Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:45, 29 Paź 2009 Temat postu: Prawdziwy romans! |
|
|
A tutaj historia ktorej nie mozna pominac z forum Frondy:
Kfiatuszka 25.10.2009 14:46
Vivat S. Joseph!! :DDDDDDDDDDDDDDDDD
Powyzszy obrazek został sfotoszopowany 2 lata temu przez moją przyjaciółkę Joasię )
Krótka historia:
Kilka lat temu Joasia zaczęła się modlić do Świętego Józefa, prosząc o dobrego męża. Jak się później okazało - Kuba mniej więcej w tym samym czasie, zaczął prosić Świętego Józefa o dobrą żonę ))
Joasia wypatrzyła Kubę podczas rekolekcji, gdy siedział w kaplicy pod kaliskim wizerunkiem Świętej Rodziny (tak umiłowanym przez czcicieli Św. J ) )
Wszelkie znaki na niebie i ziemi utwierdzały Joasię w przekonaniu, że to jest właśnie TEN!! ) (długo by pisać o szczegółach :DDD)
Dziś rano otrzymałam smsa, że wybierają się do Kalisza. Pytali czy mają coś przekazać ode mnie Świętemu Józefowi
Jakąś godzinę temu przyszedł kolejny sms, informujący, że pozdrowienia i prośby przekazane... oraz że Kuba właśnie się oświadczył i że są zaręczeni!! :DDDDD
Proszę Was o modlitwę za narzeczonych Coby Święty Józef szczęśliwie doprowadził ich do ślubu i opiekował się rodziną, którą mają zamiar założyć :DDD
NIECH ŻYJE ŚWIĘTY JÓZEF!!!!!!!!!!!!!!! :DDDDDD
>>>>
Tak to ,,działa''...
Widzimy ze Bog Maryja Aniolowie i Swieci pomagaja zyjacym.Biorac na siebie to co nieprzyjemne.Typu wybor mlazonka.Wiemy ile tu moze byc pomylek i niepewnosci.A wiec straszliwych nerwow i udrek.A tu na przyklad sw. Jozef zabral wszalkie niepokoje i dla ludzi zostalo juz tylko to co radosne spokojne i wesole!
Tylko glupiec by sie upieral zeby koniecznie ,,samemu'' wszystko robic...
No bo po co brac na siebie te nieprzyjemne i zmudne rzeczy?
I to jest prawdziwy romans.Bo jak wiemy romans nabral negatywnych skojarzen pod wplywem komercyjnej produkcji tego typu nastawionej na zysk.Produkcja romasow musiala zniszczyc to pojecie...
Wszak milosc to PRZECIWIENSTWO PRODUKCJI...Wyjatkowa dewiacja jest przemyslowa produkcja tego typu...Dzidziny ktora jest niepowtarzalna...
Wszak Biblia to bylo nie bylo romans!Tak!Podnoszaca na duchu historia MILOSCI!Kazda ksiaga Biblii jest o milosci.A najwazniejsza Piesn nad Piesniami jest o milosci samej w sobie.
Tak wiec romans to bardzo piekny i wzniosly gatunek jesli jest naprawde tworzony tak jak powinien byc!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Czw 17:46, 29 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:02, 08 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Włochy: byli małżeństwem 63 lata, zmarli jednocześnie
Po 63 latach małżeństwa para staruszków z okolic miasta Prato we Włoszech zmarła niemal jednocześnie: on w szpitalu, ona w domu. Historię Marii i Marcella opisała dzisiejsza prasa.
90-letni mężczyzna z miasteczka Seano zmarł w szpitalu, dokąd trafił ciężko ranny po wypadku samochodowym. Jego kilka lat młodsza żona była wtedy w domu, oddalonym od szpitala o 15 kilometrów i nie wiedziała jeszcze, co się z nim stało. Zmarła zaledwie kilka minut po jego śmierci, w rezultacie zawału, którego doznała, gdy umierał jej mąż.
Włoskie media podały, że rodzina zmarłych małżonków tłumaczy to wydarzenie nadzwyczajną więzią, jaka łączyła ich przez całe życie.
....
Znakomity przyklad dzialania Boga . Smierc z milosci . Gdy dwie osoby osiagaja tak wysoki poziom milosci umieraja razem . Bo zycie oddzielnie zbyt bylo by bolesne a Bóg nie chce cierpienia ludzi ;0))) Wspaniale . O nic nie trzeba sie troszczyc oprocz wiary . Tylko Bóg ! ;0)))
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:08, 26 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
USA: 75 lat po ślubie urodzeni w tym samym dniu umarli niemal równocześnie
Urodzeni tego samego dnia małżonkowie z południowej Kalifornii, którzy we wrześniu ubiegłego roku obchodzili 75. rocznicę ślubu, zmarli w odstępie zaledwie jednego dnia.
Jak poinformował ich syn, 94-letnia Helen Brown zmarła 16 lipca na raka żołądka, a jej rówieśnik Les Brown - 17 lipca wskutek choroby Parkinsona.
Urodzeni 31 grudnia 1918 roku państwo Brownowie poznali się w szkole średniej. W 1937 roku, gdy mieli po 18 lat, uciekli razem z domu, gdyż ich rodzice nie zgadzali się na małżeństwo pomiędzy zamożnym mężczyzną i kobietą z klasy pracującej.
W 1963 roku para przeniosła się do Long Beach. Les był fotografem, a jego żona agentką w branży nieruchomości.
>>>>
Znowu to samo . Bóg zabiera ich jednoczesnie bo zyc by bez siebie nie mogli ! On jet Miłością !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:06, 02 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Małżonkowie z 62-letnim stażem umarli w tym samym czasie
Małżonkowie, którzy przeżyli razem 62 lata, zmarli w odstępie kilku godzin od siebie.
Któregoś dnia mężczyzna przewrócił się w domu i złamał kość biodrową. Rodzina zabrała go do szpitala, ale stan jego zdrowia szybko się pogarszał. W tym samym czasie pogorszył się również stan zdrowa jego żony, która od lat zmagała się z nowotworem. Rodzina zdecydowała, że nie ma prawa ich rozdzielać.
- Usłyszałam przez urządzenie monitorujące, że babcia bierze dwa ostatnie oddechy. Zeszłam na dół, babcia odeszła - opowiada wnuczka.
Wspomina, że wyprowadziła ciało babci z pokoju, zamknęła drzwi i podeszła do dziadka. Ten nie oddychał.
...
Jak widzicie to jest u Boga częste gdy jest prawdziwa miłość gdy osiągnęli niemal doskonałość !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:39, 11 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Dwa tygodnie temu został wdowcem. Rodzina przywróciła mu uśmiech
François Vermeir z Belgii dwa tygodnie temu stracił żonę. Rodzina, widząc ból wdowca, postanowiła zrobić mu niespodziankę.
85-letni François dwa tygodnie temu pochował swoją żonę. Byli razem 63 lata. Jak mówi jego wnuczek, dziadek stracił "kogoś wyjątkowego".
Aby François znów miał energię i chęć do życia, rodzina przyniosła mu podarunek - teriera o imieniu Snoopy. Radość i wzruszenie seniora są nie do opisania. Zobaczcie sami!
...
Tak miłość to nie tylko małżeństwo . Rodzina też jak widać Wspaniale
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:29, 04 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Ewa Krawczyk: przede wszystkim jestem żoną
Emocjonalna. W trakcie wywiadu kilka razy lecą jej łzy. Od 28 lat zakochana w tym samym mężczyźnie. "Kiedyś się pokłóciliśmy. Poszłam do drugiego pokoju i nie mogłam spać. Już bez niego nie zasnę, muszę być blisko". Przyznaje, że Krzysztofowi Krawczykowi poświęciła życie. "I dobrze mi z tym, nawet bardzo. Dzięki swojemu mężowi jestem szczęśliwą kobietą".
Jaka jest najważniejsza rola w Pani życiu? Ewa Krawczyk to przede wszystkim kto?
Przede wszystkim żona, która jest dowartościowana i spełniona. I ma nadzieję, że w tej roli się sprawdza.
Ma Pani sygnały od męża, że tak jest?
Mam i to codziennie od 28 lat.
Jakie na przykład?
Przynosi mi kwiaty bez okazji. Zapewnia, że nie wyobraża sobie beze mnie życia. Siedzi obok, gdy śpię, bo twierdzi, że jestem tak śliczna, że nie może się napatrzeć. Ostatnio powiedział, że gdyby miał jeszcze raz pojechać do Ameryki tylko po to, by mnie przywieźć, zrobiłby to bez wahania.
Ile miała Pani lat, gdy się poznaliście?
Dwadzieścia dwa, on trzydzieści sześć. Pojechałam do mamy do Chicago. Jakimś cudem dostałam wizę. Był stan wojenny, nie można było wyjeżdżać, ale że mam w życiu mnóstwo szczęścia, pomyślałam, że przynajmniej spróbuję. Pojechałam do ambasady i udało się. Po dwóch tygodniach stwierdziłam, że mam dość siedzenia i poprosiłam mamę, żeby załatwiła mi pracę. A ponieważ jej przyjaciółką była właścicielka bardzo popularnego w tamtych czasach w Chicago lokalu nocnego pod tytułem "Cisza Leśna", zaczęłam pracować za barem. Wszyscy polscy artyści, którzy wyjeżdżali na "tournee po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie" w rzeczywistości grali właśnie tam. Gdy pracowałam, to był między innymi zespół No To Co, Jurek Połomski, Tadeusz Drozda, no i Krzysztof Krawczyk.
Któremu ponoć od razu się Pani spodobała.
Siedział za barem i obserwował. A ja, dziewczyna ze wsi, nie wiedziałam na przykład, że pieniądze, które ktoś zostawia na stole, są dla mnie. Więc mi powiedział: Pani Ewo, to napiwki dla pani, musi pani brać. Dzięki temu zarabiałam tam wtedy bardzo dużo pieniędzy. Po jednej zmianie potrafiłam przynieść do domu pełną reklamówkę dolarów. Pomagało mi to, że byłam lubiana, uśmiechnięta.
I ładna?
No, tak mówią. Spodobałam mu się. Krzysztof mieszkał u perkusisty, w tym samym budynku co ja z mamą, która nie chciała, żebym sama wracała nad ranem z pracy. Poprosiła więc perkusistę, by odprowadzał mnie do domu. Jeśli nie mógł, zastępował go Krzysztof. Ja tego odprowadzania nie pamiętam, szłam z przodu, byle szybciej do domu i ciepłego łóżka, tylko czasem oglądałam się, czy on gdzieś tam za mną wciąż jest.
Od tego odprowadzania się zaczęło?
Według Krzysztofa tak, choć ja to widzę trochę inaczej. Na początku w ogóle nie byłam nim zainteresowana. Był żonaty i tyle ode mnie starszy. Jako młoda dziewczyna nie wyobrażałam sobie, że mogę mieć o trzynaście lat starszego mężczyznę. Z mojej strony nie była to więc miłość od pierwszego wejrzenia.
A od którego?
Nasz wspólny znajomy zrobił prywatkę, podczas której zaczęłam na niego spoglądać łaskawiej. Potem Krzysiu zaprosił mnie na randkę. Nie chciałam iść, ale dziewczyny z baru mnie namawiały: że będzie fajnie, że potem będziemy sobie opowiadać jak było, że niejedna by chciała być na moim miejscu. O tym akurat wiedziałam, widziałam przecież te wszystkie panienki. On nie był tam sam. Jak jedna wychodziła, druga już czekała, by wejść.
Ale poszła Pani.
Poszłam, bo dziewczyny nie dały mi żyć. No i wpadłam po uszy. Zaczęliśmy się spotykać. Codziennie przez trzy miesiące spędzaliśmy ze sobą niemal cały dzień, a potem w nocy gadaliśmy jeszcze po sześć godzin przez telefon. Jednak miłość jest niesamowita. Naprawdę daje skrzydła i pozwala funkcjonować niemal bez snu. Któregoś dnia Krzysztof miał mieć koncert w stanie Indiana. Spytał moją mamę, czy mogę z nim pojechać. Odmówiła: "Nie Krzysiu, Ewa nie pojedzie, bo wy tam będziecie razem spali. No chyba że zabierzecie moją koleżankę jako przyzwoitkę". I proszę sobie wyobrazić, że mąż się zgodził. Wziął dla nas oddzielne pokoje, ale i tak tam to się stało po raz pierwszy. Przyzwoitka nas nie upilnowała. Co się działo potem? W to chyba nikt by nie uwierzył. W każdym razie byliśmy w niebie.
On dużo starszy, żonaty, w separacji. Pani młodziutka i zakochana. Na co Pani liczyła?
Na nic. Wiedziałam, że tam jest dziecko. I faktycznie, jego syn po jakimś czasie powiedział, że bardzo tęskni. Rozstaliśmy się. Dla mnie to było nie do przeżycia. Mama ostrzegała mnie wcześniej, żebym się w to nie pakowała, bo to żonaty mężczyzna, z dzieckiem. Ale ja stwierdziłam, że przeżywam takie chwile, że nic tak dobrego może mnie już w życiu nie spotkać, więc będę się cieszyła tym, co mam. Ale jak wyjechał, to był dramat. Żaden film czy książka nie są w stanie oddać tego, co wtedy przeżyłam. Młodziutka dziewczyna rozkochana do granic możliwości i zostawiona. To jest coś okropnego. Prosiłam, by do mnie nie dzwonił, nie pisał, bo muszę zapomnieć. Zaczęłam więcej pracować. Na szczęście była wtedy ze mną mama, która bardzo mi pomogła. Potem Krzyś zadzwonił. Powiedział, że nie może beze mnie żyć, myślał, że ułoży sobie życie, ale nie ma takiej możliwości. I zapytał, czy zostanę jego żoną.
Powiedziała Pani kiedyś, że mąż w całości Panią stworzył, ukształtował.
W całości może nie, bo ja jednak pozostałam sobą, więc to stwierdzenie było trochę na wyrost, ale rzeczywiście coś w nim jest. Przecież ja do tej Ameryki pojechałam z małej miejscowości, trochę zakompleksiona, nie bywałam nigdzie i nagle weszłam do dużego artystycznego świata, do ludzi, których znałam z gazet, telewizji. Ciężko było mi się odnaleźć w tym środowisku. Mąż bardzo mi pomógł, tłumaczył, że w niczym nie jestem gorsza, wręcz przeciwnie, lepsza, bo naturalna, autentyczna, no i młodsza. Ale zdarzało się, że mówił: - Ewuniu, tak nie wypada, tego nie rób. Bo ja jednak byłam nieco zdziczałą dziewczyną, on musiał mnie trochę utemperować, ugładzić. Teraz świetnie daję sobie radę właśnie dlatego, że on pomógł mi znaleźć się w tym wielkim świecie.
Ten świat Panią zachwycił, rozczarował?
Nie lubię bywać. Gdy trzeba, to oczywiście jesteśmy, ale generalnie wolimy pielesze domowe. Poza tym często gramy w weekendy, co oznacza, że od czwartku do poniedziałku jesteśmy w trasie. Gdy wracamy, to jest taka radość, że wreszcie jesteśmy u siebie. A dom mamy piękny, na skraju lasu, mąż stworzył nam cudowne warunki, naprawdę jest się czym cieszyć.
Co Pani robi w tym domu?
Teraz na przykład remont. Zabierałam się do tego od pięciu lat, ale mam utrudnioną sytuację, bo wszystko muszę robić, gdy Krzysztofa nie ma w domu. On, gdy słyszy słowo "zakupy" albo "remont", dostaje alergii. Teraz na przykład, gdy jesteśmy w trasie, zostaną wymienione wykładziny. Gdy wrócimy, mąż będzie miał wszystko na swoim miejscu, nawet książki będą stały na półkach dokładnie tak samo, jak je ustawił. Zrobiłyśmy z siostrą zdjęcia, żeby wszystko identycznie mu poukładać.
Zdenerwowałby się?
Mój mąż? Oczywiście, że nie. Ale śmieję się, że on jest typową Panną. Jeśli położy w łazience szczoteczkę do zębów, a ja przesunę ją trochę w prawo, już jej nie widzi. Ja lubię mieć w domu porządek. Gdy jest czysto i pachnąco, lepiej wypoczywam. Mój mąż też ceni ład, ale gdy wchodzi, tu coś rzuci, tam położy, a mnie szlag trafia, ale nic nie mogę zrobić, bo przecież nie będę go terroryzowała porządkiem we własnym domu. Więc jak wchodzę do sypialni, przymykam jedno oko, żeby nie widzieć jego strony i idę od razu na moją połowę łóżka.
Słyszałam, że świetnie Pani gotuje.
Uwielbiam to robić. Gdy mąż widzi, że jestem nerwowa, śmieje się, że powinnam wziąć tabletkę na "wściekliznę". A ja zaczynam wtedy gotować. Robię wszystko po kolei: mielone, schabowe, gołąbki, zupy. Potem to porcjuję, część rozdaję rodzinie, część zamrażam i od razu mi lepiej. Nie ukrywam, że dogadzam mężowi kulinarnie. Zresztą ja jestem niezwykle opiekuńcza i bardzo o niego dbam. Kiedy wyjeżdża w trasę, tylko wstaje i idzie. O wszystko troszczę się ja. A wracając do gotowania, lubię oglądać programy kulinarne. Notuję sobie w nocy najlepsze przepisy, rano wstaję, dzwonię do siostry, ona robi zakupy, przyjeżdża i eksperymentujemy w kuchni.
Siostra jest ważna?
Jest jedną z moich dwóch przyjaciółek, nie wyobrażam sobie bez niej życia. Pomaga mi we wszystkim – i zawodowo, i prywatnie. Mój mąż powiedział kiedyś, że gdyby mu kazano mieszkać z kimś pod jednym dachem, byłaby to moja siostra. Bo ona jest, ale jakby jej nie było. Jeśli daje o sobie znać, to tylko wtedy, gdy jest taka potrzeba. Spokojna, zrównoważona. Jak coś ją boli, czeka do ostatniej chwili, jak cierpi, to sama, żeby nikt nie widział, jak płacze, to też jeśli nikogo nie ma w pobliżu.
Jesteście inne.
Nawet bardzo. Zawsze tak było. Kiedyś używało się żelazek z takimi grubymi sznurami. Jak narozrabiałam, mama chodziła po domu i szukała tego sznura. "Basia, gdzie on jest?" A moja siostra, zawsze grzeczniutka: "Nie wiem mamusiu", na co mama: "To szukaj, bo jak nie znajdziesz, to ty dostaniesz". "Ale za co?" "Na zapas". A to ja oczywiście chowałam te sznury, bo jak narozrabiałam, wiedziałam, że będzie lanie.
Mama była sroga?
Wychowywała nas sama i uważam, że zrobiła to fantastycznie. Obie z siostrą radzimy sobie w życiu. Kiedy wyjechała do Stanów, miałam dziewiętnaście lat.
Siostra jest od pani dwa lata młodsza. Mama nie bała się was zostawić?
Miałyśmy dobrych sąsiadów, na których mogłyśmy liczyć, ale przede wszystkim mama nam ufała. Wiedziała, że dobrze nas wychowała i że nic złego się nie wydarzy. I nie wydarzyło się.
Bywa Pani zazdrosna o męża?
Okropnie.
Czyli awanturę potrafi Pani zrobić?
Ależ oczywiście! Potrafię tupnąć, gdy trzeba, chociaż mąż nie daje mi powodów do zazdrości. Na pewno kobiety mu się podobają. Aż boję się o to zapytać, ale nie byłby mężczyzną, gdyby piękno kobiet go nie wzruszało. Kiedyś w chórku śpiewała z nami przesympatyczna dziewczyna. Wykonywała z Krzysztofem duet "Trudno tak", ten, który śpiewał z Edytą Bartosiewicz. Jak ja ich obserwowałam, stojąc z tyłu sceny! Gdy mi się coś nie spodobało, w garderobie potrafiłam być dla niej okropna. Krzysztof wie, że jestem zazdrosna, więc stara się nie stwarzać takich sytuacji, żebym musiała walnąć pięścią w stół, krzyczeć, płakać czy robić mu awantury.
Ale i to się zdarza?
Na pewno zdarzało. Bo u nas nie od początku było tak cudownie, jak jest teraz. Mówi się, że po siedmiu latach w związku przychodzi kryzys. U nas też tak było. Przetrwać pomógł nam wtedy zaprzyjaźniony ksiądz. Awantury też bywały ostre. Żeby była jasność: nie bijemy się, ale słownie też można człowieka bardzo zranić. Czasem słowa są nawet gorsze niż bicie czy zdrada.
No właśnie. Pani mąż otwarcie przyznaje, że zdradzał swoje dwie poprzednie żony. Przyznał się do tego przed ślubem?
Nie musiał się do niczego przyznawać, przecież ja widziałam te wszystkie oblegające go panienki. Zresztą nie dziwię się kobietom, że leciały jak do ula. Przystojny mężczyzna, popularny, pięknie śpiewający.
To skąd Pani wiedziała, że za trzecim razem będzie inaczej?
Nie wiem. W ogóle nie przyszło mi do głowy, że on może mnie zdradzać. Nigdy o tym nie pomyślałam. Za to gdyby zadała mi pani pytanie, czy teraz mąż mnie zdradza, zaczęłabym się po prostu śmiać. Nie, nie zdradza mnie, to niemożliwe.
Bo Pani cały czas z nim jest.
Nie w tym rzecz. Jeśli mężczyzna chce, znajdzie sobie czas, miejsce i okazję. Ale nie mój Krzysiu, ja to wiem. Skąd? Widzę, jak na mnie patrzy. Wyczułabym. Mam taką intuicję, że wszystko wyczuję.
Nie brakuje Pani czasem dziecka?
Kiedyś dużo o tym myślałam. Nawet niejedną noc przepłakałam, bo tak, bardzo chciałabym mieć z moim Krzysiem jakiegoś dzidziusia. Teraz miałby już prawie trzydzieści lat, więc byłoby się czym cieszyć. Ale widocznie Bóg tak chciał. My jesteśmy osobami wierzącymi, więc zgadzamy się na wszystko, co On nam daje. Może dobrze się stało? Gdyby pojawiło się dziecko, ja pewnie zostałabym w domu, Krzysztof jeździłby sam, a to jest mężczyzna, który nie umie żyć bez kobiety, więc nie wiem, co by wtedy było z naszym związkiem. Czasem się zastanawiam, jak on by sobie poradził, gdybym musiała odejść z tego świata pierwsza. Dlatego proszę Boga, by zrobił tak, żebyśmy odeszli razem, żeby żadne z nas nie musiało cierpieć. Wiem, jak jemu byłoby ciężko. Ja bym sobie poradziła, ale Krzyś nie.
...
Prosze ! Nie wiedzialem z K Krawczyk to taki wrodzony talent podejscia do kobiety ! Inni moga sie uczyc ! Serce rosnie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:52, 03 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Czy nauka KK dot. małżeństwa, włączając w to nierozerwalność małżeństwa, jest ideałem czy normą? Chociaż takie pytanie może brzmieć abstrakcyjnie, a nawet tajemniczo, ma ono natychmiastowe, praktyczne konsekwencje. Powiedzieć, że ktoś podziwia nauczanie Kościoła jako ideał - znaczy podważać, intencjonalnie lub nie, to nauczanie w akcie podziwu.
.
To właśnie jest klucz do zrozumienia konfliktu, który uwidocznił się podczas ostatniego Synodu nt. rodziny i najprawdopodobniej będzie kontynuowany podczas synodu najbliższej jesieni.
Oczywiście ten konflikt ma swoje źródła w odpowiednim podejściu do ludzi w “nieregularnych związkach” – konkubentów, par jednopłciowych oraz rozwiedzionych katolików w ponownych związkach cywilnych. W szczególności chodzi o to: czy niektóre z tych osób mogłyby przystępować do Komunii św. czy nie?
.
To jest miejsce, w którym pytanie o normy i ideały staje się pytaniem rozstrzygającym. Żeby zobaczyć dlaczego, konieczne będzie przytoczenie pewnych definicji.
.
Zacznijmy od nauczania Kościoła Katolickiego nt. małżeństwa. Małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety, którego główne cechy to trwałość (nierozdzielność), wierność i otwartość na potomstwo.
.
Jeśli chodzi o “ideał” – pierwsze znaczenie, które podaje słownik to “koncepcja lub rzecz w swojej absolutnej doskonałości” (SJP: „coś absolutnie doskonałego”).
.
A “norma”? Znowu według słownika: “standard, model lub wzór uważany za typowy dla specyficznej grupy” (SJP: „ustalona, ogólnie przyjęta zasada”).
.
Cóż jest więc złego w nazywaniu małżeństwa, tak jak je Kościół pojmuje, ideałem? Spójrzmy ponownie na definicję. Ideał to „absolutna doskonałość”. Jak często ludzie osiągają absolutną doskonałość w małżeństwie, czy gdziekolwiek indziej? Ludzie nigdy nie dorównują ideałom. Tak więc, w przypadku małżeństwa, powstaje pytanie dlaczego by nie zapraszać do powrotu osób w ponownych związkach cywilnych, bez stwierdzonej nieważności małżeństwa, którym „nie powiodło się” w pierwszym małżeństwie, i proponować Komunię tym wszystkim spośród nich, którzy tego chcą?
.
Pogląd, że katolicka nauka nt. małżeństwa jest ideałem, jest najwyraźniej szeroko rozpowszechniony. Całkiem niedawno, bez większego wysiłku, znalazłem właśnie takie użycie tego terminu w artykułach dwóch kardynałów, którzy zaznaczyli swój udział w czasie ostatniego synodu. Nie są oni jedynymi, którzy mówią w ten sposób.
.
Opisywanie doktryny jako ideału (czy używając innych synonimów np. „wizja” „wyobrażenie”) nie ogranicza się tylko do małżeństwa. Nauczanie dot. antykoncepcji często traktowane jest w podobny sposób. Część nauczycieli czy duchownych twierdzących że akceptują doktrynę, traktuje to jednak jako wygodny sposób rozgrzeszenia tych katolików, którzy stosują antykoncepcję. „Nie mam żadnego problemu z nauczaniem” - mówią. „Myślę, że to piękny ideał”.
.
Kiedy jednak pojmujemy nauczanie moralne jako zbiór norm oznacza to, że dostrzegamy rzeczywiste zobowiązanie do przestrzegania tych norm. Z pewnością zdarzą się upadki, być może wielokrotne, ale Pan Bóg jest miłosierny, Kościół również. Przebaczenia zawsze dostępują ci, którzy żałują/pokutują i starają się żyć według norm.
.
Ludzie, którzy starają się ulżyć tym, których małżeństwa rozpadły się, bez wątpienia chcą dobrze. Ponowne rozważenie kryteriów stwierdzania nieważności małżeństwa i skrócenie samego procesu mogłyby być pomocne. Ale traktowanie nierozerwalności małżeństwa jako niezobowiązującego ideału jest błędne.
.
Niemniej jednak – czy to nauczanie rzeczywiście jest normą? Kiedy Pan Jezus mówił swoim uczniom o nierozerwalności małżeństwa (zero rozwodów) odpowiedzieli mu, że w takim razie małżeństwo nie jest korzystne. 19 rozdział Ewangelii wg. św. Mateusza opisuje tę wymianę zdań. Nie ma tam żadnej wzmianki o tym, że Pan Jezus odpowiedział im: „nie martwcie się – to tylko ideał”. Powiedział za to: „Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela”. Czy to jest właśnie „ideał”?
.
Słowa są ważne. Nieprawidłowe ich użycie, nawet nieświadome, może zdziałać dużo szkody. Miejmy nadzieję, że najbliższy Synod nie popełni tego błędu.
.
.
Russell Shaw
tłum. Teofila Bepko
[link widoczny dla zalogowanych]
Wazne aby rozumiec . Kosciol nie naucza ,,idealow" a norm ! Ideal znaczy cos czego nie da sie osiagnac ! Niczego nieosiagalnego Kosciol nie naucza !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 10:54, 09 Sie 2016 Temat postu: |
|
|
Przez 63 lata byli małżeństwem. Zmarli w odstępie dwudziestu minut
Dodano dzisiaj 10:26
Para starszych osób trzymających się za ręce / Źródło: Fotolia / ViewApart
Przez ponad sześć dekad żyli wspólnie, zmarli w odstępie dwudziestu minut. CNN odpisuje niezwykłą historię amerykańskiej pary.
Henry i Jeanette de Lange zmarli 31 lipca, w odstępie 20 minut w swoim pokoju w domu opieki. Państwo de Lange przez 20 lat byli małżeństwem. Lee de Lange, jeden z synów zmarłej pary, stwierdził, że tym, w jaki sposób jego rodzice odeszli z tego świata, widzi boską ingerencję. – Nazywamy to pięknym dowodem miłości i miłosierdzia Boga – mówił mężczyzna w rozmowie z CNN. – Nie modlisz się o coś takiego, bo wydaje się to małostkowe, ale tak naprawdę, nie można prosić o nic piękniejszego – powiedział.
"Mama odeszła do nieba"
87-letnia Jeanette de Lange cierpiała na Alzheimera. Zmarła jako pierwsza o 17:10. Przy jej łóżku na wspólnym czytaniu Biblii zgromadzili się bliscy. – Czytaliśmy psalm 103. Jeszcze nie skończyliśmy, gdy ona odeszła. Umierała bardzo spokojnie, niesamowicie spokojnie – wspominał ten moment syn zmarłej. Smutną wiadomość Henry'emu przekazał syn pary. – Mama odeszła do nieba – powiedział 86-letniemu, cierpiącemu na raka prostaty ojcu. Dwadzieścia minut później, Henry de Lange nagle zmarł. Obecni na sali bliscy wspominali, że mężczyzna w ostatniej chwili przed śmiercią otworzył oczy i spojrzał na żonę.
Henry i Jeanette de Lange zostaną pochowani w najbliższy poniedziałek podczas wspólnej ceremonii.
...
Dokladnie tak! Nastepuje juz takie zjednoczenie ze Bóg zabiera ich razem zeby nie cierpieli rozlaki
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 8:06, 24 Wrz 2016 Temat postu: |
|
|
Historia jak z "Gwiazd naszych wina". Chora na mukowiscydozę zmarła w 5 dni... po śmierci męża
oprac.Filip Skowronek
23 września 2016, 18:17
• 26-letnia Katie Prager zmarła zaledwie pięć dni po śmierci jej męża Daltona
• Oboje cierpieli na mukowiscydozę, chorobę upośledzającą pracę płuc
• Byli małżeństwem od 2011 roku, ostatni raz widzieli się w lipcu br., podczas piątej rocznicy ślub
Dalton i Katie Prager byli małżeństwem od 2011 roku, oboje zawierając związek wiedzieli o swojej chorobie. Cierpieli na mukowiscydozę, która powoduje poważne upośledzenia pracy płuc i pozwala dożyć średnio do 40. roku życia.
Niestety nie mieli nawet tyle czasu. Dalton od dłuższego czasu prowadził kampanię na rzecz przeszczepu płuc dla swojej żony. Stan zdrowia Katie pogarszał się z dnia na dzień, a para nie miała nawet możliwości się spotkać. Ze względu na niewielką liczbę szpitali w USA, które potrafią zaopiekować się chorymi na mukowiscydozę, Dalton został umieszczony w St. Louis, zaś Katie w szpitalu w Kentucky, oddalonym o niemal 650 km. Para ostatni raz widziała się w 5. rocznicę ślubu, 16 lipca bieżącego roku.
Dalton zmarł w minioną sobotę. Katie pożegnała się z nim za pomocą FaceTime'a, choć nie ma pewności, czy mąż usłyszał jej słowa. Po odejściu Daltona postanowiła zrezygnować z terapii i odeszła zaledwie pięć dni później. Przed śmiercią uruchomiła kampanię zbierającą pieniądze, by wesprzeć finansowo swoich rodziców.
dailymail.co.uk
...
Typowy przyklad. Gdy jest prawdziwa milosc Bóg zabiera razem bo rozlaka byla by cierpieniem
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:41, 26 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Polska
Niezwykła historia o małżeństwie i przeszczepie. Żona przekazała mężowi nerkę, by uratować mu życie
Niezwykła historia o małżeństwie i przeszczepie. Żona przekazała mężowi nerkę, by uratować mu życie
Dzisiaj, 26 października (14:05)
"Po dwóch latach małżeństwa odkryliśmy, że jesteśmy bliźniakami genetycznymi" - mówią w rozmowie z RMF FM Anna i Krzysztof Skubiszewscy z Warszawy. Pół roku temu pani Anna przekazała mężowi swoją nerkę, żeby uratować mu życie. 26 października to Światowy Dzień Donacji i Transplantacji.
Zdj. ilustracyjne
/Davor Puklavec/PIXSELL /PAP/EPA
Moja choroba doszła do etapu, w którym potrzebny był przeszczep. Z chęcią pomocy zgłosiła się cała rodzina. Największe szanse na zostanie dawcami mieli moja żona i tata. Tata nie został zakwalifikowany i wtedy Ania wkroczyła do akcji - wspomina pan Krzysztof. Dla mnie to była łatwa decyzja, nie miałam żadnych wątpliwości. Jeśli się kogoś kocha, przeszczep nie stanowi problemu - dodaje jego żona.
W Polsce przeszczepy od żywych dawców stanowią tylko kilka procent wszystkich wykonywanych przeszczepów. W 2015 roku przeszczepiono 60 nerek i 22 fragmenty wątroby od osób żywych. Do września 2016 roku takich transplantacji było odpowiednio 38 i 19. Przeszczepów w Polsce - jak alarmują lekarze - i tak wykonuje się za mało, bo tylko ok. półtora tysiąca w skali roku (w 2015 roku były to 1432 przeszczepione narządy).
Do września tego roku przeprowadzono 1076 przeszczepów narządów od zmarłych dawców, w tym 723 nerek - wynika z danych Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego ds. Transplantacji Poltransplant.
(az)
Michał Dobrołowicz
...
Dobrze ze sie malzenstwo cementuje.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:09, 03 Gru 2016 Temat postu: |
|
|
Poznajki ruszyły w Radomiu
ks. Zbigniew Niemirski
dodane 03.12.2016 11:20
Zdaniem Irminy i Mateusza Bonieckich takie szybkie zapoznanie powinno służyć długiemu i rzetelnemu poznawaniu się
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość
Te spotkania to szansa na szybkie poznanie wartościowych ludzi z perspektywą na dłuższą relację, może nawet na małżeństwo.
- Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Pomysł mnie zainteresował. Nie wiem, czego się mogę spodziewać, ale jestem otwarta na nowe znajomości, a na pierwszym spotkaniu nie musi się od razu poznawać teściowej - mówi jedna z uczestniczek.
„Poznajki nie są portalem randkowym, choć mają przeznaczenie poznawczo-matrymonialne” - piszą na portalu poznajki.pl organizatorzy spotkań.
- W Duszpasterstwie Akademickim jest dużo wolnych osób, a po warsztatach o relacjach, które prowadzi Andrzej Śmiech widzimy, że ludzie chcą się poznawać, ale najtrudniejszy pierwszy krok. W Krakowie Marian Mróz, nasz znajomy, zorganizował już 50 Poznajek. Po Krakowie był Lublin, a teraz przyszedł czas na Radom. Marian udostępnił nam miejsce na stronie internetowej. Jesteśmy też obecni z naszą inicjatywą na Facebooku radomskiego DA - mówi Mateusz Boniecki, który z żoną Irminą jest organizatorem radomskich Poznajek.
Zaproszony jest każdy, ale tak to widzą pomysłodawcy: - Chcielibyśmy, aby Poznajki łączyły przede wszystkim ludzi, dla których wiara ma priorytetowe znaczenie w życiu i dla tych, którzy wokół takich wartości chcieliby budować swoją przyszłość.
Na Poznajce ilość miejsc jest ograniczona. Trzeba się więc zgłaszać i rezerwować miejsce na portalu poznajki.pl. A potem jest 15 stolików i 30 krzeseł, identyfikatory, długopisy i formularze. Przy każdym stoliku siedzi jedna z 15 pań czy dziewcząt. Męska część siada na 5 minut przy każdym ze stolików. Krótka rozmowa i szybka decyzja, zanotowana na formularzu: chcę lub nie spotkać jeszcze tę osobę i z nią porozmawiać. I kolejny stolik, i kolejna rozmowa. Formularze mają wszyscy uczestnicy.
Na koniec organizatorzy sprawdzają formularze i szukają tych osób, które wyznaczyły siebie nawzajem. Tylko te osoby dostaną potem kontakt do osoby, którą wybrały i która ich wybrała.
- Dalej już nie ingerujemy. Natomiast planujemy kolejne Poznajki. Wpiszemy je w stały kalendarz naszego duszpasterstwa - mówi M. Boniecki.
...
Zyczymy milosci.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 15:37, 04 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
To nie była zwykła przysięga wojskowa. "Panie pułkowniku, proszę o pozwolenie zabrania głosu"
oprac.Patryk Skrzat
4 lutego 2017, 14:06
Choć wojskowe ceremonie zwykle ani na moment nie odbiegają od oficjalnego planu, to jednak bywają wyjątki. Tak jak ten w Szczecinie. A okazja była wyjątkowa - zaręczyny.
Niecodzienna sytuacja miała miejsce podczas przysięgi wojskowej 12. Brygadzie Zmechanizowanej w Szczecinie. Żołnierz najpierw poprosił pułkownika o możliwość zabrania głosu, a następnie poprosił swoją ukochaną o rękę.
– Długo czekałem na odpowiednią chwilę i wydaje mi się, że ją znalazłem – powiedział, wręczając swej wybrance pierścionek. Wszystko to zarejestrowały kamery TVP3 Szczecin.
Zakochanym życzymy szczęścia!
Facebook/TVP 3 Szczecin
...
To jest wyczucie chwili!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 11:59, 13 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
gosc.pl → Wiadomości → Obietnica miłości
Obietnica miłości
PAP
dodane 13.02.2017 07:42
jerryfergusonphotography / CC 2.0
Przy grobie świętego Walentego w bazylice w Terni we Włoszech odbyła się tradycyjna ceremonia, podczas której 120 par z całego kraju złożyło sobie obietnicę zawarcia małżeństwa w ciągu roku. Uroczystości przewodniczył miejscowy biskup Giuseppe Piemontese.
Jak co roku Święto Obietnicy odbywa się w niedzielę tuż przed 14 lutego, czyli rocznicą śmierci świętego Walentego, biskupa i męczennika.
Niektórzy narzeczeni, którzy złożyli sobie przyrzeczenie miłości, przybyli do Terni z dziećmi - zauważyły włoskie media.
"Miłości trzeba strzec, chronić ją i wzbogacać dzień po dniu, ucząc się poznawać się nawzajem, przyjmować różnice charakterów i gustów oraz przekształcać nieporozumienia i niezadowolenie w okazje do rozwijania uczucia" - mówił biskup Piemontese podczas ceremonii.
Zwracając się do narzeczonych podkreślił, że obecnie społeczeństwo nie gwarantuje młodym ludziom warunków do tego, by "tworzyli związek totalny, definitywny, stabilny i na zawsze".
"My jako Kościół jesteśmy tu po to, by wspierać wasze plany i postanowienia" - zapewnił hierarcha.
...
Tylko Kosciol dba o dobro i piekno.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 12:21, 13 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Niezwykłe zdjęcie umierającego małżeństwa. Odeszli w odstępie zaledwie 5 dni
oprac.Filip Skowronek
12 lutego 2017, 21:22
Rodzina Bennetów z angielskiego Irby udostępniła zdjęcie Julie i Mike'a, leżących na sąsiadujących ze sobą szpitalnych łóżkach i trzymających się za ręce. U obojga rodziców trójki dzieci zdiagnozowano złośliwe nowotwory. Mike zmarł 6 lutego, Julie zaledwie pięć dni później, w nocy z 11 na 12 lutego.
Bennetów dotknęła niewyobrażalna tragedia. U 57-letniego Mike'a złośliwy nowotwór mózgu zdiagnozowano w 2013 roku. Jego żonę rak dopadł trzy lata później. W ubiegłym roku odkryto złośliwe komórki w nerce i wątrobie. W obu przypadkach wiadomo było, że nie ma prawie żadnych szans na pozytywny finał terapii.
Mike zmarł po trzech latach walki, 6 lutego. Kilka dni wcześniej jego dzieci udostępniły zdjęcie, na którym leży obok trzymającej go ze rękę żony. Julie odeszła zaledwie pięć dni później, w nocy 10 lutego. Pozostawili trójkę dzieci, 13-letniego Olivera, 18-letnią Hannah i 21-letniego Luke'a.
Teraz dziećmi opiekują się przyjaciele rodziny, którzy postanowili zorganizować zbiórkę na rzecz rodzeństwa. Zebrane pieniądze zostaną przeznaczone na ich utrzymanie i edukację. Heather Heaton Gallagher, pełnomocnik dzieci, powiedziała: "Słowa nie oddadzą ogromu tragedii jaka dotknęła tę rodzinę".
mirror.co.uk,
..
Bóg zabiera razem bombez siebie by cierpieli. Musieli byc z nich dobrzy ludzie
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:42, 14 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Świat
Umierający rodzice po raz ostatni trzymają się za ręce. Wzruszająca reakcja internautów
Umierający rodzice po raz ostatni trzymają się za ręce. Wzruszająca reakcja internautów
Dzisiaj, 14 lutego (08:40)
Tysiące osób chcą pomóc trójce rodzeństwa z Wielkiej Brytanii, które w ciągu pięciu dni straciło dwójkę rodziców. W ubiegłym tygodniu dzieci opublikowały w internecie wzruszające zdjęcie swoich rodziców. Umierające małżeństwo leży obok siebie w łóżkach w hospicjum w Merseyside. Para po raz ostatni trzyma się za ręce.
Ojciec rodzeństwa - Mike Bennet trzy lata temu dowiedział się, że ma guza mózgu. Niestety, żadna terapia nie przyniosła rezultatu. W ubiegłym tygodniu mężczyzna zmarł - w wieku 57 lat.
W maju ubiegłego roku jego lekarze zdiagnozowali u jego żony Julie nowotwór nerek i wątroby. Bardzo szybko nastąpiły przerzuty. Jak podkreśla przyjaciółka rodziny, Julie mimo choroby cały czas opiekowała się chorym mężem. 50-latka zmarła zaledwie pięć dni po śmierci Mike'a.
W internecie trwa zbiórka pieniędzy dla rodzeństwa
/Internet
Po śmierci małżeństwa przyjaciele rodziny postanowili zorganizować pomoc finansową dla osieroconych dzieci. Do tej pory na dalszą edukację 13-letniego Oliviera, 18-letniej Hannah i 21-letniego Luke’a udało się zebrać blisko 200 tys. funtów.
Dzieci nie powinny tak szybko dorosnąć - podkreśla jedna z przyjaciółek rodziny. Dodaje, że w najgorszym wypadku 21-letni Luke będzie musiał zrezygnować ze studiów, by móc utrzymać rodzeństwo.
CBS News
...
Samotni nie zostali! Az trojka. ILE DOBRA TO WYZWOLILO
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 8:57, 27 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
Kocham Cię” na pięć sposobów
Bénédicte De Dinechin | Kwi 27, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Czy wiesz, czego potrzebuje twój ukochany/ukochana, by czuć się kochanym? Mówisz mu/jej coś miłego, dobrego, codziennie? O języku miłości według znanego psychologa Gary’ego Chapmana. Warto co jakiś czas sięgnąć po jego znakomity bestseller.
T
a książka powinna być dostępna w sądach i oferowana w poradniach rodzinnych. Choć niektórzy twierdzą, że autor upraszcza temat, mnie wydaje się fantastyczny i uratował tysiące małżeństw! Znacie „5 języków miłości”? Ten bestseller napisany przez Gary’ego Chapmana, słynnego psychologa podaje konkretne sposoby, jak mówić o miłości, by druga osoba czuła się kochana. Bo można mnożyć przykłady, że mamy z tym problem.
Nie rozumiem…
O ósmej rano pewien mężczyzna dzwoni do poradni małżeńskiej. Żona chce go opuścić. Nie rozumie dlaczego, wpadł w panikę. Podniesionym głosem wyjaśnia: „Wszystko robiłem dla niej, ciężko pracowałem, sam wyremontowałem mieszkanie…”. A Paulina, jego żona pytana później przez psychologa wyjaśni, że od lat nie czuła się kochana przez męża, dlatego odchodzi. „Nie zależy mu na mnie, nawet drobiazgu mi nie kupił, a mógłby chociaż na urodziny dać mi jakiś prezent”.
Inne małżeństwo cierpi z powodu rażącego niedopasowania (w swoich oczach). Samy podarował pianino swojej młodej żonie, by jej pokazać, jak bardzo ją kocha, ale ona o nie zupełnie nie dbała. Potrzebowała komplementów.
Co się w tych małżeństwach stało, że zamiast miłości jest tyle goryczy? Małżonkowie nie mówią tym samym językiem!
Gary Chapman wyjaśnia, że okazujemy miłość bliskim w sposób, w jaki nauczyliśmy się tego w rodzinie. Paul spędzał godziny na łowieniu ryb z dziadkiem, Julia miała matkę, która zabierała ją na spotkanie z koleżankami z sąsiedniego miasteczka, Lea i siostry miały bardzo uczuciowych rodziców i z sentymentem wspominały buziaki na dzień dobry. U Eryka komplementy były rzadkie, za to wielka radość, kiedy ojciec mu gratulował… Co do Clary, mama miała dla niej zawsze jakiś upominek, gdy wracała z tournée…
Doceniające słowa, miłe, pomocne gesty, prezenty, dobre chwile, czułość…
Gary Chapman opisuje wiele sposobów, by dawać i okazywać miłość. Pauline potrzebowała, by mąż poświęcał jej uwagę i czas. On wyrażał swoją miłość przez to, że coś dla niej robił. Ich „uczuciowe akumulatory” wyczerpały się, nie doładowywane w sposób, jakiego potrzebowali, jaki znali i rozumieli.
Jak jest w twoim związku?
Czy wiesz, czego potrzebuje twój mąż/żona, by czuć się kochanym? Czy wiesz na pewno, czego ty sam potrzebujesz? A teściowa, której już nawet nie próbujesz się przypodobać, nie zasługuje na trochę serca?
Poświęćcie sobie trochę czasu: zweryfikuj, czy mężowi/żonie rzeczywiście podoba się sposób, w jaki okazujesz uczucia? Czy to, co Tobie odpowiada, jest naprawdę miłe także małżonkowi? Dajcie sobie nawzajem, zwyczajnie, po prostu „instrukcję obsługi” siebie.
To będzie okazja, by porozmawiać o tym, co wynieśliście z rodzinnych domów, poznać się głębiej. Gdy Antoine zrozumiał swój własny język miłości, odkrył, że bardziej potrzebował komplementów ze strony Eliane, ale nigdy nie odważył się jej do tego przyznać, uważając, że to mogłoby być przejawem słabości. Musiał z kolei pokazać Eliane, jak ma to robić, bo obawiała się, że formułuje takie wyznania niezręcznie, przecież nigdy tego nie robiła. Dla obojga był to jednak prosty sposób, by lepiej się zrozumieć i dowiedzieć, jak zrobić przyjemność drugiej osobie. Antoine zrozumiał też, że nie powinien aż tyle rzeczy robić dla domu, bo nie to liczy się dla jego żony najbardziej.
Inny przykład, zamieszanie w związku młodej narzeczonej. Wszystkie oszczędności wydała na piękny zegarek dla narzeczonego, który jednak mu się nie podobał. W jej rodzinie to była tradycja: narzeczona ofiarowuje wybrankowi zegarek. A tu wielkie rozczarowanie, żadnej wdzięczności, ale jednocześnie szansa, by w porę „rozbroić” potencjalne źródło konfliktów. Zrozumiała, że bardziej niż ten zegarek, dla narzeczonego liczyło się to, że odprowadziła go na dworzec, gdy wieczorem wyjeżdżał służbowo.
Sami odkryjcie własne języki miłości, nie tylko, by lepiej porozumiewać się z mężem czy żoną, ale też z bliskimi. I jak powiedziało mi małżeństwo z długim stażem, nigdy nie jest za późno, by nauczyć się nowego języka!
..
Czlowiek sie wszystkiego uczy. Milosci tez. Nie jest ona dana i juz...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 9:10, 28 Maj 2017 Temat postu: |
|
|
„Początek Wieczności”: Dla nas źródłem radości jest miłość!
Kamil Szumotalski | Maj 28, 2017
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Monika i Marcin Gomułkowie z kanału YT „Początek Wieczności” opowiadają o swoim małżeństwie i początkach swojej działalności.
K
amil Szumotalski: Po wejściu na Wasz kanał widać uśmiech, radość, wszystko 24/7. Skąd ją bierzecie? Zdarzają Wam się też chwile „słabości”?
Monika Gomułka*: Oczywiście, że się zdarzają. Ten radosny obraz nie trwa 24/7 (śmiech). Ale kiedy poznają nas nowi ludzie, to potwierdzają, że rzeczywiście jesteśmy ciągle uśmiechnięci. Jako młoda mama jestem często przemęczona i mniej pogodna, ale klucz jest zawsze w odpowiednim nastawieniu. Generalnie, należymy do grona osób pozytywnie nastawionych do życia! Lubimy też zarażać tą radością.
Marcin Gomułka*: Ostatnio Monia wrzuciła na Instagram koszulki kupione u Benedyktynów w Tyńcu, na których są słowa o. Leona Knabita: „Z gębą jak cmentarz świata nie zbawisz”. Chodziliśmy w tych koszulkach po Woodstocku (Przystanek Jezus był częścią naszego miesiąca miodowego), trzymając kartonik z napisem „Małżeństwo jest boskie”. To był pewnego rodzaju „haj” wypływający prosto ze ślubu. Wtedy nie zastanawialiśmy się, skąd to mamy.
W filmiku o Wielkanocy mówiliśmy, że skoro Chrystus zmartwychwstał, to wszystko jest w porządku. Kiedy są chwile słabości, stres, nerwy, które przecież nieustannie towarzyszą młodym małżonkom, trzeba pamiętać, żeby korzystać z tej radości, zaszczepionej w nas przez sakramenty.
Kiedyś Monia powiedziała, że wszystko w naszym życiu zależy od decyzji. To jest nasza decyzja, czy będziemy z tego źródła korzystać. Dla nas źródłem radości jest miłość! I nie chcemy tu brzmieć jak księża głoszący kazanie (śmiech).
Monika: Co zwłaszcza Tobie się często zdarza (śmiech)!
Marcin: Chcemy zaprosić do tej radości i do poznania jej źródła. Od początku naszych internetowych działań pragnęliśmy trafiać zwłaszcza do tych, którzy są poza Kościołem lub na jego obrzeżach. Jest tak wiele miejsc w Internecie, w których możemy przeczytać teksty, konferencje, które są skierowane prosto do osób głęboko wierzących. Po co nosić drewno do lasu? Nasi widzowie często pytają: „Skąd Wy to macie?” i dodają: „Też tak chcę!”. Przypominają mi się tutaj słowa św. Matki Teresy: „Żyj tak, jakbyś był jedyną Ewangelią, którą przeczytają ludzie”. To jest trudne. Czy mamy chwile słabości? Oczywiście. Jak każde małżeństwo.
"Wiecznie uśmiechnięte Gomułeczki" pozdrawiają! ߘ۠Ledwo żyjemy, bolą nas głowy i nic nam się nie chce. ߤ簟ϼ♀️ߤ簟ϼ♂️ Walizki nadal puste, czekają na pakowanie… ߎҰߑݰߒ찟ќ A my czekamy na wyjazd do Krakowa, jak na wakacje!!! ❤️ Jak dobrze, Braciszku, że wyświęcają Cię właśnie w tym pięknym Krakowie! ߘ˰ߘ͠#zmęczeni #oni #rodzice #mlodzirodzice #wory #worypodoczami #padniecialeszczesliwi #rodzicielstwojestboskie #macierzyństwojestboskie #ojcostwojestboskie #małżeństwojestboskie #grunttodobrenastawienie #ߘ #iamsecond #mążiżona #małżeństwo #wspolnywieczor #niemamysiły #gadać #ale #jestfajnie #ߘ`#ߒϊ
A post shared by Gomułeczki (@poczatekwiecznosci.pl) on May 24, 2017 at 1:57pm PDT
Monika: Chcemy obalać ten mit idealnych małżonków. Wiele osób pisze, że jesteśmy tacy perfekcyjni, cały czas się uśmiechamy, nie mamy żadnych zmartwień. Tak nie jest. Z jednej strony chcemy promować takie wartości, ale jednocześnie nie możemy nie mówić o tym, że małżeństwo jest też trudem. Kryzysy w małżeństwie są potrzebne. Jednymi z najlepszych, choć kontrowersyjnych życzeń dla nowożeńców, są życzenia wielu kryzysów, bo te dobrze przeżyte podnoszą i umacniają relację.
Wy wchodzicie w swoje kryzysy ze świadomością, że małżeństwo to „początek wieczności”, może dlatego udaje się Wam tak owocnie przez nie przechodzić? Co jeszcze chcecie przez to hasło przekazać?
Monika: „Początek Wieczności” to nazwa wymyślona na potrzeby naszego ślubu. Weszliśmy razem na drogę ku wieczności, automatycznie mamy szerszą perspektywę. Prowadząc tę naszą działalność w Internecie nie chcemy w żaden sposób nikogo pouczać, udzielać złotych rad, choć ciągle dostaję takie prośby. Przede wszystkim chcemy inspirować, dzielić się swoim doświadczeniem. Tylko tyle i aż tyle.
Marcin: Okazuje się, że wraz ze wzrostem popularności ciąży na nas coraz większa odpowiedzialność. Co więcej, ciągłe pytania, kierowane głównie do Moni, świadczą o tym, że wzbudzamy wśród ludzi duże zaufanie.
Próbując odpowiedzieć sobie, dlaczego tak jest, myślę że problem tkwi m.in. w duszpasterstwie rodzin/małżeństw/narzeczonych. Chodzi mi o sytuację, w której wierzący człowiek, nawet jeśli w wieku nastoletnim trafi do wspólnoty, później na studiach do DA, to po ślubie często jest zostawiony sam sobie.
Między pracą a pieluchami nie znajduje miejsca na relację z Bogiem. Co w takim razie powiedzieć o ludziach, którzy mają sporadyczny kontakt z Kościołem? Jak Ci ludzie mają w prozie życia najpierw zbudować jakąkolwiek relację, nie mówiąc o wyniesieniu jej na wyższy poziom? W biznesie sukces osiągają ci, którzy stale przygotowują się na kryzys. To jest myśl, którą chcemy się dzielić – szykujcie się na kryzysy. Człowiek wchodząc w małżeństwo, oglądając Gomułeczków na YouTube, może pomyśleć, że im się udało, a ja czegoś takiego nie mam. I jeśli jego serce zaczyna krzyczeć: „Chcę więcej!” zaczyna szukać. Na tym nasza rola się kończy.
Monika: Mówimy o tym, że małżeństwo dane nam jest po to, żebyśmy uczyli się kochać i stale poszerzać nasze serca. Jednym z wyróżników miłości jest zaś to, że nie da się jej zamknąć, ograniczyć, schować w czterech ścianach. Natomiast pomysł, by wychodzić z tym na YouTube nie był nasz.
Marcin: „Początek Wieczności” to napis, który pojawił się na naszych obrączkach. Dlaczego akurat te słowa? Wierzymy, że małżeństwo to związek nie dwóch, ale trzech osób. Jeżeli wchodzimy w małżeństwo, to Pan Bóg będzie w nim obecny, bo to jest przecież sakrament. Ta miłość nie jest czymś, co myśmy wypracowali, zdobyli, do czego jesteśmy zdolni sami z siebie. Można, nawet żyjąc w Kościele, żyć miernie, jałowo. Tu chodzi o podjęcie trudu, którym jest ciągłe pytanie Boga o Jego wolę.
Jak przenosicie to pytanie na Waszą małżeńską codzienność?
Monika: Przypomina mi się tutaj jedna z naszych najtrudniejszych modlitw. Chwilę po tym, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Na pierwszej wizycie u ginekologa usłyszeliśmy, że u Adasia, tzn. „fasolki”, nie ma jeszcze serca i tak naprawdę nie wiadomo, czy się wykształci. Czekały nas dwa tygodnie niepewności. Po powrocie do domu Marcin chwycił za gitarę i zaczęliśmy się modlić. Ja byłam cała zapłakana, ale tylko to było w stanie ukoić nasze emocje.
Marcin: Modliliśmy się wtedy „koronką”.
Jak przetrwaliście poniedziałek? ߘˠJesteśmy już jeden dzień bliżej weekendu!!! ߘͰߘ`Zleci, zobaczycie! ߘ۠A my sobie wspominamy weekend majowy… było zimno, ale maj w sercu, więc majlepiej! ❤️ W komplecie najlepiej! ߑꠗiecie, że dziś Międzynarodowy Dzień Rodzin? ߘ͠Świętujemy! ߎɠDobrego tygodnia Wam życzymy! ߘؠ#rodzinka #worldfamilyday #maj #majwsercu #tobyłmaj #majlepiej #najlepiej #rodzina #miedzynarodowydzienrodziny #rodzinajestnajważniejsza #kocham #jakjaichkocham #piękniejestkochać #piękniejest #miłość #miłośćrośniewokółnas #rodzicielstwo #rodzicielstwobliskosci #tula #nosidło #tulimy #poniedziałek #poniedziałeknietakizły #corazblizejweekend #dobregotygodnia #ߑꊊA post shared by Gomułeczki (@poczatekwiecznosci.pl) on May 15, 2017 at 12:37pm PDT
Monika: Do końca życia zapamiętamy te: „Bądź wola Twoja” i „Jezu, ufam Tobie”. W czasie takiej próby człowiek może się zbuntować. Myślałam wtedy: „Jeśli wolą Boga jest śmierć tego dziecka, to przecież ja się z tą wolą nie zgadzam! Ja chcę tego dziecka!”. To było strasznie trudne doświadczenie, które jednak miało ogromny, pozytywny wpływ na relacje w naszym „małżeńskim trójkącie”.
Marcin: Jesteśmy przekonani, że wiara to nie tylko emocje. Tego dnia, kiedy szliśmy do lekarza, odczuwałem silny niepokój, podzieliłem się tym z Monią przy śniadaniu. Zamiast radości z powodu pierwszego badania USG, rzuciłem: „Chcę już mieć to za sobą”. Siedząc w poczekalni otworzyłem brewiarz. Modlę się, a tam: „Radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku”. Chwilę przed wejściem do gabinetu. Pojawiły się emocje, ale wiedziałem, że to są tylko emocje. Ja mam obietnicę. Dlaczego skoro raz zaufałem Słowu, nie mam mu ufać teraz? Dalszą historię znacie.
Do takiej postawy trzeba mieć przede wszystkim bardzo dużo dojrzałości nie tylko jako małżeństwo, ale osobiście. Jak budujecie nie tylko Waszą relację, ale też samych siebie?
Marcin: (chwila zastanowienia) Czytanie Aletei! Mówię to bardzo poważnie.
Monika: Bardzo często wysyłamy sobie różne teksty po ich przeczytaniu, żeby później móc o nich porozmawiać. Jest wiele wartościowych treści w Internecie.
Marcin: Nie mówimy o takich oczywistościach jak spowiedź, czy Eucharystia. Często chodzimy razem do spowiedzi, którą staramy się planować, żeby nie odkładać tego na później. Żyjemy w Polsce, gdzie jest jeszcze bardzo łatwo o dostęp do sakramentów, które przecież są podstawą.
Na swoim kanale YT dużo opowiadacie o tych podstawach, o modlitwie, o budowaniu relacji, rodzinie. Jak Wasi najbliżsi zareagowali na Waszą obecność w Internecie?
Marcin: Moi rodzice, którzy są trochę starsi, tak naprawdę nawet nie wiedzą o tym, że nagrywamy te filmy (śmiech). Rodzice Moni, którzy należą do młodszego pokolenia, są dumni. Ale na początku pojawiło się pytanie, po co to robimy? Teraz już chyba wiedzą.
Monika: Zapytałeś o reakcję naszych najbliższych, a tak naprawdę powinieneś zapytać o naszą (śmiech). Wszystko wydarzyło się w tak dużym tempie, że ja nadal przed każdorazową publikacją nie czuję się gotowa. Wrzuciliśmy filmy z naszego ślubu, które zaczęły żyć na YouTube swoim życiem. Po kilku miesiącach okazało się, że na naszym koncie jest kilkaset tysięcy wyświetleń, setki komentarzy i ponad 4 tys. subskrypcji!
Marcin: Nie wymyśliliśmy sobie tego kanału. Wierzę, że jest w tym coś więcej. Kiedy widzę komentarze ludzi, którzy piszą, że dzięki naszym filmom widzą piękno małżeńskiej relacji i zbliżają się do Boga, to choćby tylko jeden taki komentarz się pojawił, to warto. Nie mówiąc o wiadomościach prywatnych. Trzeba pamiętać, że Internet to tylko preewangelizacja. Nie da się nawiązać relacji z Bogiem przez film. Tu potrzeba spotkania twarzą w twarz. Film może kogoś zapalić, jak już wspominałem, jedynie do szukania.
Monika: Pojawia się też we mnie inna wątpliwość, o granice prywatności. Przed każdym zdjęciem wrzuconym na Instagrama, zastanawiam się, czy to jest jeszcze w porządku, czy może już za dużo. Trudne to. Ciągle się uczymy.
Gomułeczki życzą leniwej niedzieli! ߑꠣniedziela #leniwaniedziela #niewstajemy #leżymy #nieśpimy #szalejemy #niesmucimysię #szczerzymy #uśmiechy #nomakeup #niewyspani #szczęśliwi #rodzice #rodzina #rodzinka #rodzinkapl #gomułeczki #życzymy #milegodnia ##sunday #sundayfunday #familytime #ߑꊊA post shared by Gomułeczki (@poczatekwiecznosci.pl) on May 7, 2017 at 2:16am PDT
Marcin: Tutaj sprawdza się znana prawda duchowa, że jeżeli jakaś rzecz wymaga wiele wysiłku, trudu i zaangażowania, to znaczy, że przyniesie dobre owoce. Mamy bardzo duże opory przed nagraniem czegokolwiek. Ale byłbym głupi, gdybym po przeczytaniu komentarzy i wiadomości stwierdził, że to, co robimy jest pozbawione sensu.
Monika: Najlepszym motywatorem i zastrzykiem odwagi są spotkania z ludźmi. Podczas spaceru podeszła kiedyś do mnie dziewczyna, która podziękowała mi za to, że jesteśmy dla niej inspiracją. Naprawdę mogę być dla kogoś inspiracją? Trudno mi w to uwierzyć, bo z natury jestem raczej nieśmiała, ale jeśli rzeczywiście tak jest, to róbmy to dalej. To ogromna odpowiedzialność, ale i zachęta, żeby się rozwijać.
„Początek Wieczności” to w takim razie spora zmiana w Waszym życiu. Czy to dla Was też początek nowego życia zawodowego? Vlogowanie stało się Waszą pracą?
Monika: Nasz kanał jest o małżeństwie, a przecież małżeństwo jest nieustanną pracą! Musimy o tym pamiętać, żeby nie spocząć na laurach. Stąd już krok do rutyny, która zabija.
Marcin: Jeśli chcę się dzielić doświadczeniem naszej małżeńskiej miłości, to niezależnie od tego, czy spotkam się z jedną parą, z grupą osób, czy wrzucę to na YouTube, muszę wziąć za nich odpowiedzialność i być autentycznym. Pan Bóg dał nam talenty. „Początek Wieczności” został zbudowany na naszej naturze. Odkąd potrafimy przed sobą przyznać: jesteśmy Gomułeczkami z „Początku Wieczności”, zaczęliśmy dokładać starań, by te nasze działania sprofesjonalizować. To wiąże się z kolei z obciążeniami czasowymi i finansowymi, dlatego jako młodzi rodzice, podjęliśmy decyzję o robieniu internetów na pełen etat.
Monika: Widzowie oczekują zaangażowania: kręcenia filmów, odpowiadania na komentarze i wiadomości. Trudno jest znaleźć czas na to wszystko już w tej chwili, co dopiero w przyszłości, dlatego decyzja o rozwoju naszej działalności. Ufamy, że jest to najlepsza decyzja zarówno dla widzów, jak i dla „Początku Wieczności” , a przede wszystkim dla naszego małżeństwa i rodziny.
Jak byście zareagowali, gdybym rok temu się z Wami zobaczył i powiedział, że za rok będziecie prowadzić duży kanał na YouTube i regularnie publikować treści w mediach społecznościowych?
Marcin: Na pewno byśmy się nieźle uśmiali. Nie wiązaliśmy z tym żadnych planów.
To dla nas absolutne zaskoczenie. Najważniejsze, że robiąc to, co robimy, nawet pomijając pozytywny feedback, czujemy się naprawdę szczęśliwi, co więcej doświadczamy tego, że nasza relacja niesamowicie się rozwija. Patrząc na rozwój wydarzeń ostatnich kilku miesięcy, jesteśmy przekonani, że odrzucenie tego daru, byłoby – wracając do źródła – zakopaniem talentu.
*Monika i Marcin Gomułkowie. Chcą dzielić się radością i Miłością, którą zostali napełnieni. Prowadzą kanał na YouTube i bloga „Początek Wieczności”, gdzie dzielą się doświadczeniem swojego małżeństwa. Dumni rodzice syna Adasia.
...
Tak na youtube trzeba tez czynic dobro. Bo niestety przewalają sie tam oszalale hordy hejterow. I tez trzeba byc odpornym.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 15:59, 03 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
„Tak na serio” – Tydzień Modlitw za Powołanych do Małżeństwa
Anna Gębalska-Berekets | Czer 03, 2017
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Spotkania, w których mogą wziąć udział nie tylko małżeństwa, ale także narzeczeni czy single, rozpoczynają się już w sobotę 3 czerwca, w wigilię uroczystości Zesłania Ducha Świętego.
W
dniach od 3 do 11 czerwca po raz czwarty odbywać się będzie Tydzień Modlitw za Powołanych do Małżeństwa. Tegoroczne spotkania odbędą się pod hasłem „Tak na serio”. Organizatorem jest parafia Najświętszej Maryi Matki Zbawiciela przy ulicy Olimpijskiej w Warszawie. Patronem medialnym jest m.in. portal Aleteia.
„Tak na serio”- skąd inicjatywa?
„Tak na serio” zrodziło się z potrzeby chwili w Duszpasterstwie Akademickim NAMIOT przy mokotowskiej parafii. Grupa studentów, siedząc przy grillu w tygodniu modlitw o powołania do kapłaństwa, zapytała o to, czemu nie ma takich spotkań również dla małżeństw. I w ten sposób powstało „Tak na serio”.
Czytaj także: Małżeństwo – powołanie drugiej kategorii? Obalamy mity
Program Tygodnia Modlitw za Powołanych do Małżeństwa
Spotkania rozpoczną się już w sobotę 3 czerwca, w wigilię uroczystości Zesłania Ducha Świętego, zakończą się zaś w Niedzielę Trójcy Przenajświętszej.
Organizatorzy przewidują spotkania każdego dnia. Codziennie będzie odprawiana msza święta, podczas której uczestnicy Tygodnia będą modlić się za wszystkie małżeństwa, narzeczonych, za osoby rozwiedzione czy niebędące w związkach. Następnie zaplanowane są również konferencje tematyczne oraz warsztaty dla par „Miłość i szacunek na serio”, na które obowiązują wcześniejsze zapisy mailowe: [link widoczny dla zalogowanych]. Pozostałe spotkania mają charakter otwarty. Podczas konferencji zostaną poruszone tematy dotyczące kryzysu małżeńskiego, różnic między kobietami i mężczyznami i sposobów utrzymywania właściwych relacji, kwestii związanych z płodnością (od in vitro do naprotechnologii).
Goście Tygodnia Modlitw za Powołanych do Małżeństwa
Prelegentami są małżonkowie z wieloletnimi stażami małżeńskimi. Wśród nich znajdą się między innymi: Monika i Marcin Gomułkowie – autorzy vloga: „Początek Wieczności”, Danuta i Marek Łagodzińscy – małżeństwo z 45-letnim stażem, które od wielu lat prowadzi mediacje rodzinne. Są założycielami Fundacji „Sławek”, której misją jest udzielanie pomocy i wsparcia osobom przebywającym w więzieniach, schroniskach dla nieletnich i zakładach poprawczych. Magda i Wiktor Bijoś w ramach Tygodnia opowiedzą o tym, jak używać „3 szczególnych słów: Proszę, przepraszam, dziękuję”. Gościem będzie także lek. medycyny Jacek Szulc – ginekolog, który przez wiele lat pracował w klinice in vitro, a obecnie jest ekspertem w dziedzinie naprotechnologii.
Czytaj także: „Początek Wieczności”: Dla nas źródłem radości jest miłość!
Tydzień Modlitw za Powołanych do Małżeństwa – dla każdego
W wydarzeniach może uczestniczyć każdy, komu bliskie są sprawy małżeństwa. Nie tylko osoby pozostające w związkach małżeńskich i realizujące to powołanie na co dzień, ale również narzeczeni czy single. Konferencji podczas Tygodnia Modlitw za Powołanych do Małżeństwa nie tylko będzie można posłuchać w Warszawie. Spotkania odbędą się również w innych miejscach Polski: w Bielsko-Białej, Obornikach Śląskich i Trzebinii. Ich zasadniczym celem jest podkreślenie istoty małżeństwa jako sakramentu danego człowiekowi przez Boga, by mógł on realizować się nie tylko na ziemi, ale dążyć również do świętości.
Jak podkreśla ks. Maciej Dalibor, salwatorianin: „Organizatorom zależy na przypominaniu, że sakrament małżeństwa to rzeczywistość, która trwa i dzięki której małżonkowie mają do dyspozycji konkretną moc Pana Boga, by rozwijać łączącą ich miłość”. Ja na pewno na spotkania się wybiorę, do czego i Was serdecznie zachęcam!
...
Tak wszystko na Ziemi wymaga dbalosci. Samo sie nie robi...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:37, 12 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Modlitwa w małżeństwie? Mamy na nią sposób!
Marlena Bessman-Paliwoda | Czer 12, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Wspólna modlitwa w małżeństwie to nie jest takie „hop siup”. Ktoś sobie wyobraża, że przecież dwoje dorosłych ludzi stanie przed sobą, pomodlą się i pójdą spać. Nie ma co ukrywać – to „pomodlą się” to często perypetie na miarę serialu.
Początki jak po grudzie
O
statnio razem z Łukaszem, moim mężem, modliliśmy się przez Skype z małżeństwem ze Stanów Zjednoczonych. Potem rozmawialiśmy na temat modlitwy małżeńskiej. Nasi znajomi dzielili się z nami, że początki były trudne, bo nawet „Ojcze nasz” każde z nich mówiło inaczej, w innym miejscu robili przerwy. Dziś nie wyobrażają sobie dnia bez wspólnej modlitwy.
Czytaj także: Trzy elementy, które sprawiły, że nasza niedziela jest lepsza
U nas z kolei wspólna modlitwa bardzo długo kulała. Każde z nas chętnie bierze swoje Pismo Święte, podręcznik formacyjny, notatnik i udaje się na modlitwę, ale ta wspólna, małżeńska, nam po prostu nie leżała. A bo to trzeba się zgrać razem, a to mieliśmy do późna gości i nie chcieliśmy opuszczać modlitwy osobistej, a to jeszcze masę innych powodów, których w domu z maluchami i wiecznie pełną listą obowiązków nie ubywa (jak w każdej rodzinie, ot i filozofia!). I tak upłynęło nam kilka lat małżeństwa. Oczywiście cały czas podejmowaliśmy próby wspólnej modlitwy, ale było to bardzo w kratkę i jakoś tak… sztywno.
Testowanie i „ten” sposób
Co się stało, że modlitwa małżeńska zaczęła nam „iść”? Ano, znaleźliśmy na nią sposób, który dał nam wolność, nie wkładał nas w sztywną ramę, której oboje nie lubimy.
Był czas, kiedy modliliśmy się razem pacierzem. No, nie szło nam. Potem próbowaliśmy modlitwy spontanicznej. Jako że nasze korzenie sięgają wspólnoty charyzmatycznej, modliliśmy się w tym duchu. Ale też nam nie szło! Na spotkaniu wspólnoty tak, ale w domu po jakimś czasie nie było „serca” w tej modlitwie. Wpadaliśmy w schemat podobnych wezwań i znowu klapa. Oczywiście, że nie trzeba szukać fajerwerków na modlitwie, pewnie. Tylko nasze serca czuły, że to nie jest to.
Czytaj także: Co mogą dać małżeństwu modlitwa, post i jałmużna?
Aż pewnego pięknego, cichego (bo dzieci spały) wieczora, siedzieliśmy i rozmawialiśmy o intencjach, jakie mieliśmy wspólnie omodlić. Niektóre są z małżeńskiej grupy, którą prowadzę, inne z prywatnych wiadomości, od osób ze wspólnoty, inne od rodziny, przyjaciół, nasze osobiste. Otworzyliśmy Pismo Święte na Psalmach. Wybrałam jeden, przeczytałam go i zaczęliśmy uwielbiać Pana Boga poszczególnymi wersetami lub po prostu bazując na tym psalmie. Potem prosiliśmy, aby Jego chwała objawiała się w poszczególnych intencjach. I tak upływa nam już długi czas takiej oto modlitwy i wiemy, że to „nasz” na nią sposób.
Zyski ze wspólnej modlitwy
Czekam na ten czas, kiedy siadamy razem, oddajemy Panu Bogu wszystkie potrzeby ludzi, z jakimi się spotkaliśmy danego dnia. Możemy powiedzieć wszystko, czasami łamaną polszczyzną z racji pory. Uwielbiamy Go razem, a uwielbianie Boga daje coś niesamowitego! – pokój serca. Tam, gdzie Jezus jest wywyższony, tam wszystko inne jest umniejszone – tak się dzieje z troskami, problemami, ambicjami, marzeniami, pragnieniami. Nic w sercu nie jest w stanie wprowadzić zamętu, a nawet jeśli, to na chwilę, do czasu tej modlitwy. Takie jest nasze doświadczenie. W końcu czujemy wolność na modlitwie, nie tylko osobistej, ale też tej małżeńskiej.
Wspólna modlitwa to wejście w większą intymność niż sypialnia małżeńska. Kilka małżeństw potwierdziło nam tę hipotezę. Trudniej było im przełamać barierę wstydu nie w sypialni w czasie nocy poślubnej, ale po latach wspólnego życia, kiedy zapragnęli się razem modlić. Im coś jest jednak trudniejsze, daje też większe owoce i jest bardziej przez nas samych doceniane, prawda?
Jeśli jeszcze nie modlicie się razem, serdecznie Was do tego zachęcam. To jedna z tych płaszczyzn, w które warto zainwestować w małżeństwie. Dajesz niby mało, ale po latach procent narasta ogromny. Testujcie, sprawdzajcie, szukajcie Waszego sposobu na małżeńską modlitwę. Modlitwa sprowadza działanie Boże. Nie bójcie się prób i błędów. W modlitwie takowe nie istnieją. Grunt to serce i miłość. A zatem – do dzieła i do modlitwy!
...
Bez Boga nic sie nie uda.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 10:17, 25 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
O dwojgu takich, co poznali się w kościele
Karolina Sarniewicz | Czer 25, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Chodzenie do kościoła, oprócz budowania bliskiej relacji z Bogiem, może mieć także inne, bardzo przyjemne, "skutki uboczne"...
K
arolina Sarniewicz: Poznaliście się w kościele. Może zaraz dowiem się, że ktoś tu kogoś podpatrzył w kolejce do spowiedzi?
Dominik: Poznaliśmy się po koncercie kolęd w naszej parafii 22 stycznia 2006 roku, na który Kasia była zaproszona przez naszą wspólną znajomą. Po koncercie podeszła do mnie i chwilę porozmawialiśmy. Sugerowała, żebym zapisał się do szkoły muzycznej, w której się uczyła, bo ładnie śpiewam, i jeśli jestem zainteresowany, mogę porozumieć się z nią przez tę naszą wspólną koleżankę. Skorzystałem z okazji i zdobyłem jej numer telefonu.
Od razu Ci się spodobała?
Dominik: Tak! Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że studiuje język portugalski, a od razu wydawało mi się, że ma jakieś brazylijskie korzenie.
Kasia: Po prostu miał dar poznania! (śmiech)
Dominik: I tak przez jakiś czas pisałem do niej SMS-y, żeby zagaić, ale niestety, Kasia nie była mną zainteresowana.
A może po prostu grała niedostępną?
Kasia: Niestety, Dominik nie urzekł mnie przy pierwszym kontakcie. Być może po prostu dlatego, że miał inną fryzurę. (śmiech)
Dominik: Więc jeszcze w tym samym miesiącu nasze rozmowy się zakończyły. Przez kolejny roku widzieliśmy się może kilka razy: w autobusie albo przy okazji muzycznych inicjatyw.
Czytaj także: 10 najlepszych katolickich tekstów na podryw
Nie próbowałeś nic zrobić, żeby się z nią umówić?
Kasia: Bez przerwy zapraszał mnie do kościoła. (śmiech)
Romantycznie!
Kasia: Po prostu prowadził scholę i chciał mnie do niej zwerbować, a ja byłam bardzo oporna, bo nie miałam na to czasu.
Dominik: No i jako że w międzyczasie zacząłem się spotykać z kimś innym, nasza komunikacja ustała po trzech miesiącach. Ale nawet będąc z tamtą dziewczyną, w zaciszu czterech ścian, wieczorem, zacząłem pisać wiersze, których adresatką była Kasia.
Pokazałeś je jej?
Dominik: Później tak, ale jeszcze nie w tym momencie. Wtedy Kasia śpiewała w zespole, który dawał koncerty w różnych warszawskich klubach, ja zaś byłem ogniskowym grajkiem. Nie przypuszczałem, że zwróci na mnie uwagę. Ale nadal te wiersze pisałem, bo pomagało mi to gdzieś te uczucia wylać.
No i życie toczyło się dalej. Kasia pozostawała marzeniem?
Dominik: Dopiero 4 lutego 2007 r. zdarzył się mały cud. W kościele, gdzie byłem też ja, zjawiła się Kasia i zaczęliśmy rozmawiać. Była bardzo smutna, gdzieś po drodze łezka zakręciła jej się w oku. Pomyślałem: to jest ten moment! I ją przytuliłem. Od tamtej pory zaczęliśmy regularnie wymieniać SMS-y i maile.
Kasia: Dostawałam codziennie wiadomość, na przykład z prognozą pogody. (śmiech)
Dominik: Już 9 lutego zaczęliśmy się intensywniej spotykać i kontaktować, a troszkę ponad miesiąc później zaczęliśmy być parą. Po miesiącu, czyli w kwietniu, już wiedziałem, że Kasia jest „tą kobietą”.
Wcześniej modliłeś się o to, żeby się Tobą zainteresowała?
Dominik: Kilka pielgrzymek wstecz modliłem się generalnie „o dobrą żonę”. Po tych pielgrzymkach pojawiła się Kasia, więc modliłem się: „niech się stanie Twoja wola, ale jeśli Twoją wolą będzie Kasia, to tym lepiej, bo właśnie o niej marzę”. (śmiech)
Skoro Dominik miał taką kiepską fryzurę, to dlaczego właściwie dałaś mu wtedy swój numer? To było jakieś nadzwyczajne natchnienie?
Kasia: Dobrze śpiewał, więc naprawdę uważałam, że powinien iść do tej szkoły muzycznej. Personalnie nie byłam nim zainteresowana, bo byłam w innym związku. Ale w miarę jak nasza znajomość się pogłębiała, odkrywałam, jaki jest fajny: zabawny, wesoły, a w przede wszystkim, jakie ma dobre serce. W tamtym związku nie układało mi się najlepiej. Tego dnia, kiedy pierwszy raz mnie przytulił, przyszłam do kościoła szukać pocieszenia u Boga.
A znalazłaś u Dominika!
Kasia: Tak! Początkowo nie chciałam się już z nikim wiązać, bo chciałam sobie pewne rzeczy przemyśleć, ale Dominik był wobec mnie szarmancki, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Miałam tę pewność, że skoro to chłopak wierzący, tak bardzo zaangażowany w Kościele, to nie wykręci mi jakieś dziwnego numeru, nie będzie chciał mnie skrzywdzić. Ja na tamten moment nie byłam jakoś blisko Boga, dopiero się powoli zbliżałam, ale już czułam, że to jest ta droga. Że jeśli budować związek, to właśnie na Bogu. Dominik był odpowiedzią na tę potrzebę.
Czytaj także: Co pociąga kobiety w ich własnych mężach? Zwierzenia 27 żon z wieloletnim stażem
Czyli on – w przeciwieństwie do Ciebie – nie był wymodlony?
Kasia: Nie modliłam się o męża jakoś bardzo intensywne, bo różne były moje etapy, jeśli chodzi o wiarę, ale pamiętam pewną sytuację. Miałam zaledwie 16 lat i byłam na ślubie mojego brata ciotecznego. Podczas pierwszego tańca stał koło mnie ksiądz, który był tak przejęty młodą parą, że odwrócił się do mnie i powiedział: „Zobacz, jacy oni są piękni! Też będziesz miała pięknego męża, tylko musisz się o niego modlić”. Wtedy właśnie się zaczęłam modlić i spełniło się proroctwo. (śmiech)
Ach!
Kasia: Dominik powiedział mi, że kochał się we mnie od pierwszego wejrzenia. Która kobieta nie chciałaby tego usłyszeć? Nasze kobiece serce tego pragnie. I jeszcze te wiersze. Zabierał mnie do teatru i restauracji. Dwoił się i troił, żeby mi pokazać, jaka jestem dla niego ważna, jak może być mi z nim pięknie. (śmiech) Od pewnego momentu byłam już przekonana, że ta jego miłość to taki prezent od Pana Boga. To było rzeczywiście coś, co przekraczało moje najśmielsze oczekiwania. Nie wierzyłam, że w moim życiu może być tak pięknie. Wiedziałam, że jeśli tego nie przyjmę, będzie to największy błąd w moim życiu.
I co? Do dziś jest pięknie?
Kasia: Jest.
Dominik: Jest!
Kasia: Jesteśmy prawie 9 lat po ślubie i nie żałujemy tej decyzji. Staramy się pogłębiać tę naszą relację i wierzymy w miłość do końca życia. Zaraz po ślubie trochę się kłóciliśmy. Poprosiliśmy o radę znajomego księdza, a on spytał: a czy modlicie się o jedność w małżeństwie? Ja mówię: właściwie… nie mieliśmy takiego pomysłu. (śmiech)
Też bym na to nie wpadła!
Kasia: Szczera modlitwa w tej intencji przynosi ogromne owoce. Dostrzegamy, jak wiele Bóg może zdziałać przez nas także dla innych ludzi, właśnie poprzez naszą jedność. Kiedy jesteśmy w jedności, dzieją się niesamowite rzeczy, np. poczęcie naszego dziecka. Poza tym wszystkie nasze sprawy zawierzamy Bogu – decyzję o ślubie również. To jest wola Boża – widzimy to. Jesteśmy tak dobrani, że nasze charaktery sprawiają, że każdy z nas może wzrastać w tym, w czym nie domaga. Nawzajem się przez to uświęcamy.
...
Trudno o lepsze miejsce do poznania sie
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 10:04, 04 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
List do miłości mojego życia, której jeszcze nie spotkałem
Proseando Poesia | Lip 04, 2017
GaudiLab
Komentuj
0
Udostępnij 0
Komentuj
0
Uwielbiam tę myśl, że Ty sprawisz, iż wszystko nabiera wartości.
Cześć!
Reklama
Wiem, że Cię jeszcze nie znam, i choć to może wydawać się dziwne, chciałbym Ci powiedzieć, że Cię kocham. Nie kocham Cię, dlatego, że jesteś – byłoby to niemożliwe. Jednak kocham myśl, że Ciebie mam. Myśl, że koniec dnia nie będzie oznaczać jednego dnia mniej w moim życiu, a przeciwnie – jeden dzień więcej naszego wspólnego życia.
Kocham myśl, że spać nie będzie oznaczało mojego samotnego chrapania o 9 nad ranem, lecz trwanie przy Tobie pogrążonej w spokojnym śnie, jakbyś wiedziała jak wielkim dobrem mnie obdarzasz.
Kocham myśl, w której przedstawiam Cię mojej rodzinie, a oni odkrywają, jak ogromnym zaszczytem dla mnie jest życie u Twojego boku. Uwielbiam to, że pod koniec wieczoru proszą mnie, bym za żadne skarby świata nie pozwolił Ci ode mnie uciec. Musiałbym być chyba skończonym głupcem!
Kocham myśl, w której przedstawiasz mnie swoim koleżankom, nawet tym, które już mnie znają. A one poznają mnie z Twojej relacji, z Twoich słów. Nawet gdyby była to wersja mnie, którą tylko Ty jedna potrafisz zobaczyć. Jakiś ja polepszony, ja przeceniony. Bo przecież z Tobą jestem lepszy.
Kocham tę myśl, że dzięki Tobie wszystko nabiera wartości. Wszystkie miłosne rozczarowania. Wszystkie przerażające końce. Wszystkie nieudane próby szukania Ciebie na ślepo w spotykanych kobietach.
Ale nienawidzę tego, że tak bardzo zwlekasz. Nienawidzę, że żadna z moich znajomych na Facebooku nie jest Tobą. Nienawidzę tego czekania.
Nienawidzę jeść kolacji bez Ciebie. Nienawidzę oglądać filmów na Netflixie bez Ciebie w moich ramionach.
A jeszcze bardziej nienawidzę myśli, że być może Ty w ogóle nie istniejesz. Dlatego kończę prośbą: istniej! Gdyż, wbrew temu, co się może wydawać, nie jest niemożliwym to, że już Ciebie kocham.
Czytaj także: Masz wszystko, czego potrzebujesz, by się w Tobie zakochać!
Artykuł ukazał się w portugalskiej edycji portalu Aleteia
...
Pieknie
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:56, 19 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Rozrywka
Ciekawostki
Przeżyli ze sobą 75 lat. Zmarli tego samego dnia
Przeżyli ze sobą 75 lat. Zmarli tego samego dnia
Dzisiaj, 19 września (14:40)
Poznali się podczas wojny. Spędzili ze sobą 75 lat, zmarli tego samego dnia w odstępie zaledwie 5 godzin. Wzruszającą historię małżeństwa Brytyjki i kanadyjskiego weterana wojennego opisuje portal BBC.
W ubiegłym miesiącu Jean i George obchodzili 75. rocznicę ślubu. Kilkanaście dni później 94-latka trafiła do szpitala w Ottawie z zapaleniem płuc. Następnego dnia pod opieką lekarzy znalazł się jej mąż George. Mężczyzna zapadł w śpiączkę.
Pracownicy szpitala starali się, aby para mogła leżeć na jednym oddziale, ale niestety nie zdążyli zrealizować planu. 94-letnia kobieta zmarła w miniony piątek o 4:30 czasu lokalnego, zaś jej mąż niewiele później - o godzinie 9:45.
George i Jean poznali się w 1941 roku, niedaleko Londynu podczas jednej z zabawach tanecznych. Młody George, z pochodzenia Kanadyjczyk, stacjonował wówczas niedaleko stolicy Wielkiej Brytanii.
Po latach, George w jednym z wywiadów tak wspominał ich pierwsze spotkanie. Jean zwróciła uwagę na moje wojskowe buty. Zażartowała, że nie jest pewna, czy w czymś takim będzie mógł zatańczyć. Postanowili jednak spróbować...
Ślub George i Jean odbył się 22 sierpnia 1942 roku w rodzinnym mieście kobiety, w Kingston.
Dwa lata później Jean popłynęła do Kanady. Kiedy przybyła do Ottawy nie spodziewała się, że spotka męża. Była przekonana, że nadal stacjonuje we Włoszech. Okazało się jednak, że niespodziewanie został odesłany do domu, aby szkolić żołnierzy.
Spotkanie na długo zapadło jej w pamięć. Tak sama wspominała je po latach: Padał śnieg. To była najbardziej niesamowita burza śnieżna, jaką można sobie wyobrazić. Zobaczyłam postać, biegnącą w moją stronę. George przybiegł do mnie i otulił mnie swoim płaszczem. Nawet teraz nie mogę o tym mówić, nie przeżywając tych silnych emocji towarzyszących tamtej chwili.
(a)
Jean Spear w 2006 roku otrzymała Order Imperium Brytyjskiego z rąk królowej za szczególne zasługi i organizowanie pomocy dla żon żołnierzy. Jako pierwsza założyła klub w Kanadzie dla kobiet, które oczekiwały na powrót swoich mężów z frontu.
Razem z mężem przyjechała do Londynu, aby odebrać to wielkie wyróżnienie. W 2011 roku para została zaproszona na prywatne spotkanie w Ottawie z księciem William i księżną Kate, podczas ich oficjalnej wizyty w Kanadzie.
George Spear pokazał książęcej parze swoją czapkę sierżanta, w której trzymał czarno-białe zdjęcie ukochanej z czasów narzeczeństwa. Księżna Kate zapytała wówczas, czy zawsze miał przy sobie to zdjęcie. Mężczyzna odpowiedział: Zawsze, w czasie wojny i przez resztę lat.
BBC
...
Nastepuje takie zjednoczenie, ze Bóg zabiera razem bo by nie wytrzymali. O TO CHODZI W MALZENSTWIE!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 23:13, 18 Lip 2019 Temat postu: |
|
|
Byli małżeństwem 71 lat. Zmarli tego samego dnia
Związek Herberta i Marilyn Delaigle trwał ponad siedem dekad. Poznali się w małej kawiarni w 1947 r. mieście Waynesboro w Georgii (USA). To tam Herbert po raz pierwszy zaprosił Marliyn na randkę. Rok później byli już małżeństwem. Po 72 latach wspólnego życia "na dobre i złe" para zmarła jednocześnie -
...
Ewidentnie Bóg zabral razem bo osiagneli jednosc! Aby ten co zostal sie nie meczyl!
Wdowy zreszta widuja zmarlych mezow! Nie śnią! Czują dotyk! Znam osobiscie te przypadki! Naprawde tamten swiat jest za cieniutkim parawanem!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:31, 24 Paź 2021 Temat postu: |
|
|
Prowadzący audycję ks. Dominik Chmielewski wskazał, że instrukcją życia po ślubie powinno być Pismo Święte. Lider męskiej wspólnoty "Wojownicy Maryi" przestrzegł także słuchaczy przed "śmiertelnym zagrożeniem, jakim jest w małżeństwie antykoncepcja".
Małżeńskie porady w Radiu Małżeńskie porady w Radiu Maryja.
...
Ma on olbrzymie doswiadczenie chocby jako egzorcysta i trudno lepiej to wyrazic. Malzenstwo to przeciez instytucja scisle duchowa! Do samej prokreacji przyroda jej nie potrzebuje. Ma ono nauczyc czlowieka w malym zakresie milości. Ktora to nauka potem rozwinie sie we wszechogarniajacej miłości Boga.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 12:07, 21 Lut 2022 Temat postu: |
|
|
Krakowska parafia organizuje msze dla singli. Uczestnicy nie będą się jednak modlić o "dobrego współmałżonka". Po mszy zabawa w domu parafialnym.
18
wykop
Krakowska parafia organizuje msze dla singli. Po mszy wspólna zabawa
kaziu12 10 godz. temu via Wykop Mobilny (Android)
Moim zdaniem jedno z nielicznych ciekawych, dobrych ruchów kościoła, które odpowiadają na potrzeby. Co ciekawe można poznać mega fajne wartościowe osoby w kościele czy organizacjach okolokoscielnych.
Ale pryszczate wykopki wiedzą lepiej xD
... Nieliczne? A liczyliscie? Wylaczcie tvn onet wyborcza bo zyjecie w michtriksie. Swiat tak nie wyglada. U mnie w parafii roi sie od wydarzen np. Nie zyjemy w warszwskiej zarzyganej redakcji hejtingu antykoscielnego.
friko9 12 godz. temu
Zdecydowanie większe szanse na poznanie porządnej osoby niż na dyskotece.
...
Z tym ze tez bym uwazal bo lajdactwo tez przychodzi aby spotkac ,porzadna osobe' wiec moze zejsc sie dwu lajdakow Do kosciola przychodza wlasnie tacy liczacy na korzysci roznego typu. Poznac fajnych ludzi nie takich z pornodyskoteki to tez korzysc. Nie sa to zatem swieci i do wspolnot koscielnych tez nie trafiaja swieci. Zwlaszcza jak sa atrakcje typu uzdrowienia omdlenia a moze jeszcze wypedzanie demonow to sie robi publika jak w cyrku. Na grupe rozancowa zawsze jest najmniej chetnych. A to akurat daje najwiecej. Blogoslawieni ktorzy nie widzielk (cudow) a uwierzyli (przyjeli prawde).
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|