Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 12:58, 25 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Donald Tusk ostrzegł krytyków.
Premier Donald Tusk zagroził politykom PO, którzy w mediach krytykowali partię. Podczas obrad zarządu partii powiedział, że krytycy mają milczeć albo odejść - dowiedziała się "Rzeczpospolita". Gazeta podaje również, że premier nie weźmie do rządu Grzegorza Schetyny - chce się z nim skonfrontować w wyborach na szefa PO.
Grzegorz Schetyna od miesięcy jest postrzegany jako jeden z najgroźniejszych przeciwników premiera wewnątrz partii. Po tym, jak odszedł z rządu, zajął się pracą w sejmowej komisji. W ostatnich dniach coraz częściej jednak gości w mediach i krytykuje swoją partię. Głośno zastanawia się również nad startem w wyborach na szefa partii. Chociaż w tej sprawie nie ma jeszcze decyzji jest on wymieniamy, obok Jarosława Gowina, jako jeden z głównych konkurentów Tuska na to stanowisko.
Zdaniem "Rzeczpospolitej", to właśnie do Schetyny i Gowina premier Tusk zaadresował swoją jasną deklarację, którą wygłosił podczas posiedzenia zarządu partii. Zapowiedział wówczas, że nie będzie tolerował publicznej krytyki swoich partyjnych kolegów. - Premier powiedział, że dyskusję można toczyć, ale wewnątrz partii, a nie przez krytykę w mediach - potwierdza w rozmowie z "Rz" Ireneusz Raś, szef małopolskich struktur PO.
"Rz" podaje też, że jeszcze kilkanaście dni temu premier sondował możliwość powrotu Schetyny do rządu (zamknęłoby mu to drogę do kandydowania na szefa partii - red.), jednak ostatnie ruchy nie pozostawiają złudzeń - Tusk chce konfrontacji z byłym ministrem spraw wewnętrznych.
....
Donio jeszcze wrzeszczy .
Skad my to znamy ? Z upadku AWSUW z upadku SLD . Zawsze to samo . Dlaczego ?
Socjologia . W tych partyjkach nie rzadzi rozum tylko biologia . A prawa biologii zawsze dzialaja tak samo .
Gdy partia spada z 35 do 25 zaczyna sie ferment ale zbyt slaby . Kazdy jeszcze liczy ze on wejdzie a to ci inni wypadna . Gdy poparcie spada do 15 to juz ostatnie szeregi na pewno nie wejda ale srodkowe jeszcze sie ludza a przednie nie sa jeszcze zagrozone . Dopiero gdy sondaze daja 5 % to i przednie zaczynaja sie bac i wtedy upada szef . Ale to juz za pozno .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:02, 28 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Bury oskarża PiS: doszło do korupcji politycznej
- Doszło do korupcji politycznej, jaką jest handlowanie stołkami. Zdrada jest słodka, zdrajcy niekoniecznie - tak Jan Bury (PSL) skomentował w rozmowie z TVN 24 wyniki wyborów na przewodniczącego sejmiku województwa podkarpackiego.
Na miejsce odwołanego polityka PSL Mirosława Karapyty powołany został niespodziewanie senator PiS Władysław Ortyl. Kandydat zgłoszony przez rządzącą w sejmiku koalicję SLD, PSL i PO - Mariusz Kawa - dostał 15 głosów. Polityka PiS poparło 17 radnych.
Za odwołaniem Karapyty, któremu prokuratura w Lublinie postawiła siedem zarzutów korupcyjnych, głosowało 31 radnych; jeden głos był nieważny. Sam Karapyta nie uczestniczył w poniedziałkowej sesji sejmiku; przebywa w szpitalu.
Z arytmetyki sejmikowej wynika, że za kandydaturą Ortyla głosowało, oprócz radnych klubów opozycyjnych, także dwóch radnych koalicji: dotychczasowy członek zarządu województwa Lucjan Kuźniar (PSL) oraz przewodniczący klubu radnych PO w sejmiku Jan Burek. Kuźniar nie jest członkiem PSL, a Burek nie należy do Platformy. Obaj byli natomiast dotąd członkami klubów radnych tych dwóch ugrupowań.
Szef klubu parlamentarnego Polskiego Stronnictwa Ludowego ocenił, że taka decyzja dwóch radnych oznacza, że "oszukali i zdradzili kolegów w zamian za stanowiska wicemarszałków".
- Zdrada jest słodka, zdrajcy niekoniecznie. Ci, co dopuszczają się takich czynów (przyjmują stanowiska w zamian za poparcie - red.), to są normalne polityczne prostytutki, a ci którzy to robią (oferują stołki - red.), takich ludzi korumpują, dopuszczają się korupcji politycznej - mówił na antenie TVN 24 Jan Bury.
Władysław Ortyl jest senatorem od 2005 roku. W obecnej kadencji jest szefem senackiej komisji obrony narodowej. Po wyborze na marszałka woj. podkarpackiego mandat senatorski Ortyla wygasa automatycznie i w okręgu wyborczym nr 55 (obejmującym m.in. powiaty kolbuszowski i mielecki) odbędą się przedterminowe wybory do Senatu.
Do zmiany we władzach sejmiku woj. podkarpackiego doszło w związku z postawieniem poprzedniemu marszałkowi zarzutów korupcyjnych. Według śledczych Karapyta miał przyjąć łapówki w kwotach od 1,5 do 30 tys. zł, łącznie kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Korzyści przyjmowane przez Karapytę miały polegać też na opłaceniu mu pobytu na urlopie za granicą i w Polsce. Dwa zarzuty dotyczą korzyści osobistych w postaci zaspokajania potrzeb seksualnych. Grozi mu 10 lat więzienia.
....
Wiemy przeciez dobrze ze prezes korumpuje . Jest to najwiekszy koruptor w kraju . Znamy te tasmy .
Widac jednak tez cos innego . Upadek PO . Wszystko sie rozlazi .
I nic dziwnego skoro wrogiem nr 1 jest Gowin a kanalie idace tylko na stolki sa wrecz preferowane . Takie sa tego skutki .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 15:14, 01 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Posłanka PO dała się nabrać dziennikarzowi "Rz". Wyśmiała program własnej partii
- To zupełnie nierealne pomysły. Czyste chciejstwo. Człowiek składający takie obietnice okłamuje Polaków! - stwierdziła w rozmowie z "Rzeczpospolitą" posłanka PO Ligia Krajewska. Nie wiedziała, że w ten sposób ocenia... program własnej partii.
Posłanka Platformy Obywatelskiej została poproszona o ocenę kilku obietnic pochodzących z programu wyborczego PiS. - One wszystkie są na takim poziomie, że brakuje słów. To kpiny z ludzi! - stwierdziła jednoznacznie. Dopiero po chwili prowadzący wywiad Robert Mazurek przyznał się do małej manipulacji. W rzeczywistości kolejne cytaty były wyciągnięte wprost z... programu PO.
"Mam przed sobą program PiS, który obiecuje wielką modernizację Polski: 50 nowych mostów..." - wrabiał Ligię Krajewską Mazurek. - A trzy miliony mieszkań też dołożą? I jeszcze prezes obiecał, że urodzi się 200 tysięcy ludzi - ironizowała nieświadoma posłanka.
Skomentowała także m.in. pochodzący z "Narodowego programu wielkiej budowy" PO z 2007 roku pomysł budowy lotnisk w Olsztynie i Białymstoku. - Jakie uzasadnienie ekonomiczne mają porty lotnicze w tych miastach? Jak oni chcą te wszystkie lotniska utrzymać, z czego je zbudować? - dopytywała Krajewska.
Zanim dowiedziała się, że została wrobiona, zdążyła jeszcze w krótkich słowach podsumować domniemane pomysły partii opozycyjnej. - Życzę PiS powodzenia w realizacji tych cudów, ale to się nie nadaje do poważnej rozmowy - ucięła. Gdy dziennikarz "Rzeczpospolitej" przyznał się, że w rzeczywistości cytował program Platformy, na chwilę zamilkła.
- W odniesieniu do PiS te plany brzmią bardzo nierealnie, a cytowany dokument prezentował całość, czyli projekty i sposób ich finansowania. Tym różnimy się od PiS. Poza tym powstał w innej sytuacji gospodarczej - próbowała bronić się posłanka.
Stwierdziła, że nie można oskarżać PO o oszukiwanie ludzi, bo "być może ktoś, kto to przygotował, miał swoje wyliczenia". - Poza tym rok później rozpoczął się kryzys gospodarczy. Choć czasami rzeczywiście składa się pewne obietnice na wyrost, to prawda - przyznała.
Cały wywiad w weekendowym wydaniu "Rzeczpospolitej".
....
Co te babiszony parytetówki wnosza do sejmu ? Obciach . Nie znaja nawet oficjalnej propagandy swojej kliki .
A Mazurek niech robi takie numery z PiSowcami tam sa jeszcze wieksze tłuki .
To jest robienie propagandy PiS jesli sie wali tylko w jedna strone . To nie jest dziennikarstwo .
Oczywiscie macie tu przyklad ze zupelnie nie ma zadnych programow ani zasad oprocz jednej . Zdobyc stolek . Stad atakuje sie wszystko co glosi inna partia nawet gdy glosi to samo co my .
Stad projekty ustaw sa odrzucane tylko dlatego ze zglosili je tamci . Jest lajdactwo nie polityka .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:42, 03 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Mazurek zdradza kulisy wywiadu z posłanką Krajewską
- To zupełnie nierealne pomysły. Czyste chciejstwo. Człowiek składający takie obietnice okłamuje Polaków! - stwierdziła w rozmowie z "Rzeczpospolitą" posłanka PO Ligia Krajewska komentując w ten sposób program... własnej partii. Posłanka przez chwilę zamierzała podać do sądu autora wywiadu, Roberta Mazurka, za nieuwzględnienie jej zmian przy autoryzacji wywiadu.
Przypomnijmy, posłanka Platformy Obywatelskiej w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" została poproszona o ocenę kilku obietnic pochodzących z programu wyborczego PiS. - One wszystkie są na takim poziomie, że brakuje słów. To kpiny z ludzi! - stwierdziła jednoznacznie. Dopiero po chwili prowadzący wywiad Robert Mazurek przyznał się do małej manipulacji. W rzeczywistości kolejne cytaty były wyciągnięte wprost z... programu PO.
Teraz okazuje się, że autor wywiadu nie wziął pod uwagę zmian przy autoryzacji wywiadu - podał portal wPolityce.pl. Posłanka rozważała nawet wytoczenie Mazurkowi procesu, ale jak powiedział w rozmowie z portalem autor wywiadu, "Krajewska chyba się rozmyśliła i skasowała swoje groźby. Posłanka Platformy już nie straszy mnie procesem za wywiad w »Rzeczpospolitej«. Zasadniczo nie lubię sądów, ale trochę żałuję, bo byłoby ciekawie".
"To miał być żart. Nigdy nie sądziłem, że posłanka Krajewska nabierze się na stareńką dziennikarską sztuczkę i weźmie słynne obietnice Platformy za program PiS-u. A jednak wzięła. Teraz ona i jej wierni akolici, a także przydrożne głupki i Hołdysy pałają oburzeniem. Jak można było tak Posłankę podejść?! Mazurek cham i oszust, czekamy na reperkusje" - czytamy na wPolityce.pl.
Dziennikarz zaznaczył, że z chęcią porozmawiałby także z politykami PiS, ale "poseł Szczypińska czy Pawłowicz poszły w ślady Jarosława Kaczyńskiego i odmawiają mi wywiadu".
"Wcale nie chciałem nikogo kompromitować. Posłance Krajewskiej nie zadałem literalnie ani jednego trudnego pytania. Spytałem tylko o generalny program wyborczy i o jej działania w MEN. O cóż mam pytać polityka, jak nie o takie rzeczy? A to, że Pani Posłanka wybrała takie odpowiedzi, to, proszę wybaczyć, naprawdę nie moja wina" - zaznaczył Mazurek.
Posłanka PO dała się nabrać dziennikarzowi "Rz"
"Mam przed sobą program PiS, który obiecuje wielką modernizację Polski: 50 nowych mostów..." - tak wrabiał Ligię Krajewską Robert Mazurek. - A trzy miliony mieszkań też dołożą? I jeszcze prezes obiecał, że urodzi się 200 tysięcy ludzi - ironizowała nieświadoma posłanka.
Skomentowała także m.in. pochodzący z "Narodowego programu wielkiej budowy" PO z 2007 roku pomysł budowy lotnisk w Olsztynie i Białymstoku. - Jakie uzasadnienie ekonomiczne mają porty lotnicze w tych miastach? Jak oni chcą te wszystkie lotniska utrzymać, z czego je zbudować? - dopytywała Krajewska.
Zanim dowiedziała się, że została wrobiona, zdążyła jeszcze w krótkich słowach podsumować domniemane pomysły partii opozycyjnej. - Życzę PiS powodzenia w realizacji tych cudów, ale to się nie nadaje do poważnej rozmowy - ucięła. Gdy dziennikarz "Rzeczpospolitej" przyznał się, że w rzeczywistości cytował program Platformy, na chwilę zamilkła.
- W odniesieniu do PiS te plany brzmią bardzo nierealnie, a cytowany dokument prezentował całość, czyli projekty i sposób ich finansowania. Tym różnimy się od PiS. Poza tym powstał w innej sytuacji gospodarczej - próbowała bronić się posłanka.
Stwierdziła, że nie można oskarżać PO o oszukiwanie ludzi, bo "być może ktoś, kto to przygotował, miał swoje wyliczenia". - Poza tym rok później rozpoczął się kryzys gospodarczy. Choć czasami rzeczywiście składa się pewne obietnice na wyrost, to prawda - przyznała.
>>>>
Robienie numerow tylko jednej stronie stwarza obraz jakoby druga byla madra . Oczywiscie z punktu widzenia demokracji demaskowanie baranow cymbalow i oszustow jest bezcenne . Ale musi byc SPRAWIEDLIWE I RZETELNE . Njawiecej oszustwa jest w PiS i to musza media uwypuklac oczywiscie nie pomijajac innych . I tu nie chodzi o chamskie chwyty prosciuchow z USA wobec Republikanow typu jak nazywa sie premier Pakistanu . Toz nawet ja nie wiem jak nazywaja sie ministrowie w Polsce . Np. kto jest ministrem srodowiska ? O Szumilas dowiedzialem sie dopiero gdy nie zdala testu dla 6 klasistow . Czyli cos 3 tygodnie temu a ona jest juz prawie dwa lata ! Mam jeszcze wielu ministrow Tuska do odkrycia . A chyba nie zdaze :O))) A mimo to nikt nie powie ze nie znam sie na polityce . Po prostu nonsensem jest abym uczyl sie na pamiec skladow rzadow skoro ministrowie tak szybko odchodza . Nie na personaliach polega polityka a na programie . Zupelniena odwrot niz w mediach .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:59, 24 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Do Rady Miasta wróciło 11 radnych odwołanych w referendum
W wyniku przedterminowych wyborów do elbląskiej Rady Miasta wróciło 11 radnych, których mieszkańcy odwołali przed końcem kadencji w kwietniowym referendum. Mandat zdobyła także b. zastępczyni ówczesnego prezydenta Grzegorza Nowaczyka (PO).
Z informacji podanych w poniedziałek przez Miejską Komisję Wyborczą w Elblągu wynika, że spośród radnych, których kadencję przerwało referendum przeprowadzone w połowie kwietnia, mandaty odzyskało czterech radnych PO, czterech PiS i trzech SLD, o ponowny wybór starało się 21 spośród 25 członków odwołanej wówczas przez elblążan rady miejskiej.
Do Rady Miasta z list Platformy weszła także Grażyna Kluge, która przed referendum była jednym z trzech wiceprezydentów. Prezydent Grzegorz Nowaczyk i jego dwaj pozostali zastępcy nie startowali.
- Widocznie wyborcy uznali, że niektórym z tych osób warto dać kolejną szansę w samorządzie. Mam tylko nadzieję, że głosujący oceniali kandydatów, a nie kierowali się wyłącznie tym, że ich nazwiska wydały się im znajome - powiedział Kazimierz Falkiewicz z grupy Wolny Elbląg, która doprowadziła do referendum.
O to, "dlaczego na listach PO do Rady Miasta znalazło się 90 proc. radnych, których mieszkańcy odwołali w referendum" przedstawiciele grupy zapytali w miniony piątek przebywającego wówczas w Elblągu premiera Donalda Tuska. - Jeżeli ktoś podpadł w sposób uzasadniony, to ludzie będą wybierali. Ci co podpadli, nie będą wybrani - odpowiedział wtedy premier.
Inicjatorzy referendum powołali własny komitet wyborczy. W przedterminowych wyborach nie udało się im wprowadzić kandydatów do Rady Miasta, a ich kandydat na prezydenta Elbląga Lech Kraśniański zdobył 2,79 proc. Według Falkiewicza kampania wyborcza była zbyt krótka, aby skutecznie zaprezentować się elblążanom jako ci, którzy "potrafią nie tylko rozwalać, ale i budować".
W nowej Radzie Miasta znaleźli się dotychczasowi radni: Małgorzata Adamowicz, Antoni Czyżyk, Maria Kosecka i Robert Turlej (wszyscy PO), Paweł Fedorczyk, Zdzisław Olszewski, Halina Sałata i Jerzy Wilk (PiS), Henryk Horbaczewski, Ryszard Klim i Janusz Nowak (SLD). Do Rady - z zamienia PO - weszła też b. wiceprezydent Grażyna Kluge.
Mandaty radnych zdobyli również: Zdzisław Dubiella, Janusz Hajdukowski, Jolanta Janowska, Małgorzata Adamowicz, Marek Pruszak, Jolanta Lisewska (wszyscy PiS), Michał Missan, Henryk Gawroński (PO), Iwona Mikulska, Sławomir Kula (SLD), Witold Wróblewski, Adam Basiukiewicz, Sławomir Malinowski (KWW Witolda Wróblewskiego).
Przedterminowe wybory samorządowe były konsekwencją skutecznego referendum, które odbyło się w Elblągu w połowie kwietnia. Mieszkańcy miasta odwołali wówczas prezydenta Grzegorza Nowaczyka z PO i Radę Miasta, w którym to ugrupowanie miało większość.
>>>>
PORABALO WAS ! Wywaliliscie rade i wybraliscie tych samych ?!
SAMI SOBIE GOTUJECIE EMIGRACJE !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:28, 04 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Rozbiorą zabytek, aby zrobić przejazd?
Ten pomysł to kompletne szaleństwo, kolejne już związane z Zamkiem Gargamela na Wzgórzu Przemysła. Pojawiła się koncepcja, aby rozebrać zabytkowy mur i zrobić dojazd do zamku, który zabytek ma udawać - informuje Fakt.pl.
Od samego początku budowa zamku na Wzgórzu Przemysła budziła ogromne emocje. Dziś nikt już nie mówi o nim inaczej niż Zamek Gargamela. Założenie było takie, aby odbudować Zamek Królewski. I już tu pojawiły się schody, bo jak odbudować coś, co nie wiadomo do końca, jak wyglądało. A więc powstał architektoniczny kicz, z którego wszyscy się śmieją i który krytykują. Kiedy wszyscy już myśleli, że wybudowanie Zamku Gargamela to jedyny koszmar i na tym się skończy, teraz okazuje się, że potrzebny jest dojazd do niego, głównie dla samochodów dostawczych. A żeby go zrobić być może będzie trzeba rozebrać część zabytkowego muru stojącego przed zamkiem.
Dlaczego nikt nie pomyślał wcześniej, że trzeba będzie zrobić dojazd i gdzie go usytuować - tego nie wiadomo. Fala krytyki spowodowała też, że na razie pomysł rozbierania zabytkowego muru nieco przycichł. Aby można było rozebrać jego część potrzebna jest zgoda konserwatora zabytków.
- Do Biura Miejskiego Konserwatora Zabytków nie wpłynął wniosek w sprawie rozbiórki muru na Wzgórzu Przemysła - zapewnia Joanna Bielawska-Pałczyńska, miejski konserwator zabytków. Podkreśla jednak, że mur podlega ochronie konserwatorskiej i bez zgody konserwatora nie zostanie rozebrany.
...
A jaka partia tam rzadzi ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:03, 20 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Małopolska: Witold Latusek zawieszony w prawach członka PO
Były członek zarządu województwa małopolskiego Witold Latusek został w zawieszony na rok w prawach członka Platformy Obywatelskiej. Taką decyzję podjął Regionalny Sąd Koleżeński partii.
Zarząd Regionu Małopolskiego PO wnioskował o wykluczenie Latuska z partii, uznając, że działał na jej szkodę.
- Sąd koleżeński uznał Witolda Latuska winnym działania na szkodę wizerunku PO i jej przedstawicieli w Małopolsce i skazał go na 12 miesięcy zawieszenia w prawach członka - powiedział przewodniczący Regionalnego Sądu Koleżeńskiego PO i przewodniczący składu orzekającego w tej konkretnej sprawie Witold Barłóg. Dodał, że decyzja nie jest ostateczna - Latusek może się odwołać do Krajowego Sądu Koleżeńskiego PO.
- Mam nadzieję, że okres zawieszenia posłuży temu, że Witold Latusek przemyśli swoje działania, a potem wróci w szeregi partii i będzie nas wspierał - mówił Barłóg.
Witold Latusek powiedział, że złoży odwołanie i ma nadzieję, że ostateczna decyzja w jego sprawie zapadnie jeszcze przed jesiennymi wyborami wewnątrz partii. - Sąd zachował się bardzo profesjonalnie, nie poddając się sugestii politycznej władz regionu, jednak uznanie mnie winnym za udzielenie wywiadu, czyli za wolność słowa, jest nieporozumieniem, tym bardziej, że w tej samej gazecie obok inne osoby wypowiadały się dużo ostrzej - uważa Latusek.
W trakcie postępowania sąd koleżeński zajmował się wywiadem dla "Gazety Krakowskiej", w którym Latusek opowiadał o kulisach swojego odejścia z zarządu województwa. Zasiadł w nim od grudnia 2010 do wiosny 2012 i był odpowiedzialny za kulturę, turystykę, edukację, sport i mienie.
Wiosną zeszłego roku Zarząd Regionu Małopolskiego PO zdecydował, że Latuska zastąpi w zarządzie województwa były poseł Jacek Krupa. Latusek miał sam złożyć rezygnację, ostatecznie został odwołany, choć broniła go część działaczy PO. W głosowaniu w tej sprawie na sesji sejmiku przeważył jeden głos. Po odwołaniu z funkcji Latusek zawiesił na trzy miesiące członkostwo w PO.
Według szefa małopolskiej PO Ireneusza Rasia Latusek złamał dane słowo, że odejdzie z zarządu, a potem szkodził wizerunkowi partii poprzez swoje wypowiedzi. Sąd koleżeński nie zajmował się jednak rozstrzyganiem, czy Latusek złamał swoje obietnice, czy nie, bo od tych wydarzeń minął ponad rok i uległy one przedawnieniu. Szef małopolskiej PO Ireneusz Raś powiedział, że decyzję Sądu Koleżeńskiego akceptuje i nie zamierza jej komentować.
....
Tak to wyglada gdy chodzi tylko o stolki .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 15:02, 18 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Sąd: PiS ma przeprosić Andrzeja Sikorowskiego
PiS ma przeprosić Andrzeja Sikorowskiego za zaprezentowanie fragmentu utworu znanego piosenkarza na konferencji prasowej. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że partie polityczne nie powinny korzystać z utworów artystycznych bez zgody autorów.
Sąd uwzględnił w całości pozew Sikorowskiego wobec PiS. Mocą nieprawomocnego wyroku partia ma na pierwszej stronie "Rzeczpospolitej" przeprosić powoda za naruszenie jego praw autorskich przez nierzetelne i w sposób niezgodny z jego poglądami wykorzystanie piosenki "Na całość". Adwokat PiS powiedział, że nie zgadza się z wyrokiem i będzie rekomendował apelację.
W 2012 r. na konferencji prasowej PiS, poświęconej tzw. aferze taśmowej w PSL, zaprezentowano m.in. fragment piosenki zespołu "Pod budą". Ze zwrotki: "A jutro znów pójdziemy na całość, za to wszystko, co się dawno nie udało, za dziewczyny, które kiedyś nas nie chciały, za marzenia, które w chmurach się rozwiały, za kolegów, których jeszcze paru nam zostało", wycięto środkową część.
Sikorowski pozwał PiS, żądając przeprosin, bo poczuł się dotknięty wykorzystaniem piosenki bez jego zgody oraz wycięciem jej części. - Nie chcę być w nic wmanewrowywany - powiedział w sądzie. Dodał, że zrobiłby to samo, gdyby jakakolwiek partia tak postąpiła z jego utworem.
- Konferencja partii to nie kabaret; to nie było cytowanie w celach artystycznych, ale na potrzeby walki politycznej - mówił w sądzie pełnomocnik powoda mec. Andrzej Majewski. Dodał, że naruszono prawa autorskie, jak prawo do integralności utworu oraz do kontroli autora nad sposobem jego wykorzystania.
- Wycięto fragment tak, by odpowiadał potrzebom partii - dodał mec. Majewski. Podkreślił, że przedtem puszczono muzykę z filmu "Ojciec chrzestny". Adwokat dodał, że piosenka mówiła o przyjaźni dwóch mężczyzn, a przedstawiono ją, jakby mówiła o "kolesiostwie". - To wywarło wrażenie, jakby powód pisał piosenki interwencyjne, a tak nie jest - podkreślił adwokat.
Reprezentujący PiS mec. Krzysztof Gotkowicz wnosił o oddalenie pozwu. Dowodził, że prawo cytatu nie jest ograniczone tylko do celów artystycznych. - Satyra polityczna wpisuje się w to prawo - oświadczył. Dodał, że prawo autorskie dopuszcza możliwość wykorzystania urywków utworu, co sprawia, że naruszenie integralności utworu nie było bezprawne. Ocenił, że było to "pewne przejaskrawienie, które miało piętnować zjawisko społeczne, a nie utwór jako taki".
Sąd uznał, że doszło do naruszenia praw autorskich powoda, bo autor ma prawo do zachowania integralności swego utworu i nadzoru nad jego wykorzystaniem, a w tym przypadku nie można mówić o prawie do cytatu.
Jak uzasadniał sędzia Tomasz Jaskłowski, prawo to służy np. wyjaśnianiu, "co autor miał na myśli", np. w celach informacyjnych, przez nauczyciela czy krytyka literackiego. Jego zdaniem w tym przypadku nie był to dopuszczalny cytat, bo brakowało jego związku z całym utworem. Sędzia ocenił, że taki związek zachodzi np. gdy parodysta przy użyciu cytatu tworzy nowy utwór. "Działalność partii nie może być utożsamiana z twórczością artystyczną" - ocenił sąd.
- Powód ma prawo nie życzyć sobie, aby ktokolwiek wykorzystywał jego utwór do celów politycznych - oświadczył sędzia Jaskłowski. Podkreślił, że sąd nie ocenia działań PiS, a jego krytyka działań PSL w sprawie taśm, być może, była słuszna. - Ale nie wykorzystujcie do tego utworów bez zgody autorów - zaapelował sędzia. - Artyści mają prawo być apolityczni - dodał.
Według sądu roszczenie zasługuje na uwzględnienie, bo nie było wygorówane. Przeprosiny miałyby się ukazać w ramce o wielkości 1/8 pierwszej strony "Rz".
Mec. Gotkowicz powiedział, że będzie rekomendował PiS złożenie apelacji. - Nie musi istnieć związek cytatu z utworem, aby można było go wykorzystać - oświadczył adwokat. Jego zdaniem cały wstęp do konferencji, w którym wykorzystano m.in. muzykę z "Ojca chrzestnego" i fragment piosenki Sikorowskiego, był "utworem zamkniętym".
....
Brawo ! Nie wyobrazam sobie aby ja stworzyl dzielo i jakies lumpy typu PiS czy Pkoty uzywaly go do walki o koryto ! Tutaj autor ma prawo zabronic . Sluchania nie ma prawa zabronic ale wykorzstania w niecnych celsch tak .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:44, 18 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Partie milczą na temat finansów
Organizacja pozarządowa Sieć Obywatelska Watchdog doniosła do prokuratury na partie, które odmówiły podania swoich wydatków. Złożyła też skargę do sądu i pierwszą batalię już wygrała - pisze "Rzeczpospolita".
Politycy deklarują, że są za jawnością finansów partii, więc sprawdziliśmy i zostaliśmy nieprzyjemnie zaskoczeni - mówi Szymon Osowski z Watchdog. Odmówiono nam udostępnienia faktur i umów - dodaje.
Organizacja zwróciła się do 5 partii: PO, PiS, SLD, PSL i Ruchu Palikota (dziś Twój Ruch) o wgląd w faktury opłacone przez nie w styczniu i lutym, a także umowy na zlecone badania opinii publicznej i ich wyniki (za okres styczeń-maj).
Jednak wszyscy, od prawicy do lewicy, jak jeden mąż, odmówili. Sieć złożyła więc doniesienia do śledczych na każde z ugrupowań, podejrzewając naruszenie ustawy o dostępie do informacji publicznej. Trafiły do 2 prokuratur rejonowych w stolicy, które wszczęły postępowania sprawdzające.
Z kolei do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie trafiły skargi na bezczynność partii. W piątek sąd rozpatrzył tą dotyczącą PiS i orzekł, że wydatki partii i dokumenty, o które występowała organizacja są informacją publiczną. W kolejce są pozostałe skargi.
...
Po co maja grzebac a noż vos wyjdzie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:19, 09 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
"Gazeta Wyborcza": Kumoterska lista płac
Przez trzy najbliższe dni "Gazeta Wyborcza" będzie przedstawiać przykłady kumoterstwa – rozdziału stanowisk i posad dla rodziny, kolegów i towarzyszy z partii. Dziennik twierdzi, że przeżarte kumoterstwem są zarówno PSL i SLD, jak i PiS oraz PO.
W poniedziałkowym wydaniu gazeta pisze m.in., że siostrzeniec szefowej Urzędu Pracy W Poznaniu odebrał z urzędu 10,5 mln zł dotacji – na osiem projektów. Założył firmę, która z tych pieniędzy żyje.
Zięć starosty tatrzańskiego zarabiał w minionym roku ponad 9 tys. zł miesięcznie jako dyrektor Tatrzańskiej Agencji Rozwoju, Promocji i Kultury, którą starosta założył i nadzoruje.
Szwagier wiceprezydenta Płocka jako prezes sekcji piłki ręcznej Wisły zarabia jeszcze więcej, bo 13,8 tys. zł. Klub podlega miastu.
Kumotrzy siedzą w galeriach sztuki i w oczyszczalniach ścieków, na lotniskach i w biurach promocji, pisze "GW".
...
No no ! Wyborcza rósza do bojó po 24 latach istnienia .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:05, 02 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Marszałek Adam Struzik promuje się w telewizji. To już wybory ...
Marszałek województwa mazowieckiego i polityk PSL Adam Struzik występuje w spotach, finansowanych za publiczne pieniądze. To oznacza, ze wielkimi krokami zbliża się kampania wyborcza. Nie jest to nowa praktyka – donosi "Rzeczpospolita".
Promował już bezpieczeństwo na drogach i nad wodą, przestrzegał tez przed skokami do wody. Teraz radzi jak segregować baterie i zużyte akumulatory. Marszałek Adam Struzik pojawił się w reklamach, które emitowane były w TVP Warszawa i tvn24.pl. Koszt emisji – 54 tys. zł – pokryto z budżetu państwa.
Urząd marszałkowski nie widzi w tym działaniu nic złego. Rzeczniczka urzędu Marta Milewska w rozmowie z "Rzeczpospolitą", przypomina, że jednym z zadań marszałka jest prowadzenie publicznych kampanii edukacyjnych. Poza tym – jak twierdzi - za publiczne pieniądze promują się też inni politycy PSL. Jak czytamy w artykule "Rz", Waldemar Pawlak promował toyotę prius z napędem hybrydowym, w Marek Sawicki chwalił w spocie dokonania Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
Wzmożoną aktywność marszałka Struzika można tłumaczyć zbliżającymi się wyborami samorządowymi. Sposób na utrwalenie wizerunku opiekuna dbającego o środowisko? Jak zauważa prof. Wojciech Łukowski z Uniwersytetu Warszawskiego "(…) dla marszałka województwa, które znalazło się na krawędzi bankructwa, jest to wizerunek bezcenny".
....
Takich wybieracie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:16, 14 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Ireneusz Dzieszko: Tadeusz Ferenc promuje się za pieniądze podatników
Prawicowi działacze zarzucają prezydentowi Rzeszowa Tadeuszowi Ferencowi, że promuje się za pieniądze mieszkańców.
- Składamy doniesienie do Regionalnej Izby Obrachunkowej, Państwowej Komisji Wyborczej i wojewody. Naszym zdaniem Tadeusz Ferenc nie ma prawa wykorzystywać pieniędzy podatników na swoją własną kampanię wyborczą, a wydana przez miasto reklama nie jest niczym innym – mówi Ireneusz Dzieszko, działacz Prawicy Podkarpackiej.
Jego zarzuty dotyczą ulotki wydanej przez miasto pod koniec ubiegłego roku. Urzędnicy poinformowali w niej mieszkańców miasta o wynikach sondażu przeprowadzonego przez jedną z ogólnopolskich gazet. Rzeszów na tle innych dużych miast wypadł w nim bardzo dobrze, poza kulejącą komunikacją miejską rewelacyjne oceny dostał m.in. za czystość, stan dróg i bezpieczeństwo. Respondenci pozytywnie ocenili także prezydenta Tadeusza Ferenca, któremu poświęcona jest połowa ulotki.
– Dowiadujemy się z niej, że prezydent mógłby liczyć w tej chwili na poparcie 66 procent mieszańców miasta i zdecydowanie, już w pierwszej turze wygrałby wybory. Jest przedstawiony jako jeden z najlepszych prezydentów w Polsce – wylicza I. Dzieszko.
W ratuszu odpierają zarzuty prawicowego działacza.
– Nie mam zamiaru komentować wymysłów pana Dzieszko w ramach jego prywatnej kampanii. Jeśli szuka poklasku, niech sam wyda sobie ulotki. Od lat informujemy mieszkańców o sukcesach miasta i nie zamierzamy z tego rezygnować. Przekazujemy suche fakty, to nasz obowiązek – mówi Marcin Stopa, sekretarz Rzeszowa.
– Tak, ponieważ dowodzą, że mieszkańcy pozytywnie oceniają politykę miasta. To buduje pozytywny wizerunek Rzeszowa – przekonuje Piotr Mamczur z wydziału Promocji i Współpracy Międzynarodowej Urzędu Miasta Rzeszowa.
Dodaje, że druk ulotek był wkalkulowany w roczny budżet poligraficzny jego wydziału i nie wydano na nie dodatkowych pieniędzy.
– Na wykonanie plakatów, ulotek i informatorów turystycznych mieliśmy w ubiegłym roku przeznaczone 80 tysięcy złotych. Wykorzystaliśmy 60 tysięcy złotych. Na ten rok kwota na ten cel to 40 tysięcy i nie możemy jej przekroczyć – mówi P. Mamczur.
Zdaniem dr. Krzysztofa Prendeckiego, socjologa z Politechniki Rzeszowskiej, zachowanie urzędników można ocenić dwojako.
– Duże miasta chwalą się sukcesami i wykorzystują w tym celu każda okazję. Skoro piszemy o sukcesach sportowca skaczącego na rowerze, to dlaczego nie poinformować o sukcesie prezydenta? – pyta dr Prendecki, który nie dziwi się urzędnikom, że wydali taką ulotkę.
- Z drugiej strony przyznaję rację prawicy, bo przeciwnicy prezydenta mają prawo uznać te informacje za promocję Tadeusza Ferenca. Czy powinien budować swój PR za pieniądze podatników? Można mieć wątpliwości – dodaje socjolog.
Bartosz Gubernat
...
Nikt chyba nie uwierzy ze to z milosci do miasta ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:48, 21 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Julia Wizowska | Onet
Mój szef jest psychopatą
Drzwi do firmy otwiera z hukiem. "Przynieście mi kawę, piii...!" - wydziera się na dzień dobry. Później wysyła pracowników do sprzątania i wyznacza grafik korzystania z komputera. Kto to? Szef psychopata.
"Nawet nie zdaje sobie pani sprawę z tego, jaki to sadysta" - pisze Marlena w mailu. "Ale nikt się na niego nie skarży, bo to mała miejscowość, a on wszystkich zna. Ludzie mieliby potem problem ze znalezieniem nowej posady." Pracownicy więc karnie przychodzą do pracy, mimo że boją się szefa. Nigdy nie wiadomo, co mu strzeli do głowy. "Mógłby spoliczkować. A koledzy z pracy powiedzą pół żartem, pół serio: ciesz się, że nie zabił" - dodaje Marlena.
Okaleczenie i straszenie bronią
Doniesienia o agresywnym zachowaniu niektórych przełożonych co jakiś czas pojawiają się w mediach. We wrześniu zeszłego roku głośna była sprawa okaleczenia młodego mieszkańca Katowic pracującego na budowie. Prawdopodobnie do zdarzenia doszło po tym, jak pracownik zażądał wypłaty za swoją pracę. Zagroził też, że w razie niewypłacenia złoży skargę do urzędu na "czarne" zatrudnienie. Szef postanowił sprawę z podwładnym załatwić na swój sposób. Zaciągnął go do lasu i razem z kompanem okaleczył: podciął gardło i uciął cztery palce.
Tydzień temu do tragedii mogło dojść również w Wodzisławiu Śląskim. Dwóch pracowników przyszło do szefa upomnieć się o zaległą wypłatę. Nalegali, ale przedsiębiorca odmawiał. W końcu wyszedł z firmy, a gdy za chwilę wrócił, trzymał w ręce pistolet. "Załatwię was" - powiedział do pracowników. Finał nie był tragiczny tylko dzięki temu, że wystraszeni mężczyźni w porę zadzwonili na policję.
Karanie za spóźnienie
Sytuacji, w których przedsiębiorcy przekraczają granicę dobrego smaku, prawa i swoich uprawnień, jest dużo więcej. Tylko nie wszyscy pracownicy chętnie opowiadają o tym publicznie.
Zosia pracuje w sklepie odzieżowym. Żadna to korporacja czy światowa marka - ot butik z używaną zagraniczną odzieżą. Pracują w sumie trzy osoby, dwie ekspedientki i szefowa. - Kiedy szefowa mnie zatrudniała, uzgodniłyśmy warunki: praca co drugi dzień od 10 do 18. Wypłata do ręki, bo nie podpisujemy umowy. Mam pilnować towaru na sklepie, śledzić za porządkiem na wieszakach i obsługiwać kasę fiskalną - opowiada Zosia. Kiedy przyszło co do czego, okazało się, że dziewczyna ma również wyładowywać dostawę z ciężarówki i sortować towar na zapleczu. Zmywać podłogi po zamknięciu sklepu. I płacić "odszkodowanie" za każdą dodatkową minutę spędzoną na przerwie. - W ciągu dnia mam 15 minut odpoczynku. Mogę zjeść obiad albo zapalić papierosa - jedno albo drugie, bo na obydwa nie starczy czasu. Za każdą minutę spóźnienia szefowa odejmuje od pensji 1,50 zł netto!- skarży się Zosia, podkreślając, że pracodawca dolicza do kary podatek VAT. - Nienormalna! Płaci mi pod stołem i jeszcze o jakichś podatkach mówi - oburza się pracownica.
Obrzucanie obelgami
Marlena z kolei opowiada, że kiedy szef wkracza do biura, wszyscy znajdujący się w środku zamierają. - Bo on nie otwiera drzwi, tylko wysadza je kopniakiem. To jest chyba taka manifestacja: patrzcie, wasz władca właśnie przekroczył progi tego przybytku. A wy, drobny plebs, macie kłaniać się mu w nogi. Takie mamy wrażenie - mówi Marlena. Następnym "krokiem" szefa jest krzyk z gabinetu: "Przyniesiecie mi, piii..., kawę, czy nie?". I pracownik dyżurujący tego dnia na kuchni niesie. - Dyżury to u nas normalna sprawa. Ten, którego jest kolej, robi dla szefa kawę, podaje obiad przygotowany wcześniej w domu albo zamówiony w firmie cateringowej, a po pracy zmywa naczynia i sprząta - opowiada specjalistka do spraw dostaw w firmie importującej sprzęty AGD.
Pracownica skarży się również, że szef utrudnia, a czasem uniemożliwia, wykonywanie obowiązków przez podwładnych. Choć jemu powinno najbardziej zależeć na dobrej organizacji pracy - to przecież jego firma. - W biurze mamy tylko dwa komputery - jeden ma szef, a drugi stoi w naszym pokoju. Korzystają z niego wszyscy, na zmianę - komentuje Marlena. Gdy jedna osoba zajmuje stanowisko przy laptopie, cała reszta rozsiada się po kątach i pracuje odręcznie. Na papierze budują bazę klientów, odhaczają nazwiska kontrahentów, którzy zapłacili. Nawet pisma do zalegających z przelewem piszą najpierw odręcznie. A potem, gdy mają swoje pół godziny przy komputerze, przepisują. - To wydłuża pracę. A kiedy się spóźniamy z realizacją zamówień, szef krzyczy: znowu się opier...cie, nieroby! - mówi Marlena.
Różne typy zaburzeń
Kiedy Marlena poznała swojego szefa, wydał jej się dżentelmenem. Drzwi przed nią otworzył, przesunął krzesło, zaparzył herbatę. To było podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Przyszły szef mówił pięknie, wydawał się inteligentnym i oczytanym. Do tego elegancki, z manierami i bardzo charyzmatyczny. Teraz też takim się wydaje nowym pracownikom. Przed starymi nie musi udawać.
Podobnie jest z szefową Zosi. - Kiedy przychodzi klientka, ona jest cała w skowronkach. Biega dookoła, ćwierka, doradza, pomaga przymierzać. A potem wyżywa się na nas na zapleczu - opowiada ekspedientka.
Specjaliści nie są zaskoczeni taką zmianą zachowania. Mówią, że osoby z zaburzeniami można spotkać w każdej grupie zawodowej. A władza jeszcze częściej przyciąga narcyzów i psychopatów. Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA) podaje klasyfikację zaburzeń psychicznych. Na jej podstawie można naszkicować kilka portretów szefów z zaburzeniami. Pierwszym jest narcyz - przekonany o swojej wielkości i dlatego arogancki wobec innych. Nie jest zdolny do empatii, okazuje personelowi pogardę przy każdej okazji. Wszystkie zasługi ekipy przypisuje sobie. Drugim jest psychopata - nie szanuje on reguł pożycia społecznego. Jest chamski i agresywny. Krzywdzi ludzi, nie mając wyrzutów sumienia. Potrafi jednak być czarujący, ale tylko wtedy, gdy tego potrzebuje do realizacji własnych celów. Jest jeszcze m.in. typ histrioniczny, charakteryzujący się przesadną emocjonalnością i zachowaniem rodem z teatru i schizoidalny - samotnik i alien obojętny zarówno na krytykę, jak i pochwały.
Wyjście z sytuacji
- Ja już nie wiem co robić, bo z jednej strony potrzebuję pracy, a z drugiej, nie życzę sobie takiego traktowania - mówi Zosia. - To jest chyba mobbing - dodaje.
- Według Kodeksu pracy mobbing oznacza działanie lub zachowanie dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołująca u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników - informuje Państwowa Inspekcja Pracy.
Za ofiary mobbingu ze strony pracodawcy mogą być również uznani Marlena i jej koledzy z biura. Pracodawca od dłuższego czasu stosuje wobec nich wyzwiska, groźby, krytykuje wypełnianie obowiązków i zleca zadania poniżej umiejętności. Ofiarom mobbingu w pracy, PIP radzi nauczyć się bronić, być asertywnym. Wyrażać swoje zdanie w odpowiedzi na zaczepki mobbingującego, ale bez agresji. A także zbierać dowody: udokumentowane przejawy mobbingu, nagrania indywidualne albo z kamer przemysłowych, notatki z zapisami rozmów, sytuacji i zachowań, które mogą świadczyć o mobbingu, a także relacje świadków. - Postępowanie dowodowe w sprawach mobbingowych prowadzi się w dwóch etapach. Pierwszy obejmuje ustalenie, czy mamy do czynienia z rzeczywistym mobbingiem, natomiast w drugim bada się, czy doszło do wywołania rozstroju zdrowia lub szkody - informuje PIP. Sprawę rozpatruje sąd pracy.
- A co mam robić, jeśli nie mam umowy o pracę? - pyta Zosia. PIP informuje, że niezależnie od tego, czy sytuacja kwalifikuje się do sądu pracy, można złożyć cywilny pozew przeciwko mobberowi za naruszenie dóbr osobistych. I domagać się, by pracodawca przeprosił ustnie lub pisemnie. Albo wypłacił zadośćuczynienie. - Trzeba jednak mieć pieniądze na proces cywilny. I jeszcze mnóstwo czasu i nową pracę - rozkłada ręce Zosia. A zmiana pracy jest najczęstszą radą specjalistów dla osób doświadczających przemocy w firmie.
...
Wladza deprawuje ... Mitem jest ze patologia to jak bluzga czy grozi pistoletem . To moze by wyraz frustracji czy bezsilnosci . Zapewniam ze osobnik wzorcowo kulturalny tak wam dokopie ze wolelibyscie posluchac bluzgow ... To kwestia sumienia nie kultury . Mozecie spotkac osobe prymitywna nie potrafiaca bez bluzgu zyc a dobra jak nikt . Nikt wam tak nie pomoze . Nie mylcie kultury z dobrocia!!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 2:08, 24 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Kluby podzielone ws. propozycji zakazu publikacji sondaży na 7 dni przed wyborami
Kluby PO, PSL, SLD i SP opowiedziały się za dalszymi pracami nad projektem zmian w Kodeksie wyborczym, który wprowadza zakaz publikacji sondaży na 7 dni przed wyborami. Przeciw takiemu rozwiązaniu są PiS i Twój Ruch. TR chce odrzucenia projektu w pierwszym czytaniu.
Projekt zmian w Kodeksie wyborczym autorstwa PSL zakłada zmianę art. 115, według której w okresie 7 dni przed dniem głosowania aż do momentu jego zakończenia zabrania się publikowania lub podawania do publicznej wiadomości wyników przedwyborczych badań i sondaży opinii publicznej dotyczących przewidywanych zachowań wyborczych lub wyników wyborów oraz wyników sondaży wyborczych przeprowadzanych w dniu głosowania.
Za złamanie zakazu grozić miałaby grzywna w wysokości od 10 tys. zł do 1 mln. zł. Obecnie za złamanie ciszy wyborczej, obowiązującej na dzień przed wyborami i w dniu głosowania, grozi grzywna w wysokości od 500 tys. zł do 1 mln zł.
Poseł PSL Eugeniusz Kłopotek, uzasadniając propozycję zmian w Kodeksie wyborczym, zaznaczył, że ośrodki badania opinii publicznej nie raz znacznie się myliły, publikując na kilki dni przed wyborami sondaże znacząco się od siebie różniące. Jak mówił, gdy wyborca tuż przed dniem wyborów widzi, że dana partia nie przekracza progu wyborczego, to nie chcąc, by jego głos został zmarnowany, odda swój głos na to ugrupowanie, które jest liderem sondażu.
- Proponowane zmiany zmierzają do zapewnienia wyborcy spokoju i pełnej swobody w podjęciu ostatecznej decyzji wyborczej w warunkach wolnych od presji, jaką wywołuje agresywna kampania wyborcza, szczególnie w ostatnich dniach przed głosowaniem. Nie ulega bowiem żadnej wątpliwości, w szczególności obserwując dotychczasowe kampanie wyborcze, że w trakcie ich trwania wyborcy są narażeni na oddziaływania różnego rodzaju socjotechnik - powiedział Kłopotek.
Dodał, że z racji terminu tegorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się w maju, proponowane zmiany miałyby obowiązywać dopiero od 1 stycznia 2015 roku. - Wysoki Sejmie decyzja należy do nas. Spróbujmy raz przynajmniej na siedem dni przestać być zakładnikami wszelkiego rodzaju sondażowni - powiedział Kłopotek.
Za dalszymi pracami w Sejmie opowiedział się klub PO, choć jak podkreślił poseł Platformy Mariusz Witczak jego klub "nie podziela entuzjazmu wnioskodawców wobec projektowanych zmian". - Nie zamierzamy jednak blokować dyskusji na ten temat - powiedział Witczak.
Jak zaznaczył, brak entuzjazmu Platformy wynika z szeregu wątpliwości i zastrzeżeń m.in. konstytucyjnych. - Zakaz publikowania sondaży na 7 dni przed dniem wyborów traktujemy, jako swego rodzaju ograniczenie swobód obywatelskich, jednak jako blokowanie dostępu do informacji - powiedział Witczak.
Także poseł SP Tadeusz Woźniak zapowiedział, że jego klub opowiada się za dalszymi pracami nad tym projektem. W jego ocenie 7-dniowy okres zakazu publikacji sondaży jest przez wszystkie siły polityczne do zaakceptowania. - Ośrodki badania opinii publicznej niejednokrotnie działają na zamówienie i próbują wpływać na preferencje wyborcze wśród wyborców. (...) Dlatego będziemy chcieli poprzeć ten projekt i wyrównać w pewnym sensie szanse dla wszystkich - powiedział Woźniak.
Również Zbigniew Zaborowski (SLD) przekonywał, że przekazywanie błędnych sondaży na kilka dni przed wyborami może całkowicie zmienić lub wypaczyć ich wynik. Jak mówił, SLD był kiedyś w takiej sytuacji, że na parę dni przed ciszą wyborczą, jedna z ogólnopolskich gazet dawała Sojuszowi minimalne poparcie, poniżej progu.
- Dlatego, że takie sytuacje mogą mieć wpływ na decyzje wyborców, będziemy opowiadali się za dalszymi pracami w sejmowych komisjach - powiedział Zaborowski.
Przeciw proponowanemu przez PSL rozwiązaniu opowiedzieli się posłowie PiS, SLD i Twojego Ruchu. Według Grzegorza Schreibera (PiS) projekt PSL jest "kolejnym etapem igrzysk ordynacyjnych", które - według posła PiS - trwają w parlamencie. Schreiber stwierdził, że niepokój budzi zapis, który zmniejsza znacząco wysokość grzywny za złamanie ciszy wyborczej. W jego ocenie, może to zachęcać m.in. prezydentów miast, czy duże gazety lub stacje telewizyjne do łamania ciszy wyborczej.
Z kolei w ocenie Tomasza Makowskiego (TR) propozycja PSL jest "śmieszna" i budzi wątpliwości konstytucyjne. Jak dodał, prawo nie może zakazywać obywatelom dostępu do tego typu informacji. Poseł TR złożył wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. Głosowanie ma odbyć się w piątek.
...
Jest to sluszne tylko kary musza byc solidne nie tak jak dawniej ze Wyborcza lamala i nic . Zabronic tez jakichkolwiek procentow zeby nie bylo ze oni zmyslili i to nie byl sondaz . Zabrania sie formatowania wyborow jakimikolwiek procentami przydzielanymi partiom na 7 dni przed glosowaniem. Czyli ostatni sondaz w sobote robiony wisi do 24.00 i trzeba zdjac albo do piatku . To bylo narzedzie manipulacji .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:10, 03 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Agnieszka Keller | Onet
Aleksander Gawronik: król cinkciarzy
Nie miał predyspozycji, żeby zostać etatowym esbekiem. Został milionerem i senatorem. Szybko wspiął się na szczyt - i bardzo nisko upadł…
Były to pionierskie czasy polskiego kapitalizmu, gdy błyskawicznie powstawały fortuny, a świeżo wzbogaceni ludzie sukcesu szybko bankrutowali lub trafiali za kraty.
Dobry start w nowym ustroju wymagał pieniędzy, obrotności, znajomości rynku. Aleksander Gawronik miał te atuty. Prawnik z wykształcenia, był wychowawcą w poznańskim areszcie śledczym, dyrektorem przedsiębiorstwa państwowego, a w latach 80. prywaciarzem - miał kurnik, pieczarkarnię, warsztat samochodowy, biuro pisania podań. Sprowadzał samochody z Niemiec (jak ojciec Rydzyk), handlował walutą. Wśród poznańskich cinkciarzy miał ksywę Walizeczka.
Ciekawy epizod w jego biografii, to zgłoszenie się do pracy w Służbie Bezpieczeństwa, gdzie wytrwał tylko parę tygodni. Po latach dziennikarze wyszperali jego dokumenty w IPN, z których wynika, że uznano go za funkcjonariusza "pozbawionego właściwych predyspozycji". Mimo to, gdy Gawronik zaczął jeździć do Niemiec po samochody, zwerbowano go na współpracownika wywiadu PRL.
Pod koniec lat 80. rząd Rakowskiego rozpoczął reformy rynkowe na skalę wcześniej w realnym socjalizmie niewyobrażalną. Weszła w życie zasada "co nie jest zabronione, jest dozwolone". Doszło do prawdziwej eksplozji przedsiębiorczości. Kto miał najlepszy pomysł i kontakty, zwane wtedy dojściami, wyprzedzał w tym wyścigu innych. Aleksander Gawronik wyprzedził wszystkich, zakładając pierwszą w Polsce sieć kantorów.
Kto pierwszy, ten lepszy
Jest kilka wersji tych wydarzeń. Romantyczna: "Pan Walizeczka" napisał list do premiera Rakowskiego, namawiając go do zniesienia monopolu państwa na obrót walutą wymienialną. Premier ponoć tak się tym zainteresował, że zaprosił obywatela Gawronika na spotkanie w rządowej willi przy ul. Parkowej. A tam czekali wicepremier Ireneusz Sekuła, minister finansów, prezes NBP, rzecznik rządu… Przy zakrapianej gruzińskim koniakiem kolacji panowie zadecydowali o dalszych losach polskiego rynku walutowego. W wersji realistycznej Gawronik od dawna znał Sekułę i w tym kluczowym momencie skorzystał z jego pomocy. Trudno to dziś zweryfikować, gdy zarówno Mieczysław F. Rakowski, jak i Ireneusz Sekuła nie żyją.
Tygodnik "Polityka" przedstawił wersję nr 3, powołując się na informacje od samego Gawronika. Na początku 1989 roku pan Aleksander spotkał się z gen. Kiszczakiem, ministrem spraw wewnętrznych, i przekonał go do zgody na otwarcie prywatnych kantorów. Kiszczak umówił go na rozmowę z innymi generałami, podczas której padło pytanie: "A co z tego będą miały służby?". Odpowiedź brzmiała: "Chcecie zatrudnić u mnie swoich ludzi - proszę!".
Faktem jest, że 14 marca 1989 roku Gawronik dostał zezwolenie na otwarcie pierwszego kantoru wymiany walut w Świecku, a nowe prawo dewizowe miało wejść w życie o północy. Spod hotelu Victoria w Warszawie, gdzie rezydował wtedy poznański biznesmen ze swymi współpracownikami, ruszyła w stronę granicy kawalkada pięciu taksówek z ludźmi i sprzętem. Liczyła się każda minuta. W montowaniu budki na przejściu granicznym pomagali podobno wopiści. W trzy dni później Aleksander Gawronik miał już sieć kantorów wzdłuż zachodniej granicy.
Z dnia na dzień stał się potentatem finansowym. W roku 1990 zajął pierwsze miejsce na liście najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost". Zawarł umowę z niemiecką firmą Tax-free, dzięki czemu Polacy robiący zakupy w Niemczech mogli otrzymywać zwrot VAT u Gawronika.
Gdyby poprzestał na kantorach, pewnie mógłby prowadzić je spokojnie do dziś. Coś jednak kazało mu je sprzedać - niespokojny duch, ambicja? "Ja mam temperament faceta, który robi tylko duże interesy" - tłumaczył Gawronik.
Zgodnie ze starą zasadą biznesową, że kto nie idzie naprzód, ten się cofa - pan Aleksander rozwijał swoje imperium. Założył firmę Sezam, która zajmowała się ochroną ludzi i mienia, w tym konwojowaniem przesyłek wartościowych. W roku 1991 przyjął stanowisko zarządzającego spółką Art-B - i to był początek zjazdu po równi pochyłej.
Czytaj dalej: początek końca
Początek końca
Działo się to po wybuchu głośnej afery Art-B i spektakularnej ucieczce jej właścicieli, Bogusława Bagsika i Andrzeja Gąsiorowskiego, z Polski. Gawronik jako zarządzający powinien strzec majątku spółki do czasu rozstrzygnięć sądowych. Ale już po paru miesiącach został zatrzymany przez funkcjonariuszy Urzędu Ochrony Państwa pod dwoma zarzutami: że przywłaszczył sobie mienie Art-B o wartości 7,6 mld starych złotych i że przejął bezprawnie na konto własnej firmy 10 mld starych złotych, wyegzekwowanych od jednego z dłużników Art-B. Przywłaszczone mienie, to słynna wtedy kolekcja obrazów Bagsika i Gąsiorowskiego z pałacyku w Pęcicach: Renoir, Picasso, Malczewski, Chełmoński, Witkacy… Funkcjonariusze UOP odnaleźli ją w rezydencji Gawronika w podpoznańskiej Długiej Goślinie.
Po trzech tygodniach został zwolniony za kaucją. Wciąż czuł się silny. Wszedł w handel paliwami - w 1992 roku zaczął zakładać stacje benzynowe we współpracy z niemieckim oddziałem firmy Esso.
Dowodzi słabości ówczesnego państwa i prawa, że człowiek z poważnymi zarzutami wystartował w wyborach i zdobył mandat niezależnego senatora (1993 rok). W tym samym roku zaczął się jego proces, lecz Senat nie zgodził się na uchylenie Gawronikowi immunitetu.
Zasiadając w Senacie przez cztery lata, Aleksander Gawronik rozkręcił nowe przedsięwzięcia. Utworzył holding Biuro Handlowo-Prawne AG. Najwyraźniej jednak nie był już w stanie utrzymać się "na topie", nie łamiąc prawa.
W roku 2000 na zlecenie Prokuratury Rejonowej w Słubicach przeszukano biura i magazyny jego firmy. Rok później były senator został zatrzymany i decyzją sądu aresztowany pod zarzutem oszustw celnych i podatkowych. Pisano wtedy, że znał "Pershinga" z grupy pruszkowskiej, że dostał od gangsterów pieniądze na nowy biznes.
Z trzech wyroków skazujących uzbierało się byłemu senatorowi 9 lat więzienia, z czego odsiedział 8.
Tam i tu
Aleksander Gawronik zrelacjonował swe przeżycia i doświadczenia więzienne w książce "Tam", która ukazała się w roku 2012. To mocny, sugestywny opis wydarzeń, podszyty zdumieniem, że człowiek "z wyższych sfer" zaznał takiego upokorzenia.
"Wchodzę i jestem w jakimś maleńkim, pustym pomieszczeniu. Jest też żarówka, metalowa prycza, kulawy taboret, połamany stolik, brudna umywalka, brudna toaleta, brudne ściany i jakieś kable wystające ze ściany. Apel o szóstej rano - mówi sierżant i wychodzi" - opisuje Gawronik osadzenie go w celi. "Gazecie Wyborczej" powiedział: "Trafiłem później do celi wieloosobowej, nauczyłem tam czytać i pisać dwóch chłopaków. Gdy ktoś próbował się zaprzyjaźniać, mówić mi po imieniu, mówiłem, że jest pewna różnica między nami - i tego się trzymajmy".
Ostatni rozdział "Tam", to propozycje zmian w systemie więziennictwa - całkiem rozsądne.
Zwolniony przedterminowo w roku 2012, pan Aleksander był widywany w poznańskich kawiarniach, chętnie spotykał się z dziennikarzami, opowiadał, że kompletuje papiery do emerytury i jednocześnie przymierza się do zainwestowania w energetykę. Nagle zatrzymała go specjalna grupa pościgowa policji. Okazało się, że nie zapłacił 175 tys. zł grzywny, a ponieważ komornik nie miał z czego jej ściągnąć, Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa zamienił Gawronikowi grzywnę na 350 dni aresztu.
Historię Aleksandra Gawronika niektórzy komentatorzy widzą jako skutek czystek w służbach specjalnych: "esbecki biznes" musiał ustąpić miejsca nowemu biznesowi elit postsolidarnościowych. Można jednak czytać tę historię bez klucza politycznego, widząc w niej zjawisko stare jak świat: zawrót głowy od sukcesów i utratę rozsądku w pogoni za wielkim szmalem.
>>>
Bardzo dziwne jest to ze aferzysci tamtych czasow szybko znikneli ale z gospodarki . Tymczasem w polityce kfitna . Tusk macio prezes . Zmienili tylko szyldy to tak jakby zmienic nazwe firmy i wystarczy . Ktos powie ich wybieraja ... Gawronika tez wybierali . Zalosne jest to ze przekrecenie paru milionow zostalo ukarana a zrujnowanie CALEGO KRAJU nagrodzone ... Tym wieksze beda kary po smierci .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 14:41, 10 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Maciej Jędrzejak | Saxo Bank
Rzecznikiem rządu być
Oszroniona trakcja kolejowa, nieprzejezdne drogi na Lubelszczyźnie i… zaginione 19 mld złotych - Rzecznik Kidawa-Błońska z pewnością nie może narzekać na nudę. Pomimo wykonywanego wcześniej zawodu producenta filmowego, raczej nie spodziewała się scenariusza, jaki napisała polska rzeczywistości.
Z optymizmu towarzyszącego następczyni Pawła Grasia na stanowisku rzecznika rządu, pozostała jedynie nadzieja, że kolejny dzień nie będzie gorszy. Pomijając już kwestię zerwanych trakcji kolejowych, bezprecedensowych opóźnień pociągów oraz "zaskoczonych" drogowców w powiecie hrubieszowskim, niezwykle istotna wydaje się sprawa transferu 153 mld złotych z OFE do ZUS.
Co prawda, kontrowersyjna reforma była już komentowana w mediach wiele razy, jednak niewiedza Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w kontekście zaginionych pieniędzy napawa przerażeniem i nadal podgrzewa debatę publiczną odnośnie bezpieczeństwa emerytalnego Polaków. Jakkolwiek, za chaos w PKP można winić "taki klimat", o tyle ostania wpadka Pani Rzecznik jest efektem kreatywnej księgowości ministra Rostowskiego, zawzięcie walczącego z długiem publicznym. Gdzie się podziało 19 mld zł? Jak słusznie zauważa Krzysztof Berenda, dziennikarz radia RMF FM, ta "drobna" suma trafiła do Funduszu Rezerw Demograficznych. Dlaczego tam? Ponieważ z perspektywy polityki poprzedniego Ministra Finansów była całkowicie bezużyteczna.
Na mocy ustanowionych przez niego praw, obligacje Krajowego Funduszu Drogowego nie mogą być wliczane do długu publicznego, a kwota, o której mowa, została pobrana z OFE właśnie jako obligacje emitowane przez Bank Gospodarstwa Krajowego na rzecz wspomnianego Funduszu - toteż nie mogła przyczynić się do tzw. "cudu Rostowskiego".
Równie frapująca pozostaje niespójna retoryka Rządu odnośnie celu reformy OFE. Przed jej realizacją wszystkim zainteresowanym tłumaczono, że tak drastyczny krok, ta swoista hekatomba jest wynikiem troski o bezpieczną i szczęśliwą starość Polaków. Po transferze środków do ZUS, pierwszym komunikatem jaki podano do mediów, było odtrąbienie sukcesu w postaci redukcji długu publicznego o 134 miliardy. Takiego sukcesu fiskalnego nie spodziewał się chyba żaden ekonomista… przy zdrowych zmysłach.
....
Jak sie chce za wszelka cene byc na szkle to trzeba robic z siebie durnia i kryc glupote kamratow . Nie wchodzi sie w partyjke ktorej przywotcy majo dwie lewe rence . A jak sie wchodzi to sie ma . Grę o szron .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:09, 04 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Sejm podniósł kwoty świadczeń pielęgnacyjnych dla opiekunów osób niepełnosprawnych
Sejm uchwalił ustawę podwyższającą świadczenie pielęgnacyjne dla opiekunów osób niepełnosprawnych. Za - głosowało 436 posłów; przeciw - tylko jeden. Dzisiejsze głosowanie to pokłosie protestu, który od kilkunastu dni trwa w Sejmie. Rodzice osób niepełnosprawnych domagali się większej podwyżki świadczeń.
Protestujący od ponad dwóch tygodni w Sejmie rodzice niepełnosprawnych dzieci zapowiedzieli, że będą kontynuowali protest co najmniej do najbliższego posiedzenia Senatu.
Zapowiedź ta została złożona po tym, jak Sejm uchwalił ustawę podwyższającą świadczenia pielęgnacyjne dla rodziców niepełnosprawnych dzieci.
- Od 30 lat jestem w tym środowisku. To, co mówi rząd, ustami posłanki Magdaleny Kochan - to propaganda w stylu Edwarda Gierka. To jest żenujące; to nieuczciwe, że ci rodzice są tak traktowani - mówił w Sejmie ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który wspiera protestujących rodziców.
- Wzrost świadczenia pielęgnacyjnego będzie następował co roku i będzie proporcjonalny do wzrostu minimalnego wynagrodzenia; w Senacie zaproponujemy stosowną poprawkę - zapowiedział w Sejmie minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz.
Minister zabrał głos, odpowiadając na pytania posłów w trakcie głosowań nad poprawkami do projektu ustawy podwyższającej świadczenia pielęgnacyjne.
- Intencją rządu jest utrzymanie relacji świadczenia pielęgnacyjnego do minimalnego wynagrodzenia, żeby to świadczenie wzrastało razem ze wzrostem minimalnego wynagrodzenia - zadeklarował Kosiniak-Kamysz.
Podkreślił, że jest to możliwe w oparciu o dzisiejsze przepisy dotyczące weryfikacji świadczeń rodzinnych.
- Ale żeby dać pewność tym wszystkim, którzy nie chcą uwierzyć w dobre intencje podnoszenia świadczenia do wysokości wynagrodzenia minimalnego i podnoszenia go również po etapie dojścia do 1300 zł, na etapie prac w Senacie zaproponujemy poprawkę, która spowoduje powiązanie wzrostu świadczenia pielęgnacyjnego o procentowy wzrost płacy minimalnej, żeby ta pewność była - mówił Kosiniak-Kamysz.
- Wzrost świadczenia będzie następował co roku i będzie proporcjonalny do wzrostu minimalnego wynagrodzenia - zapewnił.
Projekt dotyczący opiekunów osób niepełnosprawnych dzieci przewiduje, że świadczenie pielęgnacyjne dla ich opiekunów od maja wzrośnie do 1000 zł, od 2015 r. do 1200 zł, a od 2016 r. do 1300 zł netto. Protestujących rodziców propozycja ta nie zadowala. Domagają się podwyżki do poziomu płacy minimalnej już teraz.
Posłowie opozycji chcieli szybszego dojścia do docelowej kwoty. Klub PiS proponuje, by świadczenie pielęgnacyjne dla rodziców niepełnosprawnych dzieci już od maja wzrosło do poziomu 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia, z ostatniego kwartału poprzedniego roku - co wprowadziłoby stały mechanizm zapewniający regularną waloryzację.
Z kolei klub SLD zgłosił poprawkę, w myśl której od przyszłego roku rodzice niepełnosprawnych dzieci otrzymywaliby w sumie 1300 zł - 1200 zł świadczenia i 100 zł dodatku finansowanego z Funduszu Pracy.
Rządowy projekt dotyczący zasiłków dla opiekunów dorosłych osób niepełnosprawnych, realizując wyrok TK, przywraca świadczenia odebrane w ub. roku. Był on rozpatrywany razem z dwoma projektami autorstwa PiS i SLD; wprowadzono do niego niektóre propozycje zawarte w tych poselskich projektach.
...
Dopiero przed wyborami i brutalna akcja mozna z nimi cos zalatwic . Zero jakiejkolwiek troski o dobro ludzi . Oni istnieja po to aby korzystac z koryta .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:02, 05 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Peres: polityka zniszczyła moje małżeństwo
Prezydent Izraela Szimon Peres wyznał w wywiadzie dla wydania dziennika "Jedijot Achronot", że jego małżeństwo zniszczyła polityka. Wyjaśnił, że z żoną poszli "osobnymi drogami', gdy podjął decyzję o starcie w wyborach prezydenckich w 2007 r.
90-letni Peres, który rzadko mówi o swoim życiu osobistym, powiedział gazecie, że jego żona Sonia poprosiła go wtedy, by wycofał się z polityki, na co on nie mógł się zgodzić.
- Służyłem całe życie krajowi, ludziom. To nadaje mojemu życie sens, nie wiem co to znaczy wolny czas, dla mnie czas wolny to jak umieranie. Umrę, jeśli nie będę dalej działał - wspominał Peres w jaki sposób tłumaczył żonie swoją decyzję.
Sonia twierdziła, że już zrobiłem wystarczająco dużo i są inni ludzie, którzy mogą teraz służyć krajowi - dodał prezydent. Wyjaśniałem żonie, że nie mogę nic na to poradzić i muszę dalej pracować i ostatecznie "zdecydowaliśmy się pójść osobnymi drogami" - powiedział.
Sonia Peres, która urodziła się na Wołyniu w Polsce (obecnie Ukraina), zmarła w 2011 roku w wieku 88 lat. Mając cztery lata wyemigrowała wraz z rodzicami do będącej pod brytyjskim mandatem Palestyny. W 1945 roku poślubiła Peresa i razem pracowali w kibucu Alumot.
Podczas długoletniej kariery politycznej męża żyła w jego cieniu i prowadziła niezależne życie.
Gdy w 2007 roku Szimon Peres został prezydentem, który w Izraelu pełni funkcje jedynie reprezentacyjne, i przeniósł się do Jerozolimy, Sonia pozostała we wspólnym mieszkaniu w Tel Awiwie. Nigdy oficjalnie się nie rozwiedli. Mieli troje dzieci, ośmioro wnuków i trójkę prawnuków.
W wywiadzie Peres powiedział, że byli szczęśliwym, kochającym się małżeństwem, lecz żona nie mogła zaakceptować, że w jego życiu polityka była na pierwszym miejscu. - To było trudne, lecz ja uszanowałem jej wolę, a ona moją. Gdybym został (z żoną), dusiłbym się - wyznał.
Peres zapowiedział, że teraz, gdy kończy się jego kadencja, myśli o życiu po prezydenturze. - Dzisiaj mam więcej planów, niż czasu na ich zrealizowanie. Nie przechodzę na emeryturę. Będę służył krajowi w inny sposób - dodał.
Szimon Peres urodził się 1923 roku w Wiszniewie w województwie nowogródzkim II Rzeczypospolitej (obecnie Białoruś). W 1934 roku rodzina wyjechała do Tel Awiwu. Był dwukrotnie premierem Izraela, pełnił funkcje ministerialne w 12 izraelskich rządach, w tym ministra obrony i ministra spraw zagranicznych. W 1994 roku został laureatem Pokojowej Nagrody Nobla, razem z ówczesnym premierem Izraela Icchakiem Rabinem i przywódcą Palestyńczyków Jaserem Arafatem.
>>>
Niestety typowy przyklad wladzoholizmu ... Nie mozna doprowadzac sie do takiej patologii . Ja tez zajmuje sie polityka ale mam tego dosyc to mnie brzydzi jest ohydne . Wole juz gry ... Czyli w sumie znaczy jestem normalny :O)))
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:22, 27 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Nieco ponad 143 tys. zł przysługuje partiom za każdy zdobyty mandat do PE
Na nieco ponad 143 tys. zł dotacji z budżetu za każdy zdobyty mandat do PE mogą liczyć partie polityczne i koalicje. Kwota do podziału zależy od frekwencji w wyborach; z danych PKW wynika, że jest to blisko 7,3 mln zł.
Krzysztof Lorentz z Krajowego Biura Wyborczego zaznaczył, że dotacja nie może być wyższa niż wydatki poniesione przez komitet na kampanię wyborczą. - W związku z tym trzeba jeszcze odczekać na złożenie sprawozdań finansowych, by można było ostatecznie stwierdzić, jaka jest ta przysługująca wysokość dotacji. Oczywiście wymaga to zbadania sprawozdań, ponieważ w wyniku badania dotacja może zostać obniżona - powiedział.
Na złożenie sprawozdania finansowego z kampanii są trzy miesiące od wyborów.
Z danych PKW wynika, że w wyborach do PE wzięło udział blisko 7,3 mln osób, a więc łączna kwota dotacji do podziału wynosi prawie 7,3 mln zł (1 zł na wyborcę).
Platforma i PiS, które zdobyły po 19 mandatów, mogą otrzymać więc po 2,7 mln zł dotacji. SLD-UP za 5 mandatów - 715 tys. zł, a PSL i Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego, które zdobyły po cztery mandaty, mogą liczyć na otrzymanie po 572 tys. zł.
PKW sprawozdanie finansowe komitetu wyborczego może przyjąć, przyjąć ze wskazaniem uchybień lub odrzucić. Na decyzję PKW przysługuje skarga do Sądu Najwyższego. Lorentz podkreślił, że konsekwencje, jakie może ponieść komitet to np. przepadek na rzecz Skarbu Państwa środków na kampanię uzyskanych z naruszeniem przepisów. Zaznaczył, że ewentualne naruszenia nie wpływają na wynik wyborów.
W wyborach w 2009 r. na kampanię wyborczą komitet wyborczy PO wydał 9,6 mln zł, zdobył 25 mandatów, co przełożyło się na 3,7 mln zł dotacji podmiotowej; komitet wyborczy PiS na kampanię wydał 10,4 mln zł, zdobył 15 mandatów, co przełożyło się na 2,3 mln zł dotacji; koalicyjny komitet SLD-UP na kampanię wydał 7 mln zł, zdobył siedem mandatów i otrzymał dotację w wysokości 1 mln zł; komitet wyborczy PSL wydał na kampanię 10 mln zł, zdobył trzy mandaty i otrzymał 0,5 mln zł dotacji.
>>>
A reszta komitetow to co ? Obywatele placacy podatki TEZ NA NIE GLOSOWALI ! A komitety poniosly koszty ? CO TO JEST WSPIERANIE DEMOKRACJI CZY KARTELIZACJI ?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:31, 19 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
"Politycy to prostytutki, więc takim językiem się posługują"
Miernota, chłam doszedł do takich stanowisk. To poziom rynsztoka. Politycy to prostytutki, więc takim językiem się posługują. I nie zasłaniajcie się Polakami, że my tak samo się zachowujemy, wy jesteście zwykłymi chamami! - słyszymy pod adresem ,,polityków'' .
...
Wreszcie zesta sie zorientowalista . Sejm media uczelnie mozna okreslic jednym slowem . HOLOTA ! PO 89 WYPLYNAL NAJGORSZY ELEMENT ! Ale wy na nich glosujecie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:11, 22 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Sensacyjna wypowiedź Sławomira Nowaka - nowe taśmy "Wprost"
"S.Nowak w rozmowie z Parafianowiczem twierdzi, że PO wykupiło długi komitetu Religi za jego poparcie w wyborach 2005" - o czym są kolejne taśmy napisał Michał Majewski, dziennikarz "Wprost" na swoim Twitterze.
Redakcja "Wprost" ujawnia, że Sławomir Nowak, były minister transportu, przyznaje w rozmowie z byłym wiceministrem finansów Andrzejem Parafianowiczem, że Platforma Obywatelska wykupiła część długów Zbigniewa Religi, ówczesnego kandydata na prezydenta.
2 września 2005 roku prof. Religa wycofał się z kandydata na prezydenta. I zadeklarował podczas drugiej tury wyborów poparcie dla kandydata PO (wówczas kandydował Donald Tusk). Sławomir Nowak kierował w tym czasie kampanią medialną lidera PO. Ostatecznie wybory wygrał Lech Kaczyński.
Nowak: W 2005, ja pamiętam, zdobyliśmy jego długi, żeby się wycofał. Cena była taka, że... bo mu narobił ten jego sztab długów strasznych...
Rozmówca Nowaka: Piii****, tam był Petelicki, tam był ówczesny szef )...)
Nowak: On wtedy poparł Donalda, nie? No właśnie za to, że zapłaciliśmy ich dług.
S.Nowak w rozmowie z Parafianowiczem twierdzi, że PO wykupiło długi komitetu Religi za jego poparcie w wyborach 2005.
— Michał Majewski (@MajewskiMichal) czerwiec 22, 2014
...
Jest to prostytucja . Ale chyba nikt nie ma zludzen ze Warszawka dziala dla ideii . Ideii to nikt nie zji . COŚ ZA COŚ !
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Nie 13:24, 22 Cze 2014, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:12, 22 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Krawiec rozmawia z Grasiem. "Odseparowujesz się od tego folkloru, od tego syfu"
Do opinii publicznej docierają kolejne informacje o podsłuchanych kluczowych politykach Platformy Obywatelskiej. Tym razem na celowniku są: Paweł Graś i Jacek Krawiec. Prezes Orlenu w mocnych słowach komentuje perspektywę objęcia kluczowego stanowiska w UE przez Donalda Tuska. - Odseparowujesz się od tego wszystkiego, od tego syfu, (...), jesteś dużym misiem, odseparowujesz się od tego folkloru, od tego syfu - mówi Krawiec.
- Owsiak chce ściągnąć kasę od spółek (...), 30 baniek - mówi prezes Orlenu Jacek Krawiec. To fragment opublikowanego przez "Wprost" nagrania rozmowy posła PO Pawła Grasia z Jackiem Krawcem, którzy spotkali się w lutym w restauracji Sowa&Przyjaciele. Graś i Krawiec mówili między innymi o planach obchodów rocznicy 4 czerwca 1989 roku. - Ta, bo 4 czerwca to obsadza rozumiem Bronek, te wszystkie obchody, jakichś tam koncert Rolling Stonesów chce według najnowszych moich informacji. Tylko kasy szukają oczywiście. To Owsiak organizuje, chce ściągnąć kasę od spółek (...), 30 baniek, nie? - mówi prezes Orlenu.
???
Owsiak ? Ciagle te jego zwiazki z rezimem . Od poczatku stad czas antenowy itp .
Graś i Krawiec rozmawiają też o ewentualnym kandydowaniu Donalda Tuska na stanowiska w Unii Europejskiej. - Ciężka decyzja, mówię, bardzo kusząca, bo to jednak idziesz w zupełnie inna orbitę, odseparowujesz się od tego wszystkiego, od tego syfu, (...), jesteś dużym misiem, odseparowujesz się od tego folkloru, od tego syfu - mówi Krawiec.
...
Czyli od Polski ... Tak wyglada ,,patriotyzm" metow warszawki . Natomiast Bruksela to ,,inna orbita" . Widac ten negryzm o ktorym mowil Radek . Negro to pogardliwa nazwa czarnego niewolnika w USA . Niewolnik charakteryzuje sie unizonoscia wobec panaa zeby nie dostac batów .
To jest holota .
Jednak widac ze klasa polityczna jest na roznym poziomie . Tu widac ten nizszy .
Rozmowa dotyczy też wyborów i ryzyka, że PO je przegra. - (...) przyjdą te oszołomy, pii... i zrobią tu, pii..., kocioł taki, że wszyscy będą mieli... wiesz - mówi prezes Orlenu.
...
I ciagle ten strach przed zakiblowaniem . Na ktore zasluzyli .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 22:50, 25 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Sejm udzielił rządowi wotum zaufania
Sejm udzielił w środę wieczorem wotum zaufania rządowi Donalda Tuska. Rząd poparło 237 posłów, przeciw wyrażeniu wotum zaufania opowiedziało się 203, nikt nie wstrzymał się od głosu.
Zgodnie z konstytucją Sejm udziela rządowi wotum zaufania większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.
Ponadto Sejm przyjął w głosowaniu do wiadomości przedstawioną w środę przez premiera informację dotyczącą sprawy podsłuchiwania polityków, w tym ministrów.
....
Normalka . Trraz rzadzi dietetyka . Goscie juz sie nauczyli . Na wczasy w Sejmie trudno wyjechac . Odjechac bardzo latwo . Stad dojada do konca chocby po trupie ... Polski .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:00, 27 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
"Rzeczpospolita": wola obywateli to fikcja
Choć politycy zapewniają, że zależy im na aktywności Polaków, nie biorą pod uwagę ich głosu. W tej kadencji Sejmu padnie rekord uśmierconych przez posłów inicjatyw obywateli. Do kosza trafi 2 mln podpisów – twierdzi "Rzeczpospolita".
A chodzi o 8 obywatelskich projektów ustaw złożonych jeszcze w poprzedniej kadencji. Podpisało je w sumie 2,1 mln osób. Jeśli prace w Sejmie nie przyspieszą, ze względu na zasadę dyskontynuacji inicjatywy te pójdą na śmietnik – zauważa gazeta.
I choć taki ich koniec zdarzał się już wcześniej, to jednak utrącenie aż 8 będzie rekordem. Jak wyliczył łódzki Instytut Spraw Obywatelskich, koordynujący kampanię "Obywatele decydują", taki los spotkał dotąd 12 projektów.
"Posłowie nie chcą ich uchwalać, bo zwykle są kosztowne. Nie chcą też odrzucać, by nie przysparzać sobie wrogów" – tłumaczy politolog dr hab. Rafał Chwedoruk. Jak ocenia, powolne prace nad inicjatywami obywatelskimi świadczą o niskiej kulturze politycznej.
Dlatego też coraz częściej pojawiają się postulaty zmian w prawie - na zebranie 100 tys. podpisów komitet obywatelski ma bowiem 3 miesiące, ale już posłów nie wiążą niemal żadne terminy – wskazuje "Rz".
...
Tak demokracja w Polsce po 89 nie powstala . Zabil ja okragly stol . Mamy oszukiwanie elektoratu i zakulisowe uklady .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:25, 01 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Mateusz Zimmerman | Onet
Czarne koszule, długie noże
Dostał do celi rewolwer, ale nie zamierzał z niego korzystać. Krzyczał: "Jeśli chcecie mnie zabić, to niech Adolf sam to zrobi!". Hitler rozpoczął krwawą rozprawę z przeciwnikami jako kanclerz, a wyszedł z niej jako dyktator.
Ernst Röhm nie spodziewał się niczego – nawet osobistą ochronę zostawił w Berlinie. Dowódca SA wypoczywał w bawarskim hotelu nad malowniczym jeziorem Tegern, otoczony wianuszkiem młodzieńców (preferencje seksualne Röhma od dawna budziły odrazę i w partii nazistowskiej, i w niemieckim wojsku). Czekał na Hitlera, bo ten lada dzień miał tu przyjechać na specjalną konferencję liderów SA.
SA było bojówką, która towarzyszyła Hitlerowi w dziesięcioletnim marszu po władzę, ale teraz stawała się dlań coraz bardziej kłopotliwa. Po długich wahaniach postanowił "ostatecznie rozwiązać" sprawę – w ten sposób, 80 lat temu, doszło w Niemczech do osławionej Nocy Długich Noży. Dlaczego jednak Hitler zdecydował się wyeliminować jednego ze swoich najdawniejszych kompanów?
Wyciosani z jednego kamienia
Röhm po I wojnie światowej należał do tzw. Freikorpsów – czyli paramilitarnych grup, które były gotowe chwycić za broń w walce z porządkiem Republiki Weimarskiej. Do Niemieckiej Partii Robotniczej (z której później wyłonili się naziści) przystąpił przed Hitlerem. Kiedy ten zaczął rozbudowywać i konsolidować partię, Röhm ściągał do niej byłych żołnierzy i członków organizacji takich jak Freikorpsy. Zaczęło powstawać SA (Sturmabteilung – Oddziały Szturmowe), a Hitler już w 1921 r. zaczął używać tej formacji do ulicznych rozpraw z socjalistami i komunistami.
Röhm pośredniczył też w kontaktach Hitlera z rządem bawarskim i wojskiem, co gwarantowało nazistom bezpieczeństwo i swobodę działania. On sam uważał się za urodzonego żołnierza, tyle że był zbyt wybuchowy i niezdyscyplinowany, aby wytrwać w wojskowej hierarchii. Jego towarzysze z SA oprócz tego, że byli zagorzałymi nacjonalistami i rasistami, to lubili dobrze zjeść, wypić i mieli usposobienie osiłków-awanturników.
Nawet Hitler miał świadomość, z jakiem elementem ma do czynienia. Uważał esamanów za "duże dzieci, prostych ludzi wyciosanych z jednego kamienia". Doceniał nie polityczne kwalifikacje, lecz właśnie "ślepą wiarę", z jaką za nim szli. Tuż przed puczem monachijskim (1923) Röhm uznał, że ważniejsza dla niego jest sprawa nazistów niż wojskowa przysięga – po nieudanym przewrocie znalazł się na ławie oskarżonych razem z Hitlerem. Również go skazano, ale został zwolniony niemal od razu.
Po puczu w Monachium SA zdelegalizowano i wydawało się, że nazistom grozi rozpad. Röhm zaczął jednak zbierać ludzi, którzy chcieli należeć do tajnej organizacji wojskowej. Pisał listy do polityków i wojskowych, domagając się, aby organizacje "obronne" miały swoją reprezentację w Reichstagu. Przede wszystkim miały "zawładnąć ulicą".
Röhm ciągle groził rewolucją, mówiąc: "Rozmowy i negocjacje nie przyniosą Niemcom wolności". Hitler z kolei uważał SA za pożyteczne narzędzie – ale do ciągłego straszenia rewolucją, bo wiedział już wtedy, że o władzę będzie musiał walczyć pod pozorami legalności. Konflikt nabrał na tyle poważnych rozmiarów, że po wyjściu Hitlera z więzienia Röhm demonstracyjnie zrezygnował ze swoich funkcji. Wyjechał do Boliwii, by pracować jako doradca tamtejszej armii.
Między armią a starymi towarzyszami
Nabrzmiewały też spory między SA a niemieckim wojskiem – Reichswehrą. Gdy bojówkami rządził Röhm, stało się jasne, że SA chciałoby objąć w państwie rolę swoistej "drugiej armii"; szeptano, że Röhm w takiej sytuacji mógłby zostać naczelnym dowódcą albo ministrem.
Reichswehra w latach 20. była słaba (traktat wersalski ograniczał jej liczebność do 100 tys. żołnierzy), ale jej przychylność miała olbrzymie znaczenie polityczne. Hitler przegrał pucz monachijski m.in. dlatego, że nie poparło go wojsko – rozumiał, że musi hołubić armię, by w następnej walce o władzę mieć ją po swojej stronie. Armia jednak nienawidziła SA – i nie chodziło tylko o awersję generałów, którzy mieli "von" w nazwisku, do żądnych władzy i zaszczytów parweniuszy.
Chodziło zwłaszcza o powszechny w SA rozpasany, wulgarny homoseksualizm – nie tylko samego Röhma. Większość wyższych przywódców formacji miała podobne upodobania; krążyły wręcz plotki, że homoseksualne preferencje to klucz do awansu. Wojskowym i członkom partii nazistowskiej esaman kojarzył się w równym stopniu z uliczną przemocą, co z pijaństwem, moralnym zepsuciem oraz korupcją.
Hitler o upodobaniach dowódcy SA od lat doskonale wiedział, ale je ignorował – Röhm był mu jeszcze przydatny. W 1930 r. napisał do niego do Boliwii: "Jesteś mi potrzebny" – i ten wrócił, by wziąć SA w karby. Organizacja była już wtedy liczniejsza niż niemiecka armia. Sytuacja w dobie kryzysu gospodarczego robiła się coraz bardziej niestabilna, ale Hitler czuł, że zbliża się jego czas. Taktycznie zabronił esamanom toczenia walk ulicznych, lecz organizacja niecierpliwiła się kolejnymi wyborami do Reichstagu i targami o władzę.
Niecierpliwiła się też socjalistyczna frakcja NSDAP, której nieformalnym rzecznikiem był Gregor Strasser. Chciał szybkiego przystąpienia nazistów do rządów, nawet w charakterze koalicjanta. Gdy Strasserowi zaproponowano stanowisko wicekanclerza, Hitler wściekł się na niego i zarzucił mu podkopywanie jego wodzowskiego autorytetu. Strasser rozłamu nie planował, więc wobec takich zarzutów pokłócił się z Hitlerem i wyjechał. Goebbels zanotował: "Znalazł się teraz w całkowitym odosobnieniu. To już trup" – niedługo później te słowa miały się obrócić w czyn.
Chcieli drugiej rewolucji
Taktyka Hitlera opłaciła się – w styczniu 1933 r. został kanclerzem. Musiał ustabilizować gospodarkę i pokazać Niemcom, że jego władza poskutkuje natychmiastową poprawą sytuacji w kraju. SA w tym przeszkadzało: wiosną bojówki demolowały biura związków zawodowych, a bandy esamanów porywały ludzi z ulic i więziły ich oraz torturowały ich w piwnicach. W atmosferze bezkarności esamani represjonowali i zabijali przeciwników politycznych.
Hitler zapalił czerwone światło. "Rewolucja nie jest permanentnym stanem rzeczy" – ostrzegł SA. "Brunatne koszule" stały się dlań kłopotliwym dziedzictwem z poprzedniej dekady. Röhm był tym rozczarowany, bo nadal chciał się mścić na wrogach, a sobie i esamanom wywalczyć dostęp do podziału łupów w nowym politycznym rozdaniu. Obiecywał więc swoim ludziom "drugą rewolucję", a w jej wyniku: nagrody, których rzekomo zostali pozbawieni.
Próbowano go ugłaskać: został wpuszczony do gabinetu ministrów, a członkom SA rannym w ulicznych starciach przyznano renty i odszkodowania jak bohaterom wojennym. To było za mało. "Hitler zbywa mnie pięknymi słówkami" – narzekał Röhm. W istocie nowy kanclerz Rzeszy stanął przed kluczowym dylematem: stanąć z Röhmem na czele "drugiej rewolucji", ryzykując konflikt z armią, czy też usunąć Röhma, aby pozyskać poparcie armii. A ono było mu potrzebne, aby zdobyć kolejny przyczółek władzy.
Kwestią czasu stała wtedy śmierć schorowanego prezydenta Hindenburga. Hitler chciał objąć po nim sukcesję – zostać niejako prezydentem i kanclerzem w jednym. Ale musiał mieć poparcie generałów. Podjęto więc poufne rozmowy i wiosną 1934 r. armia zgodziła się poprzeć Hitlera. Ten w zamian miał poświęcić Röhma i w przyszłości przywrócić wojsku "należną pozycję". Los SA został przypieczętowany.
Na początku czerwca 1934 r. Hitler, chcąc złagodzić napięcia, posłał większość dowódców SA na urlopy. W tym czasie nie mogli nosić mundurów ani uczestniczyć w ulicznych demonstracjach czy starciach. Röhm ostro ripostował: "Jeśli wrogowie SA żywią nadzieję, że nie powróci ona po urlopie albo że powróci tylko jej część, to pozwolimy im się cieszyć tą nadzieją tylko przez krótki czas". Wyjechał jednak z Berlina przekonany, że nic mu nie grozi. A 30 czerwca miał się spotkać z Hitlerem w Bawarii.
Czarni kontra brunatni
Hitler prawdopodobnie do ostatniej chwili wahał się, jak rozwiązać sprawę Röhma. Jego wątpliwości rozstrzygnął Hindenburg, grożąc że ogłosi stan wojenny i odda władzę w ręce armii, jeśli kanclerz nie uspokoi sytuacji w kraju. Reichswehra ogłosiła pogotowie, a jednocześnie udzieliła Hitlerowi poparcia w prasie – sama nie zamierzała brudzić sobie rąk.
Ostateczną decyzję pomogli podjąć Hitlerowi Göring i Himmler, którzy również szczerze Röhma nie cierpieli. Ten ostatni długo był podwładnym Röhma i szukał możliwości wyjścia z cienia dla siebie i swojej dotąd marginalnej formacji: SS, która dotąd była gwardią przyboczną Hitlera.
Wodza nazistów przekonano, że Röhm i m.in. wspomniany Strasser planują przewrót przy pomocy "obcego mocarstwa" (tak Hitler tłumaczył się potem przed Reichstagiem). W rzeczywistości takich planów nie było. Decydującą rolę w rozprawie miały odegrać "czarne koszule" Himmlera.
Przywódcy i członkowie SA w całym kraju byli kompletnie zaskoczeni. Berlińskiego dowódcę bojówek esesmani dopadli w Bremie, kiedy płynął na Maderę w podróż poślubną. Kilku innych było przekonanych, że akcja jest spiskiem konserwatywnej prawicy przeciw kanclerzowi. Ginęli z okrzykiem: "Heil Hitler!" na ustach.
Mordowano nie tylko esamanów. W drzwiach własnego domu, razem z żoną, został zastrzelony Kurt von Schleicher – ostatni kanclerz przed Hitlerem. Gregor Strasser zginął w gestapowskiej katowni przy Prinz-Albrecht-Strasse w Berlinie. Wicekanclerz Franz von Papen uszedł z życiem tylko dlatego, że chronił go "immunitet" prezydenta. Na bagnach koło Dachau znaleziono poćwiartowane ciało Gustava von Kahra, który przed laty podczas puczu monachijskiego przeciwstawił się Hitlerowi. Noc Długich Noży była tyleż partyjną czystką, co okazją do prywatnych wendet.
Niech Adolf sam to zrobi!
Hitler wylądował w Monachium 30 czerwca rano. Tamtejszym esamanom osobiście zrywał odznaki i wyzywał ich od zdrajców. SS uformowało pluton egzekucyjny. Potem kawalkada samochodów pojechała do hotelu, w którym nocował Röhm. Szefa SA dosłownie wyciągnięto z pościeli. Jego zastępcę przyłapano z kolei w łóżku z jednym z efebów Röhma.
Parę miesięcy wcześniej Hitler dziękował Röhmowi za zasługi w specjalnym liście. Przez lata dowódca SA jako jeden z nielicznych nazistów zwracał się do Hitlera per "ty". Teraz miał zginąć z jego rozkazu.
Najpierw chciano mu ułatwić samobójstwo. Dostał do celi rewolwer, ale nie zamierzał z niego korzystać. Krzyczał: "Jeśli chcecie mnie zabić, to niech Adolf sam to zrobi!". Dwaj oficerowie SS kazali mu "zamknąć pysk", stanął przed nimi na baczność. Wpakowali w niego dwa magazynki swoich pistoletów.
Hitler wrócił do Berlina. Przywitali go w asyście kompanii honorowej Göring i Himmler, pokazując długą listę nazwisk. Nie wiadomo dokładnie, ile osób zginęło podczas wydarzeń nazwanych umownie Nocą Długich Noży, bo potem prawdopodobnie Göring polecił spalić dokumenty. Kiedy w całych Niemczech egzekucje jeszcze trwały, Hitler zaprosił gości na herbatę do ogrodu Kancelarii Rzeszy.
Führer, najwyższy sędzia narodu
Prezydent Hindenburg dziękował Hitlerowi za "stanowczą akcję i dzielną osobistą interwencję, dzięki której zdławiono zdradę stanu w zarodku". Armia również dziękowała kanclerzowi publicznie. Generałowie byli zachwyceni i zaślepieni. Praktycznie stracili "konkurencję" w postaci SA, ale nie dostrzegli, że na horyzoncie majaczy już widmo rosnącej potęgi innej "partyjnej armii": SS, która w dodatku odpowiadała już teraz wyłącznie przed Hitlerem.
Kilka dni później kanclerz przeforsował specustawę o "środkach obrony państwa", w praktyce legalizując dokonane podczas czystki morderstwa. "W tamtej godzinie ja byłem odpowiedzialny za los narodu i dlatego zostałem najwyższym sędzią narodu" – wyjaśniał. Sędzia narodu mógł nakazać, aby prawo działało wstecz.
Dotrzymawszy słowa wojskowym, Hitler mógł liczyć na ich obiecane poparcie. Parę tygodni później umarł Hindenburg i już po godzinie od jego śmierci ogłoszono, że urząd prezydenta zostanie połączony z urzędem kanclerza – a głową państwa i naczelnym wodzem armii miał być Führer: Adolf Hitler. 90 proc. Niemców poparło tę decyzję w plebiscycie.
Niedługo później armia po raz pierwszy złożyła mu przysięgę – nie Führerowi czy Trzeciej Rzeszy, ale właśnie Adolfowi Hitlerowi personalnie. Półtora roku rządów nazistów wystarczyło, aby urzeczywistnić jednoosobową dyktaturę.
....
Przypominam ze takie masakry są typowe w gangach władzy. Hitleryzm tylko doprowadził to do ściany. Gdzie dziś trzech tenorów z PO? Został jeden falset . Gdzie dziś założyciel PiS Ludwik Dorn ... Nie mówiąc o Ziobrze. Tu jest oczywiście w rękawiczkach to nie nazim. Ale mechanizm ten sam.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:44, 22 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Kto dzięki PSL dostał pracę musi płacić haracz
3 proc. ze swojej pensji ma płacić w PSL każdy, kto dzięki partii dostał pracę - ujawnia "Gazeta Wyborcza".
Decyzja Rady Naczelnej PSL jeszcze z 25 lipca 2003 r. określa dokładnie kto ma oddawać partii 3 proc. od swojej pensji. Są w niej też zapisy dyscyplinujące: kto nie odda 3 proc., straci rekomendację Stronnictwa (czyli pracę w urzędzie).
Rzecznik PSL Krzysztof Kosiński wyjaśnia, że pieniądze uzyskane dzięki stosowaniu uchwały nie są księgowane osobno, lecz zalicza się je do darowizn, które partia dostaje na cele statutowe. To w sumie 2 mln zł rocznie. Kosiński zapewnia, że wpłaty są dobrowolne.
...
No co ? To jest kartel . Coś za coś !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:02, 03 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Ława polityków
Girzyński: gdyby nie to, Kaczyński by nie żył
W programie "Ława polityków" w TVN24 doszło do sprzeczki pomiędzy posłem PO Andrzejem Halickim a Zbigniewem Girzyńskim (PiS). - Jednym z bardzo wygodnie żyjących osób jest prezes Jarosław Kaczyński. Nie chodzi do sklepu, jest wożony, ma ochronę… - wyliczał poseł Halicki. Na ten zarzut zareagował Girzyński, który powiedział, że "ma ochronę, ponieważ członek Platformy Obywatelskiej chciał go zabić". - Gdyby nie to, już by nie żył zabity przez członka PO – dodał poseł PiS.
- Kłamstwa tak wielokrotnie padają z waszych ust, że można powiedzieć wszystko. Kłamstwa są na porządku dziennym przez was używane. Mówię także o tym, że jestem sitwą – powiedział Andrzej Halicki. Poseł PO odniósł się do nowej akcji Prawa i Sprawiedliwości. PiS wykupił w Polsce billboardy z napisem "By żyło się lepiej. Władzy!". Pierwotnie zamiast "władzy" było słowo "sitwie", jednak firma, która wynajmuje billboardy, nie zgodziła się na takie sformułowanie.
- Obrażacie, bo nie macie innych metod. Wy proponujecie Polakom wojnę, złe emocje i obrażanie. Jeśli na tym ma polegać konstruktywny dialog, to nie da się z wami rozmawiać – podkreślił Halicki.
Dodał, że "jednym z bardzo wygodnie żyjących osób jest prezes Jarosław Kaczyński, który nie bierze odpowiedzialności za nic w Polsce, a żyje mu się bardzo dobrze". - Nie chodzi do sklepu, jest wożony, ma ochronę… - wyliczał Halicki.
Natychmiast odpowiedział mu na to Girzyński. - Ma ochronę, ponieważ członek Platformy Obywatelskiej chciał go zabić. Gdyby nie to już by nie żył zabity przez członka PO. Wiemy, że chciał zabić. Zabił innego – powiedział poseł PiS.
Girzyński odpowiedział też, że "przemysł pogardy to była wasza (PO – red.) metoda działania politycznego". - My się tej metodzie sprzeciwiamy – podkreślił.
...
Ale kloaka . PATRZCIE BARANY NA KOGO GLOSUJECIE !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:20, 07 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Tymochowicz opuszcza kraj. "Życzę Wam, aby Polska była dla Was bardziej przyjaznym miejscem"
Moja droga i życia, i sukcesów zawodowych nie była usłana różami, spotkałem na niej wielu przyjaciół, wielu zwolenników, ale równie często wiele podłości, bezinteresownej zawiść oraz niezrozumienie i pogardę - napisał na Facebooku Piotr Tymochowicz, znany ekspert ds. kreowania wizerunku. Tym samym poinformował o tym, że zamierza wyemigrować z kraju. - Życzę Wam Wszystkim, aby Polska była dla Was bardziej niż dla mnie przyjaznym miejscem, abyście znaleźli to wszystko, co dla Was najbardziej wartościowe i cenne - dodaje.
W swoim wpisie Tymochowicz wyraźnie podkreśla, że czuł się w ostatnim czasie odrzucony. - Nie chcę dziś wracać do negatywnych wspomnień, dlatego napiszę tylko tyle, że mimo mojej kariery i licznych sukcesów nigdy nie czułem się tutaj jak u siebie w domu. To był i jest... obcy mi kraj, obcy mi dom - podkreśla.
Tymochowicz uważa, że państwo jest dziś nieprzyjazne obywatelom. - Miałem wrażenie, że w każdym urzędzie jestem śmiertelnym wrogiem państwa, że optymizm i uprzejmość jest nie znanym, a raczej potępianym powszechnie stanem ducha - czytamy.
Znany ekspert wyjaśnia jednak, że do Polski będzie czasami wracał. - Także tutaj znalazłem kilku wspaniałych przyjaciół, ciekawych klientów i wartościowych ludzi - także często niedocenianych. I to oni sprawią, że od czasu do czasu będę tu zaglądać, wspierając nasze wspólne przedsięwzięcia.
Piotr Tymochowicz jest jednym z najbardziej znanych w Polsce specjalistów od kreowania wizerunku, a także marketingu politycznego. Pracował m.in. z Marianem Krzaklewskim i Andrzejem Lepperem. Doradzał też Michałowi Kamińskiemu, Stanisławowi Tymińskiemu, Januszowi Palikotowi i SLD.
...
Akurat ja traktowałem go wyjątkowo przychylnie za to że pomógł Lepperowi podnieść poziom . Nie ważne że za pieniądze wszak zapłata tutaj się należy a efekty były piorunujace . Lepper okazał się niezwykle inteligentny . Co mogę powiedzieć ? Środowisko Warszawki jest potworne . Zresztą dlatego mieszkam w Łodzi I nigdy bym nie zmienił chyba że byłby to obowiązek . Ale tak sam to w życiu .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:52, 25 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Radio Opole
Podwyżki dla urzędników przed wyborami
Blisko pół miliona złotych wyniosą podwyżki dla pracowników miejskich jednostek organizacyjnych miasta Opola. Trafią one między innymi do zatrudnionych w domu dziecka, żłobkach, Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie, bibliotece czy ogrodzie zoologicznym.
O tym, że wynagrodzenia w tych jednostkach są skromne radni mówili już kilka lat temu. Władze miasta odpowiadały, że zdają sobie z tego sprawę, ale nie ma pieniędzy na podwyżki.
- Znalazły się one na 3 miesiące przed wyborami - mówi radna Prawa i Sprawiedliwości Violetta Porowska.
- 4 lata temu były wybory i 4 lata temu również rozdawano podwyżki w administracji. Mówiliśmy wiele razy, że są takie rejony gdzie na prawdę należałoby urzędników docenić, ale przez ostatnie 4 lata nasze postulaty były niespełniane. Przed wyborami nagle owe pieniądze się znalazły - dodaje Porowska.
Najmniej zarabiający dostaną 180 zł podwyżki brutto
- Realizacja planu dochodów za pierwsze półrocze jest pozytywna, a to pozwoliło mi podjąć taką decyzję - mówi prezydent Opola Ryszard Zembaczyński. - Ja nie kandyduje więc mogę podejmować takie decyzje. To może nie wszystko co powinniśmy dać, ale jest przynajmniej dla najmniej zarabiających - dodaje.
Podwyżki musi jeszcze zatwierdzić rada miasta przyjmując korektę budżetu Opola.
Radni zajmą się tą kwestią na najbliższym posiedzeniu czyli w czwartek.
...
Jak to się kasa na wybory zawsze znajdzie ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:07, 27 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Rząd rozważa odmrożenie płac w sferze publicznej
Odmrożenie płac w sferze publicznej w przyszłym roku to jeden z rozważanych przez rząd pomysłów - czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej", której dziennikarze powołują się na jednego z członków gabinetu rządu Donalda Tuska.
Jak czytamy w gazecie, koalicja chciałaby wykonać taki gest pod adresem pracowników budżetówki, zwłaszcza że ich pensje nie rosną od 2008 roku. Hamuje je wciąż trudna sytuacja finansowa państwa.
Rozmówca "Dziennika Gazety Prawnej" zastrzega, że nawet gdyby odmrożenie wynagrodzeń szybko weszło w życie, to nie musi oznaczać automatycznych podwyżek dla wszystkich zatrudnianych w administracji centralnej.
- Od dłuższego czasu w gronie koalicji trwają dyskusje, że trzeba zwiększyć płace, bo najlepsi urzędnicy uciekają na prywatne posady - podkreśla inny z członków rządu.
Pomysł jest rękę zarówno PSL, jak i PO - komentuje gazeta. Odmrożenie płac w budżetówce - przed wyborami - na pewno przyniosłoby koalicji wyborcze punkty. Jeszcze nie wiadomo, jak długo wypłacane miałyby być wyższe pensje dla urzędników. Więcej - w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
...
Ohyda . Zaczynają się budżety wyborcze . Dotąd rzekomo nie było kasy a teraz jest . Nie było na niepełnosprawnych jest na urzędasów ... Rzeczą nami małe ohyda karły moralne ... tfu ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|