Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:59, 28 Lis 2017 Temat postu: Nie tylko Gwardia Szwajcarska... |
|
|
Mikołaj z Flüe: święty, który radykalnie wybrał Boga. Bo On sam wystarczy [Wszyscy Świetni]
Szymon Hołownia | 28/11/2017
Geogre/Wikipedia | Domena publiczna
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Wystarczył jeden człowiek, by mały fragment świata, Europy, Szwajcarii stał się rajem. Niestety - tylko na chwilę.
„Nie stawiać nigdy płotu zbyt daleko” – radził patron Szwajcarii, święty Mikołaj z Flüe, swoim rodakom, którzy marząc o podbojach i potędze, pokłócili się dokumentnie ze sobą nawzajem, stawiając kraj na krawędzi wojny domowej. Politycy posłuchali pustelnika, a Związek Szwajcarski istnieje do dziś.
Rolnik z krwi i kości
Mikołaj Löwenbrugger urodził się we Flüe koło Sachseln nad jeziorem Sarn w 1417 r. Pochodził z rolniczej rodziny i sam był z krwi i kości rolnikiem. Jeden z jego biografów (a przy okazji – wcale nie katolik, bo ewangelik) Walter Nigg, w znakomitym eseju o Mikołaju nakreślił jego portret tak:
W średnim wieku Mikołaj był ciężką jak ziemia postacią, nie mającą w sobie nic lotnego, człowiekiem o charakterze silnym i rozważnym. Ten zrośnięty z ziemią, zależny od mocy niebieskich, małomówny mężczyzna nie promieniował wcale świetlanym blaskiem. (…)
Jego pobożność była zabarwiona ponuro i potęgowała właściwą mu skłonność do depresji. Postać Mikołaja cechuje wyraźny rys melancholii. (…) Mikołaj był pełnym lęku człowiekiem epoki gotyku, który dopiero poprzez niepokój doszedł do pokoju.
Czytaj także: Katarzyna z Genui. Święta, która wiedziała, czym jest czyściec [Wszyscy Świetni]
Mąż, ojciec, żołnierz i społecznik
Mikołaj, wcześnie ożeniony (z panią Dorotą Wiss, która według opisów miała „czystą twarz i gładką skórę”), doczekał się dziesiątki dzieci. Oprócz pracy na roli – podobnie jak inni ludzie jego stanu – co chwila powoływany był do wojska na kolejne bitki między szwajcarskimi miastami i kantonami, w armii dosłużył się stopni chorążego (czyli noszącego chorągiew) i kapitana.
Jego konkretne, powściągliwe usposobienie i poczucie sprawiedliwości sprawiło, że wybierany był do samorządów, do rady i do sądu kantonu. Gdzie się raczej nie szczypał i jak trzeba, potrafił prowadzić proces o dziesięciny z proboszczem własnej parafii albo przeciwko pewnemu klasztorowi, który chciał sam obsadzać probostwa bez pytania o zdanie lokalnych wiernych.
Biografie mówią, że po dwudziestu latach społecznego angażowania się Mikołaj, zmęczony układami, wycofał się do politycznego cywila. On w ogóle miał skłonność do szukania osobnych, pojedynczych dróg. Jego syn wspominał, że „jak sięga pamięcią, ojciec zawsze uciekał od świata, miał usposobienie pustelnika i wciąż szukał samotności”.
Brat Klaus: pustelnik i uzdrowiciel
Gdy miał pięćdziesiąt lat, udało mu się uprosić żonę o danie mu na to zgody i – zabezpieczywszy rodzinę materialnie – wyruszył w samotność na dobre. Jako wędrowny żebrak chciał dotrzeć do Alzacji, ale – przekonany przez wizję, jakiej doświadczył – ostatecznie zawrócił i osiadł w górskim wąwozie niedaleko rodzinnego domu.
Początkowo niechętni „lokalsi”, wkrótce widząc świętość jego życia, zaczęli go bronić i wspierać. Mikołaj, nazywany wtedy bratem Klausem, całe dnie i noce spędzał na modlitwie i duchowych zmaganiach. Zły podobno dawał mu mocno w kość, i tak zmagającemu się z obniżonym nastrojem Mikołajowi wmawiając poczucie winy i robiąc zeń w jego własnych oczach religijnego oszołoma.
Wkrótce „leśny brat” zaczął przyjmować potrzebujących, którzy ściągali doń z całej Szwajcarii, Niemiec, a nawet i Włoch. Przyciągała ich nie tylko fama o człowieku, który jest w stanie wyprosić uzdrowienie z dolegliwości fizycznych i psychicznych (ze szczególnym uwzględnieniem depresji, do której sam prawdopodobnie miał skłonność i zaliczył w życiu niejeden epizod tej choroby) i udziela w punkt trafionych rad.
Czytaj także: Św. Marek Eremita: mistrz odklejania od światowych obsesji [Wszyscy Świetni]
Bóg sam wystarczy
Pan Bóg, wiedząc co kręci ludzi, dodał do życiorysu Mikołaja odrobinę pobożnej sensacji. Po świecie niosła się więc pocztą pantoflową wieść o tym, że brat Klaus żyje, choć prawie nic nie je (jadał trochę suszonych gruszek i ziół, i regularnie przyjmował komunię świętą).
Mikołaj, tak radykalnie wybierający Boga, który „sam wystarczy”, był dla nich znakiem, że to wszystko może jednak mieć sens (jesteśmy w czasach, w których pogrążone w kryzysach, rozpustach, chciwościach duchowieństwo robiło sporo, by ten sens podważyć). On dawał im świadomość, że Bóg naprawdę żyje – to, czego nie umieli dać im funkcjonariusze Kościoła, formalnie do tego powołani.
Ludzie ciągnęli do niego, choć miał w sobie coś takiego, że w pierwszym odruchu budził strach, „na jego widok wstrząsało człowiekiem przerażenie”. „Był to człowiek o niepielęgnowanych włosach, ale szlachetnej, pomarszczonej z chudości, płowej jak ziemia, jakby pyłem obsypanej twarzy, okrywający swoje wychudzone ciało jedną jedyną szatą”.
Kawałek raju na ziemi
Brat Klaus żył siedemdziesiąt lat. O tym, jak udało mu się uratować jedność Szwajcarii niech opowiadają podręczniki historii tego kraju.
Dla mnie najbardziej poruszające w życiu Mikołaja jest to, że nie zgasił w sobie intuicji, która płonęła w nim od początku. Że choć wszyscy podpowiadali mu, że powinien iść tą drogą, co wszyscy (bo, jak pisał nasz Ignacy Krasicki: „Piękna rzecz latać, gdy się komu godzi, bezpieczniej jednak gdy po ziemi chodzi”), on wiedział, że czasem się da, ale czasem nie da się pogodzić w sobie Boga i świata. Że wybierając coś, zawsze jednocześnie nie wybierasz też czegoś innego.
Jasne, że w tej bolesnej tajemnicy wziąć udział musiała również żona Mikołaja i jego liczne dzieci. Złożyli wielką ofiarę, ale jeszcze za życia Mikołaja, powszechnie uważanego za świętego – mogli przecież widzieć jej owoce: dziesiątki i setki uzdrowionych, pocieszonych, powstrzymanie wojen. Przez ich i jego krzyż mogli zajrzeć za kulisy Bożego planu, przekonać się jak miał wyglądać świat, jak kiedyś będzie wyglądać Królestwo Boże na ziemi.
Wystarczył jeden człowiek, by mały fragment świata, Europy, Szwajcarii stał się rajem. Niestety – tylko na chwilę.
Czytaj także: Bł. Natalia Tułasiewicz: W miłości rozkwitam tak, jak królowa nocy [Wszyscy Świetni]
Jest to tekst Szymona Hołowni z autorskiego cyklu realizowanego dla Aletei, zatytułowanego: Wszyscy Świetni – Wszyscy Święci. Codziennie (zapraszamy na profil FB). Więcej nieoczywistych historii świętych znajdziesz w książce „Święci pierwszego kontaktu”.
...
Ojciec pustyni bylo nie bylo! Gory!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:44, 22 Gru 2017 Temat postu: |
|
|
Nie chcecie, żeby ludzie mieli powód, by odchodzić od Kościoła? Zamiast próbować ich tępić, sami zacznijcie wreszcie żyć, jak prawdziwi, a nie malowani katolicy.
Więcej much złapie się na kroplę miodu niż na całą beczkę octu
– św. Franciszek Salezy.
Na świętego Franciszka Salezego (1567 – 1622) zwróciłem uwagę właśnie dzięki zdaniu o miodzie i occie. Przywołał je w wywiadzie rzece przeprowadzonym przez Johna Allena arcybiskup Nowego Jorku, kardynał Timothy Dolan – wyznając, że wziął ją za swoje motto i praktyczną wskazówkę co do prowadzenia ewangelizacji.
Wiedziałem też, że Franciszek został ogłoszony patronem dziennikarzy (pewnie dlatego, że w ramach swojej działalności duszpasterskiej przygotowywał i rozprowadzał tygodnik wypełniony treściami katechetyczno – apologetycznymi), niespecjalnie się tym jednak przejąłem, nie za bardzo przekonuje mnie bowiem idea „patronów branżowych”. Mam wrażenie, że relację ze świętym opiekunem trzeba jednak budować indywidualnie.
Gdy, zachęcony przez kardynała Dolana, zdecydowałem się jednak przejrzeć jego życiorys, zachwyciło mnie przede wszystkim to, jak konsekwentnie Franciszek wcielał przywołaną wyżej zasadę w życie.
Czytaj także: Bł. Franz Jägerstätter: Nie ma takiej ceny, za jaką można sprzedać sumienie [Wszyscy Świetni]
Poszedł tropem nierozsądnej miłości
Pochodził z obrzydliwie bogatej i wpływowej rodziny, miał być prawnikiem, zdobył w tym zakresie porządne wykształcenie. Rodzina załatwiła mu też eksponowane stanowisko polityczne, a także narzeczoną.
Franciszek, który wcześniej przeszedł głęboki kryzys duchowy (nie umiał pogodzić intuicji o przekraczającej wszelki rozsądek Bożej miłości i popularnej w jego środowisku nauki o predestynacji, czyli o tym, że czego byś nie robił – ów dobry Bóg i tak przeznaczył cię już wcześniej do zbawienia lub do potępienia), zrezygnował z przeznaczenia, jakie przygotowała mu rodzina i zdecydował się na pójście tropem nierozsądnej miłości.
Zdecydował się na przyjęcie załatwionej mu posady przełożonego kapituły w Genewie, chwilę później na święcenia kapłańskie, wreszcie został biskupem (choć początkowo na wygnaniu, Genewa była bowiem już wówczas miastem kalwińskim).
Mury Genewy zburzyć miłością
Od samego początku jego kapłańskiej drogi oczekiwano od niego, że „odbije” kalwinistom Genewę. Tak, jak załatwiano wtedy takie sprawy – siłą. Franciszek miał w głowie inną strategię: „Mury Genewy musimy zburzyć miłością, miłością musimy ją najechać, odzyskać. (…) Naszych wrogów musimy odepchnąć nie głodem i pragnieniem, które im narzucimy, ale głodem i pragnieniem, które sami będziemy znosić”.
Ciągnąc militarne porównania przypominał, że gdy chce się najechać jakieś miasto, odcina mu się najpierw dopływ wody. Co jest wodociągiem zapatrującym Genewę? „Zły przykład (katolickich – przyp. Sz. H.) księży, złe uczynki i słowa, czyli występki wierzących na czele z osobami duchownymi, z winy których imię Boże jest tam codziennie znieważane”. Nie chcecie, żeby ludzie mieli powód, by odchodzić od Kościoła? Zamiast próbować ich tępić, sami zacznijcie wreszcie żyć, jak prawdziwi, a nie malowani katolicy.
Czytaj także: Chiara Corbella Petrillo. Kiedy dowiedziała się, że umiera, poszła z mężem na spacer [Wszyscy Świetni]
Pracował w trybie 24/7
Franciszek – i jako zwykły ksiądz, i jako biskup – pracował w trybie 24/7. Jeździł, mówił kazania, dyskutował, odwiedzał chorych, wyjaśniał, prostował, zawsze powtarzając, że najlepszym sposobem walki z odstępstwem od wiary nie jest analizowanie odstępstwa, a głoszenie wiary w postaci czystej, bo Ewangelia naprawdę ma moc obronić się sama.
Był rewelacyjnym kaznodzieją, jako biskup znacznie odchudził swój dwór i kiedy tylko się dało, wymykał się do ubogich („za dnia chodzę po Genewie jako biskup, a w nocy znów staję się Franciszkiem Salezym”).
Poprosił, aby wszystkich, których brzydzili się spowiadać inni księża (np. ludzi zakaźnie chorych) odsyłać do jego konfesjonału. Świetnie sprawdzał się w cotygodniowych kazaniach przeznaczonych specjalnie dla dzieci. Franciszek słynął też z tego, że z oddaniem i bez zbędnego świętoszkowania prowadził liczne, duchowe przyjaźnie z wieloma kobietami (pisząc do nich listy, które i dziś spokojnie można by było uznać za miłosne, ale była to miłość nie zawłaszczająca, nie odbierająca nikomu wolności do realizowania swojego osobistego powołania). Z jedną ze swoich przyjaciółek – duchowych podopiecznych, świętą Joanną de Chantal – założył istniejący do dziś zakon wizytek.
Współpracować z Kimś, kto nas kocha
We współczesnym kościele nazwisko Franciszka Salezego kojarzy się głównie z jego (naprawdę akutualnym do bólu i dziś) poradnikowym superbestsellerem pt. „Filotea – Wprowadzenie do życia pobożnego” oraz założonym ponad dwa wieki później przez świętego Jana Bosko zgromadzeniem salezjanów (ich specjalnością jest praca z młodzieżą). Trop jest trafny, bo swój nowy zakon ksiądz Bosko założył właśnie jako Towarzystwo Świętego Franciszka Salezego, pod wrażeniem bezpośredniości, otwartości i ewangelicznej bezpretensjonalności genewskiego biskupa.
Oprócz dobrej rady, by więcej słodzić, a mniej zrzędzić i kwasić, święty Franciszek Salezy dał mi jeszcze jeden prezent. Jeden z jego biografów napisał, że umiał zrobić z ludźmi coś takiego, że na sam dźwięk słów „wola Boża” serce zaczynało im płonąć z ekscytacji i pragnienia.
Dokładnie tak: nie uciekali w popłochu – przekonani, że Bóg ma dla człowieka głównie różnych rozmiarów krzyże, ale cieszyli się, że będą mogli współpracować z Kimś, kto ich kocha. I kto czeka na nich na końcu drogi wcale nie z wydanym wcześniej przydziałem do nieba czy piekła, ale z gotowym mieszkaniem, z całą wiecznością szczęścia, z otwartymi rękami.
Czytaj także: Św. Serafin z Sarowa tak Cię pozdrawia: Radości moja, Chrystus zmartwychwstał! [Wszyscy Świetni]
Jest to tekst Szymona Hołowni z cyklu realizowanego dla Aletei, zatytułowanego: Wszyscy Świetni – Wszyscy Święci. Codziennie (zapraszamy na profil FB). Więcej nieoczywistych historii świętych znajdziesz w książce „Święci pierwszego kontaktu”.
...
To juz slawa nawet wsrod swietych.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 13:38, 24 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
10 kapitalnych rad św. Franciszka Salezego dla świeckich
Elżbieta Wiater | 24/01/2018
Fr Lawrence Lew OP/Flickr
Udostępnij 0 Komentuj 0
Z jego praktycznych porad z powodzeniem korzystają katolicy od czterech wieków.
Lubię św. Franciszka Salezego i nie tylko dlatego, że jest patronem dziennikarzy. Oprócz tego ma wiele innych zasług i zalet: jako pierwszy opracował język migowy, całe życie zmagał się z wybuchowym charakterem i tak nad nim zapanował, że słynął z łagodności. Był współzałożycielem wizytek, a jego stolicą biskupią była Genewa – w tamtym czasie centrum protestantyzmu w Szwajcarii. Był tam tak niemile widziany, że musiał urzędować w innym mieście.
Czytaj także: Św. Franciszek Salezy: Ewangelia naprawdę ma moc obronić się sama [Wszyscy Świetni]
Mnie ujął jednak przede wszystkim tym, że już w XVII w. dostrzegł, że bycie osobą świecką wcale nie kłóci się z dążeniem do świętości: „Jest błędem przeciwko wierze – owszem, i kacerstwem – chcieć wygnać życie pobożne ze wspólnoty małżeńskiej, z domów rzemieślniczych, z obozów [wojskowych] i dworów książąt”.
Właśnie dla tych, którzy rozpoznali jako swoje powołanie życie w świecie, biskup Genewy napisał poradnik duchowy „Filotea” (grec. Miłująca Boga). Ma formę listu-rzeki pisanego do fikcyjnej bohaterki, która pragnie świętości. Franciszek ukrył pod jej imieniem ludzką duszę, więc tekst jest skierowany także dla panów (zabieg ten nie do końca się powiódł, bo we wstępie do późniejszego „Teofila” Salezy pisze, że wielu czytających „Filoteę” mężczyzn narzekało, że z powodu żeńskiej formy nie byli w stanie korzystać z porad – cóż, wymówka jak wymówka, najważniejsze, że poręczna…).
Przez wieki „Filotea” pełniła rolę podręcznika i źródła inspiracji dla kolejnych pokoleń katolików, a choć w założeniu jest przeznaczona dla świeckich, korzystali z niej także konsekrowani i duchowni. Zapraszam do lektury dziesięciu rad zaczerpniętych z tego tekstu, a jeśli się spodobają, zachęcam do sięgnięcia po całość.
Galeria z poradami św. Franciszka Salezego
Galeria zdjęć
Czytaj także: Masz kłopot z modlitwą? Oto 8 wskazówek od Jana Pawła II
Źródło: Franciszek Salezy, Filotea, czyli droga do życia pobożnego, tłum. A. Jełowicki, Kraków 2001.
...
Porady swietych sa zawsze cenne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|