Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mathias
Dołączył: 26 Maj 2010 Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk
|
Wysłany: Nie 22:58, 15 Sie 2010 Temat postu: Łaski Boże, jakich doznaliśmy |
|
|
Zaprawdę, trudno przemówić wrogom Boga do rozsądku. Nie działa na nich argument cudów Jezusa, Biblii, świadectw wiary. A dlaczego? Ponieważ są zaślepieni, nie rozumieją trudnych przesłań, nie potrafią pojąć rzeczy dla nich nie do dokonania. Krótko mówiąc - walczą z nieznanym.
Ale przecież przykładów istnienia i wsparcia Bożego nie musimy szukać daleko. Doznajemy ich na co dzień, prawda? Proste rzeczy, o które prosimy, na które zapewne nie zwracamy uwagi... Otrzymujemy je. Każdy z nas doznał kiedyś łaski Boskiej, i to nieraz.
Chciałbym, abyście tutaj wypisywali proste, zwyczajne wydarzenia z codzienności, kiedy macie PEWNOŚĆ, że nie udałoby się bez Boga, że dzięki modlitwie osiągnęliście coś, co bez niej wydawało się niemożliwe.
Może ja zacznę...
W szkole dręczył mnie niejaki K. Nie pasowało mu, że jestem od niego lepszy w praktycznie wszystkich naukach. Zatruwał mi szkolne życie. Kiedy uciekałem przed moimi prześladowcami (koniec podstawówki - gimnazjum w innej dzielnicy), myślałem, że to koniec. Myliłem się. K. też tam był. BÓG WYSTAWIŁ MNIE NA PRÓBĘ!
Miałem z nim styczność głównie na lekcjach WF-u. W 2. klasie w poniedziałki mieliśmy go razem. Zdążył napuścić na mnie swoich bezmózgich kumpli. A więc nie było przyjemnie, obawiałem się tych lekcji, bo zawsze otrzymywałem porcję kpin, obelg, a moi super koledzy nie mieli odwagi stanąć po mej stronie (jak to zresztą oni).
I teraz zmierzam do łaski Bożej. W niedzielę wieczorem w modlitwie prosiłem, abym nie miał z nim lekcji. Uwierzyłem, że to możliwe, a przecież szanse były znikome. BÓG SPEŁNIŁ MOJĄ PROŚBĘ! K. akurat tego dnia wyjechał na zawody, a jego kumple bez guru potrafili mi spojrzeć w oczy. To zdarzało się jeszcze kilka razy, ale ten jeden zapamiętałem szczególnie.
Mógłbym podać kolejne przykłady, ale myślę, że jeden wystarczy. Podzielcie się również. W jaki sposób Bóg pomógł wam w codziennym życiu?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 14:20, 16 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Ba moj drogi mialem to samo w szkole!Chodzilem do szkoly w jednej z najgorszych dzielnic Łodzi z ,,elementem'' (chyba 5 na 15 siedzialo ktorys raz w tej samej klasie) i jestem zywym swiadectwem na to ze poziom szkoly w ogole nie wplywa na poziom uzyskanego wyksztalcenia!Wrecz moze pomoc bo uczylem sie tego co chcialem a nie to co ,,trzeba''.Zreszta jak popatrze na obecne szkoly to to bylo wrecz blogoslawienstwo...
ZERO NARKOTYKOW!ZERO ALKOHOLU!ZERO PAPIEROSOW!Nawet nie pamietam aby bluzgali!A szkole prowadzily same kobiety!Pokazuje to zreszta ze wychowanie jest jednak darem i nie polega na jakichs zabiegach wyuczonych to trzeba miec.
Jedynym problemem byla przemoc fizyczna.Typu rany tluczone.To wynika zapewne z dorastania chlopcow.Dla dziecka jest to meczace jednak.
Ale jak znam problemy dzisiejsze to wrecz Bogu dzieki za ta radzieckiego typu przeciez szkole!Liberalne szkoly z wszelkim zwyrodnieniem od Porno zaczynajac.Np. ze sa homozboczency i co oni robia to ja sie dowiedzialem TYLKO DLATEGO ze byly jeden dzieciak ktory wychowywal sie na zachodzie a faktycznie ,,muzulmanin'' w wieku 12-13 lat.I NIE UWIERZYLEM ZE TAKIE OBRZYDLISTWA KTOS MOZE ROBIC UZNAJAC TO ZA BREDNIE!!!Pokazuje to zreszta jaka jest naturalna postawa dziecka a to co w mediach widzicie to jest sztuczna propaganda homo.Dzieciak brzydzi sie tym gdy mu sie wyjasni bez zadnego specjalnego tlumaczenia ze to jest obrzydliwe.Ale gdyby nie ten gosc to ja bym do konca podstawowki 15 lat!NIE WIEDZIAL CO ROBIA HOMOZBOKI!
A dzis 8 latki ogladaja porno w internecie na zywo!
>>>>>
Czyz samo to nie bylo wyrazem opieki Boga!
Ja bym jak widzicie mogl mowic i mowic o Bogu w moim zyciu!Zreszta mowie!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Mathias
Dołączył: 26 Maj 2010 Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk
|
Wysłany: Sob 17:53, 04 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Tym razem coś świeżego, co raczej jest symbolem, że Bóg jest wśród nas:
W sobotę byłem na ślubie. Cały dzień lało, było brzydko i nieprzyjemnie. Kiedy jednak wychodziliśmy z kościoła i młoda para stawała do odbierania życzeń, już nie padało i zza chmur wyszło Słońce. Przypadek?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
paweld
Dołączył: 01 Sie 2007 Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:23, 05 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Podam bardziej skomplikowany przykład.
W połowie lat 1990-tych pracowałem w pewnej firmie, z której jednak odszedłem. Po jakimś czasie zacząłem szukać pracy. Nadeszło Boże Ciało i mój brat zaproponował mi wyjazd na kilka dni na Mazury. Pojechaliśmy i już następnego dnia, podczas przerwy obiadowej na lądzie, nieszczęśliwie złamałem obie nogi. Muszę dodać, że w tamtym okresie nie chodziłem do kościoła. Miałem jednak w sobie jakąś resztkę wiary w Boga. Pamiętam jak z pretensją spojrzałem w niebo, myśląc mniej więcej tak: "Jak to? Przecież właśnie miałem znaleźć pracę!" Mimo, że kontuzja była oczywistym skutkiem mojej własnej lekkomyślności, byłem przeświadczony, że ...
Kiedy okazało się, że przez następne trzy miesiące będę leżał w gipsie, musiałem pożegnać się z planami poszukiwania pracy.
Leżąc unieruchomiony pewnego razu miałem dziwny sen. Byłem w jakimś ciemnym, podupadłym domostwie i zapadła się pode mną podłoga. Wpadłem do piwnicy i tam, mimo całkowitej ciemności, wiedziałem, że są oprócz mnie jacyś ludzie. Powiedziałem im, że trzeba by naprawić fundamenty. Wtedy ktoś powiedział: "Nie wolno zabierać kamieni znad Dunajca!" Gdy to usłyszałem odpowiedziałem, że to bzdura, bo sam własnymi rękami układałem nad Dunajcem kamienny mur. Wyjaśnię wam, że w dzieciństwie przebywałem przez 6 tygodni w Sromowcach Wyżnych, właśnie nad Dunajcem. To były takie wczasy dla dzieci podczas roku szkolnego, połączone z zajęciami szkolnymi. Właśnie tam, podczas zabawy nad Dunajcem, układaliśmy z kolegami mur z leżących tam kamieni.
Po trzech miesiącach zdjęto mi gips i przez następne pół roku odzyskiwałem sprawność. Zapomniałem o tym śnie i o wcześniejszych planach znalezienia pracy. Przyszło mi do głowy, żeby wyjechać z Polski i zaszyć się gdzieś w Mongolii i wieść sobie spokojne życie gdzieś na stepie z dala od ludzi. Dlatego zamiast szukać pracy głównie czytałem wszystko co mi wpadło w rękę o Mongolii i okolicach. I tak mijały kolejne miesiące.
Nieoczekiwanie moja mama dostała ze spółdzielni mieszkaniowej ofertę zamiany swojego mieszkania na większe. Wiele lat wcześniej złożyła jakieś podanie i w końcu się doczekała. Zamiana wiązała się z dopłatą, a moja mama była dziwnie niezdecydowana, widać było, że boi się zamieszania, jakie w takich razach jest nieuniknione. W rezultacie, żeby jej dopomóc, oddałem jej wszystkie swoje oszczędności, jakie mi jeszcze zostały i przeprowadziliśmy się.
W ten sposób niemal z dnia na dzień musiałem porzucić swoje marzenia o wyjeździe do Mongolii i zacząć szukać pracy. Tak się złożyło, że firma, z której uprzednio odszedłem i o której wspomniałem na początku, właśnie poszukiwała pracowników. Nie było to dla mnie łatwe, ale przemogłem się i wysłałem do nich wiadomość, że szukam pracy. Odpowiedzieli niemal natychmiast i już po tygodniu chodziłem do nich do roboty.
A teraz ostatni element układanki. Otóż po powrocie do wspomnianej firmy, okazało się, że w międzyczasie zatrudnili pewnego człowieka, który, jak to potem ustaliłem, był jednym z kolegów, z którymi dwadzieścia parę lat wcześniej układaliśmy nad Dunajcem kamienny murek.
Podsumowując, muszę powiedzieć, że działanie w opisanych zdarzeniach Bożej Opatrzności nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości. Jednak nawiązując do tematu wątku dodam, że pomimo upływu parunastu lat nadal nie rozumiem, po co właściwie Pan Jezus to wszystko zrobił.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 13:36, 06 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Z pogoda to juz nie ma o czym mowic!Ja mam tak nieustannie!
Jade na nawiedzenie Obrazu Matki jest piekna pogoda gdy waracam i jestem blisko domu zaczyna padac.Dzis pada a chcialem jechac.Widac znak ze moge nie jechac.I tak nieustannie.Moge dodac zreszta ze gdy ktos nie wraca a jest juz pozno ja slysze.Nie boj sie wroci!I ta osoba wraca.Ja jestem spokojny a inni szaleja z niepokoju.
O dziennikarzu Macieju Rybinskim:
http://www.ungern.fora.pl/aktualnosci-dzunglowe,3/maciej-rybinski,2049.html
O ,,samotnej podrozy'':
http://www.ungern.fora.pl/aktualnosci-dzunglowe,3/uklad-dorwal-kurskiego,1998.html
Gdy jestem naprawde sam czyli w obcym miescie na wyjezdzie a nie gdzies w Łodzi wtedy dopiero Bóg, Matka, Aniołowie i Święci dają mi odczuć SWOJĄ obecnosc.Tak ze jest wrecz gesto!A ja niby jestem sam!
O sprawach ogolnych:
http://www.ungern.fora.pl/aktualnosci-dzunglowe,3/30-lat-od-sierpnia-krajobraz-kleski-totalnej,3205.html
Dalczego Bóg tak toba pokierowal z ta choroba?Pewnie dlatego ze ta ,,stara'' praca byla dla ciebie najlepsza.
Czesto Bóg interweniuje z prostych powodow.Odciaga cie od komputera abys np. sobie oczu nie popsul :O)))Albo slyszysz duchowyglos Matki jest zimno zaloz sweter...
,,Zwykla'' troska jak Ojca i Matki.Bo Bóg w tym najglebszym sensie jest ,,zwykly'' . Cuda sa dla niedowiarkow jak mowi Ewangelia. Dla ludzi Bożych sa niepotrzebne!Wtedy jest zwykla troska!
>>>>
Albo jeszcze inna historia.Zepsula mi sie mysz od komputera rozebralem i jeszcze zgubilem srube.Inne nie pasuja.I sie denerwuje szukam.A tu Matka do mnie.Nic sie nie denerwuj bedzie dobrze.Ale oczywiscie trudno sie uspokoic.Pytam.Inni mi pomagaja.I nic...
NIEPOTRZEBNIE!
A za jakis czas mysz mi zaskoczyla i tylko skrecic.Sruby nie ma.Ide do szafki a tam lezy ... sruba...
No to ja mowie!
NO I CO MOZE JESZCZE BEDZIE PASOWALA?
Wkrecilem i pasowala!Do tej pory jest!
Nie wiem skad sie wziela.Niekoniecznie cud.Moze tam lezala kto wie?
Pokazuje to ze tutaj nie potrzeba wielkich cudow - wskrzeszania zmarlych , poruszania gwiazd. Bóg NAJBARDZIEJ jest wtedy gdy pomaga w ,,zwyklym'' zyciu:
>>>>>>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Pon 13:53, 06 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Mathias
Dołączył: 26 Maj 2010 Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk
|
Wysłany: Nie 16:36, 29 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Przekażę szczere świadectwo łaski Bożej. Związane z jakże ważną dla każdego człowieka miłością. Rok temu byłem na skraju załamania nerwowego. Wybranka serca nie chciała dzielić ze mną życia. Przeraźliwy ból przeszywał moje serce, gdy słyszałem kilkukrotnie powtarzaną odmowę.
Mijały miesiące cierpienia. I kiedy już byłem bliski poddania się Bóg zrealizował moją bolesną prośbę, wręcz błaganie. Wtedy, kiedy ja postanowiłem odsunąć się w cień, osoba będąca obiektem mych westchnień obudziła w swoim sercu to samo uczucie, którym ja darzyłem ją już od miesięcy cierpienia. Lecz i ona musiała przejść swoją próbę, równie bolesnego odrzucenia.
Bóg wysłuchał moich próśb. Od 8 miesięcy jestem szczęśliwy wraz z tą osobą, przez którą wcześniej pół roku cierpiało moje skołatane serce. Co więcej obudziła się w niej chęć powrotu na łono Ojca, powrotu do Kościoła. Zaczęła nawet chodzić do kościoła, choć nie zawsze niestety. Ale jej pierwszy etap nawrócenia uważam za zasługę Boga. Obdarzył mnie łaską nawrócenia tej dziewczyny. Teraz modlę się o to, aby to nawrócenie się dopełniło. W ramach wdzięczności Bogu za ten dar szczęścia, chcę w Jego imieniu przyprowadzić zbłąkaną owcę do przybytku Bożego. I stopniowo osiągam to zamierzenie.
Takie jest moje świadectwo, świadectwo człowieka wierzącego, który dzięki bliskości z Bogiem doznał tego, co bez Niego wydawało się niemożliwe.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:40, 06 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Wspaniale .
Z tym ze tutaj sprawa jest ciezka . OBIE OSOBY MUSZA CHCIEC ! Bóg nikogo NIE ZMUSI aby chcial tego drugiego !!! Tu trzeba uwazac ! Mozna sie modlic I NIC ! Bo w zaden sposob nie wyjdzie aby akurat z ta osoba nastapil zwiazek ! Predzej mozna wymodlic nawrocenie KONKRETNEJ osoby niz zeby ona akurat zostala naszym malzonkiem !!! Bo nawrocenie nie narzuca NICZEGO KONKRETNEGO NAWROCONEMU ! A malzenstwo jak najbardziej ! Narzuca konkretne wiezi ! Realne . A to moze byc zle dla obu . Albo po prostu ktos ma inna wole ! I to wystarczy . Wolna decyzja ze nie beda z ta osoba do ktorej kazdy ma prawo i Bóg respektuje bez slowa ! Nawet gdyby to mlazenstwo bylo idealnym wyborem !
Inna sprawa to nawrocenie ! To bez porownania wazniejsze niz slub z konkretna osoba . Bo tu chodzi o ratowanie duszy ! W zwiazkach sa mozliwe rozne uklady . Obie osoby sie nawracaja wzajemnie . Jedna bardziej druga mniej az po totalna jednostronnosc ! Tylko jedna osoba daje druga tylko bierze . Obiektywnie ktos moze byc inwalida wewnetrznym ktorym trzeba sie zajac ! I to tez milosc ! Malzenstwo ,,nic" mi nie daje tylko same obowiazki . Ale to jest milosc . Zwlaszcza to jest miloscia podciaganc druga osobe !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 23:31, 03 Lis 2017 Temat postu: |
|
|
Jak duch pradziadka Ksawerego pomógł swojej ukochanej wnusi
Alina Petrowa-Wasilewicz | 03/11/2017
Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Pradziadek Ksawery powiedział nie tylko jej, żebyśmy się nie bali, bo w ostatniej chwili otoczy nas nie tylko miłosierdzie Boga, ale także wszyscy, którzy nas kochali, a przeszli już na drugą stronę życia.
Gdy byłam mała i coś skrzypiało, trzaskało, zawodziło w ciemnych pokojach, dorośli mówili: „To pewnie duch stryja Bartłomieja”. Oczywiście, nikt stryja Bartłomieja na oczy nigdy nie widział, chodziło jedynie o to, żeby nam, dzieciom wyjaśnić, że duchów, zjaw, widm nie ma, więc nie ma się co bać ciemnego pokoju i nocy. Można spokojnie wchodzić, bo nie ma duchów, skoro zostały przegonione ironicznym powiedzonkiem dorosłych.
W miarę upływu lat dowiedziałam się jednak, że duchy istnieją, potrafią bardzo zaskoczyć i że wszelkie legendy o białych damach, tułających się po zbyt wielkich zamczyskach, szczęk łańcuchów i tajemnicze odgłosy, mogą w sobie zawierać choć ociupinkę prawdy. Tak twierdziła moja mama, a dowodem było jej osobiste przeżycie.
Warszawski rzemieślnik, mój pradziadek Ksawery
Moja mama, Wanda Smochowska, miała ukochanego dziadka, ojca babci. Ksawery Kosmowski był warszawskim rzemieślnikiem, jak powiedzielibyśmy dziś, projektantem sztućców i galanterii platerowej, pracował dla cenionej firmy Romana Plewkiewicza.
W młodości bardzo chciał studiować na Akademii Sztuk Pięknych, ale brak funduszy zmusił go do podjęcia pracy, a ponieważ miał nieprzeciętny talent plastyczny, zajął się wzornictwem. Mama opowiadała mi o jego dobrym sercu, poczuciu humoru i pogodzie ducha, cytowała rozmaite powiedzonka. Opowiadała, jak pocieszał swoją córkę Stasię, której pewnego dnia złodzieje ukradli prześcieradła ze sznurów, że nie powinna martwić się stratą, a dziękować Bogu, że mają jej co ukraść.
Czytaj także: Poradnik dobrego umierania
Gdy pretensje żony i córki narastały do wielkich rozmiarów wycofywał się z pola bitwy ze słowami: „Przepraszam, że się urodziłem”, czym przywracał pokój. Powtarzał też z głębokim przekonaniem, a to mi się szczególnie podoba, że lepiej mieć sto córek niż jednego syna i nie były to puste słowa, bo jego syn Zygmunt poszedł z „Dziadkiem” Piłsudskim gonić bolszewika i choć wszyscy wiedzieli, że nie można było inaczej, strach o Zygmusia był wielki.
Dusza-człowiek
Co roku w wieczór wigilijny pradziadek Ksawery, gdy stół był już nakryty do uroczystej wieczerzy, wychodził na ulicę, zatrzymywał zapóźnionych przechodniów i pytał, czy mają z kim spędzić ten jedyny w całym roku wieczór, bo nikt wówczas nie może być sam. Nie był to pusty gest, pewnego roku do mieszczańskiego domu został wprowadzony przez Ksawerego jakiś bardzo ubogi dziad, który, choć mało wytworny, został ugoszczony po królewsku i jeszcze zaopatrzony w potężną paczkę wiktuałów, gdy w końcu pożegnał się z gospodarzami.
Otóż, pradziadek Ksawery kochał bardzo swoją wnuczkę Wandę. Starał się, by nie było tego po nim widać, ale wyróżniał ją, choć Wanda miała bliźniaczą siostrę, Zosię. Chodził więc pradziadek Ksawery na spacery z Wandzią, opowiadał bajki, recytował wierszyki, śpiewał piosenki. Na pytanie wnuczki: „Dziadku, a może masz ochotę na ciasteczko?” – odpowiadał, że nie, ale może Wandzia by zjadła?
Ksawery Kosmowski zmarł na wiosnę 1938 roku i spoczął na Powązkach. Należał do tej grupy Polaków, którym później wielu zazdrościło, że umarli w jeszcze normalnym świecie, udało im się uniknąć piekła, które rozpętało się rok później, 1 września.
Piekło wojny
Piekło dopadło zaś wszystkich, a jego ukochana wnuczka jeszcze we wrześniu 1939 roku opuściła Polskę, co sobie całe życie strasznie wyrzucała, choć nie wiedziała, jakie czeluści się rozwierają. Do końca życia była głęboko przekonana, że gdyby została, nie przeżyłaby wojny. W pośpiechu spakowała małą walizkę i wraz z korpusem dyplomatycznym opuściła Warszawę, udając się do Bułgarii. Dlaczego do Bułgarii? Bo jej siostra Zosia wyszła pod bombami za bułgarskiego dyplomatę, akredytowanego w Polsce. Plan się nie udał, mamę aresztowało gestapo na granicy Austrii i Węgier, o krok od wolności.
Czytaj także: Poradnik dobrego umierania
Odstawiono ją do Wiednia, do siedziby gestapo nad „pięknym modrym Dunajem”. Po latach poszłam śladami mamy, ale okazało się, że siedziby już nie ma, została skrzętnie rozebrana do ostatniej cegły, tylko skromny kamień z wmurowaną tablicą informuje, co się kiedyś tu właśnie mieściło.
Mama patrzyła na Dunaj z więziennej celi, Austriacy tymczasem głowili się, czemu wyjechała z Polski i udała do Bułgarii, nie była komunistką, i w ogóle nikim, kogo III Rzesza mogłaby uznać za wroga.
Niezwykłe spotkanie z dziadkiem Ksawerym
Ta historia mogła skończyć się tragicznie, prawdopodobnie w którymś z obozów koncentracyjnych. Ale mamie udało się wysłać greps, napisany na papierze toaletowym, że została aresztowana, że jest w więzieniu… Szwagier – dyplomata zadziałał, mamę wypuszczono, ale musiała odczekać kilka tygodni na zgodę Królestwa Bułgarii na wjazd na jej teren, na dodatek na uznanie dokumentów państwa, które już nie istniało… Urzędnik, który ją wypuszczał zaznaczył, że ma siedzieć we wskazanym przez bułgarską ambasadę pensjonacie przy Favoritenstrasse i nawet nie wyściubiać nosa za drzwi, bo jeśli ją ponownie zatrzymają, nikt i nic jej już nie pomoże. Ale jak można siedzieć w zamknięciu, skoro nigdy się w Wiedniu nie było? Więc postrzelona, młoda dziewczyna cały dzień zwiedzała przepiękne miasto cesarzy i walca.
I właśnie w tym pensjonacie zdarzyło się coś, o czym mama do końca życia opowiadała z przejęciem. Pobyt w więzieniu zmienił ją. Przed wojną zaczęła odchodzić od wiary, zafascynowana nowymi ideami i pomysłami na ustroje społeczne. W więzieniu znów zaczęła się modlić, przypomniała sobie wszystkie pacierze dzieciństwa i nauki o rzeczach ostatecznych.
Pewnego wieczoru, gdy wróciła zmęczona po całym dniu zwiedzania, położyła się na łóżku w swym niewielkim pokoju. Nagle drzwi otworzyły się cicho i stanął w nich dziadek Ksawery, choć przecież nie żył od roku. Był ubrany w kalesony i bawełniany podkoszulek, typowy komplet męskiej bielizny z epoki. Nie zwracając uwagi na mamę, podszedł do okna, otworzył je i zdecydowanie pogroził palcem światu, który znajduje się na zewnątrz, że tak potraktował jego kochaną wnusię. Po czym zamknął okno, odwrócił się na pięcie i normalnym krokiem wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Całkowicie sparaliżowaną ze strachu mamę stać było na jedno: gdy jej dziadek odwrócił się, by wyjść, policzyła jego kroki: było ich siedem. Na razie leżała struchlała na łóżku, gorączkowo rozważając, co się wydarzyło. Była w pełni władz umysłowych, trzeźwa, choć po ciężkich przejściach. Może była to jakaś reakcja nerwowa, objawy załamania? Gdy ochłonęła, wstała i sprawdziła, ile jest kroków od okna do drzwi. Stawiała trochę większe niż własne, bo dziadek Ksawery był wysoki. Kroków było dokładnie siedem…
Czytaj także: Dziennik umierania, który pokazuje… jak żyć
Powrót do Warszawy z małą walizeczką
Minęły lata. Mama skończyła dwa fakultety na Uniwersytecie Sofijskim, wyszła za mąż za Czudomira Petrowa, urodziła dwoje dzieci. Była tłumaczką, historykiem literatury (interesowały ją relacje polsko-bułgarskie), krytykiem literackim. Po przejściu na emeryturę pracowała w Hospicjum Matki Teresy i krążyła po domach sofijskich biedaków, przynosiła im jedzenie, leki, ubrania. Tłumaczyła Jana Pawła II na bułgarski i bardzo dużo o nim pisała. Gdy siły opuściły ją całkiem, przyjechała do swoich dzieci do Warszawy, bo one tam zamieszkały. Dziewczyna z walizeczką, która ponad pół wieku temu opuściła swoje miasto rodzinne, wróciła do niego jako stara kobieta, by w nim zakończyć swą wędrówkę. Miała ze sobą niewielką walizkę.
Spacerowała, trochę czytała, całymi dniami się modliła i czekała na spotkanie, którego coraz bardziej pragnęła. Jej oczekiwanie trwało cztery i pół roku. Miesiąc przed śmiercią w 2011 r. wyznała, że śnił jej się dziadek Ksawery. „Dziwne. Przecież nic nigdy mi się nie śni. Pewnie przyszedł, żeby mi dać znać, że to już niedługo i żebym się nie bała”.
Zmarła bardzo spokojnie w czerwcowy poranek. Wiem, że jest już szczęśliwa. I wiem, że pradziadek Ksawery powiedział nie tylko jej, żebyśmy się nie bali, bo w ostatniej chwili otoczy nas nie tylko miłosierdzie Boga, ale także wszyscy, którzy nas kochali, a przeszli już na drugą stronę życia.
...
To jest jak widac czeste. Z tym ze sprostuje. TO NIE SEN TO WIZJA! U mnie wyraznie sen jest przerwany i zaczyna sie projekcja! Sen jest metny i nonsensowny. Raz idziecie za chwile lecicie spadacie a potem plyniecie. Bez sensu ogolnie. Tu jest logiczna wizja i przeslanie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:37, 05 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
Kolejna akcja wczoraj. Idę w piątek do spowiedzi. Nie ma ksiedza na Mszy. No to Wola Boga. Ide w Pierwsza Sobotę! Rano na pierwsza Mszę jak bedzie tlok to do domu i na nastepna! A tu nagle wybiegaja ludzie z kosciola! Nie do a z! Tak ze robi sie pusto?! Co jest?! Jestem ja i kobieta?! Wychodza ksieza i jest Msza! Dwie osoby wiernych! To mowie Bogu jak wyjdzie ksiadz do spowiedzi to pojde jak nie to znaczy ze mam odpuscic! I co?! Wychodzi ksiadz do spowiadania! Dwie osoby! Przy czy tylko ja ide do spowiedzi! I Komunia tez tylko ja!
Pierwsza Sobota bez zadnego umawiania sie przez telefon!!! NORMALNIE JAK ZAWSZE!
Ale spowiedz chyba najlepsza w zyciu ale oczywiscie takie porownania sa bez sendu! Wiem ze kazda w swoim rodzaju byla najleosza! Bóg specjalnie dla mnie oproznil kosciol i wyslal ksiedza spowiadac! I co ja mam powiedziec?! Oczywiscie Bóg kazdego traktuje wyjatkowo! Umarl nie za ,ludzkosc' tylko za KAŻDEGO! To wazna roznica. Ludzkosc to gromada. A tu jest relacja Bóg i ja. A nie Bóg - ludzkosc - ja.
Zrozumialem ze mam chodzic za caly narod! Tak! Czyli Bóg ukazal mi ze wazne jest abym akurat ja chodzil! Jeden za miliony. Cierpie za miliony to Mickiewicz.
Naprawde! Ide do kosciola ,pierwszego z brzegu' i do ksiedza ,pierwszego z brzegu'! I tak ,wychodzi'!
I jeszcze wiem ze mam to opisac! Gdyby tak nie mialo byc. Gdybym mial w tv ogladac to by zawsze bylo 5 osob i koniec a tu normalnie niemal wybiegli z kosciola i zrobili miejsce! Bo juz byli! Gdyby zostali to by pewnie bylo 5 i koniec. Ale moze nikt by sie nie spowiadal? I Bóg wolal miec 1 spowiedz niz 5 w kosciele bez? Nie wiem! Potem przyszlo na kolejna Msze z 15!!! Szok! Czyli gdybym nie poszedl wczesniej to pozniej tylko gorzej!
Jak widzicie niezbadane sa sciezki Boga! Z jakiegos powodu potrzebne to bylo w Pierwszą Sobotę! Jestem zszokowany jaki jestem ważny! Choc oczywiscie domyslam sie ze wazna role odgrywam u Boga! Nie mam pojecia dlaczego?! Bardzo brak poboznych ludzi widac. Wiadomo ze brak! Jak brak to o taki dobry...
Bo nie chodzi o chec chodzenia do kosciola! Tu jest troche ludzi! Nawet jednak ci co chodza chca od Boga ze ma zrobic tak o tak! Chodze wymagam! Tacy odpadaja! Pycha. Inni chodza i sa dumni ze elita wierzaca! Znowu odpadaja pycha! Inni chodza a w zyciu wóda awantury itd. Po takim odsiewie to kto zostaje?! Naprawde malutko.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
paweld
Dołączył: 01 Sie 2007 Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 0:18, 23 Lip 2020 Temat postu: |
|
|
Dzięki Bogu udało mi się zalogować! Minęło chyba 10 lat.
Pamiętam, że w roku 2008 zmarła moja matka chrzestna i poszedłem na pogrzeb. Było to akurat w święto Matki Boskiej w sierpniu. Ponieważ moja chrzestna była osobą znaną, w kościele był komplet i stałem z tyłu, w kruchcie. Boczne drzwi wiodące na cmentarz były otwarte i podczas gdy kolejni mówcy zapewniali o swojej miłości do zmarłej, przewiało mnie tak, że prawie ogłuchłem na jedno ucho. Wkrótce potem chciałem umyć w mieszkaniu sufit, w ramach przygotowania do malowania i po następnych paru dniach okazało się, że ledwie ruszam prawą ręką. Szczególnie bolesne były próby uniesienia ręki nad głowę. Nie mając ubezpieczenia zdrowotnego musiałem poprzestać na wywiadzie internetowym. No i wszystko wskazywało, że mam tzw. zespół bolesnego barku. A na internetowych forach ludzie biadolili, że pomóżcie bo żaden lekarz mi nie potrafił pomóc. I faktycznie specjaliści w wywiadach przyznawali, że akurat na zespół bolesnego barku jeszcze lekarstwa nie ma.
Tak czy siak musiałem jakoś sobie radzić i przez kilka miesięcy codziennie zażywałem ibuprom, żeby złagodzić ból. Najgorzej było pod wieczór a zwłaszcza w nocy, bo po zamknięciu oczu przed zaśnięciem wszystkie cielesne odczucia z tego chorego barku stawały się znacznie bardziej realne. Zmusiło mnie to do spania w śpiworze w jednej ustalonej pozycji, bo kołdra i wiercenie się z boku na bok były nie do zniesienia. Również w porach wieczornych stosowałem naciąganie chorej ręki na drążku, żeby rozciągnąć nabrzmiałe ścięgna w okolicy braku. Ale wszystko to dawało jedynie drobną ulgę. Pomimo moich codziennych modlitw w intencji zakończenia tej bolesnej dolegliwości, sytuacja pozostawała bez zmian.
I na przełomie roku 2009 coś we mnie przeskoczyło i zdecydowałem się zaprosić księdza po kolędzie. Zadzwoniłem do parafii i zapisałem się na wizytę. No i przyszedł ksiądz i zamiast Ojcze Nasz odmówił Zdrowaś Mario i bardzo mnie to poruszyło, bo pierwszy raz w życiu coś takiego zobaczyłem. U mojej mamy zawsze księża podczas kolędy odmawiali Ojcze Nasz.
Najdziwniejsze jest, że po paru dniach od wizyty księdza choroba barku zaczęła się cofać i wkrótce całkiem zniknęła. Osobiście nie mam żadnych wątpliwości, że to Najświętsza Panienka raczyła mi przypomnieć o sobie. Ale to dla mnie, osobiste upomnienie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:14, 28 Lip 2020 Temat postu: |
|
|
Witaj ponownie. A wiesz ze akurat bardzo mnie podniosles na duchu! Na zasadzie czym sa moje obecne problemy! Oczywiscie nie bede publicznie wyjasnial spraw prywatnych. Ale dowiesz sie w przyszlosci jak ten wpis byl wazny dla mnie! Wlasnie teraz! On sam z siebie jest znakiem Boga! Zauwaz ze po 10 latach ,coś' cie tknelo i to jeszcze w tym temacie! Nie cos tylko Bóg! I to jest tez swiadectwo dla czytajacych. Widza ze jestes blisko Maryi! Pozdrawiam cie w Jej Imię bo Ona tez cie tu przyslala!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|