Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Słuszba sdrofia nam roskfita!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14 ... 54, 55, 56  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:21, 13 Wrz 2014    Temat postu:

Trójmiejskim szpitalom brakuje pieniędzy na tegoroczne operacje

Trójmiejskie szpitale realizują już tylko pilne badania diagnostyczne. Limity kontraktowe wyczerpały się. Straty szpitali mogą sięgnąć 100 mln zł.

Dla pomorskich sal operacyjnych i laboratoriów diagnostycznych rok powinien kończyć się jesienią. Wszystko dzięki niedoszacowanym przez Narodowy Fundusz Zdrowia kontraktom. Odgórnie ustala on, ile badań oraz operacji będzie w ciągu roku przez niego refundowanych w danej placówce. W związku z tym, że w budżecie notorycznie jest mało pieniędzy to ilość nieodpłatnych badań szybko się kończy.

Chociaż do końca roku pozostało ponad trzy miesiące to w Trójmieście nie można odnaleźć już pracowni, która nieodpłatnie wykona zlecone przez lekarza badanie. Dotyczy to zarówno bardzo prostych, jak i skomplikowanych badań. Pacjenci będący w kolejce do zleconego badania rezonansu elektromagnetycznego mogą liczyć tylko na cud. Rozgrywa się on każdorazowo, gdy osoba będąca przed nami w kolejce rezygnuje z badania.

Dramat pacjentów ogrywany jest każdego roku o tej samej porze. Tak jak drogowców zaskakuje zima, tak NFZ zaskakują we wrześniu niedoszacowane kontrakty. Stawia to w bardzo trudnym położeniu zarówno pacjentów, jak i szpitale. Placówki medyczne stoją wówczas przed bardzo trudnym wyborem. Lekarze muszą decydować, czy przyjąć pacjentów na własny koszt i liczyć, że NFZ zwróci pozakontraktowe badania, czy może odesłać pacjenta do domu.

Niektóre kliniki próbują ratować się za pomocą półśrodków. Uniwersyteckie Centrum Kliniczne w Gdańsku prowadzi zapisy na badania na przyszły rok. Za kilka tygodni i ten środek może przestać działać z braku wolnych miejsc.

Szpitale nadają najwyższy priorytet badaniom zleconym wobec dzieci oraz nagłych przypadków. Istotą problemu jest fakt, że ponad 80 proc. wszystkich skierowań posiada adnotację "natychmiastowe" lub "pilne". Trudno jest też dziwić się osobom, które czekają od dawna i denerwują się, że termin zabiegu się wiecznie opóźnia.

Problem kosztów jest jednym z najpoważniejszych w służbie zdrowia. Pracownia radiologiczna UCK wykonała 110 proc. zakontraktowanych badań i naświetleń, a przecież do końca roku pozostały ponad 3 miesiące. W skali całej kliniki oznacza to, że NFZ powinien dopłacić UCK 30 mln zł za wykonane tylko do tej pory nadprogramowe zabiegi.

Podobnie nieciekawa sytuacja dotyczy szpitala im. św. Wincentego w Gdyni. Kontrakty podpisywane z NFZ zakładają, że szpitale mogą przekroczyć bez konsekwencji finansowych ustaloną liczbę badań i zabiegów o 3 proc. Oddział internistyczny oraz naczyniowy przekroczyły ją już o ponad 20 proc. Obecnie operowane są jedynie nagłe wypadki. Planowe operacje przesuwa się na następny rok.

Szacuje się, że w tym roku szpitale i pracownie mogą wykonać ponadkontraktowe zabiegi o wartości ponad 100 mln zł. Część z nich zostanie z pewnością zwrócona przez NFZ, ale niestety nie wszystkie. Oznacza to, że szpitale będą musiały występować na drogę sądową.

...

To znowu super .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:58, 15 Wrz 2014    Temat postu:

Rynek Zdrowia

Nasz spokój jest pozorny

Rozmowa z dr. n. med. Grzegorzem Michalakiem, mazowieckim konsultantem wojewódzkim w dziedzinie medycyny ratunko­wej, ordynatorem SOR, zastępcą dyrektora ds. lecznictwa w Szpi­talu Bielańskim

- Wiele mówiło się o tym, że SOR-y generują ogromne straty dla szpitali. Ostatnio jednak o tym cicho. Czy coś zmieniło się w tej kwestii?

- W grudniu 2013 r. zarządzeniem ówczesnej prezes NFZ zostały zmienione zasady finansowania SOR-ów. Wcześniej, w 2013 r., mieliśmy inny podział kategorii udzielanego świadczenia pacjen­towi. Udzielając świadczenia w 2013 r., mogliśmy sumować po­szczególne procedury wykonane w SOR. Opisując to obrazowo, 1+1+1 dawało nam 3 punkty rozliczeniowe. Szczegółowo: jeżeli pacjent trafił na SOR i miał wykonane badanie lekarskie, opiekę pielęgniarską, podstawowe badanie krwi i zdjęcie RTG klatki piersiowej, np. przy podejrzeniu zapalenia płuc, to mogliśmy wy­kazać do NFZ udzielenie świadczenia kategorii II za 3 punkty. W ogólnym rozliczaniu pacjentów dawało to pewien wymiar kosz­tów, które ponosił oddział. Od stycznia 2014 r., ten sam pacjent w nowym rozliczeniu generuje 1 pkt. - kategorię pierwszą, podsta­wową, czyli jest sprawozdawany o 300% niżej niż w grudniu ub.r.

Wzbudziło to niepokój konsultantów w dziedzinie medycyny ra­tunkowej, że spowoduje to kolejne niedofinansowanie SOR-ów. O swych obawach powiadomiliśmy prezes NFZ. Ta zdecydowała o powołaniu Zespołu ds. opracowania nowych rozwiązań systemo­wych finansowania świadczeń opieki zdrowotnej w zakresie szpi­talnego oddziału ratunkowego i izby przyjęć (zarządzenie preze­sa NFZ z 11 kwietnia nr 16/2014/GPF).

W Zespole pracuje 14 osób: 9 przedstawicieli NFZ oraz 5 przedsta­wicieli środowiska lekarskiego: prof. Jerzy Robert Ładny, krajo­wy konsultant w dziedzinie medycyny ratunkowej; prof. Juliusz Jakubaszko, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunko­wej; prof. Leszek Brongel, małopolski konsultant w dziedzinie medycyny ratunkowej; dr Andrzej Witkowski, szef SOR w Regio­nalnym Szpitalu Specjalistycznym w Grudziądzu, członek PTMR oraz ja.

- Jakie zadania postawiono przed zespołem?

- Między innymi opracowanie nowych rozwiązań systemowych finansowania świadczeń opieki zdrowotnej w zakresie SOR/IP, w tym m.​in. opracowanie zmian w algorytmie obliczania stawek ryczałtów dobowych w zakresie finansowania świadczeń w SOR/IP.

Ponadto - opracowanie projektu nowelizującego zarządzenie nr 89/2013/DSOZ prezesa NFZ z dnia 19 grudnia 2013 r. ws. określe­nia warunków i realizacji umów w rodzaju leczenie szpitalne, w części dotyczącej algorytmu obliczania stawki ryczałtu dobowe­go w zakresie finansowania świadczeń w SOR/IP, z uwzględnie­niem m.​in. kryteriów pozwalających na zróżnicowanie wysoko­ści stawek ryczałtu dobowego, z uwagi na obsługę dużej liczby świadczeniobiorców, wykonywanie kosztochłonnych procedur oraz dysponowanie dużym potencjałem w postaci wyposażenia w sprzęt i aparaturę medyczną, kwalifikacje personelu medycz­nego i możliwości diagnostyczne.

- Czyli spokój w środowisku bierze się stąd, że czeka ono na re­zultaty prac zespołu?

- Można tak powiedzieć. Dostaliśmy pewną delegację do próby urealnienia finansowania SOR, co nie będzie łatwe. Na razie zo­stały aneksowane stawki dla SOR-ów z I półrocza 2014 r. Ozna­cza to, że mamy kilka miesięcy na to, żeby znaleźć dobry model fi­nansowania. Spokój środowiska jest pozorny, bo niezależnie od tego, jaki model finansowania zostanie opracowany, pula pienię­dzy na SOR-y w Polsce się nie zwiększy. Należy spróbować rozlo­kować ją w inny, lepszy sposób.

Obecnie mamy SOR-y, które przynoszą dług od 3,5 do 6 mln zł rocznie. Są również SOR-y małe, które udzielają ok. 20 świadczeń na dobę, w których pracuje jeden lekarz i dwie pielęgniarki i te oddziały bilansują się. Jeśli mamy do dyspozycji tę samą pulę, pada pytanie: czy pozostawić finansowanie małych SOR-ów na tym poziomie, jaki mają obecnie, i pozwolić, by duże oddziały ge­nerowały długi, czy zmienić to i mniejszym jednostkom zmniej­szyć kontrakty, a dofinansować duże SOR-y?

- Czy można powiedzieć, że SOR-ów w Polsce jest za mało, za dużo?

- To zależy od regionu. Weźmy za przykład woj. śląskie. W tej ponad 4-milionowej, wielkiej aglomeracji działa tylko 11 szpital­nych oddziałów ratunkowych. Prof. Krystyn Sosada, śląski kon­sultant wojewódzki w dziedzinie medycyny ratunkowej, sygnali­zuje, że to za mało. Generalnie obowiązuje zasada - jeden SOR na 200-250 tys. mieszkańców. Mamy obecnie w Polsce 218 SOR-ów, więc teoretycznie na 40 mln mieszkańców liczba tych oddziałów jest wystarczająca. Natomiast można przyjrzeć się ich rozlokowa­niu i skorygować je, gdyż są jednostki, które obejmują 30-40 tys. mieszkańców, a są i takie, które mają pod opieką ponad 300 tys. mieszkańców.

- SOR-y realizują swoją rolę w systemie? Często się słyszy o ich niewłaściwym wykorzystaniu, że trafia na nie liczna grupa pacjentów, którzy powinni otrzymać pomoc w POZ. Jak systemowo rozwiązać ten problem?

- Potrzebny byłby solidny nadzór nad wypełnianiem zapisów kontraktów zawartych pomiędzy NFZ a dziennym POZ czy nocną i świąteczną opieką lekarską. Gdyby faktycznie na SOR-y trafiali chorzy z nagłym zagrożeniem zdrowotnym - te 35-40%, które po­winno podlegać pod system Państwowego Ratownictwa Medycz­nego - uzyskalibyśmy lepszy dostęp do tego świadczenia: krótszy czas oczekiwania na badanie lekarskie w SOR, a w rezultacie chory, który wymaga pilnego podjęcia działań, np. pacjent z uda­rem mózgu czy ostrym zespołem wieńcowym, opiekę otrzymy­wałby niezwłocznie.

- Przy okazji doniesień o długim czasie oczekiwania pacjen­tów na SOR-ach mówi się o edukacji społeczeństwa. Że Polacy muszą wiedzieć, jak działa system, gdzie się udać...

- Taka edukacja powinna dotyczyć nie tylko pacjentów, ale rów­nież środowiska medycznego: lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych i innych pracowników ochrony zdrowia. Gdy potrze­bujący pomocy medycznej dotrze do placówki ochrony zdrowia, osoba kompetentna powinna udzielić mu jednoznacznej informa­cji, gdzie w danej sytuacji należy się udać.

- Finansowanie SOR-ów i obciążenie pacjentami to jedyne problemy, z którymi zmagają się te oddziały?

- Nie jedyne. Moim zdaniem doprecyzowania wymagałby np. zapis w rozporządzeniu Ministra Zdrowia ws. szpitalnego oddzia­łu ratunkowego mówiący o minimalnych zasobach kadrowych oddziału. Obecny zapis: "lekarze w liczbie niezbędnej do zabez­pieczenia prawidłowego funkcjonowania oddziału, w tym co naj­mniej jeden lekarz systemu przebywający stale w oddziale", jest nieprecyzyjny. To samo dotyczy zespołu pielęgniarskiego i ratow­ników medycznych. Powinna zostać doprecyzowana - zależnie od liczby udzielanych świadczeń i kategorii wykonywanych pro­cedur, czyli od stopnia referencyjności SOR-ów - minimalna, ale realna i bezpieczna liczba personelu medycznego i dodatkowe­go.

W SOR-ze, gdzie udzielanych jest mniej niż 30 świadczeń na dobę, mógłby pracować jeden lekarz medycyny ratunkowej i 2 pielęgniarki, ale w oddziale, gdzie liczba pacjentów przekracza 150 na dobę, powinno być co najmniej 4 lekarzy na dyżurze i oczywiście, odpowiednio większa liczba pielęgniarek i ratowni­ków medycznych. Nie zapominajmy o personelu dodatkowym: se­kretarkach medycznych, rejestratorkach, pracowniku socjalnym czy psychologu.

Praca w SOR-ze wymaga stałej koncentracji, podejmowania szyb­kich, odpowiednich do stanu chorego decyzji i konkretnych dzia­łań. W związku z tym jesteśmy narażeni na ciągły stres, a tym samym na szybkie wypalenie zawodowe. Dlatego uważam obec­ność psychologa w SOR-ze za niezbędną, także, a może przede wszystkim, z punktu widzenia pacjentów i ich bliskich, którzy z powodu nagłego zagrożenia zdrowotnego narażeni są na wystą­pienie zespołu stresu pourazowego.

....

Chora służba zdrowia ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:19, 16 Wrz 2014    Temat postu:

Zaćmienie urzędników. Na leczenie trzeba będzie czekać aż pogorszy się wzrok

Projekt Ministerstwa Zdrowia zakłada, że szanse na leczenie zaćmy ze środków NFZ będą mieli ci pacjenci, którzy widzą naj­wyżej 40 procent tego co powinni. A jeśli widzą więcej muszą cze­kać na pogorszenie wzroku. Dokument jest już po konsultacjach społecznych. Nikt go nie poparł.

...

Tylko aborcja im wychodzi ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:09, 16 Wrz 2014    Temat postu:

Hurtowni sprowadzającej leki na malarię grozi zamknięcie. Spalone zostaną preparaty za 15 mln złWtorek, 16 września 2014, źródło:WP.PL


fot.WP.PL / Tomasz Gdaniec
Hurtownia leków z Pomorza, która dostarczała preparaty dla chorych na malarię ratowała ludzi łamiąc prawo farmaceutyczne. Główny Inspektor Farmaceutyczny chcę ją zlikwidować.


Jakiś czas temu pojawiła się informacja, że w gdańskim szpitalu zakaźnym przy ul. Smoluchowskiego leży pierwszy pacjent z Ebolą. Okazało się, że to nieprawda. Chory zapadł jedynie na odmianę malarii. Jedna z pomorskich aptek natychmiast sprowadziła niedostępny w kraju lek, co stało się początkiem jej kłopotów.

Malaria jest chorobą wywoływaną przez zarodźce roznoszone przez tropikalne komary, dzięki ukąszeniom. W efekcie, czego nie występuje w naszej strefie klimatycznej. W Uniwersyteckim Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni leczony jest mężczyzna, który zapadł na "zimnicę" w czasie podróży po Afryce. Turysta zapadł na odmianę, która charakteryzuje się usadowieniem pasożyta w wątrobie i ciągłymi nawrotami jednostki chorobowej. Pacjent musi nieustannie przyjmować sprowadzane z zagranicy farmaceutyki.

Lekiem stosowanym w leczeniu wspomnianej odmiany Malarii jest Malirid. Medykament niestety nie jest dopuszczony do obrotu, ani w Polsce, ani w żadnym kraju Unii Europejskiej. Można go pozyskać jedynie przez tzw. import docelowy. Apteki mogą sprowadzać z zagranicy produkty lecznicze niedopuszczone do obrotu w Polsce w celu ratowania życia lub zdrowia pacjenta. Jednak każdorazowo wymaga to zgody Ministerstwa Zdrowia.

Hurtownia sprowadziła wymagane lekarstwo, ale według Głównego Inspektora Farmaceutycznego dokonała naruszając prawo. Specyfik nie został ściągnięty bezpośrednio od hinduskiego producenta, lecz z Wielkiej Brytanii, gdzie preparat również nie jest dopuszczony do obrotu. GIF zarządził kontrolę i cofnął aptece licencję. Oznacza to w praktyce likwidację firmy.

Przepis, na który powołuje się GIF, brzmi następująco:
"Do obrotu dopuszczone są bez konieczności uzyskania pozwolenia produkty lecznicze, sprowadzane z zagranicy, jeżeli ich zastosowanie jest niezbędne dla ratowania życia lub zdrowia pacjenta, pod warunkiem, że dany produkt leczniczy jest dopuszczony do obrotu w kraju, z którego jest sprowadzany."

Jak widać, wszystko zależy od tego jak interpretuje się miejsce sprowadzenia produktu. Sprawa dotyczy 114 z ponad 2,5 mln sprowadzonych farmaceutyków. Zamknięcie hurtowni spowoduje, że z dnia na dzień na Pomorzu zabraknie lekarstw na hemofilię.

Zmagazynowanych zapasów nie będzie można sprzedać, ani rozdać. Oznacza to, że spalone zostaną preparaty o łącznej wartości 15 mln zł., a 70 osób zostanie pozbawionych pracy.

...

Czyli kara za sprawność .Byli szybcy bo czas to życie i teraz muszą być zamknięci . BRAWO URZĘDASI OD ZDROWIA ! Róbcie tak dalej ! Najlepszych wykończyć !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:55, 19 Wrz 2014    Temat postu:

Pogotowie strajkowe w Wojewódzkim Szpitalu w Przemyślu

W Wojewódzkim Szpitalu w Przemyślu może dojść do protestu głodowego pielęgniarek

Na poniedziałek pielęgniarki z Wojewódzkiego Szpitala w Prze­myślu zapowiedziały rozpoczęcie głodówki. To forma protestu wobec braku podwyżek.

Pielęgniarki od 2007 r. rozmawiają z dyrekcją szpitala na temat podwyżek. Do tej pory nie przyniosły one zadowalających rezul­tatów.

Na razie protestujące oplakatowały szpital. Liczą, że w ten spo­sób zwrócą uwagę pacjentów, a ci poprą ich w walce o godne płace.

Norbert Ziętal

...

Znowu ... Nie popieram jednak glodowek .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:05, 20 Wrz 2014    Temat postu:

"Dziennik Polski": Zakażenia szpitalne. Tajny "morderca" setek Polaków

WHO jest zaniepokojona jakością informacji o przyczynach zgonów w Polsce -
Co czwarty Polak umiera bez jasnej przyczyny. Światowa Organi­zacja Zdrowia (WHO) bierze nas na celownik – donosi "Dziennik Polski".

Według danych GUS, na choroby układu krążenia umiera dziś 47,5 procent Polaków, na nowotwory 26 proc., natomiast z nieja­snych przyczyn aż 28 proc. i niestety ten odsetek stale rośnie. Czy oznacza to, że lekarze coraz gorzej diagnozują zgony? Nie, coraz częściej fałszują statystyki.

Z powodu fatalnej jakości informacji o przyczynach zgonów Świa­towa Organizacja Zdrowia wykluczyła Polskę z analiz porównaw­czych nad umieralnością, stawiając nas w jednym szeregu z Azer­bejdżanem, Gwatemalą i Katarem. Okazuje się bowiem, że w 2013 roku aż w 109 tys. przypadków lekarze nieprawidłowo wy­pełnili kartę zgonu.

- Przecież ustanie krążenia czy oddychania, nagminnie wpisywa­ne do kart, nie mogą być przyczyną śmierci. To tak, jakby ktoś na­pisał "umarł z powodu śmierci" – denerwuje się prof. Janusz Szymborski z GUS. Nierzadko też w kartach np. 70-latków znajdu­je się adnotacja "starość" lub "przyczyna nieznana".

Środowisko medyczne od dawna domaga się ustanowienia na wzór zachodni instytucji koronera, czyli medyka zajmującego się wyłącznie stwierdzaniem zgonów.

...

Brudasizm w szpitalach ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:21, 23 Wrz 2014    Temat postu:

"Rzeczpospolita": bunt medyków przeciw korporacji

Zapowiedź podwyższenia składek na rzecz lekarskiego samorządu wywołała protest w środowisku -

Zapowiedź podwyższenia składek na rzecz lekarskiego samorzą­du wywołała największy od lat protest w środowisku – informuje dzisiejsza "Rzeczpospolita".

12,6 tys. - tylu medyków podpisało się już pod petycją przeciw działaniom Naczelnej Rady Lekarskiej. Lekarzy i lekarzy denty­stów w Polsce jest 180 tys., więc protest poparło już 7 proc. z nich. Liczba może robić wrażenie, szczególnie że podpisy są zbierane dopiero od tygodnia.

Bunt wywołało podniesienie składki obowiązkowo płaconej przez lekarzy, jednak w rzeczywistości ma też związek ze złą oceną, którą medycy wystawiają swojemu samorządowi.

Składka wynosi 480 zł rocznie, a od stycznia 2015 r. wzrośnie do 720 zł. Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz konieczność podwyżki tłumaczył tym, że w Polsce opłaty należą do najniższych w UE, a wyższe składki płacą m in. adwokaci i no­tariusze.

Michał Feldman, twórca serwisu Konsylium24.​pl, w którym po­wstała petycja, uważa jednak, że w proteście nie chodzi tylko o pieniądze. - Lekarze mają poczucie, że ich władze się z nimi nie komunikują, a samorząd oderwał się od swojej służebnej misji - mówi.

...

O kasę jaki huk a o sumienie nieliczni . Człowiek jest głupi ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:48, 23 Wrz 2014    Temat postu:

Chirurg zwolniony dyscyplinarnie za picie na dyżurze, został zatrudniony znów w tym samym szpitalu

Chirurg z Żuromina (Mazowieckie), który pił na dyżurze i przeciwko któremu toczy się prokuratorskie postępowanie, znalazł pracę w tym samym szpitalu, z którego wcześniej został dyscyplinarnie zwolniony. Dyrektor tłumaczy, że takie były procedury, bo w w konkursie wpłynęła tylko jedna oferta - właśnie tego lekarza. Murem za chirurgiem stają też pacjenci, którzy uważają, że to bardzo dobry lekarz. Takich specjalistów u nas brakuje - zapewniają.

...

Super !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:49, 24 Wrz 2014    Temat postu:

Śmigłowiec przywiózł rannego 8-latka. Szpital odmówił przyjęcia, pacjent zmarł

Prokuratura we Wrocławiu wyjaśni, dlaczego szpital zamiast ratować ciężko ranne dziecko, odesłał je do innego szpitala, gdzie zmarło. Uniwersytecki Szpital Kliniczny przy Borowskiej nie przyjął przetransportowanego śmigłowcem chłopca rannego w poniedziałkowym wypadku drogowym w Oleśnicy.

Ośmiolatek został skierowany do szpitala wojskowego, bo - jak tłumaczy dyrektor medyczny z kliniki Bogusław Beck - tego dnia dyżur neurochirurgiczny pełnił szpital wojskowy przy ulicy Weigla.

- Optymalnym rozwiązaniem dla ratowania życia tego dziecka było przekazanie go do szpitala, który dysponował w tym dniu pełną gotowością do wykonania zabiegu - wyjaśnia. Jego zdaniem, zebranie zespołu do operacji trwałoby tu dłużej.

Transport śmigłowcem trwał 20 minut. Potem była godzinna reanimacja, która niestety nie dała rezultatu.

NFZ potwierdza, że szpital przy Borowskiej ma kontrakt na prowadzenie Centrum Urazowego, które ma ratować poszkodowanych w wypadkach. Dlaczego więc nie przyjęło chłopca? To wyjaśnić ma prokuratorskie śledztwo.

...

Znowu super ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:55, 25 Wrz 2014    Temat postu:

Eksperci: blisko 500 tys. Polaków czeka w kolejce na operację zaćmy

W Polsce wykonuje się ponad dwa razy mniej zabiegów usunię­cia zaćmy niż wynosi średnia w UE. Na tę operację czeka niemal 500 tys. Polaków, a średni czas oczekiwania wynosi 500 dni – alarmowali dziś lekarze na konferencji prasowej w stolicy.

Eksperci podkreślali, że jeżeli nakłady na finansowanie tych za­biegów nie wzrosną, to w 2020 r. kolejka oczekujących pacjentów wyniesie już 1 mln - ze względu na starzenie się społeczeństwa liczba przypadków zaćmy, tj. postępującego zmętnienia soczewki oka, które prowadzi do znacznego pogorszenie widzenia lub śle­poty, będzie bowiem stale rosła.

- Szacuje się, że w Polsce zaćmę ma od 800 tys. do ponad 1 mln 160 tys. osób. Biorąc pod uwagę kontrakty z Narodowym Fundu­szem Zdrowia, możemy rocznie zoperować tylko ok. 20 proc. z nich plus 15 proc. dodatkowo w placówkach prywatnych – powie­działa prof. Iwona Grabska-Liberek, kierownik kliniki okulistyki Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warsza­wie, prezes-elekt Polskiego Towarzystwa Okulistycznego. Według niej w 2013 r. zaćmę zoperowano u ok. 180 tys. pacjentów. - W Europie nigdzie nie czeka się tak długo na wykonanie operacji zaćmy jak w Polsce - dodała.

Specjalistka przypomniała, że zgodnie z nowym projektem rozpo­rządzenia ministra zdrowia (z dnia 12.08.2014 r.) do leczenia zaćmy ze środków publicznych kwalifikować mieliby się jedynie pacjenci, których ostrość wzroku nie przekroczy 0,4. Zaznaczyła, że Polskie Towarzystwo Okulistyczne ocenia to kryterium jako "bardzo złe".

Jak wyjaśnił dr Andrzej Dmitriew z Katedry i Kliniki Okulistyki Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, taka ostrość wzroku ozna­cza, że pacjent ma zachowane 40 proc. prawidłowego widzenia. - Taka osoba ma problem z rozpoznaniem twarzy, może mieć pro­blem z nalaniem wody do szklanki i wieloma innymi prozaiczny­mi sytuacjami życiowymi – tłumaczył specjalista.

Prof. Grabska-Liberek dodała, że zaćma coraz częściej dotyczy osób aktywnych zawodowo, ponieważ przesuwa się nasz wiek emerytalny. - Tymczasem taka ostrość widzenia wyklucza kom­pletnie u pacjentów możliwość pracy zawodowej - powiedziała.

Zaznaczyła, że nie ma kraju europejskiego, w którym finansowa­nie operacji zaćmy ze środków publicznych byłoby uzależnione od sztywno ustalonej granicy ostrości widzenia.

- Zaćmę operuje się w momencie, gdy – w ocenie pacjenta - wpły­wa ona istotnie na pogorszenie ostrości widzenia – wyjaśnił dr Dmitriew.

W odpowiedzi na pytanie o to, czy zaproponowane przez MZ kry­terium kwalifikacji do zabiegu usunięcia zaćmy zostanie wpro­wadzone, rzecznik prasowy resortu Krzysztof Bąk poinformował, że obecnie trwa analiza uwag zgłoszonych w toku konsultacji pu­blicznych do tego projektu oraz ustalanie ostatecznego kształtu rozporządzenia.

Zapewnił, że na tym etapie procesu legislacyjnego kryterium kwa­lifikacji do zabiegu usunięcia zaćmy jest jedynie propozycją.

Specjaliści obecni na czwartkowej konferencji podkreślali, że zaćma jest najczęstszym powodem pogorszenia widzenia u osób po 60.-70. roku życia; odpowiada łącznie za 50 proc. przypadków ślepoty.

- Na szczęście okulistyka jest obecnie na takim poziomie, że nawet w najbardziej zaawansowanych przypadkach zaćmy, kiedy pacjent praktycznie nie widzi już światła, jesteśmy w stanie przywrócić mu wzrok – albo całkowicie, albo w dużej części – za­znaczył dr Dmitriew.

Wyjaśnił, że sama operacja usunięcia zaćmy, która polega na za­stąpieniu zmętniałej soczewki pacjenta sztuczną, trwa ok. 15-30 minut. Specjalistyczna aparatura pozwala wykonywać jedynie małe nacięcie powierzchni oka rzędu 2 mm.

Poza tym wszczepiając sztuczną soczewkę nie tylko usuwa się zaćmę, ale można też zastosować soczewkę korygującą różne inne wady wzroku, jak krótko- czy dalekowzroczność bądź astyg­matyzm - wymieniali eksperci. Nie są to jednak soczewki finanso­wane przez NFZ.

- Niestety, w naszym systemie opieki zdrowotnej paradoksem jest to, że osoba ubezpieczona, która ma prawo do wykonania opera­cji usunięcia zaćmy w ramach NFZ, nie może dopłacić za wszcze­pienie soczewki, która dodatkowo skoryguje u niej np. astygma­tyzm” – powiedział dr Dmitriew. Według niego pacjent jest skaza­ny bądź na wszczepienie standardowej soczewki, bądź musi po­nieść koszty całej operacji, choć przysługuje mu sfinansowanie jej ze środków publicznych.

- Pojawia się pytanie, dlaczego pacjent może po operacji pójść do optyka i zapłacić za okulary korygujące, a nie może dopłacić do soczewki, która rozwiązałyby mu problem na całe życie – zasta­nawiał się specjalista.

Na pytanie, dlaczego chorzy nie mogą dopłacać do lepszych socze­wek, Sylwia Wądrzyk z Biura Prasowego NFZ poinformowała, że ustawa o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środ­ków publicznych nie przewiduje – z pewnymi wyjątkami - możli­wości współpłacenia czy dopłaty do świadczeń finansowanych przez Fundusz.

...

Znowu świetnie .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:13, 25 Wrz 2014    Temat postu:

OZZL skarży się na sposób traktowania lekarzy rezydentów

Lekarze rezydenci są zmuszani do pracy niezgodnie z prawem, np. są zatrudniani na kontrakty dyżurowe, gdzie pracują sami i ponoszą pełną odpowiedzialność za swoje ewentualne błędy - przekonuje Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. W czwar­tek w tej sprawie odbyło się spotkanie w resorcie zdrowia.

- Spotkaliśmy się z dyrektorem departamentu nauki i szkolnic­twa Ministerstwa Zdrowia i skarżyliśmy się na sposób traktowa­nia lekarzy rezydentów. Lekarze ci są w trakcie szkolenia specja­lizacyjnego, a są traktowani w niewłaściwy sposób, często zmu­szani są do pracy niezgodnej z prawem, są wykorzystywani w szpitalach - mówił przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Za­wodowego Lekarzy Krzysztof Bukiel podczas briefingu po spotka­niu.

Jak podkreślił, szpitale korzystając z tego, że rezydenci są opłaca­ni przez resort zdrowia, wykorzystują ich. - Rezydenci są kiero­wani do pracy tam, gdzie nie powinni pracować. Są także wyko­rzystywani i zatrudniani na kontrakty dyżurowe, a nie powinni ich mieć, gdyż często nie są w pełni kompetentni - dodał. Wyja­śnił, że warunki takiego kontraktu przewidują zwykle pełną odpo­wiedzialność lekarza rezydenta za jego ewentualne błędy.

Zaznaczył, że - nie chodzi tylko o narażanie lekarzy na odpowie­dzialność, ale o narażanie pacjentów, ponieważ trafiają do leka­rzy, którzy dopiero zaczynają uczyć się fachu, a odgrywają rolę specjalistów. Bukiel przypomniał, że lekarz rezydent powinien wykonywać wiele czynności medycznych wyłącznie pod nadzo­rem specjalisty.

Pełnomocnik zarządu krajowego OZZL ds. rezydentów Dorota Mazurek poinformowała, że wpływa coraz więcej zgłoszeń od le­karzy rezydentów o zatrudnianiu ich niezgodnie z prawem. - Do­tyczy to np. lekarzy w trakcie rezydentury z anestezjologii, któ­rzy sami znieczulają pacjentów i dyżurują sami na dyżurach kon­traktowych - mówiła i dodała, że pracują oni wówczas poza pra­wem. Przypomniała, że był już - wyrok sądowy skazujący leka­rza rezydenta anestezjologii na kilka miesięcy więzienia w za­wieszeniu, ponieważ pracował on sam na dyżurze i podał leki, a pracował de facto bez uprawnień.

- Lekarze rezydenci często zgadzają się na taką pracę pod przy­musem, ponieważ mają do stracenia miejsce specjalizacyjne, albo w ogóle miejsce pracy w danym szpitalu. Zgadzają się na pracę na kontraktach, które zakładają samodzielność i pełną od­powiedzialność - mówiła Mazurek.

Podkreśliła, że kolejny problem to pieniądze na szkolenie leka­rzy, które często wydawane są przez szpitale nie na szkolenie spe­cjalizacyjne, ale do łatania dziury budżetowej w danej placówce.

- Znaleźliśmy pewne porozumienie z dyrektor departamentu w ministerstwie. Poprosiliśmy, aby resort przypomniał dyrektorom szpitali, co oznacza rezydentura i że nie mogą łamać prawa - po­informowała Mazurek.

Rezydentka z Krakowa Marta Serwin opowiadała dziennika­rzom o przypadkach samodzielnego dyżurowania rezydentów na SOR-ach. - To miejsce typowo dla specjalistów, gdzie trafiają najtrudniejsze przypadki i sam rezydent sobie tam nie radzi - oce­niła. Według niej, takie dyżury wynikają z konieczności -łatania dziury finansowej szpitali, a rezydent jest najtańszą siłą roboczą danego szpitala.

Do czasu nadania depeszy nie udało się uzyskać stanowiska resor­tu zdrowia.
Rezydentura to jeden ze sposobów zdobycia specjalizacji przez le­karza. Jest przyznawana i finansowana przez Ministerstwo Zdro­wia.

...

Pojęcie lekarz jest szerokie . Są tu i profesorowie klinik i miejscy medycy ściany wschodniej . Różnice dochodów olbrzymie .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:31, 26 Wrz 2014    Temat postu:

Fatalne warunki w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie

Na remont nie ma na razie pieniędzy
Przeciekający dach, nieszczelne okna, jedna łazienka dla ponad 30 pacjentów, łóżka na korytarzach czy grzyb na suficie. W Insty­tucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie chorzy psychicznie lu­dzie leczeni są w fatalnych warunkach.

Potrzebny jest natychmiastowy remont, ale nie ma na niego pie­niędzy, bo instytut walczy z olbrzymim zadłużeniem. Wynosi ono ponad 56 milionów złotych. Pomóc ma restrukturyzacja, ale jej efekty nie będą natychmiastowe.

Rodryg Reszczyński, lekarz instytutu, rozkłada ręce. Mówi, że latem na oddziałach panuje skwar, a zimą temperatura spada nawet do 15 stopni Celsjusza. W mroźne dni pacjenci ogrzewają się przy kaloryferach, często doznając oparzeń. By skorzystać z je­dynej na oddziale łazienki, muszą często czekać w kolejce. Pacjen­ci, którzy leżą na wąskich korytarzach, nie mają co liczyć na in­tymność i odpoczynek.

Reszczyński mówi, że trudno o efekty leczenia w takich warun­kach. - Proszę sobie wyobrazić pobyt na sali sześcioosobowej latem, kiedy panuje temperatura co najmniej 38 stopni Celsjusza, a łazienka jest tylko jedna na trzydziestoosobowy oddział - tłuma­czy psychiatra.

- Nie trzeba zbyt wiele wyobraźni, by zauważyć, że to, co się tutaj dzieje, nie sprzyja zdrowieniu. Załoga klinik psychiatrycznych wielokrotnie zwracała uwagę dyrekcji na konieczność poprawy bezpieczeństwa. Psychiatra wskazuje tu na brak monitoringu i gabinetów umożliwiających izolowanie. Dodaje przy tym, że przez oszczędności, personel został ograniczony do minimum.

Danuta Ryglewicz, dyrektor instytutu tłumaczy, że na razie jakie­kolwiek inwestycje nie są możliwe. Placówka walczy z długiem przekraczającym 56 milionów. - Remont jest dla nas priorytetem, ale potrzeba na niego dużych pieniędzy - mówi i dodaje, że z bie­żącej działalności instytutu nie da się takiej kwoty wygospodaro­wać. Według dyrektorki początek finansowych problemów IPiN sięga 2007 roku. Jest efektem wzrostu wynagrodzeń pracowni­ków służby zdrowia i niespełnionych obietnic rządu dotyczących podwyżki wyceny procedur medycznych. Kiedy zaczęło brako­wać pieniędzy na bieżącą działalność, instytut przestał płacić ZUS. Zadłużenie z tego tytułu w ciągu dwóch wzrosło do 20 milio­nów. Od tego czasu instytut zaczął się zadłużać w bankach. Dziś w wyjściu z problemów finansowych instytutowi ma pomóc pro­wadzona od roku restrukturyzacja.

Krzysztof Bąk, rzecznik Ministerstwa Zdrowia przypomina, że rok temu na terenie należącym do instytutu zakończona została budowa Kliniki Psychiatrii Sądowej, na którą ministerstwo prze­znaczyło ponad 30 milionów złotych. Pracownicy instytutu nie rozumieją, dlaczego ich dyrektor w zamian nie zabiegała o pie­niądze na remont klinik psychiatrycznych. Dyrektor tłumaczyła, że miała do wyboru dwie drogi. Wspólnie ze swoimi współpra­cownikami postawiła jednak na kompleksowość instytutu, który do tej pory w swojej ofercie nie miał psychiatrii sądowej.

Rzecznik ministra Bartosza Arłukowicza dodaje, że przyszłość ewentualnego remontu klinik psychiatrycznych zależy od zasob­ności resortowego portfela.

...

Służba chora ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:43, 26 Wrz 2014    Temat postu:

Trwa protest głodowy pielęgniarek i położnych w Przemyślu

W przemyskim Wojewódzkim Szpitalu nadal trwa protest płacowy - Nowinny 24

Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, głodujące od poniedziałku pielęgniarki i położne z Wojewódzkiego Szpitala w Przemyślu nie zawiesiły protestu.

- Zdecydowałyśmy, że nadal prowadzimy głodówkę, do czasu aż podpiszemy porozumienie – mówi Ewa Rygiel, przewodnicząca ZZ Pielęgniarek i Położnych w Woj. Szpitalu w Przemyślu.

Od poniedziałku głoduje sześć kobiet, we wtorek dołączyła siód­ma, w środę ósma. Protestujące domagają się podwyżek płac.

- Ustaliśmy, że teraz podwyżka wyniesie 50 złotych, a pensje będą podnoszone w kolejnych latach. Chcemy jednak mieć jasno zapisane, w jaki sposób będą wyliczane kolejne podwyżki. Musi­my to uzgodnić z prawnikami i mieć na piśmie – mówi Rygiel.

Wywalczone 50 złotych będzie uzupełnieniem 100 złotowej pod­wyżki pensji zasadniczych, wynegocjowanej w lipcu przez różne związki zawodowe działające w szpitalu.

...

Znowu .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:09, 27 Wrz 2014    Temat postu:

Szpital chce oszczędzać, burmistrz – zarabiać

Powiatowy Zespół Zakładów Opieki Zdrowotnej w Czeladzi ma ogromne długi - ponad 30 mln zł. Szansą na oszczędności jest bu­dowa własnej studni głębinowej przy miejscowym szpitalu. Ale nie zgadza się na to burmistrz Czeladzi, donosi "Dziennik Zachod­ni".

Miasto jest właścicielem wodociągów i to od niego szpital teraz ku­puje wodę. Szpital chce zaoszczędzić, a gmina nie chce stracić. Póki co placówka zalega spółce gminnej około 300 tys. zł należno­ści za wodę.

Od decyzji miasta szpital odwołał się do Samorządowego Kole­gium Odwoławczego, które stwierdziło, że burmistrz Czeladzi przeprowadził postępowanie w sposób nieprawidłowy. Sprawa została przekazana do ponownego rozpatrzenia.

Niezależnie od planowanego uruchomienia studni głębinowej, szpital przystąpił również do programu "Kropla do kropli", który pozwoli na wprowadzenie oszczędności sięgających do 35 proc. aktualnych kosztów zużycia wody i odprowadzania ścieków.

...

I jeszcze takie sa cyrki .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:47, 28 Wrz 2014    Temat postu:

"Wiadomości TVP": błąd na wagę życia

Jest żal i jest "przepraszam". Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu przyznaje się do błędu. Lekarze, którzy odesłali kona­jące dziecko do innej placówki są zawieszeni. Nie udzielili pomo­cy ośmiolatkowi, który był w ciężkim stanie po wypadku. Nawet nie próbowali. Chłopiec zmarł. Trwa kontrola NFZ, wyjaśnień żąda Rzecznik Praw Pacjenta. Sprawa ciągle nie mieści się w gło­wie.

...

Da bledy ktore zdarzyc sie nie moga . Co innego gdy reka zadrzy i pacjent umrze . Wypadek a co innego NIE UDZIELIC POMOCY ! Trudno tu mowic o ,,bledzie" . To decyzja !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:15, 29 Wrz 2014    Temat postu:

Głos Wilekopolski
Wielkopolska: Śmierć w szpitalu. Nikt nie wie, co się stało

60-let­nia pani Sta­ni­sła­wa zmar­ła w pusz­czy­kow­skim szpi­ta­lu dwa dni po za­bie­gu. Nikt nie wie, co się stało. Nie­zna­na jest nawet go­dzi­na zgonu ko­bie­ty. Pa­cjent­ka w sali le­ża­ła sama. Nie była pod­łą­czo­na do sprzę­tu mo­ni­to­ru­ją­ce­go pracę serca, a dzwo­nek, któ­rym można przy­wo­łać per­so­nel był poza jej za­się­giem. O bul­wer­su­ją­cej spra­wie pisze "Głos Wiel­ko­pol­ski".

Do dra­ma­tycz­nych wy­da­rzeń do­szło w nocy z 9 na 10 wrze­śnia. 60-let­nia pa­cjent­ka po za­bie­gu ko­ro­na­ro­pla­sty­ki była sama w sali. Po­miesz­cze­nie znaj­do­wa­ło się kilka me­trów od dy­żur­ki. Ko­bie­ta zmar­ła. Mąż 60-lat­ki twier­dzi, że w wy­pi­sie nie było in­for­ma­cji, o któ­rej i z ja­kie­go po­wo­du zmar­ła jego żona. W hi­sto­rii le­cze­nia po­ja­wi­ła się zdaw­ko­wa in­for­ma­cja, że ostat­nie czyn­no­ści u pa­cjent­ki wy­ko­na­no o godz. 20.

Kar­dio­log i za­ra­zem le­karz pro­wa­dzą­cy ko­bie­tę miał pod­po­wie­dzieć mę­żo­wi zmar­łej, że pa­cjent­ka nie była pod­łą­czo­na do apa­ra­tu­ry mo­ni­to­ru­ją­cej pracę serca, po­nie­waż jej "stan zdro­wia nie był aż taki zły" i "wszyst­ko jest zgod­ne z pro­ce­du­ra­mi". Na złe sa­mo­po­czu­cie pani Sta­ni­sła­wa miała skar­żyć się na dzień przed śmier­cią. Mó­wi­ła o tym ko­le­żan­ce, le­ka­rzo­wi i pie­lę­gniar­kom. Zna­jo­ma po­twier­dzi­ła, że pa­cjent­ka na­rze­ka­ła, że nie po­ma­ga­ją jej nawet środ­ki prze­ciw­bó­lo­we.

Jak pisze "Głos Wiel­ko­pol­ski", szpi­tal nie ma sobie nic do za­rzu­ce­nia. W oświad­cze­niu wy­sła­nym do ga­ze­ty in­for­mu­je, że "w szpi­ta­lu za­pew­nio­no opie­kę dy­żu­ru­ją­cych pie­lę­gnia­rek i le­ka­rzy, a pa­cjent­ka le­czo­na była zgod­nie z obo­wią­zu­ją­cy­mi stan­dar­da­mi i wy­mo­ga­mi".

>>>

Akurat szpitale to nie miejsce na ,,tajemnicze zgony" .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:49, 02 Paź 2014    Temat postu:

Radio Opole

Brzeski szpital opuszczają ginekolodzy i położnicy

Ordynator Marcin Kalus wraca do Opola. Tylko do końca roku bę­dzie pracował w Brzeskim Centrum Medycznym. Wraz z nim odejdzie również dwóch innych lekarzy. Dla szpitala to kłopot, ponieważ obecny skład oddziału znacznie poprawił renomę BCM-u w tym zakresie usług medycznych. Tylu rodzących matek placówka dawno nie widziała. Po raz pierwszy od kilku lat poro­dówka przyjmie pół tysiąca rodzących matek. Dyrektor BCM-u Krzysztof Konik do końca roku będzie szukał nowej obsady lekar­skiej.

- Do 1 stycznia wspólnie z obecnym ordynatorem będziemy po­dejmować działania, żeby nie było żadnych zaburzeń w funkcjo­nowaniu tego oddziału i żeby kadra medyczna była uzupełniana płynnie. Oddział na dzień dzisiejszy ma bardzo dobrze zorgani­zowaną kulturę pracy i liczę na to, że w przyszłości nadal będzie to sprawnie funkcjonować dla kobiet i ich dzieci – wyjaśnia Konik.

Dodajmy, że wcześniej oddział ginekologiczno – położniczy w brzeskim szpitalu nie cieszył się dobrą renomą. Przyszłe matki wybierały inne szpitale, a BCM był pomijany. Dziś to jedno z naj­chętniej wybieranych miejsc w regionie.

...

O i prosze ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:18, 03 Paź 2014    Temat postu:

Nie żyje 23-latek. Lekarka nie zleciła niezbędnych badań

23-letni Przemek ze Szczecina z powodu silnego bólu głowy zo­stał przewieziony do szpitala. Stwierdzono u niego migrenę lub przegrzanie. Mimo że podczas wywiadu okazało się, że miesiąc spędził na zwolnieniu lekarskim z powodu drętwienia ręki, nie zmierzono mu nawet ciśnienia. Wypisany do domu mężczyzna po kilkunastu dniach zmarł. Dostał udaru krwotocznego mózgu. Najprawdopodobniej miał tętniaka. Prokuratura prowadzi śledz­two ws. narażenia mężczyzny na utratę życia.

– Pani doktor stwierdziła, że nie ma żadnych objawów, które wskazywałyby na wylew czy udar – opowiedziała reporterowi TVP Info narzeczona zmarłego 23-latka. Lekarka nie zleciła żad­nych dodatkowych badań, chociaż chłopak został przewieziony do szczecińskiego szpitala karetką.

Kiedy kilka dni później Przemek ponownie trafił na szpitalny od­dział, tym razem w Zgierzu, lekarze byli zaskoczeni, że pacjent nie miał przeprowadzonej tomografii głowy, ani innych podsta­wowych badań.

Do zarzutów rodziny Przemka nie odniósł się szpital. – Poczekaj­my na wyniki pracy prokuratury – powiedziała Joanna Woźnic­ka ze szpitala im. T. Sokołowskiego w Szczecinie.

Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie narażenia 23-latka przez lekarza na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia poprzez zaniechanie wdrożenia właściwego leczenia i przepro­wadzenia niezbędnych badań, co skutkował zgonem pokrzyw­dzonego. – Prokurator otrzymał protokół z sekcji zwłok, która zo­stała zlecona w toku postępowania i wyniki tej sekcji wskazują na fakt uszkodzenia mózgowia będącego skutkiem udaru krwo­tocznego – poinformowała Andżelika Werhun z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

...

To raczej blad niz niechlujstwo .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:27, 03 Paź 2014    Temat postu:

Dziewczynka zmarła na fotelu dentystycznym. Lekarze skazani
Zdaniem sądu lekarze z rzeszowskiej przychodni narazili 10-letnią Ewelinę K. na utratę zdrowia i życia

Dziesięcioletnia Ewelina K., przechodząca standardowy zabieg le­czenia zębów, zmarła, bo w wyniku znieczulenia doszło do za­trzymania akcji serca i śmierci pnia mózgu. Rodzice zgłosili spra­wę do prokuratury.

Półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata oraz pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata - taki wyrok usłyszeli dzisiaj anestezjolog Stanisław O. oraz stomatolog Krysty­na O. Zdaniem sądu narazili na utratę życia 10-letnią Ewelinkę K.

Przypomnijmy, że dziewczynka zmarła w lipcu 2008 r. po tym, jak przed leczeniem zębów została znieczulona. Doszło do zatrzy­mania akcji serca i śmierci pnia mózgu. Rodzice zawiadomili pro­kuraturę, bo od początku mieli wątpliwości, czy sposób znieczule­nia, a później reanimacja były prawidłowe.

Proces w Sądzie Rejonowym w Rzeszowie trwał 4 lata. Jak uznał sąd, Stanisław O. prowadził zabieg w gabinecie stomatologicz­nym, a nie sali zabiegowej wyposażonej w defibrylator, tlen i urządzenie monitorujące pracę serca. Nie skonsultował się też z lekarzem stomatologiem, resuscytację prowadził w pozycji półsie­dzącej, kontynuował ją na nierównym fotelu dentystycznym, podczas reanimacji nie przeprowadził sztucznej wentylacji i ma­sażu serca. Wreszcie, nie zdecydował o przeniesieniu defibrylato­ra z sąsiedniej sali, co zrobili dopiero ratownicy z karetki. W swo­jej opinii biegli porównali jego pracę do wykonywania zabiegu chirurgicznego w stodole.

Z kolei wina pani stomatolog polegała na zaplanowaniu zabiegu diagnostycznego w sytuacji, gdy dziecko powinno przejść zabieg terapeutyczny, nie zażądała też od anestezjologa zmiany pozycji dziecka i intubacji.

Trzecia z oskarżonych została uniewinniona, bo sąd uznał, że nie podejmowała żadnych decyzji medycznych, ale wykonywała je­dynie polecenia lekarzy.

Oprócz kary pozbawienia wolności skazani lekarze mają zapła­cić grzywnę w wysokości 12,5 tys. oraz 5 tys. zł, pokryć część kosz­tów sądowych (po 10 tys. zł), i pokryć koszty pracy adwokata ro­dziców dziecka. Stanisław O. ma zakaz wykonywania zawodu przez 5 lat.

Obecnie jest już na emeryturze. Wyrok sądu rejonowego nie jest prawomocny. Obrońcy o ewentualnej apelacji zadecydują po za­poznaniu się z uzasadnieniem wyroku.

...

Oczywiscie trudno tutaj ferowac zdecydowane sady . Zdrowie ludzkie jest zagadka . Nie myslmy ze lekarze ja znaja . Karac nalezy bezmyslnosc iskandaliczne zaniedbania .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:45, 07 Paź 2014    Temat postu:

Reporter Polski

Co Pan zrobił doktorze

Pani Monika Forysiuk z Chełma trafiła do szpitala z powodu sil­nych bólów brzucha. Trafiła do szpitala i została zoperowana. Teoretycznie kobieta po hospitalizacji powinna poczuć się lepiej, ale było coraz gorzej. Do dziś Pani Monika nie wie dokładnie, co zrobił jej lekarz, którego poprosiła o pomoc, ponieważ w doku­mentach medycznych są rozbieżności, a podpisy na nich złożone nie należą do kobiety.

...

Kryminalna sprawa ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:43, 08 Paź 2014    Temat postu:

gloswielkopolski.pl
Rodząca po porodzie opuściła szpital w stanie krytycznym

Stan kobiety nieco się poprawił
Renata Michalska-Antoniewska zgłosiła się do szpitala przy ulicy Polnej w Poznaniu z postępującą akcją porodową. Stan matki w dokumentach określono jako "dobry", ale trzy dni później okaza­ło się, że pojawił się "naciek zapalny". Kobieta przez kilkanaście dni była w śpiączce, stwierdzono, że sepsa była już w takim stop­niu zaawansowania, że nastąpiły przerzuty na inne narządy.

Jej córka Zosia przyszła na świat 4 września jako wcześniak. Trzy dni później pojawiły się komplikacje. - Żona skarżyła się na okropny ból. Jej uda i brzuch były w kolorze śliwki. Słaniała się na nogach. Mdlała – opisuje pierwsze niepokojące objawy Sylwe­ster Antoniewski, mąż pacjentki. Konieczna była operacja i wy­cięcie macicy. Stan pacjentki jednak się nie poprawił, okazało się, że trzeba ją przewieźć do specjalistycznego szpitala.

W szpitalu przy ulicy Lutyckiej, do którego kobieta trafiła, powie­dziano mu, że żona może nie przeżyć. Zdaniem doktora Adama Mikstackiego to cud, że pacjentka żyje, bo śmiertelność w czasie ciężkiej sepsy wynosi nawet do 50 procent.

Tydzień temu stan kobiety nieco się poprawił, teraz jest przytom­na i w pełni kontaktuje. Placówka szpitala przy Polnej nie chce komentować tego, że prawdopodobnie tam doszło do zakażenia. Rzecznik szpitala potwierdza jedynie, że pacjentka wymagała po­mocy z zewnątrz.

22 września prokuratura rejonowa w Poznaniu wszczęła śledz­two, którego podstawą jest artykuł kodeksu karnego przewidują­cy odpowiedzialność karną sprawcy, który świadomie i umyślnie naraża osobę powierzoną opiece na bezpośrednie niebezpieczeń­stwo utraty życia lub dużego uszczerbku na zdrowiu. Jeśli zosta­nie uznana wina, to winnym grozi kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat.

...

Trzeba uwazac na takie sytuacje .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:19, 08 Paź 2014    Temat postu:

Rynek Zdrowia

Szpitale zarabiają na karach umownych

Firmy zaopatrujące szpitale w sprzęt medyczny skarżą się, że pla­cówki ochrony zdrowia ich kosztem ratują własne budżety. Sposo­bów mają wiele, ale cel jeden - dostać zamówiony towar i jak naj­mniej zapłacić, a najlepiej wcale.

Sprawa dotyczy dużych publicznych szpitali. Mają największe długi, ale też menedżerów, którzy wspierani przez prawników i działy zamówień, zajmują się optymalizacją kosztów. Mniejsze lecznice, pozbawione tego kadrowego zaplecza, nie szukają wy­biegów. Za zrealizowane dostawy płacą oferentowi zgodnie z za­pisami umowy, a jak zabraknie im pieniędzy, negocjują. Obu stro­nom zależy na dobrych relacjach.

Inaczej bywa w dużych placówkach. - Można, niestety, coraz czę­ściej zaobserwować, że publiczne szpitale z powodu braku środ­ków na bieżącą działalność szukają alternatywnych możliwości finansowania. Ostatnio bardzo popularną metodą stało się skru­pulatne wymierzanie kar dostawcom m.​in. sprzętu medycznego - mówi nam Paweł Ossowski, ekspert branży wyrobów medycz­nych, business development manager w Górnośląskiej Centrali Zaopatrzenia Medycznego Zarys.

Firma jest wytwórcą i dostawcą podstawowego i specjalistyczne­go sprzętu medycznego. Zaopatruje lecznice w Polsce, a także w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Na jej stronie in­ternetowej przeczytać można, że jest w stanie "wyposażyć staty­styczny szpital w ponad 90% podstawowego sprzętu medyczne­go, jaki jest niezbędny dla takiej placówki".

Więcej niż wartość umowy

- Coraz częściej spotykane są na przykład klauzule, które mówią o naliczaniu kar od wartości umowy, a nie od wartości niezreali­zowanego zamówienia. Może to doprowadzić do niebezpiecz­nych i patologicznych sytuacji, kiedy z umowy opiewającej np. na kwotę 1 miliona złotych i zawierającej kilkadziesiąt pozycji, z za­mówienia nie zostanie zrealizowana, z różnych przyczyn, jedna pozycja asortymentowa o wartości kilkudziesięciu złotych, a szpi­tal i tak naliczy codziennie karę 0,5% od wartości całej umowy, czyli kilkadziesiąt tysięcy złotych. Takie kuriozalne sytuacje miały już miejsce - informuje Paweł Ossowski.

Wskazuje, że nie pozostaje wtedy nic innego, jak odwołać się do sądu z wnioskiem o miarkowanie kary, bo w przeciwnym razie dostawcy grozi bankructwo.

Całą sprawę można by skwitować krótko: umów należy dotrzy­mywać; nie dostarczyłeś na czas partii strzykawek czy rękawic medycznych, płać karę. Ale niekiedy okoliczności wskazują na to, że tego rodzaju praktyki nie wynikają jedynie z respektu wobec prawa i drobiazgowego trzymania się zapisów umów. Chodzi o coś innego.

Zarys toczy batalię sądową z jednym z największych szpitali w kraju. Miał z nim umowę na 400 tys. zł, natomiast kara została wyliczona na ponad 800 tys. zł - mniej więcej tyle, ile wynosiły za­ległe płatności szpitala wobec tej firmy za inne dostawy.

Jak naliczano kary? Na przykład z zamówienia na określony asortyment o wartości 25 tys. zł z kilkudniowym opóźnieniem do­starczono szpitalowi dwie pozycje o wartości 6 tys. zł. Kara za nieterminową dostawę wyniosła 76 tys. zł. Wystarczyło kilka ta­kich przypadków i uzbierało się ponad 800 tys. zł, czyli dwa razy więcej niż cały kontrakt. Dostawca uważa, że kara była nieade­kwatna. Próbował porozumieć się ze szpitalem, ale ten wybrał drogę sądową.

Byle drożej…

Kolejną praktyką stosowaną przez niektóre szpitale jest sztuczne zawyżanie wartości umowy. Przykładowo, szpital zużywa okre­ślonego asortymentu za 200 tys. zł rocznie, natomiast rozpisuje przetarg na wartość dwa razy wyższą (nie musi przy tym zapew­niać środków, bo płaci się za otrzymany towar). Po co to wszyst­ko? Żeby w razie niewywiązywania się z umowy można było na­liczać wyższe kary umowne.

Jeśli dostawca w terminie zrealizuje zamówienie w wielkości re­alnie potrzebnej szpitalowi, kary mu nie grożą. Zostaje mu jed­nak nadwyżka towaru, którego zamawiający ostatecznie nie wziął. Jeśli są to popularne produkty, można je szybko sprzedać innej placówce. Gorzej, gdy chodzi o asortyment specjalistyczny. Wtedy magazyny zapełniają się niechodliwym towarem. Nie są to nagminne przypadki, ale zdarzają się.

Przed tymi i innymi absurdalnymi praktykami (jak np. nałoże­nie kar finansowych za podanie innego numeru rachunku banko­wego, niż był wskazany w ofercie) oferenci mogą się bronić w Krajowej Izbie Odwoławczej. Mogą to zrobić jeszcze na etapie przetargu, gdy mają zastrzeżenia do treści ogłoszeń.

- Mimo że o niektórych postępowaniach z góry wiadomo, że wska­zują na konkretny podmiot, to na etapie ogłoszenia specyfikacji nie wnosi się raczej zastrzeżeń. To trudna droga. Trzeba mieć mocne argumenty i ponieść koszty (wpis to kilkanaście tysięcy zł) przy niepewnym wyniku - zauważa Ossowski.

Jego zdaniem ryzyko wnoszenia do KIO spraw na tym etapie nie kalkuluje się. - Jest w Polsce kilkaset szpitali, które codziennie ogłaszają przetargi, więc czasem lepiej zacisnąć zęby i skupić na kolejnym kliencie - przyznaje.

Odwołania do KIO kierowane są najczęściej po rozstrzygnięciach przetargowych. W przypadkach, gdy w specyfikacji istotnych wa­runków zamówienia (SIWZ) pojawiają się zapisy o karach umow­nych niezwiązanych z przedmiotem zamówienia, zazwyczaj wy­grywają oferenci (Izba nakazuje szpitalowi usunięcie z SIWZ ta­kich zapisów).

Prawnicy wskazują wtedy, że doszło do naruszenia Prawa zamó­wień publicznych np. "poprzez narzucenie obowiązku zapłaty kary umownej w przypadku niezwiązanym z wykonaniem przed­miotu i wykorzystanie jej w sposób sprzeczny w funkcją, jaką po­winna pełnić kara umowna oraz w sposób sprzeczny z zasadami współżycia społecznego" (z odwołania spółki Panamed z 13 marca 2014 r. reprezentowanej przez radców prawnych Rafała Karnowskiego i Janusza Burkota ws. przetargu ogłoszonego przez Instytut Pomnik-Centrum Zdrowia Dziecka na dostawę sys­temu nawigacji śródoperacyjnej - red.).

Generalnie, im mniej szczegółowo opisany jest przetarg, tym mniej w nim kruczków i haków, tym więcej dostawców chce i może w nim uczestniczyć. A to przekłada się już bezpośrednio na cenę zakupu.

Związek jest następujący: jeśli w postępowaniu przetargowym wyłonionych zostaje co najmniej 3 oferentów, zamawiający może zorganizować internetową aukcję (prowadzi je np. Szpital Uniwersytecki w Krakowie). Jest transparentna i nie pozwala na nieczyste zagrywki.

W jej efekcie szpital składający duże zamówienie (np. na strzy­kawki czy materiały opatrunkowe) uzyskuje najlepszą cenę, bo między oferentami toczy się otwarta walka o każdy grosz. Wabi ich skala zamówienia. W zestawieniu z dużymi obrotami, mniej­sze znaczenie ma dla nich cena jednostkowa.

W każdym razie i bez uciekania się do przeróżnych machinacji szpital może uzyskać cenę, która korzystnie przełoży się na jego sytuację finansową.

Ryszard Rotaub

...

Szpitale tez sie wycwanily .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:48, 09 Paź 2014    Temat postu:

Wezwał karetkę do mężczyzny leżącego na chodniku. I co usłyszał? "Trzeba było kopnąć dziada w pii... "

Wezwał pomoc do mężczyzny leżącego na chodniku, a później musiał nasłuchać się od pracownika pogotowia, że zawraca głowę i zajmuje karetkę.

Do "Głosu Szczecińskiego" dotarł mail od mieszkańca oburzone­go zachowaniem pracownika pogotowia ratunkowego. Nasz Czy­telnik opisał sytuację, która miała miejsce w miniony wtorek około godziny 23 w centrum Stargardu

- Wyjeżdżając z parkingu Centrum Handlowego Zodiak w Star­gardzie zauważyłem mężczyznę, około 30 lat, leżącego na metro­wym chodniku przy wyjeździe na ulicę Wyszyńskiego (tunel pod blokiem) - opisuje Czytelnik. - Będąc kierowcą wiem, jakie niebez­pieczeństwo mógł stworzyć (zsunąć się na ulicę powodując zagro­żenie potrącenia), więc zadzwoniłem pod 112.

Jak podkreśla autor maila, dyspozytor przyjął zgłoszenie i natych­miast na nie zareagował.

- Po około czterech minutach zjawiła się karetka - kontynuuje Czytelnik.

Później jednak wydarzyła się sytuacja, której się nie spodziewał.

- Podszedłem do sanitariuszy spytać się o stan tego człowieka, mó­wiąc o zagrożeniu jakie mógł stworzyć - relacjonuje mieszkaniec. - Na co kierowca karetki odpowiedział mi: "A co cię obchodzi jego życie, myślisz że on by się o ciebie martwił? Trzeba było kopnąć dziada w pii... i po kłopocie. A tak ostatnią karetkę w mieście za­jąłeś".

Czytelnika mocno oburzyło zachowanie pracownika pogotowia.

Poprosiliśmy wczoraj pogotowie o wyjaśnienia w tej sprawie. Trzeba będzie jednak na nie trochę poczekać.

- Wszczęliśmy postępowanie wyjaśniające - poinformowała nas Elżbieta Sochanowska, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie.

...

Przesadzili . Rozumiem braki karetek no ale bez przesady ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:37, 14 Paź 2014    Temat postu:

Szpital w Warszawie: grzyb i pluskwy, jedna łazienka na 35 osób

Pacjenci Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie skarżą się na fatalne warunki w placówce. Nie ma tam ogrzewania, więc okna izoluje się watą. Sale chorych są przepełnione, a ściany w łazienkach pokrywa grzyb. 35 osób ma do dyspozycji tylko jedną łazienkę wyposażoną w jeden prysznic i jedną wannę. Toalety są wieloosobowe. Jeżeli wystąpi konieczność izolacji pacjenta, należy opróżnić zwykłą salę, bo instytut nie dysponuje profesjonalną izolatką. Nie wiadomo, kiedy warunki się poprawią, gdyż placówka nie ma pieniędzy na remont.

...

Super ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:39, 16 Paź 2014    Temat postu:

Brakuje lekarzy rodzinnych

Lekarze rodzinni pilnie poszukiwani. Już teraz w całej Polsce bra­kuje medyków z taką specjalizacją, a studenci nie są zaintereso­wani tym kierunkiem medycyny.

W Warmińsko-Mazurskiem pracuje około 300 lekarzy rodzin­nych. Szacuje się jednak, że, aby zaspokoić potrzeby wszystkich pacjentów, powinno ich być prawie pół tysiąca.

Młodzi ludzie nie wybierają jednak tej specjalizacji, bo wolą zo­stać ginekologami, stomatologami czy dermatologami - mówi Jerzy Romaszko, kierownik Zakładu Medycyny Rodzinnej na Wy­dziale Nauk Medycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie:. W ośrodku kształcenia lekarzy rodzinnych, prowa­dzonym przez szpital uniwersytecki, specjalizację w ciągu ostat­nich dwóch lat rozpoczęło sześć osób, a jedna z nich potem zrezy­gnowała.

O tym, że tak mało studentów, decyduje się na tę specjalizację, braku decydują przede wszystkim względy finansowe. Lekarze specjaliści mają zazwyczaj dwa źródła dochodów - kontrakt z NFZ lub szpitalem oraz z prywatnego gabinetu - mówi Jerzy Ro­maszko. Jak dodaje, lekarze Podstawowej Opieki Zdrowotnej za­zwyczaj nie przyjmują dodatkowo w niepublicznych poradniach.

Studenci medycyny twierdzą też, że bycie lekarzem rodzinnym zamyka drogę do awansu zawodowego.

...

Same braki .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:59, 16 Paź 2014    Temat postu:

Czeladź: 50-latek zmarł zaraz po wyjściu ze szpitala

Mężczyzna zmarł przed szpitalem

Policja próbuje wyjaśnić nieznane okoliczności śmierci mieszkań­ca Czeladzi, który został przyjęty na wizytę lekarską chwilę przed śmiercią. Po wyjściu ze szpitala mężczyzna zmarł przed bramą - podaje rmf24.​pl.

Mężczyzna rano przyjechał samochodem do szpitala. Spędził w nim niecałą godzinę, po wyjściu przewrócił się przed szpitalną bramą i zmarł.

Nie wiadomo czy pacjentowi zostały podane jakieś lekarstwa. Ze wstępnych informacji wynika, że skarżył się na silne bóle brzu­cha.

Sprawą zajmują się śledczy.

...

To juz zaczyna sie powtarzac .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:41, 20 Paź 2014    Temat postu:

Głos Koszaliński

Karetka w Szczecinku odjechała bez pacjenta

Lekarz pogotowia ratunkowego w Szczecinku odmówił zabrania do szpitala chorego na raka płuc

Lekarz pogotowia ratunkowego w Szczecinku odmówił zabrania do szpitala chorego na raka płuc z dusznościami. – Karetka to nie karuzela – miał powiedzieć zaskoczonej rodzinie.

Zygmunt Gołębiowski z podszczecineckiego Turowa zmarł kilka dni temu. Od prawie roku ciężko chorował na nowotwór płuc. – To nie był jeszcze jego czas, choć lekarze od początku uprzedzali nas, żeby przygotować się na najgorsze – mówi przez łzy Kamilla Dobysz, córka pana Zygmunta. – Walczyliśmy o każdy jego dzień, dlatego nie możemy się pogodzić z tym, jak zostaliśmy potraktowani przez lekarza szczecineckiego pogotowia - dodaje.

Wraca do wydarzeń z drugiej połowy września. Ojciec pani Kamilli od miesięcy walczył z rakiem. Wykryto go zbyt późno, aby przeprowadzić operację, stąd lekarze odciągnęli płyn z płuc, zaordynowali radioterapię i chemioterapię. – Choć na chemię ojciec był już zbyt słaby i przeszedł tylko jeden cykl, liczyliśmy, że się wzmocni i będzie można kontynuować leczenie – opowiada córka. Chory od kilku miesięcy przebywał w domu pod opieką rodziny i lekarza rodzinnego. – W maju tata dostał udaru, był częściowo niewładny i udało nam się załatwić aparat tlenowy, bo oddychał z coraz większym trudem – wspominają bliscy. Kryzys przyszedł 18 września.

– Tata czuł się tego dnia fatalnie, był bardzo słaby, nic nie jadł i w pewnym momencie zaczął się dusić – mówi Kamilla Dobysz. – Zadzwoniliśmy po karetkę. Przyjechał doktor S.K. z dwoma ratownikami. - Pan doktor jak usiadł w fotelu, tak wstał z niego dopiero wyjeżdżając – opowiada córka. - Nie podszedł nawet do taty, nie zbadał go, kazał tylko tacie rozpiąć piżamę. Ciśnienie zmierzyli mu ratownicy. Nie wiem, na jakiej podstawie wpisał więc do karty, że tony serca są czyste i głośne, źrenice prawidłowe, a jama brzuszna w normie. Lekarz oświadczył tylko, że aby ściągnąć ojcu płyn z płuc musi być w dobrej formie, że sami powinniśmy się zatroszczyć o transport, a nie wzywać karetkę, bo karetka to nie karuzela. W końcu odjechali bez pacjenta. - Byliśmy w szoku, bo pogotowie wracało do szpitala w Szczecinku, mogli przecież zabrać tatę – mówi pani Kamilla.

- Mało serce mi nie pękło, wsiadłam w samochód i pojechałam do naszego lekarza rodzinnego, który od ręki dał skierowanie do szpitala i pomógł załatwić karetkę transportową – mówi nasza rozmówczyni. – Po niespełna dwóch godzinach od wyjazdu pogotowia, tata był już w szpitalu. Został przyjęty na internę, gdzie przeszedł wszystkie niezbędne badania, ściągnięto mu 400 mililitrów płynu z płuc. Tym razem lekarze podeszli do nas z wielkim wyczuciem - tłumaczy.

Po jakimś czasie pan Zygmunt został wypisany do domu, ale na początku października ponownie trafił do szpitala w Szczecinku. Tym razem karetka pogotowia przyjechała tylko w dwoma ratownikami, którzy zdecydowali się przetransportować chorego do szpitala. Tydzień później mężczyzna zmarł. – Tata pracował ciężko 41 lat płacąc składki na ubezpieczenie, dla nas jego stan tamtego dnia był krytyczny, a poczuliśmy się, że jakbyśmy mieli błagać o to, aby go ktoś zechciał leczyć, walczyliśmy o niego każdego dnia i każdej godziny – mówi Kamilla Dobysz. – Nie rozumiem, jak lekarz mógł tak z nami postąpić, przecież karetka wracała do szpitala i pojechała pusta… - zaznacza.

- Sytuacja na pewno jest dla nas przykra i kłopotliwa, przede wszystkim dlatego, że nie lubimy nigdy, gdy umiera nam pacjent – mówi dr Krzysztof Małkowski, zastępca dyrektora szpitala w Szczecinku ds. leczniczych. – Rozmawiałem już z żoną tego pana i przeprosiłem za takie zachowanie i robię to teraz jeszcze raz. Na temat zasadności odmowy przewiezienia chorego do szpitala nie chcę teraz dyskutować, zwłaszcza że nie sposób będzie wielu rzeczy ustalić. Mogę tylko powiedzieć, że jako lekarz anestezjolog jestem wyczulony na wszelkie przypadku duszności, ale decyzję zawsze podejmuje lekarz obecny przy zdarzeniu. Doktor S. K. jest doświadczonym, fachowym lekarzem, który wielokrotnie pomógł pacjentom w różnych sytuacjach i o tym się zwykle nie pisze. Przeprowadziłem już z nim rozmowę i uczuliłem na tego typu sytuacje, aby z empatią podchodzić do tego typy sytuacji.

....

To znowu super ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:36, 20 Paź 2014    Temat postu:

Protest pielęgniarek w częstochowskim szpitalu

Pielęgniarki Szpitala Miejskiego w Częstochowie protestują przeciwko niskim zarobkom. Rozpoczęły dziś pracę w czarnych koszulach.

- Siostry rozpoczynają okupację gabinetu dyrektora szpitala - mówi Halina Synakiewicz - przewodnicząca okręgowej rady pielęgniarek i położnych w Częstochowie.

Powodem są między innymi niskie zarobki. Średnia dla pielęgniarek z tej placówki wynosi nieco ponad 2 tysiące złotych brutto. Grażyna Rogala-Pawelczyk - prezes naczelnej rady pielęgniarek i położnych - podkreśla jednak, że nie chodzi tylko o pieniądze, ale i o zmęczenie i przepracowanie sióstr.

Jeśli okupacja gabinetu dyrektora nie przyniesie efektu, pielęgniarki zapowiadają okupowanie Urzędu Miasta w Częstochowie.

...

Kolejny problem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:54, 20 Paź 2014    Temat postu:

Echo Dnia

Ucieczki dzieci ze szpitala psychiatrycznego w Kielcach

Kłopoty z dziećmi w szpitalu psychiatrycznym w Kielcach. W ostatnim tygodniu "Echo Dnia" odebrało wiele skarg w tej sprawie. W weekend doszło tam do ucieczek dzieci.

Matka 15-latka, który w poprzedni poniedziałek zabarykadował się w sali szpitala dziecięcego w Kielcach twierdzi, że jej syn posunął się do drastycznych kroków, ponieważ nie chciał wrócić do szpitala psychiatrycznego, gdzie według kobiety, chore dzieci traktowane są w nieludzki sposób.

W miniony wtorek opisano dramatyczne sceny, jakie działy się w szpitaliku dziecięcym w Kielcach. 15-letni chłopak zabarykadował się w sali i istniało podejrzenie, że może zrobić sobie krzywdę. - Mój syn wpadł w panikę, kiedy dowiedział się, że lekarze chcą z powrotem wysłać go do szpitala psychiatrycznego w Kielcach. Był tam wielokrotnie wiązany i faszerowany lekami, dlatego za nic na świecie nie chciał tam wrócić - mówi kobieta.

Ostatecznie, mimo sprzeciwu chłopaka, odwieziono go na oddział szpitala psychiatrycznego przy ulicy Kusocińskiego w Kielcach. Następnego dnia matka postanowiła go jednak na własne życzenie wypisać, bo według niej, w placówce działa mu się krzywda.

Z jednego szpitala do drugiego

Do domu chłopak nie dojechał. - Kiedy jechaliśmy samochodem zaczęło mu wykrzywiać buzię, dostał drgawek, a język wyszedł na wierzch. Byłam pewna, że w psychiatryku nafaszerowali go lekami uspokajającymi, a to są efekty uboczne - mówi kobieta. Ostatecznie chłopak znów trafił do szpitala dziecięcego. Dyrektor palcówki Włodzimierz Wielgus nie potwierdza, żeby na szpitalnym korytarzu z chłopakiem działo się coś złego. Zaprzecza relacjom matki, że nastolatkowi wykrzywiało twarz. - Nie mieliśmy karty wypisowej ze szpitala, dlatego nie wiemy nawet jakie leki mu podano, ale dziecko było w dobrym stanie - tłumaczy dyrektor. - Ostatecznie chłopaka przetransportowano z powrotem do szpitala na Kusocińskiego, ale tam już go nie przyjęli i pacjent wrócił do nas - dodaje.

Dyrektor Wielgus podkreśla, że w ocenianiu takich sytuacji trzeba być bardzo ostrożnym, bo matki często są tak związane ze swoimi dziećmi, że nie potrafią obiektywnie ocenić pewnych rzeczy.

Kolejna niezadowolona matka

Do redakcji "Echa Dnia” zgłosiła się także inna kielczanka, której piętnastoletni syn wielokrotnie trafiał do szpitala psychiatrycznego po próbach samobójczych. - To nie szpital to kołchoz, w którym faszeruje się dzieci lekami, żeby nie sprawiały problemów. Raz mój syn prosił o odpięcie z pasów, bo chce do łazienki, ale pracownica szpitala powiedziała mu, żeby sikał w majtki - odpowiada kielczanka.

Fala ucieczek

W sobotę "Echo Dnia" otrzymało przerażającą wiadomość, że dzieci uciekają z dziecięcego oddziału Świętokrzyskiego Centrum Psychiatrii. Taki sygnał przekazał czytelnik, potwierdziła go policja. Do ucieczki z dziecięcego oddziału szpitala przy ulicy Kusocińskiego miało dojść w piątek, kiedy to szpital opuściły trzy dziewczyny w wieku od 13 do 15 lat, oraz dwóch piętnastoletnich chłopców. – Dopiero około godziny 22 zostali odnalezieni przez policję w centrum miasta. Jak się tutaj dostali z ulicy Kusocińskiego i co robili przez cały ten okres nikt niestety nie wie – pisze czytelnik. Dzieci znów trafiły do szpitala, ale w niedzielę trójka z nich znów miała uciec. Informacje potwierdzili policjanci. Nikt w szpitalu nie chciał w niedzielę komentować tej sytuacji. Według czytelnika, w poniedziałek rodzice dzieci mają je odebrać ze szpitala. Nastolatki zostaną wypisane ze względu na złe zachowanie. – Szpital zamiast leczyć pozbywa się problemu – uważa czytelnik.

Wszystko musi być udokumentowane

Sprawę skomentował Jacek Musiał dyrektor Świętokrzyskiego Centrum Psychiatrii w Morawicy, któremu podlega szpital przy ulicy Kusocińskiego. Dyrektor podkreśla, że wcześniej nie trafiały do niego żadne skargi i do sprawy trzeba podchodzić z bardzo dużym dystansem. Wyjaśnia, że jeżeli ktoś zauważy, że w szpitalu dzieje się coś złego, powinien zgłosić to do rzecznika spraw pacjenta albo do prokuratury. - Tego typu oddziały psychiatryczne są najtrudniejsze. Okres młodzieńczy charakteryzuje się burzą hormonalną, a dzieci które trafiają do szpitala psychiatrycznego zazwyczaj pochodzą z rodzin patologicznych - mówi dyrektor psychiatrii.

Nie zaprzecza temu, że agresywni pacjenci są zapinani w pasy, ale wszystko ma odbywać się zgodnie z przepisami prawa. - Każde unieruchamianie pacjentów musi być ściśle opisane w dokumentacji medycznej - mówi dyrektor Musiał.

...

Jakis horror .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:35, 21 Paź 2014    Temat postu:

NIK: pogarsza się dostęp do rehabilitacji leczniczej

Pogarsza się dostęp do rehabilitacji leczniczej; na zabiegi czeka coraz więcej osób, kurczy zaś lista miejsc oferujących rehabilitację bez kolejki - informuje w NIK w najnowszym raporcie. Zarzuca ministrowi zdrowia brak określenia standardów postępowania w rehabilitacji.

Według Izby model finansowania terapii jest skomplikowany i nie uwzględnia końcowego efektu leczenia czyli tego, czy u pacjenta nastąpiła poprawa zdrowia. NIK przypomina jednocześnie, że w badanym okresie (2011 rok - maj 2013 r.) NFZ systematycznie zwiększał nakłady na rehabilitację leczniczą.

"Warunkiem skutecznej rehabilitacji leczniczej, przyjętym jako kanon polskiego modelu rehabilitacji, jest jej wczesne zapoczątkowanie. Ustalenia kontroli wskazują, że założenie to nie jest w Polsce realizowane" - czytamy w raporcie. W 11 województwach zwiększyła się liczba osób oczekujących na zabiegi oraz wydłużył rzeczywisty czas oczekiwania na nie.

Występowało duże zróżnicowanie regionalne w dostępie do świadczeń, np. dostęp do lekarskiej ambulatoryjnej opieki rehabilitacyjnej w województwach wielkopolskim i lubuskim był o 87 proc. niższy niż w woj. mazowieckim (dane z 2011 r.)

Rosła natomiast liczba oczekujących: na zabiegi w pracowniach fizjoterapii na koniec 2011 r. zapisanych było ponad 400 tys. osób, a pod koniec 2013 r. już niemal 613 tys., na oddziałach rehabilitacyjnych z kolei odpowiednio: ok. 114 tys. i ponad 150 tys. osób. W pracowniach fizjoterapii pod koniec 2011 r. pacjenci czekali na usługę przeciętnie 41 dni, w 2013 już 61 dni, na oddziałach rehabilitacyjnych odpowiednio: 174 i 251 dni.

Jak podaje NIK, w szpitalu powiatowym w Białogardzie na oddziale rehabilitacji neurologicznej średni czas oczekiwania w raportach za wrzesień 2011 r. wyniósł 760 dni, w czerwcu 2012 r. – 720 dni, w marcu 2013 r. – 671 dni. Placówka podawała jednak oficjalnie niższe dane.

W przypadku 72,2 proc. skontrolowanych podmiotów, listy oczekujących na świadczenia były prowadzone prawidłowo lub z drobnymi uchybieniami. W pięciu przypadkach stwierdzono nieprawidłowości, które mogły świadczyć o braku sprawiedliwego, równego, niedyskryminującego i przejrzystego dostępu do zabiegów - było tak w Szpitalu Wojewódzkim im. Jana Pawła II w Bełchatowie, Wojewódzkim Szpitalu w Poznaniu i Szpitalu Rehabilitacyjno-Kardiologicznym w Kowanówku, SP ZOZ w Kościanie, i Szpitalu Powiatowym w Białogardzie.

Wbrew zapisom ustawy większość skontrolowanych świadczeniodawców (14 z 1Cool nie zapewniła pacjentom możliwości umawiania się na wizyty drogą elektroniczną od 1 stycznia 2013 r., co bez wątpienia dodatkowo utrudniało dostęp do świadczeń.

Z raportu wynika, że coraz mniej było gabinetów, w których świadczenia rehabilitacyjne realizowano bez kolejki, np. w przypadku fizjoterapii na koniec 2011 r. przyjmowano tak w co piątym gabinecie, na koniec 2013 r. już tylko w co dziesiątym.

Żaden z kontrolowanych świadczeniodawców nie wywiązywał się też z realizacji świadczeń fizjoterapii domowej (co najmniej 3 proc. kwoty miesięcznego kontraktu z NFZ).

Według NIK minister zdrowia wciąż nie określił standardów postępowania w obszarze rehabilitacji leczniczej, co "hamuje rozwój nowoczesnej, efektywnej rehabilitacji, ocenianej przy użyciu mierzalnych czynników, skal i testów". Bez jasnych kryteriów trudniej jest poza tym m.in. precyzyjnie rozstrzygnąć, który pacjent i jakich zabiegów rzeczywiście potrzebuje - twierdzi NIK. Kontrolerzy zarzucają też resortowi zdrowia, że nie dokonywał regularnej oceny dostępności świadczeń rehabilitacyjnych, zwłaszcza w odniesieniu do regionów.

NIK zwraca uwagę, że Polska znalazła się w nielicznej grupie państw Unii Europejskiej, które nie wypracowały jeszcze własnych norm regulujących zawód fizjoterapeuty. Prace nad odpowiednimi przepisami rozpoczęto cztery lata temu – w lutym 2010 r. – jednak ustawy wciąż nie ma. W konsekwencji fizjoterapeutą może być obecnie niemal każdy, także osoba bez odpowiedniego przygotowania (np. medycznego).

...

To juz trend .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14 ... 54, 55, 56  Następny
Strona 13 z 56

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy