Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:07, 04 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
"Rz": uczniowie coraz częściej wnoszą do szkół narkotyki
Marihuana, fot. Reuters
Uczniowie coraz częściej wnoszą do szkół narkotyki i częstują nimi kolegów - donosi "Rzeczpospolita". W ciągu pięciu lat liczba takich zdarzeń wzrosła o prawie 100 proc.
Dziennik podaje, że liczba przestępstw narkotykowych niepokojąco rośnie, mimo że w 2012 roku po raz pierwszy od pięciu lat w podstawówkach i gimnazjach zmalała ogólna liczba przestępstw.
Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w ubiegłym roku na terenie tylko dwóch wymienionych kategorii szkół było 800 przestępstw narkotykowych, czyli blisko 100 proc. więcej niż w 2007 r. (443).
- Jeszcze trzy lata temu przestępstwa narkotykowe stanowiły niecałe 2 procent wszystkich popełnionych w szkołach podstawowych i gimnazjach. W roku ubiegłym - ponad 3,2 procent - podkreśla Grażyna Puchalska z KGP.
Najbardziej rozpowszechnione wśród młodzieży narkotyki to marihuana i haszysz. Co więcej, najnowsze badania zrealizowane w ramach Europejskiego Programu Badań Ankietowych w Szkołach pokazują, że po spadku popularności marihuany w 2007 r., obecnie przybyło młodych, którzy po nią sięgają.
- Należy wciąż uświadamiać młodzież, że narkotyki są złe - przekonuje dr Zbigniew Rau, kryminolog, były wiceszef MSWiA. - Policja powinna urządzać więcej nalotów w szkołach i sprawdzać, czy są w nich narkotyki.
Z kolei prof. Mariusz Jędrysek, socjolog z Wyższej Szkoły Bizensu w Dąbrowie Górniczej wskazuje, że "dzieci muszą być poddane stałej profilaktyce". - To musi być odpowiedź na zmasowany atak zwolenników legalizacji marihuany - stwierdza.
Więcej w "Rzeczpospolitej".
>>>>
Oswiata umiera ,,smiercia naturalna" a wlasciwie nienaturalna...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:52, 12 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Polski nauczyciel coraz starszy
W szkołach uczy coraz mniej młodych pedagogów. Eksperci uważają, że może to negatywnie wpływać na system oświaty - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Zdaniem cytowanego przez gazetę Wojciecha Książka, wiceministra edukacji w rządzie Jerzego Buzka, w tej chwili na jeden nauczycielski etat oczekuje 150 chętnych. Jest to konsekwencja zmian emerytalnych, które wydłużyły czas pracy pedagogów średnio o ok. 10 lat, a to z kolei zaburzyło naturalny proces wymiany kadr. Ponadto niż demograficzny i mniejsza liczba uczniów sprawia, że odchodzących na emeryturę nauczycieli nie zastępuje się nowymi pracownikami, bo nie ma dla nich pracy.
Eksperci wskazują, że coraz większa różnica wiekowa pomiędzy uczniami a nauczycielami może prowadzić do problemów wychowawczych. Ponieważ starsi nauczyciele są bardziej wymagający, uczniowie będą mieli problemy ze spełnieniem ich oczekiwań, co może prowadzić do frustracji, a nawet agresji.
....
Gerontokracja w oswiacie nastapila .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:02, 15 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
"Rz": alarmujące statystyki, coraz więcej gwałtów w szkołach
Aż pięciokrotnie wzrosła liczba przestępstw seksualnych w podstawówkach i gimnazjach - alarmuje "Rzeczpospolita". Jak wynika z danych Komendy Głównej Policji, w ubiegłym roku w placówkach edukacyjnych odnotowano aż 74 gwałty, tj. o 60 więcej niż w 2011 r.
W Polsce jest ponad 21 tysięcy szkół podstawowych i gimnazjów. Statystycznie rzecz biorąc, liczba gwałtów jest więc nieznaczna. Jednak fakt, że w szkołach w ogóle do nich dochodzi, jest szokujący.
- Uczniowie czują się coraz bardziej bezkarni i przesuwają granice swoich działań niezgodnych z prawem - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Sławomir Kłosowski, wiceminister edukacji w rządzie Prawa i Sprawiedliwości.
???
A z jakiej paki recenzentem jest koles z PiS . Co oni takiego dobrego zrobili w tej sprawie ? Kto byl wtedy ministrem ktoremu przeszkadzali ?
- Sprawcami zgwałceń byli zarówno uczniowie, jak i osoby dorosłe, na przykład pedofile, którzy zakradli się na teren szkoły - wyjaśnia Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji.
Jak informuje "Rzeczpospolita", w szkołach dochodzi również do przestępstw przeciwko obyczajowości, czyli np. rozpowszechniania pornografii. Łącznie tego typu przestępstw odnotowano w 2012 r. aż 181.
Zdaniem ekspertów przestępczość w szkołach to efekt liberalnej polityki wychowawczej wprowadzonej przez duet Katarzyna Hall - Krystyna Szumilas, byłą i obecną minister edukacji.
Co ciekawe, Szumilas ogłosiła 2013 rokiem bezpiecznej szkoły. Jak jednak czytamy na łamach "Rzeczpospolitej", nie usłyszeliśmy żadnej koncepcji na walkę z przestępczością.
Więcej na ten temat w "Rzeczpospolitej".
...
Grunt ze udalo sie pozbyc Giertycha . Teraz mozecie spac spokojnie ze dzieci nie stana sie nacjonalistami ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:33, 21 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Rośnie problem używek psychoaktywnych wśród młodzieży w Polsce
Polska młodzież coraz chętniej sięga po medykamenty o silnym działaniu przeciwbólowym, marihuanę, a nawet haszysz i amfetaminę - informuje "Nasz Dziennik". Sam tylko wiek inicjacji alkoholowej obniżył się do 12 roku życia. Przedstawione w najnowszym raporcie dane są szokujące.
Coraz więcej młodych ludzi uzależnia się od alkoholu, amfetaminy, opiatów i rozmaitych leków - wynika z badań przeprowadzonych w 2011 r. w ramach międzynarodowego programu "European School Survey Project on Alcohol and Other Drugs". Badanie zostało przeprowadzone na próbie reprezentatywnej uczniów trzecich klas szkół gimnazjalnych (15-16 lat) oraz klas drugich szkół ponadgimnazjalnych (17-18 lat).
Wśród substancji uzależniających na pierwszym miejscy znalazł się alkohol. Aż 87 proc. badanych zetknęła się z nim przynajmniej raz, a wiek inicjacji alkoholowej obniżył się do 12 roku życia.
Drugą używką, po która najczęściej sięga młodzież jest tytoń - 57 proc. badanych. Następne w kolejności są niektóre leki dostępne bez recepty, medykamenty o silnym działaniu przeciwbólowym, a następnie marihuana, haszysz i amfetamina.
Sędziowie wydziałów rodzinnych i cywilnych dyskutowali nad problemem uzależnień od różnego rodzaju używek psychoaktywnych wśród młodzieży na spotkaniu w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Najwięcej pytań kierowano do Zbigniewa Michalczyka z Ośrodka Rehabilitacji Uzależnień i Podwójnej Diagnozy w Zagórzu. M.in. sędziów uczestniczących w spotkaniu interesowały sytuacje, w których uzależniony sprzeciwia się terapii.
...
Super ! Same sukcesy .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:23, 25 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Paweł Strawiński | Onet
Poznajcie polskich millennialsów
Żyją on-line, gardzą korporacyjnym wyścigiem szczurów, bawią się do upadłego. Dobrze wykształceni, ale często bezrobotni. Czują się oszukani. Niektórzy są oburzeni. Chimeryczni narcyzi czy stracona generacja? Poznajcie millennialsów.
Warszawa. Piątek wieczór. Szklana pogoda. Mieszkanie pana Janka wypełnia niebieska poświata telewizora. - Od niedawna na emeryturze. Nadrabiam zaległości - mówi i przyznaje, że chociaż nie wie, co robić z czasem, to cieszy się, że już nie pracuje. Wystarczy. Pan Janek to baby-boomer, czyli przedstawiciel pokolenia powojennego wyżu demograficznego. Wspomina powojenną nędzę swoich rodziców, młodzieńczy bunt, Beatlesów, Solidarność i małych kombinatorów epoki transformacji. Jego pokolenie urodziło się od końca lat 40. do połowy lat 60. Teraz zmęczony ciężką pracą zaczyna przechodzić na emeryturę.
Kilka ulic dalej, na trzydziestym piętrze biurowca szklanych drzwi, mimo późnej pory, maliczki wciąż wysyłają ostatnie maile. Trzydzieści lub czterdzieści lat na karku, setki nadgodzin, histeryczny bieg po drabinie kariery. Dzieciństwo spędzone na podwórku, rok 1989, szkoła, studia, profesjonalizm, korporacja, szarpanina z bezrobociem, samodoskonalenie. To pokolenie X, czyli osoby, które świat ujrzały od połowy lat 60. do lat 80. Ich kariera zawodowa przypadła już na czasy transformacji. W korporacyjnym wirze iksy zapominają o życiu osobistym. Wielu spłaca potężne kredyty. Mówi się, że to pokolenie, które żyje, aby pracować.
W atmosferze dalekiej od korporacyjnej "spiny", Stan przygotowuje się w tym czasie do wyjścia. Nie wychodzi jednak z biura do domu, a z domu na miasto. Chociaż klapek nie nosi, a "archaicznego" iPoda nie używa już od dawna, Stan to podręcznikowy przedstawiciel tzw. pokolenia Y. Millennialsi, bo tak bywają również nazywani, to zwykle dzieci generacji baby-boom. Urodzili się po roku 1980. Brutalnie szczere "pokolenie klapek i iPodów" zamieszkuje głównie duże miasta i jest dobrze wykształcone, ale tym co je wyróżnia jest to, że pracuje, aby żyć. Nie odwrotnie. - Nadgodziny? Błagam. Nie te czasy - mówi Stan.
Era post-korpo
Millennialsi nie potrzebują jednak naukowych teorii, żeby wiedzieć, że pieniądze szczęścia nie dają. Tym bardziej te wymęczone w wyścigu szczurów.
Platforma Flowtown zebrała dane na temat pokolenia Y. Na pytanie, co będzie najbardziej istotne w ich życiu, 52 proc. igreków odpowiedziało, że bycie dobrym rodzicem, 30 proc. wskazało szczęśliwe małżeństwo, 21 proc. pomoc innym w potrzebie, 20 proc. posiadanie domu, a tylko 15 proc. uznało, że ważne będzie dla nich zdobycie dobrze płatnej pracy. Do swoich poprzedników, zachłannych "japiszonów" (od ang. "yuppies“) i "korpo-ludków", Stan podchodzi z mieszanką szczerego współczucia i lekkiego lekceważenia. - Teraz mieć mniej, to znaczy mieć więcej. Więcej wolnego czasu i energii, i życia. A to bezcenne. Nawet za cenę mniejszej kasy odzyskujemy życie poza pracą, które samo odebrało sobie poprzednie pokolenie - tłumaczy.
- Moja praca w korporze trwała trzy lata. To na pewno o dwa lata za długo. Podczas tego okresu nie awansowałam na wyższe stanowisko, płaca była identyczna jak w pierwszym miesiącu, a nasze obowiązki zwiększyły się o 800 proc., bo tak wzrosła sprzedaż w naszej firmie. Przez dwa lata praca ta była powodem moich złości, irytacji, fatalnego samopoczucia i depresji. Szef dał mi wypowiedzenie z uśmiechem na twarzy, mówiąc, że "otwiera mi drzwi do kariery, bo chyba tu już mi się znudziło" - opowiada Zuzanna Żmihrowska, która od niedawna projektuje ubrania i rozkręca z sukcesem swoją markę MeWant. - Odetchnęłam z ulgą. Nawet nie zdawałam sobie sprawy w jakim więzieniu się sama zamknęłam. Komfort pracowania dla samego siebie jest czymś wymarzonym - dodaje.
Czytaj dalej: e-generacja
I że Cię nie opuszczę aż do jutra
Igreki walczą o swoje prawa w pracy z wytrwałością godną paryskich komunardów i kiedy ich szef okazuje się twardogłowym iksem, nie obawiają się odejść. Dorastający w kryzysie i braku stabilności zatrudnienia millennialsi nauczyli się nie przywiązywać się do swojego pracodawcy. Umowy śmieciowe i prekariat okazały się bronią obosieczną. O ból głowy przyprawia przedsiębiorców nielojalność młodych.
Według raportu Pew Research Center 60 proc. igreków w USA zamierza rozstać się ze swoim obecnym pracodawcą. Dla kontrastu 62 proc. iksów planuje nigdy nie zmieniać aktualnej firmy, a w przypadku generacji baby-boomu odsetek ten wynosi aż 84 proc. - To jest wyzwanie dla pracodawcy, jak pogodzić interesy wykształconego młodego człowieka, bardzo pewnego swojej wartości, z możliwościami firmy. Kiedy pracodawca nie spełni ich oczekiwań, najczęściej osoby te poszukują nowego zatrudnienia - mówi Łukasz Sobkowicz z Adecco. Potwierdza to Bartłomiej Owczarek z Goldenberry. - Widzą karierę zawodową raczej jako kolekcjonowanie prestiżowych marek w swoim CV i trudno wymagać od nich lojalności czy nastawienia na długoterminową relację - mówi.
Przed pracodawcami stoi jednak o wiele więcej wyzwań. Halina Frańczak z Deloitte, współautorka raportu o pokoleniu Y, mówi, że chociaż jest to generacja bardzo niejednolita, można wyróżnić dwie grupy, w których kumulują się jej negatywne cechy. Pierwsza to igreki nastawione roszczeniowo, druga - imprezowicze. - Pierwszy segment chce od początku swojej kariery podejmować decyzje, oczekuje atrakcyjnego wynagrodzenia oraz bardzo szybkich awansów. Jest to grupa bardzo niecierpliwa, a jej lojalność zależy od oferty pracodawcy. Osoby te mogą mieć kłopot z akceptacją hierarchii w firmie i dystansem w relacjach z przełożonymi - mówi Halina Frańczak. Inaczej wygląda sprawa z tzw. imprezowiczami. - Przy dość wygórowanych oczekiwaniach finansowych, pracę traktują jako dodatek do zainteresowań i życia osobistego. Dlatego oczekują dużej elastyczności i sympatycznych relacji w pracy. Mają małą determinację, by coś osiągnąć i czegoś się nauczyć - stwierdza Frańczak.
E-generacja
Ale jednocześnie są powody, dla których firmy starają się przyciągnąć millennialsów. - Ich wielkim atrybutem jest ich niezwykła biegłość techniczna, umiejętności komunikacyjne i łatwość zdobywania informacji - tłumaczy dyrektor Deloitte. Zuzanna, jak sama przyznaje, nie rozkręciłaby swojego biznesu, gdyby nie to, że jak reszta jej pokolenia, wychowała się w technologicznej piaskownicy. Według zestawienia Flowtown, 75 proc. igreków ma swój profil w mediach społecznościach, 55 proc. odwiedza go przynajmniej raz dziennie, 54 proc. uważa, że technologia zbliża do siebie ludzi, a tylko 34 proc., że potęguje izolację. Millennialsów trudno odkleić od technologii, 64 proc. wysyła smsy podczas jazdy samochodem, a ich spotkania w realu regularnie przerywane są interwałami grobowej ciszy, kiedy to igreki ślizgają się palcami po wyświetlaczach swoich smartfonów.
Jednak obycie technologiczne to tylko jedna z ich wielu cnót. - Powszechne jest także zwracanie uwagi młodych ludzi na sens tego, co robią w pracy, na użyteczność społeczną i atrakcyjność zadań. Dla pokolenia Y otwartość na innych i akceptacja różnorodności są dużo wyższe niż w jakimkolwiek innym pokoleniu wchodzącym na rynek pracy - mówi Halina Frańczak.
Igreki nie rozumieją: "zrób to, bo tak". Rozumieją: "zrób to, bo to ma sens". Nie myślą "za tydzień, za rok". Myślą "teraz". Są efektywni, dobrze znoszą zmiany i presję czasu. - Dla młodych osób praca to ciągłe wyzwania. Firmy, które w ciągu następnych kilku lat będą posiadały świadomość możliwości wykorzystania tego potencjału na pewno stoją przed ogromną szansą - zauważa Łukasz Sobkowicz z Adecco.
Czytaj dalej: straceni?
Straceni?
Mimo swojego potencjału, igreki znalazły się ostatnio w niezbyt rozkwitających okolicznościach. W ankietach MTV 60 proc. millennialsów w Polsce i na świecie wskazało kryzys gospodarczy jako najważniejsze doświadczenie pokoleniowe. Bez wątpienia stępił on ich nadzieje i aspiracje, co widać również na polskim podwórku.
Edukacyjna bonanza zlepiona z gospodarczym hamowaniem powoduje, że bezrobocie wśród absolwentów w Polsce może nawet przekroczyć w tym roku próg 30 proc. Przez beznadziejną sytuację, w jakiej się znaleźli, są nazywani straconym pokoleniem. Podobne problemy mają igreki w innych krajach. Według Pew Research Center ponad jedna trzecia millennialsów w USA jest na garnuszku rodziców. W Hiszpanii bezrobocie wśród młodych przekroczyło 55 proc., a w Grecji aż 60 proc. Igreki są nazywane "generacją Boomerang", ponieważ wielu z nich powraca do rodziców. - Powrót do rodzinnego domu w momencie braku kasy jest częstym zjawiskiem w dzisiejszych czasach - przyznaje Zuzanna, chociaż jej akurat udaje się utrzymywać samej.
- Kryzys wpłynął na oczekiwania finansowe pokolenia Y, ale przede wszystkim na większe docenianie kontaktów, referencji i unikalnych doświadczeń. Dlatego młodzi, szczególne w Polsce, deklarują w ogromnym odsetku, że są w stanie na początku kariery zrezygnować z wysokiego wynagrodzenia dla pracy, która będzie ich przede wszystkim rozwijać - mówi Halina Frańczak z Deloitte. - Należy jednak pamiętać, że nie jest to poświęcenie bezwarunkowe, a informacje, które młodzi ludzie wymieniają między sobą, bardzo szybko pomogą im zweryfikować ofertę pracodawców - zaznacza. - Okres związany z pierwszą falą kryzysu w 2008 roku i zapowiedź recesji w obecnym czasie, w dalszym ciągu nie osłabia samooceny tego pokolenia - zauważa Łukasz Sobkowicz. Mimo wiatru w oczy, igreki trzymają głowę wysoko podniesioną. Według ankiety MTV 75 proc. polskich millennialsów jest szczęśliwych.
- Stracone pokolenie? Chyba nie. Pamiętam, jak mój ojciec opowiadał, jak trudno było z zatrudnieniem przed wojną. Jak ja kończyłem studia, z pracą źle nie było. W peerelu czy się stało, czy się leżało, tysiąc się należał. Chociaż potem wielu wyłożyło się na transformacji - wspomina pan Janek. - Chyba każde pokolenie zrobiono na swój sposób w konia. Przedwojenne, powojenne, X, Y czy Z - odpowiada tacie Stan. - Pewnie, bywa ciężko. Ale każdy kryzys się kiedyś kończy - dodaje. Uśmiecha się, zakłada czapkę i wychodzi. To będzie długa piątkowa noc.
>>>>
Sugeruja aby nie marnotrawic bezmyslnie zycia tylko zwrocic sie ku Bogu . To nada najwyzszy sens takze ich brakowi pracy !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:19, 26 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Rewolucja seksualna w szkołach dla pielęgniarek
Pielęgniarki i położne nie nauczą się już, że homoseksualizm to patologia. Zamiast tego zapoznają się z dyskusyjną teorią gender - dowiedziała się "Rzeczpospolita".
Treści, które zmieniono, znajdowały się w programach nauczania pielęgniarek i położnych od 2003 roku. W 2012 r. w sprawie programów interweniowali u ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza działacze Kampanii Przeciw Homofobii.
Programy zmieniono pod koniec ubiegłego roku. W programach znalazły się elementy teorii gender. Głosi ona, że role i zachowania, odpowiednie dla mężczyzn i kobiet, są narzucone im przez społeczeństwo, a nie przez biologię.
W programach pojawił się punkt zatytułowany "tożsamość płciowa". W jego ramach położne będą uczyć się różnic między "płcią biologiczną" i "płcią społeczną" oraz o problemach z tożsamością płciową.
- Zmiany opracował zespół powołany przez Centrum Kształcenia Podyplomowego Pielęgniarek i Położnych. Recenzował je prof. Zbigniew Lew-Starowicz, konsultant krajowy w dziedzinie seksuologii - mówi dyrektor centrum, dr Barbara Kot-Doniec.
....
Lew Starowicz to becwal i idiota ! Zaden normalny naukowiec nie podpisal by takich bredni tylko zwyrodnialec .
Biedne pielegniarki czesto dziewczyny ze wsi . Beda im niszczyc dusze bredniami a one nawet nie beda wiedziec ze to nie jest nauka tylko ideologia na ksztalt marksizmu leninizmu .
ŻĄDAMY ABY UCZELNIE WOLNE BYLY OD IDEOLOGII . ABY PRZEKAZYWALY RZETELNA WIEDZE ! ZADAMY WERYFIKACJI TYTULOW PROFESORSKICH I PZBAWIENIE ICH TUMANOW !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 22:34, 13 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
MEN: samorządy chcą zamknąć 259 szkół, w których są uczniowie
Samorządy podjęły w tym roku uchwały intencyjne o zamiarze faktycznej likwidacji 259 szkół, dla dzieci i młodzieży, w których są uczniowie - wynika z ostatecznych danych przesłanych do MEN przez kuratorów oświaty. Samorządy miały czas na podjęcie uchwał do 28 lutego.
Jak czytamy w komunikacie resortu edukacji, w ubiegłym roku samorządy podjęły uchwały o intencji likwidacji 727 takich szkół.
Wśród 259 placówek, które samorządy chcą zlikwidować w tym roku, jest 166 szkół podstawowych, 36 gimnazjów i 57 szkół ponadgimnazjalnych.
Uchwały intencyjne o zamiarze likwidacji podjęto także w stosunku do 153 innych szkół dla dzieci i młodzieży. Wśród nich jest 88 szkół z zerową liczbą uczniów, czyli placówek, w których nie odbywają się już żadne zajęcia (w tym 12 szkół podstawowych, 5 gimnazjów i 71 szkół ponadgimnazjalnych). Dla porównania rok temu uchwał dotyczących likwidacji takich placówek było 292, czyli ponad trzy razy więcej niż w tym roku.
Pozostałe przypadki dotyczą jedynie "teoretycznej" likwidacji, gdyż w budynku nadal będzie prowadzone nauczanie.
17 placówek (16 szkół podstawowych i jedno gimnazjum) - to szkoły, które po likwidacji będą prowadzone przez inne organy niż samorząd. 34 szkoły (33 szkoły podstawowe, jedno gimnazjum) zostaną przekształcenie w filie innych szkół. Osiem szkół ponadgimnazjalnych zostanie wyłączonych z zespołów szkół, aby funkcjonowały jako samodzielne placówki. Sześć szkół po likwidacji zostanie przekształconych w liceum ogólnokształcące dla dorosłych.
Osobną kategorię stanowią szkoły, do których uczęszczają uczniowie, a które są wygaszane zgodnie z wprowadzanymi zmianami w systemie szkolnictwa zawodowego (w sumie są to 82 szkoły dla dzieci i młodzieży w 2013 roku).
Zgodnie z prawem, zamiar związany z likwidacją każdej szkoły samorząd musi zgłosić najpóźniej na sześć miesięcy przed terminem jej zamknięcia, czyli do końca lutego. Jest również zobowiązany m.in. do powiadomienia o zamiarze kuratora oświaty. Kurator opiniuje uchwały pozytywnie lub negatywnie. Decyzja kuratora nie jest jednak wiążąca dla samorządu.
Podjęcie uchwały intencyjnej o zamiarze likwidacji nie przesądza ostatecznie o zamknięciu danej placówki. Samorząd może odstąpić od zamiaru i nie zlikwidować szkoły.
...
Kraj w likwidacji .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:07, 14 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
119 szkół, przedszkoli i placówek oświatowych do likwidacji
Brak naboru, reforma szkolnictwa zawodowego i niż demograficzny. Takie argumenty podały szkoły województwa śląskiego zgłaszające zamiar likwidacji tych placówek.
Do końca lutego samorządy miały czas na przesłanie do Kuratorium Oświaty w Katowicach uchwał intencyjnych dotyczących zamiaru likwidacji placówek oświatowych na swoim terenie.
Jak informuje Anna Wietrzyk, rzeczniczka kuratorium, opinia kuratora w sprawie likwidacji nie jest wiążąca, ale niedochowanie wymogu zasięgnięcia jego opinii stanowi podstawę do stwierdzenia nieważności uchwały.
Do Kuratorium Oświaty w Katowicach z takim wnioskiem zwróciły się: Sosnowiec, Rybnik, powiat wodzisławski, Łaziska Górne, gmina Lubomia, powiat kłobucki, Częstochowa, Dębowiec, Tarnowskie Góry, Goleszów, powiat cieszyński, Zabrze, Ślemień, Kamienica Polska, Krzepice, Żory, Jastrzębie Zdrój, Wodzisław Śląski, Przystajń, Dąbrowa Górnicza, Jaworzno, Sosnowiec, Mysłowice, Kruszyna, Tworóg, Skoczów, powiat w Bieruniu.
Do likwidacji zaplanowano 119 placówek oświatowych. Zdecydowana większość to szkoły, które są likwidowane z mocy ustawy, bo aż 84.
Obecny rok jest kolejnym rokiem zamykania szkół ze względu na zmiany w szkolnictwie ponadgimnazjalnym. - Zgodnie z nowelizacją ustawy o systemie oświaty z 2011 roku licea profilowane przestaną w ogóle istnieć do 1 września 2014 roku Od września 2012 roku trwa systematyczne ich wygaszanie, czyli nie przeprowadza się naboru do pierwszych klas. Na mocy ustawy likwidowane są też licea uzupełniające i technika uzupełniające dla młodzieży i dorosłych, technika dla dorosłych i zasadnicze szkoły zawodowe dla dorosłych - wyjaśnia Wietrzyk.
....
Kolejna ,,transza" .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:29, 16 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Lubelskie: 149 szkół do likwidacji
149 uchwał dotyczących zamiaru likwidacji szkół wpłynęło do lubelskiego kuratora oświaty. W 110 przypadkach chodzi o szkoły, w których uczniów nie ma lub nabór nie jest już prowadzony. Planowane zmiany dotkną w sumie blisko 1,6 tys. uczniów.
- W ubiegłym roku podobnych wniosków o opinię ws. likwidacji szkół do lubelskiego kuratorium wpłynęło 292, czyli prawie dwa razy więcej - poinformował lubelski kurator oświaty Krzysztof Babisz.
Największe zmiany dotyczą szkół podstawowych - samorządy zgłosiły zamiar likwidacji 15 takich szkół, do których łącznie chodzi 488 uczniów i 79 dzieci w oddziałach przedszkolnych. Ponadto zlikwidowanych ma być osiem szkół filialnych, w których uczy się 81 uczniów w klasach I-III i 44 dzieci w oddziałach przedszkolnych.
W dziewięciu przypadkach likwidacja szkoły podstawowej ma być w rzeczywistości przekształceniem jej w filię innej szkoły połączonym z obniżeniem stopnia organizacji do prowadzenia nauczania w klasach I-III i oddziale przedszkolnym. Takie zmiany dotyczyć będą 335 uczniów i 106 przedszkolaków.
Zlikwidowane ma być też jedno gimnazjum, w którym uczy się obecnie 29 uczniów. W dwóch przypadkach zmiana polegać ma na włączeniu gimnazjum do zespołu szkół.
Babisz podkreślił, że uchwały samorządów mają charakter intencyjny, a o ostatecznej likwidacji szkoły rady miast czy gmin będą decydowały kolejną uchwałą. - Szkoły likwidowane, które były prowadzone przez samorządy, mogą być na nowo utworzone od 1 września, jeśli powstaną stowarzyszenia, które zechcą je prowadzić - zaznaczył.
Dotychczas do lubelskiego kuratorium wpłynęły cztery wnioski o opinię w sprawie przekazania szkoły do prowadzenia stowarzyszeniu. Dotyczą one szkół podstawowych, w których uczy się w sumie 253 uczniów i 28 przedszkolaków.
W ubiegłym roku stowarzyszenia przejęły w Lubelskiem 23 szkoły, do których chodzi łącznie 579 uczniów i 100 przedszkolaków.
Babisz zaznaczył, że w tym roku nie było dotychczas spektakularnych protestów w obronie likwidowanych szkół. Jego zdaniem samorządy są do tego coraz lepiej przygotowane. - Nie ma już takiego zaskoczenia, odpowiednio wcześniej informowani są rodzice i nauczyciele - dodał.
Jako powód likwidacji szkół samorządy podają niż demograficzny i związane z tym rosnące koszty utrzymania placówek.
Najwięcej - 110 - uchwał, jakie wpłynęły w tym roku do kuratorium, dotyczy likwidacji szkół, w większości ponadgimnazjalnych, w których nabór nie jest już prowadzony i nie ma uczniów lub kończą oni naukę.
Wiele tych likwidacji wiąże się z nowelizacją ustawy o systemie oświaty, która przewiduje m.in., że do 1 września 2014 przestaną funkcjonować licea profilowane i w związku z tym od ub. roku nie prowadzi się już do nich naboru. Likwidowane mają też być licea uzupełniające i technika uzupełniające dla młodzieży i dorosłych, technika dla dorosłych i zasadnicze szkoły zawodowe dla dorosłych.
W Lubelskiem zlikwidowane ma być m.in. 39 szkół dla dorosłych, 21 liceów profilowanych, 20 techników uzupełniających, 10 techników, pięć uzupełniających liceów ogólnokształcących, cztery licea ogólnokształcące, dwie zasadnicze szkoły zawodowe.
Nie wiadomo jeszcze, jak planowane likwidacje i przekształcenia wpłyną na strukturę zatrudnienia w szkołach na Lubelszczyźnie.
Według danych zebranych przez kuratorium ubiegłoroczne zmiany w sieci szkół spowodowały likwidację ponad 600 etatów.
...
Kolejne .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:39, 21 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
250 osób przyznało się do kupna fałszywych świadectw
Ponad 250 osób przyznało się w śledztwie prowadzonym przez śląską policję i prokuraturę do nabycia fałszywych świadectw dojrzałości, ukończenia szkoły i dyplomów zawodowych. Zarzuty usłyszało 50 osób.
Pierwsze informacje o fałszywych świadectwach policjanci zdobyli w 2009 roku. Od tego czasu przesłuchano ponad 500 osób i przeprowadzono setki ekspertyz - podał zespół prasowy śląskiej policji.
Według policji świadectwa podrabiał nieżyjący już właściciel prywatnego technikum w Zabrzu. Robił to najprawdopodobniej od 2004 roku. Chętnych nie brakowało. Jego klienci to osoby, którym nie chciało się przejść trzyletniego okresu nauki w technikum oraz osoby, które pilnie musiały dostarczyć świadectwa, aby zdobyć pracę lub awansować na wyższe stanowisko - mówią policjanci.
Nabywcy fałszywych świadectw płacili za nie od tysiąca do nawet 10 tys. zł. Kwota zależała od rodzaju dokumentu. Były nawet takie osoby, które kupowały "zestaw" kilku dokumentów.
W śledztwie 250 osób potwierdziło kupno lewych świadectw i dyplomów, 50 z nich usłyszało już zarzuty - głównie posługiwania się dokumentami, poświadczającymi nieprawdę o ich wykształceniu i posiadanych kwalifikacjach.
Jak mówi rzecznik katowickiej policji, Jacek Pytel, osoby, które kupowały fałszywe świadectwa potrzebowały ich do np. przedłużenia umowy o pracę, czy uzyskania podwyżki wynagrodzenia.
>>>>
Protestuje ! Najwiekszymi falszerzami tytulow sa wyksztalciuchy z uczelni . Im wolno dawac lipne magistry . A prosty lud to nie moze . Widzimy tutaj ze w feudalizmie byla wieksza sprawiedliwosc bo nikt nie udawal ze prawa sa rowne dla wszystkich !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:56, 24 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Marcin Dorociński i Aneta Zając wystąpili w akcji "Ratuj Maluchy"
Znani aktorzy, m.in. Marcin Dorociński i Aneta Zając, wspierają akcję zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum. W jakiej sprawie? Czy 6-latki powinny obowiązkowo iść do szkoły. W rozmowie z Onetem Aneta Zając - prywatnie mama bliźniaków - tłumaczy, dlaczego wystąpiła w spocie i czego chce da swoich dzieci.
- Ja, jako mama, chciałabym mieć wpływ na to, czy moje dziecko ma rozpocząć edukację szkolną w wieku 6 lat - mówi Onetowi Aneta Zając.
Akcję prowadzą Stowarzyszenie i Fundacja Rzecznik Praw Rodziców Karoliny i Tomasza Elbanowskich. W swoim komunikacie piszą, że "rodzice nie zgadzają się na obniżenie wieku szkolnego". Dlatego też chcą zebrać pół mln podpisów pod wnioskiem o referendum. Czas mają do 1 czerwca.
Wedle ich informacji podpisów zebrano już ponad 180 tys., a dziennie otrzymują 20-30 kg poczty z kolejnymi. Aby zebrać wymaganą ich liczbę nakręcają akcję "Ratuj Maluchy", w którą zaangażowały się znane twarze: Marcin Dorociński, Aneta Zając, Dariusz Basiński i Jacek Borusiński z Mumio oraz Mariusz Jakus. A w sieci zamieszczono spot z ich udziałem. Na YouTube odtworzono go już prawie 50 tys. razy.
Cel? "Odwołanie reformy" - czyli planów wprowadzenia obowiązku szkolnego dla 6-latków.
Dlaczego? O to Onet zapytał Anetę Zając - aktorkę, a prywatnie mamę bliźniaków. Gdyby pani dzieci miały obowiązek chodzić do szkoły już od 6. roku życia, to uznałaby pani to za odbieranie im części dzieciństwa czy szansę? - pytamy.
- Nie ma złotego środka tak, jak nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie. Każdy rodzic zna swoje dziecko i to on powinien decydować, czy dziecko kończy zabawę, zaczyna naukę czy jednak jeszcze rok dzieciństwa mu się przyda. Bardzo to uprościłam, ale tak to czuję. I właśnie dlatego, że mam dzieci, przed którymi niedługo otworzy się szkoła, chciałabym, aby zrobiono dużo więcej w tej tematyce niż tylko opowiadanie oklepanych frazesów "6-latki dostały szansę na lepsze wyniki w nauce" - stwierdza Aneta Zając.
W spocie, obok niej wystąpiły i inne osoby ze świata artystycznego. Marcin Dorociński mówi w nagraniu: - Moim zdaniem miejsce 6-latka jest w przedszkolu. Jacek Borusiński (Mumio): - Mamy prawo decydować o tym, co jest dobre dla naszych dzieci. Dariusz Basiński (Mumio): - My jesteśmy rodzicami. Dorociński raz jeszcze: - Miało być sto tysięcy. I jest. Ma być 500 tys.? Będzie (do złożenia wniosku o referendum potrzeba właśnie pół mln podpisów).
Aneta Zając: - Pani minister jest na krótko, a my jesteśmy matkami przez całe życie. A Mariusz Jakus namawia do zbieranie, wszędzie, podpisów pod wnioskiem o referendum.
W rozmowie z Onetem aktorka dodaje: - Ja, jako mama, chciałabym mieć wpływ na to, czy moje dziecko ma rozpocząć edukację szkolną w wieku 6 lat. Chciałabym również usłyszeć od psychologów, że program nauczania przygotowany został zgodnie z tym wiekiem. Od ministerstwa oczekuję oświadczenia, że wszystkie szkoły w Polsce są gotowe na przyjęcie 6-latków. Nie twierdzę, że reforma jest zbędna, ale chce mieć pewność, że wprowadzający ją ludzie zbadali wszystkie za i przeciw.
Aneta Zając "zdaje sobie sprawę, że już 2-latek potrafi >>rozbroić<< z kodu telefon rodzica, ale czy to oznacza, że poradzi sobie z programem nauczania, czytaniem, pisaniem?". Wskazuje też, że wolałaby, aby zaczął się proces zmniejszania liczebności dzieci w klasach, bo kiedyś w klasach "0" było po ok. 15 dzieci, a teraz - dodaje - te same 6-latki znajdą się w klasie 28-osobowej. - Pełna obaw patrzę na te liczby i nie trafiają do mnie argumenty ze "skokiem cywilizacyjnym" w tytule - podsumowuje.
Reformy wielokrotnie broniła minister edukacji narodowej Krystyna Szumilas (PO), obniżenie wieku szkolnego określając "cywilizacyjną zmianą" (od 1 września 2014 roku wszystkie dzieci sześcioletnie będą obowiązkowo uczęszczać do szkoły).
A we wpisie na blogu rządowym pt. "Sześciolatki w szkole wygrywają" wskazała, że badania pokazują, iż szybciej rozwijają się dzieci, które wcześniej rozpoczynają edukację szkolną. Osiągają też lepsze wyniki w czytaniu, pisaniu czy liczeniu od swoich rówieśników, którzy pozostali w przedszkolu.
Na dowód podała wyniki TUNSS (Test Umiejętności Na Starcie Szkolnym), którymi w 2012 r. objęto ponad 1400 polskich 6-latków z przedszkoli, szkolnych "zerówek" i klas I. Wynika z nich, zauważyła minister, że 6-latki w I klasach uzyskiwały najlepsze wyniki we wszystkich badanych dziedzinach.
Z kolei wedle ubiegłorocznego badania OBUT (Ogólnopolskie Badanie Umiejętności Trzecioklasistów) dzieci, które rozpoczęły edukację w wieku 6 lat w 2009 roku, osiągnęły w III klasie szkoły podstawowej takie same, a nawet lepsze wyniki od o rok starszych uczniów.
....
To realizacja komunistycznego postulatu aby dzieci zabrac rodzicom i wychowywac od malego w kolektywie a komunistow .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:02, 02 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Polacy nie chcą maluchów w szkołach
Polacy nie chcą, by maluchy trafiły do pierwszych klas. NIK alarmuje, że 80 proc. szkół nie jest do tego przygotowanych, donosi "Rzeczpospolita".
Aż 71 proc. badanych uważa, że wysyłanie 6-letnich dzieci do szkół to zły pomysł - wynika z sondażu przeprowadzonego przez pracownię Homo Homini. Co więcej, 45 proc. z nas uważa, że jest to zdecydowanie zły pomysł, kolejnych 26 proc., że raczej zły. Przeciwnego zdania jest tylko 24 proc. społeczeństwa, a zdecydowanych zwolenników reformy jest jedynie 10 proc.
Polacy nie wierzą, że szkoły są przygotowane na przyjęcie małych dzieci. Krytycznie oceniają plany rządu, który chce, by trafiły tam one obowiązkowo od września 2014 r. Ta ocena pokrywa się z tym, co o stanie przygotowania szkół uważa NIK. "Rz" dotarła do nieoficjalnych jeszcze wyników kontroli Izby. Są fatalne. Wskazują, że jedynie co piąta placówka jest gotowa na przyjęcie małych dzieci.
....
Demokracja . 80 % nie chce a oni tak wepchna .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:29, 05 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Gorąco w Darłowie. Rodzice skuli się łańcuchami
"Głos Koszlaiński": Na sesji rady gminy w Darłowie dziś bardzo gorąco. Rodzicie, którzy nie chcą likwidacji szkoły w Dąbkach przykuli się łańcuchami do stołu przewodniczącego rady.
Rodzicie powiedzieli, że nie wyjdą z sali póki radni nie zrezygnują z planów likwidacji szkoły w Dąbkach. Przypomnijmy, że także w czwartek rodzicie uczniów protestowali w Karwicach, gdzie rano blokowali drogę krajową nr 6.
Do Zespołu Szkół w Dąbkach uczęszcza 236 uczniów. Wójt gminy Darłowo chce przekształcić placówkę w społeczną. Radni gminy Darłowo przyjęli już uchwałę intencyjną o zamiarze likwidacji (tego wymaga procedura przekształcenia).
W piątek o godzinie 10 w Urzędzie Gminy Darłowo rozpoczęła się sesja Rady Gminy, podczas której zaplanowano ostateczne głosowanie nad likwidacją placówki. - Nie chcemy żadnej szkoły społecznej. Tym bardziej że nikt nie zagwarantuje nam, że ona powstanie. Oczywiście wybieramy się też na piątkową sesję - zapowiedzieli wczoraj zdesperowani rodzice.
Negatywne opinie w sprawie likwidacji Zespołu Szkół w Dąbkach wyraziło już kuratorium oświaty i Związek Nauczycielstwa Polskiego. Szef ZNP w naszym regionie Adam Zygmunt złożył nawet doniesienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez wójta gminy Darłowo. Wskazał w nim, że likwidacja szkoły w Dąbkach, to między innymi jawne pogwałcenie zapisów konstytucji.
- Ja działam zgodnie z prawem i zdania w sprawie szkoły nie zmienię - powiedział wczoraj wójt Kupracz.
...
Scenki z k raju Tuska .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:00, 07 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Trwa głodówka kobiet protestujących przeciwko likwidacji szkoły
Głos Koszaliński: - Mamy spore wahania ciśnienia, krwawienia z nosa, drętwienie nóg, ale się nie poddajemy - mówią Justyna Bindas, Agnieszka Czupajło i Bogumiła Górska, które od piątku prowadzą w Urzędzie Gminy Darłowo strajk głodowy.
To protest przeciwko piątkowej decyzji radnych o likwidacji publicznej szkoły w Dąbkach. Kobiety są pod opieką pielęgniarki zapewnionej im przez wspierających je rodziców i nauczycieli. - Pijemy dużo wody, ale psychicznie coraz ciężej znosimy ten protest - mówiły nam w niedzielne popołudnie.
W niedzielę wójt gminy Darłowo Franciszek Kupracz wręczył protestującym pismo, w którym zaproponował rozpoczęcie negocjacji, ale dopiero w najbliższy czwartek. - Poza tym nie zaproponował nic konkretnego poza uwłaczającymi nam uwagami, że wystąpi do Rady Gminy, by nie obciążano nas dodatkowymi kosztami utrzymania urzędu podczas naszego protestu - mówi Agnieszka Czupajło, która zapowiedziała jednocześnie, że w poniedziałek komitet protestacyjny wystąpi do wojewody o natychmiastowe włączenie się negocjatora celem rozwiązania konfliktu.
W piątek radni gminy Darłowo stosunkiem głosów 9 do 4 przyjęli uchwałę o likwidacji publicznej szkoły w Dąbkach. To oznacza, że od 1 września placówka może funkcjonować jedynie jako społeczna. Od kilku tygodni na takie rozwiązanie nie zgadzają się rodzice.
....
Matko ! Az taki dramat !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:08, 10 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Apel Kasi Cichopek i Joanny Brodzik. Chodzi też o ich własne dzieci
Katarzyna Cichopek, Joanna Brodzik i Marcin Dorociński oraz inne znane postacie apelują do rządu ws. obowiązku szkolnego 6-latków. Jak mówi aktorka Paulina Holtz, w reformie "chodzi tylko o to, żeby dziecko szybciej skończyło szkołę, poszło do pracy, zaczęło płacić podatki i ZUS".
Powód protestu jest podstawowy: wedle przepisów od 1 września 2014 roku wszystkie dzieci 6-letnie będą obowiązkowo uczęszczać do szkoły. Do tego czasu rodzice mają wybór. Stowarzyszenie, które chce "zatopienia" reformy, w ramach akcji "Ratuj Maluchy" zebrało do tej pory, jak deklaruje, ponad 220 tys. podpisów.
Stowarzyszenie i Fundacja Rzecznik Praw Rodziców, które stara się zebrać pół mln podpisów pod wnioskiem o referendum ws. 6-latków, opublikowało spot z udziałem aktorów.
Wystąpili w nim znani rodzice: Joanna Brodzik (prywatnie mama 5-letnich bliźniaków), Katarzyna Cichopek (mama 4-latka), Paulina Holtz (mama 6- i 5-letnich córek), Joanna Kupińska, Aneta Zając (mama bliźniaków), Dariusz Basiński, Marcin Dorociński (ojciec 7- i 5-letnich dzieci) i Mariusz Jakus (ojciec m.in. 5-latka). Wszyscy mówią, dlaczego politycy chcą wysyłać 6-latki do szkół. I protestują przeciw reformie.
W spocie można usłyszeć Marcina Dorocińskiego: - Nam, rodzicom, zależy na dzieciach, ale nie wiem, na czym zależy politykom. Joanna Brodzik dodaje: - Polska szkoła nie jest przygotowana na przyjęcie 6-latków. Katarzyna Cichopek: - 6-latek to przecież jeszcze małe dziecko.
Aneta Zając: - Powinno się uczyć poprzez zabawę. Paulina Holtz: - Chodzi tylko o to, żeby dziecko szybciej skończyło szkołę, poszło do pracy, zaczęło płacić podatki i ZUS. Joanna Kupińska: - Od pięciu lat wyraźnie mówimy, że nie chcemy tej reformy. I znów Dorociński: - Pani minister, ja bardzo panią proszę, dajmy już spokój z tą reformą. Miejmy chociaż wybór. Dobrze?
Marcin Dorociński nie chciał komentować swojego udziału w spocie.
- Nie musieliśmy nikogo specjalnie przekonywać, bo wszystkie osoby, które występują w spotach (a aktualny jest już drugim - red.), są rodzicami małych dzieci. Niektórzy sami się do nas zgłosili, innych poprosiliśmy - mówi Onetowi Tomasz Elbanowski, współautor akcji "Ratuj Maluchy". To już drugi taki spot, poprzedni pokazano parę tygodni temu.
Jak podkreśla Elbanowski, spoty sfinansowano z zebranych pieniędzy (w sumie ok. 20 tys. zł), a wszyscy wystąpili społecznie. - W telewizji spoty pokazywane były okazyjnie, ale nieodpłatnie, bo na to nie byłoby nas stać - dodaje.
Już przy publikacji poprzedniego spotu TV Aneta Zając mówiła Onetowi: - Ja, jako mama, chciałabym mieć wpływ na to, czy moje dziecko ma rozpocząć edukację szkolną w wieku 6 lat.
Dodawała też: - Właśnie dlatego, że mam dzieci, przed którymi niedługo otworzy się szkoła, chciałabym, aby zrobiono dużo więcej w tej tematyce niż tylko opowiadanie oklepanych frazesów "6-latki dostały szansę na lepsze wyniki w nauce"
Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców Karoliny i Tomasza Elbanowskich deklaruje, że ma już ponad 220 tys. podpisów, podczas gdy niezbędnych jest minimum pół miliona - do 1 czerwca (dzień dziecka) - by złożyć wniosek o referendum.
- Na pewno uda się nam zebrać pół miliona podpisów. Widać duże poruszenie społeczne - mówi nam Elbanowski, dodając, że generalnie rodzice nie chcą posyłać 6-latków do szkoły.
Reformy wprowadzającej obowiązek szkolny 6-latków, wiele razy broniła minister edukacji Krystyna Szumilas (PO). Obniżenie wieku szkolnego określała "cywilizacyjną zmianą". We wpisie na blogu rządowym pt. "Sześciolatki w szkole wygrywają" wskazała, że badania pokazują, iż szybciej rozwijają się dzieci, które wcześniej rozpoczynają edukację szkolną. Osiągają też lepsze wyniki w czytaniu, pisaniu czy liczeniu od swoich rówieśników, którzy pozostali w przedszkolu.
Na dowód podała wyniki TUNSS (Test Umiejętności Na Starcie Szkolnym), którymi w 2012 r. objęto ponad 1400 polskich 6-latków z przedszkoli, szkolnych "zerówek" i klas I. Wynika z nich, zauważyła minister, że 6-latki w I klasach uzyskiwały najlepsze wyniki we wszystkich badanych dziedzinach.
Z kolei wedle ubiegłorocznego badania OBUT (Ogólnopolskie Badanie Umiejętności Trzecioklasistów) dzieci, które rozpoczęły edukację w wieku 6 lat w 2009 roku, osiągnęły w III klasie szkoły podstawowej takie same, a nawet lepsze wyniki od o rok starszych uczniów.
....
Popieramy ! Pilnujmy tez dzieci przed zboczencami . Napieraja oni silnie na szkoly po to aby dzieci przesladowac .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:51, 17 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Głos Koszaliński
Głodówka w Darłowie. Ultimatum wójta, protest trwa
Wczoraj do protestujących w obronie szkoły w Dąbkach wójt skierował pismo, w którym wezwał do opuszczenia budynku Urzędu Gminy. - Żadne ultimatum wójta nas nie interesuje - mówią głodujące kobiety.
"Przebywanie po godzinie 15 w dniu 16 kwietnia osób nieupoważnionych, bez zgody osoby odpowiedzialnej za obiekt (wójta gminy Darłowo), będzie traktowane jako samowolne wejście do obiektu gminnego i będzie powodować niepotrzebne działania, konsekwencje" - to fragment pisma, które wczoraj dotarło do czterech kobiet głodujących w Urzędzie Gminy Darłowo w obronie szkoły w Dąbkach. Tuż po jego wysłaniu wójt Franciszek Kupracz tłumaczył dziennikarzom: - Jeśli nadal kobiety będą głodować, to nie zostaną usunięte siłą. Zabezpieczymy tylko obiekt w taki sposób, żeby nie było tutaj żadnych wycieczek. Będą strażnicy już nie tylko przed salą, ale też przy wejściu do urzędu. Tak, żeby tym paniom nikt nie przeszkadzał - mówił wójt Kupracz.
Czy nadal uważa, że szkoła w Dąbkach powinna być przekształcona w społeczną? - Ja do sobotniej sesji rady gminy (zwołanej na żądanie protestujących - dop. red.) nic nie powiem - skwitował wójt. Dopytywany o to, czy na sesji pojawi się uchwała anulująca likwidację szkoły w Dąbkach, odparł: - W programie sesji znalazły się uchwały stwierdzające, czy te "likwidacyjne" zostały podjęte zgonie z prawem. Te dwa punkty sprawę załatwiają, bo jeśli zapadnie decyzja, że było złamanie prawa, to uchwały "likwidacyjne" zostaną automatycznie anulowane.
- Żadne ultimatum wójta nas nie interesuje. Głodówki nie przerywamy. Czekamy na sobotnią sesję i korzystne załatwienie naszej sprawy - mówiły wczoraj cztery kobiety głodujące w Urzędzie Gminy Darłowo.
5 kwietnia radni gminy Darłowo podjęli uchwałę o likwidacji publicznej szkoły w Dąbkach. To oznacza, że będzie ona mogła funkcjonować od 1 września, ale tylko jako szkoła społeczna. W geście protestu strajk głodowy w budynku Urzędu Gminy rozpoczęły początkowo trzy kobiety. Dwie z nich trafiły do szpitala, ale do głodujących dołączyły kolejne trzy mieszkanki gminy Darłowo.
>>>>
Skutki ,,transformacji" .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:17, 23 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
"Rzeczpospolita": szkoła pełna strachu
Problemy wychowawcze to szkolna codzienność sześciolatka - wynika z badań, które ujawnia "Rzeczpospolita".
Ministerstwo edukacji od kilku miesięcy bombarduje rodziców informacjami o korzyściach z posłania do szkoły sześciolatków. Tymczasem z badań, które przeprowadziła prof. pedagogiki Wanda Grelowska, nie wyłania się aż tak kolorowy obraz.
W wynikach jej pracy możemy przeczytać o problemach wychowawczych, jakie sprawiają młodsi uczniowie, a także o kłopotliwych sytuacjach, z jakimi stykają się dzieci sześcioletnie, które uczą się w jednej klasie z rok starszymi dziećmi.
Prof. Grelowska przeprowadziła swoje badanie w szkołach podstawowych na terenie Radomia, ankietowani byli rodzice oraz nauczyciele. Jak się okazało, aż 86 proc. badanych przyznało, że sześciolatki w szkole sprawiają problemy wychowawcze.
- Sześciolatkowi trudno jest zrozumieć, że jest jedną z wielu jednostek w grupie i nauczyciel nie jest w stanie tylko na nim skupić swojej uwagi. Dość często się zdarza, że dziecko domaga się absolutnej wyłączności - wyjaśnia prof. Grelowska.
....
Dziecmi w Polsce zajmuja sie szalency i psychopaci . Strach sie bac !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:08, 23 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Tysiące przedszkoli strajkuje ws. sześciolatków
3 tys. niepublicznych przedszkoli rozpoczęło dziś akcję protestacyjną. Domagają się zmian w systemie oświaty - informuje "Rzeczpospolita".
Organizatorzy akcji Stowarzyszenie Przedszkoli Niepublicznych informuje, że to strajk ostrzegawczy dla rządu, który potrwa do czwartku. W akcji biorą udział przedszkola z całej Polski. Są oflagowane. Zostały także wywieszone postulaty SPN.
SPN ma trzy żądania. Przedstawiciele przedszkoli niepublicznych chcą by rząd wycofał się z planów posłania do szkół sześciolatków. Postulaty dotyczą także finansowania z samorządów - niepubliczne przedszkola chcą dostawać tyle samo co placówki publicze. Obecnie otrzymują 75 proc. tej kwoty. Po trzecie - SPN chce umożliwić posyłanie do przedszkoli 2-letnich dzieci ze względu na słano rozwiniętą sieć żłobków w Polsce.
Maciej Futyma, rzecznik SPN, podkreśla, że jeżeli rząd nie zrealizuje tych postulatów działania protestacyjne zostaną zaostrzone.
....
Popieramy sluszna akcje !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:40, 24 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Stowarzyszenie Przedszkoli Niepublicznych przeciwne 6-latkom w szkołach
"Nie" dla sześciolatków w szkołach, "tak" dla dwulatków w przedszkolach - pod takimi hasłami rozpoczęło akcję protestacyjną Stowarzyszenie Przedszkoli Niepublicznych. Chce także, by przedszkola publiczne i niepubliczne otrzymywały taką samą dotację.
Akcję protestacyjną prowadzi w całym kraju około 3 tys. niepublicznych przedszkoli, punktów przedszkolnych i klubów przedszkolaka - poinformował rzecznik Stowarzyszenia Przedszkoli Niepublicznych Maciej Futyma.
Protest polega na oflagowaniu placówek oraz umieszczeniu w miejscu widocznym informacji na temat przyczyn protestu i postulatów. - Wybraliśmy miękką formę protestu ze względu na dobro dzieci - podkreślił Futyma. Protest ma potrwać do piątku.
Na pierwszym miejscu wśród postulatów stowarzyszenia znalazło się odejście od obniżania wieku obowiązku szkolnego dla dzieci z siedmiu do sześciu lat.
Jak przekonywał Futyma, dzieci sześcioletnie nie są emocjonalnie i społecznie gotowe do podjęcia nauki w szkole. Jednocześnie - jego zdaniem - w szkołach podstawowych nie ma warunków, by sześciolatki otrzymały odpowiedzialną opiekę. - Realia są takie, że szkoły nie są przygotowane, ani nauczyciele nie są przygotowani do opieki nad małymi dziećmi. Inaczej do małych dzieci podchodzą nauczyciele w szkołach, a inaczej w przedszkolach. Dzieciom młodszym trzeba poświęcić więcej uwagi. Samodzielność sześciolatka jest mniejsza niż dzieci w wieku szkolnym - tłumaczył.
Zgodnie z ustawą o systemie oświaty, od 1 września 2014 r. naukę w szkołach podstawowych obowiązkowo rozpoczynać będą wszystkie dzieci sześcioletnie. Do tego czasu rodzice mogą decydować, czy dziecko rozpocznie naukę w szkole wieku sześciu, czy w wieku siedmiu lat.
Według MEN w roku szkolnym 2012/13 do pierwszej klasy szkoły podstawowej poszło 17,62 proc. sześciolatków; w 2011/12 - 19,43 proc.; w 2010/11 - 9,4 proc.; a w pierwszym roku reformy 2009/10 - 4,25 proc.
Stowarzyszenie Przedszkoli Niepublicznych postuluje jednocześnie wprowadzenia przepisów umożliwiających bezwarunkowe przyjmowania dwulatków do przedszkoli. - System opieki żłobkowej praktycznie nie istnieje. Jesteśmy zasypywani prośbami rodziców o to, by do przedszkola przyjąć dziecko dwuletnie, nie możemy jednak tego robić, gdyż nie pozwalają nam na to przepisy - powiedział Futyma.
Stowarzyszenie chce także, by przedszkola niepubliczne otrzymywały dotację takiej samej wielkości co przedszkola publiczne.
Zgodnie z ustawą o systemie oświaty gminy muszą przekazywać przedszkolom niepublicznym na każde dziecko dotację w wysokości 75 proc. wydatków ponoszonych w przedszkolach publicznych w przeliczeniu na jednego ucznia. Na utrzymanie przedszkoli publicznych, jak i dotowanie przedszkoli niepublicznych, gminy nie otrzymują środków z subwencji oświatowej. Środki pochodzą z ich dochodów własnych, głównie z podatków PIT i CIT.
- Każdy z rodziców płaci takie same podatki. Każdy ma prawo wybrać między placówką publiczną i niepubliczną. Środki przekazywane przedszkolom powinny być takie same, niezależnie od tego, czy dziecko pójdzie do przedszkola publicznego, czy niepublicznego. Państwo powinno pomagać każdemu w taki sam sposób - podkreślił Futyma.
Według niego, na takim rozwiązaniu zyskaliby zarówno rodzice, jak i przedszkola, gdyż pozwoliłoby to na zmniejszenie wysokości opłat wnoszonych przez rodziców w placówkach niepublicznych. - Czesne w placówkach niepublicznych jest wyższe niż w publicznych. Wyższa dotacja pozwoliłaby zniwelować tę różnicę. Przyczyniłaby się też do stworzenia konkurencji między nami - powiedział Futyma.
...
Kolejny protest .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:12, 04 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Prof. Bogusław Śliwierski: zmierzamy ku edukacyjnej katastrofie
- Zmierzamy ku katastrofie. W PRL była sowietyzacja, dziś jest amerykanizacja w szczególnie uległy sposób - mówi w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" prof. Bogusław Śliwierski, przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk i członek Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów.
Jak twierdzi ekspert, z edukacją w Polsce jest bardzo źle. Dodaje, że już nawet w Stanach Zjednoczonych osoby odpowiedzialne za kształcenie młodego pokolenia zrozumiały, że testy to ślepa uliczka.
- Testy nie mierzą głębi wiedzy i jej zakresu, ale powierzchowne umiejętności i kompetencje. Tymczasem wiedza uczniów jest wynikiem nie tylko pracy nauczyciela z uczniami, ale także ich samokształcenia, umiejętności i samodzielności uczenia się, a przede wszystkim jest uwarunkowana pozycją społeczno-ekonomiczną środowiska rodzinnego uczniów, zwłaszcza wykształceniem ich rodziców - mówi Śliwierski.
Według niego "rynek oświatowy opanowała ukryta prywatyzacja", gdyż do edukacji publicznej przenosi się "rozwiązania znane z firm, koncernów, zobowiązujące do pilnowania efektywności, optymalizacji kosztów i zysków". - Innymi słowy jakość polskiego szkolnictwa mierzy się unijnymi wskaźnikami, które warunkują, gdzie trzeba zaoszczędzić, ograniczyć środki z budżetu, ciąć etaty - dodaje.
Śliwierski zaznacza, że obecnie sfera edukacji przypomina chińską fabrykę, gdzie liczy się cena i ilość, a "jakość to rzecz wtórna".
Jak przyznaje, "nasz system edukacji polega na manipulowaniu wskaźnikami, a nie kształceniu młodych ludzi". Jak to możliwe? Jak się bowiem okazuje, testy sprawdzające wiedzę ustawia się pod uczniów.
Według rozmówcy "Dziennika Gazety Prawnej" obecny system edukacji służy tylko temu, aby "spełnić oczekiwania unijnych ekspertów" i "dobrze wypaść w ich miernikach". Nikt natomiast nie myśli o tym, jak polepszać efekty kształcenia.
Profesor nauk humanistycznych Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej i Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie podkreśla, że o dobru ucznia kompletnie zapomniano.
- Szkoła nie uczy ich (uczniów - przyp. red.) już umiejętności związanych z krytycyzmem, analizowaniem zjawisk w kategoriach przyczynowo-skutkowych, wyciąganiem wniosków. To zostało zredukowane przez samych nauczycieli. Nie dlatego, że nie chcą tego uczyć, ale takie są dzisiaj podstawy programowe - stwierdza Śliwierski.
Jego zdaniem "młodym ludziom proponuje się dziś wiedzę typu instant, (...) a test buduje się na zasadzie teleturnieju »Familiada«".
- Wypuszczamy pokolenia nastawione zadaniowo, egoistycznie, unikające zagrożeń. A przecież istotą edukacji powinno być wykształcenie osobowości żyroskopowych, wewnątrzsterownych, kierujących się własnym rozumem, sumieniem, wartościami i poczuciem odpowiedzialności - twierdzi.
Śliwierski przytacza dane z raportu Komitetu Prognoz PAN "Polska 2050". Jak przyznaje, dane są porażające. - Inne kraje będą się rozwijać szybciej, świat będzie dążył do gospodarki i cywilizacji wiedz, a nasza edukacja, jeśli się nic nie zmieni, temu nie sprosta. Staniemy się pariasami Europy - mówi.
Jak stwierdza, jest szansa, by temu zapobiec. Konieczne w tym celu jest wspólne działanie uczniów, rodziców i nauczycieli.
...
Bardzo madrze . Tylko debil by sie uczyl np. skladow kolejnych rzadow aby zdac test . Czy mozemy powiedziec ze ktos taki ma wielka wiedze o historii!? To sa fakty i od tego sa encyklopedie spisy indeksy .
Nauke w Polsce bardziej okazuje sie zniszczyla amerykanizacja a pozniej brukselizacja niz sowietyzacja przeciw ktorej byl instynktowny opor . Zreszta byla tak prymitywna ze nikt na to nie szedl . Osiagniecia uczonych radzieckich wywolywaly szok prymitywizmem a nie podziw . Zreszta opisali to Strugaccy w powiesci Poniedzialek ...
Szokuje kretynski zachwyt nad zachodem a uczeni okazali sie najglupsi . Bo zwykly lud np. wciaz glownie konsumuje miejscowa rozrywke nie zachodnia .
Jak zwykle im wyzej tym glupsi .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:42, 07 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Pół miliona podpisów pod referendum ws. 6-latków w szkole
Pół miliona podpisów za referendum nie przekona minister edukacji do zmiany zdania o obniżeniu wieku szkolnego. Krystyna Szumilas pytana była w radiowej Trójce, czy w przypadku zebrania przez przeciwników reformy wystarczającej liczby podpisów, zagłosuje za ich wnioskiem o referendum. Inicjatywa "Ratuj Maluchy.." na początku maja miała wsparcie blisko 300 tysięcy Polaków.
Krystyna Szumilas zaznaczyła, że to parlament zadecyduje, czy do referendum ostatecznie dojdzie, ale ona sama nie zmienia zdania na temat reformy. Podkreśla, że wcześniejsze wysyłanie dzieci do szkół to dla nich szansa cywilizacyjna.
Inicjatywa "Ratuj Maluchy i starsze dzieci też" chce, by Polacy w narodowym plebiscycie odpowiedzieli, czy są za zniesieniem obowiązku szkolnego pięcio- i sześciolatków, przywróceniem w liceach pełnego kursu historii i innych przedmiotów, stopniowym powrotem do systemu 8 lat szkoły podstawowej + 4 lata szkoły średniej oraz czy opowiadają się za ustawowym powstrzymaniem procesu likwidacji publicznych szkół i przedszkoli.
...
Brawo . Ale co tam tuskom podpisy ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:42, 11 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
"Rzeczpospolita": Doktoranci bez doktoratu
Doktorzy podczas święta Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, fot. Przemysław Skrzydło/Agencja Gazeta
Na studiach doktoranckich jest dziś w Polsce ponad 40 tys. osób. Niewiele z nich jednak otrzyma ten naukowy tytuł - informuje "Rzeczpospolita".
Z danych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego wynika, że na koniec 2011 r. (najnowsze dostępne dane) na studiach doktoranckich wśród 40 tys. słuchaczy 30 tys. było na bezpłatnych studiach stacjonarnych i mniej więcej jedna trzecia z nich otrzymywała stypendia. Przewody doktorskie, które są warunkiem uzyskania tytułu, otworzyło ponad 5 tys. osób i mniej więcej tyle samo otrzymało stopień doktora.
Taka sytuacja budzi sprzeciw ekspertów rynku edukacyjnego w Polsce. - System kształcenia na poziomie doktorskim wymaga głębokiego przemyślenia i reformy. Potrzebny jest dziś podział na doktoraty typowo naukowe i praktyczne, które będą cenione przez firmy - uważa prof. Witold Bielecki, rektor Akademii Leona Koźmińskiego, najlepszej według rankingu "Rzeczpospolitej" i "Perspektyw" uczelni niepublicznej w Polsce.
Studia doktoranckie cieszą się popularnością, gdyż idą za nimi pieniądze z resortu szkolnictwa. Uczelnie nie zawsze jednak interesują się tym, czy edukacja ta skończy się uzyskaniem stopnia naukowego.
....
Tak wyksztalciuchy sprostytuowaly kolejny stopien naukowy . Na dobra sprawe kto napisal prace magisterska to i napisze doktorat . Tylko po co pisac prace ktorych nikt nie czyta ? Dla kasy ktora idzie do kieszeni wyksztalciuchow . A z uwagi na to ze mgr jak psow to teraz ambitni chca juz dr . A ci dr to obecnie nizej niz przed wojna matura .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:37, 13 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Krystyna Szumilas nie poradziła sobie z testem szóstoklasisty
Szefowa resortu edukacji Krystyna Szumilas dostała tylko połowę punktów za odpowiedź na pytanie z testu szóstoklasisty - informuje RMF FM.
Polecenie, na które Szumilas miała udzielić odpowiedzi brzmiało: "Napisz w dwóch, trzech zdaniach, dlaczego należy poprawnie mówić i pisać".
"Ponieważ słuchają nas inni i musimy być zrozumiali dla innych. Wypowiedź musi być logiczna, musi być zrozumiała dla słuchacza, bo to od nas zależy, czy ten, kto nas słucha, rozumie to, co mówimy" - odpowiedziała Krystyna Szumilas.
Wypowiedź pani minister przeanalizowały dwie nauczycielki-polonistki, które nie wiedziały, kogo oceniają. Uznały, że za samą treść można dać w tym przypadku jeden punkt, ale za poprawność językową nie należy się żaden.
Wytłumaczyły to tym, że zgodnie z kluczem wypowiedź powinna mieć związek z poleceniem, a także być zbudowana ze zdań pojedynczych lub zdania złożonego. Odpowiedź Szumilas nie spełniła tych warunków.
....
I teraz rozumiecie dlaczego zostala ministra . Za wiedze .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 13:52, 18 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
"Rzeczpospolita": podręcznikowe eldorado
Nawet połowa kosztu szkolnej książki może iść na agresywną promocję wśród nauczycieli. A za drogi podręcznik płacą rodzice, alarmuje "Rzeczpospolita".
Wartość rynku podręczników w Polsce szacuje się na 0,8-1 mld zł. Mamy kilka milionów uczniów, każdy z nich co roku musi kupić co najmniej kilka książek szkolnych. To znaczy, że co roku wydawcy mają zbyt na kilkadziesiąt milionów swoich produktów.
Liczba podręczników dopuszczonych do nauczania języka angielskiego w klasach I-III szkoły podstawowej sięga 99 tytułów; kolejne 145 to podręczniki do edukacji wczesnoszkolnej. W gimnazjum książek do angielskiego jest już 117, do języka polskiego 68, do fizyki 30, do matematyki "tylko" 29.
Oficyny wydają coraz więcej pieniędzy na promocję. To przekłada się na cenę. Koszty marketingowe pokrywają uczniowie, a raczej ich rodzice. Według nieoficjalnych informacji w przypadku podręczników do nauki języków koszty marketingu mogą stanowić nawet 60 proc. ceny. To pieniądze, z których wydawnictwa opłacają bankiety dla nauczycieli i dyrektorów szkół oraz krążących po całym kraju przedstawicieli handlowych.
....
Jak z lekami . Teraz tylko rwanie kasy wszedzie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:20, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Front za sześciolatkami
Nauczyciele i naukowcy z PAN dołączają do przeciwników obniżania wieku szkolnego - informuje "Rzeczpospolita".
Sekcja Krajowa Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" zrzeszająca 70 tys. nauczycieli i pracowników administracyjnych oświaty mówi "nie" obowiązkowi szkolnemu dla sześciolatków.
Stanowczo przeciwko tym zmianom wypowiada się także Komitet Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk. Pedagodzy z PAN miażdżą politykę edukacyjną minister Krystyny Szumilas i jej poprzedniczki Katarzyny Hall, zarzucając im "przejawy bezmyślności" i "niedojrzałość polityczną".
Oba stanowiska zostały wyrażone w ramach konsultacji społecznych w sprawie kolejnej już nowelizacji ustawy o systemie oświaty, która ma uregulować status sześciolatków w szkołach.
Wobec reformy opory mają również rodzice. W 2012 r. zaledwie 18 proc. uprawnionych do tego sześciolatków rozpoczęło naukę. Według wstępnych informacji w nadchodzącym roku szkolnym ten odsetek może być jeszcze niższy.
....
Prosze ! Jedno z niewielu pozytywnych wystapien tych srodowisk ostatnio .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:10, 22 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Stowarzyszenie rodziców: propozycje ws. 6-latków są sprzeczne z konstytucją
Podział rocznika dzieci urodzonych w 2008 r. na połowy i objęcie jednej z nich obowiązkiem szkolnym w wieku sześciu lat, a drugiej w wieku siedmiu lat jest sprzeczny z konstytucyjną zasadą równości - twierdzi Stowarzyszenie i Fundacja Rzecznik Praw Rodziców.
Takie stanowisko Stowarzyszenia znalazło się w opinii do projektu nowelizacji ustawy o systemie oświaty dotyczącego obniżenia z siedmiu do sześciu lat obowiązku szkolnego. Projekt ten, przygotowany przez MEN, na początku maja został skierowany do uzgodnień i konsultacji społecznych.
W projekcie tym zaproponowano, by we wrześniu 2014 r. obowiązek szkolny objął wszystkie dzieci 7-letnie (rocznik 2007) oraz dzieci 6-letnie, urodzone w okresie 1 stycznia - 30 czerwca 2008 r. Spełnianie obowiązku szkolnego będą mogły rozpocząć również dzieci urodzone w okresie od 1 lipca do 31 grudnia 2008 r., jeśli taka będzie wola ich rodziców, a także na wniosek rodziców dzieci 5-letnie (urodzone w 2009 r.).
W przypadku dzieci 5-letnich decyzję o przyjęciu do I klasy podejmować będzie dyrektor szkoły po zasięgnięciu opinii publicznej poradni psychologiczno-pedagogicznej. Taka zasada ma obowiązywać też kolejne roczniki.
Zgodnie z projektem, we wrześniu 2015 r. obowiązek szkolny ma objąć dzieci 7-letnie, urodzone w okresie 1 lipca - 31 grudnia 2008 r. oraz wszystkie dzieci z rocznika 2009 (6-latki). Zaproponowano także, by od września 2014 r. klasy pierwsze szkół podstawowych liczyły do 25 uczniów. Taki przepis ma obowiązywać od września 2014 roku i docelowo będzie dotyczył klas I-III (we wrześniu 2014 klasy I, we wrześniu 2015 r. klasy I i II, od września 2016 r. klasy I-III).
W opinii Stowarzyszenia i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców zapis dotyczący podziału rocznika 2008 jest niezgodny z art. 32 konstytucji, który stanowi, że wszyscy są wobec prawa równi i wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne, a także, że nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.
"Propozycja odmiennego potraktowania połowy dzieci z rocznika, poprzez obligatoryjne objęcie ich obowiązkiem szkolnym, bez przeprowadzenia diagnozy gotowości szkolnej tych dzieci, jest wyraźną dyskryminacją tych dzieci względem uprzywilejowanej przepisami grupy dzieci z drugiej połowy rocznika" - napisano w opinii.
Przywołano w niej także artykuł 48 konstytucji. Zgodnie z nim, rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania. Ograniczenie lub pozbawienie praw rodzicielskich może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie i tylko na podstawie prawomocnego orzeczenia sądu.
"Spełnienie obowiązku szkolnego dzieci, które nie ukończyły siedmiu lat niezależnie od dnia urodzenia oraz rocznika, powinno być pozostawione decyzji rodziców" - napisano w opinii powołując się na artykuł 48.
Zwrócono również uwagę m.in. na to, że w projekcie brak jest wskazań, jak rozwiązać kwestię rozpoznanej przez rodziców i psychologów potrzeby, aby dziecko powtarzało klasę pierwszą. Zaznaczono też, że podniesienie standardu edukacji wczesnoszkolnej poprzez ograniczenie liczebności klas powinno zostać wsparte przeznaczeniem odpowiednich środków na realizację tego celu.
Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców zostało zawiązane w 2009 r. przez grupę rodziców zaangażowanych w akcję społeczną "Ratuj Maluchy" sprzeciwiających się obniżeniu wieku obowiązku szkolnego z siedmiu do sześciu lat.
Od stycznia tego roku Stowarzyszenie prowadzi zbiórkę podpisów pod wnioskiem o przeprowadzenie ogólnokrajowego referendum. Chce by obywatele odpowiedzieli w nim na pięć pytań: 1. Czy jesteś za zniesieniem obowiązku szkolnego sześciolatków? 2. Czy jesteś za zniesieniem obowiązku przedszkolnego pięciolatków? 3. Czy jesteś za przywróceniem w liceach ogólnokształcących pełnego kursu historii oraz innych przedmiotów? 4. Czy jesteś za stopniowym powrotem do systemu: 8 lat szkoły podstawowej plus 4 lata szkoły średniej? 5. Czy jesteś za ustawowym powstrzymaniem procesu likwidacji publicznych szkół i przedszkoli?
Aby wniosek o przeprowadzenie referendum mógł być złożony do Sejmu, Stowarzyszenie musi zebrać pod nim 500 tys. podpisów. Jak można przeczytać na jego stronie internetowej, zebrano dotąd ponad 393 tys. podpisów.
....
Oni akurat prawem sie przejmuja .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:33, 22 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
MEN: jedno z zadań na egzaminie maturalnym z informatyki będzie unieważnione
W jednym z zadań na egzaminie maturalnym z informatyki na poziomie rozszerzonym był błąd; minister edukacji zobowiązał Centralną Komisję Egzaminacyjną do jego unieważnienia - poinformowało MEN. Informatykę na poziomie rozszerzonym zdawało ok. 2,2 tys. maturzystów.
Minister edukacji Krystyna Szumilas chce, aby wszyscy zdający otrzymali za błędne, drugie zadanie maksymalną liczbę punktów.
"Zwróciłam się również do dyrektora CKE, jako kierownika jednostki odpowiedzialnej za jakość przygotowywanych materiałów egzaminacyjnych, o dokładne rozpoznanie przyczyn powstałych nieprawidłowości, podjęcie działań eliminujących ryzyko wystąpienia podobnych sytuacji w przyszłości oraz wyciągnięcie konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych za zaistniałą sytuację" - napisała w oświadczeniu minister.
Maturzyści rano przystąpili do egzaminu informatyki, a po południu do egzaminu z historii sztuki. Zarówno informatyka, jak i historia sztuki, należą do grupy najrzadziej wybieranych przedmiotów na maturze.
Chęć zdawania egzaminu z informatyki zadeklarowało 4,7 tys. maturzystów, czyli około 1,3 proc.; więcej niż połowa zdających ten przedmiot - 2,5 tys. - zdecydowało się zdawać egzamin na poziomie podstawowym.
Egzamin z przedmiotu do wyboru maturzysta zdaje tylko na jednym wybranym przez siebie poziomie.
Maturzyści muszą przystąpić do trzech egzaminów pisemnych: z języka polskiego, matematyki i języka obcego nowożytnego. Egzaminy z tych przedmiotów są obowiązkowe na poziomie podstawowym. Chętni mogą je zdawać także na poziomie rozszerzonym. Maturzysta może wybrać też do sześciu przedmiotów dodatkowych.
Maturzyści ze szkół dla mniejszości narodowych mają jeszcze obowiązkowe egzaminy pisemne i ustne z języka narodowego.
Pisemna sesja egzaminacyjna potrwa do 28 maja. Aby otrzymać świadectwo dojrzałości, abiturienci muszą jeszcze przystąpić do dwóch obowiązkowych egzaminów ustnych: z języka polskiego i języka obcego nowożytnego. Przeprowadzane są one w szkołach przez nauczycieli. Ta sesja egzaminacyjna zakończy się również 28 maja.
....
No ludzie ! Czy jest w Polsce jakis rzad ?!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:50, 23 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
"Rzeczpospolita": zerówka zamiast klasy
Gminy rewidują politykę edukacyjną, bo sześciolatki nie idą do szkół - ujawnia "Rzeczpospolita". Warszawski ratusz przyznaje, że przeszacował liczbę sześciolatków, które od 1 września rozpoczną naukę w szkolnych ławach. Na początku maja w stołecznych szkołach w sumie wolnych było 4,7 tys. miejsc, w tym w klasach pierwszych aż 3,4 tys.
Wielu szkołom nie udało się zebrać wystarczającej liczby sześciolatków, by uruchomić pierwsze klasy. Na stronie internetowej warszawskiego biura edukacji figurują szkoły, które oferują nawet kilkadziesiąt wolnych miejsc w klasach pierwszych.
Jak wyjaśnia Katarzyna Pienkowska, z zespołu prasowego warszawskiego ratusza, sytuacja niebawem się zmieni. Dyrektorzy szkół muszą dostosować się do potrzeb, w miejsce I klas będą tworzone oddziały przedszkolne - zapowiada Pienkowska. Dodaje, że miasto liczy się też z tym, że w trakcie wakacji kilkuset rodziców przepisze swoje dzieci z klas pierwszych do zerówek.
Społeczny sprzeciw przeciwko reformie obniżającej wiek szkolny, połączony z obowiązkiem przedszkolnym dla pięciolatków, powoduje że w wielu miejscach w kraju brakuje miejsc w przedszkolach dla młodszych dzieci.
....
Znowu burdel i gigantyczne straty . To co Vincent ,,zaoszczedzi" na chorych biednych rencistach i emerytach rozpuszcza w taki wlasnie sposob .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:41, 23 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Od gimnazjum jak najdalej
Padł rekord. Blisko 35 tys. internautów wzięło udział w ankiecie Wirtualnej Polski, w której pytaliśmy o powrót dawnego systemu edukacji: osiem lat szkoły podstawowej, cztery lata liceum. Zwykle w takim głosowaniu bierze udział ok. 3-4 tys. osób. Miażdżąca większość – bo aż 96 proc. użytkowników sieci – opowiedziało się za powrotem dawnego systemu. A dlaczego? O to właśnie pytam Polaków.
Na Facebooku zamieszczam pytanie: „Czy chciałbyś powrotu (i dlaczego?) dawnego systemu nauczania?”. Odpisują mi 104 osoby. Ani jedna nie opowiada się za obecnym systemem. Wszystkie chciałyby zlikwidowania gimnazjów, powrotu ośmioletniej podstawówki i czteroletniego liceum. „Dość eksperymentowania na dzieciach” – pisze Małgorzata, dla której Polacy są mistrzami w wyważaniu otwartych drzwi, skoro dawne rozwiązania się sprawdzały. „Totalną porażką” nazywa zebranie w gimnazjum obcych sobie osób z „szaleństwem hormonalnym w mózgu” Alexandra. Zwraca uwagę, że w długoletniej podstawówce nauczyciel znał ucznia od początku, wiedział, jak z nim rozmawiać. W gimnazjum uczniowie chcą się popisać swoją „dorosłością”, a nauczyciele, mając małą wiedzę o uczniu, nie potrafią temu zaradzić. Znajomy nauczyciel powiedział Alexandrze, że najczęściej takie asy są puszczane z klasy do klasy. Stanowią bowiem dla szkoły ogromny problem.
„Gimnazja mogłyby zostać, ale nie w takiej formie jak obecnie” – pisze użytkownik o nicku Kot Chuchełek domagając się likwidacji koedukacji. W okresie dorastania najlepiej w jego ocenie sprawdza się rozdzielenie płci albo ośmioletnia podstawówka koedukacyjna.
W dyskusję włącza się też Marlena. Marzy nie tylko o Polsce bez gimnazjów, ale również takiej z dużą ilością dobrych zawodówek. Pisze: „jeżeli dodać do tego miejsca pracy dla młodzieży po zawodówkach, liceach (stara matura!), studiach (na które powinny być egzaminy wstępne, o takim stopniu trudności jak przed wprowadzeniem nowych matur) i obsadzić stanowiska według faktycznych kwalifikacji to wyszłaby nam idealna Polska”.
Chwytam za słuchawkę i dzwonię do osób blisko związanych z rynkiem edukacji w Polsce. Pytam je, co sądzą o pomyśle powrotu dawnego systemu nauczania.
Po pierwsze: rodzice
– Poprzedni system się sprawdzał – uważa 46-letnia Monika, mama trojga dzieci: 14-letniej Ani, 11-letniego Michała i 9-letniego Bartka. Twierdzi, że do klas 1-3 chodzą jeszcze psychologiczne przedszkolaki. Liczy się wychowawca, który przyprowadzi i odprowadzi za rączkę. Bardziej „na poważnie” robi się dopiero w 4. klasie.
Choć system edukacji w Polsce zakłada inaczej, w takim wieku dziecko nie jest świadome konsekwencji swoich wyników w nauce. Dla przykładu: ocena z zajęć technicznych (zajęcia prowadzone w klasach 4-5) jest już brana pod uwagę do średniej ocen i razem z testem końcowym stanowi przepustkę do dobrego gimnazjum. – Małe dzieci nie mają wyobraźni przestrzennej. Nie bardzo nawet rozumieją, po co uczą się tego przedmiotu – mówi Monika i dodaje, że na tym etapie w pomoc uczniom często włączają się rodzice, odrabiając za dziecko prace domowe.
Inne zjawisko, które zaobserwowała, nazywa „segregacją dzieci”. Działa ono wedle następującego schematu: do dobrego gimnazjum przyjmują uczniów z najlepszymi ocenami; czasem są testy językowe, również celem wyselekcjonowania najlepszych. Wśród uczniów wielu jest takich, których rodziców stać było na korepetycje czy zajęcia pozaszkolne. W 6. klasie, wśród 14-latków, tworzy się więc elity, prymusów, wyselekcjonowane grupy, często z mocnymi plecami i pokaźnym portfelem tatusiów.
Pytana, czy obecny system edukacji w Polsce jest przyjazny rodzicom i uczniom, opowiada historię, jak weszła na stronę internetową, żeby zarejestrować syna do zerówki, a tu komunikat… „rekrutacja zamknięta”. Spóźniła się o całe dwie(!) godziny. Poszła więc do szkoły, licząc na to, że skoro dwoje starszych dzieci już się w niej uczy, to i z tym młodszym też nie będzie problemu. Ale system to system. Pani dyrektor powiedziała, że listy zamknięte. Przepisy były takie, że do zerówki może chodzić maksymalnie 25 dzieci. Zwróciła się więc ze sprawą do burmistrza. Ten polecił wolne miejsce w jednej ze szkół w południowej części dzielnicy. Co z tego, że Monika (nota bene samotna matka) mieszka w północnej i tam też odwozi dzieci do szkoły? Ma jeździć z trzecim na drugi kraniec? Przyjaciółka plastyczka poleciła, żeby poszła z kwiatami do dyrektorki „Jako matka i kobieta, ja panią błagam, żeby…” – przekonywała dyrektorkę stojąc z wyciągniętymi przed siebie kwiatami.
6-letniego Bartka przyjęto do pierwszej klasy. Tam limit okazały się bardziej elastyczne.
Czy teraz żałuje, że Bartek nie dostał się wtedy do zerówki? – Tak, żałuję – mówi Monika i wylicza, jak wiele wysiłku jej syn wkłada w to, żeby być dobrym uczniem. – Pewnie wśród swoich rówieśników byłby bardzo dobrym; czułby się bardziej dowartościowany, byłby najlepszy z czegoś, na przykład z pływania – mówi mi. – Ale system to system. Pewnych rzeczy po prostu przeskoczyć się nie da – dodaje.
W ocenie Moniki wyścig szczurów zaczyna się obecnie już od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Wielu rodziców finansuje dzieciom dodatkowe lekcje pozaszkolne. W klasach 1-3 wychowawca prowadzi jednocześnie wiele zajęć (poza religią i językami prowadzonymi przez innych nauczycieli). Często, przed przyjęciem, szkoły nie informują, który pedagog poprowadzi jaką klasę. Jeśli dziecko trafi źle, istnieje obawa, że niższy poziom nauczania bezpośrednio wpłynie na niższy wynik testów do gimnazjum. A dwa lata to za mało, żeby nadrobić braki. Co innego, gdyby było ich aż osiem.
32-letnia Ania, mama 10-letniego Kacpra, załamuje ręce nad zeszytami syna. – Co drugą lekcje ma kartkówkę. Po każdym etapie nauki są testy diagnostyczne. Teraz, po ukończeniu 4. klasy będzie miał egzamin z języka angielskiego ze wszystkich klas. I kiedy ma mieć czas dla siebie?
Ona również opowiada się za likwidacją gimnazjów. Pierwszy silny stres związany z egzaminami Kacper odczuwał już w zeszłym roku, w związku z rekrutacją wewnątrzszkolną. Jako trzecioklasista zdawał test z języka angielskiego, który decydował o przyjęciu go do klasy z rozszerzonym językiem obcym. Bał się, że jeśli nie zdobędzie wymaganej liczby punktów, zostanie „oderwany” od paczki swoich najlepszych przyjaciół i włączony w zupełnie obce sobie środowisko. Nie myślał przy tym o profitach edukacyjnych, jakie daje mu przejście do klasy profilowanej.
Stało się to, czego wszyscy najbardziej się obawiali. Kolega Kacpra nie zdobył wymaganej liczby punktów i nie został przyjęty do „lepszej” klasy. Trafił na listę rezerwową, choć szanse, że uda mu się dołączyć do kolegów były niewielkie. Ostatecznie – żeby mógł siedzieć w ławce z bliskim sobie kolegą – rodzice przenieśli go do innej szkoły.
- Wszyscy bardzo przeżyli to rozstanie. W paczce było ich czterech chłopców, nagle to wszystko się rozpadło – wspomina Ania i przyznaje, że wiele dzieci – ze strachu rodziców, żeby ich dzieci dostały się potem do klasy profilowanej – już w pierwszej klasie podstawówki posyła dzieci na dodatkowe kursy językowe. Bartek miał taką godzinę tygodniowo. A to dla rodziny koszt ok. 80 zł miesięcznie.
Kiedy poruszam temat gimnazjum, u Ani automatycznie uruchamia się poczucie strachu: że seks, że narkotyki, że papierosy, że alkohol… Gimnazja według niej dzielą się na trzy typy: te bardzo dobre, o których krążą historie, że dobre szkoły przyciągają używki; bo dzieci ambitne, poziom wysoki, wymagania ogromne, więc jakoś ten stres musi znaleźć ujście. – Rodzice przestają sobie często wtedy radzić, tracą kontakt z własnym dzieckiem – mówi mi.
Kolejny typ to szkoły rejonowe, gdzie dzieci jest bardzo dużo, nie ma selekcji, więc nie wiadomo, do jakiej grupy trafi uczeń: – Nauczyciele często nie potrafią dotrzeć do dzieci na tym etapie rozwoju. A uczniowie myślą, że są już dorośli, bo mają wykształcenie podstawowe. A kto im dał tak mylne poczucie? My, dorośli. Bo ktoś przecież za reformą edukacji stoi – zaznacza.
Kiedy kilka lat temu Ania zadzwoniła do prywatnej podstawówki, żeby zapisać Kacpra do pierwszej klasy, usłyszała w słuchawce, że spóźniła się o jakieś… sześć lat. Bo dzieci jest mało, wszystkie dopilnowane i nauczone, więc rodzice dzwonią i rezerwują miejsce zaraz po narodzinach malucha. Dlatego teraz planuje wszystko z dużym wyprzedzeniem. Mimo że Kacper jest w 4. a nie 6. klasie już trwają poszukiwania odpowiedniego dla niego gimnazjum. W grę wchodzi trzeci typ szkoły, który Ania określa jako „wypośrodkowany”: szkoła prywatna, o przeciętnym poziomie nauczania, ale bezpieczna, to znaczy taka „bez używek, patologii, konfliktów i innych podobnych tym problemów”.
....
Oczywiscie wszystkie ,,reformy" AWSUW to zbrodnia . Ale nie ma sensu wracac do PRL . Trzeba zrobic trzy etapy ale inne 6-10 podstawowka 11-14 gimnazjum 15-18 liceum/technikum/zawodowka .
Tylko nie Tuski i Szumilasy bo jak oni to zrobia bedzie dramat .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:31, 03 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Karta dusi przedszkola
Opieka przedszkolna w Polsce na tle innych krajów OECD jest wyjątkowo kosztowna - piszą prezydenccy eksperci, a informuje o tym "Rzeczpospolita".
Wydając na przedszkola ponad 0,6 proc. PKB w 2010 r., nasz kraj zapewniał w nich opiekę mniej niż 60 proc. czterolatków. Żaden inny kraj OECD nie osiąga tak mało, wydając tak dużo. Średnio, przy takich nakładach jak w Polsce, w krajach OECD opiekę ma zapewnione blisko 90 proc. populacji czterolatków - wyliczył cytowany przez gazetę Mikołaj Herbst, autor raportu przygotowanego w trakcie prac nad ogłoszonym ostatnio prezydenckim programem prorodzinnym.
Wiele jest przyczyn takiego stanu rzeczy. Przedszkolni nauczyciele zatrudniani są na podstawie Karty nauczyciela, która centralnie reguluje czas ich pracy oraz poziom wynagrodzenia. To oznacza, że samorząd nie ma żadnego wpływu na politykę kadrową w sektorze edukacji.
Zgodnie z projektem tzw. ustawy przedszkolnej państwo od września miałoby partycypować w kosztach opieki przedszkolnej. W zamian za dotację gminy nie będą mogły pobierać od rodziców więcej niż jedną złotówkę za każdą dodatkową godzinę opieki nad dzieckiem (powyżej zawsze bezpłatnych pięciu godzin).
Z wyliczeń Herbsta wynika, że dotacja, jaką samorządy dostaną z budżetu państwa, będzie stanowić zaledwie jedną trzecią przeciętnego kosztu opieki nad dzieckiem.
>>>>
No prosze znow syf .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|