Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 12:59, 23 Lip 2012 Temat postu: Rozwalanie firm ... |
|
|
Prokuratura niszczy firmy. Wszyscy za to zapłacimy
Za błędy prokuratury we Wrocławiu możemy zapłacić nawet kilkadziesiąt milionów złotych. Prokurator doprowadził do upadku firmę Bestcom, a jej właścicieli osadził w więzieniu - pisze "Rzeczpospolita".
To największa afera gospodarcza z udziałem prokuratury od czasu sprawy Romana Kluski. W ubiegłym tygodniu Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu umorzyła sprawę przeciw właścicielom firmy Bestcom. Orzekła, że zarzuty wobec nich były wyssane z palca.
W międzyczasie jednak firmę doprowadzono do upadku, pracę straciło 75 osób a właścicieli osadzono w więzieniu na siedem miesięcy. To, co prokuratura wrocławska uznała za zorganizowaną przestępczość, okazało się standardową działalnością gospodarczą.
- Prowadzone przez siedem lat postępowanie przeciwko właścicielom Bestcomu, w kontekście efektu końcowego tego postępowania, dobitnie udowadnia, że Polska nadal nie zdaje egzaminu z państwa prawa - mówi "Rz" Marcin Wątrobiński, prawnik specjalizujący się w sprawach gospodarczych.
Efektem toczącego się od 2005 roku śledztwa przeciw właścicielom poznańskiego dystrybutora sprzętu komputerowego było postawienie zarzutów kierowania zorganizowaną grupą przestępczą. Sprawę prowadził prokurator Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Robert Mielczarek. W 2006 roku zdecydował aresztowaniu szefów firmy. Trzy miesiące później Bestcom upadł, choć wcześniej była w bardzo dobrej kondycji finansowej.
Jak ustaliła "Rz", kilka godzin po przeszukaniach w siedzibie spółki jedna z konkurencyjnych firm dysponowała już bazą danych Bestcomu.
Prawnicy byłych właścicieli firmy przygotowują wniosek do sądu o odszkodowanie. Mogą zażądać nawet kilkudziesięciu milionów złotych.
>>>>
O co w tym wszystkim chodzi ? Mowiac krotko ... PO CO ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:48, 27 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Agata Kołodziej
Zaciska się pętla na szyi człowieka bez twarzy
Marcin Plichta – to wyjątkowo głośne ostatnio nazwisko w świecie finansów. Jest właścicielem i prezesem Amber Gold – brokera finansowego z Gdańska, który podbija rynek, oferując depozyty i inwestycje złoto. Dlaczego tak o nim głośno? Bo pojawił się znikąd, oferuje klientom oprocentowanie 2-3-krotnie większe niż w bankach, a na dodatek niedawno stworzył własną własną linię lotniczą - OLT Express, która powstała z połączenia dwóch przejętych podmiotów: OLT Jetair i Yes Airways. Jego samoloty zaczęły latać dopiero w kwietniu br., a już zostały sprowadzone na ziemie - wczoraj zostały odwołane wszystkie loty. OLT jest o krok od bankructwa, które może zostać ogłoszone jeszcze dziś. Rumieńców tej historii dodaje fakt, że Plichta kilka lat temu został skazany prawomocnym wyrokiem sądu za przywłaszczenie mienia. A teraz znowu ściąga pieniądze z rynku…
Marcin Plichta, choć niektórzy sugerują, że nie jest to jego prawdziwe nazwisko, miał wówczas 19 lat. Prowadził firmę o nazwie Multikasa, która zajmowała się pośredniczeniem w opłacaniu rachunków za prąd. W pewnym momencie jednak przestała pośredniczyć i pieniądze klientów zamiast do odbiorców zaczęły trafiać do kieszeni Marcina Plichty. Sąd wydał wyrok, a Plichta zniknął na kilka lat.
Wrócił w wielkim stylu, a może bardziej właściwie jest powiedzieć: z wielkim rozmachem. W 2009 roku założył firmę Amber Gold.
- Specjalizujemy się w lokatach w kruszce – złoto i platynę. Nasze indywidualne podejście do produktów finansowych pozwala nam wdrażać unikalne rozwiązania, które do tej pory nie były oferowane szerokiemu gronu odbiorców. Z zalet inwestowania w metale szlachetne mogły do tej pory korzystać wyłącznie osoby dysponujące dużymi zasobami finansowymi. Dzięki naszym rozwiązaniom inwestowanie w złoto jest tak proste jak założenie lokaty w banku - wystarczy tysiąc złotych, okres lokat rozpoczyna się już od 1 miesiąca – tak przedstawia się firma na swojej stronie internetowej.
I o te „lokaty jak w banku” właśnie chodzi. Produkty inwestycyjne, jakie oferuje Amber Gold, przypominają bankowe lokaty. Jednak lokaty mogą oferować jedynie banki, a na prowadzenie działalności depozytywo–kredytowej wymagana jest zgoda Komisji Nadzoru Finansowego. Amber Gold jej nie ma, ma za to kłopoty i ciągnący się konflikt z KNF-em.
Amber Gold 13 lipca złożył nawet do Sądu Okręgowego w Warszawie pozew przeciwko Komisji Nadzoru Finansowego. - Komisja Nadzoru Finansowego swoimi celowymi działaniami w istotny sposób wpływa na dobre imię, wiarygodność i renomę firmy Amber Gold, podważając podstawy jej działalności i przyczyniając się do powstania negatywnych komentarzy medialnych – pisze firma w komunikacie. Biuro zarządu spółki twierdzi jednocześnie, że ani firma Amber Gold ani opinia publiczna nigdy nie otrzymały od KNF informacji o tym, co konkretnie Komisja ma spółce do zarzucenia.
Ten pozew to ostatnia odsłona wojny, jaką broker z Gdańska wypowiedział Komisji Nadzoru Finansowego oraz mediom. Kilka dni temu Amber Gold zwrócił się do KNF z żądaniem upublicznienia zastrzeżeń, jakie nadzór ma wobec firmy oraz wskazanie przepisów prawa na podstawie których Komisja prowadzi listę ostrzeżeń publicznych. Co więcej, broker obawia się, że działania KNF mają charakter polityczny, dlatego domaga się również wskazania, która komórka administracyjna, departament czy konkretna osoba podjęła decyzję o wpisaniu spółki Amber Gold na listę ostrzeżeń.
Amber Gold został wpisany na tę listę w 2009 roku, czyli w roku, kiedy rozpoczął działalność. Wówczas również KNF złożył do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Amber Gold. Chodziło o prowadzenie działalności bankowej bez zezwolenia. Jednak prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania, z resztą nie jednokrotnie, ponieważ od tamtej pory KNF regularnie ponawia swoje wnioski do prokuratury. Ta jednak je odrzuca. A Plichta gra Nadzorowi na nosie, otwierając kolejne placówki, w tym jedną przy ul. Świętokrzyskiej w Warszawie, czyli dokładnie naprzeciwko siedziby Narodowego Banku Polskiego oraz Komisji Nadzoru Finansowego, a ulice miast zakleja tysiącami banerów reklamowych. Amber Gold chwali się w tej chwili, że ma już kilkadziesiąt tysięcy klientów.
Piramida finansowa?...
Kłopoty z Nadzorem to jedno, a kłopoty z mediami i wizerunkiem firmy to drugie. Broker zapowiedział kilka dni temu, że będzie kierował do sądu pozwy o naruszenie dóbr osobistych wobec autorów publikacji, które poddają w wątpliwość wypłacalność i rzetelność firmy. Ostatnio takich publikacji pojawia się w mediach sporo, niestety głównie negatywnych. Głośno zrobiło się po niedawnym artykule w „Rzeczpospolitej”, która cytowała anonimowego analityka jednego z Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych, zdaniem którego „Amber Gold to klasyczna piramida finansowa. Na spłatę zapadających lokat wraz z odsetkami firma przeznacza pieniądze z lokat dopiero co założonych, kończących się później. Interes się kręci, dopóki do systemu napływają pieniądze. Kiedy klienci przestaną wpłacać, Amber Gold nie będzie miał z czego oddać tym, którzy lokaty już pozakładali - mówił dziennikarzowi „Rzeczpospolitej” analityk. Takich opinii jest na rynku bardzo wiele.
Wiarygodność Amber Gold, nadszarpnięta już przecież przez wyrok, jaki ma na koncie prezes firmy Marcin Plichta, dodatkowo traci na własne życzenie firmy. Kontakt z władzami Amber Gold jest utrudniony, komunikacja nie działa najlepiej. Prezes Plichta w ogóle nie kontaktuje się mediami, nie zgadza się na wywiady. Wyjątek zrobił całkiem niedawno, zwołując konferencję prasową w Gdańsku, w siedzibie swojej firmy. - W tym roku nasze przychody wyniosły już 220 mln zł i są o 30 mln zł wyższe niż łączne przychody w 2011 r. – przechwalał się prezes. Twierdził, że łączna suma założonych przez klientów lokat w Amber Gold sięga już 70-80 mln zł, a ich zabezpieczeniem jest złoto o masie 100 kg.
Niestety wiele informacji, które podał Plichta, była niespójna, nielogiczna, a nawet sprzeczna z tym, co mówią inny przedstawiciele jego spółek. Przykład? Plichta chwalił się, że wyniki finansowe należącej do niego linii OLT Express, „zbliżają się do granicy rentowności”, a obłożenie samolotów na trasie Warszawa-Gdańsk wynosi 90 proc., tymczasem z danych przedstawionych przez zarząd OLT Express na konferencji prasowej w środę 25 lipca wynika, że tzw. seat factor jest znacznie mniejszy. Podczas tej samej konferencji Marcin Plichta informował, że Amber Gold, który jest inwestorem strategicznym OLT Express zainwestował do tej pory w linie lotnicze ok. 30 mln zł. Tymczasem zarząd OLT twierdzi, że chodzi raczej o kwotę 63 mln dolarów! Licząc szacunkowo po obecnym kursie dolara to około 210 mln zł, zatem zarządy zależnych od siebie spółek rozmijają się siedmiokrotnie!
Wiarygodności Plichty i jego firmy nie służy również fakt, że należące do niego linie lotnicze ogłosiły 25 lipca, że od 11 sierpnia likwidują z siatki połączeń 14 tras. Nazajutrz okazało się, że zostały one zlikwidowane natychmiast, a pasażerowie dowiadywali się, że nigdzie nie polecą nierzadko w momencie odprawy, kiedy bagaże czekały już w lukach bagażowych. Sytuacja rozwijała się wczoraj z godziny na godzinę. Wczoraj, kilka godzin po odwołaniu lotów realizowanych samolotami typu ATR, odwołane zostały również wszystkie loty Airbusami, czyli obecnie nie lata już nic oprócz czarterów.
Dziś na 12 w południe OLT Express zwołało konferencję prasową. Dyrektor zarządzający OLT Express miał nietęgą minę, odpowiadając na pytania dziennikarzy. Poinformował, że najprawdopodobniej jeszcze dziś spółka złoży do sądu wniosek u upadłość układową OLT Regional (OLT Express ma dwie spółki: OLT Regional, która obsługiwała regularne połączenia krajowe samolotami typu ATR oraz OLT Poland, która obsługuje loty czarterowe). Potwierdził tym samym informacje, do jakich dotarli reporterzy Onetu jeszcze przed południem.
Jaką minę ma teraz Marcin Plichta, który stoi zarówno za Amber Gold jak i za OLT Express? Tego nie wiemy i nie możemy się nawet domyślać, bo nie wiemy, jak wygląda. Wiadomo tylko, że ma 28 lat, ale wygląda nieco poważniej. Plichta nie upublicznia swojego wizerunku. Podczas jedynej konferencji prasowej w Gdańsku, na której pojawił się osobiście, nie pozwolił robić sobie zdjęć, ponieważ, jak powiedział, nie chce być celebrytą.
Publikacja powyższego tekstu pomogła nam chociaż w pewnym stopniu wyobrazić sobie prezesa Plichtę. Do redakcji napisała była dziennikarka jednego z największych polskich dzienników, opisując swoje wrażenia po spotkaniu z Marcinem Plichtą w 2009 roku. - Proszę wyobrazić sobie typowego "karka" wysoki, łysy z łańcuchem, miał na sobie taki stalowy świecący garnitur. Swoją przygodę z Multikasą tłumaczył źle ulokowanymi uczuciami. Mówił, że to były błędy młodości i że namówiło go do tego jakaś kobieta - wspomina dziennikarka, której nazwisko pozostaje do wiadomości redakcji.
>>>>
Wyglada na aferzyste ale ja nie siedze przy nim i nie wiem co jest grane ... To ze organy ,,nadzoru'' kogos mloestuja to nie jest zaden dowod jak wiemy bo Kluske tez molestowali i wielu innych ... W taki sposob sie niszczy ,,kogo trzeba'' jak Wielkopolski bank Rolny ... Podobnie zmasowana ilosc artykulow w prasie tez moze byc ustawka ... Ale wariant piramidy finansowej jest rownie wiarygodny ...
Nie wiem .
W kazdym razie ktos tu niszczy kogos ... I jest o ohydne . Tak rujnuje sie Polskę .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:20, 31 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Przychód z działalności gospodarczej powstanie nawet bez otrzymania zapłaty
Przychód z działalności gospodarczej powstaje z dniem wykonania usługi lub wydania rzeczy. Jednak, gdy przedsiębiorca wcześniej otrzyma wynagrodzenie, to musi wziąć pod uwagę datę zapłaty.
Moment powstania przychodu z działalności gospodarczej, to kluczowa informacja dla przedsiębiorców, pozwala bowiem na właściwe zaewidencjonowanie, a w konsekwencji poprawne rozliczenie podatku dochodowego z tytułu przychodów uzyskanych w związku z prowadzoną działalnością gospodarczą.
Kwoty należne stanowią przychód nawet w przypadku, gdy nie zostały jeszcze otrzymane
Przychodem z działalności gospodarczej określa się kwoty należne, choćby nie zostały faktycznie otrzymane, po wyłączeniu wartości zwróconych towarów, udzielonych bonifikat i skont. Ponadto, w przypadku czynnych podatników VAT, dokonujących sprzedaży towarów i usług, za przychód z tej sprzedaży uważa się kwotę wykazaną na rachunku bądź fakturze, pomniejszoną o wartość podatku należnego. Ze względu na szeroki zakres pojęcia przychodu z działalności gospodarczej, przepisy prawa podatkowego nie przewidują jedynej, uniwersalnej zasady służącej do ustalania momentu powstania przychodu, podlegającego opodatkowaniu podatkiem dochodowym, w związku czym koniecznym jest znajomość nie tylko alternatywnych regulacji, ale także przesłanek warunkujących zastosowanie każdej z nich.
Dzień wystania faktury lub moment uregulowani należności – zależy co wcześniej
Za datę powstania przychodu, z zasady uważa się dzień wydania rzeczy, zbycia prawa majątkowego lub wykonania lub częściowego wykonania usługi, nie później jednakże niż dzień:
- wystawienia faktury
- uregulowania należności.
Oznacza to, że w przypadku wystawienia faktury przed datą wykonania zobowiązania momentem powstania przychodu będzie dzień wystawienia faktury. Podobnie w sytuacji, gdy należność zostanie uregulowana przed wydaniem towaru, zbyciem prawa lub wykonania usługi albo częściowym wykonaniem usługi za datę powstania przychodu uważa się dzień otrzymania należności.
Usługa ciągła w ustalonych okresach rozliczeniowych
W odniesieniu do usług określanych mianem ciągłych zastosowanie znajdują zupełnie inne zasady ustalania momentu powstania obowiązku podatkowego z tytułu uzyskanego przychodu.
Za usługę ciągłą uważa się świadczenie polegające na stałym, ciągłym, trwającym stale, powtarzalnym zachowaniu strony zobowiązanej do świadczenia, np. najem, dzierżawa lub umowa o podobnym charakterze, jak i codzienna dostawę towarów.
W przypadku, w którym strony umowy ustalą, iż usługa jest rozliczana w okresach rozliczeniowych, za datę powstania przychodu uznaje się ostatni dzień okresu rozliczeniowego określonego w umowie lub na wystawionej fakturze, nie rzadziej jednak niż raz w roku. Wartym podkreślenia wydaje się ponadto fakt, iż regulacja ta znajduje zastosowanie także w odniesieniu do dostawy energii elektrycznej oraz cieplnej, jak również gazu przewodowego.
Oznacza to, że w sytuacji, gdy postanowienia umowy, która jest wykonywana stale, w dłuższym określonym bądź nieokreślonym czasie, przewidują, iż wynagrodzenie wypłacane będzie w okresach rozliczeniowych, to przychód z tytułu usług wykonywanych w ramach tej umowy powstaje zawsze w ostatnim dniu okresu wskazanego w umowie (lub na fakturze) jako okres rozliczeniowy, co zostało potwierdzone w wydanej przez Dyrektora Izby Skarbowej w Bydgoszczy (sygnatura akt ITPB1/415-1052/11/DP ) indywidualnej interpretacji podatkowej z dnia 19.01.2012 r.
Zdarzenia, których nie da się przyporządkować do powyższych przypadków
Na zakończenie warto podkreślić, iż w razie uzyskania przychodu z działalności gospodarczej, w odniesieniu do którego nie można zastosować żadnej z przedstawionych powyżej regulacji, za datę jego powstania uznaje się dzień otrzymania środków pieniężnych. Przykładem takiej sytuacji jest powstanie przysporzenia majątkowego z tytułu kary umownej, które nie wynika wprost ze świadczonych usług lub sprzedanych towarów.
Elżbieta Węcławik, Tax Care
Dorota Kępka, księgowa Tax Care
>>>>
To jest dopiero bandytyzm . Przychod macie nawet wtedy gdy go nie macie ... TAK !!! Baalcerowiczowska ekonomika . Nasz keniusz nie wiedzial ze takie cos jest ...
Oczywiscie taki przepis jest potworny i obrzydliwy ... Bo przeciez jesli wykonacie zamowienie a oszust wam nie zaplaci to wy macie STRATY !!! A nie zaden przychod . Wywaliliscie wlasna kase ! I TERAZ PLACCIE VAT !!! Czyli jest to urzedowe oszustwo poniewaz prawo sankvjonuje oszustwo tzn kwalifikuje rozchod jako przychod . Takie cos to sie nadaje do stalinowskiej ekonomiki a nie do normalnej . I takie pptwornosci sa na kazdym kroku . No ale wida wam pasuje bo na takich glosujecie ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:09, 01 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Z rynku zniknąć mogą mali i średni deweloperzy. Przez ustawę deweloperską
Rynek mieszkaniowy wyhamowuje. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, w czerwcu liczba wydanych pozwoleń na budowę domów mieszkalnych spadła o 3 proc. w porównaniu do maja, a liczba rozpoczętych budów - o ponad 14 procent. Dodatkowo deweloperzy mają problemy z ustawą deweloperską, która weszła w życie pod koniec kwietnia. - To może spowodować, że firmy będą zamykać swoją działalność - prognozuje Jacek Bielecki, prezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
Ustawa nałożyła na deweloperów m.in. obowiązek prowadzenia rachunków powierniczych, na których klient deponuje środki, przeznaczone na zakup nieruchomości. Prowadzone przez banki rachunki gwarantują klientom zwrot pieniędzy na daną inwestycję w przypadku upadłości dewelopera. W zależności od rodzaju rachunku deweloper otrzymuje transze pieniędzy po ukończeniu kolejnych etapów budowy lub po jej zupełnym ukończeniu.
Firmy deweloperskie muszą również sporządzać prospekty informacyjne poszczególnych nieruchomości ze szczegółowymi danymi o samej inwestycji, ale i o spółce oraz jej sytuacji finansowej i prawnej.
Nowe obowiązki oznaczają przede wszystkim dodatkowe koszty dla firm.
- Ta ustawa kreuje kolejne ryzyka po stronie dewelopera i myślę, że wiele mniejszych firm będzie musiało zrezygnować z działalności albo przeniesie się w inne branże ze względu na zwiększone koszty i zwiększone ryzyko prowadzenia działalności deweloperskiej - zauważa Jacek Bielecki w rozmowie z Agencją Informacyjną Newseria.
To spowoduje, że rynek deweloperski może się skurczyć.
- Spodziewam się ograniczenia liczby podmiotów działających na tym rynku. Podkreślam jednak, że w wyniku upadłości albo przejęć, bo takich procesów, na razie przynajmniej, nie widać w perspektywie najbliższych miesięcy - twierdzi prezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
Jego zdaniem, tylko największe podmioty będą w stanie poradzić sobie ze zobowiązaniami nałożonymi przez ustawodawcę. Z rynku mogą zniknąć małe i średnie firmy. W ten sposób ustawa, która miała chronić interesy klientów, kupujących mieszkania, może ograniczyć ich możliwości wyboru.
- To wcale nie jest dobre dla rynku - mówi Jacek Bielecki. - Niedoskonałość tej ustawy i kreowanie przez nią nowych obciążeń finansowych i ryzyka grozi tym małym i średnim deweloperom. Duzi sobie zawsze poradzą finansowo i z ryzykiem. Oni zatrudniają sztab prawników, którzy zawsze, z każdej sytuacji potrafią znaleźć cztery wyjścia.
>>>>
Czy to znow ma zwiazek z UE ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:38, 07 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Kowalski nie może przekształcić się w spółkę
Prawodawca zakpił z osób prowadzących działalność gospodarczą. Pozwolił im przekształcać się w spółki i im to uniemożliwił - alarmuje "Puls Biznesu".
Według "Pulsu Biznesu" Kodeks spółek handlowych trzeba poprawić. Prawo wprowadzone przed rokiem pozwala przedsiębiorcom prowadzącym działalność gospodarczą na własne nazwisko przekształcić firmy w jednoosobowe spółki kapitałowe - z ograniczoną odpowiedzialnością lub akcyjne.
Zmiana formy prowadzenia działalności gospodarczej w spółkę kapitałową jest przewidziana dla przedsiębiorców niezależnie od tego, czy prowadzą księgi handlowe (czyli pełną rachunkowość wymaganą przy określonych obrotach), czy nie. I na tym równość się kończy.
Wraz z planem przekształcenia, kodeks nakazuje dołączyć sprawozdanie finansowe. Nie wiadomo, jak mają je przygotować podatnicy, którzy ewidencjonują finansową stronę działalności jedynie w księgach przychodów i rozchodów, niezbędnych dla celów rozliczeń podatkowych.
Krzysztof Burnos, członek Krajowej Rady Biegłych Rewidentów i przewodniczący komisji ds. rozwoju usług biegłych rewidentów dla sektora MSP, ocenia, że przepis w brzmieniu literalnym po prostu nie pozwala przekształcić się przedsiębiorcom nieprowadzącym ksiąg handlowych.
>>>>
Co ? Kolejne sukescych ,,tuskich liberalow'' tak kochajacych firmy za je niszczacych ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:17, 08 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Frasyniuk: państwo i instytucje finansowe są gorsze od mafii
- Instytucje finansowe i państwo są groźniejsze od mafii, bo te dwie instytucje za 50 groszy zniszczą obywatela. Przyzwoity gangster nie zabije człowieka za te pieniądze - powiedział na antenie TVN24 były polityk, a obecnie przedsiębiorca Władysław Frasyniuk.
Z Frasyniukiem zgodził się ekonomista i były polityk Ryszard Bugaj. Jego zdaniem państwo ściga obywateli za drobne kwoty, a nie reaguje w przypadku "silnych". - Bo oni są wpływowi - tłumaczył.
Komentując głośną ostatnio sprawę Amber Gold, Władysław Frasyniuk stwierdził, że dziwi go "bezradność państwa i puste, pozorowane gesty KNF". Dodał, że w tym kontekście rozczarowuje też bierność polityków i bezradność Ministerstwa Finansów. - Warto by było, żeby państwo w tej sprawie zareagowało - dodał.
Amber Gold to firma inwestująca w złoto i inne kruszce, działająca od 2009 r. Klientów kusiła bardzo wysokim oprocentowaniem inwestycji - przekraczającym nawet 10% w skali roku, które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych.
O spółce zrobiło się głośno kilka tygodni temu, kiedy problemy finansowe zgłosiły tanie linie lotnicze OLT Express. Amber Gold było ich głównym udziałowcem. Spółka informowała jednak, że jest w bardzo dobrej kondycji finansowej, co ma zostać potwierdzone w audycie przeprowadzanym przez zewnętrznego biegłego rewidenta.
>>>>
A najgorsi sa bandyci ktorzy stworzyli takie potwory jak RPP . Czyli min. UW w tej ohydnej pseudokonstytucji . Istotnie rzecz dziwna . Wsrod lotrow UW Frasyniuk okazuje sie wyjatkiem . Chce dobrze ! Zawsze w najgorszym srodowisku znajdzie sie ktos o wyzszym poziomie moralnym . Dziwne ale tak jest ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:05, 17 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Znaleziono 57 kg złota, ale klienci Amber Gold muszą poczekać
Złoto znalezione podczas przeszukania Amber Gold nie musi być przeznaczone na spłatę klientów - uważa Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. Jego zdaniem trzeba sprawdzić, czy należy ono do firmy i jakie są jej zobowiązania wobec państwa; klient jest spłacany na końcu.
Prokurator Wojciech Szelągowski poinformował w piątek, że śledczy zabezpieczyli 57 kg złota, kilogram platyny oraz mniej niż kilogram srebra podczas przeszukania siedzib spółek i obiektów mających związek z działalnością firmy Amber Gold.
- Na razie nie wiadomo, czy to jest cały majątek firmy (...). Ponadto nie jest rozstrzygnięte, że znalezione w piątek m.in. złoto jest własnością firmy. Może się okazać, że jest to część majątku prywatnego prezesa spółki i zostało ono kupione z jego pieniędzy nienależących do spółki - powiedział wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski.
Dodał, że tak się nie stanie, jeśli przed sądem zostanie udowodnione np., że złoto zostało kupione ze środków pozyskanych od klientów i doszło do wyprowadzenia aktywów spółki i przepisywania ich na majątek prywatny.
Zdaniem Sadowskiego aby klienci-wierzyciele Amber Gold odzyskali pieniądze, spółka przede wszystkim musi mieć aktywa. Nie ma znaczenia, czy jest w stanie likwidacji, czy w stanie upadłości. - Jeżeli spółka nie dysponuje majątkiem odpowiedniej wielkości, aby zaspokoić zobowiązania wobec klientów, to forma prawna, w jakiej zakończy działalność, ma znaczenie drugorzędne - wskazał.
Sadowski uważa, że na razie nie można ocenić, jaki odsetek z całego majątku firmy zostanie przekazany do podziału na spłatę poszkodowanych klientów. - W Polsce system prawny jawnie dyskryminuje obywateli, którzy są gorzej traktowani niż urzędy. Obywatele i urzędy nie są równi wobec prawa, dlatego najpierw z zabezpieczonych środków ewentualnie zaspokoi się np. ZUS, później fiskus, następnie pracownicy firmy. Klienci, jeśli dostaną jakieś pieniądze, to dostaną je na samym końcu - podkreślił.
Dodał, że może się okazać też tak, iż po spłacie możliwych zobowiązań wobec państwa, środki spółki się wyczerpią. Wtedy dla klientów nic nie zostanie. - Tak zrobiono prawo, że obywatele są traktowani gorzej niż urzędy - podkreślił.
Amber Gold to firma inwestująca w złoto i inne kruszce, działająca od 2009 r. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - przekraczającym nawet 10 proc. w skali roku, które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. Przed kilkoma dniami zapadła decyzja o jej likwidacji. Amber Gold była głównym udziałowcem linii lotniczych OLT Express.
>>>>
Czyli jednak zloto jest ... Tu nasuwa sie pytanie czy to byl od poczatku przekret czy po prostu facet nie rozumie mozliwosci inwestycyjnych i ma ,,szeroki gest''... No bo te linie lotnicze lataly . To nie byl przekret ... Za duze wydatki gdyby chodzilo tylko o nabijanie w butelke ...
Zatem czy po prostu nie mamy faceta z brakiem wyobrazni w przewidywaniu konsekwencji ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:43, 18 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
ABW znalazło w firmie Marcina P. milion zł w gotówce .
Milion złotych w gotówce znaleźli funkcjonariusze ABW w jednym z lokali należącym do jednej ze spółek Marcina P. - dowiedziała się TVN24. To efekt prowadzonych od czwartku przeszukiwań biur firm właściciela Amber Gold.
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zabezpieczyła wcześniej 57 kg złota, 1 kg platyny oraz mniej niż 1 kg srebra.
Przez dwa dni funkcjonariusze ABW przeszukiwali obiekty związane z Amber Gold. Oprócz zabezpieczonego złota, platyny i srebra w rękach Agencji znalazło się ok. 500 segregatorów, w których znajdowały się faktury, przelewy związane z działalnością poszczególnych firm oraz dane teleinformatyczne.
W piątek szef Amber Gold Marcin P. usłyszał w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku sześć zarzutów. Przyznał się tylko do niezłożenia sprawozdań finansowych. Marcinowi P. zarzucono również naruszenie Prawa bankowego - prowadzenie bez zezwolenia działalności bankowej, polegającej na gromadzeniu pieniędzy od innych. Inne zarzuty dotyczą tego, że "posłużył się potwierdzeniami wykonania przelewów na kwotę 50 mln zł, przedkładając je jako autentyczne przed Sądem Rejonowym w Gdańsku w sprawie dotyczącej rejestracji spółki w KRS i podstępne wprowadzenie w błąd tego sądu, dzięki czemu wyłudził poświadczenie nieprawdy w postaci wpisów KRS w rejestrze przedsiębiorców". Kolejne zarzuty dotyczą "prowadzenia działalności gospodarczej polegającej na kupnie i sprzedaży wartości dewizowych bez wpisu do rejestru działalności kantorowej".
Za przestępstwa zarzucone Marcinowi P. grozi maksymalnie 5 lat więzienia. Grzywna w związku z zarzutem dotyczącym przestępstwa z ustawy Prawo bankowe (prowadzenie działalności parabankowej) może wynieść do 5 mln zł.
Wobec podejrzanego nie zastosowano aresztu tymczasowego - ma dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju.
Do południa w piątek do gdańskiej prokuratury wpłynęło łącznie ponad 400 zawiadomień od klientów Amber Gold, szacowane przez nich straty wynoszą co najmniej 25 mln zł.
Amber Gold to firma inwestująca w złoto i inne kruszce, działająca od 2009 r. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - przekraczającym nawet 10 proc. w skali roku, które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych.
>>>>
Po trochu po trcochu cos tam znajduja . To cieszy !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:29, 21 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Człowiek, który był kłamstwem
Działał sam, boi się życia za kratkami i manipuluje w sprawie młodego Tuska. Tak o Marcinie Plichcie mówią jego współpracownicy.
Marcin Plichta panicznie boi się więzienia. – Powiedział mi niedawno, że jeśli miałby trafić za kratki, to podetnie sobie żyły – mówi jeden ze współpracowników szefa Amber Gold.
Jeśli zarzuty prokuratury, która twierdzi, że Plichta fałszował dokumenty i wyłudzał pieniądze, zostaną potwierdzone przez sąd, to Marcinowi P. grozi do pięciu lat więzienia. Czy to możliwe, że nie zdawał sobie sprawy z ryzyka swojej biznesowej gry? Z tego, że perspektywa „trafienia za kratki” jest całkiem realna? Praktycznie pewna? – Tak naprawdę nie rozumiem tylko jednego – mówi proszący o anonimowość biznesmen. – Dlaczego ten facet nie uciekł w porę z kasą za granicę?
– Kiedyś zapytałem Marcina, co zrobi, kiedy trend na złocie się odwróci. Odpowiedział, że zaczniemy grać na spadki. Zrozumiałem to jako coś w rodzaju „a pii... z tym” – mówi jeden z bliskich współpracowników Plichty.
– Sam nie wiem, czy Plichta to tak zwany słup, człowiek podstawiony, który prał brudne pieniądze albo realizował w inny sposób interesy kogoś ważniejszego, czy po prostu zwykły oszust, który uwierzył w swoją bezkarność? – zastanawia się wysoki funkcjonariusz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który opowiada nam o tym, jak rozpracowywał Amber Gold.
ABW zainteresowała się firmą Plichty wiosną, gdy wystartowały finansowane przez Amber Gold linie lotnicze OLT. Agentom wyszło, że na ten cel poszło grubo ponad 200 mln zł. – Skąd spółka miała takie pieniądze, skoro poza przyjmowaniem pieniędzy od ludzi nie prowadzi żadnej zyskownej działalności? – pyta funkcjonariusz ABW.
W maju do Agencji wpłynęła notatka z Banku Gospodarki Żywnościowej: pracownicy Amber Gold wmawiają klientom, że zakupione za ich pieniądze złoto jest przechowywane w naszych skrytkach, a to nieprawda. – Dodaliśmy dwa do dwóch: Amber Gold przyjmuje wpłaty od klientów, z tych pieniędzy finansuje inne przedsięwzięcia i podaje nieprawdziwe informacje klientom – mówi pracownik ABW.
A jeśli złota nie ma w BGŻ, to gdzie jest? W ostatni czwartek ABW przeprowadziła rewizje w mieszkaniach Plichty i w siedzibie Amber Gold w Gdańsku. W firmowym sejfie znaleziono 57 kg złota i kilogram platyny. Wszystko razem warte ok. 12 mln zł.
Tymczasem Plichta jeszcze niedawno twierdził, że ma 110 kg złota, które wyceniał (nie wiadomo na jakiej podstawie tak wysoko) na 60 milionów złotych, i nieruchomości warte kolejne dziesiątki milionów. Bez problemu – zapewniał – odda klientom 80 mln zł, jakie jest im winien. Jest już jasne, że nie odda.
ABW węszy, gdzie podziały się pieniądze. – Sprawdzamy przepływy między 200 rachunkami. Między innymi bardzo wysokie przelewy na zagraniczne konta – mówi nasz informator. Jego zdaniem Marcin Plichta wciąż kontynuuje tę samą grę na czas. – Powtarza, że odda pieniądze, że zapłaci, tylko później. Wiedzieliśmy, że nie ma z czego regulować należności. Dlatego zależało nam, żeby jak najszybciej zabezpieczyć majątek na poczet przyszłych roszczeń. Nie było na co czekać – dodaje pracownik ABW. Państwowe służby straciły już za dużo czasu.
RP kontra Marcin Plichta (1)
Marcin Plichta dostał aż sześć wyroków za przestępstwa związane z obrotem pieniędzmi, wszystkie w zawieszeniu. Normalnie wymiar sprawiedliwości daje grzesznikom jedną, góra dwie szanse – potem już jest odsiadka.
– Nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie mam dostępu do akt. Być może poprzednich wyroków nie było w karcie karnej – mówi sędzia Wojciech Morozowski, prezes Sądu Rejonowego w Malborku, który w 2008 roku skazał Plichtę na 22 miesiące więzienia w zawieszeniu. Oszust miał już wtedy na koncie przynajmniej cztery wyroki.
– Afera Amber Gold jest papierkiem lakmusowym stanu państwa, systemu finansowego, wymiaru sprawiedliwości, administracji – mówi prof. Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. – Jak to możliwe, że tyle razy był skazywany za bardzo podobne przestępstwa i za każdym razem dostawał wyrok w zawieszeniu? Sędziowie nie wiedzieli o wyrokach? Musieli przecież dysponować kartą karną tego pana, więc nasuwa mi się przypuszczenie, że ta karta została po prostu sfałszowana.
W Sądzie Okręgowym w Gdańsku trwa właśnie – rozpoczęta po interwencji ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina – lustracja wszystkich spraw dotyczących Plichty: spraw karnych, dokumentów rejestracyjnych spółek, w których występuje, działań sądu wynikających z tego, że Amber Gold niezgodnie z prawem nie składał sprawozdań finansowych.
Sędzia Rafał Terlecki, wiceprezes Sądu Okręgowego w Gdańsku, zachowuje pogodę ducha: – Gdyby się okazało – teoretycznie – że sąd rejestrowy miał wiadomość, że pan Plichta był karany, i mimo to zarejestrował firmę, to byłby problem. Ale nie mam takich informacji.
Minister Gowin już znalazł pierwszego winnego. To kurator sądowy, który zapewnił sąd, że Plichta spłacił klientów poszkodowanych w jednej ze swoich afer. W rzeczywistości nie spłacił i powinien był trafić za kratki. Nie trafił i mógł kontynuować swój proceder.
Czytaj więcej na kolejnej stronie.
Nikt go nie zna
Interesujący się sprawą Plichty i Amber Gold przedsiębiorcy i finansiści zwracają uwagę, że jest w niej zbyt wiele przypadkowych zbiegów okoliczności. I nie chodzi jedynie o tę pobłażliwość sądów karnych i rejestrowych.
– Historia o chłopaku z blokowiska, który kilka lat temu dostawał wyroki za wyłudzanie niewielkich kredytów, a zaraz potem samodzielnie zbudował finansową korporację, mnie nie przekonuje. To niemożliwe – mówi Ryszard Petru, partner w PwC i przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich. W Trójmieście dominuje przekonanie, że Plichta to tylko słup, malowany prezes – figurant, za którego plecami stoi potężny i ustosunkowany inwestor.
Przedsiębiorca z Gdańskiego Klubu Biznesu: – Nie wierzę, że ten licealny ekonomista sam stworzył taki biznes. Otwarcie jednego oddziału banku to koszt około miliona złotych, a Plichta otwierał te oddziały jak szalony.
Jednak Jarosław Frankowski, były szef operacyjny linii OLT, sceptycznie traktuje tę spiskową teorię. – Pracowałem z Marcinem drzwi w drzwi przez prawie cztery miesiące od rana do wieczora. Nie widziałem, żeby ktoś z zewnątrz mu doradzał albo żeby wykonywał czyjeś polecenia. Raczej na odwrót – zaskoczyło mnie, że zna się na wielu rzeczach. Miał spory wpływ na budowę siatki połączeń OLT. Jest logiczny, precyzyjny i dobrze liczył.
Firmą Marcin Plichta zarządzał do spółki z żoną. Kiedy osoba zatrudniona w OLT do budowania sieci sprzedaży i wsparcia marketingowego została wyrzucona za marne wyniki, zastąpiła ją Katarzyna Plichta. – Zrobienie porządku w marketingu i punktach sprzedaży zajęło jej cztery tygodnie. Kasia to taka gospodyni. Jest odporna na kompromisy, zależy jej, żeby w firmie wszystko było poukładane i działało, jak należy – mówi Jarosław Frankowski.
Spektakularny sukces Amber Gold był możliwy dzięki rozbudowanej sieci dystrybucji. – Marcin Plichta sam jeździł po kraju. Bezwzględnie pilnował wewnętrznych procedur. Pod względem organizacyjnym Amber Gold był na poziomie zbliżonym do małych banków czy pośredników finansowych – zapewnia pracownik jednego z oddziałów regionalnych z południa Polski.
A sam Marcin Plichta? Współpracownicy definiują go jako człowieka bez właściwości. – Jest miły w sposób naturalny, ale mimo że współpracowaliśmy, nie potrafię powiedzieć o nim nic. Plichty nikt nie zna, jest absolutnie szczelny – mówi jeden z pracowników.
Zbigniew Canowiecki, szef organizacji Pracodawcy Pomorza: – Plichta nigdzie się nie pokazywał. Funkcjonuję w tym obiegu od lat, uczestniczę w otwarciach, zamknięciach, premierach, prapremierach i właściciela Amber Gold nigdy nie widziałem.
– Spędziłem z Marcinem i Katarzyną sporo czasu, ale niczego się o nich nie dowiedziałem. Potrafią mówić dużo, a jednocześnie nie powiedzieć nic – opowiada Jarosław Frankowski.
RP kontra Marcin Plichta (2)
15 grudnia 2009 roku Komisja Nadzoru Finansowego złożyła w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Amber Gold. Miało ono polegać na tym, że spółka bez zezwolenia prowadzi działalność bankową. Postępowanie wydawało się banalnie proste. – To nie jest trudne. Spółka nie ma pozwolenia? Nie ma. Przyjmuje pieniądze? Przyjmuje. Wystarczy ustalić, czy naraża te wkłady na ryzyko, na przykład wykorzystując je do udzielania pożyczek. Powinien być akt oskarżenia – tłumaczy Łukasz Dajnowicz z KNF.
Ale aktu nie było. W lutym 2010 r. prokurator z Wrzeszcza odmówiła wszczęcia postępowania wobec „braku znamion czynu zabronionego”. Po zażaleniu KNF sąd w kwietniu nakazał wszcząć śledztwo. Jednak w sierpniu 2010 r. ta sama prokurator po raz drugi umorzyła śledztwo. I znowu zażalenie KNF. I znowu uwzględnione. Tym razem sąd dokładnie pisze, jakie czynności prokurator musi jeszcze wykonać, m.in. powołać biegłego rewidenta do zbadania ksiąg Amber Gold. W lutym 2011 r. prokurator informuje KNF, że powołała biegłego i zawiesza śledztwo do czasu wydania przez niego opinii.
Nadal nic się nie dzieje. W listopadzie 2011 r. KNF prosi o interwencję prokuratora generalnego. Po jego interwencji sprawę bada Prokuratura Okręgowa w Gdańsku i stwierdza, że zawieszenie śledztwa było przedwczesne.
Wilczy bilet
Plichta Plichtą, ale w Amber Gold pracowali przecież rozmaici profesjonaliści. Szef działu audytu pracował wcześniej po pięć lat w Citi Handlowym i Polbanku. Departamentem operacji zarządzała była długoletnia pracownica Raiffeisen Banku i Millennium. Są byli pracownicy BRE Banku, Getin Holdingu i wykładowca jednej z trójmiejskich szkół wyższych.
– Podwładnym Plichty nie zazdroszczę. Nikt poważny ich nie zatrudni – przewiduje trójmiejski headhunter.
– Czy osoby ze ścisłego kierownictwa firmy mogły nie wiedzieć, co dzieje się w firmie? – To możliwe, ale mało prawdopodobne – mówi Ryszard Petru.
Jeden z pracowników najpierw opowiada, że działalność Amber Gold nie była bardziej ryzykowna niż legalnie działających na rynku funduszy inwestycyjnych, a potem przyznaje: – Wiedziałem, że prezes dostał wyrok, ale przechodziłem do legalnie i otwarcie działającej firmy, która dawała szanse awansu.
– Klienci wyzywają nas od złodziei i bandytów. Co do pierwszego to nie jestem już taki pewien, że nie mają racji – mówi z rezygnacją pracownik jednego z oddziałów. Sam od tygodni czeka na wypłatę wynagrodzenia.
RP kontra Marcin Plichta (3)
28 czerwca Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zawiadamia Prokuraturę Okręgową w Gdańsku o podejrzeniu popełnienia oszustwa i prania brudnych pieniędzy przez właścicieli Amber Gold. Gdańscy śledczy ściągają akta sprawy Amber Gold z Prokuratury Gdańsk-Wrzeszcz. Kilka dni temu wobec prowadzącej sprawę tamtejszej pani prokurator wszczęto postępowanie wyjaśniające.
Na stronie prokuratury okręgowej można przeczytać: „Do godziny 12 dnia 16.08.2012 r. do tutejszej Prokuratury wpłynęło kolejnych 114 zawiadomień o dokonaniu przestępstwa – oszustwa na szkodę osób deklarujących zawarcie umów z Amber Gold sp. z o.o. Zawiadomienia te dotyczą lokat o łącznej kwocie około 6 milionów 800 tysięcy złotych”.
Zakładnik
Kilkanaście dni temu Marcinowi Plichcie pali się już grunt pod nogami. Przekazuje dziennikarzom „Wprost” szczegóły współpracy linii OLT z synem premiera, w tym e-maile Michała Tuska do Jarosława Frankowskiego. Kwestia milionów ulokowanych w Amber Gold schodzi na drugi plan. Donald Tusk na konferencji prasowej musi się tłumaczyć za syna.
W czasie konferencji premiera Marcin Plichta rozmawia z Jarosławem Frankowskim. Prezes Amber Gold i dyrektor operacyjny linii OLT Express spotykają się prawdopodobnie po raz ostatni, by uzgodnić, w jaki sposób rozliczą kontrakt Frankowskiego. Kończą blisko roczną współpracę.
Pytamy Frankowskiego: Po co wzięliście Tuska do firmy? – Nie mam prostej odpowiedzi. Czułem, że lepiej mieć go przy sobie, niż nie mieć – mówi. – Wejście OLT na rynek to miało być wielkie „wow”! To oczywiste, że w takiej sytuacji lepiej mieć kogoś z nazwiskiem. Chodziło o nietuzinkowy zabieg przyciągający uwagę klientów i partnerów biznesowych – mówi Frankowski.
Tyle że fakt owego „posiadania kogoś z nazwiskiem”, czyli Michała Tuska, ujawniono nie w momencie wejścia OLT na rynek, ale zejścia z niego. Może po prostu młody Tusk był przez Plichtę traktowany jako żywa polisa ubezpieczeniowa na wypadek kłopotów?
Pytany o to Frankowski zastrzega, że intencji, jakimi kierował się Marcin Plichta, nie zna. Po aferze Michał Tusk nie kontaktuje się z mediami. Wyjechał na urlop za granicę. Marcin Plichta ma dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. Prokuratorzy pracują. Wreszcie.
>>>>
Tylko nie samobojstwo . Po takim czyms samobojstwo to droga do piekla a tam dopiero zobaczy co to jest cierpienie ! Tego nie da sie opisac ...
Przede wszystkim to kim on jest ? Podstawiony ?
Oszust ?
le jaki oszust ? Czy chcial okrasc ludzi i zwiac ??? Czy oszukiwal aby sciagnac kapital ale potem chcial oddac ???
Nie myslmy ze w biznesie to dzialaja ludzie doskonale logiczni korzy maja wszystko wyliczone . To absurd . Mnostwo tam dziwnych fantastow dziwaakow . Biznesy robia w ciemno nie prowadza jakich kalkulacji . A noz sie uda ... Z matematyki mieli ledwo trojczyny .
Naprawde wielu nie wie ze strednie roczne odsetki 16 % sa niemozliwe do osiagniecia na rynku ...
Tutaj facet szastal kasa . na jakies filmy o Walesie . Na jakies firmy lotnicze ... o raczej wyglada na jakies problemy z glowa niz na oszustwa . Przeciez linia lotnicza to najdrozszy biznes . Tam trzeba wladowac mnostwo kasy . Dlaczego mafia prala w pralniach kase a nie w liniach lotniczych ? No bo pralnie to budynki i pralki i nic wiecej . Nie trzeba duzo wlozyc . Bo pranie nie ma sensu jak zbyt duzo kasy kosztuje . Linie lotnicze to przeciez olbrzymie oplaty za lotniska za benzyne za samoloty . To sposob na utopienie kasy a nie upranie ... Cos malo cwane to wszystko . Ale kto powiedzial ze oszusci sa cwani ??? To ludzie sa naiwni i biora ich na dziadoskie przynety ...
jak widzicie tutaj jest wszystko dziwne .
Trzeba ustalic czy to bylo oszustwo nastawione na wyciagniecie kasy czy absurdalny biznes osobnika nie potrafiacego liczyc ... oprocz liczenia na wlasna wyjatkowosc ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:00, 22 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
ABW szuka majątku Amber Gold. Znaleziono 112 aut
112 samochodów, w tym luksusowe BMW X5, należących do Amber Gold udało się zlokalizować Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zostały zabezpieczone przez funkcjonariuszy, służby zastanawiają się teraz gdzie je przechować - ustalił portal tvn24.pl.
Jak podał portal tvn24, większość samochodów znajduje się na terenie Gdańska, pozostałe są sprowadzane do miasta z całej Polski.
Znalezione przez ABW samochody to nie jedyne dobra materialne znalezione przez funkcjonariuszy ABW po przeszukaniu miejsc związanych z Amber Gold. Zabezpieczyli też 57 kg złota, kilogram platyny oraz mniej niż kilogram srebra.
Zarzuty dla szefa Amber Gold, Marcina P.
Szef Amber Gold Marcin P. usłyszał w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku sześć zarzutów. Przyznał się tylko do niezłożenia sprawozdań finansowych. Marcinowi P. zarzucono również naruszenie Prawa bankowego - prowadzenie bez zezwolenia działalności bankowej, polegającej na gromadzeniu pieniędzy od innych. Inne zarzuty dotyczą tego, że "posłużył się potwierdzeniami wykonania przelewów na kwotę 50 mln zł, przedkładając je jako autentyczne przed Sądem Rejonowym w Gdańsku w sprawie dotyczącej rejestracji spółki w KRS i podstępne wprowadzenie w błąd tego sądu, dzięki czemu wyłudził poświadczenie nieprawdy w postaci wpisów KRS w rejestrze przedsiębiorców". Kolejne zarzuty dotyczą "prowadzenia działalności gospodarczej polegającej na kupnie i sprzedaży wartości dewizowych bez wpisu do rejestru działalności kantorowej".
Za przestępstwa zarzucone Marcinowi P. grozi maksymalnie 5 lat więzienia. Grzywna w związku z zarzutem dotyczącym przestępstwa z ustawy Prawo bankowe (prowadzenie działalności parabankowej) może wynieść do 5 mln zł.
Wobec podejrzanego nie zastosowano aresztu tymczasowego - ma dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju.
Amber Gold to firma inwestująca w złoto i inne kruszce, działająca od 2009 r. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - przekraczającym nawet 10 proc. w skali roku, które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych.
>>>>
No prosze i jeszcze cos znalezli.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:03, 24 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
My też zostaliśmy oszukani
Fakt
Nie tylko klienci Amber Gold padli ofiarami finansowego oszustwa. Tak samo pieniądze stracili ci, którzy zaufali spółce Finroyal. Jej szefowi Andrzejowi K. prokuratura postawiła zarzut działania bez zezwolenia Komisji Nadzoru Finansowego. Okazuje się, że Amber Gold była... współwłaścicielem Finroyal!
Finroyal obiecywała wysoki zysk z lokat finansowych. Wielu ludzi zainwestowało tam oszczędności całego życia. – To nie była pazerność. Jestem emerytem, oboje z żoną bardzo chorujemy. Zainwestowałem, by mieć pieniądze na kosztowne leczenie. Teraz wszystko straciłem – mówi załamany Lech Sobczak (75 l.). Sądził, że to brytyjska firma, więc bardziej godna zaufania. Do tego w 2011 roku Finroyal otrzymała nagrodę – Laur Klienta Odkrycie 2011.
Spółka powstała w 2007 r. w Londynie i chwali się międzynarodową działalnością, jej biura mieściły się jednak tylko w Polsce. Oferowała wysokooprocentowany "Kontrakt Lokacyjny". Już w 2008 r. pojawiła się w wykazie ostrzeżeń publicznych KNF. Rok później trafiła do prokuratury. Do tej pory do warszawskiej prokuratury wpłynęło z całej Polski 250 zawiadomień od poszkodowanych przez Finroyal.
W środę część z nich spotkała się z prawnikami w budynku, w którym do niedawna działało biuro spółki. Rozważają złożenie pozwu zbiorowego. Śledczy zastosowali wobec Andrzeja K. dozór policyjny. Tak jak Marcin P. stracił paszport i ma zakaz opuszczania kraju. Prawnicy przyznają, że nie wierzą, by Andrzej K. zwrócił klientom pieniądze.
>>>>
Czyli te piramidy sie zazebiaja i tworza sieć !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:48, 31 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Jacek Nizinkiewicz
"Wiele osób wiedziało, że Amber Gold to parada oszustów"
- O tym, iż Amber Gold to parada oszustów, wiele osób wiedziało od czasu, gdy tylko pojawiły się pierwsze reklamy. Mówiło się o tym w gronie ekonomistów i finansistów. Jestem przekonany, że wiedziały o tym również osoby piastujące wysokie funkcje publiczne. Ale nadzorowane przez nie instytucje albo nic nie zrobiły, albo wykonały jakieś minimalistyczne ruchy - powiedział w pierwszej części rozmowy z Onetem prof. Krzysztof Rybiński. Ekspert uważa też, że podobne afery będą miały miejsce "tak długo, jak ludzka chciwość idzie w parze z głupotą".
Z prof. Krzysztofem Rybińskim - rektorem Uczelni Vistula w Warszawie, byłym wiceprezesem NPB i byłym członkiem KNF - rozmawia Jacek Nizinkiewicz.
Jacek Nizinkiewicz: - Czy rację ma opozycja parlamentarna twierdząc, że afera Amber Gold jest aferą Donalda Tuska i PO, a Polska jest zieloną wyspą oszustów? Czy może rację ma premier Tusk mówiąc, że ws. Amber Gold państwo zadziałało?
Prof. Krzysztof Rybiński: - To, że Amber Gold tak długo funkcjonowało, jest porażką państwa polskiego. Nie państwa Tuska, ale państwa polskiego. Bo myśmy instytucje polskiego państwa, III Rzeczpospolitej, budowali od ponad 20 lat i afera z Amber Gold pokazała, że ta Rzeczpospolita ma w sobie wiele patologii. Na przykład nasze szkoły nie uczą zarządzania finansami osobistymi, więc ludzi łatwo oszukać. Urzędnicy zachowują się tak, aby nie podejmować żadnego osobistego ryzyka.
- Można było uniknąć afery z Amber Gold?
- Zapewniam pana, że o tym, iż Amber Gold to parada oszustów, wiele osób wiedziało od czasu, gdy tylko pojawiły się pierwsze reklamy. Mówiło się o tym w gronie ekonomistów i finansistów. Jestem przekonany, że wiedziały o tym również osoby piastujące wysokie funkcje publiczne. Ale nadzorowane przez nie instytucje albo nic nie zrobiły, albo wykonały jakieś minimalistyczne ruchy.
- Czy afera Amber Gold ma prawo zdarzyć się w sprawnie działającym państwie prawa? "Dziennik Gazeta Prawna" podał szokującą informację o parabankach: "Piramidy finansowe Amber Gold i Finroyal mogły służyć jako wygodne pralnie pieniędzy, bo nie zostały objęte kontrolą generalnego inspektora informacji finansowej". Ten sam dziennik zamieścił informację, że wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz przez dwa lata nie przygotował rozporządzenia do znowelizowanej ustawy o praniu brudnych pieniędzy.
- Stany Zjednoczone mają rozbudowany aparat kontroli i bardzo sprawne różne służby, ale mimo to Bernard Madoff był w stanie oszukiwać ludzi na miliardy dolarów przez wiele lat, a tamtejsza Komisja Papierów Wartościowych odmówiła wszczęcia postępowania przeciw niemu, gdy pojawiły się pierwsze informacje o nieprawidłowościach. Fundusz MF Global, zarządzany przez byłego członka zarządu banku Goldman Sachs, niedawno ukradł ludziom setki milionów dolarów i nie wiadomo, jak to się stało i gdzie są pieniądze. Więc afery takie jak Amber Gold zdarzają się i będą się zdarzać w wielu krajach, tak długo, jak ludzka chciwość idzie w parze z głupotą, a instytucje powołane do eliminowania na czas oszustów z życia publicznego dają ciała. Mogę jednak potwierdzić, że w Polsce działają silne grupy interesów, które mają wpływ na decyzje wydawane przez ministrów i na prace rządu. Pokazaliśmy to podczas prac nad raportem o tworzeniu prawa w Polsce, opracowanym przez Uczelnię Vistula. Zarówno w ministerstwach, jak w Sejmie, są umieszczane osoby, których celem jest pilnowanie interesów danej firmy lub branży. Raport jest dostępny na stronie [link widoczny dla zalogowanych] W niedawnym felietonie w "Rzeczpospolitej" zaproponowałem typologię polityków - nazwałem ich "firmowa czujka". Więc nie mogę wykluczyć, że liczne opóźnienia w wydawaniu rozporządzeń są wynikiem działania zorganizowanych grup nacisku i wysuniętych przez nich "czujek". Ale nie mam wiedzy, czy tak było w tym przypadku.
- Co zawiodło? Kto zawiódł? Brak odpowiednich przepisów, niewydolność takich instytucji jak: Ministerstwo Finansów, KNF, UOKiK, ABW?
- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo nie obserwowałem działań tych instytucji w sprawie Amber Gold. Za to pamiętam, że kiedy byłem członkiem KNF, w 2007 roku karaliśmy fundusze inwestycyjne i banki za nieuczciwe reklamy, w których oszukiwali ludzi i prezentowali ryzykowne inwestycje w fundusze akcyjne jako bezpieczne depozyty oprocentowane na 20-30 procent. Po tych karach reklamy zniknęły. Ale KNF jest zbyt słaba wobec siły marketingowej i sprzedażowej instytucji finansowych. Podobnie zbyt słabi są funkcjonariusze publiczni. W 2007 roku, jako wiceprezes NBP w publicznych wystąpieniach ostrzegałem przed możliwych krachem na giełdzie, ale takie pojedyncze wypowiedzi nie docierają do ludzi. Tzw. doradcy w okienkach mieli cele sprzedażowe, żeby sprzedawać fundusze akcyjne klientom, bo to były produkty z wysoką marżą. No to sprzedawali, znam przykład emerytki, która w 2007 roku, tuż przed krachem, pieniądze ze sprzedaży nieruchomości wpłaciła do banku, bo lubiła aktora, który ten bank reklamował. A "doradczyni" poradziła fundusz akcyjny, emerytka straciła połowę pieniędzy, wkrótce potem zmarła, stres z pewnością się do tego przyczynił. Dla mnie Amber Gold to tylko jeden z symptomów narastających patologii w sektorze finansowym. Te patologie narastają znacznie szybciej w rozwiniętych krajach Unii Europejskiej, ale to żaden powód do satysfakcji.
- Jednak jeśli miałby pan wskazać instytucje, które najbardziej zawiniły w sprawie?
- Jeżeli mam wskazać jedną instytucję, która zawiodła, to wskazałbym Ministerstwo Edukacji Narodowej i Ministerstwo Pracy. To ich wina, w minionych 20 latach, że Polacy w znakomitej większości są analfabetami finansowymi. Potrzebne są odpowiednie zmiany w programach nauczania i szkolenia dla dorosłych z zarządzania finansami osobistymi.
- Gdyby pan był premierem, to po ujawnieniu afery Amber Gold, jakie podjąłby pan decyzje personalne?
- Gdym był premierem, to Amber Gold zostałby prześwietlony po pojawieniu się pierwszej reklamy oszukującej ludzi. Ja uczę finansów i wiem, że inwestując w złoto, nie można zagwarantować kilkunastu procent zysku. Więc afery by w ogóle nie było. Ale to nie jest rola premiera, żeby wyłapywać takie przekręty. Tym powinna zająć się prokuratura i aparat sprawiedliwości. A jak im brakuje specjalistów od finansów, to mogą się doszkolić, nawet moja uczelnia może zorganizować odpowiednie studia podyplomowe, które pozwolą na zdobycie kompetencji wczesnego wykrywania przestępstw finansowych. Powtórzę jeszcze raz, dla mnie tak samo moralnie naganne jest oszukanie ludzi przez Amber Gold, jak sprzedaż emerytce agresywnego funduszu akcji w szczycie hossy. Jedno i drugie bym wypalił żelazem.
- Czy uważa pan, że powinna powstać komisja śledcza ds. zbadania afery Amber Gold?
- Uważam, że trzeba wyjaśnić w jaki sposób doszło do tego oszustwa, kto zawinił, jakie przepisy trzeba zmienić. I opinia publiczna powinna zostać o tym rzetelnie poinformowana. W Stanach Zjednoczonych często w takich przypadkach powołuje się komisje parlamentarne, u nas to funkcjonuje dopiero od afery Rywina. Mi wszystko jedno - i tak nie oglądam telewizji od kilku lat. Ale być może ci, co oglądają telewizję, chętnie obejrzeliby nowy serial. Tylko zadbałbym o inteligentnych aktorów, a o to coraz trudniej.
"Nie" dla sejmowej komisji śledczej - dowiedz się więcej!
- Donald Tusk stwierdził m.in., że państwo nie jest od tego, by ograniczać obywatelom możliwość podejmowania ryzyka, np. lokowania pieniędzy w tak niepewnych instytucjach. Czy premier mógł i powinien był ustrzec Polaków przed skutkami Amber Gold?
- Jeżeli po ulicy biega wariat z kijem bejsbolowym i nokautuje nim przechodniów, to wówczas możliwe są dwa rozwiązania. Albo przechodnie sami sobie poradzą, albo odpowiednie służby zareagują. Ja bym wolał, żeby policja pojmała albo zabiła bandytę. I nie znam polityka, który postulowałby, żeby obywatele sami sobie radzili w tej sytuacji, na przykład unikając chodzenia taką ulicą, albo organizując lincz. W przypadku oszustw finansowych powinno się stosować podobną interpretację. Tym bardziej, że liczba urzędników w administracji publicznej, która w 1990 roku wynosiła 158 tysięcy, teraz wynosi prawie 500 tysięcy. Ci urzędnicy kontrolują, analizują, badają, sprawdzają. Skoro tylu ich mamy, to powinni zauważyć, że powstaje piramida finansowa. I podjąć odpowiednie działania. Problem polega na tym, że w Polsce mamy administrację silosową. Więc dany urzędnik robi coś na swoim odcinku, i to niekoniecznie powoduje, że inny urzędnik też zrobi to co powinien, na innym odcinku. Gdybym był senatorem, to jako osoba znająca się na finansach z pewnością, z mocy pełnionej funkcji publicznej, formułowałbym publiczne ostrzeżenia przed Amber Gold. Ale przegrałem zeszłoroczne wybory na warszawskiej Pradze, więc jako osoba prywatna ostrzegałem pytających mnie znajomych i mówiłem, żeby omijali tę firmę szerokim łukiem.
- Czym naprawdę są parabanki i jakie jest ryzyko inwestowania w nich? Czy powinien zostać wprowadzony państwowy nadzór nad parabankami?
- Parabanki na świecie stały się potężnymi instytucjami finansowymi, które obracają bilionami (tysiącami miliardów) dolarów. To są instytucje oferujące różne usługi finansowe, ale nie podlegają pod nadzory finansowe lub jeżeli podlegają, to mają niewielkie wymogi kapitałowe i raportowe. Ekonomiści nazywają ten system parabanków "bankowością w cieniu" (ang. shadow banking). Obecnie trwa debata na świecie, czy i w jakim zakresie objąć parabanki nadzorem państwowym. Ja uważam, że "bankowość w cieniu" stała się zagrożeniem dla światowej gospodarki i powinna zostać objęta ścisłym nadzorem, a niektóre jej formy zakazane. W gospodarce jestem zwolennikiem wolności i ograniczenia regulacji, w finansach regulacje powinny być twardsze. Zresztą dotyczy to też banków. Mało kto wie, że 100 lat temu bank musiał mieć kapitał w wysokości 30 procent aktywów, teraz często ma mniej, niż 10 procent. Zatem kiedyś bank był bezpieczny, bo miał duże kapitały. A teraz, skoro ma mało kapitału, trzeba mocno regulować w jakie transakcje bank powinien się angażować.
- A czy powinien powstać państwowy nadzór nad SKOK-ami?
- Na temat SKOK nie mogę się wypowiadać, ponieważ byłem klientem jednej z firm doradczych, dla której pracowałem i obowiązuje mnie tajemnica zawodowa.
- Czy rację mają politycy PO i SLD mówiąc, że za rok lub dwa wyjdzie potężniejsza afera ze SKOK-ami, od Amber Gold?
- Za rok lub dwa będziemy mieli większe zmartwienia, bo będzie bankrutował system finansowy w Europie.
- A czy można postawić tezę, że gigantyczna piramida finansowa powstała dzięki gigantycznej piramidzie politycznej? Czy Marcin P. mógł działać na taką skalę bez pomocy polityków i urzędników, czy może to po prostu finansowy geniusz?
- To taki sam geniusz jak Grobelny, który stworzył piramidę finansową na początku transformacji, albo Bagsik, który stworzył akcelerator finansowy. Nie wiem, czy to są pomysły jednostek, czy zorganizowanych grup przestępczych, ale z pewnością jednostka nie przeprowadzi tak skomplikowanej operacji marketingowo-logistycznej.
- Czy przekonały pana sejmowe wytłumaczenia premiera, ministra finansów i prokuratora generalnego ws. Amber Gold?
- Nie oglądałem w tym czasie telewizji, byłem z dziećmi na plaży i czytałem książkę pt. "Dług". Pięć tysięcy lat historii. Po angielsku.
- Czy rząd powinien pomóc poszkodowanym odzyskać pieniądze, które stracili inwestując w Amber Gold?
- Tak. Należy bardzo sprawnie zlokalizować majątek tej firmy, spieniężyć i spłacić wierzytelności, w takiej wysokości, w jakiej odzyskany majątek na to pozwoli.
- Czy polskie państwo jest już dzisiaj szczelne, czy jednak wciąż mogą wydarzyć się kolejne afery typu Amber Gold?
- Będą kolejne afery. Polskie państwo jest wielkie (500 tysięcy urzędników), ale słabe. W słabym państwie afery często się zdarzają.
Koniec części pierwszej.
Rozmawiał: Jacek Nizinkiewicz
>>>>
Aha czyli rzecz sie wyjasnila . ''Mowiono o tym srodowisku'' ze to oszusci ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:12, 02 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Zamiast tropić nieprawidłowości ws. Amber Gold tropią dziennikarzy.
Jak dowiedział się tygodnik "Wprost", śledczy - zamiast tropić nieprawidłowości w postępowaniach prowadzonych w sprawie Amber Gold - zajmują się tropieniem dziennikarzy śledczych z "Wprost" i TVN24.pl oraz ich rozmówców. Dziennikarzom obu redakcji może grozić do 5 lat więzienia.
Od zeszłego tygodnia prokuratura okręgowa w Bydgoszczy prowadzi postępowanie w związku z ujawnieniem informacji z gdańskiego śledztwa, m.in. przez tygodnik "Wprost" oraz telewizję i portal TVN24.
- Prokuratura chce nam zakneblować usta. Dla niej dobrym dziennikarzem jest ten, który bezmyślnie przepisuje komunikaty zawieszane na stronach prokuratury. Nie jesteśmy rzecznikami prokuratury a zwykłych ludzi, którzy powinni być poinformowani o stanie tego śledztwa - mówi Sylwester Latkowski z "Wprost", który razem z Michałem Majewskim i Maciejem Dudą z TVN24 ujawnili plan działania Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego dotyczący śledztwa w sprawie Amber Gold.
- Nie jestem zdziwiony tym śledztwem. Prokuratury nie lubią, gdy dziennikarze krytycznie, z zachowaniem rzetelności, przyglądają się ich pracy - mówi Maciej Duda, dziennikarz śledczy TVN24.pl, który razem z Sylwestrem Latkowskim i Michałem Majewskim z "Wprost" zajmuje się sprawą Amber Gold.
>>>>
OOO ! I to jest bardzo sluszna koncepcja ? Czyzby kaczyzmu ? Jak media beda cicho to bedzie dobrze to trzeba je uciszyc ???
Ale raczej to jest taka koncepcja . Prokuratura nigdy nie ustalila jeszcze wiecej niz media . To cie bedo wysilac . Wysatrczy sledzic media i przepisywac co tam oni ustala I ROBOTA Z GLOWY ! Media z definicji nie wykryja zadnych nieprawidlowosci skoro prokuratura przepisze dokladnie to co media uastala . Nie bedzie zarzutu ze cos pomineli bo media nie znajada niczego co by w nich nie bylo a co by prokuratura pominela . Wszak spisywala z mediow ! GRNIALNE !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 13:14, 03 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Państwowy gigant energetyczny nie zapłacił 12 kontrahentom?.
12 firm zbudowało call center dla firmy Enea Operator, należącej do państwowego giganta energetycznego - grupy Enea, która ma uczestniczyć w budowie polskiej elektrowni atomowej. Przedsiębiorcy nie otrzymali zapłaty, ponieważ pośrednik, któremu Enea zleciła budowę, zbankrutował. Państwowa spółka nie chce brać odpowiedzialności za długi. Utrzymuje, że o żadnych podwykonawcach nie wiedziała. Kontrakt okazał się dla Enei wyjątkowo korzystny, za budynek zapłacono 2/3 wartości, oszczędzając 647 tys. zł. - To jawne oszustwo i złodziejstwo - komentują poszkodowani przedsiębiorcy.
- Od wystawionych faktur musieliśmy zapłacić podatki, mimo że pieniędzy nie otrzymaliśmy. Zapłaciliśmy naszym dostawcom za materiały, straciliśmy bardzo wiele. Dzieją się dramaty nie tylko w naszych firmach, również w naszych rodzinach. Żal, bo wśród nas jest osoba, która nie otrzymała ok. 10 tys. zł. To zwykły rzemieślnik, uczciwy człowiek o spracowanych dłoniach, który własnoręcznie układał płytki w łazienkach i na korytarzach. Pracował po nocach do ostatnich dni i nic z tego nie ma - mówi Ryszard Lorych. Jego firma działa od 22 lat, nie otrzymała 123 tys. zł za wykonane prace. - Musiałem zwolnić część pracowników, nie wszystkim jeszcze zapłaciłem, zadłużyłem się, zlikwidowałem część parku maszynowego. 123 tys. zł to ogromne pieniądze dla małej firmy - mówi.
Część poszkodowanych przedsiębiorców, z którymi rozmawialiśmy, straciła już nadzieję na odzyskanie pieniędzy. Winą za swoje problemy obarczają zarówno wykonawcę inwestycji - firmę DOM-MUS, jak i Eneę. Deklarują, że zrobili wszystko, co było w ich mocy, żeby sprawdzić kontrahentów. Niektórzy pracowali z głównym wykonawcą od lat i nigdy nie skarżyli się na problemy. Dziś chcą ostrzec innych. - Wydaje się, że państwowa firma gwarantuje rzetelność, a to nie jest tak. Nie może być czegoś takiego w państwie prawa, że z jednej strony firma pokazuje się jako filantrop i sponsor, a z drugiej ma gdzieś swoje podstawowe zobowiązania. Boli nas, gdy widzimy imprezy sponsorowane przez Eneę, czujemy tym większy żal, bo to m.in. z naszych pieniędzy - mówi Ryszard Lorych.
Pewne zlecenie od państwowej firmy
2 sierpnia 2011 roku spółka Enea Operator Sp. z o. o., ogłosiła przetarg na modernizację budynku przy ul. Polnej 60 w Poznaniu. W praktyce zlecenie wymagało zburzenia istniejącego obiektu i zbudowanie nowego call center od podstaw. Zlecenie warte niemal 1,9 mln zł powierzono należącej do Jerzego Kostenckiego firmie MUS-DOM. Jak powiedzieli nam współpracujący z firmą przedsiębiorcy, miała ona dobrą opinię, do tej pory zawsze wywiązywała się z umów.
Sytuacja zmieniła się w grudniu 2011 roku. Z powodu zaległości w płatnościach firma została postawiona w stan upadłości, wstrzymała wypłaty pieniędzy dla przedsiębiorstw pracujących przy budowie call center. Spowodowało to opóźnienia, za które Enea naliczyła kary umowne sięgające niemal połowy wartości kontraktu, dlatego nie zapłaciła wynoszącej 647 tys. zł ostatniej transzy płatności za zamówiony budynek. 17 stycznia 2012 firma DOM-MUS zgłosiła państwowej spółce wszystkich podwykonawców i zwróciła się z prośbą o przekazanie brakujących 647 tys. zł bezpośrednio firmom pracującym przy budowie call center. Enea odmówiła. Przedstawiciele państwowej spółki uzasadniali, że umowa z głównym wykonawcą zakazywała zatrudniania podwykonawców i o innych firmach pracujących na budowie nie wiedzieli.
Zakaz zatrudniania podwykonawców zawarty w umowie Enei Operator z firmą DOM-MUS był dla państwowej spółki wyjątkowo korzystny. Bez tego zapisu, w przypadku upadłości głównego wykonawcy, zgodnie z art. 647 Kodeksu cywilnego, Enea musiałaby zastosować się do zasady "solidarnej odpowiedzialności" i zapłacić podwykonawcom za prace wykonane przy call center. W sądzie pracownicy Enei utrzymują, że podwykonawców nie było na budowie.
Podwykonawcy o stanowisku Enei mówią: to bzdura. - To wykonywało 12 firm i nagle nikt o niczym nic nie wie. Teren jest strzeżony, bo obok znajduje się biurowiec Enei. Wjeżdżaliśmy bez żadnego problemu, portierzy podnosili nam bramki. To nie było tak, że ktoś mógł o tym nie wiedzieć. Na terenie jest monitoring, ale teraz jest problem z dotarciem do taśm, prawdopodobnie nagrania zostały już skasowane - mówi Maciej Janicki. Jego firma - Mabud Polska Sp. z o. o. dostarczyła i zamontowała drzwi i okna. Przedsiębiorca wyjaśnia, że musiał zlecić badania swoich wyrobów w instytucjach wystawiających odpowiednie certyfikaty. Było to wymogiem oddania budynku do użytku. Certyfikaty przekazał firmie Enea. - Za to, żeby taki certyfikat posiadać, płaci się straszne pieniądze. Wykonałem tę pracę, oddałem certyfikaty, a teraz ktoś mi mówi, że ja tego nie zrobiłem. To jest jawne oszustwo i złodziejstwo - twierdzi Janicki.
Firma Romana Pludry dostarczyła i zainstalowała urządzenia wentylacyjne. Przedsiębiorca deklaruje, że jego ludzie mieli regularny kontakt z pracownikami Enei, m.in. z jednym z inżynierów nadzorujących budowę. - Oczywiście, że wiedział o tym, że tam pracują inne firmy, przecież sam przeglądał dokumenty moich pracowników zatrudnionych na tej budowie. Jedna z osób wskazywała mu w skoroszycie, którzy ludzie i z jakiej firmy są murarzami, elektrykami itd. Przez długi czas na budowie nie było żadnego pracownika DOM-MUS, pojawili się dopiero na końcu - opowiada Roman Pludra.
Maciej Janicki dodaje, że wszyscy pracujący na budowie musieli przejść szkolenie BHP, które przeprowadzał człowiek zatrudniony przez Eneę. - Najważniejszym obowiązkiem inspektora nadzoru i kierownika budowy było sprawdzenie, czy pracownicy są zdolni do pracy, czy mają świadectwa lekarskie i odpowiednie szkolenie BHP. Co by się stało, gdyby mojemu pracownikowi na głowę spadła cegła? Kto by wtedy odpowiadał, skoro teraz pracownicy Enei mówią, że o nas nie wiedzieli? - zastanawia się Maciej Janicki. Zadaliśmy pytanie o szkolenia BHP rzecznikowi prasowemu Enei Operator. - Z tym pytaniem proszę się zwrócić do wykonawcy - firmy DOM-MUS - odpowiada Danuta Tabaka.
"Oficjalnie nic nie wiemy"
Czesław Ratajczak, właściciel firmy, która zbudowała fundamenty, ściany, strop, elewację i dach budynku wymienia nazwiska pracowników Enei, którzy zajmowali się nadzorem. - To była pani Dorota Dziędzielewska, jej szef - Bogumił Tabaka (koordynator ds. administracyjnych - przyp. red.) i inspektor Przemysław Gąsiorowski - wymienia Czesław Ratajczak. - Oczywiście, że wiedzieli od samego początku, ale nie chcą się do tego przyznać - wyjaśnia przedsiębiorca. Jego firma otrzymała 90 tys. zł, pozostałych 300 tys. zł nigdy się nie doczekał.
Zapytaliśmy pana K., który zajmował się nadzorem tego projektu, czy może potwierdzić, że pracownicy 12 podwykonawców brali udział w powstawaniu budynku. - Nie za bardzo jestem chętny do udzielania jakichkolwiek informacji. Nawet jak wiem cokolwiek, to nie są tego typu informacje, żebyśmy mogli o nich rozmawiać. Zakończmy tę rozmowę na tym etapie i nie wracajmy do niej już nigdy - mówi K. Zaznacza, że nie jest pracownikiem Enei, ale człowiekiem z zewnątrz, który dostał zlecenie od Enei na wykonanie wyznaczonej pracy.
Ryszard Lorych zwraca uwagę, że pracownicy Enei doskonale znali sytuację, ale nie chcieli przyznać tego oficjalnie. - Koordynator ds. administracyjnych mówił: "nie wiedzieliśmy, że w DOM-MUS jest ciężka sytuacja, chcielibyśmy wam pomóc, ale nie bardzo możemy". Najważniejsza jest jedna fraza, która zawsze padała, nie tylko w rozmowach ze mną: "ta rozmowa jest nieformalna, oficjalnie nic nie wiemy". Spółka z udziałem skarbu państwa, a brak w niej elementarnej przyzwoitości - opowiada Lorych.
To samo usłyszeliśmy od Mariusza Sołtysiaka, który w firmie DOM-MUS był dyrektorem technicznym. - Mieli tam trzech inspektorów nadzoru - elektrycznego, sanitarnego i od robót budowlanych. Ci inspektorzy kontaktowali się bezpośrednio z ludźmi, którzy byli na budowie. Nie ma takiej możliwości, żeby nie wiedzieli, że to są podwykonawcy i to każdy potwierdzi. Twierdzenie, że było inaczej, to jest wciskanie kitu. Formalnie nie zostało to zgłoszone, tego nie dopełniliśmy i to jest błąd - przyznaje Mariusz Sołtysiak. Wymienia te same nazwiska, co podwykonawcy. - Pani Dorota Dzięgielewska i pan Przemysław Gąsiorowski - to są osoby, które były tam na miejscu przez cały czas jako przedstawiciele Enei - mówi.
Czy pracownicy Enei wiedzieli, że call center budują podwykonawcy? Zapytaliśmy o to rzecznika spółki. - Stosowne oświadczenie w tym przedmiocie zostało złożone w toczącym się postępowaniu sądowym - stwierdza krótko Danuta Tabaka. Oświadczenia nie otrzymaliśmy, można jednak przypuszczać, że Enea nadal zajmuje stanowisko przedstawione jednemu z przedsiębiorców w styczniu. Czytamy w nim, że Enea nie wyrażała zgody na zatrudnienie podwykonawców, dlatego nie bierze odpowiedzialności za nieopłacone faktury.
Część podwykonawców jest przekonana, że spółka Enea Operator powinna zwrócić im pieniądze za prace wykonane przy call center. Spór przeniósł się do sądu, w sprawie świadkami są m.in. pracownicy państwowej firmy. Ostatnia rozprawa odbyła się 24 sierpnia w Sądzie Rejonowym Poznań-Stare Miasto. Pojawił się na niej nasz fotoreporter Sławomir Kowalewski oraz ekipa TVP Poznań. Mimo że rozprawa była jawna, sędzia nie wyraził zgody na filmowanie i robienie zdjęć na sali rozpraw, ponieważ prawnicy Enei nie zgodzili się na publikację swojego wizerunku. Co zaskakujące, zgody na opublikowanie wizerunku nie wyraził również sam sędzia.
"Zrobili taki numer..."
Całą winę za problemy przedsiębiorców Enea Operator zrzuca na wykonawcę inwestycji firmę DOM-MUS. Rzecznik państwowej spółki Danuta Tabaka zaznacza, że Enea również jest wierzycielem DOM-MUS, mimo że zapłaciła tej firmie tylko 65% wartości kontraktu. - Pozostała kwota zostanie umniejszona o wartość niewykonanych i nienależycie wykonanych prac, a następnie rozliczona wraz z karami umownymi, które zostały naliczone zgodnie z postanowieniami umowy. W wyniku tych rozliczeń wykonawca prac jest dłużnikiem spółki Enea Operator Sp. z o.o. - informuje Danuta Tabaka. Termin oddania budynku wyznaczono na 28 grudnia 2011 roku, przekazanie nastąpiło 15 lutego 2012.
Pracujący wówczas dla DOM-MUS Mariusz Sołtysiak zdradza szczegóły niepisanej umowy z Eneą. - W trakcie pracy pojawiły się roboty dodatkowe. Podpisaliśmy umowę na wykonanie tych robót, ale Enea nie wyraziła zgody na przedłużenie terminu, jej pracownicy stwierdzili: "nic się nie martwcie, terminu nie będziemy przedłużać, bo za dużo osób w zarządzie musiałoby to podpisywać, ale nie będziemy robili problemu, jeśli trochę się spóźnicie". Gdy sytuacja zaczęła robić się napięta, nikt o tych ustaleniach nie pamiętał. Kiedy doszło do odbioru budynku, Enea zrobiła taki numer, że policzyła, jakich robót nie wykonaliśmy - podwykonawcy odmówili ich dokończenia, ponieważ nie dostali pieniędzy. Dodatkowo naliczono nam karę za opóźnienia. Wyszło, że ostatnia transza nie wystarczy nawet na pokrycie naszych zobowiązań - mówi Sołtysiak.
"Z czegoś trzeba żyć"
Poszkodowani przedsiębiorcy nie są pewni, czy firma DOM-MUS próbowała ich oszukać, czy rzeczywiście padła ofiarą niespodziewanych problemów finansowych. - Nie wiem, kiedy pan Kostencki zdawał sobie sprawę z upadłości, natomiast jeszcze w grudniu rozmawiałem z jego pracownikami i żaden z nich nie szukał innej posady - mówi Maciej Janicki.
Roman Pludra pracował z firmą DOM-MUS przy budowie call center dla Enei oraz hotelu w Łaszkowie. Jak twierdzi, problemy z płatnościami pojawiły się już w październiku. - Przez cały czas rozmawiałem z panem Kostenckim i Sołtysiakiem. Gwarantowali, że to chwilowe problemy i będą regulowali płatności, jak tylko będą spływały fundusze z obu budów. Po czasie okazało się, że to nie prawda, że ściągali pieniądze za te kontrakty, ale wykonawcom już ich nie przekazywali - mówi przedsiębiorca. Jest przekonany, że DOM-MUS próbował oszukać podwykonawców celowo. - Na koniec roku zostałem poproszony przez właściciela firmy DOM-MUS o wyłożenie z własnych środków 300 tys. zł na zakup klimatyzatorów. Miałem otrzymać zwrot na początku stycznia. Tych pieniędzy już mi nie oddał, a jednocześnie okazało się, że dużo wcześniej wziął pieniądze od inwestora na poczet tego zakupu - mówi Roman Pludra.
Niektórzy z wierzycieli firmy DOM-MUS przypuszczają, że Jerzy Kostencki mógł przenieść część majątku DOM-MUS do innych spółek, aby uniknąć spłaty zadłużenia. Prokuratura tą sprawą się nie zainteresowała. Jak twierdzą przedsiębiorcy, prokurator uznał, że nie ma podstaw do rozpoczęcia postępowania.
Z wpisów w Krajowym Rejestrze Sądowym wynika, że w grudniu 2011 roku, gdy firma DOM-MUS przeżywała problemy finansowe, Jerzy Kostencki i Małgorzata Kostencka pojawili w zarządzie firmy "Szewczyński&Stolz" Sp. z o. o. Z zarządu zniknęły osoby wymienione w nazwie spółki, a samą nazwę zmieniono na Femeco Sp. z o. o. Zmianie uległ również adres, firma przeniosła się do Kostrzynia na ul. Wrzesińską 1C - pod dokładnie tym samy adresem zarejestrowano DOM-MUS. Adres zmieniono później na Poznańską 27A, również w Kostrzynie.
Podobnie stało się w przypadku spółki VIC-MAR, w zarządzie której figurowały początkowo dwie osoby - państwo K. Zastąpili ich Mariusz Sołtysiak i Barbara R., prokurentem firmy został Jerzy Kostencki, firma zmieniła również adres na Wrzesińską 1C w Kostrzyniu. Obecnie w zarządzie zasiada tylko Jerzy Kostencki, a siedzibę firmy przeniesiono do miejscowości Kobylnica.
Spółka VIC-MAR startowała w 2012 roku w co najmniej sześciu przetargach rozpisanych przez samorządy i państwowe firmy. Bez powodzenia. - To jest firma, której właścicielem jest pan Jerzy Kostencki i która, z tego co wiem, zajmuje się tym, co DOM-MUS, czyli budownictwem. Pan Kostencki ma wykształcenie w tym kierunku i w tej branży pracuje - mówi Mariusz Sołtysiak. Sam znalazł zatrudnienie w innej firmie. Poprosiliśmy go, aby przekazał naszą prośbę o kontakt Jerzemu Kostenckiemu, nie otrzymaliśmy jednak od właściciela DOM-MUS odpowiedzi. - Pracuje dalej. Każdy próbuje się jakoś ratować i szukać następnej pracy, bo trzeba z czegoś żyć - mówi o obecnym zajęciu Kostenckiego jego dawny pracownik.
Marcin Bartnicki,
>>>>
No to super !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 14:31, 03 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Mimo błędu ZUS przedsiębiorcy i tak płacą
Przedsiębiorcy skarżą się, że inspektorzy ZUS podczas kontroli cały czas popełniają mnóstwo pomyłek. Na dodatek gdy pojawiają się w firmie po raz drugi, zwykle wykazują, że firma płaciła za niskie składki i w ten sposób maskują własne błędy - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
- W taki sztuczny sposób ZUS zwiększa wpływy. Jeśli bowiem druga kontrola jest przeprowadzana po dwóch latach, to za cały ten okres płatnik musi zapłacić odsetki. Dodatkowo zakład może mu wymierzyć dodatkową opłatę do wysokości 100 proc. nieopłaconych składek. I to może doprowadzić do upadku małych firm - mówi dla DGP Jan Klimek, wiceprezes Związku Rzemiosła Polskiego, przewodniczący zespołu ds. ubezpieczeń społecznych Komisji Trójstronnej.
Przepisy mówią, że w takim wypadku przedsiębiorca po prostu musi ponieść konsekwencje złego wyliczenia składek. Rząd uważa, że takie rozwiązanie jest wystarczające i nie chce zmieniać prawa. Przedsiębiorcy domagają się konsekwencji dla inspektorów, którzy popełnili błąd.
>>>>
To super za bledy ZUS placi podatnik . Ale oczywiscie biznesmeni nie sa niewiniatkami . Tylko ze to nie moze byc tak ze za kare za wszystkich placi jeden ... akurat np ten uczciwy...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:25, 10 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Kto się upasł na bankructwach?
Polacy wyciągnęli wnioski z upadków biur. Omijają nieznanych touroperatorów, zyskują ci wiarygodni - informuje "Rzeczpospolita".
Fala bankructw biur podróży, jaka ostatnio przetoczyła się przez Polskę, nie zaszkodziła branży turystycznej. Szacuje się, że w tym roku sprzedaż zagranicznych wycieczek wzrośnie o 12-15 proc. w porównaniu z 2011 r.
Najwięcej zyskają liderzy rynku, przejmując dotychczasowych i potencjalnych klientów niewypłacalnych biur. Przechodzą do nich także osoby, które nie chcą już ryzykować kupowania wyjazdów podejrzanie tanich w mało znanych firmach.
Według Andrzeja Betleja eksperta branży turystycznej, liderzy rynku wycieczek, jak Itaka czy Rainbow Tours, mogą w sumie zwiększyć sprzedaż nawet o przeszło 20 proc.
- Możemy zakładać, że w 2012 roku wartość rynku zorganizowanej turystyki wyjazdowej sięgnie nawet 5 mld złotych - mówi Jan Korsak, były prezes Polskiej Izby Turystyki.
>>>>
ta to wyglada . Teraz ludzie beda omijac male fiirmy i urosna giganci jakby i tak mieli malo kasy . Przez paru dziadow mnostwo firm padnie i bedzie bezrobocie ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:00, 10 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Upodleni przez państwo
Stracili firmy, których renomę budowali przez lata, mnóstwo pieniędzy, dobre imię, godność i zdrowie, a wszystko przez bezpodstawne działania organów państwa. Od lat próbują oczyścić się z zarzutów i stanąć na nogi. Mimo wielu głośnych spraw w Polsce nadal można znaleźć przypadki upodlenia przedsiębiorcy przez państwo. Co więcej takich przykładów nie jest mało.
– Jestem bankrutem. To fakt, którego nic już nie zmieni. Jestem zrujnowany ekonomicznie - to może mi się uda kiedyś zmienić? Nie jestem natomiast przestępcą i elementarna uczciwość nakazuje tym, którzy doprowadzili do ogłoszenia tego niesprawiedliwego wyroku, aby wyrok ten wymazać... Chodzi mi tylko o uniewinnienie z tego niesłusznie narzuconego stygmatu Żadnej zemsty, żadnego polowania na odszkodowanie... po prostu uwolnijcie mnie proszę od skutków własnych błędów! Tylko tyle, a dla mnie aż tyle… – pisze na swoim blogu Marcin Kołodziejczyk, który 2002 roku, w wyniku niesłusznych decyzji urzędu skarbowego został zmuszony do zamknięcia swojej firmy. – Czuję sie oszukany i zawiedziony – mówi Mieczysław Kodź, któremu urzędnicy zamknęli biznes. Jerzy Książek, Krzysztof Stańko, Marek Kubala, Janusz Ratomski i pozostali założyciele ruchu społecznego NIEPOKONANI 2012. Różne historie, jeden mianownik: organy państwa w sposób bezpodstawny doprowadziły do upadku ich firm. Latami w sądach dochodzą swoich praw. Wygrywają, ale nadal mają związane ręce. Żaden urzędnik nie chce przyznać się do swoich błędów, a żadna instytucja państwowa, przyznać się do pomyłki.
Przedsiębiorca vs urząd
– Czy wysoki rangą urzędnik Rzeczypospolitej Polskiej może „tworzyć” prawo lub dowolnie je naginać do swoich/urzędu potrzeb? Moje doświadczenie mówi: Może. Czy kraj, będący członkiem Unii Europejskiej, może ignorować przyjęte przez Rzeczpospolitą Polską międzynarodowe konwencje i wybiórczo stosować przyjęte w nich rozwiązania prawne? Może, pod warunkiem, że tym krajem jest Rzeczpospolita Polska – takie smutne wnioski po wieloletniej walce z urzędami wysnuł Janusz Ratomski, właściciel firmy Irene. – Prowadzę działalność polegającą na wdrażaniu nowych, innowacyjnych rozwiązań w obszarze zastosowań gazu płynnego (LPG) i sprężonego ziemnego (CNG) do zasilania pojazdów samochodowych. Do niedawna dawałem zatrudnienie ok. 200 miejscowym pracownikom – mówi.
Do niedawna, bo odkąd zaczęły się problemy firmy, zatrudnienie w niej znacznie spadło. W 2009 roku doniesiono do Transportowego Dozoru Technicznego (TDT), że trzy zbiorniki wyprodukowane przez firmę Irene są nieszczelne. Urzędnicy skontrolowali zbiorniki i potwierdzili donos. Nie przedstawili jednak żadnych dokumentów udowadniających wadliwość produktów. Janusz Ratomski otrzymał jedynie faks z decyzją o zawieszeniu uprawnień firmie.
– Gdyby nawet uznać, że trzy zbiorniki wyprodukowane przez moją firmę znalezione w Białymstoku były rzeczywiście nieszczelne w sensie nieszczelności wynikających z wad produkcyjnych, to nadal należy zadać elementarne pytanie: Dlaczego zakład montujący nie reklamował tych zbiorników u producenta i nie powiadomił producenta o tym fakcie? Wadliwość 3 sztuk zbiorników i to niezamontowanych, przy produkcji rzędu tylko 100 tysięcy zbiorników rocznie daje rewelacyjnie niską wadliwość 0,003%!!! – zauważa. Ratomski swoich praw dochodzi w sądzie. Obecnie czeka na wyrok NSA. – Straciłem już ponad dwa lata na bezowocne i kosztowne dla mnie, dla mojej firmy, a przede wszystkim dla moich pracowników szamotanie się z bezprawiem uprawianym przez przedstawicieli instytucji państwa i nie widać końca… Ten czas stracony dla firmy ma dla niej porażające znaczenie. Tego nigdy nie da się odrobić! – mówi. – Czy takie sprawy można dość szybko i w miarę bezproblemowo wygrać?! Otóż częściowo tak. Przenieść produkcję do innego kraju Unii lub poza nią, zostać obywatelem innego państwa i uciec od niekompetencji urzędniczej oraz bezwładu i niewydolności sądowej naszego państwa – podsumowuje.
Pomylili cygaro z tytoniem
Jerzy Książek, właściciel firmy Kent-Pak, producenta opakowań kartonowych, od 2010 roku walczy o swoje prawa w sądzie. Mimo dwóch wygranych spraw, jego sytuacja nadal pozostaje nierozwiązana. Został zmuszony do zawieszenia działalności firmy, wciąż nachodzi go komornik. A wszystko zaczęło się w 2009 roku, kiedy Kent-Pak zajął się sprowadzaniem do polski czeskich cygar. Interes początkowo szedł bardzo dobrze, do czasu… W 2010 roku celnicy uznali, że sprzedawane przez firmę Jerzego Książka cygara wcale cygarami nie są. Uznano, że jest to tytoń do palenia i domagano się od firmy zapłaty 13 mln zł podatku akcyzowego za sprowadzany towar. Na nic zdały się przedkładane dokumenty, potwierdzające, że to, czym handluje, to cygara. – We wrześniu 2009 roku rozpocząłem wewnątrz wspólnotowe nabycie towaru akcyzowego pt. cygaro Czeska Kusovka. Wcześniej oczywiście zaopatrzyłem się w potrzebne dokumenty. Niestety nie przeszkodziło to Naczelnikowi UC w Bielsku-Białej na wydanie decyzji, iż jest to tytoń do palenia, a nie cygaro – opowiada Jerzy Książek. – Od stycznia 2011 roku firma przestała działać z powodu naliczonego podatku akcyzowego w kwocie ok. 11,5 mln zł plus odsetki oraz z powodu blokady rachunków bankowych mojej firmy. Czekam na terminy spraw przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Gliwicach i żyję ciągłym dręczeniem ze strony komornika. Kiedy tylko sprawa zakończy się pozytywnie złożę pozew o zadośćuczynienie i później o odszkodowanie za poniesione straty – dodaje.
Odzyskać dobre imię
– Big Blue już nie ma i nie powróci. Mój honor jest zbrukany, ale ciągle mam nadzieję, że się oczyszczę z tych absurdalnych wyroków – tak swoją opowieść rozpoczyna Marcin Kołodziejczyk. W 1995 roku wraz z Pawłem Michalskim założyli w Jeleniej Górze biuro turystyczne Big Blue. Najpierw w ofercie pojawiły się wycieczki autokarowe do Włoch i imprezy narciarskie we Francji, z czasem oferta poszerzyła się o nowe kierunki: Grecję, Cypr, Portugalię, Kretę, Egipt. Z usług jeleniogórskiego biura zaczęło korzystać coraz więcej klientów, a co za tym idzie, obroty firmy poszły w górę. Działalnością Big Blue zainteresował się fiskus. W 2001 roku dyrektor Urzędu Kontroli Skarbowej wydał decyzję, że biuro prawidłowo nalicza stawki VAT. Rok później zmienił zdanie. Stwierdzono, że firma niezgodnie z prawem stosuje 0-procentową stawkę VAT na międzynarodowe przeloty czarterowe. Na firmę nałożono karę w wysokości 8 mln zł! – Przeprowadzone kontrole przez UKS nie stwierdziły najmniejszych nawet nieprawidłowości w naliczaniu i odprowadzaniu podatku od towarów i usług. Pozytywne wyniki finansowe firmy, a także korzystny wynik powyższych kontroli, skłoniły zarząd spółki do podjęcia decyzji o zwiększeniu zasięgu działalności w zakresie świadczonych usług turystycznych. Gdy w 2002 roku firma uzyskała przychody w wysokości 100 milionów złotych, obsługując 60 tysięcy turystów, UKS ponowił kontrolę i unieważnił wyrażone przez siebie przed rokiem orzeczenia pokontrolne. W następstwie wydano 12 decyzji obciążających spółkę nowo naliczonym podatkiem VAT o zwiększonym wymiarze, doliczając jednocześnie sankcje i odsetki. Decyzje te zapoczątkowały procesu upadku firmy – mówi Marcin Kołodziejczyk.
Czytaj dalej: herbaciany interes
Herbaciany interes
Ten sam urząd skarbowy i ci sami urzędnicy, którzy zrujnowali Big Blue, utopili również firmę Mieczysława Kodzia. Problemy jeleniogórskiego przedsiębiorstwa Kordex zajmującego się eksportem towarów wysoko przetworzonych rozpoczęły się w 2001 roku. – Pracownicy Urzędu Kontroli Skarbowej dokonali kontroli spółki, która trwała 3 miesiące. Kolejna kontrola przybyła 8 miesięcy później i trwała już pół roku od czerwca do 31 grudnia 2002 roku. Kontrolujących liczebnie było więcej od załogi firmy – mówi Mieczysław Kodź.
Urzędnicy niczego podejrzanego w dokumentacji firmy nie znaleźli, ani pod kątem płaconych podatków, ani innych rozliczeń. Natomiast ich podejrzenia wzbudziły marże nakładane na sprowadzaną przez Kordex herbatę. Urzędnicy nie mogli zrozumieć, jak firma na specjalistyczne urządzenia może nakładać wysoką marżę i zarabiać na tym dużo, a na eksportowaną herbatą nakładać niską marżę i zarabiać mało. – Koronnym argumentem była niska marża, skądinąd błędnie wyliczona przez kontrolujących inspektorów na 1.08 proc., podczas, gdy w rzeczywistości wynosiła ona 5,7 proc. Umiejętność tego typu wyliczania mają dzieci w klasie piątej, czym nie wykazali się urzędnicy dwóch instancji kontrolnych. Na pytanie, jakie wg urzędników marże powinna uzyskiwać firma, aby zadowolić kontrolujących, nie potrafiono odpowiedzieć – mówi Mieczysław Kodź. Spółce zajęto konto, pozostawiając na nim jedynie 90 zł, prezesa ukarano grzywną. Po 2.5 roku firma sprawę wygrała, ale bezpowrotnie utraciła rynki zbytu, ludzie stracili pracę. – Najgorsze jest jednak to, że za swoje decyzje nie opowiada żaden urzędnik. Żaden z nich nie został pociągnięty do odpowiedzialności – dodaje Kodź.
Polska rzeczywistość
Takich historii w Polsce jest zaskakująco dużo, o czym mogli przekonać się założyciele stowarzyszenia NIEPOKONANI 2012, zrzeszającego ludzi pokrzywdzonych przez organy państwa, które w sposób bezpodstawny doprowadziły do upadku ich firm. Zwarli szyki i razem szukają sprawiedliwości. Pomaga im w tym kancelaria Ślązak, Zapior i Wspólnicy. – Mój telefon jest gorący, a skrzynka przepełniona – mówi Mariusz Orliński, adwokat z kancelarii z SZiP. – Skala bezprawności, z jaką się spotykamy jest porażająca. Tygodniowo analizujemy po kilka dużych spraw i podejmujemy decyzję, co dalej robić. W większości spraw organy grają na zwłokę, co czasem prowadzi do przedawnienia, czasem co gorsza do śmierci stron – dodaje. Słuchając historii NIEPOKONANYCH, traci się wiarę w państwo. Traci się chęć robienia czegokolwiek i dochodzi do smutnych wniosków. Nie ma powodów, by się starać, dawać miejsca pracy tysiącom osób, płacić podatki, skoro jedna bezpodstawna i błędna decyzja urzędnicza może przekreślić coś, co budowało się przez lata, w co włożyło się nie tylko wszystkie oszczędności, ale przede wszystkim serce. – Wniosek jest jeden - na takie Państwo, w tym wydaniu nie można i nie należy pracować, bowiem człowiek zaradny, racjonalny, wypracowujący podatki nie jest partnerem, lecz wyrobnikiem niemile widzianym i podejrzanym na każdym kroku – mówi Mieczysław Kodź. – Małe firmy są ofiarami działań urzędników, często prokuratury i wypaczonych sądów, a to wszystko prowadzi do zubożenia obywateli i państwa, nie rokuje przyszłości kolejnemu pokoleniu – dodaje.
>>>>
Niestety oszusci tworza piramidy a w tym czasie innych ktorzy naprawde wytwarzaja gnoja ! Ale co tam to . Skoro procesy maja babcie o ,,nielegalne zbieranie galezi w lesie'' skoro gonia kobiety handlujace kwiatami z chodnikow ... Zawsze slabefo gnebia gdy sa przy wladzy nikczemnicy ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:04, 10 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Fiskus może prowadzić sprawy miesiącami
Wydanie decyzji, w zależności od rodzaju rozpatrywanej sprawy, powinno zająć urzędnikom od jednego do trzech miesięcy. W wielu przypadkach jednak postępowania podatkowe toczą się miesiącami, a nawet latami. Ponaglenia rzadko uznawane są za uzasadnione. Mimo to Minister Finansów uważa, że prawo podatników do szybkiego załatwienia ich spraw jest wystarczająco chronione.
Sprawy podatkowe muszą być rozstrzygane możliwie szybko i sprawnie. Przypadki niebudzące wątpliwości urząd skarbowy powinien załatwiać niezwłocznie. Chodzi o sprawy, których analiza opiera się na materiałach przedstawionych przez podatnika wraz z wnioskiem o wszczęcie postępowania podatkowego lub faktach powszechnie znanych i dowodach dostępnych organowi podatkowemu z urzędu. Sprawę wymagającą przeprowadzenia postępowania dowodowego urząd skarbowy powinien natomiast wyjaśnić właściwie w ciągu miesiąca. Dłużej, bo do 2 miesięcy, mogą toczyć się sprawy szczególnie skomplikowane, np. ze względu na liczbę i charakter dowodów, jakie trzeba zebrać.
Odwołania od decyzji wydawanych przez urzędy skarbowe powinny być natomiast rozpatrywane w ciągu 2 miesięcy od ich wpływu do izby skarbowej. Termin ten może wydłużyć się z powodu rozprawy. Na załatwienie sprawy, w której przeprowadzono rozprawę lub podatnik złożył wniosek o jej przeprowadzenie, są 3 miesiące.
W praktyce postępowania podatkowe toczą się miesiącami, a w skrajnych przypadkach - latami. Dzieje się tak przede wszystkim w sprawach, które wymagają współpracy z organami ścigania, uzyskania opinii biegłych, ustalenia podstawy opodatkowania w drodze oszacowania. Przekroczenie terminu załatwienia sprawy nie pozbawia organu podatkowego prawa do wydania decyzji. Powinien jedynie poinformować podatnika o każdym przypadku niezałatwienia sprawy w terminie - także wtedy, gdy doszło do tego z przyczyn od niego niezależnych. Musi podać powody opóźnienia i wyznaczyć nowy termin załatwienia sprawy.
Ponaglenie i skarga
To, co podatnik może zrobić w takiej sytuacji, to wnieść ponaglenie na niezałatwienie sprawy w terminie ustawowym lub nowym. Ponaglenie dotyczące opieszałego działania urzędu skarbowego rozpatruje dyrektor izby skarbowej, a izby skarbowej - Minister Finansów. Jeżeli okaże się ono uzasadnione, zostanie wyznaczony dodatkowy termin załatwienia sprawy. Zarządza się poza tym wyjaśnienie przyczyn opóźnienia oraz ustalenie osób za to odpowiedzialnych. W razie potrzeby podejmowane są także środki zapobiegające naruszaniu terminów załatwiania spraw w przyszłości. Organ rozpatrujący ponaglenie stwierdza ponadto, czy niezałatwienie sprawy w terminie miało miejsce z rażącym naruszeniem prawa.
Trudno jednak przekonać fiskusa do swoich racji i pozytywnego załatwienia ponaglenia. Statystyki są dla podatników niekorzystne. W tym roku Minister Finansów otrzymał 70 ponagleń w sprawie bezczynności izb skarbowych. Z rozpatrzonych 66 żadne nie zostało uznane za uzasadnione.
Podatnicy, chcąc walczyć z opieszałością urzędników skarbowych, są zmuszeni występować do sądów administracyjnych. Sąd, uwzględniając skargę na bezczynność lub przewlekłe prowadzenie postępowania, zobowiązuje organ podatkowy do wydania rozstrzygnięcia w określonym terminie. Jeżeli nadal nie będzie się z tym spieszył, podatnik może domagać się wymierzenia mu grzywny. W tym roku może ona wynieść do 29.746,90 zł. Ten, kto poniósł szkodę wskutek niewykonania orzeczenia sądu, może ponadto dochodzić od organu podatkowego odszkodowania.
Sprawa odsetek
Plusem jest to, że podatnicy nie zapłacą z własnej kieszeni za opieszałość urzędników skarbowych. Zwłoka w załatwieniu sprawy powoduje zmniejszenie odsetek od zaległości podatkowych.
W przypadku opieszałości urzędu skarbowego przerwa w ich naliczaniu następuje, jeżeli decyzja nie zostanie doręczona adresatowi w ciągu 3 miesięcy od wszczęcia postępowania. Odsetki nie są pobierane za okres od dnia wszczęcia postępowania do dnia doręczenia decyzji. Podobnie jest w sprawach odwoławczych. Podatnik "zaoszczędzi" na odsetkach, jeżeli izba skarbowa nie wyda decyzji w przewidzianym terminie, czyli 2 albo 3 miesięcy od otrzymania odwołania. Nie płaci się ich za okres od dnia następnego po upływie tego terminu do dnia doręczenia decyzji.
Jest jednak jedno "ale". Odsetki trzeba zapłacić, mimo nierozpatrzenia sprawy w terminie, jeżeli organ podatkowy nie odpowiada za opóźnienie. Tak jest w przypadku, gdy zwłoka powstała z winy podatnika lub jego przedstawiciela albo z przyczyn niezależnych od urzędników.
Gazeta Podatkowa nr 73 (905) z dn. 2012.09.10,
Autor: Małgorzata Żujewska
>>>>
Dal firm moze to oznaczac koniec ... Ale pamietjmy ze zaden fiskus nie zniszczy nawet 1 % tyle co RPP . To sa ludobojcy !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:10, 10 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Małe stacje biją na alarm
Niezależni operatorzy oskarżają petrokoncerny o próbę pozbycia się konkurencji - informuje "Dziennik Gazeta Prawna"
Przed właścicielami niemal trzech tysięcy małych, prywatnych stacji benzynowych stoi widmo bankructwa - alarmuje Stowarzyszenie Niezależnych Operatorów Stacji Paliw. Wszystko za sprawą nieuczciwych - zdaniem organizacji - praktyk rodzimych koncernów paliwowych.
Jak tłumaczy "Dziennikowi Gazecie Prawnej" prezes SNOSP Marek Pietrzak, Orlen i Lotos regularnie zamrażają ceny surowca na swoich stacjach przy jednoczesnej podwyżce cen hurtowych.
- Kupujemy paliwo drożej, niż koncerny sprzedają je w detalu - mówi.
Więcej w "Dzienniku Gazecie Prawnej"
>>>>
Takie bandyckie zagrywki to sataly element ekonomii . Trzeba z tym walczyc bo monopol to po prostu zbojectwo...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:12, 10 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
W 2013 roku fiskus ma być jeszcze ostrzejszy
W przyszłym roku w budżecie może zabraknąć nawet 5 mld złotych. To efekt przeszacowania wpływów z podatków dochodowych i VAT - ostrzega "Dziennik Gazeta Prawna"
Jak dodaje dziennik, rząd w związku z tym postawił przed fiskusem ambitne zadanie. Ma zwiekszyć wpływy podatkowe mimo słabnącej koniunktury. Z PIT ma pozyskać w przyszłym roku aż 42,9 mld zł, o 6 proc. więcej niż w bieżącym roku. Wpływy z CIT mają sięgnąć 29,6 mld zł (11 proc. więcej).
Z VAT budżet ma dostać 126 mld zł (wzrost o 4 proc.) - pisze "Dziennik Gazeta Prawna"
>>>>
To oczywiste . W wyniku schlodzenia budzet zacznie sie walic i wtedy Vincent rozkaze urzedom NA GWAŁT zdobyc dodatkowe wplywy . NO to bedzie GWALT ! Beda nakladane kary domiary - firmy beda bankrutowane . Pojda na rympal . Tak jest gdy rzadza psychopaci . Zniszcza gospodarke a pozniej chca podatkow ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:54, 25 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Zaginione pół miliarda
Pozorując zyski, Amber Gold płacił od nich podatki. Teraz fiskus musi oddać spółce w upadłości 11 mln zł - donosi "Gazeta Wyborcza".
Liczba oszukanych przez Amber Gold klientów rośnie z każdym dniem. Z grupy wierzycieli nieoczekiwanie wypada fiskus.
Syndyk wyliczył, że to skarbówka powinna zwrócić spółce około 11 mln zł za podatek od zysków, których nigdy nie było. Po odjęciu należnemu fiskusowi VAT-u, syndyk liczy na wpływ 5 mln zł.
Reprezentujący grupę klientów radca prawny Maciej Puchała uważa, że obecnie najważniejsze jest ustalenie, co się stało z kwotą ponad pół miliarda złotych, którą Amber Gold zebrał od ludzi.
>>>>
Placili PODATKI od nieprowadzenia dzialalnosci gospodarczej !!! Ale ,,charytatywni''...
Ale zaraz chlopaki JAKI VAT ! Nie ma VATu od oszustwa ! Od kiedy to panstwo pobiera podatki za nic ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:43, 28 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Polskie Jadło złożyło wniosek do sądu o upadłość
Zarząd Polskie Jadło złożył do Sądu Rejonowego w Krakowie wniosek o ogłoszenie upadłości z możliwością zawarcia układu - poinformowała spółka w piątkowym komunikacie.
"Po gruntownej i bardzo szczegółowej analizie sytuacji Spółki Zarząd uznał, że wyczerpane zostały wszelkie przesłanki wynikające z obowiązującego prawa, obligujące do skierowania wniosku. Jednocześnie Zarząd dostrzegając możliwość kontynuowania działalności Spółki zaproponował możliwość zawarcia układu z Wierzycielami" - napisano w komunikacie.
Spółka podała, że jednym z istotnych powodów podjęcia takiej decyzji było wypowiedzenie umowy kredytowej rozliczanej we franku szwajcarskim przez Bank BNP Paribas.
>>>>
Czyli wykonczyl ich zachodni bank wypowiadajac umowe ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:26, 29 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Śmierć zamiast grzywny
Aby wyegzekwować 100 zł kary, sąd uruchomił całą machinę egzekucyjną, z komornikiem, policją, więzieniem - o działaniach polskiego wymiaru sprawiedliwości, zakończonych samobójstwem niewinnej osoby - pisze "Rzeczpospolita".
Gazeta opisuje sprawę Włodzimierza M., który w 1998 roku został skazany na 700 zł grzywny za handel podrabianą odzieżą. Grzywnę spłacał w 7 ratach.
Po dwóch latach sąd dopatrzył się, że brakuje jednej raty. Kiedy postępowanie egzekucyjne okazało się bezskuteczne, sąd zamienił brakujące 100 złotych na pięć dni pozbawienia wolności. W 2004 roku policja zgodnie z nakazem sądu zatrzymała Włodzimierza M. pod jego domem. Nie pozwolono mu na kontakt z rodziną, aby dostarczyli dowód wpłaty pieniędzy. Przekonywał, że zatrzymanie jest pomyłką, bo grzywnę w całości spłacił. Powiesił się w areszcie, osieracając 6-letniego syna.
Ani prokuratura, ani Sąd Okręgowy w Radomiu nie dopatrzyły się zaniedbania funkcjonariuszy zakładu karnego. Winę dostrzegł dopiero Sąd Apelacyjny w Lublinie w procesie cywilnym, przyznając małoletniemu synowi Włodzimierza M. odszkodowanie i rentę. Podczas rozprawy apelacyjnej wyszło na jaw, że mężczyzna nie powinien trafić do aresztu. Dowód wpłaty raty grzywny zaginął bowiem w sądzie.
Więcej w "Rzeczpospolitej".
>>>>>
Wykonczyli czlowieka bo przeciez akurat to ZUPELNIE NIE JEST SAMOBOJSTWO ! Wam moze sie wydac glupie ze za 100 czy 700 zl ale nie znacie wlasnej odpornosci wrodzonej a jak ktos nie ma silnej wiezi z Bogiem to w ogole ciezko wytrzymac jak sie na was rzucaja ... Koszmar !!! Widzicie tutaj caly kompleks grzechow spolecznych czyli wspolnych . Na urzedach siedza ludzie bo nie ma innej pracy i im ,,zalatwili rezerwowa'' . Rzecz jasna jej nie lubia . Dzialaja jak juz musza a jak dzialaja to jak widac . A przeciez TRZEBA SIE BYLO NIE PCHAC NA SEDZIOW URZEDNIKOW POLICJANTOW . Wtedy pracowali by tam tacy ktorzy wykazuja minimum entuzjazmu a wtedy trudo o pomylke gdy ktos z zapalem pracuje to i dokumenty czyta a nie udaje i sprawdza i nie gina w burdelu w magazynie . Mnostwo nieszczesc swiata bierze sie stad ze ludzie pchaja sie na satnowiska ktora maja byc w ich przekonaniu wielkim wyniesieniem ich osob a staja sie UPADKIEM !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:32, 14 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Śledztwo "Wprost": kto naprawdę stoi za Amber Gold?
Człowiek półświatka, biznesmen i były esbek - te osoby zdaniem ABW stały za Amber Gold. Najnowsze ustalenia w sprawie gdańskiego parabanku ujawnia tygodnik "Wprost".
Osoba znająca ustalenia śledztwa w rozmowie z "Wprost" stwierdziła, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego skupiła się na dwóch osobach - Janie P., ps. "Tygrys" i C., byłym oficerze SB, a obecnie współwłaścicielowi sieci supermarketów.
Jedna z przyjmowanych przez śledczych wersji wydarzeń zakłada, że "Tygrys" dysponował pieniędzmi, które miały być wytransferowane. W tym celu założono firmę Amber Gold. Pomysł okazał się dobry i powstało coś większego niż planowano. Obecnie ABW weryfikuje tę hipotezę.
Jan P. to legenda Trójmiasta - pisze "Wprost". - Dorobił się na kopaniu bursztynu. Najbardziej obfite złoża to był "rejon wyspy" na gdańskich Stogach. To były jego pierwsze pieniądze - powiedział w rozmowie z tygodnikiem były oficer Centralnego Biura Śledczego, który kiedyś tropił "Tygrysa".
"Czy taką działalność w PRL i na początku lat 90. można było prowadzić bezkarnie, bez kontroli, bez związków ze służbami specjalnymi? Pytaliśmy o to wiele osób w Trójmieście. Większość mówiła, że bez takiego wsparcia nie byłoby to możliwe. Faktem jest, że »Tygrys« ma zadziwiającą umiejętność unikania odpowiedzialności. Jego procesy ślimaczyły się latami. W ostatnich latach spoważniał. Inwestuje w ziemię, nieruchomości, już tak często nie wdaje się w publiczne awantury, z których był znany w Trójmieście" - czytamy na łamach "Wprost".
Według ustaleń tygodnika, Jan P. jest znajomym biznesmena Mariusa O., którego już wcześniej ABW wymieniała jako osobę, która może mieć związki z interesami założycieli Amber Gold.
Pojawienie się "Tygrysa" w sprawie Amber Gold sprawia kłopot śledczym z ABW - pisze "Wprost". Śledczym wytyka się bowiem brak rozeznania w realiach świata przestępczego Trójmiasta. "Tygrys", który karierę zaczynał w głębokim PRL, to człowiek zamierzchłych czasów dla obecnych funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. "Przed nimi żmudna praca przekopania się przez kilkaset tomów akt, spraw, w których pojawiają się wytypowane przez nich postacie. I to akt od lat 70. aż po czasy współczesne. Z naszych informacji wynika, że funkcjonariusze ABW nie zapoznali się jeszcze z aktami policyjnymi oraz z Instytutu Pamięci Narodowej. Bazują na tym, co dostają w formie notatek z CBŚ i innych służb. Czeka ich ogrom pracy" - zaznacza tygodnik.
Więcej na ten temat na łamach "Wprost".
>>>>
Fajowe ,,postacie''...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:10, 18 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Producent filmu "Wałęsa" zwrócił pieniądze od Amber Gold
Firma Akson Studio, producent filmu "Wałęsa" w reż. Andrzeja Wajdy, zwróciła całą uzyskaną od spółki Amber Gold kwotę, czyli 3 mln zł netto wraz z należnym podatkiem VAT; kwota ta stanowiła wartość umowy sponsoringu - poinformował prezes Akson Studio.
W komunikacie przesłanym przez szefa Akson Studio Michała Kwiecińskiego przypomniano, że oświadczenie, iż Amber Gold nie będzie sponsorem tego filmu, producent "Wałęsy" wydał 17 sierpnia. Producent zadeklarował wtedy zwrot otrzymanych środków.
"Od tego czasu Akson Studio Sp. z o.o. w porozumieniu z syndykiem masy upadłościowej Amber Gold Sp. z o.o. ustaliło podstawy prawne i możliwości proceduralne zakończenia sponsorowania filmu 'Wałęsa' przez marki Amber Gold i OLT Express" - czytamy w komunikacie Kwiecińskiego.
"W dniu 12 października 2012 r. Akson Studio Sp. z o.o. zwróciło całą uzyskaną od spółki Amber Gold kwotę, tj. trzy miliony złotych netto wraz z należnym podatkiem VAT, na konto podane przez syndyka masy upadłościowej Amber Gold Sp. z o.o. w upadłości likwidacyjnej" - napisał producent filmu "Wałęsa".
Kwieciński wyjaśnił, że "wyżej wymieniona kwota stanowiła wartość umowy sponsoringu pomiędzy Amber Gold Sp. z o.o. a Akson Studio Sp. z o.o., zawartej w dniu 11 stycznia 2012 r.".
Jednocześnie wyraził nadzieję, "że od tego momentu praca nad filmem 'Wałęsa' będzie przebiegała bez zakłóceń i w atmosferze właściwej dla rangi przedsięwzięcia".
- Obecnie rozmawiamy z potencjalnymi nowymi sponsorami lub inwestorami. Mamy nadzieję, że do końca roku będziemy mogli ogłosić, jaka to jest firma - poinformowała Katarzyna Sikorska, odpowiedzialna w Akson Studio za PR filmu "Wałęsa". - Premiera filmu planowana jest wstępnie na jesień 2013 r. - powiedziała.
Zdjęcia do "Wałęsy" zakończyły się 30 czerwca. Rolę Lecha Wałęsy zagrał Robert Więckiewicz, a Danuty Wałęsy - Agnieszka Grochowska. W obsadzie znalazło się łącznie ponad stu aktorów. Oprócz odtwórców głównych ról, są to m.in.: Anna Seniuk, Agata Buzek, Krystyna Zachwatowicz, Iwona Bielska, Ewa Kolasińska, Bożena Dykiel, Adam Woronowicz, Zbigniew Zamachowski, Mirosław Baka, Cezary Kosiński, Andrzej Grabowski, Maciej Stuhr, Grzegorz Małecki, Michał Czernecki i Marcin Hycnar.
Twórcą scenariusza jest Janusz Głowacki, a autorem zdjęć Paweł Edelman. Za charakteryzację odpowiadali Tomasz Matraszek i Waldemar Pokromski, kostiumami zajęła się Magdalena Biedrzycka, scenografią Magdalena Dipont.
Także gdański samorząd poinformował, że odda 1,5 mln zł, które spółka Amber Gold podarowała miejscowemu zoo na budowę wybiegu dla lwów. Kwota ma zostać przelana na konto syndyka w ciągu siedmiu dni.
Masę upadłościową zasili także 475 tys. zł podarowane przez właścicieli Amber Gold w kwietniu tego roku gdańskiemu klasztorowi dominikanów. Pieniądze miały zostać przeznaczone na remont trzech ołtarzy w należącym do zakonu kościele św. Mikołaja.
Jak poinformował przeor gdańskiego klasztoru dominikanów, o. Michał Mitka, zgodnie z umową zawartą z syndykiem klasztor do końca października odda darowane mu pieniądze. - Wprawdzie prace przy ołtarzach już się rozpoczęły i część pieniędzy już wydaliśmy, ale znajdziemy brakującą kwotę i oddamy darowiznę w całości - powiedział przeor dodając, że wstępnie pomoc w oddaniu pieniędzy zadeklarowali wierni.
Odzyskane pieniądze zasilą masę upadłościową spółki, z której potem będą zaspokajane roszczenia osób, firm i instytucji, którym Amber Gold winna jest pieniądze. Do 2 października do prokuratury zgłosiło się ponad 8150 osób, które twierdzą, że firma jest im winna w sumie ponad 393 mln zł.
>>>>
Z bolem ale oddali...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:27, 14 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Jacek Krzysztofowicz, gdański dominikanin wystąpił z zakonu
Ojciec Jacek Krzysztofowicz, jeden z bardziej rozpoznawalnych gdańskich duchownych i przeor klasztoru dominikanów do 2010 roku zrezygnował z kapłaństwa - informuje tvn24.pl. - Nie wierzę w sens życia, które przez minione 25 lat prowadziłem - przyznał w nagranym przez siebie, emocjonalnym oświadczeniu. Dodał, że wreszcie odważył się żyć i kochać.
Do kościoła św. Mikołaja na msze święte "ostatniej szansy" o godz. 21, odprawiane często właśnie przez Krzysztofowicza, przychodziły tłumy gdańszczan. Ostatnie niedzielne kazanie wygłosił 6 stycznia. Tydzień później pożegnał się z wiernymi.
- Odchodzę z zakonu, odchodzę z kapłaństwa, odchodzę z Gdańska. Jest to dla mnie bardzo ważny moment. Nie chciałbym zamknąć drzwi za sobą bez powiedzenia "do widzenia" tym wszystkim, którzy byli dla mnie ważni, którzy byli towarzyszami mojej drogi w ostatnich latach - powiedział ojciec Krzysztofowicz do wiernych.
Przyznał, że nareszcie odważył się żyć i kochać. - Mam takie głębokie poczucie, że ja się wreszcie odważyłem na to, żeby żyć i kochać. Nareszcie dojrzałem do miłości, ludzkiej zwyczajnej miłości. Do czegoś, czego się bardzo bałem, od czego uciekałem, przed czym się chroniłem w habicie stojąc za ołtarzem i nim się odgradzając się od świat i od ludzi. Już tak więcej nie chcę, chcę inaczej - podkreślił. - Mam świadomość, że to, co wybieram, na co się otwieram, tego się już nie da pogodzić z byciem duchownym i dlatego też muszę odejść, chcę odejść - uzasadniał.
Krzysztofowicz był w zakonie od 25 lat.
W 2012 roku nazwisko Krzysztofowicza pojawiło się w związku z aferą Amber Gold. To jego kazania podczas mszy o 21.00 miały przyciągnąć do kościoła małżeństwo P., które przekazało dominikanom pieniądze na renowację kaplicy św. Jacka. Komentatorzy zwracają uwagę, że ta sprawa mogła go wyjątkowo dotknąć, bo zaufał małżeństwu. Pół miliona złotych od Marcina P. zakonnicy musieli zwrócić syndykowi po wybuchu afery.
...
Niech sie ten ksiadz zastanowi . O Amber Gold wystapil ze stanu ? Mimo ze przysiegal ? Jakis diabelski belkot ... Toz sw . Maksymilian trafil do Auschwitz i wytrzymal a tu jakie porownanie !? Modlic sie za niego trzeba i niech wraca poki czas . Przeciez mial sukcesy czyli tlumy i poddal sie ? Toz o to wlasnie diablu chodzi aby odstrzeliwac tych co odnosza sukcesy . Nie dac sie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:28, 18 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Skarb Państwa zapłaci, bo skarbówka się pomyliła
Skarb Państwa ma zapłacić ok. 50 mln zł odszkodowania firmie MCI Management S.A., która zainwestowała w akcje JTT Komputer - zdecydował wrocławski Sąd Apelacyjny. Wyrok jest prawomocny, ale stronom przysługuje od niego skarga kasacyjna. Skarbówka wykończyła firmę, my, podatnicy, za to zapłacimy.
Było to kolejne orzeczenie Sądu Apelacyjnego w tej sprawie. W marcu 2010 r. Sąd Okręgowy zdecydował, że Skarb Państwa ma zapłacić 38,5 mln zł odszkodowania, ale pełnomocnicy firmy MCI złożyli odwołanie od tego wyroku.
W kwietniu 2011 r. Sąd Apelacyjny zdecydował, że MCI ma otrzymać od Skarbu Państwa blisko 29 mln zł odszkodowania plus odsetki ustawowe od 8 czerwca 2006 r. do dnia zapłaty, jednak w wyniku wniesionej skargi kasacyjnej sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który w listopadzie 2011 r. skierował ją do ponownego rozpoznania.
Jak powiedziała PAP rzeczniczka Sądu Apelacyjnego Małgorzata Lamparska, wina Skarbu Państwa nie była poddawana pod dyskusję, a SN potwierdził zasadność występowania z wnioskiem o odszkodowanie, którego wysokość pozostawiona została do rozstrzygnięcia wrocławskiemu Sądowi Apelacyjnemu.
Sąd zdecydował, że Skarb Państwa musi zapłacić firmie MCI blisko 29 mln zł odszkodowania plus odsetki ustawowe od 8 czerwca 2006 r. do dnia zapłaty, w sumie ok. 50 mln zł. - Wyrok różni się od tego wydanego w kwietniu 2011 r. jedynie wysokością odszkodowania, które obecnie jest o ok. 80 tys. niższe - mówiła Lamparska.
Firma JTT ogłosiła upadłość w 2004 r., bowiem pod koniec lat 90. w wyniku kontroli skarbowej urzędnicy zajęli ok. 10 mln zł na poczet niezapłaconego przez spółkę podatku VAT. Organy ścigania i Urząd Skarbowy zarzucili kierownictwu JTT Computer "obchodzenie prawa podatkowego" w celu uniknięcia płacenia podatku VAT. Ówczesny rzecznik policji miał nawet powiedzieć o szefach JTT, że "to złodzieje w białych kołnierzykach.
Chodziło o dostarczenie przez JTT 15 tys. komputerów do szkół w 1998 r. Umowy wymagały od spółki dostarczenia komputerów do składu celnego, czyli ich wyeksportowania za granicę. Zgodnie z obowiązującymi wówczas przepisami, komputery dla szkół sprowadzone z zagranicy były zwolnione z podatku VAT. Sposób dostarczania komputerów do szkół był znany MEN.
Ostatecznie wrocławski sąd odwoławczy w styczniu 2004 r. uniewinnił b. kierownictwo JTT Computer S.A. Sąd uznał, że działanie oskarżonych: b. prezesa, b. dyrektora finansowego i głównej księgowej "nie zawierało znamion czynu zabronionego". Tym samym sąd uwzględnił apelację oskarżonych, a odrzucił zażalenie prokuratury.
Natomiast rok wcześniej, w 2003 r., Naczelny Sąd Administracyjny we Wrocławiu zdecydował, że Izba Skarbowa winna oddać JTT Computer S.A. niesłusznie naliczony podatek VAT. Jak uzasadniał wtedy sędzia, nieprawidłowe było rozstrzygnięcie izby co do opodatkowania sprzedaży przez JTT sprzętu komputerowego, po wprowadzeniu go na teren Polski. Mimo decyzji NSA, Izba Skarbowa nie zwróciła wtedy podatku VAT JTT Computer S.A. Zdaniem ówczesnego rzecznika JTT Błażeja Miernikiewicza, właśnie ten spór doprowadził spółkę do ruiny, bowiem mocno nadwerężył zaufanie do kierownictwa spółki.
- JTT Computer S.A. produkowała 74 tys. komputerów i odprowadzała do budżetu ponad 70 mln zł podatku VAT. Dawała zatrudnienie 400 osobom. W 1999 roku analitycy domów maklerskich szacowali wartość spółki na 70 mln zł. Dzisiaj wartość spółki jest praktycznie zerowa - mówił wtedy PAP Miernikiewicz.
Tłumaczył wówczas, że firma już złożyła do sądu wniosek o upadłość, a jedyną szansą dla spółki jest szybki zwrot podatku VAT od Izby Skarbowej. - Mamy już nawet gotowy biznes plan. Czekamy tylko na pieniądze z Izby, która oddaje je nam od kilku miesięcy - mówił Miernikiewicz. Ostatecznie JTT ogłosiła upadłość w 2004 r.
>>>
Jesli faktycznie wykonczyli to sie nalezy .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:53, 06 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Skarbówka bezkarnie niszczy polskie firmy
Urzędnicy bezkarnie niszczą firmy. W Gdańsku kontrola skarbowa i prokuratura wspólnymi siłami doprowadziły do upadłości prywatnej firmy, a potem wycofały się z zarzutów.
"Historia zniszczenia przez urzędników gdańskiego Urzędu Kontroli Skarbowej Atraksu pokazuje, jak bezlitośnie dla przedsiębiorców działa sojusz fiskusa i prokuratury, gdy zamiast dążenia do materialnej prawdy szuka się haków. Co ważne, żaden urzędnik państwowy nie zapłacił za swoje błędy" - pisze dziś na pierwszej stronie "Rzeczpospolita".
W zeszłym tygodniu UKS w Gdańsku wycofał się ze wszystkich zarzutów wobec spółki Atrax. Kontrolę w firmie zleciła prokuratura, prowadząca śledztwo w innej sprawie, jednak w lipcu 2012 r. umorzyła postępowanie i uznała, że właścicielka Atraksu nie popełniła przestępstwa. Kilka miesięcy później jej śladem poszła kontrola skarbowa. Niestety firma zdążyła już upaść.
- Poważnym problemem jest, że instytucje państwowe, które powinny stać na straży praworządności, wzajemnie w taki sposób autoryzują szkodliwe dla przedsiębiorcy działania zamiast dążyć do poznania prawdy obiektywnej - ocenia Lech Jeziorny, ekspert Centrum Adama Smitha.
A jak sprawę komentuje skarbówka? - Tej pani należą się wyrazy ubolewania, bo wiele przeszła - mówi dziś Andrzej Bartyska, rzecznik gdańskiego fiskusa.
Urzędnicy niszczą firmy
"Firm wykończonych bezpodstawnymi działaniami organów państwa jest w Polsce wiele" - czytamy w "Rzeczpospolitej". Gazeta wymienia przykłady JTT Computer i PHUP NINA, do których niesłusznie przyczepiła się skarbówka, oraz wykończoną przez prokuratorskie zarzuty sieć kantorów Conti.
- Niestety w takich sprawach jak zwykle nie ma winnego urzędnika - komentuje Jeziorny.
....
Teraz sie rzuca na firmy bo brakuje budzetowi . Bedzie rozboj .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 23:03, 20 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Państwo znów dobrało się do Kluski
Roman Kluska, w przeszłości właściciel spółki Optimus, a także symbol nadziei, że z urzędnikami można wygrać, tym razem przegrał walkę. Będzie musiał zapłacić ponad 100 tys. zł opłaty za wycięcie dwóch drzew. Zarówno WSA w Krakowie, jak i NSA zdecydowały, że nie ma podstaw do jej unieważnienia - pisze "Rzeczpospolita".
Kluska zwrócił się z wnioskiem o wycięcie kilku drzew w 2010 roku. Burmistrz na to zezwolił, naliczając za dwa drzewa w dobrym stanie sanitarnym opłatę podwyższoną o 100 proc. ze względu na lokalizację nieruchomości na terenie uzdrowiska. Decyzja nie została zaskarżona, w związku z czym stała się ostateczna i obowiązująca.
Biznesmen dopiero po pół roku zwrócił się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego o stwierdzenie nieważności decyzji o naliczeniu ponad 100 tys. zł opłaty. SKO odmówiła stwierdzenia nieważności decyzji. Podkreślono, że istotne jest, czy w dacie orzekania o usunięciu drzew obowiązywał miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego kwalifikujący nieruchomość na cele budowlane. Nie mają natomiast znaczenia plany, które utraciły moc. Poza tym w momencie wydania decyzji nie było planu zagospodarowania przestrzennego dla nieruchomości, na której rosły drzewa, nie było więc podstaw do zwolnienia z opłat.
Kluska zaskarżył tę decyzję do WSA, a potem do NSA. Obydwa sądy administracyjne wydały wyroki niekorzystne dla biznesmena. Kluska musi więc zapłacić 100 tys. zł.
...
I znowu ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 10:01, 29 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Kontrola skarbówki wykończyła jedną z najlepszych firm na Lubelszczyźnie
Przedłużające się kontrole Lubelskiego Urzędu Skarbowego i Urzędu Kontroli Skarbowej w Lublinie od kilku miesięcy niszczą jedną z najlepiej prosperujących firm na Lubelszczyźnie - Centrum Handlowe Nexa. Spółka ma problemy ze spłatą zobowiązań, a ze 173 osób, które jeszcze dwa lata temu pracowały w firmie, dziś zatrudnionych jest zaledwie 18. Kłopoty zaczęły się w ubiegłym roku, kiedy fiskus zamroził należny firmie zwrot podatku VAT.
CH Nexa zajmuje się sprzedażą detaliczną, hurtową i eksportem sprzętu AGD, RTV i IT od początku lat 90. Dynamiczny rozwój zapewniło jej stworzenie sieci sklepów w strefie przygranicznej, z których korzystają obywatele Ukrainy, a także eksport do krajów bałtyckich.
....
Co tam sie wyprawia !?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|