Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
ROJE biurokratów się roją!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 12, 13, 14  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:16, 03 Wrz 2012    Temat postu:

MEN psuje szkołę - pani minister zdziwiona.

To będzie wyjątkowo trudny rok szkolny dla szefowej resortu edukacji Krystyny Szumilas. Będzie ona płacić cenę dotychczasowych zaniedbań i braku reakcji na rosnące problemy w edukacji. Jak ustaliła "Rzeczpospolita", jako pierwsi o swoje prawa upomną się samorządowcy.

Bierna postawa Szumilas zaczyna irytować też polityków PO. Rozmowę z szefową MEN relacjonuje jeden przedstawicieli tej partii: – Szokujące było to, że ona chyba nie rozumie, że to na jej barkach spoczywa obowiązek kreowania polityki oświatowej. Była zdziwiona faktem, że musi uczestniczyć w dialogu między samorządami a nauczycielskimi związkami odnośnie do zmian w systemie funkcjonowania oświaty. Nie rozumiała, dlaczego nie mogą porozumieć się bez jej udziału - czytamy w dzienniku.

Samorządowcy chcą, by Karta obejmowała tylko pracowników dydaktycznych. Po drugie, praca nauczyciela przy tablicy miałaby trwać dłużej. Nie jak teraz 18 godzin w tygodniu, lecz 20 godzin. Mocno zostałyby też skrócone urlopy. Nauczyciele mieliby prawo do 40 dni płatnego urlopu w roku, a nie ponad 70 dni roboczych jak dziś.

Samorządy proponują też nową formułę awansu zawodowego: najwyższy stopień, tj. nauczyciela dyplomowanego, z którym wiąże się najwyższe uposażenie, będzie nadawany dopiero po 18 latach pracy. Teraz nauczyciele są w stanie przejść ścieżkę kariery zawodowej w ciągu 11 lat. Zgodnie z propozycjami samorządów nauczyciele nie otrzymywaliby dodatku mieszkaniowego i wiejskiego, a urlop na poratowanie zdrowia byłby orzekany i finansowany przez ZUS.

>>>>

A ja sie dziwie ze kotos sie dziwi . Te barany tlocza sie u zloba i sa zdziwione ze maja rzadzic . Nie wiedza o co chodzi . Przeciez chca tylko byc przy korycie i nic nie robic . A tu rzadzic trzeba ! Takich jelopow wybieracie !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:43, 06 Wrz 2012    Temat postu:

W szkole rządzi pięść.

Wymuszenia rozbójnicze, kradzieże, pobicia stają się w polskiej szkole codziennością. MEN nie reaguje - donosi "Rzeczpospolita".

Z informacji "Rz" wynika, że w polskich szkołach lawinowo przybywa przypadków przemocy. W I półroczu tego roku popełniono tam więcej przestępstw niż w całym 2007 czy 2008 roku. Ten rok zapowiada się rekordowy, liczba przestępstw przekroczy 30 tys.

Podstawówki i gimnazja - tam najszybciej rozwija się młodociana przestępczość. Chodzi m.in. o wymuszenia, kradzieże i pobicia. Rzecznik KGP Mariusz Sokołowski mówi na łamach "Rz", że większy poziom agresji widać zwłaszcza w gimnazjach.

Gazeta odnosi się również do inicjatywy minister edukacji narodowej Krystyny Szumilas, która zapowiedziała rok szkolny 2012/2013 rokiem bezpiecznej szkoły. Jednak - jak czytamy - w ślad za tym nie idą jakiekolwiek działania. "To właśnie resort edukacji odpowiada za demontaż programu 'Zero tolerancji dla przemocy w szkole', który przynosił realne efekty" - przypomina gazeta i wylicza, że Szumilas na bezpieczeństwo wydała w tym roku jedynie 250 tys. zł. Pieniądze te trafiły na profilaktykę przeciwdziałania narkomanii - puentuje gazeta.

>>>>

Grunt ze nauczyciel nie moze dac klapsa . A to ze bandyci lamia dzieciom kregoslupy to juz nieistotny szczegol... Prawo dziecka do polamanego kregoslupa .... Euro-standardy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:11, 17 Wrz 2012    Temat postu:

Skandal w szkole: nauczycielka oskarżyła uczniów

Nauczycielka z suwalskiego gimnazjum doniosła na swoich uczniów policji, a ta skierowała sprawę do sądu. Chodzi o 11 gimnazjalistów, którzy zdaniem nauczycielki nie słuchali jej, a w czasie lekcji jedli, telefonowali, chodzili i wyzywali ją, a tym samym znieważyli funkcjonariusza publicznego, jakim jest nauczyciel. Uczniowie zaprzeczają, a ich rodzice nie kryją zaskoczenia, ponieważ wcześniej szkoła nie informowała o problemach wychowawczych z ich potomstwem.

>>>>

Przy tak debilnych sadach w istocie najlepiej gdy uczen nie slucha wezwac policje i wytoczyc sprawe . TAKIE CYMBALY RZADZA ZE NAUCZYCIELE NIE MOGA NORMALNIE DZIALAC ! DNO!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:51, 19 Wrz 2012    Temat postu:

"Przeklęte Birkenau" - kontrowersyjny hymn szkoły.

Tygodnik Powszechny

"Birkenau, przeklęte Birkenau" - brzmi pierwszy wers w refrenie hymnu szkoły podstawowej w Brzezince. Dzieci śpiewają o potwornościach obozu zagłady podczas uroczystości. - A o czym mamy śpiewać, na litość boską? O Kubusiu Puchatku, w tym miejscu? Przecież dzieci wiedzą, że nie mieszkają pod Disneylandem, tylko niedaleko drutów - tłumaczy Agata Kowol, dyrektor szkoły podstawowej im. Pomnik Dzieci Więźniów Oświęcimia w Brzezince.

Czy śpiewanie podczas uroczystości szkolnych o cierniowej drodze i królestwie, w którym nie ma Boga, nie jest zbyt okrutne dla dziecięcej psychiki?

Dyrektorka placówki tłumaczy, że hymn jest częścią "dobrej i wielkiej tradycji tej szkoły". Mówi również, że pierwszej zwrotki i refrenu uczą się jedynie dzieci ze starszych klas. Jako kolejny argument podaje, że odejście od hymnu byłoby ciosem dla byłych więźniów, którzy utrzymują kontakt ze szkołą.

Tekst hymnu został napisany na podstawie wiersza Tadeusza Borowskiego "Drutami okolony skrawek świata".

Drutami ogrodzony skrawek świata,
Gdzie ludzie tylko numerami są,
Gdzie brat spodlony gnębi swego brata,
A śmierć koścista dłoń wyciąga swą.
Tam morze ludzkiej krwi i łez pociekło,
Tam z krzykiem trwogi budzisz się ze snu,
A gdy Cię ktoś zapyta, gdzie jest piekło,
To śmiało możesz odpowiedzieć mu.

Ref.: Birkenau, przeklęte Birkenau,
Przez Boga zapomniane piekła dno.
Birkenau, cierniowa droga,
Tysięcy ofiar wspólny grób,
Królestwo, w którym nie ma Boga,
to Birkenau.

Drugiej zwrotki - jak zapewnia dyrektor - nie śpiewa się w szkole. Oto jej treść:

Płomieniem rzyga komin krematorium,
Odorem ciał spalonych cuchnie krąg,
Cierniowej ścieżki więźnia kres i znoju,
Wędrówki kres i koniec ludzkich mąk.
Tu grobu mieć nie będziesz przyjacielu,
Popiołów garść rozwieje polny wiatr,
nieważne to, wszak jesteś jeden z wielu,
Wielu tysięcy, co zapomniał o nich świat.

>>>>

POTEPIAMY TAKIE HANIEBNE PRAKTYKI ! CO ZA ZWYRODNIALCY TAKI HYMN WYMYSLILI ! SZCZEKA OPADA !!!

Brzezinka to piekne polskie miasto w ktorym dzieci sa takie jak inne i szkola moze miec patrona typu Pilsudski Konopnicka Mickiewicz Jan Pawel II . A hymn typu - Hej hej komendancie mily wodzu moj . Czy tez Barke czy jakis wiersz . NORMALNE DZIECINSTWO MAJA MIEC DZIECI BYDLAKI !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:54, 21 Wrz 2012    Temat postu:

Tysiące szkół do likwidacji

Do 2014 roku z mapy Polski może zniknąć nawet pięć tysięcy szkół - informuje "Dziennik Gazeta Prawna". MEN twierdzi, że powodem jest niż demograficzny - od 2006 roku liczba uczniów zmniejszyła się prawie o milion - oraz puste kasy samorządów.

Od września, jak wynika z danych zebranych przez "Dziennik Gazetę Prawną" z 14 województw, nie ruszyła nauka w 1,5 tys. placówek. Z analiz resortu edukacji wynika jednak, że zlikwidowanych zostanie około 700 szkół.

MEN podkreśla zarazem, że nie uwzględnia tych szkół, które zostały zamknięte w efekcie reformy szkolnictwa zawodowego lub od lat nie prowadziły naboru. Gdyby jednak wziąć je pod uwagę - zauważa "Dziennik Gazeta Prawna" - to łącznie w ciągu ostatnich sześciu lat samorządy już zamknęły ponad 4,7 tys. szkół.

- Dane samorządów pokazują, że w ciągu dwóch najbliższych lat likwidacją zagrożone jest aż pięć tysięcy szkół, w tym cztery tysiące to podstawówki i gimnazja w małych miejscowościach - wylicza Alina Kozińska-Bałdyga z Federacji Inicjatyw Oświatowych.

Eksperci ostrzegają, że grozi nam powtórka z historii. Masowe zamykanie przedszkoli w latach 90. dzisiaj odbija się nam czkawką - czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej".

>>>>

Zielona wyspa . Dzieci beda mialy zielono w glowie...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Pią 19:00, 21 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:04, 26 Wrz 2012    Temat postu:

Nauczyciele topią gminy w długach

Zwią­zek Gmin Wiej­skich wy­li­czył, że w przy­szłym roku pro­ble­my z do­mknię­ciem bu­dże­tu bę­dzie mieć 600 gmin. Dla­te­go trze­ba wpro­wa­dzić zmia­ny z Kar­cie Na­uczy­cie­la i usta­wie o sys­te­mie oświa­ty, które od­cią­ży­ły­by fi­nan­so­wo or­ga­ny pro­wa­dzą­ce. Szcze­gól­nie, że edu­ka­cja naj­czę­ściej zaj­mu­je pierw­sze miej­sce w bu­dże­cie wielu gmin.

Pod­czas od­by­wa­ją­ce­go się w War­sza­wie Sa­mo­rzą­do­we­go Kon­gre­su Oświa­ty wi­ce­prze­wod­ni­czą­cy Związ­ku Gmin Wiej­skich Marek Ol­szew­ski przy­po­mniał po­stu­la­ty jed­no­stek sa­mo­rzą­du te­ry­to­rial­ne­go. Po pierw­sze zmia­na mia­ła­by do­ty­czyć tego, że Karta Na­uczy­cie­la nie po­win­na obej­mo­wać wszyst­kich na­uczy­cie­li. Wy­mie­nia­ją tu na przy­kład pra­cow­ni­ków ku­ra­to­rium czy szkol­nych bi­blio­te­ka­rzy.

Kartą Na­uczy­cie­la miał­by nie być ob­ję­ty rów­nież dy­rek­tor szko­ły. Zda­niem sa­mo­rzą­dow­ców oceny dy­rek­to­rów szko­ły po­wi­nien do­ko­ny­wać organ pro­wa­dzą­cy, po­wia­da­mia­jąc ku­ra­to­ra oświa­ty o wy­ni­kach tej oceny. Organ pro­wa­dzą­cy miał­by też prze­pro­wa­dzać po­stę­po­wa­nie w przy­pad­ku przy­zna­wa­nia ty­tu­łu na­uczy­cie­la dy­plo­mo­wa­ne­go.

Sa­mo­rzą­dy po­stu­lu­ją 40-go­dzin­ny ty­dzień pracy na­uczy­ciel. Marek Ol­szew­ski po­wie­dział, że cho­dzi tu o ewi­den­cjo­no­wa­nie pracy pe­da­go­gów. Do­dat­ko­wo pro­po­nu­je zwięk­sze­nie pen­sum na­uczy­ciel­skie­go, które obec­nie wy­no­si 18 go­dzin. Sa­mo­rzą­dow­cy pro­po­nu­ją, aby na­uczy­cie­le przy ta­bli­cy pra­co­wa­li 20 go­dzin, na­uczy­cie­le w przed­szko­lu 25 go­dzin, a wy­cho­waw­cy w świe­tli­cach, in­ter­na­tach, ośrod­kach szkol­no-wy­cho­waw­czych czy nawet w bi­blio­te­kach - po 30 go­dzin.

Przed­sta­wi­cie­le jed­no­stek sa­mo­rzą­du te­ry­to­rial­ne­go chcie­li­by także cał­ko­wi­tej zmia­ny w sys­te­mie wy­na­gro­dzeń dla na­uczy­cie­li. Zda­niem Ol­szew­skie­go obec­ny sys­tem jest zły, nie­mo­ral­ny i de­mo­ty­wu­ją­cy.

Marek Ol­szew­ski mówił też o nie tyle li­kwi­da­cji do­dat­ków so­cjal­nych, ale o włą­cze­niu ich do wy­na­gro­dzeń. Cho­dzi na przy­kład o do­da­tek wiej­ski czy miesz­ka­nio­wy. Od­no­sząc się do spra­wy urlo­pów na po­ra­to­wa­nie zdro­wia sa­mo­rzą­dow­cy zwra­ca­li uwagę, że obec­ny sys­tem jest zbyt dużym ob­cią­że­niem dla bu­dże­tów, szcze­gól­nie, że jego skala nigdy nie jest do prze­wi­dze­nia.

>>>>

Fajne mamy media . To nie Donio topi gminy ... tylko nauczyciele . BEZCZELNIE DOMAGAJA SIE ZAPLATY ZA PRACE !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:48, 02 Paź 2012    Temat postu:

Humanisto, nie przejmuj się tym gadaniem!

Sta­no­wią naj­więk­szą licz­bę bez­ro­bot­nych, mają pro­ble­my ze zna­le­zie­niem pracy, bo rynek jest nimi prze­sy­co­ny. Oskar­ża­ni są o głu­po­tę i bez­myśl­ność, bo jak, w cza­sach, kiedy za­my­ka­ją szko­ły, można kształ­cić się na na­uczy­cie­la?

Oszu­ka­ne Po­ko­le­nie to cykl ar­ty­ku­łów o dzi­siej­szych 20- i 30-lat­kach. To po­ko­le­nie z wyżu de­mo­gra­ficz­ne­go, które do­sta­ło w swo­jej mło­do­ści jasny prze­kaz, że naj­waż­niej­sza rzecz, to na­uczyć się an­giel­skie­go, skoń­czyć ogól­niak i stu­dia z ty­tu­łem mgr! A potem praca na spo­koj­nie się znaj­dzie... Nie zna­la­zła się. Zo­sta­li­śmy oszu­ka­ni. Przez kogo i w jaki spo­sób? Czy­taj przez cały mie­siąc na One­cie i w Ty­go­dni­ku Po­wszech­nym.

Przy­by­wa bez­ro­bot­nych ab­sol­wen­tów. Wśród nich, we­dług da­nych re­sor­tu pracy, naj­wię­cej jest osób mo­gą­cych po­chwa­lić się ty­tu­łem ma­gi­stra z pe­da­go­gi­ki, po­li­to­lo­gii, so­cjo­lo­gii, mar­ke­tin­gu i za­rzą­dza­nia oraz eko­no­mii. Eks­per­ci prze­ko­nu­ją, że winą na­le­ży obar­czać uczel­nie, które każ­de­go roku przy­go­to­wu­ją setki miejsc na kie­run­kach, któ­ry­mi rynek pracy jest prze­sy­co­ny, a więc głów­nie hu­ma­ni­stycz­nych. Od lat mówi się, że naj­bar­dziej po­szu­ki­wa­ni przez pra­co­daw­ców są in­ży­nie­ro­wie, tech­ni­cy, wy­kwa­li­fi­ko­wa­ni pra­cow­ni­cy dzia­łu IT. Wielu eks­per­tów do­ra­dza zatem, by ogra­ni­czyć licz­bę miejsc na kie­run­kach hu­ma­ni­stycz­nych, a kształ­cić wię­cej na ści­słych. Po­dej­mo­wa­ne są kam­pa­nie ma­ją­ce na celu przy­cią­gnąć umy­sły ści­słe, a hu­ma­ni­stom każ­de­go roku pod nos pod­su­wa się ran­kin­gi za­rob­ków, na któ­rych wid­nie­je, że po ukoń­cze­niu stu­diów z ich dzie­dzi­ny, grożą gło­do­we pen­sje. Ostrze­ga się ludzi mło­dych, że je­dy­ne, co ich czeka po ukoń­cze­niu kie­run­ków hu­ma­ni­stycz­nych, to trwa­le prze­dłu­ża­ją­ce się bez­ro­bo­cie. Wy­śmie­wa się osoby, które kształ­cą się na na­uczy­cie­li hi­sto­rii czy ję­zy­ka pol­skie­go w cza­sach, kiedy ma­so­wo za­my­ka­ne są szko­ły, a po sieci krążą ry­sun­ki sa­ty­rycz­ne i zdję­cia okra­szo­ne zna­kiem dro­go­wym „ro­bo­ty bu­dow­la­ne”, ma­ją­ce zo­bra­zo­wać przy­szłość, jaka czeka hu­ma­ni­stów. Czy rze­czy­wi­ście mają się oni na pol­skim rynku pracy aż tak źle?

Stu­dia nie takie ważne

Nie go­rzej niż ich ko­le­dzy po stu­diach ści­słych – uwa­ża­ją do­rad­cy per­so­nal­ni. Re­sort pracy wy­mie­nia wśród bez­ro­bot­nych ab­sol­wen­tów obok hu­ma­ni­stów, także eko­no­mi­stów. A co z ab­sol­wen­ta­mi ma­te­ma­ty­ki, geo­gra­fii, fi­zy­ki, bio­lo­gii, kie­run­ków po któ­rych także trud­no o pracę? – Od lat na rynku pracy pa­nu­je prze­ko­na­nie, że hu­ma­ni­ści mają mniej­sze szan­se na zna­le­zie­nie cie­ka­wej, do­brze płat­nej pracy w po­rów­na­niu z ab­sol­wen­ta­mi kie­run­ków tech­nicz­nych. Tym­cza­sem pra­co­daw­cy po­szu­ku­ją­cy no­wych kadr, czę­sto nie uza­leż­nia­ją wy­bo­ru pra­cow­ni­ka od ukoń­czo­ne­go kie­run­ku stu­diów. Liczą się przede wszyst­kim po­sia­da­ne kom­pe­ten­cje ba­zo­we – twier­dzi Mał­go­rza­ta Ja­siń­ska z Hays Spe­cia­list Re­cru­it­ment. – Kon­sul­tan­ci Hays Po­land od­no­to­wu­ją zwięk­szo­ne za­po­trze­bo­wa­nie na pra­cow­ni­ków w sek­to­rze usług, w któ­rym szcze­gól­nie ce­nio­ne są: ko­mu­ni­ka­tyw­ność, kre­atyw­ność, umie­jęt­ność na­wią­zy­wa­nia oraz bu­do­wa­nia re­la­cji. Kom­pe­ten­cje te w więk­szo­ści przy­pad­ków ce­chu­ją hu­ma­ni­stów – do­da­je Ja­siń­ska.

Czy­taj dalej: prak­ty­ka, to się liczy

Nie stu­dia mi­strza czy­nią a prak­ty­ka

Dzi­siaj, jak przy­zna­ją spe­cja­li­ści ds. rynku pracy, pra­co­daw­cy nie pa­trzą wy­łącz­nie na ukoń­czo­ny kie­ru­nek stu­diów, ale przede wszyst­kim na staż pracy i zdo­by­te do­świad­cze­nie. W tej kwe­stii każdy ab­sol­went, nie­za­leż­nie od tego, jakie stu­dia ukoń­czył, musi się wy­ka­zać. – Pra­co­daw­cy coraz czę­ściej zwra­ca­ją uwagę nie tylko na for­mal­ne wy­kształ­ce­nie, ale i na kom­pe­ten­cje, na rze­czy­wi­ste umie­jęt­no­ści po­sia­da­ne przez kan­dy­da­ta do pracy. Stu­dia hu­ma­ni­stycz­ne nie prze­kre­śla­ją na­szych szans na rynku pracy, ale na­le­ży pa­mię­tać, że wy­kształ­ce­nie nie wy­star­czy. Pra­co­daw­cy będą ocze­ki­wać od nas kom­pe­ten­cji i umie­jęt­no­ści, dla­te­go trze­ba im udo­wod­nić, że ta­ko­we po­sia­da­my. W trak­cie stu­diów warto być ak­tyw­nym, dzia­łać w ra­mach kół stu­denc­kich, or­ga­ni­zo­wać kon­fe­ren­cje, być wo­lon­ta­riu­szem, a nawet od­da­wać się swoim pa­sjom, np. że­glar­stwu. Takie do­świad­cze­nia znacz­nie po­mo­gą nam na rynku pracy, gdyż będą świad­czyć o na­by­ciu i roz­wi­ja­niu kom­pe­ten­cji, ta­kich jak umie­jęt­no­ści ko­mu­ni­ko­wa­nia się czy pracy w gru­pie – mówi Diana Turek, spe­cja­li­sta ds. rynku pracy Se­dlak & Se­dlak. Oprócz do­świad­cze­nia, przy­da się także duża doza cier­pli­wo­ści i de­ter­mi­na­cji.

Wy­rzu­ci­li drzwia­mi, we­szła oknem

– Mam pracę, którą uwiel­biam. Je­stem hu­ma­nist­ką, skoń­czy­łam po­lo­ni­sty­kę. A jak do­sta­łam pracę? Nie, wcale nie przez to, że mam „plecy”. Do War­sza­wy na stu­dia przy­je­cha­łam zu­peł­nie sama, nie mia­łam tu ro­dzi­ny ani zna­jo­mych, nawet mia­sta nie zna­łam. Po pro­stu wy­sia­dłam na cen­tral­nym, ku­pi­łam mapę i w drogę. A pracę do­sta­łam przez moją za­wzię­tość: wy­rzu­ci­li mnie drzwia­mi, to we­szłam oknem. Póź­niej nawet przez okno mnie wy­wa­li­li. A póź­niej stwier­dzi­li, że skoro je­stem taka zde­ter­mi­no­wa­na, to dadzą mi szan­sę – opo­wia­da o swo­ich po­cząt­kach Anna Czer­wiń­ska. – Może za­brzmi to in­fan­tyl­nie, ale już będąc dziec­kiem wy­my­śli­łam sobie, że będę w przy­szło­ści dzien­ni­kar­ką i będę pi­sa­ła o zwie­rzę­tach. Gdy zna­la­złam ogło­sze­nie o po­szu­ki­wa­niu re­dak­to­ra do mie­sięcz­ni­ka o te­ma­ty­ce ky­no­lo­gicz­nej, bez wa­ha­nia wy­sła­łam swoje CV. Koń­czy­łam wtedy stu­dia, dzien­nie, oczy­wi­ście nikt do mnie nie od­dzwo­nił. Po moich te­le­fo­nach do re­dak­cji i cią­głym za­pew­nia­niu mnie, że re­kru­ta­cja wciąż trwa, wy­dru­ko­wa­łam swoje CV i po­szłam tam oso­bi­ście. Oka­za­ło się, że już kogoś za­trud­ni­li i ręce mi opa­dły. Jak to „kogoś”? Prze­cież to była moja wy­ma­rzo­na praca! Po­roz­ma­wia­łam z na­czel­ną przez chwi­lę, to była taka „do­dat­ko­wa” re­kru­ta­cja. Po trzech mie­sią­cach ta sama na­czel­na za­dzwo­ni­ła do mnie i za­pro­po­no­wa­ła współ­pra­cę, po ko­lej­nych trzech mie­sią­cach: etat na za­stęp­stwo, po za­stęp­stwie zo­sta­łam na stałe. Zo­sta­łam, bo ko­cha­łam tę pracę i ro­bi­łam wszyst­ko, aby ją utrzy­mać – mówi Ania. Jest prze­ko­na­na, że, jeśli w życiu cze­goś się chce na­praw­dę i dąży do tego, to szyb­ko się to zdo­bę­dzie.

Czy­taj dalej: chcieć to móc

Chcieć to móc

– Myślę, że stu­dia hu­ma­ni­stycz­ne są do­sko­na­łym oknem na świat. Je­dy­ny ich man­ka­ment jest taki, że nie dają nam wie­dzy tech­nicz­nej, która jest jed­nak naj­le­piej obec­nie opła­ca­na. Na­to­miast hu­ma­ni­ści do­sko­na­le spraw­dzą się na sta­no­wi­skach, na któ­rych bar­dzo po­żą­da­ne są takie cechy, jak kre­atyw­ność, ko­mu­ni­ka­tyw­ność, ela­stycz­ność, umie­jęt­ność po­dej­mo­wa­nia szyb­kich de­cy­zji, umie­jęt­ność pro­wa­dze­nia pro­jek­tów. Są za­wo­dy, w któ­rych po pro­stu pra­cu­je się z czło­wie­kiem, na takie sta­no­wi­sko nie za­trud­ni­ła­bym osoby po stu­diach ty­po­wo tech­nicz­nych. Uwa­żam, że dla hu­ma­ni­stów jest mnó­stwo pracy, muszą tylko umieć się sprze­dać i muszą wie­dzieć, co chcą robić. Bo co za pro­blem skoń­czyć po­lo­ni­sty­kę i na­rze­kać, że nie ma pracy w szko­le lub praca ta jest słabo opła­cal­na? Albo skoń­czyć fi­lo­zo­fię i ubo­le­wać nad tym, że nie ma dla nas etatu na uczel­ni? Trze­ba też pa­mię­tać o tym, że pra­co­daw­cy ra­czej nie lubią osób, które nie wie­dzą czego chcą, które wezmą każdą pracę. Bo taka osoba to naj­praw­do­po­dob­niej pra­cow­nik na chwi­lę, znaj­dzie coś lep­sze­go i odej­dzie. Dla­te­go warto CV mo­dy­fi­ko­wać pod kon­kret­nie wy­sy­ła­ną ofer­tę, pod­kre­ślić umie­jęt­no­ści bar­dziej po­trzeb­ne na tym kon­kret­nym sta­no­wi­sku. A kto, jeśli nie hu­ma­ni­sta, po­wi­nien po­tra­fić się do­sko­na­le po­słu­gi­wać sło­wem? – twier­dzi Ania.

Sze­ro­kie spek­trum

Tego sa­me­go zda­nia jest Klau­dy­na Mort­ka, ab­sol­went­ka po­li­to­lo­gii i po­lo­ni­sty­ki. – Media rze­czy­wi­ście grzmią o tym, jak trud­no zna­leźć pracę hu­ma­ni­ście, a sami ab­sol­wen­ci roz­kła­da­ją ręce, mó­wiąc „co ja będę robić po fi­lo­lo­gii/so­cjo­lo­gii/po­li­to­lo­gii”. Do­kład­nie z taką sy­tu­acją ze­tknę­łam się nie tylko na stu­diach, ale też pod­czas tar­gów pracy, gdzie re­pre­zen­to­wa­łam firmę z bran­ży HR. I tam wła­śnie otwo­rzy­ły mi się oczy, że pro­blem do­ty­czy nie tylko stu­den­tów i ab­sol­wen­tów kie­run­ków hu­ma­ni­stycz­nych – brak świa­do­mo­ści wła­snych umie­jęt­no­ści. Bez wzglę­du na to, czy za­py­ta­łam stu­den­ta so­cjo­lo­gii, czy me­cha­ni­ki, każdy od­po­wia­dał tak samo: mam tylko stu­dia. Tym­cza­sem warto sobie uświa­do­mić, że cze­goś na tych stu­diach jed­nak się na­uczy­li­śmy, prze­my­śleć swoje mocne i słabe stro­ny. Z do­świad­cze­nia wiem, że ważna jest po pro­stu ak­tyw­ność i nie ma w tym ni­cze­go od­kryw­cze­go – uważa.

– Geo­log, praw­nik, me­cha­tro­nik mają za­wę­żo­ną ścież­kę ka­rie­ry, a po dro­dze i tak czeka ich apli­ka­cja, zdo­by­cie upraw­nień. Tym­cza­sem po so­cjo­lo­gii można tra­fić do dzia­łu badań i roz­wo­ju w du­żych fir­mach, można przy­go­to­wy­wać an­kie­ty dla firm, pra­co­wać w in­sty­tu­cjach spo­łecz­nych. Po­li­to­lo­gia tak na­praw­dę też kształ­tu­je, prze­cież po­zna­je się sze­ro­kie spek­trum za­gad­nień jak np. stra­te­gia, teo­ria gier, eko­no­mia, aspek­ty psy­cho­lo­gii, dzia­ła­nia na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej – do­da­je Klau­dy­na. Sama pra­cu­je w mar­ke­tin­gu.

Robić to, co się kocha

Spe­cja­li­ści przy­zna­ją, że przy wy­bo­rze kie­run­ku stu­diów, a póź­niej pracy, nie po­win­no się kie­ro­wać wy­łącz­nie ran­kin­ga­mi za­rob­ków. Tylko praca, którą się kocha i wkła­da w nią serce, przy­no­si naj­więk­sze zyski. Szyb­ciej suk­ces od­nie­sie po­lo­ni­sta czy hi­sto­ryk, który stu­dia wy­brał z za­mi­ło­wa­nia, niż in­for­ma­tyk, który przy wy­bo­rze kie­run­ku kie­ro­wał się wy­łącz­nie sta­ty­sty­ka­mi i wcale in­for­ma­ty­ką się nie in­te­re­su­je. – Oczy­wi­ście tru­izmem jest twier­dze­nie, że czło­wiek po­wi­nien stu­dio­wać to, co go in­te­re­su­je i w czym od­naj­du­je oso­bi­stą pasję i fraj­dę. Rze­czy­wi­stość jest bru­tal­na i bez­względ­nie eli­mi­nu­je tych wszyst­kich, któ­rzy stu­dia wy­bra­li wy­łącz­nie z wy­ra­cho­wa­nia, bez oso­bi­ste­go za­an­ga­żo­wa­nia i pry­wat­nych za­in­te­re­so­wań. Wy­jąt­kiem są tutaj tzw. "za­wo­dy prze­chod­nie", które upra­wia się po­ko­le­nio­wo, czyli le­ka­rze, ad­wo­ka­ci, re­jen­ci itp. To praw­da, że wy­bie­ra­jąc zawód z po­bu­dek al­lo­cen­trycz­nych, czyli z "po­wo­ła­nia", rynek prę­dzej czy póź­niej nas na­gro­dzi w po­sta­ci du­żych pie­nię­dzy, nie­za­leż­no­ści i pre­sti­żu. Tak dzie­je się za­wsze, ale za­sa­da ta do­ty­czy nie­licz­nych i nie­po­dob­na jej od­no­sić do wiel­kich grup po­pu­la­cyj­nych (czy­taj: mło­dzie­ży en bloc) – uważa dr Paweł Paw­łow­ski, psy­cho­log biz­ne­su.

In­for­ma­tyk na po­lo­ni­sty­ce

Nie warto re­zy­gno­wać z wy­ma­rzo­nych stu­diów tylko dla­te­go, że, we­dług sta­ty­styk, może być póź­niej pro­blem ze zna­le­zie­niem pracy. Nie­po­wo­dze­nie na rynku pracy za­le­ży od wielu czyn­ni­ków. Warto rów­nież pa­mię­tać, że rynek pracy jest dzi­siaj tak dy­na­micz­ny i zmien­ny, że nie spo­sób sta­now­czo stwier­dzić, że znaj­dzie się pracę w wy­uczo­nym za­wo­dzie. Do­ty­czy to wszyst­kich kie­run­ków stu­diów, nie tylko hu­ma­ni­stycz­nych. Nie jest po­wie­dzia­ne, że po­lo­ni­sta musi uczyć w szko­le, tak samo jak po­li­to­log pra­co­wać w po­li­ty­ce. Udo­wad­nia to życie co­dzien­ne: Pre­zy­dent Pol­ski, Bro­ni­sław Ko­mor­ski jest ab­sol­wen­tem hi­sto­rii, po­dob­nie Do­nald Tusk, Ja­nusz Pa­li­kot to z wy­kształ­ce­nia fi­lo­zof, Jo­an­na Klu­zik-Ro­stow­ska dzien­ni­kar­ka, Julia Pi­te­ra po­lo­nist­ka. Po­lo­ni­sty­kę ukoń­czy­li rów­nież Mu­niek Stasz­czyk i człon­ko­wie ka­ba­re­tu Mo­ral­ne­go Nie­po­ko­ju. Od cze­goś trze­ba za­cząć, a stu­dia hu­ma­ni­stycz­ne, jak żadne inne, kształ­cą na wielu płasz­czy­znach. Do­ce­nia­ją to coraz czę­ściej także in­for­ma­ty­cy, któ­rzy, o dziwo, jako drugi kie­ru­nek czę­sto wy­bie­ra­ją fi­lo­lo­gię pol­ską.

– Pro­gra­mo­wa­nie samo w sobie wy­ma­ga zna­jo­mo­ści kilku ję­zy­ków pro­gra­mo­wa­nia. Co wię­cej, nikt roz­sąd­ny nie wska­że nam je­dy­ne­go słusz­ne­go ję­zy­ka pro­gra­mo­wa­nia, który po­zwo­li prze­trwać na cie­płej po­sa­dzie aż do eme­ry­tu­ry. Zawód ten wy­ma­ga cią­głe­go do­kształ­ca­nia się. Umie­jęt­ność po­zna­wa­nia ko­lej­nych ję­zy­ków jest nie­ja­ko wpi­sa­na w życie pro­gra­mi­sty. Dla­te­go mogę są­dzić, że rze­czy­wi­ście, nie­któ­rzy pro­gra­mi­ści mogą mieć in­kli­na­cje w kie­run­ku fi­lo­lo­gii (wsze­la­kich) – mówi Ar­ka­diusz Be­ne­dykt, pro­gra­mi­sta i autor bloga Benedykt.​net.

>>>>

Dlatego brzydzi mnie srodowisko naukowe . Cynicznie wykorzystali bezrobocie robiac pseudokierunki za duza kase . Mlodziez dostala pieniadze od rodzicow albo sama pracowala w wakcje aby oplacic . A teraz kleska . Poza tym jest olbrzymi efekt negatywny . Mamy olbrzymia grupe osobnikow bez wiedzy i kultury za to z dyplomami uwazajacych sie za wielka elite i podsmiewajacych z ,,wiesniakow'' ktorym nie dorastaja do piet . Koszmar ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:20, 04 Paź 2012    Temat postu:

"Czułam się jak imbecyl". List czytelniczki

"Te wszyst­kie lata po­ka­za­ły mi, że to dą­że­nie do sa­mo­roz­wo­ju, szko­le­nia, po­sze­rza­nie wie­dzy są wła­ści­wie po nic. Nikt tego nie po­trze­bu­je, nie wy­ko­rzy­stu­je. Umiesz­cza się czło­wie­ka jak try­bik w ma­szy­nie i ko­niec". Akcja Oszu­ka­ne Po­ko­le­nie ma już ponad 2500 fanów na Fa­ce­bo­oku. Pod ar­ty­ku­ła­mi po­ja­wia­ją się setki ko­men­ta­rzy. Do­sta­li­śmy też wiele li­stów. Naj­cie­kaw­sze pu­bli­ku­je­my.

Oszu­ka­ne Po­ko­le­nie to cykl ar­ty­ku­łów o dzi­siej­szych 20- i 30-lat­kach. To po­ko­le­nie z wyżu de­mo­gra­ficz­ne­go, które do­sta­ło w swo­jej mło­do­ści jasny prze­kaz, że naj­waż­niej­sza rzecz, to na­uczyć się an­giel­skie­go, skoń­czyć ogól­niak i stu­dia z ty­tu­łem mgr! A potem praca na spo­koj­nie się znaj­dzie... Nie zna­la­zła się. Zo­sta­li­śmy oszu­ka­ni. Przez kogo i w jaki spo­sób? Czy­taj przez cały mie­siąc na One­cie i w Ty­go­dni­ku Po­wszech­nym. A jeśli czu­jesz się oszu­ka­ny - do­łącz do nas na Fa­ce­bo­oku.

Sza­now­na re­dak­cjo,

W na­wią­za­niu do akcji "Oszu­ka­ne po­ko­le­nie", po­sta­no­wi­łam i ja po­dzie­lić się wła­snym do­świad­cze­niem, spo­strze­że­nia­mi oraz wnio­ska­mi, które z nich wy­ni­ka­ją. Je­stem rocz­ni­kiem '79. Naj­pierw skoń­czy­łam na­praw­dę dobrą szko­łę pod­sta­wo­wą, ze sta­rym, ale wszech­stron­nym pro­gra­mem. Były do­brze wy­kła­da­ne przed­mio­ty, dużo wie­dzy prak­tycz­nej i samej prak­ty­ki. Potem dobre li­ceum o pro­fi­lu bio­lo­gicz­no-che­micz­nym.

Wresz­cie lata 1998-2003 - stu­dia. Lu­bi­łam ma­te­ma­ty­kę, mam uzdol­nie­nia ar­ty­stycz­ne i do­brze kon­stru­uję-wy­bra­łam więc ar­chi­tek­tu­rę. Do dziś pa­mię­tam, jakie opi­nie wów­czas krą­ży­ły o ar­chi­tek­tach, że to i cie­ka­wy zawód i do­brze płat­ny. Stu­dia pod­ję­łam na Po­li­tech­ni­ce Szcze­ciń­skiej (dziś Uni­wer­sy­tet Tech­no­lo­gicz­ny ). Kie­ru­nek cięż­ki, bar­dzo tech­nicz­ny, w więk­szo­ści stara kadra na­uczy­ciel­ska, wy­ma­ga­ją­ca. Za­ję­cia trwa­ły długo, nie­raz sie­dzia­ło się od 8-20. Dużo pro­jek­tów w se­me­strze i to do wy­kre­śla­nia, nie jak dzi­siaj, do wy­dru­ku. Poza tym ogra­ni­czo­ny do­stęp do ma­te­ria­łów, setki rze­czy do kse­ro­wa­nia, zdo­by­wa­ne nie­raz bar­dzo po­kręt­ny­mi dro­ga­mi. Pa­mię­taj­my, że są to lata, w któ­rych in­ter­net świe­żo po­ja­wił się dla ogółu, był do­stęp­ny na spe­cjal­ne karty lub przez łącze te­le­fo­nicz­ne. Jeśli ktoś miesz­kał w aka­de­mi­kach, miał ten do­stęp za­pew­nio­ny - mi nie­ste­ty aka­de­mik nie przy­słu­gi­wał, ze wzglę­du na bli­ską od­le­głość miej­sca za­miesz­ka­nia.

"Mieli mnie do­ce­nić"

Upły­nę­ło 5 lat ha­rów­ki, ukoń­czy­łam stu­dia z ty­tu­łem ma­gi­stra in­ży­nie­ra ar­chi­tek­ta z oceną dobrą. Pa­mię­tam jak dziś słowa rek­to­ra na wrę­cze­niu dy­plo­mów, że ukoń­czy­li­śmy dobrą uczel­nię, po któ­rej pracę znaj­dzie­my za­rów­no w Pol­sce jak i za gra­ni­cą. Ab­sol­wen­ci tej uczel­ni są do­ce­nia­ni itd. I tego do­ce­nie­nia wła­śnie szyb­ko do­świad­czy­łam przy cięż­kim zde­rze­niu z rze­czy­wi­sto­ścią. Naj­pierw opi­nia, że nie po­sia­dam jesz­cze upraw­nień, więc nie mam prawa mia­no­wać sie­bie ar­chi­tek­tem. Muszę odbyć 2 lata pracy w biu­rze i rok na bu­do­wie, zdać eg­za­min i do­pie­ro wtedy je­stem peł­no­war­to­ścio­wym pro­jek­tan­tem. No cóż, czas więc szu­kać miej­sca prak­tyk. Po­ja­wi­ło się wów­czas coś, co teraz jest już po­wszech­ne, czyli staże ab­sol­wenc­kie. Uskrzy­dlo­na taką opcją, za­re­je­stro­wa­łam się szyb­ko w Urzę­dzie Pracy, celem do­sta­nia się na staż. Tutaj nie­ste­ty moje pierw­sze roz­cza­ro­wa­nie -pa­nie w UP nie dość, że nie miały bla­de­go po­ję­cia o moim kie­run­ku wy­kształ­ce­nia, nie miały też do za­ofe­ro­wa­nia ni­cze­go, oprócz stażu w Urzę­dzie Miej­skim. Sko­rzy­sta­łam więc i z ta­kiej spo­sob­no­ści li­cząc, że do­sta­nę się do Wy­dzia­łu Go­spo­dar­ki Prze­strzen­nej, gdzie może do­sta­nę re­gu­lar­ną pracę. I tu nie­spo­dzian­ka - kadry urzę­du, z braku miej­sca w Wy­dzia­le Go­spo­dar­ki Prze­strzen­nej, kie­ru­ją mnie do Wy­dzia­łu In­ży­nie­ra Mia­sta, co wbrew po­zo­rom nie miało nic wspól­ne­go z pro­jek­to­wa­niem. Więk­szość czasu roz­no­si­łam ko­re­spon­den­cję, ga­ze­ty, cza­sem jeź­dzi­łam na od­bio­ry z "dro­go­wca­mi", nawet pi­sa­łam tre­ści uchwał.

Od czasu do czasu po­ma­ga­łam też księ­go­wej, z którą dzie­li­łam biuro. W ta­kich oko­licz­no­ściach nadal szu­ka­łam pracy, cho­dząc na roz­mo­wy do biur - nie­ste­ty tym, co mnie dys­kwa­li­fi­ko­wa­ło to brak do­świad­cze­nia oczy­wi­ście. Po 5 mie­sią­cach mojej byt­no­ści w Urzę­dzie przy­ję­to ko­lej­ne­go ab­sol­wen­ta, jak się oka­za­ło, do Wy­dzia­łu Go­spo­dar­ki Prze­strzen­nej. I nie by­ło­by w tym nic dziw­ne­go, gdyby nie fakt, że on był po pro­jek­to­wa­niu dróg i nada­wał się na moje sta­no­wi­sko, a sie­dział na sta­no­wi­sku prze­zna­czo­nym dla ar­chi­tek­ta. Ręce mi opa­dły, czemu tak wy­szło, nie ro­zu­miem do dziś. Ktoś oczy­wi­ście może za­rzu­cić mi, dla­cze­go od razu nie po­szłam do biura pro­jek­to­we­go. Dla­te­go, że ten pro­gram w tam­tych la­tach (2003-2004 r.) do­pie­ro racz­ko­wał i nie­wie­lu pra­co­daw­ców miało po­ję­cie "jak to się robi", więc nie było łatwo zna­leźć ta­kie­go, co miał. O ile nie zgło­sił się sam do Urzę­du Pracy.

"Pra­cuj, ale ZUS płać sama"

Jako dy­gre­sję przy­to­czę, że nie­któ­re po­my­sły na za­trud­nie­nie były dość cie­ka­we - do tego stop­nia, że pewna pani ar­chi­tekt za­pro­po­no­wa­ła mi pracę i prak­ty­kę u sie­bie pod wa­run­kiem, że sama sobie będę opła­ca­ła skład­ki ZUS. Cięż­ko mi było pła­cić coś z ni­cze­go, a na pomoc fi­nan­so­wą ze stro­ny ro­dzi­ców ja aku­rat nie mo­głam li­czyć, bo nie mieli ta­kiej moż­li­wo­ści. Na to widać li­czy­ła z kolei ta pani. W każ­dym razie, po 6 mie­sią­cach sama zre­zy­gno­wa­łam ze stażu. Raz jesz­cze za­dzwo­ni­ła do mnie pani z UP z ofer­tą, że po­trzeb­ny pra­cow­nik do biura pro­jek­to­we­go na już. Po­da­ła kon­takt, za­dzwo­ni­łam od razu, a tam sły­szę zdzi­wie­nie, że w ogóle dzwo­nię. Ow­szem po­trze­bu­ją, ale nie teraz, po­nie­waż zmie­nia­ją sie­dzi­bę i że może za 3 mie­sią­ce jak będę za­in­te­re­so­wa­na, mogę się ode­zwać. Zdzi­wie­nie za­ma­lo­wa­ło się nie tylko na mojej twa­rzy, ale z pew­no­ścią także na twa­rzy pani z UP, któ­rej po­wtó­rzy­łam całą hi­sto­rię. No cóż, po­sta­no­wi­łam ak­tyw­niej po­szu­kać pracy. Uda­łam się do swo­je­go pro­mo­to­ra - był za­chwy­co­ny moim pro­jek­tem dy­plo­mo­wym, że no­wa­tor­ski itd., więc po­my­śla­łam, że mogę mieć szan­sę. O ja na­iw­na! Oczy­wi­ście nic z tego. Uru­cho­mi­łam wobec tego tzw.

zna­jo­mo­ści. Po pół roku udało mi się zna­leźć pracę w biu­rze pro­jek­to­wym, u są­sia­da mo­je­go brata cio­tecz­ne­go. Biuro znaj­do­wa­ło się w Cza­plin­ku, 8 0km od mojej ro­dzin­nej miej­sco­wo­ści. Praca zgod­na z wy­kształ­ce­niem.

"Zdo­by­wasz do­świad­cze­nie, mu­sisz za­pła­cić fry­co­we"

Za­re­je­stro­wa­łam więc dzien­nik prak­tyk w Izbie Ar­chi­tek­tów i roz­po­czę­łam pracę. Tutaj spo­tka­ła mnie ko­lej­na ży­cio­wa nauka - to twoja pierw­sza praca, zdo­by­wasz do­pie­ro do­świad­cze­nie, każdy fry­co­we musi za­pła­cić. To fry­co­we po­le­ga­ło na tym, że mimo obiet­nic, pra­co­wa­łam bez umowy, do­pła­ca­jąc do "in­te­re­su", bo nie pła­co­no mi co mie­siąc, a na pa­li­wo mu­sia­łam jakoś mieć, bo po­cią­gi i au­to­bu­sy nie­ste­ty jeź­dzi­ły róż­nie bądź wcale. Wy­na­jąć cze­goś bli­żej nie było po pro­stu za co. Po­ja­wił się po­mysł za­trud­nie­nia mnie w ra­mach stażu, ale minął już prze­pi­so­wy okres, więc się nie kwa­li­fi­ko­wa­łam. Zatem po­ja­wił się spo­sób inny, sko­rzy­stać z pro­gra­mu za­trud­nie­nia osób z miej­sco­wo­ści do 20 tys. miesz­kań­ców. Nie pa­mię­tam, o co do­kład­nie cho­dzi­ło, w każ­dym razie i ja i pra­co­daw­ca mie­li­śmy mieć pro­fi­ty. On w po­sta­ci do­ta­cji, a ja re­gu­lar­nych do­cho­dów wy­pła­ca­nych przez gminę (chyba ). Na po­trze­bę tej akcji ko­le­żan­ka z biura za­mel­do­wa­ła mnie tym­cza­so­wo w miesz­ka­niu swo­je­go chło­pa­ka. Moja miej­sco­wość nie­ste­ty po­sia­da 70 tys. miesz­kań­ców, więc ten wymyk z mel­dun­kiem tym­cza­so­wym był ko­niecz­ny. I bez­piecz­ny. Do­star­czy­łam więc cały kom­plet wy­ma­ga­nych pa­pie­rów. Jed­nak na nic się to zdało, cze­ka­łam mie­siąc, drugi, trze­ci. Potem przy­pad­kiem zna­la­złam kopie swo­ich do­ku­men­tów w sto­sie ma­ku­la­tu­ry. W sumie na 8 mie­się­cy, jakie tam spę­dzi­łam za­pła­co­no mi tylko 3 razy: za 1 pro­jekt i dwie kon­cep­cję, a było tego znacz­nie wię­cej. Nie otrzy­ma­łam za to żad­nej wie­dzy, nie zdo­by­łam żad­ne­go do­świad­cze­nia, bo nikt po pro­stu mnie nie nad­zo­ro­wał.

"Spodo­ba­łam się, za­pro­po­no­wa­no mi 900 zł"

Ro­bi­łam pro­jek­ty sa­mo­dziel­nie, bez ko­rekt i uwag, czy ja­kie­go­kol­wiek wglą­du ze stro­ny pro­wa­dzą­ce­go, przez co potem mia­łam do­dat­ko­wo kło­po­ty w wy­ni­ku po­peł­nio­nych prze­ze mnie błę­dów. Oczy­wi­ście nie do końca było to moją winą, bo jeśli ktoś de­cy­du­je się na wzię­cie prak­ty­kan­ta to i obo­wią­zu­ją go pewne za­sa­dy kon­tro­lo­wa­nia go. Byłam sa­mo­dziel­na, ale braki w wie­dzy nie­ste­ty same się nie za­peł­nią. Wie­dzia­łam już, że z tej pracy nic nie bę­dzie, zna­la­złam więc ofer­ty ko­lej­nych. Po­je­cha­łam na roz­mo­wę do od­da­lo­ne­go ode mnie o 300 km Olsz­ty­na. Po 10 go­dzin­nej jeź­dzie po­cią­giem i 3 go­dzin­nym ocze­ki­wa­niu na roz­mo­wę ( mimo wcze­śniej­sze­go umó­wie­nia się na kon­kret­ną go­dzi­nę), ła­ska­wie po­roz­ma­wia­no ze mną.

Spodo­ba­łam się jako kan­dy­dat, mia­łam po­ję­cie o wielu rze­czach, wie­dzia­łam jak po­ru­szać się w prze­pi­sach - za­pro­po­no­wa­no mi 900 zł netto.

Nie­ste­ty wy­na­ję­cie tam naj­mniej­sze­go miesz­ka­nia kosz­to­wa­ło wów­czas 700 zł + opła­ty. To było dla mnie nie do unie­sie­nia, więc mu­sia­łam zre­zy­gno­wać.

Dla zdo­by­cia do­dat­ko­wej wie­dzy i żeby nie wy­paść z rynku, jeź­dzi­łam z wła­snej ini­cja­ty­wy na dar­mo­we szko­le­nia i pre­zen­ta­cje dla pro­jek­tan­tów, or­ga­ni­zo­wa­ne przez firmy pro­du­ku­ją­ce ma­te­ria­ły bu­dow­la­ne czy urzą­dze­nia i sprzę­ty AGD, sys­te­my grzew­cze, alar­mo­we itp. Także na targi bu­dow­la­ne. Na jed­nym z ta­kich tar­gów za­uwa­ży­łam pre­zen­ta­cję firmy pro­du­ku­ją­cej ma­te­ria­ły do wi­tra­ży me­to­dą an­giel­ską. Sto­isko tak mnie za­uro­czy­ło, że po­sta­no­wi­łam zgłę­bić temat wi­tra­ża, co szyb­ko prze­ro­dzi­ło się w dość re­gu­lar­ną prak­ty­kę. Któ­re­goś dnia tata przy­niósł mi ar­ty­kuł o moż­li­wo­ści otrzy­ma­nia kre­dy­tu z UP na pro­wa­dze­nie wła­snej dzia­łal­no­ści go­spo­dar­czej. Po­mysł już mia­łam -oczy­wi­ście wi­tra­że, w po­łą­cze­niu z pro­jek­to­wa­niem wnętrz, bo to aku­rat mo­głam wy­ko­ny­wać bez upraw­nień. Po 8 mie­sią­cach w bar­dzo burz­li­wych oko­licz­no­ściach za­koń­czy­łam współ­pra­cę z fe­ler­nym biu­rem pro­jek­to­wym i znów byłam bez­ro­bot­na. Jed­nak mia­łam już kon­cep­cję na przy­szłość. Zgło­si­łam się do UP w celu sa­mo­za­trud­nie­nia i po 3 mie­sią­cach byłam szczę­śli­wą po­sia­dacz­ką kre­dy­tu na wła­sny biz­nes.

"Otwo­rzy­łam wła­sną firmę"

W 2005 roku otwo­rzy­łam wła­sną firmę. Rze­czy­wi­stość jed­nak dała znać o sobie jesz­cze szyb­ciej niż ocze­ki­wa­łam. In­te­res szedł kiep­sko, mimo że była to je­dy­na taka dzia­łal­ność w mie­ście. Zle­ceń było mało, więk­szość na wi­tra­że niż pro­jek­ty wnętrz. Poza tym jak się oka­za­ło, we wnę­trzach także nie mia­łam do­świad­cze­nia, więc za­czę­łam stop­nio­wo uni­kać ta­kich zle­ceń. Więk­szych pro­jek­tów brać nie mo­głam, bo nie zna­łam ni­ko­go z upraw­nie­nia­mi, kto by mi je pod­pi­sał. Znów za­czę­łam szu­kać do­dat­ko­wej pracy. Ko­lej­ne spo­tka­nia i roz­mo­wy-za mało do­świad­cze­nia, za ubo­gie port­fo­lio, bo więk­szość to kon­cep­cje, któ­rych nawet nie mo­głam wpi­sać do Dzien­ni­ka Prak­ty­ki Za­wo­do­wej (bo to się zwy­czaj­nie nie liczy) lub za wy­so­kie wy­ma­ga­nia fi­nan­so­we ( 1000zł netto na sa­mo­za­trud­nie­niu było za dużym wy­ma­ga­niem fi­nan­so­wym! ). Sa­mo­za­trud­nie­nie szyb­ko za­czę­to wy­ko­rzy­sty­wać jako me­to­dę po­zy­ska­nia nie­wol­ni­ka do pracy. Minął rok cięż­kiej dzia­łal­no­ści, którą mu­sia­łam jesz­cze utrzy­mać przez rok ko­lej­ny, żeby nie zwra­cać kwoty za­cią­gnię­te­go kre­dy­tu. Był to też czas emi­gra­cji na rynek UK. W Szcze­ci­nie zor­ga­ni­zo­wa­no spo­tka­nie dla chęt­nych. Nie­ste­ty, mia­łam za mało do­świad­cze­nia. Wy­ma­ga­nia za­czy­na­ły się od 5 lat stażu pracy. U mnie dało się na­cią­gnąć ledwo 2 lata, poza tym moje port­fo­lio wciąż było ubo­gie. I tu znów dzię­ki przy­pad­ko­wi po­ja­wił się ra­tu­nek w sy­tu­acji. Aku­rat brat mo­je­go wów­czas chło­pa­ka (dziś męża) zle­cił pro­jekt w biu­rze pro­jek­to­wym, gdzie aku­rat szu­ka­no kogoś do po­mo­cy przy zle­ce­niach. Po­le­co­no mnie, do­szło do roz­mo­wy przez te­le­fon z wła­ści­ciel­ką biura i zanim się obej­rza­łam, pra­co­wa­łam już na sta­no­wi­sku asy­sten­ta ar­chi­tek­ta w War­sza­wie. Pro­jek­ty domów jed­no­ro­dzin­nych. Ko­lej­ne do­świad­cze­nie jak wy­ko­rzy­sty­wa­no przez pra­co­daw­ców fakt sa­mo­za­trud­nie­nia. Pie­nią­dze były go­dzi­we jak na start, więc nie na­rze­ka­łam. Go­rzej z trak­to­wa­niem mojej osoby, ale to już kwe­stia cha­rak­te­ru i kul­tu­ry pra­co­daw­cy.

"Ze stre­su prze­sta­ły mi ro­snąć włosy"

Do­świad­cze­nie zdo­by­łam ow­szem spore i za to byłam wdzięcz­na. To, że ze stre­su prze­sta­ły mi nawet ro­snąć włosy (do­brze, że nie wy­pa­dać) to swoją drogą. Zło­ży­łam to nawet na karb pa­mięt­ne­go fry­co­we­go (to już moje trze­cie fry­co­we z kolei). Za to nie po­sia­da­łam żad­nych praw-bo z jed­nej stro­ny trak­to­wa­no mnie jako pra­cow­ni­ka na za­sa­dzie za­trud­nie­nia na eta­cie, z dru­giej stro­ny nie przy­słu­gi­wa­ły mi żadne tego typu przy­wi­le­je, czyli urlo­py czy zwol­nie­nia z po­wo­du cho­ro­by, bo praw­nie nie byłam takim pra­cow­ni­kiem tylko firmą w fir­mie. Nie wspo­mnę już o pracy w nad­go­dzi­nach i wszel­kich zwią­za­nych z tym rze­czy. Nie brano pod uwagę zu­peł­nie faktu, że byłam prze­cież osob­ną firmą i to ja w niej byłam sze­fem. Praca stała się więc nie­wol­ni­cza i w grun­cie rze­czy nie do końca le­gal­na. Prze­pra­co­wa­łam tam ponad rok. Tylko dzię­ki wy­naj­mo­wa­niu miesz­ka­nia w 3 osoby da­wa­ło się jakoś prze­żyć. Po roku udało mi się zna­leźć pracę na wła­sną rękę. Także w War­sza­wie. To był rok 2008 i nie­sa­mo­wi­ty bum na rynku bu­dow­la­nym. W ofer­tach można było prze­bie­rać.

Po dwóch roz­mo­wach udało mi się zna­leźć pracę na sta­no­wi­sku asy­sten­ta. Biuro było znacz­nie więk­sze, pro­jek­to­wa­ło osie­dla miesz­ka­nio­we, czyli ko­lej­ny dla mnie punkt do do­świad­cze­nia. Poza tym byłam już pew­niej­sza. Mia­łam więk­szą wie­dzę i było co po­ka­zać w port­fo­lio. Udało mi się też wy­ne­go­cjo­wać więk­sze pie­nią­dze i co naj­waż­niej­sze- do­sta­łam umowę o pracę. Nie był to ideał, bo umowa była tzw. łą­czo­na, czyli za­trud­nie­nie za naj­niż­szą staw­kę kra­jo­wą, resz­ta płat­na na umowę o dzie­ło. O pa­kie­cie so­cjal­nym nie było mowy, na rok był wy­ku­pio­ny abo­na­ment w przy­chod­ni Falk, ale tylko po to, że­by­śmy mogli za darmo zro­bić ba­da­nia u le­ka­rza me­dy­cy­ny pracy. Mimo to nie na­rze­ka­łam, bo to i tak było wię­cej, niż mo­głam li­czyć w tej bran­ży. Za­mknę­łam więc wła­sną dzia­łal­ność i od­zy­ska­łam na jakiś czas rów­no­wa­gę ży­cio­wą. Praca w go­dzi­nach od do, bez sie­dze­nia po no­cach, wię­cej ludzi, fajny ze­spół - raj. Nie­ste­ty do czasu. Szyb­ko oka­za­ło się, że w sumie nie mam w tym biu­rze co robić. Praca była dzie­lo­na nie­rów­no, do­sta­wa­łam ja­kieś wrzut­ki typu domki jed­no­ro­dzin­ne "na szyb­ko", bo w tym już byłam bie­gła, a li­czył się prze­cież czas. Co chwi­lę mu­sia­łam pytać, czy jest coś dla mnie do ro­bo­ty, bo sie­dzę wolna. Po roku oka­za­ło się, że mój po­ten­cjał nie jest w ogóle wy­ko­rzy­sty­wa­ny, a praca de­mo­ty­wu­je. Każdy jak try­bik sie­dział, robił swoje i nic po­nad­to. Po­przed­nia praca na­uczy­ła mnie tempa i do­brej or­ga­ni­za­cji. Zo­sta­ło to wy­ko­rzy­sta­ne w tej fir­mie na ta­kiej za­sa­dzie, że do­kań­cza­łam lub szyb­ko po­pra­wia­łam ro­bo­tę po kimś.

"Za­czę­łam szu­kać na nowo"

Czu­łam, że zwy­czaj­nie się cofam i cały rok cięż­kiej pracy w po­przed­niej fir­mie stop­nio­wo od­cho­dził do la­mu­sa. Za­czę­łam na nowo szu­kać pracy, także na bu­do­wie. Na wiele wy­sła­nych zgło­szeń od­po­wie­dzia­ła mi tylko jedna firma i ta za­pro­si­ła mnie na roz­mo­wę. Prze­szłam przez roz­mo­wę z HR, cze­ka­ła mnie jesz­cze roz­mo­wa z kie­row­ni­kiem bu­do­wy. Jak się oka­za­ło, sta­no­wi­sko na­pi­sa­ne w ogło­sze­niu przez HR nie ist­nia­ło, było za to inne, w ogóle nie zwią­za­ne z moim za­wo­dem, bo do­ty­czy­ło przyj­mo­wa­nia i szu­ka­nia ofert ma­te­ria­łów bu­dow­la­nych, od­po­wia­da­nia na ko­re­spon­den­cję.

Sta­no­wi­sko dla mnie może by mieli, jeśli za­rząd na ze­bra­niu zgo­dzi się na utwo­rze­nie ta­kie­go. Czyli cze­kaj tatka latka. Do­dat­ko­wo po­sta­no­wi­łam szu­kać in­nych zajęć, które mo­gły­by za­owo­co­wać może ko­lej­nym za­wo­dem.

Od­kry­łam w sobie za­mi­ło­wa­nie do wi­za­żu. Za­pi­sa­łam się więc do rocz­nej szko­ły, którą ukoń­czy­łam z dy­plo­mem wi­za­żyst­ki. Nie­ste­ty praca w tym cha­rak­te­rze szyb­ko oka­za­ła się nie dla mnie. Po­dob­nie jak w ar­chi­tek­tu­rze, czę­sto bra­ku­je "zle­ceń". Od bar­dziej do­świad­czo­nych do­wie­dzia­łam się, że jeśli chcia­ło­by się coś za­cząć w tej dzie­dzi­nie na po­waż­nie, to le­piej od razu iść na cha­rak­te­ry­za­cję - tego jed­nak już nie zro­bi­łam. Po­sta­no­wi­łam znów prze­glą­dać ogło­sze­nia o pracę jed­nak jako ar­chi­tekt. Tu za­uwa­ży­łam po­ja­wie­nie się no­we­go nurtu - tym razem nie li­czy­ło się do­świad­cze­nie, tylko umie­jęt­ność mo­de­lo­wa­nia 3D. Ar­chi­tekt mu­siał być teraz gra­fi­kiem. Szu­ka­łam więc róż­nych kur­sów do­ty­czą­cych mo­de­lo­wa­nia. Nie­ste­ty każdy nie na moją kie­szeń. Pró­bo­wa­łam dzia­łać sa­mo­dziel­nie, ale opor­nie to szło, szcze­gól­nie z po­wo­du braku wła­sne­go kom­pu­te­ra ( mój do­tych­cza­so­wy po pro­stu się ze­psuł ). Po 2 la­tach pracy po­ja­wi­ła się u mnie po­trze­ba ja­kie­goś roz­wo­ju, suk­ce­su - po­sta­no­wi­łam do­koń­czyć starą spra­wę i uko­ro­no­wać swoje umie­jęt­no­ści w wi­tra­żow­nic­twie - za­pi­sa­łam się na kurs cze­lad­ni­czy. Po roku zdo­by­łam tytuł. Dzię­ki temu otwo­rzy­łam sobie dal­szą drogę do zdo­by­cia ty­tu­łu mi­strza - nie­ste­ty muszę znów prze­pra­co­wać albo u kogoś albo na wła­snej dzia­łal­no­ści przez 3 lata, co już wiem, że do naj­ła­twiej­szych nie na­le­ży. Ten mały suk­ces mimo wszyst­ko jakoś pod­niósł mnie na duchu i mo­głam dalej nor­mal­nie pra­co­wać.

"Czu­łam się jak kom­plet­ny im­be­cyl"

Jed­nak po 3 la­tach "sprzą­ta­nia" po kimś, pracy przy pro­jek­tach z do­sko­ku, ru­ty­no­wych za­da­niach, nie wy­ma­ga­ją­cych nawet zaj­rze­nia do prze­pi­sów, po­ja­wi­ło się u mnie wy­pa­le­nie za­wo­do­we. Z jed­nej stro­ny za­czę­ło mnie to śmie­szyć, jak w wieku 33 lat można mieć w ogóle taki stan. Czu­łam się jak kom­plet­ny im­be­cyl i że tak samo je­stem trak­to­wa­na. Zle­ca­no mi pracę, ale nie da­wa­no ani do­ku­men­ta­cji, ani wy­tycz­nych wy­ma­ga­nych przez in­we­sto­ra. Nie brano na roz­mo­wy z bran­ży­sta­mi, co daje na praw­dę bar­dzo wiele, przy oka­zji po­zwa­la zro­zu­mieć, co się robi. Sta­łam się jak ma­szyn­ka do na­pę­dza­nia tempa pracy. Obrzy­dze­nie sy­tu­acją było silne do tego stop­nia, że było mi obo­jęt­ne, czy w ogóle wsta­nę do pracy, czy przyj­dę na czas, czy nie, a w samej pracy zbie­ra­ło na mdło­ści, że w ogóle tam je­stem. Nie mo­głam pa­trzeć ani na pro­jek­ty, ani na bu­do­wy, na nic. Po 3,5 roku ta­kie­go mar­no­traw­stwa mojej osoby, zwol­ni­łam się i nie pra­cu­ję do dziś. Minął rok od mo­je­go zwol­nie­nia. Psy­chicz­nie jest już tro­chę le­piej na tyle, że nie od­rzu­ca mnie od pro­jek­tów. Nie mar­no­wa­łam jed­nak tego czasu. Za­ję­łam się po­now­nie wi­tra­żem i do­dat­ko­wo ce­ra­mi­ką. Wzię­łam udział jako wy­staw­ca na Fe­sti­wa­lu Przed­mio­tów Ar­ty­stycz­nych w Po­zna­niu. Mimo wielu kon­tak­tów, nie­ste­ty nie za­owo­co­wa­ły one ni­czym. Jed­nak przez rok była to dobra od­skocz­nia, forma te­ra­pii. Nie wiem, czy jesz­cze chcę wró­cić do za­wo­du.

"To wszyt­ko po nic"

Te wszyst­kie lata po­ka­za­ły mi, że to dą­że­nie do sa­mo­roz­wo­ju, szko­le­nia, po­sze­rza­nie wie­dzy są wła­ści­wie po nic. Nikt tego nie po­trze­bu­je, nie wy­ko­rzy­stu­je. Umiesz­cza się czło­wie­ka jak try­bik w ma­szy­nie i ko­niec.

Dziś czuję się zwy­czaj­nie znisz­czo­na przez taką sy­tu­ację. Je­stem w sumie 10 lat po stu­diach, a moja wie­dza choć więk­sza od tej ab­sol­wenc­kiej, wciąż jest za mała, jak na taki okres pracy w za­wo­dzie. Po­nad­to wie­dza prze­sta­je się li­czyć, bo teraz ar­chi­tekt ma robić efek­tow­ne wi­zu­ali­za­cje w 3 pro­gra­mach gra­ficz­nych jed­no­cze­śnie. Po co zatem gra­fi­cy?

Oszczę­dza­nie do tego stop­nia, że każe się lu­dziom po­sia­dać po kilka fa­kul­te­tów, żeby na jed­nym sta­no­wi­sku mógł za­siąść jeden su­per­bo­ha­ter za­miast dwóch wy­kwa­li­fi­ko­wa­nych pra­cow­ni­ków. Nie oszu­kuj­my się jedna k- albo bę­dzie­my do­brzy tylko w jed­nym, albo we wszyst­kim prze­cięt­ni. Bycie dy­le­tan­tem jest dobre, ale tylko żeby mieć po­ję­cie o te­ma­cie-nie spraw­dza się kom­plet­nie, kiedy trze­ba wy­ko­nać ja­kieś spe­cja­li­stycz­ne za­da­nie. Po­sia­da­nie kilku za­wo­dów na raz jest kom­plet­nie nie­zro­zu­mia­ła dla ludzi z za­gra­ni­cy. Pa­mię­tam, kiedy sta­ra­łam się o pracę w An­glii. Ko­bie­ta z ich po­śred­nic­twa pracy nie mogła zro­zu­mieć o co mi cho­dzi, że je­stem i ar­chi­tek­tem i wi­tra­ży­stą. Jak w ogóle mogę mieć te dwie pro­fe­sje jed­no­cze­śnie. I w sumie racja, bo przez takie coś czło­wiek w sumie nie jest w ni­czym do końca fa­chow­cem.

"Nie sie­dzia­łam z za­ło­żo­ny­mi rę­ka­mi"

Jak widać, nie sie­dzia­łam w życiu z za­ło­żo­ny­mi rę­ka­mi i nie na­rze­ka­łam, że czuję się oszu­ka­na. Bar­dzo iry­tu­ją mnie więc opi­nie na fo­rach, czy teraz na Fa­ce­bo­oku a pro­pos te­ma­tu o oszu­ka­nym po­ko­le­niu, że je­stem nie­udacz­ni­kiem i za­miast na­rze­kać to do ro­bo­ty. Nie­udacz­ni­cy czę­sto wła­śnie sie­dzą na stoł­kach, po­wci­ska­ni dzię­ki ko­nek­sjom. Przy­kła­dem jest choć­by ZUS w moim mie­ście -na wszyst­kich pra­cow­ni­ków tylko jeden jest taki, który się orien­tu­je w czym­kol­wiek. Jeśli nie trafi się szczę­śli­wie do tej pani, nie za­ła­twi się ni­cze­go, bądź za­ła­twi błęd­nie. Resz­ta to zwy­kłe ny­gu­sy. Nie uża­lam się nad sobą, dalej pró­bu­ję. Jed­nak cią­głe za­czy­na­nie od po­cząt­ku za­czy­na mę­czyć, a robię się nie­ste­ty coraz star­sza. Wy­bra­łam zawód jaki wy­bra­łam, po­zor­nie do­cho­do­wy. Teraz muszę za to po­ku­to­wać tylko dla­te­go, że rynek ku­le­je, że nie ma żad­nej kon­tro­li nad sek­to­rem pry­wat­nym i każdy robi z ludź­mi co chce. Za­trud­nia się też na za­sa­dzie, kto da mniej. Za­rob­ki są nadal nie­jaw­ne, na roz­mo­wach od­by­wa­ją się ne­go­cja­cje jak przy skła­da­niu ofert w za­mó­wie­niach pu­blicz­nych, gdzie w przy­pad­ku tych dru­gich wia­do­mo, z czym bę­dzie się miało do czy­nie­nia i usta­la mi­ni­mal­ną kwotę. W przy­pad­ku pracy, nigdy nie wia­do­mo, co i ile bę­dzie się ro­bi­ło za takie pie­nią­dze, jakie sobie wy­wal­czy­my. Umiem na­praw­dę wiele, po­sia­dam nawet wie­dzę prak­tycz­ną z bu­dow­lan­ki, tylko czy ktoś za­trud­ni ko­bie­tę jako mu­ra­rza, tyn­ka­rza czy speca od pod­łóg na grun­cie? Mogę za­cząć ko­lej­ne stu­dia na kie­run­ku, który cie­szy się obec­nie po­pu­lar­no­ścią. Lubię się uczyć, czemu nie - tylko kto mi za­gwa­ran­tu­je, że za 5 lat to nadal bę­dzie do­cho­do­wy zawód? No i znów będę bez do­świad­cze­nia Smile Roz­wa­żam ko­lej­ną dzia­łal­ność go­spo­dar­czą, ale tym razem jesz­cze po­waż­niej prze­my­ślę temat, nim po­dą­żę za ko­lej­nym po­ry­wem serca. Szcze­gól­nie, że w na­szych wa­run­kach trze­ba mieć od razu na ZUS-y, bo pań­stwo nie po­pu­ści, nie ważne że do­pie­ro za­czy­nasz i nie wiesz czy wy­pa­li. Ba­da­nia rynku nie za­wsze się spraw­dza­ją. Myślę, że tu tak do końca nie cho­dzi o kwe­stię bycia oszu­ka­nym. My po pro­stu je­ste­śmy po­ko­le­niem, które pierw­sze do­świad­czy­ło cho­re­go sys­te­mu i racz­ku­ją­ce­go ka­pi­ta­li­zmu. Na pod­sta­wie swo­je­go za­wo­du mogę po­wie­dzieć, że osoby star­sze ode mnie o 10 a nawet już 7 lat miały ła­twiej i wśród nich jest o wiele wię­cej osób z upraw­nie­nia­mi pro­jek­to­wy­mi i ta­kich, które mają pracę w za­wo­dzie. One jesz­cze za­ła­pa­ły się na stare za­sa­dy, które gdzieś tam w men­tal­no­ści krą­ży­ły, gdzie prak­ty­ki były jesz­cze trak­to­wa­ne jako obo­wiąz­ko­we, żeby móc dalej funk­cjo­no­wać w bran­ży. Nasze po­ko­le­nie na­to­miast zo­sta­ło wpusz­czo­ne na głę­bo­ką wodę, tylko nikt nie dał wska­zó­wek, jak z niej wy­pły­nąć.

Zwy­cię­ża cwa­niac­two i buta - jeśli się tego nie ma, do­sta­je się łatkę nie­udacz­ni­ka.

Ano­nim

Ty­tu­ły i śród­ty­tu­ły od Re­dak­cji.

>>>>

Zaskakujaco duzy odzew !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:32, 11 Paź 2012    Temat postu:

Szokujące treści w czasopiśmie dla nauczycieli.

Wulgaryzmy i plagiat znalazły się w czasopiśmie dla nauczycieli, które wydaje fundacja założona przez MEN - informuje "Rzeczpospolita".

Czasopismo ma być wskazówką dla nauczycieli, jak prowadzić lekcje i poznawać nowe metody pedagogiczne. „Języki obce w szkole" od tego roku mają nowego wydawcę, a pismo zaczęło mocno zaskakiwać treściami.

Nauczycielom proponuje się między innymi odgrywanie dialogu z filmu "Dzień Świra". Uczniowie mogą się go nauczyć na pamięć oraz uzupełniać luki wulgarnymi słowami z filmu. Chodzi o scenę, w której Adaś Miauczyński odpytuje syna z koniugacji czasownika "to be". Dialog kończy się słowami: to be, ... , or not to be. „... jest jednym z tych wyrazów, które uczniowie mają wpisać w dialogowe luki.

To nie koniec kontrowersji wokół pisma dla nauczycieli. W trzecim numerze opublikowano materiał, który w zdecydowanej większości jest kompilacją czterech innych tekstów. Bez problemu można wyszukać je w internecie, każdy z nich ma swojego autora. Ich nazwisk jednak nie odnotowano w bibliografii.

>>>>

Brawo wspaniala edukacja . Daje efekty ,,wychowanie'' Agory ... I promocja ,,nowej kultury'' czyli bluzgu ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:04, 16 Paź 2012    Temat postu:

Maciej Stańczyk
W pułapce

Anna, Ewa, Mar­cin, An­drzej. Czwór­ka przy­ja­ciół z po­ko­le­nia wyżu de­mo­gra­ficz­ne­go lat 80., w 2001 roku stu­den­ci dzien­ni­kar­stwa na jed­nej z naj­więk­szych nie­pu­blicz­nych uczel­ni w Pol­sce. Dziś mówią: dy­plom ukoń­cze­nia stu­diów w pierw­szej ko­lej­no­ści stał się prze­pust­ką do po­śred­nia­ka. Z pre­sti­żu uczel­ni zo­stał tylko ko­lo­ro­wy fol­der. My sami je­ste­śmy w pu­łap­ce. Bez pracy, w naj­lep­szym razie ze śmie­cio­wą umową.

- Dziś mamy dwóch stu­den­tów na jed­ne­go ucznia szkół za­wo­do­wych. To są nie­re­al­ne pro­por­cje. By­wa­ją firmy, gdzie jest dwóch ludzi z wyż­szym wy­kształ­ce­niem i jeden wy­kwa­li­fi­ko­wa­ny ro­bot­nik. Na ogół w Eu­ro­pie i na świe­cie, jest zu­peł­nie od­wrot­nie, bo tam na dzie­się­ciu wy­kwa­li­fi­ko­wa­nych ro­bot­ni­ków jest trzech ludzi z wyż­szym wy­kształ­ce­niem - mówił w jed­nym z wy­wia­dów pro­fe­sor Mie­czy­sław Kabaj z In­sty­tu­tu Pracy i Spraw So­cjal­nych, czło­nek Ko­mi­te­tu Nauk Eko­no­micz­nych PAN.

De­for­ma­cja, o któ­rej mówi pro­fe­sor to efekt "bo­nan­zy edu­ka­cyj­nej", roz­kwi­tu pry­wat­nych uczel­ni, które przed de­ka­dą wy­ra­sta­ły w Pol­sce, jak grzy­by po desz­czu, by za­spo­ko­ić po­trze­bę stu­dio­wa­nia u rze­szy mło­dych ludzi, po­ko­le­nia wyżu de­mo­gra­ficz­ne­go lat osiem­dzie­sią­tych.

Wła­śnie wtedy za­wo­dów­ki i tech­ni­ka były ob­cia­chem. Kto re­zy­gno­wał ze stu­diów wła­ści­wie sam spy­chał się na mar­gi­nes. Nie chcesz stu­dio­wać, to tak, jak­byś na wy­kwint­nym przy­ję­ciu chciał być kel­ne­rem, za­miast ho­no­ro­wym go­ściem - brzmia­ła ofi­cjal­na pro­pa­gan­da. Dzia­ła­ło, wszy­scy szli na stu­dia. W 1990 roku mie­li­śmy 400 tys. stu­den­tów, dzie­sięć lat póź­niej - ponad pół­to­ra mi­lio­na, a w 2005 roku - już bli­sko dwa mi­lio­ny. To wła­śnie dla nich po­wsta­wa­ły ko­lej­ne pry­wat­ne uczel­nie, z któ­rych część przy­po­mi­na­ła ra­czej szkół­ki nie­dziel­ne, niż po­waż­ne świą­ty­nie wie­dzy.

Li­czy­ło się jed­nak głów­nie to, że można w nich było zdo­być tytuł ma­gi­stra. Efekt? Spe­cja­li­stów od za­rzą­dza­nia i mar­ke­tin­gu mamy na ko­lej­ne dwa­dzie­ścia lat. Dzien­ni­ka­rzy i po­li­to­lo­gów na kilka po­ko­leń do przo­du. Ani nie są kel­ne­ra­mi, ani go­ść­mi na ban­kie­cie. Ob­cho­dzą się sma­kiem, za­miast spi­jać mlecz­ko. Są stra­co­nym po­ko­le­niem. Czy na pewno?

Nasi roz­mów­cy, czwór­ka przy­ja­ciół, w 2001 roku mieli po dwa­dzie­ścia lat. Anna, Ewa, Mar­cin i An­drzej są czę­ścią po­ko­le­nia wyżu de­mo­gra­ficz­ne­go z lat osiem­dzie­sią­tych, które na prze­ło­mie wie­ków wkra­cza­ło w do­ro­słość, szło na stu­dia. Oni wy­bra­li dzien­ni­kar­stwo – ze wzglę­du na swoje za­in­te­re­so­wa­nia i cie­ka­wość świa­ta, po tro­chu ze wzglę­du na modę, ale po czę­ści też dla­te­go, że zawód dzien­ni­ka­rza wciąż cie­szył się pew­ne­go ro­dza­ju es­ty­mą i po­wa­ża­niem. W końcu to "czwar­ta wła­dza". Stu­dia miały być do niej prze­pust­ką.

W Łodzi, gdzie stu­dio­wa­li nasi roz­mów­cy, na modę na dzien­ni­kar­stwo naj­szyb­ciej od­po­wie­dzia­ła Wyż­sza Szko­ła Hu­ma­ni­stycz­no-Eko­no­micz­na. Jako pierw­sza w re­gio­nie utwo­rzy­ła taki kie­ru­nek, do grona wy­kła­dow­ców za­pra­sza­jąc mniej lub bar­dziej zna­nych prak­ty­ków i teo­re­ty­ków za­wo­du. Łódz­ka WSHE to wów­czas jedna z naj­więk­szych nie­pu­blicz­nych uczel­ni w Pol­sce, ku­szą­ca atrak­cyj­ny­mi kie­run­ka­mi stu­diów, nie­złą bazą dy­dak­tycz­ną, na­zwi­ska­mi wy­kła­dow­ców, któ­rych można było spo­tkać też na li­ście płac miej­sco­we­go uni­wer­sy­te­tu. Żeby zo­stać stu­den­tem uni­wer­sy­te­tu trze­ba było jed­nak zdać eg­za­mi­ny, w WSHE – wpła­cić cze­sne. Już wtedy, w 2000 roku, kil­ka­na­ście ty­się­cy ma­tu­rzy­stów, wy­bra­ło tę drugą opcję.

Ab­sol­wen­tów dzien­ni­kar­stwa szyb­ko odar­to ze złu­dzeń. Dy­plom ukoń­cze­nia stu­diów w pierw­szej ko­lej­no­ści stał się prze­pust­ką do po­śred­nia­ka, a o jego po­sia­da­cza nie za­mie­rza­ły ry­wa­li­zo­wać żadne re­dak­cję. Z pre­sti­żu uczel­ni zo­stał tylko ko­lo­ro­wy fol­der. WSHE, już pod szyl­dem Aka­de­mii Hu­ma­ni­stycz­no-Eko­no­micz­nej, stała się bo­ha­ter­ką jed­ne­go z naj­więk­szych skan­da­li edu­ka­cyj­nych ostat­nich lat i o mały włos nie zo­sta­ła zli­kwi­do­wa­na.

Anna, Ewa, Mar­cin i An­drzej, dziś trzy­dzie­sto­lat­ko­wie zgo­dzi­li się, wspól­nie z One­tem, spoj­rzeć na swoje wy­bo­ry sprzed ponad de­ka­dy. Czy wtedy zro­bi­li do­brze idąc na dzien­ni­kar­stwo? Co w ogóle dały im stu­dia? Jak po­to­czy­ły się ich ka­rie­ry za­wo­do­we? Czy osią­gnę­li suk­ces, czy może spo­ty­ka ich pasmo roz­cza­ro­wań? I kogo za to winią? Sie­bie, czy in­nych?

Epi­zod 1: Stu­dia

Anna, 31 lat. Ukoń­czo­ne stu­dia – dzien­ni­kar­stwo i sto­sun­ki mię­dzy­na­ro­do­we

Chcia­łam zo­stać far­ma­ceut­ką, zda­wa­łam eg­za­mi­ny w Col­le­gium Me­di­cum w Kra­ko­wie, ale za­bra­kło mi trzech punk­tów. Awa­ryj­nie miała być bio­lo­gia, ale mama na­uczy­ciel­ka od­ra­dza­ła mi taki krok. Po tym tylko szko­ła ci zo­sta­nie. Żadne życie, żadna ka­rie­ra - mó­wi­ła matka. W końcu padło na dzien­ni­kar­stwo w Łodzi, bli­sko ro­dzin­ne­go domu, za­ocz­nie, bo sama mu­sia­łam za­ro­bić na stu­dia. Same stu­dia cie­ka­we, na wa­run­ki na uczel­ni też nie mogę na­rze­kać.

Pierw­sze roz­cza­ro­wa­nie? Obo­wiąz­ko­we prak­ty­ki w za­wo­dzie. Pół na­sze­go rocz­ni­ka po­szło wtedy do re­dak­cji jed­nej z ogól­no­pol­skich gazet. Każdy od ręki do­stał wpis, że ma za­li­czo­ne tam prak­ty­ki. Nawet jak ktoś chciał zo­stać, to mó­wi­li, że nie po­trze­bu­ją. Widać w re­dak­cjach nikt nie cze­kał na ab­sol­wen­tów dzien­ni­kar­stwa. Wiem, nikt na siłę mnie tam nie trzy­mał, nikt nie zmu­szał do tych stu­diów, ale sporo pie­nię­dzy w nie za­in­we­sto­wa­łam, mia­łam tak po pro­stu prze­rwać?

Obro­ni­łam li­cen­cjat, zmie­ni­łam uczel­nię i kie­ru­nek. Ma­gi­stra mia­łam już bro­nić ze sto­sun­ków mię­dzy­na­ro­do­wych. To była do­pie­ro po­raż­ka. Żad­nych ćwi­czeń, warsz­ta­tów, same wy­kła­dy, oceny prze­pi­sy­wa­li nam z li­cen­cja­tu. Mie­li­śmy spe­cja­li­za­cję - mass media, a żad­nych zajęć w tym kie­run­ku. Temat pracy ma­gi­ster­skiej mia­łam taki sam, jak li­cen­cja­tu.

Czy ża­łu­je? Ża­łu­je tej far­ma­cji. Ina­czej mogło po­to­czyć się moje życie, mia­ła­bym wię­cej moż­li­wo­ści, niż po dzien­ni­kar­stwie. Cza­sa­mi jed­nak za­sta­na­wiam się po co mi w ogóle były po­trzeb­ne stu­dia? Pra­cu­je, ale wie­dzy ze stu­diów nie wy­ko­rzy­stu­ję. Mo­głam skoń­czyć ja­kieś stu­dium, choć­by fry­zjer­skie, mieć jakiś kon­kret­ny zawód, otwo­rzyć swój za­kład, pra­co­wać na wła­sny ra­chu­nek. A tak, mam stu­dia i je­stem nie­za­do­wo­lo­na.

Ewa, 31 lat. Ukoń­czo­ne stu­dia – dzien­ni­kar­stwo i sto­sun­ki mię­dzy­na­ro­do­we

Dziś mogę ża­ło­wać, że nie mam kon­kret­ne­go za­wo­du, że sama do końca nie wiem, w czym się spe­cja­li­zu­je. I nie mówię tylko o stu­diach. Wcze­śniej mo­głam skoń­czyć za­wo­dów­kę, ale wy­bra­łam li­ceum ogól­no­kształ­cą­ce. Taka była moda, spo­łecz­ne ocze­ki­wa­nia. Kto szedł do za­wo­dów­ki? Ten co nie dawał sobie rady z nauką, kto był po pro­stu słaby, nie­zdol­ny. Ogól­niak był dla tych, co my­śle­li o stu­diach. Dziś wiem, że kto wy­brał za­wo­dów­kę, ma jakiś fach w ręki. Ja zo­sta­łam z ni­czym.

Stu­dia? My­śla­łam naj­pierw o fil­mów­ce, sta­nę­ło na dzien­ni­kar­stwie i sto­sun­kach mię­dzy­na­ro­do­wych. Mam po­czu­cie zmar­no­wa­ne­go czasu. Dziś po­dej­mo­wa­ła­bym inne de­cy­zję, bar­dziej wsłu­cha­ła się w po­trze­by rynku pracy. Może wy­bra­ła­bym me­dy­cy­nę? Ale to już gdy­ba­nie. Swoim dzie­ciom jed­nak będę do­ra­dza­ła, żeby zdo­by­ły zawód, żeby miały jakiś fach na ręku, a do­pie­ro potem szły na stu­dia.

An­drzej, 31 lat. Ukoń­czo­ne stu­dia – dzien­ni­kar­stwo i sto­sun­ki mię­dzy­na­ro­do­we

Kto nie szedł na stu­dia, szedł do woj­ska. Zda­wa­łem na uni­wer­sy­tet, ob­la­łem eg­za­mi­ny i zo­sta­ła tylko pry­wat­na uczel­nia. Padło na dzien­ni­kar­stwo, bo to moja pasja. Na­czy­ta­łem się Ka­pu­ściń­skie­go i my­śla­łem, że jak on będę zdo­by­wał świat. Aż wsty­dzę się swo­ich ma­rzeń.

Pierw­sze roz­cza­ro­wa­nie? Wódka z kum­pla­mi, jesz­cze na stu­diach. Mówię co stu­diu­je, gdzie, a oni w śmiech. Wyż­sza Szko­ła Lansu i Bansu – tak mó­wi­li o mojej uczel­ni. Widać naj­ciem­niej pod la­tar­nią, bo my wszy­scy wie­rzy­li­śmy, że do­brze wy­bra­li­śmy. A potem ta afera i wstyd, że masz taką uczel­nię w CV. Po­sze­dłem na dru­gie stu­dia, już w War­sza­wie, na na­praw­dę po­rząd­ną uczel­nię. Ale złu­dzeń nie mam, te stu­dia też do ni­cze­go mi się nie przy­da­dzą. Tyle, że przy­kry­je tą lipną uczel­nię z Łodzi, inną szko­łą.

Mar­cin, 31 lat. Ukoń­czo­ne stu­dia – dzien­ni­kar­stwo i sto­sun­ki mię­dzy­na­ro­do­we

Dzien­ni­kar­stwo było cie­ka­we, a szko­ła wtedy na topie. Kto mógł wie­dzieć, że wyj­dzie tak, jak wy­szło. Mo­głem wy­brać ina­czej. Dzien­ni­ka­rzem może zo­stać każdy, wcale nie po­trze­ba do tego dy­plo­mu stu­diów dzien­ni­kar­skich. Do­pie­ro dzi­siaj zdaję sobie z tego spra­wę, choć stu­diów nie ża­łu­ję. Naj­więk­sze roz­cza­ro­wa­nie to rynek pracy.

Epi­zod 2: Praca

Mar­cin, od pół roku szuka pracy

Mu­sia­łem pra­co­wać już na stu­diach, do tego mia­łem kre­dyt stu­denc­ki. Dwa lata temu do­pie­ro go spła­ci­łem. Chcia­łem pra­co­wać w za­wo­dzie. Za­czy­na­łem w lo­kal­nym radiu. Nie było pie­nię­dzy, fi­nan­so­wo po­ma­ga­li mi ro­dzi­ce, do­ra­bia­łem. Póź­niej był staż z urzę­du pracy, potem umowa śmie­cio­wa. Pie­nią­dze śmie­chu warte. Wy­trzy­ma­łem rok, potem udało mi się za­cze­pić do biura pra­so­we­go jed­nej z pu­blicz­nych in­sty­tu­cji. Trzy lata, pod wzglę­dem za­wo­do­wym, chyba naj­lep­sze w moim życiu. Przy­szły jed­nak wy­bo­ry, zmie­ni­ła się wła­dza i nowa mio­tła wszyst­kich z biura pra­so­we­go wy­sła­ła do po­śred­nia­ka. Za­cze­pi­łem się w lo­kal­nej re­dak­cji. Znów umowa śmie­cio­wa, za­ro­bisz tyle, ile uda ci się wy­szar­pać z gra­fi­ku. Psie wa­run­ki, lu­dzie pra­co­wa­li po kil­ka­na­ście lat, od rana do nocy i nie mieli eta­tów, za­ra­bia­li ja­kieś gro­sze.

Wró­ci­łem do PR, prze­pro­wa­dzi­łem się do War­sza­wy, bo tu tak na­praw­dę kon­cen­tru­je się rynek. Pracę zmie­nia­łem już dwa razy. Etat tra­ci­łem za­wsze wtedy, gdy klient od­cho­dził do kon­ku­ren­cji. Tra­cisz klien­ta, nawet nie ze swo­jej winy, to tra­cisz au­to­ma­tycz­nie pracę. Takie re­alia. W ostat­niej fir­mie nie za­pła­ci­li mi nawet za wszyst­kie zle­ce­nia, roz­sta­li­śmy się w gnie­wie.

Od pół roku po­zo­sta­je bez pracy. Widzę kry­zys po ilo­ści pu­bli­ko­wa­nych ogło­szeń. Teraz nawet nie ma z czego wy­bie­rać. Apli­ku­je do urzę­dów, pu­blicz­nych in­sty­tu­cji, ale albo kon­kur­sy są z góry usta­wio­ne, albo pro­po­nu­ją śmiesz­ne wy­na­gro­dze­nie. W biu­rze pra­so­wym Wo­je­wo­dy Ma­zo­wiec­kie­go ofe­ro­wa­li nie­mal tyle, co w Lidlu na kasie. Po­sze­dłem w końcu za­re­je­stro­wać się do po­śred­nia­ka, ale tam pracy dla ludzi po stu­diach też nie mają. Tyn­ka­rze, mu­ra­rze, ja­kieś fre­zo­wa­nie. Dla mnie nie ma nic.

Ewa, bez­ro­bot­na, matka dwój­ki dzie­ci

Jesz­cze na stu­diach pra­co­wa­łam jako agent ubez­pie­cze­nio­wy, potem jako nia­nia. Po obro­nie dy­plo­mu wy­pro­wa­dzi­łam się z mężem w oko­li­ce Wro­cła­wia. Li­czy­li­śmy, że tam bę­dzie­my mieli wię­cej moż­li­wo­ści, ale pracy było jak na le­kar­stwo. Uro­dzi­łam pierw­sze dziec­ko i o po­sa­dę było jesz­cze trud­niej. Jak masz dziec­ko, to dla pra­co­daw­cy je­steś w ogóle nie­atrak­cyj­na, skre­ślo­na. U niego liczy się dys­po­zy­cyj­ność, masz być wła­ści­wie jego wła­sno­ścią, a dziec­ko trze­ba za­pro­wa­dzić do przed­szko­la, może się prze­cież roz­cho­ro­wać. Dla ko­bie­ty to upo­ka­rza­ją­ce. Póź­niej gmina uru­cho­mi­ła wła­sne radio. Zo­sta­łam jego sze­fo­wą. Nawet etatu nie mia­łam, tylko umowę zle­ce­nie, obo­wiąz­ków całe mnó­stwo. Ze­spół mia­łam skom­ple­to­wać z prak­ty­kan­tów, bo gmina nie miała pie­nię­dzy na wy­pła­ty. Pro­wi­zor­ka. Drugi raz za­szłam w ciąże, uro­dzi­łam dziec­ko i znów je­stem bez pracy.

An­drzej, ma umowę śmie­cio­wą

Pierw­sza w moim CV była mała, pry­wat­na agen­cja pra­so­wa. Ka­za­li sobie pła­cić, za to, że po­zwo­li­li przy­cho­dzić na prak­ty­ki. Nawet nie mia­łem swo­je­go biur­ka, o wszyst­ko mu­sia­łem się pro­sić, o za­ra­bia­niu pie­nię­dzy nie było nawet mowy. Chcia­łem jed­nak zdo­być do­świad­cze­nie, bo bez tego na rynku pracy je­steś nikim. Póź­niej udało mi się za­ła­pać do lo­kal­nej ga­ze­ty, w mojej ro­dzin­nej miej­sco­wo­ści. Pół­to­ra roku pra­co­wa­łem za samą wier­szów­kę, bez żad­nych świad­czeń. Co mie­siąc obie­cy­wa­li mi etat, aż w końcu po­dzię­ko­wa­li w ogóle za pracę. Z dnia na dzień.

Za wszel­ką cenę chcia­łem utrzy­mać się w za­wo­dzie, przy­je­cha­łem do War­sza­wy, bo tu jest wię­cej moż­li­wo­ści. Do­sta­łem wresz­cie etat, a po pół roku wy­po­wie­dze­nie. Li­kwi­da­cja sta­no­wi­ska pracy – tak to się ład­nie na­zy­wa. Znów coś udało mi się zna­leźć, znów do­sta­łem etat, a po chwi­li ko­lej­ne wy­po­wie­dze­nie wa­run­ków umowy. Ro­bisz to samo, tylko na umowę o dzie­ło, albo spa­daj. Za­gry­zam zęby i pra­cu­ję. Tylko wkur­wiam się, jak na mejla do­sta­ję ko­lej­ną wia­do­mość od pia­row­ców za­rzą­du – nasza firma jest li­de­rem, za­no­to­wa­li­śmy suk­ces, sta­wia­my na roz­wój. Facet, który piszę te wia­do­mo­ści sam szuka ro­bo­ty.

Anna, pra­cu­je "na słu­chaw­ce" w banku, ma umowę o pracę

Pró­bo­wa­łam wci­snąć się do za­wo­du dzien­ni­ka­rza, ale nie mo­głam sobie po­zwo­lić na pracę za darmo, a tego ocze­ki­wa­ły ode mnie ko­lej­ne re­dak­cję. Wy­sy­ła­łam kil­ka­dzie­siąt ofert dzien­nie, mia­łam CV na każdą oka­zję. W końcu tra­fi­łam do banku. Żad­ne­go urlo­pu, żad­ne­go cho­ro­bo­we­go, umowa prze­dłu­ża­na co dwa ty­go­dnie. Byłam młoda, chcia­łam zdo­być do­świad­cze­nie, więc się go­dzi­łam na takie wa­run­ki.

Póź­niej była "słu­chaw­ka" u jed­ne­go z ope­ra­to­rów ko­mór­ko­wych. Na pa­pie­rze praca na 3/4 etatu, w rze­czy­wi­sto­ści pełen etat – osiem go­dzin dzien­nie. Nie po­do­ba się to do wi­dze­nia. Wy­trzy­ma­łam czte­ry lata.

Wró­ci­łam do ban­ko­wo­ści. Od­dzia­ły, słu­chaw­ka. Kilka ban­ków mam już w CV. W od­dzia­le jest tak, że jak nie masz sprze­da­ży to długo nie po­pra­cu­jesz. HR dzwo­ni i mówi, że jak nie bę­dzie tar­ge­tu, to obe­tną ci część pen­sji. Nie po­do­ba się to do wi­dze­nia. Na słu­chaw­ce sprze­da­ży nie mam, ale ró­żo­wo nie jest. Trzy lata pra­cu­je bez awan­su, bez pod­wyż­ki, nawet in­fla­cyj­nej. Praca – świą­tek, pią­tek i nie­dzie­la, także w nocy. Ścież­ka ka­rie­ry – żadna, do­słow­nie zero wy­tycz­nych, tylko przez ko­le­sio­stwo można do­stać lep­szą pracę, prze­nie­sie­nie do in­ne­go dzia­łu. Pod­wyż­ka – żadna, bo cią­gle mu­si­my ciąć kosz­ty. Nawet nie wiesz, ile razy w ta­kiej sy­tu­acji sły­sza­łam "ciesz się Aniu, że masz umowę na czas nie­okre­ślo­ny". Szko­da gadać.

Epi­zod 3: Przy­szłość

Anna: - Wciąż wła­ści­wie myślę o zmia­nie pracy, ale odejść mogę tylko do in­ne­go banku, bo gdzie in­dziej je­stem nie­atrak­cyj­nym kan­dy­da­tem. Zo­sta­je albo słu­chaw­ka, albo od­dział – tyle że pod innym szyl­dem. Wpa­dłam w pu­łap­kę i nie wiem, jak z niej wyjść.

An­drzej: - W moim za­wo­dzie bę­dzie już tylko go­rzej, nie mam złu­dzeń. Tylko ja wła­ści­wie nic in­ne­go nie umiem robić, nie mam żad­ne­go kon­kret­ne­go fachu w ręku. Pró­bu­je się prze­kwa­li­fi­ko­wać, ale w nowej bran­ży będę za­czy­nał od zera, razem z ludź­mi zaraz po stu­diach. A ja mam już trzy­dzie­ści lat.

Mar­cin: - Myślę o wła­snej fir­mie. Kon­ku­ren­cja w bran­ży ol­brzy­mia, ale może nie będę miał wyj­ścia.

Ewa: - Być może całą ro­dzi­ną wy­je­dzie­my na stałe z Pol­ski. Dla dzie­ci, żeby miały lep­szą przy­szłość. O sobie już nie my­śli­my.

>>>>

Tak . To co zrobili w Polsce po 89 z gospodarka to zbrodnia !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:24, 17 Paź 2012    Temat postu:

"To nie koniec kreatywnej polityki wobec samorządów"

Samorządowcy kolejny raz muszą przełknąć gorzką pigułkę, jaką aplikuje im rząd. Według "Rzeczpospolitej" gabinet stosuje wobec nich kreatywną księgowość.

320 mln zł wsparcia, jakie premier Donald Tusk i minister edukacji Krystyna Szumilas obiecali w przyszłym roku gminom na opiekę przedszkolną, miały najprawdopodobniej trafić do nich jako subwencja oświatowa na edukację, ustaliła gazeta.

W przyjętym pod koniec września projekcie ustawy budżetowej na 2013 r. subwencja została uszczuplona właśnie o ok. 300 mln zł w porównaniu z założeniami budżetu, który na początku września trafił do konsultacji. Projekt z 5 września przewidywał bowiem, że do szkół trafi 39 mld 806 mln zł, a ostatecznie na cel zarezerwowano 39 mld 511 mln zł.

To nie koniec kreatywnej polityki wobec samorządów - pisze "Rzeczpospolita". Do tej pory na konta gmin nie trafiło 450 mln zł z rezerwy budżetowej, które miały wyrównać koszty podwyższonej na początku tego roku składki rentowej. Pieniądze te miały zostać podzielone do 15 października. Termin nie został dotrzymany.

>>>>

Dalszy ciag zabawy ze szkolami .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:59, 17 Paź 2012    Temat postu:

Solidarna Polska złoży wniosek o wotum nieufności dla minister sportu

Prezes Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro zapowiedział złożenie wniosku o wotum nieufności dla minister sportu Joanny Muchy. To reakcja na sytuację, do której doszło na Stadionie Narodowym i przełożenie meczu Polska-Anglia.

- Przez nieudolność organizatorów Polska została skompromitowana w oczach kibiców na całym świecie - przekonywał Ziobro. Jego zdaniem, minister sportu jest politycznie odpowiedzialna za kompromitację Polski w związku z przełożeniem meczu, bo Narodowe Centrum Sportu - które jest operatorem Stadionu Narodowego - bezpośrednio podlega ministrowi sportu i turystyki.

Narodowe Centrum Sportu - nadzorowane przez Ministerstwo Sportu i Turystyki - zarządza Stadionem Narodowym w imieniu Skarbu Państwa.

16 października o godz. 21.00 na Stadionie Narodowym miał rozpocząć się mecz eliminacji mistrzostw świata w piłce nożnej Polska - Anglia. Został przełożony na środę z powodu złego stanu murawy na Stadionie Narodowym.

>>>>

Rzeczywiscie dali czadu z tym basenem ... znaczy sie stadionem ...

Tak . Sila jesr kobieta niestety nie ministra...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:01, 18 Paź 2012    Temat postu:

Były rektor AGH: uczelnie się sprostytuowały

- Nawet bar­dzo dobre nasze uczel­nie spro­sty­tu­owa­ły się. Po­szły w ilość. To rodzi by­le­ja­kość na­ucza­nia, a ta rodzi by­le­ja­kość ab­sol­wen­tów – mówi "Rzecz­po­spo­li­tej" były rek­tor AGH Ry­szard Ta­deu­sie­wicz.

Wy­po­wiedź pro­fe­so­ra Ta­deu­sie­wi­cza wpi­su­je się w Oszu­ka­ne Po­ko­le­nie Onetu, czyli cykl ar­ty­ku­łów o dzi­siej­szych 20- i 30-lat­kach. To po­ko­le­nie z wyżu de­mo­gra­ficz­ne­go, które do­sta­ło w swo­jej mło­do­ści jasny prze­kaz, że naj­waż­niej­sza rzecz, to na­uczyć się an­giel­skie­go, skoń­czyć ogól­niak i stu­dia z ty­tu­łem mgr! A potem praca na spo­koj­nie się znaj­dzie... Nie zna­la­zła się. Zo­sta­li­śmy oszu­ka­ni. Przez kogo i w jaki spo­sób? Czy­taj przez cały mie­siąc na One­cie i w Ty­go­dni­ku Po­wszech­nym. A jeśli czu­jesz się oszu­ka­ny - do­łącz do nas na Fa­ce­bo­oku.

Zda­niem pro­fe­so­ra Ta­deu­sie­wi­cza, pro­blem nie tkwi w tym, że pol­skie uczel­nie nie kształ­cą na po­trze­by rynku. Taki model jest zresz­tą we­dług niego zwod­ni­czy. - Kształ­cąc na po­trze­by rynku mo­że­my wy­kształ­cić ludzi, któ­rzy kilka lat po stu­diach znaj­dą się w pu­łap­ce, bo ich wąsko wy­spe­cja­li­zo­wa­ne umie­jęt­no­ści prze­sta­ną być ko­mu­kol­wiek po­trzeb­ne – wy­ja­śnia.

I pod­kre­śla, że grunt to kształ­cić ludzi my­ślą­cych, nie­za­leż­nie od ukoń­czo­ne­go kie­run­ku. - Czło­wiek, który umie my­śleć, da sobie radę nie­za­leż­nie od śro­do­wi­ska, w któ­rym się znaj­dzie. Ten, który jest zbyt wą­skim spe­cja­li­stą, nie­po­tra­fią­cym spoj­rzeć "ponad pło­tem" prze­gra na rynku pracy – do­da­je.

Py­ta­ny, co w takim razie z bez­ro­bot­ny­mi fi­lo­zo­fa­mi i so­cjo­lo­ga­mi, któ­rzy prze­cież my­śleć po­tra­fią, od­po­wia­da: "Być może nie są wy­star­cza­ją­co do­bry­mi fi­lo­zo­fa­mi i so­cjo­lo­ga­mi." - Daw­niej na uczel­nie tra­fia­li lu­dzie na­praw­dę naj­zdol­niej­si. Obec­nie prze­kro­czy­li­śmy w nie­któ­rych ka­te­go­riach wie­ko­wych 50-pro­cen­to­wy próg stu­diu­ją­cych. In­ny­mi słowy - za­czy­na­my czer­pać rów­nież z tych, któ­rzy są in­te­li­gent­ni w spo­sób prze­cięt­ny albo po­ni­żej prze­cięt­ny – tłu­ma­czy.

"Zgu­bi­li­śmy sens"

Pro­fe­sor Ta­deu­sie­wicz uważa, że przy­czy­ną tej ma­so­wo­ści jest fakt, że w Pol­sce po 1989 roku chcia­no się po­chwa­lić wy­so­kim wskaź­ni­kiem sko­la­ry­za­cji. - Mó­wio­no: spójrz­cie, w PRL stu­dio­wa­ło tyle i tyle osób, a teraz aż tyle i tyle. Ale sta­ty­sty­ka jest jak bi­ki­ni niby wszyst­ko widać, ale naj­waż­niej­sze jest za­wsze ukry­te. Zgu­bi­li­śmy sens, któ­rym jest kształ­ce­nie ludzi przy­czy­nia­ją­cych się do roz­wo­ju cy­wi­li­za­cyj­ne­go – twier­dzi.

Były rek­tor AGH uważa, że sporą rolę ode­gra­ły także pie­nią­dze. - Oka­za­ło się, że na­ucza­nie na po­zio­mie rze­ko­me­go szkol­nic­twa wyż­sze­go i two­rzo­ne w tym celu na­pręd­ce uczel­nie były, po pro­stu, świet­nym in­te­re­sem – mówi.

Jego zda­niem w fi­nan­so­wą pu­łap­kę wpa­dły nie tylko pry­wat­ne uczel­nie. – Go­rzej, dla tych pań­stwo­wych stwo­rzo­no sys­tem do­ta­cji za­leż­nych od licz­by przyj­mo­wa­nych stu­den­tów. Każdy stu­dent przy­no­sił ze sobą wo­re­czek bu­dże­to­wych pie­nię­dzy.

- Nie­ste­ty, nawet bar­dzo dobre nasze uczel­nie spro­sty­tu­owa­ły się. Po­szły w ilość. To rodzi by­le­ja­kość na­ucza­nia, a ta rodzi by­le­ja­kość ab­sol­wen­tów – uskar­ża się Ta­deu­sie­wicz.

"Na­uko­wy PGR"

Pro­fe­sor nie szczę­dzi w wy­wia­dzie ostrych słów pod ad­re­sem szkol­nic­twa wyż­sze­go. - Teraz je­ste­śmy zde­ter­mi­no­wa­ni ce­la­mi, które wy­my­śli­li biu­ro­kra­ci nie ma­ją­cy ku temu kom­pe­ten­cji. To funk­cjo­nu­je jak na­uko­wy PGR – mówi.

Ta­deu­sie­wicz uważa, że jest spo­sób na to, by okre­ślić, która uczel­nia do­brze kształ­ci. - Wy­star­czy spoj­rzeć, gdzie tra­fia­ją ab­sol­wen­ci. Tam, gdzie ab­sol­wen­ci sobie radzą, a po­twier­dza to po­zy­tyw­na re­ak­cja ryn­ko­wa, tym uczel­niom po­win­ni­śmy dawać zie­lo­ne świa­tło.

Wię­cej w dzi­siej­szej "Rzecz­po­spo­li­tej".

>>>

Tak to wyjatkowa hanba bo od ,,ludzi nauki'' wymaga sie POZIOMU !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:47, 19 Paź 2012    Temat postu:

Wzrasta przestępczość narkotykowa w polskich szkołach

W polskich szkołach podstawowych i gimnazjalnych wzrasta przestępczość narkotykowa. Jak wynika ze statystyk policyjnych w pierwszym półroczu tego roku ujawniono na terenie placówek prawie 500 przypadków handlu narkotykami. Dla porównania w całym ubiegłym roku było ich blisko 670.

- Młodym ludziom oferuje się głównie marihuanę i amfetaminę. Narkotyki nierzadko rozprowadzają na terenie szkolnych placówek sami ich uczniowie mówi sierżant sztabowy Paweł Grygiel - rzecznik prasowy sądeckiej policji.

Zdarza się, że są to wzorowi uczniowie. O podejrzeniach co do handlu środkami odurzającymi coraz częściej informują policję nie tylko pedagodzy ale i sami rodzice. Ta otwartość na współpracę jest coraz większa.

Rodzice coraz częściej informują policję o niepojących zachowaniach ich dzieci, albo że znajdują u nich przedmioty, które służą do konsumpcji narkotyków.

Problemem w szkołach podstawowych i gimnazjalnych są również częste wymuszenia, kradzieże, napaści na nauczyciela, bójki czy pobicia. Według danych policji, od stycznia do czerwca tego roku odnotowano blisko 20 tysiące tego typu przestępstw.

>>>>

Coraz lepiej ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:24, 24 Paź 2012    Temat postu:

Fikcyjna nauka w krakowskich szkołach

Krakowski magistrat dofinansowuje naukę uczniów w szkołach policealnych, nawet jeśli ci zapisują się do nich tylko dla zaświadczenia do ZUS i ani razu nie pojawili się na zajęciach - alarmuje "Dziennik Polski".

Zgodnie z ustawą o systemie oświaty, miasto musi dofinansować naukę każdego, kto zapisał się do szkoły policealnej. Dlatego niemal wszystkie te placówki walczą o uczniów, oferując im brak jakichkolwiek opłat, a do tego legitymacje uprawniające do zniżek w komunikacji i zaświadczenia do ZUS.

Równie kuszące jest to, że zapisanie się do szkoły policealnej przedłuża możliwość korzystania z zasiłku i renty rodzinnej oraz umożliwia pracę na umowę-zlecenie bez konieczności opłacania składek do ZUS. Wszystkie przywileje uczniów finansowane są ze środków publicznych.

- To jest poważny problem ogólnopolski, który rzuca cień na szkolnictwo niepubliczne i powinien zostać rozwiązany na poziomie rządowym - mówi Anna Okońska-Walkowicz zastępca prezydenta Krakowa ds. edukacji i spraw społecznych.

>>>>

To super !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:51, 24 Paź 2012    Temat postu:

Agresja uczniów w polskich szkołach

Polityka
Nauczycielka z Suwałk znieważona przez uczniów gimnazjum podczas lekcji poskarżyła się sądowi. Lżyli ją, obnażali się, wychodzili z klasy, gadali przez telefony, oddawali mocz - wszystko podczas lekcji. Co się dzieje w szkolnych klasach? - o tym czytamy w "Polityce".

Według raportu CBOS z 2011 r., aż 40 proc. uczniów uznaje przemoc za poważny problem polskiej szkoły, 19 proc. nauczycieli zgadza się z uczniami co do powagi problemu. Co piąty uczeń skarży się, że doznał psychicznej przemocy ze strony nauczyciela. A odwrotnie? Nauczyciele przyznają - spis przewinień suwalskich gimnazjalistów nie jest niczym niezwykłym. Tyle że o tym oficjalnie się nie mówi. Istnieje problem „gnojków”, z którymi nikt sobie nie radzi.

W jednym z krakowskich gimnazjów nauczyciele opowiadają o klasie, którą nazywa się "latające krzesła". - Człowiek idzie tam po to, żeby wyrecytować materiał do ścian i modli się, żeby bezpiecznie przetrwać 45 minut. Wychodzi wypompowany psychicznie - mówią.

Ten problem powoduje, że wracają pytania, czy powstanie gimnazjów miało w ogóle sens i teraz coraz częściej nauczyciele uważają, że to był błąd. W 6,5 tys. polskich gimnazjów uczy się ponad 1,2 mln podrostków, którzy przychodzą tam jako dzieci i przez trzy lata przeżywają najbardziej burzliwy okres dorastania.

Jak tłumaczy w "Polityce" krakowski historyk, uczniowie "najpierw się obwąchują, a potem zaczynają ustalać hierarchię w nowym miejscu". A to zachowanie bywa bardzo brutalne.

>>>>

No jak to co sie dzieje ? Powrot do ,,starych dobrych czasow'' przed Giertychem...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:31, 25 Paź 2012    Temat postu:

Kuratorium odrzuciło zastrzeżenia dyrektora gimnazjum salezjańskiego.

Kuratorium oświaty we Wrocławiu odrzuciło i uznało za bezzasadne zastrzeżenia dyrektora salezjańskiego gimnazjum w Lubinie, w którym odbyły się otrzęsiny. Zdaniem wizytatorów zabawa naruszała godność uczniów.

Kuratorium wszczęło kontrolę po tym, jak na stronie internetowej gimnazjum salezjańskiego w Lubinie pojawiły się zdjęcia z otrzęsin. Widać na nich siedzącego ks. dyrektora Marcina Kozyrę i klęczących przed nim pierwszoklasistów, którzy mieli zlizywać albo dotykać ustami białej piany na jego kolanach. Obok dyrektora stał pojemnik ze sprayem. Po fali krytyki Towarzystwo Salezjańskie z Wrocławia zdecydowało, że nie będzie otrzęsin w gimnazjum w Lubinie.

Jak poinformowała rzeczniczka prasowa Kuratorium Oświaty we Wrocławiu Janina Jakubowska, ks. dyrektor miał kilka zastrzeżeń do protokołu kontrolnego. - Wszystkie zastrzeżenia ks. dyrektora zostały odrzucone, uznaliśmy je bowiem za bezzasadne - mówiła Jakubowska.

Ks. dyrektor przede wszystkim - według rzeczniczki - był niezadowolony, że wizytatorzy nie rozmawiali z uczniami i rodzicami. - Przeprowadzaliśmy kontrolę szkoły pod kątem, czy są w niej łamane prawa i czy działa prawidłowo. Nie zbieraliśmy opinii. Nie mieliśmy takiej potrzeby ani obowiązku - powiedziała Jakubowska.

Ponadto dyrektor był niezadowolony, że jego opinia, iż "szkolne otrzęsiny nie uwłaczają godności ucznia" nie została uwzględniona w protokole. - Zdaniem wizytatorów zabawa naruszała godność ucznia - dodała.

Dwa pozostałe zastrzeżenia ks. dyrektora dotyczyły psychologa zatrudnionego w szkole oraz warunków rekrutacji do szkoły. W tych kwestiach kuratorium również nie podzieliło stanowiska ks. dyrektora.

Jakubowska dodała, że przysyłając swoje zastrzeżenia ks. dyrektor jednocześnie poinformował kuratorium, że zastosuje się do zaleceń i będzie je realizować. - Zamierzamy za jakiś czas przeprowadzić w gimnazjum ponowną kontrolę i sprawdzić, czy i jak są realizowane zalecenia kuratorium - dodała rzeczniczka.

Na przełomie września i października Kuratorium Oświaty we Wrocławiu przeprowadziło kontrolę w gimnazjum salezjańskim. Efektem końcowym był protokół kontrolny z pięcioma zaleceniami, które zostały przekazane dyrektorowi pisemnie.

Wynikało z nich, że otrzęsiny mogą być organizowane, ale "nie mogą uchybiać godności ucznia". - Ta zabawa w rażący sposób naruszała godność ucznia - mówiła Janina Jakubowska. Ponadto wyjazd, podczas którego odbywały się otrzęsiny, nie był zgłoszony w kuratorium oświaty, a powinien być. Organizator powinien przedstawić program takiego wyjazdu, nie przedstawił.

Dodatkowo wyjazd, który odbywa się w czasie wakacji, nie może być obowiązkowy, a tymczasem zapis na ten temat znalazł się w regulaminie szkoły dotyczącym rekrutacji do gimnazjum. - Dzieci w czasie wakacji mają prawo mieć własne plany. Wyjazd integracyjny nie może być obowiązkowy. Nie może też być warunkiem przyjęcia do szkoły - tłumaczyła rzeczniczka.

Pozostałe dwa zalecenia dotyczyły innych spraw związanych z organizacją szkoły. Kuratorium zwróciło uwagę dyrektorowi, że psycholog szkolny wchodzi w skład grona pedagogicznego, a zatem musi uczestniczyć w radach pedagogicznych i prowadzić dziennik. Ostatnie z zaleceń dotyczy przeprowadzania egzaminu klasyfikacyjnego uczniów.

Tymczasem wciąż toczy się postępowanie rzecznika dyscyplinarnego przy wojewodzie dolnośląskim, który sprawdza, czy "uchybiono godności zawodu nauczycielskiego".

Postępowanie w sprawie otrzęsin prowadzi również lubińska prokuratura, która przesłuchała już ks. dyrektora, przesłuchuje rodziców, nauczycieli i dzieci. Przesłuchania mają potrwać do połowy listopada.

Głos w sprawie zabrał również abp Józef Michalik, który 25 września krytycznie odniósł się do sprawy otrzęsin w salezjańskim gimnazjum. "Taka sytuacja jest nie do zaakceptowania" - powiedział wtedy dziennikarzom.

Na stronie gimnazjum można było przeczytać komentarze uczniów, animatorów otrzęsin, rodziców, nauczycieli, którzy bronili ks. Kozyry. Napisali, że "ksiądz miał za zadanie przyjąć jedynie, nie ubliżając nikomu, hołd 'kociaków', po czym symbolicznie pasować ich na uczniów".

>>>>

Debile z kuratorium ... Narusza godnosc ? A moze WF narusza . Jak nam facet kazal robic cwiczenia na ocene po kolei to kazdy mial dosc bo wolelismy pograc w pilke a nie przed facetem sie wyginac a on nam stawial stopnie . TO NAM NARUSZALO GODNOSC !
A tutaj nikt pretensji nie ma . Moze ciule ktorzy na miejscu nie byli i ktorzy nie brali udzialu nie beda oceniac ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:21, 12 Lis 2012    Temat postu:

Blisko 200 prywatnych uczelni do likwidacji

Dwie trzecie prywatnych uczelni zniknie z mapy Polski do 2015 r. - twierdzi "Dziennik Gazeta Prawna". Proces likwidacji trwa. Z 338 szkół wyższych działających jeszcze w 2011 r. zamknięto 27, a 22 są w stanie likwidacji.

Według gazety to dopiero początek czystki w branży, bo w miarę jak pogłębia się niż demograficzny i spada liczba studentów, będzie przybywać szkół bankrutów.

Z szacunków Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan wynika, że w ciągu najbliższych 2-3 lat zniknie ok. 200 niepublicznych uczelni. W pierwszej kolejności upadną te, które mają do tysiąca słuchaczy. W 2025 r. zostanie tylko 50 uczelni prywatnych.

Część szkół ratuje się przyłączeniem do większych, silniejszych uczelni. Największy w Polsce holding edukacyjny grupy Wyższe Szkoły Bankowe składa się już z dziewięciu szkół finansowych, a przejmuje pięć kolejnych w różnych miastach Polski. Taka konsolidacja pozwala zaoszczędzić do 30 proc. na kosztach .

....

Wreszcie skonczylo sie uczelnianym gangsterom eldorada . Do tej pory obrzydliwie korzystali z bezrobocia handlujac dyplomami . Ludzie nie majac pracy ,,uczyli sie" .Czyli placili haracze za dyplomy . Teraz ludzie sie skonczyli . Nie ma bo sie nie urodzili . Ekonomiczna eksterminacja . Czesto tak jest ze najwieksi lotrowie na koncu odczuwaja skutki wlasnych zbrodni . Gdy juz wyslali ofiary na tamten swiat system ktory zbudowali ich niszczy . I biada im bo milion razy lepiej byc ofiara .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:37, 12 Lis 2012    Temat postu:

Roman Giertych: udział w marszu prezydenckim był dla mnie wzruszający

- Byłem wzruszony, gdy miałem możliwość złożyć z panem prezydentem kwiaty pod pomnikiem Romana Dmowskiego, twórcy Narodowej Demokracji. Dla mnie ten moment był wzruszający zarówno ze względów politycznych, jak i rodzinnych - mówi w wywiadzie dla portalu tvp.info były wicepremier, a obecnie adwokat Roman Giertych. Mówi też, że jest krytyczny wobec rządu Donalda Tuska i nie ma planów związanych z PO.

Roman Giertych w ramach obchodów Święta Niepodległości szedł ramię w ramię z prezydentem Bronisławem Komorowskim w marszu "Razem dla Niepodległej". Nie wziął udziału w marszu organizowanym przez środowiska narodowe, tym reaktywowaną przez siebie Młodzież Wszechpolską.

W rozmowie z portalem tvp.info mówi, że zaproszenie od prezydenta było dla niego "zaszczytem". - Dla mnie ten moment był wzruszający zarówno ze względów politycznych, jak i rodzinnych. Roman Dmowski bawił mojego ojca na kolanach podczas wizyt w naszym domu. Tata namówił zresztą mnie, bym doprowadził do zbudowania pomnika Romana Dmowskiego w Warszawie. Nasze środowisko de facto wymusiło sfinansowanie tej budowy - wyjaśnia.

....

Tak . Dmowski to dla Giertychow nie postac z ksiazek a z domu .

W rozmowie z tvp.info Giertych jeszcze raz odcina się od marszu Młodzieży Wszechpolskiej. Kierownictwo tej organizacji nazwa "dzieciuchowatym, nieudolnym, skrzekliwym w publicznym przekazie". - Jest durne, jeżeli chodzi o organizowanie marszu z Obozem Narodowo-Radykalnym. Ludzie z ONR mówią, że ich antysemityzm jest taki, jak przed wojną. Tymczasem w tamtych latach było to środowisko skrajnie antyżydowskie - tłumaczy.

.....

Bez przesady . Zarzucac mlodym ze sa mlodzi to przejaw niedojrzalosci . Poza tym nie demonizujmy niecheci do zydow . Duzo gorsze jest popieranie aborcji eutanazji invitro bo to jest zbrodnia i jakos nikt nie bojkotuje takich ktorzy to czynili . Jak mozna czepiac sie mlodych i nie lubienie zydow . Stare konie z Wyborczej nienawidza patologicznie Polakow i nikt jakos nie postuluje bojkotu Wyborczej . Co do zydow sprawa jest jasna . Traktujemy ich jak kazdy narod ale poniewaz ich wplywy sa duze trzeba pilnowac aby nie szkodzili . Z tego nie wynikaja zadne obsesje bo widzimy jak to sie konczy na przykladzie Smolenska .

W wywiadzie dla portalu tvp.info Roman Giertych krytycznie wypowiada się też o polityce rządu Donalda Tuska. Jako jasne punkty wskazuje MSZ, Ministerstwo Finansów i resort obrony. Działalność pozostałych ministerstw ocenia zdecydowanie gorzej, a jego zdaniem wyjątkowo słabo wypadają Ministerstwie Sprawiedliwości i resort edukacji. - Poziom przestępczości w szkołach jest dwa razy wyższy niż w momencie, gdy odchodziłem z ministerstwa. Ten wskaźnik w ciągu roku udało mi się obniżyć o 25 procent. To jest dramat. Im prędzej coś się zrobi z tym dramatem, tym lepiej - podkreśla.

Negatywnie odnosi się też do planów premiera dotyczących finansowania in vitro. Nazywa je "ukłonem w stronę komunistów". - Jeśli Donald Tusk zapowiada rozporządzenie w sprawie in vitro, mówię mu, by lepiej przekazał te pieniądze na powiększanie piersi u kobiet. Nie budzi to kontrowersji moralnych i jest bardziej popularne niż in vitro, które dotyczy wąskiej grupy osób - tłumaczy.

Roman Giertych mówi też, że choć reprezentuje w sądzie Michała Tuska, syna premiera, nie ma wrażenia, iż zbliża się do PO. Mówi, że nie ma planów związanych z tą partią, a samemu Tuskowi radzi, by "skręcił w prawo". - Jeśli odda prawą stronę Prawu i Sprawiedliwości, może te wybory przegrać - podkreśla.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:53, 27 Lis 2012    Temat postu:

Dwaj bracia terroryzowali uczniów gimnazjum

Sąd rodzinny w Pabianicach (Łódzkie) zajmie się sprawą dwóch braci w wieku 16 i 14 lat, którzy terroryzowali uczniów jednego z miejscowych gimnazjów. Nastolatkowie mają na koncie pobicia, a starszy z nich także wymuszenia i molestowanie seksualne uczennic.

Według policji 16-latek od dłuższego czasu był postrachem gimnazjum, w którym się uczy. Terroryzował i bił uczniów, a pomagał mu w tym jego młodszy o dwa lata brat, którego namawiał do przestępstw.

Jak poinformowała rzeczniczka pabianickiej policji Joanna Szczęsna, zebrany i przesłany przez policję do sądu rodzinnego materiał dowodowy zawiera prawie 30 czynów karalnych, jakich dopuścili się obaj bracia. Policja chce, żeby starszego z nich odizolować od uczniów, poprzez np. umieszczenie w ośrodku wychowawczym.

Według policji jeden z uczniów niemal od dwóch lat był przez obu braci regularnie bity i zastraszany. - Przez wiele miesięcy ofiara znosiła upokarzanie i agresję słowną oraz fizyczną ze strony swoich oprawców. Zastraszona bała się wyjawiać kulisy trwającego od dłuższego czasu konfliktu - wyjaśniła Szczęsna.

Zmowa milczenia panowała wśród innych zastraszanych i poniżanych uczniów. Jak ustalono, niektórzy uczniowie w obawie przed kolejnym pobiciem uciekali na wagary.

Sprawa wyszła na jaw dopiero po tym, gdy na początku listopada na terenie szkoły doszło do kolejnego pobicia ucznia przez obu braci. Rodzice pobitego nastolatka złożyli zawiadomienie na policji. Okazało się, że starszy z braci ma na koncie m.in. usiłowania wymuszeń rozbójniczych, pobicia i molestowanie seksualne niektórych uczennic.

- 16-latek totalnie dezorganizował pracę podczas lekcji, bluźni na kolegów, nauczycieli, nie robiąc sobie nic z tego. Jego pogłębiająca się demoralizacja przejawia cechy bandytyzmu - zaznaczyła Szczęsna.

O dalszym losie obu braci zdecyduje sąd rodzinny.

....

W szkolach coraz lepiej ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:18, 03 Gru 2012    Temat postu:

W Polsce pojawiła się moda na doktorat

W Pol­sce po­ja­wi­ła się moda na dok­to­rat. Mło­dzi lu­dzie, naj­czę­ściej ab­sol­wen­ci kie­run­ków hu­ma­ni­stycz­nych, przez lata wal­czą o "dr" przed na­zwi­skiem, la­wi­ru­jąc mię­dzy pracą a stu­dia­mi. Dok­to­ran­ci ma­so­wo ob­le­ga­ją uczel­nie wyż­sze – pisze "Prze­krój".

Ze sta­ty­styk wy­ni­ka, że dok­to­ran­tów jest pra­wie 13 razy wię­cej niż w la­tach 90. Ich mo­ty­wa­cją za­zwy­czaj nie jest już chęć zo­sta­nia pra­cow­ni­kiem na­uko­wym, lecz ra­czej po­trze­ba roz­wo­ju, pasja czy nie­do­syt po na­pi­sa­niu pracy ma­gi­ster­skiej – czy­ta­my w ty­go­dni­ku.

Choć zda­rza­ją się jed­nost­ki, dla któ­rych dok­to­rat jest formą prze­dłu­że­nia mło­do­ści czy in­te­lek­tu­al­nej roz­ryw­ki, to dla więk­szo­ści wiąże się z sze­re­giem trud­nych kom­pro­mi­sów.

Tym bar­dziej że ab­sol­wen­tom uczel­ni wyż­szych nie jest wcale łatwo zna­leźć dobrą pracę.

Sta­ty­sty­ki są bez­li­to­sne. Ak­tu­al­nie w Pol­sce mamy naj­wię­cej w hi­sto­rii bez­ro­bot­nych osób z wyż­szym wy­kształ­ce­niem.

Jak wy­glą­da współ­cze­sny dok­to­rant? Nie jest to już za­to­pio­ny w książ­kach nie­ży­cio­wy na­uko­wiec, lecz czę­sto przed­się­bior­czy stu­dent, który la­wi­ru­je mię­dzy pracą a uczel­nią – opi­su­je w "Prze­kro­ju" Olga Świę­cic­ka.

Anna Klim­czak z No­we­go Otwar­cia Uni­wer­sy­te­tu, zaj­mu­ją­ce­go się ba­da­niem śro­do­wi­ska aka­de­mic­kie­go, prze­ko­nu­je, że "de­cy­zja o roz­po­czę­ciu stu­diów dok­to­ranc­kich to – w prze­ci­wień­stwie do po­dą­ża­nia za modą – dłu­go­fa­lo­wa i nie­pew­na in­we­sty­cja wy­ma­ga­ją­ca wy­trwa­ło­ści, pracy i, zwłasz­cza w pol­skich wa­run­kach, wielu wy­rze­czeń".

Wielu dok­to­ran­tów, któ­rzy pod­ję­li stu­dia trze­cie­go stop­nia z pasji, w końcu się pod­da­je, nie mogąc po­go­dzić pracy na­uko­wej z pracą za­rob­ko­wą.

- Kiedy za­czy­na­łam dok­to­rat, wy­obra­ża­łam sobie, że spo­tkam tu sty­mu­lu­ją­cych in­te­lek­tu­al­nie ludzi, że będą fer­ment i dys­ku­sja. Jed­nak to, co zo­ba­czy­łam, ab­so­lut­nie mnie za­szo­ko­wa­ło. Na stu­diach je­stem trak­to­wa­na jak dziec­ko, mam obo­wiąz­ko­we za­ję­cia, muszę zbie­rać oceny i la­wi­ro­wać mię­dzy nie­wy­po­wie­dzia­ny­mi ocze­ki­wa­nia­mi i pre­ten­sja­mi – opo­wia­da Kasia, dok­to­rant­ka na Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim.

Im wię­cej jest dok­to­ran­tów, tym trud­niej utrzy­mać wy­so­ki po­ziom stu­diów dok­to­ranc­kich. "Winne tej sy­tu­acji mogą być uczel­nie, które za­pra­sza­ją na stu­dia trze­cie­go stop­nia coraz wię­cej chęt­nych. Co za tym stoi? Głów­nie pie­nią­dze" – wy­ja­śnia "Prze­krój".

- Wy­kształ­ce­nie dok­to­ran­ta jest dużo tań­sze niż re­gu­lar­ne­go stu­den­ta, a daje więk­szy pre­stiż uczel­ni – pod­kre­śla Anna Klim­czak.

Cały ar­ty­kuł w "Prze­kro­ju".

>>>>

To po prostu sa wspolczesne tytuly szlacheckie . NIC NOWEGO . Natura ludzka jest NIEZMIENNA . Zmieniaja sie tylko dekoracje epok ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:24, 04 Gru 2012    Temat postu:

Stowarzyszenie Sędziów Polskich "Iustitia" chce wycofania podręcznika "Wiedza o społeczeństwie"

Stowarzyszenie Sędziów Polskich "Iustitia" domaga się od MEN wycofania z użytku podręcznika "Wiedza o społeczeństwie", autorstwa Elżbiety Dobrzyckiej i Krzysztofa Makary - podaje "Gazeta Wyborcza".

13-letni gimnazjalista może przeczytać tam, że: "Polskie sądy źle funkcjonują, w środowisku obowiązuje klanowa solidarność, nie eliminuje się sędziów złych lub skorumpowanych".

- Młodym ludziom wpajamy, że sądy są niewiarygodne, a sędziowie przekupni. To podważy w nich wiarę w sprawiedliwość i praworządność. Ten podręcznik nas obraża - mówi sędzia Maciej Strączyński, prezes "Iustitii".

Współautorka podręcznika Elżbieta Dobrzycka jest zaskoczona zarzutami. - To tekst źródłowy, ma służyć jako podstawa do debaty w klasie - mówi.

Minister może wycofać podręcznik ze szkół na wniosek jego wydawcy albo "w przypadku gdy co najmniej dwóch rzeczoznawców stwierdzi, że utracił aktualność lub przydatność dydaktyczną", ale w MEN takiego przypadku nie pamiętają.

....

Znakomity podrecznik ! Kto napisal ! Naprawde mozna w nim zdobyc wiedze o spoleczenstwie ! Realna ! Oto wzor dla innych jak edukowac ! Praktycznie zyciowo zgodnie z realiami !

Zapamietajmy bo tego nam potrzeba :

"Wiedza o społeczeństwie", autorstwa Elżbiety Dobrzyckiej i Krzysztofa Makary


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:07, 06 Gru 2012    Temat postu:

Rom? Do szkoły specjalnej

Ministerstwo Edukacji Narodowej bagatelizuje szokujący problem dzieci pochopnie uznawanych za opóźnione w rozwoju - donosi "Rzeczpospolita".

Ministerstwo Edukacji od roku ma dowody, że dzieci romskie w pełni sprawne intelektualnie kierowane są do szkół specjalnych. To raport psychologów z Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy przebadali 77 uczniów w szkołach specjalnych i masowych w województwach: małopolskim, opolskim i śląskim.

Wyniki badań są szokujące: 52 proc. tych uczniów posiadających orzeczenie o niepełnosprawności intelektualnej wykazywało pełną sprawność, a jedyny ich problem wynikał z mniejszego zasobu słów i odmienności kulturowej.

- To po prostu skandal. Te wyniki są przerażające - mówi posłanka Danuta Pietraszewska, wiceprzewodnicząca Sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych.

Dlaczego tak dużo dzieci romskich ma orzeczoną niepełnosprawność umysłową? Według badaczy z UJ głównie dlatego, że psychologowie diagnozują dzieci na podstawie testu inteligencji Wechslera, choć większość dzieci nie posługuje się swobodnie językiem polskim.

Jest też inny powód. Bywa, że chcą tego sami rodzice uczniów z powodów finansowych - na dziecko niepełnosprawne otrzymują rentę.

Ministerstwo Edukacji broni się też przed zarzutami. „W celu wydania orzeczenia lub opinii dla dzieci i młodzieży pochodzenia romskiego bierze się pod uwagę ich specyficzne cechy wynikające z dwukulturowości i dwujęzyczności" – zapewnia "Rz" biuro prasowe resortu.

>>>>

Po prostu mowiac po ludzku Cyganie to inna cywilizacja i oni sie mecza poddani naszym rygorom . To lud stepu . Musi miec przestrzen itp. TRZEBA ZNAC SIE NA RZECZY A NIE BEZMYSLNIE WRZUCAC WSZYSTKICH DO JEDNEGO WORKA .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:17, 09 Sty 2013    Temat postu:

Informatyczka skarży dyrektorkę szkoły w Lubsku

Czy można prowadzić lekcje, a nie być obecnym w szkole? Okazuje się, że tak. Świadczą o tym wpisy w dziennikach. Jedna z nauczycielek tak się zagalopowała, że wpisała temat nawet w dzień wolny od pracy. Szkołę Podstawową nr 2 w Lubsku czeka kontrola z kuratorium.

Lucyna Witkowska, nauczycielka informatyki uważa, że dyrekcja kryje koleżankę, wykorzystującą nagminnie nieobecności w pracy i tłumaczy jej absencję szkoleniami.

- Tematy wpisywała z dużym wyprzedzeniem, choć każdy z nas pewnie dostałby za to po głowie. - Najgorsze, że pani dyrektor nic z tym nie zrobiła, choć część grona pedagogicznego przebąkiwała pod nosem, że to nieuczciwe i czas zrobić z tym porządek.

Ale to L. Witkowska, w maju zeszłego roku, została zwolniona z powodu redukcji, mimo że przebywała w tym czasie na urlopie dla poratowania zdrowia. - Moje godziny przydzielono innej nauczycielce, matematyczce, która nagminnie się "szkoliła". Od początku uważałam zwolnienie za bezpodstawne.

Sąd pracy, również przyznał jej rację i nakazał dyrekcji przywrócenie L. Witkowskiej do pracy. Na jednej z rozpraw, kobieta pokazała dowody na fałszowanie szkolnych dzienników, przez swoją koleżankę.

- Przy niektórych nieobecnościach , wpisywała tematy i popisywała się pod nimi - tłumaczyła L. Witkowska - choć z prowadzonego jednocześnie zeszytu zastępstw wynikało, że w tym dniu lekcję przeprowadzał, kto inny. Czasem puszczano uczniów wcześniej do domu, bądź kazano im przychodzić na późniejszą godzinę. Wówczas też były wpisy o przeprowadzonej lekcji. Ta nauczycielka tak się zagalopowała, że wpisywała tematy nawet w dni ustawowo wolne od pracy - dodaje.

Prokurator umarza

Przywrócona do pracy nauczycielka była przekonana, że dyrekcja sprawdzi te informacje. Stało się inaczej, co więcej matematyczka był jedyną, która z okazji DEN otrzymała nagrodę burmistrza za szczególne osiągnięcia.

Po zakończonej rozprawie, w szkole wszyscy nabrali wody w usta. L. Witkowska złożyła w Prokuraturze Rejonowej w Zielonej Górze, doniesienie o podejrzeniu fałszowania szkolnej dokumentacji. Akta trafiły do żarskiej prokuratury, a ta bardzo szybko zakończyła dochodzenie i sprawę umorzyła.

- Prowadziliśmy czynności w sprawie, a nie przeciwko konkretnej osobie - tłumaczy prokurator Cezary Kąkol - Przesłuchania świadków nie potwierdziły znamion przestępstwa. Być może temat wpisywała nauczycielka przedmiotu, ale pod jego realizacją podpisywały się osoby, które faktycznie prowadziły lekcje.

Inną sprawą jest kwestia ich uprawnień do prowadzenia zajęć. Ale to leży w kompetencji dyrektora. Okazało się, że np. lekcje matematyki prowadziła nie raz bibliotekarka. L. Witkowska nie kryje oburzenia. Zamierza złożyć skargę na działania prokuratury.

- Nie rozumiem postępowania dyrektorki - żali się przywrócona do pracy nauczycielka - choć inni nauczyciele rokrocznie korzystali z urlopów zdrowotnych, tylko mój weryfikowała.

Szkołę prześwietli kurator

Ewa Śmiałek Kowalewska, dyrektor SP nr 2 w Lubsku, przyznaje, że zrobiła to, bo według niej informatyczka nie wyglądała na osobę potrzebującą urlopu.

- Z godnie z przepisem art. 73 ust. 10 Karty Nauczyciela miałam możliwość odwołania się od orzeczenia lekarskiego w zakresie zasadności jego wydania i to uczyniłam - mówi dyrektorka.

Twierdzi, że nie było mowy o żadnym fałszowaniu dokumentacji i że nie wszystkie godziny nieobecności nauczycieli da się odrobić. - Zdarza się, że na lekcjach wychowawczych realizuje się zajęcia z matematyki czy innych przedmiotów.

W szkole to ponoć normalne. Przyznaje też, że czasem puszczała uczniów wcześniej do domu, gdy ich nauczycielka przebywała na szkoleniach. Na wszystkie kierowała je szkoła. Z zeszytu zastępstw, wynika, że było ich sporo. Kwestię ich zasadności, zbada również komisja z Kuratorium Oświaty w Gorzowie.

- Termin kontroli doraźnej zaplanowaliśmy na 9 stycznia - zaznacza Jan Butrym, dyrektor Nadzoru Pedagogicznego w gorzowskim kuratorium.

Na 11 stycznia przewidziany jest konkurs na dyrektora SP nr 2 W Lubsku. Jedyną kandydatką, która złożyła dokumenty jest E. Śmiałek-Kowalewska.

Czy protokół kontroli zachwieje pozycję niemalże pewnej wygranej obecnej dyrektorki? A może komisja konkursowa powinna wstrzymać się z rozstrzygnięciem do czasu wyjaśnienia sprawy przez kuratorium?

Lucyna Makowska / gazetalubuska.pl

...

Tu akurat przegiecie ale wymogi sa tak glupie ze czesto wypisuja fantazje . Trzeba redukowac biurokracje to nie bedzie durnych wpisow . Trzeba podniesc poziom etyki .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:08, 19 Sty 2013    Temat postu:

To jest bardzo niechciana reforma! Będzie referendum?

Rzeczpospolita

Rodzice po raz kolejny stają w obronie sześciolatków, teraz chcą referendum w sprawie obniżenia wieku szkolnego - informuje "Rzeczpospolita".

Do stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców zgłaszają się sami, którzy chcą pomóc zbierać podpisy pod obywatelskim wnioskiem o referendum w sprawie reformy obniżającej wiek szkolny.

Zbliżający się rok szkolny będzie decydujący dla powodzenia tych zmian - informuje gazeta. Jeżeli, tak jak do tej pory zdecydowana większość rodziców wybierze dla sześciolatków przedszkole, po raz kolejny powstanie zagrożenie, że we wrześniu 2014 r. (kiedy sześciolatki będą musiały obowiązkowo pójść do szkół) w pierwszych klasach spotkają się dwa roczniki dzieci. Już raz z powodu groźby kumulacji roczników MEN przełożyło reformę.

Do końca marca chcą zebrać 100 tys. podpisów, w sumie potrzebują pół miliona.

MEN zachęca do swojej reformy nawet spotem reklamowym. Jednak ministerialny spot, który przedstawiał nudzącego się w przedszkolu sześciolatka, nie przystawał do rzeczywistości, w której czas przedszkola to przede wszystkim czas dobrej zabawy. Przekaz został odebrany jako fałszywy.

Rodzice pamiętają też wypowiedź ministra Boniego, który zdradził prawdziwy cel reformy. Chodzi o to, by dzieci wcześniej weszły na rynek pracy i zaczęły zarabiać na nasze emerytury.

...

Dzis szesciolatki jutro trzylatki . Komunisci nie odpuszcza .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:54, 21 Sty 2013    Temat postu:

Ujarani na śmierć

Przed pol­ski­mi szko­ła­mi nie stoją di­le­rzy. Nie muszą, bo za­ła­twie­nie ma­ri­hu­any przez te­le­fon, trwa kilka minut - czy­ta­my w naj­now­szym "Wprost". Skut­ki mogą być tra­gicz­ne.

Za­czy­na się zwy­kle tak samo. Ktoś przy­no­si traw­kę na im­pre­zę lub przy­wo­zi na wa­ka­cyj­ny obóz. Dzie­cia­ki pró­bu­ją, '"bo wszy­scy to robią". Pierw­sze wra­że­nia są różne - od od­lo­tu po prze­ra­że­nie, bo zda­rza się, że na­sto­lat­ki już po pierw­szym za­ży­ciu wpa­da­ją w psy­chicz­ny dół. Ale o tym ostat­nim rzad­ko się mówi.

Jak pod­kre­śla w roz­mo­wie z "Wprost" te­ra­peu­ta uza­leż­nień Ro­bert Rut­kow­ski, pa­le­nie ma­ri­hu­any może się skoń­czyć je­dy­nie spad­kiem in­te­li­gen­cji emo­cjo­nal­nej czy IQ. Ale bywa, że już jeden buch pro­wa­dzi do psy­cho­zy, a nawet sa­mo­bój­stwa. - Uja­ra­ne­go nie­win­ne piwo po­tra­fi zabić - mówi Rut­kow­ski.

Zda­niem eks­per­tów, nie bez zna­cze­nia jest fakt, że ma­ri­hu­ana, którą obec­nie pali mło­dzież, znacz­nie różni się od zioła pa­mię­ta­ne­go sprzed 20 lat przez ro­dzi­ców dzi­siej­szych na­sto­lat­ków, a także od to­wa­ru re­kla­mo­wa­ne­go przez cele bry­tów. Nie­rzad­ko trawa jest mo­dy­fi­ko­wa­na ge­ne­tycz­nie, a przez to wy­jąt­ko­wo mocna.

Mało tego, di­le­rzy czę­sto do­da­ją do niej leki, prze­ter­mi­no­wa­ne do­pa­la­cze albo po­tłu­czo­ne świe­tlów­ki. - Mie­sza­ją (…) ze wszyst­kim, co może dać więk­sze­go kopa i bar­dziej uza­leż­nić - twier­dzi we "Wprost" matka na­sto­lat­ka, któ­re­go pa­le­nie ma­ri­hu­any do­pro­wa­dzi­ło do sa­mo­bój­stwa.

Ogrom­nym pro­ble­mem jest nie tylko ja­kość nar­ko­ty­ku, ale i jego do­stęp­ność. Mło­dzież za­zwy­czaj świet­nie orien­tu­je się, gdzie można bły­ska­wicz­nie kupić towar. W do­dat­ku w parę minut da się zor­ga­ni­zo­wać go przez te­le­fon. Temu wszyst­kie­mu to­wa­rzy­szy gło­śna kam­pa­nia na rzecz de­pe­na­li­za­cji ma­ri­hu­any.

A skut­ki mogą być opła­ka­ne, czego do­wo­dzą opi­sa­ne w ty­go­dni­ku hi­sto­rie kil­kor­ga mło­dych ludzi. Po­cho­dzą­ce ze szczę­śli­wych i za­moż­nych ro­dzin dzie­cia­ki za­czę­ły mieć pro­ble­my psy­chicz­ne. Hi­sto­rie więk­szo­ści z nich za­koń­czy­ły się tra­gicz­nie, część otar­ła się o śmierć, a po­wrót do nor­mal­no­ści za­wdzię­cza cięż­kiej i dłu­go­trwa­łej walce swo­ich bli­skich.

Co zna­mien­ne, pro­blem nie do­ty­czy nizin spo­łecz­nych. - Dragi są de­mo­kra­tycz­ne - czy­ta­my we "Wprost". Wie­lo­krot­nie ro­dzi­ce nie mieli naj­mniej­sze­go po­ję­cia, co bie­rze i z czym zmaga się ich po­cie­cha. A wie­dza o tym, czy na­sto­la­tek za­ży­wa sub­stan­cje psy­cho­ak­tyw­ne jest nie­zbęd­na, by po­ra­dzić sobie z tym pro­ble­mem. Stąd su­ge­stia, by pod­da­wać dzie­ci te­stom nar­ko­ty­ko­wym i ufać mu, ale w ogra­ni­czo­nym za­kre­sie.

Wię­cej na ten temat w naj­now­szym "Wprost".

>>>>

Szkola bezklapsowa .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:04, 22 Sty 2013    Temat postu:

Gimnazjaliści z Suwałk znieważyli nauczycieli. Sprawa umorzona

Sąd Rodzinny i Nieletnich w Suwałkach umorzył postępowanie wobec trzech z jedenastu uczniów Gimnazjum nr 2 w Suwałkach, którzy znieważali swoich nauczycieli. Gimnazjaliści ci zobowiązali się przeprosić swoich pedagogów.

Według nauczycieli uczniowie wielokrotne znieważali ich podczas lekcji. Dlatego sprawę skierowali do sądu. Nauczyciele zarzucają uczniom trzeciej klasy gimnazjum, że wielokrotnie rozmawiali przez telefony komórkowe, byli wulgarni i nie wykonywali ich poleceń.

Jak poinformował rzecznik Sądu Okręgowego w Suwałkach Marcin Walczuk, sąd zwrócił się o mediacje w stosunku do czterech uczniów. Trzech z nich z tego skorzystało. W wyniku mediacji uzgodniono, że młodzież przeprosi nauczycieli, a sąd umorzy wobec nich postępowanie.

- Ci uczniowie mieli marginalny udział w zajściach, do jakich doszło w szkole, więc sąd potraktował ich łagodniej - powiedział Walczuk.

Dodał, że sąd zwrócił się do Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego w Augustowie o wykonanie badań, które mają wykazać, w jakim stopniu pozostali są zdemoralizowani. Wyniki badań mają mieć wpływ na dalsze postępowanie sądowe.

Kuratorium Oświaty w Białymstoku wraz z Urzędem Miejskim w Suwałkach i Poradnią Psychologiczno-Pedagogiczną po ujawnieniu sprawy zorganizowało w szkole warsztaty dla nauczycieli gimnazjum o tym, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach z młodzieżą, a dla rodziców uczniów - zajęcia psychologiczno-pedagogiczne.

...

Takimi bzdurami zapychaja sady bo szkoly bezklapsowe nie moga sobie poradzic . Dno .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:17, 24 Sty 2013    Temat postu:

"Gazeta Wyborcza": Narkotestów najbardziej boją się rodzice ...

Wielu rodziców protestuje, gdy szkoły chcą badać uczniów narkotestami - donosi "Gazeta Wyborcza".

Testy na obecność narkotyków próbuje wprowadzić coraz więcej szkół, jednak wielu rodziców nie wyraża na nią zgody.

- Większość rodziców, gdy ktoś podejrzewa ich dziecko o zażywanie narkotyków, stosuje mechanizm zaprzeczenia. Boją się potwierdzenia tych przypuszczeń, bo to oznaczałoby, że w procesie wychowania popełnili błąd - mówi psycholog Aldona Korcz.

Debata na temat narkotestów i problemów młodych ludzi z narkotykami powróciła po ostatniej publikacji "Newsweeka". Na łamach tygodnika problem podjęła pisarka Anna Fryczkowska, której syn w Wigilię popełnił samobójstwo.

Kobieta twierdzi, że 16-latek odebrał sobie życie właśnie z powodu uzależnienia od narkotyków.

...

Niestety czesto rodzice zachowuja sie tak jakby chcieli zniszczyc swoje dzieci .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:24, 24 Sty 2013    Temat postu:

"Dziennik Gazeta Prawna": Pora na doktora. Magister to za mało

W ciągu 20 lat liczba doktorantów na polskich uczelniach zwiększyła się piętnastokrotnie - informuje "Dziennik Gazeta Prawna".

W roku akademickim 2011/2012 na studiach doktoranckich było blisko 40,3 tys. osób - wynika z najnowszych danych GUS. To o 7,4 proc. więcej niż w poprzednim roku i o niemal 60 proc. więcej niż w okresie 2000/2001.

Według ekspertów tak duży popyt na tytuł doktora ma kilka źródeł. Dla jednych jest to naturalna droga rozwoju, bo chcą się pracy naukowej poświęcić. Dla innych "dr" przed nazwiskiem kojarzy się z prestiżem i nobilitacją. Ale są też tacy, którzy uważają, że tytuł magistra stracił na znaczeniu.

Jednak wszyscy bez wyjątku wiążą ze studiami doktoranckimi nadzieje na lepsze możliwości na rynku pracy. Uważają, że dzięki nim łatwiej będzie znaleźć zatrudnienie, będą mieli większą szansę na zajęcie stanowiska kierowniczego i uzyskają wyższe wynagrodzenie.

Część ekspertów uważa, że perspektywy są dla doktorantów dobre. "Można oczekiwać, że w przyszłości będzie więcej ofert pracy dla nich, bo będą rosły wymagania od kadry kierowniczej, Będzie się oczekiwało od niej twórczej pracy" - ocenia prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego.

...

Po skundleniu tytulu magistra czas na tytul doktora . Oczywiscie absurdem jest przesiadywanie na uczelniach ludzi nie zainteresowanych nauka tylko tytulami piszacych prace do archiwow ktorych nikt nie czyta . To przypomina kupowanie tytulow szlacheckich tylko wtedy nie psuli tyle papierow i budzet mial dochod i nie utrzymywali tylu ,,uczelni" . Dawniek byli madrzejsi .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:30, 31 Sty 2013    Temat postu:

Testy zamiast edukacji

Ciągłe rozwiązywanie testów niszczy samodzielność, kreatywność i umiejętność logicznego myślenia.

Test na koniec trzeciej klasy podstawówki, na koniec szóstej, po gimnazjum, wreszcie - testowa matura, będąca jednocześnie przepustką na studia. W międzyczasie dziesiątki pomniejszych testowych klasówek i kartkówek. Według entuzjastów polskiej edukacji wprowadzenie gimnazjów i reformy programowej sprawiło, że uczniowie coraz lepiej rozumieją czytane teksty i sprawniej radzą sobie z testami matematyczno-przyrodniczymi, o czym ma świadczyć poprawa wyników międzynarodowych testów PISA.

Skoro jednak jest tak dobrze, dlaczego wykładowcy akademiccy regularnie narzekają na spadek poziomu studentów, a pracodawcy - na braki absolwentów wstępujących na rynek pracy? Czyżby polepszające się wyniki testów świadczyły nie tyle o coraz wyższym poziomie wiedzy i umiejętności młodych ludzi, ile o wyszkoleniu w ich rozwiązywaniu? Czy testy, jak chcą ich twórcy, uczą myślenia, czy wręcz oduczają samodzielności i logiki?

Jak zmierzyć efekty nauki

- Wprowadzenie testów miało dać obiektywne narzędzie pomiaru postępów edukacji - tłumaczy prof. Łukasz Turski, fizyk i popularyzator nauki. - Idea była prosta: skoro edukacja jest finansowana z publicznych pieniędzy, musimy mieć możliwość kontroli jej efektów, dlatego testy miały mierzyć sprawność systemu szkolnego. Jeśli wynik ma być obiektywny, badanie trzeba zlecić instytucji zewnętrznej. Polska szkoła po 1989 r. była przygotowana na zmianę. Widzieliśmy, że na świecie dominuje system oceniania zewnętrznego, zarządzający edukacją uznali zatem, że i u nas może on się sprawdzić. Wprowadzono nową standaryzację matury i egzamin gimnazjalny, ustalono obiektywny system oceniania, pełen skomplikowanych procedur.

Niestety, jak twierdzi prof. Turski, to stworzyło samonapędzającą się machinę edukacyjną: - Testy miały mierzyć zarówno wiedzę, jak i efektywność nauczania, a więc samych nauczycieli. Ci, chcąc wypaść jak najlepiej, wkrótce zaczęli przekazywać nie tyle wiedzę, ile umiejętność rozwiązywania testów. Szkoła zamiast faktycznie uczyć, zaczęła jedynie przygotowywać do egzaminów.

Dr Marzena Żylińska, wykładowca metodyki i literatury w Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych w Toruniu i w Dolnośląskiej Szkole Wyższej, dodaje: - W szkołach zapanował system testocentryczny - testy odgrywają rolę podstawy programowej, a nauczyciele, zanim przygotują lekcję, zadają sobie pytanie: czy to może być na testach? Przez 12 lat szkoły uczniowie są przygotowywani do udzielania najbardziej typowych odpowiedzi, tak aby rozwiązać zadanie zgodnie z kluczem.

W rezultacie ślepo trzymają się wyuczonych schematów i zwykle nawet nie próbują samodzielnie odkrywać nowych rozwiązań. Już dziewięcio-, dziesięciolatki sprawdzane w ogólnopolskim badaniu umiejętności trzecioklasistów (OBUT) bez problemu nazywają części mowy, jednak interpretacja tekstu i napisanie krótkiego wypracowania to dla wielu z nich zadanie ponad siły. Choć wiedzą, jaką formę zastosować, wypełnienie jej treścią okazuje się trudne. Podobnie jest z zadaniami matematycznymi - dzieci świetnie radzą sobie z poleceniami standardowymi, jeśli jednak zadanie ma nieco zmienioną formę, sprawia znacznie więcej problemów, nawet jeśli stopień trudności nie jest wyższy. Także szóstoklasiści na egzaminie kończącym szkołę podstawową mają kłopoty przede wszystkim z zadaniami wymagającymi zastosowania wiedzy w praktyce.

Wyżej w rankingach

Co na to organ odpowiedzialny za najważniejsze testy w procesie nauczania?

- Centralna Komisja Egzaminacyjna przeprowadza egzamin na II, III i IV etapie edukacyjnym (odpowiednio sprawdzian, egzamin gimnazjalny - oba powszechne i obowiązkowe - oraz egzamin maturalny, dobrowolny) - podaje rzeczniczka CKE, Mariola Konopka. - System edukacyjny w Polsce jest w trakcie zmian - we wszystkich klasach gimnazjum oraz w kolejnych klasach szkoły podstawowej i ponadgimnazjalnej kształcenie jest organizowane w taki sposób, aby umożliwić uczniom opanowanie wiadomości i umiejętności określonych w podstawie programowej kształcenia ogólnego. Wymagania przedstawione w tym dokumencie określają zarówno to, co powinno być nauczane, jak i to, co będzie podlegało sprawdzeniu. Integracja szeroko rozumianego programu nauczania, samego procesu nauczania, uczenia się i procesu oceniania, w tym systemu egzaminów zewnętrznych, jest cechą charakterystyczną praktycznie wszystkich systemów edukacji w krajach osiągających najwyższe wyniki w badaniach międzynarodowych (PISA, PIRLS). Dzięki tej harmonizacji "uczenie pod egzamin" - jeżeli nie sprowadza się do rozwiązywania kolejnych testów, ale odbywa poprzez zapewnienie uczniom warunków do spełnienia kolejnych wymagań podstawy programowej - przestaje mieć negatywny wydźwięk.

W międzynarodowym teście 15-latków PISA polscy uczniowie faktycznie wypadają coraz korzystniej. Jego rezultaty wskazują, że zdecydowanie lepiej niż w 2003 r. czytają ze zrozumieniem, poprawiły się także ich wyniki w naukach przyrodniczych, a co najważniejsze - zmniejszają się różnice między najlepszymi a najsłabszymi szkołami. Problem jednak w tym, że PISA jest... kolejnym testem, a te, jak widzimy, nasi uczniowie rozwiązują hurtowo.

Wprowadzenie egzaminów testowych miało zapewnić obiektywizm oceniania. Jednak nie dla każdego jego wartość jest oczywista. - W rezultacie dążenia do tak pojętego obiektywizmu ograniczyliśmy cele edukacyjne do tych dających się zmierzyć - wytyka dr Marzena Żylińska. - To nie służy rozwojowi! Dlaczego tak nam zależy, żeby porównywać dzieci od samego początku edukacji: w pierwszej, trzeciej i szóstej klasie? Dla nich to tylko stres i przyklejanie etykietek. Trzeba się zastanowić, czy w imię obiektywizmu warto niszczyć kreatywność uczniów.

Mariola Konopka nie zgadza się z taką argumentacją: - System jest otwarty na kreatywne i oryginalne rozwiązania zadań egzaminacyjnych - twierdzi. - Wbrew panującej opinii tzw. klucz odpowiedzi towarzyszy wyłącznie zadaniom zamkniętym, w zadaniach otwartych nie ma jednego obowiązującego klucza. Chociażby w przypadku rozprawki z języka polskiego w gimnazjum uczeń może zawsze przedstawić swoje zdanie, nawet jeśli mogłoby ono zostać uznane za kontrowersyjne, bo dopóki argumentuje logicznie i zgodnie z zasadami tworzenia tekstu argumentacyjnego, jego praca będzie oceniana wysoko. Podobnie w matematyce - nie ma jednego słusznego sposobu rozwiązania zadania. Uczniowie mogą tu się wykazać kreatywnością podejścia i myślenia, a naszym zadaniem jest to ocenić.

Kreatywności miała także wymagać prezentacja maturalna z języka polskiego. Szybko jednak okazało się, że uczniowie albo nie przywiązują do niej wagi (istotne było tylko zaliczenie przedmiotu, ponieważ wynik ustnej matury nie był brany pod uwagę przy rekrutacji na niemal żadne studia), albo po prostu kupują gotową pracę w internecie. Resort edukacji wycofuje się zatem z tego pomysłu i już od 2015 r. formuła ustnej matury ma się zmienić.

Ocenić inaczej

Jeśli jednak nie testy, to co? Jakoś przecież trzeba skontrolować, czy przekazywana wiedza w ogóle trafia do uczniów. - Nie chodzi o to, że test sam w sobie jest zły. Taka forma bardzo dobrze sprawdza wiadomości, przydaje się w codziennych klasówkach. Nie pozwala jednak na przedstawienie wypowiedzi argumentacyjnej, preferuje krótkie, syntetyczne odpowiedzi i premiuje raczej wynik rozumowania, a nie samo rozumowanie - mówi dr Tomasz Kowalczuk, wieloletni nauczyciel języka polskiego i filozofii, metodyk literatury z Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, i dodaje: - Kiedy o przyjęciu na studia decydował jeszcze egzamin ustny, na uczelnię trafiały nieraz osoby, które być może wiedziały nieco mniej, ale reagowały intelektualnie, myślały na gorąco - a to często liczy się bardziej niż czysta wiedza. Nauczanie języka polskiego musi się składać z dwóch części: to przedmiot historyczny, wymagający konkretnej wiedzy, ale też przedmiot rozwoju humanistycznego, wymagającego refleksji i dyskusji. W przedmiotach humanistycznych od lat funkcjonowały dwie formy oceniania: klasyczna klasówka, sprawdzająca konkretne wiadomości, oraz długie wypracowanie dające pole do wykazania się inwencją i przedstawienia toku rozumowania, pozwalające rozwinąć skojarzenia, własne pomysły, myśl filozoficzną. Jeśli będziemy kładli nacisk tylko na jedną formę sprawdzania umiejętności, zawsze zaniedbamy drugą. Nie można sprowadzić nauczania do procesu czysto pragmatycznego.

Podobne wątpliwości pojawiają się w przypadku przedmiotów ścisłych. - Testy sprawdzają, czy dziecko jest zaznajomione ze schematem rozwiązania zadania - zauważa Agnieszka Kryńska, współzałożycielka Matplanety, zespołu kół matematycznych, gdzie proponuje się dzieciom samodzielne odkrywanie praw rządzących światem liczb. - Nie sprawdzają umiejętności logicznego myślenia i poszukiwania rozwiązań. W rezultacie na lekcjach w szkole uczy się właśnie tych schematów. A takie podejście sprawia, że dzieci zatracają naturalną miłość do matematyki i zaczynają się jej bać.

- Zdecydowana większość zestawów zadań oraz arkuszy egzaminacyjnych zawiera zadania zarówno zamknięte, jak i otwarte - sprzeciwia się Mariola Konopka. - Skromna ich część ma na pewno charakter odtwórczy, tzn. wymaga przywołania przyswojonych faktów, danych, pojęć itp. Natomiast większość zadań, i zamkniętych, i otwartych, wymaga od ucznia znacznie więcej niż tylko wskazania niejako "produktu" procesu myślowego, co może sprzyjać zgadywaniu, zwłaszcza w przypadku zadań zamkniętych, np. wyboru wielokrotnego. W zadaniach stosowanych obecnie nacisk kładzie się na konieczność wskazania procesu rozumowania, dochodzenia do odpowiedzi, który również jest, przynajmniej częściowo, zapisywany w arkuszu. Wiele zestawów zadań (sprawdzian, egzamin gimnazjalny) arkuszy egzaminacyjnych (egzamin maturalny, egzaminy eksternistyczne) wymaga stworzenia dłuższej wypowiedzi pisemnej na wskazany temat, analizy różnorodnych materiałów źródłowych (map, wykresów, rysunków, karykatur itd.) i wyciągania wniosków.

Dr Żylińska podkreśla, że nie chodzi jej o całkowite wyrugowanie egzaminów testowych z procesu nauczania, postuluje jednak znaczne ich ograniczenie, tym bardziej że przygotowanie, przeprowadzenie i sprawdzenie testów, szczególnie ocenianych zewnętrznie, to dla systemu edukacji ogromne koszty. - Zamiast od początku mierzyć i porównywać, warto by zainwestować te pieniądze w zmianę systemu edukacyjnego i zapewnić uczniom lepsze warunki do nauki - proponuje. - Dzisiejsza szkoła nie jest środowiskiem bogatym w bodźce, ona wręcz utrudnia pracę uczniów. Im więcej czasu poświęcamy na przeprowadzanie i ćwiczenie testów, tym mniej go zostaje na efektywną naukę. W rezultacie uczymy źle - i mierzymy rezultaty tego złego uczenia tylko po to, żeby wiedzieć, że Krzyś jest lepszy od Agatki. Koncentrujemy się na mierzeniu, nie na nauczaniu. To tak, jakby chory miał trzy razy w tygodniu przychodzić do lekarza, żeby zmierzyć ciśnienie - od samego mierzenia nic się nie poprawi.

- Dzisiejsza technologia pozwala na wprowadzenie o wiele subtelniejszych metod oceniania, w których uwzględnia się indywidualny rozwój i talenty danej osoby - tłumaczy prof. Turski. - Jesteśmy świadkami rewolucji na miarę wynalazku Gutenberga, ale uparcie tkwimy w systemie szkolnictwa z XIX w.! Największe amerykańskie uniwersytety odchodzą dziś od rekrutacji na podstawie testów. Zatrudniają za to specjalistów odpowiedzialnych za nabór, który trwa cały rok. Przez ten czas prowadzone są rozmowy z kandydatami, utrzymuje się z nimi stały kontakt, m.in. poprzez portale społecznościowe. Dzięki temu rekrutujący poznają zainteresowania i możliwości młodych ludzi. Każdy test można oblać, można mieć gorszy dzień - wynik pojedynczego egzaminu nic nie mówi o danej osobie. Dziś liczy się rozwój indywidualny, nie ma wzorca, do którego można wszystkich dopasować i zmierzyć jedną miarą.

Czy w przyszłości czeka nas rewolucja w systemie oceniania? Mało prawdopodobne. Kolejne reformy edukacji skupiają się raczej na korektach programu nauczania - diametralnej zmiany w metodach ewaluacji raczej nie możemy się spodziewać. Czy zatem, jak obawiają się specjaliści, wychowamy pokolenie absolwentów podporządkowanych schematom, znakomicie znających algorytmy, których jedynym mocnym punktem będzie rozwiązywanie testów?

....

Kretynizacja testowa przyszla z USA . Pokazuje ze nie ma takiej glupoty ktora sie nie przyjmie jesli jest modna . Oczywiscie nawet z punktu widzenia fizyki czy matematyki jest to destrukcyjne bo zabija kreatywnosc . Jakze idiotycznie brzmialy oskarzenia ze dawniej uczono zbyt wielu faktow a za malo myslenia . Ilez ja pisalem w szkole wypracowan z glowy . A testy to juz same fakty zero ponyslunku . Co z tego ze uczen nauczy sie serii znanych nazwisk i co one zrobily jak nie pojmie ich wnetrza i problemow ktore je nurtowaly . Absurd . Od tego sa encyklopedie aby do nich zagladac a nie wkuwac na pamiec .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 12, 13, 14  Następny
Strona 3 z 14

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy