Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 1:41, 05 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Strajk okupacyjny pielęgniarek w Brzeskim Centrum Medycznym
Ok. dwudziestu pielęgniarek i położnych rozpoczęło we wtorek wieczorem strajk okupacyjny w Brzeskim Centrum Medycznym. Żądają podwyżek pensji, które nie wzrosły od sześciu lat. Popołudniowe rozmowy z dyrekcją i starostwem w tej sprawie zakończyły się fiaskiem.
Przed południem około stu pielęgniarek i położnych z Brzeskiego Centrum Medycznego (BCM) na dwie godziny odeszło od łóżek pacjentów w ramach strajku ostrzegawczego i okupowało gabinet dyrektora. W kolejnych godzinach, gdy rozmowy z dyrekcją placówki i starostą brzeskim nie przyniosły rezultatu, pracownice BCM zdecydowały o zaostrzeniu protestu.
Jak powiedziała w rozmowie z PAP we wtorek szefowa Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Brzeskim Centrum Medycznym Bożena Kowalkowska strajk okupacyjny rozpoczęty we wtorek wieczorem potrwa "do czasu, gdy ze strony starosty i dyrekcji padną propozycje do zaakceptowania" dotyczące podwyżek. Strajkujące pielęgniarki i położne okupują korytarz przy wejściu do części administracyjnej budynku; mają się zmieniać co 12 godzin.
Pielęgniarki i położne żądały we wstępnych rozmowach 500 zł podwyżki. Kowalkowska podała jednak, że we wtorek podczas negocjacji zeszły do kwoty 300 zł, co również nie zostało przez szefostwo placówki i starostę zaakceptowane. Dyrekcja najpierw proponowała im premie motywacyjne w wysokości 10 proc., a podczas popołudniowych rozmów w starostwie - 50 zł do pensji. "To nas nie satysfakcjonuje, więc zdecydowałyśmy że będziemy okupować dyrekcję" - powiedziała Kowalkowska.
Dodała, że w BCM pracuje 180 pielęgniarek i położnych, a średnia ich pensja to 1800 zł netto.
Dyrektor medyczny Brzeskiego Centrum Medycznego lek. med. Barbara Suzanowicz w rozmowie z PAP wyjaśniła, że spór z pielęgniarkami i położnymi trwa od lutego. Mówiła, że placówki nie stać na spełnienie żądań protestujących, bo sytuacja szpitala jest na tyle zła, że ich realizacja mogłoby zagrozić płynności finansowej placówki. Dodała, że zaproponowano pielęgniarkom premię motywacyjną w wysokości 10 proc., uzależnioną od obecności w pracy - bo - jak tłumaczyła dyrektor BCM "absencja wśród pielęgniarek jest wysoka, wynosi około 17 proc".
Starosta brzeski Maciej Stefański przyznał, że podczas popołudniowego spotkania nie udało się dojść do porozumienia. Także on mówił, że szpitala nie stać na oczekiwane przez protestujące podwyżki. "Mimo to wyszliśmy jednak z pewnymi propozycjami" - dodał.
Podał, że pierwszą z tym propozycji był 10-procentowy dodatek motywacyjny, należny pod warunkiem braku chorobowego. "Wyniosłoby to około 200 złotych" - wyliczył Stefański. Zastrzegł jednak, że strajkujące tego nie przyjęły. Drugą propozycją była podwyżka o 50 zł do pensji z opcją kolejnego podniesienia o taką samą kwotę za kilka miesięcy, czego pielęgniarki i położne też nie zaakceptowały. "W związku z tym negocjacje się skończyły. I tak, uważam, poszliśmy za daleko, a zrozumienia z drugiej strony nie było. Panie radykalnie chciały 300 złotych, a to jest absolutnie nie do przyjęcia" - podsumował starosta.
Dodał, że średnia pensja brutto pielęgniarek to jego zdaniem 2,8 tys. zł. Zaznaczył też, że szpital jest w trudnej sytuacji finansowej. "Placówka w tym roku się nie zbilansowała, a starostwo musi dołożyć 250 tys. złotych" - podał Stefański.
Brzeskie Centrum Medyczne jest samodzielnym publicznym zakładem opieki zdrowotnej.
..
Kolejny protest w sluzbie zdrowia .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 21:53, 05 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Onkologię toczy zakupowy rak
Publiczne szpitale, zamiast kupować kosztowny sprzęt w przetargach, czynią to z wolnej ręki. Nie tylko przepłacają, ale również naruszają prawo - czytamy w "Pulsie Biznesu".
Urząd Zamówień Publicznych, zaniepokojony dużą liczba zamówień z wolnej ręki na sprzęt onkologiczny, wszczął kilka kontroli. Trzy z nich, dotyczące dostaw sprzętu do Centrum Onkologii w Lublinie, szpitala w Sosnowcu oraz Dolnośląskiego centrum Onkologii, już się zakończyły.
I chociaż urząd dopatrzył się nieprawidłowości we wszystkich trzech placówkach, w procedurze odwoławczej Krajowa Izba Odwoławcza uznała, iż pominięcie procedury przetargowej było bezprawne tylko w szpitalu w Sosnowcu oraz w Dolnośląskim Centrum Onkologii. W obu placówkach naruszono też ustawę o dyscyplinie finansów publicznych.
Szczegóły w "Pulsie Biznesu"
...
Wszystko jak najgorzej .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:40, 07 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Lekarz z Małopolski spędził na dyżurze 175 godzin
175 godzin - tyle spędził na dyżurze lekarz z jednego szpitali w Małopolsce. Po ilu godzinach był już tak zmęczony, że zamiast pomagać pacjentom mógł im szkodzić?
- Jest to trudne do zrozumienia, żeby zgodnie z sumieniem lekarz mógł wykonywać pracę w tak długim czasie - mówi Małgorzata Staszewska z Państwowej Inspekcji Pracy.
Na 300 skontrolowanych szpitali w co piątym łamano przepisy o czasie pracy lekarzy. Według nich tygodniowo lekarz nie powinien pracować w tygodniu więcej niż 48 godzin.
Szef Naczelnej Izby Lekarskiej Maciej Hamankiewicz uważa, że to, że tak wielu lekarzy pracuje więcej niż powinno, wynika w dużej mierze z tego, że brakuje specjalistów. Wiele osób uważa jednak, że lekarze chcą w ten sposób po prostu więcej zarobić.
>>>
Poszaleli !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:42, 07 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Samorządy apelują do rządu o zmianę prawa ws. leczenia w Polsce Ukraińców
Prawo nie pozwala samorządom finansować leczenia Ukraińców -
Z wnioskiem o zmianę przepisów dotyczących finansowania usług medycznych zwróci się do rządu Związek Miast Polskich, bo - jak twierdzi - prawo nie pozwala samorządom finansować leczenia Ukraińców poszkodowanych podczas wydarzeń na Ukrainie.
Na problem zwrócił uwagę prezydent Poznania, prezes Związku Miast Polskich Ryszard Grobelny. - Napotkaliśmy barierę formalną. Konsultacje z radnymi wskazują, że jesteśmy w stanie przeznaczyć na leczenie (poszkodowanych Ukraińców - red.) pewną kwotę pieniędzy, ale samorządy nie mogą tego formalnie zrobić - tłumaczył Grobelny w rozmowie z dziennikarzami.
Dyrektor biura Związku Miast Polskich Andrzej Porawski zapowiedział, że związek zwróci się z wnioskiem do Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego o wprowadzenie zmian w prawie.
- Mamy możliwość pomagania w ograniczony sposób, ale pomoc ta dotyczy jedynie innych jednostek samorządu terytorialnego w Polsce. Pomoc poszkodowanym na Ukrainie, a w domyśle finansowanie ich leczenia, wykracza poza ramy prawne tego przepisu - powiedział Porawski.
Specjalizujący się w ustawie o finansach publicznych dr Jędrzej Bujny z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu zaznacza, że obecna ustawa utrudnia finansowanie świadczeń zdrowotnych cudzoziemców, m.in. dlatego, że co do zasady nie są oni częścią wspólnoty samorządowej.
- Nawet gdyby gminy chciały im pomóc, to nie mogą. Jeśli zostałyby skontrolowane, miałyby problem z uzasadnieniem wydatków pieniędzy publicznych. Wydatki samorządów muszą mieć uzasadnienie i związek z realizacją konkretnych zadań własnych. W tym przypadku tego bezpośredniego związku nie widzę - przyznał w rozmowie dr Bujny.
Jak powiedział, rozwiązanie problemu dotyczącego pomocy poszkodowanym w wydarzeniach na Ukrainie dotyczy przede wszystkim ustawy o finansach publicznych, ale należy również zwrócić uwagę na przepisy ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych oraz ustawy o działalności leczniczej.
Dodał jednocześnie, że samorządy spotkały się z podobnym problemem podczas powodzi w 1997 roku, ponieważ nie mogły wówczas pomagać innym samorządom. Sprawę rozwiązano, ponieważ zmieniono zapisy w ustawie. Dzięki temu w ustawie znalazł się przepis, który pozwala pomagać innym jednostkom samorządu terytorialnego.
Najbliższe spotkanie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego zaplanowane jest na 26 marca.
>>>
Trzeba szybkich zmian kolejnych absurdow . SAMORZADOM NIE WOLNO POMAGAC CUDZOZIEMCOM NAWET GDY JEST KATASTROFA !!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:08, 10 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Lekarze oburzeni, że o planach ministerstwa dowiadują się z mediów
Lekarze z Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia są oburzeni, że o planach resortu zdrowia dot. podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) dowiadują się z mediów. Chodzi o doniesienia nt. projektowanych zmian finansowania POZ. Resort odpowiada, że prace nadal trwają; zapewnia, że konsultacje będą.
Według poniedziałkowej "Rzeczpospolitej" kluczem do zmniejszenia kolejek ma być zmiana finansowania opieki zdrowotnej, zwłaszcza lekarzy rodzinnych. Jak informuje "Rz" powołując się na członka kierownictwa MZ, płace lekarzy rodzinnych zostaną podzielone na stałą stawkę kapitacyjną, niższą niż obecnie i zmienną część wynagrodzenia zależną od liczby przyjętych pacjentów.
Rzecznik ministerstwa zdrowia Krzysztof Bąk podkreślił, że w resorcie "nadal trwają prace nad rozwiązaniami, które powinny być przedstawione opinii publicznej na wiosnę". - Rozważane są różne warianty i możliwości, a jednym z efektów zaproponowanych zmian będzie ułatwienie dostępu pacjentów do lekarzy specjalistów - dodał. Zapewnił, że wszystkie propozycje "są i będą szeroko konsultowane m.in. ze środowiskiem lekarzy".
Lekarze z PPOZ w stanowisku przesłanym PAP w poniedziałek wyrazili oburzenie "na formę komunikacji ministra zdrowia ze środowiskiem medycznym podstawowej opieki zdrowotnej". - O planach resortu zdrowia lekarze dowiadują się nie po raz pierwszy za pośrednictwem mediów bez poparcia tychże założeń jakimkolwiek dokumentem prawnym. Jest to kolejny balon sondujący branżę, media i opinię publiczną - oceniła prezes PPOZ Bożena Janicka.
Według PPOZ minister zdrowia nie chce negocjować nowych warunków kontraktów z lekarzami rodzinnymi, a jedynie poinformować ich o tych warunkach.
Ponadto zdaniem Janickiej zmiany w systemie ochrony zdrowia nie mogą dotyczyć tylko lekarzy POZ, ale także szpitalnictwa i ambulatoryjnej opieki specjalistycznej. - To lekarze rodzinni powinni stać się podstawą systemu - przekonuje PPOZ.
- Propozycja resortu zdrowia zamiast wzmocnić sektor ochrony zdrowia – osłabi go, ograniczając dostęp pacjentom do leczenia. Stawka na POZ w tej chwili jest niewaloryzowana od 2008 roku, co powoduje, że na dziś jest dramatycznie nieaktualna - zaznaczyła Janicka. Dalsze dzielenie stawki - jej zdaniem - ograniczy dostęp pacjentów do podstawowej opieki.
Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz w ubiegłym tygodniu, tłumacząc w Sejmie jak zamierza skrócić kolejki do lekarzy, zapowiedział wzmocnienie roli lekarzy rodzinnych. Jak mówił, zmiany będą "bardzo bolesne". Wskazywał, że lekarze rodzinni już dziś mają duże kompetencje, z których nie zawsze jednak korzystają (mają m.in. prawo skierowania pacjenta, który tego wymaga na ponad 50 badań laboratoryjnych). Jak deklarował, te kompetencje jeszcze wzrosną, ale zmieni się system motywowania lekarzy do zlecania badań tym, którzy ich potrzebują.
Pod koniec roku premier Donald Tusk powiedział, że oczekuje od Arłukowicza, by do wiosny przedstawił precyzyjne działania, które w sposób wyraźny doprowadzą do skrócenia czasu oczekiwania na wizytę u lekarza i zmniejszenia kolejek w służbie zdrowia; dodał, że mówi przede wszystkim o podstawowej opiece zdrowotnej.
>>>>
Burdel .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:20, 12 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
"Dziennik Polski" ostrzega pielęgniarki przed zwolnieniami
Ministerstwo przygotowało rozporządzenie, które miało sprecyzować normy obsady pielęgniarskiej -
Od 1 kwietnia dyrektorzy szpitali będą mogli niemal dowolnie ustalać, ile pielęgniarek mają zatrudnić. To oznacza, że większość może ograniczyć ich liczbę do minimum - alarmuje "Dziennik Polski".
Polska jest jednym z nielicznych krajów, w których nie istnieją jasne normy zatrudnienia pielęgniarek. W efekcie wiele placówek, głównie najbardziej niedofinansowane szpitale powiatowe, zatrudnia ich zdecydowanie za mało.
Ministerstwo przygotowało rozporządzenie, które miało sprecyzować normy obsady pielęgniarskiej. Okazało się jednak, że dokument zamiast rozwiązać problemy, jeszcze bardziej je pogłębił. Od 1 kwietnia minimum zatrudnienia pielęgniarek mają określać skomplikowane i niezrozumiałe wzory.
- Gdy rozporządzenie wejdzie w życie, dane konieczne do wyliczenia wzoru będzie można dowolnie interpretować. Dyrektorzy ograniczą więc liczbę pielęgniarek do absolutnego minimum - alarmuje dr Krzysztof Łanda z Fundacji Watch Health Care i Business Center Club.
W Polsce na tysiąc mieszkańców przypada zaledwie 5,5 pielęgniarki. Tymczasem w Szwajcarii jest ich 16, a w Norwegii – 14. Daleko nam też do krajów w Europie Wschodniej – np. w Czechach na 1 tys. osób przypada ponad 8 pielęgniarek.
...
Zobaczymy co bedzie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 0:01, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Urodziła wcześniaka w szpitalu w Świnoujściu. "Nikt z personelu mi nie pomógł"
Według szpitala dziecko urodziło się martwe, a według matki córeczka żyłaby, gdyby nie zaniedbania lekarzy. Kobieta urodziła w szóstym miesiącu ciąży w świnoujskim szpitalu. Nie doprosiła się pomocy, rodziła sama na sali, bez pomocy personelu medycznego. Dopiero po porodzie do sali przyszła pielęgniarka. Przewiozła panią Agnieszkę do pokoju zabiegowego, gdzie stwierdzono śmierć noworodka.
Sprawą zajęła się prokuratura i okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej. - Wszcząłem postępowanie administracyjne. Wystąpiliśmy o udostępnienie dokumentacji medycznej. Jeśli uznamy, że doszło do przewinienia lekarskiego albo do złamania kodeksu etyki lekarskiej, skierujemy sprawę do rozpatrzenia przez okręgowy sąd lekarski - informuje Jacek Różański, okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej.
....
Nie bylo mnie tam ale sprawe trzeba sprawdzic .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:25, 16 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Szpitalna dieta, czyli jak przygotować trzy posiłki za 7 złotych?
Krystian Lurka
Wielkopolscy pacjenci nie tylko muszą martwić się o swoje choroby i dolegliwości. Bardzo często podczas pobytu w szpitalu na głowie ich i ich rodzin jest także to czy chorzy się najedzą. Szpitale mają ogromne problemy z zapewnieniem odpowiedniego jedzenia.
Niesmaczne. Okropne. Zbyt mało. Zazwyczaj to rozgotowane ziemniaki i niskiej jakości szynka. Czasami brzydko pachnące. Tak jedzenie szpitalniane opisują pacjenci, którzy przebywają w wielkopolskich szpitalach.
Chorzy narzekają, szpitale nie chcą nawet komentować swojego menu, a NFZ tłumaczy, że za złą sytuację nie jest odpowiedzialny. Mało tego. Żaden przedstawiciel służby zdrowia nie jest w stanie w ogóle powiedzieć, kiedy i czy w ogóle sytuacja może się poprawić.
Pani Monika do szpitala przy ul. Szwajcarskiej w Poznaniu trafiła w poniedziałek. Ma problemy z sercem. Poza tym, że denerwuje się swoją dolegliwością musi martwić się o jedzenie. Jest niesmaczne i jest go za mało. Wczoraj na śniadanie dostała nieświeżą skibkę chleba, kawałek szynki, która już wyglądem odstraszała i trochę masła. - Nie oczekuję żeby jedzenie tutaj było wykwintne, ale powinno być przynajmniej zjadliwe i sycące - mówi pacjentka i dodaje: - Moja rodzina musi mi dowozić jedzenie. Źle jednak jest nie tylko tam.
To, że w wielkopolskich szpitalach jest kiepski jedzenie, potwierdza pan Tomasz, pacjent Szpitala Specjalistycznego im. S. Staszica w Pile. On często bywa na oddziale hematologii. Ostatnio trafił tam w połowie lutego.
- Skibka chleba, pół malutkiego jabłka, kawałek twardego masła i kawałeczek białego sera. To moje śniadanie - mówi mężczyzna chory na raka. Dodaje, że nie obejmuje go żadna dieta. - Dziwi mnie to. Jestem osłabiony, a dostaję tak małe porcje - opisuje. Na obiad dostał dwie łyżki kaszy i trochę buraczków. - Próbowałem to zjeść. Nie dało się. Było okropne - mówi.
Narzeka także pani Klara. Kobieta na początku lutego przebywała przez tydzień w Szpitalu im. K. Marcinkowskiego w Gostyniu. Na pytanie, jak wspomina wizytę, odpowiada: - Gdyby nie to, że rodzina mnie dokarmiała, miałabym tygodniową głodówkę. Do szpitala trafiła, gdy miała stany podgorączkowe i duszności. - Jedzenie było paskudne. Już sam zapach był odstraszający - wspomina kobieta, która o pomoc zwróciła się do naszej redakcji. Jak mówi, lekarz zalecił jej jeść dużo warzyw i owoców, ale na obiad dostała łyżkę ziemniaków, trochę buraczków i kilka kawałków kurczaka.
...
A wiezniowie ? Maja lepiej ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:21, 18 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Tygodnik Ostrołęcki
Podczas porodu okaleczyli nam dziecko!
Jolanta i Włodzimierz Bojarscy uważają, że ich dziecko zostało okaleczone podczas porodu w szpitalu w Przasnyszu. Odbierający poród lekarz uważa, że uratował dziecku życie. Sprawa trafiła do prokuratury.
Włodzimierz i Jolanta Bojarscy mieszkają w Szczukach (powiat makowski) od 2007 roku. Przeprowadzili się tu z Olsztyna. Mają troje dzieci: 10-letnią Nikolę, ośmioletnią Oliwię i dwuletniego Szymona, który ma orzeczenie o niepełnosprawności, przeszedł wielomiesięczną rehabilitację, nadal wymaga opieki i obserwacji.
Poród Szymona, jak twierdzą rodzice, był dla nich obojga koszmarem.
– Do szpitala trafiłam 12 kwietnia – kontynuuje pani Jolanta. – Ordynator oddziału zalecił wywołanie porodu za pomocą oksytocyny. Po południu, kiedy większość lekarzy skończyła pracę, do sali przychodziła tylko położna. Ordynator, który został na dyżurze, zaglądał sporadycznie. Więc kiedy Szymonek zaczął się rodzić, kiedy wyszła już główka, lekarza przy nas nie było – twierdzi była pacjentka przasnyskiego szpitala.
– Położna pobiegła go szukać. Trwało to bardzo długo. Byłem przerażony, bo nie wiedziałem co mam robić. Widoczna główka była sina – wspomina traumatyczne wydarzenia Włodzimierz Bojarski.
Uważa, że to przez zbyt późne przybycie lekarza i zbyt pochopną decyzję o użyciu kleszczy, doszło do uszkodzenia barku i kręczu szyi dziecka.
– Ordynator wyjął, a w zasadzie wyszarpał dziecko za pomocą kleszczy. Przez kilka minut nie słyszałam jego płaczu. Krzyczałam, pytałam dlaczego jest tak cicho. Dopiero po chwili usłyszałam płacz i wtedy poczułam ogromną ulgę – mówi mama Szymona. – Nie zobaczyłam jednak synka, bo został zabrany na dłuższy czas. Nie wiem co w tym czasie z nim robili.
Szymon dostał maksymalną liczbę punktów Apgar (skala używana w medycynie w celu określenia stanu noworodka zaraz po porodzie: – przyp. red.), po trzech dniach wraz z mamą wyszedł ze szpitala do domu. Na początku rodzice nie zauważyli żadnych zmian w zachowaniu dziecka. Dopiero po kilku miesiącach zwrócili uwagę, że chłopiec inaczej się porusza.
Neurolog wystawił zaświadczenie z rozpoznaniem uszkodzenia splotu barkowego i opóźnionego rozwoju ruchowego. Ten sam lekarz zdiagnozował kręcz szyi. Chłopiec rozpoczął rehabilitację, a rodzice rozpoczęli szukanie winnego.
– Twierdzenie, że podczas porodu doszło do uszkodzenia ciała, jest dla mnie nie do pojęcia. Dziecko otrzymało od neonatologa 10 punktów w skali Apgar. Dla mnie przyznanie maksymalnej liczby punktów było ogromną satysfakcją, ponieważ maluch był czterokrotnie owinięty pępowiną wokół szyi. Być może kręcz szyi powstał w życiu płodowym dziecka, właśnie przez owinięcie pępowiną. Natomiast moim zdaniem dziecko nie doznało urazu barku podczas porodu. Jestem wręcz zażenowany postępowaniem tych państwa. Wielokrotnie pisali do mnie i dyrekcji szpitala, podważając moje kompetencje i znajdując kolejne zarzuty, jak na przykład nieścisłości w prowadzeniu dokumentacji. Czy to jest takie ważne? Uważam, że powinni być mi wdzięczni za szybką i właściwą reakcję, która uratowała życie ich syna – mówi nam dr Zbigniew Pietruski i nie ukrywa swojego wzburzenia. W przasnyskim szpitalu pracuje od około dziesięciu lat, wcześniej wiele lat pracował w Ciechanowie.
Bojarscy zwrócili się o pomoc w rozwiązaniu sprawy do dyrektora szpitala. Ten poprosił o opinie specjalistów – konsultantów wojewódzkich w Warszawie.
– Specjalista do spraw położnictwa i ginekologii nie stwierdził żadnych błędów. Konsultant wojewódzki w dziedzinie neonatologii, z powodu braku dostarczonych przez państwa Bojarskich dokumentów oraz bez zbadania dziecka, nie był w stanie ustosunkować się do prośby o sporządzenie opinii. Natomiast wypowiedział się okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej. Ten nie stwierdził żadnych nieprawidłowości w czynnościach wykonywanych przez lekarza. Co więcej, podkreślił, że dzięki doświadczeniu doktora Pietruskiego i jego szybkiej interwencji dziecko urodziło się żywe i zdrowe – mówi nam dyrektor Jerzy Sadowski. – Okręgowy Sąd Lekarski również umorzył postępowanie przeciwko doktorowi Pietruskiemu, potwierdzając, że wszelkie decyzje i działania związane z porodem były prawidłowe.
Bojarscy złożyli na początku 2013 roku pozew w Sądzie Okręgowym w Ostrołęce oraz zawiadomienie do prokuratury o narażenie ich synka na niebezpieczeństwo i ciężkie uszkodzenie ciała podczas porodu. Prokuratura w Pułtusku rozpoczęła śledztwo.
...
Nas tam nie bylo ale trzeba byc wrazliwym na sygnaly tego typu .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 15:18, 21 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Rekordowe kolejki do lekarzy. Czy ten problem da się rozwiązać?
Czy uda się rozwiązać problem kolejek do lekarzy?
Bartosz Arłukowicz ma dziś przedstawić tzw. pakiet kolejkowy. Zmiany te, według ministra, rozwiążą problem dostępu do specjalistów i innych świadczeń zdrowotnych. A problem jest poważny. Świadczą o tym choćby wpisy, jakie użytkownicy Onetu zamieścili na łamach naszego portalu. "Rok i 9 miesięcy czekał mój tata (85 lat) na operację zaćmy. Doczekał, a ilu nie doczekało, Nie dożyło wyznaczonego terminu? Prywatnie - 3 tysiące - pisze internautka używająca nicku "corka".
Szef resortu zdrowia przedstawił już plan premierowi Donaldowi Tuskowi. Resort przygotował kilka wariantów, ale pewne jest, że znacznie wzmocniona zostanie rola lekarzy rodzinnych w systemie opieki nad pacjentem.
Po tym jak Tusk zobowiązał ministra, aby do wiosny przedstawił pakiet rozwiązań, które rozładują kolejki pacjentów do lekarzy, w resorcie zdrowia trwały prace nad propozycjami. Resort nie chce na razie ujawnić proponowanych rozwiązań.
Według ogólnych zapowiedzi premiera i ministra zdrowia będą to rozwiązania, które wzbudzą dużo emocji i będą "bolesne".
- Wrócimy do systemu znaczącej roli lekarza rodzinnego, zmiany będą bardzo bolesne - zapowiedział Arłukowicz. Minister proponuje m.in. rozszerzenie katalogu badań, które może zlecić lekarz podstawowej opieki zdrowotnej (POZ). Takie zmiany lekarze rodzinni postulują od dawna, bo jak tłumaczą, obecnie nie mogą np. skierować pacjenta na echo serca lub badania hormonów tarczycy T3 i T4, a pacjentów odsyłają wówczas do specjalistów.
Lekarze rodzinni nie wykluczają, że gdy resort zaproponuje obniżenie stawki kapitacyjnej, nie podpiszą umów na nowych warunkach.
Internauci, którzy dyskutowali na temat kolejek do lekarzy byli niemal jednogłośni. Opisywane przez nich przypadki pokazują, że pacjenci na poradę czy zabieg czekają zdecydowanie za długo.
"8 miesięcy do ortopedy z kręgosłupem. Wizyta trwała AŻ 2 minuty" - pisze "wieslaw". "Pilna operacja biodra - 2020..." - to wpis osoby, która podpisała się jako "BB". "2 miesiące oczekiwania na badanie rezonansem magnetycznym córki - na skierowaniu było »CITO« - relacjonuje internauta o nicku "xxxx".
"Mam schorzenie tarczycy, kilkanaście miesięcy temu przeszłam terapię z użyciem radioaktywnego jodu. W tym roku powinnam zgłosić się na wizytę kontrolną u endokrynologa. Nie zgłoszę się, bo w styczniu dowiedziałam się, że »na ten rok już nie ma terminów«" - pisze o swoich problemach "Zocha".
Z kolei "Marta" przekonuje, że "w tym kraju lepiej dopuścić, by człowiek wylądował na wózku i stracił zdolność do wykonywania pracy, dać mu rentę, niż »zafundować« operację ratującą mu zdrowie i sprawność".
Śledząc dyskusję na forum Onetu można dojść do wniosku, że naprawdę nieliczni pacjenci mogą liczyć na krótki termin wizyty u specjalisty. "Ja to mam szczęście, dzwonię i już tego samego dnia mnie przyjmują lub następnego. Nie wiem jak to jest. Wizyty kardiologa (1 dzień) ginekolog (1 dzień) lekarz rodzinny (kilka minut). Tylko na dentystę czekam 2 tygodnie. Ale gdyby bolał ząb to też tylko kilka minut (wszystko na NFZ). Jestem mieszkanką Zabrza" - napisała "Ami".
Zdecydowanie przeważają bowiem takie wpisy jak ten, którego autorem jest "Zosia": "Mojej 85-letniej cioci wyznaczono termin operacji biodra na 2026 rok. O_o".
"Kolejki do specjalisty to sztuczny tłok spowodowany pazernością lekarzy na pieniądze, gdyby ten pseudo specjalista przychodził do pracy tak jak inni zatrudnieni na umowę o pracę to w trakcie swej dniówki przyjąłby wszystkich oczekujących, a jak to wygląda? przychodzi o której mu pasuje, albo wcale. Pacjenci czekają i czekają.... Przychodzi pielęgniarka i informuje że w dniu dzisiejszym przyjęć nie będzie. A co w tym czasie robi SPECJALISTA?, przyjmuje w prywatnej przychodni" - ocenia "OTOON".
Zdaniem byłego ministra zdrowia Marka Balickiego, obecnie brakuje systemu wskazywania, kto ma obowiązek zająć się pacjentem, a świadczeniodawcy są nastawieni jedynie na zysk, a nie opiekę nad pacjentem.
- Gdy ktoś wychodzi np. od lekarza POZ z rozpoznaniem choroby nowotworowej, to gubi się w systemie, bo nie wie, gdzie ma się zgłosić, a w szpitalu otrzymuje informacje, że musi czekać w kilkumiesięcznej kolejce - podkreślił Balicki.
- Musi powstać system wskazywania, kto ma obowiązek przyjąć takiego pacjenta - dodał. Ponadto według Balickiego słabością obecnego systemu jest brak nadzoru nad świadczeniodawcami.
Z kolei Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia, organizacji skupiającej lekarzy rodzinnych, stawka kapitacyjna, którą obecnie otrzymują lekarze za przypisanych do nich pacjentów, nie wzrosła od 2008 r. i już dziś jest za niska, więc żaden lekarz POZ nie zgodzi się, aby w ramach tej samej stawki miał wykonywać jeszcze dodatkowe badania i procedury.
...
Praykleiliscie sie do koryta to sobie radzcie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:28, 21 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Prof. Paweł Lampe dla WP.PL o raku trzustki: w Polsce leczymy najwyżej 10 proc.
W Polsce wśród 7 tysięcy ludzi, którzy rocznie zapadają na raka trzustki, leczymy najwyżej 10 proc., tylko dlatego, że diagnostyka jest kiepska. Próbują leczyć nowotwór i robią to źle. Tam, gdzie zrobiono centralizację, czyli w krajach skandynawskich, w Holandii, w Szkocji, uzyskano natychmiast poprawę wyników leczenia. Bo nawet ci chorzy, których się leczy paliatywnie, mają mało powikłań i żyją dłużej. Podczas gdy w Polsce szanse na przeżycie 5 lat ma 1 proc. chorych, to w Japonii - jak podają niektóre publikacje - nawet 30 proc. W związku z tym jest się o co szarpać - mówi w wywiadzie z Wirtualną Polską prof. Paweł Lampe, chirurg ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.
Ewa Koszowska: Umieralność z powodu raka trzustki jest bardzo wysoka i stawia tę chorobę na czwartym miejscu wśród najbardziej śmiertelnych nowotworów. Dlaczego tak dużo mówi się o raku piersi, a milczy o raku trzustki?
Prof. Paweł Lampe: Jest to wstydliwa choroba w polskim systemie ochrony zdrowia dlatego, że jest niedoszacowana. U nas, jak się kogoś zabije na ulicy, to się dostaje jakiś wyrok - mniejszy, większy - różnie. Tymczasem my właściwie wśród tych 7 tysięcy ludzi, którzy rocznie zapadają na raka trzustki, leczymy najwyżej 10 proc., tylko dlatego, że diagnostyka jest kiepska. Rak trzustki - mówiąc najogólniej - może być położony w trzech miejscach: w głowie, w trzonie i w ogonie tego narządu. W przypadku, gdy nowotwór jest położony w głowie trzustki, to ten chory najczęściej żółknie. Jeśli ma szczęście to trafi do mądrego doktora, który nim właściwie pokieruje diagnostycznie. Ale jeśli jest - za przeproszeniem - z Koziej Wólki, to go kierują do szpitala zakaźnego, gdzie leży miesiąc, i ten miesiąc jest stracony. Nikt mu tam zapewne tomografii nie zrobi. Podają mu dietetyczne zupki, oznaczają niektóre badania i po miesiącu wychodzi żółty, jak był. Dopiero potem kierują go na tomografię. Ponieważ ten chory w międzyczasie może mieć uszkodzone nerki, to i tomografię boją się zrobić. Na wszelki wypadek robią ją więc bez kontrastu albo z jego małą ilością. Dzięki temu badanie nic nie wykazuje. W związku z tym w chwili, kiedy chory jest jako tako zdiagnozowany, rak jest już dawno nieoperacyjny.
Ta choroba to wyrok śmierci. Pacjenci, u których zostanie wykryty guz trzustki z przerzutami, najczęściej żyją od trzech do sześciu miesięcy.
- Na całym świecie obowiązuje centralizacja, certyfikacja i standaryzacja postępowania. U nas nic takiego nie występuje. "Każdy wuj na swój strój" - próbują leczyć nowotwór i robią to źle. Tam, gdzie zrobiono centralizację, czyli w krajach skandynawskich, w Holandii, w Szkocji, uzyskano natychmiast poprawę wyników leczenia. Bo nawet ci chorzy, których się leczy paliatywnie, mają mało powikłań i żyją dłużej. Podczas gdy w Polsce szanse na przeżycie 5 lat ma 1 proc. chorych, to w Japonii - jak podają niektóre publikacje - nawet 30 proc. W związku z tym jest się o co szarpać. U nas się o to nie walczy. Co więcej, szpital, który oferuje dużo tych procedur, utonie w długach. W naszej klinice czasami mamy dwie operacje dziennie, co powoduje, że dajemy dyrektorowi szpitala 12 tysięcy w plecy. Operacja bez komplikacji jest niedoszacowana na ok. 6 tysięcy zł, a wiadomo, że przy tak rozległych operacjach, co któraś musi się powikłać. I wtedy jest już duży kłopot finansowy.
Jakie są objawy, na co powinniśmy zwrócić uwagę? Czy możemy się jakoś przed tym rakiem bronić?
- Największą szansę mamy wtedy, gdy rak dotyczy głowy trzustki, wówczas chory zżółknie. Z kolei chorzy na raka trzonu trzustki są miesiącami leczeni przez lekarzy domowych albo przez ortopedów z powodu bólu w plecach. A ból występujący w okolicy kręgosłupa jest w zasadzie objawem dość późnym i wtedy już na pewno nie można tego raka w żaden sposób wyleczyć. Natomiast rak ogona trzustki najczęściej objawia się przez wahania glikemii ze względu na bliskie sąsiedztwo żyły śledzionowej, której inwazja przez nowotwór powoduje błyskawiczne przerzuty do wątroby, co jest bardzo niebezpieczne.
Do operacji nadaje się niewielka liczba pacjentów?
- U nas w Klinice Chirurgii Przewodu Pokarmowego w Katowicach takich pacjentów jest bardzo dużo, bo rozeszło się, że potrafimy to robić. Myślę, że operujemy dużą część tego, co reszta szpitali. Operacja raka głowy trzustki, czyli prawej strony - pankreatoduodenektomia - jest długotrwałą procedurą. Trzeba się jej nauczyć i przeprowadzać we właściwy sposób, żeby nie pojawiały się powikłania. Dobrze jest mieć wyrozumiałego dyrektora, który będzie znosił niedoszacowanie, o którym wszyscy dobrze wiedzą. Co więcej, gdyby chcieć operować tak, jak to robią na świecie, czyli wtedy kiedy nacieczone są również naczynia i doliczyć do tego jeszcze cenę nowoczesnej protezy, to o zbilansowaniu kosztów nie ma mowy. Nikt nie jest w stanie udźwignąć takich zobowiązań. Zatem ci, którzy mają takie nacieczone naczynia w Polsce nie uzyskają pomocy.
Kto najczęściej choruje na tego typu raka? Co go powoduje?
- Zawsze myślałem, i tak mówiłem studentom, że to jest choroba ludzi starych. Dopóki w ostatnim czasie nie zgłosiło się kilku trzydziestolatków z rakiem trzustki, co zupełnie zmieniło mój pogląd na ten temat.
Jest to dla pana zaskoczeniem?
- Absolutnie. Zaczynają chorować ludzie, u których z racji wieku nigdy się tego nowotworu nawet nie podejrzewało.
Jak przebiega choroba?
- Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie dlatego, że my nie znamy biologii tego nowotworu. Rak końcowego odcinka drogi żółciowej i nowotwór głowy trzustki przebiegają tak samo, tak iż większość ośrodków traktuje je jako jedną chorobę. A są to biologicznie kompletnie dwa różne nowotwory, mimo że się leczy się je tą samą procedurą, czyli stosując pankreatoduodenektomię .
Na czym polega leczenie?
- Jeśli nie da się tej choroby radykalnie zoperować, to leczenie polega na stworzeniu możliwości odpływu żółci (żeby chory nie żółkł) i stworzeniu drogi pokarmowej. Robi się chirurgicznie dwa bajpasy w przewodzie pokarmowym (żółciowy i pokarmowy). Niekiedy potrzebny jest trzeci bajpas, który polega na odbarczeniu przewodu trzustkowego. Bywa bowiem, że przewód ten ulega wielkiemu rozdęciu i jest u chorych przyczyną dolegliwości bólowych. Teraz pojawiło się dla chorych światełko w tunelu dzięki temu, że Amerykanie wymyślili tzw. elektroporację, która polega na uszkodzeniu błon komórkowych nowotworów za pomocą prądu o specjalnej charakterystyce, co w praktyce sprowadza się do wprowadzenia czterech elektrod do tkanki guza i - jak podaje literatura - nieodwracalnej elektroporacji błon komórkowych nowotworu. Do dziś podobną metodę stosuje się w przypadku guzów wątroby - nazywa się to termoablacją. Natomiast w okolicach naczyń nacieczonych przez guz nie można nadmiernie podnieść temperatury, bo wówczas uszkodzeniu ulegnie naczynie.
Jak działa elektroporacja?
- Powoduje mikroperforację błon komórkowych nowotworu, nie uszkadzając struktur kolagenowych takich, jakie są w naczyniach. Jeśli się to sprawdzi, to cała ta chirurgia, jaką my uprawiamy, odejdzie do lamusa. W Polsce, w ośrodkach akademickich wykonano kilka takich operacji. Przeprowadzono je również w dwóch prywatnych ośrodkach: w Warszawie oraz w Częstochowie. To jest właściwie całe nasze doświadczenie. Na świecie zoperowano w ten sposób kilka tysięcy chorych, najwięcej w klinice w Bostonie. W tym roku - 12 czerwca - z okazji czterdziestolecia naszej kliniki organizujemy tzw. V Międzynarodowe Dni Trzustkowe, podczas których spróbujemy podsumować polskie doświadczenia w zabiegach z zastosowaniem NanoKnife (nowoczesne urządzenie służące do niszczenia komórek nowotworowych za pomocą prądu elektrycznego - przyp. red.).
Większym problemem jest rozpoznanie nowotworu czy jego leczenie?
- W Polsce jedno i drugie jest potężnym kłopotem. Odsetek leczonych ludzi dlatego jest tak mały, że za późno stawiane jest właściwe rozpoznanie. Wówczas niemożliwe staje się wykonanie operacji w zamiarze leczącym, ponieważ choroba jest już zaawansowana.
Rozmawiała Ewa Koszowska, Wirtualna Polska
prof. dr. hab. n. med.Paweł Lampe - kierownik Katedry i Kliniki Chirurgii Przewodu Pokarmowego Samodzielnego Publicznego Centralnego Szpitala Klinicznego Śląskiej Akademii Medycznej. Autor ponad 200 prac naukowych w czasopismach polskich i zagranicznych, współautor trzech patentów i dwóch projektów wynalazczych, licznych podręczników chirurgicznych, laureat wielu nagród, między innymi ministra zdrowia i opieki społecznej za opracowanie biostatycznej protezy przełyku. Członek Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego.
...
Zaledwie 10% ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:21, 24 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Tomasz Pajączek | Onet
Pracownicy Pogotowia Ratunkowego we Wrocławiu ogłosili strajk włoski
Skarżą się na system pracy i zapowiadają walkę o swoje prawa. Pracownicy Pogotowia Ratunkowego we Wrocławiu ogłosili strajk włoski. Teraz wszystkie obowiązki mają wykonywać powoli – z przesadną dokładnością. Ale jak podkreślają – jeśli stan pacjenta będzie poważny, zapominają o strajku, bo życie ludzkie jest najważniejsze.
Autorzy protestu, który został zamieszczony na Facebooku nie chcą ujawnić swoich danych, bo w liście „desperacji” mówią o mobbingu, a także o pressingu, jaki na pracowników ma wywierać kierownictwo pogotowia. Ogłaszając strajk włoski domagają się wyższych pensji i partnerskiego traktowania na linii dyrekcja – pracownik.
Przeczytaj pełną treść protestu Pogotowia Ratunkowego we Wrocławiu:
"!!! DO WSZYSTKICH PRACOWNIKÓW POGOTOWIA RATUNKOWEGO WE WROCŁAWIU !!!
list otwarty do przyjaciół ratowników ze szpitali, oddziałów ratunkowych, dyspozytorów z CPR'u, WCPR'u, DPS'ów, POZ'ów i innych placówek medycznych.
Nie od dziś wiadomo, że grono ratownicze, jako zawód bez prawnego usystematyzowania w działaniu, nie ma możliwości formalnej walki o swoje prawa.
Pracujemy za głodowe stawki, bez prawa do przerwy, łatamy dziury w systemie, pracujemy w upale, na mrozie, w ciemności, brudzie, błocie i codziennie zbieramy na siebie wszystkie złości społeczeństwa. Stanowimy swoistą granicę, stoimy pomiędzy społeczeństwem, a systemem ochrony zdrowia.
Dziś decydenci w firmie, której przyszło nam pracować (Pogotowie Ratunkowe we Wrocławiu), zdecydowali za nas o konieczności realizacji WSZYSTKICH zgłoszeń w trybie alarmowym, przy użyciu sygnałów ambulansów.
To nie pierwsza absurdalna decyzja kierownictwa i dyrektorstwa Pogotowia w ostatnim czasie.
- Przyznano nam głodowe podwyżki pensji, w zamian za znaczne ograniczenie przywilejów premiowych.
- Zmieniono zapis w ubezpieczeniach OC i AC karetek z narzuceniem udziału własnego do kwoty 4000zł!
- Planowane jest usunięcie czterech zespołów specjalistycznych z rejonu miasta Wrocławia.
- Za każde przewinienie jesteśmy zastraszani konsekwencjami w postaci: utraty premii, rozmów "na dywaniku", pisania wyjaśnień, spraw sądowych, a nawet zwolnienia !!!
W stosunku do dyspozytorów z Centrum Powiadamiania Ratunkowego stosuje się pressing kierownictwa i nakazuje się przyjmowanie KAŻDEGO zgłoszenia kierowanego przez numer alarmowy. Brak ochrony prawnej dla dyspozytorów, a nawet wsparcia ze strony kierownictwa, w przypadku skarg i zażaleń ze strony społeczeństwa, a także wysokie restrykcje, stawiają naszych kolegów od telefonów pod murem, jednocześnie wymagając od nich samodzielności w działaniu i odpowiedzialności za podjęte decyzje, przy niskich zarobkach.
KOLEDZY I KOLEŻANKI RATOWNICY !!!
Apelujemy do Was, by zjednoczyć się i zacząć walczyć o przysługujące nam prawa, o godne wynagrodzenie, o partnerskie traktowanie na szczeblu dyrektor - pracownik, o samodzielność w podejmowaniu decyzji, o pełne wsparcie przełożonych w przypadku skarg i zażaleń. Jednocześnie prosimy o zachowanie rozsądku i wykonywanie swoich czynności bez uchybień, aby najbardziej poszkodowanym w naszym proteście nie został pacjent. Pamiętajcie, że najważniejsi są PACJENCI !!!
Z racji tego, że Związki Zawodowe nie są w stanie zainterweniować w sprawie naszego środowiska, nie mają możliwości reprezentowania osób pracujących na podstawie umów cywilno-prawnych (kontrakt), prosimy o zjednoczenie się i wspólną walkę o przysługujące nam prawa.
JAK BĘDZIEMY WALCZYĆ? - zgodnie z zasadami STRAJKU WŁOSKIEGO.
- PO PIERWSZE - DBAMY O WŁASNE BEZPIECZEŃSTWO !!!
- Pamiętajmy o czasach gotowości do wyjazdu, niezależnie od kodyfikacji zgłoszenia - NIE OPÓŹNIAMY WYJAZDÓW !!!
- Zgodnie z najnowszym zarządzeniem dyrekcji - WSZYSTKIE zgłoszenia realizujemy w kodzie alarmowym, jednakże PRZESTRZEGAJĄC PRZEPISÓW RUCHU DROGOWEGO !!! - stosujemy się do ograniczenia prędkości, znaków zakazów i nakazów.
- Każdemu pacjentowi wykonujemy pełną diagnostykę przedszpitalną: badanie fizykalne, pomiar parametrów: BP, HR, SPO2, EKG, poziom glikemii, badanie neurologiczne. Od każdego pacjenta zbieramy rzetelny wywiad. Każdemu pacjentowi zakładamy dostęp dożylny i utrzymujemy drożność wkłucia. Wobec każdego pacjenta stosujemy tlenoterapię.
- Każdego pacjenta przewozimy do rejonowego szpitala.
- Rzetelnie wypełniamy karty wyjazdowe - włącznie z pieczątkami, kartami odmów, kartami konsultacyjnymi po odmowie.
- Zgodnie z zasadami BHP - dopuszczalny ciężar dla kobiet: 15kg, dla mężczyzn: 50kg - jeżeli ciężar pacjenta przekracza dopuszczalne wartości - WZYWAMY DODATKOWY ZESPÓŁ DO POMOCY !!!
- W sprawach newralgicznych - kontaktujemy się z CPR'em pod numerem alarmowym, gdzie wszystkie rozmowy są nagrywane.
!!! UWAGA !!!
- NIE OPÓŹNIAMY WYJAZDÓW !!!
- NIE OPÓŹNIAMY ZGŁOSZENIA PO ZAKOŃCZENIU ZLECENIA
- NIE WYSTAJEMY POD Izbami Przyjęć/SORami po przekazaniu pacjenta
JEŻELI STAN PACJENTA BĘDZIE NAPRAWDĘ POWAŻNY - ZAPOMNIJMY O STRAJKU !!! Najważniejsze jest życie ludzkie !!!
Z racji tego, że w Pogotowiu Ratunkowym we Wrocławiu, dość często spotykamy się ze zjawiskiem MOBBINGU, na profilu strajkowym zostały ukryte wszystkie listy mogące ujawnić dane osobowe osób popierających protest.
Kolegów i koleżanki po fachu, prosimy o wsparcie i pomoc w proteście".
>>>
To sie zaczelo !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 23:07, 27 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Pielęgniarki krytykują nowe normy zatrudnienia
Przedstawicielki środowiska pielęgniarek skrytykowały w czwartek na posiedzeniu sejmowej komisji zdrowia normy zatrudnienia, mające obowiązywać od 1 kwietnia. Wiceminister zdrowia Sławomir Neumann zadeklarował, że w poniedziałek kierownictwo resortu zajmie się tą sprawą.
Według pielęgniarek, nowy wzór liczenia norm nie uwzględnia faktycznego czasu poświęcanego pacjentowi przez pielęgniarkę.
Obecny na posiedzeniu komisji wiceminister zdrowia Sławomir Neumann zadeklarował, że kierownictwo resortu w poniedziałek zdecyduje, czy wydłużyć vacatio legis rozporządzenia, które wprowadza nowe normy. Zaznaczył jednak, że było ono długie i trwało 18 miesięcy.
- W poniedziałek na kierownictwie postawimy tę sprawę (…), żeby poważnie zastanowić się nad ewentualnym przedłużeniem (vacatio legis - red.) o pół roku czy o rok - powiedział Neumann. Zastrzegł jednak, że formalnie rozporządzenie nie może być zmienione już od 1 kwietnia, "bo ścieżka legislacyjna rozporządzenia jest trochę dłuższa". - Nie jest to aż tak chyba groźne, żebyśmy na przykład tydzień czy dwa normalnie procedowali – dodał.
Także obecny na posiedzeniu komisji wiceminister zdrowia Aleksander Sopliński wskazał, że przepisy z rozporządzenia z 28 grudnia 2012 r. dotyczące minimalnych norm zatrudnienia pielęgniarek zaczną obowiązywać od 1 kwietnia tego roku.
- Rozporządzenie określa sposób, w jaki można obliczyć minimalne normy zatrudnienia, ale nie narzuca, jakie są minimalne normy zatrudnienia – podkreślił Sopliński. Dodał, że głównym celem jest zapewnienie bezpieczeństwa pacjenta. Przypomniał, że na etapie procedowania tego rozporządzenia były spotkania z samorządem pielęgniarskim.
Jak mówił, podczas prac sprawdzano także, jak nowe przepisy wpłyną na zatrudnienie pielęgniarek. - W trakcie prac jedne zakłady określały, że to spowoduje wzrost zatrudnienia, inne, że nie - mówił. Zapewnił, że także po wejściu rozporządzenia w życie resort zdrowia będzie analizował, jak wpływa to na zatrudnienie pielęgniarek.
Przypomniał, że dyrektor powinien określać zatrudnienie w porozumieniu z samorządem pielęgniarskim i ewentualnie związkami zawodowymi w danym szpitalu.
Prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych Grażyna Rogala-Pawelczyk przypomniała, że w rozporządzeniu, we wzorze wyliczenia minimalnego zatrudnienia, uwzględniono m.in. system klasyfikacji pacjentów w zależności od kategorii opieki, z podziałem na czas, jaki pielęgniarka poświęca na opiekę nad danym pacjentem.
- Rozporządzenie nie zawiera jednak wyliczonych czasów na każdą z kategorii pacjenta, a w projekcie rozporządzenia takie czasy były podane (…). Rozporządzenie nie pozwala na prawidłowe obliczanie norm zatrudnienia - argumentowała.
Dodała, że środowisko pielęgniarek może przygotować takie wyliczenia, ale wymaga to co najmniej kilku miesięcy. Dlatego NIPiP postuluje, aby odsunąć wejście w życie nowych przepisów do końca roku i powołać w resorcie zdrowia zespół ds. zmian w rozporządzeniu.
Jak mówiła Rogala-Pawelczyk, w rozporządzeniu obniżono ponadto czas pielęgnacji pośredniej, czyli czas poświęcany na prowadzenie dokumentacji medycznej, transport pacjenta na blok operacyjny lub do poradni diagnostycznej. - Powinien być wprowadzony zapis, że obsada nie może być mniejsza niż dwie pielęgniarki/położne na zmianę na oddziale - zaznaczyła.
Czesław Hoc (PiS) zwracał uwagę, że nowe normy zatrudnienia wchodzą w niekorzystnych okolicznościach, ponieważ pielęgniarek zaczyna brakować, coraz mniej nowych się kształci, a średnia wieku obecnie pracujących to 47 lat. - Dodatkowo jest znaczne rozwarstwienie płac w świecie medycznym, pielęgniarki zarabiają zbyt mało - mówił.
Według Hoca rząd przygotował normy, które dają dużą dowolność dyrektorom szpitali co do liczby zatrudnionych pielęgniarek i niektórzy, szukając oszczędności, będą zatrudniać np. jedną pielęgniarkę na oddziale na zmianie.
O odłożenie wejścia w życie nowego rozporządzenia do stycznia 2015 r. apelowali na posiedzeniu komisji także społeczny doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego Maciej Piróg i wiceprezes Pracodawców RP Andrzej Mądrala.
...
Jak oni ustala normy to strach sie bac .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:11, 03 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Pielęgniarki oburzone. Nowe zapisy spowodują redukcje zatrudnienia?
Podkarpackie pielęgniarki są rozczarowane zapisami rozporządzenia ministra zdrowia o normach zatrudnienia. - Tak źle w pielęgniarstwie jeszcze nie było - mówi Halina Kalandyk, przewodnicząca podkarpackich struktur Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Jej zdaniem już teraz brakuje pielęgniarek na wielu oddziałach, a te, które pracują, są przemęczone fizycznie i psychicznie. Taka sytuacja zdaniem naszego gościa zagraża bezpieczeństwu i zdrowiu pacjentów, a pielęgniarki obawiają się, że dyrektorzy placówek wykorzystując zapisy rozporządzenia będą jeszcze przeprowadzać redukcje zatrudnienia.
Jak poinformowała Halina Kalandyk, pielęgniarki będą chciały nagłaśniać w mediach przypadki zbyt małej obecności pielęgniarek na szpitalnych oddziałach, po to, aby pacjenci wiedzieli, gdzie opieka nad nimi będzie niewystarczająca.
Halina Kalandyk dodała, że średni wiek pielęgniarki to 47 lat, na Podkarpaciu średnia pensja to 2500-3000 złotych brutto - łącznie z dyżurami nocnymi i świątecznymi. Wiele kobiet z wykształceniem pielęgniarskim nie podejmuje pracy w tym zawodzie ze względu na niskie zarobki.
...
Oczywiscie srednie podaja z nagodzinami tak jakby praca ponad 8 godzin swiadczyla o wysokich dochodach .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:14, 07 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
"Gazeta Wyborcza": pierwsze dzieci z rządowego in vitro
Dziewięć miesięcy temu rząd zaczął dopłacać niepłodnym parom do leczenia metodą in vitro. Właśnie zaczęły przychodzić na świat pierwsze dzieci z tego programu – czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Gazeta przytacza przykłady szczęśliwych małżeństw, które w ten sposób doczekały się potomstwa. Przypomina także warunki, na jakich można przystąpić do tego programu.
Wkrótce urodzi się kolejnych kilkaset dzieci z rządowego programu. W styczniu – czyli po pół roku jego trwania – Ministerstwo Zdrowia informowało o 701 ciążach potwierdzonych klinicznie, w połowie marca – już o blisko 1300.
Więcej w "Gazecie Wyborczej".
>>>
HURRA CIESZY SIE WYBORCZA ! A ODPADY POJDA NA KREMY ! REDAKTORKI WYBORCZEJ BEDA POPRAWIAC CERE ,,PLODAMI " SUPER PELNIA SZCZESCIA ! Auschwitz Invitrau !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:33, 18 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Rynek Zdrowia
O naginaniu prawa
Ministerstwo Zdrowia stosuje instrumentalną interpretację przepisów, łamiąc prawo, które samo ustanowiło - oceniają nasi rozmówcy, których zapytaliśmy o wnioski kontrolerów NIK, analizujących pracę Rady Przejrzystości AOTM w kontekście wydawania zgód na refundację leków off-label (poza zarejestrowanymi wskazaniami) w oparciu o art. 40 ustawy refundacyjnej.
Kilkanaście dni po wejściu w życie ustawy refundacyjnej Ministerstwo Zdrowia nowelizowało dokument, aby zapobiec paraliżowi w farmakoterapii z powodu braku możliwości refundacji leków poza zarejestrowanymi wskazaniami. Wprowadzony w pośpiechu art. 40 ust. 1 umożliwiał refundację leków o wskazaniach odmiennych niż określone w charakterystyce produktu leczniczego (ChPL), jeżeli jest to niezbędne dla ratowania życia lub zdrowia pacjentów oraz w przypadku braku alternatywnej metody leczenia innym środkiem refundowanym, po wydaniu opinii przez Radę Przejrzystości.
Zdaniem Krzysztofa Łandy, prezesa Fundacji Watch Health Care i spółki Meritum L.A., jedną z przyczyn zamieszania w zakresie refundacji leków, poza zarejestrowanymi wskazaniami, jest niedbalstwo ustawodawcy.
Instrumentalne działanie
- W pierwotnych wersjach projektu ustawy o refundacji leków były zapisy, według których dopiero refundacja nowych cząsteczek miała być rozpatrywana zgodnie z ChPL. Bez zmian pozostawała refundacja leków stosowanych od lat w wielu niezarejestrowanych wskazaniach, o ugruntowanej pozycji w lecznictwie. W toku prac nad ustawą dokonano zmiany - przypomina Krzysztof Łanda.
W efekcie resort wysyłał do AOTM setki zleceń na ocenę leków off-label, nawet jeśli przedmiotem tych zleceń były pierwsze lub kolejne odpowiedniki leków już refundowanych we wskazaniach pozarejestracyjnych.
W swoim raporcie NIK odnotował, że "zdaniem członków Rady, objęcie refundacją na podstawie art. 40 ust. 1 ustawy nowego produktu zawierającego substancję czynną, która jest już finansowana ze środków publicznych w danym wskazaniu wykraczającym poza ChPL, jest pod względem prawnym niewłaściwe".
- Ten przykład pokazuje złą legislację, a następnie jej instrumentalną interpretację, nastawioną zawsze tylko na oszczędności NFZ. Z jednej strony interpretacja MZ uniemożliwia refundację off-label leków aptecznych, tworząc sztuczną blokadę w dostępie do refundacji, przeciwko czemu protestują lekarze. Z drugiej strony resort daje sobie prawo obejmowania refundacją leków off-label w szpitalnictwie, przesuwając całe grupy pacjentów na tańsze generyki, nawet jeśli nie mają one zarejestrowanego danego wskazania. Raz wolno, raz nie wolno, a za każdym razem jest ten sam argument - oszczędności - ocenia mec. Paulina Kieszkowska-Knapik z kancelarii Baker & McKenzie.
Błędne założenia?
- Art. 40 ustawy refundacyjnej budzi wątpliwości natury prawnej od chwili jego nowelizacji w styczniu 2012 roku. Jest to mechanizm mający ratować błędne u podstaw założenia systemu refundacji leków, iż treść ChPL odpowiada aktualnej wiedzy medycznej, a więc w konsekwencji, że zastosowanie leku poza ChPL nie jest bezpieczne. Wobec powyższego w treści art. 40 przewidziano szczegółowe przesłanki, których spełnienie pozwala ministrowi zdrowia wydać decyzję o objęciu leku refundacją we wskazaniu nieprzewidzianym w ChPL - przypomina Maciej Hamankiewicz, prezes NRL.
Z opinii Rady Przejrzystości wynika jednak, że wbrew przesłankom, wydawane były decyzje o objęciu refundacją leków będących kolejnymi odpowiednikami produktów już finansowanych w danym wskazaniu wykraczającym poza ChPL.
- W powyższym zakresie problemem zatem jest nie tyle treść art. 40 ustawy refundacyjnej, ale sposób jego stosowania przez ministra zdrowia. Skoro pojawiają się informacje, że niektóre działania Ministerstwa Zdrowia mogą być uznane za niezgodne z prawem, to oczywiście odpowiednie organy państwa powinny takie informacje zweryfikować. W kwestii refundacji leków, gdzie w grę wchodzą ogromne środki finansowe, niezbędna jest transparentność i rzetelność w podejmowaniu decyzji - uważa prezes Hamankiewicz.
W ocenie samorządu lekarskiego oparcie systemu refundacji leków na treści ChPL, a nie na wskazaniach aktualnej wiedzy medycznej, od początku było błędne. Procedura objęcia refundacją leku poza wskazaniem z ChPL podważa przyjętą przez ustawodawcę zasadę i jako konstrukcja ulepszająca coś, co z założenia jest błędne, nie może stanowić remedium na "chore" założenia systemu refundacji leków. Oparcie systemu refundacji leków na wskazaniach ChPL jest jednym z elementów systemu, który miał ograniczyć wydatki na leki refundowane i tylko w takim zakresie rozwiązanie to się sprawdziło.
Sabotaż pracy Agencji?
- Powróćmy do rozwiązania: refundacja według aktualnej wiedzy medycznej, ograniczenie do ChPL tylko wobec leków nowo wprowadzanych na rynek. Pamiętajmy, że jeśli konsekwentnie zakazujemy stosowania leków poza wskazaniami rejestracyjnymi, to generujemy dodatkowe koszty. Na rynku są innowacyjne leki, np. w chorobach rzadkich, ale droższe niż ich tańsze generyczne odpowiedniki, które nie mają zarejestrowanych wskazań - mówi dr Łanda i wskazuje na jeszcze jeden aspekt:
- Rada Przejrzystości en bloc przyjmuje decyzje o refundacji leków o ugruntowanej pozycji w lecznictwie, przy czym nie tylko Rada, ale cała Agencja blokowana jest bezsensownymi zleceniami, co zmniejsza jej wydajność ze szkodą dla systemu. Kolejka wniosków o ocenę technologii nielekowych sięga już 5 lat. Czy to jest dywersja, by zablokować pracę AOTM?
O wąskim gardle, jakim stał się wymóg wydania opinii Rady w ciągu dwóch tygodni, mówi też Jacek Krajewski, prezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie: - Już ponad dwa lata temu mówiliśmy o zawężeniu możliwości ordynowania leków. Wydawanie decyzji do refundacji leków off-label miało to rozwiązać. Z raportu NIK można wnioskować, że te działania resortu zdrowia nie do końca są zgodne z prawem.
Prezes Krajewski podkreśla, że wszyscy są zgodni, iż należy racjonalizować gospodarkę lekiem. Ale autorzy ustawy refundacyjnej, mimo uwag krytycznych, zabrnęli za daleko, działając na granicy prawa. - Nasza inicjatywa ustawodawcza idąca w kierunku wpisania do ustawy refundacyjnej możliwość zastosowania leku zgodnie ze wskazaniami klinicznymi, to wyciągnięcie ręki w stronę Ministerstwa Zdrowia. To rozwiązanie odblokuje obecną sytuację.
Dyskusja o ordynowaniu
- Przyjęcie, wraz z wejściem w życie ustawy refundacyjnej, modelu finansowania produktów wyłącznie w wybranych bądź wszystkich zarejestrowanych wskazaniach, w przeciwieństwie do wcześniej obowiązującego systemu refundacji produktu jako takiego, otworzyło dyskusję o zasadach ordynowania leków w ramach off-label. Polskie prawo nie jest precyzyjne w zakresie odpowiedzialności czy zasad przepisywania leków poza wskazaniami. Kwestia ta powinna zostać odpowiednio uregulowana, ponieważ są to dość częste praktyki - w zdecydowanej większości przypadków korzystne dla pacjentów - ocenia Łukasz Sławatyniec, kierujący praktyką farmaceutyczną w kancelarii Deloitte Legal.
Jego zdaniem również system finansowania produktów stosowanych poza wskazaniami powinien zostać znowelizowany, gdyż dzisiejsza regulacja jest odpowiedzią na problem braku dostępności wielu terapii powstały z dniem wejścia w życie ustawy refundacyjnej. W praktyce jednak okazuje się, że aby osiągnąć cel, regulacja musi być naginana.
Być może wystarczyłoby delikatne przeredagowanie przepisu, ale lepiej zastanowić się nad powrotem do koncepcji refundowania stosowania produktów, a nie określonych wskazań. Wtedy rozwiążemy dwa problemy - zmienność zarejestrowanych wskazań, które na bieżąco mogą być aktualizowane, ale i konieczność zgrywania cen produktów w ramach kilku decyzji o objęciu refundacją w różnych wskazaniach. Przecież czasem większa populacja stosujących produkt pacjentów może być argumentem za propozycją innej ceny, także bardziej korzystnej z punktu widzenia pacjenta lub płatnika.
Jednak zdaniem mec. Pauliny Kieszkowskiej-Knapik, sprawa nie jest taka prosta. Poprzedni system refundacyjny "odróżniał" leki szpitalne i apteczne; nowy wrzucił obie kategorie leków do jednego worka.
Prawny chaos
- W sprzedaży aptecznej klient może wybrać inny lek niż przepisany na recepcie, dopłacić różnicę, kupić lek nierefundowany. W szpitalu pacjenci są skazani na leki kupione przez świadczeniodawcę. W dodatku szpitale muszą kupić leki w cenie mieszczącej się w limicie refundacji. Jednocześnie w przypadku leków szpitalnych każdy lek ma wydawaną osobną decyzję refundacyjną na każde wskazanie - tłumaczy prawniczka.
- O ile w przypadku zakresu aptecznego można byłoby wrócić do stanu sprzed 2012 roku, to w zakresie leków szpitalnych resort będzie musiał wykazać się większą pomysłowością, jak rozwiązać ten prawny chaos - dodaje mec. Kieszkowska-Knapik.
Ważne jest bezpieczeństwo stosowania leków poza wskazaniami, ochrona przed marketingiem firm farmaceutycznych, kwestia dbałości o budżet płatnika, szczególnie w sytuacji, gdy chodzi o nielimitowaną refundację apteczną, ale jednocześnie państwo nie powinno instrumentalnie traktować przepisów prawa, a raczej zastosować zgodne z prawem rozwiązania dotyczące kontroli wydatków na leki.
LUIZA JAKUBIAK
...
I tak jest caly czas .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:35, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
NFZ będzie refundował na białaczkę tylko leki generyczne
Od 1 lipca 2014 r. NFZ nie będzie refundował oryginalnego leku na białaczkę. Glivec zostanie zastąpiony tańszymi lekami generycznymi. Część pacjentów protestuje przeciw tej decyzji, obawiając się, że zamienniki okażą się mniej skuteczne.
....
Zamienniki maja byc skuteczne !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:23, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Wielomiesięczne kolejki do lekarzy. Na wizytę do ortodonty trzeba czekać 11,5 miesiąca
Ponad 11,5 miesiąca trzeba średnio czekać na wizytę do ortodonty. Bardzo trudno dostać się też do ortopedy i stomatologa - wynika z najnowszego Barometru Fundacji Watch Health Care, która bada dostępność do świadczeń zdrowotnych w Polsce. Wciąż trudno szybko umówić się na wizytę do onkologa. Jak wynika z danych zebranych przez Wirtualną Polskę w niektórych centrach onkologii w Polsce czas oczekiwania konsultację wynosi nawet 50 dni.
Bartosz Arłukowicz ogłosił w marcu wprowadzenie tzw. pakietu kolejkowego. Jak mówi Wirtualnej Polsce Krzysztof Bąk, rzecznik ministerstwa zdrowia, pakiet trafił do konsultacji społecznych. Są to projekty aktów prawnych, które mają zmniejszyć kolejki do lekarzy specjalistów. Ma również zostać wprowadzona szybka terapia onkologiczna, która zakłada, że oprócz szybkiej diagnostyki i leczenia pacjent będzie miał swojego koordynatora, który przeprowadzi go przez cały proces leczenia. Po zakończeniu leczenia pacjent wróci do lekarza podstawowej opieki medycznej. Zgodnie z zapowiedziami ministerstwa zostaną zniesione też limity przyjęć do onkologów.
Kiedy pakiet kolejkowy wejdzie w życie? Jak mówi Krzysztof Bąk do końca roku podpisane są kontrakty placówek z NFZ, zmiany będą mogły więc wejść w życie od 2015 roku. Rzecznik ministerstwa zdrowia zaznacza, że w przypadku onkologii zmiany są możliwe szybciej, nie chce jednak podawać terminów. - Wejdą w życie wtedy, gdy projekty ustaw przejdą normalna ścieżkę legislacji. Mamy nadzieję, że stanie się to w najszybszym możliwym terminie - dodaje.
Pacjenci muszą uzbroić się w cierpliwość. Choć jak wynika z najnowszego Barometru WHC na przełomie lutego i marca 2014 roku kolejki skróciły się (w porównaniu z końcem zeszłego roku), to i tak średni czas oczekiwania na "gwarantowane" świadczenia wynosi ok. 2,5 miesiąca. - Poprawił się dostęp do świadczeń, ale nie jest to trend długofalowy - mówi Joanna Łapa z Fundacji WHC. Zwraca uwagę, że wciąż problemem jest czas oczekiwania na konsultację specjalistyczną. - Specjalistami, do których dostęp jest najbardziej ograniczony są m.in. ortodonci, na wizytę do których czeka się aż 11,5 miesiąca. Trzy miesiące temu czas oczekiwania wynosił 9,5 miesiąca - mówi Joanna Łapa.
Wciąż dużym problemem jest dostęp do onkologów. Joanna Łapa zwraca uwagę, że gdyby opierać się tylko na danych liczbowych, to w porównaniu z dostępnością do innych specjalistów, czas oczekiwania na wizytę do onkologa wynosi poniżej jednego miesiąca. Problem jest jednak etapowość leczenia. Jak zauważają twórcy Barometru WHC "ze względu na szczególny charakter świadczeń onkologicznych nawet najmniejsze opóźnienie w rozpoznaniu i podjęciu leczenia może mieć katastrofalne skutki dla pacjenta". Tylko na badania cytogenetyczne trzeba czekać niemal 4 miesiące.
Twórcy Barometru policzyli, że pacjent z rakiem płuc na rozpoczęcie leczenia musi czekać w Polsce średnio ok. pół roku. Przykładowo, brytyjskie standardy mówią, że czas od pierwszej wizyty pacjenta onkologicznego u lekarza POZ do rozpoczęcia leczenia nie powinien być dłuższy niż 2 miesiące. W Wielkiej Brytanii w 90 proc. przypadków te standardy są spełnione.
W zderzeniu z rzeczywistością
Sprawdziliśmy, jak długo trzeba czekać w kolejce do onkologa w głównych centrach onkologii w Polsce. Reporterka Wirtualnej Polski wcieliła się w rolę pacjentki z rozpoznaniem raka szyjki macicy i próbowała zarejestrować się telefonicznie do centrum w każdym województwie. Rozmawialiśmy też o kolejkach z rzecznikami prasowymi tych ośrodków. Informacje o okresie oczekiwania na pierwszą wizytę u onkologa, której udzielili nam rzecznicy oraz terminy wizyt zaproponowanych naszej reporterce w rejestracji różnił się nawet o 30 dni.
Sama rejestracja to często godziny spędzone przy słuchawce telefonu. Telefonicznie pacjent nie umówi się na wizytę w krakowskim Centrum Onkologii, gdzie zapisy do lekarza prowadzone są jedynie osobiście. Natomiast najtrudniej dodzwonić się do Zachodniopomorskiego Centrum Onkologii, po wielu próbach udało nam się umówić na 30 czerwca. Podczas rejestracji dowiedzieliśmy się, że często pacjenci przyjmowani są przed wyznaczonym terminem, jeżeli zgłoszą się osobiście do Centrum, ze względu na osoby, które rejestrują się, następnie rezygnują z wizyty, ale nie informują o tym lekarza.
Jak długo w rzeczywistości trzeba czekać w kolejce do onkologa? W każdej placówce sytuacja wygląda inaczej. Rozpiętość terminów sięga nawet dwóch miesięcy. Najdłużej czeka pacjent Centrum Onkologii w Bydgoszczy, gdzie na wizytę ma się stawić po 50 dniach od rejestracji. Podobnie sytuacja wygląda w Gdańsku i Wrocławiu, w tych miastach z lekarzem spotkamy się za miesiąc. W kolejnych ośmiu województwach sprawa kolejek wygląda podobnie – wizyta może odbyć się już po tygodniu - tak jest m.in. w Lubuskim Ośrodku Onkologii oraz Wielkopolskim Centrum Onkologii. W kolejce natomiast w ogóle nie czeka osoba, która zgłosi się do opolskiego oraz białostockiego Centrum Onkologii.
Przy rejestracji warto zaznaczyć, jak dowiedzieliśmy się o chorobie oraz jakie badania już przeszliśmy, ponieważ może to skrócić oczekiwanie na wizytę. Większość placówek ma przewidzianą pulą miejsc dla pilnych przypadków. Tak jest np. w Świętokrzyskim Centrum Onkologii w Kielcach, gdzie początkowo zaproponowana wizyta przesunęła się o 6 dni po krótkiej rozmowie na temat historii choroby. Jak zaznacza rzecznik Dolnośląskiego Centrum Onkologii Maciej Kozioł "czas oczekiwania zależy często od indywidualnej sytuacji danego pacjenta".
Przedstawiciele centrów zwracają uwagę, że na kolejkę do danego specjalisty onkologii wpływa wiele czynników. Jakich? - Trudno jednoznacznie określić liczbę osób oczekujących na wizytę, gdyż pacjenci zapisują się na wizyty z dużym wyprzedzeniem, niejednokrotnie ustalając terminy kilku kolejnych wizyt. Ponadto problematycznym jest sztuczne tworzenie kolejek przez realizację prawa pacjenta do wyboru lekarza. Niejednokrotnie zdarza się, że pomimo wolnych miejsc pacjent odmawia wizyty w danym gabinecie, ponieważ woli korzystać z porad innego lekarza - tłumaczy Wirtualnej Polsce prof. Elżbieta Starosławska z Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej.
Z kolei w Centrum Onkologii w Gliwicach kolejka na oddział radioterapii dziś to ok. 300 osób, bo jak mówi rzecznik gliwickiego centrum Magdalena Markowska, placówka w tej dziedzinie jest wiodącym ośrodkiem na terenie Polski, dlatego pacjenci przyjeżdżają do niego z całego kraju. Magdalena Markowska podkreśla, że termin wizyty wydłuża się i skraca, ponieważ napływ pacjentów nie jest identyczny przez cały rok.
Krzysztof Bąk z MZ pytany o kolejki w centrach onkologii przypomina, że nie ma rejonizacji i to pacjent decyduje, w której placówce chce się leczyć. Dodaje, że różnice w czasie oczekiwania na wizytę w centrach w różnych częściach kraju wynikają z tego, że do dużych ośrodków zgłasza się więcej pacjentów, co przekłada się na czas oczekiwania na wizytę.
"Nie trzeba czekać"
Przedstawiciele fundacji WHC analizując dla WP.PL pomysł ministerstwa dotyczący pakietu kolejkowego zwracają uwagę, że "gdyby rząd chciał znieść limity to nie musi czekać do przyszłego roku, może to zrobić od jutra obiecując, że rozliczy wszystkie nadwykonania szpitalom". Ich zdaniem "obietnice dotyczące onkologii są sprzeczne z działaniami rządu, (...)a co więcej rząd przyjął niedawno projekt ustawy, który wprowadza obostrzenia biurokratyczne i ogranicza budżet na opiekę trans graniczną". Zwracają też uwagę, że jeśli limity w onkologii zostaną zniesione (bez wzrostu nakładów finansowych), to powstaje pytanie – którym dziedzinom medycyny zostaną zabrane pieniądze i którzy pacjenci będą dłużej czekać?
Agata Zając, Paulina Gumowska, Wirtualna Polska
...
Niestety takie sa realia .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:13, 23 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Lekarze skarżą się na oczernianie w sieci
- Uważam, że to nie jest w porządku. Ludzie, którzy wpisują swoje opinie, są bezkarni, ponieważ są anonimowi - powiedział Jan Moczkowski, ortopeda. Lekarze coraz częściej skarżą się na oczernianie ich w sieci. Kontrowersje budzi m.in. portal znanylekarz.pl, na którym pacjenci anonimowo mogą oceniać medyków. Ci narzekają, że często złośliwa plotka jest traktowana jak wiarygodna informacja, a oni nie mają szans na obronę. Prawnicy twierdzą tymczasem, że lekarze powinni znosić krytykę. Przedstawiciele portalu mówią zaś, że dzisiejszy internet jest platformą wymiany opinii i dotyczy to "każdej aktywności".
>>>
Oczywiscie nie wszystko co pisza jest faktem .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:04, 24 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Agata Cygan | Onet
Rodzić bez pieniędzy w polskim szpitalu
Mimo, że odebranie porodu to usługa, która w państwowej placówce przysługuje każdej kobiecie za darmo, praktyka pokazuje, że pojęcie to może być rozumiane na wiele sposobów.
Za co musisz zapłacić?
"Zwykły" poród (poród naturalny)to świadczenie zdrowotne, mieszczące się w grupie usług standardowych, za które w państwowym szpitalu w ramach ubezpieczenia zdrowotnego płacić nie musimy. Każda przyszła matka powinna mieć zapewnioną bezpłatną opiekę medyczną w trakcie ciąży, porodu oraz połogu.
Co innego, jeśli zdecydujemy się wyjść ponad standard i poza pomocą w sprowadzeniu na świat naszego dziecka, zażądamy od szpitala czegoś więcej. Jakie "przyjemności" musimy sfinansować z własnej kieszeni? Dedykowana położna, pielęgniarka anestezjologiczna, dedykowany położnik, jednoosobowa sala, poród rodzinny, poród w wodzie i inne rodzaje porodów, dodatkowe łóżko bądź kanapa dla osoby towarzyszącej, znieczulenie zewnątrzoponowe, cesarskie cięcie na życzenie czy tzw. porady laktacyjne.
Warto jednak zaznaczyć, że nie tylko wysokość opłaty, ale i sam fakt jej istnienia jest zależny od danej placówki. W niektórych ośrodkach za określoną usługę (np. poród rodzinny) płaci się nawet kilkaset złotych, w innych - nie kosztuje ona przysłowiowej złotówki.
Dlaczego musisz zapłacić?
O ile część ze wspomnianych opłat wydaje się mieć logiczne uzasadnienie, pobieranie niektórych zdaje się mijać z logiką. Jedynymi opłatami, jakie szpitale mogą pobierać na podstawie obowiązujących przepisów, są bowiem koszty tzw. dodatkowej opieki pielęgnacyjnej, sprawowanej przez bliską osobę bądź inną osobę wskazaną. O ile opiekę tę sprawuje osoba obca (np. dedykowana położna), koszty wydają się zasadne, ale jeśli oferuje ją ktoś bliski? W tym wypadku zapłacić musimy za wszelkie potrzebne „akcesoria", takie jak np. - odzież ochronna, dodatkowe łóżko, fotel, a także energia, ciepło, woda itp.
Jak się okazuje, także pozostałe opłaty można uzasadnić. Ustawa o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta z 2008 roku informuje bowiem, że pacjent ponosi koszty realizacji praw, jeżeli realizacja tych praw skutkuje kosztami poniesionymi przez podmiot leczniczy. Są to więc usługi, z których możemy, ale nie musimy korzystać, a więc w przypadku ich wyboru - narażamy placówkę na dodatkowy koszt. Klient wymaga - klient płaci.
Oczywiście opłaty różnią się w zależności od tego, jaki cennik obowiązuje w danej placówce, a ten - od jej standardu i lokalizacji. Co więcej, niektóre z nich rezygnują z ustalonych kwot za określone usługi (np. za poród rodzinny), decydując się na pobieranie tzw. zwrotu kosztów, jakie poniesie szpital w związku z ich wykonaniem.
Poród nieubezpieczony
Z powyższego wynikać może, że poród to świadczenie zdrowotne bezpłatne wyłącznie dla osób posiadających ubezpieczenie. Tymczasem osoby, legitymujące się obywatelstwem polskim oraz mieszkające na terytorium RP, które znajdują się w stanie ciąży, porodu i połogu,także mają prawo do bezpłatnych świadczeń zdrowotnych.
Pacjentka, chcąca skorzystać z tego prawa (nie posiadająca ubezpieczenia), musi jedynie okazać dokumenty potwierdzające zamieszkanie i obywatelstwo oraz złożyć wymagane oświadczenie o braku ubezpieczenia. W takiej sytuacji płatnikiem udzielanych świadczeń zdrowotnych jest Skarb Państwa. Narodowy Fundusz Zdrowia regularnie uiszcza bowiem opłaty za takie pacjentki, a ministerstwo zdrowia zwraca koszty funduszowi.
Niestety, doświadczenie pokazuje, że przepisy często mocno rozmijają się z rzeczywistością. Nadal nie brakuje przypadków ciężarnych, które mimo, że szukały pomocy w szpitalach, posiadających kontrakty z NFZ, otrzymywały odmowę w sprawie bezpłatnego przyjęcia...
Ile kosztuje ciąża?
Niewątpliwie ciąża to okres niezwykły, trudno jednak ukrywać, że jest także - niezwykle kosztowny. Wizyty kontrolne (wprawdzie NFZ je refunduje, ale w niektórych przychodniach czas oczekiwania na swoją kolej zniechęciłby nawet najbardziej cierpliwą mamusię), dodatkowe badania (poza USG, morfologią, badaniem moczu i poziomu glukozy badania są płatne), ewentualne lekarstwa i suplementy (w okresie ciąży wiele kobiet cierpi np. na niedobór żelaza), zdrowsza niż dotychczas dieta, kosmetyki (kremy przeciwko roztopom, specjalny żele i płyny do higieny intymnej itp.), odzież ciążowa, wyprawka dla dziecka...
No cóż. Poród, który dla wielu zdaje się być już tylko ukoronowaniem 9-miesięcznej przygody, jest raczej koronnym dowodem na to, że bezpłatna opieka medyczna w Polsce - to nadal mit.
>>>
Tak to jest .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:56, 26 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Wielomiesięczne kolejki do lekarzy. Na wizytę do ortodonty trzeba czekać 11,5 miesiąca
Ponad 11,5 miesiąca trzeba średnio czekać na wizytę do ortodonty. Bardzo trudno dostać się też do ortopedy i stomatologa - wynika z najnowszego Barometru Fundacji Watch Health Care, która bada dostępność do świadczeń zdrowotnych w Polsce. Wciąż trudno szybko umówić się na wizytę do onkologa. Jak wynika z danych zebranych przez Wirtualną Polskę w niektórych centrach onkologii w Polsce czas oczekiwania konsultację wynosi nawet 50 dni.
Bartosz Arłukowicz ogłosił w marcu wprowadzenie tzw. pakietu kolejkowego. Jak mówi Wirtualnej Polsce Krzysztof Bąk, rzecznik ministerstwa zdrowia, pakiet trafił do konsultacji społecznych. Są to projekty aktów prawnych, które mają zmniejszyć kolejki do lekarzy specjalistów. Ma również zostać wprowadzona szybka terapia onkologiczna, która zakłada, że oprócz szybkiej diagnostyki i leczenia pacjent będzie miał swojego koordynatora, który przeprowadzi go przez cały proces leczenia. Po zakończeniu leczenia pacjent wróci do lekarza podstawowej opieki medycznej. Zgodnie z zapowiedziami ministerstwa zostaną zniesione też limity przyjęć do onkologów.
Kiedy pakiet kolejkowy wejdzie w życie? Jak mówi Krzysztof Bąk do końca roku podpisane są kontrakty placówek z NFZ, zmiany będą mogły więc wejść w życie od 2015 roku. Rzecznik ministerstwa zdrowia zaznacza, że w przypadku onkologii zmiany są możliwe szybciej, nie chce jednak podawać terminów. - Wejdą w życie wtedy, gdy projekty ustaw przejdą normalna ścieżkę legislacji. Mamy nadzieję, że stanie się to w najszybszym możliwym terminie - dodaje.
Pacjenci muszą uzbroić się w cierpliwość. Choć jak wynika z najnowszego Barometru WHC na przełomie lutego i marca 2014 roku kolejki skróciły się (w porównaniu z końcem zeszłego roku), to i tak średni czas oczekiwania na "gwarantowane" świadczenia wynosi ok. 2,5 miesiąca. - Poprawił się dostęp do świadczeń, ale nie jest to trend długofalowy - mówi Joanna Łapa z Fundacji WHC. Zwraca uwagę, że wciąż problemem jest czas oczekiwania na konsultację specjalistyczną. - Specjalistami, do których dostęp jest najbardziej ograniczony są m.in. ortodonci, na wizytę do których czeka się aż 11,5 miesiąca. Trzy miesiące temu czas oczekiwania wynosił 9,5 miesiąca - mówi Joanna Łapa.
Wciąż dużym problemem jest dostęp do onkologów. Joanna Łapa zwraca uwagę, że gdyby opierać się tylko na danych liczbowych, to w porównaniu z dostępnością do innych specjalistów, czas oczekiwania na wizytę do onkologa wynosi poniżej jednego miesiąca. Problem jest jednak etapowość leczenia. Jak zauważają twórcy Barometru WHC "ze względu na szczególny charakter świadczeń onkologicznych nawet najmniejsze opóźnienie w rozpoznaniu i podjęciu leczenia może mieć katastrofalne skutki dla pacjenta". Tylko na badania cytogenetyczne trzeba czekać niemal 4 miesiące.
Twórcy Barometru policzyli, że pacjent z rakiem płuc na rozpoczęcie leczenia musi czekać w Polsce średnio ok. pół roku. Przykładowo, brytyjskie standardy mówią, że czas od pierwszej wizyty pacjenta onkologicznego u lekarza POZ do rozpoczęcia leczenia nie powinien być dłuższy niż 2 miesiące. W Wielkiej Brytanii w 90 proc. przypadków te standardy są spełnione.
W zderzeniu z rzeczywistością
Sprawdziliśmy, jak długo trzeba czekać w kolejce do onkologa w głównych centrach onkologii w Polsce. Reporterka Wirtualnej Polski wcieliła się w rolę pacjentki z rozpoznaniem raka szyjki macicy i próbowała zarejestrować się telefonicznie do centrum w każdym województwie. Rozmawialiśmy też o kolejkach z rzecznikami prasowymi tych ośrodków. Informacje o okresie oczekiwania na pierwszą wizytę u onkologa, której udzielili nam rzecznicy oraz terminy wizyt zaproponowanych naszej reporterce w rejestracji różnił się nawet o 30 dni.
Sama rejestracja to często godziny spędzone przy słuchawce telefonu. Telefonicznie pacjent nie umówi się na wizytę w krakowskim Centrum Onkologii, gdzie zapisy do lekarza prowadzone są jedynie osobiście. Natomiast najtrudniej dodzwonić się do Zachodniopomorskiego Centrum Onkologii, po wielu próbach udało nam się umówić na 30 czerwca. Podczas rejestracji dowiedzieliśmy się, że często pacjenci przyjmowani są przed wyznaczonym terminem, jeżeli zgłoszą się osobiście do Centrum, ze względu na osoby, które rejestrują się, następnie rezygnują z wizyty, ale nie informują o tym lekarza.
Jak długo w rzeczywistości trzeba czekać w kolejce do onkologa? W każdej placówce sytuacja wygląda inaczej. Rozpiętość terminów sięga nawet dwóch miesięcy. Najdłużej czeka pacjent Centrum Onkologii w Bydgoszczy, gdzie na wizytę ma się stawić po 50 dniach od rejestracji. Podobnie sytuacja wygląda w Gdańsku i Wrocławiu, w tych miastach z lekarzem spotkamy się za miesiąc. W kolejnych ośmiu województwach sprawa kolejek wygląda podobnie – wizyta może odbyć się już po tygodniu - tak jest m.in. w Lubuskim Ośrodku Onkologii oraz Wielkopolskim Centrum Onkologii. W kolejce natomiast w ogóle nie czeka osoba, która zgłosi się do opolskiego oraz białostockiego Centrum Onkologii.
Przy rejestracji warto zaznaczyć, jak dowiedzieliśmy się o chorobie oraz jakie badania już przeszliśmy, ponieważ może to skrócić oczekiwanie na wizytę. Większość placówek ma przewidzianą pulą miejsc dla pilnych przypadków. Tak jest np. w Świętokrzyskim Centrum Onkologii w Kielcach, gdzie początkowo zaproponowana wizyta przesunęła się o 6 dni po krótkiej rozmowie na temat historii choroby. Jak zaznacza rzecznik Dolnośląskiego Centrum Onkologii Maciej Kozioł "czas oczekiwania zależy często od indywidualnej sytuacji danego pacjenta".
Przedstawiciele centrów zwracają uwagę, że na kolejkę do danego specjalisty onkologii wpływa wiele czynników. Jakich? - Trudno jednoznacznie określić liczbę osób oczekujących na wizytę, gdyż pacjenci zapisują się na wizyty z dużym wyprzedzeniem, niejednokrotnie ustalając terminy kilku kolejnych wizyt. Ponadto problematycznym jest sztuczne tworzenie kolejek przez realizację prawa pacjenta do wyboru lekarza. Niejednokrotnie zdarza się, że pomimo wolnych miejsc pacjent odmawia wizyty w danym gabinecie, ponieważ woli korzystać z porad innego lekarza - tłumaczy Wirtualnej Polsce prof. Elżbieta Starosławska z Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej.
Z kolei w Centrum Onkologii w Gliwicach kolejka na oddział radioterapii dziś to ok. 300 osób, bo jak mówi rzecznik gliwickiego centrum Magdalena Markowska, placówka w tej dziedzinie jest wiodącym ośrodkiem na terenie Polski, dlatego pacjenci przyjeżdżają do niego z całego kraju. Magdalena Markowska podkreśla, że termin wizyty wydłuża się i skraca, ponieważ napływ pacjentów nie jest identyczny przez cały rok.
Krzysztof Bąk z MZ pytany o kolejki w centrach onkologii przypomina, że nie ma rejonizacji i to pacjent decyduje, w której placówce chce się leczyć. Dodaje, że różnice w czasie oczekiwania na wizytę w centrach w różnych częściach kraju wynikają z tego, że do dużych ośrodków zgłasza się więcej pacjentów, co przekłada się na czas oczekiwania na wizytę.
"Nie trzeba czekać"
Przedstawiciele fundacji WHC analizując dla WP.PL pomysł ministerstwa dotyczący pakietu kolejkowego zwracają uwagę, że "gdyby rząd chciał znieść limity to nie musi czekać do przyszłego roku, może to zrobić od jutra obiecując, że rozliczy wszystkie nadwykonania szpitalom". Ich zdaniem "obietnice dotyczące onkologii są sprzeczne z działaniami rządu, (...)a co więcej rząd przyjął niedawno projekt ustawy, który wprowadza obostrzenia biurokratyczne i ogranicza budżet na opiekę trans graniczną". Zwracają też uwagę, że jeśli limity w onkologii zostaną zniesione (bez wzrostu nakładów finansowych), to powstaje pytanie – którym dziedzinom medycyny zostaną zabrane pieniądze i którzy pacjenci będą dłużej czekać?
Agata Zając, Paulina Gumowska, Wirtualna Polska
....
Znow superowo ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:43, 30 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Rynek Zdrowia
Państwo musi im pomóc
Choć do tej pory zdiagnozowano około 8 tysięcy różnych jednostek tzw. chorób rzadkich, to wiedza na ich temat jest wciąż niewystarczająca, a pacjenci napotykają wiele barier w walce o życie. Począwszy od diagnostyki, po leczenie i na akceptacji społecznej kończąc. Podnoszone są głosy, że skoro nie potrafimy takich chorych wyleczyć, to państwo nie powinno ponosić olbrzymich kosztów na ich terapie.
- Ci chorzy mają takie samo prawo do opieki medycznej jak pozostali pacjenci, a państwo ma obowiązek im to zagwarantować - mówi prof. Piotr Fiedor z Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej Instytutu Transplantologii I Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Choroby rzadkie towarzyszą cywilizacji od jej zarania. Dokładne opisy takich przypadków powstały już w XIX wieku. Jednak ich faktyczne odkrycie dla świata nastąpiło wraz z rozwojem genetyki w ostatnim 50-leciu. Dzięki nowym metodom diagnostycznym wciąż też przybywa kolejnych grup chorób rzadkich.
Postęp medycyny nie zmienia faktu, że nadal diagnostyka takich przypadków, a także proces leczenia przysparza wiele trudności. Jak podkreślają eksperci główny problem wynika właśnie z rzadkiego występowania tych schorzeń. Zdiagnozowanie przez lekarza choroby, z którą praktycznie się nie spotyka, nie jest zadaniem łatwym.
Jak dbamy o chorych?
- Członkostwo w Unii wymusiło na nas stworzenie Narodowego Planu dla Chorób Rzadkich. Jednak program, o którym mowa, praktycznie był gotowy od dawna. Już w 2008 r. powołano przy resorcie zdrowia Zespół ds. Chorób Rzadkich, któremu zlecono koordynowanie polityki państwa w zakresie terapii i opieki nad takimi chorymi oraz wnioskowanie, które terapie uwzględniają standardy leczenia najnowszymi produktami leczniczymi znajdującymi się na liście zatwierdzonej przez Komisję Europejską - mówi prof. Piotr Fiedor i przyznaje, że jednak faktycznie wymogi Komisji Europejskiej sprawiły, że system opieki nad pacjentami z chorobami rzadkimi ujrzał w Polsce światło dzienne.
W jego opinii faktyczne wdrożenie zasad zawartych w stworzonym programie daje szanse na stworzenie kompleksowej opieki nad pacjentami z chorobami rzadkimi, której dziś dotkliwie brakuje.
Nasz rozmówca zwraca uwagę, że choroby rzadkie dotykają w Polsce ok. 3 mln osób. Są to choroby najczęściej genetyczne, przewlekłe i postępujące. Jednym z głównych problemów systemu opieki nad takimi pacjentami w kraju jest ich późne diagnozowanie.
- Aż połowa chorych diagnozowana jest dopiero w okresie dorosłości, choć często pierwsze objawy zauważalne są wkrótce po narodzinach - zaznacza ekspert.
Wczesna diagnostyka daje lekarzom więcej czasu na walkę z chorobą. Im wcześniej zastosowana zostanie terapia - o ile taka jest dostępna - tym skuteczniej ograniczane jest występowanie objawów choroby i związanych z nią powikłań, to zaś pozwala wydłużyć czas życia chorego.
Profesor Fiedor podkreśla, że poprawa wczesnej diagnostyki jest obecnie jednym z największych wyzwań w opiece nad pacjentami z rzadkimi chorobami. - Wydaje się, że dobrym posunięciem resortu zdrowia jest dopuszczenie pediatrów i internistów do podstawowej opieki zdrowotnej. Ci specjaliści mają zdecydowanie większe doświadczenie kliniczne we wczesnej diagnostyce i leczeniu chorób rzadkich od lekarzy rodzinnych. Dzięki temu jest szansa, że diagnostyka takich pacjentów będzie przebiegać szybciej - zaznacza.
Edukować trzeba nie tylko lekarzy
Jak przekonuje ekspert, w kraju mamy niedostateczną wiedzę na temat chorób rzadkich. - Edukacja w tym zakresie jest w Polsce na poziomie zerowym. Chorób rzadkich nie zna nasze społeczeństwo, a często nawet doświadczeni lekarze. W efekcie osobom zdrowym takich pacjentów i ich rodziny jest trudno zaakceptować, przez to są oni wykluczeni z życia społecznego, co dla chorych jest dodatkowym utrudnieniem - zwraca uwagę prof. Piotr Fiedor.
Dodaje: - W toku nauki student uczy się, że jest choroba Hurler-Scheie’a, zespół Huntera, ale nie dowiaduje się, że są to choroby rzadkie. Edukacja powinna być pod tym kątem zmieniona, podobnie student w części edukacji farmakologicznej powinien mieć jasny przekaz, które leki są przeznaczone do terapii chorób rzadkich.
Lekarzy broni prof. Anna Tylki-Szymańska z Instytutu Pomnika - Centrum Zdrowia Dziecka: - Mamy bardzo dobrych lekarzy, zwłaszcza pediatrów, jak i innych specjalistów, a ich wiedza na temat chorób rzadkich jest coraz lepsza. Dzięki inicjatywie Stowarzyszenia Chorych na Mukopolisacharydozę (MPS) i Choroby Rzadkie od 12 lat organizowane są w kraju konferencje naukowe dla lekarzy, podczas których mogą oni poszerzyć swoją wiedzę właśnie w zakresie chorób rzadkich. Zapraszani są wykładowcy z kraju i z zagranicy. Muszę przyznać, że zainteresowanie tą tematyką jest zaskakująco duże i to nie tylko wśród polskich lekarzy, ale również naszych kolegów zza wschodniej granicy, z którymi staramy się nawiązywać współpracę, jak również konsultować trudne przypadki - stwierdza profesor.
Konieczne nowe regulacje
Poza problemami diagnostycznymi chorzy napotykają także bariery w dostępie do specjalistów. Ze względu na rzadkość takich chorób, a także koszty diagnostyki, skorzystanie z fachowej opieki możliwe jest zazwyczaj w wysoko wyspecjalizowanych ośrodkach.
Jak przyznaje profesor Fiedor, zdarza się, że mamy pojedyncze centra specjalizujące się w danej chorobie. Możliwość dotarcia chorego do takiego ośrodka, niekiedy oddalonego o setki kilometrów, stanowi poważną barierę, głównie finansową.
W opinii naszego rozmówcy właśnie dlatego potrzeba systemowych rozwiązań, które otoczyłyby pacjenta kompleksową opieką, by miał on możliwość skorzystania z pomocy na takim poziomie, na jakim potrzebuje - podkreśla specjalista i dodaje, że priorytetowe znaczenie we wdrażaniu kompleksowej opieki nad chorymi ma wprowadzenie rejestru chorób rzadkich oraz utworzenie sieci ośrodków referencyjnych leczenia tych schorzeń. To także zapisano w Narodowym Planie dla Chorób Rzadkich.
- Konieczne jest też wprowadzenie regulacji prawnych, które precyzowałyby, że choroby rzadkie są osobnym problemem medycznym. W Unii Europejskiej przyjęto, że można mówić o nich wtedy, gdy zostanie zdiagnozowany jeden przypadek kliniczny jakiegoś schorzenia na 2000 urodzeń - zaznacza specjalista.
Takie są możliwości
Leczenie chorób uwarunkowanych genetycznie obecnie opiera się na zmniejszaniu występowania objawów choroby. Jak podkreślają specjaliści, do czasu wdrożenia terapii genowych, nie ma szans na całkowite wyleczenie takiego chorego. Dostępne leczenie jest zaś bardzo kosztowne.
- Chociaż w Polsce co roku zwiększają się wydatki na refundację leków przeznaczonych do leczenia chorób rzadkich (w 2009 r. sięgnęły one 46 mln zł, a w 2010 wzrosły do 136 mln zł), to potrzeby w tym zakresie są wciąż niezaspokojone - stwierdza prof. Fiedor.
Dlatego, jak zauważa prof. Tylki-Szymańska, mówiąc o dostępności leczenia, trzeba brać pod uwagę skuteczność danej terapii. - Jeżeli mamy skuteczny lek, to chory nie ma w kraju ograniczeń w dostępie do niego. Jest jednak wiele drogich terapii, których stosowanie nie zawsze przynosi oczekiwany rezultat - podkreśla ekspertka. - Dlatego, zanim kolejne procedury zostaną objęte refundacją, płatnik oraz Agencja Oceny Technologii Medycznych analizują zasadność ich wdrożenia, a decyzje o włączeniu najbardziej kosztownych terapii dla poszczególnych pacjentów podejmowana jest przez Zespół Koordynacyjny ds. Chorób Ultrarzadkich.
Wysokie koszty związane z leczeniem takich chorych, jak przyznaje prof. Piotr Fiedor, budzą wiele skrajnych emocji. - By ich wydatkowanie było transparentne, choroby te muszą być wyszczególnione w programie finansowym. Także po to, by skończyć dywagacje - czy etyczne jest wydawanie pieniędzy na dwóch pacjentów, za które mógłby utrzymać się cały oddział czy szpital. Dotychczas świadczenia obejmujące choroby rzadkie nie były wydzielone spośród świadczeń ogólnych, taką zmianę wprowadza dopiero opracowywany ministerialny program - podkreśla prof. Fiedor.
- Podobnie środki znajdujące się w dyspozycji resortu nauki, poprzez specjalne programy wdrożeniowe, wzmocniłyby finansowanie ze strony ministra zdrowia. Należy bowiem mieć na uwadze, że choroby rzadkie stanowią permanentne badanie kliniczne, tzn. badanie naukowe odnoszące się do samej oceny jednostki chorobowej, jak również zastosowanej terapii, w tym bezpieczeństwa i skuteczności leczenia dopuszczonymi do obrotu w Unii Europejskiej tzw. lekami sierocymi - dodaje prof. Fiedor.
Leczenie i rehabilitacja
W przypadku rzadkiej, ogólnoustrojowej choroby Cushinga dopiero niedawno zarejestrowano celowaną terapię. Na chorobę Cushinga zapada w Polsce średnio 1 osoba na 100 tys. rocznie.
Dla grupy pacjentów, którzy nie kwalifikują się do leczenia operacyjnego lub sam zabieg się nie powiódł, istnieje opcja terapeutyczna - pasyreotyd działający na przyczynę choroby. Lek zatwierdzono przez EMA w 2012 r., a w ubiegłym roku rozpoczął się proces objęcia refundacją pasyreotydu, który został uznany przez AOTM za skuteczną terapię w leczeniu tych pacjentów.
Gros chorych cierpiących na rzadkie choroby pozostaje jednak bez żadnego leczenia. Dlaczego? Bo nie wynaleziono dla nich jeszcze żadnych leków. Tym chorym pozostaje zapewnienie dostępu do specjalistycznej opieki medycznej często paliatywnej, odpowiedniej rehabilitacji i wparcie psychiczne.
- Trzeba mieć na uwadze, że tak jak chorób genetycznych nie mamy możliwości wyleczyć, tak samo rehabilitacja takich pacjentów nie może doprowadzić do odzyskania przez nich pełnej sprawności. Konieczność rehabilitacji w niektórych chorobach rzadkich jest nadinterpretacją - stwierdza prof. Tylki-Szymańska.
Dodaje: - Efektem tej nadinterpretacji w wielu przypadkach może być jedynie pewne zahamowanie zmian wynikających z choroby. Do tego dochodzi problem braku znajomości chorób rzadkich wśród rehabilitantów/fizjoterapeutów. W efekcie rehabilitacja takich pacjentów często nie opiera się na znajomości patomechanizmu danej choroby i wiedzy fizjoterapeuty, jak w konkretnym przypadku postępować i co proponować. To zaś może przynieść odwrotny od pożądanego skutek.
KATARZYNA LISOWSKA
>>>>
Ta latwo powiedziec . Miejcie tego swiadomosc ze leczenie tych 8 tys . jednostek po 100 chorych moze kosztowac np 1 milion na glowe czyli 800 miliardow ROCZNIE ! Gdy tymczasem na wszysatkich chorych idzie ze 160 mld ... Bo koncerny takie ceny daja . Jedyne co im mozna ulzyc to zniesc te potworne ,,prawa autorskie" ktore pozwalaja koncerna na dowolne ceny za jedna pastylke .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:37, 16 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Mieszkańcy Mąkowarska walczą o przywrócenie karetki pogotowia
Mieszkańcy Mąkowarska blokowali skrzyżowanie dróg: krajowej nr 25 na wybrzeże środkowe i wojewódzkiej do Tucholi i Chojnic. Między 13:00 a 16:00 przechodzili po przejściach dla pieszych. W ten sposób walczą o przywrócenie przez ministerstwo zdrowia i wojewodę stacjonowania w ich miejscowości karetki pogotowia.
Ich zdaniem, powinna ona obsługiwać, tak jak kiedyś, północną część rozległej gminy Koronowo i bardzo ruchliwe zwłaszcza w sezonie turystycznym, drogi w tym rejonie.
Karetkę zabrano w ubiegłym roku, teraz stoi w garażu, ponieważ brak jest decyzji na jej finansowanie. Jak mówi Ewa Siekierska burmistrz Mąkowarska gmina wydała na karetkę blisko 400 tysięcy złotych.
Podobny protest mieszkańcy przeprowadzili dwukrotnie w ubiegłym roku. W 2011 roku minister zdrowia zezwolił, by w Mąkowarsku i Serocku stacjonowały przy ośrodkach zdrowia karetki pogotowia. Później liczbę karetek w województwie zredukowano i zlikwidowano m.in. tę w Mąkowarsku.
...
Dalsze sukcesy chorej sluzby zdrowia ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:55, 17 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Pacjent nie żyje, bo w wolne dni szczegółowo nie badają. Dyrektor czuje się niewinny
Mirosław Blejzyk z Łodzi zmarł na stole operacyjnym -
Mirosław Blejzyk z Łodzi zmarł na stole operacyjnym. W szpitalu, do którego trafił, nie zrobiono mu dokładnych badań. Według lekarki, która przyjęła go na oddział, wykonanie ich jest możliwe tylko w dni robocze, a pacjent trafił na oddział 2 maja, czyli w długi weekend. Kto wprowadził takie zasady? Z nagrań rozmowy lekarki z rodziną pacjenta wynika, że dyrekcja szpitala - informuje Fakt.pl.
Pan Mirosław obudził się rano z silnym bólem brzucha. Żona zawiozła go szpitala im. Jonschera. Pacjenta przyjęto na oddział z rozpoznaniem ostrego zapalenia otrzewnej. – Oddałam męża w ręce, jak mi się wydawało, fachowców – mówi Monika Blejzyk, żona pana Mirosława. Chory spędził na oddziale kilka godzin. Podawano mu leki, ale nie pomagały. Około godz. 17 trafił na stół operacyjny. Wtedy chirurdzy zorientowali się, że ma rozległy krwiak i z podejrzeniem pękniętego tętniaka aorty brzusznej przetransportowali go do szpitala MSW.
– Mąż trafił tam w stanie agonalnym, był reanimowany na izbie przyjęć. Dopiero tam zrobiono mu tomografię, po której ponownie został operowany. Zmarł na stole – żali się pani Monika. Dlaczego pana Mirosława nie zbadano tomografem wcześniej? Dlaczego nie przeprowadzono chociaż badania USG? Pani Monika i jej córki postanowiły się tego dowiedzieć od lekarki, która przyjmowała pacjenta na oddział. Rozmowę z nią nagrały na dyktafon. – Organizacja pracy w tym szpitalu jest taka, że w wolne dni od pracy takich badań nie można wykonywać – tłumaczy lekarka. O szczegóły każde pytać dyrektora szpitala.
W rozmowie z TVN24 dr Paweł Nogal, dyrektor ds. medycznych powiedział, że badania tomografem nie można było tego dnia wykonać z powodów technicznych. Jego zdaniem szpital zrobił wszystko, co do niego należało. Teraz odmawia komentarza. Sprawą zajęła się prokuratura.
....
NAPRAWDE ???!!! ZMARL BO MIELI WOLNE ???!!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:39, 20 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Dawcy szpiku igrają z życiem chorych. Zgłaszają się, a potem rezygnują
Dawcy szpiku zgłaszają chęć pomocy chorym, ale w chwili, gdy znajduje się potrzebujący, rezygnują. O tego typu przypadkach informują "Wiadomości", które przytaczają historię 8-letniej Natalki. – Nie wyobrażam sobie, by zapisać się do banku szpiku, a następnie się wycofać – mówi Maciej Stuhr, który sam oddał szpik sześcioletniej dziewczynce, ratując jej życie.
- Dawcy szpiku muszą ponosić odpowiedzialność za swe decyzje – przypominają lekarze.
Przypadek 8-letniej Natalki jest szczególnie przygnębiający. Pierwszy przeszczep się nie powiódł, drugiego zaś - nie było w ogóle. Dawca wyjechał. Znaleziono trzeciego dawcę, ale ten z kolei - rozmyślił się. – Nie powiedziałam jej teraz, bo poprzednio płakała strasznie, że nikt jej nie chce pomóc. – mówi Aleksandra Kobeszko, matka dziewczynki.
– Doświadczyliśmy w ciągu kilu miesięcy, tylko w 2014 roku kilkukrotnie takiego biegu zdarzeń – mówi prof. Jacek Wachowiak w TVP, onkolog i hematolog.
– Jest to działanie absolutnie nieodpowiedzialne i po prostu okrutne – dodaje Jolanta Żalikowska-Hołoweńko, zastępca dyrektora Poltransplantu.
>>>
Ludzie sie boja ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:03, 24 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Gdy chory się dusił, lekarz jeździł na rowerze?
Pacjent zadławił się i zmarł -
Pacjent sanockiego szpitala zmarł, bo lekarz z oddziału laryngologicznego w godzinach pracy "oddalił się z oddziału w celu uprawiania turystyki rowerowej" – zaalarmował czytelnik portal Nowiny24, który o tym wydarzeniu powiadomił także m. in. sanockiego starostę i burmistrza miasta.
Do wspomnianej tragedii doszło podczas szpitalnego dyżuru z 9 na 10 maja, kiedy to starszy wiekiem pacjent szpitalny śmiertelnie zadławił się posiłkiem. To pielęgniarka wezwała zespół reanimacyjny, ale na oddziale intensywnej terapii nie udało się przywrócić akcji serca.
- Rozmawiałem z panem doktorem, jednoznacznie zaprzeczył, by w godzinach pracy jeździł na rowerze, stwierdził, że to pomówienie – zaprzecza Adama Siembab, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Sanoku. – Moje dementi może zostać uznane za niewiarygodne, więc najrozsądniej będzie, jeśli to zgłoszenie przekażę do prokuratury – zapowiada.
Zmarł, bo był łapczywy?
- Pacjent w podeszłym wieku, który – jak się okazało – miał skłonność do tego, że jadł bardzo łapczywie i szkoda, że jego rodzina nie przekazała nam takiej informacji – wyjaśnia dyr. Siembab. – Faktem jest, że zachłysnął się dużymi kawałkami mięsa. Można mieć do nas pretensje, ale proszę zwrócić uwagę, że nie jesteśmy w stanie posadzić personelu podczas każdego posiłku przy każdym pacjencie, który jest przytomny, sam je i połyka dużymi kęsami.
....
Doniesienia surrealistyczne wrecz ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:47, 27 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Dziennik Łódzki
Łódzkie: dwulatce odmówiono pomocy w trzech lecznicach
Lekarze nie pomogli dwuletniej dziewczynce, bo nie mieli czym wyjąć z jej ciała kleszcza. Jej matka, sama będąca w siódmym miesiącu ciąży, musiała przejechać 50 kilometrów, zanim trafiła do Łodzi, gdzie poradzono sobie z problemem - informuje "Dziennik Łódzki".
Matka mieszka razem z córką w Janowie. W niedzielę zauważyła u dziewczynki kleszcza, który wbił się w ucho. Kobieta nie chciała sama usuwać pajęczaka i pojechała do Ozorkowa, aby szukać pomocy lekarza.
- Kazano nam jechać do szpitala w Łęczycy - mówi kobieta. Do Łeczycy jednak nie pojechała. Wykonała telefon i usłyszała, że nie uzyska pomocy także tam. Potem kobieta razem z córką trafiła do szpitala wojewódzkiego w Zgierzu, gdzie również nie udzielono dziewczynce pomocy. Stamtąd pojechała do Łodzi do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki.
Lekarze, którzy odmówili pomocy dziewczynce, nie widzą nic złego w swoim zachowaniu. W lecznicach, które odwiedziła matka, brakowało albo sprzętu, albo dobrej woli personelu.
>>>
NO NIE !!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:51, 30 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
"Rz": ponad 300 tysięcy Polaków nie wie, że są zakażeni żółtaczką typu C
Nawet ponad 300 tysięcy Polaków nie wie, że są zakażeni żółtaczką typu C - alarmuje "Rzeczpospolita". Lekarze ostrzegają, że w większości przypadków pacjenci zakażani są przez służbę zdrowia. I nalegają na refundowanie nowego, skutecznego leku.
Światowa Organizacja Zdrowia nazwała wirusowe zapalenie wątroby typu C "cichą epidemią". W odróżnieniu od typów A i B, na żółtaczkę typu C nie ma szczepionki. Wirus ten może bezpośrednio doprowadzić do marskości wątroby oraz raka, co w konsekwencji prowadzi do śmierci.
Ponieważ przez wiele lat choroba rozwija się bezobjawowo, pacjenci dowiadują się o niej za późno, kiedy czeka ich przeszczep wątroby z powodu marskości lub gdy – co gorsza – w wątrobie rozwija się już nowotwór - czytamy w "Rz".
Eksperci przypominają, że w przypadku tego wirusa kluczowe jest wykrycie choroby na wczesnym etapie. Wtedy, dzięki nowoczesnym terapiom, żółtaczka może być pokonana w ciągu kilkunastu tygodni.
Czy państwo będzie refundować nową terapię? Ministerstwo Zdrowia tego nie wyklucza, ale zastrzega, że decyzja jeszcze nie jest przesądzona - pisze "Rzeczpospolita".
Wirusowe zapalenie wątroby typu C jest najpoważniejszą chorobą wątroby. Wirus ten często działa podstępnie i bezobjawowo; powodując chroniczną formę zapalenia wątroby, jest nierzadko przyczyną poważnych powikłań, takich jak marskość wątroby, rak wątroby lub choroby reumatyczne, encefalopatia i choroby skóry.
Więcej w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".
>>>
Jeszcze nas strasza !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:12, 30 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Szpital w Gdyni nie przyjął nieprzytomnego dziecka
Szpital w Gdyni Redłowie nie przyjął nieprzytomnego dziecka. Ośmioletnią dziewczynkę, która tonęła w sopockim Aquaparku przywiozła tam w środę karetka. Została jednak odesłana do Gdańska.
Zgodnie z procedurą, zawsze w takich wypadkach załoga karetki kontaktuje się z dyspozytorem w Centrum Powiadamiania Ratunkowego. To on przekazał informację, że jest jedno wolne łóżko na OIOM-ie w szpitalu w Gdyni Redłowie.
Na miejscu okazało się jednak, że jest inaczej - powiedział lekarz Romuald Tomczak. Dlatego - jak dodał - żeby nie przedłużać dla dobra pacjenta podjął decyzję, by przewieźć pacjentkę do szpitala w Gdańsku Oliwie. Wcześniej uzgodnił to z dyspozytorem sopockiego pogotowia.
Stan dziecka po ponad 10-minutowej reanimacji przez załogę karetki pogotowia w sopockim Aquaparku był już stabilny - twierdzi doktor Tomczak. Jego zdaniem, dziecko otrzymało leki, miało prawidłową wentylację i saturację, a praca serca była stabilna.
Dziecko wciąż jest w stanie krytycznym i od środy nie odzyskało przytomności. Dochodzenie prowadzą policja i prokuratura.
>>>
Coraz lepiej .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:13, 08 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Rozpacz rodziców dzieci chorych na zespół Huntera. "To uśmiercanie dzieci"
To dla nich jak wyrok. Rodzice dzieci chorych na zespół Huntera, rzadką wadę genetyczną, wołają o pomoc. Alarmują, że Ministerstwo Zdrowia odbiera im lek, który cierpiących utrzymuje przy życiu. Urzędnicy mówią, że terapia jest droga i nie zawsze skuteczna. Zespół Huntera jest nieuleczalny. Ale specjalistyczny lek uśmierza ogromny ból i może spowalniać rozwój choroby. - To jest eutanazja w białych rekawiczkach. To dla mnie jest ewidente uśmiercanie dzieci, zabieranie im szansy na życie - komentuje działania resortu mama chorego dziecka.
...
Sprawa jest ciezka . Po pierwsze obledne prawa autorskie kosztuja . Po drugie sama produkcja tabletek to nie problem . Niestety koszty sa prawie takie same czy robimy milion czy 10 sztuk . Bo prawie caly koszt to uruchomic laboratorium . A pozniej to juz dodatkowy milion pastylek to prawie nic . Ale jesli uruchomienie produkcji 10 tabletek kosztuje 20 mln to koszt jednej bedzie 2 mln plus zyski itp . Czy nie mozna usmierzyc bolu taniej ?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|