Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Sięgaj tam gdzie wzrok nie sięga !
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Tam gdzie nie ma już dróg...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:02, 14 Mar 2012    Temat postu: Sięgaj tam gdzie wzrok nie sięga !

Wspinaczka wysokogorska . Ekstremalne zajecie . Jak to nazwac ? To nie sport to raczej styl zycia . I tu Polacy jak zwykle maja wielkie sukcesy :

Robert Kulig

Polscy alpiniści czekają na ratunek. "Nie chcemy tu siedzieć"

- Nie mamy ocho­ty tutaj sie­dzieć, bo at­mos­fe­ra w obo­zie nie jest naj­lep­sza. (...) Nie chce­my ry­zy­ko­wać scho­dze­nia i po­cze­ka­my na po­pra­wę po­go­dy. Do czte­rech dni po­win­no wszyst­ko wró­cić do normy i damy radę - mówi Adam Bie­lec­ki, jeden z pol­skich al­pi­ni­stów, któ­rzy 9 marca zdo­by­li szczyt Ga­sher­brum I (8069 m - przyp. red.). Męż­czyź­ni od tam­tej pory z po­wo­du od­mro­żeń i bar­dzo złej po­go­dy nie mogli zejść do bazy po­ło­żo­nej na wy­so­ko­ści 5000 me­trów.

- Mamy wszyst­kie leki, opie­kę me­dycz­ną, wiemy jak po­stę­po­wać z od­mro­że­nia­mi. Stan zdro­wia nie jest zły, ale czte­ry dni zej­ścia mo­gły­by trosz­kę skom­pli­ko­wać spra­wę, dla­te­go wo­li­my po­sie­dzieć i prze­cze­kać, aż nas stąd wezmą - mówi Agniesz­ka Bie­lec­ka, która zaj­mu­je się ob­słu­gą bazy. W roz­mo­wie z One­tem do­da­je też, że stan al­pi­ni­stów jest dobry. - Adaś (Bie­lec­ki - przyp. red.) ma małe od­mro­że­nia pa­lu­cha, Ja­nusz (Gołąb - przyp. red.) koń­ców­kę nosa, ale nic nie za­gra­ża ich życiu - pod­kre­śla. Uczest­ni­cy na­ro­do­wej eks­pe­dy­cji pod ho­no­ro­wym pa­tro­na­tem pre­zy­den­ta Bro­ni­sła­wa Ko­mo­row­skie­go, dzie­lą bazę z al­pi­ni­sta­mi mię­dzy­na­ro­do­wej wy­pra­wy, w skła­dzie któ­rej są także Po­la­cy - ope­ra­tor fil­mo­wy Da­riusz Za­łu­ski i Ta­ma­ra Styś.

Agniesz­ka Bie­lec­ka do­da­je też, że al­pi­ni­stom nie bra­ku­je je­dze­nia i mają zapas "wszyst­kie­go co jest po­trzeb­ne do prze­ży­cia". - W tej chwi­li sy­tu­acja wy­glą­da tak, że chłop­cy (Adam Bie­lec­ki oraz Ja­nusz Gołąb) cze­ka­ją razem z nami na he­li­kop­ter na wy­so­ko­ści 5030 m n.p.m. w bazie - do­da­je Bie­lec­ka.

Uczest­ni­cy mię­dzy­na­ro­do­wej wy­pra­wy 9 marca ata­ko­wa­li szczyt w stylu al­pej­skim, od dru­gie­go obozu na wy­so­ko­ści 6700 m. Kiedy Bie­lec­ki i Gołąb sta­nę­li na wierz­choł­ku o godz. 8.30, ze­spół Go­eschla miał do szczy­tu jesz­cze 400 m. Jego grupa ata­ko­wa­ła szczyt zu­peł­nie nową drogą, a Po­la­cy wy­bra­li tzw. drogę ja­poń­ską od stro­ny pół­noc­no-za­chod­niej.

Bie­lec­ka przy­zna­je, że jej kom­pa­na­mi "nie ma tra­ge­dii", ale go­rzej jest z grupą Go­eschla. - Z drugą ekipą nie mamy kon­tak­tu od 9 marca. Teraz cze­ka­my na he­li­kop­ter, żeby po nas przy­le­ciał i jak będą dobre wa­run­ki to wleci wyżej, żeby zo­ba­czyć co się stało z tą trój­ką. Ale szan­se na szyb­ką po­pra­wę po­go­dy i ich od­na­le­zie­nie są marne. Nie ma po nich śladu - do­da­ła.

O pro­ble­mach w bazie w roz­mo­wie z One­tem mówił też Adam Bie­lec­ki. - Nie mamy ocho­ty tutaj sie­dzieć, bo at­mos­fe­ra w obo­zie nie jest naj­lep­sza. Wspól­nie z nimi (grupą Go­eschla - przyp. red.) przy­go­to­wy­wa­li­śmy się do tej wy­pra­wy, a nie mo­że­my ich od­na­leźć - po­wie­dział. Dodał też, że al­pi­ni­ści nie chcą ry­zy­ko­wać scho­dze­nia i będą cze­kać na po­pra­wę po­go­dy. - Do czte­rech dni po­win­no wszyst­ko wró­cić do normy i damy radę - oce­nił Bie­lec­ki.

Suk­ces pol­skich al­pi­ni­stów. Zdo­by­li Ga­sher­brum I

Eks­pe­dy­cja, pod ho­no­ro­wym pa­tro­na­tem pre­zy­den­ta Bro­ni­sła­wa Ko­mo­row­skie­go, 21 stycz­nia za­ło­ży­ła bazę na wy­so­ko­ści 5030 m. Szczyt zo­stał zdo­by­ty 49. dnia od roz­po­czę­cia akcji gór­skiej.

Piąt­ko­we wej­ście pol­skich al­pi­ni­stów jest dru­gim w hi­sto­rii uda­nym ata­kiem na ośmio­ty­sięcz­nik w Ka­ra­ko­rum w porze zi­mo­wej. W lutym ubie­głe­go roku Włoch Si­mo­ne Moro z Ka­za­chem De­ni­sem Urub­ko i Ame­ry­ka­ni­nem Corym Ri­chard­sem sta­nę­li na Ga­sher­bru­mie II (8035 m).

Bie­lec­ki i Gołąb fi­nal­ny atak roz­po­czę­li z obozu trze­cie­go na wy­so­ko­ści 7040 m. Wspi­na­li się tzw. drogą ja­poń­ską od stro­ny pół­noc­no-za­chod­niej. Jak pod­kre­ślił 49-let­ni Haj­zer, który ocze­ku­je na ko­le­gów w obo­zie II na 6450 m, o peł­nym suk­ce­sie bę­dzie można mówić, gdy wszy­scy zejdą do bazy, co było pla­no­wa­ne na 10 lub 11 marca.

Czte­ro­oso­bo­wą wy­pra­wę na­ro­do­wą (w bazie jest 33-let­nia sio­stra Bie­lec­kie­go - Agniesz­ka) wspie­ra dwóch Pa­ki­stań­czy­ków - Ali Sad­pa­ra i Sha­he­en Baig.

- Mała licz­ba człon­ków ekipy po­win­na być na­szym atu­tem. Wzo­ru­je­my się na du­ecie Urub­ko-Mo­ro - za­zna­czył przed roz­po­czę­ciem ataku Gołąb, który może po­szczy­cić się serią zna­ko­mi­tych wspi­na­czek o cha­rak­te­rze al­pej­skim. Jest lau­re­atem pre­sti­żo­wej na­gro­dy Ko­lo­sy.

Zdo­by­wa­nie naj­wyż­szych szczy­tów zimą to po­mysł zmar­łe­go w 2000 roku An­drze­ja Za­wa­dy. Oj­ciec pol­skie­go hi­ma­la­izmu był m.​in. kie­row­ni­kiem wy­pra­wy, która jako pierw­sza we­szła zimą (Krzysz­tof Wie­lic­ki i Le­szek Cichy 17 lu­te­go 1980) na Mount Eve­rest.

- W dużym stop­niu to dzię­ki niemu Po­la­cy na­le­żą do czo­łów­ki w zi­mo­wej wspi­nacz­ce wy­so­ko­gór­skiej. Chce­my na­wią­zy­wać do do­brych tra­dy­cji - wspo­mniał Haj­zer, ini­cja­tor i ani­ma­tor pro­jek­tu "Pol­ski Hi­ma­la­izm Zi­mo­wy 2010-2015", autor pierw­sze­go zi­mo­we­go wej­ścia na An­na­pur­nę (8091 m). Je­sie­nią 2011 roku zdo­był piąty szczyt świa­ta Ma­ka­lu (8463 m) bez uży­cia tlenu.

Wie­lic­ki zwró­cił uwagę, że uczest­ni­cy eks­pe­dy­cji świet­nie wy­ko­rzy­sta­li tzw. okno po­go­do­we.

- Uwa­żam, że tra­fie­nie w sprzy­ja­ją­ce wa­run­ki at­mos­fe­rycz­ne to po­ło­wa suk­ce­su. A ten jest na­praw­dę ol­brzy­mi. Tym więk­szy, że Bie­lec­ki i Gołąb zdo­by­li Ga­sher­brum I bez do­świad­cze­nia zi­mo­we­go i ośmio­ty­sięcz­ne­go. Kiedy po­win­ni zwi­jać bazę, po wie­lo­dnio­wych ocze­ki­wa­niach na okno, oni sta­nę­li na szczy­cie. Wiel­ka spra­wa - po­wie­dział PAP 62-let­ni hi­ma­la­ista.

Wspo­mniał, że od stro­ny po­łu­dnio­wej do szczy­tu zbli­ża się trzy­oso­bo­wy ze­spół mię­dzy­na­ro­do­wej wy­pra­wy w skła­dzie: Ger­fried Go­eschl (Au­stria), Ce­dric Hah­len (Szwaj­ca­ria) oraz Nis­sar Sad­pa­ra (Pa­ki­stan). - Je­że­li w pią­tek wejdą na wierz­cho­łek, będą mieć także prawo do miana pierw­szych zi­mo­wych zdo­byw­ców. Tu nie ma wy­ści­gu na czas - wy­ja­śnił.

Od po­cząt­ku lu­te­go ze wzglę­du na złą po­go­dę - opady śnie­gu, a przede wszyst­kim silne wia­try - uczest­ni­cy pol­skiej eks­pe­dy­cji więk­szość dni spę­dzi­li w bazie. W po­ło­wie lu­te­go, mimo bar­dzo trud­nych wa­run­ków, udało się im za­ło­żyć trze­ci obóz na 7040 m. Tem­pe­ra­tu­rze się­ga­ła minus 35 stop­ni, a siła wia­tru do­cho­dzi­ła do 80, a nawet 100 km/h.

- Wy­szli­śmy ze świa­do­mo­ścią, że 26 i 27 lu­te­go być może jakoś się prze­bi­je­my do obozu III. Nie­ste­ty, nie przedar­li­śmy się. Zwia­ło nas z po­cząt­ku ku­lu­ara ja­poń­skie­go z wy­so­ko­ści 6650 m. Spo­nie­wie­ra­ni i wy­mę­cze­ni wró­ci­li­śmy do bazy - przy­po­mniał Haj­zer.

Na dzie­więć spo­śród 14 ośmio­ty­sięcz­ni­ków jako pierw­si wspię­li się zimą Po­la­cy, w tym na jeden z Wło­chem Si­mo­ne Moro. Nie­zdo­by­te o tej porze roku po­zo­sta­ły jesz­cze trzy góry: Broad Peak (8047 m), Nanga Par­bat (8126 m) i K2 (8611 m). Wszyst­kie leżą na te­re­nie Pa­ki­sta­nu.

Na Ga­sher­bru­mie I jako pierw­si sta­nę­li Ame­ry­ka­nie An­drew Kauf­f­man i Pete Scho­ening w lipcu 1958 roku. Pierw­si Po­la­cy, któ­rzy w 1983 roku wspię­li się w al­pej­skim stylu po­łu­dnio­wo-za­chod­nią ścia­ną na drugi co do wy­so­ko­ści - po K2 - szczyt pasma Ka­ra­ko­rum, to Woj­ciech Kur­ty­ka i Jerzy Ku­kucz­ka (zgi­nął 24 paź­dzier­ni­ka 1989 roku na Lhot­se w Ne­pa­lu).

>>>>

Tak ! Twardy styl zycia i ofiary sa duze . Ale nic co trudne nie przychodzi latwo !

Baza pol­skich al­pi­ni­stów, fot. Agna Bie­lec­ka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:46, 05 Mar 2013    Temat postu:

Polscy himalaiści zdobyli Broad Peak zimą

Polscy himalaiści pierwsi na świecie zdobyli zimą Broad Peak - 12. szczyt świata. Ta znajdująca się w Karakorum na granicy Chin i Pakistanu góra ma wysokość 8051 metrów. Stanęli na niej Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Tomasz Kowalski i Artur Małek. Obecnie ekipa schodzi do bazy - ma do niej dotrzeć jutro.
W wyprawie Polskiego Związku Alpinizmu uczestniczyło w sumie pięć osób. Jej kierownikiem jest doświadczony himalaista Krzysztof Wielicki, który przebywa w bazie. Była to czwarta zimowa polska wyprawa w ten rejon i siódma w historii.

- O pełni sukcesu będzie można mówić, gdy zejdą szczęśliwie do bazy - mówi Artur Hajzer, kierownik programu "Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015". Opowiada, że wyprawa trwa już dwa i pół miesiąca - tyle zajęła aklimatyzacja, przygotowanie do wejścia na szczyt i oczekiwanie na odpowiednie warunki pogodowe.

Artur Hajzer podkreśla, że wejście zimą jest szczególnie trudne ze względu na bardzo niskie temperatury i silne wiatry. - Taki dzień z umiarkowanym wiatrem i stosunkowo ciepły, bo było minus 36 stopni, był jedyny tej zimy. Grupa się idealnie wstrzeliła - mówi himalaista. Dodaje, że było to możliwe dzięki prognozom pogody przekazywanym satelitarnie do bazy.

Artur Hajzer podkreśla, że znajdujące się w Karakorum ośmiotysięczniki są uznawane za niezwykle trudne do zdobycie zimą, do tej pory uważano, że jest to wręcz niemożliwe. Dopiero w ostatnich kilku latach zaczęło się to udawać.

....

Brawo . Polska jak wiadomo jest potega w gorach !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:18, 06 Mar 2013    Temat postu:

Niepokojące wieści ws. polskich himalaistów. Hajzer: nadzieja gaśnie

Pol­ski hi­ma­la­ista Adam Bie­lec­ki razem z Ami­nem Ul­la­hem i Sha­ha­eenem Ba­igiem do­tar­li do bazy. Z obozu IV po­ło­żo­ne­go na wy­so­ko­ści 7600 me­trów za­czę­li się wy­co­fy­wać Artur Małek i Karim Hay­y­at - podał ser­wis polskihimalaizmzimowy.​pl. Wcze­śniej in­for­mo­wa­no, że Małek razem z pa­kin­stań­skim hi­ma­la­istą będą cze­kać do rana na uzna­nych za za­gi­nio­nych Ma­cie­ja Ber­be­kę i To­ma­sza Ko­wal­skie­go. - Szan­se spa­da­ją dra­ma­tycz­nie - mówił wcze­śniej w TVN24 Artur Haj­zer.

Ostat­ni kon­takt z hi­ma­la­ista­mi miał Krzysz­tof Wie­lic­ki, kie­row­nik wy­pra­wy. Łącz­ność z 58-let­nim Ber­be­ką na­wią­zał po go­dzi­nie trze­ciej rano czasu pol­skie­go, gdy obaj al­pi­ni­ści byli w oko­li­cach szcze­li­ny pod wierz­choł­kiem. W me­diach po­ja­wi­ły się juz in­for­ma­cje, że Po­la­cy mogli do niej wpaść - to tłu­ma­czy­ło­by kło­po­ty z na­wią­za­niem kon­tak­tu.

Ber­be­ka i Ko­wal­ski szczyt Broad Peak zdo­by­li razem z Ada­mem Bie­lec­kim i Ar­tu­rem Mał­kiem - ta dwój­ka ze­szła do obozu na wy­so­ko­ści 7400 me­trów. Bie­lec­ki zszedł już niżej, a Małek, który po­cząt­ko­wo miał zo­stać na noc w bazie, rów­nież roz­po­czął wę­drów­kę w dół. Jak czy­ta­my w ser­wi­sie polskihimalaizmzimowy.​pl, była to de­cy­zja kie­row­ni­ka wy­pra­wy.

Nie­po­ko­ją­ce są za­po­wie­dzi ws. zmian po­go­do­wych. Pro­gno­zy mówią, że jutro za­mknie się okno po­go­do­we, a nad ma­sy­wem roz­pocz­nie się burza. - Burza na­dej­dzie jutro ok. godz. 10. Do tego czasu wszy­scy hi­ma­la­iści muszą być już na bez­piecz­nej wy­so­ko­ści - mówił tvn24.​pl Artur Haj­zer, twór­ca pro­gra­mu "Pol­ski Hi­ma­la­izm Zi­mo­wy 2010-2015". Obec­nie wa­run­ki po­go­do­we są tam bar­dzo dobre. Za­padł jed­nak już zmrok.

W roz­mo­wie z TVN24 Haj­zer dodał też, że "szan­se spa­da­ją dra­ma­tycz­nie". - Je­ste­śmy pełni obaw. Na­dzie­ja ga­śnie - oce­nił. Stwier­dził też, że jed­nym ze sce­na­riu­szy może być upa­dek hi­ma­la­istów w szcze­li­nę. - Jest jesz­cze kilka in­nych, m.​in. wy­chło­dze­nie or­ga­ni­zmu przy tem­pe­ra­tu­rze minus 35, ale... Po­cze­kaj­my - na­dzie­ja umie­ra ostat­nia, cho­ciaż Wie­lic­ki upo­waż­nił mnie do po­da­nia in­for­ma­cji, że Ber­be­kę i Ko­wal­skie­go uzna­je za za­gi­nio­nych - po­wie­dział Pol­skiej Agen­cji Pra­so­wej.

Na po­szu­ki­wa­nie Ber­be­ki i Ko­wal­skie­go wy­ru­szył jakiś czas temu Pa­ki­stań­czyk Karim Hay­y­ata. - Do­tarł on do wy­so­ko­ści 7700 m, ale nie na­tra­fił na żaden ślad. Z bazy o pół­no­cy wy­szli w górę jesz­cze dwaj inni współ­pra­cu­ją­cy z wy­pra­wą Pa­ki­stań­czy­cy Sha­he­en Baig i Amin Ullah. Są już na wy­so­ko­ści ok. 7000 m. Po­mo­gą w zno­sze­niu sprzę­tu, bo teraz wszy­scy muszą jak naj­szyb­ciej scho­dzić niżej, gdyż nad­cią­ga burza - dodał Haj­zer.

Wczo­raj, po raz pierw­szy w hi­sto­rii czte­ry osoby sta­nę­ły zimą na ośmio­ty­sięcz­ni­ku. Na nie­zdo­by­ty o tej porze roku szczyt Broad Peak wspię­li się: Ko­wal­ski, Bie­lec­ki, Małek i Ber­be­ka.

Wie­lic­ki przy­znał, że to on za­pro­po­no­wał Ber­be­ce udział w wy­pra­wie. - Fak­tycz­nie, to był mój po­mysł, który Artur Haj­zer za­ak­cep­to­wał. Uwa­ża­łem bo­wiem, że Ma­ciek miał naj­więk­sze prawo do tego, aby wejść na Broad Peak, aby mógł do­koń­czyć wspi­nacz­kę sprzed ćwierć­wie­cza. Wów­czas do szczy­tu za­bra­kło mu 23 me­trów. Za­le­d­wie 23 metry! - za­zna­czył wy­bit­ny al­pi­ni­sta, który oglą­dał już Zie­mię ze szczy­tu Broad Peak. Zdo­był go w sprin­ter­skim tem­pie 14 lipca 1984 roku, jako pierw­szy na świe­cie, w ciągu jed­ne­go dnia (w 16 go­dzin).

Haj­zer, zdo­byw­ca sze­ściu ośmio­ty­sięcz­ni­ków (Ma­na­slu, An­na­pur­na, Szi­sza­pang­ma, Dhau­la­gi­ri, Nanga Par­bat, Ma­ka­lu), mó­wiąc o Ber­be­ce, ab­sol­wen­cie Aka­de­mii Sztuk Pięk­nych im. Jana Ma­tej­ki w Kra­ko­wie, pod­kre­ślił: "Ne­stor hi­ma­la­izmu, sym­bol przez duże »S«. Do­ko­nał dwóch pierw­szych zi­mo­wych wejść na ośmio­ty­sięcz­ni­ki, a w sumie miał w do­rob­ku wcze­śniej pięć".

Z kolei po­cho­dzą­cy z Dą­bro­wy Gór­ni­czej To­masz Ko­wal­ski to or­ga­ni­za­tor i uczest­nik kil­ku­na­stu wy­praw gór­skich, m.​in w Al­pach, An­dach, Ala­sce oraz Pa­mi­rze i Tien-Sza­nie. W 2010 roku prze­szedł stu­ki­lo­me­tro­wy tra­wers ma­sy­wu Mount McKin­ley. W 2011 roku, w ciągu jed­ne­go se­zo­nu zdo­był czte­ry sied­mio­ty­sięcz­ni­ki le­żą­ce na te­ry­to­rium by­łe­go Związ­ku Ra­dziec­kie­go, za co otrzy­mał wy­róż­nie­nie w kon­kur­sie Ko­lo­sy.

Do­tych­czas próby wej­ścia na wierz­cho­łek o tej porze roku po­dej­mo­wa­ło sześć ze­spo­łów. Pierw­szą w se­zo­nie 1987/88 była eks­pe­dy­cja pol­sko-ka­na­dyj­ska pod kie­row­nic­twem An­drze­ja Za­wa­dy. Pod­czas ataku szczy­to­we­go Ber­be­ka usta­no­wił wów­czas zi­mo­wy re­kord wy­so­ko­ści w Ka­ra­ko­rum - do­tarł do przed­wierz­choł­ka Rocky Sum­mit na 8028 m. Wy­czyn ten zo­stał po­bi­ty do­pie­ro po 23 la­tach, w 2011 roku na Ga­sher­bru­mie II (8035 m) przez ze­spół mię­dzy­na­ro­do­wy Si­mo­ne Moro (Wło­chy) - Denis Urub­ko (Ka­zach­stan) - Cory Ri­chards (USA).

Po 15-let­niej prze­rwie próbę zdo­by­cia Broad Peak pod­ję­ła w 2003 roku hisz­pań­ska wy­pra­wa Ju­ani­to Oia­rza­ba­la, na­stęp­nie dwie wło­skie pro­wa­dzo­ne przez Moro (2007 i 2008) oraz dwie pol­skie kie­ro­wa­ne przez Haj­ze­ra (2008/09 i 2010/11).

Na dzie­sięć spo­śród 14 ośmio­ty­sięcz­ni­ków jako pierw­si wspię­li się Po­la­cy, w tym na jeden z Wło­chem Moro. Nie­zdo­by­te po­zo­sta­ły jesz­cze dwie góry - Nanga Par­bat (8126 m) i osła­wio­na K2 (8611 m).

>>>>

Takie powolanie . I niech nikt nie mowi ze to nie ma sensu . Dla Boga ma a to wystarczy . Jeden jest bohaterem w Afganistanie inny w gorach . I tu i tam mozna zginac . Ale jest to walka z wlasna slaboscia czyli bohaterstwo . Bóg lubi bohaterow . :O)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:18, 08 Mar 2013    Temat postu:

Zginął na Broad Peak próbując ratować przyjaciela? "Berbeka nigdy nie zostawiłby kolegi w górach"

Nadzieja już zgasła. Praktycznie nie ma szans na uratowanie polskich himalaistów, którzy zdobyli 8-kilometrowy szczyt Broad Peak. Wciąż nie wiadomo, co się stało podczas zejścia ze szczytu. Podobno Tomasz Kowalski (28 l.) opadł z sił, a Maciej Berbeka (59 l.) został, by mu pomóc... W ten sposób doświadczony himalaista wpadł w łapska tej mściwej góry. Bo przecież Berbeka niemal zdobył ją 25 lat temu. Zabrakło wtedy 12 metrów. Teraz pokonał górę, ale zapłacił za to najwyższą cenę - pisze "Super Express".

Czterech polskich himalaistów, jako pierwsi zdobyli zimą Broad Peak w Himalajach. Przy zejściu, na wysokości ponad 8 tys. metrów, trwała walka o przetrwanie. Po drodze coś się musiało wydarzyć, bo do obozu na wysokości 7400 m dotarło tylko dwóch: Adam Bielecki (30 l.) i Artur Małek (34 l.).

Dlaczego Tomek Kowalski i Maciej Berbeka zostali w tyle? Krzysztof Wielicki, kierownik wyprawy, powiedział, że "Tomek nie miał siły iść, został nag przełęczy". Jego zdaniem Maciek Berbeka spadł w szczelinę, próbując uratować kolegę.

Ryszard Gajewski (59 l.), himalaista i przyjaciel Maćka przekonany jest, że Berbeka "nigdy nie zostawiłby kolegi w górach". - Analizujemy zapisy rozmów godzina po godzinie i prawdopodobnie wynika z nich, że czekał na kolegę, który nie miał siły iść - mówi.

Berbeka i Kowalski schodzili całą noc w temperaturze -35 st.C. Nie mieli namiotów, a odcinek, który można przejść w godzinę, pokonywali przez osiem godzin.

Leszek Cichy (62 l.), himalaista, kolega zaginionego powiedział w RMF FM: "może ta góra była przeznaczona dla niego?".

Maciek Berbeka 6 marca 25 lat temu próbował zdobyć Broad Peak - zabrakło mu wówczas 12 metrów, ale zawrócił do bazy.

W górach zginął także ojciec Macieja, Krzysztof Berbeka - odpadł z półki skalnej w Alpach w 1964 r. Zmarł po kilku dniach w szpitalu w Zurychu na skutek obrażeń.

....

Zatem rysuje sie wspaniala historia ! Poswiecil zycie aby ratowac mlodego kolege . A wiec ofiara ! W tej sytuacji wiadomo dlaczego byla to najlepsza chwila aby pojsc do Boga ! To jak dobrowolna ofiara Jezusa . Ten rodzaj powolania zyciowego nadzwyczaj przypomia Drogę Krzyżową . A tak w ogole to kto kocha gory kocha ich Stwórcę ! To hold dla Boga nawet nieswiadomy .

...

A teraz jeszcze czekamy na wiesci o dwu bohaterach z Pakistanu ktorzy ruszyli na pomoc ! Ofiara wzmaga ofiare . Bohaterstwo jednych zacheca do niego drugich !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:49, 12 Mar 2013    Temat postu:

Jacek Berbeka: Maciej i Tomek autentycznie kochali góry

- Maciej i Tomek autentycznie, na­prawdę autentycznie kochali góry. Nie mogę pozwolić na to, żeby pozo­stali w widocznym miejscu. Wypra­wy wychodzące na Broad Peak będą cały czas ingerować, patrzeć, oglądać - mówi w RMF FM Jacek Berbeka, brat polskiego himalaisty Macieja Berbeki.

5 marca podczas zejścia po zdoby­ciu Broad Peak Berbeka i Kowalski oddzielili się od 29-letniego Adama Bieleckiego (KW Kraków) oraz 33-letniego Artura Małka (KW Kato­wic) i nie zdołali powrócić na noc do obozu, co zmusiło ich do biwako­wania w ekstremalnych warun­kach na przełęczy 7900 m.

Pakistańczyk poszukujący zaginio­nych nie trafił jednak na żaden ślad. 8 marca kierujący ekspedycją Krzysztof Wielicki, przed opuszcze­niem bazy (4900 m) przekazał w rozmowie telefonicznej, że Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski zostali uznani za zmarłych.

Jacek Berbeka planuje zorganizo­wać wyprawę, której celem będzie odnalezienie i pochowanie ciał hi­malaistów Macieja Berbeki i Toma­sza Kowalskiego, którzy zginęli po zimowym zdobyciu ośmiotysięczni­ka Broad Peak.

- Moja inicjatywa jest całkowicie ro­dzinno-przyjacielska. Nie jest to działalność medialna - podkreśla Jacek Berbeka.

Pożegnanie Berbeki i Kowalskie­go

Rodziny i przyjaciele pożegnają w sobotę 16 marca w Zakopanem Ma­cieja Berbekę, w Dąbrowie Górni­czej Tomasza Kowalskiego, a także w Warszawie.

W sobotę o godz. 12 w Sanktu­arium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach odprawiona zosta­nie msza święta żałobna w intencji Berbeki, o czym poinformowała ro­dzina. Natomiast o godz. 19 w ko­ściele pw. Najświętszej Rodziny przy ul. Krupówki przyjaciele poże­gnają obu alpinistów.

Również tego samego dnia o godz. 16 w kościele pw. Zesłania Ducha Świętego w Dąbrowie Górniczej-Ząbkowicach odprawione będzie nabożeństwo za duszę Kowalskie­go.

Także miłośnicy gór zapraszają wszystkich na wspólną modlitwę i mszę świętą w intencji Berbeki oraz Kowalskiego 16 marca o godz. 18 do kościoła Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich w Warsza­wie przy ul. Łazienkowskiej (nie­opodal stadionu Legii i Torwaru). Przed nabożeństwem odprawione będą nieszpory. "Pożegnajmy wspólnie naszych kolegów" - zachę­cają członkowie Klubu Wysokogór­skiego.

Maciej Berbeka urodził się 17 paź­dziernika 1954 roku w Zakopanem. Był absolwentem Państwowego Li­ceum Technik Plastycznych im. An­toniego Kenara w Zakopanem oraz Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie. Ratownik TOPR, przewodnik górski z licencją międzynarodowej federacji (UIAGM), zdobywca pięciu ośmioty­sięczników, syn Krzysztofa Berbeki (1930-1964), do którego w latach 1960-1971 należał wysokościowy rekord Polski.

Nestor polskiego himalaizmu doko­nał pierwszych zimowych wejść na Manaslu (w 1984 roku razem z Ry­szardem Gajewskim), Czo Oju (1985 z Maciejem Pawlikowskim) oraz Broad Peak (5 marca z Ada­mem Bieleckim, Tomaszem Kowal­skim i Arturem Małkiem). W 1988 roku był blisko zdobycia tej góry w stylu alpejskim z Aleksandrem Lwo­wem. Dotarł wtedy do przedwierz­chołka Rocky Summit (8028 m) od­dalonego od głównego szczytu o go­dzinę wspinaczki eksponowaną gra­nią.

Jest pierwszym człowiekiem, który zimą przekroczył 8000 m n.p.m. w Karakorum. Patrzył na świat z An­napurny (8091 m) po wejściu nową drogą - południową ścianą, oraz z Mount Everestu (8850 m) - od stro­ny chińskiej.

Tomasz Kowalski miał 27 lat. Po­chodził z Dąbrowy Górniczej, był członkiem Klubu Wysokogórskiego Warszawa, a mieszkał w Poznaniu. W 2010 roku przeszedł 100 km tra­wers masywu Mount McKinley (6194 m - najwyższy szczyt Amery­ki Północnej położony w górach Alaska).

"Jutro ruszamy w góry. Kolejna, ale naprawdę wyjątkowa wyprawa życia. Trzymajcie kciuki, bo jest oka­zja napisać kolejny rozdział historii himalaizmu" - tak 16 stycznia napi­sał na swoim blogu.

....

Kocha - ją góry a więc Boga . Nigdzie nie znikneli . Oni sa ! Teraz juz nie moga umrzec i moga przebywac w gorach ile chca . Podczas tej wyprawy beda tuz obok i beda pomagac . Warto o tym pamietac . :0)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:21, 15 Mar 2013    Temat postu:

Rosja: dwaj alpiniści z Polski i Iranu zaginęli na Elbrusie

Oby­wa­te­le Pol­ski i Iranu sześć dni temu za­gi­nę­li na El­bru­sie, w Ka­bar­do-Bał­ka­rii, re­pu­bli­ce wcho­dzą­cej w skład Fe­de­ra­cji Ro­syj­skiej. Jutro rano ra­tow­ni­cy przy­stą­pią do ich po­szu­ki­wa­nia - po­in­for­mo­wa­ła agen­cja RIA-No­wo­sti. Z 23-let­nim Po­la­kiem ro­dzi­na nie może na­wią­zać kon­tak­tu od 9 marca.

Ro­syj­ska agen­cja po­wo­ła­ła się na przed­sta­wi­cie­la Mi­ni­ster­stwa ds. Sy­tu­acji Nad­zwy­czaj­nych FR w Ka­bar­do-Bał­ka­rii Mu­ra­ta Ała­ży­cho­wa.

- Dzi­siaj o 15.30 czasu mo­skiew­skie­go (13.30 czasu pol­skie­go) dy­żur­ny Cen­trum Za­rzą­dza­nia Kry­zy­so­we­go Głów­ne­go Za­rzą­du Mi­ni­ster­stwa ds. Sy­tu­acji Nad­zwy­czaj­nych FR w Ka­bar­do-Bał­ka­rii otrzy­mał wia­do­mość o za­gi­nię­ciu na El­bru­sie dwóch za­gra­nicz­nych tu­ry­stów - z Pol­ski i Iranu - prze­ka­zał roz­mów­ca RIA-No­wo­sti.

Ała­ży­chow wy­ja­śnił, że in­for­ma­cja ta po­cho­dzi od am­ba­sa­dy RP w Mo­skwie, we­dług któ­rej al­pi­ni­ści za­gi­nę­li 9 marca. Dodał, że jutro na po­szu­ki­wa­nie za­gi­nio­nych al­pi­ni­stów wy­ru­szy czte­rech ra­tow­ni­ków wy­so­ko­gór­skich ba­zu­ją­cych na El­bru­sie.

O za­gi­nię­ciu Po­la­ka i Irań­czy­ka po­in­for­mo­wa­ła też inna ro­syj­ska agen­cja - In­ter­fax. Po­da­ła ona, że już roz­po­czę­to ich po­szu­ki­wa­nia. Ta agen­cja po­wo­ła­ła się na dy­żur­ne­go służb po­szu­ki­waw­czo-ra­tow­ni­czych na El­bru­sie.

Ra­tow­ni­cy za­mie­rza­ją prze­cze­sać wszyst­kie moż­li­we kie­run­ki wspi­nacz­ki al­pi­ni­stów, w tym oko­li­ce Pri­ju­tu-11 i skał Pa­stu­cho­wa. Na razie pró­bu­ją usta­lić, czy fak­tycz­nie Polak i Irań­czyk wy­bra­li się na El­brus. Od 9 marca ro­dzi­na Po­la­ka nie może na­wią­zać z nim kon­tak­tu.

Po­pro­szo­no więc o pomoc pol­ską am­ba­sa­dę w Mo­skwie. Nasi dy­plo­ma­ci po­in­for­mo­wa­li ro­syj­skich ra­tow­ni­ków o za­gi­nię­ciu na­sze­go ro­da­ka. Jed­nak zor­ga­ni­zo­wa­nie akcji ra­tow­ni­czej utrud­nia fakt, że Polak i Irań­czyk nie zgło­si­li swo­jej wy­pra­wy w góry Kau­ka­zu i nie po­da­li trasy. Nie wia­do­mo wię,c czy rze­czy­wi­ście znaj­du­ją się w oko­li­cach El­bru­sa.

Rzecz­nik pol­skiej am­ba­sa­dy Grze­gorz Te­le­śnic­ki wy­ja­śnił, że o za­gi­nię­ciu Po­la­ka pla­ców­ka do­wie­dzia­ła się od jego ro­dzi­ny. Za­zna­czył, że nie ma po­twier­dze­nia, iż al­pi­ni­ści wy­ru­szy­li w kie­run­ku szczy­tu.

El­brus po­ło­żo­ny jest w za­chod­niej czę­ści głów­ne­go łań­cu­cha Kau­ka­zu. Liczy 5642 m n.p.m. Jest naj­wyż­szym szczy­tem Rosji.

????

Znowu ? Co sie dzieje ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:00, 02 Kwi 2013    Temat postu:

Na Elbrusie znaleziono zwłoki alpinistów z Polski i Iranu

Na zboczach Elbrusu odnaleziono zwłoki Polaka i Irańczyka - alpinistów, którzy zaginęli na początku marca - poinformowała agencja ITAR-TASS powołując się na przedstawiciela oddziału ratowniczego Abdullaha Gulijewa.

Według tego źródła 24-osobowa grupa ratowników transportuje teraz ciała po południowo-wschodnim zboczu.

- Sądząc z położenia ciał alpiniści odpadli od ściany podczas wspinaczki powyżej Skał Pastuchowa i na prawo od nich na wysokości 4900 metrów - powiedział Gulijew.

Polak i Irańczyk zaginęli na Elbrusie 9 marca. Agencja ITAR-TASS pisze, że informacja o ich zaginięciu nadeszła do elbruskiej służby ratunkowej 15 marca z polskiej ambasady.

Dopóki pogoda pozwalała, ratownicy szukali zaginionych turystów właśnie w tym rejonie. 16 marca na wysokości 4800 metrów znaleziono dwa plecaki.

W poniedziałek obiekt, który okazał się ciałem jednego z turystów, dostrzeżono z samolotu przy oblatywaniu Elbrusu. W rejon ten wysłano we wtorek grupę ratunkową.

Polak i Irańczyk nie zarejestrowali swojego wyjścia i nie podali trasy.

Elbrus położony jest w zachodniej części głównego łańcucha Kaukazu. Liczy 5642 m n.p.m. Jest najwyższym szczytem Rosji.

....

Niestety znowu .



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:53, 23 Maj 2013    Temat postu:

80-letni Japończyk najstarszym zdobywcą Mount Everest

80-letni Japończyk Yuichiro Miura jest najstarszym człowiekiem, któremu udało się wejść na najwyższy szczyt świata - 8850-metrowy Mount Everest. Poinformowała o tym w Tokio rzeczniczka jego wyprawy.

Miura dotarł na szczyt o godzinie 9.00 czasu lokalnego. To było jego trzecie wejście na Mount Everest - mimo problemów z sercem. Dokonał tego wyczynu już w wieku 70 lat, a później także w wieku 75 lat.

Do czwartku najstarszym człowiekiem, który zdobył Mount Everest, był Nepalczyk Min Bahadur Sherchan. Dokonał on tej sztuki w wieku 76 lat.

....

No to niezle !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:10, 25 Maj 2013    Temat postu:

Tragedia na Kanczendzondze. Nie żyje pięciu himalaistów

Członkowie ekspedycji na himalajski szczyt Kanczendzonga - uznani zostali za zmarłych. Od poniedziałku, gdy rozpoczęli zejście ze szczytu - nie dawali znaku życia.

Za zmarłych uznano pięć osób - dwóch węgierskich wspinaczy, w tym najsłynniejszego w kraju himalaistę Zsolta Erossa, jednego południowokoreańskiego himalaistę oraz dwóch nepalskich szerpów, którzy pomagali sprowadzać ich na dół. Zejście z nepalskiego szczytu utrudniała zła pogoda. Dlatego na miejscu nie zdołano wysłać śmigłowca ratowniczego.

Węgrzy zdobyli szczyt 20 maja około godziny 18, a już dwie godziny później Zsolt Eross połączył się z bazą mówiąc, że źle się czuje i udało mu zejść ok. 60-100 m. Jak podaje gazeta.pl, z mężczyzną był Peter Kiss. Himalaiści spędzili noc na 8300 m. Rano poinformowali, że czują się lepiej i ruszają w drogę, jednak później łączność się przerwała.

Jak dotąd nie ma dokładnych informacji, co stało się z Koreańczykiem oraz dwoma Szerpami. Według gazety.pl, która cytuje węgierskie media, prawdopodobnie zginęli w lawinie.

Kanczendzonga to trzeci do wielkości szczyt świata. Szczyt położony jest we wschodniej części Himalajów, na granicy Indii i Nepalu. Ma wysokość 8586 metrów nad poziomem morza. Kilkakrotnie zdobywali ją Polacy. Ostatnio - w 2009 roku - Kinga Baranowska, jako pierwsza kobieta na świecie. W 1992 roku podczas zdobywania szczytu zaginęła Wanda Rutkiewicz. W 1996 roku uznano ją za zmarłą.

....

Oczywiscie jest to dramatyczny sport . Ostateczny . Ma w sobie majestat smierci .
Wymaga wielkich poswiecen . Budzi jednak szacunek .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:20, 03 Cze 2013    Temat postu:

Polka na czele wyprawy na Nanga Parbat

Polka na czele międzynarodowej wyprawy na Nanga Parbat w Himalajach. Aleksandra Dzik - młoda himalaistka z Krakowa - będzie dowodziła zespołem 19 osób z dziewięciu krajów. Wszyscy zamierzają wyjść na mierzący 8126 metrów szczyt. Uczestnicy wyprawy są już w drodze do Pakistanu.

Aleksandra Dzik, mimo młodego wieku, na swoim koncie ma między innymi wejścia na ośmiotysięcznik Gasherbrum II oraz wszystkie pięć siedmiotysięczników byłego ZSRR. Dzięki temu jako pierwsza Polka uzyskała prestiżowy tytuł Śnieżnej Pantery.

Na wierzchołku Nanga Parbat w lecie stanęło niespełna 300 wypraw.

Pierwszymi Polakami na szczycie byli w 1985 roku Zygmunt Heinrich, Jerzy Kukuczka oraz Sławomir Łobodziński.

>>>>

To ilustracja potegi polskiej wspinaczki !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:23, 24 Cze 2013    Temat postu:

Pakistan: jedna z ofiar terrorystów to członek grupy kierowanej przez Polkę

Wśród ofiar ataku ter­ro­ry­stycz­ne­go, do któ­re­go do­szło w re­jo­nie góry Nanga Par­bat w Pa­ki­sta­nie, jest Li­twin - czło­nek wy­pra­wy pod kie­row­nic­twem Polki - Oli Dzik. Do ataku przy­zna­ła się grupa o na­zwie Jun­dul­lah, wcze­śniej or­ga­ni­zu­ją­ca ataki na pa­ki­stań­skich szy­itów.

Zi­den­ty­fi­ko­wa­no ofia­ry wczo­raj­sze­go ataku ter­ro­ry­stycz­ne­go na bazę noc­le­go­wą pod Nanga Par­bat w Hi­ma­la­jach. W za­ma­chu, do któ­re­go przy­zna­li się ta­li­bo­wie, zgi­nę­ło 9 tu­ry­stów i jeden prze­wod­nik. Ofia­ry to Ame­ry­ka­nin, trzech Ukra­iń­ców, dwóch oby­wa­te­li Sło­wa­cji, dwóch Chiń­czy­ków, jeden Li­twin i jeden Ne­pal­czyk.

Człon­ko­wie grupy kie­ro­wa­nej przez Olę Dzik dzień przed ata­kiem wy­szli z bazy w góry. Ak­tu­al­nie ocze­ku­ją na trans­port do sto­li­cy Pa­ki­sta­nu - Is­la­ma­ba­du.

Akcja ta­li­bów miała być od­we­tem za na­lo­ty ame­ry­kań­skich sa­mo­lo­tów bez­za­ło­go­wych w Pa­ki­sta­nie.

Pa­ki­stań­ska pro­win­cja Gil­git-Bal­ti­stan, gra­ni­czą­ca z Chi­na­mi i Kasz­mi­rem, uwa­ża­na była dotąd za w miarę bez­piecz­ną. W ostat­nich la­tach od­no­to­wa­no tam jed­nak kilka ata­ków na człon­ków mniej­szo­ści szy­ic­kiej. Za­gra­nicz­ni tu­ry­ści zo­sta­li za­ata­ko­wa­ni po raz pierw­szy.

- Ci cu­dzo­ziem­cy to nasi wro­go­wie (...), bę­dzie­my w przy­szło­ści do­ko­ny­wać dal­szych ta­kich ata­ków - oświad­czył rzecz­nik Jun­dul­lah, Ahmed Mar­wat, cy­to­wa­ny przez Reu­te­ra.

Atak po­tę­pił pre­mier Nawaz Sha­rif. - Takie czyny, okrut­ne i nie­ludz­kie, nie będą to­le­ro­wa­ne. Po­dej­mie­my wszel­kie wy­sił­ki, by Pa­ki­stan był bez­piecz­nym miej­scem dla tu­ry­stów - oświad­czył pre­mier.

>>>>

Bydlaki . To jest islamizm ...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:02, 30 Cze 2013    Temat postu:

Kłopoty polskich himalaistów, nie mogą wrócić do kraju

Nie widać końca problemów polskich himalaistów w Pakistanie. Nadal nie wiadomo, kiedy siedmioro Polaków ewakuowanych z bazy pod Nagna Parbat po zamachu terrorystycznym będzie mogło wrócić do kraju. W ataku zginęło 11 osób.

Większość z grupy kilkudziesięciu wspinaczy przebywających pod szczytem cudem uniknęła śmierci, bo wcześniej wyruszyła w wyższe partie gór.

W Islamabadzie są między innymi Jacek Teler i Aleksandra Dzik, która kierowała międzynarodową wyprawą na Nanga Parbat. Wszyscy są bezpieczni, ale wciąż czekają na cenny sprzęt, który pozostawili w bazie.

Daniel Piskorz, koordynator wyprawy mówi, że informacje płynące z Pakistanu są szczątkowe. Być może Polacy będą próbowali dostać się samolotem pakistańskiego wojska do Charkowa, a stamtąd wrócić do kraju.

W zamachu zginęło 11 osób. Terroryści wyprowadzili turystów z namiotu, związali ich linami i zamordowali strzałem w tył głowy. Pakistańska policja zatrzymała ponad 30 podejrzanych. 16 z nich wciąż przebywa w areszcie, pozostali wyszli na wolność.

Atak grupy terrorystycznej powiązanej z talibami miał być odwetem za naloty amerykańskich samolotów bezzałogowych w Pakistanie. Obszar Gilgit-Baltistan w pakistańskiej części kaszmiru uważany był dotąd za bezpieczną. W ostatnich latach dochodziło tam do pojedynczych ataków na członków mniejszości szyickiej. Zagraniczni turyści zostali zaatakowani po raz pierwszy.

....

Satanisci sie zorientowali ze sa obcokrajowcy to poszli na mord . Diabel nimi steruje .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:36, 09 Lip 2013    Temat postu:

Wypadek polskich himalaistów na Gaszerbrum I. PZA wydał oświadczenie

Polski Związek Alpinizmu wydał oświadczenie w sprawie wypadku polskich himalaistów na Gaszerbrum I. Potwierdzono w nim, że jeden z himalaistów, Marcin Kaczkan, poinformował kierownika wyprawy, że Artur Hajzer nie żyje.

W komunikacie wydanym przez PZA czytamy m.in., że dwaj himalaiści wyszli z obozu III w niedzielę 7 lipca. W tym samym dniu Izabela Hajzer, żona polskiego wspinacza, otrzymała SMS od swojego męża, w którym napisał: "Marcin Kaczkan spadł kuluarem japońskim". Jak czytamy w oświadczeniu, od tego czasu nie udało się nawiązać kontaktu z Arturem Hajzerem.

Te informacje pokrywają się z wersją przedstawioną przez Krzysztofa Wielickiego, który mówił na antenie TVN24, że ostatni kontakt z Hajzerem zanotowano właśnie w niedzielę. W tym samym dniu, jak informuje PZA, rozpoczęto akcję ratunkową, którą dowodzi kierownik niemieckiej wyprawy Thomas Laemmle. Już w nocy himalaistom na pomoc wyszli tragarze wysokościowy, których silny wiatr i padający śnieg zawrócił do bazy.

W poniedziałek rano w obozie II ekipa rosyjskich wspinaczy znalazła Marcina Kaczkana. "Artur Hajzer nie żyje - powiedział Marcin Kaczkan w rozmowie przez radiotelefon z Thomasem Laemmle" - czytamy w oświadczeniu.

PZA informuje również, że w ciągu najbliższych godzin komunikaty z bazy komunikaty pod Gaszerbrumami "zweryfikują ostatecznie tę tragiczną wiadomość".

Wyprawa Hajzera i Kaczkana na Gaszerbrumy

Wyprawa Hajzera i Kaczkana miała dwa cele - Gaszerbrum I (8068 m) oraz Gaszerbrum II (8035 m). Obie góry nieraz były zdobywane jedna po drugiej, bez powrotu do bazy, a jedynie do obozu I. Nie dokonano natomiast pełnego trawersu masywów ze szczytu na szczyt łączącą je granią przez przełęcz Gaszerbrum Col (6400 m).

Jak podkreślał Hajzer, twórca projektu Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015, wyprawa na Gaszerbrumy organizowana jest przez związek alpinizmu, ale nie korzysta ze wsparcia publicznego czy dotacji PZA. - Finansowana jest z naszych własnych środków i sponsorów - zaznaczył.

Hajzer z Jerzym Kukuczką 3 lutego 1987 roku dokonał pierwszego zimowego wejścia na Annapurnę (8091 m). Spośród ośmiotysięczników zdobył też Manaslu (8156 m) w 1986 wraz z Kukuczką, Sziszapangmę (8013 m) w 1987 nową drogą z Wandą Rutkiewicz, Ryszardem Wareckim i Kukuczką, Dhaulagiri (8167 m) w 2008 i Nanga Parbat (8126 m) w 2010 - oba z Robertem Szymczakiem, a dwa lata temu Makalu (8481 m) z Adamem Bieleckim i Tomaszem Wolfartem.

>>>>

Ten styl zycia to Droga Krzyżowa . Bo istotnie jest to poszukiwanie Boga .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:31, 27 Sie 2013    Temat postu:

Polscy alpiniści mają problem z zejściem z Elbrusu
Ministry''s Press ServicePolscy alpiniści mają problem z zejściem z góry Elbrus. Czterej Polacy weszli na zachodni wierzchołek tej najwyższej góry Kaukazu, jednak - jak informują rosyjskie media - nie mogą z niej zejść.

Polscy alpiniści zdobyli zachodni wierzchołek Elbrusu o wysokości 5642 metrów. Mają jednak problemy z orientacją w terenie i nie mogą zejść z góry. Ich przyjaciele poprosili rosyjskie Ministerstwo do Spraw Nadzwyczajnych o pomoc.

Na pomoc polskim alpinistom wyszło 12 rosyjskich ratowników górskich.

>>>

Niestety znowu !



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:03, 24 Wrz 2013    Temat postu:

Nie żyje polski alpinista poszukiwany na Kaukazie. Ratownicy znaleźli jego ciało

Nie żyje polski alpinista poszukiwany na górze Kazbek na Kaukazie. Jego ciało na wysokości ponad 4 tys. metrów odnaleźli gruzińscy ratownicy. Trwają poszukiwania dwóch innych Polaków.

Rosyjskim służbom ratunkowym, które zaangażowały się w akcję, udało się dzisiaj użyć śmigłowca ratunkowego. Wleciał on na wysokość ponad 4 tys. metrów. Załoga zauważyła wtedy, że gruzińscy ratownicy znaleźli miejsce noclegu jednego z polskich alpinistów. Warunki pogodowe nie pozwolił natomiast Rosjanom na wysadzenia na miejscu swoich ratowników. Widząc na miejscu pomoc Gruzinów, przerwali akcję poszukiwawczą.

Gruzińscy ratownicy znaleźli ciało jednego polskiego alpinisty. Wciąż szukają natomiast dwóch młodych Polaków, którzy razem z nim wyruszyli w niedzielę na Kazbek. Ich los jest nieznany. Gruzini przerwali już dzisiejsze poszukiwania ze względu na warunki pogodowe. Akcja będzie kontynuowana jutro.

>>>>

Niestety kolejny .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:55, 12 Paź 2013    Temat postu:

W słowackich Tatrach zginął wybitny taternik

W słowackich Tatrach zginął wybitny polski taternik i przewodnik tatrzański Władysław Cywiński - poinformował ratownik dyżurny TOPR Jakub Hornowski.

Cywiński miał 74 lata. Zginął w Dolinie Złomisk w słowackich Tatrach Wysokich. Jak podała Horska Zachranna Służba, o wypadku poinformował słowackich ratowników inny polski turysta, który widział spadającego taternika.

- Władysław Cywiński był moim instruktorem i mistrzem w fachu przewodnickim. Przekazał nam ogromną wiedzę. Był surowym i wymagającym egzaminatorem wielu pokoleń przewodników tatrzańskich - powiedział przewodnik tatrzański Zdzisław Chmiel, który był uczniem Cywińskiego.

Jak dodał, Cywiński był niezwykle sprawny fizycznie i miał niesamowitą kondycję. - Na kursie przewodnickim, podczas wycieczek szkoleniowych, ciężko było mu dotrzymać kroku. W czasach, gdy w grupie tatrzańskiej GOPR, a potem w TOPR nie korzystano tak często ze śmigłowca na wyprawach był zawsze w tej pierwszej grupie ratowników, która docierała na miejsce wypadku - wspomniał Chmiel. - Był doskonałym znawcą topografii Tatr. W naszym środowisku jest uznawany za następcę Witolda Paryskiego i myślę, że przerósł swojego mistrza. Dla wielu z nas był wzorem - podkreślił Chmiel.

Cywiński urodził się w Wilnie 12 sierpnia 1939 r. Z wykształcenia był inżynierem elektronikiem po Politechnice Gdańskiej. Od 1959 r. był taternikiem, a od 1967 r. przewodnikiem i ratownikiem tatrzańskim (początkowo ochotnikiem, od 1983 r. ratownikiem zawodowym), a później także instruktorem taternictwa.

Jako ratownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego brał udział w ponad trzystu wyprawach ratowniczych.

Uczestniczył w przejściu około 30 nowych dróg taternickich, a w 1975 r. w ciągu trzech i pół dnia dokonał samotnego przejścia grani głównej Tatr, co uważał za swoje największe osiągnięcie. Zdobył wszystkie szczyty i turnie w Tatrach. Brał udział w wyprawach w Hindukusz i Alpy.

W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Był autorem szczegółowych przewodników po Tatrach, w tym roku ukazał się ich osiemnasty tom "Granaty".

...

74 lata juz przezyl . Zatem zginal na polu walki .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:37, 16 Gru 2013    Temat postu:

Monika Witkowska o Mount Everest: obok wspinacza przeszło około 40 osób, nikt nie pomógł

Na całym Evereście jest około 150-200 ciał. Nie wiadomo dokładnie ile, bo nikt ich nie liczy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Monika Witkowska, tegoroczna zdobywczyni Mount Everestu. Po stronie tybetańskiej znajdują się zwłoki, traktowane jako znak orientacyjny. Nazwa wynika z zielonych, plastikowych butów, które tkwią cały czas na nogach właściciela, zmarłego tam w 1996 roku. W tym samym miejscu, 10 lat później, usiadł na chwilę Brytyjczyk, David Sharp. Jego śmierć wywołała burzę. Obok żyjącego wspinacza przeszło około 40 osób i żadna z nich nie udzieliła mu pomocy - opowiada. Niedawno ukazała się książka z jej wyprawy "Everest. Góra gór".

Ewa Koszowska: Ile kosztuje wyprawa na Mount Everest?

Monika Witkowska: Aż mi się słabo robi, jak sobie o tym przypominam. Od strony nepalskiej trzeba liczyć 30 tysięcy dolarów, i to w wersji niskobudżetowej, czyli bez prywatnego Szerpy, który o nas dba i pomaga we wnoszeniu rzeczy, przy ograniczonym tlenie i samodzielnym przygotowywaniu posiłków powyżej bazy. Oczywiście im więcej zapłacimy, tym będzie nam łatwiej, a w rozstawionym w bazie namiocie-świetlicy będziemy mogli liczyć na sztuczne kwiatki i dywan, żebyśmy nie czuli zimna od lodowego podłoża (u nas takich luksusów nie było). Trzeba mieć jednak świadomość, że Everest nie jest górą, którą sobie "kupimy", jak niektórzy myślą.

Jest taka opinia o Evereście, że "jak sobie zapłacę, to mnie wniosą".

- Nawet jeśli ktoś ma prywatnego Szerpę, też musi sam wejść i pokonać przeróżne bariery, zarówno psychiczne, jak i fizyczne. Co do psychicznych, to znamienny jest przykład Irańczyka, który bał się przejść Icefall (owiany złą sławą odcinek lodowca pomiędzy bazą a obozem I). To trudny odcinek drogi, prawdziwy śnieżno-lodowy labirynt, pełen głębokich szczelin i seraków, które się mogą nam zwalić na głowę, niezależnie od tego, czy jesteśmy najlepszymi wspinaczami świata, czy mamy mniej doświadczenia. Irańczyk wymyślił sobie, że zapłaci za helikopter, który go przerzuci od razu do obozu II. No ale lider jego wyprawy (każdy zespół ma tzw. lidera) powiedział mu: "Jeśli nie jesteś w stanie przejść przez Icefall i przy tej okazji odpowiednio się aklimatyzować, jak też pokonać pewnych trudności, to nie możesz wejść na Everest, bo na to nie zasługujesz. Tak się Everestu nie zdobywa". No i facet musiał z wyprawy zrezygnować. Jednak nie ulega wątpliwości, że jak ma się więcej funduszy, to jest łatwiej.

Icefall to najtrudniejszy odcinek na Evereście?

- To taka rosyjska ruletka - uda się przejść albo nie. Aby zmniejszyć ryzyko, lepiej jest wychodzić w nocy, kiedy wszystko jest zmrożone. Ja musiałam czterokrotnie przejść Icefall. Wiedziałam, że jest niebezpieczny, ale był też jednym z powodów, dlaczego wybrałam stronę nepalską (od strony tybetańskiej takiego lodowca nie ma). Wiedziałam, że ryzykuję, ale ciekawość wygrała. I dobrze, bo to jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie widziałam w swoich licznych podróżach. Niesamowite, co może stworzyć natura z lodu i śniegu. Ale psychicznie przejście Icefallu rzeczywiście jest obciążające.

U góry dochodzą inne obciążenia?

- Ryzyko jest wszechstronne. O lawinach i szczelinach wspomniałam, ale można też po prostu spaść. Największym niebezpieczeństwem jest jednak wysokość, powodująca m.in. grożącą śmiercią chorobę wysokościową.

Której wszyscy się boją?

- Tak, ale choroba wysokościowa jest jednak rozpoznawalna. Trudno zauważyć ją u siebie, bo do końca wydaje nam się, że jeszcze mamy siłę. To jest zdradzieckie, bo ciężko wyczuć moment, kiedy trzeba zawrócić. Ale ktoś, kto idzie z nami, może to zauważyć i w odpowiednim momencie namówić nas do "wycofu", może nas nawet sprowadzić, w efekcie - uratować. Gorzej z innymi przypadkami, na które też ma wpływ wysokość, a które stają się "cichymi zabójcami", bez jakichś wyraźnych symptomów. Mam tu na myśli zawały, zakrzepicę, udary. W tym roku na Evereście zginęło dziewięć osób, z czego część z takich niewyjaśnionych powodów. Ktoś się kładł spać i się nie budził, albo siadał na chwilę i już nie wstawał. W obozie IV, czyli w ostatnim, z którego wychodzi się na szczyt, w namiocie sąsiadującym z moim, zmarł chłopak, który zszedł ze szczytu. To był jego 12. ośmiotysięcznik. Zrobił wejście beztlenowe, wrócił do namiotu, położył się spać. Zaproponowano mu tlen, bo był rzeczywiście w kiepskim stanie, ale odmówił, bo chciał "tak bardzo sportowo". Po jakimś czasie okazało się, że chłopak nie żyje.

Sama też miałaś problemy.

- Męczył mnie straszny kaszel. Ale z tym mają wszyscy problemy, bo to jest częsta przypadłość w górach wysokich. Na kaszel na Evereście mówi się Khumbu cough - kaszel doliny Khumbu. U mnie był on w bardzo nasilonej formie i było tak, że się wręcz dusiłam. Bałam się, że przez ten kaszel nie wejdę na szczyt. Wchodziłam sama i po drodze spotkałam odpoczywających kolegów, którzy byli trochę przede mną. Jeden z nich - Amerykanin - przyznał się potem, że widząc w jakim jestem stanie obstawiał, że nie dam rady wejść na szczyt. Poza tym kaszlem, to kondycyjnie czułam się w miarę dobrze.

Reszta zespołu jak sobie radziła?

- Najbardziej sprawny w dole chłopak (obstawialiśmy że bardzo szybko wejdzie i zejdzie) miał u góry największe problemy. I tak jak mnie atak szczytowy zajął 13 godzin, tak jemu zajął 27 godzin. W naszej ekipie nie mieliśmy łączności radiowej, bo na Evereście za wszystko się płaci. Za sam fakt posiadania telefonu satelitarnego trzeba zapłacić 1000 dolarów, za radiotelefon 250 dolarów od sztuki. Nasza wyprawa w wersji niskobudżetowej oznaczała, że z radia nie korzystaliśmy. Jeżeli ktoś wychodził w góry, robił to na własną odpowiedzialność. W przypadku tego chłopaka wyjątkowo się denerwowałam - byłam wtedy w obozie 2000 metrów niżej i nie mogłam zrobić absolutnie nic, żeby mu pomóc. Niestety, w górach wysokich tak jest - nawet jeśli chodzi o akcję ratunkową - nikt nie zamierza ryzykować swojego życia. To jest bardzo przykre, ale jeśli ktoś kto się decyduje na ośmiotysięcznik, musi zakładać, że jest zdany sam na siebie. Dobrze, jest jeśli trafimy na partnerów, którzy zechcą w razie czego pomóc, ale lepiej na to nie liczyć.

Ty miałaś takich partnerów, którzy by ci pomogli, gdyby coś się stało?

- Nie. Na wyprawę pojechałam sama. Z resztą ekipy poznałam się dopiero na miejscu. Na ośmiotysięczniku ludzie są skupieni na sobie. Ja nie nazywałabym tego egoizmem. Ludzie mają tak dużą motywację, bo zapłacili tyle pieniędzy, przygotowywali się do tej wyprawy często latami, że nie fair byłoby obciążanie kogoś swoją osobą. Dobrze wiedziałam, że najprawdopodobniej nie mogę liczyć na innych. W momencie, kiedy działają instynkty przetrwania i gdy sytuacja jest naprawdę trudna, każdy przede wszystkim chce przeżyć. Poza tym na takich wysokościach organizm działa inaczej niż w dole. Człowiek jest spowolniony, obojętnieje na pewne rzeczy, ma problemy z oddychaniem, mózg przestaje racjonalnie pracować.

Ale oczywiście nie wszyscy są skupieni wyłącznie na sobie. Ja sama mam inne nawyki. Byłam wyszkolona w harcerstwie, a potem w Studenckim Kole Przewodników Beskidzkich, gdzie kładziony był duży nacisk na empatię i współpracę w górach, więc mam inne do tego podejście. Mam nadzieję, że osoby, które są ze mną w górach, mogą na mnie liczyć. Chociaż to łatwo mówić w tej chwili, w ciepłym pokoju, przy gorącej herbacie. Byłam jednak psychicznie przygotowana na to, że jestem w stanie odpuścić atak szczytowy, by komuś pomóc. Na szczęście nie było okazji, żeby to sprawdzić.
próbowało zdobyć Everest w tym samym czasie, co ty?

- W tym roku zezwolenia na wejścia od strony nepalskiej dostało 320 osób. Ile wystartowało do ataku szczytowego, trudno powiedzieć. Nikt takich statystyk nie robi. W międzyczasie, jeszcze w czasie aklimatyzacji, ludzie się wykruszają, rezygnują. Nagle dociera do nich, że jest ciężko, tęsknią do rodzin, mają dosyć. W dniu, kiedy wchodziłam na szczyt, spotkałam kilkanaście osób, nie więcej. Z naszego obozu wyszliśmy w piątkę, a po pół godzinie każdy szedł swoim tempem. Spotykaliśmy się przypadkowo, gdy ktoś odpoczywał. Myślałam, że koledzy dużo szybciej weszli. Okazało się, że odległości nie były jednak tak duże i na szczycie się z nimi spotkałam.

Mało kto zdaje sobie sprawę, że okres wejść na Everest to właściwie tylko kwiecień - maj. W innych miesiącach jest albo monsun, albo zima, albo jakieś inne niesprzyjające warunki. Można próbować jeszcze jesienią, ale praktycznie nikt tego nie robi, bo jest bardzo mała szansa na wejście. W kwietniu nie atakuje się szczytu, tylko wszyscy się aklimatyzują. Na początku maja jest tzw. rest, czyli okres wypoczynku, regeneracji. Potem, kiedy otwiera się okno pogodowe, śledzone w komunikatach meteorologicznych, wiadomo, że to właśnie te kilka dni, na które wszyscy czekają. Wtedy rzeczywiście tworzy się zbitka tych, którzy chcą atakować szczyt. Natomiast w naszej ekipie nie poszliśmy na początku okna pogodowego, tylko na sam jego koniec. Denerwowaliśmy się, że może przeholowaliśmy, bo jak się zamknie, czyli zacznie wiać i padać, to nie będzie już drugiej szansy. Okazało się, że nasza cierpliwość jednak się opłaciła, bo dzięki temu mieliśmy Everest prawie wyłącznie dla siebie.

Nie obyło się bez ofiar.

- Wspominałam już o zmarłym chłopaku, który robił wejście beztlenowe. Inny, wspinacz z Bangladeszu, zmarł przy ataku szczytowym przede mną. Wiedziałam, że był jakiś wypadek, ale nie znałam szczegółów. W momencie, kiedy wchodziłam na szczyt, natknęłam się na "coś", co na początku wzięłam za namiot. Czasami jest tak, że wspinacze zostawiają tzw. depozyty. Jeżeli nie chce im się czegoś wnosić do góry np. butli z tlenem, to zostawiają w jakimś miejscu, żeby przy zejściu to wykorzystać czy zabrać. I myślałam, że ktoś sobie właśnie coś takiego zostawił. Poświeciłam latarką, bo to było w nocy. Byłam wtedy sama i okazało się, że to jest człowiek. Pierwsza myśl była taka, że trzeba sprawdzić, czy nie można mu jakoś pomóc. Myślałam, że odpoczywa, ale w momencie, kiedy go chciałam przewrócić, bo nie widziałam jego twarzy, jakiś Szerpa mnie dogonił i mówi: "On nie żyje. Zmarł dzień wcześniej". Bardzo przykro o tym mówić, człowiek szybko zapomina i wspina się dalej. Teraz, z pozycji dolin, mam do tego inne podejście. Niestety, na Evereście ludzie bardzo obojętnieją na takie przypadki.

Na Evereście od strony nepalskiej tych zwłok jest i tak stosunkowo mało.

- Na całym Evereście jest około 150-200 zwłok. Nie wiadomo dokładnie ile, bo nikt ich nie liczy. Jeżeli ktoś ginie nisko, to się zabiera zwłoki, ale jeżeli coś się dzieje u góry, to rzeczywiście tam zostają (w miarę możliwości w jakiejś szczelinie). Zazwyczaj o tym, co zrobić z ciałem, decyduje rodzina. Ściągnięcie ciała jest niesamowicie kosztowne. Rzadko kiedy rodzinę na to stać. Drugi argument jest taki, że większość wspinaczy chciałby po śmierci zostać w tym miejscu, które kocha.

Od strony tybetańskiej ciał jest więcej.

Nawet w tym roku był jeden przypadek, o którym mówił mi lider ekspedycji chińskiej. Jeden z chińczyków (którzy są bardzo zabobonni) minął po drodze chyba sześć różnych ciał. Był już prawie pod samym szczytem i odpuścił. Powiedział, że nie będzie wchodził na szczyt, bo tam zamieszkują duchy tych zmarłych osób i jeśli wejdzie na górę, to wtedy obróci się to przeciwko jego rodzinie i ściągnie na nią nieszczęście. Będąc pod szczytem, w pełni sił, nie wszedł na niego, godząc się, że formalnie Everest ma "nie zaliczony".

Po stronie tybetańskiej znajdują się słynne Zielone Buty.

- To zwłoki traktowane jako znak orientacyjny. Nazwa wynika z zielonych, plastikowych butów, które tkwią cały czas na nogach właściciela, zmarłego tam w 1996 roku. W tym samym miejscu, 10 lat później, w sąsiedztwie Zielonych Butów usiadł na chwilę Brytyjczyk, David Sharp. Jego śmierć wywołała burzę. Koło żyjącego wspinacza przeszło około 40 osób i żadna z nich nie udzieliła mu pomocy. Sytuacja była tym bardziej przykra, że osoby, które idąc na szczyt widziały, że ten człowiek żyje, nie zatrzymały się także w drodze powrotnej. Nikogo nie zastanowiło, że cały czas siedzi w tym samym miejscu. To wygląda w ten sposób, że wielu wspinaczy myśli: "Ja mu nie pomogę, bo nie dam rady, ale przecież idą za mną inni, to ktoś bardziej doświadczony się nim zajmie". Na początku wyprawy, jeszcze w czasie aklimatyzacji, zapytaliśmy naszego lidera, co zrobić, gdy widzimy takiego wspinacza, czy mamy pomagać. Lider powiedział wprost: "Decyzję zostawiam wam, ale pamiętajcie, że każdy podlega jakiejś agencji i nawet, jak ktoś jest sam, to ludzie z jego agencji są formalnie od tego, żeby jego wejście nadzorować". Z perspektywy czasu wiem, że ja na swoją agencję też nie mogłabym liczyć, bo nasz lider nie był z nami na górze. Został w obozie i nie wiedział, co się z nami dzieje, bo nie mieliśmy żadnych radiotelefonów.

Najbardziej dotknęła cię śmierć Aleksieja Bołotowa.

- To był dla mnie rzeczywiście trudny moment. Dwa tygodnie wcześniej razem siedzieliśmy w namiocie, piliśmy herbatę i robiliśmy wspólne zdjęcie. Na początku nie było wiadomo, kto zginął. W bazie mówiło się, że widziano spadające z 300 metrów ciało. Kiedy ginie ktoś obcy, oczywiście żal jest tej osoby, ale szybko zapominamy, bo jest anonimowa. Inaczej jest, gdy to ktoś, kogo znamy, wtedy dotyka nas to emocjonalnie. Poza tym Aleksiej była bardzo dobrym wspinaczem, w związku z tym zapala się czerwona lampka: "Jeśli giną wytrawni himalaiści, oznacza to, że ludzie mniej doświadczeni są jeszcze bardziej narażeni". To mnie nakręcało do tego, żeby się kontrolować i wyostrzyć zmysły, by zauważyć moment, gdy trzeba odpuścić.

Apetyt w górach dopisywał?

- Jadłam więcej, niż koledzy. Tyle że na takich wysokościach szybko gubi się kilogramy, bo organizm zjada sam siebie, zanikają mięśnie. Ja zgubiłam 10 kg. Chłopcy zrzucali nawet do 20 kg. Powinno się dużo jeść, żeby dostarczyć sobie energii.

Jedzenie nie było jednak za dobre.

- Nie jestem wymagająca (śmiech). Nie mieliśmy chleba, jedliśmy placki, na które już nie mogliśmy patrzeć. Mówię o jedzeniu w bazie, gdzie jest kucharz. W obozach powyżej bazy samemu trzeba sobie już pichcić. Wtedy jedzie się na liofizatach (pożywne dania gotowe), które są coraz lepsze. Problem jednak stanowi to, że na dużych wysokościach obniża się temperatura wrzenia wody - nie jest to 100 stopni, tylko dużo mniej. Będąc w Tatrach czy Alpach zalewamy torebkę i po 5 minutach mamy dobre, fajne jedzenie. Ale już w obozie IV na Evereście, na prawie 8000 m, nawet jak poczekamy 20 minut, to może się okazać, że ta żywność w ogóle nie dojdzie do siebie, będzie niedogotowana. Z kolei przy atakach szczytowych prawie każdy jedzie na żelach energetycznych. W tym przypadku trzeba uważać, żeby zabrać takie, które nie zamarzają. Wielu z tych batonów, które mamy w sklepach, jak u góry zamarzną, to ich nie ugryziemy. Mnie świetnie sprawdzała się chałwa - nawet przy największym mrozie dawała się przegryźć, była wysokoenergetyczna. A co do jedzenia w bazie, to ja próbowałam być cierpliwa, ale chłopcy mieli ochotę pobić kucharza. Zwłaszcza w momencie, kiedy dostaliśmy ryż z makaronem, bez żadnego sosu i jakichkolwiek dodatków. Kucharz chciał dobrze. Myślał, że ludzie z Zachodu tak jedzą i chciał nam zrobić przyjemność. Oczywiście brakowało świeżych owoców, warzyw. Nie mam nic przeciwko omletom co jakiś czas, ale w momencie kiedy codziennie, na każde bazowe śniadanie dostaje się omlet, i tak przez kilka tygodni, to każdemu może się znudzić.

Ale to właśnie specjalnie dla ciebie kucharz gotował jajka.

- Była rzeczywiście taka sytuacja. Trochę nieświadomie wystrzeliłam, że marzy mi się jajko na miękko. Nasz lider miał wobec mnie dług wdzięczności i gdy to usłyszał, zarządził, że kucharz ma ugotować takie jajko. Okazało się, że nie jest to proste. To nie jest tak, że włożymy sobie je na trzy i pół minuty i wychodzi super ugotowane jajko. W górach się to zmienia w zależności od wysokości i temperatury otoczenia. Na początku okazało się, że wszystkie przyniesione jaja są na twardo, czyli kucharz przeholował. Potem były na surowo. Trudno mu się było wstrzelić. Odpuściłam temat, tym bardziej, że pomysł z tym jajkiem na miękko traktowałam w formie żartu. Nasz lider wziął to jednak bardzo ambicjonalnie. Uparł się, że kucharz musi się nauczyć gotować jajko na miękko. W końcu, po długim czasie, udało się. Już po powrocie do domu sama zainteresowałam się tematem. Znalazłam informację naukową, że jajko na Evereście w temperaturze -10 stopni musi się gotować 20 minut.

Jakie masz zdanie o Szerpach?

- Mam bardzo dobre doświadczenia związane z Szerpami. Zależy od tego, jak ich traktujemy. Mimo, że nie miałam swoich prywatnych Szerpów, to dużo czasu z nimi spędzałam. Rozmawiałam z Szerpami z różnych agencji, przesiadywałam z nimi w namiotach. Tych, którzy byli związani z naszą agencją, wszystkich znałam po imieniu. To nie był dla mnie jakiś tam tragarz, który nosi ładunki do góry i śmieci z góry. To był człowiek, który ma rodzinę i w ten sposób na nią zarabia. Szerpowie, z którymi przebywałam, darzyli mnie sympatią. Wiedziałam, że mimo iż nie zapłaciłam za prywatnego Szerpę, jeżeli się coś wydarzy, na pewno mogę na nich liczyć. Przy ataku szczytowym jeden z nich oddał mi swoje rękawice. Widział, że moje są bardzo dobre, ale miałam problem z wpinaniem się w nich do poręczówki. I oddał mi swoje, które były pod tym względem lepsze. A jemu też były przecież potrzebne. Zdarzyło się też, że zgubiłam czekan. Powinnam sama po niego drałować, ale nie było problemu, Szerpa mi go przyniósł. Jakoś tak naturalnie wychodziło, że mimo, że Szerpowie nie musieli mi pomagać, nie mieli z tego żadnych korzyści finansowych, robili to za zwykłe "dziękuję". Jednak obserwując innych wspinaczy miałam wrażenie, że traktują Szerpów niczym służących, od których się wyłącznie wymaga.

Mówi się o tym, że Szerpowie zachowują się coraz gorzej.

Jak w każdym środowisku zawodowym tam, gdzie coś się rozwija na większą skalę, ludzie chcą zarobić coraz więcej. Natomiast ja bym tego nie uogólniała. Kilka razy byłam pod Everestem prowadząc grupy trekkingowe i korzystałam z pomocy Szerpów jako przewodników czy tragarzy. Po pierwsze, dużo osób myli pojęcie Szerpów. Nazywa się Szerpami wszystkich tragarzy, którzy tam funkcjonują, a to jest tylko pewna wydzielona grupa, należącą do grupy etnicznej Szerpów (można ich trochę porównać do naszych górali). Z drugiej strony wiadomo, że możliwość zarobienia napędza niewłaściwe zachowania. Pozostaje także pytanie do wspinaczy, czy my jesteśmy w porządku w stosunku do tych ludzi? Jest przyjęte na Evereście, że na koniec wyprawy zostawia się napiwki za obsługę bazy. W naszym przypadku miało to być 250 dolarów od osoby. Wiedzieliśmy o tym już przed wyprawą. Okazało się, że na osiem osób, z których składał się nasz zespół, zapłaciły tylko trzy. Szerpowie z bazy i tak nie dostawali dużych pieniędzy. Należało im się to, dwa miesiące na nas pracowali. Powiedzmy sobie szczerze, ci ludzie tym żyją, dla nich ten Everest jest raz w roku i każdy z nich ma na utrzymaniu wieloosobowe rodziny. Idą na wyprawę po to, żeby zarobić. Ktoś, kto krytykuje Szerpów powinien się zastanowić, czy sam jest w stosunku do nich w porządku.

Ale jest coś, co nawet Tobie w Szerpach przeszkadzało.

- (Śmiech). Już wiem, o czym mówisz - podejście do higieny. Idąc w góry wysokie trzeba zakładać, że nawet przez kilkanaście dni nie będzie się można myć. Z higieną jest trochę na bakier. Jednak w momencie, kiedy schodzi się do bazy, która jest naszym domem i można się odświeżyć, to trochę nam przeszkadzało, że Szerpowie się nie myją. Nie mają takiej potrzeby i to czuć. Mało tego, chodzą ciągle w tych samych ciuchach. Są oczywiście wyjątki - zwykle młodzi Szerpowie, którzy myją się częściej. Starsi - których ja bardzo cenię za lojalność, ideowe podejście do partnerstwa w górach i oddanie - jak wchodzą na górę w puchowym kombinezonie, tak samo chodzą w nim w bazie. Mimo, że mocno świeci słońce i można się przebrać w T-shirt i zrobić jakieś pranie, nie korzystają z tego. Oczywiście dawaliśmy im do zrozumienia, że przydałoby się doprowadzić do porządku. Pytaliśmy: "To co, ładna pogoda, kąpiecie się?", a oni na to, że "fakt, ładna pogoda, więc sobie na słoneczku pośpią".

A Ty sama jak dawałaś sobie radę z higieną w górach?

Poza chusteczkami nawilżającymi to można zapomnieć o myciu. Tam u góry, gdzie jest zimno i każda czynność jest problemem, człowiek obojętnieje na zapachy i szczegóły estetyczne. Lusterko schowałam już na początku wyprawy - stwierdziłam, że nie chcę się denerwować. Na pewno nie są to warunki dla kogoś, kto jest uczulony na punkcie swojego wyglądu. Poza tym człowiek na Evereście puchnie. Faceci mniej, kobiety bardziej. Atrakcyjność wizualna, powiedzmy sobie szczerze, spada. Do tego nie myte przez dłuższy czas włosy. Śpi się w czapce, chodzi się w czapce, bo zimno. A nawet jak można ją zdjąć, to włosy są w takim stanie, że lepiej tego nie robić. Cały czas są tłuste. Nawet jeśli już można je umyć, to trzeba sobie skalkulować, czy opłaca się zaryzykować przeziębienie, by mieć czystą głowę.

Ciało się wysusza?

- Pękają usta, skóra łuszczy się i przy każdym dotyku choćby ręki sypie się coś w rodzaju łupieżu. Łamią się bardzo paznokcie. Wielu osobom, mnie również, pękały opuszki palców - od wysuszenia i braku minerałów. Zaklejałam je przy użyciu Super Glue - taki sposób wspinaczy, który rzeczywiście świetnie działa. Jak by tego było mało, wszyscy chodzą zakatarzeni, zakasłani, no i dochodzą problemy fizjologiczne. W pewnym momencie człowiek się uzewnętrznia i rozmowa o tym staje się normalna. W naszej bazie podczas kolacji jeden z Amerykanów robił dochodzenie, czy też mamy hemoroidy, bo on ma i sprawia mu to duży problem. Ludzie mają też wymioty i biegunki. Jednemu z moich kolegów przydarzyła się w trakcie ataku szczytowego. Potem, jak już zeszliśmy, opowiadał nam, że dzięki tej biegunce miał motywację, żeby iść szybciej, by nie mieć nikogo za sobą. Na szczęście każdy wchodził oddzielnie. Normalnie mamy założoną uprząż, więc zdjęcie spodni byłoby bardzo kłopotliwe, ale on miał na wysokości pośladków klapkę na suwak, którą mógł w każdej chwili odpiąć i załatwić swoje potrzeby. Ale biegunki to na Evereście powszechny problem, poważny, bo człowiek szybko słabnie i się odwadnia. Niektórzy radzą sobie zakładając pampersy. Są różne sposoby. Natomiast jeśli chodzi o sikanie, to załatwia się to często nie wychodząc z namiotu, sikając do butelki. Nawet jak w namiocie śpi kobieta z mężczyzną, to musi się przemóc i nauczyć załatwiać do butelki, nie przejmując czyjąś obecnością. Tym bardziej, że tam nikogo kompletnie nie obchodzi, co inny robi. Poczucie wstydu totalnie zanika.

Co ze wspomaganiem farmakologicznym?

- Są pewne leki, które się stosuje w górach wysokich, żeby ułatwić aklimatyzację. Najpopularniejszy to Diuramid, na Zachodzie znany jako Diamox. Są różne szkoły. Amerykanie jadą na nich cały czas, większość polskich wspinaczy, w tym i ja, jesteśmy raczej za naturalnym przystosowaniem się organizmu do wysokości, bez wspomagania medykamentami. Co do mnie, to miałam też przy sobie Deksametazon w zastrzyku, czyli mocny steryd. Tak na wszelki wypadek, w razie potrzeby ratowania życia. Na przykład kiedy złamie się nogę, po wstrzyknięciu takiego sterydu można zmobilizować się, wstać i zejść do obozu. Na szczęście zastrzyk ten nie był potrzebny. Dyskusyjne jest natomiast branie sterydów na zasadzie dopingu. W gronie wspinaczy coraz częściej mówi się, że wiele osób, m.in. także tych ze światowej czołówki, idąc na nowe drogi, kiedy trzeba rzeczywiście szybko działać, używa tego typu środków. Jak na razie unika się nagłaśniania tego typu dyskusji, ale to jest taka sama dyskusja, jak środki dopingujące w innych dziedzinach sportu.

A tlen? Prawie każdy go używa.

- Ja bym nie traktowała dodatkowego tlenu z butli jako doping, choć fakt, na pewno jest z nim łatwiej niż bez. I nie chodzi tylko o ułatwienie oddychania, ale też o to, że bez tlenu jesteśmy dużo bardziej narażeni na odmrożenia, bo jest gorsza cyrkulacja krwi.
Od obozu III nawet Szerpowie wspomagają się tlenem z butli (fot. M. Witkowska)
Kluczowe jest jednak pytanie, z ilu butli z tlenem dana osoba korzystała? Czy używała go tylko przy ataku szczytowym i w niektórych momentach, czy cały czas wchodziła na tlenie, spała z tlenem itd. Każda butla z tlenem kosztuje około 500 dolarów. Nie każdego stać na to, żeby nakupić sobie dużo tych butli. Mnie nie było stać. Miałam obliczone, że mogę sobie pozwolić na dodatkowy tlen właściwie tylko na atak szczytowy, plus założyć niewielką rezerwę. Ale są osoby, które już od obozu II, czyli wysokości 6400 m, idą na tlenie, co z kolei ja uważam za jakąś pomyłkę (w sensie, że za wcześnie). Oczywiście jeżeli ktoś mi powie, ze był na Evereście bez dodatkowego tlenu, to ma z mojej strony wielki szacunek i uznanie. Z drugiej strony większym sukcesem jest wejść na szczyt z butlą, niż nie korzystać z niej, ale w efekcie nie wejść.

Himalaiści często wracają na Everest. Zdobywają "Dach świata" po kilka razy.

- Ci, którzy wchodzą, robią to z różnych przyczyn. Wracają przede wszystkim ci, którym wcześniej się nie udało, ale wciąż marzą o zdobyciu szczytu. Niektórzy wchodzą ponownie w charakterze przewodników, traktując to jako pracę (rekordzista - Szerpa ma na koncie 21 wejść). Ja drugiego wejścia nie planuję, z prostego powodu - braku funduszy, ale jak ktoś nie ma takich ograniczeń, to jego sprawa. Gdybym miała zapłacić znowu tyle pieniędzy, tylko po to, żeby pochwalić się, że byłam tam drugi. czy trzeci raz, to nie widzę w tym sensu, tym bardziej, że nic to w historii Everestu nie zmieni. Oczywiście ważne są przeżycia, ale tutaj pocieszę tych którzy na Everest z różnych przyczyn nie mają szansy wejść.Owszem, Everest jest najwyższy, co ma znaczenie, ale przeżycia jakie mamy w niższych górach, choćby w Sudetach czy Bieszczadach, są wcale nie mniej cenne.

Rozmawiała Ewa Koszowska, Wirtualna Polska

Książka "Everest. Góra Gór" ukazała się nakładem wydawnictwa Bezdroża.

Monika Witkowska - podróżniczka (odwiedziła ponad 160 krajów świata), żeglarka (w rejsach morskich i oceanicznych przepłynęła ponad 30 tys. mil morskich), a także wielka miłośniczka gór.23 maja o godzinie 5.45 czasu nepalskiego Monika Witkowska stanęła na wierzchołku Mount Everestu.

....

Czlowiek ma przede wszystkim ratowac swoje zycie a na wysokosci 8000 m kazdy jest umierajacy ! Nie mozna wymagac zeby ledwie zywy ratowal kogokolwiek .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:01, 09 Cze 2014    Temat postu:

Elżbieta Fijałkowska nie żyje. Polska alpinistka zginęła w słowackich Tatrach

Zmarła Elżbieta "Glajza" Fijałkowska. Polska taterniczka zginęła w słowackiej części Tatr.

Śmiertelny wypadek miał miejsce w masywie Czarnego Szczytu na wysokości ok. 2200 m n.p.m.

Ratownicy odnaleźli ciało w szczelinie brzeżnej. Pomoc wezwali trzej turyści. Ekipa ratunkowa na miejsce zdarzenia dostała się helikopterem.

Elżbieta "Glajza" Fijałkowska była jedną z najważniejszych postaci środowiska wspinaczkowego. Była m.in. członkiem Łódzkiego Klubu Wysokogórskiego.

Polka wyróżniła się m.in. przejściem (w zespołach kobiecych) w Dolomitach i Wilderkaiser.

Urodzona w Łodzi często wspominała o swoim przywiązaniu do rodzinnego miasta. Jednocześnie podkreślała, że to "mniej cywilizowane miejsca", jak góry dawały jej poczucie samorealizacji.

Znajomi Glajzy z łódzkiego środowiska wspinaczkowego pożegnali ją słowami: "Osobistość świata wspinaczkowego. Dobry duch i pomysłodawczyni najważniejszych spotkań, które łączyły wszystkie pokolenia wspinaczy. Wolna, odważna i bezkompromisowa - nasza Glajza. Pozostanie w naszej pamięci jej siła, dobroć i radość życia. Elu, do zobaczenia!".

...

To jest dobra smierc na polu walki .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:27, 24 Lip 2014    Temat postu:

Polacy stanęli na szczycie Broad Peak


Broad Peak - polskihimalaizmzimowy.​pl

Agnieszka Bielecka, Marek Chmielarski i Piotr Tomala zdobyli w czwartek Broad Peak (8051 m n.p.m). Wszyscy są uczestnikami wyprawy Polskiego Himalaizmu Zimowego im. Artura Hajzera.

Wyprawa ruszyła 10 czerwca. Za główny cel obrano zdobycie Broad Peak Middle (8011 m n.p.m). Początkowo szyki pokrzyżo­wała Polakom śnieżyca, która szalała na Broad Peak w dniach 16-19 lipca. Próba rozpoczęła się w nocy z 22 na 23 lipca. Zespół A w składzie Jarosław Gawrysiak, Kacper Tekieli, Grzegorz Biele­jec, Krzysztof Stasiak musiał po kilkunastu godzinach zawrócić. Dzień później ruszył zespół B (Agnieszka Bielecka, Marek Chmie­larski, Piotr Tomala) i tym razem nic nie stanęło na przeszko­dzie. Bielecka stała się tym samym trzecią Polką, która weszła na Broad Peak.

To pierwsza wyprawa Polaków na Broad Peak od pamiętnej próby z zeszłego roku. 5 marca na wierzchołku (8047 m) stanęli kolejno: 29-letni Adam Bielecki (KW Kraków), 33-letni Artur Małek (KW Katowice), 58-letni Maciej Berbeka (KW Zakopane) i 27-letni Tomasz Kowalski (KW Warszawa). Dwaj ostatni nie zdo­łali powrócić na noc do obozu. 8 marca zostali uznani za zmar­łych.

Za: "Polskie Radio"

....

Brawo ! SmileSmile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:51, 29 Lip 2014    Temat postu:

Wyprawa na Broad Peak Middle. Polacy uratowali życie umierającemu mężczyźnie

Grupa polskich himalaistów uratowała życie umierającemu mężczyźnie - informuje strona Polski Himalaizm Zimowy.

"24 lipca ok. godz. 22, do polskiej messy w bazie wyprawy wszedł członek zespołu tajwańskiego z prośbą o pomoc umierającemu w obozie IV (ok.7500m) rodakowi" - czytamy w relacji grupy Polaków, którzy za cel obrali sobie zdobycie Broad Peak Middle.

Kiedy wiadomość o mężczyźnie dotarła do Polaków, część z nich przebywała już w obozie III. Trzech z nich było po udanym ataku szczytowym na główny wierzchołek Broad Peak.

"Kacepr Tekieli był w bazie. Skontaktował się z Krzyśkiem Stasiakiem, Grześkiem Bielejecem i Mariuszem Grudniem. Ten ostatni zna się na rzeczy, bo jest ratownikiem medycznym i górskim" - relacjonują. Okazuje się, że próby przekonania innych osób do akcji ratunkowej były daremne: "mimo tego, że proszeni o udział byli również rodacy umierającego Shahima" - opowiadają Polacy.

Grupę ratunkową postanowił wesprzeć Grzegorz Bielejec, który był zaledwie 24 godziny po ataku na Middle "oraz Marek Chmielarski, który po akcji szczytowej nie zdążył nawet wysuszyć butów".

"Po trzygodzinnej walce o znalezienie w nocy "czwórki", Maniek i Grzesiek dotarli do poszkodowanego, który znajdował się pod prowizoryczną opieką pary Meksykanów. Maniek zaaplikował mu niezbędne leki, a Grzesiek podał tlen".

Nazajutrz w godzinach porannych wrócił po Shahima jego osobisty tragarz wysokościowy, który sprowadził go do obozu III, a wieczorem do II.

"Akcja ratowania Tajwańczyka splotła się z problemami zdrowotnymi Krzyśka, któremu pomocy należało udzielać równolegle. 25 lipca rano stracił on poczucie równowagi i czuł się coraz gorzej. W tej sytuacji Maniek, który wrócił z nocnej akcji, bez zastanowienia zaaplikował koledze lek na obrzęk mózgu, a Piotr rozpoczął podawanie tlenu" - opowiadają.

"Po około godzinie przygotowań Piotr rozpoczął sprowadzanie Krzyśka. Wszelkie zakłócenia w podawaniu mu tlenu, spowodowane poluzowaniem maski itd. natychmiast odbijały się na stanie chorego, który zaprzestawał współpracy z ratującym. Po 9 godzinach akcji, Krzysiek, Piotr oraz Agnieszka znaleźli się pod ścianą, gdzie czekała na nich reszta polskiego zespołu z jedzeniem i piciem."

"Tego samego dnia wieczorem, do bazy dotarł Grzegorz, któremu akcja ratowania Tajwańczyka uniemożliwiła bezpieczne wyjście do ataku szczytowego na główny wierzchołek Broad Peak. Maniek i Marek z powodu późnej pory i sporego ładunku sprzętu spędzili noc w obozie II. Nazajutrz po zwinięciu całego polskiego ekwipunku z "dwójki", zeszli na dół, kończąc tym samym właściwą część wyprawy. W trakcie zejścia z dwójki Maniek aktywnie uczestniczył w sprowadzaniu poszkodowanego Tajwańczyka aplikując mu tlen i zastrzyki ratujące życie" - czytamy w relacji.

Broad Peak Middle

Broad Peak Middle to jeden z wielu wierzchołków potężnego masywu Broad Peak. Wysokość 8011 m. Masyw wznosi się na południowy wschód od K2.

...

Warunki ekstremalne to nie tylko tragedie . To też pomoc i bohaterstwo .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:00, 31 Lip 2014    Temat postu:

Polacy zdobyli K2 - Janusz Gołąb na szczycie!

[link widoczny dla zalogowanych]

Polacy zdobyli K2! Na szczycie stanął Janusz Gołąb! Gołąb jest jednym z uczestników wyprawy kierowanej przez Marcina Kacz­kana, w której uczestniczą też Artur Małek, Paweł Michalski i Piotr Snopczyński. O sukcesie poinformowano na Facebooku pro­jektu Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015.

Krótka informacja zamieszczona w portalu ok. 9.30 to wiado­mość SMS-owa od Pawła Michalskiego z 31.07.2014 z godz. 7.46: "Jest sukces wyprawy!!! Janusz Gołąb na szczycie! Artur Małek i Paweł Michalski wycofali się 150 m poniżej szczytu (teraz w C4). Kaczkan wciąż próbuje. Szczegóły wkrótce".

Wyprawa wyruszyła z Polski 10 czerwca. Za cel obrali sobie zdo­bycie K2 (8611 m n.p.m. - druga najwyższa góra świata) drogą normalną, którą planowane jest zimowe zdobywanie góry pod­czas kolejnych ekspedycji.

Relacje można śledzić na stronie polskihimalaizmzimowy.​pl oraz Facebooku wyprawy.

Janusz Gołąb - 46 lat. Członek Klubu Wysokogórskiego Gliwice. Wspina się od 1985 roku. Członek legendarnego "Wunder team", który na przełomie wieków dokonał serii najznakomitszych wspi­naczek o charakterze alpejskim w historii polskiego alpinizmu. Były to między innymi zimowe przejścia ściany Troll Wall w Nor­wegii, Grandes Jorasses w masywie Mont Blanc, Eiger w Alpach. Nie brakowało ekstremalnych wspinaczek na Alasce, Grenlandii. Uczestnik głośnej wyprawy w góry Patagonii "Pepsi na Max". Zwieńczeniem alpejskich sukcesów było wytyczenie nowej drogi na wielkiej ścianie Kedar Dome w Himalajach Gharwalu. Janusz Gołąb jest laureatem prestiżowej nagrody Kolosy; odznaczony zo­stał Medalem Za Wybitne Osiągnięcia Sportowe. 9 marca 2012 roku dokonał pierwszego zimowego wejścia na ośmiotysięcz­nik Gasherbrum I w górach Karakorum.

...

Brawo ! Przecież to nie tylko wypadki ! To jest też satysfakcja z opanowania siebie !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:40, 14 Paź 2014    Temat postu:

Symboliczny grób Heleny Dłuskiej po 93 latach od śmierci

Na cmentarzu zasłużonych na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem odsłonięto tablicę upamiętniającą taterniczkę i działaczkę spo­łeczną Helenę Dłuską. Dłuska nie miała dotąd miejsca upamięt­nienia; jej prochy sprowadzone z USA zaginęły.

Helena Dłuska była córką Bronisławy – starszej siostry noblistki Marii Skłodowskiej – Curie i Kazimierza. Dłuscy wybudowali m.​in. sanatorium w Kościelisku oraz otworzyli w Aninie pod War­szawą prewentorium przeciwgruźlicze dla dzieci. Jedna z ulic w Zakopanem od października będzie nosiła imię Dłuskich.

- Po 93 latach od śmierci Heleny Dłuskiej w końcu możemy zapa­lić znicz na jej symbolicznym grobie. 16 października minie 105 rocznica nieszczęśliwego wypadku w Tatrach, przez który Hele­na musiała rozstać się z górską wspinaczką – podkreśliła inicja­torka odsłonięcia tablicy i nadania ulicy imienia Dłuskich Ewa Wójcik-Wichrowska.

Helena Dłuska urodziła się w 1892 r. w Paryżu. Od młodości była zakochana w Tatrach. Była jedną z pierwszych kobiet wspinają­cych się w Tatrach. Jej pierwsze wejścia na tatrzańskie szczyty opisał twórca Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowe­go Mariusz Zaruski. Dłuska była człowiekiem wielu zaintereso­wań – studiowała na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz na Sorbo­nie geologię i matematykę.

Podczas samotnej wspinaczki na Kominach Strążyskich w 1909 r. doznała poważnej kontuzji stopy i musiała na zawsze rozstać się z wspinaczką. Mimo tego Helena działała podczas pierwszej wojny światowej zwalczając tyfus.

W 1920 r. Dłuska przeprowadziła się do Chicago, gdzie pracowa­ła w redakcji "Dziennika Ludowego". W 1921 r. po wysłaniu arty­kułu prasowego o Górach Skalistych do Dziennika Ludowego, w swoim mieszkaniu Helena odkręciła najprawdopodobniej kurek od lampy gazowej trując się.

- Urna z prochami Heleny została sprowadzona do Polski, ale ze względu na zakaz grzebania samobójców na poświęconej ziemi, nigdy nie odbył się jej pogrzeb – mówiła Wójcik-Wichrowska.

Nigdy nie natrafiono na urnę z prochami Dłuskiej. Według oficjal­nej wersji, urna zaginęła podczas powstania warszawskiego. Ist­nieją domysły, że prochy Heleny zostały w tajemnicy pogrzebane w grobowcu rodzinnym Skłodowskich na Powązkach lub właśnie na Pęksowym Brzyzku.

- To było dręczące poczucie niesprawiedliwości, że Helena dotąd nie była w żaden sposób upamiętniona. Dłuscy byli tak hojni dla całego społeczeństwa, darowali Polsce wszystko co mieli i nie za­służyli na godną pamięć, nie mogli pogrzebać własnej córki – opo­wiadała Wójcik-Wichrowska.

Towarzyszka górskich wypraw Heleny, a zarazem jej kuzynka Irena Padlewska – Szydłowska starała się już w 1977 r. o symbo­liczny grób dla Dłuskiej, ale to się nie udało.

Tablica umieszczona na grobowcu Kazimierza Dłuskiego została wykonana według projektu zakopiańskiego artysty Stanisława Berbeki.

..

Tak tu tez trzeba upamietniac ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:59, 17 Paź 2014    Temat postu:

RMF FM: polski alpinista zginął w szwajcarskich Alpach

W Alpach Pennińskich zginął polski alpinista - informuje RMF FM. O sprawie powiadomiła szwajcarska policja. Jak dotąd nie podano jeszcze szczegółów.

Z informacji RMF FM wynika, że mężczyzna przebywał w Alpach wraz z czteroosobową grupą Polaków. Wspólnie próbowali zdo­być szczyt Stecknadelhorn; jego wysokość sięga 4241 m n.p.m.

Tragedia w Himalajach

To kolejna tragiczna wiadomość z udziałem polskich obywateli. We wtorek, w burzy śnieżnej, która nawiedziła nepalską część Hi­malajów, śmierć poniosło trzech Polaków.

Bardzo silne opady śniegu, spowodowane przez cyklon Hudhud, który w miniony weekend uderzył we wschodnią część Indii, we wtorek przeszły nad Himalajami w samym szczycie nepalskiego sezonu turystycznego.

Związek Agencji Trekkingowych Nepalu informuje, że zaginio­nych jest 85 osób. Liczbę zaginionych określono na podstawie list turystów i alpinistów, którzy udali się w ten rejon. Nie oznacza to, że wszyscy zaginieni zostali odcięci od świata przez lawiny, niektórzy mogli bowiem wcześniej opuścić zagrożony teren.

Skarbnik Związku Agencji Trekkingowych Nepalu, Gopal Babu Szresta powiedział, że 23 osoby zostały uratowane. 15 z nich prze­bywa w szpitalu w stolicy Nepalu, Katmandu. Babu Szresta, który uczestniczył wczoraj w poszukiwaniach zaginionych ze śmigłow­ców, powiedział, że turyści zostali odcięci na szlaku przez lawiny, a ratownicy nie mogą na razie do nich dotrzeć.

...

Tak trudny los ale sami wybrali .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:37, 22 Lis 2014    Temat postu:

Katowice: pomnik ku czci alpinistów sfinansowany przez internautów

Ponad 360 darczyńców ofiarowało w internetowej zbiórce łącznie ponad 40 tys. zł na budowę pomnika ku czci siedmiu nieżyjących alpinistów z Klubu Wysokogórskiego w Katowicach. Pomnik ma stanąć w 2015 roku w katowickim Parku im. Tadeusza Kościuszki.

Zbiórka pieniędzy, jak poinformował Klub Wysokogórski w Katowicach, prowadzona była w ramach tzw. crowdfundingu. Jest to coraz popularniejszy sposób pozyskiwania przez internet funduszy na przedsięwzięcia biznesowe i kulturalne o ściśle sprecyzowanym celu. Zbiórka pieniędzy odbywa się na specjalnych platformach, w serwisach społecznościowych. Ta trwała 45 dni.

362 darczyńców podarowało na budowę pomnika ponad 40 tys. zł. - To więcej niż planowaliśmy zebrać. Kwotą niezbędną do tego, aby dopiąć budżet przedsięwzięcia było bowiem 30 tys. zł. To efekt wsparcia tego przedsięwzięcia przez wiele osób, w tym czołowych himalaistów. Teraz planujemy uzyskać pozwolenie na budowę, bo projekt pomnika jest gotowy – powiedział wiceprezes Klubu Wysokogórskiego w Katowicach Krzysztof Modliszewski.

Pomnik tworzyć będzie siedem nałożonych na siebie kamiennych bloków. Na każdym z nich znajdzie się podobizna jednego z tragicznie zmarłych alpinistów katowickiego Klubu Wysokogórskiego: Henryka Furmanika, Andrzeja Hartmana, Rafała Chołdy, Jana Nowaka, Mirosława "Falco" Dąsala, Jerzego Kukuczki i Artura Hajzera.

Członkowie Klubu mają nadzieję, że obelisk będzie gotowy na wiosnę przyszłego roku. "To będzie miejsce, gdzie rodziny i bliscy tych alpinistów będą mogli zapalić znicze, powspominać ich, pomodlić się i oddać im cześć" – informuje Klub Wysokogórski w Katowicach.

Inicjatywę budowy pomnika ku czci "Alpinistów z Klubu Wysokogórskiego w Katowicach, którzy w górach zostali na zawsze" katowiccy radni poparli uchwałą 29 października. Pomnik będzie, jak napisano w uzasadnieniu do uchwały, również "wyrazem wdzięczności za rozpropagowanie Katowic w świecie".

Grunt, na którym ma być usytuowany pomnik jest własnością miasta Katowice. Lokalizacja pomnika uzyskała pozytywną opinię śląskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków. Była ona konieczna, gdyż Park im. Tadeusza Kościuszki jest wpisany do rejestru zabytków.

...

Brawo pieknie .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:12, 12 Lut 2015    Temat postu:

Śmierć Polaka w Andach. Zginął przy próbie zdobycia Aconcagui

52-letni Polak zmarł podczas próby zdobycia znajdującej się w Argentynie Aconcagui, najwyższego szczytu obu Ameryk. O wypadku poinformowały władze argentyńskiej prowincji Mendoza, na terenie której znajduje się masyw.
Według przekazanych przez nie informacji ofiara wchodziła w skład kilkunastosobowej grupy z Polski, która - pod opieką przewodników - próbowała wejść na najwyższy szczyt obu Ameryk. I cel ten został osiągnięty.

Do wypadku doszło wczoraj po południu na samym szczycie Aconcagui, gdy grupa przygotowywała się do zejścia. Jedna osoba nagle straciła przytomność i mimo podjętej natychmiast reanimacji niestety zmarła. Personaliów ofiary nie ujawniono, lecz wiadomo, że zmarły miał 52 lata i pochodził z Warszawy.

Lokalne władze zapewniły, że jeśli tylko na to pozwoli pogoda, dzisiaj ratownicy zniosą ciało Polaka ze szczytu do bazy pod Aconcaguą.

...

Dla nich to jak smierc na polu walki !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:58, 13 Lut 2015    Temat postu:

Magdalena Zagała
dziennikarka, autorka reportaży TV

Denis Urubko

Denis Urubko ma 42 lata. Odważny, utalentowany. Jeden z najlepszych, w pełni aktywnych himalaistów. Legenda w świecie ludzi gór. W Rosji traktowany jak szaleniec. Urubko od miesięcy starał się o polskie obywatelstwo. Od wczoraj jest Polakiem. Na Facebooku napisał – Wroclaw is my favorite city in Poland!

Denis Urubko zamieszkał na Dolnym Śląsku. Uroczystość nadania mu polskiego obywatelstwa zorganizowano wczoraj we wrocławskim urzędzie wojewódzkim. Dotąd miał obywatelstwo rosyjskie - urodził się w Niewinnomyssku na terenie północnego Kaukazu.

Himalaista ma imponujące osiągniecia. W ciągu dziewięciu lat zdobył wszystkie 14 ośmiotysięczniki bez użycia butli z tlenem. W 2009 r. z Simone Moro jako pierwsi stanęli zimą na szczycie Makalu, a dwa lata później z Moro i Richardsem na Gaszerbrumie II. W ciągu 42 dni zdobył też wszystkie siedmiotysięczniki w byłym ZSRR i przyjął tytuł Śnieżnej Pantery. Za wytyczenie nowej drogi na południowo-wschodniej ścianie Czo Oju odznaczony został Złotym Czekanem.

Dlaczego chciał zostać Polakiem? W Rosji nikt nie interesuje się himalaistami, nawet jeśli są sławni. Przez wiele lat alpinizm był traktowany jako jedna z dyscyplin sportowych – była kadra, trenerzy, szkolenia. Ale to się skończyło bezpowrotnie. Dziś trudno jest zdobyć pieniądze na wyprawy, a himalaizm traktowany jest jak zajęcie dla szaleńca.

W wywiadach Urubko zawsze podkreślał, że najlepiej czuje się w trzech miejscach na świecie - w Polsce, we Włoszech i w Kraju Basków. Do Polski przyjeżdżał często. Był gościem wielu górskich festiwali, promował swoją książkę „Skazany na góry”. Jest szanowany, świetnie zna środowisko. Wspinacze cenią go za odwagę. W 2001 roku Na Lhotse pomógł Annie Czerwińskiej, rok później podczas wyprawy Krzysztofa Wielickiego na K2 uratował Marcina Kaczkana, który w czasie ataku szczytowego doznał obrzęku mózgu.

Dwa lata temu otrzymał tytuł instruktora wspinaczki i alpinizmu w Polskim Klubie Alpejskim. W przyszłości, po zakończeniu kariery Urubko chce założyć szkoły wspinaczkowe, trenować przyszłe pokolenia polskich himalaistów. Na razie przed nim kolejne wyzwanie - dostał zaproszenie na organizowaną przez Polaków w zimie 2015/2016 wyprawę na K2. Krzysztof Wielki wiedząc o staraniach rosyjskiego himalaisty o polski paszport mówił niedawno w wywiadach „Marzy mi się, żeby zrobić międzynarodową wyprawę zimową na K2, w skład której wejdzie Denis Urubkowski”.

>>>

Oczywiscie kazdy przyzwoity czlowiek chce byc Polakiem . Zreszta jak ktos zostaje Polakiem to nie traci swojej narodowosci . Taka mamy tradycje . Od razu mowie ... Polakami nazuywano WSZYSTKICH mieszkancow dawnej Rzeczypospolitej a bylo to wiele narodow Wschodu i Zachodu od H Olendrów po Tatarów .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:30, 25 Kwi 2015    Temat postu:

Paweł Michalski: jesteśmy cali, nie wszyscy mieli tyle szczęścia

W Himalajach zeszła dziś lawina - Reuters

Himalaista Paweł Michalski, który jest w bazie pod Mount Everestem, napisał, że razem z Jarosławem Gawrysiakiem są "cali i zdrowi". W wiadomości na swoim profilu na Facebooku dodawał: "Mieliśmy wiele szczęścia... niestety nie wszyscy mieli go tyle, co my... Jest wiele zniszczeń i ofiar. Ciężko w kilku słowach opisać to, co się tu dzieje…".

Jarosław Gawrysiak oraz Paweł Michalski biorą udział w ekspedycji "6 Summits Challenge". Fotograf wyprawy Kanadyjczyk Elia Saikaly zaraz po zejściu lawiny napisał na Facebooku, że nikomu z członków wyprawy nic się nie stało.

Silne trzęsienie ziemi, do którego doszło w Nepalu, wywołało lawinę, która zeszła w pobliżu najwyższego szczytu na świecie - Mount Everestu, raniąc co najmniej 30 osób, które przebywały w okolicy - poinformowali przedstawiciele lokalnych władz.

Zdaniem przedstawiciela nepalskiego związku himalaistów lawina zeszła w okolicy obozu, z którego wyrusza w dalszą drogę na szczyt większość ekspedycji. Jednak sam obóz nie został dotknięty przez żywioł.

Wstrząsy o sile 7,9 w skali Richtera, jakie nawiedziło okolice stolicy Nepalu, Katmandu były także odczuwalne w sąsiednich państwach - Indiach i Pakistanie. Epicentrum wstrząsów odnotowano przed południem czasu lokalnego, 80 km na wschód od miasta Pokhara w środkowej części kraju - podały amerykańskie służby geologiczne USGS. Trzęsienie ziemi miało miejsce na głębokości około 11 km.

....

To dobrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:31, 25 Kwi 2015    Temat postu:

Paweł Michalski: jesteśmy cali, nie wszyscy mieli tyle szczęścia

W Himalajach zeszła dziś lawina - Reuters

Himalaista Paweł Michalski, który jest w bazie pod Mount Everestem, napisał, że razem z Jarosławem Gawrysiakiem są "cali i zdrowi". W wiadomości na swoim profilu na Facebooku dodawał: "Mieliśmy wiele szczęścia... niestety nie wszyscy mieli go tyle, co my... Jest wiele zniszczeń i ofiar. Ciężko w kilku słowach opisać to, co się tu dzieje…".

Jarosław Gawrysiak oraz Paweł Michalski biorą udział w ekspedycji "6 Summits Challenge". Fotograf wyprawy Kanadyjczyk Elia Saikaly zaraz po zejściu lawiny napisał na Facebooku, że nikomu z członków wyprawy nic się nie stało.

Silne trzęsienie ziemi, do którego doszło w Nepalu, wywołało lawinę, która zeszła w pobliżu najwyższego szczytu na świecie - Mount Everestu, raniąc co najmniej 30 osób, które przebywały w okolicy - poinformowali przedstawiciele lokalnych władz.

Zdaniem przedstawiciela nepalskiego związku himalaistów lawina zeszła w okolicy obozu, z którego wyrusza w dalszą drogę na szczyt większość ekspedycji. Jednak sam obóz nie został dotknięty przez żywioł.

Wstrząsy o sile 7,9 w skali Richtera, jakie nawiedziło okolice stolicy Nepalu, Katmandu były także odczuwalne w sąsiednich państwach - Indiach i Pakistanie. Epicentrum wstrząsów odnotowano przed południem czasu lokalnego, 80 km na wschód od miasta Pokhara w środkowej części kraju - podały amerykańskie służby geologiczne USGS. Trzęsienie ziemi miało miejsce na głębokości około 11 km.

....

To dobrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:48, 28 Kwi 2015    Temat postu:

Dramatyczny apel Andrzeja Bargiela

Andrzej Bargiel, polski skialpinista i himalaista, wystąpił na Twitterze z dramatycznym apelem. Chodzi o jego siostrę - Elę Bargiel, która podobno przebywała w okolicach bardzo mocnego trzęsienia ziemi w Nepalu.

Siostra Andrzeja Bargiela od trzech miesięcy przebywa w Indiach. Pracowała tam w społecznej organizacji, ucząc w szkołach języka angielskiego. Stamtąd wybrała się jednak do Nepalu na religijny festiwal "Universal Religion Festiwal in Nepal" (miał się on odbywać w dniach 24-27 kwietnia w Kathmandu).

- Odwołano go akurat dwa dni przed trzęsieniem ziemi, ale Ela podobno była w tamtych okolicach. Nie mamy z nią kontaktu, bo tydzień temu został jej skradziony telefon. Dlatego kombinujemy i szukamy jakiegoś punktu zaczepienia - powiedział Andrzej Bargiel w rozmowie z Eurosport.Onet.pl.

- Skontaktowaliśmy się z ludźmi z Indii, których tam poznała. Jeden z kolegów tych znajomych powiedział, że widział ją po tym trzęsieniu ziemi w Katmandu, ale nie jest to potwierdzona informacja - dodał.

Polka była widziana po raz ostatni w Chitwan Park w Nepalu około 19 kwietnia (ok. pięciu godzin drogi od Kathmandu). Wcześniej była w Varnassi.

- Ostatnia wiadomość od Eli, jaką otrzymaliśmy 16 kwietnia 2015: "Jestem w Varnasi, a nastepnie udaje sie do Ktahmandu, potem do Pokhara" - mówił Bargiel.

Epicentrum trzesienia miało miejsce między Kathamandu i Pokhara.

Osiem milionów ludzi zostało dotkniętych katastrofalnym trzęsieniem ziemi, które w sobotę nawiedziło Nepal; 1,4 mln ludzi potrzebuje żywności - poinformowała ONZ.

Według nepalskiego rządu wskutek trzęsienia ziemi zginęło ponad 4,3 tys. osób, a około 8 tys. zostało rannych. W Nepalu i sąsiednich krajach wciąż odczuwane są wstrząsy wtórne. W Indiach, Tybecie i na zachodzie Chin w sumie życie straciły 73 osoby - podała agencja Xinhua.

W górach, gdzie znajdowały się setki wspinaczy, zginęło 18 osób. Wstrząsy o sile 7,8 w skali Richtera spowodowały zejście lawin w masywie najwyższej góry świata - Mount Everestu.

Było to najgorsze trzęsienie ziemi w Nepalu od ponad 80 lat; wstrząsy odczuwalne były w różnych częściach Indii, Bangladeszu, Tybetu i Pakistanu. Poprzednie trzęsienie, z 1934 r., miało siłę 8 i prawie kompletnie zniszczyło miasta Katmandu, Bhadgaun (Bhaktapur) i Patan.

...

Popieramy apel.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:21, 28 Lip 2015    Temat postu:

Bargiel: Nikt nie zaangażował się w poszukiwania Ostrowskiego. Jest mi wstyd
Andrzej Bargiel
Andrzej Bargiel - Rafał Malko / Agencja Gazeta

W gorzkich słowach himalaista Andrzej Bargiel podsumowuje zakończoną wczoraj akcję poszukiwawczą polskiego skialpinisty Aleksandra Ostrowskiego. - Wstyd za tych wszystkich wspinaczy, którzy byli tam w tej bazie, bo nikt się w te poszukiwania nie zaangażował. Te standardy, które panują teraz w górach, są bardzo przykre - mówi w rozmowie z RMF FM.

Aleksander Ostrowski zaginął na zboczach Gaszerbrumu II (8035 m). Wcześniej, razem z Piotrem Śnigórskim, przeprowadzili nieudany atak szczytowy. Planowali pierwszy polski zjazdu na nartach z tego ośmiotysięcznika. Akcję poszukiwawczą oficjalnie zakończono wczoraj. Teren zaginięcia polskiego alpinisty został przeszukany, ale żadnych śladów nie znaleziono. Ze względu na trudne warunki pogodowe podjęto decyzję, że akcja nie będzie kontynuowana.

W akcję zaangażował się również Andrzej Bargiel - polski himalaista, który w chwili wypadku Ostrowskiego zdobywał Broad Peak i udanie zjechał z tego ośmiotysięcznika na nartach. O kulisach tej sprawy opowiedział Maciejowi Pałachickiemu z RMF FM. Jak czytamy, Bargiel chciał szukać zaginionego kolegi, ale na takie rozwiązanie nie zgodził się porucznik łącznikowy pakistańskiej armii.

- Nie udało nam się nigdzie wyjść i nie jestem z tego powodu zadowolony, zawsze zostaje jakiś niesmak - przyznał w rozmowie z Pałahickim.

W gorzkich słowach ocenił też całą sytuację. - Napatrzyliśmy się też, jak to wszystko wygląda i szczerze mówiąc, trochę mi wstyd za tych wszystkich wspinaczy, którzy byli tam w tej bazie, bo nikt się w te poszukiwania nie zaangażował - stwierdził.

- Te standardy, które panują teraz w górach, są bardzo przykre. Przez komercjalizację ludzie zrzucają całą odpowiedzialność na Szerpów i nikt nie ma poczucia, że można komuś pomóc. (...) Zupełnie nikt ze wspinaczy się w to nie zaangażował - ocenił.

Bargiel opowiedział również, jak doszło do tragedii na zboczu Gaszerbruma II. Według jego informacji Ostrowski i Śnigorski zjeżdżali z obozu. Jako pierwszy jechał Ostrowski, trawersował nad serakami i niestety urwała się jnarta, która go zabrała i wpadł razem z lawiną do szczeliny.

Cały wywiad z Andrzejem Bargiem można przeczytać w serwisie internetowym RMF FM.

Aleksander Ostrowski urodził się w 1988 roku w Wetlinie, wsi położonej w sercu Bieszczad. Był ratownikiem Grupy Bieszczadzkiej GOPR, członkiem krakowskiego Klubu Wysokogórskiego. W ubiegłym roku jako pierwszy Polak zjechał na nartach z Czo Oju (8201 m), a te zakładał na przydomowym pagórku, gdy miał trzy lata.

W czasie studiów wstąpił do klubu AZS Uniwersytet Jagielloński, ale - jak napisał na swojej stronie - z czasem przestało go bawić ściganie się w obcisłych strojach. Wtedy też z wycieczek w góry bardzo często wracał na nartach.

Wybierał coraz trudniejsze szlaki - najpierw w Tatrach, potem w Alpach. Ekstremalna pasja stała się jego sposobem na życie. W wymarzone Himalaje wyruszał samotnie, bo na zorganizowanie ekspedycji nie było pieniędzy. Fundusze zbierał m.in. poprzez portale crowdfundingowe.

>>>

Brak moralnosci dotyka wszystkiego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Tam gdzie nie ma już dróg... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 1 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy