Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:17, 30 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Urzędnicy skarbówki sprawdzają, firma bankrutuje
Skarbówka od miesięcy blokuje zwrot ponad 30 mln zł podatku VAT należnych firmie z Zamościa. Według spółki, jedyny zarzut to błędne zaksięgowanie 1000 zł. Firma bankrutuje.
Centrum Handlowe Nexa w Zamościu działa na rynku od 21 lat. Z ponad 170-osobowej załogi zostało dziś kilkunastu pracowników. - Zwolnień nie dało się uniknąć. Działania fiskusa doprowadziły firmę do fatalnej sytuacji - mówi Stanisław Kujawa, prezes CH Nexa. - Jeśli nic się nie zmieni, to za kilka tygodni powinienem ogłosić upadłość.
Nexa zajmuje się sprzedażą i eksportem sprzętu RTV-AGD. Zgodnie z prawem firmie przysługuje zwrot podatku VAT za wyeksportowane produkty. Przez dwie dekady nie było z tym problemu. - Kłopoty zaczęły się w ub. roku - wyjaśnia Kujawa. - Urzędnicy ze skarbówki zablokowali zwrot VAT-u na ponad 30 mln zł.
Wszczęli postępowania kontrolne, które wciąż są przedłużane. Jako przyczynę podaje nam się "konieczność przeprowadzenia dalszego postępowania dowodowego i wyjaśniającego". Firma jest całkowicie transparentna, mamy udokumentowane wszystkie faktury. Nie ma wobec nas zarzutów, a pieniądze i tak są zamrożone.
W ciągu ostatniego roku Lubelski Urząd Skarbowy i Urząd Kontroli Skarbowej rozpoczęły w sumie 9 kontroli i postępowań kontrolnych wobec spółki. Do dziś urzędnicy zakończyli dwie.
- To nic nie zmienia, bo przed zakończeniem kontroli Urząd Skarbowy przekazuje sprawę do UKS. Tam zaczyna się tzw. postępowanie kontrolne, które może trwać miesiącami - wyjaśnia Wojciech Marciniak, doradca księgowy CH Nexa. - Urzędnicy sprawdzają dokładnie te same dokumenty. Kiedy zbliża się termin zakończenia sprawy, dostajemy informację o kolejnym przedłużeniu postępowania.
Co wykryli kontrolerzy? - Drobnostkę. Tysiąc złotych zaksięgowane nie w tym miesiącu, co potrzeba - wyjaśnia Marciniak. - Wystarczyło wydać decyzję i po sprawie.
Nexa zaskarżyła działania skarbówki. We wtorek wygrała przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym, który uznał, że urzędnicy nie mieli prawa zawiesić zwrotu VAT. - Nie oznacza to jednak, że szybko otrzymamy pieniądze - dodaje Marciniak. - Fiskus może się odwołać do NSA. Tam na rozpatrzenie sprawy czeka się półtora roku. Wtedy może być już po firmie.
Przedsiębiorca skierował sprawę do sądu, prokuratury i CBA. - Póki żyję, nie pozwolę zniszczyć firmy, którą budowałem ponad 20 lat - zapowiada Kujawa. - Myślałem, że przypadek pana Kluski to jednorazowa sprawa. Teraz okazuje się, że bezkarność urzędników kwitnie.
Przedstawiciele Lubelskiego Urzędu Skarbowego i Urzędu Kontroli Skarbowej nie komentują sprawy. Działania fiskusa są objęte tajemnicą.
Jacek Szydłowski / dziennikwschodni.pl
....
To jest chore . Za 1000 zl zablokowali 30 mln. To juz zakrawa na przestepstwo .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:53, 03 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Małe firmy posprzątają długi
Jak wynika z przygotowanego przez Krajowy Rejestr Długów i Konferencję Przedsiębiorstw Finansowych w Polsce badania, najwięcej kłopotów z odzyskaniem swoich należności mają mikro- i małe przedsiębiorstwa. Okazuje się, że dla ponad 63% z nich problem ten stanowi znaczącą barierę w rozwoju działalności.
Sporo niewielkich przedsiębiorstw (bo tylko 11,9% mikro- i 7% małych firm nie ma z tym problemu) szuka więc sposobów na "uprzątnięcie" zatorów płatniczych.
Kwestii tej nie należy lekceważyć - po pierwsze, okazuje się, że aż co czwarty przedsiębiorca z sektora MSP przyznaje, że kłopoty z odzyskiwaniem długów ciągle narastają. Po drugie zaś - małe i średnie przedsiębiorstwa dominują w całkowitej liczbie firm na naszym rynku, przez co ich wpływ na tworzenie polskiego PKB jest niezwykle istotny. Jednocześnie w sposób bardziej dotkliwy odczuwają wszelkie wahnięcia w gospodarce i są bardziej czułe na zjawisko zatorów płatniczych - dla niewielkiej firmy problemem może być jedna niezapłacona faktura - jeśli opiewa na kilka lub kilkanaście tysięcy złotych, może doprowadzić do upadku mikroprzedsiębiorstwa.
Nastąpiło również wydłużenie przeciętnego okresu oczekiwania na spłatę zaległości. Przyczyną tego stanu jest właśnie gorsze regulowanie faktur przez klientów i kontrahentów firm z sektora małych i mikroprzedsiębiorstw. Obecnie czekają one około 4 miesięcy i 9 dni na zwrot należności. W mniejszych firmach prawie 27% faktur jest przeterminowanych o więcej niż 6 miesięcy, z czego aż 15% z nich nie zostaje uregulowanych przez ponad rok. Problemy z odzyskiwaniem należności mają znaczący wpływ na hamowanie rozwoju mikro- i małych przedsiębiorstw. Od 17 do 21 procent tychże przyznaje się do pogorszenia sytuacji w firmie.
Mniejsi rynkowi gracze nie mają możliwości skłonienia dłużnika do zwrócenia długu. Firmy z sektora MSP nie stać na utrzymanie działów windykacji, czy też opłacanie prawników - muszą szukać innych sposobów na skuteczne odzyskiwanie zaległych należności.
Jednym z nich jest coroczna akcja społeczna organizowana przez Krajowy Rejestr Długów pod nazwą Wielkie Wiosenne Sprzątanie Długów. Podczas jej trwania każda z firm, która ma problemy z dłużnikami, może bezpłatnie dopisać ich do Krajowego Rejestru Długów. Firmy, które w ciągu ostatnich dwóch tygodni marca podpiszą umowę z KRD, do końca maja będą mogły bezpłatnie dopisać do rejestru dowolną liczbę swoich dłużników.
W poprzednich edycjach Wielkiego Wiosennego Sprzątania Długów udział wzięło ponad 38 tysięcy firm, które dopisały łącznie prawie 400 tys. dłużników. Dzięki akcji odzyskano dotychczas 1,2 mld złotych długu.
>>>>
Szczegolnie na linii male polskie duze zagraniczne . Tak niszczy sie Polske .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:52, 12 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Przychodzi list do przedsiębiorcy, a w nim…
Założyłeś działalność gospodarczą, a kilka dni później otrzymujesz dokument, stylizowany na pismo urzędowe z wezwaniem do zapłaty? Uważaj, to może być próba wyłudzenia pieniędzy.
- Żona dwa miesiące temu założyła działalność gospodarczą. Po dokonaniu wpisu do CEIDG (Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej - przyp. red.) oprócz różnych propozycji handlowych, jej firma zaczęła otrzymywać podejrzanie wyglądające pisma - opowiada pan Rafał, który zaniepokojony procederem zgłosił się do naszej redakcji. - Pisma te były stylizowane na dokumenty urzędowe, były napisane specjalistycznym językiem, powoływano się w nich na przepisy, a pod spodem znajdowała się pieczątka urzędowa - kontynuuje pan Rafał. Nazwy firm, które były nadawcami owych pism, również mogły sugerować, że mamy do czynienia z urzędem.
Charakter pism był podobny: firma żony pana Rafała miała rzekomo nie znajdować się w odpowiednim rejestrze. Żeby się z nim znaleźć należało tylko uiścić odpowiednią opłatę. - Kwoty pojawiające się w tych pismach wahały się od 80 do nawet 200 złotych. Jako, że sam również prowadzę działalność gospodarczą, wiedziałem, że tego typu pisma to próba wyłudzenia pieniędzy. Jednak domyślam się, że osoba, która dopiero co zaczęła prowadzić swój biznes, może nie wiedzieć, że tego typu listy pochodzą nie od urzędów, a od prywatnych firm. W konsekwencji niedoświadczeni posiadacze własnych biznesów, uiszczą opłatę we wskazanej wysokości tylko po to, żeby znaleźć się w odpowiednim rejestrze.- mówi pan Rafał.
Należy pamiętać, że aby prowadzić działalność gospodarczą należy zarejestrować się we wspomnianej wcześniej Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej - jeżeli jest osobą fizyczną lub wspólnikiem spółki cywilnej. - Z kolei spółki powinny znaleźć się w rejestrze przedsiębiorców Krajowego Rejestru Sądowego. Ponadto przedsiębiorca powinien uzyskać REGON, NIP i zarejestrować się jako podatnik VAT. Zatem wszelkie wezwania do uiszczenia opłat w celu wpisania do innej niż ww. "ewidencji" lub "rejestru" powinny zostać wnikliwie przeanalizowane przed uiszczeniem jakiejkolwiek opłaty - radzi Anna Bajerska, radca prawny i partner w Kancelarii Prawnej Chałas i Wspólnicy. Warto podkreślić, że wszystkie czynności związane z wpisem do CEIDG są bezpłatne na każdym etapie zakładania działalności.
O komentarz poprosiliśmy również Ministerstwo Gospodarki. W mailu przysłanym do naszej redakcji resort gospodarki ostrzega, że "najczęściej firmy podszywające się pod rejestr CEIDG wysyłają pisma noszące znamiona korespondencji urzędowej (stosują sformułowania urzędowe, specjalistyczne słownictwo, imitują układ tekstu, czcionkę, pieczątki), stosują też w nazwach słowa "Rejestr", "Krajowy", "Przedsiębiorców", aby dodatkowo zmylić odbiorcę. Ostatnio "naciągacze" zaczęli również mailować i dzwonić do przedsiębiorców - np. oferując pomoc w poprawieniu rzekomo błędnych danych zawartych we wniosku o wpis".
- Przedsiębiorca otrzymujący takie wezwanie nie powinien oczywiście uiszczać żadnej opłaty. Może zawiadomić organy ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa . Zawsze warto też sprawdzić w Internecie informacje na temat danego rejestru czy ewidencji. Warto również sprawdzić podstawę prawną przywołaną ewentualnie w wezwaniu do zapłaty - wyjaśnia Anna Bajerska z kancelarii Chałas i Wspólnicy. - Należy przestrzec, iż w praktyce pojawiają się również firmy podszywające się pod Krajowy Rejestr Karny i wzywające przedsiębiorców do uzyskania zaświadczeń o niekaralności i wniesienia z tego tytułu opłaty - dodaje prawniczka. W razie wątpliwości co do wiarygodności takiej oferty można skontaktować się z Ministerstwem Gospodarki.
Jak poinformował nas w mailu resort gospodarki, "11 marca 2013 r. do MG wpłynęło szczegółowe pismo od Prokuratora Generalnego z informacją, iż większość spraw dot. oferowania wpisu do komercyjnych rejestrów jest w toku. Prowadzą je prokuratury okręgowe podległe Prokuratorowi Apelacyjnemu w Warszawie i Prokuratorowi Apelacyjnemu w Katowicach. Wobec ustalonych sprawców przestępstwa zastosowano zabezpieczenia majątkowe i środki zapobiegawcze. Prowadzone obecnie czynności zmierzają do ustalenia pełnego kręgu osób pokrzywdzonych. Tylko dwie sprawy zostały zakończone umorzeniem postępowania".
>>>>
Takie rzeczy tez wam groza !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:07, 17 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Coraz mniej pracujących na własny rachunek
Na koniec 2012 r. było w Polsce ok. 2,24 mln osób, które pracowały na własną rękę i nie zatrudniały pracowników. To o ok. 78,6 tys., czyli 3,4 proc., mniej niż na koniec 2011 r. - informuje "Rzeczpospolita".
Z badań aktywności ekonomicznej ludności (BAEL) wynika też, że to największy ubytek samozatrudnionych od co najmniej pięciu lat.
Co ciekawe, eksperci upatrują przyczyn w kryzysie, choć zwykle w okresach gorszej koniunktury przybywało w Polsce jednoosobowych firm.
U nas sytuacja z samozatrudnieniem jest specyficzna - ocenia Witold Polkowski z Pracodawców RP. Jak wyjaśnia, znaczna jego część to osoby, które świadczą usługi dla wcześniejszego pracodawcy i tak naprawdę to alternatywna forma zatrudnienia wynikająca z rachunku ekonomicznego.
"Teraz, gdy pracodawcy muszą ograniczać zatrudnienie, to w pierwszej kolejności mogą zrywać współpracę właśnie z samozatrudnionymi, by chronić pracowników najemnych" - mówi.
Istotną przyczyną ubytków są również m.in. zmiany strukturalne... w rolnictwie. Ponad połowa osób pracujących na własny rachunek to rolnicy indywidualni, a w ciągu ostatniego roku ubyło ich aż 33 tys.
>>>>
Super ! Coraz lepiej . Glosujcie tak dalej .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:10, 18 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Bariery w sektorze MŚP
Co jest największą zmorą właściciela małej kawiarni, osiedlowego spożywczaka czy niewielkiego producenta mebli? Biurokracja. I nie jest to wyłącznie stereotyp.
Z właśnie opublikowanego przez firmę Grant Thornton raportu pt. "Rozważny wzrost: większy zysk, mniejsze ryzyko. Czy małe i średnie przedsiębiorstwa powinny rosnąć?" wynika, że tzw. "papierologia" i niekorzystne, zawiłe przepisy są główną bolączką mikro, małych i średnich przedsiębiorstw. - Obecnie wskaźnik biurokracji utrzymuje się w Polsce na poziomie 55 proc. W Europie wynosi on między 30 proc. a 40 proc. - powiedział w trakcie konferencji partner badania, profesor dr hab. Waldemar Frąckowiak z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu.
Przedsiębiorcy narzekają również na zbyt małą liczbę zamówień, niedobór wykwalifikowanych pracowników i po prostu na brak pieniędzy.
Autorzy raportu wymieniają również inne problemy, które wynikają z analizy tego sektora rynku, mające ważny wpływ na rozwój takich firm. Przede wszystkim podkreślają oni brak jednoznacznej, spójnej strategii i chaos w zarządzaniu przedsiębiorstwami sektora MŚP. Niezwykle istotne są także bariery psychologiczne. - Firmy to domy przedsiębiorców. To całe ich życie. Mają dużo większy opór przed zmianami. Taki spontaniczno-intuicyjny rozwój trwa tylko do pewnego momentu, ale bez skłonności do zmiany własnego punktu widzenia może być ciężko - stwierdził Tomasz Wróblewski, wiceprezes zarządu Grant Thorton.
Raport potwierdza także, iż sektor MŚP ma ogromne znaczenie dla polskiej gospodarki, jest jej solidnym filarem, być może nie zawsze docenianym. Tymczasem, jak stwierdził Frąckowiak: -Przedsiębiorczość to główny czynnik, który może nam ustabilizować rozwój gospodarczy. Od walki, determinacji tych małych przedsiębiorców będzie zależał nasz rozwój.
Polski sektor MŚP nie odbiega od sąsiednich państw pod względem liczebności - stanowi 95,7 proc. tych firm w całym zbiorze przedsiębiorstw. W naszym kraju mamy dokładnie 54 999 małych i 15 817 średnich firm, zatrudniają one łącznie około 2,8 mln. Polaków (o 100 000 mniej niż duże firmy), którym wypłacają łączne wynagrodzenie w wysokości 110 mld. PLN, a generowane przez nie przychody to ok. 1,3 bln. PLN (1,6 bln. PLN - duże przedsiębiorstwa). Co się kryje za tymi liczbami? Z badania wynika, że statystyczne, małe, polskie przedsiębiorstwo mieści się na Podlasiu i zatrudnia 22 osoby, wypłacając średnie wynagrodzenie w wysokości 2 583 PLN brutto. Jego działalność jest skupiona na handlu i generuje przychody w wysokości 9 452 354 PLN, przy rentowności 3,61 proc.
Jak wynika z raportu są pewne branże, w którym sektor MŚP radzi sobie znacznie lepiej niż duże przedsiębiorstwa, są to np. handel, naprawa samochodów, opieka zdrowotna, edukacja, budownictwo i gastronomia. Dziedziny zapewniające wyższą rentowność większym firmom, czyli te, w których duży może więcej, a małe firmy niekoniecznie mają czego tam szukać, to, jak można się spodziewać, górnictwo, energetyka, nieruchomości, informacja i komunikacja, a także kultura i rekreacja.
Sektor MŚP ma specyficzne priorytety. Właściciele małych firm dbają głównie o utrzymanie się na rynku, niejednokrotnie zapożyczając się, chętnie u rodziny czy znajomych, a ich podstawowym celem jest pozostawienie firmy w rękach potomków. - W obszarze małych i średnich przedsiębiorstw dominują firmy rodzinne. Ma to istotne konsekwencje. Przedsiębiorstwa rodzinne nie są nastawione na maksymalizację zysku. Chodzi przede wszystkim o przetrwanie i sukcesję - podsumował prof. Frąckowiak.
Publikacja raportu stała się również okazją do krótkiej debaty na temat ogólnego stanu polskiej gospodarki. Profesor Frąckowiak przestrzegał przed pójściem na łatwiznę, przypominając, że najprostsze rozwiązanie - dodrukowywanie pieniądza działa jedynie na krótką metę. Przyznał również, że jeśli weźmiemy jakikolwiek model wzrostu gospodarczego, to i tak wyniknie z niego, że Polska nie rośnie, choć naszą siłą niezmiennie pozostaje eksport.
- Jedyny czynnik wzrostu to środki unijne - wpompowanie nieinflacyjnego pieniądza. W Stanach Zjednoczonych ceny żywności się nie zmieniają, auta tanieją. Stany drukują pieniądze, ale ich nie ma na rynku, wracają do rezerw federalnych. Jeśli do nas dopłyną te unijne środki, a obecny budżet państwa to ok. 320 mld. zł, to tak naprawdę otrzymamy od Unii właśnie taki roczny budżet państwa - przyznał prof. Frąckowiak, dodając, że ewentualnym drugim czynnikiem mogą być innowacje, na które w Polsce przeznacza się ledwie do 1 proc. środków, w innych krajach jest to ok. 3 proc. Zdaniem prof. Frąckowiaka celem polskich władz publicznych powinno być stworzenie warunków do rozwoju rynku produktów dojrzałych, a więc drugiego ogniwa w rozwoju innowacji. To może nam pomóc nie tylko w ustabilizowaniu naszej gospodarki, ale i we wzroście, oczywiście w długoletniej perspektywie. Obecnie powinniśmy raczej zaciskać pasa, gdyż jak podsumował prof. Frąckowiak, do 2014 r. musimy liczyć się z bryndzą.
....
Oczywiste problemy . Ale najwazniejsza zbrodnia jest schladzanie . Przedsiebiorcy maja robic swoje i nie musza znac sie na stopach % . Od tego sa wladze . I tu jest potwornosc !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:51, 19 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Elżbieta Kowalska | Biznes.pl
"Niech pan sprzeda tę budę i będzie naszym sprzedawcą"
- Niech pan sprzeda tę budę i będzie naszym sprzedawcą - to usłyszał mój mąż rok temu. Mieliśmy też propozycję kupienia naszej firmy za bardzo małe pieniądze - mówi w rozmowie z Biznes.pl Solange Olszewska, prezes Solaris Bus&Coach.
!!!!
Ale to chyba nie propozycja typu mafijnego ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:51, 22 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Ekspert: Prawie dwukrotnie wzrosły cyberataki na małe firmy
Cyberprzestępcy zmieniają taktykę i coraz częściej atakują małe firmy, dzięki którym mogą dokonać większych ataków na duże przedsiębiorstwa - wynika z ogłoszonego w poniedziałek 22 kwietnia "Raportu o zagrożeniach bezpieczeństwa w internecie w 2012 roku" firmy Symantec.
Firma Symantec specjalizująca się w analizie zagrożeń internetowych oraz produkcji oprogramowania antywirusowego, co roku przygotowuje raport dotyczący zagrożeni bezpieczeństwa i internecie. W tym roku jest to 18 edycja raportu.
Zdaniem autorów raportu w 2012 roku wzrosła liczba cyberataków tzw. ukierunkowanych, czyli polegających na zaatakowaniu wybranej przez cyberprzestępców grupy internautów lub firmy. W ubiegłym roku 31 proc. ataków ukierunkowanych było skierowanych do firm liczących do 250 pracowników. W 2011 roku było to 18 proc. Głównym celem stały się firmy z sektora produkcji przemysłowej oraz finansów, ubezpieczeń i nieruchomości. Cyberprzestępcy najczęściej atakowali działy badawcze tych firm, zajmujące się rozwijaniem technologii (27 proc.ataków) oraz działy sprzedaży(24 proc. ataków).
Maciej Iwanicki z firmy Symantec wyjaśnia, że małe firmy stały się szczególnym celem ataków, bo umożliwiają cyberprzestępcom dotarcie do większych przedsiębiorstw. "Małe firmy nie mają często odpowiedniego zabezpieczenia, bo jak twierdzą, nie mają żadnych interesujących danych dla cyberprzestępców. Mylą się. Bardzo często te małe firmy dostarczają różnego rodzaju usługi lub produkty do większych firm albo same korzystają z usług większych firm. Dlatego cyberprzestępcy atakują takie firmy, bo mogą dzięki nim dotrzeć do większy przedsiębiorstw" - powiedział Iwanicki.
Ukierunkowane cyberataki przeważnie zaczynają się od wysłania specjalnej wiadomości e-mail(z ang."Spear phishing"), która wygląda, jakby została wysłana przez osobą lub firmę znaną użytkownikowi. Jeśli użytkownik otworzy ją na swoim komputerze instaluje się na nim niebezpieczne oprogramowanie.
Jak wynika z raportu w 2012 roku pojawił się nowy typ ataków ukierunkowanych, określany w języku angielskim, jako "watering hole". Polega ona na tym, że przestępcy "przyczajają się" na stronie internetowej często odwiedzanej przez użytkowników, którzy interesują cyberprzestępców. W momencie, kiedy użytkownik odwiedzi taką stronę internetową na jego komputerze instalowane są specjalny programy, które umożliwią przeprowadzenie ataku na inne komputery.
W 2012 roku atak ukierunkowany po raz pierwszy przeprowadziła grupa cyberprzestępców o nazwie "Elderwood Gang", który w ciągu jednego dnia z powodzeniem zainfekował komputery 500 firm. Metoda okazała się skuteczna i inne grupy przestępcze zaczęły naśladować tego typu technikę. M.in. w ten sposób atakowano producentów programów dla system operacyjnego iOS przeznaczonego na komputery firmy Apple.
Cyberprzestępcy wykorzystują także legalne strony internetowe do przeprowadzania ataków. Według raportu 61 proc. stron internetowych działających legalnie miała zainstalowane złośliwe oprogramowanie, które infekowało komputery użytkowników odwiedzających daną stronę. Często cyberprzestępcy wykupują reklamy różnych firm czy usług, które umieszczają na legalnej stronie internetowej. Wystarczy, że odwiedzimy taką stronę a ukryte w reklamach oprogramowanie zaatakuje nasz komputer.
Użytkownicy nie są jednak bezradni.
"Możemy się przed tego typu atakami zabezpieczyć na trzy sposoby, po pierwsze aktualizować nasz system operacyjny, po drugie aktualizować nasze przeglądarki internetowe i po trzecie należy korzystać z oprogramowania antywirusowego o rozszerzonej ochronie. Podstawowe oprogramowanie nie poradzi sobie z tym zagrożeniem." - zaznaczył Maciej Iwanicki.
Z raportu wynika, także, że Polska jest na 7 miejscu na świecie pod względem liczby botów, czyli sieci komputerów zwykłych użytkowników internetu będących pod zdalną kontrolą cyberprzestępców i wykorzystywanych do różnego rodzaju ataków. Dzięki sieciom botnet cyberprzestępcy mogą przeprowadzać ataki ukierunkowane, rozsyłać spam czy blokować strony różnych firm czy instytucji.
W 2012 roku wzrosła o 58 proc. ilość złośliwego oprogramowania, które ma atakować urządzenia mobilne(smartfony, tablety). 32 proc. wszystkich ataków na urządzenia mobilne dotyczyła prób kradzieży informacji, takich jak adresy poczty elektronicznej oraz numery telefonów.
Eksperci podkreślają, że przed zagrożeniami związanymi z cyberatakami i cyberszpiegostwem uchronią nas nie tylko programy antywirusowe ale także edukacja. Czyli poszerzanie swojej wiedzy dotyczącej nowych form cyberataków np. przez regularne czytanie blogów prowadzonych przez ekspertów od bezpieczeństwa w internecie, czy stron internetowych zajmujących się ochroną przed zagrożeniami w sieci.
...
I jeszcze z takimi trzeba walczyc !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:08, 24 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Niepokonani
"Układ Zamknięty" napędza "Niepokonanych". Stowarzyszenie rośnie w siłę, buduje właśnie swoje lokalne struktury wśród pokrzywdzonych przez aparat państwowy biznesmenów. Ci mówią coraz głośniej: - Jak nie weźmiemy spraw w swoje ręce, to nas rozgniotą.
Jeszcze kilka lat temu Andrzej Kaczmarek w swojej firmie zatrudniał piętnaście osób. Dziś pracuje tylko z synem, a pozostałym pracownikom musiał wręczyć wypowiedzenia. Nie ma też już hurtowni sprzętu RTV i AGD, którą przez lata prowadził w Przedborzu. W najlepszych czasach firma notowała milionowe obroty. Dziś Kaczmarkowi został jeden stacjonarny sklep i obroty rzędu 50-70 tysięcy złotych miesięcznie.
Historia Andrzeja Kaczmarka to jednak nie opowieść o człowieku, któremu powinęła się noga w biznesie. Nie jest to też historia źle zarządzanej firmy, która nie wytrzymała konkurencji na rynku, czy nie poradziła sobie w czasach gospodarczego kryzysu. To historia człowieka, którego dorobek całego życia zawisł na włosku przez błąd lub indolencję (bądź jedno i drugie) innych osób. To również historia człowieka, który od kilku lat walczy o sprawiedliwość. Na razie bez skutku.
- I coraz bardziej czuję się bezsilny - mówi nam mężczyzna.
Jego problemy zaczęły się w 2007 roku. Pewnego poniedziałku Kaczmarek i jego pracownicy przyszli do pracy i zobaczyli, że sprzęt (żelazka, lodówki, suszarki itp.) w magazynach dosłownie pływa. Wodą zalany był najniższy poziom hurtowni. Na 600 metrach kwadratowych powierzchni uzbierało się 70 centymetrów wody.
Tego dnia nad Przedborzem nie było oberwania chmury. W hurtowni nie puściła też żadna rura tłocząca wodę. Szybko okazało się, że źródło kłopotów bije zza płotu. Hurtownia Kaczmarka sąsiadowała z miejskim przedsiębiorstwem - Zakładem Usług Komunalnych. Pracownicy firmy prowadzili w tym czasie renowację studni głębinowej. Przed dopuszczeniem jej do użytku musieli przez co najmniej kilkadziesiąt godzin wypompowywać wodę ze studni, żeby oczyścić ją z chloru. Zadanie zaplanowali na weekend.
Biegły orzekł, że woda musiała być pompowana przez co najmniej 36 godziny. W wyroku sądowym ze stycznia ubiegłego roku czytamy, że pracownicy miejskiej spółki nie podpięli 50 metrowego węża i nie skierowali strumienia wody do specjalnego zbiornika przeciwpożarowego, ale użyli węża o 20 metrów krótszego i wodę ze studni wypompowywali do stawu. Do tego cała operacja przebiegała bez nadzoru. Efekt? Woda ze stawu przelała się i zalała magazyny firmy Kaczmarka.
Biznesmen poszedł do sądu, ponieważ władze miasta nie chciały sprawy załatwić polubownie i nie zgodziły się na zawarcie ugody - wypłatę Kaczmarkowi ok. 100 tysięcy złotych. To koszt, który mężczyzna poniósł m.in. na osuszanie i remont zalanego budynku oraz przenosiny hurtowni w inne miejsce. Ubezpieczenie pokryło tylko straty sprzętu, za remont i osuszanie budynku hurtownik zapłacił z własnej kieszeni. O rekompensatę zwrócił się więc do miasta. Ratusz odmówił.
W styczniu 2012 roku Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim orzekł, że mężczyźnie należy się odszkodowanie od miasta - grubo ponad 200 tysięcy złotych. Przedborski magistrat odwołał się od wyroku i sprawa trafiła do sądu wyższej instancji.
- Odbyło się już kilka rozpraw, ale wciąż czekamy na rozstrzygający wyrok. Minęło już sześć lat od zalania, a winnych wciąż brak. To jakaś makabra - mówi przedsiębiorca.
Okazuje się, że końca sprawy nie widać, bo burmistrz miasteczka przeszedł do ataku. W jednym z wywiadów dla lokalnej telewizji zasugerował nawet, że Kaczmarek jest oszustem i chce wyłudzić pieniądze z miejskiej kasy. W sądzie pełnomocnicy ratusza przedstawiają coraz to nowe dowody sugerujące, że skonfliktowany z magistratem przedsiębiorca sprzedawał swoje towary nie rejestrując transakcji na kasie fiskalnej.
Słowem - miasto nie czuje się winne zalania hurtowni. Hurtowni, której już nie ma, bo Andrzej Kaczmarek musiał mocno ograniczyć swój biznes. Pracę straciło kilkanaście osób.
Pokrzywdzeni, ale niepokonani
Kaczmarek czuje się skrzywdzony i coraz bardziej bezsilny, stojąc przez lata w konfrontacji z urzędnikami. Dlatego zapisał się już do stowarzyszenia "Niepokonani". To ruch społeczny założony przez osoby pokrzywdzone przez szeroko rozumiany aparat państwowy - prokuratury, sądy, urzędy skarbowe i celne. To z reguły biznesmeni, którzy na konfrontacji z państwem stracili swoje firmy, reputację i zdrowie. Wśród liderów stowarzyszenia jest m.in. Paweł Rey, krakowski biznesmen. To na kanwie jego historii powstał "Układ Zamknięty" Ryszarda Bugajskiego.
Stowarzyszenie rośnie w siłę. W ubiegłym roku zorganizowało w Sali Kongresowej w Warszawie pierwszy kongres, teraz buduje swoje struktury w powiatach. Spotkania "Niepokonanych" odbywają się w całej Polsce - w Sopocie, Koszalinie, Białymstoku, Koluszkach, Radomsku. W tym ostatnim mieście za tworzenie lokalnej społeczności "Niepokonanych" wzięła się córka Andrzeja Kaczmarka. On sam w miniony piątek (19 kwietnia- red.) pojawił się na podobnym spotkaniu w Rochnie pod Koluszkami. Obok kilkudziesięciu innych osób.
Spotkanie pod Koluszkami zorganizował Ryszard Gasparski. Jego historię bliżej mogli poznać widzowie polsatowskiego programu "Państwo w państwie", gdzie pokazywane są przypadki nadużyć aparatu państwowego. Zresztą, to właśnie dzięki programowi pokrzywdzeni poznali się i skrzyknęli w stowarzyszenie. Gasparski również jest jednym z jego założycieli.
- Przez państwo, przez wymiar sprawiedliwości zostałem zniszczony, odebrano mi 30 lat mojej ciężkiej pracy. Nie udało im się tylko zabrać mojej godności, uczciwości i ambicji - zaczyna swoją historię Gasparski.
Jego kłopoty zaczęły się w 2000 roku. Gasparski, właściciel prywatnej szwalni, usłyszał wtedy zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i zarzut oszustwa podatkowego, polegającego na "handlu tkaniną niewiadomego pochodzenia". Mężczyzna znalazł się w grupie 30 innych przedsiębiorców oskarżonych o zawieranie fikcyjnych transakcji. Media rozpisywały się wtedy o przestępczej ośmiornicy, pokazywały zdjęcia z aresztowań kolejnych "gangsterów".
Ryszard Gasparski również został aresztowany. Na kilka miesięcy trafił do tymczasowego aresztu. Jego zakład został zdewastowany i rozgrabiony. Pracę straciło ponad 30 osób. Do niego przylgnęła łatka bandyty i oszusta.
Akt oskarżenia w jego sprawie trafił do sądu w 2006 roku, ale Gasparskiemu nigdy nie zostały odczytane zarzuty na sali sądowej. Ostatecznie, w ubiegłym roku, sąd umorzył jego sprawę. Uznał, że część czynów nie nosiła znamion przestępstwa, część przedawniła się. Minęło 12 lat od aresztowania.
- Czasu nie da się cofnąć, ale wiem, że niewinny człowiek, którego rzuca się twarzą do ziemi, przyciska się go butem do zimnej posadzki i przystawia mu karabin, może się podnieść - mówi nam mężczyzna.
To nie koniec jego kłopotów, ponieważ izba skarbowa do dzisiaj domaga się od niego dwóch milionów złotych i grozi zajęciem domu. Inspektorów po prostu nie przekonuje decyzja sądu umarzająca postępowanie wobec Gasparskiego.
- Jestem jak pies, który po tym wszystkim co przeżył ma jeszcze czelność szczekać. Dlatego trzeba mu zabrać budę, żeby go uciszyć - mówi ostro Ryszard Gasparski.
Wyczyścili wszystko. Nie szukam zemsty
- Ja o swoją firmę walczyłem trzy lata. Wierzyłem w sprawiedliwość, a oni wszystko wyczyścili - mówi B. mężczyzna w średnim wieku, który przyjechał na spotkanie "Niepokonanych" do hotelu pod Koluszkami.
Nie chce podać swojego nazwiska, nie zgadza się na publikację zdjęcia. Jak mówi, nie przyjechał na spotkanie szukać zemsty, nikogo nie chce linczować. Chce pomóc, opowiedzieć swoją historię na przestrogę innym. - Nie szukam rozgłosu, choć wszystko straciłem. Nawet rodzina się ode mnie odwróciła - powtarza.
Pod Łodzią prowadził hurtownię bielizny, zatrudniał w sumie kilkanaście osób. Interes szedł dobrze, a B. nie przypuszczał, że stanie się coś złego. Pewnego dnia odebrał jednak wezwanie do natychmiastowej zapłaty 150 tysięcy złotych. Przebywał wtedy w szpitalu.
Szybko okazało się, że wierzyciele złożyli w sądzie wniosek o upadłość firmy. Sąd podzielił ich argumentację i ogłosił upadłość hurtowni ze sprzedażą majątku. Bez możliwości negocjacji. B. próbował walczyć o swoją firmę. Pisał do Rzecznika Praw Obywatelskich, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, prokuratury. Odchodził z kwitkiem.
- Trzy lata walczyłem o odzyskanie firmy. Nawet wtedy, kiedy wierzyciele byli już zaspokojeni, syndyk masy upadłościowej nie chciał opuścić mojej firmy - mówi B. i po chwili dodaje: - Najbardziej upokarzające było to, jak syndyk się do mnie zwracał. "Upadły to, upadły tamto". Zupełnie bez szacunku.
Firmę w końcu odzyskał, ale po latach jej świetności pozostało tylko wspomnienie. Z kilkunastu pracowników nie ma nikogo. B. pracuje sam, handlując bielizną po ryneczkach i targowiskach. Na karku ma wciąż poborcę podatkowego, komornika, jest w trakcie ugody z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych. Stracił część dotychczasowych kontrahentów.
- Stałem się dla nich bankrutem, osobą całkowicie niewypłacalną i niewiarygodną. Wszyscy zaczęli traktować mnie jak trędowatego. Odwróciła się ode mnie rodzina. Straciłem dom. Mieszkam w domku letniskowym na Mazurach, żyję z pożyczonych pieniędzy - opowiada B. i podkreśla, że nie szuka zemsty, nikogo nie zamierza linczować.
- Choć zostałem "przekręcony" - dodaje. - Wierzytelność wynosiła 150 tysięcy złotych, a na kontach firmy było 3,5 miliona. Mimo tego ogłoszono upadłość i zniszczono dorobek mojego życia - mówi mężczyzna, który na spotkaniu pod Koluszkami wypełnił właśnie deklaracje przystąpienia do stowarzyszenia.
Jak nie weźmiemy spraw w swoje ręce to nas rozgniotą
Bo "Niepokonani" rosną w siłę, jednoczą się. Budują swoje struktury, a w planach mają uruchomienie m.in. interwencyjnego call center i organizację drugiego ogólnopolskiego kongresu. Na spotkaniu w Koluszkach z sali padały nawet propozycję powołania do życia własnej partii, ale akurat ten pomysł jest mało realny.
Choć z drugiej strony z "Niepokonanych" nikt nie ma wątpliwości. Jeśli nie weźmiemy spraw w swoje ręce to nas rozgniotą - mówili wzburzeni ludzie.
!!!
Tak to wyglada !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:21, 30 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Hakerzy atakują małe i średnie firmy
Cyberprzestępcy coraz bardziej interesują się drobnymi przedsiębiorstwami. Za ich pomocą chcą atakować duże firmy.
W 2012 r. trzykrotnie wzrosła liczba ataków internetowych na sektor małych i średnich przedsiębiorstw - pisze "Dziennik Gazeta Prawna", powołując się na raport opracowany przez firmę Symantec.
- Niektóre z małych firm często są przekonane, że nie posiadają nic specjalnego, co mogłoby zainteresować hakerów - mówi Maciej Iwanicki z Symantec. - Tymczasem mają pracowników, kontrahentów i wartość intelektualną.
Jak dodaje Iwanicki, małe i średnie firmy są również atakowane ze względu na otoczenie biznesowe, w którym działają. Złamanie zabezpieczeń małego przedsiębiorstwa ułatwia skuteczny atak na większe podmioty. Nowa technika ataku opracowana przez hakerów nazywa się "watering hole".
Firmy zatrudniające poniżej 250 osób stanowiły według Symantecu 31 proc. celów ataków hakerów. Spośród wszystkich przedsiębiorstw najczęściej atakowano podmioty związane z przemysłem oraz branżą finansową.
...
Znowu ! Uwazajcie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 21:28, 08 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
ZUS skutecznie zlikwidował pracę chałupniczą
Z 26,5 tys. w 2008 roku do 1,7 tys. obecnie, spadła liczba osób wykonujących pracę nakładczą w Polsce - pisze Dziennik Gazeta Prawna.
Taki spadek to efekt działań ZUS. Do 2009 roku chałupnicy mogli opłacać składki na ubezpieczenia społeczne nawet od kwoty 60 zł. W 2009 roku urzędnicy zmienili stanowisko w sprawie składek.
Pod lupę wzięli te przypadki, w których miał miejsce zbieg tytułów do ubezpieczenia społecznego związanego z prowadzeniem działalności gospodarczej przy jednoczesnym zatrudnieniu na umowę o pracę nakładczą. ZUS podważał umowy, stwierdzając że praca nakładcza była czynnością pozorną, podejmowaną, by płacić niższe składki ubezpieczeniowe. Stanowisko urzędników podtrzymały sądy.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej.
....
Brawo dzielni urzedasi ! O to chodzi ! Prawie 100% skutecznosci !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:25, 16 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Co ogranicza w Polsce rozwój małego biznesu?
Gąszcz przepisów, wysokie składki ZUS, utrudniony dostęp do kredytów - to tylko kilka z ograniczeń i barier, którym czoła codziennie stawiają przedsiębiorcy. Okazuje się jednak, że to firmy z sektora MSP są głównym motorem naszej gospodarki, generują bowiem około dwóch trzecich całego, polskiego PKB.
Na liście upadłych firm Monitora Sądowego i Gospodarczego znajduje się już ponad 5300 firm. W kwartale swój biznesowy żywot kończy średnio 200 firm. Dlaczego tak się dzieje? Codziennie przedsiębiorcy walczą z wieloma trudnościami, z którymi niestety często przegrywają.
Zbyt wysokie koszty prowadzenia biznesu
Jedną z największych barier, która ogranicza rozwój małego biznesu są obciążenia publiczno-prawne, w tym składki ZUS. - Ich wysokość zwiększa koszty pracy o tyle, że przedsiębiorcy stoją często przed dylematem niezatrudnienia pracownika, albo płacenia "pod stołem". W przypadku najmniejszych firm okazuje się, że lepiej szukać posady za minimalną krajową, ponieważ wypłata jest wtedy wyższa i bez ryzyka ponoszonego w trakcie prowadzenia działalności gospodarczej. W efekcie zabija to przedsiębiorczość wśród osób najniżej wykwalifikowanych lub skłania do działania w szarej strefie - mówi Paweł Kołtun, ekspert firmy Expander.
Biurokracja i formalności zabijają przedsiębiorczość
Małe i średnie firmy codziennie stają również przed wyzwaniem jakim jest biurokracja oraz zawiłe przepisy prawne i ich odmienne interpretacje przez poszczególne organy skarbowe. - Korporacje mogą sobie pozwolić na doradców podatkowych, którzy optymalizują wysokość płaconych podatkowych, ale co ważne pozwalają ustrzec się przed pułapkami i są partnerem w ewentualnym sporze. Przedsiębiorcy padają ofiarą zarówno swojej niewiedzy, jak i niejasności regulacji powodujących różne podejścia kontrolerów - dodaje Paweł Kołtun.
Zwykle przedsiębiorca zostaje sam w gąszczu przepisów, ponieważ z reguły nie może pozwolić sobie na płatną, fachową poradę. W rezultacie małe firmy z powodu niewiedzy ryzykują łamanie przepisów. Prowadząc nawet niewielki biznes trzeba znać regulacje dotyczące przykładowo prawa pracy, praw konsumentów, ochrony danych osobowych, wiedzieć, czy wymagane są zezwolenia i jakie standardy należy spełnić.
Zatory płatnicze pierwszym krokiem do bankructwa
Kolejną blokadą są zatory płatnicze. W przypadku małych firm niezapłacona faktura może bowiem oznaczać bankructwo. Jest to o tyle bolesne, że przedsiębiorca musi zapłacić podatki nawet jeżeli nie otrzymał płatności. - Co prawda dokonana ostatnio zmiana w przepisach VAT pozwala odliczyć podatek od nieuregulowanych przez 150 dni po terminie faktur, jest to jednak nadal długi czas, zwłaszcza dla małych podmiotów. Odzyskanie podatku dochodowego jest dla przedsiębiorcy w praktyce niemożliwe, ponieważ poza małymi kwotami wymaga postanowienia komornika, czy orzeczenia sądowego. Dłużnik korzysta na opóźnieniach podwójnie, gdyż zapewnia sobie finansowanie cudzym kapitałem, a do tego niezapłacona faktura i tak jest kosztem - mówi ekspert firmy Expander.
Firmie trudniej o kredyt
Problemem jest również utrudniony dostęp do finansowania. W uproszczeniu od właściciela firmy ubiegającej się o kredyt na zakup mieszkania wymaga się osiągania odpowiedniej wysokości dochodów z prowadzonej działalności. - Jeżeli jednak ten sam właściciel przedstawi analogiczne mieszkanie jako zabezpieczenie i będzie chciał zaciągnąć kredyt np. na zakup maszyn, to bank przeprowadzi szczegółową analizę finansową jego firmy. Pracownik firmy działającej w branży uznawanej przez bank za zagrożoną otrzyma tam kredyt, ale przedsiębiorstwo spotka się z odmową, nawet jeżeli wykazuje dobre wyniki. Najtrudniej uzyskać na rynku kredyt na początek działalności, banki unikają też angażowania się w firmy, które mają problemy z zachowaniem rentowności, czy płynności. Dlatego też warto zwrócić się o poradę do profesjonalnego doradcy, który pomoże w uzyskaniu finansowania - mówi Paweł Kołtun z firmy Expander.
Można wymienić jeszcze wiele ograniczeń stojących przed małymi i średnimi przedsiębiorstwami. Należy do nich konkurencja na rynku, ograniczenie popytu spowodowane gorszą koniunkturą, czy procedury urzędowe. Dla przeciętnego przedsiębiorcy to jednak koszty pracy, skomplikowany system podatkowy i prawny oraz utrudniony dostęp do finansowania stanowią największe wyzwania.
....
Takie sa realia .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:37, 16 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Rostowski sobie, sądy sobie
Przedsiębiorcy często dochodzą swoich praw podatkowych przed sądami, które przyznają im racje i uchylają interpretacje fiskusa. Co robi Ministerstwo Finansów? Zaskarża każdą niekorzystną dla siebie decyzję - podaje "Dziennik Gazeta Prawna".
Każdy podatnik ma prawo do wystąpienia o interpretację indywidualną. Najczęściej występują o nie prowadzący własną działalność gospodarczą. Jeśli stanowisko skarbówki jest niekorzystne dla podatnika, to może on wystąpić do ministra finansów z prośbą o jego zmianę. Oczywiście w większości wypadków resort podtrzymuje decyzje korzystną dla siebie.
Przedsiębiorca ma wtedy prawo iść do sądu, gdzie często wyroki są orzekane po ich myśli. Fiskusowi to się nie podoba i niemal z automatu zaskarża każdą decyzję Wojewódzkich Sądów Administracyjnych do NSA.
Tylko w I kwartale tego roku złożono 344 kasacje od wyroków dotyczących interpretacji. To już prawie 3 razy więcej niż w całym poprzednim roku. Najczęściej dotyczą one podatku dochodowego od osób fizycznych, podatku dochodowego od osób prawnych oraz podatku VAT.
Jak wylicza "DGP", przy takim tempie do końca roku przed NSA trafi ok. 1400 skarg podpisanych przez Jacka Rostowskiego. Takie postępowanie ministra nie tylko utrudnia życie przedsiębiorcom, ale przede wszystkim blokuje prace izb skarbowych. - Można powiedzieć, że interpretacje wymknęły się spod kontroli - przyznał anonimowo jeden z urzędników.
Minister Finansów litości nie ma i każe składać skargi nawet na takie wyroki, które są zgodne z wieloletnią, jednolitą linią orzecznictwa sądów. Skutek? NSA i WSA są przeciążone i czas oczekiwania na wyroki wydłuża się jeszcze bardziej. Korzysta na tym skarbówka.
Zdaniem Alicji Sarny, doradcy podatkowego, starszej menadżer w MDDP Michalik Dłuska Dziedzic i Partnerzy, organy podatkowe chcą w ten sposób zyskać na czasie i utrudnić przedsiębiorcom dochodzenia odszkodowań. Gdy interpretacja dotyczy możliwości wliczenia wydatków do kosztów, przedsiębiorca mógłby ubiegać się o zwrot nadpłaty po korzystnym wyroku. Nawet jeśli po kilku latach ostatecznie sprawiedliwość będzie po stronie podatnika, to będzie to miało o wiele mniejsze znaczenie.
Z powodu wydłużającego się czasu procesów, średni okres oczekiwania na rozpatrzenie skargi kasacyjnej wynosi ok 21 miesięcy. Prawie dwa lata. Dłuższe procesy to także większe koszty dla przedsiębiorców. Zdaniem Amelii Górniak, doradcy podatkowego z Crido Taxand, realia urzędniczo-sądowe wypaczają cel i znaczenie instytucji interpretacji. W efekcie takiego postępowania ministra Rostowskiego przedsiębiorcy dowiadują się o podatkowych konsekwencjach swoich decyzji nawet po kilku latach.
....
Czyli sady sto razy orzekaja to samo a ci i tak sie odwoluja a nóż sie uda . Zbojnictwo .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:29, 17 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Urząd Skarbowy dobił CH Nexa
Newseria
Firma Nexa z Zamościa kończy działalność. Urząd Skarbowy nadal wstrzymuje spółce zwrot 30 mln zł z tytułu podatku VAT. Pracę straciło ponad 170 osób. - Chwytamy się każdej możliwości proceduralnej, żeby poruszyć sumienia urzędników – podkreśla Wojciech Marciniak, doradca podatkowy i pełnomocnik firmy Centrum Handlowe Nexa.
....
Nie znam sprawy . Ale w to miejsce wejdzie Biedronka jak znam zycie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:35, 17 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
ZUS uderza składkami w szkoleniowców
ZUS podważa umowy o dzieło zawierane z wykładowcami prowadzącymi kursy. Może to mieć poważne konsekwencje dla całej branży - przestrzega "Dziennik Gazeta Prawna".
Chodzi o kontrolę w jednej z firm szkoleniowych. Urzędnicy przeprowadzający audyt uznali, że jej wykładowcy powinni być zatrudnieni na podstawie umów-zleceń. Poza tym orzeknięto, że firma powinna zapłacić od każdej wypłaconej złotówki składki oraz odsetki od zaległości. Dotyczyło to 5 lat wstecz - czytamy w gazecie.
Wojciech Zatorski, prezes zarządu Stowarzyszenia Poszkodowanych Przedsiębiorców RP twierdzi, że już w przeszłości ZUS testował możliwość obciążania składkami tylko jednej firmy z branży. Następnie czekano na reakcję zainteresowanego, a później na wyrok sądu. Jeżeli ZUS wygrał sprawę, podobne działania rozpoczynały się na wielką skalę w całej Polsce.
....
Klasyczna strategia wojenna . Rozpoznanie walka i uderzenie w slaby punkt . To jak widac wojna . Co by powiedziec urzedy sa cwane . To juz nie ciule z lat 90tych ktorych rolowal byle Bagsik . Po prostu widac ze w urzedach pracuja juz mlodzi ambitni a nie stare zlogi PRLu . I mlodzi maja podejscie takie jak w biznesie . W ten sposob gospodarka rynkowa usprawnia administracje . Wymusza dostosowania . Ale to bynajmniej nie radosc . Pamietamy jak urzedy odniosly sukces eurodrogowy bankrutujac firmy . Nie o takie sukcesy chodzi . Oczywiscie byle ciul nie moze sobie igrac z urzedami podatkowymi ale to nie oznacza niszczenia calych branz .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:39, 17 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Wojny deweloperów ze szmalcownikami
Każdą inwestycję można oprotestować i żądać od dewelopera gratyfikacji za odstąpienie od procesu. Łupem wyrafinowanych prawników padają największe firmy na rynku. Chore prawo od lat tolerują kolejne rządy. Takie rzeczy tylko w Polsce.
Był 14 września 2010 r., gdy do największego dewelopera w Polsce, firmy Dom Development, przyszedł e-mail z nieznanej kancelarii prawnej PZ Capital. Jego treść była dość zaskakująca. Prawnicy PZ Capital przedstawili pokrótce roszczenia swoich trzech klientów związane z inwestycją Dom Development na Saskiej Kępie w Warszawie, na którą deweloper starał się właśnie o pozwolenie na budowę. Za zrzeczenie się roszczeń prawnicy żądali w sumie 1,7 mln złotych. Padła także alternatywna propozycja rozwiązania problemu. Kancelaria PZ Capital zaoferowała podjęcie mediacji między deweloperem a jednym ze swoich klientów. Za 400 tys. złotych prawnicy byli gotowi rozwiązać umowę z dotychczasowym mocodawcą i podpisać z Dom Development...
- Nazywam takich ludzi "szmalcownikami nieruchomości". Oczywiście płacić im się nie powinno. Nam się zdarzyło - irytuje się Jarosław Szanajca, prezes Dom Development.
Szanajcy zależało na czasie. Inwestycja, z której według komunikatu giełdowego zamierzał pozyskać 700 mln złotych, nie mogła nagle stanąć pod znakiem zapytania. Dlatego podjął negocjacje. Dom Development podpisał z PZ Capital ugodę, zaznaczając jednak, że nie zgadza się z roszczeniami, ale w zamian za odstąpienie od wniesienia odwołania od pozwolenia na budowę wypłacił 135 tys. złotych. Deweloper, który w ten sposób uniknął blokady inwestycji, próbował odzyskać wypłacone pieniądze. Domagał się w sądzie unieważnienia porozumienia zawartego w wyniku "szantażu". Pozew został odrzucony. Sędzia napisał, że deweloper prowadził na budowie prace podczas ciszy nocnej, a za to należy się odszkodowanie.
- Czuliśmy się bezsilni. Zgłaszaliśmy sprawę na policję i do prokuratury. Nikt nie reagował - skarży się Jerzy Ślusarski, wiceprezes Dom Development.
W styczniu 2011 roku PZ Capital wniósł w imieniu innego sąsiada tej samej inwestycji wniosek o wstrzymanie decyzji prezydenta o pozwoleniu na budowę. Ten wniosek sąd jednak odrzucił ze względu na brak merytorycznych argumentów.
PZ Capital nie jest oczywiście pionierem branży. Po raz pierwszy o wykorzystywaniu deweloperów zrobiło się w Polsce głośno, kiedy Stowarzyszenie Przyjazne Miasto w 2001 roku za pomocą protestów i odwołań skutecznie blokowało budowę centrum handlowego Arkadia. Problem rozwiązało 2 mln zł darowizny. Drugi raz ten sam numer nie przeszedł przy blokowaniu Złotych Tarasów. Inwestor ING Real Estate Development poczekał, aż wszystkie instancje sądowe odrzucą protesty stowarzyszenia, ale okupił to dwuletnim opóźnieniem w oddaniu centrum klientom.
Jedną z najbarwniejszych postaci wstrzymujących inwestycje w Polsce jest Michał Tarka, założyciel fundacji Czysta Energia, prawnik z kancelarii T-Legal zajmujący się m.in. procesem uzyskiwania decyzji środowiskowych. On sam zapewnia, że fundację powołał tylko po to, aby wykorzystać tam swoją wiedzę niezarobkowo. Ale faktem jest, że Michał Tarka służył swoją ekspercką wiedzą także fundacji Instytut Kajetana Koźmiana (IKK), która zasiała strach wśród właścicieli farm wiatrowych. IKK stał się stroną 532 postępowań. Oferty "współpracy" pojawiały się jak grzyby po deszczu.
- Z roku na rok sytuacja się pogarsza, coraz częściej dochodzi do blokowania inwestycji, a koszty ponoszone przez deweloperów są coraz wyższe. Po zakupie gruntu pieniądze są zamrożone. Każdy tydzień opóźnienia rozpoczęcia budowy i sprzedaży uderza nas dotkliwie po kieszeni - twierdzi Zbigniew Juroszek, prezes spółki deweloperskiej Atal.
Zablokowanie inwestycji w nomenklaturze prawniczej określa się mianem "wzruszenia decyzji administracyjnej". Dla każdego inwestora takie "wzruszenie" oznacza niekończący się koszmar. Tak jak w przypadku firmy Orco z Luksemburga, której po proteście kilkorga mieszkańców stolicy polski sąd wstrzymywał budowę zaprojektowanego przez Daniela Libeskinda apartamentowca w centrum Warszawy. W ten sposób można zablokować w Polsce każdą inwestycję budowlaną. Główny Urząd Nadzoru Budowlanego (GUNB) wydaje rocznie ok. 5 tys. decyzji dotyczących sporów budowlanych. To oznacza, że GUNB stara się zakończyć średnio 13 kłótni dziennie. Ale nie kończy, bo większość jest i tak zaskarżana w sądzie administracyjnym. Co roku administracyjni sędziowie usiłują rozstrzygnąć ponad 3 tys. sporów inwestycyjnych, które ciągną się po kilka lat.
Nieoficjalnie wiadomo, że większość tych postępowań ma podtekst finansowy, czyli zaskarżenie urzędowej decyzji ma na celu wyciągnięcie od inwestora "odszkodowania".
Takiego obrotu sprawy boją się szczególnie mieszkaniowi deweloperzy, którzy od kilku lat znajdują się w dołku inwestycyjnym. Według danych Federacji Porozumienie Polskiego Rynku Nieruchomości, w ciągu minionych trzech lat popyt na mieszkania zmalał o 30 proc. przy jednoczesnym spadku cen mieszkań o 10-20 procent. W roku 2012 odnotowano spadki w porównaniu z rokiem 2011, zarówno w segmencie budownictwa wielorodzinnego, jak i indywidualnego. W tym pierwszym segmencie spadek w pierwszych dziesięciu miesiącach roku 2012 wyniósł 8,5 proc. - rozpoczęto budowę 54 tys. mieszkań, natomiast wśród inwestorów indywidualnych spadek wyniósł 11,7 proc. - rozpoczęto budowę 72 tys. domów.
Zapaść na rynku i kulawe prawo nakręcają koniunkturę takim firmom jak PZ Capital. Dlatego po jednej przeprawie sądowej z Dom Development prawnicy uderzyli po raz drugi. W październiku 2012 roku dwaj partnerzy z PZ Capital przekazali Dom Development kolejny e-mail o możliwych roszczeniach klienta sąsiadującego z inwestycją przy ul. Burakowskiej w Warszawie.
- Deweloperzy mnóstwo obiecują sąsiadom inwestycji. Gdy dostają pozwolenie na budowę, zapominają. Uświadamiamy ludziom, jakie mają prawa - mówi Łukasz Zieliński z PZ Capital.
Zieliński niechętnie opowiada o tym, w jaki sposób pozyskuje swoich klientów. Ale z relacji deweloperów, którym zaszli za skórę prawnicy z PZ Capital, wynika, że wypatrują dużych inwestycji, a potem szukają sąsiada, którego skusi wizja dużych pieniędzy (zazwyczaj 400-500 tys. zł), i proponują podział fifty-fifty. Tak było w przypadku Dom Development, AMA-BUD na warszawskiej Białołęce i kilku innych dużych deweloperów, którzy po wypłacie sowitych "haraczy" wolą unikać rozgłosu.
Jarosław Szanajca zarzeka się, że po raz drugi nie ugnie się pod naciskiem prawników z PZ Capital i wygra tę bitwę. Szef Dom Development złożył na nich skargę do Naczelnej Rady Adwokackiej, odwołał się do Prokuratury Generalnej i trzyma w rękawie asa, który ma skutecznie rozwiązać problem. To wyrok Sądu Najwyższego z 2009 roku w analogicznej sprawie. Szmalcownicy musieli zwrócić deweloperowi wymuszone pieniądze i zakończyć działalność.
Autorzy: Marek Muszyński, Wojciech Surmacz, Forbes
....
I tak jedni drugim podkladaja swinie . Oczywiscie jedni moga byc warci drugich ale to antywzor .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:32, 17 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Nowe przepisy o delegowaniu pracowników powiększą czarny rynek pracy
Nowe przepisy o delegowaniu pracowników za granicę mogą wpłynąć na powiększenie się w Europie czarnego rynku pracy. Tak uważają eksperci Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia.
Nie zgadzają się oni z przygotowywanym w Parlamencie Europejskim projektem dyrektywy. Zgodnie z nim, przedsiębiorcy będą musieli przechowywać dokumentację w miejscu świadczenia usług. Spadnie na nich także obowiązek tłumaczenia wszystkich dokumentów.
Ponadto, projekt mówi o konieczności wyznaczenia osoby do kontaktu, reprezentującej przedsiębiorstwo, która byłaby stale obecna w kraju przyjmującym. Miałaby ona uprawnienia do prowadzenia negocjacji i zawierania umów wiążących dla firmy.
Nowe przepisy pogrążą głównie małych przedsiębiorców, gdyż nie będzie ich stać na wypełnienie tych wszystkich formalności - podkreśla Krzysztof Jakubowski - wiceprezes Agencji Inter Kadra i członek Zarządu Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia. Dodaje, że pracodawcy oprócz wysokich kosztów administracyjnych, związanych z tłumaczeniem wszystkich dokumentów odsyłanych do kraju, do którego delegują pracowników, będą borykać się z ogromną biurokracją.
Każdego roku ze swobody przepływu osób korzysta w Unii Europejskiej 10 milionów obywateli, co stanowi 2 procent całej ludności Unii. Spośród tych 10 milionów, jeden milion stanowią pracownicy delegowani.
Z Polski delegowanych jest rocznie około 230 tysięcy osób. Krzysztof Jakubowski podkreśla, że jeśli nowe przepisy wejdą w życie, wysyłanie Polaków do pracy za granicą zostanie bardzo ograniczone.
...
Tak UE staje sie glownym niszczycielem firm . Media pokaza jednego ktory wzial na cos dotacje pod haslem UE pomaga a tymczasem UE wyda tysiace dyrektyw niszczacych miliony firm i o tym bedzie cisza .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:30, 26 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Prawo budowlane hamuje rozwój gospodarczy
Prawo budowlane w Polsce zamiast stymulować rozwój gospodarczy staje się jego hamulcem - uważa przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Budowlanego prof. Zygmunt Niewiadomski. Dodał, że potrzebna jest radykalna zmiana obowiązującego prawa.
Według prof. Niewiadomskiego polskie prawo inwestycyjno-budowlane od lat budzi uzasadnioną krytykę. - Dalekie 161. miejsce Polski w rankingu Banku Światowego dotyczącym prawa przyjaznego inwestorom daje sygnał zagranicznym firmom, że inwestowanie w naszym kraju nie jest łatwe. 180 dni potrzebnych na uzyskanie pozwolenia na budowę, wytkniętych przez Bank Światowy, to sytuacja nie do zaakceptowania - podkreślił.
Ocenił, że wielu zagranicznych przedsiębiorców, zniechęconych barierami biurokratycznymi, rezygnuje z inwestowania w naszym kraju, przenosząc swoją działalność do państw o przyjaźniejszym prawie.
- Mamy teraz do czynienia z gąszczem przepisów prawnych, w którym coraz trudniej się odnaleźć. Proces inwestycyjno-budowlany w Polsce reguluje obecnie kilkadziesiąt aktów prawnych. Ponadto są one ciągle zmieniane. Sama ustawa Prawo budowlane była nowelizowana blisko dziewięćdziesięciokrotnie. Trudno w tym przypadku osiągnąć zintegrowany, jasny stan prawny - podkreślił.
To powoduje - jak mówił - konieczność opracowania kodeksu budowlanego, nad którym pracuje powołana przez premiera komisja kodyfikacyjna.
Profesor oświadczył, że komisja zaproponuje daleko idącą deregulację procesu inwestycyjno-budowlanego. - Nie może być tak, by na przykład prawo budowlane regulowało to, co powinno być przedmiotem wiedzy zawodowej - powiedział. Obecne prawo stanowi o szerokości stopnia schodów czy wysokości komina, a to - według przewodniczącego komisji - jest przedmiotem wiedzy zawodowej, czyli tego, czego powinno się uczyć na politechnice, a nie poszukiwać w aktach prawnych.
W opinii profesora prawo budowlane w zbyt szerokim zakresie reguluje również stosunki cywilno-prawne, a to powinno być przecież domeną prawa cywilnego.
Zapowiedział też, że komisja chce zdepenalizować prawo budowlane. - Wiele działań naruszających przepisy prawa budowlanego jest uznawanych za przestępstwo. Na przykład za samowolę budowlaną może w niektórych przypadkach grozić nawet kara więzienia - powiedział. Przyznał, że nie można popierać samowoli budowlanej, ale - jego zdaniem - można z nią skutecznie walczyć środkami ekonomicznymi.
- Chcemy całościowo spojrzeć na proces inwestycyjno-budowlany, by regulacje dotyczące lokalizacji inwestycji, planowania przestrzennego, przystępowania do robót budowlanych i ich realizacji znalazły się w jednym akcie prawnym - powiedział.
Profesor podkreślił potrzebę radykalnego uproszczenia procesów decyzyjnych. - Ma to się wyrażać przede wszystkim w ograniczeniu liczby rozstrzygnięć administracyjnych. Chodzi o uniknięcie sytuacji wielokrotnego decydowania w tej samej sprawie. Rezygnujemy z warunków zabudowy i zagospodarowania terenu. Celem tej decyzji jest przecież ocena zgodności zamierzenia inwestycyjnego z porządkiem planistycznym. A tego można dokonać w pozwoleniu na budowę - zaznaczył.
Komisja kodyfikacyjna chce, by inwestorzy mieli większy, niż dotychczas wpływ na podejmowane rozstrzygnięcia w sprawie realizowanych przedsięwzięć. - Na świecie organy administracji negocjują z obywatelem to, co ewentualnie może być przedmiotem późniejszych rozstrzygnięć. Jeśli te negocjacje zawodzą, to dopiero wówczas administracja w drodze decyzji zobowiązuje inwestora do wykonania konkretnych prac w określonym czasie. Taką administrację negocjującą chcemy w pewnym zakresie wprowadzić zarówno na etapie planowania, przystępowania do robót budowlanych i ich realizacji - powiedział.
Profesor zwrócił uwagę, że gminy niekiedy uchylają się od sporządzenia planów zagospodarowania przestrzennego m.in. ze względów ekonomicznych lub w obawie przed podejmowaniem niepopularnych decyzji. - Chcemy wprowadzić obowiązek sporządzania planu dla obszaru nowej zabudowy. Jeśli gmina go nie uchwali, to zastępczo zrobi to za nią wojewoda - wyjaśnił.
Komisja chce również powiązać planowanie przestrzenne z gospodarczym. - Obecnie sporządza się miejscowe plany przestrzenne trochę w oderwaniu od zamierzeń gospodarczych. Potrzebny jest wzajemny przepływ informacji - powiedział.
Kodeks budowlany ma również zachęcać do powstawania inwestycji na terenach objętych miejscowymi planami. W tym celu komisja proponuje zobowiązać gminy do wyposażenia tego obszaru w niezbędną infrastrukturę techniczną, czyli m.in. w wodociągi, gazociągi i ulice.
Komisja planuje też przenieść z tzw. specustaw do kodeksu budowlanego regulacje, korzystne z punktu widzenia realizacji inwestycji publicznych.
Profesor zapowiedział powstanie dostępnego powszechnie elektronicznego rejestru budowlanego. Miałyby się tam znaleźć informacje o przeznaczeniu terenu w planie zagospodarowania przestrzennego oraz podejmowanych i realizowanych inwestycjach budowlanych. Pytany, kto byłby odpowiedzialny za jego prowadzenie, odparł: - Zastanawiamy się nad tym. Z pewnością byłyby to organy państwowe.
W skład Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Budowlanego wchodzi 17 osób wyłonionych spośród przedstawicieli nauki, prawa i środowiska budowlanego: m.in. prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego prof. Roman Hausner, Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego Robert Dziwiński, członek Rady Legislacyjnej przy premierze Tomasz Bąkowski i były minister budownictwa Andrzej Bratkowski. Przewodniczącym komisji jest kierownik katedry prawa gospodarczego SGH prof. Zygmunt Niewiadomski.
Dorota Zawiślińska
.....
W Sejmie czasu ni majo na takie bzdury . Smolensk i inne ! To jest temat .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:48, 31 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Jesteś uczciwy? Skarbówka i tak cię zniszczy
Urzędy skarbowe walczą z nieuczciwymi przedsiębiorcami. Wiele uczciwych firm znajduje się również jednak na krawędzi bankructwa z powodu przedłużających się kontroli i opóźnień urzędów skarbowych w zwrocie VAT - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Gazeta przytacza historię zamojskiego przedsiębiorcy Stanisława Kujawy, który szacuje, że skarbówka przetrzymuje mu ponad 30 mln zł.
Jego założona 22 lata temu firma Nexa, zajmująca się sprzedażą AGD i sprzętu RTV w Polsce i za granicą, prosperowała dobrze aż do 2010 roku. Wówczas doszło do kilkunastu nieprzejrzystych transakcji.
- Mój ówczesny dyrektor handlowy popełnił przestępstwo, był związany z firmą wydmuszką. Działał na szkodę mojej spółki - mówi Kujawa.
Przedsiębiorca o wszystkim powiadomił CBŚ oraz urząd skarbowy, jak również dokonał korekty VAT. Po dwóch miesiącach przyszła do niego kontrola skarbowa, która zabezpieczyła najpierw 3 mln zł.
Kujawa zaskarżył decyzję i wygrał z urzędem skarbowym, ale dopiero w tym roku. W międzyczasie skarbówka zabezpieczała kolejne sumy.
Przedsiębiorca musiał zwolnić większość z 80 pracowników firmy, która już dawno utraciła płynność finansową. Właściciel walczy nie tylko o odzyskanie pieniędzy, ale przede wszystkim swojego dobrego imienia. Zawiadomił prokuraturę, która wszczęła na początku maja śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez Lubelski Urząd Skarbowy oraz Urząd Kontroli Skarbowej w Lublinie.
...
Koszmar .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:35, 08 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Giełda długów, czyli polski sposób na niepłacenie terminowo .
Obecnie w branży budowlanej terminowo regulowanych jest... 3 proc. faktur. W innych jest niewiele lepiej. Jak sobie radzić w tej sytuacji? Właśnie giełdy długów to odpowiedź polskiego biznesu na kryzys gospodarczy.
Dane statystyczne są porażające. Według najnowszego badania BIG InfoMonitora w branży budowlanej na czas jest regulowane... 3 proc. faktur. To najgorszy wynik w historii badania. Z tego samego badania wynika, że aż 87 proc. respondentów uważa, że zatory są największym utrudnieniem w działalności. 72 proc. badanych twierdzi, że zatory to częsty problem, a 47 proc. ankietowanych firm budowlanych ocenia, że kontrahenci mają niską zdolność do regulowania bieżących zobowiązań.
To poważny kłopot
Nie płacenie na czas to proces zabijający gospodarkę. Bo firma, która nie otrzymała zapłaty za usługi sama nie zapłaci swoim kontrahentom. Co gorsza - istnieje ryzyko, że nie zapłaci pracownikom, urzędowi skarbowemu, ZUS-owi. Pracownik nie zrobi zakupów... Może to banalnie zabrzmieć, ale jeden zator generuje kolejne. A to negatywnie wpływa na stan całej gospodarki.
- Obserwujemy znaczące pogorszenie się sytuacji majątkowej dużej części dłużników, zmniejszenie obrotów i zaostrzenie polityki kredytowej przez banki, a w konsekwencji wydłużenie i zmniejszenie skuteczności procesu windykacji prowadzonego przez Grupę - przyznaje Tomasz Boduszek, prezes Pragma Inkaso SA, komentując sytuację na rynku. - Tylko w I kwartale 2013 r. pozyskaliśmy 141 nowych klientów. Widać, jak wielkie jest zapotrzebowanie na usługi windykacyjne.
Nastąpiło również wydłużenie przeciętnego okresu oczekiwania na spłatę zaległości. Przyczyną tego stanu jest właśnie gorsze regulowanie faktur przez klientów i kontrahentów firm z sektora małych i mikroprzedsiębiorstw. Obecnie czekają one około 4 miesięcy i 9 dni na zwrot należności. W mniejszych firmach prawie 27 proc. faktur jest przeterminowanych o więcej niż 6 miesięcy, z czego aż 15 proc. z nich nie zostaje uregulowanych przez ponad rok. Problemy z odzyskiwaniem należności mają znaczący wpływ na hamowanie rozwoju mikro- i małych przedsiębiorstw. Od 17 do 21 proc. tychże przyznaje się do pogorszenia sytuacji w firmie.
Szukanie rozwiązań
Każda firma, której ktoś nie zapłacił w terminie może sprzedać swoją wierzytelność na aukcji. Oferta sprzedaży jest automatycznie widoczna w Internecie. Ale co wazniejsze - oferta jest także widoczna w firmach posiadających zintegrowane oprogramowanie księgowo-magazynowe, takie jak np. Microsoft Dynamics NAV, Ramzes, SAP, Enova, Proman, Ferrodo, ODL Polka. Oznacza to, że informacje o wystawionych na sprzedaż fakturach trafiają automatycznie do kilkunastu tysięcy polskich firm. Każdego dnia liczba zintegrowanych firm rośnie, gdyż kolejne firmy IT integrują swoje programy księgowe z serwisem dlugi.info. Nasza giełda [link widoczny dla zalogowanych] jest częścią tego systemu. Co najważniejsze - system nie powstał w zachodnich korporacjach. Giełda wierzytelności dlugi.info to efekt działalności rodzimych przedsiębiorców z branży budowlanej, którzy duszeni przez zatory płatnicze szukali rozwiązania problemu.
Po co giełda?
Jak system działa w praktyce? Jeśli firma X nie płaci w terminie, można wystawić ofertę sprzedaży długu. Od tego momentu za każdym razem, kiedy firma X chce coś kupić na przelew w firmie używającej systemu księgowego zintegrowanego z serwisem dlugi.info sprzedawca otrzymuje automatycznie informację o długach X, które są wystawione na sprzedaż.
- Użycie dlugi.info jest dla wielu firm pierwszym krokiem do odzyskania pieniędzy od dłużnika. Faktury można chcieć sprzedać nawet dzień po terminie płatności, o fakcie wystawienia oferty powiadamiamy dłużnika automatycznie za pomocą, SMS lub maila - mówi Piotr Wajszczak współwłaściciel serwisu.
Jednocześnie serwis umożliwia także zgłaszanie do faktoringu lub obrót fakturami, których termin płatności jeszcze nie zapadł. Umożliwia to np. mniejszym podmiotom gospodarczym, oczekującym na przyszłe płatności, na poprawę bieżącej płynności.
Kup przedawniony dług
W systemie możliwe jest także wystawienie na sprzedaż faktur, których dochodzenie jest już formalnie przedawnione. Daje to wystawiającemu fakturę szansę na uzyskanie jakichkolwiek środków, z wierzytelności, której nie można dochodzić już przed sądem.
Po co kupować przedawnione faktury? Wierzytelność z takiej faktury nadal istnieje. Możemy ją więc - wraz z odsetkami - potrącić od należności, którą mamy wobec tego czyj dług jest wystawiony na aukcji.
Jak to wygląda w praktyce. Wyobraźmy sobie, że firma X remontuje nasz dom. Rachunek wyniesie ok. 10 tys. zł. Tymczasem na dlugi.wp.pl znajdujemy przedawnioną fakturę firmy X. Kwota główna wierzytelności wraz z odsetkami wynosi 6 tys. zł. Ale właściciel faktury, wie że jest ona przedawniona - sprzeda ją za 500 zł. Tymczasem przy rozliczeniu z firmą X możemy pokazać fakturę, doliczyć odsetki i złożyć oświadczenie o potrąceniu. Zamiast 10 tys. zapłacimy 4 tys. i dokonamy potrącenia z zakupiona fakturą. A ta kosztowała nas - przypomnijmy - 500 zł.
Faktury przed płatnością
- Na sprzedaż mogą być w serwisie wystawione zarówno faktury, których termin płatności minął, jak też takie, których termin jeszcze nie zapadł - tłumaczy Wajszczak. Po co wystawiać na sprzedaż fakturę przed terminem płatności? Wyobraźmy sobie, że nasza firma popadła w poważne tarapaty finansowe. Potrzeba natychmiast 50 tys. zł. Tymczasem mamy fakturę wystawioną poważnemu kontrahentowi, który zapłaci, ale... za 3 miesiące. Można wówczas wystawić fakturę na sprzedaż po nieco obniżonej cenie. Jeśli mamy wierzytelność, która wkrótce stanie się wymagalna, a kontrahent jest poważną firmą zawsze znajdzie się chętny do zakupu. Wprawdzie fakturę na np. 200 tys. zł sprzedamy np. za 198 tys. zł, ale pieniądze dostaniemy natychmiast. A czasem ma to ogromne znaczenie.
To nie jest spis dłużników
- Takie faktury, które staną się wymagalne też mamy w serwisie, nie można więc traktować systemu jako spisu dłużników. Tu chodzi wyłącznie o obrót należnościami. Nie wnikamy natomiast w powody wystawiania poszczególnych faktur na sprzedaż. Naszą intencją jest wyłącznie pomoc polskim firmom w tak ważnej kwestii, jak utrzymanie płynności finansowej i choćby częściowe udrożnienie zatorów płatniczych - tłumaczy Wajszczak. Z drugiej strony - obecność na giełdzie może być sygnałem kłopotów podmiotu gospodarczego. Na początku roku na dlugi.info znalazła się np. wierzytelność wobec Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Wywołało to szok w środowisku budowlanym. Fakturę zapłacono po kilku dniach.
Załatwianie "pięćsetek”
Giełda długów ma jeszcze jedną ważną cechę. Można na niej praktycznie za darmo sprzedawać niewielkie faktury. Jak szacują specjaliści w polskich firmach zalegają nieopłacone faktury wystawione na niewielkie kwoty na sumę globalna nawet 3 mld zł. Tymczasem rzadko zleca się windykację roszczeń po 200, 300 czy 500 zł. Jest to proporcjonalnie drogie i czasochłonne. Tymczasem wystawienie takiej wierzytelności na sprzedaż czasami błyskawicznie mobilizuje dłużnika. W środowisku np. biznesowym pojawia się bowiem coraz większa presja, aby regulować najmniejsze nawet zobowiązania. Giełda długów pomaga odzyskiwać takie drobne długi zwane potocznie „pięćsetkami”.
Korzystać, czy nie?
Możliwe, że bardzo popularna zautomatyzowana giełda wierzytelności rozwiąże dużą część problemów, jednak należy pamiętać o tym, że duża część firm w Polsce ciągle jest dość konserwatywna i boi się stracić nawet nierzetelnych klientów.
- Nam takie postępowanie wydaje się co najmniej wątpliwe - ocenia Rafał Hermański z serwisu [link widoczny dla zalogowanych] a jednocześnie członek zarządu Polskiego Związku Windykacji. - Brak reakcji na niezapłacone faktury może stać się przyczyną kłopotów naszej firmy, a w skrajnych przypadkach nawet jej upadłości czy likwidacji. Dlatego szanujmy naszych klientów i dbajmy o relacje z nimi, ale przestrzegajmy też zasad rzetelnego prowadzenia biznesu. I jeśli będziemy postępować stanowczo, ale uczciwie, to w długiej perspektywie przyniesie to naszemu biznesowi same korzyści.
.....
Kolejna ohydna praktyka utrwalona w toku oblesnej trans deformacji i wzmacniania schladzaniem gospodarki .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:25, 14 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Piotr Ogórek | Onet
Skarbówka chce od niego 12 mln zł. W proteście zaczął głodówkę
- Wydaliście na mnie ostatni wyrok, teraz możecie jedynie patrzeć na moją śmierć, albo mnie dobić - taki transparent pojawił się przed jednym z krakowskich Urzędów Skarbowych. Janusz Kowalik od poniedziałku prowadzi przed nim protest głodowy.
Były przedsiębiorca uważa, że fiskus niesłusznie naliczył mu podatek w wysokości prawie 12 milionów złotych. - Będę protestował aż do śmierci - mówi zdesperowany mężczyzna. Tymczasem Urząd Kontroli Skarbowej czeka odtajnienie tajemnicy skarbowej i wtedy pokaże "prawdziwą wersję" zdarzeń.
Przed Urzędem Skarbowym przy ulicy Wadowickiej od poniedziałku stoi duży samochód terenowy. Na dachu auta jest rozbity malutki namiot.
Samochód od tyłu i z boku jest otoczony dyktami, na których wypisana jest historia spółki Impex Scrap & Recycling, która zdaniem Janusza Kowalika, została doprowadzona do upadku przez działania krakowskiego fiskusa. Z przodu widnieje duży napis "Protest głodowy". W ten sposób były przedsiębiorca chce wpłynąć na fiskusa, który ostatnią decyzją z kwietnia tego roku, nakazał mu zapłacić podatek w wysokości prawie 12 mln złotych.
UKS: pokażemy prawdziwą wersję zdarzeń
Ze strony Izby Skarbowej i Urzędu Kontroli Skarbowej nie można na razie poznać szczegółów postępowania wobec spółki ISR, jak i samego Janusza Kowalika, ponieważ obie instytucje obowiązuje tajemnica państwowa. Jedyną osobą, która może ją uchylić jest Główny Inspektor Kontroli Skarbowej. Krakowski UKS skierował się już z takim wnioskiem do GIKS.
- Wniosek o wyrażenie zgody na ujawnienie informacji stanowiącej tajemnicę skarbową przez dyrektora krakowskiego UKS został wysłany w tym tygodniu - mówi Wojciech Lewandowski, rzecznik krakowskiego UKS. - Decyzji spodziewamy się w przyszłym tygodniu i wtedy ustosunkujemy się do zarzutów pana Kowalika i pokażemy prawdziwą wersję zdarzeń - mówi Lewandowski.
- Żyjemy w wolnym kraju, każdy może manifestować swoje poglądy - tak o głodówce Kowalika mówi rzecznik krakowskiej Izby Skarbowej Konrad Zawada. Przypomina przy tym, że ws. decyzji podatkowych możliwe jest odwoływanie. Jeśli w wyniku postępowania Urzędu Skarbowego lub UKS zapada decyzja pierwszej instancji, to można się od niej odwołać do Izby Skarbowej. Ta wydaje decyzję II instancji. Jeśli podtrzymują t z I instancji, to wtedy kończy się postępowanie na poziomie administracyjnym. Obywatelowi pozostaje wtedy odwoływanie się do Sądu Administracyjnego. I na takim etapie jest teraz Janusz Kowalik.
- Jestem zdesperowany. Nie mam już nic do stracenia - mówi Kowalik. - Mam do wychowania czwórkę dzieci, z czego najmłodsze mają po 3 i 5 lat. Za co mam to zrobić? - pyta się mężczyzna. Kowalik był prokurentem w spółce ISR, która powstała w 2004 roku, a zajmowała się skupem, przerobem i sprzedażą złomu metali. Współpracowała m.in. z KGMH, sprzedawała wsady hutnicze.
Zaczęło się w 2005 roku
Kowalik uważa, że fiskus w absurdalny sposób doprowadził do sytuacji, w której ma ona zapłacić wielomilionowy podatek. Wszystko zaczęło się od kontroli Urzędu Kontroli Skarbowej w 2005 roku. Postępowanie dotyczyło czterech miesięcy z bieżącej działalności firmy. Kontrola zakończyła się w styczniu 2006. Wydawało się, że wtedy zapadnie jakaś decyzja, ale tak się nie stało.
Jak mówi Janusz Kowalik, kontrola nic nie wykazała, ponieważ niczego nie znaleziono. - Najwyraźniej chodziło, o to żeby jednak coś znaleźć - uważa Kowalik. W całej sprawie nie wyklucza, że stoi za nią konkurencja, która chciała wykończyć spółkę. - Mam mocne argumenty, że to było zlecone przez naszego konkurenta - mówi.
Tymczasem kontrola UKS trwała nadal - była przedłużana średnio co dwa miesiące. Na koniec 2006 roku UKS wydaje decyzje o zajęciu spółce rachunków bankowych na kwotę 678 tys. złotych. Powodem miała być nieprawidłowości w transakcji WDT (wewnątrzwspólnotowa dostawa towarów) z niemiecką firmą Nord-Schrott. Jednak według Kowalika, wszystko było w porządku.
Zarząd ISR odwołał się do dyrektora Izby Skarbowej od tak kuriozalnej decyzji. - Dyrektor IS nie mając możliwości utrzymania decyzji o zajęciu rachunków, wycofał się z niej uznając ją jako bezzasadną - mówi Kowalik. Miało to miejsce w maju 2007 roku. A przypomnijmy, że kontrola skarbowa w spółce trwała od 2005 roku, czyli już dwa lata.
Wtedy była radość. Banki uspokoiły się po tym, jak przyszły do nich wezwania o zajęciu rachunków. Jak się okazało, była to jednak krótkotrwała radość. Już po miesiącu dyrektor UKS wydaje bowiem decyzję o kontroli skarbowej w spółce za rok 2005, 2006 i połowę 2007. Gdy banki o tym usłyszały, to uznały udzielanie kredytów za zbyt duże ryzyko i wycofały się z finansowania spółki.
"Niestety nic nie udało się znaleźć"
- Inspektor z UKS był na tyle bezczelny, że przy kolejnym przedłużeniu kontroli powiedział do ówczesnej prezes ISR, że "niestety nic nie udało się znaleźć" - dodaje Kowalik, które największe zastrzeżenie ma właśnie do tego inspektora, który "usilnie starał się coś znaleźć.
Ostatnią deską ratunku dla spółki, było wykupienie jej przez zagranicznego inwestora. W 2007 roku trwały rozmowy z niemiecką firma Scholz. Do transakcji jednak nie doszło. Niemcy dowiedzieli się o problemach ISR ze skarbówką i odstąpili od kupna. Zaoferowali realizację transakcji dopiero w 2009 roku.
Ale na to już było za późno. Sytuacja spółki pogarszała się coraz bardziej - wycofały się banki, a przy zatrudnieniu 30 pracowników, filiach w innych miastach i miesięcznych kosztach na poziomie 400 tys. złotych, utrzymywanie i prowadzenie firmy stało się praktycznie niemożliwe. 29 grudnia 2007 roku zarząd podjął decyzję o ogłoszeniu upadłości spółki.
W 2008 roku ustalony przez sąd syndyk obejmuje zarząd nad spółką. Tymczasem dalej, poczynając od 2005 roku, nie ma decyzji ws. kontroli UKS. Ta pojawi się dopiero 28 maja 2010 roku i będzie zabójcza dla Janusza Kowalika, który do tego czasu miał względny "spokój", nie licząc tego, ze upadła firma w której pracował.
- Wtedy pojawiła się opcja firmanctwa - mówi Kowalik. Dla tych, którzy nie wiedzą, co to jest, przytoczmy fachową definicje za "Gazetą Podatkową". - Prowadzenie działalności gospodarczej pod cudzym nazwiskiem lub nazwą określa się mianem firmanctwa. Nie oznacza to jednak, że przedsiębiorca, który w ten sposób funkcjonuje na rynku narusza od razu przepisy prawa. O tym można mówić dopiero wtedy, gdy ukrywanie się pod cudzym szyldem wykorzystuje się do uchylania od opodatkowania - tyle krótka definicja.
O firmanctwo został posądzony właśnie Kowalik, które w spółce ISR pełnił funkcje prokurenta i przedstawiciela ówczesnej żony i siostry, które były głównymi udziałowcami w firmie. Jak mówi Kowalik, trzymał nadzór właścicielski, wspierał prowadzenie firmy rodzinnej, jako także członek tejże rodziny. Trzeba zaznaczyć, że w wypadku firm rodzinnych, nie można mówić o firmanctwie.
- UKS stwierdził, że zarząd spółki nie podejmował strategicznych decyzji, tylko robiłem to ja, ślusarz po szkole zawodowej. UKS stwierdził więc, że to nie specjaliści, nie menadżerowie zatrudnieni w spółce, tylko ślusarz podejmował strategiczne decyzje dla spółki, co miałoby być firmanctwem - wyjaśnia Kowalik. Na co dzień spółka była bowiem prowadzona przez zatrudnionych dyrektorów, prezesów i menagerów.
Otwarta droga do kuriozalnej sytuacji
- Słowo klucz, czyli firmanctwo, otworzyło UKS drogę do kuriozalnej sytuacji. Stanowiła ona bowiem, że wszyscy którzy odliczyli podatek VAT od zakupu wsadu hutniczego od ISR, odliczyli go bezzasadnie, bo firmanctwo to sytuacja nie odzwierciedlająca rzeczywistości. I teraz przez to kłopoty mają inne firmy współpracujące z ISR, np. Alumetal Kęty, który musiał zapłacić 6 mln złotych i pomniejsze firmy, których w sumie jest pięć - wyjaśnia Kowalik. I zastanawia się dlaczego tylko pięć firm, skoro współpracowali z 68, w tym z KGHM. Jedną z tych pięciu firm jest właśnie Alumetal Kęty, która zarzuciła wadliwość decyzji fiskusa, że dotyczy tylko firmanta.
- Wtedy uruchomiono błyskawiczne postępowanie kontrolne wobec mnie i wydano decyzję o zapłacie prawie 12 mln złotych podatku. Wydano ją w ponad dwa lata po decyzji z 2010 roku, czyli w sierpniu 2012 - wyjaśnia Kowalik. - Ponieważ kontrole z lat 2005 i 2006 się przedawniły, to wskazano tylko na sześć miesięcy z 2007 roku. I to jest "raptem" tylko 12 mln złotych - mówi ironicznie Kowalik.
Kowalik nie jest jedyną osobą z IRS, wobec której wydano decyzję o zapłaceniu zaległego podatku. Prezesi z zarządu spółki mają zapłacić nawet jeszcze więcej, bo po 16 czy nawet 30 mln złotych. Ostatnia decyzja wzywająca Kowalika do zapłaty prawie 12 mln złotych podatków została wydana w kwietniu tego roku. Mężczyzna zdecydował się na ostateczną formę protestu, bo nie wie co może jeszcze zrobić. Stracił już większość pieniędzy. Nie przetrwało też jego małżeństwo (Janusz Kowalik ma teraz drugą żonę).
"Nie stać mnie na adwokata, jestem u kresu sił"
- Piszę sam odwołania i skargi, nie stać mnie już na adwokata. Przez chwilę korzystałem z usług prawnika, ale kosztowało mnie to 18 tys. złotych i niewiele pomogło. W tym momencie jedynym ratunkiem dla mnie i dla mojej rodziny, ale także dla wszystkich innych oskarżonych, jest wzruszyć prawomocną decyzje wobec spółki ISR - mówi Kowalik.
W czwartym dniu głodówki, mężczyzna wyglądał tylko na lekko wycieńczonego. Mówił, że czuję się dobrze, choć kryzys miał trzeciego dnia. - Nie mam innej alternatywy. Głodówkę będę prowadził do śmierci - mówi zdesperowany.
- Spółka co miała zapłacić fiskusowi, zapłaciła, a ten żąda żeby jeszcze raz zapłacić to samo. Może ktoś się zlituje i pomoże, ja już nie mam siły, walczę od sześciu lat. Protestuje pod Izbą Skarbową, po jest nadrzędna wobec UKS i utrzymała w mocy jego decyzję - mówi były przedsiębiorca. Jak dodaje, jako mężczyzna będzie walczył dla swojej rodziny do końca, ale jest mu coraz ciężej, pojawiają się myśli samobójcze.
Konrad Zawada mówi, że w tym roku SA uchylił tylko 11 procent decyzji ws. podatku VAT. - Co oznacza, że prawie 90 procent jest przeprowadzanych prawidłowo - dodaje. Co do pomyłek, to zaznacza, że ludzie są tylko ludźmi i błędy mogą się zdarzać. Jeśli w przypadku Kowalika doszło do błędu, to oby nie skończył się on tragicznie.
!!!!
Kolejny horror !!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:39, 18 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
GIS ostrzega przedsiębiorców przed sfałszowanymi wezwaniami do zapłaty
Główny Inspektorat Sanitarny ostrzegł przedsiębiorców przed próbami wyłudzenia pieniędzy na podstawie sfałszowanych wezwań do zapłaty za czynności kontrolne. GIS prosi o zgłaszanie takich przypadków do organów ścigania.
Jak poinformował GIS, do przedsiębiorców wysyłane są pisma z wezwaniem do zapłaty 135 zł na wskazane konto bankowe.
Na pismach widnieje podpis osoby oznaczonej jako Dorota Jurek, Naczelnik Działu Higieny Pracy, Referat Inspekcji Sanitarnej II izba kontrolna. Pod znakiem orzełka na piśmie znajduje się formuła "Referat Inspekcji Sanitarnej dla (nazwa miasta) w obszarze województwa (nazwa województwa)". Pisma zawierają pieczęć pocztową nadania z Krakowa.
GIS podkreślił, że w strukturze Państwowej Inspekcji Sanitarnej nie istnieje Referat Inspekcji Sanitarnej II izba kontrolna, zatem każde pismo z tak oznaczonym nadawcą jest sfałszowane.
....
Kolejne zagrozenie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:53, 19 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Wojna z Niemcami o drewno
- Nie możemy się rozwijać, bo nasze drewno masowo wykupują Niemcy - żalą się w "Gazecie Wyborczej" szefowie polskich tartaków, producenci mebli czy płyt.
Jak przypomina dziennik, Polska jest potęgą w przetwórstwie drewna. Pracuje tu ponad 350 tys. osób. Jesteśmy czwartym w świecie eksporterem mebli.
Tymczasem, zrzeszająca 113 firm Polska Izba Gospodarcza Przemysłu Drzewnego podnosi alarm, że przez Niemców zagrożone są miejsca pracy.
Właściciele lasów za naszą zachodnią granicą ograniczyli wyrąb swoich drzew. Niemieccy przetwórcy przerzucili się więc na Polskę. Od 2007 do 2012 r. eksport naszego drewna do Niemiec wzrósł o 2100 proc. Na zachodzie kraju ceny wzrosły nawet o 40 proc.
- To niebezpieczne dla polskiej gospodarki. Powoduje, że przedsiębiorcy, których mnóstwo działa na zachodzie Polski, muszą dużo więcej zapłacić za drewno, a ich biznes jest mniej opłacalny - mówią eksperci.
>>>>
Zachcialo sie Łunii to sie ma .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:53, 19 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Skarbówka straszy małe firmy kasami fiskalnymi
Urzędy w całej Polsce bezprawnie wzywają przedsiębiorców do ujawniania swoich obrotów - pisze w środowym wydaniu "Rzeczpospolita".
W związku z przekroczeniem limitu obligującego do stosowania kas rejestrujących - tak zaczyna się pismo z urzędu, które dostało ostatnio wielu przedsiębiorców. Dalej fiskus wzywa do podania wysokości obrotów z ostatnich trzech lat.
Zdaniem ekspertów, urzędy nie wiedzą, czy sprzedawca powinien już zainstalować kasę czy nie, dlatego wzywają do wypełniania oświadczeń o obrotach.
Wiele małych firm zostało zobligowanych do założenia kas od 1 marca wskutek zmniejszenia o połowę, do 20 tys. zł, limitu obrotów zwalniających z tego obowiązku. Wielu przedsiębiorców zaskoczyła jednak ta zmiana (rozporządzenie zostało opublikowane w grudniu).
>>>>
Znowu to samo .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:45, 25 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Piotr Ogórek | Onet
Głoduje już dwa tygodnie, "skarbówka" zabrała głos
Janusz Kowalik już od ponad dwóch tygodni prowadzi protest głodowy przed Urzędem Skarbowym na ulicy Wadowickiej. Uważa, że "skarbówka" niesłusznie naliczyła my podatek w wysokości prawie 12 mln zł. Urząd Kontroli Skarbowej zabrał głos w tej sprawie. - To dla mnie krzywdzące, jednak byłem na to przygotowany - mówi Kowalik.
Przypomnijmy, że Janusz Kowalik rozpoczął swój protest głodowy 10 czerwca. Były przedsiębiorca był prokurentem w firmie Impex Scrap & Recycling, która głównie zajmowała się handlem złomem. Firma ogłosiła upadłość w pod koniec 2007 roku, ale w wyniku wieloletnich kontroli UKS, Janusz Kowalik musi zapłacić wysoki podatek.
Kowalik ma zapłacić prawie 12 mln złotych. Mężczyzna jest zdesperowany i już od dwóch tygodni prowadzi głodówkę. - Mój protest nie ma na celu polemiki i obalania naliczonego po raz drugi podatku VAT na kwotę blisko 12 mln zł., ma na celu sprowokowanie i publiczne wyjaśnienie wszelkich okoliczności związanych z prowadzonym postępowaniem kontrolnym i wydaniem decyzji, które w mojej ocenie są wydane z ogromnym naruszeniem prawa - stwierdza Kowalik.
Urząd Kontroli Skarbowej w Krakowie zabrał w końcu oficjalne stanowisko w sprawie, po tym jak zniesiono tajemnicę skarbową. Rzecznik UKS Wojciech Lewandowski stwierdza, że w okresie objętym kontrolą, "Janusz Kowali prowadził nie zgłoszoną do opodatkowania działalność gospodarczą w zakresie obrotu złomem". Zdaniem UKS, Kowalik zataił działalność na własny rachunek, posługując się nazwą firmy ISR.
UKS zarzuca Kowalikowi, że ten chciał założyć firmę rodzinna, ale nigdy nie chciał figurować w oficjalnych dokumentach firmy. Urząd twierdzi, że Kowalik wyłożył pieniądze na działalność firmy, ale nie był jej udziałowcem, ani członkiem zarządu. Miał natomiast osobiście zatrudniać pracowników, w tym prezesów.
- Janusz Kowalik czerpał zyski z działalności gospodarczej prowadzonej pod firmą ISR, obciążając spółkę fakturami za doradztwo - czytamy w piśmie podpisanym przez Wojciecha Lewandowskiego. - Zlecał zakładanie firm, które wystawiały puste faktury VAT na rzecz ISR mające legalizować zakup złomu z niewiadomego pochodzenia. Pieniędzmi przelewanymi na te firmy "słupy" dysponował Janusz Kowalik - czytamy dalej.
To wszystko miało doprowadzić do naliczenia podatku w wysokości prawie 12 mln złotych. Decyzję UKS podtrzymał dyrektor Izby Skarbowej w Krakowie. Kowalik jak na razie nie zapłacił i wniósł skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Dodatkowo prokuratura skierowała akty oskarżenia do prokuratury okręgowej.
W całym oświadczeniu rzecznik UKS zwraca również uwagę, że Janusz Kowalik sam przyznaje, że był osobą karaną i figurował na liście nierzetelnych dłużników.
O oświadczeniu rzecznika UKS mówi, że to kłamstwo, "lub jak, kto woli - mijanie się z prawdą". Jak mówi Kowalik, z decyzji wydanej przez UKS wynika, że w spółce ISR było firmanctwo. Co jego zdaniem nie ma sensu, bowiem w tym czasie (styczeń 2005 - maj 2007) rzekome ukrywanie własnej działalności przez niego jako osoby fizycznej pod spółką prawa handlowego (spółka ISR) sprowadziło się do płacenie podatku dochodowego. - A to wyklucza firmanctwo, które oznacza nielegalny sposób na zmniejszenie zobowiązań podatkowych - uważa były przedsiębiorca.
- Oświadczam, że rzecznik UKS celem zdyskredytowania mnie w oczach mediów i społeczeństwa posługując się nieprawdą, mataczeniem oraz wykorzystując kwestie nie mające nic wspólnego z wydaną decyzją, zarzucił mi że byłem karany i znajdowałem się na liście nierzetelnych dłużników - dodaje Kowalik.
Przyznaje jednak, że w 1992 roku został prawomocnie skazany za nieumyślne spowodowanie wypadku drogowego. - Nie umiem jednak zrozumieć jaki wpływ mógł mieć wyrok sprzed 12 lat na zakładanie i obejmowanie udziałów w spółce Impex Scrap & Recycling w 2004 roku - stwierdza Kowalik.
Co do listy nierzetelnych dłużników, to Kowalik potwierdza, że był na niej, ale pod koniec 2006 roku zapadł wyrok oczyszczający go z zarzutów, które doprowadziły do umieszczenia go na tej liście .
....
A co to kogo obchodzi . Niech zdycha . Jak gospodarka Polski .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:38, 26 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Perfidny sposób fiskusa na przedawnienie
Fiskus często stosował metodę omijającą przedawnienie zobowiązania. Jak pisze "Dziennik Gazeta Prawna", administracja skarbowa w wielu przypadkach wszczynała postępowania karne skarbowe tylko po to, by zobowiązania podatkowe nie uległy przedawnieniu.
Dziennik przytacza dane zebrane przez firmę GWW Tax, która uzyskała informacje od pięciu urzędów kontroli skarbowej. Pozostałe odmówiły ich podania. W latach 2009-2010 na 260 przypadków postępowań, które spowodowały zawieszenie 5-letniego terminu przedawnienia, tylko w jednym procedura nie ruszyła w roku, z upływem którego wygasłoby zobowiązanie.
Eksperci są zgodni. Najczęściej to nie podejrzenie popełnienia przestępstwa, lecz obawa, że nie będzie można skutecznie dochodzić podatku, skłaniała urzędników do działania. Taka praktyka jest niezgodna z konstytucją. Jest także obejściem prawa na szkodę podatników.
Więcej - w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
>>>
To duze brudy wychodza !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:38, 26 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Sprawny fiskus z ludzką twarzą
Fiskus będzie miał dwa oblicza: groźne dla przestępców skarbowych i przyjazne dla uczciwych podatników. Taki cel przyświeca wewnętrznej reformie Ministerstwa Finansów - informuje "Puls Biznesu".
Jak podkreśla gazeta, zmiany to pokłosie sprawy Amber Gold, która obnażyła słabość służb skarbowych.
Zmieniamy filozofię funkcjonowania służb: zamierzamy bardzo jasno rozdzielić kwestie ścigania przestępców podatkowych od obsługi podatnika - zapowiada wiceminister finansów Janusz Cichoń.
Będą za to odpowiadać dwa zespoły wewnętrzne kierowane przez Cichonia. Pierwszy z nich będzie m.in. analizował system prawny pod kątem dokuczliwości poszczególnych przepisów i proponował rozwiązania ułatwiające życie uczciwym podatnikom - mówi wiceszef MF.
Jak zaznacza, działania te powinny zapewnić kompetentną, rzetelną i szybką pomoc klientom urzędu.
Drugi zespół ma poprawić efektywność zwalczania oszustw finansowych. Chodzi głównie o szybkość działania i wyłapywanie nowych trendów wśród podatkowych oszustów - mówi wiceminister, który liczy, że komórka ta pomoże też w szybkim przygotowywaniu przepisów wymierzonych w przestępców.
>>>
Teoria sluszna . Jak bedzie z praktyka ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:57, 26 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Zabił się, bo nie wytrzymał starcia z urzędnikami kontroli skarbowej
Jan Gródek to kolejna ofiara "przyjaznego" firmom państwa. Rolnik spod Jeleniej Góry popełnił samobójstwo doprowadzony do rozpaczy kontrolą fiskusa - pisze "Rzeczpospolita".
3 czerwca Gródek wsiadł do samochodu i rozpędzony wjechał do pobliskiego zalewu. Zostawił troje dzieci i żonę.
W pozostawionym liście pożegnalnym mężczyzna tłumaczył swoją desperacką decyzję. "Do mojej śmierci pośrednio przyczyniła się kontrola Urzędu Kontroli Skarbowej. (...) Naliczyła podatek dochodowy od gruntów w Mysłakowicach, które nabyłem w celu prowadzenia gospodarstwa rolnego, a nie w celach handlowych" - napisał.
Rolnik z Mysłakowic powiększał gospodarstwo rolne i obracał ziemią.
Zaczynając od 15 ha udało mu się zwiększyć gospodarstwo do 80 ha.
Wszystko wskazuje na to, że rolnik padł ofiarą praktyki fiskusa, który doszukuje się obowiązku podatkowego przy obrocie ziemią. W obawie o niejasności związane z naliczaniem VAT pan Gródek wystąpił o interpretację do urzędu skarbowego. Ten potwierdził, że ziemia rolnicza pod cele rolnicze nie jest objęta VAT.
Fiskus nie odpuszczał. UKS wydał 5 decyzji wymiarowych: jedna dotyczy VAT, cztery PIT. Uznał, że sprzedaż ziemi była dokonywana na cele nierolnicze i naliczył zaległości - 700 tys. zł należności głównej i 500 tys. odsetek.
UKS wszczął kontrolę tuż przed 5-letnim okresem przedawnienia. - Od 2005 r. do US wpływały akty notarialne i przez lata nikt nie kwestionował żadnych spraw związanych z podatkami – napisał w liście pożegnalnym Gródek.
Patryk Gródek, syn zmarłego relacjonuje, że UKS wyczyścił konta jego ojca. Dodatkowo - zabezpieczył się także na siedmiu gruntach i kliku nieruchomościach. Mimo to sprawa błyskawicznie trafiła do komornika. - Zajęcie całej gotówki to był wyrok na gospodarstwo rolne przed okresem zbiorów – mówi Patryk.
Patryk przekonany, że to urzędnicy doprowadzili ojca do samobójstwa złożył doniesienie do prokuratury w Jeleniej Górze na działania UKS.
>>>
Nie zazdroszcze sumieniom tych urzednikow . Nie przesadzam sprawy kto jest winien bo nie znam . Z jednej strony kazdy musi byc gotowy na kontrole ale zlosliwa kontrola mozna zabic .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:01, 03 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Fiskus karze podatników za swoje błędy
Miałeś problem ze złożeniem deklaracji podatkowej w terminie przez awarię systemu? Musisz uważać, bo urzędy skarbowe wzywają do zapłaty kary grzywny. A w czasie awarii Ministerstwo Finansów zapewniało, że opóźnieniami z tego powodu nie trzeba się przejmować - przypomina "Dziennik Gazeta Prawna".
W lutym i kwietniu tego roku doszło do awarii systemu e-Deklaracje. Z tego powodu podatnicy, którzy chcieli rozliczyć się przez Internet, nie mogli tego zrobić na czas. W obydwu przypadkach Ministerstwo Finansów wydawało komunikaty, z których jasno wynikało, że za opóźnienie powstałe w wyniku błędów systemu podatnicy nie poniosą żadnych konsekwencji.
Jak się okazuje, resort swoje, a urzędy swoje. Komórki przyjmujące deklaracje sporządzają listy spóźnialskich i przekazują je do komórek karnoskarbowych, które wszczynają postępowania. Nie wiadomo, ile dokładnie podatników zostało potraktowanych w ten sposób, ale przynajmniej jeden z urzędów na Śląsku nakłada kary grzywny za awaryjne opóźnienia.
Jak zaznacza dla "DGP" doradca podatkowy Michał Borowski, urzędy powinny działać w granicach prawa i weryfikować, czy czyn był zawiniony. Ekspert podkreśla, że Kodeks karny skarbowy określa, że przestępstwo skarbowe lub wykroczenie można popełnić tylko umyślnie. Dotyczy to także opóźnień ze złożeniem deklaracji. Nie może więc być mowy o karze, jeśli nie ma winy.
Podatnikom, którzy mieli problem ze złożeniem deklaracji w terminie w wyniku awarii, pozostaje złożenie tzw. czynnego żalu. Doradza to między innymi rzeczniczka prasowa ministra finansów, Wiesława Dróżdż.
...
Kolejne pomysly destrukcyjne .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:01, 04 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Układ zamknięty?
Ukradli jej samochody, włamali się do firmy, wynieśli dokumenty i grozili, że urżną jej łeb. Mimo to została "potencjalną podejrzaną".
To nie ponury żart, ta historia dzieje się w Warszawie, dotyczy pewnej znanej prawniczki i jej współpracowników. Pani mecenas prowadzi kancelarię zajmującą się m.in. restrukturyzacją podupadających firm i windykacją wierzytelności. Bywa, że wartość przedsiębiorstw, które ratuje, grubo przekracza 100 milionów złotych. Myślała, że ma zgrany zespół: przyjaciółkę, która zajmowała się analizą finansową i doradztwem podatkowym, współpracownika - inżyniera po WAT - od spraw technicznych, i jego córkę.
Afera zaczęła się w marcu tego roku. Pani mecenas miała klienta, który zlecił jej restrukturyzację upadającego przedsiębiorstwa, w tym znalezienie inwestora. Wartość jego firmy wyceniono - bez długów - na 200 mln zł. Niestety, współpracownicy prawniczki za jej plecami zaczęli dogadywać się z kandydatem na inwestora, zachowując się, jakby firma należała do nich. Wyszło na jaw, że przy okazji tej transakcji próbowali uszczknąć dla siebie kilkanaście milionów.
Zgrany zespół został zwolniony. Przy okazji wyszło też na jaw, że przyjaciółka zasiada na ławie oskarżonych w procesie zorganizowanej grupy przestępczej, parającej się wyłudzeniami wielomilionowych kwot nienależnego podatku VAT, fikcyjnym obrotem towarami i oszustwami. Z kolei współpracownik inżynier oskarżony jest o wyłudzanie kredytów, również w zorganizowanej grupie przestępczej.
Wcześniej kancelaria realizowała inny projekt: odzyskanie 7 mln zł wierzytelności od dłużnika, którego majątek - gospodarstwo rolne - udało się zabezpieczyć. Prawniczka pozyskała trzech chętnych do nabycia jego majątku. Wpłacili zaliczki. Pieniądze miał rozdysponować zatrudniony przez panią mecenas windykator, córka jej współpracownika inżyniera. Zgodnie z umową, miała za to dostać 50 tys. zł.
18 stycznia br. sprzedano za 7, 5 mln zł gospodarstwo dłużnika. Kasa poszła do wierzycieli i do współpracowników pani mecenas. Na konto windykatorki trafiło blisko 3 mln zł, po czym… mecenas straciła dostęp do tych pieniędzy. Jej współpracownicy donieśli bowiem Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Śródmieście Północ, że to ona ukradła im prawie 3 miliony! Sprawa trafiła w ręce asesor Anny W.
Asesor na tropie
Do kancelarii prawniczki dokonano włamania i ukradziono wyposażenie oraz dokumenty, skradziono też dwa samochody i nękano pozostałych pracowników oraz wielu klientów. Sama mecenas otrzymała do tej pory prawie 500 sms-ów z groźbami i obelgami. Oczywiście o każdym z tych wydarzeń powiadamiała policję, która wszczynała postępowanie. Jednak sprawcy pozostawali nieuchwytni.
Wskutek działań prokuratury bank błyskawicznie zablokował prawniczce dostęp do konta powierniczego, na którym zdeponowała pieniądze. Mecenas nic nie wiedziała o działaniach prokuratury do 9 marca, kiedy zorientowała się, że ma zablokowane konto. Dopiero w banku poinformowano ją, że toczy się jakieś postępowanie. W trzy dni później pani asesor wydała decyzję o blokadzie konta na 3 miesiące. Kiedy mecenas chciała dostarczyć prokuraturze dokumenty, które dowodzą, że pieniądze należą do niej, pani asesor oświadczyła, iż udaje się na urlop i nie ma czasu. Gdy zaś pisemnie złożyła wniosek, by połączyć wszystkie postępowania dotyczące tej sprawy, otrzymała odpowiedź odmowną, ponieważ - jak napisała asesor Anna W. - jest "potencjalną podejrzaną".
Potencjalny skandal
- "Potencjalny podejrzany"? To absurdalne sformułowanie. Nie ma takiego pojęcia w kodeksie postępowania karnego - dziwi się prof. Piotr Kruszyński, adwokat i specjalista od prawa karnego z Uniwersytetu Warszawskiego. - Użycie przez prokuraturę takiego zwrotu w korespondencji z obywatelem jest niedopuszczalne i skandaliczne. Albo ktoś jest podejrzanym, albo świadkiem, trzeciego wyjścia nie ma. Adresat takiego pisma może potraktować je jako naruszenie dóbr osobistych - tłumaczy profesor.
Wtóruje mu zajmujący się sprawą mec. Tomasz Janeczko: - Takie słowa wskazują, że prokurator jeszcze przed przesłuchaniem świadków i zapoznaniem się z dowodami ma ukierunkowany pogląd na sprawę. Może to stanowić podstawę do wnioskowania o wykluczenie go z dalszego toku postępowania.
Niestety, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prokurator Dariusz Ślepokura w oficjalnej odpowiedzi na nasze pytanie o zgodność z prawem i zasadność użycia zwrotu "potencjalnie podejrzany" nie wyjaśnił do końca tej kwestii. Napisał jedynie: "… asesor (…) poinformowała (…), że nie ma możliwości połączenia postępowań (…) z uwagi na fakt, iż postępowanie przygotowawcze (…) prowadzone jest z zawiadomienia wielu osób…".
Jeśli prześledzić bieg zdarzeń, rodzą się kolejne wątpliwości. Oto na przykład bank zablokował konto na podstawie art. 106 prawa bankowego, który powiada, że można to uczynić w wypadku uzasadnionego podejrzenia o możliwości popełnienia przestępstwa. Tymczasem bank nie podejrzewał nikogo o nic do czasu otrzymania 7 marca pisma od asesor W., które - jak to określa rzecznik Ślepokura - miało charakter "sygnalizacyjny". Problem w tym, że kodeks postępowania karnego nie przewiduje żadnych pism "sygnalizacyjnych".
- Postępowanie banku i prokuratury podważa zaufanie do systemu prawnego w Polsce - mówi Roman Sklepowicz, przewodniczący Stowarzyszenia Poszkodowanych przez System Bankowy i Prawny, prawnik z 40-letnim stażem.
- Bank wprawdzie ma prawo do zablokowania konta na podstawie art. 106 prawa bankowego, ale musi mieć do tego realne podstawy, czyli dowody świadczące o prawdopodobieństwie popełnienia przestępstwa. Takim dowodem nie jest na pewno pismo "sygnalne" z prokuratury, bo w kodeksach nie ma w ogóle takiego pojęcia. Prokurator może wydawać postanowienia lub zarządzenia, ale w związku z ustalonym stanem faktycznym, a nie dlatego, że ktoś napisał jakiś donos - wyjaśnia Roman Sklepowicz.
"Potencjalna podejrzana" miała tylko jedno marzenie: żeby ktoś ją wreszcie przesłuchał i zapoznał się z dowodami jej "potencjalnej niewinności".
Pismo do suki
Z dokumentów bowiem wynika, że ustne doniesienie o zagarnięciu prawie 3 mln zł złożyła windykatorka zatrudniona przez prawniczkę do wykonania konkretnych zadań, za które miała otrzymać wynagrodzenie w wysokości 50 tysięcy zł. 3 miliony nie były jej własnością, a jedynie dysponowała nimi z powodu "czasowego przeniesienia na zasadzie przewłaszczenia na zabezpieczenie". Do konta, z którego rzekomo wyprowadzono pieniądze i do którego rzekomo ukradziono kody dostępu, prawniczka miała pełne pełnomocnictwa i przelewu dokonała zgodnie z prawem.
Żeby było jeszcze ciekawiej, ostatnio sąd wydał wyrok, że młoda windykatorka jest winna byłej pracodawczyni ponad 6 mln zł, a komornik wszczął wobec niej postępowanie egzekucyjne. Pieniądze rzekomo ukradzione przez "potencjalną podejrzaną" sąd uznał za jej własność!
Istnieje wydruk korespondencji mailowej, jaką prowadzili przeciwnicy pani mecenas. Była przyjaciółka przesłała pozostałym e-mail zatytułowany wymownie "Pismo do suki", z dołączonym dokumentem, który sama przygotowała, z adnotacją: "Dopilnujcie, żeby podpisała i nie zmieniła ani słowa!". Podpisując, prawniczka wpadłaby w pułapkę - przyznała się, że przyjęła od współpracowników 1 450 000 zł w gotówce!
Blokada konta pani mecenas szczęśliwie już się skończyła. Zaczęło się wielodniowe przesłuchiwanie jej w prokuraturze, tym razem przez inną osobę niż asesor W.
- Poszłam niedawno na słynny już film "Układ zamknięty". Wciąż czuję się, jakbym jeszcze nie wyszła z kina - opowiada pani mecenas. - Jedno jest pewne: każdego ewentualnego współpracownika będę teraz sprawdzała od podszewki przy pomocy agencji detektywistycznych - dodaje.
...
Niestety tacy sa ludzie . Czlowiek czlowiekowi wilkiem to powiedzenie obraza dumne zwierzeta .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:05, 09 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Dyplomaci pomogą podatkowym patriotom
Płacenie podatku CIT w Polsce będzie podstawowym kryterium udzielania wsparcia firmom przez nasze placówki dyplomatyczne - informuje "Puls Biznesu".
W Ministerstwie Spraw Zagranicznych trwają prace nad nowymi zasadami wspierania przedsiębiorców przez placówki dyplomatyczne. Powinny one udzielać wsparcia na rynkach zagranicznych wszystkim polskim przedsiębiorcom, którzy o to poproszą. Jednak podatkowi patrioci mogą liczyć na lepsze traktowanie niż uciekający przed fiskusem do rajów podatkowych "optymalizatorzy".
Gazeta cytuje otrzymaną z biura prasowego MSZ informację, z której wynika, że "obowiązek płacenia podatku CIT w Polsce to kluczowe kryterium udzielania wsparcia na rynkach zagranicznych. Uważamy też, że placówki nie powinny udzielać wsparcia tym przedsiębiorstwom, które nie płacą podatków w naszym kraju, np. tym, które pochodzą z kraju przyjmującego".
<<<<
Zasada sluszna tylko jak z realizacja .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|