Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:10, 21 Maj 2011 Temat postu: Przebaczenie . |
|
|
Osama bin Laden "potrzebuje przebaczenia"
Niedzielna msza w kościele pod wezwaniem Najświętszego Imienia Jezus w West Palm Beach (miasto w USA, w stanie Floryda) będzie odprawiana w intencji pięciu osób. Jedną z nich będzie niedawno zabity Osama bin Laden - donosi serwis time.com
Parafianin Henry Borga zamówił msze w intencji byłego przywódcy Al-Kaida. Stwierdził on, że bin Laden "potrzebuje przebaczenia i miłosierdzia od Boga". Nie wszyscy wierni popierają jego działanie, jednak kapłan zgodził się odprawić msze w intencji bin Ladena.
Po wiadomości, że Osama bin Laden został zabity tłumy gromadziły się spontanicznie przed Białym Domem, machali amerykańską flagą i śpiewali "Hej, hej, hej, do widzenia".
Watykan po tych wydarzeniach radził zachować ostrożność, a także stwierdził, że "W obliczu śmierci człowieka, chrześcijanin, nigdy się nie cieszy". Tradycja chrześcijańska, jest bardzo jasna - Jezus przebacza swoim zabójcą, kiedy wisiał na krzyżu.
W dzień po śmierci bin Ladena, kapłan James Martin napisał o trudnościach w przebaczeniu takiemu człowiekowi, stwierdzając: "Przebaczenie jest najtrudniejszą ze wszystkich chrześcijańskich działań".
- We wszystkich kościołach, w jakich byłem na przestrzeni lat słyszałem modlitwy w intencji prezydentów i innych przywódców politycznych, ofiar wojny i katastrof naturalnych, jednak nigdy nie słyszałem, aby modlono się za wroga. Może działanie Borga to dobry początek – zauważa kapłan Martin.
>>>>>>
Radosc ze koszmar sie skonczyl nie wyklucza przebaczenia...
Natomiast przebaczenie to oczywiscie trudna cnota ... Zwazmy ze tam przebaczyc komus jakies gniewy i plotki to jeszcze jakos da rade... Zreszta i tego nie potrafia i umieraja w zawzietosci o takie bzdury... Ale przebaczyc zwyrodnialcowi ?
Ale wlasnie to jest logika... Coz za problem przebaczyc kolezance z przedszkola ze naskarzyla ? Przebaczcie zwyrodnialcowi oto sztuka ! Im wiekszy zwyrodnialec tym wieksza cnota ! I nie myslcie przebaczenia z bezkarnoscia i bezprawiem... Zbrodnie nalezy osadzic bez zadnych ale czy dyskusji... Z chwila jednak gdy bandyta ponosi kare a smierc jest kara chodzi o przebaczenie ...
To jest latwiejsze juz po karze niz przed... Gdy jeszcze szkodzi ... Jednak przebaczenie to jest podstawa ... ALE MODLITWA ABY ON NIE POSZEDL DO PIEKLA !!! To jest milosierdzie ! Bo dobrem za zlo odplacamy ! Jak ludzie przychodza na Mszę Świętą za jego dusze to ponosza trud - wszak mogli by sie zabawic czy cos... On zlo im oni dobro jemu... To jest wlasnie milosierdzie ! Zreszta logiczne ... Coz za sztuka dobrem za dobro zlem za zlo ? To nie jest dla wiekszosci trudne ( choc odplacaja zlem za dobro ! ) . Heroizmem jest odplacic dobrem za zlo... Jak widzimy u Boga wszystko jest DOSKONALE LOGICZNE ! To nie sa jakies tajemne rzeczy oparte na niewiadomo jakich cudach gdzie rozum zanika i jeszcze nie wiadomo jakie efekty specjalne ! Nie ! Rozum logika ! Rzecz jasna oparta na wierze . Ale wierze z rozumem - nieodlacznie... Zawsze jest rozum... Nawet jesli widzisz cud to musisz go przeanalizowac rozumem albo ktos inny za ciebie np. komisja koscielna . Jednak analiza nastepuje . Tak jest ze wszystkim a wiec i z milosierdziem... Zwazmy ze Osama zasluzyl na pieklo ... Czy nienawisc do osobnika ktory poniosl KLESKE OSTATECZNA I NIEODWOLALNA jest sensowna ? Ktos powie a ofiary ? One dostaly lub dostana nagrode od Boga..
Zatem bilans jest taki :
Osama - zasluga - pieklo - na wieki .
Ofiary - nagroda - niebo - na wieki .
Kto tu jest ofiara i kogo nalezy zalowac ?
Osama zamordowal SAM SIEBIE swoja dusze NA WIEKI...
Tym ktorych zamordowal na ziemi otworzyl droge do nagrody w NIEBIE !
Poniekad tragifarsa tym ktorym chcial zaszkodzic POMOGL a sobie zaszkodzil... NA ODWROT !!! Ale na tym polega zlo !! Jest glupie ! DEBILNE ! ŁAJDAK SZKODZI TYLKO I WYŁĄCZNIE SAMEMU SOBIE !!!
Stąd Jezus mówi ,, Wybacz im bo nie wiedzą co czynią''...
W istocie jak widac nie wiedza ! Wysylaja siebie do piekla...
Tak madrze Bóg urzadzil ! Ze zly trafia TYLKO w siebie ! W istocie jest samobojca ! Owszem ofiary ponosza CHWILOWE cierpienie ale pozniej dostaja nagrode ... ktora przewyzsza 1000 krotnie cierpienie ... 1000 % zysku ! Na swiecie nie ma takich zyskow ...
Tak wiec Kościół nie naucza jakichś dziwów tylko wyjatkowo logiczny prostych i jasnych prawd o świecie ! I oczywiscie o Boga tym saym bo świat to tylko stworzenie a Twórca przewyzsza to co stworzyl... Nie trzeba rzecz jasna zrozumiec tego wszystkiego aby przestrzegac . Po to sa przykazania... Nie trzeba zreszta znac budowy samochodu aby nim jezdzic a jednak samochod posiada logiczna w kazdym calu konstrkcje i wszystko jest wytlumaczalne... Tym bardziej z zasadami Kościoła czyli świata ! :O)))
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:46, 16 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Ola Miedziejko
Będę umierał spokojny
Sędzia Paweł Sypniewski trzy razy orzekał karę śmierci. Raz brał udział w jej wykonaniu. Ale wątpliwości ma tylko co jednego swojego wyroku - tego, w którym pojednał ojca z synem.
Z dzieciństwa pamięta głód. Było tuż po wojnie i w Polsce panowała bieda. Kiedy mama wracała do domu popołudniu, w torbie miała do podziału tylko bułkę i serdelek. On dostawał bułkę, a siostra - serdelek. Pamięta to czekanie na mamę, choćby na tę bułkę. To były czasy, kiedy milicja wozami konnymi jeździła po wsiach i odbierała od dostawców zboże, mięso, warzywa. - Byłem mały, zawsze uśmiechnięty, wiec sadzali mnie na te wozy, jako maskotkę - wspomina pan Paweł. - Mnie się to podobało, jazda na wozie z milicją, przymusowym dostawcom - zapewne nie. - Taki polityczny rozum zaczął mi wracać gdzieś w dziewiątej klasie - mówi sędzia. - Pamiętam, że mieliśmy historyka, który z narażeniem życia dostarczał nam materiały o tym, co się w Polsce działo naprawdę. Ale i tak wierzyło się w tę całą komunistyczną propagandę. Skąd mieliśmy czerpać wiedzę o tym, że to bzdury? Jak zmarł Stalin, ustawiali nas w rzędzie, zakładali pionierskie chusty, nikt nie pytał dzieci o zdanie. A proszę pamiętać, że to były lata, w których nie było telewizji ani internetu. Miałem ciotkę w Warszawie, do której jeździłem po to, żeby z nią w piwnicach Pałacu Kultury oglądać pierwsze w Polsce przekazy telewizji.
Prawo Paweł Sypniewski skończył w Lublinie. Poznał przyszłą żonę i przeniósł się do Poznania. A z Poznania - dojeżdżał do Koła, jak sam mówi do sądu na kółkach i tam właśnie poprowadził swoja pierwszą sędziowską sprawę. - Przez rok byłem sędzią cywilnym - opowiada. - To były małe sprawy, o to, że ktoś komuś wjechał w miedzę, że zniszczył płot, o ustalenie ojcostwa. Pierwsza jego porażka - w wiejskim konflikcie o kaczki. Poszło o to, że dwie kobiety kłóciły się, której kaczki wyrządziły w polu szkody. Sędzia Sypniewski dowodów specjalnych nie widział, jedna zaprzeczała drugiej, więc przeprowadził przesłuchanie jednej ze stron pod przyrzeczeniem. Chodziło o to, że gdyby kobieta zeznała nieprawdę, groziła jej za to kara. Na tej podstawie wydał wyrok. Wyższa instancja wyrok uchyliła, bo uznała, że przesłuchanie pod przyrzeczeniem to za poważna rzecz, jak na problem kaczek. To mu trochę utarło nosa.
- W tym czasie dużo spraw załatwiało się poprzez ugody - wspomina pan Paweł. - Ludzie najpierw się na siebie sierdzili, potem byli zmęczeni przychodzeniem czy przyjeżdżaniem do sądu i decydowali się na pojednanie. Choć jest jedno pojednanie, do którego doprowadziłem, a które śni mi się do dziś.
TATO, PRZEPRASZAM
Po roku zaczął orzekać w sprawach karnych. A to wydawał wyroki w sprawach o kradzieże rowerów, a to o rozboje, a to o pobicia. I właśnie sprawę pobicia ojca przez syna pamięta, jak gdyby to było wczoraj. - Stawili się przed sądem, obaj chętni do ugody. Syn uroczyście przeprosił ojca, pocałował go w rękę, a ojciec dziękował mi, że przywróciłem mu dziecko. A po trzech miesiącach ten syn ojca zamordował. Utopił go w studni. Nie było żadnych świadków, nikt niczego nie widział. Syn szedł w zaparte przede mną - nie, to nie on, nie on i nie on. W ostatnim dniu zeznawała jedna z sąsiadek, taka babulinka w chustce na głowie. I ona mówi, że też nic nie wie, tyle tylko, że trzy dni po śmierci tego ojca słyszała, jak krowa na polu wyje i wyje, niedojona, bo zawsze to ojciec chłopaka ją doił. I tutaj syn pękł. Popłakał się i przyznał. Zawsze potem mówiłem studentom prawa - nigdy nie wiadomo, w którym momencie złamie się psychika człowieka.
Czy uderzyła mu woda sodowa do głowy? Każdemu uderza. Przez moment poczuł się gwiazdą sądownictwa, ale jak sąd wyższej instancji uchylił mu trzy wyroki pod rząd, chciał rzucać pracę. - Pokora jest w tym zawodzie niezbędna. Jak widzę dziś młodych, pewnych siebie sędziów, to przypomina mi się, jak pobiegłem z mianowaniem do mojego patrona, spuchnięty z dumy, a on pokiwał głowa i powiedział; głupi ty jesteś Sypniewski, oj głupi. Bo papiery to masz, ale życia nie znasz wcale.
I to dzięki temu, że trochę już poznał życie, nie zachowywał się pan Paweł w pracy w sposób czarno biały. - Miałem kiedyś sądzić bimbrownika. On nie wiedział, że ja to ja i przyszedł do mnie dzień wcześniej się poradzić - przyznać się, czy nie. No, przyznać, przyznać - powiedziałem. A rano on staje przed mną i mówi, ale skąd ,u niego żadnego bimbru nie ma i nigdy nie było. Popatrzyłem na niego, starego człowieka o pobrużdżonej twarzy i go uniewinniłem. Dowodów stuprocentowych przecież nie było, tylko sąsiedzkie pomówienia.
KARA ŚMIERCI
Generalnie jestem przeciwko niej, dziś , po ponad czterdziestu latach pracy, jako karnista - zastrzega Sypniewski. - Dlaczego? A kto dał mnie, maluczkiemu prawo odbierania życia innemu człowiekowi? Dożywocie, jak najbardziej, nawet ze szczególnym określeniem, po ilu latach można człowieka wypuścić. Tak, jak tego 62-latka, Ryszarda C., który w Łodzi zastrzelił Marka Rosiaka, a sąd orzekł, że może on wyjść na wolność dopiero po 40 latach. Wyraźnie więc dał do zrozumienia, że pan ten nie powinien się znaleźć na wolności już nigdy.
Sam sędzia Sypniewski orzekł karę śmierci trzy razy. Nie żałuje ani jednej ze swoich decyzji. - Pierwsza zbrodnia - to było zabójstwo babci dla jej majątku. Dwóch młodych chłopaków przyjechało do niej, że niby w gości. I ją udusili. Z tym, że jeden to wymyślił, a drugi zrobił. Jak ich osądzić - długo nad tym myślałem. Dałem im karę śmierci. Jednemu i drugiemu. Ale wtedy można było się odwoływać do Sądu Najwyższego, oni to oczywiście zrobili. Sąd potwierdził moją decyzję. To oni – z pismem do Rady Państwa. I dostali dożywocie.
Trzeci wyrok śmierci pana Pawła – to mężczyzna usiłował zabić żonę i dostał 15 lat. Wyszedł przed terminem, szybko znalazł nowa konkubinę. I ją zabił. Wyciął jej krocze, obciął piersi, zwłoki schował w wersalce, na której potem baraszkował z następnymi paniami. - Tu też nie miałem wątpliwości - wyjaśnia sędzia Sypniewski. - Ale i ułaskawiono .
- Dziś mnie to cieszy, bo miałbym więcej do rozpamiętywania - uśmiecha się pan Paweł. – Człowiek teraz lepiej rozumie świat, innych ludzi. Przede wszystkim nie chciałbym mieć nikogo na sumieniu.
Gdyby jego wyroki miały być wykonane - zgodnie z przepisami byłby przy tym obecny inny sędzia. Tak, jak sędzia Sypniewski nadzorował wykonanie kary śmierci w Poznaniu przy ulicy Solnej. - To nie był mój wyrok - opowiada. Ale przeżyłem to bardzo, choć skazany - mówię to z całą odpowiedzialnością, to było prawdziwe bydlę. Pobił i przywiązał do łóżka dwoje staruszków, a potem ich żywcem podpalił. Jak to wyglądało? Jak to wyrok śmierci. Była cela z zapadnią, było pytanie o ostanie życzenie, badanie lekarskie, modlitwa z księdzem i koniec, pętla na szyję. Tak to wyglądało. Nie, ten człowiek nie miał żadnego ostatniego życzenia.
Czy była jeszcze jakaś sprawa, w której chciał kiedyś wydać wyrok śmierci? Tak. Jedna. Recydywista napadł na obcego kierowcę autobusu i skopał go na śmierć. Poszło o 20 groszy, których zabrakło mu do piwa. Ale wtedy w składzie sędziowskim zasiadały kobiety. Jak usłyszały; śmierć, zaczęły krzyczeć. Sędzia Sypniewski uległ. - I dobrze - mówi dziś, będąc w stanie spoczynku. Już dosyć odchorowałem tamte trzy wyroki. Teraz na starość stale się myśli - czy zrobiłem dobrze? Czy się nie pomyliłem? Choć muszę powiedzieć, że mogłem coś przeoczyć, czegoś nie doczytać, to celowo z zemsty na przykład, nigdy nikomu nie przyłożyłem kary wyższej, iż mi dyktowało sumienie.
A wyroki polityczne? Sędzia Sypniewski mówi, że nie ma takich na sumieniu. Miał, owszem naciski, ale nie za często. Raczej wypaczamy dziś historię, twierdzi. Raz było takie zdarzenie, że chłopom w zakładzie przemysłowym nie chciało się pracować, więc wbili szpilkę w przewód elektryczny. I władze koniecznie chciały z tego zrobić sabotaż, próbę obalenia władzy, rewolucję niemalże.
- Nie uległem - zapewnia Paweł Sypniewski. - Uznałem, że to było zwykłe lenistwo. Podobnie, jak w sprawie o dewastację pomnika żołnierzy radzieckich. Taki sobie chłopiec, pamiętam, że miał Krzysiu na imię zniszczył pomnik, ale nie dlatego, że to byli radzieccy żołnierze, tylko dlatego, że lubił niszczyć. No, a co mu groziło za sabotaż, aż strach myśleć. Ja uznałem, że było to zniszczenie miejsca pochówku i wyrok był o wiele niższy. Może i bym poniósł jakieś konsekwencje za ten wyrok, ale zaraz potem zaczął się stan wojenny i władze miały inne sprawy na głowie.
CHCIAŁA CZY NIE CHCIAŁA?
Najtrudniejsze są sprawy o gwałty i o łapówki. Bo gdy dziewczyna zaprasza do domu chłopaka i ogląda z nim film na DVD, a jeszcze do tego film natury erotycznej, a potem po pięciu dniach zgłasza, że był gwałt, a przy tym nie ma nawet rozerwanych majtek - to chciała, czy nie chciała?- W tych sprawach zawsze byłem bardzo ostrożny - podnosi rękę sędzia Sypniewski. – Podobnie przy łapówkach. Często nie było dowodów, że ktoś komuś coś dał, tylko słowo przeciw słowu, a sąd nie jest Duchem Świętym przecież.
- Czy sędziowie biorą łapówki?- zastanawia się sędzia Sypniewski. - Ja nie brałem i nie wiem nic o tym, żeby moi koledzy brali. Raz tylko sądziłem sędziego za branie łapówek. Duży wyrok dostał. Jak można tak kalać naszą pracę? Nigdy tego nie zrozumiałem. Ja mieszkam w domu, który ma 110 metrów kwadratowych, najskromniejszym zresztą na naszym osiedlu. I nikomu niczego nie zazdroszczę. Tak zarabiałem, tak mam. Trochę mi żal, że jako sędzia w stanie spoczynku nie mogę już nigdzie dorabiać, ale trudno.
Trochę dziś współczuje młodym sędziom. Zwłaszcza, gdy w grę wchodzą sprawy medialne, jak na przykład zabójstwo małej Madzi czy wypadek pod Szczekocinami. - Przecież taki sędzia dostaje tysiąc stron do przeczytania od prokuratora dajmy na to, o ósmej rano, a do czternastej ma podjąć decyzję - aresztuję , czy nie. A media już czekają pod drzwiami. Normalnie sędzia potrzebowałby dwa dni na czytanie tych akt. Ale jest presja i trzeba działać natychmiast. Albo te teksty, że sędziowie nic nie robią. –Wydawałem po dwieście wyroków rocznie - oburza się Sypniewski. - To jest nic?
Już widzę te wpisy internautów pod taką wypowiedzią - wzdycha. Albo pod tym, jak powiem, że 70 procent dzieciobójczyń dostawało ode mnie wyrok w zawieszeniu. Dlaczego? Bo to były biedne, wystraszone kobiety, które bały się potępienia ze strony wsi, rodziny i wszystkich świętych za to, że mają dziecko za panny. A facet zrobił swoje i tyle go widzieli. Jak widziałem, że takie dzieciobójstwo to dla kobiety kaszka z mleczkiem - potrafiłem dołożyć. Ale jak stała zestresowana, zapłakana kobiecina, które już swoje przeżyła, dawałem wyrok w zawieszeniu. Tego też nie żałuję. Dzisiaj są „okna życia”. Kto wtedy słyszał o czymś takim? Jak ocenia dzisiejsze sądownictwo z perspektywy tylu lat pracy?- Jest tak samo, jak było za komuny - twierdzi. - Są naciski i polityczne gierki. A pamiętać trzeba o jednym, że ludzie na świeczniku zawsze myślą w kategoriach tekstu z „Samych swoich”; sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie.
>>>>>
Akurat tutaj nie ma ŻADNYCH problemow moralnych . Sedzia ma prawo od Boga skazywania na kare smierci . Jak policjant czy wojskowy moze odbierac zycie ... Zlem byloby gdyby kogos zlosliwie skazal kto jest niewinny ale jak skaze blednie bo wszystkie dowody wskazuja nieslusznie to nie ponosi ZADNEJ WINY ...
Podpobnie kat . Zawod jak inny . Mozna byc przeciez swietym w tym zawodzie ...
Ja wiem ze to nieprzyjemne ale kazdy zawod ma takie strony . Np. wojna dawniej zolnierze nie strzelali kula tylko np ucinali glowy toporem . Czyz to jest przyjemne rabac drugiego do tego niewinnego bo tez walczy . Ale nie ma w tym zadnego zla ! Po prostu taka dziedzina .
Pamietajmy ze skazanie na smierc moze uratowac dusze temu kto dzieki temu w ostatniej chwili uniknie piekla . Gdyby zyl mogloby to nie nastapic ... A to jest najwazniejsze !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:37, 23 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Gest pojednania na procesie Oskara Groeninga
Gest pojednania na trwającym w Lueneburgu procesie byłego strażnika z Auschwitz Oskara Groeninga. Jedna z oskarżycielek posiłkowych, która sama była więziona w Auschwitz, podała mu rękę.
Była więźniarka niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, Eva Kor, podała rękę oskarżonemu esesmanowi Oskarowi Groeningowi w czasie jego procesu przed sądem w Lueneburgu. 93-letni były strażnik odpowiada za pomocnictwo w zamordowaniu 300 tys. osób.
- Przebaczyłam nazistom - powiedziała Kor, w drugim dniu procesu, informując dziennikarzy o swoim geście, który miał miejsce dzień wcześniej. - Moje przebaczenie nie oznacza uniewinnienia sprawców - zastrzegła 81-letnia kobieta, która wraz ze swoją siostrą bliźniaczką była poddawana w obozie pseudomedycznym eksperymentom. Jej pozostała rodzina została zamordowana w Birkenau.
Kor zaznaczyła, że traktuje swój gest jako "akt samouzdrowienia i wyzwolenia". Zastrzegła, że postąpiła tak tylko we własnym imieniu. Prokuratura zarzuca Oskarowi Groeningowi, że będąc członkiem Waffen-SS, pełnił służbę w KL Auschwitz latem 1944 roku, gdy do obozu deportowano ok. 425 tys. Żydów z Węgier, z czego co najmniej 300 tys. niemal natychmiast uśmiercono w komorach gazowych .
Zeznając pierwszego dnia procesu, były strażnik przyznał, że ponosi moralną winę z zbrodnie, i poprosił o przebaczenie. Nazywany "buchalterem Auschwitz" Groening zabezpieczał majątek ofiar po ich przybyciu na rampę. Esesman przeszukiwał ponadto ubrania i rzeczy zamordowanych, rekwirując i rejestrując ukryte przez nich pieniądze i kosztowności.
93-letni Oskar Groening oskarżony jest o pomoc w zamordowaniu 300 tys. węgierskich Żydów, którzy trafili do Auschwitz w 1944 roku. W pierwszym dniu procesu wyraził skruchę, mówiąc, że ponosi moralną winę za to, co się stało. Groening utrzymuje jednak, że był jedynie obozowym księgowym. Wyrok ma zapaść latem.
W środę Groening kontynuował zeznania. Potwierdził, że wiedział, co działo się w obozie, w którym pełnił służbę od 1942 roku. Mówił, że "pojemność komór gazowych i krematoriów była ograniczona". - Chwalono się, że w ciągu doby można pozbyć się 5 000 ciał - dodał. - Byłem jedynie małym podoficerem - podkreślał unterscharfuehrer SS (stopień odpowiadający plutonowemu w wojsku).
Zdaniem prokuratury Groening przyczynił się swoją działalnością do sprawnego funkcjonowania systemu masowego zabijania więźniów. Jeżeli zostanie uznany za winnego, grozi mu kara co najmniej trzech lat pozbawienia wolności.
...
TO JUŻ JEST ŚWIĘTOŚĆ!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 9:08, 24 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Do mordercy z Boko Haram powiedział „bracie”. Ten nie mógł powstrzymać łez
Monika Florek-Mostowska | Czer 22, 2017
AP/FOTOLINK
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
„Przebaczyłem im i zapomniałem” - rozmowa z Habilą Adamu, chrześcijaninem z Nigerii, który cudem przeżył napaść islamskich ekstremistów.
Habila Adamu jest chrześcijaninem z północy Nigerii. Kilka lat temu na jego rodzinę napadli islamiści. Przeżył jedynie dzięki Bożej ingerencji. Chociaż do dzisiaj nosi ślady obrażeń, jakich doznał podczas ataku na jego życie, przebaczył swoim oprawcom. Dzięki temu został bohaterem książki Marhjon van Dalen pt. „Kalifat albo śmierć”, która opowiada o jego niezwykłym spotkaniu z byłym islamskim terrorystą, członkiem ekstremistycznej organizacji Boko Haram, który powrócił do chrześcijaństwa.
Monika Mostowska: Bojówkarze Boko Haram strzelili Ci prosto w głowę, z bliska, potem porzucili Twoje ciało, przekonani, że nie żyjesz. Tymczasem dzisiaj spotykamy się w Warszawie i rozmawiamy.
Habila Adamu: Udało mi się przeżyć jedynie dzięki łasce Boga. Nikt z sąsiadów ze strachu nie chciał żonie pożyczyć komórki, żeby zadzwoniła po pomoc. Kiedy w końcu zdobyła telefon, policja też bała się przyjechać. Leżałem w kałuży krwi wiele godzin. Dopiero rano taksówkarz zawiózł mnie do szpitala.
Kula przeszyła czaszkę i wyrwała mi kawałek policzka. Musiałem być przewieziony do większego szpitala, bo dla miejscowych lekarzy operacja była zbyt skomplikowana. Po upływie doby dotarliśmy do Jos. Tam lekarze dziwili się, że jeszcze żyję. Dziwili się, że wciąż mam stabilne ciśnienie krwi. Przez ponad miesiąc nie mogłem mówić ani przełykać. Cierpiałem straszny ból.
Pytałeś Boga, dlaczego to się stało?
Początkowo miałem do Niego pretensję, ale mimo wszystko się modliłem. W końcu pomyślałem, że musi być jakiś ważny powód, dla którego mnie ocalił. Bo jestem pewien, że to Bóg uratował mi życie.
I do jakiego wniosku doszedłeś?
Bóg chce, żeby ludzie mieli życie. Męczeństwo nie jest w Bożym planie. Bóg stworzył nas na swój obraz i podobieństwo i dlatego mamy być przejrzyści. Jednak z powodu słabości ludzie zabijają się wzajemnie.
Więc Ty teraz jeździsz po świecie i mówisz ludziom o tym, że Bóg daje nam życie. Właśnie dlatego Bóg Cię ocalił?
Być może. Na pewno wiem, że nie mogę milczeć.
Milczeć o tym, jak okrutni są islamscy ekstremiści?
O tym, że my, jako chrześcijanie, powinniśmy pogłębiać swoją świadomość wiary i starać się ją coraz lepiej rozumieć. Bóg powiedział: kochaj Boga z całego swojego serca, z całej duszy, z całej siły! Bo Bóg tak nas kocha. Gdyby chrześcijanie w to wierzyli, głosiliby miłość Boga innym. Ale często tego nie robią. A jeśli chrześcijanie są cicho, świat jest ślepy na miłość Boga, chociaż jej szuka. I wtedy szuka jej w niewłaściwy sposób.
Czytaj także: Dlaczego imamowie nie chcieli pomodlić się za terrorystów?
Myślisz, że członkowie ekstremistycznej organizacji Boko Haram też szukają miłości Boga?
Są to ludzie zgubieni w złu. Nie widzą szansy innego życia. Są wplątani w ideologię. Jednego z członków Boko Haram, Bahdriego, poznałem bardzo blisko. Kiedy powiedziałem, że Bóg go kocha mimo tego, że zabił tulu ludzi, nie mógł w to uwierzyć. Kiedy zwróciłem się do niego: „Bracie…”, nie mógł powstrzymać łez.
Byłeś w stanie tak powiedzieć do członka organizacji, która chciała zabić Ciebie i Twoją rodzinę?
Tak. Przebaczyłem im i zapomniałem. To trudne dla człowieka, ale Duch Święty pomaga przebaczać i zapomnieć. Bo nie wystarczy tylko przebaczyć. Jeśli nie zapomnisz o swoim bólu, rana będzie nadal. Jeśli przebaczysz i zapomnisz o urazach, jesteś wolny, możesz działać dalej.
Nie wydaje Ci się, że chrześcijanie są zbyt opieszali w głoszeniu Bożej miłości tym, którzy myślą inaczej?
To prawda, egoizm chrześcijan jest dostrzegalny. Jezus mówi: głoście Królestwo Boże, ale wielu chrześcijan zostaje w domu, nie wypełnia tego przykazania, nie są do tego gotowi. Gdybyśmy nauczali o Dobrej Nowinie, nie byłoby męczeństwa.
Członkowie Boko Haram nie wiedzą, że znamy Boga. Dlatego wszyscy chrześcijanie powinni wziąć odpowiedzialność za szerzenie miłości Chrystusa, za głoszenie innym, że jest Ktoś, kto nas kocha, bez względu na to, jak daleko od Niego odeszliśmy.
Warto brać przykład ze św. Pawła, który odważył się stanąć na Areopagu, i który próbował dostosować sposób głoszenia prawdy o Jezusie Chrystusie do słuchaczy, by zrozumieli. Jeśli usłyszał: „posłuchamy Cię innym razem”, szukał innych argumentów, które potrafią dotrzeć do konkretnego człowieka w konkretnej kulturze. Czy my dzisiaj tak robimy?
...
Wspaniałe! To jest Afryka! Oni maja okres taki jak czasy pierwszych chrzescijan. Najbardziej wzniosłe!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:45, 06 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Ksiądz apeluje do mafiosa: Przeproś, żałuj, rzuć promień światła na swoje nędzne życie
Aleteia Italia | Lip 06, 2017
Wikipedia
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Gdybym mógł, próbowałbym go zachęcić do tego, żeby prosił o wybaczenie. Próbowałbym zachęcić Totò Riinę, żeby prosił o przebaczenie swoje dzieci i cały nasz piękny kraj.
Ks. Maurizio Patriciello jest proboszczem w dzielnicy Parco Verde in Caivano w Neapolu. Natomiast Salvatore (Totò) Riina to włoski mafioso, były szef cosa nostry. W czasie mafijnej kariery miał jakoby własnoręcznie zabić około 40 osób, a zlecić zabójstwo kilkuset. Od lat przebywa w więzieniu. Znany ze swych antymafijnych wypowiedzi i działań duchowny napisał ten tekst z nadzieją, że dotrze do stojącego nad grobem przestępcy.
Gdybym mógł, poprosiłbym, by pozwolono mi służyć Totò Riinie w więzieniu jako kapłan i pielęgniarz. Bez problemu umyłbym mu nogi tak, jak papież Franciszek osadzonym w więzieniu Paliano. Tak jak Jezus przyjaciołom, którzy mieli go opuścić i wyprzeć się go.
Gdybym mógł, chciałbym zostać z nim do końca. Trzymać go za rękę, kiedy wyda ostatnie tchnienie. Za tę rękę, która tyle razy zabiła. Poprosiłbym go o to, żeby opowiedział mi o sobie, o swoim życiu, o pełnym wyrzeczeń życiu mieszkańców Corleone w czasie wojny. Chciałbym zgłębić człowieczeństwo tego mojego brata, który siał postrach w Palermo, na Sycylii i w całych Włoszech, który pozwolił mi dotknąć obrzydliwej, ciemnej, przerażającej otchłani, w jakiej może się pogrążyć człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boga.
Czytaj także: Papież obmyje stopy skazanym. W więzieniu dla mafiosów
Totò Riina wiele mnie nauczył. W czasach, kiedy żyłem we wspólnocie franciszkańskiej w Corleone i starałem się rozeznać swoje powołanie, wyobrażałem go sobie, jak chodzi po wąskich uliczkach albo jako dziecko wchodzi do kościoła parafialnego. Nauczył mnie, że dobro nie przychodzi samo. Trzeba go pragnąć, chcieć, dążyć do niego.
Z uporem, siłą woli, odważnie. Z przekonaniem, że czynienie dobra zawsze jest zwycięstwem. Że dobro jest nasieniem, które trzeba podlewać, nawozić, otaczać troską. I nie można pozwalać sobie na choćby najmniejsze ustępstwa wobec zła. Nawet wtedy, kiedy próbuje cię mamić i udawać, że jest dobrem. A to dlatego, że do wszystkiego można przywyknąć, nawet do rzeczy najbardziej odrażających. I kiedy w myśli, rozumowaniu, logice zabraknie bezstronności, surowości, rygoru, mogą się one obrócić przeciwko nam.
Chciałbym posłuchać Totò Riiny, żeby zrozumieć, na jakim etapie nastąpiło załamanie, kiedy zgasły jego marzenia, skąd wziął się ten ogrom krwawej przemocy. Jak to się stało, że wciągnął swoich bliskich w coś, co od początku było katastrofą. Chciałbym zrozumieć, w jakim stopniu do tych nikczemnych decyzji przyczyniła się bieda, w której żyła jego rodzina i całe miasteczko.
Gdybym mógł, próbowałbym go zachęcić do tego, żeby prosił o wybaczenie. Przede wszystkim niewinne ofiary. Mam przed oczami ich nazwiska, jedno po drugim. Wspaniali, uczciwi, odważni ludzie, do których powinniśmy dziś kierować podziękowanie, myśl, modlitwę. Ludzie, z których jesteśmy dumni. Nasi bohaterowie, którzy pokazują nam drogę.
Czytaj także: Nawrócony Łotr. Rola w misterium zmieniła życie Jana
Chcielibyśmy przytulić do serca ich bliskich, przyjaciół, znajomych, tysiące młodych ludzi, którzy ryzykują życie, by budować świat bez mafii, korupcji i niesprawiedliwości. Ktoś powie, że to marzenie. Owszem. Ale marzenia są niezbędne.
Próbowałbym zachęcić Totò Riinę, żeby prosił o przebaczenie swoje dzieci. Za to, że nie dał im wyboru i wciągnął w świat przesiąknięty grozą i niepewnością. I wreszcie, namawiałbym go do tego, żeby prosił o przebaczenie cały nasz piękny kraj.
Chciałbym mu pomóc odważnie wyznać: „Zawaliłem wszystko! Gdybym mógł cofnąć czas, nie popełniłbym drugi raz tych błędów… Proszę o przebaczenie Boga i ludzi …”. To byłby najlepszy sposób, żeby zejść ze sceny tego świata z prawdziwą godnością.
Jesteśmy spragnieni sprawiedliwości, a nie zemsty. Absolutnie nie kwestionuję słuszności otoczenia Riiny opieką lekarską i pozwolenia mu na kontakty z krewnymi. Nie chodzi o to, że spędza te ostatnie lata bezsensownego życia w otoczeniu bliskich. Nie tu leży problem.
Serce chrześcijan – którzy dobrze znają radość przebaczania i przyjmowania przebaczenia – i innych ludzi dobrej woli rozdziera inne pytanie: Czy Riina dalej jest niebezpieczny? Czy nadal stoi na czele tej nikczemnej struktury, która nosi nazwę „cosa nostra”? Czy wciąż jest capo dei capi? Czy ktoś mógłby zapłacić za naiwne pobłażanie? Czy zwykli dobrzy i uczciwi ludzie mogą się czuć bezpieczni? I czy mafiosi, którzy nadal uznają go za przywódcę, będą potrafili zrozumieć światłą lekcję świeckiego, demokratycznego państwa, które karze winnego, nie tracąc nadziei na opamiętanie?
Te pytania zasługują na poważną, zdecydowaną, kompetentną i uczciwą odpowiedź. Wszystko przemija. Powinniśmy o tym zawsze pamiętać. Przywodzi mi to na myśl słowa Jezusa: „Cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska…?”. Po co mu on? Komu go zostawi?
Historia Totò Riiny dobiega końca. Wierzę, że nadchodzące lata ostatecznie ujawnią chorą, wstrętną relację mafii z niektórymi przedstawicielami państwa, zaś ludzie tacy jak Giovanni Falcone, Paolo Borsellino, Boris Giuliano, Carlo Alberto Dalla Chiesa, Sergio Mattarella, Pio La Torre i wielu innych będą jaśnieć, coraz bardziej jaśnieć na kartach dziejów dwudziestowiecznych Włoch.
Czytaj także: Ksiądz do swoich kolegów: dramat w Portugalii wymaga od nas konkretnego gestu, nie tylko modlitwy
A Riina pozostanie biedakiem, który przegrał życie. „Co za szkoda” – pisano, kiedy zmarł jego wielki przyjaciel Provenzano. „Co za szkoda” – powtarzamy dzisiaj, patrząc na życiową klęskę bardzo inteligentnego człowieka, który mógł zrobić tyle dobrego.
„Sprawiedliwi świecić będą jak słońce” – zapewnia Pismo Święte. A niesprawiedliwi? Powierzamy ich dobremu Bogu, który zna serce człowieka lepiej niż ludzie. Gdyby Riina znalazł w sobie odwagę, by żałować za swoje czyny i prosić o przebaczenie, rzuciłby promień światła na swoje nędzne życie i przygotowałby się do godnej śmierci.
Ks. Maurizio Patriciello
...
Istotnie zmarnowali kompletnie swoje zycie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:39, 12 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Trudne dzieciństwo. Jak wybaczyć?
Małgorzata Kwiecińska | Lip 12, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Gdy rozpoczniesz proces wybaczania, poczujesz na własnej skórze, jak stopniowo oczyszcza się Twoja głowa i serce. Co więcej, zobaczysz jak poprzez to oczyszczenie ze starych ran tworzy się w Twoim życiu przestrzeń na coś nowego.
R
odzice to osoby, którym wiele zawdzięczamy. Bez wątpienia poczęli nas, sprowadzili na świat, zazwyczaj także wychowali. Niestety, lista zasług niektórych na tym się kończy – nie wszyscy mieliśmy kolorowe, szczęśliwe dzieciństwo, za które mamy ochotę dziękować. U niektórych dominowały doświadczenia krzywdy, cierpienia, strachu czy niepewności. Takim rodzicom, którzy dali więcej złego niż dobrego, czasem trudno wybaczyć. A może warto?
Czy warto wybaczyć?
Podczas pracy psychoterapeutycznej często w którymś momencie spotykam się z oporem wobec przebaczenia krzywd z przeszłości. Wynika to z powszechnego poczucia, jakoby odmówienie wybaczenia (zazwyczaj nigdy nie wypowiedziane wprost) było formą karania, wybaczenie zaś rodzajem ułaskawienia, na które druga strona nie zasłużyła.
Czytaj także: Małżeństwo na drodze do wybaczenia
Smutnym paradoksem takiego magicznego myślenia jest fakt, że w rzeczywistości to sobie samym robimy krzywdę. Trzymanie urazy powoduje bowiem napięcie, które negatywnie oddziałuje zarówno na nasze ciało (stres osłabia organizm), emocje (odczuwamy złość, smutek), a często również na naszych bliskich (na przykład wpływamy – czasem nieświadomie – na relacje naszych dzieci z ich dziadkami).
W dodatku nie ma z tego żadnych realnych korzyści – w końcu bodźców, które były źródłem naszych reakcji już dawno nie ma, tylko my sami siebie wciąż nimi dręczymy. Wybaczenie jest więc uwolnieniem – nie „winnego”, jak mogłoby się wydawać, ale nas – z więzienia, które sami sobie stworzyliśmy.
Jak wybaczyć?
W wybaczeniu pomocne jest przyjęcie perspektywy, w której rodzice dali nam to, co w tamtym momencie potrafili. Czy to ich wina, że nie więcej? Z pewnego punktu widzenia na pewno – w końcu to oni byli dorosłymi ludźmi, a Ty dzieckiem. Nie prosiłeś się na świat, a gdy już się pojawiłeś – potrzebowałeś opieki, miłości, wsparcia. Temu nie można zaprzeczać – miałeś potrzeby, które miały prawo zostać spełnione i było to zadaniem Twoich rodziców, z którego się nie wywiązali.
Gdy jednak wzniesiemy się wyżej i spojrzymy na system z większego dystansu, być może uda nam się dostrzec, że również nasi rodzice byli ofiarami. Swoich rodziców, którzy zapewne też nie byli idealni (a często o wiele gorsi), sytuacji, w której się znaleźli (np. bieda, nieplanowane potomstwo, ciężka sytuacja w kraju) czy zaburzeń psychicznych, które uniemożliwiały im właściwe funkcjonowanie (w tym uzależnień).
Czytaj także: Jestem wściekła, czyli jak sobie radzić z negatywnymi emocjami
Biorąc pod uwagę ten szerszy kontekst łatwiej jest szczerze przebaczyć, nie umniejszając przy tym własnej krzywdy. Dodatkowo pamiętaj, że nawet jeśli Twoi rodzice żyją, to ci, do których masz żal o przeszłość, już nie istnieją – są tylko wspomnieniem w Twojej głowie.
Pojednanie się z tymi wewnętrznymi reprezentacjami służy więc w rzeczywistości uzdrowieniu Twojej relacji ze sobą. Nie musi zaś niczego zmieniać w Twoich aktualnych relacjach z tymi osobami – jeśli tego nie chcesz.
Czym nie jest wybaczenie?
Ważne, by nie mylić wybaczania z tolerancją i cichym przyzwalaniem na złe traktowanie. Jeśli jesteśmy w przemocowej relacji (z rodzicem czy kimkolwiek innym) lub nasze granice są w jakikolwiek sposób naruszane, to powinniśmy reagować – wyrażać sprzeciw, modyfikować sytuację (np. w razie potrzeby odizolować się).
Poczucie żalu czy niewybaczonej krzywdy pełni ważną funkcję – informuje nas, że coś jest nie tak; pomaga chronić się przed powtórnym zranieniem przez tę samą osobę. Jest więc bardzo potrzebne do tego, by podjąć odpowiednie kroki. Dopiero po działaniu (lub gdy szansa na nie już dawno minęła) powinno nastąpić wybaczenie, jako ostateczny etap uwolnienia z toksycznej relacji.
Wybaczyć sobie…
Na koniec pamiętajmy, że równie ważne (a może nawet ważniejsze!), co wybaczenie innym, jest umiejętność wybaczania samemu sobie. Dla wielu osób to okazuje się najtrudniejsze. Bo przecież mogłeś coś zrobić – ochronić siostrę, wezwać policję do rodziców, poprosić o wsparcie kogoś z rodziny. Dlaczego więc tego nie zrobiłeś?
Czytaj także: Przebaczenie to najlepsza droga do raju – mówi Franciszek i idzie do konfesjonału
Odpowiedź jest prosta (i bardzo uwalniająca): bo nie mogłeś. Z tamtym stanem świadomości i całością tego, kim byłeś w tamtych konkretnych momentach, dokonywałeś jedynych możliwych wyborów, jakiekolwiek by nie były. Ta perspektywa zrozumienia wobec samego siebie jest niezwykle cenna nie tylko w odniesieniu do wydarzeń z dzieciństwa, ale również we współczesnych sytuacjach, w których masz do siebie żal i pretensje. Pamiętaj, dlaczego warto.
Gdy rozpoczniesz proces wybaczania, poczujesz na własnej skórze, jak stopniowo oczyszcza się Twoja głowa i serce. Co więcej, zobaczysz jak poprzez to oczyszczenie ze starych ran tworzy się w Twoim życiu przestrzeń na coś nowego – na rozwijanie obecnych relacji, które od tej pory będziesz mógł budować w poczuciu wolności, w miejsce poddania się destrukcyjnemu wpływowi zdarzeń z przeszłości (choć biorąc lekcje, które Ci przyniosły).
...
To oczywiste. Chyba kumulowanie w sobie toksyn nie jest na zdrowy rozum korzystne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:53, 13 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Trudno Ci przepraszać? Warto się przemóc!
Michael Rennier | Lip 13, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Niełatwo powiedzieć „przepraszam”, ale takie wyznanie pomaga umysłowi, ciału i duszy. To może być trudne, ale może też uczynić nas wolnymi.
N
igdy nie zapomnę sytuacji, kiedy mój szef nawrzeszczał na mnie z powodu popełnionego błędu. Ceniłem swoją pracę, więc szybko przeprosiłem i obiecałem poprawić pomyłkę, ale wewnętrznie gotowałem się ze złości. Nie sądziłem, że zrobiłem coś złego. Uważałem, że szef był po prostu wściekły, a najszybszym i najprostszym sposobem na bezzwłoczne opuszczenie jego gabinetu były moje przeprosiny. Tej nocy nie mogłem spać i zacząłem zastanawiać się nad tym, jak wartościowe mogą być szczere przeprosiny.
Czytaj także: Jak uniknąć „zbratania się ze smutkiem”? Franciszek daje ważną lekcję
Często cena, którą płacimy za przepraszanie wydaje się zbyt wysoka. Niechętnie przyznajemy się do błędu, ponieważ takie wyznanie można odczuć jako utratę części siebie. Kiedyś uświadomiłem sobie, że proces, przez który muszę przejść, kiedy kogoś skrzywdziłem, jest w pewnym sensie śmieszny: próbuję przekonywać się, bez względu na to, co mówi moje sumienie, że tak naprawdę jestem dobrym człowiekiem, następnie usprawiedliwiam moje działania i umniejszam rangę złego zachowania. W końcu czuję zwycięstwo, oszukałem sam siebie, wierzę, że jestem tym jedynym, który został skrzywdzony, a wszyscy pozostali uczestnicy zdarzenia są moimi dręczycielami.
Reklama
Oczywiście, ten skomplikowany fortel nie trwa długo. Nigdy nie straciłem dokuczliwego poczucia, że muszę żyć uczciwie, czyniąc dobro, bo kiedy tego nie robię życie jest niepewne i zdezorganizowane. Kiedy jest naprawdę źle, budzę się w nocy, leżę i myślę, albo czuję ciążący stres, wzrasta mi ciśnienie. Mogę bardzo się starać unikać przeprosin – albo być nieszczerym – ale koniec końców to nic niewarte.
Przeprosiny przynoszą korzyści
Chowanie uraz i niechęć do wyrażenia, a nawet przyjęcia skruchy ma wpływ na nasze zdrowie fizyczne. – To nigdy nie jest dobre – mówi Charline Laino, autorka artykułu na temat korzyści zdrowotnych płynących z umiejętności przepraszania – rzucasz się w łóżku, masz nudności, uczucie, jakbyś tonął, jesz i pijesz za dużo, boli cię głowa.
Odpowiednie przeprosiny mają także wpływ na zdrowie tych, do których są skierowane. Laino wspomina badania z 2002 r. przeprowadzone przez naukowców z Hope College i Virginia Commonwealth University. Pokazywały one, że osobom, które doznały krzywdy, w chwili wyobrażenia sobie samego aktu przeprosin spadał puls serca, ciśnienie krwi, poziom pocenia się i wyraz napięcia na twarzy.
Jednak przeprosiny pomagają tylko wtedy, gdy rzeczywiście mają znaczenie dla człowieka. Nieszczere są często wyłącznie drogą do uniknięcia kary – widzieliśmy w mediach mnóstwo takich przypadków z osobami publicznymi i celebrytami w roli głównej. Zależy im jedynie, by zaistniałą kontrowersyjną sytuację mieć już za sobą.
Czytaj także: Mój brat był alkoholikiem. Jego śmierć nauczyła mnie jak pokonać gniew
Na przykład aktor Jasson Biggs po katastrofie samolotu malezyjskich linii lotniczych opublikował tweeta, który wykazał jego brak wrażliwości. Rzekomo przyznając się do tego, tak się wyraził: „Ludzie byli obrażeni, co nie było moim zamiarem. Przykro mi, że dla niektórych z was moje komentarze były niewłaściwe i niestosowne. Przepraszam”.
Rozumiem, że usiłując uniknięcia odpowiedzialności, zastosował kiepską wymówkę, jakby pół-przeprosiny, które tak naprawdę nie odnosiły się do wyrządzonej szkody. Gdyby dotyczyło to mnie osobiście nadal czułbym niedosyt.
Przebaczenie wpływa nie tylko na nasze samopoczucie fizycznie, ale także psychiczne. Mogą pomóc zmniejszyć gniew, zwalczyć depresję i odnowić relacje z ludźmi. W artykule opublikowanym w Psychology Today pisarka Beverly Engel opisuje, jak proste „przepraszam”, które padło z ust matki po trzyletniej separacji uzdrowiło ją emocjonalnie.
Stare traumy tworzą nasz bagaż i mają wpływ na nowe relacje z ludźmi. Czasami kusiło mnie, żeby nie przepraszać, ponieważ prawdopodobnie nigdy w życiu nie zobaczę już skrzywdzonej osoby i problem sam się rozwiąże. Ale to nigdy tak nie działa. Nie zwlekajmy, wyrządzone szkody w końcu nas dosięgną.
Sam byłem tego świadkiem w naszym kościele, gdy okazjonalnie wspierałem grupy Anonimowych Alkoholików, zbierające się w naszej parafii. Usłyszałem o potrzebie wyzbycia się lęku i uczciwym przyznaniu się do krzywd, z którymi kiedykolwiek się zetknąłem. 12 kroków AA polega na zrobieniu listy zgodnie z przyjętymi zasadami moralnymi i kolejnym naprawianiu wyrządzonych krzywd. Dziewiątym krokiem jest zadośćuczynienie. Każdy pozornie nieznaczący, popełniony w przeszłości błąd może hamować nasz rozwój. I działa to tak samo na wszystkich, nie tylko alkoholików.
Pomagają duszy
W książce pt. „Everybody Needs To Forgive Somebody” Allen Hunt opisuje kobietę o imieniu Amy, z którą przez wiele lat spierał się na spotkaniach po mszy w swoim kościele. Zrobiło się tak niemiło, że w końcu zaczął uczęszczać do innego kościoła. Sądził, że problem został rozwiązany.
Czytaj także: Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak Bóg nam przebaczył w Chrystusie.
Wiele lat później, na meczu tenisowym Allen wpadł na Amy. Gdy zorientował się, że go rozpoznała, serce mu zamarło i usiłował uciec, jednak Amy wyciągnęła rękę na zgodę i go przeprosiła. „Zrobiła pierwszy krok i zaproponowała mi klucz do furtki, chciała, byśmy wstąpili na nową ścieżkę, drogę wolną od goryczy i trucizny, które głęboko we mnie wzbierały”, napisał Hunt. Przeprosiny były konieczną odtrutką na chorą duszę, Allen o tym nie wiedział.
Nie jestem pewien, czy byłbym tak odważny jak Amy. Kiedy boję się przeprosić to często dlatego, że pozwoliłem sam siebie zdefiniować poprzez popełnione błędy. Zaczynam myśleć, że moje pomyłki są nie do naprawienia i że przyznając się głośno, utożsamiam się z nimi. To nie jest prawdą – przecież żaden z nas nie jest określony przez swoje błędy. Przeprosiny pozwalają nam odciąć się od przeszłości i podjąć konieczne kroki, żeby stać się takim człowiekiem, jakim chcemy być.
Trzy kroki do dobrych przeprosin
Wiemy już, że przeprosiny są warte wysiłku, ale jak powinny wyglądać odpowiednie przeprosiny? Dobrym przykładem mogą być te wygłoszone przez Reese Witherspoon w „Good Morning America”. Aktorka została przyłapana na aroganckim zachowaniu w stosunku do policjanta, który podejrzewał ją i jej męża o jazdę autem pod wpływem alkoholu. W telewizji powiedziała: „Wyszliśmy po skończonej kolacji w Atlancie, na której wypiliśmy o jeden kieliszek wina za dużo, myśleliśmy, że możemy prowadzić samochód, choć absolutnie nie mogliśmy. Teraz to wiemy, nie powinniśmy się tak zachować”.
Przeprosiny gwiazdy zawierają następujące po sobie trzy proste kroki: po pierwsze uczciwie przyznała się do popełnionego błędu. Wzięła na siebie pełną odpowiedzialność, nie próbując wyjaśniać i się usprawiedliwiać. Nie utożsamiała się za bardzo ze swoim przewinieniem, ale była w pełni świadoma własnych poczynań. To zwalnia ją od oświadczenia, że w przyszłości będzie unikać podobnych sytuacji, bo rozumie się samo przez się. Po drugie nie miała żadnych pretensji do policjanta, który nie zrobił nic złego i w całej sytuacji nie było jego winy. Po trzecie aktorka nie ociągała się. Szybko poprosiła o przebaczenie, nie martwiąc się, że może poczuć się zawstydzona.
Wystarczy kilka krótkich zdań, aby z wdziękiem przeprosić. Zaprzeczanie nie ma sensu – przemyśl to. To może być trudne, ale może też uczynić nas wolnymi.
...
To pomaga w przebaczeniu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 12:27, 28 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
Przebaczenie uzdrawia, przywraca wolność, nadaje sens
'Przebaczenie jest przywróceniem sobie wolności, jest kluczem w naszym ręku od własnej celi więziennej.' - Kardynał Stefan Wyszyński. To właśnie przebaczenie zrywa nasze łańcuchy. Czasem nawet te, co do których nie zdawaliśmy sobie sprawy, iż w ogóle istnieją. 'Przebaczenie jest najtrudniejszą Miłością'. Przebaczając, otrzymuje się przebaczenie. Z trudem przebaczamy innym, jeśli na dnie naszych myśli tkwi coś, z czego sami się nie możemy rozgrzeszyć. Gdybyśmy stosowali się do Kodeksu Hammurabiego: oko za oko, ząb za ząb, to już dawno bylibyśmy ślepi i bezzębni. Może zamiast oko za oko, ząb za ząb - dziękuję za proszę, przepraszam za błąd.
Od siedemnastu wieków obchodzimy Wielkanoc - najstarsze święto chrześcijańskie i od tylu też lat 'wietrzymy' z tej okazji zakamarki naszej duszy, nie chcąc nadal wystawiać Miłości Jezusa na próbę. Potrafimy bowiem w nieskończoność wyliczać winy innych wobec nas, ale swoich win wobec innych na ogół nie dostrzegamy. O belce we własnym oku będziemy mówili potem lub... nigdy, albowiem najpierw wolimy zająć się pyłkiem w oku bliźniego.
Coraz częściej bywa i tak, że sami zostajemy poddani ludzkiej niegodziwości, wyszydzeni, odarci z reszty złudzeń o PRAWDZIE i MIŁOSIERDZIU. Nasi "bliźni" przybijają nas do KRZYŻA swoją obłudą, hipokryzją, niecnymi czynami, butą, chamstwem, cwaniactwem, brakiem empatii i zrozumienia. Triumfuje szyderstwo, ironia, zakłamanie, iluzja, własny interes, kłamstwo, obłuda, hipokryzja, tupet... Jakże boli brak Współodczuwania, empatii, gdy wielu z nas tak trudno wejść - niejako - "w buty" bliźniego swego…
Jezus zaś pozwolił ukrzyżować się po to, by już nigdy nikt nie krzyżował ani siebie samego, ani innych. Niezgoda rujnuje, zgoda buduje. To powinno przekładać się na nasze życie - taki triumf Miłości nad nienawiścią, życia nad śmiercią. Akcent powinniśmy postawić na słowie PRZEBACZENIE, bo przecież każdego dnia możemy "zmartwychwstać".
Są sytuacje, w których wydaje się nam, że nakaz Chrystusa o konieczności Przebaczenia i Miłości nieprzyjaciół jest ponad nasze ludzkie możliwości. Pan Jezus jest jednak bezkompromisowy.
Apeluje do nas: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5, 44-4.
Jezus przywiązywał wielką wagę do przebaczenia. Często mówił o tym swoim uczniom. Sam modlił się z krzyża: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34a). Skąd tak wielkie znaczenie przebaczenia? W Piśmie Świętym czytamy: Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień (Mt 6,14-15). A kto z nas jest bez winy? Co więcej, kto chciałby narazić się na gniew Boga?
Miłość i zdolność przebaczenia jest owocem autentycznej wiary i zjednoczenia z Chrystusem w modlitwie i sakramentach. Miłość i przebaczenie najpełniej wyrażają się w modlitwie. Zawsze powinniśmy się modlić za tych, którzy wyrządzili nam krzywdę i którym mamy przebaczyć. Można powiedzieć, że modlitwa jest miłością w działaniu, jest spełnieniem polecenia Chrystusa: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają.”(Łk 6,27-2. Chrystus mówi: „kiedy stajecie do modlitwy, przebaczcie, jeśli macie co przeciw komu, aby także Ojciec wasz, który jest w niebie, przebaczył wam wykroczenia wasze” (Mk 11,25).
@ Ks. Mieczysław Maliński podpowiada: Wielką pomocą jest posłużenie się wyobraźnią, przywołanie w pamięci konkretnych bolesnych wydarzeń i zaproszenie Jezusa, aby był tam obecny i uzdrawiał chore i pozrywane międzyludzkie relacje. W czasie modlitwy starajmy się zobaczyć w swojej wyobraźni Jezusa zjednoczonego z osobami, którym pragniemy przebaczyć. Po takiej modlitwie Pan Jezus całkowicie uzdrowi wzajemne relacje.
Przebaczenie nie oznacza zapomnienia lub wymazania z pamięci, nie jest również zdjęciem odpowiedzialności z osoby, która popełniła zło. Człowiek, któremu przebaczyłem, dalej musi odpowiadać za swoje grzechy przed Bogiem, sobą i ludźmi. Przebaczając, nie rozgrzeszam sprawcy, bo to może uczynić tylko Chrystus, nie zwalniam go z odpowiedzialności. Przebaczam, to znaczy zło dobrem zwyciężam, na wszelką krzywdę i krzyczącą niesprawiedliwość odpowiadam miłością i przebaczeniem.
...
Potocznie ,przebaczyc' to zrobic cos korzystnie dla kogos. Tymczasem robisz to dla siebie! Jezus przebaczyl Judaszowi! A ten i tak jest w piekle! Ba Bóg przebaczyl lucyferowi!
Jesli by tylko chodzilo o tych zlych to nie mialo by sensu. Jednak chodzi o upodobnienie sie do Boga! On jest milosierny i przebaczajacy i my musimy byc tacy!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|