Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:06, 01 Mar 2012 Temat postu: Zgładzić wioskę ... |
|
|
Zagłada Michniowa .
Wymordowali Polaków, nie oszczędzili nawet niemowląt.
Polska Zbrojna
Michniów, wieś w gminie Suchedniów, stał się "Golgotą wsi polskiej" i symbolem 817 wsi spacyfikowanych w czasie II wojny światowej. W 1943 roku Niemcy wymordowali ponad 200 jej mieszkańców. Nie oszczędzono kobiet ani dzieci, najmłodszą ofiarą było dziewięciodniowe niemowlę. Część ludzi spłonęła w swoich domach.
Nad zbiorową mogiłą mieszkańców zamordowanych w 1943 roku góruje "Pieta Michniowska", monumentalna rzeźba dłuta Wacława Staweckiego. W głębi, na wzgórzu, wyrósł las krzyży - symboliczny cmentarz. - Dotychczas upamiętniono krzyżami blisko trzysta wsi - mówi Stanisław Krogulec, kierownik Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich, w którym we wrześniu 2011 roku otwarto wystawę "Michniów 1943. Zbrodnia bez przebaczenia".
Są wśród nich wsie spacyfikowane w 1940 roku w czasie akcji przeciw oddziałowi majora "Hubala", miejscowości na Wołyniu i w Lasach Janowskich, w tym Borów w gminie Annopol, gdzie 2 lutego 1944 roku w czasie największej pacyfikacji w Polsce Niemcy zamordowali blisko 1,5 tysiąca osób. Są też wsie zamojskie, góralska Ochotnica czy podkrakowskie Radwanowice, w których niemieccy żandarmi na drzwiach szopy ukrzyżowali sołtysa.
Na wspólnym grobowcu michniowskim wyryte są nazwiska 203 ofiar mordu z 1943 roku. Ewa Kołomańska, autorka albumu "Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskiej Michniów", twierdzi, że ta lista jest niepełna. Znalazło się na niej kilka nazwisk osób, które zginęły z rąk Niemców już po pacyfikacji Michniowa, a nie ma nazwiska jednej ofiary pochowanej w Suchedniowie. "Z najnowszych badań wynika, że liczba ofiar tej zbrodni może być większa, gdyż losy lokatorów, służby i osób czasowo przebywających we wsi nie są znane" - napisała Kołomańska. - Po niektórych ślad urywa się w Michniowie, nie wiemy także, co się stało z tutejszą nauczycielką - dodaje Stanisław Krogulec.
W wydanym nakładem Muzeum Wsi Kieleckiej albumie znalazły się zdjęcia i dokumenty, między innymi karty personalne i akty zgonów z archiwów Państwowego Muzeum Obozu Auschwitz-Birkenau oraz zbiorów prywatnych. Większość nie była dotychczas publikowana. Z kart albumu wyłaniają się obrazy codziennego życia michniowian pod okupacją niemiecką. Możemy dowiedzieć się z niego o współpracy z ruchem oporu, zagładzie wsi z 12 i 13 lipca 1943 roku czy życiu mieszkańców po pacyfikacji, gdy mimo zakazu Niemców i ryzykując życie nieliczni ocaleni wracali i potajemnie uprawiali pola, by móc wyżywić rodziny. To także zapis losów wsi w czasach PRL.
Pacyfikacja o świcie
W latach II wojny światowej Michniów był siedzibą sztabu partyzantów Jana Piwnika "Ponurego". Wielu mieszkańców należało do Armii Krajowej lub Batalionów Chłopskich.
Czytaj więcej: Brawurowa ucieczka Polaka - przeszedł do legendy.
- Ludność była niezwykle ofiarna i związana z ruchem oporu - zeznał w 1946 roku kapral Bogdan Ostachowski "Puer", żołnierz "Ponurego", przed sędzią Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich. Mieszkańcy Michniowa brali czynny udział w akcjach sabotażowych. Ci zatrudnieni w fabryce Hugo Schneider A.G. koncernu Hasag w Skarżysku-Kamiennej uszkadzali maszyny i produkowali niesprawną amunicję.
W nocy z 2 na 3 lipca 1943 roku partyzanci z Wykusu przeprowadzili na stacji Łączna atak na pociąg niemiecki. Nikt wówczas nie przypuszczał, jaką cenę przyjdzie zapłacić za tę akcję. Kilka dni później Niemcy zdecydowali o pacyfikacji Michniowa. Nad ranem 12 lipca oddziały żandarmerii, gestapo i SS otoczyły lasy wokół wsi zwartym pierścieniem.
"Niemców prowadził dobrze znający teren leśniczy, folksdojcz Jekiel" - pisze Cezary Chlebowski w książce "Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie". "Kiedy w blaskach wschodzącego słońca obudzili się mieszkańcy Michniowa, za późno było już myśleć o jakiejkolwiek ucieczce do lasu, zresztą na jego skrajach stały hitlerowskie ckm-y. SS-mani podchodzili kolejno do szeregu domów według listy".
Dodaje, że Niemcy wynosili co cenniejszy sprzęt, a potem podpalali domy z ich mieszkańcami w środku. Do palących się ludzi próbujących wyskoczyć przez okna lub drzwi strzelali i wrzucali ich z powrotem w ogień. "Pożodze towarzyszył jeden potężny krzyk. Jeden potężny płacz, modlitwa i błaganie o życie, ratunek" - wspomina w książce "Męczeństwo i pamięć" Tadeusz Obara, który przeżył pacyfikację. "Matka przygarnęła nas kurczowo do siebie. Duszący i słodkawy dym przenikał wszystko".
Słodka woń
Do oddalonego o kilkanaście kilometrów obozowiska na Wykusie wieść o niemieckiej akcji dotarła przed południem. "Ponury" zarządził mobilizację. Stuosobowy leśny oddział uzbrojony w pistolety maszynowe, granaty i cekaemy wyruszył na odsiecz bezbronnym mieszkańcom. Gdy dotarli do wsi, wokół nie było już nikogo: ani Niemców, ani mieszkańców.
Tak opisywał te chwile Cezary Chlebowski: "Naraz w ciężki zapach rozpalonego słońcem igliwia wdziera się swąd pożaru, ale jakiś dziwny, zmieszany z czymś słodkawym. Ludzi spalili - niesie się echem po biegnącym szeregu. Rzedną drzewa i w prześwitach kłębią się bure dymy".
Oddział zatrzymał się na granicy pól i żołnierze z przerażeniem patrzyli na to, co zostało po michniowskich chałupach. "Część wsi już się dopala. Nad sczerniałymi kominami, wznoszącymi się jak palce wskazujące, unosi się bury dym, przyciśnięty żarem lipcowego dnia nie idzie w górę. Z suchym trzaskiem pękają przygasające głownie. To jedyny dźwięk dochodzący z martwej wsi. A ludzie? Gdzie są ludzie?! Nie widać nikogo wśród dalszych ocalałych opłotków". Ciszę przerwał krzyk jednego z partyzantów, który w spalonych zwłokach mężczyzny na progu jednego z domostw rozpoznał swojego ojca.
Zemsta i odwet
Partyzanci zaatakowali już następnej nocy po pacyfikacji. Około kilometra od spalonej wsi ładunki trotylu wyłożone na nasypie zatrzymały pociąg wiozący niemieckich żołnierzy na urlop z Warszawy do Rzeszy. W wagonach "nur für Deutsche" partyzanci strzelali do wszystkich pasażerów. Zabili lub ciężko ranili kilkudziesięciu Niemców przy minimalnych stratach własnych. Na pociągu napisali: "Zemsta za Michniów".
Następnego dnia Niemcy ponownie wkroczyli do Michniowa. Tym razem mordowali wszystkich, bez względu na płeć i wiek. Tylko nielicznym udało się przeżyć. Michniów właściwie przestał istnieć. Wszystkie domy i zabudowania gospodarcze zostały spalone, a majątek zrabowany. Ocalała tylko leśniczówka, na której wisiała tablica "Obiekt państwowy".
- Pierwszego dnia pacyfikacji zginęli dwaj bracia mojego ojca, 20-letni bliźniacy, Stefan został spalony w stodole, Waleriana żandarm zastrzelił na drodze - opowiada Stanisław Krogulec. - Drugiego dnia ocalała jedynie babcia. Ranna wyczołgała się z płonącego domu i dotarła do lasu.
Jak pisze w albumie "Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskiej Michniów" Ewa Kołomańska, o ile 12 lipca można nazwać "akcją prewencyjną przeciwko bandytom", w której zginęli "polscy partyzanci", o tyle 13 lipca 1943 roku zasługuje na miano rzezi. W tym dniu zabijano głównie kobiety i dzieci.
Niemcy w obawie przed epidemią zezwolili 15 lipca mieszkańcom Suchedniowa na pochowanie szczątków pomordowanych. Większość ciał złożono do wspólnego grobu na działce szkolnej. Niektóre rodziny pochowano blisko ich domostw i dopiero w 1945 roku przeniesiono do wspólnej mogiły. Kilka dni po pacyfikacji wzdłuż toru kolejowego suchedniowskie Szare Szeregi ustawiły dwie tablice z napisami w języku niemieckim: "Waffen SS zamordowały w Michniowie 200 mężczyzn, kobiet i dzieci oraz spaliły wioskę" oraz "Deutsche Katyń".
Dlaczego Niemcy uderzyli właśnie na Michniów? Skąd wiedzieli, że to rodzinna wieś wielu partyzantów, że stamtąd dostają prowiant? Ktoś musiał zdradzić. Wiele wskazuje na to, że doniósł Jerzy Wojnowski "Motor", szpieg w ugrupowaniu "Ponurego". Cezary Chlebowski pisze: "W pierwszy dzień rozpoczęto akcję od wymordowania rodziny Materków i Wikłów - dwóch domów, z którymi zetknął się bezpośrednio pochodzący z Warszawy 'Motor'. Wina 'Motora' w sprawie spalenia Michniowa wydaje się bezsporna".
Emocje w muzeum
Gdy jesienią 1979 roku Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich zaproponowała utworzenie ogólnopolskiego Mauzoleum Męczeństwa Wsi Polskich, wybór padł na Michniów. W 1984 roku powstał społeczny komitet budowy mauzoleum, a w 1991 roku - Fundacja "Pomnik Mauzoleum". Sześć lat później na wzgórzu stanęła "Pieta Michniowska", a w miejsce dotychczasowej skromnej izby pamięci w drewnianej chacie otwarto Dom Pamięci ze stałą wystawą i ośrodkiem badawczym, który gromadzi dokumentację męczeństwa polskiej wsi w czasie II wojny światowej.
Planowana jest rozbudowa placówki. Projekt powstał w studiu Mirosława Nizia, skąd pochodzą także między innymi architektoniczne plany Muzeum Powstania Warszawskiego. Na michniowskim wzgórzu stanie długi budynek, a właściwie kilka połączonych chat lub - jak twierdzą niektórzy - przełamany w kilku miejscach dom, w którym upamiętniona zostanie pacyfikacja Michniowa i męczeństwo polskich wsi. Do budowy zostanie wykorzystane sczerniałe, spalone zaimpregnowane drewno, które zapewni specyficzny zapach.
Wejście symbolizować będzie wiejską chatę. Budynek podzielony został na kilka segmentów, z których każdy poświęcony jest poszczególnym rozdziałom historii represji wobec polskiej wsi w latach II wojny światowej. Działów jest siedem: Kielecczyzna i Michniów w okresie II wojny, pacyfikacja i eksterminacja wsi polskich, eksploatacja ekonomiczna i wysiedlenia, Kresy Wschodnie, ziemie wcielone do III Rzeszy oraz wsie na wschodzie Polski pod dwiema okupacjami, Polskie Państwo Podziemne, sprawcy zbrodni, Polacy ratujący Żydów. W mauzoleum zostaną wykorzystane najnowsze rozwiązania multimedialne - ekrany, projektory, panele dotykowe - co umożliwi poznanie okupacyjnej historii mieszkańców spacyfikowanych wsi.
- Chcemy oddziaływać na emocje - mówi Stanisław Krogulec. - Sprawić, by ci, którzy nas odwiedzą, na długo zapamiętali to, co zobaczą. Można przebaczać, ale nie wolno zapomnieć. To nasze przesłanie - dodaje.
Małgorzata Schwarzgruber
Niemowlęta i starcy
W Michniowie Niemcy zamordowali 204 mieszkańców.
Najmłodszą ofiarą był dziewięciodniowy Stefan Dąbrowa, spalony wraz z całą rodziną. mordowano też starców, w tym 70-letnią Józefę Przeworską. W Michniowie w czasie i po pacyfikacji zginęło lub zmarło od ran: 102 mężczyzn, 54 kobiety i 48 dzieci w wieku do 15 lat. Wśród nich trzydzieścioro nie skończyło jeszcze dziesięciu. Jedenastu mieszkańców Michniowa, których hitlerowcy podejrzewali o podziemną działalność, wywieziono do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Sześcioro z nich nie przeżyło. Osiemnaście młodych dziewcząt trafiło na przymusowe roboty do Rzeszy. W akcji brały udział pododdziały trzeciego batalionu 17 Pułku Policji SS, 22 Pułku Policji SS oraz żandarmeria z Częstochowy, Skarżyska, Starachowic i Ostrowca, a także gestapo z Kielc.
>>>>
817 wsi X 200 ludzi daje 160.000 zmaordowanych ... Tyle moglo zginac w Polsce w takich akcjach . Dla porowniania w Czechach wioska Libice znana na calym swiecie w Polsce zadna . To pokazuje skale ...
(fot. Polska Zbrojna / Małgorzata Schwarzgruber)
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:09, 11 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Mija 70 lat od pacyfikacji wsi Michniów w Górach Świętokrzyskich
204 osoby zabite, w tym 53 kobiety i 48 dzieci - to cena, którą mieszkańcy Michniowa w Górach Świętokrzyskich zapłacili za pomoc partyzantom. 12 i 13 lipca mija 70 lat od pacyfikacji wsi przez niemieckie oddziały policyjne.
Pacyfikacja wsi była efektem współpracy mieszkańców z oddziałem partyzanckim Jana Piwnika "Ponurego", który ok. 7,5 km od Michniowa na polanie Wykus założył swoje obozowisko. Wieś stanowiła dla partyzantów zaplecze a jej mieszkańcy należeli do Armii Krajowej oraz Batalionów Chłopskich.
Nad ranem 12 lipca 1943 roku Niemcy otoczyli wieś kordonem. - Wszystkich, których mieli na liście wpędzono do czterech stodół, które później podpalono. Pierwszego dnia Niemcy zabijali tylko tych z listy - powiedział Stanisław Krogulec, kierownik Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie. Jak dodał zginęło wtedy dokładnie sto osób. Kilkanaście kobiet wywieziono na roboty do Niemiec, a 11 osób trafiło do Oświęcimia. Około godz. 16 Niemcy odjechali z Michniowa.
Listę osób, które pomagały partyzantom przygotował bliski współpracownik Jana Piwnika "Ponurego", Jerzy Wojnowski ps. Motor. - Hitlerowcy przetrzymywali jego matkę. Za współpracę mieli ocalić jej życie. Słowa jednak nie dotrzymali - dodał.
12 lipca wieczorem partyzanci w odwecie zaatakowali pociąg wiozący niemieckich żołnierzy na urlop. Zabili lub ciężko ranili kilkadziesiąt osób. - Ktoś napisał na wagonie odwet za Michniów - powiedział Krogulec.
Następnego dnia między godz. 10 a 11 Niemcy powtórnie przyjechali do wsi. - Kogo gdzie zastali kazali na podłogę kłaść się i strzelali, podpalali wszystkie domy. Zabijali wszystkich - mężczyzn, kobiety i dzieci. Po odjeździe Niemców wsi Michniów nie było. Spalili wszystkie zabudowania - opowiadał Krogulec. Jak dodał tego dnia zginął też "najmłodszy bandyta Michniowski" - tak Niemcy określili dziewięciodniowego Stefanka Dąbrowę. Chłopiec tego dnia rano był chrzczony.
Jednak jak zaznaczył Krogulec z zeznań nieżyjącego już świadka tamtych wydarzeń, ale i śladów w archiwum wynika, że we wsi 13 lipca jedna z mieszkanek urodziła syna i niedługo po tym razem z nim została zabita.
Według ksiąg parafialnych w Michniowie przed pacyfikacją było 535 mieszkańców. 204 osoby zostały zamordowane 12 i 13 lipca. Zdaniem Krogulca po pierwszym dniu część mieszkańców uciekła. Były też osoby, które ocalały. Jako przykład podał historię Adolfa Morawskiego, który został ukryty przez żonę w oborze i przysypany gnojem. Kobieta sądziła, że Niemcy jak poprzedniego dnia będą zabijać jedynie mężczyzn. Ona i jej syn zostali jednak zastrzeleni, a Adolf Morawski ocalał.
W lipcu 1943 roku Niemcy obawiając się zarazy pozwolili mieszkańcom Suchedniowa na złożenie ciał w zbiorowej mogile, w 1945 roku stanęła na niej tablica z nazwiskami ofiar.
Od 1945 roku w Michniowie co roku odbywają się uroczystości upamiętniające ofiary pacyfikacji. - Nigdy nie były przekładane nawet o jeden dzień. Zawsze to jest 12 i 13 lipca - podkreślił Krogulec. Jak dodał w tym roku również w piątek po południu w Michniowie rozpoczną się obchody, podczas których odprawiona zostanie msza święta w intencji ofiar pacyfikacji wsi.
Jak zaznaczył Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie ma upamiętnić wszystkie 817 spacyfikowane wsie, bo ich losy stanowią historie całego narodu polskiego.
Pomysł utworzenia w Michniowie Mauzoleum Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej w czasie II wojny światowej pojawił się w 1979 r. Cztery lata później powstał społeczny komitet budowy Mauzoleum, zaś w roku 1990 Fundacja - Pomnik Mauzoleum Męczeństwa Wsi Polskiej. W 50. rocznicę pacyfikacji poświęcono pomnik "Pieta Michniowska". W 1997 roku powstał Dom Pamięci Narodowej. Mauzoleum to także symboliczny cmentarz, na którym każda męczeńska polska wieś ustawia swój krzyż. Od 2010 r. trwa modernizacja mauzoleum.
Każdego roku do Michniowa przyjeżdża ponad 20 tys. osób z całego świata.
>>>
Tak . Wies symbol !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:14, 12 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Świętokrzyskie: poszukiwanie pamiątek do Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich
Muzeum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie - Paweł Małecki / Agencja Gazeta
Przedmioty i dokumenty, związane z ofiarami represji na polskiej wsi w czasie II wojny światowej, a także dotyczące partyzantki tamtego okresu, są poszukiwane do rozbudowywanego w Michniowie, Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich.
Michniów, gdzie Niemcy 12 i 13 lipca 1943 r. wymordowali 204 osoby, stała się symbolem męczeństwa mieszkańców ponad 800 polskich miejscowości, spacyfikowanych przez hitlerowców podczas II wojny światowej.
REKLAMA
W tej wsi, położonej w pobliżu Suchedniowa, od 2010 r. trwa prowadzona przez Muzeum Wsi Kieleckiej rozbudowa mauzoleum. Placówka w przyszłości ma być nowoczesnym muzeum historycznym, ze ścieżkami edukacyjnymi, które przybliżą wojenne losy mieszkańców wsi, w sposób odpowiedni dla różnych grup odbiorców. Michniowskie mauzoleum z założenia ma nie być typowym muzeum, tylko miejscem wywołującym emocje.
Jak powiedziała PAP rzeczniczka Muzeum Wsi Kieleckiej Beata Ryń, poza realizacją projektu budowy mauzoleum, w całej Polsce prowadzona jest kwerenda, potrzebna do pozyskania eksponatów do placówki. - Bardzo zależy nam na tym by, muzeum dysponowało silnymi merytorycznie pamiątkami, dlatego powołano specjalny zespół recenzentów - naukowców, którzy będą analizowali wyniki poszukiwań - powiedziała Ryń.
Muzeum, wspólnie ze Stowarzyszeniem Pokolenie, ogłosiło niedawno poszukiwanie pamiątek dotyczących wsi i jej mieszkańców z czasów II wojny światowej, z terenów ówczesnej Polski. Jakiś czas temu, organizowano podobną akcję, dzięki której udało się pozyskać ciekawe eksponaty, dlatego zdecydowano do niej powrócić.
Poszukiwane są pamiątki po ofiarach represji, świadectwa pacyfikacji miejscowości, przedmioty związane z walką przeciwko okupantom, z partyzantką, tajnym nauczaniem i sabotażem. - Chcemy, by zbiory były jak najbardziej bogate. Dlatego poszukujemy też przedmiotów codziennego użytku z tamtego okresu, fotografii i militariów, które zostaną pokazane w mauzoleum - mówiła Ryń.
Jak podkreśliła, zbiory zostaną też zdigitalizowane, więc osoby, które nie będą chciały przekazać mauzoleum oryginałów pamiątek, otrzymają je z powrotem.
Rozbudowa mauzoleum jest realizowana w myśl projektu studia Nizio Design International. W architektoniczną kompozycję projektantów wpisana została istniejąca już Golgota Michniowa, czyli unaoczniający zagładę 817 wsi "las krzyży", grób zbiorowy 204 ofiar pacyfikacji Michniowa, monumentalna Pieta Michniowska, której autorem jest Wacław Stawecki oraz Dom Pamięci Narodowej.
Gotowa jest już – w stanie surowym – bryła mauzoleum. Koncepcję architektoniczną budowli oparto na tradycyjnym wzorcu tzw. domu-chaty, który ulega deformacji i rozpadowi. Wydłużona zabudowa prezentować ma dzieje pacyfikacji Michniowa i męczeństwo innych wsi.
Wejście symbolizować będzie wiejską chałupę. Pierwsze segmenty będą zamknięte - znajdą się w nich kaplica i sale ekspozycyjne. Ostatnie moduły mają być otwarte, co umożliwi zwiedzającym dojście ścieżkami do miejsc pamięci. Koniec budowli otworzy się na pole krzyży.
Ekspozycja będzie wykorzystywała urządzenia multimedialne: ekrany, projektory, panele dotykowe. Jak podkreśliła Ryń, scenariusz multimedialnej wystawy mauzoleum będzie dopiero opracowywany - na podstawie zbieranych przez muzealników materiałów.
Do tej pory, w ramach realizacji projektu zmodernizowano też Dom Pamięci Narodowej, a na ogrodzeniu mauzoleum znalazły się tabliczki z nazwami spacyfikowanych miejscowości. Zbudowano też parking.
Rozbudowa mauzoleum kosztowała dotąd ok. 17 mln zł, a całość ma kosztować ponad 30 mln zł. Przedsięwzięcie jest realizowane ze środków Ministerstwa Kultury Dziedzictwa Narodowego oraz samorządu województwa świętokrzyskiego.
12 i 13 lipca 1943 r. w Michniowie Niemcy wymordowali 204 osoby: 103 mężczyzn - w większości spalonych żywcem, 53 kobiety i 48 dzieci. Najmłodszą ofiarą był Stefanek Dąbrowa, który miał dziewięć dni, gdy został wrzucony do płonącego domu. Były to represje za pomoc udzieloną przez michniowian żołnierzom Armii Krajowej i innym oddziałom partyzanckim.
Według szacunkowych obliczeń w czasie II wojny światowej zginęło ogółem 1,3 mln mieszkańców wsi.
Co roku w mauzoleum w rocznicę michniowskiej tragedii, odbywają się uroczystości upamiętniające ofiary. Uczestniczą w nich m.in. mieszkańcy spacyfikowanych podczas II wojny światowej wsi z całej Polski.
Pomysł utworzenia w Michniowie Mauzoleum Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej w czasie II wojny światowej pojawił się w 1979 r. Cztery lata później powstał społeczny komitet budowy Mauzoleum, zaś w roku 1990 Fundacja – Pomnik Mauzoleum Męczeństwa Wsi Polskiej. W 50. rocznicę pacyfikacji poświęcono pomnik "Pieta Michniowska". W 1997 r. powstał Dom Pamięci Narodowej. Mauzoleum to także symboliczny cmentarz, na którym każda męczeńska polska wieś ustawia swój krzyż.
...
Tak to ważne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:48, 07 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
Krwawy marzec 1943 na ziemi przemyskiej i jarosławskiej – setki ofiar hitlerowskich pacyfikacji
PRZEZ ADMIN · OPUBLIKOWANE GRUDZIEŃ 28, 2015 · ZAKTUALIZOWANE MARZEC 3, 2016
Łopuszka mogiła ofiar
W ciągu trzech dni, od 6 do 8 marca 1943 roku Niemcy, najprawdopodobniej przy współpracy ukraińskich jednostek pomocniczych spacyfikowali Łopuszkę Wielką, Rączynę, Pantalowice, Kaszyce, Rokietnicę i Czelatyce. Zgineły co najmniej 233 osoby, w tym kobiety i dzieci. Masakra była prawdopodobnie zemstą za zabicie przez podziemie agentki Gestapo. Poza terenami na których doszło do tragedii historia ta jest stosunkowo mało znana.
Z początkiem marca łopuszańska grupa dywersyjna Armii Krajowej na mocy wyroku sądu podziemnego zastrzeliła miejscową dziewczynę – Anielę Bawor, która współpracując z Gestapo wydała wiele osób działających lub podejrzewanych o działalność w konspiracji. Niemcy postanowili wziąć krwawy odwet za śmierć konfidentki.
6 marca 1943 r. do Łopuszki Wielkiej wkroczył oddział niemeickiego wojska. Rozpoczęła się pacyfikacja wsi. Nie wiadomo dokładnie na jakiej podstawie wyciągano ludzi z domów. Znamy natomiast nazwiska 19 zamordowanych (czasami błędnie pisze się o osiemnastu ofiarach, pomijając jedno z nazwisk): Władysław Bawor, Józef Dziaduś, Wiktoria Futoma, Maria Futoma, Antoni Hałys, Edward Hałys, Jan Jaciecki, Józefa Kołodziej, Stanisław Kowalczyk, Bronisław Malik, Piotr Matoń, Rozalia Norek, Józef Słonina, Wiktoria Słonina, Marcin Szmierz, Antoni Zięba, Władysław Zięba, Józef Zięba i Wojciech Ziętek. Aby upozorować legalność zbrodni sciągnięto nauczyciela i ks. Wojciecha Wyskidę, będącego w tym czasie na weselu w Medyni Kańczudzkiej. Egzekucja została przeprowadzona obok stodoły Józefa Lewandowskiego. Zabitych pochowano na wspólnym grobowcu na cmentarzu w Łopuszce. W miejscu mordu stoi dzisiaj brzozowy krzyż, zaś przy drodze pomnik ku czci rozstrzelanych.
Pacyfikacja Łopuszki nie zaspokoiła hitlerowskiej żądzy mordu. Do masakr doszło też w innych wsiach. Przyjmuje się, że w ciągu trzech strasznych, marcowych dni, zginęło ogółem 233 osoby, być może ta liczba była jednak większa. Oprócz 19 osób z Łopuszki zamordowano w Rączynie 18 osób, Pantalowicach 17, Kaszycach 118 osób, Rokietnicy 45, Czelatycach 15 osób. Relacje świadków są przerażające.
Emil Czerny, komendnt Obwodu ZWZ-AK Przemyśl (10.01.1941-03.09.1942) w swojej książce Moja działalność w AK (Przemyśl 1994, s. 29) – (…) Niemcy, nie mając możliwości zastosowania zbiorowych represji wobec wszystkich mieszkańców GG, postanowili w sposób przykładowy ukarać mieszkańców jednej z najbardziej opornych wiosek. Wybór padł na Kaszyce (…). Ofiarą masakry padło 118 osób, w tym 39 mężczyzn, 52 kobiety i 27 dzieci. Prawie wszyscy mieszkańcy Kaszyc byli członkami AK (…).
Kazimierz Lorenowicz „Samarytan” (1911-2000): (…) Wyszedłem na podwórze, rozglądnąłem się i spostrzegłem, jak ścieżką od Zamiechowa idzie kilkunastu uzbrojonych, ubranych po cywilnemu, nieznanych gości. Stałem i obserwowałem. Doszli do Kaliwa i tam zatrzymali się. W pewnym momencie nadeszła nauczycielka Adela Brągiel, która uczyła w naszej szkole. Zatrzymali ją. Patrzyłem i obserwowałem, co to będzie. Zobaczyłem, że ona nagle upadła i następnie usłyszałem odgłos strzału. Natychmiast powiadomiłem o tym rodzinę w domu. Zapukałem też do okna sąsiada Marcina Wielgosza, u którego był stryj Karol Wielgosz i powiedziałem: – „Uważajcie, bo jakieś nieznane goście idą i strzelają”. Oni wiedzieli już o co chodzi (…).
(…) Przychodzę rano z siostrą do domu, a tu straszne rzeczy. W mieszkaniu pełno krwi. Na stole leżała zabita półroczna córeczka Kazi, którą skostniałymi rękami trzymała zastrzelona jej babcia, a moja mama Katarzyna, która siedziała na krześle koło stołu. Na łóżku leżała we krwi, zastrzelona 73-letnia babcia, Teodora. Brat Julian, 14 lat, stał między łóżkiem a stołem. Tu dosięgła go ta kula śmierci i tak wisiał skostniały, na tych skostniałych rękach. Brata Andrzeja, 16 lat, zastrzelili w środku wsi (…).
Jan Badowicz: (…) W domu byliśmy sami, gromadka bawiących się dzieci (…). Do kuchni weszło dwóch uzbrojonych oprawców. Zapytali po polsku: gdzie są wasi rodzice? Kiedy usłyszeli odpowiedź od chorej, leżącej w łóżku 13-letniej siostry Genowefy, że rodziców nie ma w domu, zaczęli strzelać.
Pierwszą ofiarą mordu był 12-letni Marian Kluz, który nie chował się do końca, bo w jego głowie nie zrodziła się myśl, że dorośli mogą i będą zabijać dzieci. Drugi oprawca skierował broń i strzelił do leżącej w łóżku chorej Genowefy. Teraz oprawcy zwrócili uwagę na poruszające się drzwi do pokoju. Weszli tam i seriami strzałów uśmiercili schowanych pod łóżkiem 8-letnią siostrę Marysię i 10-letniego brata Józefa. Wrócili do kuchni. Zauważyli, że spod łóżka, na którym leżała zastrzelona siostra Genowefa, a pod którym się schowałem, wystają moje nogi. Jeden z nich podszedł do łóżka, przyklęknął i zaczął strzelać. Morderca oddał kilkanaście strzałów, którymi ciężko zranił mnie w ręce i klatkę piersiową. W domu uratowała się też 7-letnia siostra Hela, która schowała się w kuchni pod drugim łóżkiem, za stojącym tam kufrem (…). Mamę Józefę zastrzelili blisko domu, do którego wracała z kościoła (…).
Kazimiera Wielgosz „Paniaga” (1922-2002) z d. Huszlak: (…) Weszłam do domu ciotki, Józefy Łandy. (…) Do mieszkania weszło dwóch. Zapytali po polsku: wyście wszyscy z tego domu? A ciotka zalękniona odpowiedziała: – „Nie, panowie, jedna jest obca”. Oni pokazując na 15-letniego syna ciotki Leona, zapytali, czyj to chłopiec? Ciotka odpowiedziała: – „Tak, to mój syn”. I jeden z nich natychmiast zastrzelił go! Ciotka zaczęła krzyczeć, płakać i mówić – cóż to dziecko było wam winne, żeście go zastrzelili? Oni strzelili do niej, ale jej od razu nie zabili. Upadła i zaczęła się tak strasznie na tej podłodze rzucać. Ponownie do niej strzelili i dobili ją. I wtedy obaj podeszli do mnie. Jeden przyłożył mi broń do głowy, a ja mówię: – „Panowie, co ja winna? Ja młoda, chcę żyć! Darujcie mi życie!”. Widzę, że jednak chcą mnie zastrzelić i wtedy wykręciłam się tak, do wiszącego na ścianie obrazu Matki Boskiej i powiedziałam: – „Matko Boska, weź mnie do siebie, bo widzę, że za chwilę skończę życie. Weź mnie do siebie, Matko Boska! Weź mnie do siebie!”. I oni cofnęli się, odeszli ode mnie i powiedzieli: – „Cicho bądź, cicho bądź! Zostawimy cię. Siedź tu cicho, spokojnie i nigdzie nie wychodź”. I wyszli z mieszkania, zamykając drzwi za sobą (…).
Franciszek Walczak ur. 1932 r.: (…) Siostra Kazia z dwójką dzieci, wyszła z rodzinnego domu. Z nią wyszli również Władek Picur – brak jej męża i Jaśko Wielgosz, s. Bartłomieja. Szli do swoich domów w dół wsi. Na drodze, gdzie teraz stoi krzyż, spotkała ich grupa morderców działających w dole wsi. Mordercy zaczęli z nimi rozmawiać. I prawdopodobnie po usłyszeniu nazwiska Jan Wielgosz zaczęli działać. Nagle padły strzały, zastrzelili Jaśka i Władka. I jak opowiadali ludzie, obserwujący to wydarzenie ze swoich domów, Kazia zaczęła prawdopodobnie prosić ich o litość, ale oni nie zważali na to. Zastrzelili ją, a następnie tych dwóch synów, trzyletniego Kazia i pięcioletniego Józia. I poszli ci mordercy dalej, do środka wsi, koło figurki Matki Boskiej, gdzie mieli się wszyscy spotkać (…).
Morderstwo to zostało później przedstawione przez artystę rzeźbiarza Edwarda Korzeniowskiego w formie płaskorzeźby usytuowanej na ścianie Domu Kultury, jako alegoria ludobójstwa dokonanego na mieszkańcach Kaszyc. Czemu akurat ta wieś padła ofiarą tak potwornej pacyfikacji? Być może odpowiedzią na to jest fakt, że mieszkańcy od samego początku okupacji byli mocno zaangażowani w konspirację. Powstała tu Placówka nr. 3 Związku Walki Zbrojnej, podlegająca Obwodowi Przemyśl. W okolicznych miejscowościach silne były też struktury Batalionów Chłopskich.
Wiemy, że głównym głównym organizatorem pacyfikacji był wyrosły i wykształcony w Jarosławiu działacz „Strzelca” gestapowiec Franz Schmidt. W jego działaniach wspierali go Anton Hachman – niemiecki żandarm z towarzyszącym mu zawsze psem oraz Włodzimierz Janusz – Ukrainiec, komendant posterunku policji ukraińskiej w Radymnie.
Ich narzędziem w wykonywaniu wyroków śmierci byli policjanci z posterunku policji ukraińskiej w Radymnie oraz nacjonaliści ukraińscy z okolicznych wsi. Wśród nich byli: Jarka z Pełnatycz i Jan Gałuszka – pracujący we dworze w Rokietnicy, a pochodzący z okolic Kaszyc. Wszyscy oni zostali rozpoznani przez mieszkańców Kaszyc, Rokietnicy i Czelatyc w czasie dokonywania mordu na mieszkańcach tych wsi.
W Kaszycach mordowała grupa dwunastu bandytów poprzebieranych w różne cywilne ubrania, z nakryciami głów opuszczonymi na czoła, przysłaniającymi twarze, jeden miał nawet przyprawiony garb. Działali w marcowe niedzielne popołudnie, aby nie można było ich rozpoznać. W Rokietnicy i Czlelatycach działała ta sama grupa morderców, co w Kaszycach. Jak mówili mieszkańcy, część z nich była ubrana w takie czarne kurtki, a na czapkach mieli znaki tryzuba.
Posiadali listy z nazwiskami osób poszukiwanych, mieszkańców tych wsi. Szli określoną drogą, od domu do domu poszukiwanych osób, starając się nie wzbudzać niepokoju wśród mieszkańców. Starali się zaskoczyć poszukiwanych z członkami rodzin i mordować wszystkich w mieszkaniu. I szły te grupy śmierci określonym szlakiem. Często na skróty, prowadzone przez ukraińskich nacjonalistów znających topografię i położenie gospodarstw poszukiwanych. Pijani mylili też domy, w których mieli mieszkać poszukiwani przez nich mieszkańcy wsi. W wyniku spowinowacenia wielu mieszkańców wsi nosiło te samo nazwiska. W efekcie ginęli też mieszkańcy, którzy o działalności konspiracyjnej nic nie widzieli. Napastnicy nie bili kolbami w drzwi i okna, nie krzyczeli – Mach auf die Tiir (otwierać drzwi). Wchodząc do domów, porozumiewali się po polsku i ukraińsku, ale od czasu do czasu padały niemieckie słowa – schiessen, ja, nei, komm.
Wykazy ofiar mordu dokonanego w dniu 8 marca 1943 r. na mieszkańcach Rokietnicy – 45 ofiar oraz Czelatyc – 15 ofiar, mają swoje potwierdzenie w dostępnych dokumentach, między innymi: księdze metrykalnej, Archiwum IPN w Rzeszowie; te same liczby powtarzane są w dostępnych publikacjach. Natomiast uściślenia wymaga liczba ofiar w Kaszycach, przedstawiana w różnych dostępnych źródłach, przez różnych autorów, a wyrażana liczbami od 112 do 160 ofiar.
Na podstawie zapisów w księdze metrykalnej parafii rzymskokatolickiej w Kaszycach z okresu okupacji, jak i wnikliwymi rozmowami z mieszkańcami Kaszyc, bezpośrednimi świadkami tamtych tragicznych wydarzeń, należy stwierdzić, że efektem bestialskiego morderczego działania policji ukraińskiej z Radymna z jej komendantem Włodzimierzem Januszem i nacjonalistów ukraińskich z okolicznych wsi pod dowództwem Niemców, Franza Schmidta i Antona Hachmana w Kaszycach było 119 ofiar – 113 mieszkańców Kaszyc, 4 mieszkańców Dmytrowic (obecnie Olszynka), 1 mieszkaniec Żurawicy, 1 osoba NN – zastrzelona na drodze radymińskiej.
W materiale wykorzystano obszerne fragmenty tekstu Jerzego E. Wielgosza zamieszczonego na stronie ofiaromwojny.republika.pl
...
Jedna z wielu zbrodni.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:22, 12 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Pacyfikacja Michniowa – symbol niemieckich zbrodni na polskiej wsi
Pacyfikacja Michniowa. Źródło: Wikimedia Commons
Pacyfikacja Michniowa. Źródło: Wikimedia Commons
12–13 lipca 1943 r. Niemcy dokonali krwawej pacyfikacji świętokrzyskiej wsi Michniów, której mieszkańcy pomagali partyzantom Jana Piwnika „Ponurego”. Łącznie w dwóch akcjach wymierzonych w polskich cywilów zginęły co najmniej 204 osoby, w tym kobiety i dzieci. Zagłada Michniowa miała stanowić przerażający przykład dla wszystkich miejscowości, które wspierały polski ruch niepodległościowy.
Od czerwca 1943 r. Piwnik, jako szef Kedywu Okręgu Radomsko-Kieleckiego Armii Krajowej, dowodził Zgrupowaniami Partyzanckimi w Górach Świętokrzyskich. Walczył na Wykusie – legendarnym, znanym jeszcze z powstania styczniowego uroczysku w lasach siekierzyńskich (wykorzystywanym jako baza partyzancka); wielokrotnie dawał się we znaki Niemcom. Ci, aby go schwytać, znacznie rozbudowali siatkę kolaborantów.
Trop prowadził do Michniowa – małej miejscowości, związanej z działającymi w okolicy grupami partyzanckimi. „Wieś Michniów była siedzibą sztabu partyzanckiego zgrupowań Ponurego do czasu przeniesienia się na Wykus. Wprawdzie pierwsze oddziały leśne kwaterowały na Kamieniu Michniowskim – odległość około pół godziny drogi – jednak w większości wypadków wszystkie sprawy związane z dowodzeniem decydowano we wsi” - tłumaczył po wojnie partyzant „Ponurego” Bogdan Ostachowski „Puer”.
Wieczorem 11 lipca, w niedzielę – gdy mieszkańcy albo spali, albo szykowali się do snu – wieś została szczelnie otoczona przez funkcjonariuszy niemieckiej policji i żandarmerii. Okupanci utworzyli dwa pierścienie okrążenia, od strony lasu i pobliskiego wzgórza.
Według jednego z raportów szefa kieleckiego Gestapo Karla Essiga (sporządzonego 13 lipca), decyzja o przeprowadzeniu akcji przeciwko „sztabowi bandytów w lesie koło Michniowa” zapadła już 8 lipca w Radomiu, a miejsce pacyfikacji odnaleziono przy pomocy jednego z konfidentów. Niemcy spodziewali się znaleźć w Michniowie i okolicach polskich partyzantów.
Cel: zlikwidować „bandytów”
Według jednego z raportów szefa kieleckiego Gestapo Karla Essiga (sporządzonego 13 lipca), decyzja o przeprowadzeniu akcji przeciwko „sztabowi bandytów w lesie koło Michniowa” zapadła już 8 lipca w Radomiu, a miejsce pacyfikacji odnaleziono przy pomocy jednego z konfidentów. Niemcy spodziewali się znaleźć w Michniowie i okolicach polskich partyzantów. Dysponowali też listami cywilów, podejrzanych o współpracę z podziemiem.
12 lipca o poranku rozpoczął się dramat mieszkańców wsi. „Wielu michniowian już przed godziną szóstą wyszło ze swoich domów i kierowało się do pracy w lesie bądź do przystanku kolejowego w Berezowie, by stamtąd udać się pociągiem do suchedniowskich i skarżyskich fabryk, gdzie byli zatrudnieni. Prawie nikt z nich nie przekroczył jednak wewnętrznej linii posterunków” – pisze Longin Kaczanowski, autor książki „Zagłada Michniowa”.
Los cywilów był przesądzony – po rewizji stłoczono ich w pobliskim lesie, nieopodal szosy. Wśród zatrzymanych były też kobiety. Podobny los spotkał tych, którzy pozostali w swych gospodarstwach. Niemcy chodzili od domu do domu i siłą wyciągali mieszkańców. Pierwszymi ofiarami śmiertelnymi byli bracia Antoni i Jan Gołębiowscy. Krótko potem okupanci zabili kilkunastu mężczyzn na terenie przylegającym do pobliskiej szkoły.
Następnym krokiem były „przesłuchania” aresztowanych. Po sprawdzeniu czy dana osoba figuruje na sporządzonej wcześniej liście, „podejrzanych” wywożono wojskowymi ciężarówkami na miejsce egzekucji, zlokalizowane przy jednej z wiejskich dróg.
Zagłada wsi
„Gdy dowieziono ich wszystkich, żandarmi rzucali się na poszczególnych mężczyzn, łapiąc ich za włosy, kopiąc i ciągnąc siła do pobliskiej stodoły Wątrobińskiego. Tam kazali wpędzonej grupie mężczyzn położyć się na klepisku i po ostrzelaniu ich z pistoletów zawarli wrota stodoły. Po chwili podpalona stodoła zamieniła się w gigantyczną żagiew” – opisuje mord na polskich cywilach Kaczanowski.
Jak dodaje, oprawcy zaadaptowali do swych potrzeb także inne pomieszczenia gospodarcze. Ci, którzy nie zginęli od uderzeń kolbą lub bagnetem, nie zostali zastrzeleni z serii karabinowej, ginęli żywcem w płomieniach. Jeszcze inni byli mordowani w swych zagrodach.
Julian Materek, który obserwował niemieckie mordy ze strychu w gmachu szkoły, zapamiętał: „Słyszałem strzały, zwłaszcza od strony północnej, odgłosy silników samochodowych i widziałem przez szpary w deskach przejeżdżające przez wieś samochody ciężarowe wyładowane ludźmi. Widziałem również łunę pożaru w północnej części wsi” – wspominał świadek zbrodni.
W czasie akcji Niemcy rabowali dobytek, palili drewniane domy. Nielicznych miejscowym, których ocalili, wykorzystali do porządkowania miejsca zbrodni i noszenia ciał pomordowanych. Niektórych wywieziono do kieleckiego więzienia; część wysłano później do obozów koncentracyjnych. Kilkanaście kobiet miało niebawem trafić na roboty przymusowe do Rzeszy.
Adolf Morawski na rozkaz Niemców rozwoził wozem po wsi broń i ekwipunek wojskowy. „Rozwożąc karabiny maszynowe, widziałem bardzo wielu hitlerowców, większość z nich ubrana była w mundury żandarmerii, ale widziałem także mundury SS z trupimi główkami na czapkach i mundury wojska” – wspominał Morawski, któremu udało się ujść z życiem. Po wojnie został sołtysem Michniowa.
Bilans zbrodni z 12 lipca był tragiczny – w kilka godzin Niemcy zabili 103 osoby, w tym 96 mężczyzn, dwie kobiety i pięcioro dzieci. Najmłodsze miało 5 lat.
Odwet „Ponurego”
Ale pamiętna niedziela nie była końcem horroru mieszkańców Michniowa. Niedługo po odejściu Niemców, do wsi wkroczyli partyzanci „Ponurego”. Wielu z nich pochodziło ze spacyfikowanej miejscowości lub okolic. Zapadła decyzja podjęcia działań odwetowych – celem był pociąg pośpieszny, jadący z Warszawy do Krakowa.
„Ponury zarządził mobilizację zgrupowania i forsowny marsz w kierunku Michniowa. Partyzanci we wsi nie zastali już Niemców, zobaczyli natomiast pomordowane w okrutny sposób dzieci, spalonych żywcem ludzi. Żołnierze domagali się odwetu. Przecież wielu takich chociażby jak kwatermistrz zgrupowania Julian Materek czy inni znaleźli we wsi pomordowanych w okrutny sposób ojców i matki” – relacjonował „Puer”.
Różne są szacunki ofiar – Niemcy przyznali się w komunikacie do straty 5 osób, w tym trzech żołnierzy Wehrmachtu; polskie relacje mówią o co najmniej kilkudziesięciu zabitych. W oddziale mjr. Piwnika nie odnotowano ofiar śmiertelnych.
„W ramach akcji odwetowej za bestialstwa niemieckie w rej. Skarżyska i Suchedniowa nasze oddziały partyzanckie dokonały w lipcu pod st. kol. Łączna drugiego napadu na pociąg pośpieszny. W akcji zabito i raniono ok. 180 Niemców” – napisano w „Biuletynie Informacyjnym” z 26 sierpnia 1943 roku.
„Biuletyn Informacyjny” z 26 sierpnia 1943 roku: W ramach akcji odwetowej za bestialstwa niemieckie w rej. Skarżyska i Suchedniowa nasze oddziały partyzanckie dokonały w lipcu pod st. kol. Łączna drugiego napadu na pociąg pośpieszny. W akcji zabito i raniono ok. 180 Niemców.
Pacyfikacja – dzień drugi
13 lipca Michniów został ponownie ostrzelany przez niemieckie karabiny. Funkcjonariusze policji okrążyli miejscowość ze wszystkich stron, choć ta – po niedzielnej zbrodni, była już częściowo wyludniona. Większość mężczyzn już nie żyła, ciała w wielu przypadkach ciągle zalegały niepogrzebane na podwórzach gospodarstw. Tym, którzy przeżyli, a nie uciekli (do pobliskich miejscowości: Suchedniowa, Ostojowa, Błota czy Krzyżki), Niemcy zgotowali piekło. Cała wieś płonęła, ze zgliszcz wydobyto jedynie majątek ruchomy oraz żywy inwentarz.
Także i tym razem mordowano bez względu na wszystko. Najmłodszą ofiarą było dziewięciodniowe niemowlę. Według szacunków przedstawionych w publikacji „Zagłada Michniowa”, drugiego dnia pacyfikacji zginęło 100 osób – 50 kobiet, 42 dzieci i 8 mężczyzn.
Ogółem, w dniach 12-13 lipca Niemcy zamordowali w świętokrzyskiej wsi 203 osoby, nierzadko całe wielopokoleniowe rodziny. „Tragedia michniowska pozostawiła piętno na psychice żołnierzy +Ponurego+. Częściowy odwet w pociągu nie wyzwolił ich z tego; ciągle wracali wspomnieniami do potwornego mordu w zaprzyjaźnionej wsi. To pierwsze – w tej skali – zetknięcie leśnego żołnierza z niemieckim bestialstwem +Ponuty+ postanowił wykorzystać jako element psychologiczny w celu dania okazji swoim żołnierzom do ewentualnego wycofania się z szeregów” – pisze Cezary Chlebowski, autor reportażu historycznego „Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie”.
***
W wyniku niemieckich ekspedycji karnych, przeprowadzonych 12-13 lipca 1943 roku, Michniów praktycznie przestał istnieć. Powracający mieszkańcy zorganizowali kilka dni później pochówek pomordowanych w masowej mogile. Niemcy zezwolili na pogrzeb, ale zakazali jakiegokolwiek upamiętnienia ofiar. Dziś honoruje je funkcjonujące na miejscu zbrodni Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich – Oddział Muzeum Wsi Kieleckiej.
Waldemar
...
My juz dzien po dniu mamy rocznice meczenstwa.
Kowalski
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|