Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:30, 22 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Kluczbork: okradał znajomych, u których nocował
Kluczbork: okradał znajomych, u których nocował - Policja / Policja
Do pięciu lat więzienia grozi 24-latkowi - mężczyzna okradał znajomych, u których nocował. Skradzione rzeczy zastawiał następnie w lombardzie - poinformowała policja. Większość przedmiotów została odzyskana przez policjantów.
"24-latek spędzał u pokrzywdzonych kilka dni. W tym czasie wynosił z mieszkania wartościowe rzeczy, m.in. konsole do gier, telefon komórkowy, rower oraz kolekcje monet. Następnie skradzione przedmioty zastawiał w lombardzie. Uzyskane w ten sposób pieniądze wydawał na gry hazardowe i papierosy" - podała policja.
REKLAMA
Kryminalni dotarli do pokrzywdzonych, którzy wycenili straty na ponad 5 tys. złotych. Policjanci odzyskali większość skradzionych rzeczy.
...
Nalogowiec nie przestepca. Trzeba rozumiec.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 1:03, 26 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Ukradł trzylatce sanki. Na nic zdał się apel matki
Sprawą zajęła się policja - Shutterstock
Trzyletniej dziewczynce ukradziono sanki z klatki schodowej bloku w Świnoujściu. Matka bez skutku apelowała do złodzieja o ich zwrot, więc zgłosiła sprawę na policję - informuje TVN24.
Apel kobiety do złodzieja pojawił się na łamach lokalnych mediów. Mężczyzna jednak do tej pory nie oddał sanek jej córki. Sprawa trafiła więc na policję. Jak mówi mieszkanka Świnoujścia, chodzi jej o zasady i wartość sentymentalną własności dziewczynki.
- Chcę, żeby miał świadomość, że chcąc zrobić przyjemność swojemu dziecku, czy chcąc sprzedać sanki, skrzywdził moje dziecko - cytuje matkę TVN24.
Złodzieja uchwyciła kamera monitoringu. Na nagraniu widać jego twarz.
...
Pamietajcie ze zlodziejstwo jest tez nalogiem. Absurdalne kradzieze sa tego dowodem. Przeciez wystarczy isc na górkę a tam mnostwo wyrzuconych sanek. Wystraczy ze cos odpadnie i dzieciak wywala bo mu drugie kupia. Starczy srube dokrecic i juz jest gotowe. Gdybym zbieral to co u mnie wywalaja kolo gorki to z kilkadziesiat bym zebral. Dziennie kilka. To pokazuje ze to choroba bo sanki dzis nie sa zadnym kosztem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:17, 03 Mar 2016 Temat postu: |
|
|
Rawicz: 6-latek omal nie wypadł z okna. Jego matki nie było w domu, bo wyszła pograć na automatach
Zenon Kubiak
akt. 3 marca 2016, 11:30
• 23-latka zostawiła bez opieki w domu swoich synów w wieku 4 i 6 lat, a sama poszła pograć na automatach
• 6-latek otworzył okno i wszedł na parapet
• Na szczęście nic mu się nie stało
• Matce grozi do 5 lat więzienia
Do zdarzenia doszło w tym tygodniu w Rawiczu. Na miejscową policję zadzwoniła zdenerwowana kobieta, mówiąc, że zauważyła małe dziecko, które otworzył okno na pierwszym piętrze kamienicy przy ul. Kościuszki i weszło na parapet. Z wnętrza mieszkania było z kolei słychać płacz innego dziecka, co wskazywało, że w środku nie ma nikogo dorosłego.
Na miejsce natychmiast skierowano partol policji, powiadomiono również straż pożarną oraz pogotowie ratunkowe.
- Kiedy policjanci wbiegali na piętro mieszkania, pojawiła się również i matka dzieci. Po otwarciu mieszkania 6-latek rozebrany od pasa w górę stał na wewnętrznym parapecie uchylonego już okna – opowiada Beata Jarczewska, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Rawiczu.
Na szczęście chłopcu nic się nie stało. W mieszkaniu oprócz niego znajdował się jeszcze jego 4-letni brat. Jak się okazało, dzieci były same w domu, ponieważ ich 23-letnia wyszła z domu, aby pograć na automatach. Z ustaleń policjantów wynika, że nie był to pierwszy raz, gdy kobieta pozostawiła dzieci same w mieszkaniu bez żadnej opieki.
Jak informuje Beata Jarczewska, kobieta usłyszała zarzut narażenia swoich dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Za takie przestępstwo kodeks karny przewiduje karę pozbawienia wolności od trzech miesięcy do nawet 5 lat.
Dzieci zostały przekazane pod opiekę ojca.
...
Ona jest pewnie uzalezniona to musi. A to ojciec gdzie mieszka? Konkubinat sie rozpadl?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 20:32, 19 Cze 2016 Temat postu: |
|
|
Dorosłe dzieci alkoholików. „Musimy mówić o błędach rodziców”
kf publikacja: 19.06.2016 aktualizacja: 16:08 wyślijdrukuj
Około 40 procent Polaków mogło dorastać w rodzinach z problemem alkoholowym (fot. by Matt Cardy/Getty Images)
Szacuje się, że około 40 procent Polaków dorastało w rodzinach alkoholików. Do tego należy dodać kilkanaście procent dorosłych, którzy wyszli z rodzin z inną dysfunkcją i teraz mają podobne problemy – przede wszystkim brak poczucia własnej wartości. Dla takich osób powstała książka „Rozwinąć skrzydła” i internetowa strona o tej nazwie .
Przykuł się do kaloryfera, bo chciał zerwać z nałogiem
Autor publikacji, ks. dr hab. Grzegorz Polok mówi, że impulsem do jej napisania były rekolekcje sprzed kilkunastu lat i rozmowy z ich młodymi uczestnikami. Ks. Polok, pracownik Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach dodaje, że dzisiaj 25 procent studentów wraca do domów, w których jest problem z jakimś uzależnieniem.
– Kochamy rodziców, nie oceniamy ich, ale musimy mówić o ich błędach, żeby uświadomić sobie, skąd biorą się nasze problemy w dorosłym życiu. Czas studiów na to odpowiednią porą – powiedział na antenie TVP Info autor książki.
#wieszwiecej | Polub nas
TVP Info
....
Tak kazdy grzech szkodzi innym...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:30, 21 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
Matka w zamian za narkotyki pozwoliła gwałcić swoją córkę
Dodano dzisiaj 13:33
Ofiara gwałtu, zdjęcie ilustracyjne / Źródło: Fotolia / fot. robsonphoto
Kobieta z Cincinnati w stanie Ohio pozwalała dilerowi narkotyków gwałcić swoją 11-letnią córkę w zamian za heroinę. Narkotyk podawała też swojemu dziecku – pisze magazyn The People.
Wyrodna matka została skazana przez amerykański sąd na 51 lat więzienia. Kobieta przyznała się do 4 zarzutów związanych z handlem ludźmi, 4 zarzutów współudziału w gwałcie, jednego zarzutu stworzenia zagrożenia dla dziecka i zarzutu demoralizowania córki poprzez podanie jej narkotyków.
Według ustaleń prokuratury diler heroiny przy co najmniej czterech okazjach na różne sposoby gwałcił 11-letnią córkę April Corcoran. Kilka razy akt seksualny nagrywał na kamerze cyfrowej. Zdarzenia te miały miejsce pomiędzy lutym i czerwcem 2014 roku. Kobieta potwierdziła także, że podała własnej córce heroinę.
Bez litości
"Dokonałam samolubnych, okropnych wyborów, które wpłyną na resztę życia mojej córki" – przyznała kobieta w oświadczeniu odczytanym przed sądem. – Każdego dnia przytłacza mnie wina i poczucie wstydu – dodała. Sędzia prowadząca sprawę nie przyjęła tłumaczeń kobiety, wytykając jej, że "nie okazała żadnej litości" i nie przeprosiła nigdy swojej córki.
– Mogę szczerze powiedzieć, że to jak dotąd najgorsza sprawa, z jaką spotkałam się w tym sądzie – mówiła sędzia Leslie Ghiz podczas odczytywania wyroku. 13-letnia obecnie córka April Corcoran mieszka ze swoim ojcem i macochą oraz jej dwoma dziećmi. Według dokumentów sądowych nachodzą ją myśli samobójcze i przyjmuje leki.
/ Źródło: The People
...
Tak dziala nalog NAPRAWDE! To jest od szatana!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:39, 03 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Masz małe dzieci? Nie pal papierosów w samochodzie
Dzisiaj, 3 lutego (14:34)
Palenie "z trzeciej ręki" szkodzi - nawet jeśli przewożąc dzieci nie palisz, pozostałości dymu tytoniowego na tapicerce, mogą być dla nich szkodliwe. Nie od dziś wiadomo, że szkodzi nie tylko o bezpośrednie palenie papierosów, ale też tak zwane bierne palenie, wreszcie palenie "z trzeciej ręki". Ten ostatni termin dotyczy wdychania pozostałości dymu tytoniowego, które utrzymują się na przykład na kotarach, czy dywanach pomieszczeń, gdzie papierosy palono. Najnowsze wyniki badań przeprowadzonych przez amerykańskich i chińskich naukowców potwierdzają, że najlepiej w takich pomieszczeniach nie przebywać.
Palenie "z trzeciej ręki" szkodzi
/DPA/Tim Goode /PAP
Naukowcy z Lawrence Berkeley National Laboratory, University of California w San Francisco i Nanjing Medical University przebadali wpływ pozostałości dymu tytoniowego na nowo narodzone i dorosłe myszy. Jak piszą na łamach czasopisma "Scientific Reports" ich wyniki pokazały, że faktycznie zagrożenia związane z paleniem tytoniu utrzymują się w pomieszczeniach bardzo długo.
Okazało się, że młode myszy hodowane w obecności zanieczyszczonej dymem tytoniowym tkaniny rozwijają się wolniej, a zarówno u młodych jak i dorosłych myszy, pozostałości dymu wpływają na wyniki badań morfologicznych krwi. Wyniki te wskazywały na reakcje alergiczne i nasilenie procesów zapalnych.
Spodziewaliśmy się, że młode organizmy będą najbardziej zagrożone ze względu na słabo rozwinięty układ immunologiczny, ale nie mieliśmy na to żadnych twardych dowodów - mówi pierwszy autor pracy, Bo Hang z Berkeley Lab, który wcześniej potwierdził już, że palenie z trzeciej ręki może powodować mutację w ludzkich komórkach. Teraz przekonaliśmy się, że opary tytoniu opóźniają rozwój nowo narodzonych myszy. Co istotne, wpływ jest w tym wypadku czasowy - po przeniesieniu do czystego pomieszczenia myszy nadrabiały zaległości.
Zmiany we krwi obserwowano zarówno u młodych, jak i dorosłych myszy. Te, hodowane w zanieczyszczonym pomieszczeniu wykazywały większą liczbę płytek krwi i niektórych białych krwinek. Młode miały więcej eozynocytów, dorosłe samice - neutrofili, dorosłe samce - bazofili, a wszystkie wykazywały podwyższoną liczbę limfocytów B.
Wszystkie te komórki mają związek z procesami zapalnymi i reakcjami alergicznymi - tłumaczy współautor pracy, Jian-Hua Mao. Co istotne, efekty widoczne we krwi utrzymywały się długo po zakończeniu eksperymentu, u młodych myszy co najmniej 14 tygodni, u dorosłych dwa tygodnie wcześniej.
Palenie z trzeciej ręki to wciąż niedoceniany czynnik ryzyka - dodaje kolejny ze współautorów, Antoine Snijders. Trzeba przeprowadzić dalsze badania tego problemu, by na tej podstawie przedstawić konkretne propozycje zmian prawnych. Wcześniejsze doniesienia naukowców z Berkeley Lab wykorzystano przy tworzeniu prawa, które w Kalifornii od 2014 roku zakazuje palenia w prywatnych domach, w których organizuje się przedszkola.
Grzegorz Jasiński
...
Dosc oczywiste.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:47, 21 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
Alkohol z napojami energetycznymi bardziej ryzykowny
Alkohol z napojami energetycznymi bardziej ryzykowny
Dzisiaj, 21 marca (13:56)
Napoje energetyczne z dużą iloscią kofeiny zwiększają ryzyko związane ze spożywaniem alkoholu, piszą ma łamach czasopisma "Journal of Studies on Alcohol and Drugs" kanadyjscy naukowcy. Przeprowadzona przez nich analiza danych z kilkunastu prac naukowych wskazuje, że mieszanie alkoholu z tymi napojami daje złudne wrażenie trzeźwości i w ten sposób wystawia nas na zwiększone ryzyko wypadku. Przy okazji zwracają jednak uwagę, że sprawa ta jest wciąż niedostatecznie rozpoznana i potrzebne są wyniki bardziej dokładnych badań.
Zdj. ilustracyjne
/Rafael Ben-Ari/Chameleons Eye /PAP/Photoshot
Badacze z University of Victoria w Kolumbii Brytyjskiej wzięli pod uwagę recenzowane artykuły z lat 1981-2016, które dotyczyły działania na organizm alkoholu i napojów energetycznych. Zdecydowali, że z punktu widzenia ryzyka towarzyszącego mieszaniu tych napojów interesujące są wyniki 13 z nich. Wyniki 10 z nich wskazują, że mieszanie tych napojów prowadzi do zwiększenia ryzyka wypadku w porównaniu do spożycia samego alkoholu. Chodzi przy tym zarówno o wypadki nieumyślne (choćby komunikacyjne), jak i do pewnego stopnia umyślne (udział w bójce).
Pobudzające działanie kofeiny maskuje skutki, które normalnie odczuwamy pijąc alkohol - mówi pierwsza autorka pracy, Audra Roemer. Zwykle, gdy pijesz, stajesz się coraz bardziej zmęczony i w końcu idziesz do domu. Napoje energetyczne sprawiają, że nie czujemy zmęczenia, nie doceniamy, jak bardzo jesteśmy nietrzeźwi, imprezujemy dłużej, pijemy więcej alkoholu i w końcu zachowujemy się bardziej ryzykownie - dodaje.
Trzy z analizowanych prac zajmowały się oceną, na ile podwyższona skłonność do ryzyka i nasilone pragnienie mocnych wrażeń przekładają się na faktyczne obrażenia doznawane pod wpływem alkoholu mieszanego z napojami energetycznymi. Nie było tu jednak zdecydowanych wniosków. Roemer i jej współpracownicy przyznają, że sprawa ta wciąż nie jest do końca zbadana, w tej chwili prowadzą we współpracy z oddziałem ratownictwa medycznego eksperyment, który powinien przynieść nieco więcej odpowiedzi.
Nasze dotychczasowe analizy wskazują na to, że zwiększone ryzyko związane z mieszaniem tych napojów może mieć niekorzystny wpływ na zdrowie publiczne - mówi Roemer. W dalszych badaniach chcemy przyjrzeć się tej sprawie dokładniej - zapowiada.
(mn)
Grzegorz Jasiński
...
Nalogi sa niebezpieczne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:35, 12 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Śmierć brata nauczyła mnie jak pokonać gniew
Mary Ann Davison | Czer 12, 2017
Helen Rushbrooke/Stocksy United
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Po raz ostatni widziałam Jima dwa tygodnie przed jego śmiercią. Był pijany. Jego życie i śmierć skłoniły mnie, bym na nowo przyjrzała się sobie i swojej wierze.
W
iadomość o śmierci mojego 38-letniego brata nie była żadną niespodzianką. Jim był alkoholikiem od 20 lat. W czasie jego choroby nasza rodzina wiele przeszła. Były kłótnie i ostre dyskusje, jak mu pomóc. Było też mnóstwo pobytów w szpitalu i ciągła obawa, że dzwoniący telefon przyniesie najgorszą nowinę. Mój brat był wspaniałym człowiekiem: życzliwym, dowcipnym i bardzo mądrym. Ale nie umiał sobie poradzić z alkoholem. Jego życie i śmierć skłoniły mnie, bym na nowo przyjrzała się sobie i swojej wierze.
Bolesna strata
Stratę Jima zaczęłam opłakiwać dawno temu. Od jego śmierci minęło zaledwie kilka miesięcy, ale dla mnie umarł o wiele wcześniej. Przez swój alkoholizm w ostatnich latach życia nie był sobą. Nie zachowywał się jak Jim, którego kochałam w dzieciństwie. Pogodzenie się z tym, że tamtego Jima już nie ma, jest bardzo trudne. Był przecież najlepszym starszym bratem. Nie było rzeczy, której nie potrafił zrobić.
Czytaj także: Alkoholizm – choroba iluzji. „Tylko takie życie ma sens”
Kiedy odszedł, zaczęłam zastanawiać się, co dalej. Czy umiem być tak życzliwa, dowcipna i mądra, jak Jim, by spróbować zapełnić lukę po nim w domu rodzinnym? Czy umiem być dobrą matką i wychowywać dzieci tak, by wujek był z nich dumny? Jak mam pokonać żal i cieszyć się z chwil, które spędziliśmy razem? Zastanawiam się też, jak być lepszą córką, mimo że mieszkam 4 godziny drogi od rodziców. Dziwię się, gdy wielu ludzi pyta, jak oni sobie radzą, a nie interesuje ich już, jak ja sobie radzę. Jasne, bycie wspierającą córką jest bardzo ważne, ale przecież ja – siostra też nie przepracowałam w sobie jeszcze swojego cierpienia.
Te wszystkie myśli doprowadziły mnie do postawienia pytania, jaki plan wobec mnie i mojej rodziny ma Bóg. A jaki plan miał wobec Jima? Kilka dni po jego śmierci proboszcz powiedział moim rodzicom słowa, które poruszyły mnie do głębi. Stwierdził, że prawdopodobnie teraz, po śmierci Jima, kochamy go o wiele bardziej, niż kochaliśmy go za życia. To prawda.
Cały ból i wyrządzona przez niego krzywda rozpłynęły się nagle, gdy zmarł. Każdy z nas rozpaczliwie przypominał sobie wszystkie szczęśliwe chwile – gdy Jim był zabawny i zakręcony. Gdy był po prostu Jimem.
Co mogłam zrobić?
Ksiądz dał nam do zrozumienia, że Boży plan wobec Jima mógł się także wypełniać w jego życiu, chorobie i problemach. Jim zmusił swoją rodzinę i przyjaciół, by nauczyli się kochać w głęboki, trudny, zdeterminowany sposób. Musieliśmy wkopywać się głęboko w nasze serca, by wybaczać mu jego czyny i słowa. A czy Bóg nie robi tego samego w stosunku do nas? Bez wątpienia! On przecież bez trudu przebacza nam wszystko w swojej głębokiej miłości do nas.
Ostatni raz widziałam Jima dwa tygodnie przed śmiercią. Był pijany. Przyjechał z rodzicami, by poznać swoją nowo narodzoną siostrzenicę, Madeleine. Był bardzo podekscytowany tym spotkaniem. Już kilka tygodni wcześniej pisał o tym w postach na Facebooku. Krótko po tym, jak wszedł do mojego domu, zdałam sobie sprawę, że wcześniej pił. Byłam na niego taka zła! Dlaczego nie potrafił być trzeźwy nawet przez jeden dzień, który zamierzał spędzić z Madeleine i jej dwiema siostrami? W końcu był u nas tylko pół godziny, potem rodzice zabrali go do hotelu. To był ostatni raz, gdy moje córki widziały swojego wujka.
Powinnam dowiedzieć się, w jaki sposób mogę pomóc tym, którzy rozpaczliwie potrzebują miłości, a nie otrzymują jej tak często jak by chcieli – narkomanom, bezdomnym, tym, którzy żyją na marginesie społeczeństwa.
Kilka dni później rozmawiałam z nim przez telefon. Wylewnie mnie przepraszał i wierzę, że wiedział, co mówi. Miał świadomość, jak bardzo dzieci były rozczarowane tym spotkaniem i jak bardzo mnie zawiódł. Obiecał, że poszuka możliwości leczenia. Planował kolejną wizytę u lekarza, który miał mu pomóc w walce z uzależnieniem. Jego ciało miało jednak inne plany – cierpiało już od wielu lat i nie mogło dłużej poradzić sobie z nadmiarem alkoholu. Jak można gniewać się na kogoś, kto był tak ciężko chory? Jim przecież nie chciał zepsuć tej wizyty. On po prostu nie umiał sobie pomóc.
Czytaj także: Sprawdź, czy masz problem z alkoholem
Boży plan?
Jaki jest Boży plan wobec mnie? Iść dalej drogą miłości i spróbować porzucić gniew z przeszłości. Cierpienie w ciągu ostatnich lat dobrze wytrenowało moje serce. Muszę dalej orać głębiny zarówno serca, jak i duszy, by umieć wyciągać rękę do innych. Być może powinnam dowiedzieć się, w jaki sposób mogę pomóc tym, którzy rozpaczliwie potrzebują miłości, a nie otrzymują jej tak często jak by chcieli? Narkomanom, bezdomnym, tym, którzy żyją na marginesie społeczeństwa.
Jezus płakał z Marią i Martą po śmierci Łazarza. Okazywał siostrom w żałobie swoje współczucie. Zamierzał wskrzesić Łazarza do nowego życia, ale rozumiał też dobrze smutek sióstr.
Żalu nie da się uniknąć. Nawet jeśli wierzymy, że nasi zmarli bliscy rozpoczną w niebie nowe życie. Tu, na Ziemi, każdy z nas musi przejść przez to cierpienie.
Tęsknię za moim bratem. Zawsze będę. Ale jestem też wdzięczna, że Jim nie musi już cierpieć, że nie czuje bólu i smutku. Modlę się, by teraz odnalazł ten pokój, którego nie znalazł za życia.
Czytaj także: Ben Affleck przyznaje się do alkoholizmu i dziękuje bliskim za wsparcie
Niezbędnik. Gdzie szukać pomocy
1. Jeśli masz problem z alkoholem, pomyśl, czy nie warto poszukać wsparcia w grupie Anonimowych Alkoholików.
[link widoczny dla zalogowanych]
2. Aby dowiedzieć się, jak uzależnienie wpływa na rodzinę alkoholika, kliknij tutaj.
[link widoczny dla zalogowanych]
3. Al-Anon oferuje wsparcie dla osób współuzależnionych. Odwiedź ich stronę internetową.
[link widoczny dla zalogowanych]
4. Warto zapoznać się także z działalnością Apostolstwa Trzeźwości.
[link widoczny dla zalogowanych]
5. Jeżeli zmagasz się z żałobą po stracie bliskiej osoby, zajrzyj na tę stronę.
[link widoczny dla zalogowanych]
6. Jeżeli szukasz pomocy psychologa lub psychoterapeuty, zajrzyj tutaj, tutaj, tutaj lub tutaj.
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
7. Jeżeli jesteś rodzicem, który stracił dziecko, pomoże ci ta wspólnota.
[link widoczny dla zalogowanych]
...
Nalog to autodestrukcja.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:20, 13 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Polska
Spowodował śmiertelny wypadek. Ukrywał się, by nie wrócić do więzienia
Spowodował śmiertelny wypadek. Ukrywał się, by nie wrócić do więzienia
Dzisiaj, 13 czerwca (14:35)
Policja doprowadziła do aresztu ukrywającego się od ponad tygodnia Marka C. W 2011 r. za spowodowanie śmiertelnego wypadku sąd skazał go na 4 lata więzienia. Po warunkowym zwolnieniu mężczyzna nadal łamał przepisy drogowe. Nagrania swoich "rajdów" zamieszczał w internecie.
Podczas zatrzymania mężczyzna nie stawiał oporu (zdj. ilustracyjne)
/Jacek Skóra /RMF FM
Marek C. został zatrzymany przed południem w mieszkaniu swojej znajomej.
Policjanci po otrzymaniu sądowego nakazu doprowadzenia mężczyzny ustalili miejsce jego pobytu i próbowali wejść do tego mieszkania. Mieszkanie było zamknięte, a mężczyzna nie reagował na polecenia otworzenia drzwi; konieczne było rozwiercenie zamka przez ślusarza, po czym policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu i z komisariatu na Jeżycach zatrzymali tego mężczyznę - mówi Maciej Święcichowski z wielkopolskiej policji.
Marek C. nie stawiał żadnego oporu i wykonywał polecenia funkcjonariuszy. Został przewieziony do aresztu śledczego w Poznaniu.
W 2011 roku 19-letni wtedy Marek C. spowodował wypadek, w którym zginęły dwie osoby: 50-letnia kobieta i 27-letni mężczyzna. Kierowca jechał z prędkością nie mniejszą niż 100 km/h. Przed sądem mężczyzna przyznał się do winy. Wniósł o dobrowolne poddanie się karze. Sąd w kwietniu 2012 roku skazał Marka C. na karę 4 lat bezwzględnego więzienia, a także zakazał prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych przez 10 lat.
Pod koniec stycznia 2015 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu warunkowo, przedterminowo zwolnił Marka C. z odbycia reszty kary. Wyznaczył okres próby do 27 stycznia 2017 roku.
Pod koniec listopada ub. roku w sprawę zaangażowała się Prokuratura Krajowa. W przekazanym PAP komunikacie podkreśliła, że "po opuszczeniu zakładu karnego media ujawniły, że Marek C. jeździ z kolegami po mieście i zachęca ich do łamania przepisów ruchu drogowego. Nakłania ich między innymi do brawurowej jazdy z przekroczeniem dozwolonej prędkości, wyprzedzania na podwójnej ciągłej linii czy jazdy "pod prąd". Marek C. wszystko to nagrywał i wrzucał do internetu".
Wniosek o odwołanie warunkowego przedterminowego zwolnienia został złożony na polecenie zastępcy Prokuratora Generalnego Roberta Hernanda przez prokuratora z Prokuratury Rejonowej Poznań-Grunwald 29 listopada ub. roku.
Pod koniec stycznia Sąd Okręgowy w Poznaniu zdecydował, że Marka C. ma wrócić do zakładu karnego i odbyć resztę zasądzonej kary, czyli 10 miesięcy pozbawiania wolności. Decyzję tę podtrzymał w kwietniu sąd apelacyjny. Marek C. nie stawił się jednak w wyznaczonym terminie w zakładzie karnym. Od tego czasu ukrywał się przed policją.
...
To nałogowiec najwidoczniej.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:29, 17 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Kolejny kieliszek wódki – potrafisz odmówić?
Alina Petrowa-Wasilewicz | Czer 17, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Czy można odmówić, gdy namawia sam szef, a w innych sytuacjach senior rodu, promotor? Alkoholowy thriller narodowy niezmiennie trwa, jak gdyby nigdy nic.
P
roblem nie polega na tym, że pijemy. Problem polega na tym, że nawet wyrafinowani uczestnicy biesiad i bankietów często, zbyt często, zamieniają się w katów, wymuszających na gościach, żeby wlewali w siebie coraz większe ilości alkoholu. Tak, żeby gościa sponiewierało, żeby zapomniał, że został stworzony na obraz i podobieństwo…
Do dna
Młody człowiek brał udział w bankiecie, wydanym przez firmę z okazji podpisania bardzo intratnego kontraktu. Zaczęło się od kilku kieliszków, skończyło na zdrowotnych komplikacjach, bo organizm „młodego” ma słabą tolerancję na alkohol.
Banalna historia, związana ze świętowaniem, nieraz się zdarza, ale czy można odmówić, gdy namawia sam szef, a w innych sytuacjach senior rodu, promotor? W efekcie ludzie, którzy uważają się za kulturalnych przedstawicieli elit, zamieniają wykwintne w założeniu przyjęcia w odstręczające meliny, w których alkohol leje się strumieniami, a goście wychodzą na przysłowiowych czworakach.
Czytaj także: Alkoholizm – choroba iluzji. „Tylko takie życie ma sens”
Opis obyczajów
Tradycję, owszem mamy zacną i trwającą długie stulecia. Piwa, węgrzyny i okowity, wódki i ratafie, czyli nalewki, są nieodłącznymi towarzyszami naszej doli i niedoli. Wystarczy poczytać „Opis obyczajów za panowania Augusta III” ks. Jędrzeja Kitowicza, który uznał za stosowne umieścić w swoim dziele specjalny rozdział „O trunkach i pijatykach”, bo bez niego obraz Rzeczpospolitej byłby niepełny.
Ksiądz dobrodziej zebrał sporą ilość anegdot tyleż zabawnych, co mrożących krew w żyłach i nawet sklasyfikował staropolskich pijaków odróżniając groźnych od niegroźnych dla otoczenia. Opisuje uczty, zwyczaj „przepijania” zdrowia każdego uczestnika biesiady, ale też koszmar przemocy, stosowanej wobec gości.
Gdzie był gospodarz dyskretny (…), tam się uchronić można było od spełnienia kielichów; ale kiedy sam lubił pić i drugich poić, trudna rzecz była: wołano, krzyczano, dolewano, i co tylko było sposobów, wszystkiemi przymuszano do spełnienia, a jeszcze duszkiem”. Nie było ratunku dla miłośników umiaru. „Kto zaś z gości nie mógł się dłużéj na nogach trzymać, albo też nie chciał być trunkiem zalanym, wynosił się nieznacznie z kompanii. Lecz jeżeli był celem owéj ochoty i miany po oku, goniono za nim, a dogonionego wracano do kompanii, albo też przy ostatnim progu, na schodach, na wsiadaniu do karety, plac do pijatyki determinowano; tam musiał rad nie rad wypić zdrowie ochoczego gospodarza, gospodyni, konsolacyi, całéj kompanii i jeżeli przez czas uczty nie uwalił się z nóg; to na pożegnaniu został bez zmysłów.
Wylicza ks. Kitowicz najsłynniejszych pijaków Rzeczpospolitej, Janusza, księcia Sanguszkę, który „pił szczerze, przeto mało dawał na innych baczenie”, inaczej niż pan Borejko, kasztelan zawichoski, pijak pobożny, który uwielbiał pić z zakonnikami i księżmi, ale też zasadzał się na każdego podróżnego, przechodzącego obok jego włości i bezlitośnie spijał. (Wiedział o czym pisze ks. Kitowicz, bo sam przed Borejką uciekał „bez szabli, czapki i konia”). Najgorszy był jednak „Adam Małachowski, krajczy koronny, tego można nazwać zabójcą ludzkiego zdrowia, wielu albowiem ludzi zalanych winem poumierało, niektórzy nawet w jego domu zasnąwszy raz na zawsze snem śmiertelnym”.
Takie były staropolskie klimaty i z takim dziedzictwem należy się uporać.
Czytaj także: Bieganie kontra alkohol – 366:0!
Kilka rodzajów picia
Specjaliści rozróżniają kilka rodzajów picia: ceremonialne, rozrywkowe, stresowe i chorobowe, czyli alkoholizm. Rzecz jasna, pierwsze dwa rodzaje są do zaakceptowania, jednak pozostałe często są efektem „miłego złego początków”, a stają się groźnym problemem społecznym, przekleństwem, źródłem cierpienia rodzin, zwłaszcza dzieci.
Idziemy na wesela, chrzciny, przyjęcia pierwszokomunijne, branżowe „eventy” i często nie wiedzieć kiedy stajemy się świadkami lub ofiarami owej alkoholowej przemocy. Ta przemoc jest tolerowana, biesiadnicy jej ulegają i jak za dotknięciem różdżki złej czarownicy, piękny pałac zamienia się w mordownię.
Kto się z nami nie napije …
Co z nami jest, że ten zwyczaj przetrwał zabory, wojny, totalitaryzmy i wszelkie katastrofy, tyle rzeczy dookoła się wciąż zmienia, także na lepsze, a alkoholowy thriller narodowy niezmiennie trwa, jak gdyby nigdy nic?
Na dodatek uczestniczą w nim ludzie naprawdę wykształceni, naukowcy i artyści, wolnościowcy, którzy nie szanują jednak wolności odmawiania albo, jak mówią moi bułgarscy rodacy, picia „dopóki ci słodko”.
Nie wiem, czemu oni nam to robią, szantażując przy tym pytaniem, czy źle życzysz młodej parze (gospodarzom, szefowi), czy mnie nie szanujesz (nie lubisz, krzywo na mnie patrzysz, jesteś nieszczery)? Bo nie jest tak, jak kiedyś w ZSRR, o czym śpiewał Włodzimierz Wysocki, że trzeźwy wzbudzał podejrzenia, że podkabluje resztę uczestników biesiady przy najbliższej okazji, w czasie, gdy tamci będą trzeźwieć.
Thrillery kończą się jednak zazwyczaj dobrze, dzielny bohater zwycięża wampiry i rozmaite zmory, a osinowy kołek sprawia, że tracą moc. Tu niezbędny jest kołek asertywności, więc trzeba odwagi, żeby szefowi, promotorowi, seniorowi rodu powiedzieć „Stop”, bo nie tylko w baśniach odważni zwyciężają złe moce.
Czytaj także: Problemem nie jest alkohol, tylko ból. Piłem, bo cierpiałem
A ponieważ tradycje i zwyczaje to worek złych i dobrych wzorców, trzeba wyselekcjonować te, które są najlepsze. Zerwać ze szkołą pana Borejki, a tym bardziej pana Małachowskiego i pójść śladami księcia Sanguszki, który pił szczerze, bo sprawiało mu to radość, cieszył się i nie zatruwał innym radości ze spotkania przy stole.
Bo o to w piciu chodzi, żeby sprawić przyjemność i radość, rozweselić serca, jak kiedyś mawiano. I przestać w chwili, gdy wyczuje się czający się koszmar zamienienia się w nieboskie stworzenie. Dlatego, że pamiętamy, że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo…
...
Powiedzmy sobie wreszcie jasno. Wymuszanie nalogu jest proba zabojstwa bo niby czym innym?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 9:32, 23 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Kilka faktów o anoreksji, które zrozumiesz dzięki filmowi „Aż do kości”
Jola Szymańska | Lip 22, 2017
Kadr z filmu
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Główna bohaterka „Aż do kości” nie pasuje do naiwnego stereotypu odchudzającej się nastolatki. Dzięki temu może otworzyć nam oczy na nieoczywistość i złożoność anoreksji.
„F
ilm został stworzony przez osoby zmagające się z zaburzeniami odżywiania. W realistyczny sposób przedstawia walkę z chorobą, co może być trudne w odbiorze przez niektórych widzów” – ostrzega napis, zapowiadający nową produkcję Netflixa.
„Aż do kości” to historia anorektyczki, która trafia na kolejną terapię. Ta okazuje się jednak inna, niż poprzednie cztery. Liczy się w niej nie jedzenie, a… człowiek.
W dodatku główna bohaterka, Ellen (w tej roli Lily Collins) nie pasuje do stereotypu naiwnie zapatrzonej w modelki, odchudzającej się nastolatki. Jest inteligentna, atrakcyjna, a jej rysunki robią furorę w sieci.
Anoreksja dla nie zaawansowanych
Anoreksja to zaburzenia odżywiania. Można na nie zachorować w okresie dojrzewania, można w wieku 41 lat. Jak Emilia, bohaterka głośnego reportażu Anny Śmigulec „Kobieta, której prawie nie ma” (Duży Format, nr 19, 22 lutego 2016). W wieku 56 lat ważyła 33 kilogramy.
Choroba może zacząć się od odchudzania, a może od braku apetytu. Na przykład po długiej podróży ciasnym autokarem, w którym miało się ściśnięty żołądek. Jak u Kasi, autorki strony [link widoczny dla zalogowanych]
Nieleczona anoreksja prowadzi do śmierci. Leczona może w końcu zniknąć i być tematem wykładu na konferencji TEDx. Jak u Catherine, która przełamuje schematy myślenia o anoreksji, i tłumaczy, że anorektyczki kochają jedzenie.
Osoby chore na anoreksje cierpią nie tylko z powodu swojej ciężkiej i podstępnej choroby, ale także z powodu napiętnowania społecznego. Mało kto rozumie mechanizmy kierujące zaburzeniami odżywiania. Kojarzą się nam z rozkapryszonymi lub zakompleksionymi dziewczynami, które marzą o karierze w modelingu i nie rozumieją, że zdjęcia celebrytów są retuszowane.
Tymczasem anoreksja występuje najczęściej u ambitnych perfekcjonistów. Żeby odmówić sobie jedzenia, mimo nieustającego głodu i bólu żołądka, potrzebna jest żelazna dyscyplina i konsekwencja.
Równie nieoczywiste mechanizmy anoreksji zauważymy w filmie Marti Noxon.
Anoreksja to uzależnienie
Uczestnicy oryginalnej terapii dr Beckhama (w jego roli Keanu Reeves) wiedzą, że odmawianie sobie jedzenia uzależnia. Jak narkotyk. I tak jak on, pomaga uśmieżyć ból.
Nie chodzi im o bycie szczupłym. Chodzi o to to, żeby zagłuszyć uczucia.
Emocje wzbudzane w otoczeniu własnym wyglądem, izolacją, stylem bycia też nie są bez znaczenia. Ellen twierdzi, że chce być tylko szczupła. I zdrowa. Nie wiemy, czy sama w to wierzy, ale lekarz nazywa jej prawdziwą motywację: „Nie jesteś szczupła. Przerażasz ludzi. Ale podoba ci się to”.
I trafia w dziesiątkę.
Samotność zabija
Niestety, początki choroby są niepozorne. Wręcz atrakcyjne. Codziennie słyszysz komplementy na temat swojej sylwetki, jesteś z siebie dumna. Zdrowe odżywianie i dieta eliminacyjna są przecież fit. A ty wzbudzasz zainteresowanie.
Potrzeba uwagi i bycia ważnym dla otoczenia, często nazywane przez anorektyków poczuciem specjalności, to bardzo nieoczywiste towarzystwo anoreksji. Czy jestem ważna dla swoich rodziców? Czy jestem ważna dla kogokolwiek? Po co jestem? Po co to wszystko? Anoreksja to mniej lub bardziej uświadomione błaganie o potwierdzenie, że „jestem ważny”, a „moje życie ma sens”.
Złe jedzenie
Zamiast odpowiedzi na to pytanie, osoby z zaburzeniami odżywiania często słyszą: „Po prostu jedz”. Trudno dosadniej zbagatelizować ich bezsilność. Coś, co zdrowej osobie wydaje się banalnie proste i oczywiste, dla chorego jest barierą nie do przełamania. Jedzenie, chcieć czy nie, jest dla niego tożsame z paraliżującym zagrożeniem.
Jeśli nawet chora osoba będzie w stanie wdrożyć na jakiś czas zdrowy jadłospis, to nie znikną przyczyny, które do zaburzeń doprowadziły – Kasia (autorka [link widoczny dla zalogowanych]), której udało się wyzdrowieć.
Nie wystarczy tu „po prostu jedzenie”. Chory, nawet kiedy widzi, że zaczyna umierać, nie jest w stanie wmówić swojemu organizmowi, że zjedzenie kanapki będzie dla niego dobre. Zbyt długo było „złem”.
Trwałe wyleczenie z anoreksji?
Anoreksja to nie prosta niechęć do jedzenia. To poważne zaburzenie postrzegania siebie samego, rzeczywistości i odżywiania, a w skutek tego zaburzenie pracy organizmu, które prowadzi do śmierci. Dla zobrazowania powagi sytuacji warto zdać sobie sprawę, że trwałe wyleczenie, jak podaje na stronie Akademii Psyche dr Olga Wróblewska, notowane jest tylko u około 25% chorych.
Droga do zdrowia
Anoreksja działa podobnie jak uzależnienie. I podobnie odbija się na rodzinie chorego.
Podstawowym leczeniem jest psychoterapia, często wspomagana leczeniem farmakologicznym, szpitalnym. Ale najważniejszym lekarstwem jest miłość i akceptacja. Unikanie rozmów o jedzeniu, pochylenie się nad człowiekiem. I nieoceniająca obecność. Tak, żeby chory mógł uwierzyć, że jest i zawsze będzie bardzo ważny.
„Aż do kości” ma szansę choć trochę otworzyć nas na powagę i złożoność tej choroby.
...
Jak widac form uzaleznien jest wiele.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:05, 08 Sie 2017 Temat postu: |
|
|
Mam 30 lat i kocham się w piosenkarzu z plakatu
Anna Malec | Gru 13, 2016
EAST NEWS
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
"Wyobrażałam sobie sytuacje, w których poznaję go na żywo, zakochujemy się w sobie i wiedziemy wspólne szczęśliwe życie…"
M
agda dziś ma 30 lat. Kiedy miała 11, zaczęła się jej „znajomość” z Paddy’m Kellym. Na początku niewinna, można by powiedzieć – dziecięca fascynacja idolem. Bo kto z nas nie wieszał nad biurkiem plakatów z ulubionym zespołem czy artystą?
„Zastanawiałam się wielokrotnie, dlaczego aż tak mnie to „kręci”? Dlaczego, odkąd pierwszy raz usłyszałam „An Angel”, moją ulubioną aktywnością życiową jest interesowanie się Paddy’m?” – mówi Aletei Magda.
Na randkę z Paddy’m
„Mnóstwo czasu – przed zaśnięciem, czy w wolnych chwilach, spędzałam na wyobrażaniu sobie sytuacji lub całych historii, w których jest mi dane poznać go na żywo, zakochujemy się w sobie i wiedziemy wspólne szczęśliwe życie” – wspomina Magda.
Treść i okoliczności tych wyobrażeń zmieniały się z wraz wiekiem, z bardzo naiwnych w całkiem realne, możliwe do spełnienia, przy odpowiednich „zbiegach okoliczności”.
Czytaj także: Etty Hillesum: Jest we mnie głęboka studnia, którą zajmuje Bóg
Okazuje się, że jej historia to nie wyjątek. To tak zwany Syndrom Kultu Celebrytów (Celebrity Worship Syndrome) – nadmierne, niezdrowe zainteresowanie znanymi osobami, który dotyczy blisko 1/3 społeczeństwa.
Problem, jako pierwsi, zbadali psychologowie z brytyjskiego Leicester. Na podstawie badań przeprowadzonych wśród 2 tys. Brytyjczyków ustalili, że jakiś rodzaj nadmiernego zainteresowania osobami publicznymi dotyczy ok. 36 % badanych. Co czwarta osoba przyznawała, że to zainteresowanie ma wpływ na jej codzienne życie. Ustalenia psychologów potwierdziły kolejne badania, przeprowadzane w innych częściach świata, m.in. w Stanach Zjednoczonych.
„Najpierw wydawało mi się, że to w Paddy’m jest coś tak niesamowicie wyjątkowego, że po prostu nas „rusza” w ten sposób i kompletnie nie da się temu nie ulec… Ale nie” – mówi Magda.
Szybko zorientowała się, że nie jest jedyną osoba, która żyje w Paddy-świecie. Okazało się, że jest mnóstwo fanek tego zespołu, które piszą o nim w formie dłuższych lub krótszych opowiadań. Ten gatunek literacki ma nawet swoją nazwę – fan-fiction.
Historie z cyklu „Ja i Paddy” to tylko kropla w morzu takich opowiadań. Bez problemu w internecie można znaleźć blogi, których bohaterami są inne znane osoby.
I co w tym złego?
To zależy od tego, jak bardzo dana osoba zaangażowała się w wymyśloną relację – twierdzi John Houran, psychiatra z Illinois, współpracujący z brytyjskimi psychologami badającymi syndrom.
Czytaj także: 6 celebrytów, którzy opowiedzieli się przeciwko pornografii
„Mnie osobiście to przeszkadzało. Czułam się dziwnie, patrząc w ten sposób na Paddy’ego i wyobrażając sobie te wszystkie sytuacje. Z drugiej strony, ciągle chciałam tak patrzeć. I zaobserwowałam, że jeśli sobie na to pozwalałam, bez żadnych blokad i ograniczeń, to zagłębiam się w to coraz bardziej – coraz więcej czasu spędzałam na You Tubie, czytałam coraz więcej opowiadań, coraz więcej mówiłam o nim, kiedy tylko miałam okazję. Jednocześnie moje prawdziwe życie schodziło na dalszy plan i wydawało mi się coraz mniej istotne. Po owocach poznaje się, czy coś jest dobre, czy nie. A owocem w moim przypadku były alienacja, frustracja i tkwienie w miejscu, zamiast rozwijanie się, działanie, życie” – mówi Magda.
Poza swoją „relacją” z Paddy’m Kellym, miała też oczywiście inne znajomości, zainteresowania, słuchała też innej muzyki. Bywało nawet, że na chwilę zapominała o Paddy’m. Ale – jak mówi – on był w tych okresach tylko „zahibernowany”, nie była od niego całkowicie wolna.
„Wystarczył jeden bodziec i wszystko wracało. Momentami, np. kiedy byłam z kimś w związku, walczyłam z tym niezdrowym zainteresowaniem do tego stopnia, że świadomie odcinałam się od słuchania jego muzyki, oglądania filmów czy czytania fikcyjnych opowiadań. Ale to cały czas we mnie było” – przyznaje.
Postanowiła się temu przyjrzeć.
Nie dawało jej spokoju to, że kobiety w okolicach trzydziestki, często mężatki i matki, piszą opowiadania, dzięki którym przeżywają swoją relację z Paddy’m czy Jimmy’m.
Jak narkotyk
Psychologowie twierdzą, że nadmierne zainteresowanie swoimi idolami to coś na kształt uzależnienia a osoby, które weszły w świat fan-fiction czasem zachowują się tak, jak uzależnieni od alkoholu czy innych używek. Mają wewnętrzny przymus, by wciąż zdobywać nowe informacje na temat swojej gwiazdy. To daje im spokój i jakiś rodzaj przyjemności.
Blogi o niesamowitych romansach z artystami mają się dobrze – codziennie ktoś umieszcza na nich kolejną niezwykłą historię fan-fiction.
To ich świat, ich miejsce. Tutaj dzielą się swoimi opowiadaniami, komentują je, lajkują, a przede wszystkim – równie namiętnie jak wymyślają, czytają, co o swoich przygodach z ukochanym artystą napisały inne dziewczyny.
Czytaj także: Duża różnica wieku w związku. Czy to się uda?
Randki z uwielbianym celebrytą, gorące romanse, potajemne spotkania, kawa z nim w ulubionej kawiarni – to ich codzienność, raczej nie szara.
Tam też swoją historią postanowiła podzielić się Magda. Jest wierząca, więc napisała opowiadanie, w którym bohaterowie żyją wiarą i według jej zasad budują swoją relację.
To wzbudziło w innych czytelniczkach spore zainteresowanie: „podziwiam Twój wybór”, „szacunek”. Były też takie, które nie rozumiały tej niewykorzystanej okazji. A niektóre dzięki jej historii także u siebie odkryły Syndrom Kultu Celebrytów.
Dla Magdy to był sposób na oczyszczenie, na wyjście ze świata fantazji i iluzji. Chciała rozprawić się z tym raz na zawsze.
„Wcześniej cały czas tliła się we mnie absurdalna myśl, że mam nadprzyrodzoną intuicję, dzięki której wyczuwam, że bylibyśmy z Paddy’m idealną parą. Było to na tyle silne, że choć na logikę, z wiekiem coraz sprawniej działającą, brzmiało irracjonalnie, jakaś część mnie ciągle w to wierzyła” – mówi.
Przestała udawać, że temat nie istnieje, zaczęła też o tym opowiadać znajomym. To pomogło jej „oswoić” się z problemem i znaleźć przyczynę.
„Chowanie się w Kelly-świecie było ucieczką przed trudnościami tego realnego, brakiem miłości, akceptacji. Tam zawsze wszyscy mnie kochali, z Paddy’m na czele. I choć potem, im doroślejsza byłam, tym rzadziej tam „wpadałam”, to jednak nadal ten wyimaginowany świat służył mi w trudnych chwilach” – wyznaje Magda.
Napisanie swojego opowiadania było zakończeniem jej „znajomości” z Paddy’m. 67 rozdziałów. Ich tytuły to fragmenty piosenek The Kelly Family. Najważniejsze napisała w epilogu: „Odłożyła laptopa i rozejrzała się wokół siebie. Czas wracać. Wziąć się za swoje życie. Układając to alternatywne, wymyślone, rozprawiła się z samą sobą i „duchami przeszłości” (fragment bloga Magdy).
Postawiła kropkę. Odtąd więcej uwagi, emocji i zaangażowania poświęca ludziom, z którymi łączą ją realne więzi.
...
Uzaleznic sie mozna od wszystkiego...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 9:02, 29 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
Islandia ma świetny sposób na walkę z uzależnieniem. Czy ktoś zwraca na to uwagę?
Zoe Romanowsky | Lu 15, 2017
Peter Liu CC
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
W ciągu ostatnich 20 lat nadużywanie alkoholu i narkotyków wśród nastolatków w Islandii radykalnie spadło... Dlaczego?
W
ciągu ostatnich 20 lat liczby uzależnionych od alkoholu, papierosów i narkotyków wśród nastolatków w Islandii radykalnie spadły. Czasopismo Mosaic Science donosi, że w roku 1998 42% respondentów w grupie wiekowej 14-16 lat podało, że byli pijani w poprzednim miesiącu, a w roku 2016 było to tylko 5%. Palenie papierosów spadło z 23% do 3%, a używanie konopi indyjskich z 17% do 7%. W czym tkwi sekret? W zdroworozsądkowych rozwiązaniach, inspirowanych nowymi danymi i zakorzenionych w społeczeństwie i w rodzinie.
Sukces Islandii faktycznie rozpoczął się w Stanach Zjednoczonych od amerykańskiego profesora psychologii Harveya Milkmana. Badał on narkotyki w latach 70. XX w., a w swojej pracy doktorskiej doszedł do wniosku, że ludzie wybierają narkotyki w zależności od tego jak wolą sobie radzić ze stresem. To doprowadziło go do pytania dlaczego ludzie trwają w uzależnieniach, a później do postawienia hipotezy, że ludzie uzależniają się od tego, co dzieje się w ich mózgach. „Ludzie mogą uzależnić się od picia, samochodów, pieniędzy, seksu, kalorii, kokainy – od czegokolwiek” – mówi profesor Milkman. „Idea uzależnienia behawioralnego stała się naszym znakiem firmowym”.
W 1991 roku profesor Milkman został zaproszony do Islandii, aby omówić swoją pracę i swoje pomysły, i został konsultantem pierwszego osiedlowego ośrodka leczenia uzależnień dla młodzieży w Islandii. Zaprzyjaźnił się z innym podobnie myślącym psychologiem, Gudbergiem Jonssonem, a do ich pracy dołączyła się jeszcze młoda uczona, Inga Dóra Sigfúsdóttir. Zainteresowało ją czy można powstrzymać dzieci od picia lub brania narkotyków w pierwszej kolejności poprzez tworzenie zdrowych alternatyw.
Tak więc w 1992 roku uczniowie w wieku od 14 do 16 lat w każdej islandzkiej szkole wypełnili kwestionariusz, który następnie został powtórzony w roku 1995 i 1997. Badanie pozwalało dzieciom zachować anonimowość, a pytało o spożywanie alkoholu, palenie papierosów i zażywanie konopi indyjskich. Pytano również o czas spędzany z rodzicami i udział w zajęciach pozalekcyjnych.
Wyniki były alarmujące i ujawniły znaczne różnice między dziećmi, które zaczęły przyjmować narkotyki i alkohol, i tymi, które nie. Uprawianie sportu 3 do 4 razy w tygodniu było ogromnym czynnikiem niskiego poziomu uzależnień, jak również to, ile czasu dzieci spędzały z rodzicami w ciągu tygodnia. Ważnymi czynnikami były również poczucie, że w szkole jest się pod opieką oraz niewychodzenie z domu wieczorami.
Młodzi ludzie byli już informowani o uzależnieniach od rozmaitych substancji oraz zapobieganiu im, ale to raczej niewiele zmieniało. Potrzebne było nowe podejście.
Na szczęście burmistrz Reykjaviku był również zainteresowany wypróbowaniem jakiegoś nowego sposobu i wielu rodziców czuło to samo. Zatem, korzystając z wyników badań, w połączeniu z pomocą naukowców i we współpracy z nauczycielami i rodzicami, wprowadzono nowy ogólnonarodowy plan o nazwie „Młodzież w Islandii”. Emma Young tak pisała o nim w czasopiśmie „Mosaic Science”:
Zmieniono przepisy. Zakup tytoniu przez osoby w wieku poniżej 18 lat i alkoholu w wieku poniżej 20 lat stał się nielegalny, a reklamowanie tytoniu i alkoholu zostało zakazane. Wzmocniono więzi i kontakt między rodzicami i szkołą poprzez organizacje rodzicielskie, które prawo nakazywało stworzyć w każdej szkole, wraz z radami szkolnymi, w których zasiadali przedstawiciele rodziców. Rodzice byli zachęcani do udziału w pogadankach o znaczeniu spędzania określonej ilości czasu ze swoimi dziećmi, zamiast poświęcania im czasu jedynie sporadycznie, o rozmawianiu z dziećmi o ich życiu, o tym, by wiedzieć kim są znajomi ich dzieci oraz o tym, by dzieci wieczorami były w domu.
Wprowadzono również przepis zakazujący dzieciom w wieku od 13 do 16 lat przebywać poza domem zimą po 22.00, a latem po północy. Ten przepis nadal obowiązuje.
Dodatkowo, stworzono rodzicielską organizację patronacką o nazwie „Dom i szkoła”, w ramach której przygotowano dla rodziców umowy do podpisania. Rodzaj umowy zależy od konkretnej grupy i wieku dzieci. Na przykład, rodzice mogą zobowiązać się, że nie pozwolą, by ich dzieci organizowały imprezy bez nadzoru dorosłych oraz, że nie kupią alkoholu dla nieletnich.
„Te umowy edukują rodziców, ale także przyczyniają się do wzmocnienia ich autorytetu w domu” – twierdzi Hrefna Sigurjónsdóttir, dyrektor organizacji „Dom i szkoła”. „Wtedy znacznie trudniej dzieciom użyć najstarszej z wymówek: Ale wszyscy inni mogą!„.
Zwiększono państwowe dofinansowanie do organizowanych zajęć sportowych, muzycznych, artystycznych, tanecznych oraz dla różnego rodzaju klubów i zajęć pozaszkolnych. Rodziny o niskich dochodach zaczęły otrzymywać pomoc, by móc w nich uczestniczyć.
Badania trwają do dzisiaj, można zatem oprzeć się na aktualnych danych. Poza zdecydowanym spadkiem spożycia narkotyków i alkoholu, czas jaki nastolatkowie spędzają z rodzicami, jak sami twierdzą w ankietach, niemal się podwoił między rokiem 1997 a 2012.
Niektóre miejsca w Europie z powodzeniem przyjęły pewne aspekty programu z Islandii. Ale nigdzie indziej nie odnotowano takiej poprawy jak w Islandii i istnieje po temu wiele powodów. Profesor Milkman przekonał się, że nawet najlepsze programy nie zawsze są podtrzymywane lub rozszerzone.
„Wydawało się, że Zaprojektuj sam siebie to najlepszy program na świecie” – mówi – „Dwukrotnie zaproszono mnie do Białego Domu. Program zdobył nagrody ogólnokrajowe. Myślałem, że będzie wprowadzany w każdym mieście i wsi. Ale tak się nie stało”.
Uważa, że to dlatego, że „nie można zalecić ogólnego modelu dla każdej społeczności, ponieważ nie wszyscy mają te same zasoby”. Wszelkie wysiłki, aby zrobić to, co zrobiła Islandia zależą od tego, co już istniejącej sytuacji. „Trzeba polegać na zasobach danej społeczności” – mówi.
Czytaj także: „Gram całą noc, potem kawa, energetyk i jakoś daję radę”. Dlaczego gry tak wciągają?
Istnieje też kwestia relacji między obywatelami a państwem, a także to w jaki sposób zaangażować wszystkie zainteresowane podmioty: rząd, fundatorów, rodziców, nauczycieli i naukowców. Przykład Islandii pokazuje, że możliwa jest skuteczna współpraca wszystkich. A chociaż w przypadku Islandii oparto się na zdrowym rozsądku wynikającym z dostępnych danych, przy wkładzie własnym zaangażowanych stron, wszystkie te czynniki muszą zostać połączone w odpowiedni sposób.
W artykule, który profesor Milkman napisał dla czasopisma „Huffington Post” w ubiegłym roku, pokazuje dlaczego, jego zdaniem, nie udaje się powtórzyć tego sukcesu w Stanach Zjednoczonych. W całym kraju istnieją tysiące programów profilaktycznych „opartych na faktach”, ale nadużywanie substancji odurzających wśród nastolatków i młodych dorosłych pozostaje na wysokim poziomie. Milkman twierdzi, że jeśli Stany chcą powtórzyć to, co się stało w Islandii, należy:
zminimalizować czas, w którym młodzi ludzie pozostają bez opieki
stworzyć bogatszą ofertę spędzania wolnego czasu i system zajęć odbywających się kilka razy w tygodniu
opóźniać moment wypicia przez młodego człowieka „pierwszego drinka”
oprzeć swoje wysiłki na poziomie lokalnej społeczności – gdzie sprawy można załatwić praktycznie i szybko
nakłaniać swoich lokalnych liderów, by prowadzili kampanię na rzecz tego przedsięwzięcia
Czytaj także: Czy marihuana to niewinna rozrywka? Popatrzcie na mojego syna!
Tekst opublikowany w angielskiej edycji portalu Aleteia
...
Czyli mamy metode. Zreszta bardzo prosta. Wyjscie do drugiego z dobrem a nue egoizm.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:34, 03 Paź 2017 Temat postu: |
|
|
Katoliczka na zakupach. Bliżej ci do zakupoholizmu czy… reżimu ubóstwa?
Zyta Rudzka | Paźdź 03, 2017
Lumina/Stocksy United
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Dla zakupoholiczek miłość do zakupów nie jest pierwszą miłością, ale za to tą najbardziej trwałą.
U
katoliczek to trudna miłość. Wywołująca nie tylko debet, ale i uzależnienie, a także poczucie winy, że nie żyję skromnie i powściągliwie. Powodująca wyrzuty sumienia, że może powinnam pieniądze oddać potrzebującym, a nie wydawać na głupstwa.
Ale co jest właściwie złego w zrobieniu sobie przyjemności? Nic. Pod warunkiem, że nie odbiera nam zdrowego rozsądku.
Samonapędzający się mechanizm kupowania jako poprawiania nastroju wciąga nas w wirówkę uzależnienia, gdzie rozum nie ma już nic do gadania i wszystko, co mamy stawiamy na jedną kartę. Kartę kredytową oczywiście.
Nie zamierzam nikogo zniechęcać do kupowania bez planowania. Bo sama wiem, że czasami jak się zacznie, to trudno przestać. Słowo „czasami” jest tu kluczowe.
Buszowanie w galeriach to zajęcie przyjemne, ale ryzykowne, bo uzależniające. Zakupoholiczki, wiadomo. Nigdy nie potrafią sobie odmówić. A tu jeszcze trzeba znaleźć czas, żeby gdzieś pracować i zarabiać, i dopiero po godzinach można oddawać się swojej pasji łowieckiej w sklepach.
Czytaj także: Gdy zakupy stają się ucieczką od problemów… Kiedy grozi nam zakupoholizm?
Co potrafią pieniądze
Kupić czy nie kupić? Oto jest pytanie, które sobie zadajemy, ale jakby tak z przyzwyczajenia, bo jak jesteśmy rozrzutne, to żaden mechanizm kalkulacji na nas nie działa. Kupujemy wbrew logice. Są kobiety, które kupują tylko to, co mają na liście zakupów. Są też takie, które nie potrafią sobie niczego odmówić do tego stopnia, że zapominają o rzeczach z listy. Ale samodyscyplina finansowa wcale nie wychodzi nam na dobre, a nadmierna kontrola wydatków powoduje konsekwencje równie groźne jak rozrzutność. Nie warto przesadzać. W żadną stronę.
Kobiety skąpe czy rozrzutne, wbrew pozorom bardzo wiele je łączy: szczególna relacja z pieniędzmi. Pieniądze to dla nich nie tylko środek płatniczy. Symbolizują władzę, szczęście. Reprezentują bezpieczeństwo, nie tylko finansowe. Potrafią dodać wewnętrznej siły. Sztucznie pompują nasze poczucie wartości. Albo wpędzają nas w kompleksy. Kompensują emocjonalne braki.
Czytaj także: Wdzięczność – prosta recepta na szczęście!
Reżim ubóstwa
Jeżeli będziemy ciągle kontrolować wydatki i kupować tylko to, co potrzebne, to w końcu będziemy musiały ponieść emocjonalny koszt naszej powściągliwości. Narzucanie sobie reżimu ubóstwa może spowodować, że skąpimy sobie nie tylko frajdy z zakupów, ale też uwagi, troski. Bagatelizujemy swoją potrzebę radości, zabawy, stajemy się nieufne, zgorzkniałe, trudno nam otworzyć nie tylko portfel, ale i serce.
Nieustanna powściągliwość finansowa powoduje życie w ciągłym stresie i napięciu. Po co kupować kolejną rzecz, skoro mam wszystko, co mi potrzebne do szczęścia? I często tak jest, ale tego szczęścia nie widać.
Warto co jakiś czas popatrzeć na to, jak wydajemy pieniądze. Pomyśleć, czemu to służy, spojrzeć z perspektywy drugiej osoby, zapytać, co czuję, kiedy kupuję?
A może tak zamiast miotać się między pragnieniem skromnego, katolickiego życia, a potrzebą frajdy ze spontanicznych zakupów, okazać sobie akceptację. Dać sobie czasami prawo do kupienia rzeczy nieplanowanych, nieprzemyślanych, a nawet zbędnych, ale za to jak poprawiających nastrój.
Czytaj także: Magda Frączek: Miłość żąda konkretu
Czerwona apaszka niezbędna do szczęścia
Jeżeli nie musimy narzucać sobie dyscypliny budżetowej, warto od czasu do czasu bez wyrzutów sumienia zaszaleć. A jeżeli już tak bardzo poczujemy się grzeszne, to w ramach pokuty za brak katolickiej skromności warto wspomóc finansowo kogoś, kto też chciałby wyrzucić trochę kasy w błoto, a nie może.
Kiedyś z kuzynkami chciałyśmy pomóc kobiecie, która samotnie wychowywała czworo dzieci w małej wsi. Złożyłyśmy się na pralkę i przywiozłyśmy worki z ubraniami i trochę pieniędzy. Zapytałyśmy, co chciałaby za to kupić. Wymieniła listę rzeczy z kategorii bieżących wydatków i że chciałaby czerwoną apaszkę.
Jedna z nas zasugerowała, że czarna będzie bardziej praktyczna i lepsza do kościoła. Ale szybko zrozumiałyśmy, że chodzi o to, żeby było inaczej.
Chodzi o ten moment, kiedy zamiast liczyć się z każdym groszem, zaczynamy liczyć się ze sobą. Ze swoimi marzeniami. Pragnieniami.
Pamiętam do dziś odwagę tamtej kobiety, żeby wyjawić tę fantazję zakupową. Przecież marzenie o czerwonej apaszce nie uczyni z niej gorszej katoliczki czy matki.
Nawet kiedy musimy żyć oszczędnie, a zwłaszcza wtedy, tak ważna jest ta mała chwila zapomnienia, kiedy możemy sobie kupić coś, co jest niepraktyczne, niekonieczne, bez czego właściwie mogłybyśmy się obejść. Ale waśnie ta zbędna rzecz jest niezbędna do szczęścia.
Czasami warto odpuścić. Nie traktować pieniędzy emocjonalnie jak dziecko: nie trzymać pod kloszem, ale też nie przyznawać nieograniczonej swobody. A w końcu pieniążki okażą się pieniędzmi, środkami którymi możemy troszczyć się o nasze dobro. W rozsądnych granicach przypływów i odpływów gotówki.
...
Nalog nigdy nie jest dobry. Ja akurat zakupow nie znosze. A pieniadze lubie tylko w grach
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 7:59, 11 Paź 2017 Temat postu: |
|
|
„Mój syn brał narkotyki i był bliski śmierci”. Świadectwo matki o mocy różańca
Salve TV | 10/10/2017
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Poprzez modlitwę różańcową dostałam wsparcie. Dzięki tej modlitwie i ludziom, którzy ze mną byli, byłam w stanie się podźwignąć i zmotywować swojego syna do leczenia.
G
ośćmi Tematu Dnia Salve TV była Dorota Szczęsna ze Stowarzyszenia Katolicki Ruch Antynarkotykowy Karan i Agnieszka Jędrzejewska ze Światowej Róży Różańcowej Rodzin i Rodziców Dzieci uzależnionych. W rozmowie z Ewą Pietrzak dały świadectwo tego, czym dla nich jest różaniec.
Oplatamy różańcem nasze dzieci
Karan bardzo mocno przywiązuje wagę do duchowości w leczeniu rodziców i pacjentów. I Światowa Róża Różańca powstała trzy lata temu jako rozszerzenie tej duchowości Karanu. My, rodzice, przychodząc na grupę wsparcia, robiliśmy wszystko, co tylko możliwe. Przychodzi taki moment bezsilności, kiedy nic nie możemy zrobić. Możemy tylko zawierzyć Matce Bożej
Modlitwa różańcowa jest bronią w walce ze złem. Oplatamy tym różańcem nasze dzieci, problemy. Matka otacza nasze dzieci płaszczem matczynej miłości. Gdzie możemy się zwrócić? Kto inny zrozumie lepiej matkę, jak właśnie nie Matka?
W każdej róży jest dwadzieścia osób, mam takie przekonanie i wierzę w to, że jeżeli każdego dnia dwadzieścia osób modli się za moje dziecko, to ja nie muszę się martwić, co się z nim dzieje. Wiem, że ono jest chronione
– mówiła Agnieszka Jędrzejewska.
Czytaj także: Cezary Pazura kapitalnie opowiada o modlitwie różańcowej. Zobaczcie film
Doświadczyłam cudu
Sama doświadczyłam tego cudu, jak mój syn zaczął brać narkotyki i był na drodze ku śmierci. Nie wiedziałam, co mam zrobić, byłam bardzo bezsilna. Poprzez modlitwę różańcową dostałam wsparcie. Dzięki tej modlitwie i ludziom, którzy ze mną byli, byłam w stanie się podźwignąć i zmotywować swojego syna do leczenia.
Mój syn dzięki temu żyje i jest wspaniałym człowiekiem. Dla mnie to jest cud. Ja też jestem w Róży i modlę się każdego dnia, bo mam tę wiarę, że mojemu dziecku nic nie grozi, że sobie poradzi
– podkreślała Dorota Szczęsna
Stowarzyszenie Katolicki Ruch Antynarkotykowy Karan – więcej
[link widoczny dla zalogowanych]
Światowa Róży Różańcowa Rodzin i Rodziców Dzieci Uzależnionych – więcej
[link widoczny dla zalogowanych]
...
Mimo ze to czesto chemia to jednak ma na celu zniszczenie duszy bo to szatan. Stad bez duchowej walki nie da sie wygrac. Stad Różaniec.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 9:35, 22 Paź 2017 Temat postu: |
|
|
Matt Talbot. Walczysz z jakimś nałogiem? Poznaj zwycięską historię „patrona alkoholików”
Jolanta Cherbańska | 21/10/2017
William Murphy | CC BY-SA 2.0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Półanalfabeta, alkoholik, prosty robotnik. Człowiek, którego życie skazane było na klęskę. Obecnie trwa jego proces beatyfikacyjny. Dziś jest nadzieją dla uzależnionych i ich najbliższych.
Mateusz Talbot (Matt Talbot) bo o nim mowa, po ludzku można powiedzieć, był od urodzenia skazany na niepowodzenie w życiu. Pochodzący z Irlandii, urodził się w burzliwym dla tego kraju czasie.
Matt Talbot: nastoletni alkoholik
Okres masowego głodu, chorób i emigracji (1845-1852), brytyjskie rządy kolonialne w Irlandii spowodowały spadek populacji wyspy o około 20-25%.
W 1856 roku, w niezamożnej rodzinie przyszedł na świat Mateusz. Pomimo ciężkiej pracy ojca Charlesa i matki Elizabeth, stać ich było na zapewnienie dwanaściorgu dzieciom zaledwie podstawowych warunków do życia. Mateusz skończył zaledwie dwie klasy szkoły powszechnej i już w wieku 12 lat podjął swoją pierwszą pracę. Będąc jeszcze dzieckiem, pracował różnie ciężko jak dorosły, ale był z tego faktu niezmiernie dumny, że może w ten sposób pomóc rodzicom.
Czytaj także: Ks. Łukasz Kachnowicz: Czego się nauczyłem od anonimowych alkoholików
Wówczas nagminne było, że pracodawcy wypłacali pensje w tzw. bonach towarowych, które można było zamienić jedynie na alkohol. Mateusz szybko odkrył, że spożyte trunki dają mu poczucie szczęścia, wolności i pozwalają zapomnieć o biedzie, w jakiej żył. Jako 12 latek coraz częściej wracał do domu pijany, a po roku był już ofiarą nałogu alkoholowego.
W pułapce nałogu
Coraz cięższa sytuacja materialna spowodowała, że ojciec Mateusza zaczął sięgać po kieliszek. Wkrótce cała męska część rodziny Talbotów przepijała swoje tygodniowe pensje w pubie. Matka Elizabeth modliła się żarliwie za męża i synów, ale była bezradna wobec ich nałogu.
Awantury, bijatyki, głośne kłótnie były na porządku dziennym w domu Talbotów. Mateusz upijał się codziennie. Pieniądze, które niegdyś przekazywał matce, teraz przepijał z kolegami w pubie. Nie interesowały go karty czy flirtowanie z dziewczynami, na pierwszym miejscu był alkohol. Nałóg Mateusza był już tak silny, że jak brakło pieniędzy na alkohol, sprzedawał wszystko, co się dało: płaszcz, buty. Niejednokrotnie chodził boso po Dublinie.
Picie wypełniało całe młodociane życie Mateusza. Pracował, żeby pić; trzeźwiał, żeby pracować; pracował, żeby znów się upijać. Bez alkoholu nie mógł wytrzymać ani jednego dnia. Jego życie popadało w całkowitą ruinę. Wszystkie jego kłopoty wynikały z jednego grzechu – pociągu do alkoholu.
Dno i przebudzenie
Mateusz doszedł do takiego punktu w swoim życiu, że bez alkoholu nie mógł już egzystować. Dno, jakiego sięgnął 28-letni alkoholik nastąpiło, kiedy pewnego razu przyłączył się do Mateusza i wesołej gromady wędrowny, niewidomy skrzypek. Mateusz wraz z kompanami, nie mając pieniędzy na whiskey, bez żadnych skrupułów ukradli niewidomemu skrzypce i sprzedali w lombardzie.
Liczyło się tylko to, że było kilka pensów na przepicie w pubie. W późniejszych latach Mateusz przyznał, że wówczas był o krok od utraty człowieczeństwa i zupełnego zniewolenia alkoholizmem. Alkohol robił coraz większe spustoszenie w tym młodym organizmie, pijąc coraz częściej na umór, zaniedbywał pracę, a to oznaczało, że nie miał grosza przy duszy.
Przebudzenie przyszło, gdy pewnego dnia czekał pod pubem na kumpli, żeby mu postawili szklaneczkę whiskey. Do niedawna koledzy, teraz omijali go szerokim łukiem, patrząc z pogardą i rzucając pod jego adresem niewybredne komentarze. To było jak kubeł lodowatej wody.
W jednej chwili zrozumiał, że jest nikim dla tych, których uważał za kolegów, a jego życie jest jedną wielką ruiną. Z właściwą sobie konsekwencją postanowił to natychmiast zmienić. Tego dnia wrócił do domu trzeźwy i oznajmił matce, że od tej pory nie weźmie alkoholu do ust.
Czytaj także: Zranieni przeszłością. Dorosłe Dzieci Alkoholików i ich problemy
Matt Talbot i nowi przyjaciele: w Kościele
„Łatwiej jest przywrócić do życia umarłego niż przestać pić, będąc alkoholikiem”. Tak po latach wyznał siostrze. Każdy dzień był dla niego zmaganiem o trzeźwość. Swoją batalię o trzeźwość Mateusz postanowił rozpocząć w kościele, gdzie w obecności księdza, przed Najświętszym Sakramentem złożył przysięgę abstynencji na trzy miesiące.
Pokusy były bardzo silne, tym bardziej, że ojciec i bracia wciąż się upijali. Toteż Mateusz postanowił zmienić środowisko, wyprowadził się z domu, a cały wolny czas poświęcał na modlitwę, studiowanie Pisma Świętego i żywotów świętych. W Kościele znalazł klucz do nowego życia z Bogiem i w Bogu. Był to klucz modlitwy, sakramentów, umartwień, pracy nad sobą.
Pozbawiony wesołych kompanów, w Kościele poznał nowych przyjaciół – Jezusa, Maryję i świętych. Tam uczył się przebywać w samotności, w modlitwie, w nieustannej obecności Boga. Wracając z pracy, wybierał drogę do domu w ten sposób, aby omijać pub, do którego jeszcze do niedawna uczęszczał. Wraz ze wzrostem duchowym, dostrzegał inne swoje grzechy. Po jakimś czasie przestał palić i przeklinać.
Syn marnotrawny
Wzorem matki, jego stałą modlitwą stał się różaniec. Te małe paciorki, monotonna z pozoru modlitwa, przynosiła mu ukojenie i odciągała jego myśli od pragnienia napicia się. Mocno ściskając w dłoni różaniec, Mateusz błagał o pomoc Matkę Bożą.
Na rękawie płaszcza w widocznym miejscu przyszył dwie skrzyżowane szpilki, aby przypominały mu o obietnicy danej Bogu i o tym, że Pan Jezus cierpiał za niego i umarł na krzyżu. Im bardziej zbliżał się do Boga, tym bardziej doświadczał wewnętrznej walki. Im pokusa była silniejsza, tym bardziej żarliwa modlitwa o wytrwanie w trzeźwości.
Życie Mateusza Talbota to heroiczne zmagania prostego człowieka, zdanego tylko na łaskę Boga i siebie samego w walce z nałogiem. On, zwykły robotnik, jest dzisiaj kandydatem na ołtarze, wzorem i orędownikiem dla wszystkich, którzy zmagają się z nałogiem alkoholizmu.
Podobnie jak marnotrawny syn z ewangelicznej przypowieści postanowił zmienić swoje dotychczasowe życie, stanąć w prawdzie przed Bogiem i z pokorą powiedzieć: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem Ciebie” (Łk 15,1.
Czytaj także: Był uzależniony od opium, nie przyjmował sakramentów. A i tak został świętym
Nadzieja dla uzależnionych
Historia tego Sługi Bożego urzeka tym, że dla każdego jest czas na nawrócenie, nieważne jak bardzo człowiek utkwił w nałogu czy grzechach. Mateusz Talbot, jego zaparcie, postawa i nieustępliwość w raz podjętej decyzji jest godna naśladowania, ale co ważniejsze, jest nadzieją dla osób uzależnionych oraz ich rodzin.
W świecie, gdzie tysiące osób zmaga się z własnymi słabościami, nie potrafiąc poradzić sobie z uzależnieniami, gdzie kolejne próby kończą się porażką, postać Mateusz Talbota przywraca wiarę i nadzieję, że dzięki łasce Bożej i współpracy z nią wszystko jest możliwe. Każdy grzech do pokonania, każdy nałóg do zwalczenia.
W 1975 r. papież podpisał dekret o heroiczności jego cnót. Jego skromny pokój, stał się celem pielgrzymek, a tysiące osób z całego świata proszą go o siły do walki z nałogami.
Więcej o tej niezwykłej postaci przeczytacie w nowej książce Jolanty Cherbańskiej „Matt Talbot. Wyjście z mroku” wydanej w Syjon.pl
...
A teraz nalogi sa plaga. Tych seksualnych szczegolnie duzo.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:50, 06 Lis 2017 Temat postu: |
|
|
Alkoholiczki. Co to znaczy pić po kobiecemu
Beata Pawłowicz | 06/11/2017
Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Kobieta pijąca szybciej się starzeje i traci szacunek. Co to znaczy: pić po kobiecemu? Czemu kobiety szybciej się uzależniają i więcej za to płacą? – wyjaśnia terapeuta uzależnień Paweł Przybysz.
Ewa piła po kobiecemu
Czyli sama. Alkohol to było dla niej jak lekarstwo na samotność, nudę. Na smutek. Na kompleksy. Tylko, że to lekarstwo ma skutki uboczne.
„Kobiety używają częściej niż mężczyźni leków przeciwbólowych. W ich organizmach następuje więc chemiczne połączenie tych dwóch substancji, co zwiększa szybkość i siłę uzależnienia. Kobiety mają także więcej wody i tkanki tłuszczowej i dlatego szybciej się uzależniają. Alkohol się w tym tłuszczu «odkłada». Mężczyźni mogą pić nawet siedem, osiem lat nim się uzależnią, a kobiety mniej niż cztery. Z powodu innego wyposażenia hormonalnego, mają inny metabolizm i ich organizm szybciej alkohol spala, kobieta szybciej trzeźwieje, co zmniejsza (pozornie) uciążliwość picia nawet codziennego” – mówi Paweł Przybysz.
Inna jest także granica bezpiecznego picia. Dwa kieliszki wina może wypić mężczyzna, kobieta tylko jeden dziennie.
Ale bywa, że i kieliszek stanowi ryzyko, może być kamyczkiem, od którego zacznie się lawina. Dzieje się tak, gdy należymy do grupy ryzyka. Ewa należała.
Czytaj także: Matt Talbot. Walczysz z jakimś nałogiem? Poznaj zwycięską historię „patrona alkoholików”
Alkoholizm – choroba zranionego serca
Nie znam nikogo, kto by zaczął pić i uzależnił się ze szczęścia. Alkoholizm to choroba zranionego serca. A Ewę zawsze ktoś krzywdził. Jej matka i ojciec pili. W domu rodzinnym nie doświadczyła miłości i akceptacji.
Syndrom DDA, czyli Dorosłego Dziecka Alkoholika niesie zranienie, ale też brak umiejętności budowania związków. Ewie, jak wszystkim DDA wciąż było za mało dowodów miłości, czułości. Wciąż za mało szczęścia.
Dom pod Warszawą, dwa samochody, kot. Dwoje dzieci, dobra praca. Mąż? Kochający. Więc: dlaczego? Alkohol powoduje większe spustoszenia w organizmie kobiety, ale też w jej poczuciu wartości.
Paweł Przybysz: „Ewa miała 38 lat, kiedy zmarła. Zapiła się w swoim nowym mieszkaniu, obok jej ciała stało ok. 50 pustych butelek. Była na prywatnych detoksach, w szpitalach, chodziła na kilka terapii. Mimo to postępowała tak, jakby chciała zrobić na złość mężowi i dzieciom, zemścić się na nich, za to, że wciąż czuła się niekochana. To poczucie było jednak znacznie starsze niż jej małżeństwo. Nie widziała miłości bliskich, pogrążona nadal w bólu doświadczonym w dzieciństwie. Uznała, że nie ma dla niej nadziei. Pasowało jej picie i branie leków przeciwlękowych”.
Czytaj także: Ks. Łukasz Kachnowicz: Czego się nauczyłem od anonimowych alkoholików
Uwaga: DDA
W domu alkoholowym jest cały czas napięcie. Amplituda uczuć ogromna. Bo albo jest radość, kiedy rodzic jest trzeźwy, albo rozpacz i lęk, gdy nie jest. Wiele tam też tajemnic i niedomówień. Ukrywane jest picie, ukrywane jego koszty. Alkohol jest najważniejszy.
Na prawdziwe potrzeby dzieci nikt nie zwraca uwagi. Ewa z dzieciństwa wyniosła ogromny głód miłości, ale też nawyk życia w piekle emocjonalnym. Dlatego, kiedy otaczała ją przyjazna atmosfera, czuła się zagubiona, a nawet nieszczęśliwa. Jej mąż – trzeźwy i spokojny mężczyzna – nie dawał jej tego, czego tak nienawidziła, ale bez czego nie umiała żyć. Nie awanturował się. Nie przychodził pijany, nie bił.
„Jeśli jesteś DDA, normalność ci zagraża. Szczęście i spokój cię niepokoją. Bo ich nie znasz… Kiedy krzywdy było w naszym dzieciństwie za dużo, rany przysłaniają nam to, co dobre.
I Ewa zaczęła robić to, co jej matka, pić. Przekonana, że nadal jest krzywdzona tak długo prowokowała męża, aż w końcu «skrzywdził ją» – złożył pozew rozwodowy, kupił jej mieszkanie i kazał się wyprowadzić”. „Nigdy mnie nie kochał, a teraz wreszcie przestał udawać” – tak powiedziała.
Czytaj także: Relacja z DDA – co musisz wiedzieć, żeby stworzyć dobry związek?
Ale było tak…
Spiętrzenie kryzysów? Nie. Kiedy dzieci poszły do szkoły, nuda normalnego domu zaczęła męczyć Ewę. Nuda ma tę wadę, że nie zagłusza wspomnień i bólu, jakiego zaznaliśmy w dzieciństwie.
Robert zaczął znajdować butelki pochowane po szafkach. Powiedział: „dość”. Ewa piła dalej i więcej. Nie dawał jej już pieniędzy, ale nadal była upoważniona do jego konta. I pewnego dnia wyprowadziła sto tysięcy.
Posłuchała go i poszła na odwyk, kiedy po miesiącu wróciła do domu, znów zaczęła pić. Całymi dniami nie miała kontaktu z dziećmi. Robert zagroził rozwodem, więc poszła na terapię. Ale nie na długo, bo tam usłyszała: nie mąż jest winny twoich nieszczęść, tylko twoje picie. Poszła do domu i powiedziała, że to kiepski terapeuta. Chciała czuć się ofiarą, wierzyła, że nie ona jest zła, ale świat. Alkoholicy tak mają. Nie widzą swojej winy.
Alkoholicy to egoiści
Nie liczą się z rodziną, która kocha z urzędu. Jeśli mają się upić, to się upiją. Wykorzystają każdą okazję. Bo: „Mam prawo do radości! Mam prawo pić i nikomu nic do tego”.
To pijackie szczęście kosztuje bardzo wiele nieszczęścia ich bliskich. Zwłaszcza, gdy alkohol niszczy moralne zasady, a tak działa na mózg, uszkadzając płaty czołowe. „Co mogłem zrobić? zastanawiał się Robert po śmierci Ewy – wspomina Paweł Przybysz. – Nic, ale i tak czuje się winny. Kochał ją do końca. Dzieci? Po śmierci matki zaczęły się uśmiechać”.
Czytaj także: Ben Affleck przyznaje się do alkoholizmu i dziękuje bliskim za wsparcie
Anna: ja tylko popijam
Pranie ułożyła równo w bieliźniarce. Zupa jarzynowa i kotlety na późny obiad. Jeszcze tylko lekcje z Jankiem. Mąż wróci późno… Kiedy zrobi wszystko, co trzeba – usiądzie w fotelu koło lampy po babci i dla relaksu wypije kieliszek wina. Potem jeszcze jeden… Pół butelki, aż któregoś dnia wina będzie 0,7 litra.
„Nałóg eskaluje… – mówi Paweł Przybysz – choć można zostać długo na poziomie picia, które wydaje się kontrolowane. Ale picie przez kilka lat 4-5 razy w tygodniu pół butelki wina znaczy, że mamy problem. Wiele kobiet właśnie tak zaczyna.
Anna myśli, że rodzina nie cierpi przez jej picie. Zabiera ich na trzy tygodnie do Tajlandii. Ma własną firmę. Świetnie jej idzie, a wiec nie jest uzależniona! To też tylko złudzenie.
„Przyszła do mnie mówiąc, że nie wie, czemu pije. Myślę, że powodem był wstyd – mówi Paweł Przybysz. – Starsza z córek powiedziała: «Mamo, co się z tobą dzieje? Znowu nie odwieziesz mnie do szkoły, znowu piłaś?». A więc wstyd i poczucie, że zawodzi rodzinę skierowały ją na terapię.
Powiedziałem, żeby córki do niej napisały listy o tym, co je niepokoi, jak widzą popijanie matki i na następne spotkanie przyniosła je w zaklejonej kopercie – mówi terapeuta. – Czytała i płakała. Oddziaływanie rodziny pomogło, uratowało tę kobietę, to był rodzaj tzw. interwencji kryzysowej. Polega ona na tym, że kilka ważnych i bliskich osób jednogłośnie informuje pijącą osobę, że w ich odczuciu ma problem”.
Czytaj także: Sprawdź, czy masz problem z alkoholem
Niewidzialna granica obłędu
Pijąc jej nie zauważasz. Twoje „ja” się rozdwaja, rozszczepia. Pijąc jesteś (czujesz się) piękna, ponętna. Rano na kacu nie jesteś (nie czujesz się) już taka, bo alkohol nie leczy kompleksów, tylko je zagłusza.
Kiedy trzeźwiejesz, twój nastrój jeszcze bardziej się obniża, bo spada z wysokiego pijanego C, ze zdwojoną siłą wracają lęki, czujesz się mniej wartościowa, bo pijąc robisz rzeczy, których na trzeźwo nie akceptujesz.
„Dalsze picie pogłębia niską samoocenę i brak wiary w siebie. Alkohol zabija prawdziwość, bo tworzy nasze fałszywe wcielenia – superbabki i śmiecia. I po kilku latach już zostaje tylko ta pozerka z napompowanym sztucznie alkoholem ego. Przerażona każdym trzeźwym porankiem…” – mówi psychoterapeuta.
Na poczatek – zmień rytuały
Masz swoj ulubiony fotel, w którym jesz ulubione orzeszki i oglądasz kolorowa prasę? I co z tego, że czerwone wino jest z tobą? Wyrzuć albo przestaw ten fotel.
Schowaj lub wyrzuć kieliszki, których używałaś oraz korkociąg. Ważna jest zmiana rytuałów, które nałogowcy zawsze mają i je pieczołowicie pielęgnują.
Czytaj także: Mój brat był alkoholikiem. Jego śmierć nauczyła mnie jak pokonać gniew
Gdzie szukać wsparcia?
Fundacja Step by STEP na warszawskim Grochowie prowadzi Klub Integracyjny Walewska 7a, Miejsce to jest bezpłatne. Specjaliści, terapeuci uzależnień i współuzależnienia oraz psycholog udzielają porad i konsultacji oraz prowadzą grupy wsparcia dla osób uzależnionych i członków ich rodzin, porady prawno-socjalne i szerokie wsparcie dla potrzebujących.
...
Czyli kobiety musza uwazac.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:01, 19 Gru 2017 Temat postu: |
|
|
Zostań ze mną. Dzieci przekonują, by po alkoholu nie wsiadać za kierownicę
Karolina Sarniewicz | 19/12/2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Pomyśl teraz, ile razy w życiu zdarzyło Ci się doświadczyć czegoś nieprzyjemnego i potem pluć sobie w brodę, że nie potrafiłeś tego uniknąć. Teraz masz szansę podjąć dobrą decyzję.
To tylko jeden kieliszek
Wyobraź sobie, że pod koniec wigilijnej kolacji ktoś namówił Cię na mały kieliszek wina. Nie miałeś ochoty, ale ciocia i wujek nalegali, bo wino własnej produkcji, a dziś jest przecież wyjątkowe święto. Wypiłeś i szybko zapomniałeś, a potem teściowa poprosiła, żebyś odwiózł ją do domu, bo od niedawna ma problemy z kolanem, i mimo że mieszka pięćset metrów stąd, nie dałaby rady dojść do domu pieszo. Odruchowo chwyciłeś po kluczyki.
Przypomniało Ci się jeszcze, że po alkoholu prowadzić nie wolno, ale czy w taki wieczór ktoś Cię sprawdzi? Czy na pięciuset metrach prostej drogi może się coś wydarzyć? Starszy syn, który jako jedyny prócz Ciebie ma prawo jazdy, siedzi wpatrzony w nową konsolę do gier i nie reaguje na bodźce. Bierzesz kluczyki, zapraszasz teściową do samochodu i idziesz. Nagle najmłodsza córka bierze Cię za rękę i woła: „Zostań ze mną, zostań ze mną, zostań ze mną”.
Czytaj także: Problemem nie jest alkohol, tylko ból. Piłem, bo cierpiałem
Policja ostrzega: piłeś? Nie jedź
Ten głos zapamiętasz już na zawsze, jeśli obejrzysz społeczny spot policji z Derbyshire w Wielkiej Brytanii.
Głównymi bohaterami spotu są dzieci, które za pomocą zabawek opowiadają historię przypadkowego wypadku samochodowego z udziałem osoby pijanej. Delikatne dziecięce głosy dochodzące z OFF-u wcielają się w rolę policjantów, strażaków, lekarzy i kobiety z dystrybutorni pogotowia, a w tle spokojnie sączą się dźwięki kolędy „Silent night”, przebijane odgłosami przecinania zniszczonych samochodów, sygnału karetki czy dźwięku aparatu EKG.
Pod koniec aparatura medyczna, do której podłączona jest jedna z pacjentek, wydaje dźwięk zatrzymania akcji serca. Jedno z dzieci wcielające się w ratownika medycznego rozpaczliwie prosi lalkę o to samo, o co prosiła Twoja córka w świątecznej wizji parę akapitów temu. Przekonujące, czy nie za bardzo?
Czytaj także: Mój brat był alkoholikiem. Jego śmierć nauczyła mnie jak pokonać gniew
O śmierci decydują sekundy…
O wypadkach, często śmiertelnych decydują sekundy – i to nie tylko spędzone tuż przed, za kierownicą, ale te, w których mieliśmy możliwość zadecydować, żeby po prostu za nią nie wsiadać.
Pomyśl teraz, ile razy w życiu zdarzyło Ci się doświadczyć czegoś nieprzyjemnego i potem pluć sobie w brodę, że nie potrafiłeś tego uniknąć. Miliony razy zapewne nie miałeś na ten bieg wydarzeń minimalnego wpływu. Na to, czy zrobisz sobie i komuś krzywdę, bo wsiadłeś za kierownicę po alkoholu, masz wpływ zawsze.
Skoro tak, zdecyduj dobrze, póki jest na to pora. Obejrzyj spot i spędź ze swoją rodziną nie tylko wigilijny wieczór, ale i całą resztę życia.
Nie widzisz wideo?
...
Trzeba myslec o skutkach choc z definicji nalog oznacza brak myslenia...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:39, 20 Gru 2017 Temat postu: |
|
|
Robienie selfie to choroba!
Dzisiaj, 20 grudnia (09:0
Naukowcy postanowili wprowadzić pojęcie nowej choroby – „selfitis”. Badacze uznali, że obsesyjne robienie sobie zdjęć można zakwalifikować jako zaburzenie psychiczne.
Zdjęcie ilustracyjne
/Unsplash.com /
REKLAMA
Zagadnieniem zajęli się badacze z Nottingham Trent University i Thiagarajar School of Management z Indii. Sprawa przyciągnęła ich uwagę po tym, jak w mediach pojawiła się fałszywa informacja, która mówiła, że Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne uznało robienie sobie selfie za chorobę psychiczną.
Naukowcy opracowali odpowiednią skalę i przeprowadzili badanie na 400 osobach. Byli to ludzie z Indii, ponieważ w tym kraju mieszka najwięcej użytkowników Facebooka, oraz notuje się tam największą liczbę śmierci spowodowanych robieniem sobie selfie w niebezpiecznych sytuacjach.
Naukowcy na podstawie badań wyróżnili 3 poziomy choroby:
"Linia graniczna": Robienie sobie selfie 3 razy dzienne bez publikowania ich w mediach społecznościowych.
"Ostry": Robienie sobie zdjęć przynajmniej 3 razy dziennie i publikowanie ich wszystkich w mediach społecznościowych.
"Chroniczny": Niekontrolowana chęć robienia sobie zdjęć przez całą dobę i publikowanie zdjęć w mediach społecznościowych przynajmniej 6 razy dziennie.
Badacze opisali też motywacje, które towarzyszą chorym na "selfitis". Takie osoby: chcą zwiększyć swoją pewność siebie, poszukują uwagi, chcą poprawić sobie nastrój i chcą być tacy sami, jak ich znajomi.
Badacze zwracają uwagę, że takie osoby najczęściej mają problem z poczuciem własnej wartości, tak twierdzi dr Janarthanan Balakrishnan, psycholog z Uniwersytetu Nottongham Trent: Zazwyczaj osoby, które zmagają się z tym problemem, charakteryzuje brak poczucia własnej wartości. Brak pewności siebie starają się zamaskować poprzez potrzebę dopasowania się do otoczenia. Mogą również wykazywać objawy podobne do innych potencjalnie uzależniających zachowań - twierdzi Balakrishnan.
Sprawdź, czy jesteś chory!
Odpowiedz na 20 pytań i oceń, czy zgadzasz się z poniższymi zdaniami. (5 - zdecydowanie się zgadzam, 1 - zdecydowanie się nie zgadzam). Im masz więcej punktów, tym istnieje większe ryzyko, że chorujesz na selfitis:
1. Robienie selfie sprawia, że czuję się lepiej.
2. Dzielenie się swoimi selfie, tworzy zdrową konkurencję z moimi znajomymi.
3. Przyciągam uwagę udostępniając swoje selfie w mediach społecznościowych.
4. Zmniejszam swój poziom stresu, kiedy robię selfie.
5. Czuję się pewnie, kiedy robię selfie.
6. Jestem akceptowany przez rówieśników, kiedy udostępniam selfie.
7. Selfie pozwala mi lepiej wyrazić moją osobowość.
8. Selfie poprawia mój status społeczny.
9. Czuję się popularny, kiedy robię selfie.
10. Selfie poprawia mi nastrój i czyni mnie szczęśliwszym.
11. Jestem pozytywnie nastawiony do siebie, kiedy robię selfie.
12. Dzięki udostępnianiu selfie stałem się kimś znaczącym wśród moich rówieśników.
13. Robienie selfie zapewnia lepsze wspomnienia.
14. Zamieszczam selfie po to, żeby otrzymać więcej polubień i udostępnień w mediach społecznościowych.
15. Publikując selfie oczekuję, że będę oceniany przez moich znajomych.
16. Robienie selfie natychmiast poprawia mi nastrój.
17. Oglądam swoje selfie, żeby zwiększyć swoją pewność siebie.
18. Kiedy nie robię selfie, czuję się odseparowany od moich rówieśników.
19. Udane selfie jest "trofeum", które mogę potem wspominać.
20. Używam narzędzia do edycji zdjęć, żeby poprawić swoje selfie.
źródło: Nottingham Trent University
(ag)
...
Wszystko moze byc nalogiem!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 11:58, 07 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
Objadałam się i ze wszystkich sił myślałam tylko o jednym – „żeby się nie wydało”. Historia pewnej bulimii
Ewa Drewnowska | 07/01/2018
Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
„Moje życie kręciło się wokół myśli: Co by tu zjeść? Pochłaniałam olbrzymie ilości jedzenia, czasem także obrzydliwe rzeczy. Moja bulimia była jednak ostatnim ogniwem w łańcuszku problemów”. 44-letnia Ewa opowiada o nałogowym objadaniu się, którego doświadczyła jako nastolatka. Poznajcie jej poruszającą historię.
W dzieciństwie całe moje życie kręciło się wokół jedzenia. Tuż po obudzeniu myślałam o śniadaniu, potem o czymś słodkim, potem o następnym posiłku… I tak dalej. Nawet kiedy jedzenie stawało mi w gardle i ciążyło w brzuchu, a ja czułam się jak wieloryb wyrzucony na brzeg, już po chwili kombinowałam, co by tu znowu zjeść. Tylko jedząc, czułam się – jedynie przez moment! – spokojna i bezpieczna. Bardzo długo sądziłam, że wszyscy tak mają. Kiedy odkryłam, że dla innych ludzi jedzenie nie jest zajęciem, która nadaje sens i radość ich egzystencji, zaczęłam się wstydzić swojej obsesji i starałam się ją ukryć.
Jak dostać się do lodówki
Były smutne i nędzne lata 80., nie mogłam pójść do sklepu i kupić fury batoników, więc moja namiętność nie była taka łatwa do zaspokojenia. Bez przerwy planowałam, jak dostać się do lodówki albo kuchennej szafki, żeby domownicy nie zauważyli. Wypracowałam naprawdę pomysłowe metody podkradania się i wyjadania, a potem zacierania śladów. Na przykład wstawałam w środku nocy i jadłam zimny bigos z garnka, a potem mieszałam resztę i układałam w taki sposób, żeby wydawało się, że jest go tyle samo, ile było. Czasem jadłam obrzydliwe rzeczy, np. musztardę ze słoika albo wysuszone resztki z obiadu sprzed tygodnia.
Strach
Jednak moje główne wspomnienie z dzieciństwa to strach. W domu nie było typowej patologii, takiej jak alkoholizm, przemoc czy bieda. Ale nie przypominam sobie ani jednej (!) sytuacji, żeby któreś z rodziców mnie przytuliło. Za to bardzo lubili sobie ze mnie żartować, także przy obcych ludziach. Czasem bili mnie i siostrę, głównie za to, że za głośno się zachowywałyśmy. Absolutnie nie miałam poczucia, że mogę im powiedzieć o swoich problemach albo szukać u nich pomocy. Odwrotnie – raczej miałam silne przekonanie, że powinnam z całych sił ukrywać przed nimi to, jaka jestem zła, głupia i niewarta miłości. Bo że byłam zła, było dla mnie oczywiste od zawsze.
Nadwrażliwość
To wszystko brzmi dosyć dramatycznie i pewnie takie jest. Ale teraz, kiedy mam własne dzieci, widzę jeszcze inne aspekty tej sprawy. Na przykład, wszystkie moje dzieci miały problemy z nadwrażliwością słuchową i dotykową. Kiedy jeździłam z nimi na te wszystkie diagnozy i terapie, zauważyłam u siebie te same problemy. Dzisiaj takie deficyty można zlikwidować albo zminimalizować. 40 lat temu nikt nie słyszał o integracji sensorycznej i wygaszaniu odruchów noworodkowych.
Dużo daje mi do myślenia też to, że moja siostra, choć była wychowywana tak samo jak ja – to znaczy bez przytulania i rozmawiania – wspomina nasze dzieciństwo jako całkiem udane. Sądzę, że mój „ból istnienia” wziął się z jakichś fizycznych problemów, które potem pogłębiły błędy wychowawcze rodziców i nieumiejętność okazywania miłości.
Tabletki
Objadanie się przynosiło skutki. Miałam nadwagę. Wstydziłam się swojego wyglądu i niezgrabności. Poza tym człowiek, który jest ciągle przejedzony, czuje się fatalnie. Kiedy miałam 13 lat, wpadłam na genialny – jak mi się wtedy wydawało – pomysł. Kupiłam tabletki na przeczyszczenie. Brałam je wtedy, kiedy za bardzo się objadłam. Po tabletki chodziłam do apteki na drugim końcu miasta (żeby nie spotkać nikogo znajomego), i chowałam je pod podszewką szkolnej torby (żeby nikt ich nie znalazł). Kiedy moje wizyty w toalecie były za długie albo za częste, serwowałam rodzinie jakieś wytłumaczenie, a w końcu przekonałam ich, że najwyraźniej mam problemy z układem trawiennym. Zresztą, te problemy faktycznie niedługo się pojawiły. Do dzisiaj odczuwam skutki.
Tabletki na przeczyszczenie przyniosły taki skutek, że do dawnego obrzydzenia do siebie samej dorzuciłam kolejne. I do dawnego strachu jeszcze jeden – że wyda się, jak zacieram ślady po obżarstwie. Jak sobie radziłam ze smutkiem i poczuciem winy? „Pocieszałam” się cukierkiem albo kanapką.
Co mi pomogło?
Kiedy poszłam na studia, wyprowadziłam się do innego miasta i zamieszkałam w akademiku z dobrymi, mądrymi dziewczynami. Zaprzyjaźniłyśmy się. Wtedy po raz pierwszy w życiu miałam poczucie, że mogę z kimś szczerze porozmawiać. Poczułam się akceptowana i bezpieczna. Zobaczyłam, że ludzie mogą się do siebie odnosić serdecznie i życzliwie oraz spokojnie rozwiązywać problemy, które między nimi się pojawiają. To było dla mnie jak odkrycie nowego, cudownego świata.
Nie otworzyłam się od razu i nie od razu minęły moje problemy z objadaniem się (na początku jadłam nawet więcej i łykałam więcej tabletek, bo łatwiej mi było to zorganizować), ale niekończące się rozmowy z koleżankami były dla mnie jak terapia. Drugim ważnym wydarzeniem było rozpoczęcie pracy, która okazała się moją pasją.
Pewnego dnia zorientowałam się, że od jakiegoś czasu jestem tak zajęta, że przypominam sobie o jedzeniu tylko wtedy, kiedy zgłodnieję. Wtedy jadłam nawet za mało. Dużo i gwałtownie schudłam. Myślę, że wtedy stanęłam na skraju anoreksji, która jest następnym etapem po bulimii. Uratowało mnie to, że byłam wtedy już starsza, dojrzalsza, w lepszym stanie emocjonalnym niż nastolatki, które najczęściej zapadają na anoreksję. Niestety, niedojadanie poważnie odbiło się na moim zdrowiu. Pojawiły się problemy hormonalne, przez które kilka lat później miałam problemy z zajściem w ciążę.
Potem poznałam mojego obecnego męża. Jego miłość i dobroć pomogły mi ostatecznie pogodzić się ze sobą samą.
Łańcuszek
Jednak jeśli miałabym radzić komuś, kto ma podobne problemy, to powiedziałabym mu, żeby poszedł na terapię psychologiczną. Myślę, że tak byłoby łatwiej. Ja tego nigdy nie zrobiłam, ale może kiedyś się wybiorę. Jedzenie nie jest teraz moją obsesją, ale nie jestem wolna od innych kłopotów, które zostawia w ludziach niedobre dzieciństwo.
Z własnego doświadczenia wiem, że bulimia znajduje się na samym końcu łańcuszka problemów. I że najpierw trzeba by się zająć tym łańcuszkiem, żeby dojść do nałogu.
...
To jest jak widzicie niewolnictwo.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:55, 09 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Polska
Podpalił okno biblioteki. To zemsta za ograniczenie dostępu do internetu
Podpalił okno biblioteki. To zemsta za ograniczenie dostępu do internetu
Dzisiaj, 9 stycznia (15:41)
14-latek podpalił okno w budynku gminnej biblioteki w Złotej (pow. pińczowski), chcąc zemścić się za ograniczenia w korzystaniu z internetu - poinformował Damian Stefaniec z Komendy Powiatowej Policji w Pińczowie. Teraz chłopcem zajmie się sąd rodzinny.
Zdjęcie ilustracyjne
/Jacek Skóra /RMF FM
Jak podał, "zaraz po zakończeniu noworocznego święta pracownice gminnej biblioteki publicznej w Złotej poinformowały stróżów prawa o zniszczeniu jednego z okien, do którego doszło poprzez jego podpalenie".
Mundurowi ustalili, że sprawca musi pochodzić z lokalnego środowiska, a jego działanie "nosiło znamiona złośliwości".
W poniedziałek policjanci zdobyli informacje wskazujące na sprawstwo 14-letniego mieszkańca gminy Złota.
Jak się okazało korzystał on z kafejki internetowej znajdującej się w bibliotece. Ponieważ robił to w niewłaściwy sposób popadł w konflikt z pracownicami, a podpalenie okna miało być zemstą za ograniczenia w korzystaniu z internetu - dodał Stefaniec.
O dalszym losie 14-latka zadecyduje sąd rodzinny.
...
Nalogowiec.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:57, 11 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
Zemsta za zdradę tajemnicy surferów?
1 godz. 12 minut temu
Zdradził tajemnicę surferów – zapłacił za to cenę. Mowa o brytyjskim fotografie, który opublikował zdjęcia fali cenionej przez entuzjastów tego sportu. Pojawia się ona przy określonych warunkach atmosferycznych na południowym wybrzeżu Anglii.
Ben Landricombe być może nie wiedział, że miejsce pojawiania się tej fali jest pilnie strzeżoną przez surferów tajemnicą. Przypomniano mu o tym, przebijając opony w samochodzie i malując sprejem na karoserii słowo "donosiciel".
Zdjęcie fali opublikowane zostało w lokalnej gazecie z Plymouth. Pozwalało z łatwością zlokalizować miejsce, gdzie się pojawia.
Automatycznie - jak można wnioskować - zjawisko, z którego korzystali brytyjscy surferzy, pozbawione zostało tajemnicy. Ben Landricombe uważa, że z atak na jego samochód to jednak duża przesada. Zamierza przekazać sprawę policji.
(mpw)
Bogdan Frymorgen
..
Ci rozni hobbysci dochodzą do stanu nałogu. Nic nie może być ważniejsze od Boga.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:43, 22 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
Zakaz sprzedaży energetyków nieletnim? Mogą być naprawdę szkodliwe…
Aleksandra Gałka | 22/01/2018
Reporters / STG/REPORTER
Udostępnij 0 Komentuj 0
Któż z nas nie spróbował napoju energetycznego? Sesja naszpikowana egzaminami, projekt w pracy, który nazajutrz ma być skończony na tip-top. Energy drinki nieraz pomagały walczyć ze snem, choć wszyscy wiedzieli, że do najzdrowszych nie należą. Tymczasem nowe badania ujawniają, że mogą być bardziej niebezpieczne, niż nam się do tej pory wydawało!
Badania kanadyjskich naukowców wykazały, że ponad połowa młodych ludzi, którzy kiedykolwiek sięgnęli po napój energetyczny, doświadczyła szkodliwych skutków ubocznych. Zdarzało się to, choć konsumowali ich mniej niż zalecano – czyli jedną do dwóch porcji dziennie.
Skutki uboczne energetyków
Naukowcy z University of Waterloo w Ontario przeprowadzili badania na młodzieży w wieku od 12 do 24 roku życia. Okazuje się, że 55 proc. z nich po zażyciu energetyków miało nudności, bóle w klatce piersiowej, a nawet drgawki.
Drinki oczywiście zawierają kofeinę. Zdaniem badaczy spożywanie ich z alkoholem lub podczas ćwiczeń, może być jeszcze bardziej niebezpieczne. Ryzyko, jakie niesie ich konsumpcja, może być naprawdę spore. Do tego stopnia, że naukowcy zalecają, by zakazać sprzedawania ich dzieciom.
Prof. David Hammond, który kieruje badaniami, zaznaczał, że energetyki są bardziej szkodliwe niż kawa:
Do tej pory przy większości analiz ryzyka picia napojów energetycznych jako punkt odniesienia wykorzystywano kawę. Oczywistym jest jednak, że energetyki stanowią większe zagrożenie dla zdrowia.
Problemy zdrowotne spowodowane przez spożywanie napojów energetycznych mogą być wywołane przez inne składniki niż kawa, bądź też nawet przez sposoby, na jakie się je spożywa – w tym łączenie z alkoholem lub picie ich podczas aktywności fizycznej.
Czytaj także: „Gram całą noc, potem kawa, energetyk i jakoś daję radę”. Dlaczego gry tak wciągają?
Drzemka lepsza niż energy drink
W ramach badań, których wnioski opublikowano na łamach pisma Canadian Medical Association Journal, o spożywanie energy drinków spytano 2 055 młodych Kanadyjczyków.
24,7 proc. z nich przyznało, że doświadczyło przyspieszonego bicia serca po wypiciu jednej puszki, a 24,1 proc. stwierdziło, że miało problemy ze snem. Wśród pozostałych skutków ubocznych zauważono bóle głowy, nudności, wymioty i biegunkę.
Z pewnością żaden z tych objawów nie jest pożądany – zwłaszcza, jeśli stoi się przed wyzwaniem napisania egzaminu czy dokończenia ważnego projektu w firmie.
Zatem, jeśli czekają Cię długie godziny ślęczenia nad książką lub komputerem, odpuść picie energetyków. Skuteczniejsza będzie nawet niewielka dawka snu.
...
Srodfki pobudzajace przeciez nigdy nie dodaja sily! Tylko pobudzaja! Organizm ktory domaga sie odpoczynku! To zawsze szkodzi!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 23:20, 24 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
Sekretne podziemie anorektyczek. Przerażający ruch pro-ana
Anna Malec | 24/01/2018
Shutterstock
Udostępnij 42 Komentuj 0
„Motylki” wierzą, że anoreksja jest ich najlepszą przyjaciółką, a głodówki stylem życia, a nie żadną chorobą. Mówią, że nigdy nie są zbyt chude i wspierają się w coraz bardziej drastycznych sposobach na zrzucenie wagi.
Piękno na wyciągnięcie ręki
Młode dziewczyny chcą być piękne, atrakcyjne, zadowolone z siebie, kiedy patrzą w lustro. Zresztą, nie tylko one. Kobiety w każdym wieku, choć różnie definiują piękno, chcą być jak najbliżej najlepszej wersji samej siebie.
Dla jednych to będzie piękny uśmiech, dla drugich świetna, modna fryzura czy zainwestowanie w nowe umiejętności, które w naszych oczach czynią nas jeszcze bardziej atrakcyjnymi. A dla jeszcze innych zrzucenie kilku nadmiarowych kilogramów. Ile kobiet, tyle pomysłów na piękno.
I nie ma w tym niczego złego, dopóki dążenie do swojego wewnętrznego ideału nie staje się obsesją. A w tym przypadku tak się właśnie stało. Pro-ana to nie tylko fanatyczny, obsesyjny, irracjonalny styl życia. To ruch zagrażający życiu i prowadzący wprost do… śmierci.
Pro-ana – anoreksja stylem życia
„Motylki” albo „porcelanowe motyle” – tak mówią o sobie dziewczyny, które uważają, że jedzenie je niszczy. Ich znak rozpoznawczy to czerwone bransoletki lub nitki, noszone na prawym nadgarstku. Uważają, że anoreksja nie jest chorobą, tylko drogą do szczęścia i wolności.
Nie jedzą wcale albo zjadają tylko znikome ilości lekkostrawnych pokarmów, najczęściej warzyw i owoców, skrupulatnie się z tego rozliczając. Każdy nadmiarowy kęs skutkuje wyrzutami sumienia i kolejną porcją ćwiczeń.
Te są dla nich obowiązkowe. Na forach piszą, ile zrobiły dziś brzuszków, ile minut skakały na trampolinie, ile zrzuciły kalorii. To zamknięta społeczność, z silną strefą wpływu. Dziewczyny szukają tam zrozumienia i wsparcia. Bo kto zrozumie je lepiej niż inne „motylki”?
Mają też swoje sposoby na przetrwanie rodzinnych spotkań, wesel czy wyjść do restauracji. Sprawa jest prosta: jeśli jest tam duży stół – po zamówieniu najmniej kalorycznego dania z menu, można lekko porozrzucać jedzenie na stole (wypadło z talerza, normalna sprawa, każdemu może się zdarzyć), poupychać jedzenie w serwetki i kieszenie, zrzucić niepostrzeżenie pod stół. Resztę trzeba niestety zjeść. Potem trawiące wyrzuty sumienia wypocić, a następnego dnia najlepiej niczego już nie jeść. Wesela? Trzeba symulować chorobę. Podobnie w przypadku innych rodzinnych spotkań.
Dziewczyny wiedzą, jak ukryć głodówki i wyczerpujące ćwiczenia. Czasem rodzina orientuje się dopiero wtedy, gdy ich córka traci coraz więcej kilogramów…
Jest też „siostrzana” filozofia – dla zwolenniczek bulimii, pro-mia. Podobnie jak pro-ana ma być świadomym wyborem efektywnego odchudzania. Z tym, że tutaj można jeść do woli, pod warunkiem, że wszystko się potem zwymiotuje.
I pro-ana i pro-mia mają być sposobem nie tylko na perfekcyjną figurę, ale też na perfekcyjne, bajkowe życie.
Czytaj także: „Być jak motylek”. Trudna walka z anoreksją
„Thinspiracje”
Na forach dziewczyny wymieniają się zdjęciami – swoimi i topowych gwiazd, które stawiają sobie za wzór. Wśród najpopularniejszych są Kate Moss, Calista Flockhart, Mary-Kate i Ashley-Olsen czy Nicole Richie. Najbardziej popularna jest jednak Twiggy. To modelka, od której ponad 40 lat temu zaczął się trend na rozmiar XXS, czyli tzw. rozmiar zero.
To ich „thinspiracje” (ang. thinspirations, od thin = chudy/a i inspiration = inspiracja).
Żeby móc uczestniczyć w życiu forum, trzeba przejść skrupulatną kontrolę i udowodnić, że faktycznie jest się „motylkiem”, a nie np. rodzicem czy psychologiem. Po odpowiedzi na pytania np. o wskaźnik BMI, stosunek do pro-ana, najniższą wagę, cele, przechodzi się tzw. okres próbny. Dopiero potem można być normalnym uczestnikiem forum, i tak na bieżąco sprawdzanym przez administratorów. Chodzi o to, żeby nikt dziewczynom nie napisał, że są chore, że powinny skorzystać z pomocy, że muszą zacząć normalnie jeść…
Dekalog pro-ana jest jasny: bycie chudą jest ważniejsze od bycia zdrową; nie będziesz jadła bez poczucia winy; nigdy nie jesteś zbyt chuda.
Czytaj także: Objadałam się i ze wszystkich sił myślałam tylko o jednym – „żeby się nie wydało”. Historia pewnej bulimii
„Ana” najlepszą przyjaciółką
Trudno oprzeć się wrażeniu, że działanie ruchu ma znamiona działania klasycznych sekt. Jednak wydaje się, że w odróżnieniu od nich, stosowane w pro-ana psychomanipulacje nie są obliczone na zdobywanie nowych członkiń, ale na przekonanie samych siebie, że anoreksja nie jest chorobą i że można w tym „związku” żyć długo i szczęśliwie.
Dziewczyny traktują anoreksję jak osobę, której mogą zaufać, uwierzyć, która je rozumie bardziej niż rodzina czy przyjaciółki. Dlatego tak trudno im się z nią rozstać. Blogi nastolatek pełne są ciepłych sformułowań, skierowanych „do niej”, do anoreksji.
W sieci można znaleźć także list „od Any”: „Moja droga, pozwól mi się przedstawić. Nazywam się, albo tak mnie nazywają tak zwani «lekarze», anoreksja. W nadchodzącym czasie zainwestuję w Ciebie dużo i tego samego oczekuję od Ciebie. (…) Twoi przyjaciele Cię nie rozumieją, nie są godni zaufania. (…) Twoja na zawsze, Ana”.
Co ze znikającymi uczestniczkami forum? Administratorzy usuwają konta. Nikt nie publikuje aktów zgonów, nie zaprasza na pogrzeb. Miejmy nadzieję, że niektóre konta usuwają same dziewczyny, które nie chcą być już „motylkiem”.
Czytaj także: Kilka faktów o anoreksji, które zrozumiesz dzięki filmowi „Aż do kości”
Zaburzenia odżywiania – pomoc jest możliwa!
Anoreksja to jedno z najlepiej zbadanych zaburzeń odżywiania. Bez problemu można znaleźć ośrodki terapeutyczne, które oferują profesjonalną pomoc i wsparcie w procesie wychodzenia z choroby. Bo, wbrew temu, co twierdzą „motylki”, to poważna choroba, która, jeśli nie jest leczona, prowadzi do śmierci.
Dla chorujących, nie tylko nastolatek i nie tylko kobiet, oznacza siłę charakteru i samokontrolę. Dlatego nie wystarczy zachęta, by „normalnie jeść”, ale potrzebna jest często wieloletnia terapia, angażująca nie tylko chorego, ale też jego rodzinę. Bez manipulacji, bez przesady, z prawdziwą troską.
...
Widzicie jak szatan wymysla? Dla kazdego cos! I nie smiejcie sie z tych co wygladaja glupio. Na was tez moze spasc idiotyczny nalog! Trzeba byc czujnym!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:53, 29 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
Życie bez małej czarnej? Zrezygnowałam z kawy, zyskałam energię i spokój
Joanna Operacz | 29/01/2018
Ruth Black/Stocksy United
Udostępnij 0 Komentuj 0
Ty też nie wyobrażasz sobie dnia bez kawy? Ja już nie. Bez niej nieoczekiwanie mam… więcej energii i jestem spokojniejsza!
Wiedźmin Geralt w opowiadaniach i powieściach Andrzeja Sapkowskiego miał fenomenalny magiczny eliksir, dzięki któremu jego ruchy i reakcje były kilkanaście razy szybsze niż zwykle. Bardzo przydatny w walce z bazyliszkami, dziwożonami, bobołakami i wszelkimi innymi stworami. A jednak rzadko go zażywał.
Problem w tym, że kiedy kończyło się działanie mikstury, Geralt stawał się wrakiem i przez następny dzień lub dwa nie mógł ruszyć się z łóżka (no chyba, że akurat zakończył walkę na pustkowiu – wtedy nie mógł ruszyć się z ziemi). Eliksir zwielokrotniał naturalną wydolność wiedźmińskiego organizmu, więc kiedy przestawał działać, ciało musiało spłacić dług. To wszystko oczywiście fikcja; magiczne eliksiry nie istnieją. Ale czy ten specyfik nie przypomina wam pewnej używki, bez której wiele osób nie wyobraża sobie codziennego funkcjonowania – kawy?
Kawa. Najlepsza przyjaciółka?
Napar kawowy to najpopularniejszy napój na świecie. Cenimy go za smak i zapach, ale przede wszystkim za pobudzające działanie na organizm. Kofeina podwyższa ciśnienie krwi i poprawia ukrwienie mózgu.
Dlatego filiżanka kawy dodaje dziarskości i rozjaśnia myśli. Kawa uratuje nas też wtedy, kiedy musimy być w dobrej formie po nieprzespanej nocy albo po zbyt wielu godzinach pracy. W naszym klimacie, kiedy przez większość roku jest pochmurno i ponuro, a zimą ciemności zapadają w środku dnia, kawa może uchodzić za najlepszą przyjaciółkę człowieka.
Czytaj także: Kawa wydłuża życie! To już potwierdzone naukowo
Kawa ma również wady
Wypłukuje wapń i magnez (a niedobory magnezu skutkują problemami z koncentracją) i niekorzystnie wpływa na wchłanianie żelaza, potasu i cynku.
Kolejny problem to działanie odwadniające, które na dłuższą metę pogarsza samopoczucie i zwiększa ryzyko licznych chorób – od kamicy nerkowej po zespół suchego oka i kłopoty z cerą. Kawa w dużych ilościach obciąża wątrobę i działa drażniąco na żołądek.
Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem, kawa uważana była za towar nie tyko luksusowy (był to późny PRL), ale również niezbyt zdrowy, nadający się do picia sporadycznie. Teraz wiele osób zaczyna każdy dzień od kubka kawy, a potem do wieczora wypija jeszcze jeden kubek lub dwa – albo jeszcze więcej.
Odkryłam kawę pod koniec liceum. Grałam wtedy w siatkówkę i zorientowałam się, że jeśli przed treningiem zastosuję doping kofeinowy, wyżej skaczę i mocniej serwuję.
Potem piłam kawę przez wiele lat, z przerwą na kolejne ciąże i karmienia. Z radością wracałam do swojego małego nałogu, bo po nieprzespanej nocy, wypełnionej wędrówką od jednego dziecięcego łóżeczka do drugiego, miałam coś, co mi pomagało trzymać pion. Jako niskociśnieniowiec miałam też dobre alibi. Zauważyłam jednak również minusy.
Czytaj także: 3 proste ćwiczenia przed poranną kawą
Cztery minusy kawy
Po pierwsze – kawa była trochę jak wiedźmiński eliksir. Kiedy kończyło się jej działanie, raptownie opadałam z sił, byłam rozdrażniona i przygnębiona. A czasem było już za późno na następną filiżankę. Niestety, ta faza często następowała w momencie, kiedy kładliśmy dzieci spać, czyli kiedy dostawały one wzmożonego przypływu energii, ochoty na zabawę i napadów głupawki. Oj, bywało ciężko.
Po drugie – jeśli kawa była za mocna, dawała zbyt dużego „kopa”. Czasem dzięki temu lepiej mi się pracowało, ale czasem głównie kręciłam się w kółko i próbowałam opanować drżenie rąk. Skutkami zbyt dużej dawki kofeiny mogą być także rozdrażnienie i przyspieszony puls.
Po trzecie – zaczęłam podejrzewać, że piecie kawy powoduje wysuszenie skóry, szybsze pojawianie się zmarszczek i większą wrażliwość mojej uczuleniowej cery na alergeny. Jestem na „odwyku” cztery miesiące i widzę różnicę.
Po czwarte – trafiłam na książkę poświęconą zdrowemu żywieniu, w której autorka przekonuje, że nie warto uzależniać się od żadnej substancji, także od kofeiny.
Czytaj także: Piosenka z rana lepsza niż kawa? Tak! Mamy 3 propozycje
A jeżeli to nałóg?
Może ktoś powie, że zaliczanie picia kawy do nałogów to zbyt radykalne podejście i brak szacunku dla ofiar poważnych nałogów, takich jak alkoholizm i narkomania, ale mnie dało do myślenia.
Najbardziej nie podobało mi się to, że muszę zaczynać każdy dzień od kawy i planować wyjścia z domu pod kątem tego, czy będę miała gdzie wstąpić na kawę (np. podczas wędrówki po górach nie było to takie proste).
Wystarczył jeden dzień.
Kiedy podjęłam decyzję o odstawieniu kawy, musiałam tylko znaleźć dzień, w którym mąż mógł się zająć dziećmi i domem, a ja mogłam się oddawać byciu umierającą i zirytowaną. Wystarczył jeden dzień. Żałuję, że nie zdecydowałam się na to wcześniej. Teraz mam więcej energii, a jednocześnie jestem spokojniejsza. Sporadycznie pozwalam sobie na bardzo słabą kawę z mlekiem sojowym, ryżowym albo migdałowym (alergia!), kiedy jestem niewyspana albo gorzej się czuję. Jednak do regularnego picia kawy nie zamierzam wracać.
Czytaj także: Olejki eteryczne na dobry sen. Jakie wybrać?
Co zamiast kawy?
– Szklanka wody z sokiem z połowy cytryny. Cytryna działa orzeźwiająco i pobudza do pracy układ trawienny. Przy okazji zawiera sporo witaminy C i – paradoksalnie – odkwasza organizm.
– Zamienniki. Wiele osób lubi kawę nie z powodu jej działania czy smaku, tylko ze względu na rytuał, który towarzyszy jej piciu. Kilkanaście procent populacji w ogóle nie zauważa u siebie pobudzającego działania kofeiny. Może więc wystarczy sam rytuał? A do tego ładna filiżanka i miłe towarzystwo? Kawę naturalną można zamienić na zbożową (np. z cykorii, jęczmienia, żyta albo orkiszu) albo słabą herbatę. Skuteczność placebo, czyli neutralnej substancji, którą pacjent uważa za lekarstwo, wynosi aż 60%. Może zamienniki kawy też mogą tak działać?
– Trochę ruchu. Jeśli brakuje Ci energii, wybierz się na spacer albo pogimnastykuj się przez chwilę. Czasem wystarczy stanąć przy otwartym oknie i zrobić kilka głębokich wdechów.
...
Czy srodki pobudzajace moga uspokoic? Najwyzej zamroczyc.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 12:36, 07 Lut 2018 Temat postu: |
|
|
Media społecznościowe doprowadzają cię na skraj depresji? Nie jesteś sam
Byli pracownicy Google’a i Facebooka zawalczą z negatywnymi konsekwencjami uzależnienia od tych dwóch serwisów.
05.02.2018
REDAKCJA
facebook google center for humane technology
Trzymajcie się mocno – smartfony i media społecznościowe nie zawsze wychodzą społeczeństwu na zdrowie. Nie my odkryliśmy tę szokującą prawdę (choć mieliśmy pewne podejrzenia), a byli pracownicy Google’a i Facebooka, którzy postanowili naprawić to, co poszło nie tak w budowaniu zrębów cyfrowej rewolucji. Pamiętacie, jak Mark Zuckerberg postanowił naprawiać Facebooka? Oby tym razem efekty były mniej nieprzewidywalne.
Czytaj też: Facebook zabije nas wszystkich
Powołane do życia 4 lutego Center for Humane Technology zmierzy się m.in. z problemem uzależnienia od Facebooka i smartfona. Plan kampanii „Prawda o technologii”, stworzonej we współpracy z fundacją Common Sense Media zakłada dotarcie do uczniów 55 tyś. amerykańskich szkół i uświadomienie skali, z jaką serwisy takie jak Facebook wpływają m.in. na nasze zdrowie psychiczne.
Czytaj też: Jak algorytmy zwiększają nierówności?
Na liście twórców centrum znajdują się nazwiska m.in. Tristana Harrisa z Google’a, Sandy’ego Parakilasa (dawniej - operations manager Facebooka), Lynn Fox (Apple) czy Justina Rosensteina, twórcy przycisku „Like”.
Ten dream team zajmie się teraz problemem, za który pośrednio odpowiada. A problem istnieje i jest potwierdzony badaniami i ankietami - ponad połowa z użytkowników mediów społecznościowych uważa, że korzystanie z serwisów takich jak Instagram czy Facebook negatywnie wpływa na ich życie. Z drugiej strony, 55% badanych przyznaje, że brak dostępu do internetu powoduje w nich niepokój. W porównaniu z osobami niekorzystającymi z podobnych serwisów ryzyko depresji w przypadku użytkowników social media wzrasta trzykrotnie - powodem takiego stanu rzeczy jest m.in porównywanie się do innych użytkowników, internetowe prześladowania czy poczucie straty czasu.
...
Wszystko moze uzaleznic.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:20, 08 Lut 2018 Temat postu: |
|
|
Grzeszne praktyki ze śmiertelnym skutkiem. Niemieccy lekarze alarmują
Strona główna > Wiadomości
Grzeszne praktyki ze śmiertelnym skutkiem. Niemieccy lekarze alarmują
#REWOLUCJA SEKSUALNA #MASTURBACJA #SEKS #ŚMIERĆ #SAMOGWAŁT #GRZECH #ONANIZM
Każdego roku w Niemczech z powodu masturbacji śmierć ponosi nawet sto osób. Ofiarami są głównie mężczyźni. Sięgając po samogwałt uśmiercają nie tylko duszę, ale i ciało.
Tragiczne dane na temat śmiertelnych skutków masturbacji ujawnił dr Harald Vos, jeden z brandenburskich lekarzy. Według jego danych, co roku z powodu stosowania „nietypowych technik” śmierć ponosi nawet sto osób, głównie mężczyzn.
Jak się okazało, najczęstszą przyczyną zgonu jest „nieostrożna asfiksja autoerotyczna”, czyli podduszanie się celem spotęgowania doznań. Kolejne badane przypadki wykazały, że śmierć następowała wskutek… stymulacji prądem. Jednak zakres wynaturzonych praktyk jest niestety dużo szerszy.
Zdaniem lekarza, wspomniana liczna zgonów może być niedoszacowana, bo rodziny ofiar najczęściej uważają, że to wstydliwa śmierć i zacierają dowody.
...
Leczcie ten ohydny nalog.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:50, 27 Lut 2018 Temat postu: |
|
|
ADRIANA MUSIELAK 1
ARTYKUŁY strategie emitowania serialinetflixhulu
Tradycyjne emitowanie seriali zostało pierwszy raz zachwiane przez Netflix. Udostępnianie całego sezonu, zamiast tygodniowego wyczekiwania na nowy odcinek ulubionego serialu, dało początek określeniu binge-watching. Kompulsywne oglądanie nie jest nowością, jednak w ciągu ostatnich lat dzięki rosnącej popularności produkcji telewizyjnych, powstało oficjalne nazewnictwo, które mimowolnie od razu kojarzy się z Netflixem. Rodzi się w tym pytanie, czy sposób, w jaki stacje telewizyjne i serwisy streamingowe dodają swoje produkcje, ma wpływ na ich odbiór? Obecnie już nie tylko Netflix odchodzi od cotygodniowych premier epizodów, a inne serwisy streamingowe obrały równie ciekawe strategie.
Dawkowane dobro
Najbardziej znana, sprawdzona i tradycyjna metoda, której nadal trzymają się największe stacje typu HBO, FOX czy ABC, to emisja jednego odcinka w tygodniu. Sprawdza się między innymi, ponieważ bazuje na cliffhangerach, czyli pełnym emocji momencie, kiedy bohater mniej lub bardziej wisi na krawędzi. Metoda ta jest skuteczna, bo z tygodnia na tydzień czujemy się, jakby nas trzymano nad emocjonalną przepaścią, a między odcinkami mamy jeszcze zwiastuny do kolejnych epizodów i nakręcamy się bardziej. Cotygodniowe emisje będą trwać, dopóki będzie istniała telewizja w znaczeniu normalnego odbiornika telewizyjnego, bo podtrzymują ją przy życiu premiery odcinków i powtórki. Ta metoda oglądania zupełnie nie nadaje się dla tych niecierpliwych, którzy chcą obejrzeć wszystko na raz i móc obejrzeć sezon jako całość. Wychodzi przy tym też kolejna wada tej strategii, kiedy serial rozciąga się na kilka lub kilkanaście tygodni i poświęcamy mu tylko godzinę w ciągu tych siedmiu dni, a potem oglądamy coś innego – ciężej wtedy obiektywnie ocenić cały sezon. Robiąc maraton, od razu zauważamy, że w tym i w tym momencie coś poszło nie tak, było za nudno albo niespójnie, a przy seansie tylko jednego odcinka w tygodniu może nam to umknąć. Zauważamy, że dany odcinek jest przeciągnięty i nic się w nim nie działo, ale przez kilka dni mamy czas, żeby o tym zapomnieć i wrócić z podobnym entuzjazmem.
Jednak ta strategia jako jedyna nie przeciąga czasu oczekiwania na nowy sezon. W większości przypadków seriale mniej więcej w tym samym czasie dodają kolejne serie, więc kiedy przez pół roku trwa emisja epizodów, to trzeba tylko pół roku czekać na nowe. Odcinki raz w tygodniu też wypełniają nam harmonogram na tyle, że nie musimy ciągle szukać czegoś nowego, dogłębnie zanurzyć się w danym świecie i potem iść w następny, tylko możemy sobie tę przyjemność dawkować.
Jednak przy serialach bardzo popularnych, jak „Game of Thrones” czy „The Walking Dead” cotygodniowe odcinki wymuszają na nas oglądanie ich regularnie w obawie przed wszechobecnymi spojlerami, które tylko czekają, aż minie doba, żeby zepsuć nam seans.
Netflix, binge watching, Platforma streamingowa,
Przedawkowanie
Nie wiem jak wam, ale mnie myśl o świeżym, jeszcze ciepłym sezonie, który w całości czeka na mnie na Netflixie, zawsze kojarzy się ze szczytem relaksu. Do tego koc oraz popcorn i plany na weekend stworzyły się same, a ja będę później żałować, że obejrzałam wszystko na raz i przynajmniej rok muszę czekać na coś nowego. Dzięki Netflixowi rozpowszechniła się też moda na maratony serialowe ze znajomymi. Już nie umawia się tylko na nocny seans ze wszystkimi częściami „Fast and Furious”, ale też na binge-watching nowego sezonu „Narcos” czy „Orange Is The New Black”, co zawsze mnie cieszy, bo seriale też zasługują na maratony w dobrym towarzystwie. Jak już wspomniałam przy poprzedniej strategii, lepiej ocenia się serial, jak obejrzymy go w krótkim odstępie czasowym w postaci długiego filmu. Jeśli ktoś bardzo lubi ekstremalnie wciągnąć się w klimat i fabułę serialu, w ten sposób, że po prostu żyje daną produkcją, to binge-watching jest idealny, bo przez te kilka godzin ciągłego oglądania, nie mamy okazji ocknąć się z tego czaru i możemy doświadczyć tej rzeczywistości w pełni.
Problem pojawia się, kiedy musimy czekać niewyobrażalnie długo na nowy sezon. Netflix jest w tym momencie toksyczny, bo zaraz jak skończysz się oglądać jeden serial, od razu podrzuca ci drugi, a ty, szukając nagrody pocieszenia, wciągasz się w kolejny świat, i kolejny, i kolejny…
Ta strategia robi się szkodliwa, kiedy komuś brakuje samokontroli i „zapomina” pójść do pracy, albo na zajęcia, bo obiecywanie sobie całą noc „Jeszcze tylko jeden odcinek” skończyło się o siódmej rano.
Mocna dawka, a potem odstawienie
Nowa metoda na publikowanie od stacji Hulu jest co najmniej oryginalna, ale nie mogę się powstrzymać z myślą, że jest jednak całkiem skuteczna. Otóż ten serwis streamingowy od niedawna wdrożył w życie strategię dodawania przy premierze serialu trzech pierwszych odcinków, a potem w standardowy, cotygodniowy sposób resztę. Wydaje się to dziwne, ale jakby tak się nad tym zastanowić, ma to w sobie dużo sensu. W końcu wszędzie można się spotkać z opinią, że trzy odcinki wystarczą, żeby ocenić, czy serial się spodoba, czy nie.
Do tego taka ilość epizodów wystarczy, żeby nas na produkcję nakręcić, jeśli nam się spodoba na tyle, żeby do niej powrócić za tydzień i każdego kolejnego tygodnia. Jestem pod wrażeniem tej strategii, bo naprawdę w większości przypadków oszczędza mi czasu i w ciągu jednego dnia mogę stwierdzić, czy odłożę daną produkcję na półkę, czy będę niecierpliwie czekać na kolejny odcinek. Jednocześnie tak jak przy standardowej metodzie, skraca mi to oczekiwanie na następny sezon, ale jeśli pierwsze odcinki mi się spodobały, to jest już mniejsze prawdopodobieństwo, że stracę tygodnie życia na ciąg dalszy.
Przedsmak i długi odwyk
Przy Hulu wspomniałam o specyficzności metody, ale to Amazon jest królem dziwactw, jeśli chodzi o strategię. Najpierw wypuszcza piloty dla kilku serii, które być może ma w planach kontynuować i jeśli decyzja się utrzyma, to czasami nawet po roku dodaje resztę. O ile trzy odcinki w większości wystarczą, żeby ocenić serial, tak po samym pilocie praktycznie niemożliwe jest, aby zdecydować, czy produkcja będzie warta czekania tyle czasu, żeby oglądać ją dalej. Z plusów jednak zazwyczaj te piloty są ogólnodostępne, publikowane przez samego Amazona na Youtubie i właśnie to, jaką informację zwrotną dostaną od oglądających, decyduje czy serial dostanie dalszą kontynuację. Na każdy plus jest też minus, więc według mnie po roku mało kto będzie pamiętał, że był bardzo podekscytowany daną produkcją, żeby z takim samym zapałem do niej powrócić, skoro to był tylko jeden odcinek, który trzeba będzie i tak obejrzeć jeszcze raz dla przypomnienia.
Strategie emitowania seriali, netflix, hulu, streaming,
Różne, dziwne kombinacje
Strategią, która działa tylko w przypadku danego gatunku i odbiorców, jest emitowanie pojedynczych klipów na różnych mediach społecznościowych, które dopiero pod koniec tygodnia składają się w jeden odcinek emitowany w telewizji. Mam na myśli norweską stację NRK i ich najbardziej znaną produkcję „Skam”. Metoda, jak się okazuje, jest bardzo skuteczna wśród młodzieży, która dosłownie zamiera i zatrzymuje swoje życie, żeby zobaczyć nowy klip. Jednocześnie poprzez wstawianie pełnego odcinka ze wszystkimi fragmentami, dają możliwość na normalne oglądanie dla tych, którzy wolą zobaczyć taki epizod na spokojnie.
Adult Swim też czasami publikuje nowe odcinki trochę inaczej. Nie dotyczy to „Rick and Morty”, ale w przypadku „Hot Streets” dodają co tydzień po dwa odcinki, a nie jeden. Myślę, że taka strategia nie ma większego wpływu na odbiór i nie robi różnicy, ale warto o niej wspomnieć.
Niezależnie od strategii, sami tak naprawdę decydujemy, w jaki sposób najlepiej nam się ogląda. Nikt nie broni też mieszać metod. Można obejrzeć na raz cały sezon serialu emitowanego cotygodniowo, ale dopiero jak się skończy. Jak jest się jakiegoś rodzaju czarownicą samokontroli, to można sobie dawkować też serial, który jest w całości już wrzucony. Ważne, żeby czerpać z tego największą radość.
...
Seriale to tez nie jest spontaniczna tworczosc. Tez tam stosuja psychomanipulacje aby przyciagac. To samo w grach. Gdy jest kasa to chodzi tylko o nia!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 10:23, 02 Kwi 2018 Temat postu: |
|
|
Wypija 30 puszek energetyków dziennie. Uzależnienie powoli niszczy jej organizm
Spożywa w ciągu dnia 3 tysiące kalorii. Równa się to dokładnie 200 łyżeczkom cukru. Brytyjka otwarcie przyznaje, że jest uzależniona. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak energetyki wpływają na nasz organizm.
Historię 29-letniej Emmy Forrest opisali dziennikarze BBC. Brytyjka przyznaje, że napoje to dziś najważniejszy element jej diety. Emma je tylko jeden posiłek dziennie. Resztę "jadłospisu" stanowią już tylko energetyki. – Zaczęło się trzy i pół roku temu. Na początku wypijałam trzy, czasem sześć puszek napoju. Pamiętam dzień, w którym pierwszy raz kupiłam 20 energetyków i od razu je wypiłam. Skończyło się migreną – opowiedziała w programie Kaye Adams, brytyjskiej odpowiedniczki Ewy Drzyzgi. Do energetyków szybko dołączyły inne napoje gazowane i tak dziewczyna opiera swoją dietę tylko na słodzonych, niezdrowych napojach.
- Nie jem śniadania. Jedyny mój posiłek to ten około 15.00. Dzień temu zjadłam bagietkę i tyle. Ale nie czuję się głodna. Słodkie napoje rekompensują mi wszystko. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że wstaję rano i piję świeży sok owocowy. Naprawdę. Ale wiem, że to uzależnienie mnie wykończy, dlatego zgłosiłam się po pomoc – mówi kobieta.
bbc
Dietetyk Kawther Hasham wyjaśnia: - Poziom cukru w niektórych napojach energetycznych jest naprawdę wysoki. Konsekwencją picia ich, jest wzrost masy ciała. Co za tym idzie, zwiększa się ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2. Energetyki nie mają żadnej wartości odżywczej. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wielu witamin potrzebuje na co dzień nasz organizm. Tak ich nie otrzymuje w ogóle. Warto też zaznaczyć, że osoby spożywające tego typu napoje będą miały poważne problemy z uzębieniem.
Podkreśla też, że energetyki mają dużą zawartość kofeiny. Co to oznacza? Emma ma poważne problemy z zasypianiem. Organizm, by spalić kalorie, nie daje jej zasnąć. Na siłę próbuje pozbyć się dodatkowego "ładunku". Reakcję organizmu na napój energetyczny można porównać do wydobycia z siebie wszystkich sił w obliczu niebezpieczeństwa. I tym właśnie powinna być nasza kofeina w puszce: rozwiązaniem awaryjnym.
Duże ilości kofeiny i cukru zawarte w energy drinkach mają ogromny wpływ na rytm serca i ciśnienie krwi. I uzależniają.
Innym skutkiem ubocznym energetyków są choroby nerwowe, a nawet neurozy. Niektóre zawierają GLUCURONOLACTONE. Ten produkt chemiczny został stworzony w latach 60. przez Departament Obrony Stanów Zjednoczonych. Miał służyć żołnierzom w zwalczaniu stresu podczas wojny w Wietnamie. Działa jak halucynogenny narkotyk. Szybko się jednak okazało, że jest śmiertelną trucizną, wpływającą na pojawianie się migreny, guzów mózgu i chorób wątroby. Dlatego w armii został wycofany. Dziś jednak można go znaleźć w niektórych napojach energetycznych.
A producenci przekonują o wspaniałych właściwościach, które likwidują zmęczenie, poprawiają wydolność organizmu, a nawet sprawność seksualną. - To jedno wielkie kłamstwo! Sądzę, że wzorem innych krajów sprzedaż napojów energetyzujących powinna być regulowana także w Polsce - podkreśla prof. Mariusz Jędrzejko w rozmowie z WP.
- Napoje energetyzujące i kawa nie nawadniają organizmu, wręcz przeciwnie. Tymczasem właściwy bilans wodny wpływa na pracę naszego mózgu. Już 1 proc. utrata wody powoduje spadek sprawności mózgu o niemal 10 proc. – dodaje.
...
Od wszystkiego mozna sie uzaleznic wiec uwazajcie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136465
Przeczytał: 52 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 8:09, 14 Kwi 2018 Temat postu: |
|
|
Efekty spożywania nawet małych ilości alkoholu są dużo gorsze, niż sądzono.
Najnowsza meta-analiza badań nt. konsumpcji alkoholu wykazała brak korzyści zdrowotnych z jego nawet umiarkowanej konsumpcji, poddaje również w wątpliwość wytyczne mówiące o tym, ze mężczyźni bezpiecznie mogą pić dwukrotnie więcej, niż kobiety. Dane zebrano na próbce 600,000 ludzi z 19 krajów.
...
Chyba waga ciala sie liczy? Mezczyzni nie sa dwa razy ciezsi. Oczywiscie jest grozny bo uzaleznia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|