Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:06, 23 Lut 2010 Temat postu: Ciemna noc depresji! |
|
|
Dzis dzien walki z depresja.
I tutaj mamy zjawisko ktorego doswiadcza kazdy.
Co do ,,nauki'' to tradycyjnie nie jest w stanie nic wyjasnic.Opisac owszem.Ale co i po co okreslic to juz katastrofa.Nie mowiac o leczeniu...
Lecza ,,farmakologicznie'' czyli ladujac chemie.
Jest to absurd...
Tymczasem jasna i pewna odpowiedz jak zwykle daje Bóg poprzez Biblie a i poprzez swietych aby bylo juz na 100% jasne!
Tutaj w niczym nie da sie zastapic Jana od Krzyża i jego wielkich dziel a zwlaszcza dziela Noc Ciemna:
[link widoczny dla zalogowanych]
W noc jedną pełną ciemności,
Udręczeniem miłości rozpalona,
O wzniosła szczęśliwości!
Wyszłam nie spostrzeżona,
......
. W noc pełną szczęścia błogiego,
Pośród ciemności, gdzie mnie nikt nie dojrzał,
Jam nie widziała niczego,
Nie miałam wodza ni światła innego
Ponad ten ogień, co w sercu mym gorzał.
4. On mnie prowadził jasnością
Bezpieczniej niźli światło południowe,
Tam, gdzie mnie czekał z miłością,
Gdzie nikt nie stanął istnością,
O którym miałam przeczucie duchowe.
5. O nocy, coś prowadziła,
Nocy ty milsza nad jutrznię różaną!
O nocy, coś zjednoczyła
Miłego z ukochaną,
Ukochaną w Miłego przemienioną!
Tak jan od Krzyża OPIEWA tę NOC CIEMNA!
>>>>
Należy zwrócić uwagę, że duszę, która zdecydowała się służyć Bogu całkowicie, karmi On i umacnia w duchu, oraz obdarza pieszczotami na sposób czułej matki. Matka bowiem, tuląc do piersi maleńkie dziecię, ogrzewa je swym ciepłem, karmi mlekiem - lekkim i słodkim pokarmem. Pieści je również i nosi na swych rękach. Gdy jednak dziecię dorasta, umniejsza matka pieszczoty, ukrywa swoją czułą miłość, a słodki pokarm zaprawia goryczą (2). Nie nosi go na rękach, lecz każe mu stąpać własnymi nóżkami, aby powoli wyzbyło się słabości i zabierało do rzeczy większych i istotniejszych.
>>>>
I stad gorycz czyli depresja!
Zreszta Jan od Krzyża w swej naiwnosci myslal ze opisuje tylko doswiadczenia osob wybranych!Tymczasem dzis na skutek masowego przeplywu informacji wiemy juz ze WSZYSCY tego doswiadczaja.
Jest caly jezyk wspolczesny:
Mam dzis chandre...Mam dola.Jesienna depresja.Zalamka.
Itp itd.Swiadczy to masowosci zjawiska.
Polega to na odczuwaniu wielkiej niecheci do WSZYTKIEGO wraz z BRAKIEM CHECI ZYCIA NAWET!U wiekszosci to ustepuje u wielu trwa dlugo wreszcie u jednostek permanentnie...
Jak wyjasnia Jan od Krzyza jest to NORMALNE!
>>>>
Trzeba zanalizowac zycie czlowieka.
Dzieci w normalnych rodzinach bawia sie i stany depresyjne sa niemal niewidoczne ( sa wsrod dzieci ktore doswiadczaja agresji bardzo widoczne).Jednak im czlowiek starszy tym czesciej sie zdarzaja.
Dlaczego?
No bo dziecko poznaje swiat rozne rzeczy samego siebie.I NIE MA CZASU!Swiat je absorbuje.
Mlody czlowiek poznaje uz sprawy ogolne idee i tu zaczyna nie tylko poznawac ale i rozwazac!I juz pojawiaja sie zaczatki dpresji.Po trzydziestce juz zaczynaja sie pytania o SENS!JAKI JEST SENS MOICH WYSILKOW NA ZIEMI!(Mlody cieszy sie zyciem i nie rozwaza).Im czlowiek starszy i slabszy tym wiecej pytan!
>>>>>
A wiec widzimy ze wszystko jest tu logiczne!I zgodne z fazami rozwoju.
1.Gromadzenie wiedzy.
2.Ukladanie wiedzy w glowie.
3.Przemyslenia czyli analiza.
4.Wnioskowanie.
>>>>
A wnioski sa takie zw brak na tym swiecie celu zycia.A wiec depresja bo niby nonsens.I tu oczywiscie pojawia sie Bóg!On jest odpowiedzia...
>>>>
Widzimy jakim absurdem jest ,,leczyc'' czlowieka chemia...
>>>>
Gdyby nie Grzech Pierworodny poznanie Boga bylo by sama rozkosza.Niestety nastapilo rozdarcie i Bog jest Ukryty!Trzeba go odkrywac!I temu odkrywaniu to wszystko sluzy.
Bóg jest Duchem a wiec trzeba oderwac sie od materii aby go poznac.Mozna tylko zrobic TEZ DUCHEM.A czlowiek czuje sie niepewnie bez materii.Stad ta NOC!Bo ani uszami nie slychac ani wzrokiem nie widac!
>>>>
Depresja pomaga czlowiekowi dotrzec do Boga gdyz inaczej przywiazany do materii stalby sie jej niewolnikiem.Tymczasem gdy juz ma jej dosc latwiej mu znalezc Boga a i Bogu latwiej dotrzec do czlowieka!
W chwili depresji jest najblizej.A pamietajmy tez ze cierpienia depresji pomagaja duszom wyjsc z czyscca albo wrecz uratowac sie od Piekla.
>>>>
Tak wiec gdy pomyslisz ile dusz cierpiacych zyska,jak blisko jest Ciebie Bóg w tej chwili to wrecz bedziesz sie cieszyl z depresji ze tyle dobra sie dzieje!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Wto 20:06, 23 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:28, 08 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Brak opieki nad chorymi na depresję
W krajach rozwiniętych nawet 90 proc. osób cierpiących na depresję nie otrzymuje pomocy, choć jest to schorzenie, które można wyleczyć – mówili eksperci w stolicy na warsztatach dla dziennikarzy.
Podkreślali, że obecnie istnieje wiele skutecznych metod terapii depresji, w tym leki, psychoterapia oraz sposoby niefarmakologiczne, jak fototerapia w depresji sezonowej. Wśród przyczyn tak wysokiego odsetka chorych na depresję, którzy się nie leczą, dr Wiesław Cubała z Kliniki Chorób Psychicznych i Zaburzeń Nerwicowych Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego wymienił m.in. niską świadomość społeczną na temat objawów zaburzeń nastroju, obawę przed negatywną oceną innych osób i stygmatyzacją oraz fakt, że wielu ludziom trudno zaakceptować wizytę u psychiatry.
- Tymczasem, warto pamiętać, że w większości przypadków dowolny lekarz może zaoferować pomoc osobie z depresją. Oczywiście, najlepiej, aby był to psychiatra, ale w Polsce mamy ich za mało, by mogli zająć się wszystkimi pacjentami z zaburzeniami nastroju – powiedział specjalista.
Jak przypomniał, o depresji mówi się wówczas, gdy przez, co najmniej, dwa tygodnie utrzymują się dwa z trzech objawów podstawowych, takich jak obniżenie nastroju przez większość dnia i codziennie, utrata zainteresowań i/lub odczuwania radości oraz ogólny spadek energii i nadmierna męczliwość, które zaczynają przeszkadzać w codziennym funkcjonowaniu. Oprócz tego, do postawienia diagnozy depresji potrzebne są jeszcze, co najmniej, dwa objawy dodatkowe, do których zalicza się: utratę wiary w siebie i poczucia własnej wartości, nieracjonalne poczucie winy, nawracające myśli o śmierci i samobójstwie, problemy z pamięcią i koncentracją uwagi, spowolnienie, albo wręcz odwrotnie – niepokój i nadpobudliwość, zaburzenia snu – zarówno problemy ze snem, jak i nadmierna senność oraz zmiana apetytu – utrata łaknienia lub zajadanie stresu.
Z danych przedstawionych przez dr. Cubała, wynika, że na depresję może cierpieć nawet do 10 proc. ogólnej populacji, a ryzyko wystąpienia jej w ciągu życia wynosi do 17 proc.
Zapada na nią dwukrotnie więcej kobiet niż mężczyzn.
Według specjalisty, depresja jest najczęściej efektem długotrwałej ekspozycji na stres przewlekły, związany np. z utratą bliskiej osoby, ale też np. z nagłym awansem i przejęciem odpowiedzialności za zespół.
Jak wyjaśnił prof. Bartosz Łoza z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, przedłużający się stres powoduje, że w organizmie utrzymuje się podwyższony poziom hormonu stresu – kortyzolu, a ten zaczyna niszczyć tkankę w centralnym układzie nerwowym, prowadząc do jej atrofii. Dotyczy to zwłaszcza hipokampa - struktury odpowiedzialnej za regulację emocji oraz za pamięć. Z badań wynika, że im dłużej utrzymuje się depresja, tym objętość hipokampa coraz bardziej maleje.
Hipokamp ma wprawdzie pewną zdolność regeneracji, ale trzeba dać mu szansę, ocenił ekspert. Można to zrobić podając leki przeciwdepresyjne, które sprzyjają procesowi odtwarzania neuronów.
- Pacjent musi jednak pamiętać, że nie można zbyt wcześnie odstawiać leku, tak jak nie można zbyt szybko przerwać zażywania antybiotyku na zapalenie płuc, z obawy przed pojawieniem się opornych bakterii – zaznaczył dr Cubała. Dodał, że przedwczesne przerywanie terapii depresji zwiększa ryzyko jej nawrotów, a każdy kolejny epizod choroby trwa dłużej i jest trudniejszy w leczeniu.
Zdaniem prof. Łozy, leki na depresję są niezbędnym wsparciem dla pacjenta. Ale, gdy poczuje się on już lepiej bardzo ważne jest, by spróbował usunąć czynnik stresujący i zmienił swoje życie – np. nie pracował po 11 godzin dziennie, uwolnił się z toksycznego związku. Wprawdzie, istnieją pewne uwarunkowania genetyczne, które sprawiają, że pod wpływem silnych stresów przewlekłych niektóre osoby szybciej zapadają na depresję, ale często pojawia się ona na skutek trybu życia, który wybieramy, tłumaczył ekspert.
Specjaliści zgodnie podkreślali, że ciągle potrzebna jest edukacja społeczeństwa na temat zaburzeń nastroju, bo lepsze ich zrozumienie może sprawić, że ludzie będą chętniej się leczyć.
Rolę tę ma częściowo spełniać Ogólnopolska Kampania Społeczna „Forum przeciw depresji”, której VI edycję zainauguruje 22 lutego debata społeczna pt. "W związku z depresją ..." zorganizowana w Och-Teatrze w Warszawie. W dyskusji udział wezmą psychiatrzy, psychoterapeuci, duchowni, dziennikarze, artyści i przedstawiciele instytucji, które zajmują się problemem depresji. 23 lutego, kiedy obchodzony jest Światowy Dzień Walki z Depresją, pojawi się natomiast nowa odsłona strony internetowej kampanii (www.forumprzeciwdepresji.pl), na której będą poruszane takie kwestie, jak depresja a praca, depresja a alkohol, depresja w związku oraz nawracająca depresja.
>>>>>
To jest po prostu brak Boga . Jak to mozna wyleczyc lekami ? Toz to absurd ...
Gdy czlowiek nie widzi sensu zyci a. No bo niby po co tak pracowac meczyc sie a na koncu umrzec ? Bez sensu . Stad depresja . Trzeba ludziom dac Boga .
W krajch bogatych ateizm jest powszechny stad i powszechna depresja . Ludzie sami wpedzaja sie w koszmar . ,,Nie maja czasu'' na Boga a potem rezultatem sa strszne stany typu depresyjnego . Bo czlowiek nie moze zyc bez sensu . Bo tak go Bóg stworzyl aby byl z Bogiem . Stad taka tragedai bylo rozerwanie scislej wiezi z Bogiem w raju . Czlowiek stracil sens zycia . Oczywicie Bóg istnieje ale ukryty bo nie moze ukazac sie w takim stanie czlowiekowi . Biblai mowi ze nie mozna ujrzec Boga i przezyc ! A w raju Adam mogl ile chcial patrzec na Boga i zadnej smierci nie bylo . Depresja jak wszyskie choroby jest skutkiem grzechu pierworodnego i zniknie gdy zgina jego skutki czyli juz niebawem ! Jezus nadchodzi . On sie spieszy - nie moze sie doczekac . Jedyna bariera jestescie wy czyli wasze grzechy - opzniacie Jego przyjscie . Bo nie chce wam zaszkodzic . To tez jest dramat . Jezus chce jak najszybciej powrocic a nie moze bo by to wielu zaszkodzilo . Musi nadejsc TEN moment i on nadchodzi :O))))
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:21, 06 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Coraz więcej kupują, by uśmierzyć obawy przed śmiercią,
Czy wiara wpływa na to, co i jak kupujemy? Tak, zwłaszcza gdy powodem jest lęk przed śmiercią. A co najlepiej go uśmierza? - Religia i... iPhone, twierdzi "Gazeta Wyborcza".
To w Ameryce, dotkniętej traumą terroryzmu, powstał pogląd, że najlepszym sąsiedztwem dla supermarketu jest... zakład pogrzebowy. To lęk przed śmiercią skłania do głębszego sięgania do kieszeni. W Polsce nie stwierdzono takiej zależności. Może dlatego, że Polacy są nacją bardziej religijną - zastanawiają się psychologowie - a religijność osłabia postawy konsumenckie.
Dlaczego? Bo religia obiecuje życie wieczne, a to pomaga uśmierzyć lęk egzystencjalny. Czasem tak skutecznie, że nie trzeba innych sposobów. Z kolei osoby o poglądach stricte materialnych nie mają tego komfortu. Poczucie własnej wartości i pewności muszą budować za murem dóbr doczesnych. Najlepiej tak wysokim, by nie widać było końca - starości i śmierci.
....
No tak . Religia to opium dla mas . Stary marksistowski prymitywizm .
Przyznam ze mi w ogole sa nieznane leki egzystencjalne czyli jak rozumiem pytania o sens . Po co ja zyje . To oczywiste aby byc szczesliwym w niebie ;0))) Z Bogiem . Wiara nie usmierza zadnych lekow . Tylko wyjasnia sens . Drobna roznica . Bezboznicy maja leki bo bezboznictwo to choroba . Brak Boga . Takie sa po prostu objawy .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:00, 12 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Lekarze: 1,5 mln Polaków ma depresję, coraz częściej ludzie aktywni
W Polsce na depresję cierpi 1,5 mln osób, coraz częściej są to ludzie aktywni zawodowo, odnoszący sukcesy. To nowe oblicze depresji ma związek m.in. z szybkim tempem życia i zaburzeniem proporcji między pracą a wypoczynkiem – oceniają eksperci.
Mówili o tym w środę na konferencji prasowej w stolicy, na której zainaugurowano VIII edycję ogólnopolskiej kampanii społecznej pt. "Forum przeciw depresji".
Specjaliści alarmowali też, że co najmniej połowa cierpiących na depresję nie szuka pomocy specjalisty, chociaż schorzenie to można skutecznie leczyć.
Obecnie na świecie na depresję cierpi 350 mln ludzi. - Co piąta kobieta i co dziesiąty mężczyzna w ciągu życia ma co najmniej jeden epizod depresji - powiedział prof. Bartosz Łoza, kierownik Kliniki Psychiatrii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Dodał, że u kobiet z reguły pojawia się on po urodzeniu dziecka, a u mężczyzn w związku z niepowodzeniami zawodowymi.
Depresja jest najczęściej diagnozowana u osób między 20. a 40. rokiem życia. Kobiety cierpią na nią dwukrotnie częściej. W Polsce liczbę osób z depresją szacuje się już na 1,5 mln.
Dr Iwona Mazurek-Patejuk z Mazowieckiego Specjalistycznego Centrum Zdrowia zaznaczyła, że zgodnie z przewidywaniami Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) do 2020 r. depresja zajmie drugie miejsce wśród chorób będących najczęstszymi przyczynami przedwczesnej śmierci lub uszczerbku na zdrowiu.
Już teraz depresja na świecie przyczynia się co roku do 1 mln zgonów, tj. 3800 każdego dnia. Jest bowiem głównym czynnikiem ryzyka samobójstwa. Według prof. Łozy coraz częściej depresja nie jest związana z jakąś tragedią życiową, jak np. utrata dziecka. Te "gigantyczne liczby" napędzane są w dużym stopniu przez współczesny styl życia – szybkie tempo, brak równowagi między pracą a wypoczynkiem, przeciążenie obowiązkami.
- To nie jest takie proste - po prostu się zaharować, kupić sobie kolejne pantofelki do szybkiego biegania, jeszcze szybszy samochód i jeszcze szybszą windę na 15 piętro wieżowca. Przyjęcie takiego stylu życia przynosi konsekwencje i to jest "nowa depresja" – tłumaczył psychiatra.
Dr Mazurek-Patejuk zwróciła uwagę, że jednym z podstawowych objawów przy rozpoznawaniu depresji – obok smutnego, depresyjnego nastroju - jest anhedonia. Jest to brak lub utrata zdolności do odczuwania przyjemności i satysfakcji, do przeżywania radości z tego co do tej pory ją przynosiło, jak np. zapach porannej kawy, uprawianie ogrodu, zabawa z wnukami. - Towarzyszy temu brak spontaniczności w wyrażaniu takich emocji, jak złość czy radość. Stany emocjonalne wyrażane przez osobę, która nie odczuwa przyjemności są bardzo przygaszone, mają jeden szary monotonny koloryt – tłumaczyła specjalistka.
- Anhedonia bardzo ogranicza funkcjonowanie, ponieważ sprawia, że ludzie nie mają motywacji co tego, by pracować, starać się. Jest to bardzo trudne również dla bliskich chorego, bo nie potrafią zrozumieć, dlaczego wycofuje się on z życia, dlaczego coś co zawsze sprawiało mu przyjemność przestaje go cieszyć – mówiła Dr Mazurek-Patejuk.
Zaznaczyła, że anhedonia jest objawem, który może pozostać po leczeniu depresji, a wówczas stanowi zapowiedź tego, że depresja może nawrócić. - O ten objaw trzeba pacjentów pytać – podkreśliła.
Jak ocenił prof. Łoza wzrost liczby osób z depresją wiąże się również ze znacznym wydłużeniem się średniej oczekiwanej długości życia ludzi. - Na początku XX wieku, gdy wynosiła ona 30 lat ryzyko depresji było znacznie niższe. (...) jeszcze 50 lat temu analizowano, czy w ogóle jest sens produkować leki przeciwdepresyjne – powiedział psychiatra.
Jak wyjaśniła, im dłużej żyjemy, tym większe jest ryzyko zachorowania na jakąś chorobę przewlekłą, a depresja często pojawia się przy chorobie somatycznej i wtedy cierpienie pacjenta się podwaja.
- Nie zapominajmy jednak, że depresja jest uleczalna. Leki przeciw depresji są dla pacjenta jak kołderka, w której trzeba się wygrzać, dają szansę na wprowadzenie zmian w życiu. A im dłużej je stosujemy tym ich skuteczność wzrasta – tłumaczył.
Niestety, co najmniej połowa osób cierpiących na depresję nie zgłasza się do lekarza. - Ludzie nie chcą tego rozpoznania – ocenił prof. Łoza.
Dr Mazurek-Patejuk zwróciła z kolei uwagę, że pacjenci boją się leczenia lekami przeciwdepresyjnymi. - Myślą, że to psychotropy, że zmieniają osobowość, uzależniają, ale to tylko mity – podkreśliła.
W ramach kampanii "Forum przeciw depresji" eksperci przekonują, że depresję trzeba i można skutecznie leczyć. Organizatorzy kampanii zapraszają 24 lutego w poniedziałek do Hotelu Mercure w Warszawie na Dzień Otwarty, podczas którego w godzinach 12.00-18.00 można będzie skorzystać z bezpłatnych konsultacji psychiatrycznych oraz wziąć udział w specjalistycznych wykładach. 12 lutego w godzinach 16.00 -18.00 oraz 21 lutego w godzinach 15:00 – 17:00 na stronie kampanii (www.forumprzeciwdepresji.pl) można będzie porozmawiać na czacie z psychiatrą. Do 31 marca trwa konkurs fotograficzno-plastyczny, którego tematem przewodnim jest anhedonia.
>>>
Im wiekszy niby sukces tym wieksza depresja . Zachod juz to przeciwiczyl .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:18, 08 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Tradycja i rodzina lekiem na depresję
Łukasz Razowski
Religijność jest bardzo istotna u górali
W Tatry zawitał pierwszy tego sezonu halny. Dla mieszkańców Podtatrza oznacza to początek ciężkiego okresu. Według specjalistów, ten porywisty, ciepły wiatr negatywnie wpływa na samopoczucie i jest jednym z głównych czynników powodujących depresję wśród górali.
Mieszkańcy Podtatrza wbrew pozorom nie mają lekkiego życia. Jak się okazuje, m.in. warunki klimatyczne nie sprzyjają dobremu samopoczuciu, a przypadków zachowań depresyjnych notuje się tu więcej niż w innych regionach kraju. Wyniki badań przeprowadzonych przez psychiatrów w ramach programu pn. "Zapobieganie depresjom i samobójstwom w powiecie tatrzańskim", które opublikowano przed rokiem, nie są pocieszające. Pod Tatrami dochodzi do niemal dwukrotnie większej ilości występowania drastycznych stanów depresyjnych niż w innych rejonach kraju.
- To poważny problem – zaznacza dr Iwona Koszewska, psychiatra prowadząca program oraz cykl wykładów "Aby halny nikogo nie zabrał".
Aby ułatwić walkę z depresją, dr Iwona Koszewska opracowała listę czynników, które pomagają lub działają szkodliwie na stan psychiczny mieszkańców powiatu tatrzańskiego. Wśród negatywnych zjawisk najgroźniejsze to klimat, a przede wszystkim występowanie wiatru halnego. Ale złe samopoczucie, które często odczuwają m.in. zakopiańczycy, to nie tylko wina przyrody. Na liście zagrożeń znalazł się m.in. mocny wzór picia alkoholu, brak umiejętności wyrażania emocji przez mieszkańców Podtatrza oraz powściągliwość w korzystaniu z opieki np. psychologa.
Specjaliści ustalili też czynniki, które poprawiają nastrój ludzi żyjących pod Tatrami. Najważniejsze to silna u górali tożsamość z regionem, świadomość własnej tradycji, mocne związki rodzinne oraz duża religijność.
- Chodzi o to, by wzmacniać te czynniki, które hamują rozwój depresji, a niwelować te, które ją potęgują – radzi dr Koszewska.
Niestety, na występowanie zjawiska wiatru halnego nikt nic nie poradzi. Na szczęście jednak pojawiły się optymistyczne informacje dotyczące podejścia do zdrowia górali. W ostatnich latach wzrosło bowiem rozpoznawanie zaburzeń nastroju i to nawet o 60 procent. Są one częściej rozpoznawalne niż wynosi średnia krajowa. Aż dziesięciokrotnie wzrosła liczba osób leczących się z choroby alkoholowej. Równolegle z tym znacznie zmalała ilość leczenia psychoz alkoholowych.
- Jest to najprawdopodobniej wynikiem nowego modelu picia alkoholu – wyjaśnia Koszewska. - Jakby nie było świadczy to, o tym, że te osoby, które były uzależnione trwają w nałogu, jednak nie uzależniają się nowe.
...
Tak trzeba byc normalnym normalnosc najlepiej zapobiega depresji . A likwiduje ja Bóg ... Bo On nadaje sens . To takie proste ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:07, 12 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Mężczyzna uznany za martwego został odnaleziony w lesie, 20 lat po tym, jak zaginął
Włochy Toskania - istock
47-letni Carlos Sanchez Ortiz de Salazar w 2010 roku został uznany za martwego. Teraz, 20 lat po swoim zaginięciu, odnaleziono go całego i zdrowego w lesie w Toskanii - podaje "SKY News".
Ta historia to świetna baza na scenariusz do filmu. Carlos Sanchez Ortiz de Salazar zaginął przed dwudziestoma laty. Pochodzi z Hiszpanii. Zanim zaczął pustelnicze życie w Toskanii, był lekarzem w Sewilli.
REKLAMA
Carlosa dwa tygodnie temu spotkali grzybiarze. - Miał brudną twarz, długa brodę. Wyglądał jak włóczęga - opowiada jeden z nich. Zbieracze postawili sprawdzić jego tożsamość, dlatego poprosili go o pokazanie dowodu osobistego. Carlos miał przy sobie paszport. Powiedział grzybiarzom, że mieszka w tym lesie od 1997 roku.
Lekarz najprawdopodobniej opuścił swój dom w Sewilli w 1995 roku, gdyż nie mógł sobie poradzić z depresją. Postanowił prowadzić życie pustelnika z dala od domu. Zamieszkał w lesie w toskańskiej Meremmie. Za zmarłego został uznany 14 lat po zaginięciu.
- Nie chcę żyć wśród ludzi. Teraz, kiedy mnie znaleźliście, muszę stąd uciec - powiedział grzybiarzom Carlos. Oddał im paszport i zniknął.
Rodzina Carlosa była szczęśliwa, gdy zobaczyła jego dokument i dowiedziała się, że żyje. - To on, nasz Carlos. On żyje i to jest najważniejsze - mówi matka mężczyzny. - Szanujemy jego wolę, ale nie byłabym spokojna, gdybym jeszcze choć raz nie mogła go przytulić - dodaje.
Mężczyzna jednak zniknął. Od ostatniego spotkania nikt więcej go nie widział.
...
Deoresja to tragedia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:43, 26 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
Anioł ostatniego ratunku
Joanna Jureczko-Wilk
dodane 26.10.2016 12:57 Zachowaj na później
- Depresja pojawia się jak anioł, który mówi człowiekowi: umierasz z powodu niewykarmienia jakichś podstawowych potrzeb - mówił ks. Krzysztof Grzywocz.
Joanna Jureczko-Wilk/ Foto Gość
zobacz galerię
Depresja jest czasami ostatnią deską ratunku. Może człowieka zbliżyć do ludzi i Boga, ale jeśli ją zlekceważymy - grozi nam śmierć - uważa ks. Krzysztof Grzywocz.
We wtorkowy wieczór aula, a nawet korytarz w Centralnej Bibliotece Rolniczej w Warszawie, nie pomieściły gości, którzy tłumnie przyszli na pierwszy wykład z cyklu "Duchowość dla Warszawy", zainaugurowany przez Papieski Wydział Teologiczny w Warszawie. O depresji i duchowości mówił ks. dr Krzysztof Grzywocz - wykładowca teologii duchowości na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego, kierownik duchowy i rekolekcjonista stały współpracownik Centrum Formacji Duchowej. W późniejszej dyskusji wzięli udział także: psycholog dr Agnieszka Kozak i psychoterapeuta Andrzej Mielecki.
We wprowadzającym wykładzie ks. Grzywocz przypomniał za św. Pawłem z Tarsu, że duchowość człowieka łączy w sobie ciało, duszę i psychikę. Zintegrowanie tych trzech elementów świadczy o dojrzałej duchowości chrześcijańskiej. Dokonuje się ono w spotkaniu: z Bogiem, drugim człowiekiem i samym sobą.
- W etymologii słowa spotkanie znajdziemy cząstkę "tkanie". Bo żeby się spotkać z innymi, trzeba mieć odwagę tkania, czyli przenikania, tak jak osoby Trójcy Świętej - przenikają się, nie tracąc swojej tożsamości. Poprzez spotkanie karmimy swoje najgłębsze potrzeby na poziomie ciała, ducha i psychiki: potrzebę picia, jedzenia, dachu nad głową, ale też czułości, dobrego dotyku, zachowania dobrego imienia, dowartościowania, potrzebę Boga, dzielenia się swoją wiarą z innymi. Wystarczy zaniedbać jedną potrzebę egzystencjalną i rozsypuje się cały człowiek. Niekarmienie potrzeb w spotkaniu jest przemocą - mówił ks. Grzywocz, podkreślając, że Bóg potrzebuje ludzkich instrumentów, żeby objawić się, być widocznym w życiu człowieka, a są nimi właśnie: więzi, miłość, przyjaźń.
Zdaniem ks. Grzywocza, jeśli któraś z potrzeb "chlebowych" człowieka nie jest zaspokojona, może pojawić się depresja. Dla człowieka nią dotkniętego zawsze jest przeżyciem trudnym, niebezpiecznym, ale ma też wymiar pozytywny: nie przychodzi bez powodu. Znany szwajcarski psychiatra Karol Gustaw Jung mawiał, że depresja jest jak czarna dama, którą gdy się pojawia, trzeba zaprosić do stołu i zapytać po co przyszła.
- Depresja pojawia się jak anioł, który mówi człowiekowi: umierasz z powodu niewykarmienia jakichś podstawowych potrzeb. Każe się dokładnie przyjrzeć ciału, psychice i duszy - czy w tym zakresie nie ma jakiegoś braku. Często ubytek na poziomie duchowym, brak więzi z Bogiem, objawia się na poziomie fizycznym czy psychicznym: jemy za dużo, pijemy za dużo, mamy pretensje do wszystkich o wszystko, oczekujemy zbyt wiele od innych... Im większe braki - tym większa depresja. Jeśli anioła depresji zlekceważymy, będziemy chcieli szybko się go pozbyć, nasz system się rozsypie - ostrzegał ks. Grzywocz.
Psychoterapeuta Andrzej Mielecki zwrócił uwagę na to, że wadliwych schematów funkcjonowania i kontaktów z innymi, uczymy się już w dzieciństwie, w domu rodzinnym. Często właśnie tam po raz pierwszy boleśnie doświadczamy odrzucenia. Potem ten trudny bagaż niesiemy w życie, nieświadomie powielając schematy i dziwiąc się, że "nic nam nie wychodzi".
- I to już jest sygnałem, żeby zasięgnąć porady psychologa - dodał A. Mielecki, dodając, że ok. 10 proc. chorych psychicznie popełnia samobójstwo.
Wszyscy paneliści podkreślali, żeby w leczeniu depresji nie oczekiwać szybkich, spektakularnych rezultatów poprawy, a w razie potrzeby korzystać z pomocy specjalistów i leczenia farmakologicznego. Apelowali o wykazania wrażliwości i czujności wobec osób, które od dłuższego czasu są smutne, nie widzą sensu życia, zaczęły na co dzień gorzej funkcjonować, unikają spotkań. Prosili też kierowników duchowych i przełożonych zakonnych wspólnot, by w przypadku podejrzenia depresji, nie zbywali problemu stwierdzeniem: "Bóg sam wystarczy".
Po wykładzie i panelu z sali posypały się pytania. "Kiedy zwrócić się o pomoc do psychologa?", "Jak zapełnić potrzebę czułości, dobrego dotyku we wspólnocie zakonnej? ", "Jak pomóc osobie z depresją, kiedy to przerasta nasze własne siły?" - czytała prowadząca spotkanie biblistka s. dr Judyta Pudełko PDDM.
Agnieszka Kozak podkreśliła, że często osoby w stanach depresyjnych boją się spotkań z innymi, więc ich unikają, co jeszcze bardziej pogarsza ich stan.
- Potem są już na takim "głodzie", że naprawdę nie mają siły przyjść same do lekarza, nie mogą wstać rano z łóżka. One nie udają, nie są leniwe. Na nic zdadzą się rady typu: " Dasz radę", "Weź się w garść". W takich przypadkach trzeba im zdecydowanie pomóc - mówiła psycholog.
Ks. Grzywocz przypomniał biblijną scenę, kiedy czterech przyjaciół niesie do Jezusa paralityka.
- Człowiek w depresji jest czasami jak paralityk. Sam już nic nie może zrobić i potrzebuje mądrych, odważnych i wytrwałych przyjaciół, którzy by mu skutecznie pomogli - podkreślił duchowny. Zaznaczył, że osobom wierzącym w trudnych sytuacjach łatwiej jest znaleźć oparcie w Bogu, który ukochał nas miłością idealną. Jako przykład dobrze przeżytej depresji przytoczył doświadczenie św. Jana od Krzyża, u którego była ona wynikiem m.in. bardzo trudnych przeżyć z dzieciństwa i niełatwego życia we wspólnocie zakonnej, a stała się etapem oczyszczającym na drodze rozwoju duchowego.
- W efekcie doświadczenie, opisane m.in. w "Nocy ciemnej", pozwoliło mu wejść w relację oblubieńczą, przyjacielską z Bogiem. Depresja była dla św. Jana od Krzyża darem, dlatego wyszedł z niej bliższy Bogu i ludziom - dodał ks. Grzywocz.
Ksiądz prałat Krzysztof Pawlina, rektor Papieskiego Wydziały Teologicznego w Warszawie zaprosił wszystkich na kolejny wykład w ramach cyklu "Duchowość dla Warszawy", który odbędzie się w Centralnej Bibliotece Rolniczej 15 grudnia i będzie poświęcony międzyludzkiej komunikacji. Zachęcał też do przysyłania propozycji tematów kolejnych spotkań.
Relacje ze spotkań będą zamieszczane na stronie PWTW : [link widoczny dla zalogowanych]
....
Dokladnie. Psuchika jest polaczona z dusza i nie dziala odrebnie. Oczywiscie mowa o ,,zwyklej" depresji. Jest tez patologiczna wynikla z wad organizmu. Tu trzeba po prostu srodkow farmakologicznych.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:01, 23 Lis 2016 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Polska
Pacjentom z depresją wszczepiono specjalny stymulator. "Rodzina widzi poprawę"
Pacjentom z depresją wszczepiono specjalny stymulator. "Rodzina widzi poprawę"
Dzisiaj, 23 listopada (14:5
Stymulatory nerwu błędnego wszczepili dwojgu pierwszym pacjentom lekarze w Szpitalu Klinicznym nr 7 Śląskiego Uniwersytetu Medycznego - Górnośląskim Centrum Medycznym w Katowicach. U obojga zaobserwowano poprawę. Planowane są kolejne zabiegi.
Zdjęcie ilustracyjne
/Archiwum RMF FM
Pierwszą cierpiącą na depresję pacjentką, której wszczepiono stymulator w Katowicach, była 63-letnia pani Grażyna. Na depresję choruje od 11 lat, początkowo leki pomagały, z czasem nie udało się już uzyskać remisji choroby mimo farmakoterapii.
To taka choroba, że ktoś, kto jej nie przeżył, nie zrozumie. Czułam się, jakbym nie żyła. Nic mnie nie bolało, a nie potrafiłam nic robić, myśleć, nic - po prostu siedziałam przy stole. Operacji się nie bałam, a teraz czuję się wspaniale, jakbym dostała drugie życie. Rodzina też widzi poprawę, cieszą się - opowiadała podczas konferencji prasowej.
Jak podkreślił ordynator oddziału psychiatrii i psychoterapii dr hab. Krzysztof Kucia, farmakoterapia i psychoterapia to skuteczna metoda leczenia depresji dla większości chorych. Ok. 30 proc. cierpi jednak na lekooporną depresję. Lekarze próbują im pomóc bardziej inwazyjnymi metodami, jak elektrowstrząsy i wszczepienie stymulatora nerwu błędnego.
Ta ostatnia metoda była najpierw stosowana w lekoopornej padaczce. U tych chorych zaobserwowano, że poprawia się również ich stan psychiczny. Wiemy, że stymulacja nerwu błędnego z całą pewnością moduluje działanie ośrodkowego układu nerwowego. Zmienia się ukrwienie mózgu w istotnych dla depresji obszarach - zwłaszcza podkorowych, ale też korowych, zmieniają się stężenia neuroprzekaźników i ich metabolitów - tłumaczył dr Kucia.
Zabieg nie jest obciążający dla pacjenta
Kierujący oddziałem neurochirurgii katowickiego szpitala dr Krzysztof Zapałowicz poinformował, że operacja wszczepienia stymulatora nie jest obciążająca dla chorego. Lekarze wykonują dwa nacięcia - jedno na szyi, drugie poniżej obojczyka. Przez nacięcie na szyi nakładają elektrody na nerw błędny, następnie pod skórą przeciągają przewód łączący elektrody z ogniwem, które co kilka lat trzeba wymieniać.
Po krótkiej hospitalizacji pacjent może być zwolniony do domu i prowadzić normalne życie. Mężczyzna, któremu wszczepiliśmy stymulator, aktywnie ćwiczy na siłowni - powiedział dr Zapałowicz.
Lekarz może zmieniać parametry urządzenia zależnie od stanu pacjenta za pomocą specjalnego pilota regulującego natężenie prądu. Nie możemy jednak wyprodukować człowieka szczęśliwego - zastrzegł dr Kucia.
Depresja to jedno z najczęstszych zaburzeń psychicznych. W ciągu całego życia 17 proc. populacji przeżywa epizod depresji. Ok. 25 proc. chorych podejmuje próby samobójcze.
...
Cenne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 8:51, 08 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Nie daj się depresji
Karina Grytz-Jurkowska
dodane 07.03.2017 11:15
- Siły uchodziły ze mnie jak powietrze z dziurawego balonu, ledwie powstrzymywałam się od płaczu, miałam bóle żołądka, w nocy budziłam się co godzinę - wspomina jedna z pacjentek.
Eksperci dzielili się swoim doświadczeniem, opowiadając prosto i przystępnie
Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość
Nieuzasadniony smutek przez dłuższy czas, obniżone samopoczucie zwłaszcza rano, trudności z zabraniem się do czegokolwiek, zaburzenia snu, „czarne myśli” - te symptomy powinny skłonić do wizyty u lekarza. Mogą one bowiem świadczyć o depresji.
Stanowi ona czwarty najpoważniejszy problem zdrowotny na świecie (wg WHO). Dotyka nierzadko ludzi bardzo aktywnych, zaradnych, angażujących się w wielu sferach życia, odnoszących sukcesy zawodowe i osobiste. A choć sytuacja zmienia się już na lepsze, nadal często jest wiele obaw przed przyznaniem się przed sobą samym i otoczeniem do tej choroby oraz podjęciem leczenia.
Aby rozwiać mity, pomóc chorym bądź ich bliskim, Stowarzyszenie „Mój Duch Przyjazny” z Opola zorganizowało w poniedziałek 6 marca debatę pt. „Aktywnie przeciw depresji”.
Wśród zaproszonych gości byli pracownicy Wojewódzkiego Specjalistycznego Zespołu Neuropsychiatrycznego przy ul. Wodociągowej w Opolu: Ewa Pendziałek-Grunwald, ordynator oddziału dziennego Iwona Kapral, terapeutka i Katarzyna Juszczyk, pielęgniarka oddziałowa. Były także pacjentki, którym udało się przezwyciężyć chorobę. Dzieliły się swoimi doświadczeniami i sposobami radzenia sobie z depresją. A Jacek Ruszczewski, pełnomocnik zarządu województwa opolskiego ds. profilaktyki i rozwiązywania problemów uzależnień, opowiadał o uciekaniu przed chorobą w uzależnienia i o finansowaniu terapii.
- Depresja to choroba jak każda inna. Składa się na nią zespół objawów, nie jest to tylko smutek, jak to potocznie się przyjmuje. Oprócz obniżenia nastroju jest to też obniżenie napędu psychoruchowego, nieokreślony lęk, dobowe wahania samopoczucia, zaburzenia snu, budzenie się w nocy z uczuciem niepokoju, często poczucie braku sensu i własnej beznadziejności, myśli samobójcze - tłumaczyła dr Ewa Pendziałek-Grunwald.
Opisywała różne rodzaje depresji - tę wynikającą z przyczyn zewnętrznych, dramatycznych zdarzeń, straty bądź przeżywania żałoby, endogenną, której przyczyna tkwi w mózgu pacjenta, a istotne są przy tym predyspozycje genetyczne, stres i intensywny tryb życia, pora roku czy przyjmowane leki, a także inne schorzenia, a także depresję poporodową. Zależnie bowiem od tego inny jest sposób leczenia.
Ekspertki podkreślały rolę otoczenia i mówiły, jak bliscy mogą pomóc choremu zarówno w uświadomieniu sobie choroby i podjęciu leczenia, jak i w powrocie do zdrowia.
Pacjentki, które opowiadały o swoich obecnych aktywnościach, najlepiej świadczyły, że depresję można przezwyciężyć. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość - Wsparcie rodziny w chorobie jest bardzo ważne, ale rady „zrób coś ze sobą”, „weź się w garść” na nic się zdadzą. Bo co można zrobić ze sobą, gdy człowiek nie ma siły ani umiejętności odczuwania jakiejkolwiek przyjemności - mówiła Iwona Kapral.
Aby łatwiej wyjść z choroby, jak podpowiadają pacjentki, trzeba znaleźć coś, co da nam szczęście i zagospodaruje nam czas. Bardzo dobrym sposobem jest zajęcie się jakąś twórczością: rękodziełem, malowaniem, rzeźbieniem, szydełkowaniem czy inną formą terapii zajęciowej, i koniecznie spotykanie się z ludźmi - zapisanie się na zajęcia sportowe, językowe, grupy teatralnej czy chóru, wspólne spacerowanie lub przebywanie z dziećmi, rozmowa z przyjaciółmi. To pomaga odnaleźć sens i radość życia, a także ukryte dotąd talenty.
- A przede wszystkim przyznać się do choroby i własnej bezsilności wobec niej i jak najszybciej pozwolić się leczyć. Nie wstydzić się i nie bać wizyty u psychiatry. Trzeba zlikwidować to odium, wynikające z prymitywnych postaw części społeczeństwa. I dobrze, kiedy mamy kogoś bliskiego, komu możemy się wygadać, albo kto skłoni nas do szukania pomocy medycznej - przyznaje Barbara Grodecka-Klusik.
To pierwsza taka debata, jednak zachęcone zainteresowaniem organizatorki - Elżbieta Żłobicka, prezes stowarzyszenia i opolska aktorka, oraz Barbara Chudzik zapraszają w maju na kolejne spotkanie, dotyczące schizofrenii. Odbędzie się ono w studio N’602 przy ul. Krakowskiej 37. Tam też, w każdy poniedziałek, jest dyżur przedstawicieli, u których można zasięgnąć porady.
...
Kazda choroba ma charakter demoniczny.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 10:04, 11 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Rozrywka
Ciekawostki
Dzieci przerwały wywiad dla BBC. Musicie to zobaczyć!
Dzieci przerwały wywiad dla BBC. Musicie to zobaczyć!
Wczoraj, 10 marca (19:45)
Przerwanie pracy w bardzo ważnym momencie może być frustrujące. Tak się stało w przypadku eksperta BBC Roberta Kelly'ego, który zachował jednak zimną krew. Jego pracę przerwały... niesforne dzieci. To, co wydarzyło się później, rozbawi Was do łez.
Przebywający w Pusan (Korea Płd.) ekspert BBC Robert Kelly dopiero co rozpoczął swój wywiad na wizji dotyczący prezydent Park Geun-hye, gdy do jego domowego gabinetu weszły urocze dzieci.
Starsze z nich otworzyło drzwi, weszło do pokoju tanecznym krokiem i - pomimo sprzeciwu ojca zasygnalizowanego delikatnym odepchnięciem - usiadło obok niego.
Myślę, że Twoje dziecko właśnie weszło do środka - powiedział prezenter komentując tę niecodzienną sytuację.
Chwilę później do pokoju, na chodziku, weszło drugie dziecko, za którym wbiegła spanikowana kobieta. Kelly przestał mówić w chwili, gdy próbowała ona wyciągnąć dzieci na zewnątrz pokoju.
Po chwili dzieci już nie było, a dziennikarz mógł dokończyć swój wywiad.
...
Tak dzieci dzialaja antydepresyjnie. Oczywiscie te dobre i normalne nie te wykolejone przez starszych doroslych w 90%!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 23:43, 13 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
Kanadyjczycy znaleźli sposób na depresję poporodową
Kanadyjczycy znaleźli sposób na depresję poporodową
Dzisiaj, 13 marca (20:01)
Depresję poporodową można złagodzić z pomocą odpowiednio dobranej diety - przekonują na łamach czasopisma "Proceedings of the National Academy of Sciences" (PNAS) kanadyjscy naukowcy. Wyniki ich badań pokazały, że dodanie do diety po porodzie dwóch aminokwasów - tryptofanu i tyrozyny - oraz wyciągu z czarnej jagody o właściwościach przeciwutleniających praktycznie eliminuje u kobiet objawy obniżenia nastroju.
Pogorszenie nastroju, pojawiające się kilka dni po porodzie, jest zjawiskiem dość powszechnym. Niekiedy przyjmuje bardziej drastyczną postać: kliniczna depresja poporodowa dotyka przeciętnie 13 procent młodych mam (zdjęcie ilustracyjne)
/Martin Sterba/CTK /PAP
Pogorszenie nastroju, pojawiające się kilka dni po rozwiązaniu, jest zjawiskiem dość powszechnym. Niekiedy przyjmuje bardziej drastyczną postać i wtedy diagnozuje się je jako kliniczną depresję poporodową. Ten stan, dotykający przeciętnie 13 procent młodych mam, uważa się za jedną z najpoważniejszych dolegliwości towarzyszących wydaniu na świat potomka.
Badacze z Centre for Addiction and Mental Health (CAMH) w Toronto opracowali zestaw suplementów diety, który w badaniach prowadzonych z udziałem kilkudziesięciu młodych mam okazał się bardzo skuteczny.
Opracowanie w oparciu o wskazania neurobiologii udanego zestawu odżywek jest w psychiatrii bardzo rzadkie - podkreśla dr Jeffrey Meyer z Mental Health Research Institute. Mamy nadzieję, że nasze podejście otworzy nowe możliwości poszukiwań zastosowań medycznych dla dietetycznych suplementów - przyznaje.
Wcześniejsze badania zespołu dra Meyera pokazały, że w mózgu kobiety w połogu dochodzi do wzmożonego wydzielania pewnego enzymu: oksydazy monoaminowej MAO-A. Enzym ten rozkłada trzy neuroprzekaźniki kluczowe dla zachowania dobrego nastroju: serotoninę, norepinefrynę i dopaminę. Ich niedomiar może być przyczyną uczucia smutku. Działanie MAO-A jest najsilniejsze w piątej dobie po porodzie. To okres, kiedy ewentualna depresja poporodowa jest odczuwana najmocniej.
Składniki proponowanego przez Kanadyjczyków zestawu odżywek - tryptofan i tyrozyna - mają wyrównać niedobory tych regulujących nastrój neuroprzekaźników. Zespół z Toronto potwierdził przy tym, że ich spożywanie jest bezpieczne dla dziecka: ich poziom w mleku matki nie ulega bowiem zwiększeniu.
W eksperymencie uczestniczyło 41 kobiet, które właśnie urodziły dzieci: 21 podawano odżywki, a 20 - nie. Odżywki podawano od trzeciego dnia po porodzie przez trzy dni. Piątego dnia po porodzie kobiety przechodziły zestaw testów, które miały nie tylko ocenić poziom ich nastroju, ale też określić, na ile potrafią się oprzeć przygnębiającym myślom. Owe smutne myśli próbowano wywołać u nich zarówno odpowiednią lekturą, jak i muzyką.
Efekty były nadzwyczajne: kobiety, którym nie podawano odżywek, zdradzały zauważalne objawy pogorszenia nastroju, natomiast te, które otrzymywały suplementy, były na te depresyjne myśli całkowicie odporne.
Wierzymy, że to pierwsze badania pokazujące tak skuteczną interwencję, zmierzającą do zmniejszenia ryzyka depresji poporodowej - mówi dr Meyer. Poporodowe obniżenie nastroju mija zwykle 10 dni po urodzeniu dziecka - jeśli jednak jest silne, zwiększa ryzyko depresji nawet czterokrotnie - zaznacza.
Opublikowane wyniki wskazują na potrzebę dalszych, opartych na większej próbie badań. Są szanse, że zaproponowane przez Kanadyjczyków suplementy potwierdzą swoją skuteczność i zapewnią ulgę kobietom, które jej potrzebują.
(e)
Grzegorz Jasiński
...
Cenne odkrycie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 9:13, 14 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
7 oznak „depresji ukrytej” – sprawdź, czy ktoś z Twoich bliskich potrzebuje pomocy
Aleteia Brasil | Czer 14, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Bądź czujny – ktoś z twoich najbliższych (lub nawet ty) może ukrywać depresję… albo nawet nie wie, że jest chory.
S
ą takie osoby, które żyją z „depresją ukrytą/maskowaną” – starają się ukryć chorobę przed innymi (czasami również przed samymi sobą), ale bywa także, że o niej nie wiedzą.
Przyczyną tego stanu rzeczy jest brak wiedzy na temat choroby, panujące uprzedzenia oraz złożoność jej symptomów.
Czytaj także: Czego nie mówić, gdy ktoś z Twoich bliskich cierpi na depresję
Oto 7 symptomów, dzięki którym możemy rozpoznać „depresję ukrytą”
Osoba chora na depresję, nawet jeśli na chorą nie wygląda, czuje się nieustannie zmęczona
Istnieje przekonanie, że chorzy na depresję to ludzie, którzy nie wychodzą ze swojego pokoju, nie dbają o siebie i są ciągle smutni. Jednak oznaki depresji mogą u każdego chorego wyglądać inaczej. Wielu chorych na zewnątrz wydaje się okazem zdrowia psychicznego, a w środku czuje wypalenie.
Czytaj także: Bez mapy, bez perspektyw. Duchowa wędrówka z depresją
Nieustanne zmęczenie to rzeczywiście jedna z najpowszechniejszych oznak depresji. Bez lekarskiej diagnozy chory często nie domyśla się, skąd bierze się ta słabość. Najczęściej upatruje przyczyn w nadmiarze pracy, rzekomym lenistwie lub „złym dniu”. W takiej sytuacji najważniejsza jest dobra diagnoza.
Osoba z depresją łatwo się irytuje
Chociaż według powszechnie panującej opinii, chory na depresję to osoba apatyczna, naburmuszona, wyciszona ponad miarę, to należy pamiętać, że tacy chorzy bardzo łatwo się irytują – przecież, pomimo braku energii, muszą dawać sobie radę z problemami codzienności.
Chory na depresję wydaje się obojętnym na uczucia okazywane mu przez innych
Chory z depresją nie zawsze czuje się smutny, często po prostu niczego nie czuje lub też czuje się zimny, zobojętniały, „otumaniony”, dlatego nie reaguje na czułe gesty i słowa innych.
Osoba z depresją może zarzucić wykonywanie zajęć, które dawniej sprawiały jej radość
Ponieważ choroba niszczy zarówno energię ciała, jak i ducha, i drastycznie obniża zdolność do odczuwania satysfakcji, osoby z depresją tracą zainteresowanie czynnościami, które wcześniej wykonywały z wielką przyjemnością. Jeśli to zachowanie nie ma żadnej innej racjonalnej przyczyny, najprawdopodobniejszym motywem takiej reakcji jest depresja.
Chory może mieć szkodliwe dla niego nawyki żywieniowe
Zmiana nawyków żywieniowych może stanowić uboczny efekt zaniedbywania własnego życia lub próby radzenia sobie z chorobą: nadmierne jedzenie może być formą rekompensaty emocjonalnej, natomiast brak apetytu – oznaką skrajnej apatii. Pamiętajmy: złe nawyki żywieniowe to nie tylko brak samodyscypliny!
Chory na depresję często czuje się pod presją
Chory na depresję nie dysponuje siłami człowieka zdrowego. Jeśli wymagamy od niego więcej, niż jest w stanie zrobić, możemy wywołać jedynie pogorszenie jego stanu zdrowia czy samopoczucia. Chory może poczuć się sfrustrowany, zmieszany, zawstydzony czy wręcz zraniony. Dlatego cierpliwość to prawdziwie złoty środek w kontaktach z chorymi na depresję.
Chory na depresję może odczuwać duże wahania nastroju
W depresji występują częste wahania nastrojów, a chory balansuje między „dobrymi” a „złymi” dniami pozornie bez przyczyny. Należy pamiętać, że czas „górek” nie oznacza zdrowia, ani wyleczenia – to jedno ze stadiów choroby, analogiczne do „dołków”. W obu stanach choremu potrzebna jest specjalistyczna pomoc medyczna.
Czytaj także: Depresja – czym tak naprawdę jest i jak ją rozpoznać?
Co robić, jeśli podobne objawy zauważam u siebie?
Nie przestrasz się, jeśli u siebie lub u najbliższych odkrywasz tego typu oznaki – we współczesnym społeczeństwie depresja jest chorobą bardzo powszechną i można ją wyleczyć.
Jednak nie lecz się na własną rękę – poszukaj specjalisty, który zapewni sukces w leczeniu. Udaj się także do psychologa, by lepiej zrozumieć naturę zaburzeń. Być może ten skieruje cię do psychiatry, jeśli uzna, że w danym przypadku wskazane byłoby leczenie farmakologiczne. Nie upadaj na duchu! Twoja determinacja, mimo braku energii, jest kluczowa w zwycięskiej walce z depresją.
Tekst pochodzi z portugalskiej edycji portalu Aleteia
..
Oczywiscie jak czujesz niechec do dzialania to nie jest od razu depresja! Choroby psychiczne to niebywale natezenie NORMALNYCH stanow! Musi byc naprawde duze.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:09, 10 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Matki też cierpią na syndrom wypalenia zawodowego!
Revista Pazes | Lip 10, 2017
FGC
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Syndrom wypalenia zawodowego jest odpowiedzią naszego ciała na stan długotrwałego intensywnego stresu bez możliwości odpoczynku.
W
ydaje się, że my, matki, mamy w naszym ciele gen poświęcania się – bardzo wiele od samych siebie wymagamy. Wydaje się normą, że macierzyństwo to cierpienie i nieustające emocjonalne wyczerpanie.
Cierpienie na syndrom wypalenia zawodowego jako cena za bycie „dobrą matką” jest zrozumiałe, społecznie akceptowalne. Oczywiście, dobra matka, poza wycieńczeniem emocjonalnym i fizycznym, musi także zawsze się uśmiechać.
Syndrom wypalenia zawodowego jest odpowiedzią naszego ciała na stan długotrwałego intensywnego stresu bez możliwości odpoczynku. Nie dotyczy on jedynie matek, może dotknąć każdego, kto pracuje w sytuacji wysokiego poziomu stresu, np. psychologów, psychiatrów, pracowników telemarketingu czy opiekunów społecznych. Również tacy ludzie mogą doświadczać syndromu burnout.
Matka może bardzo intensywnie doświadczać syndromu wypalenia zawodowego połączonego z symptomami psychosomatycznymi, z codziennym bólem emocjonalnym i fizycznym. Matka z syndromem burnout czuje się nieustannie przytłoczona i zmęczona. Poza tym, może odczuwać kompletną bezradność, jakby pogrążenie w smutku trwającym 24 godziny na dobę.
Jeśli nie poszuka pomocy, zacznie tracić zdolność korzystania z życia, przestanie cieszyć się wspaniałymi momentami z rodziną.
Czytaj także: Presja psychiczna. Kiedy kobiety muszą myśleć o wszystkim
Oto myśli zdradzające wypalenie zawodowe:
Nie mam ochoty wstawać z łóżka, czuję się bardziej zmęczona niż przed spaniem.
Nie chce mi się nic robić.
Muszę zrobić tysiące rzeczy, ale już więcej nie mogę, nawet nie chce mi się umyć.
Jestem jak zaprogramowana, nic nie ma znaczenia.
To ja zawsze muszę wszystko sama zrobić.
Nikt mi nie pomaga, a ja już nie mam siły na więcej.
Mogę spać nawet na stojąco.
Znowu płaczesz? Nie chce mi się podnieść z kanapy.
Wydaje się, że cały świat jest szczęśliwy, oprócz mnie.
Skoro czuję się tak bardzo zmęczona, to znaczy, że nie jestem dobrą matką.
Bez kawy nie jestem w stanie pracować.
Dziś chciałabym się położyć wcześnie, ale wiem, że to niemożliwe.
Muszę znaleźć czas na drzemkę, nawet gdyby to miało być jedynie 5 minut.
A może włączę dzieciom telewizję, a sama sobie odpocznę?
Nie pamiętam, jak to jest być spokojną.
Nie chcę znów musieć wstawać o świcie, nie mam już siły.
Jestem zombi.
Nie jestem już w stanie niczego porządnie zrobić.
Do niczego się nie nadaję.
Każda inna matka jest ode mnie lepsza.
Czuję się jak niewolnica, pozbawiona osobowości i wolności.
Czuję, że to życie jest nie dla mnie.
Kocham moje dzieci i mojego męża, ale cały czas jestem na nich wściekła.
Chcę być szczęśliwa, ale coś we mnie mi to uniemożliwia.
Chcę tylko być dobra, ale nie jestem w stanie.
Jeśli myślisz w taki sposób, pamiętaj, że nie musisz być doskonałą matką, nie wszystko ci się musi udać. Doskonałość jest pojęciem względnym. Najważniejsze to być szczęśliwym. Ze swymi zaletami i wadami, jeśli będziesz szczęśliwa, będziesz idealna dla swych najbliższych.
Czytaj także: Jestem surową mamą. Dla samej siebie
Tekst pochodzi z portugalskiej edycji portalu Aleteia
...
Ten rodzaj depresji pokazuje nam ze celem zycia nie jest praca.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:04, 19 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Dołują Cię kolejne porażki? Zmień sposób myślenia
Przemysław Sałek | Lip 18, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Bywa, że tracimy całkowicie zapał do podejmowania jakichkolwiek nowych wyzwań i najchętniej schowalibyśmy się przed całym światem. Rozpamiętujemy naszą porażkę samotni, niezrozumiani i zrezygnowani...
W
łaściwie każdy z nas poznał w swoim życiu gorzki smak porażki. W niektórych przypadkach był to zawód miłosny, gdy ktoś nie odwzajemnił naszego uczucia. Innym razem mogły to być problemy zawodowe i np. poczucie, że nie radzimy sobie w pracy. Albo nie udało nam się zrealizować jakiegoś postanowienia, które ponownie podjęliśmy – utrata kilku kilogramów, nauka języka obcego, pokonanie wewnętrznych słabości, itp.
Gdy doświadczamy tego typu sytuacji, czujemy wewnętrzny ból oraz cierpi na tym nasza samoocena. Bywa także, że tracimy całkowicie zapał do podejmowania jakichkolwiek nowych wyzwań i najchętniej schowalibyśmy się przed całym światem. Rozpamiętujemy naszą porażkę (lub ich całą serię) – samotni, niezrozumiani i zrezygnowani…
Ale nie każdy reaguje w ten sposób. Są przecież osoby, które traktują życiowe niepowodzenia jako lekcje oraz motywacje do działania.
Czytaj także: Jak towarzyszyć w porażkach i mądrze współczuć
Jak więc zmienić swoje nastawienie do porażek?
– Pomóc w tym może model zaproponowany przez Carol S. Dweck. Amerykańska psycholożka wyróżnia dwa rodzaje nastawienia u ludzi: „stałość” oraz „zmienność”. „Stałość” to przekonanie, że „jestem jaki jestem” i już lepszy nie będę. W tym przypadku czujemy się ograniczeni przez pewne talenty i nie jesteśmy w stanie tych ograniczeń pokonać.
Z kolei „zmienność” to orientacja w której ludzie wychodzą z założenia, że każdą cechę czy umiejętność można kształtować, m.in. poprzez trening i kolejne próby – mówi dr Jarosław Kulbat, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu.
Czytaj także: Chcesz się zmienić? Zmień sposób myślenia!
I proponuje trening nad zmianą nastawienia ze „stałego” na „zmienne”. Taka przemiana dokonuje się w sześciu obszarach:
Zrezygnuj z traktowania zadania jako testu dla swoich kompetencji. W tym przypadku chodzi o to, że ewentualna porażka nie oznacza, że jestem głupi, albo niekompetentny. Niepowodzenie oznacza tylko tyle, że powinienem wyciągnąć wnioski z niezrealizowanego celu, tak, aby przy następnej próbie przezwyciężyć zaobserwowane ograniczenia.
Skoncentruj się na samym zadaniu a nie na odbiorze zewnętrznym. Osoby ze „stałym” nastawieniem najczęściej przykładają dużą wagę do swojego publicznego wizerunku, czyli tego, jak postrzegają mnie inni – wyszedłem na głupka czy bystrzyka? Z kolei osoba zorientowana na „zmienność” powinna koncentrować się na konkretnym zadaniu. Może za mało wysiłku włożyłem w jego realizację? A może zabrakło mi motywacji lub umiejętności?
Zmień stosunek do wyzwań. Carol S. Dweck zachęca nas do poszukiwania wyzwań (nie bójmy się ich), ponieważ nowe cele stanowią dla nas najlepszy sprawdzian i powodują progres. Można przywołać banalne zdanie „trening czyni mistrza”. Po porażkach warto wyznaczyć sobie zadania, dzięki którym możemy poczynić postęp w naszym życiu.
Wkładaj większy wysiłek. Osoby zorientowane na „stałość” uważają, że mają talent do jednej rzeczy, a do innej już niekoniecznie. To nas blokuje. Z kolei osoby, które charakteryzuje „zmienność” uważają, że do wielu rzeczy możemy dojść poprzez ciężką pracę i wysiłek – choć w wielu przypadkach nie będzie to łatwe.
Zmień reakcję na krytykę. Przede wszystkim nie powinno się odbierać krytyki ze strony innych jako ewentualnego zagrożenia. To, że zrobiliśmy coś źle (i ktoś nam to zakomunikuje) nie znaczy, że się do tego nie nadajemy. Dla osoby zorientowanej na „zmienność” krytyka jest okazją do uczenia się i wyciągania wniosków.
Spójrz na nowo na sukcesy innych. Jeżeli kogoś charakteryzuje „stałość”, to sukcesy innych są zagrożeniem. Wszystko dlatego, że jeżeli ktoś jest lepszy ode mnie, to znaczy, że ja jestem gorszy. Dla osób zorientowanych na „zmienność” sukcesy innych stanowią inspirację, m.in. możemy podpatrzyć rozwiązania, które można wykorzystać do osiągnięcia swojego celu.
Czytaj także: Siła pozytywnego myślenia, czyli jak przestać się zamartwiać
Więcej o tym, jak zmienić swoje nastawienie, które pomaga m.in. w radzeniu sobie z porażkami, możemy dowiedzieć się z książki „Nowa psychologia sukcesu”, wspomnianej już Carol S. Dweck. Książka, choć tytuł może być trochę mylący, ponieważ sugeruje formę „poradnikową”, oparta jest na solidnych i wieloetapowych badaniach – poleca dr Jarosław Kulbat.
...
Rodzaj depresji.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:57, 08 Sie 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
Masz depresję? Zdjęcia, które publikujesz w sieci to pokażą
Masz depresję? Zdjęcia, które publikujesz w sieci to pokażą
Dzisiaj, 8 sierpnia (17:22)
Pokaż mi swoje zdjęcia, a powiem ci w jakim jesteś nastroju. Naukowcy University of Vermont i Harvard University opracowali program komputerowy, który analizując zdjęcia opublikowane na portalu społecznościowym Instagram potrafi odkryć, że... masz depresję. Pisze o tym w najnowszym numerze specjalistyczne czasopismo "EPJ Data Science". Komputerowa diagnoza potwierdza się w aż 70 procent przypadków.
Instagram potrafi odkryć, że... masz depresję
/mal /RMF FM
Kluczem jest analiza pewnych obiektywnych cech zdjęć, dominujących barw, poziomu światła, ale też liczby pojawiających się na zdjęciu osób. Program wykorzystuje też informacje o użytych przy publikowaniu zdjęcia filtrach Instagrama, które na przykład sprawiają, że zdjęcie ma żywe lub zgaszone kolory albo jest czarno-białe. Najprościej mówiąc, osoby z depresją chętniej publikują zdjęcia, w których dominuje barwa niebieska, a kolory są stonowane, przeciętnie częściej publikują zdjęcia osób, ale fotografują mniejsze grupy, bo w mniej licznym towarzystwie się obracają. Osoby w depresji w ogóle publikują zdjęcia przeciętnie częściej niż osoby z dobrym samopoczuciem.
W badaniach wykorzystano blisko 44 tysiące zdjęć opublikowanych w sieci przez zaproszone do udziału w testach 166 osób, połowa z nich od co najmniej trzech lat miała problemy z depresją. Wszystkie zgodziły się na udostępnienie badaczom pełnej historii medycznej. Te informacje wykorzystywano, by przekonać się, czy na podstawie oceny zdjęć na Instagramie można było zdiagnozować depresję danych osób jeszcze przed tym, jak zostali zdiagnozowani przez lekarza specjalistę. Okazało się, że to możliwe.
Wskazujemy na zupełnie nową metodę wczesnego wykrywania nie tylko depresji, ale też innych, pojawiających się zaburzeń psychicznych - mówi prof. Chris Danforth z University of Vermont. Nasz algorytm w niektórych przypadkach jest zdolny do wykrycia zaburzeń nastroju zanim jeszcze depresja zostanie zdiagnozowana tradycyjnymi metodami. 70-procentowa skuteczność diagnozy programu komputerowego budzi przy tym szacunek, jeśli wspomnimy, że jak się szacuje lekarze ogólni są w stanie trafnie rozpoznać depresję tylko w 42 procent przypadków.
Choć badaliśmy względnie małą próbkę, potrafiliśmy dostrzec istotne różnice postów na portalach społecznościowych w przypadku osób z depresją i tych, którzy nie mają takich problemów - dodaje dr Andrew Reece z Harvard University. Co ważne, pokazaliśmy też, że oznaki depresji można w ten sposób dostrzec zanim jeszcze pacjent zostanie zdiagnozowany przez lekarza specjalistę.
Autorzy pracy obiecują nowe narzędzie w terapii depresji. Danforth przyznaje, że wyobraża sobie sytuacje, w której lekarz jako część rutynowych badań zleca komputerowi przejrzenie zdjęć, opublikowanych przez daną osobę w sieci. Na razie jednak uznaje wnioski ze swych badań za potwierdzenie, że takie próby są możliwe i podkreśla, że do faktycznych testów tego typu droga jeszcze daleka. Tak, czy inaczej, refleksja o tym, że portale społecznościowe odsłaniają nas bardziej, niż byśmy chcieli, nasuwa się sama i wydaje... jak najbardziej uzasadniona.
(mal)
Grzegorz Jasiński
...
W duzym procencie to widac po twarzy...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:59, 01 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
Kryzys wiary? A może wchodzisz w pierwszy etap nocy ciemnej?
Jakub Wiechnik | Wrz 01, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Noc ciemna zmysłów, noc ciemna ducha – jak je rozpoznać?
P
rzeżyłeś całkowite nawrócenie, a teraz modlitwa zaczyna nużyć i nic nie daje ukojenia? Jeżeli równocześnie towarzyszy Ci lęk przed utratą wiary oraz głęboka tęsknota za Panem Bogiem, to możliwe, że przechodzisz pierwszy etap nocy ciemnej. I prawdopodobnie nic w tym tekście nie przekona Cię, że jest to najlepsze, co mogło Cię spotkać!
Co to jest noc ciemna
Noc ciemna dotyka osoby, które poświęciły wszystko i zdecydowały się na całkowite nawrócenie. W pierwszych chwilach doznawały wielu duchowych przyjemności i sądziły, że będzie ich coraz więcej.
Czytaj także: Dzienniki Carmen Hernández. Świadectwo ciemnej nocy i zażyłości z Jezusem
Kiedy zostały ugruntowane na nowej drodze, Pan Bóg zgasił im dotychczasowe światło – pozbawił religijnych doznań. Ten etap wędrówki do nieba mistyka określa terminem „noc ciemna”.
Na duchowym haju
Święty Jan od Krzyża naucza, że duchowe fajerwerki służą przyciągnięciu uwagi ze świata i skierowaniu ku sprawom wiary. Neofita chodzi jakby był pijany Bogiem, modlitwa daje mu niemal cielesną rozkosz, pełni uczynki miłosierdzia z łatwością. Na tym etapie religijne zaangażowanie dostarcza ogromnego zadowolenia.
Ale to wszystko jest właśnie działaniem „pod wpływem” – myślimy, że jesteśmy jak Matka Teresa, a w gruncie rzeczy nasze duchowe sprawności są jeszcze nierozwinięte. Prawdziwa cnota świadcząca o świętości będzie mogła być zdobyta, kiedy niebo odbierze nam satysfakcję z działania. Wtedy okaże się, ile w nas słabości, pychy i innych wad.
Noc ciemna pozwala odróżnić dary Boga od niego samego i oczyścić motywację wierzącego. Neofita myśli, że im więcej duchowego haju, tym więcej Boga. Teraz ma szansę zrozumieć, że modlitwy nie mierzy się pobożnymi wzdychaniami, a raczej cierpliwością w znoszeniu znudzenia i braku pociechy.
Czytaj także: Modlitwa głębi, czyli duchowa droga bez cukierków. Dla tych, którzy chcą więcej
Noc ciemna zmysłów: jak rozpoznać?
Aby to wszystko dobrze rozpoznać, św. Jan od Krzyża proponuje trzy znaki towarzyszące temu etapowi „mistycznego wtajemniczenia”:
Religijna oschłość – jeszcze chwilę temu modlitwa była fascynującym doświadczeniem, teraz przynosi jedynie frustrację, przychodzi dołujący brak sensu praktyk religijnych. Kończy się etap wydarzeń w stylu „Jezus na stadionie”, Pan już „nie mówi” na adoracji, a każde „Ojcze nasz” sprawia większy wysiłek niż przebiegnięcie maratonu.
Nic nie cieszy – duchowość przestała fascynować, ale nic innego się nie zaczęło. Gdyby oschłość wynikała z grzechu zaniedbania, to znajdowalibyśmy wiele radości w jakiejś świeckiej aktywności. Dlatego nie przechodzi nocy ciemnej ksiądz, którego modlitwa już nie cieszy, a bardzo cieszy kupowanie samochodów. Ciągły brak zadowolenia mógłby oznaczać także początek depresji, gdyby nie trzeci znak.
Tęsknota za Bogiem – bolesny niepokój, że zaczyna się cofanie do stanu sprzed nawrócenia. Towarzyszy temu dołująca myśl – „Nie służę Bogu!”. Dominuje pragnienie przebywania w ciszy, bez żadnych aktywnych praktyk religijnych. Nie chcemy już wracać do starych form, mamy przekonanie, że one już nie wystarczą – wiemy, że Bóg jest nieskończenie większy. Tak zaczyna się stan kontemplacji.
Po przejściu tego etapu staniemy się osobami postępującymi w wierze. Zobaczymy, jak wcześniej byliśmy zbyt pewni swojego nawrócenia. Ale noc ciemna zmysłów to dopiero preludium.
Głębsze oczyszczenie: noc ciemna ducha
Prawdziwa zabawa zaczyna się w nocy ciemnej ducha. Oczyszczenia są tu ekstremalne, ponieważ prowadzą bezpośrednio do zjednoczenia z Bogiem. Opuszcza nas całkowicie poczucie sensu modlitwy, wiary.
Dla dawnych świętych na ogół najgorsze było przeświadczenie znienawidzenia przez Boga. Czuli się potępieni na wieki. W naszych czasach najcięższa pokusa dotyczy braku sensu, nieistnienia Boga – pisze do swojego penitenta w jednym z listów benedyktyn o. John Chapman. W duchowym utrapieniu atakują natrętne myśli, że wszystko da się wyjaśnić mechanizmami przyrodniczymi, a cała religia, to tylko wirus umysłu.
Dla człowieka, który wcześniej miewał wręcz mistyczne spotkania z Bogiem i wszystko postawił, aby pójść za Nim, zanik poczucia wiary i narzucające się przekonanie o braku pierwiastka boskiego boli momentami jak zstąpienie do piekieł. Dlatego św. Jan od Krzyża mówi o czyśćcu na ziemi – jeżeli przejdziemy go tutaj, to po śmierci czeka nas już tylko niebo. A w życiu doczesnym – możliwie największe zjednoczenie z Bogiem.
Bo tak naprawdę noc ciemna nie jest spowodowana opuszczeniem przez Dobrego Ojca, ale Jego nadmierną bliskością. To ona oślepia tym bardziej, im bliżej On podchodzi.
...
Nie mylic z depresja ktora zreszta tez jest objawem podobnym i ma ten sam cel. Nie kazdy to przechodzi. Ja np. nie mialem ani nie mam dlugotrwalego poczucia zeby Boga nie bylo... Z drugiej strony tez nie mialem objawien czy jakichs olsnien. U mnie jest to rowne. Bóg nie musial mnie odciagac od Swiata bo nigdy nie bylem nim zachwycony! Raczej Bóg mnie do Siebie przybliza. Mam swiadomosc ze wszystko zmierza do Boga i ze Bóg to Nieskończone Dobro. Zatem to moze przebiegac bardzo powoli i łagodnie.
Wydaje mi sie ze to zalezy od osoby i bardziej to przechodza ludzie ktorym swiat bardzo sie podobal. Odrywanie boli. A poniewaz wiekszosc trzeba to doznanie jest wazne. Dlatego miejcie tego swiadomosc.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 8:36, 17 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
Smutek i lęk, które dominują. Te zaburzenia trzeba oddać Bogu… na terapii
Jola Szymańska | Wrz 16, 2017
Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Dlaczego Bóg nie uzdrawia z depresji w sekundę i czy wiara terapeuty ma znaczenie? O zaburzeniach psychicznych, z którymi chcemy poradzić sobie modlitwą, mówi Maria Krzemień – psycholog chrześcijański i psychoterapeuta.
Ksiądz, czy psycholog?
Jola Szymańska: Często masz wrażenie, że ludzie szukają pomocy w złym miejscu – we wspólnocie, u księdza, a potrzebują pomocy psychologicznej?
Maria Krzemień*: Czasami ktoś pyta, czy wystarczy, że pójdzie do księdza, bo wszyscy mówią, że „wystarczy spowiedź”. Po czym wypisuje mi listę swoich problemów, które ewidentnie wskazują na zaburzenie psychiczne.
Zdarza się też, że ludzie chcą załatwić swoje problemy modlitwą wstawienniczą. Albo szukają wspólnoty, w której będą mogli załatwić swoje problemy.
Może dlatego, że wierzą, że Pan Bóg ich uzdrowi?
No tak, wierzymy, że Pan Bóg uzdrawia. Ale łaska bazuje na naturze. Nie spotkałam się nigdy z tym, żeby Pan Bóg w jeden wieczór zrekonstruował komuś osobowość albo całkowicie uzdrowił z depresji. Chociaż wierzę, że i to jest możliwe.
Dlaczego w takim razie Bóg zasadniczo nie uzdrawia zaburzeń psychicznych podczas jednej modlitwy?
Mam koncepcję, że chodzi o to, żeby człowiek sam przeszedł przez proces uzdrawiania. W ten sposób Bóg go wychowuje, uczy, pozwala na naturalny proces wzrostu. Gdyby nas go pozbawił, pozbawiłby nas wzrastania. To tak, jakby zamienić dwulatka w dwudziestolatka i zabrać mu tym samym osiemnaście lat życia.
Czytaj także: Tajemnica Vivien Leigh. Gwiazda „Przemineło z wiatrem” zmagała się z chorobą dwubiegunową
Zaburzenia psychiczne
Wiara może czasem służyć budowaniu poczucia bezpieczeństwa w oparciu o system bezpiecznych zasad – kar i nagród.
Wychowywanie w oparciu o system kar i nagród może być pożywką dla zaburzeń o charakterze skrupulanctwa. Objawiają się tym, że ktoś liczy sobie grzechy, jest bardzo precyzyjny w rozliczaniu się, obserwuje swoje zachowania, analizuje, czy coś jest grzechem czy jeszcze nie, chodzi co chwilę do spowiedzi, mimo że księża odsyłają go mówiąc, że nie ma potrzeby.
Ciągłe poczucie winy, grzeszności, nieustanne wyrzuty sumienia mogą być objawem zaburzeń obsesyjno kompulsywnych, ale oczywiście nie muszą. Z kolei perfekcjonizm i poczucie, że Bóg oczekuje ode mnie bycia idealnym może nas wpędzić w depresję.
Po czym możemy poznać zaburzenie psychiczne?
Pierwszy objaw widzimy kiedy lęk, smutek, dezorganizacja życiowa i inne objawy psychiczne wpływają na to, że życie staje się dla mnie cierpieniem. Na przykład lęk istotnie utrudnia mi życie. Do tego stopnia, że przestaję chodzić do pracy, nie umiem wstać rano z łóżka lub zmobilizować się do działania.
Po drugie, przestaję normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Mam przychodzić do pracy, a nie przychodzę. Mam nie bić pasażera w tramwaju, a uderzę go, bo się zdenerwuję.
Czytaj także: Czego możemy uczyć się od osób bardzo wrażliwych?
Czym jest osobowość?
Hmm… to unikatowy zbiór cech każdego człowieka.
Można mieć „niekompletną” osobowość?
Nie chodzi o „niekompletność”, ale o pewną formę wahnięć na krzywej Gaussa – kiedy coś jest za duże albo za małe.
Załóżmy, że każdy z nas boi się, kiedy ma iść do całkiem obcego środowiska. Każdy z nas ma mniejszy lub większy stres w takiej sytuacji, ale niektórzy boją się tak bardzo, że nie wyjdą do obcych ludzi. Albo wyjdą, ale przez cały czas będą miały duszności, będą im się pociły ręce.
W prawidłowo ukształtowanej osobowości każdy z nas przeżywa różne emocje. Czasem się smuci, czasem się cieszy, czasem jest zły, czasem się boi. Czasem bardziej, czasem mniej. I to jest normalne.
Osoba, która ma zaburzoną osobowość przeżywa te emocje ponad miarę.
Czytaj także: Wstyd paraliżuje. Jak sobie z nim poradzić?
Przyjacielskie wsparcie a terapia
Jak pomóc osobie, u której podejrzewamy problemy z emocjami?
Najlepiej szczerą rozmową. Tego typu problemy często izolują i sprawiają, że takie osoby wycofują się z życia. Udają, że wszystko jest w porządku, a w domowym zaciszu cierpią. Warto powiedzieć jej, że widzimy że się z czymś zmaga i zapytać, czy rzeczywiście ma z czymś problem.
Jeżeli się otworzy i zacznie mowić, zawsze możemy zasugerować terapię. I po przyjacielsku wesprzeć – to będzie równie nieocenione.
„Gadanie o sobie obcej osobie” na terapii cokolwiek zmieni?
Terapia to coś znacznie więcej, niż tylko „wygadanie się”. Może pozornie z perspektywy pacjenta to tak wygląda, ale terapeuta pracuje z nim według konkretnej metody.
Nie chodzi tylko o mówienie, ale o budowanie relacji, w której dzieją się konkretne rzeczy i zachodzą konkretne mechanizmy.
Jako terapeuta wiem, dlaczego mówię pewne rzeczy, dlaczego poddaję pewne interpretacje, zadaję pewne pytania. Pacjentowi może się wydawać, że to zwykła rozmowa, ale dobrze prowadzona terapia nie jest zwykłą rozmową.
To także nie to samo co rozmowa z przyjacielem. Przyjaciel, który usłyszy naszą historię, może nas tylko przytulić i pocieszyć. Nie rozwiąże problemów i nie uleczy ran. W tym może pomóc terapeuta.
W uleczeniu ran?
Wiadomo, finalnie rany leczy Pan Bóg. Ale posługuje się terapią.
Czy wiara psychoterapeuty ma znaczenie?
W wyborze terapeuty warto kierować się jego wiarą?
Ja przede wszystkim patrzyłabym na kompetencje. Czy zrobił szkołę psychoterapii lub jest w trakcie tej szkoły. Czy jest pod superwizją. Czy, ewentualnie, ma certyfikat Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. To trzy rzeczy, które warto sprawdzić. Po czwarte, trzeba spotkać się z terapeutą i sprawdzić, jak nam się z nim rozmawia, czy czuję się bezpiecznie, czy będę się potrafił przed nim otworzyć. Jeśli tak, to naprawdę nie warto przejmować się, czy to osoba wierząca.
Dobry terapeuta nie będzie ingerował w wiarę pacjenta, ponieważ z założenia terapeuta ma być neutralny światopoglądowo i z zaciekawieniem przyglądać się światowi pacjenta, bez oceniania. Będzie oczywiście interpretował twoje religijne zachowania, ale doskonale, że będzie to robił! Ja jako wierzący psychoterapeuta też to robię.
Niektóre religijne zachowania są wplątane w nasze zaburzenia psychiczne. I trzeba je rozplątać. Tak samo, jak inne niewłaściwe zachowania.
*Maria Krzemień – psycholog, psychoterapeuta, autorka projektu Żyj po Bożemu, wspierającego rozwój chrześcijan.
...
Choroby po cos sa zatem nie prosze Boga aby ich nie bylo. Bo przeciez On wie lepiej. Nie moge zreszta narzekac bo nie choruje specjalnie duzo... Moze dlatego ze nie prosze aby nie chorowac Co nie oznacza bezproblemowego zycia. Choroba to rodzaj problemu. Nie musi byc zaraz choroba aby czlowiek cierpial!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 17:28, 17 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
Dopadają Cię lęki? Koniecznie przeczytaj najczęściej powtarzaną w Biblii radę
Patty Knap | Wrz 16, 2017
Gabriel King Photography | CC
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Ten kluczowy przekaz w Piśmie Świętym pojawia się aż 365 razy.
Wielu ludzi prawdopodobnie myśli, że najczęściej powtarzanym zdaniem w Biblii będzie coś na kształt: „Nie będziesz…” albo „Pamiętaj, aby…”, ewentualnie „Miłujcie się wzajemnie”.
Tak naprawdę najczęściej powtarzaną poradą w Starym i Nowym Testamencie jest: „Nie lękajcie się!”
Być może znasz niektóre fragmenty Pisma, w których ta pełna miłości zachęta się pojawia: na przykład, kiedy archanioł Gabriel nawiedza Maryję obwieszczając, że zostanie Matką naszego Zbawiciela. Albo kiedy Józef słyszy te słowa, dowiadując się, że będzie ziemskim ojcem Jezusa: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło” (Mt 1, 20).
Czytaj także: Smutek i lęk, które dominują. Te zaburzenia trzeba oddać Bogu… na terapii
Kiedy Jezus miał już narodzić się w Betlejem, inny anioł pokazał się trzem królom (mędrcom) z tymi samymi motywującymi słowami.
Kiedy Zachariasz usłyszał, że jego żona poczęła dziecko w podeszłym wieku, był „przerażony” i „strach padł na niego”. Ale anioł mu powiedział: „Nie bój się Zachariaszu! Twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan” (Łk 1, 12-13).
Tak naprawdę wiele, wiele razy oprócz tych bożonarodzeniowych wersów Biblia zachęca nas, aby się nie bać. Podczas przemienienia Jezusa na górze Tabor, uczniowie upadli na ziemię i byli owładnięci strachem. Ale Jezus podszedł do nich i dotknął ich, mówiąc: „Wstańcie, nie lękajcie się!” (Mt 17, 6-7).
Różne formy wyrażenia „Nie lękajcie się” powtarzane są w Biblii aż 365 razy!
Tak wiele naszych codziennych dużych i małych trosk związanych jest z jakimś rodzajem strachu przed tym, co będzie. Niepokój pożera sporo naszej energii: czy nic mu się nie stanie na tej wycieczce? Czy nie będzie miała wypadku samochodowego? Jakie będą wyniki badań? Czy jego uzależnienie się pogłębi? Czy kiedykolwiek będę w stanie przebaczyć mojemu rodzeństwu?
Czy robię to, czego Bóg ode mnie oczekuje w tej sytuacji? Czy podjęłam dobrą decyzję? Czy na pewno spotkam się z tymi, których kocham, w niebie? Niekończące się pytania, które krążą nam po głowie, a na każde z nich Bóg odpowiada, aby zwrócić się do Niego w modlitwie i zaufaniu.
W Apokalipsie (2, 10) czytamy: „Przestań się lękać tego, co będziesz cierpiał. Oto diabeł ma niektórych spośród was wtrącić do więzienia, abyście próbie zostali poddani, a znosić będziecie ucisk przez dziesięć dni. Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia”.
Czytaj także: Boisz się, że Twoje małżeństwo będzie nieudane? Wypróbuj tych 5 ćwiczeń i… przestań się martwić
W Księdze Powtórzonego Prawa (31, 6) jesteśmy zachęceni, aby pokładać ufność w Bogu, bo On nie opuści nas, jeśli będzie na pierwszym miejscu w naszym życiu: „Bądź mężny i mocny, nie lękaj się, nie bój się ich, gdyż Pan, Bóg twój, idzie z tobą, nie opuści cię i nie porzuci”.
W Psalmie 27 otrzymujemy przypomnienie, że żadne ziemskie niepowodzenie nie może nas zniszczyć: „Pan światłem i zbawieniem moim: kogóż mam się lękać? Pan obroną mojego życia: przed kim mam się trwożyć?”.
W Księdze Jeremiasza (1, czytamy: „Nie lękaj się ich, bo jestem z tobą, by cię chronić» – wyrocznia Pana”. W Ewangelii wg św. Mateusza (10, 2 są słowa: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle”.
Łukasz (12, 7) mówi nam: „U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”. U Jana (6, 20) dowiadujemy się, że kiedy uczniowie zobaczyli Jezusa idącego w ich stronę po wodzie, On powiedział do nich: „To Ja jestem, nie bójcie się!”
Św. Jan Paweł II rozpoczął swój pontyfikat od tego kluczowego przypomnienia: „Nie lękajcie się!”. Ten święty naszych czasów nieustannie przynaglał nas do przyjęcia pokoju, który daje nam Chrystus i do nieustannej ufności w Jego miłość i miłosierdzie.
Czytaj także: „Strach przed krzyżem jest naszym wielkim krzyżem”. Krzyż u świętych i błogosławionych
Tekst opublikowany w angielskiej edycji portalu Aleteia
...
I to nie przypadek. Strach to przeciez odwrotnosc męstwa. Paralizuje wiekszosc ludzi.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 17:56, 12 Lis 2017 Temat postu: |
|
|
Jak można pokonać przygnębienie? Wyniki nowych badań sugerują prostą sztuczkę
Caryn Rivadeneira i Joanna Kiszkis | 12/11/2017
Simone Becchetti | Stocksy United
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Jest sposób na gorycz i mars na czole tak w pracy, jak i w życiu. Rozwiązanie jest bardzo proste: spróbuj się uśmiechnąć. Badania wskazują, że uśmiech to nie tylko zwykła uprzejmość, ale i sposób na okazanie empatii. Może wpływać na nastrój otoczenia i rozjaśnić nawet najbardziej ponury dzień.
K
ażdy wie, jak łatwo udziela się zły nastrój, zwłaszcza w małych, zamkniętych środowiskach, choćby w pracy. Wchodzisz na zebranie w świetnym nastroju tylko po to, żeby usiąść obok nadętej koleżanki, która marudzi, jak fatalnie zaczął się jej dzień.
Twój szef, wściekły na zawalony deadline, beszta wszystkich po kolei. Przed końcem zebrania sama będziesz się dąsać nie gorzej niż szef i koledzy, a potem, już przy biurku, nadal będziesz zdenerwowana i zdekoncentrowana: chandra dopadła i ciebie.
Dlaczego tak się dzieje? Czy można pokonać przygnębienie? Okazuje się, że owszem, jest sposób na gorycz i marsa na czole tak w pracy, jak i w życiu. Rozwiązanie jest bardzo proste – spróbuj się uśmiechnąć.
Jeden uśmiech może wszystko zmienić
Dość długo myślano, że mimika, zarówno zmarszczone czoło, jak i uśmiech, jest „zaraźliwa”. Współczujemy komuś i – czując to samo – przybieramy smętny wyraz twarzy.
Tymczasem dzieje się dokładnie odwrotnie. Według nowych badań Pauli Niedenthal i Adrienne Wood, psycholożek społecznych z Uniwersytetu w Wisconsin, najpierw instynktownie naśladujemy cudzy wyraz twarzy, co sprawia, że nasz mózg przypomina sobie sytuacje, w których nachmurzyliśmy się, a to z kolei powoduje, że w danej chwili odczuwamy smutek, frustrację i ból.
W skrócie: markotniejemy przy ponurym koledze, a współczucie pojawia się dopiero po chwili. Nasza „mimikra” – zmiana wyrazu twarzy, dopasowana do cudzej miny – powoduje, że w mózgu pojawiają się podobne uczucia. Nie odwrotnie.
Uśmiech zaś, choć początkowo wymuszony, wywołuje w mózgu dobre wspomnienia, które poprawiają humor, a nawet wydajność w pracy.
I na odwrót: kiedy widzimy kogoś wesołego, nasza twarz reaguje instynktownie, wysyłając do mózgu sygnał, żeby przypomniał sobie szczęśliwe chwile i zareagował radością.
Czytaj także: Siła pozytywnego myślenia, czyli jak przestać się zamartwiać
Co wpływa na Twoje emocje?
Wróćmy więc do tego zebrania z naburmuszoną koleżanką i ponurym szefem. Naśladując ich miny, działasz w dobrej wierze, próbujesz współczuć, wesprzeć czy choćby wysłuchać. Ale wpływa to także na twoje emocje i wywołuje reakcję łańcuchową, w wyniku której sama poczujesz się źle.
Co się stanie, jeśli spróbujesz pokonać ten odruch i wyjdziesz ze spotkania uśmiechnięta? Otóż uśmiech, nawet z początku wymuszony, przywoła radosne wspomnienia, a te z kolei poprawią ci nastrój i wydajność na cały dzień. W dodatku całkiem możliwe, że twój szef i współpracownicy zechcą cię naśladować i pozytywne wibracje się rozprzestrzenią.
Uśmiech ma moc
Uśmiechanie się, jak się okazuje, to niezła sztuczka. Nauka to udowodniła. Przypomina, że mamy „moc”, aby zmieniać nie tylko własne samopoczucie, ale także otoczenie – w pracy i w domu. Choć oczywiście okazywanie empatii to wspaniała rzecz, i nie należy z tego rezygnować, jako doskonały środek motywujący dla siebie i innych równie dobre jest uśmiechanie się.
A zatem: bądź życzliwy, bo każdy ma swoje Westerplatte. Czasami najprostszym sposobem na okazanie dobroci jest po prostu uśmiech. Zwłaszcza jeśli wiesz, że bliźniemu w tarapatach pomoże to przywołać radosne wspomnienia i nadzieję na lepsze jutro.
Radość można wyczytać z oczu,
pojawia się w słowie i geście.
Radości nie można zamknąć w sobie;
zawsze przenika na zewnątrz,
Radość jest bardzo zaraźliwa.
bł. Matka Teresa z Kalkuty
...
Zdecydowanie nie poddawac sie!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:15, 14 Lis 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Nauka
Społecznościowa depresja może być groźna. Szczególnie dla nastolatek...
Społecznościowa depresja może być groźna. Szczególnie dla nastolatek...
Dzisiaj, 14 listopada (17:23)
Twoje dziecko spędza przed ekranem komputera, czy komórki kilka godzin dziennie? Nie lekceważ tego, przesiadywanie na portalach społecznościowych silnie zwiększa ryzyko depresji. Ostrzeżenia na ten temat publikują na łąmach czasopisma "Clinical Psychological Science" naukowcy z San Diego State University. Wyniki ich badań wskazują, że problem dotyczy szczególnie nastoletnich dziewcząt, u których może mieć dramatyczny wymiar.
REKLAMA
Przyrost liczby przypadków zaburzeń psychicznych wśród nastolatków jest alarmujący
/Boccabella/Oredia /PAP/EPA
Badania prowadzone w Stanach Zjednoczonych pokazały, że w latach 2010-15 aż o 65 procent wzrosła liczba samobójstw wśród dziewcząt w wieku 13-18 lat. Tę zmianę można powiązać z przypadającym na te lata olbrzymim wzrostem czasu spędzanego przed ekranem, głównie na portalach społecznościowych. Objawy wskazujące na silną depresję, poczucie beznadziei i myśli samobójcze zgłasza przy tym blisko połowa nastolatek spędzających przed ekranem ponad 5 godzin dziennie, 28 procent tych, które spędzają mniej, niż godzinę.
W swojej pracy prof. Jean Twenge i Gabrielle Martin z SDSU oraz Thomas Joiner i Megan Rogers z Florida State University przeanalizowali wyniki badań ankietowych prowadzonych wśród ponad pół miliona amerykańskich nastolatków od 1991 roku. Uwzględnili też statystyki samobójstw, poblikowane przez U.S. Centers for Disease Control and Prevention. W ankietach pytano uczniów szkół średnich o ich podejście do życia, zajęcia i zainteresowania. W pytaniach o nastrój proszono o wskazanie, jak często mają wrażenie beznadziei, czy i jak często zdarza im się myśleć o samobójstwie. Przy opisie sposobu spedzania czasu interesowano się między innymi częstotliwością i czasem korzystania z komputera, urządzeń mobilnych, portali społecznościowych, pytano o czytanie książek i czasopism, oglądanie telewizji, wreszcie czas spędzany w gronie przyjaciół.
Wyniki tych analiz wskazują, że rodzice powinni dokładniej monitorować, ile czasu ich dzieci spędzają przed ekranem. Przyrost liczby przypadków zaburzeń psychicznych wśród nastolatków jest alarmujący - przyznaje Twenge. Nastolatki wyraźnie sygnalizują nam, że mają problemy i musimy potraktować to bardzo poważnie. Szczególne obawy budzi silny wzrost liczby przypadków samobójstw po blisko dwóch dekadach ich spadku. Nie sposób bezpośrednio wskazać przyczyn tego zjawiska, sugerowany przez autorów pracy związek z obserwowaną w tym samym czasie eksplozją zainteresowania portalami społecznościowymi jest jednak poważną hipotezą. Wcześniejsze badania pokazywały znaczenie przypadków cyberprzemocy, wszyscy zdajemy sobie też sprawę, że przeglądanie postów na portalach, gdzie wszyscy pokazują, jak świetnie im się życie udało, może prowadzić do rosnącej frustracji.
Gdy po raz pierwszy zauważyłam ten wzrost częstości problemów psychicznych, nie miałam pewności, co je wywołuje - przyznaje prof. Twenge. Kiedy jednak weźmiemy pod uwagę deklarowany w tych samych kwestionariuszach sposób spędzania czasu, widzimy, że w latach 2010-15 znacznie wzrosła ilość godzin spędzanych przed ekranem, a zmalała liczba innych form aktywności. To była w tym czasie zdecydowanie najpoważniejsza zmiana w ich życiu, niekoniecznie korzystna dla zdrowia psychicznego. Twenge podkreśla przy tym, że często przyczyną depresji, czy myśli samobójczych są problemy finansowe, jednak w latach 2010-15 sytuacja gospodarcza w USA akurat ulegała poprawie.
Co ważne, oderwanie się od ekranu i portali społecznościowych, spotkania z przyjaciółmi, sport, czy aktywności religijne zauważalnie zmniejszały liczbę przypadków obniżonego nastroju, depresji, czy myśli samobójczych. Nie była też konieczna całkowita społecznościowa abstynencja. Badacze z Kalifornii i Florydy wskazują, że aktywność w sieci na poziomie godziny do dwóch godzin dziennie nie powinna być problemem. Lepiej jednak tego czasu nie przekraczać.
Grzegorz Jasiński
Facebook
...
Zawsze depresja jest grozna.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 10:22, 23 Lis 2017 Temat postu: |
|
|
Niezwykła nowenna do św. Ludwika Martin za osoby pogrążone w depresji
Thomas L. McDonald | 23/11/2017
Fair Use
Ludwik Martin na wózku inwalidzkim w ogrodzie posesji w Lisieux.
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Módlcie się tą niezwykłą nowenną za przyczyną taty św. Teresy z Lisieux! On sam pod koniec życia cierpiał na zaburzenia psychiczne.
Św. Ludwik też cierpiał na depresję
Święci Małżonkowie Zelia i Ludwik Martin prowadzili dom, w którym panowała wiara, miłość i radość. Wychowali pięć córek. Wszystkie zostały zakonnicami; jedną z nich była św. Teresa z Lisieux. Kiedy Zelia zmarła na raka piersi w wieku 45 lat, Ludwik został wdowcem i sam musiał opiekować się pięcioma córkami, w wieku od 4 do 17 lat.
Zapewnił im uporządkowane i stabilne życie, w którym było miejsce na gry, modlitwę i lekturę duchową. Jednak po pewnym czasie, prawdopodobnie na skutek przebytych wylewów, Ludwik Martin zaczął podupadać na zdrowiu psychicznym. Zachowywał się dziwnie i znikał niekiedy na całe dnie z domu.
Jego niezrozumiałe zachowanie i oddalanie się od domu stały się dla rodziny problemem. W końcu został oddany pod opiekę zakonnic prowadzących zakład opiekuńczy Dobrego Zbawiciela w Caen.
Ludwik Martin i jego rodzina przyjęli to wyzwanie z wiarą, uznając je za próbę, która ma ich oczyścić. W chwili większej jasności umysłu, Ludwik Martin zwierzył się swemu lekarzowi: „Wiem, dlaczego Dobry Bóg zesłał mi tę próbę: nigdy w swoim życiu nie doświadczałem upokorzeń, więc muszę przeżywać je obecnie”.
Tak pisała o tym okresie św. Teresa:
W Niebie będziemy odczuwać radość, myśląc o tych ciemnych dniach wygnania. Jednak mnie samej te trzy lata męczeństwa Tatusia wydają się najsłodszym i najbardziej owocnym okresem w naszym życiu. Nie zamieniłabym ich na najwznioślejszą ekstazę. Moje serce woła z radości za otrzymany tak bezcenny dar: „Cieszyliśmy się na dni, w których obdarzono nas cierpieniem”. Ten gorzki krzyż był dla nas bezcenny i słodki, a serca nasze wydawały westchnienia wdzięcznej miłości. Już nie kroczyliśmy, lecz biegliśmy, czy nawet wzlatywaliśmy ku doskonałości.
Nowenna – dzień 1
Św. Ludwiku, doświadczyłeś zarówno wielkiego szczęścia, jak i bezbrzeżnej rozpaczy, i w obu pozostałeś niezachwiany w wierze. Pomóż nam widzieć Boga w czas naszej próby, nawet wtedy, gdy powtarzamy za Psalmistą:
Jak długo, Panie, całkiem o mnie nie będziesz pamiętał?
Dokąd kryć będziesz przede mną oblicze?
Dokąd w mej duszy będę przeżywał wahania,
a w moim sercu codzienną zgryzotę?
Jak długo mój wróg nade mnie będzie się wynosił? (Psalm 13)
Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…
Amen
Dzień 2
Św. Ludwiku, wraz z Zelią napełnialiście swój dom tak wielką miłością, że daliście światu świętych. Jednak największa nasza pobożność nie chroni nas przez utratą bliskich nam osób i towarzyszącym jej smutkiem. Powtarzamy wraz z tymi, którzy opłakują zmarłych i napełnieni są smutkiem:
Moja dusza nie zaznaje spoczynku ze zgryzoty: podźwignij mię zgodnie z Twoim słowem! (Psalm 119)
Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…
Amen
Dzień 3
Św. Ludwiku, doświadczyłeś próby zaburzenia umysłu. Zanieś nasze modlitwy do naszego Ojca Niebieskiego, aby w sercu i życiu naszym zapanował pokój.
Tyś dla mnie ucieczką: z ucisku mnie wyrwiesz, otoczysz mnie radościami ocalenia. (Psalm 32)
Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…
Amen
Dzień 4
Św. Ludwiku, Twoja córka Teresa doświadczyła głębokiej depresji, przechodziła okres utraty wiary, a nawet miała myśli samobójcze. Ty jednak pozostałeś dla niej wsparciem. Obyśmy my także okazywali wsparcie innym, pomimo przeciwności, których sami doświadczamy.
Skłoń ku mnie ucho, pośpiesz, aby mnie ocalić. Bądź dla mnie skałą mocną, warownią, aby mnie ocalić. (Psalm 31)
Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…
Amen
Dzień 5
Św. Ludwiku, niech nasi bliscy nigdy nie zapomną słów Twojej córki, św. Teresy: „Jedno słowo, jeden miły uśmiech wystarczają często, aby rozweselić jakąś smutną duszę”. Umacniaj moich najbliższych z problemami zdrowia psychicznego i osoby opiekujące się nimi.
Czemu jesteś zgnębiona, moja duszo,
i czemu jęczysz we mnie?
Ufaj Bogu, bo jeszcze Go będę wysławiać:
Zbawienie mego oblicza i mojego Boga. (Psalm 42)
Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…
Amen
Dzień 6
Św. Ludwiku, złączmy jak Ty swoje cierpienie z cierpieniem Chrystusa. Bądźmy blisko Niego niosąc nasz własny krzyż.
Pan jest blisko skruszonych w sercu i wybawia złamanych na duchu. (Psalm 34)
Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…
Amen
Dzień 7
Św. Ludwiku, w Twojej chorobie wspierała Cię z wielką miłością rodzina, przyjaciele i opiekunowie. Pomóż wszystkim wokół nas, obcym i znajomym, otworzyć oczy na cierpiących rozterki duszy. Daj nam otoczyć ich samarytańską miłością, opatrzeć ich rany i podnieść ich na duchu.
Jestem zgnębiony, nad miarę pochylony,
przez cały dzień chodzę smutny.
Jestem nad miarę wyczerpany i złamany;
skowyczę, bo jęczy moje serce.
Nie opuszczaj mnie, Panie,
mój Boże, nie bądź daleko ode mnie!
Spiesz mi na pomoc,
Zbawienie moje – o Panie! (Psalm 3
Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…
Amen
Dzień 8
Św. Ludwiku, zaufałeś Panu, choć czasem mogło Ci się wydawać, że milczy w obliczu prób, których doświadczałeś. Obyśmy zawsze pokładali swą ufność w Miłosiernym Bogu, który nie zapomina o nas nigdy, nawet wtedy, gdy czujemy się najbardziej opuszczeni.
Ja zaś zaufałem Twemu miłosierdziu;
niech się cieszy me serce z Twojej pomocy,
chcę śpiewać Panu, który obdarzył mnie dobrem. (Psalm 13)
Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…
Amen
Dzień 9
Św. Ludwiku, módl się za nami i za osobami pogrążonymi w depresji, przeżywającymi lęki i cierpiącymi na zaburzenia psychiczne oraz tymi, którzy służą im pomocą.
Widziałem jego drogi, jednak chcę go uzdrowić oraz go prowadzić,
i wrócić mu pocieszenie oraz jego płaczącym.
Wyleję słowo ust: Pokój, pokój dalekiemu i bliskiemu – mówi Wiekuisty,
i go uzdrowię. (Iz 57)
Panie, przez wstawiennictwo św. Ludwika Martin, podźwignij tych, którzy zmagają się z depresją, lękami, demencją i innymi problemami psychicznymi, i wyprowadź ich z ciemności do swojego przedziwnego światła.
Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…
Chwała Ojcu…
Amen
Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia
...
Na pewno pomoze.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:55, 08 Gru 2017 Temat postu: |
|
|
Kiedy Bóg wydaje się nieobecny… Jak znaleźć nadzieję i pomoc w depresji
Dena Deyr | 08/12/2017
Luca Pierro/Stocksy United
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Okres przedświąteczny nie dla wszystkich zawsze jest radosny. To czas, kiedy wszystko przeżywamy mocniej, intensywniej… Wiele z nas zmaga się z nieokreślonym smutkiem albo z depresją. Ona lubi teraz nawracać.
„To dla mnie zbyt wiele” – łkałam, ledwo łapiąc oddech. Moja mama podeszła i ostrożnie wyjęła maleńkiego Jordana z moich ramion. Tak, żeby mój mąż Carey mógł mnie objąć.
Zbliżało się Boże Narodzenie, 1999 rok. Razem z mężem i synkiem odwiedziliśmy moich rodziców. Niedawno zostałam zwolniona z terapii po kilku miesiącach walki z depresją poporodową. Zaledwie kilka tygodni wcześniej, w połowie listopada zmarła nagle na atak serca moja ukochana babcia. A teraz siedziałam na podłodze z Jordanem na kolanach i płakałam. Chwilę wcześniej Carey odebrał telefon z informacją, że córka bliskich przyjaciół zginęła w wypadku samochodowym.
„Nie poradzę sobie z tym” – powiedziałam, gdy Carey próbował mnie uspokoić. Czułam się całkowicie wyczerpana emocjonalnie, duchowo i fizycznie. Na następne dni pogrążyłam się w całkowitej mgle.
Świąteczna depresja. Jak sobie z nią radzić?
To było prawie dwie dekady temu, ale wciąż zdarzają mi się chwile, w których odczuwam tak głęboki smutek. Zwłaszcza w okresie przedświątecznym. Poczucie żalu nie zważa przecież na czas i ludzi.
Niezależnie, jakie stanowisko zajmujemy i jaki mamy stan cywilny – kobiety czują się zwykle obciążone oczekiwaniami i presją o tej porze roku. Zwłaszcza, jeśli w domu krucho z pieniędzmi. Co więcej, teraz często myślimy też o tych, których nie ma już z nami.
Mimo że wydaje się to sprzeczne z intuicją, czasami świąteczny czas wywołuje zupełnie przeciwne odczucia. Prawdopodobnie zaczynasz czuć się wtedy winna, że nie udziela ci się „duch świąt”. A to tylko pogarsza sprawę… Wesołe melodie, które rozbrzmiewają z głośników w sklepach brzmią jakby… drwiąco. Czujesz też, że miłość i pokój od Boga są przeznaczone chyba dla wszystkich, oprócz Ciebie.
Mogę podzielić się kilkoma wskazówkami, które pomogą Tobie lub bliskiej Ci osobie poradzić sobie ze świąteczną depresją. Tak jak pomogły mnie.
Czytaj także: Smutek i lęk, które dominują. Te zaburzenia trzeba oddać Bogu… na terapii
1. Przyjmij pomoc
Jeśli czujesz, że toniesz, musisz wyciągnąć rękę do ratownika. Skonsultuj się z terapeutą, lekarzem lub kierownikiem duchowym. Szczerze opowiedz mu, jak okropnie się czujesz. Nie zatajaj, że myślisz o samookaleczaniu się i że nie możesz wstać z łóżka. Z wdzięcznością przyjmij pomoc, którą chcą ci zaoferować. Taka bezbronność wymaga odwagi, ale rezultaty – mniej izolacji, medycznej interwencji i terapii – są tego warte. Jeżeli pierwsza osoba, której powiedziałaś o depresji, nie potraktowała cię poważnie, nie przejmuj się, poproś o pomoc kogoś jeszcze.
2. Udziel pomocy
Przygotowywanie prezentów dla innych poprawia nastrój. Możesz pomyśleć też o wolontariacie, nawet na kilka godzin. Kiedy dajemy coś drugiej osobie, sami czujemy się szczęśliwsi.
Konsultant zarządzania Sharon Durling przyznaje: „Lubię chodzić do domu opieki i odwiedzać jego mieszkańców albo zabierać tam kilka osób na wspólne kolędowanie. To jest najlepsze! Chodzi o wyciąganie ręki do kogoś, kto być może jest w trudniejszej sytuacji niż ja. Takie osoby są wszędzie i nie jest trudno je znaleźć!”.
3. Otocz się Słowem
Podczas najgorszych miesięcy, przełączyłam radio na stację chrześcijańską, która przypominała mi o Bożych obietnicach. Przepisałam sobie także kilka wersetów biblijnych ze słowami „nadzieja” i „pokój” i porozwieszałam je w domu. Jedna kartka wisiała na lodówce, inna na przewijaku albo desce rozdzielczej samochodu. Fragmenty z Pisma Świętego pomagały mi skupić się na Bożych planach – co już mi dał? I co jeszcze ma dla mnie? To także pozwoliło mi zastąpić kłamstwa, w które wierzyłam (np. „Nie jestem dobrą mamą”, „Bóg nie może kochać kogoś takiego, jak ja”) odwieczną prawdą.
4. Nie oczekuj od innych, że Cię zrozumieją
Kiedy przechodziłam depresję poporodową, mój mąż był uroczy, ale zdezorientowany. Myślał, że będę w stanie sobie sama poradzić, ponieważ w jego rodzinie nikt nie doświadczał takiej choroby. Teraz, kiedy patrzy wstecz, uświadamia sobie, że mógł być bardziej wyrozumiały. Nie mogę mu nic zarzucić, ale byłoby miło, gdybym miała wówczas u boku człowieka, który współczuje, a nie tylko się przymila. Dlatego zawsze gorąco polecam grupy wsparcia i doradców. Obecność ludzi, którzy wspierają Cię, gdy jesteś w najgorszym momencie, przynosi ogromną ulgę.
Na kilka godzin w tygodniu powinnaś całkowicie się przed kimś otworzyć, wylać z siebie najgłębsze myśli i uczucia. Taka wolność uzdrawia.
5. Daj sobie łaskę
Wychodzenie z doliny depresji wymaga czasu i wysiłku. To może być nawet najtrudniejsza wyprawa w całym Twoim życiu. Kiedy tylko możesz, zajmuj się przyjemnymi rzeczami: weź kąpiel z bąbelkami i poczytaj w wannie magazyn, zrób pedicure, pooglądaj popularny serial.
Brak snu i czasu na odpoczynek w napiętym grafiku może tylko pogłębić depresję. Linda mówi: „Kiedy wszystko mnie przytłacza, daję sobie pozwolenie na łzy. Płaczę, dopóki się nie wypłaczę… A potem wyłączam swój umysł, idę do łóżka i mój nastrój uruchamia się ponownie”.
Opieka nad samym sobą jest czymś, czego nie wolno zaniedbywać. Zwłaszcza, gdy depresja atakuje. Zarezerwuj więc sobie masaż, przeczytaj powieść, idź na długi spacer. Kiedy odkryjesz, które czynności mają na Ciebie najlepszy wpływ, wykonuj je regularnie.
I w końcu: wiedz, że niezależnie od tego, co podpowiadają Ci Twoje emocje nigdy, przenigdy nie jesteś sama. Dobra wiadomość na Boże Narodzenie jest taka, że sam Bóg – Ten, który stworzył kosmos, stał się człowiekiem. Jezus opuścił niebieski tron, by pogodzić swoje dzieci skandalicznymi aktami łaski i miłosierdzia. Ojciec niebieski pragnie zamieszkać z Tobą i w Tobie.
...
To tez cierpienie wynagradzajace.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:22, 18 Gru 2017 Temat postu: |
|
|
Nie ogarniasz codziennych obowiązków? Przeczytaj!
Zyta Rudzka | 18/12/2017
Casarsa Guru/Getty Images
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Życie to nie maraton, ale seria sprintów. Rzecz w tym, by pomiędzy jednym a drugim biegiem chwycić naprawdę głęboki oddech i mieć chwilę na wyciszenie.
O
la jest wulkanem energii, szybko mówi i gestykuluje po włosku. Ma 32 lata, jest żoną, matką i jak z dumą stwierdza: nauczycielką od fikołków.
Mój tata długo chorował i było z nim naprawdę źle. To wtedy zbliżyłam się do Boga. Znalazłam w Internecie wiele modlitw w intencji uzdrowienia. Uspokajały mnie również modlitwy z dzieciństwa, których nauczyła mnie babcia. Ale teraz, kiedy już wszystko jest dobrze, trudno mi się skupić. Łatwo się rozpraszam, myśli uciekają mi we wszystkie strony. Nagle orientuję się, że wcale się nie modlę, ale zamartwiam, czy wyrobię się jutro rano z gotowaniem obiadu, czy dyrektor będzie zadowolony z mojego raportu. Jak ja się wstydzę tego bałaganu w mojej głowie. Przecież postanowiłam sobie, że Adwent to będzie taki post dla duszy. Miałam się wyłączyć z banalnych spraw, odciąć od rutyny. Chcę się zwierzyć Panu Bogu i zawierzyć. Ale cały czas coś albo ktoś mi się wtrąca do tej rozmowy z Panem Bogiem.
Sposób na stres – duchowy GPS czyli medytacyjna uważność
W czasie choroby ojca Ola poznała siłę tego systemu nawigacji. Podkreśla, że to właśnie modlitwy dawały jej moc i dzięki nim tata wyzdrowiał, a ona przetrwała ten trudny czas.
Ale prośby o uzdrowienie to częściej petycje do Pana Boga, niż głębokie doświadczenie religijne, o jakich teraz marzy. Wcześniej motywował Olę strach, lęk, poczucie bezradności. Teraz trudno jej się wyciszyć. Chciałaby wejść na poziom duchowej kontemplacji, uruchamia duchowy GPS, ale już po chwili gubi drogę. Nie wie tak do końca, gdzie chce się udać. Na rozmowę z Bogiem, do kuchni, czy na dywanik u szefa?
Oczywiście, Ola wie, kto jest dla niej szefem wszystkich szefów, ale nie potrafi skupić się na swojej pobożności. Zamiast wyznania religijnego credo, pojawia się poczucie winy i wstyd. Zamiast wzmocnienia, samooskarżenia.
Czytaj także: Co robić, kiedy lęk, stres i smutek kierują nas w stronę lodówki?
Niekończące się codzienne obowiązki
Ola jest trenerką. Ale ona sama musi się nauczyć, jak wejść w modlitewne bloki startowe bez ryzyka kolejnego falstartu. Uważam, że może skorzystać z metod psychologii sportu.
– Bóg i sport? – pyta Ola z takim błyskiem w oku, jakbym ją właśnie faulowała.
– W zdrowym ciele, zdrowy duch, ripostuję i widzę, że ten prosty i stary jak świat argument zadziałał.
Ola opowiada, jak wygląda jej tydzień.
Chcę, żeby posłuchała się i zobaczyła, że funkcjonuje w trybie maratonu. Jak większość kobiet. W ten sposób uzależnia się od codziennego, stałego wysiłku.
Tymczasem zdrowe i harmonijne życie to nie maraton, ale seria sprintów – twierdzą psychologowie Jim Loehr i Tony Schwartz, uznane autorytety w dziedzinie zarządzania stresem i psychosomatyki oraz psychotrenerzy wielu gwiazd światowego sportu. To oni wymyślili pojęcie korporacyjny atleta i zaznaczyli, że stosuje się również do kobiet pracujących w domu, które wpadają w sidła niekończących się obowiązków.
W takim rytmie zawodzi zarządzanie stresem, wycieka z nas energia. Szybciej się męczymy, gorzej się koncentrujemy i mamy trudności z przełączeniem się z trybu wyczynowego na tryb konfesyjny. Lepsze skupienie uzyskujemy, pracując w trybie sprintów. Częściej odpoczywamy, skuteczniej się regenerujemy i szybciej się potem koncentrujemy. Również w praktykach religijnych.
Jeżeli nie potrafimy skupić uwagi na rozległych medytacjach, może warto zastanowić się nad realizowaniem swoich duchowych potrzeb w skromniejszym wymiarze czasowym. Bez przeżywania nadmiarowych wyrzutów sumienia.
Czytaj także: Wybaczam sobie i działam! To najlepszy sposób, by pójść wreszcie do przodu
Seria duchowych sprintów
Chyba nie dla wszystkich ta nazwa brzmi ładnie, ale czas poświęcony na duchowe skupienie nie jest przecież jedynym wyznacznikiem wiary. Są osoby, które doświadczają szczególnej łączności z Bogiem tkwiąc w korku w środku miasta, spacerując z psem, doglądając barszczu, czy szorując wannę. I deklarują, że te małe chwile medytacji nie tracą nic ze swojej podniosłości. Pozostają ważne, znaczące, bo są bardzo osobistym i intymnym wyrazem wiary.
– Ale przecież nie wszystko da się powiedzieć w krótkich rozmowach – naciska Ola.
Nawet z Panem Bogiem, zgadzam się i wspólnie rozważamy sposoby na poprawę uważności. Ola chce czuć duchowe uniesienie, a jest uziemiona przez małe i większe problemy. Oto jej główny problem.
A jakby tak między ziemię a niebo wprowadzić strefę przejściową? Taki „przedpokój duchowy”, gdzie mogłabyś zrzucić z siebie stresy całego dnia. I znowu takim idealnym odreagowaniem może być sport.
Możesz też pożyczyć od córki skakankę. Albo zrobić oldskulowe skłony. Wszystko, co spowoduje trwającą przez dwadzieścia minut zadyszkę, naturalnie i zdrowo odcina od kłębowiska zbędnych myśli. Prosta reguła: trzeba się zmęczyć, żeby odpocząć. Szukasz skupienia, nie używaj windy, zafunduj sobie trucht po schodach.
Klucz do sacrum
Idąc dalej za radą psychologów sportu, można wymyślić sobie gest, który stanie się mentalnym pstryczkiem włączającym tryb wyciszenia.
Na przykład: nieznacznie pochyl głowę i nałóż opuszki palców na zamknięte powieki. Kilkakrotnie połącz gest ze słuchaniem ulubionej muzyki, może być religijna, tak żeby wywołał pozytywne skojarzenie i utrwalił się. Po jakimś czasie gest, który stanie się nawykiem pomoże się zresetować nawet bez ścieżki dźwiękowej. Nawet właśnie w trudnej sytuacji, w stresie, w panice. Zawsze i wszędzie, kiedy poczujesz potrzebę modlitwy.
Czytaj także: Narodziny Boga kontra ajerkoniakowe latte – dlaczego święta nie muszą pachnieć cynamonem
Oddychanie w rytmie na cztery również nastraja duchowo
Nabierasz powietrza, licząc do czterech. Zatrzymaj powietrze w płucach odliczając do czterech. Wydech również do czterech. Cały cykl powtarzasz czterokrotnie. To może być właśnie ten twój klucz na otwarcie strefy modlitwy. Nawet kiedy stoisz w korku i czujesz, że jeszcze moment, a eksplodujesz furią drogową. A wtedy oddech i do czterech.
Ola przywołała chorobę jej ojca, jako istotny moment rozbudzenia się jej religijności. Warto, by pragnienia duchowe Oli nie miały swojego jedynego źródła w traumatycznych przeżyciach. Być może właśnie to jest ten nieuświadomiony faktor, który blokuje spontaniczność i witalność medytacji.
A jakby tak przywołać spotkania z dobrymi ludźmi, rozpoznać ważne sytuacje. Może i jest to miłe zadanie, ale wcale nie takie proste. Łatwo się przyzwyczajamy do osiągnięć i umiejętności. Pomniejszamy, czy wręcz zapominamy o dawnych sukcesach, bo przecież już ścigamy się o następne laury. Widzimy więcej niedostatków, ćwiczymy się w niezadowoleniu, wytykamy sobie różne potknięcia, a szkoda.
Czytaj także: 5 rzeczy, których nie powinnaś robić, gdy jesteś wściekła. Posłuchaj rad ekspertów
Doceń efekt terapeutyczny modlitwy dziękczynnej
Badania prowadzone przez profesora Roberta A. Emmons’a z Uniwersytetu Kalifornijskiego dowodzą, że osoby które potrafią być wdzięczne, lepiej funkcjonują emocjonalnie i społecznie. Mają więcej energii, są odporne na niepowodzenia, potrafią się lepiej mobilizować, nie uzależniają się od niszczącej rywalizacji.
Moment, kiedy „skanujesz” swoje życie, szukając jasnych punktów, nie ma nic wspólnego z wypieraniem problemów, to element higieny psychicznej. Dzięki takim momentom afirmacji możesz poczuć się szczęśliwsza, mniej podatna na stany lękowe, depresyjne i huśtawkę nastrojów. Dlatego warto ćwiczyć się w uważności. Mniej narzekać, więcej doceniać.
Ola poszukuje w Internecie modlitw i stara się w nich żarliwie odnaleźć. Ponosi porażkę, czuje wstyd i poczucie winy. A może inaczej. Prościej i bardziej od siebie.
Jest takie piękne francuskie przysłowie: Wdzięczność jest pamięcią serca.
– Czy pamiętasz za co dziś chcesz podziękować? – pytam.
Odpowiada mi jak to Ola, bardzo szybko, ale tym razem również z uśmiechem:
– Przecież to właśnie może być moja adwentowa modlitwa!
...
Stres prowadzi do depresji.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 10:17, 31 Gru 2017 Temat postu: |
|
|
Żal, przez który na chwilę zwątpiłam w obecność Boga
Małgorzata Rybak | 30/12/2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Kończył się ogromnie ciężki rok, pełen doświadczeń i trudnych pytań. I chyba tego trudu nagromadziło się tak wiele, że na koniec miałam poczucie, że w wyczekiwany czas świąt nic się nie wydarzyło. Do mnie Bóg nie przyszedł. A nawet z rozmysłem mnie minął.
Ogromnie ciężki rok
Trwała moja dramatyczna walka o zdrowie, którego stan powodował ciągłe odraczanie decyzji o zaproszeniu na świat upragnionego trzeciego dziecka. Można polemizować, że trzecie to nie pierwsze i gdzie problem, jednakże rodzina większa niż 2+2 była moim wielkim marzeniem. Po przeszło dwóch latach walki o to – marzeniem wtedy nadal niezrealizowanym i jak się wydawało, nie do zrealizowania.
Moja wykonywana z oddaniem praca tego roku okazała się dziedziną tak pełną frustracji, rozczarowań i komunikacyjnych ślepych ulic, że również zostawiała niewielki margines nadziei i rozeznania, co dalej. Trwał pat naszej sytuacji mieszkaniowej.
Adwent był tak naprawdę dopiero czasem zbierania się po porządnym załamaniu nerwowym, jakie przyszło z wiosną 2013 roku i przeczołgało mnie jak żadne wcześniej doświadczenie. W końcu zaświtała nadzieja.
Czytaj także: Ks. Dziewiecki: Kryzys wiary zaczyna się zwykle od jednej, konkretnej sfery życia. Jak się chronić?
Trudne Święta
Jednak ani Wigilia, ani kolejne dni, nie wydawały się wnosić niczego z upragnionego ukojenia. Wieczorem drugiego dnia Świąt, w liście do zaprzyjaźnionego kapłana pisałam:
Trudne to były Święta. Właściwie to one odjechały, a ja zostałam na pustym peronie. Jak wtedy, gdy się czeka bardzo na czyjś przyjazd, serce mało nie wyskakuje z piersi, wszyscy wysiadają i jeszcze tli się nadzieja, a potem dróżnik daje sygnał i już wiadomo, że Pasażera nie było. Pan Jezus mnie minął.
Do stajenki weszło mnóstwo ludzi, wszyscy się cieszyli, a dla mnie nie było już w środku miejsca. Nikt z ważnych Osób nie szukał mnie wzrokiem, czy jestem. Okropne to jest uczucie. Przepłakałam wszystkie kolędy w kościele, mimo woli, bo kto lubi, jak makijaż się rujnuje. Nie pamiętam takich Świąt. Próbowałam mocno tłumaczyć sobie, ale nigdzie mnie to nie zaprowadziło.
Dochodzę do wniosku, że muszę być bardzo złym człowiekiem, bo przecież mówi się, że każdy zasługuje na Święta. Czegoś nie dopatrzyłam. A przecież cały czas mi wszyscy mówią, że sumienie mam skrupulatne (…). Więc się starałam. I teraz jeszcze Pan Jezus widzi, że ja się nie cieszę, a przecież powinnam. Musi Mu być przykro. Wie Ksiądz, jak z nietrafionym prezentem. Na ogół stać nas na to, by nie ranić czyichś uczuć, więc się uśmiechamy.
Czytaj także: Kryzys wiary? A może wchodzisz w pierwszy etap nocy ciemnej?
Usłyszany żal
Dziś myślę, że żal, który tego trudnego roku miał we mnie swą kumulację, wypłynął i chciał zostać przez Niego usłyszany. Dziś też już wiem, że Bóg nie obraża się na wyrażony w rozmowie z Nim gniew i ból. Że nie potrzebuje, byśmy go skrywali i by rozrywał nam serca. Chowany bardzo w moim, w końcu się pokazał. I przypisał Bogu nieobecność. Bo jak On może być obecny w moim życiu, kiedy wydarzało się w nim tyle cierpienia.
Wierzę głęboko, że On czeka na szczere wołanie, jakkolwiek byłoby „politycznie niepoprawne”. Że gdy wykrzyczymy w końcu swoje: „Jak możesz mówić, że mnie kochasz, skoro tak się w moim życiu dzieje?”, wchodzimy na głębiny spotkania z Nim. Nie jest ono możliwe, gdy staramy się być grzeczni i ułożeni, ale nasze serce mówi co innego. Gdy my wypowiadamy to, co w nas jest najgorętszą potrzebą i pytaniem, wtedy On odpowiada – ponieważ traktuje nas bardzo poważnie.
Na drugi dzień przyszła odpowiedź. Wiozłam w sobie te bolesne pytania po wrocławskiej ulicy. Włączyłam w aucie radio, z którego popłynęła akurat piosenka: Mówiłaś: wiem, nie jestem dzieckiem. Wiem, co jest dobre w moim życiu, a co nie. I dopadł Cię przeklęty ogień,
I ciągle pali, ciągle pali, niszczy Cię.
Mówiłaś: Bóg jest gdzieś daleko, na pewno nie wie, co w mym życiu dzieje się. Nie chciałaś wierzyć mi, że tamtej nocy właśnie dla Ciebie Boży Syn narodził się.
I wciąż Cię kocha, kocha, kocha, kocha nieprzytomnie.
I wciąż Cię kocha, kocha, kocha, kocha tak, jak nikt.*
Po policzkach potoczyły się łzy. I już wiedziałam, że przyszedł także dla mnie i do mnie. I że nigdy mnie nie opuszcza. I że rodzi się w największym opuszczeniu, w ciemności i pustce. Bo ukochał szczególnie to, co słabe i kruche – by nas ocalić swoją miłością.
Czytaj także: Potrafisz w każdym kogo spotykasz rozpoznać twarz Chrystusa?
* Piosenka o miłości, 40 synów i 30 wnuków jeżdżących na 70 oślętach
....
I to jest wlasnie ,,noc ciemna". Nawet bezboznicy ja przechodza tylko tlumacza sobie falszywie ,,psychologicznie".
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 23:20, 07 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
Bóg schodzi do mojej depresji i mówi: Kocham Cię, tu i teraz. Komentarz do Ewangelii
Ks. Łukasz Kachnowicz | 07/01/2018
Jeffrey Bruno | JTB | Aleteia
Words can't describe
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Tak się składa, że do tej mojej depresji także schodzi Jezus. Nie martwi się tym, co sobie pomyślą inni. Nie ma problemu, żeby zejść poniżej poziomu. Przecież On i tak już to zrobił: zszedł z Nieba na ziemię.
D
olina Jordanu, niedaleko ujścia do Morza Martwego – najniżej położony teren na kuli ziemskiej, czyli największa depresja świata. Właśnie tu schodzi Jezus, żeby przyjąć chrzest od Jana.
Od razu widzę się w Ewangelii chrztu Jezusa. Widzę się w tej depresji. Może dlatego, że naprawdę mam doświadczenie depresji. Może dlatego, że widzę, że jestem wiele metrów pod poziomem… nie morza, ale pobożności, moralności, wiary. Nawet nie jestem w punkcie zerowym, tylko pod nim.
Czytaj także: Ksiądz z depresją? Nie wstydzę się tego
Mogę poudawać, jak faryzeusze, którzy stali wyżej i nie schodzili. Nie wypadało im tego zrobić. W Piśmie Świętym odpowiedni kierunek dla pobożnego Żyda to wstępowanie, wchodzenie pod górę. Tak się wchodzi do Jerozolimy, do Miasta Świętego.
Dolina Jordanu jest przeciwieństwem tego. Tu trzeba zejść i to nisko. No i faryzeusze mieli z tym problem. Trzeba zachować twarz, jakieś pozory. Przecież trzeba być autorytetem. Gdzież tam stanąć w korycie rzeki razem z innymi, którzy schodzili tam i wyznawali swoje grzechy. Jestem księdzem, nie wypada mi być słabym, nie wypada być pod poziomem, nie wypada schodzić. A jednak.
Tak się składa, że do tej mojej depresji także schodzi Jezus. Nie martwi się tym, co sobie pomyślą inni. Nie ma problemu, żeby zejść poniżej poziomu. Przecież On i tak już to zrobił: zszedł z Nieba na ziemię. Bóg, który schodzi nisko, do najniższych obszarów na świecie. W wyznaniu wiary mówimy nawet, że „zstąpił do piekieł”.
Co się dzieje nad Jordanem? Otwiera się niebo, zstępuje Duch Święty i daje się słyszeć głos Ojca: „Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie”. Tak, w tej mojej depresji, On też sprawia, że słychać głos Ojca. Głos, który mówi mi, że mnie kocha i ma we mnie upodobanie.
To jest to, czego dzisiaj najbardziej potrzebuję: być kochanym na tym poziomie, na którym się dzisiaj znajduję. On naprawdę schodzi tam, gdzie ja jestem, staje obok mnie i mówi: Przyszedłem tu do ciebie, żeby powiedzieć ci jedno: Ja cię kocham, Ojciec cię kocha. Ale tu na tym dnie, a raczej pod dnem? Tak, właśnie tu. Zszedłem tu, żeby ci to powiedzieć.
Nie ma takiego poziomu i podpoziomu, na który ta miłość nie zejdzie. Nie mam pojęcia, czy wyjdę kiedyś ponad poziom zerowy, czy wygrzebię się z depresji. Dlatego dziś On po raz kolejny schodzi do mnie, żeby być Bogiem ze mną – Emmanuelem.
Czytaj także: Objawienie Pańskie: To święto tych, którzy poszukują i idą w ciemności. Komentarz do Ewangelii
I: Iz 55, 1-11
II: 1 J 5, 1-9
E: Mk 1, 7-11
...
Czlowiek przy Bogu jest depresja czyli minusem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 9:22, 16 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
Od psychotropów do wiary. Jak Bóg może pomóc w depresji?
Silvia Lucchetti | 16/01/2018
©Milly Gualteroni
Udostępnij 0 Komentuj 0
Szczere świadectwo Milly Gualteroni, popularnej włoskiej dziennikarki, która przez lata walczyła z depresją.
Młoda dziewczyna z lombardzkiej rodziny. Pracowita, inteligentna. Po latach wymagających studiów zostaje dziennikarką modową w Mediolanie. Pracuje dla czasopism glamour (publikuje między innymi na łamach Milano da bere). Sukces ma jednak swoją cenę…
Ból istnienia
Wyczerpujący tryb życia, rodzinne tragedie: samobójstwo starszego brata, niedługo potem także ojca – lekarza chorującego na raka, doświadczenie przemocy na tle seksualnym… Milly Gualteroni dopada depresja, która nie daje chwili wytchnienia. Nie działają żadne lekarstwa, żaden lekarz ani specjalista nie jest w stanie pomóc. Jedynym rozwiązaniem wydaje się jej samobójstwo. Jednak za każdym razem coś powstrzymuje ją w ostatniej chwili…
Tak mogłaby się zaczynać chwytająca za serce i wyciskająca łzy z oczu sentymentalna powieść dla kobiet. Ale nie o fikcję literacką tu chodzi, lecz o prawdziwe życie prawdziwej kobiety, która trzy razy chciała się targnąć na życie.
„Z depresji do wiary”, autobiografia Milly Gualteroni to szczere świadectwo kobiety, która powraca do wiary, na nowo odkrywa swoje człowieczeństwo, przyjmuje cierpienie, a w depresji odkrywa… powołanie.
Potrzeba odwagi, żeby w ten sposób się odsłonić. Silvia Lucchetti, dziennikarka włoskiej edycji portalu Aleteia postanowiła sama o to zapytać.
Depresja rodzajem powołania?
Silvia Lucchetti: W Twojej książce w pewnym momencie stawiasz sobie pytanie: a co, jeśli depresja jest pewnego rodzaju powołaniem? Jak to rozumiesz?
Milly Gualteroni: Depresja nie jest powołaniem, ale ta choroba może stać się pewną prowokacją, dzięki której usłyszymy Boże wołanie. To właśnie wydarzyło się w moim przypadku. Zrozumiałam, że cierpienie jest częścią życia, że ma swój sens i swoje znaczenie. Współczesny świat nie akceptuje cierpienia, nie przyjmuje tego, że cierpienie, podobnie jak życie, jest święte. Doświadczyłam tego, że ból przygważdża nas w teraźniejszości, natomiast ból, z którym jesteśmy pogodzeni, jeśli zaufamy Bogu, przenosi nas do wieczności. Depresja jest pewnym stanem, trudnym i dewastującym jak każda inna choroba. Jednak mając świadomość, że „wszystkie włosy na [naszej] głowie są policzone” nie możemy nie rozważyć możliwości, że cierpienie jest pewną okolicznością, okazją, jaka jest nam ofiarowana, nawet jeśli jej sens pozostaje niezrozumiały i niewytłumaczalny. Tutaj wkraczamy już w tajemnicę krzyża, wielki paradoks krzyża. W takim sensie również depresja może stać się narzędziem do pogłębienia przesłania Jezusa. Myślę, że nic tak nie uczy pokory i nie oddala pychy, jak depresja. Nic lepiej niż depresja nie uczy radykalnego ubóstwa. To choroba, która obnaża ze wszystkiego, sprawia, że doświadczasz ekstremalnej kruchości ludzkiej kondycji. Ale właśnie w tej wielkiej nędzy dostrzegłam tę potrzebę, którą przepełnione jest nasze serce, które, jak mówił święty Augustyn, jest niespokojne, póki nie spocznie w Bogu. Depresja może więc być pewną próbą, dramatycznym wyzwaniem, które pozwala nam odkryć kim jesteśmy, odkryć nasze człowieczeństwo stworzone na obraz i podobieństwo Boga. W takim sensie staje się (po)wołaniem.
Co jest trudniejsze: zaakceptowanie cierpienia czy życie nim?
Punktem zwrotnym na mojej drodze było to, że przestałam je odrzucać. Ale aby móc je zaakceptować, potrzebowałam poznać wartość i doświadczyć czym jest pokora, cierpliwość i nadzieja. Dopóki czujesz się panem swojego życia, nie przyjmujesz cierpienia, odrzucasz je jako coś niesprawiedliwego i nie do zniesienia. Jednak perspektywa zmienia się, jeśli zrozumiesz, że jesteś dzieckiem, ukochanym stworzeniem. Jeśli do tego udaje ci się zachwycić wszystkimi małymi cudami codzienności, uczysz się przyjmować i akceptować także ból. Uczysz się, jak go przetrwać.
Pogodzić się z Bogiem
Kiedy poczułaś, że w końcu coś się zmienia?
Burzliwe historie, o których opowiadam w swojej książce ostatecznie doprowadziły mnie na uzdrawiającą drogę poznania samej siebie, co było możliwe również dzięki wierzącemu terapeucie, otwartemu na przesłanie Chrystusa. Okazało się to fundamentalne, ponieważ moja depresja opierała się na błędnym sposobie myślenia, wypaczonej mentalności, która, ze szkodą dla mnie, ukształtowana została przez trudne doświadczenia przeszłości. Aby mogło się dokonać to uzdrawiające zejście do mojego „piekła”, niezbędne było zastosowanie wiedzy psychologicznej i duchowej. Udało mi się zmienić sposób postrzegania samej siebie w relacji do innych i w życiu ogólnie pojętym. Oczywiście, ta wielka przemiana była możliwa dzięki nawróceniu serca. Jak powiedział święty Jan Paweł II: jedynie Jezus może człowiekowi ukazać w pełni jego człowieczeństwo.
Piszesz, że w pewnym momencie jeden z twoich przyjaciół podarowuje ci księgę psalmów z dedykacją: „Kto wie, może mogłabyś rozważyć możliwość pogodzenia się z Bogiem…”.
Tragiczna śmierć mojego ojca i brata (który był dla mnie niemal jak drugi ojciec) były przyczyną mojego odejścia od Boga. Odnalezienie Go na nowo pozwoliło mi z kolei pogodzić się z nimi: moimi najukochańszymi i najbliższymi, straconymi, znienawidzonymi i ostatecznie odnalezionymi, na nowo pokochanymi. Odkryłam siłę przebaczenia, które, dzięki łasce Bożej, pozwala na pojednanie i uzdrawia rany.
Mówisz też, że wybrałaś czystość. Jak dzisiaj żyjesz?
Przez wiele lat szukałam „przyjemności, które daje ten świat” desperacko próbując wypełnić pełną cierpienia pustkę, jaką nosiłam w sobie. Zresztą, przyjemność płynąca z seksu jest prostą i natychmiastowo dostępną formą rekompensaty. Jest ona jednak dość złudna, jeśli jest celem samym w sobie. Tym, co zostaje jest smutek, o którym papież Franciszek mówi, że jest „przebrany za radość grzechu”. To radość kupiona za udawane relacje, które później pozostawiają po sobie wielką pustkę. Wybór czystości pozwolił mi odciąć się od nieuporządkowanego, chaotycznego i destrukcyjnego życia jakie wiodłam, szczególnie w wymiarze uczuciowym. Ostatnio miałam okazję poprowadzić spotkanie z parą amerykańskich naukowców dotyczące uzależnień seksualnych, które obecnie rozprzestrzeniają się po całej Italii (niepokojąca jest zwłaszcza popularność pornografii) głównie za sprawą internetu, który zalewa nas obscenicznymi treściami dostępnymi zupełnie za darmo. Zaskakujące było dla mnie zwłaszcza odkrycie różnicy na poziomie biochemicznym naszego mózgu pomiędzy stosunkiem skoncentrowanym tylko na osiągnięciu przyjemności, a tym wynikającym z miłości. W pierwszym przypadku wzrasta poziom dopaminy, co prowadzi do osiągnięcia orgazmu. Jednak po szczytowaniu, poziom hormonu gwałtownie spada pozostawiając frustrację, uczucie pustki, co popycha człowieka do powtarzania tego doświadczenia, prowadząc de facto do uzależnienia. Tymczasem, w przypadku relacji uczuciowej nie występuje ten gwałtowny spadek dopaminy, gdyż w grę wchodzi jeszcze oksytocyna, która sprawia, że uczucie przyjemności stopniowo maleje i pozostawia po sobie uczucie pełni. To coś naprawdę pięknego, ponieważ pokazuje prawdę o tym, że jesteśmy duszami wcielonymi. Jeśli stosunek płciowy jest wyrazem miłości do drugiej osoby, nasze ciało reaguje zupełnie inaczej.
Uzdrowienie
Jak wyglądała droga od terapii farmakologicznej do uzdrowienia?
Po spotkaniu psychiatry przekonanego o szkodliwości stosowania psychotropów w moim przypadku, zaczęłam je stopniowo odstawiać. Nie było to łatwe z powodu uzależnienia od tych lekarstw, również psychologicznego, jakiemu uległam. Warto zauważyć, że statystyki wykazują niespecjalnie wysoką skuteczność farmakologii w przypadku depresji. Zawsze istnieje ryzyko nawrotu choroby. Najlepsze rezultaty osiąga się w połączeniu z psychoterapią. A także, jak jestem przekonana, dzięki odnowieniu relacji z Tym, który nas stworzył, który nas podtrzymuje i zalewa swoją miłością, Tym który pokazuje prawdziwy sens naszego życia.
W książce wspominasz również o wielu wydarzeniach, w których doświadczyłaś namacalnie obecności złego ducha. Czy możesz nam o tym opowiedzieć?
W czasie kryzysów związanych z depresją zaczęłam dostrzegać obecność Złego, który wszedł w moje życie i wprowadził podział w moim sercu. W tym sensie spotkanie Jezusa mnie uzdrowiło, ocaliło mnie ofiarowując zbawienie, którego można doświadczyć już tu na ziemi. Odkrywając ogrom Bożej miłości moje serce zostało uwolnione od ciężaru grzechów, a potem napełnione na nowo tą radością, która rodzi się ze spotkania z Jezusem. Pojęłam znaczenie tego smutku, który katechizm definiuje jako zasmucenie ducha i skruchę serca. Dlatego jestem wdzięczna Kościołowi, który jest miejscem, gdzie mogę usłyszeć Jego Słowo i przyjąć Sakramenty; jest moim upragnionym portem po tej długiej, niespokojnej podróży po wzburzonym morzu.
Czy masz jakieś przesłanie, którym chciałabyś się podzielić z tymi, którzy wciąż walczą w tej bitwie, którą ty już wygrałaś?
Gdy miałam 20 lat i uważałam się za agnostyczkę sądziłam, że jedynym sposobem na konfrontację z otchłanią depresji są psychotropy. Potem odkryłam, że jesteśmy czymś więcej niż tylko mózgiem, na który składają się synapsy i zacinające się mechanizmy. Jesteśmy ciałem i duszą. Duszą, której nie jest dziś łatwo, która doświadcza pustyni i jest przytłoczona logiką życia prowadzonego tylko w wymiarze horyzontalnym. Jednak ta dusza, gdy tylko zaczyna oddychać Chrystusem, odnajduje prawdziwe życie. Wraca do relacji z naszym Bogiem, który jest miłosierny, zawsze gotów uchwycić naszą dłoń, aby wyciągnąć nas z naszych otchłani, nawet tych niewielkich przepaści życia codziennego, pod jednym tylko warunkiem, że my tę rękę do niego wyciągniemy. Każdemu, kto cierpi na depresję chciałabym powiedzieć, aby powierzył się Bogu i zaufał Mu. Aby nie patrzył na to cierpienie jak na udrękę, która od Niego oddala, ale jak na ograniczenie, ranę, przez którą może działać Jego miłość. Możesz być pewien, że po nocnych ciemnościach zawsze nadchodzi światło poranka.
Czytaj także: Smutek i lęk, które dominują. Te zaburzenia trzeba oddać Bogu… na terapii
Czytaj także: Depresja – czym tak naprawdę jest i jak ją rozpoznać?
Czytaj także: Bóg schodzi do mojej depresji i mówi: Kocham Cię, tu i teraz. Komentarz do Ewangelii
Tekst pochodzi z włoskiej edycji portalu Aleteia
...
Jest to rodzaj Drogi Krzyzowej z Jezusem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:38, 30 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
dziei i świat rozpada się na kawałki
Małgorzata Rybak | 30/01/2018
Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Ten tekst chciałabym zadedykować w szczególności osobom, które doświadczają długotrwałego stresu, spowodowanego okolicznościami, na których zmianę nie mają wpływu. Może to być doświadczenie śmierci bliskiej osoby, rozstania czy padnięcia ofiarą oszustwa lub agresji. Bezowocnych starań o dziecko. Lub sytuacji jakiejkolwiek innej dotkliwej straty czy niepewności odnośnie tego, co przyniesie jutro.
Gdy świat rozpada się na kawałki
Mam na myśli chwile, gdy znany dotąd świat rozpada się na kawałki, które odbierają poczucie bezpieczeństwa, sprawstwa i wpływu na rzeczywistość. Także te, które szczególnie uderzają w poczucie własnej wartości. I co ważne, nie trwają jeden dzień ani kilka tygodni, tylko ciągną się przez długie miesiące, a może nawet lata.
Piszę dla Was, którym znane jest aż nazbyt dobrze uczucie emocjonalnego wyczerpania, spowodowanego sytuacjami „bez wyjścia”. Takimi, gdzie poszliśmy już po radę wszędzie, gdzie się dało, odmówiliśmy wszystkie nowenny i koronki, wykonaliśmy wszystkie ćwiczenia umysłu, zalecane dla podtrzymania w sobie motywacji, nadziei i tego wszystkiego, co popularnie nazywane jest „trzymaniem się” czy „zbieraniem się do kupy”.
Współczująca miłość
Jasne, że nie da się przecenić w takich momentach tego, co dzieje się w sferze duchowej – zaufania i zostawienia Bogu przestrzeni do działania. Może to moment, by spróbować odkłamać obraz Boga – i w końcu, w tak niesprzyjających okolicznościach, wejść na głębiny relacji z Nim. W szczerym odsłonięciu serca, z całym bólem, jaki w sobie skrywa, możliwe staje się doświadczenie Jego bezbrzeżnej i współczującej miłości.
Im trudniejsze emocje, tym cenniejsze wsparcie płynące ze strony bliskich. Pomagają ludzie, którym można o swoich uczuciach opowiedzieć i próbować je zrozumieć. To ci niezwykli słuchacze, którzy nie żyją przymusem oceny ani udzielania rad. Którzy nie mówią, że „wola Boża” albo „a nie mówiłem”. Ewentualnie, że „ja na twoim miejscu już bym się pozbierał”. Być może cała sytuacja odkryje też nierozsupłane wątki, które potrzeba obejrzeć w terapii.
Czytaj także: Kiedy Bóg wydaje się nieobecny… Jak znaleźć nadzieję i pomoc w depresji
Jeśli możesz, rusz się
Pomaga w sytuacji „bez wyjścia”, czyli przy długotrwałym stresie, także zajęcie czymś głowy. Nauczenie się czegoś nowego, lektura, koncentracja na pracy koncepcyjnej, która zajmie myśli. Choćby ulga miała być tylko chwilowa, a przewlekły stres czymś, co zawsze w końcu wraca.
Chciałabym jednak wyjść poza te trzy sfery – ducha, emocji i intelektu – i wrócić do czegoś jeszcze bardziej pierwotnego i fundamentalnego. Do ciała. Skupienie się na nim pozwala wygasić i galopadę myśli, i emocjonalny ból, i duchowe rozterki. Długotrwały stres osłabia, obniża odporność i wpędza w stan depresyjnego bezruchu. Więc jeśli tylko możesz, rusz się. Włącz do swojego planu dnia bieganie, pływanie, taniec. Cokolwiek, co na ten moment jest dla Ciebie osiągalne.
Rusz się, nawet jeśli nie wierzysz, że warto. Po to, by okazać sobie samemu/samej wsparcie, miłość i szacunek. Na warsztatach dla kobiet mówię, że tyle troski, ile okażesz kondycji swojego ciała pokazuje, na ile naprawdę potrafisz wcielić w życie przykazanie „miłości siebie samego”. Przez ten czas, wyjęty z grafiku pracy, bycia dla innych i cierpienia, możesz cierpliwie być tylko ze sobą i dla siebie, dostarczając Twojemu ciału kluczowego elementu, bez jakiego nie jest w stanie być zdrowe ani wydolne. Ruchu.
Czytaj także: Depresja – czym tak naprawdę jest i jak ją rozpoznać?
Oddech od trudnej sytuacji
Nie będę pisać o endorfinach i innych oczywistościach. Wystarczy wziąć sobie do serca prawdę, że to, co robimy z naszym ciałem wpływa na to, jak się czujemy psychicznie (choć łatwiej nam przyznawać rację wersji odwrotnej – że stan emocjonalny ma wpływ na naszą zdolność do działania).
Ostatecznie czas, który spędzisz na postawieniu sobie celu kondycyjnego i realizacji go (np. przebiec 20 km, zrobić 100 brzuszków czy nauczyć się układu tanecznego), będzie oddechem od męczenia się z sytuacją, w której na ten moment nie możesz nic zrobić. Wyrazisz w ten sposób swoje zaufanie, że Ktoś czuwa nad ciężarami, z którymi samodzielnie nie sposób sobie poradzić i nabierzesz fizycznych sił do szukania źródeł nadziei.
Nie czekaj, aż Ci się zachce. Zajmij się sobą jak małym dzieckiem, które trzeba zabrać na spacer. Daj sobie szansę poczuć się lepiej.
...
Tu nie ma sie co wymadrzac gdy jest sciana tu juz zostaje tylko Bóg. Ale oczywiscie lepiej wyjsc na powietrze np pojezdzic rowerem niz w dusznym mieszkaniu miec zawroty glowy bo to jest stan bliski omdleniu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 9:32, 31 Sty 2018 Temat postu: |
|
|
ku i odzyskuję kontrolę nad swoim życiem
Stephanie Young | 31/01/2018
Unsplash | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Lękliwa od urodzenia, dobrze znałam uczucie strachu i paniki. Ale te ataki – to był całkiem nowy poziom gry. Spędziłam lata w strachu przed nimi. Aż zrozumiałam, że muszę zacząć inaczej o nich myśleć.
Pierwszy atak paniki przeżyłam w wieku 12 lat. Spociły mi się ręce, serce galopowało, cała się trzęsłam, miałam wrażenie, że świat wokół mnie rozjeżdża się na boki – i nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Wiedziałam tylko, że straciłam kontrolę nad własnym ciałem. Po prostu groza.
Potem wizyty u lekarzy, niezliczone badania i diagnoza. Ulga, że w sensie medycznym nic złego się nie dzieje, ale i lęk, że to znów się powtórzy. Oczywiście, powtórzyło się. Wiele razy.
Dorastałam i zaczęłam to sobie układać w głowie. Te „zdarzenia” nie pojawiały się ot, tak. Zawsze był wyzwalacz – czynnik emocjonalny. Każdy incydent poprzedzało uczucie obezwładniającego lęku lub zdenerwowania. Ból w boku był dla mnie objawem zapalenia wyrostka, turbulencje w samolocie oznaczały nieuchronną katastrofę, i tak dalej.
Czytaj także: 8 sposobów, które pomogą Ci zwalczyć lęk
Gdy ataki paniki rządzą Twoim życiem…
Lękliwa od urodzenia, dobrze znałam uczucie strachu i paniki. Ale te ataki – to był całkiem nowy poziom gry. Spędziłam lata w strachu przed nimi. Bałam się nocować u przyjaciółek, jeździć na wycieczki czy w ogóle oddalać się od domu. Przestałam latać samolotami, używać wind, rezygnowałam z wyjazdów służbowych.
Psychiatra potwierdził w końcu to, co od dawna podejrzewałam: cierpiałam na lęk napadowy. Zapisał mi dwa rodzaje lekarstw i skierował na terapię behawioralną.
Choć zarówno leki, jak i terapia pomogły mi w wielu dziedzinach życia, nie zdziałały wiele, jeśli chodzi o skalę i częstotliwość moich ataków – przynajmniej nie tak, jak chciałam.
Życiowe wyzwania sprawiły, że znalazłam się w punkcie, w którym wszystko zaczęło dziać się na odwrót: tonęłam.
Czasami bałam się nawet wychodzić z domu – trzęsłam się na samą myśl o tym. Zbierałam się w końcu na odwagę, ale to nie było życie dla pracującej na pełen etat matki dwojga dzieci. Paraliżował mnie lęk przez znalezieniem się poza bezpieczną strefą własnego domu.
Czytaj także: Jak sobie radzę z lękiem przed oceną? Pomagają mi w tym 3 ważne pytania
Co to jest lęk napadowy?
Pewnego sobotniego poranka moi synowie poprosili, żebym zabrała ich do parku. Przerażona odmówiłam i powiedziałam, że boli mnie brzuch. Posadziłam ich przed telewizorem w nadziei, że to im wystarczy.
Leżałam na kanapie, przyglądając się, jak patrzą w telewizor. Co ja wyprawiam? Czym się stałam? Moi dwaj aktywni synowie chcieli spędzić piękny, sobotni ranek w parku ze swoją mamą, a ja reaguję w ten sposób? Dlatego, że boję się ataku paniki?
Tego dnia zdecydowałam, że nie będę już dłużej żyła w strachu. Zdecydowałam, że czas zacząć działać.
Postanowiłam dowiedzieć się wszystkiego o lęku napadowym. Sądziłam, że gdy rozłożę całą rzecz na czynniki pierwsze, będę w stanie zapanować nad tym, co się ze mną dzieje.
Kiedy poznawałam anatomię lęku napadowego i zaczęłam rozumieć, co kryje się za moimi atakami, coś się we mnie zmieniło. Przesunął się mój punkt widzenia, doznałam szeregu olśnień. Zasady gry zaczęły się zmieniać.
Czytaj także: Najbardziej ryzykujesz, nie podejmując ryzyka
Zmiana 1 – Moje ataki paniki przychodzą mi z pomocą
Nie, to nie pomyłka. Wszystko sprowadza się do reakcji „walcz lub wiej” – wewnętrznego procesu, który przygotowuje nasze ciało na dostrzeżone niebezpieczeństwo. Innymi słowy, w ten sposób nasz mózg stara się nas ochronić.
Kiedy zaczęłam rozumieć to pojęcie, uświadomiłam sobie, że mój potwór lęku nie jest moim wrogiem. W ogóle nie jest potworem. Nie chce mnie zabić. To po prostu działanie ochronne mojego mózgu, który myśli, że właśnie mi pomaga.
„Lęk napadowy to naturalna reakcja somatyczna, która pojawia się bez uzasadnienia” – ta opinia psychologa Thomasa A. Richardsa z Social Anxiety Institute naprawdę do mnie przemawia.
Zmiana 2 – To część mnie. Akceptuję ją
Spędziłam wiele lat nie tylko w strachu przed wielką złą bestią, chciałam ją też pokonać. Za każdym razem, kiedy miałam atak, obiecywałam sobie, że więcej się to nie powtórzy.
Za każdym razem miał to być OSTATNI RAZ! Będę z tym walczyć ze wszystkich sił!
I znów niezawodnie nadchodził następny raz. Uczucie porażki, rozczarowania i klęski zjadało mnie żywcem.
Jak mogłam znów się poddać?
Ale dowiadując się o sobie coraz więcej zrozumiałam, że to samoponiżające zachowanie jest nieprawdopodobnie destrukcyjne i nieskuteczne. Spróbowałam innego podejścia: zamiast inwestować tyle emocjonalnej energii w obronę przed atakami, przyjmowałam to, co się działo, jako nieodłączną część siebie samej. Zdecydowałam, że przyjmę to i pokocham mimo wszystko. I zaprzyjaźnię się z tym.
Akceptując to „coś” jako część układanki, która czyni mnie – mną, przyjmując to z otwartymi ramionami, mogę żyć ze sobą w zgodzie.
Kiedy przestałam toczyć tę jałową walkę z czymś, co we mnie mieszka, ciężar stał się lżejszy.
Zmiana 3 – Nie jestem zagrożona
Atak paniki ma moc przekonania cię, że jesteś w wielkim niebezpieczeństwie – ale tylko tyle. „Podczas ataku z twoim ciałem dzieje się to samo, co wtedy, gdy rzeczywiście jesteś zagrożona” – mówi Richards. – „Różnica oczywiście polega na tym, że choć czujesz niebezpieczeństwo, naprawdę nic ci nie grozi”.
Faktem jest, że choć uczucie zagrożenia jest realne, prawdziwego niebezpieczeństwa nie ma. To było dla mnie wielkie odkrycie, mogłam pozwolić, żeby to się działo, a jednak nie bać się śmierci. Ta myśl działa na mnie uspokajająco: w czasie ataku mam o jedno zmartwienie mniej.
Dziś, kiedy czuję nadchodzący atak, po prostu kładę się i czekam. Mówię sobie, że to, co czuję, jest w porządku; że przejdzie. Daję sobie pozwolenie na lęk i pamiętam, że to tylko prosty mechanizm obronny. I oddycham.
Nie złoszczę się na siebie. Nie naciskam. Pozwalam, żeby to się wydarzyło.
Kiedy udaje mi się odeprzeć atak, cieszę się swoim osiągnięciem i poklepuję się po ramieniu. „Dobra robota” – mówię sobie. Kiedy się nie uda, zbieram się, otrzepuję, staram się nadal kochać siebie samą i żyć dalej. Nie nurzam się w żalu i wstydzie, nie patrzę w przyszłość z lękiem. Po prostu żyję. Tak czy owak – robię postępy.
Ciągle biorę leki, chodzę na terapię i zawsze będę miała skłonność do napadów lęku. Jestem – i zawsze będę – w trakcie pracy. Ale odczarowując swoje pojmowanie tego, co naznaczyło większość mojego życia, akceptując to i mimo wszystko kochając sama siebie, byłam w stanie ograniczyć władzę tych ataków nade mną i przejąć kontrolę. Choć każdy walczy po swojemu, ta metoda sprawdziła się u mnie.
Teraz, kiedy dzieci o coś mnie proszą, mogę im dać swoją niepodzielną uwagę – wolną i bez lęku.
...
To jest cierpienie w pelnym wymiarze!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 9:38, 24 Lut 2018 Temat postu: |
|
|
POD LUPĄ
Depresja: cierpi na nią 1,5 mln Polaków. Co trzeba wiedzieć o tej chorobie?
Błażej Kmieciak | 23/02/2018
Shutterstock
Udostępnij 51 Komentuj 0
„Depresja nie jest nagłą katastrofą – stwierdza Elizabeth Wurtzel. – Przypomina raczej nowotwór. Początkowo obca, wroga masa jest niedostrzegalna nawet dla uważnego obserwatora, aż tu nagle - trach! - okazuje się, że masz wielką, siedmiofuntową bulwę w mózgu, w brzuchu, w wątrobie i to coś, co twoje ciało wyprodukowało, naprawdę próbuje cię zabić”.
Poszukując informacji o depresji, bez trudu natrafiamy na liczne opracowania naukowe i publicystyczne. Równie łatwo dostrzec informacje zwracające uwagę, że zaburzenie to dotyka w istocie każdą grupę społeczną. Nie dotyczy też ono wyłącznie osób, którym np. życie nie układa się w sposób wymarzony.
Do doświadczania stanów depresyjnych przyznawał się zmarły kilka lat temu Robin Williams. Z jej powodu leczyli się również m.in. Angelina Jolie, Gwyneth Paltrow czy Eva Longoria. Można powiedzieć, że w osób tych osób pojawił się stan, który nad nimi zapanował.
Czytaj także: Justyna Kowalczyk o depresji: wciąż potrzebuję mocnych leków, żeby zasnąć
Czytaj także: Ksiądz z depresją? Nie wstydzę się tego
Czym jest depresja?
Czym zatem jest depresja? W podręcznikach z zakresu psychiatrii i psychologii klinicznej czytamy, że mowa tu o stanie emocjonalnym, w którym dana osoba doświadcza silnego uczucia niedowartościowania i bezradności; traci powoli siły umożliwiające jej podjęcie aktywności fizycznej lub psychicznej.
Pisarka Kaja Platowska tak opisuje w jednym z tekstów to schorzenie:
Schwytana w sidła własnych niepokojących myśli, upadająca, zupełnie sama, bezbronna, raniona, nieufna, chora, cierpiąca, pragnąca śmierci, uwięziona w błędnym kole depresji, torturowana przez własny umysł.
Refleksja ta w pełni pasuje do uwag klinicystów. Prof. Adam Bilikiewicz, prezentując w jednym z słowników psychiatrycznych przywołane schorzenie, podkreśla, że pojawia się w nim nie tylko smutek, ale również spowolnienie toku myślenia. Obniżonemu nastrojowi towarzyszy zburzenie uwagi oraz problemy z pamięcią, pojawiają się trudności ze snem, łaknieniem oraz zaburzenia życia popędowego.
Czytaj także: 8 fizycznych symptomów depresji – obserwuj uważnie siebie i swoich najbliższych
Depresja może prowadzić do śmierci
Depresja jest szczególnie niebezpiecznym schorzeniem. Postaci takie jak wspomniany Robin Williams czy Ernest Hemingway doskonale to uświadamiają – to właśnie objawy towarzyszące tej chorobie doprowadziły ich do podjęcia próby samobójczej.
Sylvia Plath, amerykańska poetka, pisarka i eseistka, również odebrała sobie życie. O depresji pisała w ten sposób: „Albo szybko wyzdrowieję, albo będę się staczała coraz niżej i niżej jak gasnąca gwiazda.” W innym miejscu opisała swoistą „drogę pogrążania się”:
Poczołgałam się z powrotem do łóżka i naciągnęłam prześcieradło na głowę. Ponieważ jednak przepuszczało światło, wtuliłam twarz w poduszkę, żeby stworzyć złudzenie, że jest noc. Zastanawiałam się nad tym, czy nie należałoby może wstać, ale nie mogłam znaleźć żadnego powodu. Nic na mnie nie czekało.
Jej refleksje doskonale pokazują, jak niebezpieczna dla życia jest depresja. Powszechnie wydaje się, że stan ten łatwo dostrzec, gdyż druga osoba jest smutna. Podręczniki psychopatologii oraz klasyfikacje chorób przypominają, że w stanie depresyjnym człowiek może nie tylko cały czas spać. Może również doświadczać bezsenności. Z jednej strony może odmawiać jedzenia, a z drugiej cały czas krążyć wokół lodówki. Aktywność może być spowolniona. Ale u części pacjentów widać jednak nadmiar chęci do działania.
Scott K. Veggeber przypomina w książce „Leczenie umysłu”, że w wypadku osób chorych na depresję mówimy o zaburzeniu śmiertelnym. Ok 15% pacjentów popełnia samobójstwo. Tę kliniczną obserwację oddają słowa Sylvii Plath:
dlaczego nie mogę spać, dlaczego nie mogę jeść, dlaczego nie mogę czytać i dlaczego wszystko, co inni ludzie robią, wydaje mi się idiotyczne, bo cały czas myślę o tym, że na końcu czeka mnie nieuchronnie śmierć.
W Polsce problem samobójstw sześciokrotnie częściej dotyczy mężczyzn niż kobiet, choć na zaburzenia depresyjne dwa razy częściej zapadają kobiety, a nie mężczyźni.
Ile osób choruje na depresję?
Elizabeth Wurtzel, pisząc o niebezpieczeństwach związanych z depresją, dostrzegła ciekawe zjawisko. Zdaniem tej amerykańskiej dziennikarki, pisarki oraz prawniczki, „Pragnienie zanegowania depresji własnej i cudzej jest w naszym społeczeństwie tak silne, że wielu ludzi uzna, że masz problem, dopiero w chwili, gdy fruniesz z okna dziesiątego piętra”.
To mocne stwierdzenie warto odnieść do aktualnych wyników badań. Okazuje się, że na depresję cierpi na całym świecie ok 350 mln osób. By oddać skalę tego zjawiska, warto uświadomić sobie, że liczba ta jest prawie równa ogólnej liczbie ludności zamieszkującej USA. W Europie choruje na nią ok 83 mln. osób – najwięcej w Islandii, Norwegii oraz Szwajcarii. W Polsce liczba ta wynosi 1,5 mln, z czego 800 tys. leczy się farmakologicznie. Największą grupę stanowią osoby między 30 a 59 rokiem życia.Według części szacunków, w problem depresji dotyczyć może ok 10 % populacji na świecie.
Leczenie choroby duszy
Sarah Kane, angielska dramatopisarka, która także zmarła w wyniku próby samobójczej, stwierdziła niegdyś, że „Nie ma na świecie takiego leku, który nadałby sens życiu”. J.K. Rowling w jednej z części Harry’ego Pottera, oczywiście trzymając się konwencji fantasy, opisuje podobny stan beznadziei:
Wystarczy zbliżyć się do dementora, a ginie nasze dobre samopoczucie, giną wszelkie szczęśliwe wspomnienia. Dementor to pasożyt, który gdyby tylko mógł, wyssałby z ciebie wszystko, co dobre, pozostawiając coś, co byłoby podobne do niego. Pozostawiłby w tobie jedynie najgorsze wspomnienia z całego życia.
Czy jednak faktycznie beznadzieja ta jest zawsze w stanie całkowicie pochłonąć jej ofiarę?
Ostatnie lata są okresem niezwykłego postępu w medycynie. Także w obszarze psychiatrii widać ogromne zmiany. Coraz częściej w psychofarmakoterapii mówimy o indywidualnym podejściu nie tylko diagnostycznym, ale i leczniczym. W terapii depresji nieustannie mówi się o dialogu, jaki nawiązują psychoterapia oraz farmakoterapia, która coraz rzadziej wiąże się z pojawieniem się silnych objawów ubocznych.
Z całą pewnością depresja jest chorobą duszy. To „nowotwór” inny niż wszystkie. Normalnie bowiem człowiek dowiadując się, że ma raka, zaczyna walczyć, chce uchwycić się czegoś, co przywróci mu sens, da mu nadzieję. Rak duszy objawia się natomiast całkowitą utratą nadziei. Depresja jest jednak coraz częściej pokonywana. Jak podkreśla Tomasz Jasturn, „Najgorszy jest pierwszy raz, bo nie wie się, co to jest. Po raz drugi, trzeci, jest już lepiej. Zaczyna się wiedzieć, że z tego się wyjdzie prędzej czy później. Wierzę, że za 20-30 lat powstanie lek, który zlikwiduje depresje całkowicie”. A może uda się trochę wcześniej?
...
To jest tez czesto brak Boga jednakze moze bycbyc to i silna choroba.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 11:04, 22 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
ubiegunowa – jak z nią żyć?
Ewelina Dmitrowicz-Pieczyńska | 22/03/2018
CHOROBA DWUBIEGUNOWA
Shutterstock
Udostępnij 1 Komentuj 0
Obserwatorzy przecierają oczy ze zdumienia. Dziwią się, że nie odpoczniesz, tylko ciągle pędzisz. A w pewnym momencie czujesz, że nie tylko nie chcesz, ale nawet nie potrafisz już iść.
Choroba afektywna dwubiegunowa – jak się objawia?
Wyobraź sobie, że biegniesz. Szybko, coraz szybciej. Biegniesz już długo i w ogóle Cię to nie męczy. Narasta radość, ogarnia Cię entuzjazm. Masz tyle siły, że zaczynasz rozumieć, że możesz dobiec, gdzie tylko chcesz. Po drodze przybijasz ludziom piątki, wpadasz na świetne pomysły, opowiadasz o swoich planach, śmiejesz się, podnosisz szybko szpargały, które wypadły komuś z torby. Obserwatorzy przecierają oczy ze zdumienia. Dziwią się, że nie odpoczniesz, tylko ciągle pędzisz. „Nie ich sprawa” – myślisz. Masz duże możliwości, więc po prostu je wykorzystujesz.
W pewnym momencie dobiegasz do lasu i potykasz się o gałąź. Przewracasz się i turlasz w kierunku dołka. Wcześniej niewidocznego, nakrytego kolorowymi liśćmi. Leżysz. Nie potrafisz się podnieść. Wszystko Cię boli. Płaczesz. Masz pewność, że już nie wstaniesz. Leżysz tam bardzo długo. Ludzie zaczynają się dziwić, podchodzą i mówią, że dasz radę. Niektórzy wyciągają rękę, chcą pomóc. „Nie musisz przecież biec, po prostu chodź, tak jak my” – mówią. Ale Ty czujesz, że nie tylko nie chcesz, ale nawet nie potrafisz już iść.
Dwa powyższe obrazy to metafora, która przyszła mi do głowy po lekturze książki Złap równowagę. Jak dobrze żyć z zaburzeniem afektywnym dwubiegunowym? Jej autorzy przekonująco dowodzą, że zmagając się z chorobą, przy której istnieje tendencja do popadania w skrajności, można nauczyć się iść równym tempem.
Czytaj także: Depresja – kilka miesięcy jak jeden czarny dzień
Mania i depresja na zmianę
ChAD – choroba afektywna dwubiegunowa, kojarzona często z artystami, to zaburzenie psychiczne, które – w ogromnym skrócie – charakteryzuje się naprzemiennie występującymi epizodami manii i depresji. Mania to stan nadmiernego pobudzenia, euforii, w którym podejmuje się bardzo dużo aktywności, występuje tendencja do ryzykownych zachowań, czasem poczucie omnipotencji. Depresja – chyba wiadomo…
„Choroba afektywna dwubiegunowa to druga najczęstsza przyczyna niezdolności do pracy z powodów psychiatrycznych. Istnieje więc spora szansa, że albo jesteś w grupie ryzyka, albo znasz kogoś, kto w niej jest” – pisze Piotr Bucki, który w książce opowiada o swoich sposobach na dobre życie z dwubiegunówką, oraz Wojciech Pączek, psychiatra, którego Bucki zaprosił do współpracy.
Ich zdaniem „szukanie równowagi to fajne zadanie”. Idąc tropem ukutej wyżej metafory, można powiedzieć, że autorzy książki podają sposoby na to, jak nauczyć się zanadto nie rozpędzać i jak być na tyle ostrożnym, żeby nie potknąć się i nie wpaść do dołu. Okazuje się, że znalezienie lekarza, który postawi trafną diagnozę, i być może wypisze receptę na konieczne do stabilizacji nastroju leki, to za mało… Co jest potrzebne dodatkowo?
Czytaj także: Depresja – czym tak naprawdę jest i jak ją rozpoznać?
Po pierwsze psychoterapia
Autorzy zalecają terapię poznawczo-behawioralną. Podkreślają wielką rolę świadomości i poznania siebie. Obserwowanie i analiza swoich myśli, emocji i reakcji na nie, pozwala nauczyć się wychwytywać te szkodliwe i nieprawdziwe odpowiednio wcześniej. Dzięki temu łatwiej nad sobą panować.
Po drugie dieta, sport i regularny sen. Czas na odpoczynek. Krótko mówiąc – zdrowy styl życia. Łatwo powiedzieć. Teoretycznie do tego wszystkiego dąży każdy z nas. Dla osób z ChAD, wyregulowanie swojego rytmu dnia, tygodnia, jest szczególnie cenne. Bucki zachęca do tego, by wybrać taką aktywność fizyczną, jaką lubimy. Nie trzeba zmuszać się np. do biegania. Ważne jest, żeby po prostu regularnie się ruszać. Dla jednych będzie to basen dwa razy w tygodniu, dla kogoś rowerek na siłowni, dla innych codzienny, dwudziestominutowy spacer. Interesujący jest też wątek diety prokognitywnej. Możemy dowiedzieć się czegoś o zasadach odżywiania korzystnego dla mózgu.
Po trzecie uważność. Bycie tu i teraz. Coś, czego brakuje w dzisiejszych czasach chyba nam wszystkim. Bo kto nie łapie się na rozpamiętywaniu przeszłości, zamartwianiu przyszłością i nie sięga po telefon, gdy tylko przyjdzie jakaś wiadomość? A lepsza jest przecież koncentracja na tym, co robię teraz, robienie tego dobrze. „Przekonały mnie wyniki badań dotyczące skuteczności uważności w redukcji stresu, zaburzeń lękowych i zwalczania myśli automatycznych” – czytamy. Każdy zaś na pewno miał okazję przekonać się, że lepiej się z kimś rozmawia albo łatwiej pracuje, gdy nie rozprasza nas ciągle choćby telefon, który trzeba odebrać albo na który co chwilę zerkamy.
Złap równowagę… to nie tylko poradnik i świadectwo życia mężczyzny żyjącego z dwubiegunówką, ale też zachęta do wytrwałej, cierpliwej, konsekwentnej pracy nad sobą. Rzecz warta uwagi.
...
Co czlowiek to depresja. Nie ma jednego modelu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|