BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 15:22, 05 Mar 2011 Temat postu: Głuchoniemi w Armii Krajowej ! |
|
|
Udział głuchoniemych w konspiracji i Powstaniu Warszawskim był ewenementem na skalę światową - pisze "Polska Zbrojna".
Działalność konspiracyjną głuchoniemi zaczęli na długo przed godziną W. Ich podziemną komórkę założył w 1941 roku Wiesław Jabłoński („Łuszczyc”), instruktor wychowania fizycznego warszawskiego Instytutu Głuchoniemych. - Widziałem rozstrzelania. Nie chciałem tego. Dlatego w 1942 roku przyjechałem do instytutu, żeby wstąpić do konspiracji - wspominał Janusz Bedyński („Sekund”) w zrealizowanym przez Discovery Historia filmie Katarzyny Rimpler „Eksplozja ciszy”, opowiadającym o plutonie głuchoniemych. Oni, podobnie jak wszyscy Polacy, chcieli zwycięstwa nad Niemcami, wyzwolonej Warszawy i wolnej Polski.
Migana przysięga
Grupa liczyła około dwudziestu osób i weszła w skład Związku Walki Zbrojnej, a potem stała się częścią zgrupowania Armii Krajowej „Siekiera”. Głuchoniemi po złożeniu przysięgi w języku migowym przechodzili szkolenie wojskowe, w tym także z posługiwania się bronią. Potem rozpoczynali działalność konspiracyjną, głównie jako kurierzy. Kolportowali prasę, dokumenty, ulotki, podziemne pisma, przenosili broń i amunicję.
Po okupowanym mieście łatwiej było im poruszać się niż osobom słyszącym. Nosili bowiem na ramieniu opaskę z napisem „Taubstumm” (głuchoniemy), mieli też dokumenty z niemiecką pieczątką poświadczające niepełnosprawność, dzięki czemu Niemcy ich nie kontrolowali. Okupantowi nie mieściło się po prostu w głowie, że głusi mogą działać w podziemiu. Edward Gora („Mały”, „Cichy”), łącznik organizacji dywersyjno-konspiracyjnej Wachlarz, wspominał w wywiadzie dla Muzeum Powstania Warszawskiego: Mieliśmy ułatwione zadanie przy transporcie materiałów potrzebnych organizacji. Niemcy na młodych głuchoniemych, którzy chodzili z opaskami, nie zwracali szczególnej uwagi.
Chrzest bojowy
Dowódcą oddziału głuchoniemych o godzinie W został podporucznik Jabłoński, a jego zastępcą głuchoniemy kapral Kazimierz Włostowski („Igo”). Po jakimś czasie oddział włączono w skład plutonu starszego sierżanta Edmunda Malinowskiego („Mundka”) z kompanii Redy batalionu Miłosz. Odtąd w plutonie liczącym około 50 żołnierzy służyli zarówno słyszący, jak i głusi, których było w różnym okresie od 26 do 33, w tym trzy kobiety. Budowali barykady i przejścia w piwnicach. W „Eksplozji ciszy” łącznik plutonu Karol Stefaniak („Kajtek”) opowiadał: Pomagałem kuć ściany, zbierałem gruz, sprzątałem, gdy robiliśmy przejścia w piwnicach.
Głuchoniemi brali też udział w gaszeniu pożarów i odgruzowywaniu. Słyszący wspominali, że często tam, gdzie oni nie chcieli pójść, bo bali się, że gruz zwali im się na głowę, głusi szli na ochotnika. Opiekowali się też rannymi, zaopatrywali powstańców w żywność i wodę, przygotowywali jedzenie. W ten właśnie sposób pomagała Jadwiga Stec-Smoczkiewicz („Jaskółka”). Gotowała dla powstańców w instytucie, potem była też sanitariuszką i łączniczką.
Chrzest bojowy przeszli na początku sierpnia. "W nocy z 6 na 7 sierpnia wziąłem udział w pierwszym starciu przy zajmowaniu gimnazjum imienia Królowej Jadwigi" - pisze w swoich wspomnieniach dla Instytutu Głuchoniemych Jerzy Obrycki („Bim”). Powstańcom udało się zdobyć budynek szkoły – ważny strategicznie punkt. Miesiąc później z pomocą głuchych odbito z rąk okupanta znajdujący się w bezpośrednim sąsiedztwie Instytutu Głuchoniemych gmach YMCA (Stowarzyszenie Męskiej Młodzieży Chrześcijańskiej).
W niektórych opracowaniach można znaleźć informację, że głuchoniemi byli kierowani w powstaniu tylko do prac pomocniczych, a nie bojowych i w ogóle nie dostawali broni do ręki. Tymczasem prawda jest taka, że część z nich u boku słyszących żołnierzy wzięła udział w akcjach zbrojnych, jak choćby Janusz Bedyński, który uczestniczył między innymi w walkach o gmach YMCA oraz w obronie placu Trzech Krzyży. Pełnili też służbę wartowniczą.
Szósty zmysł
Zawsze niezbędne było oczywiście towarzystwo słyszących. - Chodziliśmy razem ze słyszącymi. Musiał być ktoś z nami, kto zwróciłby uwagę na nadlatujące bomby czy konieczność zachowania ciszy - opowiada w filmie Jadwiga Stec-Smoczkiewicz. Na początku trudno było im się między sobą porozumiewać, ale po kilku dniach słyszący nauczyli się trochę migać, opracowano język gestów oraz mimikę i, jak twierdzą obie strony, nie było kłopotów z tym, żeby się dogadać.
Dla głuchych to, że nie słyszeli, okazało się w czasie walk pewną zaletą. Nie byli wrażliwi na odgłosy, które wprawiały w przerażenie słyszących. Nie ogłuszały ich i nie dezorientowały wybuchy pocisków artyleryjskich czy świst kul. Jak podsumował to Edward Gora, głusi nie słyszą, więc się nie boją. Poza tym osoby niesłyszące mają wyostrzony wzrok i orientację oraz jakiś dodatkowy, szósty zmysł. Powstańcy opowiadali, że w trakcie jednego z nalotów żołnierze słyszący uciekali w jedną stronę, a głusi, bez wyraźnego powodu biegli w przeciwnym kierunku. I tylko oni przeżyli bombardowanie.
Wszyscy głuchoniemi członkowie plutonu szczęśliwie dotrwali do końca powstania. Po kapitulacji większość z nich wyszła z Warszawy z ludnością cywilną, do niewoli niemieckiej trafiło dziewięciu. Znaleźli się w obozie jenieckim w Sandbostel. Jak wspominał Jerzy Obrycki, wszyscy zmuszeni zostali do pracy w fabryce i innych zakładach przemysłu kolejowego. Tam, w czasie jednego z apeli, pilnujący ich oficer zorientował się, że kilku jeńców nie słyszy i nie mówi. Nie mógł uwierzyć, że w powstaniu warszawskim walczył z głuchoniemymi żołnierzami. Obóz w Sandbostel został wyzwolony w kwietniu 1945 roku i głuchoniemi zaczęli wracać do Polski.
Jerzego Obryckiego jeszcze przed wyzwoleniem ewakuowano do Husum. Potem leżał w niemieckim szpitalu wojskowym po przebytej kontuzji głowy. Dopiero po uwolnieniu szpitala przez Anglików wrócił w 1946 roku do kraju. Janusz Bedyński po upadku powstania został wywieziony do obozu przejściowego dla ludności cywilnej w Pruszkowie, skąd udało mu się uciec, a Edwarda Gorę w połowie sierpnia złapali Niemcy. Na szczęście zbiegł z transportu i uniknął obozu koncentracyjnego.
W 63. rocznicę wybuchu powstania żyjących głuchoniemych członków plutonu odznaczył prezydent Lech Kaczyński. Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski otrzymał Janusz Bedyński, a Krzyżami Kawalerskimi Orderu Odrodzenia Polski zostali uhonorowani Edward Gora, Jan Goruch, Jadwiga Stec-Smoczkiewicz oraz Karol Stefaniak.
Anna Dąbrowska, "Polska Zbrojna"
Głośniej od bomb
Niesłyszącym powstańcom poświęcił piosenkę raper Karol „Pjus” Nowakowski.
Muzyk sam stracił słuch w wyniku choroby genetycznej. Dziś słyszy tylko dzięki wszczepionym implantom podłączonym bezpośrednio do mózgu. Jest jedyną osobą na świecie ze sztucznym słuchem. Raper w swoim pierwszym solowym albumie „Life After Deaf” umieścił piosenkę „Głośniej od bomb” poświęconą głuchoniemym żołnierzom. Utwór oddaje emocje towarzyszące zdobywaniu gimnazjum imienia królowej Jadwigi i budynku YMCA. Muzyk powtarza w refrenie: Nie musisz słyszeć, by walczyć z wrogiem, nie musisz słyszeć, by walczyć o swój dom. - Historia plutonu głuchoniemych jest dokładnie tym, czego choć cząstkę chciałbym przekazać swoim życiem i czynami – walcz, nawet jeśli taka walka wydaje się niemożliwa - stwierdził w jednym z wywiadów.
>>>>>
To sa takie ciekawostki malo znane lub nieznane... Przypomne ze w Powstaniu brakowalo broni. A w zwiazku z tym walczyli pelnosprawni dorosli mezczyzni ... Nie bylo potrzeby walki kobiet inwalidow czy dzieci bo nawet broni nie bylo. Kobiety byly sanitariuszkami i laczniczkami podobnie dzieci... A to jest inna funkcja niz walka z bronai w reku...
natomiast rzady hilerowcow byly dla Polaków takie wspaniale ze jak widac gotowi byli walczyc nawet bez broni GOŁYMI RĘKAMI !
Post został pochwalony 0 razy |
|