BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 23:15, 01 Lut 2019 Temat postu: Miłość rodzinna. |
|
|
Siostra Iwona oddała Pawłowi swoją nerkę. "Chwila bólu nic nie znaczy"
Hanka Sowińska 1 lutego 2019 22:06 Gazeta Pomorska
574
1
Iwona Różewska z bratem Pawłem Kuczkowskim tuż przed operacją przeszczepienia n erki - 19 grudnia 2018 r.
Iwona Różewska z bratem Pawłem Kuczkowskim tuż przed operacją przeszczepienia n erki - 19 grudnia 2018 r. ©nadesłane
Dziwię się, że ludzie nie pomagają swojemu rodzeństwu, nawet jeżeli nie każdy jest tak blisko, jak ja z Pawłem. Doprawdy, nie ma nic piękniejszego niż móc dać bliskiej osobie cząstkę normalności. Chwila bólu po operacji nic nie znaczy.
Zobacz dzisiejsze wydanie internetowe Gazety Pomorskiej
Była środa, 19 grudnia 2018 r. Do świąt pozostało kilka dni. To jednak dla Iwony Różewskiej i jej brata Pawła Kuczkowskiego nie mogło mieć znaczenia.
Tego dnia Iwona oddała Pawłowi swoją nerkę. - Mój brat jest sumienny, solidny. Wiem, że tego daru nie zmarnuje, że będzie o niego dbał, bo jest bardzo poukładany. A ja? Nie mogłam postąpić inaczej. Czyż jest coś piękniejszego niż oddać komuś cząstkę siebie?
Zabieg został wykonany w Klinice Transplantologii i Chirurgii Ogólnej Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 im.
dr. Antoniego Jurasza w Bydgoszczy. - To była trzecia transplantacja od dawcy żywego, wykonana w naszym ośrodku w ubiegłym roku, a trzydziesta od początku istnienia kliniki - mówi dr n. med. Aleksandra Woderska, regionalny koordynator pobierania i przeszczepiania narządów.
Choroba
Paweł nie wdaje się w szczegóły. Mówi, że jego przypadek nie jest inny niż większości pacjentów, którzy czekają na przeszczepienie nerki lub są już po
transplantacji. Wspomina: - Zaczęło się ćwierć wieku temu od białkomoczu. Z czasem kreatynina rosła, potem znowu malała, ale kiedy doszła do 5, 5 mg, przeszedłem na dializy. Najpierw była dializa otrzewnowa. Dzięki temu, że miałem cykler, mogłem na wakacje wyjechać za
granicę. Włosi dostarczyli mi maszynę do hotelu na czas. Ale przyszedł taki moment, że „otrzewnówka” nie dawała rady. Zacząłem tyć, byłem słabszy. Założono mi cewnik permanentny do hemodializ. Zaczynałem w szpitalu miejskim, z czasem przeniosłem się do „Jurasza”.
Zobacz także: „Przeszczep darem życia”. W inowrocławskim "Medyku" mówiono o transplantacji [zdjęcia]
Siostra Pawła mówi, że brat przeziębił się, jeżdżąc na motorze. - Boże, kiedy to było... Miał wówczas 18-19 lat. Wytłumaczyć młodzieńcowi, by ubrał podkoszulek i kalesony, graniczyło z cudem. Wyjdzie z domu ubrany, a w piwnicy się przebierze. Od tego się zaczęło. Drobny problem, a przyniósł takie dramatyczne konsekwencje.
Hemodializy Paweł miał trzy razy w tygodniu. - Na każdą próbę zmiany pozycji maszyna reaguje. Nie wolno się ruszać, bo wtedy trzeba zaczynać oczyszczanie od nowa. Gros osób pamięta swoją pierwszą dializę, zmianę dializ, daty, ale nie ja. Kiedy dostałem przeszczep, wyrzuciłem kluczyk od szatni - mówiąc to Paweł płacze.
Iwona: - To był dla brata naprawdę trudny czas. Leżeć na
plecach kilka godzin bez ruchu. Prawdziwy koszmar!
Po latach walki Paweł wiedział, że jedynym ratunkiem będzie transplantacja. - Świadomość, że tak to się skończy, towarzyszyła mi od początku. Kiedy się tylko zachoruje, to z tyłu głowy pojawia się myśl, że kiedyś przyjdzie pora. Zostałem wpisany na krajową listę oczekujących na przeszczepienie, ale nie miałem szczęścia.
Zobacz także: Antoś ma białaczkę. Potrzebny jest przeszczep szpiku. Dawcy, zgłaszajcie się! To przecież nie boli
Szansa
Iwona doskonale pamięta, kiedy pierwszy raz powiedziała bratu, że odda mu nerkę. - Zadzwonił, gdy wyszedł od lekarza. Zawsze tak robił. Powiedziałam: „No, opowiadaj, co tam jest”. Usłyszałam: „Szkoda gadać, prędzej czy później będę musiał mieć przeszczep”. Powiedziałam, że oddam mu swoją nerkę wtedy, kiedy będzie taka potrzeba. Że może na mnie liczyć.
Reakcja Pawła?
- „Dobra, dobra, kiedyś pogadamy...”. Trochę mnie zbył. Nawet to rozumiem, bo człowiek nie wie, jak się powinien w takiej sytuacji zachować. Jeszcze ze dwa, trzy razy deklarowałam, a on reagował tak samo. Ja zdania nie zmieniłam.
Choroba postępowała. W końcu nadszedł ten moment - 19 grudnia. Od transplantacji minęło p
rawie pięć tygodni.
Już po przeszczepieniu Iwona była na kontroli w poradni w „Juraszu”.
- Zobaczyłam swoją kartę z 2010 roku. Stąd dokładnie wiem, kiedy pierwszy raz padła deklaracja oddania bratu nerki.
Dalsza część artykułu na następnej stronie >>>
Nerka
Proces kwalifikacji potencjalnego dawcy trwa zazwyczaj kilka miesięcy. Oprócz zgodności w grupie krwi dawcy i biorcy, niezbędna jest ocena stanu zdrowia dawcy. Dawcą nerki może zostać osoba zdrowa, u której na podstawie wykonanych badań klinicznych i obrazowych wykluczono choroby nerek, układu krążenia, przewodu pokarmowego, układu oddechowego oraz innych układów i narządów. Konieczne jest oznaczenie serologicznych markerów wirusów, m.in. HIVi HCV (z Programu Żywy Dawca Nerki).
Paweł: - Siostra przeszła wiele badań. Oboje pamiętamy naszą ostatnią wizytę w Warszawie. Czas między 8 a 17, kiedy czekaliśmy na ostateczne wyniki, bardzo się dłużył.
Iwona: - Od wyników tych badań zależało, czy będzie przeszczepienie czy nie. To była próba krzyżowa. Wyniki były pozytywne.
Wiedzieliśmy, że został nam ostatni etap. Czyli transplantacja. - Nerka Iwony była co do milimetra takiej samej wielkości jak moją. Piękna nerka - śmieje się Paweł. I dodaje: - Iwona nie pije, nie pali, więc i narząd jest doskonały.
Spośród najbliższych ktoś jeszcze deklarował, że odda mu swoją nerkę? - Moja żona. Ma tę samą grupę krwi co ja, ale inne gabaryty. Jest szczupła - tłumaczy.
Gdy Paweł był jeszcze na stole operacyjnym, nerka od siostry już podjęła pracę.
Tajemnica
O tym, że rodzeństwo szykuje się do przeszczepienia wiedziało wiele osób - najbliżsi Iwony, krewni, przyjaciele. Tylko ich mama dowiedziała się już po operacji.
- Musieliśmy mamę chronić. Ukrywaliśmy, bo stwierdziliśmy, że to może być ponad jej siły. Tego nie mogliśmy jej zrobić. Ma nas tylko dwoje. Tata nie żyje. Ci, którzy wiedzieli, dochowali tajemnicy - podkreśla córka.
- Mama była trochę zła na nas, ale lepsza złość niż by miało jej się coś stać. Ma ponad 70 lat - dodaje Paweł.
Iwona: - Rodzina mnie wspierała, przyjaciele, sami się wspieraliśmy nawzajem. Mamy taki rytuał, że w każdą sobotę spotykamy się na śniadaniu. W tygodniu nie mamy czasu, by porozmawiać.
Wyszła ze szpitala po trzech dniach. Święta spędziła z najbliższymi. Paweł został w klinice, wypisano go w sylwestra. Wrócił do szpitala niedawno, bo pojawiła się gorączka. Na szczęście grypowa infekcja szybko została opanowana.
Klinika
Bydgoski ośrodek transplantacji nerek powstał w 2000 roku. Zatem w przyszłym roku przypadają 20. urodziny placówki. We wrześniu 2015 roku lekarze z Kliniki Transplantologii i Chirurgii Ogólnej Przeszczepili tysięczną nerkę.
- Ta klinika to coś niezwykłego. Nie wiemy, jak jest gdzie indziej, ale o tej możemy mówić tylko pozytywnie. W zasadzie jedno słowo mówi wszystko: rewelacja! Rodzinny oddział. Wszyscy mają czas, by odpowiadać na pytania. Profesor Zbigniew Włodarczyk jest bardzo empatyczny, wyjątkowo serdeczny, niesamowicie cierpliwy. Daje pacjentom ogromne poczucie bezpieczeństwa. Jego wewnętrzny spokój jest jak miód na zbolałe serca pacjenta i jego bliskich. Pani koordynator (dr Aleksandra Woderska) też rewelacja, aż mam ciarki, jak pomyślę, co ta kobieta z siebie daje - Iwona wystawia ośrodkowi transplantacji i całemu personelowi wyjątkową rekomendację.
Paweł: - To, co zrobił zespół kliniki, jest godne najwyższego wyróżnienia. Profesjonalizm w każdym calu. Opieka pielęgniarska nadzwyczajna. Siostra wyszła po trzech dniach z kliniki, a mnie codziennie pytano, jak się czuje. Brakuje słów.
Świadomość
- Dziwię się, że ludzie nie pomagają swojemu rodzeństwu, nawet jeżeli nie każdy jest tak blisko, nawet, gdy nie są tak zżyci. Patrząc, jak brat cierpi, nie mogłam postąpić inaczej. Chyba nie ma nic piękniejszego niż oddać cząstkę siebie - usłyszałam od Iwony.
Pawła przy tym nie było. Miał zaplanowany zabieg. Musiał nas opuścić. Nie raz od profesora Włodarczyka słyszałam, że Polacy nie są mniej empatyczni, na przykład od Skandynawów, że tak samo kochają swoich bliskich. Dlaczego zatem tak niewiele osób chce oddać cząstkę siebie (w najlepszym 2015 r. przeszczepiono w kraju 60 nerek pochodzących od dawców żywych)?
Iwona Różewska ma swoją teorię: - Ludzie się boją. Może to wynika trochę z niewiedzy. Zatem warto mówić o tym jak najczęściej. Dawcy nie grozi nie wiadomo co! Przez to, że oddamy nerkę nie stajemy się chorzy, nie jesteśmy inwalidami. Żyjemy normalnie. Zapewniam. Warto próbować, warto przebadać się, by dać szanse bratu, siostrze, matce, ojcu, synowi, córce. Jest tak samo jak przed operacją. Muszę teraz odrobinę więcej pić, może mi zacząć skakać ciśnienie, ale z wiekiem u każdego przychodzi ten moment. Mając świadomość, że coś takiego będzie, powinniśmy się częściej kontrolować. Chwila bólu po operacji nic nie znaczy. Jestem szczęśliwa, bo wiem, że brat nie musi trzy razy w tygodniu chodzić na dializy. Znowu może normalnie żyć, nie musi borykać się z chorobą. To uskrzydla, to jest coś radosnego. Bardzo bym chciała, by rodzeństwo czy bliscy myśleli dokładnie w taki sposób, by nasza świadomość była większa.
Odwaga
Iwona przyznaje, że Paweł od dziecka był dla niej „guru”. - Dbał on mnie bardzo. Oczywiście, jako dzieci nieraz się kłóciliśmy, pewnie na niego naskarżyłam, ale bardzo brata kocham.
Ci, którzy wiedzieli, gratulowali Iwonie odwagi, zapewniali, że są z niej dumni. - Nie ukrywam, że odwaga też była mi potrzebna. Ale tuż przed przeszczepieniem nie myślałam, że może nam się coś stać. Poddaliśmy się zabiegowi w znanym nam ośrodku, powierzyliśmy nasze zdrowie ludziom, którym ufamy. Bardzo, bardzo dziękujemy całemu zespołowi.
...
Brak slow! To jest milosc rodzinna!
Post został pochwalony 0 razy |
|