Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern |
Wysłany: Pon 18:33, 19 Gru 2022 Temat postu: |
|
FENOMEN ROMANA KLUSKI, TWÓRCY OPTIMUS S.A. I WSPÓŁTWÓRCY ONET. PL
Wywiad pozwoli Państwu poznać fenomen człowieka, który w 1988 roku rozpoczynał działalność produkcyjną w warunkach chałupniczych, praktycznie bez żadnego kapitału, w latach 90. XX w. zaliczany był do grona najbogatszych Polaków.
...
Zawsze warto słuchać praktyka! Onet kiedyś nie była takim syfem co teraz! Lewactwo tylko wszystko niszczy.
|
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Pon 23:06, 17 Sty 2022 Temat postu: |
|
Pan Dariusz prowadzi własną działalność od 2011 roku. Jest to mały sklepik komputerowy na Podkarpaciu w miejscowości Zarszyn. Nie dawno miał kontrolę w swoim sklepie. To, co wydarzyło się po kontroli, wprawiło go osłupienie!
73
wykop
Tak w Polsce niszczy się mikro przedsiębiorców!
...
Takich historii sa tysiace. ,Doktryna Żukowskiej' to zadna nowosc.
Do corpo nie wejda bo od razu by dostali telefon z ministerstwa zeby poszli gdzie indziej. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Pią 15:31, 29 Paź 2021 Temat postu: |
|
W ciągu 4 lat zmagań z państwem mężczyzna podupadł na zdrowiu i stracił miliony złotych. Przy okazji został zmuszony do zwolnienia pracowników i utylizacji tysięcy leków.
Historia polskiego Józefa K. Jak Historia polskiego Józefa K. Jak urzędnicy zniszczyli przedsiębiorcę
..
Zniszczyc komus dzielo zycia... Nieslychana zbrodnia. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Wto 11:17, 07 Maj 2019 Temat postu: |
|
Spłonęło kilkanaście tysięcy kurczaków
Piętnaście strażackich zastępów przez kilka godzin walczyło z dużym pożarem na fermie drobiu w miejscowości Nowy Pożóg, w gminie Końskowola (woj. lubelskie).
...
Czy to czasem nie czyszczenie rynku? Z kurczakami ostatnio same afery. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Pią 21:16, 19 Kwi 2019 Temat postu: |
|
Skarbówka sięga po brudne metody. Nasyła policję na przedsiębiorcę, by zrobić z niego gangstera
Przyszli w Sylwestra. Zabrali od chorej żony, zatrzymali, spisali zeznania. Powód oficjalny? Rzekome wyłudzenie kilku tysięcy złotych podatku. Powód nieoficjalny? Dzień później sprawa by się przedawniła. Człowieka trzeba było więc zamknąć, choćby na chwilę.
Walka z mafiami vatowskimi, z milionerami, którzy uciekają do rajów podatkowych, z koncernami, które kombinują na podatkach - tak wizerunek fiskusa rysuje rząd. Przypadek Wojciecha Wilka pokazuje, że najłatwiej i tak ściągnąć pieniądze od najmniejszych przedsiębiorców. I to nie przebierając w środkach.
Wilk od 20 lat prowadzi firmę handlującą sprzętem stomatologicznym. W 2012 roku skorzystał z usług agencji pracy tymczasowej. Koszty outsourcingu pracowników rozliczył w zeznaniu podatkowym jako koszty uzyskania przychodu.
Okazało się jednak, że skorzystał z usług firmy kontrolowanej przez Zdzisława K. odpowiedzialnej za tzw. aferę outsourcingową. W skrócie - ponad 15 tys. pracowników zatrudnianych przez agencje nie miało opłacanych składek ZUS. Umowy uznano za nieważne, więc urząd skarbowy uznał, że opłata na rzecz agencji nie może zostać uznana za koszt uzyskania przychodu.
REKLAMA
Pan Wojciech się odwołał, a urzędnicy zaczęli sprawę rozpatrywać.
OGLĄDAJ: Ofiary ulgi meldunkowej wierzą już tylko w sądy
Sylwester na SOR
REKLAMA
Poniedziałek, 31 grudnia. Gdy cała Polska przygotowuje się do sylwestrowej imprezy, pan Wojciech opiekuje się chorą żoną. Niedawno usłyszeli diagnozę - nowotwór.
- Było około dziewiątej rano - wspomina pan Wojciech. - Usłyszałem pukanie do drzwi, patrzę, stoi dwóch młodych policjantów. Zapytałem o co chodzi, a oni na to, że mają obowiązek doprowadzić mnie do urzędu skarbowego. Powiedziałem, jaka jest sytuacja, że opiekuję się chorą żoną, nie bardzo wiedzieli co z tym zrobić. Dzwonili do swojego przełożonego, on z kolei dzwonił do pani prokurator. Byli bardzo kulturalni, ale strasznie się zdenerwowałem. Jeszcze w takiej chwili. Nie wiedziałem co myśleć.
Ostatecznie pan Wojciech wsiadł do radiowozu i pojechał z policjantami na posterunek. Tam funkcjonariusze mieli spisać protokół. Po kilku minutach biznesmen źle się poczuł. Miał zawroty głowy, zaczął "odpływać".
- Głowa nie wytrzymała - opowiada. - Policjanci wezwali karetkę, która zabrała mnie do szpitala. Tam zrobili mi badania, ale neurolog powiedział, że muszę mieć zrobioną tomografię głowy. Wiadomo, jak to na SORze, trzeba było zaczekać.
REKLAMA
Była godz. 10. Gdy do godz. 13 badania nie zrobiono, policjanci poinformowali pana Wojciecha, że jeśli nie uda się im go dostarczyć do urzędu do godz. 14, zostanie oficjalnie zatrzymany. Miał do wyboru - czekać na badanie lub zaryzykować i jechać na przesłuchanie.
- Powiedziałem "dobra, jedźmy". Panowie jakoś pomogli mi zejść po schodach, włączyli sygnał i zawieźli do urzędu. Urzędnik chciał mnie przesłuchiwać, ale nie byłem w stanie odpowiadać na żadne pytania. Prosiłem żeby wezwał lekarza, albo odstąpił od tych czynności. Stwierdził, że jego to nie interesuje. Zawołał więc inną panią urzędniczkę, odczytał mi zarzuty i na tym się skończyło. Nawet dobrze nie pamiętam co odczytywał - opowiada pan Wojciech.
Po pana Wojciecha przyjechała jego chora żona. Zawiozła go do szpitala, gdzie dalej czekał na badania. Po 16 godzinach oczekiwania zrobiono mu tomografię. Gdy wyszedł, był już nowy rok, a on sam był podejrzany o przestępstwo z art. 56 kodeksu karno-skarbowego.
List, którego nie było
REKLAMA
Pierwszy termin przesłuchania pana Wojciecha urzędnicy wyznaczyli na początek grudnia. Przedsiębiorca się jednak rozchorował.
- Mam problemy z kręgosłupem, fizycznie nie mogłem się stawić na tym przesłuchaniu - opowiada pan Wojciech. - Wziąłem zwolnienie, zadzwoniłem do urzędu i powiedziałem jaka jest sytuacja. Usłyszałem, że nie ma problemu, będzie wyznaczony kolejny termin.
Ten wypadł na 20 grudnia.
- Dostałem awizo, ale go nie odebrałem. Nie miałem do tego głowy, akurat wtedy dowiedziałem się o chorobie żony - odpowiada przedsiębiorca. - Awizo miałem odebrać 31 grudnia, bo do tego dnia było ważne. Termin odbioru awizo jest 14-dniowy, ale pismo wysłano 14 grudnia z terminem przesłuchania na 20. Nie stawiłem się na przesłuchaniu, bo o nim nie wiedziałem, więc urzędnicy zawiadomili prokuraturę.
Ale późniejszego terminu urzędnicy wyznaczyć nie mogli, bo dokładnie 1 stycznia sprawa by się przedawniła.
Fiskus zastosował więc sztuczkę na gangstera. Sprawę ze podatkowej zamienił na karno-skarbową. Ta się nie przedawnia.
Szybki proces
Postawienie pana Wojciecha przed prokuraturą zajęło śląskiej skarbówce 5 lat. Proces miał za to ekspresowe tempo.
- Nawet mnie nie przesłuchano, nie wezwano na rozprawę. Zarzuty postawiono mi 31 grudnia, 25 lutego już byłem skazany - mówi przedsiębiorca. - Sąd w ogóle nie wziął pod uwagę tego, że po doprowadzeniu do prokuratury nie byłem w stanie odpowiadać na pytania.
Wyrok: grzywna w wysokości 4 470 złotych, razem z kosztami sądowymi. Pan Wilk się od niego odwołał, a ponieważ wyrok wydano zaocznie, zgodnie z przepisami został unieważniony. Nowy proces rozpocznie się pod koniec kwietnia.
Praca, której nie było
Jak tłumaczy pełnomocniczka pana Wilka, urząd skarbowy uznał umowę z firmą outsourcingową za nieważną i podważył fakt, że pracownicy wykonywali jakąkolwiek pracę na rzecz agencji, z którą przedsiębiorca podpisał umowę.
- Urząd twierdzi, że ta umowa była fikcyjna i zawarto ją tylko po to, by wygenerować koszty uzyskania przychodu - tłumaczy mec. Katarzyna Kuczewicz. - Naszym zadaniem będzie teraz przedstawić dowody, że pracownicy wynajęci przez pana Wilka faktycznie pracowali dla firmy outsourcingowej, która została wynajęta przez pana Wilka.
Pan Wilk nie został wezwany do sądu, ale uznano, że jego przesłuchanie się odbyło, bo fizycznie był w prokuraturze, choć nie mógł odpowiadać na pytania.
- Jeśli osoba oskarżona jest obecna na przesłuchaniu, to zgodnie z prawem uznaje się, że ono się odbyło. Oskarżony nie musi odpowiadać na pytania - tłumaczy mec. Kuczowicz. - Nam zależy na tym, żeby ten proces odbył się jeszcze raz, na spokojnie, żeby przesłuchany został zarówno pan Wik jak i świadkowie.
Powszechna praktyka
Zgodnie z obowiązującą ordynacją podatkową, obowiązek zapłaty zaległego podatku przedawnia się po pięciu latach. Urzędy skarbowe mają jednak na to bardzo prosty patent, zastosowany także w sprawie pana Wojciecha.
Wystarczy wszcząć postępowanie karno-skarbowe i bieg przedawnienia się przerywa. Sprawę można w ten sposób przedłużać w nieskończoność. Co gorsza dzieje się tak nawet w sytuacji, kiedy postępowanie jest potem umarzane.
Po prostu po kolejnych kilku latach urzędnicy stwierdzają, że żadnego przestępstwa i wykroczenia skarbowego nie było. W ten sposób fiskus zyskuje czas na nieśpieszne rozgrzebywanie spraw, a podatnik żyje ze świadomością ciążących na nim oskarżeń.
Przerywanie biegu postępowania przy wykorzystaniu kodeksu karnego skarbowego można uznać za powszechną praktykę fiskusa.
Kancelaria GWW, razem z Konfederacją Lewiatan i Helsińską Fundacją Praw Człowieka zebrała w czterech urzędach skarbowych w Polsce dane z lat 2008 - 2014. Wynika z nich, że 94 proc. postępowań kontrolnych, w których wszczęto postępowanie karne, wszczynano w roku przedawnienia. Trzy czwarte "otwierano" w ostatnim kwartale.
W 2014 r. Rzecznik Praw Obywatelskich uznał, że takie działania fiskusa mogą być niezgodne z konstytucją i złożył wniosek do Trybunału Konstytucyjnego.
Trybunał postępowanie zamknął, otworzył na nowo, po czym bezterminowo odroczył.
Rzecznik reaguje
Sprawą przedsiębiorcy z Sosnowca zajął się Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorstw, który mówi wprost - kodeks karno skarbowy został wykorzystany po to, by nie dopuścić do przedawnienia sprawy i pozwolić na wydawanie decyzji już po upływie terminu.
- Docierają do mnie jednak informacje, że mimo to są jeszcze urzędnicy, którzy z niezrozumiałych dla mnie powodów, wciąż stosują tę praktykę - mówi Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorstw Adam Abramowicz. - Chciałbym podkreślić, że stoi ona w sprzeczności z ideą Konstytucji Biznesu, której powinni przestrzegać.
Rzecznik domaga się ukarania osoby, która podjęła decyzję o wszczęciu postępowania przeciwko panu Wilkowi. Jak mówi, przypadki wykorzystywania kodeksu karnego skarbowego tylko po to, by przerwać proces przedawnienia i wydłużyć postępowanie zdarzają się nagminnie.
Rzecznik podaje też inny przykład, przedsiębiorcy z Cieszyna, który o wszczęciu postępowania karno skarbowego w jego sprawie dowiedział się na miesiąc przed przedawnieniem zobowiązań podatkowych.
- Takich spraw mam około 40 - mówi Adam Abramowicz. - Wybrałem najbardziej jaskrawy przykład, a moje pismo jest próbą przekazania urzędnikom jasnego sygnału, że takie postępowanie jest nieakceptowalne. I niezgodne z Konstytucją Biznesu.
Jak mówi rzecznik MŚP, ministerstwo finansów wysyła do urzędników sygnały, aby podobnych praktyk nie stosowali. Póki co, bezskuteczne.
- Z moich rozmów w ministerstwie wynika, że przekazują to na szkoleniach, na własne oczy widziałem odpowiedź ministerstwa na pytania zadanie przez organizację zajmującą się ochroną praw podatników, ale najważniejszym sygnałem jest to, że projekt nowej ordynacji podatkowej wyklucza przerywanie biegu przedawnienia - mówi Abramowicz.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy zarówno Izbę Administracji Skarbowej w Katowicach, jak i ministerstwo finansów. Upłynął tydzień, do czasu publikacji tego tekstu nie dostaliśmy odpowiedzi.
Rzecznik MŚP działania wobec pana Wilka porównuje do sprawy urzędniczek z Bartoszyc, które przeprowadziły głośną prowokację w warsztacie samochodowym i poprosiły o wymianę żarówki już po zamknięciu kasy. W drodze wyjątku właściciel zgodził się na wymianę, ale nie wydał paragonu.
Naczelnik urzędu trzykrotnie odwoływała się od decyzji sądu, który co prawda uznał winę właściciela warsztatu, ale ze względu na niską szkodliwość czynu (około 2 złotych straty dla Skarbu Państwa) odstąpił od wymierzenia kary.
- Sprawa pana Wilka jest jeszcze gorsza. Tam pani naczelnik złamała zasadę proporcjonalności i zaufania obywatela do organu. Urzędniczki miały prawo takie działania podjąć i faktycznie kwota nie została zarejestrowana na kasie. Tutaj mamy do czynienia z robieniem z przedsiębiorcy przestępcy tylko dlatego, że urzędnik nie zdążył zakończyć sprawy - mówi Abramowicz.
- To jest zdecydowanie gorsza sprawa. Przedsiębiorca, w myśl zapewnień polityków, nie może być traktowany jak przestępca.
...
To dopiero atrakcje. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Śro 12:51, 06 Lut 2019 Temat postu: |
|
Gdańsk 15.05.2018
ZUS Oddział Gdańsk
Wydział Realizacji Dochodów
W odniesieniu do „przedmiotowej sprawy”, jak raczyli nazwać w swoim piśmie z 16.04.18 roku pracownicy zbankrutowanego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, których wyznaczono do dyscyplinowania i wymuszania siłą, pod przymusem, niemoralnego i nielegalnego para podatku ZUS, zwanego „składką”, przypisanego zniewolonemu ekonomicznie społeczeństwu naszego kraju, nie tylko, że nie przyznaję się do żadnej winy, ale oskarżam oskarżycieli – ZUS o nielegalne działania, podstęp, łamanie polskiego prawa, w tym konstytucyjnego, niemoralne zachowania, brak etyki, szantaż, zastraszanie i rabowanie pieniędzy obywateli na ogromną skalę, oraz czynny udział w niszczeniu narodu polskiego, czego konsekwencją jest wielotysięczna, niezbadana liczba samobójstw, do jakich te wymuszenia i rabunek ekonomiczny obywateli doprowadziły.
Nie tykaliście człowieka rycerskiego – Krzysia Konatowicza tyle lat, przeprowadzając latami, w majestacie prawa, zbrodnię na narodzie polskim, to trzeba było dalej siedzieć cicho. Ale Wam w tym bezkarnym zarozumialstwie pomieszało się w głowach i już wydaje się Wam w tym swoim samouwielbieniu, że czas schrupać i Kornatowicza. Ta pycha, połączona z pomieszaniem Waszych zmysłów, jest preludium Waszego upadku, albowiem trafiła kosa ZUS na Krzysiowy kamień! Celem precyzyjnego udokumentowania oskarżeń pod adresem bankruta ZUS
OŚWIADCZAM, CO NASTĘPUJE; Obywatele naszego państwa wciąż oficjalnie nie są własnością, ani niewolnikami żadnych instytucji, czy zorganizowanych w partie grup przestępczych. Zawłaszczanie państwa przez urzędników i władze państwowe z jakim właśnie mamy do czynienia, przy bierności i lenistwie umysłowym polskiego społeczeństwa, zawsze wiodą do katastrofalnych następstw, które prowadzą w prostej linii do ucisku i zniewolenia ekonomicznego – niemoralne, niesprawiedliwe składki ZUS są jednymi z wielu, dowodami tej zbrodni.
Władze naszego państwa, oraz wszelkie instytucje państwowe działać muszą ściśle w granicach obowiązującego w państwie prawa, a w szczególności przestrzegać jego Konstytucji, jako prawa najwyższego, co zostało wyraźnie zaznaczone w art. 8 Konstytucji Polski. Prawo jest jednoznaczne. Urzędnicy, sędziowie mogą działać jedynie na podstawie przepisów prawa i w granicach prawa. Wszelkie czynności podejmowane bez podstawy prawnej są zwykłą samowolą urzędniczą i sędziowską. Za sprawowanie pieczy nad obowiązującymi urzędników, polityków i władze prawami odpowiadają sądy polskie, a w szczególności sędziowie Trybunału Konstytucyjnego.
Skoro robią to niedbale, wyraźnie opieszale i wybiórczo, to oznacza, że żyją w symbiozie interesów ze złodziejami, za które to złodziejstwo, przyzwalając na stosowanie niekonstytucyjnej Ordynacji Wyborczej ponoszą oni – sędziowie polscy pełną odpowiedzialność! Być może dlatego właśnie, za tą opieszałą, leniwą pieczę nad sprawiedliwością działań aparatu państwa, otrzymują od niego tak wysokie wynagrodzenia (patrz przywileje i wynagrodzenia sędziów Trybunału Konstytucyjnych), na zasadzie symbiozy interesów.
Polacy mają swoje prawa, którymi nie potrafią się posłużyć i nie wiedzą, że Konstytucja Polski zapisem jej zasady konstytucyjnej, zawartych w art. 67 punkt 1, nadaje im prawo do zabezpieczenia społecznego (ze strony państwa, oczywiście), z chwilą ich niezdolności do pracy, bądź osiągnięcia wieku emerytalnego. Nie jest to żadna łaska państwa, tylko efekt ogromnego bogactwa Polski, ciągle jeszcze nie do końca wysprzedanego za bezcen obcym nacjom, przez szajki polityczne, które są zdrajcami narodu.
Bogactwo naszej ojczyzny, z którego mamy prawo korzystać, jest efektem wypracowania go przez wieki rękoma jego właścicieli i obrońców, nas, obywateli – Polaków. Składowymi tego majątku do którego mamy pełne prawa są bogactwa naturalne polskiej ziemi (miedź, siarka, węgiel, ropa, gaz i wiele innych). Bogactwem każdego z nas – Polaków jest majątek trwały naszego państwa w Polsce, oraz poza jej granicami, te publiczne gmachy szkół, instytucji, ambasad rozsianych po całym świecie,
TO WSZYSTKO JEST WŁASNOŚCIĄ KAŻDEGO Z NAS – POLAKÓW W stosunku 1/40 000 000 I MAMY RÓWNE PRAWA DO KORZYSTANIA Z TEGO BOGACTWA.
Stąd właśnie my – obywatele, jesteśmy nazwani w Konstytucji Polski suwerenem, bo to przecież jest nasze państwo i nasze prawa, naszej woli zapisane przez nas w naszej Konstytucji naszego państwa – Polski, w której treści nadaliśmy my sobie nam – Polakom PRAWO do korzystania z majątku naszej ojczyzny, w naszej potrzebie „ z chwilą naszej, mojej, Twojej, niezdolności do pracy, bądź osiągnięcia wieku emerytalnego”.
ZUS, władze państwowe, sądy i Trybunał Konstytucyjny oszukują obywateli, gdyż wmawiają nam, że istnieje domniemanie zgodności ustaw z Konstytucją do czasu, aż Trybunał Konstytucyjny nie orzeknie inaczej. Po pierwsze – żaden artykuł w zapisie Konstytucji nie przewiduje takiego „domniemania”. Po drugie – zgodnie z art. 37 Konstytucji korzystamy z wolności i PRAW zapewnionych w KONSTYTUCJI (brak przecież jest zapisu, że nasze prawa mogą być domniemane lub niezgodne z Konstytucją). Po trzecie i NAJWAŻNIEJSZE – zgodnie z art. 188 ust 3 w związku z art. 8 i art. 37 Konstytucji – każdy przepis prawny musi posiadać orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego,
A GDZIE JEST ORZECZENIE TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO, KTÓRY ANALIZOWAŁ USTAWY NARZUCAJĄCE SPOŁECZEŃSTWU TAK WYSOKIE DANINY „SKŁADEK” ZUS DO ZAPISÓW ZASAD NOWEJ KONSTYTUCJI POLSKI?
Narzucono mikroprzedsiebiorcom, w tym mnie – Krzysztofowi Kornatowiczowi, nielegalny przymus łożenia comiesięcznych ogromnych „składek” przez 40 lat, i to bez baczenia na wysokość uzyskanego dochodu netto! Już samo to jest niesprawiedliwością, przechodzącą w zbrodnię. Mamy bulić 1250 zł miesiąc w miesiąc, przez 40 lat, nawet jak zdychamy z głodu i nie zarobiliśmy ze swojej działalności ani grosza! Nawet, jak zawiesiliśmy działalność, ale zawiesiliśmy ją ma krócej, niż na 3 miesiące?! Mamy bulić tylko dlatego, że chcemy skorzystać z innego naszego prawa konstytucyjnego, do wolności gospodarczej?!
Ten gwałt uzasadniany jest przez rządzących Polską dbałością o nasz byt. W rzekomo naszym – mikroprzedsiebiorców interesie jest dobijanie naszych biednych warsztatów pracy ogromną daniną para podatku, zwanego składką ZUS. To, że ten para podatek ZUS wykończył milion, pięćset tysięcy z nas, to też było dla naszego dobra. To, że kilka tysięcy ofiar tego wyzysku targnęło się na swoje życie, a trzech z nich dokonało aktu samospalenia, wśród których jeden z udokumentowaną biedą, przed Kancelarią Premiera Tuska, a setki tysięcy innych ma zmarnowane życie, też było i też jest dla naszego dobra?!
Taka podstępna zamiana „prawa do”, na „obowiązek prawny” jest pogwałceniem zasady konstytucyjnej, czyniąc taką szemraną ustawę ustawką niekonstytucyjną, a więc bezprawną, która wyniszcza plankton gospodarczy narodu polskiego (bo obcym, ale i spółkom z o. o. przecież umożliwia się obchodzenie danin), niszcząc ich przedsiębiorczość, wolność, kradnąc im uśmiech, niewoląc ekonomicznie dożywotnią, comiesięczną ogromną „ratą”!
Na domiar złego wysokość tych dożywotnich, drakońskich, comiesięcznych nielegalnych, ale usankcjonowanych prawem przez nadzwyczajną kastę „składek” została tak naliczona, aby w sposób oszukańczy, podstępny wywindować je do jak najwyższego poziomu, co nęka i okrada przedsiębiorczych Polaków na niewyobrażalną skalę. Złodziejstwo to ukryte jest w nierzetelnym naliczeniu średnich zarobków w gospodarce narodowej, dla których przyjęto minimalną podstawę wymiaru w kwocie 2.665,80 zł (60% prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego, przyjętego do ustalenia kwoty ograniczenia rocznej podstawy wymiaru składek na rok 2018).
Wiecie już teraz wszyscy czytający to oświadczenie i oskarżenie bankruta ZUS, skąd się wzięła ta różnica średnich płac pomiędzy podawanymi przez GUS (około 4500 zł), a odczuciem społecznym, które tak bardzo irytują społeczeństwo?! Wzięło się z zamierzonego świadomego oszustwa władzy, którym posługują się do okradania 2,2 miliona właściciel biedafir, przy czynnym udziale najwyższej kasty w togach z polskim godłem na piersiach!
ZUS podstępnie nie stosuje średniej ważonej, mediany, a jedynie uwzględnia obszar najlepiej zarabiających w gospodarce narodowej, jednocześnie wylicza okradanemu społeczeństwu – właścicielom biedafirm emerytalną jałmużnę w wysokości około 1000 zł, a nie średnią krajowa emeryturę (2250 zł), która w takiej konstrukcji winna być wypłacana.
Sam ten proceder zawyża składkę miesięczną o około 480 zł, rabując właścicieli biedafirm na około 5760 zł rocznie!
Kolejną składową nielegalnej, ale usankcjonowanej prawem „składki” ZUS jest narzucenie w niej składki na Ubezpieczenie Zdrowotne, które w myśl art. 68 Konstytucji Polski, w pryzmacie art. 8 Konstytucji nie mogą być wymagane, albowiem ów art. 68 gwarantuje każdemu obywatelowi równy dostęp do świadczeń medycznych, bez przymusu ubezpieczeniowego.
Łącznie rocznie ZBANKRUTOWANY ZUS rabuje w majestacie prawa, z pogwałceniem Konstytucji Polski, sprawiedliwości, etyki, moralności I PRAW LUDZKICH DO GODNEGO ŻYCIA, właścicieli biedafirm na kwotę około 10.360 zł (w fazie precyzyjnego obliczania)!
Tak wysoka kwota rabunku milionów obywateli jest zbrodnią na narodzie polskim i musi być dogłębnie zbadana, tym bardziej, że już w samej swej istocie, abstrahując od bezczelności i podstępie jej obliczenia, jest ona bezprawna.
SKŁADKI ZUS SĄ W OGÓLE NIELEGALNE!
Dodatkowo, jakby tej zbrodni było mało, pracownicy bankruta Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wykazują się absolutną niemoralnością, WYSYŁAJAC SWOJE WEZWANIA DO ZAPŁATY DZIESIĄTKOM TYSIĘCY UCISKANYCH PRZEZ NICH POLAKOM NA TYDZIEŃ PRZED ŚWIĘTAMI BOZEGO NARODZENIA!
W myśl art. 93 punkt 3 Konstytucji Polski – uchwały i zarządzenia podlegają kontroli, co do ich zgodności z powszechnie obowiązującym prawem. Z kolei prawa nie mogą nikomu niszczyć życia, musza być sprawiedliwe, nie mogą prowadzić do samobójstw, nie mogą rodzić złego życia, nie mogą być nikczemne, niemoralne, nie mogą okradać ludzi z ostatniego grosza, nie mogą doprowadzać ludzi do obłędu i do zniewolenia ekonomicznego, NIE MOGĄ ŁAMAĆ LUDZKICH PRAW. Do tego daniny państwowe muszą mieć zasady ich odstąpienia w uzasadnionych okolicznościach
Proszę mi wskazać, gdzie ZUS miał kontrolę legalności jego działań z Konstytucją Polski? Co prawda, w myśl art. 217 Konstytucji, nakładanie danin można dokonywać na podstawie ustawy, ale nie mogą te ustawy naruszać konstytucyjnych zasad (na przykład do wolności gospodarczej).
Przepisy narzucające obywatelom siłą i pod przymusem świadczenie ogromnych, do tego wieloletnich danin, zwanych składką ZUS, za korzystanie z konstytucyjnego prawa do wolności w działalności gospodarczej łamią prawo konstytucyjne i wolę narodu – suwerena, który nigdy nie wyraziłby zgody do mordowania siebie samych barbarzyńskimi daninami!
Takie działania świadczą o sabotażu gospodarczym sprawujących władzę w Polsce, które prowadzą do celowego wyniszczenia ekonomicznego planktonu gospodarczego w drabinie awansu gospodarczego Polaków!
Ja – Krzysztof Kornatowicz na takie zbójeckie praktyki się nie godzę i przeciwko nim stanowczo występuję w imieniu własnym i w imieniu milionów okradanych obywateli, których nie stać z powodów braku stosownej wiedzy i odwagi na sprzeciwienie się bestii, niszczącej i rabującej polską gospodarkę narodową! Ja się nie godzę na niszczenie ekonomiczne narodu! To my – obywatele jesteśmy właścicielem państwa, a nie państwo jest właścicielem obywateli! My, ze swojej jaśnie łaski i z naszej woli nadajemy sobie swoje prawa i obowiązki, dla naszego dobra i pomyślności.
Funkcjonowanie starego systemu, który w wyniku braku fundamentów jego prawidłowego funkcjonowania stał się swoistą piramidą finansowa, która jak każda piramida finansowa, skazana jest na ostateczne zawalenie i bankructwo, poprzedzone jak w każdej piramidzie finansowej okradzeniem (tu milionów) ludzi, obciąża odpowiedzialnością władze Polski, a nie tych, którzy zdając sobie sprawę z tej złodziejskiej piramidy, nie zamierzają brać w niej udział. Prawo nie może przymuszać obywateli do uczestnictwa w piramidzie finansowej, która od lat sygnalizuje, że już dawno zbankrutowała i wkrótce się zawali.
Organa rządowe państwa mają obowiązek naprawić walący się system Ubezpieczeń Społecznych, oraz wyrządzone nim krzywdy społeczeństwu. Jednak jak widzimy, klajstrują one tylko jego braki. Nic nie pomorze pudrowanie trupa ZUS – nie spowoduje to jego zmartwychwstania, czego konsekwencje odczujemy niebawem wszyscy w postaci równych dla każdego (w tym Kornatowicza) emerytur „ społecznych” – to jest pewne!
Za brak moich składek odpowiedzialne jest państwo polskie i rządy w Polsce, które przy pomocy sądów polskich wymuszają zawyżone, niemoralne, niesprawiedliwe daniny, nie bacząc, że niszczą one ekonomicznie ogromną część społeczeństwa polskiego. Takie zachowanie powinno być ścigane prawem z urzędu, w sądach, ale jakich, skoro samo oskarżone państwo wszystkimi nimi zawiaduje, a i społeczeństwo niewolników pokornie godzi się na rolę wykorzystywanego wyrobniko-niewolnika?
To wszystko prowadzi w prostej linii do upadku państwa polskiego, na co ja świadomy w pełni tej drogi upadku obywatel, tym oświadczeniem się nie godzę i głośno, wyraźnie przeciwko łamaniu praw ludzkich protestuję! Właśnie to, z czym człowiek się nie zgadza, a czego nikt nie chce słuchać, trzeba tym częściej i głośniej powtarzać. Bez sprawiedliwych zasad poboru składek na społeczne ubezpieczenie, wszelkie działania ZUS uważam za nielegalne.
Krzysztof Kornatowicz
...
Tak maja ludzie. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Sob 18:54, 02 Lut 2019 Temat postu: |
|
Przedsiębiorca został oszukany przez firmę kurierską - winnych "brak"
Przedsiębiorca został oszukany przez firmę kurierską na ponad pół miliona złotych. Prokuratura nie potrafi ustalić kto jest winny, pomimo tego, że sam poszkodowany wskazał potencjalnego sprawcę....
...
Nie potrafia znalezc tej firmy? |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Pią 22:42, 30 Lis 2018 Temat postu: |
|
Krwawy finał sporu biznesmenów. Wybuch grantu i 17 ciosów nożem
video
Biznesmen Cezary Szoszkiewicz został skazany na 25 lat więzienia za zdetonowanie granatu w biurze, przy wspólnikach i zabójstwo jednego z nich. 55-latek zadał oszołomionej eksplozją ofierze 17 ciosów nożem. Od zabójstwa mija 6 lat. Mężczyzna dalej walczy o odzyskanie wolności. Zamierza złożyć skargę nadzwyczajną.
Cezary Szoszkiewicz ma 55 lat. Jeszcze niedawno był człowiekiem sukcesu. Biznesmenem. Współzałożycielem i współwłaścicielem wydawnictwa Magnum X. Jednej z pierwszych firm w Polsce publikujących prasę o tematyce wojskowej.
Oprócz Szoszkiewicza w zarządzie Magnum X zasiadało jego dwóch wspólników. Andrzej Ulanowski i Krzysztof Zalewski. W 2012 roku mężczyźni zaczęli podejrzewać Szoszkiewicza o malwersacje. Doszło wówczas do spięcia i trudnej męskiej rozmowy, którą nagrali na dyktafon wspólnicy Szoszkiewicza.
„To trzeba będzie wyjaśnić. Bo to jest szczerze powiem sytuacja trudna. Nie widzę innej metody, jak złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa do prokuratury i my jesteśmy czyści” – słychać na nagraniu.
- Proponował, żeby się napili po kieliszeczku, żeby to rozładować. Oni podziękowali i w tym momencie nastąpił wybuch – mówi Piotr Wojciechowski, wuj Cezarego Szoszkiewicza.
- Doszedłem do wniosku, że pan Szoszkiewicz zdetonował jakiś ładunek w tej butelce i chce nas zabić, więc zacząłem uciekać z tego pokoju. Później dowiedziałem się, że pan Szoszkiewicz szukał mnie – wspomina były wspólnik Andrzej Ulanowski.
- Zaczął z pomieszczenia wychodzi również Krzysztof Zalewski. Próbował coś powiedzieć, ale wydobywał się tylko bulgot. Zobaczyłem, jak wyskoczył Cezary Szoszkiewicz. Koniecznie chciał mu spojrzeć w oczy. Koniecznie. Ale Krzysiek miał oczy zaprószone tym wybuchem i nic nie widział. Stanął przy Krzysztofie Zalewskim, myśląc że nie żyje, ale ten wydał dźwięk, coś na kształt ostatniego tchnienia i wówczas (Szoszkiewicz) wpadł w drugą fazę furii i zaczął zadawać ciosy w leżące ciało, w plecy – opowiada Jerzy Gruszczyński, były współpracownik Magnum X.
Mężczyzna relacjonuje, że poślizgnął się na krwi i wywrócił. - Wówczas Cezary Szoszkiewicz odwrócił się w moją stronę i podniósł rękę z tym nożem do góry. Zobaczył mnie i po prostu opuścił tę rękę – opowiada.
- Moim zdaniem to wszystko było przygotowane – dodaje Andrzej Ulanowski.
Okazało się, że eksplozję spowodował wybuch granatu. Znajdował się on w pobliżu biurka pana Zalewskiego. Z budynku ewakuowano ponad 40 osób. Przeszukano pomieszczenia. W jednym z nich znaleziono ukryty arsenał.
Zdaniem Cezarego Szoszkiewicza granat, który wybuchł należał do Krzysztofa Zalewskiego, a on zadając 17 ciosów działał w obronie koniecznej, bo wcześniej też został zraniony nożem.
- Zobaczyłem twarz Krzysztofa w jakimś takim grymasie, nie wiem nawet jak to określić, i kolejną sceną, jaką pamiętam, to że mam w swoim brzuchu nóż – przekonuje Cezary Szoszkiewicz.
- Biegli zeznali, że ta rana nie mogła być zadana tak jak on to opisuje. Bo musiałby Krzyś w jakiś określony sposób stać, a byłoby to niemożliwe, to zostało odrzucone absolutnie. Stwierdzono też, że granat wybuchł w dłoni Szoszkiewicza, a zawleczka leżała na półeczce - mówi żona zamordowanego Krzysztofa Zalewskiego.
- Wersja ustalona przez sąd i wsparta materiałem dowodowym w zakresie opinii biegłych jest taka, że wyklucza wersję Cezarego Sz. – informuje Marcin Kołakowski z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.
W wyniku eksplozji dłoń Cezarego Szoszkiewicza zostaje amputowana. W kwietniu 2015 roku zapada wyrok. Mężczyzna zostaje skazany na 25 lat za detonację granatu i 15 za zabójstwo Krzysztofa Zalewskiego. Wyrok nie zapada jednomyślnie. Sędzia Barbara Piwnik wygłasza zdanie odrębne.
- Wskazała przede wszystkim, że Andrzej U. nie widział tego granatu w ręku Cezarego Sz., nie wiadomo jak on się tam znalazł – informuje Marcin Kołakowski z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.
- Czarek bierze na swoje barki zasztyletowanie pana Krzysztofa. Ale za to jest 15 lat. Po 10 latach mógłby wyjść na wolność – mówi Piotr Szoszkiewicz, kuzyn Cezarego Szoszkiewicza.
Wyrok skazujący Szoszkiewicza został podtrzymany przez Sąd Apelacyjny i Sąd Najwyższy. Sprawa wydawała się zamknięta. Ale Szoszkiewicz nie ustaje w walce o swoją wolność. Zamierza złożyć skargę nadzwyczajną i doprowadzić do ponownego procesu.
- Mam nadzieję, że nie dopnie swego. Mam nadzieję, że będzie siedział w więzieniu tak długo, jak wyrok stanowi. Że nikt nie uwzględni tych skarg, bo.. bo nie wyobrażam sobie inaczej. Musiałabym uciekać stąd jak najdalej – podsumowuje żona zamordowanego Krzysztofa Zalewskiego.
Reporter: Rafał Zalewski
...
Jak u Rudkich! Ludzie co wy robicie. Za chwile Bóg was osądzi! |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Pią 19:53, 02 Lis 2018 Temat postu: |
|
Przekazanie firmy w spadku ciągle utrudnione
Posiadając jednoosobową działalność gospodarczą możemy przekazać w spadku majątek firmy czyli wszystkie środki materialne i niematerialne. Niestety prawo nie przewiduje zmiany właściciela w takiej firmie, gdyż jej nazwa musi zawierać imię i nazwisko przedsiębiorcy. Takie rzeczy jak NIP...
...
Nawet takie patologie sa. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Czw 20:56, 18 Paź 2018 Temat postu: |
|
Bezprawne przedłużanie zwrotu VAT przez urzędy skarbowe
W złożonej za styczeń 2016 r. deklaracji VAT-7 spółka wykazała ponad 150 tys. zł. nadwyżki podatku. 60-dniowy termin jej zwrotu przez US przypadał na 25 IV 2016r. Na 11 dni przed jego upływem Naczelnik Urzędu Skarbowego w Nysie wszczął kontrolę spółki i ośmiokrotnie przedłużał termin zwrotu
KOMENTARZE (2) : najstarszenajnowszenajlepsze
juardi 4 godz. temu +2
Ciekawe ile takich spraw jest
udostępnij
aktoglupijest 2 godz. temu +1
To akurat żadna nowość. Wiele, wiele mikrofirm w ten sposób wykończyli.
..
Jedna z metod destrukcji. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Pią 19:49, 12 Paź 2018 Temat postu: |
|
Trwająca ponad 4 lata sprawa stanowi szablonowy przykład bezprawia urzędniczego
Przez 4 lata przed 3 sądami trwała walka przedsiębiorcy z fiskusem o możliwość zaliczenia do kosztów podatkowych odpisów amortyzacyjnych z tytułu umowy leasingu. Przedsiębiorcy nie pomogła dwukrotna wygrana przed sądem wojewódzkim, bo działający z upoważnienia MF organ przedłużył spór wnosząc skargę
...
Znowu.,. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Nie 11:01, 05 Sie 2018 Temat postu: |
|
Wiesław był dobrze prosperującym przedsiębiorcą budowlanym, wygrał przetarg na 10 milionów złotych. Zaraz po rozpoczęciu robót okazało się, że dokumentacja była źle przygotowana. Otrzymał propozycję dania łapówki, jednak odmówił. Cała jego firma zbankrutowała, a sam trafił do więzienia.
Nie chciał dać łapówki urzędnikowi, stracił dorobek całego życia
...
Bohater. To tez jest odwaga. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Pią 14:56, 01 Cze 2018 Temat postu: |
|
Fatbulldog
1 godz. temu dodał
[AFERA] Facebook wczoraj rano usunął wszystkie moje kontakty. Bez podania przyczyny.
Zniknęli i już.
Ze wszystkimi osobami z listy znajomych utrzymywałem kontakt, przede wszystkim biznesowy (w ogóle konto tam trzymam głównie do kontaktów z ludźmi z branży), z mojego wizerunku w sieci robi się teraz komedię, bo ludzie do mnie piszą czemu ich usunąłem z grona znajomych.
Wywaliło wszystko, bez wyjątku, łącznie z ludźmi, z którymi regularnie rozmawiałem przez messenger.
Ktoś może orientuje się, czy facebook może w taki sposób ingerować w moje konto? To jest zgodne z regulaminem?
Mogą sobie grzebać i usuwać co im się podoba bez podstawy i argumentacji?
Ekstra to jest. Bardzo profesjonalne. Polecam serdecznie.
Zrobiłem 4 zgłoszenia techniczne, na żadne nie odpowiedziano, minęła ponad doba. Napisałem też na oficjalny fanpage Facebooka - bez odzewu.
Mogę jedynie zrobić z siebie wariata jeszcze raz dodając osoby, którym zaproszenia wysyłałem miesiąc temu.
Załączam zrzuty ekranu: historię konta która twierdzi, że nikogo nie dodawałem ani nie usuwałem... oraz wycinek z messengera, który chyba potwierdza, że kontakty jednak miałem.
....
Malo zabawne jak psuje firme. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Sob 21:00, 26 Maj 2018 Temat postu: |
|
Pogrążą go obce długi? Może stracić całą firmę
video
Prowadzący firmę transportową w Białymstoku Tomasz Kobyliński kupił z ogłoszenia w 2013 r. ciągnik siodłowy bez naczepy za 230 tys. zł. Teraz, czyli pięć lat później, okazuje się, że może auto stracić, a także wpłacone pieniądze. Wszystko przez to, że sprzedający miał długi.
To, z czym teraz musi się zmagać 38-letni Tomasz Kobyliński z Białegostoku, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Do tej pory spokojnie rozwijał swoją firmę transportową, którą w 2000 roku przejął po ojcu.
- Obecnie dysponuję 12 składami. Mam taki system, że kupuję nowe naczepy z fabryki, natomiast ciągniki siodłowe kupuję 3-letnie, by nie pożyczać pieniędzy w banku lub u leasingodawców – opowiada.
W czerwcu 2013 roku pan Tomasz na jednym z portali internetowych znalazł ofertę sprzedaży ciągnika siodłowego za 230 tys. zł. Samochód na sprzedaż wystawiał pan Karol - przedsiębiorca z Kalisza, który również miał firmę transportową.
- Wskazał trzy auta, które mógł w tym czasie sprzedać. Na placu znajdowało się jeszcze kilkanaście innych aut i naczep. Pokazał również kilkudniowe Volvo i wskazał, że na taki tabor będzie wymieniał te trzy auta, ponieważ kończy mu się leasing i musi odmładzać tabor – opowiada pan Tomasz.
- Kilka dni później dysponowałem już autem. Po dwóch miesiącach sprzedający skontaktował się ze mną, że jest już pełnym właścicielem, że skończył mu się leasing. Wystawił mi fakturę, w tym samym dniu przelałem mu pozostałą kwotę - ponad 173 tys. zł – dodaje pan Tomasz.
Mężczyzna samochód zarejestrował na własną firmę. Przeżył szok, kiedy w 2017 roku otrzymał pozew od firmy z Zabrza. Okazało się, że sprzedający auto - pan Karol - ma zadłużenie wobec właścicieli firmy ze Śląska i to właśnie oni domagają się spłaty długu. Właściciele firmy nie zgodzili się na podanie nazwy.
Reporter: Czy pan Tomasz mógł mieć jakąkolwiek świadomość, że pan ma problemy finansowe?
Pan Karol: Nie. Chciałem ratować to, co mogłem wyprzedać, żeby zaległości spłacać. Ja z tych pieniędzy nie wziąłem nawet złotówki dla siebie. Te pieniądze były zapłacone i poszły na zobowiązania.
- W ramach sprawy o wyjawienie majątku, ustaliliśmy, że dłużnik wyzbył się znacznej części swojego majątku i właśnie te transakcje wzbudziły wątpliwość przede wszystkim co do rzetelności kontrahentów. W związku z tą sytuacją skierowaliśmy do sądu pozew o ubezskutecznienie umowy sprzedaży istotnego w sprawie składnika majątkowego – mówi Wiktor Warniełło, adwokat reprezentujący firmę z Zabrza.
- Po 3 latach dostaję właśnie zawiadomienie z sądu w Białymstoku z powództwa firmy ze Śląska o uznanie czynności prawnej za bezskuteczną wobec sprzedaży auta przez pana Karola– mówi Tomasz Kobyliński.
Pan Tomasz spokojnie czekał na postanowienie sądu. W marcu 2018 roku sprawę przegrał, bo Sąd Okręgowy w Białymstoku uznał za bezskuteczną umowę sprzedaży. Stwierdził, że pan Tomasz nie dochował należytej staranności przy zakupie samochodu i nie sprawdził sytuacji finansowej firmy pana Karola.
- Naprawdę nie jest trudnością choćby zażądanie informacji z Urzędu Skarbowego czy
z ZUS-u, więc powinien dołożyć staranności nabywca, żeby mieć pewność, że później nie nastąpi właśnie taka sytuacja jak w tej sprawie – tłumaczy Joanna Dorota Toczydłowska z Sądu Okręgowego w Białymstoku.
- Wyrok sądu w tej sprawie budzi duże wątpliwości. W mojej ocenie jest to sytuacja absurdalna, ponieważ nie sposób w takiej standardowej transakcji handlowej, jak zakup pojazdu, wymagać od swojego kontrahenta szeregu dokumentów potwierdzających jego sytuację materialną – ocenia radca prawny Krzysztof Pociecha.
- Nieprawdą jest to, co sąd pisze w uzasadnieniu, że dłużnik nie przeznaczył uzyskanych środków przynajmniej w części na spłatę, gdzie w dniu 8 lipca otrzymał ode mnie 50 tys. zł tytułem zadatku do umowy sprzedaży. W tym samym dniu firma z Zabrza dostała 150 tys. zł. 29 sierpnia 2013 roku, gdy pan Karol dostał ode mnie ponad 175 tys. zł, w tym samym dniu przelał do Zabrza 20 tys. zł, a dzień później dostał 20 tys. zł – wylicza Kobyliński.
Reporterka: Panie mecenasie, ja widzę przelewy bankowe, z których to przelewów bankowych jasno wynika, że pieniądze, które zapłacił pan Tomasz panu Karolowi, były przelane i to duża część na konto pana klienta w ramach spłaty długu.
Wiktor Warniełło, adwokat reprezentujący firmę z Zabrza: Takie stanowisko w mojej ocenie strony pozwanej jest nieprawdziwe, sąd ocenił okoliczności stanu faktycznego w sposób kompletny. Mając na uwadze tajemnice adwokacką, która mnie wiąże, nie mam kompetencji do wypowiadania się publicznie na temat szczegółów stanu faktycznego. Wskazuję wyłącznie, że fakt z którego rachunku przelewane są ewentualne środki, nie wskazuje ich pochodzenia.
- Ja tych pieniędzy nawet nie wyciągnąłem z konta, tylko przelałem dalej. Te pieniądze ani w złotówce nie zostały spożytkowane w innym trybie, tylko wszystko poszło na zobowiązania. Wszystko jest na wyciągach z banku. I sąd miał tego świadomość, bo ja to zeznawałem przed sądem – zapewnia pan Karol.*
* skrót materiału
Reporterki: Małgorzata Frydrych, Aneta Kaziuk
...
SZOK! KTO SIEDZI W SADACH? BEZMOZGI! OD KIEDY KLIENT ODPOWIADA ZA DLUGI SKLEPU! TE SADY DO WIEZIENIA! |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Wto 14:31, 01 Maj 2018 Temat postu: |
|
Producent oleju rzepakowego przegrał ze skarbówką. Przedsiębiorca domagał się 42 mln zł odszkodowania
oprac. Jacek Bereźnicki
7 czy 22 proc. VAT na olej rzepakowy? Urzędnicy skarbowi sami nie wiedzieli. FOT: GDANIEC / WIKIMEDIA COMMONS / CC BY-SA 3.0
7 czy 22 proc. VAT na olej rzepakowy? Urzędnicy skarbowi sami nie wiedzieli.
42 mln odszkodowania za utracone korzyści domagał się od państwa przedsiębiorca, który oskarżył aparat skarbowy o zniszczenie swojej firmy. Problemy zaczęły się, gdy okazało się, że ma prawo płacić niższą stawkę VAT. Sąd nie znalazł związku przyczynowego.
REKLAMA
Jak pisze "Puls Biznesu", Robert Janeczek w 2004 r. podpisał umowę z Rafinerią Trzebinia na dostawę co miesiąc 600 ton oleju rzepakowego do produkcji biopaliw.
Gdy zwrócił się do urzędu skarbowego w Częstochowie o wskazanie stawki VAT na surowy jadalny olej rzepakowy z przeznaczeniem na cele inne niż spożywcze, otrzymał odpowiedź, że stawka wynosi 22 proc. W taki sposób zaczął rozliczać podatek.
Wideo: dd lipca fiskus będzie kontrolować firmy przez Jednolity Plik Kontrolny
Gdy Izba Skarbowa w Katowicach uznała, że częstochowska skarbówka popełniła błąd i właściwa stawka wynosi 7 proc., firma Janeczka otrzymała zwrot nadpłaconego podatku. Wtedy jednak zaczęły się zmasowane kontrole częstochowskiego urzędu skarbowego.
Dalsze szykany skarbówki - blokada kont, zarzuty karno-skarbowe, a nawet zlicytowanie linii produkcyjnych - doprowadziły do tego, że przedsiębiorca stracił płynność finansową, wiarygodność u kontrahentów, a w końcu także możliwość wywiązywania się z kontraktu z rafinerią. W końcu jego firma przestała działać.
Argumentów Roberta Janeczka nie uznał sąd, który nie dopatrzył się związku przyczynowego między wskazywaną przez przedsiębiorcę szkodą a działaniem organów skarbowych.
Przedsiębiorca w 2015 roku wystąpił z pozwem, w którym domagał się odszkodowania za niezrealizowany kontrakt z Rafinerią Trzebinia. Sąd oddalił pozew, ale w apelacji wyrok został uchylony. Sprawa trafiła do kolejnego rozpoznania, ale i tym razem sąd okręgowy nie przyznał racji przedsiębiorcy. Robert Janeczek zapowiedział apelację.
..
HORROR I SZOK ZE TO MOZLIWE! ZEMSCILI SIE! TU JUZ POWINNI SIEDZIEC! URZAD SKARBOWY TO NIE MIEJSCE DLA NADETYCH GNOI! |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Wto 16:23, 24 Kwi 2018 Temat postu: |
|
Upadłość JTT Computer z winy urzędu skarbowego. Państwo zapłaci 46 mln odszkodowania
17 stycznia 2013, 17:11 | Aktualizacja: 17.01.2013, 18:18
Facebook2Google Plus0Wykop0Tweet
źródło:IAR
Dawna wrocławska firma JTT Computer, choć nie istnieje, znowu wygrywa. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu nie miał wątpliwości, że MCI Management, która od 2006 roku dochodzi odszkodowania za doprowadzenie JTT do upadłości, ma rację.
Złoty
Złoty
źródło: ShutterStock
Państwo za niesłuszną decyzję urzędu skarbowego z odsetkami zapłaci ok. 46 mln zł.
Pełnomocnik MCI Łukasz Dziewoński po ogłoszeniu wyroku mówił, że orzeczenie jest to pozytywny sygnałem dla przedsiębiorców. Dodał, że orzeczenie buduje zaufanie do wymiaru sprawiedliwości, gdyż pokazuje, że można szukać ochrony w postępowaniu sądowym przed szkodliwym działaniem organów Skarbu Państwa.
Stronie pozwanej przysługuje jeszcze skarga kasacyjna do Sądu Najwyższego. Łukasz Błotko z Prokuratorii Generalnej powiedział nam tylko, że na decyzję w tej sprawie trzeba poczekać do czasu aż Sąd Apelacyjny sporządzi pisemne uzasadnienie wyroku.
W latach 90. spółka JTT Computer była największym producentem komputerów w Polsce. Upadła po karach nałożonych przez Urząd Skarbowy. W 2003 roku NSA uchylił decyzje fiskusa i nakazał oddać firmie pieniądze, ale było już za późno. Spółka JTT nie przetrwała.
...
Takich urzedasow trzeba surowo karac. Zabijanie dojnej krowy to zbrodnia nr1. Tu kary musza byc odstraszajace. Doić trzeba umieć! Zeby krowa duzo mldka dala musi byc zdrowa i odzywiona. To jest sztutka. Patałachy won. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Wto 11:54, 10 Kwi 2018 Temat postu: |
|
15-letnia Ola pisze do premiera Morawieckiego: "Jest Pan moją ostatnią nadzieją"
Ojciec Oli stracił firmę przez błąd urzędnika. 15-latka napisała listo do premiera Morawieckiego
...
Jesli to sie ciagnie 14 lat to maja horror zyciowy. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Sob 19:19, 07 Kwi 2018 Temat postu: |
|
Jak niszczy się polskie firmy i "poprawia" ściągalność VAT.
Fiskus chyba uparł się, by zniszczyć firmę MGM z podwarszawskich Marek. Mimo kolejnych wyroków sądu nie oddał jej pieniędzy, które zablokował na rzecz rzekomego podatku. Mało tego, właśnie przedłużył o kolejne miesiące kontrolę, która trwa od ponad roku. Jest winny firmie już 35 mln zł..
...
Ciagle to jest! |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Wto 16:33, 27 Lut 2018 Temat postu: |
|
z odzyskiwaniem swoich należności
Przez Piotr Celej -27 lutego 2018930
W Polsce ciągle upada wiele małych i średnich firm. Przyczyną niejednokrotnie są nierzetelni kontrahenci, którzy nie regulują swoich długów. Niestety duża część przedsiębiorstw ma problem z odzyskiwaniem należności. Jak ściągać je skutecznie?
Dużo polskich firm ma opory przed uruchamianiem procesu windykacyjnego. Wynika to m.in. z obawy przed utratą kontrahenta, a także przekonania, że proces windykacyjny jest kosztowny. Sporo przedsiębiorstw woli więc próbować odzyskiwać należności samodzielnie. Działania takie jak wykonywanie telefonów ponaglających często okazują się jednak nieskuteczne.
Proces odzyskiwania wierzytelności warto rozpocząć od próby negocjacji z dłużnikiem, wysłania wezwania do zapłaty, upublicznienia danych dłużnika na giełdzie długów czy wpisania go do Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor. Są to działania w ramach windykacji polubownej. Jeśli nie przyniesie ona oczekiwanych skutków, powinno się rozpocząć postępowanie sądowe.
W odzyskaniu należności mogą pomóc również narzędzia online. „Nasz raport pokazuje, że skuteczność windykacji u przedsiębiorców, którzy korzystają z narzędzia Vindicat.pl, jest na poziomie 90%, a u przedsiębiorców podejmujących samodzielne działania […] wynosi ona ok. 60%” – mówi Bogusław Bieda, prezes firmy Vindicat.
..
Ciagle ta nieuczciwosc. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Pią 20:11, 23 Lut 2018 Temat postu: |
|
Firma nieomal upadła. Wszystko przez urzędników
Nikola Bochyńska
Tym razem decyzja KNF okazała się błędna. FOT: MYSAFETY
Tym razem decyzja KNF okazała się błędna.
Odwrócili się od niej kontrahenci, bank zamknął jej rachunek. Firma mySafety stoi na skraju bankructwa. Wszystko przez wpis KNF na listę ostrzeżeń publicznych. Choć na czarnej liście spółki już nie ma, to problemy pozostały.
REKLAMA
- Jesteśmy firmą usługową, której działalność nie podlega pod Komisję Nadzoru Finansowego. Przez 13 lat nie mieliśmy żadnych problemów z urzędami – mówi money.pl Maciej Poniatowicz, prokurent spółki mySafety.
27 czerwca 2017 r. spółka trafiła na listę ostrzeżeń publicznych KNF. To na niej znalazła się m.in. informacja o Amber Gold - piramidzie finansowej, przez którą tysiące Polaków straciło oszczędności życia.
mySafety decyzję tę mogła przepłacić bankructwem. Po ośmiu miesiącach urząd poinformował, że usunął firmę ze swojej listy.
- Samo pojawienie się na liście ostrzeżeń podmiotów publicznych skutkuje taką stygmatyzacją, że odwracają się wszyscy. Co miesiąc było coraz gorzej. Pracownikom, jako osobom prywatnym, odmawiano kredytów - opowiada Maciej Poniatowicz, prokurent spółki mySafety - Z zaświadczeniem pracy w firmie nikt nie miał szans na ich przyznanie. Pracowało dla nas 50 osób, teraz pracuje 20. Ludzie bojąc się, że spółka nie przetrwa, odchodzili – dodaje.
Spółka, która oferuje usługę ochrony tożsamości, efektywnego blokowania kart i dokumentów czy odzyskiwania kluczy, była podejrzana o naruszenie przepisów ustawy o działalności ubezpieczeniowej i reasekuracyjnej. KNF zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
Urząd mógł mieć podejrzenie co do prowadzenia działalności ubezpieczeniowych. Jedną z usług była tzw. mySafety Bezpieczne Klucze, która zawierała informacje o ubezpieczeniu. Takich podejrzeń nie było jednak w przypadku innych spółek-córek, które działają w ośmiu europejskich krajach.
Zobacz: Komisja Nadzoru Finansowego myśli o... "piaskownicy" dla spółek technologicznych
Decyzja KNF - katastrofalne skutki
To, co działo się ze spółką wskutek decyzji urzędników przez kolejne miesiące, mogło oznaczać biznesową śmierć. Klienci zaczęli wypowiadać umowy, firma utraciła większość partnerów i kontrahentów, a nowi ani myśleli, aby współpracować z kimś, kto wzbudza podejrzenie urzędu. Bank zamknął rachunek firmowy, a pracownicy mieli problemy z otrzymaniem prywatnego kredytu. Cudem nie zlikwidowano biznesu. Ostatecznie zarzuty zostały uznane za bezpodstawne, a firmę z listy wykreślono.
- Cieszę się, że zostaliśmy oczyszczeni z zarzutu, ale to było tak, jakby ktoś powiedział, że jesteśmy oszustami i przez pół roku musieliśmy udowadniać, że tymi oszustami nie jesteśmy. Wszyscy mieli podejrzenia co do naszej reputacji - podkreśla przedstawiciel mySafety - Bardzo mocno odbiło się to na sytuacji spółki. Szacujemy, że straciliśmy na tym ok. 2,5 mln zł przychodu. Mieliśmy potwierdzone kontrakty i wszystko wyparowało. Od nowa musimy zasiadać do stołu z partnerami, odbudowywanie relacji potrwa kilka miesięcy, a reputacji pewnie kilka lat - powiedział money.pl Maciej Poniatowicz.
Jak wyglądała historia wpisania spółki na listę ostrzeżeń publicznych KNF?
Prośba urzędu o złożenie wyjaśnień trafiła do firmy w styczniu 2017 r. Dotyczyły one zakresu działalności, regulaminu usług, umów z partnerami i klientami. W toku postępowania poinformowano spółkę, że urząd będzie się kontaktować z firmą w celu złożenia dodatkowych wyjaśnień. Nikt ze strony KNF nie odezwał się do mySafety w ciągu pół roku.
Władze spółki założyły więc, że wyjaśnienie było wystarczające. Jednak 27 czerwca 2017 r. firma dowiedziała się z mediów, że została wpisana na listę ostrzeżeń KNF. Wcześniej nie było żadnych wieści, żadnych ostrzeżeń. To było totalne zaskoczenie i dla firmy, i dla wszystkich partnerów mySafety.
Wysłali pisma do KNF, Ministerstwa Rozwoju oraz Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, w których opisali skutki takiej decyzji i braku możliwości obrony. Jakie były podstawy, by oskarżać firmę, która do tej pory była uczciwa? Odbyli nawet jedno spotkanie w Ministerstwie Rozwoju (obecnie Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju – przyp.red.) z podsekretarzem stanu i jego doradcami. Ze zrozumieniem i zdziwieniem przyjęto wiadomość o tym, że firma, która przez 13 lat działała zgodnie z prawem, teraz jest oskarżana o jego łamanie.
Prokuratura miała wydać decyzję w ciągu 30 dni, teczka trafiła do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ochota. Po 30 dniach sprawa została przekazana do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Wola. Wszczęto postępowanie na wniosek KNF. Postępowanie trwało trzy miesiące. Spółka wciąż nie miała żadnych informacji na temat zarzucanych jej czynów.
- Wielokrotnie prosiliśmy urząd o możliwość ustosunkowania się do zarzutów, ale odmawiał. Twierdzono, że nie jesteśmy stroną w sporze, więc nie możemy mieć wglądu w akta - opowiada Maciej Poniatowicz, prokurent mySafety.
W międzyczasie piętrzyły się trudności biznesowe. Bank BZ WBK automatycznie wypowiedział im umowę. - Dobrze, że mieliśmy dostęp do innych rachunków bankowych, ponieważ inaczej działanie firmy zostałoby sparaliżowane. Gumtree odmówiło publikacji ogłoszeń o pracę. Jeden z naszych partnerów - ITAKA był nagabywany przez UOKiK, który zwracał uwagę, że współpracują z firmą, co do której istnieje uzasadnione podejrzenie, że jest nieuczciwa - opowiada prokurent mySafety - W związku z tym urząd zalecał wstrzymanie się ze współpracą. Partnerzy biznesowi wstrzymali się z zamówieniami albo ograniczali maksymalnie współpracę, co odbiło się błyskawicznie na wynikach spółki.
Co było dalej? W toku postępowania prokurator wezwał do złożenia dodatkowych wyjaśnień zarówno KNF, jak i spółkę. Ostatecznie w październiku wydał decyzję o jego umorzeniu. Dokumentacja trafiła w listopadzie do KNF. Co dziwne, poczta próbowała doręczyć pismo z prokuratury trzy razy. W końcu w odpowiedzi urząd w ciągu 7 dni złożył zażalenie na decyzję prokuratury.
Sprawa trafiła do II instancji. Sąd po zapoznaniu się z aktami na pierwszym posiedzeniu wydał prawomocny wyrok podtrzymujący decyzję prokuratora. To zakończyło batalię prawną. W tym tygodniu ostatecznie mySafety dostała pismo od KNF o zakończeniu postępowania. Złożyła wniosek do urzędu o wykreślenie z listy. Po tygodniu firmę wykreślono.
Teraz mogą zacząć mozolny proces odbudowy swojej reputacji na rynku – wśród partnerów i kontrahentów. Minie pewnie kilka miesięcy nim uda im się odzyskać dawną pozycję.
KNF odpowiada – wszystko zgodnie z prawem
Komisja Nadzoru Finansowego w odpowiedzi na pytanie money.pl zasłania się tajemnicę zawodową. Swoją decyzję uzasadnia koniecznością zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z art. 430 ustawy o działalności ubezpieczeniowej i reasekuracyjnej. Na Komisji ciąży prawny obowiązek podania tego faktu do publicznej wiadomości, co wynika z ustawy z dnia 21 lipca 2006 r. o nadzorze nad rynkiem finansowym. Formalnie cała procedura odbywała się zgodnie z prawem, jednak tym razem podmiot, który znalazł się na liście ostrzeżeń publicznych okazał się niewinny.
Spytaliśmy Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów czy rzeczywiście ostrzegał ITAKĘ przed współpracą z firmą. Biuro prasowe ITAKI odpowiedziało money.pl, że firma nie otrzymała ostrzeżenia od UOKiK, ale "wezwanie do wyjaśnienia współpracy z firmą mySafety, co zostało uczynione w wyznaczonym terminie".
Zapytaliśmy również biuro prasowe banku BZ WBK, czy zamknął mySafety rachunek bankowy. Bank zasłania się tajemnicą handlową.
..
Widzicie jak latwo wyklnczyc? Starczy rzucic podejrzenie. Chcielibyscie podpisac kontrakt z firma na liscie zastrzezen? |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Czw 17:38, 21 Lip 2016 Temat postu: |
|
Przedsiębiorcy chcą… ostrzejszych przepisów. Dla nierzetelnych płatników
ptw/luq/
2016-07-21, 13:46
Firma opóźniająca płatności nie powinna mieć ulg podatkowych. Powinien też być nakaz zamiast możliwości naliczania odsetek ustawowych - wynika z badania Millward Brown wykonanego na zlecenie BIG InfoMonitor.
Polsat News
Biznes
Firmy z rynku giełdowego NewConnect zadłużone...
Biznes
70-letnia emerytka winna pieniądze 50...
Firmy nie mają wątpliwości, że kontrahenci przesuwający termin płatności finansują w ten sposób swoją działalność. Takiego zdania jest ponad trzy czwarte (76 proc.) ankietowanych firm.
- Wymuszony kredyt kupiecki, bo tak trzeba nazwać wydłużanie terminów płatności, to powszechne zjawisko. Jak wynika z naszych analiz, spotyka się z nim niemal połowa przedsiębiorstw. Przeciętnie aż 12,5 proc. wartości faktur wystawionych przez mikro, małe i średnie przedsiębiorstwa regulowane jest z opóźnieniem przekraczającym 60 dni lub niepłaconych jest wcale – stwierdził Mariusz Hildebrand, wiceprezes BIG InfoMonitor.
- I niestety poprawa koniunktury gospodarczej nie wpływa istotnie na lepszą jakość wzajemnych rozliczeń między firmami. Szczególnie odporna jest branża budowlana - dodał.
Nakaz naliczania odsetek od opóźnionych faktur
Według badania, przedsiębiorcy są gotowi poprzeć większą ingerencję państwa w ograniczenie procederu opóźnienia płatności. 61 proc. pytanych chciałoby np. dla płatności przekraczających 30 dni odgórnego nakazu naliczania odsetek ustawowych. Najlepiej, gdyby robiły to automatycznie programy finansowo–księgowe.
Doliczanie dłużnikowi ustawowych odsetek, gdy płatność nie została uregulowana w ciągu 30 dni, obecnie jest dobrowolne a nie obowiązkowe. Niewiele mikro, małych i średnich firm korzysta jednak z tych przepisów.
- Biznes prowadzony przez mikro, małe i średnie firmy w głównej mierze opiera się na relacjach. 71 proc. przedsiębiorców zna osobiście większość partnerów biznesowych, a 20 proc. spotyka się nawet na gruncie prywatnym. Trudno w takiej sytuacji używać argumentu karnych odsetek. Dlatego ważne jest, aby to państwo i przepisy narzucały obowiązek dyscyplinowania niesolidnych dłużników - podkreślił Mariusz Hildebrand.
Płatności z terminem powyżej 30 dni nie powinny być wliczane w koszty
Ponad połowa przedsiębiorców popiera też bardziej drastyczne regulacje karzące niesolidnych kontrahentów - chcieliby, aby firma, która przekroczyła 30-dniowy termin płatności nie miała możliwości uznawania faktury za koszt podatkowy i nie mogły na jej podstawie odliczać VAT, czy też obniżać podatku dochodowego. Taki sposób mobilizowania do rzetelnych zachowań poparło 52 proc. ankietowanych mikro, małych i średnich przedsiębiorstw.
Wśród przedsiębiorstw, które mają problemy ze ściąganiem należności, 4 na 10 ma kłopoty z zachowaniem płynności finansowej. W efekcie nie są w stanie płacić w terminie około 40 proc. swoich zobowiązań i w ten sposób przenoszą problem na kolejne firmy.
polsatnews.pl; infografika: BIG Infomonitor
...
TO OCZYWISTE! JESLI DZIAD OPOZNI WYPLATE PRACOWNIKOM O MIESIAC TO JUZ MA NIEUCZCIWA PRZEWAGE NAD TYMI CO PLACA! A co dopiero nieplacenie podatkow i innych. Czas to pieniadz i tych dziadow trzeba tepic. Zreszta jedni drugim szkodza i sami maja szkody. Obled. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Czw 18:19, 14 Lip 2016 Temat postu: |
|
Jego historia stała się kanwą filmu "Układ zamknięty". Sąd przyznał mu 23 tys. zł.
jk/
2016-07-14, 16:44
Tyle dostanie krakowski biznesmen Paweł Rey za miesiąc niesłusznego aresztu. Domagał się łącznie 2,2 mln zł., za blisko 9 miesięcy spędzonych w areszcie.
Polsat News
Kraj
Kraków: sąd utrzymał wyrok ws. Polmozbytu
Kraj
Warunkowo umorzono sprawę byłego europosła,...
Kraj
Zaostrzenie kar za korupcję w wymiarze...
Roszczenia odszkodowawcze dotyczyły 1,7 mln zł za utracone zarobki i akcje; 500 tys. zł miało być kwotą zadośćuczynienia za krzywdy moralne.
Sąd uznał, że Reyowi należy się odszkodowanie i zadośćuczynienie, ale tylko za jeden miesiąc aresztu, ponieważ - jak zauważył sąd - pozostałe miesiące zostały wnioskodawcy zaliczone w poczet grzywny, na którą został skazany.
"Winny"
W lutym br. zapadł prawomocny wyrok, na mocy którego Paweł Rey został skazany na karę jednego roku i ośmiu miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata i 90 tys. zł grzywny za nieprawidłowości w krakowskim Polmozbycie.
Sąd uznał go razem z innym biznesmenem Lechem Jeziornym za winnych wyprowadzenia z Polmozbytu za pośrednictwem innych spółek ponad 15 mln zł oraz działania na szkodę innej spółki - szkodę wyliczono na 1,3 mln zł. Zdaniem sądu obaj działali w ramach precyzyjnie zaplanowanej operacji, której głównym beneficjentem miał być nieżyjący już Witold Sz. Wyrok skazujący usłyszał również Lech Jeziorny.
Na obu skazanych sąd nałożył zakaz pełnienia funkcji w zarządach i radach nadzorczych spółek przez 4 lata. Na poczet grzywien i zakazu sąd zaliczył im okres pozbawienia wolności. Podobne stanowisko zajął wcześniej sąd okręgowy; sąd apelacyjny utrzymał ten wyrok.
Na tej podstawie sąd uznał w czwartek, że odszkodowanie dla Pawła Reya za oczywiście niesłuszne aresztowanie należy się tylko za jeden miesiąc aresztu, bo pozostałe osiem zostały mu zaliczone w poczet orzeczonej grzywny.
Sąd posiłkując się dokumentami podatkowymi o zarobkach wnioskodawcy w tamtym okresie oszacował jego szkody w dochodach miesięcznych na 8,3 tys. zł; za dolegliwości spowodowane trudnymi warunkami przez miesiąc w areszcie przyznał mu 15 tys. zadośćuczynienia. Łącznie zasądził 23,3 tys. zł.
W uzasadnieniu wyroku sąd podkreślił m.in., że wskazywane przez wnioskodawcę jako utracone akcje Krakowskich Zakładów Mięsnych w rzeczywistości nie były jego własnością lecz szeregu spółek, w których zasiadał. Zostały one sprzedane, co prawda za symboliczną kwotę 1 zł, ale sąd nie może orzekać o ważności umów cywilno-prawnych - wyjaśnił sędzia.
Kolejna sprawa
Był to już trzeci proces w sprawie odszkodowania i zadośćuczynienia. Poprzednie wyroki były uchylane w wyniku apelacji z powodu braku prawomocnego wyroku w procesie karnym przeciwko wnioskodawcy.
- Zestawiając tę kwotę z rozmiarem szkód, które poniosłem, a które moim zdaniem zostały bezmyślnie spowodowane działaniami prokuratora i wszystkich tych siłowych narzędzi państwa, to oczywiście to odszkodowanie jest symboliczne. Natomiast i tak doceniam, że w ogóle coś zostało zasądzone, ponieważ liczyłem na to, że nic nie będzie przyznane - powiedział dziennikarzom po wyroku Paweł Rey.
- Tu jestem akurat mile zaskoczony, że jednak sąd uwzględnił, że krzywda się stała i majątek przepadł - dodał, określając "rozliczenie grzywny aresztem jako urzędniczą manipulację".
Jak zapowiedział, zastanowi się, czy będzie wnosił apelację od tego wyroku. Poinformował również, że przygotowuje wniosek o kasację nadzwyczajną wyroku w procesie karnym.
Jak podawała prokuratura, na trop nieprawidłowości w Polmozbycie wpadli funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego. Ich podejrzenia potwierdziła kontrola skarbowa. W toku postępowania śledztwo rozszerzono o wątek nieprawidłowości w Krakowskich Zakładach Mięsnych (KZM), ale śledztwo w tej sprawie umorzono.
W uzasadnieniu wyroku sąd pierwszej instancji podkreślił, że wymierzając niskie kary pozbawienia wolności przeniósł ciężar kar na stronę finansową, i że uwzględnił długość postępowania i skutki, jakich doznali oskarżeni. Stwierdził także, że analizując działanie oskarżonych w sprawie KZM nie podzielił wniosków prokuratury, która umorzyła postępowanie w tamtej sprawie.
Spółka upadła przez urzędników?
Biznesmeni w wypowiedziach medialnych obwiniali urząd skarbowy i prokuraturę o zniszczenie KZM, firmy o ponad 100-letniej tradycji. Ich zdaniem zarówno w przypadku KZM, jak i Polmozbytu, prokuratura nie rozumiała mechanizmów gospodarczych, a przede wszystkim zasad tzw. wykupu menedżerskiego, który miał służyć naprawie firm. Z tymi argumentami nie zgodziły się sądy obu instancji, uznając winę obu oskarżonych.
Historia krakowskich przedsiębiorców stała się kanwą filmu "Układ zamknięty", zrealizowanego przez Ryszarda Bugajskiego. Jak mówił reżyser, film nie opowiada o konkretnej sprawie i "żadna z postaci nie jest dokładnym odwzorowaniem rzeczywistych bohaterów tej historii, jednak prawda o tych zdarzeniach została zachowana".
Wyrok nie jest prawomocny
PAP
...
Gdyby nie tv nic by nie dostal... |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Wto 22:49, 21 Cze 2016 Temat postu: |
|
165 podejrzanych, kilkadziesiąt tysięcy oszukanych. Sprawa większa niż Amber Gold
wyślij
drukuj
kawi, pszl | publikacja: 21.06.2016 | aktualizacja: 16:27 wyślij
drukuj
Pomocna Pożyczka miała oszukać kilkadziesiąt tysięcy osób (fot. tvp.info/Piotr Król)
165 osób z prokuratorskimi zarzutami i 62 tys. pokrzywdzonych, których już przesłuchano, kolejni czekają w kolejce. Tak wygląda śledztwo w sprawie Skarbca i Pomocnej Pożyczki, które z każdym miesiącem się rozrasta.
– Sprawa jest nieporównywalnie większa niż Amber Gold – mówi Radiu Gdańsk Wojciech Szelągowski z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku – Zgodnie z opinią biegłych z zakresu rachunkowości, którą uzyskaliśmy w tej sprawie, obydwa podmioty kierowane przez głównych podejrzanych, gdyby zamierzały wywiązać się wobec swoich klientów ze wszystkich złożonych wniosków, musiałyby dysponować kwotą przekraczającą trzy miliardy złotych.
#wieszwiecej | Polub nas
Sprawa Amber Gold nabiera rozpędu. Tajemnicze wiadomości do obrońcy
15 lat więzienia
Wiadomo, że śledztwo skończy się najwcześniej w przyszłym roku. Zdaniem prokuratorów, przestępczy mechanizm wyglądał bardzo prosto. Klienci, którzy chcieli pożyczyć pieniądze, najpierw musieli wpłacić od 4 do 10 proc. kwoty wnioskowanej pożyczki. Potem dowiadywali się, że kredytu nie dostaną, bo nie spełniają wymogów, a opłata przepadała.
Do prowadzenia śledztwa oddelegowano czterech prokuratorów z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku, analityka kryminalnego i biegłego z zakresu rachunkowości. Prezes i wiceprezes Skarbca są w areszcie, pozostali podejrzani – ponad 160 osób – na wolności. Wszystkim podejrzanym grozi 15 lat więzienia. Do tej pory w śledztwie prokuratorzy zebrali już ponad pięć milionów dokumentów. Teraz są one szczegółowo analizowane.
W aferze Amber Gold poszkodowanych było ok. 19 tys. osób. Oszukano ich na ponad 851 mln złotych. Na ławie oskarżonych zasiadło małżeństwo Marcin i Katarzyna P., którzy powołali spółkę Amber Gold w styczniu 2009 roku.
Radio Gdańsk, tvp.info
...
Znowu to samo. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Pon 20:10, 21 Mar 2016 Temat postu: |
|
Afera Amber Gold. Alarm bombowy tuż przed rozpoczęciem procesu
Oskarżony ws. afery Amber Gold, Marcin P. - Adam Warżawa / PAP
Ruszył proces ws. afery Amber Gold. Nie rozpoczął się jednak o godz. 9, jak planowano, z powodu ewakuacji budynku Sądu Okręgowego w Gdańsku. Policja nakazała ewakuację z powodu alarmu bombowego. Proces ws. Afery Amber Gold wznowiono po godz. 11. Prokurator odczytuje akt oskarżenia.
Na ławie oskarżonych zasiedli były prezes spółki Marcin P. i jego żona Katarzyna P., którym zarzucono m.in. oszustwo znacznej wartości i pranie brudnych pieniędzy. Oboje zostali doprowadzeni na salę rozpraw z aresztu.
REKLAMA
REKLAMA
Niektórzy pokrzywdzeni przez właścicieli spółki Amber Gold rozmawiali z dziennikarzami jeszcze przed ogłoszeniem alarmu bombowego w sądzie.
- Jestem emerytem, mam dwoje niepełnosprawnych dorosłych dzieci. Miałem oszczędności na mieszkanie, a ten łachudra mnie okradł. Brak mi słów na to. Skrzywdził kilkanaście tysięcy ludzi, zabierając im oszczędności życia - powiedział pan Marek z Gdańska. Dodał, że ma żal do instytucji państwowych.
- To jest niedopuszczalne, że państwo polskie nie miało nad tym nadzoru (…) Ten człowiek miał wcześniej wyroki zanim założył firmę. Czy takie machloje można robić w majestacie prawa? Oczekuję, że zostanie odpowiednio ukarany i że dostaniemy jakąś rekompensatę. Jeśli on (Marcin P.) nie ma takiego majątku, to będziemy skarżyć Skarb Państwa, a następnie pójdziemy do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka - mówił.
Inny pokrzywdzony, pan Krzysztof z Gdańska wyjaśnił, że przyszedł do sądu, aby zobaczyć na własne oczy, jak ten proces będzie prowadzony. - Jestem rozżalony, że to wszystko tak długo trwa. Na początku inwestowałem małe kwoty i dużo procentowo zyskałem, potem były coraz większe kwoty i za trzecim razem już straciłem, i to sporo - przyznał.
- Na tym etapie nie mogę ujawniać linii obrony, byłoby to nielojalne wobec mojego klienta - powiedział dziennikarzom obrońca Marcina P. Michał Komorowski.
Co jest w akcie oskarżenia?
Akt oskarżenia z Prokuratury Okręgowej w Łodzi, liczący prawie 9 tys. stron, wpłynął do gdańskiego sądu pod koniec czerwca 2015 r. Według prokuratury Marcin P. i jego żona oszukali w latach 2009-12 w ramach tzw. piramidy finansowej w sumie niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. Zostali także oskarżeni m.in. o działalność parabankową i pranie brudnych pieniędzy, które wyłudzili od klientów spółki.
Prokurator Magdalena Guga powiedziała dziennikarzom, że zgodnie z nowelizacją kodeksu postępowania karnego, nie będzie konieczne odczytywanie całego aktu oskarżenia i wystarczy tylko zwięzłe przedstawienie zarzutów.
W akcie oskarżenia prokuratura uznała, że przed sądem powinno się przesłuchać prawie 430 świadków. Natomiast wniosek o przesłuchanie wszystkich pozostałych pokrzywdzonych (łącznie jest ich ok. 19 tys. osób) został złożony przez obrońcę oskarżonego Marcina P.
- Klucz doboru świadków był taki, że generalnie odrzuciliśmy pokrzywdzonych od lokat. Wskazani świadkowie to po pierwsze - osoby zatrudnione w spółce, po drugie - osoby, które bardzo blisko ze spółką współpracowały świadcząc na jej rzecz rozliczne usługi, jak również inni świadkowie, którzy wnieśli coś istotnego do tego postępowania. Częściowo są to też osoby pokrzywdzone, ponieważ część pracowników Amber Gold miała założone lokaty - wyjaśniła prokurator.
Podkreśliła, że prokuratura jest przeciwna przesłuchiwaniu przed sądem wszystkich pokrzywdzonych.
- Fakt popełnienia przestępstwa jest w naszej ocenie dostatecznie udowodniony – dokumentami, które zostały zgromadzone w postępowaniu, a po drugie innymi dowodami o charakterze obiektywnym, niezależnym od pokrzywdzonych i oskarżonych. Zeznania pokrzywdzonych przed sądem nie są więc konieczne, zważywszy, że większa część pokrzywdzonych została już przesłuchana w toku postępowania przygotowawczego – i nie ujawniono jakichkolwiek rozbieżności między tym, co pokrzywdzeni zeznawali, a tym co wynika z dokumentów - wyjaśniła.
Afera Amber Gold
Amber Gold to firma, która miała inwestować w złoto i inne kruszce. Działała od 2009 r., a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia 2012 r. firma ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich.
Według prokuratury spółka Amber Gold była tzw. piramidą finansową, a oskarżeni bez zezwolenia prowadzili działalność polegającą na gromadzeniu pieniędzy klientów parabanku.
Zdaniem śledczych klienci od początku przy zawieraniu umów byli wprowadzani w błąd co do sposobu przeznaczenia zainwestowanych przez nich pieniędzy - zapewniano ich, że za pieniądze kupowane będzie złoto, srebro lub platyna, co potwierdzać miały wystawiane certyfikaty. Lokaty rzekomo miały być ubezpieczone i gwarantowane przez Fundusz Poręczeniowy AG, na który klienci musieli wpłacać 1 proc. wartości każdej lokaty.
Obok oszustwa znacznej wartości oskarżonym zarzuca się także pranie pieniędzy wyłudzonych od klientów parabanku. Oskarżeni wielokrotnie - według śledczych - przelewali je na różne konta bankowe, m.in. spółek grupy Amber Gold oraz innych podmiotów i osób.
Jak ustalono, ostatecznie zainwestowane pieniądze przed upadkiem spółki odzyskało zaledwie ok. 3 tys. z prawie 19 tys. jej klientów - w sumie było to niemal 291 mln zł.
Katarzyna i Marcin P. pieniądze pozyskane z lokat wydawali na rozmaite cele - m.in. na finansowanie linii lotniczych OLT Express (nieistniejący już przewoźnik, w którym głównym inwestorem była Amber Gold) przeznaczono prawie 300 mln zł. Część dochodów szła też na wynagrodzenia. Ustalono, że z tego tytułu oskarżeni wypłacili sobie 18,8 mln zł.
Marcin P. przebywa w areszcie od sierpnia 2012 r., Katarzyna P. została aresztowana w połowie kwietnia 2013 r. Akt oskarżenia z Prokuratury Okręgowej w Łodzi, liczący prawie 9 tys. stron, wpłynął do gdańskiego sądu pod koniec czerwca 2015 r.
...
To sie wyprawia! |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Czw 21:12, 17 Mar 2016 Temat postu: |
|
Biurokracja zabija młodych biznesmenów
Ponad połowa polskich studentów deklaruje, że chce otworzyć własny biznes. Jednak po ukończeniu studiów ich zapał słabnie. Przyczyną tego jest głównie przerośnięta biurokracja, z którą muszą mierzyć się firmy. Co zatem należałoby zmienić, aby ułatwić życie polskim biznesmenom?
Obowiązki związane z płaceniem podatków, nieustannym raportowaniem do różnych instytucji, przestrzeganiem wszystkich przepisów prawa pracy, zasad BHP oraz innych wymogów - to wszystko w znacznym stopniu utrudnia funkcjonowanie przedsiębiorcom, szczególnie małym. "Z naszego badania wynika, że biurokrację za największą barierę w rozwoju uważa połowa polskich firm. O wiele mniej przedsiębiorstw skarży się np. na problem ze znalezieniem klientów czy finansowania" – mówi serwisowi infoWire.pl Jacek Kowalczyk, dyrektor marketingu i PR z firmy Grant Thornton.
...
Super. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Pią 20:51, 05 Lut 2016 Temat postu: |
|
W Krakowie ruszył proces ws. nielegalnego przejęcia blisko 600 spółek
- Shutterstock
Przed krakowskim sądem rozpoczął się w piątek proces siedmiu osób oskarżonych o działanie w grupie przestępczej zajmującej się przejmowaniem upadających spółek i wyprowadzaniem z nich majątku z pominięciem wierzycieli.
Według prokuratury grupa działała w latach 2001–2007 i przejęła w ten sposób blisko 600 spółek w całym kraju m.in. w Krakowie, Poznaniu, Gliwicach, Bełchatowie, Toruniu, Olsztynie i Bielsku-Białej.
REKLAMA
Mechanizm przestępstwa polegał na wyszukiwaniu zadłużonych firm, także przez ogłoszenia prasowe, kupowaniu ich przez podstawione osoby, a następnie wyprzedaży majątku z pominięciem wierzycieli.
Kiedy wierzyciele zgłaszali się do komornika, okazywało się, że po spółce i jej majątku nie było już śladu. W ręce grupy wpadał majątek wielomilionowej wartości, pochodzący ze sprzedaży przejętych maszyn budowlanych, samochodów, wyposażenia biur itp.
W czasie śledztwa okazało się także, że niektórzy prezesi i członkowie zarządów spółek, zdając sobie sprawę z tego, że nie są w stanie spłacić wierzycieli, "sprzedawali" swe firmy przedstawicielom grupy przestępczej, płacąc im duże pieniądze za pozbycie się kłopotów. W tym wątku śledztwa skazanych zostało wcześniej kilkadziesiąt osób.
Jednym z oskarżonych jest Jacek M., ps. Marchewa, w latach 90. przedstawiany w mediach jako domniemany przywódca jednej z krakowskich grup przestępczych. Zdaniem prokuratury, Jacek M. razem z oskarżonym Piotrem S. kierował grupą zajmującą się przejmowaniem upadających spółek.
Piotr S. i dziesięciu innych oskarżonych w toku śledztwa zadeklarowali chęć dobrowolnego poddania się karze i złożyli wnioski o wydanie wyroku bez przeprowadzania procesu. Sąd przychylił się do ich wniosków i kilka dni temu wymierzył oskarżonym kary uzgodnione z prokuratorem. Dla Piotra S. – odpowiedzialnego według prokuratury za nadzorowanie działalności grupy oraz za werbowanie nowych członków – kara wyniosła pięć lat więzienia w zawieszeniu na 10 lat próby, pozostali oskarżeniu otrzymali niższe kary. Wyrok jest nieprawomocny.
W piątek przed sądem stanęli pozostali oskarżeni, którzy nie przyznają się do winy. Po odczytaniu zarzutów przez prokuratora oskarżony Jacek M. oświadczył, że nie przyznaje się do zarzutów i skorzystał z prawa do odmowy wyjaśnień. Sąd odczytał jego wyjaśnienia złożone w toku śledztwa. Wynikało z nich, że Jacek M. nie ma żadnego związku z procederem przejmowania spółek, a jedynie sporadycznie pomagał Piotrowi S. w prywatnych sprawach i przyjmował od niego za to prezenty.
"Mój klient nie przyznaje się do winy i twierdzi, że jest niewinny" – powiedział PAP obrońca Jacka M. mec. Andrzej Patela. Kolejni oskarżeni złożą wyjaśnienia na następnej rozprawie.
Jacek M. był głównym oskarżonym w toczącym się przez ponad 11 lat procesie dotyczącym najazdu w 1996 r. na restaurację Ajka w Skawinie. Ranny w starciu ochroniarz zmarł po dwóch dniach w szpitalu, drugi doznał obrażeń. Sprawa badana była cztery razy przez sąd, wydano w sumie 11 wyroków, ale ostatecznie w 2008 r. krakowski Sąd Apelacyjny uniewinnił Jacka M. i pozostałych czterech oskarżonych od zarzutu udziału w śmiertelnym pobiciu ochroniarza. Powodem były istotne wątpliwości i sprzeczne zeznania świadków incognito.
Jacek M. cały czas zaprzeczał doniesieniom mediów, jakoby był przywódcą jednej z krakowskich grup przestępczych. Siebie samego przedstawiał jako zwykłego biznesmena i skarżył się razem z przyrodnim bratem Markiem D. (współoskarżonym w sprawie "Ajki" i obecnie ws. przejmowania spółek), że policja jest do nich uprzedzona.
...
Znany po 89 proceder zapoczatkowny tzw. nomenklaturowa prywatyzacja. Jak widzimy caly czas trwa. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Pią 14:05, 05 Lut 2016 Temat postu: |
|
Marek Kubala żądał 50 mln złotych odszkodowania. "89 tysięcy niech sobie wsadzą w buty"
Oczyszczony z zarzutów przedsiębiorca z Wałbrzycha Marek Kubala żądał 50 milionów złotych odszkodowania - za niesłuszne aresztowanie, utratę majątku i przychodów z kilkunastu lat. Sąd przyznał mu jednak zaledwie 89 tysięcy. Motywował to tym, że areszt trwał tylko 17 dni. Pan Marek już zapowiada apelację. - 89 tysięcy niech sobie wsadzą w buty - powiedział Kubala.
Marek Kubala był bogatym biznesmenem aż do momentu, gdy 16 lat temu został aresztowany. Postawiono mu zarzuty korupcji, przebijania numerów rejestracyjnych i przemycania pojazdów. Stracił firmę i rodzinę, wpadł w spiralę długów. Proces karny trwał 11 lat. Ostatecznie został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Od pięciu lat walczy o zadośćuczynienie.
...
Tutaj nie tylko siedzenie to szkoda ale utrata majatku. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Pią 15:26, 15 Sty 2016 Temat postu: |
|
KOD będzie miał rywala. To KOPP
Rafał Kotomski
pisarz, dziennikarz, publicysta
KOPP chce przywrócić obywatelom zaufanie do władzy, fot. Rafał Kotomski
Komitet Obrony Poszanowania Praworządności. Tak nazywa się organizacja, którą powołały właśnie stowarzyszenia i organizacje trzeciego sektora z całej Polski.
KOPP zakładają przede wszystkim ci ludzie, którym III RP naprawdę zalazła za skórę. Są wśród nich poszkodowani przez państwo przedsiębiorcy. Doprawdy trudno im się dziwić, skoro w wyniku działań urzędów skarbowych, ZUS czy urzędów celnych często tracili majątek życia, zdrowie, czasem rodzinę. Nawet jeśli dane o jakich mówią ludzie z KOPP-u ( „4 miliony ofiar III RP”) są przesadzone, to przecież historii o ludzkiej krzywdzie w naszej rzeczywistości naprawdę nie brakuje. Ostatnio jeden z łódzkich sądów rozstrzygnął sprawę Ryszarda Gasparskiego, któremu kilkanaście lat temu zarzucono przestępstwa skarbowe i zniszczono zatrudniającą kilkadziesiąt osób firmę odzieżową. Gasparski został aresztowany po wcześniejszym porannym zatrzymaniu przez zamaskowanych agentów Urzędu Ochrony Państwa (tak, tak, klasyka – szósta rano…). W areszcie przesiedział cztery miesiące i teraz, po kilkunastu latach walki sądowej, majestat orzekł, że przedsiębiorca miał rację. Zasądzając na jego rzecz zadośćuczynienie w wysokości 25 tys. złotych. To „rekompensata” za firmę, która upadła, stracone zdrowie i pozycję społeczną. Czy może zatem dziwić, że Gasparski i jemu podobni ludzie utracili wiarę w Najjaśniejszą Rzeczpospolitą?
REKLAMA
Bardzo aktywne w tworzeniu KOPP jest stowarzyszenie Niepokonani Polska. Jego prezes, Łukasz Gojke, nie ukrywa, że nowa organizacja ma być przeciwwagą dla Komitetu Obrony Demokracji Mateusza Kijowskiego. A zatem KOPP przeciwko KOD. Na spotkaniu założycielskim Gojke mówił o tym, że „trudno bronić demokracji dla ludzi, którzy zasiadali w restauracjach za pieniądze podatników i raczyli się ośmiorniczkami”. W KOPP zaangażowali się m.in. przedsiębiorca Włodzimierz Olewnik, działacz związków wiejskich Maciej Deja, twórca stowarzyszenia LEX Dariusz Wolniakowski.
Nie da się ukryć, że KOPP ma być przede wszystkim jednym, wielkim oskarżeniem państwa PO – PSL. O to, że w czasach rządów poprzedniej koalicji nie zrobiono nic, by przywrócić zaufanie do państwa. I tolerowano nadużycia – zwłaszcza jak podkreślają działacze KOPP w wymiarze sprawiedliwości – wobec obywateli. Stąd, twierdzą twórcy Komitetu, tak wielu pokrzywdzonych ludzi, którym w majestacie prawa odbierano majątki czy niszczono rodzinne przedsiębiorstwa. Według ludzi z KOPP wiele instytucji odwoławczych (prokuratury od Apelacyjnej po Krajową czy Rzecznik Praw Obywatelskich) to fikcja, na którą poszkodowany obywatel i tak nie może liczyć. Dlatego KOPP ma nadzieję, że teraz będzie lepiej. Sojuszników szuka w nowej władzy, zwłaszcza prezydencie Dudzie, choć pewnie i minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro miałby okazać się mężem opatrznościowym. Działacze KOPP zapowiadają, że jeśli ministrowie Beaty Szydło nie wiedzą co się dzieje „w terenie”, przedstawiciele nowej organizacji im w tym pomogą. Członkowie Niepokonanych Polska mówią o „wariografie prawnym”, przez który należy przepuścić tysiące spraw obywateli poszkodowanych przez państwo w ostatnich dwudziestu pięciu latach. Do „wariografu” miałyby, ich zdaniem trafić sprawy gospodarcze, karne, administracyjne…
Ciekawe, czy KOPP uda się wyjść poza, skądinąd słuszną, diagnozę stanu rzeczy. To kolejna inicjatywa obywatelska, której celem jest przywrócenie zaufania Polaków do własnego państwa. Wcześniejsze, jak choćby Ruch Oburzonych, dość szybko spaliły na panewce i swoją działalność zakończyły na mniej czy bardziej udanej retoryce. Bo zaufanie do państwa obywatelom przywrócić może przede wszystkim samo państwo. To, które zaczyna budować dzisiaj PiS, niekoniecznie musi spełnić nadzieje twórców Komitetu Obrony Poszanowania Praworządności. Jedno jest pewne, skoro ludzie z KOPP słusznie patrzyli uważnie na ręce poprzedniej władzy, nie powinni tego zaniechać również i w przypadku tych, którzy rządzą Polską dzisiaj.
...
To ta demokracja ktorej bronia UE i Wyborcza. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Czw 17:18, 26 Lis 2015 Temat postu: |
|
Działalność gospodarcza to ponad 9 godzin dziennie pracy
- Shutterstock
Działalność gospodarcza jest bardziej pracochłonna niż praca na etacie. Tydzień pracy co trzeciego właściciela firmy przekracza 50 godzin. Własna firma wymaga więcej wysiłku niż zatrudnienie na umowę o pracę - wylicza "Puls Biznesu".
W czasie wykraczającym ponad normy ustawowego etatu sektor MSP wytwarza w skali świata 8,3 bln USD – podaje Sage w raporcie nt. czasu poświęcanego działalności prowadzonej przez właścicieli firm do 100 pracowników. Listopadowe badanie objęło 11 krajów.
REKLAMA
W Polsce właściciele firm i samozatrudnieni też pracują dłużej niż osoby na etatach. W ciągu tygodnia średnio o 4 godz. więcej statystyczny przedsiębiorca poświęca biznesowi. To odpowiada 13 miesiącom pracy etatowej.
A wielu zabiera to jeszcze więcej czasu – ponad 30 proc. właścicieli firm przyznaje, że ich tydzień pracy jest dłuższy niż 50 godzin.
Piotr Ciski, dyrektor zarządzający polskim oddziałem Sage, wskazuje, że dane te odnoszą się do badania czasu pracy wykonywanej na stanowisku, np. w biurze. Zdecydowana większość przedsiębiorców w rzeczywistości pracuje i angażuje się we własną działalność także poza swoim stanowiskiem pracy – zauważa.
...
Sami sobie szkodza. |
|
|
BRMTvonUngern |
Wysłany: Pią 22:19, 20 Lis 2015 Temat postu: |
|
"Rzeczpospolita": E-sklepy aż tak walczą z cenami, że toną w długach
Piątek, 20 listopada 2015, źródło:PAP
Zaległości wobec partnerów ma 2,5 tys. sklepów internetowych na 15 tys. istniejących. To efekt rosnącej konkurencji - pisze "Rzeczpospolita".
Z danych Krajowego Rejestru Długów wynika, że jako dłużnicy figuruje w nim już 2,5 tys. e-sklepów. KRD podaje, że 102 mln zł wynoszą zaległości firm handlujących głównie przez serwis Allegro, a 14 mln - prowadzące samodzielnie sprzedaż.
Obecnie w Polsce działa od 15 tys. do - zdaniem niektórych - nawet 20 tys. e-sklepów, w tym dużo znanych marek, które nie sprzedawały produktów w sieci - zauważa Krystian Wesołowski z Płatności Online BM firmy Blue Media.
A klient internetowy bardzo często szuka najniższej ceny - mówi, dodając, że powoduje to ogromną konkurencję cenową, którą nie wszystkie sklepy wytrzymują. Z czasem rynek się ustabilizuje, zdominują go sklepy, które m.in. zoptymalizują swoje działania, a zatem też obniżą koszty - ocenia Wesołowski.
...
Nieplacenie to nieuczciwosc. |
|
|