Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Słuszba sdrofia nam roskfita!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 26, 27, 28 ... 54, 55, 56  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:29, 31 Sty 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Atak góralską ciupagą na ratowników w Śląskiem
Atak góralską ciupagą na ratowników w Śląskiem

Dzisiaj, 31 stycznia (11:17)

W Sosnowcu wezwano karetkę do mężczyzny, który skarżył się na ból serca. O pomoc poprosił jego kolega. W pewnym momencie zaatakował on ratowników, którzy weszli do mieszkania.
Zarzuty za napaść na ratowników medycznych w Nysie. Szarpali ich i bili po głowach

Napastnik próbował zadać kilka ciosów zerwaną ze ściany góralską ciupagą. Na szczęście jeden z ratowników miał zawieszony na ramieniu plecak i to on go ochronił.

W połowie stycznia, zarzuty usłyszeli dwaj bracia, którzy w Nysie zaatakowali niosących pomoc ratowników medycznych. Do ataku doszło 7 stycznia w okolicy jednego z lokali.

Karetka pogotowia z ekipą ratowników medycznych przyjechała do mężczyzny, który nieprzytomny leżał na chodniku. Kiedy ratownicy zaczęli udzielać pomocy poszkodowanemu, zostali napadnięci przez dwóch braci.

Naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych zagrożone jest karą do 3 lat pozbawienia wolności.

Ratownicy medyczni podczas i w związku z wykonywaniem swoich czynności ratowniczych korzystają z takiej samej ochrony prawno-karnej przed naruszeniem nietykalności cielesnej lub zniewagami, jak inni funkcjonariusze publiczni. Mówi o tym ustawa o państwowym ratownictwie medycznym. Ochronie takiej podlega również każda osoba w trakcie udzielania pierwszej pomocy.

...

Sluzba to poswiecenie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:12, 31 Sty 2017    Temat postu:

Pijany ginekolog opiekował się pacjentkami w szpitalu
oprac.Bartosz Lewicki
31 stycznia 2017, 16:50
Ginekolog ze Szpitala Wojewódzkiego im. dr. Ludwika Rydygiera w Suwałkach zatrzymany - podaje Radio ZET. Mężczyzna miał 1,1 promila alkoholu i próbował opiekować się pacjentkami.



- W tej chwili prowadzone jest postępowanie przygotowawcze w kierunku art. 160 par. 2 k.k. - informuje asp. sztab. Eliza Sawko z komendy miejskiej w Suwałkach.

Oznacza to, że lekarz może zostać oskarżony o narażenie pacjentów na niebezpieczeństwo. "Jeżeli na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5" - brzmi paragraf 2 Kodeksu Karnego do artykułu 160.

Radio Zet

...

Niestety kraj z takimi lekarzami ma takich ,,politykow"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:43, 02 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Chorzów: Mimo protestów zostaną połączone dwa szpitale
Chorzów: Mimo protestów zostaną połączone dwa szpitale

Dzisiaj, 2 lutego (14:46)

Mimo sprzeciwu pracowników Chorzowskiego Centrum Pediatrii i Onkologii, szpital ten zostanie włączony do Zespołu Szpitali Miejskich. Zdecydowali o tym radni Chorzowa. Ma to uratować lecznicę dla dorosłych, bo jeśli wejdzie w życie planowana ustawa o sieci szpitali, placówka straciłaby 14 milionów złotych i musiałaby zlikwidować kilka oddziałów.
Oddział Onkologiczny ZSM
/Andrzej Grygiel /PAP

Według prezydenta Andrzeja Kotali pacjenci nie odczują zmian.

Z analiz i prognoz finansowych wynika, że obydwie jednostki, już w formie połączonej, otrzymają te same pieniądze - podkreśla.

Z decyzji radnych cieszą się pracownicy Zespołu Szpitali Miejskich, bo gdyby do połączenia nie doszło, placówka musiałaby zamknąć m.in. oddział hematologii, okulistyki i geriatrii. Przeciwni są natomiast pracownicy szpitala dziecięcego.

Boimy się, że szpital dla dorosłych nas wchłonie - usłyszała nasza reporterka.

Lekarze z pediatrii martwią się, że szpital, który przez lata pracował na swoją renomę, przestanie się rozwijać.

Do fuzji ma dojść do końca tego półrocza. Za przyjęciem uchwały zagłosowało 15 radnych, 4 było przeciw, a 5 wstrzymało się od głosu.

...

Kolejne problemy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:40, 04 Lut 2017    Temat postu:

Cztery osoby zmarły, 70 tysięcy chorych. Grypa na Śląsku coraz groźniejsza

Dzisiaj, 4 lutego (12:00)

​Grypa w Śląskiem coraz groźniejsza - alarmują lekarze. Cztery osoby zmarły tam od początku roku z powodu pogrypowych powikłań. Tylko w styczniu na grypę zachorowało na Śląsku około 70 tysięcy osób.
Zdj. ilustracyjne
/DAVID JONES /PAP/EPA


W ostatnim tygodniu stycznia - bo takie są w tej chwili najnowsze dane śląskiego sanepidu - najwięcej zachorowań było w Wodzisławiu Śląskim i Częstochowie. W pierwszym z tych miast zachorowało ponad 5 tysięcy, a w drugim ponad 4 tysięcy osób.

Pełne przychodnie są w całym regionie. Ostatni tydzień stycznia to prawie 30 tysięcy zachorowań. Ponad 100 osób trafiło do szpitali i właśnie w szpitalach w minionym miesiącu 4 osoby zmarły. Wszyscy ci pacjenci mieli też inne schorzenia, ale u wszystkich jednoznacznie stwierdzono również grypę.

W wielu szpitalach w regionie do odwołania nadal obowiązują całkowite bądź częściowe zakazy odwiedzin.

(az)
Marcin Buczek

...

Zakrywajcie twarze w tloku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:25, 05 Lut 2017    Temat postu:

Fatalna pomyłka ratowników medycznych. Mogło skończyć się śmiercią całej rodziny
oprac.Monika Rozpędek
5 lutego 2017, 11:07
Ratownicy medyczni nie rozpoznali zatrucia czadem. Objawy rodziny z Wąbrzeźna określili jako typowe dla grypy. Trzeźwy umysł i szybka reakcja asystentki rodziny z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej uratowała dwoje dzieci i dwie dorosłe osoby. - Gdyby nie jej reakcja, czteroosobowa rodzina z pewnością by już nie żyła - relacjonują strażacy.



W miniony czwartek rodzinę mieszkającą w małej miejscowości w województwie kujawsko -pomorskim odwiedziła Beata Wiśniewska, która sprawuje nad nią opiekę. Postanowiła wyjść z jednym z dzieci na spacer. Gdy wróciła, mama, jej partner i drugie dziecko nie byli w stanie samodzielnie podnieść się z łóżek. Pracownica MOPS od razu zadzwoniła po pogotowie.

Jak podaje „Gazeta Pomorska” w mieszkaniu były umieszczone dwa czujniki czadu, ale żaden z nich się nie włączył. Po przyjeździe karetki ratownicy wstępnie zbadali rodzinę. - Ale stwierdzili, że wszyscy mają objawy typowe dla grypy. Zaczęli mieć do mnie pretensje, że niepotrzebnie wzywałam pogotowie, że oni nie są od wypisywania recept. Pozwalali sobie na kąśliwe komentarze - mówi „Gazecie Pomorskiej” Beata Wiśniewska.

Kobieta mimo to naciskała, by ratownicy dokładniej zbadali wszystkich członków rodziny. Zwróciła uwagę na to, że dziecko, które zabrała na spacer, nie ma żadnych objawów grypy, a pozostali nie uskarżali się wcześniej na jakiekolwiek dolegliwości. - Wówczas jeden z nich najwyraźniej doszedł do wniosku, że to mogą być objawy zatrucia czadem i postanowił wezwać straż pożarną - mówi pani Wiśniewska.


Po zmierzeniu stężenia tlenku okazało się, że znacznie przekracza dopuszczalne normy i gdyby nie pracownica MOPS, rodzina nie przeżyłaby. Na miejsce zostali wezwani strażacy. Rodzinę zabrano do szpitala. Kobieta z dzieckiem już opuściła lecznicę, ale mężczyzna wymaga dalszej hospitalizacji.
Gazeta Pomorska

...

Przesada. Nie moga sie mylic w podstawowych kwestiach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:07, 07 Lut 2017    Temat postu:

Podczas operacji spadł ze stołu, później zmarł. Rodzina powiadomiła prokuraturę
oprac.Adam Przegaliński
6 lutego 2017, 18:07
Mężczyzna spadł ze stołu operacyjnego podczas operacji tętniaka aorty i w wyniku komplikacji zmarł - tak uważa rodzina chorego z podwrocławskich Radwanic. O wypadku, do którego doszło w szpitalu klinicznym w Poznaniu, została zawiadomiona prokuratura.



Jak powiedziała Radiu Wrocław córka 64-letniego mężczyzny, Izabela Klapińska zabieg został przerwany po około 6 godzinach i lekarze poinformowali jedynie, że chory wpadł w hipotermię. Dopiero następnego dnia okazało się, że spadł ze stołu i stracił bardzo dużo krwi. Był poobijany i miał uszkodzony staw barkowy. Potem zaczęły się komplikacje i mężczyzna zmarł.

- Powiedziano nam, że był zapięty w pasy, a mimo to spadł - dodaje Klapińska, tłumacząc, że lekarze na początku nie udzielali informacji. Wszystko jest zapisane w dokumentacji medycznej.

- Okazało się, że ma krwiaka na nerce i że przestała ona działać. Przez cały tydzień tata strasznie cierpiał, był na morfinie - dodaje córka chorego Izabela Klapińska.


Szpital przyznał, że pacjent spadł w trakcie zabiegu ze stołu, ale wewnętrzne postępowanie nie potwierdziło, że zdarzenie to przyczyniło się do jego śmierci.

Jak poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Magdalena Mazur-Prus, prowadzone w poznańskiej prokuraturze rejonowej postępowanie dotyczy narażenia pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia poprzez niewłaściwą opiekę podczas wykonywanego zabiegu w znieczuleniu ogólnym, co spowodowało jego upadek ze stołu, a następnie poprzez niewłaściwą opiekę pooperacyjną.


Prokuratura sprawdza, czy działanie osób, na których ciążył obowiązek opieki medycznej - lekarzy i personelu medycznego, spowodowało śmierć mężczyzny.

- Oczekujemy na uprawomocnienie się postanowienia o zwolnieniu z tajemnicy 20 lekarzy, co umożliwi ich przesłuchanie. Planowane jest też powołanie zespołu biegłych co do ustalenia, czy w czasie diagnozy, zabiegu i opieki zostały popełnione błędy - podała rzeczniczka prokuratury.

Jak dodała, śledczy dysponują opinią zakładu medycyny sądowej odnośnie do obrażeń, chorób i przyczyny zgonu Adama K., prokuratura nie będzie jednak upowszechniać jej treści.



"Zdarzenie niepożądane"


Dr hab. med. Szczepan Cofta, naczelny lekarz szpitala przesłał redakcji Radia Wrocław pismo w tej sprawie: "W związku z zapytaniem, czy udało się wyjaśnić, dlaczego pacjent, Pan K, spadł ze stołu operacyjnego, informuję, że odbyły się spotkania wyjaśniające związane z zaistniałą sytuacją oraz także przekazanym nam zgłoszeniem tzw. zdarzenia niepożądanego. Sprawa została podjęta podczas kolegialnego rozpatrzenia dwóch zespołów szpitalnych oraz podjęto próbę wnikliwego wyjaśnienia zaistniałej sytuacji". Cofta tłumaczy, że na sali nie ma monitoringu. Wobec pracowników szpitala nie zostały dotychczas wyciągnięte konsekwencje służbowe.

"Zaistniałe zdarzenie związane było ze splotem niekorzystnych sytuacji, których się oczywiście jako Szpital wstydzimy i głęboko to zdarzenie przeżyliśmy. Zwracamy jednakże uwagę na fakt, że sytuacja taka lub analogiczna - jak rozeznawaliśmy - nie zdarzyła się co najmniej w kilku ostatnich dziesiątkach lat w naszym szpitalu" - tłumaczy Cofta.
Radio Wrocław,PAP

....

Nie do wiary...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:24, 09 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Łódź: Po operacji nosa udusił się własną krwią. Jest wyrok dla lekarzy
Łódź: Po operacji nosa udusił się własną krwią. Jest wyrok dla lekarzy

1 godz. 49 minut temu

Na kary grzywny skazał łódzki sąd troje lekarzy z jednego z łódzkich szpitali, oskarżonych o narażenia życia i zdrowia pacjentów w tym 23-latka, który w 2010 r. zmarł w placówce po operacji przegrody nosowej. ​Według biegłych mężczyzna po operacji zamiast na salę wybudzeniową trafił na salę ogólną. Tam udusił się własną krwią. "Lekarzy zawiodła rutyna" - uznał sąd.
Zdj. ilustracyjne
/GAETAN BALLY /PAP/EPA

Sąd uznał oskarżonych za winnych i skazał: 69-letniego Edwarda L. - lekarza, który operował mężczyznę - na karę 20 tys. zł grzywny, 77-letnią prof. Julię K.-J., która w dniu tragedii była ordynatorem Oddziału Klinicznego Chirurgii Plastycznej szpitala - na karę 15 tys. zł grzywny oraz 73-letniego prof. Wojciecha G., wówczas ordynatora Oddziału Klinicznego Anestezjologii i Intensywnej - na karę 18 tys. zł grzywny. Poza tym prof. Julia K.-J. i prof. Wojciech G. mają dwuletni zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk w służbie zdrowia.

Uzasadniając wyrok sąd zwrócił uwagę, że oskarżeni to uznani specjaliści w swoich dziedzinach, a operacja przegrody nosowej wykonywana była w tym szpitalu wielokrotnie. Nie było przy tym żadnych komplikacji. Zdaniem sądu to właśnie rutyna i powtarzalność doprowadziła do tragedii. Pacjent był pozostawiony sam sobie, nie było należytego jego monitorowania.

Sąd uzasadnił również wysokość kar, jakie wymierzył oskarżonym. Zdaniem sądu kary więzienia w zawieszeniu, jakich domagała się prokuratura, nie byłyby dla nich dolegliwością - a jest nią grzywna.

Według sądu, ten wyrok daje sygnał, że rutyna, działanie schematyczne nie jest dobre i może skończyć się tragedią, jak w tym przypadku.
Do śmierci mężczyzny doprowadziła "ostra niewydolność oddechowa"

Do zdarzenia doszło w lipcu 2010 roku. Do jednego z łódzkich szpitali trafił 23-letni pacjent, któremu przeprowadzono planowy zabieg prostowania przegrody nosowej. Kilkadziesiąt minut po operacji doszło do pogorszenia stanu pacjenta, który stracił przytomność. Wezwano zespół reanimacyjny, ale mimo podjętych prób ratowania życia, mężczyzna zmarł.

O śmierci pacjenta powiadomiła prokuraturę dyrekcja szpitala. Wszczęto śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania śmierci 23-latka. Przeprowadzono sekcję zwłok, która wykazała, że do zgonu mężczyzny doprowadziła "ostra niewydolność oddechowa spowodowana masywną aspiracją krwi do płuc".

Powołano biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Warszawie, by ocenili prawidłowość działania służb medycznych. W swej opinii stwierdzili oni, że bezpośrednio po zakończeniu operacji i wybudzeniu, pacjent został przewieziony na salę ogólną, co było postępowaniem nieprawidłowym i niezgodnym z obowiązującymi zasadami postępowania anestezjologicznego.

Okazało się, że w klinice chirurgii plastycznej szpitala nie było wówczas sali pooperacyjnej i pacjent od razu po operacji trafił na salę ogólną. Zdaniem biegłych w trakcie operacji doszło także do błędu medycznego i nie zabezpieczenia krwawienia (hemostazy).

...

Osiągi złu żby zdrowia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:32, 10 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Sieć szpitali - bez opinii leczonych. Pacjenci piszą petycję do resortu zdrowia
Sieć szpitali - bez opinii leczonych. Pacjenci piszą petycję do resortu zdrowia

Dzisiaj, 10 lutego (16:52)

Kilkanaście organizacji pacjentów - wśród nich między innymi Amazonki i stowarzyszenia chorych onkologicznie - złoży petycję do Ministerstwa Zdrowia przeciwko planowanej ustawie o sieci szpitali. Zgodnie z projektem, sieć ma zacząć działać od lipca. Szpitale, które się w niej znajdą, będą miały zagwarantowaną umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Zdj. ilustracyjne
/Archiwum RMF FM

Główna uwaga pacjentów dotyczy tego, że o tym, czy szpital wejdzie do sieci nie będą decydować opinie pacjentów.

Kryteria włączenia do sieci nie gwarantują, że do sieci wejdą placówki spełniające najwyższe standardy - a my w takich się leczymy - mówi Anna Kupiecka, prezes Fundacji OnkoCafe, która dodaje, że do sieci mogą nie dostać się popularne wśród pacjentów chirurgie jednodniowe.

Decyzja o tym, kiedy petycja zostanie złożona w ministerstwie, zapadnie w przyszłym tygodniu.

(mal)
Michał Dobrołowicz

...

Pytanie zasadne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:23, 14 Lut 2017    Temat postu:

Jeżdżą zdezelowanymi karetkami. Największy szpital w Polsce prosi o pomoc
Monika Rozpędek
14 lutego 2017, 14:16
Rdza, odpadające uszczelki, eksploatacja do granic możliwości. Do potrzebujących pomocy jeżdżą starymi, zdezelowanymi karetkami. Na nową flotę w Centrum Zdrowia Dziecka brakuje pieniędzy. Największy i jeden z najbardziej nowoczesnych szpitali dziecięcych w Polsce prosi internautów o pomoc i organizuje zbiórkę na nowe pojazdy.



Znakomita większość samochodów jeżdżących pod banderą CZD pamięta lepsze czasy, kiedy uchodziły za nowoczesne i można było się nimi chwalić. Jednak po latach intensywnego użytkowania czasy ich świetności minęły. Liczniki części z nich przekroczyły już pół miliona przejechanych kilometrów. "Nie są w stanie zapewnić właściwej opieki małym pacjentom" - diagnozuje szpital.



Centrum Zdrowia Dziecka zadłużone jest łącznie na około 300 mln złotych. Nie dziwi więc, że dyrekcja nie może pozwolić sobie na zakup nowych i lepiej wyposażonych karetek. Dlatego zwróciła się o pomoc do Obywatelskiej Fundacji Pomocy Dzieciom. "Zwracamy się z uprzejmą prośbą o pomoc w zakupie specjalistycznej karetki na potrzeby naszego Instytutu" - czytamy w liście.


Fundacja wyzwanie podjęła i na platformie crowdfundingowej "Pomoc się Liczy" zorganizowała zbiórkę. Założenie? 350 tys. złotych. - Bazowy samochód dostawczy, na fundamencie którego można stworzyć karetkę, kosztuje grubo powyżej 120 000 złotych. To nawet nie jest połowa ceny, bo przecież potrzebne jest jeszcze wyposażenie. Nikt nie produkuje finalnych modeli pt.:"Gotowa karetka pogotowia". Najdroższa ze wszystkiego jest zabudowa przedziału medycznego, szczególnie, jeśli ma służyć w neonatologii. Same podłączenia dostępu do gazów medycznych to majątek. Spore koszty to również urządzenia do dezynfekcji pojazdu - mówi Anna Brengos z Fundacji Pomocy Dzieciom.

W tej chwili flota Centrum Zdrowia Dziecka liczy 10 karetek. Pięć z nich jest w tragicznym stanie. Wytyczne wskazane przez Ministerstwo Zdrowia spełnia zaledwie połowa pojazdów. - Tak naprawdę do użytku powinienem dopuścić tylko pięć samochodów. Ale prawo nie działa wstecz, dlatego te, które w dniu zakupu spełniały wszystkie normy, wciąż są używane. A mają już po 15 lat. Daleko im do XXI wieku - mówi Wirtualnej Polsce Michał Jabłoński z Centrum Zdrowia Dziecka.


Do tej pory Fundacji udało się zebrać zaledwie 570 zł. O tym, jak szybko pomoc dojedzie do potrzebującego, decyduje sytuacja na drodze, zachowanie innych uczestników ruchu, sprawność kierowcy i stan karetki pogotowia. - Ci, którzy bezsilnie czekali na nadejście pomocy, kiedy mijały cenne minuty, doskonale zrozumieją, jak ważne jest szybkie stawienie się zespołu ratowniczego na miejscu wypadku - mówi Anna Brengos.

...

Niestety.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:39, 15 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Były konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii onkologicznej skazany za przyjmowanie łapówek
Były konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii onkologicznej skazany za przyjmowanie łapówek

Wczoraj, 14 lutego (17:4Cool

Na półtora roku więzienia w zawieszeniu i 30 tys. zł grzywny za przyjmowanie łapówek został prawomocnie skazany były konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii onkologicznej prof. Andrzej S. Mężczyzna będzie miał ponowny proces za znęcanie się psychiczne nad lekarzami.
Zdj. ilustracyjne
/APA/HELMUT FOHRINGER /PAP/EPA


Wyrok wydał we wtorek Sąd Okręgowy w Warszawie, po rozpatrzeniu apelacji Sz. od ubiegłorocznego wyroku Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy.

Centralne Biuro Antykorupcyjne zainteresowało się Andrzejem Sz. w 2007 r. Był on wtedy szefem jednej z klinik Centrum Onkologii na Ursynowie. Po godzinach miał przyjmować pacjentów prywatnie w Polskiej Fundacji Europejskiej Szkoły Onkologii. Tam CBA zamontowało potajemne kamery, na co miało zgodę sądu. Z nagrań miało wynikać, że pacjenci przekazywali profesorowi koperty. Łapówki - według prokuratury - sięgały od 200 zł do 10 tys. zł; w sumie - nie mniej niż 39 tys. zł. Sz. miał też przyjmować łapówki w Centrum Onkologii. Poza tym miał przyjąć m.in. butelkę wódki dębowej, porto, whisky, kawę i czekoladki. Profesorowi zarzucono przyjęcie korzyści w sumie od 21 osób.

Według prokuratury profesor miał decydować o kolejce do kliniki. Łapówki miał przyjmować za przyspieszenie przyjęcia, zapewnienie właściwego zaangażowania w przebieg dalszego leczenia, opiekę i przyjęcie na leczenie. Ponadto zarzucono mu znęcanie się psychiczne nad trzema lekarzami.

W kwietniu 2016 r. SR skazał Sz. (któremu groziło do 8 lat więzienia) na karę łączną dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Innymi elementami wyroku wobec Sz. były m.in. pięcioletni zakaz pełnienia funkcji publicznych, 30 tys. zł grzywny i przepadek osiągniętych przez oskarżonego korzyści majątkowych z przestępstwa w wysokości 34 tys. zł.
Jeden z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie

Sędzia Magdalena Baran podkreślała, że kara jest sprawiedliwa i adekwatna do popełnionych czynów. Mówiła, że z materiału dowodowego wynika, że profesor nie żądał od osób, które wręczyły mu później korzyści majątkowe, łapówek i nie uzależniał od tego leczenia pacjentów. Nie oponował jednak, kiedy pieniądze i drobne prezenty mu wręczano. Zarazem sędzia przyznała, że na leczenie przyjmował osoby, które były w bardzo ciężkim stanie i - jak powiedziała - "w kilku przypadkach prawdopodobnie te osoby nie zostałyby przyjęte na leczenie przez żadnego innego lekarza".

Decyzja SR o zawieszeniu kary wynikała m.in z tego, że Sz. jest jednym z najlepszych specjalistów w Polsce w swej dziedzinie. SR wskazał też na jego wiek (67 lat) oraz fakt, że nie był karany. Dlatego sędzia uznała, że nie ma potrzeby umieszczania lekarza w zakładzie karnym - mimo że czyny, które popełnił, są nieakceptowalne.

"Jeden z lekarzy czas pracy z profesorem określił jako najbardziej traumatyczny w swoim życiu"

Sz. został też wtedy uznany za winnego znęcania się psychicznego w latach 1996-2008 nad trzema podwładnymi mu lekarzami. Jak wyjaśniała sędzia, miał nie tylko podważać ich umiejętności, ale także utrudniać im zdobywanie kwalifikacji i stopni naukowych. Jeden z lekarzy czas pracy z profesorem określił jako najtrudniejszy i najbardziej traumatyczny w swoim życiu - powiedziała sędzia Baran. Dodała, że lekarze podkreślali, iż nie chcieli rezygnować z pracy, bo tylko w tym miejscu mogli zdobywać potrzebną wiedzę (po odwołaniu profesora z funkcji szefa kliniki zrobili doktoraty i habilitacje - PAP).

Andrzej Sz. złożył apelację do SO. We wtorek sąd uchylił rozstrzygnięcia SR dotyczące skazania go za czyn z art. 207 par. 1 Kodeksu karnego (zarzut psychicznego znęcania się nad podległymi służbowo lekarzami); zakazu pełnienia funkcji publicznych na okres 5 lat oraz nakazu przeproszenia pokrzywdzonych - poinformowała PAP sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak, rzeczniczka SO ds. karnych. W tej części SO przekazał sprawę do ponownego rozpoznania w SR.

Zarazem SO utrzymał wyrok SR w pozostałej części - dodała sędzia Leszczyńska-Furtak. Tym samym prawomocny stał się wyrok SR w części skazującej Sz. za przyjmowanie korzyści majątkowej lub osobistej na karę roku i 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5 lat, 30 tys. zł grzywny, przepadek osiągniętych korzyści majątkowych oraz "podanie wyroku do publicznej wiadomości poprzez jego udostępnienie na tablicy ogłoszeń sądu na okres 6 miesięcy od uprawomocnienia wyroku".

...

Ale operacja zalezala od kasy czy pacjenci sami dawali PO? To co innego. Kazdy moze doplacic. Nie osmieszajcie sie tymi butelkami. To jest prezent nie lapowka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:01, 18 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
​Co 15 minut ktoś w Polsce umiera przez zanieczyszczone powietrze
​Co 15 minut ktoś w Polsce umiera przez zanieczyszczone powietrze

Wczoraj, 17 lutego (17:55)

Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego potwierdza statystyki Światowej Organizacji Zdrowia, według której rocznie przez choroby związane z zanieczyszczeniem powietrza przedwcześnie umiera ponad 40 tysięcy osób. To oznacza, że powietrze zabija rocznie dwa razy więcej Polaków niż łącznie ginie w wypadkach drogowych (ponad 3 tysiące), przez utonięcie (1 tysiąc), a także w wyniku zabójstw (pół tysiąca) i samobójstw (3 tysiące).
Smog w Poznaniu
/Jakub Kaczmarczyk /PAP


Krzysztof Skotak z Państwowego Zakładu Higieny podkreśla, że smog to nie tylko wysoki poziom pyłów PM2,5 i PM10 ze spalania w piecach domowych. Dokładają nam się do tego samochody, przemysł i energetyka, ten poziom tła który porównywalibyśmy z innymi krajami u nas jest dużo wyższy - mówi epidemiolog PZH.
Walka ze smogiem: Skarżą Polskę do Komisji Europejskiej

W Polsce głównym źródłem pyłów PM 2,5 uważanych za najbardziej szkodliwe jest przede wszystkim spalanie węgla i biomasy. Większość mieszkańców polskich miast oddycha powietrzem bardzo zanieczyszczonym, przekraczającym normy nie tylko zalecane przez Światową Organizacje Zdrowia, ale i znacznie bardziej pobłażliwą pod tym względem Unię Europejską. Przez to rośnie zachorowalność na raka płuc i choroby układu oddechowego oraz układu krążenia.

Istnieją też dowody, że zanieczyszczenie powietrza spowalnia rozwój dziecka w łonie matki i zwiększa ryzyko przedwczesnego porodu.

Prowadzone analizy pozwalają przypisać zanieczyszczeniu powietrza określone liczby przedwczesnych zgonów na 100 tysięcy mieszkańców. Najniższe wskaźniki notuje się w państwach Europy Zachodniej, a najwyższe w Europie Wschodniej (gdzie powietrze jest najgorszej jakości).

Według Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, zanieczyszczenie powietrza przyczynia się do śmierci największej liczby osób na Ukrainie i Białorusi oraz w Bułgarii (powyżej 100 osób), najmniejszej zaś (poniżej 20 osób) w krajach skandynawskich - Norwegii, Szwecji, Finlandii i na Islandii. Średnia europejska wynosi 50 przypadków. Polska - 60.

(łł)
Michał Dobrołowicz

...

To sa fakty.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:49, 19 Lut 2017    Temat postu:

Ginekolog podał pacjentce lek znieczulający. Potem ją zgwałcił
oprac.Patryk Osowski
19 lutego 2017, 14:58
W Świdnicy na Dolnym Śląsku ruszył proces Andrzeja Z. Lekarz miał podać pacjentce środek znieczulający. Nie była to pigułka gwałtu, ale spowodowała, że kobieta nie była w stanie stawić oporu. Wtedy została zgwałcona.



Jak się okazało, mężczyzna stanie przed sądem nie po raz pierwszy. Już raz był skazany i miał zakaz prowadzenia gabinetu. Pacjentki ostrzegały przed nim nawet w internecie.

Chociaż na stałę mieszka w Bielawie, gabinety lekarskie prowadził także w innych miejscach: m.in. w Świdnicy i Dzierżoniowie.

Kobiety z tych miast alarmowały w sieci, że odradzają wizyty w jego gabinetach, a sam lekarz próbował naciągnąć je na koszty, których wcale nie powinny ponosić.


Nakłaniał do przerwania ciąży

Oprócz odpowiedzialności za gwałt, o której zdecyduje ostatecznie sąd, mężczyźnie postawiono już także zarzut naruszenia zakazu sądowego, dotyczącego prowadzenia prywatnej praktyki lekarskiej w zakresie ginekologii i położnictwa.


- Podejrzany mimo zakazu przyjmował pacjentki, jednocześnie m.in. nakłaniając kilka z nich do przerwania ciąży z naruszeniem przepisów ustawy - wyliczają śledczy. Lekarz miał również wyłudzać świadczenia z Narodowego Funduszu Zdrowia.

Co istotne, zatrzymany odbywał już karę więzienia za podobne przestępstwa. Teraz grozi mu nawet do 12 lat pozbawienia wolności.
Gazeta Wrocławska

...

Ale ,,lekarz".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:15, 21 Lut 2017    Temat postu:

Demonstracja pielęgniarek Szpitala im. Jana Pawła II w Krakowie
oprac.Katarzyna Bogdańska
21 lutego 2017, 12:00
Ponad 200 pielęgniarek demonstrowało we wtorek przed Szpitalem im. Jana Pawła II w Krakowie, domagając się włączenia obecnego dodatku 800 zł do pensji zasadniczej. Według dyrekcji placówki spełnienie postulatu pielęgniarek jest w tej chwili niemożliwe.



Pielęgniarki zapowiedziały, że w czwartek będą rozmawiać z marszałkiem Małopolski. - Liczymy na to, że marszałek wpłynie na decyzję dyrekcji szpitala - powiedziała Agata Kaczmarczyk z Polskiego Towarzystwa Pielęgniarek Anestezjologicznych i Intensywnej Opieki. Pielęgniarki chcą, aby dyrekcja włączyła środki wynikające z rozporządzenia ministra zdrowia, przeznaczone na wzrost wynagrodzeń dla pielęgniarek, do wynagrodzeń zasadniczych.

Dyrektor szpitala Anna Prokop-Staszecka mówiła dziennikarzom, że obecnie włączenie dodatku w wysokości 800 zł brutto do pensji podstawowej pielęgniarek jest niemożliwe, ponieważ nie ma gwarancji, że po 2019 r. finansowanie będzie gwarantowane przez Ministerstwo Zdrowia. Dyrektor obawia się także, że gdyby doszło do podwyżki wynagrodzenia zasadniczego pielęgniarek, to również inne grupy zawodowe w szpitalu żądałyby takiej podwyżki. - Szpitala nie stać na to - podkreśliła dyrektor.

Dodała też, że jest jej "zwyczajnie, po ludzku przykro", że protestujące pielęgniarki twierdzą, że są przez nią ignorowane.


Protestujące pielęgniarki miały ze sobą flagi Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych oraz kartki z napisami "Do podstawy!". Demonstracja trwała godzinę, nie zakłóciła pracy szpitala. - Pacjenci nie ucierpieli. Ci, którzy wymagali pomocy, mieli ją zapewnioną - zaznaczyła Kaczmarczyk.

Demonstrujące przekazały też dyrektor szpitala petycję, w której domagają się podwyżki wynagrodzenia zasadniczego. "Od wielu lat tabela wynagrodzeń zasadniczych w naszym szpitalu stoi w miejscu. Osiem lat temu byliśmy placówką, z którą pod względem wynagrodzeń nie mógł konkurować żaden szpital. Dziś różnica w wynagrodzeniach zasadniczych pomiędzy KSS im. Jana Pawła II, a innymi placówkami, jest znikoma. Z niepokojem stwierdzamy, że nie jesteśmy już tak atrakcyjnym miejscem pracy jak jeszcze kilka lat temu" - napisały.


W piśmie podkreślono, że w czasach, kiedy na polskim rynku pracy brakuje pielęgniarek, należy dołożyć wszelkich starań, aby motywować pielęgniarki do pracy.

Pielęgniarki rozważają rozszerzenie strajku, jeśli ich rozmowy z marszałkiem i dyrekcją nie przyniosą skutków.

Obecnie średnie wynagrodzenie pielęgniarek (wraz z dodatkami) w szpitalu im. Jana Pawła II wynosi 5 292 zł brutto. Po dalszych wzrostach, przewidzianych w rozporządzenia ministra zdrowia, na koniec sierpnia 2019 r. będzie wynosić 5 960 zł.

Od września 2015 r. pielęgniarki mają otrzymywać podwyżkę każdego roku, do 2018 r. o 400 zł. z finansów zagwarantowanych przez Ministerstwo Zdrowia. Oznacza to, że docelowo otrzymają łącznie 1600 zł brutto podwyżki (jako dodatku, niewłączonego do wynagrodzenia zasadniczego).


Obecnie w szpitalu im. Jana Pawła II pracuje ok. 1800 osób, z czego ponad 770 to pielęgniarki.
PAP

...

Taki protest.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:11, 21 Lut 2017    Temat postu:

Sanitariusze ratowali życie pacjentki, a w tym czasie dwóch mężczyzn zniszczyło karetkę
oprac.Klaudia Stabach
21 lutego 2017, 10:56
Ratownicy medyczni udzielali pomocy kobiecie będąc w jej domu. Przed budynkiem zaparkowali karetkę, którą dwóch młodych mężczyzn postanowiło zniszczyć. Jeden z nich wylał farbę na maskę ambulansu, a drugi pomazał olejem w sprayu szyby.



Na szczęście olej udało się zmyć, dzięki czemu sanitariusze mogli pojechać dalej. Jednak jak podaje radio ZET Szymon Czyżewski, kierownik wrocławskiej dyspozytorni nie krył zdenerwowania na ten mało zabawny żart: "Sprawcy mogli przecież przez takie zachowanie przyczynić się do śmierci pacjentki".

Zniszczona karetka była używana przez wrocławskie pogotowie dopiero od kilku miesięcy. Szyby udało się domyć, ale maska samochodu wymaga ponownego lakierowania.

Sprawcy powinni zostać szybko namierzeni, ponieważ zarejestrowała ich ukryta kamera w samochodzie.


radiozet.pl

...

Zwyrodnialcy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:59, 21 Lut 2017    Temat postu:

Stawiają na jakość

Paulina Smoroń
dodane 21.02.2017 16:25

W procesie akredytacyjnym szpital św. Ludwika otrzymał najwięcej punktów m.in. za jakość przeprowadzanych zabiegów i znieczuleń, laboratorium oraz poprawę bezpieczeństwa pacjentów
Paulina Smoroń /Foto Gość

Wojewódzki Specjalistyczny Szpital Dziecięcy im. św. Ludwika w Krakowie ponownie znalazł się w gronie najlepszych szpitali w kraju.

Już po raz drugi uzyskał on status jednostki akredytowanej przez Ministerstwo Zdrowia. Przeprowadzona ocena wykazała aż 91 proc. zgodności ze standardami akredytacyjnymi, czyli o 1 proc. więcej niż poprzednio. W Polsce wyższy wynik uzyskało jedynie 14 szpitali.

- Jedyną podstawą jakości związanej z bezpieczeństwem pacjenta jest właśnie akredytacja. To oznacza, że pacjent powinien czuć się bezpiecznie w placówce z takim certyfikatem od momentu przyjęcia aż do wypisu. My możemy zapewnić, że będzie on zdiagnozowany i leczony wedle najnowszych standardów, a rodzice będą poinformowani o tym, na co choruje ich dziecko, jak będziemy je leczyć i co będzie się działo z nim po skończonej kuracji - tłumaczył Stanisław Stępniewski, dyrektor szpitala, podczas spotkania z dziennikarzami.

Zapewnił również, że kierując się dobrem pacjenta, szpital nie zamierza ograniczać wydatków na poprawę jakości. To z kolei pozwala świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Podkreślił też, że uzyskanie ponownej akredytacji to wynik ciężkiej pracy wszystkich pracowników, którzy na co dzień dbają o jakość leczenia pacjentów. Dzięki ich staraniom chore maluchy mają profesjonalną opiekę i w szpitalu mogą czuć się bezpiecznie. Specjalne procedury pozwalają z kolei uniknąć zastosowania niewłaściwej metody leczenia czy pomyłek m.in. przy podawaniu leków.

- Przez trzy lata dbaliśmy o jakość. Spełnienie wymogów niezbędnych do zdobycia akredytacji obejmuje wszystkie działy szpitala, dlatego właśnie zaangażowanie wszystkich pracowników pozwoliło nam uzyskać aż tak wysoki wynik. Nasze wspólne dążenie do celu, który sobie wyznaczyliśmy, zjednoczyło zespół, jednak najważniejsze było bezpieczeństwo pacjenta - mówiła Renata Rutkiewicz, pełnomocnik dyrektora ds. jakości.

W procesie akredytacyjnym szpital św. Ludwika otrzymał najwięcej punktów m.in. za jakość przeprowadzanych zabiegów i znieczuleń, laboratorium oraz poprawę bezpieczeństwa pacjentów.

- Akredytacja i ocena jakości wymaga też przyznania się do błędu i sprawdzenia jego przyczyny. Dla mnie to było bardzo ważne, choć wymagało przestawienia mentalności całego zespołu, bo przecież nikt z nas nie lubi się przyznawać do błędów. My to analizujemy, żeby dowiedzieć się, które nasze działania trzeba jeszcze poprawić - mówiła dr Katarzyna Przybyszewska, zastępca dyrektora ds. lecznictwa zamkniętego.

Akredytacja to nic innego jak system oceny poziomu opieki społecznej. W wyniku tej oceny przeprowadzonej przez Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia pacjenci mogą być pewni, że szpital stara się zapewnić im bezpieczeństwo i opiekę na najwyższym poziomie. Certyfikat wydawany jest na 3 lata, a o powtórne jego przyznanie wnioskuje sam szpital. Trzydniowa wizyta akredytacyjna, która umożliwia ocenę pracy szpitala, kosztuje ponad 20 tys. zł. Pierwszą akredytację WSSD im. św. Ludwika otrzymał w 2013 roku.

Jak zapowiedział dyrektor placówki, na koniec 2017 roku planowany jest generalny remont szpitala, współfinansowany z pieniędzy unijnych. W planach jest też stworzenie oddziałów chirurgicznego i intensywnej terapii.

...

Dobre przyklady tez podkreslajmy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:51, 22 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Nauka
Kto zadba o rodzące Polki? Interes lekarzy a dobro kobiet
Kto zadba o rodzące Polki? Interes lekarzy a dobro kobiet

Dzisiaj, 22 lutego (11:4Cool

Rodzące kobiety stracą prawne zabezpieczenie, jakie zdobyły dzięki wprowadzeniu medycznych standardów opieki okołoporodowej. Po wielu latach starań i po wdrożeniu przepisów określających wymagania, aby pobyt na porodówce nie pozostał traumą na całe życie, państwo wycofało się z ustalania reguł opieki nad matką i jej dzieckiem. Zagwarantowanie prawa do porodu w godnych warunkach przegrało ze stanowiskiem samorządu lekarskiego. Po jego uwagach sejm zdecydował o likwidacji przepisów medycznych dla opieki okołoporodowej. Kto teraz zadba o rodzące Polki?
Kobiety uzyskały prawo do wyboru pozycji i miejsca porodu, prawo do rzetelnej informacji...
/ CHROMORANGE/ DPA /PAP

Wpływ na plan porodu, możliwość skorzystania z wanny lub prysznica, szklanka wody, nieprzerwany kontakt z dzieckiem po porodzie czy pomoc w laktacji - m.in. takie prawa udało się wywalczyć dla rodzących kobiet przez ćwierć wieku wolnej Polski.

Zapisane w ministerialnym rozporządzeniu prawa przysługiwać będą Polkom tylko do końca 2018 r. Po tej dacie medyczne standardy opieki okołoporodowej zaczną określać towarzystwa naukowe.

Ich wytyczne nie będą miały charakteru przepisu powszechnie obowiązującego, co pozbawi kobiety ciężarne i rodzące domagania się realizacji swoich praw w opiece okołoporodowej. To od konkretnego lekarza w konkretnym szpitalu zależeć będzie, jak ma przebiegać poród. Ministrowi zdrowia pozostaną do określenia standardy organizacyjne opieki okołoporodowej.

Czy to znaczy, że cofamy się do czasów opresyjnych porodówek? Czy w lęku przed bólem i z obawy przed całkowitą bezsilnością jeszcze częściej rodząca kobieta rozglądać się będzie za możliwością przeprowadzenia cesarskiego cięcia?
50 minut, których nie zapomnę

Mój pierwszy poród i to, co się działo po nim, wspominam jak najgorszy koszmar - opowiada Ula, dziś mama trójki dorosłych już dzieci. To był koniec lat 80. Nowo wybudowany szpital, perełka województwa, duma władzy ludowej.

Ładne sale, czyste łazienki. Co z tego? Do łazienki nie byłam w stanie dojść, a o pomocy mogłam pomarzyć. Personel uważał rodzące za zło konieczne. Nikt mnie fachowo nie pouczył, jak oddychać, jak przeć, nie było przecież szkół rodzenia. Ja krzyczałam z bólu i strachu, a położne krzyczały na mnie, żebym się uciszyła - wspomina.

Najgorsze dla niej było szycie krocza. Pięćdziesiąt minut, których nigdy nie zapomnę. "To gdzie pani rodziła? W buszu?" - zapytała mnie pięć lat później lekarka, której opowiedziałam, jak to wyglądało przy pierwszym dziecku - mówi.
Minister Religa powołuje zespół

W 2006 r., kiedy ministrem zdrowia był Zbigniew Religa, rozpoczęła się dyskusja o wprowadzeniu przepisów określających warunki opieki okołoporodowej nad kobietami. Prof. Religa zarządził powołanie specjalnego zespołu, który miał wypracować standardy w tym zakresie.

Wszyscy bali się ich wprowadzenia. Rząd chciał uniknąć zawyżenia kosztów, a lekarze protestowali i tłumaczyli, że przecież mają prawo do wykonywania zawodu, więc po co ich ograniczać? - przypomina Bolesław Piecha, wówczas wiceminister zdrowia, z zawodu lekarz ginekolog.
Ministerstwo Zdrowia zapewnia, że odbyły się konsultacje społeczne nad projektem ustawy
/Archiwum RMF FM

Dopiero w 2O12 r., po latach konsultacji resortu zdrowia ze środowiskami medycznymi i przedstawicieli kobiet, rozporządzeniem ministra zdrowia, którym był wówczas Bartosz Arłukowicz, określone zostały standardy medyczne opieki okołoporodowej.

Kobiety uzyskały prawo do wyboru pozycji i miejsca porodu, prawo do rzetelnej informacji, poszanowania prywatności, szklanki wody nawet w aktywnej fazie porodu, czy kontaktu matki z dzieckiem tuż po narodzinach.

W rozporządzeniu określono, że nacięcie krocza stosuje się tylko "w medycznie uzasadnionych przypadkach", zaznaczono także, w jakich sytuacjach konieczna jest opieka lekarza, a nie samej położnej.

W dokumencie pojawił się nawet zapis wydawać by się mogło oczywisty - o traktowaniu rodzącej z szacunkiem.

Kolejne zmiany, m.in. dotyczące łagodzenia bólu porodowego, przygotowane jeszcze w czasie kierowania resortem przez Arłukowicza, wprowadzono już za jego następcy prof. Mariana Zembali w listopadzie 2015 r.

Podsumowując swoje dokonania na stanowisku szefa resortu zdrowia, Bartosz Arłukowicz podkreślał, że decyzja o wprowadzeniu przepisów gwarantujących pacjentkom poród bez bólu to dla niego "rzecz niezwykle ważna, takie zakończenie całego pakietu opieki nad matką, dzieckiem, pacjentem". Wprowadzaliśmy te standardy, bo to się po prostu kobietom należy - mówi dziś na ten temat.

Ważne jest również to, że dzięki rozporządzeniom o standardach opieki okołoporodowej, kobieta mogła skarżyć się i dochodzić swoich praw, a czasem i odszkodowania, na drodze sądowej lub przed Wojewódzką Komisją do Spraw Orzekania o Zdarzeniach Medycznych.
Naczelna Rada Lekarska domaga się likwidacji przepisów określających standardy

Ustawą z 10 czerwca 2016 r. "o zmianie ustawy o działalności leczniczej oraz niektórych innych ustaw" posłowie zdecydowali o wykreśleniu przepisów dotyczących medycznych standardów opieki okołoporodowej. Wykreślono tak niepostrzeżenie, że dopiero po pół roku - w grudniu 2016 r. - wyszło to na jaw.

Joanna Pietrusiewicz, szefowa Fundacji Rodzić Po Ludzku mówi o "zatajonych zmianach".

Ministerstwo Zdrowia zapewnia, że odbyły się konsultacje społeczne nad projektem ustawy. Pisma z zaproszeniem do zgłaszania uwag resort rozesłał na przełomie marca i kwietnia 2016 r. Na liście, uzyskanej prze Interię, znajduje się 59 instytucji, struktur samorządowych, organizacji zawodowych i społecznych, które poproszono o opinie.

Teoretycznie wszystko przebiegało poprawnie. Na tym etapie w projekcie nie było zapisu dotyczącego standardów opieki okołoporodowej, więc nie przyszło nam do głowy, że ministerstwo planuje zmiany. Tym bardziej, że w tym czasie trwały konsultacje m.in. z Rzecznikiem Praw Pacjenta na temat lepszego monitorowania placówek pod względem stosowania standardów - zapewnia Joanna Pietrusiewicz.

Głównym tematem dyskusji wokół projektu zmiany ustawy była dekomercjalizacja szpitali.

22 kwietnia 2016 r. prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz przesłał ministerstwu stanowisko do projektu zmiany ustawy o działalności leczniczej. W imieniu NRL zwrócił się o wykreślenie przepisu, na podstawie którego minister zdrowia uzyskał prawo wydawania rozporządzenia o standardach opieki okołoporodowej, bo stanowi "jaskrawe i nieuprawnione wkroczenie władzy ustawodawczej i administracyjnej w autonomiczny obszar nauki i wiedzy".

Zobacz stanowisko Naczelnej Rady Lekarskiej
Błyskawiczna ustawa

W tej fazie prac nad projektem nikt z uczestników konsultacji społecznych nie znał stanowiska NRL.

Początek czerwca 2016 r. Projekt ustawy ze zmianami naniesionymi po sugestiach Naczelnej Rady Lekarskiej trafia do sejmu. Tempo pracy posłów jest szaleńcze. 9 czerwca odbywa się pierwsze czytanie ustawy. Obrady są burzliwe, gorąco jest też na komisji zdrowia, ale... nikt nie porusza tematu obowiązywania standardów medycznych. Przykrywa go głównie sprawa zadłużenia szpitali i ich dekomercjalizacji.

Były minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, który w obecnej kadencji sejmu przewodniczy komisji zdrowia, nie zabiera głosu w kwestii standardów medycznych opieki okołoporodowej. Czy Arłukowicz zorientował się, że nowelizowana ustawa, nad którą pracowali posłowie, te przepisy zniesie?

Oczywiście, że wiedziałem. Mówiłem o tym w wielu wystąpieniach publicznych - zarzeka się były minister. Jednak ani podczas obrad komisji zdrowia, ani podczas obrad na sali plenarnej nie wspomina o rodzących kobietach.



Nie przypominam sobie, żebyśmy na komisji zdrowia o tym rozmawiali - przyznaje Interii lekarz Marek Hok z PO, członek sejmowej komisji zdrowia.

A jakie to ma znaczenie, jeśli chodzi o jakość usług w szpitalu? - odpowiada pytaniem na pytanie Bernadetta Krynicka, posłanka PiS, z zawodu pielęgniarka. Myślę, że to alarm niepotrzebny, ktoś tu miesza. Nie słyszałam od żadnej kobiety, że jest zaniepokojona zmianami - zapewnia. Mam zaufanie do swojego ministra zdrowia. Zakładam, że nikt nie zmieni nic na gorsze - powtarza.

Lekarka Lidia Gądek, posłanka PO, także z komisji zdrowia: Wydaje mi się, że ktoś coś wspominał w kuluarach o kwestii standardów. Potem zresztą wałkowaliśmy ten temat. Nie wiem, po co ta zmiana, skoro minister Radziwiłł zapewnia, że obecne standardy zostaną zachowane.

10 czerwca 2016 ustawa ekspresowo przechodzi drugie i trzecie czytanie, potem przez senat przemyka bez poprawek. 17 czerwca dostaje ją prezydent, 30 czerwca składa podpis. W połowie lipca ustawa wchodzi w życie.

Tu możesz zaprotestować przeciwko likwidacji przepisów określających medyczne standardy opieki okołoporodowej

I tak na mocy zmian, które praktycznie niezauważalnie wprowadzono po sugestiach Naczelnej Izby Lekarskiej do ustawy o działalności leczniczej, medyczne standardy opieki okołoporodowej oraz standardy łagodzenia bólu mają obowiązywać maksymalnie do końca 2018 r. A później ministerstwo będzie regulować jedynie kwestie organizacyjne.
Standardy prawne i nie prawne

Kto teraz będzie ustalał standardy opieki medycznej? Katarzyna Strzałkowska, rzecznik prasowy Naczelnej Izby Lekarskiej, zapewnia, że "samorząd lekarski nie dąży do likwidacji standardów postępowania medycznego", tylko nie chce, żeby były ustalane jako rozporządzenie ministra.

Po zmianach z czerwca 2016 r. zadanie określania medycznych standardów opieki okołoporodowej przypadnie towarzystwom naukowym. "Standardy opieki okołoporodowej będą nadal obowiązywały - zmieni się jedynie forma, w której zostaną określone. Idea standardów opieki okołoporodowej zostanie zachowana. Nie zamierzamy likwidować tego, co jest osiągnięciem ostatnich lat, czyli poprawy opieki okołoporodowej" - zapewnia Ministerstwo Zdrowia w odpowiedzi na pytania Interii. Jakie to będą towarzystwa - na razie nie wiadomo. Czy zdążą z przyjęciem nowych wytycznych, skoro doprowadzenie do wydania ministerialnych rozporządzeń i dyskusje z tym związane trwały latami? Co w sytuacji, gdy na koniec przyszłego roku nie uda się uzgodnić standardów? "Dołożymy wszelkich starań, aby ta regulacja powstała do końca 2018 r., zapewniając ciągłość funkcjonowania standardów w opiece okołoporodowej" - zapewnia resort zdrowia.

Z opublikowanego latem 2016 r. raportu Najwyższej Izby Kontroli, podsumowującego kontrolę w polskich porodówkach, płyną alarmujące wnioski. Placówki są bez odpowiedniego sprzętu, bez wystarczającej kadry, a w żadnym ze skontrolowanych oddziałów nie przestrzegano wszystkich standardów opieki okołoporodowej.

Dziś mamy obowiązujące prawo, a jest problem z jego przestrzeganiem - zauważa Joanna Pietrusiewicz. Walczymy o lepszy system monitorowania, o sprawniejsze wyciąganie konsekwencji wobec placówek, gdzie łamane są standardy, a i tak ministrowi trudno jest to egzekwować. A co dopiero będzie po zmianach? - pyta.

Również mecenas Jolanta Budzowska, radca prawny reprezentująca poszkodowane pacjentki, wskazuje, że najczęściej nie są przestrzegane nakazy związane z postępowaniem w przypadku zwiększonego ryzyka niedotlenienia wewnątrzmacicznego płodu. Dzisiaj przepisy nakazują na przykład bezwzględnie prowadzić ciągły zapis KTG podczas porodu, gdy nieprawidłowości w zapisie są stwierdzane na etapie przyjęciu do szpitala, odpływania zielonego płynu owodniowego czy podawania oxytocyny - tłumaczy. Zauważa, że personel często poprzestaje na krótkim zapisie, co najwyżej powtarzanym co jakiś czas. To może prowadzić do tragedii, bo KTG służy przecież wykrywaniu nieprawidłowości w tętnie płodu - mówi mec. Budzowska. - Podobnie w przypadkach krwotoku położniczego - zauważa. Gdyby ściśle realizować wskazania rozporządzenia, prawdopodobnie rzadziej dochodziłoby do usunięcia macicy.

Z jej praktyki zawodowej wynika także, że rzetelne prowadzenie dokumentacji medycznej to wciąż duży mankament większości oddziałów położniczych. A na to właśnie szczególny nacisk kładą wszystkie obecnie obowiązujące rozporządzenia. W procesach o błędy medyczne, w tym przede wszystkim związanych z niedotlenieniem dziecka podczas porodu, często okazuje się, że w dokumentacji są poważne braki albo że nie odzwierciedla ona rzeczywistego przebiegu porodu - tłumaczy mec. Budzowska.
Zalecenia towarzystw to nie rozporządzenie ministra

Jak w takim razie będą przestrzegane standardy medyczne, wyłączone z decyzji ministra?

Profesor Mirosław Wielgoś, krajowy konsultant ds. perinatologii, przyznaje, że nawet jeśli standardy będą obowiązywać jako rekomendacje towarzystw naukowych czy zalecenia konsultantów krajowych, ich znaczenie będzie o wiele mniejsze.

W naszym systemie, to co nie ma podstawy prawnej, nie istnieje. Kto to będzie interpretował? Kto egzekwował? - stwierdza Bolesław Piecha.

Dlaczego zatem Ministerstwo Zdrowia zgodziło się na scedowanie praw to określenia standardów, skoro - jak przyznają eksperci, m.in. prof. Wielgoś - stosowanie obowiązujących przynosi niewątpliwe korzyści pacjentkom?

Prezes Fundacji Rodzić po Ludzku uważa, że obecny minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, który przez dziewięć lat (2001-2010) był prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej, a potem jej wiceprezesem i sekretarzem, dba o interesy swojego środowiska.

Wielu ekspertów zauważa jednak, że obowiązujące standardy w rzeczywistości chroniły lekarzy. Zwraca na to uwagę prof. Wielgoś. Również mecenas Budzowska zaznacza, że zmiana wynikająca z ustawy z 2016 r. nie jest jednoznacznie korzystna dla lekarzy.

Dotąd w codziennej praktyce lekarze mogli posługiwać się opracowanym przez autorytety medyczne standardem działania, a leczenie zgodne z takim schematem nie mogło narazić ich na odpowiedzialność cywilną ani karną. W uzasadnionych przypadkach można było także od standardów odstąpić, trudno więc podzielać pogląd, że rozporządzenia wiązały lekarzom ręce. Nie słyszałam także zarzutu, żeby obowiązujące standardy zmuszały lekarzy do złej praktyki klinicznej - tłumaczy prawniczka.

W jej opinii, ocena, czy działania lekarzy nie stanowią błędu w sztuce medycznej, to broń obosieczna. W praktyce w przypadku braku rozporządzenia, które wyznacza konkretne ramy prawne dla obowiązków personelu medycznego, to opinia biegłych będzie miała decydujące znaczenie. Mogą oni ocenić proces leczenia także na niekorzyść lekarzy, gdy np. ich zdaniem nie dochowano należytej staranności w leczeniu, bo nie wzięto pod uwagę najnowszych stanowisk europejskich towarzystw naukowych. Większa dowolność może więc w praktyce oznaczać większą odpowiedzialność za podejmowane w procesie leczenia decyzje - przestrzega Jolanta Budzowska.
O wszystkim zdecyduje lekarz

Na jeszcze inną sprawę zwraca uwagę Agnieszka Szyszko-Perłowska, położna z 18-letnim stażem, wykładowczyni na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku. Uważa, że konsekwencją wprowadzonych w czerwcu 2016 r. zmian mogą być "ucieczki" pacjentek z publicznych placówek do prywatnych klinik, w których łatwiej o cesarskie cięcia. Kliniki prywatne nie są nastawione na porody fizjologiczne i naturalne, które trwają 24 godziny - to jest dla nich nieopłacalne - mówi położna.

4 stycznia br. minister Konstanty Radziwiłł spotkał się z przedstawicielami organizacji społecznych, zajmujących się prawami kobiet i opieką okołoporodową. Przekonywał, że nic się nie zmieni i standardy medyczne nadal będą obowiązywać.

Zapewnienia ministra nie uspokoiły działaczek Fundacji Rodzić Po Ludzku, które wystosowały do premier Beaty Szydło petycję o przywrócenie dotychczasowych przepisów. Pod petycją podpisało się ponad 70 tys. osób.

"To wszystko cofa nas do ponurych lat opresyjnego położnictwa drugiej połowy XX wieku, pełnego przemocy, odhumanizowanej opieki i korupcji" - uważają przedstawicielki Fundacji Rodzić po Ludzku.

...

Bo Sejm to cyrk a nie miejsce pracy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:34, 23 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Kto zadba o rodzące kobiety? Matki piszą o swoich doświadczeniach
Kto zadba o rodzące kobiety? Matki piszą o swoich doświadczeniach

1 godz. 27 minut temu

Z trudem wypracowane i wdrażane w życie prawo, chroniące rodzące kobiety i ich dzieci już niebawem przestanie obowiązywać. Dlaczego? Kto naciskał? Jak wprowadzano zmiany? I najważniejsze, kto zadba teraz o rodzące Polki?
Godnie rodzić
/ Andrew Matthews, PA /PAP
Kto zadba o rodzące Polki? Interes lekarzy a dobro kobiet

Na mocy zmian, jakie wprowadzono po sugestiach Naczelnej Izby Lekarskiej do ustawy o działalności leczniczej, medyczne standardy łagodzenia bólu oraz opieki okołoporodowej będą obowiązywać maksymalnie do końca 2018 roku.

Co to znaczy?

Tyle, że z trudem wypracowane i wdrażane w życie prawo, chroniące rodzące kobiety i ich dzieci, zostało zniesione jedną nowelizacją ustawy o działalności leczniczej. Ministrowi zdrowia odebrano możliwość określania w drodze rozporządzenia standardów postępowania medycznego opieki zdrowotnej. Będzie mógł jedynie określać standardy organizacyjne.

Sprawą zajmujemy się w ramach wspólnej akcji Interii i RMF FM.



Tu możesz zaprotestować przeciwko likwidacji przepisów określających medyczne standardy opieki okołoporodowej
Piszecie o własnych doświadczeniach

Na forum Interia.pl oraz w komentarzach pod artykułami pojawiło się wiele opinii. O swoich przeżyciach piszą kobiety, które doświadczyły porodu, ale także towarzyszący im w tych chwilach mężowie oraz osoby przedstawiające się jako personel medyczny. Wybraliśmy kilka wpisów, oto one (pisownia oryginalna):

nick: Gość

Mój poród w 2016 roku: nie zainteresowanie się lekarza pomimo interwencji o konieczności cesarskiego ciecia (w konsekwencji dziecko ledwo przeżyło), brak jakiegokolwiek znieczulenia, kroplówki podawane bez mojej zgody i nie wiadomo z jaką zawartością (w dokumentacji brak info), jedyna możliwa pozycja do porodu (najgorsza dla mnie) to leżąca na łóżku, profilaktyczne nacięcie bez mojej zgody, szemrane rozmowy między lekarzem a położną, czyszczenie łożyska na żywca, błąd w podaniu leku po porodzie i zero wsparcia po porodzie w szpitalu (i leczenia - kontynuacja prywatnie już po wyjściu). Nie wierzę w żadne standardy i tym bardziej poprawę....

nick: ja

Żona rodziła 2 lata temu w Warszawie. Prawie urodziła w wannie, a ja prawie odbierałem poród. Sam żonę z wanny wyciągnąłem i narobiłem dymu na oddziale. Personel był na kawie i opowiadał kawały. Do sali porodowej nikt nie zajrzał przez równą godzinę. Parcia nie było - wzięli skalpel, nacięli krocze i dziecko samo wypadło wraz z łożyskiem (tyle nacięli). Przy wypisie okazało się, że mamy chłopca a nie córkę i że się urodziła w innym terminie. Żonę wyrzucono ze szpitala w środku nocy. Papiery dalej się nie zgadzały i przyjechałem po poprawione w wyznaczonym terminie - stwierdzono, że żona nie mogła być wypisana bez poprawnych dokumentów. Znów narobiłem dymu. Oczywiście po drodze wulgarne i wredne pielęgniarki, położne, lekarz który kłamie prosto w pysk. I tak dalej. Podsumowując, nigdy nie było żadnej opieki bo służba zdrowia jest traktowana jak święte krowy, bez żadnej odpowiedzialności za swoje zaniedbania.

nick: logowska

Ja jestem położną i kobiety nie mają pojęcia, że mogą o coś poprosić. A jeśli nie proszą, to my się nie wychylamy, bo mamy swoją robotę.

nick: Ika

Ja rodziłam w zwykłym szpitalu, nie dając w łapę, a jestem bardzo zadowolona. Miły, pomocny personel, otwarty na pacjentki. Jak widać, da się. Nie mówię, że 100% takich osób tam było - każdy też może mieć gorszy dzień, ale o żadnej z pielęgniarek czy położnych nie mogę powiedzieć, żeby zaniedbywała jakieś swoje obowiązki czy nie reagowała na jakąkolwiek prośbę. Też kwestia charakteru - jedne osoby są bardziej otwarte, serdeczne, uśmiechnięte, inne z dystansem, może trochę oschłe na pozór. Po 3 latach wróciłam do tego szpitala na drugi poród i czułam się bezpiecznie, jakbym wracała do dobrych znajomych. Dodam, że to szpital w Siemianowicach Śląskich. Żal tylko, że oddział trochę zaniedbany, ale opieka w moim odczuciu rewelacja.
"Prawo do godnego porodu" - napisz list do posłów ws. utrzymania standardów opieki okołoporodowej


nick: Mandragora

Kiedy 10 lat temu rodziłam syna, miałam szczęście, że towarzyszył mi maż. Nie chodziło mi o żadne trzymanie ręki, bo zazwyczaj podczas porodu kobieta bardziej ma ochotę palnąć faceta, tylko o zapewnienie mi bezpieczeństwa. Pamiętam jak mój mąż się wściekł i zainterweniował, jak na sąsiedniej sali lekarz przedrzeźniał wyjącą z bólu pacjentkę, która niestety rodziła sama.

nick: Gość

Chodzi o to, że papier wszystko przyjmie. Również "standardy". I można napisać wszystko tyle, że gdy się wpisze w standard prawo do znieczulenia, to trzeba mieć do tego anestezjologa, który będzie się zajmował WYŁĄCZNIE znieczuleniem rodzącej. A anestezjologów nie ma i nie wyskoczą nagle jak króliki z kapelusza. Podobnie z położnymi. Przy takiej ilości pacjentów pod opieką, położne "na zachodzie" odmówiłyby pracy i tyle.

nick: mała

Gdy nie zawsze przestrzegane są standardy zapisane w ustawie, jak przestrzegane będą zalecenia? Rodziłam w 2015 r. w państwowym szpitalu. Wszystko było dobrze, bez komplikacji, powikłań, dziecko zdrowe. Położne miłe delikatne. Jednak nie wszystko jak trzeba. Zgodę na nacięcie krocza podpisałam z zaznaczeniem iż wykonane ma być tylko w uzasadnionym przypadku i dla dobra dziecka. Położna potwierdziła to. Już wtedy miałam trudności z podpisywaniem dokumentów gdyż skurcze miałam już co minutę, a tuż po zakończeniu podpisywania dokumentów zaczęły się skurcze parte. Poród przebiegał szybko. Dziecko urodziło się po kilku skurczach partych a dokładniej po trzech prawidłowo wykonanych przeze mnie parciach. Nacięcia krocza wykonano. Gdy później zapytałam położnej czy było to konieczne usłyszałam: "tak, widziałam że główka dziecka jest duża". Duża nie była. Wszystkie czapeczki odpowiednie dla wieku i wagi dziecka zawsze były za duże. Co mi się nie spodobało bardziej. Tuż po porodzie dziecko trzymałam w ramionach może 1,5 minuty. Standardy mówią o 30 minutach i tak też wpisano do książeczki zdrowia dziecka. Może nie miało to dużego znaczenia zdrowotnego. Ale jednak blizna której mogło nie być jest. to co poczułam gdy bez słowa zabrano mi dziecko (pierwsze dziecko) po ok 90 sekundach zapamiętam na długo.

nick: Ewela

Ja rodziłam kilka miesięcy temu i niestety nie wspominam tego dobrze.. ;/ pierwszy poród wszystko w porządku, świetna opieka zarówno wśród lekarza jak i położnych... a drugi.... totalna porażka... lekarz nie w humorze, który na każdym kroku krzyczał, po co ja przyszłam do szpitala rodzić... że powinnam w domu... itp... ewidentnie oczekiwał na kopertę..... jak bym mogła, to bym uciekła wtedy... ale dzięki Bogu miałam wspaniałą położną.. tak więc, w dużej mierze wszystko zależy od nastawienia personelu... jeśli jest w porządku i potrafi wzbudzić zaufanie, wtedy wszystko idzie z górki....przepisy przepisami, ale głównie chodzi o to, żeby traktować człowieka jak człowieka...

nick: smółka

Moja żona rodziła dziecko 6 lat temu. Zachowanie położnych i lekarzy było uwarunkowane od kopert. Teraz żona jest w szóstym miesiącu drugiej ciąży. W tym samym szpitalu traktują nas w końcu jak ludzi, rzetelnie i szacunkiem i nikt nie uchyla kieszeni.


nick: Marta

To jest ważny temat, za rzadko się o tym mówi, a kobiety później żyją z fatalnymi wspomnieniami z porodówek. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której nie będzie już takich standardów. Po co to było wprowadzane? Przecież chodziło dobro pacjenta. A teraz co - już to nie jest takie istotne? Nie jest ważny sposób przyjmowania dziecka na świat? Nie jest ważna matka, która musi go w ten świat wprowadzić. Gdzie my, ludzie, zmierzamy?!

nick: Mandarynka424

Rodziłam 4 lata temu za PO i nie miałam dostępu do znieczulenia, więc o czym wy piszecie, nigdy nie było godnego porodu!!!!

nick: baba

Jakie standardy? Rodziłam 18 lat temu i teraz. Nic się zmieniło. Boksy i pięć rodzących kobiet oddzielonych przepierzeniem. Po porodzie sale 5-7 osobowe, jedno łóżko na drugim. Duża klinika w dużym mieście.

nicka: ona

Tak, kobieta powinna mieć wpływ na plan porodu. Rozwijamy się przecież cywilizacyjnie a nie cofa do epoki kamienia. Ja miałam możliwość ustalenia planu porodu, czy chce rodzić na łóżku, czy w wannie, czy w domu, czy w ośrodku, który nie jest szpitalem ale cichym i przyjaznym miejscem dla rodzącej i ma dostępna opiekę medyczną... czy chce mieć włączoną nastrojowa muzykę, przygaszone światło... położna nosiła mi olejki relaksacyjne do masażu gdy zaczęły się bóle, pytała o moje samopoczucie i czy czegoś mi nie trzeba... po porodzie przyniosła mi kanapki i ciepłą herbatę...niestety to nie było w Pl i do tego powinniśmy dążyć by w Pl też tak było!

nick: Majka położna

Właśnie wróciłam po nocnym dyżurze ze szpitala specjalistycznego. Proszę mi napisać, w jaki sposób dobrze i profesjonalnie zaopiekować się pacjentką jeśli na oddziale jest takich kobiet 20-25 a położna jest jedna? (...) Zróbmy tak jak w Niemczech. Na 5-6 pacjentek przypada 1 położna. Gdybym ja miała zaopiekować się 6-oma pacjentkami na dyżurze 12-godzinnym, to miałyby wszystko-łącznie z edukacją zdrowotną, parzeniem herbatki, kawy itp., bo....po prostu miałabym na to czas. Proszę może napisać raczej do ministra zdrowia o zwiększenie personelu.

nicka: Harry

Moja żona urodziła córkę 4 miesiące temu w szpitalu w Gdańsku, traktowanie kobiet na oddziale jest takie samo jak było za komuny. Mentalności lekarzy nie zmieni się ustawą! Starsi lekarze mentalnie wciąż są w PRLu a młodzi mają pretensje do całego świata, że nie zarabiają jak na zachodzie.

nicka: Maja

Urodziłam 4 dzieci (tak, wiem dla większości z Was to już patologia, ale wiedzie mi się dobrze, a dzieci były świadomym wyborem) w sposób naturalny i bez znieczulenia. Wcale nie napiszę, że było cudnie. Bolało i to bardzo (zwłaszcza przy 2 porodzie). Rodziłam z mężem przy boku, aby mieć w razie problemu świadka zdarzenia i wtedy też poród przebiega sprawniej. Dwójkę dzieci rodziłam ponad 10 lat temu i zastosowano w obu przypadkach chwyt kristellera (dzieci owinięte pępowiną wokół szyi, bo nikt tego na USG nie zobaczył!!!), który zastosowany przez wprawnego lekarza w moim odczuciu uratował moje dzieci przed trwałym kalectwem! Dwójkę młodszych urodziłam 3 i 4 lata temu. 4 lata temu "państwowa" opieka med. lekarz w przychodni, z racji na poprzednie problemy żądałam USG przed porodem, nie zrobił, więc pokłóciłam się z nim i powiedziałam, że jak dziecko urodzi się niedotlenione to spotkamy się w sądzie i nie opuścił mnie prawie na moment przy porodzie(!) Przy czwartym chodziłam na prywatne wizyty, miałam dzięki temu zrobione wszystkie badania, jakie są możliwe, a za które normalnie trzeba płacić po kilkaset zł, a ja miałam je w ramach wizyty za 100 zł. Na odnowionej porodówce rodziłam pod prysznicem na piłce, żeby uśmierzyć mój ból, potem łóżko na pilota z każdym możliwym odchyleniem, sale dwuosobowe z łazienkami (TO NIE BYŁA PŁATNA KLINIKA, tylko prywatny szpital, który ma umowę z NFZ i nie trzeba nic płacić, by tam urodzić!). Położne miłe, jak zawsze od pierwszego porodu (bo rodziłam cały czas w tym samym szpitalu, tylko w międzyczasie stał się własnością prywatną spółki lekarzy), uczynne nawet salowe. MOŻNA JAK SIĘ CHCE. Kochane kobiety my też nie przesadzajmy z zachciankami na porodówce i potem, bo czasem o czymś nie mamy pojęcia, bo brak nam doświadczenia, ale też WALCZMY o podstawowe prawa i poszanowanie naszej osoby i intymności! Znieczulenie już od kilku lat jest na życzenie, ja odradzam, bo ból szybko minie (choć może wydawać się niekończący i ogromny), a powikłania po znieczuleniu (odczuwanie bólu kręgosłupa np.) CZASEM zostają na lata, nie wspomnę o powikłaniach u noworodków, bo o tym nie wiem zbyt wiele. KTO ma czas i jest zainteresowany, niech o tym poczyta przed porodem. LEPIEJ PODJĄĆ TĘ DECYZJĘ WCZEŚNIEJ, A NIE KIEROWAĆ SIĘ EMOCJAMI CZY STRACHEM (UZASADNIONYM).

nick: madziara

Rodziłam w 2014 roku, nie w takiej pozycji jak chciałam bo tak bezpieczniej dla dziecka, miałam nacięcie, bo tak lepiej. Dziecko mimo tego, że zdrowe leżało ze mną 15 min. (nie 2 godz.), a położna laktacyjna była wspaniała, tylko trzy dni po porodzie, bo był weekend. Mój pech, że urodziłam w piątek o 15. Do tego czasu karmienie było horrorem. Szycie też nie było przyjemne, bo przecież ma boleć, więcej znieczulenia nie mogą dostać. Mam gdzieś walkę o standardy, które nie są przestrzegane. Choć i tak uważam, że jest lepiej niż jak rodziły nasze mamy.

nick: LLynx

Żona rodziła w 2015 w Rydygierze w Krakowie, lekarz wpadł do sali, nawet nie popatrzył na nią i od razu: ma byc cięcie! My na to, że chcemy naturalnie, że inna doktor mówiła że nie ma przeciwwskazań. A on do mnie: czy weźmie pan odpowiedzialność za śmierć żony? Na szczęście była z nami położna z tego szpitala (której zresztą zapłaciliśmy niemało za tę pomoc) i dzięki niej udało się urodzić naturalnie. Jak nie zapłacisz, to nie masz... taka prawda.

nick: DP

Standardy CHRONIŁY lekarzy przed roszczeniami. To nie środowisko lekarskie apelowało tylko okazało się że za spełnianie standardów trzeba PŁACIĆ aby zapewnić odpowiednią ilość osób i sprzętu a nikt nie chce. I stąd ucieczka od tychże. Jestem lekarzem i wiem co mówię. Jestem za standardami.

Prawa kobiety na porodówce
/INTERIA.PL




***

Jeśli nie zgadzasz się ze zmianą w obowiązywaniu standardów medycznych, weź udział w naszej akcji.

Na stronie prawodogodnegoporodu.interia.pl można wysłać list do posłów ze swojego okręgu. Mechanizm jest prosty:

1) klikamy w prawodogodnegoporodu.interia.pl

2) wybieramy województwo i okręg (pojawia się lista posłów z wybranego okręgu)

3) wpisujemy swój adres mailowy, przepisujemy kod z obrazka

4) wysyłamy apel do posłów z wybranego okręgu.

...

Realia...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:42, 27 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Karetka nie chciała zabrać pacjentki do szpitala. Jej brat i kolega uszkodzili ambulans
Karetka nie chciała zabrać pacjentki do szpitala. Jej brat i kolega uszkodzili ambulans

Dzisiaj, 27 lutego (17:25)

​Za zniszczenie mienia odpowie dwóch krewkich mieszkańców Mołtowa pod Kołobrzegiem. Swoją złość wyładowali na karetce.
Karetka pogotowia (zdjęcie ilustracyjne) /Krzysztof Kot /RMF FM


Załoga pogotowia została wezwana do skarżącej się na ból brzucha młodej kobiety.

Ratownicy obejrzeli pacjentkę i uznali, że nie musi ona jechać do szpitala. To rozwścieczyło brata i kolegę kobiety.

Mężczyźni najpierw zwyzywali ratowników. Potem jeden z agresorów tak silnie uderzył ambulans, że uszkodził tylne drzwi.

Policjanci z postawieniem zarzutów czekają na wycenę zniszczeń. W zależności od wysokości szkód, napastników czeka mandat albo sprawa w sądzie.

(łł)
Aneta Łuczkowska

...

Inna sprawa ze czesto sa niepotrzebnie brutalni choc wiem ze musza byc twardzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:10, 01 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
"Fakt": NFZ na swoich nie oszczędza. 5,5 mln zł nagród dla pracowników
"Fakt": NFZ na swoich nie oszczędza. 5,5 mln zł nagród dla pracowników

11 minut temu

Te kwoty mogą oburzać - Narodowy Fundusz Zdrowia nie oszczędza na swoich pracownikach. Tylko w zeszłym roku rozdał swoim pracownikom 5,5 mln zł nagród - donosi "Fakt".
Zdj. ilustracyjne
/Archiwum RMF FM

Narodowy Fundusz Zdrowia ma przestać istnieć w 2018 r. - rząd zapowiada to już od miesięcy. Powodem są między innymi oszczędności. Jak jednak podaje "Fakt", fundusz na swoich pracownikach nie oszczędza. W zeszłym roku na premie przeznaczył ponad 5,5 mln zł.

Jak zaznacza tabloid, najlepiej taktowani są pracownicy centrali. Tu, spośród 419 pracowników, premie dostało 418 osób - w sumie na 4,3 mln zł. W oddziałach na nagrody załapał się co trzeci-czwarty zatrudniony.

Podobne nagrody będą wypłacone i w tym roku - tak wynika z Zakładowego Układu Pracy dla pracowników. To nie wszystko - zatrudnieni w NFZ mogą liczyć na podwyżki.

Cały artykuł znajdziecie TUTAJ
[link widoczny dla zalogowanych]

..

W kolo sie nagradzaja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:25, 02 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Pacjent wyprowadzony z hipotermii: Czuję się dobrze
Pacjent wyprowadzony z hipotermii: Czuję się dobrze

Dzisiaj, 2 marca (17:07)

​"Czuję się dobrze, coraz lepiej. Kompletnie nic nie pamiętam z dnia wypadku" - mówi pan Jakub, którego w ubiegłym tygodniu w stanie głębokiej hipotermii znaleźli ratownicy na Pilsku. Dziś mężczyzna dziękował ratownikom i lekarzom za uratowanie życia. Jutro ma opuścić oddział Polsko-Amerykańskich Klinik Serca w Bielsku-Białej.
Uratowany biegacz Jakub Lenarczyk w siedzibie PAKS w Bielsku-Białej
/Andrzej Grygiel /PAP


Pan Jakub biegał na Pilsku i jak sam mówi - nie wie co się stało. Po raz ostatni skontaktował się z żoną po 13. Powiedział, że jest na szczycie Pilska i z powodu śnieżycy będzie schodził ze szczytu szlakiem po stronie słowackiej. Następnie nie wrócił na umówioną godzinę do schroniska, a żona nie mogła się z nim skontaktować, więc wezwała pomoc. Gdyby nie żona, nie byłoby całej akcji - mówi prof. Andrzej Bochenek z Polsko-Amerykańskich Klinik Serca.

Po wezwaniu ratownicy beskidzkiej grupy GOPR skuterami wyruszyli na poszukiwania. Odnaleźli pana Jakuba o godzinie 15. Temperatura jego ciała wynosiła wtedy około 21 stopni Celsjusza. Pogotowie przetransportowało go na Oddział Kardiochirurgii PAKS w Bielsku-Białej. W czasie transportu doszło do zatrzymania akcji serca. Cały czas przy pomocy specjalnego urządzenia prowadzono masaż serca. W szpitalu lekarze podłączyli pacjentowi krążenie pozaustrojowe, by go ogrzać. Temperaturę 35,5 stopni udało się uzyskać po ponad 3 godzinach.

Do niedzieli pan Jakub był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Czuje się coraz lepiej. Dziś wraz z żoną dziękował za uratowanie życia. Chciałem bardzo podziękować za szybką reakcję i bardzo profesjonalną opiekę. Kompletnie nic nie pamiętam z dnia wypadku. Byłem dobrze przygotowany. W takich warunkach wielokrotnie biegałem. Nie ma zasady. W górach różne rzeczy mogą się zdarzyć - mówił dziś pacjent.

Teraz czeka go rehabilitacja. Jest to najmniej spektakularny czasowo element leczenia ale bardzo istotny. To zadecyduje, czy będzie absolutnie w pełni sprawny, czy jakieś resztkowe niedomagania mu zostaną - mówi dr Wojciech Domaradzki z PAKS w Bielsku-Białej. Lekarz podkreślił, że pacjent przez długi okres czasu, przez kilka godzin miał zatrzymaną akcję serca. Bez specjalnej terapii, bez ECMO (urządzenie do pozaustrojowego utlenowania krwi, wspomaga funkcje życiowe), bez tego typu sprzętu i zaplecza, to jest to pacjent, który z definicji nie żyje - dodaje dr Domaradzki.

(az)
Anna Kropaczek

...

Dlatego Bóg toleruje choroby. Aby ludzie mogli czynic sobie dobro w tym lekarze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:09, 03 Mar 2017    Temat postu:

Superbakteria znów atakuje? Sanepid uspokaja, lekarze apelują: czas ogłosić epidemię
Monika Rozpędek
3 marca 2017, 13:00
Lekarze alarmują i chcą ogłoszenia epidemii zabójczej bakterii, ale warszawska stacja sanitarno - epidemiologiczna problemu nie widzi i uspokaja. Mowa o Klebsielli pneumoniae, potocznie zwanej New Delhi, superbakterii, która jest odporna na wszystkie antybiotyki. Zarażonych w Polsce jest już ponad 2300 pacjentów, a ich liczba ciągle wzrasta.



Bakteria New Delhi, czyli Klebsiella pneumoniae NDM jest odpowiedzialna między innymi za groźne dla życia zapalenie płuc, zapalenie opon mózgowo - rdzeniowych i bardzo często doprowadza do sepsy, która kończy się śmiercią. Jest odporna na wszystkie antybiotyki, co oznacza, że nie można wyleczyć wywołanych przez nią śmiertelnie groźnych chorób. Gdy organizm zostanie zainfekowany przez New Delhi, można mieć jedynie nadzieję, że sam upora się z bakterią. Jeśli nie, zakażenie patogenem albo przybierze postać przewlekłą, albo doprowadzi do śmierci pacjenta.

(fot. WP)



Tysiące zakażonych

Do Polski superbakteria dotarła w 2011 roku. Pierwsze zachorowania zanotowano w Warszawie, a kolejne w 2012 roku w Poznaniu. Pacjenci zaczęli zarażać się nawzajem, ponieważ szpitale nie zastosowały wówczas odpowiednich środków ostrożności i mechanizmów zabezpieczających. W krótkim czasie liczba zachorowań zaczęła lawinowo rosnąć. Według danych z krajowego Ośrodka Referencyjnego ds. Lekowrażliwości Drobnoustrojów, w 2013 roku w całym kraju było 105 zakażonych, a w kwietniu 2016 r. ich liczba wzrosła do 1100. W tej chwili zakażonych jest około 2300 osób.


Według dr Tomasza Ozorowskiego, prezesa Stowarzyszenia Epidemiologii Szpitalnej, to czas, by ogłosić epidemię. - Dotychczasowe działania nie przyniosły żadnych efektów i czas na kolejne kroki. Ustawa o chorobach zakaźnych określa epidemię tak: "Wystąpienie na danym obszarze zakażeń lub zachorowań na chorobę zakaźną w liczbie wyraźnie większej niż we wcześniejszym okresie lub wystąpienie zakażeń dotychczas niewystępujących". My przed 2012 rokiem nie mieliśmy do czynienia z drobnoustrojem New Delhi. Ponadto z każdym rokiem liczba zachorowań dramatycznie wzrasta - mówi nasz rozmówca.


Sanepid uspokaja

Superbakteria obecna jest w większości warszawskich szpitali i zaczyna rozprzestrzeniać się poza granice miasta. Jednak Wojewódzka Stacja Sanitarno - Epidemiologiczna w Warszawie listy zakażonych placówek nie ma i uspokaja: "to nie jest epidemia".

- "Epidemia" to w tym temacie bardzo niefortunnie użyte słowo. Absolutnie nie mamy z nią do czynienia. Jednak rzeczywiście, wzrasta problem pojawiania się tej bakterii w szpitalach. Nie tylko tych warszawskich, ale w całej Polsce. Jednak nie możemy mówić o epidemii - mówi Wirtualnej Polsce rzecznik prasowy WSSE w Warszawie Joanna Narożniak. - Sytuacja epidemiologiczna w mazowieckich szpitalach jest na bieżąco monitorowana przez zespoły kontroli zakażeń szpitalnych poszczególnych placówek medycznych oraz przez służby sanitarne powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznych - dodaje.

Dane zebrane przez WSSE w Warszawie na podstawie zgłoszeń ze szpitali do poszczególnych PSSE województwa mazowieckiego są porównywane i zbliżone do danych KORLD, które mówią o 1328 zarejestrowanych przypadkach w 2016 roku. W pierwszym kwartale sanepid zanotował 218 zakażeń, a w trzecim kwartale 422. Według WSSE w Warszawie, w ostatnim kwartale 2016 roku liczba zanotowanych przypadków spadła do 385.


"Mimo wzrostu zarejestrowanych przypadków kolonizacji i zakażeń wywołanych wspomnianą bakterią obecny stan nie uzasadnia kreowania przez media paniki o istniejącej epidemii" - poinformowała Wirtualną Polskę WSSE w Warszawie.

Jednak według prezesa Stowarzyszenia Epidemiologii Szpitalnej, sanepid zamiata problem pod dywan. - W moim przekonaniu warszawska Stacja Sanitarno - Epidemiologiczna próbuje załagodzić i uspokoić sytuację. Według nich sytuacja jest lepsza, niż w rzeczywistości, czemu absolutnie zaprzeczają dane Krajowego Ośrodka Referencyjnego, do którego spływają wszystkie szczepy bakteryjne izolowane od pacjentów. Jest tego dramatycznie więcej, niż podaje warszawska stacja - komentuje dr Ozorowski.

"Poważne zagrożenie"

Zagrożeni superbakterią są przede wszystkim dla pacjentów, przebywających w szpitalach, w których wykazano obecność New Delhi. - Mówimy tu o większości warszawskich szpitali. To także olbrzymie zagrożenie dla pacjentów, którzy mają tak zwane wrota do powstania zakażenia, typu: cewniki, ciała obce, lub są poddawani zabiegom operacyjnym. Jednak wciąż pierwszym warunkiem zakażenia jest przebywanie w szpitalu, w którym ta bakteria występuje - zaznacza epidemiolog.

- To bakteria, która powszechnie występuje w przewodach pokarmowych nie tylko pacjentów, ale także osób, które nie były hospitalizowane. Jednak ten szczep, o którym teraz mówimy, jest oporny na wszystkie antybiotyki. Zagrożenie jest naprawdę poważne - dodaje.

...

W jakim czasie te 2300?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:36, 07 Mar 2017    Temat postu:

Zła diagnoza lekarza mogła kosztować Krystiana życie. "Jeszcze doba i byłoby za późno"
Monika Rozpędek
7 marca 2017, 12:53
Krystian zaczął mocno kaszleć. Pierwsza wizyta u lekarza rodzinnego i diagnoza - kaszel alergiczny, leczenie: inhalacja. Trzy tygodnie później okazało się, że krew chłopca w 96 proc. zajęta jest przez komórki białaczkowe. - Jeszcze doba i byłoby za późno - mówi Wirtualnej Polsce mama 14-latka.



Po pierwszej wizycie u lekarza przez kolejne tygodnie stosowali się do zaleceń lekarza - specjalne inhalacje i cierpliwość. Ale Krystian kaszlał coraz mocniej. Był blady, bardzo szybko się męczył. Przychodził ze szkoły i od razu kładł się spać. Nigdy wcześniej tego nie robił. W nocy miał duszności. - Znów poszliśmy do lekarza. Pani doktor zaleciła badania krwi. Bałam się, że to anemia - wspomina mama Krystiana. Dwie godziny po badaniu dostała telefon od kierownika laboratorium, by natychmiast przyjechać po wyniki. - Usłyszałam, że są bardzo złe i nie można czekać nawet doby, bo będzie za późno. Byłam przerażona, ale cały czas myślałam, że chodzi o ostrą anemię - wspomina.

"Czy ja umrę?"

Gdy Krystian trafił na oddział, lekarze od razu przeprowadzili punkcję. Jego krew w 96 proc. zajęta była przez komórki rakowe. - Padła diagnoza: białaczka. Więcej już nic nie słyszałam i nic nie widziałam. Prawdopodobnie siedziałam na środku korytarza i krzyczałam, że lekarze się pomylili - opowiada mama chłopca. - Mieli rację. Jeszcze doba i byłoby za późno - dodaje. Gdy kolejne badania potwierdzały ostrą białaczkę limfolpastyczną przyszedł czas, by i Krystian się o niej dowiedział. W asyście psychologa lekarz poinformował chłopaka o stanie zdrowia. - Zadał wtedy tylko jedno pytanie: pani doktor, czy ja umrę? - mówi Wirtualnej Polsce mama 14-latka.


Jest przy łóżku syna 24 godz. na dobę, dlatego zamknęła mały sklepik, który był jej jedynym źródłem dochodu. - Zaczęłam się zastanawiać, jak dam radę, ale nie chciałam żadnej pomocy. Stwierdziłam, że to byłoby jak żebranie, a ja przecież zawsze radziłam sobie sama. Oszczędności topniały w mgnieniu oka - mówi.

W szpitalu zaprzyjaźniła się z inną matką, która powiedziała: "nie martw się, ja ci pomogę". Nie spodziewała się, że akcja Żanety odniesie taki sukces. Nikt nie stoi przecież z puszkami, nie namawia do wrzucania "co łaska", bo ludzie prawdopodobnie przechodziliby obok obojętnie. Mają dosyć takich zbiórek. Są za to góry ciast, ciasteczek, babeczek. I ogromny sukces.


Dziesięć na dziesięć

Na kolejkowej liście znajduje się już 300 osób z Łomży i okolic, którzy w gotowości trzymają swoje piekarniki. Po kolei pieką słodkości, po które przyjeżdża Żaneta i sprzedaje je na ulicy. Każdy wypiek udaje się sprzedać do ostatniego kawałka. - Akcja trwa od trzech tygodni. To bardzo krótko, ale odzew jest niesamowity - mówi Wirtualnej Polsce Żaneta.

(fot. Facebook)



Sama ma chorego syna i dobrze wie, z jakimi problemami musi zmierzyć się mama Krystiana. Spotkały się zresztą na tym samym oddziale. - Zbieramy do puszek do końca marca. Na koniec miesiąca zliczymy wszystkie pieniądze i przekażemy na subkonto Krystiana. Planujemy też duży koncert charytatywny - dodaje.


A pieniądze są potrzebne, bo już w pierwszym dniu nagłośnienia akcji znalazł się dla Krystiana dawca. Ocena zgodności: 10/10. Zanim jednak lekarze zdecydują się na przeszczep, chłopak musi przyjąć trzy dawki bardzo silnej chemii.

"Łomża, to jest Łomża"

- Krystian zakończył właśnie kolejny protokół wlewów. Jest w złym stanie. Nie da się tego opisać. Najgorzej jest stać z boku, patrzeć na cierpienie dziecka i nie móc mu pomóc - mówi mama chłopaka. Nie może powstrzymać łez. Brakuje jej sił, bo nie spała od trzech nocy. Opowiada, że mobilizacja mieszkańców Łomży stawia ją do pionu i daje nadzieję. - Tu nawet nie chodzi o pieniądze, ale o wsparcie. Codziennie dostaję wiadomości z pytaniem o zdrowie Krystiana. To bardzo budujące, że nie jesteśmy z tym wszystkim sami - opowiada.

(fot. Facebook)



14-latek musi przyjąć jeszcze dwie dawki chemii, dopiero później, gdy jego stan się poprawi, będzie mógł wyjechać do Bydgoszczy na przeszczep. - Prawdopodobny termin to czerwiec tego roku. Ale to nie będzie koniec. Przez kolejne dwa lata czekać nas będą kontrole w tamtejszym szpitalu - mówi mama chłopaka. Krystian akcję zorganizowana przez Żanetę obserwuje w internecie. - Łomża, to jest Łomża. Nie ma drugiego takiego miejsca na ziemi. Dziękuję wszystkim - mówi.

...

To chyba nie bylo niechlujstwo tylko pomylka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:13, 08 Mar 2017    Temat postu:

Matka nocuje w samochodzie przed szpitalem, w którym UMIERA jej dziecko
oprac.Filip Skowronek
8 marca 2017, 20:59
Przed szpitalem w Lublinie, w swoim samochodzie, noc spędziła matka Mateusza. Została wyproszona z Oddziału Intensywnej Terapii ze względu na godziny odwiedzin. I to pomimo tego, że jej syn właśnie umiera za murami kliniki.



"Będziecie się smażyć w piekle" - emocje biją z wpisu Pauliny Szubińskiej-Gryz. "Te wyzute z uczuć wyższych bydlęta, bo inaczej nie da się tego nazwać, za 20 min karzą matce opuścić oddział i wrócić jutro w południe!" [pis. oryg.] - kontynuuje post, nagłaśniając sytuację matki Mateusza. Kobietę wyproszono ze szpitala ze względu na przyjęte godziny odwiedzin. Bez względu na fakt, że jej dziecko właśnie umiera.

Mózg Mateusza obumarł, jego śmierć to najprawdopodobniej kwestia godzin. A jednak - jak relacjonuje portal lublin112 - od jednej z lekarek usłyszała: "Nie może tak pani do tego podchodzić". Po czym pani doktor poinformowała zrozpaczoną matkę, że należy przestrzegać regulaminu. Ze szpitala wyproszono także zainteresowanych sprawą dziennikarzy oraz działaczy organizacji charytatywnej.

Problem z dostaniem się do szpitala matka Mateusza napotkała także rano. Próbowała dostać się do synka o godzinie 6, ale poinformowano ją, że odwiedziny zaczynają się od 12. W sprawie głos zabrał Rzecznik Praw Pacjenta, informując o możliwości odmówienia obecności bliskich przy pacjencie tylko w przypadku zagrożenia epidemiologicznego lub ze względu na bezpieczeństwo zdrowotne pacjenta. Szpital tłumaczył się, że skoro stan dziecka jest stabilny, to nie ma konieczności nieustannego dostępu rodziców do pacjenta.


Po nagłośnieniu sprawy przez lokalne media szpital poszedł na ustępstwa. Może przebywać na terenie placówki przez cały czas. Do dyspozycji ma kanapy i fotele.

lublin112.pl, gazeta.pl, Facebook

...

OWSZEM MAJA BYC TWARDZI ALE WOBEC CHOROBY NIE PRZYZWOITOSCI!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:34, 10 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Polska ma najmniej lekarzy w UE. Stażyści zarabiają mniej niż kasjerzy
Polska ma najmniej lekarzy w UE. Stażyści zarabiają mniej niż kasjerzy

Dzisiaj, 10 marca (06:0Cool

Lekarz stażysta w Polsce zarabia mniej niż przeciętny kasjer. I mniej niż wynosi płaca minimalna. A mamy najmniej lekarzy w Unii Europejskiej – pisze "Gazeta Wyborcza".
Polskę opuszcza co roku ok. 700 lekarzy
/PAP/Alamy /PAP


W środę odbyło się spotkanie ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła z przedstawicielami Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL). Na pytanie, co zamierza zrobić z emigracją lekarzy do innych państw UE, minister odparł, że "potrzeby systemu są zaspokajane". Zaprzeczył też, że mamy niedobór lekarzy - czytamy w artykule.

Minister zdrowia zaklina rzeczywistość - ocenia gazeta. Z danych Eurostatu wynika, że "Polska jest na ostatnim miejscu w Unii Europejskiej, jeśli chodzi o liczbę lekarzy na 1 tys. mieszkańców". Według danych Naczelnej Izby Lekarskiej z (NIL) 28 lutego w Polsce było 133 tys. lekarzy wykonujących zawód - wyjaśnia dziennik.

"Gazeta Wyborcza" wskazuje też, że Niemcy chętnie przyjmą ok. 5 tys. lekarzy z Polski. Z dostaniem się w tym kraju na rezydenturę polski lekarz nie ma większego problemu. Zarobki? Bez specjalizacji: 2400 euro.

W Polsce lekarz stażysta zarabia przeciętnie 1997 zł brutto - pisze "Wyborcza" i wskazuje, że właśnie zarobki są głównym powodem wyjazdu młodych lekarzy.

Zgodnie z podanymi w artykule wyliczeniami Polskę opuszcza co roku ok. 700 lekarzy.

APA

...

To Wyborcza popierala transformacje i eurointegracje. Dziekujemy wam zatem. Radujemy waszym nadchodzacym bankructwem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:40, 10 Mar 2017    Temat postu:

Szpital w Lublinie dementuje doniesienia i przedstawia swoją wersję wydarzeń. "Nikt jej ze szpitala nie wygonił"
Monika Rozpędek
10 marca 2017, 11:21

"Władze szpitala zezwoliły kobiecie przebywać przy swoim dziecku 24 godziny na dobę" - poinformował portal lublin112.pl, który nagłośnił sprawę matki umierającego chłopca. Szpital dementuje. - Nic nie zmieniło się w tej sprawie - mówi Wirtualnej Polsce rzecznik prasowy Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie Agnieszka Osińska i przedstawia swoją wersję wydarzeń.



- Wbrew temu, co podały media, nikt ze szpitala nie zaproponował mamie ani sali, ani łóżka. Na oddziale są fotele, na których każdy rodzic chcący spędzić noc w szpitalu, może się położyć. Nigdy w sali intensywnego nadzoru nie zaproponujemy żadnemu rodzicowi łóżka. Ale jeżeli pacjent odchodzi, natychmiast informujemy o tym bliskich i nikt im nie zabroni dostępu do dziecka - mówi Osińska.

Szpital dementuje doniesienia

Historia pani Anny i jej umierającego 8-letniego syna poruszyła całą Polskę. Jak poinformowała mama chłopca, personel szpitala, gdy czas odwiedzin dobiegł końca, wyprosił ją ze szpitala. Kobieta całą noc spędziła w samochodzie przed budynkiem kliniki. Szpital przedstawia swoją wersję wydarzeń. - Mama na własne życzenie siedziała w samochodzie. Nikt jej ze szpitala nie wygonił. Noc mogła spędzić w budynku kliniki poza salą intensywnego nadzoru - wyjaśnia rzecznik prasowy.


Proces diagnozy 8-latka zaczął się we wrześniu tego roku w tym samym szpitalu. Personelowi oddziału neurologii, na którym wówczas przebywał, jego mama miała powiedzieć, że korzysta z hotelu przyszpitalnego. - Trzeba go zarezerwować trochę wcześniej, dlatego gdy wrócili do naszego szpitala, od razu powiedzieliśmy mamie, że trzymamy dla niej miejsce w hotelu. Jak się później okazało, nie skorzystała z niego - przekonuje Agnieszka Osińska.

Dementuje doniesienia medialne i zaznacza, że w kwestii godzin odwiedzin nic się nie zmieniło. - Mama może być 24 godziny na dobę na terenie szpitala, ale przy dziecku jedynie w wyznaczonych godzinach, czyli od 12.00 do 18.00. Tutaj się nic nie zmieniło. Ale my też jesteśmy ludźmi, dlatego jeżeli nic nie dzieje się na sali i stan pozostałych dzieci jest stabilny, może zostać przy dziecku dłużej - mówi Osińska. Dodaje, że poza salami na terenie oddziału są cztery kanapy trzyosobowe, na których rodzice mogą w nocy spać.


Oddział zamknięty na klucz

Sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Pacjenta, który zwrócił uwagę na to, że oddział po godz. 18.00 jest zamykany na klucz. - Taka praktyka budzi poważną wątpliwość i może być złamaniem prawa. W związku z tym wszczynam postępowanie wyjaśniające - mówi Wirtualnej Polsce p.o. Rzecznika Praw Pacjenta Krystyna Barbara Kozłowska. O sprawie pisaliśmy TUTAJ.

Szpital poproszony przez Wirtualną Polskę o komentarz w tej sprawie tłumaczy, że oddział po godzinach wizyt zamykany jest na klucz ze względu na bezpieczeństwo pacjentów i sprzętu, który znajduje się na jego terenie. Zaznacza jednak, że każdy rodzic, jeśli chce, otrzymuje tak zwane przepustki oddziałowe.

- My znamy wszystkich rodziców naszych małych pacjentów. To nie są dla nas anonimowi ludzie. I jeżeli ktoś zgłosi, że chce zostać przy dziecku całą noc, nawet jak ze względu bezpieczeństwa zamykamy oddział, może na nim przebywać. Jeśli tylko chce, może mieć kontakt z personelem szpitala, który bez problemu udostępnia swoje numery telefonów. W każdej chwili może zadzwonić i zostać wpuszczony na oddział - mówi rzecznik prasowy.


Stan chłopca stabilny

Z czwartku na piątek stan chłopca się pogorszył. - Nastąpiło załamanie. Pani Anna została natychmiast poproszona i mogła cały czas być przy dziecku. Na szczęście jego stan się ustabilizował - mówi Agnieszka Osińska.

- My przede wszystkim ratujemy życie i każde dziecko ma prawo odchodzić w obecności osoby bliskiej. Doskonale o tym wiemy i szanujemy. Jesteśmy szpitalem, w którym dzieci umierają, niestety nie wszystkich da się uratować. Ale staramy się i lekarze robią wszystko, co w ich mocy. Dlatego apeluję o to, by nie przeszkadzać im w ratowaniu życia - dodaje.

...

Taka jest ich wersja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:27, 11 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Pacjenci onkologiczni alarmują: Leki, których potrzebujemy są niedostępne
Pacjenci onkologiczni alarmują: Leki, których potrzebujemy są niedostępne

15 minut temu

"Nie mamy dostępu do ponad połowy leków onkologicznych zarejestrowanych w ostatnich latach w Europie" - skarżą się pacjenci w petycji, którą złożą na początku tygodnia w kancelarii premiera. Stowarzyszenia chorych - wśród nich między innymi Fundacja Alivia, na zlecenie której przygotowano raport - alarmują, że wydatki na innowacyjne preparaty onkologiczne są na poziomie zaledwie dwóch procent krajowego budżetu na leki. Pacjenci skarżą się między innymi na to, że tylko w przypadku raka jajnika mają pewność, że są leczeni zgodnie z aktualną wiedzą medyczną.
Zdj. ilustracyjne
/Archiwum RMF FM

Według profesora Cezarego Szczylika, kierownika Kliniki Onkologii w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie, przyczyny to brak pieniędzy i nadmierna biurokracja. Jeżeli zalecenia są Europejskiego Stowarzyszenia Onkologii Medycznej, to nie należy oddawać ich do oceny kolejnych specjalistów i dopiero potem procedować, tylko należy przyjąć standardy europejskie jako europejskie, a tylko po drodze zastanawiać się, jak je sfinansować - przekonuje onkolog w rozmowie z dziennikarzem RMF FM.

Zgadza się z nim profesor Wiesław Jędrzejczak, konsultant krajowy w dziedzinie hematologii. Można uzasadnić zbieranie informacji w ramach biurokracji, które się wykorzystuje. Ale nie widziałem żadnego opracowania wykorzystującego te informacje. Robi się to chyba tylko po to, żeby utrudnić życie lekarzom - mówi profesor Jędrzejczak. Wizyty pacjenta onkologicznego wyglądają tak, że lekarz ma dla niego dwie minuty i może mu zaoferować jedną trzecią tego, co ma w Europie. Nie należymy pod tym względem do Europy - dodaje profesor Cezary Szczylik.

Zdaniem Fundacji Alivia, na zlecenie której przygotowano raport, Polska w ratowaniu zdrowia i życia swoich obywateli nie korzysta z osiągnięć współczesnej nauki i medycyny. Ponad połowa leków onkologicznych - 53 procent z 94 substancji zarejestrowanych w ciągu ostatnich 12 lat w Europie, w ogóle nie jest dostępna dla polskich pacjentów.

Na 19 analizowanych w raporcie nowotworów (w tym najbardziej śmiertelnych 9 guzów litych i 10 hematoonkologicznych), tylko w jednym pacjenci w Polsce mają pewność, że są leczeni zgodnie z aktualną wiedzą medyczną. Tym wyjątkiem jest rak jajnika, gdzie leczenie jest spójne ze światowymi wytycznymi, a onkolodzy dysponują pełnym arsenałem leków określonym w międzynarodowych standardach leczenia.

Autorzy raportu podkreślają jednocześnie, że dopłaty pacjentów do leków w ciągu zaledwie dwóch lat wzrosły aż o 44 proc. (z 34 mln w 2014 do 49 mln w 2016 r.). Fundacja Alivia w związku z powyższym, postuluje stworzenie strategii refundacyjnej państwa, która pozwoli na zwiększenie dostępu pacjentów do nowoczesnych leków i bardziej efektywne leczenie chorych, zgodne z tym, na co pozwala obecnie medycyna.

(mal)
Michał Dobrołowicz

...

Nie sa dostepne w refundacji? Czy niedopuszczone? Za pieniadze wszystko jest dostepne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:43, 11 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Apel chorych na cukrzycę. ​"Boimy się, że nie będziemy odpowiednio leczeni"

Apel chorych na cukrzycę. ​"Boimy się, że nie będziemy odpowiednio leczeni"

Dzisiaj, 11 marca (09:1Cool

​"Boimy się, że nie będziemy odpowiednio leczeni" - alarmują w liście do ministerstwa zdrowia chorzy na cukrzycę z Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków. Zrzesza ono 80 tysięcy pacjentów. Obawiają się oni efektów przygotowywanej ustawy o podstawowej opiece zdrowotnej, a konkretnie tego, że wraz z wejściem w życie ustawy chorzy na cukrzycę typu drugiego będą kierowani do lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej, a nie do specjalistów-diabetologów.

Zdj. ilustracyjne /PAP/PA/Peter Byrne /PAP/EPA


Chorzy postrzegają tę zmianę jako pozbawienie ich prawa dostępu do opieki lekarza-specjalisty. Często jest tak, że lekarz podstawowej opieki zdrowotnej boi się wprowadzania modyfikacji do terapii. Jeżeli okaże się, że terapia nie jest dostatecznie skuteczna, lekarz może tego nie wyłapać, a chory rozwinie powikłania. Newralgiczny moment to włączanie do terapii insuliny: osoby, które brały tabletki, muszą przejść na zastrzyki. To trudny moment, którego nie należy odwlekać, bo mogą pojawić się powikłania - mówi w rozmowie z RMF FM Anna Śliwińska, prezes Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków.

Nowe przepisy mogą wejść w życie już od lipca. Na cukrzycę typu drugiego w Polsce chorują ponad dwa miliony osób. To ponad 90 proc. wszystkich chorych na cukrzycę w naszym kraju.

Chorzy na cukrzycę bardzo cenią dostęp do lekarza-specjalisty. Traktują to jak dobrodziejstwo i swoje prawo. Lekarze-specjaliści znają się na konkretnej dziedzinie lepiej niż lekarze podstawowej opieki zdrowotnej. Chorzy obawiają się, że zabraknie ekspertyzy, nie będzie tej wiedzy, mimo najszczerszych chęci lekarza. Bo co specjalista, to specjalista - dodaje Anna Śliwińska w rozmowie z reporterem RMF FM Michałem Dobrołowiczem.

Nowelizacja ustawy o POZ definiuje lekarza podstawowej opieki zdrowotnej jako lekarza posiadającego tytuł specjalisty medycyny rodzinnej, lekarza odbywającego szkolenie w tej dziedzinie, posiadającego specjalizację II stopnia w dziedzinie medycyny ogólnej albo takiego, z którym NFZ zawarł umowę na udzielanie świadczeń POZ lub wykonuje swój zawód u świadczeniodawcy, który zawarł umowę z Funduszem.

Dodatkowo nowelizacja wprowadza przepisy przejściowe. Zgodnie z nimi lekarzem POZ może być ten posiadający specjalizację II stopnia albo tytuł specjalisty inny niż jest to określone w poprzednim artykule, oraz ten ze specjalizacją I stopnia, który udzielał świadczeń w POZ w czasie nie krótszym niż 3 lata, zawarł umowę z NFZ albo jest zatrudniony u świadczeniodawcy, który taką umowę posiada.

Do grudnia 2025 roku lekarzem POZ jest także ten, który posiada specjalizację I stopnia albo specjalizację II stopnia czy tytuł specjalisty inny niż wskazany wcześniej, jeżeli w dniu wejścia w życie ustawy udziela świadczeń zdrowotnych w POZ na podstawie umowy albo jest zatrudniony lub wykonuje zawód u świadczeniodawcy, z którym Fundusz zawarł umowę.

(łł)
Michał Dobrołowicz

...

Trzeba rozwazac wszystkie argumenty.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:16, 14 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
34-latka zmarła po liposukcji. Zabieg wykonano prawidłowo?
34-latka zmarła po liposukcji. Zabieg wykonano prawidłowo?

Dzisiaj, 14 marca (10:37)

Szczegółowe badania medyczne mają pomóc w wyjaśnieniu śmierci 34-letniej kobiety, która zmarła dwa dni po zabiegu chirurgii plastycznej. Przeprowadzono go 6 marca w jednej z częstochowskich placówek. Prokuratura Rejonowa Częstochowa-Północ prowadzi teraz śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci - dowiedział się reporter RMF FM Marcin Buczek. Zawiadomienie o przestępstwie złożył partner zmarłej kobiety.
zdjęcie ilustracyjne
/Agnieszka Wyderka /RMF FM


Zabieg odsysania tkanki tłuszczowej przeprowadzono w prywatnej placówce medycznej w Częstochowie. Stan kobiety pogorszył się dzień po operacji, kiedy pacjentka przebywała jeszcze w ośrodku.

34-latkę przewieziono do szpitala, ale niestety następnego dnia rano zmarła na oddziale intensywnej terapii.

O całym zdarzeniu prokuraturę zawiadomił partner kobiety. Sekcja zwłok, którą przeprowadzono 10 marca w Zakładzie Medycyny Sądowej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, wstępnie wykazała, że przyczyną śmierci mógł być zator płuc. Co go spowodowało? Teraz mają to wykazać specjalistyczne badania.

Prokuratura chce też, żeby biegły ustalił, czy zabieg chirurgii plastycznej był wykonany prawidłowo i czy zanim kobieta go przeszła, zrobiono jej niezbędne badania diagnostyczne.

W trakcie dotychczasowego śledztwa zabezpieczono dokumentację medyczną.

APA
Marcin Buczek

...

A duzo cos tych wypadkow w koncu nie operuja serca tylko tluszcz skore itd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:24, 14 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
​Ratownicy medyczni grożą protestem. "Niech ratownictwo będzie faktycznie państwowe"
​Ratownicy medyczni grożą protestem. "Niech ratownictwo będzie faktycznie państwowe"

Dzisiaj, 14 marca (16:11)

​Ratownicy medyczni grożą protestem: domagają się zwiększenia nakładów finansowych i przyspieszenia prac nad nowelizacją ustawy o ratownictwie. Jak informuje dziennikarz RMF FM Paweł Pawłowski, jutro ratownicy skierują list do premier Beaty Szydło, a w czwartek będą rozmawiać z Ministerstwem Zdrowia - także o upaństwowieniu ratownictwa medycznego.
Ratownicy medyczni (zdjęcie ilustracyjne)
/Maciej Pałahicki /RMF FM


Podwyżek, likwidacji prywatnego ratownictwa i przyspieszenia prac nad nowelizacją ustawy o ratownictwie medycznym domaga się osiem związków zawodowych zrzeszających ratowników medycznych. Decyzja o połączeniu sił zapadła w piątek wieczorem podczas Walnego Zjazdu Delegatów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych, który odbył się w Kościelisku koło Zakopanego.

Skoro straż pożarna jest państwowa, skoro policja jest państwowa i ratownictwo jest państwowe - to dlaczego ono ma być tylko z nazwy? Niech będzie faktycznie państwowe - mówi Piotr Dymon, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych.

Wiemy, że ministerstwo chce odstąpić od kilku postulatów, które samo wystosowało - twierdzi Dymon. Chcą się wycofać z kilku zapisów - chcemy wiedzieć, dlaczego chcą się wycofać, bo co innego obiecują, co innego mówią, a stan faktyczny jest trochę inny, niż byśmy sobie życzyli - zaznacza.

Ratownicy alarmują, że środki na ratownictwo medyczne często są przekazywane przez dyrekcje placówek na utrzymanie szpitali lub na ich długi. Zwracają także uwagę na zatrudnianie ratowników na tzw. umowy śmieciowe.

Decyzje o ogólnopolskim proteście mają zapaść na najbliższym zjeździe.

(ph)
Paweł Pawłowski
RMF FM/PAP

...

Trzeba mechanizmow liczenia realnych kosztow a nie tylko wieksze naklady.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:56, 15 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Szpital pożyczył ponad 20 milionów złotych na... spłatę długów
Szpital pożyczył ponad 20 milionów złotych na... spłatę długów

Dzisiaj, 15 marca (10:07)

Szpital we Włocławku w woj. kujawsko-pomorskim z gigantycznym długiem. Aby go ratować, urząd wojewódzki poręczył za placówkę, aby ta mogła wziąć 22 miliony złotych pożyczki na spłatę wcześniejszego zadłużenia.
Szpital pożyczył ponad 20 milionów złotych na... spłatę długów
/Jacek Skóra /RMF FM

Skąd ten dług? To zobowiązania zaciągnięte na finansowanie bieżącej działalności oraz na inwestycje.

22 miliony złotych szpital we Włocławku winny jest prywatnej spółce. Dzięki poręczeniu zarządu województwa ma teraz spłacić dług.

Pożyczka, w której pomógł zarząd, jest elementem tak zwanego programu restrukturyzacji, który ma poprawić trudną sytuację finansową szpitala. Co do tego, kto ją spowodował, wersje są różne.

Mowa jest o poprzednich dyrektorach placówki, którzy źle nią zarządzali, albo o NFZ, który przyznał zbyt niski kontrakt.

...

Wpadamy w absurd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 26, 27, 28 ... 54, 55, 56  Następny
Strona 27 z 56

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy