Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:11, 16 Lis 2007 Temat postu: Rękopis znaleziony w kiblu. |
|
|
Tymczasem mamy ostatnie podrygi zdychajacego kaczyzmu i jego specyficznej kultury politycznej.
Oto wchodzacy do budynkow Tusk zastal pustke ani zywego ducha...
Po dlugim poszukiwaniu znalazl list a w nim TRZY zdania...
Byl to specyficzny list bo znaleziony dopiero w kiblu nabazgrany na scianie(niestety pewne slowa musielismy zagluszyc):
,,TY piii piii piii myslisz ze wygrales ale niedoczekanie twoje bo ja cie jeszcze dorwe ty.. piii piii piii i wtedy bedziesz piii piii piii blagal jeszcze na kolanach o litosc ty piii piii piii.TY agencie piii piii piii ja cie zgnoje zniszcze piii piii piii strzez sie dniami i nocami.Ty piii piii piii DZIADU mamy na ciebie teczki piii piii i mnostwo kwitow bedzie z toba koniec HAHAHAHAHA!!!!"
Jaroslaw K.
No i byl jeszcze drugi list:
"piii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piiipiii piii piii"
Jolka Szcz.
>>>>
Trwa poszukiwanie autorow listu.Jednakze ustalenie ich tozsamosci jest praktycznie niemozliwe....
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:52, 12 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Susanne Koelbl | Der Spiegel
Długa droga do wolności
Fot. Getty Images/FPM - Flash Press Media/Getty Images
Kim Yong Hwa, były oficer z Korei Północnej w dramatycznych okolicznościach zdołał przedostać się do Korei Południowej i teraz pomaga swoim rodakom uciec przed dyktaturą i głodem w ich kraju. W ciągu dziesięciu lat wydostał stamtąd ponad 7 tysięcy osób, żyjących w nędzy i upodleniu. Reżim zemścił się za to okrutnie na jego krewnych.
Pan Kim już od szóstej rano siedzi przy biurku, pali papierosa, pomstuje, czeka. To małe biuro w Seulu, stolicy Korei Południowej, z szarymi stalowymi drzwiami i podwójnym zamkiem. Wreszcie dzwoni telefon. “Na rzece wzrósł poziom wody – mówi ktoś trudno zrozumiałym głosem. – To będzie dodatkowo kosztować“.
Chodzi o trzech mężczyzn, dwie kobiety i dwoje dzieci z Korei Północnej. Czekają nad rzeką Tumen, oddzielającą ich kraj od Chin. Chcą uciec, ale nie potrafią pływać. Telefonujący, pomocnik w przemycie ludzi wynajęty przez Kima, chce w przeliczeniu po około 30 euro za osobę więcej, niż się umawiali, musi bowiem za pomocą liny przeciągnąć ich na chińską stronę. “Pieniądze będą – krzyczy Kim do słuchawki. – Przeprowadź ich, mamy pieniądze!”.
Kim Yong Hwa ma sześćdziesiąt lat i wiele już razy robił podobne rzeczy. W ostatnich dziesięciu latach pomógł uciec z Korei Północnej 7 tysiącom ludzi. Ma na sobie koszulę z krótkim rękawem, kamizelkę w stylu safari i lekkie tekstylne buty. Na wygarbowanym przez słońce czole wyryły się zmarszczki. Jego biuro jest oddalone o ponad 50 kilometrów od linii demarkacyjnej podzielonego półwyspu koreańskiego, w rzeczywistości jednak żyje on pomiędzy dwoma światami.
Kim kiedyś był również jednym z tamtej strony. W stu procentach, był bowiem oficerem północnokoreańskiej dyktatury. Dlatego też wie dobrze, jak funkcjonuje ten system. I wie też, jak go przechytrzyć – przemyca do kraju telefony komórkowe i tworzy tajne kanały informacyjne, przekupuje urzędników, żeby wystawili mu sfałszowane pozwolenia na wyjazd, a także pograniczników, by w odpowiednim momencie patrzyli w druga stronę.
Ten, kto posłucha opowieści północnych Koreańczyków, którym udała się ucieczka, i spotka się w Seulu z renegatami reżimu, szybko zrozumie, dlaczego ryzykowali wszystkim, aby stamtąd wyjechać. Oficjalnie “demokratyczna republika ludowa” zaopatruje swoich obywateli w rzeczy niezbędne im do życia, w rzeczywistości zaś wielu z nich nie zdołałoby przeżyć, gdyby nie istniał czarny rynek.
Głodujący żołnierze kradną w nocy zapasy zgromadzone przez chłopów – informują robotnicy rolni i wojskowi, którzy przeszli na druga stronę. Małżeństwo, które uciekło z prowincji Hamgyong Południowy, opowiada, że dorosłe dzieci w jednej z rodzin w ich wiosce wezwały swoich rodziców do samobójstwa, aby mieć o dwie gęby mniej do wyżywienia.
Zbiegły północnokoreański specjalista od spraw finansów, Kim Kwang Jin mówi płynnie po angielsku. Należał do czołowego personelu komunistów, reprezentował północnokoreański North East Asia Bank w Singapurze i stale jeździł między tym krajem a Pjongjangiem. Aż za którymś razem nie wrócił do domu.
Kim Kwang Jin jest jednym z wysoko postawionych uchodźców z wewnętrznych kręgów reżimu, którzy podobnie jak pomagający w ucieczkach Kim Yong Hwa, żyje dzisiaj w Seulu. Obaj pracują dla wspólnego celu: na rzecz obalenia systemu, który ich wszystkich w równym stopniu czyni niewolnikami. Tych, którzy jeszcze w nim tkwią, jak i tych, co zdołali się z niego wyrwać, a teraz boją się o życie swoich bliskich.
Wciąż jeszcze dawny bankier spotyka się z pozornie wiernymi systemowi kolegami za granicą, którzy mówią otwartym tekstem, kiedy są wyłącznie między sobą. Opowiada, że jeszcze tylko elita – funkcjonariusze tajnej policji, oficerowie, sędziowie, wysocy urzędnicy – dostaje codziennie swoją porcję jedzenia. Wielu z nich mieszka w centrum Pjongjangu, w dzielnicy rządowej, rozciągającej się wokół ulicy Changgwang. Domy składają się tam z wielkich mieszkań z siedmioma, ośmioma pokojami i dwiema, trzema łazienkami.
Reżim opiera się na około 2,5 miliona stołecznych beneficjentów, którzy regularnie otrzymują dotacje – mówi Kim Kwang Jin. W pozostałej części kraju trwa ”erozja od wewnątrz”. Gdy któregoś dnia reżim upadnie, ludzie zemszczą się na dyktatorze Kim Dzong Una, ”jak na Ceausescu albo Saddamie Husajnie”.
Potężny sąsiad Chiny chce zapobiec owemu upadkowi. Żadnego chaosu, żadnej rewolucji – tak brzmi jego dewiza. Pekin wspiera Pjongjang ekonomicznie, dlatego w stolicy Korei Północnej można napotkać zadziwiająco luksusowe towary: limuzyny BMW i telewizory z płaskim ekranem, perfumy Gucciego i filmy z USA. Naturalnie wszystko to wyłącznie za dewizy.
Między Pjongjangiem a chińskim Dandong kursuje regularnie kolej. W drodze powrotnej przedziały są pełne ludzi wiozących upragnione towary, a wagon restauracyjny przypomina oficerskie kasyno na kołach, jak w czasach cesarskich w Europie: na stołach piętrzą się góry smakowitych potraw, północnokoreańscy oficerowie trzymają w objęciach dziewczyny i gaszą papierosy w ledwie co napoczętym daniu.
Po drugiej stronie linii demarkacyjnej, do biura Kima o stalowych drzwiach z podwójnym zamkiem, płyną informacje z jego starej ojczyzny. Pomocnik w ucieczkach jest osoba znaną, mało co uchodzi jego uwadze. Posługuje się jednocześnie trzema telefonami, nienawidzi przerw. Akurat przybyli nowi uchodźcy, dwaj bracia, trzeba pojechać do magazynu z odzieżą przywieźć im nowe ubrania.
Kim sam dawno temu uciekł przed koszmarem dyktatury, sam też przekraczał rzekę i historii tej tak naprawdę wcale jeszcze nie ma za sobą. Jego rodzina należała do elity – dziadek walczył w partyzantce założyciela państwa Kim Ir Sena przeciwko Japończykom, ojciec był ranny na wojnie koreańskiej. Każdego dnia odwoził małego Kima mercedesem do szkoły. Syn, gdy dorósł, sam zaproponował, że obierze karierę oficerską, i wkrótce został człowiekiem odpowiedzialnym za bezpieczeństwo ważnej strategicznie drogi kolejowej na wschodnim wybrzeżu.
Krótkotrwałym punktem kulminacyjny jego kariery było obwieszczenie ministerstwa bezpieczeństwa: przełożony oznajmił młodemu kapitanowi, że od tej pory ma on prawo wykonywać egzekucje przedstawicieli partyjnej kadry. – Słysząc to, nie posiadałem się z radości – wspomina Kim. – To znaczyło, że jestem już jednym z nich, ufają mi, mam zapewnione utrzymanie.
W dniu publicznej egzekucji zebrali się widzowie, a pięciu strzelców stanęło przed pięcioma skazańcami. Mieli oni zasłonięte oczy i byli przywiązani do drewnianych pali. Kim szkicuje na kawałku gazety, jako coś podobnego wygląda zwykle w Korei Północnej.
Ofiara Kima miała jakieś 45 lat. Mężczyzna ten popełnił podobno błąd, twierdząc, że państwowa filozofia Kim Ir Sena jest nie do pomyślenia bez nauk Marksa i Lenina. Kim wystrzelił ze służbowej broni: najpierw w pierś, potem w głowę, na koniec w brzuch, aby głowa opadła do przodu – wszystko zgodnie z przepisami. Potem krewni musieli jeszcze obrzucić zabitego kamieniami, żeby pokazać, że swego przywódcę kochają bardziej niż własną rodzinę.
Naród koreański liczy 24 miliony ludzi. Około 25 tysięcy z nich żyje w Korei Południowej, w samym tylko 2012 roku przybyło ich tam 1500. Wielu zginęło podczas ucieczki, umarli z głodu lub z zimna podczas długiego marszu przez góry Changbai przy granicy między Koreą a Chinami. Niektóre trupy do dzisiaj leżą tam zakonserwowane w śniegu.
Ten, kto przeżyje, musi bać się władz chińskich. Pekin odsyła ”uchodźców ekonomicznych” z powrotem do ich ojczyzny. Dla ludzi tych oznacza to z reguły egzekucję lub obóz pracy. Mimo to w Chinach ukrywa się co najmniej 250 tysięcy nielegalnych uciekinierów z Korei Północnej. Żyją oni w ciemnych niszach społecznych, jako przymusowe prostytutki, śmieciarze, najtańsi robotnicy. Stale w strachu, że ktoś ich wyda.
Zaledwie kilka dni temu Kim wynajął kilku bojówkarzy, żeby wtargnęli do chińskiego burdelu w Dandong. Wiedział o pięciu północnokoreańskich dziewczynach, które były tam przetrzymywane. Pokazuje zdjęcia młodych kobiet, uszminkowanych jak lalki, z czarnymi oczami, czerwonymi ustami. Najmłodsza z nich ma trzynaście lat.
– Wiecie, jak to jest, gdy ludzie są gotowi pożreć innych? – warczy Kim. – Co wy w ogóle wiecie? - Zachód nigdy nie zrozumie, co dzieje się w tym innym świecie – mówi.
Uciekiniera Jang Jin Sunga Kim poznał dopiero tu, na emigracji. Jang ma 41 lat i okrągłą twarz, sprawia wrażenie subtelnego i przyjacielskiego. Wcześniej pracował w północnokoreańskich tajnych służbach oraz w propagandzie. Pisał mowy pochwalne na rzecz przywódcy, ale w 2004 roku opuścił kraj. Bardzo dobrze zna najbliższy krąg współpracowników Kim Dzong Una. Ma do dyspozycji zaufanych ludzi, których do dziś może pytać o szczegóły dotyczące partii i rządu.
Codziennie zamieszcza w angielskojęzycznym portalu internetowym New Focus International informacje o klanie dyktatora. Napisał, którzy jego członkowie przenieśli się za granicę i o tym, że ”szanowany przywódca” w małym kręgu zaufanych ludzi wręczał w tym roku egzemplarze "Mein Kampf" Hitlera. W tej chwili wrzuca na stronę zdjęcie satelitarne willi należącej do wszechwładnej ciotki Kim Dzong Una, zapowiadając, że wkrótce zaprezentuje fotografie wszystkich domów dygnitarzy.
KCNA, państwowa agencja informacyjna w Pjongjangu, regularnie grozi Jangowi, ”temu bękartowi” ”unicestwieniem”. Dlatego też rząd Korei Południowej na wszelki wypadek przydzielił mu całodobowych ochroniarzy.
Jest czwarta po południu. Kim Yong Hwa przez komórkę przekazuje jeszcze pieniądze pomocnikowi w Chinach. Siedmioro uciekinierów ma zostać dostarczonych do jednego z domów, o jakie wystarało się w Chinach prowadzone przez Kima ”stowarzyszenie na rzecz obrony praw północnokoreańskich uchodźców”. Stamtąd pomocnicy przekażą ich dalej, do Wietnamu albo Laosu, a następnie do Tajlandii. Dopiero w tym kraju będą tak naprawdę bezpieczni – Tajlandia nie wydaje zbiegów Korei Północnej.
Kim zaryglowuje oba zamki w drzwiach swego biura i idzie w dół ulicą, a potem siada w małym lokaliku. W piecu skwierczy słonina, do tego podają tam marynowane liście sałaty. Zaczyna opowiadać swoja własną historię.
13 lipca 1988 roku w prowincji Hamgyŏng Południowy wypadł z torów pociąg wiozący radzieckie części czołgów. On zaś był za niego odpowiedzialny, oskarżono go więc, że nie zapobiegł katastrofie. Groziła mu publiczna egzekucja i pozbawienie czci jego rodziny. Kim miał wówczas 35 lat, był żonaty i miał trójkę dzieci. Pozostawało mu jedynie samobójstwo albo ucieczka.
Brodząc po dnie rzeki, dotarł do wybrzeża Chin. Była dziesiąta wieczór, w plecaku miał pistolet i legitymacje partyjną. Na piechotę dotarł do Wietnamu i wylądował w tamtejszym więzieniu. Udało mu się uciec, wrócił do Chin i stamtąd popłynął łodzią do Korei Południowej. Tam uznano go za szpiega i aresztowano.
Po trzech latach zbiegł i znalazł azyl w świątyni. Do dzisiaj Kościół jest jedyną organizacją, do której ma zaufanie. Wielki prezbiteriański Kościół Myung Sung w Seulu jest tez najhojniejszym sponsorem jego działalności.
Kim przedostał się aż do Japonii, gdzie znowu wzięto go za agenta. W więzieniu napisał książkę o swoich losach. Zaczęły o niego walczyć organizacje obrony praw człowieka, a końcu pewien człowiek Kościoła wziął go pod swoją opiekę. Pomógł, by uznano go w Korei Południowej za uchodzę z Północy.
W 2002 roku Kim dostał południowokoreańskie obywatelstwo, a 15 sierpnia tego roku prezydent Park Geun-hye zaprosiła go jako honorowego gościa na przyjęcie państwowe z okazji rocznicy uwolnienia się spod japońskiej okupacji.
Kim je, siedząc po turecku. Opróżnił już trzecią butelkę soju, napoju produkowanego z ryżu i ziemniaków, mocniejszego od wina. - Uchodźcy z Korei Północnej opowiadali w swoim gronie taki dowcip – mówi. - Kiedy wiesz, że naprawdę dotarłeś już do Seulu? Gdy pierwszy raz śni ci się koszmar, którego akcja dzieje się w Korei Południowej. Śmieje się.
Niewielu północnym Koreańczykom udaje się przeżyć ucieczkę z królestwa cieni Kim Dzong Una, nie ponosząc większych ran psychicznych. Nieufność i lęk to zwykle ich dożywotni towarzysze.
Kim ożenił się ponownie, jego mieszkająca w Seulu córka ma jedenaście lat. Ale w nocy śpi sam, w innym pokoju niż jego żona. Mówi, że podczas snu krzyczy i bije rękami dookoła.
Pora na świeże liczi, na stole pojawia się pudding i herbata oraz ostatnia butelka soju. Kim wypił już dostatecznie dużo, jak każdego dnia. Żeby zapomnieć. Żeby móc zasnąć.
Ale przedtem wyciąga jeszcze zawinięte w folię zdjęcie, które pokazuje go jako młodego oficera. Na innej fotografii widać trójkę dzieci, które zostawił w Korei Północnej. Uchodźcy niechętnie opowiadają o swoich krewnych, bo ci niemal zawsze muszą gorzko odpokutować za ich własną ucieczkę.
Jego żona i dzieci trafiły do słynnego obozu koncentracyjnego Yodok. Żona z tego powodu postradała zmysły i wkrótce po wyjściu na wolność zmarła. Dzieci zostały potem rozstrzelane.
Kim płacze. Teraz kradnie dyktatorowi tyle dusz, ile tylko się da – mówi. Chce dojść do dziesięciu tysięcy. To jest jego zemsta.
...
Tak to jest w komunie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|