Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:02, 16 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Oprócz tarczycy wycieli jej inne gruczoły. "Zrobili ze mnie wrak człowieka"
To miał być rutynowy zabieg, ale skończyło się zarażeniem gronkowcem i problemami, z którymi pani Andżelika będzie się borykać do końca życia. - Czuję, że ktoś mi ukradł życie - mówi kobieta, ocierając łzy.
Problemy pani Andżeliki zaczęły się, kiedy trafiła do szpitala w Jaworznie na zabieg wycięcia guzka z tarczycy. Pobyt w szpitalu zamienił się - jak opowiada - w koszmar. - Ten lekarz zrobił ze mnie po prostu wrak. Ja mam 29 lat a czuję się w środku jak starsza kobieta - mówi.
Po operacji czuła się coraz gorzej. Podczas prywatnego badania okazało się, że lekarze ze szpitala w Jaworznie mogli wyciąć kobiecie nie tylko tarczycę, ale i wszystkie leżące wokół przytarczyce - ważne dla funkcjonowania organizmu gruczoły.
,..
IMAO do ~Waryniol: Rozwiązanie - na każdej sali operacyjnej i przy każdym zabiegu powinna być kamera + rejestracja cyfrowa + rejestracja komputerowa na karcie pacjenta wszystkich wykonanych czynności i zabiegów, które wykonuje się/stosuje czy to w szpitalu, czy w gabinecie prywatnym. Podawany powinien być przy K A Ż D Y M wykonanym zabiegu (nawet pobraniu krwi) - K T O i C O wykonał i o której godzinie. Czy to jest takie trudne, czy po prostu lekarze i pielęgniarki boją się T Y S I Ę C Y zaniedbań (higienicznych i merytorycznych), które zostałyby ujawnione ??
~kornelia77 : Już od dłuższego czasu lekarze w Jaworznie mają złą opinię. Wśród chirurgów brakuje świeżej krwi, trzyma się rękami i nogami stara ekipa , która ignoruje pacjentów już na dzięń dobry. Nawet jak nowy młody lekarz (któremu chce się uczyć , dokształcać ) próbuje coś w tej starej stagnacji zmienić , dostaje sygnał , że jak chce pracować to niech bierze przykład ze starej ekipy. Lekarze w Jaworznickim szpitalu zachowują się ja bogowie. Może w końcu ktoś to pokaże . Pani której taką krzywdę wyrządzono za nic nie powinna im odpuścić. Proszę mi wierzyć że już zbyt wielu ludzi im odpuszczało przez lata. Czas z tym skończyć i sprawę nagłośnić na całą Polskę.
~dorota : Pani Andżeliko proszę im nie odpuszczać. Lekarze z tego szpitala to zarozumiali, butni, chamscy ignoranci. Pacjent dla nich jest ostatnią rzeczą, która się liczy. Pielęgniarki tego zachowania też są dobrze nauczone. Ludzie jak tylko macie szanse, to nie leczcie się w tym szpitalu. Dobrze wiem co piszę, to nie są banały.
...
Ludzie maja zle doswiadczenia z tym szpitalem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:10, 16 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Radio Gdańsk
Słupsk: petycja do MZ ws. szpitala wojewódzkiego
Słupsk składa protest ws. szpitala wojewódzkiego - Thinkstock
Słupsk składa protest do ministerstwa zdrowia ws. szpitala wojewódzkiego. Zebrano ponad cztery tys. podpisów pod petycją dotyczącą m.in. budowy porodówki oraz przyjęcia do pracy zwolnionych chirurgów. Sprawę opisuje Radio Gdańsk.
Za zbieranie podpisów pod petycją odpowiedzialny jest radny Andrzej Obecny. Wniosek dotyczy budowy porodówki oraz porozumienia z chirurgami, którzy zostali zwolnieni bądź zwolnili się ze szpitala wojewódzkiego.
REKLAMA
Podpisy mają być zbierane do końca tygodnia, a następnie wysłane do MZ.
Z pracy w szpitalu wojewódzkim w Słupsku zrezygnowało 11 chirurgów, a następnie wypowiedzenie otrzymał ordynator oddziałów chirurgii ogólnej, onkologicznej i naczyniowej doktor Zoran Stojcev - informuje Radio Gdańsk. Konflikt trwa od kilku tygodni.
...
Kolejny.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:49, 18 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
W Poznaniu z powodu świńskiej grypy zmarły kolejne trzy osoby
Zenon Kubiak
akt. 18 lutego 2016, 14:14
• Liczba potwierdzonych przypadków zarażenia wirusem AH1N1 w Poznaniu wzrosła już do 42
• Od poniedziałku do środy na świńską grypę zmarły kolejne trzy osoby
• W sumie w Poznaniu w tym roku choroba doprowadziła już do śmierci siedmiu osób
W poniedziałek informowaliśmy na łamach Wirtualnej Polski, że tej zimy w poznańskich szpitalach zmarły już cztery osoby zarażone wirusem AH1N1, czyli tzw. świńską grypą. Jak się okazało, już w środę ta liczba wzrosła niemal dwukrotnie.
- Do Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Poznaniu zgłoszono ogółem osiem zgonów pacjentów hospitalizowanych w szpitalach na terenie miasta Poznania, w tym u siedmiu z nich w badaniach laboratoryjnych rozpoznano wirus grypy A/H1N1, a u jednego pacjenta rozpoznano wirus grypy typu B – informuje Cyryla Staszewska, rzecznik prasowy Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu.
Ogółem od 1 stycznia do 17 lutego na terenie Poznania i powiatu poznańskiego potwierdzono już laboratoryjnie 42 przypadki świńskiej grypy. To niemal dwa razy więcej niż przez cały 2015 r., kiedy zachorowań było 26. Aż 30 z tych 42 zarażonych osób musiano hospitalizować.
Jak na razie wirus AH1N1 okazuje się śmiertelny tylko w przypadkach osób borykających się z innymi chorobami takimi jak zapalenia płuc, choroby nowotworowe czy schorzenia układu krążenia.
Przypominamy, że objawów grypy nie należy lekceważyć. Przede wszystkimi nie powinno się chodzić do pracy, aby nie zarażać innych osób, a mając objawy wskazujące na grypę (wysoka gorączka, dreszcze, ból głowy i mięśni, kaszel, problemy z oddychaniem), należy jak najszybciej udać się do lekarza. Choroba może powodować groźne powikłania niezależnie od tego, czy jest to jego odmiana AH1N1 czy jakakolwiek inna.
...
Trzy osoby...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 0:14, 20 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Uwaga! TVN: szpital w Pucku wciąż bez windy, za to z "noszowymi"
W szpitalu w Pucku nie ma windy i jeszcze długo jej nie będzie. Władze powiatu od kilkunastu lat obiecują rozwiązanie problemu, ale w szpitalu, tak jak sto lat temu, za transport chorych między piętrami i oddziałami odpowiadają noszowi.
Szpital w Pucku to dwa budynki. Jeden z początków dwudziestego wieku, drugi - zaadaptowany biurowiec z lat 70-tych. W obu budynkach nigdy nie było windy. To oczywiste dzisiaj urządzenie jest niemal w każdym budynku użyteczności publicznej. Nie ma go jednak w puckim szpitalu, gdzie najczęściej przebywają ludzie, którzy mają problemy z poruszaniem się z powodów zdrowotnych.
- Wstyd czułam już wcześniej, do tego nie potrzeba kamer. Widzę miny, słyszę komentarze ludzi, którzy chodzą po schodach i jest im trudno. W stu procentach nie mam jak tego zweryfikować, czy jesteśmy jedynym takim szpitalem, ale takie sygnały do mnie docierają. Głównym powodem takiej sytuacji jest chyba brak środków finansowych. Tych pieniędzy nie ma, ale robimy wszystko, by je pozyskać - mówi Danuta Ceszke, prezes Szpitala Puckiego.
Szpital w Pucku od czasów reformy samorządowej jest zarządzany, kontrolowany i dofinansowywany przez starostwo powiatowe. Samorządowcy, a przede wszystkim dotychczasowi starostowie, od 13 lat publicznie, niemal przy każdej okazji, a zwłaszcza przy okazji wyborów, podnosili problem braku windy i składali obietnice. Jakie deklaracje składa kolejny starosta?
- To jest autentyczny wstyd, że szpital w XXI wieku nie posiada windy. Moim zdaniem, problem polega na tym, że za mało się skupiono na budowie windy, a za bardzo się skupiono na futurystycznym rozwiązaniu, czyli budowie nowego szpitala dla powiatu puckiego. A przecież jak nie możemy znaleźć trzech milionów, to gdzie znajdziemy dwieście bądź trzysta? Zrobimy wszystko, by ta winda w tej kadencji powstała - wyjaśnia Jarosław Białk, Starosta Pucki.
Starosta napisał i wysłał pisma z prośbą o wsparcie finansowe do premier rządu i parlamentarzystów. Tymczasem pracownicy szpitala puckiego od kilku tygodni, nie czekając na decyzje polityków, sami zbierają pieniądze na windę.
- Na dzień dzisiejszy na naszym koncie specjalnym może nie ma dużo, ale to, że w ciągu niecałych dwóch miesięcy uzbieraliśmy siedem tysięcy złotych od zwykłych ludzi, to już jest coś. Może wystarczy na jakąś wizualizację czy konsultacje z architektem - mówi Beata Wilichnowska, pielęgniarka.
Jednak nawet w najlepszej sytuacji, kiedy w ciągu kilku miesięcy uda się zdobyć pieniądze, nową dokumentację itd., pucki szpital do przyszłorocznych wakacji nie będzie mieć windy.
...
Super sluzba zdrowia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:35, 25 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Sprawa ws. odszkodowania pacjenta szpitala w Rybniku. "Zmuszano mnie do przyznania się"
Paweł Pawlik
Dziennikarz Onetu
Sprawa ws. odszkodowania pacjenta szpitala w Rybniku. "Zmuszano mnie do przyznania się" - Norbert Litwiński / Onet
W katowickim Sądzie Okręgowym zakończyła się pierwsza rozprawa w sprawie odszkodowania dla Krystiana Brolla, który według Sądu Najwyższego, bezpodstawnie spędził w zakładzie psychiatrycznym w Rybniku ponad 8 lat. Mężczyzna domaga się teraz 14,5 miliona złotych zadośćuczynienia.
Mężczyzna trafił do placówki w Rybniku w roku 2006. Powodem były groźby karalne. Miał powiedzieć do innej osoby "zabiję cię". Tego jednak nigdy nie udowodniono, bo mężczyzna nie miał procesu. Sąd - kierując się opiniami psychiatrów - uznał Krystiana Brolla za niepoczytalnego. Biegli stwierdzili paranoję, a rybnicki sąd postanowił o przymusowym leczeniu.
REKLAMA
Rybnicką lecznicę opuścił dopiero w 2014 roku po wyroku kasacyjnym Sądu Najwyższego, który wytknął sądom niższych instancji brak rzetelności i powierzchowność. Teraz Krystian Broll ma 72 lata, cierpi na białaczkę i chce sprawiedliwości. Domaga się 14,5 miliona złotych zadośćuczynienia od Skarbu Państwa.
W czwartek przed Sądem Okręgowym w Katowicach złożył obszerne zeznania. Poszkodowany przypominał, jak trafił do zakładu psychiatrycznego. Według Brolla badanie zostało przeprowadzone w prywatnej poradni i trwało kilka minut. – Postawiono mi jedno pytanie: "czy czuję się bezpieczny". Po tym biegli stwierdzili, że jest potrzeba umieszczenia mnie w szpitalu psychiatrycznym i zastosowanie środka zabezpieczającego – mówił w czwartek Broll.
Mężczyzna wskazywał również, że personel rybnickiej placówki zmuszał go do przyznania się do "do czynu i choroby". – Ordynator i drugi lekarz psychiatra zmuszał mnie do przyznania się – zeznawał Krystian Broll przed katowickim Sądem Okręgowym. Dopytywany przez mecenasa Piotra Wojtaszaka, swojego pełnomocnika dodawał, że takie namowy miały miejsce w gabinecie psychiatrów, do którego był wzywany na rozmowy. – Mówiono mi, że mam się przyznać do czynu i choroby w przeciwnym wypadku ten pobyt będzie ciągnąć się w nieskończoność – zeznawał. – W tym czasie byłem pod wpływem środków psychotropowych, które musiałem obligatoryjnie zażywać – dodawał.
Jak mówił, domagał się, by zbadali go inni lekarze niż ci z Rybnika, ale nie został wysłuchany. Podkreśla też, że nie uczestniczył w posiedzeniach sądu, który decydowały w jego sprawie. Mężczyzna opisywał również pobyt w szpitalu. Zeznawał, że przyjmował leki po których "czuł się fatalnie".
– Leki wpływały na moją kondycję fizyczną: nogi nie chciały chodzić, byłem skrajnie zmęczony. Jeśli chodzi o kondycję umysłową, to miałem zaburzenia percepcji umysłowej, nie byłem w stanie myśleć, mówić. Usta były sparaliżowane. Moja mowa była bełkotliwa i niezrozumiała – mówił Broll.
Krakowski mecenas Piotr Wojtaszak reprezentuje również dwóch innych mężczyzn, którzy niedawno opuścili rybnicki szpital psychiatryczny. 78-letni Feliks Meszka został zwolniony w połowie grudnia ubiegłego roku, po 11 latach przymusowego leczenia. Trafił tam również w związku z podejrzeniami o groby karalne, które nigdy nie zostały udowodnione. Pokrzywdzony domaga się ponad 12 mln złotych zadośćuczynienia.
Adwokat reprezentuje również Stanisława Belskiego, który w lutym, po blisko dziewięciu latach, opuścił rybnicki szpital. 58-letni Belski, podejrzany był w 2007 roku o przywłaszczenie dwóch paczek kawy. Więcej o sprawie tutaj.
...
Kolejne dziwne wydarzenia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:39, 25 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Sprawa ws. odszkodowania pacjenta szpitala w Rybniku. "Zmuszano mnie do przyznania się"
Paweł Pawlik
Dziennikarz Onetu
Sprawa ws. odszkodowania pacjenta szpitala w Rybniku. "Zmuszano mnie do przyznania się" - Norbert Litwiński / Onet
W katowickim Sądzie Okręgowym zakończyła się pierwsza rozprawa w sprawie odszkodowania dla Krystiana Brolla, który według Sądu Najwyższego, bezpodstawnie spędził w zakładzie psychiatrycznym w Rybniku ponad 8 lat. Mężczyzna domaga się teraz 14,5 miliona złotych zadośćuczynienia.
Mężczyzna trafił do placówki w Rybniku w roku 2006. Powodem były groźby karalne. Miał powiedzieć do innej osoby "zabiję cię". Tego jednak nigdy nie udowodniono, bo mężczyzna nie miał procesu. Sąd - kierując się opiniami psychiatrów - uznał Krystiana Brolla za niepoczytalnego. Biegli stwierdzili paranoję, a rybnicki sąd postanowił o przymusowym leczeniu.
REKLAMA
Rybnicką lecznicę opuścił dopiero w 2014 roku po wyroku kasacyjnym Sądu Najwyższego, który wytknął sądom niższych instancji brak rzetelności i powierzchowność. Teraz Krystian Broll ma 72 lata, cierpi na białaczkę i chce sprawiedliwości. Domaga się 14,5 miliona złotych zadośćuczynienia od Skarbu Państwa.
W czwartek przed Sądem Okręgowym w Katowicach złożył obszerne zeznania. Poszkodowany przypominał, jak trafił do zakładu psychiatrycznego. Według Brolla badanie zostało przeprowadzone w prywatnej poradni i trwało kilka minut. – Postawiono mi jedno pytanie: "czy czuję się bezpieczny". Po tym biegli stwierdzili, że jest potrzeba umieszczenia mnie w szpitalu psychiatrycznym i zastosowanie środka zabezpieczającego – mówił w czwartek Broll.
Mężczyzna wskazywał również, że personel rybnickiej placówki zmuszał go do przyznania się do "do czynu i choroby". – Ordynator i drugi lekarz psychiatra zmuszał mnie do przyznania się – zeznawał Krystian Broll przed katowickim Sądem Okręgowym. Dopytywany przez mecenasa Piotra Wojtaszaka, swojego pełnomocnika dodawał, że takie namowy miały miejsce w gabinecie psychiatrów, do którego był wzywany na rozmowy. – Mówiono mi, że mam się przyznać do czynu i choroby w przeciwnym wypadku ten pobyt będzie ciągnąć się w nieskończoność – zeznawał. – W tym czasie byłem pod wpływem środków psychotropowych, które musiałem obligatoryjnie zażywać – dodawał.
Jak mówił, domagał się, by zbadali go inni lekarze niż ci z Rybnika, ale nie został wysłuchany. Podkreśla też, że nie uczestniczył w posiedzeniach sądu, który decydowały w jego sprawie. Mężczyzna opisywał również pobyt w szpitalu. Zeznawał, że przyjmował leki po których "czuł się fatalnie".
– Leki wpływały na moją kondycję fizyczną: nogi nie chciały chodzić, byłem skrajnie zmęczony. Jeśli chodzi o kondycję umysłową, to miałem zaburzenia percepcji umysłowej, nie byłem w stanie myśleć, mówić. Usta były sparaliżowane. Moja mowa była bełkotliwa i niezrozumiała – mówił Broll.
Krakowski mecenas Piotr Wojtaszak reprezentuje również dwóch innych mężczyzn, którzy niedawno opuścili rybnicki szpital psychiatryczny. 78-letni Feliks Meszka został zwolniony w połowie grudnia ubiegłego roku, po 11 latach przymusowego leczenia. Trafił tam również w związku z podejrzeniami o groby karalne, które nigdy nie zostały udowodnione. Pokrzywdzony domaga się ponad 12 mln złotych zadośćuczynienia.
Adwokat reprezentuje również Stanisława Belskiego, który w lutym, po blisko dziewięciu latach, opuścił rybnicki szpital. 58-letni Belski, podejrzany był w 2007 roku o przywłaszczenie dwóch paczek kawy. Więcej o sprawie tutaj.
...
Kolejne dziwne wydarzenia.
Radio Olsztyn
Antyukraińskie incydenty w Olsztynie
Antyukraińskie incydenty w Olsztynie - Mariusz Sieraj / Radio Olsztyn
Kolejny antyukraiński incydent w regionie. Ktoś trzykrotnie zerwał i zniszczył Ukraińską flagę powieszoną przed restauracją na olsztyńskim Zatorzu.
Właściciele lokalu umieścili ją, aby upamiętnić pierwszą rocznicę wydarzeń na kijowskim Majdanie. - Wszystko zaczęło się w miniony czwartek – relacjonuje Viktoria Rudnicka-Machnacz.
REKLAMA
Stefan Migus, przewodniczący olsztyńskiego oddziału Związku Ukraińców w Polsce uważa, że to zaplanowana akcja. Działacz przypomina, że poniedziałkowy wieczór w Bartoszycach sprofanowano krzyż upamiętniający ofiary Majdanu.
Właściciele olsztyńskiej restauracji podkreślają, że chcą asymilować się z Polakami. W swoim lokalu regularnie organizują spotkania dotyczące kultury ukraińskiej. Niedawno wspominali także wydarzenia z Majdanu.
...
Ruskie sily.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:35, 29 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Grypa w Wielkopolsce - Już ponad 110 tys. zachorowań, a będzie jeszcze więcej
Zenon Kubiak
29 lutego 2016, 10:46
• 60 proc. zachorowań na grypę w Wielkopolsce może mieć związek z wirusem A/H1N1
• Na świńską grypę w tym roku w województwie wielkopolskim zmarło już 14 osób
• Zdaniem konsultanta wojewódzkiego w dziedzinie chorób zakaźnych liczba chorych jeszcze wzrośnie w ciągu 2-3 tygodni
Chociaż każdej zimy na grypę choruje bardzo wiele osób, w tym roku o tej chorobie mówi się wyjątkowo dużo. Wszystko z powodu wzrostu zarażeń wirusem A/H1N1, który okazał się śmiertelnie niebezpieczny. Na tzw. świńską grypę od początku roku tylko w Wielkopolsce zmarło 14 dorosłych pacjentów. We wszystkich przypadkach były to osoby dorosłe zmagające się z innymi poważnymi chorobami takimi jak nowotwory, cukrzyca, niewydolność krążenia.
Z danych zaprezentowanych przez Wielkopolskiego Państwowego Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego wynika, że od początku roku w województwie wielkopolskim na grypę zachorowało blisko 111 tysięcy osób. To liczba zbliżona do danych sprzed roku.
Jak mówi dyrektor, dyrektor Wielkopolskiej Stacji Sanitarno-Epidemiologucznej Andrzej Trybusz, około 60 proc. z ogólnej liczby infekcji grypowych może mieć związek właśnie z wirusem A/H1N1. Nie jest on nowym typem wirusa i jak podkreślają eksperci, nie stanowi nadzwyczajnego zagrożenia dla populacji, które wymagałoby nadzwyczajnych działań profilaktycznych takich jak dezynfekcja pomieszczeń, czy zamykanie szkół.
Choroba dotyka jednak głównie dzieci, które są hospitalizowane, dlatego w Szpitalu Klinicznym im. Karola Jonschera w Poznaniu oraz na Oddziale Obserwacyjno-Zakaźnym Specjalistycznego Zespołu Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem w Poznaniu z uwagi na bezpieczeństwo wstrzymano wszystkie planowe przyjęcia.
„Wielkopolski sanepid prowadzi stały monitoring w ramach rutynowego nadzoru nad grypą i podejrzeniami grypy. Doraźnie przeprowadzono kontrole szpitali w regionie pod kątem przygotowania ich do hospitalizacji pacjentów chorych na grypę, które nie wykazały większych nieprawidłowości” – czytamy w oficjalnym komunikacie biura prasowego Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Na przełomie lutego i marca odbędą się kontrole szkół w celu oceny warunków utrzymania higieny oraz monitorowania frekwencji uczniów na zajęciach. Przygotowano też szeroką akcję informacyjną na temat profilaktyki.
W ocenie prof. Magdaleny Figlerowicz, konsultanta wojewódzkiego w dziedzinie chorób zakaźnych, z uwagi na szczyt sezonu grypowego, możemy spodziewać się zwiększenia liczby chorych w okresie najbliższych 2-3 tygodni.
Prof. Figlerowicz przypomina, że najskuteczniejszym sposobem uniknięcia grypy jest zaszczepienie się przeciwko tej chorobie.
...
Rosnie ilosc.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:06, 29 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Protesty w szpitalach w Rydułtowach i Wodzisławiu Śląskim
Paweł Pawlik
Dziennikarz Onetu
Konflikt dotyczy postulatów podwyżki płac dla około tysiąca pracowników - Thinkstock
Trwa akcja protestacyjna w szpitalach w Rydułtowach i Wodzisławiu Śląskim. Związkowcy domagają się podwyżek wynagrodzeń dla wszystkich pracowników i gwarancji zatrudnienia. Budynki szpitali zostały oflagowane.
Akcja protestacyjna prowadzona przez związki zawodowe jest konsekwencją prowadzonego od marca ubiegłego roku sporu zbiorowego. Konflikt dotyczy postulatów podwyżki płac dla około tysiąca pracowników. Strona związkowa chce także gwarancji zatrudnienia na kolejne siedem lat. Żądanie jest związane z rozpoczęciem wdrażania planu restrukturyzacyjnego, który zakłada przeniesienie oddziału pediatrycznego z Wodzisławia do Rydułtów, a oddziału ortopedycznego z Rydułtów do Wodzisławia.
REKLAMA
– Ze względu na trudną sytuację finansową zakładu, a także z uwagi na zobowiązanie do przygotowania programu naprawczego, dyrekcja nie może przychylić się do stawianych przez związki zawodowe żądań. Postulowane podwyżki stanowiłyby docelowo dla PPZOZ w Wodzisławiu Śląskim roczny dodatkowy wydatek 32 miliony złotych, którymi budżet zakładu nie dysponuje – czytamy w komunikacie dyrekcji placówki.
Władze placówki wskazują, że koszty pracy i wynagrodzeń stanowią 80 proc. przychodów szpitala. Tymczasem placówka boryka się z trudną sytuacją finansową, wynikająca m.in. z niedofinansowania przez NFZ wykonywanych świadczeń zdrowotnych.
Dzień po publikacji komunikatu doszło do kolejnych rozmów, między władzami szpitala, a stroną społeczną. Związkowcy odstąpili od postulatu dotyczącego podwyżek w wysokości 1500 zł w ciągu trzech lat, czyli po 500 zł, począwszy od stycznia 2015 roku. – Podczas rozmów z dyrekcją placówki, które przeprowadzone zostały 23 lutego, zaproponowaliśmy kwotę 500 zł do negocjacji od stycznia tego roku. Mimo naszego ustępstwa pracodawca nie przedstawił żadnej propozycji – wskazuje Małgorzata Żebrak, przewodnicząca zakładowej Solidarności.
Ostatecznie pięć z ośmiu związków zawodowych działających w szpitalach w Rydułtowach i Wodzisławiu Śląskim, prowadzi od 22 lutego akcję protestacyjną, polegającą na oflagowaniu zakładu i wywieszeniu banerów informujących o akcji protestacyjnej. Kolejne rozmowy między stronami zaplanowane zostały na piątek 4 marca. W tym tygodniu przeprowadzone zostaną też spotkania związkowców z załogami obu szpitali.
...
Znowu protesty...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:22, 05 Mar 2016 Temat postu: |
|
|
"Nie" dla likwidacji oddziału ginekologiczno-położniczego w Żaganiu
Kamila Galewska
Dziennikarka Onetu
Po raz kolejny pod żagańskim szpitalem zgromadziła się grupa mieszkańców, sprzeciwiająca się likwidacji oddziału ginekologiczno-położniczego. – Za każdym razem jest nas tu więcej. Będziemy walczyć – mówił podczas zgromadzenia Jakub Szczepański, jeden z przedstawicieli Obywatelskiego Ruchu Perspektywa.
Okazuje się, że wysiłek mieszkańców ma szanse przynieść upragnione skutki. – Zaczęły do nas spływać pierwsze sygnały mówiące o tym, że oddział jednak będzie funkcjonował. Mam nadzieję, że za tydzień spotkamy się nie po to by protestować, lecz po to, by świętować – mówił młody aktywista.
- Kobieta, która rodzi, nie może czekać na pomoc. Musi otrzymać ją natychmiast – mówiła jedna z protestujących pod żagańskim szpitalem pań. Niemal natychmiast do rozmowy przyłączyły się kolejne kobiety -Tu chodzi o nasze zdrowie, a w pewnych przypadkach nawet i życie. W takich miejscach jak szpital to człowiek, a nie pieniądze powinny być na pierwszym miejscu – tłumaczyły wzburzone mieszkanki Żagania. W proteście brali udział także panowie. – Tu na miejscu mógłbym odwiedzić żonę w każdej chwili. Jeżeli trafi do szpitala w Nowej Soli lub Zielonej Górze, takiej szansy mieć nie będę – argumentował jeden z nich.
Warto zaznaczyć, że Żagań od Nowej Soli oddalony jest o 37 km, w przypadku Zielonej Góry trasa wydłuża się o kolejne 7 km. Najbliżej znajduje się placówka w Żarach. Mieszkańcy dotrą tam nawet w kwadrans. Jest jednak jeden warunek. Muszą posiadać samochód.
Oficjalnym powodem zamknięcia oddziału są finanse. W ten argument, słuchając zadowolonych z usług personelu pań, ciężko jednak uwierzyć. Przedstawiane przez lekarzy liczby także wprowadzają pewne wątpliwości.
- W tym miesiącu przy kontrakcie NFZ na 1400 punktów, my na ginekologii zrobiliśmy ich 3,5 tysiąca! A trzeba zaznaczyć, ze pracuje, a raczej pracowało tu czterech lekarzy, którzy dodatkowo wykonywali szereg innych obowiązków. Co jeszcze mamy zrobić, ile pacjentek przyjąć, ile zabiegów i operacji wykonać – pytała lek. Zdzisława Makosz-Dittrych.
- Tak na dobrą sprawę, to nigdy nie widziałam rozliczenia kosztów generowanych przez oddział. Pomimo tego, że o dostęp do takich dokumentów prosiłam. Chciałam wiedzieć, co powinniśmy zrobić, by pokryć wszystkie wydatki, także te związane z administracją – informowała Z. Makosz-Ditrych.
Zarówno mieszkańcy, jak i pracownicy szpitala zwracali uwagę na jeszcze jeden aspekt. Chodziło o bardzo słabą promocję oddziału. – Mam wrażenie, że nikt się tym nie zajmował. Praktycznie co pół roku pojawiały się za to informacje zamykaniu oddziału. A to nie sprzyja pozyskiwaniu nowych pacjentek – zaznaczano podczas toczącej się pod szpitalem dyskusji.
Z dyrekcją niestety, pomimo usilnych prób, nie udało się nam porozmawiać. O dalszym przebiegu sprawy będziemy informować.
..
Znowu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:39, 05 Mar 2016 Temat postu: |
|
|
Kraków: pacjent szpitala błąkał się nocą po ulicach miasta
Dawid Serafin
Dziennikarz Onetu
Pacjent jednego z krakowskich szpitali błąkał się w nocy po ulicach miasta - Shutterstock
Pacjent jednego z krakowskich szpitali błąkał się w nocy po ulicach miasta. Okazało się, że 50–letni mężczyzna uciekł z placówki. Okazało się, że cierpi on na zaniki pamięci. Jak ustalili strażnicy miejscy, którzy natrafili na niego przypadkowo, pacjent dzień wcześniej miał wypadek.
- Gdyby nie błyskawiczna reakcja patrolu straży miejskiej nocny spacer dla około 50-letniego mężczyzny mógł się skończyć tragicznie. Na szczęście chory krakowianin natrafił na naszych funkcjonariuszy przy ulicy św. Filipa – relacjonuje Marcin Warszawski, z krakowskiej straży miejskiej.
REKLAMA
Zdezorientowany mężczyzna miał zaniki pamięci, nie wiedział gdzie się znajduje, jednak powtarzał, że dzień wcześniej miał wypadek. Strażnicy miejscy szybko ustalili, gdzie był on hospitalizowany. Wezwana na miejsce karateka zabrała go z powrotem do szpitala.
...
Uroczo...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:03, 09 Mar 2016 Temat postu: |
|
|
Uwaga TVN: Koszmar zamiast opieki. Złe traktowanie podopiecznych ZOL w Krakowie
Pampersy niezmieniane przez wiele godzin, fetor w pokojach i zbyt mało personelu do opieki nad starszymi schorowanymi ludźmi. Efekt? Wielomiesięczna wegetacja w upokarzających warunkach. O tej placówce informowaliśmy już kilka lat temu, ale okazuje się, że pacjenci Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego przy ul. Wielickiej w Krakowie - często nieprzytomni i bezradni - znowu nie mogą tu liczyć na szacunek i godne traktowanie.
To jedna z największych placówek opiekuńczo-leczniczych w Polsce. Na stronie internetowej znajdują się kolorowe zdjęcia i zapewnienia o bezpiecznych, przyjaznych warunkach leczenia oraz specjalistycznych usługach. Do dyspozycji chorych jest prawie 500 łóżek, kilka pawilonów i oddziałów. "Naszym pacjentom oferujemy ciepło rąk i serc oraz otwartość umysłów" - to zapewnienie ze strony internetowej placówki.
Z relacji rodzin niektórych pacjentów ZOL przy ul. Wielickiej wyłania się jednak zupełnie inny obraz.
"Wszyściusieńko było mokre"
O ośrodku zrobiło się głośno po artykule w regionalnej gazecie. Dziennikarka opisała w nim szokujące sytuacje, które mają miejsce w zakładzie.
Rozmawialiśmy z bliskimi kilkorga pacjentów ZOLu przy Wielickiej, którzy także potwierdzają bulwersujące informacje. Pani Anna, która z powodu sytuacji rodzinnej prosi o anonimowość, wspomina, że największym problemem było dbanie o codzienną higienę pacjentów.
- Nieraz zwierzęta w domu mają lepiej niż osoba, która znajduje się tam w ZOL-u - mówi w rozmowie z reporterką UWAGI! i wspomina, jak spod mamy zdarzyło jej się wyciągnąć całkiem mokrą pieluchę: - Po prostu kapało z niego, a mama miała tylko suchą głowę. Koc, wszyściusieńko było mokre - mówi. Jak przyznaje, była też zaskoczona toaletą, jaka wykonywały opiekunki pacjentów. - Panie wyciągnęły chusteczki nawilżające, podniosły ręce, wytarły pod pachami, wytarły pupcię i to była cała toaleta - mówi zszokowana.
Cały dzień siedziały przy stole
- Tam człowiek godności nie ma - podsumowuje pan Włodzimierz, którego mama także znajduje się w ZOL w Krakowie. Wspomina, że wielokrotnie był świadkiem sytuacji, gdy starsi ludzie po posiłku pozostawali przy stole i siedzieli przy nim aż do kolacji - przez nikogo nie aktywizowane, ani nie doglądane. - Jedna z pań w mojej obecności zasnęła, zsunęła się pod stół. Tę panią wyciągałem spod stołu, żeby znowu posadzić ją na krzesło - opowiada pan Włodzimierz.
Bez szans na rehabilitację
W Zakładzie opiekuńczo-leczniczym od półtora roku przebywa także matka pana Eugeniusza. Jej opiekunem prawnym jest córka, z którą pan Eugeniusz jest od dawna w konflikcie. Mężczyzna nie może więc zabrać matki z ośrodka, ale stara się odwiedzać ją kilka razy w tygodniu. Postanowił pokazać nam w jakich warunkach przebywa jego matka.
Niedługo po tym jak matka pana Eugeniusza został przyjęta do zakładu opiekuńczo-leczniczego mężczyzna rozmawiał z lekarzami o rehabilitacji. Chciał pomóc częściowo sparaliżowanej mamie, ale natrafił na opór. Swoją rozmowę nagrywał. - Inwestujemy w osoby, które rokują chodzenie, rokują siedzenie samodzielne i są w kontakcie, i współpracują - usłyszał, gdy zapytał o możliwość rehabilitacji. - Taka jest okrutna prawda - podsumowała lekarka. Obiecała, że za jakiś czas sprawdzi, czy coś się zmieniło.
Ciągłe nieprawidłowości
O tym, jak starsi schorowani ludzie są traktowani w zakładzie opiekuńczo-leczniczym przy ul. Wielickiej w Krakowie, informowaliśmy już 10 lat temu. Wtedy nasi reporterzy ujawnili bulwersujące zachowania personelu - przywiązywanie pacjentów do łóżek, brak opieki, brak reakcji na wołanie o pomoc.
Po emisji naszych reportaży placówka medyczna została wnikliwie skontrolowana, zmienił się także dyrektor. Wydawać by się mogło, że sytuacja uległa poprawie. Jednak sześć lat później trwająca prawie rok kontrola NFZ znowu wykazała ogromne nieprawidłowości: braki i błędy w dokumentacji medycznej, niezgodności w ilości personelu. Zdaniem funduszu zbyt wielu chorych dostawało w placówce pokarm bezpośrednio do jelit za pomocą sondy, choć taka forma żywienia to ostateczność i powinna być zlecana przez lekarzy specjalistów.
Tak właśnie było w przypadku mamy pana Eugeniusza. - Mama trzykrotnie wyrwała tę sondę - mówi i wspomina, jak za jednym razem - gdy akurat nie było podłączonej sondy - karmił mamę z miseczki. - To trwało 10 minut, ale zjadła cała miseczkę - mówi. Z powodu nieprawidłowości fundusz nałożył na placówkę karę w wysokości prawie 300 tys. zł i zażądał zwrotu niemal 4,5 mln zł jako kwoty nienależnie pobranej przez ZOL.
Dyrektor nie komentuje
Chcieliśmy zapytać dyrektora zakładu opiekuńczo-leczniczego w Krakowie, dlaczego podległy mu personel nie dba o godność starszych ludzi, często bezradnych i zdanych tylko na łaskę opiekunów. Dyrektor w rozmowie telefonicznej nie zgodził się na wystąpienie przed kamerą. Wyjaśnił, że oskarżenia rodzin pacjentów są bezzasadne, jego zdaniem nie brakuje pracowników, a opieka jest wystarczająca. Ponadto stwierdził, że kara nałożona przez NFZ jest niesprawiedliwa i dlatego złożył odwołanie do sądu. Bezpośredni nadzór nad placówką sprawuje Biuro do spraw Ochrony Zdrowia Urzędu Miasta Krakowa. Urzędnicy odmówili nam jednak komentarza w tej sprawie. W oświadczeniu, które otrzymaliśmy napisali, że w 2015 roku dostali jedynie 3 skargi na jakość leczenia i opieki w ZOL-u przy Wielickiej. Zaznaczyli też, że placówka była kontrolowana między innymi przez urząd wojewódzki oraz państwową inspekcję pracy i nie stwierdzono nieprawidłowości.
Prokuratura bada sprawę
Pani Anna swoją mamę z Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Krakowie zabrała do domu. Karmi ją sama, choć w placówce oferowano jej matce żywienie za pomocą sondy. Na wniosek NFZ i prywatnych osób w krakowskiej prokuraturze toczy się od trzech lat postępowanie w sprawie żywienia pacjentów niezgodnie z ich rzeczywistym stanem zdrowia oraz fałszowanie dokumentacji medycznej. Zdaniem prokuratury poszkodowanych może być nawet 600 osób. Po ostatnich medialnych doniesieniach NFZ zapowiedział wnikliwe sprawdzenie sytuacji w placówce przy Wielickiej.
...
Jak sama nazwa wskazuje sluzba zdrowia jest sluzba nie kariera.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 23:44, 10 Mar 2016 Temat postu: |
|
|
Ponad 533 tys. osób z Pomorza zachorowało na grypę. Pięć z nich zmarło
Tomasz Gdaniec
10 marca 2016, 11:47
• Sześć osób w Prabutach choruje na świńską grypę
• Od września na wszystkie odmiany choroby zapadło ponad 533 tys. osób
• Pięć osób zmarło
- W szpitalu w tej chwili leczone są tylko cztery osoby. Jeden pacjent został już wypisany, natomiast druga osoba jest leczona w domu - precyzował przedstawiciel placówki medycznej. W szpitalu nadal przebywa również mężczyzna, który był pierwszym potwierdzonym przypadkiem zarażenia świńską grypą. Jak zapewnił prezes, wszyscy pacjenci są w dobrym stanie - mówi Paweł Chodyniak, prezes szpitala.
Pod koniec lutego do prabuckiego szpitala przyjęto mężczyznę w ciężkim stanie. Początkowo testy nie wykazały grypy, ale wskazywały na to objawy. Dlatego przeprowadzono badania genetyczne, które potwierdziły występowanie szczepu AH1N1 u 44-letniego pacjenta. Lekarza, pracownicę rejestracji oraz dwie pielęgniarki poddano izolacji. W związku z chorobą wprowadził dodatkowe procedury zapobiegawcze. Czasowo wprowadzono zakaz odwiedzin chorych przez bliskich. Zostanie on zniesiony, gdy szpital upora się z chorobą.
- Nie należy siać niepotrzebnej paniki. Grypa szczepu AN1H1 jest średnio-ciężkim szczepem. Jego pojawienie się przewidziane zostało w ubiegłym roku przez WHO. Nieleczona albo zbyt późno leczona choroba zawsze prowadzi do powikłań. W wypadku tak dużej liczby zarażonych jest to tym bardziej możliwe - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Ile osób zachorowało na grypę na Pomorzu od września? Jak wynika z najnowszych danych Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej od rozpoczęcia sezonu grypowego, ofiarą choroby padło ponad 533 tys. mieszkańców Pomorza. Od 1 września 2015 roku do 7 marca 2016 r. zarejestrowano 5 przypadków zgonów osób, u których stwierdzono obecność wirusa grypy. Tylko w okresie od 1 do 7 marca zanotowano ponad 22 tys. nowych przypadków. W ubiegłym roku było ich w tym samym okresie o 5 tys. więcej. Największa zachorowalność jest w powiatach wejherowskim, tczewskim i kościerskim. Najmniejsza zaś w człuchowskim, nowodworskim oraz sztumskim.
...
Widzicie jaka jest skala grypy. 533 tys na wojewodztwo! Rzecz jasna musza byc ofiary smiertelne przy takiej skali niekoniecznie zapisane ze na grype. Czesto zgon wynika z ,,powikłań" a to jest skutek grypy po czasie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:31, 14 Mar 2016 Temat postu: |
|
|
TVP Info
Pacjent zmarł,bo w szpitalu zgasło światło
Ruszył proces cywilny w sprawie zmarłego w 2006 r. 74-latka, podczas operacji którego w szpitalu zgasło światło. Lekarze musieli pracować przy świetle z telefonów komórkowych. W 2013 r. zapadł w tej sprawie prawomocny wyrok w procesie karnym. Rodzina żąda kilkudziesięciu tysięcy odszkodowania.
Po 10 latach od tragedii, która rozpoczęła i zakończyła się w szpitalu powiatowym w Dzierżoniowie (woj. dolnośląskie), rodzina zmarłego Bronisława Zuba z Piławy Górnej wytoczyła proces cywilny w sprawie śmierci mężczyzny. Dzisiaj rozpoczął się w Sądzie Rejonowym w Dzierżoniowie.
...
A mysleliscie ze szpitale maja rezerwowe zasilanie...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 23:33, 15 Mar 2016 Temat postu: |
|
|
Fundacja JiM: w Polsce brakuje świadomości autyzmu, także wśród lekarzy i nauczycieli
Fundacja JiM: w Polsce brakuje świadomości autyzmu, także wśród lekarzy i nauczycieli - Shutterstock
W Polsce 75 proc. lekarzy pierwszego kontaktu, do których zgłaszają się rodzice podejrzewający zaburzenia rozwojowe u dziecka, bagatelizuje je, zamiast skierować pacjenta do specjalisty – wynika z raportu przygotowanego przez Fundację JiM.
Raport o dostępie do diagnozy, terapii i edukacji dzieci z autyzmem w Polsce powstał na bazie danych pozyskanych w ciągu ostatnich miesięcy przez Fundację JiM z ponad 400 badań ankietowych przeprowadzonych wśród rodziców dzieci z zaburzeniami rozwoju, a także informacji z NFZ, CBOS, MEN oraz Naczelnej Izby Lekarskiej.
REKLAMA
REKLAMA
- Wyniki potwierdzają to, co z doświadczenia wiedzieliśmy już wcześniej. Rodzice, których niepokoi zachowanie dziecka zgłaszają się do lekarza pierwszego kontaktu. 75 proc. lekarzy odsyła ich do domu bez pomocy; bagatelizują objawy, mówią "on jeszcze z tego wyrośnie" albo "nie trzeba panikować". A to jest ten moment, gdy trzeba panikować, bo każdy dzień bez terapii to stracona szansa na samodzielność dziecka – zaznaczył prezes Fundacji JiM Tomasz Michałowicz.
Autyzm to całościowe zaburzenie rozwoju dziecka o podłożu neurologicznym. Charakteryzują je m.in. zaburzenia mowy lub jej całkowity brak, niemożność wejścia w relacje i interakcje z otoczeniem. Zaburzenia występują u jednego na sto dzieci; w Polsce ich liczbę szacuje się na kilkadziesiąt tysięcy. Łódzka Fundacja JiM, która prowadzi klinikę, przedszkole, szkołę podstawową, przysposabiającą do pracy i gimnazjum, ma pod opieką tysiąc dzieci z całego kraju.
- 72 proc. rodziców dzieci z Zespołem Aspergera, czyli wysoko funkcjonującym autyzmem, było wzywanych do szkoły pod pretekstem, że ich dziecko jest niegrzeczne. Nauczyciele nie wiedzą jak pracować z takimi dziećmi. Tak naprawdę chodzi o to, aby zmusić rodziców do złożenia wniosku o nauczanie indywidualne w domu. To spychanie problemu poza szkołę. A że tak jest gorzej dla dziecka? Trudno – podkreślił Michałowicz.
Z badania wynika też, że 42 proc. rodziców dzieci z autyzmem, które chodzą do szkół specjalnych, było wzywanych do placówek z powodu "złego zachowania" ich dzieci. A to - zdaniem Michałowicza - oznacza brak wiedzy i umiejętności postępowania z takimi uczniami także wśród nauczycieli, którzy z racji miejsca pracy powinni być do tego przygotowani.
Fundacja JiM zbadała kontrakty NFZ dotyczące terapii autyzmu we wszystkich województwach. Z raportu wynika, że brakuje ogólnopolskiego planu diagnozowania i terapii autyzmu.
- W woj. mazowieckim na ten cel wydaje się 7 mln zł rocznie, natomiast w śląskim – nic, podczas gdy w każdym z tych regionów mieszka 5 mln osób. Jest też wiele województw, w których kontrakty są tak niskie, że wystarczają na sfinansowanie miesięcznie jednej trzeciej etatu lekarza – tam w kolejce czeka się do 2019 r., co także wiemy z raportu – dodał Michałowicz.
Obok śląskiego, województwami, które nie posiadają odrębnych kontraktów związanych z leczeniem autyzmu, są opolskie i kujawsko-pomorskie; na ich terenie nie ma żadnych poradni dla dzieci autystycznych. W Łódzkiem NFZ przeznacza rocznie 2,8 mln zł, w Lubelskiem – 2,06 mln zł, w Pomorskiem – 1,46; co pozwala na utrzymanie w każdym z tych regionów trzech specjalistycznych poradni. Pozostałe województwa mają kontrakty od 0,21 mln zł do 0,75 mln zł rocznie, co umożliwia działalność jednej poradni; wyjątkiem jest małopolskie i podlaskie, w których funkcjonują po dwie.
Jak oceniła dyrektor Oddziału Terapii Kliniki JiM Magdalena Charbicka, w kraju brakuje programów przesiewowych lub wczesnej interwencji, które zapewniałyby szybki dostęp do terapii dla małego dziecka z objawami autyzmu.
- Czas oczekiwania na pierwszą wizytę waha się – w zależności od województwa – od kilku do kilkuset dni. Jeśli pierwsze symptomy pojawią się u 18-miesięcznego dziecka, a do lekarza trafi ono po 400 dniach, to będzie mieć już trzy lata – wszystkie te dni najlepsze na wczesną interwencję zostaną stracone – dodała.
Z raportu wynika też, że tylko 29 proc. terapii wybieranych przez rodziców to metody oparte na dowodach naukowych. Zdaniem Charbickiej, świadczy to o konieczności podnoszenia świadomości opiekunów dzieci z autyzmem.
- Potrzeba ta jest ogromna, dlatego Fundacja JiM od lat organizuje 2 kwietnia Dzień Świadomości Autyzmu. W tym roku ma on charakter ogólnopolskiej kampanii społecznej pod hasłem "Autyzm – poznaj zanim ocenisz". To ponad 3 tys. rodziców zmobilizowanych do podnoszenia świadomości autyzmu w specjalnych punktach informacyjnych na terenie całego kraju, poza tym cityboardy, plakaty i telewizyjny spot, w którym po raz pierwszy wystąpił chłopiec z autyzmem - poinformowała mama jednego z podopiecznych Fundacji JiM Sylwia Mądra.
...
Trzeba to zmienic.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 9:21, 18 Mar 2016 Temat postu: |
|
|
Ratownicy ze starogardzkiego szpitala chcą podwyżek. Ich praca bywa niebezpieczna
Tomasz Gdaniec
17 marca 2016, 10:24
• Starogardzcy ratownicy domagają się podwyżek
• Magiełka: Musimy wypracować rozwiązanie, które nie zachwieje bezpieczeństwem finansowym
• Sprawie przygląda się wojewoda pomorski.
• NIK: SOR to jedno z najlepiej funkcjonujących ogniw systemu ochrony zdrowia
- Ratownik na kontrakcie zarabia 16 zł brutto, a na umowie zlecenie 15 zł brutto. Po odliczeniu wszystkich kosztów, wychodzi to niespełna 10 zł 50 gr - mówi Krzysztof Pokojewski, jeden z ratowników. - Nie chcemy jednak, aby podwyżka naszych pensji odbywała się kosztem pacjentów lub innych grup zawodowych pracujących w szpitalu - zapewnia.
Jak podkreślają ratownicy, obowiązuje ich jedna z najniższych stawek w całym województwie pomorskim. Dodają, że często stają przed koniecznością pracowania przez ponad 240 godzin w miesiącu.
Praca w pogotowiu jest nie tylko wymagająca - bywa też niebezpieczna. Całkiem niedawno w starogardzkim szpitalu doszło do groźnego incydentu. Zdarzenie miało miejsce w połowie lutego. Do pokoju ratowników weszło dwóch agresywnie zachowujących się mężczyzn. Nagle jeden z intruzów zaatakował ratownika, któremu na pomoc natychmiast ruszyli koledzy. Nikomu nic się nie stało, ale napastnik zdołał zbiec. Sprawą zajmuje się policja.
- Bardzo nam zależy, żeby dojść do porozumienia i wypracować kompromis, który będzie akceptowalny i zadowalający dla obu stron. Mamy świadomość, że praca ratowników jest ciężka i stresująca. Musimy jednak wypracować takie rozwiązanie, które nie zachwieje bezpieczeństwem finansowym i nie będzie stanowić zagrożenia dla dobra pacjentów - informuje Wirtualną Polskę Adam Magiełka prezes Kociewskiego Centrum Zdrowia.
Sprawie cały czas przygląda się Wojewoda Pomorski. Służby Wojewody zwróciły się do Dyrekcji Kociewskiego Centrum Zdrowia z prośbą o przekazanie wyjaśnień i informacji, czy stacje i oddziały ratunkowe mają zapewnioną pełną obsadę przez personel medyczny do końca marca.
- Niezależnie od przebiegu dalszych negocjacji ustalono, iż żaden z ratowników medycznych, wbrew wcześniejszym deklaracjom, nie powstrzyma się od pracy, a tym samym brak jest zagrożenia dla pacjentów co do należnego zabezpieczenia w medyczne czynności ratunkowe i świadczenia opieki zdrowotnej. Dlatego też nie planuje się przeprowadzenia kontroli - informuje Wirtualną Polskę Biuro Prasowe Wojewody.
Kilka lat temu Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła kondycję szpitalnych oddziałów ratunkowych. Z przeprowadzonego audytu wynika, że jest to jedno z najlepiej funkcjonujących ogniw systemu ochrony zdrowia w Polsce. Ponad 90 proc. karetek dociera do potrzebujących w wymaganym ustawą czasie. Jednak stan zatrudnienia w stacjach pogotowia nie zawsze odpowiada ich rzeczywistym potrzebom. Brakowało zarówno lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, jak i dyspozytorów.
...
Znowu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:56, 22 Mar 2016 Temat postu: |
|
|
PAP
Dąbrowa Górnicza: strajk ostrzegawczy w szpitalu
Dąbrowa Górnicza: strajk ostrzegawczy w szpitalu - Thinkstock
Dwugodzinny strajk ostrzegawczy odbył się dzisiaj w Zagłębiowskim Centrum Onkologii (ZCO) – Szpitalu Specjalistycznym im. Sz. Starkiewicza w Dąbrowie Górniczej (Śląskie).
Podłożem jest spór płacowy z dyrekcją, działające w placówce związki zawodowe zarzucają też dyrektorowi, że źle organizuje pracę w szpitalu. Pełniący obowiązki dyrektora Zbigniew Grzywnowicz nie zgadza się z zarzutami i wyjaśnia, że na podwyżki szpitala nie stać.
REKLAMA
REKLAMA
Związkowcy wskazują, że dialog z dyrektorem jest bardzo trudny. - Mimo że kilka dni temu wezwaliśmy dyrektora do wspólnego działania w kwestiach bezpieczeństwa pacjentów w związku z naszym protestem, nie zrobił nic, przysłał nam tylko pismo, grożąc skierowaniem sprawy do prokuratury – powiedziała przewodnicząca "S" w szpitalu Elżbieta Żuchowicz.
Przypomniała, że strajk ostrzegawczy był kolejnym etapem w trwającym sporze zbiorowym. Podkreśliła, że pracownicy nie chcą kolejnych strajków. - Chcielibyśmy uniknąć narzędzi prawnych, jakie mamy - bo mamy procedurę sporu zbiorowego - ale dla dobra pacjentów, pracowników, dla dobra mieszkańców chcielibyśmy ich uniknąć. Liczymy na to, że spotkamy się przy stole i dyrektor przedstawi inne propozycje, niż zabranie jednym i oferowanie drugim – dodała.
- Mam nadzieję, że ten strajk nie odbija się negatywnie na bezpieczeństwie pacjentów, to była moja jedyna prośba, wręcz polecenie do załogi. W przypadku gdyby zaszło zagrożenie, byłbym zmuszony powiadomić prokuraturę, natomiast nie była to żadna groźba, tylko przedstawienie faktów – ripostował dyrektor.
Pytany o to, czy przychyli się do postulatów protestujących odnośnie podwyżek płac, powiedział: - Przychylę się, tylko ktoś musi zwiększyć przychody szpitala, a może się to stać, gdy będzie jasno określone finansowanie świadczeń. Stoimy przed kilkoma niewiadomymi - przede wszystkim nie wiemy, jak będzie zmieniona wycena punktu, Agencja Oceny Technologii Medycznych pracuje nad nowymi wycenami świadczeń, mamy od połowy roku zapowiedzianą zmianę stawek godzinowych – wyliczał Grzywnowicz.
- To są wszystko elementy, które będą wpływały bezpośrednio na finanse szpitala, jeżeli będę miał ich na tyle dużo, że będę je mógł dzielić, na pewno to uczynię. (…). Stawki w naszym szpitalu nie odbiegają od stawek w okolicznych jednostkach, wręcz uważam, że są lepsze. Potencjał i to, co oferuje ten zakład, jest również zdecydowanie różny od tego, co spotykamy w okolicznych jednostkach – dodał.
Przypomniał, że placówka, która zainwestowała w rozbudowę i stworzenie ośrodka onkologicznego, od blisko dwóch lat leczy pacjentów chorych na nowotwory bez kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia, co poważnie obciąża jej budżet.
- To, co stworzyliśmy, ma służyć pacjentom. Nie wyobrażam sobie zawieszenia tej działalności, musimy poczekać cierpliwie na to, aż to finansowanie się pojawi . (…). Szansa na to, że pieniądze się pojawią jest bardzo duża i realna. Cały czas apeluję do strony społecznej o zrozumienie tego wszystkiego, ponieważ nie dysponując odpowiednimi środkami, nie jestem w stanie ich dzielić. Myślę, że nie takie są oczekiwania pracowników, żebym złożył deklarację, której nie będę mógł spełnić – argumentował.
Strona związkowa domaga się podwyżek płac dla wszystkich pracowników w wysokości 300 zł brutto. W ocenie związkowców wynagrodzenia w szpitalu są zbyt niskie. Część osób otrzymuje podwyżki tylko, gdy rośnie płaca minimalna. Dodatkowo zarobki na tych samych stanowiskach są znacznie zróżnicowane, co stwierdziła w raporcie pokontrolnym Państwowa Inspekcja Pracy. Jak podkreślają reprezentanci organizacji związkowych, z tego powodu i ze względu na złą organizację pracy ze szpitala odchodzi wielu specjalistów.
Niedawno z powodu braku lekarzy internistów w szpitalu przez 1,5 miesiąca nie działał oddział internistyczny, placówka straciła z tego powodu część dochodów z kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Pacjenci, którzy pojawili się we wtorek w dąbrowskim szpitalu, ze zrozumieniem podchodzili do postulatów pracowników. - Biorę tu kroplówkę. Na dłuższe czekanie nie mam cierpliwości, ale rozumiem, że chcą podwyżek, jestem za tym, wiem, ile wszystko kosztuje – powiedziała jedna z pacjentek.
- Niedawno tu trafiłam, bo się źle poczułam. Szpital świetny, lekarki i pielęgniarze mili jak w szpitalu z telewizji, szkoda, że tak mało zarabiają – mówiła inna.
...
Kolejny.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:18, 22 Mar 2016 Temat postu: |
|
|
Infowire
Zadłużone szpitale zagrażają pacjentom
Sytuacja ekonomiczna polskich szpitali nie jest zadowalająca. Co gorsza, ponad 60% ich właścicieli nie interesuje się kondycją finansową swoich placówek. Odbija się to niekorzystnie nie tylko na samych szpitalach.
O ile w placówkach podległych ministerstwom czy akademiom medycznym finanse są monitorowane na bieżąco, o tyle samorządy rzadko przywiązują do tego wagę. „Najgorzej jest w szpitalach powiatowych. Dlaczego? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Przede wszystkim wynika to ze słabej wiedzy o zarządzaniu finansami, niedbalstwa oraz problemów kadrowych i menadżerskich” – mówi Paweł Woźniak ze Związku Pracodawców Stratera Med.
..
Szpitale staja sie zagrozeniem dla zdrowia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:56, 25 Mar 2016 Temat postu: |
|
|
Nie przebadali go, bo był weekend? Zarzuty dla lekarzy
Dwoje lekarzy ze szpitala im. Jonschera w Łodzi usłyszało zarzuty narażenia pacjenta na utratę zdrowia i życia. Chodzi o wydarzenia z maja 2014 r., kiedy do placówki trafił pacjent z silnym bólem brzucha. 57-latek został przyjęty 2 maja. Pracownicy odbierali wtedy dzień wolny za święto 3 maja.
Według żony mężczyzny, to właśnie zdecydowało o tym, że nie został on poddany właściwym badaniom, które mogłyby pomóc w ustaleniu, co mu dolega. - Lekarze podczas przesłuchania nie przyznali się do zarzutów, odmawiając składania wyjaśnień - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
...
Szok! Od sluzby nie ma ,,wolnego".
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:40, 31 Mar 2016 Temat postu: |
|
|
Okradziono zmarłą? Do jej rzecz miał dostęp tylko personel szpitala
oprac.Zofia Wodzinowska
31 marca 2016, 10:12
• W gdańskim szpitalu zniknęły rzeczy należące do zmarłej 94-latki
• Do tych przedmiotów miał dostęp tylko personel placówki
• Policja wszczęła dochodzenie w tej sprawie
Policja ustala, czy w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku okradziono zmarłą kobietę. Zniknęła należąca do niej obrączka, pierścionek ze złota, aparat słuchowy, a nawet jej sztuczna szczęka ze złotym zębem. Wartość tych przedmiotów wyceniono na ponad cztery tysiące złotych.
Jak nieoficjalnie dowiedział się reporter Radia Gdańsk, do pomieszczenia, w którym przechowywane były zaginione przedmioty miał dostęp jedynie personel szpitala, a na drzwiach nie ma żadnych śladów włamania.
- Policja wszczęła dochodzenie i ustala okoliczności zajścia - poinformowała Lucyna Rekowska z gdańskiej komendy miejskiej. Za kradzież grozi pięć lat więzienia.
radiogdansk.pl
...
Jeszcze lepiej.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:04, 31 Mar 2016 Temat postu: |
|
|
Lekarze z Radomia zgodzą się na niższe pensje albo odejdą z pracy
Czwartek, 31 marca 2016, źródło:PAP
fot.Fotolia / Fotolia
Lekarze ze szpitala w Radomiu muszą się zdecydować, czy przyjmują nowe umowy o pracę i godzą się na niższe pensje, czy odchodzą. Szpital twierdzi, że musi wprowadzić zmiany, bo nie jest w stanie wywiązywać się z zobowiązań wywalczonych przez lekarzy strajkiem w 2007 r.
Lekarze z Radomskiego Szpitala Specjalistycznego mają mieć zmienione umowy o pracę. Jak poinformował dyrektor lecznicy Marek Pacyna, wypowiedzenia zmieniające warunki umowy o pracę dotyczą 60 na blisko 200 medyków. Medycy są oburzeni, bo nowe zapisy pozbawiają ich corocznej waloryzacji, wywalczonej strajkiem w 2007 r.
Medycy mają czas do połowy maja, by określić się, czy przyjmują nowe umowy czy też 1 lipca odchodzą z pracy. "Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia. Szukamy także nowych lekarzy na wypadek, gdyby część zdecydowała się jednak odejść" - dodał dyrektor.
Według niego szpital nie jest w stanie wywiązywać się z zapisów porozumienia strajkowego z roku 2007 r., podpisanego z udziałem ówczesnego ministra zdrowia Zbigniewa Religi. W związku z ugodą lekarze mieli mieć co roku waloryzowane wynagrodzenie w stosunku do średniej krajowej, co dla nich oznaczało coroczne podwyżki.
Znajdujący się od lat w złej sytuacji finansowej szpital w Radomiu nie wypłacał jednak obiecanych pieniędzy. Lekarze składali pozwy w sądzie i wygrywali sprawy. "Z tego tytułu zapłaciliśmy już 11 mln zł. Tylko w ub. roku była to kwota 3,5 mln zł" - mówi Pacyna. Według dyrektora za podpisanym w 2007 r. porozumieniem strajkowym nie poszły żadne pieniądze na wzrost wynagrodzeń dla lekarzy, nie zwiększano także z tego tytułu kontraktów z NFZ. "Nie można tego ciągnąć dalej, stąd decyzja o zmianie warunków umów o pracę" - wyjaśnia dyrektor.
Według Lecha Kwiecińskiego z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, większość medyków jest negatywnie nastawiona do zaproponowanych zmian. Oznaczają one dla nich pogorszenie warunków finansowych, nawet o około 30 proc.
"Większość kolegów jest zdecydowana zrezygnować z pracy w szpitalu. Zwłaszcza że na wielu oddziałach ubywa specjalistów, przybywa natomiast pacjentów i dodatkowych obowiązków" - dodaje Kwieciński.
Według lekarzy starszy asystent powinien zarabiać nie mniej niż 1,75 średniej krajowej, asystent - nie mniej niż 1,5 średniej krajowej, a zarobki młodszego asystenta to minimum 1,35 średniej krajowej. Średnie wynagrodzenie w kraju co roku rośnie i wraz z nim miały rosnąć zarobki lekarzy.
...
Ooo!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:34, 05 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
PAP
Brakuje pielęgniarek w szpitalach
Brakuje pielęgniarek w szpitalach - Shutterstock
W warszawskich szpitalach brakuje pielęgniarek - powiedziała we wtorek prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych Zofia Małas. W jej opinii, gdyby pracowały one tylko w jednym miejscu, konieczne byłoby zamykanie oddziałów.
- Ogromna aglomeracja miejska, ogromne zapotrzebowanie na etaty pielęgniarskie (...). Pielęgniarki pracują w kilku miejscach z dwóch powodów: żeby poprawić swoją sytuację ekonomiczną, a po drugie gdyby pielęgniarki i położne w Warszawie i w Polsce ograniczyły się tylko do jednego miejsca pracy, wtedy zobaczylibyśmy, ile oddziałów szpitalnych musiałoby zostać zamkniętych - mówiła na konferencji w Mazowieckim Urzędzie Wojewódzkim Małas. Dodała, że wtedy widoczna byłaby natychmiast ta "skala braków", która mogłaby uzmysłowić decydentom, jak ważną rolę pełnią pielęgniarki.
REKLAMA
REKLAMA
- Jeżeli nie będzie rozwiązań systemowych, to problem będzie nadal nierozwiązany - przekonywała prezes NRPiP.
- Pielęgniarki widzą, jak ciężka jest to praca. Mamy raport, który mówi, że tylko niecałe 40 proc. pielęgniarek, które otrzymują dyplomy (...), występuje do okręgowych izb o prawo do wykonywania zawodu - zaznaczyła Małas. - Mamy problem niesamowity, bo kształcimy pielęgniarki, kształcenie jest bardzo drogie (...). Czy stać nas jako nie najbogatszy kraj w Unii Europejskiej żeby eksportować pielęgniarki? - pytała.
Zwróciła uwagę, że średnia płaca pielęgniarki i położnej to 3,4 tys. zł brutto. - To nie jest nawet średnia płaca krajowa. Jest to przykre, że pielęgniarka jako specjalista nie ma nawet średniej płacy krajowej - dodała. Jej zdaniem pielęgniarka wchodząca do zawodu powinna ją otrzymywać, a - jak mówiła - "w zależności od podnoszenia kwalifikacji i specjalizacji, powinna sięgać do dwóch średnich krajowych".
Zdaniem Małas dobrym rozwiązaniem mogłyby być np. co najmniej trzyletnie staże dla pielęgniarek czy rezydentury dla specjalistek.
Z kolei w ocenie dyrektora biura polityki zdrowotnej Dariusza Hajdukiewicza sytuacja w Warszawie jest "nieco lepsza" niż na Mazowszu i w pozostałych częściach kraju. - Warszawa jest jakimś magnesem także dla pielęgniarek - mówił.
Jednak - jak podkreślił - patrząc przez pryzmat całej Polski sytuacja jest bardzo zła. Według Hajdukiewicza można ją poprawić m.in. przez rozszerzenie dostępu do zawodu i zachęcanie do zostania w nim po ukończeniu odpowiednich szkół. - Zachęcić można i dobrymi warunkami pracy i dobrymi warunkami płacy - mówił. Ponadto stwierdził, że atutem może być również możliwość "robienia dobrej ścieżki kariery zawodowej".
Z ubiegłorocznego raportu Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych "Zabezpieczenie społeczeństwa polskiego w świadczenia pielęgniarek i położnych" wynika, że po wejściu Polski do UE wydano prawie 17,5 tys. zaświadczeń o uznaniu kwalifikacji zawodowych pielęgniarek i położnych potrzebnych do podjęcia pracy za granicą. Jednocześnie pod koniec 2014 r. w Polsce zarejestrowanych było jedynie 31 pielęgniarek, które mają obywatelstwo innego kraju UE.
Liczba pielęgniarek na 1000 mieszkańców w Polsce wynosi 5,4. Dla porównania w Szwajcarii wskaźnik ten wynosi 16, w Danii - 15,4, Niemczech - 11,3, a w Wielkiej Brytanii - 9,1. Z prognoz NRPiP wynika, że mimo zmniejszającej się populacji polskiego społeczeństwa, wskaźnik ten będzie malał z powodu większego tempa ubytku pielęgniarek niż ubytku naturalnego ludności.
Ponadto z raportu wynika, że zdecydowana większość polskich pielęgniarek to osoby pomiędzy 41. a 65. rokiem życia. Średnia wieku w tej grupie zawodowej to obecnie 48 lat.
...
Wyemigrowaly... Chcieliscie UE...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:21, 07 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Przez dwa lata krakowska przychodnia odprawiała ją z kwitkiem
7 kwietnia 2016, 10:32
• Przez około dwa lata jedna z krakowskich przychodni nie chciała zarejestrować pacjentki do lekarza-specjalisty
• NFZ: to łamanie praw pacjenta
Przez blisko dwa lata jedna z krakowskich przychodni nie chciała zarejestrować pacjentki do lekarza-specjalisty. Kobieta co dwa miesiące przychodziła w tej sprawie do rejestracji, ale zawsze słyszała, że brakuje miejsc i musi spróbować za kolejne dwa miesiące. NFZ mówi wprost: to łamanie praw pacjenta.
Kobieta zgłosiła się z prośbą o interwencję do Radia Kraków - jak mówi, tak długo czekała na wizytę, ponieważ zależało jej na spotkaniu z lekarzem, który zna historię jej choroby. Po dwóch latach oczekiwania postanowiła zarejestrować się do przychodni, która nie będzie łamać jej praw.
- Jak się zapytałam, jak mam się umówić do lekarza i chciałam się zapisać do kolejki, bo słyszałam, że coś takiego jest, pani mi odpowiedziała, że nie mają czasu na coś takiego a lista oczekujących dotyczy pacjentów pierwszorazowych - mówi pani Anna w rozmowie z Radiem Kraków.
- Jak dochodzi do odmowy rejestracji pacjenta lub rejestracja nie odbywa się zgodnie z przepisami, jest to łamanie zasad realizacji świadczeń zdrowotnych. Jak do nas wpływa taka skarga, to interweniujemy - zaznacza Aleksandra Kwiecień z małopolskiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia.
Reporterka Radia Kraków na własnej skórze postanowiła sprawdzić, czy uda jej się zapisać na wizytę do lekarza-specjalisty w tej placówce. Jednak ona również została odprawiona z kwitkiem. Dyrektor przychodni nie znalazł czasu na wyjaśnienie tej sprawy.
Po interwencji Radia Kraków, NFZ zapowiedziało, że przyjrzy się działaniom placówki. NFZ przypomina, że jeśli usłyszymy, że przychodnia nie prowadzi list oczekujących, że danego dnia rejestracja nie jest możliwa, bo prowadzona jest tylko do określonej godziny, albo wyłącznie w konkretne dni tygodnia - możemy złożyć skargę, ponieważ łamane są nasze prawa.
Radio Kraków
...
Znakomicie ...;o(((
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:18, 14 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Gdzie urodzą ciężarne z Giżycka? Szpitalna porodówka zawieszona
wyślij
drukuj
pw, pszl | publikacja: 14.04.2016 | aktualizacja: 16:03 wyślij
drukuj
Gdzie trafią ciężarne z Giżycka? (fot. zozgiz.pl)
Od piątku do końca czerwca szpital w Giżycku nie będzie przyjmował rodzących. Na wniosek szpitala wojewoda warmińsko-mazurski czasowo zawiesił działalność oddziału noworodkowego. To efekt braku lekarza specjalisty i konfliktu o to, kto ma zarządzać placówką.
„Szukamy lekarzy. Bezskutecznie”. Giżyckiej porodówce grozi zamknięcie
Giżycki szpital poprosił wojewodę o czasowe zawieszenie działalności oddziału położniczego i przypisanego do niego oddziału noworodkowego z powodu braku neonatologa. – Jedyny neonatolog w bardzo nieładny sposób został zwolniony ze szpitala przez osobę sprawującą zarząd komisaryczny w szpitalu – powiedział starosta giżycki Wacław Strażewicz.
Oddział zawieszony
Wojewoda po trwających kilka dni konsultacjach w tej sprawie zdecydował w czwartek o zawieszeniu oddziału od 15 kwietnia do 30 czerwca.
– Jednocześnie kierując się bezpieczeństwem pacjenta ustalono (...), że świadczenia z zakresu wykonywanego przez pododdział noworodkowy zabezpieczą szpitale w Ełku, Kętrzynie, Mrągowie, Olecku i Piszu. Każda pacjentka, która od 15 kwietnia zgłosi się do szpitala w Giżycku, po przebadaniu przez lekarza, w przypadku zalecenia hospitalizacji, ma zostać przewieziona do jednej ze wskazanych placówek – poinformowała rzeczniczka prasowa wojewody warmińsko-mazurskiego Bożena Ulewicz.
Jak podkreśliła, „za opiekę nad przebywającymi obecnie na pododdziale pacjentkami w pełni odpowiada szpital”.
Kiedy nie odeślą?
Ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego w Giżycku Jerzy Szewczyk zapewnił, że w razie nagłego porodu, czy pilnej konieczności wykonania ciężarnej cesarskiego cięcia szpital w Giżycku nie odeśle takiej pacjentki. – Przyjmiemy ją w ramach działalności szpitalnego oddziału ratunkowego – podkreślił. Jak zaznaczył sprzęt potrzebny w porodach nadal będzie do dyspozycji oddziału.
– A po porodzie mamę i dzidziusia przewieziemy karetką do innego szpitala – dodał Szewczyk.
W ubiegłym roku w giżyckim szpitalu odebrano 535 porodów.
Samorząd Giżycka od kilku tygodni bezskutecznie poszukuje neonatologa nie tylko w Polsce ale i na Litwie. Trudnością w pozyskaniu lekarza do pracy w giżyckim szpitalu jest nie tylko peryferyjne położenie Mazur, ale i stawki wynagrodzenia, jakich oczekują specjaliści.
Z rozmów PAP z przedstawicielami giżyckiego samorządu wynika, że lekarze oczekują płacy przekraczającej 20 tys. zł miesięcznie na rękę.
Kto zarządza?
Kolejną trudnością w pozyskaniu specjalisty do pracy w tym szpitalu jest kwestia tego, kto ma zarządzać szpitalem. W 2013 roku zarząd nad placówką starostwo powierzyło Grupie Nowy Szpital (GNS), ale ponieważ samorząd nie był z tego zarządzania zadowolony wypowiedział Grupie umowę. Grupa ze szpitala w Giżycku nie zamierza rezygnować i oddała sprawę do sądu. Zanim spór o to, kto ma kierować placówką rozstrzygnie sąd, szpitalem kieruje wyznaczony przez sąd zarząd komisaryczny.
W czwartek olsztyński Sąd Okręgowy przesłuchał w tym procesie kolejnych świadków, m.in. ordynatora Szewczyka, który powiedział, że za czasów GNS na jego oddziale nie było sprawnego podstawowego sprzętu medycznego, m.in. aparatu USG. Przesłuchiwany przez sąd dyrektor finansowy GNS mówił, że nie wiedział nic o kłopotach sprzętowych szpitala, że do niego niepokojące głosy w tej kwestii nie docierały.
PAP
..
Super.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 13:49, 20 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
"Interwencja": ukryte usługi w przyszpitalnym prosektorium
ml/
2016-04-20, 10:35
Skomentuj
0
Reporter "Interwencji" sprawdził, że w prosektorium na terenie szpitala w Końskich (Świętokrzyskie) można zamówić usługi pogrzebowe. Zakład funkcjonuje tam wbrew przepisom ustawy o działalności leczniczej. Z łatwością zdobywa klientów, przez co eliminuje z rynku konkurencyjne firmy. Władze szpitala były zaskoczone rezultatami śledztwa dziennikarza. Reportaż "Interwencji" dziś o 16:15 w Polsacie.
Interwencja
Kraj
Łzy na sali sądowej. Polskie dzieci zostaną z...
Kraj
"Interwencja": Bohdan Smoleń w ciężkim...
– Mają pierwszy kontakt z rodziną, która idzie prosto do prosektorium zobaczyć bliską osobę. Od razu oferują swoje kompleksowe usługi pogrzebowe. Tam można wybrać trumnę, zamówić nekrologi. Załatwiają wszystko – mówi Justyna Smolarczyk, właścicielka konkurencyjnego zakładu pogrzebowego w Końskich. Jej firma walczy o to, by przetrwać na rynku.
- Jeżeli będą w dalszym ciągu prowadzić działalność pogrzebową w prosektorium, to będziemy musieli zamknąć swój zakład, bo nie będziemy mieć zysku – powiedziała.
W ciągu ostatnich lat w Końskich upadło aż 5 zakładów pogrzebowych.
- Piszę do dyrektora szpitala, do Ministerstwa Zdrowia, do starosty. Pokazuję zdjęcia, że trumny są w prosektorium. Piszę, że tam pracowałem i że jest coś takiego, a każdy odpowiada, że nic takiego tam nie ma - opowiada dawny pracownik zlikwidowanego, konkurencyjnego zakładu pogrzebowego.
Interwencja przeprowadziła dziennikarską prowokację w "ukrytym" zakładzie pogrzebowym. Jej efekty można poznać w dzisiejszym odcinku programu.
...
Znowu łowcy skór...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:29, 20 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Szpital odesłał ciężarną do domu. Trzy dni później dziecko nie żyło. Wyroki dla lekarzy
ml/
2016-04-20, 15:13
Skomentuj
0
Sąd lekarski uznał, że trzej lekarze sosnowieckiego szpitala miejskiego dopuścili się uchybień, przez które dziecko Eweliny Bednarskiej zmarło przed porodem. Kobieta trafiła na oddział w 9. miesiącu ciąży. Lekarze nie rozpoznali w porę zagrożenia ciąży i nie wykonali sugerowanych przez lekarza prowadzącego badań. Wypisali kobietę do domu. Trzy dni później na poród był już za późno.
Interwencja
Kraj
Łzy na sali sądowej. Polskie dzieci zostaną z...
Kraj
"Interwencja": Bohdan Smoleń w ciężkim...
Pod koniec października 2012 r. Ewelina Bednarska zaczynała 9. miesiąc ciąży. Miała bardzo mocno spuchnięte nogi, dlatego pojechała do szpitala w Sosnowcu.
- Gdy lekarz zobaczył tę opuchliznę i podwyższone ciśnienie żony, to stwierdził, że kwalifikuje się do natychmiastowego przyjęcia do szpitala. Lekarz w karcie przy przyjęciu do szpitala wpisał długopisem "e gestosis". Jasno wynika, że szło to w kierunku zatrucia ciążowego – opowiadał w programie "Interwencja" mąż kobiety Michał Bednarski.
- To było dziecko wyczekiwane, utęsknione. Ciąża była "wychuchana", z najmniejszymi dolegliwościami albo dzwoniłam do lekarza, albo udawałam się na wizytę – wspominała Ewelina Bednarska. Kobieta twierdzi, że w szpitalu nie wykonano jej odpowiednich badań pod kątem zatrucia ciążowego.
Lekarz: brzuch boli, bo dziecko pcha się na świat
- Po południu zaczął mnie boleć brzuch, nie mogłam się załatwić, czułam cały czas parcie na pęcherz. Zgłosiłam to na obchodzie. Lekarz stwierdził, że brzuch mnie boli, bo dziecko pcha się na świat, to był 36. tydzień, dzień wcześniej miałam USG i dziecko ważyło 3700 gramów. Lekarz zlecił podanie leku, który powstrzymuje skurcze macicy – opowiadała pani Ewelina.
2 listopada została wypisana do domu. Po trzech dniach w dramatycznych okolicznościach trafiła na porodówkę.
- Najpierw dostałam drgawek, potem zaczęłam wymiotować, dostałam biegunki i wody mi odeszły. Zerwaliśmy się do szpitala, zrobiono mi badanie KTG, już nie czułam ruchów dziecka. Doszło do wewnątrzmacicznego obumarcia płodu. Miałam cesarskie ciecie, próba reanimacji dziecka nie udała się. Mateusz zmarł - opowiadała pani Ewelina.
Zawieszeni w prawach wykonywania zawodu
Wczoraj lekarski sąd dyscyplinarny orzekł roczny zakaz wykonywania zawodu w stosunku do jednego z lekarzy. Drugi nie może wykonywać pracy na oddziałach szpitalnych przez dwa lata, a trzeci dostał naganę i upomnienie.
- To orzeczenie jest potwierdzeniem naszego stanowiska i de facto przesądza o winie lekarzy. Jeśli się uprawomocni, otwiera nam to drogę do roszczeń cywilnych - powiedziała pełnomocniczka rodziny Bednarskich mec. Joanna Jagiełłowicz-Bąkiewicz.
Rodzina Bednarskich dotychczas nie wytoczyła powództwa cywilnego. Wysłała lekarzom natomiast tzw. zawezwania do próby ugodowej, na które żaden z adresatów nie odpowiedział.
- Kary mogły być oczywiście surowsze, ale wyrok nas satysfakcjonuje. Można mówić o uldze - powiedział ojciec zmarłego dziecka Michał Bednarski. Jak dodał, lekarze, których przed sądem postawił rzecznik odpowiedzialności zawodowej, nie przyznawali się do winy i kwestionowali jakąkolwiek swoją odpowiedzialność za to, co się stało.
Wtorkowe orzeczenie mogą oni zaskarżyć do Naczelnego Sądu Lekarskiego.
Lekarz i położna na ławie oskarżonych
Niezależnie od postępowania dyscyplinarnego sprawą zajęła się także sosnowiecka prokuratura. W połowie 2015 r. oskarżyła dwie osoby. Lekarzowi, który przyjmował pacjentkę w izbie przyjęć - gdy ta zgłosiła się do szpitala z rozpoczętą akcją porodową - zarzuciła narażenie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Natomiast za podrobienie dokumentu dot. hospitalizacji matki dziecka odpowie położna. Ich proces ruszył we wrześniu ub. roku. Oskarżeni nie przyznają się do winy.
Państwo Bednarscy od początku twierdzili, że za uchybienia w szpitalu odpowiadają nie tylko te dwie osoby, ale też dwóch położnych i trzech lekarzy. Gdy prokuratura umorzyła sprawy trzech z nich, złożyli zażalenie. W listopadzie 2015 r. sąd je uwzględnił, nakazując wznowienie śledztwa.
Interweniował Rzecznika Praw Pacjenta
Jednym z najistotniejszych dowodów prokuratury jest opinia biegłych, obejmująca cały okres ciąży i kilka wizyt ciężarnej w sosnowieckiej placówce oraz kilkutygodniowy pobyt kobiety w szpitalu po cesarskim cięciu, w związku z powikłaniami, do jakich doszło. Jak podawała prokuratura, opinia wskazuje na szereg uchybień w toku hospitalizacji.
Po tragedii od obowiązków kierowniczych został odsunięty szef oddziału ginekologiczno-położniczego. Podstawą decyzji były wnioski sformułowane przez Rzecznika Praw Pacjenta, który zainteresował się sprawą po monitach rodziców dziecka w resorcie zdrowia.
Rzecznik praw pacjenta uznał, że szpital naruszył prawo pacjentki do informacji oraz do dokumentacji medycznej. Wniósł m.in. o pouczenie personelu o obowiązujących przepisach i wyciągnięcie sankcji wobec osób winnych naruszenia praw pacjenta.
"Fatalna" i "anachroniczna" opieka
Zastrzeżenia do sposobu funkcjonowania oddziału miał także ekspert z zakresu położnictwa prof. Krzysztof Preis. W konkluzji swej opinii wskazał na "szereg uchybień w nowoczesnym prowadzeniu całej ciąży i opiece perinatalnej". Opiekę nad pacjentką określił jako "fatalną” i "anachroniczną".
Zaznaczył zarazem, że ze względu na brak dostatecznych informacji nie sposób wskazać związku przyczynowego pomiędzy tą opieką a zgonem dziecka.
Reportaż Interwencji o Ewelinie Bednarskiej można zobaczyć tutaj.
Interwencja, PAP
...
Jak widzicie glupota jest postawa. ,,Mi Bóg niepotrzebny bo sa lekarze". Zwlaszcza w szpitalu potrzebny...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:58, 23 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Pierwszy taki zabieg w Polsce. Kotka z implantami niedługo zyska protezy łapek
wyślij
drukuj
msies, rs | publikacja: 23.04.2016 | aktualizacja: 10:55 wyślij
drukuj
Za dwa tygodnie lekarze będą mogli kotce przymocować protezy łap (fot. TVP Info)
To było przełomowe popołudnie nie tylko dla 3-letniej kotki Łatki. Bowiem w jednej z wrocławskich klinik weterynaryjnych pierwszy raz w Polsce wszczepiono zwierzęciu dwa identyczne tytanowe implanty. Nad technologią wspólnie pracowali naukowcy z łódzkiego Technoparku, pracownicy pabianickiej PAFANY i weterynarze. Teraz lekarze mają nadzieję, że na kotce wszystko będzie się goić jak na psie i po dwóch tygodniach będą mogli jej przymocować protezy łap.
TVP Info
...
To juz jest perwersja. Zamiast kotce skrocic zycie i wziac nowa takie cos A POGOTOWIE CIEZKO WEZWAC!
To tylko jest dopuszczalne jako szkolenie. Inaczej budzi sprzeciw moralny.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Sob 15:08, 23 Kwi 2016, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:08, 27 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
„To nie izba wytrzeźwień”. 45-latek zmarł, bo pogotowie odmówiło przyjazdu?
wyślij
drukuj
dmilo, rs | publikacja: 27.04.2016 | aktualizacja: 12:51 wyślij
drukuj
Pogotowie przyjechało, gdy na pomoc było już za późno (fot. tvp.info/Paweł Chrabąszcz)
Synowie 45-letniego Dariusza G. siedem razy dzwonili na numer alarmowy 112, zanim doczekali się przyjazdu pogotowia – informuje „Głos Wielkopolski”. Mężczyzna, który wcześniej pił przez kilka dni, nie żyje.
Codziennie ratują życie innym, ale czasem sami potrzebują pomocy. „Służba trudna i nieprzewidywalna”
45-letni Dariusz G. zmarł w niedzielę w swoim mieszkaniu w Komornikach (woj. wielkopolskie). – Z tatą było tego dnia naprawdę źle. Miał atak padaczki alkoholowej. Po całym tygodniu picia odstawił alkohol już w sobotę. Chciał od poniedziałku normalnie iść do pracy. A w niedzielę trząsł się, wymiotował krwią. W końcu stracił przytomność – opowiadał reporterom „GW” 17-letni Gracjan, syn zmarłego.
Gracjan i jego brat, 21-letni Krystian, siedem razy dzwonili na numer alarmowy 112. Jak relacjonują, usłyszeli, że szpital to nie izba wytrzeźwień. Sami nie mogli zawieźć ojca do szpitala, bo nie mają samochodu. Pogotowie przyjechało dopiero wtedy, gdy mężczyzna leżał już nieprzytomny, a na pomoc było za późno.
Dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu podjął decyzję o wszczęciu postępowanie wyjaśniającego w tej sprawie.
„Głos Wielkopolski”
...
Niestety jakk uslysza ze pił to nie przyjada. Rozumiem ze pogotowie musi byc twarde. Bo ludzie by sobie zrobili z nich lekarza domowego. Ale niestety pijakow tez trzeba niekiedy ratowac.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:53, 28 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Lekarz jak hiena cmentarna. Zarabiał na kartach zgonu
wyślij
drukuj
DARTH | publikacja: 27.04.2016 | aktualizacja: 16:25 wyślij
drukuj
Lekarz usłyszał już 77 zarzutów (fot. Christopher Furlong/Getty Images)
Przez dziewięć lat biegły medycyny z Włodawy zarabiał na rodzinach, którzy bliscy zginęli nagle np. w wypadkach drogowych. Lekarz domagał się od rodzin stosownej opłaty za wystawienie karty zgonu, gdy tymczasem taki dokument wydawany jest za darmo. Na razie śledczy z Chełma zebrali dowody na kilkadziesiąt takich wyłudzeń. Podejrzewają jednak, że liczba zarzutów, jakie może usłyszeć medyk przekroczy setkę.
Rozdawali unijne dotacje za stołki i łapówki? CBA na wojskowej uczelni
Przed kilkoma tygodniami do policjantów wydziału do walki z korupcją lubelskiej policji zgłosiła się rodzina jednej z osób, które zginęły w wypadku drogowym. Poinformowali, że lekarz, który przyjechał na miejsce tragedii, po stwierdzeniu zgonu domagał się pieniędzy za wystawienie stosownego dokumentu. Funkcjonariusze zaczęli badać sprawę. Przeanalizowali setki „zdarzeń”, do których był wzywany Tomasz P. i przesłuchali rodziny ofiar wydarzeń losowych. Wówczas okazało się, że medyk regularnie miał domagać się pieniędzy za darmową kartę zgonu.
#wieszwiecej | Polub nas
Dziewięć lat naciągania
– Ustaliliśmy, że lekarz wykorzystując funkcję lekarza i biegłego z zakresu medycyny, przyjmował pieniądze od 2007 r. do 2015 r. Wzywany do zdarzeń ze skutkiem śmiertelnym takich jak m.in. samobójstwo cz nieszczęśliwy wypadek, domagał się od rodziny zmarłego opłaty za wydanie karty zgonu. Stawki były różne, zazwyczaj ok. 150-200 zł. Umawiał się z rodziną na następny dzień i po otrzymaniu pieniędzy wydawał kartę. Wysokość opłaty wzrastała, jeżeli rodzina chciała otrzymać dokument jak najszybciej – opowiada podkom. Andrzej Fijołek z lubelskiej policji.
Zgodnie z przepisami wydanie karty zgonu jest obowiązkiem lekarza i nie można pobierać za to żadnej opłaty. Jednak P. czuł się na tyle pewnie, że wystawiał rodzinom pokwitowania, potwierdzone swoją pieczątką. Głównie na odwrocie ulotek czy przypadkowych kartek.
Łapówki za pomoc w egzaminach w akademiach wojskowych. Żandarmeria zatrzymała 40 osób
Na razie 77 zarzutów
Tomasz P. został wezwany we wtorek do prokuratury w Chełmie. Usłyszał 77 zarzutów przyjęcia korzyści majątkowej. – To dopiero początek sprawy i spodziewamy się, że liczba zarzutów przedstawionych podejrzanemu może być znacznie większa. Z ustaleń śledczych wynika, że mężczyzna osiągnął korzyść majątkową w łącznej kwocie nie mniejszej niż 10.000 zł. Czyn ten jest zagrożony karą do 8 lat pozbawienia wolności – mówi tvp.info prok. Agnieszka Kępka, rzecznik lubelskiej Prokuratury Okręgowej.
O losie lekarza zadecyduje sąd.
tvp.info
...
Szok...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:18, 02 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Pijany lekarz skończył dyżur na komendzie. Miał 1,4 promila alkoholu
wyślij
drukuj
kf, kaien | publikacja: 02.05.2016 | aktualizacja: 19:36 wyślij
drukuj
Pijany lekarz przyjął 13 chorych (fot. [link widoczny dla zalogowanych] Phalinn Ooi)
Lekarz, który pełnił dyżur w szpitalu w Wołowie w woj. dolnośląskim, przyjmował pacjentów pod wpływem alkoholu. Zanim go zatrzymano, udzielił porady 13 chorym.
Kompletnie pijany lekarz na dyżurze. Miał ponad 3 promile i przyjął pacjenta. Szpital go zwalnia
Sprawę zgłoszono 30 kwietnia policji w Wołowie. Policjanci, którzy przyjechali do szpitala, wyczuli od 53-letniego mężczyzny charakterystyczną woń. Badanie wykazało, że miał 1,4 promila alkoholu w organizmie.
Lekarza zatrzymano. Zabezpieczono też dokumentację medyczną. Za narażenie pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu grozi do trzech lat więzienia.
#wieszwiecej | Polub nas
gazetawroclawska.pl
....
Jak w kazdym srodowisku sa alkoholicy.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:02, 05 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Ponad pięćdziesięciu pacjentów zatruło się w szpitalu w Tarnowie. Co było przyczyną?
łz, k publikacja: 05.05.2016 aktualizacja: 07:37 wyślijdrukuj
fot
Sanepid nie wie co było przyczyną zatrucia (fot. Flickr/PerformImpacted)
Łącznie 54 pacjentów różnych oddziałów Szpitala Specjalistycznego im. Edwarda Szczeklika w Tarnowie zapadło na niedyspozycje zdrowotne. Biegunki i wymioty dopadły między innymi pacjenci z oddziałów dziecięcych oraz część personelu placówki. Inspektorzy sanepidu nie wiedzą co jest przyczyną zatrucia.
Masowe zatrucie amoniakiem w Łodzi. 11 osób trafiło do szpitala
Nasilenie przypadłości przypadło na jedno popołudnie i wieczór pod koniec ubiegłego tygodnia. – Pobraliśmy próbki jedzenia, które w tym dniu podawano w szpitalu, ale badania laboratoryjne nie wykazały w nich żadnych drobnoustrojów chorobowych – powiedziała „Gazecie Krakowskiej” Elżbieta Kuras, rzeczniczka prasowa Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie.
Mimo przeprowadzonych badań nadal nie wiadomo jaka była przyczyna zatrucia. – Badania wciąż trwają, stąd na razie trudno o jednoznaczną odpowiedź na pytanie, co mogło być przyczyną problemów zdrowotnych pacjentów – stwierdziła Kuras.
Zdaniem Marcina Kuty, dyrektora Szpitala Szczeklika, są dwie możliwości. – Wszystko wskazuje na to, że ktoś przyniósł do szpitala norowirusa i zaraził nim innych. Nie można jednak wykluczyć również zakażenia pokarmowego. Cztery dni przed zatruciem zmieniliśmy dostawcę nabiału do szpitala. Być może był to jedynie niefortunny zbieg okoliczności, ale być może problem okaże się konsekwencją tej decyzji – przyznał Kuta.
#wieszwiecej | Polub nas
Mimo masowego zatrucia szpital pracował normalnie.
„Gazeta Krakowska”
>>>
To super...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|