Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Słuszba sdrofia nam roskfita!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 15, 16, 17 ... 54, 55, 56  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:39, 04 Lut 2015    Temat postu:

Radio PiK

Lekarze POZ boją się wydawać zielone karty onkologiczne?

1665 "zielonych kart onkologicznych" wydano do poniedziałku pacjentom w Kujawsko-Pomorskiem. Najwięcej kart - 893 - wypisali lekarze ze szpitali. Najmniej -337 - lekarze podstawowej opieki zdrowotnej.

To niepokoi Narodowy Fundusz Zdrowia. Jak mówi Barbara Nawrocka z kujawsko-pomorskiego oddziału NFZ, założenie było inne - stąd apel do medyków, by nie bali się wydawania kart onkologicznych pacjentom.

Tymczasem NFZ cały czas odpowiada na pytania lekarzy dotyczące pakietu onkologicznego. Okazuje się, że medycy najczęściej mają wątpliwości, jak technicznie wypełniać "zieloną kartę".

Pojawiają się też niepokojące sygnały o pacjentach, którzy sami żądają jej wypisania. Chcą w ten sposób szybko wykonać badania.

...

Cyrk nieustajacy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:16, 06 Lut 2015    Temat postu:

Długi szpitala w Stalowej Woli. Lekarz zarabiał rocznie 600 tys. zł

Bilans szpitala za rok 2014 wynosił około minus 6 mln zł

Szpital w Stalowej Woli jest blisko bankructwa. Jeden z jego lekarzy pobierał wynagrodzenie ponad 600 tys. zł rocznie - informuje "Echo Dnia". Placówce grozi zamknięcie ze względu na nieuregulowane zobowiązania wobec dostawców leków i sprzętu, a w konsekwencji potencjalny brak możliwości leczenia pacjentów. Obecnie toczą się rozmowy w tej sprawie - informował na spotkaniu z radnymi pełniący obowiązki dyrektora szpitala Edward Surmacz.

Surmacz podczas spotkania przytoczył kwoty: zobowiązania wymagalne szpitala sięgają 9,4 mln zł, podczas gdy spodziewana kwota ze świadczonych usług wynosi 9 mln zł. Po uregulowaniu części zobowiązań wymagalnych, ich wysokość zmalała do 8,3 mln zł. Dodał, że w sądzie toczy się siedem spraw, z których dwie nazywa "przegranymi" dla szpitala.

Na złe wyniki składają się m.in. kominy płacowe wśród personelu. - Jeden lekarz ma kontrakt na 1,9 miliona złotych, jego roczne wynagrodzenie pochłania 600 tysięcy złotych, reszta idzie na utrzymanie dwóch lekarzy, pielęgniarki, kontrakt z Carintem - tłumaczył podczas spotkania Surmacz. Stwierdził, że w takim wypadku "nie ma mowy o utrzymaniu się" szpitala.

Lekarz nie zgodził się na obniżenie uposażenia, dlatego szpital rozwiązał z nim umowę. Zwalnianie lekarzy jest jednak problematyczne, ponieważ wydłuża czas oczekiwania na zabiegi kardiologiczne czy naczyniowe - zauważa, cytowany przez "Echo", Robert Fila, dawny starosta, a obecnie radny powiatowy.

Surmacz był już wcześniej dyrektorem szpitala w Stalowej Woli. Kiedy opuszczał stanowisko w 2001 r., długi wynosiły 3,1 mln, tymczasem bilans szpitala za rok 2014 wynosił około minus 6 mln zł.

...

Beztroska ze wszystkich stron ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:35, 11 Lut 2015    Temat postu:

Brak leków przeciwzakrzepowych i przeciwastmatycznych w aptekach

W aptekach brakuje m.in. leków przeciwzakrzepowych i przeciwastmatycznych

W aptekach brakuje leków przeciwzakrzepowych, przeciwastmatycznych, kardiologicznych, stosowanych w leczeniu cukrzycy i chorób nowotworowych. Zdaniem NRA jednym z powodów tej sytuacji jest ich sprzedaż za granicę. Prace nad ograniczającym to projektem ustawy trwają.

Jak poinformował wiceprezes NRA dr Marek Jędrzejczak, od 2013 r. braki leków aptekarze zgłaszają na stronie internetowej Naczelnej Izby Aptekarskiej. Od 1 stycznia do 10 grudnia 2014 r. zrobili to ponad 1480 razy, przy czym jedno zgłoszenie obejmowało najczęściej kilka leków. Zgłoszenia dotyczą około 200 produktów leczniczych w różnych dawkach i postaciach.

- To, rzecz jasna, jedynie wierzchołek góry lodowej. Jak wynika z wypowiedzi krajowych konsultantów z różnych dziedzin medycyny, brak dostępności do leków znacząco zagraża zdrowiu i życiu polskich pacjentów. Na 10 zapytanych ekspertów aż 8 potwierdziło, że trudności w zaopatrzeniu się w leki niezbędne do prawidłowego leczenia farmakologicznego stanowią bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów - podkreślił.

Jedną z przyczyn tej sytuacji wiceszef NRA upatruje w poszerzającej się sferze eksportu równoległego leków refundowanych, których ceny są w Polsce znacznie niższe niż w innych krajach Unii Europejskiej. Rocznie do innych krajów wspólnoty wywożone są leki warte ok. 2 mld zł.

- W tej sytuacji polski pacjent zmuszony jest do wędrówki po aptekach w poszukiwaniu leku zaordynowanego przez lekarza. Często chory nie wykupuje leku. Ta patologia powoduje wzrost kosztów leczenia, ponieważ stan zdrowia wielu chorych przewlekle pogarsza się - ocenił Jędrzejczak.

Jego zdaniem za trudności w zakupie leków odpowiada też tzw. system dystrybucji bezpośredniej, narzucony przez niektórych producentów leków. W efekcie apteki otrzymują zaledwie po trzy, cztery opakowania ważnych leków ratujących życie na tydzień.

- Obecnie jedynie trzy największe hurtownie wskazane przez producentów leków innowacyjnych, a także niektóre składy konsygnacyjne mają wyłączny dostęp do ponad stu ważnych leków ratujących zdrowie i życie - podkreślił.

W jego ocenie problem ten należy jak najszybciej rozwiązać poprzez zagwarantowanie aptekom i pacjentom stałego dostępu do leków ratujących zdrowie i życie.

- Samorząd aptekarski już pięć lat temu alarmował, że tolerowanie przez państwo tak zwanego systemu dystrybucji bezpośredniej (z pominięciem klasycznego, zgodnego z prawem łańcucha dostaw: producent – hurtownia – apteka – pacjent) grozi tym, że producenci leków będą jednostronnie ustalać limity dostaw leków do aptek - zaznaczył Jędrzejczak.

Dodał, że w trakcie trwających w Sejmie prac nad nowelizacją Prawa farmaceutycznego Naczelna Izba Aptekarska zaproponowała poprawkę mającą zapewnić wszystkim hurtowniom farmaceutycznym stałe dostawy leków objętych zakresem posiadanego przez przedsiębiorcę zezwolenia, w ilości niezbędnej do zaspokojenia bieżących potrzeb pacjentów.

- Proponowany przepis stanowi, że odmowa sprzedaży refundowanego produktu leczniczego podmiotowi uprawnionemu do obrotu (hurtowni lub aptece) ma być dokonywana w formie pisemnej lub elektronicznej wraz z uzasadnieniem oraz powiadomieniem Głównego Inspektora Farmaceutycznego - poinformował wiceszef NRA.

Poprawkę tę NIA zgłaszała już przy okazji wcześniejszej nowelizacji Prawa farmaceutycznego, która wdrożyła do polskiego prawa zapisy unijnej dyrektywy dotyczącej zapobiegania fałszowaniu leków. W trakcie prac nad tą ustawą, w listopadzie ub.r., sejmowa komisja zdrowia zdecydowała jednak o jej wykreśleniu, choć wcześniej zaakceptowała ją podkomisja.

Posłanka Janina Okrągły (PO), która zgłosiła wówczas wniosek o wykreślenie poprawki, mówiła, że sprawa eksportu równoległego i dostępu do leków wymaga odrębnej nowelizacji. Przekonywała, że poprawka wywołała dużo kontrowersji oraz sugestii, że obróci się przeciw pacjentom i doprowadzi do niedoboru leków.

Także wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki uznał wtedy, że poprawka w kształcie zgłoszonym przez NIA "mogłaby doprowadzić do braków leków, ponieważ przewidywała sprzedaż przez producentów do wszystkich hurtowni w każdej ilości".

Prezes NRA informował pod koniec stycznia, że posłowie PO uczestniczący w pracach komisji zdrowia zapewniali przedstawicieli NIA, że regulacja taka znajdzie się jednak w poselskim projekcie noweli Prawa farmaceutycznego. Tak się jednak nie stało - zapisu takiego nie ma w zgłoszonym przez posłów PO i popieranym przez resort zdrowia projekcie, który pojawił się w Sejmie w grudniu ub.r., a który zmierza do ograniczenia wywozu leków za granicę w ramach eksportu równoległego.

Projekt wprowadza procedurę kontrolowanego wywozu leków przez hurtownika. W tym celu wprowadzony ma zostać obowiązek zgłoszenia inspekcji farmaceutycznej zamiaru wywozu leku za granicę. W przypadku zagrożenia brakiem dostępności produktu leczniczego Główny Inspektor Farmaceutyczny miałby obowiązek zgłosić sprzeciw w terminie 7 dni roboczych od dnia otrzymania zgłoszenia. Hurtownik mógłby dokonać wywozu tylko w przypadku braku sprzeciwu GIF.

Wywóz leków bez uprzedniego zgłoszenia albo wbrew sprzeciwowi inspekcji farmaceutycznej będzie karany. Kara będzie mogła wynosić do 5 proc. wartości rocznego obrotu netto.

Posłanka Janina Okrągły, która obecnie przewodniczy pracom podkomisji, powiedziała, że zbierze się ona ponownie we wtorek. Ma to być przedostatnie posiedzenie, później projektem ponownie zajmie się komisja zdrowia.

...

Znowu sukcesy ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:50, 12 Lut 2015    Temat postu:

Kutno: zmarł nieprzyjęty do szpitala półtoraroczny chłopie
Po nieudanej próbie reanimacji w karetce chłopiec zmarł

Prokuratura w Kutnie zajmie się sprawą półtorarocznego chłopca, który zmarł dzień po tym, jak zabrakło dla niego miejsca w szpitalu - poinformował serwis RMF24.pl.

W poniedziałek u chłopca zdiagnozowano zapalenie oskrzeli i skierowano do szpitala. Chłopcu przepisano leki, ale do szpitala nie został przyjęty z powodu braku miejsc.

We wtorek stan chłopca się pogorszył. Po nieudanej próbie reanimacji w domu, a następnie w karetce chłopiec zmarł. Prokuratura zbada m.in. to, czy matka dostała informację o konieczności zabrania syna do innego szpitala - podał serwis RMF.

...

Miejmy nadzieje ze to zwykly blad nie karygodny .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:27, 12 Lut 2015    Temat postu:

Bolesna prawda o porodówkach

W 64 proc. szpitali kobieta nie może liczyć na znieczulenie podczas porodu. Tak wynika z danych zebranych przez Fundację Rodzić po Ludzku, do których dotarł "Dziennik Gazeta Prawna".

Dzieje się tak choć w 2012 r. resort zdrowia obiecał darmowy dostęp do znieczulenia na życzenie dla każdej rodzącej.

Tymczasem dziś spośród 402 szpitali z bazy FRL w 256 kobiety nie mają możliwości, by skorzystać z takiego sposobu uśmierzania bólu. I jedynie w woj. śląskim przeważają placówki, w których jest to możliwe – na 42 w 24 rodząca ma prawo do znieczulenia.

Jak mówi Daria Omulecka z FRL, nie każda kobieta chce korzystać z takiej formy łagodzenia bólu. Jednak z wypowiedzi rodzących wynika, że sama możliwość poproszenia o znieczulenie daje im poczucie bezpieczeństwa – zaznacza.

...

Kolejne sukcesy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:58, 13 Lut 2015    Temat postu:

"Rzeczpospolita": szpitale oszczędzają, pacjenci cierpią Piątek, 13 lutego 2015, źródło:Rzeczpospolita

Jedno na dziesięć badań laboratoryjnych ma błędny wynik - alarmuje "Rzeczpospolita".

Na 1658 zarejestrowanych w Polsce laboratoriów 60 proc. ma prywatnych właścicieli. Szpitale wolą zlecać wykonanie badań na zewnątrz, bo jest to dla nich tańsze. Materiał jest do nich transportowany nieraz nawet i kilkaset kilometrów. Jeżeli lekarz ma wątpliwości, czy badania są rzetelne, to w placówce bez laboratorium nie ma szans tego skonsultować.

Taka praktyka stawia pod znakiem zapytania wiarygodność wyników i informacji, które dostaje pacjent. A błędne wyniki powodują błędy lekarskie.

...

Wszyscy oni za kiwniecie palcem chca miec miliony . A tfurcy nawet bez kiwniecia tantiemy . Chciwosc ludzka nie ma granic . To prawo sformulowal sw Tomasz w XII wieku .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:14, 16 Lut 2015    Temat postu:

Nowoczesne leki dla cukrzyków wciąż poza listą refundacyjną

Polska jest jedynym krajem Unii Europejskiej, który nie refunduje leków inkretynowych. Miesięczny koszt terapii lekami nowej generacji może sięgać nawet kilkuset złotych, dlatego pacjenci rzadko zgadzają się na takie leczenie.

- Liczba chorych na cukrzycę w Polsce – według Światowej Federacji Zdrowia – szacowana jest na ok. 3 mln, głównie jest to cukrzyca typu 2. Niestety, chorych nieustannie przybywa. Należy założyć, że w następnych latach mimo malejącej liczebności społeczeństwa liczba chorych na cukrzycę będzie rosła w wartościach bezwzględnych – mówi prof. Władysław Grzeszczak, kierownik katedry Kliniki Chorób Wewnętrznych, Diabetologii i Nefrologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.

Według informacji Międzynarodowej Federacji Diabetologicznej Polska zajmuje 4. miejsce w Europie pod względem częstości występowania cukrzycy. 90 proc. chorych to osoby z cukrzycą typu 2, wynikającą głównie z otyłości, siedzącego trybu życia i nieprawidłowego odżywiania. Zdaniem ekspertów w kolejnych latach liczba chorych będzie stale rosła. Polska zajmuje jedno z ostatnich miejsc wśród krajów Unii Europejskiej pod względem wydatków na leczenie jednego diabetyka. W leczeniu tej choroby stosuje się przede wszystkim metforminę oraz leki z grupy sulfonylomoczników.

- Sulfonylomoczniki nie są złymi lekami. Są jednak w sprzedaży od lat 50. ubiegłego wieku. Dziś powinno się już stosować nowsze leki, mam na myśli np. blokery DPP-IV czy też analogi GLP-1, czyli leki inkretynowe, które zmniejszają ryzyko wystąpienia incydentów hipoglikemii i wpływają na zmniejszenie masy ciała u chorych – mówi prof. Grzeszczak.

Leki inkretynowe zwiększają wydzielanie insuliny przez trzustkę, spowalniają opróżnianie żołądka z treści pokarmowej, a także hamują apetyt. Podczas ich zażywania nie dochodzi do przyrostu masy ciała, co jest bardzo ważne w leczeniu cukrzycy. Nie powodują one hipoglikemii, a więc incydentów zbytniego obniżenia poziomu cukru we krwi, które mogą prowadzić do poważnych powikłań.

Leki te dostępne są na rynku już od blisko 10 lat, w Polsce rzadko jednak są wykorzystywane w terapii cukrzycy ze względu na ich wysoki koszt.

- O ich refundację od dawna postulują pacjenci i diabetolodzy, do tej pory nie zostało to wprowadzone w życie przez regulatora. Mamy wrażenie, że dla części chorych pojawienie się leków inkretynowych byłoby bardzo ważne, bo są to leki drogie. Większa dostępność tych leków poprawiłaby jakość opieki i leczenia. Chory nie miałby hipoglikemii oraz powikłań ostrych i przewlekłych – mówi Michał Sutkowski, specjalista medycyny rodzinnej, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych, rzecznik prasowy Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce.

Zdaniem ekspertów wprowadzenie refundacji leków inkretynowych zmniejszyłoby w przyszłości koszty pośrednie, jakie ponosi państwo z tytułu leczenia cukrzycy. Tym bardziej że do najczęstszych powikłań cukrzycy należą problemy z sercem, nerkami czy wzrokiem. Do kosztów, poza bezpośrednimi nakładami na leczenie, należy również zaliczyć te pośrednie, związane z utratą produktywności osób chorych, trwałą niezdolnością do pracy i rentami. W Finlandii, w której leki inkretynowe są refundowane od blisko 4 lat, dzięki ich stosowaniu znacznie zmniejszyła się ilość hospitalizacji, a tym samym spadły wydatki z budżetu państwa na ten cel. W ten sposób koszty leczenia tymi lekami uległy zbilansowaniu.

W Polsce dużym problemem jest ponadto utrudniony dostęp do lekarzy specjalistów: nefrologów, okulistów, kardiologów i neurologów, oraz poradni diabetologicznych.

- Nowa kwestia związana z pakietem kolejkowym jest taka, że nie ma wskaźnika 3.0 dla pacjenta z cukrzycą i chorobą krążenia. To znaczy, że środków, które są przeznaczone na pacjentów z cukrzycą, dla lekarza rodzinnego w lecznictwie podstawowym jest mniej. Zamiast wskaźnika 3x96 zł na rok mamy ujednoliconą stawkę 140 zł rocznie. Czyli teoretycznie środków na takich pacjentów jest mniej, co oczywiście nie oznacza, że mają oni być przez nas gorzej leczeni. Ci pacjenci wymagają stałej i dobrej opieki zarówno jeśli chodzi o nakład naszej pracy, jak i liczne dodatkowe badania – mówi Michał Sutkowski.

...

Kolejny sukces .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:50, 17 Lut 2015    Temat postu:

codziennypoznan.pl

Koszmarne warunki w szpitalu dziecięcym. Czy powstanie nowa placówka?

Koszmarne warunki rzutują na jakość pracy i lekarzy, i pielęgniarek -

Wszędzie ciasno, matki śpią przy dzieciach na podłodze, na materacach. Tak wyglądają realia szpitala dziecięcego przy ulicy Krysiewicza. - Jak tu można wytrzymać? - pytali przerażeni posłowie i senatorowie zwiedzając szpital.

W szpitalach dziecięcych zazwyczaj z dziećmi przebywają rodzice, przynajmniej od czasu do czasu. jednak jeśli chcą to robić przy Krysiewicza, to muszą spać albo na podłodze, na materacu - albo na fotelu, gdy sala jest tak mała, że i materac się nie zmieści, co się zdarza.

Taką sytuacją zmęczeni są wszyscy: rodzice, dzieci i personel, nie da się też ukryć, że koszmarne warunki rzutują na jakość pracy i lekarzy, i pielęgniarek. O budowie nowego szpitala mówi się od lat, pierwsze rozmowy między miastem a urzędem marszałkowskim zaczęły się w 2009 roku, później miasto przekazało aportem grunt na jego budowę i mówiono wówczas, że do 2015 szpital będzie gotowy.

Niestety, przez kolejne lata głównie się o budowie szpitala mówiło - w 2012 roku miał się zacząć przetarg na wyłonienie partnera prywatnego - szpital miał być budowany w partnerstwie publiczno-prywatnym - w 2013 przetarg miał ruszyć jesienią, ale nawet nie został ogłoszony, a termin oddania gotowego szpitala przesunięto na rok 2018...

85 procent kosztów budowy szpitala pokryją fundusze UE, jednak najpierw minister zdrowia musi wpisać szpital dziecięcy na regionalną mapę potrzeb zdrowotnych - to system zawierający informacje o tym, jakie świadczenia czy placówki i gdzie są potrzebne, by móc racjonalnie i znacznie sprawniej planować usługi i inwestycje zdrowotne.

To dlatego, jak uważa Marek Woźniak, marszałek Wielkopolski, dobrze, że politycy odwiedzili szpital i na własne oczy przekonali się, jak wygląda.

- Teraz wszystko w rękach ministra zdrowia. Dlatego chcemy pozyskać jak najwięcej przyjaciół z Warszawy dla tego projektu - powiedział marszałek Marek Woźniak.

Bo unijna dotacja to nie wszystko - Wielkopolska będzie musiała wysupłać ze swojego budżetu jeszcze te 15 procent do dotacji unijnej, czyli około 60 mln zł. A na razie ma tylko 10 mln, na prace projektowe.

...

Takie rozkosze .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 2:34, 19 Lut 2015    Temat postu:

Rynek Zdrowia

Pielęgniarek coraz mniej

Większość polskich pielęgniarek to osoby w wieku od 41 do 65 lat. Średnia wieku polskiej pielęgniarki nieustannie rośnie i wynosi obecnie 46,9 lat. Już teraz mamy za mało pielęgniarek, bo tylko 5,4 na 1000 mieszkańców. Dla porównania - w Szwajcarii jest ich 16. Do wstąpienia w szeregi tej grupy zawodowej raczej nie zachęca fakt, że 25% jej przedstawicieli zarabia poniżej 2200 zł brutto miesięcznie.

Jak podaje Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych, w latach 2008- 2013 liczba zarejestrowanych pielęgniarek i położnych wzrosła o ponad 14 tysięcy. Jednak w tej grupie - oprócz wykonujących zawód - są osoby: bezrobotne, przebywające na urlopach macierzyńskich i wychowawczych, pracujące w innymi zawodzie, przebywające na emeryturze lub rencie.

Demografia nie kłamie

Niepokojący jest szybki wzrost średniej wieku pielęgniarek i położnych w Polsce - w 2008 r. dla pielęgniarek wynosiła 44,19 lat, a dla położnych 43,23. Na koniec 2013 roku odpowiednio - 48,69 i 47,69 lat.

Według Marii Olszak-Winiarskiej, przewodniczącej lubelskiego oddziału Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, kwestia polityki senioralnej, szeroko podnoszona przez decydentów, dotyczy też pielęgniarek. Dotyczy osobiście, bo wiele z nich jest w wieku senioralnym, dotyczy też systemowo - jedną z najlepszych form opieki nad seniorem jest ta domowa, długoterminowa, którą właśnie sprawują pielęgniarki.

Co do starzenia się grupy zawodowej, przewodnicząca poinformowała, że środowisko pielęgniarskie dostrzega problem i wychodząc mu naprzeciw, zdecydowało się na stworzenie Domu Spokojnej Starości Pielęgniarek i Położnych.

- Adaptowany jest budynek w Tylmanowej. Jest nas coraz mniej, mamy coraz więcej lat, ale jestem dumna z tego, ze jesteśmy coraz lepiej wykształcone - dodaje przewodnicząca.

Młodzi się nie garną

Tak znaczny wzrost średniej wieku świadczy o zbyt małej liczbie osób młodych zarejestrowanych - podaje NIPiP. Najwięcej pielęgniarek jest w przedziale wiekowym 41-65 i więcej lat - 211 807, natomiast w młodszej generacji, tj. w przedziale wiekowym 21-40 lat, zarejestrowanych jest tylko 68 507 pielęgniarek. Średnia wieku pielęgniarek wynosi zatem 46,9.

Podobnie przebiega rozkład wieku położnych, wśród których w przedziale wiekowym 41-65 i więcej lat zarejestrowanych jest 25 337 osób, a w przedziale wiekowym 21- 40 lat - 9 471 osób. Średnia wieku położnych wynosi 47,8.

Z zestawienia danych dotyczących liczby pielęgniarek i liczby położnych najmłodszych, tj. w przedziale wiekowym 21-25 lat, i najstarszych, tj. 65 i więcej lat, jednoznacznie wynika, że w Polsce nie występuje zastępowalność pokoleniowa zarówno wśród pielęgniarek, jak i położnych.

Przyjmując założenie, iż minister zdrowia określając limity przyjęć na studia I i II stopnia (w latach 2006- 2012), kierował się potrzebami systemu ochrony zdrowia pod względem zapewnienia kadry pielęgniarskiej, należy stwierdzić, iż założenie to nie zostało zrealizowane.

Limity w latach 2006-2011 zostały wykorzystane w ok. 76%, co stanowi 35 333 absolwentów I i II stopnia. Z tej liczby tylko 11 489 osobom wydano prawo wykonywania zawodu pielęgniarki, co stanowi 25,10% ustalonych przez resort potrzeb w zakresie kształcenia zawodowego pielęgniarek.

Co do położnych to limity w latach 2006-2011 zostały wykorzystane w ok. 67% (6 574 absolwentów I i II stopnia). Z tej liczby tylko 2 209 osobom przyznano prawo wykonywania zawodu położnej, co stanowi 22,58% ustalonych przez ministra zdrowia potrzeb w zakresie kształcenia zawodowego położnych.

Zdaniem samorządu pielęgniarskiego dane te (szczegóły - w tabelach) mogą świadczyć o braku zainteresowania młodzieży wykonywaniem zawodów pielęgniarki i położnej.

Zmierzamy ku zagładzie?

Zdaniem Marii Olszak-Winiarskiej, te dane świadczą o tym, że "zmierzamy ku zagładzie zawodu pielęgniarki i położnej".

- Statystyki są przerażające. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że my o tym mówimy, alarmujemy, ale spotykamy się ze "ścianą". Nikt nas nie słucha. Czynione są starania, żeby wprowadzić na rynek pracy zawody paramedyczne. Moim zdaniem dla wszystkich znajdzie się praca w systemie ochrony zdrowia, jednak trzeba pamiętać, że tego, co robi pielęgniarka, nikt inny nie jest w stanie wykonać - zaznacza nasza rozmówczyni.

Przewodnicząca przypomina, że na przepracowaną pielęgniarkę nakłada się coraz więcej obowiązków, rosną też wymagania co do jej umiejętności i kompetencji: - Dlatego całe swoje życie zawodowe uczymy się, podwyższamy swoje kwalifikacje, staramy się być kadrą wysokospecjalistyczną - stwierdza.

Jednak często słabe wyposażenie oddziałów szpitalnych powoduje, że pielęgniarki nie radzą sobie nie tyle intelektualnie, co fizycznie, bo przecież praca pielęgniarki to też ciężka praca fizyczna. - Bywa tak, że pielęgniarka ważąca ok. 50 kg musi np. co dwie godziny zmieniać ułożenie na łóżku pacjenta, który waży ponad 100 kg - tłumaczy.

- Jeśli dochodzi do wypadków, chorób spowodowanych przeciążeniami fizycznymi w pracy, pielęgniarki często nie sprawozdają tych zdarzeń. Boją się iść na długie zwolnienia lekarskie, obawiają się składania dokładnych wyjaśnień dotyczących chorób spowodowanych pracą. Dlatego trudno udowodnić nam, że dochodzi do wielu takich zdarzeń - mówi przewodnicząca.

Pesymistyczne prognozy

Z opracowanej przez Naczelną Izbę Pielęgniarek i Położnych prognozy dotyczącej liczby zarejestrowanych i zatrudnionych pielęgniarek w latach 2015-2035 wynika, że:
systematycznie zmniejszać będzie się liczba zarejestrowanych pielęgniarek i położnych
mimo zmniejszającej się liczby populacji społeczeństwa polskiego nie wzrośnie wskaźnik zatrudnionych pielęgniarek na 1000 mieszkańców. Wskaźnik będzie się zmniejszał z powodu większego tempa ubytku pielęgniarek niż ubytku naturalnego ludności.

Za chlebem

Problemem jest także emigracja zarobkowa pielęgniarek i położnych. Wiele z nich wyjeżdża z kraju od razu po ukończeniu edukacji zawodowej. Z danych Izby wynika, iż od chwili wejścia Polski do Unii Europejskiej jest duże zainteresowanie uznaniem kwalifikacji w krajach Unii Europejskiej.

Po spadku zainteresowania w latach 2010-2011 od roku 2012 nastąpił znaczny wzrost osób wyjeżdżającej do pracy w krajach UE. Najliczniejszą grupę stanowią pielęgniarki z tytułem licencjata. W sumie od 2004 r. wydano 16 115 zaświadczeń na potrzeby uznania kwalifikacji zawodowych za granicą. Najwięcej w 2008 r. - 1449 i 2013 -1253.

- Do pracy za granicę wyjeżdżają już nie tylko młode pielęgniarki i położne. Te starsze uczą się z powodzeniem języków obcych i coraz częściej z całymi rodzinami przeprowadzają się na Zachód. Nie jesteśmy doceniane przez rząd, tak jak np. zostały docenione Czeszki. Kiedy okazało się, że zaczynają wyjeżdżać do pracy do Niemiec, dostały 100% podwyżki - mówi przewodnicząca lubelskiego OZZPiP.

- Nasze koleżanki pracują w renomowanych szpitalach w Niemczech, Francji, Hiszpanii. Są bardzo cenione, zajmują wyższe stanowiska, zarabiają, w przeliczeniu, 8-10 tys. zł miesięcznie. W niektórych szpitalach potrafią być całe zmiany lekarsko-pielęgniarskie obsadzone przez Polaków. Nas się straszy, że zastąpią nas Ukrainki, ale one nie przyjadą do Polski, nie opłaca im się to - podkreśla Maria Olszak-Winiarska.

Nie ma co się dziwić, że pielęgniarki i położne wyjeżdżają "za chlebem". Z danych NIPiP wynika, że 25% pielęgniarek zarabia poniżej 2200 zł brutto miesięcznie, a 25% położnych poniżej 2205 zł brutto. Analogicznie 25% pielęgniarek zarabia powyżej 3335 zł brutto, a 25% położnych powyżej 3360 zł brutto miesięcznie (mediana dla pielęgniarek - 2640, położnych - 2700 zł).

- Finanse to ważna sprawa. Młodzież, która decyduje się na kształcenie na kierunkach pielęgniarskich, widzi, jak doceniany jest ten zawód. Efekt jest taki, że ci młodzi ludzie kończą naukę i wyjeżdżają z kraju. Czy państwo polskie stać na to? - pyta Maria Olszak-Winiarska. - W województwie lubelskim rocznie mamy ok. 300 absolwentów kierunków pielęgniarskich, ale tylko ok. 50 z nich odbiera prawo wykonywania zawodu.

Anna Kaczmarek

...

Spoleczenstwo sie starzeje na dodatek .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:20, 19 Lut 2015    Temat postu:

Głos Koszaliński

Rafał marzy o normalnym życiu. Jedynym wyjściem jest lek za 282 tys. zł

Rafał z Anetą wierzą, że dzięki pomocy innych uda im się wrócić do normalnego życia - Głos Koszaliński

U Rafała Głowackiego ze Złocieńca kilka lat temu, zupełnie przypadkiem zdiagnozowano wirusa HCV C i WZW B, a także rozległą marskość wątroby.

Prawdopodobnie był nosicielem wirusa od urodzenia, o czym nie wiedział jak 95 proc. chorych. Lekarze orzekli, że jego choroba nie rokuje na całkowity powrót do zdrowia, nie kwalifikuje się też do przeszczepu, gdyż uniemożliwia to wirus HCV C.

W styczniu tego roku ukazało się światełko w tunelu - do sprzedaży został dopuszczony lek, który jak dotąd u blisko 98 proc. chorych całkowicie wyeliminował wirusa z organizmu. Problemem jest cena leku - nie jest on refundowany w żadnym kraju, kosztuje 282 tys. zł, a także czas - za kilka miesięcy Rafał musi odstawić obecne leki, w przeciwnym razie choroba może wrócić ze zdwojoną siłą.

Dla nas liczy się każdy dzień

Rafał i Aneta Głowaccy mieszkają w Złocieńcu. Są szczęśliwymi rodzicami dwójki wspaniałych dzieci, wynajmują przytulne mieszkanie w centrum miasta. Wyglądają na szczęśliwą rodzinę, bez zmartwień i większych problemów. Jednak to, co skrywają w środku porusza serca niejednego. Ale może od początku.

- Przez prawie 20 lat mieszkaliśmy z żoną w Grecji – zaczyna swoją opowieść Rafał. – Wie pani jak to jest, pracy nie było, była okazja, więc wyjechaliśmy. Pracowałem w budowlance, przy remontach i wykończeniach. Na wakacje przyjeżdżaliśmy do Polski, odwiedzaliśmy bliskich i znajomych. Zaoszczędzone pieniądze odkładaliśmy, z nadzieją, że kiedyś wrócimy do Polski i wybudujemy wymarzony dom… - w tym momencie Rafał na chwilę urywa opowieść. – W 2012 roku przyjechałem do Polski i bardzo źle się poczułem. Pojechałem do szpitala w Drawsku i tam nagle zasłabłem. Lekarze mnie przebadali i kazali zostać na oddziale. Później były jeszcze konsultacje w Szczecinie, dokładne badania. Diagnoza była jedna: przewlekłe zapalenie wątroby typu B i C i zdekompensowana marskość wątroby.

- Wtedy, w 2012 roku zdecydowaliśmy się na powrót do Polski na stałe. Mąż przyjechał w październiku, a ja z dziećmi w lutym 2013 – mówi Aneta, żona Rafała. – Mąż mimo takiego stanu zdrowia, musiał pozałatwiać wszystkie formalności: zapisać synów do szkoły, znaleźć nam mieszkanie. Gdy go zobaczyłam po tych kilku miesiącach, nie poznałam go. Bardzo schudł i wyglądał przerażająco… - wspomina Aneta. - Pamiętam, jak pojechaliśmy z mężem do szpitala do Szczecina i tam lekarze mi powiedzieli, żebym szykowała się na najgorsze, bo tutaj już nic nie da się zrobić… A jednak się udało, mąż dalej żyje i jest w miarę stabilny – dodaje.

Skąd wzięła się taka choroba?

– 95 proc. chorych nie zdaje sobie sprawy z tego, że są nosicielami. Tego wirusa można mieć od urodzenia, można się również zarazić w szpitalu, u fryzjera, czy w studio tatuażu – wymienia Rafał. - Na zwykłych badaniach profilaktycznych nie jest on w ogóle wykrywalny, dlatego przez tyle lat żyłem normalnie, w błogiej nieświadomości. Dopiero badania specjalistyczne, wirusologiczne wykazują, że jest się nosicielem / zarażonym HCV. Jak mówiłem, ja przez wiele lat mieszkałem w Grecji, zawsze miałem ciemną karnację, więc przeoczyłem jeden z pierwszych objawów – żółty odcień skóry. Później, gdy wirus rozkłada wątrobę, dochodzi do bardzo groźnej anemii, ja miałem już przetaczaną krew z tego powodu. I do końca życia mam specjalną dietę, bez przypraw i smażonych potraw… - dodaje. – W domu gotujemy dwa obiady: dla Rafała i dla dzieci, bo przecież nie możemy przez chorobę męża zmuszać ich do rezygnowania z normalnego jedzenia – mówi Aneta.

Rafał obecnie leczony jest Zefixem (lamiwudyną). – Jest to lek starej generacji, który można brać tylko przez określony czas. Później istnieje ryzyko, że choroba wróci ze zdwojoną siłą – wyjaśnia Rafał. – Moja wątroba jest tak uszkodzona, że nie pozwala mi na podjęcie jakiejkolwiek pracy. Muszę unikać jakiegokolwiek wysiłku fizycznego, dłuższych spacerów, pozycji stojącej, gdyż wtedy wątroba musi szybciej pracować, a to może doprowadzić do kolejnych uszkodzeń – mówi. – Jedynym wyjściem w tej chwili jest przeszczep, ale nie kwalifikuję się na niego, z powodu obecności wirusa w organizmie. Zefix go nie eliminuje, a jedynie łagodzi objawy, w związku z czym na dzień dzisiejszy jestem całkowicie bezsilny. Za dwa-trzy miesiące muszę odstawić Zefix, co dalej – nie wiem…

- Tak naprawdę jest dla nas jeszcze jedna szansa – zaczyna niepewnie Aneta. – W styczniu tego roku do sprzedaży dopuszczony został lek nowej generacji, który nie maskuje objawów, a jest w stanie u 98 proc. pacjentów wyeliminować wirusa na dobre. Jest to jedyne wyjście, ponieważ mąż ma tak uszkodzoną wątrobę, że nie może przyjmować leków z Interferonem, a niestety, większość leków na WZW go zawiera. Ten lek nowej generacji nie jest refundowany przez NFZ. – dodaje. Harvoni, bo o tym leku mowa, jest jak dotąd jedynym skutecznym lekiem na leczenie genotypu 3 HCV.

Niestety, koszt 12-tygodniowej terapii to 282 tys. zł. Lek jest nieprzyzwoicie drogi, zarówno w Polsce, jak i w innych krajach Europy. – Jest to dla nas jedyna szansa, więc jeśli byśmy nie spróbowali, nigdy bym sobie tego nie darowała… - mówi Aneta. Wyeliminowanie wirusa umożliwiłoby Rafałowi przeszczep wątroby, dając jednocześnie szansę na nowe, normalne życie. – Za kilka lat lek ten ma być dostępny w Indiach, gdzie ma być sto razy tańszy. W Europie jednak nie ma na to szans, gdyż producent ochronił go 20-letnim patentem, w związku z czym przez 20 lat jego cena raczej się nie zmieni. My jednak nie mamy tyle czasu. Zefix mogę brać jeszcze maksymalnie 2-3 miesiące – mówi Rafał. – Mam 40 lat, a gdy zbadał mnie kardiolog, stwierdził, że mam tak obciążone serce, jak sześćdziesięciolatek – dodaje. Wątroba nie jest w stanie poradzić sobie z oczyszczaniem organizmu i pompowaniem krwi, więc wszystko to dodatkowo obciąża serce.

Mimo tak poważnej choroby i diagnozy, która brzmi: "Leczenie dożywotnie, nie rokuje powrotem do pełnego zdrowia”, Rafałowi według ZUS renta się nie należy. Jego jedynym źródłem utrzymania jest zasiłek z MGOPS, wysokości ok. 400 zł. Aneta podejmuje się różnych prac dorywczych, by być możliwie jak najbliżej męża. – Są lepsze i gorsze dni. Czasem jest to tylko zmiana koloru skóry u męża, ale zdarzają się też zasłabnięcia, krwotoki – mówi.

Oszczędności, które Głowaccy przywieźli z Grecji, pochłonęło dotychczasowe leczenie. – Nigdy nie prosiliśmy nikogo o pieniądze i jest to dla nas bardzo trudne. Ale jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że jeśli tego nie zrobimy, męża może zabraknąć… Nie wyobrażam sobie tego, nawet nie chcę o tym myśleć – Aneta dyskretnie ociera łzy. Głowaccy założyli konto S.O.S. w Miejsko-Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej. Jest to konto, na które można wpłacać środki na dalsze leczenie dla Rafała. Pod koniec lutego staną się również podopiecznymi fundacji "Przylądek Nadziei”. Czasu zostało bardzo niewiele.

Czy uda im się w 2-3 miesiące zebrać 282 tys. zł na lek, który jest dla nich jedyną nadzieją? To zależy również od nas. Każdy, kto chciałby wspomóc państwa Głowackich w ich walce z chorobą Rafała, może to zrobić wpłacając datek na nr konta: Konto S.O.S. Rafał Głowacki, PKO BP SA 03 1020 2847 0000 1002 0009 7592. – W razie gdybym jednak nie doczekał, gdyby się nie udało, chciałbym, żeby te pieniądze, które udałoby się zebrać, przekazać na jakieś chore, potrzebujące dziecko… - kończy swój apel Rafał.

...

M. Braniecka do ~m.: Tak się złozyło, że jestem autorką tego tekstu - nie miałam nawet pojęcia, że znajdzie się na onecie. Ale wracając do Rafała - on nie przyjechał dlatego, że okazało się, że jest chory. On przyjechał jak co roku na wakacje do domu, do Polski. I w czasie pobytu okazało się, że jest chory, zupełnie przypadkiem. Stan zdrowia nie pozwolił mu na powrót do Grecji (m.in. dlatego, że ciepły klimat przyspiesza rozkład wątroby). Bardzo latwo jest kogoś z góry oceniać, zanim pozna się jak jest naprawdę... Bardzo proszę o tym pamiętać, bo - anonimowo czy nie - takimi opiniami można komus wyrządzić ogromną krzywdę.

...

Ceny tych lekow sa zbojeckie . Miasteczko w Afryce by wyleczyl z grypy na ktora tam umieraja .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:02, 20 Lut 2015    Temat postu:

Mafia farmaceutyczna" w Polsce? Brakuje leków ratujących życie

Od wielu miesięcy w Polsce brakuje lekarstw niezbędnych do poprawy zdrowia, a często nawet tych ratujących życie. Za całą sprawą stoi "mafia farmaceutyczna", która czerpie miliardowe zyski, a państwo jedynie bezradnie się przygląda. Oficjalne stanowisko brzmi - to cena, którą przyszło nam płacić za prawie darmowe leczenie.

Pani Maria Marzec, 63-latka, astmatyczka, z podejrzeniem POChP (przewlekła obturacyjna choroba płuc). Niegdyś aktywna działaczka "Solidarności", dziś na rencie zdrowotnej z powodu wspomnianej choroby płuc. Poza tym, nie ma powodów do zmartwień - szczęśliwie wychowała dzieci, jest zadowolona z życia małżeńskiego, chętnie opowiada o swojej młodości, gdy na Rynku w Krakowie buntowała się przeciwko władzy PRL. Mogłaby o tym mówić cały dzień i uśmiech nie zszedłby jej z twarzy, gdyby nie powód, dla którego się spotykamy.

- Od 20 lat leczę się na astmę, zawsze kupowałam najlepsze lekarstwa, by jakoś funkcjonować - mówiąc to pani Maria zmienia ton głosu. Zaczyna nam opowiadać o sytuacji, z którą niestety spotyka się coraz częściej. - To już kolejna apteka, z której odchodzę "z kwitkiem". Nie ma mojego Spiriva (lekarstwo na astmę - przyp.red.) - tłumaczy.

Niestety, pani Maria nie jest jedyną osobą, która w ostatnim czasie nie może doczekać się na swoje lekarstwa. Według informacji, do których dotarła Wirtualna Polska, problem jest o wiele szerszy i bardziej skomplikowany.

Następnego dnia do apteki wraca pacjent po lek, a ja go odsyłam dalej, bo nie mogę go (leku - przyp. red.) dostać. Sytuacja jest napięta, bo najczęściej chodzi o leki rozrzedzające krew, potrzebne "na już", jak Clexane czy Fragmin, czyli te ratujące życie
aptekarz z Krakowa
- Farmaceuci mają taki problem, że przychodzi pacjent, wtedy dzwonimy do hurtowni, producentów i tak zaczyna się odbijanie piłeczki i spychanie odpowiedzialności - mówi anonimowo Wirtualnej Polsce farmaceuta z kieleckiej apteki. Nie chce ujawniać swoich danych, bo uważa, że za sprawą deficytu lekarstw stoi zorganizowana grupa, a on wychylając się może narazić się na problemy.

- Producent mówi, że dostarczył, a hurtownia, że nie dostała. A lekarstw nigdzie nie ma - skarży się.

Farmaceuci, którzy zauważyli problem, mówią jednym głosem - "ludzie w hurtowni grają z nami w ping-ponga".

Oni sprowadzają realne zagrożenie dla zdrowia i życia
aptekarz z Krakowa
- Efekt jest taki, że następnego dnia do apteki wraca pacjent po lek, a ja go odsyłam dalej, bo nie mogę go (leku - przyp. red.) dostać. Sytuacja jest napięta, bo najczęściej chodzi o leki rozrzedzające krew, potrzebne "na już", jak Clexane czy Fragmin, czyli te ratujące życie - dodaje aptekarz z Krakowa.

Farmaceuci, lekarze i co najważniejsze "pacjenci" denerwują się, ponieważ sytuacja staje się coraz bardziej niebezpieczna.

- Obawiamy się, że w Polsce w końcu ktoś może umrzeć, jeśli nie dojdzie do kolejnej placówki. Odpowiedzialność za to ponosi apteka, czyli farmaceuta, który ma ustawowy obowiązek zaopatrywać miejscową ludność w leki. Groteską jest, gdy na infoliniach w hurtowni słyszymy, że cały czas starają się zapewnić jak najwyższą jakość usług. I że rozmowa jest nagrywana - tłumaczy krakowianin. - Właśnie to, że rozmowa jest rejestrowana powinno posłużyć jako dowód przeciwko nim. Przecież oni sprowadzają realne zagrożenie dla zdrowia i życia- dodaje.

Na początku firmy wywoziły leki z Polski, bo miały praktycznie nieograniczony dostęp. Można było zamówić w hurtowni i dostać. Jednak firmy produkujące zorientowały się, że zaczynają tracić rynek za granicą. Wprowadziły więc ograniczenia. Teraz, jako hurtownik, nie mogę kupić więcej, niż mam na receptach. A to spowodowało, że część firm zaczęła kombinować. Teraz nazywa się to odwróconym łańcuchem dystrybucji leków
Paweł Trzciński, rzecznik GIF
O komentarz do tej dramatycznej sytuacji poprosiliśmy Głównego Inspektora Farmaceutycznego. Ten jednoznacznie mówi: "to mafia, a w grę wchodzą miliardy złotych".

- Od kilku lat jest tak, że leki w Polsce są znacznie tańsze od leków, które można kupić za granicą. I to może być przebitka dziesięciokrotna - mówi Wirtualnej Polsce Paweł Trzciński, rzecznik GIF. - Na początku firmy wywoziły leki z Polski, bo miały praktycznie nieograniczony dostęp. Można było zamówić w hurtowni i dostać. Jednak firmy produkujące zorientowały się, że zaczynają tracić rynek za granicą. Wprowadziły więc ograniczenia. Teraz, jako hurtownik, nie mogę kupić więcej, niż mam na receptach. A to spowodowało, że część firm zaczęła kombinować. Teraz nazywa się to odwróconym łańcuchem dystrybucji leków - dodaje Trzciński.

Po krótkiej namowie, opisuje nam, jak wygląda proceder, na którym mafia czerpie krocie.

- W normalnej sytuacji powinno wyglądać to tak, że producent sprzedaje lek do hurtowni. Dalej do apteki i do pacjenta. Natomiast obecna, patologiczna sytuacja, polega na odsprzedawaniu towaru przez apteki do hurtowni, często tej samej (z której pochodził towar - przyp. red.). Lekarstwa sprzedawane są za granicę po dużo wyższej cenie - tłumaczy rzecznik.

Ten proceder to są miliardy złotych, nie miliony. To są miliardy. To są kręgi mafijne
Paweł Trzciński, rzecznik GIF
Cały mechanizm działa na zasadach legalnych lub półlegalnych, rzadko nielegalnych. Dlatego proceder trwa w najlepsze, a cierpią ci, którzy są naprawdę potrzebujący.

- Powstają fałszywe zakłady opieki zdrowotnej, gdzie fałszowane są dokumentacje księgowe. Zamiast leczyć, dochodzi do biznesowych połączeń, które nie powinny być legalne. Największy problem jest taki, że prokuratura, która badała ten proceder, nie doszukała się złamania prawa. Dwa lata śledztwa policji przy wsparciu GIF poszło na marne - mówi dalej Trzciński.

- Ten proceder to są miliardy złotych, nie miliony. To są miliardy. To są kręgi mafijne. I najgorsze jest to, że sposoby są bardzo łatwo dostępne. Bez wsparcia sądownictwa i prokuratury, nie poradzimy sobie z tym. Jedyne co możemy zrobić, to zamknąć taką aptekę - stwierdza rzecznik GIF.

Mimo walki i prób zmiany prawa, aptekarze i farmaceuci ponoszą kolejne porażki, a pacjent, który powinien być na pierwszy miejscu, czeka bezradnie na telefon: "zapraszam po lekarstwa".

- Dzisiaj po leki lub ich zamienniki byłam w trzech aptekach. Wszędzie usłyszałam to samo "nie ma w hurtowniach". To już trzeci miesiąc, kiedy muszę sięgać po specyfiki starszej generacji. Kiedyś po prostu leki te nie zadziałają i się uduszę - mówi na koniec pani Maria Marzec.

Mafia farmaceutyczna działa według prostego modelu biznesowego - wykupują hurtowo te lekarstwa, na których są najwyższe przeliczniki. Nie ma znaczenia dla nich, czy są to leki ratujące życie czy "tylko" poprawiające jego komfort. Następnie sprzedawane są za granicę, by dać miliardowe zyski zorganizowanym grupom przestępczym.

Mimo to, zainteresowani poprawą dostępności lekarstw w Polsce, mogą tylko wysyłać listy i prośby, jak Śląska Izba Aptekarska:

"W związku z docierającymi do Śląskiej Izby Aptekarskiej skargami pacjentów oraz farmaceutów w sprawie dotkliwego ograniczenia dostępności wielu leków, wysłaliśmy do ministra zdrowia obszerny apel w tej sprawie, w którym zwróciliśmy się o pilną naprawę obecnej sytuacji. Apel, oprócz analizy obecnej sytuacji, zawiera także propozycję zapisów nakładających dotkliwe kary finansowe na uczestników odwróconego łańcucha dostaw, które powinny być w szybkim trybie egzekwowane przez inspekcję farmaceutyczną, włącznie z utratą przez właścicieli uczestniczących w tym procederze wszystkich zezwoleń na prowadzone apteki".

Stanowisko wiceministra zdrowia, można było usłyszeć na jednej z ostatnich konferencji.

- Leki w Polsce są najtańsze w Europie. Ten sukces ma jednak też wady - tanie leki stały się intratnym elementem handlu w ramach wymiany towarowej w Europie. Notorycznie borykamy się z brakiem dostępności do określonych leków w Polsce - mówił wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki podczas konferencji "Ustawa refundacyjna - teraźniejszość i przyszłość".

- Stworzyliśmy koncepcję systemu nadzoru elektronicznego nad dystrybucją leków w Polsce, by mieć kontrolę przepływu leków, szczególnie tych, które są narażone na wywóz - dodał. - Mechanizm polega na tym, że GIF będzie każdorazowo wydawać zgodę na wywóz określonej partii leku. Stwierdzenie wywozu leków bez tej zgody będzie sankcjonowane wysokimi karami - tłumaczył.

Na razie to tylko koncepcja, a mafia farmaceutyczna, zarabiając kolejne miliardy złotych, wyrabia sobie legalną licencję na zabijanie.

Jak długo? Na to pytanie nikt nie zna odpowiedzi.

Robert Kulig, Wirtualna Polska

...

Kolejna mafia .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:30, 23 Lut 2015    Temat postu:

Pacjenci w Kielcach skarżą się na personel

Pacjenci Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Kielcach skarżą się na personel - podaje "Echo Dnia".

Ogromny żal do pielęgniarek mają starsze i chore osoby, które leczą się w kieleckim szpitalu. Niektórzy nie są w stanie samodzielnie jeść, czy chodzić, a personel nie rwie się do pomocy.

- Moja mama jest już w dramatycznym stanie. Nie może samodzielnie się poruszać, nie ma mowy także o jedzeniu. Niestety w tym szpitalu jest tak, że jeżeli ja jej nie nakarmię, to żadna pielęgniarka tego nie zrobi - twierdzi oburzona kobieta.

- Kiedy ostatnio przyszłam i zobaczyłam, że nietknięta zupa stoi na parapecie to zrobiłam w szpitalu ogromną awanturę. Byłam zszokowana, kiedy pielęgniarka złapała mnie za łokieć i zaczęła na siłę ciągnąć, żeby pokazać mi jak dużo ma takich pacjentów, jak moja mama - opowiada pani Alicja. Tłumaczy, że pielęgniarka krzyczała, że pacjenci mają za duże wymagania, bo na oddziale są tylko dwie pielęgniarki.

Pani Alicja podkreśla, że jeszcze bardziej denerwujący jest fakt, że jej mama czasem dostaje jedzenie, którego nie jest w stanie zjeść nawet przy pomocy drugiej osoby.

- Moja mama nie może gryźć i połykać twardych kawałków, bo zwyczajnie się zakrztusi. Tymczasem, kiedy przyszłam do niej dziś rano, na parapecie miała położone kanapki z jajkiem - opowiada. Podkreśla, że jej mama była już w wielu szpitalach, ale z czymś takim, jak na ulicy Ogrodowej nigdy się nie spotkała.

- Ludzie narzekają na szpitale, ale mama była i na Czerwonej Górze i w Szpitalu Wojewódzkim na Czarnowie i tam naprawdę nie było powodów do narzekań. Pielęgniarki zawsze miały swój harmonogram i przychodziły o określonej godzinie karmić czy oklepywać pacjentów. Tu o oklepywaniu to nawet nie ma mowy - żali się kobieta.

Zbulwersowana całą sytuacją jest także Stefania Janik, która leży na sali z mamą pani Alicji. Ta pani wielokrotnie wołała: "jeść, jeść", ale nikt nie przychodził. Sama bym ją pokarmiła, ale niestety ja już w ogóle nie chodzę. W domu to jeszcze mi się zdarza, kiedy mam balkonik, ale tutaj nie mogłam się o niego doprosić - opowiada pacjentka.

- Gdybym dostała balkonik to mogłabym normalnie chodzić do łazienki, a tak to muszę "robić w pampersa" - żali się starsza kobieta. - Jest tu jednak taki jeden młody pan, który ma złote serce. Jak on ma dyżur to na prawdę żaden pacjent nie ma powodów do narzekań - dodaje.

Grzegorz Guzik, dyrektor szpitala, nie bagatelizuje problemu i zapewnia, że stanie się ona przedmiotem rozmów z personelem medycznym. Przyznaje jednak, że lecznica jest placówką samofinansującą i nie stać jej na zatrudnienie większej ilości osób.

- Proszę zrozumieć, że na oddziale wewnętrznym zdecydowana większość osób jest w bardzo ciężkim stanie i wymaga opieki. Może faktycznie potrzeba więcej pracowników, z resztą jak chyba wszędzie, ale my nie jesteśmy w stanie zatrudnić nowych osób. Myślimy o zatrudnieniu opiekunów medycznych, ale na staż - tłumaczy Guzik. Dodaje, że szpital działa zgodnie z wszelkimi normami prawnymi.

>>>

Brakuje pielegniarek .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:44, 24 Lut 2015    Temat postu:

Mniej badań PET. Są za drogie

Spadła liczba pacjentów kierowanych na badanie PET, czyli tomografię pozytonową. Powód: NFZ tak nisko wycenił diagnostykę onkologiczną, że się to nie opłaca - donosi "Gazeta Wyborcza".

Pakiet onkologiczny miał zapewnić pacjentom z podejrzeniem nowotworu szybką i lepszą diagnostykę. W przypadku PET efekt jest jednak odwrotny.

Na Śląsku w styczniu 2014 roku wykonano chorym 449 badań PET, w tym roku w styczniu - już tylko 363. W Małopolsce liczba badań spadła z 378 w styczniu 2014 roku do 327 w styczniu tego roku, a na Mazowszu - z 589 do 496. Wyjątkiem jest Dolny Śląsk, gdzie badań PET wykonano ponad 60 więcej.

...

Ciekawe co w nich jest takie drogie ? Same badania czy rozne ,,tantiemy" .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:09, 25 Lut 2015    Temat postu:

W 72 proc. poradni i szpitali pacjenci z lekkimi zaburzeniami psychicznymi, do których zwykle należy depresja, muszą czekać w kolejkach do specjalisty - pisze "Gazeta Wyborcza".

Tak wynika z raportu Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego.

Jak wskazuje dr Paweł Holas, szacuje się, że większość osób z depresją w Polsce nie zgłasza się do specjalistów, bo nie wie, że może dostać pomoc.

- Gdyby lekarze I kontaktu byli przeszkoleni w diagnozowaniu tego schorzenia, jak to jest w Wlk. Brytanii, byłoby znacznie mniej samobójstw i stygmatyzacji osób z depresją - mówi psychiatra i psychoterapeuta specjalizujący się w jej leczeniu.

...

Do lekkich pewnie starczy internista . Dlaczego nie ma zajec na akedemii z psychiatrii i psychologii podstawowej ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:19, 25 Lut 2015    Temat postu:

Pijany chirurg w grudziądzkim szpitalu

Policja otrzymała zgłoszenie o pijanym chirurgu w grudziądzkim szpitalu wczoraj wieczorem - 59-letni lekarz pełnił dyżur, mając 1,5 promila alkoholu we krwi. Został dyscyplinarnie zwolniony - podaje TVN24.

Stan chirurga zwrócił uwagę jednego z pacjentów, który przyszedł odwiedzić swoją babcię. Kiedy zbliżył się do łóżka krewnej, okazało się, że starsza pani nie żyje, czego nie zauważył nikt z personelu. Kiedy w sali pojawił się 59-letni chirurg, wnuk pacjentki wyczuł od niego alkohol i zaalarmował policję.

Dyrekcja szpitala poinformowała o dyscyplinarnym zwolnieniu lekarza, który miał 30 lat doświadczenia w chirurgii. Grozi mu teraz pięć lat więzienia w związku z możliwością popełnienia błędu lekarskiego - śledczy ustalają, czy podczas operacji, które lekarz przeprowadził wcześniej tego dnia, mężczyzna był trzeźwy.

...

Smutne . Jeszcze chirurg . Tu niestety trzesace sie rece to jest zbrodnia . Nie to co u okulisty czy psychologa .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:05, 26 Lut 2015    Temat postu:

"Dziennik Gazeta Prawna": Śmiertelny absurd. Kontrowersje ws. nowej karty zgonu

Resort zdrowia opublikował nowy wzór karty zgonu i dał tylko 10 dni na to, by dokument dotarł do 160 tys. lekarzy. Szykuje się niezłe zamieszanie, zapowiada "Dziennik Gazeta Prawna".

Dziennie umiera w Polsce ponad tysiąc osób. Nowy druk ma być stosowany już od niedzieli. Prawdopodobnie w pierwszych tygodniach jego obowiązywania rodziny zmarłych będą krążyły między lekarzami a urzędami, zapowiada gazeta.

Środowisko lekarskie wzburzył nowy, kontrowersyjny zapis, który zobowiązuje medyków do wyjaśnienia jaka była przyczyna zgonu: bezpośrednia, pośrednia czy pierwotna, zaznaczając... liczbę godzin miesięcy i lat, jakie minęły od jej pojawienia się.

Jeśli ktoś pyta czemu ma to służyć, to odpowiedź jest prosta: dokładnej statystyce!

Nic dziwnego, że medycy domagają się przyspieszenia prac nad wprowadzeniem instytucji koronera, czyli lekarza, który byłby oddelegowany do stwierdzania zgonu.

...

~sklave : Nowy wzór karty zgonu w którym widzę Towarzystwa Ubezpieczeniowe. Składki fajnie się bierze. Natomiast trudniej później o pieniądze z polisy. Przyczyna zgonu i liczba miesięcy od jej pojawienia się. Handel skórami w nowej odmianie. Więcej na sklave.glowna

...

Ludnosc od razu podejrzliwa ale tu nie ma zwiazku z ubezpieczeniami . Pewnie predzej standardy WHO .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:58, 04 Mar 2015    Temat postu:

My, Polacy jesteśmy lekomanami. Kupujemy tony leków na wszystko
PAP
4 marca 2015, 04:05
27,3 mld zł wydaliśmy na leki w 2014 r. To o 3,3 mld zł więcej niż rok wcześniej. Kolejny rok z rzędu Polacy pobili rekord wydatków na tabletki, pigułki i syropy, informuje "Gazeta Wyborcza".

Samych leków bez recepty kupiliśmy 680 mln opakowań za kwotę 11,4 mld zł. W przeliczeniu na statystycznego mieszkańca zajmujemy w Europie miejsce tuż za Francją, Niemcami, Włochami.

W ub. roku firmy farmaceutyczne wydały na reklamę rekordowe 871 mln zł, czyli o 9 proc. więcej niż rok wcześniej.Jak widać mamy tego skutki.

...

Skutki reklam .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:40, 05 Mar 2015    Temat postu:

Toruń: oddział neurologii zawiesił działalność

Oddział neurologii i leczenia udaru mózgu szpitala w Toruniu zawiesił działalność

Oddział neurologii i leczenia udaru mózgu szpitala w Toruniu zawiesił w środę działalność z powodu wygaśnięcia kontraktów lekarzy i braku porozumienia w sprawie nowych warunków płacowych. Część pacjentów przewieziono do innych szpitali, a reszta na to czeka.

Rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu dr Janusz Mielcarek poinformował, że we wtorek wieczorem siedmioro pacjentów przetransportowano do szpitala w Grudziądzu, Świeciu i Inowrocławiu. W środę, do godzin przedpołudniowych na oddziale przebywało jeszcze 21 chorych, z których część również została już przewieziona.

- Obecnie jest jeszcze kilkunastu chorych. Najpóźniej w czwartek zostaną oni przetransportowani do innych szpitali, niewykluczone, że oprócz dotychczasowych - również do szpitala w Lipnie. Spotykamy się z dużą życzliwością dyrektorów placówek, do których trafiają nasi pacjenci – powiedział Mielcarek.

Podkreślił, że przyczyną zawieszenia działalności oddziału neurologii i leczenia udaru mózgu był brak porozumienia między dyrekcją szpitala a lekarzami w sprawie wygasających z końcem lutego kontraktów. Rzecznik wskazał, że żądania finansowe lekarzy dotyczące nowych umów były w ocenie dyrekcji zbyt wygórowane.

- Pierwsze żądania sięgały stu proc. dotychczasowych zarobków, potem 60 proc., ale w dalszym ciągu była to kwota, która w żaden sposób nie mogła być spełniona, ponieważ to są naprawdę bardzo duże pieniądze, których szpital nie ma. Poza tym, gdybyśmy się zgodzili, za chwilę podwyżek zażądaliby lekarze z innych oddziałów – podkreślił Mielcarek.

Zaznaczył, że rozmowy na temat nowych kontraktów prowadzone były od początku lutego, a 26 lutego, mimo braku porozumienia, lekarze zapewnili, że będą pracować do końca marca, nie wykluczając dalszych negocjacji i rozmów z dyrekcją. Dodał, że następnego dnia lekarze jednak wycofali się z zapewnienia, ale zgodzili się pozostać w pracy do 4 marca.

Nowych warunków płacy nie przyjęło 10 z 11 lekarzy pracujących na oddziale.

Lekarze oświadczyli w środę, że o rozmowy na temat warunków przedłużenia umów zabiegali jeszcze w grudniu, ale pierwsze spotkanie z dyrekcją odbyło się dopiero pod koniec lutego. Według medyków dotychczasowe stawki zawarte w kontraktach obowiązywały od siedmiu lat, a złożone im przez dyrekcję nowe propozycje finansowe były nie do przyjęcia.

Jak powiedziała rzeczniczka Oddziału NFZ Barbara Nawrocka, dyrektor toruńskiego szpitala w środę poinformowała Fundusz o czasowym zaprzestaniu działalności oddziału neurologii i leczenia udarów mózgu, a także o podjęciu już działań w sprawie zatrudnienia lekarzy i niezwłocznego uruchomienia oddziału.

- Biorąc pod uwagę potencjał oddziału w postaci łóżek, sprzętu, kadry pielęgniarskiej i fakt, że oddział leczenia udarów mózgu jest jedynym tego typu oddziałem w Toruniu, NFZ nie chce podejmować pochopnej decyzji o wypowiedzeniu umowy na realizację świadczeń w tym zakresie. Jednak rozpoczęliśmy kontrolę oddziału pod względem wymogów formalno-prawnych - zaznaczyła Nawrocka.

Prezes Kujawsko-Pomorskiej Okręgowej Izby Lekarskiej w Toruniu dr Łukasz Wojnowski przyznał w środę, że jest zdziwiony sytuacją w szpitalu, gdyż w poniedziałek, podczas posiedzenia Okręgowej Rady Lekarskiej, której członkami są również pracownicy szpitala wojewódzkiego, uzyskał informację, że rozmowy z dyrekcją "są na dobrej drodze".

- Mogę powiedzieć jedynie, że sytuacja w szpitalu w Toruniu uwidacznia problem, z którym zmagają się też inni lekarze. Nakłady na ochronę zdrowia są za małe w Polsce. To trudna sytuacja, ponieważ dyrekcja szpitala gospodarzy tym, co ma. Nikt nie wyrazi zgody na stawki, które być może uważa za słuszne, ale które doprowadzą do zwiększenia zadłużenia jednostki – powiedział prezes Izby.

Jego zdaniem do sytuacji takich, jak w Toruniu, dochodzić będzie na większą skalę, nie tylko w szpitalach, ale również w przychodniach. Wskazał, że jednym z sygnałów jest rezygnacja z pakietu onkologicznego przez niektóre placówki w kraju.

...

Kolejny .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:49, 05 Mar 2015    Temat postu:

Radom: lekarze odchodzą, szpital zawiesza działalność interny i pediatrii

Lekarze z oddziałów pediatrii i interny w Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu narzekają na fatalne warunki leczenia pacjentów i odchodzą z pracy. Dwa oddziały nie będą czynne od 1 kwietnia do momentu aż zarząd lecznicy nie skompletuje nowej kadry.

Wypowiedzenia z pracy złożyło 7 lekarzy z oddziału internistycznego i 7 z oddziału pediatrycznego. Od kwietnia na pediatrii nie będzie żadnego medyka, na internie – zostanie trzech. Przy takiej obsadzie nie da się prowadzić oddziału. Stąd – jak wyjaśniała dyrektor szpitala na Józefowie Bożenna Pacholczak - decyzja o czasowym zaprzestaniu działalności od 1 kwietnia do 31 czerwca.

Dyrekcja szpitala liczy na to, że w tym czasie uda się zebrać niezbędny zespół internistów i pediatrów. Chociaż – jak przyznaje Pacholczak - będzie to trudne. Według niej lekarze z tymi specjalizacjami odchodzą do podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), bo w przychodniach praca jest lepiej płatna i mniej obciążająca.

Jak wyjaśnia dyrektorka, po podwyższeniu przez NFZ tzw. stawki kapitacyjnej, czyli pieniędzy za leczenie jednego pacjenta, przychodnie i ośrodki zdrowia oferują lekarzom wynagrodzenie bardziej atrakcyjne niż szpital. „Ponieważ w marcu lekarze będą zdawać egzaminy specjalizacyjne, liczymy na to, że może jednak znajdą się tacy, którzy będą chcieli pracować w szpitalu” – dodaje Pacholczak.

Kierownik oddziału wewnętrznego w MSS dr Sławomir Narożnik podkreśla, że leczenie pacjentów na oddziale wewnętrznym jest trudne. Na internie znajduje się niewiele ponad 40 miejsc, a pacjentów przebywa obecnie ponad 60. Leżą na korytarzach i w świetlicy, za mało jest sprzętu do monitorowania czynności życiowych. Według kierownika szpital sam sobie nie poradzi z problemami, bo nie ma pieniędzy na to, by diametralnie poprawić warunki leczenia. W jego ocenie sprawą musi zająć się marszałek województwa, któremu lecznica podlega, oraz NFZ i minister zdrowia.

Dyrektorka szpitala zgadza się, że łóżek internistycznych jest za mało. „A społeczeństwo się starzeje. Starszy człowiek, który zostaje przyjęty do szpitala, wolniej dochodzi do zdrowia. Pobyt się przedłuża – zaznacza Pacholczak.

W kwietniu na cały Radom zostanie niewiele ponad 70 łóżek internistycznych: 42 łóżka na drugim oddziale wewnętrznym w MSS oraz niecałe 30 w drugiej lecznicy – Radomskim Szpitalu Specjalistycznym - RSS. W miejskiej lecznicy będzie jedyny oddział dziecięcy w mieście z 28 łóżkami.

Dyrektor szpitala miejskiego przy ulicy Tochtermana Andrzej Pawluczyk podkreśla, że ubytek miejsc na internie i pediatrii będzie odczuwalny dla mieszkańców Radomia i okolic. - Trudno sobie wyobrazić więcej pacjentów w naszym szpitalu, jeśli i u nas są już w tej chwili dostawki na korytarzach - mówi.

Zarząd szpitala na Józefowie skierował wniosek do Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego w sprawie czasowego zaprzestania działalności interny i pediatrii.

Rzeczniczka wojewody mazowieckiego Ivetta Biały powiedziała, że obecnie trwa analiza wniosków, polegająca m.in. na sprawdzeniu, czy mieszkańcy Radomia będą mieli odpowiednio zapewnione świadczenia medyczne w zakresie chorób wewnętrznych i pediatrii. - Wojewoda ma 30 dni na podjęcie decyzji; może wydać zgodę lub odmówić – dodaje rzeczniczka.

W 2013 r. do wojewody mazowieckiego wpłynęło 18 podobnych jak w przypadku szpitala w Radomiu wniosków dotyczących czasowego zaprzestania działalności oddziałów (zapadło 15 decyzji o zawieszeniu działalności, dwie odmowy, jedno umorzenie); w 2014 r. – wpłynęło 16 wniosków (zapadło 15 decyzji o zawieszeniu działalności, jedno umorzenie). Sprawą szpitala w Radomiu zajął się konsultant wojewódzki z zakresu chorób wewnętrznych.

...

Znowu .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:12, 08 Mar 2015    Temat postu:

Ekspert: ponad 80 proc. osób z jaskrą nie wie o swojej chorobie

W Polsce ponad 80 proc. osób, u których rozwija się jaskra, nazywana "cichą złodziejką wzroku", nie wie o swojej chorobie i nie leczy się – przypomina prof. Marta Misiuk-Hojło z okazji Światowego Tygodnia Jaskry. W 2015 r. obchodzimy go w dniach 8-14 marca.

Nieleczona jaskra przez wiele lat, stopniowo i niepostrzeżenie prowadzi do utraty wzroku. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) jest to druga przyczyna nieodwracalnej ślepoty w krajach rozwiniętych.

Zgodnie z szacunkami w Polsce na jaskrę choruje ok. 750 tys. osób, z czego tylko 120 tys. jest objętych leczeniem. "Reszta o swojej chorobie nie wie, ponieważ rozwija się ona latami bezobjawowo i daje o sobie znać dopiero w późnych stadiach, gdy pacjent zaczyna mieć zaburzenia widzenia" - powiedziała PAP prof. Marta Misiuk-Hojło, przewodnicząca Sekcji Jaskry Polskiego Towarzystwa Okulistycznego (PTO).

Dlatego tak ważne są kampanie edukacyjne na temat jaskry i możliwości jej wczesnego wykrywania, zaznaczyła specjalistka.

"Gdy leczenie podejmiemy na wczesnym etapie rozwoju choroby, to można zahamować jej rozwój. Pacjent będzie ją miał do końca życia, ale nie będzie odczuwał z jej powodu upośledzenia funkcjonowania w życiu codziennym" - powiedziała prof. Misiuk-Hojło.

Według niej szczegółowym badaniom, które pozwalają wcześnie wykryć jaskrę, powinni poddać się przede wszystkim ludzie z grup ryzyka. "Chodzi tu o osoby po 40. roku życia, osoby, u których w rodzinie występowała jaskra, mające wysoką krótko- lub dalekowzroczność, bądź wysokie lub niskie ciśnienie tętnicze krwi" - wymieniała specjalistka.

Zaznaczyła, że również choroby naczyń obwodowych (ale niekoniecznie miażdżyca), które w początkowym stadium objawiają się marznięciem palców u rąk czy nóg, są czynnikiem ryzyka jaskry. Wynika to z tego, że nerw wzrokowy jest odżywiany właśnie przez naczynia obwodowe, a według jednej z teorii tłumaczących rozwój jaskry – tzw. niedokrwiennej – uszkodzenie tych naczyń jest właśnie przyczyną choroby. Druga teoria, tzw. mechaniczna zakłada natomiast, że to zbyt wysokie ciśnienie wewnątrz gałki ocznej, poprzez bezpośredni ucisk na włókna nerwu wzrokowego, doprowadza do jego uszkodzenia.

Prof. Misiuk-Hojło podkreśliła, że osoby z grup ryzyka powinny prosić lekarza okulistę o pogłębione badania oczu np. przy okazji wizyty po okulary do czytania.

Jednym z nich jest badanie dna oka. Bardzo pomocne jest obrazowe badanie tarczy nerwu wzrokowego przy pomocy sprzętu komputerowego. Ponadto konieczne jest też badanie ciśnienia wewnątrzgałkowego i badanie pola widzenia.

Wbrew powszechnemu przekonaniu, badanie ostrości wzroku przed tablicą z różnej wielkości literami czy cyframi nie jest pomocne we wczesnym wykrywaniu jaskry, gdyż centralna ostrość wzroku spada dopiero w bardzo zaawansowanych stadiach choroby, wyjaśniła okulistka.

"Dużo wcześniej pojawiają się natomiast zmiany w polu widzenia, których pacjent nie jest w stanie dostrzec, ponieważ pole widzenia jednego oka rekompensuje trochę pole widzenia drugiego" - tłumaczyła prof. Misiuk-Hojło. Dlatego okulista powinien zbadać pole widzenia przy pomocy specjalnego aparatu.

Zdaniem specjalistki obowiązująca od 1 stycznia 2015 r. konieczność uzyskiwania skierowania do okulisty od lekarza podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) utrudni dostęp m.in. do badań w kierunku jaskry. "Lekarze rodzinni na ogół posiadają w gabinecie tablicę do badania ostrości wzroku, nie mają jednak sprzętu, który pozwoliłby im mierzyć ciśnienie węwnątrzgałkowe, zbadać dno oka czy pole widzenia" - powiedziała.

"Należy mieć tylko nadzieję, że gdy pacjent powie lekarzowi POZ, iż jeden z członków jego rodziny miał jaskrę lub że występuje u niego inny czynnik ryzyka choroby, to zostanie odesłany ze skierowaniem do okulisty" - podkreśliła prof. Misiuk-Hojło. Dodała, że obecnie PTO stara się edukować lekarzy rodzinnych na ten temat.

W terapii jaskry stosuje się przede wszystkim leki w postaci kropli do oczu. Należą one do kilku grup i są dobierane pacjentowi w zależności od typu choroby.

Są dwa główne typy jaskry. Najczęstsza w naszej populacji chorych (i ogólnie wśród rasy kaukaskiej) jest jaskra z otwartym kątem przesączania. Ma ona charakter przewlekły i rozwija się przez kilkanaście lat, a nawet dłużej, zanim znacznie upośledzi ostrość wzroku.

Znacznie rzadsza – ze względu na budowę oka u rasy kaukaskiej - jest jaskra zamykającego się kąta przesączania, która występuje tylko u ok. 10 proc. naszej populacji chorych. Dochodzi w niej do ostrych ataków, spowodowanych bardzo wysokim ciśnieniem płynu wewnątrzgałkowego, co objawia się silnym bólem oka i głowy. Wówczas, w razie nieuzyskania pomocy medycznej, pacjent może w ciągu kilku dni utracić ostrość widzenia. "Jednak w razie ataku jaskry na ogół pacjent trafia na ostry dyżur i w ciągu jednej doby zwykle otrzymuje pomoc. Natomiast w przypadku jaskry z otwartym kątem przesączania pacjent choruje często przez wiele lat i nie jest świadomy, że choroba nieodwracalnie niszczy mu wzrok" - tłumaczyła specjalistka.

Jeśli leczenie farmakologiczne nie daje efektów i choroba dalej postępuje, to stosuje się zabiegi laserowe i w ostateczności operację. "Trzeba jednak zaznaczyć, że mimo rozwoju medycyny są to operacje podwyższonego ryzyka" - podsumowała prof. Misiuk-Hojło.

...

Znowu gorzej .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:44, 09 Mar 2015    Temat postu:

Zosia trafiła do szpitala. "Leżała głodna, brudna, nieprzewijana"
Tomasz Orszulak
9 marca 2015, 08:37
Wstrząsająca relacja ze szpitala w Łukowie. Zaledwie 13-miesięczna dziewczynka z domu dziecka trafia na oddział i tam personel o niej zapomina. Zosią zaczynają się opiekować matki innych dzieci. Przez cały pobyt dziewczynki w szpitalu wyręczały szpitalny personel. - To jest dla mnie sytuacja niewyobrażalna - powiedział dr Maciej Rawicz, zastępca dyrektora warszawskiego Szpitala Dla Dzieci.

Mała Zosia ma tylko 13 miesięcy i od urodzenia znajduje się w domu dziecka. Kiedy zachorowała, trafiła od razu do szpitala. Ale tam personel się nią nie interesował. Leżała głodna, brudna, nieprzewijana i niekarmiona przez wiele godzin. Pomogły jej matki innych dzieci. - Ona mogła być po pachy w odchodach - mówiły.

Opiekujące się dzieckiem kobiety wola zachować anonimowość. - Chodziłyśmy do tej Zosi, przebierałyśmy ją, bo pielęgniarka jej nie przebrała i ona byłaby po prostu ubrudzona po pachy w swoich odchodach - opowiadały. Według kobiet, kiedy zwróciły uwagę pielęgniarkom, otrzymały odpowiedź, że "one mają jeszcze inne dzieci, nie tylko Zosię".

- To jest dla mnie sytuacja niewyobrażalna. Nie może tak być. Nie ma rodziców, to musi się personel medyczny opiekować. Ba, przede wszystkim personel medyczny. Rodzice są od tego, żeby potrzymać dziecko za rączkę - skomentował sytuacją dr Maciej Rawicz, zastępca dyrektora warszawskiego Szpitala Dla Dzieci.

- Tu nie trzeba być wykwalifikowaną pielęgniarką, powinny wystarczyć normalne ludzkie odczucia, empatia, współczucie - powiedziała psycholog, dr Aleksandra Piotrowska.

>>>

Bez Boga to takie bedzie wszystko . Ci co propaguja ateizm w mediach szkodza wam .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:33, 10 Mar 2015    Temat postu:

RMF FM: gehenna pacjentów chorych na raka

Pacjenci zdani na siebie

Pacjenci walczący z czerniakiem sami poszukują niezbędnych w terapii leków. Korzystając z internetu, zwracają się do rodzin zmarłych z apelem o przekazywanie leku. 1 marca Ministerstwo Zdrowia wprowadziło bowiem ograniczenia w refundowaniu terapii onkologicznych – jak podaje RMF24.

Zmiany dotyczą Wemurafenibu, leku stosowanego u chorych ze zdiagnozowanym zaawansowanym czerniakiem wraz z mutacją genową. Decyzją ministerstwa lek ma być dostępny wyłącznie w pierwszej linii leczenia, czyli chorzy, u których stosowano inne formy terapii, nie będą mieli do niego dostępu. Jak informuje RMF24, terapia Wemurafenibem jest często ostatnią szansą na przedłużenie życia chorego.

W odpowiedzi na decyzje ministra Fundacja Onkologiczna zbiera informację o rodzinach, które mogą bezpłatnie przekazać lek innym pacjentom. Jak powiedziała Magdalena Kręczkowska z fundacji: – Chcemy dać szansę tym, którym (…) lista refundacyjna ją zabiera.

Czerniak przerzutowy to bardzo agresywna forma nowotworu, która najczęściej dotyka ludzi młodych. Decyzja ministerstwa jest tym bardziej niezrozumiała dla pacjentów. Jak przekonuje z kolei ministerstwo, nie ma potwierdzenia, że Wemurafenib pomaga każdemu pacjentowi.

...

Znowu .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:01, 13 Mar 2015    Temat postu:

Radio Rzeszów

Pielęgniarki i położne ze szpitala w Nowej Dębie domagają się podwyżek

Pielęgniarki i położne ze Szpitala Powiatowego w Nowej Dębie domagają się podwyżki 300 złotych netto do pensji zasadniczych - informuje Radio Rzeszów.

Działający w ich imieniu Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych wszedł w spór zbiorowy z dyrekcją, która proponuje podwyżki w wysokości 100 złotych brutto do pensji zasadniczej. Związek obstaje przy swoich warunkach, a zdeterminowany personel grozi strajkiem. Kolejna tura rozmów dyrekcji z załogą zaplanowana jest na przyszły tydzień.

Wicestarosta powiatu tarnobrzeskiego Krzysztof Pitra mówi, że jest zaniepokojony sytuacja w szpitalu, ale powiat jako organ prowadzący nie może finansować wzrostu wynagrodzeń dla personelu szpitala. Szukaniem pieniędzy na ten cel powinien zająć się jego dyrektor. Tymczasem o podwyżki płac wystąpiło pozostałych pięć związków zawodowych innych grup pracowników szpitala w Nowej Dębie.

...

Kolejny .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:47, 14 Mar 2015    Temat postu:

140 przychodni zamknęło drzwi przed pacjentami

140 przychodni po Nowym Roku zamknęło drzwi przed pacjentami. Przeciwko pięciu rzecznik praw pacjentów prowadzi postępowanie.

Lekarze z ponad 100 pomorskich przychodni, którzy nie podpisali porozumienia z Ministerstwem Zdrowia, nie otworzyli po Nowym Roku przychodni. Protestowali w ten sposób przeciwko sposobowi finansowania procedur w ramach wprowadzanego właśnie pakietu onkologicznego.

W bardzo trudnej sytuacji postawiono wielu pacjentów terenu powiatów słupskiego i bytowskiego, ale podobna sytuacja miała miejsce w całym kraju. Chorzy po prostu nie mogli dostać się do swoich lekarzy.

Odpowiadając na skargi pacjentów, rzecznik praw pacjentów Krystyna Kozłowska wszczęła szereg postępowań - 60 w całym kraju, w tym pięć w województwie pomorskim, jednak żadne nie dotyczy przychodni ze Słupska, Bytowa czy okolic.

- Jeżeli chodzi o postępowania, jakie wszczęłam na początku tego roku w sprawach praktyk naruszających zbiorowe prawa pacjentów w związku z brakiem zapewnienia pacjentom możliwości dostępu do ich dokumentacji medycznej - przez co pacjenci nie mogli uzyskać świadczeń zdrowotnych w innych placówkach, po szczegółowej analizie zgłoszeń wszczęłam ponad 60 postępowań, z czego 5 dotyczyło województwa pomorskiego - informuje Barbara Kozłowska.

- Żadne z postępowań natomiast nie zostało wszczęte na terenie powiatów słupskiego oraz bytowskiego. W chwili obecnej wszystkie wszczęte postępowania są jeszcze w toku. Myślę, że pierwsze decyzje mogą zostać wydane najwcześniej pod koniec marca br.

Rzecznik praw pacjenta wyjaśnia, że może nałożyć karę pieniężną na podmiot udzielający świadczeń zdrowotnych albo organizatora strajku w dwóch przypadkach. Po pierwsze, gdy w ramach prowadzonego postępowania świadczeniodawca nie przekaże w określonym terminie na jej żądanie dokumentów oraz informacji dotyczących okoliczności stosowania zakazanych praktyk, co do których istnieje uzasadnione podejrzenie, iż mają charakter praktyk naruszających zbiorowe prawa pacjenta - kara do wysokości 50 tys. zł.

Także gdy wyda decyzję o uznaniu praktyki za naruszającą zbiorowe prawa pacjentów a świadczeniodawca nie zaniecha praktyk wskazanych w decyzji lub nie podejmie, w wyznaczonym terminie, określonych w decyzji działań niezbędnych do usunięcia skutków naruszenia zbiorowych praw pacjentów - kara do wysokości 500 tys.

,...

Znowu super .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:17, 17 Mar 2015    Temat postu:

Dzieci bez opieki lekarskiej? "Potrzeba cztery razy więcej pediatrów"
Magda Kazikiewicz
16 marca 2015, 15:14
W Polsce pilnie potrzeba lekarzy. - Pracuje cztery razy mniej pediatrów niż powinno. Na Mazowszu na 5,5 mln osób jest sześciu geriatrów - mówi WP Andrzej Włodarczyk, były wiceminister zdrowia. Podobna sytuacja jest z pielęgniarkami. Tylko w Białymstoku brakuje 80. W kraju średnio na tysiąc mieszkańców przypada ich zaledwie pięć. To najniższy współczynnik w Unii Europejskiej.

Wynagrodzenie pielęgniarki po studiach to ok. 2 tys. zł brutto. Te z długim stażem mogą liczyć na pensję sięgającą 3,5 tys. zł. - Dlatego są zmuszone pracować na kilku etatach, albo wyjeżdżają za granicę. Szpitale szukają białego personelu, ale ogłoszenia pozostają bez odpowiedzi - mówi WP Alicja Hryniewiecka, przewodnicząca Regionalnej Izby Pielęgniarek i Położnych w Białymstoku. W Niemczech pielęgniarka może zarobić ponad cztery razy więcej niż w Polsce.

Jak wynika z szacunków pielęgniarek, liczba tych, które odejdą na emeryturę w tym roku będzie trzykrotnie wyższa niż tych, które zaczną pracę. Średni wiek białego personelu to w Polsce 51 lat. Na tysiąc mieszkańców przypada ich pięć, w Czechach - 8, a w Szwajcarii - 16. - Wcześniej młoda kobieta po liceum kończyła dwuletni kurs i już mogła się zajmować pacjentami. Teraz musi ukończyć studia wyższe. Nic dziwnego, że ich liczba spada - mówi dr Włodarczyk.

Podobnie jest z lekarzami. Na tysiąc mieszkańców przypada ich mniej niż trzech. - Sytuacja jest dramatyczna, ponieważ, mamy lukę pokoleniową. Brakuje młodych medyków. Większość ma powyżej 55 lat i cierpi na zespół wypalenia zawodowego. To przekłada się na mniejszą wydajność - mówi były wiceminister.

I wylicza: - Brakuje pediatrów, geriatrów, ortopedów i onkologów. Minister zdrowia chce, żeby cała diagnostyka raka trwała dziewięć tygodni, ale jak to zrobić, skoro mamy 400 patomorfologów w Polsce, więc na samo rozpoznanie, czy nowotwór jest złośliwy, trzeba czekać nawet osiem tygodni.

Szef resortu zdrowia w tym roku przyznał trzy razy więcej miejsc na trwające właśnie postępowania kwalifikacyjne na specjalizacje lekarskie. Ich liczba sięgnęła 1612 miejsc. - To ważny krok do zapewnienia Polakom lepszego dostępu do pomocy lekarskiej i realizacji zapowiedzi zwiększenia środków na kształcenie młodych lekarzy - powiedział Bartosz Arłukowicz. I dodał, że priorytetem będzie onkologia, geriatria, pediatria oraz szeroko rozumiane zdrowie publiczne.

Magda Kazikiewicz, Wirtualna Polska

...

Kfitnie nam sluzba zdrowia .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:15, 20 Mar 2015    Temat postu:

Eksperci: spada spożycie soli w Polsce, ale nadal jest dwukrotnie za duże

Spożycie soli w Polsce zmniejszyło się z 15 g na osobę dziennie w 1998 r. do około 11 g – wynika z obliczeń Instytutu Żywności i Żywienia w Warszawie dokonanych na podstawie niepublikowanych jeszcze danych GUS. Nadal jednak jest ono dwukrotnie za duże.

Dyrektor IŻiŻ, prof. Mirosław Jarosz wyjaśnia, że przeciętne spożycie soli w Polsce wynoszące prawie 11 g dziennie obejmuje zarówno sól dodawaną do potraw z solniczki, jak również tę „ukrytą”, zawartą w gotowych potrawach i produktach spożywczych. W obliczeniach uwzględniono jednak wyłącznie gospodarstwa domowe, pomijając żywienie zbiorowe w restauracjach i stołówkach.

„Faktyczne spożycie soli może być zatem nieco większe, ale raczej nieznacznie” – powiedziała dziennikarzowi PAP dr Ewa Rychlik z IŻiŻ. Jej zdaniem, poza niektórymi większymi miastami, jak Warszawa, nasi rodacy nie korzystają z żywienia zbiorowego. Poza tym najbardziej słonym posiłkiem wciąż jest tradycyjny polski obiad. Lubimy ponadto takie produkty jak pieczywo, wędliny oraz mleko i jego przetwory, które zawierają najwięcej soli.

„Na pewno możemy mówić o spadku spożycia soli w naszym kraju i mamy nadzieję, że w kolejnych latach nadal będzie się ono zmniejszać” – dodaje.

Z przedstawionych przez dr Rychlik danych wynika, że Polska przestała należeć do państw o największym spożyciu soli. Więcej od nas solą Turcy (15 g dziennie), Węgrzy (14,8 g) oraz Chorwaci (14,5 g). Znacznie mniej od nas solą jednak Izraelczycy (jedynie 7 g dziennie), Łotysze (7,1 g), Amerykanie (8,5 g) oraz Holendrzy (8,8 g).

Spożycie soli na całym świecie nadal jest zbyt duże, nawet w krajach, w których używa się jej najmniej. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), nie powinno ono przekraczać zaledwie 5 g dziennie. Wystarczy zjeść tylko jedną pizzę, żeby w jednym posiłku spożyć aż 8 g soli.

W Polsce 5 g soli dziennie nie spożywa żadna ujęta w statystykach grupa społeczna. „Najwięcej soli, bo aż 16 g dziennie, spożywają emeryci i renciści, wśród nich wciąż bowiem pokutuje przekonanie, że dobry posiłek musi być słony” – podkreśla dr Rychlik. Najmniej solą potrawy osoby będące na własnym rozrachunku – zużywają 8,8 g soli dziennie.

Prof. Jarosz podkreśla, że spożycie soli w znacznym stopniu zależy od edukacji i wykształcenia. W Polsce aż 16 g soli dziennie spożywają osoby z wykształceniem podstawowym i bez kwalifikacji. Polacy z wykształceniem gimnazjalnym i zawodowym zużywają 12,5 g soli dziennie, a legitymujący się dyplomem uczelni - 8,6 g.

Zbyt dużo soli spożywają również dzieci. Z badań Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie wynika, że jest ono nadmierne aż u 90 proc. maluchów do 3. roku życia. „Powodem wcale nie jest większa chęć sięgania po słone produkty, takie jak chipsy. Winni są przede wszystkim dorośli, którym wydaje się, że potrawy podawane dzieciom muszą być odpowiednio słone” – podkreśla mgr Anna Taraszewska z Instytutu Żywności i Żywienia.

Z przedstawionych przez specjalistkę danych wynika, że zaledwie 7 proc. rodziców stosuje się do zaleceń żywienia niemowląt, a prawie 60 proc. dzieci do 12. miesiąca życia otrzymuje żywność, która nie jest dla nich przeznaczona.

„Smak jest jednym z najsilniej rozwiniętych zmysłów człowieka w pierwszych miesiącach życia, jednak nie rodzimy się z preferencją smaku słonego, to mit. Zaraz po przyjściu na świat jest on nam obojętny” – zwraca uwagę Taraszewska. Prawdą jest jedynie – dodaje - że noworodki wykazują wysoką akceptację słodkości, nie lubią smaku kwaśnego i obojętny jest im gorzki.

Według specjalistki, to wczesne doświadczenia pokarmowe kształtują upodobanie do solenia potraw. Najczęściej decydują o tym rodzice lub opiekunowie, którzy uważają, że gdy potrawa nie jest słona, to nie ma smaku. I dosalają nawet gotowe produktu przeznaczone dla niemowląt.

„Musimy pamiętać, że normy spożycia soli dla dzieci i młodzieży są niższe niż dla dorosłych i mieszczą się w przedziale od 1,9 g do najwyżej 3,75 g na osobę dziennie w zależności od wieku i zapotrzebowania energetycznego” – podkreśla prof. Jarosz.

Specjaliści IŻiŻ opublikowali najnowsze dane z okazji Światowego Tygodnia Walki z Nadmiernym Spożyciem Soli (World Salt Awareness Week), obchodzonego w tym roku od 16 do 22 marca.

Przypominają, że nadmierne spożycia soli zwiększa ryzyko nadciśnienia tętniczego, chorób sercowo–naczyniowych, w tym przede wszystkim zawałów serca oraz udarów mózgu, a także raka żołądka i przełyku, a nawet kamicy nerkowej i osteoporozy.

„Najnowsze doniesienia opublikowane w 2014 r. sugerują, że zbyt duże spożycie soli sprzyja otyłości, szczególnie otyłości brzusznej” – dodaje prof. Jarosz.

....

Zatem uwazajcie .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:21, 20 Mar 2015    Temat postu:

Obcokrajowcy przyjeżdżają do Polski zrobić sobie operacje
19 marca 2015, 04:40
Z usług polskich klinik i gabinetów, głównie stomatologicznych i chirurgii plastycznej, skorzystało w ubiegłym roku blisko 390 tys. obcokrajowców - informuje "Rzeczpospolita".

Jak wynika z szacunków Polskiego Stowarzyszenia Turystyki Medycznej, wartość tego rynku osiągnęła 1,4 mld zł, o jedną dziesiątą więcej niż rok wcześniej. Cytowani przez gazetę eksperci przewidują, że rynek ten nadal będzie rósł na poziomie 10 proc. rocznie.

Obcokrajowcy coraz bardziej zainteresowani są także neurochirurgią, ortopedią i onkologią.

Ważne, że o powodzeniu naszych usług lekarskich wśród cudzoziemców świadczą już nie tylko stosunkowo niskie dla nich ceny, ale także wysoka jakość zabiegów.

...

I dostep do uslug bedzie coraz trudniejszy ale chcieliscie integracji z Zachodem .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:54, 20 Mar 2015    Temat postu:

Badanie: Polacy sądzą, że zjedzenie jabłka może zastąpić umycie zębów

94 proc. Polaków sądzi, że zjedzenie jabłka zastępuje umycie zębów – wykazało ostatnie badanie. Potwierdza ono małą wiedzę naszego społeczeństwa na temat higieny jamy ustnej - oceniają eksperci z okazji obchodzonego 20 marca Światowego Dnia Zdrowia Jamy Ustnej.

Został on ustanowiony w 2008 r. przez Światową Federację Dentystyczną (World Dental Federation).

- Pozostaje nam mieć nadzieję, że w rzeczywistości ludzie nie zastępują mycia zębów zjedzeniem jabłka. Owoc ten zawiera bowiem kwasy, które stwarzają idealne warunki do rozwoju próchnicy. Poza tym żadne praktyki nie zastąpią porządnego oczyszczenia zębów przy użyciu past, płukanek i nici dentystycznych - powiedział dr Marcin Aluchna, specjalista stomatologii zachowawczej.

Badanie zrealizowane na próbie ogólnopolskiej 1079 osób w ostatnim kwartale 2014 r. na zlecenie jednego z producentów past do zębów i innych produktów do higieny jamy ustnej wykazało również, że jedna czwarta Polaków szczotkuje zęby zaledwie raz dziennie. Tymczasem eksperci zalecają, by robić to co najmniej dwa razy na dzień – rano i wieczorem – przez 2-3 minuty.

- Ja zalecam, żeby myć zęby po każdym posiłku i zachować przerwę w jedzeniu. Chodzi o to, by skrócić czas oddziaływania na nasze zęby kwasów, które powstają z rozłożenia resztek pokarmu przez bakterie z płytki nazębnej – powiedział dr Aluchna. Zaznaczył, że najbardziej niebezpieczne dla zębów jest podjadanie między posiłkami słodyczy, ale także picie napojów bogatych w cukry, które są przez bakterie szybko przekształcane w kwasy powodujące erozję szkliwa.

O niskim stanie wiedzy Polaków na temat higieny jamy ustnej może też świadczyć fakt, że w najnowszym badaniu ponad 90 proc. ankietowanych osób uznało za nieprawdziwe stwierdzenie, iż fluor - obecny w pastach do zębów i wielu innych produktach do higieny jamy ustnej - wzmacnia szkliwo zębów.

Tymczasem World Dental Federation podkreśla, że skuteczność past z fluorem w zapobieganiu próchnicy została potwierdzona w ponad 100 badaniach klinicznych prowadzonych wśród dzieci i dorosłych od lat 50. XX wieku. Eksperci organizacji zaznaczają też, że pasty z fluorem są bezpieczne w użyciu niezależnie od tego, na jakie ilości fluoru z innych źródeł jesteśmy eksponowani.

Dr Aluchna przypomniał, że nadmiar fluoru w organizmie jest toksyczny. Mieszkańcy rejonów, w których stężenie tego pierwiastka w wodzie pitnej jest przekroczone, są narażeni na fluorozę, chorobę objawiającą się uszkodzeniami tkanek twardych, w tym szkliwa zębów. Jej najbardziej charakterystycznym objawem są białe plamy na zębach. Fluoroza jest najgroźniejsza dla dzieci i młodzieży.

- Jednak dorośli pacjenci raczej nie połykają pasty do zębów, a to, co zostaje na zębach, nie powinno przekroczyć granicy bezpieczeństwa – podkreślił specjalista. Dodał, że ryzyko połknięcia pasty istnieje oczywiście w przypadku najmłodszych dzieci, dlatego pasty dla maluchów są z reguły bez fluoru lub zawierają go mniej, a stomatolodzy zalecają, by mycie zębów przez dzieci do 7. roku życia było ściśle monitorowane przez rodziców.

Dr Aluchna zwrócił uwagę, że obecnie dostępne są również pasty do zębów zawierające naturalny aminokwas argininę, która wchodzi w skład białek naszego organizmu. Jest ona rozkładana przez bakterie z płytki nazębnej do związków zasadowych i w ten sposób neutralizuje kwasy powstałe z rozkładu cukrów. Trwające osiem lat badania wykazały, że dzięki stosowaniu past z argininą można w istotny sposób (o 50 proc.) zredukować obecność wczesnych zmian próchnicowych, jak również nowych ubytków (o 20 proc.) - dodał specjalista.

- Obecnie mamy dostęp do bardzo dużego wyboru produktów do higieny jamy ustnej, jednak Polacy wciąż często wolą mieć zęby białe niż czyste, a to nie to samo. Poza tym, wśród młodych ludzi nie lansuje się mody na mycie zębów - zaznaczył dr Aluchna.

Z badania Instytuty Nielsena przeprowadzonych w 2014 r. wynika, że w ostatnich latach spada w Polsce zużycie pasty do zębów na jednego mieszkańca.

W rezultacie próchnica zębów jest bardzo rozpowszechniona w naszym społeczeństwie. Badania pt. "Monitoring zdrowia jamy ustnej", przeprowadzone na zlecenie Ministerstwa Zdrowia w latach 2010-2012 wykazały, że występuje ona u ponad 79 proc. polskich dzieci w wieku 12 lat, u ponad 96 proc. 18-latków i u niemal wszystkich dorosłych (99,9 proc.) w wieku 35-44 lata, u których stwierdza się ją przeciętnie w 17 zębach.

...

Czyli porzucmy ciemnote .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:09, 23 Mar 2015    Temat postu:

Gazeta Współczesna

Czarna Białostocka: pacjenci walczą z lekarzami przychodni

Przychodnia w Czarnej Białostockiej - Gazeta Współczesna

Podopieczny poradni rodzinnej skarży się na przyjmujących tu lekarzy. Leczę się w tej przychodni rodzinnej od siedmiu lat, ale teraz z niej zrezygnuję - opowiada Adam Dywojna z Czarnej Białostockiej.

Adam Dywojna cierpi na zwyrodnienie kręgosłupa, ma torbiele na nerkach. - 6 marca udałem się do lekarza rodzinnego w "Naszej przychodni", aby dał mi skierowanie na USG jamy brzusznej i stawów biodrowych. Jak mówi nasz Czytelnik, przyjmujący go lekarz wypisał skierowanie, ale z adnotacją "badanie płatne przez pacjenta". - Zastanawiam się dlaczego, skoro jestem ubezpieczony i opłacam składki ZUS na bieżąco - opowiada mężczyzna. Zrobił jednak prywatnie badanie USG brzucha. Po południu postanowił wrócić do przychodni, aby dostać skierowanie na bezpłatne prześwietlenie bioder. - Poprzedniego lekarza już nie było, a od lekarki, która mnie przyjęła usłyszałem, że nie wypisze mi żadnego skierowania, bo "gdyby tak wypisywała, to poszłaby z torbami" - irytuje się pan Adam. - Czegoś tu nie rozumiem. Nie dostałem skierowania na badanie bo pani doktor nie miała chęci go wypisać. Jak mam się leczyć, jaki lekarz wypisze leki, kiedy nie wiadomo, co się dzieje z biodrami?

Ostatecznie mężczyzna wykonał także badanie bioder prywatnie. - Kto mi za to zwróci pieniądze? - zastanawia się. - Czy już na NFZ nie ma żadnych badań bezpłatnych?

Według lekarza, który wypisał skierowania pacjentowi, ten od początku wiedział, że poniesie ich koszt. Tym bardziej, że USG stawów biodrowych nie jest badaniem refundowanym przez NFZ.

- Z wyjaśnień lekarza wynika, że pacjent otrzymał skierowania, o które prosił, a lekarz postąpił zgodnie z jego oczekiwaniami - zaznacza Izabela Małyszko, właścicielka "Naszej Przychodni" w Czarnej Białostockiej. - Dlatego nie jest dla mnie jasne, z jakiego powodu pan Dywojna skarży się na złe potraktowanie przez personel przychodni.

Dodaje, że lekarka, która odmówiła wystawienia skierowania, zrobiła tak, gdyż pacjent otrzymał takie druki wcześniej. - Nie jest zasadne wystawianie skierowań na badania w gabinetach prywatnych na żądanie pacjenta przez lekarza ubezpieczenia zdrowotnego, którego praca finansowana jest ze środków publicznych - dodaje Izabela Małyszko. - Lekarz sam decyduje o zasadności wykonania określonych badań oraz zleca je zgodnie ze stanem pacjenta, swoją wiedzą oraz koszykiem świadczeń gwarantowanych.

- Lekarz POZ ma prawo kierować na kilkadziesiąt badań. W tym katalogu znajduje się m.in. USG jamy brzusznej - wyjaśnia Adam Dębski, rzecznik podlaskiego NFZ. - Jeśli lekarz uważa, że dla postawienia właściwej diagnozy i podjęcia leczenia jest niezbędne dane badanie, powinien wystawić skierowanie. Wówczas określa, gdzie pacjent powinien się udać, a koszt badania jest pokrywany z puli jaką co miesiąc lekarz otrzymuje z NFZ.

...

Sa problemy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:25, 24 Mar 2015    Temat postu:

"Dziennik Gazeta Prawna": rak piersi pokonał lekarzy rodzinnych

Resort zdrowia zapewnia, że przygląda się realizacji pakietu onkologicznego

Pacjentki z podejrzeniem nowotworu piersi są odsyłane przez placówki podstawowej opieki zdrowotnej do specjalistów - informuje "Dziennik Gazeta Prawna".

Lekarze rodzinni mieli być najważniejszym ogniwem reformy onkologii, którą od stycznia realizuje resort zdrowia. Dzięki nim więcej nowotworów miało być rozpoznawalnych we wcześniejszym stadium.

Ale okazuje się, że w kompetencjach takiego medyka nie ma żadnej diagnostyki przydatnej przy raku piersi. Lekarz nie może więc wystawić zielonej karty, która gwarantuje rozpoznanie i rozpoczęcie leczenia nowotworu w ciągu maksymalnie 9 dni.

"To nie tak miało być"

Pacjentkę, która wyczuje jakiś guzek, informujemy o obowiązującej procedurze, czyli zalecamy jej wizytę u specjalisty – przyznaje Bożena Janicka z Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia.

- To nie tak miało być – w walce z nowotworami liczy się czas, więc odsyłanie do innego lekarza nie ma sensu – oburza się prezes Stowarzyszenia Amazonki Elżbieta Kozik. Resort zdrowia zapewnia, że przygląda się realizacji pakietu onkologicznego. Pierwsze wnioski zamierza przedstawić w połowie kwietnia.

...

Glupi pomysl . Trudno w kazdej mikroprzychodni instalowac super sprzet . To musza byc specjalne osrodki .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 15, 16, 17 ... 54, 55, 56  Następny
Strona 16 z 56

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy