Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Dbać o wnętrze.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:29, 07 Paź 2016    Temat postu: Dbać o wnętrze.

RMF 24
Fakty
Nauka
Czas z rodziną spędzaj... w domu
Czas z rodziną spędzaj... w domu

Dzisiaj, 7 października (16:57)

Jeśli chcesz w weekend spędzić udany czas z rodziną, zostań w domu - przekonuje badaczka z Baylor University w Teksasie. Wyniki jej badań wskazują na to, że czas spędzony razem w znajomym otoczeniu może sprawić rodzinie więcej radości, niż poza domem, gdzie zewnętrzne bodźce odciągają naszą uwagę od siebie. Taką kontrowersyjną tezę przynosi jej artykuł, opublikowany w najnowszym numerze czasopisma "World Leisure Journal".
Zdjęcie ilustracyjne
/ J.M. Guyon /PAP/EPA

Prof. Karen K. Melton z BU Robbins College of Health and Human Sciences, współautorka publikacji zatytułowanej "W dążeniu do szczęścia, nie każdy czas spędzany z rodziną liczy się tak samo" przekonuje, że w nowym otoczeniu, czy w trakcie nowych aktywności nie mamy dość "mocy obliczeniowej" mózgu, by jeszcze móc pogłębiać wzajemne rodzinne relacje. Dlatego sugeruje, że owe relacje najlepiej buduje się tam, gdzie nic nas nie dekoncentruje, właśnie w domu.

W badaniach, prowadzonych wspólnie z prof. Ramonem B. Zabriskie z Brigham Young University, wzięło udział ponad 1500 osób z 884 rodzin w Wielkiej Brytanii, każda z rodzin miała co najmniej jedno dziecko w wieku od 11 do 15 lat. Ochotnicy wypełniali ankiety, w których pytano ich o wspólne rodzinne aktywności w minionym roku, o to czym się zajmowali, jak często i przez jak długi czas.

Okazało się, że nie każda forma wspólnego spędzania czasu przyczyniała się do budowania rodzinnego szczęścia tak samo, najlepiej rokowały wspólne aktywności w zaciszu domowym - mówi prof. Melton. Jej zdaniem, to bardzo dobra wiadomość dla tych rodzin, które nie mają dość czasu lub nie stać ich na wspólne weekendowe wyjścia, czy wyjazdy. Melton podkreśla też, że same atrakcyjne aktywności poza domem nie będą w stanie złagodzić stresów, czy napięć w samej rodzinie. Tu trzeba po prostu spędzić czas razem. Jednym z najlepszych sposobów zacieśniania więzi - i potwierdza to wiele badań - pozostaje wspólne jedzenie posiłków.
Grzegorz Jasiński

...

Dokladnie. Sa to stany wewnetdzne nie widoczne okiem stad ludzie nie rozumieja czegos czego nie widza. A to jest wazniejsze niz jakies tam zakupy pienjadze. Szkoda nawet porownywac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:43, 23 Paź 2016    Temat postu:

Chcesz mieć udaną niedzielę? "Wszystkie ćwiczenia sprawiają, że czujemy się lepiej"

Dzisiaj, 23 października (09:51)

Mamy już dość tej zimnej, szarej i deszczowej odsłony jesieni. Na poprawę pogody nie mamy wpływu, poprawić możemy nasz humor i samopoczucie. Jak to zrobić w kilka minut radzi w rozmowie z Magdaleną Wojtoń Kamil Jasiński, trener personalny.
Kamil Jasiński
/foto. Szymon Boczek /

Magdalena Wojtoń RMF FM: Jak zacząć dzień, by mieć doskonały humor i miło spędzić niedzielę?

Kamil Jasiński, trener personalny: Przede wszystkim wstańmy zaraz po przebudzeniu. Otwórzmy okno i wpuśćmy trochę chłodnego powietrza do mieszkania. Orzeźwimy się i pobudzimy do działania. Warto się poruszać.

Co można zrobić?

Wszystko co nam wpadnie do głowy. To mogą być przysiady, wykroki. Jeśli ktoś ma schody w domu, może po nich pobiegać. Szczotkując zęby można zrobić kilka przysiadów albo potańczyć przed lustrem.

Są ćwiczenia na poprawę humoru?

Tak naprawdę wszystkie ćwiczenia sprawiają, że czujemy się lepiej. Każda aktywność fizyczna pobudza wydzielanie hormonów. Trening aerobowy mocno działa na układ krążenia. To mogą być podskoki, boks, bieganie. Co jest najważniejsze, róbmy to, na co mamy największą ochotę. Nie róbmy niczego wbrew sobie. Jeśli jesienią chcemy pokonać zły nastrój, wybierajmy taką aktywność, którą lubimy.

Na przykład spacer w niedzielny poranek...

Wybierzmy teren z pagórkami. Wtedy trening będzie lepszy. Jeśli mamy dzieci, biegajmy z nimi po parku, biegajmy za nimi, gdy jeżdżą na rowerze. Nie stójmy i nie rzucajmy psu patyka. Lepiej z nim też pobiegać. To będzie doskonała zabawa i trening.

Co polecasz na śniadanie?

Śniadanie powinno być białkowo- tłuszczowe. Tłuszcz może być z szynki, boczku. On jest kaloryczny, ale da nam siłę na cały dzień. Jajecznica, jajka na twardo dadzą nam białko. Może też to być twaróg z łososiem. Dużo białka i tłuszczu mają orzechy, więc jeśli ktoś lubi owsiankę, może je sobie z korzyścią dorzucić.

Przygotowałeś przepisy...

Tak na zdrowe, pobudzające i poprawiające nastrój smoothie.

Koktajl zielony:

1/2 awokado, 1 banan, 1 kiwi, 1 łyżka złotego siemienia lnianego, woda/mleko szklanka

Koktajl żółty

- 1/2 mango, 1/2 banana, sok z 1/2 cytryny , 2 łyżki ugotowanej kaszy jaglanej, mleko kokosowe

Wszystko miksujemy. Ma dużo witamin, pobudza, doskonale smakuje i daje energie na cały dzień z uśmiechem.
Magdalena Wojtoń

...

A najlepsze samopoczucie daje czyste sumienie o czym naucza Biblia. Nie ma lepszego ,,srodka".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:02, 22 Lis 2016    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Nauka
Skąd drzemka po posiłku?
Skąd drzemka po posiłku?

Dzisiaj, 22 listopada (15:27)

Senność po obfitym posiłku, którą wszyscy od czasu do czasu odczuwamy, wiąże się nie tylko z samą ilością pożywienia, ale też zawartością soli i białek - piszą na łamach czasopisma "eLife" naukowcy ze Scripps Research Institute. Co ciekawe, cukier wydaje się nie mieć znaczenia. Badania, prowadzone na muszkach owocowych Drosophila melanogaster, dotyczyły na tyle podstawowych mechanizmów, że ich wyniki prawdopodobnie można odnieść także do człowieka.
Zdjęcie ilustracyjne
/ Frank May /PAP/EPA


Badacze z Department of Metabolism and Aging na Floridzie stworzyli układ umożliwiający badanie zwyczajów żywieniowych i drzemki pojedynczych muszek owocowych. Zauważyli, że podobnie jak u człowieka długość drzemki po posiłku wiąże się z jego obfitością. Przekonali się także, że pewne rodzaje posiłków wprawiają owady w stan senności skuteczniej, niż inne. Dłuższe drzemki następowały po spożyciu potraw bogatszych w sól i białka.

W przypadku Drosophili dobrze udokumentowana jest zależność między drzemką, a przemianą materii. Wiadomo, że owady ograniczają sen, zwiększają swoją aktywność, gdy są głodne - mówi współautor pracy, prof. William Ja Florida. Do tej pory jednak nikt natychmiastowych efektów posiłku na skłonność do snu u niech nie badał. Przede wszystkim dlatego, że nie było sposobu, jak to zrobić - dodaje.

By sobie z tym poradzić badacze z Florydy stworzyli układ doświadczalny Activity Recording CAFE (ARC), który pozwala na obserwowanie i rejestrowanie zachowania owadów, a także podawanie im określonego pożywienia. Okazało się, że w zależności od ilości podanego pożywienia muszki drzemały od 20 do 40 minut, sam efekt senności wywoływały u nich pokarmy zawierające sól lub białko, cukier zaś nie miał znaczenia. To wskazywało, że dla tej "poobiedniej" drzemki znaczenie ma nie tylko obfitość, ale i rodzaj posiłku.

W dalszej kolejności postanowiliśmy sprawdzić, jaki mechanizm za tym stoi. Wykorzystaliśmy metody modyfikacji genetycznej, by włączać i wyłączać pewne komórki nerwowe - tłumaczy pierwszy autor pracy, Keith Murphy. Byliśmy zaskoczeni, gdy okazało się, że to zachowanie jest kontrolowane przez cały szereg obwodów nerwowych - dodaje.
Obfite, słone, bogate w białko posiłki wpędzają muszki owocowe w "poobiednią" drzemkę
/Keith Murphy /materiały prasowe

W poprzednich badaniach ujawniono, które neurony regulują obfitość posiłków, tym razem okazało się, że część z nich ma znaczenie także dla odczuwania po posiłku senności. Badania pokazały też, że w reakcji na białka niektóre neurony promują senność lub czuwanie w zależności od aktywności innych neuronów. Okazało się też, że senność po posiłku w porze zmierzchu bywa u muszek owocowych mniejsza, co wskazuje na to, że istotną role pełni tu także zegar biologiczny.

ARC umożliwi nam dalsze badania, które powinny wyjaśnić, w jaki dokładnie sposób układ nerwowy przekłada obfitość posiłku, obecność soli, czy białka na potrzebę snu - zapowiada prof. Ja. Sen to dla zwierząt w naturze stan podwyższonego ryzyka, chcielibyśmy się przekonać, dlaczego drzemka po posiłku jest tak niezbędna - dodaje.
Grzegorz Jasiński

...

Sen tez pomaga.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:48, 17 Maj 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Historia miłosnego listu odnalezionego w książce zakończona... happy endem
Historia miłosnego listu odnalezionego w książce zakończona... happy endem

Dzisiaj, 17 maja (10:2Cool

Szczęśliwy finał poszukiwań autora i adresatki miłosnego listu sprzed lat. Chodzi o historię Grzegorza i Iwony. Korespondencja została odnaleziona w IV Liceum Ogólnokształcącym w Lublinie. Trafiła tam w książce, zakupionej przez internet. Po nagłośnieniu sprawy Iwona z Grzegorzem napisali list do uczniów szkoły. Tym razem jednak wysłali go tradycyjną pocztą.
Fragment najnowszego listu, który wyslali Iwona i Grzegorz
/Krzysztof Kot /RMF FM

Grzegorz i Iwona podkreślają, że "drugie życie" ich listu miłosnego sprzed lat, bardzo ich ucieszyło. Ofiarowują go szkole na pamiątkę.

W korespondencji możemy przeczytać, że miłosny list, w którym mowa była o pierścionku zaręczynowym, miał szczęśliwy finał w postaci ślubu.

Iwona i Grzegorz są małżeństwem od 25 lat i mają dwóch dorosłych synów.

Byliśmy bardzo wzruszeni, gdy otrzymaliśmy ten list - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Maria Krupa wicedyrektor IV Liceum Ogólnokształcącego w Lublinie, gdzie zaczęła się cała historia.

TU ZNAJDZIESZ CAŁĄ HISTORIĘ OPISANĄ PRZEZ NASZEGO REPORTERA
Udało się odnaleźć autora i adresatkę listu. Są razem
/Krzysztof Kot /RMF FM

To właśnie pani wicedyrektor ucząca matematyki zamówiła w internecie używaną książkę o równaniach różniczkowych. Tam znalazła list sprzed lat.

Można powiedzieć, że historia ma podwójne, szczęśliwe zakończenie.

Nie dość, że udało się odnaleźć autora i adresatkę listu, to również okazało się, że wciąż są razem.

(ug)
Krzysztof Kot

...

Takie historie tez wplywaja dobrze na czlowieka Smile Oby wiecej takich Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:09, 23 Sie 2017    Temat postu:

Proste ćwiczenie, które pokaże Ci, ile jest w Tobie przestrzeni dla Boga
Carlos Padilla Esteban | Sier 22, 2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Istnieją słowa, które ożywiają i niosą nadzieję, które budują i tworzą. Ale istnieją również słowa, które zabijają i przygniatają. Które z nich to Twoje słowa?

W Bogu moje życie pomnaża się i wykracza poza mnie samego. Jeżeli pozwolę Bogu się dotknąć, moje życie nabierze pełni. Objawi się we mnie Królestwo, gdyż otrzymam niczym niezasłużony dar i doświadczę bezgranicznej hojności Boga.

Wszystko dokonuje się w Bogu i na ten dar nie mogę zasłużyć. Za to, co otrzymuję, nie mogę się odpłacić. To niemożliwe. Zbawienie jest dane darmo, nie jest nagrodą za zasługi. W Królestwie wszystko dzieje się z miłości, a nie jako zapłata za dar serca.
Czytaj także: Nowenna o przebaczenie, czyli 9 dni prowadzących do wewnętrznego uzdrowienia

Intuicja podpowiada mi, że wyświadczone dobro wraca. I to prawda, że dobro rodzi dobro. Wielokrotnie się o tym przekonałem. Nasz uśmiech wywołuje uśmiech na twarzach innych ludzi. Ciepłe słowo ożywia. Ale w Bogu zyskuje nowy wymiar. Dobro może być źródłem jeszcze większego dobra. Jest ziarnem, które wpadło w ziemię, a plon, jaki wyda, nie zależy od nas.

Jakiś czas temu przypomniałem sobie film sprzed paru lat pt. „Podaj dalej”. Przedstawia on postać pewnego nauczyciela, który stawia swoich uczniów przed następującym zadaniem: mają zmienić świat. A konkretnie, wpaść na pomysł, jak to zrobić. System wymyślony przez jednego z nich to „łańcuch przysług”. Polega on na tym, by wyświadczyć jakąś znaczącą przysługę dowolnym trzem osobom i poprosić je, by one postąpiły tak samo wobec kolejnych trzech osób, dodając w ten sposób kolejne ogniwa do wspomnianego łańcucha. I tak dalej za każdym razem.

Potrzeba mocnej wiary, by wierzyć w ludzką dobroć. Potrzeba wiary w Boga, by ufać, że owoce moich uczynków mogą mieć konsekwencje w wieczności, mogą znaczyć więcej, mogą dawać nowe życie. Dobro wyzwala kolejne dobro.

Wierzę w dobroć ludzi. Wierzę, że każdy z nas nosi w sercu niezwykłą zdolność do czynienia dobra. Przestajemy z niej korzystać, kiedy dzieje się nam krzywda, kiedy upadamy, potykamy się, doznajemy rozczarowania czy zawodu.

Wiem, że Bóg patrzy szerzej niż ja, mały i ograniczony człowiek. Jego miłość mnie przerasta. Przerasta moje ludzkie zdolności. Dlatego wiem, że aby pomnożyć moje życie, nie potrzebuję być wybitny ani posiadać wielkich talentów. Plon, jaki wydam, nie zależy od moich predyspozycji, inteligencji czy doświadczenia.

Najważniejsze jest to, bym otworzył się na Boga i pozwolił się dotknąć Jego miłości. Zaprosił Go do siebie. On ma moc wzbudzić owoce w moim życiu. Moja hojność jest coraz większa. Oddaję Mu się całkowicie. Nie sposób zliczyć owoce mojego życia. Bóg wchodzi we mnie i sprawia, że wydaję owoc, tylko jeżeli Mu na to pozwolę. Pragnę, by coraz bardziej wnikała we mnie Jego miłość.

Im więcej głębi w Twoim życiu, im głębsza jest Twoja dusza, tym więcej w Tobie miejsca na obecność Boga, która wszystko przekształca. Często jednak uświadamiam sobie, jak bardzo jestem płytki. Przechodzę bezrefleksyjnie od jednej czynności do drugiej. Nowe przeżycia gonią kolejne. Z każdym dniem zwiększa się bagaż moich doświadczeń. Ale nie służą mi do spotkania z Bogiem.

Być może brak mi wystarczająco głębokich korzeni. Są w moim otoczeniu osoby o bardzo bogatym wnętrzu, które nie obnoszą się z tym, ale każdy wyczuwa, że kryją w sobie prawdziwą głębię. Pragnę, aby w mojej duszy zakwitł ogród, gdzie będę mógł zapuścić korzenie. Ogród, w którym pnie drzew będą mi przypominały o życiu skierowanym ku wieczności. Dla Boga to możliwe, jeżeli pozwolę się Mu dotknąć w Jego Słowie.

Każdego dnia dociera do moich uszu tyle słów… Wiele z nich jest dla mnie bez znaczenia. Niektóre z nich przenikają mnie jednak do głębi i świadczą o czymś prawdziwym.

Istnieją słowa, które ożywiają i niosą nadzieję, które budują i tworzą. Ale istnieją również słowa przykre, które zniechęcają i obrażają, które zabijają i przygniatają, słowa, które szydzą i ranią. Które z nich to moje słowa? Jakie słowa zebrane z całego dnia towarzyszą mi każdego wieczoru?
Czytaj także: Modlitwa głębi, czyli duchowa droga bez cukierków. Dla tych, którzy chcą więcej

Jakie słowa wychodzą z moich ust? Tajemnica. Światło. Pokój. Prawda. Cisza. Spotkanie. Miłość. Poświęcenie. Wytchnienie. Oczekiwanie. Spojrzenie. Dłoń. Solidarność. Nadzieja. Głębia. Przyjaźń. Zasłuchanie. Radykalizm. Objęcia. Oto moja lista. Oto słowa jakie naznaczyły mój dzień, moje życie.

Pod koniec dnia zapisz na kartce słowa, które najbardziej cię poruszyły. Jak wygląda lista słów, które zostawiły swój ślad we mnie? Słów, które przywołane w pamięci lub ponownie zasłyszane, odbijają się echem w moim sercu. Pragnę znaleźć takie moje magiczne słowa. Słowa, które unoszą mnie wzwyż. Słowa, które nie są mi obojętne i prawdziwie mnie poruszają. Słowa, które napełniają moje życie radością.

To słowa Boga. On sam wypowiada je w mojej duszy, nawet jeśli nie jestem tego świadomy. Te słowa stopniowo przemieniają mnie od środka i budzą moje wnętrze do życia. Nawiązują do ideału, za którym tęsknię. Do życia, którego jeszcze nie posiadam.

To takie piękne, że słowa przedostają się do mojego wnętrza. Sprawcą tego jest Bóg. Przychodzi do mnie w słowach, które moje serce rozpoznaje w prawdzie. Pragnę przystanąć i rozważać Jego słowo. Pragnę słuchać Boga. Jakie słowo kieruje do mnie Bóg każdego dnia?

To Jego Słowo, Pismo Święte, w którym objawia mi swoją prawdę dotyczącą mojego życia. Jezus mówi do mnie codziennie. To wspaniałe, że mogę pochylać się nad Jego słowem i rozważać je. Że mogę słuchać tego, to Bóg chce mi powiedzieć poprzez wydarzenia życia Jezusa, poprzez Jego słowa i uczynki.

Słowo Boże jest żywe i skuteczne. Jak miecz obosieczny dociera do najskrytszych zakamarków duszy. Nie pozostaje na powierzchni, przenika do głębi. Zanurza się w moim ciele. Pragnę pogrążyć się w ciszy, by słuchać tego, co Bóg do mnie mówi.

Tekst opublikowany w hiszpańskiej edycji portalu Aleteia

...

Nie ma niczego wazniejszego w zyciu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:28, 20 Wrz 2017    Temat postu:

Dwa największe zagrożenia dla życia duchowego. Jak je odeprzeć?
Piotr Bogdanowicz | Wrz 20, 2017
Craig Whitehead/Unsplash | CC0
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Co podstępnie zabija Twoje życie duchowe i jak sobie z tym radzić? Sprawa nie jest prosta. Na szczęście z pomocą przychodzi doświadczony mnich – Thomas Merton.


N
ie ma chyba osób wierzących, którym nie sprawia ono trudności. Życie duchowe, bo o nim mowa, jest jednym z trudniejszych aspektów życia chrześcijańskiego. Szczególnymi jego wrogami według Thomasa Mertona są lenistwo i tchórzostwo.

Nic w tym dziwnego. Podobnie jak Ewangelia, a razem z nią chrześcijaństwo, tak i życie duchowe oparte na Ewangelii są bardzo wymagające. Wiedział o tym doskonale Thomas Merton, którego zgłębianie przesłania ewangelicznego oraz dzieł św. Jana od Krzyża doprowadziło do kapłaństwa oraz wstąpienia do zakonu trapistów, kierującego się jedną z najsurowszych reguł zakonnych w Kościele katolickim.
Czytaj także: „Dzienniczek” św. Faustyny zachwycił mnie bogactwem duchowych przeżyć
Miłość, która przegrywa z wygodnym życiem

Kiedy mówi się w Kościele o życiu duchowym, z pewnością nie brakuje takich, którzy traktują sprawę poważnie. Jednak są i tacy, którzy albo przechodzą nad tym do porządku dziennego, albo wyobrażają sobie, że wiąże się to z ogromem wyrzeczeń, długimi godzinami spędzonymi na klęczkach, postami, ciągłą powagą i uduchowionymi myślami. Przerażeni taką wizją szybko kapitulują.

Są i tacy, którym w natłoku codziennych zajęć po porostu nie chce się podejmować jakiegokolwiek wysiłku duchowego, usprawiedliwiając się brakiem przestrzeni, lub widzą w tym jedynie szkodliwe oderwanie od rzeczywistego życia.

Niepodejmowanie życia duchowego z jakiegokolwiek powodu Merton streszcza w dwóch słowach: lenistwo i tchórzostwo. Te dwie postawy stają się tym groźniejsze, gdy ubierane są w płaszczyk rozwagi, ponieważ to ona „mówi nam czego Bóg od nas żąda, a czego nie (…), ukazuje nam, kiedy wysiłek jest niepotrzebny, a kiedy konieczny”. Ostatecznie obie te postawy są wynikiem braku ufności do Boga, ufności w Jego miłość, która przegrywa z wygodnym życiem.
Duchowość przeżywana w codzienności

Lenistwo oraz tchórzostwo są ucieczką przed każdym możliwym ryzykiem, które jest nieuniknione, jeśli chce się pójść za Chrystusem. Tchórzostwo dodatkowo czyni człowieka chwiejnym, stawia przed dylematem: świat czy Bóg. Wiara zamiast być przewodnikiem, staje się jedną z opinii. Nadzieja zanika, a miłość pozostaje ukryta za niepewnością. Taki strach potrafi skutecznie sparaliżować również modlitwę.
Czytaj także: 5 sposobów na pielęgnowanie wiary w codziennym życiu

Jak się temu oprzeć? Odpowiedzią jest realizm życia. Merton zauważa, że życie duchowe należy przeżyć w codzienności, w warunkach, w których w danej chwili się funkcjonuje. Nie jest ono oderwane od świata, zawieszone między aniołami w niebie.

Przeciwnie, chcąc być człowiekiem uduchowionym, należy żyć przede wszystkim własnym życiem, bez strachu przed obowiązkami, ale i zaniedbaniami, jakie przynosi rzeczywistość, w której postawił nas Bóg. To właśnie realizm pozwala odnaleźć wolę i mądrość Bożą.
Żyć swoim życiem i uświęcać je

Ponadto mnich zostawia trzy praktyczne wskazania, których przestrzeganie pomoże prowadzić życie duchowe osadzone na realizmie:
Należy być pewnym tego, co się robi. Aby jednak tę pewność mieć, potrzebna jest czujność i wrażliwość na natchnienia.
By zachować taką czujność i wrażliwość potrzebna jest wiara, która jako światło pozwala rozpoznać wolę Bożą w codzienności.
Żeby wiara była takim przewodnikiem w drodze, potrzeba ją stale odnawiać przez Słowo Boże oraz sakramenty.

„Jeżeli mamy stać się uduchowieni musimy pozostać ludźmi. (…) Jezus żył zwykłym życiem ludzi swoich czasów, aby uświęcić zwyczajne życie ludzi wszystkich czasów”.


Czytaj także: Josemaría Escrivá: Patron świętej codzienności

Tekst oraz cytaty na podstawie książki Thomasa Mertona „Myśli w samotności. Chleb żywy”, wyd. Znak, Kraków 1975 r.

...

Trzeba dbac o wnetrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:27, 29 Wrz 2017    Temat postu:

10 myśli św. Wincentego à Paulo, które naprowadzą Twe życie duchowe na właściwe tory
Redakcja | Wrz 29, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Te praktyczne porady mogą się przydać, gdy zastanawiasz się nad swoim nawróceniem lub gdy nie wiesz, co robić, by doświadczyć Boga i podążać Jego ścieżkami.


Ś
więtego Wincentego à Paulo znamy przede wszystkim z jego licznych dzieł dobroczynnych oraz z tego, że założył kilka zgromadzeń zakonnych i stowarzyszeń. Warto jednak myśleć o nim również jako o prawdziwym mistrzu życia duchowego, który w sposób praktyczny pokazywał drogę świętości w życiu codziennym.

Tych 10 wartościowych myśli, których jest autorem, może się przydać, gdy zastanawiamy się nad sobą, swoim nawróceniem lub gdy nie wiemy, co robić, by doświadczyć Boga i podążać Jego ścieżkami. Św. Wincenty daje na to niezawodne odpowiedzi. Zapraszamy do galerii zdjęć z cytatami.

...

Wnetrze jest najwazniejsze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:07, 01 Paź 2017    Temat postu:

5 niezawodnych sposobów na zrujnowanie życia
Katarzyna Matusz-Braniecka | Paźdź 01, 2017
Yoann Bover/Unsplash | CC0
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Zastosuj nasze rady, a przekonasz się, jak szybko stanie się to rzeczywistością.


N
aszym przewodnikiem po sposobach na uczynienie swojego życia kompletną ruiną, będzie Steve Farrar, autor niezwykle inspirującej książki, której tytuł znajdziecie na końcu. Teraz jednak zostawmy to i skupmy się na sposobach.


Po pierwsze: ukrywaj swoje serce

Czy zdarza Ci się, że uśmiechasz się i idziesz pomagać innym, gdy Twoje serce błaga o chwilę spokoju i uwagi dla Ciebie? Autor podpowiada: „Każdy z nas przypomina górę lodową, której osiem dziewiątych kryje się pod powierzchnią wody. Patrząc zewnętrznie można odnieść wrażenie, że nie mamy żadnych trosk, jednak w głębi serca każdy człowiek ma własną opowieść o zmaganiach z przeciwnościami losu i cierpieniem”.

Co warto robić? Mówić z szacunkiem o swoich potrzebach, zmaganiach, otwierać serce na innych i wpuszczać ich do niego. Takie działanie powoduje, że nie tylko jest Ci łatwiej, ale żyjący obok Ciebie ludzie mają przekonanie, że znają Ciebie, prawdziwego człowieka, tego, który ma gorszy dzień i który nie zawsze się uśmiecha, takiego prawdziwego pragną Cię najbardziej.
Czytaj także: Chcesz być pewnym siebie? Zacznij przyjmować komplementy
Po drugie: zapomnij o talentach

„Od wielu lat w czwartkowe wieczory w pewnym pubie spotykała się grupka osób, wśród których przeważającą część stanowili uczeni i pisarze – snuje swoją opowieść Farrar. Darzyli się zaufaniem i doskonale się rozumieli. Byli wobec siebie całkowicie otwarci. To właśnie w tej małej gospodzie J.R.R. Tolkien czytał przyjaciołom rękopis „Władcy pierścieni”, a C.S. Lewis odczytywał fragmenty „Lwa, czarownicy i starej szafy”.

Tolkien nie odniósł pozytywnego wrażenia po zapoznaniu się z dziełem Lewisa i zasugerował mu, by zajął się czymś innym. Dziś by się z tego śmiali, pewnie też się uśmiechasz. Powiedz, czy jest w Tobie tak dużo determinacji, żeby wytrzymać krytykę? Czy zrezygnowałabyś ze swojego marzenia? Czy jakiś talent nie został czasem zakopany?


Po trzecie: Przestań się uczyć

„Jak podejmujesz decyzje, gdy znajdujesz się pod presją lub gdy jesteś kuszony? Po czym rozpoznajesz, którą drogę wybrać, gdy wszystkie wyglądają podobnie? Nie ma w życiu wspanialszej przygody niż obserwowanie działania Opatrzności po tym, jak prosiliśmy Boga o kierownictwo” – mówi autor i pomimo strachu wielu z nas właśnie tego pragnęłoby doświadczyć. Szukaj więc prowadzenia Boga i mądrych ludzi, od których będziesz mógł się uczyć.
Czytaj także: Co daje wewnętrzną siłę? 10 odpowiedzi, które pomogą Ci zrozumieć siebie
Po czwarte: nie bierz odpowiedzialności

„Wszystkie wybory pociągają za sobą określone konsekwencje. Jeśli będziemy okazywali posłuszeństwo nauce Pisma Świętego, otrzymamy Boże błogosławieństwo – jeśli je zlekceważymy, zostaniemy skarceni – przypomina Farrer. I powołując się na Księgę Przysłów dodaje – idąc przez życie możesz być pewny, że „serce człowieka obmyśla drogę, lecz Pan utwierdza kroki”.


Po piąte: żyj przeszłością

Niektórzy myślą: „Zmarnowałem swoje życie”. Nie trać nadziei – radzi Ferrer. Być może przypominasz marnotrawnego syna, który w młodości zbuntował się przeciwko ojcu, a później odzyskał rozum. Być może dopiero teraz zacząłeś myśleć o własnym życiu, dokonywanych wyborach i ich konsekwencjach.

„Nie pozwól, aby sparaliżował Cię żal. Nie musisz być niewolnikiem własnej przeszłości”. Pamiętaj, że Bóg jest wielki, a Ty nie. On wie wszystko, rozumie Cię, ma władzę nad wszystkimi wydarzeniami, które Ciebie dotyczą, zna najlepsze rozwiązania i naprawdę opiekuje się Tobą.

Jeśli myślisz, że Bóg stworzył Cię po to, abyś całymi dniami przesiadywał w barze czy kawiarni, to się mylisz – mówi autor. Bóg ma dla Ciebie zadanie do wykonania. Przygotował Cię do niego. I dał Ci też wystarczającą ilość czasu, abyś dokończył swoją misję.

W innej książce przeczytamy, że ludzie, którzy myślą, że im się uda i ci, którzy myślą, że im się nie uda, za każdym razem mają rację. Co wiec wybierasz? Poszukujących odpowiedzi zapraszam do przeczytania książki, z której pochodzą powyższe cytaty: „Jak zrujnować sobie życie przed 40”, Wydanej przez Oficynę Wydawniczą Vocatio.

...

Generalnie pycha chciwosc nieczystosc zazdrosc nieumiarkowanie gniew i lenistwo to pewna droga do kleski.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:41, 02 Paź 2017    Temat postu:

Jakie są oznaki postępu duchowego? Oto 5 sprawdzonych wskazówek
Marlena Bessman-Paliwoda | Paźdź 02, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Jak rozpoznać czy faktycznie postępujemy w duchowym rozwoju?


K
iedy już pragniesz rozwijać się duchowo, raz zauważasz, że idziesz do przodu, a innym razem, że stoisz w miejscu. Nasze odczucia jednak często są mylne. Jak podkreśla o. Fryderyk William Faber, życie duchowe „jest tkaniną sprzeczności”. Jak zatem rozpoznać, że faktycznie postępujemy duchowo?

Niezadowolenie z obecnego stanu

Ważną cechą wspominanego w nagłówku niezadowolenia z obecnego stanu jest wzrost w pokorze. Odczuwamy swoje słabości, dostrzegamy je i to rodzi w nas pokorę. Dzięki temu osoby postępujące są pokorne i nie wywyższają się nad innych. Wiedzą bowiem, że wszystko to, co osiągają na swojej duchowej drodze jest łaską Bożą.
Czytaj także: Kryzys wiary? A może wchodzisz w pierwszy etap nocy ciemnej?

Niezadowolenie to nie powinno zaś siać niepokoju i odwodzić od postanowień czy zaprzestania dalszego rozwoju. To niezadowolenie powodowane jest przez pragnienie postępowania na drodze świętości.

Ciągłe zaczynanie na nowo

Ciągłe zaczynanie na nowo jest kolejną oznaką postępu duchowego. Nie powinno to oznaczać zmiany praktyk duchowych, zmiany spowiednika, ogólnego stylu, jaki mamy w swoim życiu duchowym. Ciągłe zaczynanie na nowo to nic innego jak nieustanne odnawianie pragnienie służenia Panu Bogu, ale też odświeżanie gorliwości w naszym postępie.

Dążenie do konkretnych celów

Aby zrozumieć dobrze ten punkt, wyobraź sobie wielki pałac, do którego wchodzisz. Masz dwie możliwości. Skorzystać z mapy i obrać sobie za cel dojście do biblioteki lub szukanie biblioteki „na chybił-trafił”. W pierwszym przypadku znajdziesz bibliotekę na mapie i narysujesz sobie ścieżkę do niej prowadzącą. Możliwe, że gdzieś pobłądzisz, ale z mapą szybciej znajdziesz właściwą drogę, mając wytyczony cel.

W drugim zaś będziesz przypadkowo otwierać kolejne pokoje. Łatwiej możesz się zniechęcić takim szukaniem w labiryncie, a co gorsza, porzucisz szukanie biblioteki, zadowalając się siedzeniem na schodach.
Czytaj także: Modlitwa głębi, czyli duchowa droga bez cukierków. Dla tych, którzy chcą więcej

Powinniśmy zatem skupiać się na pewnym odcinku naszej drogi duchowej, co oznacza wzięcie na tapetę określonego nawyku w pracy nad cnotą, słabością czy też skupienie się na określonych umartwieniach. W ten sposób widzimy naszą pracę i łatwiej nam będzie określić czy na danym odcinku drogi postępujemy.

Świadomość zadania do wykonania

Tu z kolei ważne jest wpatrywanie się w siebie w czasie modlitwy. U niektórych występuje tzw. pociąg duchowy, czyli odczucie, że w danym czasie Duch Święty kieruje nas ku pewnym praktykom, działaniu czy pracy nad określoną słabością. Poddawanie się takiemu Bożemu kierownictwu jest oznaką postępu.

Co ważne, brak tego odczucia na modlitwie nie jest niczym złym i nie oznacza, że nie postępujemy duchowo. Każdy z nas jest inaczej prowadzony przez Pana Boga.

Ogólne pragnienie nieustannego wzrostu w świętości

Samo pragnienie wzrastania w świętości ma mobilizować nas do dalszej pracy nad sobą. O. Faber zaznacza, że pragnienie świętości „pochodzi od Boga i jest drogocennym darem, rokującym wielkie nadzieje.” Wszystkie kolejne dary opierają się właśnie na tym pragnieniu.
Poznawaj siebie, ale za bardzo się na sobie nie skupiaj

Dokładny obraz samego siebie w rozwoju duchowym jest utrudniony z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest „sposób działania w Bożej ekonomii”, czyli po prostu to, że my nie jesteśmy w stanie całkowicie odgadnąć Bożych dróg.

Drugą zaś przyczyną jest nasza miłość własna. Jeśli zrobimy coś nawet bardzo małego, ale dobrego, to nasza miłość własna to wyolbrzymia. Bezpieczniej jest zatem patrzeć, czy jesteśmy na drodze Bożej, ale nie szukać niecierpliwie sposobów na spojrzenie, gdzie dokładnie jesteśmy w naszej wędrówce na drodze doskonałości.


Czytaj także: Duchowe życie w małżeństwie. Nie trzeba być zakonnikiem, żeby je praktykować

Korzystałam z książki: O. Frederick William Faber, „Postęp duszy, czyli wzrost w świętości” cz. I, Wyd. Duc In Altum, 2009

...

To co najwazniejsze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:56, 18 Paź 2017    Temat postu:

Po co mi kierownik duchowy? Nie wystarczy, że mam spowiednika?
Piotr Kropisz SJ | 18/10/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Kierownik duchowy pomaga znaleźć uprzywilejowane sposoby kontaktu z Bogiem i je wzmocnić. Wraz z Tobą odkrywa, gdzie Jezus mógł przychodzić, ale dotychczas był niezauważony czy nienazwany.


P
odobno warto. Wielcy święci korzystali z takiej pomocy. Zalecają je mistrzowie życia wewnętrznego. Kierownictwo duchowe. Jeśli jednak nie bardzo wiesz czym jest, trudno zdecydować, czy może być to propozycja dla Ciebie. Jeśli nie wiedziałeś jak o to zapytać, poniżej znajdziesz odpowiedzi na najczęstsze wątpliwości. Będą krótkie, a więc niepełne, jednak pozwolą zrozumieć podstawowe kwestie.
Czytaj także: Co zrobić, gdy zapomnę, jaką dostałem na spowiedzi pokutę? Są dwa rozwiązania
Kim jest kierownik duchowy?

To osoba, która towarzyszy Ci na drodze wiary. Słucha tego, co zdecydujesz się opowiedzieć o swojej relacji z Jezusem, o tym jak ją przeżywasz. Niekiedy reaguje na to, co słyszy. Wspiera na drodze, w której jest wiele pułapek.

Dobry kierownik duchowy nie da Ci odpowiedzi na najważniejsze pytania twojego życia, ale pokieruje cię tak, że usłyszysz je od samego Boga. W praktyce – lepiej, jeśli zadaje ci mądre pytania niż sugeruje odpowiedzi.
Kierownik duchowy to stały spowiednik?

Niekoniecznie. Spowiednik może porozmawiać o życiu duchowym, ale sama natura sakramentu pojednania koncentruje na poprawianiu słabości, eliminowaniu grzechów, pozbywaniu się wad. Na to zwracamy przede wszystkim uwagę już przygotowując się do niego w rachunku sumienia.

Kierownik duchowy skupia się na tym, co dobre w relacji z Bogiem. Pomaga znaleźć uprzywilejowane sposoby kontaktu z Nim i je wzmocnić. Wraz z Tobą odkrywa, gdzie Jezus mógł przychodzić, ale dotychczas był niezauważony czy nienazwany.

Kierownik duchowy może być również Twoim spowiednikiem. Zaletą takiego rozwiązania jest to, że zna Cię doskonale z wielu perspektyw. Nie musi jednak łączyć tych ról i wielu osobom podział służy, bo zamiast skupiać się na swoich błędach, rozwijają przyjaźń z Jezusem.
Czytaj także: Modlitwa głębi, czyli duchowa droga bez cukierków. Dla tych, którzy chcą więcej
Można go nazwać chrześcijańskim psychoterapeutą?

Znów, byłbym daleki od takiego określenia. Podobieństwa są. Najważniejsza różnica polega na przestrzeni głównej dynamiki relacji, która leczy. W psychoterapii, w zależności od szkoły, to relacja terapeuta – pacjent/klient jest podstawowa.

W kierownictwie duchowym nie ma analogii. Tu najważniejsza jest relacja osoby korzystającej z kierownictwa duchowego z Bogiem. To sam Bóg pracuje w sercu swojego stworzenia, człowieka. Kierownik duchowy pomaga pielęgnować relację z Jezusem i otwierać się coraz bardziej na działanie Ducha Świętego.
Ksiądz? Siostra zakonna? A może świecki?

Tak! Często tak bywa. Jak stwierdził jeden z autorytetów w tej dziedzinie, ojciec William Connolly, prowadzący przez wiele lat szkolenia, często sztuki kierownictwa duchowego szybciej uczą się kobiety niż mężczyźni ze względu na naturalną zdolność słuchania i empatycznego przeżywania.

Nikt nie powinien jednak stawać się kierownikiem duchowym, bo sama tak uznał. W tajniki tego, co nieprzypadkowo nazywa się sztuką, wprowadzają doświadczone już na tej drodze osoby. One też zapraszają do podjęcia takiej służby. Kurs dla kierowników duchowych, w którym uczestniczą osoby o określonych predyspozycjach, trwa zwykle kilka lat.
Kierownik duchowy: duchowy przyjaciel?

Takim powinien być. Jest jednak kimś więcej, bo kierownik duchowy towarzyszy Ci z pozycji autorytetu. Ty opowiadasz mu o intymnych momentach swojej relacji z Bogiem. On niekoniecznie opowie Ci o swoim doświadczeniu (podobnie jak spowiednik nie musi opowiadać Ci o swoich grzechach, kiedy przyjdziesz do konfesjonału).

Kierownik duchowy nie zna Cię na stopie prywatnej i nie macie wielu wspólnych znajomych. To, że nie idziesz z nim do kina czy do kawiarni, to nie przeszkoda, ale pomoc w zachowaniu właściwych granic w waszej relacji. Nie jest więc dobrym pomysłem, żeby kierownikiem duchowym był mąż, starsza siostra czy najlepsza przyjaciółka.
Czytaj także: Jakie są oznaki postępu duchowego? Oto 5 sprawdzonych wskazówek
Jak taką osobę znaleźć, jeśli uznam, że warto?

Próbuj. To jedyna zasada, podobna jak w szukaniu stałego spowiednika. Spytaj osobę, która wydaje Ci się godna zaufania. Weź pod uwagę, że możesz spotkać się z odmową. Ktoś może nie być kompetentny, kto inny ze zbyt wieloma osobami już się spotyka.

Proś Boga o taką osobę i aktywnie się rozglądaj. Może jest ksiądz, który tak mówi o Bogu podczas kazań, że porusza to Twoje serce i czujesz, że znajdziesz z nim nić porozumienia. Może wiesz od wspólnych znajomych, że ktoś z pożytkiem korzysta z takiej posługi u kogoś zaufanego.

Spróbuj, a jeśli rozpoczniecie, sami zobaczycie po kilku spotkaniach czy to duchowo owocne. Jeśli nie spróbujesz, nigdy się tego nie dowiesz.
Dlaczego miałbym spróbować?

Przede wszystkim, nie musisz. Pytanie: Czy chcesz? Prawdopodobnie, jeśli trafisz na odpowiednią osobę, zyskasz. Już same spotkania z taką osobą na przykład raz na miesiąc będą mobilizować do obserwowania swojego życia wiary. Co więcej, do nazwania swoich doświadczeń i opowiadania o nich w komunikatywny sposób.

To samo w sobie porządkuje, a przecież podczas rozmowy możesz usłyszeć pytania, których byś sam sobie nie zadał czy sugestie na swoją drogę z Jezusem, które mogą być dla Ciebie inspirujące.

Na drodze wiary prowadzi nas sam Bóg. On jednak chce nas razem, w Kościele. Daje nam więc szczególnie dużo przez ludzi obok. Szkoda by było z tego nie korzystać.

...

To moze pomoc istotnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:13, 20 Paź 2017    Temat postu:

Dlaczego grzeszymy? Co nam w tym „pomaga”? Bł. Wincenty Frelichowski zanalizował historię św. Piotra i wyodrębnił pięć przyczyn, które doprowadziły go do upadku.

Bywa, że kiedy zgrzeszymy, robimy sobie wyrzuty i dziwimy się, jak w ogóle mogło do tego dojść. Jesteśmy sobą zawiedzeni. Często na tym poprzestajemy. Owszem, spowiadamy się z tego (lub nie), jednak nie zastanawiamy się nad przyczynami takiego stanu rzeczy.

Tymczasem warto podjąć trud i zadać sobie pytanie „dlaczego?”. Tak też uczynił bł. Wincenty Frelichowski, który swoje przemyślenia zapisał w „Pamiętniku”.
Czytaj także: Nie pozwól, aby Twoje grzechy zamieniły się w złe nawyki.
Św. Piotr i pięć przyczyn jego upadku

Pismo Święte. Tam właśnie błogosławiony harcerz i kapłan szukał wyjaśnienia przyczyn prowadzących do grzechu. Skupił się w swoich rozważaniach na wydarzeniu, w którym św. Piotr zaparł się Jezusa, opisanym między innymi w 26 rozdziale Ewangelii według św. Mateusza.

Jest to zdarzenie, którego nikt by się nie spodziewał, nawet sam Apostoł Piotr. Tak bardzo pewny siebie, silny, odważny, energiczny, wybuchowy człowiek nigdy nie zdradziłby przyjaciela, a już tym bardziej Mesjasza.

Wincenty Frelichowski wyodrębnił z postawy Apostoła pięć przyczyn, które doprowadziły go do upadku. Wiedział dzięki temu czego ma się wystrzegać i jak postępować, aby chronić się przed grzechem. Oto one:
Zbytnia ufność we własne siły („Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię” – Mt 26,33).
Brak modlitwy („Tak jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie” – Mt 26,40n.)
Brak gorliwości i czujności („Potem przyszedł i znów zastał ich śpiących” – Mt 26,43)
Oddalenie od Chrystusa („Ci zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego kapłana, Kajfasza, gdzie zebrali się uczeni w Piśmie i starsi. A Piotr szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego kapłana” – Mt 26,57n.)
Przebywanie w niebezpiecznym miejscu („Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą” – Mt 26,5Cool.
Czytaj także: Już ciężki czy jeszcze lekki? Jak rozpoznać wagę grzechu


Nie tracić z oczu Chrystusa

Rady błogosławionego są wciąż aktualne i uniwersalne. Nie ma chyba na ziemi człowieka, który nie zna (lub nie pozna) z własnego doświadczenia tego uczucia, które rodzi się, gdy popełni zło, jakiego nigdy po sobie by się nie spodziewał. Skutkiem bywa poczucie złamania, upokorzenia, czy nawet upodlenia. Najważniejsze jednak, by nie popadać w rozpacz, która potrafi dopełnić dzieła zniszczenia.

W czym tkwi istota nawrócenia św. Piotra? Bł. Wincenty stwierdza, że to dzięki spojrzeniu Chrystusa: „A Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Piotr wspomniał na słowo Pana… Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał” (Łk 22,61n.).

Właśnie wtedy, w chwilach upadku, trzeba dostrzec miłosierne spojrzenie Zbawiciela, który nawet w takiej sytuacji nie przestaje nam towarzyszyć. I choć pojawi się gorzki płacz, to przyniesie on jednak łzy oczyszczenia.
Czytaj także: Sposób na codzienny rachunek sumienia. W 5 prostych krokach

Na podstawie „Pamiętnika” bł. Wincentego Frelichowskiego, wyd. Toruńskie Wydawnictwo Diecezjalne, Toruń 2003.

...

Bardzo madre rady.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:55, 24 Lis 2017    Temat postu:

Nie widzisz działania Boga? Zacznij Go słuchać!
Ks. Piotr Śliżewski | 24/11/2017
Hannah Busing/Unsplash | CC0
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Aby coś się w naszym życiu zmieniło, potrzebujemy wzbudzić w sobie pragnienie Boga.
Słowo Boże ma moc, ale nie każdy z niej korzysta

Przyszli do Kafarnaum. Zaraz w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie. Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: «Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży». Lecz Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego!». Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego. A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: «Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne». I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej. (Mk 1, 21-2Cool

Pismo święte ma przeogromny potencjał. Niestety, jak to w życiu bywa, to co nie jest „podane na tacy” może być bardzo łatwo zaprzepaszczone. Podobnie jest ze Słowem Bożym. Ma ono moc, ale nie każdy musi z niej skorzystać. Dlaczego?

Wczytując się we fragment Ewangelii według św. Marka można odnieść wrażenie, że Bóg najbardziej działa wtedy, gdy ktoś zaczyna słuchać. W chwili, gdy ludzie są gotowi chociaż na chwilę odstawić na bok swoje przekonania i rzeczywiście chcą słuchać, zaczynają dziać się cuda.
Czytaj także: Jak mówić dzieciom o Bogu i uczyć je modlitwy?


Czy Słowo Boże może zmienić życie?

A jak jest z nami? Czy wierzymy w to, że Słowo Boże jest w stanie zmienić nasze życie? Czy jest w nas chęć do otwierania Biblii i szukania w niej odpowiedzi na trapiące nas pytania? Jeśli nie, to niestety nic w nas się nie zmieni. Po raz kolejny „odsłuchamy mszy świętej”, kilka razy wstaniemy, kilka razy uklękniemy i trzeba będzie wrócić do domu.

Aby coś się w naszym życiu zmieniło, potrzebujemy wzbudzić w sobie pragnienie Boga. Podobne do tego, które opisał w Ewangelii św. Marek. Stwierdził on, że słuchacze Jezusa „zdumiewali się Jego nauką”. Nieważne, że często bywali w synagodze i mieli okazję wysłuchać niejednego, dobrego kaznodziei. Mimo tego, że przyzwyczaili się do słuchania Starego Testamentu, gdy przyszedł Jezus, poczuli, że jest On kimś wyjątkowym. Św. Marek komentuje, że ludzie zauważyli, że Chrystus uczył jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie.

Innymi słowy można powiedzieć, że uwierzyli w to, że słowa Jezusa mają pokrycie. Nie są czczą gadaniną, tylko są w stanie coś zmienić w ich życiu. Nie potrzeba nam przecież tylko profesjonalnej oceny rzeczywistości, lecz mocy, która pozwoli nam inaczej spojrzeć na życie. I właśnie taką władzę ma Słowo Boga. Udowadnia nam to relacja o zachowaniu człowieka opętanego. Zły duch nie mógł wytrzymać tego, że ludzie są zdumieni Słowem Bożym. Złego denerwuje, gdy ludzie zaczynają interesować się Bogiem. Wtedy traci on swoją moc.
Czytaj także: Czy Pan Jezus nie lubi gospodyń domowych?


Słowo Boga pokazuje nasze grzechy

Zobaczmy bardzo ciekawą rzecz. Gdyby Jezus nie nauczał w tej synagodze, opętany człowiek nie zdradziłby swojego stanu wewnętrznego. Dalej, przez wszystkich obecnych w synagodze byłby uznawany za jednego z pobożnych Żydów, który przyszedł na nabożeństwo. Dopiero Słowo Boga kazało ujawnić się duchowi i pokazać, co w nim „siedzi”. Św. Marek nie bez powodu nie nazywa opętanego konkretnym imieniem. Daje przez to do wiadomości, że każdy z nas może się postawić w miejscu tego człowieka.

My także potrzebujemy Słowa Boga, by pokazywało nam ono demony, które się w nas zadomowiły… Co to oznacza? Nic innego jak lenistwo, niechęć do dobrych czynów i wiele, wiele innych grzechów i postaw niesprzyjających rozwojowi naszej miłości do Pana Boga.

A wiecie dlaczego duch nieczysty zaczął mówić tak piękne słowa do Jezusa? Dlaczego nazwał Go Świętym Bożym oraz ocenił, że Chrystus chce go zgubić? Wcale nie po to, by zrobić dobre wrażenie. Po prostu chciał zagłuszyć Słowo Boże. Wolał sam trochę pomarudzić, niż obserwować, jak ludzie interesują się Bogiem.

Gdybyśmy „wnikliwym okiem” przyjrzeli się naszemu zachowaniu i myśleniu, na pewno zobaczylibyśmy podobne opory na rzeczy święte. Zresztą, wystarczy zatrzymać się przy emocjach, które budzą się w nas, gdy słyszymy Ewangelię. Czy są w nas tylko same pozytywy?
Czytaj także: Wiesz, jakie są w Tobie skutki grzechu pierworodnego? Walka duchowa trwa


Rzeczywistość duchowa jest bardzo realna

Powracając do Ewangelii św. Marka, przypatrzmy się postępowaniu Jezusa. Nie chce On słyszeć złego ducha. Kategorycznie nakazuje mu, by milczał i wyszedł z człowieka, którego opętał. Dlaczego nie daje szansy wypowiedzenia się? Dlatego, że wie o podstępnych zamiarach złego. Trzeba nam wyciągnąć z tego naukę. Kiedy pojawia się w naszej głowie pokusa, nie ma co wchodzić z nią w dialog. Zły naprawdę nie jest dobrym partnerem do rozmowy.

Aby nie zakończyć tego rozważania z przekonaniem, że takie wydarzenia odbywały się tylko i wyłącznie w czasach ewangelisty, chciałbym przytoczyć sytuację, którą sam przeżyłem podczas Diecezjalnych Dni Młodych w Barlinku. Podczas Mszy świętej, przed samą komunią zobaczyłem dziewczynę, która upadła na ziemię i zaczęła się wić z bólu. Podbiegło do niej kilka osób myśląc, że dostała ataku padaczki. Po Mszy świętej dowiedziałem się, że jest to osoba, na której od dłuższego czasu dokonywane są egzorcyzmy. Miała w dzieciństwie kontakt z magią i została opętana. Od momentu systematycznych modlitw za każdym razem, gdy zbliża się Komunia św. lub adoracja Najświętszego Sakramentu, zaczyna ją w bardzo silny sposób atakować demon.

Gdy to zobaczyłem, zrozumiałem, że chociaż rzeczywistość duchowa nie jest widzialna „gołym okiem” poza takimi sporadycznymi sytuacjami, jest naprawdę realna. Dlatego, wierząc w to, że Bóg potrafi zdziałać cuda swoim Słowem, bądźmy zachęceni do częstszego otwierania Pisma świętego, niż tylko podczas niedzielnej Eucharystii.

Tekst jest fragmentem książki „Jeszcze tego nie wiesz? Słowa, które zmieniają życie…”, Wydawnictwo SYJON

...

Sprawy duszy nie dadza sie rzecz jasna latwo opisac zwyklym slowem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:54, 02 Gru 2017    Temat postu:

Jaka jest najlepsza dieta na ociężałość serca? [Sobotnia Ewangelia przy kawie]
Katarzyna Szkarpetowska i Ks. Przemek KAWA Kawecki SDB | 02/12/2017
Shutterstock
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



Ks. Przemek KAWA Kawecki SDB: Zdarzało mi się proponować komuś, aby poszedł jako wolontariusz do domu dziecka, do hospicjum. Spotkanie z czyjąś biedą, bólem, ale jednocześnie wielka miłością, jakiej od tych osób można doświadczyć, szybko poprawia krążenie.

Katarzyna Szkarpetowska: Dzisiaj w Ewangelii Jezus przestrzega nas przed ociężałością serca. Jaka dieta wskazana jest dla naszego ducha przy tego typu dolegliwości?

Ks. Przemek KAWA Kawecki SDB: Optymalnie – chleb i woda. Jak człowiek doświadczy trochę biedy, braku tego, co wydaje się oczywiste, zwyczajne, to szybko zaczyna doceniać to, co ma; szybko zaczyna patrzeć z dużo większą wdzięcznością i empatią na otaczającą go rzeczywistość.

Jeden z moich braci spędził wakacje jako wolontariusz w Kenii. Po przyjeździe do Polski miał opory, aby korzystać z toalety, bo – jak twierdził – za świeżą wodę, do której codziennie załatwiamy swoje potrzeby, dzieciaki w Afryce dałyby się pokroić. Takie doświadczenia są najlepszą dietą na ociężałość serca.
Czytaj także: Marek Mendyk: Biskup, który dąży do harmonii i stosuje dietę św. Hildegardy [rozmowa]



A co w tej diecie zdecydowanie nie powinno się znaleźć?

Święty spokój, czyli taka postawa, która każe odwracać głowę od każdej trudnej sytuacji, która spotyka mnie w życiu, a która nie ma bezpośredniego wpływu na moją egzystencję.

W opowieści o bogaczu i ubogim Łazarzu ten pierwszy, dzień w dzień, świetnie się bawił, ubrany w bisior i purpurę. Można by powiedzieć, że imprezował, bo go było stać. Bo miał wszystko, co chciał i, generalnie, nie ma co się chłopa czepiać. Jednak zapomniał, że oprócz wszystkiego, co ma, ma jeszcze kogoś, kto leży u bram jego pałacu. Bogacz odwracał głowę lub w ogóle nie patrzył tam, gdzie mógłby oddać kawałek swojego serca. Wolał beztrosko korzystać z uroków życia, mieć święty spokój.



Ociężałość serca można określić mianem jednostki chorobowej, która kwalifikuje się na oddział duchowej kardiologii. W jaki sposób należy poprowadzić leczenie takiego człowieka? I jak ważne jest pragnienie powrotu do zdrowia samego pacjenta?

Co jakiś czas spotykam ludzi, często moich rówieśników, którzy osiągnęli w życiu tzw. sukces – mają dobre samochody, pieniądze, stać ich na fajne wakacje i markowe ciuchy, a jednak często czegoś im brakuje. Gdzieś pod skórą, bardzo namacalnie, wyczuwają, że to wszystko ich nie wypełnia, nie daje poczucia sensu.

To pokazuje, że serce człowieka, nawet bardzo otłuszczone, ciągle chce bić wolnością i miłością. Zdarzało mi się proponować komuś, aby poszedł jako wolontariusz do domu dziecka, do hospicjum. Spotkanie z czyjąś biedą, bólem, ale jednocześnie wielka miłością, jakiej od tych osób można doświadczyć, szybko poprawia krążenie.

Druga sprawa, z której sam staram się korzystać w miarę możliwości, to wysiłek fizyczny i czas na refleksję – spotkanie z samym sobą i Panem Bogiem. Średniowieczni mnisi mieli głęboką intuicję, proponując regułę: ora et labora. W moim życiu nie mam wielu okazji do pracy fizycznej, dlatego od jednego z moich braci nauczyłem się, żeby raz w roku pójść na tydzień samotnie w góry. Wysiłek fizyczny, wszechogarniająca cisza i piękno przyrody także działają kojąco na otłuszczone serce. Takie mam doświadczenie.



Choroba, także duchowa, nigdy nie jest indywidualną sprawą chorego, ale zawsze jest też sprawą jego bliskich. Chory nie jest „samotną wyspą”, może mu się co najwyżej wydawać, że nią jest, że choroba to wyłącznie jego problem. Jaką rolę mają do odegrania bliscy osoby cierpiącej na ociężałość serca?

Tu wiele zależy od kontekstu, od okoliczności, od konkretnego człowieka. Są takie sytuacje, kiedy jedyne, co możemy zrobić, to modlić się, aby Pan Bóg stworzył takie okoliczności, takie fakty, które spowodują metamorfozę chorego, mówiąc bardziej w kluczu wiary: doprowadzą go do nawrócenia.

Natomiast nie bałbym się proponować swoim znajomym dobrych rekolekcji czy pielgrzymek, nie bałbym się zapraszać ludzi w przestrzeń, gdzie może zacząć się proces ich uzdrowienia.



Czy ociężałość serca jest na tyle poważnym schorzeniem, że może prowadzić do zatrzymania akcji serca – ono może przestać bić dla Boga?

Serce ociężałe wskutek trosk doczesnych będzie interesowało się zawsze bardziej względami ludzkimi. Będzie skore do wikłania się w układy, w zależności. Będzie bardziej brało np. pod uwagę ekonomię niż to, co akurat o danej sprawie myśli Pan Bóg.

Doświadczyłem tego na własnej skórze. Nie jestem teoretykiem. Na szczęście Chrystus wyswobodził nas do wolności i ciągle wyswobadza.
Czytaj także: Bóg lubi modlitewnych narwańców [sobotnia Ewangelia przy kawie]



Ewangelia na sobotę: Łk 21, 34-36

„Sobotnia Ewangelia przy kawie” to przygotowany dla Aletei cykl rozmów Katarzyny Szkarpetowskiej z ks. Przemkiem KAWĄ Kaweckim SDB. Nasi rozmówcy co tydzień dzielą się z nami ciekawymi i nieoczywistymi myślami inspirowanymi fragmentem Ewangelii przeznaczonym w liturgii Kościoła na każdą sobotę.

...

Wielu dba o wyglad ciala. A tymczasem dusza gorzej niz kloaka... Coz za glupota.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:26, 02 Sty 2018    Temat postu:

W jaki sposób ćwiczenia fizyczne mogą pomóc nam wzrastać duchowo
Teresa Mull | 02/01/2018

Udostępnione przez ks. Stephena Gadberry'ego
Udostępnij





Komentuj

Drukuj

Były pilot amerykańskich sił powietrznych, fanatyk crossfitu i ksiądz dzieli się wskazówkami, jak zachować zdrowe ciało i zdrowego ducha.

O znaczeniu ćwiczeń i sprawności fizycznej częściej słyszy się w gabinecie lekarskim niż w kościele, ale ksiądz Stephen Gadberry mówi, że dobre samopoczucie fizyczne i duchowe są ze sobą powiązane.

Ksiądz Gadberry, duszpasterz kościoła katolickiego pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny w Batesville w stanie Arkansas oraz kościoła pod wezwaniem św. Cecylii w Newport w stanie Arkansas, mówi, że został pobłogosławiony „podwójną dawką Ducha Świętego”. Wychowany na farmie w Arkansas, poznał wartość pracy fizycznej i uprawiał sport, dorastając. Przed wstąpieniem do seminarium służył w amerykańskich siłach powietrznych, a od 2007 roku uprawia crossfit. Niedawno podzielił się z nami radami i wiedzą, jak ćwiczenia fizyczne mogą stać się ćwiczeniami duchowymi:



Teresa Mull: Jaki jest związek między naszą kondycją fizyczną i duchową?

Ksiądz Gadberry: Nasza kondycja fizyczna i duchowa są ze sobą ściśle powiązane. Dla pełnego rozwoju ich obu potrzebne są uwaga, poświęcenie i cierpliwość. Cnoty zdobyte w jednym obszarze życia wpływają na to, jak żyję w innych dziedzinach życia.

Na przykład, zdyscyplinowane i uporządkowane życie modlitewne ułatwia stosowanie zdyscyplinowanego i uporządkowanego programu ćwiczeń. Z drugiej strony, to czego uczę się o cierpliwości, ciężkiej pracy i skupieniu się na ćwiczeniach, pomaga mi skoncentrować się na codziennych zadaniach, które są bardziej duchowe, emocjonalne i psychologiczne.
Czytaj także: Dominikanin, który trenuje crossfit. „Ćwiczę się w szczęściu”

Udostępnione przez ks. Stephena Gadberry'ego

Dotyczy to również naszych wad. Jeśli nie będę umiał praktykować umiaru w jedzeniu, piciu, używaniu internetu, spaniu lub innych codziennych czynnościach, prawdopodobnie nie będę w stanie skupić się na modlitwie ani wytrwać w czasach duchowej i emocjonalnej pustki.

Od czasu przyjęcia święceń kapłańskich stałem się bardziej świadomy związku między tym, co cielesne i co duchowe. Kapłaństwo nie jest szczególnie wymagającym fizycznie powołaniem; wymaga raczej wiele energii duchowej, psychicznej i emocjonalnej. Po długim dniu posługi odczuwam wielki brak równowagi, czuję się duchowo wyczerpany, a jednocześnie mam jeszcze sporo energii fizycznej. Ćwiczenie i zużywanie tej energii przywraca mi równowagę.

Staramy się, aby nasze kościoły były piękne, dobrze utrzymane i skłaniały do modlitwy, ponieważ są „domem Bożym”. Jeśli ciało jest świątynią Ducha Świętego (por. 1 Kor 6, 19), czy nie powinniśmy starać się, aby było piękne, dobrze utrzymane i sprzyjało modlitwie? Jeśli z moją duszą jest coś nie tak, moje ciało odczuwa stres. Jeśli jestem zewnętrznie w złym stanie, prawdopodobnie jestem w złym stanie wewnętrznie. Silna dusza. Silne ciało.
Czytaj także: Siłownia Ewangelizacyjna w Łodzi. Największe ciężary nie są na sztangach, tylko na sercu

Czy włączasz modlitwę do swoich treningów?

Rzadko zaczynam lub kończę ćwiczenie od formalnej modlitwy jak Ojcze Nasz czy Zdrowaś Maryjo. To nie znaczy, że się nie modlę. Wręcz przeciwnie. Wielu świętych mówi o modlitwie jako o rozmowie z Bogiem. Podczas moich ćwiczeń modlę się prawie non-stop, rozmawiając z Panem. Często przywołuję wcześniejsze wydarzenia z tego dnia lub dni wcześniejszych i rozmawiam z Nim o tych wydarzeniach. Rozważam zaplanowane obowiązki duszpasterskie nadchodzące wydarzenia duszpasterskie i proszę, by mnie prowadził.

Udostępnione przez ks. Stephena Gadberry'ego

W mojej garażowej siłowni mam krzyż i często wpatruję się w niego podczas treningów. Pomaga mi się ruszać i ćwiczyć, nawet gdy chcę już przestać. Być może nie mogę wziąć prawdziwego krzyża i pójść za Chrystusem, ale z pewnością mogę podnieść sztangę i pocić się razem z Nim!

Czy masz jakieś sztuczki, by motywować się do ćwiczeń?

Lubię stosować gry podczas ćwiczeń. Najczęściej dotyczy to sposobu, w jaki liczę swoje powtórzenia lub jak określam program treningu. 3, 7, 10, 12 i 33 to liczby, których często używam ponieważ występują w Piśmie Świętym. A także, 3 Osoby Trójcy, 7 dni stworzenia, 7 sakramentów, 10 przykazań, 12 apostołów, Chrystus miał około 33 lat, kiedy umarł za ciebie i mnie.

„Liczę” również, wypowiadając imiona… Nie myślę więc o zrobieniu czegoś 10 razy, zamiast tego „liczę”, mówiąc dwa razy „Ojciec, Syn, Duch, Maryja, Józef”. To niesie radość, pomaga mi się oderwać i liczy się jako modlitwa. Ponadto, mam obecnie 31 lat. Będę robił serie 31 powtórzeń z wdzięczności za moje życie.

Ćwiczenia w siłowni czasem mogą być cierpieniem! Czy wykorzystujesz to w jakiś sposób duchowo?

Absolutnie. Klęczenie nie jest jedyną postawą do modlitwy. Wszystko można ofiarować Panu jako modlitwę i ofiarę. Podczas ćwiczeń, szczególnie podczas ciężkiego dnia ćwiczeń, ofiarowuję „zakwasy”, ból i pot w intencji różnych osób oraz jako formę modlitwy błagalnej i wstawienniczej. Co więcej, zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi nie może podejmować aktywności fizycznej z różnych powodów, więc będę ćwiczył dla ich dobra i dobrego samopoczucia.

Udostępnione przez ks. Stephena Gadberry'ego

W 2012 roku w ciągu dwóch miesięcy zerwałem więzadło, złamałem kość w kostce i pękł mi bębenek. To, że przez jakiś czas nie mogłem chodzić i nie słyszałem dobrze, miało na mnie duży wpływ. Przez te fizyczne ograniczenia znalazłem się w dołku duchowym i emocjonalnym. Kontuzje same w sobie były bez znaczenia. Jednak poprzez nie Pan nauczył mnie wiele o wdzięczności, radości i miłości. W ciągu tamtych miesięcy Pan zachęcał mnie do wielu przemyśleń. Były brutalne, ale dojrzałem wtedy duchowo i emocjonalnie bardziej niż kiedykolwiek.

Udostępnione przez ks. Stephena Gadberry'ego

W tym czasie zacząłem zauważać, jak inni troszczą się o swoją kondycję fizyczną. Ci, którzy wydawali się „dobrymi szafarzami”, dawali mi wielką nadzieję, podczas gdy inni, którzy wyglądali na „złych szafarzy”, zrażali mnie. To, jak żyję ma wpływ na innych. Chrystus poniósł swój krzyż na Kalwarię. Chociaż trzykrotnie upadł, nie poddał się i ostatecznie osiągnął swój cel. Inni patrzą: co ja robię?

Czy są szczególni święci, którzy ćwiczyli lub byli aktywni, którzy są dla księdza inspiracją?

Absolutnie! Tak jak mam niezliczonych bohaterów sportu, mam również wielu świętych i błogosławionych, których wzywam. To św. Józef, bo pewnie podnosił ciężkie rzeczy podczas pracy; błogosławiony ks. Stanley Rother, ze względu na jego duszpasterską determinację, gorliwość i bezinteresowność. Błogosławiony Pier Giorgio Frassati i sługa Boży Frank Parater, ze względu na ich młodzieńczą gorliwość i radość. Św. Sebastian, bo jest moim patronem z bierzmowania, a także patronem sportowców.

Jakieś końcowe przemyślenia?

Proszę nie lekceważcie znaczenia zrównoważonego, zdrowego trybu życia. Bóg stworzył nas, abyśmy mieli szczęśliwe, święte i zdrowe życie. Możemy być naprawdę szczęśliwi i radośni, tylko jeśli jesteśmy prawdziwie święci i zdrowi.

Na zdrowie naszej duszy duży wpływ ma zdrowie naszego ciała i odwrotnie. Czas spędzony na pracy nad tym, by nasze ciało było sprawne i zdrowe nie jest nigdy czasem straconym. Bycie świadomym uczniem wymaga uwagi i poświęcenia. Zarzucanie naszych sieci nie wymaga wielkiego wysiłku fizycznego, ale naśladowanie Chrystusa wyciągnie z nas bardzo wiele.

Nasze ciała przeminą, ale nasze dusze będą żyć dalej. Im jesteśmy zdrowsi, tym dłużej będziemy żyć. To da nam więcej czasu, aby kochać i być rękami i stopami Chrystusa, więcej czasu, aby być Jego uczniami tutaj na ziemi, abyśmy mogli być z Nim na wieki!
Czytaj także: „Najlepszy” – nie musisz nim być. Ale może warto?

Wywiad pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia

...

Nie tyle oczywiscie w zdrowym ciele zdrowy duch co zdrowy duch dba o cialo ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:17, 17 Sty 2018    Temat postu:

Chcesz być w dobrej kondycji fizycznej? Nie potrzeba wiele
Anna O'Neil | 17/01/2018

CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Zapomnij o skrajnościach: „albo spektakularny sukces, albo wielka porażka”. Praca nad formą nie musi być ekstremalna.

Albo sukces, albo porażka?
Nie ma nic złego w wielkich postanowieniach. Albo pełen sukces, albo totalna porażka, czyż nie? To moja treningowa zasada, tylko problem w tym, że rzadko udaje mi się odnieść ten sukces.

Im ważniejszy projekt, tym bardziej prawdopodobne, że odkryję, że nie potrafię zrobić go idealnie, więc równie dobrze mogę nawet nie zaczynać. Tak, wiem – bardzo to inspirujące…

Ważną część naszej codzienności stanowi myślenie nad sposobem na utrzymywanie względnie dobrej kondycji fizycznej. Jest to najbardziej popularne postanowienie noworoczne, ogromna liczba ludzi zaczyna Nowy Rok ze wspaniałym planem treningowym, im bardziej intensywnym, tym lepiej.

Chcemy mniej siedzącego trybu życia, chcemy mieć więcej energii, być może marzy nam się taka forma, w której bez trudu pokonamy kilka kondygnacji schodów. To wspaniały plan, dlaczego więc tak często spala na panewce? Tak ogromna zmiana stylu życia jest trudna do utrzymania i Nowy Rok niewiele tu pomaga.

Mam jednak dobre wieści. Dobra kondycja nie należy do gatunku „mam wszystko albo nic”.

Czytaj także: Jak balet nauczył mnie kochać swoje ciało


Dobra kondycja jest możliwa
Kilka niedawno opublikowanych badań wykorzystało informacje otrzymywane od noszonych np. na ręce fitnessowych trackerów, żeby zobaczyć, jak niewiele wysiłku potrzeba, żeby miał on już znaczenie dla naszego organizmu, a efekty były zadziwiające.

Według Ing-Mari Dohrn, autorki jednego z tych badań, „już niewielka aktywność jest ważnym czynnikiem dla redukcji zachorowań na raka, czy choroby układu krążenia”. „To samo badanie – jak donosi Washington Post – pokazuje, że osoby, które siedzą mniej niż 6 godzin dziennie mają ryzyko śmiertelności 66% niższe niż ci, którzy siedzą po 10 godzin dziennie”.

To gigantyczna różnica! I nie jest to różnica pomiędzy ludźmi, którzy biegają maratony a tymi, którzy nigdy nie zwlekają się z kanapy. To o 66% niższe ryzyko dotyczy osób, które bohatersko nie siedzą przez cały czas, jaki mają po przebudzeniu.

Czytaj także: W jaki sposób ćwiczenia fizyczne mogą pomóc nam wzrastać duchowo


Im więcej ćwiczeń, tym lepiej?
Standardem w naszym myśleniu jest nadal to, co już wiemy – że im więcej ćwiczeń, tym lepiej. Jeśli masz tak, że biegasz maratony, nie przestawaj. Ale tym, czego nadal nie wiemy, jest fakt, jak ogromną różnicę robi odrobina nieforsownego, niewyczerpującego ruchu.

Cóż to więc za „niewielka aktywność”, o której jest tutaj mowa? Prawdopodobnie coś, co i tak już robisz. Praktycznie każdy z domowych obowiązków – zmywanie naczyń, zamiatanie podłóg, zamontowanie bucików na twoim 2-latku, przytarganie do domu siat z zakupami – dobrze to znamy.

Właściwie wszystko, co nie jest siedzeniem, jest już robieniem czegoś dla naszej lepszej kondycji, choć nie zdajemy sobie z tego sprawy. Czyli, jeśli postanowiłaś/-eś trenować codziennie przez 45 minut, a jedyne, co z tego wyszło to trzy brzuszki i jeden pajacyk, zanim ktoś Ci przerwał? To nie poszło na marne! I to nie było tylko „ciut” lepiej niż zrobienie niczego – to było o wiele lepiej.

Czytaj także: Jak odnaleźć równowagę w codziennym życiu? 40 sprawdzonych sposobów
Bycie całkowicie zasiedziałym będzie siać spustoszenie w Twoim ciele i umyśle, ale nie musisz wybierać pomiędzy byciem zatwardziałym kanapowcem a fitnessowym maniakiem. Po prostu pamiętaj, że trochę zwykłego ruchu też pomaga. Ta świadomość może pomóc Ci wytrwać w postanowieniach lub zmodyfikować je do bardziej realistycznej wersji, bez poczucia, że skoro plan nie został zrealizowany w 100%, to już w ogóle lepiej się nie ruszać.

Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia

...

Wazna jest harmonia miedzy cialem umyslem i duchem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:59, 20 Sty 2018    Temat postu:

odze do realizacji marzeń
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 20/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij 1 Komentuj 0
Większość z nas robi postanowienia noworoczne. I większość zarzuca je gdzieś pomiędzy lutym a marcem (w najlepszym przypadku). A przecież nie musi tak być!

Pierwszego stycznia siadamy wygodnie z notesami w ręku i snujemy plany. Smarujemy żwawo w naszych notesach postanowienia, co, kiedy i jak zamierzamy zrealizować. Wiele z tych zamierzeń to po prostu wypadkowa tego, jakimi ludźmi chcielibyśmy być.

Będę zdrowiej się odżywiać.

Będę bardziej aktywna fizycznie.

Będę czytać więcej książek (i tracić mniej czasu w internecie).
Często to także bardzo ambitne i konkretne plany dotyczące zmiany pracy, nauczenia się nowego języka czy zobaczenia wybranego miejsca na świecie, o którym od dawna się marzy.



Czy w tych planach jest coś złego?
Oczywiście, że nie!

Bo nie chodzi o to, by – z chwilą zapisania w notesie tych wszystkich celów – stać się dla siebie samej sędziną tyleż surową, co sprawiedliwą, która od kreski będzie wyliczać wszystkie nadprogramowo zjedzone kalorie czy wieczory spędzone na kanapie w towarzystwie Netflixa.

Nie chodzi przecież o to, by katować samą siebie tym, co miałyśmy zrobić, a co nam się nie udało. To niewłaściwa optyka, której jedynym efektem może być wpędzenie się w kompleksy.

Dlaczego zatem warto zapisywać swoje cele/marzenia czy postanowienia noworoczne (choć osobiście wolę unikać tego ostatniego terminu, ale o tym za chwilę)?

Głęboko wierzę w to, że słowo pisane ma moc.

W końcu verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pisma pozostają).



W poszukiwaniu lepszej wersji samej siebie
Słowo napisane ukierunkowuje bardziej na to, co chcesz osiągnąć, a czasem zwyczajnie przypomina o tym, do czego zmierzasz (uwierz mi, że w rzeczywistości zabieganej matki-Polki całkiem łatwo zapomnieć o tym, co chce się osiągnąć, bo przecież w pierwszej kolejności najłatwiej jest zrezygnować z samej siebie). Wyznaczanie sobie w życiu celów jest ważne, bo stanie w miejscu to tak naprawdę cofanie się.

A teraz o tym, dlaczego uwielbiam robić plany, ale nie nazywam ich postanowieniami noworocznymi. Po pierwsze, bo „postanowienia” źle się kojarzą – jako pewna nieodwołalna obligacja – skoro postanowiłaś, musisz zrealizować, nie ma odwrotu. A przecież w ciągu roku (ba, miesiąca!) tyle się zmienia!

A po drugie – bo właśnie słowo „noworoczne” osadza nas tylko w tym krótkim okresie. I jednocześnie daje powera też na dość krótko – w końcu większość z nas dość szybko porzuca te wszystkie dzielnie spisywane w okolicy sylwestra cele (jak wynika ze statystyk, jedynie 5 proc. osób udaje się wytrwać w postanowieniach). Bo kto w marcu czy kwietniu pamięta jeszcze o Nowym Roku?



Postanowienia działają długofalowo
Większość tych postanowień, które sobie wyznaczamy, to tak naprawdę działania długofalowe, ani na miesiąc, ani nawet na rok. Powiedziałabym, że często to zadania na całe życie 😉

Poza tym, warto pamiętać o jednej ważnej sprawie – 1 stycznia jest każdego dnia! To nie jest tylko jeden magiczny dzień w roku, kiedy zmieniamy kartkę z kalendarza i mamy moc zacząć na nowo być – no właśnie, kim? Lepszą wersją samej siebie? Niestety (albo „stety”!), to tak nie działa.

Warto zatem przyjąć, że magiczną grubą kreskę, którą oddzielamy nowy rok od starego, możemy stawiać każdego dnia, bo wciąż możemy zaczynać od nowa, powstawać z upadków mniejszych lub większych (nawet jeśli zjadłaś ciastko z czekoladą, polane lukrem i cukrem, a rowerek kurzy się od 3 dni, choć obiecałaś sobie aktywność fizyczną co dzieńWink).

Na koniec zdradzę Ci trzy moje „triki” – sposoby na całkiem sensowne planowanie i wchodzenie w rzeczywistość nowego roku bez przytłoczenia nadmiarem ambitnych celów do realizacji, ale za to z wielką energią wynikającą z marzeń, które chcę zrealizować.



Bo marzenia same się nie spełniają. Je trzeba spełniać.
1. Warto zacząć nieco wcześniej (albo później) – nie łudząc się, że sama data 1 stycznia da nam w cudowny sposób powera, żeby wskoczyć w adidasy i podreptać na siłownię. Dlatego ja na przykład zaczęłam swój „fitness program” już na początku grudnia, dzięki czemu Nowy Rok powitałam 6 kg mniejsza – dzięki temu dostałam mega kopa do kontynuowania „noworocznego” postanowienia.

2. Nasze kalendarze zapełniamy masą spotkań, ważnych wydarzeń i dat – już w styczniu można poczuć się zmęczonym przeglądając kalendarium na najbliższe miesiące. Ale czy ktoś zapisuje miłe rzeczy, które warto zapamiętać? Zapisywanie dobrych chwil (naprawdę drobiazgów, a nie tylko tego, że nauczyłaś się 100 nowych słów po francusku albo przebiegłaś 8 kilometrów), pozwala docenić takie momenty, docenić dobre rzeczy, które co dzień nam się przydarzają. Drobiazgi, jak przepuszczenie w długaśnej kolejce do kasy czy komplement od obcej osoby w autobusie, uprzyjemniają szarą codzienność.

3. Na koniec roku, zwykle w Sylwestra, siadam sobie z kubkiem kawy i moim – wtedy już wypełnionym po brzegi – kalendarzem z poprzedniego roku i… przeglądam. Napawam się satysfakcją z tego, ile rzeczy się udało (bo na tym, a nie na porażkach się koncentruję). Widzę, w którym miejscu byłam rok wcześniej. I czuję wielką wdzięczność za to, w jakim punkcie życia jestem teraz. I tego także Tobie życzę!

...

Najwazniejsze to dbac o wnetrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:18, 22 Sty 2018    Temat postu:

Czy uroda i dbałość o wygląd mogą być grzechem?
Tina Martinec Selan | 22/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij 16 Komentuj 0
Dbałości o wygląd nie należy nigdy mylić z narcyzmem.

Papież Franciszek, zapytany niedawno o to, jak postrzega samego siebie, w swojej odpowiedzi przestrzegł m.in. przed negatywnym wpływem tzw. „kultury lustra”. Powiedział:

W momencie, gdy lustro staje się częścią naszego życia, wchodzimy z nim w narcystyczny dialog i łatwo możemy wpaść w sidła zaczarowanego kręgu patologicznych relacji z samym sobą. Sądzę, że powinniśmy zachować daleko idącą ostrożność przy ocenianiu samych siebie, a nasza samoocena nie może być podyktowana tylko tym, co widzimy w lustrze.


Odbicie w lustrze nigdy nie będzie odpowiadać wszystkim ideałom piękna
To normalne, że każdy z nas spogląda w lustro, gdy się myje, czesze, pielęgnuje skórę… Problem powstaje wtedy, gdy odbicie w lustrze jest naszym jedynym punktem odniesienia i kryterium samooceny. Żyjemy w kulturze, która niczym Boga czci powierzchowność człowieka. Uroda, młodość, szczupłość i ogólna prezencja, która musi spełniać określone (narzucone) normy dla wielu ludzi – przede wszystkim młodych – stały się celem i sensem życia.

Dlatego często miarą wartości człowieka jest jego wygląd oceniany przez pryzmat zgodności z zachodnimi standardami, lansowanymi m.in. w sieciach społecznościowych. Kluczową w tym rolę odgrywają ideały piękna, które mają nam podpowiadać, co jest piękne, a co nie. Osoba atrakcyjna to ta, która nosi określony rozmiar ubrań, nie ma zmarszczek ani innych niedoskonałości, wybiera określoną markę ubrań i tak dalej.

Musimy być świadomi tego, że błędne koło popytu i podaży kształtuje ideały piękna w taki sposób, abyśmy nigdy nie byli w stanie ich osiągnąć. To z kolei przekłada się na nasze ciągłe niezadowolenie z wyglądu, czyniąc z nas idealnych konsumentów.



Harmonia matką prawdziwego piękna
Uroda człowieka jest zawsze owocem równowagi między jego wnętrzem, które powinien pielęgnować każdego dnia, a wyglądem zewnętrznym – prawdziwa harmonia rodzi się, gdy ciało i dusza podają sobie ręce. Jeśli makijaż podkreśla to, co w nas wyjątkowe i piękne, jest on tylko kropką nad i naszego piękna i harmonii, które pochodzą z wnętrza. To samo dotyczy ubrań i biżuterii.

Linda Jarosch i o. Anselm Grün w swojej książce „Królowa i dzika kobieta” w ten sposób opisują królewskie cechy każdej kobiety:

Nie upiększa się, aby być podziwianą, lecz dlatego, że raduje się własnym pięknem, będącym źródłem blasku, którym obdarza innych. Emanuje pięknem i sprawia, że życie innych staje się piękniejsze. Uroda królowej nie zawsze odpowiada ideałom piękna, którymi chce nas omamić społeczeństwo. Prawdziwe piękno wypływa z harmonii. Jeśli kobieta żyje w zgodzie ze sobą, promieniuje pięknem.


Dbając o wygląd, możemy podkreślić swoje piękno i wyjątkowość
Z jednej strony mamy zatem tyranię ideałów piękna, które wymuszają nadmierne zaabsorbowanie własnym wyglądem i narcystyczne zapatrzenie w lustro, a z drugiej – dbałość o własny wygląd oraz harmonię duszy i ciała. Troszczenie się o wygląd, które nie zależy od wieku, płci, wagi czy koloru skóry, poprawia nasze samopoczucie i wzmacnia samoocenę.

Potrzeba dbania o siebie jest dla człowieka, a przede wszystkim dla kobiet, naturalna. Kobieta z natury lubi piękno, lubi gdy w domu panuje porządek, lubi przyozdobić stół pięknymi kwiatami. Dbanie o wygląd skłania nas do refleksji nad tym, co nas wyróżnia i co jest w nas piękne, aby tę wyjątkowość i piękno właściwie podkreślić.

Papież Franciszek powiedział, że makijaż nie jest niczym złym pod warunkiem, że nie próbujemy pod nim ukryć naszej prawdziwej twarzy. Dlatego ważne jest, abyśmy nie koncentrowali się wyłącznie na naszej powierzchowności, bowiem dobrze wiemy, że ciało przemija, a uroda fizyczna nie będzie nam potrzebna do zbawienia.

Czytaj także: Nie bój się łagodności. Może być Twoją siłą
Czytaj także: Im bardziej kogoś kochamy, tym bardziej staje się dla nas piękny
Czytaj także: Mówisz córce, że jest piękna? To za mało!
Tekst pochodzi ze słoweńskiej edycji portalu Aleteia

...

To niedbalstwo jest grzechem! Jak mozna nie dbac o piekno? Toz nawet sprzatanie mieszkania jest wazne! Co dopiero czlowiek!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:54, 23 Sty 2018    Temat postu:

KOŚCIÓŁ
Ks. Węgrzyniak i Przewietrzenie duchowe. Doskonały pomysł na weekend z sensem
Małgorzata Bilska | 23/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij Komentuj
„Po Przewietrzeniach chciałbym praktykować chrześcijaństwo na co dzień, nie tylko od święta. Spotkanie z dobrym księdzem i dobrymi ludźmi do tego mnie inspiruje”.

Kiedy ks. dr Wojciech Węgrzyniak – biblista, rekolekcjonista i wykładowca akademicki z Krakowa – zachęcał do wyjazdu na pierwsze Przewietrzenie duchowe, mówił: „Dom trzeba czasem nie tylko sprzątać, ale i wietrzyć”. Po 5 latach pomysł się rozrósł, ma „markę”. Na czym polega idea Przewietrzeń?

Czytaj także: Ks. Węgrzyniak: W ten sposób bez problemu przeczytasz całe Pismo Święte


Przewietrzenie duchowe: bez przymusu
Mniej więcej 2 razy na rok ks. Węgrzyniak zwołuje ludzi na wypad w góry. Zaprasza osoby uczestniczące w kręgach biblijnych, które prowadzi przy Kolegiacie św. Anny w Krakowie, parafian, czytelników strony internetowej (gdzie m.in. zamieszcza nagrania kazań od razu po ich wygłoszeniu), członków wspólnoty „120”. Uczestnicy zjeżdżają się w sobotę rano w wybranym domu rekolekcyjnym, by pożegnać się w niedzielę po obiedzie. Wyjazdy cechują 4 elementy:

są otwarte dla wszystkich,
w programie jest czas na kilkugodzinny kontakt z przyrodą,
wszyscy współpracują w dotarciu na miejsce i powrocie,
żaden punkt programu nie jest obowiązkowy.
Na program składają się 2 konferencje, krąg biblijny, msza święta i adoracja, wspólne posiłki. Czas w sobotę po południu pozostaje do dyspozycji uczestników.

Okolice ośrodka są atrakcyjne turystycznie (Maniowy, Czarna Góra, Cyrhla, Międzybrodzie Bialskie, Zakrzów, Śnieżnica, Korbielów), więc można iść na narty, w góry, na wycieczkę, zwiedzić zabytki. Brak przymusu sprawia, że ludzie chętnie biorą udział w poszczególnych punktach programu. Formuła spotkań jest autorska, nie są to typowe dni skupienia. Może dlatego, że ksiądz pochodzi z Mizernej i łączy góralską prostotę z pasją poznawczą, którą „zaraża” innych?



Doświadczenie Bożej miłości
W dniach 20-21 stycznia odbyło się kolejne Przewietrzenie, w Kacwinie koło Niedzicy. – Jak narodził się pomysł? – zapytałam księdza Wojciecha.

Zauważyłem, że są ludzie, którzy działają w różnych wspólnotach, stacjonarnie przy parafiach, ale nie jeżdżą na dni skupienia. Miałem też znajomych, którzy mając małe dzieci, nie mieli czasu angażować się już tak, jak dawniej, gdy byli na przykład w oazie. Potrzebowali oddechu, odświeżenia – wyjaśnia ksiądz.
Chciałem stworzyć możliwość wyjazdu tym, którzy są zabiegani i chcą odpocząć. Dlatego program nie jest zbyt intensywny. Plan był taki, żeby rodzice dzielili się czasem – żona bierze udział w jednej konferencji, mąż w drugiej. Małymi dziećmi opiekują się na zmianę.
Pomysł ewoluował, bo rodzice… chcieli brać udział we wszystkich konferencjach.
Ksiądz się dziwi, że wolą stracić cały wyjazd, niż brać udział „po kawałku”. Przekrój uczestników jest dość różnorodny. Trafiają się nawet ludzie, którzy nie chodzą do kościoła. „Fajne jest to, że za każdym razem są nowi, nawet z Białegostoku czy Przemyśla” – mówi ks. Węgrzyniak.

Czytaj także: Ks. Węgrzyniak o bierzmowaniu: Przygotować do takiej więzi z Bogiem, jak małżonków do ślubu
Do Kacwina wybrało się kilka osób z Warszawy, w tym Dawid Trzciński. Poznał księdza w czasie rekolekcji adwentowych, jakie ten głosił w kościele akademickim w Warszawie w 2010 roku. Zaczął obserwować go na Facebooku, jest na 4 Przewietrzeniu. Co go przyciąga?

Przewietrzenie jest dla mnie źródłem mocy i radości – opowiada. – Doświadczeniem Bożej miłości. Zachwyca mnie pogłębiony sposób czytania Pisma Świętego, możliwy dzięki niezmierzonej wiedzy księdza Wojciecha. Podoba mi się jego inteligentne poczucie humoru i życzliwe podejście do każdego. Po Przewietrzeniach chciałbym praktykować chrześcijaństwo na co dzień, nie tylko od święta. Spotkanie z dobrym księdzem i dobrymi ludźmi do tego mnie inspiruje.


Św. Anna wyznacza szlak
Tematem tegorocznych konferencji były kontrowersje wokół tłumaczenia fragmentu „Ojcze nasz” dotyczące wodzenia na pokuszenie. Toczyły się w ośrodku przy ulicy św. Anny, która jest bardzo czczona w Kacwinie. Babcia Jezusa wyznaczyła szlak tego Przewietrzenia…

Ks. Węgrzyniak wyróżnia się czymś jeszcze. Na jego msze o 21.30 w Kolegiacie przychodzi około 60 proc. mężczyzn i 40 proc. kobiet. Na pozostałych mszach – i w większości polskich kościołów – proporcje są odwrotne.

..

Zdecydowanie dusza jak cialo potrzebuje podobnych zabiegow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:04, 03 Lut 2018    Temat postu:

Zaopiekuj się swoim ciałem. Ono Cię potrzebuje!
Ilona Przeciszewska | 03/02/2018

Jacob Townsend/Unsplash | CC0
Udostępnij 9 Komentuj 0
Kontakt z ciałem może być trudny, ponieważ konfrontuje nas z naszą słabością, niedoskonałością, a przede wszystkim z własną przemijalnością.

Dbać o ciało – co to znaczy?
W obecnych czasach bardzo wiele uwagi poświęcamy ciału. Jako społeczeństwo zyskujemy coraz większą świadomość tego, jak należy o nie dbać. Możemy poczytać o niezliczonych propozycjach wszelakich diet czy treningów.

Próbujemy różnych nowości, ale czy rzeczywiście chcemy zadbać o nasze ciało? Co to dla nas znaczy? Często dążymy do osiągnięcia konkretnego rezultatu, który będzie widoczny na zewnątrz – szczupłej sylwetki czy wyrzeźbionych mięśni. Tak bardzo jesteśmy tym pochłonięci, że nie zwracamy uwagi na to, jak się czujemy.

Ciało staje się przedmiotem – rzeźbą, która ma przyjąć idealne proporcje. Chcemy „zaprogramować” je po swojemu – wytrenować i odżywić tak, aby osiągnęło pożądany wygląd.

Czytaj także: Czy uroda i dbałość o wygląd mogą być grzechem?


Co mówi Twoje ciało?
Tworzy się swoisty paradoks, gdyż próbując zadbać o swoje ciało, stopniowo całkowicie się od niego oddzielamy, co w efekcie prowadzi do tego, że nasze działania stają się destrukcyjne wobec ciała.

Co możesz z tym zrobić? Zapytaj swoje ciało, czego potrzebuje. Zatrzymaj się na chwilę, pobądź ze sobą. Ono dokładnie podpowie Ci, gdzie jest droga do lepszego samopoczucia. Nie jest możliwe zadbanie o ciało, jeżeli ignorujemy to, co ono mówi.

Często nie doceniamy mądrości naszego ciała. Pomijamy wysyłane przez nie sygnały. Najczęstszym sygnałem jest ból. Nie chodzi tu o ból wynikający z choroby, intensywny i często nie do zniesienia. Mam na myśli, bardziej subtelne „podpowiedzi” ciała, nad którymi warto się zastanowić. Co oznaczają? Co mówi ciało?

Często jednak nie dążymy do odkrycia źródła bólu, do zrozumienia wysyłanego sygnału, lecz koncentrujemy się wyłącznie na pozbyciu się go, najlepiej natychmiastowo. I tak brak snu niwelujemy tabletką, a ból głowy dodatkową kawą. Tak bardzo jesteśmy zajęci różnymi obowiązkami, że nie wystarcza nam zasobów uwagi czy energii na zaopiekowanie się własnym ciałem.

Czytaj także: Dla mężczyzny ciało jest bardzo ważne


Ciało ma ograniczone możliwości. Zaakceptuj to
Często po prostu nie chcemy „tracić” na to czasu. Codziennie przekraczamy możliwości naszego ciała, a martwimy się o to dopiero wówczas, gdy ból zewnętrzny czy wewnętrzny staje się intensywny i uniemożliwia nam normalne funkcjonowanie. Poszczególne procesy cielesne odpowiadają konkretnym emocjom jakie przeżywamy. Najczęściej odcinamy się od ciała, ponieważ nie chcemy przeżywać trudnych emocji. Trwamy w nieświadomości, gdyż w krótkotrwałej perspektywie jest to dla nas wygodniejsze, łatwiejsze.

Na pytanie „jak się czujesz?”, odpowiadasz „nie wiem”, być może nawet dziwi Cię to pytanie lub uznajesz je za zbędne. Do pewnego czasu jesteś w stanie funkcjonować „w odcięciu”, jednak po jakimś czasie będzie doskwierać Ci wewnętrzna pustka.



Ciało to my
Twoje życie będzie wydawać Ci się mało sensowne, a Twoje relacje zaczną gasnąć. Tak się dzieje, ponieważ ciało nie jest wyłącznie zewnętrzną powłoką okalającą nasze wnętrze. Ciało to my. Brak kontaktu z ciałem, sprawia, że w rzeczywistości umieramy my sami – istniejemy na zewnątrz, lecz w środku wycofujemy się z życia. Często zapominamy o tym, że ciało jest przestrzenią doświadczania przyjemności. Przyjemność sprawia, że mamy chęć do życia.

Nie chodzi tu o hedonizm, nadmierne i wyłączne skoncentrowanie na własnych potrzebach cielesnych. Warto jednak zupełnie nie stracić przyjemnych chwil i pozwolić sobie na poczytanie książki, spacer czy wizytę w kawiarni. Tylko w kontakcie z ciałem jesteśmy w stanie przeżyć przyjemność. Można popatrzeć na niemowlę, które korzysta wyłącznie z ciała, aby powiedzieć nam to, czego potrzebuje.

Nasze ciało to właśnie takie małe dziecko, które domaga się zadbania. Informuje nas, często rozpaczliwie, że jest głodne, jest mu zimno, a czasami chce, aby je przytulić. Kontakt z ciałem może być trudny, ponieważ konfrontuje nas z naszą słabością, niedoskonałością, a przede wszystkim z własną przemijalnością. Pragniemy „zamydlić” to, że nasze ciało po prostu się starzeje.

Zasłaniamy jego niedoskonałości. Nie chcemy widzieć tego, że nasze ziemskie życie jest kruche i niebawem się zakończy. Ciało „okrutnie” nam o tym przypomina. Poprzez ciało komunikujemy się z otoczeniem. Jest to forma najbardziej pierwotnej komunikacji. Z pewnością doświadczyłeś, jaką moc ma przytulenie przez drugą osobę czy pocałunek.

Czytaj także: Im bardziej kogoś kochamy, tym bardziej staje się dla nas piękny


Ciało pamięta
Niekiedy tak bardzo zastanawiamy się, jak wyrazić komuś miłość. Myślimy o słowach, które określą to, co czujemy do drugiej osoby, a zapominamy o tym, że prosty gest może wyrazić to najpełniej.

Ciało jest doskonałym „nośnikiem” informacji od innych osób – mówi nam o tym, co może przeżywać dana osoba, co chce nam powiedzieć, mimo że nie używa konkretnych słów. Dzięki odczuciom z ciała jesteśmy zdolni do empatii.

Doskonała jest pamięć ciała. Ciało pamięta, nawet jeśli my nie pamiętamy. Być może doświadczyłeś tego, że po długim czasie niewykonywania danej czynności, okazało się, że nadal wiesz jak ją wykonać, zupełnie bez zastanawiania się nad tym, jak to się dzieje.

Dotyczy to różnych czynności motorycznych, takich jak jazda na rowerze czy na łyżwach. Jakie jest duże zdziwienie osoby, która po latach odkrywa, że umie tańczyć tango, przypominając sobie, że lata temu nauczył ją tego wujek.

Ciało przechowuje także pamięć o różnych doświadczeniach. W postawie ciała uwidaczniają się różnego rodzaju przeżycia emocjonalne. Skulone ramiona to być może lata smutku, lęku czy zawstydzenia, a zmarszczone brwi to niewyrażona złość. Napięty, sztywny sposób poruszania się to być może efekt długich lat stresu, brak relaksu i związanych z tym nieprzyjemnych emocji.

Warto więc uważnie słuchać, co nasze ciało ma nam do powiedzenia i liczyć się z jego zdaniem.
. .

Dbanie o cialo musi uwzgledniac to ze dusza najwazniejsza. Np. kto za łapówke unika pojscia na wojne o Polskę dba o cialo ale gubi dusze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Sob 19:05, 03 Lut 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 11:20, 25 Mar 2018    Temat postu:

Módl się, pracuj i … ćwicz na siłowni
Dawid Feliszek | 25/03/2018
TRENING
Pexels | CC0
Udostępnij 3 Komentuj 0
Aby odnaleźć życiowy bilans, bardzo potrzebny jest codzienny rachunek sumienia. To on pomaga nam każdą kolejną godzinę, każdy kolejny dzień czynić coraz lepszym i bardziej wypełnionym miłością.

W odległych czasach średniowiecza benedyktyńskie „ora et labora” stanowiło podstawową miarę codziennego życia. Mnisi trafnie ocenili, że modlitwa i praca to dwa ważne filary, na których opiera się droga do nieba. Całe dnie spędzali w kaplicy lub na polu, gdzie ciężko pracując zapewniali sobie plony niezbędne do funkcjonowania. W tej pozornie archaicznej zasadzie kryje się pewien istotny fakt, który może mieć znaczenie i dla współczesnego człowieka. Pozornie przecież dzisiaj tak samo się pracuje.



Życie online
Coraz częściej jednak pracę przeciętnej osoby stanowi kilkugodzinne siedzenie za biurkiem, z wzrokiem wlepionym w monitor i męczenie się z milionem spraw za pomocą łączy telefonicznych i internetowych. Wprost proporcjonalnie obserwuje się zwiększenie częstotliwości problemów nie tylko fizycznych (choćby otyłość czy pogorszenie zdolności ruchowej), ale przede wszystkim psychicznych. Krótko mówiąc, biurkowym ludziom coraz mniej się chce, coraz łatwiej popadamy w stany depresyjne i walczymy z wszechobecnym zmęczeniem.

Ogarniająca na każdym kroku elektronika odciska niesamowicie mocne piętno. Smartfony ze wszystkimi serwowanymi przez nie udogodnieniami stały się bliższe człowiekowi od niego samego. Z telefonem zasypiamy i z telefonem się budzimy. Żyjemy w nieustającym kontakcie z całym światem. Wszystko wiemy w zasadzie w ciągu kilkunastu minut od wydarzenia. Możemy rozmawiać z dowolną osobą o dowolnym czasie z dowolnego miejsca na globie. Śledzimy życie innych ludzi tak hojnie udostępniane na społecznościowych mediach.

W takiej atmosferze proste staje się zgubienie samego siebie. Bo nawet jeśli znajdujemy ostatecznie w ciągu wypełnionego pracą, zadaniami i planami dnia czas, który chcemy poświęcić tylko i wyłącznie dla nas to najczęściej materializuje się to w postaci dobrego filmu, ciekawej lektury, ulubionego serialu. Oczywiście, na takie rzeczy również warto znaleźć chwilę. Tak samo też nie można zrzucać całej odpowiedzialności na wytworzone wokół nas otoczenie. Ostatecznie, jesteśmy istotami odpowiedzialnymi za swoje decyzje i czyny oraz możemy je kształtować według własnej woli. Relacja z samym sobą jest chyba de facto najistotniejszą relacją w naszym życiu i to właśnie z niej czerpią dwie inne – relacja z Bogiem i relacja z drugim człowiekiem.



W zdrowym ciele zdrowy duch
Aby skutecznie zadbać o samego siebie i właściwy stosunek do własnego ego, potrzeba podjęcia konkretnych działań, które śmiało można nazwać ćwiczeniami. Cały społeczny system związany z internetem i technologią w życiu może być wspaniałym dobrodziejstwem, z którego warto i należy wręcz korzystać, ale działa jak pyszne i kaloryczne jedzenie. Może dostarczyć wiele przyjemności z jedzenia, ale jeśli przesadzimy i nie pobiegamy, by te kalorie spalić, to na dłuższą metę przyniesie nam szkodę.

Pod kątem fizycznym na szczęście coraz powszechniejsze staje się promowanie zdrowego stylu życiu – odpowiedniej diety i konkretnej dawki ruchu. Sport to zdecydowanie jedna z tych rzeczy, które koniecznie warto zastosować w swoim życiu. Tym bardziej, jeśli standardowym naszym ruchem każdego dnia jest gimnastyka palców na klawiaturze laptopa lub telefonu wzmożona dodatkowym wysiłkiem konieczności zmieniania pozycji na fotelu przed biurkiem. „W zdrowym ciele zdrowy duch” to mądrość, która autentycznie sprawdza się w codziennym życiu, o czym na pewno zaświadczyłby ponownie Jan Kochanowski pisząc kolejną fraszkę. Może byłaby to fraszka „Na Facebooka”?

Czytaj także: W jaki sposób ćwiczenia fizyczne mogą pomóc nam wzrastać duchowo


Internetowy detoks
Obok ćwiczeń na siłowni (fitnessu, biegania tudzież innych sportów) warto również ćwiczyć swojego ducha, który potrzebuje swojej siłowni. Tradycja katolicka i pisma wielu świętych będą ową „duchową siłownię” obrazować najczęściej jako kuźnię, gdzie próbuje się złoto i wykuwa trwałe przedmioty. Wykuwanie ducha przebiega w atmosferze ścisłej ciszy, bo tylko wtedy kowal, a właściwie Kowal może wykorzystać cały potencjał poddawanego obróbce metalu.

Czy jednak my, ludzie XXI wieku, potrafimy jeszcze zachować milczenie? Czy nie wydaje się ono kolejnym zabytkiem przeszłości, jak wspomniane wcześniej „ora et labora”? A jednak, jeśli nie znajdziemy czasu na ciszę i aby milczeć, to nie znajdziemy również samych siebie i nie dotrzemy do prawdziwych głębin naszego serca. Propozycją na to niech będzie zatem odstawienie od siebie telefonu rano, wieczorem i na przystanku. Świat naprawdę się nie zawali, a my zyskamy czas, który będzie całkowicie nasz do swobodnego zagospodarowania. Bezcenna możliwość.

Czytaj także: Co mi dało odcięcie od sieci na kilka dni?


Rachunek sumienia – nasz work-life balance
Aby te ćwiczenia fizyczne i duchowe mogły działać, potrzeba jeszcze jednego elementu. Doświadczony instruktor z pewnością przestrzeże młodych i pełnych zapału kulturystów przed porywaniem się na ciężary przekraczające ich możliwości. Tak samo jednak też zachęci, aby bez zbędnej zwłoki piąć się w górę i zwiększać ten ciężar.

Podobnie wypada to z ćwiczeniami duchowymi. Znalezienie odpowiedniego balansu i codziennych wyzwań, nad którymi trzeba pracować oraz nieustanne kontrolowanie i podsumowywanie tych prac to niezbędna część całego procesu. W chrześcijańskim wymiarze jest to na pewno codzienny rachunek sumienia, który ma pomagać każdą kolejną godzinę, każdy kolejny dzień czynić coraz lepszym i bardziej wypełnionym miłością, a to jest przecież ostatecznym celem każdego z nas.

...

Zrownowazenie jest podstawa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:27, 28 Mar 2018    Temat postu:

Aleteia.pl - pozytywna strona Internetu w Twojej skrzynce e-mail


Chciał(a)bym otrzymywać informacje od partnerów Aletei

Edycja Polska Modlitwa Redakcja poleca Newsletter Zaloguj się Szukaj

Środa, 28/03/2018 | Bł. Joanny Marii de Maillé
AKTUALNOŚCI

DOBRE HISTORIE

DUCHOWOŚĆ

STYL ŻYCIA

POD LUPĄ

KOŚCIÓŁ

FOR HER

KULTURA

SZTUKA I PODRÓŻE

WIEDZIAŁEŚ O TYM?
Reklama


Louise Alméras
Gwiazdy zagranicznego kina, które są gorliwymi katolikami [Galeria]

Anna Salawa
Polskie gwiazdy, które nie wstydzą się wiary w Boga

Philip Kosloski
Ta starożytna modlitwa do św. Józefa podobno nigdy nie zawodzi

Redakcja
Najpiękniejsza Kobieta – 13 zachwytów nad Maryją

Tomasz Reczko
Katolicy zamiast do sklepów poszli z nudów do kościoła. Księża w szoku

Redakcja
Asceza: sprawdzony i skuteczny sposób na uporządkowanie życia. Dla świeckich też?
Ks. Artur Stopka | 28/03/2018
ASCEZA
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Kard. Karol Wojtyła nazwał ascezę „koniecznym współczynnikiem życia moralnego człowieka”. Podstawowe środki przy praktykowaniu ascezy są od wieków te same. Asceza niezbędna jest również w tak intymnej sferze, jak ludzka seksualność.

Raz po raz powraca pytanie, czy w XXI stuleciu w życiu człowieka wierzącego jest jeszcze miejsce na ascezę. Wielu kojarzy się ona jedynie ze średniowieczem i mocno okrutnymi praktykami wobec własnego ciała, z biczowaniem włącznie. Da się dzisiaj być prawdziwym chrześcijańskim ascetą, nie będąc księdzem, siostrą zakonną albo mnichem?



Legenda o św. Aleksym
„Wszyscy jesteśmy powołani do zjednoczenia z Bogiem, a asceza ma nas do tego przygotować” – powiedział w jednej ze swych konferencji prof. Aleksander Bańka, politolog, adiunkt w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Śląskiego oraz świecki lider Centrum Duchowości Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Katowickiej.

Czytaj także: Modlitwa głębi, czyli duchowa droga bez cukierków. Dla tych, którzy chcą więcej
Być może jeszcze niektórzy pamiętają ze szkoły „Legendę o św. Aleksym”, który „pod wschodem (czyli pod schodami) leżał”. „Każdy nań pomyje, złą wodę lał. / Leżał tu szesnaćcie lat / Wszytko cirpiał prze Bóg rad” – relacjonował anonimowy autor.

Św. Aleksy, według legendy, opuścił żonę i dom rodzinny jeszcze przed nocą poślubną i rozpoczął życie pełne wyrzeczeń. Zostawił wszystko ze względu na Boga. Nawet uczniowie w swych wypracowaniach piszą, że był prawdziwym ascetą, podejmującym liczne umartwienia. Nie był natomiast mnichem ani duchownym. Był świeckim.



Asceza: droga przez krzyż
Katechizm Kościoła Katolickiego w części poświęconej świętości chrześcijańskiej stwierdza bez ogródek:

Droga do doskonałości wiedzie przez krzyż. Nie ma świętości bez wyrzeczenia i bez walki duchowej. Postęp duchowy zakłada ascezę i umartwienie, które prowadzą stopniowo do życia w pokoju i radości błogosławieństw.
Asceza nie dotyczy tylko księży i zakonników. Jest potrzebna wszystkim. Mówił o niej papież Franciszek w czerwcu ubiegłego roku podczas dorocznego kongresu diecezji rzymskiej o problemach wychowawczych z dojrzewającą młodzieżą. Diagnozując, że współcześnie wszyscy jesteśmy ogarnięci rytmem konsumpcjonizmu, powiedział, że trzeba pilnie odzyskać zasadę duchową, ważną a zdewaluowaną, którą jest asceza.

Trzeba do niej wychowywać, ponieważ: „Budzi pomysłowość i kreatywność, rodzi możliwości dla wyobraźni, a szczególnie otwiera na pracę zespołową, w solidarności. Otwiera na innych”. Jest niezbędna jako droga do spotkania się, przerzucenia mostów, otwarcia przestrzeni, rozwijania się wraz z innymi i dla innych.



To nie jest ucieczka od życia
Czym jest chrześcijańska asceza? Eryk Łażewski w Aletei przypomniał, że od czasu Klemensa Aleksandryjskiego (II w.) ascezę traktowano jako swoisty trening duchowo-moralno-religijny, usuwający przeszkody dla rozwoju religijnego, a jednocześnie ćwiczący nasze sprawności (umiejętności) ułatwiające ów rozwój.

Czytaj także: Asceza. Chrześcijański sposób na zbliżenie się do Boga
W niewielkiej książeczce zatytułowanej „Elementarz etyczny” kard. Karol Wojtyła nazwał ascezę „normalnym i koniecznym współczynnikiem życia moralnego człowieka”. Jej istotą jest rzetelne zaangażowanie się w pracę nad sobą, w dzieło moralnego doskonalenia się i nie dotyczy tylko przykazań. Podkreślił, że asceza nie polega na ucieczce od życia, ale ma mu zapewnić pełnię i być dla człowieka drogą do Boga.

„Służy ona temu, by wszelkie wartości zostały uporządkowane w należytym stosunku do Boga. Przynosi to chwałę Bogu i człowiek mocniej się z Nim zespala (na zasadzie dobra)”.

Już jako papież wskazywał, że podstawowe środki przy praktykowaniu ascezy są od wieków te same: modlitwa, post i pokuta oraz jałmużna, czyli dzielenie się z potrzebującymi tym, co posiadamy.



Wolność i roztropność
W kontekście normalności o ascezie mówił też kiedyś znany i popularny w mediach benedyktyn o. Leon Knabit. Jednak zwrócił też uwagę na inny, bardzo ważny aspekt. Na pytanie: „Czemu służy asceza?”, odpowiedział dobitnie: „Wolności. Własnej, ale też tych, z którymi żyjemy”.

Wyjaśnił, że ten, kto jest dzięki niej bardziej wolny od swoich potrzeb i rzeczy, przestaje traktować ludzi przedmiotowo. Nie „używa” ich do zaspokajania potrzeb i pożądań.

O. Knabit podkreślił, że asceza nie może być celem sama w sobie. Musi nią rządzić roztropność. „Nie może ona polegać na popisywaniu się, na dążeniu do osiągania kolejnych rekordów. Asceza musi też zawsze czemuś służyć”. Dlatego np. jeśli zbyt rygorystycznie traktowany post osłabia człowieka, utrudnia skupienie, rozprasza, trzeba z niego zrezygnować.

Czytaj także: Jak nie grzeszyć słowami? 7 rad ascetów z góry Athos


Panowanie nad popędami
Katechizm Kościoła Katolickiego, komentując czwarte przykazanie kościelne, dotyczące postu, wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych oraz powstrzymywania się od zabawy w okresie Wielkiego Postu, wyjaśnia, że te praktyki, przygotowujące wiernych do uroczystości liturgicznych, „usposabiają nas do zdobycia panowania nad popędami i do wolności serca”.

Katechizm wskazuje też na konieczność ascezy, by przezwyciężać pokusy w modlitwie. Szczególnie wynikającą z zarozumiałości pokusę znużenia. „Ojcowie duchowni rozumieją przez nie rodzaj depresji na skutek porzucenia ascezy, zmniejszenia czujności, zaniedbania serca” – czytamy w KKK, który w następnym zdaniu przywołuje słowa Jezusa z Ogrójca: „Duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” (Mt 26,41).

Asceza niezbędna jest również w tak intymnej sferze, jak ludzka seksualność. Papież Paweł VI w encyklice „Humanae vitae” napisał: „Rozumne i wolne kierowanie popędami wymaga ascezy, ażeby znaki miłości, właściwe dla życia małżeńskiego, zgodne były z etycznym porządkiem”.

Katechizm Kościoła Katolickiego, mówiąc o powołaniu chrześcijanina do życia w czystości podpowiada: „Kto chce pozostać wierny przyrzeczeniom chrztu i przeciwstawić się pokusom, podejmie w tym celu środki takie, jak: poznanie siebie, praktykowanie ascezy odpowiedniej do spotykanych sytuacji, posłuszeństwo przykazaniom Bożym, ćwiczenie się w cnotach moralnych i wierność modlitwie”.



Codzienny wysiłek
W Adhortacji apostolskiej „Reconciliatio et paenitentia” św. Jan Paweł II napisał, że asceza to jest konkretny i codzienny wysiłek człowieka wspartego łaską Bożą, aby stracić swe życie dla Chrystusa, co jest jedynym sposobem, by je zyskać.

To sposób, „aby porzucić dawnego człowieka i przyoblec człowieka nowego; aby przezwyciężać w sobie to, co cielesne, by zwyciężyło to, co jest duchowe; aby nieustannie wznosić się od rzeczy, które są na ziemi, do tych, które są w górze, gdzie przebywa Chrystus”.

Od samego początku chrześcijańska asceza oznaczała życie na wzór Jezusa. Jednak podejmując konkretne praktyki ascetyczne, trzeba dostosować je do możliwości i predyspozycji konkretnego człowieka, a także dopasować je do jego trybu życia, zajęć, pracy zawodowej, zobowiązań wobec innych ludzi (zwłaszcza najbliższych).

Chodzi o stawianie sobie wysokich wymagań, bez chodzenia na łatwiznę, jednak takich, które nie przekraczają możliwości konkretnego człowieka i nikomu nie wyrządzają krzywdy. Matka, która całymi dniami przesiaduje w kościele, podczas gdy jej dzieci są zaniedbane i pozbawione właściwej opieki, pokazuje, że nie wie, o co naprawdę chodzi w chrześcijańskiej ascezie. Takie postępowanie nie zbliża jej do Boga. Aby być prawdziwym ascetą nie trzeba nosić włosienicy ani się biczować.

Św. Hieronim jako jedną z form ascezy traktował pielgrzymowanie. „Pielgrzymka nie jest wycieczką krajoznawcza, lecz przeżyciem duchowym” – twierdził. To bardzo dobry przykład, w jaki sposób trzeba podchodzić do wszystkich praktyk ascetycznych. Tu nie chodzi o nawet bardzo trudną wyprawę dla własnej satysfakcji. Chodzi o to, aby być coraz bliżej Boga przez pokonywanie (nieraz bardzo mozolne i długotrwałe) tego, co od Niego oddala.

...

Po co odkrywac cos juz dawno dobrze znane. Ufajmy madrym z przeszlosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:28, 03 Kwi 2018    Temat postu:

Wiara nie jest Twoim biletem do szczęścia. Ale do czegoś znacznie lepszego
Michael Rennier | 03/04/2018
KOBIETA W ŚWIETLE
Evgenij Yulkin/Stocksy United
Udostępnij 30 Komentuj 0
Jak mówi filozof i teolog John Henry Newman: „Nie obawiaj się, że twoje życie się skończy, lecz że raczej się nie zacznie”.

Wiara jako towar na sprzedaż
Chociaż księgarnie stacjonarne są w dzisiejszych czasach zagrożonym gatunkiem, kiedy mijam jeden z tych smutnych, opuszczonych przybytków, wchodzę do środka, żeby trochę poszperać. Na półkach z literaturą poświęconą rozwojowi duchowemu znajduję szczególnie interesujące pozycje.

Często książki z działu „duchowość” są nie do odróżnienia od poradników. Przyjrzyjmy się popularnym tytułom: „Fenomen Poranka”, „Jak zmienić swoje życie”, „Afirmacje sukcesywne, czyli jak wyafirmować sobie szczęście”, „Zacznij lepiej żyć już dziś”, „7 sposobów na to, aby móc cieszyć się pełnią życia”. Czy to wymaga komentarza?

Czytaj także: „Głęboka duchowość” między pieluchami i niedospaniem. List do młodej mamy
Nie twierdzę oczywiście, że są to złe książki. Prawdopodobnie są one warte lektury (warto korzystać z wszelkiej pomocy, jaką można znaleźć), ale to wokół czego skupiają się ich tytuły mówi samo za siebie. Ich okładki zachwalają je jako teksty o tym, co możemy osiągnąć dzięki wierze, czy o tym jak duchowość może nam pomóc.

Nastawione są na konsumpcyjną mentalność i przedstawiają wiarę jako coś na sprzedaż, poprzez podkreślanie tego, co można zyskać, jeśli zainwestujemy nasz czas i zaangażowanie. Oferują odpowiedzi na pytania w rodzaju: jak stać się zdrowszym, spokojniejszym czy odnaleźć błogosławiony dobrobyt. Co prowadzi nas do pochylenia się nad ważną kwestią: co możemy „zyskać” dzięki wierze?



Szczęście, co to jest?
Idąc tym tokiem rozumowania wydaje się, że jeśli już mielibyśmy odnieść jakieś korzyści z wiary to z pewnością osiągnięcie szczęścia powinno być jedną z nich. Jeśli naprawdę jesteśmy dziećmi bożymi obdarzonymi duszą, która odpowiada na Jego miłość, to im aktywniej poszukujemy Boga i odwzajemniany jego troskę, tym stajemy się szczęśliwsi. Tutaj jednak rodzi się ważne pytanie, mianowicie jak dokładnie możemy zdefiniować szczęście oraz czy osiągnięcie go powinno być naszą główną motywacją do obrania duchowej ścieżki?

Niektórzy twierdzą, że bogactwo jest kluczem do szczęścia, ponieważ jeśli jesteśmy zamożni, nie musimy martwić się o pieniądze. Pamiętam, że kiedy w czasach college’u brałem udział w nabożeństwach, wielu duchownych przekonywało nas, że wystarczy abyśmy nazwali swoje pragnienia i poprosili o wstawiennictwo, ponieważ Bóg chce dać nam dobrobyt, którego pragniemy, pod warunkiem, że mamy wystarczająco odwagi i wiary, by o niego poprosić.

Są też tacy, którzy uważają, że szczęście polega na beztroskim, sielankowym życiu; takim w którym zawsze znajdujesz najlepsze miejsce parkingowe pod supermarketem, a kiedy wstajesz rano wtóruje Ci świergot ptaków, które z gracją ścigają się po bezchmurnym niebie. Jeszcze inni upatrują szczęścia w osiągnięciu pozycji społecznej, która pozwala człowiekowi cieszyć się estymą w kościele czy wśród lokalnej społeczności.

To wszystko brzmi bardzo pięknie i oczywiście nie miałbym nic przeciwko temu, żeby wiara przynosiła także takie bonusy. Jednak tak naprawdę, żadna z wymienionych rzeczy nie przekłada się na osiągnięcie prawdziwego szczęścia.

Miejsce na parkingu czy nasza pozycja społeczna nie będą towarzyszyć nam w życiu wiecznym.

Ludzka dusza tęskni do rzeczy większych, których nie sposób znaleźć jest na ziemi. Dlatego właśnie dążenie do szczęścia nie może polegać na oczekiwaniu, że dostaniemy coś „w zamian” za naszą wiarę, ale na tym, że daje nam ona wolność doświadczenia innego rodzaju życia, takiego w którym możliwe jest wyjście poza ramy doczesności.

Tak, wiara przynosi głębsze zrozumienie samego siebie i naszego miejsca na świecie. Daje też ona narzędzia, które pozwalają nam sobie poradzić z trudnościami, jakie znajdą się na naszej drodze. Co zaś najważniejsze, pozwala nam ona poddać się miłości. Kiedy kochamy, jesteśmy prawdziwie szczęśliwi.

Czytaj także: Jak zarazić dzieci wiarą – 10 porad


Na czym polega prawdziwe życie
Z tego powodu wiara – ta prawdziwa, nie ta przynosząca nam komfort materialny czy inne korzyści – może być nieco niebezpieczna. Popycha nas ona bowiem do reorientowania naszych priorytetów; zamiast zwracać się ku sobie samemu, dostrzegamy dzięki niej świat zewnętrzny, pielęgnujemy miłość do Boga i bliźniego.

Jest to kierunek, o którym papież Franciszek mówi w następujących słowach: „Błogosławieni ci, którzy porzucają wygodę, by pomóc innym”. To trudne zadanie i przyznam szczerze, że trochę mnie ono przeraża. Jednak jak mówi filozof i teolog John Henry Newman: „Nie obawiaj się, że twoje życie się skończy, lecz że raczej się nie zacznie”. Życie człowieka wierzącego nie zawsze jest łatwe czy wygodne, ale to właśnie wiara wyzwala w nas możliwość bycia prawdziwie żywym.

Bez względu na to, w jaki sposób kroczysz duchową ścieżką – czy chodzisz do kościoła w każdą niedzielę, modlisz się co noc, a może wciąż zmagasz się z pytaniem o istnienie Boga – nie obawiaj się. Nawet jeśli obrana przez Ciebie droga wydaje się pełna przeszkód, nie znaczy to wcale, że robisz coś źle.

Twoja wiara nie jest gorsza czy słabsza jeśli przypomina raczej zmaganie. Chociaż odpowiedź na pytanie o szczęście może być inna, niż sobie to wyobrażałaś czy miałaś nadzieję, wedle mojego skromnego doświadczenia, szczęście jakie przynosi wiara jest znacznie lepsze. Celem wiary nie jest dostawanie czegoś w zamian, ale to, że uczy nas ona dawać.

...

Wiara nie jest towarem konsumpcyjnym i to jeszcze psychologicznym. To wejscie w swiat ducha.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:55, 25 Kwi 2018    Temat postu:

Co pomaga, a co uniemożliwia dojrzewanie w wierze? Tłumaczy o. Tomasz Gaj OP
Jola Szymańska | 24/04/2018
KOBIETA
Gabriel Benois/Unsplash | CC0
Udostępnij 64 Komentuj 0
„Stosunkowo łatwo wpaść w fałszywe przekonanie, że powinienem doświadczyć tyle miłości, ile potrzebowałem. To jednak niemożliwe” – mówi o. Tomasz Gaj OP, dominikanin i psychoterapeuta.

Jola Szymańska: Ojcze, czym różni się dojrzałość w wierze od dojrzałości emocjonalnej?

Tomasz Gaj OP*: Najlepiej, gdy obie idą w parze. Często zdarza się jednak, że ludzie osiągają dojrzałość emocjonalną i społeczną – są ustawieni zawodowo, pełnią wysokie funkcje społeczne, mają rodziny i dobrze radzą sobie w społeczeństwie, ale ich religijność pozostaje na poziomie dziecka. Wydaje im się, że wiara po prostu jest i że nie trzeba jej rozwijać.

Możemy wtedy mówić o „wierze”, czy bardziej o przyzwyczajeniu do religijności?

Nie powiedziałbym, że to tylko przyzwyczajenie. Taka dziecięca wiara ma w sobie często coś świeżego – to jest jej mocna strona. Słabość polega na tym, że czasem pozostaje tylko reliktem, który wyciągamy z szafy, kiedy trzeba zanieść koszyk ze święconką przed Wielkanocą albo podczas Bożego Narodzenia idziemy do kościoła przed odwiedzinami u cioci.

Dla wiary dziecięcej wyzwaniem, ale i szansą na rozwój, stają się sytuacje, których nie lubimy – kryzysy. Mogą to być trudności osobiste, konflikty, choroba, śmierć bliskiej osoby. Tylko dojrzała wiara pomoże nam przetrwać czas burzy.

Od czego zależy nasza zdolność do dojrzewania w wierze?

Najpierw od kultury w domu rodzinnym. Czy wiara była dla moich bliskich czymś ważnym, czy tylko kwiatkiem do kożucha? Jeżeli w domu rozmawiało się o wierze, a moi bliscy inwestowali w nią swoje siły, to i dla mnie stanie się ona w naturalny sposób przestrzenią, w której dorastam i dojrzewam. Na początku przejmuję wiarę od rodziców, ale z czasem będę ją rozwijał coraz bardziej samodzielnie i świadomie.

A kiedy już jesteśmy dorośli?

Bardzo istotna w życiu wiary jest cezura, która oddziela dzieciństwo od dorosłości. Przechodzimy wtedy z wiary nabytej siłą autorytetu tych, którzy nas wychowywali, do wiary wybranej ze względu na autorytet Boga.



Przeszłość nie jest ani „idealna”, ani „beznadziejna”
Wróćmy do rozwoju emocjonalnego. Co jest potrzebne, żeby być dojrzałym emocjonalnie?

Najlepiej, jeśli rozwój fizyczny, emocjonalny, religijny odbywają się harmonijnie. Najprościej mówiąc, żeby człowiek dobrze się rozwijał, potrzebuje jednej rzeczy – miłości.

A kiedy jej nie ma?

Fakt, że ktoś żyje stanowi niezbity dowód, że musiał otrzymać wystarczająco dużo miłości. Stosunkowo łatwo wpaść w fałszywe przekonanie, że powinienem doświadczyć tyle miłości, ile potrzebowałem. To jednak niemożliwe. Nikt z nas nie miał tyle miłości, ile oczekiwał. Wszyscy ludzie na Ziemi doświadczyli jej trochę mniej – ale wystarczająco, żeby przeżyć.

Dziecko jest zależne od miłości rodziców. Dorosły potrafi sam zatroszczyć się o siebie. Dojrzałość to wzięcie odpowiedzialności za swoje życie. Bez względu na to, jak wyglądała moja przeszłość, teraźniejszość jest w moich rękach. Widzę, co dostałem, ale też godzę się ze stratą tego, czego mi zabrakło.

W jaki sposób unikamy odpowiedzialności?

Pomagają nam w tym różne mechanizmy obronne. Wymienię dwa. Pierwszy polega na tym, że patrzę na swoją przeszłość wyłącznie pozytywnie. To tzw. idealizacja – moi rodzice byli świetni, rodzina wspaniała, przedszkole wyśmienite, a szkoła jeszcze lepsza. Widzę swoje życie jako pasmo sukcesów, a zamykam oczy na porażki. Bronimy się w ten sposób przed doświadczeniami, które są dla nas przykre.

A drugi mechanizm?

Można mówić sobie coś odwrotnego – moja przeszłość to była jedna wielka droga udręki, nikt mnie nie kochał, rodzice mnie zaniedbywali, w szkole miałem pod górkę, a o przedszkolu nie będę nawet wspominał. Paradoksalnie, to też jest sposób na poradzenie sobie z bólem. Dobre doświadczenia, które bym sobie przypomniał, obudziłyby większą tęsknotę za miłością, której miałem za mało. To z kolei rodzi jeszcze więcej bólu z powodu przeżytych porażek.

Nie ma dojrzałości bez prawdy. Dlatego warto popatrzeć na siebie i swoją przeszłość w sposób jak najbardziej realny – zarówno na blaski jak i cienie swojej historii. Drugi krok, to wzięcie odpowiedzialności. I choć nie da się zmienić tego, co się wydarzyło, to jednak można wziąć odpowiedzialność za to, co jest i za to, co będzie. To jak wygląda moja teraźniejszość i jak będzie wyglądać moja przyszłość zależy głównie ode mnie, nawet jeśli przeszłość mnie nie rozpieszczała.



Kryzys wiary – kiedy jest budujący, a kiedy nie?
Wychodzenie z takich schematów często prowadzi do kryzysu. Także do kryzysu wiary, bo za obrazem rodziny wali się obraz Boga. Bać się tego?

Absolutnie nie. Dojrzałość to umiejętność życia w świecie realnym, a nie wyobrażonym. A im bardziej odległy od realności jest nasz świat, tym bardziej cierpimy.

Kiedy zaczynam patrzeć realnie, mój złożony z iluzji dom chwieje się, a czasami całkowicie się rozpada. To bolesne, ale muszę wybrać: czy chcę doświadczać prawdziwego szczęścia, które jest możliwe tylko w prawdziwym świecie, czy wolę karmić się swoimi wyobrażeniami na temat siebie, innych, przeszłości, Pana Boga?

Kryzys zawsze buduje?

To zależy. Kryzys religijny nie zawsze jest budujący. Doświadczamy go, gdy coś w naszym systemie wiary się zachwiało. Mogę „bardzo mocno” wierzyć w Boga – czyli np. w to, że On się mną opiekuje i będzie rozwiązywał wszystkie moje problemy. Będę jednak niezadowolony, jeśli Bóg nie wpisze się w moje oczekiwania i nie zajmie się trudnością, tak jak tego oczekiwałem. Pojawia się kryzys mojej „mocnej” wiary. Myślę wtedy z wyrzutem: Panie Boże jak mogłeś, przecież się modliłem!

To już naiwność…

To się często zdarza. Ludzie mówią: „Przestałem się modlić, bo Pan Bóg mnie nie słyszy. Po co mam więc do Niego mówić?”. To chwieje w posadach moją niby „mocną” wiarę. Wtedy wszystko zależy od tego, co wybiorę. Jeżeli zobaczę naiwność swojej wiary, to kryzys może mnie doprowadzić do pogłębienia. Ale jeżeli pomyślę: „O nie! W takim razie rezygnuję z modlitwy, bo Bóg mnie nie słucha” – to nie stanę się bardziej dojrzały, ale „strzelę focha” i obrażę się na Boga, którego tak naprawdę traktowałem jak świętego Mikołaja.

Świętego Mikołaja, który ukoi moje smutki, rozczarowania i braki emocjonalne?

Tak, czasami domagamy się od Boga zdrowia, pracy, pieniędzy, a czasem liczymy na to, że nas weźmie na kolana, przytuli, powie, że jest bezpiecznie, zaopiekuje się nami i spełni wszystkie pragnienia przygłodzone w przeszłości. Taki Bóg super-rodzic pozostaje jednak Bogiem na moich usługach, potrzebnym, aby spełniać moje życzenia i leczyć moje biedy.

Dojrzałość polega na tym, że wierzę w Boga nie dlatego, że spełnia moje prośby, ale dlatego, że On jest prawdziwy i chcę Go spotkać.



Kiedy przebaczenie nie wyklucza złości
Jak przeżywać trudne emocje – złość, smutek, rozczarowanie, rozgoryczenie – do Boga, Kościoła, bliskich?

To zależy. Jeżeli złoszczę się na Pana Boga za to, że słońce schowało się za chmurami i leje jak z cebra, to moja złość jest wyrazem niezgody na rzeczywistość. Jeżeli zgodzę się na to, co jest i powiem sobie: „Dzisiaj pada deszcz. Miałem jechać na wycieczkę, ale w takim razie zostaję w domu”, to będę musiał przeżyć jakiś rodzaj straty. I to już jest prawdziwa emocja – smutek.

Czasami złościmy się na coś, na co nie mamy najmniejszego wpływu. Łatwiej jest przeżywać pretensje, złość i obwiniać Pana Boga, świat czy Kościół, zamiast przeżyć prawdziwe emocje, które się pod tym kryją. Pytanie więc brzmi: co ja tak naprawdę przeżywam?

A jeżeli naprawdę przeżywam złość? Powiedzmy, jestem zła na ojca alkoholika, a słyszę w Kościele, że powinnam mu wybaczyć i być „ponad” swoimi emocjami.

No tak, to jest złość wywołana przez krzywdzące zachowanie ojca.

A ojciec do tego jest bardzo religijnym katolikiem, który zawsze siedział w pierwszej ławce w kościele.

Jedną z oznak dojrzałej religijności jest umiejętność rozróżnienia pomiędzy obrazem rodziców, a Bogiem. Im dojrzalsza wiara, tym mniej widzę Boga przez pryzmat własnych rodziców i ich religijności.

Ale przechodząc do złości, zazwyczaj nieprawdziwe są te rady, które proponują alternatywę: „Masz przebaczyć, a nie złościć się na ojca” – czyli albo przebaczenie, albo złość. A przecież jest jedno i jest drugie.

Warto odważnie zobaczyć, w czym zostałem skrzywdzony – to rodzi słuszną złość. Nie dostałem tego, co ojciec powinien mi dać. Przekraczał granice, których nie powinien przekraczać. Taką złość trzeba zauważyć, przyjąć, czasami wyrazić. Kolejnym krokiem – często równoległym – jest przebaczenie. Ale „przebacz” nie znaczy „zapomnij” czy „zamieć pod dywan”. „Przebacz” to znaczy „uwolnij” – możesz oddychać pełną piersią, nawet jeśli w przeszłości spotkało cię wiele sytuacji, które nigdy nie powinny się zdarzyć. Idź własną drogą.



Czy istnieją etapy dojrzewania w wierze?
O. Włodzimierz Zatorski w marcowym numerze „W drodze” tłumaczy, że nie ma jako takich jasnych i wzorcowych etapów dojrzewania w wierze. Zgadza się Ojciec?

Rzeczywiście, dzielimy różne sprawy na etapy tylko po to, żeby poradzić sobie z życiem, które nie jest jasno podzielone na kawałki.

Życie jest całością, w której przechodzimy proces dojrzewania. Nie przebiega on tak, jak byśmy sobie tego życzyli – modelowo. Idąc czasami musimy się cofnąć. Mamy różne tempo – raz idziemy szybciej, innym razem wolniej.

Czasem potrzebujemy odpoczynku i zatrzymujemy się, żeby przysiąść na ławce. Zdarzają się chwile stagnacji. Czasami przychodzi burza i musimy się schronić przed deszczem. Nierzadko trafiają się też przeszkody, które musimy pokonać albo ominąć.



*Tomasz Gaj OP – dominikanin, psycholog, psychoterapeuta. Współautor książki „Sankofa. Nie zmarnuj życia” – o owocach ze spotkania wiary z psychologią (książka została uznana przez portal granice.pl za najlepszą książkę katolicką 2018). Pracuje w Dominikańskim Ośrodku Formacji i Rozwoju TABGHA. Mieszka w Łodzi.



Dbajmy po prostu o ducha!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:47, 08 Lip 2019    Temat postu:

Uczeni z Uniwersytetu Kalifornijskiego potwierdzają, że post działa cuda w...

,,Post pozwala komórkom macierzystym na kontynuowanie i rozpoczynanie proliferacji oraz odbudowy całego systemu odpornościowego. Dobrą wiadomością jest także i to że ciało pozbywa się części systemu, który może być uszkodzony lub stary.’’ Prof. Valter Longo. Prof. Gerontologii i Nauk Biologicznych.

...

Glownie to dziala na dusze! Musi byc w intencji zwiazanej z Bogiem!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy