Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Słuszba sdrofia nam roskfita!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 54, 55, 56  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:43, 11 Cze 2014    Temat postu:

Zielona Góra: kolejki na rehabilitację

W zielonogórskich przychodniach, które otrzymały kontrakty na świadczenie usług rehabilitacyjnych w drugiej połowie roku, pa­cjenci ustawiają się w długich kolejkach.

Pacjenci do przychodni przychodzą już po północy i do rana cze­kają na możliwość zapisania się na zabiegi. Gdy redakcja Radia Zielona Góra przyjechała do przychodni przy ul. Wyszyńskiego w kolejce czekało ponad 200 osób.

...

Rzad nie zajmuje sie takimi bzdurami . Ma wazniejsze np. usuwanie profesora Chazana .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:41, 18 Cze 2014    Temat postu:

Katarzyna Nylec | Onet
Ciężarna czekała na pomoc. Dziecko nie żyje

Ciężarna wymagająca natychmiastowej pomocy lekarskiej niemal trzy godziny oczekiwała w szpitalu na przeprowadzenie badań - Thinkstock

Ciężarna wymagająca natychmiastowej pomocy lekarskiej niemal trzy godziny oczekiwała w szpitalu na przeprowadzenie badań.

W poniedziałek, 16 czerwca, pani Patrycja zgłosiła się do lekarza ginekologa, który prowadził jej ciążę. Nic nie zapowiadało dramatu, jaki miał się później rozegrać. Ciąża przebiegała prawidłowo, kobieta nie skarżyła się na żadne dolegliwości. Pani Patrycja jest już mamą 1,5-rocznego dziecka.

Termin porodu wyznaczono na 4 lipca. - To miała być jedna z ostatnich wizyt o ile nie ostatnia. Ponieważ tętno płodu było ledwie wyczuwalne, lekarka skierowała synową do szpitala. Synowa miała zgłosić się na oddział w trybie pilnym - wspomina w rozmowie z Onetem pani Grażyna Kaczor, przyszła teściowa kobiety.

Pani Patrycja wraz z siostrą udała się na izbę przyjęć Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Rybniku. Tam, niemal trzy godziny czekała na przeprowadzenie badań. - Około godziny 12 zgłosiła się na izbę przyjęć, a dopiero około godz. 15 wykonano USG płodu. Nikt nie zwracał na nią uwagi, przyjmowano inne pacjentki, wykonywano badania, a synowej kazano czekać na swoją kolej - wspomina przyszła teściowa pani Patrycji.

Podczas badania USG lekarz oznajmił ciężarnej, że jej dziecko nie żyje. Pani Grażyna w obawie o stan zdrowia przyszłej synowej zwróciła się do lekarza dyżurnego z prośbą o natychmiastowe przeprowadzenie cesarskiego cięcia. Usłyszała od lekarzy, że nie ma takiej konieczności, bo jej życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo, a ponadto nie ma zespołu do przeprowadzenia zabiegu. - Zdenerwowałam się. Roztrzęsiona tłumaczyłam, że przecież może dojść do zakażenia, bo Patrycja nosi pod sercem martwe dziecko - dodaje kobieta.

Lekarze pozostali niewzruszeni. Pacjentka czekała aż 22 godziny na wykonanie cesarskiego cięcia.

- W poniedziałek o godz. 8 synowa jeszcze wyczuwała tętno płodu - rozpacza pani Grażyna.

Pani Grażyna interweniowała u rzecznika praw pacjenta. Postępowanie w sprawie prowadzi policja pod nadzorem prokuratury. Postępowanie dotyczy narażenia życia lub zdrowia, które może podlegać karze do 5 lat pozbawienia wolności. - Konkretnie zajmujemy się przypadkiem błędów w sztuce lekarskiej. Zabezpieczyliśmy dokumentację medyczną, która ma odpowiedzieć na pytanie jak przebiegało przyjęcia do szpitala, do nastąpiło ono w odpowiednim czasie, czy dopełniono wszelkich procedur. W kręgu osób przesłuchiwanych na pewno znajdzie się rodzina i lekarze - wszystkie te osoby, które miały bezpośredni kontakt z pacjentką. Od wyników tych przesłuchań uzależniamy dalsze czynności - informuje Jacek Sławik, prokurator rejonowy w Rybniku. Prokuratorzy zlecą biegłym lekarzom wydanie opinii w tej sprawie.

Pani Patrycja rozmawiała już z psychologiem.

Dyrekcja szpitala wydała w środę oświadczenie w tej sprawie. Powodem skierowania i przyjęcia ciężarnej na oddział położniczo-ginekologiczny było stwierdzenie wewnątrzmacicznego obumarcia płodu.

- Po przyjęciu do Oddziału Patologii Ciąży pacjentka została przez Ordynatora Oddziału poddana badaniu położniczemu, jak również wykonano badanie ultrasonograficzne, które potwierdziło obumarcie płodu. Ciężarna została w sposób zrozumiały poinformowana o dalszym postępowaniu i sposobie ukończenia ciąży. Ze względu na brak możliwości ukończenia ciąży drogami oraz siłami natury (przebyte cięcie cesarskie 14 miesięcy temu oraz nieprzygotowaną do porodu szyjkę macicy) podjęto decyzję o wykonaniu cięcia cesarskiego - czytamy w oświadczeniu WSS w Rybniku.

W opinii lekarzy, wyniki dodatkowych badań pozostawały w granicach normy. - W tej sytuacji tj. braku natychmiastowych wskazań do wykonania cięcia cesarskiego, jak również mając na uwadze zapewnienie maksymalnego bezpieczeństwa chorej podjęto decyzję o rozwiązaniu ciąży w trybie planowym tj. w dniu następnym, uzyskując tym samym czas do właściwego przygotowania pacjentki do zabiegu. Zaproponowany plan postępowania został przez pacjentkę zaakceptowany, co potwierdziła własnoręcznym podpisem - tłumaczy dyrekcja lecznicy.

Szpital broni się, że odroczenie terminu zabiegu o kilkanaście godzin nie skutkowało zagrożeniem dla ciężarnej, a jednocześnie pozwoliło na należyte przygotowanie jej do zabiegu. - Ten sposób postępowania z ciężarną z donoszoną ciążą obumarłą nie odbiega od przyjętych standardów położniczych - twierdzą lekarze.

Podobna tragedia spotkała państwa Ewelinę i Michała Bednarskich z Sosnowca. Do dziś, po niemal dwóch latach od śmierci ich dziecka, nie ustalono winnych. Dopiero kilka miesięcy temu stanowisko stracił ordynator oddziału ginekologicznego Szpitala Miejskiego w Sosnowcu, gdzie rozegrał się dramat.

Państwo Bednarscy starali się o dziecko ponad 5 lat. Przyszła mama od początku ciąży była pod stałą opieką ginekologa. W 36. tygodni ciąży, ginekolog zlecił badania profilaktyczne. Zaniepokoiły go obrzęki nóg i znacznie podwyższone ciśnienie pacjentki. Badania miały dać odpowiedź na pytanie czy w tym wypadku doszło do zatrucia ciążowego.

Małżonkowie udali się do przyszpitalnej przychodni ze skierowaniem od lekarza prowadzącego ciążę.

Drugiego dnia pobytu w szpitalu pani Ewelina zaczęła odczuwać silne bóle - parcie w dolnych partiach brzucha. Podano jej lek hamujący skurcze. Ból minął, więc w piątej dobie wypisano sosnowiczankę ze szpitala. - Na odchodne wykonano jedynie badania na fotelu ginekologicznym. Zaniepokojeni dopytaliśmy, dlaczego nie wykonali USG, ale w odpowiedzi usłyszeliśmy, że to badanie jest ważne nawet kilka dni. Nie zachodziła więc, zdaniem lekarzy, taka potrzeba - wspominają tamten dzień Bednarscy.

W poniedziałek, 5 listopada stan zdrowia pani Eweliny nagle się pogorszył. Wczesnym rankiem dostała drgawek, wymiotowała i odeszły jej wody płodowe. Małżonkowie pojechali do szpitala. KTG wykonane jeszcze na izbie przyjęć nie wykazało ruchów dziecka. Pielęgniarka uspokoiła pacjentkę, że nie ma powodów do obaw.

- Żonę zabrano na porodówkę. Raz jeszcze zlecono badanie KTG. Położnej nie podobał się obraz KTG. Poprosiła o pomoc lekarza, który przeprowadził USG. Po chwili stwierdził, że nie ma przepływu w sercu - wspomina dramatyczne chwile w szpitalu pan Michał. - Położna powiedziała mi, że tętno jest na granicy i że wiozą Ewelinę na USG - tym razem na dokładniejszym sprzęcie, bo ten zawodzi - dodaje. Niestety na ratunek było za późno - doszło do wewnątrzmacicznego obumarcia płodu.

...

Znakomicie grunt to usunac Chazana i juz bedzie w porzadku . Tylko ludzie bez etyki wsluzbie zdrowia !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:25, 20 Cze 2014    Temat postu:

Dramat pensjonariuszy ze Świętochłowic. Trafią na ulicę?

40 pen­sjo­na­riu­szy i 15 pra­cow­ni­ków Za­kła­du Opie­kuń­czo-Lecz­ni­cze­go w Świę­to­chło­wi­cach wy­lą­du­je na bruku. To efek­ty roz­strzy­gnię­cia kon­kur­su w Na­ro­do­wym Fun­du­szu Zdro­wia, który do­mo­wi spo­koj­nej sta­ro­ści przy­znał trzy­krot­nie mniej­sze do­fi­nan­so­wa­nie niż w ostat­nich la­tach. Co wię­cej, pen­sjo­na­riu­sze i pra­cow­ni­cy za­kład muszą opu­ścić do końca mie­sią­ca.

- Mnie serce boli, żeby mnie stąd wy­gna­li, gdzie pójdę - pła­cze przed ka­me­rą TVS-u jedna z pen­sjo­na­riu­szek Za­kła­du Opie­kuń­czo-Lecz­ni­cze­go w Świę­to­chło­wi­cach. To py­ta­nie za­da­ją nie tylko pen­sjo­na­riu­sze, ale też ich ro­dzi­ny, któ­rym wciąż nie wska­za­no żad­ne­go miej­sca, gdzie zna­leź­li­by opie­kę na miarę tej w świę­to­chło­wic­kim domu spo­koj­nej sta­ro­ści.

- Prze­pra­co­wa­ła tyle lat w Pol­sce i teraz prak­tycz­nie bę­dzie mu­sia­ła iść pod most, bo mnie nie stać, żeby to pła­cić - mówi Ma­ria­na Ga­wę­da, któ­re­go matka prze­by­wa w Za­kła­dzie Opie­kuń­czo-Lecz­ni­cze­go w Świę­to­chło­wi­cach. Choć i tak matka Ma­ria­na Ga­wę­dy prze­ka­zu­je do świę­to­chło­wic­kie­go za­kła­du 3/4 eme­ry­tu­ry. Tra­fi­ła tu sześć lat temu z za­awan­so­wa­nym al­zhe­ime­rem. Po cię­ciach Na­ro­do­we­go Fun­du­szu Zdro­wia może je­dy­nie sta­rać się o pry­wat­ną, nawet trzy­krot­nie droż­szą opie­kę.

- Jo na przy­kłod mom ty­siąc dwie­sta eme­ry­tu­ry, to po­wiedz mi pan szcze­rze z czego jo mom to tej mamie do­ło­żyć? To jo pójda na ha­sio­ki potem zbie­rać, bo też nie wy­ży­ja, jak zro­bia za­pła­ca sie czynsz, a do domu nie mo wa­run­ków - Ma­rian Ga­wę­da, syn pen­sjo­na­riusz­ki ZOL w Świę­to­chło­wi­cach.

Czego nie można po­wie­dzieć o innej pla­ców­ce. Ca­ło­do­bo­wa opie­ka z wy­ży­wie­niem, do tego jesz­cze co­dzien­ne za­ję­cia dla se­nio­rów i re­ha­bi­li­ta­cja. Stare mury za­kła­du, który dzia­ła przy świę­to­chło­wic­kim Szpi­ta­lu Po­wia­to­wym pla­no­wa­no jesz­cze w tym roku wy­re­mon­to­wać za 3 mi­lio­ny zło­tych do­ta­cji. Teraz nie ma to już sensu, bo z nie­speł­na 60 pa­cjen­tów, 40, w ciągu naj­bliż­szych dwóch ty­go­dni musi odejść.

- To jest umowa, która ma trwać przez naj­bliż­sze pięć lat i sku­tek dla nas jest fa­tal­ny, gdyż tak na­praw­dę tra­ci­my mi­lion zło­tych przy­cho­du - wy­li­cza Da­riusz Skło­dow­ski, pre­zes Za­kła­du Opie­ki Zdro­wot­nej w Świę­to­chło­wi­cach. To w ślą­skim od­dzia­le NFZ tłu­ma­czą słab­szą od in­nych pla­có­wek ofer­tą kon­kur­so­wą, którą zło­żył świę­to­chło­wic­ki za­kład.

- Wsku­tek po­stę­po­wa­nia kon­kur­so­we­go wy­gra­ły lep­sze ofer­ty. Aby nie zo­sta­wić pa­cjen­tów bez opie­ki, bez pew­no­ści tego, że będą dalej le­cze­ni, 26 czerw­ca od­bę­dzie się w ślą­skim od­dzia­le wo­je­wódz­kim spo­tka­nie dy­rek­to­rów pla­có­wek - mówi Mał­go­rza­ta Doros, rzecz­nik pra­so­wy Ślą­skie­go Od­dzia­łu NFZ.

Do­pie­ro wów­czas bę­dzie wia­do­mo, gdzie ewen­tu­al­nie tra­fią pa­cjen­ci ze Świę­to­chło­wic. Czyli na pięć dni przed wy­ga­śnię­ciem do­tych­cza­so­we­go kon­trak­tu z fun­du­szem. - Skoro od­bie­ra­ją nam taki pro­cent kon­trak­tu, wtedy nie po­zo­sta­je nic in­ne­go jak zwol­nić więk­szość per­so­ne­lu. Już nie­ste­ty sta­nę­ły­śmy w takim ob­li­czu - mówi Bar­ba­ra Rej­tor, pie­lę­gniar­ka, ZOL w Świę­to­chło­wi­cach. -Zli­tuj­cie się nad nami tu wszyst­ki­mi, pro­szę was bar­dzo, że­by­ście w życiu mieli jak naj­le­piej, dla nos, ta­kich bied­nych ludzi - roz­pa­cza pani Wła­dy­sła­wa Ba­charz, pen­sjo­na­riusz­ka ZOL w Świę­to­chło­wi­cach.

Szcze­gól­nie dla tych naj­uboż­szych miejsc w do­mach spo­koj­nej sta­ro­ści wciąż bra­ku­je. W Za­kła­dzie Opie­kuń­czo-Lecz­ni­czym w Świę­to­chło­wi­cach więk­szość sta­no­wią pen­sjo­na­riu­sze, któ­rzy mają ni­skie eme­ry­tu­ry i co wię­cej - nie mogą li­czyć na wspar­cie fi­nan­so­we ro­dzin. - Pomoc spo­łecz­na w Pol­sce jest nie tylko nie­do­fi­nan­so­wa­na, ale także te pie­nią­dze są kie­ro­wa­ne jakby w nie­od­po­wied­nie miej­sce. Tracą w tym na­szym sys­te­mie osoby naj­bied­niej­sze naj­bar­dziej chore - mówi Agata Pu­stuł­ka, pu­bli­cyst­ka "Dzien­ni­ka Za­chod­nie­go".

>>>

Fajnie !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:27, 20 Cze 2014    Temat postu:

Drakońskie kary to sposób szpitali na zysk

Szpi­ta­le w prze­tar­gach na do­sta­wę sprzę­tu me­dycz­ne­go lub usług na­kła­da­ją na ofe­ren­tów ab­sur­dal­ne wa­run­ki nie­zwią­za­ne z przed­mio­tem za­mó­wie­nia, ob­cią­ża­jąc firmy za ich nie­wy­peł­nie­nie wy­so­ki­mi ka­ra­mi umow­ny­mi - in­for­mu­je "Dzien­nik Ga­ze­ta Praw­na".

Me­cha­nizm jest pro­sty. Do do­ku­men­tów prze­tar­go­wych szpi­ta­le wpi­su­ją za­pi­sy, które nie od­no­szą się do głów­ne­go przed­mio­tu za­mó­wie­nia, np. do­sta­wy apa­ra­tu­ry me­dycz­nej, lecz in­nych dru­go­rzęd­nych kwe­stii. Za­strze­ga­ją sobie moż­li­wość ka­ra­nia fi­nan­so­we­go np. za zmia­nę ra­chun­ku ban­ko­we­go na inny niż wska­za­ny w ofer­cie.

Co wię­cej - luka w pra­wie po­zwa­la pla­ców­kom me­dycz­nym bez żad­nych kon­se­kwen­cji wy­co­fać takie za­pi­sy z ogło­szeń o prze­tar­gach, gdy tylko spra­wa trafi do Kra­jo­wej Izby Od­wo­ław­czej.

Wik­tor Ma­słow­ski z Fe­de­ra­cji Związ­ków Pra­co­daw­ców Za­kła­dów Opie­ki Zdro­wot­nej, wska­zu­je, że twier­dze­nie o nad­uży­wa­niu kar umow­nych nie jest słusz­ne.

"Takie za­pi­sy mają dzia­łać jako stra­szak, są po­trzeb­ne ze wzglę­du na różne sy­tu­acje, które się zda­rza­ją, ale czę­sto nie są w ogóle eg­ze­kwo­wa­ne. Szpi­ta­lom za­le­ży na do­brej współ­pra­cy ze stro­ną wy­ko­nu­ją­cą umowę" - pod­kre­śla Wik­tor Ma­słow­ski.

>>>

Tera wszyscy cwani .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:14, 24 Cze 2014    Temat postu:

"Gazeta Wyborcza": sześć minut na wagę życia
Przy­jazd ka­re­tek można skró­cić o około sześć minut

O około sześć minut można przy­spie­szyć przy­jazd ka­ret­ki do ofiar wy­pad­ków, zwłasz­cza na dro­gach eks­pre­so­wych i au­to­stra­dach – czy­ta­my w "Ga­ze­cie Wy­bor­czej". Wy­star­czy nieco zmie­nić prze­pi­sy, by stwo­rzyć tzw. ko­ry­ta­rze ra­tun­ku.

Cho­dzi o to, że gdy do­strze­ga­my korek od razu zjeż­dża­my na bok - na lewo i na prawo, rów­no­le­gle do osi jezd­ni. Po­wsta­je wtedy równy, dość sze­ro­ki i wolny ob­szar. Ten tzw. ko­ry­tarz ra­tun­ku (emer­gen­cy cor­ri­dor), który z po­wo­dze­niem funk­cjo­nu­je w kilku eu­ro­pej­skich pań­stwach: w Au­strii, Cze­chach, Niem­czech, Sło­we­nii i Szwaj­ca­rii.

Aby tak było u nas, trze­ba zmie­nić prze­pi­sy.

>>>

Najlepiej bylo nie rozpieprzac za czasow WASZEGO rzadu UW !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:58, 25 Cze 2014    Temat postu:

"Rzeczpospolita": Najłatwiej nogę obciąć

W polskich szpitalach co kilkadziesiąt minut wykonuje się zabieg amputacji nogi. Bijemy pod tym względem europejskie rekordy, bo system zachęca do nadużywania takich operacji – pisze "Rzecz­pospolita".

Jak wynika z najnowszych danych, w 2013 r. NFZ zapłacił za 13 227 amputacji. Ale zdaniem ekspertów co najmniej drugie tyle pa­cjentów sfinansowali z własnej kieszeni – wylicza gazeta.

Nogi obcina się głównie cukrzykom z tzw. stopą cukrzycową i cho­rym z niedokrwieniem wywołanym miażdżycą.

Polska jest europejskim liderem pod względem liczby takich am­putacji - 8 zabiegów przypada na 100 tys. mieszkańców, a to 4 razy więcej niż w Danii i 8 razy więcej niż w Hiszpanii. Więcej niż u nas wykonuje się ich tylko na objętym wojną Bliskim Wscho­dzie.

Ale też nigdzie ten zabieg nie jest tak opłacalny dla szpitala – za­uważa dziennik, wyliczając, że średni jego koszt to ok. 6 tys. zł i może go wykonać nawet początkujący lekarz.

A do tego dochodzi długa hospitalizacja i rehabilitacja, więc dla wielu szpitali to czysty zysk. Mimo że w ciągu roku od amputacji co piąty pacjent umiera, zaś tym, co przeżyją, renty płaci ZUS, a nie obciąża to budżetu NFZ – podkreśla "Rz".

...

Medycyna na poziomie wojen napoleonskich .... Jeszcze protezy z hakiem i bedzie komplet ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:05, 28 Cze 2014    Temat postu:

Powiat bez lekarzy, bo kontraktu nie wolno dziedziczyć

Z powodu śmierci właścicielki poradni mieszkańcy powiatu tar­nogórskiego stracili dostęp do nocnej i świątecznej pomocy me­dycznej - czytamy w "Gazecie Wyborczej.

Do lekarzy rodzinnych zapisało się tu 11 tys. pacjentów. Przy­chodnia miała także kontrakty na porady specjalistyczne oraz nocną i świąteczną pomoc medyczną. Funkcjonowała jako jedno­osobowa działalność gospodarcza.

Gdy właścicielka zmarła, jej mąż zawiadomił o śmierci żony NFZ w Katowicach, zaznaczając, że jest jej spadkobiercą. NFZ przez ty­dzień zastanawiał się, czy może on "odziedziczyć" po żonie kon­trakt. Wreszcie zdecydował, że nie.

...

To bezczelnosc bo bo umowy obowiazuja . Jesli wywiazuje sie z niego nic do tego NFZ ! Jesli zlamali placa kare ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:33, 28 Cze 2014    Temat postu:

Gazeta Pomorska

Pacjentka dzwoniła do szpitala 45 minut. Bezskutecznie. - To skandal! - mówi

Czerszczanka dostała niemal białej gorączki, próbując dodzwo­nić się do lecznicy. Chciała się zarejestrować, ale słuchawki nikt nie odbierał.

- To skandal - mówi kobieta. - Jestem oburzona do żywego. Żeby dzwonić przez czterdzieści pięć minut i nie połączyć się ze szpital­ną rejestracją?

Kobieta pierwszy raz za słuchawkę chwyciła o godz. 15. Bezsku­tecznie. Miała numery podane od pana z centrali. Niestety, każda kolejna próba kończyła się niepowodzeniem. - Sygnał był albo za­jęty, albo po prostu nikt telefonu nie odbierał - opowiada. - Zde­nerwowałam się. Jeszcze raz zadzwoniłam do tego pana z centra­li. Ale on powiedział, że nic nie może pomóc. Mówił, że nie wie, co się teraz dzieje. Ale przecież ja dzwoniłam tyle razy.

Czerszczanka uznała, że nie ma co tracić czasu. Poprosiła męża, by ją zawiózł samochodem do szpitala. Zarejestrowała się. Ale teraz powiadamia "Pomorską", licząc na to, że dyrekcja szpitala wyciągnie z jej relacji jakieś wnioski. Czy rzeczywiście?

Pytamy o to dyrektora Leszka Bonnę. Mówi, że czerszczanka po­winna po prostu cierpliwie dzwonić. Zauważa, że telefonów jest wiele i bywa, że trzeba poczekać na połączenie.

- Od roku telefony odbiera tylko jedna osoba - mówi. - Nie zajmu­je się czym innym, tylko rejestracją pacjentów przez telefon. Ale pracuje na jedną zmianę, do godz. 14.45. Do rejestracji można dzwonić do godz. 18. Bonna dodaje, że po godz. 15 telefony też są odbierane, ale przypomina, że panie rejestratorki muszą też ob­sługiwać osoby czekające przed okienkiem, więc trzeba się uzbro­ić w cierpliwość.

...

Smierc pacjenta rozwiazuje wiele problemow .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:43, 07 Lip 2014    Temat postu:

Pikieta przed siedzibą NFZ w Bydgoszczy

Pacjenci i przedstawiciele rad osiedli pikietowali przed siedzibą oddziału NFZ w Bydgoszczy. Domagali się przywrócenia rehabili­tacji w przychodniach, którym w połowie roku nie przedłużono umowy na to świadczenie.

- NFZ odebrał pacjentom możliwość rehabilitacji. Ludzie leżą w łóżkach i zastanawiają się, dlaczego do ich domów nie przyszedł rehabilitant. A nie przyszedł dlatego, że pracował w przychodni, która właśnie straciła kontrakt na rehabilitację - powiedział orga­nizator manifestacji Bogdan Dzakanowski.

Niektórzy protestujący skarżyli się, że wskutek zmian będą mu­sieli dojeżdżać na rehabilitację do oddalonych o kilkanaście kilo­metrów placówek, podczas gdy do tej pory mogli z niej korzystać w pobliskich przychodniach. Jak mówili, obawiają się też, czy ich skierowania nie stracą ważności.

Po zakończeniu pikiety przedstawiciele protestujących spotkali się z dyrektorem oddziału NFZ Tomaszem Pieczką. Obiecał im, że przychodnie, które utraciły kontrakt, zostaną wkrótce powiado­mione o tym, gdzie pacjenci będą mogli kontynuować rehabilita­cję w lipcu.

Problemowi rehabilitacji poświęcone było również poniedziałko­we spotkanie w bydgoskim ratuszu, w którym udział wzięli m.​in. przedstawiciele przychodni, NFZ i parlamentarzyści.

- Jesteśmy rozczarowani spotkaniem, ponieważ dyrektor NFZ nie przedstawił żadnych rozwiązań systemowych. Mimo że listę spor­nych zagadnień otrzymał wcześniej, nie usłyszeliśmy rzetelnych wyjaśnień. Do jutra oczekujemy pisemnych odpowiedzi - powie­działa wiceprezydent Bydgoszczy Elżbieta Rusielewicz.

W połowie roku wygasły umowy na świadczenia rehabilitacyjne w całym województwie kujawsko-pomorskim. Po rozstrzygnięciu konkursu ogłoszonego przez NFZ podpisane zostały nowe umowy. W Bydgoszczy sześć przychodni straciło kontrakty, a za­warto je z czterema nowymi placówkami.

Rzecznik oddziału NFZ Jan Raszeja poinformował, że zmiany zo­stały poprzedzone gruntowną analizą potrzeb usług rehabilita­cyjnych. - Chcieliśmy wyrównać istniejące dysproporcje. Większy nacisk finansowy musieliśmy też położyć na rehabilitację kardio­logiczną i neurologiczną. Do rozdysponowania mieliśmy nato­miast tyle samo pieniędzy co w poprzednich latach, to znaczy 40 mln zł - podkreślił.

Raszeja zaznaczył, że z puli 40 mln zł do rozdysponowania pozo­stało jeszcze 9 mln zł. W związku z tym rozpisano konkurs uzu­pełniający, w którym startują przychodnie z pięciu bydgoskich dzielnic. Rozstrzygnięcie konkursu zostanie ogłoszone 25 lipca.

...

Kasa poszła na vitro i aborcję. Więc musicie umrzeć .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:50, 07 Lip 2014    Temat postu:

Dostał krwotoku w szpitalu. Na pomoc czekał 80 minut

- Gdyby krwotoku dostał w domu, a nie w szpitalu, jego szanse na przeżycie byłyby większe - ocenia ojciec zmarłego 17-letniego Maćka, który miał 80 minut czekać od czasu krwotoku wewnętrz­nego na operację. Do zdarzenia doszło we wrześniu 2013 roku.

Uchybienia w leczeniu nastolatka potwierdziła już wewnętrzna kontrola wrocławskiej Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej przy ul. Skłodowskiej-Curie. Wynika z niej, że lekarze, zamiast na in­tensywną terapię, wysłali chłopca na chirurgię. Mieli też nie do­chować należytej staranności w prowadzeniu dokumentacji me­dycznej.

Lekarze, którzy zajmowali się Maćkiem wciąż pracują w szpitalu, bo ich przełożeni "czekają na decyzje śledczych". Prokuratura sprawę bada od roku.

...

Super ale grunt to aborcja i invitro .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:26, 08 Lip 2014    Temat postu:

Eksperci: nowe leki na raka piersi niedostępne dla polskich pacjentek

Nowe leki, które kobietom z zaawansowanym rakiem piersi wydłużają życie i poprawiają jego jakość, wciąż nie są refundowane dla polskich chorych - alarmują eksperci. Ich zdaniem prace nad refundacją nowych leków na raka trwają w Polsce za długo.

Problem z dostępnością dotyczy dwóch leków. Jak wyjaśnił prezydent Międzynarodowego Towarzystwa Chorób Piersi prof. Tadeusz Pieńkowski, jeden lek - pertuzumab - przedłuża życie chorych na zaawansowanego raka piersi z nadmierną ekspresją receptora HER2 (oznacza to, że komórki nowotworu produkują nadmiar tego receptora - przyp.red.).

Drugi lek - ewerolimus - odwraca oporność na hormonoterapię u pacjentek z zaawansowanym tzw. hormonozależnym rakiem piersi, opóźnia postęp choroby i poprawia jakość życia. Hormonozależny rak piersi to nowotwór, którego komórki posiadają receptory estrogenowe lub progestagenowe i nie wykazują nadmiernej ekspresji receptora HER2.

Prof. Pieńkowski przypomniał, że o zaawansowanym raku piersi mówi się wówczas, gdy zostanie on zdiagnozowany w stadium uogólnienia, w którym obecne są przerzuty nowotworu do innych narządów, bądź też dojdzie do nawrotu choroby i rozwoju przerzutów. Onkolog zwrócił uwagę, że zaawansowany rak piersi to choroba przewlekła, której przebieg można kontrolować i sprawić, że pacjentki żyją dłużej, w dobrym komforcie, tak jak np. z cukrzycą.

Pertuzumab został zarejestrowany w Unii Europejskiej w marcu 2013 r. Badanie o akronimie CLEOPATRA wykazało, że dołączenie go w pierwszej linii terapii do dwóch leków standardowo stosowanych u kobiet z zaawansowanym HER2-dodatnim rakiem piersi opóźnia postęp choroby średnio o pół roku, wydłuża życie chorych oraz obniża ryzyko zgonu o 34 proc. w stosunku do grupy, która nie otrzymywała tego leku.

Obecnie pertuzumab jest finansowany w 14 krajach UE, m.in. w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji, Grecji, Czechach i Słowacji. W Polsce dotychczas nie powstał program lekowy, w ramach którego byłyby on refundowany chorym. W czerwcu 2014 r. minister zdrowia odmówił finansowania leku ze środków publicznych.

W odpowiedzi na pytanie PAP o powody tej decyzji rzecznik prasowy MZ Krzysztof Bąk przekazał informację, z której wynika, że było to podyktowane względami finansowymi. Resort wyliczył bowiem, że zastosowanie terapii z pertuzumabem nie jest efektywne kosztowo - koszt uzyskania dodatkowego roku życia pacjenta w dobrej jakości (tzw. QUALY) przekroczył trzykrotność PKB na jednego mieszkańca, czyli ok. 111 tys. Rzecznik MZ poinformował też, że producent leku złożył wniosek do MZ o ponowne rozpatrzenie sprawy, a resort ma teraz ustawowo 180 dni na rozpatrzenie wniosku.

- To może oznaczać, że polskie pacjentki będą czekały kolejne pół roku na to, by móc otrzymać dostęp do tego leczenia. Wiele z nich może tego nie doczekać. W ten sposób zabiera im się szansę na dłuższe i lepsze jakościowo życie - skomentowała dla PAP Elżbieta Kozik prezes organizacji Polskie Amazonki Ruch Społeczny (PARS). Federacja Stowarzyszeń "Amazonki", PARS i Fundacja "Alivia" wysłały w tej sprawie apel do ministra zdrowia z prośbą o ponownie rozważenie możliwości finansowania tej terapii ze środków publicznych.

Drugi lek - ewerolimus - został zarejestrowany w UE w czerwcu 2012 r. Z badań o akronimie BOLERO wynika, że u pacjentek z zaawansowanym rakiem piersi hormonozależnym dołączenie tego leku do standardowej hormonoterapii opóźnia postęp choroby o kilka miesięcy.

Obecnie lek finansowany jest w 20 krajach UE, w tym w Czechach, na Słowacji i na Węgrzech. W Polsce finansowanie ze środków publicznych terapii z użyciem ewerolimusu zostało w lipcu 2013 r. negatywnie zaopiniowane przez Radę Przejrzystości Agencji Oceny Technologii Medycznych (AOTM). Wśród powodów tej decyzji rada wymieniła: "brak dowodów na korzystny wpływ leku na przeżycie całkowite" oraz "niekorzystną efektywność kosztową", czyli zbyt wysokie koszty terapii w odniesieniu do korzyści, jakie ona daje.

- Niestety, w naszym kraju ocenia się tylko to, ile dany lek kosztuje i o ile wydłuży życie pacjenta, ale nikt nie bierze pod uwagę, że dzięki niemu życie chorego będzie lepsze, a on sam dłużej będzie funkcjonował - w rodzinie, w pracy, w społeczeństwie - powiedziała dr Agnieszka Jagiełło-Gruszfeld z Centrum Onkologii w Warszawie.

Zaznaczyła, że ewerolimus wydłuża czas do progresji choroby i rozpoczęcia chemioterapii. Dzięki temu pacjentki czują się zdecydowanie lepiej, mają mniejszą potrzebę korzystania z dodatkowych leków, np. przeciwbólowych czy łagodzących skutki chemioterapii, nie muszą brać zwolnień z pracy, przechodzić na rentę, zasiłek. "Koszty społeczne tego są niższe, ale u nas nikt tego nie uwzględnia" - oceniła onkolog.

W odpowiedzi na pytanie o możliwość finansowania terapii ewerolimusem pacjentkom z zaawansowanym rakiem piersi rzecznik MZ odpowiedział, że "postępowanie jest w toku".

...

Chodzi o ,,oszczędzanie" kasy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:56, 09 Lip 2014    Temat postu:

NFZ nasyła urzędy skarbowe na pacjentów

NFZ nasyła urzędy skarbowe na pacjentów, którzy leczyli się za darmo, choć nie mieli do tego prawa - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".

Jak czytamy, pacjenci którzy nie byli ubezpieczeni, a mimo to sko­rzystali z publicznej opieki, są winni Narodowemu Funduszowi Zdrowia 1,2 miliona złotych. Dotychczas udało się odzyskać jedy­nie 60 tysięcy złotych, ale procedury windykacyjne trwają. Pa­cjentom na gapę urząd zabierze należną kwotę z konta.

Sprawa dotyczy chorych, których działający od 2012 roku elektro­niczny system eWUŚ zweryfikował jako nieubezpieczonych, a któ­rzy mimo to skorzystali z porady lekarskiej lub poddali się opera­cji, ponieważ zrobili to na podstawie oświadczenia, że są ubezpie­czeni.

NFZ najpierw sprawdza uprawnienia chorego w ZUS, KRUS lub innych organach zgłaszających osoby do ubezpieczenia. Potem pacjent ma szansę udowodnić, że miał rację. Jednak większość spraw jest umarzana. Jeśli kwota należności nie przekracza 100 złotych, funduszowi nie opłaca się ścigać pacjentów. NFZ nie ściga również osób, których małżonek zapomniał zgłosić, albo w przypadku, gdy to pracodawca nie zgłosił pracownika do ubezpie­czenia.

Według szacunków ubezpieczenia nie ma 7 procent pacjentów. Część z nich - kobiety w ciąży i dzieci - mają jednak prawo do bez­płatnego leczenia.

Więcej - w "Dzienniku Gazecie Prawnej".

....

A co to za dziwne zjawisko ,,osoby bez prawa do leczenia" w państwie które konstytucyjnie chroni zdrowie ? Oczywiście to mediów nie interesuje . Grunt aby była aborcja .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:24, 12 Lip 2014    Temat postu:

Brakuje patomorfologów

W całym kraju dramatycznie brakuje patomorfologów. Może to uniemożliwić szybsze leczenie nowotworów - ostrzega "Dziennik Polski".

Już teraz na wyniki badań próbek trzeba czekać co najmniej kilkanaście dni, a jeśli liczba tkanek i wymazów istotnie wzrośnie, czas ten znacznie się wydłuży. Tymczasem bez diagnozy patomorfologicznej rozpoczęcie leczenia raka nie jest możliwe.

Np. diagnostykę w Małopolsce wykonuje teraz ok. 25 patomorfologów, przede wszystkim w największych krakowskich szpitalach. W tej sytuacji placówki służby zdrowia z mniejszych miast muszą wysyłać próbki do stolicy województwa. W całej Polsce przy mikroskopach pracuje zaledwie 350-400 patomorfologów. Chcąc osiągnąć standardy istniejące w innych krajach, np. w Szwecji, liczba ta powinna wynosić ok. 1500.

Na ten problem zwrócił też uwagę prof. Jacek Jassem, koordynator prac nad Strategią Walki z Rakiem w Polsce w latach 2015-2025, tzw. polskim cancer planem. "Patomorfologia jest jądrem onkologii, bez jej sprawnego funkcjonowania leczenie nowotworów nie jest możliwe. Na wykształcenie nowych specjalistów potrzeba wielu lat, a tyle czasu nie mamy. Dlatego proponujemy doinwestowanie pracowni, ich unowocześnienie, co przynajmniej częściowo poprawi sytuację" - mówi profesor.

...

Coraz lepiej .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 23:18, 12 Lip 2014    Temat postu:

Joanna Morga | PAP

Eksperci: zęby polskich dzieci bardziej zepsute niż białoruskich

Przeciętny polski 12-latek ma więcej zębów z próchnicą niż jego rówieśnik na Białorusi, w Rumunii, Bułgarii, Czechach czy na Węgrzech – alarmują eksperci. Ogólnie próchnica jest częstsza w krajach Europy Środkowo-Wschodniej niż w Europie Zachodniej.

Jest to o tyle niepokojące, że zły stan jamy ustnej spowodowany działaniem bakterii ma negatywny wpływ na ogólne zdrowie, gdyż zwiększa ryzyko chorób układu krążenia, zaburzeń metabo­licznych czy powikłań ciąży, przypominają specjaliści w dziedzi­nie stomatologii.

- Próchnica to epidemia, którą lekceważymy, a która ma duży wpływ na życie – zarówno pojedynczego człowieka, jak i całych społeczeństw. W dodatku dla niektórych części społeczeństwa, tych uboższych, stanowi ona duże obciążenie finansowe - mówi prof. Dorota Olczak-Kowalczyk, konsultant krajowy w dziedzinie stomatologii dziecięcej.

Skuteczna walka z próchnicą jest celem powołanego w czerwcu tego roku Środkowo-Wschodnioeuropejskiego Oddziału Sojuszu dla Przyszłości Wolnej od Próchnicy (w skrócie CEE ACFF). Jest to inicjatywa ekspertów z dziedziny stomatologii z ośmiu krajów: Polski, Rumunii, Czech, Słowacji, Węgier, Estonii, Łotwy i Litwy. We wszystkich tych państwach prowadzona jest obecnie społecz­na kampania edukacyjna pt. "Powiedz STOP próchnicy już dziś – dla zdrowych zębów w przyszłości".

- Cele organizacji są bardzo ambitne: najważniejszy z nich to ten, aby każde dziecko urodzone w 2026 r. pozostawało przez całe swoje życie wolne od ubytków próchnicowych – mówi prof. Ur­szula Kaczmarek, która została przewodniczącą CEE ACFF.

Jak przypomina specjalistka, z badań przeprowadzonych na zle­cenie Ministerstwa Zdrowia w latach 2010-2012 wynika, że wystę­powanie próchnicy w Polsce spada w bardzo wolnym tempie w porównaniu z wieloma innymi krajami Europy. Na przykład, pol­skie 12-latki mają średnio 3,5 zębów dotkniętych próchnicą. Tym­czasem badania epidemiologiczne wskazują, że na przykład w Danii liczba ta wynosi 0,6; w Niemczech i Norwegii – 1,7; w Rumu­nii, Czechach i na Białorusi – ok. 2,1; na Węgrzech – 2,4; Bułgarii – 3,1. Gorzej od nas wypadają: Litwa, Słowacja i Chorwacja.

Ogólnie próchnica występuje u ponad 79 proc. polskich dzieci w wieku 12 lat, u ponad 96 proc. 18-latków i u niemal wszystkich dorosłych (99,9 proc.) w wieku 35-44 lata, u których dotknięte nią jest przeciętnie 17 zębów.

Wśród przyczyn tak złej sytuacji epidemiologicznej w naszym kraju prof. Kaczmarek wymienia błędne podejście Polaków do choroby próchnicowej i brak świadomości na temat tego, że można jej skutecznie zapobiegać. Jak wykazały badania kwestio­nariuszowe Omnibus, przeprowadzone w 2014 r. wśród 1000 osób na zlecenie Sojuszu dla Przyszłości Wolnej od Próchnicy (ACFF), aż 50 proc. z nas uważa, że próchnica jest chorobą, która wcześniej, czy później wystąpi u każdego. 20 proc. respondentów wskazało, że można jej zapobiegać tylko w dzieciństwie, a w wieku dorosłym nie można zrobić już nic.

W ramach kampanii "Powiedz STOP próchnicy już dziś – dla zdro­wych zębów w przyszłości" eksperci przekonują, że zapobieganie próchnicy jest proste, a jeśli już choroba zacznie się rozwijać, można ją zahamować na wczesnym etapie i zupełnie odwrócić. W tym celu niezbędne jest utrzymywanie dobrej higieny jamy ust­nej, poprzez szczotkowanie zębów co najmniej raz dziennie pastą z fluorem, unikanie bardzo słodkich przekąsek między posiłkami (cukry są przetwarzane przez bakterie w jamie ustnej w kwasy, które systematycznie niszczą szkliwo i powodują ubytki próchni­cowe) oraz regularne kontrolowanie zębów u dentysty. Poprzez odpowiednie leczenie stomatologiczne próchnicę w początko­wym stadium można zahamować, a nawet odwrócić.

- Działania zapobiegające próchnicy zębów powinny rozpocząć się jak najwcześniej - w zasadzie już w okresie życia płodowego i trwać do końca życia. Dlatego niezwykle ważne jest, żeby profi­laktyką objąć kobiety ciężarne i najmłodsze dzieci - komentuje prof. Olczak-Kowalczyk. Zaznacza, że aby tego dokonać, koniecz­ne jest zaangażowanie w działania profilaktyczne nie tylko leka­rzy dentystów, ale także innego personelu medycznego, który sprawuje ogólną opiekę nad dzieckiem, w tym pediatrów, leka­rzy pierwszego kontaktu, pielęgniarki, a nawet ginekologów i po­łożne.

....

Znów super .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:55, 22 Lip 2014    Temat postu:

"Rzeczpospolita": nie ma krwi, nie będzie zabiegu

Szpitale we wszystkich miastach przekładają planowe operacje, bo w magazynach brakuje krwi – alarmuje "Rzeczpospolita".

Problem braku krwi w miesiącach letnich pojawia się praktycz­nie co roku. To skutek większej w tym czasie liczby wypadków oraz tego, że na wakacje udają się także krwiodawcy.

Zazwyczaj krwi zaczynało brakować w połowie lipca, ale w tym roku kłopoty zaczęły się już w maju, co może oznaczać, że w sierp­niu sytuacja będzie bardzo trudna, bo krew można magazyno­wać maksymalnie 42 dni.

Niedobory zmuszają lekarzy do przekładania zaplanowanych operacji na inne terminy, ale niewykluczone, że wkrótce krwi za­braknie także w pilnych przypadkach.

- Obecnie mamy zabezpieczoną krew dla przypadków ratowania życia i dla dzieci. Innym osobom nie jesteśmy w stanie jej zagwa­rantować - mówi Marzena Grędzicka-Przybysz ze stołecznego Centrum Krwiodawstwa.

W szpitalach i centrach krwiodawstwa brakuje przede wszystkim krwi grup ARh-, BRh- i 0Rh-.

...

I nic z tym nie da się zrobić ? Mimo że wiadomo zawczasu ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:57, 22 Lip 2014    Temat postu:

"Rzeczpospolita": nie ma krwi, nie będzie zabiegu

Szpitale we wszystkich miastach przekładają planowe operacje, bo w magazynach brakuje krwi – alarmuje "Rzeczpospolita".

Problem braku krwi w miesiącach letnich pojawia się praktycz­nie co roku. To skutek większej w tym czasie liczby wypadków oraz tego, że na wakacje udają się także krwiodawcy.

Zazwyczaj krwi zaczynało brakować w połowie lipca, ale w tym roku kłopoty zaczęły się już w maju, co może oznaczać, że w sierp­niu sytuacja będzie bardzo trudna, bo krew można magazyno­wać maksymalnie 42 dni.

Niedobory zmuszają lekarzy do przekładania zaplanowanych operacji na inne terminy, ale niewykluczone, że wkrótce krwi za­braknie także w pilnych przypadkach.

- Obecnie mamy zabezpieczoną krew dla przypadków ratowania życia i dla dzieci. Innym osobom nie jesteśmy w stanie jej zagwa­rantować - mówi Marzena Grędzicka-Przybysz ze stołecznego Centrum Krwiodawstwa.

W szpitalach i centrach krwiodawstwa brakuje przede wszystkim krwi grup ARh-, BRh- i 0Rh-.

....

I nic z tym nie da się zrobić mimo że wiadomo zawczasu ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:57, 23 Lip 2014    Temat postu:

RMF FM: Szpital wstrzymuje operacje. Nie ma pieniędzy z NFZ

Szpital wstrzymuje operacje

Miejski Szpital Zespolony w Olsztynie wstrzymał operacje na nie­których oddziałach. Placówka nie uzyskała pieniędzy z Narodo­wego Funduszy Zdrowia na tzw. nadlimity, a ma już z tego tytułu zobowiązania na cztery miliony złotych - informuje RMF FM.

RMF FM informuje, że przyjęcia zostały wstrzymane w klinikach chirurgii ogólnej i małoinwazyjnej oraz kardiologii i chorób we­wnętrznych. Tylko pilne przypadki realizują również oddziały chirurgii klatki piersiowej, urazowo-ortopedycznej oraz okuli­stycznej. Pacjenci o zmianie terminu operacji informowani są te­lefonicznie.

Od Narodowego Funduszu Zdrowia zależy, kiedy przyjęcia zosta­ną wznowione. Szpital z powodu nadlimitów już jest zadłużony na cztery miliony.

- Zadłużenie wynika z tego, że nie odmawialiśmy pacjentom i mimo nadlimitów, dla ich dobra, przyjmowaliśmy ich na oddzia­ły. Teraz potrzebna jest nam stabilizacja finansowa. To pierwsza taka sytuacja od sześciu lat - powiedziała reporterowi RMF FM Daria Rodziewicz, rzecznik Miejskiego Szpitala Zespolonego w Olsztynie.

....

Grunt to zniszczyć Chazana . Teraz już lecznictwo kfitnie ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:39, 24 Lip 2014    Temat postu:

Likwidacja zawodu technika farmaceutycznego?

Pracodawcy się o nich biją. Idealny wybór -

Wszystko wskazuje na to, że zawód technika farmaceutycznego będzie zlikwidowany - informuje "Puls Biznesu".

Ma się tak stać na życzenie Ministerstwa Zdrowia, Naczelnej Izby Aptekarskiej, Naczelnej Rady Lekarskiej, Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego oraz wydziałów farmacji wyższych uczelni medycznych. Jeśli projektowana przez ministra edukacji noweli­zacja rozporządzenia w sprawie klasyfikacji zawodów szkolnic­twa zawodowego wejdzie w życie, rekrutacja na rok 2016/2017 do szkół kształcących techników farmaceutycznych się nie odbę­dzie - czytamy w gazecie.

Przeciwko temu protestują cytowani przez gazetę przedsiębiorcy branży farmaceutycznej i zrzeszające ich organizacje. Ich zda­niem apteki bez techników sobie nie poradzą.

Ponadto nowe przepisy dotkną szkoły kształcące techników far­maceutycznych. Jest takich placówek ok. 200, a szczególnie zagro­żone są te, które wyłącznie kształcą w tym zawodzie.

...

Widzicie jak mafia magistrów działa bezczelnie ? To są gangi !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:40, 30 Lip 2014    Temat postu:

Radio Rzeszów

Pikieta przed nieczynną przychodnią zdrowia w Jarosławiu

Kilkadziesiąt osób wzięło rano udział w pikiecie przed nieczyn­ną przychodnią lekarską przy ulicy 3 Maja, w Jarosławiu - w rejo­nie Osiedla Słoneczne.

Placówkę służby zdrowia zlikwidowano kilka lat temu, proponu­jąc pacjentom korzystanie z usług dopiero co oddanej wówczas do użytku przychodni przy ulicy Kraszewskiego.

Rozwiązanie to nie satysfakcjonowało mieszkańców z uwagi na sporą odległość. Na osiedlu mieszka dużo starszych, schorowa­nych ludzi potrzebujących częstego kontaktu z lekarzem. Raz po raz organizowali protesty, domagając się przywrócenia publicz­nych usług medycznych. Cel prawie osiągnęli.

Starostwo Powiatowe w Jarosławiu, właściciel przychodni, zain­westowało w remont starego obiektu. Nikogo tam jednak nie za­trudniono!

Mieszkańcy dowiedzieli się o planach prywatyzacji lub sprzeda­ży i rano wyszli przed przychodnię, urządzając pikietę. Władze Powiatu Jarosławskiego nie zaprzeczają, że plany prywatyzacji były rozważane, ale z nich zrezygnowano. Obiecują, że lekarz za­cznie tam przyjmować za kilka dni.

Protestujący zapewnieniom nie wierzą i zapowiadają zablokowa­nie drogi, jeśli do końca tygodnia przychodnia nadal będzie nie­czynna.

...

Kolejna .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:51, 31 Lip 2014    Temat postu:

Tomasz Pajączek | Onet
Pacjent zmarł przed szpitalem. Nikt nie zareagował

Tragedia w Wołowie. 60-letni mężczyzna zmarł przed szpitalem, bo nie został wpuszczony do środka. Z relacji lekarki i pielęgniar­ki wynika, że mężczyzna był agresywny. Dlatego przestraszone kobiety zadzwoniły na policję. Teraz sprawę bada prokuratura.

Do zdarzenia doszło kilka dni temu w Wołowie. Wiadomo, że 60-latek źle się poczuł i w nocy pojechał do szpitala. Do domu już jed­nak nie wrócił. Zmarł przed kliniką, bo nikt nie udzielił mu pomo­cy. Wcześniej mężczyzna miał dobijać się do drzwi, kopać w nie i przeklinać.

– Nie wiemy czy to on się awanturował. Czekamy na wyjaśnienia prokuratury – mówi w rozmowie z Onetem Marek Gajos, starosta wołowski, któremu podlega szpital. - Pielęgniarka się wystraszy­ła, a lekarka zadzwoniła na policję – dodaje.

Gdy policja przyjechała na miejsce, mężczyzna już nie żył. - Współczuję rodzinie zmarłego i personelowi szpitala. Do czegoś takiego nigdy nie powinno dojść. To jest dramat, bo ta placówka jest po to, żeby pomagać, a nie się zamykać – podkreśla Marek Gajos.

Marek Gajos przekonuje jednak, że większość szpitali zamyka się na noc. - Gdyby ktoś przewidział, że to się tak potoczy, to byłoby inaczej – kończy starosta.

– To pierwszy przypadek, kiedy słyszymy, że szpital zamyka się na noc – komentuje z kolei Joanna Mierzwińska, rzeczniczka Na­rodowego Funduszu Zdrowia we Wrocławiu.

I podkreśla, że to niedopuszczalne. - Każdy szpital ma świadczyć usługi medyczne 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu. A to oznacza, że ma być czynny cały czas i nie może się zamykać na cztery spusty – zaznacza Joanna Mierzwińska. Dlatego dolno­śląski NFZ już teraz zapowiedział kontrolę w placówce w Woło­wie.

...

Zrobili mu aborcję . To media mogą sie cieszyc . Tak będą działać lekarze bez sumienia . O to chodzi !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:12, 02 Sie 2014    Temat postu:

Prof. Zieliński: wzrasta liczba niezaszczepionych dzieci

W 2013 r. było ponad 7,2 tys. niezaszczepionych dzieci, w porów­naniu do ok. 5 tys. rok wcześniej - poinformował w rozmowie prof. Andrzej Zieliński z Zakładu Epidemiologii Narodowego In­stytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny.

Jak powiedział prof. Zieliński, wstępne dane NIZP-PZH za 2013 r. wskazują, że rośnie liczba osób odmawiających obowiązkowych szczepień wynikających z obowiązującego kalendarza szczepień; w 2013 r. odmówiło obowiązkowych szczepień ponad 7,2 tys. ro­dziców. Prof. Zieliński dodał, że najwięcej takich rodziców jest głównie w okolicach Poznania.

W Polsce od kilku lat działają ruchy antyszczepionkowe, których zwolennicy przekonują m.​in., że szczepienia szkodzą, wywołują alergie, osłabiają odporność dziecka i grożą poważnymi powikła­niami.

Jednocześnie prof. Zieliński podkreślił, że Polska nadal ma jeden z najwyższych w Unii Europejskiej poziom tzw. wyszczepialności sięgający ponad 90 proc. Dodał, że masowe stosowanie szczepień zabezpiecza nie tylko dzieci szczepione, ale przez eliminowanie krążących w środowisku drobnoustrojów zmniejsza prawdopodo­bieństwo zachorowania niezaszczepionych dzieci.

Prof. Zieliński zapewnił, że stosowane w Polsce preparaty szcze­pionkowe są bezpieczne. Dodał, że bardzo ciężkie odczyny po­szczepienne, które mogą mieć trwałe skutki zdrowotne, zdarzają się bardzo rzadko; raz na setki tysięcy, a nawet miliony dawek, a więc nie można ich porównywać z częstymi powikłaniami cho­rób zakaźnych, którym te szczepienia zapobiegają.

Obecnie w Polsce bezpłatne szczepienia, tzw. obowiązkowe - to m.​in.: gruźlica, wirusowe zapalenie wątroby typu B (WZW B), błonica, tężec, polio (choroba Heinego-Medina), Haemophilus in­fluenzae typu B (Hib), różyczka, odra i świnka. Ponadto w ograni­czonym zakresie, tylko dla tzw. grup ryzyka, są dostępne szcze­pionki przeciw pneumokokom i ospie wietrznej.

Obowiązkowym kalendarzem nie zostały objęte szczepienia np. przeciwko rotawirusom, meningokokom i grypie. Są to tzw. szcze­pienia zalecane, ale płatne.

Więcej informacji na temat szczepień można znaleźć m.​in. na stronie [link widoczny dla zalogowanych]

...

O to fajnie ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:59, 03 Sie 2014    Temat postu:

Pogotowie przywiozło rannego, a lotnisko zamknięte. Teraz musi zapłacić za rozciętą kłódkę

Mieli dowieźć rannego na przyszpitalne lotnisko, by przekazać go do śmigłowca LPR, ale gdy podjechali pod bramę, zastali ją za­mkniętą na kłódkę. W takiej sytuacji liczy się każda chwila, więc zrobiło się nerwowo, a kłódkę musieli przeciąć strażacy.

Kutnowski szpital, który zarządzą lądowiskiem zapowiedział, że... obciąży ratowników kosztami zakupu nowej. - Pogotowie za późno nam powiedziało, że lądowisko będzie potrzebne - powie­dział Cezary Lipiński ze szpitala w Kutnie.

Urząd Wojewódzki wystąpił do Narodowego Funduszu Zdrowia z wnioskiem o sprawdzenie, czy w Kutnie nie doszło do nieprawi­dłowości.

...

Znowu burdel ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:12, 14 Sie 2014    Temat postu:

Pacjenci bez tożsamości blokują szpitalne łóżka. Nie można ich wypisać

W szpitalach w całym kraju przebywają pacjenci, którzy - choć ich leczenie z medycznego punktu widzenia się zakończyło - nie mogą zostać wypisani i blokują łóżka, które mogliby zająć nowi chorzy. Na ogół przyczyną jest brak dokumentów lub niemoż­ność ich wyrobienia, gdy z "wiecznym" pacjentem nie można na­wiązać kontaktu.

Wielu spośród takich pacjentów nie ma własnego dochodu, są bez­domni, nie mają rodziny. W Szpitalu im. Barlickiego w Łodzi po­wszechnie znany jest już pan Dariusz - najdłużej rezydujący mieszkaniec, który przebywa na oddziale od 16 stycznia.

Lekarze apelują o stworzenie specjalnych placówek przeznaczo­nych dla takich osób. Przeszkodą jest brak pieniędzy. Tymczasem doba w szpitalu to koszt około 300-400 zł za łóżko.

...

Takie są skutki gdy się nie rozwiązuje żadnych problemów bo na takich ciołów się głosowało ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:04, 19 Sie 2014    Temat postu:

Katarzyna Kantner | Onet
SOR-y polskie, taki klimat

Omijanie kolejek do specjalistów, pijani i awanturujący się pa­cjenci czy wreszcie kontrowersje związane z zasadnością wysyła­nia ambulansu – to problemy, o których najczęściej mówi się w kontekście sytuacji na polskich izbach przyjęć i szpitalnych od­działach ratunkowych.

Przypomnijmy: w Polsce istnieją obecnie trzy typy placówek, do których możemy się zgłosić z problemami zdrowotnymi. W sta­nach zagrożenia życia dzwonimy po karetkę, przy poważniej­szych zachorowaniach i urazach powinniśmy udać się na szpital­ny oddział ratunkowy lub do izby przyjęć, a od lżejszych dolegli­wości są przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej lub ambu­latoria nocnej i świątecznej opieki. Teoretycznie brzmi zrozumia­le i funkcjonalnie, w praktyce sprawy się komplikują.

Zewsząd słychać głosy, że na SOR-y i do izb trafiają pacjenci, któ­rzy trafiać tam nie powinni. W 2012 zagadnienie to stało się te­matem raportu NIK. Dotycząca lat 2009-2011 kontrola objęła m.​in. 11 wojewódzkich oddziałów NFZ, 8 urzędów wojewódzkich oraz wybrane szpitale i stacje pogotowia ratunkowego. W rapor­cie można przeczytać m.​in., że zdarzały się przypadki, gdy pa­cjenci niewymagający pilnej pomocy stanowili nawet 80 proc. ogólnej liczby przyjętych (ten skrajny przykład pochodzi z SOR Szpitala Wojewódzkiego w Zielonej Górze). Przyczyny są ogólnie znane – to problemy z dostępem do specjalistów czy lekarzy ro­dzinnych. Wizyta na SOR-ze dla wielu pacjentów to po prostu możliwość wykonania odpowiednich badań, na które w innym wypadku musieliby czekać bardzo długo.

NIK określa SOR-y jako najmocniejsze ogniwa państwowej służby zdrowia, a mimo to ich liczba systematycznie maleje, bo utrzyma­nie takiej całodobowej placówki w stanie gotowości sporo kosztu­je. Lekarze nie mogą odprawić pacjenta bez zbadania go, więc nawet jeśli ten zgłosi się z błahym problemem, teoretycznie nie może zostać odesłany z kwitkiem. Bywa jednak odwrotnie – pa­cjenci narzekają na problemy z dostępem do takiej pomocy i wszechobecne kolejki. Według powszechnej opinii chorzy wyko­rzystują SOR-y i izby przyjęć w niewłaściwy sposób, czasem po prostu po to, by zdobyć L4. Czy sprawa jest aż tak oczywista? Sto­pień zagrożenia zdrowia laikowi czasem trudno określić – zwy­kły ból w klatce piersiowej może być nerwobólem albo objawem zawału. Tu nie ma reguł.

- To, że ludzie zgłaszają się do oddziałów pomocy doraźnej, uwa­żam za normalne. Utrwaliło się przekonanie, że oddziały pomo­cy doraźnej są tylko od leczenia najcięższych stanów, takich jak zatrzymanie krążenia czy urazy powstałe w wyniku wypadków komunikacyjnych. Jest coś takiego w mentalności: "My jesteśmy od leczenia stanów zagrożenia życia, a reszta przeszkadza nam w funkcjonowaniu". Nie zgadzam się z tym i może tu nie podzia­łam powszechnej opinii. Takie poważne przypadki to tylko kilka procent działalności oddziałów ratunkowych, a przecież korzyści społeczne z ich istnienia są ogromne – podkreśla Kierownik Izby Przyjęć i Pomocy Doraźnej Szpitala MSW w Krakowie, dr Krzysz­tof Traczyński.

Lekarz zaznacza, że większość ludzi, którzy zgłaszają się na izby przejęć, jest autentycznie zaniepokojona swoim stanem zdrowia. Przypadki nadużyć nie są wcale tak częste. Tu, jak mówi, sporo można by zrobić na poziomie edukacji, np. szkoląc dzieci w za­kresie rozpoznawania stanów zagrożenia.

Często podkreśla się, że swoją cegiełkę do przeciążenia oddzia­łów ratunkowych i izb przyjęć dokładają lekarze podstawowej opieki zdrowotnej, wysyłając tam swoich pacjentów. Podobne praktyki stosują poradnie specjalistyczne - w ramach kontraktu z NFZ dostają na badania określoną kwotę, której nie mogą przekro­czyć. Gdyby chcieli to zrobić, musiałyby do tego dokładać, co w dłuższej perspektywie pociągnęłoby za sobą zadłużenie.

Stawka kapitacyjna – czy czas na zmiany?

W dużym stopniu sprawę mogłaby rozwiązać zmiana sposobu fi­nansowania podstawowej opieki zdrowotnej, gdzie funkcjonuje tzw. stawka kapitacyjna, a więc określona przez NFZ kwota, jaką lekarz otrzymuje na każdego pacjenta. Jest ona zróżnicowana ze względu na jego wiek – na dzieci i osoby starsze przyznawane są większe pieniądze. Lekarze podstawowej opieki zdrowotnej otrzymuje rocznie określone środki na jedną zapisaną do siebie osobę. Z tej kwoty powinni pokryć koszty potrzebnych badań. Za­rząd Główny Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce zwracał w zeszłym roku uwagę, że ustalone przez NFZ stawki są nieadekwat­ne, a tzw. wagi wiekowe zupełnie nie odpowiadają rzeczywistym obciążeniom. W sprawie stawek kapitacyjnych wypowiadał się między innymi szef tej organizacji, prof. Adam Windak:

"To, co było genialne i nowatorskie w roku 1999, w momencie rozbratu z »realnym socjalizmem«, w drugiej dekadzie nowego milenium co najmniej trąci myszką. Kilkanaście lat to dosyć, żeby nauczyć się stosować bardziej efektywne, motywujące do lepszej pracy metody wynagradzania. Wzorów do naśladowania bez liku. Ot choćby brytyjski system promujący rzetelne działa­nie i/lub osiąganie celów zdrowotnych" - mówił w rozmowie z portalem rynekzdrowia. pl.

Bardzo podobne przemyślenia ma doktor Traczyński. - Wielkość kontraktu lekarza zależy od liczby osób, które się do niego zapisa­ły. I w gruncie rzeczy najlepiej ma lekarz pracujący w środowi­sku, w którym mieszkają ludzie młodzi i zdrowi, gorzej, gdy są to emeryci, bo stawka jest podobna. To jest chore. Nie ma w zasa­dzie motywacji finansowej, aby lekarz POZ czuł się rzeczywiście lekarzem rodzinnym - mówi i dodaje, że większość jego znajo­mych z zagranicy uważa ten system za jeden z najbardziej korup­cjogennych na świecie, bo przecież powinno się płacić za pracę (a więc np. realne wizyty).

Do jakiego stopnia wizyta na SOR-ze może zastąpić kontakt ze specjalistą? Lekarz pracujący na oddziale nie zna pacjenta i histo­rii jego choroby. Doktor Traczyński zwraca uwagę na jeszcze inny problem.

- Bardzo często w izbach przyjęć i szpitalnych oddziałach ratun­kowych dyżurują ludzie młodzi, bez specjalizacji albo w jej trak­cie. To jest wada tego systemu – w najlepiej na świecie funkcjonu­jących oddziałach pomocy doraźnej pracują doświadczeni specja­liści medycyny ratunkowej. Dlaczego u nas nie pracują? Bo za mało zarabiają. To jest ciężka i odpowiedzialna praca. Wysyła się młodych, którzy mają pasję i zapał, ale brakuje im doświadcze­nia. Wiadomo, że specjalista szybciej oceni zagrożenie i postawi właściwą diagnozę – mówi.

Szpitalne oddziały ratunkowe od lat borykają się z brakiem rąk do pracy.

Chorzy i pijani na jednym oddziale

Osobny problem stanowią osoby pijane lub będące pod wpły­wem narkotyków. Co jakiś czas media donoszą o kolejnym rekor­dzie – na izbach przyjęć ląduje jednocześnie kilkanaście osób w stanie silnego upojenia alkoholowego, co skutecznie paraliżuj pracę placówki i jest kolejną przyczyną powstawania kolejek. W dużej mierze rzecz rozbija się o podział kompetencji - ustawa o wychowaniu w trzeźwości zawiera zapis, że miasta powyżej 50 tys. mieszkańców oraz powiaty mogą utrzymywać izbę wytrzeź­wień, nie są jednak do tego zobligowane. Nagminnie zdarza się, że samorządy zamykają izby – w roku 2001 istniały 53 takie pla­cówki, obecnie jedynie 34. Konieczność zajęcia się pijanymi spada na szpitale. Na kłopoty uskarżają się zarówno lekarze, jak i pacjenci.

- Trafiliśmy z 4-letnim synem na izbę przyjęć – godzina około 1:00 w nocy. Było podejrzenie złamania rączki, więc RTG. Z synem na ręku kieruję się w stronę wyjścia, żeby obejść leżących na podłodze dwóch panów, na co lekarz wskazuje mi drogę i mówi: nie patrzeć na to, co tam leży, tylko iść. I dosłownie prze­chodziłam między nogami obydwu panów, którzy nie dość, że byli pijani, to jeszcze zakrwawieni i z bandażami. Widok masa­kryczny - pisze na jednym z forów internautka o nicku Qlka1983.

Pijani pacjenci dzielą się na dwie grupy – jedna to ci dobrze ubra­ni i czyści, którym zdarzyło się jednorazowo nadużyć alkoholu – wolno trzeźwieli, zaniepokojeni znajomi wezwali karetkę. Druga grupa to osoby dotknięte różnymi formami wykluczenia – pacjen­ci uzależnieni, nieradzący sobie w życiu, często bezdomni.

- Policja albo straż miejska przywozi pacjenta, który jest pod wpływem alkoholu, nie wiadomo zresztą jakiego. On ma jeszcze ślady jakiegoś urazu. Jest brudny, często zawszony. To nie są za­niedbania kilkudniowe, ale miesięczne, czasem roczne i on jest przewożony karetką tego samego systemu, co inni pacjenci, zaj­muje się nim ten sam personel. To stwarza zagrożenia epidemio­logiczne i dyskomfort estetyczny. Taki człowiek jest dodatkowo agresywny, ubliża personelowi i leży obok dziecka czy pacjenta, który ma poważne schorzenie i nie dość, że jest zaniepokojony własnym stanem zdrowia, to jeszcze wysłuchuje awantur – mówi doktor Traczyński.

Dla pracowników szpitala jest to źródło problemów, o których za­zwyczaj się nie mówi. Rozmaite czynności - przede wszystkim hi­gieniczne, a następnie medyczne - absorbują praktycznie cały personel dyżurny. Są one nadzwyczaj czasochłonne, odrażające i zawsze kosztowne. Zanim udzieli się fachowej pomocy, takiego pacjenta trzeba umyć, czasem przydałoby się odwaszenie. Trzeba go też w coś ubrać, bo to, w czym przychodzi, nadaje się jedynie do spalenia, a szpitale nie posiadają rezerw czystej odzieży.

- Bywa, że przynosi się ją z domu – dodaje Traczyński.

Obsługa pacjenta pijanego i zaniedbanego higienicznie wydłuża nawet o kilka godzin czas oczekiwania na pomoc medyczną. Ro­śnie liczba chorych w poczekalniach i równolegle z tym ich znie­cierpliwienie, niezadowolenie, aż do stanów agresji w stosunku do personelu medycznego.

Traczyński podkreśla, że to nie tylko kwestia finansowa, ale też organizacyjna – dla tej grupy można by stworzyć odrębną ścież­kę postępowania:

- Czy to będzie izba wytrzeźwień, czy coś innego - trudno powie­dzieć. Przykładowo w Krakowie można by stworzyć jedno miej­sce dekontaminacji, które jest monitorowane medycznie. Powin­na istnieć oddzielna ścieżka, oddzielna procedura, wydzielony personel, osobne karetki, które byłyby systematycznie kontami­nowane po każdym transporcie – dodaje.

"Przychodnia na kółkach" "z moich podatków"

Zawód dyspozytora medycznego jest jednym z tych, które z roku na rok cieszą się coraz mniejszym zainteresowaniem. Kierowni­cy placówek medycznych narzekają na problemy kadrowe. To jedna z profesji obciążonych największym ryzykiem odpowie­dzialności karnej czy cywilnej i wiążąca się z silnym stresem. Nie ma procedur, które dokładnie określałyby, czy dyspozytor powi­nien wysłać ambulans. Istniejące instrukcje mają jedynie charak­ter "wspomagający", a wprowadzono je po śmierci 2,5-letniej Do­miniki spod Skierniewic. Ta sprawa miała się przyczynić do po­ważnych zmian na lepsze. To oczywiście kwestie, które wzbudza­ją ogromne emocje – pacjenci wypominają lekarzom, że nie przy­jechali, gdy sytuacja była naprawdę poważna, inni narzekają, że "z ich podatków" finansowane są "przychodnie na kółkach", a nieuzasadnione wezwania blokują pomoc dla tych, którzy na­prawdę jej potrzebują.

- Tak sobie myślę, że oni w SOR-ze kawki ciągle nie piją, jak piszą powyżej, a ludzie z wzywaniem karetki przeginają. Powinno się płacić za nieuzasadnione wzywanie karetki, bo prawda jest taka,że chłop chodzi cały tydzień do pracy, a w sobotę przypomni sobie, że jest chory - pisze ~Janka na forum jednego z portali lo­kalnych. To oczywiście tylko przykładowy głos, ale nie jest on od­osobniony.

Problem istnieje i, jak się zdaje, wymaga poważnych zmian syste­mowych. Do pomocy ze strony zespołów ratownictwa medyczne­go uprawnione są osoby w stanach nagłego zagrożenia zdrowot­nego. Z danych GUS (Zdrowie i ochrona zdrowia w 2012 r.) wyni­ka, że ilość wezwań nieuzasadnionych stanowi istotny procent ogólnej ilości interwencji. Najsłabiej pod tym względem wypada­ją województwa mazowieckie (ok. 39 proc.),opolskie (ok. 31 proc.) i małopolskie (ok. 36 proc.), a najlepiej świętokrzyskie (je­dynie proc.) i dolnośląskie (ok. 7 proc.).

- Pomyłki są możliwe na wejściu i wyjściu – sytuację może źle oce­nić zarówno udzielający informacji, jak i dyspozytor. Jeśli chodzi o pomocy wyjazdową, polski system jest akurat nadzwyczaj łaska­wy. To funkcjonuje u nas od dziesiątków lat. Przed wprowadze­niem zintegrowanego systemu ratownictwa medycznego, kiedy w prawie każdej karetce jeździł lekarz, właśnie tak się to trakto­wało - pełnił on właściwie obowiązki lekarza rodzinnego, badał, wypisywał recepty – mówi doktor Traczyński.

W wielu państwach europejskich nieuzasadnione wezwanie am­bulansu wiąże się z odpowiedzialnością finansową. Stwierdze­nie, że karetka powinna przyjeżdżać zawsze, nie jest tak oczywi­ste, jak czasem się twierdzi.

Z jednej strony mamy więc nagminne przeciążanie systemu przez nieuzasadnione wezwania, z drugiej zaś sytuacje rażących zaniedbań, jak ta ze Skierniewic, kiedy dziewczynce nie udzielo­no pomocy nawet w ambulatorium nocnej i świątecznej opieki. Co z tym zrobić? Trudno pokusić się o bardziej jednoznaczne pro­gnozy, zwłaszcza że pomysłów brak na poziomie ministerial­nym. Zdaniem ministra Arłukowicza, winny był "czynnik ludz­ki", a nie system – zdarzenie w Skierniewicach miało charakter "patologiczny". Jak mówił w rozmowie z radiową "Jedynką" "nie trzeba zmiany systemu, aby podać choremu szklankę wody, czy wyjaśnić mu, na czym polega jego choroba". Czy sprowadzanie problemu tylko i wyłącznie do poziomu etyki i empatii ma sens? W trakcie wspomnianej dyskusji podawano kilka możliwych kie­runków zmian, np. większej kontroli przestrzegania umów za­wieranych z NFZ-em przez prywatne placówki medyczne (w am­bulatorium w Skierniewicach powinny wtedy dyżurować trzy ze­społy, a tymczasem dyżurował jeden). Akcentowano również ko­nieczność rejestracji rozmów telefonicznych z dyspozytorami czy wspomnianą już kwestię procedur (tu, jak się zdaje, sytuacja zmieniła się na lepsze)

Kolejki, stres, bezsenność

Pacjenci narzekają na opieszałość lekarzy i kolejki, lekarze z kolei na brak snu, czasem trzydziestogodzinne dyżury, przeciąże­nie stresem.

- W sobotnią czy piątkową noc przyjeżdża karetka za karetką, no bo akurat jest niekorzystny biomet - wypadki urazy i tak dalej. Jeden z pacjentów jest pijany i agresywny. Na korytarzu awantu­rują się rodziny – pytają, dlaczego oczekiwanie na wyniki trwa tak długo. Za chwilę telefon z laboratorium, że jest awaria apara­tu i w związku z tym czas oczekiwania będzie dłuższy. Dzwonię do kolegi na chirurgię czy internę – nie ma miejsc. I jest problem: co zrobić z tym pacjentem, a na korytarzu jest kolejka, podjeżdża­ją kolejne karetki. Tu się kumulują różne problemy rodzinne i osobiste – ktoś jest jedynym żywicielem rodziny, a nie będzie mógł iść do pracy, ktoś inny jest osobą samotną, a w domu zosta­wił psa. To się wiąże ze stresem, który często lekarze przynoszą do domu i odwrotnie – mówi doktor Traczyński.

Skala frustracji po obu stronach jest ogromna. Z pewnością sporo jest do zrobienia zakresie poprawienia jakości usług podstawo­wej opieki medycznej, dostępności ambulatoriów nocnej i świą­tecznej opieki czy choćby izb wytrzeźwień. Konstruktywnych pro­pozycji rozwiązania tych problemów na poziomie ogólnopolskim jak na razie jednak nie widać.

...

Antypolskie ... Ale grunt że jest invitro i aborcja jak tego pilnują mediole ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:05, 19 Sie 2014    Temat postu:

Katarzyna Kantner | Onet
SOR-y polskie, taki klimat

Omijanie kolejek do specjalistów, pijani i awanturujący się pa­cjenci czy wreszcie kontrowersje związane z zasadnością wysyła­nia ambulansu – to problemy, o których najczęściej mówi się w kontekście sytuacji na polskich izbach przyjęć i szpitalnych od­działach ratunkowych.

Przypomnijmy: w Polsce istnieją obecnie trzy typy placówek, do których możemy się zgłosić z problemami zdrowotnymi. W sta­nach zagrożenia życia dzwonimy po karetkę, przy poważniej­szych zachorowaniach i urazach powinniśmy udać się na szpital­ny oddział ratunkowy lub do izby przyjęć, a od lżejszych dolegli­wości są przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej lub ambu­latoria nocnej i świątecznej opieki. Teoretycznie brzmi zrozumia­le i funkcjonalnie, w praktyce sprawy się komplikują.

Zewsząd słychać głosy, że na SOR-y i do izb trafiają pacjenci, któ­rzy trafiać tam nie powinni. W 2012 zagadnienie to stało się te­matem raportu NIK. Dotycząca lat 2009-2011 kontrola objęła m.​in. 11 wojewódzkich oddziałów NFZ, 8 urzędów wojewódzkich oraz wybrane szpitale i stacje pogotowia ratunkowego. W rapor­cie można przeczytać m.​in., że zdarzały się przypadki, gdy pa­cjenci niewymagający pilnej pomocy stanowili nawet 80 proc. ogólnej liczby przyjętych (ten skrajny przykład pochodzi z SOR Szpitala Wojewódzkiego w Zielonej Górze). Przyczyny są ogólnie znane – to problemy z dostępem do specjalistów czy lekarzy ro­dzinnych. Wizyta na SOR-ze dla wielu pacjentów to po prostu możliwość wykonania odpowiednich badań, na które w innym wypadku musieliby czekać bardzo długo.

NIK określa SOR-y jako najmocniejsze ogniwa państwowej służby zdrowia, a mimo to ich liczba systematycznie maleje, bo utrzyma­nie takiej całodobowej placówki w stanie gotowości sporo kosztu­je. Lekarze nie mogą odprawić pacjenta bez zbadania go, więc nawet jeśli ten zgłosi się z błahym problemem, teoretycznie nie może zostać odesłany z kwitkiem. Bywa jednak odwrotnie – pa­cjenci narzekają na problemy z dostępem do takiej pomocy i wszechobecne kolejki. Według powszechnej opinii chorzy wyko­rzystują SOR-y i izby przyjęć w niewłaściwy sposób, czasem po prostu po to, by zdobyć L4. Czy sprawa jest aż tak oczywista? Sto­pień zagrożenia zdrowia laikowi czasem trudno określić – zwy­kły ból w klatce piersiowej może być nerwobólem albo objawem zawału. Tu nie ma reguł.

- To, że ludzie zgłaszają się do oddziałów pomocy doraźnej, uwa­żam za normalne. Utrwaliło się przekonanie, że oddziały pomo­cy doraźnej są tylko od leczenia najcięższych stanów, takich jak zatrzymanie krążenia czy urazy powstałe w wyniku wypadków komunikacyjnych. Jest coś takiego w mentalności: "My jesteśmy od leczenia stanów zagrożenia życia, a reszta przeszkadza nam w funkcjonowaniu". Nie zgadzam się z tym i może tu nie podzia­łam powszechnej opinii. Takie poważne przypadki to tylko kilka procent działalności oddziałów ratunkowych, a przecież korzyści społeczne z ich istnienia są ogromne – podkreśla Kierownik Izby Przyjęć i Pomocy Doraźnej Szpitala MSW w Krakowie, dr Krzysz­tof Traczyński.

Lekarz zaznacza, że większość ludzi, którzy zgłaszają się na izby przejęć, jest autentycznie zaniepokojona swoim stanem zdrowia. Przypadki nadużyć nie są wcale tak częste. Tu, jak mówi, sporo można by zrobić na poziomie edukacji, np. szkoląc dzieci w za­kresie rozpoznawania stanów zagrożenia.

Często podkreśla się, że swoją cegiełkę do przeciążenia oddzia­łów ratunkowych i izb przyjęć dokładają lekarze podstawowej opieki zdrowotnej, wysyłając tam swoich pacjentów. Podobne praktyki stosują poradnie specjalistyczne - w ramach kontraktu z NFZ dostają na badania określoną kwotę, której nie mogą przekro­czyć. Gdyby chcieli to zrobić, musiałyby do tego dokładać, co w dłuższej perspektywie pociągnęłoby za sobą zadłużenie.

Stawka kapitacyjna – czy czas na zmiany?

W dużym stopniu sprawę mogłaby rozwiązać zmiana sposobu fi­nansowania podstawowej opieki zdrowotnej, gdzie funkcjonuje tzw. stawka kapitacyjna, a więc określona przez NFZ kwota, jaką lekarz otrzymuje na każdego pacjenta. Jest ona zróżnicowana ze względu na jego wiek – na dzieci i osoby starsze przyznawane są większe pieniądze. Lekarze podstawowej opieki zdrowotnej otrzymuje rocznie określone środki na jedną zapisaną do siebie osobę. Z tej kwoty powinni pokryć koszty potrzebnych badań. Za­rząd Główny Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce zwracał w zeszłym roku uwagę, że ustalone przez NFZ stawki są nieadekwat­ne, a tzw. wagi wiekowe zupełnie nie odpowiadają rzeczywistym obciążeniom. W sprawie stawek kapitacyjnych wypowiadał się między innymi szef tej organizacji, prof. Adam Windak:

"To, co było genialne i nowatorskie w roku 1999, w momencie rozbratu z »realnym socjalizmem«, w drugiej dekadzie nowego milenium co najmniej trąci myszką. Kilkanaście lat to dosyć, żeby nauczyć się stosować bardziej efektywne, motywujące do lepszej pracy metody wynagradzania. Wzorów do naśladowania bez liku. Ot choćby brytyjski system promujący rzetelne działa­nie i/lub osiąganie celów zdrowotnych" - mówił w rozmowie z portalem rynekzdrowia. pl.

Bardzo podobne przemyślenia ma doktor Traczyński. - Wielkość kontraktu lekarza zależy od liczby osób, które się do niego zapisa­ły. I w gruncie rzeczy najlepiej ma lekarz pracujący w środowi­sku, w którym mieszkają ludzie młodzi i zdrowi, gorzej, gdy są to emeryci, bo stawka jest podobna. To jest chore. Nie ma w zasa­dzie motywacji finansowej, aby lekarz POZ czuł się rzeczywiście lekarzem rodzinnym - mówi i dodaje, że większość jego znajo­mych z zagranicy uważa ten system za jeden z najbardziej korup­cjogennych na świecie, bo przecież powinno się płacić za pracę (a więc np. realne wizyty).

Do jakiego stopnia wizyta na SOR-ze może zastąpić kontakt ze specjalistą? Lekarz pracujący na oddziale nie zna pacjenta i histo­rii jego choroby. Doktor Traczyński zwraca uwagę na jeszcze inny problem.

- Bardzo często w izbach przyjęć i szpitalnych oddziałach ratun­kowych dyżurują ludzie młodzi, bez specjalizacji albo w jej trak­cie. To jest wada tego systemu – w najlepiej na świecie funkcjonu­jących oddziałach pomocy doraźnej pracują doświadczeni specja­liści medycyny ratunkowej. Dlaczego u nas nie pracują? Bo za mało zarabiają. To jest ciężka i odpowiedzialna praca. Wysyła się młodych, którzy mają pasję i zapał, ale brakuje im doświadcze­nia. Wiadomo, że specjalista szybciej oceni zagrożenie i postawi właściwą diagnozę – mówi.

Szpitalne oddziały ratunkowe od lat borykają się z brakiem rąk do pracy.

Chorzy i pijani na jednym oddziale

Osobny problem stanowią osoby pijane lub będące pod wpły­wem narkotyków. Co jakiś czas media donoszą o kolejnym rekor­dzie – na izbach przyjęć ląduje jednocześnie kilkanaście osób w stanie silnego upojenia alkoholowego, co skutecznie paraliżuj pracę placówki i jest kolejną przyczyną powstawania kolejek. W dużej mierze rzecz rozbija się o podział kompetencji - ustawa o wychowaniu w trzeźwości zawiera zapis, że miasta powyżej 50 tys. mieszkańców oraz powiaty mogą utrzymywać izbę wytrzeź­wień, nie są jednak do tego zobligowane. Nagminnie zdarza się, że samorządy zamykają izby – w roku 2001 istniały 53 takie pla­cówki, obecnie jedynie 34. Konieczność zajęcia się pijanymi spada na szpitale. Na kłopoty uskarżają się zarówno lekarze, jak i pacjenci.

- Trafiliśmy z 4-letnim synem na izbę przyjęć – godzina około 1:00 w nocy. Było podejrzenie złamania rączki, więc RTG. Z synem na ręku kieruję się w stronę wyjścia, żeby obejść leżących na podłodze dwóch panów, na co lekarz wskazuje mi drogę i mówi: nie patrzeć na to, co tam leży, tylko iść. I dosłownie prze­chodziłam między nogami obydwu panów, którzy nie dość, że byli pijani, to jeszcze zakrwawieni i z bandażami. Widok masa­kryczny - pisze na jednym z forów internautka o nicku Qlka1983.

Pijani pacjenci dzielą się na dwie grupy – jedna to ci dobrze ubra­ni i czyści, którym zdarzyło się jednorazowo nadużyć alkoholu – wolno trzeźwieli, zaniepokojeni znajomi wezwali karetkę. Druga grupa to osoby dotknięte różnymi formami wykluczenia – pacjen­ci uzależnieni, nieradzący sobie w życiu, często bezdomni.

- Policja albo straż miejska przywozi pacjenta, który jest pod wpływem alkoholu, nie wiadomo zresztą jakiego. On ma jeszcze ślady jakiegoś urazu. Jest brudny, często zawszony. To nie są za­niedbania kilkudniowe, ale miesięczne, czasem roczne i on jest przewożony karetką tego samego systemu, co inni pacjenci, zaj­muje się nim ten sam personel. To stwarza zagrożenia epidemio­logiczne i dyskomfort estetyczny. Taki człowiek jest dodatkowo agresywny, ubliża personelowi i leży obok dziecka czy pacjenta, który ma poważne schorzenie i nie dość, że jest zaniepokojony własnym stanem zdrowia, to jeszcze wysłuchuje awantur – mówi doktor Traczyński.

Dla pracowników szpitala jest to źródło problemów, o których za­zwyczaj się nie mówi. Rozmaite czynności - przede wszystkim hi­gieniczne, a następnie medyczne - absorbują praktycznie cały personel dyżurny. Są one nadzwyczaj czasochłonne, odrażające i zawsze kosztowne. Zanim udzieli się fachowej pomocy, takiego pacjenta trzeba umyć, czasem przydałoby się odwaszenie. Trzeba go też w coś ubrać, bo to, w czym przychodzi, nadaje się jedynie do spalenia, a szpitale nie posiadają rezerw czystej odzieży.

- Bywa, że przynosi się ją z domu – dodaje Traczyński.

Obsługa pacjenta pijanego i zaniedbanego higienicznie wydłuża nawet o kilka godzin czas oczekiwania na pomoc medyczną. Ro­śnie liczba chorych w poczekalniach i równolegle z tym ich znie­cierpliwienie, niezadowolenie, aż do stanów agresji w stosunku do personelu medycznego.

Traczyński podkreśla, że to nie tylko kwestia finansowa, ale też organizacyjna – dla tej grupy można by stworzyć odrębną ścież­kę postępowania:

- Czy to będzie izba wytrzeźwień, czy coś innego - trudno powie­dzieć. Przykładowo w Krakowie można by stworzyć jedno miej­sce dekontaminacji, które jest monitorowane medycznie. Powin­na istnieć oddzielna ścieżka, oddzielna procedura, wydzielony personel, osobne karetki, które byłyby systematycznie kontami­nowane po każdym transporcie – dodaje.

"Przychodnia na kółkach" "z moich podatków"

Zawód dyspozytora medycznego jest jednym z tych, które z roku na rok cieszą się coraz mniejszym zainteresowaniem. Kierowni­cy placówek medycznych narzekają na problemy kadrowe. To jedna z profesji obciążonych największym ryzykiem odpowie­dzialności karnej czy cywilnej i wiążąca się z silnym stresem. Nie ma procedur, które dokładnie określałyby, czy dyspozytor powi­nien wysłać ambulans. Istniejące instrukcje mają jedynie charak­ter "wspomagający", a wprowadzono je po śmierci 2,5-letniej Do­miniki spod Skierniewic. Ta sprawa miała się przyczynić do po­ważnych zmian na lepsze. To oczywiście kwestie, które wzbudza­ją ogromne emocje – pacjenci wypominają lekarzom, że nie przy­jechali, gdy sytuacja była naprawdę poważna, inni narzekają, że "z ich podatków" finansowane są "przychodnie na kółkach", a nieuzasadnione wezwania blokują pomoc dla tych, którzy na­prawdę jej potrzebują.

- Tak sobie myślę, że oni w SOR-ze kawki ciągle nie piją, jak piszą powyżej, a ludzie z wzywaniem karetki przeginają. Powinno się płacić za nieuzasadnione wzywanie karetki, bo prawda jest taka,że chłop chodzi cały tydzień do pracy, a w sobotę przypomni sobie, że jest chory - pisze ~Janka na forum jednego z portali lo­kalnych. To oczywiście tylko przykładowy głos, ale nie jest on od­osobniony.

Problem istnieje i, jak się zdaje, wymaga poważnych zmian syste­mowych. Do pomocy ze strony zespołów ratownictwa medyczne­go uprawnione są osoby w stanach nagłego zagrożenia zdrowot­nego. Z danych GUS (Zdrowie i ochrona zdrowia w 2012 r.) wyni­ka, że ilość wezwań nieuzasadnionych stanowi istotny procent ogólnej ilości interwencji. Najsłabiej pod tym względem wypada­ją województwa mazowieckie (ok. 39 proc.),opolskie (ok. 31 proc.) i małopolskie (ok. 36 proc.), a najlepiej świętokrzyskie (je­dynie proc.) i dolnośląskie (ok. 7 proc.).

- Pomyłki są możliwe na wejściu i wyjściu – sytuację może źle oce­nić zarówno udzielający informacji, jak i dyspozytor. Jeśli chodzi o pomocy wyjazdową, polski system jest akurat nadzwyczaj łaska­wy. To funkcjonuje u nas od dziesiątków lat. Przed wprowadze­niem zintegrowanego systemu ratownictwa medycznego, kiedy w prawie każdej karetce jeździł lekarz, właśnie tak się to trakto­wało - pełnił on właściwie obowiązki lekarza rodzinnego, badał, wypisywał recepty – mówi doktor Traczyński.

W wielu państwach europejskich nieuzasadnione wezwanie am­bulansu wiąże się z odpowiedzialnością finansową. Stwierdze­nie, że karetka powinna przyjeżdżać zawsze, nie jest tak oczywi­ste, jak czasem się twierdzi.

Z jednej strony mamy więc nagminne przeciążanie systemu przez nieuzasadnione wezwania, z drugiej zaś sytuacje rażących zaniedbań, jak ta ze Skierniewic, kiedy dziewczynce nie udzielo­no pomocy nawet w ambulatorium nocnej i świątecznej opieki. Co z tym zrobić? Trudno pokusić się o bardziej jednoznaczne pro­gnozy, zwłaszcza że pomysłów brak na poziomie ministerial­nym. Zdaniem ministra Arłukowicza, winny był "czynnik ludz­ki", a nie system – zdarzenie w Skierniewicach miało charakter "patologiczny". Jak mówił w rozmowie z radiową "Jedynką" "nie trzeba zmiany systemu, aby podać choremu szklankę wody, czy wyjaśnić mu, na czym polega jego choroba". Czy sprowadzanie problemu tylko i wyłącznie do poziomu etyki i empatii ma sens? W trakcie wspomnianej dyskusji podawano kilka możliwych kie­runków zmian, np. większej kontroli przestrzegania umów za­wieranych z NFZ-em przez prywatne placówki medyczne (w am­bulatorium w Skierniewicach powinny wtedy dyżurować trzy ze­społy, a tymczasem dyżurował jeden). Akcentowano również ko­nieczność rejestracji rozmów telefonicznych z dyspozytorami czy wspomnianą już kwestię procedur (tu, jak się zdaje, sytuacja zmieniła się na lepsze)

Kolejki, stres, bezsenność

Pacjenci narzekają na opieszałość lekarzy i kolejki, lekarze z kolei na brak snu, czasem trzydziestogodzinne dyżury, przeciąże­nie stresem.

- W sobotnią czy piątkową noc przyjeżdża karetka za karetką, no bo akurat jest niekorzystny biomet - wypadki urazy i tak dalej. Jeden z pacjentów jest pijany i agresywny. Na korytarzu awantu­rują się rodziny – pytają, dlaczego oczekiwanie na wyniki trwa tak długo. Za chwilę telefon z laboratorium, że jest awaria apara­tu i w związku z tym czas oczekiwania będzie dłuższy. Dzwonię do kolegi na chirurgię czy internę – nie ma miejsc. I jest problem: co zrobić z tym pacjentem, a na korytarzu jest kolejka, podjeżdża­ją kolejne karetki. Tu się kumulują różne problemy rodzinne i osobiste – ktoś jest jedynym żywicielem rodziny, a nie będzie mógł iść do pracy, ktoś inny jest osobą samotną, a w domu zosta­wił psa. To się wiąże ze stresem, który często lekarze przynoszą do domu i odwrotnie – mówi doktor Traczyński.

Skala frustracji po obu stronach jest ogromna. Z pewnością sporo jest do zrobienia zakresie poprawienia jakości usług podstawo­wej opieki medycznej, dostępności ambulatoriów nocnej i świą­tecznej opieki czy choćby izb wytrzeźwień. Konstruktywnych pro­pozycji rozwiązania tych problemów na poziomie ogólnopolskim jak na razie jednak nie widać.

...

Antypolskie ... Ale grunt że jest invitro i aborcja jak tego pilnują mediole ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:38, 26 Sie 2014    Temat postu:

Tak media kłamią :

MZ: ponad 10 tys. par w rządowym programie in vitro

Do tej pory do rządowego programu leczenia

??? Kogo wyliczyli ?

niepłodności metodą in vitro zostało zakwalifikowanych ponad 10 tys. par, procedurę leczenia

??? Jaki organ leczą ?

rozpoczęło 9 166 par, a dzięki programowi urodziło się 425 dzieci - poinformowało dzisiaj ministerstwo zdrowia.

Resort zdrowia poinformował, że do tej pory do programu zostało zarejestrowanych 13 505 par. Ponad 10 tys. z nich zostało zakwalifikowanych do programu, a niespełna 3 tys. oczekuje na pierwszą wizytę u realizatora, z kolei procedurę leczenia

??? Ilu wyleczyli ?

rozpoczęło już 9 166 par.

MZ podkreśliło, że zaledwie 157 par nie przeszło pozytywnej kwalifikacji medycznej. Leczenie zakończyły dotychczas 44 pary.

Dzięki programowi in vitro urodziło się 425 dzieci. "Program – Leczenie Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego na lata 2013-2016"

... Tytuł kłamie bo nikogo nie wyleczyli ..

ruszył 1 lipca zeszłego roku. W ciągu trzech lat ma skorzystać z niego ok. 15 tys. par.

Aby uczestniczyć w programie, nie trzeba być małżeństwem. Mogą z niego skorzystać pary, u których stwierdzono bezwzględną przyczynę niepłodności lub udokumentowano nieskuteczne leczenie niepłodności w ciągu ostatniego roku przed zgłoszeniem się do programu.

Do programu kwalifikowane są kobiety do 40. roku życia. Wykluczane są te, które miały problemy z donoszeniem wcześniejszych ciąż. Nie przewidziano także dawstwa komórek jajowych lub plemników od innych osób.

W ramach programu finansowane mogą być maksymalnie trzy próby zapłodnienia in vitro dla jednej pary. Jeden cykl zapłodnienia został wyceniony przez resort zdrowia na maksymalnie 7,5 tys. zł. Program dopuszcza jednorazowe zapłodnienie maksymalnie sześciu komórek jajowych oraz przeniesienie do macicy jednego zarodka.

Realizatorami programu jest blisko 30 klinik w całym kraju wybranych w konkursie przez MZ. Aby przystąpić do programu, placówki muszę spełnić kryteria wyznaczone przez resort.

....

Media kłamią o leczeniu a nikogo nie wyleczyli za pomocą in vitro ...
10 tys razy 20 to 200 tysięcy zamordowanych dzieci ! Zwyrodnialcy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:31, 27 Sie 2014    Temat postu:

Radio Łódź

61-latek zmarł pod pogotowiem. Sprawę bada prokuratura

Prokuratura Łódź Śródmieście wyjaśnia okoliczności śmierci 61-letniego mężczyzny, który zmarł w południe pod łódzkim pogoto­wiem. Mężczyzna przyjechał na rowerze zbadać się, bo jak twier­dził bardzo bolała go głowa.

- Mężczyźnie zmierzono ciśnienie, przeprowadzono również EKG, które, jak twierdzi personel, nie wykazywało odstępstwa od normy. Następnie zaproponowano mężczyźnie dalsze leczenie, a ten, jak wynika z dokumentacji medycznej, odmówił. Po wyjściu z pogotowia zmarł - relacjonuje Krzysztof Kopania, rzecznik łódz­kiej prokuratury okręgowej.

Pomimo 40-minutowej reanimacji, lekarz pogotowia stwierdził zgon mężczyzny. Prokurator przesłuchał już personel medyczny, a także świadków zdarzenia. Prawdopodobnie w środę odbędzie się sekcja zwłok 61-latka.

...

Nowa moda ... Zmarli przed szpitalem ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:04, 29 Sie 2014    Temat postu:

Katarzyna Nylec | Onet
Kłopoty częstochowskiego szpitala

Za­ło­żo­na przez le­ka­rzy spół­ka "Par­kit­ka" bez­praw­nie za­war­ła umowę z czę­sto­chow­skim szpi­ta­lem na peł­nie­nie dy­żu­rów - wy­ni­ka z kon­tro­li prze­pro­wa­dzo­nej przez Urząd Wo­je­wódz­ki w Ka­to­wi­cach. Spół­ka ma teraz 60 dni na za­prze­sta­nie dzia­łal­no­ści.

Człon­ko­wie spół­ki - le­ka­rze za­trud­nie­ni w Wo­je­wódz­kim Szpi­ta­lu Spe­cja­li­stycz­nym im. Naj­święt­szej Maryi Panny w Czę­sto­cho­wie peł­ni­li dy­żu­ry, na­ru­sza­jąc prze­pi­sy usta­wy o dzia­łal­no­ści lecz­ni­czej.

- W pro­wa­dzo­nym przez wo­je­wo­dę re­je­strze pod­mio­tów wy­ko­nu­ją­cych dzia­łal­ność lecz­ni­czą spół­ka "Par­kit­ka" po­sia­da za­re­je­stro­wa­ną dzia­łal­ność w za­kre­sie moż­li­wo­ści udzie­la­nia świad­czeń zdro­wot­nych o cha­rak­te­rze am­bu­la­to­ryj­nym. Spół­ka nie po­sia­da na­to­miast za­re­je­stro­wa­nej dzia­łal­no­ści w za­kre­sie udzie­la­nia świad­czeń w wa­run­kach szpi­tal­nych - po­in­for­mo­wał Urząd Wo­je­wódz­ki w Ka­to­wi­cach. "Par­kit­ka" choć nie pro­wa­dzi dzia­łal­no­ści szpi­tal­nej, udzie­la świad­czeń w za­kre­sie dy­żu­rów za­wie­ra­jąc z nimi umowy cy­wil­no­praw­ne. - To nic in­ne­go jak po­śred­nic­two pracy - twier­dzą urzęd­ni­cy.

Urzęd­ni­cy w wy­stą­pie­niu po­kon­trol­nym we­zwa­li spół­kę do za­prze­sta­nia dzia­łal­no­ści. Le­ka­rze "Par­kit­ki" mają na to dwa mie­sią­ce. - Za­le­ce­nie takie w żaden spo­sób nie za­gra­ża cią­gło­ści i sta­bil­no­ści udzie­la­nych w szpi­ta­lu świad­czeń. Spół­ka ma 60 dni na wy­ko­na­nie za­le­ceń – tym samym szpi­tal ma czas, aby pod­jąć dzia­ła­nia na­praw­cze - uspo­ka­ja­ją. Człon­ko­wie spół­ki za­po­wie­dzie­li już, że będą roz­ma­wiać z wo­je­wo­dą.

Czy pa­cjen­ci Wo­je­wódz­kie­go Szpi­ta­la Spe­cja­li­stycz­ne­go mają po­wo­dy do nie­po­ko­ju? Wia­do­mo, że dy­żu­ry na 23 od­dzia­łach lecz­ni­cy są roz­pi­sa­ne tylko do końca wrze­śnia. Nie­ste­ty, z rzecz­ni­kiem pra­so­wym szpi­ta­la nie udało nam się dzi­siaj skon­tak­to­wać.

- Z uwagą ob­ser­wu­je­my tę sy­tu­ację. Do­pó­ki umowa z nami za­war­ta jest re­ali­zo­wa­na w spo­sób wła­ści­wy nie mamy pod­staw, by ją roz­wią­zy­wać - tłu­ma­czy Mał­go­rza­ta Doros, rzecz­nicz­ka Ślą­skie­go Od­dzia­łu Wo­je­wódz­kie­go NFZ w Ka­to­wi­cach.

>>>>

Niestety koszmar w sluzbie zdrowia ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:37, 12 Wrz 2014    Temat postu:

Radiolodzy największego szpitala w Radomiu złożyli wypowiedzenia z pracy

Radiolodzy z największego szpitala w Radomiu złożyli wypowie­dzenia; nie zgadzają się na wydłużenie czasu pracy, związane ze zmianami przepisów. Zarząd szpitala ogłosił konkurs i do ponie­działku czeka na oferty od placówek, które przejęłyby zadania od­chodzących lekarzy.

W Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu rocznie wykonuje się prawie 90 tys. badań, takich jak USG, prześwietle­nia, tomografia komputerowa czy rezonans.

Jak wyjaśniła dyr. ds. ekonomiczno-finansowych szpitala Bożena Pacholczak, w lipcu weszły w życie nowe przepisy ustawy o dzia­łalności leczniczej, określające wymiar czasu pracy dla poszcze­gólnych grup zawodowych. Chodzi o lekarzy radiologów, pato­morfologów, rehabilitantów i techników radiologii. Teraz mają oni pracować w ramach etatu nie 5 godzin dziennie, ale - tak jak pozostali medycy – 7 godzin i 35 minut.

W radomskim szpitalu na takie zmiany nie zgodzili się jedynie le­karze radiolodzy, którzy wykonują i opisują np. badania rentge­nowskie, USG czy tomografię komputerową. Według dyrektorki, medycy chcą pracować na starych zasadach za to samo wynagro­dzenie lub żądają podwyżki. Do porozumienia z dyrekcją nie do­szło, więc lekarze złożyli wypowiedzenia. Ich termin upływa z końcem października.

Według szefa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, działającego w radomskim szpitalu Juliana Wróbla, radiolodzy tracą na wprowadzonych zmianach. - Mają pracować o przeszło dwie i pół godziny dłużej za te same pieniądze? Tracą czas i pie­niądze – powiedział.

Dyrektorka szpitala zaznacza, że radiolodzy mimo, że byli w pracy krócej od innych specjalistów, do tej pory dostawali taką samą pensję jak inni, a dodatkowo pobierali tzw. dodatek radiolo­giczny w wysokości 800 zł. Według niej, średnie wynagrodzenie radiologa wraz z dyżurami wynosi około 15 tys. zł brutto.

Dyrekcja lecznicy, obawiając się, że radiolodzy od listopada odej­dą ze szpitala, ogłosiła konkurs na świadczenie usług medycz­nych z zakresu radiologii przez firmę medyczną z zewnątrz. Cho­dzi o zabezpieczenie obecności sześciu lekarzy od rana do godz. 15, dwóch po południu, a wieczorem i w nocy jednego radiologa. Poza tym – zdaniem Pacholczak – brane jest także pod uwagę opi­sywanie wykonanych badań rentgenowskich w systemie interne­towym; szpital miałby wysyłać zdjęcia drogą elektroniczną do specjalisty radiologa, który po ich obejrzeniu wysyłałby lecznicy opis.

Wróbel jest zdania, że tzw. teleradiologia nie sprawdza się, bo USG czy tomografię musi zrobić lekarz. W jego ocenie na konkurs ogłoszony przez szpital nikt się nie zgłosi. Podkreślił, że fiaskiem zakończyły się już podobne próby np. w przypadku znalezienia chętnych do pracy na szpitalnym oddziale ratunkowym. - I w tym w momencie zabraknie radiologów, a szpital będzie trzeba po prostu zamknąć – wyrokuje związkowiec.

Konkurs ma być rozstrzygnięty w najbliższy poniedziałek. Wtedy będzie wiadomo, czy są chętni do wykonywania badań ra­diologicznych w radomskim szpitalu i za jaką cenę.

Rocznie w Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu przebywa 36 tys. pacjentów, 130 tys. leczy się w przyszpitalnych poradniach specjalistycznych, szpitalny oddział ratunkowy udzie­la pomocy 88 tys. osób. W ciągu roku w szpitalu wykonuje się pra­wie 90 tys. badań takich jak badania rentgenowskie, USG i tomo­grafia komputerowa.

W szpitalu pracuje przeszło 1200 osób personelu medycznego i pomocniczego, w tym ponad 200 lekarzy, 600 pielęgniarek i 100 położnych.

...

Nie znam sytuacji ale wolejam bo takie zjawisko funkcjonuje ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135929
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:08, 12 Wrz 2014    Temat postu:

77-latka czekała kilkanaście godzin na przyjęcie do szpitala

77-latka skierowana przez lekarza na oddział internistyczny zo­stała poinformowana, że nie ma na nim miejsca. Kobieta czekała na przyjęcie do szpitala 13 godzin - informuje gazeta.​pl.

Kardiolog, który podczas wizyty zdiagnozował migotanie przed­sionków, zalecił pacjentce zgłoszenie się na oddział wewnętrzny, gdyby ta źle się poczuła. 77-latka poczuła się gorzej już następne­go dnia. Ze skierowaniem od kardiologa zgłosiła się około połu­dnia do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego, gdzie od razu zajął się nią lekarz. Do 19.30 pacjentka była podłączona do kro­plówki.

Kobieta, do 1 w nocy czekała na przyjęcie na oddział. Pielęgniar­ka poinformowała ją, że na oddziale nie ma miejsca i pacjentka może iść do domu. Pytała też, dlaczego kobiecie tak zależy na po­zostaniu w szpitalu i zaleciła kontynuację leczenia u lekarza ro­dzinnego.

To nie jest odosobniona sytuacja, oddziały wewnętrzne w Kiel­cach pękają w szwach. - Pacjentka została zdiagnozowana, dosta­ła też kroplówkę. To wszystko musiało trwać. Te oddziały nie są z gumy, wszystkie miejsca są permanentnie zajęte - mówi wicedy­rektor szpitala Bolesław Rylski. - W sierpniu nasi lekarze chcieli odejść. Tłumaczyli, że pracują ponad siły - dodaje.

...

Znowu super !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 54, 55, 56  Następny
Strona 12 z 56

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy