Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 2:20, 24 Sty 2011 Temat postu: Rep.Środk.Afryki wybory czy kolejne ,,wybory'' ??? |
|
|
Niedzielne wybory prezydenckie w Republice Środkowoafrykańskiej prawdopodobnie zapewnią kontynuację władzy Francoisa Bozize, autorytarnego przywódcy tego jednego z najuboższych państw świata, destabilizowanego przez różne ugrupowania rebelianckie. Poinformowała o tym agencja Associated Press.
65-letni Bozize, który blisko osiem lat temu w zbrojnym zamachu stanu przejął kontrolę nad krajem, ma przeciwko sobie kilku kontrkandydatów. Spośród nich największymi wpływami cieszy się 52-letni były premier Martin Ziguele. Wyraził on jednak obawy, czy wybory będą uczciwe w sytuacji, gdy na listach zabrakło nazwisk niektórych uprawnionych do głosowania.
Jako niezależny kandyduje również poprzedni prezydent, 74-letni Ange-Felix Patasse, który po obaleniu w 2003 roku przez podległych Bozize rebeliantów schronił się w Togo. Do kraju powrócił w ubiegłym roku, na mocy prezydenckiej amnestii. Jak się uważa, dopuszczenie Patasse'a do wyborów świadczy, iż Bozize jest pewien zwycięstwa.
Mimo naturalnych bogactw - złota, diamentów, uranu i szlachetnych gatunków drewna - Republika Środkowoafrykańska cierpi na stały niedobór pieniędzy w państwowej kasie. Skorumpowana władza Bozize ogranicza się w praktyce do stolicy państwa Bangi, podczas gdy na prowincji szerzy się zbrojna przemoc rebeliantów i zwykłych bandytów.
Anarchię podsyca brak skutecznej ochrony granicy z Sudanem, przez którą przechodzą w obie strony uchodźcy i rebelianci ze spustoszonego wojną Darfuru oraz bezkarnie ograbiające i uprowadzające cywilów bojówki ugandyjskiej Armii Oporu Pana.
Jeśli w niedzielnym głosowaniu żaden z kandydatów nie uzyska bezwzględnej większości, 20 marca odbędzie się druga tura wyborów.
>>>>>>>
Sledzimy z uwaga i niecierpliwoscia i czekamy na kolejny Sudan!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:39, 28 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Pod okiem setek obserwatorów z odbyły się długo oczekiwane wybory prezydenckie i parlamentarne w Republice Środkowoafrykańskiej. Pomimo wysokiego zainteresowania wielu obywateli nie mogło oddać głosu.
Problemy te związane były z brakiem kart wyborczych lub brakiem nazwisk głosujących na listach - podaje agencja Reutera. Do wyborów zarejestrowało się 1,8 mln ludzi z 4,6 mln mieszkańców republiki.
Wyniki głosowania, podczas którego mieszkańcy Republiki Środkowoafrykańskiej wybierali szefa państwa oraz 105 członków parlamentu, będą znane za osiem dni.
Faworytem wyborów jest obecny prezydent Francois Bozize, który doszedł do władzy w 2003 roku w wyniku zamachu stanu i obalenia Ange-Felixa Patasse'a. To właśnie ten polityk, który powrócił do kraju po latach spędzonych na uchodźstwie, był głównym konkurentem obecnego prezydenta. Wśród pięciu kandydatów był również były premier w rządzie Patasse'a, Martin Ziguele.
Jeśli żaden z kandydatów nie wygra w pierwszej turze, druga odbędzie się w marcu.
Tydzień temu opozycyjni kandydaci zażądali dymisji szefa komisji wyborczej Josepha Binguimale, któremu zarzucono brak etyki, niekompetencję i absolutne posłuszeństwo wobec Bozizego. Kandydaci twierdzą, że od czasu powstania komisji w październiku 2009 roku wszystkie jej działania mają na celu utrzymanie przy władzy obecnego prezydenta. Wniosek o dymisję szefa komisji oddalono.
Przed wyborami opozycja skarżyła się na notoryczne łamanie ordynacji wyborczej i problemy z dostępem do urn mieszkańców rejonów opanowanych przez liczne grupy uzbrojonych rebeliantów, wśród których największym zagrożeniem są partyzanci z ugandyjskiej Armii Boskiego Oporu (LRA), dowodzonej przez poszukiwanego od lat w całej Afryce Josepha Kony'ego.
Nawet jeśli obecny prezydent Bozize wygra, będzie musiał stawić czoło przeciwnikom politycznym i uzbrojonym ugrupowaniom rebelianckim.
Pierwotnie wybory w Republice Środkowoafrykańskiej miały odbyć się w kwietniu 2010 roku. Od tamtej pory ze względu na niestabilną sytuację w kraju i brak wystarczających środków były trzykrotnie przekładane.
Sytuacja w państwie nie jest stabilna od czasu uzyskania niepodległości, czyli od 1960 roku. Ta była kolonia francuska, choć bogata w diamenty, złoto i uran, jest jednym z najbiedniejszych i najsłabiej rozwiniętych krajów świata.
Historia Republiki Środkowoafrykańskiej obfituje w zamachy stanu i rządy dyktatorów, takich jak Jean Bedel Bokassa, który po dojściu do władzy w 1965 roku mianował się cesarzem.
Okrutne rządy Bokassy zakończyły się w 1979 roku, gdy w wyniku zamachu stanu prezydentem kraju ponownie został David Dacko, wcześniej obalony przez samozwańczego cesarza.
W 1993 roku szefem państwa został startujący w tegorocznych wyborach Patasse, jednak po 10 latach kryzys polityczny i ekonomiczny doprowadził do przewrotu, na czele którego stał generał Bozize, wybrany na prezydenta w 2005 roku.
Republika Środkowoafrykańska to kraj o powierzchni dwa razy większej niż Polska. Na brak stabilizacji w tym państwie duży wpływ ma jego położenie. Państwo graniczy z kontrolowanym w dużej części przez rebeliantów Czadem, Sudanem, którego losy jako państwa decydują się po niedawnym referendum dotyczącym niepodległości południa oraz z pogrążoną w konfliktach Demokratyczną Republiką Konga. Sąsiaduje także z Kongiem i Kamerunem.
>>>>>
No to szykuja sie kolejne protesty?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 0:08, 31 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Okrutny dyktator-kanibal został zrehabilitowany.
Prezydent Republiki Środkowoafrykańskiej François Bozizé ogłosił rehabilitację byłego dyktatora tego kraju Jeana-Bedel Bokassy – informuje serwis lenta.ru. Bokassa, który zmarł w 1996 roku, jest uważany za jednego z najbezwzględniejszych afrykańskich dyktatorów. Był oskarżany m.in. o kanibalizm.
Według Bozizé, który w swoim czasie był kolegą Bokassy i sam doszedł do władzy w wyniku zamachu stanu, dyktator był "synem narodu, uznawanym przez wszystkich za wielkiego budowniczego" i dlatego zasługuje na rehabilitację. Przywódca Republiki Środkowoafrykańskiej wydał w tym celu specjalny dekret.
Jean-Bedel Bokassa był samozwańczym cesarzem państwa środkowoafrykańskiego i jednym z najokrutniejszych afrykańskich dyktatorów. 13-letnie rządy nominalnego podpułkownika rozpoczęły się od zamachu stanu 1 stycznia 1966 r., sześć lat po ogłoszeniu przez byłą francuską kolonię niepodległości. Bokassę, który w 1976 roku ogłosił się cesarzem, obalono w trzy lata później w trakcie popieranego przez Francję puczu.
Bokassa dorobił się fortuny na surowcach mineralnych kraju, szczególnie na handlu diamentami, ale poziom życia jego 3,4 mln obywateli bynajmniej się nie poprawiał. Długotrwałe poparcie Francji miało za przyczynę jej zainteresowanie środkowoafrykańskim uranem, ale łamanie przez Bokassę praw człowieka stopniowo zniechęcało do niego zamorskiego sojusznika. W 1979 r. sto dzieci w wieku szkolnym zostało zamordowanych po tym, gdy odmówiło noszenia mundurków uczniowskich, wyrabianych w fabryce Bokassy.
Dyktator miał osobiście uczestniczyć w masakrze w więzieniu Ngaragba i doniesienia na ten temat spowodowały międzynarodowe potępienie oraz wstrzymanie pomocy amerykańskiej. Później w ciągu tego samego 1979 r., podczas wizyty Bokassy w Libii, obalili go w bezkrwawym puczu francuscy żołnierze. Władzę objął ponownie pierwszy prezydent David Dacko, sam usunięty poprzednio przez Bokassę. - (Bokassa) traktował mieszkańców Afryki Środkowej jak gdyby byli zwierzętami, psami - stwierdził później w wywiadzie Dacko.
Następnych siedem lat Bokassa spędził na wygnaniu we Francji i na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Mieszkał wraz z piętnaściorgiem spośród swoich dzieci w luksusowych warunkach, posiadając we Francji cztery zamki, hotel, willę i prywatny samolot odrzutowy. Bokassa wrócił do Republiki Środkowoafrykańskiej w 1987 r., oczekując triumfalnego przyjęcia. Zamiast tego stał się pierwszym afrykańskim obalonym szefem państwa, któremu wytoczono proces pod zarzutami zabójstw, torturowania i ludożerstwa. Podczas trzymiesięcznej rozprawy prokuratorzy stwierdzili, że stary pałac Bokassy był wypełniony dowodami okrucieństw, w tym zamarzniętym ciałem nauczyciela, zawieszonym na haku rzeźnickim - powiedział.
Były kucharz Bokassy stwierdził, że przygotowywał potrawy z ludzkiego mięsa i obserwował, jak jego szef zjada to mięso "ze smakiem". Inni świadkowie zeznali, iż Bokassa zwykł podejmować niczego nieświadomych cudzoziemskich dygnitarzy befsztykami ze swych przeciwników. Zalany łzami Bokassa zaprzeczył oskarżeniom.
Bokassa został skazany na śmierć za zabójstwa, choć uniewinniono go ze skargi o ludożerstwo. Wyrok zamieniono na 20 lat więzienia i wreszcie byłego dyktatora uwolniono we wrześniu 1993 r., gdy gen. Andre Kolingba, z okazji 12. rocznicy przejęcia przez siebie rządów, ogłosił amnestię.
>>>>>
No super prezydent im sie szykuje!Zrehabilitowal Z-Bokassa znaczytsia koneser ludozerstwa?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:58, 19 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Czad wysyłał wojska na odsiecz prezydentowi Republiki Środkowoafrykańskiej
Władze Czadu wysłały wojska do Republiki Środkowoafrykańskiej, aby pomóc tamtejszemu rządowi w walce z rebeliantami, którzy są blisko przejęcia kontroli nad krajem - podaje BBC News.
Po tym, jak lokalna armia nie dała rady odeprzeć ataku partyzantów na górnicze miasteczko Bria w bogatym w diamenty centrum kraju, o pomoc północnego sąsiada poprosił sam prezydent Republiki Środkowoafrykańskiej Francois Bozize.
Atak na Bria kosztował życie co najmniej 14 żołnierzy sił rządowych. Dzień wcześniej dowództwo utraciło kontakt z 40-osobowym oddziałem, który wpadł w partyzancką zasadzkę - podaje z kolei AFP. Straty buntowników nie są znane, podobnie jak liczba ofiar cywilnych, choć te, jak w każdej wojnie domowej, mogą być znaczne.
Dziewięć lat temu Czad pomógł prezydentowi Republiki Środkowoafrykańskiej dojść do władzy, a czadyjskie wojska już raz wsparły go w walce z rebelianckimi ugrupowaniami w 2010 roku. Teraz partyzanci znów przeszli do ofensywy.
Od konfliktu do konfliktu
BBC News przypomina, że od momentu uzyskania przez Republikę Środkowoafrykańską niepodległości w 1960 roku, krajem regularnie wstrząsają bunty, przewroty i walki na tle etnicznym. Obecnie z rządem centralnym walczy rebeliancka koalicja Seleka, sformowana przez rozłamowe frakcje trzech byłych grup zbrojnych.
Partyzanci zarzucają Bozize'owi, że nie przestrzega ustaleń traktatu pokojowego zawartego z buntownikami w 2007 roku. Prezydent obiecał wtedy, że wypuści na wolność więźniów politycznych i zapłaci partyzantom, którzy złożą broń. Rebelianci twierdzą, że głowa państwa nie dotrzymała warunków umowy, dlatego grożą, że obalą jego rząd, jeśli nie podejmie z nimi rozmów.
Koalicja Seleka rozbiła siły rządowe i kontroluje już znaczne obszary kraju, w tym strategiczną drogę łączącą Republikę Środkowoafrykańską z Kamerunem, Sudanem i Czadem. Jej żołnierze znajdują się niespełna 300 kilometrów od stolicy kraju - Bangui.
Dalsze postępy buntowników mogą wpędzić kraj w kolejną w ostatniej dekadzie wojnę domową. Ostatni konflikt z lat 2004-2007 pochłonął setki cywilnych ofiar, a dziesiątki tysięcy zmusił do ucieczki z miejsca zamieszkania.
Obalenie prezydenta Bozize'a i jego administracji najprawdopodobniej oznaczałoby chaos dla całego państwa i wymusiłoby interwencję zbrojną sąsiednich państw. Przedsmak tego można było zobaczyć w Bria - jak donosi AFP po zajęciu miasta partyzanci wzięli się za plądrowanie, do którego ochoczo przyłączyła część mieszkańców.
Czad rusza na odsiecz
Ale Czad już ruszył na odsiecz. Według relacji świadków we wtorek granicę przekroczyło około 20 pojazdów z uzbrojonymi po zęby czadyjskimi żołnierzami, którzy mają położyć kres ofensywie rebeliantów.
- Prezydent skontaktował się ze swoim odpowiednikiem w Czadzie, który natychmiast zgodził się nam pomóc szybko położyć kres tej przygodzie - powiedział cytowany przez agencję Reutera anonimowy przedstawiciel władz Republiki Środkowoafrykańskiej.
Jak pisze Reuters, "wielkie zaniepokojenie" walkami wyraziło ministerstwo spraw zagranicznych Francji, stwierdzając, że naruszają one warunki traktatu pokojowego i "podważają wysiłki zmierzające do umocnienia pokoju w Republice Środkowoafrykańskiej".
W latach 2008-2009 w ramach operacji UE w Czadzie stacjonował Polski Kontyngent Wojskowy. Misja miała na celu zapewnienie bezpieczeństwa działaniom humanitarnym na rzecz uchodźców z Darfuru.
...
A jaka tam odsiecz . Tyrani sie wspieraja . Trzeba wywalic dziada i ustanowic sensowny rzad !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:36, 27 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Rebelianci coraz bliżej stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej. Obalą prezydenta?
Mieszkańcy Bangi, stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej, z niepokojem wyczekują najbliższych dni. Wszystko z powodu zbliżających się do miasta rebeliantów, grożących obaleniem prezydenta - donosi BBC News.
Od momentu uzyskania przez Republikę Środkowoafrykańską niepodległości w 1960 roku, krajem regularnie wstrząsają bunty, przewroty i walki na tle etnicznym. Obecnie z rządem centralnym walczy rebeliancka koalicja Seleka, sformowana przez rozłamowe frakcje trzech byłych grup zbrojnych.
Buntownicy zarzucają prezydentowi Francois Bozizemu, że nie przestrzega ustaleń traktatu pokojowego zawartego z buntownikami w 2007 roku. Szef państwa obiecał wtedy, że wypuści na wolność więźniów politycznych i zapłaci partyzantom, którzy złożą broń. Rebelianci twierdzą, że Bozize nie dotrzymał warunków umowy, dlatego grożą, że obalą jego rząd, jeśli nie podejmie z nimi rozmów.
Na początku ubiegłego tygodnia partyzanci opanowali bogaty w diamenty region wokół miejscowości Bria, a w niedzielę zajęli Bambari - trzecie pod względem wielkości miasto kraju. Kontrolują też strategiczną drogę łączącą Republikę Środkowoafrykańską z Kamerunem, Sudanem i Czadem.
Zbuntowani dowódcy oficjalnie zapewniają, że nie będą maszerować na Bangi, ale według niepotwierdzonych źródeł znajdują się zaledwie 75 kilometrów od miasta. Zaniepokojone rozwojem sytuacji ONZ już rozpoczęło ewakuację swojego personelu z kraju, a Waszyngton zalecił swoim obywatelom opuszczenie Republiki Środkowoafrykańskiej.
Z kolei Francja wzmocniła ochronę swej ambasady po tym, jak została zaatakowana przez tłum protestujących, domagających się od Paryża pomocy w stłumieniu rebelii. Demonstranci, którzy obrzucili placówkę kamieniami i spalili przed nią francuską flagę, oskarżyli dawną metropolię o porzucenie ich na pastwę losu.
BBC News przypomina, że w Republice Środkowoafrykańskiej stacjonuje ok. 200 francuskich żołnierzy. Miejscowe władze zaapelowały o wsparcie, jednak Paryż niechętnie miesza się w wewnętrzne sprawy swoich byłych kolonii, a rzecznik francuskiego MSZ zakomunikował, że kryzys powinien zostać zażegnany na drodze dialogu.
Wcześniej Bozize poprosił o pomoc prezydenta Czadu Idrissa Deby'ego. Ten wysłał na odsiecz sąsiadowi 150 żołnierzy, ale najwyraźniej nie udało im się położyć kresu rebelii. Obecna głowa państwa objęła władzę w 2003 roku w wyniku zamachu stanu, właśnie dzięki wsparciu ze strony Czadu. Czadyjskie wojska pomogły mu też w walce z rebelianckimi ugrupowaniami w 2010 roku.
....
Jedni warci drugich . Jak ta dzicz dopelznie do stolicy to beda grabeze gwalty i mordy . Raczej trzeba pilnowac aby nie bylo zbrodni niz bronic upadlego rezimu .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:56, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Ambasada USA zawiesza pracę w Republice Środkowoafrykańskiej
Stany Zjednoczone poinformowały, że tymczasowo zawieszają działalność swojej ambasady w Republice Środkowoafrykańskiej w związku z postępami rebelii. Ambasador i personel placówki wyjechali z kraju.
- Decyzja ma związek wyłącznie z obawami o bezpieczeństwo naszego personelu i w żaden sposób nie dotyczy naszych trwałych relacji dyplomatycznych z Republiką Środkowoafrykańską - oświadczył rzecznik Departamentu Stanu Patrick Ventrell.
Jak poinformowano, zawieszenie pracy amerykańskiej misji jest związane z sytuacją wewnętrzną w Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie rebelianci z koalicji Seleka oblegają stolicę, Bangi. Prezydent Francois Bozize w czwartek apelował o wsparcie do USA i dawnej potęgi kolonialnej Francji, ale Paryż już zapowiedział, że nie będzie interweniował.
W środę gwałtowny obrót przybrała demonstracja przed francuską ambasadą w Bangi, która została obrzucona kamieniami. Wcześniej manifestanci zorganizowali protest siedzący przed ambasadą USA.
Seleka domaga się od prezydenta poszanowania rozejmów z lat 2007 i 2011, w których rebelianci zgadzali się złożyć broń w zamian za pieniądze i posady w rządowym wojsku. Bozize nie dotrzymał jednak żadnej z obietnic, więc postanowili wywołać nową wojnę. 10 grudnia ruszyli do ataku i w niespełna trzy tygodnie podbili niemal cały kraj.
>>>>
Robi sie coraz gorzej ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:04, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Rebelia w Republice Środkowoafrykańskiej. Prezydenta bronią obce wojska
Rok 2012 w Afryce rozpoczął się od zbrojnego powstania Tuaregów na północy Mali, a zakończył rebelią w Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie oblężonemu w stolicy prezydentowi do obrony pozostali tylko cudzoziemscy żołnierze.
Republika Środkowoafrykańska, równa obszarem byłej kolonialnej metropolii, Francji, od początku swojej niepodległej egzystencji w 1960 r. zalicza się do najbiedniejszych, najbardziej zacofanych i niespokojnych krajów świata. Nieustannie wybuchały tam wojny domowe, a w stolicy dochodziło do udanych i nieudanych wojskowych zamachów stanu. Z pięciu prezydentów, którzy rządzili krajem, tylko jeden stracił władzę nie w wyniku puczu. Najgorszą zaś sławę Republice Środkowoafrykańskiej przyniósł jej drugi władca, Jean-Bedel Bokassa, który ogłosił się cesarzem, a na swoją koronację wydał całą kasę państwa.
Dzięki zamachowi stanu w 2003 r. władzę zdobył też obecny prezydent Francois Bozize, którego stolicę, półmilionowe Bangi, oblegają partyzanci z powstańczego sojuszu Seleka. Seleka w języku sango znaczy "przymierze". Na początku 2012 r. zawiązali je przywódcy trzech partyzanckich ugrupowań, którzy w ciągu ostatnich dziesięciu lat toczyli wojny, by odsunąć Bozize od rządów.
W 2007 r. i 2011 r. partyzanci zawierali z Bozize rozejmy, zgadzając się złożyć broń w zamian za pieniądze i posady w rządowym wojsku. Prezydent nie dotrzymał jednak żadnej z obietnic, więc postanowili wywołać nową wojnę. Prawie rok zajęło im zbieranie broni i wojsk, a także snucie wojennych planów. Wreszcie, 10 grudnia, ruszyli do ataku i w niespełna trzy tygodnie podbili niemal cały kraj. Zajęli większość miast, a ich oddziały dotarły już do miasteczka Damara, oddalonego o ledwie 60-70 km od Bangi. Rządowe wojsko prawie nie stawia im oporu. Obawiając się swoich generałów, prezydenci Republiki Środkowoafrykańskiej od lat celowo zaniedbywali armię, nie płacili jej żołdu, nie kupowali broni, nie szkolili.
Stolicy i urzędującego w niej prezydenta broni kilkuset żołnierzy z Czadu, przysłanych mu na pomoc przez tamtejszego prezydenta Idrissa Deby'ego, a także ok. pół tysiąca żołnierzy sił pokojowych z krajów Afryki Środkowej, Gabonu, Demokratycznej Republiki Konga i Kamerunu, którzy opłacani przez Unię Europejską mieli pilnować pokoju. W Republice Środkowoafrykańskiej stacjonuje też 250 żołnierzy z Francji i ok. setki komandosów z USA, ale ci zapowiadają, że nie zamierzają bronić władzy Bozize. Amerykanie tropią w Republice Środkowoafrykańskiej ściganego listami gończymi ugandyjskiego watażkę Josepha Kony'ego, a Francuzi, którzy dotąd według własnego uznania obalali i ustanawiali prezydentów w Bangi, przysięgają, że skończyli z wtrącaniem się w cudze sprawy. - Te czasy się skończyły - odpowiedział prezydent Francois Hollande, gdy doniesiono mu, że Bozize domaga się, by francuscy spadochroniarze, stacjonujący na lotnisku w Bangi, bronili go przed rebeliantami. Słysząc francuskie "non" demonstranci w Bangi obrzucili kamieniami gmach ambasady Francji i biura Air France.
Rebelianci, których liczebność szacuje się najwyżej na pół tysiąca, zarzekają się, że nie zamierzają brać szturmem stolicy. Dotąd domagali się jedynie spełnienia obietnic wpisanych w układy rozejmowe. Zbliżając się bez walk do stolicy, żądają już jednak, by rządowe wojsko złożyło broń, a Bozize urząd prezydenta, bo władzę faktycznie i tak już stracił.
Bozize może liczyć już tylko na prawie 2 tys. żołnierzy z Czadu, których podesłał mu prezydent Deby, stary sojusznik i dobrodziej. W 2003 r. Deby przysłał mu wojska i pomógł zdobyć władzę. Republika Środkowoafrykańska, afrykańskie Dzikie Pola, była kryjówką dla partyzantów z niemal wszystkich ościennych państw. Deby chciał osadzić na tronie w Bangi swojego protegowanego, by ten przynajmniej tropił u siebie i zwalczał czadyjską opozycję i pozwalał wojsku Deby'ego zapuszczać się w ekspedycje karne za miedzą.
Wrogowie Deby'ego od lat zaś wspierają rebeliantów w Republice Środkowoafrykańskiej, by udało im się obalić Bozize. Przeciwnicy Bozize wywodzą się głównie z północy kraju, której mieszkańcy od lat narzekają na dyskryminację ze strony ludów z południa. W półwiecznej historii Republiki Środkowoafrykańskiej tylko jeden prezydent, Ange-Felix Patasse, wywodził się z północy i to jego w 2003 r. obalił Bozize, przedstawiciel południa.
Ale przeciwko Bozize występują nie tylko nieprzyjazne mu ludy północy. W czasie swoich dziesięcioletnich rządów (wygrywał wybory w 2005 i 2011 r.), nie różniąc się pod tym względem od swoich poprzedników, władał Republiką Środkowoafrykańską jak prywatnym folwarkiem, rozdając posady i przywileje swoim krewnym, przyjaciołom i rodakom z ludu Gbaya. Tylko oni byli przyjmowani do gwardii prezydenckiej, jedynego wojska z prawdziwego zdarzenia, na które, poza Czadyjczykami, może liczyć walczący o tron władca z Bangi.
Wojciech Jagielski, PAP
>>>>
Bez sensu bronic goscia ktorego lud nie chce bronic . Po co ?
Koszmar . Ten kraj trzeba zorganizowac od zera . Wylonic wladze najlepiej plemienne ktore zjada sie aby ustalic przyszly ustroj kraju federacyjny . Nie widze innego sensownego wyjscia . Nie sa to kraje narodowe jak Polska i nie da sie tak nimi zarzadzac .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:40, 24 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Francja wysłała żołnierzy do Republiki Środkowoafrykańskiej .
Rząd Francji wysłał żołnierzy do Republiki Środkowoafrykańskiej, by zabezpieczyli lotnisko w stolicy kraju Bangi - poinformowało francuskie źródło dyplomatyczne. Jest to odpowiedź na wejście w sobotę do miasta walczących z rządem w Bangi rebeliantów.
"Kompania żołnierzy została wysłana do zabezpieczenia lotniska. Jest ono już opanowane" - powiedziało francuskie źródło dyplomatyczne. "Obecnie nie ma bezpośredniego zagrożenia dla naszych obywateli" - dodało źródło. Francuzów poinformowano, iż powinni pozostawać w domach.
Inny anonimowy dyplomata oświadczył, że Paryż poprosił o pilne zwołanie Rady Bezpieczeństwa ONZ, aby przedyskutować rozwiązanie kryzysu, w którym znalazła się dawna francuska kolonia, położona w sercu Afryki.
Wcześniej rzecznik rebeliantów poinformował, że weszli oni do Bangi i posuwają się dwiema kolumnami w kierunku pałacu prezydenckiego.
Rebeliancka koalicja "Seleka" wznowiła w tym tygodniu działania wojenne deklarując zamiar obalenia prezydenta Francois Bozize, którego oskarża o nierespektowanie postanowień uzgodnionego w styczniu rozejmu. Na mocy rozejmu rebelianccy bojownicy mieli zostać wcieleni do armii rządowej.
Przebywający w północnej części Bangi reporter agencji Reuters poinformował, że rebelianci przejęli kontrolę nad terenem, który obejmuje również prywatną rezydencję Bozize. Według władz Bozize przebywa w pałacu prezydenckim w centrum stolicy.
Rzecznik koalicji "Seleka" Nelson Ndjadder poinformował, że rebelianci zestrzelili atakujący ich od piątku rządowy śmigłowiec bojowy. Wiadomość tę potwierdził wyższy przedstawiciel regionalnych sił pokojowych. "Rebelianci mogą zdobyć Bangi dziś wieczorem" - dodał ów przedstawiciel.
Republika Środkowoafrykańska, jedno z najuboższych państw świata, posiada bogate złoża złota, diamentów i uranu.
....
Kolejny rezim sie zalamal !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:48, 24 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Rebelianci opanowali pałac prezydencki w stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej
Rebelianci walczący w Republice Środkowoafrykańskiej z oddziałami rządowymi opanowali w niedzielę stolicę tego kraju Bangi, w tym pałac prezydencki. Prezydent Francois Bozize uciekł do sąsiedniej Demokratycznej Republiki Kongo.
- Opanowaliśmy pałac prezydencki. Bozizego nie było w nim. Teraz udajemy się do publicznego radia, aby przewodniczący "Seleki" Michel Djotodia wygłosił przemówienie - powiedział Djouma Narkoyo, jeden szefów wojskowych rebelianckiej koalicji.
W niedzielę wymiana ognia między rebeliantami a wojskami rządowymi była coraz słabsza.
"Seleka" wznowiła w tym tygodniu działania wojenne, deklarując zamiar obalenia prezydenta Francois Bozize, którego oskarża o nierespektowanie postanowień uzgodnionego w styczniu rozejmu. Na jego mocy rebelianccy bojownicy mieli zostać wcieleni do armii rządowej. Miał zostać utworzony rząd zgody narodowej, składający się ze zwolenników prezydenta Bozize, opozycji i rebeliantów.
Na razie nie wiadomo, co z lotniskiem w Bangi, którego strzegli przysłani z Francji żołnierze. Według francuskich dyplomatów Paryż poprosił o pilne zwołanie Rady Bezpieczeństwa ONZ, aby przedyskutować rozwiązanie kryzysu, w którym znalazła się dawna francuska kolonia, położona w sercu Afryki.
Republika Środkowoafrykańska, jedno z najuboższych państw świata, posiada bogate złoża złota, diamentów i uranu.
....
HURRRAAA !!! Kolejny tyran wykreslony z listy ! Wolnosc nadchodzi ! Teraz trzeba powolac rzad zgody narodowej i wylonic prawowita wladze po wolnych wyborach !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:15, 25 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Rep. Środkowoafrykańska: przywódca rebeliantów mianował się prezydentem
Poniedziałek, 25 marca 2013, źródło:PAPPAP
fot. / Ben Curtis
Przywódca rebeliantów w Republice Środkowoafrykańskiej Michel Djotodia ogłosił się prezydentem po ucieczce dotychczasowego przywódcy kraju Francois Bozize. Djotodia zamierza wkrótce wygłosić przemówienie do narodu - informuje francuskie radio RFI.
Rzecznik rebeliantów Eric Massi oświadczył, że Djotodia zachowa rząd, wyłoniony na podstawie porozumienia pokojowego ze stycznia. - Premier (Nicolas Tiangaye) pozostanie na swym stanowisku, a w gabinecie dokonane zostaną niewielkie zmiany - powiedział.
Massi podkreślił, że stolica kraju Bangi jest pod kontrolą rebeliantów i że w mieście panuje spokój. Dodał jednak, że jest jeszcze "coś do zrobienia w zakresie bezpieczeństwa" i że trzeba położyć kres grabieżom.
Djotodia był wicepremierem na mocy porozumienia pokojowego, podpisanego w stolicy Gabonu Libreville. Układ przewidywał podział władzy między rebeliantami, cywilną opozycją i zwolennikami Francois Bozize. Rebeliancka koalicja "Seleka" oskarżyła w czwartek Bozize o złamanie tego porozumienia i szybko zajęła Bangi.
Djotodia deklaruje wolę przeprowadzenia demokratycznych wyborów w ciągu trzech lat.
Bozize, który objął władzę w 2003 roku w wyniku wojskowego zamachu stanu, przedostał się w niedzielę przez rzekę Ubangi do Demokratycznej Republiki Konga, gdy siły rebelianckie zmierzały w kierunku jego pałacu - ujawnił jeden z jego doradców, zastrzegając sobie anonimowość.
Republika Środkowoafrykańska jest jednym z najuboższych państw świata, choć posiada bogate złoża złota, diamentów i uranu.
>>>>
Wybory maja byc a nie samomianowanie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 23:01, 26 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Przywódca rebeliantów Michel Dotodja zapowiada zawieszenie konstytucji
Przywódca rebeliantów w Republice Środkowoafrykańskiej Michel Dotodja, który ogłosił się prezydentem po ucieczce dotychczasowego szefa państwa, zapowiedział w poniedziałek zawieszenie konstytucji.
Dotodja zadeklarował także, że w okresie przejściowym będzie stanowił prawo wydając rozporządzenia. Powtórzył deklarację, że w ciągu trzech lat przeprowadzi w kraju wolne i demokratyczne wybory.
Przewrót w Republice Środkowoafrykańskiej ostro potępiła w poniedziałek Rada Bezpieczeństwa ONZ i zażądała natychmiastowego przywrócenia porządku konstytucyjnego w tym kraju.
Rebeliancka koalicja "Seleka" wznowiła w ubiegłym tygodniu działania wojenne, deklarując zamiar obalenia prezydenta Francois Bozize, którego oskarżyła o nierespektowanie postanowień uzgodnionego w styczniu rozejmu. Na jego mocy rebelianccy bojownicy mieli zostać wcieleni do armii rządowej. Ponadto przedstawiciele koalicji "Seleka" otrzymali kilka kluczowych stanowisk w rządzie, w tym fotel wicepremiera odpowiedzialnego za sprawy obrony.
Walczący z siłami rządowymi rebelianci przejęli w niedzielę kontrolę nad stolicą kraju, Bangi, zmuszając prezydenta Bozize do ucieczki do Kamerunu. O tym, że Bozize schronił się w Kamerunie poinformowały władze tego kraju.
W starciach z rebeliantami zginęło 13 żołnierzy Republiki Południowej Afryki. Według ONZ, południowoafrykański kontyngent, który przybył wraz setkami innych żołnierzy sił pokojowych do Republiki Środkowoafrykańskiej w celu szkolenia jej wojska, przygotowuje się do wyjazdu.
W Republice Środkowoafrykańskiej przebywa około 600 francuskich żołnierzy, których zadaniem jest ochrona mieszkających w tym kraju Francuzów. Jak poinformowały w poniedziałek wieczorem władze w Paryżu, francuscy żołnierze, stacjonujący na lotnisku w Bangi, otworzyli ogień do trzech pojazdów, które z dużą prędkością jechały w kierunku ich posterunków, zabijając dwóch domniemanych napastników.
Republika Środkowoafrykańska, jedno z najuboższych państw świata, posiada bogate złoża złota, diamentów i uranu.
....
Teraz czekamy na rozwiazanie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 10:21, 29 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Obalenie prezydenta Republiki Środkowoafrykańskiej to "libijski rykoszet"
Wojna domowa i obalenie pułkownika Muammara Kadafiego w Libii w zeszłym roku doprowadziły do upadku prezydenta w Mali, a w marcu ofiarą przegrupowania sił w Afryce padł obalony właśnie prezydent Republiki Środkowoafrykańskiej gen. Francois Bozize.
Odkąd w 2003 r. zdobył władzę w wyniku zamachu stanu, Bozize wzorem wielu innych afrykańskich władców starał się osłabiać rządowe wojsko, umacniać zaś swoją gwardię przyboczną. Obawiając się, że zostanie obalony przez wyrosłych w siłę i nazbyt ambitnych generałów, także Libijczyk Kadafi brał do swojej gwardii przybocznej koczowników z Sahary, najchętniej Tuaregów z Mali i Nigru.
Bozize przyjmował do gwardii prezydenckiej swoich rodaków z ludu Gbaya, ale najpewniej czuł się pod ochroną francuskich spadochroniarzy z bazy wojennej w pobliżu stołecznego lotniska lub żołnierzy z sąsiedniego Czadu, których w razie potrzeby przysyłał mu na pomoc prezydent Idriss Deby z Ndżameny. W 2003 r. czadyjscy żołnierze pomogli Bozize zdobyć władzę, a później krwawo tłumić rebelię i pacyfikować zbuntowane wioski na muzułmańskiej północy kraju.
Kiedy francuski prezydent Francois Hollande postanowił raz na zawsze zerwać z rolą żandarma, jaką Paryż odgrywał w swoich byłych koloniach w Afryce, Bozize zostali już tylko Czadyjczycy. I wystarczyli, by w grudniu powstrzymać na rogatkach Bangi kolejnych rebeliantów, którzy ruszyli z północy i oblegali stolicę, by obalić urzędującego w niej prezydenta. Pokonani przez czadyjskie pułki, partyzanci zgodzili się podpisać z Bozize pokój i pozwolili mu sprawować urząd prezydenta do końca kadencji w 2016 r. W zamian obiecał podzielić się władzą z opozycją i partyzantami, a tych ostatnich wcielić także do rządowego wojska.
Bez wsparcia sąsiada
Pewny wsparcia Czadyjczyków, Bozize ani myślał jednak dotrzymywać obietnic. Przeliczył się, bo na wezwanie Francji w styczniu prezydent Czadu kazał swoim wojskom najechać na Mali. Francuzi dokonali tam inwazji, by rozbić utworzony na malijskiej pustyni kalifat saharyjskich dżihadystów, którzy wygrali wojnę domową w Mali, korzystając z arsenałów obalonego Kadafiego, doprowadzili do upadku tamtejszego prezydenta i oderwali malijską północ od reszty kraju.
Francuzi łatwo przegnali dżihadystów z Timbuktu, Gao i Kidalu, ale na pustyni i w górach na pograniczu z Algierią potrzebowali pomocy. Wobec mitrężenia sojuszników z zachodniej Afryki Paryż wezwał na pomoc swojego sojusznika z Czadu, a tamtejszy prezydent Deby posłał do Mali trzy tysiące najlepszych żołnierzy pod dowództwem własnego syna.
Czadyjczycy walczą w Mali dzielnie, ale ponoszą też ciężkie straty. Stracili w Mali już prawie 30 żołnierzy (Francuzi - pięciu), a kilkudziesięciu zostało rannych.
Ubogiego Czadu nie stać na prowadzenie dwóch wojen jednocześnie. Walcząc w Mali na prośbę Francuzów, Deby musiał tym razem odmówić prośbom protegowanego z Bangi, gen. Bozize, i zostawić go bez opieki. Bozize próbował zastąpić Czadyjczyków żołnierzami z RPA. W zamian za diamentowe koncesje południowoafrykański prezydent Jacob Zuma przysłał ich prawie pół tysiąca, ale ci bez znajomości kraju nie potrafili powstrzymać rebeliantów na przedmieściach Bangi i sami stracili 14 zabitych oraz prawie 30 rannych.
Układanka sił
Deby bezceremonialnie posyłał dotąd wojsko do Republiki Środkowoafrykańskiej nie tylko, by wspierać dłużnika Bozize, ale także, by tropić i zwalczać ukrywających się tam czadyjskich dysydentów i rebeliantów. Uznawana za państwo upadłe Republika Środkowoafrykańska od lat pełni rolę kryjówki dla wszelkiej maści przemytników, kłusowników, a także rebeliantów z ościennych krajów - Konga, Ugandy, Czadu i Sudanu.
Prześladowani przez wspólnego wroga rebelianci z Republiki Środkowoafrykańskiej i Czadu często podejmowali wspólne operacje zbrojne. W szeregach partyzanckiego sojuszu "Seleka", który przed tygodniem przejął władzę w Bangi, walczy wielu Czadyjczyków. Czadyjskich rebeliantów w środkowoafrykańskich kryjówkach chętnie zbroił i wspierał Sudan, niechętny Deby'emu za jego pomoc dla powstańców w Darfurze.
W 2010 r. Sudan podpisał co prawda z Czadem umowę, że nie będą sobie szkodzić ani wspierać rebelii przez miedzę, ale oba kraje nie raz już składały sobie podobne obietnice, by przy pierwszej okazji złamać dane słowo.
Próbą szczerości sudańskich intencji okaże się nowa ofensywa czadyjskich partyzantów, zapowiedziana w tym tygodniu przez przebywającego na wygnaniu w Katarze rebelianckiego weterana Timane Erdimiego. Z bratem bliźniakiem od lat toczy on bez powodzenia wojnę przeciwko Deby'emu. - Deby to tyran, który posyłając wojsko na odsiecz Francji w Mali, chce tylko przypodobać się Zachodowi i poprawić opinię o sobie w oczach Zachodu - ogłosił Erdimi.
Czadyjscy rebelianci chcą skorzystać z okazji, gdy najlepsze wojska Deby'ego walczą w Mali, a Francuzi, również uwikłani w malijskiej wojnie, nie przyjdą mu z pomocą jak w 2008 r., gdy partyzanci stanęli u bram Ndżameny.
Wojciech Jagielski, PAP
....
Tyran upadl czekamy na wolnosc !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:26, 12 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Republika Środkowoafrykańska: libijskie rykoszety
Wojna domowa i obalenie pułkownika Muammara Kaddafiego w Libii w zeszłym roku doprowadziły do upadku prezydenta w Mali, a w marcu ofiarą przegrupowania sił w Afryce padł obalony właśnie prezydent Republiki Środkowoafrykańskiej gen. Francois Bozize.
Odkąd w 2003 r. zdobył władzę w wyniku zamachu stanu, Bozize wzorem wielu innych afrykańskich władców starał się osłabiać rządowe wojsko, umacniać zaś swoją gwardię przyboczną. Obawiając się, że zostanie obalony przez wyrosłych w siłę i nazbyt ambitnych generałów, także Libijczyk Kaddafi brał do swojej gwardii przybocznej koczowników z Sahary, najchętniej Tuaregów z Mali i Nigru.
Bozize przyjmował do gwardii prezydenckiej swoich rodaków z ludu Gbaya, ale najpewniej czuł się pod ochroną francuskich spadochroniarzy z bazy wojennej w pobliżu stołecznego lotniska lub żołnierzy z sąsiedniego Czadu, których w razie potrzeby przysyłał mu na pomoc prezydent Idriss Deby z Ndżameny. W 2003 r. czadyjscy żołnierze pomogli Bozize zdobyć władzę, a później krwawo tłumić rebelię i pacyfikować zbuntowane wioski na muzułmańskiej północy kraju.
Kiedy francuski prezydent Francois Hollande postanowił raz na zawsze zerwać z rolą żandarma, jaką Paryż odgrywał w swoich byłych koloniach w Afryce, Bozize zostali już tylko Czadyjczycy. I wystarczyli, by w grudniu powstrzymać na rogatkach Bangi kolejnych rebeliantów, którzy ruszyli z północy i oblegali stolicę, by obalić urzędującego w niej prezydenta. Pokonani przez czadyjskie pułki, partyzanci zgodzili się podpisać z Bozize pokój i pozwolili mu sprawować urząd prezydenta do końca kadencji w 2016 r. W zamian obiecał podzielić się władzą z opozycją i partyzantami, a tych ostatnich wcielić także do rządowego wojska.
Pewny wsparcia Czadyjczyków, Bozize ani myślał jednak dotrzymywać obietnic. Przeliczył się, bo na wezwanie Francji w styczniu prezydent Czadu kazał swoim wojskom najechać na Mali. Francuzi dokonali tam inwazji, by rozbić utworzony na malijskiej pustyni kalifat saharyjskich dżihadystów, którzy wygrali wojnę domową w Mali, korzystając z arsenałów obalonego Kaddafiego, doprowadzili do upadku tamtejszego prezydenta i oderwali malijską północ od reszty kraju.
Francuzi łatwo przegnali dżihadystów z Timbuktu, Gao i Kidalu, ale na pustyni i w górach na pograniczu z Algierią potrzebowali pomocy. Wobec mitrężenia sojuszników z zachodniej Afryki Paryż wezwał na pomoc swojego sojusznika z Czadu, a tamtejszy prezydent Deby posłał do Mali trzy tysiące najlepszych żołnierzy pod dowództwem własnego syna.
Czadyjczycy walczą w Mali dzielnie, ale ponoszą też ciężkie straty. Stracili w Mali już prawie 30 żołnierzy (Francuzi - pięciu), a kilkudziesięciu zostało rannych.
Ubogiego Czadu nie stać na prowadzenie dwóch wojen jednocześnie. Walcząc w Mali na prośbę Francuzów, Deby musiał tym razem odmówić prośbom protegowanego z Bangi, gen. Bozize, i zostawić go bez opieki. Bozize próbował zastąpić Czadyjczyków żołnierzami z RPA. W zamian za diamentowe koncesje południowoafrykański prezydent Jacob Zuma przysłał ich prawie pół tysiąca, ale ci bez znajomości kraju nie potrafili powstrzymać rebeliantów na przedmieściach Bangi i sami stracili 14 zabitych oraz prawie 30 rannych.
Deby bezceremonialnie posyłał dotąd wojsko do Republiki Środkowoafrykańskiej nie tylko, by wspierać dłużnika Bozize, ale także, by tropić i zwalczać ukrywających się tam czadyjskich dysydentów i rebeliantów. Uznawana za państwo upadłe Republika Środkowoafrykańska od lat pełni rolę kryjówki dla wszelkiej maści przemytników, kłusowników, a także rebeliantów z ościennych krajów - Konga, Ugandy, Czadu i Sudanu.
Prześladowani przez wspólnego wroga rebelianci z Republiki Środkowoafrykańskiej i Czadu często podejmowali wspólne operacje zbrojne. W szeregach partyzanckiego sojuszu "Seleka", który przed tygodniem przejął władzę w Bangi, walczy wielu Czadyjczyków. Czadyjskich rebeliantów w środkowoafrykańskich kryjówkach chętnie zbroił i wspierał Sudan, niechętny Deby’emu za jego pomoc dla powstańców w Darfurze.
W 2010 r. Sudan podpisał co prawda z Czadem umowę, że nie będą sobie szkodzić ani wspierać rebelii przez miedzę, ale oba kraje nie raz już składały sobie podobne obietnice, by przy pierwszej okazji złamać dane słowo.
Próbą szczerości sudańskich intencji okaże się nowa ofensywa czadyjskich partyzantów, zapowiedziana w tym tygodniu przez przebywającego na wygnaniu w Katarze rebelianckiego weterana Timane Erdimiego. Z bratem bliźniakiem od lat toczy on bez powodzenia wojnę przeciwko Deby’emu. - Deby to tyran, który posyłając wojsko na odsiecz Francji w Mali, chce tylko przypodobać się Zachodowi i poprawić opinię o sobie w oczach Zachodu - ogłosił Erdimi.
Czadyjscy rebelianci chcą skorzystać z okazji, gdy najlepsze wojska Deby’ego walczą w Mali, a Francuzi, również uwikłani w malijskiej wojnie, nie przyjdą mu z pomocą jak w 2008 r., gdy partyzanci stanęli u bram Ndżameny.
>>>
Nie no tu juz jest paranoja . Wszystko jest rykoszetem Libii . Myslal by kto ze gdyby nie Libia to zaden tyran by nie upadl zadni islamisci by nie zaatakowali . Ludzie rozumu troche . TO JEST NIESZCZESLIWY KONTYNENT ! TAM KILKADZIESIAT LAT TAKI BURDEL TRWA ! Akurat teraz zachodzi porzadkowanie raczej niz chaos .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:20, 15 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Chaos
Sytuacja w Republice Środkowoafrykańskiej wygląda tymczasem tragicznie. Zdobywszy Bangi, przywódca Seleki, Michel Djotodia, rozwiązał rząd, ogłosił się prezydentem i zapowiedział, że przez najbliższe trzy lata będzie rządził za pomocą dekretów. Ściągnął tym na siebie natychmiastowe potępienie Unii Afrykańskiej i ONZ. Gdy emocje po tryumfie nieco opadły, złagodził swój ton - obiecał szybsze wybory i utworzenie Rady Narodowej, w której skład wejdą również "czyści" przedstawiciele poprzedniej administracji. Nie wiadomo jednak, czy będzie miał okazję zrealizować te plany.
Według obecnych na miejscu reporterów, Bangi ogarnęła fala przemocy i grabieży. Partyzanci Seleki, początkowo zdyscyplinowani i łagodni dla cywilów, teraz plądrują magazyny z żywnością i coraz częściej krzywdzą kobiety. Organizacje humanitarne przygotowały około 30 ton materiałów pomocowych dla ludności, ale nie mogą ich dostarczyć - obawiają się, że zostaną natychmiast zrabowane przez rebeliantów. - Samoloty z zapasami są gotowe do startu, potrzebujemy zapewnienia, że nikt ich nie ruszy - tłumaczy Souleymane Diabate, szef UNICEF-u w Republice Środkowoafrykańskiej. Czas nagli, bo w mieście zaczyna brakować jedzenia.
Co gorsza, mimo zwycięstwa, morale buntowników nie jest szczególnie wysokie. Walcząc ze wspólnym wrogiem, potrafili ze sobą współpracować. Teraz coraz wyraźniejsze stają się wśród nich podziały - tak plemienne, jak i religijne. "Przymierze" powoli przestaje obowiązywać. Francois Bozize, który uciekł do Kamerunu, ma powody, by odczuwać cichą satysfakcję. Wrogowie go pokonali, ale niedługo mogą sami rzucić się sobie do gardeł.
Michał Staniul dla Wirtualnej Polski
....
Jednym slowem burdel bo samo uzbrojenie to za malo aby z band zrobic wojsko . Trzeba zbudowac struktury panstwa od zera ! Wywalic bandy i stworzyc wojsko i policje .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:37, 08 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
The Guardian
Kraj, w którym dobrze żyje się tylko zabójcom
Wraz z nastaniem zmierzchu uzbrojeni bojówkarze Seleka porwali nastolatkę z drogi prowadzącej na północ, do Kobe. Wciągnęli ją do dżungli, gdzie przez wiele godzin gwałcili. Następnie porzucili dziewczynę przy drodze krajowej nr 10. Udało jej się dowlec do miasta Kaga-Bandoro, gdzie zabrano ją do szpitala. – Gwałciło ją pięciu mężczyzn, aż rozerwali jej pochwę. Rodzina płaciła za leczenie, dopóki nie wydobrzała - opowiada przyjaciółka ofiary, Lisa Moussa (lat 17).
Lisa miała więcej szczęścia. Jak tylko zobaczyła bojówkarzy, zaczęła uciekać. Próbowali ją zabić, strzelając za nią dopóki nie potknęła się i nie upadła. Banda złapała ją i zaprowadziła związaną na komisariat policji gdzie zagrozili, że zgwałcą dziewczynę, jeśli ojciec nie zapłaci 6000 franków środkowoafrykańskich (ok. 38 zł) okupu za jej uwolnienie.
Lisa mieszka w mieście Kaga-Bondoro, położonym głęboko w dżungli Republiki Środkowoafrykańskiej, w rejonie pogrążonym w całkowitej anarchii odkąd cztery miesiące temu bojówki Seleka obaliły rząd i przejęły władzę. ONZ uznała całą, liczącą 4,6 mln populację kraju za ofiary, a samo państwo trafiło na listę najniebezpieczniejszych miejsc na świecie. Agencja ds. uchodźców Narodów Zjednoczonych mówi o ”najbardziej zapomnianym kryzysie” na naszym globie, także Lekarze Bez Granic ostrzegają, że kraj ten został faktycznie pozostawiony swojemu losowi. A jest to los okrutny.
Choć zabójstwa i grabieże w stolicy, Bangi, są dobrze potwierdzone, to nie ma wielu udokumentowanych doniesień o okrucieństwach popełnianych na rozległych połaciach w głębi kraju, zwłaszcza na północy, gdzie rozpoczęło się powstanie Seleka.
Z powodu rozbojów i sezonu deszczowego drogi są nieprzejezdne. Do leżącego 300 km na północ od stolicy Kaga-Bandoro można dotrzeć wyłącznie lądując na błotnistym pasie startowym, w samym sercu bastionu rebeliantów, gdzie rządy prawa przestały istnieć. Fakt, że na północy kraju dochodzi do drastycznego łamania praw człowieka nie ulega wątpliwości. Rebelianci Seleka wielokrotnie dopuszczali się grupowych gwałtów na miejscowych kobietach. Kobiety zabijano za odmowę seksu albo oddania jedzenia. Jak donoszą świadkowie, dochodziło do masowych tortur i egzekucji mężczyzn, a wielu z nich zwyczajnie znikało bez śladu. Dzieci werbuje się do oddziałów zbrojnych i dziś stanową już ich istotny odsetek. Wszystko wskazuje na to, że Seleka stają się coraz liczniejsi i bardziej bezwzględni. Na dalekiej północy zbrodnie wojenne na ludności cywilnej pozostają na porządku dziennym.
Wydarzenia w Kaga-Bangoro można było nie tylko przewidzieć, ale też im zapobiec. Tymczasem społeczność międzynarodowa ignoruje narastające zagrożenie oraz prośby o pomoc humanitarną. A europejskie koncerny zbrojeniowe, z Wielką Brytanią na czele, nie przestają zalewać Republiki Środkowoafrykańskiej – kraju z drugą najniższą przeciętną długością życia na świecie - swoim sprzętem.
W Kaga-Bandoro ludzie nie są bezpieczni nawet w szpitalu. W kwietniu Seleka napadli na placówkę i zaczęli gwałcić pacjentki. Personel uciekł, a bojówkarze zniszczyli karetki i rozgrabili wszystkie sprzęty, w tym lodówki, lampy i leki, nawet szpitalne łóżka.
Główny cel rebeliantów wydają się stanowić kobiety. – Na ogół ofiarami okrucieństw padają kobiety. Są napadane i gwałcone – potwierdza Thibault Ephrem (lat 25), mieszkaniec Kaga-Bondoro. Słyszał o przypadkach, kiedy za odrzucenie awansów bandytów kobiety ćwiartowano maczetami. – Jeśli chcą jedzenia, a kobieta im odmówi, może stracić życie.
Seleka atakują głównie nocą, grasując po ulicach miasta i porywając młode dziewczęta. – W naszej okolicy jeśli ktoś wyjdzie po zmroku zostanie schwytany i zastrzelony – potwierdza Lisa.
Rebelianci znikają, by ponownie pojawić się bez ostrzeżenia, biją przypadkowych ludzi, strzelają całymi nocami na postrach. Katolicki biskup miasta Albert Vanbuel mówi, że 26 tysięcy mieszkańców Kaga-Bandoro tkwi w pułapce terroru. Uważa, że zostali pozostawieni własnemu losowi przez społeczność międzynarodową, co pozwala Seleka popełniać zbrodnie na cywilach w poczuciu całkowitej bezkarności.
- Nikt nie pomaga tym ludziom. Nie ma władz, nie ma wojska. Kiedy ktoś stawia opór, zabijają go – dodaje duchowny.
Nie da się określić liczby osób zamordowanych w mieście. Na pewno wiadomo o setce, ale ile ciał zniknęło na zawsze w dżungli – nie wiadomo. – Rebelianci ich zabierają i nikt nie wraca – mówi biskup, który szacuje, że ze 130 tysięcy mieszkańców regionu połowa może obecnie ukrywać się w lesie.
Nie wiadomo też ilu ludzi podło ofiarami chorób i diety składającej się głównie z korzonków i liści manioku. Nocami nie daje się zlokalizować tysięcy koczujących w dżungli – z powodu niskiego stopnia rozwoju Republika Środkowoafrykańska należy do najsłabiej oświetlonych krajów na świecie. Z kolei za dnia, w wyniku tego exodusu Kaga-Bandoro sprawia wrażenie wymarłego. Okoliczne wioski są opustoszałe i zrównane z ziemią. Splądrowano nawet niewielki magazyn ONZ i jego zapasy żywności. – Spalili dom mojego syna, w którym prowadził sklepik, wszystko spalone – mówi matka siedmiorga dzieci, Marguerite Mallot (lat 57).
Napaści nie ustają. – Zabierają siłą owce, jedzenie i wszystko inne. Jeśli próbuje się coś powiedzieć, celują do ciebie z karabinu – dodaje Mallot. - Włamują się do domów, zabierają co chcą, a gdy się protestuje - biją.
Każdy, kto miał za zadanie monitorowanie sytuacji w Republice Środkowoafrykańskiej wiedział, na co się zanosi. W grudniu Rada Bezpieczeństwa ONZ została po raz pierwszy poinformowana o ofensywie rebeliantów, w tym koalicji o nazwie Seleka, mającej bazę na północ od Kaga-Bandoro. W kolejnym półroczu o zagrożeniu ze strony Seleka informowano Radę siedmiokrotnie. Nie uzgodniono jednak żadnych działań.
Tymczasem w biurze ONZ w Bangi urzędnicy coraz bardziej niepokoili się o skuteczność planu wynagradzania bojowników, którzy zgodzili się rozbroić i zdać broń. Dokładnie na rok wcześniej zanim Rada Bezpieczeństwa dostała pierwszy raport o zagrożeniu ze strony Seleka, biuro w Bangi ostrzegało, że brak funduszy na zakończenie procesu rozbrojenia pchnie kraj ku katastrofie.
W kwietniu zeszłego roku, ewidentnie w panice, biuro ONZ w Republice Środkowoafrykańskiej zorganizowało pospiesznie konferencję. Na desperackie apele o wsparcie odpowiedziały tylko dwa kraje: Luksemburg zaoferował 80 tys. euro, a Australia 150 tys. euro, choć na zakończenie programu rozbrojenia potrzebne było 16 mln.
ONZ podaje, że w ramach wspomnianego programu broń złożyło ok. 5000 byłych bojowników. Tyle, że prawie żaden z nich nie należał do koalicji Seleka, gdyż z powodu braku funduszy projekt nie dotarł na północ kraju (…).
Społeczność międzynarodowa umywa ręce, w tym Francja, była kolonialna metropolia Republiki.
Jedynie Kristalina Georgiewa, unijna komisarz ds. Rozwoju i Pomocy Humanitarnej stara się coś zdziałać. Niedawno odwiedziła Republikę Środkowoafrykańską i zdobyła 4 mln euro na pilną pomoc, zastrzegając jednak, że konieczne jest silniejsze zaangażowanie większej liczby krajów. Jednak Unia i ministrowie rzadziej wspominają o jeszcze mroczniejszej stronie sytuacji. – Do kraju napływa broń. Mówimy o kałasznikowach, granatnikach przeciwpancernych i cięższym uzbrojeniu. Jeśli w Republice Środkowoafrykańskiej ktoś chce kupić broń, może to z łatwością zrobić za 10 czy 20 dolarów – ostrzega przedstawiciel komisarz Georgiewej. Osiem miesięcy temu z Wielkiej Brytanii trafiła tam nieznana ilość sprzętu szyfrującego oraz materiałów wybuchowych.
Od 2005 roku Wielka Brytania jest czwartym co do wielkości europejskim dostawcą broni do Republiki Środkowoafrykańskiej. Równie niepokojąca jest rola Londynu jako czołowego dostawcy uzbrojenia do całego, coraz bardziej niestabilnego rejonu Afryki centralnej, w tym do Ugandy i Demokratycznej Republiki Konga. Rebeliantów Seleka zasilają liczebnie watażkowie z Czadu i Sudanu, dokąd także sprzedawany jest sprzęt wojskowy.
Tymczasem kolejne zagrożenie rodzi się na wschodzie. Pod osłoną lasów pokrywających tę część Republiki Środkowoafrykańskiej przemieszczają się fanatyczne bojówki Josepha Kony’ego. Próby schwytania przywódcy ugandyjskiej Armii Bożego Oporu – najbardziej poszukiwanego zbrodniarza wojennego świata – spaliły na panewce. Seleka odmówiło współpracy, uniemożliwiając ugandyjskiej armii i amerykańskim komandosom pojmanie dowódcy oskarżanego po porwania dziesiątek tysięcy dzieci oraz niezliczone mordy na cywilach.
- Zagrożenie przemieszcza się na północ. Od tygodni obserwujemy nasilenie ataków. W państwie w stanie kryzysu, które nie jest w stanie odeprzeć Armii Bożego Oporu możemy spodziewać się tylko eskalacji przemocy. Jeśli Republika Środkowoafrykańska stanie się dla nich przystanią, zdestabilizują państwo i cały region – przewiduje Pascal Hournier, przedstawiciel Komisji Europejskiej w Bangi.
Praktykę Kony’ego polegającą na werbowaniu dzieci zaczyna naśladować Seleka. Według świadków, w zabójstwach w Kaga-Bandoro biorą udział młodociani bojówkarze. W kraju bez funkcjonującego systemu szkolnictwa i bez perspektyw zatrudnienia całe pokolenie młodych ludzi może dołączyć do band. Już teraz nieliczne początkowo oddziały Seleka rozrastają się w poważną siłę militarną, liczącą dziś ok. 20 tys. członków, czyli czterokrotnie więcej niż na początku swojej działalności.
W Bangi panuje napięta atmosfera. Pomimo zapewnień, że uzbrojone bojówki usunięto z ulic, po przedmieściach grasują zmotoryzowane grupy, dochodzi do strzelanin. W praktyce infrastruktura państwa przestała istnieć. Obrońcy praw człowieka alarmują, że zdemontowano też system sprawiedliwości, zniszczono więzienia. Rozwiązano armię. W całej Republice Środkowoafrykańskiej pozostało 200 policjantów.
Lecz kryzys najwyraźniej widać z dala od stolicy. Odkąd kontrolę nad regionem przejęli Seleka, zwielokrotniły się wskaźniki niedożywienia, a zachorowalność na malarię wzrosła o 30 proc. Najświeższe szacunki mówią o 484 tysiącach ludzi zagrożonych głodem i 200 tysiącach uchodźców. Komisarz Georgiewa ostrzega, że na naszych oczach wyrasta ”potwór o wielu głowach” – rozliczne uzbrojone oddziały rebeliantów, bezkarnie plądrujące kraj wielkości Francji, gwałcące i mordujące jego mieszkańców.
A zwykli ludzie tacy jak Lisa Moussa mogą tylko czekać, kiedy bojówkarze po nich wrócą.
>>>>
Niestety w Afryce szatana szaleje . Trzeba z tym skonczyc !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 14:47, 12 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Anarchia nad Ubangi: To katastrofa. Wokół tylko grabieże, masakry, gwałty, podpalenia
Republika Środkowoafrykańska, jeden z najbiedniejszych i najbardziej zacofanych krajów świata, przeradza się w krainę bezprawia. Odkąd w marcu rebelianci obalili prezydenta, kraj przeszedł we władanie watażków i rabusiów niepodlegających niczyjej władzy.
W raporcie dla Rady Bezpieczeństwa ONZ sekretarz generalny Ban Ki Mun alarmuje, że Republika Środkowoafrykańska stała się państwem upadłym, w którym nikt nie rządzi, nie obowiązują żadne prawa, a uzbrojone oddziały partyzantów i rabusiów dokonują mordów, gwałtów i grabieży. Uciekając przez ich terrorem, ludność cywilna porzuca wioski i chroni się w dżungli lub na sawannach. Według szacunków ONZ co najmniej półtora miliona mieszkańców Republiki Środkowoafrykańskiej, jedna czwarta ludności kraju, już dziś pilnie potrzebuje zagranicznej pomocy, by przeżyć.
Koalicja rebelianckich ugrupowań Seleka (w miejscowym języku sango oznacza to sojusz) pod koniec 2012 r. podniosła zbrojną rebelię przeciwko pozostającemu od 2003 r. u władzy prezydentowi Francoisowi Bozize, oskarżając go o łamanie wcześniejszych rozejmów i obietnic. W marcu rebelianci wkroczyli do stolicy kraju, Bangi, i obalili prezydenta, który uciekł z rodziną do Kamerunu.
Nowym władcą w Bangi ogłosił się przywódca rebelii Michel Djotodia, który pod naciskiem Unii Afrykańskiej zgodził się rządzić tylko 1,5 roku, po czym ma rozpisać nowe wybory. Ale rządy szefa rebeliantów szybko przerodziły się w bezkrólewie.
Pięć partyzanckich armii, zjednoczonych w sojusz Seleka tylko wspólną wrogością wobec Bozize, zaczęło między sobą walczyć o łupy zaraz po ucieczce prezydenta. W wioskach, porzuconych przez wojsko i policję, nastoletni rebelianci z karabinami zaczęli stanowić jedyną władzę.
Gwałty, mordy i haracze sprawiły, że chłopi ruszyli do większych miast, szukając ratunku i bezpieczeństwa. Opustoszałe wioski oznaczają niezebrane plony, a to zaś zapowiada kłopoty z zaopatrzeniem w żywność. Organizacje humanitarne alarmują, że już dziś nawet mieszkańcy większych miast mogą sobie pozwolić często na zaledwie jeden posiłek dziennie.
Rebelianci Seleka wywodzą się z muzułmańskiej północy kraju, zaniedbywanej i prześladowanej za rządów Bozize, pochodzącego z ludu Gbaya z chrześcijańskiego południa. Przejąwszy władzę w Bangi, rebelianci (ich liczba od tego czasu czterokrotnie wzrosła) zachowują się na południu jak okupacyjna armia, łupiąca domy, sklepy, a nawet wybudowane jeszcze w czasach samozwańczego cesarza Bokassy ministerstwa, którym szefują dziś ich właśni przywódcy.
Korzystając z chaosu, do Republiki Środkowoafrykańskiej ściągają też tłumnie rebelianci, rabusie i kłusownicy z sąsiednich Sudanu i Czadu, by nie przegapić okazji i dorobić się na nowych "terenach łowieckich".
Według organizacji Lekarze bez Granic wraz z upadkiem Bozize upadł też cały system opieki zdrowotnej, a ponad ćwierć miliona ludzi straciło dach nad głową. Nie działa większość urzędów, bo ich pracownicy uciekli z kraju w obawie, że rebelianci uznają ich za zwolenników obalonego prezydenta.
Lekarze bez Granic twierdzą, że w porównaniu z kwietniem i majem, gdy stolica była plądrowana przez rebeliantów, sytuacja w Bangi i tak jest lepsza niż gdzie indziej. Partyzanci zniknęli z ulic i pojawiają się na nich tylko podczas wspólnych patroli z żołnierzami z sił pokojowych Unii Afrykańskiej (ok. 3,5 tys. żołnierzy).
Reszta kraju znajduje się w rękach wszelkiej maści watażków. Ostatnie organizacje dobroczynne już wiosną wycofały się z odległych prowincji i powiatów i przeniosły do Bangi.
Nawet premier Republiki Środkowoafrykańskiej, dawny działacz praw człowieka Nicolas Tiangaye, narzucony rebeliantom przez Unię Afrykańską, przyznaje, że jest bezradny, a w jego kraju panuje anarchia. - To katastrofa – przyznał niedawno w rozmowie z dziennikarzem "New York Times". – Wokół tylko grabieże, masakry, gwałty, podpalenia.
Według Czerwonego Krzyża od marca, kiedy przejęli władzę, rebelianci zamordowali w samym Bangi co najmniej pół tysiąca ludzi, a z przepływającej przez miasto rzeki Ubangi mieszkańcy codziennie wyławiają okaleczone zwłoki pomordowanych ludzi.
Aby zaradzić anarchii, nowe władze z Bangi wysłały nawet do Kamerunu specjalną delegację, by przekonała do powrotu do kraju zbiegłych tam żołnierzy, policjantów i urzędników Bozize. Żołnierze b. prezydenta (żyje ich w Kamerunie ponad 3 tys.) odmówili twierdząc, że powrót byłby dla nich zbyt wielkim niebezpieczeństwem.
O powrocie do Bangi i marmurowego pałacu prezydenckiego na wzgórzu nad rzeką śni za to były prezydent Bozize, który właśnie zjechał w odwiedziny do krewnych w Paryżu i przyznał, że na wygnaniu utworzył nową partię – Front na Rzecz Przywrócenia Porządku Konstytucyjnego w Republice Środkowoafrykańskiej (FROCCA). Już raz mu się to udało. W 2001 r. z wygnania w Czadzie wywołał rebelię, a dwa lata później zdobył władzę.
>>>
Tam wlasnie trzeba interweniowac . Wypieprzyc Panow Wojny i zaprowadzic panstwo . ZGODNE Z GRANICAMI ETNICZNYMI !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 14:36, 19 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Michel Djotodja zaprzysiężony na prezydenta Republiki Środkowoafrykańskiej
Były przywódca rebeliantów Michel Djotodja, który w marcu br. objął władzę w rezultacie zamachu stanu, został formalnie zaprzysiężony na prezydenta Republiki Środkowoafrykańskiej. Ma kierować krajem przez 18 miesięcy do czasu zorganizowania nowych wyborów.
Djotodja sprawował najwyższy urząd w państwie od czasu zamachu, kiedy dowodzone przez niego odziały rebeliantów z północy kraju pokonały interweniujące wojska RPA popierające poprzedniego prezydenta Francoisa Bozize.
- Dzisiejsze zaprzysiężenie jest ważnym etapem dla przyszłości Republiki Środkowoafrykańskiej i mam nadzieję, że jestem ostatnim z moich rodaków, który musiał chwycić za broń, aby objąć władzę - powiedział Djododja podczas uroczystości.
Zaapelował do sił politycznych w kraju o przestrzeganie rozejmu tak aby mógł przygotować wybory w ciągu najbliższych 18 miesięcy. Sam Djotodja nie zamierza - jak powiedział - kandydować na urząd prezydenta.
Koalicja ugrupowań rebelianckich, której przewodniczył Djotodja, twierdziła, że północ kraju jest marginalizowana przez prezydenta Bozize, który sam doszedł do władzy również w wyniku zamachu stanu w roku 2003. Bozize powiedział niedawno, że nie zrezygnował z zamiaru powrotu do władzy.
Republika Środkowoafrykańska jest areną nieustannych walk o władzę od czasu uzyskania niepodległości od Francji w 1960 r. Kraj, który posiada m. in. złoża złota i uranu, otoczony jest ponadto przez państwa, w których również panuje niestabilna sytuacja.
Zdaniem ekspertów ONZ, Republice Środkowoafrykańskiej grozi rozpad. Wysłannik ONZ do tego kraju wezwał Radę Bezpieczeństwa do poparcia wysłania tam sił pokojowych Unii Afrykańskiej.
>>>>
Czy to pomoze ?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:05, 10 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Caritas Polska apeluje o pomoc dla Republiki Środkowej Afryki
Z apelem o pomoc dla Republiki Środkowej Afryki - najbiedniejszego kraju świata - zwróciła się w przekazanym PAP we wtorek komunikacie Caritas Polska. Kampania "Napełnij afrykańską stołówkę Caritas" potrwa do 29 września.
Akcja polega na wysyłaniu SMS-ów z hasłem „Pomagam" pod nr 72052 (koszt to 2,46 zł z VAT).
Jak poinformowała koordynatorka projektu Marta Titaniec zbiórka prowadzona jest na prośbę misjonarzy pracujących w Republice Środkowej Afryki; pieniądze będą przeznaczone na dożywianie dzieci i chorych. - Pomagamy w diecezji Bouar – jednej z największych diecezji w tym kraju. Jest to pomoc przede wszystkim żywieniowa i medyczna - wyjaśniła. Dodała, że roczne wyżywienie dla 160 osób to koszt tysiąca euro.
Według cytowanej w komunikacie Caritas polskiej misjonarki z Republiki Środkowej Afryki Joanny Stępczyńskiej trudną sytuację mieszkańców tego regionu pogłębiają wybuchające rebelie, które powodują, że ludzie z dnia na dzień pozostają bez dachu nad głową. - Podczas ostatnich zamieszek mamy ponad 4,5 tysiąca spalonych domostw. Szło wojsko i paliło dom po domu. Więc ludzie w panice ratowali życie, resztę stracili - wspomina Stępczyńska.
Jak twierdzi dr Błażej Popławski z Polskiego Towarzystwa Afrykanistycznego, Republika Środkowej Afryki to państwo, w którym nie ma mechanizmów przeciwdziałania klęsce głodu: "Zawsze zwracam uwagę na to, czy w danym kraju istnieją instytucje, które tę biedę mogą redukować. I tak, gdy mówimy o Somalii, tam istnieją organizacje klanowe, które w pewnych obszarach mogą tej biedzie przeciwdziałać. W Republice Środkowej Afryki brak takich instytucji" - podkreśla Popławski.
Caritas Polska jest instytucją charytatywną Konferencji Episkopatu Polski. Została reaktywowana 10 października 1990 roku. Odwołuje się do tradycji pracy charytatywnej Caritas sprzed 1950 roku. Caritas Polska pełni rolę reprezentacyjną, występując w imieniu Caritas w Polsce na szczeblu krajowym i międzynarodowym. Inicjuje ogólnopolskie zbiórki funduszy dla Polski i zagranicy, organizując transporty humanitarne, udzielając pomocy doraźnej i długofalowej, materialnej, psychologicznej, prawnej i finansowej osobom bezrobotnym, bezdomnym, chorym, starszym, dzieciom z rodzin ubogich, a także imigrantom i uchodźcom.
>>>
Trzeba rozbic bandy zbojeckie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 23:20, 05 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Republika Środkowoafrykańska na dnie - zwycięscy rebelianci zabijają się o wpływy
Republika Środkowoafrykańska stała się areną nieustannych starć między rebeliantami, którzy obalili poprzedni rząd i pokłócili się o wpływy. Teraz nie cofają się przed niczym: palą całe wsie, mordują setki cywilów i dopuszczają się masowych gwałtów. - Trudno opisać zbrodnie, do jakich tam dochodzi - mówił wstrząśnięty przedstawiciel ONZ John Ging po niedawnej wizycie w kraju.
Miejscowi byli do tego przyzwyczajeni. Tabuny obcych: głodnych, przerażonych, rannych, bezradnych, zalanych łzami lub wściekłych, kobiet i mężczyzn, starców i dzieci. Od lat przyjmowali ich ze spokojem, poznawali, akceptowali. Takie już są niepisane prawa tego regionu - wojna może wybuchnąć wszędzie, więc uciekinierom rzadko zamyka się drzwi przed nosem. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie trzeba szukać schronienia po ich drugiej stronie.
Ale gościnność ma granice. Zwłaszcza, gdy samemu żyje się w biedzie, a przybyszów jest zbyt dużo. O wiele za dużo.
W ciągu ostatniego roku wschodnią część Kamerunu zalała spiętrzona fala uchodźców z Republiki Środkowoafrykańskiej. Początkowo umieszczano ich w obozach prowadzonych przez zagraniczne organizacje, a lokalne władze starały się nie utrudniać im życia. Kiedy jednak liczba potrzebujących zbliżyła się do 100 tysięcy, nastroje zaczęły się zmieniać.
Nie mogąc znaleźć pomocy w przeludnionych punktach humanitarnych, uchodźcy podchodzili coraz bliżej okolicznych osad. Mimo dotychczasowej otwartości, we wrześniu mieszkańcy przygranicznych wiosek przywitali ich kamieniami i kijami. - Tam, gdzie trafiliśmy, nie było wody, miejsc do spania, szpitali, ani szkół. Próbowaliśmy tylko znaleźć nieco lepsze miejsce - żalił się reporterowi agencji IRIN jeden z przepędzonych mężczyzn. Krótko potem zatrzymywaniem obcych zajęli się kameruńscy żołnierze. Przesłanie można było łatwo odczytać: lepiej, by uchodźcy zaczęli wracać do siebie.
Sęk w tym, że w domu czeka ich tylko cierpienie.
Chociaż Republika Środkowoafrykańska od dekad uchodziła za jedno z najbardziej niestabilnych państw świata, w tym roku z hukiem uderzyła o dno. Od marca kraj jest areną nieustannych starć między rebeliantami, którzy obalili poprzedni rząd i pokłócili się o wpływy. Teraz nie cofają się przed niczym: palą całe wsie, mordują setki cywilów i dopuszczają się masowych gwałtów. - Trudno opisać zbrodnie, do jakich dochodzi w Republice Środkowoafrykańskiej - mówił wstrząśnięty przedstawiciel ONZ John Ging po niedawnej wizycie w kraju, a wtórowali mu obrońcy praw człowieka z największych organizacji.
Nawet najbardziej dramatyczne świadectwa mogą jednak nie wystarczyć, by świat zainteresował się kolejnym skomplikowanym konfliktem w centrum Afryki.
Zły start
Francois Bozize nie był dobrym prezydentem. Doszedł do władzy dzięki zamachowi stanu, rządził przez dekadę i nie rozwinął swego państwa ani na jotę. Co dziesiąte dziecko umierało tuż po narodzinach, kraj okupował szczyty korupcyjnych rankingów, a większość mieszkańców żyła w skrajnej nędzy - tak, jak za czasów francuskiej kolonizacji czy w epoce niesławnego "cesarza" Bokassy. Bozize nie potrafił zaprowadzić też pokoju; w różnych częściach Republiki co rusz wybuchały przeciwko niemu mniejsze i większe rebelie.
Dobrze radził sobie za to z czym innym: bogaceniem się i obsadzaniem ważnych stanowisk bliskimi. Ministrem obrony mianował syna, ministerstwa turystyki i środowiska przekazał siostrze, siostrzeńcowi powierzył lukratywną posadę szefa resortu górnictwa. To ich podpisy widniały na umowach na wydobycie środkowoafrykańskich bogactw naturalnych (uran, diamenty, ropa) lub zakup broni, które rząd zawierał z firmami z Libii, Chin czy RPA.
Pod koniec 2012 roku przeciwnicy prezydenta postanowili połączyć siły. Przegrupowując się na szczególnie zaniedbanej, muzułmańskiej północy kraju, zebrali wystarczająco wielu bojowników, by w ciągu kilku tygodni rozbić słabe oddziały rządowe (obawiając się wojskowego przewrotu, satrapa celowo utrzymywał armię w stanie rozkładu). Przed zdobyciem stolicy Bangi powstrzymała ich tylko interwencja okolicznych państw, przede wszystkim Czadu - starego sojusznika Bozize. Pod okiem międzynarodowych mediatorów, w styczniu obie strony zgodziły się podzielić władzą. Dwa miesiące później układ był już nieaktualny.
Rebelianci Seleki ("Przymierze" w języku sango) oskarżyli prezydenta o łamanie ustaleń porozumienia i ponownie ruszyli do ataku. Tym razem po stronie Bozize stanęli tylko żołnierze z RPA, ale to nie wystarczyło - mimo ciężkich strat, 24 marca partyzanci opanowali Bangi. Wielu z nich było bardzo młodych. - Gdy przestaliśmy strzelać, zobaczyliśmy, że zabijaliśmy dzieci. Umierając, wołały o pomoc, wzywały matki. Nie po to tam lecieliśmy, nie po to - opisywał później mediom jeden z południowoafrykańskich wojskowych.
Nie było to dobrą zapowiedzią nowych rządów.
Każdemu po trochu
Za głównego przywódcę Seleki uchodził Michel Djotodia, wykształcony w ZSRR ekonomista-poliglota, który od dekady różnymi sposobami próbował sięgnąć władzy. W stolicy nie opadł jeszcze bitewny kurz, a watażka ogłosił się już prezydentem i zapowiedział liczne zmiany: walkę z korupcją, renegocjacje niekorzystnych umów z firmami wydobywczymi, przywrócenie ładu i bezpieczeństwa oraz rozliczenie tych, którzy przez lata okradali państwo. Na papierze wyglądało to nieźle. Ale Bozize też zaczynał z pięknymi hasłami.
Nim Djotodia mógł spełnić którąkolwiek z obietnic, musiał uporać się z innym problemem. Seleka nie była jednolitym ruchem, lecz koalicją co najmniej pięciu ugrupowań partyzanckich. Większości z nich nie łączyło nic oprócz niechęci do Bozize. Djotodia wiedział, że nie utrzyma się w Bangi, jeśli nie obdzieli stołkami tych, którzy pomogli mu się tam dostać.
By zadowolić najważniejszych dowódców, przydzielił im część ministerialnych pozycji (inne, ku uciesze Zachodu, rozdał byłym opozycjonistom i dwóm "czystym" politykom z ekipy poprzednika). W geście wobec innych sojuszników, powiększył o jedną trzecią liczbę miejsc w Radzie Przejściowej, która do przyszłego roku ma pełnić rolę tymczasowego parlamentu. To jednak nie wystarczyło, by udobruchać wszystkich.
Eskalacja
Już pierwsze tygodnie rządów Djotodi pokazały, że nowy władca nie panuje nad swymi ludźmi. Chwaleni jeszcze parę miesięcy wcześniej za dyscyplinę partyzanci zaczęli urządzać okrutne polowania na rzekomych zwolenników byłego władcy. Wkrótce pojawiły się dowody na kolejne zbrodnie: morderstwa, gwałty i siłowe werbowanie dzieci. - Seleka zdaje się być bardziej zainteresowana plądrowaniem i nękaniem ludności cywilnej niż tworzeniem podstaw funkcjonującego rządu, który mógłby chronić obywateli - ostrzegał po publikacji raportu "Ciągle czuję smród zabitych" Daniel Bekele, szef działu ds. Afryki w Human Rights Watch.
Gdy środkowoafrykański lider popadł w otwarty konflikt z przywódcami dwóch czołowych rebelianckich frakcji, jego władza ograniczyła się praktycznie tylko do położonego na południowym krańcu kraju Bangi. Według informacji Davida Zounmenou, eksperta z Institute for Security Studies (ISS) z Pretorii, Djotodia dla własnego bezpieczeństwa zaczął korzystać z usług zagranicznych służb ochroniarskich.
Szukając wyjścia, w połowie września prezydent zarządził rozwiązanie Seleki. - To decyzja, która może zniszczyć go i cały kraj. Bez konkretnego planu stabilizacyjnego jest przepisem na katastrofę - ocenia południowoafrykański analityk. W ciągu pół roku po upadku Bozize szeregi Seleki poszerzyły się do około 20 tysięcy członków. Delegalizując "Przymierze" w taki sposób, Djotodia właściwie z dnia na dzień wyjął ich spod prawa. A to nie mogło przynieść nic dobrego.
Według UNICEF-u, w ciągu ostatnich dwóch miesięcy ilość osób przesiedlonych przez konflikt zwiększyła się niemal dwukrotnie - do 394 tysięcy. Liczba zachorowań na malarię jest o ponad 30 proc. wyższa niż w poprzednich latach, a organizacjom pomocowym brakuje leków i możliwości dotarcia do wielu obszarów. "Guardian" podaje też, że w całym kraju znajduje się zaledwie siedmiu chirurgów. Rannych wymagających specjalistycznej opieki są za to setki.
Na domiar złego, w państwie coraz częściej dochodzi do starć na tle religijnym. Większość partyzantów Seleki to muzułmanie, którzy stanowią zaledwie 15 proc. społeczeństwa. Wspierani przez radykałów z Czadu i Sudanu, od miesięcy regularnie atakują kościoły i chrześcijan. Każda zbrodnia burzy istniejącą niegdyś harmonię między religiami i spotyka się z brutalną odpowiedzią powstających spontanicznie bojówek.
- Rebelianci przyszli z bronią w rękach, kaleczyli nas, palili nasze domy. Potem to samo chrześcijańska milicja zrobiła ich ludziom - opowiadała agencji Reutera kobieta, która pokonała kilkaset kilometrów, by wraz z trójką dzieci ukryć się w Bangi. Według najnowszych raportów, tylko pod koniec października w serii podobnych ataków zginęło 350 muzułmanów i 200 chrześcijan. - Ten kraj staje się beczką prochu, to wszystko może zamienić się w coś bardzo dużego i bardzo, bardzo złego - stwierdził po swej podróży do Republiki Środkowoafrykańskiej John Ging z oenzetowskiego Biura Koordynacji Spraw Humanitarnych (OCHA).
Cena pasywności
Mimo tak niepokojących doniesień, społeczność międzynarodowa podchodzi do problemu bardzo ospale. Rada Bezpieczeństwa potrzebowała siedmiu oficjalnych raportów na temat rosnącego zagrożenia ze strony Seleki, by w lipcu po raz pierwszy zacząć dyskutować o ewentualnym zaangażowaniu "błękitnych hełmów". Trzy miesiące później postanowiła, że wyśle do Bangi... 250 wojskowych. Ich zadanie: ochrona personelu cywilnego ONZ.
Bezpieczeństwem mieszkańców Republiki ma zająć się powołana w sierpniu misja Unii Afrykańskiej. Minie jednak jeszcze sporo czasu, nim będzie w pełni gotowa - i o ile w ogóle to nastąpi. Do tej pory Afrykanie zebrali zaledwie połowę z zakładanych 3600 mundurowych; nie podjęto nawet decyzji, kto ma nimi dowodzić. Nie wiadomo też, czy tak mały kontyngent poradzi sobie z zabezpieczeniem dwukrotnie większego od Polski kraju. Apele o dodatkowe finansowanie spotykają się póki co ze znikomym odzewem
W zestawieniu z milionami ofiar wojny w sąsiedniej Demokratycznej Republice Konga, koszty środkowoafrykańskiego konfliktu mogą wydawać się niewielkie. Bierność świata przyczyni się jednak do tego, że będą one coraz wyższe. Konsekwencje poczuje cały region. W sercu Afryki nie tylko ludzie przekraczają granice. Problemy również.
Michał Staniul, Wirtualna Polska
Dosc tego burdelu . Rozbroic te bandy ! Niech beda rolnikami !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:14, 01 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Przemysław Henzel | Onet
"Na linii frontu". Francja rusza na kolejną wojnę. "Doszło do wielkiej tragedii"
Francja wyśle do Republiki Środkowoafrykańskiej kolejnych żołnierzy, którzy będą musieli zapobiec wybuchowi wojny religijnej na szeroką skalę. O pomoc zbrojną poprosiły władze tego kraju, ostrzegając, że już wkrótce może on przekształcić się w "wylęgarnię terroryzmu".
Podobną ocenę wyraziła także Rada Bezpieczeństwa ONZ, obawiająca się ludobójstwa na tle religijnym.
To już druga w tym roku tego typu akcja francuskich sił zbrojnych na terytorium byłej kolonii. Pierwszą misją wojskową była interwencja w opanowanym przez dżihadystów Mali, do której doszło w styczniu. W wyniku francuskiej interwencji rządy islamistów zostały obalone, a państwa Zachodu pomagają teraz nowym władzom w odbudowie kraju. Decyzję w sprawie wysłania wojsk do Republiki Środkowoafrykańskiej Francuzi podjęli po apelu wystosowanym przez urzędników ONZ, którzy ostrzegli przed wybuchem wojny domowej na wielka skalę. Jak na razie w Republice przebywa ok. 400 żołnierzy, ale są to siły zbyt małe, by przywrócić porządek.
Fala przemocy w "kraju bezprawia"
Republika Środkowoafrykańska w ostatnich miesiącach stała się areną masowych mordów, gwałtów i przestępstw. "Znakiem rozpoznawczym tragedii" stało się przymusowe wcielanie, wbrew międzynarodowym konwencjom, dzieci do partyzanckich oddziałów zbrojnych. Spiralę przemocy nakręciła wojna domowa, która wybuchła w 2012 roku pomiędzy rządem a rebeliantami skupionymi w organizacji Seleka. Oskarżyli oni prezydenta Francoisa Bozizego o sabotowanie porozumień pokojowych, które podpisano w celu zakończenia wojny domowej toczącej się w latach 2004-2007.
Bojownicy Seleka zajęli stolicę kraju, Bangui w marcu 2013 roku, ale nowe władze nie były w stanie zapobiec wybuchowi kolejnych walk - tym razem nie tylko na tle politycznym, ale także religijnym. Najcięższe walki toczą się obecnie w północno-wschodniej części kraju; udział w nich biorą byli bojownicy Seleki, oddziały lojalne wobec Bozizego i lokalne milicje. W wyniku kryzysu 1,6 mln ludzi musiało opuścić swoje domy, a prawie 500 tysiącom grozi śmierć głodowa.
Widmo drugiego "państwa terrorystów"
- Republika Środkowoafrykańska jest na granicy upadku, nie możemy się bezczynnie przyglądać, jak kraj się rozpada. Mamy tam do czynienia z falą przemocy, masakrami i kryzysem humanitarnym - ostrzegł francuski minister obrony Jean-Yves Le Drian. Jak ocenił, sytuację tę może zmienić jedyna misja wojskowa, która "w krótkim czasie" powinna przywrócić "spokój i stabilność".
Le Drian ocenił, że sytuacji w Republice Środkowoafrykańskiej nie można porównywać z sytuacją w Mali. Jak podkreślił, w przypadku Mali społeczność międzynarodowa miała do czynienia z dżihadystami, którzy chcieli utworzyć "państwo terrorystów", podczas gdy walki w Republice Środkowoafrykańskiej mogą przekształcić się w wojnę religijną.
Sytuację dosadniej opisał jednak zastępca sekretarza generalnego ONZ Jan Eliasson, który wprost stwierdził, że kraj może już wkrótce stać się "wylęgarnią" dla ekstremistów, którzy będą próbowali doprowadzić do wybuchu konfliktu pomiędzy społecznościami chrześcijan i muzułmanów.
Dramatyczny apel do świata. "Musicie nam pomóc"
Według wstępnych planów, misja francuskich żołnierzy potrwa sześć miesięcy. Będą oni współpracować z oddziałami Unii Afrykańskiej, które, docelowo, mają liczyć 3650 żołnierzy. O przysłanie zagranicznych wojsk do Republiki Środkowoafrykańskiej apelował wcześniej na forum ONZ premier Nicolas Tiangaye. Jak powiedział, sytuacja stała się "katastrofalna", a "widmo rozpadu państwa stało się naprawdę realne". Do kraju wysłano już wcześniej żołnierzy państw ECOWAS, ale nie udało im się zahamować rozlewającej się fali przemocy. Prezydent Michel Djotodia wydał rozkaz rozwiązania milicji, ale watażkowie pozostali głusi na ten apel.
Pomimo ocen Francuzów, Republikę Środkowoafrykańską może spotkać taki sam los, jak Mali. W czasie przemówienia w ONZ ostrzegał przed tym Tiangaye, mówiąc, że w przypadku rozpadu struktur państwowych, Republika zamieni się w siedlisko organizacji terrorystycznych, które mogą zdestabilizować cały region. Jego zdaniem, tylko siły wielonarodowe, z "mocnym mandatem ONZ", mogą opanować chaos i położyć kres fali przemocy.
- Społeczność międzynarodowa ma obowiązek zapewnić naszemu krajowi pomoc finansowa, materiałową i logistyczną, byśmy mogli stawić czoła czekającym na nas wyzwaniom - podkreślił podczas przemówienia na forum ONZ. - Ta tragedia rozgrywa się na oczach świata i wymaga szybkiej reakcji - dodał.
Pierwsza dobra wiadomość od miesięcy
Swoich obaw nie kryją członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ. Republika Środkowoafrykańska stała się państwem bezprawia, który z każdym dniem stacza się coraz bardziej w otchłań ludobójstwa i waśni religijnych pomiędzy chrześcijanami i muzułmanami. Kraj ten w ostatnim czasie zaczęto także porównywać do Somalii, która w wyniku brutalnej wojny klanów w latach 90. rozpadła się na kilka niezależnych od siebie terytoriów. Rząd centralny, przy wieloletnim wsparciu m.in. ze strony ONZ, nie zdołał do dziś opanować sytuacji i doprowadzić do ponownego scalenia kraju w jeden organizm państwowy.
Wysłanie francuskich żołnierzy jest pierwszą dobrą wiadomością dla Republiki Środkowoafrykańskiej od wielu miesięcy. W obecnej sytuacji tylko interwencja wojskowa może zapobiec eksplozji wojny religijnej, której konsekwencje miałyby jeszcze gorsze skutki, aniżeli przemoc na tle politycznym. Przykład Mali pokazuje, że Francuzi z powodzeniem mogą pełnić rolę stabilizującej siły w państwach afrykańskich.
...
Trzeba pomoc . To zachod ich kolonizowal !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:24, 05 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Zaciekłe walki w stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej. ONZ autoryzuje interwencję Francji
Ponad 100 osób zginęło w zaciekłych walkach, jakie wybuchły w Bangi, stolicy ogarniętej chaosem Republiki Środkowoafrykańskiej. W tym samym czasie Rada Bezpieczeństwa ONZ autoryzowała francuską interwencję zbrojną w tym kraju.
Jak donosi BBC News, miasto zaatakowali zwolennicy prezydenta Francoisa Bozizego, który w marcu tego roku został obalony przez koalicję rebelianckich ugrupowań Seleka (w miejscowym języku sango oznacza to sojusz). Od tamtego czasu Republika Środkowoafrykańska coraz bardziej pogrążała się w anarchii i wewnętrznych walkach.
Według informacji brytyjskiej stacji, w czasie walk w stolicy zginęło ponad 100 osób. Z kolei reporterzy AFP donoszą o 80 martwych ciałach znalezionych na ulicach i w miejscowym meczecie.
W ostatnich dniach Francja rozmieściła w swej dawnej kolonii 200 dodatkowych żołnierzy, wkrótce spodziewanych jest 500 kolejnych. Do tej pory Paryż utrzymywał na miejscu 400 żołnierzy, którzy mieli za zadanie chronić francuskich obywateli. Ponadto w Republice Środkowoafrykańskiej obecne są ok. 2,5-tysięczne siły pokojowe Unii Afrykańskiej.
Rada Bezpieczeństwa autoryzowała dołączenie francuskich żołnierzy do misji pokojowej Unii Afrykańskiej i nałożyła embargo na dostawy broni do Republiki Środkowoafrykańskiej. Jednocześnie zwróciła się do ONZ o przygotowanie ewentualnej własnej misji pokojowej.
BBC pisze, że w sumie afrykańsko-francuskie siły mają liczyć docelowo niemal 5 tys. żołnierzy - 3600 z Unii Afrykańskiej i 1200 z Francji.
W sierpniowym raporcie ONZ uznała Republikę Środkowoafrykańską za państwo za "upadłe". Według Narodów Zjednoczonych, obecnie nikt nie sprawuje skutecznej władzy, nie obowiązują żadne prawa, a uzbrojone oddziały partyzantów i rabusiów dokonują mordów, gwałtów i grabieży. W ciągu ostatniego półrocza ponad 10 proc. ludności tego 4,6-milionowego kraju zostało zmuszone do ucieczki z własnych domów.
....
Dosc tego burdelu !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 15:50, 07 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Przemoc w środkowoafrykańskim Bangi trwa; zginęło co najmniej 281 osób
Organizacja Czerwonego Krzyża w Republice Środkowoafrykańskiej powiadomiła w piątek o znalezieniu ciał 281 ludzi zabitych w ciągu dwóch dni w stolicy - w Bangi. W czwartek doszło tam do najkrwawszych zamieszek od marca, gdy obalono poprzedniego prezydenta.
Szef lokalnej organizacji czerwonokrzyskiej, pastor Antoine Mbao Bogo, powiedział, że pracownicy musieli z powodu zapadnięcia zmroku przerwać poszukiwania ciał, lecz wyraził obawy, że w sobotę ich liczba może wzrosnąć.
Agencja Associated Press pisze, że Bangi znalazło się na krawędzi anarchii i tysiące ludzi zgromadziły się w jedynym bezpiecznym miejscu - na lotnisku - gdyż bronią go francuskie siły.
W czwartek Rada Bezpieczeństwa ONZ usankcjonowała interwencję sił pokojowych w Republice Środkowoafrykańskiej; mają zostać do niej wysłane wojska Unii Afrykańskiej oraz kontyngent francuski.
Minister obrony Francji Jean-Yves Le Drian powiedział w piątek, że francuscy żołnierze przystąpili do patrolowania Bangi. Dotychczas w mieście znajdowało się 650 tych żołnierzy, w najbliższym czasie ich liczba ma się podwoić.
Muzułmańscy rebelianci znani jako Seleka obalili w marcu prezydenta Francois Bozize. To oni kontrolują obecnie rząd, dopuszczając się okrucieństw i nadużyć. Chrześcijańscy bojownicy, którzy są przeciwni zdominowanemu przez muzułmanów rządowi tymczasowemu, zaatakowali Bangi w czwartek przed świtem. Zdaniem obserwatorów chrześcijańskie milicje również organizują masakry muzułmanów.
Francja alarmowała od miesięcy, że w jej dawnej kolonii może dojść do ludobójstwa. Na lotnisku w Bangi stacjonowało od dawna 650 francuskich żołnierzy.
"Jesteśmy wdzięczni Francji, lecz widzimy, że po 50 latach od odzyskania niepodległości Francja jest znowu potrzebna, by przybyć jak strażak i nas uratować - a tak być nie powinno" - powiedział Alpha Conde, prezydent Republiki Gwinei, również danej kolonii francuskiej.
"To upokarzające dla Afryki, że po 50 latach nie jesteśmy w stanie sami załatwiać swoich problemów" - dodał.
...
ROZBROIC W KONCU TE BANDY ! CO TAM ROBI ONZ !!! WSZYSTKIE BANDY TAKZE PSUDOWOJSKO TZW? RZADOWE !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:44, 08 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Rośnie liczba ofiar konfliktu w Republice Środkowoafrykańskiej. Francuskie wojska już na miejscu
W starciach między islamistycznymi bojownikami i chrześcijańskimi mieszkańcami stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej śmierć poniosło już blisko 400 osób. Są to jednak dane oparte na podstawie znalezionych ciał i ich liczba może się zwiększyć. Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża podał, że swoje domy musiało opuścić około 400 tysięcy osób. Na miejsce udały się wojska francuskie w sile 1600 żołnierzy.
Od czwartku wskutek największej w ciągu ostatnich miesięcy fali przemocy zginęło w stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej, mieście Bangi, blisko 400 osób - podał Czerwony Krzyż, opierając się na liczbie znalezionych dotąd ciał.
Po decyzji Francji, ogłoszonej przez prezydenta Francois Hollande'a na szczycie francusko-afrykańskim w Paryżu, również Unia Afrykańska zapowiedziała zwiększenie - do 6 tys. żołnierzy - swego kontyngentu wojskowego w Republice Środkowoafrykańskiej. Wynosi on obecnie 3,5 tys. ludzi.
Republika Środkowoafrykańska, jeden z najbiedniejszych krajów świata, od dziesięcioleci nękana jest zamachami stanu i buntami.
Sprawcami nowej fali morderstw i grabieży w Bangi są byli rebelianci z ugrupowania Seleka wywodzący się z muzułmańskiej północy Republiki Środkowoafrykańskiej. W marcu tego roku muzułmańscy rebelianci obalili chrześcijańskiego prezydenta Francois Bozize, a jego miejsce zajął przywódca Seleki, Michel Djotodia.
Prezydent Francji Francois Hollande obiecał na szczycie w sprawie bezpieczeństwa w Afryce, że interwencja wojskowa Francji będzie "szybka i skuteczna". - Powinna doprowadzić do rozbrojenia wszystkich milicji i grup zbrojnych, które terroryzują ludność i przywrócić stabilizację w kraju, umożliwiając przeprowadzenie wolnych i pluralistycznych wyborów - podkreślił Hollande.
...
Wszelkie bandy musza byc rozwiazane takze te nazywane armi rzadowa . Moga zostac tylko te formacje ktore zachowuja dyscypline . Trzeba zbadac na miejscu sprawe . Tych ludzi nalezy osadzic na roli . Mozna tam zbudowac domy . Oni nie potrzebuja luksusow . Domki u nas uznane za kontenery tam beda luksusem .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:36, 09 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Francuzi rozbrajają walczące strony .
Francuscy żołnierze rozpoczęli dziś w stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej, Bangi, rozbrajanie walczących ze sobą muzułmanów i chrześcijan - poinformował minister spraw zagranicznych Francji Laurent Fabius.
Francuscy żołnierze zasilili punkty kontrolne w Bangi i rozpoczęli rozbrajanie napastników. W pobliżu lotniska grupa bojowników odmówiła oddania broni i wybuchła strzelanina.
Paryż ostrzegał już wcześniej, że żołnierze użyją siły wobec osób, które nie będą chciały oddać broni.
Nie ma informacji o ofiarach, a według rzecznika dowództwa francuskiej armii pułkownika Gillesa Jarona nie był to poważny incydent. - Na razie operacja przebiega dobrze (...) wielu uzbrojonych ludzi (...) wróciło do koszar - dodał Jaron.
To trudne zadanie, ale nasi żołnierze są dobrze przygotowani - powiedział Fabius w wywiadzie dla radia France Inter.
Nad Bangi latają francuskie samoloty i śmigłowce bojowe, a sytuacja w stolicy prawdopodobnie jest pod kontrolą. Jednak w innych regionach kraju nadal dochodzi do konfliktów i mordów - poinformowała szefowa oddziału Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) w Bangi, Amy Martin.
Prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego Fatou Bensouda wezwała w poniedziałek strony konfliktu w Republice Środkowoafrykańskiej do natychmiastowego przerwania walk i zaprzestania ataków na cywilów. W przeciwnym razie - jak poinformowała w oficjalnym komunikacie - przeciw sprawcom przemocy wszczęte zostanie postępowania karne.
- Pogarszająca się sytuacja (w Republice Środkowoafrykańskiej - red.) doprowadziła w ciągu kilku ostatnich dni do eskalacji przemocy, zabójstw, napaści seksualnych oraz do rekrutowania dzieci-żołnierzy i innych poważnych zbrodni, do których dochodzi w całym kraju - głosi komunikat Bensoudy.
Dzisiaj również anonimowy przedstawiciel Pentagonu poinformował agencję Reutera, że resort obrony USA otrzymał prośbę o wsparcie w Republice Środkowoafrykańskiej kontyngentów Francji i Unii Afrykańskiej.
Rozmówca Reutera dodał, że Waszyngton prawdopodobnie udzieli pomocy francuskim i afrykańskim żołnierzom, a wsparcie wojskowe będzie zapewne takie samo, jak podczas francuskiej operacji w Mali, co oznacza między innymi udostępnienie transportu powietrznego i danych amerykańskiego wywiadu.
Od czwartku w Republice zginęło co najmniej 459 osób. Według Międzynarodowego Czerwonego Krzyża i organizacji pomocowych bilans ofiar najprawdopodobniej znacznie wzrośnie, ponieważ nie uwzględnia on zabitych, którzy zostali pośpiesznie pochowani, a w czasie nasilenia walk rodziny nie mogły zgłosić ich śmierci żadnym oficjalnym instancjom.
Przedwczoraj Francja zwiększyła swój kontyngent wojskowy w Republice Środkowoafrykańskiej do 1600 żołnierzy z powodu obaw przed nowymi atakami byłych rebeliantów islamskich na ludność stolicy, złożoną głównie z chrześcijan.
Również Unia Afrykańska zapowiedziała w sobotę zwiększenie - do 6 tys. żołnierzy - swego kontyngentu wojskowego w Republice Środkowoafrykańskiej; wynosi on obecnie 3,5 tys. ludzi.
Republika Środkowoafrykańska, jeden z najbiedniejszych krajów świata, od dziesięcioleci nękana jest zamachami stanu i buntami. Sprawcami nowej fali morderstw i grabieży w Bangi są byli rebelianci z ugrupowania Seleka, wywodzący się z muzułmańskiej północy kraju. W marcu tego roku muzułmańscy rebelianci obalili chrześcijańskiego prezydenta Francois Bozize, a jego miejsce zajął przywódca Seleki, Michel Djotodia.
Prezydent Hollande obiecał w sobotę na szczycie w sprawie bezpieczeństwa w Afryce, że interwencja wojskowa Francji będzie "szybka i skuteczna". Francja alarmowała od miesięcy, że w jej dawnej kolonii może dojść do ludobójstwa. Na lotnisku w Bangi stacjonowało od dawna 650 francuskich żołnierzy.
....
Ma byc porzadek . Trzeba tez niezaleznych sil porzadkowych .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:20, 11 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Ponad 500 śmiertelnych ofiar walk w Republice Środkowoafrykańskiej
Ponad 500 śmiertelnych ofiar pochłonęły w ciągu ubiegłych 7 dni walki w Republice Środkowoafrykańskiej - poinformowały władze. Prezydent Obama przeznaczył dodatkowo 60 mln dolarów na pomoc dla sił międzynarodowych w tym kraju.
Wśród ofiar śmiertelnych znaleźli się dwaj francuscy spadochroniarze zastrzeleni w stolicy kraju Bangi przez nieznanych sprawców. Wchodzili oni w skład międzynarodowych sił interwencyjnych, które prowadzą akcję rozbrajania walczących ze sobą zbrojnych milicji.
Do Republiki Środkowoafrykańskiej (byłej kolonii francuskiej) przybył z krótką wizytą prezydent Francji Francois Hollande, który wcześniej uczestniczył w Johannesburgu, w RPA, w uroczystościach pogrzebowych Nelsona Mandeli.
Na lotnisku w Bangi Hollande oświadczył, że "nadszedł czas działania". Zastrzegł równocześnie, że Francja "nie ma żadnych swoich interesów w Republice Środkowoafrykańskiej". - Przybyliśmy tu aby bronić godności ludzkiej - dodał.
Praktycznie cały kraj, łącznie ze stolicą, znajduje się w chaosie. Ciągle dochodzi do starć rywalizujących ugrupowań, które wybuchły po obaleniu w marcu br. rządu centralnego przez rebeliantów islamskich. Rebelianci nie motywowali swego działania względami religijnymi jednak zamach stanu w kraju, w którym chrześcijanie stanowią większość, trwale zdestabilizował sytuację.
Wrogość i coraz drastyczniejsze akty przemocy doprowadziły w ub. tygodniu do wybuchu walk na pełną skalę.
Prezydent USA Barack Obama odblokował we wtorek dodatkowe 60 mln dolarów na pomoc wojskową i logistyczną dla wojsk francuskich i państw Unii Afrykańskiej uczestniczących w działaniach mających ustabilizować sytuację w kraju. Łączna pomoc amerykańska wzrosła w ten sposób do 100 mln dolarów. Obama zaapelował do ludności Republiki Środkowoafrykańskiej o powstrzymanie się od aktów przemocy.
W ub. sobotę Francja zwiększyła swój kontyngent wojskowy w Republice Środkowoafrykańskiej do 1600 żołnierzy z powodu obaw przed nowymi atakami rebeliantów islamskich na ludność stolicy, złożoną głównie z chrześcijan.
...
Chrzescijanie musza byc bezpieczni !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:38, 17 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Szef MSZ: Polska wesprze francuską misję w Republice Środkowoafrykańskiej
Polska udzieli wsparcia francuskiej interwencji w Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie trwają walki i ataki na ludność cywilną - zapowiedział minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
Francja wysłała do afrykańskiego kraju 1600 żołnierzy.
- Polska solidaryzuje się z działaniami Francji. Zamierza udzielić jej poparcia nie tylko moralnego - oświadczył Sikorski po spotkaniu ministrów spraw zagranicznych państw UE. - Grozi nam, Unii Europejskiej, kolejne państwo upadłe na południu. Dlatego misja francuska zasługuje na wsparcie - dodał.
Nie sprecyzował jednak, jakiego rodzaju pomocy Polska udzieli Francji.
Tydzień temu Francja zwiększyła swój kontyngent wojskowy w Republice Środkowoafrykańskiej do 1600 żołnierzy z powodu obaw przed nowymi atakami byłych rebeliantów islamskich na ludność stolicy, złożoną głównie z chrześcijan. Również Unia Afrykańska zapowiedziała zwiększenie - do 6 tys. żołnierzy - swego kontyngentu wojskowego w Republice Środkowoafrykańskiej; wynosi on obecnie 3,5 tys. ludzi.
Republika Środkowoafrykańska, jeden z najbiedniejszych krajów świata, od dziesięcioleci nękana jest zamachami stanu i buntami. Sprawcami nowej fali morderstw i grabieży w stolicy kraju mieście Bangi są byli rebelianci z ugrupowania Seleka, wywodzący się z muzułmańskiej północy kraju. W marcu tego roku muzułmańscy rebelianci obalili chrześcijańskiego prezydenta Francois Bozize, a jego miejsce zajął przywódca Seleki, Michel Djotodia.
...
Wreszcie Tuski zrobily cos z sensem .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:39, 17 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Republice Środkowoafrykańskiej grozi głód
- Nawet jednej czwartej mieszkańców Republiki Środkowoafrykańskiej grozi głód przez trwające w tym kraju walki między islamskimi i chrześcijańskimi rebeliantami, a liczba ta może jeszcze wzrosnąć - przestrzegł Światowy Program Żywnościowy (WFP).
Według szacunków WFP po eskalacji przemocy i fali zabójstw po 5 grudnia głód grozi obecnie ok. 1,1-1,3 mln z ok. 5,2 mln mieszkańców Republiki Środkowoafrykańskiej.
Pomimo obecności w kraju 1600 żołnierzy francuskich oraz kontyngentu Unii Afrykańskiej, w stolicy Bangi i w pozostałej części Republiki Środkowoafrykańskiej wciąż jest niebezpiecznie. Utrudnia to organizacjom pomocowym przekazywanie żywności i innych potrzebnych artykułów ponad 500 tysiącom ludzi, którzy na skutek walk musieli opuścić swoje domy - podkreśliła szefowa oenzetowskiego WFP Ertharin Cousin.
Sytuacja zmienia się często z dnia na dzień. - Jednego dnia mamy dostęp do danego miejsca, następnego dnia już nie" - dodała.
Zdaniem Cousin liczba zagrożonych osób może wzrosnąć w najbliższych miesiącach. - Rolnicy stracili dostęp do swoich gospodarstw, minęła już pora siewu, więc wiosną zagrożenie głodem prawdopodobnie jeszcze wzrośnie - wyjaśniła.
W ubiegłym tygodniu międzynarodowa organizacja Lekarze bez Granic (MsF) ostro skrytykowała organizacje humanitarne ONZ działające na terenie Republiki Środkowoafrykańskiej za nieskuteczne i niewystarczające niesienie pomocy potrzebującym w tym kraju. Odpowiadając na krytykę, Cousin przyznała, że ONZ musi "działać na większą skalę".
Republika Środkowoafrykańska, jeden z najbiedniejszych krajów świata, od dziesięcioleci nękana jest zamachami stanu i buntami. Sprawcami nowej fali morderstw i grabieży w Bangi są byli rebelianci z ugrupowania Seleka, wywodzący się z muzułmańskiej północy kraju. W marcu tego roku muzułmańscy rebelianci obalili chrześcijańskiego prezydenta Francois Bozize, a jego miejsce zajął przywódca Seleki, Michel Djotodia. Od tego czasu w kraju zaczęły formować się chrześcijańskie oddziały samoobrony.
...
Trzeba ich rozdzielic na dwa panstwa bo masakry sie nie skoncza .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:22, 18 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Belgia również wesprze Francję w Republice Środkowoafrykańskiej
Rzeczniczka francuskiego rządu Najat Vallaud-Belkacem powiedziała w środę, że oprócz Polski również Belgia jest gotowa wesprzeć interwencję wojskową Francji w Republice Środkowoafrykańskiej; nie sprecyzowała, jak miałoby wyglądać to wsparcie.
- Odbyły się rozmowy z władzami Belgii i Polski - powiedziała Vallaud-Belkacem, pytana przez dziennikarzy o to, które kraje europejskie będą skłonne poprzeć francuską misję pokojową.
- Dokładne wiadomości zostaną podane po zakończeniu Rady Europejskiej (19-20 grudnia), ale teraz mogę powiedzieć, że nasi partnerzy, a zwłaszcza Belgia i Polska, są gotowi udzielić poparcia - dodała rzeczniczka.
Francja będzie starała się w czwartek i piątek nakłaniać w Brukseli państwa unijne do utworzenia stałego europejskiego funduszu, z którego byłyby finansowane interwencje wojskowe w krajach dotkniętych nagłym kryzysem - podała agencja AFP.
Premier Donald Tusk zadeklarował we wtorek, że Polska jest gotowa pomóc Francji w Republice Środkowoafrykańskiej w zakresie logistycznym, szkoleniowym i humanitarnym oraz oddać do jej dyspozycji wojskowy samolot transportowy C-130 Herkules.
Dodał, że "przynajmniej tak długo, jak jesteśmy w Afganistanie", polscy żołnierze nie będą brali udziału w zagranicznych operacjach wojskowych. Wyjaśnił też, że w przypadku Republiki Środkowoafrykańskiej Polska będzie gotowa do "ograniczonego zasięgiem wsparcia logistycznego w zakresie lotnictwa".
Belgia, według źródeł wojskowych cytowanych we wtorek przez AFP, rozważa wysłanie do Republiki Środkowoafrykańskiej 150 żołnierzy.
We wtorek szef francuskiej dyplomacji Laurent Fabius zapowiedział, występując w Zgromadzeniu Narodowym, że żołnierze z kilku krajów UE wesprą interwencję wojskową Francji w Republice Środkowoafrykańskiej. Nie wyjaśnił, o które państwa chodzi.
Tydzień temu Francja zwiększyła swój kontyngent wojskowy w Republice Środkowoafrykańskiej do 1600 żołnierzy z powodu obaw przed nowymi atakami byłych rebeliantów islamskich na ludność stolicy, złożoną głównie z chrześcijan. Również Unia Afrykańska zapowiedziała zwiększenie - do 6 tys. żołnierzy - swego kontyngentu wojskowego w Republice Środkowoafrykańskiej; wynosi on obecnie 3,5 tys. ludzi.
Republika Środkowoafrykańska, jeden z najbiedniejszych krajów świata, od dziesięcioleci nękana jest zamachami stanu i buntami. Sprawcami nowej fali morderstw i grabieży w stolicy kraju mieście Bangi są byli rebelianci z ugrupowania Seleka, wywodzący się z muzułmańskiej północy kraju. W marcu tego roku muzułmańscy rebelianci obalili chrześcijańskiego prezydenta Francois Bozize, a jego miejsce zajął przywódca Seleki, Michel Djotodia.
>>>>
Slusznie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:37, 20 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
David Smith | The Guardian
To może być druga Rwanda
Fot. AFP - FRED DUFOUR / AFP
Polityczny konflikt w Republice Środkowoafrykańskiej stopniowo przemienia się w wojnę religijną. Jeśli eskalacji przemocy nie da się powstrzymać, zbrodnie przeciwko ludności cywilnej przyjmą wkrótce skalę ludobójstwa.
W sercu Afryki bestialsko morduje się niewinnych ludzi, a świat woli patrzeć w inną stronę. – Podcięto gardło mojemu czteroletniemu synowi – opowiada mi pewien mężczyzna. – Kiedy wróciłem po jego ciało, zobaczyłem jak wąż pożera niemowlę – dzieli się strasznymi wspomnieniami. – A ja zaopiekowałam się tym dzieckiem, bo jego matka została zatłuczona na śmierć kolbami karabinów – mówi mi inna kobieta. – Związano nas i rzucono krokodylom na pożarcie, tylko garstce z nas udało się ujść z życiem – relacjonuje młody mężczyzna.
REKLAMA
Te potworności są udziałem mieszkańców Republiki Środkowoafrykańskiej. Tysiące ludzi ginie z rąk żołnierzy i milicyjnych gangów albo zabiera ich malaria czy inne nieleczone choroby. Ośmioletni chłopcy i dziewczynki werbowani są do bratobójczych walk chrześcijan z muzułmanami. Raporty opowiadają o karach śmierci przez ścięcie głowy i pokazowych egzekucjach. Całe wsie równane są z ziemią. Afrykańskie państwo-widmo przyciągnęło tysiące najemników z sąsiednich krajów i, jak ostrzega Francja, “jest już o krok od ludobójstwa”.
Chociaż nazwa Republiki Środkowoafrykańskiej mówi sama za siebie, wiele ludzi i tak ma trudności, by wskazać ją na mapie. To państwo o powierzchni większej niż Francja, gdzie średnia długość życia mężczyzn wynosi 48 lat, dotąd jakby nie istniało dla większości wspólnoty międzynarodowej. Samantha Power, amerykańska ambasador przy ONZ zauważyła ostatnio, że właśnie tam, między Kongo i Czadem ma miejsce “najstraszniejszy kryzys, o którym większość ludzi nawet nie wie”.
Te nieszczęścia nie są niczym nowym w kraju ciężko naznaczonym przez europejski kolonializm, który od czasu ogłoszenia niepodległości w 1960 roku przeszedł pięć zamachów stanu, z infrastrukturą w pożałowania godnym stanie i z samozwańczym cesarzem (Bokassą I), który zgotował sobie huczną koronację na wzór Napoleona. Bogata w złoto, diamenty, drewno i uran republika okazała się łakomym kąskiem dla watażków w rodzaju Josepha Kony’ego, ugandyjskiego zbrodniarza, który dopiero niedawno wystąpił z propozycją złożenia broni.
Ostatnia fala przemocy przyszła w marcu, gdy nielubiany prezydent François Bozizé uciekł z kraju helikopterem z pięcioma walizkami, oddając władzę koalicji złożonej z rebeliantów, zbójów i najemników zgrupowanych w “Seleka”, co w miejscowym języku oznacza ”sojusz”. Jeden z przywódców grupy, Michel Djotodia, ogłosił się prezydentem i jako pierwszy muzułmanin sprawuje tę funkcję w państwie liczącym sobie 4,6 mln mieszkańców, z dominującą religią katolicką. (…) Kryzys jeszcze przybrał na sile we wrześniu, kiedy Djotodia oficjalnie rozwiązał Selekę. Wielu rebeliantów odmówiło złożenia broni i całkowicie wymknęło się spod kontroli: ci ludzie od tamtej pory łupią i palą wioski, zabijając bezbronnych cywilów. (…)
Według szacunków ONZ z powodu zamieszek z domów uciekło 400 tys. mieszkańców: część z nich schronienia szuka w dżungli, bez dostępu do leków na malarię czy HIV. Dalsze około 68 tys. ludzi przekroczyło granice sąsiednich państw. Teraz oddziały Seleki uważają się za najwyższego arbitra, prawodawcę i mściciela, nie uznając wpływów prezydenta Djotodii.
Przed tygodniem w zrujnowanej stolicy kraju, Bangi, grupa mężczyzn na motorach zamordowała znanego sędziego. Ludzie Seleki przedstawili pogrążonej w żałobie rodzinie trzech podejrzanych, pozwalając bliskim wykonać na nich wyrok śmierci. Gdy krewni zmarłego zażądali godziwego procesu dla oskarżonych, rebelianci sami dokonali egzekucji przed bramą domu sędziego, choć nawet nie dysponowali dowodami ich winy. Dwa dni później, w miasteczku Bossangoa, Jislain Ngangaguende znalazł się w grupie pięciu mężczyzn oskarżonych o spiskowanie przeciwko Selece. Wszystkich związano, zbito kolbami karabinów, a następnie strącono z mostu do rzeki, gdzie pływały hipopotamy i krokodyle. – Zacząłem pić wodę i uniosłem głowę, co dostrzegł jeden z żołnierzy i próbował mnie zastrzelić – wspomina 24-latek. – Przez kilka minut wytrzymałem pod powierzchnią, a gdy się wynurzyłem, już ich nie było. Chwyciłem się gałęzi i płynąłem dalej z nurtem rzeki, z rękami wciąż związanymi z tyłu. Sądziłem, że już po mnie, jednak Bóg się nade mną ulitował.
Lęk przed brutalnością Seleki rozpływa się w atmosferze zdewastowanych wiosek wzdłuż drogi na północ od Bangi, wśród bujnej afrykańskiej roślinności. Domy z suszonej cegły kryte strzechą stoją puste wśród drzew, a ich mieszkańcy przepadli bez wieści. Żeby poznać ich losy, może warto udać się do katedry św. Antoniego w Bossangoa, gdzie schroniło się 34 tys. ludzi. Wewnątrz świątynia ma nienagannie czyste bielone ściany, pod sufitem zawieszono dwa żyrandole, ławki stoją w rzędach, ołtarz udekorowano kwiatami, fresk przedstawia dwa anioły ze złotym kielichem na tle błękitnego nieba. Ludzka tragedia została na zewnątrz, za zamkniętymi na kłódkę drzwiami. Katolicka misja przyciągnęła tłum mężczyzn, kobiet i dzieci w barwnych koszulkach i sukienkach pokrytych warstwą brudu. Niektórzy z uciekinierów noszą na głowie miski z jedzeniem bądź drwa na opał, inni starają się zarobić jako fryzjerzy, kucharze, zakładają stoiska z żywnością, wyciągają swoje maszyny do szycia. Sznury z praniem powieszono jeden za drugim tuż obok biało-niebieskich namiotów UNICEF-u. (…) To tutaj podnosi się największy gwar, kobiety śpią na ziemi, dzieci bawią się wśród brudu i narastających gór śmieci, a wybuch epidemii cholery zdaje się tylko kwestią czasu.
Każdy z tych ludzi może podzielić się jakąś tragiczną historią. Zita Nganamodei, lat 26, nosi na plecach małą dziewczynkę, choć nie jest z nią spokrewniona. Dzień wcześniej matka 18-miesięcznej Arethas, Josephine Kolefei, zabrała dziecko do lekarza nie bacząc na to, że w tym celu musi przekroczyć granicę wyznaczoną przez oddziały Seleki. Za karę 35-latka została pobita kolbami kałasznikowów z takim okrucieństwem, że później w szpitalu zmarła. – Znalazłam tę dziewczynkę porzuconą, na ziemi – opowiada Nganamodei, matka dwojga dzieci. – Zabrałam ją do szpitala na leczenie.
Kobieta zgodziła się zaopiekować Arethas, a kiedyś będzie musiała jej wyjaśnić, jak zginęła jej matka. – Nie mam pojęcia, dlaczego ją zabili – mówi. – Chciałabym, żeby sprawcy zostali ukarani. Sama nie wiem, co dalej z nami będzie, jeśli ta przemoc będzie trwała dalej.
Inny pracownik misji, występujący pod pseudonimem Papa Romeo, opowiada jak 8 listopada ludzie Seleki zostali najpierw przegonieni przez uzbrojonych motocyklistów z wioski Bombi Te, aby następnie wziąć odwet na ludności cywilnej. – Moja żona pracowała właśnie w polu z naszym czteroletnim synem, Richidem – mówi. – Ci z Seleki zabrali jej biżuterię i pieniądze, a potem kazali się stamtąd wynosić i nigdy nie wracać. Zaatakowali chłopca, chcieli go zastrzelić, ale broń nie zadziałała jak trzeba. Dlatego podcięli mu gardło. Jakie zagrożenie stanowił taki dzieciak dla Seleki? Był taki mały. Gdybym dostał w swoje ręce Michela Djotodię, zniszczyłbym go.
Według szacunków Romeo, nie mniej niż 30 ludzi zostało zamordowanych w liczącej 5000 ludzi wiosce przy kopalni złota w okolicach Bossangoa. – Poszedłem w pole, gdzie pracowała moja żona, i zobaczyłem, jak wąż boa zjada niemowlę pozostawione bez opieki, ponieważ jego matkę zamordowano. Inna kobieta, postrzelona w nogę, niosła na rękach dziecko z wypadającymi wnętrznościami.
To, co zaczęło się jako polityczny ruch przeciwko skorumpowanym i autokratycznym rządom Bozizé zamienia się teraz w konflikt o charakterze religijnym. Niemal wszyscy ludzie Seleki są muzułmanami, podobnie jak najemnicy z Czadu czy cieszący się najgorszą sławą dżandżawidzi z Darfuru. Mentalność “my i oni” coraz głębiej zapuszcza korzenie w społeczeństwie, gdzie również niektórzy chrześcijanie, zorganizowani w milicję i działający pod hasłem “anti-balaka” (co oznaczałoby “nie dla noża, nie dla maczety”) dopuszczają się własnych zbrodni, tylko prowokując Selekę do dalszego okrucieństwa. Spirala przemocy stale się nakręca wciągając w swój wir tysiące dzieci-żołnierzy.
Wszyscy podopieczni katolickiej misji w Bossangoa są chrześcijanami. Lokalna islamska społeczność została przepędzona do wyznaczonej części miasta: około 450 muzułmanów zgrupowano w szkole, wśród porzuconych pośród zieleni tablic i ławek. To już fizyczna separacja wyznawców obu religii. Romeo nie kryje zdziwienia: – Nigdy wcześniej nie było między nami waśni na tle religijnym – zauważa. – Republika Środkowoafrykańska nie jest krajem muzułmańskim, lecz chrześcijańskim. Nigdy nie było wśród nas tak wielu muzułmanów. Przybyli z innych krajów – zaznacza. Jak wielu jego rodaków Romeo czuje, że dziś może liczyć tylko na siebie. – Zagraniczni przywódcy powinni otworzyć szerzej oczy i dostrzec, co się tutaj dzieje – zaleca. – Nasze dzieci sypiają na ziemi, jak kozy. Czy to dlatego, że jesteśmy czarni?
Według 47-letniego mężczyzny przedstawiającego się imieniem Laurent, Seleka często ucieka się do tortur. Gdy oskarżono go o fałszowanie pieniędzy, rebelianci uwięzili Laurenta i jego dwóch dorosłych synów, wcierając im pastę chili w nogi i pachy, wywołując tym ból jak przy oparzeniu. – Jednemu z synów zaczęli wpychać to do uszu i do nosa, kazali mu to wdychać, a potem rąbnęli go tak mocno, że zaczął krwawić z uszu i z ust. Błagałem, żeby zabili raczej mnie, a chłopakom pozwolili odejść – opowiada ojciec. Ostatecznie puścili ich wolno. Jeden z synów Laurenta, 24-latek, po dwóch dniach w szpitalu nadal ma problemy z oddychaniem. – Ci z Seleki to przestępcy – zapewnia Laurent, ojciec 12 dzieci. – Kiedyś stosunki między wyznawcami chrześcijaństwa i islamu układały się dobrze, ale muzułmanie poszli za Seleką i wtedy wszystko się zmieniło.
Nad losami katolickiej misji czuwa ojciec Frédéric Tonfio, starając się zaradzić napływowi uchodźców i współpracując z miejscowym imamem na rzecz przezwyciężenia religijnych podziałów. – Chrześcijanie czują się zdradzeni przez muzułmanów, narasta w nich chęć odwetu – ostrzega Tonfio. – Kościół stanął w obliczu naprawdę trudnego zadania.
Przyszedł czas na międzynarodową interwencję, zwlekanie z nią może przynieść tragiczne skutki. – Dotąd mogłem liczyć jedynie na kolegów z mojego kościoła. Jeśli świat dalej będzie milczał, poniesie współodpowiedzialność za to, co się niebawem tutaj stanie. Można by pomyśleć, że wspólnota międzynarodowa boi się Seleki. Przecież wiecie, co się tutaj dzieje. Każdy dzień zwłoki oznacza, że zginie więcej ludzi.
Miejscowi watażkowie Seleki, stanowiący dziś formalnie cześć krajowych sił zbrojnych, nie czują się winni temu, co Amnesty International określiła mianem pogwałcenia praw człowieka na “bezprecedensową skalę”. Ich zdaniem to Tonfio jest problemem. – Mówi jedno, robi drugie – oskarża duchownego pułkownik z Czadu imieniem Saleh. – Zachęcaliśmy mieszkańców misji, by wrócili do domów, lecz oni odmawiają. Powinni nas posłuchać, zajmiemy się ich bezpieczeństwem. Nikomu nie mówimy: “Ty wierzysz w Boga, a ty w Allaha”. Pracujemy na rzecz wszystkich. Jeśli zawini muzułmanin, skierujemy go na dobrą drogę.
A jednak tu i w pozostałych miastach panuje atmosfera nieprzewidywalności i napięcia. Położone na wschodzie Bouca zostało niedawno doszczętnie zniszczone, a jego mieszkańcy w liczbie 3000 (z czego ponad połowa to dzieci) przyszli zasilić szeregi katolickiej misji. Lewis Mudge, badacz z Human Rights Watch twierdzi, że był świadkiem rozmowy pułkownika Seleki z innymi. Muzułmanin miał powiedzieć: “Jeśli jutro o ósmej rano zastaniemy ludzi w misji, będziemy do nich strzelać i wszystko spalimy. Zostańcie, to przekonacie się sami”.
Przyjazd regionalnych sił pokojowych zmniejszył na jakiś czas zagrożenie wojną domową, jednak liczące sobie 2500 osób zagraniczne wsparcie jest zbyt małe i zbyt słabo uzbrojone, by skutecznie chronić ludność cywilną. Francuskie wozy opancerzone mogą patrolować północną część Bangi, lecz kontyngent 400 żołnierzy wystarczy jedynie do ochrony lotniska oraz kilku innych obiektów. (…)
Zdaniem Mudge’a oraz innych pracowników misji humanitarnych doniesienia o masowych gwałtach czy infiltracji islamskich bojówek w rodzaju nigeryjskiego Boko Haram czy Asz-Szabab z Somalii są na wyrost. (…) Podobnie jak określanie zbrodni, do jakich dochodzi ostatnio w Republice Środkowoafrykańskiej mianem ludobójstwa: na razie akty agresji są na to zbyt chaotyczne. Wspólnota międzynarodowa ma jeszcze czas, by zapobiec drugiej Rwandzie. Ale na początek należałoby wysłać do tego rejonu Afryki 6000 żołnierzy sił pokojowych. – Przyszła pora, żeby wszyscy dowiedzieli się o istnieniu Republiki Środkowoafrykańskiej i zatroszczyli się o los jej mieszkańców – apeluje Mudge. – Jeszcze możemy zapobiec poważniejszemu kryzysowi. Jeszcze nie ma tutaj wojny domowej, jeszcze nie doszło do ludobójstwa, lecz kraj ten nieuchronnie zmierza właśnie w tym kierunku.
...
Trzeba ich oddzielic granica . Nie ma wyjscia .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:42, 24 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Republika Środkowoafrykańska, czyli dokąd jadą polscy żołnierze?
Wyjazd polskich żołnierzy do Republiki Środkowoafrykańskiej będzie trzecią w ostatnich latach wyprawą wojenną polskiego wojska w Afryce. Tym razem Polacy mogą trafić do kraju, który od dziesięcioleci pogrążony jest w skrajnej biedzie i chaosie. Rząd w obiegowym trybie, najpóźniej do 30 grudnia, rozpatrzy wniosek do prezydenta o użycie polskich żołnierzy do wsparcia francuskiej operacji w Republice Środkowoafrykańskiej.
W 2006 r. Polacy uczestniczyli w misji Unii Europejskiej mającej zapewnić bezpieczeństwo podczas wyborów prezydenckich w Demokratycznej Republice Konga, w 2009 r. - wylądowali w Czadzie, by strzec w tamtejszych obozach uchodźców z sudańskiego Darfuru.
W Republice Środkowoafrykańskiej będą wspierać Francuzów, którzy wraz z kilkoma tysiącami wojsk Unii Afrykańskiej mają ocalić ten kraj od religijnej wojny między chrześcijanami i muzułmanami.
Religia nowym czynnikiem
Burzliwa historia tego niepodległego od 1960 r. kraju w sercu Afryki składa się niemal wyłącznie z rządów brutalnych tyranów (najsławniejszym, choć mroczna to sława, był Jean Bedel Bokassa, który koronował się na cesarza), zamachów stanów i wojen domowych, ale nigdy dotąd wstrząsające tym państwem konflikty nie przerodziły się w wojnę religijną, a religia nie odgrywała dotąd żadnej roli w polityce.
Chrześcijanie stanowią ponad połowę ludności tej byłej francuskiej kolonii i odkąd ogłosiła ona niepodległość sprawowali w niej władzę. Wszyscy dotychczasowi prezydenci byli chrześcijanami i wszyscy z wyjątkiem jednego wywodzili się w dodatku z zamieszkanego przez chrześcijan południa.
Muzułmanie stanowiący ok. 20 proc. ludności od lat narzekali, że przez chrześcijan z południa traktowani są jak obywatele drugiej kategorii, ale nawet gdy wywoływali zbrojne rebelie to prędzej czy później na czele ich buntu stawali i przejmowali go dla własnych celów chrześcijańscy politycy i wojskowi. Muzułmańska północ, wstrząsana powstaniami i nędzą, pogrążała się w anarchii, a rzeczywistą władzę w niej przejmowali wszelkiej maści watażkowie, nastawieni bardziej na kontrabandę i kłusownictwo niż myślący o przejęciu władzy w Bangi.
Słaba i biedna, Republika Środkowoafrykańska, a zwłaszcza jej muzułmańska północ, afrykańskie Dzikie Pola, była też od lat kryjówką dla partyzantów z niemal wszystkich ościennych państw, z Sudanu, Konga, Czadu, a nawet Ugandy.
Przewrót
Sytuacja zmieniła się przed rokiem, gdy pięć partyzanckich armii z północy postanowiło zjednoczyć się, by obalić skorumpowanego dyktatora Francois Bozize, który jak wszyscy poprzednicy władał krajem jak prywatnym folwarkiem, rozdając posady i przywileje swoim krewnym i rodakom z ludu Gbaya.
Rebelianci, będący niemal bez wyjątku muzułmanami, w marcu wzięli szturmem Bangi, obalili i przegnali z kraju Bozize, a nowym prezydentem ogłosili swojego przywódcę Michela Djotodię, który w ten sposób został pierwszym muzułmańskim władcą kraju. Afryka uznała w nim prezydenta, kiedy obiecał, że do 2015 r. przeprowadzi wolne wybory, ale sam nie weźmie w nich udziału.
Chrześcijanie odpowiadają przemocą
Po zdobyciu władzy powstańczy sojusz Seleka (w miejscowym języku sango znaczy to właśnie sojusz) rozpadł się jednak na niepodlegające niczyjej kontroli armie łupieżców, którzy przestając zważać na cokolwiek i nie słuchając rozkazów prezydenta, zabrali się za grabienie i pogromy chrześcijan z Bangi. Do pogromów chrześcijan zaczęło dochodzić też na pogrążonej w całkowitej anarchii północy. Ratując się przed przemocą, jedna piąta 5-milionowej ludności kraju porzuciła swoje domy.
Jesienią chrześcijanie zaczęli skrzykiwać się w zbrojne milicje, które przybrały nazwę "Anti-balaka - Anty-maczeta" i przystąpiły do odwetu (maczety są powszechnym orężem, używanym w walkach przez obie strony). Na początku grudnia chrześcijańskie milicja wraz z b. żołnierzami Bozize, wciąż śniącego o powrocie do władzy, zaatakowały Bangi, gdzie doszło do pogromu muzułmanów.
Gdy walki zaczęły przeradzać się w wojnę religijną, Francja, obawiając się, że pogromy przybiorą ludobójczą skalę, postanowiła wysłać do Bangi 1,6 tys. żołnierzy, by wspierani przez wojska Unii Afrykańskiej rozpędziły bojówki i zaprowadziły spokój.
Polska pomoże
Francuzi, z błogosławieństwem ONZ, wylądowali na początku grudnia i błyskawicznie spędzili bojówki z ulic stolicy. W mieście po raz pierwszy od wielu miesięcy zapanował spokój. Na krótko, bo wkrótce znów zaczęło dochodzić do starć i pogromów, a uważając Francuzów za swoich sojuszników, chrześcijańskie milicje przystąpiły do nowych ataków na muzułmanów i zażądały, by wycofani z kraju zostali muzułmańscy żołnierze z Czadu, wchodzący w skład sił pokojowych Unii Afrykańskiej. Muzułmanie z kolei nieufnie odnoszą się do przybyłych Francuzów, podejrzewając ich o sprzyjanie chrześcijanom.
Polscy żołnierze nie będą wspierać Francuzów w patrolach i rozbrajaniu bojówek (za pół roku Francuzi chcą, by zluzowali ich żołnierze Unii Afrykańskiej lub ONZ). Będą stacjonować na lotnisku w Bangi i pilnować jego bezpieczeństwa wraz z nielicznymi oddziałami, które mają zostać podesłane z innych krajów europejskich. Ale i na lotnisku zetkną się ze skutkami religijnych pogromów. Już dziś koczują tam tysiące uchodźców, a ilekroć w Bangi wybuchają rozruchy, mieszkańcy miasta uciekają na lotnisko, widząc w nim i stacjonujących tam cudzoziemskich żołnierzach jedyny ratunek przed bezprawiem i przemocą.
Wojciech Jagielski, PAP
...
Trzeba pomoc bo tam jest tragedia .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|