Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:04, 23 Maj 2011 Temat postu: Sprawiedliwość jest ostoją - dlatego Polska już padła ... |
|
|
Skandal w więzieniu. Łapówki za wolność
50 tysięcy za załatwienie przedterminowego zwolnienia z więzienia. Takiej kwoty zażądał pośrednik, sam wcześniej zwolniony za łapówkę. Pieniądze miał dostać wysoki rangą pracownik więzienia nr 1 we Wrocławiu. Przeprowadzona przez reporterów Superwizjera TVN prowokacja pokazała, jak łatwo – jeśli ma się pieniądze – załatwić wolność nawet groźnym przestępcom. Efektem tej prowokacji są zatrzymania, m.in. byłego wicedyrektora więzienia. - Nie możemy wykluczyć kolejnych zatrzymań w tej sprawie - mówi Robert Tomankiewicz z Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu.
Jesienią ubiegłego roku z reporterami Superwizjera skontaktował się odsiadujący karę więzienia w zakładzie karnym nr 1 we Wrocławiu Marcin. Twierdził, że może za łapówkę załatwić sobie przedterminowe zwolnienie.
Marcin jest recydywistą, ale odsiedział już 2/3 wyroku, co jest wymagane, aby zgodnie z prawem móc starać się o przedterminowe zwolnienie. W przypadku osób, które pierwszy raz starają się o warunkowe zwolnienie takie minimum to połowa kary, w przypadku wielokrotnego recydywisty - 3/4 wyroku. Skazany na 25 lat o przedterminowe zwolnienie może ubiegać się po odbyciu 15 lat, a skazany na karę dożywotnią więzienia musi poczekać 25 lat. Prawo ustanawia jednak tylko warunki do spełnienia. Decyzję podejmuje sąd w oparciu między innymi o opinie z zakładu karnego. Właśnie za wystawienie takich opinii dla Marcina miała być wręczona łapówka.
Pieniądze miał wziąć za to ktoś z zakładu karnego. Informacje Marcina brzmiały wiarygodnie. Dziennikarze postanowili podjąć sprawę. Jeden z nich umówił się na spotkanie z niejakim Rafałem, którego Marcin wskazał jako pośrednika.
Marcin i Rafał odsiadywali kiedyś wspólnie wyroki za przestępstwa popełnione na terenie Niemiec. Rafał okradał samochody. Siedział potem w polskim więzieniu, które opuścił w 2008 r. na mocy przedterminowego zwolnienia warunkowego. W rozmowie z dziennikarzem, który przedstawił mu się jako znajomy chcący wyciągnąć na wolność Marcina, postawił sprawę bardzo jasno.
- Ja już parę razy takie sprawy załatwiałem i wyciągałem chłopaków – powiedział Rafał . – Ale trzeba dać „siano”. Ja na tym nie zarabiam. A kto weźmie? Przecież nie klawisz.
Rafał powiedział wprost – pieniądze trafią do dyrektora więzienia. Podał kwotę – 50 tysięcy złotych. A w więzieniu przygotują skazanemu nowe papiery, z których będzie wynikało, że są warunki do jego przedterminowego zwolnienia.
Ten proceder opisał dziennikarzom także inny więzień z Wrocławia, dziś przebywający na wolności.
- Handel wokandami był, jest i będzie – powiedział były więzień. – Przepłaca się funkcjonariuszy, najlepiej penitencjarnych. Są różne ceny, zależy, za co kto siedzi i ile ma do odsiedzenia.
Inny były więzień:
- Siedziałem dwukrotnie. Wszyscy w ten sposób wychodzili – były przepustki, przerwy w karze.
Reporterzy Superwizjera o całej sprawie powiadomili Centralne Biuro Antykorupcyjne.
Dokonano wręczenia łapówki. CBA zatrzymało jednocześnie trzy osoby. Pierwszym z nich był Rafał K., 44-letni mieszkaniec Lubina, ten sam który spotkał się z dziennikarzami Superwizjera i zaproponował wyciągnięcie Marcina z zakładu karnego. Drugą z zatrzymanych osób był Adam B., mieszkaniec Legnicy, dobrze znany organom ścigania.
Podobnie jak jego kolega również skorzystał z warunkowego przedterminowego zwolnienia.
Trzeci z zatrzymanych to Jan C., pracownik zakładu karnego, który gdy reporterzy zaczęli prowokację, był wicedyrektorem wrocławskiego więzienia. W styczniu przeszedł co prawda na emeryturę, ale nadal pracował w więzieniu jako nauczyciel informatyki. Wtedy gdy dwaj pozostali zatrzymani wychodzili na warunkowe zwolnienia, Jan C. zasiadał w komisji, która opiniowała i wnioskowała do sądu penitencjarnego w sprawie przedterminowych zwolnień.
Dyrekcja Zakładu Karnego nr 1 nie chciała komentować sprawy. Pani rzecznik odesłała do okręgowego inspektoratu służby więziennej. Tutaj jego rzecznik powiedział, że sprawę prowadzi prokuratura i on wypowiadać się w tej kwestii nie może. Dopiero w Centralnym Zarządzie Służby Więziennej w Warszawie dziennikarze usłyszeli komentarz.
- Jeżeli by się potwierdziło, że były dyrektor zakładu karnego w jakikolwiek sposób wpływał na to, że skazanym ułatwiał wychodzenie na wolność za pomocą wniosków o warunkowym zwolnieniu, to brak na to słów oburzenia - powiedziała Luiza Sałapa, rzecznik Centralnego Zarządu Służby Więziennej. - To są zachowania skandaliczne. Jakiekolwiek kontakty z osobami pozbawionymi wolności czy byłymi skazanymi, które nie mają charakteru kontaktów służbowych są zabronione w ustawie o służbie więziennej.
Do dziś nie wiadomo czy były dyrektor współpracował z kimś z sądu penitencjarnego, który to ostatecznie decyduje o przedterminowym zwalnianiu więźniów. Śledztwo dopiero się zaczęło. Na pytanie, czy opisany przypadek jest jednostkowy czy podobnych było więcej, co wynika z relacji byłych więźniów, z którymi rozmawiali reporterzy Superwizjera Robert Tomankiewicz z Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu, odmówił odpowiedzi, powołując się na fakt, że śledztwo dopiero się toczy.
- Na tym etapie postępowania przedwczesny byłby wniosek, że z tym procederem mogły mieć osoby zasiadające w składzie sądu penitencjarnego - powiedział prokurator Robert Tomankiewicz. - Powiem tak - nie wykluczamy niczego. Nie możemy także wykluczyć kolejnych zatrzymań w tej sprawie.
O całej sprawie już dziś w Superwizjerze TVN o 23.35.
>>>>>
Wszystko jest zgnile po 89 na skutek braku rozliczenia komunizmu...
Zreszta nawet z tego zla trzeba wyciagac dobro...
Nawet najwieksza ludzka sprawiedliwosc nie jest ostatecznym celem zycia... Jest nim TYLKO pojscie do nieba czyli do Boga... I nic nie jest wazniejsze...
Gdyby w Polsce bylo troche lepiej to juz byscie zapomnieli o Bogu a i ja sam wszak nie moga nawet siebie byc pewny . W krajach bogatych i wygodnych jednak zapomnieli a to swiadczy ze to nam grozi bo to sa tacy sami ludzie ...
Tak wiec to zlo ma pomagac Polakom w zrozumieniu jaki jest cel zycia...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:50, 12 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Proces gangu Kulawego kosztował 2 mln zł
Na dwa miliony złotych szacuje się koszt kończącego się procesu jednej z najgroźniejszych grup przestępczych - gangu kierowanego przez Jana R. ps. Kulawy. Na tak wysokie koszty sprawy, jaka odbywa się przed sądem okręgowym w Elblągu, składają się m.in. opłacenie obrońców z urzędu, koszty opinii lekarskich i opieki medycznej, jaką objęty jest na sali sądowej główny oskarżony Jan R.
Proces 15-osobowej grupy przestępczej oskarżonej m.in. o przemyt alkoholu, narkotyków i papierosów, a także o zabójstwo dwóch biznesmenów ze Szczecina, toczy się od 2006 roku. Jest jednym z najdłuższych i najdroższych procesów jakie odbywały się w Elblągu.
W czwartek po raz trzeci sąd zamknął przewód sądowy i na czwartek 18 sierpnia zaplanował mowę końcową prokuratora. Po nim głos zabiorą oskarżycielki posiłkowe, którymi są żony zaginionych biznesmenów, obrońcy oskarżonych oraz sami oskarżeni.
Jak podano w wydziale karnym w sądzie okręgowym w Elblągu dotychczasowe szacunki wskazują, że proces kosztował podatników 2 mln zł.
Składają się na to m.in. zwrot kosztów dojazdów do sądu świadków. Przesłuchano ich około 200, a niektórzy z nich dojeżdżali do Elbląga z zagranicy: z Holandii, Niemiec i Szwecji. Koszt zwrotu takiej delegacji, w niektórych przypadkach wynosił 500 złotych.
Na obrońców powołanych z urzędu sąd wydał 500 tysięcy złotych. Za każde posiedzenie sądu obrońca z urzędu otrzymuje za reprezentowanie jednego oskarżonego 130 złotych, a niektórzy adwokaci bronią jednocześnie trzech oskarżonych.
Jak poinformowano PAP, niektórzy adwokaci na początku procesu byli obrońcami z wyboru, którym za obronę płacili klienci. Po jakimś czasie część adwokatów wypowiedziała obronę, ponieważ klienci przestali płacić, mówiąc, że nie stać ich na ponoszenie takich kosztów. Sąd, aby nie dopuścić do zakłócenia procesu powołał dotychczasowych obrońców z wyboru, na obrońców z urzędu.
300 tysięcy złotych kosztowało zabezpieczenie na potrzeby procesu samochodów i części samochodowych. 10 pojazdów znajdują się na wynajętym, płatnym parkingu. Muszą się tam znajdować do czasu kiedy sąd rozstrzygnie co się z nimi dalej stanie.
Około 80 tys. zł kosztował nadzór medyczny nad głównym oskarżonym Janem R. pseudonim Kulawy. Sparaliżowany przed laty w wypadku mężczyzna dowożony jest na salę sądową na szpitalnym łóżku. Przez cztery lata na każdej rozprawie obecny był lekarz, który otrzymywał wynagrodzenie w wysokości 200 złotych za każdą rozprawę. Takich rozpraw było 250. Od półtora roku oskarżonym opiekują się ratownicy medyczni, a koszt sprawowania przez nich opieki wyliczono do tej pory na 30 tys. złotych. Poza tym sąd musiał opłacić opinie biegłych, których powoływano, by badali w trakcie procesu stan zdrowia oskarżonego Jana R.
Sąd musiał także zapłacić za kilkadziesiąt opinii innych biegłych. Chodzi na przykład o poszukiwanie zwłok zaginionych dwóch biznesmenów, o zabójstwo których przed sądem odpowiadają czterej oskarżeni, w tym Jan R. Zwłok poszukiwano na grobli w gospodarstwie rybackim, niestety bezskutecznie. Sąd musiał opłacić badanie wskazanej ziemi georadarem, wykonanie odwiertów próbnych, a także badanie próbek ziemi pod kątem czy znajduje się w nim ludzkie DNA. Na te opinie wydano 15 tys. zł.
>>>>>
Nie no spoko ! Koszty procesow rosno ! A wiec niedlugo juz problem sadownictwa zostanie rozwiazany ! Koszty sadow beda wyzsze niz koszty grabiezy wiec niech bandyci sobie napadaja na zdrowie ! Super !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:34, 02 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Rekordowa liczba osób chce być adwokatami
"Głos Wielkopolski": W tym roku do egzaminu na aplikację adwokacką w Poznaniu przystąpi rekordowa liczba kandydatów - 264 osoby. To połowa stanu adwokackiego stolicy Wielkopolski. Kolejnym egzaminem, który czeka aplikantów będzie więc znalezienie patrona, którego nie będą znali tylko z nazwiska w umowie patronackiej.
fot. Waldemar Wylegalski
Przygotowywanie pism procesowych, przeglądanie akt spraw, zastępowanie swojego patrona na salach sądowych, spotkania z klientami - na tym właśnie polegają codzienne obowiązki 25-letniego Tomasza Karlikowskiego, aplikanta adwokackiego w poznańskiej kancelarii "Answer" Ostafi i Partnerzy. Problem w tym, że w wielu przypadkach praktyczne przygotowanie do zawodu jest fikcją, a kandydat na adwokata częściej ogląda salę sądową w telewizyjnych serialach niż w rzeczywistości. Poziom praktyki się obniża, gdyż aplikantów jest za dużo. Ilu z nich dostanie podobną szansę jak Tomasz Karlikowski? Z nadprodukcji absolwentów prawa zadowolony jest jednak resort sprawiedliwości, który od lat postulował zwiększenie dostępu do usług prawniczych. W parze z rosnącą liczbą kancelarii - obecnie w Polsce jest około 12 tys. adwokatów, nie idzie jednak rosnąca liczba spraw. Polacy pod względem korzystania z pomocy prawnej zajmują jedno z ostatnich miejsc w Europie.
Tomasz Karlikowski jest na drugim roku aplikacji adwokackiej. Mecenasa, który go przyjął pod patronat, szukał przez cztery miesiące. Trafił jednak lepiej niż większość jego kolegów. W poznańskiej kancelarii "Answer" Ostafi i Partnerzy pracuje na cały etat. Inni aplikanci pracują na umowy-zlecenia albo dostająpieniądze od swoich patronów pod stołem - oficjalnie są na umowie patronackiej, która nie przewiduje dla nich wynagrodzenia.
Ci, którzy trafili najgorzej, czyli do kancelarii, które nie płacą im nawet złotówki, musieli poszukać pracy gdzie indziej. Nie mieli zresztą wyboru - na to, żeby po trzech latach aplikacji założyć wymarzoną togę, potrzebują co najmniej 18 tys. złotych. I nie są to koszty, na których mogą zaoszczędzić. - Pierwszy wydatek rzędu prawie 700 złotych to egzamin na aplikanta - wylicza Tomasz Karlikowski. - Roczna opłata za aplikację to 4 tys. złotych, a do tego trzeba jeszcze co miesiąc opłacić składkę w wysokości 50 złotych do Okręgowej Rady Adwokackiej.
Przed nim jest jeszcze końcowy egzamin adwokacki za ponad 1000 złotych oraz wpis na listę czynnych adwokatów za 3 tys. złotych. Początkujący adwokaci są pogodzeni z faktem, że przez pierwsze trzy lata będą dopłacać do swojej kancelarii, a w najlepszym przypadku wyjdą na zero. Chętnych do zawodu jednak nie brakuje. Właśnie ustanowili nowy rekord - za trzy tygodnie w całym kraju do egzaminu na aplikację adwokacką przystąpi ponad 4100 kandydatów, z czego 264 w Poznaniu. Już sam egzamin będzie dla nich loterią. Mogą trafić na pytania o średnim stopniu trudności, z którymi poradzi sobie ponad 80 procent z nich, bądź wyjątkowo trudne, na których ponad 80 procent odpadnie. Brak tej samej skali trudności powoduje, że co roku egzamin i wyniki są inne.
- Przy "lżejszej" wersji egzaminu przybędzie nam ponad 200 kandydatów na adwokatów - mówi mecenas Michał Pankowski, rzecznik Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu. - Prawie 300 kolejnych jest w trakcie aplikacji. Razem daje to liczbę, która odpowiada wszystkim czynnym adwokatom w Poznaniu. Resort sprawiedliwości może być zadowolony: więcej prawników to przecież obiecywany przez kolejnych ministrów szerszy dostęp do usług prawniczych. Szerszy już chyba być nie może: wystarczy przejść się ulicami w centrum Poznania, by na każdym kroku natknąć się na szyld kancelarii.
- Prawdziwym, a nie urojonym problemem nie jest mała liczba adwokatów, tylko mała ilość spraw, które do nich trafiają - twierdzi mecenas Pankowski. - Polacy nie mają nawyku korzystania z porad i pomocy prawnej. Często trafiają do kancelarii dopiero po tym, jak przegrali sprawę, z którą myśleli, że sami sobie poradzą. To tak jakby sami próbowali się leczyć. Przy rosnącej liczbie adwokatów i utrzymującej się na tym samym poziomie liczbie spraw rynek w końcu się zamknie. Może wchłonie w siebie jeszcze Tomasza Karlikowskiego i jego kolegów. Co zrobi jednak z kolejną armią młodych prawników?
Agnieszka Świderska "Głos Wielkopolski"(NZ)
>>>>
Widzimy ze w adwokaturze panuje gangsterstwo gorsze niz w mafii...
Mlodzi sa grabieni z kasy po to aby im sie odechcialo zawodu ...
Oczywiscie srodowisko mafijne nalezy rozbic a zrobic musi to sejm...
WSZYSTKO SPROWADZA SIE DO SEJMU JAK WIDZICIE!
NIE MA INNEJ DROGI ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|