Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:50, 03 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Dramatyczny odpływ personelu medycznego z Polski
"Der Tagesspiegel" pisze o zgonie dwu i półrocznego Dominika ze Skierniewic, do którego "całkowicie przeciążony lekarz" przyjechał dopiero po siedmiu godzinach. Chłopiec zmarł w szpitalu.
"Brak personelu medycznego w Polsce przybiera coraz bardziej dramatyczne rozmiary", zauważa gazeta i wskazuje na brak 33 procent lekarzy i 28,5 procent pielęgniarek.
Gazeta zajmuje się skutkami emigracji personelu medycznego z Polski i Węgier do Niemiec i Wielkiej Brytanii.
"Nie po raz pierwszy medycy biją na alarm: Polska ma o połową mniej mieszkańców niż Niemcy, lecz tylko jedną czwartą lekarzy. Sukcesy w werbowaniu przez Polskę specjalistów z Ukrainy i Białorusi są jednakże dotąd niewielkie, także dlatego, ponieważ są problemy ze wzajemnym uznawaniu dyplomów".
Barbara Cöllen
red. odp.: Elżbieta Stasik
>>>>
Chcieliscie UE to mata .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:49, 04 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Szpital czynny co drugi dzień
To cud, że nikt przez to nie umarł. W szpitalnych oddziałach ratunkowych w Opolu lekarze odsyłali pacjentów z jednej placówki do drugiej - bo lecznice umówiły się, że będą dyżurować tylko co drugi dzień. Mimo że w kontrakcie z NFZ zobowiązały się do czegoś innego. Miały być czynne codziennie! Po licznych skargach pacjentów wkroczyły do nich kontrole. Efekt? Wojewódzkie Centrum Medyczne i Szpital Wojewódzki w Opolu zostały ukarane - ale śmiesznymi grzywnami po zaledwie 18 500 złotych.
Kontrola wykazała, że wprawdzie SOR-y działały codziennie, ale oddziały, które powinny dyżurować w trybie "ostrym" - już nie. Pacjenci, którzy potrzebowali pomocy ortopedy, chirurga czy lekarza chorób wewnętrznych musieli albo liczyć na szczęście, że akurat tego dnia specjalista będzie dyżurował w lecznicy albo wcześniej dzwonić po informację, który szpital akurat tego dnia ma u siebie danego specjalistę.
- To niedopuszczalne! Mogło doprowadzić do zagrożenia zdrowia lub życia. Co gorsze, placówki nie zapewniały transportu chorym - tłumaczy Grażyna Kowcun z opolskiego NFZ.
Nie był to jedyny grzech opolskich placówek. W Szpitalu Wojewódzkim na bloku operacyjnym co drugi dzień nie było anestezjologa! - Dyżur pełniony był wtedy przez lekarza telefonicznie, ale przepisy tego nie zabraniają - broni się Renata Ruman-Dzido, dyrektorka szpitala. Zapewnia, że w razie wypadku "anestezjolog zjawiał się w szpitalu w 10-15 minut". - Poza tym drugi lekarz dyżurował na oddziale intensywnej terapii - dodaje.
Z takim rozwiązaniem nie zgadza się NFZ. - Taka praktyka nie może być stosowana, bo anestezjolog, który ma dyżur na OIOM-ie, nie może zejść z niego nawet na kilka minut. Nie może też dyżurować na telefon! Powinien być dostępny na miejscu - tłumaczy Grażyna Kowcun.
Szpital nie zgadza się z wynikami kontroli.
- Nie zapłacę kary, bo nie złamaliśmy żadnych przepisów - mówi twardo Renata Ruman-Dzido, dyrektorka Szpitala Wojewódzkiego w Opolu.
>>>>
Sluzba zdrowia czynna co drugi dzien . To jest to !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:54, 04 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
"Szpital zabierał chorym jedzenie!"
Lekarz jednego z mazowieckich szpitali opowiedział nam jak wygląda w szpitalach to, co on nazywa "dbaniem o interes placówki", a Narodowy Fundusz Zdrowia wyłudzeniem niezasadnych świadczeń medycznych.
- Zasada jest tak naprawdę jedna: jak nie my ich, to oni nas. My, szpital kontra NFZ. Pacjenci są tutaj tylko pionkami. Najczęściej cały mechanizm w ogóle się na nich nie odbija. Może poza kwestią posiłków. Tutaj wbrew pozorom oszczędza się sporo - grosz do grosza, a będzie kokosza, jak mówi ludowe powiedzenie. Pacjenci często dostają byle co, bo przepisy mówią jedynie, że pacjenta trzeba nakarmić. Ale o tym czym - cisza.
Gra o prawdziwe pieniądze toczy się jednak gdzie indziej. Przykładowo: wyleczony pacjent jest przetrzymywany w szpitalu kilka dni dłużej. Za każdy taki dzień NFZ płaci jak za dzień choroby. Czyli sporo. A taki pacjent nie generuje już żadnych kosztów dla nas. Tyle co zużyje wody w toalecie i zje naszego jedzenia. Czysty zysk.
Czemu nie przyjmiemy w jego miejsce kogoś innego? Przyjmiemy! Tylko później. Nowo przyjęty pacjent to już na pewno wydatek - leki, kroplówka, badania, zaraz operacja. A tu wystarczy, że lekarz prowadzący wyda arbitralną decyzję, że "dla pewności woli pacjenta przetrzymać przez weekend". To bezpieczniejsze niż wydłużenie tego pobytu tylko w papierach. W tym drugim wypadku można nie mieć szczęścia i mieć kontrolę NFZ na karku. A w funduszu są wyjątkowo skrupulatni i badają każdy najmniejszy wydatek.
>>>>
Bida jest to sie dokarmiali ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:25, 04 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
"Fakt": NFZ płaci podwójnie. Straty idą w miliony
W polskich szpitalach za pobyt chorego często NFZ płaci podwójnie. O kilku przypadkach tzw. koincydencji, czyli sytuacji, w której pacjent jest jednocześnie wykazywany do rozliczenia przez dwie placówki, krakowski fundusz poinformował prokuraturę.
Jeden z nich dotyczy pacjentki, która wiosną 2010 roku leczyła się w szpitalu im. Dietla w Krakowie. Potem przekazano ją do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie na konsultacje. Obie placówki rozliczyły jej pobyt u siebie.
Zażalenie do śledczych
Pracownicy NFZ zauważyli jednak, że oba pobyty pacjentki w szpitalach miały dobywać się w tym samym czasie. - O tym i kilku innych przypadkach zawiadomiliśmy prokuraturę - potwierdza Jolanta Pulchna z małopolskiego NFZ.
Śledczy zbadali sprawę pacjentki i pod koniec lutego umorzyli postępowanie, nie doszukując się znamion przestępstwa. NFZ złożył jednak zażalenie na tę decyzję i sprawa znów trafiła na prokuratorskie biurko.
Pomyłka czy przestępstwo?
Czy rzeczywiście doszło do oszustwa? Placówki przekonują, że nie. Szpital Uniwersytecki zwrócił pieniądze do NFZ i przedstawił wyjaśnienia. W rozmowie z Faktem przedstawiciele placówki przyznają, że doszło do pomyłki, ale nie przestępstwa.
- Za błąd uznać należy wykazanie do rozliczenia do NFZ świadczenia udzielonego choremu skierowanemu do innego szpitala na konsultacje - mówi Anna Niedźwiedzka, rzecznik Szpitala Uniwersyteckiego. Tłumaczy, że zgodnie z przepisami powinni obciążyć kosztami konsultacji Szpital Dietla, ale z powodu ludzkiego błędu rozliczenie wysyłano do NFZ.
Kłopoty NFZ
Przypadek z Krakowa to jedynie wierzchołek góry lodowej. Takich sytuacji w całej Polsce są tysiące, a przecież nie wszystkie zostają wyjaśnione. Pieniądze wyrzucane są więc w błoto, a często wyłudzane. - W naszym Szpitalu Uniwersyteckim rocznie hospitalizowanych jest ponad 75 tys. pacjentów, a w poradniach udzielamy 420 tysięcy porad, więc zdarzają się sporadyczne błędy w rozliczaniu świadczeń - mówi Niedźwiedzka. NFZ twardo przekonuje: błędy się zdarzają, ale wyłudzeń jest coraz więcej. Rzadko jednak potrafi tego dowieść w prokuraturze.
....
Burdel totalny .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:03, 04 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Kobieta urodziła na schodach karetki w Zabrzu
Zamiast na porodówce, dziecko urodziła na schodach karetki. Wszystko dlatego, że dyspozytorka pogotowia ratunkowego przez prawie godzinę odmawiała wysłania ratowników do ciężarnej kobiety z silnymi bólami porodowymi. Z kolei ratownicy kazali kobiecie iść do karetki o własnych siłach.
Szymon jest już bezpieczny i bardzo spokojny, mimo że jego narodziny były wyjątkowo burzliwe. Agnieszka Wilczek urodziła dziecko na schodach karetki.
Dotarcie na salę porodową - wbrew pozorom - nie było tak trudne jak do samego szpitala. Agnieszka Wilczek była w ósmym miesiącu ciąży, kiedy poczuła bóle porodowe. Bezskutecznie próbowała - jak mówi - wezwać pogotowie. O pomoc błagała też jej siostra. Wszystko trwało około godziny. - Dzwoniłam, odebrała pani. Mówiłam, że siostra ma coraz większe bóle, żeby jakaś karetka przyjechała. A ta odpowiedziała: tak, ta siostra właśnie dzwoniła. Mówię: ona ma coraz większe skurcze, a ona stwierdziła, że siostra ma jeszcze czas - wspomina Dorota Król.
Dlaczego pogotowie zwlekało z przyjazdem, tego nie mogliśmy się dowiedzieć. Otrzymaliśmy tylko krótkie wyjaśnienie: "Interwencja naszego zespołu ratowniczego z Zabrza wymaga dokładnego zbadania. Należy odsłuchać nagrania rozmów osoby wzywającej karetkę pogotowia ratunkowego z dyspozytorką Centrum Ratownictwa w Gliwicach oraz przesłuchać członków zespołu ratowniczego. Dziś Dyrektor WPR podjął jednak decyzję o zawieszeniu w obowiązkach dyspozytorkę, do czasu wyjaśnienia tej sprawy".
Kiedy pojawiła się karetka, Agnieszka Wilczek musiała do niej zejść o własnych siłach. O własnych siłach musiała też dojść z karetki do szpitala. Nie wiadomo, dlaczego ratownicy nie mieli noszy. - Trzy kroki zrobiłam i mówię, że nie dam rady. Wróciłam, usiadłam na schodki, padał śnieg. Ja już trzymałam główkę i mówię, żeby mi odebrał poród - wspomina Agnieszka Wilczek, urodziła dziecko na schodach karetki.
Mimo ekstremalnych warunków stan zdrowia dziecka i matki jest stabilny. Co nie oznacza, że taki poród nie był obarczony ryzykiem. - Dziecko było zaopatrzone, ogrzane i nie miało żadnych zaburzeń związanych ze zbyt dużym wychłodzeniem, bo do takich zaburzeń mogłoby dojść, gdyby nie wykonano odpowiedniej procedury - zaznacza dr Stanisław Pająk, Szpital Miejski w Zabrzu.
Czy faktycznie ratownicy i dyspozytorka pogotowia dotrzymali wszystkich procedur, wyjaśnione ma zostać w ciągu kilku najbliższych dni. Wyjaśnień domaga się zarówno matka, która opuściła dziś szpital, jak i jej rodzina.
....
I mamy nowy model porodu . Na arłuka .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:33, 05 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Tajemnicza śmierć noworodka. Co wydarzyło się w katowickim szpitalu?
W styczniu minęły trzy lata od tajemniczej śmierci Miłosza - dziecka Anny Loski i Mateusza Gruźli z Tychów. Rodzinie wydano dwa sprzeczne ze sobą dokumenty. Na jednym pojawia się informacja, że chłopczyk żył 12 minut, na drugim - że dziecko urodziło się martwe. Do dzisiaj nie udało się wyjaśnić, co tak naprawdę wydarzyło się w szpitalu...
Jeszcze w czasie ciąży wiadomo było, że dziecko pani Anny ma wadę. Określano ją jako podejrzenie przepukliny pępkowej. W trakcie specjalistycznych badań stwierdzono wadę płodu w postaci wytrzewienia, czyli wady powłok polegających na przemieszczeniu niepokrytych workiem przepuklinowym jelit poza jamę brzuszną. Kolejne badania potwierdziły tę diagnozę, ale jednocześnie wskazały na prawidłowy rozwój płodu. Tuż po porodzie dziecko miało zostać poddane operacji...
Pani Anna pozostawała pod opieką lekarzy z Rudy Śląskiej, gdzie miał nastąpić poród. Z powodu remontu oddziału położnictwa i ginekologii skierowano pacjentkę do Centralnego Szpitala Klinicznego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, by tam ustalono datę porodu. Rudzki szpital wydał też zalecenie, by pacjentkę przyjąć na oddział patologii ciąży. Najpóźniej w 35 lub 36 tygodniu ciąży.
W grudniu 2009 roku kobieta, zgodnie z zaleceniami lekarza, pojawiła się na izbie przyjęć. Wyznaczono datę porodu na 4 stycznia 2010 roku. Jednak dwa dni przed planowanym terminem pojawiły się skurcze. Kobietę przetransportowano do szpitala w Katowicach. Tam wykonano badanie ultrasonograficzne płodu, które nie wykazało żadnych nieprawidłowości. Jednak nie wiadomo dlaczego, panią Annę przyjęto na oddział ginekologii, a nie jak wspomniano wcześniej - patologii ciąży.
Przykro mi. Pani dziecko nie żyje...
W trakcie kolejnych badań zapadła decyzja o wykonaniu cesarskiego cięcia. Tuż po porodzie kobieta nalegała, by pokazano jej nowo narodzone dziecko. Lekarze uspokajali, że dziecko lada chwila zostanie przewiezione do kliniki w Zabrzu - na zabieg. Niestety do zapowiedzianego transportu nie doszło. Po kilku minutach do stołu operacyjnego podeszła lekarz neonatologii i oznajmiła pani Annie: "Przykro mi. Pani dziecko nie żyje".
Jeszcze przed wypisaniem pacjentki ze szpitala wydano rodzicom dwa zaświadczenia: kartę wypisową i kartę zgonu dziecka. Na jednym dokumencie pojawia się informacja, że dziecko urodziło się żywe, na drugim - że z oznakami życia. - Wyraźnie też widać naniesione w rubryce "godzina zgonu" zmiany. Przekreślono jakąś cyfrę i wpisaną inną godzinę - zauważa pani Anna.
Czy przeprowadzono reanimację?
Podczas śledztwa neonatolog zeznała, że po przewiezieniu dziecka z sali operacyjnej do kącika noworodkowego przystąpiła do reanimacji, która trwała ok. 10 min. W protokole położnej czytamy: "Dziecko zostało przywiezione do kącika noworodkowego i leżało na wadze. Kiedy zauważono, że nie krzyczy, przystąpiono do reanimacji".
Inna położna zaś zeznała, że neonatolog z lekarką z karetki czekającej na chłopca razem podjęły decyzję o odstąpieniu od reanimacji, stwierdzając zgon. Jednak lekarka z karetki podała do protokołu, że lekarz neonatolog nie chciała pomocy z jej strony.
Gdzie popełniono błąd?
Rodzice dziecka starali się rozwikłać zagadkę i odpowiedzieć na pytanie, jak mogło dojść do zgonu, skoro kobieta przebywała pod stałą opieką lekarską. Próby ustalenia powodu zakończyły się fiaskiem, dlatego pani Anna skierowała sprawę do Prokuratury Rejonowej Katowice-Zachód.
Z protokołu sekcji zwłok noworodka wynika, że bezpośrednią przyczyną śmierci było zapalenie otrzewnej i narządów jamy brzusznej oraz niewydolność wielonarządowa. Pośrednią zaś - wrodzona wada wytrzewienia jelita cienkiego i grubego.
Rodzina nie może pogodzić się z te stratą dziecka i mętnymi, często sprzecznymi ze sobą wyjaśnieniami medyków. Wątpliwości budzi jeszcze jedna kwestia. Otóż z zeznań profesora, chirurga dziecięcego, z którym rodzice dziecka konsultowali operację wynika, że "wytrzewienie nie prowadzi do natychmiastowej śmierci dziecka, a po porodzie noworodki są w stanie dobrym i poddaje się je operacji. Zaś przeżywalność w takich przypadkach wynosi nawet 90 procent".
Krakowscy eksperci oparli się na opinii lekarzy z Katowic
W toku postępowania zlecono Zakładowi Medycyny Sądowej Uniwersytetu Jagiellońskiego przeprowadzenie sekcji zwłok. Jednak ten posiłkował się rozpoznaniem sekcyjnym lekarza z Katedry Morfologii Zakładu Histopatologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. Taka współpraca budzi jednak spore wątpliwości. - Nie rozumiem, jak można oprzeć się na sekcji zwłok ze szpitala, do którego prokuratura miała wielkie zastrzeżenia - dziwi się ojciec Miłosza, Mateusz Gruźla.
Sekcja zwłok miała dać odpowiedź na pytanie, czy dziecko urodziło się żywe czy martwe. Specjaliści orzekli: "dziecko nie podjęło akcji oddechowej, a zatem w zakresie tego kryterium urodziło się martwe". Badania wycinków płuc wykazały próby reanimacji, ale nie przyniosły one efektu. Z kolei przesłuchiwany przez prokuraturę lekarz wykonujący cesarskie cięcie przeczy wnioskom biegłych. Mężczyzna zeznał, iż "noworodek urodził się z oznakami życia na co wskazywała tętniąca przed przecięciem pępowina".
Sprawa umorzona. Odpowiedzi wciąż brak
Rodzina traci wiarę w moc wymiaru sprawiedliwości. Prokuratura sprawę umorzyła, ponieważ nie dopatrzono się żadnych nieprawidłowości w postępowaniu lekarzy. - Nie można znaleźć śladu działań pracowników medycznych, która nosiłyby znamiona błędu medycznego - czytamy w uzasadnieniu postanowienia o umorzeniu śledztwa.
Pokrzywdzeni przez katowicki szpital rodzice chłopca zwrócili się o pomoc do adwokata - ten skierował zażalenie do Sądu Rejonowego Katowice-Zachód. Na nic się zdały ich wysiłki. Sąd nie uwzględnił zażalenia i utrzymał w mocy postanowienie prokuratury o umorzeniu śledztwa. - Z zeznań świadków, potwierdzonych w dokumentacji medycznej, a także z wszechstronnej, starannej i dokładnej opinii zespołu biegłych nie wynika, aby personelowi medycznemu można zarzucić, że nie dopełnili swoich obowiązków - argumentuje sąd.
Dyrekcja Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach, gdzie odbył się poród stroni od mediów. - Nie jesteśmy zainteresowani komentowaniem tego zdarzenia. Tym bardziej za pośrednictwem mediów. Jeśli pani Anna ma jakieś wątpliwości, powinna się do nas zgłosić i zapytać - jesteśmy otwarci na rozmowę - powiedziano nam tylko w sekretariacie lecznicy.
Małżonkowie ratunku szukali też u prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. Dyrekcja Departamentu Postępowania Przygotowawczego po zbadaniu sprawy nie dopatrzyła się w postępowaniu prokuratury żadnych uchybień. - Postępowanie w sprawie Prokuratury Rejonowej Katowice-Zachód w Katowicach oceniono jako przeprowadzone sprawnie, dogłębnie i z wykorzystaniem wszelkich dostępnych źródeł dowodowych - czytamy w piśmie.
Specjaliści odmawiają komentarza
Wygląda na to, że lekarze jak ognia unikają wyjaśniania przyczyn śmierci noworodków. O komentarz poprosiliśmy dr hab. n. med. Iwonę Maruniak-Chudek, wojewódzkiego konsultanta ds. neonatologii. Zadaliśmy pytania dotyczące powodów zgonu noworodków, zapytaliśmy czy w Polsce prowadzony jest rejestr przypadków śmierci noworodków. Na żadne z naszych pytań pani doktor nie odpowiedziała zasłaniając się brakiem wiedzy na ten temat.
Pani Anna i pan Mateusz nie składają broni. - Będziemy walczyć dalej, bo chcemy dotrzeć do prawdy - zapowiadają rodzice chłopca.
...
A tak wygladaje te sprawy po trzech latach .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:52, 05 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
W Polsce oszczędza się na ludzkim życiu - skutki reformy
Doświadczeni lekarze i ratownicy pogotowia ratunkowego nie mają złudzeń. Reforma organizacyjna pogotowia ratunkowego, którą do spółki przygotowywali Ewa Kopacz (57 l.) i Jerzy Miller (59 l.), jest zagrożeniem dla życia pacjentów! Troskę o ich zdrowie zastąpiło dbanie o pieniądze i tzw. oszczędności.
Twoje dziecko umiera ci na rękach, a rozpaczliwie wzywana karetka gubi się w drodze do twojego domu? Każda sekunda może decydować o Twoim życiu, gdy tracisz przytomność z powodu gorączki, a dyspozytor zastanawia się, czy rzeczywiście potrzebujesz pomocy? A może karetka zamiast z twojej miejscowości, wysyłana jest przez dyspozytora, który urzęduje dziesiątki kilometrów od twojego miasta?
Czyja to wina?
Tak jest, gdy urzędnicza bezmyślność i ślepy pęd do ograniczenia rzekomych „kosztów” zderzają się z rzeczywistością ludzkiego zdrowia i życia. Taka jest też dziś codzienność pogotowia ratunkowego, którą zafundowała nam - dziś udająca niewiniątko - marszałek sejmu a była minister zdrowia Ewa Kopacz i obecny wojewoda małopolski, były szef MSWiA Jerzy Miller. To oni w 2011 roku wdrażali, okryty już złą sławą, projekt SWD. Ten tajemniczy skrót oznacza „System Wspomagania Dowodzenia” i połączone z tym scentralizowanie ratownictwa medycznego. Projekt wszedł w życie z początkiem 2012 roku i niemal od razu zaczęły się problemy! Dlaczego? To wyjaśnia nam Jarosław Zapała (37 l.), były pracownik pogotowia ratunkowego, który przez 17 lat wykonywał zawód ratownika medycznego i dyspozytora. On i wielu innych mających fachową wiedzę alarmowali władze o niebezpieczeństwach związanych z wprowadzeniem „reformy”.
Absurd w pogotowiu
- System polega na tym, że dyspozytor wysyła dane na specjalny tablet do karetki. Tablet jest wyposażony w system GPS, który często myli kierunki czy adresy - opowiada Zapała. To jednak nie koniec szczegółów tej „reformy”. W wielu miejscowościach zlikwidowano dyspozytornie pogotowia. Co to oznacza ? Przerażony bliski umierającego człowieka np. w Skawinie, zamiast dodzwonić się do pogotowia w rodzinnej miejscowości, dzwoni w rzeczywistości do centrali w Krakowie. - Dopiero centrala informuje karetkę o potrzebie dojechania do pacjenta w miejscowości oddalonej od tej właściwej często kilkadziesiąt kilometrów! - ujawnia Jarosław Zapała.
Co na to biurokraci?
Przedstawiciele Wojewody Małopolskiego nie widzą problemu! Twierdzą, że centralizacja dyspozytorni ratownictwa medycznego została przeprowadzona świetnie, bo spowodowała lepszą organizację i bardziej ekonomiczne wykorzystanie posiadanych w Małopolsce zespołów ratownictwa medycznego. Tylko w ostatnim roku w Małopolsce doszło do przynajmniej kilku zgonów pacjentów, o które bliscy zmarłych oskarżają system pogotowia ratunkowego.
...
Tak sie glosowalo .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:32, 09 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Wstrząsający raport NFZ ws. śmierci chorej na zespół Downa 18-latki
Z przeprowadzonej na przełomie marca i kwietnia kontroli NFZ wynika, że już pierwszy szpital, do którego miesiąc temu trafiła 18-letnia Daria z Bydgoszczy, powinien był ją przyjąć. Chora na zespół Downa dziewczyna została odesłana z placówki, a kilka godzin później zmarła - podaje RMF FM.
Najpierw Daria trafiła do Kujawsko-Pomorskiego Centrum Pulmonologii. Lekarze odmówili przyjęcia jej tłumacząc swoją decyzję brakiem miejsc na intensywnej terapii.
Takie znalazło się w Szpitalu Dziecięcym w Bydgoszczy. Twierdzono, że skoro Daria jest pełnoletnia, NFZ nie sfinansuje jej leczenia. Fundusz zaprzecza twierdząc, że w tym przypadku byłaby to procedura ratująca życie, a w takich sytuacjach pieniądze zwracane są nawet tym placówkom, które nie mają podpisanego kontraktu z NFZ - czytamy na stronie RMF FM.
Wolne miejsca były w Szpitalu im. Jurasza i w Centrum Onkologii. Do tych placówek nikt jednak nie zwrócił się z pytaniem o stan wolnych łóżek. W rezultacie Daria została przewieziona do szpitala w Chełmnie - było już jednak za późno. 18-latka zmarła.
Szpitalom, które nie udzieliły Darii pomocy NFZ grozi nałożeniem kar finansowych, a nawet zerwaniem kontraktu. Sprawą zajmuje się bydgoska prokuratura.
...
Sluzba niezdrowia .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:48, 10 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Amerykanie karzą za łapówki w Polsce
Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC), odpowiednik naszej Komisji Nadzoru Finansowego, nakazała firmie Philips zapłatę 4,5 mln dolarów (ok. 14,3 mln zł), jako karę za łapówkarstwo w polskim oddziale koncernu - informuje "Puls Biznesu"
Amerykanie konsekwentnie karzą finansowo wszystkie przypadki korupcji w firmach notowanych w USA, a akcjami Philipsa handluje się na parkiecie w Nowym Jorku. Chodzi o proceder, który miał trwać w latach 1999-2006 w szpitalach na południu Polski. Pracownicy Philipsa mieli wtedy dawać łapówki od dziesięciu tysięcy do kilkuset tysięcy złotych ich dyrektorom za ustawianie przetargów na sprzęt medyczny. Wg ustaleń śledczych na łapówki wydano ok. 3 mln zł.
ABW w grudniu 2008 r. zatrzymała jednego dnia dyrektorów dziewięciu szpitali. Śledztwo w tej sprawie trwało trzy lata. Na ławie oskarżonych katowickiego sądu w czerwcu 2011 r. zasiadły 23 osoby. Proces jeszcze trwa.
....
Takie to byly czasy .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:02, 11 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Sanatoria walczą z o przetrwanie. Interweniują w NFZ
Przedstawiciele sanatoriów chcą usunięcia z nowego rozporządzenia zapisu o obowiązku nabywania surowców leczniczych do zabiegów tylko z terenu uzdrowisk. Jest to warunkiem ich refundacji. Interweniują w tej sprawie u prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia. Taki wymóg obowiązuje od początku tego roku.
- Lista potencjalnych dostawców jest teraz dużo mniejsza a ceny surowców leczniczych są znacznie wyższe. Kilogram soli, który musieliśmy wykorzystać do tego zabiegu kosztował nas 3 złote, teraz musimy wydać 11 złotych - argumentuje Bogdan Kałucki, dyrektor Sanatorium MSWiA w Krynicy Zdroju.
Zdaniem Jana Golby, prezesa stowarzyszenia gmin uzdrowiskowych w Polsce taki zapis grozi monopolizacją rynku i likwidacją sanatoriów, których nie będzie stać na zakup danego surowca. Na włosku wisi działalność choćby uzdrowiska w Krynicy Zdroju czy Ciechocinku.
- Posypią się też zwolnienia - tłumaczy Tomasz Wołowiec, zastępca burmistrza Krynicy Zdroju.
Dotychczas przedstawiciele sanatoriów mogli do swoich zabiegów kupować surowce lecznicze od dostawców z całej Polski, warunkiem było posiadanie certyfikatu Polskiego Zakładu Higieny i Ministerstwa Zdrowia oraz dobra jakość produktu.
...
Co za baran to wydal !?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:12, 13 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Eksperci biją na alarm: Polakom zagraża ślepota
W Polsce przeprowadza się za mało operacji zaćmy w stosunku do potrzeb chorych i możliwości lekarzy - poinformował podczas III Międzynarodowego Forum Chirurgii Okulistycznej w Katowicach prof. Jerzy Szaflik. Zaćma to choroba oczu prowadząca do zmętnienia soczewki, jest jedną z przyczyn ślepoty. Można ją leczyć operacyjnie poprzez wszczepienie nowej soczewki.
- W Polsce mamy wszelkie możliwości najnowszego leczenia zaćmy, co nie przeszkadza, że jesteśmy na końcu stawki europejskiej, jeśli chodzi o ilość wykonywanych zabiegów - powiedział dziennikarzom dyrektor Samodzielnego Publicznego Klinicznego Szpitala Okulistycznego w Warszawie prof. Jerzy Szaflik, który jest jednym z pionierów zastosowania nowoczesnych technik usuwania zaćmy w Polsce.
Jak poinformował, w Polsce wykonuje się ok. 160-170 tys. zabiegów rocznie. - Powinno ich być zdecydowanie powyżej 250 tys., takie są potrzeby. To wyłącznie problem pieniędzy. Siły i środki polskiej okulistyki w pełni zabezpieczałyby ilość zabiegów na poziomie średniej europejskiej, do której nam bardzo dużo brakuje - zaznaczył prof. Szaflik.
Efekt to kolejki pacjentów długo oczekujących na zabieg. Prof. Szaflik podkreślił, że czas oczekiwania różni się w poszczególnych ośrodkach - w niektórych pacjenci czekają pół roku, są jednak takie, gdzie nawet 3 lata.
Trwające od piątku do soboty III Międzynarodowe Forum Chirurgii Okulistycznej zgromadziło w Katowicach ok. 400 specjalistów z Polski i zagranicy.
Coraz doskonalsze metody walki ze starczowzrocznością
Krople doraźnie likwidujące objawy starczowzroczności to najnowsze osiągnięcie w walce z tym problemem - poinformowano podczas III Międzynarodowego Forum Chirurgii Okulistycznej w Katowicach.
Krople są na razie niedostępne w Polsce, przechodzą jednak właśnie procedurę rejestracji. Inne metody korekcji starczowzroczności to różnego rodzaju operacje, do których jednak kwalifikuje się tylko niektórych pacjentów. Pozostają też tradycyjne metody - okulary oraz soczewki kontaktowe.
Tzw. starczowzroczność to efekt fizjologicznego procesu stopniowej utraty zdolności akomodacyjnych oka z powodu twardnienia i zmniejszania elastyczności soczewki. Dotyka większości osób po 45. roku życia i stanowi nieuchronne następstwo procesu starzenia.
Choć okulary to najbezpieczniejszy sposób korekcji tej wady, to noszenie ich bywa uciążliwe. Jak podkreśliła przeprowadzająca operacje starczowzroczności prof. Ewa Mrukwa - Kominek z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 5 Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, operacje - laserowe czy wewnątrzgałkowe - są adresowane do pewnej wąskiej grupy pacjentów, szacowanej na ok. 30 proc. całej grupy zmagających się z tym problemem.
- Kwalifikacja do chirurgii starczowzroczności jest bardzo restrykcyjna. Nie możemy "pobłażać" pacjentowi, który nie chce nosić okularów. Jeśli się nie kwalifikuje medycznie, to okulary absolutnie są dla niego najbezpieczniejszym rozwiązaniem - powiedziała prof. Mrukwa -Kominek.
Chirurgia laserowa polega na połączeniu strefy centralnej, obwodowej i klapki rogówki, co zwiększa głębię ostrości i powoduje wytworzenie zjawiska pseudoakomodacji. Inne operacyjne rozwiązanie to wszczepienie pacjentowi soczewek wewnątrzgałkowych.
Jest ono dobre w przypadku pacjentów, którzy przechodzą operację usunięcia zaćmy - wszczepienia można dokonać podczas tej samej operacji, a pacjent może się dzięki temu na dobre pożegnać z okularami. Wszczepione soczewki bioanalogiczne - o budowie i funkcjach bardzo zbliżonych do naturalnych, przywracają akomodację.
- Wszczepianie soczewek bioanalogicznych to na pewno przyszłość okulistyki. Obiecujące są też krople, które działają w danym momencie - na pewien czas po zakropieniu zmieniają refrakcję oka - wyjaśniła prof. Mrukwa - Kominek.
Operacje wewnątrzgałkowe i krople to rozwiązania dla osób, które źle tolerują soczewki kontaktowe i nie mogą z różnych powodów nosić okularów, a także tych, którzy mają cienkie rogówki i nie można ich w związku z tym zoperować laserowo.
....
I co nam po tych najnowszych metodach jak nie ma kasy .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:50, 17 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Dramat ciężko chorych. Nie opłaca się ich leczyć?
Fot. Thinkstock
Henryka Dąbrowska od przeszło ośmiu lat choruje na nowotwór szpiku kostnego. Lekarze uznali, że pomóc może jej jedynie lek, który nie jest refundowany. Na dodatek jest on bardzo drogi. Mimo wstępnych zapowiedzi, chora nie otrzymała leku. Okazało się, że dyrekcja placówki wyliczyła, że nie ma pieniędzy, i wycofała wniosek z NFZ, nie mówiąc nic pacjentce - informuje Radio TOK FM.
Problemy pacjentki swoje źródło mają w zapisach tzw. ustawy refundacyjnej. Według niej, państwo może zapłacić około 105 tysięcy złotych w ciągu roku. TOK FM przypomina, że regulacje dotyczące efektywności kosztowej nie są niczym nowym i nie budzą kontrowersji. Wyznaczanie limitu, do którego leczenie jest ekonomicznie uzasadnione, to rozwiązanie stosowane na na całym świecie.
Problem jednak tkwi w szczegółach. W wielu krajach ta granica jest płynna i w pewnych, wyjątkowych sytuacjach może być przekraczana. Niestety, w Polsce nie ma odstępstw od ustalonego limitu.
- Cierpią na tym pacjenci z chorobami rzadkimi. Ich leków sprzedaje się mało, więc i cena jest wysoka. A jeśli dosłownie czytać regulacje, to po prostu: leczenie się nie opłaca - tłumaczy Krzysztof Łanda, ekspert w dziedzinie farmakoekonomiki.
Oznacza to, że w niektórych przypadkach dopłaty szpitala do pełnego kosztu niezbędnego dla pacjenta leku muszą być na tyle duże, że placówek po prostu na nie nie stać. W efekcie nie podają leków.
- Otrzymujemy sygnały, że w takiej sytuacji jak pani Henryka jest kilkadziesiąt osób w całym kraju - mówi w rozmowie z TOK FM szef koalicji pacjentów onkologicznych Jacek Gugulski.
>>>>
Chorych ,,nie oplaca" sie leczyc . Super .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:05, 17 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Zabraknie miliarda, by nas leczyć
Powtarza się ubiegłoroczny scenariusz. Po dobrym styczniu, kiedy na konto Narodowego Funduszu Zdrowia wpłynęło o 48 mln zł więcej, niż zakładał, w lutym nastąpiło załamanie - donosi "Dziennik Gazeta Prawna".
Z rynku pracy nie płyną na razie żadne optymistyczne sygnały dla NFZ. Budżet funduszu jest uzależniony od tego, ile zarabiają Polacy i ile osób ma pracę. Wpływy mógłby poprawić jedynie wzrost pensji oraz liczby zatrudnionych, a na to na razie się nie zanosi.
Zgodnie z planem finansowym fundusz ma w tym roku dysponować budżetem w wysokości 66,7 mld zł. Ponad 64 mld zł mają stanowić przychody właśnie ze składki zdrowotnej. To o 2 mld zł więcej niż w ub.r., co oznacza wzrost o 3,52 proc.
- Trudno będzie zrealizować to założenie, bo nie ma żadnych przesłanek makroekonomicznych, żeby twierdzić, że taki kilkuprocentowy wzrost nastąpi - podkreśla Marek Wójcik, specjalista ochrony zdrowia ze Związku Powiatów Polskich. Jego zdaniem fundusz może zakończyć ten rok z deficytem prawie miliarda złotych.
To zła informacja dla pacjentów, którzy już teraz miesiącami czekają na operację lub na wizytę u specjalisty. Niższe przychody NFZ na pewno kolejek nie skrócą.
Więcej w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
>>>>
To samo co roku i nie idzie przewidziec ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:22, 17 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Ministerstwo Zdrowia przygotowało projekt rozporządzenia ws. rejestru in vitro
Liczba pobranych gamet i utworzonych zarodków oraz informacje o powikłaniach związanych z sztucznym zapłodnieniem - m.in. takie dane będą znajdować się w elektronicznym rejestrze in vitro. Ministerstwo Zdrowia przygotowało projekt rozporządzenia w tej sprawie.
Uruchomienie rejestru jest związane z rządowym programem refundacji zapłodnień in vitro, który ma się rozpocząć 1 lipca. Rejestr prowadzony przez MZ ma pozwolić na monitorowanie realizacji programu. Za funkcjonowanie rejestru będzie odpowiedzialne Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia.
W elektronicznym rejestrze znajdą się szczegółowe dane klinik, które będą uczestniczyły w programie refundacyjnym. Będą w nim także dane kobiet poddawanych in vitro. Chodzi m.in. o datę zgłoszenia i zakwalifikowania do programu refundacyjnego, informację o niepłodności, liczbie i rodzaju wykonanych badań, liczbie i jakości pobranych gamet, liczbie utworzonych, przeniesionych i przechowywanych zarodków.
W rejestrze będą też informacje o powikłaniach związanych z sztucznym zapłodnieniem oraz dane o liczbie uzyskanych ciąż, ich przebiegu, urodzeniu dziecka i jego stanie zdrowia.
Dotychczas w skali kraju nie dokonywano takiej analizy zabiegów in vitro. MZ uważa, że rejestr - choć będzie dotyczył tylko placówek uczestniczących w programie refundacyjnym - pozwoli na kontrolę stosowania tej metody zapłodnienia, ocenę jej bezpieczeństwa i skuteczności. Między innymi na podstawie danych z rejestru mają być podpisywanie umowy z klinikami, które będą kwalifikowane do programu w kolejnych latach.
Z rządowego programu refundacji in vitro ma skorzystać w ciągu trzech lat ok. 15 tys. par. By wziąć udział w programie, nie trzeba być małżeństwem, nie określono bowiem statusu prawnego "pary", która może wziąć w nim udział.
Z programu będą mogły skorzystać pary, u których stwierdzono bezwzględną przyczynę niepłodności lub udokumentowano nieskuteczne leczenie niepłodności w ciągu ostatniego roku przed zgłoszeniem się do programu.
Do programu kwalifikowane będą kobiety do 40. roku życia. Wykluczone będą kobiety, które miały problemy z donoszeniem wcześniejszych ciąż. Nie przewidziano także dawstwa komórek jajowych lub plemników od innych osób.
Finansowane będą maksymalnie trzy próby zapłodnienia in vitro dla jednej pary. Program dopuszcza jednorazowe zapłodnienie maksymalnie sześciu komórek jajowych oraz przeniesienie do macicy jednego zarodka.
Według programu "zarodki o prawidłowym rozwoju, które nie zostały przeniesione do macicy, przechowuje się do czasu ich wykorzystania", a "kolejny cykl pobrania i zapłodnienia komórki jajowej nie może być wykonany bez wykorzystania wszystkich wcześniej uzyskanych i przechowywanych zarodków".
Jeden cykl zapłodnienia in vitro został wyceniony przez resort zdrowia na maksymalnie 7,5 tys. zł. Koszty programu, który ma być realizowany od 1 lipca 2013 r. do 30 czerwca 2016 r., to w sumie blisko 250 mln zł (w 2013 r.- 33 mln zł, 2014 r. - 82,6 mln zł, 2015 r. i do 31 czerwca 2016 r. - 131,4 mln zł). Według przewidywań resortu zdrowia w pierwszym roku leczenie rozpocznie 2 tys. par, w drugim - ok. 5,5 tys., a w trzecim - 7,5 tys. par.
>>>>
Rejestr zbrodni !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:44, 18 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Lekarze: nie powinniśmy oszczędzać na leczeniu zawałów
Kardiologia interwencyjna jest w Polsce na wysokim światowym poziomie. Ale mimo stosunkowo dobrego finansowania ostatnio również zaczyna odczuwać niedostateczne nakłady na służbę zdrowia - ocenili w środę kardiolodzy na spotkaniu z mediami w stolicy.
Spotkanie zorganizowano w ramach XVII Warszawskich Warsztatów Kardiologii Interwencyjnej, które odbywają się w dniach 17-19 kwietnia.
Lekarze przypomnieli, że w ostatnim czasie pojawiają się głosy - m.in. w mediach - iż kardiologia interwencyjna jest w naszym kraju zbyt wysoko dofinansowana w porównaniu z innymi dziedzinami medycyny. - Tymczasem, myśmy też przestali leczyć naszych pacjentów optymalnie - ocenił prof. Robert J. Gil, kierownik Kliniki Kardiologii Inwazyjnej CSK MSW.
Jego zdaniem, problem polega nie na tym, że w Polsce ogólnie za mało pieniędzy przeznacza się na ochronę zdrowia. - Rozumiem, że każda specjalizacja chce wdrażać nowe technologie i chce swoich pacjentów leczyć nowocześnie. Ale "kołdra" jest ogólnie przykrótka i dlatego nie starcza jej dla wszystkich - powiedział specjalista. Zaznaczył, że jeśli chcąc zadowolić inne dziedziny medycyny zabierze się finansowanie kardiologii interwencyjnej to dojdzie do zniszczenia "jedynej wizytówki polskiej medycyny" w Europie i na świecie.
Według prof. Adama Witkowskiego z Instytutu Kardiologii w Aninie, międzynarodowe analizy wskazują, że interwencyjne leczenie ostrych zespołów wieńcowych, tj. zawału serca, jest w naszym kraju jednym z najtańszych w Europie.
Prof. Witkowski przypomniał, że jeszcze 10 lat temu Polska była "pustynią" jeśli chodzi o inwazyjne leczenie ostrych zespołów wieńcowych. Dzisiaj mamy gęstą sieć ośrodków kardiologii interwencyjnej - w całym kraju jest ich 147, z czego 130 dyżuruje siedem dni w tygodniu przez 24 godziny. Odległość od nich wynosi 30-50 km.
Metody kardiologii interwencyjnej są najskuteczniejszym sposobem leczenia ostrego zawału serca. Eksperci zaznaczyli, że odsetek śmiertelności u pacjentów z zawałem leczonych interwencyjnie wynosi 3-4 proc., podczas gdy u leczonych zachowawczo - 15 proc.
- My naprawdę ratujemy życie - powiedział prof. Gil.
Zwrócił uwagę, że po transformacji ustrojowej kardiologia interwencyjna została w naszym kraju zbudowana niemal od zera przez entuzjastów. - Gdy zaczynaliśmy, średni pobyt pacjenta z ostrym zespołem wieńcowych w szpitalu przekraczał dwa tygodnie, dzisiaj jest krótszy niż cztery dni - powiedział kardiolog.
Dodał, że pod względem leczenia ostrej fazy zawału serca zajmujemy dziś w Europie drugie lub trzecie miejsce.
Specjaliści zgodzili się, że kardiologia interwencyjna w Polsce również odczuwa niedostateczne finansowanie opieki medycznej. - Mimo iż nakłady na nią są większe niż na inne specjalizacje zaczynamy odstawać od standardów europejskich i światowych pod względem wdrażania najnowszych osiągnięć medycyny - powiedział prof. Witkowski. - W związku z tym kardiologia interwencyjna przestaje zapewniać pacjentom odpowiednie, nowoczesne i bardziej bezpieczne leczenie. Dotyczy to przede wszystkim chorych z zawałem serca.
Ekspert zwrócił uwagę, że ciągle brak refundacji nowoczesnych leków przeciwpłytkowych (tikagrelor i prasugrel), które obniżają śmiertelność pacjentów po zawale w porównaniu do standardowego leku. Nie refundowany jest też dożylny lek przeciwzakrzepowy biwalirudyna, który poprawia rokowanie pacjentów z najpoważniejszą postacią zawału (tzw. STEMI).
Stosowanie tych leków jest rekomendowane przez polskie oraz światowe towarzystwa kardiologiczne. Uzyskały one również pozytywną ocenę Agencji Oceny Technologii Medycznych (AOTM), podkreślali eksperci. Leki te są w aptekach, ale są bardzo drogie (250-300 zł za opakowanie leku na miesiąc) i w praktyce niewielu chorych je kupuje.
Inny problem stanowi niedostateczne finansowanie nowych metod kardiologii interwencyjnej. Zabiegi przezcewnikowego (tj. małoinwazyjnego) wszczepiania zastawki aortalnej u starszych pacjentów, którzy nie mogą przejść klasycznej operacji, są wykonywane około cztery razy za rzadko. Kardiolodzy czekają też na decyzję o refundacji takich zabiegów, jak: przezskórna redukcja niedomykalności zastawki mitralnej u chorych z niewydolnością serca, zamykanie uszka lewego przedsionka u pacjentów z migotaniem przedsionków, którzy nie mogą przyjmować leków przeciwkrzepliwych oraz przezskórna denerwacja nerek u osób z opornym na leki nadciśnieniem tętniczym. Chorzy z tą postacią nadciśnienia są 2-3 razy bardziej narażeni na udary mózgu i zgon.
....
E tam . Zawaly znakomicie rozwiazuja problemy NFZ .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:05, 19 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Eksperci: turystyka medyczna szansą dla polskich szpitali
Dyrektywa UE ws. transgranicznej opieki zdrowotnej stwarza polskim szpitalom szansę na pozyskanie zagranicznych pacjentów. Konieczne jest stworzenie strategii dot. rozwoju turystki medycznej - uważają eksperci Pracodawców RP.
Państwa członkowskie muszą dostosować do dyrektywy przepisy krajowe do 25 października 2013. Nowe prawo UE umożliwia korzystanie ze świadczeń medycznych w innym kraju wspólnoty, a potem zwrot kosztów leczenia do poziomu gwarantowanego w kraju ubezpieczyciela.
Pracodawcy RP podkreślają, że Ministerstwo Zdrowia - pomimo przedstawienia założeń do projektu ustawy wdrażającej dyrektywę - nie przygotowało punktu kontaktowego, informującego pacjentów z zagranicy o kosztach leczenia w Polsce.
Zdaniem Pracodawców RP, polskie szpitale są na tle Europy bardzo konkurencyjne. Jak podkreślają, ich zaletami są: wysoka jakość obsługi, niskie ceny oraz dobrze wyszkolony personel.
Według Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Prywatnych, przykładem dla Polski powinna być Turcja, która odnosi sukcesy w rozwoju turystki medycznej. Jak podkreślają przedstawiciele OSZP, oprócz tradycyjnych świadczeń zdrowotnych, w ramach turystki medycznej oferowane są także np. zabiegi SPA.
Zgodnie z założeniami MZ do projektu wdrażającego dyrektywę, możliwość uzyskania przez pacjentów zwrotu kosztów leczenia w innych państwach EU będzie dotyczyła wyłącznie świadczeń gwarantowanych w kraju ubezpieczenia. Zwrot przysługiwać będzie w wysokości odpowiadającej kwocie refundacji uzyskiwanej przez polskich świadczeniodawców z tytułu udzielenia takiego samego lub zbliżonego świadczenia, jednak nie będzie mógł przekraczać kwoty wydatków rzeczywiście poniesionych przez pacjenta. Wypłatą będzie zajmować się rodzima instytucja ubezpieczeniowa, czyli w przypadku Polski - NFZ.
Szczegółowy tryb składania i realizacji wniosków określony zostanie w rozporządzeniu MZ. Według założeń, pacjent będzie składał wniosek we właściwym oddziale NFZ wraz z rachunkiem od zagranicznego świadczeniodawcy, który wykonał procedurę leczniczą.
>>>
A to teraz w sz[italach jest niby co ? Leczenie ? Gdzie tam TURYSTYKA !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:48, 26 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Szpitale naginają prawo, żeby odzyskać pieniądze
Szpitale naginają prawo, żeby odzyskać pieniądze - pisze "Dziennik Gazeta Prawna". Co czwartą złotówkę Narodowy Fundusz Zdrowia wydał w ubiegłym roku na leczenie chorych w stanie zagrożenia życia. 4 lata temu - co siódmą. Liczba takich procedur rośnie, bo tylko za nie fundusz płaci szpitalom po zrealizowaniu kontraktu - czytamy w gazecie.
Do 2011 roku fundusz zwracał szpitalom pieniądze za prawie wszystkie świadczenia wykonane ponad limit. Od ubiegłego roku w kasie NFZ jest coraz mniej środków. Lecznicom trudno jest więc wyegzekwować pieniądze za nadwykonania. Muszą liczyć się z tym, że poniesione przez nie koszty powiększą ich zadłużenie.
Szefowie niektórych szpitali próbują walczyć o pieniądze z NFZ w sądach. Obecnie toczy się 50 takich postępowań.
>>>>
System ,,ochrony zdrowia"...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:50, 29 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
"Dziennik Polski": To nie jest kraj dla starych ludzi
W naszym kraju jest zaledwie 300 geriatrów, czyli lekarzy specjalistów w zakresie schorzeń wieku podeszłego. W ciągu 5 lat przybędzie ich 40. To bardzo mało, tym bardziej, że społeczeństwo się starzeje - informuje "Dziennik Polski".
Cytowany przez gazetę prof. Tomasz Grodzicki, krajowy konsultant z dziedziny geriatrii, podkreśla, że system profesjonalnej opieki nad starszymi ludźmi w Polsce nie istnieje i wszystkie związane z tym wskaźniki stawiają nas w ogonie Europy.
Profesor uważa za konieczne utworzenie w szpitalach tzw. oddziałów przejściowych dla najstarszych pacjentów, nastawionych przede wszystkim na szeroko rozumianą rehabilitację. Niezbędne jest także usprawnienie pielęgniarskiej opieki domowej. Choć w tej dziedzinie nastąpiła w ostatnich latach widoczna poprawa, to nadal, w ocenie profesora, pozostaje wiele do zrobienia.
Najczęstszymi schorzeniami u osób starszych są nadciśnienie tętnicze i niewydolność serca. Trzeba też pamiętać, że starsi mają zazwyczaj więcej niż jedną chorobę: 30 procent ma 4 lub więcej schorzeń i przyjmuje ok. 5 leków.
....
W ogole wladza zajmuje sie soba . To kto ma sie zajac rzadzeniem krajem !?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:39, 07 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Rodzina Szwedki chce 6 mln zł odszkodowania za operację zakończoną śpiączką
Prawnicy Szwedki, która trzy lata temu przeszła w Pomorskim Centrum Traumatologii w Gdańsku nieudaną operację powiększenia piersi, domagają się przed sądem od tej placówki ok. sześciu milionów złotych odszkodowania i zadośćuczynienia.
Pochodząca z Malmoe Christina Hedlund po nieudanej operacji zapadła w śpiączkę i do dziś znajduje się w stanie wegetatywnym - kobieta nie mówi, jej kontakt ze światem jest bardzo ograniczony, karmiona jest przez rurkę bezpośrednio do żołądka. W żądanej kwocie mieści się też zasądzenie renty dla niej oraz pokrycie wydatków związanych z opieką zdrowotną.
Pierwsza rozprawa w tej sprawie odbyła się we wtorek przed Sądem Okręgowym w Gdańsku. Na pierwszym etapie procesu pełnomocnicy Hedlund chcą zabezpieczenia powództwa.
- Z uwagi na ogrom materiału dowodowego ten proces może trwać wiele lat. Tymczasem Christina wymaga cały czas specjalistycznej opieki i rehabilitacji, co wiąże się z comiesięcznymi kosztami i chodzi o to, żeby na czas trwania postępowania sądowego miała te środki zapewnione - wyjaśniła dziennikarzom radca prawny Krystyna Urbańska, reprezentująca poszkodowaną Szwedkę.
Kwota oszacowana przez pełnomocnika na pokrycie miesięcznych wydatków związanych z opieką nad pacjentką wynosi 36 tysięcy koron szwedzkich (18 tys. zł), z czego Hedlund ze swojej renty pokrywa 7 tysięcy koron (3,5 tys. zł).
Urbańska poinformowała, że strona powodowa będzie wnosić o przesłuchanie ponad 20 świadków. Będą wśród nich personel medyczny Pomorskiego Centrum Traumatologii, rodzina Szwedki oraz jej b. narzeczony. - Trzeba również sporządzić szereg opinii specjalistycznych - tu będzie potrzebne powołanie biegłych - dodała pełnomocnik Hedlund.
Pomorskie Centrum Traumatologii nie zgadza się na pokrycie przed rozpoczęciem procesu cywilnego kosztów opieki medycznej Szwedki. Reprezentująca w sądzie gdański szpital radca prawny Sylwia Kacprzak argumentowała, że takie żądanie nie spełnia wymagań formalnych m.in. w kwestii ustalenia odpowiedzialności szpitala za stan zdrowia cudzoziemki. - Szwecja ma modelowy system w Europie w kwestii opieki nad osobami niepełnosprawnymi - podkreśliła pełnomocnik PCT.
Jako świadek zeznawała matka poszkodowanej Szwedki Ann-Katrin Berggren z zawodu lekarz internista, która przez trzy godziny szczegółowo opisywała, jakich zabiegów rehabilitacyjnych wymaga Christina i ile one kosztują. - Przez trzy dni Christina przebywa w moim domu, a pozostałe dni tygodnia spędza w zakładzie opieki nad osobami z uszkodzeniem mózgu. Nie ma żadnej rehabilitacji finansowanej przez gminę. Specjalną gimnastykę ma raz w tygodniu. Mogłaby ją mieć każdego dnia, gdyby było mnie na to stać - powiedziała.
Kolejna rozprawa ws. sporu między obywatelką Szwecji a Pomorskim Centrum Traumatologii wyznaczona została na 20 września. Wcześniej na posiedzeniu niejawnym sąd podejmie decyzję, czy uznać przedprocesowe żądania strony powodowej o zabezpieczeniu pieniędzy na opiekę i rehabilitację poszkodowanej. W tej sprawie brakuje jeszcze tłumaczenia na język polski dokumentacji lekarskiej Hedlund.
W listopadzie 2010 r. szwedzkie media poinformowały o przeprowadzonej w sierpniu tamtego roku w Pomorskim Centrum Traumatologii w Gdańsku operacji, po której 31-letnia wówczas Szwedka zapadła w śpiączkę. W reportażu narzeczony, który towarzyszył pacjentce w Polsce, mówił, że dopiero po sześciu godzinach od operacji kobieta, która nie mogła się obudzić, została przeniesiona na oddział ratunkowy. Kontrola wojewody pomorskiego wykazała, że PCT nie miała uprawnień do przeprowadzania tego typu operacji plastycznych, w latach 2008-2010 doszło tam do 78 nielegalnych zabiegów.
Trzy tygodnie temu Prokuratura Okręgowa w Gdańsku postawiła zarzuty spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu dwóm pielęgniarkom oraz lekarce anestezjolog, które zajmowały się pacjentką ze Szwecji w 2010 r.
....
Jak rozumiem przesadzili z narkoza .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:46, 15 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
"Rzeczpospolita": krtań rozerwana, winnych nie ma
Wrocławska prokuratura nie pomoże matce 5-letniego chłopca ustalić, który z lekarzy okaleczył jej dziecko, nieudolnie przeprowadzając intubację. Sprawa została umorzona - podaje "Rzeczpospolita".
"Rzeczpospolita" informowała o sprawie szerzej miesiąc temu. Katarzyna Brońska, matka pięcioletniego dziś Kuby walczy o wyrok dla winnych okaleczenia syna, któremu po porodzie, w wyniku źle przeprowadzonej intubacji, rozerwano struny głosowe oraz krtań.
Prokuratura nie jest jednak w stanie wskazać osób odpowiedzialnych tragedii. Lekarze zasłaniają się brakiem pamięci, częściowo zaginęła również dokumentacja medyczna. "Niedające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego" - uzasadnia w umorzeniu prok. Marta Suchecka.
Zdaniem pani prokurator zarzuty powinny usłyszeć co najmniej dwie lekarki, które nieumiejętnie przeprowadziły zabieg. Prokuratura nie wzięła jednak pod uwagę wniosku o postawieniu im zarzutów, ponieważ w dniu, w którym wpłynął, wydała postanowienie o umorzeniu śledztwa.
Dramat od urodzenia
Intubacji dziecka zaraz po porodzie podjęły się co najmniej trzy lekarki. Jak podaje "Rzeczpospolita", dwie z nich zeznały w prokuraturze, że zabieg się nie powiódł, bo "rurka zamiast w krtani, tchawicy trafiała do przełyku".
"Wydawało nam się, że krtań jest nieprawidłowo umiejscowiona, stąd trudność" - mówiły. Jedna z nich przyznała, że "nie widziała krtani". Obie stwierdziły, że nie czują się winne.
Dopiero niedawno okazało się, że jedna z nich nie miała specjalizacji z neonatologii, więc w ogóle nie powinna była intubować noworodka.
>>>>
To fajnie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:47, 15 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
37 klinik chce rządowego dofinansowania do in vitro
37 klinik zgłosiło się do rządowego programu dofinansowania in vitro. - Mam nadzieję, że wybierzemy najlepszych z najlepszych, którzy przeprowadzają procedury w standardach europejskich - powiedział podczas dzisiejszej konferencji prasowej Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia.
- To wielki dzień dla pacjentów leczących się z powodu niepłodności - mówił Arłukowicz. Dziś w południe minął termin zgłaszania klinik do ministerialnego programu refundacji.
Nie wiadomo jeszcze, ile klinik zostanie wybranych. - Musimy przeanalizować wnioski, główny warunek to jakość - tłumaczył Arłukowicz. Zaznaczył, że procedura konkursowa pozwoli też zorientować sie w jakich klinikach, w jaki sposób i dla kogo przeprowadza się zabiegi in vitro.
- Program rządowy pisali eksperci, konsultowany był ze specjalistami. Zależy nam na bezpieczeństwie par i zarodków - zaznaczył minister.
Dodał, że w Polsce powinna obowiązywać ustawa ws. in vitro, ale jeśli dyskusja się przedłuża, trzeba wykonać pierwszy krok.
Program rządowy ws. in vitro przez 3 lata ma pomóc 15 tys. par, kwota przeznaczona na ten cel sięga 34 mln zł. Umowy z klinikami maja być podpisane do 1 lipca, wtedy powinien ruszyć program.
>>>>
O i tu jest kasa do zaoszczedznie 100 % !!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:25, 15 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Raport: maleje liczba pielęgniarek w Polsce
Maleje liczba pielęgniarek w Polsce; więcej odchodzi z zawodu, niż go podejmuje - wynika z raportu Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych. Według prognozy, w 2020 r. liczba wszystkich zarejestrowanych pielęgniarek spadnie o ponad 20 tys.
W przesłanym PAP w środę raporcie Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych, podkreślono, że liczba pielęgniarek pracujących przy łóżkach pacjentów systematycznie maleje, natomiast z roku na rok pacjentów przybywa, ponieważ rośnie grupa seniorów i chorych z powodów cywilizacyjnych.
"Sytuacja już jest dramatyczna, a w ciągu dekady stanie się katastrofalna. Jeśli teraz nie powstaną mechanizmy zachęcające młodych ludzi do wyboru zawodu pielęgniarki i położnej, to za kilka lat na fachową opiekę z ich strony będzie mogła liczyć mniej niż połowa potrzebujących" - oceniła prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych Grażyna Rogala-Pawelczyk.
Z raportu wynika, że pod względem liczby pielęgniarek zatrudnionych bezpośrednio przy opiece nad pacjentem przypadających na tysiąc mieszkańców Polska ze wskaźnikiem 7,3 jest na jednym z ostatnich miejsc w Unii Europejskiej. Wyprzedają nas m.in. Dania ze wskaźnikiem na poziomie - 15,4, Norwegia - 14,4, Niemcy - 11,3, Czechy - 8,1.
Ponadto raport pokazał, że średnia wieku pielęgniarek wynosi 45,6 lat, a położnych 44,5 i szybko się podnosi. "Pielęgniarek w wieku od 50 do 60 lat (a więc tych, które w najbliższych latach odejdą na emerytury) jest 76 489, natomiast w najmłodszej grupie wiekowej, czyli od 21 do 30 lat jest ich tylko 16 659, przy czym np. 26-latek jest 2286 (najliczniejszy rocznik w tym przedziale wiekowym), ale 24-latek tylko 1816. Różnica to blisko 50 tys." - czytamy w raporcie.
W dokumencie zwrócono uwagę, że w ostatnich trzech latach liczba absolwentów szkół pielęgniarskich (studiów zawodowych oraz szkół wyższych) wynosiła rocznie 6-7 tys. osób. Ale w tym samym okresie okręgowe rady pielęgniarek i położnych wydawały rocznie niespełna 2 tys. zaświadczeń o prawie do wykonywania zawodu, czyli tylko ok. jedna trzecia absolwentów podejmuje pracę w zawodzie.
Według prognozy zawartej w raporcie, już za siedem lat, czyli w 2020 r. liczba wszystkich zarejestrowanych pielęgniarek, pielęgniarzy i położnych zmaleje o ponad 20 tys., a w 2035 spadnie poniżej 200 tys.
Według Izby taki spadek liczby pielęgniarek przy jednoczesnym "wzroście liczby osób, szczególnie starszych, wymagających stałej, profesjonalnej opieki pielęgniarskiej i położnych (zajmujących się nie tylko kobietami w wieku rozrodczym, ale też menopauzalnym i późniejszym) stanowi realne zagrożenie, że duża grupa obywateli, zwłaszcza tych niżej uposażonych, będzie pozbawiona tego typu opieki".
"Problemem nie są wyłącznie pieniądze, choć niskie uposażenie jest ważnym czynnikiem zniechęcającym do wyboru tego zawodu. Równie ważnym czynnikiem są warunki pracy" - oceniła Rogala-Pawelczyk. Dodała, że praca pielęgniarki i położnej obciążona jest dużą odpowiedzialnością, często wykonywana w trybie zmianowym, na rzecz zbyt wielu pacjentów na raz, wymagająca z jednej strony ogromnej wiedzy i doświadczenia, a z drugiej dobrej formy fizycznej".
Dane w raporcie pochodzą z Centralnego Rejestru Pielęgniarek i Położnych (stan na dzień 31 grudnia2011 r.). Liczba pielęgniarek objętych analizą wynosi 246 948, pielęgniarzy - 4 620, położnych - 30 760.
>>>>
Kolejne swietne wiesci .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:17, 17 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Umierają w kolejce do lekarza
Tłok, wielogodzinne oczekiwanie w kolejkach, brak miejsc siedzących! Tak wygląda leczenie pacjentów chorych na raka w wielu centrach onkologii w całym kraju! Polacy, którzy toczą walkę ze śmiertelną chorobą często na wizytę muszą czekać nawet kilka miesięcy. A przecież w walce z rakiem liczy się każdy dzień!
Przerażające statystyki! Co godzinę w Polsce na raka zapada 12 osób. Przeżywają zaledwie 3 z nich! Jak to możliwe? Cały czas czas słyszymy, że im wcześniej dowiemy się, że mamy nowotwór tym lepiej. Niestety, teoria nie idzie w parze z praktyką. Pacjenci, u których wykryto raka przekonali się, że w Polsce na leczenie trzeba czekać. Ile? Długimi miesiącami. Okazuje się, że aby dostać się do specjalistów, nie raz muszą czekać w kolejkach nawet pół dnia. Najgorsze jest jednak to, że bardzo często nie wiedzą, co tak na prawdę im dolega. Dlaczego tak się dzieje?
Po tym, jak u pacjentów lekarze wykryją guza, należy wykonać biopsję, na podstawie której lekarze mogą stwierdzić z jakim nowotworem mają do czynienia. Zdarza się, że na ostateczną diagnozę trzeba czekać nawet kilka tygodni! Tymczasem bez jasnej diagnozy trudno rozpocząć terapię. Dopiero po tym, jak lekarze postawią diagnozę chory zaczyna leczenie onkologiczne. I tu czeka go prawdziwy koszmar!
Na wizytę u onkologa trzeba czekać nawet kilka miesięcy. Każdego dnia w centrach onkologi w długich kolejkach ustawiają się setki chorych, którzy walczą o życie. Tłok, ścisk, brak miejsc siedzących! Oto polska rzeczywistość!
Na oddziałach onkologicznych wcale nie jest lepiej! Na łóżko na chemioterapii oraz radioterapii muszą czekać od tygodnia do miesiąca. Gdy już zostaną przyjęci do szpitala czeka ich kolejne upokorzenie. Chorzy, których czeka operacja, muszą leżeć ściśnięci po 5-6 osób na niewyremontowanych salach. Odpadający tynk, brudne ściany, grzyb w pomieszczeniach to niemal standard. Czy w takich warunkach można wrócić do zdrowia? Osoby, które walczą z rakiem nie mają wątpliwości. W Polsce największe szanse na przeżycie mają ci, których stać na prywatne leczenie. Króluje bezwzględna zasada: masz pieniądze to przeżyjesz.
A tak wygląda droga Polaka do zdrowia:
1. Lekarz rodzinny
Czujemy niepokojące bóle. Potrzebujemy pomocy. Idziemy albo dzwonimy do przychodni, żeby umówić wizytę. Ale nie ma tak od razu! Trzeba uzbroić się w cierpliwość i parę dni poczekać.
2-3 dni czekania
2. Specjalista
Lekarz rodzinny wypisuje nam skierowanie do specjalisty, np. neurologa czy urologa. Zapisujemy się. Ale na długiej liście chętnych są przed nami tłumy. I znów nasza cierpliwość zostaje wystawiona na próbę.
3 miesiące czekania
3. Badanie tomograficzne
Lekarz specjalista kieruje nas na badanie np. tomografię komputerową czy rentgen. Kolejna dawka upokorzenia, gdy dowiadujemy się o wyznaczonym nam terminie.
2-5 miesięcy czekania
4. Biopsja
Jeśli po badaniu np. tomografem, dowiemy się, że mamy guza, czeka nas kolejne badanie - biopsja, która pozwoli określić, czy zmiana jest łagodna czy złośliwa. I teraz dopiero zaczynają się najgorsze nerwy. Na wyrok czekamy w stresie nawet wiele miesięcy.
do kilku miesięcy czekania
5. Onkolog
Z wynikiem biopsji zapisujemy się do onkologa. Na podstawie wyników biopsji onkolog stawia diagnozę. Potem rozpoczyna się leczenie. Ale zanim zobaczymy się z onkologiem, musimy - wiadomo! - czekać!
3 miesiące czekania
6. Leczenie
Onkolog kieruje nas na chemioterapię, radiologię bądź zaleca operację. To nie koniec naszych nerwów, ale tu czas oczekiwania jest już stosunkowo krótki w stosunku do tego, czego doświadczyliśmy przez ostatni rok.
do miesiąca czekania.
....
Czyli super warunki ... do umierania .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:33, 17 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Ustawa refundacyjna uderzyła pacjenta po kieszeni
Ustawa refundacyjna uderzyła pacjentów po kieszeni. Dopłaty chorych do leków refundowanych wzrosły z 37 procent w roku 2011 do ponad 40 procent obecnie. Tak wynika za analizy IMS Polska - firmy zajmującej się monitorowaniem i analizą rynku farmaceutycznego.
Dyrektor IMS Michał Pilkiewicz powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej, że ustawa przyniosła oszczędności Narodowemu Funduszowi Zdrowia, stracili natomiast pacjenci. Usztywnienie cen spowodowało, że dopłaty są większe. Część leków wypadła z list refundacyjnych. Lekarze w obawie przed karami wypisują recepty na 100 procent.
Prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska - Irena Rej dodała, że zmiany spowodowały to, iż apteki nie robią zapasów leków i są problemy z dostępem do niektórych preparatów.
Wiceminister zdrowia Sławomir Neumann zapowiedział, że w przyszłym tygodniu odbędzie się w sejmie pierwsze czytanie poselskiego projektu nowelizacji ustawy refundacyjnej.
Zmiany dotyczą między innymi uproszczenia procedury składania wniosków o objęcie refundacją leku. Sejmowe prace nad dużą nowelizacją ustawy refundacyjnej ruszą dopiero jesienią.
...
Czyli sukces . O to przeciez chodzilo .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 13:29, 25 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
"Fakt': polscy lekarze mają 10 minut na pacjenta
10 minut - tyle czasu według wyliczeń NFZ poświęca polski lekarz jednemu pacjentowi. Co gorsza, nawet zdaniem samych lekarzy, nasi medycy są często niedouczeni i po kilkuletnim wkuwaniu teorii zaczynają leczyć pacjentów, co może się kończyć tragicznie. Ceną błędów lekarskich jest ludzkie życie. Tak, jak w przypadku 3,5-letniego Jasia z Warszawy, którego z sepsą odsyłano od szpitala do szpitala. Aż biedne dziecko zmarło...
Według doświadczonych lekarzy specjalistów, winny tej fatalnej sytuacji jest przede wszystkim system, który polega na krótkiej ścieżce zawodowej młodych, źle wyszkolonych lekarzy.
- Studentów traktuje się jak piąte koło u wozu. Porównując to chociażby do praktycznej nauki zawodu w Szkocji czy USA to trzeba się mocno namęczyć żeby czegoś się nauczyć - mówi nam dr Jarosław Gucwa. Inni lekarze rozmawiają anonimowo.
- Edukacja młodych lekarzy nie jest najlepsza. Na studiach mają prawie samą teorię, a praktyka wygląda tak, że spędzają jedynie po kilka tygodni na różnych oddziałach, zamiast skupić się na konkretnych przypadkach - mówi nam jedna z lekarek.
Ile zaś czasu poświęcają chorym? NFZ wyliczył, że na jednego lekarza powinno przypadać 2750 pacjentów. To dwa razy więcej niż w innych krajach Unii Europejskiej! Lekarz musi przyjąć dziennie kilkudziesięciu chorych, a każdemu z nich może poświęcić góra 10 minut!
....
Przeciez musi wypelnic te formularze . Krocej niz w 10 minut sie nie da .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:05, 26 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Najdłuższe kolejki do lekarza
Długie kolejki do lekarzy specjalistów są zmorą polskiej służby zdrowia. Sytuację tę wykorzystują prywatne firmy medyczne i ubezpieczeniowe, które na potęgę sprzedają produkty dające szansę zarobić na szybkim leczeniu.
"Dziennik Gazeta Prawna" przygotował listę świadczeń medycznych, na które czeka się najdłużej.
Lider tego zestawienia bije pozostałe świadczenia na głowę. Sprawdź, na co nie warto chorować.
Na końcu prezentujemy także listę 10 świadczeń, na które czeka się najkrócej.
....
Jeszcze lepiej .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:39, 30 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Abp Michalik: eksperymenty in vitro złamaniem prawa natury
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, metropolita przemyski abp Józef Michalik w homilii wygłoszonej podczas procesji Bożego Ciała w Przemyślu powiedział, że in vitro jest "związane z grzechem złamania prawa natury". - To jest eksperyment, który woła o pomstę do nieba - przekonywał.
- Nie można patrzyć obojętnie, jeśli dzisiaj czyni się eksperymenty, tzw. in vitro, czyli poczęcie człowieka w probówce, które jest związane z grzechem złamania prawa natury - powiedział hierarcha.
Podkreślił, że "dziecko ma się poczynać w miłości między kobietą a mężczyzną w małżeństwie, w rodzinie" i ma prawo "do ojca i matki, o których wie, że są jego rodzicami - ojcem i matką".
- Nie można patrzeć spokojnie, przecież to woła o pomstę do nieba, że rosną dzisiaj dziesiątki, setki, tysiące zamrożonych istnień ludzkich. Ludzi w azocie płynnym i nie wiadomo, co z tym zrobić. To rośnie i to jest eksperyment, który woła o pomstę do nieba - mówił metropolita.
Podkreślił, że chrześcijanie nie mogą też milczeć wobec przypadków, w których stosuje się eugenikę, pozwalając na zabicie przed urodzeniem dziecka niepełnosprawnego.
Jego zdaniem, chrześcijanin powinien "Jezusowym wzrokiem oceniać rzeczywistość, patrzeć na to, co się dzieje, reagować na rzeczywistość".
....
Tak to sa zbrodnie pod pretekstem medycyny .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:54, 31 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Transport pacjenta z zawałem trwał półtorej godziny - do kliniki 300 metrów dalej
1,5 godziny trwał transport pacjenta z zawałem serca między szpitalem a kliniką oddalonymi od siebie o 300 metrów. Do placówki w Nysie musiała dojechać karetka z Opola.
Wicedyrektor nyskiego ZOZ-u Marek Szymkowicz tłumaczy, że tego wymagały procedury. Placówka ma bowiem podpisaną umowę na świadczenie usług w tym zakresie z opolskim Centrum Ratownictwa Medycznego. Lekarz potwierdza, że to nie pierwsza taka sytuacja. Mówi, że pacjenci jeżdżą również w drugim kierunku: z kliniki do nyskiego szpitala. Zamawia się wtedy karetkę prywatną z Opola.
Wicedyrektor ZOZ-u dodaje, że nie wierzy w realizację pomysłów wprowadzenia obowiązku dyżurowania karetek pod każdym szpitalem w Polsce. Jak argumentuje, sama gotowość ekip i sprzętu kosztowałaby "grubo ponad miliard złotych".
Urzędnicy widzą problem i liczą na zmiany w prawie, ale to kwestia nowelizacji ustawy - twierdzi dyrektor biura wojewody opolskiego, Szymon Ogłaza. Tłumaczy, że wielokrotnie zgłaszano zagadnienie związane z karetkami. Zaznacza, że jest to szczególnie ważne w przypadku placówek gdzie pracuje niewiele lekarzy.
Dyrektor biura wojewody opolskiego powiedział Radiu Opole, że w wyjątkowych wypadkach dyspozytor pogotowia nie wysyła karetki z Opola, lecz zezwala na przetransportowanie chorego karetką tzw. systemową czyli pogotowia ratunkowego. Jest to jednak działanie ryzykowne, bo nieprzewidziane przepisami.
....
Sluzba zdrowia bije kolejne rekordy zginesa ... I tak ze pacjenta nie zagubili . Ale chyba sprawa zdazyla sie przedawnic i leczenia nie bedzie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:12, 03 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Zabrakło 350 milionów na leczenie dzieci
Roczny budżet przeznaczony na leczenie najbiedniejszych został przekroczony już po czterech miesiącach. Ujawnił to system e-weryfikacji uprawnień do ubezpieczenia zdrowotnego eWUŚ - czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
Jak dowiedziała się gazeta, zwiększyła się przede wszystkim liczba świadczeń dziecięcych nieobjętych ubezpieczeniem. Jest ich znacznie więcej, niż przewidywano.
"Dziennik Gazeta Prawna" wyjaśnia, że w grupie osób, które mają zapewniony dostęp do służby zdrowia z pieniędzy budżetowych, oprócz dzieci do 18. roku życia znajdują się również kobiety w ciąży i osoby korzystające z pomocy społecznej. Państwo gwarantuje im wszystkie świadczenia, tyle że pieniądze za ich leczenie nie pochodzą ze składki zdrowotnej, ale z budżetu.
Jednak dopóki nie było weryfikacji elektronicznej, nie było do końca jasne, jakie świadczenia z jakiej puli powinny być opłacane. Obecnie eWUŚ jak na dłoni pokazuje określony tytuł ubezpieczenia danego pacjenta. I dzięki pierwszym analizom okazało się, że radykalnie zwiększyła się liczba wizyt u lekarza dzieci, które nie są ubezpieczone.
>:>>
Grunt to in vitro ! A co tam leczenie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135926
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:28, 03 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Lekarze: potrzeba środków na nowy program leczenia chorych na WZW C
Bez dodatkowych środków nie będziemy w stanie stosować u chorych na wirusowe zapalenie wątroby typu C (WZW C) tzw. terapii trójlekowej - alarmują lekarze. Ich zdaniem rozszerzenie od 1 maja programu lekowego dla tych chorych może okazać się fikcją.
Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Krzysztof Bąk zapewnił, że nie ma żadnych podstaw do obaw o prawidłową realizację nowego świadczenia.
Jak powiedział prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Hepatologicznego, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, Polska praktycznie jako ostatni kraj w Unii Europejskiej wprowadziła finansowanie terapii trójlekowej dla chorych na WZW C.
Polega ona na dołączeniu do standardowo stosowanej kombinacji dwóch leków (pegylowanego interferonu alfa i rybawiryny) leku trzeciego z grupy tzw. inhibitorów proteazy - boceprewiru lub telaprewiru. Możliwość leczenia trzema lekami dotyczy osób zakażonych wirusem HCV o tzw. genotypie 1, który w Polsce stwierdza się u 80 proc. pacjentów z WZW C.
- Terapia dwulekowa u pacjentów zakażonych genotypem 1 wirusa HCV daje tylko 40-50 proc. wyleczeń. Po dołączeniu inhibitora proteazy odsetek wyleczeń wzrasta do 70-80 proc. - powiedział prof. Flisiak.
Zaznaczył, że zgodnie z międzynarodowymi rekomendacjami terapia trójlekowa powinna być stosowana u wszystkich pacjentów z WZW C zakażonych genotypem 1 wirusa HCV - zarówno u tych, których leczenie dwoma lekami nie dało efektów, jak i u nowo zdiagnozowanych chorych.
O tym, że terapię trójlekową powinni otrzymywać najszybciej chorzy na WZW C z najbardziej zaawansowanym włóknieniem wątroby mówiła w trakcie niedawnej debaty w Warszawie prof. Małgorzata Pawłowska, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. Jak wyjaśniła, ci chorzy są w największym stopniu zagrożeni śmiertelnymi następstwami choroby, jak marskość czy rak wątrobowokomórkowy, i nie mogą czekać.
Zaznaczyła jednak, że już na początku roku placówki leczące chorych na WZW C miały zaplanowaną pulę pacjentów, którzy będą otrzymywać standardową terapię dwulekową - w ramach środków zakontraktowanych z Narodowym Funduszem Zdrowia w grudniu 2012 r. Tymczasem terapia trójlekowa jest ok. trzy razy droższa od dwulekowej. Zatem bez dodatkowych pieniędzy albo nie będzie jej można stosować, albo będzie podawana jednemu choremu w miejsce trzech leczonych dwoma lekami.
Dyrektor departamentu gospodarki lekami NFZ Barbara Wójcik-Klikiewicz poinformowała podczas debaty, że obecnie z ośrodkami leczącymi chorych na WZW C podpisywane są aneksy do wynegocjowanych wcześniej kontraktów, w celu rozszerzenia programu lekowego. Każdy ośrodek będzie musiał indywidualnie negocjować nakłady finansowe na ten cel z dyrektorem wojewódzkiego oddziału NFZ.
- NFZ wiedział o inicjatywach rozszerzenia programu i mam deklaracje od dyrektorów oddziałów, że pewne rezerwy finansowe na ten cel zostały przez nich przewidziane. Pytanie, czy rezerwy, które fundusz posiada na rozszerzenie wszystkich programów lekowych wprowadzonych w ciągu roku będą adekwatne do potrzeb. Śmiem twierdzić, że pewnie nie - powiedziała Klikiewicz. Przypomniała, że NFZ finansuje świadczenia z puli środków, które są ustalane w planie finansowym tworzonym dużo wcześniej i przekazywane na początku roku.
- Wydaje mi się, że pacjent jest bałamucony możliwością terapii, do której dostępu mieć nie będzie, bo dyrektor wojewódzkiego oddziału NFZ nie podpisze żadnego kontraktu, gdy nie będzie miał pieniędzy - zauważył prezes Polskiej Grupy Ekspertów HCV, prof. Waldemar Halota.
W informacji rzecznik MZ zapewnił, że pacjenci, którzy spełniają kryteria włączenia do programu będą mieli dostęp do terapii trójlekowej, po podpisaniu przez ośrodki leczące chorych odpowiednich aneksów. Zaznaczył też, że minister zdrowia, podejmując decyzję o rozszerzeniu programu lekowego dla chorych na WZW C, miał na uwadze możliwości finansowe NFZ, a przedstawiciele funduszu byli aktywnie włączeni w proces refundacyjny.
- Program lekowy dla chorych na WZW C, który zaczął obowiązywać w Polsce od 1 maja jest bardzo ograniczony - ocenił prof. Flisiak. Aby się do niego zakwalifikować, pacjenci - zarówno po nieskutecznym leczeniu dwoma lekami, jak i wcześniej nieleczeni wcale - muszą mieć zaawansowane włóknienie wątroby. Tymczasem nawet mniej rozwinięte włóknienie jest czynnikiem ryzyka rozwoju raka wątrobowokomórkowego, a im bardziej odwleka się terapię trzema lekami, tym szanse na jej skuteczność maleją.
W ramach programu tylko jedna grupa nieleczonych uprzednio pacjentów może otrzymać terapię trójlekową. Są to chorzy z odpowiednim wariantem genu interleukiny 28 (IL-2, określanym w skrócie jako T/T.
- Żaden kraj UE nie kwalifikuje pacjentów do terapii trójlekowej na podstawie selekcji genetycznej. Nie ma to żadnego uzasadnienia naukowego - pacjenci z wariantem T/T interleukiny 28 stanowiący zaledwie 20 proc. chorych nie odpowiadają lepiej na leczenie niż ci z wariantem C/T, którzy stanowią aż połowę. Kryterium to przyjęto ze względów ekonomicznych, by znacznie ograniczyć liczbę chorych poddawanych nowej terapii - powiedział prof. Flisiak.
Według niego lepszy dostęp do terapii trójlekowej zaoferowały pacjentom kraje o podobnym statusie ekonomicznym co Polska, np. Węgry, Rumunia i Bułgaria, a nawet kraje przechodzące poważny kryzys gospodarczy, jak Grecja i Portugalia. - Jest to uzasadnione, gdyż spowoduje obniżenie kosztów społecznych i ekonomicznych WZW C. Po pierwsze, pacjent, który zostaje wyleczony wraca do pracy, płaci podatki. A po drugie, pozwala to uniknąć najdroższych terapii, tj. przeszczepu wątroby z powodu zaawansowanej marskości czy leczenia raka wątrobowokomórkowego - tłumaczył prof. Flisiak.
Ekspert ocenił, że ze względu na restrykcyjne kryteria w Polsce terapię trójlekową będzie mogło otrzymać 4-5 razy mniej pacjentów niż powinno.
Polska Grupa Ekspertów HCV szacuje, że przeciwciała anty-HCV są obecne u ponad 700 tys. Polaków, co oznacza, że mieli oni kontakt z wirusem. Aktywne przewlekłe WZW C wymagające leczenia ma ok. 230 tys. Polaków, ale tylko u ok. 55 tys. wykryto chorobę. Rocznie leczonych jest zaledwie 3 tys. pacjentów.
>>>>
Z taka wladza nie bedzie kasy .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|