stając się świadkiem solidarności i budowniczym pokoju. Tego pokoju dzisiaj mocno brakuje w naszej chrześcijańskiej ojczyźnie" - powiedział.
"Skoro weszliśmy już w święty Rok Miłosierdzia, skoro dziękujemy Opatrzności Bożej za jubileusz 1050-lecia chrztu Polski i oczekujemy Światowych Dni Młodzieży, które będą jakimś świadectwem wiary Polaków, potrzeba, aby jeszcze mocniej utkwić wzrok w miłosierdziu. Byśmy sami - także na polu politycznych sporów - stali się skutecznym znakiem działania miłosierdzia jednych wobec drugich" - dodał abp Gądecki.
Jak podkreślił, w tej sytuacji potrzebna jest "nasza ogromna modlitwa w intencji pokoju w naszej ojczyźnie".
"Gorąco prośmy o łaskę świadomości i zrozumienia, że jesteśmy narodem ochrzczonym i tylko w oparciu o Ewangelię Polska może rozwijać się według woli Bożej. Zanieśmy z ufnością nasze modlitwy, prosząc Boga, aby w naszych sumieniach było kształtowane poszanowanie każdej osoby i zdecydowane odrzucenie przemocy" - powiedział.
Abp Gądecki zauważył, że ważne jest by w kraju przestała obowiązywać logika władzy i pragmatyzmu a na to miejsce weszła logika wartości.
"Byśmy odeszli od prymatu taktyki nad wartościami. Od socjotechniki jako podstawowej metody działania. Od drapieżnej hegemonii +swoich+ i skrzętnego maskowania przywilejów +równiejszych+. Ci bowiem, którzy głoszą tolerancję, są często najmniej tolerancyjni. Ci, którzy trąbią o demokracji, bywają najmniej demokratyczni. Ci zaś, którzy proponują egalitaryzm, bywają najbardziej bezwzględnymi elitarystami" - podkreślił.
Abp Gądecki przyznał w trakcie homilii, że wielki postęp na polu techniki i nauki, jaki dokonał się w ostatnich wiekach, może wiązać się z niebezpieczeństwami czyhającymi na człowieka.
"Człowiekowi ery technicznej grozi to, że stanie się ofiarą osiągnięć własnej inteligencji i skutków swoich możliwości działania, że pójdzie drogą prowadzącą do wyniszczenia duchowego i do pustki serca. Bez Chrystusa światło rozumu nie wystarcza, by oświecić człowieka i świat. Dlatego ważne jest, aby każdy z nas otworzył swój umysł i swoje serce na Chrystusa, którego panowanie jest wieczne" - powiedział.
Metropolita poznański mówił, że kto chce odnaleźć Boga, objawiającego się dziś jako słabe dziecko, musi umieć "zejść z konia oświeconego rozumu". "Musimy porzucić nasze fałszywe przekonania, naszą pychę intelektualną, która przeszkadza nam doświadczać bliskości Boga" - dodał.
Wskazał przy tym, że należy naśladować wewnętrzną drogę św. Franciszka - drogę wiodącą w kierunku radykalnej pokory i prostoty, która uzdalnia serce do widzenia Boga w najmniejszych.
"Trzeba pochylić się, aby móc przejść przez bramę wiary i spotkać Boga, który różni się od naszych wyobrażeń i ocen. Boga, który kryje się w pokorze nowo narodzonego dziecka. Musimy docenić tych, którzy muszą przeżywać Boże Narodzenie w ubóstwie, w cierpieniu i na emigracji" - zaznaczył.
Abp Gądecki podkreślił, że dla chrześcijan czczenie rocznicy urodzin Zbawiciela to nie tylko cofanie się myślą ku historii.
"Jednocześnie świętujemy Chrystusa w teraźniejszości. Wzruszeni stajemy przed szopką, aby razem z Maryją i Józefem adorować Odkupiciela człowieka. W tym dziecku zbliża się do nas sam Bóg, aby - w swoim miłosierdziu - skierować nasze kroki na drogę pokoju" - powiedział.
Bp Guzdek: Boże Narodzenie jest znakiem niezwykłego zaufania Boga do ludzi
Boże Narodzenie jest znakiem niezwykłego zaufania Boga do ludzi. Jezus przyszedł na ziemię jako małe, bezradne dziecko potrzebujące miłości i troski dorosłych; bezradne wobec przemocy i zamiarów złych ludzi - podkreślił biskup polowy Wojska Polskiego, gen. Józef Guzdek podczas pasterki w warszawskiej Katedrze Polowej WP.
"Z tego wydarzenia płynie ważne przesłanie: Zaufaj Bogu i ludziom! Naśladuj Boga i buduj na zaufaniu, wszak to najpewniejszy fundament każdej wspólnoty: małżeńskiej i rodzinnej, pracy i służby. Bez wzajemnego zaufania nie sposób także budować wspólnoty narodowej i państwowej. Jest ono także niezbędne w budowaniu poprawnych relacji miedzy poszczególnymi narodami" - mówił w homilii hierarcha wojskowy.
Przypomniał jednocześnie, że w tym samym czasie w Jerozolimie żył człowiek, który był mistrzem nieufności i chorobliwej podejrzliwości, król Herod, zwany Wielkim. Z obsesją lękał się, że ktoś odbierze mu władzę. Pod koniec życia dopuścił się wielu morderstw, m.in. zabił swojego pierworodnego syna, jedną ze swoich żon oraz jej synów a nawet brata i matkę. Herod, chcąc zabić Jezusa, wydał rozkaz pozbawienia życia wszystkich chłopców do lat dwóch, mieszkających w okolicy Betlejem. Chciał być pewny, że Jezus nie zagrozi jego panowaniu.
"Podejrzliwość jest często początkiem sporów, tych małych i wielkich. Jej smutnym owocem są rozbite małżeństwa, skłócone rodziny, zniszczona atmosfera w miejscu pracy. W skali międzynarodowej brak zaufania prowadzi do intensyfikacji zbrojeń, do konfliktów i wojen. Nad bramami prowadzącymi na cmentarze wojenne można byłoby zawiesić tablice z informacją, że tu spoczywają ofiary konfliktu wywołanego przez podejrzliwych przywódców ludów i narodów" - podkreślił w homilii bp Guzdek.
Przypomniał też słowa papieża Franciszka, który ogłaszając Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia wezwał ludzi dobrej woli do budowania lepszej przyszłości na fundamencie wzajemnego zaufania. "Dziś, kiedy toczy się pełzająca trzecia wojna światowa, bardziej niż kiedykolwiek istnieje potrzeba budowania mostów porozumienia. Służyć temu mają przebaczenie i pojednanie. Papież przypominając, że +Bóg nie męczy się przebaczaniem+ prosi: +Zaufajcie Bogu, który jest miłością miłosierną! Uczcie się od Niego postawy zaufania. Skoro +Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne+, uczyńmy wszystko, aby uratować każde wspólne dobro" - mówił biskup polowy.
Dodał, że Piotr naszych czasów nalega, abyśmy pokonując wszelkie urazy, nie rezygnowali z wychodzenia w stronę drugiego człowieka, z nadzieją na lepszą przyszłość. "Zaufanie, solidarność i odpowiedzialność to trzy filary na których można budować przyszłość każdej wspólnoty" - zaznaczył bp Guzdek.
Zdaniem biskupa polowego, tajemnicę Bożego Narodzenia najpełniej opisuje i wyraża słowo: zaufanie. "W tę świętą noc życzmy sobie nawzajem, abyśmy byli ludźmi zaufania. Nie pozwólmy zasiać w naszych umysłach i sercach podejrzliwości i nieufności. Niech przynajmniej przestrzeń kościołów będzie miejscem otwartym dla wszystkich, bez podziałów i wykluczenia. Tu wszyscy jesteśmy równi, jako dzieci tego samego Ojca i bracia Jezusa" - mówił hierarcha wojskowy.
Dodał, że śpiewając kolędę "Wśród nocnej ciszy" módlmy się, aby "na polskiej ziemi, między nami, więcej było wyciszenia i przyjaznego dialogu.. Życzmy sobie nawzajem postawy zaufania Bogu i ludziom. Bądźmy architektami pojednania i pokoju" - zaapelował na zakończenie biskup Guzdek.
W mszy tej uczestniczyli generalicja WP, żołnierze, Chór Zespołu Artystycznego WP oraz licznie zgromadzeni mieszkańcy stolicy.
Głódź: rodziny - ogniskiem wiary, miłości i polskiej tożsamości
Łamię się opłatkiem z rodzinami naszej archidiecezji - niech święta rodzina stanowi dla nas wzór i przykład - tak trzeba tego wzoru - mówił podczas pasterki metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź. "Rodziny niech będą ogniskiem wiary, miłości i polskiej tożsamości" - podkreślił.
Podczas pasterki w Archikatedrze Oliwskiej w Gdańsku metropolita gdański zwracając się do młodzieży życzył "by jej nie ubywało, a włodarze ojczyzny niech nie szczędzą starań by młodym pokoleniom zapewnić godne warunki rozwoju i pracy bo wszyscy są tu potrzebni".
Mówiąc o Jubileuszu Miłosierdzia proklamowanym w Kościele przez papieża Franciszka metropolita zaapelował o pamięć "o tym szczególnym wymiarze miłości miłosiernej, współczującej, której adresatami są konkretni ludzie, potrzebujący, zagubieni, naznaczeni często patologią społeczną, żyjący jak poganie, mimo tysiącletniego chrztu w naszym narodzie".
Zaapelował o pamięć o ludziach chorych i samotnych. "Dzięki Radiu Maryja przynajmniej ci starsi ludzie nie czują osamotnienia, nie tylko w hospicjach ale też we własnych domach, z dala od dzieci; jedyny towarzysz ich życia" - mówił. "I przetrwali (Radio Maryja - PAP) ten czas naporu i kpin, zostały tylko berety, ale nie moherowe, no i trochę spokoju" - dodał hierarcha.
Jak powiedział, "Bóg jest obecny w Kościele poprzez posługę Caritas, poprzez tysiące wolontariuszy". Zauważył, że "Caritas nie gra jeden dzień, ale 365 dni i nocy, w przytułkach, w domach, poprzez koła wolontariuszy".
"Ten rytuał łamania się opłatkiem i składania życzeń stał się już swoistą liturgią, po części świecką, po części religijną, ale wspólnotową, rodzinną i dobrą" - mówił abp Głodź w swojej homilii. Ocenił, że "przynajmniej w tych chwilach ludzie są bardziej uśmiechnięci, lepsi, słychać śpiew kolęd".
Jak zauważył, "w niektórych grupach +Wśród nocnej ciszy+" zaśpiewają do ostatniej zwrotki, w niektórych głos załamuje się już po drugiej zwrotce i to też dowód ignorancji, która wkracza".
Określając kolędy jako "skarbnicę narodowej kultury, rodowe srebra" zwrócił uwagę, że "żaden kraj w Unii Europejskiej i na świecie nie może się pochwalić takim ogromem kolęd". "Począwszy od średniowiecznych czasów, bo ta kolęda +Wśród nocnej ciszy+ jest kolędą XIV-wieczną, ale potem z czasem przybywały nowe: te obozowe, ludowe, pasterskie i ta narodowa Franciszka Karpińskiego +Bóg się rodzi" i +Bracia patrzcie jeno+" - mówił abp Głódź.
...
Takie byly kazania wczoraj.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:35, 02 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
Komornik zlicytuje ołtarz. Pod młotek pójdzie też konfesjonał i ambona
wyślij
drukuj
dmilo, kaien | publikacja: 02.07.2016 | aktualizacja: 11:00 wyślij
drukuj
Kościół św. Stanisława Kostki w Aleksandrowie Łódzkim (fot. Wikipedia)
Komornik sprzedaje ławki, obrazy i konfesjonał z kościoła św. Stanisława Kostki w Aleksandrowie Kujawskim. Powodem licytacji są długi, które właściciel kościoła, czyli fundacja Ekumeniczne Centrum Dialogu Religii i Kultur, ma wobec starostwa powiatowego w Zgierzu – informuje „Dziennik Łódzki”.
„Obywatele nie mogą bać się państwa”. Przepisy komornicze po nowemu
Na sprzedaż trafią ławki, obrazy, ołtarze i żyrandole z kościoła św. Stanisława Kostki w Aleksandrowie. Licytację na 22 lipca zapowiedział komornik sądowy przy Sądzie Rejonowym w Zgierzu. Do kupienia jest m.in.: drewniany konfesjonał (cena wywoławcza 750 zł), ambona (3 tys. zł) oraz kompletny ołtarz główny z tabernakulum (3 tys. zł). Po ich sprzedaży kościół zostanie niemal pusty.
Przedmioty kultu religijnego nie podlegają zajęciu przez komornika, jednak kościoła św. Stanisława Kostki nie należy do kurii, tylko do fundacji. Ponadto odprawiający w nim msze ks. Jacek Stasiak ma zakaz wykonywania czynności kapłańskich.
#wieszwiecej | Polub nas
Kościół św. Stanisława Kostki jest wpisany do rejestru zabytków, ale żaden z licytowanych przedmiotów nie jest formalnie zabytkowy. Sąd potwierdził, że licytacja jest zgodna z prawem, jednak rada izby komorniczej zamierza przyjrzeć się postępowaniu. Sprawą chce też się zająć burmistrz Aleksandrowa Łódzkiego.
„Dziennik Łódzki”
...
Co to bylo? Jakis oszust wykorzystal?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 12:08, 17 Sie 2016 Temat postu: |
|
|
Ks. Międlar powinien milczeć. Przełożony przypomina mu o zakazie wypowiedzi, także w internecie
jak/
2016-08-17, 08:33
"W związku z ostatnimi wystąpieniami ks. Jacka Międlara pragnę przypomnieć, że pozostaje w mocy treść mojego pisma z dnia 19 kwietnia br., w którym ks. Jacek otrzymał całkowity zakaz wszelkiej aktywności w środkach masowego przekazu, w tym w środkach elektronicznych" - napisał wizytator ks. Kryspin Banko, przełożony kontrowersyjnego księdza.
YouTube.com/Jacek Międlar
Kraj
"Kiedyś dla takich była brzytwa" - posłanka...
Kraj
Ks. Międlar z całkowitym zakazem wystąpień...
"Konfidentka, zwolenniczka zabijania (aborcji) i islamizacji. Kiedyś dla takich była brzytwa! Dziś prawda i modlitwa?" - napisał na Twitterze ksiądz-narodowiec Jacek Międlar. Do wpisu dołączył zdjęcie posłanki Nowoczesnej, Joanny Scheuring-Wielgus. - Jestem przed spotkaniem z prawnikami. Złożę w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury - zapowiedziała we wtorek posłanka w rozmowie z polsatnews.pl.
Ksiądz zamieścił też Twitterze m.in. zdjęcie unijnej komisarz Elżbiety Bieńkowskiej z ogoloną głową, opublikował też film, w którym mówi o "żydomasońskim imperializmie".
W związku z tą aktywnością przełożony księdza Międlara zabrał głos. W oświadczeniu przekazanym za pośrednictwem rzecznika Episkopatu, ks. Pawła Rytla-Andrianika, przypomniał księdzu Międlarowi, że każdego członka Zgromadzenia obowiązują przyrzeczenia wynikające ze ślubu posłuszeństwa, a "niezachowanie tego ślubu zmusi przełożonych do podjęcia kroków wynikających z przepisów Kodeksu Prawa Kanonicznego i z Konstytucji Zgromadzenia".
"Przed kilkoma tygodniami ks. Jacek Międlar CM otrzymał moje listowne upomnienie" - napisał ks. Banko.
"Jeszcze raz z mocą pragnę podkreślić, że Zgromadzenie absolutnie nie podziela jego ostatnich wypowiedzi, gdyż każdemu, niezależnie od jego poglądów, należy się szacunek i chrześcijańskie zrozumienie. Ufam, że ten młody kapłan zastosuje się do ślubów, które złożył w Zgromadzeniu" - głosi komentarz.
Kazanie z okazji rocznicy ONR
Całkowity zakaz "jakichkolwiek wystąpień publicznych oraz organizowania wszelkiego rodzaju zjazdów, spotkań i pielgrzymek, a także wszelkiej aktywności w środkach masowego przekazu, w tym w środkach elektronicznych" wobec ks. Jacka Międlara został wydany po tym, jak wygłosił on kazanie na nabożeństwie poprzedzającym marsz w ramach obchodów rocznicy ONR w Białymstoku.
Jak podawały regionalne media, ksiądz nazwał narodowo-katolicki radykalizm "chemioterapią dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski". "Zero tolerancji dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski i Polaków. Zero tolerancji dla tego nowotworu. Ten nowotwór wymaga chemioterapii (...) i tą chemioterapią jest bezkompromisowy narodowo-katolicki radykalizm" - miał mówić podczas mszy.
Kilka dni później Kuria Archidiecezjalna wydała oświadczenie z przeprosinami wobec tych osób, które poczuły się dotknięte "zachowaniem członków ONR w katedrze białostockiej", zaś przewodniczący KEP abp Stanisław Gądecki wyraził "zdecydowaną dezaprobatę" dla wykorzystywania świątyni do głoszenia poglądów obcych wierze chrześcijańskiej.
Sprawę obchodów 82. rocznicy powstania ONR, zorganizowanych Białymstoku badała tamtejsza prokuratura.
PAP, polsatnews.pl
...
Babiszony od Petru to obrzydlistwo absolutne. Tutaj problemem jest zaangazowanie ksiedza w ideologie... Ksiadz glosi Jezusa i nic nie ma wazniejszego...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 13:47, 18 Sie 2016 Temat postu: |
|
|
Jezus także nie przebierał w słowach". Mimo zakazu, ks. Międlar udzielił wywiadu
kan/luq/
2016-08-18, 08:49
Ks. Jacek Międlar, który otrzymał od przełożonych "całkowity zakaz wszelkiej aktywności w środkach masowego przekazu, w tym w środkach elektronicznych" milczeć nie zamierza. Kilka dni temu uaktywnił się na Twitterze. W środę duchowny udzielił zaś wywiadu "Rzeczpospolitej", w którym stwierdza m.in., że nie ma "formalnych podstaw żeby go uciszać".
Facebook
Kraj
"Kiedyś dla takich była brzytwa" - posłanka...
Kraj
Prokuratura Okręgowa przejmuje śledztwo ws....
Kraj
Ks. Międlar z całkowitym zakazem wystąpień...
"Konfidentka, zwolenniczka zabijania (aborcji) i islamizacji. Kiedyś dla takich była brzytwa! Dziś prawda i modlitwa?" - napisał na Twitterze ksiądz-narodowiec Jacek Międlar. Do wpisu dołączył zdjęcie posłanki Nowoczesnej, Joanny Scheuring-Wielgus. Już we wtorek posłanka w rozmowie z polsatnews.pl zapowiedziała zgłoszenie sprawy do prokuratury. Wczoraj złożyła oficjalne zawiadomienie.
Ksiądz zamieścił też Twitterze m.in. zdjęcie unijnej komisarz Elżbiety Bieńkowskiej z ogoloną głową, opublikował również film, w którym mówi o "żydomasońskim imperializmie".
Zakaz od kwietnia
Przełożeni księdza przypomnieli mu o zakazie "jakichkolwiek wystąpień publicznych oraz organizowania wszelkiego rodzaju zjazdów, spotkań i pielgrzymek, a także wszelkiej aktywności w środkach masowego przekazu, w tym w środkach elektronicznych". Duchowny otrzymał go w kwietniu po tym, jak wygłosił kazanie na nabożeństwie poprzedzającym marsz w ramach obchodów rocznicy ONR w Białymstoku.
Jak podawały regionalne media, ksiądz nazwał narodowo-katolicki radykalizm "chemioterapią dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski". "Zero tolerancji dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski i Polaków. Zero tolerancji dla tego nowotworu. Ten nowotwór wymaga chemioterapii (...) i tą chemioterapią jest bezkompromisowy narodowo-katolicki radykalizm" - miał mówić podczas mszy.
...
Nieposluszenstwo jest od diabla istotnie Nowoczesna to scierwa najgorsze ale to moze kto inny bedzie uswiadamial o tym lud np ja a ksiadz powinien robic to co do niego nalezy. Nie jest to ideologia ONR jakolwiek by sie ksiedzu podobala. Kazda ideologia chce wygladac ladnie... Aby pozyskiwac...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Czw 13:47, 18 Sie 2016, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:09, 23 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Ewangelizuje, nawraca, uzdrawia, a nawet ratuje życie. Ksiądz, który był z kolędą u prostytutek
Aleksandra Siedlecka-Małecka
akt. 23 stycznia 2017, 14:09
O tym księdzu usłyszała niedawno cała Polska. Dlaczego? Bo zdecydował się na wizytę po kolędzie w jednym z łódzkich domów publicznych. Duszpasterz sam podzielił się tym faktem na Facebooku. Ale nie zdradził zbyt wielu szczegółów. Wirtualna Polska skontaktowała się z ks. Michałem Misiakiem, bo o nim mowa.
Aleksandra Siedlecka-Małecka, Wirtualna Polska: Wizyta duszpasterska to coroczny rytuał, obowiązek księży.
ks. Michał Misiak: Przed kolędą mamy spotkanie w gronie kapłańskim, w czasie którego modlimy się za cały ten czas odwiedzin. Dostajemy też instrukcje od naszych przełożonych, czyli proboszcza i biskupa. Wśród rad duszpasterskich jest zawsze uwaga, ta sama co roku, żeby pukać do każdych drzwi, żeby nie opuszczać żadnego domu i mieszkania. Bo chodzenie po kolędzie to misja, której podejmuje się każdy ksiądz nie w swoim imieniu, ale w imieniu Jezusa. Ja nie pukam tam, gdzie mi się podoba, tylko tam gdzie Jezus by chciał, czyli wszędzie. I cieszę się, kiedy ludzie mi otwierają. Niestety jest tak, że połowa drzwi jest zamknięta. Ludzie nie życzą sobie błogosławieństwa, nie chcą się wspólnie pomodlić. Ci, którzy otwierają drzwi i zapraszają księdza do środka wyrażają dobrą wolę. I każde drzwi, które się otworzą, nie ważne czy to będą drzwi do jakiejś meliny, domu publicznego czy mieszkania bogobojnego człowieka to dla nas księży zaproszenie, to chęć posłuchania Ewangelii.
Czy często w czasie tych wizyt spotyka ksiądz ludzi z problemami, ludzi na jakimś życiowym zakręcie?
Zaprosił mnie do swojego mieszkania chłopak, który mieszka na terenie naszej parafii i prostytuuje się w środowisku gejowskim. Od razu, jeszcze zanim znalazłem się w środku on się przedstawił. Powiedział, że jest gejem, że w tym mieszkaniu przyjmuje różnych mężczyzn, że jest dostępny na telefon. Po tym jak się przedstawił, zapytał się, czy nadal chcę wejść. Na co ja bez wahania odpowiedziałem, że jak najbardziej. Zapytałem go, czy chcesz się pomodlić, czy oczekuje błogosławieństwa? Modliliśmy się dość długo. Ten chłopak nawet się popłakał. Po kilku dniach przyszedł do mnie w odwiedziny i pochwalił się, że wykasował numer, pod którym był dostępny jako męska prostytutka. Zatem owocem kolędy było to, że zerwał z prostytucją. Bóg dał mu siłę do podjęcia tej dobrej dla niego decyzji.
Czy kolęda często przynosi aż takie owoce?
Tak, zdecydowanie. Ludzie cierpią na różne bóle, a ja w imię Jezusa uzdrawiam chorych w ich domach. Bóg za moim pośrednictwem leczy z bólu kręgosłupa, głowy, czy depresji. Wygląda to tak, że nakładem na chorego ręce i się modlę. Proszę Boga, żeby choroba ustała. Mam świadectwa, że poprawa następuje wręcz natychmiast. Tylko, że tego nie można stwierdzić naukowo, bo trzeba by było przeprowadzić badania. Ci uzdrowieni ludzie po prostu wstają i mówią, że ich już nie boli. Mają przy tym często łzy wzruszenia w oczach. Generalnie ksiądz, który chodzi po kolędzie, naśladuje Jezusa. A Jezus chodził do wszystkich. Uzdrawiał, wypędzał złe duchy. Kiedy chodzę po domach napotykam też te zniewolone demonicznie. W wielu domach czuję namacalną obecność szatana. Szczególnie tam, gdzie wcześniej były samobójstwa, przeklinanie kogoś, okultyzm i magia.
Ale przecież nie każdy ksiądz ma w sobie taką moc?
Na bazie chrztu św. nie tylko ksiądz, ale każdy wierzący ma taką moc. Chrystus mówił do wszystkich swoich uczniów, aby szli głosić Ewangelię, wypędzali złe duchy, uzdrawiali chorych. Zatem każdy człowiek ochrzczony ma tę moc tylko często nie jest tego świadomy. Niestety nasze chrześcijaństwo, nasza wiara jest na bardzo niskim poziomie. Szczególnie w Polsce katolicyzm jest daleki od marzeń Jezusa. Często ludzie, którzy mnie przyjmują w swoich mieszkaniach i deklarują, że są wierzący nie znają Jezusa.
Jak ksiądz w czasie krótkiej wizyty duszpasterskiej jest w stanie ocenić czy ktoś jest blisko Jezusa? To wymaga czasu.
Wystarczy minuta. Zadaję konkretne pytanie, które brzmi: "jaka jest twoja relacja z Jezusem?" I na bazie odpowiedzi wiem czy ktoś jest uczniem Jezusa, czy jest tylko religijny. Bo wiara to nie jest tylko regularne chodzenie do kościoła i odmawianie pacierzy. To osobista relacja z Jezusem Chrystusem. Ta relacja to dialog z Jezusem. Dlatego, jeżeli ktoś mi odpowiada, że nie ma żadnej relacji. I na pytanie pomocnicze: "kim jest dla ciebie Jezus?" odpowiada, że nie wie, to jest to dla mnie świadectwo, że ten człowiek jest tylko religijny lub ma wiarę opartą na tradycji. A to nie prowadzi do nieba.
Dlaczego nie każdy ksiądz jest w stanie wpłynąć na człowieka? Przybliżyć go do Boga?
Powtarzam często: co masz to dasz. Jeśli ktoś sam nie ma głębokiej wiary, to nie może jej przekazać. I to jest też problem wielu duchownych, którzy nie mają osobistej relacji z Jezusem. Często żyją w grzechu, mało się modlą. Dlatego spotkanie z kapłanem, który sam nie idzie za Jezusem nie będzie nigdy owocne i nie przyprowadzi nikogo do Boga. Bo ślepy nie może prowadzić ślepego.
Kiedy zadzwoniłam do księdza po raz pierwszy i zapytałam o prostytutki, do których ksiądz poszedł z kolędą to ksiądz nie chciał rozmawiać. Dlaczego teraz rozmawiamy?
Pomodliłem się i Jezus mi powiedział, żebym dał świadectwo, że on w czasie kolędy chodzi po domach dotyka serc i nawraca ludzi. Zrozumiałem też, że nie warto już koncentrować się na tym domu publicznym, który odwiedziłem.
Nosi ksiądz w sobie przekonanie, że w tych kobietach, tych prostytutkach, które ksiądz odwiedził nastąpi jakaś zmiana?
Najważniejsza rzecz, która się zadziała to to, że one usłyszały, że Bóg je kocha. Dowiedziały się, że Bóg ich nie potępia. Bóg kocha każdego, nawet te osoby, które się pogubiły. Dodam też, że ucieszyłem się bardzo, że te panie były świadome swojej grzeszności. Wielu ludzi nie przyznaje się do tego, że jest grzesznikiem. A przecież każdy człowiek grzeszy. Tak naprawdę największą radością Boga jest to, kiedy człowiek uznaje swoją słabość. Kolejny krok ważny dla Boga to to, kiedy ktoś bije się w piersi i przyznaje, że potrzebuje pomocy. A trzecim krokiem w tym domu publicznym było to, że kobiety usłyszały, że rozwiązaniem ich trudnej sytuacji jest Chrystus. On umarł za nie. A na wyciągnięcie ręki jest nowe życie dla nich. Wystarczy, że podejmą dobrą decyzję.
Ludzie dość często popadają w tarapaty na przykład finansowe. Wtedy podejmują decyzje, których by nie podjęli w normalnej sytuacji
Ludzie nie widzą alternatywy, drugiego rozwiązania swoich kłopotów. Często też są zranieni i brakuje im miłości. I wtedy popełniają błędy decydując się na przykład na prostytuowanie. A trzeba pamiętać, że Bóg ma plan dla każdego z nas. Bóg nie chce żebyśmy się prostytuowali, gwałcili, prowadzili wojny. Plany Boga wobec nas są zawsze dobre. Chodzi tylko o to, żeby zapytać go o nie. A ja jestem od tego, żeby w tym pomóc.
Wspominał ksiądz, że nie tylko był na kolędzie w domu publicznym, ale że pracuje z prostytutkami.
Ja generalnie pracuję z ludźmi. Jeżeli chodzi konkretnie o nie, to jest tak, że nieraz jadąc samochodem zatrzymuję się, żeby porozmawiać przy trasie z jakąś prostytutką. Wychodzę z samochodu i od razu się przedstawiam. Informuję, że nie jestem zainteresowany usługami seksualnymi, ale chciałbym porozmawiać i pomóc. Te panie często opowiadają mi swoje historie życiowe. Samo to, że się otwierają przede mną to już jest dużo. Mogą się też wypłakać. Często nasze spotkanie kończy się modlitwą, a zawsze błogosławieństwem.
Chcę też podkreślić, że wierzę, że Pan Bóg jest bardzo delikatny i do każdego człowieka podchodzi indywidualnie. Z wielką miłością i szacunkiem. Jeżeli ta kobieta doświadczy w czasie spotkania, że jest kochana i ma szansę na zbawienie to wola boża jest już spełniona.
A nie zdarzyło się księdzu, że jakaś kobieta nie chciała porozmawiać?
Tak, zdarza się. Ja nie naciskam. Wsiadam wtedy do samochodu i jadę dalej. Bóg nigdy nie robi nic na siłę, ale proponuje swoją miłość. Jako sługa muszę naśladować mojego mistrza.
Czy niektórzy parafianie nie patrzą na księdza krzywo z powodu kontaktowania się z gejami, prostytutkami...
Fakt, niektórzy źle to widzą, ale na Jezusa też mówili, że jest przyjacielem grzeszników. Jeżeli będą o mnie mówić, że jestem przyjacielem grzeszników to po prostu będę się cieszył. Bo tak mówili o moim Nauczycielu.
Ksiądz proboszcz też nie ma nic przeciwko temu?
Nie.
Chciałem też dodać, że na Facebooku prowadzę ewangelizację. Udostępniam swój numer telefonu. Często w godzinach nocnych dzwonią prostytutki. Generalnie sporo osób się kontaktuje właśnie tak, bo wtedy są anonimowi. Kiedyś zadzwoniła pewna kobieta, prostytutka, która mieszka w Anglii. Zadzwoniła w momencie, kiedy chciała popełnić samobójstwo. Przedawkowała leki i popijała je alkoholem. Wtedy ja zacząłem się modlić przez telefon i ona tam w Anglii została cudownie uratowana. Ponieważ po naszej rozmowie napisała jeszcze sms o treści: "przepraszam księdza". Ale nie wysłała go do mnie tylko do koleżanki z pokoju obok. I ta koleżanka weszła do niej do mieszkania. Znalazła ją nieprzytomną w łazience na podłodze. Wezwała karetkę. Ta prostytutka, której Agnieszka na imię obudziła się w szpitalu i zdała sobie sprawę z tego, co się stało.
...
Mediole sa gorsi od prostytutek wiec zaden szok.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:03, 31 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
gosc.pl → Wiadomości → Biskup zaatakowany podczas Mszy
Biskup zaatakowany podczas Mszy
lk /fox8.com
dodane 31.01.2017 14:43
42-letni mężczyzna zaatakował biskupa Manuela Cruza podczas Mszy świętej.
Całe zajście miało miejsce w kościele pod wezwaniem Najświętszego Serca w New Jersey podczas Mszy świętej. Biskup Manuel Cruz był w trakcie sprawowania obrzędów, gdy nagle 42-letni mężczyzna podszedł do ołtarza. Początkowo sądzono, że po prostu należy do służby liturgicznej. Jednak mężczyzna zbliżył się do biskupa i uderzył go w twarz. Cios był na tyle silny, że biskup runął na ziemię.
Na szczęście podczas Mszy w kościele znajdowała się grupa policjantów, którzy szybko obezwładnili napastnika i wyprowadzili go ze świątyni. Postawiono mu zarzut napaści. Na razie policji nie udało się ustalić, co kierowało mężczyzną, który zaatakował biskupa.
Bp Cruz nie został poważnie ranny. Rzecznik prasowy archidiecezji napisał w oświadczeniu, że wszyscy są bardzo zaskoczeni i zasmuceni tym wydarzeniem, ale całe szczęście "nie wydarzyło się najgorsze".
Jeden z uczestników Mszy nagrał całe zdarzenie. Widać na nim moment, kiedy biskup zostaje zaatakowany.
...
To szatan jest wiele opisow atakow szatana na swietych np. o.Pio i uderzen fizycznych. Tu za pomoca opetanych. Znak ze czyni dobro.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 20:53, 05 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Niech sutanna was zawstydza
dodane 05.03.2017 16:05
Ks. Wojciech Bartkowicz umacniał alumnów ojcowskim słowem.
Agata Śluarczyk /Foto Gość
- Niech ten strój was zawstydza, gdy macie pokusę, diabelską pokusę powiedzenia "nie mam, nie dam, przyjdź później" - mówił w homilii ks. Wojciech Bartkowicz, rektor warszawskiego seminarium.
15 alumnów Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego przyjęło strój duchowny. Kościół seminaryjny Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i świętego Józef Oblubieńca, wypełniony był po brzegi.
Podczas Mszy św., słowo do kleryków skierował ks. Wojciech Bartkowicz, rektor Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego. Kaznodzieja nawiązując do liturgicznego okresu pokuty zwrócił uwagę, że nawrócenie - do którego wzywa Wielki Post - nie jest momentem, ale "procesem, drogą, długotrwałym wysiłkiem modyfikowania, powracania do dobrych kierunków”.
Kościół na drodze nawrócenia ku Jezusowi daje konkretne instrumenty: post, modlitwę i jałmużnę. - Post, czyli umiejętność mówienia sobie "nie”, "nie tyle”, "nie teraz”, "nie tak”, "dosyć”, "wystarczy”. Modlitwa, czyli ćwiczenie mówienia Bogu "tak”, reagowania, kiedy woła, słuchania, kiedy do nas mówi, zgadzać się, gdy prosi. Jałmużna to z kolei szkoła mówienia "tak” drugiemu człowiekowi - wyjaśnił duchowny.
15 alumnów przyjęło w kościele seminaryjnym strój duchownego.
Agata Ślusarczyk /Foto Gość
Kaznodzieja, zwracając się do alumnów, powiedział, że ta droga walki z pokusami adresowana także do nich.
- Najpierw jako prosta lekcja mówienia "nie” wielu różnym scenariuszom, które nam diabeł podpowiada na nasze życie. Codziennie zakładając strój duchowny, jestem określony, moja tożsamość jest jasna. Nie będę całe życie eksperymentować z moimi tożsamościami, jak mi podpowiada świat. Nie będę rozmieniał na drobne mojego życia, myśląc o wielu scenariuszach na życie, których i tak nie przeżyję. Są one tylko pokusą, bym uciekł od tej jednej jedynej drogi, którą wybrałem - mojego powołania - mówił ks. W. Bartkowicz.
Jak zauważył rektor, sutanna jest bardzo konkretną pomocą, w mówieniu Bogu "tak” - szczególnie na ulicy, gdy ludzie proszą o modlitwę, rozmowę, oczekując nierzadko słowa od samego Boga.
- Przecież znasz Go, nie ukrywaj tego, nie bój się, nie wstydź się tego, co przeżyłeś z Bogiem, co ci powiedział, co mówi codziennie. Nie wstydź się tego, że Bóg jest na wyciągnięcie ręki, że mówi do Ciebie, mówicie o tym ludziom - sutanna będzie was do tego zmuszała - zaznaczył.
Kaznodzieja zwrócił także uwagę, że sutanna będzie uczyła przyszłych księży także postawy jałmużnika.
- Wszyscy bracia i siostry, których spotykamy na naszej drodze są poniekąd potrzebującymi - naszego spojrzenia, czasu, zaangażowania, czasem naszego grosza - mówił.
I przestrzegał: - Nie odmawiajcie nigdy, niech ten strój was zawstydza, gdy macie pokusę diabelską pokusę powiedzenia "nie mam, nie dam, przyjdź później”.
Po homilii nastąpił obrzęd obłóczyn, podczas którego alumni przyjęli sutannę.
...
To odpowiedzialnosc.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:34, 06 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
gosc.pl → Wiadomości → Abp Skworc: Nie ma systemu społeczno-politycznego, który w pełni odpowiadałby ideałom Ewangelii
Abp Skworc: Nie ma systemu społeczno-politycznego, który w pełni odpowiadałby ideałom Ewangelii
KAI
dodane 06.03.2017 17:31
Abp Wiktor Skworc
HENRYK PRZONDZIONO /Foto Gość
- Zadaniem Kościoła jest i zawsze będzie apelowanie o dialog społeczny, o pojednanie, budowanie wspólnoty - mówi KAI abp Wiktor Skworc. "Nie ma systemu społeczno-politycznego, który w pełni odpowiadałby ideałom Ewangelii, przełożonym na język Katolickiej Nauki Społecznej. W związku z tym Kościół nie może utożsamiać się z jakąś konkretną siłą polityczną czy partią" - wyjaśnia.
W obszernym wywiadzie udzielonym KAI Metropolita Katowicki charakteryzuje specyfikę śląskiego "ethosu", na który składają się szacunek dla pracy, rodzinność i przywiązanie do Kościoła. W kwestiach społecznych - jego zdaniem - bardzo ważną sprawą na dziś jest walka o "odzyskanie wolnej niedzieli" i zapowiada zaangażowanie Kościoła w tę sprawę.
Odnosząc się do żywo dyskutowanej kwestii uchodźców wyjaśnia, że "bardzo dobrą propozycją Caritas Polska było organizowanie korytarzy humanitarnych. Nie ma jednak ze strony rządu takiej woli politycznej".
Zapowiada też nowy program duszpasterski Kościoła w Polsce, skoncentrowany wokół osoby Ducha Świętego.
KAI: "Brak wzajemnego szacunku jest dziś największym zagrożeniem naszej ojczyzny. Brak wzajemnego szacunku tworzy i umacnia irracjonalne podziały. Podziały, których nawet wołanie o miłość ojczyzny i o dobro wspólne nie potrafi zlikwidować" – są to słowa Księdza Arcybiskupa z jednej homilii. Jaka więc winna być rola Kościoła w tak dramatycznie podzielonym społeczeństwie?
Abp Wiktor Skworc: Zadaniem Kościoła jest i zawsze będzie apelowanie o dialog społeczny, o pojednanie, budowanie wspólnoty. Jako Polacy jesteśmy modelowym przykładem pojednania polsko-niemieckiego, któremu towarzyszyły słowa: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Dramat polega na tym, że nie potrafimy tej zasady realizować pomiędzy sobą, w Polsce, a szczególnie na scenie politycznej. W tym kontekście postawiłbym pytanie, czy owocnie przeżyliśmy miniony Rok Miłosierdzia? Był on doskonałą okazją do budowania wzajemnego szacunku, do doświadczania i okazywania miłosierdzia.
Oczywiście, zgodnie z nauką św. Pawła szanujemy rządzących, ale z definicji jesteśmy krytyczni wobec nich, krytyczni w sensie pozytywnym. Kościół ma przecież funkcję profetyczno-krytyczną. Nie ma systemu społeczno-politycznego, który w pełni odpowiadałby ideałom Ewangelii, przełożonym na język Katolickiej Nauki Społecznej. W związku z tym Kościół nie może utożsamiać się z jakąś konkretną siłą polityczną czy partią.
Ale wielu katolików uważa, że dobra zmiana w Polsce, która odwołuje się do wartości chrześcijańskich, powinna mieć poparcie ze strony Kościoła i że jest to w interesie Polski. Co Ksiądz Arcybiskup na to?
- Oczywistym jest, że w zależności od formułowanych i realizowanych programów może nam być z konkretnym ugrupowaniem politycznym bardziej lub mniej „po drodze”. Zadaniem Kościoła jest promocja określonego systemu wartości i należy wspierać rządzących wówczas, gdy te właśnie wartości realizują. Ale należy to robić „profetycznie i krytycznie”, co oznacza, że powinniśmy pamiętać, iż każdy człowiek - a w konsekwencji każdy ruch polityczny - jest ułomny. „Soli Deo honor et gloria” - to słowa wypisane na frontonie katowickiej katedry, które są aktualne na każdy czas. Dla wierzących Bóg jest zasadniczym punktem odniesienia i ostateczną nadzieją zbawienia.
Dochodzi do tego troska o aspekt uniwersalizmu w nauczaniu Kościoła. Każdy biskup czy kapłan, kiedy głosi homilie, musi mieć świadomość, że zwiastuje Słowo Boże a w kościele są osoby należący do różnych partii i opcji politycznych. Nam zaś nie wolno dzielić, poprzez opowiadanie się po jednej ze stron. Powinniśmy zapraszać i łączyć. Często ludzie - w atmosferze sporu - zapominają o tym, że łączy nas człowieczeństwo, wspólna Ojczyzna i historia; jeden chrzest, jedna wiara! Opinie na temat sposobu urządzania i porządkowania świata mogą nas różnić, ale rozwiązujmy te trudne problemy w duchu dialogu, a nie wśród wzajemnych potępień. Troszczmy się o dobro wspólne, a punktem wyjścia powinien być zawsze szacunek dla człowieka.
Jak można scharakteryzować prace II Synodu Archidiecezji Katowickiej, który zakończył niedawno swe prace? Co synod zmieni w życiu Kościoła na Górnym Śląsku?
- Od samego początku chciałem, aby synod „trafił pod strzechy”, stąd też był przede wszystkim synodem duszpasterskim, prowadzonym na każdym etapie we współpracy z parafialnymi radami duszpasterskimi, ruchami i stowarzyszeniami. Chcieliśmy najpierw poznać sytuację, aby potem znaleźć i zdefiniować wskazania na dzisiejszy czas. Uchwały II Synodu „Wsłuchani w Ducha” są zbiorem wskazań, które – synodowi i mnie jako biskupowi diecezjalnemu – wydawały się aktualne i potrzebne.
Teraz następuje etap realizacji - który trwać będzie przez najbliższe 9 lat (nowenna) - które dzielą nas od 100-lecia utworzenia diecezji katowickiej. W tym działaniu bardzo liczę na duchowieństwo i wiernych świeckich. A grupą, która będzie w szczególny sposób zaangażowana w dzieło realizacji są rady duszpasterskie w parafiach. Staną się one teraz zespołami posynodalnymi. Oczekuję, iż będą skutecznie przekładać uchwały II Synodu na praktykę życia parafialnego.
Chodzi tu głównie o budzenie świadomości odpowiedzialności za Kościół i dzieło ewangelizacji, z czego wynika większe zaangażowanie. Świadomość konieczności współpracy z wiernymi świeckimi jest u śląskiego duchowieństwa bardzo wysoka. Zresztą taka jest tradycja na Górnym Śląsku i na niej budujemy. Niebawem zostaną zarządzone wybory do parafialnych rad duszpasterskich. Mam nadzieję, że znajdą się w nich diecezjanie zaangażowani, uformowani, odpowiedzialni i chętni do działania - także w przestrzeni budowania parafialnych programów duszpasterskich w oparciu o program ogólnopolski.
Ksiądz Arcybiskup jest rodowitym Ślązakiem. Co to oznacza? Na czym polega tożsamość i ethos Śląska?
- Urodziłem się w Rudzie Śląskiej Bielszowicach. Rytm życia wyznaczały tam dwie wieże: kopalni i kościoła. To budowało naszą tożsamość: identyfikacja z Kościołem oraz górnictwem. Mój ojciec związany był z górnictwem a ja, jako kleryk, w ramach praktyki pracowałem przez rok w kopalni pod ziemią.
Na tradycję Górnego Śląska składają się ethos pracy, rodzinność, przywiązanie do Kościoła, solidarność między górnikami, przywiązanie do lokalnej tożsamości. Dziś górnictwo bardzo się kurczy, zamykane są kopalnie. A śląski ethos - zawsze związany z górnictwem i hutnictwem - wydaje się być zagrożony. Nadal żywa jest jednak typowa dla Górnego Śląska „rodzinność”, poczucie więzi z rodziną, bliskość i solidarność między pokoleniami, którą podtrzymuje dom, a w nim głównie matki.
Z domu i rodzinności bierze się siła oddziaływania lokalnej tradycji. W latach 50-tych i
60-tych Górny Śląsk okazał się gościnnym domem dla tysięcy migrantów z innych części Polski. Właściwie bezkonfliktowo włączyli się do lokalnych społeczności, w parafie. Na pewno w tym procesie integracji pomógł Kościół i poczucie wspólnoty w zmaganiach o budowę świątyń. Jastrzębie, Żory, Tychy to wielkie aglomeracje, gdzie integracja odbywała się właśnie przy budowie kościołów. Dużą rolę w procesie integracji przybyszów ze śląską tradycją odegrały pielgrzymki mężczyzn i kobiet do Piekar. A przy okazji, jeśli chodzi o liczbę ich uczestników, to od tego czasu nic się nie zmieniło. Pielgrzymki są nadal bardzo liczne, a sanktuarium Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej oblegane jest przez cały rok. Fenomenu Piekar nie da się opowiedzieć, to trzeba po prostu przeżyć, wiec zapraszam.
Niedawno na łamach "Naszego Dziennika" (z 11-12 lutego) ukazał się dodatek pod tytułem: "Odrywanie Śląska", w którym czytamy, że "celem autonomistów z Ruchu Autonomii Śląska jest wyrugowanie znaczenia polskiej tradycji i zwielokrotnienie niemieckiego wpływu na rozwój polityczny, gospodarczy i kulturowy Śląska". A jak te kwestie postrzega Kościół na Śląsku?
- Z całą pewnością nie w tak drastyczny sposób i z zachowaniem koniecznych proporcji. Mówienie o dążeniach „proniemieckich” w przypadku inicjatywy określającej siebie jako ruch autonomii jest samo w sobie nieporozumieniem. Są to po prostu „autonomiści”.
W II Rzeczypospolitej autonomia Śląska była znaczna: działał Sejm Śląski, Skarb Śląski i inne autonomiczne instytucje. Był to wymóg ówczesnej sytuacji, gdyż Górny Śląsk został dopiero w 1922 r. włączony do Polski, po zwycięskim III powstaniu, jakie tu wybuchło. A Konwencja Genewska dała Górnemu Śląskowi autonomię, specjalny status respektujący prawa ludności polskiej i niemieckiej. Dzięki temu region nadal się rozwijał, stał się zapleczem przemysłowym Polski. Dzisiaj trudno twierdzić, by taka autonomia była mu potrzebna. Istnieją tu jednak inne organizacje wzmacniające tożsamość Górnego Śląska. Czynią to poprzez propagowanie przywiązania do Ojcowizny, wyrażające się m.in. powrotem do gwary, tradycji i miejscowej kultury. Z tym, że lokują siebie w tej Ojczyźnie jaką jest Polska.
Uważam, że – zamiast autonomii – Górny Śląsk wraz Zagłębiem pilnie potrzebują ustawy metropolitalnej! Mamy tu praktycznie jedno wielkie „miasto” liczące 4 mln mieszkańców. Trudno uwierzyć, że lepszym rozwiązaniem jest zarządzanie nimi jak oddzielnymi udzielnymi księstewkami. Pilnie potrzebny jest instrument prawny, który sprawi, że pewne cele realizowane będą wspólnie. Chociażby planowanie przestrzenne, komunikacja, zaopatrzenie w wodę, inwestycje, ekologia, innowacyjność, w czym pomoże połączenie nauki z przedsiębiorczością! Dziś np. nie da się podróżować po naszej aglomeracji bez zestawu biletów publicznego transportu. Ostatecznie wiec chodzi o poprawę jakości życia mieszkańców.
Górnośląski Związek Miast opowiada się za ustawą metropolitalną. Wołamy o nią i mamy nadzieję, że większość parlamentarna i rząd się do tego przychylą. Kościół udziela tej inicjatywie zdecydowanego poparcia. Jasne sygnały w tej sprawie poszły do premiera i prezydenta. Ponadto - i jest to ważny argument - ustawa metropolitalna osłabi tendencje odśrodkowe. Mówię nie od dziś, że Górny Śląsk zasługuje na zaufanie, bo służy Ojczyźnie patriotyzmem rzetelnej pracy nie od dziś. I też za nią – za Ojczyznę - przelewał krew!
Śląsk jest ojczyzną katolicyzmu społecznego na ziemiach polskich. Jakie ma to konsekwencje dziś?
- Są tu kapłani „z ludu wzięci i dla ludu ustanowieni”. Księża pochodzą z górnośląskich rodzin i są blisko swoich parafian. Na rozwoju myśli społecznej Kościoła na Śląsku istotne piętno wycisnął bp Stanisław Adamski, wielki społecznik, który był biskupem katowickim w latach 1930 - 1967 r. Jego następcą był bp Herbert Bednorz, który w okresie komuny
powtarzał, że „Kościół powinien być głosem tych, którzy nie mają głosu” i starał się spełniać tę rolę. Bronił praw robotniczych zarówno w korespondencji z komunistycznymi władzami, jak i w kazaniach, szczególnie tych wygłaszanych w Piekarach. Pielgrzymkom do piekarskiej Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej towarzyszył zawsze praktyczny wykład społecznej nauki Kościoła adresowany do robotników, górników, ale także i do władz. Te tradycje w wolnej Polsce kontynuował abp Damian Zimoń. Pamiętamy o jego znakomitym liście w sprawie bezrobocia. Staram się tę tradycję podtrzymywać.
A jakie dziś są na Śląsku najbardziej palące wyzwania w dziedzinie społecznej?
- Na Śląsku są one związane głównie ze zmianami w przemyśle. Odchodzimy od monokultury węgla i stali. Śląsk się zmienia, staje się ważnym ośrodkiem naukowym, w samych tylko Katowicach mamy 17 wyższych uczelni. Katowice stały się miastem kreatywnym UNESCO w dziedzinie muzyki. Niestety mamy też poprzemysłową spuściznę: zdegradowane miasta np. Bytom i zrujnowane osiedla oraz pokolenie ofiar transformacji ustrojowej. Wobec tych zjawisk potrzeba programu rewitalizacji, to w zakresie zniszczeń materialnych. A wobec wykluczonych potrzebne są energiczne działania, wspólne działania samorządu i parafii, aby tym ludziom przywrócić godne warunki życia i poczucie godności!
Ksiądz Arcybiskup mówi: „odchodzimy od monokultury węgla”. Ale gdy się słucha polityków, to się słyszy, że znów stawiamy na węgiel...
- Nie ma w tym sprzeczności, pod warunkiem, że zrównoważy się wydobycie węgla z potrzebami energetycznymi kraju. Produkcja dla samej produkcji nie ma sensu. A z tymi zmianami łączą się przemiany społeczne, wymagające dużej mobilności. Wykazuje ją młode pokolenie, które wobec braku ofert pracy na miejscu, często wybiera migrację. Górny Śląsk potrzebuje zatem nowych inwestycji, bo przestrzenie pod inwestycje istnieją, chociażby na terenach poprzemysłowych.
Ksiądz Arcybiskup od lat walczy o wolną niedzielę. Ta walka jest zresztą śląską tradycją od pokoleń. Na jakim etapie jesteśmy?
- Projekt ustawy wciąż znajduje się w komisji sejmowej; ponoć pracują nad nim w komisjach, na posiedzeniach rządu. W relacjach czytamy, że nie ma zgodności opinii, itd. A my niezmiennie i konsekwentnie mówimy, że społeczeństwo i Kościół muszą odzyskać zawłaszczoną niedzielę! Tak, jak bronimy rodziny, tak musimy bronić wolnej niedzieli, bo chodzi o obronę człowieka i tego, co mu się należy. Potrzebny jest kolejny komunikat ze strony Episkopatu w tej sprawie. Rządzący powinni otrzymać jasny sygnał jak ważne jest ograniczenie handlu w niedzielę i to we wszystkie niedziele! Rozwiązania cząstkowe nie są satysfakcjonujące, bo rodzinie potrzebna jest nie tylko pomoc materialna (program 500+), ale i czas wolny do wspólnego, rodzinnego zagospodarowania. A Polska - jako znaczący kraj w Europie Środkowej - nie powinna być „targowiskiem”. Trzeba sięgać w tym względzie po najlepsze europejskie standardy.
W Niemczech wolna niedziela została zabezpieczona w Konstytucji. Nie ma w niej bynajmniej odwołania do racji natury religijnej. O wolnej niedzieli mówi się tam jako o „tworzywie budowania wspólnoty narodowej” - to naprawdę dobry argument. Może i u nas trzeba by zauważyć te zależności.
W Archidiecezji Katowickiej udało się zebrać ponad milion złotych na uchodźców, tych którym pomaga Caritas Polska w ramach programu Rodzina Rodzinie. Jak Polska winna zachowywać się wobec tego palącego problemu? Jaka w tym może być rola Kościoła?
- Mamy tradycje w zakresie przyjmowania uchodźców (np. Czeczeni). Sadzę, że bardzo dobrą propozycją Caritas Polska było organizowanie korytarzy humanitarnych. Nie ma jednak ze strony rządu takiej woli politycznej, a sam Kościół nie jest w stanie tego projektu realizować. Dlatego trzeba robić to, co jest możliwe. Jeśli za pośrednictwem Caritas możemy pomagać konkretnym rodzinom w Syrii czy w Libanie, róbmy więc to, co możliwe!
A u nas? W Roku Miłosierdzia pojawiała się sprawa amnestii. Więzienia są przepełnione. Są tam ludzie, których na mocy obowiązującego prawa można by zwolnić przed terminem. Wiemy również, że najtrudniejszy dla takiego człowieka jest moment wyjścia na wolność i późniejszej adaptacji w społeczeństwie. Jeśli zwolniony nie znajdzie mieszkania i pracy, często wraca na drogę przestępstwa. Postawmy sobie pytanie: w jaki sposób jako społeczeństwo, jako państwo i jako Kościół, moglibyśmy tym ludziom podać rękę? To także przestrzeń współdziałania Kościoła i państwa, samorządów i Caritas.
Ksiądz Arcybiskup od niedawna kieruje Komisją Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu. Rozpoczynający się w tym roku nowy program duszpasterski koncentrować się będzie wokół osoby Ducha Świętego, w jaki sposób?
- Dotąd realizowany był program duszpasterski skoncentrowany wokół sakramentu chrztu, a od pierwszej niedzieli Adwentu 2017 r. będzie to program: „Duch, który umacnia miłość”, skoncentrowany wokół działania Ducha Świętego. Został on zaplanowany na dwa lata: w pierwszym tematem będą dary Ducha Świętego, a w drugim owoce jakie my sami winniśmy przynosić. Jest to istotna kontynuacja dotychczasowego programu chrzcielnego, który poprzedzał 1050. rocznicę chrztu Polski. Z obecnym programem chcemy dotrzeć do wszystkich bierzmowanych, także tych, którzy w przeszłości przyjęli sakrament bierzmowania. Chcemy budować świadomość, że otrzymaliśmy Ducha Świętego i jesteśmy Jego narzędziami. Przywołujemy też bierzmowanie narodu, słynne słowa Jana Pawła II: „Niech zstąpi Duch i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi!”.
Odnowy wymaga także sposób przygotowania do sakramentu bierzmowania. Pracuje już nad tym Komisja Katechetyczna KEP. Chodzi o to, by na etapie przygotowań obecna była mistagogia, polegająca na wprowadzeniu w tajemnicę tego sakramentu, a nie tyko przekazywanie teoretycznej wiedzy. Niezbędne jest, żeby wspólnota kościelna, najlepiej parafialna, wprowadzała bierzmowanego w życie Duchem Świętym. Dlatego tak silnie akcentujemy przygotowanie w małych grupach i świadectwo animatorów tych grup.
W Kościele powszechnym trwa dyskusja wokół adhortacji „Amoris laetitia”, koncentrująca się wokół kwestii dopuszczania do Komunii Świętej rozwodników żyjących w ponownych związkach. Jak te kwestie widzi Ksiądz Arcybiskup?
- Dyskusja, o której Pan wspomina, to z jednej strony efekt ogromnego zainteresowania mediów tematem zmian i rzekomej „rewolucji” w Kościele, z drugiej zaś wypowiedzi niektórych hierarchów, czy poszczególnych Konferencji Biskupów. Tak było na przykład z listem biskupów niemieckich. Położono w nim akcent przede wszystkim na sumienie jednostki, konkretnego wiernego, który ma w dużej mierze decydować o tym czy i w jakiej sytuacji przyjąć Komunię św. Inne tony wybrzmiały w wywiadzie abp. Heinrich’a Koch’a, biskupa Berlina. Jego zdaniem adhortacja ta jest kontynuacją dotychczasowego nauczania na ten temat, dowodem, że w Kościele nie ma rewolucji, a ostatecznym celem adhortacji „Amoris laetitia” jest wzmocnienie rodziny.
Radziłbym więc, aby odczytując „Amoris laetitia” nie koncentrować się tylko na kwestii komunii św. dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Warto zauważyć zawarte tam, ważne postulaty dotyczące np.: pogłębionego przygotowania do małżeństwa, potrzeby permanentnego duszpasterstwa małżeństw, zmian w procesach sądowych dotyczących stwierdzania nieważności małżeństwa. Należy też zauważyć wyraźną zachętę do różnych form zrzeszania się małżeństw. Świetne doświadczenia ma w tym względzie Domowy Kościół, będący rodzinną gałęzią Ruchu Światło-Życie. Zrzeszanie się małżeństw jest dziś niezmiernie ważne, by małżeństwa i całe rodziny mogły wzajemnie się wspierać. Dobrze byłoby, aby Domowy Kościół wziął pod opiekę młodzieżową gałąź Ruchu Światło-Życie, żeby młodym i często poranionym ludziom pokazywać zdrową rodzinę.
Posynodalna adhortacja Franciszka pokazuje, że rodzina dzisiaj jest kluczową sprawą dla Kościoła i społeczeństwa. Jako wspólnota wierzących w Chrystusa, winniśmy promować rodzinę. Nie polemika, lecz pozytywne działanie. Przede wszystkim ukazujmy światu szczęśliwą rodzinę! Tego dziś najbardziej potrzeba, a nic młodych ludzi nie przekona lepiej od konkretnego, autentycznego świadectwa życia chrześcijańskiej rodziny.
W Górnośląskiej Metropolii od lat istnieje współpraca Kościoła z samorządami w trosce o rodzinę. Samorządy to nasi naturalni sprzymierzeńcy. Mamy ciekawą inicjatywę w formie Metropolitalnego Święta Rodziny, które corocznie organizowane jest w maju i trwa przez kilka tygodni. Organizujemy je razem z samorządami w wielu miastach i gminach województwa śląskiego. Wiele podmiotów życia społecznego, stowarzyszeń dokłada swoją cegiełkę i wspólnie promujemy rodzinę. W Roku 2017 w myśl hasła: „Rodzina – źródłem miłości”.
W ramach MŚR zapraszamy do katowickiej katedry jubilatów małżeńskich, młodszych i starszych, przybywa wówczas prawie tysiąc par. Przyznam się, tę Mszę świętą celebruję zawsze z głębokim wzruszeniem, zwłaszcza kiedy małżonkowie odnawiają swe przyrzeczenia.
Przez 10 lat był Ksiądz Arcybiskup przewodniczącym Zespołu ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec. Na czym dziś polega współpraca obu naszych Kościołów. O jakich najważniejszych zadaniach i problemach można mówić?
- Relacje z Kościołem katolickim w Niemczech trzeba widzieć bardzo szeroko. Budowane są one od lat na poziomie rodzin, parafii, diecezji i obu Konferencji Episkopatów. Mamy wiele partnerskich parafii, diecezje mają swoje diecezje partnerskie, istnieje ożywiona wymiana. Na poziomie Episkopatów łączy nas bliska współpraca, wymiana wypracowanych dokumentów, rozwiązywanie trudnych zaszłości. Towarzyszy nam wspólna troska o Kościół w Europie i na świecie. Bo przecież Kościół w Polsce i Kościół w Niemczech należą do silniejszych w Europie. Kościół w Niemczech charakteryzują mocne struktury, a – dzięki podatkowi kościelnemu – również jego finanse pozwalają na wspieranie wielu inicjatyw. My z kolei mamy wielu ludzi zaangażowanych w dziele ewangelizacji. Dzięki tej komplementarności jako Kościół w Polsce możemy spotykać się ze strukturami pomocowymi Kościoła w Niemczech i realizować różne projekty ewangelizacyjne, edukacyjne i społeczne w krajach misyjnych. Przypomnę, że naszym wspólnym dziełem jest Fundacja Maksymiliana Kolbe, która zajmuje się propagowaniem kultury pojednania w oparciu o polsko-niemieckie doświadczenia.
W Polsce do Kościoła katolickiego w Niemczech podchodzi się nieraz bardzo krytycznie, często powiela się zasłyszane opinie o tym, w czym Kościół w Niemczech niedomaga. Ale musimy też dostrzec, że ten Kościół duszpastersko funkcjonuje, ewangelizuje; jest w nim miejsce dla takiej struktury jak Polska Misja Katolicka. Ponadto jest znaczącą instytucją społeczną, a po państwie jest drugim pracodawcą w Niemczech. Ponadto Kościół katolicki w Niemczech finansuje dzieła misyjne Kościoła w skali świata. Utrzymuje m. in. seminaria duchowne w Afryce czy Ameryce Południowej, pomaga Kościołowi w Rosji, itd.
Kościół niemiecki opowiada się za udzielaniem komunii św. osobom rozwiedzionym żyjącym w ponownych związkach. Nasz Kościół trzyma się rygorystycznego nauczania w tym zakresie. Czy ta kwestia nie dzieli nas w tej chwili?
- Pozostajemy w temacie dokumentów nowych, dyskutowanych i – z różnych względów – odmiennie interpretowanych. Nie uważam, aby na ten moment można było mówić o otwartym podziale, bo doktryna w Kościele jest jedna. Owszem, warto podkreślić rolę biskupa diecezjalnego w rozeznaniu sytuacji powierzonych mu wiernych, o czym wyraźnie wspomina adhortacja apostolska. Kościoły lokalne mają konkretne - typowe dla siebie - uwarunkowania, co sprawia, że pojawiają się różne sposoby interpretacji tego samego dokumentu papieskiego magisterium. Jednak troska o dobro i zbawienie człowieka jest tym, co niewątpliwie łączy wszystkie Kościoły lokalne.
Obchodziliśmy w tych dniach 30-lecie śmierci ks. Franciszka Blachnickiego, śląskiego kapłana, twórcy Ruchu Światło-Życie, popularnych Oaz. Co z jego beatyfikacją?
- Dekret o heroiczności cnót Sługi Bożego został już podpisany przez papieża. Teraz czekamy na znak z Nieba w postaci cudu. Kiedy rozmawiałem na ten temat z prefektem kongregacji ds. kanonizacyjnych kard. Angelo Amato, powiedział: „Módlcie się i czekajcie spokojnie, każdy święty ma swój czas”.
Czekajmy więc i prośmy Boga o cuda i łaski za przyczyną ks. Franciszka, zarówno w modlitwie osobistej jak i podczas Eucharystii, szczególnie we wspólnotach tworzących Ruch Światło-Życie.
...
I wlasnie to jest poruszanie problemow a nie partyjniactwo.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 10:39, 10 Maj 2017 Temat postu: |
|
|
+3
oprac. Violetta Baran
,34 min. temu
Prezydent Krakowa prosi Kościół o pomoc. W sprawie smogu
Jacek Majchrowski szuka sojuszników w walce ze smogiem w Krakowie. Po raz kolejny zaapelował o pomoc do Kościoła.
+1
Głosuj
+1
Głosuj
Podziel się
Opinie
(East News)
Pod koniec kwietnia sejmik województwa małopolskiego przyjął tzw. przejściową uchwałę antysmogową dla Krakowa przypomina tvn24.pl. Wchodzące w życie 1 lipca przepisy przewidują, że do opalania pieców nie będzie można stosować miałów węglowych, węgla niskiej jakości, biomasy o wilgotności powyżej 20 proc. To właśnie z tych paliw uwalnia się najwięcej toksycznych związków i pyłów.
Przyjęcie uchwały to jedno, teraz trzeba przekonać do jej przestrzegania mieszkańców Krakowa. Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski postanowił więc poprosić o pomoc w walce ze smogiem Kościół. Wystosował w tej sprawie list do metropolity krakowskiego abp. Marka Jędraszewskiego.
"Mając na uwadze przychylność Kurii Metropolitalnej w Krakowie dla działać poprawiających stan jakości środowiska w którym żyjemy oraz dotychczasową dwuletnią współpracę, dzięki której zrealizowano m.in. wspólne akcje informacyjne dotyczące możliwości wymiany pieców, a także wykorzystania środków z programu osłonowego dedykowanego dla najmniej zamożnych mieszkańców, proszę Jego Eminencję o rozważenie po raz kolejny możliwości odczytania w trakcie mszy apelu do wiernych, dotyczącego nowych zasad użytkowania paliw stałych w tym w szczególności węgla i drewna - napisał prezydent.
Majchrowski dodał, że "jest przekonany, iż inicjatywa ta zaowocuje w niedalekiej przyszłości poprawą warunków i jakości życia w naszym mieście".
...
To jest dobry przyklad dzialan wladz i Kosciola razem. I tak ma byc.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 17:05, 28 Maj 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Polska
Syn premier Szydło odprawił mszę prymicyjną. "Jesteśmy bardzo szczęśliwi"
Syn premier Szydło odprawił mszę prymicyjną. "Jesteśmy bardzo szczęśliwi"
23 minuty temu
Ks. Tymoteusz Szydło, syn premier Beaty Szydło, odprawił mszę prymicyjną w kościele Matki Bożej Częstochowskiej Przecieszynie. „Jesteśmy bardzo szczęśliwi. Życzymy Tymoteuszowi, by Pan Bóg sprawił, by wytrwał do końca w kapłaństwie i tak, jak dziś stanął przed ludźmi jako kapłan, trwał przez całe życie” – przyznała szefowa rządu.
Beata Szydło, Edward Szydło i Tymoteusz Szydło
/PAP/Jacek Bednarczyk /PAP
Dziś przede wszystkim świętujemy uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego i ona jest najważniejsza. Wspominamy jak Chrystus, głowa mistycznego ciała, wstępuje do Nieba i tam przebywa w chwale Ojca. Mamy tę nadzieję, że my też będziemy tam z nim przebywać, dzięki temu, że on przyjął naszą ludzką naturę i wywyższył ją w swoim wniebowstąpieniu - mówił ks. Szydło podczas prefacji. Przed błogosławieństwem kończącym mszę św. prosił wszystkich o modlitwę w swojej intencji.
Módlcie się za mnie. Nie o to, bym był wybitnym księdzem; nie o to, żeby mnie ominęło wszelkie zło; nie o to, bym robił karierę, ale o to, abym przeżył moje życie tak, jak tu przed wami stoję: jako ksiądz. Pozwólcie, że pierwszym gestem mojego podziękowania dla was będzie to co otrzymałem. Niczego innego nie mam. Podziękuję wam błogosławieństwem. Niech dobry Bóg opiekuje się wami i prowadzi do zjednoczenia ze sobą - mówił syn szefowej rzadu.
Homilię wygłosił ks. prof. Jan Żelazny, promotor pracy magisterskiej Tymoteusza Szydły. Kapłanem, księże Tymoteuszu, był, jest i pozostanie tylko Chrystus. Twoim zadaniem jest uczynić go obecnym i w naszej przestrzeni wyznaczyć miejsce jego działania. Dokona się to poprzez serce człowieka, ale i poprzez twoje dłonie - powiedział.
Syn premier Szydło odprawił msze prymicyjną
/TVN24/x-news
Przed mszą św., jeszcze w rodzinnym domu, rodzice udzielili ks. Tymoteuszowi specjalnego błogosławieństwa. Do przecieszyńskiej świątyni przyszli wspólnie w procesji wraz z innymi księżmi. Po Eucharystii każdy z uczestników otrzymał na pamiątkę obrazek prymicyjny. Obok błogosławieństwa ks. Tymoteusza znalazła się na nim dewiza, którą przyjął. Są to słowa z Listu św. Pawła do Galatów: "Ku wolności wyswobodził nas Chrystus".
Ks. Tymoteusz Szydło święcenia kapłańskie przyjął w sobotę wraz z 12. innymi diakonami z rąk biskupa bielsko-żywieckiego Romana Pindla. Uroczystość odbyła się w katedrze św. Mikołaja w Bielsku-Białej.
...
Ciekawe bo na ogol syn lajdak a matka przyzwoita. A tu chyba na odwrot? Matka łajdaczka łże jak pies łańcuchowy prezesa dzien w dzien, gorzej niz pijaczka. Antykobieta. Oby syn byl porzadniejszy.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 8:58, 03 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Świat
Ostre słowa nt. decyzji Donalda Trumpa. "To katastrofa dla ludzkości"
Ostre słowa nt. decyzji Donalda Trumpa. "To katastrofa dla ludzkości"
Wczoraj, 2 czerwca (23:41)
"Katastrofą dla ludzkości i dla planety" nazwał kanclerz Papieskiej Akademii Nauk biskup Marcelo Sanchez Sorondo decyzję prezydenta USA Donalda Trumpa o wyjściu z porozumienia klimatycznego z Paryża. W wywiadzie radiowym ocenił, że Trump ulega lobby naftowemu.
Donald Trump
/Alex Wong / POOL /PAP/EPA
To jest wbrew temu, co powiedział papież, co w encyklice "Laudato si" opiera się na zgodzie naukowców, a zatem jest wbrew nauce - oświadczył argentyński hierarcha.
To straszna decyzja - stwierdził, odnosząc się do kroku prezydenta Stanów Zjednoczonych, który dzień wcześniej wycofał swój kraj z porozumienia klimatycznego. Kanclerz ostrzegł, że może to stanowić zły przykład dla innych krajów.
Na amerykańskiego prezydenta wpływ mają grupy nafciarzy, którzy poparli go podczas kampanii wyborczej - ocenił biskup Sorondo.
Przypomniał, że "grupy te oskarżały papieża" za jego stanowisko w tej sprawie, bo - jak zauważył - "ich klimat nie interesuje".
To jest decyzja nieracjonalna, nienaukowa i podyktowana tylko przez interes ekonomiczny - oświadczył szef Papieskiej Akademii Nauk w rozmowie z radiem InBlu. Jego zdaniem, "Europa musi wypełnić pustkę, jaką pozostawia Ameryka, i objąć przywództwo".
To czas Europy, wspieranej przez Chiny i Azję - dodał.
...
No nie! To nie jest rola ksiezy. Ocieplenie to ideologia antychrzescijanska zastepcza religia. Dlaczego RELIGIA PRAWDZIWA miala by wspierac neoherezje? To ze nie mowia o religii nie znaczy ze nie maja takiego charakteru. Na dodatek ,,Europa" ma obejmowac przywodztwo? Ta aborcyjna? Trump jest za ochrona zycia przynajmniej takie kroki podjal. Srodowisko trzeba chronic ROZUMNIE!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:31, 13 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Księża i polityka – co wolno, a czego nie?
ks. Artur Stopka | Czer 13, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Dlaczego ksiądz nie może należeć do określonej partii politycznej lub kandydować do sejmu? I czy to oznacza, że także nie może mieć poglądów politycznych? Zasady regulujące aktywność katolickich duchownych w sferze polityki są proste i można je znaleźć w „Kodeksie prawa kanonicznego”.
P
rzez całe wieki aktywność polityczna katolickich duchownych była czymś oczywistym. Jeszcze niespełna sto lat temu nikogo nie dziwiło ani szczególnie nie oburzało to, że katolicki biskup albo ksiądz ma wyraźnie sprecyzowane poglądy polityczne, których nie ukrywa, że należy do jakiejś konkretnej partii albo ugrupowania, że jest członkiem parlamentu albo pełni jakiś ważny urząd państwowy.
Jednak w ostatnich kilkudziesięciu latach nastąpiła w tej sferze bardzo poważna zmiana w Kościele. I chociaż duchowni chrześcijańscy nadal angażują się w działalność polityczną, a nawet obejmują najwyższe stanowiska państwowe, nie ma wśród nich księży ani biskupów katolickich. Jeśli któryś z katolickich duchownych próbuje być czynnym politykiem, szybko spotyka się z bardzo stanowczą reakcją swoich przełożonych i albo przestaje być politykiem, albo przestaje być sprawującym swoją posługę kapłanem. Mieliśmy kilka lat temu tego typu sytuację w północno-wschodniej Polsce, gdzie zakonnik wziął udział w wyborach i uzyskał mandat radnego gminy. Reakcja ze strony Kościoła była bardzo szybka.
Dlaczego ksiądz nie może należeć do partii
Zasady regulujące aktywność katolickich duchownych w sferze polityki są proste i można je znaleźć w Kodeksie prawa kanonicznego w rozdziale poświęconym ich obowiązkom i prawom.
Zgodnie z nimi katoliccy duchowni nie mogą brać czynnego udziału w partiach politycznych ani w kierowaniu związkami zawodowymi (kanon 287 paragraf 2). Od tej zasady mogą być jednak wyjątki:
chyba że – zdaniem kompetentnej władzy kościelnej – będzie wymagała tego obrona praw Kościoła lub rozwój dobra wspólnego.
Nie ma natomiast żadnych wyjątków od dwóch pozostałych przepisów, porządkujących relację ksiądz – polityka. Kościół zdecydowanie zabrania duchownym przyjmowania publicznych urzędów, „z którymi łączy się udział w wykonywaniu władzy świeckiej” (kan. 285 par. 3). Poza tym duchowni powinni się powstrzymać od zakładania lub przynależności do stowarzyszeń, „których cel albo działalność nie dadzą się pogodzić z obowiązkami właściwymi stanowi duchownemu lub mogłyby przeszkadzać w sumiennym wypełnianiu zadania zleconego im przez kompetentną władzę kościelną” (kan. 278 par. 3).
Skąd tak duże obostrzenia i dlaczego w ogóle pod tym względem nastąpiła w Kościele katolickim zmiana zasad?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba sięgnąć do dokumentów Soboru Watykańskiego II. Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes” przypomina, że
Właściwe posłannictwo, jakie Chrystus powierzył swemu Kościołowi, nie ma charakteru politycznego, gospodarczego czy społecznego: cel bowiem, jaki Chrystus nakreślił Kościołowi, ma charakter religijny.
Misja Kościoła jest uniwersalna, skierowana do wszystkich ludzi, dlatego nie może on się utożsamiać z żadnym konkretnym systemem politycznym ani z którąkolwiek opcją, ani z żadną polityczną wspólnotą. Poza tym, „Wspólnota polityczna i Kościół są, każde na własnym terenie, od siebie niezależne i autonomiczne”.
Czytaj także: Papież: korupcja, oszustwa, nadużywanie władzy – oto droga grzechu
Księża – przywódcy duchowi, nie polityczni
Podkreślenie uniwersalności misji Kościoła przyniosło m.in. skutki w postaci wskazań dotyczących zaangażowania politycznego poszczególnych jego członków. W formułowanych po Soborze Watykańskim II szczegółowych zaleceniach dotyczących tej sprawy nastąpiło wyraźne zróżnicowanie oczekiwań skierowanych wobec świeckich i wobec duchownych.
Ustalono, że działalność polityczna jest dziedziną zarezerwowaną tylko dla świeckich. Synod Biskupów z 1971 roku wskazał, że ze względu na to, iż opcje polityczne jako takie mają ograniczony zakres i nie interpretują nigdy Ewangelii w formie całkowicie adekwatnej i trwałej, prezbiter jako świadek przyszłej rzeczywistości „powinien zachować pewien dystans wobec jakiejkolwiek funkcji lub pasji politycznej”. Święty Jan Paweł II, zwracając się do księży i zakonników w Guadelupie w 1979 r., powiedział wprost, że kapłani mają być przywódcami duchowymi, a nie przywódcami politycznymi czy funkcjonariuszami władzy świeckiej.
Kiedy Kościół powinien się wtrącać do polityki
Nie znaczy to jednak, że duchowni katoliccy w ogóle nie powinni się interesować i zajmować kwestiami politycznymi. Analizując udział Kościoła w życiu politycznym, prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej Marcin Przeciszewski wyjaśnił kilka lat temu, że duchowieństwo rezerwuje dla siebie rolę nie „polityczną”, lecz „meta-polityczną”.
Oznacza to, że katolicki duchowny ma nie tylko prawo, ale obowiązek występować jako nauczyciel zasad moralnych, odnoszących się także do wymiaru publicznego czy politycznego. Do jego misji należy formułowanie katalogu fundamentalnych zasad, które obowiązywać muszą w każdej sferze życia, także w sferze polityki.
Z tym związana jest funkcja «krytycznego sumienia», z czego wynika, że Kościół hierarchiczny ma prawo, a nawet obowiązek, zabierania głosu (krytyki), wówczas kiedy w życiu publicznym pomijane są podstawowe zasady etyczne bądź łamane są prawa człowieka – tłumaczył Przeciszewski.
Czytaj także: Czy można być chrześcijaninem i zwolennikiem konkretnej partii politycznej?
Ksiądz nie może mieć poglądów politycznych?
Czy to znaczy, że księża, biskupi, zakonnicy, zakonnice nie mogą mieć swoich poglądów politycznych i tracą wszelkie prawa obywatelskie w tej materii? Nic podobnego. W ubiegłorocznym liście do kapłanów na Wielki Czwartek polscy biskupi odnieśli się do tego tematu. Stwierdzili, że każdy ksiądz jako obywatel naszego kraju ma prawo do swoich poglądów politycznych, udziału w wyborach oraz zabierania głosu w debacie publicznej, zwłaszcza w kwestiach moralnych.
Jednak każda publiczna aktywność księdza wymaga roztropnego odróżnienia polityki jako troski o dobro wspólne od zaangażowania w konkretne polityczne projekty. Rezygnujemy z tej ostatniej aktywności w imię pierwszeństwa naszej kościelnej misji. Bezpośredni udział w bieżącej polityce pozostaje domeną katolików świeckich – napisali biskupi.
Dodali, że w codziennych, konkretnych sytuacjach to rozróżnienie bywa trudne, zwłaszcza w sytuacji ostrych sporów politycznych, angażujących ludzkie emocje.
Niemniej jednak posłannictwo księdza jest uniwersalne, czyli skierowane do każdej strony politycznego sporu. Dla nas każdy człowiek jest przede wszystkim umiłowanym dzieckiem Boga – czytamy w liście do polskich katolickich duchownych.
Biskupi napisali coś jeszcze bardzo ważnego:
Pamiętajmy, że zadaniem duszpasterzy jest przede wszystkim budzenie sumień i ich formowanie. Trzeba na nowo wnikliwie przemyśleć i przemodlić nauczanie Kościoła dotyczące moralności osobistej i społecznej. I nigdy nie zapominać o modlitwie osobistej i publicznej za wszystkich naszych rodaków, niezależnie od ich politycznych poglądów.
Dokładnie tak. Katoliccy duchowni nigdy nie powinni zapominać o modlitwie – także publicznej – za powierzonych im wiernych, niezależnie od tego, czy zgadzają się z ich poglądami politycznymi, czy nie.
...
To nie takie proste. Formalnie ksiadz moze nie nalezec a faktycznie... Wezmy szatana o.Rydzyka! To szczyt patologii. Tam gdzie ksiedzu nie wolno to on dziala. Np. obsadzanie list wyborczych swojakami. A gdy np, tam gdzie musi to siedzi cicho np. gdy trzeba by bylo zgromic PiS za mordowanie dzieci to cichutko. Jeszcze atak na Ordo Iuris zorganizowal ze ,,chca karac kobiety" to samo duza czesc episkopatu. Satanizm perwersyjny. Robia dokladnie na odwrot niz trzeba.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:08, 21 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Sutanna: Nie galowy mundur, a strój do roboty
Ks. Michał Lubowicki | Czer 21, 2017
Elliott Franks /eyevine/EAST NEWS
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Chodzenie w sutannie może i powinno być samo w sobie modlitwą, ale nie staje się nią automatycznie przez zapięcie guzików.
Sutanna to strój duchownych i tych, którzy przygotowują się, by zostać księżmi. Pewien kleryk w dniu, kiedy po raz pierwszy założył sutannę otrzymał list od swojego starszego o kilka lat przyjaciela. Oto, czego dowiedział się o sutannie:
Sutanna. Dzisiaj w twoich oczach jest piękniejsza od sukni panny młodej. Jesteś w niej szczęśliwy i słusznie. Czekałeś na nią od początku seminarium.
Mam nadzieję, że będziesz w niej tak samo szczęśliwy, gdy zacznie być dla ciebie i tym, do myślenia o czym skłania jej kolor – śmiertelnym giezłem, mundurem do umierania. Dzisiaj jest suknią ślubną, którą się zachwycasz ty, twoi bliscy i przyjaciele. Bądź nią tak samo zachwycony, gdy zacznie być samotnią, klatką, piecem, w którym Bóg będzie Cię przetapiał i oczyszczał, niespokojnym eremem.
Ta suknia ślubna, kiedy trzeba, będzie Ci też pancerzem – o ile zechcesz o tym pamiętać i z niego skorzystać. Chodzenie w sutannie może i powinno być samo w sobie modlitwą, ale nie staje się nią automatycznie przez zapięcie guzików.
Czytaj także: Celibat, tożsamość, pieniądze. Szczera rozmowa o kryzysie kapłaństwa
Kieszenie. Te głębokie są po to, żebyś miał gdzie schować to wszystko, czym będziesz obdarowywał ludzi. Miej zawsze co dać potrzebującym i dzieciom. Pamiętaj, że ludzie będą Ci bardziej wdzięczni za dwuzłotówkę, uśmiech i dobre słowo, niż za piękny śpiew chorału. Bo ludzie przede wszystkim potrzebują usłyszeć, że są kochani. A jeszcze bardziej niż usłyszeć, potrzebują zobaczyć, że to prawda.
Wewnętrzna kieszeń na piersi. Wbrew temu, co twierdzą arbitrzy arcykapłańskiej elegancji – nie jest wcale do trzymania w niej drogiego pióra. Noś w niej listy, na które nie wiesz, jak odpisać, kartki z imionami tych, za których obiecałeś się modlić, rachunki, które postanowiłeś zapłacić za innych, adresy, pod które wiesz, że trzeba będzie pójść, bo same nigdy nie przyjdą, zdjęcia psów, kotów, wnucząt i zakochanych, liście i rysunki podarowane ci przez przedszkolaki. Niech ta kieszeń będzie zawsze wypchana.
Niech sutanna plącze ci się między nogami i przeszkadza, kiedy będziesz próbował puszyć się jak paw i zamiatać ogonem swoich ambicji. Obyś się zawsze o nią potknął, kiedy będzie cię niosło na bezdroża. A będzie. Ale nie bój się jej podwinąć i biec do potrzebującego brata. Choćbyś miał się ośmieszyć wyglądając jak pajac.
Rękawy można zakasać bardziej niż ten symboliczny mankiet. On przypomina o tym, że sutanna to nie galowy mundur, ale strój do roboty. Jednak zakasuj rękawy tylko do pracy, którą On ci poleci wykonać. Nigdy do rewolucji własnego pomysłu.
Czytaj także: Jak być prawdziwym mężczyzną i księdzem? Bp Ryś odpowiada
Życzę ci, żeby na twojej sutannie pojawiły się białe ślady od soli. Na plecach od potu, a na piersi od łez – twoich własnych i tych, którzy wtuleni w ciebie będą ci się wypłakiwać z tysiąca małych i wielkich, śmiertelnie poważnych i zupełnie głupiutkich żalów. I życzę ci, żeby te ślady pojawiły się dużo szybciej, niż pojawią się białe ślady w twoich włosach.
Nie bój się jej pognieść i pobrudzić rzucając na pomoc potrzebującym i rannym. Niech ci jej nie będzie szkoda na bandaże i opatrunki na rany człowieka. Pamiętaj, że w razie ostatecznej potrzeby, można na upartego zrobić z niej płaszcz lub namiot.
Niech szybciej wyświeci Ci się na kolanach i ramionach – od modlitwy i dźwigania ludzkich brzemion, niż na tyłku i łokciach – od wygodnego siedzenia i przepychania się w tłumie. Kochaj ją, a nie siebie w niej. A przede wszystkim kochaj Kościół, który ci ją dziś daje. A jeszcze bardziej Jezusa, który dał ci Kościół, a ciebie Kościołowi, za co i ja Mu dzisiaj tak bardzo dziękuję.
PS pamiętaj, że w autobusie i metrze każdy uważa, że ma większe prawo do miejsca siedzącego, niż ksiądz. I szczerze mówiąc, jest mało istotne, czy ma rację. Istotne jest to, żebyś w razie czego, ściągając nienawiść na siebie, nie ściągnął jej też na Boga. Coraz więcej ludzi będzie na ciebie patrzeć, bo sutanna wyróżnia. Ale też onieśmiela, więc coraz mniej będzie miało odwagę i ochotę zwrócić ci uwagę. To jednak wcale nie znaczy, że nie będą mieli ku temu powodów. Pamiętaj, że twoja sutanna nie jest opakowaniem gotowego produktu. Pan odział cię nią, by miłosiernie zakryć twoje braki. Wiedząc to będziesz szczęśliwy (por. J 13,17).
....
To jest mundur polowy
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 8:28, 03 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Świat
Proboszcz za uczestnictwo w mszy nagrodzi... kieliszkiem Prosecco
Proboszcz za uczestnictwo w mszy nagrodzi... kieliszkiem Prosecco
14 minut temu
Parafianie z miejscowości we włoskiej Umbrii otrzymali od proboszcza "karty lojalnościowe", dzięki którym po uczestnictwie w niedzielnej mszy mogą wziąć udział w spotkaniu przy kieliszku musującego wina Prosecco. Inicjatywa księdza zbiera pochwały i krytykę.
Proboszcz wprowadził kartę lojalnościową i zaprasza na aperitif. Zdj. ilustracyjne
/DPA/Jens Kalaene /PAP
Włoskie media podały, że z pomysłem towarzyskich spotkań wspólnoty parafialnej po mszy wystąpił proboszcz w miasteczku San Martino in Trignano koło Spoleto ksiądz Gianfranco Formenton. Rozdał on parafianom specjalne karty, które osobiście stempluje po przedpołudniowej mszy św. w niedzielę. Dzięki temu parafianie gromadzą punkty i mają prawo do aperitifu w postaci białego musującego wina Prosecco i chipsów.
Celem tej inicjatywy, jak wyjaśniono, jest większa integracja społeczności przy miejscowym kościele.
To jest mała wspólnota, w której wszyscy się znają, a inicjatywy naszego księdza potrafimy dobrze odczytać - powiedział jeden z wiernych, cytowany przez dziennik "Il Messaggero". Przyznał, że niektórzy parafianie zdystansowali się od tego pomysłu. Ale nasz ksiądz już taki jest - dodał.
Zauważa się, że ksiądz Formenton znany jest z niekonwencjonalnego zachowania, ale także z ogromnej energii i działań na rzecz zjednoczenia wspólnoty i zachęcania do wspólnego spędzania czasu.
Dlatego - jak dodaje gazeta - większość wiernych nie widzi w najnowszym pomyśle niczego ekstrawaganckiego.
Dyskusja na ten temat trwa w mediach społecznościowych, gdzie oprócz słów krytyki pojawiły się też opinie, że jest to "interesujący eksperyment".
...
Mala wspolnota i wszyscy sie znaja to moga poszalec. To nie to samo co wielkie miasto ze 20.000 ludzi...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 9:21, 05 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Brazylijski ksiądz o swojej depresji i anoreksji: „wróciłem do ataku”
Catholicus | Lip 05, 2017
Reprodução/Youtube
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Zmagał się z anoreksją i depresją. Po trudnym czasie ks. Marcelo Rossi opowiada, jak układa swoje życie na nowo.
K
siądz Marcelo Rossi śpi teraz mało – cztery godziny dziennie. Do tego mała drzemka po obiedzie. To około połowa czasu, który wcześniej poświęcał na sen. Zaczął też bardzo selektywnie podchodzić do posiłków. Węglowodany? „Prawie zero”. Pizza? „Tylko z ciastem z bakłażana”. Żadnej soli dodawanej do posiłków. Żadnych serów. „Mają zbyt dużo tłuszczu”.
To samo z czerwonymi mięsami. „Ich trawienie trwa trzy dni”. Uwielbia mięso, ale jednak… Kiedy naprawdę mu go brakuje, wykorzystuje w żywności przyprawy o smaku steku. Kurczak? „Unikam. One otrzymują anaboliki”. Duchownemu brakuje jeszcze 12 kilogramów, by odzyskać idealną wagę.
Czytaj także: Ksiądz w masce. Bił się w ringu, by pomóc dzieciom
Trudny okres w życiu ks. Marcelo rozpoczął się po 2010 roku, kiedy doznał fizycznych dolegliwości. Nawet podczas rekonwalescencji nie porzucił wyczerpującej, rutynowej pracy, związanej ze spotkaniami autorskimi i podpisywaniem swojej bestsellerowej książki „Agape”. Takie sesje trwały od 11. rano do 22. w nocy. „Byłem hiperzestresowany, osłabiony i pogrążony w depresji. Powinienem się zatrzymać” – wspominał.
Ksiądz Marcelo wrócił teraz, może nieco pokorniejszy niż wcześniej, ale z apetytem i wielką nadzieją. Jego powrót jest związany z wejściem do sieci społecznościowych. Zaczął się tam pojawiać nieśmiało przed rokiem, ze swojej własnej inicjatywy.
Czytaj także: Ksiądz z depresją? Nie wstydzę się tego
Interakcje w sieciach społecznościowych rozrosły się do nieprawdopodobnych rozmiarów. Dzisiaj, transmitowane na żywo msze święte z jego udziałem, w ciągu 8 minut osiągają 1,5 miliona wyświetleń. Każdego dnia jego nagrania zyskują około 20 milionów interakcji, włączając w to kliknięcia, udostępnienia i komentarze.
Głównym celem wejścia do przestrzeni online było zbliżenie się do młodzieży. Udało mu się to. Dzięki sieciom społecznościowym liczba wiernych w wieku do 30 lat, uczestniczących we mszach, podwoiła się. W następnym miesiącu ksiądz zacznie nagrywać płyty CD i DVD. A w 2018 roku zostanie wydana jego nowa książka „Wróciłem do ataku”.
Czytaj także: Czego nie mówić, gdy ktoś z Twoich bliskich cierpi na depresję
Ks. Marcelo Rossi jest także popularny na YouTubie. W jednym z filmów opowiada o swojej depresji:
Jedyną rzeczą, którą mogę porównać do depresji jest zapobieganie przyjemności. Wyobraź sobie, że tracisz smak i wszystko smakuje jak cebula albo jabłko.
W filmie podkreśla również, że depresja nie zna takich pojęć, jak klasa społeczna czy wiek. Może dotknąć każdego.
Artykuł został opublikowany w portugalskiej edycji Aletei.
...
Ksieza sa doswiadczani roznymi problemami. To tez droga krzyzowa...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:14, 25 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Jezus mnie skarcił, gdy odprawiałem mszę
ks. Sergio Argüello Vences | Lip 24, 2017
© Jeffrey Bruno ALETEIA
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Ksiądz, przytłoczony trudnymi sprawami swoich wiernych, poszedł odprawiać Eucharystię. Nie mógł się skupić, mylił się, odczytując modlitwę z mszału, aż w końcu wydarzyło się coś niespodziewanego...
K
ażdy ksiądz na świecie doskonale to zna: nie ma ani jednego dnia, żeby ktoś mnie nie szukał i nie chciał ze mną porozmawiać. Słyszę wtedy pytania, jak należy postąpić w różnych sytuacjach: „Ojcze, już nie mogę znieść mojego męża. Jego wyzwiska, przemoc w domu sprawiają, że chcę go zostawić. Uważa ojciec, że to będzie dobre rozwiązanie? Czuję, że wszystko poszło nie tak w moim życiu. Cały mój wysiłek okazał się daremny, jestem zmęczona. Co mam zrobić…?”; „Moja teściowa jest przeciwko mnie, chcę się od niej odciąć i przestać się do niej odzywać. Co ojciec o tym myśli?”; „Dziadek zostawił nam wszystkim spadek, ale niektórzy na niego nie zasługują…”.
Wiele takich historii i pytań słyszę każdego dnia. Zawsze staram się ich słuchać sercem, pocieszyć tych, którzy do mnie przychodzą, słowami nadziei, zachęcić ich do czynienia dobra. Namawiam też, żeby prosili Boga o siły, by iść naprzód i przypominam, że o wiele bardziej warto cierpieć niesprawiedliwość niż ją wyrządzać.
Ale to, co mogę zrobić przede wszystkim, to modlić się za nich. Zwłaszcza w Eucharystii, kiedy trzymam w dłoniach swego Pana, mówię Mu: „Polecam Ci tę osobę i tamtą, pomóż im, aby podjęły jak najlepsze decyzje, ku chwale Twojej i z korzyścią dla ich rodzin…”.
Czytaj także: Josemaría Escrivá: Patron świętej codzienności
Co Jezus zrobiłby na moim miejscu?
Jednak pewnego dnia, w trakcie tylko jednego popołudnia, spłynęła na mnie niezliczona ilość problemów i czułem, że moje rady są bardzo kiepskie. Do wieczornej mszy uzbierało się morze strapień i wciąż myślałem, co mógłbym zrobić, żeby właściwie ukierunkować osoby, które szukały u mnie konkretnego wsparcia. Tuż po konsekracji zająknąłem się kilka razy. Wtedy powiedziałem do siebie w myślach: „Źle to mówisz”.
I w tym momencie usłyszałem wewnętrznie mojego słodkiego Jezusa: „To prawda, źle to mówisz. Nie będziesz mógł im pomóc. Powiedz im, by zapytali Mnie, co Ja zrobiłbym na ich miejscu? W ten sposób wskażesz im drogę”.
Myliłem się. Nie tylko jąkając się przy odczytywaniu treści modlitwy z mszału, ale także w sposobie niesienia pomocy. Jezus miał rację. Któż, jak nie On, powie nam najlepiej, co mamy robić? Więc postanowiłem następnym razem nie martwić się tak mocno i tym, którzy przyjdą po poradę, dodać otuchy, żeby zbliżyli się do Boga i to Jego prosili o rady.
Poproś o radę… Boga
Tego samego wieczoru, zanim opuściłem kaplicę, przedstawił mi się pewien mężczyzna. Chciał ze mną porozmawiać. Opowiedział, że jego tata przez całe życie był dla niego bardzo okrutny. Właściwie dorastał wśród obelg i bicia, ojciec nigdy też nie wspierał jego i jego braci, by się kształcili. Mamę traktował równie źle, krzykiem wydając jej rozkazy. Więc kiedy tylko ten mężczyzna mógł, odsunął się od ojca i nie widział go od ponad 30 lat. Jednak tydzień temu jedna z ciotek opowiedziała mu, że jego ojciec jest dializowany, że jest bardzo słaby i że nikt z rodziny nie chce mu pomóc.
W końcu mężczyzna zapytał mnie: „Ojcze, dzięki Bogu, mam rodzinę, jestem bardzo szczęśliwy, wiem, że moja żona i dzieci z ochotą przyjęłyby mojego tatę. Ale uważam, że to nie jest sprawiedliwe, żebym po tym wszystkim, co on nam zrobił, miał mu teraz pomagać. Wszyscy przez niego bardzo cierpieliśmy – ja, moja mama, moi bracia. Nie jestem zobowiązany mu pomóc, prawda?”.
Czytaj także: Piękna Gemma Galgani. Poznajcie świętą, która „kłóciła się” z Jezusem
Objąłem tego mężczyznę i powiedziałem: „Ubolewam nad tym, co przeszedłeś, i rozumiem, że nie da się tego tak po prostu zrobić. Ale mam pewną propozycję. Otworzę kaplicę Najświętszego Sakramentu, a ty zapytaj naszego Pana, co On zrobiłby na twoim miejscu?”.
Kiedy minęło pół godziny, wrócił i we łzach powiedział mi: „Ojcze, przyjmę mojego ojca, dzięki niemu otrzymałem życie, przyjmę go w mym domu i pomogę mu we wszystkim, w czym tylko będę mógł…”.
Tamtego wieczoru poszedłem spać bardzo szczęśliwy i czułem, że odpocząłem w czasie snu jak nigdy. Bóg kolejny raz pokazał mi, że to On rozwiązuje nasze problemy, że ja jedynie muszę Mu je przedstawić. Przypomniał mi także, jak łatwe byłoby nasze życie, gdybyśmy tylko Go do niego zaprosili.
Wiele rzeczy wychodzi nam źle, bo nie pomyślimy, by zapytać o nie Jezusa: Co On zrobiłby na naszym miejscu? Bardzo chciałbym powiedzieć każdemu, kto przechodzi przez jakieś trudności albo musi podjąć ważne decyzje: „Nie bój się, nie zamęczaj siebie ze zgryzoty. Bóg cię kocha, jest z tobą i pomoże ci, tylko uklęknij przed Nim i zapytaj Go: „Dobry Jezu, co Ty zrobiłbyś na moim miejscu?”.
Czytaj także: Jezu, Ty się tym zajmij! Akt oddania Jezusowi ks. Dolindo Ruotolo. Nowe tłumaczenie
Artykuł pochodzi z hiszpańskiej edycji portalu Aleteia
...
Wspanialy tekst. Po prostu brak slow...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:41, 20 Sie 2017 Temat postu: |
|
|
Masz problem z Kościołem lub księżmi? Ta Ewangelia może pomóc [komentarz]
Ks. Łukasz Kachnowicz | Sier 20, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Jako ksiądz chcę dedykować ten komentarz wszystkim, których zgorszyłem ja sam lub inni ludzie Kościoła: Nie dajcie się odwieść od Jezusa, nie dajcie się zniechęcić, trzymajcie się Go, mimo wszystko. Bądźcie zdeterminowani jak ta kobieta z dzisiejszej Ewangelii.
S
cena z kobietą kananejską proszącą Jezusa o uwolnienie jej córki od złego ducha jest jednym z najbardziej bulwersujących momentów Ewangelii. Jezus zachowuje się dziwnie: jest oschły, zimny, a wręcz nieprzyjemny. Ten obraz wydaje się kompletnie nie pasować do całości przesłania Ewangelii.
Zrozpaczona matka szuka ratunku dla swojej córki, którą nęka zły duch. Słyszy, że w okolicy jest Jezus, więc przychodzi do Niego i błaga o miłosierdzie. „Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem”. Jak to? Ten, który sam o sobie mówi, że jest Dobrym Pasterzem, który zachęcał: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście”, teraz przechodzi milcząco wobec dramatu tej kobiety i jej córki? Bez słowa?
Czytaj także: Jezus – najlepszy mówca motywacyjny świata. Komentarz do Ewangelii
Aż chce się być Nim zgorszonym. Jeszcze na dodatek Jego uczniowie nalegają, żeby ją odprawił, bo chodzi za nimi i krzyczy. Kto był w Ziemi Świętej i podpatrzył trochę mentalność tamtejszych ludzi, ten sobie łatwiej wyobrazi taką krzyczącą kobietę. Musiała robić zgiełk na całą okolicę. To na pewno było dla nich męczące.
Ale przecież w innym momencie także chcieli, żeby krzyczący niewidomy żebrak się uciszył, ale Jezus podszedł do niego i go uzdrowił. Tym razem mówi, że „jest posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”, a ta kobieta jest Kananejką. Jesteś obca, więc nic dla ciebie nie zrobię.
Jedyny ratunek
Ona nie ustaje, podchodzi jeszcze bliżej, pada Mu do stóp i błaga. Odpowiedź Jezusa znów wydaje się bezduszna: „Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom”. Potraktował ją jak psa? Naprawdę? Nie, to już jest przesada. Takiego Jezusa się nie spodziewałem. To jakieś zaprzeczenie Boga, który jest miłością.
A ona dalej prosi, nawet zgodziła się na ten obraz szczeniąt i mówi, że one też dostają okruchy ze stołu. Jak bardzo musi kochać swoją córkę, żeby nie odpuścić, nie zgorszyć się, nie odejść rozczarowaną, ale pokornie prosić, wręcz błagać i znosić te nieprzyjemności. Jak bardzo musiała wierzyć, że jedynie On pozostał jej jako ratunek.
Nagle Jezus zmienia ton, docenia jej wiarę i uzdrawia córkę. Próbował jej serce. Myślę o tym, jak wielu z nas, współczesnych, odpuściłoby, odeszło zgorszonych, zniesmaczonych. Jak byśmy z oburzeniem opowiadali innym o tym, jak zostaliśmy źle potraktowani. Ile jest takich sytuacji w Kościele?
Wielokrotnie zastanawiałem się czemu Bóg dopuszcza zgorszenia w Kościele, różne trudne sytuacje. Może ta Ewangelia jest odpowiedzią. Może to bada nasze serce na ile wierzymy, że nie mamy gdzie pójść, bo tylko w Nim jest to, czego potrzebujemy.
Dopóki istnieje grzech
Może ktoś mnie potraktował źle w konfesjonale, ale i tak wrócę do spowiedzi, bo wiem, że nigdzie indziej, ja grzesznik, nie mam ratunku. Może jakiś proboszcz mówi o pieniądzach na ogłoszeniach, a na kazaniu wstawia polityczne wątki, ale nie przestanę chodzić na Eucharystię, bo tu jest Słowo i Chleb, które dają życie.
Może mnie ksiądz źle potraktował w kancelarii i powiedział, że nie załatwi nic bez pieniędzy, ale nie zrezygnuję z Kościoła ze względu na Jezusa, nie na księży. Może doświadczyłem jakiejś innej formy zła w Kościele lub o niej słyszałem.
Czytaj także: Ciało jest ważne. Pozwólcie, żeby i ono oddało Bogu chwałę. Komentarz do Ewangelii
Nie, nie chodzi o to, żeby bronić zgorszeń. Oczywiście, że najlepiej, żeby ich nie było, ale historia Kościoła pokazuje jasno, były, są i będą, bo tam, gdzie są ludzie, tam prędzej czy później pojawiają się także ludzkie słabości. Nie unikniemy tego, dopóki na świecie i w ludzkim sercu jest grzech.
Trudna relacja z Kościołem
Ta Ewangelia może przyjść jednak z pomocą tym wszystkim, którzy doświadczyli czegoś trudnego w swojej relacji z Bogiem, z Kościołem. To Słowo jest zachętą, aby mimo wszystko nie odpuścić. Kananejka wiedziała jedno: potrzebuję Jezusa, nie mogę się od Niego odczepić, muszę się Go uchwycić za wszelką cenę i uporczywie trzymać, mimo wszystko.
Jako ksiądz chcę dedykować ten komentarz wszystkim, których zgorszyłem ja sam lub inni ludzie Kościoła: Nie dajcie się odwieść od Jezusa, nie dajcie się zniechęcić, trzymajcie się Go, mimo wszystko. Bądźcie zdeterminowani jak ta kobieta. Jego łaska będzie silniejsza od ludzkiej słabości.
I czytanie: Iz 56, 1. 6-7
II czytanie: Rz 11, 13-15. 29-32
Ewangelia: Mt 15, 21-28
...
Tak. Matka mowi prawde o zlym zachowaniu ksiezy... ALE NIGDY NIE MOWI OCZYWISCIE ZE NIE NALEZY SLUCHAC GDY ROBIA CO DO NICH NALEZY!!! Nie mowiac juz o obrazaniu sie na Kosciol! To glupota! Nikt nie postanowi przeciez stracic zeby bo jakis dentysta go zdenerwowal albo nawet kilku... Szuka dobrego po prostu bo rozum mu wskazuje ze nikt lepiej zebow nie wyleczy niz dentysta. Tak samo nigdzie nie ma lepiej niz w Kosciele!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 10:44, 26 Sie 2017 Temat postu: |
|
|
Kobieta i ksiądz. Zakazana relacja?
Błażej Kmieciak | Sier 25, 2017
Paval Hadzinski/Flickr
Komentuj
1
Udostępnij 132
Komentuj
1
Znajomy dziennikarz wspominał mi, że w pewnej polskiej diecezji tylko w ciągu jednego roku porzuciło sutannę dziewięciu księży. Jak stwierdził, w każdym z tych przypadków powodem odejścia była relacja duchownego z kobietą.
K
rzysztof Antkowiak śpiewał niegdyś: „Zakazany owoc dumnie krąży mi nad głową”. Czy tekst ten dotyczyć mógł relacji księży z kobietami, a w zasadzie kobiet z księżmi?
Grzeszna relacja?
Kilka miesięcy temu rozmawiałem ze znajomym dziennikarzem. Wspominał mi, że w pewnej centralnej polskiej diecezji tylko w ciągu jednego roku porzuciło sutannę dziewięciu księży. Jak stwierdził, w każdym z tych przypadków powodem odejścia była relacja duchownego z kobietą.
Jakie były szczegóły każdej z tych sytuacji? Nie wiem. Wiem jednak, że problem był poważny, gdyż nawet świeccy dostrzegli, że część księży „już nie pracuje”. W tym miejscu pojawia się dyskusja dotycząca celibatu, którą celowo i z premedytacją pominę. Po głowie, krąży mi „zakazany” antkowiakowy owoc.
Temat ten zaczął mnie interesować dokładnie rok temu. W trakcie pewnego koncertu, jaki miał miejsce pod katedrą w moim mieście, zobaczyłem kilkudziesięciu kleryków studiujących w znajdującym się w pobliżu seminarium duchownym. Gdy tak chodziłem między nimi z usypiającą córką na rękach, uświadomiłem sobie, że obok każdego z nich stoi młoda dziewczyna.
Czytaj także: Życie księdza z rodziną u boku – prostsze czy trudniejsze?
Spokojnie i ostrożnie
Nie mam zamiaru przypisywać owym młodym paniom złych intencji. Myślę wręcz, że z tą grupą studentów w duchownych strojach może im się świetnie rozmawiać: z założenia są to bowiem przyzwoici mężczyźni, nastawieni w większości na słuchanie, okazujący empatię. Na świeckich wydziałach panowie z takimi cechami raczej stanowią mniejszość.
Jak się jednak okazuje, fascynacja sutanną to temat, który trudno zatrzymać jedynie na etapie edukacji seminaryjnej. Przypomina mi się bowiem jeden z wywiadów jakiego udzielił ks. Jan Kaczkowski. W szczerym wywiadzie stwierdził, że w jego życiu pojawiła się nagle kobieta, która zaczęła go fascynować. W zasadzie był bliski rezygnacji z kapłaństwa, gdyby nie pewna postawa owej niewiasty.
Stwierdziła ona bowiem, że fakt, iż jest on księdzem wcale jej nie przeszkadza. Ich relacja może być właśnie taka: kobieta-ksiądz. Ta sytuacja go otrząsnęła.
Utrwalona „nienatura”
Stare przysłowie mówi, że „Za mundurem panny sznurem”. Myślę, że w wypadku kapłanów obserwujemy właśnie takie zjawisko. Młody mężczyzna, przystojny, w długiej czarnej sutannie, pięknie mówiący, grzeczny i troskliwy. Jest naturalnym kandydatem na obiekt fascynacji. Kto wie, czy nie działa tu także coś więcej. Wspomniany zakazany owoc faktycznie istnieje, a pokusa pojawia się natychmiast i jej istnienia i pochodzenia wcale nie trzeba udowadniać.
Nie trzeba także udowadniać, że odejścia kapłanów są zjawiskiem coraz częściej ukazywanym medialnie. Ktoś powie, że to przez celibat. Celibat jednak i śluby czystości są faktem, istnieją i próżno szukać sygnałów wskazujących na spodziewaną zmianę.
Czytaj także: Celibat, tożsamość, pieniądze. Szczera rozmowa o kryzysie kapłaństwa
Miałem okazję słuchać w ostatnim czasie kapłana jednego ze wschodnich obrządków, w których zachowane zostało bezżeństwo księży. Uznał on, że celibat jest nienaturalny, ale jest i on go przyjmuje. Jak zatem żyć w tej sprzeczności z naturą?
Ciało i piękno
Moja znajoma pracuje w poradni znajdującej się na terenie klasztoru. Stwierdziła, że ojcowie nie chcą jeździć z nią windą. Obawiają się pokusy, którą może sprowokować zapach perfum, widok spódnicy, bliskość kobiety. Historia ta pokazuje źródło problemu. Celibat, ślub czystości itd. traktowany jest nadal jak zaprzeczenie istnienia seksualności.
Kapłan jest osobą, która doświadcza zapewne nie raz zachwytu drugą osobą. Ks. Marek Dziewiecki wielokrotnie podkreślał, że seksualność, cielesność i płciowość to boże dary. Bezżeństwo ich nie wymazuje z mężczyzny.
Słuchając wypowiedzi byłych księży dojść nieraz można do wniosku, że nagle dary te w nich wybuchły, wcześniej były skrywane, wręcz instytucjonalnie zakazane. Zapewne jest grupa kobiet, których księża w sposób szczególny będą fascynować. Mają oni bowiem te cechy, których tak często nam w relacjach brakuje.
Co jednak zrobić, gdy to kobieta zacznie mężczyznę w sutannie fascynować? Jak wskazać mu, że relacja ta może być czysta, może być darem? Jak pokazać, że podziw piękna kobiety niekoniecznie jest grzechem przeciwko szóstemu przykazaniu?
Może warto te pytania poważnie potraktować nie tylko w seminarium, ale także w trakcie spotkań z młodzieżą, której piękniejsza część czasem zatrzymuje oko młodego kleryka?
..
Nie zapomniajmy o szatanie. On tym kobietom maci w glowach. Patrz jaka jestes atrakcyjna ksiadz dla ciebie rzucil wszystko. Jestem taki atrakcyjny ze ktos sie zabił z mojego powodu... Super! Prawda?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:26, 23 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
Zadanie dla księdza: słuchać, zasiewać wiarę, dodawać otuchy [sobotnia Ewangelia przy kawie]
Katarzyna Szkarpetowska i Ks. Przemek KAWA Kawecki SDB | Wrz 23, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Ks. Przemek KAWA Kawecki: „Mam tę radość obserwowania, jak w kontakcie z Panem Bogiem zmieniają się ludzkie życiorysy. To niesamowite historie!”.
K
atarzyna Szkarpetowska: W bycie księdzem wpisuje się piękna posługa zasiewania w ludziach wiary, miłości, otuchy… Jakie to uczucie zasiewać w ludziach te dary?
Ks. Przemek KAWA Kawecki: Jako salezjanin pracuję głównie z młodymi ludźmi. Mam tę radość obserwowania, jak w kontakcie z Panem Bogiem zmieniają się ich życiorysy. To niesamowite historie.
Dla przykładu: kiedyś na moje rekolekcje trafił długowłosy nastolatek, odziany w skórę i łańcuchy. Chłopak zafascynowany był ciemną stroną mocy i na pierwszy rzut oka nadawał się na okładkę branżowego czasopisma dla egzorcystów (śmiech). Jego matka wysłała go do nas, grożąc mu, że jeśli nie pojedzie na rekolekcje lub pielgrzymkę, to nie puści go w ciągu roku na żaden koncert.
Czytaj także: Świętuj! Niedziela ratuje nas od zarobienia się na śmierć [sobotnia Ewangelia przy kawie]
Minęły lata wspólnej drogi – raz z górki, raz pod górkę, ale wielką radością jest fakt, kiedy ten niegdyś zbuntowany nastolatek przynosi na rękach swojego syna i prosi o błogosławieństwo nad nim.
To jest moc! Fajnie jest towarzyszyć człowiekowi w procesie dojrzewania.
Kiedy przychodzi do Księdza człowiek targany jakimś niepokojem, wątpliwościami czy też brakiem nadziei, to co Księdzu jest potrzebne, aby zasiać w jego sercu spokój, którego szuka?
Najpierw próbuję wysłuchać i zrozumieć, co się wydarzyło. To fundamentalna sprawa! Krótko po moich święceniach o rozmowę poprosiła mnie starsza pani, która po moim kazania uznała, że jestem kapłanem, który na pewno jej pomoże. Nie miałem wtedy wielkiego doświadczenia, a kobieta, która siedziała przede mną, była w wieku mojej mamy. Kiedy opowiadała o swoich problemach, w moim umyśle uruchomił się „pan naprawiacz”, który automatycznie szuka najlepszej drogi wyjścia z kryzysu.
Mniej więcej po pół godzinie wszystkie złote myśli i recepty, które przygotowywałem w myślach, zaczęły się ze sobą mieszać i plątać. Po godzinie czułem się kompletnie bezradny i chciałem odesłać rozmówczynię do kogoś bardziej doświadczonego. Tymczasem pani wzięła głęboki oddech i powiedziała: „Bardzo księdzu dziękuję, w końcu się komuś wygadałam. Ksiądz tak pięknie słucha!”. I odeszła, zadowolona i podniesiona na duchu.
Czasami samo ponazywanie i wypowiedzenie naszych problemów, dylematów, emocji, grzechów jest wyzwalające. Dlatego pierwsze jest cierpliwe wysłuchanie. Kolejne kroki zależą zwykle od sytuacji, problemu, kontekstu. Wiem jedno: kiedy jestem rozgrzany duchowo, trwam w modlitwie, medytuję Słowo Boże, to nie muszę się specjalnie wysilać, aby podnieść kogoś na duchu, poradzić mu. Kiedy trochę wystygnę, wtedy muszę się bardzo wysilać.
Mamy dzisiaj przypowieść o siewcy. Gleba żyzna, urodzajna w sensie duchowym – czyli jaka?
Mam wrażenie, że w pierwszej linii chodzi tu o pewną mentalną otwartość na działanie Pana Boga. Zaraz potem dodałbym taką zwykłą, ludzką dojrzałość i wolę nieustannego rozwoju. W końcu potrzebna jest wierność i konsekwencja w relacji z Bogiem, w przekuwaniu Jego słów na czyny, czyli codzienne wybory, sposób życia, podchodzenia do drugiego człowieka. To taka idealna gleba.
W jaki sposób nieurodzaj w życiu osobistym czy zawodowym może oddziaływać na życie duchowe?
Stare przysłowie mówi: „Jak trwoga, to do Boga” i coś jest na rzeczy. Trudności, kłopoty mogą nas pobudzić do pogłębienia lub odnowienia kontaktów z Bogiem, ale nie jest to regułą.
Czytaj także: Ciężko Ci w życiu? Przyjmij je jako dar, a nie karę [sobotnia Ewangelia przy kawie]
Jeden z moich kumpli, który szukając chleba w Irlandii został życiowym bankrutem, o swoim nawróceniu powiedział: „W pewnym wieku, kiedy musisz walczyć o rodzinę, o przetrwanie, nie poskarżysz się już mamie, bo dawno nie żyje, koledzy nie są w stanie ci pomóc, do prezydenta cię nawet nie wpuszczą. To do kogo masz iść po pomoc? Zostaje ci tylko Bóg!”.
Byłoby dobrze, gdyby każdy nieurodzaj kończył się takim odkryciem.
Aby ziemia wydała plony, potrzebna jest ciężka praca i – jak pokazuje Ewangelia – czujność, żeby ziarno nie padło byle gdzie. W życiu jest podobnie?
Bez pracy nie ma kołaczy, jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz – te mądrości życiowe nie wzięły się z kosmosu. Jeżeli nie pielęgnujesz, nie dbasz, nie czuwasz, to bardzo szybko piękne pole staje się ugorem.
Ewangelia na sobotę: Łk 8, 4-15
„Sobotnia Ewangelia przy kawie” to przygotowany dla Aletei cykl rozmów Katarzyny Szkarpetowskiej z ks. Przemkiem KAWĄ Kaweckim SDB. Nasi rozmówcy co tydzień dzielą się z nami ciekawymi i nieoczywistymi myślami inspirowanymi fragmentem Ewangelii przeznaczonym w liturgii Kościoła na każdą sobotę.
...
Pokusa aby zajac sie ,,czyms praktycznym" jesf duza. Tak jakby msza byla ,,niepraktyczna"...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:50, 27 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
Rodzinna „karmelitanka”. Babcia Czesia ma specjalny grafik modlitwy za wnuków
Marlena Bessman-Paliwoda | Wrz 27, 2017
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
„No, Piotruś, w tym tygodniu modlę się za ciebie” – tak kilka lat temu dowiedziałem się o specjalnym grafiku modlitwy babci Czesi.
A
l. Piotr Bączyński (kleryk ełckiego Seminarium Duchownego) opublikował na Facebooku zdjęcie ze swoją babcią. Podpisał: „Z kochaną Babcią Czesią. Wzór pokory i pracowitości. W tym miesiącu kończy 90 lat”. Dalej w komentarzach dopisał, że jest też wzorem modlitwy. Każdego ze swoich wnuków omadla bowiem według grafiku.
Co dziewięć dni babcia modli się za innego z wnuków i prawnuków. Jej grafik nie jest schematyczny, bardziej opiera się na zasadzie potrzeby. Babcia wychwytuje trudności wnuków, ale też oni sami do niej dzwonią z prośbą o modlitwę, a potem… szturmuje niebo. Jeden z wnuków podkreśla, że ma pewność, że jego pomyślność na egzaminach to sprawka babci Czesi, a dokładnie jej modlitwy. Dzięki niej wyzdrowiał także mąż wnuczki.
Czytaj także: Modlitwa, która jest relacją
„To nasza rodzinna karmelitanka. Zapewnia modlitewne zaplecze całej rodzinie” – opowiada al. Piotr. – O grafiku dowiedziałem się, kiedy babcia powiedziała mi: No, Piotruś, w tym tygodniu modlę się za ciebie. Kiedy przychodzi sesja, babcia modli się za wnuka czy wnuczkę i za egzaminatora, żeby wysłuchał wszystkiego i uznał odpowiedź za satysfakcjonującą. Babcia modli się szczególnie do Ducha Świętego, aby natchnął odpowiednio osoby, za które się modli. Dla mnie to wzór modlitwy”.
Sama babcia Czesia mówi: „W mojej modlitwie nie ma nic szczególnego. Ważne, aby modlitwa była szczera”.
Pierwsza myśl, jaka pojawia się po tej historii? „Też chcę mieć taką babcię!”. Tak naprawdę, może nawet nie zdajemy sobie sprawy, a nasze babcie cały czas się za nas modlą. Może nie mają rozpisanego grafiku na kartce, ale jest on zapisany w sercu.
PS Myśl druga: „Chcę być taką babcią”!
...
Ksieza potrzebuja wsparcia nie tylko rodziny.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 7:43, 07 Paź 2017 Temat postu: |
|
|
Uwielbiam spowiadać! Tu kapłan jest jak Boży śmieciarz. Konfesjonał oczami księdza
Redakcja | Paźdź 06, 2016
AFP/EAST NEWS
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Boisz się spowiedzi? To normalne. Ale spójrz na nią oczami tego księdza, a zmienisz podejście do tego niezwykłego sakramentu.
J
echałem kiedyś autobusem z lotniska z grupą starszych ludzi. Zauważyli, że jestem księdzem i zaczęli zadawać pytania. „Czy wykonuje ksiądz wszystkie obowiązki kapłana?”. Potwierdziłem. „Spowiada też?” – dopytywali. Powiedziałem, że tak, cały czas.
Jedna ze starszych pań westchnęła ciężko. „Myślę, że to chyba najgorsze ze wszystkiego. To musi być bardzo przygnębiające słuchać o wszystkich ludzkich grzechach”.
Czytaj także: Opuściłem niedzielną mszę. Muszę iść do spowiedzi? Za każdym razem?
Nie ma wspanialszego miejsca
Powiedziałem im, że jest na odwrót. Nie ma chyba wspanialszego miejsca, niż to, w którym człowiek wraca do Boga. „Gdybym musiał oglądać, jak ludzie odchodzą od Boga, to byłoby przygnębiające. Ja mogę być z nimi, gdy do Niego wracają” – powiedziałem.
Konfesjonał jest miejscem, gdzie ludzie pozwalają, by zwyciężyła Boża miłość. To najbardziej radosne, uczące pokory i inspirujące miejsce na świecie.
Co widzę podczas spowiedzi?
Myślę, że trzy rzeczy. Po pierwsze, widzę jak działa drogocenne Boże miłosierdzie. Mogę regularnie stawać twarzą w twarz z odmieniającą życie potęgą Bożej miłości. Mogę zobaczyć Bożą miłość z bliska i to przypomina mi stale o tym jak dobry jest Bóg.
Drugą rzeczą, którą widzę, jest ciągła troska konkretnych osób o to, by stawać się świętymi. Nie dbam o to, czy to trzecia spowiedź tego człowieka w tym tygodniu. Jeśli poszukuje sakramentu pojednania, oznacza to, że ta osoba się stara. Nic innego mnie nie obchodzi.
Ta myśl jest warta zastanowienia: pójście do spowiedzi to znak, że nie zrezygnowałeś z Jezusa.
Konfesjonał nie jest miejscem od robienia wrażenia
Rozmawiam z ludźmi, którzy mówią: „nie chcę iść do spowiedzi, bo mój ksiądz naprawdę mnie lubi i myśli, że jestem dobrym człowiekiem”. W odpowiedzi na to mogę powiedzieć dwie rzeczy.
On nie będzie rozczarowany! Wasz kapłan zobaczy kogoś, kto się stara! Pokażcie mi świętego, którzy nie potrzebował Bożego miłosierdzia! (Nawet Maryja potrzebowała miłosierdzia Bożego; została obdarzona potężną łaską Bożą w chwili poczęcia. Bum! Sprawa zamknięta).
Czytaj także: Jola Szymańska: „Unikanie spowiedzi” – jak wygrać w ulubionej grze katolików?
A nawet jeśli, to co z tego, że kapłan jest rozczarowany? Staramy się robić dobre wrażenie w tylu różnych sytuacjach w życiu. Konfesjonał nie jest miejscem, w którym mamy robić dobre wrażenie. Konfesjonał jest miejscem, gdzie umiera nasze pragnienie zaimponowania.
Pomyśl o tym: we wszystkich innych grzechach istnieje potencjał, który sprawia, że pędzimy do konfesjonału, ale pycha jest tym jedynym, który każe nam ukrywać się przed Bogiem, mogącym nas uzdrowić.
Czy pamiętam Twoje grzechy? Nie!
Tak często ludzie pytają, czy pamiętam grzechy penitentów. Rzadko, prawie nigdy nie zapamiętuję grzechów z konfesjonału. To może wydawać się niemożliwe, ale prawdą jest, że grzechy nie robią aż takiego wrażenia. Nie są jak niezapomniane zachody słońca lub deszcz meteorytów czy super intrygujący film – są raczej jak śmieci.
A jeśli grzechy są jak śmieci, to kapłan jest jak Boży śmieciarz. Jeśli zapytasz śmieciarza o najobrzydliwszą rzecz, jaką kiedykolwiek zawiózł na wysypisko, może będzie umiał ją sobie przypomnieć. Ale faktem jest, że gdy przywykniesz do wywożenia śmieci, to przestają być godne uwagi; przestają się wyróżniać.
Szczerze mówiąc, gdy zdasz sobie sprawę, że w sakramencie pojednania mniej chodzi o grzech, a więcej o to, że śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa odnoszą zwycięstwo w życiu człowieka, grzechy tracą cały swój blask, a w centrum uwagi staje zwycięstwo Jezusa.
W spowiedzi spotykamy przemieniającą nasze życie drogocenną Bożą miłość, ofiarowaną nam za darmo, za każdym razem, kiedy o to prosimy. Spotykamy Jezusa, który nam przypomina, że jesteś wart, by za ciebie umrzeć. Nawet w swoich grzechach, jesteś tego wart. Gdy ktoś przychodzi do spowiedzi, widzę osobę, która jest ukochana przez Boga i która mówi, że też Go kocha.
W konfesjonale widzę moje własne słabości
Trzecią rzeczą, którą ksiądz widzi, kiedy słucha spowiedzi, jest jego własna dusza.
Nie umiem wam opowiedzieć, jaki czuję się mały, kiedy ktoś przychodzi po miłosierdzie Jezusa, które otrzymuje za moim pośrednictwem. Grzechy tego człowieka nie zawstydzają mnie za bardzo. Uderza mnie fakt, że on umiał rozpoznać grzech w swoim życiu, na który ja byłem ślepy w moim własnym. Słuchanie, jak ktoś pokornie wyznaje swoje grzechy, kruszy moją własną pychę. To jeden z najlepszych rachunków sumienia.
Arcybiskup Fulton Sheen powiedział kiedyś kapłanom, że z trudem zdajemy sobie sprawę z tego, co się dzieje, kiedy wyciągamy nasze ręce nad głową penitenta podczas rozgrzeszenia. Nie zdajemy sobie sprawy, powiedział, że prawdziwa Krew Chrystusa kapie wtedy z naszych palców na głowę penitenta, oczyszczając go.
Ręce kapłana i sakrament, który leczy
Dzień po moich święceniach mieliśmy małe przyjęcie. Mój tata wstał i wygłosił toast. Całe życie pracował jako chirurg ortopeda i był bardzo dobrym specjalistą. Od kiedy pamiętam, jego pacjenci przychodzą do mnie w różnych momentach i mówią mi, jak ich życie się zmieniło, ponieważ mój tata jest takim dobrym chirurgiem.
Czytaj także: Bp Edward Dajczak na kolanach prosił młodzież o przebaczenie
No więc mój tata stanął wśród ludzi obecnych na przyjęciu i powiedział: „Przez całe życie używam moich rąk, by leczyć złamane kości. Ale od teraz mój syn Michael … hm, ksiądz Michael … będzie używał swych rąk… będzie używał swych rąk, by leczyć złamane dusze. Jego ręce uratują jeszcze więcej istnień ludzkich niż moje”.
Spowiedź jest tak potężnym doświadczeniem. Muszę tylko zaoferować człowiekowi Boże miłosierdzie, miłość i odkupienie. Ale nie chcę wchodzić w drogę Jezusowi. Kapłan nikogo nie osądza. W konfesjonale jedynym, co mam do zaoferowania jest miłosierdzie.
Mogę poświęcić się dla Ciebie
Pewnego razu po college’u poszedłem do spowiedzi po długiej przerwie i z wieloma grzechami, a ksiądz po prostu dał mi jako pokutę coś w stylu „jedna Zdrowaś Maryjo”. Zawahałem się. „Eee, proszę księdza … Czy słyszał ksiądz wszystko co mówiłem?”. „Tak” – odpowiedział. Zapytałem: „nie uważa ksiądz, że powinienem dostać większą pokutę?„.
Spojrzał na mnie z wielką miłością i powiedział: „Nie. Ta niewielka pokuta to wszystko, o co Cię proszę”. Zawahał się, a potem kontynuował: „Ale powinieneś wiedzieć: będę za Ciebie pościł przez następne 30 dni„.
Byłem oszołomiony. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Powiedział mi, że katechizm naucza, że kapłan musi czynić pokutę za wszystkich tych, którzy przychodzą do niego do spowiedzi. I oto on przyjmował ciężką pokutę za wszystkie moje ciężkie grzechy.
To dlatego spowiedź odkrywa przed księdzem jego własną duszę, objawia jego gotowość do poświęcenia swego życia razem z Chrystusem. Kapłan widzi nasze grzechy jako ciężar, który uniesie (wraz z Jezusem!) i ofiaruje Ojcu, jednocześnie oferując nam Boże miłosierdzie.
Spowiedź jest zawsze zwycięstwem
Niezależnie od tego, czy wyznałeś konkretny grzech po raz pierwszy czy po raz setny, każda spowiedź jest wygraną dla Jezusa.
Tak to właśnie jest. Mogę siedzieć i patrzeć przez cały dzień, jak Jezus odzyskuje swoje dzieci. To absolutnie niesamowite.
Czytaj także: Dobra spowiedź. 10 celnych rad od księży
Autorem tekstu jest ks. Mike Schmitz – szef duszpasterstwa młodzieży i młodych dorosłych w diecezji Duluth oraz duszpasterz Newman Catholic Campus na Uniwersytecie Minnesoty w Duluth. W każdą niedzielę podczas mszy świętej jego homilie są rejestrowane i dostępne na bulldogcatholic.org lub iTunes. Ten artykuł ukazał się pierwotnie na Lifeteen.com, a tu przedrukowany jest za ich zgodą.
Tekst ukazał się w angielskiej wersji Aletei.
...
Po tym poznaje sie powolanie. Czy ksiadz lubi spowiadac. Nie czy to przyjemne bo nieprzyjemne ALE CZY LUBI! To inne pojecia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 15:11, 28 Paź 2017 Temat postu: |
|
|
Proboszcz wynajął autobus, by za darmo dowozić ludzi do kościoła. Parafianie zachwyceni
Beata Zajączkowska | 28/10/2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
„To wspaniały pomysł. Inaczej siedziałabym w domu, ponieważ nie ma mnie kto zawieźć do kościoła. Dzieci pomagają mi w tym tylko w niedzielę” – podkreśla jedna z parafianek.
„P
arafiabusem” okrzyknęli Włosi autokar, który bezpłatnie dowozi ich na modlitwę. Dodatkową atrakcją jest to, że za kierownicą siedzi sam… wikary. Cała akcja to pomysł jednego z proboszczów na to, by wiernym ułatwić drogę do kościoła.
Czytaj także: Wypisali proaborcyjne grafitti na kościele. Reakcja proboszcza była rewelacyjna
Coraz większe parafie
„Także Włochy mają swoje peryferie, a są nimi chociażby coraz bardziej pustoszejące maleńkie miasteczka. Brakuje tam też księży, więc parafie obejmują coraz większe terytorium, na którym jest często po kilka dojazdowych kościołów” – mówi ks. Giuseppe Nevi, który w połowie września został proboszczem w Soncino.
W jego nowej parafii jest pięć kościołów oddalonych od siebie o około dziesięciu kilometrów, co zdecydowanie nie scala życia wspólnoty. Stąd pomysł, by wynająć mający 57 miejsc autobus turystyczny i codziennie dowozić wiernych na wieczorne nabożeństwo do głównego kościoła św. Jakuba.
Za darmo pod kościół
„Parafibus” wystartował w pierwszym dniu nowenny przed uroczystością Wszystkich Świętych i od razu skorzystało z niego 20 osób. Z każdym dniem wciąż przybywa pasażerów, którzy wsiadają do autobusu na sześciu specjalnie wyznaczonych i dobrze oznakowanych przystankach. Jest na nich nawet rozkład jazdy.
W jedną stronę autobus pokonuje ponad 30 km. Tyle samo z powrotem, ponieważ po modlitwie odwozi wiernych do domu.
Korzystają z niego nie tylko osoby starsze i chore, ale również dzieci, które bez „parafiabusa” do kościoła musieliby dowieźć sami rodzice, którym często nie pozwalają na to obowiązki. Przejazd jest bezpłatny, a cała inicjatywa finansowana ze środków parafialnych. Chętni mogą jednak zostawić ofiarę.
Czytaj także: „Weźcie się do roboty”. Kazanie proboszcza, które spowodowało boom narodzin
Autobus skraca dystans
„Zainteresowanie jest ogromne i pomysł bardzo się podoba” – mówi siedzący za kierownicą wikary. Prawo jazdy uprawniające m.in. do prowadzenia autobusów turystycznych ks. Massimo Cortellazzi zdobył jeszcze w seminarium, gdyż uwielbiał, jak mówi, wszystkie duże maszyny od ciągnika począwszy a na autokarach skończywszy.
Już wcześniej dał się poznać wiernym od strony kierownicy, ponieważ – gdy brakowało kierowcy – siadał za kółkiem gimbusa dowożącego dzieci do gminnej szkoły.
„To dla mnie również sposób pełnienia duszpasterskiej posługi. Można poznać ludzi i z nimi porozmawiać. Autobus skraca dystans, który często jest w kościele” – podkreśla wikary.
„Inaczej siedziałabym w domu”
W swój ostatni kurs „parafiabus” wyruszy w wigilię uroczystości Wszystkich Świętych. Zachęcony sukcesem proboszcz już jednak zapowiada kontynuację tej parafialnej inicjatywy i zastanawia się nawet nad kupnem własnego autobusu, by nie tracić pieniędzy na wynajem. Kolejne kursy „parafiabusa” planuje przed Bożym Narodzeniem.
„To wspaniały pomysł. Inaczej siedziałabym w domu, ponieważ nie ma mnie kto zawieźć do kościoła. Dzieci pomagają mi w tym tylko w niedzielę” – podkreśla jedna z parafianek.
A proboszcz dodaje: „Trzeba szukać nowych metod służby, by uczynić naszą wspólnotę bardziej żywą. Transport parafialny wstrzelił się w to doskonale”.
...
Parafiobus - ciekawy pomysl.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:00, 05 Lis 2017 Temat postu: |
|
|
Miasteczko księży, czyli z wizytą w Pelplinie
Stefan Czerniecki | 05/11/2017
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Miasteczko zamieszkane przez samych tylko księży? Z wyłącznie budynkami klasztornymi, kościołami i kaplicami? Z dzwoniącymi na kolejne msze święte dzwonnicami? Czy to możliwe?
P
ewnie i możliwe. Ale póki co, to raczej wizja mocno futurystyczna. Jeśli jednak mielibyśmy wybrać w Polsce miasteczko, na bazie którego taką futurystyczną wizję mielibyśmy zbudować, najprościej byłoby pojechać na słynne Kociewie. To samo Kociewie, o którym z taką estymą mówi w wywiadach Wojciech Cejrowski.
Gdy w 1274 roku książę pomorski Mszczuj II przekazywał cystersom pewną maleńką wioskę na kociewskich ziemiach, było już jasne, że to miejsce nie ma innej szansy rozwoju niż ścisła droga z Panem Bogiem pod rękę. I tak maszerują po dziś dzień. A Pelplinowi, o którym tu mowa, wyszło to wyłącznie na dobre.
Pelplin, czyli „Boża miejscowość”
– Szczęść Boże!
– A Bóg zapłać, Bóg zapłać – odpowiada mi sympatycznie wyglądający młody kleryk.
Spotkam ich dziś jeszcze przynajmniej kilku, jeśli nie kilkunastu. Wszystko przez stojące nieopodal seminarium…
To jedno z nielicznych w Polsce miasteczek, w których, by spotkać księdza, wystarczy wyjść na ulicę. Można by napisać, że to taka „Boża miejscowość”.
Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że to zmodyfikowana wersja akademickiego miasteczka, jakie zobaczyć można w Warszawie, Krakowie czy Lublinie. Z tą różnicą, że zamiast studentów, po ulicach spacerują duchowni. Od miasteczek studentów różni je coś jeszcze: atmosfera. W Pelplinie jest nadzwyczaj cicho.
Czytaj także: 8 najpiękniejszych klasztorów w Polsce
Medytacja w biskupich ogrodach w Pelplinie
Mam dziś szczęście. Otrzymałem pozwolenie, by pospacerować po biskupich ogrodach. To teren zamknięty. Szkatułka medytacji dla tych wszystkich, którzy najbardziej z nas wszystkich potrzebują ciszy.
Już Mickiewicz zauważył, że Boga najprościej jest spotkać właśnie w niej. Kto wie, co usłyszał dyskretnie w tej chwili oddalający się w przeciwnym kierunku ojciec. Ze schowanymi w kieszeniach dłońmi, w których najprawdopodobniej ściska różaniec. Mam tylko nadzieję, że nie przeszkodziłem.
W ogrodach naprawdę łatwo zapomnieć o upływających godzinach. Przed wejściem dobrze jest ustawić sobie alarm w zegarku. Atmosfera pobożnej ciszy niechybnie kusi. W pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Zanurzony w obowiązującym tutaj milczeniu przekraczam mostek na ogrodową wyspę. Pieczołowicie pielęgnowane trawniki, żółte kwiaty, niewysokie krzewy, a na samym końcu wyłożonej kamieniami alejki drewniany stolik. A na nim… pozostawiona samej sobie czerwona róża. Jeszcze świeża, z kropelkami porannej rosy. Czyżby biskupi upominek dla tego miejsca? Teraz aż prosi się, aby przysiąść i pomedytować. Święte miejsce.
Czytaj także: Medytacja, sznur i deska z farbami – poznajcie najnowsze trendy w duchowości chrześcijańskiej
Bazylika Katedralna, najpiękniejsza w kraju
To jednak nie biskupi ogród jest tym, co skupia uwagę każdego, kto przejeżdża Starogardzką, główną ulicą Pelplina. Jest nim za to drugi co do wielkości kościół ceglany w Polsce. Wznoszona przez niemal trzy wieki Bazylika Katedralna. To bez dwóch zdań jedna z najpiękniejszych świątyń w kraju. Wszystko jest tu monumentalne. Smukła sylwetka, wieże, ozdobna brama wejściowa, arkady naw bocznych bazyliki, wreszcie: uznawany za najwyższy w tej części Europy ołtarz, mierzący sobie 25,5 metra. Tak, pelplińska katedra robi niezwykłe wrażenie. Zresztą, w „Bożym miasteczku” nie mogło przecież być inaczej.
Byliśmy w biskupich ogrodach. Zobaczyliśmy wspaniałą katedrę. Pomiędzy nimi mignął nam czerwony dach tutejszego seminarium. Jest też katolickie liceum Collegium Marianum. Warto jednak choćby na chwilę przejść na drugą stronę dzielącej miejscowość na pół ulicy. Tutaj – jakżeby inaczej! – kolejny malowniczy kościółek.
Tym razem znacznie mniejszy, otoczony zabytkowymi mogiłami przestawiającymi figury świętych. Kościółek pachnie wilgotnym cieniem przemieszanym z uroczą wonią starego drewna. Zapach dzieciństwa dla tych wszystkich, których ukochani rodzice prowadzili co niedzielę do wiejskich kościółków, nieco innych od tych miastowych. Gdy owa woń fascynowała, koiła, rozbudowywała dziecięcą wyobraźnię.
Czytaj także: Kościoły na skałach
„Widziałeś już Papieża?”
– Widziałeś już Papieża? – zapytuje mnie kolejny z księży, któremu grzecznie się kłaniam.
– Jak to?
– Czyli nie widziałeś… Wracaj więc czym prędzej pod ogrody. Póki nie zamkną. Zobaczysz, o czym mówię…
Faktycznie. Jest. Siedzący, nieco przygarbiony – dokładnie taki, jakiego go zapamiętaliśmy. Ukochany staruszek. Ojciec święty trzyma na kolanach księgę. Biblię? A może starotestamentalne przedruki? Żadne z nich. Zatem co?
Odpowiedź znajdujemy w umieszczonym u podnóża pomnika podpisie: „Fides et Ratio”. To tytuł encykliki Jana Pawła II dedykowanej wszystkim biskupom. Encykliki opowiadającej o skomplikowanych relacjach między wiarą a rozumem. W dziele jest takie zdanie: „Wiara i rozum są jak dwa skrzydła unoszące człowieka ku kontemplacji prawd”. Myślę, że do tej kontemplacji najlepiej nadaje się pelplińska atmosfera. Spróbujemy? Swoją droga, ciekawe, czy ta róża nadal tam leży?
...
Tez byc musi.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:24, 17 Lis 2017 Temat postu: |
|
|
Prymas Polski: Parafia nie jest gettem. Kiedy Kościół się zamyka, zaczyna chorować
Katolicka Agencja Informacyjna | 17/11/2017
EAST NEWS
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
„Nasze parafie powinna „cechować postawa Maryi, która po zwiastowaniu nie zamknęła się w domu. Nie rozsiadła się w salonie na wygodnej kanapie. Ona konkretnie nam pokazała, że jeśli jest ktoś, kto potrzebuje pomocy, trzeba natychmiast ruszyć w drogę”.
A
bp Wojciech Polak 16 listopada poświęcił nowo zbudowany kościół na gnieźnieńskim osiedlu Pustachowa. Świątynia, jak i tamtejsza parafia, mają za patronkę wspominaną tego dnia Matkę Bożą Miłosierdzia. Ona – jak powtórzył za papieżem Franciszkiem prymas – wciąż potwierdza, że miłosierdzie Syna Bożego nie zna granic i dociera do wszystkich, nie wykluczając nikogo.
Czytaj także: Proboszcz wynajął autobus, by za darmo dowozić ludzi do kościoła. Parafianie zachwyceni
Gnieźnieński metropolita przypomniał, że Kościół żyje i funkcjonuje nie dla siebie samego, a świątynie budujemy nie po to, by odgradzać się od innych i od rzeczywistości.
Nie tworzymy tutaj, w tym miejscu osiedla, jakiegoś chrześcijańskiego getta czy hermetycznie zamkniętej, a przez to niedostępnej dla innych, przestrzeni i wspólnoty. One są i muszą być ze swej istoty na wskroś otwarte.
Musi je cechować postawa Maryi, która po zwiastowaniu nie zamknęła się w domu, nie dała się sparaliżować strachem czy pychą. Nie rozsiadła się w salonie na wygodnej kanapie. Ona przecież konkretnie nam pokazała, że jeśli jest ktoś, kto potrzebuje pomocy, trzeba natychmiast ruszyć w drogę. Trzeba nam iść. Trzeba stąd wyruszać – tłumaczył prymas.
Za papieżem Franciszkiem przestrzegał: „Na tym polega niebezpieczeństwo, że zamykamy się w parafii, w kręgu przyjaciół, z tymi, którzy myślą tak, jak my. Ale kiedy Kościół zamyka się w sobie, zaczyna chorować”.
Parafia pw. Matki Bożej Miłosierdzia w Gnieźnie została ustanowiona 1 lipca 1996 roku. Służba Boża sprawowana była w tymczasowej kaplicy oddanej do użytku w tym samym roku. W 2008 roku ówczesny arcybiskup gnieźnieński Henryk Muszyński wmurował kamień węgielny (przywieziony z Ostrej Bramy w Wilnie) pod nowy kościół parafialny. Budowano go 9 lat.
Czytaj także: Papieska intencja na wrzesień: Aby parafie przestały być urzędami
Tekst homilii prymasa Polski i transmisja wideo z mszy świętej dostępne są na stronach: [link widoczny dla zalogowanych] oraz [link widoczny dla zalogowanych]
...
Czyli rutyna wygoda i spoczywanie na laurach. Tego trzeba unikac.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:26, 17 Lis 2017 Temat postu: |
|
|
Modlitwa „Jezu, Ty się tym zajmij”. Jak ją prawidłowo odmawiać?
Joanna Bątkiewicz-Brożek | 17/11/2017
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Autorka biografii ks. Dolindo Ruotolo opowiada, jak powstała modlitwa „Jezu, Ty się tym zajmij” i tłumaczy sprawę „instrukcji”, jaką spisał włoski mistyk [wideo].
Jezu, ufam Tobie
Jak powstała modlitwa „Jezu, Ty się tym zajmij”? Jak ją odmawiać? I dlaczego warto zaufać Bogu na sto procent? Posłuchaj opowieści Joanny Bątkiewicz-Brożek, autorki bestsellerowej biografii „Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda” oraz książki „Różaniec zawierzenia z ks. Dolindo”.
Czytaj także: Jezu, Ty się tym zajmij! Akt oddania Jezusowi ks. Dolindo Ruotolo. Nowe tłumaczenie
W oryginale ten słynny akt zawierzenia zatytułowany jest w taki sposób: „Nie chcę się niepokoić, Jezu, ufam Tobie”. W jakich okolicznościach pojawił się w głowie ks. Dolindo? Jak powinniśmy odmawiać ten akt? Opowiada autorka biografii.
Kim był ks. Dolindo Ruotolo?
To katolicki ksiądz i mistyk, któremu zawdzięczamy słynny akt zawierzenia „Jezu, Ty się tym zajmij”. Pisząc list do jednej ze swoich córek duchowych, poczuł niespodziewane przynaglenie, by zapisać słowa, które – jak wierzył – podyktował mu sam Jezus, a które dziś są modlitwą dla tysięcy wiernych.
Z jednej strony niezwykle obdarowany, z przedziwnym, proroczym wglądem w duszę człowieka. Ceniony przez o. Pio, który odsyłał do niego penitentów. Z drugiej – szczególnie doświadczany przez Kościół: z powodu oskarżeń nieprzychylnych mu osób, wielokrotnie stawiany przed Świętym Oficjum, oskarżany o herezję, z wieloletnim zakazem odprawiania mszy świętej i głoszenia homilii.
Obecnie jest Sługą Bożym. Trwa jego proces beatyfikacyjny.
Czytaj także: Jezu, Ty się tym zajmij! Komu Jezus zostawił tę potężną modlitwę?
Jego historię można przeczytać w książce Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda Joanny Bątkiewicz-Brożek (wyd. Esprit). Rozważania do tajemnic różańcowych znajdują się w książce Różaniec zawierzenia z księdzem Dolindo (wyd. Esprit).
...
Jezus wrecz pragnie aby na Niego ,,zrzucic odpowiedzialnosc".
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 10:47, 21 Gru 2017 Temat postu: |
|
|
Bohaterowie w sutannach. Z jakiej gliny ulepieni są nasi księża?
Elizabeth Scalia | 20/12/2017
Hector Rondon | AP Photo
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Księża katoliccy to także ludzie i są niedoskonali jak my wszyscy. Ale czasami to prawdziwi bohaterowie. Oto kilka niezapomnianych przykładów.
K
ilka lat temu felietonistka Aletei Katrina Fernandez znalazła to poniższe zdjęcie i pisała wtedy z podziwem: „Z jakiej gliny ulepieni są nasi księża!”.
4 czerwca 1962 roku. Kapelan marynarki wojennej ksiądz Luis Padillo udzielał ostatniego namaszczenia umierającym żołnierzom, gdy znalazł się w ogniu snajperów. Ranny żołnierz podciągnął się, trzymając się kurczowo sutanny księdza, gdy pociski rozrywały wokół nich beton chodnika. Hector Rondón Lovera, który musiał leżeć plackiem, by uniknąć zastrzelenia, powiedział później, że nie wie, jak udało mu się zrobić to zdjęcie. Amerykański malarz Norman Rockwell w niesamowity sposób wykorzystał to zdjęcie jako wzór, malując obraz „Morderstwo w Missisipi” w swoim cyklu Sprawiedliwość Południa.
Hector Rondon | AP Photo
Na tym wizerunku księdza Padillo uderza mnie poczucie absolutnego spokoju. Emanuje z niego jakaś zadziwiająca pewność. Niezachwianie. A nawet śmiałość.
Ksiądz z piechoty morskiej
Powyższa historia przywodzi na myśl „księdza z piechoty morskiej”, znanego lepiej jako Sługa Boży Vincent Capodanno, który został zabity w Wietnamie.
United States Navy - Public Domain
Ksiądz Capodanno szedł do rannych i umierających, udzielając im ostatniego namaszczenia i zajmując się swoimi ukochanymi marines. Zawsze opiekował się nimi, tak jak oni opiekowali się nim. Ranny w twarz i ciężko zraniony odłamkiem, który prawie oderwał mu dłoń w heroicznej bitwie pod Dong Son we wrześniu 1967 roku, ksiądz Vince ruszył, by pomóc rannemu żołnierzowi piechoty morskiej w odległości zaledwie kilku metrów od karabinu maszynowego wroga. Zginął od serii karabinu maszynowego, kiedy pomagał tamtemu młodemu żołnierzowi. Kiedy odzyskano jego ciało, miał 27 ran po kulach.
Kapłan o zmęczonych oczach
Historia księdza Capodanno przypomina mi innego, być może w przyszłości ogłoszonego świętym, kapelana – księdza Emila Kapauna.
Public Domain
Pracowicie wypełniając swoją posługę na przedpolu pozycji amerykańskich, na „ziemi niczyjej”, faktycznie zapobiegał egzekucjom i negocjował z wrogiem możliwość przeniesienia rannych Amerykanów w bezpieczne miejsce. Nikt nie wie dokładnie, ilu młodych żołnierzy wyniósł stamtąd na własnych plecach. Wracając wielokrotnie, w końcu został wzięty do niewoli, gdy próbował uratować kolejnego rannego żołnierza.
Jest o nim taka niesamowita historia: gdy pomagał rannemu, podszedł do niego nieprzyjacielski żołnierz i wycelował karabin. Ksiądz Kapaun, wyraźnie nie mając na to ochoty, zamachnął się i zdzielił Wietnamczyka, zanim został wzięty do niewoli.
Na wojnie w Pearl Harbor i w Iraku
Ksiądz Kapaun przywodzi mi na pamięć księdza kapelana Tima Vakoca, który zmarł na skutek ran odniesionych w Iraku.
Fair Use
Vakoc został ranny 29 maja 2004 roku – w dwunastą rocznicę swoich święceń kapłańskich – wracając po odprawieniu mszy świętej za żołnierzy na polu walki w Iraku, kiedy jego Humvee najechał na minę-pułapkę. Doznał ciężkiego uszkodzenia mózgu. 1 czerwca 2005 roku otrzymał flagę podpisaną wcześniej przez niego i żołnierzy z jego oddziału. Tym, którzy go odwiedzili i sprezentowali flagę, najpierw przekazał wiadomość „TIM 4F” (kod wojskowy oznaczający „niezdolny do służby”), a następnie „OK”.
A przy okazji historii księdza Vakoca przypomina się niesamowity ksiądz Aloysius Schmitt, kapelan marynarki wojennej, który skończył odprawiać mszę na USS Oklahoma na chwilę przed atakiem na Pearl Harbor i zginął, pomagając innym marynarzom.
Photo Courtesy of Loras College
We wraku znaleziono skorodowany kielich księdza Schmitta i łaciński modlitewnik z zaciekami od wody. Książeczka miała wciąż zakładkę na stronie z modlitwami tamtego poranka, z Psalmem 8.
O Panie, nasz Boże,
jak przedziwne Twe imię po wszystkiej ziemi!
Będę wielbił Twój Majestat pod niebiosa.
Ksiądz Schmitt był pierwszym katolickim księdzem, który zginął na służbie w armii amerykańskiej. Na jego cześć jeden z eskortowców klasy Buckley otrzymał nazwę USS Schmitt.
Na morzu i w obozie koncentracyjnym
Jego historia zawsze mnie porusza i w naturalny sposób przypomina mi również o księdzu Johnie Patricku Washingtonie, jednym z „czterech kapelanów” różnych wyznań, których po raz ostatni widziano, jak ujęli się pod ramię i modlili razem na pokładzie skazanego na zagładę transportowca z II wojny światowej, USS Dorchester.
Public Domain
Gdy wspominam księdza Washingtona, natychmiast przychodzi mi na myśl św. Maksymilian Kolbe, wybitnie zdolny franciszkanin, który zmarł w Auschwitz, po tym jak zgłosił się na ochotnika na śmierć, w miejsce więźnia, który miał rodzinę.
W lipcu 1941 roku z baraku ojca Kolbe zniknął jeden z więźniów. Reakcją SS-Hauptsturmführera Karla Fritzscha, zastępcy dowódcy obozu, było wybranie 10 mężczyzn z tego samego baraku, którzy mieli zostać zagłodzeni na śmierć w Bloku 13 (miejscu znanym z tortur), aby powstrzymać kolejne próby ucieczki. (Mężczyznę, który zniknął, odnaleziono później utopionego w obozowej latrynie). Jeden z wybranych więźniów, Franciszek Gajowniczek, krzyknął, że żal mu rodziny, którą pozostawi i ojciec Kolbe na ochotnika zajął jego miejsce.
W bunkrze głodowym wspólnie z więźniami śpiewał i modlił się. Po trzech tygodniach odwodnienia i głodu żywi pozostali jeszcze tylko ojciec Kolbe i trzech innych. W końcu zakonnik został zamordowany zastrzykiem kwasu karbolowego.
Słudzy Eucharystii
Morderstwo ojca Kolbe kojarzy mi się z biskupem Oscarem Romero, który został zamordowany przy ołtarzu podczas zamieszek politycznych. To człowiek, który odważył się rzucić wyzwanie wszystkim kapłanom i nam wszystkim.
© Public Domain
Kościół, który nie prowokuje żadnego kryzysu; Ewangelia, która nie budzi niepokoju; Słowo Boże, które nie załazi za skórę – cóż to Ewangelia? Kaznodzieje, którzy unikają wszelkich drażliwych kwestii, by ich nie nękano, nie rozświetlają świata.
Romero przypomina mi kardynała Ignatiusa Kung Pin Mei, więźnia władz chińskich, który powiedział im:
Jestem biskupem rzymskokatolickim. Jeśli potępię Ojca Świętego, nie tylko nie byłbym biskupem, ale nie byłbym nawet katolikiem. Możecie odciąć mi głowę, ale nigdy nie odbierzecie mi moich powinności.
Public Domain
Po aresztowaniu Kung został zabrany na stadion sportowy w Szanghaju, gdzie miał wyznać swoje „zbrodnie”. Ale on, z rękami związanymi na plecach, powiedział mocnym głosem do mikrofonu: „Niech żyje Chrystus Król! Niech żyje Papież!”. Tłum powtórzył jego słowa, dodając: „Niech żyje biskup Kung!”. Spędził w więzieniu 30 lat, w dużej części w izolatce.
Historia Kunga przywodzi na myśl arcybiskupa Sajgonu, Franciszka Ksawerego Nguyna Van Thuana, więzionego przez 13 lat, który odprawiał mszę świętą w swojej pojedynczej celi, mając do dyspozycji krople wina, okruchy chleba i druciany krucyfiks, który sam zrobił.
© Phanxicô Xaviê Nguyễn Văn Thuận
Potrzebujemy takich księży
Kung został mianowany kardynałem przez papieża Jana Pawła II – kapłana, który żył pod butem nazizmu i komunizmu, i który rozumiał, że odpowiedzią na wady i niedoskonałości kapitalizmu czy społeczeństw rządzonych niesprawiedliwie nie jest duszenie ludzkiej wolności – papieża, który zainspirował uciskanych Polaków, by nieustannie domagali się: „My chcemy Boga!”.
Bundesarchiv, B 145 Bild-F059404-0019 / Schaack, Lothar / CC-BY-SA
Mogłabym dalej wymieniać heroicznych kapłanów na przestrzeni wieków – księży, którzy byli bohaterami, ponieważ wytrwali w czasie wojny, przeciwstawiali się uciskowi czy ryzykowali życie, aby nieść chorym Chrystusa. Było ich wielu przez te wszystkie lata i nie zawsze znamy ich imiona, ponieważ byli po prostu cichymi, świętymi kapłanami, wypełniającymi swoje obowiązki.
Skąd biorą się tacy ludzie? Rodzice wychowują ich i formują w wierze, ale – jak mówi nam kard. Timothy Dolan – ich kapłaństwo, ich gotowość narażania się i ryzykowania dla Ewangelii i duszpasterzowania to „czysty dar od Boga…”.
Amen. Dawaj nam o wiele więcej takich darów, Panie. Potrzebujemy ich. Twój lud ich potrzebuje.
Tekst opublikowany w angielskiej edycji portalu Aleteia
...
Oczywiscie nie chodzi zaraz o oboz koncentracyjny aby ksiadz okazal sie dobry! I na szczescie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 12:29, 17 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
apłaństwo nie jest łatwe
Ks. Łukasz Kachnowicz | 17/01/2018
@kachno/Instagram
Udostępnij 10 Komentuj 0
Czy w ciągu tych lat miałem myśli o tym, żeby odejść? Tak. Ale uwierzcie mi, że nie mam zamiaru narzekać. Wręcz przeciwnie: jestem dumny z tego, że mogę być księdzem.
Z ludzi wzięty i dla ludzi ustanowiony
Jestem księdzem od siedmiu lat. Prawie od samego początku moje kapłaństwo nie jest łatwe. Dosyć wcześnie zacząłem zmagać się z depresją i różnego rodzaju kryzysami. Czy w ciągu tych lat miałem myśli o tym, żeby odejść? Tak. Mogę powiedzieć, że cały ten czas mniej lub bardziej jest naznaczony walką o to, żeby być dalej księdzem. Nie zacząłem zbyt radośnie tego świadectwa, ale uwierzcie mi, że nie mam zamiaru narzekać. Wręcz przeciwnie: jestem dumny z tego, że mogę być księdzem.
Czytaj także: Bohaterowie w sutannach. Z jakiej gliny ulepieni są nasi księża?
Powiedziałem o moim zmaganiu, bo ono uświadamia mi samemu, że odkrywam w kapłaństwie coś, co sprawia, że mimo wszystko się nie poddaję. Moja duma z powołania, które – jak głęboko wierzę – dał mi Bóg, nie polega na tym, że czuję się lepszy czy ważniejszy od innych.
Może to ciągle towarzysząca mi słabość sprawia, że nie chodzę ponad ludzkimi głowami, ale staram się przeżywać swoje kapłaństwo w duchu Listu do Hebrajczyków: „Z ludzi wzięty i dla ludzi ustanowiony”. Nie uwierzyłem w swoją nadzwyczajność. Jednak są momenty, w których doświadczam tego, że Bóg dał mi robić coś wyjątkowego, coś co sprawia, że jestem dumny z tego, że mogę być księdzem.
Spowiedź: podnosi czyjeś życie z ruin
Lubię spowiadać. Zdarzało się, że ktoś odchodząc od konfesjonału, dziękował za to, co usłyszał ode mnie. Nie mówię w konfesjonale żadnych swoich mądrości, mówię ludziom zazwyczaj, że Bóg ich kocha, a Jego miłosierdzie jest większa od ich grzechów, że się nimi nie gorszy, że są drodzy w Jego oczach i dlatego ich szuka, także przez ten sakrament i cieszy się, kiedy może znowu ich znaleźć.
Mówię tylko to, co mówi Ewangelia. Ktoś kiedyś jednak przyszedł po długim czasie z trudną historią, poraniony i odchodząc powiedział: „Tak bardzo potrzebowałem to usłyszeć”. Wielokrotnie widziałem, jak miłosierdzie Boga, które przechodzi przeze mnie w tym sakramencie podnosi czyjeś życie z ruin, wlewa nadzieję, ociera łzy, pomaga inaczej spojrzeć na siebie. To są piękne momenty. Właśnie w takim momencie jestem dumny, że mogę być księdzem.
Homilie: mogą odmienić ludzkie historie
Uwielbiam mówić homilie i dzielić się Ewangelią. Czasem zdarzy się, że ktoś podejdzie i podziękuje. Nie chodzi o to, czy mówię ładnie, efektownie czy nie.
Kiedyś mówiłem homilię w Boże Narodzenie. Potem chodziłem „po kolędzie” i w jednym z mieszkań pewna kobieta powiedziała, że tego dnia do naszego kościoła przyszedł jej syn, którego małżeństwo było w poważnym kryzysie, praktycznie już się rozeszło. Ten jej syn wrócił po mszy świętej do domu i zadzwonił do swojej żony. Drugi dzień świąt spędzili razem. I ta kobieta mówi mi, że poruszyło go to, co usłyszał w czasie homilii, na tyle, żeby pojednać się z żoną.
Podobnie jak w konfesjonale, tak i w czasie homilii nie głoszę swoich mądrości, skupiam się na Słowie Bożym i staram się nim dzielić, tak jak je słyszę. Okazuje się, że to „głupstwo przepowiadania”, o którym mówi św. Paweł, naprawdę może stać się punktem zwrotnym i odmieniać ludzkie historie. W takich momentach jestem dumny z tego, że mogę być księdzem.
Czytaj także: „Nigdy nie myślałem, że zostanę księdzem”. Właśnie został arcybiskupem Paryża
Być przy ludziach w kluczowych momentach
Kiedyś przez dwa tygodnie zastępowałem kapelana w jednym ze szpitali. W tym czasie trafiła do niego pacjentka, która umierała na nowotwór. To trwało kilka dni. Była świadoma tego, co się dzieje. Towarzyszyła jej rodzina. Przychodziłem codziennie z Komunią, modliliśmy się, rozmawialiśmy.
Zdaje się, że dzień przed śmiercią jej mąż poprosił mnie o spowiedź. Okazało się, że nie tylko on, ale także dzieci. Trudno jest mi opisać to doświadczenie, ale w tym umieraniu żony i mamy było jednocześnie nowe życie dla męża i dzieci, ziarno duchowej przemiany rodziny. Mogłem im towarzyszyć w tym momencie. Tam czuć było przejście Boga, czuć było, że dzieje się coś wielkiego. Właśnie w takich momentach jestem dumny, że mogę być księdzem.
Innym razem ktoś zadzwonił w Boże Narodzenie, kiedy siedziałem z rodziną przy stole. Spotkaliśmy się gdzieś całkowicie przelotem. W tym czasie umierał jego tata. Nie chciał księdza, nie chciał sakramentów. Ten chłopak przypomniał sobie jednak o mnie, zdobył mój numer i zadzwonił, że może jednak przyjadę do szpitala i spróbuję.
Jechaliśmy, a on mówił: A jak cię wyrzuci? Odpowiedziałem: To wyrzuci, przecież niczym nie ryzykujemy. Co Bóg da. Przyjechaliśmy. Jadąc myślałem, jak rozmawiać, żeby go przekonać, jak się zachować. Na miejscu jednak nie powiedziałem nic błyskotliwego, Bóg sam zadziałał. Mężczyzna wyspowiadał się, przyjął Komunię Świętą, namaszczenie chorych. Kilka dni później umarł, pogodzony z Bogiem i ze sobą.
Widziałem, jak ważne to było też dla rodziny, że mógł umrzeć z pokojem w sercu. Czasem Bóg daje mi pojawić się w tak kluczowym momencie czyjegoś życia, żeby przyjść z pomocą. Wtedy jestem dumny, że mogę być księdzem.
Patrząc na moje kapłaństwo naznaczone słabością i kryzysami, naprawdę mam głębokie przekonanie, że nigdzie indziej moje życie nie byłoby spełnione. Właśnie w takich momentach, których próbką się podzieliłem, czuję, że moje życie ma naprawdę głęboki sens i jest owocne. Wtedy czuję dumę z tego, co Bóg dał mi robić.
...
To jest powolanie ale i praca oczywiscoe bo slowo pracownicy winnicy czesto pada w Ewangelii od Jezusa.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|