Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Katecheza

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:29, 27 Sty 2017    Temat postu: Katecheza

Nietypowa lekcja katechezy

Krzysztof Król
dodane 26.01.2017 18:50

Warsztaty z pierwszej pomocy przeprowadzili strażacy z Grębocic
OSP Grębocice

Uczniowie z Gimnazjum nr 1 w Głogowie poznali dziś tajniki pierwszej pomocy przedmedycznej. A to wszystko na religii.

Warsztaty w głogowskim gimnazjum poprowadzili strażacy z OSP Grębociach. W łatwy i przystępny sposób starali się przekazać wiedzę i umiejętności z zakresy pierwszej pomocy przedmedycznej. Podkreślali, że najważniejsze jest zachowanie spokoju i nie wpadanie w panikę.

Pomysłodawcą warsztatów był katecheta Michał Kaczyński. – Skąd taki pomysł? Przykazanie „Nie zabijaj” dotyczy też troski o życie i zdrowie drugiego człowieka. Pierwsza pomoc to też realizacja tego przykazania – przypomina katecheta. – Te umiejętności mogą przydać się nam w każdym momencie naszego życia i nie możemy mówić, że to nas nie dotyczy – podkreśla Michał Kaczyński.

W nietypowej lekcji religii uczestniczyło siedem klas. – To nie był suchy wykłada. Uczniowie mogli przećwiczyć osobiście np. pozycję bezpieczną ustaloną, resuscytacje czy pracę ze stymulatorem AED – wyjaśnia katecheta.

Uczniom inna niż zwykle religia przypadła do gustu. – To była fajna i ciekawa lekcja. Można było się sporo nauczyć. Na pewno już teraz będę wiedziała jak pomóc osobie w potrzebie – podkreśla Wiktoria Stachura.

...

Akurat pomoc blizniemu to nie dotyczy przykazania ,,nie zabijaj" SmileSmileSmile Ale MILUJ BLIZNIEGO KTORE JEST DRUGIM NAJWAZNIEJSZYM PO MILUJ BOGA!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:07, 04 Lut 2017    Temat postu:

gosc.pl → Wiadomości → Powstaje Kidscat – katolicki katechizm dla dzieci
Powstaje Kidscat – katolicki katechizm dla dzieci
KAI
dodane 04.02.2017 16:20 Zachowaj na później

pocketwiley / CC 2.0


Fundacja Youcat finalizuje prace nad publikacją dla dzieci. Będzie to Kidscat – katechizm dla najmłodszych, którego premiera planowana jest w czasie przyszłorocznego Światowego Spotkania Rodzin w Dublinie.

- Analogicznie do Youcatu, będzie to publikacja przedstawiająca treści katechizmu w przystępnej formie, tym razem dostosowanej do dzieci. Jest to ilustrowana publikacja o objętości ok. 140 stron, która będzie też inicjatywą włączającą rodziców w czytanie dzieciom - wyjaśnia w rozmowie z KAI Martin Kornas z Fundacji Youcat.

W skład pracującego od dwóch lat zespołu redakcyjnego wchodzą członkowie fundacji, księża, rodzice oraz katecheci. Aktualnie zespół pracuje nad redakcją pierwotnego tekstu, który został zweryfikowany m.in. podczas wspólnej lektury z dziećmi z niemieckich przedszkoli.

Fundacja Youcat przygotowała dwie publikacje dedykowane młodzieży. Pierwszą jest Youcat – katechizm dla młodzieży, którego premiera poprzedziła przygotowania do ŚDM w Madrycie w 2011 r. oraz Docat – publikację poświęconą katolickiej nauce społecznej, promowaną m.in. przy okazji ŚDM Kraków 2016.

...

Przydatne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:18, 20 Cze 2017    Temat postu:

Cztery chwyty diabła, które niszczą Twoją relację z Bogiem
Dorota Szumotalska | Czer 20, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Jeśli są niezdemaskowane, odbierają wolność, zniekształcając obraz Boga i wypaczając sens wiary.


W
ielu z nas doświadcza czasem zwątpienia lub zniechęcenia związanego z praktykami religijnymi i życiem wiarą. Niejeden daje się wciągnąć w kłamstwa, przez które gubi radość życia. Niektórzy tracą także wiarę. Poznaj cztery sposoby „ojca kłamstwa”, które niezdemaskowane odbierają wolność, zniekształcając obraz Boga i wypaczając sens wiary.

Muszę zasłużyć na miłość Boga

Często obraz Boga – wymagającego sędziego zostaje utrwalony już w dzieciństwie, kiedy kształtuje się on poprzez sposób wychowania i stosunek do autorytetów. Niektórzy podkreślają jako najważniejszą zasadę wiary to, że jestem grzesznikiem.

A pierwszą zasadą jest: Bóg jest miłością. Wiara w to, że nasze zachowanie wpływa na miłość Boga jest błędem. Całe szczęście nie mamy takiej władzy. Nie da się walczyć z tym kłamstwem za pomocą uczuć.
Czytaj także: Cztery wielkie kłamstwa diabła

Na uczucia (nie na emocje) możemy wpływać za pomocą rozumu, dlatego tutaj sposobem jest czytanie Pisma Świętego i poznawanie Prawdy o Bogu. Pomocne mogą być fragmenty: List do Efezjan 2,8-9; 2 List do Tymoteusza 1,9; List do Rzymian 5,8. Czytaj, zapamiętuj cytaty, a także ćwicz wdzięczność i zapisuj to, co dobrego czyni dla Ciebie Bóg.

Bóg nienawidzi grzechu i grzesznika

Czy usłyszałeś kiedyś takie słowa – Nie rób tego, bo Bóg cię ukarze? Czy bliskie jest ci doświadczenie: po popełnieniu grzechu unikam modlitwy? Skutkiem może być coraz trudniejsze zebranie się do spowiedzi. Dlaczego?

Bo tracę siły na nienawiść skierowaną na siebie. Chodzenie w poczuciu winy jest formą karania siebie, której Bóg od ciebie nie chce. Kto inny przyjął na siebie karę za twój grzech: W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna Swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy (1 J 4,10).

Bóg będzie mnie chronił przed bólem i cierpieniem

Dlaczego Bóg pozwolił, aby mnie to spotkało?! Nawet jeśli nie mówisz tego wprost, czy nie przeszło ci czasem przez głowę, dlaczego Bóg dopuszcza cierpienie? Wiara w Boga nie daje gwarancji, że życie nas nie zrani.

Co więcej, będąc chrześcijaninem musisz zgodzić się na obumarcie – jak ziarno, które przynosi owoc obfity, kiedy obumrze w ziemi. Na obumarcie dla swojego egoizmu, na przebaczenie nieprzyjaciołom, także tym, którzy prześladują cię z powodu wiary.
Czytaj także: Zniechęcenie – ulubiony „gadżet” szatana

Bunt przeciwko takiej wierze sprawia jeszcze więcej bólu. Pocieszeniem jest prawda, że Bóg będzie udzielał ci łaski, abyś przeszedł przez każdą trudność, a po śmierci czeka cię szczęście wieczne z Bogiem. Czy wierzysz w to?

Trudności, które mnie dotykają są karą za grzechy

Tak myśleli przyjaciele Hioba. Tak myśleli też apostołowie, szukając winy w rodzicach niewidomego dziecka. I my wpadamy w takie kłamstwo. Czy złe rzeczy dotykają tylko złych ludzi?

Spójrz na Jezusa i odpowiedz sobie. Jedyną odpowiedzią jest to, że Bóg może wyprowadzić dobro z każdej trudnej sytuacji.

Próba kontrolowania rzeczywistości przekłada się na to, że staramy się wszystko wytłumaczyć. Pomocne jest tutaj uczciwe przeanalizowanie przyczyn problemu (jeśli są one możliwe do nazwania). W ten sposób nie będziesz podkopywał swojej wiary z Boga, odcinając się tym samym od źródła siły, którą jest Jego łaska.
Czytaj także: Jak oprzeć się pokusom? 5 praktycznych porad

Na podstawie książki pt. „Kłamstwa, w które wierzymy”, Chris Thurman, Wydawnictwo W drodze.

...

Klamstwo mozna zmajstrowac ze slow prawdziwych! Takie jest najgorsze zreszta!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:03, 22 Cze 2017    Temat postu:

„Niech płynie chwała” – zapowiedź uwielbieniowego krążka
Redakcja
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Prezentujemy teledysk do piosenki „Niech płynie chwała” zespołu Razem za Jezusem. Utwór promuje płytę „Na nowo”, która ukaże się już pod koniec czerwca.


Z
espół Razem za Jezusem to chrześcijańska formacja uwielbieniowa, związaną z Pallotyńską Szkołą Nowej Ewangelizacji w Lublinie i wspólnotą Przyjaciele Oblubieńca. To połączenie muzyki z modlitwą i ewangelizacją zaowocowało charakterystycznym stylem grania, które przybiera formę bardziej spotkania modlitewnego, niż koncertu.

Najnowsza, długo wyczekiwana płyta zespołu Razem za Jezusem, zawiera dziewięć autorskich kompozycji nagranych studyjnie, ale brzmiących koncertowo i modlitewnie, w charakterystycznym dla zespołu stylu śpiewu przeplatanego uwielbieniem. Znajdziecie tu zarówno nowe kompozycje, jak i znane utwory w nowych, odświeżonych aranżacjach. Staraliśmy się nie tylko zarejestrować muzykę, ale stworzyć przestrzeń do głębokiej modlitwy i doświadczenia żywego Boga. Na krążku znajdują się zarówno żywiołowe i pełne radości utwory, jak i spokojne, pełne modlitewnej zadumy ballady – mówią księża Krzysztof Kralka SAC i Piotr Spyra.

Słowa do piosenki „Niech płynie chwała”: ks. Krzysztof Kralka SAC, muzyka: ks. Piotr Spyra, instrumenty klawiszowe, aranżacja: ks. Piotr Spyra.

Płyta„Na nowo” ukaże się pod koniec czerwca.

...

Wszelkie formy dobra sa godne rozwijania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:32, 23 Cze 2017    Temat postu:

Marcin Zieliński: Duch Święty chce, byśmy doświadczyli Bożych cudów!
Sylwia Palka | Czer 23, 2017
Archiwum prywatne
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


O uzdrowieniach, o tym, że Bóg pragnie naszego szczęścia oraz o wielkiej mocy Ducha Świętego opowiada Marcin Zieliński, ewangelizator.

Sylwia Palka: Jak się to wszystko zaczęło? Jak odkryłeś swoje miejsce w Kościele?

Marcin Zieliński*: W 2007 roku miałem doświadczenie osobistego spotkania z Panem Jezusem. Było to w maju – w wigilię uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Wtedy zaprosiłem Jezusa do swojego serca i wtedy też pierwszy raz doświadczyłem Jego miłości.

To było podczas rekolekcji?

To było czuwanie – niby takie zwykłe czuwanie…

I co czułeś?

Wiesz co… Miałem pragnienie i głód Boga i wiedziałem, że chcę żyć z Nim i oddać Mu swoje całe życie, ale wtedy było to dla mnie jeszcze bardzo nieczytelne.

Ale mocne.

Ale mocne, tak. I wiem, że była to wypowiedziana nade mną obietnica Boża i do dzisiaj Pan Bóg otworzył przede mną już osiem krajów.

Bardzo mi się podoba, że kwestionujesz wygodne zwalanie na wolę Bożą – denerwuje Cię usprawiedliwianie różnych nieszczęść, trudnych czy niezrozumiałych sytuacji i doświadczeń zdaniem: „Taka jest wola Boża”.

Ewangelia Jana, 10 rozdział, mówi o tym, że diabeł przyszedł, by kraść, zabijać i niszczyć, a Syn Człowieczy przyszedł, żeby Jego owce miały życie i to w obfitości (zob. J 10, 1-21). Nam się często te głosy mylą i wydaje się, że to Syn Człowieczy przyszedł, żeby kraść, zabijać i niszczyć, a diabeł, żeby jego owce miały życie w obfitości. Mylimy te pojęcia.

Ja na to patrzę tak, że skoro Jezus jest idealnym obrazem Ojca, a czytamy o tym w Biblii, że Jezus jest doskonałym odbiciem Ojca, to znaczy, że kiedy patrzymy na Jezusa, widzimy perfekcyjne odbicie Boga Ojca. I kiedy Jezus przyszedł na ziemię, w doskonały sposób ukazał, kim jest Ojciec.
Czytaj także: Spoczynek w duchu? „Dlaczego Bóg miałby wyłączać działanie naszego rozumu?”

Święty Łukasz w Dziejach Apostolskich napisał, że On przeszedł, uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła (zob. Dz 10, 3Cool. Jezus nikomu nigdy w Ewangelii nie powiedział, żeby teraz przyjął swój paraliż czy opętanie jako krzyż. Zresztą krzyż w Biblii jest zawsze połączony z doświadczeniem prześladowania, z zapieraniem się samego siebie, swojej cielesności z tym, że cię wywalą z domu, bo wierzysz. Nigdy natomiast nie pojawia się w kontekście choroby, a kontekst w Biblii jest bardzo ważny, więc nie wyciągajmy wersetu, który interpretujemy, z fragmentu z Biblii.

Są tacy, którzy tak robią.

Tak, jasne. Ja lubię sobie poczytać. Ktoś mi czasem mówi w określonej sytuacji, że to nie jest katolickie podejście, a ja mu wtedy mówię: Słuchaj, ja specjalnie wyciągnąłem historię, biografię świętych katolickich, jak na przykład św. Patryka, który sam nawrócił całą Irlandię i zrobił to w taki sposób, że głosił Ewangelię z mocą, uzdrawiał chorych, ślepych, chromych, wskrzeszał umarłych, nawet takich, którzy już od lat leżeli w grobach. To jest historia św. Patryka i przez to Irlandia poznała Jezusa. To jest katolicyzm, którego ja pragnę i który ja chcę naśladować. To są święci, za którymi chcę iść.

Jasne, pojawiają się czasem mistycy, którzy przechodzą pewne niezrozumiałe rzeczy i stany, ale to jest dla mistyków, to jest ułamek, cząstka wszystkich wierzących, wyjątek od reguły, a nie reguła, bo Jezus powiedział: „Idźcie, głoście, uzdrawiajcie chorych” (zob. Mt 10, 7-Cool – to jest zasada i trzon, którego mamy się trzymać.

Jeśli Ojciec, nasz Bóg, chciałby dla nas choroby, cierpienia, to byłaby to patologia – tak, trzeba to nazwać patologią. Który dobry ojciec chce, żeby jego dziecko cierpiało? Wierzę w to, co mówi Izajasz w 53 rozdziale, że tak samo On cierpiał za nasze winy, ale był tak samo zdruzgotany naszymi chorobami i w Jego ranach jest nasze uzdrowienie (zob. Iz 53, 4-5). Czyli uzdrowienie dokonało się już na krzyżu, tak samo jak przebaczenie naszych win.

Opowiedz proszę więcej o tych uzdrowieniach i z jakimi reakcjami ludzi się spotkaliście.

Jednemu chłopakowi, który od urodzenia nie miał czucia w palcu, to czucie wróciło od razu po modlitwie. Jeden z chłopaków przez skoliozę nie mógł się schylać i pierwszy raz od dziewięciu lat mógł to zrobić. Niektórzy zostali trwałe uwolnieni od nałogów.

Wielu mogło się oburzać, że głosimy Ewangelię i modlimy się za ludzi, którzy trzymają w ręku alkohol albo palą jointy, ale Jezus sam chodził w takie miejsca. Podczas tej ewangelizacji ani jedna osoba nie powiedziała: „Po co tu przyszliście?!”, ale pojawiły się potem wpisy na Facebooku: „Dziękujemy, że przyszliście do nas”; „Ostatni raz byłem w kościele na bierzmowaniu i w sumie nic mnie do niego nie przyciągało”. Co więcej, pytają: „Kiedy macie spotkania, bo takiego Boga chcemy znać?”.
Czytaj także: Msze święte o uzdrowienie – co w nich niezwykłego?

Więc problemem jest to, że nie oferujemy takiego Jezusa, jakim jest On naprawdę, tylko oferujemy pewne religijne systemy, pomysły zamiast relacji z Nim i mocy Bożej. Wierzę, że jeśli znów pójdziemy do młodych z mocą Bożą i z relacją z Duchem Świętym, to pojawią się tłumy.

Z jakichś powodów jednak nie każdy zostaje uzdrowiony.

Powiem tak: dla mnie wzorem jest Jezus, ponieważ jest doskonałym odbiciem Ojca, a to znaczy, że przed Jezusem nikt nie objawił tak perfekcyjnie Ojca jak On – On jest Jego idealnym odbiciem. Ludzie czasem pytają: „A co z Hiobem?”.

Na co odpowiadam: „Słuchaj, Hiob nie jest perfekcyjnym odbiciem Ojca – to Jezus jest perfekcyjnym odbiciem Ojca, dlatego to On jest moim jedynym, doskonałym odniesieniem, więc chcę, by moje życie wyglądało tak, jak życie Jezusa, a każdy, kto przyszedł do Jezusa, został uzdrowiony”.

Kim jest dla Ciebie Duch Święty?

Przede wszystkim jest On dla mnie Osobą. Wielu Ducha Świętego kojarzy z jakimś odczuciem, przeżyciem, może mocą, która nie wiadomo do końca, czym jest. Myślę jednak, że najważniejszą rzeczą, której się nauczyłem, dowiedziałem o Duchu Świętym, przeżyłem w tym doświadczeniu, jest to, że On jest Osobą, że ma uczucia, emocje, że mogę Go zasmucić, ale i uszczęśliwić, o czym zresztą mówi Biblia. Miałem takie jedno doświadczenie w życiu.

Możesz o nim opowiedzieć?

Było to podczas jednej z konferencji. Czułem na niej naprawdę ogromną Bożą obecność i nie bałem się zapytać: „Duchu Święty, wiem, że tu jesteś, że mnie słyszysz. Co jest w moim życiu jeszcze nie tak? Co się Tobie nie podoba? Co chciałbyś zmienić?”. I nie usłyszałem odpowiedzi od razu, ale dzień później poszedłem na spotkanie uwielbienia i osoba, która je prowadziła, powiedziała: „Duch Święty mówi teraz do kogoś: «Jeśli to słyszysz, to powiedz to na głos!»”. I ja wtedy nagle usłyszałem jedno zdanie: „Spędzasz ze Mną za mało czasu”.
Czytaj także: Gdyby Kościół nie był charyzmatyczny, przestałby istnieć

I zacząłem płakać, tak jak nigdy w życiu jeszcze nie płakałem. Przeżyłem ogromny żal, smutek, ale to nie był smutek, o jakim pisze św. Paweł, że smutek tego świata prowadzi ku przygnębieniu, depresji i śmierci, ale był to smutek z Boga, z Ducha, który daje ci motyw, powiew do nawrócenia. Wiem, że to był smutek ku nawróceniu.

I teraz nadrabiasz budowanie z Nim relacji…

Tak, o to toczy się największa walka w codzienności: by mieć czas na relację – relację, którą pokochasz bardziej od posługi, którą dla Niego pełnisz.

Jeździsz – można powiedzieć – po całym świecie, by głosić. Tyle dla Niego robisz.

Tak. Pojawia się ryzyko tego, że możesz zacząć szukać Go nie dla relacji, lecz mocy, której wiesz, że będziesz potrzebować. Zawsze chcę wracać do tego miejsca, gdzie mam z Nim sam na sam relację. To też było dla mnie fascynujące: On mi mógł wtedy wypomnieć każdy mój grzech, który popełniłem, a naprawdę miał z czego wybierać, a On powiedział: „Spędzasz ze Mną za mało czasu”, bo to najbardziej raniło Jego serce, czyli On jest osobą i to jest dla mnie klucz. Dopiero kiedy się z Nim spotkamy, możemy mieć realną, namacalną relację z Jezusem.

*Marcin Zieliński – lider Wspólnoty Uwielbienia Głos Pana ze Skierniewic
** Rozmowa jest fragmentem książki Sylwii Palki „Co Duch Święty mówi do Kościoła w Polsce 2” (Wydawnictwo Esprit)

...

Pewnie ze nie chodzi o wyleczenie ciala. W koncu choroby sa tez trudem. Bóg NA RAZIE nie zniosl jeszcze cierpienia choc jak wiemy w XXI wieku czyli niebawem nastapi jakis wielki przelom...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:37, 26 Cze 2017    Temat postu:

Bez pieniędzy i noclegu, ale z Bożą mocą. Rusza „Ewangelizacja na żebraka”
Katolicka Agencja Informacyjna | Czer 26, 2017
Ewangelizacja Nadmorska 2013/Facebook
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Bez jedzenia, zapewnionych noclegów oraz pieniędzy, za to z całkowitym zaufaniem do Pana Boga - tak członkowie IV Ewangelizacji Nadmorskiej rozpoczną swoją misję głoszenia Jezusa napotkanym przechodniom.


O
d kilku lat w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej odbywa się tzw. „Ewangelizacja na żebraka”, polegająca na wyruszeniu na plaże oraz ulice miast bez żadnych środków do życia, by nawracać napotkanych ludzi i dzielić się swoim świadectwem życia.

Ewangelizacja Nadmorska jest akcją, której charyzmatem jest zdanie się na całkowitą łaskę Pana Boga. Idąc brzegiem morza, bez żadnych zabezpieczeń – pieniędzy, jedzenia, miejsca noclegu – uczestnicy uczą się ufać Bogu i doświadczają, że Ten dostarcza im wszystkiego co niezbędne do życia.

– Prostota i całkowite zaufanie Bogu, pozwalają na Jego prowadzenie we wszystkich sferach życia ewangelizatora: począwszy od tych zwykłych, materialnych, ludzkich potrzeb, a na głębokim, duchowym doświadczeniu skończywszy – tłumaczą organizatorzy inicjatywy.
Czytaj także: Nie mają jedzenia ani pieniędzy. Wyruszyli w „Karawanie Miłosierdzia”

Uczestników wyzwania obowiązują ściśle określone reguły. Jedną z nich jest dbałość o osobistą relację z Jezusem. Oprócz tego konieczne jest nastawienie się na służbę innym, przyjęcie wszystkich trudności jako doświadczenie Boga, mające swój cel, a także dbałość o to, by zawsze być w stanie łaski uświęcającej i z radością przyjmować napotkanych ludzi.

Na ewangelizacji nie można mieć ze sobą żadnego transportu, pieniędzy czy kart płatniczych. Nie można też zabierać jedzenia ani picia oraz rezerwować noclegów. W razie braku miejsca odpoczynku, nie wolno zatrzymywać się na noc na plebaniach.

Każdy dzień ewangelizacji rozpoczyna się od wspólnej modlitwy przed Najświętszym Sakramentem. Następnie uczestnicy ruszają na plażę i ulice miast, gdzie między 10.00 a 19.00, starają się zaprosić napotkanych ludzi na mszę św. z modlitwą o uzdrowienie, rozdając pieszym ulotki.

Ewangelizatorzy śpiewają, tańczą i dzielą się swoim świadectwem. – To czas dla drugiego człowieka, kiedy mamy chwilę, aby powiedzieć indywidualnie ludziom o Jezusie. Dzień wypełniony jest niesamowitymi wydarzeniami, cudami, nawet najmniejszymi, z których każdy z nas cieszy się jak małe dziecko. Kiedy po całym dniu wracamy do kościoła, jesteśmy bardzo zmęczeni, ale szczęśliwi – zachęcają organizatorzy.

Punktem kulminacyjnym każdego dnia jest wieczorna Eucharystia. Po niej następuje czas na modlitwę indywidualną. – Jezus przechodzi obok każdego człowieka i błogosławiąc go, działa w jego sercu niesamowite cuda. Jest to piękne i mocne przeżycie, kiedy człowiek jest tak blisko Boga otrzymuje wielkie łaski i uzdrowienie – zapewniają uczestnicy ewangelizacji. Ostatnim punktem programu jest rozejście się na noclegi, które „załatwia Opatrzność Boża”.

W ewangelizacji mogą uczestniczyć osoby od 17 roku życia, pod warunkiem, że posiadają pisemną zgodę rodziców lub opiekunów. Jak podkreślają organizatorzy, ważnym warunkiem uczestnictwa jest osobista relacja z Bogiem. – Jesteśmy tam po to, by głosić Boga, więc sami musimy mieć z Nim bliski kontakt, aby swoim życiem świadczyć dla innych.
Czytaj także: Kościół żyje i jest radosny. Rusza ewangelizacja w stolicy

Dobrze jest sobie postawić pytanie: „Jadę, aby dawać czy brać? Służyć czy być obsługiwanym? Jest to czas przede wszystkim dawania siebie drugiemu człowiekowi i to on jest najważniejszy, nie nasze pragnienia czy marzenia. Mamy się spalać dla Jezusa, stać się narzędziem w Jego rękach” – czytamy na stronie internetowej inicjatywy.

Ewangelizację Nadmorską poprzedzą rekolekcje w Domu Miłosierdzia Bożego w Koszalinie, które odbędą się od 17 do 20 lipca. Następnie 21 lipca ewangelizatorzy wyruszą na kołobrzeską plażę, gdzie rozpocznie się właściwy etap ewangelizacji. Następnie po trzech dniach grupa dzieli się na trzy mniejsze ekipy, które zostaną rozlokowane w trzech różnych miejscowościach. Ostatnie 3 dni ewangelizacji wszyscy uczestnicy spędzą w Ustce. Tam akcja potrwa do 30 lipca.

Ewangelizację będą prowadzić ks. Radosław Siwiński, ks. Piotr Chmielecki SCJ i ks. Michał Olszewski SCJ. Organizatorem akcji, której patronuje bp Edward Dajczak, jest Stowarzyszenie „Dom Miłosierdzia”, powstałe jako owoc pierwszej „Ewangelizacji nadmorskiej”, która odbyła się w roku 2009. Zgłoszenia można przesyłać na adres: [link widoczny dla zalogowanych].

...

Kolejna znakomita akcja...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:18, 30 Cze 2017    Temat postu:

Biskupi też potrafią robić selfie
Kamil Szumotalski | Czer 30, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Zaskakujące? Trochę tak, ale jak najbardziej możliwe. Wszystko dzięki akcji Selfie dla Maryi.


W
yobraźcie sobie sytuację, że włączacie Instagram, wyszukujecie zdjęcia pod hasłem #selfie i obok milionów zdjęć młodych dziewcząt, chłopaków prężących muskuły, czy też fanów spotykających celebrytów na ulicy – nagle wyskakuje Wam fotka… kard. Stanisława Dziwisza. Za chwilę pojawia się kard. Kazimierz Nycz, a jeszcze za moment… prymas Polski, abp Wojciech Polak.

Przyłączam się do #SelfieDlaMaryi i polecam wszystkich opiece Matki Bożej Częstochowskiej. Do zobaczenia na Jasnej Górze! pic.twitter.com/8lCKQrRcaX

— abp Wojciech Polak (@Prymas_Polski) June 27, 2017


Zaskakujące? Trochę tak, ale jak najbardziej możliwe. Wszystko dzięki akcji Selfie dla Maryi, o której już pisaliśmy.
Czytaj także: Zostań diamentem w Żywej Koronie Maryi

Niecały rok temu, podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie, cała Polska poznała biskupa, który spokojnie może dzierżyć tytuł „social media ninja” naszego Episkopatu. Mowa oczywiście o bp. Marku Solarczyku z Warszawy. Aż dziw bierze, że jego zdjęcie jeszcze nie znalazło się w Żywej Koronie Maryi.

Kard. #Nycz właśnie przyłączył się do inicjatywy #SelfieDlaMaryi Własne możecie wysyłać do końca lipca > @SMBCZ Jak? [link widoczny dla zalogowanych] pic.twitter.com/GKskL2c3Rx

— Arch Warszawska (@archwwa) June 22, 2017


Cieszy jednak, że dobry przykład dali najpierw kardynałowie i sam prymas. Wyobraźcie sobie, że już 26 sierpnia moglibyśmy zobaczyć selfie w wykonaniu wszystkich biskupów w naszym kraju! I choć wiemy, że nie wszystkie zdjęcia włączone do akcji są zrobione bezpośrednio przez biskupów i niekoniecznie z ręki, to i tak zobaczenie naszych pasterzy w mniej formalnych sytuacjach, jest nie lada atrakcją.

...

Dokladnie. Ewangelizacja musi trafiac do obecnej mentalnosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:09, 01 Lip 2017    Temat postu:

Jezus na Stadionie – obszerna galeria zdjęć
Kamil Szumotalski | Lip 01, 2017
fot. Kamil Szumotalski/ALETEIA
Komentuj

Udostępnij
Komentuj

Fotografowanie rekolekcji "Jezus na Stadionie" to sama przyjemność. Uśmiechnięte twarze, radość, skupienie na modlitwie.


W
edług zapowiedzi organizatorów, na Stadionie Narodowym dzisiaj pojawić miał się Jezus. Mając wolną sobotę, trudno nie skorzystać z takiej możliwości, żeby spotkać się z Kimś, kto dla wielu pozostaje w sferze abstrakcji.

Po wejściu na stadion od razu można znaleźć miejsce adoracji Najświętszego Sakramentu – tam Jezus jest rzeczywiście obecny. Jednak Jego obecność dała się także odczuć podczas konferencji i modlitw, które odbywały się w ciągu dnia. Śmiech, radość, serdeczność, księża spowiadający kilometrowe kolejki. To tylko niektóre z cudów, których można dzisiaj doświadczyć na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Czytaj także: Bp Solarczyk na Stadionie Narodowym: Kiedy wspólnota jest żywa, dzieją się wielkie rzeczy



Czy wydarzenie jest poruszające? Zdecydowanie tak. Mam nadzieję, że zdjęcia choć trochę oddadzą ten modlitewny klimat.

Galeria będzie aktualizowana w późnych godzinach wieczornych.

...

Tak to nie tylko Dni Mlodziezy! Na szczescie Bóg jest zawsze a nie tylko raz na pare lat Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:03, 02 Lip 2017    Temat postu:

Bp Solarczyk na Stadionie Narodowym: Kiedy wspólnota jest żywa, dzieją się wielkie rzeczy
Anna Malec | Lip 01, 2017
Kamil Szumotalski/ALETEIA
Komentuj

Udostępnij
Komentuj

"Jesteśmy na Stadionie po to, by Jezus był w nas, nie tylko dziś, ale każdego dnia. Dbajmy o to" - mówi bp Marek Solarczyk.


1
lipca na Stadionie Narodowym w Warszawie, już po raz trzeci, odbywają się rekolekcje „Jezus na Stadionie”. Wśród tysięcy osób z całego kraju, w spotkaniu uczestniczą biskupi, księża, siostry zakonne, świeccy ewangelizatorzy. Bp Marek Solarczyk, bp pomocniczy diecezji warszawsko-praskiej, w krótkiej rozmowie z Aleteią dzieli się swoim doświadczeniem tego spotkania.
Czytaj także: Ks. Ołdakowski SJ: Wiara bez emocji będzie duchową sklerozą



Anna Malec: Jak się Ksiądz Biskup czuje wśród tylu młodych ludzi?

Bp Marek Solarczyk*: Staro! (śmiech) Oczywiście Stadion Narodowy i to wszystko co się tutaj dzieje już po raz trzeci, daje niesamowitą radość człowiekowi, niesamowitą radość kapłańską i niesamowitą radość biskupią. Tak najprościej mogę to nazwać.

Po co są nam takie wydarzenia, czy w ogóle są do wiary potrzebne?

– A dlaczego tu jesteśmy? Bo fajnie jest być razem, we wspólnocie, która jest fantastycznym doświadczeniem, ale każdy z nas też jest tu dla swoich osobistych poszukiwań, każda z konferencji, modlitwa, każde spotkanie, wnosi niesamowite dary wiary i działania Pana Boga. To też dobra okazja, by zobaczyć, że rzeczywiście, kiedy wspólnota Kościoła jest żywa, dzielą się wielkie rzeczy.

Dla Księdza Biskupa to także przeżycie wiary, czy jest tu Ksiądz po to, by wesprzeć innych swoją obecnością?

– A jak to wygląda?

Wygląda Ksiądz Biskup, jak zawsze, na zadowolonego.

– (śmiech) Jest to dla mnie niesamowicie istotne i ważne pod wieloma względami. Mam posługę jako biskup – błogosławię, modę się, ale jednocześnie także dla mnie jest to wielkie doświadczenie wspólnoty Kościoła.

Jest Ksiądz biskupem bardzo nowoczesnym, obecnym na facebooku czy twitterze, znanym z roześmianych selfie. Jaka jest Księdza Biskupa strategia na bycie w sieci?

– Po pierwsze trzeba być ostrożnym, po drugie bardzo cenić i bardzo szanować tradycyjne formy, a najbardziej tradycyjna jest wiara – trzeba wiedzieć, kim się jest i co się chce zrealizować, także w sieci. Te nowoczesne formy niosą wielką szansę . Mogą być też trudem i zagrożeniem, dlatego trzeba wiedzieć, co się chce przekazać i po co się to robi.

Jak na co dzień pielęgnować to doświadczenie rekolekcji na Stadionie?

– Jutro jest niedziela, dzień Pański, jest szansa na sakrament Eucharystii, na przeżycie wspólnoty wiary w rodzinie, w parafii, po prostu to przeżyjmy. A potem będzie kolejny dzień, kolejne jutro. Nie ma innej recepty, nieśmy to każdego dnia.

Jesteśmy na Stadionie po to, by Jezus był w nas, nie tylko dziś, ale każdego dnia. Dbajmy o to.

...

To wszystko musi byc szczere i z duszy i jest takie. Nikomu by sie nie chcialo tu przybyc na pokaz. Pokazuje to ze wiara w Polsce nie jest tradycja etnograficzna Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:26, 03 Lip 2017    Temat postu:

Uczestnicy rekolekcji „Jezus na Stadionie”: to ogromne przeżycie
Anna Malec | Lip 02, 2017

fot. Kamil Szumotalski/ALETEIA
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
35 tysięcy par rąk wzniesionych w geście uwielbienia, poruszające konferencje, 6 osób wstających z inwalidzkich wózków. Organizatorzy spotkania mieli rację. Jezus faktycznie był na Stadionie.

Niekończące się kolejki do spowiedzi, ok. 35 tysięcy par rąk wzniesionych w geście uwielbienia, poruszające konferencje, 6 osób wstających z inwalidzkich wózków, świadectwa uzdrowień fizycznych i duchowych, kaplica Adoracji Najświętszego Sakramentu w każdej chwili rekolekcji wypełniona po brzegi. Organizatorzy spotkania mieli rację. Jezus faktycznie był na Stadionie.

Sobota 1 lipca była się dla wielu katolików wyjątkowym świętem wiary. Rekolekcje „Jezus na Stadionie” odbyły się już po raz trzeci. Zapytaliśmy uczestników, dlaczego przejechali nieraz setki kilometrów, by spędzić te kilka godzin na Stadionie Narodowym.

„Wierzymy w to, że będziemy uzdrowione”, „Cały czas widzę i czuję działanie Boga w życiu, to spotkanie jest dopełnieniem i napełnieniem się jeszcze większą ilością łaski”, „Taka wspólna modlitwa to ogromne przeżycie. Liczymy na odnowienie swojej wiary” – mówili uczestnicy rekolekcji. Poza pragnieniem uzdrowienia wiele osób podkreślało potrzebę doświadczenia wspólnoty wiary.

„Jesteśmy tu po to, by wielbić naszego Boga. Tylko On może przemienić nasze życie” – mówił o. John Bashobora. Podkreślając, że Bóg kocha każdego człowieka bez wyjątku, kapłan z Ugandy zachęcił, by prosić Ducha Świętego o poznanie Boga – tego, który zna nas.
Czytaj także: Jezus na Stadionie – galeria zdjęć. Przeżyj to jeszcze raz!


Bóg, który przemienia

Agnieszka Kilińska, zaangażowana w inicjatywę „Młodzi Młodym”, podzieliła się z nami doświadczeniem swojej wiary.

„6 lat zajęło Duchowi Świętemu to, bym prawdziwie sercem doświadczyła Jego łaski, łaski chrztu. Pogubiłam się w życiu. Wybrałam miłość człowieka a nie miłość Boga. Zapomniałam o tym momencie, kiedy po raz pierwszy doświadczyłam miłości Boga, obecności Ducha Świętego w moim sercu.

Wszystkie dary i charyzmaty traktowałam jak gadżety, uwielbiałam ich doświadczać, uwielbiałam „duchowe odloty”, uważałam, że te wszystkie dary są moje, że to jest tylko dla mnie. Chciałam tylko brać, byłam jak pijawka, która chciała wysysać z Ducha Świętego wszystko to, czego potrzebowałam. Byłam straszną egoistką.

Kiedy moje życie – ten domek z kart budowany na sobie i na drugim człowieku padł, trafiłam „przypadkiem” na rekolekcje ewangelizacyjne, na których po raz drugi przeżyłam nawrócenie. Wtedy Bóg Ojciec przebaczył mi mój grzech, Jezus uzdrowił mnie z grzechów, w które się uwiązałam, a Duch Święty rozlał się na nowo.

Od tamtego czasu mam wrażenie, że trwam nieustannie w łasce Chrztu Świętego, że to nie jest jednorazowe wydarzenie, ale że Duch Święty rozlewa się codziennie w moim życiu, że stoję w strumieniu Jego łaski.

Duch Święty przemienił całe moje życie, bardzo głęboko. Po pierwsze rzeczywiście wróciłam do Boga, On mnie zaprosił do bliskiej relacji, a ja na tę przyjaźń odpowiedziałam. Rozkochał mnie w Eucharystii, w adoracji, w czytaniu Słowa Bożego, w Kościele – bardzo kocham Kościół, chociaż jest grzeszny i często trudny.

Jezus powołał mnie do ewangelizacji i przygotowywał do tego moje serce. Posłużył się moją koleżanką, Moniką Brzozą, świecką ewangelizatorką, która zachorowała na raka i zmarła. Jej odchodzenie do Pana było dla mnie ogromnym świadectwem tego, że można ewangelizować wszystkim, także chorobą i cierpieniem. W czasie mszy pogrzebowej ksiądz powiedział, że Monika już dobiegła, i trzeba przejąć tę pałeczkę. Zapytał nas, obecnych na tej mszy, czy ją weźmiemy i zaniesiemy dalej. Ja wiedziałam, że to były słowa do mnie. I powiedziałam – tak, zgadzam się.

Owocem tego jest to, że w 2013 roku odpowiedziałam na zaproszenie Krajowego Zespołu Koordynatorów Odnowy w Duchu Świętym i zajęłam się prowadzeniem inicjatywy „Młodzi Młodym” – ewangelizacji młodych ludzi w Polsce.

Duch Święty pobudza serca wszystkich nas do mówienia o Nim, do miłości. I może przemienić każde przekleństwo naszego życia w błogosławieństwo i w łaskę, by każdy z nas mógł nieść nadzieję i pokój innym”.
Czytaj także: Bp Solarczyk na Stadionie Narodowym: Kiedy wspólnota jest żywa, dzieją się wielkie rzeczy


„Święty nie jestem”

Andrzej z Gdańska przyznał z kolei, że nigdy święty nie był, przyjechał na Stadion, bo potrzebuje duchowego wsparcia. „Przyjechałem na rekolekcje ze wspólnotą. Mam różne problemy, choroby, a tutaj mogę „naładować” baterie. Kiedyś za dużo piłem, a od 14 lat jestem abstynentem, obecnie pracuję, rodzina mnie przyjęła, wspólnota mnie akceptuje. Święty nie jestem, mam tego świadomość. Dlatego tu przyjechałem – potrzebuję Boga.”

Karolina z Warszawy przyjechała na rekolekcje, by modlić się o wiarę dla swoich bliskich. Podkreśla także potrzebę wspólnej modlitwy. „Bóg jest moim Panem i chcę Go wielbić. Jestem tu drugi raz. Dzięki tym rekolekcjom zbliżyłam się bardzo do Niego, to jest bardzo dobra impreza dla wierzących ludzi. To bardzo ważne, by spotykać się w takiej wspólnocie, z ludźmi, którzy mają takie same wartości, I razem z nimi wielbić Boga”.

Z kolei dla Karoliny z Malborka rekolekcje to czas ładowania „duchowych baterii”. „Bardzo korzystam z tych rekolekcji, pomaga mi to w codziennym przeżywaniu wiary, w zauważaniu tego, że Pan Bóg jest obecny na co dzień, w różnych wydarzeniach i w drugim człowieku. Byłam wychowana w tradycyjnym domu, ale nigdy nie słyszałam o osobistej relacji z Jezusem. Dopiero potem doświadczyłam tego, że nie mówię do obrazu, że On jest żywy. A dziś widzę niebo na twarzach ludzi, radość, pokój. Przychodzę tu pusta, żeby mnie Pan Bóg wypełnił czym chce”.

Spotkanie rozpoczęło się z samego rana różańcem. Przeplatane modlitwą, konferencjami, momentami ciszy, możliwością spowiedzi i Mszą świętą, trwało do późnych godzin wieczornych.

Oprócz o. Johna Bashobory – charyzmatycznego kapłana z Ugandy, konferencje i modlitwy prowadzili bp Marek Solarczyk, ks. Rafał Jarosiewicz, o. Stanisław Jarosz i świecki ewangelizator, lider wspólnoty „Głos Pana” ze Skierniewic, Marcin Zieliński.

Rekolekcje odbyły się pod hasłem: „Szczęśliwy naród, który wielbi imię Pana”.

...

Ozywienie ducha Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 8:46, 09 Lip 2017    Temat postu:

Czy katolicy potrzebują ewangelizacji? Rozmowa z Marcinem Zielińskim
Anna Malec | Lip 09, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Potrzebujemy doświadczenia spotkania z Bogiem, który ożywi tę tradycję, w której jesteśmy, który sprawi, że zaczniemy doświadczać Jego obecności w Kościele – nie w teorii, ale w praktyce.


A
nna Malec: Słyszałam, że masz zapełniony kalendarz spotkań na dwa lata wprzód – spotykasz się z ludźmi w kościołach, podczas spotkań ewangelizacyjnych, prowadzisz wspólnotę, wszędzie tam głosisz Słowo i modlisz się o uzdrowienie. Czy katolicy potrzebują ewangelizacji?

Marcin Zieliński*: Cały ruch nowej ewangelizacji w Kościele katolickim, który wyszedł z Watykanu, pokazał, że potrzebują tego właśnie katolicy, którzy często żyją bardziej tylko tradycją niż doświadczeniem.

To jest to, czego dzisiaj potrzebujemy też w Polsce, nawet wśród osób, które są w Kościele. Potrzebujemy doświadczenia spotkania z Bogiem, który ożywi tę tradycję, w której jesteśmy, który sprawi, że zaczniemy doświadczać obecności Pana Boga w Kościele, nie w teorii, ale w praktyce.

Na spotkania Twojej wspólnoty co tydzień przyjeżdżają setki osób z całego kraju. Dlaczego trzeba jechać aż do Skierniewic, żeby doświadczyć żywej wiary? Dlaczego to nie jest codzienność wszystkich wspólnot?

Może zadowoliliśmy się letniością. Życie leci, a tak naprawdę nie do końca robimy to, do czego Pan Bóg nas wzywa, może nie zastanawiamy się nad tym za bardzo, mamy swój utarty program, może nie pytamy o to, co nowego Pan Bóg chce zrobić? Bardzo łatwo popadamy w tę letniość, idziemy na kompromisy. To jest największym trudem naszych wspólnot.

W kościele często słyszy się o byciu radykalnym. Co to ma oznaczać dla „zwykłego” człowieka, który ma etat, rodzinę?

Bycie radykalnym nie musi oznaczać tego, że masz zostawić pracę. Chodzi o to, że tam gdzie jesteś, jesteś świadectwem.

Bycie radykalnym to czasem przełamanie swojego wstydu i swoich ograniczeń, rozpoczęcie rozmowy o Bogu ze znajomymi w pracy, zaproponowanie modlitwy, kiedy mają problem. To oznacza bycie normalnym chrześcijaninem, katolikiem, nie tylko na spotkaniach modlitewnych, ale także w swoim środowisku. To jest to ryzyko i radykalizm, którego Pan Bóg od nas oczekuje.
Czytaj także: Uczestnicy rekolekcji „Jezus na Stadionie”: to ogromne przeżycie

Jak na co dzień dbasz o to, żeby mieć bliską relację z Bogiem? Co radzisz innym, kiedy pytają Cię o to, jak być dobrym katolikiem?

Kluczem jest bycie we wspólnocie, z ludźmi, którzy Cię podniosą, kiedy masz trudniejszy czas, kiedy masz swoje strapienie w życiu, kiedy ciężej Ci się modlić i nie czujesz Bożej obecności.

Trzeba też oczywiście dbać o modlitwę osobistą. Choć z doświadczenia wiem, że jeśli dba się o modlitwę we wspólnocie, to dużo łatwiej też modlić się samemu w domu. Bez wspólnoty jest ciężko.

Na spotkaniach, które prowadzisz, ludzie często doświadczają bardzo konkretnej interwencji Pana Boga, widzisz cuda, czasem spektakularne – niewidomi odzyskują wzrok, głusi słuch, chorzy są uzdrawiani z nowotworów. Coś Cię jeszcze zaskakuje?

Za każdym razem, bo kiedy Pan Bóg coś robi, to choćby robił to samo, zawsze robi to w inny sposób. I zawsze jest to dla mnie poruszające.

A my mamy być po prostu „na bieżąco” z Panem Bogiem – mówić to, co On chce mówić na dany temat i być Mu posłusznym. Bo kiedy jesteśmy Mu posłuszni, to zawsze to, co On robi jest czymś świeżym, nowym. Za każdym razem, kiedy widzę, jak Pan Bóg działa, czy w sposób mały czy wielki, to jest to dla mnie wielka radość.

Mówisz o posłuszeństwie, a dzisiaj często słyszymy o byciu niezależnym, samostanowiącym, o ufaniu bardziej faktom niż wierze – to jest bardziej trendy niż posłuszeństwo.

Posłuszeństwo polega na tym, że traktujemy Słowo Boże nie tylko jako treść, którą czytamy, ale którą wprowadzamy w życie – dla mnie to jest posłuszeństwo Bogu.

Ono objawia się też przez to, że jesteśmy posłuszni tym, którzy są nad nami w wierze. Często może się z nimi nie zgadzamy, ale Pan Bóg daje nam takie próby, bo możemy wtedy zobaczyć, czy mamy pokorne serce czy idziemy za swoimi pomysłami.

Czasami jest też tak, że trzeba się postawić człowiekowi – rodzinie, przyjaciołom. Kiedy widzisz, że ktoś oczekuje od Ciebie czegoś innego niż Pan Bóg, wymaga to powiedzenia „nie”, bo czuję, że Pan Bóg wzywa mnie do innego sposobu działania. To trudne, ale to też jest ten radykalizm, który wiąże się z posłuszeństwem.

Wiele osób kwestionuje uzdrowienia, mówiąc, że nie mają one nic wspólnego z rozumem. Nie zastanawiasz się czasem, jak to wszystko jest możliwe?

Spójrzmy na Dzieje Apostolskie – tam też co chwilę jest napisane, że anioł powiedział coś komuś albo Duch Święty przemówił. Widzimy, że to jest rzeczywistość, do której jako wierzący jesteśmy powołani, wezwani i mamy w niej żyć.

Nie twierdzę, że mamy robić coś wbrew rozumowi, ale czasem trzeba się przełamać. Czujesz, że sam byś czegoś nie zrobił, wiesz jaki masz charakter, osobowość, a masz przekonanie w sercu, np. na modlitwie, że masz coś zrobić, to coś, co jest poruszeniem od Ducha Świętego. No i wtedy trzeba się zaprzeć samego siebie. Takie jest oczekiwanie Pana Boga względem nas. Im częściej to robimy, tym łatwiej nam to przychodzi.

*Marcin Zieliński – świecki ewangelizator, założyciel i lider wspólnoty „Głos Pana”, działającej w Skierniewicach. Jest zapraszany jako mówca na fora charyzmatyczne, konferencje, rekolekcje i modlitwy o uzdrowienie, także za granicą. Autor książki „Rozpal wiarę, a będą działy się cuda”. Absolwent warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego.

...

Oczywiscie Bóg jest nieskonczony. Tylko szalony moglby powiedziec starczy, wiem juz wszystko...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:26, 23 Lip 2017    Temat postu:

Nasze stopy prowadzi Pan. Rekolekcje autostopowe – tylko dla odważnych
Joanna Szubstarska | Lip 22, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Wyjeżdżają i… poddają się prowadzeniu Boga. Dokąd? Zdają się na łaskę i opiekę Pana. To On wyznacza kierunek. Pokazuje drogę, tę zewnętrzną, widzialną, jak i tę wewnętrzną, ukrytą – drogę do własnego serca.


Z
aczęło się w 2012 roku, kiedy troje autostopowiczów wpadło na pomysł zorganizowania rekolekcji w drodze. Wkrótce pomysł podchwycili następni, a w tym roku ruszyła kolejna edycja. Do udziału zaproszone są osoby pełnoletnie z różnych wyznań chrześcijańskich, świeckie i konsekrowane.

Część autostopowa rekolekcji odbywa się w parach, trójkach i grupach. Te pary czy trójki, wybrane podczas dni skupienia ustalają trasę, zdając się na tchnienie Ducha Świętego. Uczestnicy rekolekcji liczą zatem na pomoc i życzliwość spotykanych po drodze ludzi i oczywiście Bożą Opatrzność.
Czytaj także: Ks. Tomasz: Doświadczyłem mocy Boga, podróżując autostopem do Medjugorie

„Bóg zabrał mnie w przygodę życia – bez ciepłego obiadu, bez wygodnego łóżka, z ludźmi, których nie znałam – mówi Iwona Bajtek z Wrocławia, która wcześniej nie była autostopowiczką. – Zgodziłam się na taki układ, w głębi serca czując, że Bóg spod swojej ręki nas nie wypuści i nie pozwoli, aby stała nam się jakakolwiek krzywda”.

Układ był taki, że nie może zabrać ze sobą w podróż ani pieniędzy, ani jedzenia, a jeśli już – to w bardzo skromnej postaci. Podróż, w ramach rekolekcji autostopowych „Piękne stopy” w 2014 roku rozpoczęła w Łodzi. Potem była próba złapania stopa do Niemiec, niestety – częściej były propozycje podwiezienia w innym kierunku. Poszli za tym wskazaniem.

„Później poszło jak z płatka – Bratysława i zgodnie z wolą Bożą – Asyż i Wenecja. Po drodze lekcja porzucania własnych planów, łamania stereotypów i mylności pozorów. Nasz plan zakładał dotarcie do Turynu. Jednak oboje wiedzieliśmy, że Bóg zaprowadzi nas w inne miejsce, inną trasą niż sobie obmyśliliśmy, stawiając nam na drodze takich ludzi, którzy ubogacą nas, a my ubogacimy ich. Tygodniowy stop był szkołą zaufania. Lekcją łamania stereotypów, zostawiania swojego ego daleko w tyle. Czasem zdania się na Bożą Opatrzność. Sprawdzianem dojrzałości. Skąd odwaga? Duch Święty daje dar męstwa – to odpowiedź” – mówi Iwona Bajtek.
Czytaj także: Uczestnicy rekolekcji „Jezus na Stadionie”: to ogromne przeżycie

Niezwykłe były historie Wspólnoty Ludzi w Drodze np. przy kilkugodzinnym oczekiwaniu na transport, kiedy uczyli się od siebie nawzajem i w duchu komunii zbliżali do Boga. Interesujące spotkania z ludźmi i rozmowy o Bogu. Ważne odkrycia, np. takie, że strach nie jest dobrym doradcą, a zaufanie Panu przynosi niewyobrażalne owoce, którymi – zgodnie z założeniem tych rekolekcji – mogli się rzeczywiście dzielić z innymi.

„Jak piękne stopy tych, którzy zwiastują dobrą nowinę!” – czytamy w Liście do Rzymian. Umocnieni Eucharystią, Słowem Bożym i rekolekcjami, które w tym roku głosił o. Michał Murzyn OP, członkowie Wspólnoty Ludzi w Drodze „Piękne stopy” ruszyli w drogę.

Wszystko zacznie się 14 lipca w Warszawie przy Sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży na Siekierkach. W dniach 14-17 lipca były dni skupienia dla uczestników pod hasłem „Ja nie zapomnę o Tobie”, a następnie 17 lipca po porannej mszy świętej nastąpiło rozesłanie. Wszyscy autostopowicze wyposażeni zostali w dzienniczki przypominające wyglądem książeczki autostopowe z poprzedniej epoki. Rekolekcje w drodze trwają od 17 do 22 lipca i zakończą się także na warszawskich Siekierkach. Czekamy na ich świadectwa!

...

Katechezą winno byc cale zycie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:04, 15 Wrz 2017    Temat postu:

Kard. Nycz: portal Aleteia odpowiada na posoborowe wezwanie do ewangelizacji
Katolicka Agencja Informacyjna | Wrz 14, 2017

Kamil Szumotalski/ALETEIA
Udostępnij
Komentuj

Drukuj

„Chciałbym życzyć Aletei, by zawsze prowadziła nas do odkrywania prawdy o Bogu i człowieku w Kościele, żeby zawsze uczyła nas miłości” – mówił abp Stanisław Budzik z okazji pierwszych urodzin portalu internetowego.

„Portal Aleteia odpowiada na posoborowe wezwanie do ewangelizacji” – powiedział kard. Kazimierz Nycz 13 września podczas mszy świętej sprawowanej w stołecznym kościele środowisk twórczych. Podczas liturgii dziękowano za pierwszy rok działalności w Polsce tej międzynarodowej inicjatywy. Eucharystię, wraz z metropolitą warszawskim, koncelebrował abp Stanisław Budzik, metropolita lubelski oraz wielu kapłanów.
Czytaj także: Warsztaty, obrady, modlitwa. Aleteia Polska intensywnie obchodzi swój „roczek”

Warszawski metropolita nawiązując do miejsca sprawowania liturgii, kościoła środowisk twórczych, kardynał zauważył, że to właśnie w tej świątyni spotykają się ludzie, którzy mają coś do powiedzenia w dziedzinie kultury, sztuki, ale także w istotnych sprawach życia Kościoła. „W tym znaczeniu przyszliście dziękować Panu Bogu jako prawdziwie twórcze środowisko w środku Kościoła” – mówił do redaktorów portalu.

Kard. Nycz podkreślił, że Kościół mówi o ewangelizacji od dawna. „Portal Aleteia we wszystkich wersjach językowych odpowiada na to posoborowe wezwanie do ewangelizacji, które Bóg kieruje do Kościoła” – zauważył hierarcha.

Po mszy pierwsze urodziny portalu świętowano na specjalnej gali i bankiecie w siedzibie Konferencji Episkopatu Polski. „Chciałbym życzyć Aletei, by zawsze prowadziła nas do odkrywania prawdy o Bogu i człowieku w Kościele, żeby zawsze uczyła nas miłości, bo prawda bez miłości jest okrutna, a miłość bez prawdy jest ślepa” – mówił abp Stanisław Budzik. Podkreślał przy tym ważną rolę portalu w dziele nowej ewangelizacji i na drodze odkrywania i budowania chrześcijańskiej tożsamości w dzisiejszym świecie.

O zasługach portalu mówił także prezes KAI Marcin Przeciszewski. „Takiego sukcesu portalu religijnego jeszcze w Polsce nie było, bardzo się z niego cieszymy i dziękujemy naszym czytelnikom, których Państwo reprezentujecie”. Jak wyjaśnił, sukces ten polega na świadczeniu i inspirowaniu „jak żyć po chrześcijańsku, jak żyć w codzienności w zgodzie z Ewangelią: jak być katolickim biznesmenem, przedsiębiorcą, ojcem, matką, jak tworzyć rodzinę, jak kochać i żyć bardziej”. Podkreślił, że w Polsce panuje ogromny głód tego rodzaju treści.

O inspiracjach, które przyczyniły się do powstania polskiej wersji Aletei mówił jej dyrektor generalny Pierre-Marie Dumont. „Odkąd zostałem dyrektorem Aletei, mówiłem, że trzeba to dzieło rozpocząć w Polsce. Bo tu i we wschodniej części Europy dokonuje się odnowa duchowa, o której Zachód nie wie, a której bardzo potrzebuje” – mówił.

Podkreślał, że w Polsce – w przeciwieństwie do Kościoła w krajach Europy Zachodniej – nieustannie zbierane są dobre owoce Soboru Watykańskiego II.

„Nowa Ewangelizacja zaczyna się wtedy, kiedy każdy chrześcijanin realizuje swoje powołanie, swoje obowiązki w domu, w pracy, jest obrazem miłości Chrystusa i Jego miłosierdzia – mając na uwadze tę jedność chrześcijan” – mówił.

Przypomniał też, że – wbrew tendencjom obserwowanym w krajach Europy Zachodniej – dziennikarze katoliccy powinni w swojej pracy kierować się inspiracją płynącą od Ducha Świętego i z treści ewangelicznych Błogosławieństw. Za takich uznał publicystów polskiej Aletei, niezastąpionych we współtworzeniu międzynarodowego portalu.

Także Anna Sosnowska, redaktor naczelna Aleteia Polska, podkreśliła, że sukces polskiego portalu, to owoc działań osób świeckich, cieszących się zaufaniem Kościoła i pragnących współtworzyć portal mówiący, ponad podziałami, o sprawach najważniejszych. „Jest w nas tęsknota, by o sprawach najważniejszych rozmawiać spokojnie” – zapewniała. Na ręce kard. Nycza i abp. Budzika złożyła też podziękowanie za zaufanie, jakim współtwórcy portalu cieszą się wśród polskich biskupów: „Jest dla nas bardzo ważne, że mamy zaufanie Kościoła, bo jesteśmy świeckimi, którzy ten Kościół bardzo kochają”.

Aleteia.pl stanowi część większego międzynarodowego projektu ewangelizacyjnego: portalu, który pod wspólną nazwą Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, portugalskim, hiszpańskim, włoskim, arabskim i polskim. Wersja polska jest najmłodszą wśród wszystkich edycji. Partnerem polskiej edycji Aletei jest Katolicka Agencja Informacyjna.

Wszystkie edycje docierają łącznie do ponad 15 mln unikalnych użytkowników. Od 6 sierpnia do 6 września 2017, czyli w skali miesiąca, portal Aleteia.pl zgromadził 812 tys. unikalnych użytkowników oraz wygenerował 2,3 mln osłon.

KAI/ks

...

Wlasnie znakomity pomysl aby kilka redakcji w swoich jezykach robilo portal. To jest obraz Kościoła! I jak szybko znalazlem! Bóg od razu mi podsuwa gdy warto.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:23, 22 Lis 2017    Temat postu:

„Dojrzała niedojrzałość”, czyli rekolekcje czasem genialnych odkryć
Wojciech Żmudziński SJ | 22/11/2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Znany dominikanin, wychowanek ojca Jana Góry, o. Wojciech Prus, zdecydował się na spisanie głoszonych przez siebie rekolekcji i trafił w dziesiątkę.


T
akich publikacji, jak „Dojrzała niedojrzałość” o. Wojciecha Prusa, dzisiaj potrzeba – nie przeintelektualizowanych, inspirujących do refleksji przykładami z życia.


Rekolekcje o. Wojciecha Prusa

Autor wciąga czytelnika w przygodę własnego dojrzewania, pokazuje, jak odkrywcze mogą być pierwsze skojarzenia przy lekturze Biblii, jak teksty natchnione zmieniają podejście do świata. Jego uważność na to, co dzieje się dokoła doprowadza go do genialnych w swojej prostocie odkryć. Prośba małego dziecka „czy mógłbyś mi zawiązać buciki?” odsłania przed Autorem znaczenie i mądrość modlitwy prośby. Słowo Boże przechadza się z Rekolekcjonistą i rozmawia z nim kolorami, dźwiękami, mądrością drzew, zapachem wspomnień oraz historiami spotykanych ludzi.

Z rozważań ojca Wojciecha Prusa dowiadujemy się, że wypowiadając słowa „zdrowaś Maryjo” jesteśmy przez chwilę aniołem, który zwiastował Niepokalanej narodziny Zbawiciela, że każdy z nas jest benedyktynem, gdyż słowo to określa osobę błogosławioną. Możemy stać się także mnichami czerpiąc mądrość z doświadczeń ojców pustyni. Nie modlitwa i nie umartwienia były dla nich najważniejsze, tylko to, by wytrwać, by się czegoś nauczyć. Pustynia rzeźbi człowieka jak strumień rzeźbi teren, po którym płynie. Czas rekolekcji, w jaki wprowadzają nas historie opisane w książce „Dojrzała niedojrzałość”, jest okazją, by dać się kształtować strumieniem łaski, by dojrzewać wiedząc, że nigdy nie staniemy się doskonali.
Czytaj także: Jola Szymańska: Dlaczego czasem warto przespać rekolekcje


Spowiedź – szczególna pomoc

Poprzez obrazową metaforę układania puzzli, przybliża nam Autor mechanizm układania życia. Wszystko ma w nim właściwie miejsce. Nie da się też poukładać życia, nie mając wzoru przed oczyma. Szczególnym narzędziem pomocnym w tej pracy porządkowania puzzli swojego życia jest sakramentalna spowiedź, podczas której wydobywamy na światło dzienne naszą nieporadną układankę.

Książka ojca Wojciecha Prusa w zaskakujący sposób ilustruje ważne tematy teologii życia wewnętrznego przywołując przykłady z życia mnichów i świętych, czerpiąc z obrazów codzienności. Na przykład, skutki grzechu pierworodnego opisuje Autor za pomocą monety położonej na tory pod koła przejeżdżającego tramwaju. Po takiej monecie pozostaje tylko cieniutka blaszka i tylko zarys tego, co było tam wcześniej odciśnięte. Oto, co grzech pierworodny zrobił z człowieka. Z tego obrazu, jakim miał być, pozostał jedynie nikły zarys.
Czytaj także: Rekolekcje małżeńskie są niebezpieczne. Wiesz dlaczego?


Dojrzałość zakłada świadomość niedojrzałości

Interpretując fragmenty Ewangelii Autor wolny jest od stereotypowego odczytywania słów Jezusa, a znane nam przypowieści ukazuje w nowym świetle. Jeżeli w opowiedzianej przez Jezusa historii o synu marnotrawnym widzimy w postawie ojca kochającego Boga, to nie syn jest marnotrawny, lecz Bóg Ojciec. Opuszczający dom młodzieniec nie przypuszcza, że wszystko zmarnuje, chce spróbować samodzielnego życia, doświadczyć wolności i szczęścia. Liczy na powodzenie. Natomiast ojciec, jeśli ma symbolizować Boga, wie w swojej mądrości jak to się skończy, a mimo to decyduje się na zmarnotrawienie połowy majątku. „Rozrzutny ojciec to znaczy hojnie obdarzający zaufaniem, nad wyraz, nad miarę” – pisze ojciec Prus. Świeżość interpretacji tekstów biblijnych jest zdecydowanym atutem tej książki i jednocześnie sprawia, że jej lektura może wciągnąć każdego, zarówno niedzielnego chrześcijanina jak i wytrawnego teologa.

Tytułowa „dojrzała niedojrzałość” jest według ojca Prusa właściwym traktowaniem własnych słabości, bo prawdziwa dojrzałość zakłada świadomość naszej niedojrzałości. Nie ma co stwarzać pozorów, że sobie ze wszystkim dobrze radzimy, bo w rzeczywistości tak nie jest. Rekolekcje proponowane w książce mają prowadzić czytelnika nie tyle do zmiany życia, co do cierpliwości w jego układaniu wpatrując się w oblicze Tego, który kocha nas takimi jakimi jesteśmy.


*o. Wojciech Prus OP, Dojrzała niedojrzałość, W drodze 2017

...

Zdecydowanie forma wykladu ,,filozoficznego" dobra jest moze dla filozofow. Tymczasem wiekszosc chce miec wylozone ,,po ludzku".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:25, 22 Gru 2017    Temat postu:

O. Kramera test na miłosierdzie
Jola Szymańska | 22/12/2017

Rodion Kutsaev / Unsplash
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
O. Grzegorz Kramer w jednym ze swoich tekstów proponuje mały test. Jeżeli męczy Cię miłosierdzie, koniecznie spróbuj.

Czym jest Boże Miłosierdzie? Można powiedzieć, że w pewien sposób ojcostwem. Takim idealnym. Opieką, wybaczeniem, ukochaniem, pragnieniem i obecnością. Ale czasem się go boimy. Bo jak to możliwe, że ktoś tak kocha? Nie karze? Nie czyha na każdym kroku? I nawet nie obwinia?
Czytaj także: Kto jest najpopularniejszym katolikiem w Internecie? Zobaczcie ranking



Miłosierdzie Boga męczy wszystkich tych, którzy sami nigdy nie przyznali się na serio do swojej słabości. – o. Grzegorz Kramer SJ

„Tylko człowiek kochany bezwarunkowo może zmieniać swoje życie. Każdy inny będzie zasługiwał, będzie sprawiedliwy przed Bogiem” – pisze na swoim blogu o. Grzegorz Kramer. Jezuita przypomina, że kluczem Bożego Miłosierdzia są ludzkie słabości, których nie jesteśmy w stanie wyeliminować własnymi siłami. To nie dyscyplina zbliża nas do nieba, a wyłącznie i jedynie Ojciec, który kocha. I kocha mądrze.

Taka miłość sama w sobie jest sprawiedliwością. Ale nie tą rodem z prawa Hammurabiego! Tutaj nie działa ani „ząb za ząb”, ani „dla każdego według potrzeb”. Tutaj wszyscy dostają ponad miarę.
Czytaj także: Matka Polka do góry nogami. Zaufaj swojemu dziecku
Tylko Nie Naiwne Historie

Ojciec Kramer zachęca do przyznania się do swoich słabości – przede wszystkim przed samym sobą. Ciekawe, że najbardziej poruszające świadectwa wiary są właśnie stanięciem w prawdzie. Nie poruszają nas naiwne historie z happy endem, ani wyniosłe przemowy. Nie potrzebujemy kolejnych nauczycieli, którzy powiedzą „jak żyć”. Potrzebujemy Jezusa. I Jego świadków.

Może czas zasilić ich grono nie słowami, a… prawdą?

...

W dobru tez trzeba sie cwiczyc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:49, 22 Gru 2017    Temat postu:

Jak bronić wiary w dyskusjach? Oto 10 przykazań
Miriam Diez Bosch | 22/12/2017

Yiorgos GR I Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Co powinniśmy robić, a czego unikać, rozmawiając z innymi o swojej wierze?

Wielu z nas chciałoby w dyskusjach o wierze – które przeważnie nie są łatwe – wypowiadać się w sposób klarowny, rozważny i przekonujący. Pomocne wskazówki, jak takie rozmowy prowadzić, znajdziemy w krótkim podręczniku pt. How to Defend the Faith without Raising Your Voice (Jak bronić wiary, nie podnosząc głosu).

Jego autorami są Kathryn Jean Lopez i Austen Ivereigh – członkowie amerykańskiego oddziału organizacji Catholic Voices, która skupia świeckich katolików, odpowiednio przeszkolonych i przygotowanych do wypowiadania się w mediach na temat różnych kwestii związanych z katolicyzmem i życiem Kościoła.

Oto 10 zasad, które ich zdaniem pomogą uczestnikom publicznych dyskusji o wierze:
1. Zachowaj trzeźwy osąd

Zamiast myśleć o argumentach, które zamierzasz z gruntu odrzucić, odkryj wartości stojące za tymi argumentami. Zastanów się, w jaki sposób możesz rozpocząć swoją odpowiedź, identyfikując się z wartościami osoby, z którą dyskutujesz.

Poszukaj zasady etycznej czy wartości chrześcijańskiej, która skrywa się za krytyką rozmówcy. Odnieś się do niej, przez co zaskarbisz sobie życzliwość drugiej osoby, a to pozwoli na spokojniejszą i bardziej rozważną dyskusję. Pamiętaj, że nie jesteś wojownikiem w kulturowej wojnie o wartości absolutne; jesteś kimś, kto do debaty powinien wnosić szacunek i mądrość.


2. Wyjaśniaj spokojnie

Jako ludzie wiary chcemy naświetlać trudne kwestie; niektóre tematy same w sobie są już tak gorące, że nie ma potrzeby, byśmy i my się „gotowali”. Jeśli rozmawiasz z zamiarem wyjaśnienia tematu, a nie podgrzewania debaty, przebieg dyskusji będzie zupełnie inny.

Uważnie wysłuchaj opinii drugiej osoby, bez względu na to, jak bardzo się z nią nie zgadzasz. Twoim celem będzie trzymanie wysoko światła prawdy, przy poszanowaniu punktu widzenia drugiej osoby i zachowaniu własnego.
Czytaj także: Jak rozmawiać z ludźmi – zasady skutecznej komunikacji cz. 1


3. Rozmówcy bardziej od naszych słów pamiętają to, jak się z nami czuli

Intelektualiści i teolodzy: uważajcie! Popisywanie się erudycją jest zaprzeczeniem komunikacji, w której proste słowa tłumaczą złożone idee. Nie chodzi o to, aby Twoje argumenty były powalające, ale o to, by były zrozumiałe.

Po każdej debacie oceń swoje wystąpienie, zadając sobie następujące pytanie: czy pomogłem innym lepiej zrozumieć naukę i stanowisko Kościoła? Jak poczuli się moi rozmówcy: czy zachęciłem ich, czy mieli raczej poczucie przegranej? Czy zainspirowałem ich, czy czują się znękani? Czy chcieli usłyszeć od mnie więcej, czy też ulżyło im, że to już koniec rozmowy?


4. Przykłady pociągają

Od zawiłych wykładów wolimy proste historie. Podobnie, osobiste doświadczenie przekonuje nas bardziej niż argumenty. Nie oznacza to, że nie powinniśmy używać tych drugich, ale kiedy to tylko możliwe, stosujmy w dyskusji metafory czy anegdoty dotyczące osobistych doświadczeń lub też przedstawmy hipotetyczne sytuacje, które pomogą ludziom wyobrazić sobie, co chcesz powiedzieć.


5. Skup się na trzech solidnych argumentach

Niektóre debaty mogą pogrążyć się w kompletnym chaosie, w którym tracimy z pola widzenia meritum dyskusji. Dokładaj starań aby Twoje wypowiedzi były zwięzłe, jasne i zawierały wszystkie istotne kwestie. Uprość swoje idee, redukując je do trzech argumentów. Jeśli uda Ci się przedstawić jedynie dwa z nich, i tak możesz być zadowolony. Ważne jest jednak, abyś podporządkował swoje pomysły tym trzem zasadniczym argumentom. Wyobraź je sobie jako trójkąt; kiedy mówisz, zastanów się, w jaki sposób temat jest powiązany z Twoją triadą argumentów i niech to będzie punkt odniesienia dla Twojego udziału w dyskusji.
Czytaj także: Zmień perspektywę z “ty” na “ja” – zasady skutecznej komunikacji cz. 2


6. Rozsiewaj wokół siebie pozytywną atmosferę

Jest to podstawowa zasada komunikacji, szczególnie istotna, gdy bronimy punktu widzenia Kościoła. Przesłanie Jezusa jest porywające i inspirujące. Nasze pozytywne nastawienie pomoże prowadzić dyskusję ku pozytywnej perspektywie, którą Kościół daje ludziom, a więc przemożnym i cudownym możliwościom naszej wolności. Należy skupić się na powiedzeniu „tak” Bogu, zwróceniu się do Niego i w kierunku wszystkich dobrych rzeczy, które On nam daje. Nasze „nie” dla grzechu i fałszu jest konsekwencją, a nie głównym przesłaniem. Nie mów jak anioł sądu – pokaż ludziom świetlistą ścieżkę do nieba.


7. Bądź wyrozumiały

Współczucie jest cechą, która powinna wyróżniać chrześcijan. Niestety, jest czasami nieobecna w debatach, w których uczestniczą katolicy. Kiedy czujemy, że zagrożone są najbardziej cenione przez nas wartości, czasami reagujemy zbyt ostro. Pamiętaj, że osoba, która Cię krytykuje, również ma własne zasady i może odczuwać frustrację, kiedy zasady te nie są cenione. Nie dajmy się zamknąć w błędnym kole.

Współczucie, nawet w ważnych i gorących debatach, jest niezbędne, aby wyrwać się z błędnego koła wzajemnych zarzutów i oskarżeń. Jest bardzo prawdopodobne, że Twój rozmówca ma jakieś doświadczenie odnoszące się do meritum dyskusji; może być to doświadczenie osobiste lub bliskiej osoby. Nie zapominaj o tym. Współczucie oznacza zdolność rozumienia gniewu i bólu innych ludzi, a przez to zdolność do odnoszenia się do innych jako do naszych bliźnich.
Czytaj także: Wyjdź z okopów i wyciągnij rękę na zgodę – zasady skutecznej komunikacji cz. 3


8. Liczby to nie wszystko

Jest oczywiste, że należy zacząć od dobrego przygotowania się do dyskusji i pozyskania informacji, które stanowią jej kontekst. Pamiętaj jednak, że statystyki mogą wydawać się abstrakcyjne, mało ludzkie lub że mogą wyglądać jak zasłona dymna. Ludzie często myślą, że politycy żonglujący danymi statystycznymi kłamią lub coś ukrywają. Przede wszystkim staraj się, aby dyskusja nie przerodziła się w statystycznego ping-ponga, czego wiele osób chciałoby za wszelką cenę uniknąć. Jeśli posługujesz się danymi statystycznymi, niech nie będą zbyt skomplikowane.


9. Nie bierz wszystkiego do siebie

Aby dobrze się komunikować, musimy koniecznie odsunąć na bok nasze ego. Twój rozmówca prawdopodobnie nie ma osobiście nic przeciwko Tobie; wręcz przeciwnie, może Cię nawet szanować i doceniać. Dyskutanci po prostu nie zgadzają się z reprezentowanymi przez Ciebie poglądami. Twój lęk, nieśmiałość i defensywność są produktami Twojego ego, które bierze rzeczy za bardzo do siebie.

Pomyśl o św. Janie Chrzcicielu, który był nieustraszonym zwiastunem nowych treści: źródłem jego siły była świadomość, że jest on bramą, przez którą ludzie musieli przejść, aby dotrzeć do Jezusa Chrystusa. Ogromne znaczenie przed rozpoczęciem debaty ma modlitwa. Nie tylko pomaga uspokoić nerwy i odsuwa na bok ego, ale także przypomina, dlaczego i w czyim imieniu będziesz mówić. Pomódl się do Ducha Świętego, prosząc Go, aby był z Tobą i przez Ciebie przemawiał.
Czytaj także: Ciepło i autentyczność – zasady skutecznej komunikacji cz. 4


10. Dawaj świadectwo, nie szukaj wygranej

Wiemy, że wiara katolicka może czasem prowokować trudne pytania. Musimy jednak pamiętać, że te trudne pytania sprawiają, iż ludzie zatrzymują się i myślą. Pytania są jak najbardziej mile widziane! Mogą one oznaczać początek nowego sposobu patrzenia na życie. Albo, przeciwnie, mogą sprawić, że porzucimy ścieżkę, na której się znajdujemy, i zawrócimy z niej, przed czym ostrzegał nas Jezus.

Dawanie świadectwa jest nie do pogodzenia z pragnieniem „wygranej” czy też chęcią „pokonania” rozmówcy. Postawa rywalizacji i podboju, zwycięzców i przegranych, „nas przeciwko nim”, „walki dobra ze złem” itp. to język pól bitewnych, wojen i prześladowań. To nie jest dobry sposób na przekonanie innych do naszych racji.

Doprowadzenie kogoś do pełni wiary jest sytuacją, w której wygrywają wszyscy. Z tego wynika, że odrzucenie argumentu dyskutanta jest mniej istotne, niż pomaganie mu w osiągnięciu zwycięstwa, jakim jest zbliżenie się do Boga. Wyzwania rzucane nam przez innych stanowią okazję do wyjaśnienia nieporozumień, rzucenia światła prawdy na tematy, wokół których panuje zamieszanie, oraz do okazania empatii. Musimy wykorzystać moment, w którym ludzie jeszcze się nie odwrócili, ale są zdezorientowani, oburzeni lub zaciekawieni. Wtedy właśnie możemy dać świadectwo o obecności Jezusa w naszym życiu.
Czytaj także: Joaquín Navarro-Valls. Trzy sekrety człowieka, który odmienił sposób komunikacji Kościoła

Tekst pochodzi z angielskiej wersji portalu Aleteia

....

Przede wszystkim pamietajmy, ze ludzie nie dlatego atakuja wiare bo blednie rozumuja! Wtedy nawracanie szlo by jak burza. Nie! Atakuja bo grzesza i nie chca porzucic zla! I tu jest problem nie w logicznych argumentach. Musicie pokazac ze dobro w zyciu jest fajne i warto odrzuc zlo! A nie ze wiara opiera sie na logice. Dywagacje nikogo nie zmienia moralnie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:49, 17 Mar 2018    Temat postu:

Jak ewangelizować na nartach? Siostra Gaudia Skass o misji w USA
Jola Szymańska | 17/03/2018
SIOSTRA GAUDIA
Archiwum prywatne
Udostępnij 5 Komentuj 0
„Na stoku zatrzymał się przy mnie 12-14 letni chłopak i mówi: «Siostro, dziękuję Siostrze za służbę Kościołowi. I tak przy okazji - nie jestem katolikiem»”. O tym jak ewangelizować jazdą na nartach i o pytaniach Amerykanów o habit opowiada s. Gaudia Skass, która od roku mieszka w Waszyngtonie.

Jola Szymańska: Jak jeździło się Siostrom na stoku? Wasze zdjęcia na Facebooku opanowały internet!

Gaudia Skass ZMBM: Na stoku? To było wielkie przeżycie. Nie wiem czy bardziej dla nas, czy dla wszystkich dookoła (śmiech). Nasza siostra nowicjuszka, Amerykanka, jest świetną snowboardzistką. Kiedy stanęła na szczycie czarnej trasy, tuż przy niej zatrzymała się cała chmara ludzi, a ona zjechała z lekkością piórka.

Wszyscy krzyczeli: „Go sister!”. I tak całkiem przypadkiem wyszła nam akcja ewangelizacyjna (śmiech).





Czyli akcja nie była planowana?

Nie, po prostu poszłyśmy na narty. Znajomy z Katolickiego Uniwersytetu w Waszyngtonie jest wolontariuszem na stoku i zaprosił nas tam już po raz drugi. Pojechałyśmy odpocząć i ucieszyć się życiem. A przy okazji ewangelizujemy.

Rok temu po jeździe zatrzymałyśmy się przy Sanktuarium św. Elżbiety Seton, tutejszej wielkiej świętej. W całym olbrzymim sanktuarium siedziała tylko jedna osoba. I tak sobie pomyślałam, jakie Pan Bóg ma ciekawe drogi działania.

Gdybyśmy przyszły na cały dzień do Sanktuarium, spotkałybyśmy jedną osobę. Na stoku narciarskim spotkałyśmy setki jeśli nie tysiące ludzi, rozmawiałyśmy z kilkunastoma, jeżeli nie z kilkudziesięcioma…
Słyszałyśmy potem, jak ludzie między sobą opowiadali: „na stoku były takie radosne siostry zakonne!”, „dały mi obrazek Jezusa!”, „nie jestem katolikiem, ale to takie niesamowite!”.



Tak pozytywnie Was odbierali?

Tak! Podam Ci przykład. W Stanach ludzie mają wielki szacunek do żołnierzy i zdarza się, że podchodzą do nich na ulicach i mówią „dziękuję panu za służbę ojczyźnie”. Na stoku zatrzymał się przy mnie 12-14 letni chłopak i mówi: „Siostro, dziękuję Siostrze za służbę Kościołowi. I tak przy okazji – nie jestem katolikiem”.



Za co dziękował?

Ludzie są nam bardzo wdzięczni nawet za to, że poprostu nosimy habit. Po II Soborze Watykańskim wiele amerykańskich sióstr zdjęło habit, wiele z nich też wystąpiło z zakonów.

Ludziom w jednym momencie zawalił się obraz Kościoła. Kiedy widzą teraz młode siostry w tradycyjnych habitach, są przeszczęśliwi.
Czytaj także: Jak wygląda dzień siostry zakonnej? Opowiada s. Maria Vianneya


Katolicy w Waszyngtonie
Jak to „siostry zdjęły habity”?

Wiele sióstr zaczęło się ubierać na świecko. Niektóre zrozumiały, że o to chodzi w nowych zaleceniach soboru. Inne, które chciały pozostać wierne tradycji, nie odnajdywały się w tych nowych formach i wolały wystąpić. Dopiero teraz życie zakonne w USA się odradza.

Jest wiele nowych zgromadzeń, które powstały 20 do 40 lat temu jako odpowiedź na to, co się posypało. Są nowe ale tradycyjne, zakorzenione w długoletniej tradycji dominikańskiej, benedyktyńskiej… wróciły też habity i dawne struktury. Idzie wiosna!


W Waszyngtonie jest ich dużo?

My pracujemy tu w tzw. „Małym Rzymie”. To obszar Waszyngtonu, gdzie jest kumulacja katolickich kościołów i instytucji.

Obok Narodowego Sanktuarium Św. Jana Pawła II, w którym posługujemy, jest Narodowa Bazylika Niepokalanego Poczęcia – jeden z największych kościołów na kontynencie. Zaraz obok jest Episkopat, Katolicki Uniwersytet Ameryki, są domy formacyjne przynajmniej 6 zgromadzeń, dwa seminaria diecezjalne…

To wyjątek, bo USA to kraj generalnie protestancki. Kiedy pojechałam do Bostonu, gdzie też mamy klasztor, siostry zabrały mnie do centrum miasta i co chwilę widziałam piękną wieżę kościoła, ale żaden z nich nie był katolicki, do tego część zamieniono na muzea.




Amerykanie czytają „Dzienniczek”
Przeszło rok temu dwie siostry wyjechały z Łagiewnik, żeby rozpocząć misję Waszego Zgromadzenia w Waszyngtonie. Ile jest Was tam dzisiaj?

Jesteśmy teraz trzy – dwie Polki i Słowaczka. Faktycznie przyjechałyśmy tu w październiku 2016 i od początku oprócz wyjazdów z głoszeniem po całym kraju zajmujemy się przede wszystkim posługą w Narodowym Sanktuarium św. Jana Pawła II. Nie ma tu może takich tłumów jak w Łagiewnikach, ale dzięki naszej codziennej obecności wśród ludzi coraz więcej Amerykanów dowiaduje się, że jesteśmy w Stanach, i że jesteśmy tu dla nich na dobre i na złe.



Amerykanie są zaskoczeni „siostrami od s. Faustyny”?

Na początku kiedy przyjechałyśmy, wiele osób pytało: „kiedy Siostry wyjeżdżają?”. Brzmi to brutalnie, ale oni chcieli dobrze wykorzystać czas, w którym jesteśmy na miejscu. Byli pewni, że przyjechałyśmy tylko na parę dni.

Wciąż musimy tłumaczyć, że nie jesteśmy atrakcją turystyki religijnej, że nie wrócimy zaraz do ultrakatolickiej Polski, ale jesteśmy po to, żeby im służyć.
Chcemy poznać ich kulturę i razem z nimi iść do Boga. Zresztą, nasze zgromadzenie od 30 lat ma klasztor w Bostonie, ale nie miałyśmy na co dzień misji w miejscu publicznym i dlatego często ludzie myśleli, że jesteśmy w Stanach przejazdem.

Czytaj także: Św. Faustyna: Bóg na CIEBIE czeka! TERAZ! JUŻ! [Wszyscy Świetni]


Czyli kojarzą św. Faustynę?

Tak, choć inaczej niż w Polsce: albo ją tu znają i to znają świetnie, albo wcale. Brakuje ludzi „środka”. Czasem mam wrażenie, że studenci znają ją tu lepiej niż młodzi Polacy.

Podchodzą do mnie i mówią: „Siostro, przeczytałem Dzienniczek dwa razy!”, „Kocham siostrę Faustynę!”. Wśród starszych katolików więcej niż połowa rozpoznaje nas od razu, po habicie.
Spotykam też dziewczyny które dziwią się: „To siostry tu są? A ja wstąpiłam do innego zgromadzenia, bo myślałam że jesteście tylko w Polsce!”. Nawet nie szukały, bo były przekonane, że żeby być w naszym zgromadzeniu, trzeba jechać do Polski i nauczyć się polskiego.



Życie w zakonie. USA a Polska
Jakie wyzwania ewangelizacyjne w USA są dla Siostry najtrudniejsze?

Pierwsza sprawa, która przychodzi mi na myśl, to wielkie zróżnicowanie. Tu są obecne wszystkie możliwe religie świata, a także wiele sekt. W Polsce nie zdarza się, by ktoś do mnie podszedł z pytaniem: „Kim jesteś?” A tu naprawdę szczerze ludzie zaciekawieni naszym wyglądem pytają, co ten strój oznacza.

Domyślają się, że chodzi o jakąś religię, ale nie mają pojęcia o jaką. Ostatnio, gdy szłam ubrana w kurtkę, a więc krucyfiks, który noszę na sercu był zasłonięty, zostałam wzięta za muzułmankę. Musiałam długo tłumaczyć, że to nakrycie głowy i długa „sukienka” co innego oznaczają (śmiech).



Czym różni się życie Siostry zakonnej w Stanach od życia w Polsce?

To jest szerokie pytanie, ale może wspomnę o jednym szczególe. Zauważyłam tu wielkie zapotrzebowanie na kierownictwo duchowe. Polacy rzadziej myślą o kierownictwie, a jeśli już, to szukają księdza.

Bardzo sporadycznie zdarzało się u nas w kraju, by ktoś zwrócił się do mnie z prośbą o kierownictwo, a tu prosi o to wiele osób.





Ale nie zostanie Siostra w Waszyngtonie na zawsze?

Skąd takie myśli, Jolu?! Rozmawiałaś z Duchem Świętym? (uśmiech). Składając śluby zakonne powiedziałam Panu Bogu „tak” na wszystko, czego On pragnie. A On ma to w zwyczaju, że objawia swoje pragnienia powoli, po kawałku. Staram się skupiać na tu i teraz i jak najlepiej przeżyć ten dany mi czas.



Co planują Siostry zrobić w najbliższych miesiącach?

Coraz intensywniej przygotowujemy się do pielgrzymki do Polski. Młodzi, którzy często przychodzą do sanktuarium nie dawali nam spokoju i w końcu trzeba było się zgodzić (śmiech).

Po raz pierwszy organizujemy taki wyjazd, więc chciałyśmy pojechać tylko w gronie najbliższych i jeśli wszystko dobrze pójdzie, to ufamy, że będą kolejne wyjazdy w przyszłości. Będziemy pielgrzymować śladami świadków miłosierdzia: św. Faustyny, św. Jana Pawła II i św. Maksymiliana. Młodzi chcą, żeby to był bardzo duchowy czas. Ich gorliwość jest dla mnie bardzo budująca. Jest nadzieja dla Ameryki.



Jeżeli jesteście ciekawi, jak Siostry służą w Narodowym Sanktuarium Św. Jana Pawła II w Waszyngtonie, możecie obserwować profil Saint John Paul II National Shrine na Facebooku.

...

Ten kraj tego potrzebuje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:28, 24 Mar 2018    Temat postu:

Słownik chrześcijańskich wyrazów obcych? Te 9 angielskich zwrotów warto poznać
Jola Szymańska | 24/03/2018
SŁOWNIK
Shutterstock
Udostępnij 3 Komentuj 0
Jak dogadać się z chrześcijaninem? To pytanie samo w sobie jest wystarczająco trudne. Co dopiero, jeśli chcemy dogadać się z nim po angielsku?

Podstawy christianese, czyli wiara po ludzku
Mieszanka biblijnych cytatów i kościelnych tradycji sprawia, że wierzący w ramach swojego rodzimego języka posługują się specyficznymi sformułowaniami. Tak, jak w każdej społeczności, także w Kościele powstaje specyficzna kato-mowa, albo – jak woli Josh z kanału Blimey Cow – język „christianese”.

Komediowe filmy o życiu w Kościele, które Jordan nagrywa razem ze znajomymi ze wspólnoty, śledzi ponad pół miliona osób. Opowiada w nich jak napisać wielbieniową piosenkę, zdradza teksty na chrześcijański podryw i tłumaczy, jak wyglądać i mówić jak chrześcijanin. Oczywiście nie do końca serio 🙂 Tłumaczy, ale tak naprawdę rozbija mydlaną bańkę pozoranctwa i inspiruje widzów do szczerości i autentyczności w relacji z Jezusem.

W jednym z filmów tłumaczy, co znaczą dziwne zwroty, którymi chrześcijanie cały czas się posługują.



Czytaj także: Jak ewangelizować na nartach? Siostra Gaudia Skass o misji w USA


Kto rozumie język Kościoła?
Amerykański (i wierzący) komik i YouTuber – John Crist poszedł o krok dalej. Zapytał osoby niewierzące o znaczenie chrześcijańskich określeń. I mocno się zdziwił. W filmiku „Zgadnij, co znaczą chrześcijańskie zwroty” („People Guess What Christian Phrases Mean”) przedstawił im oczywiste dla chrześcijan wyrażenia.

Między innymi zadał gościom pytanie, co to znaczy, jeśli proponujesz komuś miłość [love offering]. Odpowiedzi były różne: „Seks?”, „To nie może być to, o czym myślę…!”, „Znak pokoju?”. Nikomu nie wpadło do głowy, że chodzi o zaoferowanie np. rekolekcjoniście braterskiej miłości, czyli o zwykłą wdzięczność za wykonaną posługę, jeśli nie możemy za nią zapłacić pieniędzmi.



Czytaj także: Amerykański ksiądz od popkultury. Fan kreskówek i superbohaterów, który uwielbia Polskę
Jak mówią wierzący w Polsce?
Nie dotarłam do polskich badań językowych o zwrotach i składni specyficznej dla chrześcijan w Polsce, a żartować z samych siebie dopiero się uczymy, ale i u nas można znaleźć kilka ciekawostek.

Mówimy o „łasce Bożej”, chociaż moglibyśmy mówić o Bożym działaniu, dzielimy się „świadectwami”, a tak naprawdę opowiadamy historie naszego życia, „wielbimy”, zamiast uwielbiać czy dziękować, „siadamy z Bogiem” zamiast się modlić, „idziemy na posługę” zamiast pomagać.

To naturalne – języka wiary, tak jak przeżywania wiary, uczymy się we wspólnotach, parafiach, od księży. Słuchamy kazań, rozważań, nabożeństw, przez które przewijają się podobne frazy. Kłopot pojawia się, kiedy sami nie potrafimy ich sobie jasno wytłumaczyć.



Słownik chrześcijańskich wyrazów obcych
Póki co, drogę językowego nawrócenia wytyczają nam Amerykanie. Jak brzmią ich językowe ciekawostki? Jordan i John polecają rozpocząć naukę od tych zwrotów:

Traveling mercies – tłumacząc dosłownie, to „podróżnicze błogosławieństwo”. To błogosławieństwo lub łaska, o którą prosi się Boga na czas podróży i… gramatyczny wyjątek. Błogosławieństwo bowiem może być „podróżnicze”, ale „jedzeniowego” błogosławieństwa już nie ma, chociaż przed posiłkiem można się oczywiście pomodlić („prayer before meal”).
(Giving somebody) love offering – bezpieniężna zapłata za czyjąś posługę, np. przeprowadzone rekolekcje. Jeżeli nie mamy czym zapłacić, obiecujemy miłość. Oczywiście, czystą 😉
10/40 window – termin określający regiony świata, które najbardziej potrzebują misjonarzy. Łączy je najwyższy poziom ubóstwa i ludzkiego cierpienia oraz najmniejszy dostęp do chrześcijaństwa.
(Being) washed in the blood – być obmytym krwią Baranka. Choć u nas brzmi to bardziej tradycyjnie, po angielsku może niepokoić, bo znaczy dosłownie: „umyty we krwi”.
Seeing the fruit – w języku polskim mówi się „Po owocach ich poznacie”, w angielskim „widzieć owoce” brzmi bardziej dosłownie. Oczywiście, chodzi o owoce Ducha Świętego, czyli miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i opanowanie (Ga 5, 22-23). Jak powiedział w swoim filmie John Crist: „Jeżeli mówisz, że jesteś chrześcijaninem i zabijasz człowieka, you ain’t got no fruit”. Trudno się z nim nie zgodzić 🙂
A time of fellowship – u nas można powiedzieć, że to agapa, czyli uduchowiony synonim „imprezy”.
Quiet time – czas ciszy, czyli czas modlitwy. Nie mylić z chwilą spokoju 🙂
Love on – wyrażenie szczególnej troski nad kimś, komu potrzebne jest wsparcie.
Missionary dating – randkowanie misyjne, czyli randkowanie z osobą niewierzącą. Używane żartobliwie! 🙂
Co myślicie o takim słowniku? 🙂 Mam nadzieję, że przyda się nam – jeżeli nie do rozmów, to do małej, chrześcijańskiej refleksji.

A jeżeli znacie podobne angielskie wyrażenia, koniecznie dajcie znać w komentarzu!



Czytaj także: Co oznacza nasze „Amen” po „Ciało Chrystusa” podczas komunii? Papież wyjaśnia
Czytaj także: Święty Patryk: człowiek, który podbił Irlandię dla Jezusa [Wszyscy Świetni]
Czytaj także: Prosty przepis: Angielski bread pudding
Ponieważ tutaj jesteś…
…mamy do Ciebie małą prośbę. Liczba użytkowników Aletei szybko rośnie, czego nie można powiedzieć o naszych przychodach z reklam - ale to jest problem, z którym boryka się wiele mediów elektronicznych. Niektóre z nich oferują więc swoim odbiorcom płatny dostęp do treści. To nie jest dobre rozwiązenie dla Aletei - naszą misją jest ewangelizacja i inspirowanie do lepszego chrześcijańskiego życia, dlatego chcemy docierać do jak największej liczby osób. Natomiast bardzo byśmy chcieli zredukować liczbę reklam na naszym portalu, lecz to nie jest możliwe do czasu, kiedy pozwolą nam na taki ruch inne źródła przychodu. Jak widzisz, nadal potrzebujemy Twojego wsparcia. Dbanie o jakość Aletei wymaga od nas nie tylko ciężkiej pracy, ale także znaczących nakładów finansowych. Będziemy kontynuować naszą misję, jednak jeśli możesz nam w tym pomóc, wspierając nas finansowo, będziemy za to ogromnie wdzięczni, a Aleteia będzie się mogła dalej rozwijać.

...

Jezyk to podstawa komunikacji. Musi byc precyzyjny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:49, 06 Cze 2018    Temat postu:

Co ma wspólnego ziemniak z Dobrą Nowiną? „Ewangelia na patelni” Wam wyjaśni
Monika Burczaniuk | 05/06/2018
EWANGELIA Z ZIEMNIAKIEM
YouTube
Udostępnij 77
Oto innowacyjny cykl ewangelizacyjno-kulinarny. Jak pisze św. Paweł „czy jecie, czy pijecie, wszystko czyńcie na chwałę Boga”, wziąłem sobie to do serca i uznałem, że warto połączyć ewangelizację z pasją do gotowania – mówi o. Marcin Kowalewski CMF.

Co ma wspólnego ziemniak z Ewangelią? Czy życie codzienne i Dobrą Nowinę warto łączyć? Polscy misjonarze klaretyni przekonują, że tak i serwują… Ewangelię na patelni dla wszystkich głodnych, nie tylko duchowo. Jak mówią, „Ewangelia na patelni ma przypominać, że Bóg towarzyszy nam bez przerwy i wszystko, nawet ziemniak, karkówka czy przyprawy mogą stać się inspiracją do myślenia o wierze”.


Jeśli nie widzisz tego filmu, kliknij tutaj

https://www.youtube.com/watch?v=1hV-rMT0ICE&t=1s

Czytaj także: Co Wojciech Amaro robi w kuchni kapucynów?
„Ewangelia na patelni” to autorski projekt misjonarzy klaretynów z Warszawy, którzy zainspirowani talentem kulinarnym swojego współbrata wpadli na innowacyjny cykl ewangelizacyjno-kulinarny. Ojciec Marcin Kowalewski CMF, który poza pracą duszpasterską, śpiewaniem i komponowaniem (o. Marcin jest liderem chrześcijańskiego zespołu Fragua) jest znany wśród braci i znajomych z zamiłowania do gotowania. Podróżując po świecie poznał wiele smaków, które mimo egzotycznego pochodzenia są łatwe do przygotowania. Tak powstał pomysł, by połączyć misję głoszenia z pasją gotowania.

Najważniejszym zadaniem i sensem mojego życia jest ewangelizacja. Rozumiem ją jako głoszenie Chrystusa przede wszystkim świadectwem własnego życia. Jak pisze św. Paweł „czy jecie, czy pijecie, wszystko czyńcie na chwałę Boga”, wziąłem sobie to do serca i uznałem, że warto połączyć ewangelizację z pasją do gotowania. Wokół jest coraz więcej ludzi, do których z różnych powodów nie dociera typowe głoszenie Ewangelii. Być może znajdzie się ktoś, kto włączy „Ewangelię na patelni” dla kulinarnego przepisu, a nawiązania do Ewangelii, które przy okazji usłyszy, pomogą mu zbliżyć się do Boga – mówi o. Marcin.
Bohaterem pierwszego odcinka obok wydarzeń z Ewangelii św. Łukasza jest niepozorny ziemniak!

Odcinek 1: Tortilla de patatas



Jeśli nie widzisz tego filmu, kliknij tutaj



Tortilla de patatas: zakończenie



Jeśli nie widzisz tego filmu, kliknij tutaj



Czytaj także: Siłownia Ewangelizacyjna w Łodzi. Największe ciężary nie są na sztangach, tylko na sercu
YouTube/Misjonarze Klaretyni

..

Zabawny pomysl.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:10, 20 Lip 2018    Temat postu:

Masowe eventy ewangelizacyjne: Kiedy mijają fajerwerki, przychodzi codzienność
Jarosław Kumor | 27/06/2018
UWIELBIENIE
Matt Botsford/Unsplash | CC0
Udostępnij
Duże ewangelizacyjne eventy przyciągają tłumy. Ale autentyczna zmiana w codzienności jest udziałem niewielu. Jezus dobrze to znał i wiedział, że tu nie chodzi o ilość.

„Jak poszło?” nie oznacza „Ile było ludzi?”
Kiedy organizowałem w duszpasterstwie akademickim męskie pokazy filmowe i ktoś mnie pytał jak poszło, odpowiadałem, że było tyle i tyle osób, czyli całkiem nieźle lub tym razem słabo… Ale czy liczba uczestników jest miarą sukcesu jakiegoś ewangelizacyjnego wydarzenia lub np. miarą dobrego funkcjonowania parafii?


Czytaj także:
Siłownia Ewangelizacyjna w Łodzi. Największe ciężary nie są na sztangach, tylko na sercu
Gdyby iść tym tokiem rozumowania, to Jezus w czytanych niedawno w ramach liturgii z dnia fragmentach z 6. rozdziału Ewangelii wg św. Jana poniósł zupełną porażkę. Na początku tego rozdziału czytamy, że “szedł za Nim wielki tłum ludzi, gdyż widziano znaki, których dokonywał, uzdrawiając chorych”. (J 6, 2)

Potem czytamy o nakarmieniu pięcioma bochenkami chleba i dwiema rybami pięciu tysięcy mężczyzn z rodzinami. Czytam te słowa i myślę: przecież nie raz uczestniczyłem w podobnych wydarzeniach! Jakiś miejski stadion czy hala, porywająca konferencja, poruszające rozważanie na adoracji Najświętszego Sakramentu, potem mecz piłkarski księża kontra ministranci, wieczorem koncert znanego zespołu, a w międzyczasie bigos dla wszystkich od miejscowych parafian.

Potem wracało się do domu i ten sam ksiądz, którego kiwało się na boisku, a duchowo przeżywało wzniosłe chwile, wychodził na ambonę i mówił zwykłe kazanie o niezwykłych rzeczach, ale wtedy już nie otaczała go liczna grupa młodzieży, oczekująca wrażeń.

Kiedy mijają fajerwerki, przychodzi codzienność. Czy była to porażka tego księdza? Nie. Była to naturalna kolej rzeczy i wybór, którego każdy dokonuje: chcę karmić się Słowami życia wiecznego i Chlebem Żywym czy wystarczą mi emocje widowiskowego wydarzenia i ziemski chleb?



Zrób krok dalej!
Tłum z Ewangelii też wybrał. Uzdrowienia, a potem nauczanie musiało być widowiskowe i emocjonujące. Pięć tysięcy samych mężczyzn mogło realnie oznaczać co najmniej dwa razy więcej ludzi. I ci ludzie dostali znak – nakarmił ich Ktoś, kto po ludzku dysponował tylko pięcioma chlebami i dwiema rybami (J 6, 7), ale nic w ich życiu na stałe się nie zmieniło.


Czytaj także:
Jezus na Stadionie – galeria zdjęć. Przeżyj to jeszcze raz!
Gdy zorientowali się, że Jezus rozmnożył chleb, zaczęli Go szukać, ale tylko po to, by kręcić się w kółko – dalej dostawać znaki. Jezus wiedział, że to bezcelowe i zaprosił ich, by zrobili krok dalej. By przyjęli Chleb, który daje prawdziwe życie – nowe, pełne, wolne od ziemskich przywiązań. By ich serca pałały nie tylko słuchając porywającej nauki i widząc niezwykłe zajwiska, ale również w codziennej służbie i naśladowaniu Pana.

Czy współcześnie też tak nie jest? Duże ewangelizacyjne eventy przyciągają tłumy. Ale autentyczna zmiana w codzienności jest udziałem niewielu. Francuski filozof Blaise Pascal powiedział: „Gdybyśmy wiedzieli, czym jest msza św., umarlibyśmy od tak silnego wstrząsu”. Na mszy nie ma po ludzku fajerwerków, a moment, w którym absolutnie ci to nie przeszkadza jest dobrym znakiem. Prawdopodobnie masz wtedy w sobie pragnienie prawdziwego Chleba.



Panu Bogu nie chodzi o ilość
Koniec 6. rozdziału Ewangelii wg św. Jana pokazuje ludzi, którzy po opadnięciu emocji związanych w uzdrowieniami, nauczaniem Jezusa, rozmnożeniem chleba, słyszą zaproszenie, by pójść dalej i stwierdzają, że to za trudne. Idą sobie, a Jezus wcale ich nie zatrzymuje. Nie krzyczy: “Hej! Poczekajcie! Może rzeczywiście zbyt trudne to wszystko. Ponegocjujmy!”.

Panu Bogu nie chodzi o ilość. Odejście “wielu Jego uczniów” (J 6, 66) nie było porażką Jezusa, ale tych, którzy odeszli. I nie oznacza to oczywiście, że Jezusowi nie zależało na tych uczniach, szanował jednak ich wolność. Tak samo dziś – ksiądz nie zrobi za ciebie wszystkiego. Piękna konferencja, wyjazd na rekolekcje czy widowiskowy koncert ewangelizacyjny to tylko zaproszenie, które samo w sobie niewiele kosztuje i niewiele zmienia, jeśli nie skutkuje twoją decyzją: “wchodzę w to” i wysiłkiem codziennego naśladowania Jezusa – przyjmowania Chleba, który daje życie, a nie wegetację.

...

Efekty specjalne maja tylko przyciagnac. Niestety wielu interesuja tylko te efekty. Przy powazniejszej propozycji uciekaja. To tak jakby ktos chcial tylko ogladac reklamy ale sprobowac towaru juz nie. Bo istotnie reklamy sa 100 razy fajniejsze niz to co reklamuja. Proszek pierze i tyle. A filmiku wrecz dzieja sie rewelacje. Proszek niesie szczescie spelnienie radosc itd. Czy to jednak powod aby nie prać tylko ogladac reklamy?
Tym bardziej ze Jezus naprawde niesie to co ci obiecuja falszywie reklamy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:36, 22 Lip 2018    Temat postu:

Stwierdzili, że BlaBlaCar to świetna okazja do ewangelizacji!
Katolicka Agencja Informacyjna | 12/07/2018
BLABLACAR
Shutterstock
Udostępnij
Francuskie małżeństwo 72-latków, którzy często podróżują, zabierając ze sobą pasażerów umawianych przez serwis BlaBlaCar, postanowiło wykorzystać wspólne przejazdy do ewangelizowania nowo poznanych osób. „To piękna okazja do dzielenia się naszą wiarą z innymi” – mówią.

Marie-France i jej mąż Hubert pokonują rocznie autem ok. 30-40 tys. kilometrów, głównie odwiedzając swoje dzieci i wnuki. W myśl modnego we Francji covoiturage’u (wspólnych przejazdów w celu zaoszczędzenia na kosztach podróży), często zabierają ze sobą współpasażerów, z którymi umawiają się przez popularny (także w Polsce) serwis BlaBlaCar.



BlaBlaCar jako… narzędzie ewangelizacji
W zeszłym roku postanowili, że wspólne przejazdy będą wykorzystywać jako… czas na ewangelizację nowo poznanych towarzyszy podróży. O tym pomyśle opowiadają na łamach francuskiego portalu „Famille Chrétienne”:

Kiedy zastanawialiśmy się, jak przekuć w praktykę formację ewangelizacyjną, którą odbyliśmy w 2017 r., pomyśleliśmy, że zapiszemy się na słynny portal BlaBlaCar. Ponieważ dużo podróżujemy, pomyśleliśmy, że wspólne przejazdy będą piękną okazją do dzielenia się naszą wiarą z innymi – wyjaśnia 72-letnia Marie-France.
Małżonkowie są przekonani, że ich pasażerowie to nie są przypadkowe osoby, ale ci, którzy są „uprzednio przygotowani i posłani przez Boga” do odbycia wspólnej podróży. Kierowca wraz z małżonką zapraszają ich do wspólnej modlitwy przed rozpoczęciem podróży, a w czasie drogi częstują ich przekąskami. „Zawsze zachowuję się tak, jakby to Jezus wsiadał z nami do auta” – tłumaczy ewangelizatorka.

Rozmowę w samochodzie rozpoczynają od wysłuchania nowo spotkanego współpasażera – bez oceniania go ani moralizowania. Dopiero po lepszym poznaniu towarzysza podróży małżonkowie zaczynają opowiadać swoją historię: dzielą się tym, jak w 1972 r. po ślubie oddalili się od Kościoła, a także o nawróceniu, które każde z nich przeżyło osobiście po upływie dekady.

Jak dodają, fakt, że swoich rozmówców spotykają po raz pierwszy i prawdopodobnie jedyny pozwala na odbycie szczerych rozmów pozbawionych uprzedzeń. „Nigdy nikt nam nie powiedział: to mnie nie interesuje. Ale też nigdy nie spotkaliśmy [zaangażowanych] chrześcijan. Potrzeba ewangelizacji jest więc nagląca!” – podsumowuje Marie-France, która wraz z mężem należy do wspólnoty Pryscylli i Akwili skupiającej małżeństwa chcące wspólnie ewangelizować.

...

Kazda metoda dobra dobra.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:12, 23 Lip 2018    Temat postu:

, Jedzenie… Słowa Bożego! Powinieneś tego spróbować
Adam Poleski | 16/07/2018

Pixaby
Udostępnij 189
Jezus podczas kuszenia przywołał słowa Pisma: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Boga (Mt 4, 4). Możemy czytać Pismo Święte, tak jak je się pokarm – takie czytanie nazywamy mandukacją.

Jak to zrobić?
Najpierw rezerwujemy pewną porcję czasu, minimum to 15 minut, optymalny czas to pół godziny. Bierzemy na przykład fragment Ewangelii, którą Kościół czyta danego dnia (lub inny fragment Biblii). Ważne, żeby nie był bardzo długi. Czytamy cały fragment, wówczas sycimy oko całością Słowa, które mamy spożyć. Następnie powtarzamy każdy wers (lub zdanie) trzy razy.

Gdy pierwszy wers (lub zdanie) powtórzymy trzy razy, wówczas przechodzimy do drugiego i znów powtarzamy trzy razy… i tak aż do końca. W ten sposób, zgodnie z zaleceniami Ojców Pustyni „przeżuwamy” każdy kęs Słowa. Na zakończenie czytamy cały fragment, ciesząc się tym, co spożyliśmy.

Wówczas warto pozostać w ciszy, aby „strawić” Słowo. Może ono wtedy zapaść głębiej w nas, dotknąć serca, przynieść ważną inspirację czy wskazówkę. Ważne jest, aby ten „posiłek” nie był spożywany pospiesznie, w duchu „trzy razy powtórzę i do roboty”. Współczesna dietetyka również nie zaleca pospiesznych posiłków. Możemy po prostu w milczeniu otworzyć się na łaskę, światło Boga i obecność Jezusa. W ten sposób Duch Święty kieruje tym procesem przyswajania „świętego pokarmu”.

W tej ciszy warto wprowadzić „echa Słowa”. Gdy uważnie przyjrzymy się przypisom do Pisma Świętego, odnajdziemy tam odniesienia do pojedynczych wersetów w innych częściach Pisma Świętego. Na przykład, gdy Jezus mówi w Kazaniu na Górze „wy jesteście światłością świata” (Mt 5, 14), przypis odsyła nas do innych słów Jezusa, wziętych już z Ewangelii św. Jana: „Ja jestem światłością świata” (J 8, 12). W ten sposób, gdy siedzimy w ciszy ze Słowem, mogą trwać w nas „echa” innych słów Jezusa. Stanowi to jakby „napój”, który ułatwia przyswojenie sobie spożytego wcześniej Słowa.


Czytaj także:
Warto czytać Pismo Święte na chybił trafił? Czy od deski do deski? Rozmowa z biblistką


Biblia na pamięć…
Ojcowie Pustyni nie tylko czytali Pismo Święte, ale również znali je na pamięć, przynajmniej Psalmy i Ewangelię. Mandukacja sprzyja temu, aby w ciągu dnia przypominały nam się konkretne słowa Pisma. Jeśli będziemy dostatecznie wytrwali w lekturze, zobaczymy że wersety z Pisma same będą pojawiać się w naszym umyśle. Najpierw pojedynczo, później całe frazy… a potem może cała Ewangelia.

Znajomość na pamięć Pisma wydaje się dzisiaj niepotrzebna, bo przecież są smartfony oraz dostęp do internetu. Jednak Słowo, które wypływa z głębi naszej pamięci ma zupełnie inny wymiar niż to, które dociera z ciekłokrystalicznego ekranu. Mandukując, żyjemy w duchu prostej zasady „jesteś tym, co jesz”. Jeśli spożywamy codziennie Słowo Boże, starannie przeżuwając każdy kęs, po pewnym czasie stajemy się tym, co przyswoiliśmy – i słowa Pisma w najdrobniejszych codziennych sytuacjach wydobywają się z naszej pamięci.



Mandukacja w rodzinie Baranka
Mandukacja stała się codzienną praktyką we wspólnocie Małych Sióstr i Braci Baranka, którzy codziennie „mandukują” Pismo Święte. To jedzenie Słowa, wsłuchiwanie się w jego echa i wzajemne dzielenie się Słowem jest dla nich pokarmem na drogę – gdy idą głosić Ewangelię, żebrząc o posiłek. Ten „święty posiłek” jest dobry dla każdego, kto chce mieć siłę głosić Ewangelię wszystkim, wszędzie i na wszelkie sposoby.

Dzięki temu czytanie Pisma Świętego nie jest intelektualną łamigłówką, ale staje się Eucharystią – posiłkiem, w którym Bóg daje nam samego siebie.

,,,

Sami mamy siebie katechizowac a nie ze juz jestem dorosly to juz koniec z katecheza. Zawsze bedziesz potrzebowal Boga. Nie wyrosniesz z potrzeby pomocy od Tego Ojca!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:01, 02 Paź 2018    Temat postu:

Jak młodym gniewnym dziś mówić o Bogu? Za jakim Kościołem tęsknią?
Katarzyna Szkarpetowska | 01/10/2018
MŁODZI W KOŚCIELE
Shutterstock
Udostępnij 26
Większość młodych ludzi ma dzisiaj jakieś rysy na życiu, jakieś pęknięcia, zadrapania, tak duchowe, jak i emocjonalne. I my, jako pasterze, powinniśmy mieć świadomość, że dostajemy do szlifu drogocenne kamienie – tak, to nie absurd! – drogocenne, bo pochodzące z kolekcji Pana Boga…

Katarzyna Szkarpetowska: Księże, jaki jest salezjański przepis na przyprowadzenie młodego człowieka do Kościoła?

Ks. Jacek Szewczyk SDB*: Wychowanie, jak mówił ks. Bosko, jest sprawą serca. Jako salezjanie, duszpasterze, możemy podarować młodzieży przede wszystkim naszą obecność. To bardzo ważne, żeby młody człowiek wiedział, że jesteśmy – i że jesteśmy dostępni! – zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy relacje gasną wraz z usunięciem konta na Facebooku.


Czytaj także:
Dlaczego młodzi odchodzą z Kościoła? Katecheci, teolodzy, ewangelizatorzy – obudźcie się!
Jaka ta obecność powinna być? Albo inaczej: czym ona ma być?

Towarzyszeniem młodemu człowiekowi. To, co możemy zrobić, to iść obok niego – nie przed nim, nie za nim, nie ponaglać, nie ingerować, ale być obok. Życie potężnie przyspieszyło, cywilizacja poszła do przodu, ale to wcale nie ułatwia budowania relacji – wręcz przeciwnie. Dlatego to, co możemy zrobić, to pomagać młodemu człowiekowi, uczyć go, jak te relacje budować, pielęgnować, jak w nich wytrwać.

Większość młodych ludzi ma dzisiaj jakieś rysy na życiu, jakieś pęknięcia, zadrapania, tak duchowe jak i emocjonalne, i my, jako pasterze, powinniśmy mieć świadomość, że dostajemy do szlifu drogocenne kamienie – tak, to nie absurd! – drogocenne, bo pochodzące z kolekcji Pana Boga… On nam je daje jako diamenty, które z naszą pomocą mogą stać się brylantami. Ważne, żebyśmy nie zepsuli tego, co Bóg może i chce przez nas zrobić.

Jak młodym gniewnym mówić o Bogu?

To dzisiaj ogromne wyzwanie dla Kościoła. Po pierwsze: trzeba ich kochać. Po drugie: trzeba wyjść na peryferia, o czym mówi papież Franciszek. Wyjść na ulicę, spotkać się z nimi na chodniku, w tramwaju, na dworcu, w parku pod drzewem, na ich terenie. Tam, na te peryferia, mamy im zanieść Jezusa, bo oni sami mogą Go nie szukać.

Chce się Księdzu szukać młodych w tych miejscach, które Ksiądz wymienił?

Oni tam są i nie można ich tam zostawić. Jeżeli nie zaczniemy ich szukać, to ich nie znajdziemy. Nie spotkamy się. Z doświadczenia wiem, że do młodych zaprowadzą nas inni młodzi, bo młody człowiek jest najlepszym przewodnikiem po swoim świecie.




Ks. Jacek Szewczyk


Kiedyś Pan Bóg postawił na drodze ks. Bosko chłopca, który chciał być ministrantem, ale nie umiał służyć. Chłopiec ten nie potrafił też czytać ani pisać, ale – jak się okazało – potrafił gwizdać. I ks. Bosko to wystarczyło, by nawiązać z nim dialog, wejść w relację. „To chodź, pogwiżdżemy razem”, powiedział. Zobaczyć w młodym człowieku dobro, nawet najmniejsze – na początek tyle wystarczy?

Ksiądz Bosko wiedział, co robi, bo gwizdanie naprawdę otwiera drzwi do serca (śmiech). Zacząłem właśnie uczyć w kilku podstawówkach na warszawskiej Pradze i muszę przyznać, że ten patent sprawdza się kapitalnie! Dokopywanie się do dobra w młodym człowieku, zwłaszcza dzisiaj, to niezły odwiert. Wielu młodych mówi, że nic nie potrafi; że to, co robią, nie ma sensu, nie widzą talentów, którymi zostali obdarowani. Czasami mówią o tym tak cicho, że my, dorośli, nie jesteśmy w stanie ich słów usłyszeć, jeżeli nie nachylimy ucha, a do tego konieczne jest zgięcie kolan.

Gdy studiowałam pedagogikę, mówiono nam na zajęciach, że kiedy mówimy do dziecka, powinniśmy kucnąć, aby jego i nasze oczy spotkały się i aby ono nie miało poczucia, że ktoś patrzy na nie „z góry”.

Nigdy nie można patrzeć na nikogo „z góry”; bagatelizować tego, z czym dany człowiek się mierzy. Bo o ile dorosły jeszcze sobie jakoś poradzi, o tyle dziecko czy nastolatek – niekoniecznie. My, salezjanie, niejednokrotnie zginamy kolana przed młodymi, słysząc, jakie mają życie. Coraz więcej młodych jest doświadczonych bólem, cierpieniem, które trudno dostrzec na pierwszy rzut oka. Ten ból może być spowodowany trudnymi relacjami w domu, w grupie rówieśniczej, jakimiś złymi decyzjami… Nikt z nas nie wybiera sobie środowiska, w którym przychodzi na świat; nie wybiera rodziców, przestrzeni, w której dorasta itd. Nasze zgięcie kolan wpisuje się w duchowe towarzyszenie młodym. A czasami klękamy przy nich z bezradności. To jest to, o czym mówi Jezus: raduj się z tymi, którzy się radują, ale też płacz z tymi, którzy płaczą.

Powiedział Ksiądz, że młodzi często nie widzą swoich talentów. Co jest tego powodem?

Chyba to, że częściej słyszą od nas, dorosłych, o swoich deficytach niż o potencjale – to po pierwsze. A po drugie, młodzi żyją często w różnych klatkach – klatkach ludzkiej opinii, tego, co powiedzą rówieśnicy, głodu akceptacji itp. Wchodzą w jakieś środowisko i wydaje się im, że na to, by być lubianym, trzeba zapracować. Ba, że na miłość trzeba zapracować! Nie są konsumentami miłości bezwarunkowej (nie mają na to odwagi), ale takiej, która stawia warunki.

To jest chyba problem, który dotyka ludzi w każdym wieku.

Jasne. Wielu z nas „zarabia” na miłość – matki, ojca, żony, męża… Możemy by dorosłymi ludźmi, mieć odchowane dzieci, a głównym motorem naszego życia może być ciągle potrzeba usłyszenia: „jesteś dobrym ojcem”, „jesteś dobrą żoną”, „jesteś dobrym synem”. I czasami potrafimy wykonać 400% normy, żeby to usłyszeć. Ludziom często wydaje się, że gdy już zapłacą te wszystkie paragony miłości, to będą szczęśliwi. Okazuje się, że to tak nie działa.


Czytaj także:
Papież Franciszek do polskiej młodzieży: „Miejcie odwagę! Świat potrzebuje Waszej wolności ducha!”
Płatna miłość – to naprawdę smutno brzmi.

Nie znam, poza Jezusem, nikogo, kto jest w stanie dać od tego wolność. On mówi: „Nie musisz zapracować na moją miłość. Kocham cię takiego, jaki jesteś, a nie za to, że jesteś taki, a nie inny. I teraz, Kościół jest taką przestrzenią, gdzie człowiek może tej wolności doświadczyć.

Ksiądz rozmawia dużo z młodymi. Oni o takim Kościele mówią? Za takim Kościołem tęsknią?

Kościół to przestrzeń otwarta – nie tylko dla grzecznych, „uczesanych” katolików”, ale dla wszystkich. Jest tutaj miejsce dla każdego. Dla mnie osobiście ten czas, który przeżywamy w Kościele, to czas Ducha Świętego. Chociażby takie wydarzenia modlitewne jak Stadion Młodych – spotkanie, które odbędzie się już niebawem [6 października, przyp. red.] – one są bardzo potrzebne. Takiego Kościoła młodzi chcą doświadczać. Nie takiego, z którego uszło powietrze. Po prostu nie chcą siedzieć w mauzoleum.

*Ks. Jacek Szewczyk – salezjanin, duszpasterz dzieci i młodzieży. Katecheta w Szkole Podstawowej nr 30 im. Powstańców 1863 roku oraz w Szkole Podstawowej nr 354 im. Adama Asnyka na warszawskiej Pradze. Pełni posługę duszpasterską w Sanktuarium Najświętszego Serca Pana Jezusa przy ul. Kawęczyńskiej w Warszawie.

...

Rozne pokolenia rozne metody..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:03, 05 Lis 2018    Temat postu:

Katechizm w formie… wideo! Będziecie oglądać?
Katolicka Agencja Informacyjna | 26/10/2018
KATECHIZM W FORMIE WIDEO
Thom Holmes/Unsplash | CC0
Udostępnij 51
25 godzin filmu podzielonego na 46 odcinków, zdjęcia kręcone na czterech kontynentach, w 16 tys. lokalizacji, przy aktywnym udziale 60 tys. osób. Wideokatechizm to rzeczywiście monumentalne dzieło!

W Rzymie odbyła się światowa premiera wideokatechizmu Kościoła katolickiego. Prace nad nim trwały pięć lat, a nagrania realizowano w 70 krajach świata. Film będzie dostępny w przyszłym roku, także w aplikacji na smartfony. Dystrybucją zajmie się Edycja Świętego Pawła.

„To naprawdę monumentalne dzieło, przekazujące nowym językiem najważniejsze prawdy” – mówi ks. Giuseppe Costa, pomysłodawca projektu. Ostateczna wersja wideokatechizmu to 25 godzin filmu, podzielonego na 46 trzydziestominutowych odcinków. Zdjęcia kręcono na czterech kontynentach, w 16 tys. lokalizacji, przy aktywnym udziale 60 tys. osób.

Pilotażowe odcinki powstały z udziałem sławnych ludzi, szybko okazało się jednak, że nie daje to oczekiwanej siły przekazu. Reżyser filmu wskazuje, że gdy w roli narratorów nie sprawdzili się celebryci, autorzy tego ogromnego przedsięwzięcia – za przykładem papieża Franciszka – postanowili wyjść poza utarte schematy.



Katechizm na peryferiach
„Wyprowadziliśmy katechizm na place, do ludzi żyjących na peryferiach” – mówi Gjon Kolndrekaj. Jako jedną z najbardziej poruszających scen wspomina nagranie dotyczące opieki paliatywnej: „Fragment czytał mąż chorej na nowotwór pacjentki. Jego żona wraz z ordynatorem oddziału, na którym leżała, przysłuchiwali się temu we łzach. Dwa dni po nagraniu kobieta zmarła” – wspomina reżyser.

Wylicza, że w wideokatechizmie różne aspekty życia opowiadają m.in. generał karabinierów i więzień, kobieta w ciąży i kucharz. W sumie w filmie biorą udział przedstawiciele ok. różnych 200 zawodów. Swym patronatem ten wyjątkowy katechizm objęła Papieska Rada ds. Nowej Ewangelizacji. Kierujący nią abp Rino Fisichella podkreśla, że połączenie widocznego w filmie piękna natury i sztuki z głębią przekazu sprawia, iż dostrzega się te wymiary Katechizmu, które trudno odkryć w osobistej lekturze nieprostego tekstu.

...

Moze byc przydatne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:56, 29 Sie 2024    Temat postu:

Drodzy Uczniowie, zachęcamy do udziału w zajęciach lekcji religii w szkole.
Biskupi do uczniów przed nowym rokiem szkolnym: zachęcamy do udziału w lekcjach religii.

...

Jako człowiek wyjątkowo mądry i mający olbrzymia wiedzę mogę potwierdzić że nie ma żadnej innej tak wartościowej dziedziny. Żadne świeckie nauki!
Największa moja wiedza to jest ta z teologii a bardziej nawet duchowości bo to nie tylko spekulacje rozumu...
Niestety młodzi są mało rozumni i całkiem oczywiste jest zjawisko że atrakcyjniejsze jest siedzenie z rówieśnikami w parku i badanie głupot niż nauka. Biologia silnie w tym wieku ogranicza rozum...

Być może wyjściem będzie katecheza dla dorosłych? Młodzi którzy zlekceważyli tak ważny temat potem gwałtownie chcą nadrobić... Czy jest takie zjawisko? Może starszych brać na religię?!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy