Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Gdy nagle dotyka sstraszne cierpienie ...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13, 14, 15, 16  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:47, 13 Sty 2018    Temat postu:

Tuż przed śmiercią napisała list. „Mam 27 lat, nie chcę odchodzić”
Dominika Cicha | 13/01/2018

Facebook - Holly Butcher
Udostępnij 77 Komentuj 0
Australijka Holly Butcher zmarła po wyczerpującej walce z rakiem kości. Niedługo przed śmiercią napisała dla nas wiadomość…

Miała jasny plan na życie: uprawiać sport, dbać o zdrowie, założyć rodzinę z ukochanym mężczyzną i zestarzeć się z nim w otoczeniu wesołej gromadki. Ale w wieku 26 lat usłyszała diagnozę: mięsak Ewinga, złośliwy nowotwór kości.

Holly Butcher zmarła na początku stycznia 2018 roku, ale zdążyła jeszcze napisać poruszający list, w którym podzieliła się swoimi przemyśleniami. Na Facebooku zareagowało na niego 198 tys. internautów z całego świata. Co ich tak poruszyło?

Przeczytajcie fragmenty.

To dziwne – zdać sobie sprawę ze swojej śmiertelności i zaakceptować ją w wieku 26 lat. To jedna z tych rzeczy, które ignorujesz. Dni mijają jeden za drugim, a ty oczekujesz, że tak już będzie zawsze. I nagle wydarza się coś, czego się nie spodziewasz. Zawsze wyobrażałam sobie, jak się starzeję – siwa, ze zmarszczkami, wśród pięknej rodziny z wieloma dziećmi, którą planowałam zbudować z miłością mojego życia. Pragnęłam tego tak bardzo, że aż boli.

Takie właśnie jest życie: kruche, cenne, nieprzewidywalne. Każdy dzień jest darem, a nie czymś, co nam się należy.

Mam teraz 27 lat i nie chcę odchodzić. Kocham swoje życie. Jestem szczęśliwa. Zawdzięczam to tym, których kocham. Ale straciłam już kontrolę.
Czytaj także: 10 najważniejszych rzeczy, których nauczyłem się po śmierci synka
Jak dodała, rzadko kto na co dzień myśli o swojej śmierci. Wydaje nam się, że przemijanie wciąż nas jeszcze nie dotyczy i marnujemy czas na rzeczy, które nie są tego warte. „Chciałabym, żeby ludzie przestali się martwić małymi, nic nieznaczącymi, stresującymi sytuacjami. Żeby spróbowali pamiętać, że wszystkich nas spotyka ten sam los. Róbcie co możecie, żeby wasz czas był wartościowy i wspaniały” – podkreśliła.

Weź głęboki wdech, spójrz jak błękitne jest niebo i jak zielone są drzewa. Pomyśl, jakim jesteś szczęściarzem, że możesz robić tylko to – oddychać.

Być może utknąłeś dzisiaj w korku albo twoje śliczne dzieci nie dały ci w nocy spać. Może fryzjer obciął ci włosy zbyt krótko, albo twoje nowe paznokcie mają odpryski. Twoje piersi są za małe, masz cellulit albo fałdki na brzuchu.

Odpuść… Przysięgam, że nie będziesz o tym myśleć, kiedy przyjdzie twój czas. Kiedy patrzysz na swoje życie jako całość, to naprawdę nie ma znaczenia.
Holly zachęciła też, by doceniać każdy dzień, w którym nie czujemy bólu. Nawet jeśli mamy skręconą kostkę czy walczymy z grypą, powinniśmy się cieszyć – bo to kiedyś minie. Nie powinniśmy też narzekać na ciężką pracę czy ćwiczenia fizyczne. To, że możemy się ruszać, jest ogromnym darem!

„Dawaj, dawaj, dawaj – pisała dalej. – To prawda, że zyskujesz więcej szczęścia, kiedy robisz coś dla innych, a nie dla siebie. Żałuję, że nie mogłam zrobić tego więcej. Od kiedy jestem chora, poznałam najbardziej niesamowitych i życzliwych ludzi. Nigdy tego nie zapomnę i zawsze będę im wdzięczna”.

Czytaj także: „To już mój ostatni list”. 5 lat po śmierci ojca dostała niezwykły prezent
27-latka stworzyła też listę rzeczy, które powinniśmy robić w życiu – zamiast marnować je przed ekranem.

Wstań czasem wcześniej i posłuchaj śpiewu ptaków, patrząc na piękne kolory podczas wschodu słońca.

Słuchaj muzyki… Naprawdę słuchaj. Muzyka jest terapią. Zwłaszcza ta stara.

Przytulaj swojego psa. Będę za tym tęsknić.

Porozmawiaj z przyjaciółmi. Odłóż telefon. Czy wszystko u nich dobrze?

Podróżuj, jeśli to jest twoim pragnieniem. A jeśli nie – nie rób tego.

Pracuj, żeby żyć, a nie żyj, żeby pracować.

Poważnie, rób to, co sprawia radość twojemu sercu.

Zjedz ciastko. Żadnego poczucia winy.

Mów „nie” rzeczom, których nie chcesz robić.
Na końcu Holly zachęciła wszystkich do oddawania krwi. Bo to właśnie dzięki krwiodawstwu dostała dodatkowy rok życia. Jak stwierdziła – najlepszy rok życia.

...

To bylo bohaterskie zycie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:32, 15 Sty 2018    Temat postu:

Modelka straciła obie nogi. Wszystko przez zły tampon

Dzisiaj, 15 stycznia (15:19)
Lauren Wasser, modelka z Los Angeles przeszła właśnie amputację drugiej nogi. Powodem jest wstrząs, do którego doszło po tym, jak użyła niewłaściwego tamponu.


Problemy ze zdrowiem 29-letniej modelki zaczęły się w 2012 roku. Po użyciu tamponu jej stan zdrowia bardzo się pogorszył. Dostała zawału serca, a jej nerki przestały pracować. Kobieta została przewieziona do szpitala, gdzie musiała zostać wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. Niestety infekcja spowodowała gangrenę i lekarze musieli amputować jej prawą nogę i palce u lewej stopy.
Okazało się, że modelka zapadła na Zespół Wstrząsu Toksycznego (TSS). Amerykance groziła też amputacja drugiej nogi, ale wtedy udało jej się tego uniknąć.

Lauren jednak cierpiała cały czas na ogromny ból drugiej nogi, który utrudniał jej normalne funkcjonowanie. W wywiadach wspominała, że jej ciało produkowało zbyt dużo wapnia, a mózg niejako "kazał odrosnąć palcom", przez co ból w stopie był nie do wytrzymania.
Operacja amputacji jej lewej nogi odbyła się w styczniu. Noga została amputowana poniżej kolana.

Wasser mimo niepełnosprawności pracuje aktywnie w zawodzie. Zajmuje się też edukacją - prowadzi szkolenia dla dziewczyn o tym, jak korzystać ze środków higienicznych.

źródło: Independent
(ag)

...

Cooo! Od jakiegos taponu? To jest mozliwe!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:04, 16 Sty 2018    Temat postu:

Dziadek żegna się z wnuczką. Niedługo oboje odejdą…
Dominika Cicha | 16/01/2018

Ally Parker/Facebook
Udostępnij 0 Komentuj 0
Za kilka dni będę musiała pochować tę śliczną dziewczynkę, a potem swojego tatę – pisze Ally Parker z Florydy.

Od lekarzy usłyszała, że nie ma już żadnej nadziei. Jej 5-letnia córeczka Braylynn umrze w ciągu kilku dni, po bolesnej walce z rakiem mózgu. Kilka miesięcy (lub tygodni) później odejdzie dziadek dziewczynki, który choruje na stwardnienie zanikowe boczne.

Niedawno Ally podzieliła się z internautami zdjęciem, które trudno skomentować… Możecie zobaczyć na nim pożegnanie Seana Petersona z wnuczką. Z powodu choroby mężczyzna nie jest już w stanie mówić, ale jego twarz wyraża cały ból, który w sobie nosi…







„Z jego oczu płynęły łzy i wydobywał się z niego straszny dźwięk. To wszystko, co był w stanie zrobić. Musiałam się odwrócić. Wiedziałam, że nie chce, bym oglądała go w takim stanie” – wspomina tę chwilę Beth Peterson–Hickman, babcia dziewczynki.

O tym, że Braylynn choruje na raka mózgu, rodzice dowiedzieli się 6 grudnia 2017 r. W szpitalu usłyszeli, że dziecku został zaledwie rok życia. Mieli nadzieję, że eksperymentalne leczenie w Meksyku – na które zebrali już w internecie ponad 75 tys. dolarów – zwiększy szanse dziewczynki. Ale te w styczniu spadły do 10 procent. Mała wojowniczka jest już w hospicjum.

Czytaj także: Maciuś, śpiący królewicz. Odszedłeś bez zapowiedzi…
„Wszyscy myśleliśmy, że przeżyją resztę z nas… Nigdy nie przyszło nam do głowy, że moja najcenniejsza mała Braylynn będzie pierwszą, która odejdzie” – jej mama napisała na Facebooku.

„Poprzedni rok był dla nas ciężki, ale nie dam rady opowiedzieć, jak trudny jest i będzie ten rok… Za kilka dni będę musiała pochować tę piękną dziewczynkę. Miesiące, może nawet tygodnie później, będę musiała pochować swojego ojca” – dodała.

Dwoje moich bohaterów odejdzie w tym samym roku. Jak mogło się nam to przytrafić? Co takiego musiało zrobić któreś z nas, żeby na TO zasłużyć? Dlaczego oni muszą nas opuścić? Co powinniśmy zrobić? Nie wierzę, że to się dzieje z jakiegoś powodu.
Ally Parker marzy już tylko o tym, by znalazł się lek na raka mózgu. Żeby żadne dziecko nie musiało cierpieć i umierać tak, jak jej córka.

Dziewczynka zostanie pochowana w sukience podobnej do tej, którą w bajce „Piękna i Bestia” nosiła Bella. To jej ukochana animowana opowieść.

Źródło: dailymail.co.uk, ajc.com, Facebook

...

To jest pelnia zycia!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:36, 16 Sty 2018    Temat postu:

Nie żyje znany DJ MBrother. "Jak macie w rękach zdrowie, macie wszystko"


Dzisiaj, 16 stycznia (10:36)
W wieku 36 lat zmarł Mikołaj Jaskółka, znany jako MBrother. Walczył z nowotworem, którego nazywał bandytą. Niedawno skończył kolejną radioterapię. Producent z Oświęcimia zasłynął przede wszystkim hitem "Trebles".

Zdjęcie Mikołaja z 27 grudnia /Facebook /
Zdjęcie Mikołaja z 27 grudnia/Facebook /
W kwietniu 2016 r. u MBrothera, bo takim pseudonimem posługiwał się Mikołaj Jaskółka, zdiagnozowano pierwotnego chłoniaka śródpiersia z dużych komórek B (początkowo lekarze twierdzili, że DJ jest chory na grypę lub cierpi z powodu alergii)
Walkę z nowotworem na bieżąco relacjonował na swoim Facebooku. Po pewnym czasie okazało się, że leczenie w Polsce nie będzie możliwe - wystartowała więc internetowa zrzutka, której celem było zebranie funduszy mających umożliwienie rozpoczęcia terapii w Niemczech lub USA. Z zakładanych 500 tysięcy złotych udało się zebrać prawie 284 tysiące.

Był pełen życia i nadziei. Mimo ciężkiej choroby, a może właśnie przez to, że jej doświadczył, w swoich wystąpieniach na Facebooku był pełen optymizmu i woli życia. Radził wszystkim, by doceniali zdrowie i wykorzystywali je, czyniąc dobro dla innych - piszą faktyoswiecim.pl.
Mikołaj zostawił żonę i dziewięcioletniego syna.
W filmie opublikowanym na youtube pod koniec grudnia ubiegłego roku powiedział: prawdy się nie ukryje. Raz człowiek jest na wozie, raz pod wozem. Trochę mnie sponiewierało, ale jest już lepiej. Nie zapominajcie o tym, że jak macie w rękach zdrowie, to macie wszystko. Nie szukajcie dziury w całym. Jeżeli człowiek jest zdrowy, potrafi przenieść góry. Nie niszczcie swojego zdrowia.

...

Bóg zna sens tego wszystkiego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:03, 16 Sty 2018    Temat postu:

Nie żyje policjantka Kinga Kęsik. "Walczyła z nowotworem do końca"


Dzisiaj, 16 stycznia (12:24)
Zmarła Kinga Kęsik, dawniej Szweda, policjantka z Tucholi i mistrzyni fitness. Przegrała walkę z nowotworem. O śmierci aspirant Kingi Kęsik poinformowała policja na jednym z portali społecznościowych.


Ponad rok temu u Kinga Kęsik lekarze zdiagnozowali nieoperacyjną postać raka żołądka w zaawansowanym stadium. Lekarze w Polsce nie dawali jej szans, zaczęła więc szukać pomocy za granicą.

Aby mogła się leczyć w klinice w Niemczech, przyjaciele zorganizowali zbiórkę pieniędzy w internecie.
W akcję pomocy Kindze włączył się m.in. Zbigniew Wodecki, który w ubiegłym roku charytatywnie zagrał dla niej koncert. Pomagali także policjanci. Zorganizowali aukcję, na której można było m.in. wylicytować rękawice bokserskie z autografem Dariusza Michalczewskiego i Krzysztofa "Diablo" Włodarczyka.

Mimo zaangażowania wielu osób, nie udało się jej uratować. W poniedziałek 15 stycznia policja poinformowała, że funkcjonariuszka zmarła.
"Bardzo smutna dla nas wiadomość. Łączymy się z rodziną w bólu. Kinga walczyła z nowotworem do końca. Za szybko, za młodo" - czytamy w oświadczeniu.
Kinga Kęsik wicemistrzynią świata i mistrzynią Europy w fitnessie sylwetkowym.
Zmarła w wieku 32 lat.

...

Bóg powołał...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 0:01, 17 Sty 2018    Temat postu:

Wpadł w szał, zadał 12 ciosów nożem. Weteran z Afganistanu skazany za zabójstwo


Dzisiaj, 16 stycznia (20:31)
Na karę 25 lat więzienia skazał Sąd Okręgowy w Olsztynie 30-letniego byłego żołnierza, weterana zagranicznych misji wojskowych w Afganistanie, za zabójstwo kobiety na tle rabunkowym. Do zbrodni doszło ponad rok temu w Giżycku. Wyrok nie jest prawomocny.

Wyrok nie jest prawomocny (zdj. ilustracyjne) /RMF FM
Wyrok nie jest prawomocny (zdj. ilustracyjne)/RMF FM
56-letnia kobieta była znajomą oskarżonego. Mężczyzna odwiedził ją w mieszkaniu dwukrotnie, rano i w godzinach popołudniowych, gdy przyjechał do jednostki wojskowej. Miał "rozliczyć się z wojskiem" po tym, jak zwolniono go ze służby.
Mężczyzna zaatakował kobietę, gdy - jak mówił - przeglądała mu portfel. Wówczas w szale zadał jej 12 ciosów nożem, w wyniku czego kobieta zmarła. Następnie Robert J. zrabował jej 860 zł, walizkę, tablet, aparat fotograficzny i inne rzeczy osobiste. Przed sądem odpowiadał dodatkowo za podrobienie 100-złotowych banknotów na kserokopiarce.

Sąd skazując oskarżonego ocenił, że jest on winny zarzucanym mu czynów: dopuścił się zabójstwa i obrabował swoją ofiarę.

Sąd wymierzając karę po przeprowadzeniu całego postępowania dowodowego uznał, że dla oskarżonego kara 25 lat pozbawienia wolności jest sprawiedliwa. Mimo iż prokurator domagał się kary dożywotniego więzienia, sąd przyjął, że są różne okoliczności obciążające, jak i łagodzące, które powodują, że 25 lat będzie karą adekwatną - podkreślił sędzia Wacław Bryżys.

Jak podkreślił sędzia Bryżys, oskarżony mężczyzna był zawodowym żołnierzem, służył na misjach zagranicznych m.in. w Afganistanie. Po powrocie do kraju "nie mógł się odnaleźć", rozpadło mu się małżeństwo, zaczął nadużywać alkoholu i brać narkotyki. Jak dodał, jego życie potoczyło się źle i jak zaznaczył sędzia "oskarżonemu można by tak po ludzku współczuć".

Sąd wymierzając karę brał pod uwagę to, że oskarżony brał udział w działaniach wojennych, ale nawet jeśli zaczął chorować po powrocie do kraju na zespół stresu pourazowego, to powinien podjąć specjalistyczne leczenie. Specjaliści wskazują, że zespół stresu pourazowego może powodować apatie, otępienie i agresję - podkreślił sędzia.


...

On tez jest ofiara..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:13, 17 Sty 2018    Temat postu:

„Obiecała mi, że kiedyś oprowadzi mnie po niebie”
Dominika Cicha | 16/01/2018

Kinga Szweda "jestem aby pomagać"/Facebook
Udostępnij 135 Komentuj 0
„Prawem życia jest walka. Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą” – powtarzała Kinga Kęsik (z d. Szweda). Taką właśnie wojowniczką była. I w sporcie, i w heroicznych zmaganiach z rakiem żołądka.

Kochali ją mieszkańcy kujawsko-pomorskiego. Podziwiali kulturyści i pasjonaci fitnessu z całego świata. Polegali na niej koledzy z policji. Szanowały dzieciaki, które – mając sporo na sumieniu – spotykały ją na komisariacie i dostawały od niej nadzieję.

Kiedy w 2016 roku zdiagnozowano u niej zaawansowane stadium nieoperacyjnego raka żołądka, miała na kogo liczyć. W szpitalach w Polsce nie było dla niej szansy, ale pomoc znalazła w Niemczech. Błyskawicznie ruszyła internetowa zbiórka pieniędzy. W zaledwie 28 godzin udało się uzbierać 61 tys. zł na pierwszy etap leczenia. „Dzięki wam jadę po swoje szczęście – trzymajcie mooooocno kciuki:) kocham was!” – pisała do darczyńców.

Czytaj także: 14 łóżek do umierania. S. Michaela Rak, jej wileńskie hospicjum i list do Boba Dylana


Kinga Kęsik: jestem, aby pomagać
W akcję pomocy włączali się koledzy z pracy i znani Polacy. Jeden z policjantów, podkomisarz Marek Łuczak, wydał płytę, z której dochód przeznaczył na leczenie Kingi. Inni funkcjonariusze zorganizowali aukcję, na której można było licytować rękawice bokserskie z autografami Krzysztofa Włodarczyka i Dariusza Michalczewskiego. Koncert charytatywny zagrał też Zbigniew Wodecki.

Kinga Kęsik widziała, że szybko się nie podda. Wolę walki miała we krwi. Po pracy trenowała przez wiele godzin, przestrzegała restrykcyjnej diety, nigdy nie szła na skróty. Jej wysiłek się opłacił. Zwyciężyła w mistrzostwach Polski i Europy w fitnessie sylwetkowym. W mistrzostwach świata zajęła drugie miejsce.

Mieszkańcy Tucholi zapamiętają ją jako piękną, uśmiechniętą, pełną energii. Dobrą policjantkę, która od dziecka marzyła o tej pracy i świetnie się do niej nadawała. „Jestem tu, aby pomagać” – mówiła. Najpierw walczyła z przestępczością, potem pracowała z dziećmi w zespole ds. nieletnich. Jej choroba była dla wszystkich szokiem.

Zmarła 15 stycznia 2018 r. Miała 32 lata.

Czytaj także: Jak zawiodłem się na Bogu, a On zawiódł się na mnie. Wiara z rakiem w tle


Rozmawialiśmy z Kinią, jak jest na górze
Jej przyjaciel Maciej Ropiak napisał na Facebooku: „Kinia od dłuższego już czasu wiedziała, że nie ma najmniejszych szans, by wyszła z tego. (…) Już dawno pogodziła się z tym, że niedługo odejdzie, przygotowując sprawy związane z własnym pogrzebem, wybierając zdjęcie oraz przygotowując najbliższych na to, co nieuniknione”.

Jak dodał, ostatnie dwa miesiące były dla Kingi Kęsik potworne. „Uwierzcie mi, że przeżyła horror na ziemi!!! Powiedziała do mnie: Maciek, każdego dnia kiedy otwieram oczy jestem wściekła, że jeszcze żyję! Tak bardzo chciałabym już odejść, by się nie męczyć… Uwierzcie mi, że doświadczyła w ostatnim czasie niewyobrażalnego cierpienia, krzycząc z bólu i błagając na głos o odejście… Ona wprost błagała Boga w duszy, by ją zabrał… (…) Głęboko wierzę, że tam na górze zostanie wynagrodzone jej cierpienie jakiego doznała tutaj na ziemi, a na jakie z pewnością nie zasłużyła…”.

To z pewnością jedna z bardziej wartościowych kobiet, jakie poznałem w swoim życiu… pełna wrażliwości na ludzkie cierpienia, z prawdziwą dusza sportowca a nie pozerstwa, kobieta o niebywałej urodzie i uśmiechu, który zjednywał sobie wielu ludzi…. była mi o tyle bliska, gdyż miałem wrażenie, że jesteśmy ulepieni z tej samej gliny… dlatego rozmowy wychodziły nam tak swobodnie… szczera, konkretna i pełna wartości – taką ją zapamiętam…

W jednej z rozmów o życiu wiecznym powiedziała mi, że chciałaby być ptakiem, by czuć się wolną… obiecała mi również, że do czasu, kiedy do niej dojdę, przygotuje mi już jakieś ciepłe miejsce… oprowadzi mnie po niebie i pokaże, gdzie jest najwięcej dobrego jedzenia Smile… (zmiany interpunkcyjne – red.)

...

Potwierdza sie ze dobrzy odchodza czesto wczesnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:47, 23 Sty 2018    Temat postu:

Codziennie pokonuje 24 kilometry, by odprowadzić niepełnosprawnego wnuka do szkoły


Dzisiaj, 23 stycznia (11:47)
Z miłości do wnuka jest gotowa na każde wyrzeczenie. 76-letnia Szi Juing z prowincji Guangxi w południowych Chinach dwa razy dziennie odprowadza 9-letniego wnuka do szkoły. Chłopiec jest niepełnosprawny. Kobieta codziennie pokonuje 24 kilometry, pchając wózek z Dziangiem. Pogoda nie ma znaczenia.


Tak długo, jak starczy mi sił, będę to robić - opowiada zdeterminowana babcia. Chłopiec ma porażenie mózgowe. Nie może chodzić i potrzebuje 24-godzinnej opieki.
Dziang chodzi do szkoły od czterech lat. Lekcje odbywają się dwa razy dziennie. Babcia zaprowadza go codziennie, bez względu na pogodę. Dumna 76-latka podkreśla, że jej wnuk jest bardzo inteligentny. Chłopiec świetnie radzi sobie m.in. z matematyką.
Babcia sama opiekuje się 9-latkiem. Jego ojciec, by zarobić na utrzymanie, wyjechał do innego miasta do pracy. Z powodu choroby 9-latka i wydatków na leczenie, mają bowiem ogromne długi. Matka zostawiła rodzinę i wyszła ponownie za mąż.
Chłopczyk dopiero od ubiegłego roku ma wózek inwalidzki. Dostał go od lokalnych władz. Wcześniej babcia przewoziła go na rowerze.
"Daily Mail"


...

Cierpiernie rodzi troskę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:11, 02 Lut 2018    Temat postu:

Dominika Cicha
Wylosuj sobie patrona na cały rok!

Piotr Bogdanowicz
Po czym poznać leniwego człowieka? Oto cztery jego cechy według Biblii

Ks. Łukasz Kachnowicz
Ksiądz zdradza, ile trzeba dawać w kopercie podczas kolędy

Redakcja
Mackiewicz: Jestem tu bliżej Boga. I śpiewa Abba Ojcze [wideo]

Dominika Cicha
Zobaczyli zdjęcie córki na plakacie proaborcyjnym. Twitter przeprasza

Katarzyna Szkarpetowska
Panie Boże, pamiętaj, że w piątek jest sprawdzian z historii! Dzieci piszą listy do Boga

Magda Jakubiak
7 najciekawszych współczesnych kościołów w Polsce

Tomasz Reczko
„Do Jezusa Ipanienki” – najpopularniejsze przejęzyczenia w kolędach

Aleksandra Gałka
Żona Mackiewicza dziękuje za pomoc. „Proszę nie mówić o Nim źle… był, jest Pięknym i Dobrym Człowiekiem”

Dominika Cicha
Babcia Aniela poprosiła o chustkę, naftę i drewno. A dostała… dom!

Dominika Cicha
Wylosuj sobie patrona na cały rok!

Piotr Bogdanowicz
Po czym poznać leniwego człowieka? Oto cztery jego cechy według Biblii

Ks. Łukasz Kachnowicz
Ksiądz zdradza, ile trzeba dawać w kopercie podczas kolędy

Redakcja
Mackiewicz: Jestem tu bliżej Boga. I śpiewa Abba Ojcze [wideo]

Dominika Cicha
Zobaczyli zdjęcie córki na plakacie proaborcyjnym. Twitter przeprasza

Katarzyna Szkarpetowska
Panie Boże, pamiętaj, że w piątek jest sprawdzian z historii! Dzieci piszą listy do Boga



DOBRE HISTORIE
Życie w rytmie respiratora. O Robinie Cavendishu, bohaterze filmu „Pełnia życia”
Dominika Cicha | 02/02/2018

LFI/Avalon.red/REPORTER | Robin Francis Cavendish/Facebook
Udostępnij Komentuj
„Mój ojciec mógł zostać w szpitalu, ale nie uważał, że to najlepsze życie z możliwych. Wolał być oddzielony od śmierci o zaledwie dwie minuty, ale żyć pełnią życia” – mówi Jonathan Cavendish, syn Robina i jednocześnie producent nowego filmu.

Dwie minuty – tyle wystarczyło, by odłączony od maszyny Robin Cavendish umarł. Gdy zabrakło prądu, żona i syn rytmicznie ściskali balon z powietrzem, zamieniając się w żywy respirator. Pewnego razu – nie dość, że półtora tysiąca kilometrów od domu, to jeszcze na poboczu drogi – pobili w tym 36-godzinny rekord.



Robin Cavendish i choroba Heinego-Medina
Nim Robin Cavendish usiadł na wózku wyposażonym w respirator i zmienił życie tysięcy niepełnosprawnych, zebrał sporo doświadczeń. Urodził się w 1930 roku w Middleton. Po ukończeniu college’u wstąpił do Królewskiej Akademii Wojskowej w Sandhurst. Opuścił ją po 7 latach (ze stopniem kapitana) i zdecydował, że będzie handlował herbatą w Afryce.

Jednak za swój największy sukces poczytywał zdobycie serca pięknej Diany Blacker, do której jego rówieśnicy mogli tylko wzdychać w ukryciu. Po ślubie (w 1957 r.) Robin zabrał żonę do Kenii i wkrótce dowiedział się, że na świat przyjdzie jego pierwsze dziecko. Czuł, że niczego więcej mu w życiu nie potrzeba. Ale jak to ze szczęściem bywa – wystarczy chwila, by rozpadło się na kawałeczki jak porcelanowa figurka.

28-letni Robin zaczął czuć się źle. Zaledwie w ciągu kilku dni wylądował na szpitalnym łóżku, z rurą w szyi, podłączony do oddychającej za niego maszyny. Gdy Diana zapytała lekarza, kiedy cofną się te zmiany, usłyszała: „To polio. Paraliż od szyi w dół jest nieodwracalny. Pani mężowi zostały może 3 miesiące życia”.

Jednak po 12 miesiącach Robin żył nadal, skrajnie załamany. Błagał, by odłączyć go od respiratora. Swojej zaledwie 25-letniej żonie powtarzał: „Zaczniesz od nowa”. Ale ona, choć rozumiała jego rozterki, nie chciała pozwolić mu odejść. Każdy, kto ją znał, mówił: to była po prostu miłość.

Czytaj także: Cyrk motyli i Nick Vujicic, czyli jak odnaleźć nadzieję


Cavendish & Hall, czyli wózek z respiratorem
Diana zaaranżowała… ucieczkę i zabrała męża do domu. Lekarze łapali się za głowy, ale ona dobrze wiedziała, co ją czeka. Ukradkiem podpatrywała pielęgniarki, więc wiedziała, jak wygląda pielęgnacja sparaliżowanej osoby. „Moja mama musiała stać się świetnie zorganizowana, kompetentna i odważna” – wspomina Jonathan Cavendish.

Kiedy Robin opuszczał szpital, pacjenci chorzy na polio po cichu mu zazdrościli. Wielu z nich zostało zamkniętych w maszynach zwanych „żelaznymi płucami”. To rodzaj respiratora generującego podciśnienie, stworzonego w l. 20. ubiegłego stulecia. Co ciekawe – kilka takich maszyn jest w użyciu do dziś. W jednej z nich – już 66 rok! – mieszka doktor prawa, Paul Alexander. W latach 50. i 60. takie „więzienie” było dla wielu chorych jedyną szansą na życie.




Wikipedia | Domena publiczna
Żelazne płuco w użyciu, fotografia ilustracyjna.


Robin, który wrócił do domu i miał się świetnie, dał pacjentom z polio wielką nadzieję. Organizował przyjęcia, spotykał się z przyjaciółmi, uwielbiał żartować. Ludzie lgnęli do niego, poszukując wsparcia i pocieszenia. Sami też chętnie mu pomagali. Jedną z takich osób był Edward Thomas Hall – naukowiec, profesor Oxfordu. W 1962 roku Robin poprosił go o skonstruowanie fotela na kółkach, połączonego z respiratorem. Dzięki temu wynalazkowi mógł wychodzić z rodziną na spacery i… podróżować! Na początku w rodzinnym vanie, z synem na kolanach. A potem np. samolotem do… Hiszpanii!

Czytaj także: Niepełnosprawny youtuber: Czujesz się bezsilny? Pomagaj innym!


Wózkiem po Hiszpanii, czyli „Pełnia życia”
I właśnie podczas tej podróży – jak opisuje Jonathan Cavendish – „biedny stary wujek podłączył wózek mojego taty do złego gniazdka. Był ogień i dym, zarówno van jak i wózek zatrzymały się. Musieliśmy siedzieć tam przez 36 godzin i pompować tlen ręcznie. Pamiętam to bardzo dobrze, bo miałem 8 czy 9 lat i kiedy przyszła moja kolej, mama powiedziała: Na litość boską, nie zaśnij, bo to zabije twojego ojca – wspomina ze śmiechem. – Hiszpanie, którzy do nas przychodzili, byli trochę przerażeni moim ojcem i jego maszyną. Ale on ich uspokoił, jak to zawsze robił”. Półtora dnia później na miejsce dotarł prof. Hall i naprawił co trzeba.

Robin zdobył sponsora na produkcję wózków. W końcu wymógł też na ministerstwie ich finansowanie. To nie wszystko! W 1970 r., wspólnie z dr. G.T. Spencerem, specjalistą od polio, założył organizację charytatywną „Refresh”, która doprowadziła do powstania ośrodka wypoczynkowego dla niepełnosprawnych i ich rodzin (Netley Waterside House w Southampton). Robin testował kolejne udogodnienia dla chorych na polio, występował na medycznych konferencjach. Udowadniał, że w niepełnosprawności nie chodzi o to, żeby przeżyć, ale – żyć naprawdę. „Jego pozytywne nastawienie było niesamowite i całkowicie zaraźliwe” – podkreśla Jonathan.



[UWAGA: JEŚLI ZAKOŃCZENIE HISTORII WOLISZ ODKYĆ W KINIE, PRZEJDŹ DO KOLEJNEGO AKAPITU]



W l. 90. zaczęły się krwotoki. Robin usłyszał, że prawdopodobnie wkrótce utopi się we własnej krwi. Zdecydował, że podda się eutanazji. Po kilku miesiącach „pożegnalnych imprez”, które Jonathan wspomina jako bardzo wesoły czas w życiu, 64-letni Robin zmarł.

Z domu Cavendishów zniknął dźwięk respiratora, który wyznaczał rytm ich życia.

Czytaj także: „Cudowny chłopak”, czyli film o tym, że wygląd zewnętrzny nas nie definiuje


„Pełnia życia”, czyli syn robi film o rodzicach
„Pełnia życia” to przepiękna opowieść o pasji, miłości i sile, która z pewnością znajdzie się na wyższych filmowych półkach (zwłaszcza za sprawą głównego aktora, Andrew Garfielda). Nie bójcie się, że czeka Was półtorej godziny przygnębienia, bo w filmie nie brakuje soczystego humoru! „Nie chciałem zrobić hagiografii. Nie chciałem niczego wyolbrzymiać. Większość historii o niepełnosprawnych jest dołująca. Ja chciałem zrobić ten film, ponieważ czułem, że życie moich rodziców nie było depresyjne. Było raczej zupełnym przeciwieństwem” – podkreśla Jonathan, syn Robina i Diany, i jednocześnie producent filmu.







Diana Cavendish, która ma w tej chwili 85 lat, też zachwyciła się produkcją. Jedynym zastrzeżeniem był kapelusz, który Claire Foy miała na głowie w jednej ze scen. „W życiu bym takiego nie założyła” – podkreśliła.

„Pełnia życia” (Breathe), reż. Andy Serkis, aktorzy: Andrew Garfield, Claire Foy, Tom Hollander, Hugh Bonneville, Diana Rigg. Premiera w Polsce: 2 lutego 2018.

Czytaj także: Jak to się stało, że ksiądz katolicki i hollywoodzki aktor uczestniczyli razem w rekolekcjach?
Czytaj także: „Tata był zwyczajnym człowiekiem”. Wywiad z synem Desmonda Dossa, bohatera „Przełęczy ocalonych”
Źródła: rotary.org, dailymail.co.uk, independent.co.uk, „Pełnia życia”

...

Zapowiada sie wspaniale! Na pewno podniesie was na duchu!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:20, 07 Lut 2018    Temat postu:

Pacjent zakochał się w pielęgniarce. Co zrobiła, by szybciej wyzdrowiał?
Redakcja | 07/02/2018

Sebastian Parkinson I Shutterstock
Udostępnij 1 Komentuj 0
Pewien Włoch trafił do szpitala z powodu niewydolności nerek i od pierwszego wejrzenia zakochał się w pielęgniarce. Cztery lata później postanowili się pobrać. To nie wszystko!

Nikt nie wie, kiedy pojawi się miłość. Dla Giacoma Schinasiego było to cztery lata temu, w Pizie. Cierpiał na niewydolność nerek i trzy razy w tygodniu musiał jeździć do szpitala na dializy. Tam zakochał się bez pamięci w Cinzii Stracquadaini, jednej z pielęgniarek – podaje włoska gazeta La Nazione.

„Pamiętam, kiedy go zobaczyłam po raz pierwszy, natychmiast wyczułam jego niepokój, troski, wątpliwości” – opowiada Cinzia. Dializy były dla nich okazją, by się poznać, docenić… i pokochać. Oboje szukali okazji do spotkań, czy to w szpitalu, czy poza nim. „Przez długi czas ukrywaliśmy uczucie, które nas połączyło” – opowiada Cinzia.

Kiedy pielęgniarka dowiedziała się, że jej nerki w 99 % są „kompatybilne” z organizmem Giacomo, nie wahała się ani sekundy i zdecydowała, że jedną mu odda. Operacja miała miejsce w lipcu 2014 roku.

Pobrali się 30 stycznia, mówiąc sobie „tak” i przysięgając wierność i wsparcie „w szczęściu i w życiowych próbach, w zdrowiu i w chorobie”. Niestety, autentyczne zakochanie od pierwszego wejrzenia musiało przejść ciężką próbę. Rok po operacji organizm Giacoma odrzucił przeszczep i Włoch w oczekiwaniu na nową nerkę jest zmuszony znowu regularnie poddawać się dializom.

Tekst pochodzi z francuskiej edycji portalu Aleteia

...

Wstrzasajaca historia! Jak widzicie ofiara moze byc,, na darmo" ale nie dla Boga! Poruszajace...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:51, 09 Lut 2018    Temat postu:

Nie ma nogi, ale jego piłkarskie sztuczki przyprawiają o zawrót głowy!
Dominika Cicha | 09/02/2018

@jay_tregaskiss94/Instagram
Udostępnij Komentuj 0
„Odkąd pamiętam, chciałem być profesjonalnym piłkarzem. Żyłem i oddychałem piłką” – wspomina Jamie Tregaskiss. I choć stracił nogę, jego marzenia pozostały bez zmian. Zobaczcie wideo!

Ból po treningu nie był niczym nadzwyczajnym. Jamie spędzał na boisku długie godziny i raczej nie zdarzało mu się wracać bez siniaków czy zadrapań. Ale tym razem biodro i sztywniejąca podczas biegania noga nie dawały mu spokoju. Fizjoterapeuta dwoił się i troił – nic z tego. Doszedł nagły spadek wagi i uporczywe zmęczenie. 13-letni Jamie Tregaskiss trafił do szpitala.

„Na mojej miednicy pojawiła się ciemna plama, jak cień. Zrobili biopsję i okazało się, że to rak” – wspomina. Dokładnie: rzadki kostniakomięsak.

W tamtym czasie całkiem nieźle to znosiłem, bo tak naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, co się dzieje. Byłem po prostu młodym chłopakiem, który cieszył się, że nie musi chodzić do szkoły. Moi rodzice byli ze mną szczerzy, ale to tak rzadka postać raka, że nie wiedzieliśmy właściwie, co będzie dalej.
Po 3 miesiącach chemioterapii lekarze doszli do wniosku, że uratować życie chłopca może jedynie amputacja lewej nogi. I to w biodrze.

Czytaj także: Prawonożna. Historia pierwszej na świecie pilotki bez rąk


Jamie Tregaskiss. 23-letni piłkarz bez nogi
Już wtedy nie był w piłkarskim środowisku anonimowy. Pasja połączona z talentem i ciężką pracą owocowała. Jeszcze przed 11. urodzinami został zauważony przez klub piłkarski Manchester City, a to motywowało go do dalszej walki o wymarzoną karierę. Piłka była całym jego życiem!

To, że nie mogłem grać w piłkę, było najgorszą rzeczą w leczeniu. A potem zdałem sobie sprawę, że już nigdy nie będę mógł grać. Moje marzenia zostały zmiażdżone, ponieważ nie sądziłem, że jeszcze mogę zostać profesjonalistą. Moi rodzice i rodzeństwo nie mogli nic zrobić, żeby mnie pocieszyć.
Na szczęście, Jamie spotkał w szpitalu pacjenta, który opowiedział mu o Manchester City Amputee FC – klubie piłkarskim, w którym grają osoby po amputacjach. Piłkarze biegają często przy pomocy kul, w drużynach 7-osobowych, na nieco mniejszym boisku niż tradycyjnie. Jedna połowa meczu trwa 15-25 minut.

Czytaj także: „Złoty chłopak”. Znany piłkarz kupił dwa domy dziecka


Z kulami po boisku
Po roku bez kontaktu z piłką, Jamie poszedł na trening i błyskawicznie zakumplował się z niepełnosprawnymi piłkarzami, w większości od niego starszymi: byłymi wojskowymi, ofiarami wypadków drogowych czy chorób. Dzięki nabytym wcześniej umiejętnościom, niezawodnej pamięci ciała i uporowi, stał się w drużynie sensacją.

Pierwszy raz był bardzo męczący i zajęło mi trochę czasu, żeby się przyzwyczaić – jak do nowego sportu. Ale myślę, że całkiem dobrze się uniezależniłem. Zacząłem kopać piłkę w parku z kolegami, więc stałem się niezły w bieganiu o kulach.
Dziś Jamiego Tregaskissa nazywa się jednym z najlepszych na świecie piłkarzy po amputacjach. Oprócz meczów rozgrywanych w kraju, 23-latek reprezentuje także Wielką Brytanię na arenie międzynarodowej.

„Jestem dumny z tego, jak daleko zaszedłem. Nawet teraz, z jedną nogą, czuję się jak profesjonalny piłkarz. W pewnym sensie spełniłem moje marzenie z dzieciństwa. I takie byłoby właśnie moje przesłanie dla dziecka, które zachorowało: nigdy się nie poddawaj” – przekonuje.


Czytaj także: Ma opinię boiskowego brutala. Ale poza murawą robi coś wspaniałego!
Czytaj także: Strzelił dwa gole i zwiał z boiska. „Tata dał mi znać, że wody odeszły”
Źródła: mcfcsupportersclub.co.uk, BBC, The Telegraph

..

Wzor nie poddawania sie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:49, 09 Lut 2018    Temat postu:

to tylko pretekst. Do czego?
Jolanta Tokarczyk | 09/02/2018

Materiały prasowe
Udostępnij 2 Komentuj 0
Masaye, słynny japoński fotograf, ma świat u swoich stóp. Ale nagle zaczyna tracić wzrok, czyli w jego wypadku – wszystko. Jak to wpłynie na jego życie? O tym jest „Blask” – film, który otrzymał Nagrodę Jury Ekumenicznego Festiwalu Filmowego w Cannes.

Nie ma nic cenniejszego od piękna, które pojawia się i znika przed naszymi oczami. Zwłaszcza, jeśli to piękno było dotąd czymś zwyczajnym, oczywistym, rodzajem dodatku do życia, na który rzadko zwracało się uwagę.

Tak właśnie żył Masaye, słynny japoński fotograf, który miał świat u swoich stóp, bohater filmu „Blask” w reżyserii Naomi Kawase. Szorstki w kontaktach z innymi, pewny siebie. A może to tylko pozory? Może pod maską twardziela kryje się ogromny dramat człowieka, który nagle zaczyna tracić wzrok? Artysty, dla którego wzrok był wszystkim – narzędziem pracy, sposobem na utrzymanie się. Wysmakowane artystycznie obrazy, gra kolorów i świateł – to całe życie Masaye.

Czytaj także: „Cudowny chłopak”, czyli film o tym, że wygląd zewnętrzny nas nie definiuje


„Blask” – opowieść o traceniu wzroku
Zupełnie inny jest świat Misako. Dziewczyna pracuje jako audiodeskryptorka i z niekłamaną pasją opisuje przedmioty, uczucia i świat dookoła. Tworzy napisy do filmów po to, aby niewidomi i słabowidzący mogli lepiej je zrozumieć. Misako jest drobna, krucha i bardzo przeżywa niepowodzenia oraz krytyczne uwagi, których nie szczędzą jej współpracownicy. A może to także tylko pozory? Może w rzeczywistości to ona jest najsilniejsza ze wszystkich, tylko sama nie zna swoich możliwości?

Tych dwoje spotyka się, kiedy właściwie nic nie powinno się między nimi wydarzyć. On ciągle ją krytykuje, ona nieraz płacze z jego powodu. On traci światło, ona próbuje je dogonić. Kiedy wzrok mężczyzny pogarsza się coraz bardziej, Masaye uświadamia sobie, że odtąd nic już nie będzie takie jak dawniej. Ulubiony aparat stanie się tylko zbędnym rekwizytem, marzenia o godzinach spędzonych w fotograficznej ciemni na zawsze pozostaną tylko marzeniami.

Misako jest młoda, ładna, wrażliwa i… bardzo samotna. Bólu samotności nie są w stanie złagodzić częste odwiedziny u matki, która coraz mocniej podupada na zdrowiu. Ani tym bardziej wspomnienia o ojcu, który pozostawił po sobie tylko kilkanaście jenów, bilet do kina oraz rachunek z kawiarni. Misako zna je na pamięć, tak bardzo tęskni za ojcem.

Czytaj także: Życie w rytmie respiratora. O Robinie Cavendishu, bohaterze filmu „Pełnia życia”


Galeria zdjęć


„Zapach kobiety”, „Carte Blanche”, „Imagine”
Każde na swój sposób potrzebuje światła. Masaye dosłownie walczy o każdy promień słońca i kiedy jeszcze może coś dostrzec, wynajmuje najbardziej nasłoneczniony pokój w okolicy. Misako szuka raczej światła wewnętrznego, wskazówki, która pomoże jej odnaleźć drogę w życiowym zagubieniu. To właśnie jest „Blask”, film, który otrzymał Nagrodę Jury Ekumenicznego Festiwalu Filmowego w Cannes. Podobne historie kino przerabiało jednak już wcześniej. Wystarczy wspomnieć „Zapach kobiety” z mistrzowską rolą Ala Pacino, a zwłaszcza wyśmienite tango, które niewidomy podpułkownik Frank Slade wykonuje z gracją nastolatka. Ta rola zresztą w 1993 roku przyniosła aktorowi upragnionego Oscara.

Polskie kino również podejmowało podobne tematy. Wystarczy wspomnieć chociażby „Carte Blanche” z 2015 roku z doskonałą rolą Andrzeja Chyry, jako niewidomego nauczyciela. Pedagog, mający doskonały kontakt z młodzieżą, postanawia zataić przed przełożonymi swoją chorobę, aby mógł… doprowadzić klasę do matury. Wart odnotowania jest również fakt, że film wzorowano na prawdziwych doświadczeniach tracącego wzrok nauczyciela z okolic Lublina, który także w nim zagrał… osobę o sokolim wzroku.

„Imagine” Andrzeja Jakimowskiego to również film, którego bohaterem jest osoba niewidoma. Tym razem okazuje się nim instruktor niewidomych, który wykorzystując kontrowersyjne metody chce nauczyć młodych pacjentów sztuki orientacji w przestrzeni. Sam już przez to przeszedł i składana laska nie jest mu potrzebna.

Czytaj także: „Jesteś potworem i brzydalem”. Chłopiec, któremu odechciało się żyć


Niepełnosprawność? Może to tylko pretekst…
Tylko czy życie w świecie, w którym za każdym rogiem czai się niebezpieczeństwo, może być życiem w pełni? Czy warto podejmować ryzyko, kiedy na szali będzie trzeba postawić własną egzystencję? A może nie są to tylko filmy o niewidomych, ale niepełnosprawność jest tylko pretekstem, jak to nierzadko w kinie bywa… Pretekstem do opowiedzenia o tym, jak ludzie przygnieceni nadmiarem obowiązków pędzą przez życie jak szaleni i dopiero gdy jakiś zmysł odmawia posłuszeństwa, próbują na chwilę zwolnić, by złapać właściwy, przeznaczony tylko dla nich promień światła…

Jedno jest pewne – kiedy już przyjdzie refleksja, na pewno uświadomimy sobie, że nie ma nic cenniejszego od piękna!

„Blask” japońskiej reżyserki Naomi Kawase w kinach od 09.02.2018

...

Zawsze poruszajace.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:21, 09 Lut 2018    Temat postu:

ie modlitwy są dla Ciebie
Philip Kosloski | 09/02/2018

Alessandro Turchi | PD
Udostępnij Komentuj
Ta święta kobieta nie bez powodu czczona jest jako patronka chorych na raka piersi. Kryje się za tym straszna historia.

Męczeństwo św. Agaty
O życiu św. Agaty, mieszkanki Sycylii w III wieku, wiemy niewiele. Jednak jej śmierć męczeńską w wieku zaledwie 20 lat wspominamy do dziś, gdyż było to męczeństwo szczególne.

Czytaj także: „Przez Twoje Przenajświętsze Rany”. Modlitwa we wszelkiej chorobie i boleści
Agata była piękną kobietą, o której względy starało się wielu. W owym czasie cesarz Decjusz wydał edykt, który nałożył na wszystkich obywateli rzymskich obowiązek złożenia ofiary bogom. W zamian mieli otrzymać dokument zaświadczający o ich wierności cesarstwu i pogańskim bóstwom. Niepodporządkowanie się nakazowi cesarza karane było torturami, a w przypadku ich nieskuteczności – śmiercią.

Zauroczony urodą dziewczyny, miejscowy urzędnik rzymski zapowiedział, że w jej przypadku odstąpi od stosowania edyktu Decjusza, o ile zostanie jego nałożnicą. Jako wierna chrześcijanka, Agata zdecydowanie odmówiła i została wtrącona do więzienia. Tam bito ją i poddano najbardziej wymyślnym i okrutnym torturom, między innymi obcięto jej piersi.

Nieludzko cierpiąc, Agata zwróciła się do swego prześladowcy tymi słowami: „Okrutniku, czy nie pamiętasz już własnej matki i piersi, któreś ssał, że ośmielasz się kaleczyć mnie tak okrutnie?”. Święta najczęściej przedstawiana jest w sztuce z tacą z odciętymi piersiami. Ta właśnie tortura sprawiła, że św. Agata jest uważana za patronkę wszystkich cierpiących na raka piersi oraz mających inne problemy zdrowotne z piersiami.

Agata oddała ducha Bogu w więzieniu. Jej imię usłyszeć można pośród imion innych świętych męczenników Kościoła w Pierwszej Modlitwie Eucharystycznej. Innymi świętymi patronami, o wstawiennictwo których możemy modlić się w przypadku raka piersi, są św. Aldegunda, św. Idzi oraz św. Peregryn. Kolejną świętą, do której można zwracać się z modlitwą w tej sprawie jest św. Zélie Martin, która prawdopodobnie zmarła na raka piersi.



Modlitwy za wstawiennictwem św. Agaty
Zatrzymaj się na chwilę, aby pomodlić się za osoby cierpiące na raka piersi. Możesz odmówić jedną z dwóch poniższych modlitw, prosząc św. Agatę o wstawiennictwo.

O święta Agato, która odrzuciłaś niechcianych zalotników i cierpiałaś bolesne tortury dla oddania się Boskiemu Oblubieńcowi. Broń nas przed gwałtem i innymi atakami, chciej uchronić nas przed rakiem piersi i innymi chorobami kobiet oraz wspieraj nas w pokonywaniu przeciwności. O święta Agato, dziewico i męczennico, módl się za nami teraz i w godzinę śmierci naszej.
Amen.

Wszechmogący Boże, niech nam wyprosi Twoje miłosierdzie święta Agata, dziewica i męczennica, która podobała się Tobie, dzięki męczeństwu i poświęconej Tobie czystości.
Przez zasługi świętej Agaty, naszej patronki, błagamy Cię Boże, umacniaj nas, abyśmy nie zrażali się nigdy trudnościami i bólem, lecz by nasza miłość hartowana w cierpieniu jak w ogniu rozgrzewała serca innych i wiodła nas do Ciebie.
Wszechmogący Boże, niech święta Agata wstawia się za nami i naszymi bliskimi, wyjednuje nam potrzebne łaski, opiekuje się nami i chroni od wszelkich niebezpieczeństw. Przez Chrystusa Pana Naszego.
Amen.

Czytaj także: 8-letni Antonio umiera na raka: „Mamo, Matka Boża przyszła po mnie”
Tekst opublikowany w angielskiej edycji portalu Aleteia

...

To bardzo pomaga.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:20, 11 Lut 2018    Temat postu:

FOR HER

W RODZINIE
Zdobył na wózku Morskie Oko. Skąd miał tyle siły? Od mamy
Małgorzata Bilska | 10/02/2018

[link widoczny dla zalogowanych]
Udostępnij 16 Komentuj 0
Z Marzeną Sadłoń, mamą pięcioletniego Arka, który na wózku zdobył Morskie Oko, inżynierem wiertnictwa, nafty i gazu, autorką bloga nakolkach.com, rozmawia Małgorzata Bilska.

Małgorzata Bilska: Jak to się stało, że została pani blogerką?

Marzena Sadłoń: Chciałam stworzyć miejsce, którego w internecie nie było. Coś, czego potrzebowałam po narodzinach Arka. Ma rozczep kręgosłupa. Szukałam informacji na ten temat, nowych rozwiązań i kogoś, kto myśli trochę inaczej niż wszyscy.

Mój blog nie jest o dziecku niepełnosprawnym. Nie robimy kroniki z pobytów w szpitalu itd. To zwyczajny blog – od innych różni się tylko tym, że na zdjęciach jest dziecko na wózku. Brakowało mi miejsca, w którym ludzie nie użalają się nad sobą, nie koncentrują się na dysfunkcji. Zawsze podkreślam, że jesteśmy normalną rodziną. To, że Arek jeździ na wózku nie oznacza, że mamy się z tym ukrywać lub – w drugą stronę – afiszować. Robić z siebie ofiary, na tym się wybić. To jest taki sam blog, jak wszystkie blogi normalnych, zdrowych ludzi.

Czytaj także: Nie ma nogi, ale jego piłkarskie sztuczki przyprawiają o zawrót głowy!


Na wózku do Morskiego Oka
Arek podbił serca wyprawą do Morskiego Oka. Proszę coś o nim opowiedzieć. Wydaje się fajnym, radosnym dzieckiem.

Już go pani opisała (śmiech). Staram się, żeby nie odczuwał swoich ograniczeń.

Da się?

Da, tylko nie wolno myśleć, że choroba jest priorytetem. Dla nas jest dodatkiem. Trzeba zmienić sposób myślenia.

Na początku chyba nie było łatwo?

Jak Arek się urodził, miałam 19 lat. Nie myślałam, że sobie nie poradzę. Od razu przeprowadziłam się do Krakowa. Po co sobie utrudniać życie, skoro można mieć lepiej? Arek urodził się w maju, od października zaczęliśmy z Adamem studia. Od dziecka marzyłam o ucieczce ze wsi. Kiedy miałam 15 lat, chciałam grać w klubie w piłkę ręczną. I nie mogłam, bo autobus do miasta jeździł kilka razy w ciągu dnia. Dojazdy to był duży koszt, mieszkałam 100 km od Krakowa. Było mnóstwo ograniczeń. Z naszej szóstki został w domu niepełnoletni brat. Wyprowadziliśmy się w wieku 18 lat, żeby stanąć na własnych nogach.

Dla większości ludzi ograniczeniem jest niemożność chodzenia. Słuchając pani mam wrażenie, że to mniejszy problem niż dojazd ze wsi.

Najbliższy szpital był w Krakowie. Moje dziecko potrzebuje większej opieki. Mam prawo jazdy, ale w razie czego karetka tu szybciej przyjedzie. Tak zostaliśmy wychowani. Moja mama urodziła się w Krakowie i zawsze nas pchała do miasta.

Czytaj także: Pięciolatek zdobył Morskie Oko na wózku i zawstydził turystów. Boniek złożył mu pewną obietnicę




Galeria zdjęć


Każdy może marzyć
Wyprawa do Morskiego Oka też była marzeniem?

Nigdy wcześniej tam nie byłam. Ogranicza nas jedynie ilość benzyny w baku (śmiech). Mieliśmy wtedy oboje wolne, mogliśmy iść wszyscy. Zdjęcia jak zwykle ukazały się na blogu i zostały dostrzeżone. Poszła fala zainteresowania. Nie szukaliśmy jej, nie byliśmy przecież pierwszymi ludźmi, którzy dotarli tam na wózku – sami czy z pomocą innych.

Blog promieniuje pozytywną energią. Jak to się robi?

Tworzymy życie takie, jakie chcemy mieć. Ten najgorszy okres z Arkiem mamy już za sobą. Mam nadzieję, że jak dorośnie, będziemy mogli sobie na wiele rzeczy pozwolić.

Czytaj także: Co sprawia, że czujesz, że żyjesz? Spełnij te marzenia!


Każdy musi sam wiedzieć, czy jest szczęśliwy
W tym roku mija 100-lecie uzyskania przez kobiety praw wyborczych. Liczę na to, że wniesie pani coś oryginalnego do dyskusji o płci. Co to znaczy być nowoczesną, spełnioną kobietą?

Szczerze mówiąc nie wiem. Ktoś stworzył teorię, a my staramy się do niej dostosować. Każda z nas sama musi wiedzieć, czy jest zadowolona z życia. Ja robiłam wszystko, żeby być niezależna; mieć swoje konto i pieniądze. Robić coś własnego. Wyjść na kawę, kiedy mi się podoba. Gdybym była uzależniona od faceta, byłabym bardzo nieszczęśliwa. Moja mama siedziała w domu i wychowywała naszą szóstkę. Poświęcała się. Zaczęła odżywać dopiero, jak podrośliśmy. Jest nas 4 dziewczyny i wszystkie mamy takie podejście – nie chcemy być na łasce faceta. Ani w 100 procentach poświęcać się dzieciom.

Może to tłumaczy sposób myślenia pierwszych emancypantek? Były zależne od ojców i mężów. Chciały żyć inaczej niż ich babcie i mamy.

Jedna kobieta woli zostać w domu z dziećmi, druga chce pracować i nie chce mieć dzieci. Trzecia – pół na pół. Nie mam nic do tego, że kobieta chce się poświęcać, to jej wybór.

Mama była szczęśliwa?

Zawsze czegoś jej brakowało. Najważniejsze były zobowiązania, nie mogła zostawić dzieci i pojechać na wycieczkę. Trudno byłoby zabrać nas sześcioro. Na pewno nie chcę w ten sposób działać. Po studiach nie znalazłam pracy w zawodzie. Pracuję jako fotograf ślubny i mogę sama decydować o godzinach pracy. Pasjonowałam się fotografią, chciałam spróbować. Nic nie stało na przeszkodzie. I udało się. Jak Arek podrośnie, spróbuję jeszcze czegoś innego.

Czytaj także: Magda Frączek: Kobieca przyjaźń to ogromna siła


Jak jest problem, to trzeba go rozwiązać
Mówi pani z dużą pewnością siebie. Wbrew temu ma pani „pod górkę” i widzę sporo poświęcenia.

Ja tego w taki sposób nie odbieram. W pierwszym roku nie było wyjścia, to jest jednak małe dziecko. Później już nie. Arek też nie uważa za poświęcenie chodzenia na ćwiczenia. Ktoś płaci i idzie na siłownię, a on – płaci i idzie na rehabilitację. Nie robi nikomu łaski, tylko sobie. Jak nie będzie ćwiczył, nie będzie miał siły, żeby wejść na wózek lub z niego wstać. Nie chcesz iść na ćwiczenia? OK, nie idź, ale ty będzie miał problem – nie ja. Przyjdzie taki wiek, że już ci nie będę pomagać, sam powinieneś sobie radzić. Nie ma myślenia – oj biedne dziecko, idzie na rehabilitację. Czasem Arek mówi: Nie mam siły, nie chcę dzisiaj iść, źle się czuję. Dobrze. Nie musi, nikt mu nie każe. Ale on wie, że robi to dla siebie. Sam widzi, że jak ćwiczy regularnie, ma sprawniejsze ręce, może szybciej jechać na wózku. Wysiłek przekłada się na większe możliwości ruchu. Rehabilitacja nie jest priorytetem – trzeci rok normalnie chodzi do przedszkola, na 8 godzin jak inne dzieci. Korzysta ze wszystkich zajęć. Staram się, żeby to było naturalne. Uwielbia tam chodzić.

Sporo podróżujecie.

Chcielibyśmy więcej. Mamy takie podejście, że jak jest problem, to dopiero wtedy go rozwiązujemy. Nie myślimy z wyprzedzeniem: A co się stanie, jak nam wózka nie podłożą na pasie startowym? Po co się tym przejmować na zapas? Raz Arkowi pękła dętka w wózku. W ogóle nie braliśmy tego pod uwagę.

Koła zapasowego brak.

Musieliśmy tydzień czekać na nową dętkę. Teraz zamówiliśmy 3 czy 4. Dobrze, że to się stało w kraju i niedaleko od domu. Już wiemy, że wystarczy jedna szpileczka i koniec.

Skąd pani czerpie siły na co dzień?

Dużo nam pomogła rodzina, że nas było aż tyle. Na początku mój brat i siostra mieszkali w Krakowie, z nimi zaczynaliśmy. Przyjechała kolejna siostra, żeby się uczyć i też czasem pomagała, jak ja chodziłam na zajęcia. W rodzinie siła.

Co to znaczy „być kobiecą”?

Znać swoją wartość! I czuć się dobrze w swoim ciele.

Część z nas ma z tym problem.

Bo jesteśmy uzależnione od wzorców. Wszystkie się porównujemy. Ja miałam taki wzorzec, że zawsze chciałam zrobić na odwrót niż moja mama (śmiech). Nigdy z siostrami nie pozwolimy sobie na to, żeby być zależne od faceta.

Co mama na to?

Cieszy się.

A tata?

Tata mówi: Róbcie jak chcecie. (śmiech). Jesteście pełnoletnie.

Kto jest dla pani autorytetem?

Nie wiem. Nie utożsamiam się z innymi osobami, nie szukam. Mogę być inna – nie mam z tym problemu.

...

Nie poddac sie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 11:37, 11 Lut 2018    Temat postu:

letniego Kacpra [wideo]
Monika Burczaniuk | 10/02/2018

Ministerstwo Gospodarki Śródlądowej i Żeglugi Morskiej/Facebook
Udostępnij 0 Komentuj 0
„Staram się spełniać swoje marzenia i nie poddawać się, nawet jak się śmieją ze mnie, że mi się nie uda” - 11-letni Kacper postanowił wziąć życie w swoje ręce i zrobił wywiad z ministrem!

Kacper Kozioł chodzi do czwartej klasy Szkoły Podstawowej w Braniewie. Jego rodzinnym miastem jest niewielki Frombork. Jednak mimo pozornie niewielu możliwości, chłopak wykorzystuje wszystkie szanse. Prawie rok temu stworzył kanał Youtube, na którym opublikował pierwszy wywiad z Ewą Siejk, dyrektorem szkoły do której chodzi. W międzyczasie przeprowadził rozmowy z lokalnym senatorem, burmistrzem Braniewa czy komendantem policji. Jednak jego największym marzeniem był wywiad z „szefem rybaków” – ministrem gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Markiem Gróbarczykiem.

Zarówno dziadek jak i tata chłopca są rybakami, dlatego gospodarka morska, mimo młodego wieku, jest mu tak bliska.



Kacper Kozioł. Wywiad exclusive
Dlatego napisał list z prośbą o wywiad. Ku zdziwieniu wielu, minister zgodził się na rozmowę z chłopcem i zaprosił go do siedziby Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Zgodnie z obietnicą, rodzice przyjechali z nim do Warszawy i wspierali w niełatwym zadaniu dziennikarskim. Chłopiec solidnie przygotowany, nie dawał po sobie poznać stresu. Mimo obecności mediów, w momencie rozpoczęcia rozmowy z ministrem wszystkie inne kamery zostały wyłączone.

Czytaj także: O czym pan marzy? Dawid przepytał Rzecznika Praw Dziecka


Jak to jest być ministrem?
Wywiad, mimo że według zapowiedzi miał trwać tylko 10 minut, znacznie się przedłużył. Panowie dobrze czuli się w swoim towarzystwie i szybko znaleźli wspólny język. Wśród szeregu pytań znalazły się między innymi te o słodycze, ulubione ryby (obaj panowie są fanami sandacza), kto go nauczył pływać albo gdzie najdalej był. Na pytanie: jak to jest być ministrem, padła odpowiedź: „Podobnie jak być uczniem tylko trochę dłużej, trochę ciężej i trochę bardziej stresująco. W każdym razie nic się nie zmienia – człowiek musi się cały czas uczyć czegoś nowego, być odpytywanym, a później poprawiać”. Kacper zapytał także czy minister wierzy w św. Mikołaja. Obaj zgodnie stwierdzili, że św. Mikołaj istnieje i warto w niego wierzyć.



Wie Pan, że dziś Międzynarodowy Dzień Pizzy?
Minister Gróbarczyk nie tylko odpowiadał na zadane pytania, ale również interesował się zdaniem chłopca. Na pytanie o trzy życzenia do złotej rybki młody dziennikarz odpowiedział, że chciałby jeść ryby „z ościami” i się nie zakrztusić, a także żeby mieć 1000 subskrypcji na Youtube. „Szef rybaków” został również zaskoczony faktem, że ich rozmowa przypadła na Międzynarodowy Dzień Pizzy.

Czytaj także: Dlaczego chrześcijanie używają symbolu ryby?


Nowy ulubiony wywiad
Dużą część spotkania zajął też temat marzeń. Kacper zapytany o kolejne plany odpowiedział, że chciałby porozmawiać z Pierwszą Damą, „bo jeszcze nikt na świecie nie robił z nią wywiadu”.

Na koniec Kacper okrzyknął wywiad z ministrem Gróbarczykiem „nowym ulubionym” i serdecznie podziękował politykowi za poświęcony czas. Minister wręczył chłopcu prezenty, między innymi związane z morzem: maskotkę w kształcie ryby, jak później ustalono – pstrąga.

...

Walczy i to jest piekne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:42, 11 Lut 2018    Temat postu:

Wydali wszystkie oszczędności na łódź. Żaglówka zatonęła dzień po wypłynięciu
33174183
Para Amerykanów chciała spełnić swoje marzenia o żeglowaniu po wodach całego świata.

Nikki Walsh i Tanner Broadwell marzyli o podróży życia. Chcieli wybrać się w rejs na własnej łodzi. Udało im się odłożyć wystarczającą ilość pieniędzy i kupić 8-metrową żaglówkę. Niestety, nie nacieszyli się długo podróżowaniem. Łódź szybko zatonęła. Oboje przyznali, że są początkującymi żeglarzami.
GoFundMe
Chcąc wyruszyć w morze, sprzedali cały swój dobytek. Para pozbyła się działek, sprzedała meble oraz samochód. Starczyło na kupno 49-letniej żaglówki. Przez kilka miesięcy mieszkali w marinie i przygotowywali zapasy potrzebne podczas ich wyprawy – czytamy w New York Post. Wybrali się w stronę kanału John’s Pass. Trafili jednak na mieliznę, a fale przewróciły łódkę.

Statek nazwali "Lagniappe”. W języku kreolskim oznacza to bonus albo dodatkowy prezent. Para niedoszłych podróżników będzie musiała na pewno wydać dodatkowe pieniądze na podniesienie łodzi, która zatonęła tuż przy brzegu Madeira Beach na Florydzie.
Zobacz także: Podróż życia w 2 minuty
Szacują, że uratowanie statku będzie ich kosztować około 10 tys. dolarów. Samo podniesienie łodzi do wydatek 6700 dolarów. Dla pary jest to spory problem, bo oboje rzucili pracę, a ich całe oszczędności to jedynie 90 dolarów. Szukają teraz pieniędzy za pośrednictwem portalu gofundme.

...

Tez nieszczescie nieporownywalne oczywiscie z choroba. Ale utrata wszystkiego to nie dro biazg.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:24, 17 Lut 2018    Temat postu:

Philip Kosloski | 17/02/2018

PepOmint | CC BY-NC 2.0
Udostępnij 7 Komentuj 0
Wstawiennictwo św. Peregryna dało mu opinię „cudotwórcy”.

Wiadomość o chorobie nowotworowej może być miażdżącym ciosem nie tylko dla ciała, ale i dla ducha chorego. Jest to trudny krzyż, który Bóg w swojej tajemnicy dopuszcza w naszym upadłym świecie.

Czytaj także: Boisz się raka piersi lub znasz kogoś, kto choruje? Te dwie modlitwy są dla Ciebie


Św. Peregryn: patron chorych na raka
Jednak w czasie swego krótkiego życia na ziemi Jezus uzdrawiał wielu ludzi, którzy przyszli do Niego w szczerej wierze. I choć zawsze w przypadku chorób dotykających nas samych czy naszych bliskich musimy szukać pomocy u lekarzy, Bóg chce również, abyśmy wyciągnęli rękę w Jego stronę. Możemy choćby kierować do Niego prośby za wstawiennictwem świętych.

Świętym, który znany jest ze swojego szczególnego, skutecznego wstawiennictwa i uzdrowień chorych na raka jest św. Peregryn, Włoch żyjący w XIV wieku. Peregryn cierpiał na nowotworową zmianę w nodze, która została cudownie uzdrowiona. Już pośmiertnie ogłoszono go patronem chorych na nowotwory, a jego wstawiennictwu przypisane zostały niezliczone cuda.

Czytaj także: Czy każdy nowotwór to rak? I jak zmniejszyć ryzyko zachorowania?


Modlitwa o wstawiennictwo św. Peregryna
Poniżej znajduje się prosta modlitwa z prośbą o wstawiennictwo św. Peregryna – za nas samych lub za kogoś z naszych bliskich, kto cierpi na raka.

O święty Peregrynie, Ty, którego zwano „potężnym” i „cudownym pracownikiem” z powodu licznych cudów, które otrzymywałeś od Boga dla tych, którzy uciekali się do Ciebie. Przez tak wiele lat znosiłeś na swym własnym ciele chorobę nowotworową, która niszczy samą istotę naszego jestestwa, i który uciekłeś się do Źródła wszelkiej łaski, gdy człowiek był już bezsilny.

Zostałeś wyróżniony wizją Chrystusa, który zszedł z Krzyża, by Cię uzdrowić. Proś Boga i Matkę Boską o uzdrowienie dla tych chorych, których powierzamy Tobie (w tym miejscu przywołaj imiona tych, za których się modlisz). Wsparci w ten sposób przez Twe potężne wstawiennictwo będziemy śpiewać Bogu, teraz i na wieki, pieśń wdzięczności za Jego wielką dobroć i miłosierdzie.
Amen.
Czytaj także: „Przez Twoje Przenajświętsze Rany”. Modlitwa we wszelkiej chorobie i boleści
Tekst opublikowany w angielskiej edycji portalu Aleteia


...

Kazda choroba to cios a powazniejsza niz grypa to tragedia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:08, 17 Lut 2018    Temat postu:

Moje trudne życie z boreliozą
Lauren Jonik | 17/02/2018

Jacqui Miller / Stocksy
Udostępnij 1 Komentuj 0
Długo nikomu nie mówiłam, że przez lata walczyłam z boreliozą. A przecież poważna choroba, która wywraca do góry nogami całe życie, nie jest powodem do wstydu.

Siedziałam na łóżku, we własnym pokoju, w małym miasteczku na przedmieściach Filadelfii. Patrzyłam na kalendarz, który podarował mi dziadek. Na obrazku Matka Boska w niebieskiej szacie spoglądała w dół na odrywane co miesiąc kartki.

Już miałam powiesić go na drzwiach szafy, naprzeciwko plakatu z Debbie Gibson, kiedy zauważyłam coś niezwykłego. Na kalendarzu małym drukiem wypisano liczby wskazujące, ile dni zostało do końca roku. W mojej dwunastoletniej głowie pojawił się pomysł: będę odliczać dni do 16 urodzin. Nie mogłam się już doczekać: prowadzenie samochodu, randki z chłopakami i robienie wszystkiego, czego nie mogłam robić jako dwunastolatka. Zależało mi wtedy tylko na tym, żeby stać się częścią świata dorosłych. Nie wiedziałam, że będę musiała czekać na to wszystko dużo dłużej niż inni.



Borelioza. Choroba wszystko zmieniła
Na krótko przed moimi czternastymi urodzinami zdiagnozowano u mnie boreliozę. Na początku ósmej klasy miałam nawrót choroby, który zostawił trwałe ślady: niezwykle destrukcyjne bóle głowy, bóle mięśniowe i ciągłe poczucie ogromnego zmęczenia. Im bardziej chciałam wyzdrowieć, tym gorzej się czułam. Wciąż jednak łudziłam się, że mogę być jeszcze zwykłą nastolatką, choć nie do końca wiedziałam, co miałoby to niby oznaczać. Ale nie mogłam.

Mimo że korzystałam z pomocy korepetytorów nie radziłam sobie z nauką. Przed chorobą byłam piątkową uczennicą, borelioza sprawiła, że nauka była dla mnie ogromnym wyzwaniem. Słowa stały się jedynie rzędami liter na papierze. Mama musiała mi czytać na głos każde zdanie, a nawet całe książki.

Starałam się jak mogłam, ale postępy w nauce były nikłe. W końcu musiałam zrezygnować ze szkoły. Na rok. Prawie pogodziłam się z myślą, że nie skończę szkoły średniej. Słysząc, że koledzy idą na studniówki i planują studia, czułam coraz mocniej, że coś mnie omija.



Stracone lata?
Zaczynałam wierzyć, że straciłam „najlepsze lata życia”, co wpędzało mnie w jeszcze większe przygnębienie. Rozpłakałam się, gdy na osiemnaste urodziny dostałam od ciotek pamiątki z ich studniówek. Moje licealne lata były bardzo nietypowe, co bardzo mnie bolało. Powoli zaczęłam sobie jednak zdawać sobie sprawę z tego, że każdy ma swoją ścieżkę. Mimo że moja była tak różna od dróg moich rówieśników, to miała przecież znaczenie.

Gdy byłam nastolatką miałam przez chwilę chłopaka, który zostawił mnie po tym, gdy odkrył, że choroba uniemożliwia mi częste randkowanie. Na prawdziwy związek musiałam poczekać do czasu, gdy wyzdrowiałam, czyli do 27 roku życia. Przeżywałam wszystko jak podlotek, czułam się zakłopotana, nie wiedziałam, jak się zachować. Dzwoniłam bez przerwy do mojej przyjaciółki i prosiłam o „przetłumaczenie” zachowań i słów mojego chłopaka. Czy to, że jedzie do mnie dwie godziny, znaczy że mnie lubi? Czy to dobry znak, że ucina sobie pogawędki z moją mamą? Prawie słyszałam, jak przyjaciółka wali głową w biurko. Uczyłam się, jak zachowywać się z w związku w sposób dojrzały. Nie jak nastolatka, która wierzy w to, że filmy pokazują prawdziwe życie.

Maturę zdałam w dniu moich trzydziestych pierwszych urodzin. Mimo że dużo materiału musiałam nadrobić sama, egzaminy poszły mi śpiewająco. Lata spędzone nad książkami medycznymi i próby zrozumienia, jak działa organizm człowieka bardzo mi się przydały. Na początku studiów wstydziłam się tego, że jestem starsza. Jednak w czasie dyskusji z profesorami i kolegami ze studiów nie czułam już tej różnicy, czułam, że tu jest moje miejsce. Nie czułam się już tamtą chorą osobą, czułam się po prostu studentką.



Cenisz rzeczy, na które długo czekasz
Dziś mieszkam w Nowym Jorku – mieście, w którym prawo jazdy jest niepotrzebne. Mimo to chciałam zrealizować swój młodzieńczy cel i zdałam egzamin w wieku 27 lat. Gdy odwiedzam rodziców, jeżdżę czasem po nieuczęszczanych drogach, tylko dlatego, że już mogę. Przypomina mi to, że wolność to wielki dar… zwłaszcza, gdy trzeba na nią czekać tak długo.

To, że „rytuały przejścia” przechodziłam później niż inni sprawiało, że czułam się gorsza. Niemądrze sądziłam, że powinnam ukrywać powody, dla których tak się działo. Gdy poznawałam nowych ludzi unikałam odpowiedzi na pytania o moje życie, a wszystko to z obawy, że będą mnie osądzać albo litować się nade mną. Kiedy byłam już na tyle zdrowa, żeby prowadzić normalne życie, chciałam iść do przodu, nie użalając się nad sobą i moim marnym losem, jednak każda myśl o chorobie mi to utrudniała.



Wszystko ma swój czas
Kiedyś chciałam mieć takie samo życie jak wszyscy. Z czasem uświadomiłam sobie, że im bardziej szczera jestem z innymi, tym łatwiej przychodzi mi akceptowanie samej siebie. Powoli mijał wstyd związany z tym, że brak zdrowia zmienił mnie i moje życie.

Zaczęłam otwierać się na nowych ludzi, którym ufałam, i którzy odwzajemniali się tym samym. Stopniowo uczyłam się najważniejszej lekcji: jak zamienić nieustanne porównywanie się z innymi na współczucie i zaufanie do samej siebie. Moje życie nie wygląda tak, jak sobie to planowałam, skreślając dni w kalendarzu od dziadka. Zrozumiałam jednak, że wszystko ma swój czas. I wiem, że często wychodzi nam to na dobre.

...

Oczywiscie nie ma prostch odpowiedzi na to. Zwlaszcza u tych co nie przechodza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:36, 18 Lut 2018    Temat postu:

Twoje życie jest wyzwaniem. Podejmij je, ale z Przewodnikiem. Komentarz do Ewangelii
Ks. Łukasz Kachnowicz | 18/02/2018

Shutterstock
Udostępnij 16 Komentuj 0
Jak biegają niewidomi? Przewodnik podprowadza do linii startu, a potem z linii mety krzyczy do niego: „tutaj, tutaj!” Weź dobrego Przewodnika, który Cię poprowadzi. Biegnij „na słuch” i wsłuchuj się głos Tego, który jest Miłością.

Ryszard Sawa jest niewidomym. Mając 9 lat, podczas wypasania krów, znalazł niewybuch, który z ciekawości postanowił rozbroić. Pocisk wybuchł. Mały Rysiek miał rozerwaną rękę, poharataną twarz oraz stracił wzrok. Jednak, jak sam twierdzi, ten wypadek stał się dla niego szansą, a nie tragedią.

Czytaj także: Bądź wolny i dawaj wolność innym. Tak czyni Bóg. Komentarz do Ewangelii
Musiał wyjechać do Krakowa, a potem do ośrodka dla niewidomych w Laskach. Zaczął rozwijać się naukowo, do tego stopnia, że zrobił doktorat z matematyki i informatyki oraz dostał pracę w Polskiej Akademii Nauk.

Rozpoczął także przygodę ze sportem, a dokładnie z bieganiem. Początkowo biegał dystanse sprinterskie „na słuch”. Przebiegają one tak, że przewodnik podprowadza niewidomego do linii startu, a potem z linii mety krzyczy do niego: „tutaj, tutaj!” Z czasem zapragnął czegoś więcej i postanowił wziąć udział w maratonie.

Na początku biegł trzymając się siodełka roweru, na którym jechał przewodnik, potem zaczął biegać razem z przewodnikiem połączony z nim specjalną linką. Jest pierwszym niewidomym Polakiem, który przebiegł maraton, a przebiegł ich już ponad 100. O nim i jego przewodniku Felicjanie powstał nawet film „Kumple”.

W dzisiejszej Ewangelii Duch wyprowadza Jezusa na pustynię. Tam Chrystus pości i jest kuszony przez demona. Ewangelia Mateusza nazywa ten czas „przygotowaniem do działalności Jezusa”. Rozpoczyna się droga, która poprowadzi Go do wydarzeń Wielkiego Tygodnia. Trudna droga, na początku której już pojawiają się pokusy, żeby z niej zboczyć.

Jezus nie wyrusza jednak sam, ma Przewodnika, który Go prowadzi. Tuż przed tą sceną ewangelista opisuje chrzest Jezusa, w czasie którego Duch Święty zstąpił na Niego i dał się słyszeć głos: „Ty jesteś mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. Ten głos będzie naprawdę jak kompas, który przeprowadzi Go przez wiele zmagań i doprowadzi ostatecznie do celu.

Ta Ewangelia jest dzisiaj zaproszeniem dla każdego z nas, żeby wystartować. Jak św. Paweł, który mówi: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem.”

Twoje życie jest wyzwaniem. Podejmij je. Ale nie sam. Weź dobrego Przewodnika, który Cię poprowadzi. Biegnij „na słuch” i wsłuchuj się głos Tego, który jest Miłością. On będzie Cię naprowadzać „tutaj, tutaj!”.

Będzie tak, że nie będziesz widział nic, będziesz czuł się zagubiony i będzie pokusa poddać się lub zboczyć z drogi, ale wsłuchuj się w głos Miłości, a usłyszysz „tutaj, tutaj!” I znów będziesz biegł do celu. Daj się poprowadzić Miłości.

Idź tylko tam, gdzie jest głos Miłości, bo tam jest Twoje „tutaj, tutaj!” Nie wsłuchuj się we wszystkie głosy dokoła, bo możesz stracić orientację i zgubić się. Wsłuchuj się w ten głos, a dobiegniesz do celu.
Komentarz do Ewangelii
I czytanie: Rdz 9, 8-15
II czytanie: 1 P 3, 18-22
Ewangelia: Mk 1, 12-15

...

Kazdy jest chory na tej ziemi wszak o tym mowi Ewangelia. Nie ma ,,sprawnych".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:30, 19 Lut 2018    Temat postu:

Zgubił się w miejskim systemie kanalizacji i trzy dni spędził pod ziemią

Uratowany po trzech dniach spędzonych pod ziemią - to historia, która wydarzyła się naprawdę. Mowa o Brytyjczyku, który zgubił się w miejskim systemie kanalizacji w Romferd.

...

To rzeczywiscie dramat zginac w ten sposob.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:53, 24 Lut 2018    Temat postu:

azu się w niej zakochałem”. Historia krótkiej miłości
Sofia Gonzalo | 24/02/2018

Jairo Berbel
Udostępnij 1 Komentuj 0
Yulexi, z chorobą nowotworową i protezą jednej nogi, wygrała konkurs piękności w Ekwadorze. Jej historia miłosna pokazuje, że należy wykorzystywać każdy jeden oddech w naszym życiu.

Kiedy Jairo Berbel kończył studia dziennikarskie, Hiszpania wydawała się dla niego za mała. Po tym, jak w Afryce współpracował z organizacją pozarządową i zrobił film dokumentalny o dzielnicach biedy w Porto Alegre, posłuchał głosu swojej intuicji. Ten zaprowadził go do miejsca, gdzie jego życie zostało odmienione na zawsze. W 2013 roku poczuł, że w poszukiwaniu nowego życia powinien udać się do Ekwadoru i tak właśnie zrobił.

Tam znalazł pracę jako dziennikarz w studio produkcyjnym, gdzie zajmowano się tematami kulturowymi i społecznymi. W trakcie jednej z podróży służbowych został poproszony o nagranie Yulexi Caroliny Chévez Velez, 18-latki, której w wyniku zaawansowanego kostniakomięsaka amputowano nogę. Dziewczyna chorowała także na raka płuc.

Yulexi była popularna, ponieważ stworzyła pokaz mody dla osób niepełnosprawnych. Była także bohaterką reportaży – jako jedna z najbardziej wpływowych w owym czasie modelek.

Zakochali się w sobie, gdy tylko się zobaczyli. W niedawnym wywiadzie dla programu „Koniec tygodnia” w hiszpańskiej rozgłośni radiowej COPE, Jairo Berbel tak opisał ten moment: „Przez kilka sekund był między nami pewnego rodzaju kontakt wzrokowy i zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Gdy tylko ją zobaczyłem, oczarowały mnie charyzma z jaką się wypowiadała, jej sposób bycia… była taka prawdziwa!” – wspomina podekscytowany.

Yulexi. Jedyną ułomnością jest poczucie ograniczenia
W wieku 13 lat Yulexi marzyła o zostaniu baletnicą, lekarką lub modelką. Rak kości przekreślił część z tych nadziei. Nie wszystkie, ponieważ kiedy po amputacji nogi wygrała w konkursie piękności, pokazała, że „jedyną ułomnością jest poczucie ograniczenia”.

Podczas jednego z pokazów podjęła decyzję, żeby wyjść bez kul, mimo że podczas prób chodziła przy ich pomocy. W tym momencie, jak później wyznała, strach przed upadkiem pojawił się w jej głowie. I natychmiast usłyszała w swoim wnętrzu odpowiedź: „Jeśli się przewrócę, to wstanę”. I tę samą determinację utrzymała w swojej walce przeciw rakowi.

Jairo wyjaśnia, że w czasie swojej choroby Yulexi nigdy nie uroniła łzy i zabroniła płakać jemu: „Jeśli płaczesz, nie przychodź się ze mną zobaczyć” – powiedziała mu. Ze swym szerokim i promiennym uśmiechem zapewniała, że dla niej życie to budzenie się z dnia na dzień i stawianie czoła trudnościom, które nadejdą.

Wyciskanie z dni całego „soku”
Analizując cztery lata później ich związek, Jairo wyjaśnia, że tym co było ważne i co wpłynęło na ich relację był czas, świadomość, że koniec nadejdzie szybko. „Ten brak czasu uczynił naszą miłość piękną i rozdzierającą. Kiedy wiesz, że być może pozostało ci kilka tygodni, może miesiąc, z osobą, z którą chcesz spędzić resztę życia, czerpiesz ile się da i wyciskasz wszystkie soki” – wspomina.

Razem nauczyli się doceniać małe, codzienne szczegóły. „Było cudownie żyć tak, jakby to mogła być nasza ostatnia wyprawa na plażę. To było coś, czego nigdy nie zapomnę, pamiętam każdy detal (nasze rozmowy, bryzę morską…). To są rzeczy, których uczysz się doceniać, i o których wiesz, że być może za miesiąc nie będą mogły się zdarzyć”.






Romantyczne pożegnanie
W ostatniej fazie swojej choroby, Yulexi chciała zostawić nagraną wiadomość dla wszystkich: „Jeśli nauczyłam się czegoś pięknego, to tego, że chcieć to móc. Trzeba walczyć o to, czego się pragnie i iść naprzód. Trzeba doceniać to, co się posiada, mieć wiarę, nadzieję i miłość. Byłam osobą, która walczyła o to, w co wierzyła i chciała pokazać, że niepełnosprawność nie oznacza niemocy i nieudolności”.

O ostatnich chwilach miłości swego życia Jairo opowiada, że było to coś pięknego i rozdzierającego w jednym.

Jej stan się poprawił na ostatnie 20 minut życia. Była świadoma i przepiękna. Patrzyliśmy się na siebie i całowaliśmy. Po pocałunku, powiedziała, że mnie kocha, odpowiedziałem jej w ten sam sposób i po kilku sekundach umarła. Powtarzałbym ten pocałunek bez końca, ale było to coś okrutnie pięknego i bolesnego w tym samym czasie.
Jairo opisuje Yulexi jako „osobę, która porzuciła bycie śmiertelnikiem, żeby przekształcić się w legendę. Bohaterkę, która walczyła przeciwko rakowi i go pokonała. Pokonała strach, pokonała ciemność i zwyciężyła śmierć. Żyła, by stać się wieczną i zapamiętaną przez kolejne stulecia. Zawsze jasność, zawsze miłość i nadzieja”.






Kiedy odeszła, Jairo zamieszkał na jakiś czas z rodziną Yulexi i postanowił utrwalić historię jej życia w powieści, żeby jej spuścizna pozostała w całości. Wynikiem była książka „Zawsze. Legenda pieguski o zielonych oczach”.

Dzisiaj powieść jest wykorzystywana, żeby pomagać ludziom z depresją. Z kolei samemu Jairo wiele osób wyznało, że „po przeczytaniu jego historii z Yulexi zaczęli znów wierzyć w miłość”.

Pośród projektów Jairo Berbela można natknąć się na dokument o młodej kobiecie. Zwiastun zagłębia nas w życie tej, która wykazała się odwagą w obliczu przeciwności i dzięki temu była kochana przez tak wiele osób w Ekwadorze.

Jairo Berbel


Jairo zapewnia, że jeśli mógłby cofnąć czas, spotkałby się ponownie z Yulexi i zakochałby się w niej, bo wszystkie jego „dobre przeżycia, których doświadczył dzięki niej, dosłownie wymazały te złe i ponieważ tym, co jest w życiu naprawdę ważne, jest nie ilość czasu, ale jego jakość”.

Tekst pochodzi z hiszpańskiej edycji portal Aleteia

...

Choroba to po prostu zyciowe zadanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:19, 26 Lut 2018    Temat postu:

Teraz inspiruje ludzi na całym świecie
Kiedy miała 13 lat, straciła obie dłonie. Nie poddała się, zdobyła wyższe wykształcenie. Aktualnie prowadzi wykłady, będące inspiracją dla ludzi na całym świecie

Malvika Iyer z Indii miała 13 lat, gdy w pobliżu jej domu eksplodował skład z amunicją. Wokół wszędzie leżały porozrzucane niewypały, miedzy innymi granaty. Dziewczynka nieopatrznie podniosła jeden z nich, ten wybuch jej w dłoniach.

W wyniku zdarzenia Malvika straciła obie dłonie oraz doznała rozległych obrażeń nóg. Przez pierwsze pół roku nie mogła chodzić i była przykuta do wózka inwalidzkiego. W obie nogi miała wstawione metalowe pręty. Po 18 miesiącach spędzonych w szpitalu, musiała na nowo nauczyć się chodzić i używać protez rąk.

Musiała przerwać naukę, jednak – jak mówi – tęskniła za szkołą. Zaczęła się sama uczyć, zapisała się do klasy korzystającej z ekspresowych kursów. Z pomocą asystenta napisała egzamin.



„Byłam zadowolona z tego, że miałam jakiś cel i go osiągnęłam” – opowiada kobieta.

Kiedy przeprowadziła się do New Delhi, rozpoczęła studia ekonomiczne na St. Stephen College. Stopień doktorski zdobyła na Madras School of Social Work w indyjskim Chennai. Zajmowała się problemem stygmatyzacji ludzi z niepełnosprawnością.

Na początku studiów było jej ciężko. „Byłam pozostawiona sama sobie i czułam, że jestem otoczona idealnymi ludźmi z idealnym życiem, podczas gdy sama byłam złamana” – opowiada.

„Ciężko mi było czuć się wartościową. Czułam się niekompletna, choć rodzina stała za mną murem, wspierała mnie i cieszyła z każdego osiągnięcia”.







Później poznała miłość swojego życia. „Patrzył na mnie, jakbym była najbardziej kompletną osobą na świecie”- wyznaje. To był punkt zwrotny w życiu Malviki.

„W 2012 roku, w rocznicę wypadku, postanowiłam uczcić samą siebie. Po latach niepewności, milionów spojrzeń i pytań od obcych osób postanowiłam opisać na Facebooku swoją historię” – kontynuuje.

„Moja podróż ma wzloty i upadki. Były momenty, w których nie chciałam żyć, bo ból był nie do zniesienia. Nawet dzisiaj, gdy odwiedzam Indie, mierzę się z dyskryminacją, gdy nie noszę protezy. Chcę to zmienić”.

Malvika przyznaje, że wszystko, co robi, traktuje jak przygodę. Teraz uczy się gotować za pomocą łokci. Chce inspirować ludzi i pokazywać, że niepełnosprawność niczego nie zmienia.

„Spójrz na mnie – jestem doktorem bez dłoni”- podsumowuje Malvika. Iyer jest zapraszana na wiele wykładów na całym świecie. Wystąpiła m.in. w cyklu TEDx. Aktualnie mieszka w Ann Arbor, w amerykańskim stanie Michigan.

...

Bardzo piekne brawo!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:57, 27 Lut 2018    Temat postu:

Nie może chodzić ani mówić. Ale pracuje jako prawnik i wykładowca! [wywiad]
Lojze Grčman | 27/02/2018

LOJZE GRČMAN
Udostępnij 10 Komentuj 0
Sara Ahlin Doljak jest słoweńską prawniczką i wykładowcą na kilku wydziałach, mimo że choruje na stwardnienie rozsiane. „Mój żal, który żywiłam wobec bólu, zniknął. Po wielu latach szukania w końcu odnalazłam siebie” – mówi.

Sara pamięta dni swojego pobytu w szpitalu – w ubiegłym roku spędziła tam trzy miesiące. Niegdyś zapalona sportsmenka, która wraz z mężem prowadziła pięć grup wsparcia dla małżeństw, teraz pokazuje, jak zmierzyć się z krzyżem choroby.



Lojze Grčman: Saro, jak wygląda Twoja codzienność?

Sara Ahlin Doljak: Cały czas pracuję, choć robię to z domu i wciąż jestem wykładowcą na uniwersytecie. Poranki są najtrudniejsze, ponieważ przez skurcze śpię bardzo niespokojnie. Przy porannych czynnościach, jak ubieranie się itp., potrzebuję pomocy męża i moich rodziców.

Cały czas pracuję, ponieważ lubię towarzystwo innych osób i dzięki temu mogę zapomnieć o bólu, o tym, że jestem chora. Od czasu, kiedy usłyszałam diagnozę, żyłam ze świadomością, że moja praca pomaga ludziom i, pośrednio, pomaga mnie samej. Nie postrzegam samej siebie jako bohatera, ale prawdą jest, że bardzo często niewiarygodnie trudno jest ukryć zmęczenie i ból.

Czytaj także: Magda, 39 krajów i stwardnienie rozsiane. „Nie ma rzeczy niemożliwych!”
Czym dla Ciebie, z takiej perspektywy, jest prawo?

Prawo rozwija mnie jako prawnika, mediatora, wykładowcę, żonę, matkę, córkę i przyjaciółkę. Widzę w ludziach historie, a nie honorarium, i bardzo mocno się staram, żeby pokazać im, że procesowanie się nie ma sensu. Jednak zmienianie świata zaczynam od siebie.

Na początku studiów w ogóle nie pociągał mnie zawód prawnika. Myślałam, że prawnik jest wytworem pieniądza. Ale żeby rozwiązać pomyślnie spór prawny, potrzebujemy prawdy. Siła argumentów jest niewystarczająca, bo w dłuższej perspektywie, jeśli jesteśmy szczerzy wobec samych siebie, pozbawi nas radości i szczęścia, pozostawi niespokojnymi.

Mówię o prawie rodzinnym i spadkowym. Drodzy studenci, chciałabym wam powiedzieć o wiele, wiele więcej, ale zanim będę mogła to zrobić, mój komunikator Tobii i tablica do pisania będą musiały wykonać to zadanie.

W jaki sposób zaakceptowałaś swoją chorobę?

Kiedy w kwietniu 2012 roku leżałam w szpitalu na oddziale neurologicznym, wciąż byłam niepogodzona z chorobą. Marzyłam jak to będzie znowu żyć tak, jak wcześniej. Być dobrą żoną, wspaniałą matką, mieć własną kancelarię prawną, wykłady na uniwersytecie, prowadzić samochód, jeździć na nartach, grać w siatkówkę. Nie mogłam odrzucić nic z tych rzeczy. I nie mogłam się modlić, bo byłam zbyt zajęta rozważaniami nad moją ziemską egzystencją.


LOJZE GRČMAN


I wtedy Twoją postawę zmieniła książka „W rozmowie z Bogiem” Carvajala?

Ksiądz z mojej parafii dał mi ją podczas jednej z jego wizyt. Dopiero wtedy zaprosiłam Jezusa do swojego serca i zaczęłam znowu się modlić, będąc wdzięczną i prosząc o Jego wsparcie.

Po pięciu latach wciąż kroczę z Jezusem i pozwalam Mu być moim towarzyszem. Nie dałabym sobie rady bez modlitwy. Choroba postępuje szybko, ale odkąd pozwoliłam Jezusowi, by mnie leczył swoimi słowami, często słyszę: „Saro, wyglądasz niesamowicie dobrze”.

To pokazuje, że czyjś duch może być widoczny na zewnątrz. Moim motto jest: „Mogę zrobić wszystko przez Chrystusa, który mnie umacnia”. Na początku błędnie zakładałam, że cała siła pochodzi ode mnie. Teraz wiem, że to prezent, łaska.

Czytaj także: Jest młoda, piękna i… nieuleczalnie chora. Zainspiruj się jej historią!
Czasami trudno zaakceptować zupełną zmianę życia i świata po chorobie.

Pogłębianie się choroby wpłynęło na mój rozwój duchowy. Wcześniej rzadko zwracałam uwagę na ostrzeżenia, które wysyłało moje ciało, nie słyszałam SOS mojej duszy. Jestem wdzięczna, że odnalazłam kontakt ze swoim wnętrzem, mądrość serca i bezwarunkową miłość. Wszystkie te zmiany są swego rodzaju odrodzeniem.


OSEBNI ARHIV


Jak Twoi klienci i studenci reagują na Twój stan?

Mimo że moja choroba postępuje, nie straciłam ani jednego klienta czy studenta. Porozumiewamy się przez mejle i SMS-y. Kiedy spotykamy się w biurze, korzystam z tablicy do pisania. Od kiedy mam swój komunikator, uczestniczę w rozprawach sądowych i zajęciach na uczelni.

Z góry zapytałam swoich klientów, czy zgadzają się na mój modus operandi. Studenci są zadowoleni z elektronicznych wykładów. Od 2014 roku kolega pomaga mi z pracami biurowymi.


LOJZE GRČMAN


A reszta znajomych?

Inni prawnicy wysyłają dodające otuchy wiadomości tekstowe i mejle. Niektórzy z nich odwiedzali mnie w szpitalu. Jeśli jest to konieczne, zastępują mnie w sądzie. Moi znajomi z wydziału wspierają mnie i włączają do pracy, zgodnie z moimi kompetencjami i możliwościami.

Zdaję sobie sprawę, że to może być trudne, widzieć prawnika na wózku inwalidzkim, niezdolnego, by mówić. Klienci lepiej sobie z tym radzą niż koledzy z pracy. Ale moje oczy i moje uprawnienia krzyczą: „Ja to wciąż ja! Jestem tutaj!”. Nie zostałam pozostawiona samej sobie z moimi myślami, uczuciami i niepełnosprawnościami, chociaż wielu z moich przyjaciół i znajomych z pracy odeszło. Niektóre przyjaźnie zaś pogłębiły się w najcudowniejszy sposób.

Nie zbudowałam muru wokół siebie. Wciąż mogę czuć, doświadczać, przeciwstawiać się pewnym rzeczom, jeśli jest to niezbędne, mogę pozwolić sobie na swobodę, jeśli to dla mnie bezpieczne, mogę dobrze przystosować się do nowych okoliczności. Jestem zdolna do zaakceptowania nowych ograniczeń. Dziękuję Ci, drogi mężu Bojanie i kocham!

Od siedmiu miesięcy nie możesz mówić. Jak radzisz sobie z tym utrudnieniem?

Milczenie jest mową serca. Ma ponadnaturalne moce, jest bardzo głębokie. Naprawdę bardzo chciałam usłyszeć swój własny głos. Ale cisza napełniła mnie pokorą i pokazała mi mój świat o wiele wyraźniej.

Jestem w stanie to znieść, bo obdarowano mnie siłą i pokojem. Doświadczanie milczenia jest bardzo trudne w codziennym życiu. Nie mogę odebrać telefonu, interkomu, nie mogę porozmawiać z własną rodziną. O wiele łatwiej żyć w ciszy, jeśli nie ma czynników zakłócających. To cisza we mnie jest najważniejsza.

Początkowo, bardzo trudno było mi uspokoić umysł i przestać martwić się o niepotrzebne rzeczy. Uwewnętrzniam moment, w którym się znajduję, nie ma przeszłości, nie ma przyszłości. Modlitwa pomogła mi odzyskać pokój i cierpliwość. Wciąż trzymam rurkę tracheostomijną, przynajmniej na jakiś czas.

Czytaj także: Czy prawo, które nas obowiązuje, powinno być moralne? Rozmowa z prof. Jerzym Stelmachem
Jak wygląda Twoja relacja z mężem w obliczu postępującej choroby?

Kiedy mój stan się pogarszał, zaczęłam się zamykać. Moje poczucie bezsilności i bezwartościowości szybko się zwiększało i próbowałam uciec od naszego związku. Ale Bojan nigdy się nie poddał, każdego dnia pokazywał mi swoją miłość i potęgę naszej sakramentalnej przysięgi. Zajęło to trochę czasu, nim zaczęłam na nowo wierzyć w nasze małżeństwo.

Gdy w końcu przyznałam przed samą sobą, że Bojan jest moim sprzymierzeńcem, nasz związek zaczął się umacniać w miłości i szczerości. Dopiero zeszłego lata, sześć lat po mojej diagnozie, przestałam szukać ziemskich wyjść awaryjnych. Dopiero teraz widzę i czuję mojego męża, którego kocham całym swoim sercem.

Godziny, które spędziliście wspólnie zeszłego lata przy Twoim łóżku szpitalnym zbliżyły Was, prawda?

Przez te wszystkie lata nie chciałam widzieć cichej obecności Bojana u mego boku. Pozwalał mi czuć swoją miłość i wsparcie. Były chwile, kiedy musieliśmy używać ostrych słów, żeby mną wstrząsnąć.

Idziemy tą drogą wspólnie i jesteśmy zdolni zatrzymać się jedno przy drugim. Wcześniej byłam zbyt zaabsorbowana moim zawodem, tym jak „zdławić” moją chorobę; właściwie nie pozostawało czasu dla nas. Potrzeba wiele odwagi, którą czerpię z miłości do Boga i w konsekwencji do mojego męża. Powierzam nasze małżeństwo Bogu.


OSEBNI ARHIV


Jak dzieci radzą sobie z Twoją chorobą?

Mają 11 i 13 lat i dorastają z tą chorobą. Odznaczają się ogromną intuicją i dokładnie wiedzą, kiedy potrzebuję odpoczynku albo pomocy z czymkolwiek. Bardzo dużo pomagają i są bardzo niezależne. Wykonują wszystkie prace domowe. Modlimy się wspólnie, dużo rozmawiamy, nie ma zakazanych tematów w naszej rodzinie.

Jakie są Twoje osobiste cele na rok 2018?

Sądząc po ostatnich dniach 2017 roku i pierwszych tego roku, rok 2018 będzie, tak podejrzewam, pielgrzymką cierpliwości i wdzięczności. Wierzę, że życie wzywa mnie do większej ufności i dawania radosnego świadectwa.





Słowa Sary zapisane na tablicy:

Diagnoza – stwardnienie rozsiane – to nie koniec

Dla mnie to było ostrzeżenie

Żeby przestać zabiegać o materialną stronę zawodu prawnika
Tekst pochodzi ze słoweńskiej edycji portalu Aleteia

...

Wspanialy wzor!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:48, 02 Mar 2018    Temat postu:

Chciał aby pierwsze słowa ze słowa które usłyszy jego dziewczyna, były niezapomniane
Karolina Sarniewicz | 01/03/2018

Kevin Peakman/Facebook
Udostępnij 13 Komentuj 0
Jak myślicie – udało mu się?

Nie wiedzieć, co to jest dźwięk. Pojmować go abstrakcyjnie, jak inni widzą tylko czas czy koncept duszy. Próbować go sobie wyobrazić, odwołując się do znanych ci zmysłów. Do kolorów, zapachów czy faktur tkanin. Ale nigdy nie rozumieć naprawdę, co to znaczy, że ktoś mówi, śpiewa, klaszcze czy chrapie. Obserwować świat ze stale włączoną funkcją MUTE – bez możliwości odwrotu.

Tak jeszcze do niedawna wyglądała rzeczywistość Andrei, od dziecka pogrążonej w ciszy. Przez wiele lat nie było szans, że wrodzony brak słuchu da się wyleczyć. Dopiero powstanie implantów ślimakowych przyniosło możliwość naprawy tej dysfunkcji.

Kiedy Andrea po wszczepieniu implantu zasiadła w gabinecie lekarskim, żeby sprawdzić, czy mechanizm działa, zadrżała już wraz z pierwszymi dźwiękami. W sali nikt nie zdążył się jeszcze odezwać, chociaż obok siedział ukochany i mama. Andrea podskoczyła, bo usłyszała prawdopodobnie szum własnego oddechu, wiatr czy po prostu kliknięcia myszką od komputera. Momentalnie polały się łzy, a śmiech mieszał się z płaczem.

– Jest włączony, działa! – powtarzała.

– Słyszysz samą siebie? – pytała powoli lekarka – Nie przepraszaj, że płaczesz. To normalne, możesz płakać!

– Kocham cię, córeczko. Słyszysz mnie? – pytała mama.
Gdy jednak wszyscy się upewnili, że z Andreą wszystko w porządku, jej chłopak przeszedł do sedna.

– Chcę, żebyś wiedziała, że cię kocham – ukląkł przed nią. – Jesteś, kochanie, moją najlepszą przyjaciółką. I pierwszą rzeczą, jaką chcę, żebyś usłyszała, jest moje pytanie: wyjdziesz za mnie?


Jeśli nie widzisz wideo, kliknij TUTAJ

Czytaj także: Trzymiesięczny Archer po raz pierwszy słyszy głosy rodziców


Słyszę po raz pierwszy! Jakie to uczucie?
Zgoda nastąpiła natychmiast, a pod nagraniem wydarzenia posypały się komentarze osób, które w niedalekim czasie przeżywały podobne historie. U wszystkich każdy zwyczajny dźwięk doczekał się własnego momentu kontemplacji.

Micah Benton: „(…) po wszczepieniu implantu w 2012 roku minęło sporo chwil, zanim zorientowałem się, że to, co słyszę, to głos mojego audiologa. Potem w domu dniami i nocami prześladował mnie jakiś straszny dźwięk, aż w końcu dotarło do mnie, że to moja żona spuszczała wodę w toalecie”.

Gail Grayson: „Ja cały rok spędziłem, na wypytywaniu ludzi o krakanie wron. Byłem przekonany, że to szczekanie psa, ale nigdzie nie widziałem psa”.

Czytaj także: Oświadczyny po watykańsku. Powiedziała „tak” przy papieżu!
Jan Wilcox: „Na początku strasznie się śmiałem z własnego głosu. Dziś wydaje mi się, że brzmiałem wtedy jak Kaczor Donald. Nie potrafiłem obchodzić się z własnym głosem”.

William Smith: „Pierwszy dźwięk, jaki usłyszałem, to moja ręka drapiąca kolano. Byłem przerażony!”.

Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, co Andrea, żeby słyszeć od razu. Wielu z nich, żeby dokonać prawidłowej syntezy i interpretacji odbieranych bodźców, potrzebowali miesięcy albo lat. Jeszcze inni do dziś nie potrafią cieszyć się różnorodnością muzyki, bo przetwarzają dźwięki w sposób ograniczony.

Wszyscy jednak po doświadczeniu straty zrozumieli, jak dużo mają, funkcjonując jako zdrowi. Że każdy dźwięk, który teraz do nich dociera to prezent, który nie należy się praktycznie za nic. I że nic w życiu nie jest opcją gwarantowaną.

Komentujący niepokoili się, jak Andrea poradzi sobie z tyloma emocjami naraz i nie mieli pewności, czy oświadczyny w takim momencie nie są zbyt ryzykownym pomysłem. Jednak ona była dzielna. Chłopak wprawdzie przed nią klękał, zakładał jej na palec pierścionek, ale dla niej liczył się jeden mały drobiazg.

– Słyszę twój głos. Ja naprawdę słyszę twój głos.

..

Rzeczywiscie wspaniala historia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:55, 07 Mar 2018    Temat postu:

Ksiądz chory na raka: Prosiłem o pomoc Chiarę Corbello Petrillo. A ona…
Gelsomino del Guercio | 06/03/2018

You Tube
Udostępnij 84 Komentuj 0
Pewnej nocy, już po operacji, gdy ból wyjątkowo dawał się we znaki, ks. Fabio wzywał pomocy Chiary. „Tak jak to było w jej stylu, nie wyjednała mi nawet minimalnego zmniejszenia bólu. Wyprosiła dla mnie o wiele więcej”.

Jego życie się zmieniło i odnowiło. To niezwykła przemiana, której towarzyszyła moc Pana i pokonanie śmierci. Książka „L’arte di ricominciare” (wł. Sztuka rozpoczynania na nowo), księdza Fabio Rosini to swego rodzaju wyznanie. Opowiada on o przemianie, jakiej doświadczył po pokonaniu złośliwego nowotworu. Było to w roku 2012, a książka jest swego rodzaju owocem tej przemiany.

Czytaj także: 8-letni Antonio umiera na raka: „Mamo, Matka Boża przyszła po mnie”
„Bardzo zależało mi na tym, aby rozpocząć pracę nad tą książką 13 lipca 2017 roku. Dokładnie pięć lat wcześniej, tego dnia, przeżyłem jedną z najważniejszych chwil w moim życiu” – wspomina ksiądz Fabio.



Choroba nowotworowa
To było dokładnie miesiąc po pełnym światła odejściu do nieba Chiary Corbelli Petrillo (13 czerwca 2012 roku), „kiedy w moim życiu na pierwszy plan wysuwały się noce wypełnione bólem. Byłem wtedy w szpitalu i w którymś momencie zwróciłem się o pomoc do niebios, do tej wspaniałej dziewczyny, którą miałem szczęście znać osobiście.

Miałem tę łaskę, że mogłem uczyć Chiarę Dziesięciu Przykazań i innych prawd wiary. Wspólnie z nią właśnie, i z jej mężem Enrico, a także z moimi współpracownikami Angelo i Elisą Carfi, stworzyliśmy pierwszą edycję Kursu Generalnego Przygotowania do Małżeństwa. Ten kurs później wielokrotnie odbywał się już bez jej udziału, za to z jej ewidentną opieką”.



Wołanie do Chiary
Pewnej nocy, już po operacji, gdy ból wyjątkowo dawał się we znaki, ksiądz Fabio przyznaje, że wzywał pomocy Chiary. „Tak jak to było w jej stylu, nie wyjednała mi nawet minimalnego zmniejszenia bólu. Wyprosiła dla mnie o wiele więcej. Wyprosiła mi dar rozpoczynania od nowa”.

Ten nowotwór, jak zauważa ksiądz Fabio, „stał się drogą do wielu łask w moim życiu. W rzeczy samej nie było to nie wiadomo co. Coś, co pięćdziesiąt lat temu wysłałoby mnie prosto do domu Ojca, dzięki dzisiejszej medycynie sprowadza się do serii środków ostrożności, które należy zachowywać. Ból mija, człowiek przyzwyczaja się do niedogodności pooperacyjnych, a te powoli również się normalizują i zamieniają we wspomnienie. W ten sposób zyskujemy czas, by na nowo wziąć sprawy w swoje ręce i żyć dalej”.

Czytaj także: Chiara Corbella Petrillo. Kiedy dowiedziała się, że umiera, poszła z mężem na spacer [Wszyscy Świetni]


Rozpocząć od nowa jako sześćdziesięciolatek
Ale w swojej istocie, kontynuuje ksiądz Rosini, „ten rak stał się błogosławionym Bożym skalpelem. Ocalił mnie od poważnych błędów, które popełniałem. Wszyscy mówią, że zmieniłem się od tamtego czasu. Niemal wszyscy są z tego powodu zadowoleni, choć niektórzy wręcz przeciwnie. Chcieliby z powrotem tego Fabio sprzed raka, heroicznego i umięśnionego”.

Teraz, wyznaje, „twierdzą, że stałem się zbyt miękki. Nie podnoszę już głosu, tak jak swego czasu podczas katechez dla młodzieży. Dziś boję się złamać trzcinę nadłamaną. Zgasić ledwo tlący knotek”.

Dodaje jednak: „Trzeba przyznać, że wiele z tych rzeczy otrzymałem już wcześniej, za sprawą zwykłej, prostej katechezy. Ale nie do końca byłem ich świadom. Teraz warto by to lepiej wyjaśnić. Zbliżam się do sześćdziesiątki. Mam beznadziejne zdrowie. Jakoś sobie radzę, ale to jednak prawda. I gdy chcę uniknąć ograniczeń zdrowotnych, odkrywam, niestety, że są one tylko złudzeniem”.



Nowy dar dla mojego życia
A jednak, stwierdza ksiądz Fabio, gdy skupiasz się na tym, że się starzejesz, pojawiają się najbardziej osobiste podsumowania. Niespodziewanie pojawiają się rzadkie ślady mądrości w analizie krwi mojego wewnętrznego człowieka. Mądrości otrzymanej, nie posiadanej. Która zawsze mogłaby być lepiej wykorzystana”.

„To nie jest coś, co pochodzi ode mnie – wyjaśnia kapłan. – Ale tak jest w życiu osób, które ewangelizuję. Mówią mi o tym z wielką wdzięcznością, która zawsze budzi moje zakłopotanie. Jest też coś nowego w pokoju, którego doświadczam. Ten pokój jest czymś zupełnie nowym z moim życiu. Wcześniej go nie znałem”.

Czytaj także: Ona umierała, a on stał pod krzyżem. Jego żona będzie błogosławioną
Tekst pochodzi z włoskiej edycji portalu Aleteia

..

Cierpienie ma nam cos dac. Oczywiscie to wybrane przez Boga nie zadane sobie przez nas!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:35, 08 Mar 2018    Temat postu:

Nastolatka z rakiem: czeka mnie jedno z dwóch szczęśliwych zakończeń
Ewa Rejman | 08/03/2018

YouTube
Udostępnij Komentuj 0
„Moja historia może zakończyć się tylko na dwa sposoby – i są to dwa happy endy” – pisała czternastoletnia Giulia Gabrieli, kiedy zmagała się z chorobą nowotworową.

Giulii nie udało się osiągnąć pierwszego happy endu, czyli wyzdrowieć, ale nastolatka zakładała także drugie rozwiązanie i uważała je za równie szczęśliwe. Chciała swój czas na ziemi wypełnić miłością i radością zakładając, że po drugiej stronie czeka na nią jeszcze większe szczęście. Wszyscy, którzy ją znali, po śmieci dziewczynki mówili, że „Giulia wygrała z chorobą”. Swoją walkę niemal do końca opisywała w pamiętniku, który opublikowano pod tytułem „Hak pośrodku nieba”.



Nastolatka i nowotwór
Była normalną nastolatką, lubiła wygłupiać się z przyjaciółmi, podróżować, chodzić na zakupy. Podchodziła do życia bardzo entuzjastycznie, chciała koniecznie przeżyć „jakąś wielką przygodę”. W 2009 r. podczas rodzinnego pobytu nad morzem zorientowała się, że jej lewa ręka jest bardzo spuchnięta. Początkowo myślała, że coś ją ugryzło, ale w nocy pojawił się silny ból, którego nie dawało się uśmierzyć. Badania nie pozostawiały wątpliwości – w ciele Giulii rozwijał się nowotwór. „Mięsak prężkowanokomórkowy pęcherzykowy – to nie jest piękna nazwa” – mówiła potem.

W jej pamiętniku widać ogromne poczucie humoru. „Nie należy tragizować z powodu choroby” – pisała. Miała świetny kontakt z lekarzami, kilka dni przed śmiercią prosiła jednego z nich o odgrywanie scenki „jak ja mdlałam, a ty mnie złapałeś w locie”. Zamiast poczucia smutku i podniosłej atmosfery słychać było tylko gromkie wybuchy śmiechu. Kiedy jakiś czas wcześniej lekarze mieli poinformować ją o nawrocie choroby i nie wiedzieli, jak to zrobić, to sama Giulia ich pocieszała i po kolei przytulała każdego z nich.

Czytaj także: Ksiądz chory na raka: Prosiłem o pomoc Chiarę Corbello Petrillo. A ona…


Jestem chora. Gdzie jest Bóg?
Giulia nie zawsze szła na kolejne bolesne zabiegi z radosnym „Chwała Panu” na ustach. Doświadczyła też czasu, w którym czuła się w swoim bólu zupełnie opuszczona przez Boga. „Teraz, gdy tak źle się czuję, kiedy wszystko mi się wali, gdzie jest Bóg, On, który mówi, że powinnam się modlić, bo On może uczynić wielkie cuda, może ulżyć wszelkim moim cierpieniom. Dlaczego więc tylko patrzy?” – pisała. Po pewnym czasie dodawała jednak: „Bóg nigdy mnie nie opuścił. Cierpienie jednak tak mocno mnie pochłonęło, że nie byłam w stanie dostrzec Jego bliskości. Myślę, że tak naprawdę bardzo mocno mnie ściskał. Już prawie nie dawał rady”.

Postanowiła, że zamiast nieustannie prosić, skupi się na dziękowaniu za to, co dostała. Uznała, że brakuje modlitw wyrażających wyłącznie wdzięczność, więc sama stworzyła „Koronkę czystego dziękczynienia”.



Żyć dobrze teraz
Przełomowym momentem dla Giulii było odkrycie historii życia bł. Chiary Luce Badano, żyjącej zaledwie dwadzieścia lat wcześniej dziewczyny, która także w swoim zmaganiu się z rakiem chciała jak najbardziej zbliżyć się do Boga. Giulia mówiła, że pragnęłaby ją naśladować i w pewien sposób „przejąć po niej pałeczkę”. Pisała nawet specjalne „listy do Chiary Luce”, w których prosiła ją o pomoc i zwierzała jej się ze swoich problemów.

Giulia nieustannie podkreślała konieczność życia chwilą bez przesadnego martwienia się o to, co nadejdzie w przyszłości. Nie chodziło jej jednak o bezmyślność czy lenistwo. „Powinniśmy zaangażować się teraz, aby budować lepszy świat jutro. Jeśli żyjemy dobrze teraz, jutro będzie lepsze” – pisała.

Czytaj także: Czy każdy nowotwór to rak? I jak zmniejszyć ryzyko zachorowania?


Wieczną radość racz jej dać Panie…
Bardzo chciała żyć i spełniać swoje i małe, i większe marzenia, ale przyznawała, że nie przeraża jej myśl o śmierci. „Pan Bóg jest dobry i weźmie mnie na ręce. Będzie też Matka Boża. Nie mogę się doczekać, żeby Ich poznać i podziękować za wszystko, co dla mnie robią” – pisała.

W czasie Światowych Dni Młodzieży w Madrycie biskup Francesco, znajomy Giulii, opowiedział jej historię kilku tysiącom młodych ludzi zgromadzonych na jednym ze spotkań. Później wspólnie z nimi odprawił drogę krzyżową w jej intencji. Nie wiedział, że dziewczyna właśnie w tym czasie umierała. W nocy dostał wiadomość o jej śmierci. Kiedy pojechał do bliskich nastolatki, aby wspólnie się z nimi modlić, zasugerował zmianę słów modlitwy „Wieczny odpoczynek”. Uznał, że do Giulii bardziej pasowało będzie „Wieczną radość racz jej dać Panie”.

* korzystałam z książki „Hak pośrodku nieba” aut. Giulia Gabrieli wyd. Dom wydawniczy „Rafael” Kraków 2013

...

Zwyciestwo to niebo!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:06, 10 Mar 2018    Temat postu:

Dramat modelki. Przez tampon straciła jedną nogę, teraz amputują jej drugą

29-letnia modelka Lauren Wasser przez zbyt długie noszenie tamponu nabawiła się zespołu wstrząsu toksycznego (TSS). Tragicznym skutkiem zatrucia sprzed kilku lat była amputacja jej prawej nogi. Lewą nogę udało się uratować, jednak przez pięć lat Lauren cierpiała z bólu i przejdzie teraz amputacje..

...

To jest dramat...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:37, 13 Mar 2018    Temat postu:

Mąż widzi we mnie piękną dziewczynę, a ja się z nim zgadzam
Ewa Rejman | 12/03/2018
POPARZONA TURIA Z DZIECKIEM
@turiapitt/Instagram
Udostępnij Komentuj 0
W 2011 roku Turia Pitt doznała poparzenia prawie 70% powierzchni ciała. Kiedy przebywała na intensywnej terapii, chłopak kupił jej pierścionek zaręczynowy. „Przyciągnęła mnie jej dusza i charakter. Jest jedyną kobietą, która zawsze będzie wypełniać moje sny” – mówi Michael, obecnie mąż Turii. Niedawno urodził im się pierwszy synek.

Tamtego feralnego dnia 23-letnia Turia brała udział w maratonie. Jednym z etapów był bieg przez las. Kiedy wybuchł pożar, została uwięziona w wąwozie. Po przetransportowaniu do szpitala helikopterem ratunkowym okazało się, że stan dziewczyny jest krytyczny.



Turia Pitt. Miłość po pożarze
Kiedy po przebudzeniu ze śpiączki Michael odruchowo zapytał ją, czy cieszy się, że przeżyła, miała ochotę krzyczeć, jak bardzo się z tego nie cieszy. Z powodu wykonanego zabiegu tracheotomii nie potrafiła jednak wydusić ani słowa. Dowiedziała się, że przeprowadzono u niej przeszczep skóry, a jej nos i oczy zostały uszkodzone. Amputowano jej pięć palców, na twarzy nosiła maskę, która miała wygładzić i jednocześnie ukryć jej blizny. Przeszła kilkadziesiąt operacji w różnych klinikach na całym świecie i intensywną fizjoterapię.

Przez cały ten czas Michael stał u jej boku. Gdy była w śpiączce obiecał sobie, że jeśli uda jej się przeżyć, na pewno się z nią ożeni. Kupił dla niej pierścionek zaręczynowy i marzył o momencie, w którym będzie mógł go wręczyć swojej ukochanej. Opiekował się nią i zapewniał, że dla niego zawsze będzie najpiękniejsza. Denerwowało go, gdy ktoś uważał jego postawę za poświęcenie.

Jeśli ona może chodzić mimo tak wielkiego bólu i robić te wszystkie ćwiczenia, o które ją proszą, to ja tym bardziej mogę stać przy niej rano, podawać jej śniadanie i być z nią przez całą resztę czasu. Dla mnie to proste – twierdził.
„Wyglądasz pięknie. Co chcesz osiągnąć dzisiaj?” – pytał ją każdego dnia, przychodząc do szpitala.




“First Night Out Together After Birth Of Child” Total time: 1 hour 50 minutes • Time spent catching up on our respective lives: 14 minutes • Time spent talking about Hakavai: 58 minutes • Time spent looking at photos of Hakavai on phone: 32 minutes • Time spent checking messages on said phone from the babysitter (Mum): 6 minutes
A post shared by Turia (@turiapitt) on Feb 11, 2018 at 1:23am PST
Czytaj także: 107 osób zginęło, ona przeżyła. Dziś inspiruje świat swoim śpiewem


„Już nie potrzebuję maski”
Po siedmiu latach Turia nie chce już opowiadać o pożarze. Woli skupić się na procesie zdrowienia, wszystkich dobrych rzeczach, które się jej przydarzyły, na tym, czego nauczyła się w tym trudnym czasie. Twierdzi, że ciągłe mówienie o wypadku stało się dla niej po prostu nudne.

Dlaczego miałabym marnować moją energię na rozpamiętywanie wydarzenia, które już miało miejsce w moim życiu, skoro mogą skupić ją na tym, jak zmieniam moje życie? – pyta.
Maskę, którą po wypadku nosiła na twarzy, zdjęła w trakcie jednego z programów na żywo. „Już jej nie potrzebuję” – oznajmiła. Nie zamierza wstydzić się tego, jak wygląda. Na swoim Instagramie pokazuje zdjęcia w stroju kąpielowym i dzieli się swoją codziennością. Przekonuje inne kobiety, że w pięknie chodzi o coś więcej niż o idealne wymiary i perfekcyjnie gładką skórę. Napisała książkę, w której zapewnia, że nawet w najtrudniejszej sytuacji warto stawiać sobie wyzwania.

Lekarze nie dawali jej szans na powrót do uprawiania sportu. W 2015 roku jednak przebiegła półmaraton w czasie szybszym niż przed wypadkiem. W 2016 roku wzięła udział w australijskim Ironmanie (składa się niego 3,86 km pływania, 180,2 km jazdy na rowerze i 42,2 km biegu). Ukończyła wyścig w ciągu 13 godzin i 24 minut.

Czytaj także: Życie to maraton. Niezwykła historia Jeffa Baumana


Narodziny synka
W grudniu małżeństwo przywitało na świecie swojego pierwszego synka – Hakavaia. „Jesteśmy absolutnie zachwyceni i zakochani w nim” – napisali na Instagramie. Turia, pytana wcześniej o to, czy nie boi się trudów ciąży i porodu powiedziała, że czuje się na to wszystko przygotowana. „Przeszłam już przez bardzo wiele bólu, który nie miał konkretnego celu. Wiem, że dzień porodu będzie trudny i intensywny, ale poprzez ten ból otrzymam moje dziecko. Czy to nie jest wspaniałe?” – opowiadała w jednym z wywiadów.

Zapewnia, że obecnie w jej życiu dominuje wdzięczność. „Nie każda kobieta na świecie ma możliwość doświadczenia bycia matką. Ja nią jestem i przechodzę rodzicielską podróż z moim najlepszym przyjacielem” – mówi.




Maybe it’s just the Christmas spirit, but geez we’re getting good at this angelic family photo thing. Merry Christmas y’all! 🎄💛
A post shared by Turia (@turiapitt) on Dec 24, 2017 at 2:24pm PST


Turia Pitt. Czym jest piękno?
Turia nie ukrywa, że to właśnie miłość Michaela pomogła jej przetrwać najtrudniejsze momenty i na nowo przekonać się o swoim pięknie. Patrząc na swoje stare zdjęcia (w czasie studiów dorabiała jako modelka), czuje nostalgię, ale nie zatrzymuje się nad nimi na dłużej, bo wie, że czasu nie da się cofnąć. Gdyby to było możliwe, chciałaby jednak spotkać się z samą sobą z momentu, w którym po przebudzeniu się ze śpiączki żałowała, że przeżyła. „Powiedziałabym sobie, że nie tylko wszystko będzie po prostu w porządku, ale że moje życie będzie jeszcze wspaniałe” – pisze.

„Kiedy patrzę w lustro widzę, tak jak i Michael, piękną dziewczynę, bo tak jak on wiem, że piękno bierze się z wnętrza. Definiuje nas to, kim jesteśmy, a nie to, jak wyglądamy” – dodaje.

...

Samo piekno i dobro!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:07, 19 Mar 2018    Temat postu:

Tomek Komenda się załamał. "Ciągle płacze, nie potrafi normalnie funkcjonować"
GŁOSUJ
GŁOSUJ
PODZIEL SIĘ
OPINIE
Entuzjazm i radość - zdjęcia Tomasza Komendy po wyjściu z więzienia po 18 latach niesłusznej odsiadki obiegły całą Polskę. Niestety, po kilku dniach stan psychiczny mężczyzny znacznie się pogorszył. Specjaliści mówią, że potrzebuje pomocy.

- Minęły dwa dni i doszło do załamania. Ciągle płacze, nie potrafi normalnie funkcjonować, nic go nie cieszy. To straszne, jak bardzo więzienie go zniszczyło - mówią w rozmowie z "Super Expressem" bliscy Tomasza Komendy.


Dodają, że potrzebuje terapii z udziałem psychologa. - Sam sobie nie poradzi - ocenia jeden z członków rodziny.

Eksperci nie mają wątpliwości, że po tak długim okresie izolacji mężczyzna może mieć problemy ze zdrowiem. - Może mieć zaburzenia depresyjno-lękowe. Do końca życia może borykać się z traumą związaną z pobytem w więzieniu - wyjaśnia reporterom gazety Malwina Szczygłowska, psychoterapeutka z Wrocławia.


Podkreśla, że Komenda będzie musiał przede wszystkim nauczyć się podejmować samodzielnie, nawet najprostsze, decyzje. Pobyt za kratami oduczył go tej odpowiedzialności. - Czeka go ciężka praca, ale jeśli będzie zdeterminowany, to sobie poradzi - uważa psycholog.

Zobacz też: "Jestem najszczęśliwszą matką na świecie". Teresa Komenda po wyjściu jej syna z aresztu

Komenda z pewnością będzie starał się o wysokie odszkodowanie. - Najpierw jednak musi zostać uniewinniony - podkreśla prof. Zbigniew Ćwiąkalski, który będzie pełnomocnikiem prawnym 42-latka. Precyzuje, że będzie starał się o wielomilionową kwotę w ramach zadośćuczynienia za czas spędzony przez mężczyznę w więzieniu.


"Akt oskarżenia bezzasadny"
Tomasz Komenda został w 2004 roku prawomocnie skazany na 25 lat więzienia za zabójstwo i zgwałcenie 15-latki. Odsiadywał wyrok w Zakładzie Karnym w Strzelinie. Prokuratura, która w 2017 roku, na wniosek rodziców ofiary, wznowiła postępowanie w sprawie jej śmierci i brutalnego zgwałcenia, uważa, że skierowanie przeciwko Komendzie aktu oskarżenia było bezzasadne.

W ostatni czwartek sąd penitencjarny przy Sądzie Okręgowym we Wrocławiu warunkowo zwolnił Tomasza Komendę z odbywania kary. Prokurator, który zdecydował o zatrzymaniu Tomasza Komendy nie poczuwa się do winy. Sędzia, który go skazywał, mimo niejednoznacznych dowodów, nie miał wątpliwości, że jest winny.

..

To jest cierpienie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135916
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:33, 20 Mar 2018    Temat postu:

Wysłała wiadomość pod zły numer. I odmieniła życie całej rodziny
Sophia Swinford | 20/03/2018
WRONG,NUMBER,TEXT,KAIZLER
Mandi Miller via Twitter | Fair Use
Udostępnij 46 Komentuj 0
Przeczytajcie historię o tym, jak życzliwość, którą Tony obdarował nieznajomą kobietę, wróciła do niego.

Kiedy dostajesz wysłaną przez pomyłkę wiadomość, prawdopodobnie ją ignorujesz albo odpisujesz „proszę wybaczyć, pomyłka”. Ale Tony Wood postanowił pójść o krok dalej. Kiedy Sydney Uselton przez przypadek napisała do niego z prośbą o opinię na temat nowej sukienki, zawołał pięcioro dzieci, żeby zrobić jej przyjemność. Niebawem życzliwość wróciła do niego.

„Myślę, że ta wiadomość nie była wysłana do mnie – odpisał Tony. – Mojej żony nie ma w domu, więc nie mogłem poprosić jej o zdanie, ale dzieci i ja uważamy, że wyglądasz w tej sukience oszałamiająco! Zdecydowanie powinnaś ją wziąć!”.

Dołączył nawet zdjęcie wesołej gromadki. Historia bardzo szybko trafiła na Twittera.

Kiedy post okazał się wiralem, Tony podzielił się, dlaczego jego żony nie było akurat w domu: zabrała ich szóstego syna, Kaizlera, na chemioterapię. Niedługo później internauci odkryli, że rodzina prowadzi zbiórkę na leczenie chorego na białaczkę chłopca na platformie crowdfundingowej. Akcja nabrała rozpędu.

„Część ludzi z tego Twitterowego szaleństwa podzieliła się naszą stroną GoFundMe. Dziś dostaliśmy ponad tysiąc dolarów. Brak nam słów. [Moja żona] Rachel płakała, a mnie zatkało. Bóg jest dobry i zna nasze potrzeby” – mówił Tony.

Do dziś darczyńcy z całego świata wpłacili na leczenie Kaizlera ponad 54,5 tys. dolarów!

Żona Tony’ego Rachel powiedziała portalowi BoredPanda: „To bardzo pokrzepiające, przypomnieć sobie, że są na świecie dobrzy ludzie, którzy wciąż troszczą się o innych, spiesząc z życzliwością i hojnością”.

Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia

..

Wielkie cierpienie ale i wielkie dobro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13, 14, 15, 16  Następny
Strona 12 z 16

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy